Polska też miała swoich kamikadze

Transkrypt

Polska też miała swoich kamikadze
Polska też miała swoich kamikadze
2013-06-29
W Japonii nie było jeszcze słynnych oddziałów kamikadze, gdy w Polsce już powstawały bataliony
ochotników gotowych na śmierć. W 1939 roku prawie pięć tysięcy Polaków zgłosiło się do
samobójczych akcji. Armia rekrutowała też kandydatów na sterników samobójców obsługujących
specjalne torpedy.
Jednoosobowa łódź torpedowa tzw. żywa torpeda na morzu. Widoczny pilot łodzi.
Historia polskich ochotników samobójców to jeden z mniej znanych wątków II wojny światowej. –
Nie zachowało się wiele dokumentów na ten temat, a sporo kwestii jest niewyjaśnionych, jak
choćby to, czy w Polsce istniały torpedy sterowane przez ludzi – mówi dr Jan Chmielewski,
historyk okresu II wojny światowej.
Pierwszy do misji samobójczej zgłosił się w 1937 roku mat rezerwy Stanisław Chojecki. W liście
do Edwarda Rydza-Śmigłego, marszałka Polski, napisał, że w razie wybuchu wojny jest gotów
poświęcić życie jako sternik „żywej torpedy”. Kolejni chętni pojawili się dwa lata później. Na
łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” 29 kwietnia 1939 roku wydrukowano list trzech
młodych mężczyzn: Władysława Bożyczki oraz Edwarda i Leona Lutostańskich. Zadeklarowali oni
chęć uczestnictwa w misjach samobójczych i zachęcali do tego Polaków.
„Decyzje podjęliśmy po zerwaniu przez III Rzeszę deklaracji o niestosowaniu przemocy z Polską”
– napisał w powojennych wspomnieniach Edward Lutostański. Odzew na ich list przerósł
wszystkie oczekiwania. W ciągu kilku tygodni do redakcji gazet, organizacji paramilitarnych i armii
napłynęły tysiące zgłoszeń od ochotników gotowych służyć jako „żywe torpedy”. Takie deklaracje
złożyło blisko 4700 osób, w tym ok. 150 kobiet. Byli to głównie młodzi ludzie w wieku 18–28 lat.
Wśród nich Kazimierz Małek, cioteczny dziadek Macieja Koterby, studenta z Łodzi. – Opowiadał
mi, że tak wtedy powinien postąpić prawdziwy polski patriota – mówi Koterba.
Armia, która wcześniej nie planowała wykorzystania ochotników samobójców, zaczęła zbierać ich
zgłoszenia. Marynarka Wojenna wybrała 89 osób, które zaproszono na spotkanie w Gdyni. –
Dziadek mówił, że oficer pokazywał im rysunki i plany łodzi z podwieszoną torpedą, mówił o 16
gotowych prototypach takiej broni oraz poinformował, że pilot może się z niej uratować
opuszczając pojazd tuż przed uderzeniem w cel – wspomina student. W październiku 1939 roku
ochotnicy mieli przejść szkolenie z obsługi i nawigacji torped.
Do wykorzystania ochotników w samobójczych akcjach nigdy nie doszło. Doktor Chmielewski
uważa, że samobójcze torpedy po prostu nie istniały w naszej armii. – Możliwe, że marynarka
Autor: Anna Dąbrowska
Strona: 1
wojenna miała projekty takiej broni przysyłane przez konstruktorów i to właśnie je pokazywali
ochotnikom, ale żadnego prototypu raczej nie skonstruowano – twierdzi historyk.
W tym samym okresie w Sztabie Głównym Wojska Polskiego stworzono specjalny referat, który
wytypował 250 osób spośród ochotników samobójców. Postanowiono wykorzystać je do
ryzykownych akcji dywersyjnych na tyłach wroga. Pierwsi kandydaci złożyli przysięgę 29 czerwca,
zaraz potem rozpoczęto tworzenie oddziałów dywersyjnych.
Jeden z nich powstał w sanockim 2 Pułku Strzelców Podhalańskich. Oddział zwany „batalionem
śmierci” składał się ze stu żołnierzy. We wrześniu 1939 roku przeprowadzali operacje dywersyjne
rozbijając m.in. kolumny samochodów w okolicach Bogumina. Podobna grupa powstała w
oblężonej Warszawie. Ich zadaniem było przerywanie łączności wroga. – Nie wiadomo, ilu z tych
ochotników poległo w trakcie kampanii wrześniowej albo podczas walk w formacjach podziemnych
– mówi historyk. Jednak w czasie wojny listy z ich nazwiskami trafiły w ręce Niemców i Rosjan, a
ci poszukiwali ich, by aresztować.
Niektórych represjonowano także po wojnie. Edward Lutostański został w 1950 roku skazany
przez władze PRL-u na karę śmierci. Zamieniono ją potem na 12 lat więzienia. Jednak zapewniał,
że nigdy nie żałował swojej decyzji sprzed lat. Podobnie jak nieżyjący już dziadek Maćka. – Kiedy
spytałem go, czy dziś zrobiłby to samo, potwierdził bez zastanowienia – mówi Koterba.
Załoga amerykańskiego lotniskowca USS Bunker Hill walczy z pożarem wywołanym atakiem kamikadze.
Samobójcze ataki z użyciem torped znane były już w czasie I wojny światowej. W 1918 roku Włosi
zatopili w ten sposób austro-węgierski pancernik „Viribus Unitis”. W 1941 roku nowsza wersja ich
torpedy zniszczyła brytyjski pancernik „Queen Elizabeth”. Także Niemcy pod koniec wojny
zbudowali podobną broń, ale nie sprawdziła się ona w czasie walki. Europejskie konstrukcje były
połączeniem dwóch torped – bojowej i transportowej, dzięki czemu sternik miał szanse uciec tuż
przed wybuchem. Najdalej poszli Japończycy. Zamontowali kabinę sternika tak, że po rozpoczęciu
ataku nie mógł się on już wydostać. Takie torpedy zatopiły np. na Filipinach latem 1945 roku
amerykański niszczyciel USS „Underhill”. W 1944 roku powstały też japońskie lotnicze formacje
samobójcze – słynni kamikadze. Do końca wojny zniszczyli 56 amerykańskich okrętów i uszkodzili
273, kosztem życia 3913 pilotów.
Autor: Anna Dąbrowska
Strona: 2

Podobne dokumenty