RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU

Transkrypt

RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU
Kłamstwa medialne, exodus intelektualistów, promocja faszyzmu
RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU
str.
7,8,9
SY
U
L
P
O
G
E
Z
S
ŚWIĘCI PIERW
E
N
M
E
J
U
U
T
R
O
S
O
I DRUGIEG
500+
OAZY
FASZYZMU
W POLSCE
ŁĘ
Y
T
J
O
W
A
N
H
C
A
ZAM
Ł
– NIKT NIE CHCIA
PRAWDY
Pod
Waltzem
patologii
Dziwne interesy, skandaliczne
reprywatyzacje, nękanie
lokatorów, a także tajemnicza
śmierć działaczki społecznej
– oto Warszawa pod rządami
Platformy Obywatelskiej.
str.
16, 17
WWW.FAKTYIMITY.PL
Nr 20 (846)
20 MAJA
– 2 CZERWCA 2016 r.
cena
4,50 zł
(w tym 8% VAT)
ISSN 1509-460X INDEX 356441
fot. PAP/ L. Szymański
strona 2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Komentarz naczelnego
P
Cuda na kiju
olacy są nieufni. Plasujemy się na szarym końcu
Europy w kategorii wzajemnego zaufania. To niestety przekłada się na permanentnie kiepski stan
gospodarki. Dla porównania: w Danii, gdzie poziom
zaufania jest najwyższy, szczytują także wskaźniki ekonomiczne. Z drugiej strony ostrożność z tyłu głowy uchroniła
niejednego Polaka przed utratą dorobku życia. Ale to już temat na inną opowieść. Według sondaży wybitnie nie ufamy
bogatym sąsiadom, teściowym, politykom i lekarzom – co
jest odczuciem uzasadnionym, gdyż to na nich najczęściej
się zawiedliśmy. Od czasu stosowania przez przestępców
numeru „na wnuczka”, dziadkowie nie ufają wnukom. I nikomu innemu. Wierzymy wybitnie straży pożarnej, ale chyba
tylko dlatego, że nasz dom jeszcze się nie spalił. Ci, którym
się spalił (siłą rzeczy jest ich mniejszość) – już nie wierzą.
Jednak taka zależność pomiędzy faktem dokonanym a wiarą,
nie jest regułą.
Otóż – jak zbadał CBOS – najwięcej Polaków wierzy w cuda. Aż 70 procent! Co ciekawe, w porównaniu
z poprzednim badaniem z 1997 roku nastąpił tu przyrost
o 10 procent. Tylko wiara w Boga jest u nas bardziej powszechna – 83 procent (przewyższa wiarę w strażaków
o 14 procent). Z tego wynika, że 13 proc. (83–70=13) nie
traktuje bóstwa w kategoriach nadprzyrodzonych. Cóż, faktem jest, że dla wielu wierzących rodaków Bogiem jest ksiądz
Rydzyk albo Pan Prezes. Ciekawe jest i to, że z mniejszą
wiarą podchodzimy do życia pozagrobowego (66 proc.), nieśmier telności duszy (a to jakaś różnica?) czy zmar twychwstania umarłych. Nie ludzie autorytety, nie nauka, nawet nie
Kościół, lecz cuda są w Polsce najbardziej godne zaufania!
A chodzi o fizyczne zjawiska paranormalne, dające się poznać mędrca „szkiełkiem i okiem”. Na przykład: przemiana
opłatka w mięsień sercowy (ostatnio Sokółka i Legnica), wykwity obrazów Jezusa i Maryi na pniach drzew i na szybach
wiejskich chat (czemu nie na nowoczesnych wieżowcach?),
tudzież zjawy tychże, też głównie na drzewach i w grotach
skalnych. Wynika z tego, że Święta Rodzina zdecydowanie
preferuje środowisko naturalne, co nas powinno cieszyć.
Niekościelni znawcy tematu twierdzą, że ufność w prawdziwość tego rodzaju zjawisk oznacza brak zaufania do nauki
FAKTY
PiS przedstawił tzw. audyt poprzedniego
rządu. Były to wielogodzinne opowieści polityków Kaczyńskiego o poprzednikach bez
przedstawienia niezbędnych dokumentów.
Nie chodzi o to, że bronimy tak bardzo krytykowanych przez nas przez lata rządów POPSL. Chodzi o to, że ten żenujący „audyt” był
tylko po to, aby zasłonić chaos dotychczasowych rządów PiS. Wszak obchodzimy właśnie ich półrocze.
Lawinowo rośnie liczba emerytur niższych od
minimalnej. To skutki 26 lat dzikiego kapitalizmu, który wypchnął z rynku pracy miliony
ludzi. Część z nich nie wypracowała minimalnego wieku emerytalnego przy legalnym zatrudnieniu. Podobno najniższa emerytura wynosi... 45 groszy miesięcznie. W ciągu 3 lat
liczba emerytów ze świadczeniem niższym
od minimalnego wzrosła z 24 tysięcy do 61
tys. To prawdziwa katastrofa, bo tłumy ludzi
zaczną przychodzić do pomocy społecznej
z oczekiwaniem ratunku.
i wiedzy. A także odreagowanie wobec laicyzacji i modernizacji społeczeństw. Ponoć jest to
również przejaw buntu wiernych zawiedzionych instytucjami kościelnymi. To – wbrew
pozorom – dość oczywiste. Ludzie są na ogół
wzrokowcami. Wolą Jezusa i Maryję zobaczyć, a najlepiej jeszcze dotknąć, zamiast
słuchać o nich na kazaniu czy w komunikacie Konferencji Episkopatu. O ile ta uzna, że
nie ma aktualnie ważniejszych tematów. Czyli
Polacy katolicy nie wierzą nauce, ale wierzą
fizycznemu, tj. – jakkolwiek by patrzeć – naukowemu oglądowi. To w końcu wierzą czy nie
wierzą własnym oczom? Oto wielka tajemnica
wiary… Specjaliści zwracają uwagę na sezonowy charakter cudów. I tak w czasach ofensywy reformacji, kiedy protestanci głośno kwestionowali realną przemianę chleba i wina w ciało
i krew Jezusa, nastąpił na całym świecie wysyp
cudów eucharystycznych – głównie krwawiących
hostii. Później zjawiska te ustały aż do naszych,
bezbożnych czasów. W Polsce mieliśmy cuda antykomunistyczne, jako reakcję nieba na sekularyzację i ateizację. Najgłośniejszy był tzw. cud lubelski z 1949 r., kiedy
Maryja płakała „rzewnymi łzami” nad zaprzaństwem komuchów. Chyba tylko zatwardziali aparatczycy par tyjni (a i to
nie wszyscy) mieli wątpliwości, że jest to płacz o charakterze polityczno-reakcyjnym. No i że jest „rzewny”. Natomiast
setki szeregowych działaczy PZPR aluzju paniały i zostawiły
u stóp Matki Boskiej stos legitymacji członkowskich. Kilka
lat później komuniści zaczęli wyrzucać katechetów ze szkół
publicznych. I co? I Maryja pokazała się na szybie szkoły
podstawowej w Chełmku i w kilku innych szkołach.
Na szczęście Pan Bóg uwzględnia w swej polityce wobec
ludzkości istnienie wolnej woli. Każdy więc ma prawo wierzyć w co tylko chce.
Ale są też inne przejawy wiary w cuda, ani chybi o podwójnym dnie religijnym. Znałem kiedyś matkę wychowującą samotnie trzy dziewczynki, która jakąś połowę swojego maleńkiego budżetu przeznaczała na zakup zakładów
PiS nie przestaje popadać w śmieszność. Po tym jak minister Szałamacha próbował zamknąć usta szefowi Trybunału
Konstytucyjnego, aby nie psuł Polsce opinii,
jeszcze śmieszniejsze wydały się wyjaśnienia ministra, że kneblował prof. Rzeplińskiego
z pobudek patriotycznych. Innymi słowy – jeśli PiS ciebie prześladuje i łamie prawo, lepiej
siedź cicho, bo przepłoszysz inwestorów. I staniesz się odpowiedzialny za nieudolność PiS.
Dużego Lotka. Ponieważ nie było wówczas programu 500+
ich ojciec odszedł od rodziny, by ciężko pracować na swoją
szklankę denaturatu. Dla dzieci, choć rosły, nie starczało na
kawałek mięsa, warzywa czy surówki. Bo ich matka święcie
wierzyła, że kiedyś w końcu trafi „szóstkę” i los rodziny się
odmieni. Jak każdy fanatyk przegrała swoje doczesne życie i nie osiągnęła tego drugiego – wymarzonego. Pewnie
wciąż z wiarą chodzi do kolektury i wraca z niczym. Chyba
już pod most.
Jaki z tego wszystkiego morał? We wszystkim, także
w wierze, potrzebny jest umiar, złoty środek. Większość
Polaków (70 proc.) wierzących w cuda na kiju (drzewie)
ten umiar i równowagę pomiędzy racjonalizmem i fanatyzmem – zaburza. Paranormalna wiara nie licuje z normalnością. Dlatego dzieje się u nas tak, a nie inaczej.
I jeszcze jedno: fanatykom, choć zwykle biedniej, żyje się
łatwiej. Naszym kosztem!
JONASZ
PiS święci triumfy, a tym czasem Radio
Maryja jest w odwrocie. Okazuje się, że nawet niszowe Radio Tok FM związane z opozycją ma już większą słuchalność. Ale trudno się dziwić – skoro publiczne Polskie
Radio zamieniło się coś w rodzaju podróbki Radia Maryja, oryginał musiał stracić na
znaczeniu.
Minister Witold Waszczykowski nie pojawił się Niemczech na debacie z okazji 25-lecia obchodów podpisania między Polską
a Niemcami traktatu o przyjaźni i dobrym sąsiedztwie. Minister spraw zagranicznych wyjaśnił, że miał ważniejsze sprawy na głowie,
np. lepsze wyspanie się. No fakt, po co zawracać sobie głowę dobrym sąsiedztwem
z Niemcami, skoro ono już się skończyło.
W Warszawie miała się odbyć specjalna sesja rady miejskiej poświęcona nadużyciom
reprywatyzacyjnym. Jednak w ostatniej chwili
radni PO zdezerterowali. Za to zgromadzona
na sali widownia złożona z przedstawicieli organizacji społecznych powołała spontaniczne Zgromadzenie Ludowe, czyli pewną formę symbolicznej demokracji bezpośredniej.
Czy słynny już „układ warszawski” – czyli polityczno-biznesowa klika – zostanie w końcu
postawiony przez sądem?
Strasznie musieli cierpieć pisowcy, że Polskę
w tym roku reprezentował na festiwalu
Eurowizji Michał Szpak, postać dosyć dżęderowa. I musiała Szpaka popierać TVPiS,
bo nie miała innego wyjścia! Nie wytrzymał
tego Włodzimierz Nowak, pisowski działacz
z Podkarpacia, który nazwał dobry wynik
Szpaka „sukcesem Szatana”. I tak Eurowizję
diabli wzięli.
Posłanka PiS Bernadetta Krynicka postuluje rozciągnięcie tzw. klauzuli sumienia także na fizjoterapeutów. Aby mogli odmówić
zabiegu np. kobiecie stosującej zabronione wkładki domaciczne. Ale dlaczego tylko
na fizjoterapeutów? Może także na fryzjerów. Mogliby odmawiać usług kobietom,
które chcą się ostrzyć „na męsko” (czyli nie po bożemu), albo mężczyznom za-
puszczającym długie włosy (a więc „dżęderowym”).
Nie tylko PiS-owcy potrafią mieć ciekawe pomysły. Poseł Piotr Zgorzelski z PSL jest przeciwny likwidacji gimnazjów. Zdaniem posła
jednym z najważniejszych powodów do zachowania gimnazjów jest to, że wiele z nich
nosi imię Jana Pawła II. I taka likwidacja byłaby niewychowawcza. Ot co!
Papież Franciszek oświadczył, że jest zwolennikiem państwa świeckiego, bo państwo
wyznaniowe nie jest w stanie przetrwać. Ta
oryginalna myśl głowy najbardziej wyznaniowego państwa świata powinna spędzać sen
z powiek PiS-owcom. W końcu papież wystąpił przeciwko temu, co oni tak pieczołowicie
budują.
We Włoszech, czyli pod samym nosem
Watykanu, zalegalizowano związki partnerskie osób tej samej płci. Tym samym wszędzie w południowych, konserwatywnych krajach Unii takie związki (albo nawet małżeństwa) już są legalne. Została jeszcze Europa
Wschodnia. Tutaj Łotwa, Litwa i Polska uchodzą za kraje najbardziej nieprzyjazne mniejszościom seksualnym. Lepiej jest nawet
w Rumunii.
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
Na półrocze:
niedostateczny
O
d tygodnia trwa farsa pt. „audyt rządów
PO-PSL” przygotowana przez ekipę Beaty Szydło. Rzecz w tym, że przygotowane przez nich informacje
nie spełniają wymogów stawianych takim dokumentom. Zgodnie
z obowiązującym prawem (ustawa
o kontroli w administracji rządowej
z dnia 15 lipca 2011 roku oraz ustawa o finansach publicznych z dnia
27 sierpnia 2009 roku) audyt przeprowadza się według ściśle określonej metodologii. Należy wcześniej
określić punkt odniesienia, czyli listę kontrolną. Obejmuje ona
cele danej organizacji/instytucji,
założenia programowe, procedury
i normy. Audyty przeprowadzają
specjalnie przygotowani biegli rewidenci. Przygotowują raport na
piśmie. Kontrolowani mają prawo
przedstawić swoje uwagi. Zbiera
się je w protokole rozbieżności.
Żaden z tych warunków nie został spełniony. Rodzi się więc pytanie, po co rząd Beaty Szydło zaprezentował ten pseudoaudyt.
Jednym z celów ciągnącej się od
tygodnia hucpy jest przykrycie bilansu mijającego właśnie półrocza
pracy tej ekipy. A wypada on bardzo
niekorzystnie.
Nieszlachetne
zdrowie
Prym w tej niechlubnej rywalizacji wiedzie minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Weźmy sztandarowy projekt PiS – bezpłatne leki
dla seniorów. W trakcie kampanii
wyborczej liderzy PiS obiecywali, że
prawo do nich będą mieli wszyscy
ubodzy emeryci i renciści. W exposé
Beaty Szydło ta propozycja wyglądała już inaczej. Medykamenty nieodpłatnie mieli dostać seniorzy, którzy
ukończyli 75 lat. W ustawie przyjętej przez parlament w marcu znalazły się jeszcze inne rozwiązania.
Utrzymano granicę wieku uprawniającego do bezpłatnych leków oraz
innych wyrobów medycznych. Dodano regulację, na mocy której corocznie ich listę będzie określać minister zdrowia. Ustanowiono przy tym
9-letni bardzo niski limit wydatków
budżetu państwa na bezpłatne leki.
Uprawnienia do ich przepisywania
otrzymali wyłącznie lekarze rodzinni. A ci przecież nie zajmują się terapiami chorób przewlekłych.
można będzie kupić bez recepty. Jeżeli chodzi o statystyki, efektów niepożądanych zażywania viagry i specyfików do niej podobnych w ciągu
ostatnich pięciu lat odnotowano wię-
Szukanie haków na opozycję, nagradzanie
swoich, udawana realizacja propozycji, które
padły w kampanii – oto bilans pierwszego
półrocza rządów ekipy Beaty Szydło
Znacznie lepiej szło ministrowi
Radziwiłłowi z dewastowaniem. Na
pierwszy ogień poszły prawa osób
bezpłodnych. Jedną z jego pierwszych decyzji była rezygnacja z dalszego współfinansowania procedury in vitro. Przy okazji pan minister
zrezygnował ze ścisłej kontroli klinik
zajmujących się zapłodnieniem
pozaustrojowym. Dzięki jego
decyzji Polska będzie pod tym
względem jednym z trzech europejskich państw (obok Ukrainy i Kosowa), które nie weryfikują procedur in vitro. Z drugiej
strony, Konstanty Radziwiłł postanowił zaostrzyć dostęp do jedynej dostępnej dziś bez recepty
tabletki antykoncepcji awaryjnej
o nazwie EallaOne. Według niego oznacza to „(…) przywrócenie normalności, bowiem (...) resort ma sygnały, że ten produkt jest
nadużywany”. Dane statystyczne
nie potwierdzają opinii pana ministra. Na razie spośród państw
UE owa tabletka tylko na receptę dostępna jest wyłącznie na
Węgrzech. Polska dołączy do orbanistanu latem. Kolejnym krokiem
ministra Radziwiłła jest odebranie
kobietom prawa wyboru położnej.
W ocenie Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych program skoordynowanej opieki nad ciężarną jest
podporządkowany poradniom lekarzy rodzinnych i nie ma tam mowy
o pomocy kobietom w domu, w czym
specjalizowały się położne. Resort
planuje także rezygnację z opłacania
ich tzw. wizyt patronażowych.
Znacznie łaskawszy jest pan
minister Radziwiłł dla mężczyzn.
Uznał, że wchodzący właśnie na
rynek odpowiednik viagry będzie
cej niż w przypadku antykoncepcji
hormonalnej dla kobiet.
Na przychylność szefa resortu
zdrowia mogą także liczyć właściciele przychodni lekarzy rodzinnych.
Dotąd stawki, jakie otrzymywali od
NFZ za jednego pacjenta, były zróżnicowane w zależności od liczby wy-
pisywanych skierowań do specjalistów. Minister Konstanty Radziwiłł
uznał to za niesprawiedliwe i maksymalne wynagrodzenie przyznał
wszystkim przychodniom.
Szkoła w rozsypce
Minister edukacji narodowej
Anna Zalewska tego półrocza także nie może zaliczyć do udanych.
Skłócona ze związkami zawodowymi nauczycieli i ekspertami szukała
oparcia w Fundacji Rzecznik Praw
Rodzica Karoliny i Tomasza Elbanowskich. To oni zorganizowali
GORĄCY TEMAT
akcję „Ratuj maluchy”, w odpowiedzi na obniżenie wieku szkolnego
do lat 6. I to od cofnięcia tej fundamentalnej reformy rozpoczęła Zalewska swoje rządy w resorcie edukacji. Spełniła w ten sposób życzenie
państwa Elbanowskich. Przed taką
decyzją przestrzegali panią minister związkowcy i eksperci. Nie posłuchała. W konsekwencji mamy
chaos w szkołach i przedszkolach.
W tych ostatnich zaczyna brakować
miejsc dla 3–5-latków, bo pozostawiono w nich zerówki i 6-latków. Na
samorządy zachęcające rodziców
do wcześniejszego posłania dziecka
do szkoły szefowa resortu edukacji
nasyła kontrole kuratorów oświaty
i wojewodów.
Pani minister wypowiedziała
wojnę nauczycielom. W pilnym trybie przepchnęła przez parlament
ustawę, która nakłada na nich dodatkowe obowiązki, w tym kolejne
bezpłatne godziny pracy w szkole.
Towarzyszy temu zapowiedź totalnej zmiany podstaw programowych.
Z założeń wynika, że dzieci będą
uczyły się więcej o historii i tradycjach narodowych niż o prawach fizyki czy chemii. Jedynym plusem
propozycji jest odejście od testów.
Takie propozycje przedstawili państwo Elbanowscy stający się głównymi doradcami minister Zalewskiej. Ich fundacja nie tylko wspiera
MEN w sprawach programowych,
ale także za pieniądze unijne będzie
organizować system konsultacji społecznych. Co prawda zlecenie warte
8 milionów złotych otrzymała wcześniej mająca doświadczenia w organizacji takich spotkań apolityczna Federacja Inicjatyw Oświatowych, ale
konkurs unieważniono. W nowym
rozdaniu wygrała oferta niemającej
doświadczenia fundacji państwa Elbanowskich. Co ciekawe, prowadzona przez nich organizacja wyróżnia
się wysokim udziałem w budżecie
wydatków na płace i koszty biura.
U nich na te cele idzie nawet 80 pro-
strona 3
cent. W innych fundacjach – kilkanaście procent.
Dzieło zniszczenia
Naukowcy także pomstują na
rząd Beaty Szydło. Z zapowiadanego przez nią zredukowania obowiązków biurokratycznych nakładanych
na uczelnie i wykładowców niczego
nie zrealizowano. Szefowi resortu
nauki i szkolnictwa wyższego oraz
wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi udało się za to kontynuować
absurdalną politykę urynkowienia
szkół wyższych. Konsekwencją tego
są masowe umowy śmieciowe dla
wykładowców i doktorantów. Bez
większych awantur Gowin zmienił
szefów najważniejszych agencji zajmujących się finansowaniem badań
naukowych. Głównymi beneficjentami ministerialnych grantów w zakresie humanistyki stają się badacze
dobrze już poznanej historii Polski
pod rządami Jagiellonów. Ci, którzy zajmowali się od 1990 roku unikalnym w skali Europy projektem
analiz wyników wyborów i trendów
opinii społecznej, rządowych pieniędzy nie dostali. Pewność zatrudnienia mają za to wykładowcy gorzowskiej Państwowej Wyższej Szkoły
Zawodowej im. św. Jana z Paradyża. Wbrew opiniom Rady Głównej
Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz
Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich minister Gowin zgodził się na przekształcenie
jej w Akademię Gorzowską. Stało się tak, mimo że owa uczelnia
nie ma żadnych uprawnień do
nadawania stopnia doktora, co
jest wymagane od akademii. Za
taką operacją był zaś prezes Kaczyński oraz Elżbieta Rafalska,
minister rodziny, pracy i polityki
społecznej. Jest to jej jedyny realny „sukces”. Wdrożony przez
nią program 500+ na drugie i następne dziecko w rodzinie jest bowiem pełen dziur i odbiega od
prezentowanego w czasie kampanii wyborczej. Pozostałe zapowiedzi – w tym minimalna płaca godzinowa – nie są zaś realizowane.
Kierownictwo MSWiA zajęte było wewnętrzną wojną o obsadę Komendy Głównej Policji. Znalazło także czas na przygotowanie
tak zwanej ustawy antyterrorystycznej („FiM” 17/2016), na mocy której
służby będą mogły blokować dowolne strony internetowe i swobodnie
inwigilować obywateli. Szefowie
MON swój czas dzielili pomiędzy
sprawę smoleńską („FiM” 12/2016)
a budowę obrony terytorialnej oraz
czystki kadrowe w Akademii Obrony
Narodowej.
MICHAŁ POWOLNY
PIOTR CZERWIŃSKI
[email protected]; [email protected]
strona 4
Z NOTATNIKA HERETYKA
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Polka potrafi
Wynalazek macierzyństwa
Badania, które podważają mit szczęśliwej matki Polki, nie są u nas szczególnie
popularne…
Zacznijmy od Jezusowego Izraela. Tamtejsi naukowcy ustalili, że po
cudzie rozwiązania nie następuje już
nawet depresja poporodowa, ale...
zespół stresu pourazowego. Długotrwały. Taki sam jak u zgwałconych
kobiet czy świadków różnych rzezi. Mimo oczywistej różnicy, że porodową „traumę” mamy na własne
życzenie i jest nawet czas, żeby się
przygotować. Objawy wspomnianego zespołu to: przyspieszony puls na
samo wspomnienie TEGO, ale i tak
natrętne myślenie o TYM, depresja,
odizolowanie od ludzi itd. Według
tamtejszych badań ma tak nawet 25
proc. dziewczyn, które rodziły naturalnie i bez znieczulenia. Dziecko
jest już w domu. W uświęconą rolę
matki, „rzeźbiarki” nowego pokolenia, nie wierzy profesor Jerome Kagan ze Stanów. W Polsce wyszła jego
książka „Trzy złudne przekonania”.
Kiedy Kagan zaczynał pracę (w połowie ubiegłego wieku), deklarował,
że o tym, co z nas wyrośnie, decyduje
wyłącznie rodzinne gniazdo. Zwłaszcza matka. Stąd zainteresowanie Kagana psychologią dziecięcą. Trzeba
P
nauczyć rodziców właściwego chowu „młodych”, a świat będzie
zbawiony – myślał.
Po latach badań bardziej docenił rolę kultury, społeczeństwa,
w którym żyjemy,
i tzw. czynników
indywidualnych.
Znaczenie matki
w kształtowaniu
charakteru potomstwa uznał
za przechwalone. W XIX wieku mieszczanki
najczęściej nie
pracowały – opowiada psycholog –
i dostały nowe zadanie.
Zamiast niańkom, im właśnie powierzono szlachetną rolę „hodowania”
dzieciątek. Poza tym coraz częściej
małżeństwa zawierano z miłości.
Potomstwo było więc „produktem”
uczuć, a nie kontraktu.
Poglądy Kagana przypominają
tezy Elizabeth Badinter, autorki
„Historii miłości macierzyńskiej”. Ta
francuska feministka przekonuje, że
kobiety nie są macierzyńskie z natury, ale „z kultury”, a uświęcony in-
iS robi dobrą minę do złej gry. Duda
i Szydło nerwowo miotają się po świecie i starają sfotografować z kimś znanym. Byle wyrwać się z izolacji.
Jarosław Kaczyński przeliczył się. Sądził, że zamach na Trybunał Konstytucyjny i próby ograniczenia kolejnych praw
obywatelskich mało kogo
na świecie obejdą. Że
będzie tak jak z Węgrami – Orbán robi, co chce, a świat tylko nerwowo
pomrukuje.
Ale Polska to nie Węgry – z wielu powodów. Węgry są niewielkie, nie graniczą z Niemcami i Rosją, nie
mają też tak dużego znaczenia tranzytowego. Ponadto
Kaczyński i PiS mają złą prasę na Zachodzie od kilkunastu lat. Pamięta się tam homofobiczne ekscesy
Lecha Kaczyńskiego i sojusz PiS z antysemicką Ligą
Polskich Rodzin.
PiS-owska wojna błyskawiczna z opozycją wywołała więc lawinę potępień i wdrożenie unijnego
śledztwa. W ślad za nimi przyszła częściowa izolacja.
Oczywiście Polski – członka Unii – nie da się zupełnie
izolować. Nikt normalny nawet by sobie tego nie życzył. Ale można się od PiS-owskich polityków trochę
odsunąć, można ich unikać lub traktować jak powietrze. I to się właśnie dzieje.
Ta strategia spowodowała w PiS panikę zmieszaną z histerią. Panika jest tym większa, że za dyplomację odpowiada żałosny człowiek katastrofa,
który na przykład nie jedzie na ważne spotkanie
stynkt to niedawny
wynalazek. Badinter
chętnie opowiada
o XVIII-wiecznym
Paryżu. Jeszcze wtedy dla arystokratek
dzieci były balastem,
który masowo podrzucały na wychowanie tzw. mamkom.
Gdzie wtedy był instynkt macierzyński?
– pyta Francuzka.
Co jeszcze wybadał Kagan? Wbrew
kościółkowym dobrze
nam znanym moralitetom zaprzeczył, że
żłobki i przedszkola to
ostateczna ostateczność, bo
pod okiem mamy dziecięce główki
lepiej się rozwiną. Już w latach 70.
ubiegłego wieku, kiedy w Stanach
przybywało państwowych żłobków,
profesor dostał zadanie „z góry”:
sprawdzić, czy w takich sztucznych
warunkach nie hoduje się przyszłych
frustratów. Profesor przez kilka lat
porównywał rozwój dzieci żłobkowych i wyłącznie domowych. Różnic
nie zauważył.
JUSTYNA CIEŚLAK
[email protected]
międzynarodowe, bo… akurat musi się wyspać.
Realna groźba sankcji spowodowała gorączkowe
poszukiwanie poparcia gdzie tylko to możliwe.
A także ciągłe podróże – nawet tak śmieszne, jak
wizyta Szydło w USA. To była kompletna porażka
dyplomatyczna.
Histeryczne szukanie wsparcia jest coraz
bardziej humorystyczne. Prezydent Duda
zabiegał o spotkanie
z popularnym premierem Kanady, choćby gdzieś
na korytarzu. Nie bacząc, że premier Trudeau to
żywe zaprzeczenie tego, co kojarzy się PiS-em. I to
nie tylko z wyglądu, ale przede wszystkim z powodu swojej zdecydowanie lewicowej polityki. Podobnie wyszło premier Szydło z papieżem. Franciszek
– pogardzany przez polską prawicę za lewicowość
(raczej urojoną niż realną) – nadawał się do sfotografowania z nim, nawet jeśli PiS prowadzi politykę zupełnie sprzeczną z tym, co Franciszek głosi
– na przykład wobec uchodźców. Zatem PiS-owcy
nie brzydzą się „lewaków”, jeśli są oni cudzoziemcami, budzą sympatię i ładnie zapozują do słodkiej
fotografii. Franciszek może liczyć na to, że go Kaczyński nie zdekomunizuje. Bo jest „komuchem”
przydatnym.
Histeria dyplomatyczna PiS daje wyobrażenie
o skali niekompetencji tej partii i o tym, jak bardzo
jest ona przerażona własnymi poczynaniami. A jest
czego się bać...
ADAM CIOCH
Rze­czy po­spo­li­te
Cyrk objazdowy
[email protected]
Myśli niedokończone
Pan Bóg świat stworzył tylko po to, żeby Jarosław Kaczyński
miał do kogo przemawiać. A to, że w Biblii nic o Jarosławie
Kaczyńskim nie ma, to dlatego, że jak wiadomo, Mojżesz był
uchodźcą.
(Stefan Niesiołowski)
Projekt polityczny Prawa i Sprawiedliwości nie tylko nie wyrasta z wartości Oświecenia i nie mieści się w żadnym podobnym
horyzoncie – jest on ofensywą na ten horyzont, projektem podważenia i zdarcia z Polski tej niezbyt grubej skorupy Oświecenia, którą się tu jednak udało w końcu położyć na feudalnym,
rozpiętym między folwarkiem a plebanią podłożu polskiej kultury. Tę warstwę w większości położyła zresztą PRL.
(Jarosław Pietrzak, publicysta, scenarzysta filmowy)
Blokując Marsz Równości, wykonywałam swój katolicki obowiązek.
(Anna Kołakowska, radna PiS w Gdańsku)
Szmato, rozpędź się i pierdo… się pustym łbem w ścianę.
(Monika Socha, radna Sejmiku Śląskiego PiS,
do politycznej przeciwniczki w Internecie)
Kaczyński świetnie rozumie, że zwykłych obywateli interesują
przyziemne sprawy. Dlatego rząd rozdaje na przykład środki
z programu Rodzina 500+. Wielu Polakom dają one godność,
której nie dostąpili wcześniej.
(Robert Biedroń, prezydent Słupska)
Jednym z fenomenów tego czasu jest głęboki kryzys europejskiej lewicy. Po drugiej stronie oceanu, możemy dostrzec
nieoczekiwany wybuch lewicowości. Mam na myśli wyborcze sukcesy Berniego Sandersa. W USA przyznać się, że ma
się socjalistyczne pogląd, to jest niebywałe. Uzyskuje on
duże poparcie zwłaszcza wśród młodego elektoratu. To jest
z pewnością pokłosie kryzysu ekonomicznego i kto wie, czy
tendencje równościowe i lewicowe w przyszłości nie będą
rosły i zyskiwały na znaczeniu.
(Aleksander Kwaśniewski)
Oglądałem sobie półfinały Eurowizji. Wystąpić miał szansonista
z Węgier i oto prowadzący program w TVP Artur Orzech, powiedział, że to jego faworyt, po czym dodał natychmiast: „Oczywiście nie mówię o urodzie, bo na tym się nie znam”. Oczywiście
było to demonstracyjne zaznaczenie swej heteronormatywności,
„konieczne” – zwłaszcza w obecnej sytuacji – gdy komentuje
się imprezę uznawaną za „pedalską”. Boby jeszcze prezes coś
sobie pomyślał i wywalił za homopropagandę. Ale, wykraczając
już poza doraźny kontekst, pomyślałem sobie, że jakież to obłudne, jakież prymitywne, jakież ignoranckie. Przecież upodobania estetyczne nie są równoznaczne z upodobaniami seksualnymi. Przecież ocena czyjeś urody albo czyjegoś wyglądu nie
zależy tylko od indywidualnej wrażliwości, ale też od kanonów,
mód, reguł obowiązujących w danym czasie i danej społeczności. Przecież faceci też się stylizują, też się próbują się dostosować do wzorca estetycznego wyznaczanego przez popularnego
aktora, piosenkarza, trend kulturowy albo społeczny. Na Apolla,
co ta represyjna Polska z nami robi, jakże ona wszechstronnie
kastruje mężczyzn, w jaki bezrozumny lęk ich wpędza!
(Bartosz Żurawiecki, publicysta, krytyk filmowy)
Polska i Węgry uznały właśnie, że ich demokracja jest zbyt
problematyczna. Chcą dyktatury w putinowskim stylu.
(Bill Clinton, były prezydent USA)
W przeszłości mieliśmy takie okresy, kiedy dostępne nam
instrumenty opisywania teraźniejszości i tego, co znane, okazywały się zawodne. Zrozumieliśmy to dopiero później, kiedy
rzeczy wcześniej niedostrzegane nagle się uwidoczniły i uzupełniły obraz, który stał się wówczas pełniejszy. Dziś jesteśmy właśnie w takim momencie. Wyczerpaliśmy instrumentarium obiektywnego, zdystansowanego oglądu świata – nie
wiemy, co widzimy lub czego nie widzimy... Siedem tysięcy
ludzi tonie, a my nie wiemy nawet, jak nazwać tych ludzi.
(Saskia Sassen, amerykańska socjolog i ekonomistka)
Wybrali: AC, ASz, PPr
NA KLĘCZKACH
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
strona 5
WIZYTA NA CZARNO
NAJRÓWNIEJSI
KSIĄDZ REKTOR
Z obserwacji dotychczasowych poczynań premier
Beaty Szydło można wywnioskować, że jej największą ambicją było spotkanie z papieżem. I oto dokonało
się. Przyobleczona w czerń (pokutną/żałobną?), w towarzystwie drugiej „czarnej wdowy” Beaty Kempy, pani
premier spotkała się z szefem firmy, do której aspiruje jej syn. Zapewne porozmawiali sobie o Światowych
Dniach Młodzieży, które Kościołowi sponsoruje nasz
kraj, bo o czym innym? Przed spotkaniem z Franciszkiem obie panie Beaty uczestniczyły we mszy przy grobie JPII. Szydło złożyła wieniec, Kempa zaś intonowała psalm jak rasowy zapiewajło. Tu i ówdzie słychać, że
Szydło po odwołaniu ze stanowiska premiera zostanie
ambasadorem Polski w Watykanie. Czego się nie robi
dla dziecka…
Za media publiczne zapłacą wszyscy oprócz…
Kościoła katolickiego oczywiście. Zgodnie z projektem „dużej” ustawy medialnej przygotowanej przez
PiS opłata audiowizualna w wysokości 15 zł ma być
pobierana od każdego licznika wraz z rachunkiem za
prąd. Szybko podliczono, że na 9960 parafii w Polsce przypada ponad 21 tysięcy liczników. Wychodzi
na to, że łącznie jednostki Kościoła katolickiego płaciłyby prawie 4 miliony złotych abonamentu rocznie!
Senator PiS Czesław Ryszka (publicysta kościelnej „Niedzieli”) przewiduje, że świątynie będą z opłaty zwolnione. Podobnie jak ogródki działkowe. Płacić
będą tylko plebanie. Księża mogą więc spać spokojnie, w przeciwieństwie do innych przedsiębiorców, których firmy dysponują większą liczbą lokali, a w każdym
znajduje się osobny licznik. Też chcieliby być w ten
sposób „wykluczeni”.
Nowym rektorem Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu został ksiądz
Stanisław Gulak. Szkoła jest całkowicie świecka
i publiczna, a rektor całkowicie duchowny. Swoją karierę ksiądz Gulak związał z wojskiem. Do 2020 roku
będzie rektorem nowotarskiej uczelni. To się nazywa
„dobra zmiana”.
ZIEMIA OBIECANA
POGRZEB DLA WYBRANYCH
Specyficznego przejawu „troski duszpasterskiej”
doświadczył mieszkaniec Wągrowca. Opisuje to w liście do lokalnych mediów pan Mirosław, dziadek
dziecka, które miało być pochowane w tamtejszej parafii. Ksiądz odmówił pogrzebu kilkutygodniowego
dziecka zmarłego na skutek tzw. śmierci łóżeczkowej.
Jednym z powodów odmowy było to, że rodzina nie
przyjmuje księdza „po kolędzie”. „Sprowadzili naszą
wiarę i przynależność do Kościoła i to w 1050 rocznicę przyjęcia chrztu przez Polskę, do kolędy i 50 lub
100 złotych, które uszły księdzu przez naszą nieobecność” – relacjonuje rozgoryczony mężczyzna. Duchowny stwierdził również, że… ojciec dziecka nie
może być ojcem, bo nie ma ślubu kościelnego. W dodatku niemowlę za późno ochrzczono. Pogrzeb odprawił w końcu ksiądz z innej parafii.
POKÓJ WADOWICOM
O kolejne ziemie może się wzbogacić krakowskie
Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”. Kościelna
placówka „kupi” działki w Łagiewnikach po kościelnej,
czyli nadzwyczaj promocyjnej cenie. Siedem działek
o łącznej wielkości pół hektara zostanie sprzedanych
za 68 tys. zł. Realna wartość tych gruntów to 3,4 mln
zł, ale papieskie Centrum żąda 98-procentowej bonifikaty. Rada Miasta, zapewne w trosce o własne zbawienie, niewątpliwie przychyli się do żądania. Takich
bonifikat udzielała już w 2010 i 2013 roku. Centrum
stale się rozbudowuje, kolejne pół hektara potrzebne
jest pod parking. Dyrekcja Centrum – zgodnie z jego
hasłem – nie lęka się o przyszłość, bo z bogobojnymi
rajcami zawsze się dogada. Czyżby sami swoi?
TU PISOWSKIE RADIO
Kolejną ofiarą „dobrej zmiany” w mediach publicznych jest Tomasz Zimoch. Znany z barwnego języka komentator sportowy powiedział kilka słów za dużo.
Nie o sporcie jednak. W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” stwierdził m.in., że „za kilkanaście lat Andrzej Rzepliński będzie bohaterem narodowym”.
„Jak widzę pana Brudzińskiego w telewizji, to widzę
też pogardę dla tych, którzy myślą inaczej niż pan wicemarszałek. To jest pogarda, poniżanie” – to kolejna
refleksja, która nie przypadła do gustu przełożonym Zimocha. Krytykował także upolitycznienie mediów publicznych, postępowanie według kryteriów partyjnych. No
i go zawieszono. Najciekawsze jest uzasadnienie: „Opinie nt. sytuacji w mediach publicznych, jakie przedstawił popularny komentator sportowy, bardzo krzywdzące,
grające na skrajnych emocjach, nie mają żadnego odbicia w rzeczywistości, co gorzej – angażują Polskie Radio
w polityczny spór, którego bardzo chcemy unikać”. Dobre sobie! Najbardziej upolitycznione od lat radio bardzo
chce unikać politycznego sporu.
HONOR PIETRZAKA
Jan Pietrzak nie będzie honorowym obywatelem Warszawy. A miał być. Przyznanie tytułu zablokowali
warszawscy radni PO. „Ja się w życiu żadnych honorów
i splendorów od nikogo nie spodziewam. Mam trudny
zawód, narażam się wielu ludziom przez kilkadziesiąt lat,
mówię rzeczy trudne dla wielu ludzi, przez to przez całe
życie mnie zwalczają. Nie skarżę się jednak na swój los”
– mówił w rozmowie z portalem Wawalove.pl związany
z PiS satyryk. Z tym zwalczaniem to mocno na wyrost,
bo jego kabaret największe triumfy święcił w PRL. I nie
był z władzami w najgorszych relacjach. Fragment „zrzucał uczeń portret cara” z najsłynniejszej piosenki Pietrzaka „Żeby Polska była Polską” dotyczy przecież epizodu
z życia… Bolesława Bieruta. „Pewnego wieczoru
usłyszałem piosenkę »Żeby Polska była Polską«. Byłem
zdumiony tak jawnym podlizywaniem się władzy, a Pietrzak mówi: »Wiesz, to dla cenzury, żeby był jakiś konstruktywny akcent na końcu programu«. Takie oto były
okoliczności powstania późniejszego hymnu »Solidarności«” – wspominał dawny znajomy Pietrzaka Jerzy Urban. Ot, opozycjonista pełną gębą.
COŚ SIĘ DZIEJE
Przypomniał o sobie ks. Piotr Natanek. Na co
dzień prowadzi gospodarstwo połączone z kościołem
w swojej rodzinnej Grzechyni (Małopolska), w czym pomaga mu grupka oddanych wiernych. 12 maja przybył
do Warszawy, aby wraz z „Rycerzami Chrystusa Króla”
domagać się intronizacji Jezusa. Natanek wraz z kilkuset wielbicielami przemaszerował Traktem Królewskim
pod Sejm. Demonstranci domagali się, aby niesiony
przez nich obraz Matki Boskiej Częstochowskiej zawisł na frontalnej ścianie w sali obrad Sejmu. Na razie
bezskutecznie.
W 2014 r. w szkole w Tarnobrzegu uczniowie rekonstruowali zamach na Jana Pawła II. Teraz do
„zamachowych” atrakcji dołączył pokój z kliniki Gemelli, w której papież przebywał po zamachu. Wyposażenie sali szpitalnej sprowadzono z Włoch do
Wadowic. Oryginalną ekspozycję można podziwiać
w Muzeum Domu Rodzinnego Jana Pawła II. Nie ma
już chyba przedmiotu związanego z Wojtyłą, nieprzerobionego na zyskowną relikwię czy chociaż eksponat muzealny. Czekamy na wystawę zużytej bielizny.
Oczywiście świętej.
OPIEKUN DUCHOWY
Starsza pani z Trójmiasta podarowała pewnemu
księdzu mieszkanie. Ten zaś miał do końca jej życia opiekować się 90-latką. Ale się nie opiekuje – tak
twierdzi rodzina staruszki. Ksiądz zainteresował się tylko mieszkaniem, a nie staruszką. Krewni domagają się
od duchownego 124 tys. za niewywiązanie się z obietnicy, poświadczonej aktem notarialnym. Sprawę rozstrzygnie sąd w Gdańsku. Duchowny widocznie uznał,
że ma się opiekować starszą panią duchowo, co nie
wymaga cielesnej obecności.
Opracował ŁUKASZ PIOTROWICZ
[email protected]
strona 6
PATRZYMY IM NA RĘCE
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Plusy ujemne 500+
Za 500 zł rodzic porządnie ubierze
dziecko. Ale może alternatywnie kupić,
celem spożycia, 20 półlitrówek wódki.
PiS-owi jest obojętne, jak wydadzą kasę
beneficjenci programu Rodzina 500+.
N
owe „świadczenie wychowawcze” to nieopodatkowane 500
zł miesięcznie
na dziecko do
ukończenia przez nie 18 lat. Rodzicom jedynaków pieniądze należą się tylko wówczas, jeśli dochód
rodziny jest niższy niż 800 zł netto na osobę, a w rodzinie z dzieckiem niepełnosprawnym – 1200 zł
na osobę. Przy obliczaniu dochodu
uwzględnia się otrzymywane alimenty oraz stypendia socjalne. Na
drugie i kolejne dziecko żadne kryteria dochodowe już nie obowiązują. Przykładowo: pracująca samotna matka z jednym dzieckiem
i pensją na poziomie obecnej płacy minimalnej (1850 zł brutto, czyli
około 1355 zł netto) nie dostanie
ani grosza. Bogata rodzina 2+3 zainkasuje dodatkowo 1500 zł, choćby jej dochód na głowę wynosił nawet 100 tys. zł miesięcznie.
O zaletach i problemach wynikających z 500+ opowiada nam,
niezależnie od siebie, dwoje kuratorów sądowych. Z racji wykonywanych zawodów ich doświadcze-
To dzieci czy dwa tysiące złotych?
nia dotyczą rodzin osób mających
jakieś kłopoty z prawem, ale poruszają się też wśród uczciwej „zwykłej” biedoty. Nasi rozmówcy zastrzegają anonimowość, więc dla
rozróżnienia nadajemy im imiona
Andrzej i Maria. Na niektóre pytania „Maria” nie chciała udzielić odpowiedzi, tłumacząc to zbyt
krótkim stażem i „apolitycznością”.
„FiM”: – Czy wśród waszych
podopiecznych są już jakieś
reakcje?
Andrzej: – Wszyscy niecierpliwie czekają na pierwsze wypłaty.
Jest euforia i są plany. Co z nich
wyniknie, życie zweryfikuje.
– Nie wygląda pan na ent uzj ast ę ty c h do datkowych
pieniędzy...
– Program 500 plus w środowiskach, którymi ja zajmuję się zawodowo, może przynieść więcej szkody niż pożytku. Kurator sądowy
pracuje zwłaszcza z ludźmi długotrwale bezrobotnymi, podejmującymi się głównie prac dorywczych
i często marnotrawiących środki
finansowe. To osoby, które mają
problem z prawidłowym zabezpieczaniem potrzeb swojej rodziny.
Nadużywające alkohol, niepełnosprawne intelektualnie... Bo one
także rodzą i wychowują dzieci.
Niekontrolowany przypływ gotówki
w tych rodzinach w większości nie
przyczyni się, niestety, do poprawy
sytuacji wychowawczej ich dzieci.
Maria: – Ja dostrzegam obawy
przed nadmierną ingerencją urzędników pomocy społecznej. Będą
oni dosyć swobodnie, na podstawie wywiadu środowiskowego, decydować o ewentualnej zamianie
świadczenia w gotówce na pomoc
rzeczową. Pod pretekstem marnotrawienia środków. Mało wrażliwy
pracownik socjalny i złośliwy sąsiad
mogą spowodować trudne do odkręcenia konsekwencje.
– Jak beneficjenci świadczenia spożytkują kasę?
Maria: – Mam nadzieję, że
na zakupy dla dziecka. Ale chyba
jednak w pierwszej kolejności na
spłatę długów. Ta pętla, dławiąca
z miesiąca na miesiąc coraz silniej,
wydaje mi się najbardziej dokuczliwa. Długi nie są beznadziejnie wysokie, więc kilka wypłat powinno
wystarczyć do ustabilizowania sytuacji. Dobrze się stało, że start 500+
nastąpił wiosną i nie trzeba kupować najdroższych zimowych ubrań.
Andrzej: – Moim zdaniem kasa
służyć też będzie zaspokajaniu potrzeb związanych z nadużywaniem
alkoholu czy niekontrolowanej
konsumpcji. Na przykład zakup
nowych telewizorów, pakietów TV
cyfrowej, drogich tabletów, telefonów, komputerów...
– Rząd jakoś nie pomyślał
o nadużywaniu...
Maria: – Nie każdemu można
dać do ręki wędkę zamiast ryby.
Spodziewam się, że pod naciskiem
opinii publicznej pojawi się pokusa
dodatkowych kontroli. A co za tym
idzie – wzrost liczby urzędników.
Andrzej: – Nieracjonalne rozdawnictwo pieniędzy rodzi patologię. W wielu grupach społecznych
nagły nadmiar finansowego szczęścia powoduje, że te nowe środki finansowe zamiast być spożytkowane dla dobra rodziny, obracają się
przeciwko niej.
– Widać już jakieś charakterystyczne objawy?
Maria: – Jeszcze nie dostrzegam. Dopiero pod koniec roku
przyjdzie czas na wnioski.
Andrzej: – W bidulach oraz
pod oknami domów i mieszkań rodzin zastępczych nagle zaczęli pojawiać się rodzice biologiczni. Widzę wśród nich wielu moich byłych
lub obecnych podopiecznych. Nie
przychodzą tam z odruchu dobrego
serca, tylko żeby przejąć ponownie
opiekę nad dziećmi. Zdecydowana większość jest zaślepiona wizją
otrzymania pieniędzy. Nie łudźmy
się – nie przestali nagle pić, nie wyremontowali swoich zatęchłych ruder, nie wyleczyli poważnych chorób psychicznych. Zadziałała tutaj
magia 500 plus i korzyści finansowych, jakie z tego powodu mogą
uzyskać.
– No ale dzięki tej pięćsetce na głowę dziecko szczęśliwie
wróci do mamy i taty.
Andrzej: – Obawiam się, że
niekoniecznie szczęśliwie. W tym
całym zamieszaniu nikt nie wziął
pod uwagę wpływu takich poczynań rodziców na psychikę dziecka
czy też dzieci, które – wychowywane w bidulach – rzeczywiście tęsknią za rodzicem. Jakikolwiek by on
był. Czasami wypracowany przez
lata plan pracy nad dzieckiem, by
PATRZYMY IM NA RĘCE
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
wygasić u niego traumę doznaną
w dzieciństwie, bierze całkowicie
w łeb. Wieloletnia praca nie tylko
wychowawców czy rodziców zastępczych, ale także psychologów,
terapeutów i psychiatrów, jest niweczona przez tych biologicznych
rodziców, dla których nigdy nie liczyło się dziecko, lecz liczenie pieniędzy. Teraz liczą na rozmaite zasiłki, jakie mogą przytulić z tytułu
posiadania dzieciaków przy sobie.
Zamiast przytulić dzieci...
Maria: – Odsetek powrotów
z domów dziecka będzie bliski
zeru. Bo zdecydowana większość
takich placówek radzi sobie z podopiecznymi bardzo dobrze. Wbrew
obiegowym opiniom wynikającym z nagłaśnianych przez media
nieprawidłowości.
– Czy w środowiskach ludzi
trwale bezrobotnych z powodu
wstrętu do pracy bądź braku jakichkolwiek kwalifikacji daje się
zauważyć różnice między pełnymi rodzinami, nie wyłączając
konkubinatów, a matkami lub
ojcami samotnie wychowującymi dzieci?
Andrzej: – Występuje wyraźna różnica. Bo samotna matka
wychowująca dzieci ma o wiele
trudniej. W rodzinach niepełnych,
przyzwyczajonych do życia z ołówkiem w ręku, środki z programu
500 plus zapewne będą lepiej rozdysponowane. W konkubinatach
czy małżeństwach, gdzie występuje problem alkoholowy i do tego
bezrobocie, może się okazać, że
dodatkowe pieniądze będą czynnikiem demotywującym do szukania
pracy czy utrzymania posiadanej
pracy dorywczej. Już mam konkretne przykłady, i nie są to sytuacje jednostkowe.
Maria: – Osamotniony rodzic jest bardziej odpowiedzialny.
A przynajmniej próbuje walczyć
ze złym losem. I dlatego potwornie
wkurza mnie, że nie ustanowiono dla nich odrębnego kryterium
dochodowego.
– A samotne matki o skłonnościach patologicznych?
Andrzej: – Powiedzmy sobie
szczerze: osoby o skrajnych dysfunkcjach nie wychowują dzieci. Znam osoby prostytuujące się,
a mimo to posiadają dzieci i oczywiście także składają wnioski na
program 500+. Inna sprawa to gdy
przypływ gotówki jest wyczytywany
przez różnej maści mężczyzn, którzy nagle zapałali miłością do byłej partnerki, ponieważ ta na trójkę
dzieci ma nagle 1,5 tysiąca więcej
dochodu. I oni liczą na to, że z powrotem zostaną przyjęci pod jej
dach. Niestety, często lęk przed samotnością u kobiety powoduje, że
ci mężczyźni wracają na łono rodzi-
ny, by po czasie znów zaczęło dziać
się źle.
– Czyli porażka?
Andrzej: – Nie można wykluczyć, że tam, gdzie będzie pewna
kontrola wydatków, np. przez asystentów rodziny, uda się wydatkować część otrzymanych zasiłków
na dzieci. Jednakże pamiętajmy,
że mówimy tylko o rodzinach dysfunkcjonalnych, które inaczej postrzegają wartość pieniądza i które
często mają roszczeniowe podejście do kwestii wszelkiego rodzaju
zasiłków. Nie mają one potrzeby
dokształcania się, wyjazdów wakacyjnych itp., bo nigdy z tych form
nie korzystały. Obawiam się, że
pieniądze zostaną przeznaczone na
zakup papierosów zamiast dotychczasowego tytoniu na skręty, zakup
alkoholu czy nieracjonalne wydatki, takie jak drogie telewizory itp.
Maria: – Przemilczane przez
rząd koszty uboczne programu są
nieuchronne. W moim przekonaniu będzie „pół na pół”. Ale dobre
i to...
– 500 zł to może być ciut za
mało?
Andrzej: – Faktycznie. Dlatego
warto zwrócić uwagę, że już uaktywniły się różnego rodzaju parabanki oferujące pożyczki i kredyty,
ponieważ łatwiej im będzie ściągnąć długi.
Maria: – Jeszcze raz wracam do
kryterium dochodowego. To „równouprawnienie” jest skrajnie idiotyczne. Jedna z moich podopiecznych, matka z dzieckiem, której
mąż odbywa obecnie karę pozbawienia wolności, nie posiada prawa
do świadczenia. Ma formalnie pół
etatu z płacą 1500 zł. Drugie tyle
dorabia u tego samego pracodawcy na czarno. Musiała się zgodzić,
a ja nie mogę jej zadenuncjować,
bo kobieta straci pracę.
Na nasze kolejne pytania odpowiada już tylko męski przedstawiciel zawodu kuratora:
– Czy zamiast 500+ można
zaproponować lepsze, a przede
wszystkim pożyteczniejsze dla
dzieci sposoby wsparcia materialnego rodzin?
– Oczywiście, że można. Trzeba
tylko chcieć. Powinien być system
dopłat do mieszkań, rachunków za
media. Zdecydowanie najlepszym
sposobem byłyby bony edukacyjne
dla dzieci do zrealizowania w szkołach językowych, domach kultury,
kołach zainteresowań. Ewentualnie dofinansowanie do przedszkoli albo dofinansowanie dla rodzin
na zakup materiałów edukacyjnych dla dzieci. A w szczególności powinno się ułatwić dostęp do
psychologów, psychiatrów dziecięcych czy terapeutów, ponieważ
wiele z tych dzieci ma deficyty roz-
wojowe, emocjonalne, społeczne.
Pomoc rodzinie powinna być starannie wycelowana i odpowiednio
dobrana do dysfunkcji, by wyrównywać deficyty.
– Z czasem wystąpi narkotyczne uzależnienie od comiesięcznych zastrzyków gotówki.
I niechybnie przełoży się ono
na wyborcze przywiązanie beneficjentów do ekipy politycznej,
która „dała” pieniądze...
– Myślę, że tak. Jeżeli ktoś mi
obiecuje i daje pieniądze, to nie
obchodzi mnie polityka wyższego szczebla. Wśród osób, z którymi pracuję, panuje niezachwiane
przeświadczenie, że „ci na górze”
kradną. Ludzie mają niską świadomość polityczną. Jeżeli więc ktoś
daje im pieniądze, to jest dobry.
Więc niby dlaczego mam nie głosować na niego?
– A gdy budżet państwa zacznie „nabierać wody”?
– Gdy budżet nie wytrzyma
i władza zamknie kurek, wzrośnie
frustracja i agresja. Zrodzi się bunt.
No bo jak to, państwo najpierw
mnie przyzwyczaiło do wyższego
standardu życia, a teraz bezczelnie
zabiera „moje” pieniądze?! Czyli
urzędnicy kradną. Z czasem wzrośnie przestępczość, lekceważenie
prawa, pozbywanie się dzieci nieprzysparzających dochodu... Jako
społeczeństwo zapłacimy wysoką
cenę za skutki lekkomyślnego rozdawnictwa publicznych pieniędzy.
– Być może wypłaty wpłyną na wzrost urodzeń, ale czy
ograniczą odsetek zachowań
patologicznych?
– Rozdając pieniądze, PiS nie
wziął pod uwagę kilku ważnych
kwestii. Jedną z nich jest wysokość
minimalnego wynagrodzenia. Trzeba być wyjątkowo krótkowzrocznym, żeby nie dostrzec następstw
zbyt wysokiego zasiłku w stosunku
do minimalnego wynagrodzenia.
Jeden z moich nadzorowanych,
ćpun i amator piwa pod sklepem,
na pytanie, dlaczego nie pójdzie do
pracy, odpowiada mi, że ma w dupie robotę, bo 1500 zł dostanie i na
dzieciaki starczy. I wtedy sąd wraz
z kuratorem to ogólnie może mu
naskoczyć, bo biedy to on już mieć
nie będzie. On doskonale wie, jak
wychować dzieci – przekona je, że
nierobienie i życie na garnuszku
państwa jest najlepszą fuchą pod
słońcem!
Rząd ma pomysł, żeby płacić
również za dorosłe dzieci (po 18
roku życia), które uczą się i pozostają na utrzymaniu rodziców. Będzie okazja, żeby przy nowelizacji
ustawy naprawić też błędy. Jeśli do
tego czasu budżet nie padnie...
Rozmawiał MARCIN KOS
[email protected]
strona 7
Święta prawda,
prawda i statystyka
P
rawo i Sprawiedliwość prowadzi w sondażach nieprzerwanie od ponad 12 miesięcy. Mimo ogromnego sprzeciwu Polaków co do rozmaitych decyzji tej partii poparcie
jej nie spada. Pozornie.
W ostatnim sondażu CBOS 38 procent Polaków zadeklarowało, że oddałoby swój głos na PiS. Na drugim miejscu uplasowała się Nowoczesna Ryszarda Petru z 18-procentowym poparciem, a trzecia jest Platforma z 13 procentami. Podobne wyniki publikują co jakiś czas inne sondażownie. PiS prowadzi
zdecydowanie i zdawać by się mogło, że duża część Polaków podchodzi do
obecnych rządów niemal bezkrytycznie. A przecież wcale tak nie jest. Ostatnia
manifestacja zgromadziła co najmniej kilkadziesiąt, a może nawet setki tysięcy przeciwników Jarosława Kaczyńskiego i jego świty. Z kontrowersyjnymi
decyzjami PiS wyraźnie nie zgadzają się m.in. prawnicy, lekarze, ekolodzy,
handlowcy oraz rolnicy. Ta lista wciąż się wydłuża. Premier Beatę Szydło
krytykują tysiące kobiet. Z ministra Witolda Waszczykowskiego żarty stroją
sobie nawet zwolennicy jego partii. Tymczasem słupki sondażowe ani drgną,
choć na zdrowy rozsądek powinno być zupełnie odwrotnie.
CBOS zapytał wyborców o opinię na temat aborcji, której PiS chce całkowicie zakazać. Okazuje się, że aż 80 proc. ankietowanych uważa, że kobieta powinna mieć możliwość przerwania ciąży w sytuacji, w której zagraża
ona jej życiu. 73 proc. dopuszcza legalność przeprowadzenia aborcji, jeśli
poczęcie nastąpiło w wyniku gwałtu. 53 proc. dopuszcza aborcję przy upośledzeniu płodu. Według 38 proc. respondentów kobieta nie może mieć prawa
do aborcji „na życzenie”. Podobnie sprawa wygląda w przypadku in vitro,
które decyzją PiS nie będzie finansowane przez państwo. Rząd nie chce
dopłacać do sztucznego zapłodnienia, a co bardziej fanatyczni polityczni kibole Kaczyńskiego metody in vitro chcą zakazać całkowicie! Oczywiście ku
pokrzepieniu biskupich serc... Tymczasem z prowadzącą w sondażach partią
oraz z mocnym w gębie Kościołem nie zgadza się aż 76 proc. Polaków. Prawie połowa zaś nie widzi nic przeciwko stosowaniu in vitro przez samotne
kobiety. Z PiS-em i Kościołem zgadza się zaledwie 17 proc. ankietowanych.
W sprawie Trybunału Konstytucyjnego również próżno szukać szerokiego poparcia dla konstytucyjnej anarchii, jaką uprawia partia rządząca.
78 proc. respondentów CBOS uważa, że Trybunał Konstytucyjny jest potrzebny, aby państwo dobrze funkcjonowało. Tylko 9 proc. twierdzi inaczej.
57 proc. jest zdania, że rząd powinien opublikować wyrok TK z 9 marca. Aż
55 proc. Polaków uważa, że PiS łamie standardy demokracji. Dlaczego więc
partia, z którą nie zgadza się większość Polaków, wciąż prowadzi w sondażach? Daje to ogólnie fałszywy obraz, jakoby PiS miał poparcie wszystkich,
a nie mniejszej części społeczeństwa.
W wyborach parlamentarnych w 2007 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość z kretesem przegrało wybory, na Kaczyńskiego i spółkę swój głos oddało 5,1 mln wyborców. W ubiegłym roku, a więc po druzgocącym zwycięstwie
nad PO, PiS (z jego list startowała także Solidarna Polska, Polska Razem,
Prawica RP, Ruch Katolicko-Narodowy oraz Stronnictwo „Piast”) zdobyło
5,7 mln głosów. To tylko o 600 tys. więcej. Stały elektorat PiS to właśnie 5–6
mln Polaków. Nie ma więc mowy o jakimś gigantycznym wzroście poparcia.
Różnica polega na tym, że to Platforma zanotowała ogromny spadek. Od
6,7 mln w 2007 roku do 3,6 mln w 2015 roku. Wliczając w to nawet 1,1 mln
głosów Nowoczesnej, to wciąż mamy ogromny odpływ wyborców.
Zatem Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego marionetkowemu rządowi
poparcie jakoś znacznie nie wzrosło. Po prostu rozsypali się przeciwnicy.
Elektorat, który opuścił PO, jest wciąż antypisowski. Widać to na manifestacjach KOD-u czy w sondażach CBOS. Opozycja nie ma jednak mocnego lidera. Takiego, jakim w przeszłości był na przykład Donald Tusk.
A i kolejne platformerskie afery odcisnęły piętno na wynikach wyborów.
5,7 mln głosów oddanych na PiS to zaledwie 18,6 proc. uprawnionych do
głosowania. Miliony Polaków sprzeciwiają się obecnemu rządowi, ale żadna partia nie potrafi tego sprzeciwu zagospodarować. Skompromitowana PO, miałka i nowobogacka Nowoczesna, żenujące PSL, tonące SLD
oraz mało znana partia Razem nie są konkurencją dla prezesa. Dopóki za
śmieszną antypisowską koalicją będą stali Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz czy Mateusz Kijowski, dopóty Jarosław Kaczyński będzie niezagrożony. Problem w tym, że na lepszych
liderów chyba nie ma co liczyć…
ARIEL KOWALCZYK
[email protected]
strona 8
KULISY POLITYKI
W
ładza lubi się otaczać
intelektualistami.
Obecność profesorów u boku polityka
to znak, że jego działania są słuszne, skoro „mądre głowy” je popierają. Ale także w świecie nauki – jak
w każdym innym środowisku – trafiają się ludzie naiwni, przekupni
lub zwyczajnie cyniczni, którzy gotowi są zrezygnować z intelektualnej niezależności na rzecz innych
korzyści. Niektórzy się opamiętują,
widząc, że reformy firmowane ich
nazwiskiem idą w złym kierunku,
choć nazywane są „dobrą zmianą”.
Z pokładu PiS uciekają kolejni na-
Rządy Kaczyńskiego nazywa infantylnym autorytaryzmem i nie kryje
rozczarowania Andrzejem Dudą.
Ta zmiana optyki nie pozostała bez
reakcji. Do ataku ruszyły zbrojne (na
razie tylko w obelgi i kłamstwa) bojówki PiS. Stowarzyszenie Solidarni
2010 (jego prezesem jest Ewa Stankiewicz, która podczas tegorocznych
obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej sugerowała karę śmierci dla
Donalda Tuska) oskarżyło Staniszkis… o współpracę z SB. Dotychczasowy autorytet został zmieszany
z błotem. Do niedawna czcigodna
pani profesor jest obecnie dla pisowców zdrajczynią. Oprócz agen-
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
zawierający apel do polityków PiS
o powrót na tor demokracji. Obecnie coraz ostrzej krytykuje niedawnych sprzymierzeńców. „Jarosław
Kaczyński opowiada o emocjach.
Właśnie stąd bierze się moje przekonanie, że PiS oszalał. Nie działa
syć. „W PiS ekstremiści – tacy jak
Kaczyński, Macierewicz i Ziobro
– biorą górę. Patrzę na to z niepokojem i trwogą” – skarży się w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy”.
Krytykuje też sugerowanie zamachu w Smoleńsku oraz optuje za
Jak tak dalej pójdzie, przy prezesie trwać będą jedynie ci, którzy
ponad naukowymi stawiają ambicje polityczne. Profesorowie Ryszard Legutko, który swego czasu nazwał maturzystów walczących
o świeckość szkoły „rozwydrzoProf. Jadwiga Staniszkis
Profesura
w odwrocie
ukowcy, przerażeni sytuacją, która
miała być idylliczna, a przeradza się
w koszmar. Najbardziej
spektakularną woltę
wykonała chyba prof. Jadwiga Staniszkis. Socjolożka jeszcze do niedawna była traktowana w kręgach
pisowskiej prawicy jako wyrocznia.
Z jej opiniami liczył się sam prezes.
Całym sercem oraz (dyskusyjnym)
intelektem obstawała przy „biało-czerwonej drużynie” Jarosława
Kaczyńskiego, którego uważała za
naturalnego wodza oraz człowieka
wybitnej inteligencji. Po kilku miesiącach rządów Beaty Szydło pani
profesor zmieniła zdanie. Nadal
wprawdzie uważa, że Kaczyński jest
inteligentny, ale spostrzegła, że swój
intelekt wykorzystuje dla niecnych
celów. „Przede wszystkim nie spodziewałam się, że Jarosław Kaczyński
dopuści do takiej sytuacji. Dziś widzę,
że błędnie założyłam, że inteligentny
człowiek w ten sposób się nie zachowuje. Nie brnie w pułapki, pamięta,
że wprowadzanie zmiany wymaga elastyczności. I szanuje wolność. Własną
i innych” – tłumaczyła w wywiadzie
dla „Polska The Times”. Profesor
Staniszkis wprost rzuca hasła o psuciu państwa przez PiS i „naczelnika”. O zamieszaniu wokół Trybunału
Konstytucyjnego i zawłaszczaniu mediów publicznych mówiła portalowi
wpolityce.pl następująco: „To wszystko świadczy o bezsilności i kompleksach, a nie sile władzy. Jest takim
irytującym i niebezpiecznym odreagowywaniem oraz swoistą polityką statusową typu »możecie mi naskoczyć«”.
turalności medialni funkcjonariusze
„dobrej zmiany” zarzucili Staniszkis
także... rozwiązłość seksualną oraz
to, że jej córka startowała do Sejmu
z list Nowoczesnej Ryszarda Petru.
Doprawdy trudno o zarzuty większego kalibru… To stała praktyka wyznawców prezesa, zgodnie z zasadą
zgodnie z racjonalnym planem, tylko kieruje się impulsami” – mówił
w wywiadzie dla „Polska The Times”. Bugaj krytykuje PiS za kryzys
w Trybunale Konstytucyjnym i podsycanie konfliktu między Polakami.
Zwolennicy PiS krytykują Bugaja za
odstępstwo, politycy tej partii – jak
Prawo i Sprawiedliwość traci zaplecze
intelektualne. Rządy tej partii najwyraźniej
nie zyskują przy bliższym poznaniu...
„kto nie z nami, ten przeciw nam”.
Podobny los spotkał prof. Ryszarda
Bugaja, który pełnił rolę
lewicowego kwiatka
do kożucha
obecnego prezydenta i rządu. Ekonomista ten, dawniej związany
z Unią Pracy, a od 2009 r. z Lechem Kaczyńskim i jego środowiskiem, przejechał się na nowych
kolegach. Od 2014 r. zasiadał w Radzie Programowej PiS. W październiku 2015 został członkiem Narodowej Rady Rozwoju (NRR) przy
prezydencie Dudzie, a już w lutym
2016 na własne życzenie opuścił to
gremium. Był to jego sprzeciw wobec bierności głowy państwa. Duda
– zdaniem Bugaja – nie przeciwdziałał „zawłaszczeniu instytucji państwa przez aparat rządzącej partii, ale
zgoła je wspierał”. Swoje motywacje
wyłożył w obszernym liście do prezydenta. Ostatnio podpisał także list
otwarty byłych prezydentów Polski,
na przykład eurodeputowany Zbigniew Kuźmiuk – „dziwią mu się”.
No tak, być częścią prezydenckiego
dworu i odejść? – to dla większości
polityków niepojęte.
Nad sensem swojej obecności
w Narodowej Radzie Rozwoju zastanawia się prof. Antoni Kamiński, socjolog. „Odkąd PiS wzięło
władzę, zajmuje się głównie wzmacnianiem ręcznego sterowania państwem” – stwierdza w rozmowie
z „Polityką”. Odejście z prezydenckiej rady rozważał także ekonomista prof. Witold Orłowski. „Wysłałem do prezydenta list w pewnej
ważnej i niepokojącej kwestii. Od
jego odpowiedzi będzie zależeć moje
dalsze członkostwo w radzie” – mówił w lutym tego roku, gdy NRR
opuszczał prof. Bugaj.
PiS zbiera cięgi
z coraz to nowych stron. Kojarzony z Radiem Maryja prof. Bogusław Wolniewicz także ma do-
sojuszem z Rosją. Prof. Wolniewicz jest na tyle sędziwy, że może
mówić, co mu się podoba. W przeciwieństwie do tych, którzy liczą
na stanowiska.
PiS krytykuje także dr Rafał
Matyja, twórca pojęcia „IV RP”.
„Patrząc na poczynania PiS od przejęcia władzy, widzę przede wszystkim
logikę partyjną, przejmowanie kontroli nad państwem, powtórzenie
polityki łupów, którą praktykowały
SLD, PO, PSL, AWS. Wszyscy…” –
gorzko konstatuje politolog. Czarno widzi sytuację inny piewca IV
RP i orędownik PO-PiS-u – prof.
Paweł Śpiewak. „Wojna ideologiczna, którą PiS w tej chwili rozpętał to już jest zarządzanie polityką za pomocą konfliktu” – zauważa
i prorokuje, że „przez PiS zmierzamy ku katastrofie”. Autodestrukcyjne zapędy partii rządzącej zauważa także Jan Rokita. Politycy
PiS „działają ewidentnie w pewnym
zaślepieniu politycznym i nie zauważają, że robią to na swoją szkodę” –
twierdzi były polityk PO, a obecnie
publicysta prawicowego tygodnika
„W Sieci”.
Pół roku
potrzebowali
przychylni PiS intelektualiści,
aby zauważyć, że coś jest nie tak.
Od ludzi z tytułem profesorskim
można wymagać, by przewidywali
przyszłość, a nie przeszłość. Profesorowie są mądrzy po szkodzie,
którą poniekąd nam zafundowali, wspierając PiS przed wyborami
i korzystając ze swego autorytetu.
nymi smarkaczami”, Zdzisław
Krasnodębski (europosłowie),
Andrzej Zybertowicz (doradca
prezydenta) ani Andrzej Nowak
(członek Narodowej Rady Rozwoju) mankamentów „dobrej zmiany” nie widzą. Dawne ideały porzucił także wicepremier i minister
kultury Piotr Gliński, niegdysiejszy członek Unii Wolności i Zielonych oraz specjalista od – o ironio!
– społeczeństwa obywatelskiego.
Dziś jest jednym z pilniejszych ministrów, hojnie obdarowującym
Kościół, urządzającym rekonstrukcje ślubu rotmistrza Pileckiego,
strofującym dziennikarkę w telewizji publicznej.
Prezes ma też w zapasie takie
tuzy jak Krystyna Pawłowicz. I to
jest prawdziwa intelektualna twarz
PiS. Po co udawać, że jest inaczej?
Już nie trzeba. Wybory wygrane,
więc przemądrzalców można ignorować. Pożyteczni idioci są już
bezużyteczni. „Swoich intelektualistów lubi, ale niespecjalnie szanuje.
Zdarza mu się wypowiadać o nich
lekceważąco, jako o tych, którzy
niczego z polityki nie rozumieją.
Obecnie ma kilku profesorów, którzy fascynują się nim i są nim oczarowani. Mają złudne poczucie, że
wpływają na jego decyzje – nie ma
to nic wspólnego z rzeczywistością.
Ale wielu woli nie budzić się z tego
błogiego snu” – pisał o Jarosławie
Kaczyńskim były europoseł PiS
Marek Migalski. Było to w roku
2011. Do opisywanych wyżej dotarło to dopiero w 2016 roku.
PIOTR CZERWIŃSKI
[email protected]
KULISY POLITYKI
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
strona 9
Co złego, to nie PiS
Prawo i Sprawiedliwość nie ponosi
porażek, Polacy kochają partię i prezesa,
a krytycy stanowią rozkrzyczaną garstkę
frustratów. Tak wynika z przekazów,
jakimi karmi nas drużyna
Jarosława Kaczyńskiego.
Bolesna wpadka
Dudów
Pierwszy przykład przemilczenia porażki obserwowaliśmy
w lutym tego roku w Radomsku.
W mieście nieprzerwanie od 2006
roku funkcję prezydenta pełniła Anna Milczanowska z PiS.
W 2015 roku najwyraźniej zmęczona sprawami samorządowymi
postanowiła wystartować w wyborach parlamentarnych. Zdobyła mandat i została posłanką. Na
stanowisko pełniącego obowiązki prezydenta partia oddelegowała komisarza Wiesława Kamińskiego. Wcześniej był on prezesem
Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, a prywatnie – wujkiem
prezydenta Andrzeja Dudy. Ra-
domsko zatem wciąż pozostawało
w rękach PiS. Do czasu… Na początku roku w mieście odbyły się
przedterminowe wybory na prezydenta miasta. Pierwsza tura nie
przyniosła rozstrzygnięcia. Jednak
CBA zamiast
Trybunału
Pod koniec lutego do mediów
wyciekł projekt opinii Komisji Weneckiej, krytycznej m.in. wobec zablokowania Trybunału Konstytucyjnego. Komisja podkreśliła, że
działania te naruszają kluczowe
wartości demokratyczne. W międzyczasie w Warszawie odbyła się ma-
cież nie może być tak, że komuś
nie podoba się „dobra zmiana”.
Mimo usilnych starań na ulice
miast wychodzi coraz więcej protestujących. Ostatni marsz KOD
w Warszawie pod hasłem „Jesteśmy i będziemy w Europie” według różnych źródeł zgromadził
od kilkudziesięciu do setek tysięcy ludzi. Niektóre media pisały
nawet, że była to największa manifestacja po 1989 roku. Co na to
PiS? W trakcie trwania protestu
partia zorganizowała internetowy
czat z prezesem Kaczyńskim. Kiedy mnóstwo osób na ulicach WarCollage: Łukasz Lipiński
W kampanii wyborczej PiS
snuł plany stworzenia z Polski europejskiego mocarstwa, insynuując, że III RP zepchnęła nasz kraj
na margines. Za rządów PiS miało
być pięknie, a jest brzydko. Bardzo
brzydko. Kolejne niepowodzenia
partii są widoczne gołym okiem,
ale jej kierownictwo robi wszystko,
żeby swoje porażki przykryć. Ważne dla Polski wydarzenia próbuje
przemilczeć, sprzedając wyborcom
a to jakąś groteskową wycieczkę
premier Beaty Szydło do Watykanu, a to w większości wyssane
z palca oskarżenia wobec KOD-u
i opozycji. Te ostatnie stały się specjalnością obecnego rządu. Niemal
każda konferencja, każde dłuższe
wystąpienie sejmowe czy wywiad
w mediach muszą zawierać odpowiednią ilość jadu wylaną na politycznych przeciwników. PiS bowiem – zamiast zmieniać Polskę
w zapowiedziane mocarstwo – od
początku swoich rządów zajmuje się rozliczaniem poprzedników
i obwinianiem rywali. Względnie
organizuje naciągane wydarzenia,
które karnie transmitują media
narodowe i bałwochwalczo opisują
PiS-owskie gadzinówki. Wszystko
po to, aby potencjalny wyborca nie
dowiedział się, że wcale nie jest tak
pięknie, jak miało być.
ła ogromną awanturę, choć bez
stosownych analiz nie można było
nawet stwierdzić, czy opublikowane dokumenty nie są fałszywkami.
wyniki drugiej przyniosły przykry
dla PiS efekt. 21 lutego 2016 roku
Miejska Komisja Wyborcza ogłosiła, że nowym prezydentem będzie
Jarosław Ferenc z Komitetu Wyborczego „Razem dla Radomska”.
Zdobywając 63,75 procent głosów,
zdeklasował on Wiesława Kamińskiego (36,25 proc. głosów). Sprawa pewnie nie odbiłaby się szerokim echem, gdyby nie rodzinne
powiązania kandydata PiS i prezydenta Dudy. Doskonale wiedziała
o tym partia i dzień później, w poniedziałek 22 lutego, w mediach
pojawiła się inna bomba skutecznie
przykrywająca druzgocącą przegraną w dotychczas PiS-owskim
Radomsku. IPN udostępnił teczki TW „Bolka”, oskarżając Lecha
Wałęsę o współpracę z SB. Instytut
zrobił to, mimo że wcześniej zawartości teczek nie badał. Przyznał to
nawet prezes IPN Łukasz Kamiński. Wrzutka z „Bolkiem” wywoła-
nifestacja Komitetu Obrony Demokracji pod hasłem „My, naród”, na
której – według stołecznego ratusza
– pojawiło się około 80 tys. osób.
Opinia Komisji oraz marsz KOD-u
były dla PiS bardzo dotkliwe, ale
aparat partyjny szybko znalazł sposób na chociaż częściowe wyciszenie
sprawy. W poniedziałek 29 lutego,
a więc tuż po wydarzeniach niewygodnych dla rządu do domu byłego
ministra sportu i byłego sekretarza
generalnego PO Andrzeja Biernata, weszło CBA, a za nim kamery
telewizyjne. Już nie protesty, a rzekomo nieprawdziwe oświadczenie
majątkowe barona Platformy było
na okładkach gazet.
Internetowy KOD
Kaczyńskiego
Z antyrządowymi manifestacjami PiS ma problem od początku swoich rządów. Bo prze-
szawy dawało wyraz sprzeciwu
wobec działań rządu, Telewizja
Polska zarządzana przez PiS-owskiego bulteriera Jacka Kurskiego transmitowała na żywo
pogadankę Kaczyńskiego z internautami. Prezes mówił na przykład, że jego ulubionym daniem
jest bigos, a filmem – „Most na
rzece Kwai”. Zdradził też, że lubi
oglądać w centrach handlowych
półki z piwami. Jeszcze w 2008
roku pomiatał internautami, bo
o możliwości głosowania przez
Internet mówił tak: „Nie jestem
entuzjastą tego, żeby młody człowiek siedział przed komputerem,
oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem”. Wprawdzie prezes nie tyle „pociąga”, co
ogląda, ale widać „dobrą zmianę”. O tym, że czat został zorganizowany specjalnie po to, aby
przykryć marsz KOD, powiedział
minister Witold ­Waszczykowski.
„Nie muszę oglądać w telewizji
takich marszy, bo w tym samym
czasie była bardzo ciekawa audycja z Jarosławem Kaczyńskim.
Oglądałem jego czat internetowy”
– przyznał polityk.
Oralny audyt
Od kilkunastu dni na tablicy PiS-owskich porażek jest nieszczęsny rating Polski, czyli ocena, która informuje inwestorów
o wiarygodności i wypłacalności
kraju. Niestety, ostatnio nie wypadamy najlepiej. Nasz rating najpierw w styczniu został obniżony,
a ostatnio niską ocenę potwierdziła agencja Moody’s. Tuż przed
oficjalnym ogłoszeniem tej informacji PiS zorganizował tak zwany
audyt. Wszyscy ministrowie przez
cały dzień mówili w Sejmie, jak
tragiczne były rządy PO-PSL. Po
ponad pół roku rządzenia PiS –
zamiast przedstawiać swoje sukcesy i plany na przyszłość – zajął się
krytyką przeciwników. Audyt został przedstawiony ustnie. Partia
nie przygotowała żadnego dokumentu na potwierdzenie swoich oskarżeń. A te były potężne.
Według PiS-owskich ministrów
przez 8 lat panowania poprzedniej
ekipy Polacy stracili około 340 miliardów złotych. Nic dziwnego, że
negatywna ocena ratingowa zeszła
na drugi plan. Zresztą dzięki audytowi rząd nawet nie musiał się
z tego specjalnie tłumaczyć. Dodatkowo dla całkowitego wymazania informacji o ratingu PiS szumnie ogłosił, że chce zorganizować
spotkanie liderów partyjnych
w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Takie rozmowy już się odbywały, kiedy chodziło o postanowienia Komisji Weneckiej. Kaczyński
miał wtedy powiedzieć, że chce je
zrealizować. Do tej pory nie zrobił w tej sprawie nic, więc dlaczego
akurat teraz chce się znowu spotkać i ponownie obiecywać poprawę? Wybiera zresztą taki termin,
który nikomu nie pasuje. Łatwo
będzie później powiedzieć, że dobra wola rządu była, ale opozycja
nie chciała rozmawiać.
PiS-owska narracja jest zatem
bardzo prosta: wyciszać, kluczyć
i oskarżać, a w razie konieczności
za grzechy żałować w świetle kamer
w Watykanie. Bo jak mówił naczelny propagandzista PiS Jacek Kurski, „ciemny lud to kupi”.
ŁUKASZ LIPIŃSKI
[email protected]
strona 10
POD PARAGRAFEM
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Co w prawie piszczy
wanie ciemnoty, zacofania i niedorozwoju umysłowego jest władzy na rękę.
Elbanowscy walnie przyczynili
się do wygranej PiS-u, wojując z mądrymi, chociaż może nieco ślamazarnymi reformami, które w edukacji
wprowadzał poprzedni rząd. Obnosząc i promując swoje fobie i ciąże,
państwo Elbanowscy usilnie utrwalali obecną władzę. Przyszedł więc czas
na spłatę długów, gdyż partia nie zapomina o swoich popieraczach.
Fundacja prowadzona przez Elbanowskich. Po prostu „dobra zmiana”. Konkurs wygrała więc właśnie
ta kosztochłonna Fundacja, która
70 proc. osiągniętych przychodów
przeżarła na wynagrodzenia „popieraczy” obecnej władzy ludowej.
Dodam, że informacje na ten temat
zostały, niestety, skrzętnie ukryte na
stronie MEN i nie zawierają już danych o konkursie tak szczęśliwym
dla państwa Elbanowskich. Zaiste
Państwo Elbanowscy, których
nazwisko pojawiło się w kontekście
tej nieprzyjemnej afery w MEN,
opublikowali oświadczenie zatytułowane: „Nie jesteśmy ani Tutsi ani
Hutu”. Po pierwsze, wojujący z edukowaniem od najwcześniejszych lat
Elbanowscy są żywym dowodem na
durność swoich tez. Gdyby poszli do
podstawówki rok wcześniej, to być
może dowiedzieliby się, że w zdaniu, w którym powtarza się spójnik
lub partykuła „ani”, należy przed
drugim „ani” postawić przecinek
(„ani Tutsi, ani Hutu”). Po drugie,
używanie odniesienia do tak gigantycznej zbrodni, jaką jest ludobójstwo w Rwandzie, w sprawie, która
dotyczy przytulenia pieniędzy, dowodzi upadku obyczajów. To zapewne
Ministerstwo Edukacji – z przeproszeniem – Narodowej ogłosiło konkurs na realizację zadania
publicznego dotyczącego przeprowadzenia „pogłębionych konsultacji społecznych”. Konkurs wygrała
Federacja Inicjatyw Oświatowych,
która skupia się na pomocy w rozwoju edukacji na wsi. Jednak wyniki konkursu „anulowano” i ogłoszono go ponownie. Tym razem – co za
niespodzianka! – konkurs wygrała
jest on szczęśliwy, bo małżonkowie Elbanowscy ucieszą się kwotą
8 milionów złotych. Ciekaw jestem,
czy i tym razem 70 proc. z tej kwoty
(niemal 6 milionów) Fundacja Elbanowskich wyda na własne wynagrodzenia? A potrzeby są duże. Pani
Elbanowska tryumfalnie obnosiła
na konferencji prasowej kolejną ciążę. Przyznacie, Drodzy Czytelnicy, że
nasze państwo daje naprawdę sute
becikowe.
również ma związek ze zbyt późną
edukacją. Po trzecie, nikt nie twierdzi, że państwo Elbanowscy są Tutsi
bądź Hutu. Na razie bowiem przypominają bardziej sprytnych Rockefellerów, tyle że o katolickich
skłonnościach.
Ale nie wszyscy mogą się cieszyć
tak bardzo, jak państwo Elbanowscy. W tym samym czasie Ministerstwo Nie-Sprawiedliwości postanowiło odebrać pieniądze przyznane
Popieracze
W
ydatkowanie
środków publicznych odbywa się
– zgodnie z art. 44
ustawy o finansach publicznych
– w sposób celowy i oszczędny,
w celu uzyskania „najlepszych
efektów z danych nakładów”.
Tyle teoria...
Kilka miesięcy temu prasa doniosła, że z obowiązkowego sprawozdania składanego przez fundację
małżonków Elbanowskich wynika,
iż z zebranych 371 tys. zł niemal 70
proc. wydano na wynagrodzenia. Nie
była to sytuacja nadzwyczajna, skoro z opublikowanego przez fundację
Elbanowskich sprawozdania za 2014
rok wynika, że przychody fundacji
wyniosły 375 tys. zł, wynagrodzenia pochłonęły 237 tys. zł., a umowy
zlecenia – 136 tys. zł. Innymi słowy,
„działacze społeczni” zebrali od ludzi pieniądze, które wydali sami na
siebie, a pensje tychże „działaczy”
w osobach państwa Elbanowskich
wynosiły niemal po 8 tys. zł miesięcznie. Przypomnijmy, że małżonkowie
Elbanowscy zrobili nie tak dawno
karierę, tocząc publiczną wojnę o to,
żeby polskie maluchy miały jak najmniejsze szanse na rozwój. Twierdzili oni bowiem, że dzieci nie powinny
iść do szkoły w wieku 6 lat, lecz rok
później. Jest to oczywiście bzdurne.
Dzieci z państw, w których osiąga się
najlepsze wyniki edukacyjne, zwykle
zaczynają naukę rok albo dwa lata
wcześniej niż dzieci polskie. Rządzący
obecnie obóz wdrożył szkodliwe pomysły Elbanowskich, gdyż utrzymy-
M
ożna kosić kasę na amuletach, potępiając jednocześnie amulety. Wystarczy być
katolickim zakonnikiem.
Jeden z tabloidów ekscytuje się sprzedażą opasek na rękę przez benedyktynów.
Opaski są oczywiście
niezwykłe, bo zawierają pierwsze litery łacińskiego egzorcyzmu, po
polsku brzmiącego: „Idź
precz, szatanie, nie kuś
mnie do próżności, złe jest
to, co podsuwasz, sam pij
truciznę”. Opaska elegancka, nie rzuca się w oczy jak medalik, który swoją drogą też u benedyktynów można
nabyć, ale drożej. Istnieje także możliwość
zakupu płóciennej torby z nadrukowanym
egzorcyzmem. Nie zbadano dotychczas,
jaka zachodzi reakcja, jeśli włożyć do niej
„­Fakty i Mity”.
Diabelski antywirus w postaci opaski
kosztuje ledwie dziesięć złociszy, więc wydatek praktycznie żaden. Niestety, mnisi
nie zapewniają pełnej ochrony. „Opaska to
nie amulet – ktoś, kto ją nosi, nie stanie się
automatycznie niewrażliwy na działanie dia-
To idzie młodość!
mie obrączki na drugim palcu – to można już
w miarę bezpiecznie wyjść na miasto. Najlepiej prosto do kościoła.
Te wszystkie absurdy nikomu nie przeszkadzają. Amulet nie amulet można sprzedać za 10 zł – jak wszystko inne. Benedyktyni
zgodnie ze swoim hasłem „ora et labora” (łac.
módl się i pracuj) w pocie czoła pracują nad
tym, jak sprzedać w nowoczesnej formie ich
Módl się i zarabiaj
bła” – przestrzegają kupcy świątynni. Ale
jeśli uzbroić się dodatkowo w buteleczkę
wody święconej, szczyptę soli egzorcyzmowanej, przepasać się sznurem św. Filomeny („pomocny w czasie pokus i przeciwko
cnocie czystości”), z pierścieniem czystości
bł. Karoliny na jednym, a różańcem w for-
firmowy produkt, czyli medalik św. Benedykta. Wymyślili opaski i torby. Lepiej zajęliby
się piwem czy miodem, które też produkują
w Tyńcu – większy pożytek dla wszystkich.
Ale i w przypadku klasztornych wyrobów
spożywczych mnisi trochę kręcą. Przed kliku
laty Główny Inspektorat Jakości Handlowej
wcześniej łódzkiemu Centrum Praw
Kobiet. Jest to fundacja zajmująca
się niesieniem pomocy kobietom
maltretowanym, ofiarom przemocy domowej. W ocenie władzy CPK
kieruje swoją pomoc „wybiórczo”,
bo tylko do kobiet. To interesujące, że władza nie ma tego rodzaju
zahamowań w przypadku licznych
kościelnych biorców środków publicznych, którzy również są dość „wybiórczy”. Pieniądze potrzebne CPK
to kwoty rzędu kilku tysięcy rocznie,
bo wszyscy pracują tam na zasadzie
wolontariatu, w odróżnieniu od tłuściutkiej fundacji pani Elbanowskiej
i jej męża. Problem jednak w tym, że
CPK walczy z dyskryminacją i przemocą wobec kobiet, czyli poniekąd
z obecną władzą, z którą tak ładnie
utożsamili się dochodowi małżonkowie Elbanowscy.
Unieważnienie wyników konkursu przeprowadzonego przez MEN
powinno zainteresować prokuraturę, ale odkąd stanowi ona zbrojne
ramię rządzącej partii, nie należy się
od niej spodziewać zainteresowania.
Być może jednak przejrzystością i legalnością działań pani Zalewskiej
(to PiS-ówka skierowana „na odcinek” edukacji jako szefowa resortu)
zainteresuje się Komisja Europejska.
Tak się bowiem składa, że środki wydawane hojną ręką przez ministerstwo nie są polskie, lecz unijne. Warto pamiętać, że środki unijne muszą
być wydawane w sposób przejrzysty
i zgodny z prawem, bo w Unii nie akceptuje się obyczajów katolickiego
bantustanu. Mam nadzieję, że jeśli
Polska straci dofinansowanie z UE
na „pogłębione konsultacje społeczne” dotyczące edukacji, to odpowie
za to stosowną odsiadką osobiście
pani ministra Zalewska, a także
inne zamieszane w tę aferę osoby.
JERZY DOLNICKI
[email protected]
Artykułów Rolno-Spożywczych w Krakowie
zarzucił zakonnikom, że sprzedawane przez
nich tradycyjne produkty nie są wcale takie
tradycyjne. Ich wytwory były produkowane
„przy użyciu zmechanizowanych linii technologicznych według powszechnie stosowanych metod”, które „nie posiadały jakiegokolwiek związku z tradycyjnymi metodami
pozyskiwania stosowanymi od wielu lat przez
benedyktynów”.
No i tak to się kręci: temu medalik,
temu wino – każdemu według potrzeb. Diabeł technologii zawitał pod klasztorną strzechę, więc po co go wypędzać, skoro można zaprząc do roboty? Niech robi medaliki
i pomoże w produkcji niemal tradycyjnego
miodu. Na chwałę Pana! I niech się wszelakie inspektoraty odczepią. Najstarszy zakon
w Europie rządzi się swoimi prawami. Tak
jak najstarszy zawód świata.
ŁUKASZ PIOTROWICZ
[email protected]
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
WszechBiałystok
O
d lat najwięcej
przestępstw na
tle rasistowskim
odnotowuje się
w stolicy Podlasia. W tej PiS-owskiej twierdzy bandycki nacjonalizm cieszy się wyjątkową
tolerancją.
Podpalenia, pobicia, nękanie,
zastraszanie, obrażanie cudzoziemców oraz propagowanie rasizmu to
w Białymstoku niemal codzienność.
W maju 2013 roku, po serii przestępstw na tle rasowym, ówczesny
minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz wypowiedział
słynne słowa „idziemy po was”. Były
one skierowane do białostockich
skinheadów. W większości związanych z ONR i ruchem kibicowskim
miejscowej Jagiellonii Białystok. Po
trzech latach od wypowiedzenia „wojny” nacjonalistom zdążył zmienić się
rząd, prezydent i szef MSW. Natomiast ideologia faszystowska wciąż
ma się na Podlasiu całkiem nieźle.
W kwietniu 2016 roku w ramach
82-lecia istnienia Obozu Narodowo-Radykalnego w studenckim klubie
Gwint znajdującym się na terenie
Politechniki Białostockiej odbył się
koncert nacjonalistycznego zespołu
Nordica. Tuż przed imprezą uczelniane biuro ds. współpracy międzynarodowej zaapelowało do studentów z programu Erasmus, aby nie
opuszczali swoich pokoi. Władze
Politechniki chciały w ten sposób
ostrzec obcokrajowców przed agresywnymi uczestnikami koncertu.
Zespół Nordica powstał na zgliszczach kapeli Agressiva 88 (liczba 8
odpowiada literze „h” w alfabecie.
Powtórzona dwa razy oznacza „Heil
Hitler”).
Teksty piosenek Agressivy są
skandaliczne. Taki zespół nie powinien istnieć, a co dopiero legalnie grać na wyższej uczelni. Muzycy z Agressivy śpiewają m.in.: „Tak
to właśnie my – narodowi socjaliści. Tak to właśnie my – biali rasiści”, „Powstań dumny nadczłowieku! Zadrwij z fałszu słabych praw!
Podnieś chwałę dawnych wieków!
Honor rasy dzisiaj sław!”. Tytuł jednej z piosenek brzmi: „Biała kur*a
czarnucha”. Tacy właśnie „artyści”
ku uciesze lokalnych neonazistów
pojawili się w Białymstoku na wyższej uczelni. Nie protestował minister kultury Piotr Gliński ani mi-
nister nauki i szkolnictwa wyższego
Jarosław Gowin. Głos w sprawie
zabrali jedynie członkowie partii Razem, ale nie udało się im zablokować
koncertu. Rektor uczelni prof. Lech
przewidzieć. Te mogłyby być groźne”
– twierdzi zarządca politechniki.
Białostoccy neonaziści – tak otwarcie nazywa ich policja – uważają
się za patriotów. Wielu z nich należy
Dzienis tłumaczył, że impreza się
odbyła ze względów bezpieczeństwa
(sic!). „Gdybyśmy odmówili organizacji koncertu w Gwincie, prawdopodobnie na naszym kampusie
odegrałyby się jakieś zajścia, których
konsekwencji nie bylibyśmy w stanie
do Obozu Narodowo-Radykalnego
i sympatyzuje z Młodzieżą Wszechpolską. Ta ostatnia dzięki Pawłowi
Kukizowi ma od niedawna swoich
przedstawicieli w Sejmie. Policja od
lat kontroluje to środowisko, dochodzi do kolejnych zatrzymań, ale to
wciąż kropla w morzu, szczególnie
że ofiary w obawie o własne zdrowie
i życie boją się zeznawać. Według
rzecznika praw obywatelskich dr.
Adama Bodnara w 2015 roku aż 85
proc. osób, które doświadczyły dyskryminacji, nie zgłosiło tego żadnej
instytucji. Dzieje się tak m.in. dlatego, że panuje przyzwolenie na propagowanie nacjonalistycznych idei.
Członkowie faszyzującego ONR
zostali zaproszeni nie tylko przez
wspomnianą Politechnikę, ale i do
płockiego liceum. Młody człowiek
ze znakiem falangi (stylizowany wizerunek ręki trzymającej miecz) na
ramieniu prowadził otwarty wykład
dla nastoletnich uczniów. „Jesteśmy
pokoleniem, które może zapisać się
w pamięci naszych potomnych. Pokoleniem, które podniesie ten kraj
z kolan. Jak będzie wyglądać życie
naszych dzieci, jeśli pozwolimy na
to, by patriotyzm nazywany był faszyzmem, a duma z bycia Polką czy
Polakiem była rasizmem, ksenofobią, zacofaniem, obciachem, a walka
o własne dobro, o dobro naszego narodu, była obiektem ocen międzynarodowych instytucji?” – wywodził ów
ONR-owiec.
Umysły młodych ludzi są bardzo podatne na tak skrajne poglądy. Widać to zwłaszcza w sondażach
wyborczych. W szkołach ogrom-
Z kroniki białostockiej policji:
Czarnoskóry prezenter jednej z lokalnych stacji radiowych, pochodzący z Sierra Leone, został znieważony i pobity z powodów rasistowskich przez 24-letniego Tomasza G. Nazwał on dziennikarza „bambusem” i pobił go pod jego blokiem. Napastnik
krzyczał też: „No i co teraz, czarnuchu?”. W wyniku uderzenia pięścią poszkodowany doznał poważnego urazu oka.
Na osiedlu Zielone Wzgórza „nieznani sprawcy” podłożyli ogień pod drzwi mieszkania, w którym znajdowała się czeczeńska rodzina: pięcioro dorosłych i dwoje małych dzieci. Uchodźcom udało się zgasić płomienie. Według poszkodowanych
sprawcy oblali drzwi benzyną.
Na osiedlu Leśna Dolina doszło do podpalenia mieszkania zajmowanego przez małżeństwo Czeczenów wraz z dzieckiem.
„Gdyby nie to, że w porę zauważyliśmy płomienie, to pewnie spłonęlibyśmy żywcem” – relacjonował poszkodowany mężczyzna. Sprawcy przez szczelinę pod drzwiami wlali benzynę do środka mieszkania. Na szczęście udało się ugasić płomienie.
Przy ulicy Armii Krajowej doszło do podpalenia mieszkania, w którym mieszkał obywatel Indii wraz z żoną – Polką – i jej
rodzicami. Jego teść relacjonował: „Nagle usłyszałem brzdęk tłuczonej szyby i zobaczyłem taki błysk, jakby bezpieczników.
Uchyliłem drzwi do przedpokoju. A tam wszystko stało w płomieniach”. Rodzinie udało się zgasić palącą się benzynę, rozlaną po kafelkach. Gdy otworzyli drzwi na klatkę, te również, od zewnętrznej strony, płonęły. Pożar pomogli ugasić sąsiedzi.
Podobno od jednego z policjantów żona Hindusa usłyszała, że ma dwa wyjścia: albo wsadzić kij w mrowisko, albo się stąd
wyprowadzić.
Podczas koncertu muzycznego na juwenaliach blisko 10-osobowa grupa kiboli Jagiellonii Białystok zaatakowała i pobiła
dwoje uczestników tego wydarzenia. Powodem agresji stał się wygląd napadniętych, bo nie pasował do faszystowskiego
wizerunku „prawdziwego Polaka”. Sprawa została zgłoszona na policję.
Czterech mężczyzn napadło na 17-letniego obywatela Rosji narodowości czeczeńskiej. Z relacji pokrzywdzonego wynikało, że został on zaatakowany w autobusie komunikacji miejskiej, gdy wracał do domu. Tam podeszło do niego czterech
mężczyzn, którzy od razu zaczęli go szarpać, bić, obrażać i znieważać na tle jego przynależności narodowej. Ani kierowca, ani
świadkowie zdarzenia nie wezwali policji.
Na osiedlu Nowe Miasto Marcin S., 23-letni mieszkaniec miasta, uderzył w twarz dziecko narodowości czeczeńskiej. Gdy
jego matka usłyszała krzyk, wybiegła i zobaczyła, że syn leży na ziemi. Nad nim stał mężczyzna. Kobieta ukryła się wraz z dzieckiem w mieszkaniu. Napastnik poszedł za nimi. Gdy Czeczenka wyjrzała przez wizjer – pokazał jej gest podcinania gardła
i krzyczał, żeby „wyjeżdżali z tego kraju”.
Na jednym z lokalnych portali internetowych ukazał się artykuł na temat rasistowskich incydentów wymierzonych w dziewięcioletniego chłopca o ciemnej karnacji. Jego ojciec był Egipcjaninem (zginął w tym kraju podczas zamieszek). W wypowiedzi dla mediów matka chłopca relacjonowała: „Synek nie czuł się tu dobrze. Dzieci zaczęły go przezywać »czarnuch«,
a on przychodził i pytał mnie dlaczego jest nielubiany. Kiedyś słyszałam na własne uszy, jak jedna z matek powiedziała do
swojego syna, żeby się z moim nie zadawał, bo jest taki ciemny jak Cygan i na pewno coś ukradnie”.
strona 11
nym poparciem cieszy się Janusz
Korwin-Mikke i Ruch Narodowy.
A takie akcje propagandowe, jak
opisana wyżej, tylko umacniają silną pozycję narodowców. Ugruntowuje ją także partia rządząca. Prawo
i Sprawiedliwość otwarcie popiera ONR. Radni PiS w Białymstoku
odrzucili na przykład uchwałę PO
potępiającą marsz ONR ulicami
miasta. Ministerstwo Obrony Narodowej dowodzone przez Antoniego Macierewicza tworzy struktury
tzw. Obrony Terytorialnej, do której
chcą przystąpić członkowie ONR.
„Celem Obrony Terytorialnej powinno być wzmocnienie patriotycznych
i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił
zbrojnych, tak aby patriotyzm oraz
wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa” – uważa ppłk rez. dr
Grzegorz Kwaśniak, pełnomocnik
MON ds. tworzenia obrony terytorialnej kraju powołany przez Macierewicza. W jednym z ostatnich
odcinków programu telewizyjnego
„Warto rozmawiać” – prowadzonym
przez pupila PiS Jana Pospieszalskiego – został poruszony temat
ONR. Na wizji wystąpił m.in. popularny na prawicy Rafał Ziemkiewicz, który narodowców oczywiście
bronił. Wytłumaczył nawet widzom,
że w haśle „śmierć wrogom ojczyzny” wcale nie ma propagowania
nienawiści. Komplementy pod adresem ONR wypowiadał też pisowski
wojewoda łódzki Zbigniew Rau,
który zasłynął również wspólnym
przemarszem z nacjonalistami.
Wizyty w szkołach, programy telewizyjne, poparcie rządu itp. legitymizują pozycję skrajnie nacjonalistycznych poglądów w przestrzeni
publicznej. Mimo kolejnych przestępstw związanych z przemocą na
tle narodowościowym i rasowym politycy zdają się problem bagatelizować. Mało tego. Bywa, i to często, że
dla swoich interesów ukierunkowują nienawiść kiełkującą w głowach
młodych ludzi. A robią to, niestety,
wszystkie strony politycznego konfliktu. Ludzie od Kukiza zbierali
podpisy pod petycją niewpuszczania
uchodźców do Polski. Na manifestacjach KOD partię Kaczyńskiego bez
żenady nazywa się PiSlamem, a na
ostatnim Kongresie Kobiet uczestniczki zakładały papierowe torby
na głowy, co miało symbolizować
hidżaby. Takie zachowania zamiast
walczyć ze skrajnościami, tylko je
pogłębiają. Przypomnijmy, że wszelkiej maści narodowcy czują odrazę
do III Rzeczypospolitej. Wydaje się
jednak, że nie liczba im przeszkadza,
a drugi człon nazwy. Niedaleko im
przecież do III, ale Rzeszy…
ARIEL KOWALCZYK
[email protected]
strona 12
NAUKA, TECHNOLOGIA, INTERNET
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Kryminaliści w sieci
Internet staje się coraz bardziej
wszechobecny. Nic dziwnego, że coraz
śmielej buszują w nim przestępcy. Ich czyny
opisuje aż 38 artykułów Kodeksu karnego.
Każdego dnia aż 280 tys. komputerów w Polsce infekuje złośliwe
oprogramowanie. W ponad 50 tys.
komputerów dziennie czyha trojan
bankowy. Rocznie w domenie .pl
wykrywa się prawie 600 tys. złośliwych oraz około 18 tys. fałszywych
stron internetowych. To najnowsze
dane za 2014 rok, ogłoszone przez
CERT (Zespół Reagowania na Incydenty Komputerowe) Polska.
Specjaliści z tego zespołu przez całą
dobę monitorują polską przestrzeń
internetową i reagują na zagrożenia w sieci. Podobnie pesymistyczny
jest raport rządowego CERT.GOV.
PL. Ujawnia, że w 2014 roku miało
miejsce aż ok. 7,5 tys. niebezpiecznych zdarzeń w necie, dotyczących
administracji publicznej. W prawie
4,7 tys. z nich przejęto kontrolę nad
rządowymi komputerami w ramach
przestępczych sieci typu Botnet.
Nie zaskakuje więc, że aż 48 proc.
Polaków miało już kontakt (zwykle
w pracy) z cyberprzestępczością. 32
proc. uważa ją za ogromny problem.
56 proc. sądzi, że przestępczość internetowa jest groźniejsza od tej
„tradycyjnej”…
W połowie 2015 roku Najwyższa Izba Kontroli oceniła jako fatalne bezpieczeństwo polskiej cyberprzestrzeni. Kontrolerzy pochwalili
jedynie CERT Polska, który od 1996
roku funkcjonuje w NASK (Nauko-
I
wa i Akademicka Sieć Komputerowa). Ten instytut naukowy jest także
krajowym rejestrem domen (adresów stron) .pl. NIK skrytykował
brak koordynacji działań między
zespołami CERT działającymi w innych instytucjach, m.in. w Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy
MON. W ocenie NIK państwowe
i prywatne zespoły CERT działały
każdy „na własną rękę”, bez żadnej
koordynacji. Brakowało również
właściwych regulacji prawnych, odpowiedniego finansowania, skutecznych działań. Także krajowego
systemu przeciwdziałania cyberzagrożeniom. Również tym kryminalnym, choć istniały wydziały do walki z cyberprzestępczością w ABW,
CBŚ oraz komendach wojewódzkich policji.
W kwietniu tego roku prokurator krajowy Bogdan Święczkowski obiecał zwiększenie poziomu
bezpieczeństwa w sieci – wkrótce
w każdej prokuraturze mają być
komórki zwalczania cyberprzestępczości. Wicemister zapewnia, że „prokuratura będzie dbała
o cyberbezpieczeństwo nie tylko
organów państwa, ale całego życia
publicznego w naszym kraju”. Jeżeli traktować te zapewnienia serio, to może być przełom. Dotąd
bowiem w prokuraturach rzadko
można było spotkać prokurato-
nternetowe płatności są szybkie i wygodne. Łatwo jednak popełnić kosztowny błąd...
Niemało jest przestępców chcących dobrać się do
naszego portfela. Dotyczy to także płatności elektronicznych za pośrednictwem Internetu. Hakerzy czyhają
zwłaszcza na nasz bankowy login i hasło. Podsuwają nam
spreparowaną stronę, która udaje stronę logowania naszego
banku. Nierzadko złośliwe oprogramowanie „w locie” podmienia numer konta bankowego, na który dokonujemy przelewu. Dlatego zawsze należy zachować ostrożność.
Oto podstawowe reguły bezpieczeństwa:
Urządzenie, z którego logujemy się na stronę banku (komputer, smartfon) musi być chronione zaporą oraz programem
antywirusowym. Należy w nim zawsze instalować aktualizacje
systemowe oraz chronić go przed zainfekowaniem wirusem,
trojanem lub innym złośliwym oprogramowaniem. Elektroniczne transakcje najlepiej wykonywać stale tylko z jednego urządzenia. Jeszcze lepiej, gdy służy ono wyłącznie do tego celu.
Na stronę naszego banku nie powinno się wchodzić poprzez kliknięcie jakiegokolwiek odnośnika (linku) z maila,
PDF-u czy innej strony w Internecie. Najlepiej ręcznie wpi-
rów mających jakiekolwiek pojęcie o Internecie, Botnecie, anonimizacji, wirusach czy eksploitach.
Korzystali na tym przestępcy, którym zbyt często udawało się uciec
przed odpowiedzialnością, bo prokurator nie był w stanie zrozumieć,
na czym polegało ich przestępstwo.
Albo nie potrafił udowodnić, że do
niego doszło.
Katalog zagrożeń CERT.GOV.
PL wskazuje 34 rodzaje nielegalnych czynów w sieci. Kodeks karny
definiuje aż 38 zachowań przestępczych. Najczęściej są to oszustwa,
fałszerstwa komputerowe oraz wyłudzanie danych. Ich celem jest
zwykle uzyskanie korzyści materialnych. Ale to także pranie brudnych pieniędzy, nielegalny hazard,
kradzieże własności intelektualnej
i treści pedofiliskie. Eksperci szacują, że zyski z przestępczej działalności w Internecie są już większe niż dochody z narkotyków czy
handlu bronią! W taki sposób próbują też „zarobić” polscy przestępcy. W styczniu tego roku policjanci
aresztowali hakera o nicku (pseudonim internetowy – red.) CharlieTheUnicorn. Oferował innym
przestępcom na sprzedaż fałszywe
konta bankowe PKO BP, mBanku, PEKAO SA, ING, Alior, Millenium, BZ WBK, Banku Pocztowego i Eurobanku. Swoją „ofertę”
publikował na nieistniejącym już
forum ToRepublic. Przestępczą
„karierę” w ostatnich miesiącach
zakończyli też inni hakerzy z tego
forum, m.in. The Venom Inside,
a także Polsilver oraz kyber.
W maju tego roku kajdanki
zatrzasnęły się na rękach sławnego w Polsce hakera o pseudonimie Polly Pocket. Rozgłos zyskał
po kradzieży zawartości twardego dysku funkcjonariusza ABW.
Potem chwalił się wykradzionymi
z firmy dietetycznej danymi, które
Bezpieczny
przelew
sać w przeglądarce znany nam adres internetowy banku. Jeśli
klikamy w linka, trzeba sprawdzić, czy faktycznie adres strony
jest prawidłowy. Połączenie ze stroną banku lub np. serwisu
PayPal musi być szyfrowane, co potwierdza symbol zamkniętej
kłódki oraz adres strony, rozpoczynający się od https://. Przelewy najlepiej potwierdzać nie tokenami (generator kodów
jednorazowych), ale kodami wysyłanymi SMS-em. Najlepiej
używać telefonu, który służy wyłącznie do tego celu.
W treści SMS-a od banku należy sprawdzić nie tylko kod
do wpisania w polecenie przelewu. Przede wszystkim nale-
dotyczą zwyczajów oraz adresów
zamieszkania polskich celebrytów.
Na swym koncie miał też kradzież
scenariusza filmu „Sługi Boże”,
a także danych z serwerów Plus
Banku. Czerpał zyski ze świadczenia nielegalnej usługi SMS2mail. Umożliwiała ona poufne przekierowywanie SMS-ów na konto
poczty elektronicznej. Dzięki temu
przestępcy mogli maskować lokalizację telefonów komórkowych używanych do nielegalnych działań.
Polly Pocket wraz z Polsilverem
mieli nawet włamać się do jednego
z banków, przekierowując bankowe
przelewy na swoje fałszywe konta.
Wszystkich hakerów wymienionych
w artykule policjanci wytropili i zatrzymali. Wbrew rozpowszechnionym mitom polska policja coraz
lepiej radzi sobie z cyberprzestępcami. Wcale to jednak nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na
niefrasobliwość…
Kolumnę redaguje ANDRZEJ KROPEK [email protected]
ży sprawdzić numer rachunku bankowego, na który właśnie
przelewamy pieniądze, oraz wysokość przelewanej kwoty.
Dlatego właśnie SMS jest lepszy od tokena. Tylko on zawiera
informację o faktycznej kwocie oraz rzeczywistym numerze
konta, na które pieniądze zostaną przelane. W miarę bezpieczne są także bankowe tokeny, wymagające wpisania kilku cyfr z konta, na które dokonujemy przelewu.
Konto, na które chcemy przelać nasze pieniądze, także najlepiej wpisać ręcznie. Są wirusy, które niepostrzeżenie „podmieniają” numer konta bankowego w schowku komputera lub
smartfonu. Robią to w trakcie kopiowania właściwego numeru
konta i wklejania go w polecenie przelewu. Są też wirusy, które
na ekranie wyświetlają nam prawidłowy numer , chociaż w rzeczywistości polecenie przelewu dotyczy konta przestępców.
Zawsze należy być ostrożnym i wszystko sprawdzać. Na
nic zabezpieczenia, jeśli okażemy się dziecinnie naiwni. Do
kronik głupoty zapewne przejdzie przypadek pracownika
Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich, który ustanowił rekord! W 2015 roku na konto przestępców przelał aż
3,7 mln złotych, bo otrzymał fałszywe pismo o „zmianie konta” i… wcale tego nie sprawdził!
ZAMIAST SPOWIEDZI
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
O pogromach Żydów na Białostocczyźnie
rozmawiamy z Mirosławem Tryczykiem
– doktorem nauk humanistycznych,
autorem książek „Miasta śmierci,
sąsiedzkie pogromy Żydów” i „Między
imperium a świętą Rosją”. A także wielkim
miłośnikiem słowiańskiego Wschodu.
– Część prawicy zarzuca
panu, że jest „polakożercą”, bo –
podobnie jak Jan Tomasz Gross
– przedstawia niewygodne fakty
z polskiej historii. Tymczasem
w książce czytamy o „moralnym
i patriotycznym obowiązku wypełnienia białej plamy w zbiorowej pamięci”. A zatem – patriotyzm czy zdrada?
– Skąd w nas niechęć do rozliczeń z bolesną przeszłością?
– Nie generalizowałbym. Jesteśmy już 15 lat po wydaniu książek
Jana Tomasza Grossa i ten temat
funkcjonuje w debacie publicznej.
Słychać różne opinie. Moim zdaniem przeważają głosy rozsądku.
– Co było najtrudniejsze
w badaniu tematu pogromów?
– Próbuje pan dociec przyczyn pogromów. Do jakich wniosków pan doszedł?
– Te wszystkie przyczyny, o których piszę w książce, nie wyjaśniają
ostatecznie przyczyn zbrodni. Dają
jednak pewne wskazówki ukazujące ich źródła. Wskazuję na intensywną działalność ugrupowań
nacjonalistycznych w dwudziestoleciu międzywojennym i szeroko
zakrojoną propagandę tych środowisk wymierzoną przeciwko Żydom. Takie marsze ONR jak dziś
miały miejsce także w dwudziestoleciu, tylko na większą skalę. Bojówki narodowców napadały na
Żydów, dokonywały zamachów
bombowych. Zwracam także uwagę na wszechobecną mowę nienawiści: w prasie, w językach kazań,
przemówień polityków, wykładach
– Jaka w tym rola Kościoła
katolickiego?
– Niestety, niechlubna, zwłaszcza na terenie diecezji łomżyńskiej,
gdzie rządził biskup Łukomski,
znany z radykalnie prawicowych
poglądów. Oczywiście, gdy doszło
do fali pogromów, próbował ją powstrzymać. Ale to było działanie
post factum, zdecydowanie za późno. Wcześniej wiece ONR urządzano na terenach kościelnych. Biskup zadecydował pewnego roku,
że w jego diecezji nie będzie święcenia pokarmów na Wielkanoc, bo
w czasie wyborów nie dość licznie
głosowano na narodowców. Jak widać, problem zaczyna się więc wtedy, gdy łączy się politykę z wiarą.
– A szeregowi duchowni?
– Postawy były różne. Głosu
księży zabrakło choćby w Radzi-
Zabija człowiek, nie naród
– Środowiska prawicowe łatwo
operują takimi określeniami jak
„polakożerca”, natomiast ja zawsze podkreślam, że książka nie
jest w żaden sposób wymierzona
w naród czy państwo polskie, ponieważ opisywane w niej wydarzenia nie dotyczą całego narodu.
Dotyczą grupy mieszkańców Białostocczyzny, która pomiędzy drugą połową 1941 a początkiem 1942
roku dokonała serii pogromów.
Patrząc z tej perspektywy, można
mówić jedynie o lokalnym wymiarze tych zbrodni. Ja w ogóle jestem
przeciwnikiem używania wielkich
słów w rodzaju „ojczyzna” i „państwo”. Ojczyzna i państwo nie są
w stanie zabijać. Zabija konkretny
człowiek. Tak samo jak pomagali
Żydom konkretni ludzie.
– A jak się ma ujawnianie
zbrodni do patriotyzmu?
– Zrozumienie tego, co się wydarzyło wówczas, jest ważne dla
naszej zbiorowej świadomości. Ta
choroba niepamięci, na które cierpią lokalne społeczności, jest dla
nich samych ciężarem. One funkcjonują w kłamstwie, wypierają
świadomość o zbrodniach, które
dokonały się na ich terenie. Zauważam jednak promyki nadziei.
W ostatnim numerze kwartalnika historycznego „Karta” ukazały
się dwa teksty, które są pokłosiem
mojej książki. Jeden napisał historyk, a drugi – studentka z Radziłowa, Wioletta Walewska. Jest to
głos kolejnego pokolenia, świadomego, że ich przodkowie popełnili
zbrodnie. Chcą znać i opowiedzieć
prawdę.
– W czasie pracy nad „Miastami śmierci” uświadamiałem sobie,
do jakiego stopnia podła może być
natura ludzka. Wcześniej, mimo że
wiedziałem o okrucieństwach wojny, były one dla mnie pewną abstrakcją. Tutaj mam konkret. Tym
bardziej więc trzeba mówić o tym
rzetelnie, bez zbędnych emocji,
w zgodzie z faktami.
– Skąd pomysł, by napisać
tę książkę? Istnieją już przecież
opracowania tego fragmentu
historii.
– Poza Grossem, Anną Bikont
czy Andrzejem Żbikowskim trudno
wymienić autorów podejmujących
ten wątek w sposób zrozumiały dla
przeciętnego czytelnika, a nie stricte
naukowy. „Miasta śmierci” wyróżnia przede wszystkim liczba opisywanych pogromów. To jest 15 miejscowości, w których doszło do zbrodni
przeciwko Żydom. W powszechnej
świadomości funkcjonuje tylko Jedwabne. Pewna studentka, z którą
rozmawiałem, wyznała mi, że miała nadzieję, że pogromu dokonano
tylko w Jedwabnem i nigdzie więcej. A jednak. Co więcej, znalazłem
kilkadziesiąt nowych miejscowości,
w których dochodziło do masakr
ludności żydowskiej, nawet do 1943
r. Dodatkowo jest to dla mnie sprawa osobista. Mój dziadek, który wywodził się ze środowiska endeckiego, też nie miał czystych rąk w czasie
wojny. Prześladował Żydów. Po wojnie zaś posługiwał się antysemicką
retoryką w domu, którą przekazał
mojemu ojcu. On zaś przekazał to
mnie. Była to dla mnie próba konfrontacji z historią rodzinną.
nauczycieli. Z przeprowadzonych przeze mnie badań wynika, że w dużej
mierze zawiedli właśnie
nauczyciele, którzy nie potrafili się przeciwstawić tej
fali nienawiści, a nawet ją
podsycali.
– Zate m po g ro m y
wynikały z zaniedbań,
a wręcz inspiracji elit?
– Moje badania obalają właściwie narrację
stworzoną po „Sąsiadach”
Grossa, dość wygodną dla
naszej świadomości historycznej. Mówi o niepiśmiennych, ciemnych
chłopach, ewentualnie
szumowinach społecznych,
jakie „są w każdym społeczeństwie”, które rzuciły
się do mordowania Żydów.
Z moich badań wynika
jednak, że na czele pogromów stanęli przedstawiciele miejscowych elit. Znaleźli się
wśród nich nauczyciele (Rajgród,
Szczuczyn, Suchowola), członkowie Korpusu Ochrony Pogranicza
(Goniądz), policjanci (Rajgród,
Goniądz), aptekarze i lekarze (Radziłów, Suchowola), pracownicy
Poczty Polskiej i listonosze (Radziłów, Szczuczyn, Wąsosz, Jasionówka), przedwojenni burmistrzowie,
radni i miejscowi przedsiębiorcy
(Jedwabne, Jasionówka, Radziłów) oraz księża katoliccy (Radziłów, Wąsosz, Goniądz, Jasionówka). Szczególnie nadreprezentacja
grupy zawodowej nauczycieli była
przerażająca.
łowie czy Jedwabnem, ale ksiądz
Czarkowski z Brańska powstrzymał
pogrom – to trzeba również odnotować. Nie można mówić o klerze
w ogóle, ale można o konkretnych
osobach. Zawiedli określeni księża, jak Dołęgowski w Radziłowie,
gdzie jego antysemickie poglądy
są znane po dziś dzień. W jednym
z zeznań złożonych po 1989 roku
– które traktuję zresztą ze sporą
podejrzliwością – pojawiła się nawet informacja, że ów duchowny
ruszył z procesją do stodoły i tam
dokonał swego rodzaju sakralizacji spalenia Żydów. Ci kapłani byli
„ludźmi stamtąd”, a nie wybitny-
strona 13
mi intelektualistami, którzy ulegli
propagandzie. Ich działalność nie
ma nic wspólnego z głoszoną przez
Kościół miłością bliźniego. W świadomości chłopskiej funkcjonowało
wiele mitów na temat Żydów, jak
choćby ten, że porywają chrześcijańskie dzieci na macę. Te legendy
nie były przez kościelnych oficjeli
dementowane, a często kolportowane. One również przyczyniły się
do tragedii.
– To zmienia obraz wojny
utrwalony w powszechnej świadomości. Jednoznacznego podziału: dobrzy–źli.
– Tak, moja książka obala także stereotyp, że Żydzi masowo
współpracowali z Sowietami, a Polacy masowo z nimi walczyli. Jeśli
przyjrzymy się na przykład gminie
Jedwabne, to zobaczymy, że niemała część Polaków kolaborowała
z Sowietami, a spora część Żydów
– syjonistów czy bundowców – dość
ostro z nimi walczyła.
– Czy istnieją jakieś analogie
między opisywanymi przez pana
historiami a współczesnością?
– Analogie, niestety są, dlatego
należy bić na alarm. Historyk
Timothy Snyder powiedział,
że w sytuacji gdy dochodzi do
zaniku praworządności, robi
się niebezpiecznie. Tak było
na Białostocczyźnie czasu
pogromów, ale to także nasza obecna bolączka. Druga
rzecz to edukacja. W dwudziestoleciu międzywojennym w zasadzie nie istniała
edukacja jednocząca – ona
była wykluczająca, segregująca. Dzisiejsza oświata także pozostawia wiele do życzenia, a strategia obecnego
rządu w obszarze edukacji
nie napawa optymizmem.
Trzecia rzecz to działalność
partii nacjonalistycznych. Nie
możemy dopuścić, żeby ekstremizm stał się częścią głównego nurtu polityki. I wreszcie – jesteśmy w podobnym
momencie co siedemdziesiąt kilka lat temu. Odzyskaliśmy niepodległość, budowaliśmy
dobrobyt, a teraz budzą się nacjonalizmy. Zaczynamy opierać naszą
tożsamość na wykluczaniu, zamiast
na otwartości. A tylko koncepcja
państwa wielokulturowego może
nam zapewnić rozwój. Polskie strachy przed „innymi”, np. uchodźcami, biorą się właśnie z takiego pojmowania patriotyzmu rodem z lat
trzydziestych XX w., patriotyzmu
wykluczającego. Żydów już w Polsce nie ma, ale fobie i nienawiść
przeniosły się na inne mniejszości.
Rozmawiał
ŁUKASZ PIOTROWICZ
[email protected]
strona 14
A TO POLSKA WŁAŚNIE
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
łamacze dla pracodawców wrażliwych społecznie (w 2006 roku było
ich 201, w 2015 – już 414), tyle że
to wciąż kropla w morzu potrzeb.
Chodzi o godność
W błędnym kole
Niepełnosprawni mają wielkie możliwości
– przekonują nas kampanie społeczne.
W życiu często rozbijają się jednak
na mieliźnie codzienności.
Premier Beata Szydło powołała międzyresortowy zespół, którego zadaniem jest wypracowanie
rozwiązań ułatwiających życie osobom niepełnosprawnym. Krzysztof Michałkiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy
i Polityki Społecznej oraz pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, przekonuje, że poprawa losu tej grupy społecznej jest dla
władzy priorytetem. Pan Zdzisław
mieszka na Lubelszczyźnie, ma 56
lat, orzeczony na stałe umiarkowany stopień niepełnosprawności,
17-letni staż pracy. Obecnie jest zarejestrowany w urzędzie pracy jako
bezrobotny bez prawa do zasiłku.
O urzędnikach wyraża się niecenzuralnie. Ma powody.
Od urodzenia, na skutek błędu lekarskiego, cierpi na niedowład prawej ręki i nogi. Ubiegał
się o rentę, ale nie dostał. Dostał
za to odpowiedź, z której wynikało,
że może wykonywać pracę. Choćby biurową. Pan Zdzisław oczywiście przyznaje, że zamiast żyć na
garnuszku państwa, wolałby pracować. Mógłby być księgowym albo
kadrowcem. Mógłby, ale… pracy
dla niego nie ma. – Szukam niemal
od dwóch lat. Wciąż wysyłam oferty, ale nikt nie odpowiada – mówi.
W teorii osoba z orzeczonym
stopniem niepełnosprawności
zdolna do pracy może liczyć na
pomoc ze strony państwa w jej
znalezieniu, podniesieniu kwalifikacji zawodowych czy wsparciu
w wyborze miejsca pracy uwzględniającego predyspozycje zawodowe
i możliwości zdrowotne. Płaci za to
Państwowy Fundusz Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych.
Stop stereotypom
Życie brutalnie weryfikuje teorię. Pan Zdzisław z urzędu
pracy dostaje propozycję pracy
jako sprzedawca, magazynier, zaopatrzeniowiec. Mógłby się także zatrudnić jako pracownik firmy sprzątającej albo projektant
wnętrz – każda z tych ofert odpada
ze względu na jego stan zdrowia.
Innej pracy urzędnicy mu nie proponują. – Jestem wykluczony społecznie. Nie mogę pracować i nie
przysługuje mi żadne świadczenie
opiekuńcze, choć się o nie starałem. Takie osoby jak ja są pomijane w ustawie o opiece społecznej.
Pijak ma lepiej niż ja, bo jemu się
wszystko należy. Skoro państwo,
które ma tak rozbudowaną administrację publiczną, nie gwarantuje nam miejsc pracy, powinno zapewnić przynajmniej zasiłki – mówi
rozgoryczony.
Niektórzy mają to szczęście, że
załapali się na państwową pomoc.
Niemal 416 mln złotych rocznie wydaje PFRON na warsztaty terapii
zajęciowej. Korzysta z nich około
26 tysięcy osób. Na pomoc organizacji pozarządowych wspierających osoby niepełnosprawne tylko
w ubiegłym roku Fundusz przeznaczył 210 mln zł. Lwią część
tych środków dostaje Caritas.
PFRON finansuje poza tym usługi opiekuńcze (400 mln zł rocznie).
Na brak pieniędzy nie narzeka.
Każdy pracodawca, który zatrudnia powyżej 25 pracowników, musi
mieć w swej załodze co najmniej
6 proc. pracowników z niepełnosprawnością. W przeciwnym razie wpłaca kary na konto PFRON.
Niemałe. Do kasy Funduszu każdego roku wpływają z tego tytułu co
najmniej 3 miliardy złotych. Płaci
administracja publiczna (najwięcej)
oraz prywatni pracodawcy. Wprawdzie z każdym rokiem coraz więcej
firm zgłasza się do konkursu Lodo-
Efekt jest taki, że w Polsce pracuje zaledwie 23 proc. osób niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym. Dlaczego? Najczęściej
z braku zaufania do ich możliwości, ale również w obawie przed
tym, co wciąż egzotyczne – wszak
polscy niepełnosprawni przez lata
byli niemal niewidoczni, więc społeczeństwo mało wie nie tylko o ich
potrzebach, ale i możliwościach.
A poza tym – co podkreśla Łukasz
Kubiak z agencji Manpower – ciągle posługujemy się stereotypami,
że osoba z niepełnosprawnością to
osoba na wózku, do której trzeba
dostosowywać miejsce pracy. Wcale tak nie jest. Mamy osoby z lekkimi urazami oraz urazy w stopniu umiarkowanym i znacznym.
Pierwsze dwie grupy nie potrzebują prawie żadnych udogodnień,
żeby pracować. Osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności
mogą zostać zatrudnione w każdej
firmie (nie tylko w zakładach pracy chronionej), pod warunkiem że
ich miejsce pracy zostanie odpowiednio przygotowane. Co ważne
– koszty tego przygotowania pracodawca odzyska. Podobnie jak
koszty wyposażenia stanowiska
pracy, szkolenia, a nawet zatrudnienia pracownika, który pomaga
niepełnosprawnemu w pracy. Dla
potencjalnych pracodawców przy-
gotowano zresztą cały wachlarz ulg
i preferencji. Wśród nich także dofinansowanie do pensji (przy stopniu znacznym – 1800 zł, umiarkowanym – 1125 zł, lekkim – 450 zł).
Pan Zdzisław obecnie jest na
utrzymaniu żony. Jej pensja jest
na tyle wysoka, że eliminuje możliwość ubiegania się o wsparcie
z opieki społecznej, ale też na tyle
niska, że nie pozwala na spokojne
życie. – Jakbym miał zdrowe ręce,
znalazłbym coś bez problemu. Jestem za mało niepełnosprawny,
żeby dostać zasiłek, a za bardzo
niepełnosprawny, żeby znaleźć
pracę na otwartym rynku. O swojej
sytuacji pisałem do władz miasta,
powiatu i województwa – bez echa.
Nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Los niepełnosprawnych jest urzędnikom obojętny – mówi z przekonaniem. Stara się też sytuacją ludzi
takich jak on zainteresować parlamentarzystów. Liczył, że ktoś pochyli się nad ustawą o opiece społecznej i wprowadzi poprawkę,
która umożliwi niepełnosprawnym
skorzystanie ze świadczeń opiekuńczych bez względu na dochód osób
ich utrzymujących. Ale na razie i tu
odzew jest żaden.
WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Oferty pracy dla osób z orzeczonym
stopniem niepełnosprawności znajdują się między innymi na stronach:
niepelnosprawni.pl; sprawni-niepelnosprawni.pl; popon.pl; bezbarier.pl.
Lista zakładów pracy chronionej dostępna jest na stronie zpchr.pl.
TURNUSY WAKACYJNE
• 7/14 noclegów w luksusowym ośrodku,
• 7/14 śniadań w formie bufetu szwedzkiego,
• 7/14 obiadokolacji w formie bufetu szwedzkiego,
• sauna, siłownia, bezpłatna plaża, stół do ping-ponga, boisko do kosza i siatkówki,
• monitorowany parking,
• darmowe Wi-Fi,
• dzieci do lat 3 – nocleg i śniadanie bezpłatnie,
• za niewielką dopłatę wypożyczalnia sprzętu do nurkowania, kajaków, rowerów,
kijów do nordic walking,
• na terenie ośrodka znajduje się restauracja „Białe Źródła”.
Warunkiem utrzymania rezerwacji jest wpłata zadatku w wysokości 30 proc.
Cena w luksusowym pokoju 2-osobowym – pobyt 8 dni – 1890 zł
Cena w apartamencie 2-osobowym – pobyt 8 dni – 2890 zł
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
Koniec balu
Nie żyje Maria Czubaszek. Osobowość
Roku 2014, laureatka Okularów Równości
2012, kobieta uhonorowana Złotym
Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria
Artis”. A przede wszystkim – niezwykła,
naprawdę wolna osoba.
Zmarła, choć wydawało się, że
kobieta z taką charyzmą będzie
żyła wiecznie. Miała 76 lat. Zakochana w psach i papierosach, nie
trzymała się kurczowo życia. „Mnie
przestało to życie bawić już dawno.
Właściwie już mnie nic nie interesuje. Nie przypuszczam, żeby coś fajnego mogło mnie jeszcze spotkać. Ja
się tak nie trzymam kurczowo życia,
uważam, że w pewnym momencie
warto już powiedzieć koniec. Życie
musi trochę bawić, a mnie właściwe
już w ogóle nic nie bawi” – napisała w swoim antyporadniku „Dzień
dobry, jestem z kobry”.
– Dawno zauważyłam, że i palący, i niepalący, podobnie jak „poprawni” i kontrowersyjni, żyją tylko
do śmierci. A ponieważ nie strach
umrzeć, tylko strach umierać, na
czarną godzinę odkładam sobie sa-
B
mobójstwo. Bo eutanazji w Polsce
na pewno się nie doczekam, a nie
chcę, żeby ktoś mi zmieniał pieluchy – mówiła z kolei w wywiadzie
dla „FiM” (por. „Nie muszę się
bać” – 6/2013).
Była świetną satyryczką
i dziennikarką, autorką słuchowisk dla radiowej Trójki („Dym
z papierosa”, „Małgorzaty jego życia” czy „Serwus, jestem nerwus”).
Przez środowiska katolickie i takowych publicystów została okrzyknięta ikoną ruchu proaborcyjnego. Rzekomą przeciwniczką dzieci
i propagatorką skrobanek stała się
po wywiadzie, w którym przyznała,
że ona – jak tysiące przed nią i po
niej – poddała się zabiegowi usunięcia ciąży. Dwukrotnie. No i że
to nie była dla niej żadna trauma.
Raczej ulga. „Dziś, gdybym była
ycie ministrem kultury to jest najbardziej syfiasta fucha i bardzo się
dziwię bratu, że się w to wpakował – powiedział reżyser Robert
Gliński o nowym zajęciu swojego brata Piotra.
Tymczasem odkąd minister Gliński przejął resort, wciąż udowadnia, że jak mało kto
nadaje się do tej „fuchy”. Skrzydła rozwija
niemal na każdym gruncie:
TELEWIZJA. Zaczął od kłótni na antenie
TVP z Karoliną Lewicką. Poszło o spektakl
„Śmierć i dziewczyna” wrocławskiego Teatru
Polskiego, który miał rzekomo zawierać sceny pornograficzne. Spektakl ma się dobrze,
okazało się, że żadnej pornografii na deskach
nie zobaczymy. Lewicka kłótnię z ministrem
przypłaciła zawieszeniem w obowiązkach.
Niedługo później dziennikarka zrezygnowała z pracy.
PROMOCJA. Ostatnio pan minister opowiadał z satysfakcją o wojażach dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza. Miał na
nie dyrektor wydać niemal 9 milionów złotych. Dyrektor się wkurzył, bo te pieniądze
owszem wydał, ale na wyjazdy kilku tysięcy
artystów… – Ja się przejęzyczyłem odnośnie wyjazdów szefa Instytutu Mickiewicza.
Chciałbym to wyjaśnić publicznie, bo takie
sprawy trzeba wyjaśniać – powiedział Gliński, kiedy już nie miał wyjścia.
TEATR. Minister uznał, że skoro za poprzednich rządów dofinansowania na swoją
młoda, też bym dokonała aborcji,
bo nie nadaję się na matkę. Ani
minister Jarosław Gowin, ani poseł
Jacek Żalek, ani redaktor Tomasz
Terlikowski nie będą nam mówić,
kto ma rodzić, a kto nie. Czy my żyjemy w XVIII wieku?! Łagodniejsza ustawa antyaborcyjna nie zmusza do usuwania ciąży, ona daje
wybór! Dzieci powinny być chciane
i kochane! (…) Nie żałuję, że dawno temu pozbyłam się niechcianej
ciąży” – powiedziała w wywiadzie
dla „FiM”.
Nic dziwnego, że jej śmierć
posłużyła do nachalnej antyaborcyjnej ewangelizacji. Franciszek
Kucharczak na łamach Gościa.pl
napisał: „Nie miałem pojęcia, że ta
kobieta nosi w sobie ciężki problem.
Dowiedziałem się o tym cztery lata
temu, gdy pani Czubaszek publicznie oświadczyła, że nie ma dzieci, bo
ich nie cierpi. Po chwili jednak okazało się, że ma dzieci, tylko one nie
żyją, bo ich mama dwa razy usunęła
ciążę. »Boże, jak to cudownie, że ja
to zrobiłam« – cieszyła się do mikrofonu, zapewniając, że nie odczuwa
żadnej traumy. (…) ona kochałaby
swoje dzieci, gdyby ich nie zabiła.
Trauma się pojawiła, ale w posta-
KULTURA BEZ KULTU
ci zupełnie nienaturalnej u kobiety
odrazy do dzieci. Bo bywa tak, że
jak się dzieci z własnego wyboru nie
donosi, to się ich potem nie znosi.
Śmierć brutalnie weryfikuje wartość
takich rzeczy. Dziś, gdy Maria Czubaszek stoi przed Bogiem, jej »dokonania« na niwie »emancypacji«,
ani jej ideowe zaplecze nie mogą jej
w niczym pomóc. Na nic jej »minuty ciszy« i kwieciste przemowy. Ona
potrzebuje Bożego miłosierdzia. Bóg
jej go nie odmówi, bo nie odmawia
go nikomu – ona jednak musi je
przyjąć”.
strona 15
Jeśli chodzi o to stawanie przed
Bogiem, to będzie jednak pewien
kłopot. Sama Czubaszek widziała
to bowiem tak: „Nie wierzę, że istnieje cokolwiek po śmierci, ale nie
boję się panicznie końca (…). Ot,
po prostu koniec balu. Nie będę ani
w niebie, ani w piekle, będę w urnie
(…). Rozumiem, iż ból i cierpienie
mogą sprawić, że ktoś, kto całe życie
nie wierzył, na sam koniec zwróci się
w stronę Boga (…). Skoro całe życie
nie uwierzyłam, w chwili śmierci też
nie będę wyciągała ręki do Boga. Bo
go po prostu nie ma”.
WZ
Kolumnę redaguje WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected]
Gliński Show
kabaretową działalność nie dostali Pietrzak
czy Rewiński, nie ma powodu, aby dziś finansować Jandę. „To jest teatr, który ma swoją renomę, ale nie ma powodu, żeby był w takiej skali finansowany. To jest kwestia innego
podejścia do przekazywania publicznych pieniędzy na prywatne przedsięwzięcia” – uzasadniał na antenie RMF FM. Proste, prawda?
SZTUKA. Zdaniem ministra stanęliśmy
w obliczu groźby utraty dzieła Leonarda da
Vinci „Dama z gronostajem”, które znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym
w Krakowie. Miałoby to być pokłosie polityki muzealnej rządów PO-PSL. Szczegółów
Gliński nie zdradził, wywołał natomiast nie
lada poruszenie w środowisku muzealników
i historyków sztuki. Okazuje się bowiem, że
płótno jest wyjątkowo chronione zarówno
przed sprzedażą, jak i wywiezieniem za granicę. „Oświadczamy niniejszym, że ani słynny
obraz »Dama z gronostajem«, ani jakikolwiek
obiekt muzealny czy biblioteczny będący własnością fundacji nie jest zagrożony. Arcydzieło
Leonarda na podstawie umowy wypożyczeniowej jest eksponowane w idealnych warunkach
w salach Zamku Królewskiego na Wawelu,
a pozostałe zbiory są powierzone opiece wy-
kwalifikowanych pracowników Muzeum Narodowego w Krakowie. Wszystkie zbiory chroni
też prawo polskie o ochronie zabytków i ich
ewentualny wywóz za granicę jest niemożliwy bez zgody odpowiednich władz” – czytamy
w oświadczeniu wydanym przez zarząd fundacji – prezesa Mariana Wolskiego i wiceprezesa Rafała Ślaskiego.
MUZEUM. Chodzi o „dziecko Tuska”,
a więc Muzeum II Wojny Światowej, które
działa w Gdańsku. Budowa trwa od 8 lat, całość ma kosztować niemal 450 mln zł, zgromadzono 37 tysięcy eksponatów, zaś oficjalne otwarcie zaplanowano na wrzesień 2016
r. Z założenia miała to być placówka, która
w nowoczesnej scenografii będzie pokazywać autentyczne przedmioty związane z II
wojną światową, tworzyć obraz konfliktu, ale
też jego konsekwencji dla różnych narodów.
Miała także pokazać światu prawdę o II wojnie, choćby tę najczęściej ignorowaną – m.in.
kwestię „polskich obozów koncentracyjnych”. Plan Glińskiego jest taki, aby połączyć
Muzeum II Wojny Światowej oraz Muzeum
Westerplatte i stworzyć placówkę o nazwie
„Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku”
(planowane otwarcie nowego muzeum PiS
to rok 2019). „Dobra zmiana” nakazuje bowiem, że muzeum ma być narodowe, a nie
europejskie. Dlatego o wydarzeniach po 1939
roku opowiadać nie będzie. Minister decyzji
nie konsultował z żadną z zainteresowanych
stron. Dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej
o sytuacji dowiedziała się ze strony internetowej MKiDN, chociaż budowa głównej ekspozycji została już opłacona (45 mln zł), a jej
montaż miał się rozpocząć latem.
REKONSTRUKCJA. Ślub rotmistrza Pileckiego – na to wydarzenie do Ostrowi Mazowieckiej Piotr Gliński przybył w gęstym wianku polityków PiS. Było wzniośle, ale tylko do
czasu, bo rodzina rotmistrza zaczęła protestować przeciwko… mijaniu się z historyczną
prawdą. Miejsce okazało się nieprzypadkowe,
bo właśnie władze Ostrowi przy wsparciu ministra kultury zamierzają otworzyć Muzeum
– Dom Rodziny Pileckich. „Rodzina Pileckich
od schyłku XVI wieku była związana z Ziemią
Lidzką, czyli Kresami Wschodnimi, i dlatego
naciąganie historii przez tworzenie tzw. domu
Pileckiego w Ostrowi Mazowieckiej jest nadużyciem. Nie można dzisiaj zmieniać Mu korzeni rodowych i zaprzeczać faktom historycznym
(...). Określenie, że Witold Pilecki »pomieszkiwał« w domu Ostrowskich, jest ewidentnym
kłamstwem”… – napisał w oświadczeniu Dariusz Wardaszka, krewny rotmistrza, punktując poza tym inne nieścisłości, jakich dopuścili się organizatorzy wydarzenia.
JS
strona 16
PATRZYMY IM NA RĘCE
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Pod Waltzem patologii
Warszawa jest stolicą nie tylko Polski,
ale i polskiej korupcji – twierdzi stołeczny
radny. Rozmawiamy z Janem Śpiewakiem,
socjologiem, bezpartyjnym samorządowcem
i przewodniczącym Stowarzyszenia
Miasto Jest Nasze.
– Co sprowadziło Centralne
Biuro Antykorupcyjne do warszawskiego ratusza?
– Wiem jedynie, że przeprowadzają tzw. kontrolę generalną.
Przeglądają dokumenty i „weryfikują informacje”. Niepokoi i zastanawia nas fakt, że ta kontrola ma
charakter ogólny i nie jest śledztwem prowadzonym w konkretnej
sprawie. Tymczasem nasze stowarzyszenie niejednokrotnie prosiło
CBA o sprawdzenie nieprawidłowości w urzędzie miasta. Ostatnio
– w sprawie reprywatyzacji boiska
przy ulicy Foksal. Dlatego uważam,
że mają czego szukać w ratuszu
i powinni przyjrzeć się paru wskazywanym przez nas osobom.
– Ale chyba w pierwszej kolejności magicznej reprywatyzacji działek przy reprezentacyjnym placu Defilad...
– Nie jestem w stanie zliczyć
spraw wymagających wyjaśnienia.
Ostatnio wypłynęła afera dotycząca nieruchomości przy ul. Narbutta
60 na Mokotowie. Nowi właściciele odzyskali plac na podstawie aktu
notarialnego podpisanego w 1947
roku. Kupujący i sprzedający legitymowali się fałszywymi dokumentami tożsamości, a podpis pod dokumentem nie przypomina sygnatury
notariusza, który jakoby sporządził
umowę. Co więcej, reprywatyzacja
placu była połączona ze sprzedażą
przez miasto pięciokondygnacyj-
nej nieruchomości wybudowanej
w roku 1955, czyli dziesięć lat po
zakończeniu wojny. Ten budynek
został sprzedany po bardzo atrakcyjnej cenie. Wygląda więc na to,
że doszło do sfałszowania aktu
notarialnego, tymczasem prokuratura nie podjęła żadnych czynności, mimo że miejski urzędnik
ewidentnie poświadczył nieprawdę. Podobnych spraw jest multum.
Mam wrażenie, że za rządów PO-PSL ani prokuratura ani CBA nie
działały. Nie wiem, czy ta stagnacja
była efektem jakichś odgórnych zarządzeń czy skutkiem postępującej
dekompozycji państwa.
– Jak to możliwe, że dyrektor
stołecznego Biura Gospodarowania Nieruchomościami pełni
swą funkcję bez pełnomocnictw
do wydawania decyzji administracyjnych? I ta dziwaczna sytuacja trwa od dekady.
– To zwykły skandal! Dyrektor
Marcin Bajko, czyli osoba odpowiedzialna za zwrot kamienic, nie
podpisuje decyzji zwrotowych i nie
ponosi za nie żadnej odpowiedzialności. Nie ma pełnomocnictw do
wydawania decyzji w imieniu prezydenta miasta i dzięki temu nie
musi składać oświadczeń majątkowych. Co więcej, ma własną firmę
zajmującą się... doradztwem gospodarczym. Przecież to jest sprzeczność interesów! Stowarzyszenie
Miasto Jest Nasze niejednokrotnie
podnosiło tę kwestię. Warto wspomnieć, że Jakub Rudnicki, były zastępca Bajki, też działał w biznesie
reprywatyzacyjnym. Przejął budynek wraz z lokatorami. Z formalnego punktu widzenia całkiem legalnie, bo za pośrednictwem swoich
„krewnych pierwszego stopnia”.
– Tak, ale po odejściu z pracy
w ratuszu...
– Czyżby? Dosłownie miesiąc przed dymisją zdążył ostro namieszać. Podpisał decyzję o zwrocie działki przy
placu Defilad znajdującym
się w ścisłym centrum stolicy.
Mowa o gruncie wartym nawet 160 mln zł. Plac ten odzyskał znany stołeczny adwokat.
Wraz z trzema wspólnikami –
własną siostrą, współpracownikiem oraz prezesem sądu
dyscyplinarnego Rady Adwokackiej – odkupił prawa
do działek od spadkobierców
dawnych właścicieli. Sęk jednak w tym, że feralny kawałek gruntu należał do… Duńczyka, a PRL-owskie władze
wypłacały odszkodowania cudzoziemskim właścicielom
nacjonalizowanych gruntów.
W 1953 roku Warszawa przekazała Kopenhadze 5,7 mln
koron na wypłatę rekompensat za utracone mienie. Wygląda więc na to, że BGN zwrócił
działkę już raz spłaconą. Rudnicki
prowadził interesy ze wspomnianym adwokatem – byli współwłaścicielami działki w Kościeliskiem.
Całość brzmi jak historia z bananowej republiki, tymczasem mieszkamy w Polsce. W XXI wieku!
Warszawa jest stolicą europejskiego kraju, a prezydent tego miasta,
Hanna Gronkiewicz-Waltz, jest
profesorem uniwersyteckim.
26 kwietnia: prezydent Gronkiewicz-Waltz ogłasza, że kontrole CBA w ratuszu to zemsta PiS za to, że w czasie obchodów 73 rocznicy wybuchu powstania w getcie oskarżyła elity o obojętność na rasizm i antysemityzm.
6 maja: prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie sprzedaży lokali użytkowych na Ochocie. Śledczy sprawdzają, czy urzędnicy działali na szkodę mieszkańców. Aktywiści Stowarzyszenia Ochocianie przekonują, że miasto
straciło na tej transakcji ok. 2,5 mln zł.
11 maja: do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli, V Wydziału Karnego skierowano akt oskarżenia przeciwko Hannie
Gronkiewicz-Waltz o przestępstwo dotyczące łamania praw pracowniczych z art. 219 Kodeku karnego. Mimo wyboru dokonanego przez Radę Bemowa prezydent Warszawy jako pracodawca nie zgłosiła wiceburmistrza do ZUS,
wobec czego kilka miesięcy pracował na czarno.
12 maja: odpowiedzialny za reprywatyzację wiceprezydent Jarosław Jóźwiak ogłosił, że miasto będzie odkręcało zwrot
działki przy placu Defilad. Równocześnie oskarżył Ministerstwo Finansów (chodzi o rządy PO-PSL), że nie poinformowało władz Warszawy o spłacie roszczeń do działki na mocy umowy między rządem PRL i Danią.
13 maja: awantura na sesji Rady Warszawy. Radni domagają się od prezydent wyjaśnień na temat reprywatyzacji
działek przy Pałacu Kultury i Nauki. Dokładnie w tym czasie prezydent uczestniczy w uroczystym otwarciu wieżowca Warsaw Spire.
17 maja: nadzwyczajna sesja Rady Warszawy z udziałem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Radni chcą uzyskać wyjaśnienia
na temat reprywatyzacji działek przy Pałacu Kultury i Nauki.
– Ona inaczej interpretuje
tę sprawę. Podobno pieniądze
zwrócono właścicielom tylko
tych nieruchomości, które były
w spisie.
– Pani prezydent interpretuje
prawo inaczej niż Trybunał Konstytucyjny czy Naczelny Sąd Administracyjny. Wystarczy poczytać
wyroki TK w podobnych sprawach.
– Może, idąc za wzorem
PiS, uznała, że może je dowolnie interpretować jako
„komunikaty”...
– I do tego wydawane przez
„grupę kolesi”? Z przykrością
stwierdzam, że pani Gronkiewicz-Waltz niewiele różni się w pogardzie dla prawa, przepisów i procedur od Jarosława Kaczyńskiego.
Zaś Warszawa jest stolicą polskiej
korupcji. Widać to na każdym kroku: przy wydawaniu decyzji o zwrocie kamienic, o planowaniu przestrzennym... Sprawa działki przy
placu Defilad znakomicie pokazuje powiązania między stołecznym
BGN-em a palestrą. Dzika reprywatyzacja jest rakiem na ciele stołecznego samorządu. Ona niszczy i korumpuje urzędników, więzi
międzyludzkie i solidarność międzyludzką. Przez te wszystkie patologie
mieszkamy w bananowej republice.
– Hmm, przed przystąpieniem do UE Polska była jednym z czołowych importerów
bananów...
– Wolałbym żyć w kraju słynącym nie z „bananów”, lecz z eks-
portu nowoczesnych technologii
czy dobrych zasad w biznesie. Mam
szczerą nadzieję, że prokuratura
i służby zbadają niejasne powiązania ratusza z tymi, którzy handlują
roszczeniami. Największą patologią
jest absolutna bezkarność osób odpowiedzialnych za przeróżne afery. Najlepszym przykładem jest zabójstwo Jolanty Brzeskiej. Wszyscy
wiedzą, kto za to odpowiada,
ale nikt nie został skazany. Jak
to możliwe, że ani policja, ani
prokuratura nic w tej sprawie
nie zrobiły?
– Może nie miały
dowodów?
– Ale śmierć Jolanty Brzeskiej nie jest jedyną aferą kryminalną związaną z dziką
reprywatyzacją. Wystarczy
wspomnieć afery opisywane
w m.in. „Faktach i Mitach”:
niejasną prywatyzację kamienicy przy ul. Noakowskiego,
zwroty kamienic de facto wybudowanych po wojnie (Mariensztat) czy zwroty boisk
szkolnych. Pani prezydent
miała dziesięć lat na poprawę
sytuacji. Była wiceprezesem
partii rządzącej miała wiele
możliwości. Tymczasem nie
kiwnęła palcem.
– Najdziwniejsze jest
to, że patologie dzieją się
w mieście, w którym można
uczciwie zarabiać pieniądze, bo
jest bardzo wiele do zrobienia.
– Zastanawiacie się, dlaczego
Polska jest państwem schyłkowym,
czemu PiS wygrał wybory i skąd się
bierze faszyzacja naszego kraju.
Przyjrzyjcie się dzikiej reprywatyzacji, bo ona skupia jak w soczewce wszystkie patologie: anarchię,
korupcję, bezkarność i brak jakiejkolwiek empatii. Przecież jednym
z efektów reprywatyzacji są eksmisje. Tysiące ludzi straciło dach nad
głową. Nikt im nie wynagrodzi cierpienia. Magdzie Brzeskiej nikt nie
wróci matki!
– Nie pojmuję też kłopotów
z monitorowaniem jakości powietrza. Jest infrastruktura,
są pieniądze. Więc w czym leży
problem?
– W urzędnikach. Oni nie
chcą, by wyszło na jaw, że powietrze zatruwają nie podwarszawskie
gminy, lecz transport. Wolą chować głowę w piasek.
Rozmawiała:
MAŁGORZATA BORKOWSKA
[email protected]
PATRZYMY IM NA RĘCE
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
W
eź garść układów
towarzyskich lub
politycznych,
szczyptę pieniędzy i ekstrakt z tupetu. Nie żałuj autopromocji. Zmiksuj, przypraw do smaku
chwytliwym
pomysłem. To
przepis na przejęcie
w stolicy nieruchomości wartej wiele milionów złotych.
W Warszawie działa od
pięciu lat szkółka piłkarska
FCB Escola Varsovia. Człon FCB
jest skrótem nazwy Fútbol Club
Barcelona. Bo szkółka ma licen-
Piłkarski poker
cję na używanie marki słynnego hiszpańskiego klubu. I podobno jest
organizacją non profit. To znaczy
– najogólniej rzecz ujmując – nie
kieruje się żądzą zysku, zaś wszystkie dochody przeznacza na realizację „celów statutowych”. W tym
przypadku chodzi o naukę, że piłka
jest okrągła, a bramki są dwie. Za
200 zł miesięcznie plus, też co miesiąc, 50 zł obowiązkowej „darowizny” od każdego ucznia na pokrycie
opłaty za licencję udzieloną przez
FC Barcelona.
Właścicielem Escoli jest spółka z ograniczoną odpowiedzialnością WM-Sport. A właścicielem
WM-Sport jest spółka WM-Sport
SPV, kontrolowana przez znanego
stołecznego działacza i biznesmena Wiesława Wilczyńskiego (na
zdjęciu), „honorowego prezesa
i właściciela szkoły”. Tak skromnie
prezentuje się na oficjalnej stronie internetowej Escoli. W rzeczywistości ma bardziej imponujący
dorobek życiowy. Najczęściej na
posadach prezesa, dyrektora lub
doradcy kogoś ważnego. Wilczyński był już m.in. prezesem klubu
żużlowego, wiceministrem edukacji narodowej i sportu (w rządzie
SLD), dyrektorem Biura Sportu i Rekreacji Urzędu m.st. Warszawy (2007–2011). Ostatnio
– wiceprezesem zarządu sprywatyzowanej pod rządami PO spółki
„Uzdrowiska Polskie Zarządzanie”
(2011–2014).
W 2011 roku w Warszawie wybuchła afera, że dyrektor Wilczyński ze stołecznego ratusza wykorzystuje stanowisko do załatwiania
prywatnych biznesów dotyczących
szkółki FCB Escola Varsovia.
Chodziło o przygotowywaną prze-
zeń umowę, na mocy której miasto miałoby zapłacić WM-Sport
55 tys. zł za promocję. Prezydent
Gronkiewicz-Waltz
bardzo się
zdenerwowała,
że pan dyrektor nie zachował należytej ostrożności i projekt umowy
wyciekł do prasy, a nawet zaprzątnął uwagę prokuratury. Wilczyński tłumaczył, że szkółka ma dużą
„siłę rażenia medialnego” , bo wyceniono ją na 9 mln zł, więc miasto
miałoby z umowy same korzyści.
Aż wreszcie on też zdenerwował
się i pod koniec 2011 roku złożył rezygnację z posady w ratuszu, a HGW dymisję przyjęła. „To
wstrętne insynuacje i polityczna gra. Dlaczego, gdy coś robi się
z zaangażowaniem, pojawiają się
plotki, że mam w tym jakiś interes? Przez dwa lata namawiałem
FC Barcelona, by założyła szkołę
w Warszawie, ale nie mam tam
żadnych udziałów ani profitów
(podkr. red.). Wszystko robiłem, by
promować system szkolenia sportowców” – twierdził Wilczyński,
odpierając oskarżenia o nadużywanie stanowiska do celów prywatnych. Na papierze faktycznie
nie miał tam wówczas żadnych
„udziałów ani profitów”. Właścicielami WM-Sport byli bowiem
jego koledzy: znany działacz koszykarski Marek Pałus (75 proc.
udziałów) i były piłkarz, a obecnie
trener Witold Miller (25 proc.),
pełniący też funkcję prezesa spółki. Ale gdy tylko skończył z robotą
w sektorze publicznym, odkupił od
nich wszystkie udziały, co znowu
wywołało falę nieprzychylnych ko-
mentarzy, że wcześniej był „cichym
właścicielem” spółki.
Obecnie WM-Sport należy do
WM-Sport SPV, w której Wilczyński posiada większościowy pakiet
51 proc. udziałów, a jego wspólnikami są: panowie bracia Andrzej
i Jarosław Jurczakowie z zarządu
hurtowni elektrycznej Grodno SA
(odpowiednio 10 i 14 proc.), wspomniany Miller (15 proc.) i pewna
firma z Białołęki (10 proc.). Wilczyński pełni skromną funkcję
członka rady nadzorczej, natomiast
trener Miller jest podwójnym prezesem (WM-Sport i WM-Sport
SPV). Ciekawostka: panowie Jurczakowie zainwestowali około
800 tys. zł. Niedługo później WM-Sport SPV zakupiło oświetlenie
boisk za kwotę około 1 mln zł właśnie w firmie... Grodno SA.
Miksowanie
wspólnych interesów
spółek i szkółki pozwala zachować
wrażenie, że „honorowy prezes”
jest człowiekiem honoru i ma czyste ręce. To bardzo istotne, ponieważ WM-Sport dostaje z kasy publicznej potężne dotacje. Obecnie
próbuje, z pomocą kilku polityków
PiS, uwłaszczyć się na nieruchomości o wartości horrendalnej. To 3,5
ha w rejonie ulicy Fleminga, będące własnością państwowej Polfy Tarchomin SA. W skrócie: 25 maja 2013
roku spółka WM-Sport wydzierżawiła od Polfy grunty na boiska sportowe, po czym zaczęła – wbrew umowie – rejestrować tam kolejne spółki
i ostro inwestować. Wilczyński publicznie deklarował, że wartość nakładów wyniosła około 5 mln zł. Natomiast ze sprawozdań finansowych
jego firmy wynika, że takich pieniędzy po prostu nie miał... 17 listopada
2015 r. Polfa wypowiedziała dzierżawę ze skutkiem natychmiastowym.
– Wszystko w obawie, że Wilczyński na koniec umowy będzie chciał
zwrotu poniesionych nakładów, które przekroczą wartość gruntu, dzięki
czemu zażąda rozliczenia w formie
przekazania praw do ziemi – tłumaczy nasz informator.
„Firma WM-Sport notorycznie
łamała obowiązek każdorazowego
uzyskiwania naszej zgody na przeprowadzanie jakichkolwiek innych
prac niż te wymienione w umowie,
czyli: położenia sztucznej murawy
zamiast naturalnej, montażu nowego oświetlenia i instalacji elektrycznej oraz remontu istniejącego już
budynku socjalnego (szatnie, łazienki itd.)” – wyjaśnia zarząd Polfy.
„Teren dzierżawiony od Polfy był całkowicie zaniedbany, zdekapitalizowany. Dwa lata temu na
podstawie umowy dzierżawy podmiot prowadzący szkołę podjął
w dobrej wierze działalność inwestycyjną celem tworzenia najlepszych warunków sportowych dla
dzieci i młodzieży. Powstała baza,
na tę chwilę bez zaangażowania
środków publicznych. Wartość wybudowanych i wyremontowanych
obiektów to około 5 mln zł. Niestety, Polfa podjęła działania szkodliwe dla tego projektu, których celem była zmiana umowy na taką,
która pozwoliłaby spółce (Polfie –
dop. red.) rozwiązać ją bez odszkodowania” – twierdzi „honorowy
prezes” Wilczyński.
Sprawa jest w sądzie. Polfa
wniosła pozew o dokonanie wiążącej interpretacji umowy dzierżawy
z WM-Sport.
Podobno nie było żadnych środków publicznych... Sprawdziliśmy.
Okazuje się, że Ministerstwo Sportu i Turystyki przekazało WM-Sport
prawie pół miliona złotych. A mianowicie: dwie dotacje na „przeciwdziałanie nadwadze i otyłości”
(w sumie 100 tys. zł), na „międzynarodowy turniej piłki nożnej” (70
tys. zł) i na „remont boiska piłkarskiego” (329,9 tys. zł). Szczególnie
interesująca jest ta ostatnia dotacja,
zatwierdzona przez sekretarza stanu Bogusława Ulijasza, dobrego
znajomego Wilczyńskiego. Umowę
bada Centralne Biuro Antykorupcyjne i – według naszych informatorów – już w czerwcu
kilka osób usłyszy
w prokuraturze
zarzuty.
Chodzi o to, że przyznano środki na remont (sic!) boiska, które
ponad wszelką wątpliwość jeszcze nie istniało. Ów fakt potwier-
strona 17
dzają m.in. zdjęcia terenu i protokół zdawczo-odbiorczy podpisany
przez WM-Sport przy zawieraniu
umowy dzierżawy. Dysponujemy
też dokumentem, w którym prezes Miller zwraca się do prezesa
tarchomińskiej Polfy Krzysztofa
Brendta o wyrażenie zgody na prace modernizacyjne boiska, bo „jest
niezbędna, abyśmy mogli wystartować w konkursie dotacyjnym ogłoszonym przez Ministerstwo Sportu
i Turystyki”. I choć Polfa absolutnie
„niezbędnej” zgody nigdy nie dała,
ministerstwo prawie 330 tys. zł dotacji przyznało!
Inna sprawa: 7 grudnia 2015 r.
stołeczny magistrat uchylił „decyzję własną nr 110/2015/SP z 19 listopada 2015 r. wnoszącą sprzeciw
w sprawie budowy hali pneumatycznej” na terytorium dzierżawionym przez WM-Sport. Z kuriozalnego uzasadnienia tej decyzji
dowiadujemy się, że urzędnik upoważniony przez Hannę Gronkiewicz-Waltz uwierzył na słowo WM-Sport, że ta posiada zgodę Polfy
na budowę obiektu. A inspektor,
który kontrolował nielegalnie wybudowany obiekt, uznał, że podczas jego wizji w terenie „hala została rozłożona chwilowo celem
sprawdzenia szczelności i dokonania niezbędnych napraw”. Inspektor, niestety, już nie powrócił, aby
sprawdzić, czy po „sprawdzeniu
szczelności” nielegalna hala została złożona. Dlaczego? To kolejna
zagadka dla CBA...
Z listu Emiliana Kamińskiego – znanego aktora i dyrektora
Teatru Kamienica – do prezesa
Polfy Krzysztofa Brendta: „Proszę
sobie wyobrazić, jakież było moje
zdziwienie, gdy dowiedziałem się
o konflikcie dotyczącym dzierżawy
atrakcyjnych terenów (...) na rzecz
spółki WM-Sport, której twarzą
jest... Wiesław Wilczyński. Ten sam,
który przyprowadził i raczył zapoznać mnie z ludźmi, którzy w późniejszym czasie zostali moimi prześladowcami. Mam na myśli... (tu
trzy nazwiska, w tym dwa byłych
dygnitarzy ze służb specjalnych
– red.). Wkrótce potem pan Wilczyński usunął się w cień, a moje
kłopoty dopiero się zaczęły...”.
Przypomnijmy, że w opisywanej
już przez nas sprawie teatru chodzi
o próbę przejęcie za bezcen kamienicy w centrum Warszawy przez
pewnego biznesmena o reputacji wyrafinowanego oszusta („Zakon ojców milionerów” – „FiM”
7/2016).
O zaangażowaniach oficerów
specsłużb i polityków PiS w wyrwaniu z Polfy gruntów napiszemy
wkrótce...
MARCIN KOS
[email protected]
strona 18
NASZE PORTFELE
Wydatki publiczne
rosną i jeszcze
bardziej będą rosły.
Zespół kolesiów
Kaczyńskiego buduje
w Polsce gospodarkę
partyjnie
sterowaną...
W
icepremier
Morawiecki
nie ustaje w zachwalaniu swej
ponoć dalekowzrocznej wizji Polski wychodzącej z pułapek rozwojowych po filarach przez niego zaprojektowanych
(„FiM” 8/2016). Choć jego diagnoza i kierunki rozwiązań wydają się
słuszne, to nie sposób przyznać
mu racji w kwestii proponowanych rozwiązań. Złośliwcy podkreślają, że gdy się „wstaje z kolan”,
trzeba uważać, by nie walnąć się
w głowę. Wydaje się jednak, że tej
uwagi zabrakło. Tak zwany plan
Morawieckiego zawiera liczne
przekłamania, podawane w sosie
prawdy objawionej. Wicepremier
przeszacował potencjał inwestycyjny firm prywatnych i spółek Skarbu
Państwa – obliczył, że mają razem
jakieś 380 mld zł wolnych środków.
Według niego mają też szansę wyskrobać ze swych sejfów kolejne
200 mld. Na takie bajki nabrać się
mogą wyłącznie ludzie naiwni. Tylko naiwniacy bowiem uwierzą, że
tak gigantyczne pieniądze przedsiębiorcy wepchnęli do skarpet lub
zakopali pod jabłonką, zamiast zainwestować w takie rozwiązania
i technologie, które powiększyłyby
ich zyski. Według Morawieckiego
ta góra szmalu jednak istnieje, zaś
biznesmeni nie inwestują, bo potrzebują wskazówek od… urzędników. Oczywiście od tych na najwyższych stołkach, czyli dygnitarzy PiS.
Ideologizacja gospodarki partyjnymi zaklęciami to fundamentalna „dobra zmiana” według PiS.
Obecnie rządząca formacja przeforsowała swą ustawę – też ideologicznie motywowaną – ograniczając
obrót ziemią rolną (patrz „FiM”
13/2016). Już obecnie powoduje
ona spadek wartości nieruchomości
rolnych i paraliżuje możliwe transakcje. Również ideologiczna motywacja legła u podstaw kolejnego
pomysłu ekipy rządowej – ustawy
ograniczającej obrót prywatnymi
lasami. Wreszcie ideologiczne zaklęcia stały się usprawiedliwieniem
dla wydatkowania setek milionów
złotych na „ratowanie” państwo-
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Niezbyt
„dobra zmiana”
wych molochów. Ów „ratunek” polega na zasypywaniu dziur budżetowych np. w górnictwie stertami
banknotów wyjętych z energetyki.
Rządowa „Agencja Rozwoju Przemysłu” zaczyna „rozwijać przemysł”, kupując akcje upadających
firm państwowych. Kielecka Kopalnia Surowców Mineralnych, będąc już w upadłości likwidacyjnej,
nagle awansowała do roli przemysłu rozwojowego. Nie za sprawą jakiegoś biznesplanu ani pomysłu na
zyskowną działalność. Po prostu
wrzucono do niej publiczne pieniądze bez jakiegoś sensownego planu
restrukturyzacji.
Podobny mechanizm, czyli
publiczne pieniądze za zaświadczenie o „objęciu udziałów”, rządowi notable uruchamiają w kolejnych firmach. Największe szanse
na zastrzyki publicznych pieniędzy mają bankrutujące podmioty,
które zyskały łaskawość lokalnych
baronów PiS. Co to ma wspólnego z racjonalną gospodarką? Nic!
Bardziej przypomina pudrowanie
trupa, który swym pozornie rumianym wyglądem ma przekonywać,
że ożył. Tyle tylko, że za taką grę
pozorów płacimy wszyscy – pieniędzmi z naszych podatków! Gospodarka partyjnie sterowana jest
jednak fundamentem „planu Morawieckiego”. Skoro więc rząd dopuszcza partyjną ingerencję w mechanizmy rynkowe w skali makro,
to dlaczego miałby powstrzymywać
się z ingerencją w przypadku lokalnych firm?
Takie rozumowanie wspiera
wzbierająca fala populizmu. Rządowe dofinansowanie wywołuje
wdzięczność dla „prospołecznej”
wrażliwości PiS-owskiego rządu.
Brakuje odważnych, którzy wytknęliby oszukiwanie zdesperowanych
ludzi. Od dokładania pieniędzy
upadające firmy nie stają się przecież bardziej zyskowne. Kiedyś tej
kasy w końcu zabraknie. Jak w górnictwie, wytrwale „reformowanym”
przez dziesięciolecia. Zła polityka
gospodarcza obecnego rządu pogłębia fatalny stan budżetu państwa. Jej wyznacznikiem jest nie tylko
ideologizacja gospodarki – to także
systemowe psucie finansów państwa.
A przecież Polska ma wciąż ponad
877 mld złotych publicznego długu
(wg stanu na koniec 2015 roku).
Po ledwo kilku miesiącach
rządów PiS gospodarcze notowania Polski bledną. Obniżono nasze ratingi, czyli oceny kondycji
gospodarczej. Według szacunków
ekspertów ok. 14 mld zł kapitału
odpłynęło z Polski. Pod względem
inwestycji zagranicznych osuwamy
się na szary koniec UE. Zauważalnie osłabiła się złotówka, a polska giełda odnotowała największe
spadki w regionie. Wydatki państwa wyraźnie rosną i będą rosły.
Program 500+ ma kosztować tylko w tym roku 17 mld zł. Dziesiątki miliardów mają kosztować: obniżenie wieku emerytalnego oraz
wzrost kwoty wolnej od podatku.
Nie zrównoważy tego planowane
około 5 mld zł wpływów z podatku bankowego. Choć już obecnie
minister finansów gimnastykuje się
jak może, widać coraz wyraźniej,
że budżet państwa nie ma szans
się zrównoważyć. Deficyt będzie
większy. Według prognoz Komisji Europejskiej w przyszłym roku
Polska będzie miała trzeci pod
względem wysokości deficyt strukturalny w Unii Europejskiej. Ekonomiści sygnalizują całkiem przy-
tomnie, że polityka rządu realnie
przybliża groźbę kryzysu w polskiej
gospodarce.
Może być tragicznie, jeśli rząd
będzie nadal stawiał na populizm,
zamiast respektować rynkowe realia. Polska może stać się gospodarczą Wenezuelą czy Argentyną,
które stoją na skraju przepaści.
Kamieniem u naszej szyi już za
2–3 lata może być PiS-owski pomysł połączenia górnictwa z energetyką. Już obecnie niektórzy
ekonomiści uważają, że to pomysł
szalony. Pożądana przez większość
obniżka wieku emerytalnego też
musi być negatywnie oceniana,
jeśli zna się demograficzne realia. Zła polityka gospodarcza PiS
może spowodować, że Polska już
nigdy nie stanie się państwem zamożnym. Takim, w którym na głowę statystycznego obywatela przypada co najmniej 15 tys. dolarów.
Przy dotychczasowym poziomie
rozwoju mielibyśmy na to szansę za ok. 20 lat. A przy rządach
PiS? Nikt nie odważy się nawet
prognozować.
ADAM NOWAK
[email protected]
MYŚLĘ, WIĘC JESTEM
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
strona 19
Filozofia stosowana
Za
Na uczelniach pachnie dobrą zmianą
komuny kadra
akademicka
dzieliła się na
kilka kategorii. Większość „nie mieszała
się do polityki” i mogła sobie
żyć spokojnie.
Dość liczni wykazywali się lekkim oportunizmem, chodząc na jakieś pochody i, dajmy na to, grabiąc
listki w „czynie społecznym”. Potem
szli „szeregowi partyjni”, którzy należąc do PZPR, starali się żyć przyzwoicie i nikomu krzywdy nie robić. Byli
wśród nich i tacy, którzy wykorzystywali swoją pozycję, aby o coś ważnego powalczyć, a nawet kogoś tam
niegrzecznego od represji wyreklamować. Niestety, niemało też było
partyjnego betonu, czyli twardych
„czerwonych”, którzy pilnowali porządku na uczelni, zwalczając wszelkie odstępstwa od linii partii i tępiąc
wszelką opozycję. Większość tych
reżimowych docentów i profesorów
była pod względem naukowym co
najwyżej mierna, lecz – niestety –
zdarzali się też naukowcy porządni, a jednak czerwoni jak pomidory.
Gdy komuna się skończyła, zwykle przybrali szybko barwę czarną,
a pozostali partyjni okazali się, jak te
rzodkiewki – czerwoni po wierzchu,
a biali (czyli nijacy) w środku. Teraz
są cali biali, to znaczy nie wychylają
się. Jak wisienka na torcie siedzieli sobie na uniwersytetach również
nieliczni ideowi ludzie lewicy, spośród których część należała do partii, a inni wręcz przeciwnie – działali
w opozycji. Większość tej ostatniej
(w każdym zaś razie środowiska Komitetu Obrony Robotników) miała
zresztą nachylenie lewicowe, jakkolwiek zdarzali się również wykładowcy zaangażowani w opozycję,
a mający poglądy prawicowe.
Nie było ich wielu, ale byli.
Tych akademików opozycjonistów różnej maści było w skali kraju
ze dwie, może trzy
setki. Ich rola w obalaniu komuny okazała się bezcenna.
A jak to jest
dzisiaj z tą polityką
na wyższych uczelniach? Cóż, formalnie żadne partie
na uczelniach nie
działają. Nie znaczy
to jednak, że środowisko naukowe
nie znajduje się pod ideologiczną
presją. Wyjąwszy kilka ekskluzywnych instytutów, zwykle związanych
w naukami społecznymi i literaturoznawstwem, środowiska naukowe
są dość silnie sklerykalizowane i lekko „podstraszone”. Niemal wszędzie hołubi się lokalnych biskupów
i mało kto ma odwagę się wychylić
z jakimiś nieprawomyślnymi treściami. Coś takiego, jak krytyka dogmatów katolickich, Jana Pawła II
albo oficjalnej wersji historii Polski
jest w większości uczelni nie do pomyślenia. Mimo to aż do zeszłego
roku obnoszenie się z popieraniem
PiS było traktowane w środowisku
naukowym jako coś żenującego
i zdarzało się sporadycznie. Jednak im bliżej było do sukcesu
wyborczego PiS, tym bardziej
widoczni stawali się zwolennicy tej partii. Ku naszemu,
czyli akademików, zdumieniu „pisolubna” kadra naukowa jest wcale liczna – zaryzykowałbym
twierdzenie, że może
to być nawet jedna
piąta akademickiej
populacji. Jeśli doliczyć do tego notorycznych oportunistów, w tym
usłużnych wobec
władzy rektorów
i dziekanów, to
wyjdzie na to,
że tzw. prawica,
Głos oburzonych
P
Ostatnia deska
rzez naszą Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej przewijają się dziesiątki spraw dotyczących
pomocy najbiedniejszym. Więc coraz gorzej sypiamy, bo czujemy się odpowiedzialni za los ludzi, którym zgodziliśmy się udzielić pomocy.
Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej jest bardzo skuteczna. Bo nam zależy i mamy doświadczenie, kontakty
i szacunek nawet u tych, którzy stoją po przeciwnej stronie.
A im jesteśmy skuteczniejsi, im więcej ludzi dowiaduje się, że
„ostatnia deska ratunku” działa, tym więcej osób zgłasza się
po pomoc.
Wczoraj byłem w banku z klientem, choć lepiej byłoby go
nazwać podopiecznym Kancelarii, bo my za nasze działania
nie bierzemy nigdy pieniędzy. Młody, bardzo wątły psychicznie
człowiek wynajmował mieszkanie. Kiedy właściciel poinformował go, że zamierza sprzedać mieszkanie, postanowił je nabyć. Wziął w banku 240 tys. zł kredytu. Ponieważ zarobki, jakie
zechciał oficjalnie wykazywać jego pracodawca, były za niskie
(pracował jako kucharz w restauracji), to poprosił brata o podżyrowanie pożyczki. Kiedy stracił pracę w wyniku mobbingu,
musiał poddać się terapii. Czas płynął, a wraz z nim rosły karne
odsetki. Wreszcie bank zabrał się do licytowanie mieszkania.
Jednak rzutem na taśmę udało mu się mieszkanie sprzedać. Oddał bankowi 200 tys. zł, co wraz ze spłaconymi dotychczas ratami dawało prawie kwotę kredytu. Okazało się,
że pozostało mu jeszcze do spłacenia... 130 tys. zł. Teraz
zarabia o wiele mniej niż kiedyś i 800 zł raty, której zażądał
bank jako warunek podjęcia dalszych rozmów, to była połowa jego zarobków. A musiał przecież gdzieś mieszkać, więc
wynajął kolejne mieszkanie. Kwota kapitału wynosi 48 tys.
zł, ale za to odsetki to aż 80 tys. zł. Poprosiłem panią z banku, żeby rozważyła celowość dalszej egzekucji. W końcu
ustawa nakazuje pozostawienie dłużnikowi płacy minimalnej, zastawu już nie ma, więc egzekucja może być z dochodu, a to będzie najwyżej 200–300 zł miesięcznie. Nie wystarczy nawet na odsetki. Zapytałem o możliwość umorzenia
odsetek (80 tys. zł). Nie było jednak o tym mowy. Więc zapowiedziałem upadłość konsumencką obu braci. Trzy lata
się pomęczą i będą czyści. W przeciwnym razie byliby skazani pracować na korzyść banku do końca swoich dni i to za
nic, bo mieszkania już nie ma.
Zgłaszamy do Ministerstwa Sprawiedliwości wiele nadużyć, sprawy związane z oszustwami, lichwą, i prokuratura
podejmuje śledztwa, które jeszcze niedawno masowo umarzała „z braku znamion przestępstwa”. Każde wyjście z domu
wiąże się z możliwością spotkania kogoś, kto poprosi o pomoc. Na poczcie, w banku, w sklepie wciąż nagabują nas ludzie, których nie stać na adwokata, a którzy popadli w wielkie tarapaty. Zgłaszają się też ludzie, którzy wcześniej złożyli
swój los w ręce przyszłego prezydenta, Andrzeja Dudy i poszli do tzw. Dudapomocy. Zawiedli się i teraz powiększają
kolejkę przed Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej.
czyli połączone siły klerykalne i partyjne, w zasadzie trzymają stery polskiej nauki i szkolnictwa wyższego.
Zbuntowane wydziały nauk prawnych
wzywające Dudę do powrotu na drogę prawa są chwalebnym rzecz jasna,
acz jednak wyjątkiem od reguły.
Atmosfera na uczelniach zaczęła
przypominać tę z lat 80. Szeptanki na
korytarzach, milknące rozmowy, gdy
zbliża się osobnik niepewny, drobne
aluzje w wypowiedziach na radach
wydziału. Na ogół ostrożni i bojaźliwi nauczyciele akademiccy patrzą
po sobie i zbierają się na odwagę. Testem tej rodzącej się odwagi są marsze KOD. Idą na nie czasem z duszą
na ramieniu, ale na miejscu widzą, że
koledzy też odważyli się przyjść. Od
razu robi się weselej i raźniej.
Tak to wygląda w moim światku.
Ale czy w innych środowiskach nie
jest podobnie? Czy tej samej odwagi nie szukają dziś w sobie urzędnicy, nauczyciele, lekarze? Coś takiego
miało miejsce w roku 1988. Wszyscy
przygotowywali się do „dobrej zmiany”. Nadeszła już w roku następnym.
Może tak będzie i tym razem?
JAN HARTMAN
[email protected]
Ja nie narzekam, my lubimy pomagać. Ale możliwości
nasze są już na wyczerpaniu. Wynajmujemy od miasta suterenę o powierzchni 26 mkw. Utrzymanie lokalu kosztuje, kosztują materiały biurowe, paliwo, żeby wszędzie dojechać na czas, nawet opłaty za listy polecone, które często
wysyłamy tuż przed północą na dyżurnej poczcie, bywają
problemem. Owszem, pisaliśmy wielokrotnie wnioski o dofinansowanie naszej działalności z funduszy
publicznych. I zawsze nam odmawiano. Z przyczyn,
jak sądzę, politycznych. Dla rozpatrujących nasze wnioski
urzędników byliśmy zbyt czerwoni. W rezultacie nasze stowarzyszenie działa dzięki dobrowolnym wpłatom obywateli. I to już od 13 lat. Wiele osób trzyma za nas kciuki, ludzie cenią to, co robimy. Jesteśmy społecznikami i nigdy nie
oczekiwaliśmy za to, co robimy, jakiejkolwiek zapłaty, ale
zupełnie bez środków skutecznie działać się nie da. Często
klient nie ma na opłatę sądową, więc wnosimy ją za niego,
zrzucając się w nadziei, że jak się odkuje, to odda. Nie każdy
ma czas i predyspozycje, żeby robić to, co my. Ale żebyśmy
my mogli to dalej robić, potrzebna nam jest Wasza pomoc.
Nawet najskromniejsze wpłaty na konto Kancelarii często
ratują sytuację, chroniąc nas przed wyłączeniem Internetu
czy energii elektrycznej. Bywało, że jednak nie udawało się
tego uniknąć, i wtedy pisaliśmy pisma procesowe ręcznie.
Bo Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, ostatnia deska
ratunku, nie może przestać działać.
PIOTR IKONOWICZ
[email protected]
Wszystkich, którym nieobcy jest los najbardziej potrzebujących
i popierają naszą działalność, podajemy numer konta, z prośbą
o pomoc finansową:
Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej
14 1020 1156 0000 7202 0083 2899
strona 20
GRUNT TO ZDROWIE
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Miniaturowi krwiopijcy
Ze względu na łagodną zimę tegoroczne
lato „obrodzi”, niestety, plagą insektów
z komarami na czele. Taką mało
optymistyczną przepowiednię
głoszą biolodzy.
Już teraz można zaobserwować
wyjątkową aktywność miniaturowych krwiopijców, a do lata jeszcze trochę pozostało. Warto zatem przygotować się na ich inwazję
i uzbroić w skuteczny oręż.
Na rynku jest sporo chemicznych preparatów odstraszających
komary. Nie są one jednak tak skuteczne, jak zapewniają ich producenci. Ponadto w większości z nich
znajduje się N-dietylo-m-toulamid
(DEET) – substancja oddziałująca w toksyczny sposób na nasz
układ nerwowy. Według naukowców z Duke University doprowadza ona do obumierania komórek
mózgu, działa drażniąco na oczy
i skórę. Jest również toksyczna dla
organizmów wodnych i ptaków.
W związku z jej niewłaściwym stosowaniem za oceanem odnotowano już kilka zgonów. Nasuwa się
zatem pytanie – czy warto odstraszać komary trucizną mogącą nam
przysporzyć o wiele poważniejszych
problemów niż uciążliwe i bolesne
ale jednak nie śmiertelne kąsanie?
Zdecydowanie NIE! Tym bardziej
że natura posiada w swoich zasobach środki skutecznie odstraszające owe insekty, będące całkowicie
bezpieczne dla ludzi i otaczającego
nas środowiska.
Komary przyciąga do nas zapach potu i zawartego w nim kwasu
mlekowego oraz amoniaku, podwyższona temperatura ciała, a także podwyższona zawartość dwutlenku węgla w wydychanym przez
nas powietrzu. Trzeba przyznać, że
te bestie mają naprawdę czułą aparaturę naprowadzającą! Można ją
jednak oszukać lub zniechęcić owady do żerowania na naszym ciele.
Jak to zrobić?
Planując wycieczkę w teren, należy założyć na siebie jasne ubranie. Komary, podobnie jak większość insektów lgną do ciemnych
strojów, na tle których są prawie
niewidoczne. Jasny podkład to
duże ryzyko zauważenia krwiopijcy i rozgniecenia go. Warto też
bezpośrednio przed wyjściem wziąć
prysznic z użyciem szarego mydła,
które jest tanie, hypoalergiczne
i bezzapachowe. Dla komarów staniemy się w rezultacie mało atrakcyjni. Jednak ten środek nie działa
zbyt długo, dlatego konieczne będzie zaopatrzenie się w preparaty,
które będziemy mogli zabrać ze
sobą, aby korzystać z nich w miarę
potrzeby. Sprawdzonym i równie
tanim rozwiązaniem jest
olejek
do ciast
o zapachu
wanilii. Nawet
jego niewielka
ilość sprawi, że
komary nie będą
nami zainteresowane. Uważać tylko trzeba
z jego aplikacją, by nie poplamić ubrań.
Brzydkie plamy zejdą dopiero w solidnym praniu. Odstraszająco działa również
olejek cynamonowy, eukaliptusowy oraz sosnowy. Te dwa ostatnie dostaniemy jako olejki pielęgnacyjne, nie zaś jako aromaty
do ciast. Odstraszająco działa
również kamfora oraz waleriana,
aczkolwiek ich drażniący zapach
równie silnie jak komary odstraszać może osobniki rodzaju ludzkiego. Podobnie zadziała zjedzenie sporej porcji czosnku i cebuli.
Sprawią one, że nasz pot będzie,
mówiąc wprost, śmierdział. Dlatego ten rodzaj walki z komarami
odradzamy.
Skutecznym środkiem antykomarowym jest ocet. Zwłaszcza,
kiedy użyjemy go z liśćmi orzecha
włoskiego. Kilka poszatkowanych
liści wystarczy gotować parę minut
w szklance octu, aby otrzymać skuteczny eliksir. Jeśli zaopatrzymy się
w buteleczkę z atomizerem to wlany do niej przecedzony i ostudzony ocet orzechowy będzie naszym
niezastąpionym obrońcą w czasie
spacerów po łonie przyrody. Wystarczy skrapiać nim od czasu do
czasu ciało narażone na kontakt
z insektami.
Kolejny sposób spodoba się
panom. Jest nim
bowiem piwo,
a konkretnie zawarta w nim witamina B6. Oczywiście przyjmowane
wewnętrznie, a nie
użyte do nacierania
ciała. Zmienia ona zapach potu,
zniechęcając insekty do żerowania na piwoszu. Osoby posiadające własny zielnik mogą skorzystać
ze świeżych liści bazylii. Roztarte
na miazgę i wsmarowane w skórę
skutecznie usuną nas z „radarów”
latających krwiopijców.
Powyższe sposoby są zazwyczaj
wykorzystywane podczas przebywania na wolnym powietrzu.
W domu też warto przedsięwziąć
środki zaradcze, które zapobiegną
wizycie nieproszonych latających
gości. I nie chodzi o tak banalny
sposób jak siatki czy moskitiery na
oknach i drzwiach.
Gość won... z domu!
Oto remedium:
Turówka wonna to trawa, której źdźbła zna smakosz żubrówki.
Jest skutecznym środkiem odstraszającym komary, bo zawiera substancje, których syntetycznym odpowiednikiem jest wspomniany na
wstępie toksyczny DEET, obecny w większości preparatów chemicznych. Turówka nie tylko nie
jest toksyczna, ale jeszcze odstrasza krwiopijców skuteczniej niż jej
syntetyczne podróby. Ustawiona na
parapetach będzie stanowiła zaporę
nie do przejścia nawet przy szeroko
otwartych oknach. Gwoli ścisłości
należy dodać, że barierę podobną
do tej z turówki możemy również
zrobić z pokrojonego czosnku i cebuli oraz gąbki nasączonej octem
z wywarem liści orzecha włoskiego.
Mają one intensywny zapach, który szybko wypełni całe mieszkanie,
skutecznie wypraszając z niego komary. Niestety, także naszych wrażliwszych ludzkich gości.
Jeśli zaspaliśmy z ochroną naszego mieszkania i wypełniło się ono
brzęczącymi natrętami, możemy użyć
terpentyny. Zamiast ścigać komary
ze ścierką lub gazetą i upstrzyć ściany
mało estetycznymi plamami, wystarczy zamknąć wszystkie okna i drzwi,
nalać na spodek nieco terpentyny
i odczekać około 30 minut (oczywiście nie w tym pomieszczeniu). Opary
terpentyny skutecznie uśpią nieproszonych gości i łatwo ich będzie definitywnie zneutralizować. Po wywietrzeniu stawiamy turówkę lub cebulę
na parapecie i kłopot z głowy.
Post factum
Pozostał nam ostatni, najmniej
przyjemny aspekt kontaktu z komarami: co zrobić po ugryzieniu?
Przede wszystkim nie drapać.
Drapanie nic nie pomoże, tylko
zwiększy stan zapalny, doprowadzi
do rany oraz wydłuży czas gojenia.
I tutaj znów sprawdzi się cebula.
W okresie letnim powinniśmy mieć
jej zapas bezustannie przy sobie.
Ukrojoną cząstkę adekwatną wielkością do rozmiaru bąbla, kładziemy
na nim i zaklejamy plastrem. Działanie kojące wykazuje również surowy
ziemniak, który stosuje sie podobnie
jak cebulę. Skutecznym środkiem
zarówno przeciwko opuchliźnie,
swędzeniu, jak i zaczerwienieniu jest
amoniak rozcieńczony wodą. Kompres z niego szybko pomoże zapomnieć o dolegliwościach. Jeśli jednak
nie mamy pod ręką kojącego amoniaku, możemy wykorzystać w tym
celu spirytus salicylowy lub ocet.
Ostatecznie mogą to być perfumy.
Każda z tych substancji złagodzi dokuczliwe objawy pokąsania. Olejek
eukaliptusowy sprawdzi się w przypadku bąbli nieznośnie swędzących.
Wystarczy nim posmarować obficie
rankę i powstrzymać się przez kilka
minut od drapania. Gwarantuję, że
się opłaci, ponieważ po tym czasie
obezwładniająca potrzeba drapania
bąbla zniknie bez śladu. Ostatni sposób to prawdziwy hit – goździki. Zawierają one eugenol – substancję odkażającą i znieczulającą o tak silnym
działaniu, że przynosi ulgę w przypadku bolącego i mocno popsutego
zęba. Eugenol jest wykorzystywany
w stomatologii do odkażania kanałów zębowych oraz jako składnik cementu dentystycznego. Olejek goździkowy stosuje część dentystów jako
środek wstępnie znieczulający przed
zrobieniem zastrzyku w dziąsło. 2–3
zmiażdżone goździki przyłożone na
zwilżony wodą bąbel przyniosą błyskawiczną i całkowitą ulgę.
ZENON ABRACHAMOWICZ
[email protected]
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Z historii aborcji
(3)
N
aziści okazali się
gorliwymi „obrońcami życia nienarodzonego”. Oczywiście
życia niemieckiego, „pełnej
krwi aryjskiej”.
Po rzezi pierwszej wojny światowej co czwarta niemiecka dziewczyna
nie miała kandydata na męża. Zwolennicy zakazu aborcji powoływali się
przede wszystkim na argumenty demograficzne. Jeżeli jeszcze w 1900
roku na kobietę przypadało w Niemczech czworo dzieci, to w 1923 – już
tylko 2,3, a w 1932 – 1,6. Spadek liczby urodzeń wynikał niewątpliwie z katastrofy ekonomicznej, która była rezultatem pierwszej wojny światowej
i kolejnych wielkich kryzysów, ale też
z reparacji wojennych.
Zrób to sama
Kiedy naziści ze względów demograficznych zaostrzyli zakaz aborcji, zwolennicy liberalizacji prawa
wskazywali, że powszechna podziemna i amatorska aborcja prowadzi niejednokrotnie do infekcji i gorączki
połogowej. Obok aborcji ciągle powszechne były szkodliwe dla zdrowia sztuczne poronienia – wywołane
na przykład przez zażywanie chininy
czy picie gorącego wermutu z goździkami. Po wypiciu całej jego butelki
miało następować poronienie. Popularny podręcznik medycyny praktycznej „Bilz”, który oferował liczne sposoby sztucznych poronień, sprzedany
został do 1902 r. w ponad milionie
egzemplarzy, a do lat 20. sprzedano
go ponad trzy miliony egz. Dopiero w hitlerowskim wydaniu z 1934 r.
wszelkie aborcyjne ślady instruktaży
„zrób to sama” zostały wyeliminowane. Tymczasem co roku umierało
z powodu powikłań proaborcyjnych
5–50 tys. kobiet. Tylko zamożnych
stać było na zbieg wykonany nie przez
„wytwórczynię aniołków”, a przez kilkakrotnie droższego lekarza.
Za wyższe honorarium w gazetach ogłaszali się ginekolodzy, którzy pod pozorem leczenia kobiecych
chorób, a przede wszystkim zaburzeń w menstruacji („miesiączkę
wywołuję”), reklamowali prywatne
gabinety aborcyjne. Termin „ciąża
niechciana” (ungewollte Schwangerschaft) pojawił się w Niemczech już
przed stuleciem i oznaczał z reguły
względy socjalne skłaniające kobiety do przeprowadzenia aborcji. Lekarze przeprowadzali je często bez
narkozy, ze względów odstraszających, z drugiej jednak strony – mimo
nielegalności – były one powszech-
ne. Nie było to niebezpieczne. Denuncjowanie zdarzało się rzadko
i kobiety z reguły były w tej sprawie
solidarne. Całkiem niewykrywalna
pozostawała aborcja przeprowadzana przez lekarzy domowych u zamożniejszych mieszczan. Pewien lekarz z małego miasteczka pozostawił
po swojej śmierci kartotekę swemu
następcy, który znalazł w niej tylko w jednym roku 426 zabiegów
aborcyjnych.
Śmierć za skrobankę
Jeżeli w czasach Republiki Weimarskiej za nielegalnie przeprowadzoną skrobankę groził berlińskiemu lekarzowi mandat w wysokości
40 marek, to po roku 1933 za takie
samo przestępstwo szło się do więzienia na 6–15 lat. Zakazano też
reklamy i wystawiania w witrynach
środków antykoncepcyjnych. Zresztą prezerwatywy i środki chemiczne
były drogie, niewygodne, niepewne
i niepraktyczne, a w 1930 r. 60 proc.
Niemców jako jedyną metodę antykoncepcji wciąż stosowało stosunek
przerywany. Ustawodawstwo antyaborcyjne obowiązywało jedynie
osoby posiadające obywatelstwo niemieckie i – jednocześnie – zalecało
aborcję ze względów eugenicznych
w wypadku obciążeń dziedzicznych:
chorób umysłowych, alkoholizmu
etc. W rezultacie regulacje aborcyjne zawarte były w ustawie eugenicznej z 1933 r. i w uzupełnieniach
do niej z 1935 r. Dopiero „Ustawa
o ochronie małżeństwa, rodziny
i macierzyństwa” z 1943 r. orzekała
jasno, że aborcja jest zabójstwem
i sprawca ponosi za nią karę więzienia albo więzienia zaostrzonego, a w wypadku ustalenia, że
„uszczuplił siły życiowe narodu
niemieckiego”, sąd mógł orzec
nawet karę śmierci. To właśnie dlatego, że nazistów interesował jedynie
demograficzny charakter prawa antyaborcyjnego, nie objęło ono krajów podbitych, w tym i Polski. Podmiotem prawa był tu nie płód jako
człowiek, a ochrona rasy, i to była zasadnicza różnica między polityką antyaborcyjną Rzeszy a współczesnym
stanowiskiem Kościoła.
Kiedy naziści rozpoczęli „batalię o rozrodczość”, jej efekty stały
się szybko widoczne, bo poprawiała się sytuacja gospodarcza, spadało bezrobocie, rosły zarobki i pomoc państwa dla rodziny. W latach
1933–1939 śmiertelność niemowląt spadła w Rzeszy z 7,7 proc. na
6 proc. urodzonych. Stopa urodzeń
wzrosła w latach 1933–1939 prawie
dwukrotnie. Liczba małżeństw bezdzietnych spadła z 33 proc. (1932 r.)
do 20 proc. (1939 r.). Urlopy macierzyńskie wprowadzono już w 1927 r.
– 6 tygodni przed i po rozwiązaniu,
jednak oznaczały one płacę zredukowaną o 1/4, więc kobiety zwykle
z nich rezygnowały.
Maszyna do rodzenia
Wzrost dzietności i przyrostu
naturalnego nie nastąpił jednak, co
oczywiste, z powodu zakazu aborcji. Jeżeli w Polsce roku 2015 oddano do użytku 120 tys. mieszkań, to
III Rzesza Niemiecka 80 lat temu
przy ówczesnych prymitywnych
technologiach i wysokich kosztach
budowała ich rocznie 300 tys. Na
dokładkę preferowano drogie domki jednorodzinne, a bloki masowo powstawały dopiero po drugiej
wojnie światowej. Młode małżeństwa nagminnie korzystały z wprowadzonych przez Hitlera tzw. pożyczek małżeńskich, zasiłków na dzieci
i dodatków rodzinnych. Zasiłek przysługiwał dopiero na czwarte z kolei
dziecko, dodatki rodzinne – od dziecka trzeciego. Z kolei dla otrzymania pożyczki dla młodych małżeństw
kobieta musiała się zrzec prawa do
pracy, o ile jej mąż przekraczał wyznaczony próg dochodów. Natomiast
za każde urodzone przez nią dziecko
umarzano 25 proc. pożyczki. Najbardziej płodnym kobietom wręczano
honorowe ordery matki: brązowy
– za urodzenie pięciorga, srebrny
– za siedmioro, złoty – za dziewięcioro dzieci. Nie przypadkiem więc
Niemcy tego czasu żartowali, że kobieta jest traktowana przez władze
jak „maszyna do rodzenia”. Wszystkie te posunięcia służyły wsparciu
„tradycyjnej” rodziny wielodzietnej.
Kult licznej rodziny doprowadzony
został właściwie do absurdu. Śledzono i piętnowano rodziny bezdzietne.
Dresdner Bank w rocznym bilansie
zamieszczał szczegółowe informacje
o liczbie dzieci swoich pracowników,
a organ SS „Das Schwarze Korps”
komentował: „Te liczby są alarmujące! Aż połowa żonatych pracowników banku nie ma dzieci!”. W 1938
r. zreformowano prawo rozwodowe, ustalając, że odmowa prokreacji jest wystarczającym powodem do
wniesienia o rozwód. Kiedy pomoc
socjalna państwa nie była w stanie
rozwiązać materialnych problemów
najuboższych, władze złościły się,
że są „lekkomyślnie biedni”, przez
co nie mogą spełnić patriotycznego
obowiązku rozmnażania.
Odwilż aborcyjna
W Rosji Radzieckiej liberalizacja prawa aborcyjnego wprowadzona została w 1920 r. Przy ówczesnej
wschodnioeuropejskiej biedzie aborcji było bardzo dużo. W 1928 r. na
jedno urodzone dziecko w ZSRR
przypadało aż 1,4 aborcji. W Moskwie w 1934 r. na 100 porodów
przypadało 271 zarejestrowanych
aborcji! W 1936 r. na skutek kryzysu demograficznego, wynikającego
również z ogromnej śmiertelności,
zakazano aborcji poza względami
medycznymi. W 1937 r. stopa urodzeń w Moskwie wzrosła z 19,9 na
tysiąc mieszkańców na 35,4. Tylko
do tego czasu propagowano i popierano antykoncepcję i regulację urodzeń. Równocześnie poprzez wpro-
strona 21
wadzenie wysokich opłat zakończyła
się dawna swoboda w przeprowadzaniu rozwodów. Spadek urodzeń
widoczny był jednak przede wszystkim w dużych miastach rdzennej Rosji, gdzie zaznaczał się ostro kryzys
mieszkaniowy. W 1926 r. na tysiąc
mieszkańców w miastach przypadało 5 rozwodów, podczas gdy na wsi –
1,4. Dzisiaj 50 proc. małżeństw kończy się rozpadem i na te cyfry patrzy
się z uśmiechem.
Ponowna legalizacja aborcji
w ZSRR nastąpiła dopiero w 1955 r.
za Chruszczowa (wraz z odwilżą po
śmierci Stalina), a w Polsce pozwolono na nią w 1956 r. W Niemczech
natychmiast po wojnie władze okupacyjne zniosły wszystkie zaostrzenia
prawa wprowadzone przez nazistów
w 1933 r., a dla prawników nie było
jasne, czy paragraf 218 k.k. dotyczący aborcji ma jeszcze w ogóle obowiązywać. Przywrócono rozwiązania
z 1927 r., z wprowadzonymi wówczas wyjątkami od zakazu aborcji,
jednak nastąpiło też duże zróżnicowanie między poszczególnymi landami. Na przykład w Saksonii, Turyngii
i Meklemburgii przy ocenie aborcji
oprócz względów kryminalnych brano pod uwagę względy społeczne,
a w Meklemburgii – uszkodzenie
płodu. Nastroje społeczne nawet na
lewicy nie były zbyt sprzyjające rozluźnieniu prawa aborcyjnego, bo
obawiano się utraty głosów na rzecz
CDU, także SPD powstrzymało się
przed kampanią w tym zakresie i aż
do początku lat 70. żadnych zmian
w Niemczech nie było. Tak więc teoretycznie dosyć restrykcyjna ustawa
antyaborcyjna bardzo rozciągnięta przez poprawki z lat 20., obecnie również dopuszczała aborcję ze
względów medycznych, w tym faktycznie społecznych. Poglądy lekarzy
niejednokrotnie były jednak konserwatywne jak z roku 1900.
W kolejnych dziesięcioleciach
zazwyczaj uznawano, że przesłanką
do aborcji jest tylko zagrożenie życia
i zdrowia matki, ale to ostatnie rozumiane było tak szeroko, że właściwie uwzględniało również względy socjalne. Dominowało podejście
pragmatyczne, przy którym możliwe
było stosowanie środków antykoncepcyjnych o charakterze poronnym, jak spirala, czy tabletka „dzień
po”. W latach 1968–1975 liczba zezwoleń na aborcję wzrosła w Niemczech z 2826 do 17 814 przypadków,
w dużym stopniu ze wskazań psychiatrycznych, a więc po części socjalnych.
W latach 70. oceniano jednak w mediach liczbę nielegalnych aborcji na
1–3 mln, ale dane te uważa się często za zbyt wysokie. Specjaliści mówią
o 100–250 tys. przypadków.
Profesor
DARIUSZ ŁUKASIEWICZ
[email protected]
strona 22
ZE ŚWIATA
Gołąbek niepokoju
miejscowości. W cichej na pewno,
bo od dawna mało kto tam mieszka. Opuszczone domy to w większości zabytki i tu jest haczyk. Co
prawda można je kupić za wspomniane euro, ale obowiązkowy remont takiej budowli to wydatek,
lekko licząc, 25 tysięcy.
Parlament miodem płynący
Uchodzące za symbol pokoju
gołębie wcale takie pokojowe nie
są. Przynajmniej te na granicy Jordanii i Syrii.
Tamtejsi pogranicznicy zatrzymali ptasiego posłańca… terrorystów z Państwa Islamskiego. Skąd
ta pewność, że gołąb nie miał pokojowych zamiarów? Ptak miał
przywiązany do nóżki komunikat
dla jordańskiej komórki dżihadystów. Niebezpieczna znajda świadczy o tym, jakimi hipokrytami są islamscy fanatycy. Wszak niespełna
rok temu na terenach przejętych
przez ISIS zakazano hodowli gołębi, twierdząc, że jak te latają, widać im… genitalia. A to już ogromna zniewaga dla islamu. Posiadaczy
skrzydlatych pupili zaczęto karać
karą śmierci…
Bez satysfakcji
Sławni Rolling Stonesi wytaczają wojnę Donaldowi Trumpowi
– kontrowersyjnemu kandydatowi
na prezydenta!
Chodzi o kultowy już utwór
grupy, „Start Me Up”, który republikanin bez wiedzy muzyków
wykorzystał w swojej kampanii
reklamowej. Jagger i spółka wystosowali do Trumpa pismo z żądaniem, żeby przestał rozgrzewać
publikę ich muzyką. Wcześniej podobne wnioski złożyli Adele i zespół Aerosmith.
To nie żart. Niemiecki Bundestag zakłada własną pasiekę!
Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest partia Zielonych i to z jej
inicjatywy na terenie parlamentu
postawiono już jeden ul dla dla 50
tysięcy tych owadów. Niemieccy
politycy chcą w ten sposób zwrócić
uwagę na spadek w ich kraju liczby pożytecznych pszczółek, co jest
spowodowane m.in. coraz większą
zawartością pestycydów w różnych
substancjach.
Te, co skaczą i fruwają
Dyrekcja zoo w San Francisco
wpadła na oryginalny pomysł, jak
zebrać pieniądze na udoskonalenie
swojej placówki. W tym celu wykorzystała własnych podopiecznych.
A dokładniej mówiąc – ich talent malarski. Wśród artystów były
lwy, tygrysy, nosorożce, żółwie, lemury, a nawet… karaluchy z Madagaskaru. Każdy malował tym,
czym umiał – łapami, pyskiem lub
całym ciałem. Efekt? 50 prawdziwych dzieł sztuki…
Mumia w adidasach
to produkowane przez markę Adidas. Zdjęcie z odkrycia natychmiast
obiegło Internet, a użytkownicy
zaczęli podejrzewać, że wykopana
kobieta jest podróżniczką w czasie. Archeolodzy szybko ustalili, że
celem charakterystycznych białych
pasków było scalenie elementów
obuwia. „Sportowe” buty można
teraz oglądać w muzeum w Kobdo.
Spróbuj wysuszyć
Wenezuela walczy z coraz częstszymi przerwami w dostawie prądu.
Oszczędzać mają głównie panie…
Prezydent kraju Nicolás Maduro uważa, że Wenezuelki nadużywają… suszarek do włosów i wzywa
je do ograniczeń. – Kobieta, która
się czesze palcami, jest znacznie
ładniejsza, przekonuje prezydent.
To odkrycie może służyć za darmową reklamę pewnej niemieckiej
firmy sportowej, która produkuje
odzież i buty z charakterystycznymi trzema paskami.
W Mongolii wykopano właśnie
1500-letnią mumię, która na nogach miała obuwie przypominające
Pierś i mundur
Karmiące matki w pracy to temat prac przygotowanych przez cenioną fotograf Tarę Ruby.
Nietypowa sesja ma dodać kobietom otuchy i przekonać je, że
bycie matką i pracownikiem można pogodzić. Na apel artystki początkowo odpowiedziało 10 kobiet.
Były to m.in. przedstawicielki służby zdrowia, strażaczki czy żołnierki,
odziane w pracownicze uniformy
i karmiące swoje pociechy piersią.
Z czasem do projektu dołączyły
przedstawicielki innych profesji.
Wścieklizna
ukryta w kolcach
Uczą i jedzą
Nauczyciele z Uzbekistanu dostają wypłaty w… kurczakach!
Była republika radziecka ma
w ostatnich latach kłopoty z wypłatami dla pracowników sektora
publicznego. Mimo stałego wzrostu gospodarczego! – W ubiegłym
roku płacili nam w ziemniakach,
marchewkach i dyniach. W tym
roku musimy przyjmować kurczaki zamiast pensji – nie kryje irytacji jeden z nauczycieli w mieście
Nukus.
Mniej wkurzeni są „niepubliczni” mieszkańcy Uzbekistanu. Chociaż za zaistniałą sytuację oskarżają „skorumpowane i bezwstydne”
władze, nie opuszcza ich poczucie
humoru. – Co w tym złego? Rosół
na śniadanie, smażony kurczak na
lunch i kura na obiad. To jest przecież odżywcze – mówi BBC jeden
z rozmówców, po czym zaznacza,
że władze ściśle kontrolują media
w tym kraju.
Zrób to z głową
Szklane domy
Zaledwie jedno euro wystarczy,
by stać się właścicielem nieruchomości we Włoszech!
Co prawda jedynie w trzech
miasteczkach, ale dobre i to. Walcząc z wyludnieniem, burmistrzowie trzech miast – Gangi na Sycylii,
Carrega Ligure w regionie Piemont
oraz Lecce nei Marsi w Abruzji
– postanowili drastycznie obniżyć
ceny samorządowych domów. Władze wspomnianych miejscowości
przekonują, że to doskonały interes, bo nie ma nic przyjemniejszego niż życie w cichej i malowniczej
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Głupich nie sieją, sami się
rodzą!
Po wyzwaniach na oblewanie
się wiadrem wody i obrzucaniem
lodem przyszedł czas na corn challenge, czyli wyzwanie kukurydziane. „Zabawa” polega na tym, że
kolbę kukurydzy nadziewa się na
wirującą wiertarkę i tak ją spożywa. Oczywiście filmik z całego zdarzenia wrzuca się do Internatu. Tak
też zrobiła pewna Azjatka, która
nie przewidziała skutków wyzwania. Wirująca wiertarka po prostu
wciągnęła długie włosy dziewczyny
i wyrwała je z czubka głowy. Tylko
tyle i aż tyle…
i jak bardzo jest ważna. Najmłodszym ma to uzmysłowić powstająca
właśnie klinika przeszczepów dla
pluszaków. I tak dzieci, które nie
bawią się już swoimi maskotkami,
mogą je oddać na rzecz fundacji.
Ma im to uświadomić, że zabawki
mogą być jeszcze potrzebne i uratować „życie” innym pluszakom.
Pod nogi patrz
W Moskwie miał miejsce niespotykany atak. Wściekłych jeży…
Według tamtejszego inspektoratu weterynarii wścieklizna u tych
sympatycznych ssaków jest tak silna, że śmiertelne może okazać się
ukłucie się chociażby jednym maleńkim kolcem. Czyżby jeże szykowały się do zdobycia Kremla?
Ciastko z (jeż)ynami
I znów o jeżach, tym razem
nie tylko pozytywnie, ale wręcz
słodko…
W Tokio otwarto właśnie pierwszą na świecie kawiarnię pełną jeży.
Skąd ten pomysł? Ano stąd, że Japończycy kochają kolczaste ssaki
i uwielbiają spędzać z nimi czas.
Teraz mają ku temu okazję, bo
otwarty w rozrywkowej dzielnicy
miasta lokal zapewnia mnóstwo
słodkości, którymi można delektować się właśnie z jeżami. Godzina w oryginalnym towarzystwie
to w przeliczeniu koszt 9 dolarów.
A jak ktoś nie będzie mógł się z jeżem rozstać, zawsze może go kupić
i zabrać do domu.
Miś dawca
Pluszowa maskotka jako dawca
narządów? Brzmi kontrowersyjnie,
ale cel akcji – szczytny.
Second Life Toy to japońska
inicjatywa, która ma wyjaśnić dzieciom, czym jest transplantologia
Ludzie przechodzący przez
jezdnię i piszący SMS-y stają się już
prawdziwą plagą. Zamiast z procederem walczyć, władze niemieckiego Augsburga chcą ulicznym esemowiczom pomóc.
W tym celu w chodnikach zostanie zamontowana sygnalizacja świetlna. Zielone lub czerwone światła będą widoczne nawet
dla tych, którzy tkwią z nosem
w smartfonie. – Zrozumieliśmy,
że w naszych czasach tradycyjna sygnalizacja świetlna jest już
poza polem widzenia wielu pieszych – tłumaczy jeden z urzędników ratusza.
Przychyli sobie nieba?
Jak się dostać do nieba? Być ojcem setki dzieci!
Taką teorię wyznaje 43-letni
pakistański lekarz Jan Mohammad. Na razie facet jest ojcem
„jedynie” 35 pociech, więc jeszcze
trochę roboty przed nim. Dlatego
szuka właśnie czwartej żony, by
szybciej swój zamysł zrealizować.
Tata, trzy żony i ich dzieci mieszkają razem na 4 tys. metrów kwadratowych. Pan Mohammad prowadzi niewielki gabinet lekarski,
z czego wyciąga miesięcznie równowartość 955 dolarów. Twierdzi,
że ta suma pozwala na zaspokojenie wszystkich potrzeb latorośli,
po czym rozbrajająco dodaje, że
wszystkich imion własnych dzieci
nie jest w stanie spamiętać…
Opracowała
PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK
[email protected]
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
Tajemnice
zamachu
(2)
na papieża
S
łużbom specjalnym Zachodu niespecjalnie
zależało na tym, żeby
rozwiązać zagadkę zamachu na Jana Pawła II. Miały
ku temu liczne powody...
We Włoszech toczyły się dwa
procesy karne dotyczące zamachu
na papieża Polaka, do którego doszło 13 maja 1981 roku. W pierwszym postępowaniu osądzono wykonawcę – obywatela tureckiego
Mehmeta Alego Agcę. 22 lipca
1981 roku otrzymał karę łączną dożywotniego pozbawienia wolności.
Drugi proces rozpoczął się w maju
1985 roku. Tym razem chodziło
przede wszystkim o domniemanych
wspólników zamachowca. Idąc za
wskazówkami „skruszonego” Agcy,
śledczy uznali, że pomagało mu czterech Turków (Musa Çelebi, Bekir
Çelenk, Oral Çelik, Ömer Bagci) i trzech Bułgarów (Siergiej Antonow, Jelio Wasiliew, Todor Ajwazow). Oprócz głównego sprawcy
na ławie oskarżonych zasiedli Bagci,
Antonow i Çelebi. Pozostałych sądzono zaocznie.
W okresie poprzedzającym zamach Çelebi (rocznik 1952) przewodniczył nacjonalistycznej Federacji Towarzystw Tureckich
Idealistów z siedzibą we Frankfurcie
nad Menem (Republika Federalna Niemiec). Podobno pośredniczył
w kontaktach ze „zleceniodawcami”
zbrodni. Bagci (1946 r.) był członkiem stowarzyszenia „Ognisko Kultury Tureckiej” w Olten (Szwajcaria).
Na prośbę Agcy przechowywał mu
przez kilka miesięcy „zawiniątko”.
Cztery dni przed zamachem przewiózł je do Włoch i oddał „właścicielowi” w Mediolanie. Bagci miał
świadomość, że w środku może
znajdować się pistolet. I faktycznie
była tam broń, z której Agca strzelał do JPII.
Nieobecny na ławie oskarżonych
Çelenk (1934 r.) był armatorem,
przedstawiał się też jako eksporter
bułgarskiej wody mineralnej. Urzędował zasadniczo w Londynie, ale
jedno z jego biur mieściło się w Sofii. Nieoficjalnie zajmował się nielegalnym handlem bronią i przemytem narkotyków. Jego absencja na
procesie była „usprawiedliwiona”.
8 lipca 1985 r. został poddany ekstradycji z Bułgarii do Turcji. Zmarł
14 października 1985 r. w ojczystym
więzieniu wojskowym. Z kolei Çelik
(rocznik 1959)
pozostawał
nieuchwytny
dla służb specjalnych. Według wyjaśnień Agcy to właśnie on bezpośrednio współuczestniczył w zamachu. Podobno przyszli razem na plac
Świętego Piotra. Çelik miał strzelać
do JPII, gdyby Agcy coś pokrzyżowało plany, lub zdetonować bombę
hukową, żeby spowodować panikę
umożliwiającą koledze ucieczkę.
Wyrokiem z 29 marca 1986 r.
skazani zostali tylko: Bagci (3 lata
i 2 miesiące pozbawienia wolności
za wwiezienie na terytorium Włoch
pistoletu) oraz – symbolicznie –
Agca (rok pozbawienia wolności za
nielegalne posiadanie broni). Postępowanie wobec Çelenka oczywiście
umorzono. Pozostałych oskarżonych uniewinniono „z powodu niewystarczających dowodów ich winy”
(„Tajemnice zamachu na papieża” –
„FiM” 19/2016).
Innymi słowy: teoria o spisku
„komunistycznych służb specjalnych” mającym na celu zgładzenie
papieża Polaka okazała się fantazją.
Albo rzeczone służby były tak potężne, że mogły skutecznie zatuszować
najbardziej spektakularną zbrodnię,
której mocodawców usilnie tropiły
wywiady i kontrwywiady Zachodu.
Albo „myśliwym” niespecjalnie zależało, żeby rozwiązać zagadkę zamachu na JPII...
Przypomnijmy, że Agca zaczął sypać pierwszymi szczegółami o „tropie bułgarskim” dopiero
po 29 grudnia 1981 r., kiedy to odwiedzili go w więzieniu Luigi Bonagura z włoskiego wywiadu woj-
skowego (SISMI) i Alessandro
Petrucceli ze służb cywilnych (SISDE). A tymczasem:
16 maja 1981 r. oficer „Kostrzewa” (Henryk B.), rezydent polskiego wywiadu cywilnego pracujący
pod przykryciem dyplomaty w Belgradzie, nadał do centrali pilną informację zdobytą od źródła „Finn”
w wydziale konsularnym ambasady
Włoch. Z szyfrogramu dowiadujemy się, że na długo przed zamachem Włosi
wiedzieli
o powiązaniach Agcy
ze słynną z terrorystycznych dokonań (zwłaszcza ataków na samoloty
pasażerskie) organizacją palestyńską
Georga Habasza. W Rzymie obawiano się, że Agca – nie mając o niczym pojęcia – mógł być „manewrowany” przez... wywiad izraelski.
27 czerwca 1981 r. źródło w Rzymie (określone numerem 4072) raportowało Warszawie, że koła powiązane z zachodnioniemiecką
CDU/CSU, a także z agencją wywiadowczą BND, zaczęły rozpowszechniać na terenie RFN wersję, że Agcę
inspirowała radziecka KGB.
23 grudnia 1982 r. pracujący w Watykanie agent „Potenza” przekazał oficerowi „Pietro”
(Edward K.) z rezydentury rzymskiej informację pochodzącą od papieskiego sekretarza – ks. Stanisława Dziwisza. Dziwisz twierdził, że
JPII osobiście nie wierzy w „wersję
bułgarską” i jest coraz bardziej zaniepokojony jej nadużywaniem do
rozgrywek politycznych, a także gier
wewnątrz Kościoła.
19 listopada 1984 r. (pół roku
przed rozpoczęciem procesu
„wspólników” Agcy!) rezydent
„Dis” (Maciej D.) powiadomił centralę o informacjach źródła „Bren”
wydobytych z ambasady USA w Rzymie. Amerykanie zauważali, że zebrane dowody nie pozwolą na skazanie Bułgarów, a gdy Antonow
zostanie uniewinniony, włoski wy-
strona 23
Kuziczkin (ur. w 1947 r.) był...
podwójnym agentem przewerbowanym przez Anglików. W czerwcu
1982 roku zdezerterował z placówki w Teheranie i schronił się w Londynie. Jego informacje mogły mieć
istotne znaczenie dla śledztwa. Gdyby Agca upierał się przy tej znajomości, sytuacja byłaby dla Brytyjczyków
bardzo kłopotliwa.
27 grudnia 1983 r. Jan Paweł II
złożył wizytę w rzymskim więzieniu Rebbibia. Najpierw spotkał się
z więźniami, później przez 20 minut
rozmawiał w cztery oczy z Agcą (na
zdjęciu). Po wyjściu z zakładu karnego papież oznajmił: „To, co powiedzieliśmy sobie nawzajem,
miar sprawiedliwości znajdzie się
w pułapce. Dlatego że wyrok może
sprowokować poszukiwanie inspiratorów mistyfikacji, których – logicznie rzecz biorąc – należało szukać we
włoskich służbach specjalnych.
Szyfrogramem o nieustalonej
dacie (nadanym podczas procesu
Antonowa) oficer „Tibor” (Janusz
Cz.) z rezydentury rzymskiej powiadomił centralę, że według pracującego w Watykanie źródła „Vecchio”
śladów zamachu trzeba szukać w...
angielskich i amerykańskich służbach specjalnych.
Ksiądz Józef Kowalczyk – kierownik sekcji polskiej Sekretariatu
Stanu Stolicy Apostolskiej (późniejszy arcybiskup metropolita gnieźnieński i Prymas Polski) – zapewniał, że
Watykan posiada
dowody
na to, iż w sprawę zamachu na JPII
byli zamieszani również Włosi. Taką
informację Kowalczyk przekazał 14
sierpnia 1986 r. rezydentowi wywiadu w Rzymie.
W trakcie przesłuchań prowadzonych przez włoskiego sędziego śledczego Ilaria Martellę
15 września 1983 r. Agca ujawnił,
że będąc w Iranie, nawiązał kontakt z majorem Władimirem Kuziczkinem, attaché wojskowym ambasady ZSRR w Teheranie. Agca
twierdził, że spotkali się pięcio- albo
sześciokrotnie w hotelu „Kristal”.
A ostatnią rozmowę przeprowadzili w ambasadzie radzieckiej między
12 a 15 lutego 1980 r. Oficer załatwił mu podobno paszport irański
i umożliwił wyjazd do Bułgarii. Tę
wersję Agca kategorycznie podtrzymał w dniach 6–9 grudnia 1983 r.
podczas serii przesłuchań z udziałem
bułgarskich prokuratorów. I jeszcze
dodał, że z polecenia Kuziczkina
odnalazł go w Sofii niejaki „Malenkow”, który zdobył dlań zezwolenie na pobyt i dał mu 3 tys. dolarów
kieszonkowego.
pozostanie tajemnicą
między mną a nim.
Rozmawiałem z nim tak, jak się
rozmawia z bratem, któremu przebaczyłem i do którego mam zaufanie”.
Miesiąc później Agca oświadczył sędziemu Martelli, że... nigdy w życiu
nie spotkał i nie utrzymywał kontaktów z żadnym radzieckim attaché
wojskowym. O tym zaś, że istnieje jakiś szpieg Kuziczkin, dowiedział się
z gazet przy okazji wzmianki o jego
dezercji i staraniach o azyl polityczny.
Zaś nazwisko Malenkow dorzucił,
żeby zwiększyć wiarygodność relacji
o „kontaktach” z Kuziczkinem. Kiedy
sędzia próbował wyjednać zgodę Brytyjczyków na przesłuchanie byłego radzieckiego attaché, spotkał się z kategoryczną odmową. W tej sytuacji nie
wiadomo, czy JPII przekonał Agcę do
szczerości, czy może nakłonił świadka
do złożenia fałszywych zeznań...
14 maja 1985 roku w Venlo (Holandia) na granicy z RFN zatrzymano Turka, u którego znaleziono
pistolet Browning z tej samej partii broni, z której pochodził pistolet
wykorzystany przez Agcę podczas
zamachu. Włosi wszczęli w tej sprawie śledztwo, które doprowadziło
ich m.in. do mężczyzny legitymującego się paszportem tureckim wystawionym na nazwisko Kurda Atesa Bedriego. Okazało się, że w 1986
roku został on we Francji aresztowany, a następnie skazany za handel narkotykami. Pod nazwiskiem
Bedri ukrywał się faktycznie wspomniany Oral Çelik. Francuzi długo
nie przyjmowali tego do wiadomości. Wydali go Włochom dopiero po
upływie dwóch lat od wysłania wniosku o ekstradycję oraz ponad trzech
latach i siedmiu miesiącach od
pierwszej oficjalnej prośby o udzielenie pomocy prawnej. Çelik doznał
w międzyczasie całkowitej amnezji
w kwestii swoich kontaktów z Agcą.
O tych faktach podręczniki jedynie słusznej historii Polski milczą...
ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
strona 24
OKIEM SCEPTYKA
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Niewierzący w Polsce (62)
Lewicowa nauczycielka
Maria Koszutska była nauczycielką,
wychowawczynią dzieci ze środowisk
niezamożnych, działaczką i ideolożką
socjalistyczną, publicystką. Walczyła
o wyzwolenie człowieka również spod
wpływów religii.
Maria (właściwie Marianna)
Koszutska urodziła się w Główczynie
k. Kalisza 2 lutego 1876 r. Pochodziła z niezbyt zamożnej wielkopolskiej
rodziny szlacheckiej. W rodzinie
Marii kwitł kult wiedzy, panowały
przekonania demokratyczne i silne tradycje narodowowyzwoleńcze.
Była uczennicą wybitnie inteligentną, a przy tym niezwykle pracowitą, uczynną, solidarną i życzliwą. Po
ukończeniu z wyróżnieniem sześcioklasowej pensji w Warszawie, prowadziła działalność oświatową i filantropijną w Kadzidłowej, a w 1898
r. wyjechała na Litwę jako prywatna
nauczycielka. W 1901 r. uzyskała tytuł „nauczycielki domowej”, uprawniający do nauczania w szkołach prywatnych. Dla uzupełnienia wiedzy
nauczycielskiej wyjechała do Paryża, żeby studiować na Sorbonie, po
czym podjęła pracę w szkole średniej
w Łodzi.
W 1902 r. przyłączyła się do Polskiej Partii Socjalistycznej. Zgodnie
z wymogami konspiracji przyjęła
pseudonim Anna i jako doświadczony pedagog postawiła przed sobą
zadanie kształtowania światopoglądu robotników Łodzi i biedoty
chłopskiej z okolic oraz nauczenia
ich metod konspiracji. Propagowała poglądy racjonalistyczne i antyklerykalne. Uważała, iż religia usiłuje odwrócić myśli proletariatu od
spraw ziemskich ku fikcyjnym zaświatom, czyli dąży do odciągnięcia
go od walki o swoje ziemskie, ludzkie prawa. Tym samym broni interesów posiadaczy.
Carska żandarmeria uznała ją
za zuchwałą i groźną konspiratorkę
i już 14 marca 1903 r. Koszutska została aresztowana. Za niesubordynację wobec straży więziennej i wznoszenie rewolucyjnych okrzyków
zamknięto ją w izolatce. Potem przewieziono ją do Warszawy i osadzono
w X Pawilonie Cytadeli, a następnie
zesłano na trzy lata do miejscowości
Chołmogory w guberni archangielskiej. Po uzyskaniu zezwolenia na
czasowy powrót do kraju ze względu
na chorobę matki natychmiast wróciła do nielegalnej działalności. Do jej
obowiązków należało współdziałanie z zespołem drukującym central-
M
imo pewnych sukcesów różnej
maści fanatyków i konserwatystów religia na świecie jest
w kryzysie. Nawet wśród ludzi najpobożniejszych, czyli w Afryce.
Wieści z Polski w ostatnich miesiącach,
to na ogół złe wieści. Dla pociechy rozejrzyjmy się trochę po świecie, gdzie zachodzi wiele pozytywnych zjawisk. Także w kwestiach światopoglądowych.
Na popularnej stronie informacyjnej
www.huffingtonpost.com można znaleźć interesujący tekst słynnego amerykańskiego
socjologa Phila Zuckermana pt. „Religion declining, secularism surging” o zaniku
przynależności religijnej na świecie. Sprawa
jest niezwykle ciekawa, bo zwykle mówiono, że zanik religijności i wzrost postaw ateistycznych i agnostycznych jest zjawiskiem
lokalnym – europejskim. I powtarzano, że
wszędzie poza Europą religia ma się znakomicie. Tyle że to nieprawda.
Faktem jest, że Europa w kwestii odwrotu od religijności przoduje. Oto kilka
mężem Józefem Ciszewskim, dziany organ partii – pismo socjalistyczłaczem PPS i PPS-Lewicy, poprzene „Robotnik” – oraz organizowanie
stawała na niezbędnym minimum
nielegalnego kolportażu. Ponownie
materialnym. Była kobietą o niezwyaresztowano ją 22 grudnia 1905 r. Po
kłej prawości charakteru i odwadze
czterech miesiącach przewieziono ją
cywilnej.
do szpitala, skąd zbiegła dzięki pomocy socjalistów.
Po rozłamie w PPS znalazła się w ścisłym kierownictwie
PPS-Lewicy. Ugrupowanie to
zmierzało do zasadniczego celu
– rewolucji socjalistycznej i zdobycia władzy przez pracowników. Przyjętym przez partię
programem był humanistyczny i scjentystyczny marksizm.
Koszutską wybrano do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS-Lewicy i funkcję tę piastowała aż do 1918 r. Odegrała
znaczącą rolę w ewolucji tej
partii w kierunku radykalnym,
ale wskutek represji w połowie
1908 r. przeniosła się do zaboru austriackiego i działała główMaria Koszutska
nie w Krakowie. Od 1908 r. była
współredaktorką „Robotnika”,
W 1918 r. była współzałożya od 1916 r. – „Głosu Robotniczecielką Komunistycznej Partii Rogo”; była też publicystką wielu inbotniczej Polski (od 1925 r. była
nych pism społeczno-politycznych.
to już Komunistyczna Partia PolNa początku I wojny światowej
ski), powstałej w wyniku połączeprzeniosła działalność do Zagłęnia SDKPiL i PPS-Lewicy. Partia ta
bia Dąbrowskiego, potem do Łozostała uznana przez władze za niedzi, a następnie do Warszawy. Poza
legalną. Koszutska była członkiem
głównym nurtem polityczno-ideowej
władz naczelnych tej partii – patrodziałalności wiele uwagi poświęcała
nowała m.in. utworzeniu w Warszadziałalności oświatowej – m.in. zawie świetnie zamaskowanej drukarni
łożyła w 1915 r. w Łodzi organizację
partyjnej, w której ściśle przestrzeoświatową „Światło”. Wraz ze swoim
przykładów, które dodatkowo ilustrują to,
o czym piszemy niemal co tydzień. I tak
w Holandii już 70 proc. ludności nie przynależy do żadnej religii. W najbliższych latach
przewiduje się zamknięcie 700 kościołów
Życie po religii
20 proc. Ponad pół wieku temu 75 proc.
mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni miało w domu tradycyjny ołtarzyk narodowej religii szinto. Teraz już tylko 44 proc.,
a w dużych miastach ledwie 26 proc. W Południowej Korei, gdzie religia zawsze miała spore znaczenie, odsetek ludzi niereligij-
Wyzwolenie postępuje
protestanckich i 1000 katolickich. 40 proc.
Francuzów nie wierzy w bogów ani w inne
duchy, podobnie – ponad 1/3 Szwedów.
W dwóch gospodarczo kluczowych krajach Azji tendencje są zbliżone. W Chinach
połowa ludności jest niereligijna. W Japonii, która od dawna jest dosyć świecka, laicyzacja nie przestaje postępować. Jeszcze
60 lat temu 70 proc. Japończyków deklarowało jakieś prywatne religijne poglądy, a teraz ten odsetek stopniał do ledwie
nych wzrósł o 40 proc. zaledwie w 10 lat
(do 15 proc. ogółu ludności). To spory sukces, zważywszy na to, że społeczeństwo jest
poddawane silnej indoktrynacji ze strony
różnych sekt i ruchów religijnych.
Do najbardziej zlaicyzowanych regionów świata należą także Australia i Nowa
Zelandia. W tej ostatniej odsetek osób bez
religii sięga nawet 40 proc. Muszę jednak
przyznać, że najbardziej ucieszyły mnie wieści z Afryki. O Afrykanach często mówi się
gano wymogów konspiracji (mąż
Koszutskiej np. przebierał się za
księdza). Nie zapobiegło to dwukrotnemu jej aresztowaniu. W 1921 r.
opuściła kraj, lecz przyjeżdżała do
Polski kilka razy nielegalnie. W Rosji
Radzieckiej prowadziła studia
nad nową polityką ekonomiczną, która miała znieść przeżytki
feudalizmu
Koszutska religię interpretowała jako formę indywidualnej
i społecznej alienacji człowieka.
W miejsce chrześcijańskiej idei
miłości bliźniego postulowała
idee sprawiedliwości i równości.
Wskazywała na niebezpieczeństwo przewrotu faszystowskiego
w Polsce. W swoim dokumencie
„Tezy o sytuacji w Polsce”, który
przedstawiła na zjeździe partii,
oceniła zamach majowy Piłsudskiego jako przewrót o elementach faszystowskich. W 1929 r.
usunięto ją z władz KPP, ale dla
wielu działaczy wciąż stanowiła
autorytet moralny. Przebywała stale w Moskwie i choć pozostawała poza głównym nurtem życia
partii, NKWD – w ramach stalinowskich czystek – aresztowało ją
latem 1937 r. Została skazana na
10 lat więzienia na podstawie fałszywych oskarżeń. Zmarła w więzieniu w 1939 r. Rehabilitowano ją
pośmiertnie w 1956 r. Jej imieniem
nazwano m.in. jedną z ulic w Kaliszu.
ARTUR CECUŁA
[email protected]
w Europie, że są „naturalnie religijni” i że
ateizm jest dla nich podobno zupełnie obcy
i niezrozumiały. Tymczasem na tzw. Czarnym Lądzie można spotkać kraje, które
mają nawet około 10 proc. osób niereligijnych z rekordową Botswaną, która ma ich aż
20 proc. Przypomnijmy, że w Polsce agnostyków i ateistów jest zaledwie kilka procent,
więc mniej niż w tej rzekomo „naturalnie
religijnej’ Afryce.
Jakie wnioski płyną z tych wszystkich
danych? Takie mianowicie, że laicyzacja
i odwrót od religii to zjawiska globalne,
epokowe i cywilizacyjne. Nie jest to jakieś
tylko lokalne zawirowanie kulturowe. Powiększanie się odsetka osób bez religii nawet w krajach bardzo skądinąd pobożnych
(np. Afryka) to świadectwo tego, że laicyzacja jest możliwa i prawdopodobna wszędzie.
Także w PiS-owskiej Polsce, która próbuje
ludzi ewangelizować na siłę. A może nawet
bardziej jest teraz możliwa niż kiedykolwiek
wcześniej.
MAREK KRAK
[email protected]
OKIEM BIBLISTY
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
PYTANIA CZYTELNIKÓW
U źródeł chrystianizmu
W
pierwszych gminach chrześcijańskich nie było dominacji, hierarchii,
manipulacji ani niezdrowej konkurencji i rywalizacji. Pamiętano bowiem słowa Jezusa, który powiedział: „Ktokolwiek by chciał być
między wami wielki, niech będzie
sługą waszym” (Mk 10. 43).
Warto przypomnieć, że słowa te
Jezus wypowiedział po tym, jak Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, poprosili go, aby mogli zasiąść jeden po
prawicy jego, a drugi po lewicy (Mk
10. 35–40; Mt 20. 20–23). Czytamy,
że „gdy to usłyszało dziesięciu, poczęli się oburzać na Jakuba i Jana” (Mk
10. 41). I wtedy Jezus dodał: „Ktokolwiek by chciał być między wami
pierwszy, niech będzie sługą wszystkich” (Mk 10. 44).
O zdarzeniu tym wspomina zarówno Ewangelia Marka, jak i Ewangelia Mateusza. Co ciekawe, oba
teksty podają, że całe to zajście miało miejsce po rzekomym ustanowieniu Piotra zwierzchnikiem apostołów
oraz głową całej wspólnoty (por. Mt
16. 18). Warto jednak zauważyć, że
gdyby coś podobnego rzeczywiście
T
(20)
Niestety, chociaż zakaz ten był
miało miejsce, to apostołorespektowany przez wyznawców
wie musieliby o tym wiedzieć
Jezusa niemalże do końca II wiei nie zastanawialiby się późku, z chwilą kiedy nastąpił podział
niej, „kto z nich jest najwiękna kler i świeckich, a więc kiedy
szy” (Mk 9. 34, por. Mt 18.
duchownych nazwano kapłanami,
1). Również Jakub i Jan nie
wówczas nazwali się oni również
prosiliby Jezusa o pierwsze
„panami”, a biskupi – „świętymi
miejsca przy jego boku. Nikt
ojcami”. Co ciekawe, wcześniej
bowiem nie miałby wątpliwochrześcijańscy przywódcy z pości, że to miejsce zostało już
gardą odnosili się do tych, któwcześniej przyznane Piotrowi.
rzy wywyższali siebie i tytułowali
Innymi słowy, wbrew temu,
się „Rabbi” lub „Ojcze”. Uważali
co o rzekomej pozycji Piotra
bowiem, że nikt z ludzi nie może
oraz biskupów głosi Kościół
wymagać większej czci niż ta, którzymskokatolicki, pisma nora należy się rodzicom, a przede
wotestamentowe jednowszystkim Bogu. Jednak już pod
znacznie stwierdzają, że to nie
koniec II wieku duchowni porzujemu, lecz Chrystusowi podcają wszelkie skrupuły, a w wieku
dane zostało wszystko (Ef 1.
IV, gdy stają się urzędnikami i do22–23), a oni zaś (starszyzna)
stojnikami państwowymi, tytułują
mają „paść trzodę Bożą (…)
Ojcowie Kościoła podczas soboru w Nicei
już siebie bez ograniczeń, uzasadnie jako panujący (…), lecz
niając to słowami Ignacego Antiomodlą; tych spotka szczególnie surojako wzór dla trzody” (1 P 5. 1–3).
cheńskiego, „że biskupa trzeba czcić
wy wyrok” (Mk 12. 38–40). Zakazał
Warto także przypomnieć, że Jetak, jak samego Pana”.
też swoim uczniom nazywać się Rabzus ganił ówczesnych przywódców
A oto jak zinterpretowano tekst
bi: „(...) jeden tylko jest – Nauczyciel
duchowych Izraela za to, że „chętMateusza (23. 1, 8–10): „W nastęwasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście
nie chodzą w długich szatach i lubią
pującej karcącej przemowie piętnuje
braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazypozdrowienia na rynkach i pierwZbawiciel całego tego ducha faryzejwajcie ojcem swoim; albowiem jeden
sze krzesła w synagogach, i pierwsze
skiego, który był jego głównym przejest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt
miejsca na ucztach; którzy pożerają
ciwnikiem (…). «Rabbi» dosłownie:
23. 8–9).
domy wdów i dla pozoru długo się
o, co było, to będzie, a co się stało, to się stanie; zatem nie ma nic nowego pod słońcem
– rzecze Kohelet. Nic zatem dziwnego, że to,
co robi dziś PiS, wcześniej zaprogramowały
media Tadeusza Rydzyka.
Redakcja zwróciła mi uwagę na książkę Izabeli Tomali-Kaźmierczak „Radiomaryjny wzorzec demokracji. Analiza treści »Rozmów niedokończonych«”. Analizy Autorki wpisują się w nurt socjologicznych badań jakościowych.
Ich „wadą” jest to, że nie poddają się łatwym generalizacjom. Zaletą z kolei jest to, że pozwalają na pogłębioną analizę konkretnego problemu. Tomala-Kaźmierczak analizowała
14 audycji Radia Maryja. Próbę tę wybrała spośród 102 odcinków „Rozmów niedokończonych”, które stanowiły materiał badawczy. Wśród
gości audycji znaleźli się między innymi Antoni Macierewicz, ks. Tadeusz
Guz, ks. Paweł Bortkiewicz, Andrzej Zybertowicz i Romulad Szeremietiew – osoby zaangażowane w tworzenie „nowej
rzeczywistości”, wolnej od homoseksualistów, in vitro, gender,
a zabezpieczanej przez oddziały Obrony Terytorialnej z chłopcami z ONR.
Tomala-Kaźmierczak widzi w mediach siłę, która kształtuje osobowość odbiorców i wpływa na ich zachowania oraz postawy. Wiąże się to z zaskakującą dla czytelnika wizją mediów
jako „środków niekomunikacji społecznej”, czyli „wytwórców
pseudowydarzeń, wszechobecnej interpretacji, faktów medialnych
subiektywnie kreujących postrzeganie nieobiektywnej rzeczywistości, dystrybuujących określone znaczenia i konteksty”. Widziane
z tej perspektywy media wydają mi się zasadniczo narzędziem
programującym grupy społeczne, którymi manipuluje się, wykorzystując między innymi określoną wizję ładu moralnego i po-
rządku społeczno-kulturowego. Jeśli dziś jesteśmy świadkami
deklaracji Andrzeja Dudy, że demokracja nie jest w Polsce
zagrożona, a znaczny odsetek społeczeństwa popiera działania
PiS, to dlatego że na przestrzeni wielu lat pozwoliliśmy mediom
takim jak Radio Maryja odpowiednio zaprogramować część
społeczeństwa. W zasadzie nie mogło być inaczej – zasady demokracji liberalnej, wśród których znajduje się wolność słowa
i związana z nią wolność mediów, gwarantują prawo działania
mediom takim jak te o. Tadeusza Rydzyka. Mimo że media te
negują porządek, który pozwala na ich działanie.
Szczególnie frapujący jest dla mnie fragment książki analizujący wypowiedzi dotyczące PO. Rydzyk puścił w medialny
obieg sugestię, że PO chce przekształcić się „w partię wzoro-
strona 25
mój panie, był to tytuł dawany nauczycielom prawa (…). Był to przedmiot ambicji faryzejskiej. I w tych tytułach «ojca» i «nauczyciela» szukała
zadowolenia duma doktorów zakonnych. Wyprowadzać stąd wnioski
przeciw hierarchii kościelnej, wyraźnie ustanowionej przez P. Jezusa, jest
niedorzecznością” (Pismo Święte Nowego Testamentu w przekładzie ks.
Jakuba Wujka, Kraków 1989).
Jakże dziwnie brzmi ta argumentacja porównująca „złych” pasterzy
żydowskich z „dobrymi” pasterzami katolickimi i jakże okazuje się
ona pokrętna w konfrontacji ze słowami Jezusa, który przecież nie tylko nie ustanowił żadnej hierarchii,
ale wręcz zakazał wynoszenia się
jednych nad drugich, mówiąc: „Kto
się będzie wywyższał, będzie poniżony” (Mt 23. 12). Jakże dziwnie obco
i bluźnierczo brzmią także wszelkie tytuły hierarchów kościelnych,
które pojawiły się już w pierwszych
wiekach chrześcijaństwa. Czyż nie
świadczy to przeciwko hierarchom,
że „umiłowali bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą” (J 12. 43, por.
J 5. 44)?
Czy ci, którzy powołują się na
Chrystusa nie powinni respektować
jego słów? Czyż on sam nie powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale
słowa moje nie przeminą” (Mt 24.
35), a więc że jego słowa obowiązują
po wszystkie czasy?
BOLESŁAW PARMA
[email protected]
waniem” znacznej części obywateli okazała się jednak skuteczna. Poza tym, o czym już pisałem, sączono w umysły odbiorców
przekonanie, że we wszystkich sytuacjach, w których prawo nie
spełnia postulatów światopoglądowych rodem z Radia Maryja, można je przekraczać. Według RM prawo do zgromadzeń
nie powinno na równi przysługiwać wszystkim obywatelom (należy go odmówić choćby homoseksualistom), a w plan przejęcia władzy nad Polakami wpisały się jakoby uniwersytety,
„które opanowane są przez ducha lewicy, pozbywając się naszego «dziedzictwa judeochrześcijańskiego» – co jest wielkim dramatem, z którego «ludzie sobie jeszcze (…) nie zdają sprawy«
– a w swojej ofercie mają kursy «socjo-psycho-techniki», czyli
inaczej manipulacji (…). Posyłając dziecko do takiego znanego uniwersytetu, rodzice narażają je na
wzięcie udziału w takim kursie, a więc
na uczenie go manipulacji, czyli »uczenie
kłamstwa«” (ss. 371–372).
Odbiorców mediów Rydzyka przyuczono także uważać, że
akceptowalne są tylko takie rządy, których członkowie wywodzą się ze środowiska radiomaryjnego. PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego od samego początku swoich rządów
oddaje hołd lenny Rydzykowi i stworzonym przez niego instytucjom – utrata poparcia z tej strony oznaczałaby bowiem początek końca partii. Skrzętnie wykorzystuje też zaprogramowane w odbiorcach poglądy na Polskę i świat – od walki z obcym
spiskiem i zepsuciem prawa przez PO, po próbę odmawiania
przeciwnikom PiS prawa do publicznych demonstracji. Walka
toczy się także o naukę – pamiętajmy, że choćby Andrzej Duda
dostrzegł wierność etosowi naukowemu w gronie osób angażujących się w konferencje smoleńskie.
TOMASZ KOZŁOWSKI
Inne chrześcijaństwo(79)
waną na meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej”,
która przez ok. 70 lat kontrolowała życie polityczne w Meksyku. Ten polityczny plan miał powstać już u zarania III RP, a patronują mu Geremek, Kuroń i Michnik. Strategia przejęcia
władzy realizowana jest między innymi poprzez polityczne zawłaszczenie instytucji prawa, które służą interesom PO, a nie
Polaków, do których przynależą osoby o poglądach kreowanych
przez Radio Maryja. Szansą na wyjście z impasu są zmiany podobne do tych, które zaszły na Węgrzech.
I nie chodzi tu tylko o powstanie rządów Fideszu i Chrześcijańskiej Demokracji, ale także o to, że nowe władze uzyskały
szansę na zmianę konstytucji. W 2010 r., z którego pochodzą
analizowane przez Autorkę audycje, PiS daleki był od władzy
w Polsce i można było co najwyżej tęsknić do „orbanizacji” RP.
Intensywna praca medialna nad odpowiednim „zaprogramo-
[email protected]
strona 26
CZYTELNICY DO PIÓR
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Kobiety na przemiał
P
rojekt nowej ustawy
antyaborcyjnej jest tak
skonstruowany, aby
na pierwszy rzut oka
nie budził zastrzeżeń natury
medycznej.
Teoretycznie ustawodawca nie
ingeruje w przebieg leczenia ciężarnej pacjentki. Lekarz może się
go podjąć w sytuacji, kiedy leczenie
wiąże się z ryzykiem utraty ciąży, ale
(i tutaj mamy kluczowe słowo) tylko
w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia matki. To znaczy, że jeżeli życie matki nie wisi na włosku,
lekarz nie może ryzykować ewentualnej utraty ciąży. W przeciwnym
razie, jeżeli następstwem leczenia
będzie strata ciąży, lekarz zostanie oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci płodu i grożą
mu trzy lata więzienia.
Dokładna lektura projektu przyprawia czytającego o zdziwienie –
w tekście ani razu nie zostało użyte
słowo „aborcja”. Tylko w jednym
miejscu pomysłodawca projektu
wspomina o „powodowaniu śmierci dziecka poczętego”, a w kilku paragrafach mówi o karach za pomoc
i zmuszanie do przerwania ciąży.
Przypominam, że aborcja jest działaniem celowym. Autorzy koncentrują się na „nieumyślnym spowodowaniu śmierci dziecka poczętego”,
co nie ma nic wspólnego z aborcją.
Ujęcie w projekcie sytuacji o charakterze leczniczym, które mogą spowodować utratę ciąży, tj.wprowadzenie
pojęcia nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka poczętego, jest
W
sprzeczne z główną
ideą projektu i nie
dotyczy tematu ustawy. Poronienie, obumarcie płodu to nie
są działania celowe,
więc nie mogą podchodzić pod aborcję.
Projekt nie spełnia
kryterium ustawy antyaborcyjnej, ponieważ autorzy mieszają
dwa porządki: aborcję jako działanie celowe i ciążę patologiczną (zagrożoną).
Jaki jest zatem cel
projektu? Chyba tylko kryminalizacja poronienia, utrudnianie prowadzenia ciąży przez lekarzy, zastopowanie rozwoju medycyny prenatalnej
i in vitro, które według obrońców życia są wyrokiem śmierci dla „dziecka poczętego” i są równoznaczne
z aborcją. Fundacja Pro Prawo do
Życia od 2011 roku usiłuje przeprowadzić zakaz badań prenatalnych,
gdyż zdaniem jej działaczy badania
są przyczyną zabijania płodów z zespołem Downa. Oczywiście żadnych
akcji edukacyjnych na temat zespołu
Downa Fundacja nie prowadzi. Próżno szukać na ich stronach informacji
o stowarzyszeniach skupiających rodziców dzieci z zespołem Downa.
Akcja medialna zachęcająca
do zbierania podpisów opiera się
na kłamliwych hasłach o ratowaniu
życia dzieci. W ustawie nie chodzi
o walkę z aborcją. Gdyby ustawa faktycznie miała na celu ochronę płodu
iększość Polek i Polaków jest
tak otępiała pod wpływem
religii, że nawet nie zdaje sobie sprawy z faktu, że polska
ziemia, dobra i narodowy majątek nigdy nie
były i nie są prawowitą własnością watykańskiego Kościoła i kleru.
Od 966 roku wpuszczony do Polski kler
morduje, panoszy się, grabi, wyłudza, wymusza, zagarnia polski majątek narodowy i polskie ziemie. Nawet te darowizny, które od
wieków kościelni otrzymywali i nadal otrzymują, są bezprawnym wymuszeniem korzyści
w zamian za obłudne obietnice „wiecznego
życia po śmierci”. To proceder bezlitosnego wykorzystywania ciemnoty prymitywnych ludzi i tępego zaślepienia religijnymi
bajkami, co z prawnego punktu widzenia
– jako typowe oszustwo – powinno być uznane za proceder zabroniony i karany.
Te wszystkie formy wchodzenia kleru
w posiadanie wszelkich polskich dóbr i majątków są nielegalne i bezprawne, a więc logiczne i w pełni uzasadnione było, że władze
przed aborcją, to niepotrzebny byłby paragraf o nieumyślnym spowodowaniu śmierci dziecka poczętego.
Aborcja jest zawsze działaniem celowym. Ordo Iuris manipuluje ustawą,
celowo wprowadza w błąd i oskarża
środowiska lewicowe o szerzenie nieprawdziwych informacji.
Ustawa przewiduje odpowiedzialność karną za nieumyślne spowodowanie śmierci płodu. Oznacza
to, że poronienie, wewnątrzmaciczne
obumarcie płodu albo śmierć dziecka podczas przedwczesnego porodu
sprowokowanego w celu ratowania
dziecka lub matki oznacza ciąganie
załamanej, zrozpaczonej kobiety (i/
lub lekarza) do prokuratury. Kobieta
po poronieniu potrzebuje wsparcia,
a nie tłumaczenia się w prokuraturze. Jej los tymczasem będzie zależał
od stopnia uległości prokuratora wobec Kościoła i władzy. A jeśli znajdzie się nadgorliwiec, który w po-
ronieniu do 12 tygodnia
ciąży będzie dopatrywał
się celowego działania?
Ustawa przewiduje
odpowiedzialność karną
kobiety za nieumyślne
spowodowanie śmierci
płodu, jeżeli poronieniu
towarzyszą dodatkowe
okoliczności. Jeżeli badanie szczątków po poronieniu wykaże, że płód miał
uszkodzenie genetyczne,
to kobieta jest bezpieczna
– nie zawiniła. Jeżeli przyczyną poronienia będzie
stres, choroba, wypadek,
czy leki na różne schorzenia, to kobieta musi się liczyć z tym, że będzie
wzywana do prokuratury, a o jej losie
będzie decydował humor prokuratora i sędziego, bo teoretycznie można odstąpić od wymierzenia kary.
Widać wyraźnie, że czym innym jest
odstąpienie od wymierzenia kary,
a czym innym niepopełnienie przestępstwa. Każda dodatkowa okoliczność towarzysząca poronieniu może
być podstawą do zawiadomienia prokuratury. Nie jest to histeria zwolenników obecnej ustawy i straszenie,
ale realna groźba. Przepisy są niejasne i dają olbrzymie pole do nadinterpretacji, co zagraża życiu i wolności
kobiet, bo będą się bały zgłaszać dolegliwości ciążowych, aby nie narazić
się na oskarżenie o próbę zabójstwa
prenatalnego. Jest to sytuacja niebezpieczna zarówno dla kobiety, jak
i płodu. Wczesna pomoc medyczna
może czasami wstrzymać rozpoczy-
PRL dla dobra narodu polskiego usiłowały
w latach swoich rządów odzyskać nieuczciwie zdobyte dobra, czyli odebrać klerowi
jego rzekomą własność. Niestety, tak zwani
komuniści – w rzeczywistości kryptokatolicy
– chcąc się przypodobać klerowi, utworzyli Fundusz Kościelny, Komisję Majątkową
ska i Kopacz, – a na Jarosławie Smoleńskim,
Dudzie i Szydło skończywszy. Dziś Kościół
katolicki w Polsce jest największym obszarnikiem ziemskim i najbogatszą instytucją. Rządzący nadal uszczęśliwiają kler, spełniając
jego żądania i dopuszczając do niezgodnej
z zasadami suwerenności i demokracji obec-
i Komisję Wspólną Rządu i Episkopatu. Od
roku 1989 proces dalszego grabienia polskiego mienia przez watykański kler nasilił się
i wzrósł do nieprawdopodobnych rozmiarów, co w dodatku rządzący usankcjonowali prawnie i poparli stosownymi działaniami
(m.in. konkordat).
Dzieje się to za wiedzą i przyzwoleniem władz – od Wałęsy począwszy, poprzez
Kwaśniewskiego, Oleksego, Suchocką, Millera, L. Kaczyńskiego, Komorowskiego, Tu-
ności Kościoła we wszystkich dziedzinach życia kraju i społeczeństwa, a poutykani wśród
nich członkowie Opus Dei dbają o kleszy dobrobyt, pilnując tego bezprawnego działania
i kleszej bezkarności. Oni stawiają prawo kanoniczne ponad stanowione, łamiąc konstytucyjne zapisy i usiłując zastąpić je religijnymi dogmatami.
Karygodna jest działalność Schetyny,
lobbysty Kościoła, który jako minister współprzewodniczył Komisji Rządu i Episkopatu,
Kleszy kraj
nające się poronienie. Jak na dłoni
widać, że autorom wcale nie chodzi
o ratowanie życia płodu. Aby zrozumieć prawniczy bełkot pomysłodawców projektu, trzeba wiedzieć,
jaka jest różnica między terminami:
„nie podlega karze” a „nie popełnia
przestępstwa”.
Odnośnie lekarzy – przestępstwa nie popełnia lekarz, który działa
w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia kobiety, np. przy krwotoku w ciąży pozamacicznej. Ale jeżeli
pacjentka nie jest w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, to lekarz
musi czekać z ratowaniem ciężarnej
do chwili, aż jej życie rzeczywiście
zawiśnie na włosku. Jeżeli operacja
prenatalna na płodzie nie powiedzie
się, lekarz będzie się tłumaczył przed
prokuratorem. Ta ustawa to wyrok
śmierci dla kobiet i płodów oraz zemsta na ginekologach. Wykreślenie
badań prenatalnych, wprowadzenie
kar dla lekarzy, którzy diagnozują
i próbują leczyć prenatalnie, jeżeli
leczenie nie powiedzie się, oznacza
wyrok śmierci na płody, które można dzisiaj leczyć. Podchodzi to pod
nieumyślne spowodowanie śmierci.
Wspomniany zapis jest zagrożeniem
dla kobiet chorujących na cukrzycę,
schorzenia kardiologiczne i nowotwory. Leki mogą działać niekorzystnie na płód. Lekarz nie będzie mógł
ich podać, ponieważ mogą być zagrożeniem dla płodu. Obecnie lekarz
ocenia ryzyko. Po wejściu w życie
ustawy może siedzieć za stworzenie
niebezpieczeństwa dla płodu, a to
oznacza, że ciężarne z nowotworami
będą umierały masowo. Ich płody
– czyli „dzieci poczęte”, o które tak
walczą autorzy ustawy – będą niejednokrotnie umierały wraz z matkami.
IZABELA KRZYCZKOWSKA
izakrzyczkowska.blogspot.com
czyli gremium faktycznie sprawującemu władzę w Polsce, bo to on wraz z Tuskiem zdecydował o likwidacji Komisji Majątkowej bez
uprzedniego zawieszenia jej działalności, bez
ujawnienia jej bezprawnych decyzji, anulowania ich oraz osądzenia kleru i prawników
winnych gigantycznych przekrętów. Obecnie
na stołku Schetyny siedzi Błaszczak, a sekta
religijna PiS kontynuuje „dzieło” wszystkich
sekt religijnych rządzących Polską od 1989
r. Wszystkie obiekty sakralne, kardynalskie
pałace, biskupie rezydencje i klesze plebanie w Polsce zostały wybudowane z pieniędzy społeczeństwa polskiego, a więc są jego
własnością. Należy zatem odebrać je pasożytom i pedofilom w sutannach i habitach,
przekształcić w obiekty użyteczności publicznej, takie jak mieszkania, przedszkola, żłobki, sale koncertowe i sportowe, teatry, biblioteki, restauracje itp. Już dawno miarka się
przebrała. Dosyć złego zrobili Polsce i Polakom, niszcząc mentalnie wiele pokoleń, grabiąc i okradając je z narodowego majątku.
KRZYSIA I WOJTEK
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
strona 27
Chrzest, a co potem... (2)
Święci lepszego i gorszego sortu
C
hrystianizacja Polski za
pomocą miecza i zastraszenia mimo odruchów buntu przeciwko
narzucanej religii nie dostarczała bohaterskich męczenników za
nową wiarę. Bez własnych świętych nie można było nawet marzyć
o królewskiej koronie. Wiedział
o tym Bolesław Chrobry i intensywnie poszukiwał osób mogących mu
tej świętości dostarczyć. Skorzystał
z kłopotów swojego najbliższego
kuzyna (ze strony matki) i dzięki
Wstrząsem, który diametralnie
zmienił życie Wojciecha-Adalberta
była śmierć Dytmara, który umierał w strasznych męczarniach, przerażony i krzyczący. Jako najbliższy
współpracownik biskup Wojciech
asystował przy tej śmierci. Następnego dnia, jeszcze przed pogrzebem, obwołano go nowym biskupem praskim, realizując testament
zmarłego.
Młody biskup z gorliwością neofity energicznie zabrał się do tępienia resztek pogaństwa, oraz chrześ-
Kraj, który nie miał własnych świętych,
nie liczył się w Europie. Zdawali
sobie z tego sprawę zarówno Mieszko,
jak i Bolesław Chrobry.
temu państwo Bolesława otrzymało dwóch świętych.
Obaj byli cudzoziemcami. Obaj
ponieśli podobną męczeńską śmierć
z rąk pogan. Ciała obydwu zostały
wykupione przez Chrobrego i obaj
zostali szybko kanonizowani. Na
tym kończą się podobieństwa ich
losów. Jednego z nich bowiem
umieszczono w gronie patronów
Polski. Ten drugi po wypełnieniu
owego koronacyjnego wymogu
w 999 roku pozostał świętym gorszego sortu.
Rozkoszne książątko
Wojciech Sławnikowic był
synem Strzeżysławy, rodzonej siostry Dobrawy. Urodził się
w książęcej rodzinie i od dziecka
przeznaczono go do stanu duchownego. Kształcił się w seminarium
w Moguncji i tam przyjął drugie
imię – Adalbert – na cześć ówczesnego biskupa Moguncji. Biografowie wspominają, ze młody seminarzysta prowadził wtedy bardzo
swobodne życie – ze szczególnym
upodobaniem do jedzenia i wina.
Po ukończeniu seminarium powrócił do Pragi.
Styl życia, jaki w tym czasie
prowadził, podobno nie odbiegał
wiele od czasów mogunckich. Nie
przypadkiem cieszył się w Pradze
przydomkiem „rozkoszne książątko”. Ówczesny biskup Dytmar
też zresztą nie był ascetą i nie wymagał surowego życia od swoich
podwładnych.
cijaństwa słowiańskiego, ale przede
wszystkim dążył do likwidacji powszechnie panujących rozwiązłych
obyczajów. Zarzucano mu jednak,
iż nie tylko walczył z grzechami, ale
przy okazji zbyt jawnie występował w obronie świeckich interesów
członków swojego rodu.
Po pięciu latach zarządzania
praskim biskupstwem, nie mając
żadnych sukcesów w umacnianiu
Kościoła czeskiego, skonfliktowany z otoczeniem, opuścił dość niespodziewanie Czechy i wyjechał
do Rzymu. Stamtąd wkrótce rozpoczął nieudaną pielgrzymkę do
Jerozolimy. Wszystkie pieniądze
ofiarowane mu na ten cel przez cesarzową Teofano, matkę cesarza
Ottona III, podobno rozdał ubogim i po kilku dniach pieszej wędrówki zrezygnował i zawrócił do
Rzymu, gdzie wstąpił do klasztoru
benedyktynów.
Tymczasem nowym arcybiskupem Moguncji został Wiligis, który szybko zorientował się, że biskupstwo praskie jest bez pasterza.
Zażądał powrotu Wojciecha, ale
nie był to powrót udany. Po spowodowaniu ostrego konfliktu między
rodami Sławnikowiców i Werszowiców, zakończonego rzezią tych
pierwszych, znowu wyjechał do
Rzymu i zaczął robić karierę na papieskim dworze. Wróżono mu nawet tiarę. Ale wtedy raz jeszcze do
akcji wkroczył moguncki arcybiskup
Wiligis. Uczynił to w sposób przekreślający raz na zawsze marzenia
o papieskiej godności Wojciecha,
To nie koniec cudownych zdaprzedstawił mu bowiem alternatywę: albo powróci do Pragi, albo rzeń związanych ze św. Wojciezostanie obłożony klątwą i wyklu- chem. W 1038 roku podczas najazczony z Kościoła katolickiego. Po- du na Polskę Brzetysława I trumna
nieważ prażanie nie chcieli Woj- z relikwiami została wywieziona do
ciecha na swojego biskupa, karę Pragi. Sąd papieski oddalił w tej
wykluczenia zamieniono mu na sprawie protest polskich biskupów,
ewangelizację pogan.
Można przyjąć, że
w poczuciu życiowej
klęski z pełnym rozmysłem poszedł do
Prus na pewną śmierć.
Raz wydalony z pruskiego terytorium postanowił powrócić,
aby w świętym gaju,
w szatach liturgicznych, prowokacyjnie
odprawić mszę. Został schwytany, rytualnie zabity siedmioma
włóczniami, głowę mu
odcięto i wbito na pal,
a poćwiartowane ciało
rozrzucono na cztery
strony świata.
Od tego momentu można mówić
o cudach. Cudownym
przypadkiem było pojawienie się kupca,
który rozpoznał głowę
Wojciecha i przekonał
władców plemienia, iż
można na nim jeszcze Bolesław Chrobry
zarobić, bo Chrobry według Jana Bogumiła Jacobiego
zechce wykupić ciało,
płacąc złotem za jego wagę. Cudem lecz kilkanaście lat po tym wyromożna nazwać decyzję jednego ku ciało świętego cudem odnalaz Prusaków, który pozbierał rozrzu- zło się w podziemiach gnieźnieńcone szczątki i schował w komorze. skiej katedry. W Pradze natomiast,
Kolejnym cudem okazało się ich… w katedrze św. Wita, gdzie złożono
święte szczątki, wybuchł pożar. Kazrośnięcie.
Kupiec nie pojechał wprost do tedra spłonęła, ale zdaniem prapolskiego władcy, lecz kilka dni skich biskupów relikwie świętych
zabawił w domowych pieleszach. Wita, Wacława i Wojciecha ocaI wtedy głowa przemówiła do niego, lały. Kolejnym cudem okazała się
nakazując mu natychmiastową wy- zawartość polskiej trumienki z reprawę do Gniezna. Tam Bolesław likwiami. Przy każdej inwentaryzazorganizował ekspedycję ze zło- cji znajdowano w niej inne kości.
tem. Po przybyciu na miejsce oka- Wreszcie prymas Wyszyński zakazało się, że po kilku tygodniach od zał wszelkich takich prac. Ostatnim
śmierci bezgłowy tułów ważył wię- cudownym zdarzeniem było ocalecej niż doskonale znany Chrobre- nie zawartości srebrnej trumienki
mu kuzyn Wojciech. Doszło nawet podczas jej kradzieży w katedrze
do pozbywania się na rzecz wyku- gnieźnieńskiej i przetopienia na
pu osobistych kosztowności przez złom w 1986 roku.
Święty Wojciech został jednym
eskortę wozu ze złotem. Wreszcie
przeważył słynny wdowi grosz ko- z patronów Polski. Tego zaszczybiety, która cudownym przypad- tu nie doczekał drugi polski świękiem pojawiła się w miejscu targu. ty z czasów Bolesława Chrobrego,
Chrobry zyskał swojego pierwszego mimo że również poniósł męczeńską śmierć podczas ewangelizacji
kandydata na świętego.
pruskich plemion i jego ciało także
wykupił polski książę.
Święty gorszy,
bo niemiecki?
Bruno Bonifacy z Kwerfurtu
był Niemcem, synem
grafa kwerfurckiego,
przyjacielem cesarzy
i polskiego księcia.
Bezskutecznie próbował zapobiec konfliktom zbrojnym pomiędzy oboma krajami.
Do Polski przybył na
zaproszenie księcia
Bolesława, który powierzył mu biskupstwo
przemyskie. Początkowo udał się z misją
ewangelizacyjną do
Pieczyngów, ale nie
odniósł tam sukcesu.
Następnym jego celem, w 1009 roku, stały się plemiona pruskie (poszedł w ślady
św. Wojciecha). W rejonie dzisiejszego Giżycka lub Rajgrodu
ochrzcił nawet lokalnego władcę Niedamira. Podobno zwycięsko przeszedł wtedy
próbę ognia, ustawiając wśród płomieni
swój… tron biskupi, na
którym siedział przez czas potrzebny
na odśpiewanie siedmiu psalmów.
W następnym plemieniu do
chrztu już nie doszło. Biskup Bruno został zabity, odcięto mu głowę i wrzucono do rzeki, a towarzyszących mu kapłanów powieszono
z wyjątkiem jednego. Wiberta – po
uprzednim oślepieniu – wysłano do
Chrobrego z propozycją wykupienia ciała.
Nie jest znana data kanonizacji biskupa. Prawdopodobnie odbyła się ona przed 1025 rokiem,
czyli przed koronowaniem Chrobrego. Nie zachowały się żadne relikwie ani informacje, gdzie został
pochowany.
W Polsce po wykonaniu „misji
koronacyjnej” święty ten na wiele
wieków został zupełnie zapomniany.
Pierwsze kaplice i kościoły pod jego
wezwaniem pochodzą z XIX wieku.
To taki święty gorszego sortu.
ANDRZEJ ZIELIŃSKI
[email protected]
strona 28
SZKIEŁKO I OKO
LISTY
OD
CZYTELNIKÓW
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Jedynym wyjściem jest nie dopuścić w przyszłości PiS do
władzy, wybrać odpowiednich polityków i lewicową partię ,
która będzie miała odwagę, aby przeciwstawić się Kościołowi. Najpierw należy jednak zmarginalizować PiS – żywiciela
kleru.
Józef Frąszczak
Barbara Nowacka to już chyba nie wie, co to znaczy lewicowość. Po prostu lewica – jeśli takie coś w Polsce istnieje
– nie ma pomysłu w zasadzie na nic i szuka rozpaczliwie
okazji, by się pod coś i pod kogoś podczepić. Ale czy jest
to dobra i na pewno jedyna droga? Brzydkie słowa cisną
mi się na usta.
Paweł Krysiński
„Dobra zmiana”
Episkopat konstytucyjny
Prawica, która wygrała wybory, wierzy, że „Pan Bóg”
stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Jednak
jako człowiek lewicy myślę, że rację ma Darwin i jego teoria. Przecież „Bóg” nie stworzyłby siepaczy inkwizycyjnych,
dyktatorów jak Franco, Hitler, Mussolini, Stalin. Ten ostatni
odkupił część win, rozprawiając się z faszyzmem, który zniewolił i wymordował miliony ludzi. Teraz w Polsce do głosu
doszli ludzie, którzy poddali się podobnemu dyktatowi jednego człowieka. Ten animator schowany za kurtyną sceny
politycznej porusza za sznurki swoje kukiełki i nie jest za
nic odpowiedzialny. Dla przykładu – w zadłużonych do absurdu Siedlcach też rządzą do spółki z Siedleckim Towarzystwem Samorządowym ludzie wywodzący się spod sztandaru
przywódczej PiS. Aby spłacić parabank Magellan, szefowie
miasta wymyślili obligacje na 106 milionów zł. Natomiast
o spłatę nie będą się martwić. Obligacje te spłacą dzieci lub
wnuki mieszkańców miasta. Wszystkie stanowiska pracy obsadzono na wzór reżysera teatrzyku lalek. Przypomina to
słynne powiedzenie, kiedy rządził p. Wałęsa ze swym przybocznym Mieciem („kto nie z Mieciem, tego zmieciem”).
Jednak ludzie spod tego znaku nie dadzą zginąć kolesiom.
W siedleckim Urzędzie Miasta sekretarz Sławomir M. zarabia bagatela 11 837 zł. Aby nie umarł z tej głodowej pensji, pozwolono mu dorobić na etacie przewodniczącego rady
nadzorczej w zadłużonym na kilkanaście milinów PEC-u. To
kolejne 13 080 zł, które znalazło się w kieszeni głodującego sekretarza. Dodatkowo, aby rodzina nie cierpiała biedy,
funkcję dyr. Powiatowego Urzędu Pracy powierzono jego
żonie, Ewie M. Pan ten chciał mnie zwolnić z mojego stanowiska agenta ochrony, pisząc oczerniający mnie list. Tak
mało zarabiający z podatków mieszkańców towarzysz pisowskiej organizacji chciał też zawłaszczyć stanowisko agenta
ochrony – przecież wszystkie stanowiska należą się jednej
niepodzielnej rządzącej partii.
Marian Kozak, Siedlce
Znalazłem genialne rozwiązanie na rozstrzygnięcie sporu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Należy rozwiązać
Trybunał, a wszelkie uprawnienia Trybunału powinny się znaleźć w gestii Episkopatu Polski. Panowie biskupi będą sprawdzać wszelkie ustawy dotyczące ich zgodności z konstytucją.
I zgodnie z konstytucją orzeczenia nowego Trybunału Konstytucyjnego będą nieodwołalne i ostateczne. I niech ktoś
spróbuje mieć inne zdanie! Znalazłem też wyjaśnienie, dlaczego ojciec Rydzyk otrzymał 27 milionów złotych. Niewątpliwie jest to uzasadnione programem 500+. Jako samotny
ojciec otrzymał 500 zł na każde ochrzczone w Polsce dziecko
do 18 roku życia. Mam nadzieję, że powyższą kwotę zgodnie
z ustawą 500+ będzie otrzymywał co miesiąc.
Kazimierz Ormański z Dąbrowy Górniczej
PiS – żywiciel kleru
Po zmianie ustroju państwo – zamiast dać kobietom prawo wyboru, o co podobno walczono, obalając poprzedni system – na żądanie Kościoła wprowadziło ostre kryteria odnoszące się do aborcji. Politycy sprawujący wówczas władzę,
kupcząc autonomią i ciałem kobiet, spłacali Kościołowi haracz za długi, których tak naprawdę państwo nie zaciągnęło.
Do przełomu roku 1989 r. doprowadził wysiłek obywateli,
w tym ok. 10 mln zwykłych ludzi, którzy byli w „Solidarności”. Wydawało się, że Kościół wspiera ich, realizując idee,
które głosi: kochaj bliźniego swego jak siebie samego i nie
czyń drugiemu, co tobie niemiłe.Taki przekaz był z gruntu
fałszywy, tymczasem taka właśnie narracja obowiązywała po
1989 r. Wmówiono społeczeństwu, że to dzięki Kościołowi
został obalony poprzedni system i duża część społeczeństwa
w to uwierzyła, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że sam
Kościół w to uwierzył. To dlatego teraz uzurpuje sobie prawo do profitów i dyktowania warunków naszym władzom.
Także minione rządy lewicy nie były wolne od tego fałszywego przekazu, bo choć może nie sprzyjały tak bardzo Kościołowi, ale nie robiły nic, żeby się temu przeciwstawić. Teraz mamy tego efekt – lewicy brak w parlamencie, a Kościół
poprzez PiS rządzi krajem, dyktując swoje warunki. PiS to
najbardziej klerykalną partia, która jest żywicielem kleru,
i tak długo, jak PiS będzie przychylny dla kleru, kler będzie
przychylny dla PiS-u. I odwrotnie, bo oni żyją w symbiozie.
To nie mój cyrk!
Dlaczego mam płacić?!
Nie mam już złudzeń, choć miałem do ostatniego marszu pewne wątpliwości: KOD to nie mój cyrk, to nie jest
moja droga, to nie jest moje środowisko. Tak samo jak nigdy nie było nim, nie jest i nie będzie środowisko radiomaryjnego PiS-u. Barbara Nowacka stojąca u boku Ryszarda
Petru, a za nimi – aż okulary przetarłem, czy aby na pewno dobrze widzę – Adam Struzik! A na to wszystko życzliwie spogląda Adam Michnik machający do nich... Przepraszam, ale to jest jakieś nieporozumienie! Liczyłem, że
Mateusz Kijowski ma przed sobą wytyczone cele i jednym
z nich jest trzymanie na dystans pewnych polityków i partii, a tymczasem jest dokładnie na odwrót. Każdy ma prawo pikietować i protestować, ale obecność takich ludzi jak
Struzik na wiecach KOD mnie zniesmacza – tak szybko
zapomniano o jego hojnej ręce dotującej budowę Świątyni Opatrzności na Wilanowie? Jak to wygląda: działania Kaczyńskiego powodują, że ludzie bronią Trybunału
Konstytucyjnego i jego prezesa, choć jeszcze za panowania PO- PSL wieszali na nim psy za niekorzystne dla państwa orzeczenia dotyczące relacji z Kościołem katolickim.
Przykład Dody jest znany. Telewizja Polska. Dno i sklerykalizowane wodorosty, a Kaczyński twierdzi, że serwowano w niej Urbanowski „pańświnizm”. No i co się dzieje?
Tej religijnej telewizyjki, dziennikarzy zwolnionych tak jak
i tych, którzy sami odeszli, bronią jej krytycy sprzed paru
miesięcy.
Trzej królowie – Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski
– podpisali się pod listem, wyrażając swoje zaniepokojenie sytuacją w Polsce. Pamiętacie czy już zapomnieliście,
jak pisano o Wałęsie podczas jego prezydentury, za czasów, kiedy otaczał się jegomościami pokroju ks. Cebuli, jakie popełniał gafy w kraju i na świecie? Kwaśniewski podpisał konkordat, Komorowski kontynuował dzieło swoich
poprzedników, nie raz i nie dwa łamiąc konstytucję. I co
się dzieje? Publika pieje z zachwytu! Mam coraz większe
poczucie, że wszystko jest picem, kabaretem, teatrzykiem
odgrywanym na potrzeby klerykalnej prawicy, Kościoła katolickiego, finansjery, wyborców otumanionych kadzidłem
i PiS-em i cholera wie, kogo jeszcze. Wszystko to pod patronatem Terlikowskich, Ziemkiewiczów, Wolskich, Karnowskich, Małkowskich, Międlarów i innych.
A lewica? Joanna Senyszyn dyskutuje z byłą prezenterką programu „Ziarno” o aborcji, a Anna Dryjańska
rozprawia z Terlikowską o tym, czy kobieta powinna stać
przy garach, czy też robić karierę w korporacji lub biznesie.
Kolejna „dobra zmiana” w wydaniu PiS-u to abonament
płatny wraz z rachunkiem za energię. Jak zwykle po kieszeni dostaną najubożsi. Dla samotnego emeryta taka kwota to
kosmos! Najmniej odczują to 500+. Osobiście nie oglądam
publicznej telewizji i nie słucham ICH radia, więc dlaczego
mam płacić? Płacę bez żalu za cyfrowy Polsat z podstawowy
pakietem, który zupełnie mi wystarcza. Cyfrowy Polsat jak
dla mnie może zablokować publiczną TV, a publiczna niech
tak jak Polsat stworzy swoją telewizję cyfrową. Niech jej wielbiciele wykupują dekoder plus późniejsze opłaty i „odwalą
się” od większości normalnych ludzi, którzy nie oglądają tandetnej TVP. Ale jak ma być inaczej, skoro naobiecywało się
gruszek na wierzbie, a kasy na wszystko brakuje. Teraz trzeba
doić biedny naród.
Wkurzona
Musicie!!!
Bez względu na wszystko, ten tygodnik musi się ukazywać,
bo jest jedyny i niepowtarzalny. Piszecie o rzeczach, o których
inni się boją. Piszecie prawdę, o której chcemy wiedzieć i którą znamy dzięki Wam. Ten tygodnik jest potrzebny, Wasza
praca jest nieoceniona, a my, czytelnicy, Was potrzebujemy.
MUSICIE!!! Pozdrowienia dla Jonasza.
Tomasz
List Koalicji Ateistycznej
Podobnie jak w ubiegłych latach zapraszamy na III Ogólnopolski Zlot Ateistów do Sulejowa. Zapraszamy, aby w lesie,
nad rzeką, przy ognisku lub na dyskusjach spędzić przyjemnie
czas. Zapraszamy wszystkich – bez podziałów na lewicę, prawicę, socjałów lub liberałów – na rozmowy poważne lub na
niepoważną integrację. Jak co roku będziemy gościć przedstawicieli większości polskich organizacji ateistycznych z całej
Polski – jest to możliwość, aby spotkać się z osobami, które
myślą podobnie jak my wszyscy.
Pełny program imprezy: www.koalicjaateistyczna.org
Termin: 13–15.08.2016 r.
Koszt uczestnictwa: 135 zł
Dane do wpłat:
KOALICJA ATEISTYCZNA, konto 36 1750 0012 0000 0000
2932 1973
Informacje i zapisy: [email protected]
Dariusz Kędziora, Koalicja Ateistyczna
BEZ DOGMATÓW
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
strona 29
Joanna w krainie kaczystów
N
Szarża narodowych kaczystów
arodowi kaczyści
atakują. Cel i pal.
Jeńców nie biorą,
bo tylko ostateczna eliminacja konkurencji daje
gwarancję utrzymania władzy.
Dlatego nie będzie żadnych
ustępstw. Albo dorżną watahę przed wyborami 2019, albo
przegrają.
Polska ma być kaczystowska,
czyli prezesowa. Nieważne, czy
będzie biedna, czy bogata, ludna
czy wyludniona. Także katolicka
i wykształcona ma być po pisowskiemu. Kościół popiera nowe
porządki bardziej ze strachu niż
z głupoty, choć tej ostatniej w sutannowych szeregach nie brakuje. Biskupi świetnie pamiętają
lekcję, jaką dostali od braci Kaczyńskich za pierwszego kaczyzmu (2005–2007). Abp Wielgus,
choć namaszczony przez Watykan, ostatecznie nie został metropolitą warszawskim z powodu oskarżenia o współpracę ze
służbami PRL. Zadenuncjowała
go publicznie „Gazeta Polska”,
będąca prasowym organem PiS,
a podległy mu IPN zarzuty potwierdził, co zakończyło karierę
purpurata.
Oczywiście był on jedynie kozłem ofiarnym. Tajnych współpracowników w kościelnej hierarchii
nie brakuje i nie przeszkadzają...
Pod warunkiem że dalej dają się
grzecznie prowadzić. Wielgus
miał pecha, bo akurat na jego
przykładzie PiS postanowił pokazać Episkopatowi Polski, że
będzie wpływać na obsadę stanowisk w Kościele jak zechce i zdecydowanie skuteczniej niż PZPR
w czasach PRL. Biskupi zrozumieli nauczkę i kiedy nieuchronnie nadciągał drugi kaczyzm, użyczali prezesowi i jego ludziom
kościołów i ambon, służyli szeptaną propagandą. Księża są dla
PiS odmianą pożytecznych idiotów. Tym większych, im bardziej
wielgusopodobnych.
Pożytecznych acz interesownych idiotów nie brakuje też
w opozycji. Na pierwsze miejsce
wysunął się w tej kategorii poseł
Kornel Morawiecki. Okrzyknięty moralnym autorytetem,
sięgnął bruku, kiedy za busolę
przyjął polityczną karierę swojego syna. Ojcowskie marzenie,
by Mateusz Morawiecki został
premierem i następcą prezesa,
realizuje poprzez wazeliniarstwo
przedstawiane jako szlachetne intencje. Twierdzi, że popiera
rząd, bo kieruje się sumieniem,
a PiS jest „prawdziwie antysystemowe”, „idzie na odważne starcia z wieloma potężnymi siłami”
i rozbija chory układ. Kukizowi,
dzięki któremu wszedł do Sejmu,
zarzuca „jawny układ ze Schetyną
i Petru” i radzi: „Ochłoń, opamiętaj się, zmądrzej”. Sam mądrzeć
nie zamierza, bo to nie jest w interesie syna. Jest za to kadzenie
prezesowi i legitymizowanie chorych pomysłów rządu. Po odejściu
od Kukiza zdecydowanie mniej
efektywne.
Obecnie właśnie Kukiz najtrafniej ocenia działania PiS: „O ile
Platforma ten poziom buty, przez
który przerżnęła wybory, osiągała
latami, o tyle oni doszli do niego
w ciągu kilku miesięcy, w pół roku
(...) kiedy zorientowaliśmy się, że
dobra zmiana polega na tym, że teraz szpak dziobie bociana (...), to
będzie wojna”.
Na razie totalną wojnę prowadzi partia prezesa. „Sędziowie
Sądu Najwyższego to zespół kolesi” – powiedziała Beata Mazurek, rzeczniczka prasowa PiS.
To pochodna wypowiedzi premier
Szydło, która posiedzenia Trybunału Konstytucyjnego określa mianem towarzyskich spotkań przy
kawie i ciastkach. Klika, do której należą obie panie, uznaje tylko urzędy i instytucje obsadzone
przez swoich. Pierwszą, skutecznie opanowaną, jest Telewizja Polska. Pod wodzą Jacka Kurskiego ma zmienić nazwę na Telewizja
Narodowa. Na początek zmieniła dziennikarzy i traci widzów.
W dniach 18–24 kwietnia TVP1
odnotowała najsłabszy tygodniowy udział oglądalności w historii
badań telemetrycznych w Polsce
– 9,6 proc. Polsat uzyskał poziom
11,7 proc., a TVN – 11,5 proc.
Wciąż mocno trzymają się notowania PiS. To rozbestwia i daje
poczucie bezkarności. Można się
spodziewać, że szarża narodowych
kaczystów nie ominie żadnych ważnych instytucji ani urzędów. W celu
ułatwienia rozpoznania jednostki opanowane przez PiS powinny
być oznaczane terminem „narodowy” lub „poczęty”. Po TVP kolej
na Wojsko Narodowe (d. Polskie),
Trybunał Narodowy (d. Konstytucyjny), Trybunał Narodu (d. Stanu), Sąd Narodowy (d. Najwyższy),
Narodową Izbę Kontroli (d. Najwyższa), Rzecznika Praw Narodowych (d. Obywatelskich), Rzecznika Praw Poczętych (d. Dziecka),
Cent rum Zdrowia Poczęt y ch
(d. Dziecka).
Teatr Narodowy, Narodowy
Bank Polski, Zgromadzenie Narodowe, Narodowe Centrum Kultury
zachowają nazwy po weryfikacji obsady. Ciekawe, czy zweryfikowani
i nowi pracownicy unarodowionych
instytucji będą specjalnie oznakowani, np. będą nosić na rękawach
ubrań opaski z literą N? Wydawało
się, że to już było i nie wróci więcej.
Jednak wraca. Na razie jako farsa.
Prof. JOANNA SENYSZYN
senyszyn.blog.onet.pl; senyszyn.eu
Jest alternatywa
O
Skąd wziął się PiS?
dpowiedź na tytułowe pytanie,
gdyby tylko była dostatecznie trafna i dokładna, powinna nam dać receptę na to, jak
się PiS-u pozbyć.
To z pozoru szalone pytanie i jeszcze
bardziej szalona odpowiedź przyszły mi do
głowy podczas mojej wizyty na Kongresie
Kobiet, na który zostałam zaproszona jako
uczestniczka panelu dyskusyjnego. Moje genialne pytanie i jeszcze bardziej olśniewająca
odpowiedź nie dotyczyły PiS-u, ale właśnie
Kongresu Kobiet. A przecież mogły dotyczyć także każdego innego zjawiska socjologicznego. Dlaczego nie Komitetu Obrony
Demokracji albo Platformy Obywatelskiej,
Partii Razem albo po prostu systemu prawa,
konstytucji, wszystkich zawodów czy dyscyplin naukowych, a także egzorcyzmów, zabobonów czy wiary w boga lub w komunizm?
Jednak pozbycie się PiS-u to dla wielu osób
znacznie bardziej istotny problem. Więc stawiam pytanie – „skąd wziął się PiS”?
No bo, proszę Państwa (oto mój geniusz!):
PiS, tak jak wszystko inne, wziął się z ludzkiej
potrzeby! I w konsekwencji: gdyby takiej potrzeby nie było, nie byłoby PiS-u. I nieważne,
czy te potrzeby były obiektywne, bo w wielu
wypadkach były. Nieistotne jest, czy były one
całkiem nierzeczywiste i wymyślone przez
PR-owców (a też w wielu wypadkach były).
To właśnie potrzeby tkwiące w świadomości
i podświadomości milionów ludzi, zbudowały
sukces wyborczy PiS. Zaspokojenie tych potrzeb całkowicie by PiS anihilowało!
Oczywiście także z potrzeb powstał Kongres Kobiet, którego byłam gościem i któremu zawdzięczam tę odkrywczą refleksję. Jak
zwykle była wspaniała atmosfera, poczucie
kobiecej solidarności, dobra energia i szczytne cele. Było super! Przecież Kongres wziął
się także z naszej potrzeby. Wszystkie chciałybyśmy, aby wreszcie wyeliminować faktyczną dyskryminację kobiet w życiu społecznym.
Sądzę, że większości uczestniczek KK zależałoby także na ustanowieniu równych praw
dla mniejszości LGBT.
Ale przeglądając dostarczony mi przy
wejściu plan sesji i paneli, a także listę zaproszonych oficjalnych gości, poczułam gorzki
niedosyt. Dlaczego tak mało tu buntu przeciwko wykluczeniu ekonomicznemu znacznych warstw społeczeństwa? Przecież wśród
biednych żyją także kobiety. To głównie one
ponoszą ciężar biedy tam, gdzie ona jest.
Dlaczego brakuje krytyki polityki poprzednich rządów i całego politycznego systemu,
który nie tylko tak niewiele zrobił dla równości kobiet i nie zrobił nic dla osób LGBT, ale
doprowadził do zwycięstwa wyborczego PiS?
Tak jest! To tamta władza i tamten system
doprowadziły do takich napięć społecznych,
które umożliwiły PiS-owi podwójne zwycięstwo wyborcze, a w efekcie także ich obecne
działania zmierzające do dyktatury.
Czy tak trudno zrozumieć, jakiej polityce
zawdzięczamy nierówności regionalne, klasowe i środowiskowe, z którymi mamy w Polsce do czynienia? Od lat brakuje w naszym
państwie troski o osoby z niepełnosprawnością. Brakuje także troski o ludzi, którzy
nie mogą znaleźć pracy, za którą można na
godnym poziomie utrzymać rodzinę. Od lat
wyrzuca się ludzi na bruk. Od lat nie istnieje
inna droga do własnego mieszkania niż kredyt na całe życie. Od lat ludzie tracą szansę
na godną emeryturę. Przecież takie sytuacje
to dowód na to, że nie istnieje u nas równość
i sprawiedliwość!
A gdy nie istnieje sprawiedliwość, to rodzi się złość, opór i bunt przeciw systemowi,
przeciw polityce działającej nie fair. To ten
bunt zmienił władzę. Ale, niestety, zmienił
władzę ze złej na gorszą. Gorszą także dla
kobiet, wszelkich mniejszości i dla idei równości kobiet i mężczyzn. W sporej części ten
bunt miewa barwę czarną i brunatną.
Nie twierdzę oczywiście, że Kongres
Kobiet mógł temu zapobiec. On powstał
z naszych potrzeb i żyje naszymi siłami. To
dobrze, że jest. Ale wraz z nieobecnością
problematyki ubóstwa i wyzysku licznych
warstw społeczeństwa, w tym przede wszystkim kobiet, Kongres staje obok albo wręcz
po niewłaściwej stronie sporu. PiS i jego
autorytarna, antyrównościowa polityka nie
powstał z niczego. Powstał i karmi się niezaspokojonymi potrzebami ekonomicznymi,
kulturalnymi i edukacyjnymi, jakie funduje
naszemu społeczeństwu od wielu lat neoliberalna, konserwatywna, prawicowa polityka
gospodarcza i społeczna. Nie możemy tego
nie zauważyć. Bo nie będzie nigdy równości
kobiet i mężczyzn, ani równości dla mniejszości bez sprawiedliwości w polityce społecznej – bez Polski fair.
ANNA GRODZKA
[email protected]
strona 30
JAJA Z MIASTA, JAJA ZE WSI
Plotki Z
i rekiny
M
agda Gessler (63 l.)
przeprowadziła „Kuchenne rewolucje”
w kieleckiej „Jadłodajni Bartosz”. Program skończył się interwencją Inspekcji Pracy i posłanki PiS-u...
Lokal wypadł w programie bardzo źle. Restauratorka odkryła szereg nieprawidłowości: kotlety zawierały zaledwie 30 proc. mięsa,
a zatrudnione na umowę o pracę
kucharki zarabiały... 700–800 zł
miesięcznie. Albo jeszcze mniej,
jeśli przepracowały mniej godzin
lub coś przypaliły w kuchni! Właścicielka lokalu pożaliła się, że ­Gessler
urządziła jej „publiczny lincz”, i zapowiedziała pozew przeciwko restauratorce. Tymczasem zarobkami w „Bartoszu” zainteresowała się
Okręgowa Inspekcja Pracy. Zapadła decyzja o kontroli. „Kuchenne
rewolucje” obejrzała też posłanka
PiS-u Anna Krupka (35 l.), która także obiecała zająć się sprawą.
P
rawie 9 lat temu Przemysław Saleta (48 l.) oddał
nerkę swojej chorej córce. Dziś 22-letnia Nicole potrzebuje kolejnego przeszczepu.
Dziewczyna wciąż ma problemy ze zdrowiem. Sytuacja jest
na tyle groźna, że czeka ją kolejna operacja. Nerka, którą Nicole
dostała od ojca, zostanie zastąpiona nową, którą odda jej matka,
Ewa Pacuła (45 l.). Eksmodelka, a obecnie prezenterka telewizyjna, podjęła tę decyzję po konsultacji z drugim mężem, z którym
ma dwie córki – 2- i 6-letnią. Pacuła zdaje sobie sprawę, że taka
operacja to spore ryzyko. Obecnie
przechodzi badania, które mają
potwierdzić zgodność immunologiczną z córką oraz upewnić się,
czy jej stan zdrowia pozwala na to,
żeby była dawcą. Wyniki mają być
znane w lipcu.
wyczajowa stawka Beaty Kozidrak (56 l.) wynosi około 50 tys. złotych za
koncert.
Według wyliczeń plotkarskich
portali gwiazda ma szansę zamknąć bieżący rok zyskiem wysokości około 5 milionów złotych.
Piosenkarka znana jest z tego, że
twardo negocjuje swoje stawki
i nie odpuszcza.
Kozidrak i jej zespół Bajm mieli być gwiazdami koncertu „Złote Opole”, którego uczestników
wybrali internauci. Tego samego
dnia muzycy mieli co prawda zaplanowany występ w Olkuszu, ale
byli skłonni zmienić plany. „Stwierdzili, że mogliby go przełożyć lub
odwołać, ale tylko mając zabezpieczenie finansowe w postaci wynagrodzenia za występ w Opolu”
– tłumaczy w rozmowie z „Faktem”
osoba pracująca przy festiwalu.
Inni artyści zagrają tylko za zwrot
kosztów, a Beata zażyczyła sobie
50 tys. zł, co było kwotą nie do
przejścia. Kozidrak wybrała więc
zarobek w Olkuszu.
W
ubiegłym roku Face­
book wydał 4,26 mln
dolarów na ochronę Marka Zuckerberga (32 l.),
swojego założyciela i dyrektora
generalnego.
Najpopularniejszy portal społecznościowy po raz pierwszy
ujawnił tego typu dane. W latach
2013–2015 całkowite koszty ochrony Zuckerberga sięgnęły 12,5 mln
dolarów. Spółka podała, że koszty te były „reakcją na obawy dotyczące jego bezpieczeństwa, ze
względu na konkretne zagrożenie
wynikające z pełnienia funkcji założyciela, dyrektora i prezesa”. Zuckerberg jest w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi na świecie.
Założyciel Facebooka ma w domu
z am o n t o w an y s ko m pl i ko wany
i drogi system bezpieczeństwa.
Nad jego spokojem czuwają także
strażnicy. Szefem zespołu ochroniarzy jest były agent Secret Service, który dbał o bezpieczeństwo
prezydenta Baracka ­O bamy.
Nie są to tanie usługi. Całą dobę
Z ucke r b e r ga p i l nu j e cz te r e ch
strażników, a każdy z nich zarabia 80 tys. dolarów rocznie. Szef
zespołu to wydatek kolejnych 200
tys. dolarów rocznie.
K
im Basinger (63 l.) i Alec
Baldwin (58 l.) – hollywoodzcy gwiazdorzy,
a niegdyś małżonkowie – od lat
toczą wojnę. Teraz pogodzili
się dla dobra córki.
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
PRO­WIN­CJAŁ­KI
Praca domowa
M
ieszkanka Bydgoszczy w plecaku swojej 16-letniej córki
znalazła martwego noworodka. Podobno nie zauważyła, że
dziewczyna jest w ciąży i urodziła w swoim pokoju. Sekcja zwłok
wykaże, czy dziecko urodziło się żywe.
Mama śpi!
58
-latek z Łodzi mieszkał z rozkładającymi się zwłokami matki. Nie zgłosił śmierci kobiety, żeby brać za nią emeryturę. Kiedy policjanci dostali zgłoszenie, że sąsiedzi nie widzieli 72-latki od przeszło pół roku, pojechali pod wskazany adres.
„Mama tylko śpi” – oznajmił 58-latek na przywitanie. Zapewniał,
że „opiekuje się mamą i przyrządza jej posiłki”. Za przywłaszczane emerytury kupował euro.
Sjesta
52
Aktorzy rozwiedli się w 2001
roku. Od tamtej pory publicznie
się upokarzali i kłócili o względy
ich jedynego dziecka – 20-letniej
dziś córki Ireland. Baldwin twierdził, że Basinger jest chora psychicznie i nie nadaje się do opieki nad dzieckiem. Z kolei aktorka
upubliczniła prywatną korespondencję, w której Ireland wyzywana
była przez ojca od „brudnych dziwek”. 20-latka nie może już znieść
zamieszania wokół swojej osoby.
Niedawno wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Okazało się,
że jest uzależniona od narkotyków i miewa myśli samobójcze.
Dopiero to otrzeźwiło jej znanych
rodziców.
„Nasz rozwód był wyjątkowo
paskudny, ale teraz między mną
i Alekiem zapanował pokój. Najważniejsze jest dobro naszej córki” – wyznała ostatnio Basinger.
W
iadomość, że Janet
Jackson, siostra nieżyjącego króla pop,
w wieku 50 lat spodziewa się
pierwszego dziecka, wywołała
sensację.
Piosenkarka zapowiedziała, że
odwołuje koncerty, aby wraz z mężem – arabskim miliarderem Wissamem Al Maną (41 l.) – zająć
się przygotowaniami do porodu.
Tymczasem pierwszy mąż artystki, James DeBarge (52 l.), wyznał mediom, że to wcale nie będzie jej pierwsze dziecko! Jackson
– przekonuje DeBarge – w wieku
16 lat urodziła córkę, którą oddała
do adopcji, bo nie była gotowa na
macierzyństwo.
-latka z Ksawerowa (woj. łódzkie) była tak pijana, że zasnęła za kierownicą. Jej samochód stanął na środku jezdni. Kobieta ocknęła się na chwilę, bo inni kierowcy na nią trąbili – zjechała na pobocze, przesiadła się na tylne siedzenie
i poszła spać. Wezwani policjanci nie mogli jej dobudzić. Przez
uchylone okno, za pomocą gałęzi, wyciągnęli leżące na siedzeniu kluczyki. Wybudzona dama nie była w stanie dmuchnąć
w alkomat. Znaleziono przy niej puszkę po piwie i napoczętą
butelkę wódki.
Samosąd na kacu
Po
pijaku prowadził też mieszkaniec Będzina (woj. śląskie). Miał przeszło 1,5 promila i spowodował wypadek, w którym ranny został inny kierowca. Kiedy targany wyrzutami sumienia 44-latek wrócił z komisariatu do domu, połknął wszystkie leki, jakie znalazł, poinformował o tym rodzinę
i uciekł. Policjanci zatrzymali go ponownie, ale tym razem trafił
do szpitala.
Zboczona postawa obywatelska
P
oznaniaków spędzających popołudnie nad Wartą „zabawiał”
35-latek onanizujący się w krzakach. Zboczeńca ganiały dwie
strażniczki miejskie. Utrudniali im to… rozbawieni plażowicze,
którzy śmiali się i bronili onanisty. Jeden z mężczyzn podszedł
nawet do strażniczki, chwycił ją za rękę i agresywnie zapytał:
„Co wy mu, k..., robicie?!”. Funkcjonariuszki w końcu złapały
35-latka. W plecaku miał kilkadziesiąt pism pornograficznych,
marihuanę i dziecięce majtki.
Papież za loda
23
-letni Maciej L. z Włocławka wszedł na dach 11-piętrowego wieżowca i groził, że skoczy. Policyjnym negocjatorom obiecał, że zejdzie, jeśli „zrobią mu loda”. W końcu zadowolił się zdjęciem papieża (niestety, nie wiadomo, czy tego
obecnego, czy „naszego”) – w zamian za obrazek ze „świętym”
wizerunkiem desperat pozwolił sprowadzić się na dół.
Wystrzałowe bezrobocie
39
-latek z Rudy Śląskiej zatrudnił się przy remoncie drogi,
przy której zresztą mieszkał. Już drugiego dnia przyszedł
do pracy pijany i dostał wypowiedzenie. Wkurzony wrócił do
domu, wypił jeszcze więcej, wziął wiatrówkę i ostrzelał kolegów
z byłej pracy. Policjantów wezwał mężczyzna zraniony śrutem
w brzuch. Trzy pierwsze lata bezrobocia 39-latek może spędzić
w więzieniu.
Kolumnę redaguje JUSTYNA CIEŚLAK [email protected]
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r.
1
2
3
3
11
15
4
23
35
27
2
15
7
25
20
49
5
59
23
63
67
21
29
78
82
68
74
60
65
66
76
77
9
81
84
87
26
70
80
4
22
61
75
16
83
86
56
69
73
79
55
1
64
12
72
8
54
58
62
47
50
53
57
28
43
46
11
38
42
48
52
30
33
45
71
24
37
41
Humor
20
29
32
40
44
51
10
36
39
10
14
28
6
9
19
18
27
31
8
18
22
26
7
13
17
21
34
6
12
16
25
5
14
85
19
24
88
89
strona 31
17
13
Poziomo: 1) kwatera suflera, 8) pierwsza w nagłej sprawie, 11) dyletanccy katolicy?, 13) święta w Indiach,
15) z tysiącem gramów na przodku, 17) Porozumienie z Kaczyńskim, 19) wrak Tu ciągle tam, 21) rajski uwodziciel,
- jak wsiąść do pociągu byle jakiego, to z niego, 24) z Baku do baku, 25) istotna cecha z butem związana, 28) jaki
23)
1
2
3
4
5
6
7
8
9 10 11 12
13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25 26
jest, każdy widzi, 29) idzie do sądu z wódką, 31) każdy z nas ma to we krwi, 33) ślepy nie zabija, 34) wyrwany nie
boli, 36) obszar z rzeźbą, 37) maluch z Korei, 38) dawniej myto, ale nie z brudu, 39) głos pod koniec szabasu, 41) facet
z lalką Barbie, 42) siódma woda po kisielu, 43) czerwony go podnieca, 44) toczą rywalki, 46) ... potrafi, 47) Grecy
wierzyli,
że2 się nie myli,
48) czas
relaksu,
49) taki6 wyskok 7nie jest głupi,
50) w
portfelu10
neurotyka, 51) pieśń
1
3
4
5
8
9
w Testamencie,
53) nie tam
niedopałek znaczy zuchwałość, 55) bohater kreskówki z teczką w IPN-ie, 57) dziewczy3
14
11
12
13
14
na u sąsiada, 58) na co
frajera się nabiera?,
59) oprych
z księżulka,
61) latający spodek w Polsce, 62) radosny hymn
Unii,
63)
robi
zadymę,
64)
pierwszy
stawia
się
na
budowie,
66) co do dziedziczenia
ma agent z Genui?, 67) mała
15
16
17
18
19
20
i smaczna polewka, 69) wysłannik papieża
w delegacji,1071) cztery kółka pełne nagan, 73) „wiśniowy” na deskach,
18
21
22
23
24
75) sędziowie najwyżsi dla rzeczniczki PiS, 78) prom na złom, 79) kogo trafia, jest wkurzony, 81) zdrowe napoje
25
26
27 masz babo
28
29
owocowe,
82) ziarno na burzę, 83)
placek!, 85) za skórę
zalewane, 86) bogini30
na polowaniu, 87) niejedna
15
padła w Janowie
po6 dobrej zmianie, 32
88) to miano nadano,
89) kamienna, brązowa,
lodowa ...
31
33
Stanął facet przy ulicy, podniósł
rękę, żeby zawołać taksówkę,
i w tym momencie zatrzymała
się taryfa.
– Perfekcyjnie trafiony moment!
Identycznie jak Mirek – mówi
taksówkarz.
– Kto? – pyta pasażer.
– Mirosław Woźniak... Jest to
facet, który wszystko robił
w samą porę. Podobnie jak
nadjechałem w chwili, kiedy
pan podniósł rękę. Dokładnie
tak wszystko wychodziło w życiu Mirkowi – jednym słowem:
idealnie.
– Nikt nie jest idealny.
– Ale w przypadku Mirka właśnie tak było. Był wspaniałej atletycznej budowy. Śpiewał jak
słowik, tańczył jak gwiazda
z Broadwayu. A jak grał na fortepianie! Był niesamowitym facetem.
– No to rzeczywiście
był wspa!
27 28 29
niałym człowiekiem…
– Ale to jeszcze nic! Miał pamięć jak komputer. Pamiętał
urodziny wszystkich, których
znał. Znał się na winach, do
którego dania ma które zamówić oraz jakim widelcem jeść
poszczególną potrawę. Umiał
naprawić wszystko. Nie jak ja.
Kiedy wymieniam bezpiecznik,
pół ulicy zostaje bez prądu...
Ale Mirosław Woźniak robił
wszystko idealnie.
– No niesamowity facet!
– Zawsze wybierał najszybszą
drogę przez miasto. Nie jak ja.
Ja zawsze utknę w korkach...
Ale Mirek nigdy się nie pomylił.
Zawsze był idealnie ubrany,
a buty miał zawsze idealnie wyglancowane. Był doskonałym
człowiekiem!
– Wyjątkowo ciekawa osoba.
Jak go pan poznał?
– Nigdy go nie poznałem. Ale
ciągle o nim słyszę. To były facet mojej żony.
  
– Co jest najgorszego w byciu
zwolnionym z urzędu pracy?
– Następnego dnia trzeba tam
znowu iść.
  
– Gdzie w tym roku idziesz na
urlop?
– Sprawdziłem swój budżet
i stwierdziłem, że nie jestem
zmęczony.
7
Pionowo:
1)
nie może36żyć bez łez, 2) w kasie w Teksasie,
3) co trzeba znać
od a do zet?,
4) coś, czego nie ma, 5) czar34
35
37
38
ny –27nielegalny, 6) może i latem
lokomotywa, 9) wywiad
2 być oszroniona, 7) Biały w Waszyngtonie, 8) stoi na stacji, 28
41 w płynie naczynie,
42 12) głupek do młócenia, 14)43
z Ziemi39Świętej, 40
10) z goryczą
gorączka zakupów, 16) taki, co szukał
Itaki,
18) na co pies wpada,
idąc po śladach?,
20) nie myśli25w barze o20umiarze,
22) ściana w połowie zbudowana,
44
45
46
47
24) Hood z Sherwood, 26) ... powietrzna – niszczy jak bomba, 27) kto po swojemu siada na podłodze?,
29) jest na nim
8
49
50
lód nie tylko48zimą, 30) ciosa się, 32) resortowy
dopływ Renu, 33) wstecz,
35) muzycznie opowiada, 37) ani biały, ani
5
11
czarny,
38) komórkowiec w kitlu,5340) ułamek na mapie, 42) włoski
lord, 45) pecet z klasą,
51
52
54 w ogrodzie,
55 43) romantyczny
56
22 52) jaki wędrowiec ma
46) tej krosty gaduła nie powinien mieć, 47) z pianą klub, 49) znana kopalnia pośród krewnych,
57
58
59
60
61
w planie umartwianie?, 53) zmieszany pirat
zmieni się w zwierzę,
54) chwieje się na kościele, 56) jej „miłość jak wino”,
23
1
62
63
64
65
pośród zieleni, 58) na niego – bez butów, 59) po stracie odczuwacie, 60) największe66w Nigerii, 63) motyl na końskim
26
ogonie, 65) w nich
i w pluchę nogi suche, 67)12mundurowy
przydział, 68) to na nich
owce pasą
górale, 70) na nią kan67
68
69
70
dydat na ministra czeka, 71) kawałek
21 wody, 72) ma kilka dziurek i cerę, 73) przetarty przez narty, 74) rower na planszy,
71
72
74
75
76
77
76)
nasz oszczepnik
na medal, 77) futrzany73szal na bal,
79) dzieciak
w kasynie, 80) metal
w galarecie,
83) prezent do
16
9
29
składania, 84)
w
co
się
puszcza
na
parkiecie?
78
79
80
81
Litery
z pól ponumerowanych83w prawym dolnym rogu utworzą
rozwiązanie
– dokończenie scenki.
82
84
85
19
24
Ojciec rozmawia z dorosłym synem: 4
86
87
– Nie myśl, że nie szanuję twoich upodobań, ale zastanawia mnie, dlaczego17przy twoim wzroście za każdym razem
88
89
przyprowadzasz do domu same niskie dziewczyny?
13
– Oj tata! Staram
się mieć na uwadze to, co mi wpajałeś od dziecka.
– Cieszę się, ale o czym teraz myślisz?
–-
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
!
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 18/2016: „Książek nie czytasz, to i słownictwo ubogie”. Nagrody otrzymują: Ewelina Jachimowska z Radymna, Przemysław Jędrzejewski z Gryfic,
Sławomir Kilman z Wałbrzycha. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem
na: [email protected] albo pocztą na adres redakcji podany w stopce.
TY­GO­DNIK FAK­TY i MI­TY (Indeks 356441, ISSN 1509-460X); Pre­zes za­rzą­du i re­dak­tor na­czel­ny: Ro­man Ko­tliń­ski (Jo­nasz); Za­stęp­ca red. na­czel­ne­go: Adam Cioch; Se­kre­tarz re­dak­cji:
Paulina Arciszewska-Siek; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 95-100 Zgierz, ul. Łąkowa 2d;
e-mail: [email protected], tel. (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia,
Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski:
76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać
bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Centrum Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 693 70 00 – czynne w dni robocze w godzinach 7.00–17.00. Koszt połączenia
wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl – zakładka PRENUMERATA. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę
tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl c) www.nexto.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712;
Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
strona 32
JAJA JAK BIRETY
nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity
Cuda-wianki
Kino moralnego niepokoju
F
ilmy XXX – prawie wszyscy je
oglądają, ale prawie nikt się
nie przyznaje…
Rys. Tomasz Kapuściński
q W 1897 r. w filmie „Po balu”
pierwszy raz pokazano rozebraną panią,
co uznano za ostrą pornografię! W XX
wieku filmowcy już wiedzieli, że nic tak
nie przyciąga widza jak golizna. Pierwszy
„konkretny” pornograficzny film nakręcono w roku 1908.
q Według analiz Williama Roslera,
autora książki „Współczesne kino erotyczne”, filmy porno w latach 1920–1950
opierały się na kilku sprawdzonych scenariuszach: opowiastka o włamywaczu, który znajduje śpiącą i samotną panią domu;
lekarz zbyt skrupulatnie badający swoją
pacjentkę; dziewczyna na farmie, którą
inspirują kopulujące wokół zwierzęta;
naga pani dopieszcza samą siebie podczas kąpieli w pianie.
q Jeszcze kilka lat temu filmy pornograficzne mogły poszczycić się namiastką scenariusza. Porno przyszłości – jak
twierdzą eksperci – będzie pozbawione
dialogów i fabuły. Ma być krótko i treściwie – same epizody, które będzie można
zamieścić w Internecie. Wszystko dlatego,
że współczesny człowiek jest coraz bardziej zapracowany.
q Dostępność pornografii wcale nie przyczynia się
do zwiększenia liczby przestępstw seksualnych. Przeciwnie! Już badania
przeprowadzone
w latach 70. w Danii, gdzie zniesiono
wszelkie ograniczenia związane z pornografią, wykazały
znaczący spadek tego
typu przestępczości. Pewnie
dlatego, że różowe filmy pomagają rozładować napięcie
seksualnie nadpobudliwym.
q Profesor Simon Lajeunesse
z Uniwersytetu w Montrealu zaplanował
gruntowne przebadanie psychiki 20-letnich mężczyzn, którzy nigdy nie oglądali pornosów. Musiał zmienić temat badawczy, bowiem… żadnego takowego
nie znalazł. Większość współczesnych
20-latków pierwszy kontakt z pornografią
miało w wieku około 10 lat. Lajeunesse
stwierdził, że mimo
wszystko „żaden z badanych mężczyzn nie miał
zaburzeń seksualnych.
Wszyscy wyrazili pragnienie pozostawania
w harmonijnej relacji z kobietą”.
q To, co uznaj e m y za tzw. twardą pornografię, uzależnione jest od obszaru kulturowego. W Japonii
do niedawna nie pozwalano rozpowszechniać wizerunków, na których widać było włosy łonowe. Obrazki
z wydepilowanymi genitaliami uznawano
za przyzwoitsze.
q „Oglądanie pornograficznych magazynów przez pilotów w czasie lotów to
plaga w liniach lotniczych. Ostatni przypadek znalezienia porno w kabinie maszyny Air Canada to nie jest odosobniony przypadek” – stwierdziła w rozmowie
z CBC News anonimowa rozmówczyni,
która też jest pilotem. Kobieta opowiedziała, że kiedy przejmuje maszynę po
kolegach, często znajduje TE pisma. To
stąd turbulencje?!
JC
ŚWIĘTUSZENIE
Pizza miłosierna
Rozmawia dwóch kolegów:
– Ja z Patrycją przed ślubem zawarłem
układ: co zbierzemy na weselu, przeznaczamy pół na pół na ulubione zajęcia. Patka wczoraj poleciała na
Kanary, a ja zachodzę w głowę...
– ...co ona tam sama robi?
– Nie. Gdzie ustawić w kuchni 180 butelek wódki.
  
Letnik pyta gospodarza:
– Czy macie tu jakiś pokój z bieżącą
wodą?
– Był w tamtym roku, ale już naprawiliśmy dach.

Podobne dokumenty