RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU
Transkrypt
RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU
Kłamstwa medialne, exodus intelektualistów, promocja faszyzmu RZĄDY PiS BEZ MAKIJAŻU str. 7,8,9 SY U L P O G E Z S ŚWIĘCI PIERW E N M E J U U T R O S O I DRUGIEG 500+ OAZY FASZYZMU W POLSCE ŁĘ Y T J O W A N H C A ZAM Ł – NIKT NIE CHCIA PRAWDY Pod Waltzem patologii Dziwne interesy, skandaliczne reprywatyzacje, nękanie lokatorów, a także tajemnicza śmierć działaczki społecznej – oto Warszawa pod rządami Platformy Obywatelskiej. str. 16, 17 WWW.FAKTYIMITY.PL Nr 20 (846) 20 MAJA – 2 CZERWCA 2016 r. cena 4,50 zł (w tym 8% VAT) ISSN 1509-460X INDEX 356441 fot. PAP/ L. Szymański strona 2 KSIĄDZ NAWRÓCONY nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Komentarz naczelnego P Cuda na kiju olacy są nieufni. Plasujemy się na szarym końcu Europy w kategorii wzajemnego zaufania. To niestety przekłada się na permanentnie kiepski stan gospodarki. Dla porównania: w Danii, gdzie poziom zaufania jest najwyższy, szczytują także wskaźniki ekonomiczne. Z drugiej strony ostrożność z tyłu głowy uchroniła niejednego Polaka przed utratą dorobku życia. Ale to już temat na inną opowieść. Według sondaży wybitnie nie ufamy bogatym sąsiadom, teściowym, politykom i lekarzom – co jest odczuciem uzasadnionym, gdyż to na nich najczęściej się zawiedliśmy. Od czasu stosowania przez przestępców numeru „na wnuczka”, dziadkowie nie ufają wnukom. I nikomu innemu. Wierzymy wybitnie straży pożarnej, ale chyba tylko dlatego, że nasz dom jeszcze się nie spalił. Ci, którym się spalił (siłą rzeczy jest ich mniejszość) – już nie wierzą. Jednak taka zależność pomiędzy faktem dokonanym a wiarą, nie jest regułą. Otóż – jak zbadał CBOS – najwięcej Polaków wierzy w cuda. Aż 70 procent! Co ciekawe, w porównaniu z poprzednim badaniem z 1997 roku nastąpił tu przyrost o 10 procent. Tylko wiara w Boga jest u nas bardziej powszechna – 83 procent (przewyższa wiarę w strażaków o 14 procent). Z tego wynika, że 13 proc. (83–70=13) nie traktuje bóstwa w kategoriach nadprzyrodzonych. Cóż, faktem jest, że dla wielu wierzących rodaków Bogiem jest ksiądz Rydzyk albo Pan Prezes. Ciekawe jest i to, że z mniejszą wiarą podchodzimy do życia pozagrobowego (66 proc.), nieśmier telności duszy (a to jakaś różnica?) czy zmar twychwstania umarłych. Nie ludzie autorytety, nie nauka, nawet nie Kościół, lecz cuda są w Polsce najbardziej godne zaufania! A chodzi o fizyczne zjawiska paranormalne, dające się poznać mędrca „szkiełkiem i okiem”. Na przykład: przemiana opłatka w mięsień sercowy (ostatnio Sokółka i Legnica), wykwity obrazów Jezusa i Maryi na pniach drzew i na szybach wiejskich chat (czemu nie na nowoczesnych wieżowcach?), tudzież zjawy tychże, też głównie na drzewach i w grotach skalnych. Wynika z tego, że Święta Rodzina zdecydowanie preferuje środowisko naturalne, co nas powinno cieszyć. Niekościelni znawcy tematu twierdzą, że ufność w prawdziwość tego rodzaju zjawisk oznacza brak zaufania do nauki FAKTY PiS przedstawił tzw. audyt poprzedniego rządu. Były to wielogodzinne opowieści polityków Kaczyńskiego o poprzednikach bez przedstawienia niezbędnych dokumentów. Nie chodzi o to, że bronimy tak bardzo krytykowanych przez nas przez lata rządów POPSL. Chodzi o to, że ten żenujący „audyt” był tylko po to, aby zasłonić chaos dotychczasowych rządów PiS. Wszak obchodzimy właśnie ich półrocze. Lawinowo rośnie liczba emerytur niższych od minimalnej. To skutki 26 lat dzikiego kapitalizmu, który wypchnął z rynku pracy miliony ludzi. Część z nich nie wypracowała minimalnego wieku emerytalnego przy legalnym zatrudnieniu. Podobno najniższa emerytura wynosi... 45 groszy miesięcznie. W ciągu 3 lat liczba emerytów ze świadczeniem niższym od minimalnego wzrosła z 24 tysięcy do 61 tys. To prawdziwa katastrofa, bo tłumy ludzi zaczną przychodzić do pomocy społecznej z oczekiwaniem ratunku. i wiedzy. A także odreagowanie wobec laicyzacji i modernizacji społeczeństw. Ponoć jest to również przejaw buntu wiernych zawiedzionych instytucjami kościelnymi. To – wbrew pozorom – dość oczywiste. Ludzie są na ogół wzrokowcami. Wolą Jezusa i Maryję zobaczyć, a najlepiej jeszcze dotknąć, zamiast słuchać o nich na kazaniu czy w komunikacie Konferencji Episkopatu. O ile ta uzna, że nie ma aktualnie ważniejszych tematów. Czyli Polacy katolicy nie wierzą nauce, ale wierzą fizycznemu, tj. – jakkolwiek by patrzeć – naukowemu oglądowi. To w końcu wierzą czy nie wierzą własnym oczom? Oto wielka tajemnica wiary… Specjaliści zwracają uwagę na sezonowy charakter cudów. I tak w czasach ofensywy reformacji, kiedy protestanci głośno kwestionowali realną przemianę chleba i wina w ciało i krew Jezusa, nastąpił na całym świecie wysyp cudów eucharystycznych – głównie krwawiących hostii. Później zjawiska te ustały aż do naszych, bezbożnych czasów. W Polsce mieliśmy cuda antykomunistyczne, jako reakcję nieba na sekularyzację i ateizację. Najgłośniejszy był tzw. cud lubelski z 1949 r., kiedy Maryja płakała „rzewnymi łzami” nad zaprzaństwem komuchów. Chyba tylko zatwardziali aparatczycy par tyjni (a i to nie wszyscy) mieli wątpliwości, że jest to płacz o charakterze polityczno-reakcyjnym. No i że jest „rzewny”. Natomiast setki szeregowych działaczy PZPR aluzju paniały i zostawiły u stóp Matki Boskiej stos legitymacji członkowskich. Kilka lat później komuniści zaczęli wyrzucać katechetów ze szkół publicznych. I co? I Maryja pokazała się na szybie szkoły podstawowej w Chełmku i w kilku innych szkołach. Na szczęście Pan Bóg uwzględnia w swej polityce wobec ludzkości istnienie wolnej woli. Każdy więc ma prawo wierzyć w co tylko chce. Ale są też inne przejawy wiary w cuda, ani chybi o podwójnym dnie religijnym. Znałem kiedyś matkę wychowującą samotnie trzy dziewczynki, która jakąś połowę swojego maleńkiego budżetu przeznaczała na zakup zakładów PiS nie przestaje popadać w śmieszność. Po tym jak minister Szałamacha próbował zamknąć usta szefowi Trybunału Konstytucyjnego, aby nie psuł Polsce opinii, jeszcze śmieszniejsze wydały się wyjaśnienia ministra, że kneblował prof. Rzeplińskiego z pobudek patriotycznych. Innymi słowy – jeśli PiS ciebie prześladuje i łamie prawo, lepiej siedź cicho, bo przepłoszysz inwestorów. I staniesz się odpowiedzialny za nieudolność PiS. Dużego Lotka. Ponieważ nie było wówczas programu 500+ ich ojciec odszedł od rodziny, by ciężko pracować na swoją szklankę denaturatu. Dla dzieci, choć rosły, nie starczało na kawałek mięsa, warzywa czy surówki. Bo ich matka święcie wierzyła, że kiedyś w końcu trafi „szóstkę” i los rodziny się odmieni. Jak każdy fanatyk przegrała swoje doczesne życie i nie osiągnęła tego drugiego – wymarzonego. Pewnie wciąż z wiarą chodzi do kolektury i wraca z niczym. Chyba już pod most. Jaki z tego wszystkiego morał? We wszystkim, także w wierze, potrzebny jest umiar, złoty środek. Większość Polaków (70 proc.) wierzących w cuda na kiju (drzewie) ten umiar i równowagę pomiędzy racjonalizmem i fanatyzmem – zaburza. Paranormalna wiara nie licuje z normalnością. Dlatego dzieje się u nas tak, a nie inaczej. I jeszcze jedno: fanatykom, choć zwykle biedniej, żyje się łatwiej. Naszym kosztem! JONASZ PiS święci triumfy, a tym czasem Radio Maryja jest w odwrocie. Okazuje się, że nawet niszowe Radio Tok FM związane z opozycją ma już większą słuchalność. Ale trudno się dziwić – skoro publiczne Polskie Radio zamieniło się coś w rodzaju podróbki Radia Maryja, oryginał musiał stracić na znaczeniu. Minister Witold Waszczykowski nie pojawił się Niemczech na debacie z okazji 25-lecia obchodów podpisania między Polską a Niemcami traktatu o przyjaźni i dobrym sąsiedztwie. Minister spraw zagranicznych wyjaśnił, że miał ważniejsze sprawy na głowie, np. lepsze wyspanie się. No fakt, po co zawracać sobie głowę dobrym sąsiedztwem z Niemcami, skoro ono już się skończyło. W Warszawie miała się odbyć specjalna sesja rady miejskiej poświęcona nadużyciom reprywatyzacyjnym. Jednak w ostatniej chwili radni PO zdezerterowali. Za to zgromadzona na sali widownia złożona z przedstawicieli organizacji społecznych powołała spontaniczne Zgromadzenie Ludowe, czyli pewną formę symbolicznej demokracji bezpośredniej. Czy słynny już „układ warszawski” – czyli polityczno-biznesowa klika – zostanie w końcu postawiony przez sądem? Strasznie musieli cierpieć pisowcy, że Polskę w tym roku reprezentował na festiwalu Eurowizji Michał Szpak, postać dosyć dżęderowa. I musiała Szpaka popierać TVPiS, bo nie miała innego wyjścia! Nie wytrzymał tego Włodzimierz Nowak, pisowski działacz z Podkarpacia, który nazwał dobry wynik Szpaka „sukcesem Szatana”. I tak Eurowizję diabli wzięli. Posłanka PiS Bernadetta Krynicka postuluje rozciągnięcie tzw. klauzuli sumienia także na fizjoterapeutów. Aby mogli odmówić zabiegu np. kobiecie stosującej zabronione wkładki domaciczne. Ale dlaczego tylko na fizjoterapeutów? Może także na fryzjerów. Mogliby odmawiać usług kobietom, które chcą się ostrzyć „na męsko” (czyli nie po bożemu), albo mężczyznom za- puszczającym długie włosy (a więc „dżęderowym”). Nie tylko PiS-owcy potrafią mieć ciekawe pomysły. Poseł Piotr Zgorzelski z PSL jest przeciwny likwidacji gimnazjów. Zdaniem posła jednym z najważniejszych powodów do zachowania gimnazjów jest to, że wiele z nich nosi imię Jana Pawła II. I taka likwidacja byłaby niewychowawcza. Ot co! Papież Franciszek oświadczył, że jest zwolennikiem państwa świeckiego, bo państwo wyznaniowe nie jest w stanie przetrwać. Ta oryginalna myśl głowy najbardziej wyznaniowego państwa świata powinna spędzać sen z powiek PiS-owcom. W końcu papież wystąpił przeciwko temu, co oni tak pieczołowicie budują. We Włoszech, czyli pod samym nosem Watykanu, zalegalizowano związki partnerskie osób tej samej płci. Tym samym wszędzie w południowych, konserwatywnych krajach Unii takie związki (albo nawet małżeństwa) już są legalne. Została jeszcze Europa Wschodnia. Tutaj Łotwa, Litwa i Polska uchodzą za kraje najbardziej nieprzyjazne mniejszościom seksualnym. Lepiej jest nawet w Rumunii. Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Na półrocze: niedostateczny O d tygodnia trwa farsa pt. „audyt rządów PO-PSL” przygotowana przez ekipę Beaty Szydło. Rzecz w tym, że przygotowane przez nich informacje nie spełniają wymogów stawianych takim dokumentom. Zgodnie z obowiązującym prawem (ustawa o kontroli w administracji rządowej z dnia 15 lipca 2011 roku oraz ustawa o finansach publicznych z dnia 27 sierpnia 2009 roku) audyt przeprowadza się według ściśle określonej metodologii. Należy wcześniej określić punkt odniesienia, czyli listę kontrolną. Obejmuje ona cele danej organizacji/instytucji, założenia programowe, procedury i normy. Audyty przeprowadzają specjalnie przygotowani biegli rewidenci. Przygotowują raport na piśmie. Kontrolowani mają prawo przedstawić swoje uwagi. Zbiera się je w protokole rozbieżności. Żaden z tych warunków nie został spełniony. Rodzi się więc pytanie, po co rząd Beaty Szydło zaprezentował ten pseudoaudyt. Jednym z celów ciągnącej się od tygodnia hucpy jest przykrycie bilansu mijającego właśnie półrocza pracy tej ekipy. A wypada on bardzo niekorzystnie. Nieszlachetne zdrowie Prym w tej niechlubnej rywalizacji wiedzie minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Weźmy sztandarowy projekt PiS – bezpłatne leki dla seniorów. W trakcie kampanii wyborczej liderzy PiS obiecywali, że prawo do nich będą mieli wszyscy ubodzy emeryci i renciści. W exposé Beaty Szydło ta propozycja wyglądała już inaczej. Medykamenty nieodpłatnie mieli dostać seniorzy, którzy ukończyli 75 lat. W ustawie przyjętej przez parlament w marcu znalazły się jeszcze inne rozwiązania. Utrzymano granicę wieku uprawniającego do bezpłatnych leków oraz innych wyrobów medycznych. Dodano regulację, na mocy której corocznie ich listę będzie określać minister zdrowia. Ustanowiono przy tym 9-letni bardzo niski limit wydatków budżetu państwa na bezpłatne leki. Uprawnienia do ich przepisywania otrzymali wyłącznie lekarze rodzinni. A ci przecież nie zajmują się terapiami chorób przewlekłych. można będzie kupić bez recepty. Jeżeli chodzi o statystyki, efektów niepożądanych zażywania viagry i specyfików do niej podobnych w ciągu ostatnich pięciu lat odnotowano wię- Szukanie haków na opozycję, nagradzanie swoich, udawana realizacja propozycji, które padły w kampanii – oto bilans pierwszego półrocza rządów ekipy Beaty Szydło Znacznie lepiej szło ministrowi Radziwiłłowi z dewastowaniem. Na pierwszy ogień poszły prawa osób bezpłodnych. Jedną z jego pierwszych decyzji była rezygnacja z dalszego współfinansowania procedury in vitro. Przy okazji pan minister zrezygnował ze ścisłej kontroli klinik zajmujących się zapłodnieniem pozaustrojowym. Dzięki jego decyzji Polska będzie pod tym względem jednym z trzech europejskich państw (obok Ukrainy i Kosowa), które nie weryfikują procedur in vitro. Z drugiej strony, Konstanty Radziwiłł postanowił zaostrzyć dostęp do jedynej dostępnej dziś bez recepty tabletki antykoncepcji awaryjnej o nazwie EallaOne. Według niego oznacza to „(…) przywrócenie normalności, bowiem (...) resort ma sygnały, że ten produkt jest nadużywany”. Dane statystyczne nie potwierdzają opinii pana ministra. Na razie spośród państw UE owa tabletka tylko na receptę dostępna jest wyłącznie na Węgrzech. Polska dołączy do orbanistanu latem. Kolejnym krokiem ministra Radziwiłła jest odebranie kobietom prawa wyboru położnej. W ocenie Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych program skoordynowanej opieki nad ciężarną jest podporządkowany poradniom lekarzy rodzinnych i nie ma tam mowy o pomocy kobietom w domu, w czym specjalizowały się położne. Resort planuje także rezygnację z opłacania ich tzw. wizyt patronażowych. Znacznie łaskawszy jest pan minister Radziwiłł dla mężczyzn. Uznał, że wchodzący właśnie na rynek odpowiednik viagry będzie cej niż w przypadku antykoncepcji hormonalnej dla kobiet. Na przychylność szefa resortu zdrowia mogą także liczyć właściciele przychodni lekarzy rodzinnych. Dotąd stawki, jakie otrzymywali od NFZ za jednego pacjenta, były zróżnicowane w zależności od liczby wy- pisywanych skierowań do specjalistów. Minister Konstanty Radziwiłł uznał to za niesprawiedliwe i maksymalne wynagrodzenie przyznał wszystkim przychodniom. Szkoła w rozsypce Minister edukacji narodowej Anna Zalewska tego półrocza także nie może zaliczyć do udanych. Skłócona ze związkami zawodowymi nauczycieli i ekspertami szukała oparcia w Fundacji Rzecznik Praw Rodzica Karoliny i Tomasza Elbanowskich. To oni zorganizowali GORĄCY TEMAT akcję „Ratuj maluchy”, w odpowiedzi na obniżenie wieku szkolnego do lat 6. I to od cofnięcia tej fundamentalnej reformy rozpoczęła Zalewska swoje rządy w resorcie edukacji. Spełniła w ten sposób życzenie państwa Elbanowskich. Przed taką decyzją przestrzegali panią minister związkowcy i eksperci. Nie posłuchała. W konsekwencji mamy chaos w szkołach i przedszkolach. W tych ostatnich zaczyna brakować miejsc dla 3–5-latków, bo pozostawiono w nich zerówki i 6-latków. Na samorządy zachęcające rodziców do wcześniejszego posłania dziecka do szkoły szefowa resortu edukacji nasyła kontrole kuratorów oświaty i wojewodów. Pani minister wypowiedziała wojnę nauczycielom. W pilnym trybie przepchnęła przez parlament ustawę, która nakłada na nich dodatkowe obowiązki, w tym kolejne bezpłatne godziny pracy w szkole. Towarzyszy temu zapowiedź totalnej zmiany podstaw programowych. Z założeń wynika, że dzieci będą uczyły się więcej o historii i tradycjach narodowych niż o prawach fizyki czy chemii. Jedynym plusem propozycji jest odejście od testów. Takie propozycje przedstawili państwo Elbanowscy stający się głównymi doradcami minister Zalewskiej. Ich fundacja nie tylko wspiera MEN w sprawach programowych, ale także za pieniądze unijne będzie organizować system konsultacji społecznych. Co prawda zlecenie warte 8 milionów złotych otrzymała wcześniej mająca doświadczenia w organizacji takich spotkań apolityczna Federacja Inicjatyw Oświatowych, ale konkurs unieważniono. W nowym rozdaniu wygrała oferta niemającej doświadczenia fundacji państwa Elbanowskich. Co ciekawe, prowadzona przez nich organizacja wyróżnia się wysokim udziałem w budżecie wydatków na płace i koszty biura. U nich na te cele idzie nawet 80 pro- strona 3 cent. W innych fundacjach – kilkanaście procent. Dzieło zniszczenia Naukowcy także pomstują na rząd Beaty Szydło. Z zapowiadanego przez nią zredukowania obowiązków biurokratycznych nakładanych na uczelnie i wykładowców niczego nie zrealizowano. Szefowi resortu nauki i szkolnictwa wyższego oraz wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi udało się za to kontynuować absurdalną politykę urynkowienia szkół wyższych. Konsekwencją tego są masowe umowy śmieciowe dla wykładowców i doktorantów. Bez większych awantur Gowin zmienił szefów najważniejszych agencji zajmujących się finansowaniem badań naukowych. Głównymi beneficjentami ministerialnych grantów w zakresie humanistyki stają się badacze dobrze już poznanej historii Polski pod rządami Jagiellonów. Ci, którzy zajmowali się od 1990 roku unikalnym w skali Europy projektem analiz wyników wyborów i trendów opinii społecznej, rządowych pieniędzy nie dostali. Pewność zatrudnienia mają za to wykładowcy gorzowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. św. Jana z Paradyża. Wbrew opiniom Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich minister Gowin zgodził się na przekształcenie jej w Akademię Gorzowską. Stało się tak, mimo że owa uczelnia nie ma żadnych uprawnień do nadawania stopnia doktora, co jest wymagane od akademii. Za taką operacją był zaś prezes Kaczyński oraz Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Jest to jej jedyny realny „sukces”. Wdrożony przez nią program 500+ na drugie i następne dziecko w rodzinie jest bowiem pełen dziur i odbiega od prezentowanego w czasie kampanii wyborczej. Pozostałe zapowiedzi – w tym minimalna płaca godzinowa – nie są zaś realizowane. Kierownictwo MSWiA zajęte było wewnętrzną wojną o obsadę Komendy Głównej Policji. Znalazło także czas na przygotowanie tak zwanej ustawy antyterrorystycznej („FiM” 17/2016), na mocy której służby będą mogły blokować dowolne strony internetowe i swobodnie inwigilować obywateli. Szefowie MON swój czas dzielili pomiędzy sprawę smoleńską („FiM” 12/2016) a budowę obrony terytorialnej oraz czystki kadrowe w Akademii Obrony Narodowej. MICHAŁ POWOLNY PIOTR CZERWIŃSKI [email protected]; [email protected] strona 4 Z NOTATNIKA HERETYKA nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Polka potrafi Wynalazek macierzyństwa Badania, które podważają mit szczęśliwej matki Polki, nie są u nas szczególnie popularne… Zacznijmy od Jezusowego Izraela. Tamtejsi naukowcy ustalili, że po cudzie rozwiązania nie następuje już nawet depresja poporodowa, ale... zespół stresu pourazowego. Długotrwały. Taki sam jak u zgwałconych kobiet czy świadków różnych rzezi. Mimo oczywistej różnicy, że porodową „traumę” mamy na własne życzenie i jest nawet czas, żeby się przygotować. Objawy wspomnianego zespołu to: przyspieszony puls na samo wspomnienie TEGO, ale i tak natrętne myślenie o TYM, depresja, odizolowanie od ludzi itd. Według tamtejszych badań ma tak nawet 25 proc. dziewczyn, które rodziły naturalnie i bez znieczulenia. Dziecko jest już w domu. W uświęconą rolę matki, „rzeźbiarki” nowego pokolenia, nie wierzy profesor Jerome Kagan ze Stanów. W Polsce wyszła jego książka „Trzy złudne przekonania”. Kiedy Kagan zaczynał pracę (w połowie ubiegłego wieku), deklarował, że o tym, co z nas wyrośnie, decyduje wyłącznie rodzinne gniazdo. Zwłaszcza matka. Stąd zainteresowanie Kagana psychologią dziecięcą. Trzeba P nauczyć rodziców właściwego chowu „młodych”, a świat będzie zbawiony – myślał. Po latach badań bardziej docenił rolę kultury, społeczeństwa, w którym żyjemy, i tzw. czynników indywidualnych. Znaczenie matki w kształtowaniu charakteru potomstwa uznał za przechwalone. W XIX wieku mieszczanki najczęściej nie pracowały – opowiada psycholog – i dostały nowe zadanie. Zamiast niańkom, im właśnie powierzono szlachetną rolę „hodowania” dzieciątek. Poza tym coraz częściej małżeństwa zawierano z miłości. Potomstwo było więc „produktem” uczuć, a nie kontraktu. Poglądy Kagana przypominają tezy Elizabeth Badinter, autorki „Historii miłości macierzyńskiej”. Ta francuska feministka przekonuje, że kobiety nie są macierzyńskie z natury, ale „z kultury”, a uświęcony in- iS robi dobrą minę do złej gry. Duda i Szydło nerwowo miotają się po świecie i starają sfotografować z kimś znanym. Byle wyrwać się z izolacji. Jarosław Kaczyński przeliczył się. Sądził, że zamach na Trybunał Konstytucyjny i próby ograniczenia kolejnych praw obywatelskich mało kogo na świecie obejdą. Że będzie tak jak z Węgrami – Orbán robi, co chce, a świat tylko nerwowo pomrukuje. Ale Polska to nie Węgry – z wielu powodów. Węgry są niewielkie, nie graniczą z Niemcami i Rosją, nie mają też tak dużego znaczenia tranzytowego. Ponadto Kaczyński i PiS mają złą prasę na Zachodzie od kilkunastu lat. Pamięta się tam homofobiczne ekscesy Lecha Kaczyńskiego i sojusz PiS z antysemicką Ligą Polskich Rodzin. PiS-owska wojna błyskawiczna z opozycją wywołała więc lawinę potępień i wdrożenie unijnego śledztwa. W ślad za nimi przyszła częściowa izolacja. Oczywiście Polski – członka Unii – nie da się zupełnie izolować. Nikt normalny nawet by sobie tego nie życzył. Ale można się od PiS-owskich polityków trochę odsunąć, można ich unikać lub traktować jak powietrze. I to się właśnie dzieje. Ta strategia spowodowała w PiS panikę zmieszaną z histerią. Panika jest tym większa, że za dyplomację odpowiada żałosny człowiek katastrofa, który na przykład nie jedzie na ważne spotkanie stynkt to niedawny wynalazek. Badinter chętnie opowiada o XVIII-wiecznym Paryżu. Jeszcze wtedy dla arystokratek dzieci były balastem, który masowo podrzucały na wychowanie tzw. mamkom. Gdzie wtedy był instynkt macierzyński? – pyta Francuzka. Co jeszcze wybadał Kagan? Wbrew kościółkowym dobrze nam znanym moralitetom zaprzeczył, że żłobki i przedszkola to ostateczna ostateczność, bo pod okiem mamy dziecięce główki lepiej się rozwiną. Już w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy w Stanach przybywało państwowych żłobków, profesor dostał zadanie „z góry”: sprawdzić, czy w takich sztucznych warunkach nie hoduje się przyszłych frustratów. Profesor przez kilka lat porównywał rozwój dzieci żłobkowych i wyłącznie domowych. Różnic nie zauważył. JUSTYNA CIEŚLAK [email protected] międzynarodowe, bo… akurat musi się wyspać. Realna groźba sankcji spowodowała gorączkowe poszukiwanie poparcia gdzie tylko to możliwe. A także ciągłe podróże – nawet tak śmieszne, jak wizyta Szydło w USA. To była kompletna porażka dyplomatyczna. Histeryczne szukanie wsparcia jest coraz bardziej humorystyczne. Prezydent Duda zabiegał o spotkanie z popularnym premierem Kanady, choćby gdzieś na korytarzu. Nie bacząc, że premier Trudeau to żywe zaprzeczenie tego, co kojarzy się PiS-em. I to nie tylko z wyglądu, ale przede wszystkim z powodu swojej zdecydowanie lewicowej polityki. Podobnie wyszło premier Szydło z papieżem. Franciszek – pogardzany przez polską prawicę za lewicowość (raczej urojoną niż realną) – nadawał się do sfotografowania z nim, nawet jeśli PiS prowadzi politykę zupełnie sprzeczną z tym, co Franciszek głosi – na przykład wobec uchodźców. Zatem PiS-owcy nie brzydzą się „lewaków”, jeśli są oni cudzoziemcami, budzą sympatię i ładnie zapozują do słodkiej fotografii. Franciszek może liczyć na to, że go Kaczyński nie zdekomunizuje. Bo jest „komuchem” przydatnym. Histeria dyplomatyczna PiS daje wyobrażenie o skali niekompetencji tej partii i o tym, jak bardzo jest ona przerażona własnymi poczynaniami. A jest czego się bać... ADAM CIOCH Rzeczy pospolite Cyrk objazdowy [email protected] Myśli niedokończone Pan Bóg świat stworzył tylko po to, żeby Jarosław Kaczyński miał do kogo przemawiać. A to, że w Biblii nic o Jarosławie Kaczyńskim nie ma, to dlatego, że jak wiadomo, Mojżesz był uchodźcą. (Stefan Niesiołowski) Projekt polityczny Prawa i Sprawiedliwości nie tylko nie wyrasta z wartości Oświecenia i nie mieści się w żadnym podobnym horyzoncie – jest on ofensywą na ten horyzont, projektem podważenia i zdarcia z Polski tej niezbyt grubej skorupy Oświecenia, którą się tu jednak udało w końcu położyć na feudalnym, rozpiętym między folwarkiem a plebanią podłożu polskiej kultury. Tę warstwę w większości położyła zresztą PRL. (Jarosław Pietrzak, publicysta, scenarzysta filmowy) Blokując Marsz Równości, wykonywałam swój katolicki obowiązek. (Anna Kołakowska, radna PiS w Gdańsku) Szmato, rozpędź się i pierdo… się pustym łbem w ścianę. (Monika Socha, radna Sejmiku Śląskiego PiS, do politycznej przeciwniczki w Internecie) Kaczyński świetnie rozumie, że zwykłych obywateli interesują przyziemne sprawy. Dlatego rząd rozdaje na przykład środki z programu Rodzina 500+. Wielu Polakom dają one godność, której nie dostąpili wcześniej. (Robert Biedroń, prezydent Słupska) Jednym z fenomenów tego czasu jest głęboki kryzys europejskiej lewicy. Po drugiej stronie oceanu, możemy dostrzec nieoczekiwany wybuch lewicowości. Mam na myśli wyborcze sukcesy Berniego Sandersa. W USA przyznać się, że ma się socjalistyczne pogląd, to jest niebywałe. Uzyskuje on duże poparcie zwłaszcza wśród młodego elektoratu. To jest z pewnością pokłosie kryzysu ekonomicznego i kto wie, czy tendencje równościowe i lewicowe w przyszłości nie będą rosły i zyskiwały na znaczeniu. (Aleksander Kwaśniewski) Oglądałem sobie półfinały Eurowizji. Wystąpić miał szansonista z Węgier i oto prowadzący program w TVP Artur Orzech, powiedział, że to jego faworyt, po czym dodał natychmiast: „Oczywiście nie mówię o urodzie, bo na tym się nie znam”. Oczywiście było to demonstracyjne zaznaczenie swej heteronormatywności, „konieczne” – zwłaszcza w obecnej sytuacji – gdy komentuje się imprezę uznawaną za „pedalską”. Boby jeszcze prezes coś sobie pomyślał i wywalił za homopropagandę. Ale, wykraczając już poza doraźny kontekst, pomyślałem sobie, że jakież to obłudne, jakież prymitywne, jakież ignoranckie. Przecież upodobania estetyczne nie są równoznaczne z upodobaniami seksualnymi. Przecież ocena czyjeś urody albo czyjegoś wyglądu nie zależy tylko od indywidualnej wrażliwości, ale też od kanonów, mód, reguł obowiązujących w danym czasie i danej społeczności. Przecież faceci też się stylizują, też się próbują się dostosować do wzorca estetycznego wyznaczanego przez popularnego aktora, piosenkarza, trend kulturowy albo społeczny. Na Apolla, co ta represyjna Polska z nami robi, jakże ona wszechstronnie kastruje mężczyzn, w jaki bezrozumny lęk ich wpędza! (Bartosz Żurawiecki, publicysta, krytyk filmowy) Polska i Węgry uznały właśnie, że ich demokracja jest zbyt problematyczna. Chcą dyktatury w putinowskim stylu. (Bill Clinton, były prezydent USA) W przeszłości mieliśmy takie okresy, kiedy dostępne nam instrumenty opisywania teraźniejszości i tego, co znane, okazywały się zawodne. Zrozumieliśmy to dopiero później, kiedy rzeczy wcześniej niedostrzegane nagle się uwidoczniły i uzupełniły obraz, który stał się wówczas pełniejszy. Dziś jesteśmy właśnie w takim momencie. Wyczerpaliśmy instrumentarium obiektywnego, zdystansowanego oglądu świata – nie wiemy, co widzimy lub czego nie widzimy... Siedem tysięcy ludzi tonie, a my nie wiemy nawet, jak nazwać tych ludzi. (Saskia Sassen, amerykańska socjolog i ekonomistka) Wybrali: AC, ASz, PPr NA KLĘCZKACH Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. strona 5 WIZYTA NA CZARNO NAJRÓWNIEJSI KSIĄDZ REKTOR Z obserwacji dotychczasowych poczynań premier Beaty Szydło można wywnioskować, że jej największą ambicją było spotkanie z papieżem. I oto dokonało się. Przyobleczona w czerń (pokutną/żałobną?), w towarzystwie drugiej „czarnej wdowy” Beaty Kempy, pani premier spotkała się z szefem firmy, do której aspiruje jej syn. Zapewne porozmawiali sobie o Światowych Dniach Młodzieży, które Kościołowi sponsoruje nasz kraj, bo o czym innym? Przed spotkaniem z Franciszkiem obie panie Beaty uczestniczyły we mszy przy grobie JPII. Szydło złożyła wieniec, Kempa zaś intonowała psalm jak rasowy zapiewajło. Tu i ówdzie słychać, że Szydło po odwołaniu ze stanowiska premiera zostanie ambasadorem Polski w Watykanie. Czego się nie robi dla dziecka… Za media publiczne zapłacą wszyscy oprócz… Kościoła katolickiego oczywiście. Zgodnie z projektem „dużej” ustawy medialnej przygotowanej przez PiS opłata audiowizualna w wysokości 15 zł ma być pobierana od każdego licznika wraz z rachunkiem za prąd. Szybko podliczono, że na 9960 parafii w Polsce przypada ponad 21 tysięcy liczników. Wychodzi na to, że łącznie jednostki Kościoła katolickiego płaciłyby prawie 4 miliony złotych abonamentu rocznie! Senator PiS Czesław Ryszka (publicysta kościelnej „Niedzieli”) przewiduje, że świątynie będą z opłaty zwolnione. Podobnie jak ogródki działkowe. Płacić będą tylko plebanie. Księża mogą więc spać spokojnie, w przeciwieństwie do innych przedsiębiorców, których firmy dysponują większą liczbą lokali, a w każdym znajduje się osobny licznik. Też chcieliby być w ten sposób „wykluczeni”. Nowym rektorem Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu został ksiądz Stanisław Gulak. Szkoła jest całkowicie świecka i publiczna, a rektor całkowicie duchowny. Swoją karierę ksiądz Gulak związał z wojskiem. Do 2020 roku będzie rektorem nowotarskiej uczelni. To się nazywa „dobra zmiana”. ZIEMIA OBIECANA POGRZEB DLA WYBRANYCH Specyficznego przejawu „troski duszpasterskiej” doświadczył mieszkaniec Wągrowca. Opisuje to w liście do lokalnych mediów pan Mirosław, dziadek dziecka, które miało być pochowane w tamtejszej parafii. Ksiądz odmówił pogrzebu kilkutygodniowego dziecka zmarłego na skutek tzw. śmierci łóżeczkowej. Jednym z powodów odmowy było to, że rodzina nie przyjmuje księdza „po kolędzie”. „Sprowadzili naszą wiarę i przynależność do Kościoła i to w 1050 rocznicę przyjęcia chrztu przez Polskę, do kolędy i 50 lub 100 złotych, które uszły księdzu przez naszą nieobecność” – relacjonuje rozgoryczony mężczyzna. Duchowny stwierdził również, że… ojciec dziecka nie może być ojcem, bo nie ma ślubu kościelnego. W dodatku niemowlę za późno ochrzczono. Pogrzeb odprawił w końcu ksiądz z innej parafii. POKÓJ WADOWICOM O kolejne ziemie może się wzbogacić krakowskie Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”. Kościelna placówka „kupi” działki w Łagiewnikach po kościelnej, czyli nadzwyczaj promocyjnej cenie. Siedem działek o łącznej wielkości pół hektara zostanie sprzedanych za 68 tys. zł. Realna wartość tych gruntów to 3,4 mln zł, ale papieskie Centrum żąda 98-procentowej bonifikaty. Rada Miasta, zapewne w trosce o własne zbawienie, niewątpliwie przychyli się do żądania. Takich bonifikat udzielała już w 2010 i 2013 roku. Centrum stale się rozbudowuje, kolejne pół hektara potrzebne jest pod parking. Dyrekcja Centrum – zgodnie z jego hasłem – nie lęka się o przyszłość, bo z bogobojnymi rajcami zawsze się dogada. Czyżby sami swoi? TU PISOWSKIE RADIO Kolejną ofiarą „dobrej zmiany” w mediach publicznych jest Tomasz Zimoch. Znany z barwnego języka komentator sportowy powiedział kilka słów za dużo. Nie o sporcie jednak. W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” stwierdził m.in., że „za kilkanaście lat Andrzej Rzepliński będzie bohaterem narodowym”. „Jak widzę pana Brudzińskiego w telewizji, to widzę też pogardę dla tych, którzy myślą inaczej niż pan wicemarszałek. To jest pogarda, poniżanie” – to kolejna refleksja, która nie przypadła do gustu przełożonym Zimocha. Krytykował także upolitycznienie mediów publicznych, postępowanie według kryteriów partyjnych. No i go zawieszono. Najciekawsze jest uzasadnienie: „Opinie nt. sytuacji w mediach publicznych, jakie przedstawił popularny komentator sportowy, bardzo krzywdzące, grające na skrajnych emocjach, nie mają żadnego odbicia w rzeczywistości, co gorzej – angażują Polskie Radio w polityczny spór, którego bardzo chcemy unikać”. Dobre sobie! Najbardziej upolitycznione od lat radio bardzo chce unikać politycznego sporu. HONOR PIETRZAKA Jan Pietrzak nie będzie honorowym obywatelem Warszawy. A miał być. Przyznanie tytułu zablokowali warszawscy radni PO. „Ja się w życiu żadnych honorów i splendorów od nikogo nie spodziewam. Mam trudny zawód, narażam się wielu ludziom przez kilkadziesiąt lat, mówię rzeczy trudne dla wielu ludzi, przez to przez całe życie mnie zwalczają. Nie skarżę się jednak na swój los” – mówił w rozmowie z portalem Wawalove.pl związany z PiS satyryk. Z tym zwalczaniem to mocno na wyrost, bo jego kabaret największe triumfy święcił w PRL. I nie był z władzami w najgorszych relacjach. Fragment „zrzucał uczeń portret cara” z najsłynniejszej piosenki Pietrzaka „Żeby Polska była Polską” dotyczy przecież epizodu z życia… Bolesława Bieruta. „Pewnego wieczoru usłyszałem piosenkę »Żeby Polska była Polską«. Byłem zdumiony tak jawnym podlizywaniem się władzy, a Pietrzak mówi: »Wiesz, to dla cenzury, żeby był jakiś konstruktywny akcent na końcu programu«. Takie oto były okoliczności powstania późniejszego hymnu »Solidarności«” – wspominał dawny znajomy Pietrzaka Jerzy Urban. Ot, opozycjonista pełną gębą. COŚ SIĘ DZIEJE Przypomniał o sobie ks. Piotr Natanek. Na co dzień prowadzi gospodarstwo połączone z kościołem w swojej rodzinnej Grzechyni (Małopolska), w czym pomaga mu grupka oddanych wiernych. 12 maja przybył do Warszawy, aby wraz z „Rycerzami Chrystusa Króla” domagać się intronizacji Jezusa. Natanek wraz z kilkuset wielbicielami przemaszerował Traktem Królewskim pod Sejm. Demonstranci domagali się, aby niesiony przez nich obraz Matki Boskiej Częstochowskiej zawisł na frontalnej ścianie w sali obrad Sejmu. Na razie bezskutecznie. W 2014 r. w szkole w Tarnobrzegu uczniowie rekonstruowali zamach na Jana Pawła II. Teraz do „zamachowych” atrakcji dołączył pokój z kliniki Gemelli, w której papież przebywał po zamachu. Wyposażenie sali szpitalnej sprowadzono z Włoch do Wadowic. Oryginalną ekspozycję można podziwiać w Muzeum Domu Rodzinnego Jana Pawła II. Nie ma już chyba przedmiotu związanego z Wojtyłą, nieprzerobionego na zyskowną relikwię czy chociaż eksponat muzealny. Czekamy na wystawę zużytej bielizny. Oczywiście świętej. OPIEKUN DUCHOWY Starsza pani z Trójmiasta podarowała pewnemu księdzu mieszkanie. Ten zaś miał do końca jej życia opiekować się 90-latką. Ale się nie opiekuje – tak twierdzi rodzina staruszki. Ksiądz zainteresował się tylko mieszkaniem, a nie staruszką. Krewni domagają się od duchownego 124 tys. za niewywiązanie się z obietnicy, poświadczonej aktem notarialnym. Sprawę rozstrzygnie sąd w Gdańsku. Duchowny widocznie uznał, że ma się opiekować starszą panią duchowo, co nie wymaga cielesnej obecności. Opracował ŁUKASZ PIOTROWICZ [email protected] strona 6 PATRZYMY IM NA RĘCE nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Plusy ujemne 500+ Za 500 zł rodzic porządnie ubierze dziecko. Ale może alternatywnie kupić, celem spożycia, 20 półlitrówek wódki. PiS-owi jest obojętne, jak wydadzą kasę beneficjenci programu Rodzina 500+. N owe „świadczenie wychowawcze” to nieopodatkowane 500 zł miesięcznie na dziecko do ukończenia przez nie 18 lat. Rodzicom jedynaków pieniądze należą się tylko wówczas, jeśli dochód rodziny jest niższy niż 800 zł netto na osobę, a w rodzinie z dzieckiem niepełnosprawnym – 1200 zł na osobę. Przy obliczaniu dochodu uwzględnia się otrzymywane alimenty oraz stypendia socjalne. Na drugie i kolejne dziecko żadne kryteria dochodowe już nie obowiązują. Przykładowo: pracująca samotna matka z jednym dzieckiem i pensją na poziomie obecnej płacy minimalnej (1850 zł brutto, czyli około 1355 zł netto) nie dostanie ani grosza. Bogata rodzina 2+3 zainkasuje dodatkowo 1500 zł, choćby jej dochód na głowę wynosił nawet 100 tys. zł miesięcznie. O zaletach i problemach wynikających z 500+ opowiada nam, niezależnie od siebie, dwoje kuratorów sądowych. Z racji wykonywanych zawodów ich doświadcze- To dzieci czy dwa tysiące złotych? nia dotyczą rodzin osób mających jakieś kłopoty z prawem, ale poruszają się też wśród uczciwej „zwykłej” biedoty. Nasi rozmówcy zastrzegają anonimowość, więc dla rozróżnienia nadajemy im imiona Andrzej i Maria. Na niektóre pytania „Maria” nie chciała udzielić odpowiedzi, tłumacząc to zbyt krótkim stażem i „apolitycznością”. „FiM”: – Czy wśród waszych podopiecznych są już jakieś reakcje? Andrzej: – Wszyscy niecierpliwie czekają na pierwsze wypłaty. Jest euforia i są plany. Co z nich wyniknie, życie zweryfikuje. – Nie wygląda pan na ent uzj ast ę ty c h do datkowych pieniędzy... – Program 500 plus w środowiskach, którymi ja zajmuję się zawodowo, może przynieść więcej szkody niż pożytku. Kurator sądowy pracuje zwłaszcza z ludźmi długotrwale bezrobotnymi, podejmującymi się głównie prac dorywczych i często marnotrawiących środki finansowe. To osoby, które mają problem z prawidłowym zabezpieczaniem potrzeb swojej rodziny. Nadużywające alkohol, niepełnosprawne intelektualnie... Bo one także rodzą i wychowują dzieci. Niekontrolowany przypływ gotówki w tych rodzinach w większości nie przyczyni się, niestety, do poprawy sytuacji wychowawczej ich dzieci. Maria: – Ja dostrzegam obawy przed nadmierną ingerencją urzędników pomocy społecznej. Będą oni dosyć swobodnie, na podstawie wywiadu środowiskowego, decydować o ewentualnej zamianie świadczenia w gotówce na pomoc rzeczową. Pod pretekstem marnotrawienia środków. Mało wrażliwy pracownik socjalny i złośliwy sąsiad mogą spowodować trudne do odkręcenia konsekwencje. – Jak beneficjenci świadczenia spożytkują kasę? Maria: – Mam nadzieję, że na zakupy dla dziecka. Ale chyba jednak w pierwszej kolejności na spłatę długów. Ta pętla, dławiąca z miesiąca na miesiąc coraz silniej, wydaje mi się najbardziej dokuczliwa. Długi nie są beznadziejnie wysokie, więc kilka wypłat powinno wystarczyć do ustabilizowania sytuacji. Dobrze się stało, że start 500+ nastąpił wiosną i nie trzeba kupować najdroższych zimowych ubrań. Andrzej: – Moim zdaniem kasa służyć też będzie zaspokajaniu potrzeb związanych z nadużywaniem alkoholu czy niekontrolowanej konsumpcji. Na przykład zakup nowych telewizorów, pakietów TV cyfrowej, drogich tabletów, telefonów, komputerów... – Rząd jakoś nie pomyślał o nadużywaniu... Maria: – Nie każdemu można dać do ręki wędkę zamiast ryby. Spodziewam się, że pod naciskiem opinii publicznej pojawi się pokusa dodatkowych kontroli. A co za tym idzie – wzrost liczby urzędników. Andrzej: – Nieracjonalne rozdawnictwo pieniędzy rodzi patologię. W wielu grupach społecznych nagły nadmiar finansowego szczęścia powoduje, że te nowe środki finansowe zamiast być spożytkowane dla dobra rodziny, obracają się przeciwko niej. – Widać już jakieś charakterystyczne objawy? Maria: – Jeszcze nie dostrzegam. Dopiero pod koniec roku przyjdzie czas na wnioski. Andrzej: – W bidulach oraz pod oknami domów i mieszkań rodzin zastępczych nagle zaczęli pojawiać się rodzice biologiczni. Widzę wśród nich wielu moich byłych lub obecnych podopiecznych. Nie przychodzą tam z odruchu dobrego serca, tylko żeby przejąć ponownie opiekę nad dziećmi. Zdecydowana większość jest zaślepiona wizją otrzymania pieniędzy. Nie łudźmy się – nie przestali nagle pić, nie wyremontowali swoich zatęchłych ruder, nie wyleczyli poważnych chorób psychicznych. Zadziałała tutaj magia 500 plus i korzyści finansowych, jakie z tego powodu mogą uzyskać. – No ale dzięki tej pięćsetce na głowę dziecko szczęśliwie wróci do mamy i taty. Andrzej: – Obawiam się, że niekoniecznie szczęśliwie. W tym całym zamieszaniu nikt nie wziął pod uwagę wpływu takich poczynań rodziców na psychikę dziecka czy też dzieci, które – wychowywane w bidulach – rzeczywiście tęsknią za rodzicem. Jakikolwiek by on był. Czasami wypracowany przez lata plan pracy nad dzieckiem, by PATRZYMY IM NA RĘCE Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. wygasić u niego traumę doznaną w dzieciństwie, bierze całkowicie w łeb. Wieloletnia praca nie tylko wychowawców czy rodziców zastępczych, ale także psychologów, terapeutów i psychiatrów, jest niweczona przez tych biologicznych rodziców, dla których nigdy nie liczyło się dziecko, lecz liczenie pieniędzy. Teraz liczą na rozmaite zasiłki, jakie mogą przytulić z tytułu posiadania dzieciaków przy sobie. Zamiast przytulić dzieci... Maria: – Odsetek powrotów z domów dziecka będzie bliski zeru. Bo zdecydowana większość takich placówek radzi sobie z podopiecznymi bardzo dobrze. Wbrew obiegowym opiniom wynikającym z nagłaśnianych przez media nieprawidłowości. – Czy w środowiskach ludzi trwale bezrobotnych z powodu wstrętu do pracy bądź braku jakichkolwiek kwalifikacji daje się zauważyć różnice między pełnymi rodzinami, nie wyłączając konkubinatów, a matkami lub ojcami samotnie wychowującymi dzieci? Andrzej: – Występuje wyraźna różnica. Bo samotna matka wychowująca dzieci ma o wiele trudniej. W rodzinach niepełnych, przyzwyczajonych do życia z ołówkiem w ręku, środki z programu 500 plus zapewne będą lepiej rozdysponowane. W konkubinatach czy małżeństwach, gdzie występuje problem alkoholowy i do tego bezrobocie, może się okazać, że dodatkowe pieniądze będą czynnikiem demotywującym do szukania pracy czy utrzymania posiadanej pracy dorywczej. Już mam konkretne przykłady, i nie są to sytuacje jednostkowe. Maria: – Osamotniony rodzic jest bardziej odpowiedzialny. A przynajmniej próbuje walczyć ze złym losem. I dlatego potwornie wkurza mnie, że nie ustanowiono dla nich odrębnego kryterium dochodowego. – A samotne matki o skłonnościach patologicznych? Andrzej: – Powiedzmy sobie szczerze: osoby o skrajnych dysfunkcjach nie wychowują dzieci. Znam osoby prostytuujące się, a mimo to posiadają dzieci i oczywiście także składają wnioski na program 500+. Inna sprawa to gdy przypływ gotówki jest wyczytywany przez różnej maści mężczyzn, którzy nagle zapałali miłością do byłej partnerki, ponieważ ta na trójkę dzieci ma nagle 1,5 tysiąca więcej dochodu. I oni liczą na to, że z powrotem zostaną przyjęci pod jej dach. Niestety, często lęk przed samotnością u kobiety powoduje, że ci mężczyźni wracają na łono rodzi- ny, by po czasie znów zaczęło dziać się źle. – Czyli porażka? Andrzej: – Nie można wykluczyć, że tam, gdzie będzie pewna kontrola wydatków, np. przez asystentów rodziny, uda się wydatkować część otrzymanych zasiłków na dzieci. Jednakże pamiętajmy, że mówimy tylko o rodzinach dysfunkcjonalnych, które inaczej postrzegają wartość pieniądza i które często mają roszczeniowe podejście do kwestii wszelkiego rodzaju zasiłków. Nie mają one potrzeby dokształcania się, wyjazdów wakacyjnych itp., bo nigdy z tych form nie korzystały. Obawiam się, że pieniądze zostaną przeznaczone na zakup papierosów zamiast dotychczasowego tytoniu na skręty, zakup alkoholu czy nieracjonalne wydatki, takie jak drogie telewizory itp. Maria: – Przemilczane przez rząd koszty uboczne programu są nieuchronne. W moim przekonaniu będzie „pół na pół”. Ale dobre i to... – 500 zł to może być ciut za mało? Andrzej: – Faktycznie. Dlatego warto zwrócić uwagę, że już uaktywniły się różnego rodzaju parabanki oferujące pożyczki i kredyty, ponieważ łatwiej im będzie ściągnąć długi. Maria: – Jeszcze raz wracam do kryterium dochodowego. To „równouprawnienie” jest skrajnie idiotyczne. Jedna z moich podopiecznych, matka z dzieckiem, której mąż odbywa obecnie karę pozbawienia wolności, nie posiada prawa do świadczenia. Ma formalnie pół etatu z płacą 1500 zł. Drugie tyle dorabia u tego samego pracodawcy na czarno. Musiała się zgodzić, a ja nie mogę jej zadenuncjować, bo kobieta straci pracę. Na nasze kolejne pytania odpowiada już tylko męski przedstawiciel zawodu kuratora: – Czy zamiast 500+ można zaproponować lepsze, a przede wszystkim pożyteczniejsze dla dzieci sposoby wsparcia materialnego rodzin? – Oczywiście, że można. Trzeba tylko chcieć. Powinien być system dopłat do mieszkań, rachunków za media. Zdecydowanie najlepszym sposobem byłyby bony edukacyjne dla dzieci do zrealizowania w szkołach językowych, domach kultury, kołach zainteresowań. Ewentualnie dofinansowanie do przedszkoli albo dofinansowanie dla rodzin na zakup materiałów edukacyjnych dla dzieci. A w szczególności powinno się ułatwić dostęp do psychologów, psychiatrów dziecięcych czy terapeutów, ponieważ wiele z tych dzieci ma deficyty roz- wojowe, emocjonalne, społeczne. Pomoc rodzinie powinna być starannie wycelowana i odpowiednio dobrana do dysfunkcji, by wyrównywać deficyty. – Z czasem wystąpi narkotyczne uzależnienie od comiesięcznych zastrzyków gotówki. I niechybnie przełoży się ono na wyborcze przywiązanie beneficjentów do ekipy politycznej, która „dała” pieniądze... – Myślę, że tak. Jeżeli ktoś mi obiecuje i daje pieniądze, to nie obchodzi mnie polityka wyższego szczebla. Wśród osób, z którymi pracuję, panuje niezachwiane przeświadczenie, że „ci na górze” kradną. Ludzie mają niską świadomość polityczną. Jeżeli więc ktoś daje im pieniądze, to jest dobry. Więc niby dlaczego mam nie głosować na niego? – A gdy budżet państwa zacznie „nabierać wody”? – Gdy budżet nie wytrzyma i władza zamknie kurek, wzrośnie frustracja i agresja. Zrodzi się bunt. No bo jak to, państwo najpierw mnie przyzwyczaiło do wyższego standardu życia, a teraz bezczelnie zabiera „moje” pieniądze?! Czyli urzędnicy kradną. Z czasem wzrośnie przestępczość, lekceważenie prawa, pozbywanie się dzieci nieprzysparzających dochodu... Jako społeczeństwo zapłacimy wysoką cenę za skutki lekkomyślnego rozdawnictwa publicznych pieniędzy. – Być może wypłaty wpłyną na wzrost urodzeń, ale czy ograniczą odsetek zachowań patologicznych? – Rozdając pieniądze, PiS nie wziął pod uwagę kilku ważnych kwestii. Jedną z nich jest wysokość minimalnego wynagrodzenia. Trzeba być wyjątkowo krótkowzrocznym, żeby nie dostrzec następstw zbyt wysokiego zasiłku w stosunku do minimalnego wynagrodzenia. Jeden z moich nadzorowanych, ćpun i amator piwa pod sklepem, na pytanie, dlaczego nie pójdzie do pracy, odpowiada mi, że ma w dupie robotę, bo 1500 zł dostanie i na dzieciaki starczy. I wtedy sąd wraz z kuratorem to ogólnie może mu naskoczyć, bo biedy to on już mieć nie będzie. On doskonale wie, jak wychować dzieci – przekona je, że nierobienie i życie na garnuszku państwa jest najlepszą fuchą pod słońcem! Rząd ma pomysł, żeby płacić również za dorosłe dzieci (po 18 roku życia), które uczą się i pozostają na utrzymaniu rodziców. Będzie okazja, żeby przy nowelizacji ustawy naprawić też błędy. Jeśli do tego czasu budżet nie padnie... Rozmawiał MARCIN KOS [email protected] strona 7 Święta prawda, prawda i statystyka P rawo i Sprawiedliwość prowadzi w sondażach nieprzerwanie od ponad 12 miesięcy. Mimo ogromnego sprzeciwu Polaków co do rozmaitych decyzji tej partii poparcie jej nie spada. Pozornie. W ostatnim sondażu CBOS 38 procent Polaków zadeklarowało, że oddałoby swój głos na PiS. Na drugim miejscu uplasowała się Nowoczesna Ryszarda Petru z 18-procentowym poparciem, a trzecia jest Platforma z 13 procentami. Podobne wyniki publikują co jakiś czas inne sondażownie. PiS prowadzi zdecydowanie i zdawać by się mogło, że duża część Polaków podchodzi do obecnych rządów niemal bezkrytycznie. A przecież wcale tak nie jest. Ostatnia manifestacja zgromadziła co najmniej kilkadziesiąt, a może nawet setki tysięcy przeciwników Jarosława Kaczyńskiego i jego świty. Z kontrowersyjnymi decyzjami PiS wyraźnie nie zgadzają się m.in. prawnicy, lekarze, ekolodzy, handlowcy oraz rolnicy. Ta lista wciąż się wydłuża. Premier Beatę Szydło krytykują tysiące kobiet. Z ministra Witolda Waszczykowskiego żarty stroją sobie nawet zwolennicy jego partii. Tymczasem słupki sondażowe ani drgną, choć na zdrowy rozsądek powinno być zupełnie odwrotnie. CBOS zapytał wyborców o opinię na temat aborcji, której PiS chce całkowicie zakazać. Okazuje się, że aż 80 proc. ankietowanych uważa, że kobieta powinna mieć możliwość przerwania ciąży w sytuacji, w której zagraża ona jej życiu. 73 proc. dopuszcza legalność przeprowadzenia aborcji, jeśli poczęcie nastąpiło w wyniku gwałtu. 53 proc. dopuszcza aborcję przy upośledzeniu płodu. Według 38 proc. respondentów kobieta nie może mieć prawa do aborcji „na życzenie”. Podobnie sprawa wygląda w przypadku in vitro, które decyzją PiS nie będzie finansowane przez państwo. Rząd nie chce dopłacać do sztucznego zapłodnienia, a co bardziej fanatyczni polityczni kibole Kaczyńskiego metody in vitro chcą zakazać całkowicie! Oczywiście ku pokrzepieniu biskupich serc... Tymczasem z prowadzącą w sondażach partią oraz z mocnym w gębie Kościołem nie zgadza się aż 76 proc. Polaków. Prawie połowa zaś nie widzi nic przeciwko stosowaniu in vitro przez samotne kobiety. Z PiS-em i Kościołem zgadza się zaledwie 17 proc. ankietowanych. W sprawie Trybunału Konstytucyjnego również próżno szukać szerokiego poparcia dla konstytucyjnej anarchii, jaką uprawia partia rządząca. 78 proc. respondentów CBOS uważa, że Trybunał Konstytucyjny jest potrzebny, aby państwo dobrze funkcjonowało. Tylko 9 proc. twierdzi inaczej. 57 proc. jest zdania, że rząd powinien opublikować wyrok TK z 9 marca. Aż 55 proc. Polaków uważa, że PiS łamie standardy demokracji. Dlaczego więc partia, z którą nie zgadza się większość Polaków, wciąż prowadzi w sondażach? Daje to ogólnie fałszywy obraz, jakoby PiS miał poparcie wszystkich, a nie mniejszej części społeczeństwa. W wyborach parlamentarnych w 2007 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość z kretesem przegrało wybory, na Kaczyńskiego i spółkę swój głos oddało 5,1 mln wyborców. W ubiegłym roku, a więc po druzgocącym zwycięstwie nad PO, PiS (z jego list startowała także Solidarna Polska, Polska Razem, Prawica RP, Ruch Katolicko-Narodowy oraz Stronnictwo „Piast”) zdobyło 5,7 mln głosów. To tylko o 600 tys. więcej. Stały elektorat PiS to właśnie 5–6 mln Polaków. Nie ma więc mowy o jakimś gigantycznym wzroście poparcia. Różnica polega na tym, że to Platforma zanotowała ogromny spadek. Od 6,7 mln w 2007 roku do 3,6 mln w 2015 roku. Wliczając w to nawet 1,1 mln głosów Nowoczesnej, to wciąż mamy ogromny odpływ wyborców. Zatem Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego marionetkowemu rządowi poparcie jakoś znacznie nie wzrosło. Po prostu rozsypali się przeciwnicy. Elektorat, który opuścił PO, jest wciąż antypisowski. Widać to na manifestacjach KOD-u czy w sondażach CBOS. Opozycja nie ma jednak mocnego lidera. Takiego, jakim w przeszłości był na przykład Donald Tusk. A i kolejne platformerskie afery odcisnęły piętno na wynikach wyborów. 5,7 mln głosów oddanych na PiS to zaledwie 18,6 proc. uprawnionych do głosowania. Miliony Polaków sprzeciwiają się obecnemu rządowi, ale żadna partia nie potrafi tego sprzeciwu zagospodarować. Skompromitowana PO, miałka i nowobogacka Nowoczesna, żenujące PSL, tonące SLD oraz mało znana partia Razem nie są konkurencją dla prezesa. Dopóki za śmieszną antypisowską koalicją będą stali Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz czy Mateusz Kijowski, dopóty Jarosław Kaczyński będzie niezagrożony. Problem w tym, że na lepszych liderów chyba nie ma co liczyć… ARIEL KOWALCZYK [email protected] strona 8 KULISY POLITYKI W ładza lubi się otaczać intelektualistami. Obecność profesorów u boku polityka to znak, że jego działania są słuszne, skoro „mądre głowy” je popierają. Ale także w świecie nauki – jak w każdym innym środowisku – trafiają się ludzie naiwni, przekupni lub zwyczajnie cyniczni, którzy gotowi są zrezygnować z intelektualnej niezależności na rzecz innych korzyści. Niektórzy się opamiętują, widząc, że reformy firmowane ich nazwiskiem idą w złym kierunku, choć nazywane są „dobrą zmianą”. Z pokładu PiS uciekają kolejni na- Rządy Kaczyńskiego nazywa infantylnym autorytaryzmem i nie kryje rozczarowania Andrzejem Dudą. Ta zmiana optyki nie pozostała bez reakcji. Do ataku ruszyły zbrojne (na razie tylko w obelgi i kłamstwa) bojówki PiS. Stowarzyszenie Solidarni 2010 (jego prezesem jest Ewa Stankiewicz, która podczas tegorocznych obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej sugerowała karę śmierci dla Donalda Tuska) oskarżyło Staniszkis… o współpracę z SB. Dotychczasowy autorytet został zmieszany z błotem. Do niedawna czcigodna pani profesor jest obecnie dla pisowców zdrajczynią. Oprócz agen- nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity zawierający apel do polityków PiS o powrót na tor demokracji. Obecnie coraz ostrzej krytykuje niedawnych sprzymierzeńców. „Jarosław Kaczyński opowiada o emocjach. Właśnie stąd bierze się moje przekonanie, że PiS oszalał. Nie działa syć. „W PiS ekstremiści – tacy jak Kaczyński, Macierewicz i Ziobro – biorą górę. Patrzę na to z niepokojem i trwogą” – skarży się w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy”. Krytykuje też sugerowanie zamachu w Smoleńsku oraz optuje za Jak tak dalej pójdzie, przy prezesie trwać będą jedynie ci, którzy ponad naukowymi stawiają ambicje polityczne. Profesorowie Ryszard Legutko, który swego czasu nazwał maturzystów walczących o świeckość szkoły „rozwydrzoProf. Jadwiga Staniszkis Profesura w odwrocie ukowcy, przerażeni sytuacją, która miała być idylliczna, a przeradza się w koszmar. Najbardziej spektakularną woltę wykonała chyba prof. Jadwiga Staniszkis. Socjolożka jeszcze do niedawna była traktowana w kręgach pisowskiej prawicy jako wyrocznia. Z jej opiniami liczył się sam prezes. Całym sercem oraz (dyskusyjnym) intelektem obstawała przy „biało-czerwonej drużynie” Jarosława Kaczyńskiego, którego uważała za naturalnego wodza oraz człowieka wybitnej inteligencji. Po kilku miesiącach rządów Beaty Szydło pani profesor zmieniła zdanie. Nadal wprawdzie uważa, że Kaczyński jest inteligentny, ale spostrzegła, że swój intelekt wykorzystuje dla niecnych celów. „Przede wszystkim nie spodziewałam się, że Jarosław Kaczyński dopuści do takiej sytuacji. Dziś widzę, że błędnie założyłam, że inteligentny człowiek w ten sposób się nie zachowuje. Nie brnie w pułapki, pamięta, że wprowadzanie zmiany wymaga elastyczności. I szanuje wolność. Własną i innych” – tłumaczyła w wywiadzie dla „Polska The Times”. Profesor Staniszkis wprost rzuca hasła o psuciu państwa przez PiS i „naczelnika”. O zamieszaniu wokół Trybunału Konstytucyjnego i zawłaszczaniu mediów publicznych mówiła portalowi wpolityce.pl następująco: „To wszystko świadczy o bezsilności i kompleksach, a nie sile władzy. Jest takim irytującym i niebezpiecznym odreagowywaniem oraz swoistą polityką statusową typu »możecie mi naskoczyć«”. turalności medialni funkcjonariusze „dobrej zmiany” zarzucili Staniszkis także... rozwiązłość seksualną oraz to, że jej córka startowała do Sejmu z list Nowoczesnej Ryszarda Petru. Doprawdy trudno o zarzuty większego kalibru… To stała praktyka wyznawców prezesa, zgodnie z zasadą zgodnie z racjonalnym planem, tylko kieruje się impulsami” – mówił w wywiadzie dla „Polska The Times”. Bugaj krytykuje PiS za kryzys w Trybunale Konstytucyjnym i podsycanie konfliktu między Polakami. Zwolennicy PiS krytykują Bugaja za odstępstwo, politycy tej partii – jak Prawo i Sprawiedliwość traci zaplecze intelektualne. Rządy tej partii najwyraźniej nie zyskują przy bliższym poznaniu... „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Podobny los spotkał prof. Ryszarda Bugaja, który pełnił rolę lewicowego kwiatka do kożucha obecnego prezydenta i rządu. Ekonomista ten, dawniej związany z Unią Pracy, a od 2009 r. z Lechem Kaczyńskim i jego środowiskiem, przejechał się na nowych kolegach. Od 2014 r. zasiadał w Radzie Programowej PiS. W październiku 2015 został członkiem Narodowej Rady Rozwoju (NRR) przy prezydencie Dudzie, a już w lutym 2016 na własne życzenie opuścił to gremium. Był to jego sprzeciw wobec bierności głowy państwa. Duda – zdaniem Bugaja – nie przeciwdziałał „zawłaszczeniu instytucji państwa przez aparat rządzącej partii, ale zgoła je wspierał”. Swoje motywacje wyłożył w obszernym liście do prezydenta. Ostatnio podpisał także list otwarty byłych prezydentów Polski, na przykład eurodeputowany Zbigniew Kuźmiuk – „dziwią mu się”. No tak, być częścią prezydenckiego dworu i odejść? – to dla większości polityków niepojęte. Nad sensem swojej obecności w Narodowej Radzie Rozwoju zastanawia się prof. Antoni Kamiński, socjolog. „Odkąd PiS wzięło władzę, zajmuje się głównie wzmacnianiem ręcznego sterowania państwem” – stwierdza w rozmowie z „Polityką”. Odejście z prezydenckiej rady rozważał także ekonomista prof. Witold Orłowski. „Wysłałem do prezydenta list w pewnej ważnej i niepokojącej kwestii. Od jego odpowiedzi będzie zależeć moje dalsze członkostwo w radzie” – mówił w lutym tego roku, gdy NRR opuszczał prof. Bugaj. PiS zbiera cięgi z coraz to nowych stron. Kojarzony z Radiem Maryja prof. Bogusław Wolniewicz także ma do- sojuszem z Rosją. Prof. Wolniewicz jest na tyle sędziwy, że może mówić, co mu się podoba. W przeciwieństwie do tych, którzy liczą na stanowiska. PiS krytykuje także dr Rafał Matyja, twórca pojęcia „IV RP”. „Patrząc na poczynania PiS od przejęcia władzy, widzę przede wszystkim logikę partyjną, przejmowanie kontroli nad państwem, powtórzenie polityki łupów, którą praktykowały SLD, PO, PSL, AWS. Wszyscy…” – gorzko konstatuje politolog. Czarno widzi sytuację inny piewca IV RP i orędownik PO-PiS-u – prof. Paweł Śpiewak. „Wojna ideologiczna, którą PiS w tej chwili rozpętał to już jest zarządzanie polityką za pomocą konfliktu” – zauważa i prorokuje, że „przez PiS zmierzamy ku katastrofie”. Autodestrukcyjne zapędy partii rządzącej zauważa także Jan Rokita. Politycy PiS „działają ewidentnie w pewnym zaślepieniu politycznym i nie zauważają, że robią to na swoją szkodę” – twierdzi były polityk PO, a obecnie publicysta prawicowego tygodnika „W Sieci”. Pół roku potrzebowali przychylni PiS intelektualiści, aby zauważyć, że coś jest nie tak. Od ludzi z tytułem profesorskim można wymagać, by przewidywali przyszłość, a nie przeszłość. Profesorowie są mądrzy po szkodzie, którą poniekąd nam zafundowali, wspierając PiS przed wyborami i korzystając ze swego autorytetu. nymi smarkaczami”, Zdzisław Krasnodębski (europosłowie), Andrzej Zybertowicz (doradca prezydenta) ani Andrzej Nowak (członek Narodowej Rady Rozwoju) mankamentów „dobrej zmiany” nie widzą. Dawne ideały porzucił także wicepremier i minister kultury Piotr Gliński, niegdysiejszy członek Unii Wolności i Zielonych oraz specjalista od – o ironio! – społeczeństwa obywatelskiego. Dziś jest jednym z pilniejszych ministrów, hojnie obdarowującym Kościół, urządzającym rekonstrukcje ślubu rotmistrza Pileckiego, strofującym dziennikarkę w telewizji publicznej. Prezes ma też w zapasie takie tuzy jak Krystyna Pawłowicz. I to jest prawdziwa intelektualna twarz PiS. Po co udawać, że jest inaczej? Już nie trzeba. Wybory wygrane, więc przemądrzalców można ignorować. Pożyteczni idioci są już bezużyteczni. „Swoich intelektualistów lubi, ale niespecjalnie szanuje. Zdarza mu się wypowiadać o nich lekceważąco, jako o tych, którzy niczego z polityki nie rozumieją. Obecnie ma kilku profesorów, którzy fascynują się nim i są nim oczarowani. Mają złudne poczucie, że wpływają na jego decyzje – nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Ale wielu woli nie budzić się z tego błogiego snu” – pisał o Jarosławie Kaczyńskim były europoseł PiS Marek Migalski. Było to w roku 2011. Do opisywanych wyżej dotarło to dopiero w 2016 roku. PIOTR CZERWIŃSKI [email protected] KULISY POLITYKI Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. strona 9 Co złego, to nie PiS Prawo i Sprawiedliwość nie ponosi porażek, Polacy kochają partię i prezesa, a krytycy stanowią rozkrzyczaną garstkę frustratów. Tak wynika z przekazów, jakimi karmi nas drużyna Jarosława Kaczyńskiego. Bolesna wpadka Dudów Pierwszy przykład przemilczenia porażki obserwowaliśmy w lutym tego roku w Radomsku. W mieście nieprzerwanie od 2006 roku funkcję prezydenta pełniła Anna Milczanowska z PiS. W 2015 roku najwyraźniej zmęczona sprawami samorządowymi postanowiła wystartować w wyborach parlamentarnych. Zdobyła mandat i została posłanką. Na stanowisko pełniącego obowiązki prezydenta partia oddelegowała komisarza Wiesława Kamińskiego. Wcześniej był on prezesem Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, a prywatnie – wujkiem prezydenta Andrzeja Dudy. Ra- domsko zatem wciąż pozostawało w rękach PiS. Do czasu… Na początku roku w mieście odbyły się przedterminowe wybory na prezydenta miasta. Pierwsza tura nie przyniosła rozstrzygnięcia. Jednak CBA zamiast Trybunału Pod koniec lutego do mediów wyciekł projekt opinii Komisji Weneckiej, krytycznej m.in. wobec zablokowania Trybunału Konstytucyjnego. Komisja podkreśliła, że działania te naruszają kluczowe wartości demokratyczne. W międzyczasie w Warszawie odbyła się ma- cież nie może być tak, że komuś nie podoba się „dobra zmiana”. Mimo usilnych starań na ulice miast wychodzi coraz więcej protestujących. Ostatni marsz KOD w Warszawie pod hasłem „Jesteśmy i będziemy w Europie” według różnych źródeł zgromadził od kilkudziesięciu do setek tysięcy ludzi. Niektóre media pisały nawet, że była to największa manifestacja po 1989 roku. Co na to PiS? W trakcie trwania protestu partia zorganizowała internetowy czat z prezesem Kaczyńskim. Kiedy mnóstwo osób na ulicach WarCollage: Łukasz Lipiński W kampanii wyborczej PiS snuł plany stworzenia z Polski europejskiego mocarstwa, insynuując, że III RP zepchnęła nasz kraj na margines. Za rządów PiS miało być pięknie, a jest brzydko. Bardzo brzydko. Kolejne niepowodzenia partii są widoczne gołym okiem, ale jej kierownictwo robi wszystko, żeby swoje porażki przykryć. Ważne dla Polski wydarzenia próbuje przemilczeć, sprzedając wyborcom a to jakąś groteskową wycieczkę premier Beaty Szydło do Watykanu, a to w większości wyssane z palca oskarżenia wobec KOD-u i opozycji. Te ostatnie stały się specjalnością obecnego rządu. Niemal każda konferencja, każde dłuższe wystąpienie sejmowe czy wywiad w mediach muszą zawierać odpowiednią ilość jadu wylaną na politycznych przeciwników. PiS bowiem – zamiast zmieniać Polskę w zapowiedziane mocarstwo – od początku swoich rządów zajmuje się rozliczaniem poprzedników i obwinianiem rywali. Względnie organizuje naciągane wydarzenia, które karnie transmitują media narodowe i bałwochwalczo opisują PiS-owskie gadzinówki. Wszystko po to, aby potencjalny wyborca nie dowiedział się, że wcale nie jest tak pięknie, jak miało być. ła ogromną awanturę, choć bez stosownych analiz nie można było nawet stwierdzić, czy opublikowane dokumenty nie są fałszywkami. wyniki drugiej przyniosły przykry dla PiS efekt. 21 lutego 2016 roku Miejska Komisja Wyborcza ogłosiła, że nowym prezydentem będzie Jarosław Ferenc z Komitetu Wyborczego „Razem dla Radomska”. Zdobywając 63,75 procent głosów, zdeklasował on Wiesława Kamińskiego (36,25 proc. głosów). Sprawa pewnie nie odbiłaby się szerokim echem, gdyby nie rodzinne powiązania kandydata PiS i prezydenta Dudy. Doskonale wiedziała o tym partia i dzień później, w poniedziałek 22 lutego, w mediach pojawiła się inna bomba skutecznie przykrywająca druzgocącą przegraną w dotychczas PiS-owskim Radomsku. IPN udostępnił teczki TW „Bolka”, oskarżając Lecha Wałęsę o współpracę z SB. Instytut zrobił to, mimo że wcześniej zawartości teczek nie badał. Przyznał to nawet prezes IPN Łukasz Kamiński. Wrzutka z „Bolkiem” wywoła- nifestacja Komitetu Obrony Demokracji pod hasłem „My, naród”, na której – według stołecznego ratusza – pojawiło się około 80 tys. osób. Opinia Komisji oraz marsz KOD-u były dla PiS bardzo dotkliwe, ale aparat partyjny szybko znalazł sposób na chociaż częściowe wyciszenie sprawy. W poniedziałek 29 lutego, a więc tuż po wydarzeniach niewygodnych dla rządu do domu byłego ministra sportu i byłego sekretarza generalnego PO Andrzeja Biernata, weszło CBA, a za nim kamery telewizyjne. Już nie protesty, a rzekomo nieprawdziwe oświadczenie majątkowe barona Platformy było na okładkach gazet. Internetowy KOD Kaczyńskiego Z antyrządowymi manifestacjami PiS ma problem od początku swoich rządów. Bo prze- szawy dawało wyraz sprzeciwu wobec działań rządu, Telewizja Polska zarządzana przez PiS-owskiego bulteriera Jacka Kurskiego transmitowała na żywo pogadankę Kaczyńskiego z internautami. Prezes mówił na przykład, że jego ulubionym daniem jest bigos, a filmem – „Most na rzece Kwai”. Zdradził też, że lubi oglądać w centrach handlowych półki z piwami. Jeszcze w 2008 roku pomiatał internautami, bo o możliwości głosowania przez Internet mówił tak: „Nie jestem entuzjastą tego, żeby młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem”. Wprawdzie prezes nie tyle „pociąga”, co ogląda, ale widać „dobrą zmianę”. O tym, że czat został zorganizowany specjalnie po to, aby przykryć marsz KOD, powiedział minister Witold Waszczykowski. „Nie muszę oglądać w telewizji takich marszy, bo w tym samym czasie była bardzo ciekawa audycja z Jarosławem Kaczyńskim. Oglądałem jego czat internetowy” – przyznał polityk. Oralny audyt Od kilkunastu dni na tablicy PiS-owskich porażek jest nieszczęsny rating Polski, czyli ocena, która informuje inwestorów o wiarygodności i wypłacalności kraju. Niestety, ostatnio nie wypadamy najlepiej. Nasz rating najpierw w styczniu został obniżony, a ostatnio niską ocenę potwierdziła agencja Moody’s. Tuż przed oficjalnym ogłoszeniem tej informacji PiS zorganizował tak zwany audyt. Wszyscy ministrowie przez cały dzień mówili w Sejmie, jak tragiczne były rządy PO-PSL. Po ponad pół roku rządzenia PiS – zamiast przedstawiać swoje sukcesy i plany na przyszłość – zajął się krytyką przeciwników. Audyt został przedstawiony ustnie. Partia nie przygotowała żadnego dokumentu na potwierdzenie swoich oskarżeń. A te były potężne. Według PiS-owskich ministrów przez 8 lat panowania poprzedniej ekipy Polacy stracili około 340 miliardów złotych. Nic dziwnego, że negatywna ocena ratingowa zeszła na drugi plan. Zresztą dzięki audytowi rząd nawet nie musiał się z tego specjalnie tłumaczyć. Dodatkowo dla całkowitego wymazania informacji o ratingu PiS szumnie ogłosił, że chce zorganizować spotkanie liderów partyjnych w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Takie rozmowy już się odbywały, kiedy chodziło o postanowienia Komisji Weneckiej. Kaczyński miał wtedy powiedzieć, że chce je zrealizować. Do tej pory nie zrobił w tej sprawie nic, więc dlaczego akurat teraz chce się znowu spotkać i ponownie obiecywać poprawę? Wybiera zresztą taki termin, który nikomu nie pasuje. Łatwo będzie później powiedzieć, że dobra wola rządu była, ale opozycja nie chciała rozmawiać. PiS-owska narracja jest zatem bardzo prosta: wyciszać, kluczyć i oskarżać, a w razie konieczności za grzechy żałować w świetle kamer w Watykanie. Bo jak mówił naczelny propagandzista PiS Jacek Kurski, „ciemny lud to kupi”. ŁUKASZ LIPIŃSKI [email protected] strona 10 POD PARAGRAFEM nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Co w prawie piszczy wanie ciemnoty, zacofania i niedorozwoju umysłowego jest władzy na rękę. Elbanowscy walnie przyczynili się do wygranej PiS-u, wojując z mądrymi, chociaż może nieco ślamazarnymi reformami, które w edukacji wprowadzał poprzedni rząd. Obnosząc i promując swoje fobie i ciąże, państwo Elbanowscy usilnie utrwalali obecną władzę. Przyszedł więc czas na spłatę długów, gdyż partia nie zapomina o swoich popieraczach. Fundacja prowadzona przez Elbanowskich. Po prostu „dobra zmiana”. Konkurs wygrała więc właśnie ta kosztochłonna Fundacja, która 70 proc. osiągniętych przychodów przeżarła na wynagrodzenia „popieraczy” obecnej władzy ludowej. Dodam, że informacje na ten temat zostały, niestety, skrzętnie ukryte na stronie MEN i nie zawierają już danych o konkursie tak szczęśliwym dla państwa Elbanowskich. Zaiste Państwo Elbanowscy, których nazwisko pojawiło się w kontekście tej nieprzyjemnej afery w MEN, opublikowali oświadczenie zatytułowane: „Nie jesteśmy ani Tutsi ani Hutu”. Po pierwsze, wojujący z edukowaniem od najwcześniejszych lat Elbanowscy są żywym dowodem na durność swoich tez. Gdyby poszli do podstawówki rok wcześniej, to być może dowiedzieliby się, że w zdaniu, w którym powtarza się spójnik lub partykuła „ani”, należy przed drugim „ani” postawić przecinek („ani Tutsi, ani Hutu”). Po drugie, używanie odniesienia do tak gigantycznej zbrodni, jaką jest ludobójstwo w Rwandzie, w sprawie, która dotyczy przytulenia pieniędzy, dowodzi upadku obyczajów. To zapewne Ministerstwo Edukacji – z przeproszeniem – Narodowej ogłosiło konkurs na realizację zadania publicznego dotyczącego przeprowadzenia „pogłębionych konsultacji społecznych”. Konkurs wygrała Federacja Inicjatyw Oświatowych, która skupia się na pomocy w rozwoju edukacji na wsi. Jednak wyniki konkursu „anulowano” i ogłoszono go ponownie. Tym razem – co za niespodzianka! – konkurs wygrała jest on szczęśliwy, bo małżonkowie Elbanowscy ucieszą się kwotą 8 milionów złotych. Ciekaw jestem, czy i tym razem 70 proc. z tej kwoty (niemal 6 milionów) Fundacja Elbanowskich wyda na własne wynagrodzenia? A potrzeby są duże. Pani Elbanowska tryumfalnie obnosiła na konferencji prasowej kolejną ciążę. Przyznacie, Drodzy Czytelnicy, że nasze państwo daje naprawdę sute becikowe. również ma związek ze zbyt późną edukacją. Po trzecie, nikt nie twierdzi, że państwo Elbanowscy są Tutsi bądź Hutu. Na razie bowiem przypominają bardziej sprytnych Rockefellerów, tyle że o katolickich skłonnościach. Ale nie wszyscy mogą się cieszyć tak bardzo, jak państwo Elbanowscy. W tym samym czasie Ministerstwo Nie-Sprawiedliwości postanowiło odebrać pieniądze przyznane Popieracze W ydatkowanie środków publicznych odbywa się – zgodnie z art. 44 ustawy o finansach publicznych – w sposób celowy i oszczędny, w celu uzyskania „najlepszych efektów z danych nakładów”. Tyle teoria... Kilka miesięcy temu prasa doniosła, że z obowiązkowego sprawozdania składanego przez fundację małżonków Elbanowskich wynika, iż z zebranych 371 tys. zł niemal 70 proc. wydano na wynagrodzenia. Nie była to sytuacja nadzwyczajna, skoro z opublikowanego przez fundację Elbanowskich sprawozdania za 2014 rok wynika, że przychody fundacji wyniosły 375 tys. zł, wynagrodzenia pochłonęły 237 tys. zł., a umowy zlecenia – 136 tys. zł. Innymi słowy, „działacze społeczni” zebrali od ludzi pieniądze, które wydali sami na siebie, a pensje tychże „działaczy” w osobach państwa Elbanowskich wynosiły niemal po 8 tys. zł miesięcznie. Przypomnijmy, że małżonkowie Elbanowscy zrobili nie tak dawno karierę, tocząc publiczną wojnę o to, żeby polskie maluchy miały jak najmniejsze szanse na rozwój. Twierdzili oni bowiem, że dzieci nie powinny iść do szkoły w wieku 6 lat, lecz rok później. Jest to oczywiście bzdurne. Dzieci z państw, w których osiąga się najlepsze wyniki edukacyjne, zwykle zaczynają naukę rok albo dwa lata wcześniej niż dzieci polskie. Rządzący obecnie obóz wdrożył szkodliwe pomysły Elbanowskich, gdyż utrzymy- M ożna kosić kasę na amuletach, potępiając jednocześnie amulety. Wystarczy być katolickim zakonnikiem. Jeden z tabloidów ekscytuje się sprzedażą opasek na rękę przez benedyktynów. Opaski są oczywiście niezwykłe, bo zawierają pierwsze litery łacińskiego egzorcyzmu, po polsku brzmiącego: „Idź precz, szatanie, nie kuś mnie do próżności, złe jest to, co podsuwasz, sam pij truciznę”. Opaska elegancka, nie rzuca się w oczy jak medalik, który swoją drogą też u benedyktynów można nabyć, ale drożej. Istnieje także możliwość zakupu płóciennej torby z nadrukowanym egzorcyzmem. Nie zbadano dotychczas, jaka zachodzi reakcja, jeśli włożyć do niej „Fakty i Mity”. Diabelski antywirus w postaci opaski kosztuje ledwie dziesięć złociszy, więc wydatek praktycznie żaden. Niestety, mnisi nie zapewniają pełnej ochrony. „Opaska to nie amulet – ktoś, kto ją nosi, nie stanie się automatycznie niewrażliwy na działanie dia- To idzie młodość! mie obrączki na drugim palcu – to można już w miarę bezpiecznie wyjść na miasto. Najlepiej prosto do kościoła. Te wszystkie absurdy nikomu nie przeszkadzają. Amulet nie amulet można sprzedać za 10 zł – jak wszystko inne. Benedyktyni zgodnie ze swoim hasłem „ora et labora” (łac. módl się i pracuj) w pocie czoła pracują nad tym, jak sprzedać w nowoczesnej formie ich Módl się i zarabiaj bła” – przestrzegają kupcy świątynni. Ale jeśli uzbroić się dodatkowo w buteleczkę wody święconej, szczyptę soli egzorcyzmowanej, przepasać się sznurem św. Filomeny („pomocny w czasie pokus i przeciwko cnocie czystości”), z pierścieniem czystości bł. Karoliny na jednym, a różańcem w for- firmowy produkt, czyli medalik św. Benedykta. Wymyślili opaski i torby. Lepiej zajęliby się piwem czy miodem, które też produkują w Tyńcu – większy pożytek dla wszystkich. Ale i w przypadku klasztornych wyrobów spożywczych mnisi trochę kręcą. Przed kliku laty Główny Inspektorat Jakości Handlowej wcześniej łódzkiemu Centrum Praw Kobiet. Jest to fundacja zajmująca się niesieniem pomocy kobietom maltretowanym, ofiarom przemocy domowej. W ocenie władzy CPK kieruje swoją pomoc „wybiórczo”, bo tylko do kobiet. To interesujące, że władza nie ma tego rodzaju zahamowań w przypadku licznych kościelnych biorców środków publicznych, którzy również są dość „wybiórczy”. Pieniądze potrzebne CPK to kwoty rzędu kilku tysięcy rocznie, bo wszyscy pracują tam na zasadzie wolontariatu, w odróżnieniu od tłuściutkiej fundacji pani Elbanowskiej i jej męża. Problem jednak w tym, że CPK walczy z dyskryminacją i przemocą wobec kobiet, czyli poniekąd z obecną władzą, z którą tak ładnie utożsamili się dochodowi małżonkowie Elbanowscy. Unieważnienie wyników konkursu przeprowadzonego przez MEN powinno zainteresować prokuraturę, ale odkąd stanowi ona zbrojne ramię rządzącej partii, nie należy się od niej spodziewać zainteresowania. Być może jednak przejrzystością i legalnością działań pani Zalewskiej (to PiS-ówka skierowana „na odcinek” edukacji jako szefowa resortu) zainteresuje się Komisja Europejska. Tak się bowiem składa, że środki wydawane hojną ręką przez ministerstwo nie są polskie, lecz unijne. Warto pamiętać, że środki unijne muszą być wydawane w sposób przejrzysty i zgodny z prawem, bo w Unii nie akceptuje się obyczajów katolickiego bantustanu. Mam nadzieję, że jeśli Polska straci dofinansowanie z UE na „pogłębione konsultacje społeczne” dotyczące edukacji, to odpowie za to stosowną odsiadką osobiście pani ministra Zalewska, a także inne zamieszane w tę aferę osoby. JERZY DOLNICKI [email protected] Artykułów Rolno-Spożywczych w Krakowie zarzucił zakonnikom, że sprzedawane przez nich tradycyjne produkty nie są wcale takie tradycyjne. Ich wytwory były produkowane „przy użyciu zmechanizowanych linii technologicznych według powszechnie stosowanych metod”, które „nie posiadały jakiegokolwiek związku z tradycyjnymi metodami pozyskiwania stosowanymi od wielu lat przez benedyktynów”. No i tak to się kręci: temu medalik, temu wino – każdemu według potrzeb. Diabeł technologii zawitał pod klasztorną strzechę, więc po co go wypędzać, skoro można zaprząc do roboty? Niech robi medaliki i pomoże w produkcji niemal tradycyjnego miodu. Na chwałę Pana! I niech się wszelakie inspektoraty odczepią. Najstarszy zakon w Europie rządzi się swoimi prawami. Tak jak najstarszy zawód świata. ŁUKASZ PIOTROWICZ [email protected] A TO POLSKA WŁAŚNIE Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. WszechBiałystok O d lat najwięcej przestępstw na tle rasistowskim odnotowuje się w stolicy Podlasia. W tej PiS-owskiej twierdzy bandycki nacjonalizm cieszy się wyjątkową tolerancją. Podpalenia, pobicia, nękanie, zastraszanie, obrażanie cudzoziemców oraz propagowanie rasizmu to w Białymstoku niemal codzienność. W maju 2013 roku, po serii przestępstw na tle rasowym, ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz wypowiedział słynne słowa „idziemy po was”. Były one skierowane do białostockich skinheadów. W większości związanych z ONR i ruchem kibicowskim miejscowej Jagiellonii Białystok. Po trzech latach od wypowiedzenia „wojny” nacjonalistom zdążył zmienić się rząd, prezydent i szef MSW. Natomiast ideologia faszystowska wciąż ma się na Podlasiu całkiem nieźle. W kwietniu 2016 roku w ramach 82-lecia istnienia Obozu Narodowo-Radykalnego w studenckim klubie Gwint znajdującym się na terenie Politechniki Białostockiej odbył się koncert nacjonalistycznego zespołu Nordica. Tuż przed imprezą uczelniane biuro ds. współpracy międzynarodowej zaapelowało do studentów z programu Erasmus, aby nie opuszczali swoich pokoi. Władze Politechniki chciały w ten sposób ostrzec obcokrajowców przed agresywnymi uczestnikami koncertu. Zespół Nordica powstał na zgliszczach kapeli Agressiva 88 (liczba 8 odpowiada literze „h” w alfabecie. Powtórzona dwa razy oznacza „Heil Hitler”). Teksty piosenek Agressivy są skandaliczne. Taki zespół nie powinien istnieć, a co dopiero legalnie grać na wyższej uczelni. Muzycy z Agressivy śpiewają m.in.: „Tak to właśnie my – narodowi socjaliści. Tak to właśnie my – biali rasiści”, „Powstań dumny nadczłowieku! Zadrwij z fałszu słabych praw! Podnieś chwałę dawnych wieków! Honor rasy dzisiaj sław!”. Tytuł jednej z piosenek brzmi: „Biała kur*a czarnucha”. Tacy właśnie „artyści” ku uciesze lokalnych neonazistów pojawili się w Białymstoku na wyższej uczelni. Nie protestował minister kultury Piotr Gliński ani mi- nister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. Głos w sprawie zabrali jedynie członkowie partii Razem, ale nie udało się im zablokować koncertu. Rektor uczelni prof. Lech przewidzieć. Te mogłyby być groźne” – twierdzi zarządca politechniki. Białostoccy neonaziści – tak otwarcie nazywa ich policja – uważają się za patriotów. Wielu z nich należy Dzienis tłumaczył, że impreza się odbyła ze względów bezpieczeństwa (sic!). „Gdybyśmy odmówili organizacji koncertu w Gwincie, prawdopodobnie na naszym kampusie odegrałyby się jakieś zajścia, których konsekwencji nie bylibyśmy w stanie do Obozu Narodowo-Radykalnego i sympatyzuje z Młodzieżą Wszechpolską. Ta ostatnia dzięki Pawłowi Kukizowi ma od niedawna swoich przedstawicieli w Sejmie. Policja od lat kontroluje to środowisko, dochodzi do kolejnych zatrzymań, ale to wciąż kropla w morzu, szczególnie że ofiary w obawie o własne zdrowie i życie boją się zeznawać. Według rzecznika praw obywatelskich dr. Adama Bodnara w 2015 roku aż 85 proc. osób, które doświadczyły dyskryminacji, nie zgłosiło tego żadnej instytucji. Dzieje się tak m.in. dlatego, że panuje przyzwolenie na propagowanie nacjonalistycznych idei. Członkowie faszyzującego ONR zostali zaproszeni nie tylko przez wspomnianą Politechnikę, ale i do płockiego liceum. Młody człowiek ze znakiem falangi (stylizowany wizerunek ręki trzymającej miecz) na ramieniu prowadził otwarty wykład dla nastoletnich uczniów. „Jesteśmy pokoleniem, które może zapisać się w pamięci naszych potomnych. Pokoleniem, które podniesie ten kraj z kolan. Jak będzie wyglądać życie naszych dzieci, jeśli pozwolimy na to, by patriotyzm nazywany był faszyzmem, a duma z bycia Polką czy Polakiem była rasizmem, ksenofobią, zacofaniem, obciachem, a walka o własne dobro, o dobro naszego narodu, była obiektem ocen międzynarodowych instytucji?” – wywodził ów ONR-owiec. Umysły młodych ludzi są bardzo podatne na tak skrajne poglądy. Widać to zwłaszcza w sondażach wyborczych. W szkołach ogrom- Z kroniki białostockiej policji: Czarnoskóry prezenter jednej z lokalnych stacji radiowych, pochodzący z Sierra Leone, został znieważony i pobity z powodów rasistowskich przez 24-letniego Tomasza G. Nazwał on dziennikarza „bambusem” i pobił go pod jego blokiem. Napastnik krzyczał też: „No i co teraz, czarnuchu?”. W wyniku uderzenia pięścią poszkodowany doznał poważnego urazu oka. Na osiedlu Zielone Wzgórza „nieznani sprawcy” podłożyli ogień pod drzwi mieszkania, w którym znajdowała się czeczeńska rodzina: pięcioro dorosłych i dwoje małych dzieci. Uchodźcom udało się zgasić płomienie. Według poszkodowanych sprawcy oblali drzwi benzyną. Na osiedlu Leśna Dolina doszło do podpalenia mieszkania zajmowanego przez małżeństwo Czeczenów wraz z dzieckiem. „Gdyby nie to, że w porę zauważyliśmy płomienie, to pewnie spłonęlibyśmy żywcem” – relacjonował poszkodowany mężczyzna. Sprawcy przez szczelinę pod drzwiami wlali benzynę do środka mieszkania. Na szczęście udało się ugasić płomienie. Przy ulicy Armii Krajowej doszło do podpalenia mieszkania, w którym mieszkał obywatel Indii wraz z żoną – Polką – i jej rodzicami. Jego teść relacjonował: „Nagle usłyszałem brzdęk tłuczonej szyby i zobaczyłem taki błysk, jakby bezpieczników. Uchyliłem drzwi do przedpokoju. A tam wszystko stało w płomieniach”. Rodzinie udało się zgasić palącą się benzynę, rozlaną po kafelkach. Gdy otworzyli drzwi na klatkę, te również, od zewnętrznej strony, płonęły. Pożar pomogli ugasić sąsiedzi. Podobno od jednego z policjantów żona Hindusa usłyszała, że ma dwa wyjścia: albo wsadzić kij w mrowisko, albo się stąd wyprowadzić. Podczas koncertu muzycznego na juwenaliach blisko 10-osobowa grupa kiboli Jagiellonii Białystok zaatakowała i pobiła dwoje uczestników tego wydarzenia. Powodem agresji stał się wygląd napadniętych, bo nie pasował do faszystowskiego wizerunku „prawdziwego Polaka”. Sprawa została zgłoszona na policję. Czterech mężczyzn napadło na 17-letniego obywatela Rosji narodowości czeczeńskiej. Z relacji pokrzywdzonego wynikało, że został on zaatakowany w autobusie komunikacji miejskiej, gdy wracał do domu. Tam podeszło do niego czterech mężczyzn, którzy od razu zaczęli go szarpać, bić, obrażać i znieważać na tle jego przynależności narodowej. Ani kierowca, ani świadkowie zdarzenia nie wezwali policji. Na osiedlu Nowe Miasto Marcin S., 23-letni mieszkaniec miasta, uderzył w twarz dziecko narodowości czeczeńskiej. Gdy jego matka usłyszała krzyk, wybiegła i zobaczyła, że syn leży na ziemi. Nad nim stał mężczyzna. Kobieta ukryła się wraz z dzieckiem w mieszkaniu. Napastnik poszedł za nimi. Gdy Czeczenka wyjrzała przez wizjer – pokazał jej gest podcinania gardła i krzyczał, żeby „wyjeżdżali z tego kraju”. Na jednym z lokalnych portali internetowych ukazał się artykuł na temat rasistowskich incydentów wymierzonych w dziewięcioletniego chłopca o ciemnej karnacji. Jego ojciec był Egipcjaninem (zginął w tym kraju podczas zamieszek). W wypowiedzi dla mediów matka chłopca relacjonowała: „Synek nie czuł się tu dobrze. Dzieci zaczęły go przezywać »czarnuch«, a on przychodził i pytał mnie dlaczego jest nielubiany. Kiedyś słyszałam na własne uszy, jak jedna z matek powiedziała do swojego syna, żeby się z moim nie zadawał, bo jest taki ciemny jak Cygan i na pewno coś ukradnie”. strona 11 nym poparciem cieszy się Janusz Korwin-Mikke i Ruch Narodowy. A takie akcje propagandowe, jak opisana wyżej, tylko umacniają silną pozycję narodowców. Ugruntowuje ją także partia rządząca. Prawo i Sprawiedliwość otwarcie popiera ONR. Radni PiS w Białymstoku odrzucili na przykład uchwałę PO potępiającą marsz ONR ulicami miasta. Ministerstwo Obrony Narodowej dowodzone przez Antoniego Macierewicza tworzy struktury tzw. Obrony Terytorialnej, do której chcą przystąpić członkowie ONR. „Celem Obrony Terytorialnej powinno być wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił zbrojnych, tak aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa” – uważa ppłk rez. dr Grzegorz Kwaśniak, pełnomocnik MON ds. tworzenia obrony terytorialnej kraju powołany przez Macierewicza. W jednym z ostatnich odcinków programu telewizyjnego „Warto rozmawiać” – prowadzonym przez pupila PiS Jana Pospieszalskiego – został poruszony temat ONR. Na wizji wystąpił m.in. popularny na prawicy Rafał Ziemkiewicz, który narodowców oczywiście bronił. Wytłumaczył nawet widzom, że w haśle „śmierć wrogom ojczyzny” wcale nie ma propagowania nienawiści. Komplementy pod adresem ONR wypowiadał też pisowski wojewoda łódzki Zbigniew Rau, który zasłynął również wspólnym przemarszem z nacjonalistami. Wizyty w szkołach, programy telewizyjne, poparcie rządu itp. legitymizują pozycję skrajnie nacjonalistycznych poglądów w przestrzeni publicznej. Mimo kolejnych przestępstw związanych z przemocą na tle narodowościowym i rasowym politycy zdają się problem bagatelizować. Mało tego. Bywa, i to często, że dla swoich interesów ukierunkowują nienawiść kiełkującą w głowach młodych ludzi. A robią to, niestety, wszystkie strony politycznego konfliktu. Ludzie od Kukiza zbierali podpisy pod petycją niewpuszczania uchodźców do Polski. Na manifestacjach KOD partię Kaczyńskiego bez żenady nazywa się PiSlamem, a na ostatnim Kongresie Kobiet uczestniczki zakładały papierowe torby na głowy, co miało symbolizować hidżaby. Takie zachowania zamiast walczyć ze skrajnościami, tylko je pogłębiają. Przypomnijmy, że wszelkiej maści narodowcy czują odrazę do III Rzeczypospolitej. Wydaje się jednak, że nie liczba im przeszkadza, a drugi człon nazwy. Niedaleko im przecież do III, ale Rzeszy… ARIEL KOWALCZYK [email protected] strona 12 NAUKA, TECHNOLOGIA, INTERNET nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Kryminaliści w sieci Internet staje się coraz bardziej wszechobecny. Nic dziwnego, że coraz śmielej buszują w nim przestępcy. Ich czyny opisuje aż 38 artykułów Kodeksu karnego. Każdego dnia aż 280 tys. komputerów w Polsce infekuje złośliwe oprogramowanie. W ponad 50 tys. komputerów dziennie czyha trojan bankowy. Rocznie w domenie .pl wykrywa się prawie 600 tys. złośliwych oraz około 18 tys. fałszywych stron internetowych. To najnowsze dane za 2014 rok, ogłoszone przez CERT (Zespół Reagowania na Incydenty Komputerowe) Polska. Specjaliści z tego zespołu przez całą dobę monitorują polską przestrzeń internetową i reagują na zagrożenia w sieci. Podobnie pesymistyczny jest raport rządowego CERT.GOV. PL. Ujawnia, że w 2014 roku miało miejsce aż ok. 7,5 tys. niebezpiecznych zdarzeń w necie, dotyczących administracji publicznej. W prawie 4,7 tys. z nich przejęto kontrolę nad rządowymi komputerami w ramach przestępczych sieci typu Botnet. Nie zaskakuje więc, że aż 48 proc. Polaków miało już kontakt (zwykle w pracy) z cyberprzestępczością. 32 proc. uważa ją za ogromny problem. 56 proc. sądzi, że przestępczość internetowa jest groźniejsza od tej „tradycyjnej”… W połowie 2015 roku Najwyższa Izba Kontroli oceniła jako fatalne bezpieczeństwo polskiej cyberprzestrzeni. Kontrolerzy pochwalili jedynie CERT Polska, który od 1996 roku funkcjonuje w NASK (Nauko- I wa i Akademicka Sieć Komputerowa). Ten instytut naukowy jest także krajowym rejestrem domen (adresów stron) .pl. NIK skrytykował brak koordynacji działań między zespołami CERT działającymi w innych instytucjach, m.in. w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy MON. W ocenie NIK państwowe i prywatne zespoły CERT działały każdy „na własną rękę”, bez żadnej koordynacji. Brakowało również właściwych regulacji prawnych, odpowiedniego finansowania, skutecznych działań. Także krajowego systemu przeciwdziałania cyberzagrożeniom. Również tym kryminalnym, choć istniały wydziały do walki z cyberprzestępczością w ABW, CBŚ oraz komendach wojewódzkich policji. W kwietniu tego roku prokurator krajowy Bogdan Święczkowski obiecał zwiększenie poziomu bezpieczeństwa w sieci – wkrótce w każdej prokuraturze mają być komórki zwalczania cyberprzestępczości. Wicemister zapewnia, że „prokuratura będzie dbała o cyberbezpieczeństwo nie tylko organów państwa, ale całego życia publicznego w naszym kraju”. Jeżeli traktować te zapewnienia serio, to może być przełom. Dotąd bowiem w prokuraturach rzadko można było spotkać prokurato- nternetowe płatności są szybkie i wygodne. Łatwo jednak popełnić kosztowny błąd... Niemało jest przestępców chcących dobrać się do naszego portfela. Dotyczy to także płatności elektronicznych za pośrednictwem Internetu. Hakerzy czyhają zwłaszcza na nasz bankowy login i hasło. Podsuwają nam spreparowaną stronę, która udaje stronę logowania naszego banku. Nierzadko złośliwe oprogramowanie „w locie” podmienia numer konta bankowego, na który dokonujemy przelewu. Dlatego zawsze należy zachować ostrożność. Oto podstawowe reguły bezpieczeństwa: Urządzenie, z którego logujemy się na stronę banku (komputer, smartfon) musi być chronione zaporą oraz programem antywirusowym. Należy w nim zawsze instalować aktualizacje systemowe oraz chronić go przed zainfekowaniem wirusem, trojanem lub innym złośliwym oprogramowaniem. Elektroniczne transakcje najlepiej wykonywać stale tylko z jednego urządzenia. Jeszcze lepiej, gdy służy ono wyłącznie do tego celu. Na stronę naszego banku nie powinno się wchodzić poprzez kliknięcie jakiegokolwiek odnośnika (linku) z maila, PDF-u czy innej strony w Internecie. Najlepiej ręcznie wpi- rów mających jakiekolwiek pojęcie o Internecie, Botnecie, anonimizacji, wirusach czy eksploitach. Korzystali na tym przestępcy, którym zbyt często udawało się uciec przed odpowiedzialnością, bo prokurator nie był w stanie zrozumieć, na czym polegało ich przestępstwo. Albo nie potrafił udowodnić, że do niego doszło. Katalog zagrożeń CERT.GOV. PL wskazuje 34 rodzaje nielegalnych czynów w sieci. Kodeks karny definiuje aż 38 zachowań przestępczych. Najczęściej są to oszustwa, fałszerstwa komputerowe oraz wyłudzanie danych. Ich celem jest zwykle uzyskanie korzyści materialnych. Ale to także pranie brudnych pieniędzy, nielegalny hazard, kradzieże własności intelektualnej i treści pedofiliskie. Eksperci szacują, że zyski z przestępczej działalności w Internecie są już większe niż dochody z narkotyków czy handlu bronią! W taki sposób próbują też „zarobić” polscy przestępcy. W styczniu tego roku policjanci aresztowali hakera o nicku (pseudonim internetowy – red.) CharlieTheUnicorn. Oferował innym przestępcom na sprzedaż fałszywe konta bankowe PKO BP, mBanku, PEKAO SA, ING, Alior, Millenium, BZ WBK, Banku Pocztowego i Eurobanku. Swoją „ofertę” publikował na nieistniejącym już forum ToRepublic. Przestępczą „karierę” w ostatnich miesiącach zakończyli też inni hakerzy z tego forum, m.in. The Venom Inside, a także Polsilver oraz kyber. W maju tego roku kajdanki zatrzasnęły się na rękach sławnego w Polsce hakera o pseudonimie Polly Pocket. Rozgłos zyskał po kradzieży zawartości twardego dysku funkcjonariusza ABW. Potem chwalił się wykradzionymi z firmy dietetycznej danymi, które Bezpieczny przelew sać w przeglądarce znany nam adres internetowy banku. Jeśli klikamy w linka, trzeba sprawdzić, czy faktycznie adres strony jest prawidłowy. Połączenie ze stroną banku lub np. serwisu PayPal musi być szyfrowane, co potwierdza symbol zamkniętej kłódki oraz adres strony, rozpoczynający się od https://. Przelewy najlepiej potwierdzać nie tokenami (generator kodów jednorazowych), ale kodami wysyłanymi SMS-em. Najlepiej używać telefonu, który służy wyłącznie do tego celu. W treści SMS-a od banku należy sprawdzić nie tylko kod do wpisania w polecenie przelewu. Przede wszystkim nale- dotyczą zwyczajów oraz adresów zamieszkania polskich celebrytów. Na swym koncie miał też kradzież scenariusza filmu „Sługi Boże”, a także danych z serwerów Plus Banku. Czerpał zyski ze świadczenia nielegalnej usługi SMS2mail. Umożliwiała ona poufne przekierowywanie SMS-ów na konto poczty elektronicznej. Dzięki temu przestępcy mogli maskować lokalizację telefonów komórkowych używanych do nielegalnych działań. Polly Pocket wraz z Polsilverem mieli nawet włamać się do jednego z banków, przekierowując bankowe przelewy na swoje fałszywe konta. Wszystkich hakerów wymienionych w artykule policjanci wytropili i zatrzymali. Wbrew rozpowszechnionym mitom polska policja coraz lepiej radzi sobie z cyberprzestępcami. Wcale to jednak nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na niefrasobliwość… Kolumnę redaguje ANDRZEJ KROPEK [email protected] ży sprawdzić numer rachunku bankowego, na który właśnie przelewamy pieniądze, oraz wysokość przelewanej kwoty. Dlatego właśnie SMS jest lepszy od tokena. Tylko on zawiera informację o faktycznej kwocie oraz rzeczywistym numerze konta, na które pieniądze zostaną przelane. W miarę bezpieczne są także bankowe tokeny, wymagające wpisania kilku cyfr z konta, na które dokonujemy przelewu. Konto, na które chcemy przelać nasze pieniądze, także najlepiej wpisać ręcznie. Są wirusy, które niepostrzeżenie „podmieniają” numer konta bankowego w schowku komputera lub smartfonu. Robią to w trakcie kopiowania właściwego numeru konta i wklejania go w polecenie przelewu. Są też wirusy, które na ekranie wyświetlają nam prawidłowy numer , chociaż w rzeczywistości polecenie przelewu dotyczy konta przestępców. Zawsze należy być ostrożnym i wszystko sprawdzać. Na nic zabezpieczenia, jeśli okażemy się dziecinnie naiwni. Do kronik głupoty zapewne przejdzie przypadek pracownika Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich, który ustanowił rekord! W 2015 roku na konto przestępców przelał aż 3,7 mln złotych, bo otrzymał fałszywe pismo o „zmianie konta” i… wcale tego nie sprawdził! ZAMIAST SPOWIEDZI Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. O pogromach Żydów na Białostocczyźnie rozmawiamy z Mirosławem Tryczykiem – doktorem nauk humanistycznych, autorem książek „Miasta śmierci, sąsiedzkie pogromy Żydów” i „Między imperium a świętą Rosją”. A także wielkim miłośnikiem słowiańskiego Wschodu. – Część prawicy zarzuca panu, że jest „polakożercą”, bo – podobnie jak Jan Tomasz Gross – przedstawia niewygodne fakty z polskiej historii. Tymczasem w książce czytamy o „moralnym i patriotycznym obowiązku wypełnienia białej plamy w zbiorowej pamięci”. A zatem – patriotyzm czy zdrada? – Skąd w nas niechęć do rozliczeń z bolesną przeszłością? – Nie generalizowałbym. Jesteśmy już 15 lat po wydaniu książek Jana Tomasza Grossa i ten temat funkcjonuje w debacie publicznej. Słychać różne opinie. Moim zdaniem przeważają głosy rozsądku. – Co było najtrudniejsze w badaniu tematu pogromów? – Próbuje pan dociec przyczyn pogromów. Do jakich wniosków pan doszedł? – Te wszystkie przyczyny, o których piszę w książce, nie wyjaśniają ostatecznie przyczyn zbrodni. Dają jednak pewne wskazówki ukazujące ich źródła. Wskazuję na intensywną działalność ugrupowań nacjonalistycznych w dwudziestoleciu międzywojennym i szeroko zakrojoną propagandę tych środowisk wymierzoną przeciwko Żydom. Takie marsze ONR jak dziś miały miejsce także w dwudziestoleciu, tylko na większą skalę. Bojówki narodowców napadały na Żydów, dokonywały zamachów bombowych. Zwracam także uwagę na wszechobecną mowę nienawiści: w prasie, w językach kazań, przemówień polityków, wykładach – Jaka w tym rola Kościoła katolickiego? – Niestety, niechlubna, zwłaszcza na terenie diecezji łomżyńskiej, gdzie rządził biskup Łukomski, znany z radykalnie prawicowych poglądów. Oczywiście, gdy doszło do fali pogromów, próbował ją powstrzymać. Ale to było działanie post factum, zdecydowanie za późno. Wcześniej wiece ONR urządzano na terenach kościelnych. Biskup zadecydował pewnego roku, że w jego diecezji nie będzie święcenia pokarmów na Wielkanoc, bo w czasie wyborów nie dość licznie głosowano na narodowców. Jak widać, problem zaczyna się więc wtedy, gdy łączy się politykę z wiarą. – A szeregowi duchowni? – Postawy były różne. Głosu księży zabrakło choćby w Radzi- Zabija człowiek, nie naród – Środowiska prawicowe łatwo operują takimi określeniami jak „polakożerca”, natomiast ja zawsze podkreślam, że książka nie jest w żaden sposób wymierzona w naród czy państwo polskie, ponieważ opisywane w niej wydarzenia nie dotyczą całego narodu. Dotyczą grupy mieszkańców Białostocczyzny, która pomiędzy drugą połową 1941 a początkiem 1942 roku dokonała serii pogromów. Patrząc z tej perspektywy, można mówić jedynie o lokalnym wymiarze tych zbrodni. Ja w ogóle jestem przeciwnikiem używania wielkich słów w rodzaju „ojczyzna” i „państwo”. Ojczyzna i państwo nie są w stanie zabijać. Zabija konkretny człowiek. Tak samo jak pomagali Żydom konkretni ludzie. – A jak się ma ujawnianie zbrodni do patriotyzmu? – Zrozumienie tego, co się wydarzyło wówczas, jest ważne dla naszej zbiorowej świadomości. Ta choroba niepamięci, na które cierpią lokalne społeczności, jest dla nich samych ciężarem. One funkcjonują w kłamstwie, wypierają świadomość o zbrodniach, które dokonały się na ich terenie. Zauważam jednak promyki nadziei. W ostatnim numerze kwartalnika historycznego „Karta” ukazały się dwa teksty, które są pokłosiem mojej książki. Jeden napisał historyk, a drugi – studentka z Radziłowa, Wioletta Walewska. Jest to głos kolejnego pokolenia, świadomego, że ich przodkowie popełnili zbrodnie. Chcą znać i opowiedzieć prawdę. – W czasie pracy nad „Miastami śmierci” uświadamiałem sobie, do jakiego stopnia podła może być natura ludzka. Wcześniej, mimo że wiedziałem o okrucieństwach wojny, były one dla mnie pewną abstrakcją. Tutaj mam konkret. Tym bardziej więc trzeba mówić o tym rzetelnie, bez zbędnych emocji, w zgodzie z faktami. – Skąd pomysł, by napisać tę książkę? Istnieją już przecież opracowania tego fragmentu historii. – Poza Grossem, Anną Bikont czy Andrzejem Żbikowskim trudno wymienić autorów podejmujących ten wątek w sposób zrozumiały dla przeciętnego czytelnika, a nie stricte naukowy. „Miasta śmierci” wyróżnia przede wszystkim liczba opisywanych pogromów. To jest 15 miejscowości, w których doszło do zbrodni przeciwko Żydom. W powszechnej świadomości funkcjonuje tylko Jedwabne. Pewna studentka, z którą rozmawiałem, wyznała mi, że miała nadzieję, że pogromu dokonano tylko w Jedwabnem i nigdzie więcej. A jednak. Co więcej, znalazłem kilkadziesiąt nowych miejscowości, w których dochodziło do masakr ludności żydowskiej, nawet do 1943 r. Dodatkowo jest to dla mnie sprawa osobista. Mój dziadek, który wywodził się ze środowiska endeckiego, też nie miał czystych rąk w czasie wojny. Prześladował Żydów. Po wojnie zaś posługiwał się antysemicką retoryką w domu, którą przekazał mojemu ojcu. On zaś przekazał to mnie. Była to dla mnie próba konfrontacji z historią rodzinną. nauczycieli. Z przeprowadzonych przeze mnie badań wynika, że w dużej mierze zawiedli właśnie nauczyciele, którzy nie potrafili się przeciwstawić tej fali nienawiści, a nawet ją podsycali. – Zate m po g ro m y wynikały z zaniedbań, a wręcz inspiracji elit? – Moje badania obalają właściwie narrację stworzoną po „Sąsiadach” Grossa, dość wygodną dla naszej świadomości historycznej. Mówi o niepiśmiennych, ciemnych chłopach, ewentualnie szumowinach społecznych, jakie „są w każdym społeczeństwie”, które rzuciły się do mordowania Żydów. Z moich badań wynika jednak, że na czele pogromów stanęli przedstawiciele miejscowych elit. Znaleźli się wśród nich nauczyciele (Rajgród, Szczuczyn, Suchowola), członkowie Korpusu Ochrony Pogranicza (Goniądz), policjanci (Rajgród, Goniądz), aptekarze i lekarze (Radziłów, Suchowola), pracownicy Poczty Polskiej i listonosze (Radziłów, Szczuczyn, Wąsosz, Jasionówka), przedwojenni burmistrzowie, radni i miejscowi przedsiębiorcy (Jedwabne, Jasionówka, Radziłów) oraz księża katoliccy (Radziłów, Wąsosz, Goniądz, Jasionówka). Szczególnie nadreprezentacja grupy zawodowej nauczycieli była przerażająca. łowie czy Jedwabnem, ale ksiądz Czarkowski z Brańska powstrzymał pogrom – to trzeba również odnotować. Nie można mówić o klerze w ogóle, ale można o konkretnych osobach. Zawiedli określeni księża, jak Dołęgowski w Radziłowie, gdzie jego antysemickie poglądy są znane po dziś dzień. W jednym z zeznań złożonych po 1989 roku – które traktuję zresztą ze sporą podejrzliwością – pojawiła się nawet informacja, że ów duchowny ruszył z procesją do stodoły i tam dokonał swego rodzaju sakralizacji spalenia Żydów. Ci kapłani byli „ludźmi stamtąd”, a nie wybitny- strona 13 mi intelektualistami, którzy ulegli propagandzie. Ich działalność nie ma nic wspólnego z głoszoną przez Kościół miłością bliźniego. W świadomości chłopskiej funkcjonowało wiele mitów na temat Żydów, jak choćby ten, że porywają chrześcijańskie dzieci na macę. Te legendy nie były przez kościelnych oficjeli dementowane, a często kolportowane. One również przyczyniły się do tragedii. – To zmienia obraz wojny utrwalony w powszechnej świadomości. Jednoznacznego podziału: dobrzy–źli. – Tak, moja książka obala także stereotyp, że Żydzi masowo współpracowali z Sowietami, a Polacy masowo z nimi walczyli. Jeśli przyjrzymy się na przykład gminie Jedwabne, to zobaczymy, że niemała część Polaków kolaborowała z Sowietami, a spora część Żydów – syjonistów czy bundowców – dość ostro z nimi walczyła. – Czy istnieją jakieś analogie między opisywanymi przez pana historiami a współczesnością? – Analogie, niestety są, dlatego należy bić na alarm. Historyk Timothy Snyder powiedział, że w sytuacji gdy dochodzi do zaniku praworządności, robi się niebezpiecznie. Tak było na Białostocczyźnie czasu pogromów, ale to także nasza obecna bolączka. Druga rzecz to edukacja. W dwudziestoleciu międzywojennym w zasadzie nie istniała edukacja jednocząca – ona była wykluczająca, segregująca. Dzisiejsza oświata także pozostawia wiele do życzenia, a strategia obecnego rządu w obszarze edukacji nie napawa optymizmem. Trzecia rzecz to działalność partii nacjonalistycznych. Nie możemy dopuścić, żeby ekstremizm stał się częścią głównego nurtu polityki. I wreszcie – jesteśmy w podobnym momencie co siedemdziesiąt kilka lat temu. Odzyskaliśmy niepodległość, budowaliśmy dobrobyt, a teraz budzą się nacjonalizmy. Zaczynamy opierać naszą tożsamość na wykluczaniu, zamiast na otwartości. A tylko koncepcja państwa wielokulturowego może nam zapewnić rozwój. Polskie strachy przed „innymi”, np. uchodźcami, biorą się właśnie z takiego pojmowania patriotyzmu rodem z lat trzydziestych XX w., patriotyzmu wykluczającego. Żydów już w Polsce nie ma, ale fobie i nienawiść przeniosły się na inne mniejszości. Rozmawiał ŁUKASZ PIOTROWICZ [email protected] strona 14 A TO POLSKA WŁAŚNIE nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity łamacze dla pracodawców wrażliwych społecznie (w 2006 roku było ich 201, w 2015 – już 414), tyle że to wciąż kropla w morzu potrzeb. Chodzi o godność W błędnym kole Niepełnosprawni mają wielkie możliwości – przekonują nas kampanie społeczne. W życiu często rozbijają się jednak na mieliźnie codzienności. Premier Beata Szydło powołała międzyresortowy zespół, którego zadaniem jest wypracowanie rozwiązań ułatwiających życie osobom niepełnosprawnym. Krzysztof Michałkiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, przekonuje, że poprawa losu tej grupy społecznej jest dla władzy priorytetem. Pan Zdzisław mieszka na Lubelszczyźnie, ma 56 lat, orzeczony na stałe umiarkowany stopień niepełnosprawności, 17-letni staż pracy. Obecnie jest zarejestrowany w urzędzie pracy jako bezrobotny bez prawa do zasiłku. O urzędnikach wyraża się niecenzuralnie. Ma powody. Od urodzenia, na skutek błędu lekarskiego, cierpi na niedowład prawej ręki i nogi. Ubiegał się o rentę, ale nie dostał. Dostał za to odpowiedź, z której wynikało, że może wykonywać pracę. Choćby biurową. Pan Zdzisław oczywiście przyznaje, że zamiast żyć na garnuszku państwa, wolałby pracować. Mógłby być księgowym albo kadrowcem. Mógłby, ale… pracy dla niego nie ma. – Szukam niemal od dwóch lat. Wciąż wysyłam oferty, ale nikt nie odpowiada – mówi. W teorii osoba z orzeczonym stopniem niepełnosprawności zdolna do pracy może liczyć na pomoc ze strony państwa w jej znalezieniu, podniesieniu kwalifikacji zawodowych czy wsparciu w wyborze miejsca pracy uwzględniającego predyspozycje zawodowe i możliwości zdrowotne. Płaci za to Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Stop stereotypom Życie brutalnie weryfikuje teorię. Pan Zdzisław z urzędu pracy dostaje propozycję pracy jako sprzedawca, magazynier, zaopatrzeniowiec. Mógłby się także zatrudnić jako pracownik firmy sprzątającej albo projektant wnętrz – każda z tych ofert odpada ze względu na jego stan zdrowia. Innej pracy urzędnicy mu nie proponują. – Jestem wykluczony społecznie. Nie mogę pracować i nie przysługuje mi żadne świadczenie opiekuńcze, choć się o nie starałem. Takie osoby jak ja są pomijane w ustawie o opiece społecznej. Pijak ma lepiej niż ja, bo jemu się wszystko należy. Skoro państwo, które ma tak rozbudowaną administrację publiczną, nie gwarantuje nam miejsc pracy, powinno zapewnić przynajmniej zasiłki – mówi rozgoryczony. Niektórzy mają to szczęście, że załapali się na państwową pomoc. Niemal 416 mln złotych rocznie wydaje PFRON na warsztaty terapii zajęciowej. Korzysta z nich około 26 tysięcy osób. Na pomoc organizacji pozarządowych wspierających osoby niepełnosprawne tylko w ubiegłym roku Fundusz przeznaczył 210 mln zł. Lwią część tych środków dostaje Caritas. PFRON finansuje poza tym usługi opiekuńcze (400 mln zł rocznie). Na brak pieniędzy nie narzeka. Każdy pracodawca, który zatrudnia powyżej 25 pracowników, musi mieć w swej załodze co najmniej 6 proc. pracowników z niepełnosprawnością. W przeciwnym razie wpłaca kary na konto PFRON. Niemałe. Do kasy Funduszu każdego roku wpływają z tego tytułu co najmniej 3 miliardy złotych. Płaci administracja publiczna (najwięcej) oraz prywatni pracodawcy. Wprawdzie z każdym rokiem coraz więcej firm zgłasza się do konkursu Lodo- Efekt jest taki, że w Polsce pracuje zaledwie 23 proc. osób niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym. Dlaczego? Najczęściej z braku zaufania do ich możliwości, ale również w obawie przed tym, co wciąż egzotyczne – wszak polscy niepełnosprawni przez lata byli niemal niewidoczni, więc społeczeństwo mało wie nie tylko o ich potrzebach, ale i możliwościach. A poza tym – co podkreśla Łukasz Kubiak z agencji Manpower – ciągle posługujemy się stereotypami, że osoba z niepełnosprawnością to osoba na wózku, do której trzeba dostosowywać miejsce pracy. Wcale tak nie jest. Mamy osoby z lekkimi urazami oraz urazy w stopniu umiarkowanym i znacznym. Pierwsze dwie grupy nie potrzebują prawie żadnych udogodnień, żeby pracować. Osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności mogą zostać zatrudnione w każdej firmie (nie tylko w zakładach pracy chronionej), pod warunkiem że ich miejsce pracy zostanie odpowiednio przygotowane. Co ważne – koszty tego przygotowania pracodawca odzyska. Podobnie jak koszty wyposażenia stanowiska pracy, szkolenia, a nawet zatrudnienia pracownika, który pomaga niepełnosprawnemu w pracy. Dla potencjalnych pracodawców przy- gotowano zresztą cały wachlarz ulg i preferencji. Wśród nich także dofinansowanie do pensji (przy stopniu znacznym – 1800 zł, umiarkowanym – 1125 zł, lekkim – 450 zł). Pan Zdzisław obecnie jest na utrzymaniu żony. Jej pensja jest na tyle wysoka, że eliminuje możliwość ubiegania się o wsparcie z opieki społecznej, ale też na tyle niska, że nie pozwala na spokojne życie. – Jakbym miał zdrowe ręce, znalazłbym coś bez problemu. Jestem za mało niepełnosprawny, żeby dostać zasiłek, a za bardzo niepełnosprawny, żeby znaleźć pracę na otwartym rynku. O swojej sytuacji pisałem do władz miasta, powiatu i województwa – bez echa. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Los niepełnosprawnych jest urzędnikom obojętny – mówi z przekonaniem. Stara się też sytuacją ludzi takich jak on zainteresować parlamentarzystów. Liczył, że ktoś pochyli się nad ustawą o opiece społecznej i wprowadzi poprawkę, która umożliwi niepełnosprawnym skorzystanie ze świadczeń opiekuńczych bez względu na dochód osób ich utrzymujących. Ale na razie i tu odzew jest żaden. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Oferty pracy dla osób z orzeczonym stopniem niepełnosprawności znajdują się między innymi na stronach: niepelnosprawni.pl; sprawni-niepelnosprawni.pl; popon.pl; bezbarier.pl. Lista zakładów pracy chronionej dostępna jest na stronie zpchr.pl. TURNUSY WAKACYJNE • 7/14 noclegów w luksusowym ośrodku, • 7/14 śniadań w formie bufetu szwedzkiego, • 7/14 obiadokolacji w formie bufetu szwedzkiego, • sauna, siłownia, bezpłatna plaża, stół do ping-ponga, boisko do kosza i siatkówki, • monitorowany parking, • darmowe Wi-Fi, • dzieci do lat 3 – nocleg i śniadanie bezpłatnie, • za niewielką dopłatę wypożyczalnia sprzętu do nurkowania, kajaków, rowerów, kijów do nordic walking, • na terenie ośrodka znajduje się restauracja „Białe Źródła”. Warunkiem utrzymania rezerwacji jest wpłata zadatku w wysokości 30 proc. Cena w luksusowym pokoju 2-osobowym – pobyt 8 dni – 1890 zł Cena w apartamencie 2-osobowym – pobyt 8 dni – 2890 zł Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Koniec balu Nie żyje Maria Czubaszek. Osobowość Roku 2014, laureatka Okularów Równości 2012, kobieta uhonorowana Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. A przede wszystkim – niezwykła, naprawdę wolna osoba. Zmarła, choć wydawało się, że kobieta z taką charyzmą będzie żyła wiecznie. Miała 76 lat. Zakochana w psach i papierosach, nie trzymała się kurczowo życia. „Mnie przestało to życie bawić już dawno. Właściwie już mnie nic nie interesuje. Nie przypuszczam, żeby coś fajnego mogło mnie jeszcze spotkać. Ja się tak nie trzymam kurczowo życia, uważam, że w pewnym momencie warto już powiedzieć koniec. Życie musi trochę bawić, a mnie właściwe już w ogóle nic nie bawi” – napisała w swoim antyporadniku „Dzień dobry, jestem z kobry”. – Dawno zauważyłam, że i palący, i niepalący, podobnie jak „poprawni” i kontrowersyjni, żyją tylko do śmierci. A ponieważ nie strach umrzeć, tylko strach umierać, na czarną godzinę odkładam sobie sa- B mobójstwo. Bo eutanazji w Polsce na pewno się nie doczekam, a nie chcę, żeby ktoś mi zmieniał pieluchy – mówiła z kolei w wywiadzie dla „FiM” (por. „Nie muszę się bać” – 6/2013). Była świetną satyryczką i dziennikarką, autorką słuchowisk dla radiowej Trójki („Dym z papierosa”, „Małgorzaty jego życia” czy „Serwus, jestem nerwus”). Przez środowiska katolickie i takowych publicystów została okrzyknięta ikoną ruchu proaborcyjnego. Rzekomą przeciwniczką dzieci i propagatorką skrobanek stała się po wywiadzie, w którym przyznała, że ona – jak tysiące przed nią i po niej – poddała się zabiegowi usunięcia ciąży. Dwukrotnie. No i że to nie była dla niej żadna trauma. Raczej ulga. „Dziś, gdybym była ycie ministrem kultury to jest najbardziej syfiasta fucha i bardzo się dziwię bratu, że się w to wpakował – powiedział reżyser Robert Gliński o nowym zajęciu swojego brata Piotra. Tymczasem odkąd minister Gliński przejął resort, wciąż udowadnia, że jak mało kto nadaje się do tej „fuchy”. Skrzydła rozwija niemal na każdym gruncie: TELEWIZJA. Zaczął od kłótni na antenie TVP z Karoliną Lewicką. Poszło o spektakl „Śmierć i dziewczyna” wrocławskiego Teatru Polskiego, który miał rzekomo zawierać sceny pornograficzne. Spektakl ma się dobrze, okazało się, że żadnej pornografii na deskach nie zobaczymy. Lewicka kłótnię z ministrem przypłaciła zawieszeniem w obowiązkach. Niedługo później dziennikarka zrezygnowała z pracy. PROMOCJA. Ostatnio pan minister opowiadał z satysfakcją o wojażach dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza. Miał na nie dyrektor wydać niemal 9 milionów złotych. Dyrektor się wkurzył, bo te pieniądze owszem wydał, ale na wyjazdy kilku tysięcy artystów… – Ja się przejęzyczyłem odnośnie wyjazdów szefa Instytutu Mickiewicza. Chciałbym to wyjaśnić publicznie, bo takie sprawy trzeba wyjaśniać – powiedział Gliński, kiedy już nie miał wyjścia. TEATR. Minister uznał, że skoro za poprzednich rządów dofinansowania na swoją młoda, też bym dokonała aborcji, bo nie nadaję się na matkę. Ani minister Jarosław Gowin, ani poseł Jacek Żalek, ani redaktor Tomasz Terlikowski nie będą nam mówić, kto ma rodzić, a kto nie. Czy my żyjemy w XVIII wieku?! Łagodniejsza ustawa antyaborcyjna nie zmusza do usuwania ciąży, ona daje wybór! Dzieci powinny być chciane i kochane! (…) Nie żałuję, że dawno temu pozbyłam się niechcianej ciąży” – powiedziała w wywiadzie dla „FiM”. Nic dziwnego, że jej śmierć posłużyła do nachalnej antyaborcyjnej ewangelizacji. Franciszek Kucharczak na łamach Gościa.pl napisał: „Nie miałem pojęcia, że ta kobieta nosi w sobie ciężki problem. Dowiedziałem się o tym cztery lata temu, gdy pani Czubaszek publicznie oświadczyła, że nie ma dzieci, bo ich nie cierpi. Po chwili jednak okazało się, że ma dzieci, tylko one nie żyją, bo ich mama dwa razy usunęła ciążę. »Boże, jak to cudownie, że ja to zrobiłam« – cieszyła się do mikrofonu, zapewniając, że nie odczuwa żadnej traumy. (…) ona kochałaby swoje dzieci, gdyby ich nie zabiła. Trauma się pojawiła, ale w posta- KULTURA BEZ KULTU ci zupełnie nienaturalnej u kobiety odrazy do dzieci. Bo bywa tak, że jak się dzieci z własnego wyboru nie donosi, to się ich potem nie znosi. Śmierć brutalnie weryfikuje wartość takich rzeczy. Dziś, gdy Maria Czubaszek stoi przed Bogiem, jej »dokonania« na niwie »emancypacji«, ani jej ideowe zaplecze nie mogą jej w niczym pomóc. Na nic jej »minuty ciszy« i kwieciste przemowy. Ona potrzebuje Bożego miłosierdzia. Bóg jej go nie odmówi, bo nie odmawia go nikomu – ona jednak musi je przyjąć”. strona 15 Jeśli chodzi o to stawanie przed Bogiem, to będzie jednak pewien kłopot. Sama Czubaszek widziała to bowiem tak: „Nie wierzę, że istnieje cokolwiek po śmierci, ale nie boję się panicznie końca (…). Ot, po prostu koniec balu. Nie będę ani w niebie, ani w piekle, będę w urnie (…). Rozumiem, iż ból i cierpienie mogą sprawić, że ktoś, kto całe życie nie wierzył, na sam koniec zwróci się w stronę Boga (…). Skoro całe życie nie uwierzyłam, w chwili śmierci też nie będę wyciągała ręki do Boga. Bo go po prostu nie ma”. WZ Kolumnę redaguje WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Gliński Show kabaretową działalność nie dostali Pietrzak czy Rewiński, nie ma powodu, aby dziś finansować Jandę. „To jest teatr, który ma swoją renomę, ale nie ma powodu, żeby był w takiej skali finansowany. To jest kwestia innego podejścia do przekazywania publicznych pieniędzy na prywatne przedsięwzięcia” – uzasadniał na antenie RMF FM. Proste, prawda? SZTUKA. Zdaniem ministra stanęliśmy w obliczu groźby utraty dzieła Leonarda da Vinci „Dama z gronostajem”, które znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym w Krakowie. Miałoby to być pokłosie polityki muzealnej rządów PO-PSL. Szczegółów Gliński nie zdradził, wywołał natomiast nie lada poruszenie w środowisku muzealników i historyków sztuki. Okazuje się bowiem, że płótno jest wyjątkowo chronione zarówno przed sprzedażą, jak i wywiezieniem za granicę. „Oświadczamy niniejszym, że ani słynny obraz »Dama z gronostajem«, ani jakikolwiek obiekt muzealny czy biblioteczny będący własnością fundacji nie jest zagrożony. Arcydzieło Leonarda na podstawie umowy wypożyczeniowej jest eksponowane w idealnych warunkach w salach Zamku Królewskiego na Wawelu, a pozostałe zbiory są powierzone opiece wy- kwalifikowanych pracowników Muzeum Narodowego w Krakowie. Wszystkie zbiory chroni też prawo polskie o ochronie zabytków i ich ewentualny wywóz za granicę jest niemożliwy bez zgody odpowiednich władz” – czytamy w oświadczeniu wydanym przez zarząd fundacji – prezesa Mariana Wolskiego i wiceprezesa Rafała Ślaskiego. MUZEUM. Chodzi o „dziecko Tuska”, a więc Muzeum II Wojny Światowej, które działa w Gdańsku. Budowa trwa od 8 lat, całość ma kosztować niemal 450 mln zł, zgromadzono 37 tysięcy eksponatów, zaś oficjalne otwarcie zaplanowano na wrzesień 2016 r. Z założenia miała to być placówka, która w nowoczesnej scenografii będzie pokazywać autentyczne przedmioty związane z II wojną światową, tworzyć obraz konfliktu, ale też jego konsekwencji dla różnych narodów. Miała także pokazać światu prawdę o II wojnie, choćby tę najczęściej ignorowaną – m.in. kwestię „polskich obozów koncentracyjnych”. Plan Glińskiego jest taki, aby połączyć Muzeum II Wojny Światowej oraz Muzeum Westerplatte i stworzyć placówkę o nazwie „Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku” (planowane otwarcie nowego muzeum PiS to rok 2019). „Dobra zmiana” nakazuje bowiem, że muzeum ma być narodowe, a nie europejskie. Dlatego o wydarzeniach po 1939 roku opowiadać nie będzie. Minister decyzji nie konsultował z żadną z zainteresowanych stron. Dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej o sytuacji dowiedziała się ze strony internetowej MKiDN, chociaż budowa głównej ekspozycji została już opłacona (45 mln zł), a jej montaż miał się rozpocząć latem. REKONSTRUKCJA. Ślub rotmistrza Pileckiego – na to wydarzenie do Ostrowi Mazowieckiej Piotr Gliński przybył w gęstym wianku polityków PiS. Było wzniośle, ale tylko do czasu, bo rodzina rotmistrza zaczęła protestować przeciwko… mijaniu się z historyczną prawdą. Miejsce okazało się nieprzypadkowe, bo właśnie władze Ostrowi przy wsparciu ministra kultury zamierzają otworzyć Muzeum – Dom Rodziny Pileckich. „Rodzina Pileckich od schyłku XVI wieku była związana z Ziemią Lidzką, czyli Kresami Wschodnimi, i dlatego naciąganie historii przez tworzenie tzw. domu Pileckiego w Ostrowi Mazowieckiej jest nadużyciem. Nie można dzisiaj zmieniać Mu korzeni rodowych i zaprzeczać faktom historycznym (...). Określenie, że Witold Pilecki »pomieszkiwał« w domu Ostrowskich, jest ewidentnym kłamstwem”… – napisał w oświadczeniu Dariusz Wardaszka, krewny rotmistrza, punktując poza tym inne nieścisłości, jakich dopuścili się organizatorzy wydarzenia. JS strona 16 PATRZYMY IM NA RĘCE nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Pod Waltzem patologii Warszawa jest stolicą nie tylko Polski, ale i polskiej korupcji – twierdzi stołeczny radny. Rozmawiamy z Janem Śpiewakiem, socjologiem, bezpartyjnym samorządowcem i przewodniczącym Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. – Co sprowadziło Centralne Biuro Antykorupcyjne do warszawskiego ratusza? – Wiem jedynie, że przeprowadzają tzw. kontrolę generalną. Przeglądają dokumenty i „weryfikują informacje”. Niepokoi i zastanawia nas fakt, że ta kontrola ma charakter ogólny i nie jest śledztwem prowadzonym w konkretnej sprawie. Tymczasem nasze stowarzyszenie niejednokrotnie prosiło CBA o sprawdzenie nieprawidłowości w urzędzie miasta. Ostatnio – w sprawie reprywatyzacji boiska przy ulicy Foksal. Dlatego uważam, że mają czego szukać w ratuszu i powinni przyjrzeć się paru wskazywanym przez nas osobom. – Ale chyba w pierwszej kolejności magicznej reprywatyzacji działek przy reprezentacyjnym placu Defilad... – Nie jestem w stanie zliczyć spraw wymagających wyjaśnienia. Ostatnio wypłynęła afera dotycząca nieruchomości przy ul. Narbutta 60 na Mokotowie. Nowi właściciele odzyskali plac na podstawie aktu notarialnego podpisanego w 1947 roku. Kupujący i sprzedający legitymowali się fałszywymi dokumentami tożsamości, a podpis pod dokumentem nie przypomina sygnatury notariusza, który jakoby sporządził umowę. Co więcej, reprywatyzacja placu była połączona ze sprzedażą przez miasto pięciokondygnacyj- nej nieruchomości wybudowanej w roku 1955, czyli dziesięć lat po zakończeniu wojny. Ten budynek został sprzedany po bardzo atrakcyjnej cenie. Wygląda więc na to, że doszło do sfałszowania aktu notarialnego, tymczasem prokuratura nie podjęła żadnych czynności, mimo że miejski urzędnik ewidentnie poświadczył nieprawdę. Podobnych spraw jest multum. Mam wrażenie, że za rządów PO-PSL ani prokuratura ani CBA nie działały. Nie wiem, czy ta stagnacja była efektem jakichś odgórnych zarządzeń czy skutkiem postępującej dekompozycji państwa. – Jak to możliwe, że dyrektor stołecznego Biura Gospodarowania Nieruchomościami pełni swą funkcję bez pełnomocnictw do wydawania decyzji administracyjnych? I ta dziwaczna sytuacja trwa od dekady. – To zwykły skandal! Dyrektor Marcin Bajko, czyli osoba odpowiedzialna za zwrot kamienic, nie podpisuje decyzji zwrotowych i nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności. Nie ma pełnomocnictw do wydawania decyzji w imieniu prezydenta miasta i dzięki temu nie musi składać oświadczeń majątkowych. Co więcej, ma własną firmę zajmującą się... doradztwem gospodarczym. Przecież to jest sprzeczność interesów! Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze niejednokrotnie podnosiło tę kwestię. Warto wspomnieć, że Jakub Rudnicki, były zastępca Bajki, też działał w biznesie reprywatyzacyjnym. Przejął budynek wraz z lokatorami. Z formalnego punktu widzenia całkiem legalnie, bo za pośrednictwem swoich „krewnych pierwszego stopnia”. – Tak, ale po odejściu z pracy w ratuszu... – Czyżby? Dosłownie miesiąc przed dymisją zdążył ostro namieszać. Podpisał decyzję o zwrocie działki przy placu Defilad znajdującym się w ścisłym centrum stolicy. Mowa o gruncie wartym nawet 160 mln zł. Plac ten odzyskał znany stołeczny adwokat. Wraz z trzema wspólnikami – własną siostrą, współpracownikiem oraz prezesem sądu dyscyplinarnego Rady Adwokackiej – odkupił prawa do działek od spadkobierców dawnych właścicieli. Sęk jednak w tym, że feralny kawałek gruntu należał do… Duńczyka, a PRL-owskie władze wypłacały odszkodowania cudzoziemskim właścicielom nacjonalizowanych gruntów. W 1953 roku Warszawa przekazała Kopenhadze 5,7 mln koron na wypłatę rekompensat za utracone mienie. Wygląda więc na to, że BGN zwrócił działkę już raz spłaconą. Rudnicki prowadził interesy ze wspomnianym adwokatem – byli współwłaścicielami działki w Kościeliskiem. Całość brzmi jak historia z bananowej republiki, tymczasem mieszkamy w Polsce. W XXI wieku! Warszawa jest stolicą europejskiego kraju, a prezydent tego miasta, Hanna Gronkiewicz-Waltz, jest profesorem uniwersyteckim. 26 kwietnia: prezydent Gronkiewicz-Waltz ogłasza, że kontrole CBA w ratuszu to zemsta PiS za to, że w czasie obchodów 73 rocznicy wybuchu powstania w getcie oskarżyła elity o obojętność na rasizm i antysemityzm. 6 maja: prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie sprzedaży lokali użytkowych na Ochocie. Śledczy sprawdzają, czy urzędnicy działali na szkodę mieszkańców. Aktywiści Stowarzyszenia Ochocianie przekonują, że miasto straciło na tej transakcji ok. 2,5 mln zł. 11 maja: do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli, V Wydziału Karnego skierowano akt oskarżenia przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz o przestępstwo dotyczące łamania praw pracowniczych z art. 219 Kodeku karnego. Mimo wyboru dokonanego przez Radę Bemowa prezydent Warszawy jako pracodawca nie zgłosiła wiceburmistrza do ZUS, wobec czego kilka miesięcy pracował na czarno. 12 maja: odpowiedzialny za reprywatyzację wiceprezydent Jarosław Jóźwiak ogłosił, że miasto będzie odkręcało zwrot działki przy placu Defilad. Równocześnie oskarżył Ministerstwo Finansów (chodzi o rządy PO-PSL), że nie poinformowało władz Warszawy o spłacie roszczeń do działki na mocy umowy między rządem PRL i Danią. 13 maja: awantura na sesji Rady Warszawy. Radni domagają się od prezydent wyjaśnień na temat reprywatyzacji działek przy Pałacu Kultury i Nauki. Dokładnie w tym czasie prezydent uczestniczy w uroczystym otwarciu wieżowca Warsaw Spire. 17 maja: nadzwyczajna sesja Rady Warszawy z udziałem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Radni chcą uzyskać wyjaśnienia na temat reprywatyzacji działek przy Pałacu Kultury i Nauki. – Ona inaczej interpretuje tę sprawę. Podobno pieniądze zwrócono właścicielom tylko tych nieruchomości, które były w spisie. – Pani prezydent interpretuje prawo inaczej niż Trybunał Konstytucyjny czy Naczelny Sąd Administracyjny. Wystarczy poczytać wyroki TK w podobnych sprawach. – Może, idąc za wzorem PiS, uznała, że może je dowolnie interpretować jako „komunikaty”... – I do tego wydawane przez „grupę kolesi”? Z przykrością stwierdzam, że pani Gronkiewicz-Waltz niewiele różni się w pogardzie dla prawa, przepisów i procedur od Jarosława Kaczyńskiego. Zaś Warszawa jest stolicą polskiej korupcji. Widać to na każdym kroku: przy wydawaniu decyzji o zwrocie kamienic, o planowaniu przestrzennym... Sprawa działki przy placu Defilad znakomicie pokazuje powiązania między stołecznym BGN-em a palestrą. Dzika reprywatyzacja jest rakiem na ciele stołecznego samorządu. Ona niszczy i korumpuje urzędników, więzi międzyludzkie i solidarność międzyludzką. Przez te wszystkie patologie mieszkamy w bananowej republice. – Hmm, przed przystąpieniem do UE Polska była jednym z czołowych importerów bananów... – Wolałbym żyć w kraju słynącym nie z „bananów”, lecz z eks- portu nowoczesnych technologii czy dobrych zasad w biznesie. Mam szczerą nadzieję, że prokuratura i służby zbadają niejasne powiązania ratusza z tymi, którzy handlują roszczeniami. Największą patologią jest absolutna bezkarność osób odpowiedzialnych za przeróżne afery. Najlepszym przykładem jest zabójstwo Jolanty Brzeskiej. Wszyscy wiedzą, kto za to odpowiada, ale nikt nie został skazany. Jak to możliwe, że ani policja, ani prokuratura nic w tej sprawie nie zrobiły? – Może nie miały dowodów? – Ale śmierć Jolanty Brzeskiej nie jest jedyną aferą kryminalną związaną z dziką reprywatyzacją. Wystarczy wspomnieć afery opisywane w m.in. „Faktach i Mitach”: niejasną prywatyzację kamienicy przy ul. Noakowskiego, zwroty kamienic de facto wybudowanych po wojnie (Mariensztat) czy zwroty boisk szkolnych. Pani prezydent miała dziesięć lat na poprawę sytuacji. Była wiceprezesem partii rządzącej miała wiele możliwości. Tymczasem nie kiwnęła palcem. – Najdziwniejsze jest to, że patologie dzieją się w mieście, w którym można uczciwie zarabiać pieniądze, bo jest bardzo wiele do zrobienia. – Zastanawiacie się, dlaczego Polska jest państwem schyłkowym, czemu PiS wygrał wybory i skąd się bierze faszyzacja naszego kraju. Przyjrzyjcie się dzikiej reprywatyzacji, bo ona skupia jak w soczewce wszystkie patologie: anarchię, korupcję, bezkarność i brak jakiejkolwiek empatii. Przecież jednym z efektów reprywatyzacji są eksmisje. Tysiące ludzi straciło dach nad głową. Nikt im nie wynagrodzi cierpienia. Magdzie Brzeskiej nikt nie wróci matki! – Nie pojmuję też kłopotów z monitorowaniem jakości powietrza. Jest infrastruktura, są pieniądze. Więc w czym leży problem? – W urzędnikach. Oni nie chcą, by wyszło na jaw, że powietrze zatruwają nie podwarszawskie gminy, lecz transport. Wolą chować głowę w piasek. Rozmawiała: MAŁGORZATA BORKOWSKA [email protected] PATRZYMY IM NA RĘCE Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. W eź garść układów towarzyskich lub politycznych, szczyptę pieniędzy i ekstrakt z tupetu. Nie żałuj autopromocji. Zmiksuj, przypraw do smaku chwytliwym pomysłem. To przepis na przejęcie w stolicy nieruchomości wartej wiele milionów złotych. W Warszawie działa od pięciu lat szkółka piłkarska FCB Escola Varsovia. Człon FCB jest skrótem nazwy Fútbol Club Barcelona. Bo szkółka ma licen- Piłkarski poker cję na używanie marki słynnego hiszpańskiego klubu. I podobno jest organizacją non profit. To znaczy – najogólniej rzecz ujmując – nie kieruje się żądzą zysku, zaś wszystkie dochody przeznacza na realizację „celów statutowych”. W tym przypadku chodzi o naukę, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Za 200 zł miesięcznie plus, też co miesiąc, 50 zł obowiązkowej „darowizny” od każdego ucznia na pokrycie opłaty za licencję udzieloną przez FC Barcelona. Właścicielem Escoli jest spółka z ograniczoną odpowiedzialnością WM-Sport. A właścicielem WM-Sport jest spółka WM-Sport SPV, kontrolowana przez znanego stołecznego działacza i biznesmena Wiesława Wilczyńskiego (na zdjęciu), „honorowego prezesa i właściciela szkoły”. Tak skromnie prezentuje się na oficjalnej stronie internetowej Escoli. W rzeczywistości ma bardziej imponujący dorobek życiowy. Najczęściej na posadach prezesa, dyrektora lub doradcy kogoś ważnego. Wilczyński był już m.in. prezesem klubu żużlowego, wiceministrem edukacji narodowej i sportu (w rządzie SLD), dyrektorem Biura Sportu i Rekreacji Urzędu m.st. Warszawy (2007–2011). Ostatnio – wiceprezesem zarządu sprywatyzowanej pod rządami PO spółki „Uzdrowiska Polskie Zarządzanie” (2011–2014). W 2011 roku w Warszawie wybuchła afera, że dyrektor Wilczyński ze stołecznego ratusza wykorzystuje stanowisko do załatwiania prywatnych biznesów dotyczących szkółki FCB Escola Varsovia. Chodziło o przygotowywaną prze- zeń umowę, na mocy której miasto miałoby zapłacić WM-Sport 55 tys. zł za promocję. Prezydent Gronkiewicz-Waltz bardzo się zdenerwowała, że pan dyrektor nie zachował należytej ostrożności i projekt umowy wyciekł do prasy, a nawet zaprzątnął uwagę prokuratury. Wilczyński tłumaczył, że szkółka ma dużą „siłę rażenia medialnego” , bo wyceniono ją na 9 mln zł, więc miasto miałoby z umowy same korzyści. Aż wreszcie on też zdenerwował się i pod koniec 2011 roku złożył rezygnację z posady w ratuszu, a HGW dymisję przyjęła. „To wstrętne insynuacje i polityczna gra. Dlaczego, gdy coś robi się z zaangażowaniem, pojawiają się plotki, że mam w tym jakiś interes? Przez dwa lata namawiałem FC Barcelona, by założyła szkołę w Warszawie, ale nie mam tam żadnych udziałów ani profitów (podkr. red.). Wszystko robiłem, by promować system szkolenia sportowców” – twierdził Wilczyński, odpierając oskarżenia o nadużywanie stanowiska do celów prywatnych. Na papierze faktycznie nie miał tam wówczas żadnych „udziałów ani profitów”. Właścicielami WM-Sport byli bowiem jego koledzy: znany działacz koszykarski Marek Pałus (75 proc. udziałów) i były piłkarz, a obecnie trener Witold Miller (25 proc.), pełniący też funkcję prezesa spółki. Ale gdy tylko skończył z robotą w sektorze publicznym, odkupił od nich wszystkie udziały, co znowu wywołało falę nieprzychylnych ko- mentarzy, że wcześniej był „cichym właścicielem” spółki. Obecnie WM-Sport należy do WM-Sport SPV, w której Wilczyński posiada większościowy pakiet 51 proc. udziałów, a jego wspólnikami są: panowie bracia Andrzej i Jarosław Jurczakowie z zarządu hurtowni elektrycznej Grodno SA (odpowiednio 10 i 14 proc.), wspomniany Miller (15 proc.) i pewna firma z Białołęki (10 proc.). Wilczyński pełni skromną funkcję członka rady nadzorczej, natomiast trener Miller jest podwójnym prezesem (WM-Sport i WM-Sport SPV). Ciekawostka: panowie Jurczakowie zainwestowali około 800 tys. zł. Niedługo później WM-Sport SPV zakupiło oświetlenie boisk za kwotę około 1 mln zł właśnie w firmie... Grodno SA. Miksowanie wspólnych interesów spółek i szkółki pozwala zachować wrażenie, że „honorowy prezes” jest człowiekiem honoru i ma czyste ręce. To bardzo istotne, ponieważ WM-Sport dostaje z kasy publicznej potężne dotacje. Obecnie próbuje, z pomocą kilku polityków PiS, uwłaszczyć się na nieruchomości o wartości horrendalnej. To 3,5 ha w rejonie ulicy Fleminga, będące własnością państwowej Polfy Tarchomin SA. W skrócie: 25 maja 2013 roku spółka WM-Sport wydzierżawiła od Polfy grunty na boiska sportowe, po czym zaczęła – wbrew umowie – rejestrować tam kolejne spółki i ostro inwestować. Wilczyński publicznie deklarował, że wartość nakładów wyniosła około 5 mln zł. Natomiast ze sprawozdań finansowych jego firmy wynika, że takich pieniędzy po prostu nie miał... 17 listopada 2015 r. Polfa wypowiedziała dzierżawę ze skutkiem natychmiastowym. – Wszystko w obawie, że Wilczyński na koniec umowy będzie chciał zwrotu poniesionych nakładów, które przekroczą wartość gruntu, dzięki czemu zażąda rozliczenia w formie przekazania praw do ziemi – tłumaczy nasz informator. „Firma WM-Sport notorycznie łamała obowiązek każdorazowego uzyskiwania naszej zgody na przeprowadzanie jakichkolwiek innych prac niż te wymienione w umowie, czyli: położenia sztucznej murawy zamiast naturalnej, montażu nowego oświetlenia i instalacji elektrycznej oraz remontu istniejącego już budynku socjalnego (szatnie, łazienki itd.)” – wyjaśnia zarząd Polfy. „Teren dzierżawiony od Polfy był całkowicie zaniedbany, zdekapitalizowany. Dwa lata temu na podstawie umowy dzierżawy podmiot prowadzący szkołę podjął w dobrej wierze działalność inwestycyjną celem tworzenia najlepszych warunków sportowych dla dzieci i młodzieży. Powstała baza, na tę chwilę bez zaangażowania środków publicznych. Wartość wybudowanych i wyremontowanych obiektów to około 5 mln zł. Niestety, Polfa podjęła działania szkodliwe dla tego projektu, których celem była zmiana umowy na taką, która pozwoliłaby spółce (Polfie – dop. red.) rozwiązać ją bez odszkodowania” – twierdzi „honorowy prezes” Wilczyński. Sprawa jest w sądzie. Polfa wniosła pozew o dokonanie wiążącej interpretacji umowy dzierżawy z WM-Sport. Podobno nie było żadnych środków publicznych... Sprawdziliśmy. Okazuje się, że Ministerstwo Sportu i Turystyki przekazało WM-Sport prawie pół miliona złotych. A mianowicie: dwie dotacje na „przeciwdziałanie nadwadze i otyłości” (w sumie 100 tys. zł), na „międzynarodowy turniej piłki nożnej” (70 tys. zł) i na „remont boiska piłkarskiego” (329,9 tys. zł). Szczególnie interesująca jest ta ostatnia dotacja, zatwierdzona przez sekretarza stanu Bogusława Ulijasza, dobrego znajomego Wilczyńskiego. Umowę bada Centralne Biuro Antykorupcyjne i – według naszych informatorów – już w czerwcu kilka osób usłyszy w prokuraturze zarzuty. Chodzi o to, że przyznano środki na remont (sic!) boiska, które ponad wszelką wątpliwość jeszcze nie istniało. Ów fakt potwier- strona 17 dzają m.in. zdjęcia terenu i protokół zdawczo-odbiorczy podpisany przez WM-Sport przy zawieraniu umowy dzierżawy. Dysponujemy też dokumentem, w którym prezes Miller zwraca się do prezesa tarchomińskiej Polfy Krzysztofa Brendta o wyrażenie zgody na prace modernizacyjne boiska, bo „jest niezbędna, abyśmy mogli wystartować w konkursie dotacyjnym ogłoszonym przez Ministerstwo Sportu i Turystyki”. I choć Polfa absolutnie „niezbędnej” zgody nigdy nie dała, ministerstwo prawie 330 tys. zł dotacji przyznało! Inna sprawa: 7 grudnia 2015 r. stołeczny magistrat uchylił „decyzję własną nr 110/2015/SP z 19 listopada 2015 r. wnoszącą sprzeciw w sprawie budowy hali pneumatycznej” na terytorium dzierżawionym przez WM-Sport. Z kuriozalnego uzasadnienia tej decyzji dowiadujemy się, że urzędnik upoważniony przez Hannę Gronkiewicz-Waltz uwierzył na słowo WM-Sport, że ta posiada zgodę Polfy na budowę obiektu. A inspektor, który kontrolował nielegalnie wybudowany obiekt, uznał, że podczas jego wizji w terenie „hala została rozłożona chwilowo celem sprawdzenia szczelności i dokonania niezbędnych napraw”. Inspektor, niestety, już nie powrócił, aby sprawdzić, czy po „sprawdzeniu szczelności” nielegalna hala została złożona. Dlaczego? To kolejna zagadka dla CBA... Z listu Emiliana Kamińskiego – znanego aktora i dyrektora Teatru Kamienica – do prezesa Polfy Krzysztofa Brendta: „Proszę sobie wyobrazić, jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się o konflikcie dotyczącym dzierżawy atrakcyjnych terenów (...) na rzecz spółki WM-Sport, której twarzą jest... Wiesław Wilczyński. Ten sam, który przyprowadził i raczył zapoznać mnie z ludźmi, którzy w późniejszym czasie zostali moimi prześladowcami. Mam na myśli... (tu trzy nazwiska, w tym dwa byłych dygnitarzy ze służb specjalnych – red.). Wkrótce potem pan Wilczyński usunął się w cień, a moje kłopoty dopiero się zaczęły...”. Przypomnijmy, że w opisywanej już przez nas sprawie teatru chodzi o próbę przejęcie za bezcen kamienicy w centrum Warszawy przez pewnego biznesmena o reputacji wyrafinowanego oszusta („Zakon ojców milionerów” – „FiM” 7/2016). O zaangażowaniach oficerów specsłużb i polityków PiS w wyrwaniu z Polfy gruntów napiszemy wkrótce... MARCIN KOS [email protected] strona 18 NASZE PORTFELE Wydatki publiczne rosną i jeszcze bardziej będą rosły. Zespół kolesiów Kaczyńskiego buduje w Polsce gospodarkę partyjnie sterowaną... W icepremier Morawiecki nie ustaje w zachwalaniu swej ponoć dalekowzrocznej wizji Polski wychodzącej z pułapek rozwojowych po filarach przez niego zaprojektowanych („FiM” 8/2016). Choć jego diagnoza i kierunki rozwiązań wydają się słuszne, to nie sposób przyznać mu racji w kwestii proponowanych rozwiązań. Złośliwcy podkreślają, że gdy się „wstaje z kolan”, trzeba uważać, by nie walnąć się w głowę. Wydaje się jednak, że tej uwagi zabrakło. Tak zwany plan Morawieckiego zawiera liczne przekłamania, podawane w sosie prawdy objawionej. Wicepremier przeszacował potencjał inwestycyjny firm prywatnych i spółek Skarbu Państwa – obliczył, że mają razem jakieś 380 mld zł wolnych środków. Według niego mają też szansę wyskrobać ze swych sejfów kolejne 200 mld. Na takie bajki nabrać się mogą wyłącznie ludzie naiwni. Tylko naiwniacy bowiem uwierzą, że tak gigantyczne pieniądze przedsiębiorcy wepchnęli do skarpet lub zakopali pod jabłonką, zamiast zainwestować w takie rozwiązania i technologie, które powiększyłyby ich zyski. Według Morawieckiego ta góra szmalu jednak istnieje, zaś biznesmeni nie inwestują, bo potrzebują wskazówek od… urzędników. Oczywiście od tych na najwyższych stołkach, czyli dygnitarzy PiS. Ideologizacja gospodarki partyjnymi zaklęciami to fundamentalna „dobra zmiana” według PiS. Obecnie rządząca formacja przeforsowała swą ustawę – też ideologicznie motywowaną – ograniczając obrót ziemią rolną (patrz „FiM” 13/2016). Już obecnie powoduje ona spadek wartości nieruchomości rolnych i paraliżuje możliwe transakcje. Również ideologiczna motywacja legła u podstaw kolejnego pomysłu ekipy rządowej – ustawy ograniczającej obrót prywatnymi lasami. Wreszcie ideologiczne zaklęcia stały się usprawiedliwieniem dla wydatkowania setek milionów złotych na „ratowanie” państwo- nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Niezbyt „dobra zmiana” wych molochów. Ów „ratunek” polega na zasypywaniu dziur budżetowych np. w górnictwie stertami banknotów wyjętych z energetyki. Rządowa „Agencja Rozwoju Przemysłu” zaczyna „rozwijać przemysł”, kupując akcje upadających firm państwowych. Kielecka Kopalnia Surowców Mineralnych, będąc już w upadłości likwidacyjnej, nagle awansowała do roli przemysłu rozwojowego. Nie za sprawą jakiegoś biznesplanu ani pomysłu na zyskowną działalność. Po prostu wrzucono do niej publiczne pieniądze bez jakiegoś sensownego planu restrukturyzacji. Podobny mechanizm, czyli publiczne pieniądze za zaświadczenie o „objęciu udziałów”, rządowi notable uruchamiają w kolejnych firmach. Największe szanse na zastrzyki publicznych pieniędzy mają bankrutujące podmioty, które zyskały łaskawość lokalnych baronów PiS. Co to ma wspólnego z racjonalną gospodarką? Nic! Bardziej przypomina pudrowanie trupa, który swym pozornie rumianym wyglądem ma przekonywać, że ożył. Tyle tylko, że za taką grę pozorów płacimy wszyscy – pieniędzmi z naszych podatków! Gospodarka partyjnie sterowana jest jednak fundamentem „planu Morawieckiego”. Skoro więc rząd dopuszcza partyjną ingerencję w mechanizmy rynkowe w skali makro, to dlaczego miałby powstrzymywać się z ingerencją w przypadku lokalnych firm? Takie rozumowanie wspiera wzbierająca fala populizmu. Rządowe dofinansowanie wywołuje wdzięczność dla „prospołecznej” wrażliwości PiS-owskiego rządu. Brakuje odważnych, którzy wytknęliby oszukiwanie zdesperowanych ludzi. Od dokładania pieniędzy upadające firmy nie stają się przecież bardziej zyskowne. Kiedyś tej kasy w końcu zabraknie. Jak w górnictwie, wytrwale „reformowanym” przez dziesięciolecia. Zła polityka gospodarcza obecnego rządu pogłębia fatalny stan budżetu państwa. Jej wyznacznikiem jest nie tylko ideologizacja gospodarki – to także systemowe psucie finansów państwa. A przecież Polska ma wciąż ponad 877 mld złotych publicznego długu (wg stanu na koniec 2015 roku). Po ledwo kilku miesiącach rządów PiS gospodarcze notowania Polski bledną. Obniżono nasze ratingi, czyli oceny kondycji gospodarczej. Według szacunków ekspertów ok. 14 mld zł kapitału odpłynęło z Polski. Pod względem inwestycji zagranicznych osuwamy się na szary koniec UE. Zauważalnie osłabiła się złotówka, a polska giełda odnotowała największe spadki w regionie. Wydatki państwa wyraźnie rosną i będą rosły. Program 500+ ma kosztować tylko w tym roku 17 mld zł. Dziesiątki miliardów mają kosztować: obniżenie wieku emerytalnego oraz wzrost kwoty wolnej od podatku. Nie zrównoważy tego planowane około 5 mld zł wpływów z podatku bankowego. Choć już obecnie minister finansów gimnastykuje się jak może, widać coraz wyraźniej, że budżet państwa nie ma szans się zrównoważyć. Deficyt będzie większy. Według prognoz Komisji Europejskiej w przyszłym roku Polska będzie miała trzeci pod względem wysokości deficyt strukturalny w Unii Europejskiej. Ekonomiści sygnalizują całkiem przy- tomnie, że polityka rządu realnie przybliża groźbę kryzysu w polskiej gospodarce. Może być tragicznie, jeśli rząd będzie nadal stawiał na populizm, zamiast respektować rynkowe realia. Polska może stać się gospodarczą Wenezuelą czy Argentyną, które stoją na skraju przepaści. Kamieniem u naszej szyi już za 2–3 lata może być PiS-owski pomysł połączenia górnictwa z energetyką. Już obecnie niektórzy ekonomiści uważają, że to pomysł szalony. Pożądana przez większość obniżka wieku emerytalnego też musi być negatywnie oceniana, jeśli zna się demograficzne realia. Zła polityka gospodarcza PiS może spowodować, że Polska już nigdy nie stanie się państwem zamożnym. Takim, w którym na głowę statystycznego obywatela przypada co najmniej 15 tys. dolarów. Przy dotychczasowym poziomie rozwoju mielibyśmy na to szansę za ok. 20 lat. A przy rządach PiS? Nikt nie odważy się nawet prognozować. ADAM NOWAK [email protected] MYŚLĘ, WIĘC JESTEM Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. strona 19 Filozofia stosowana Za Na uczelniach pachnie dobrą zmianą komuny kadra akademicka dzieliła się na kilka kategorii. Większość „nie mieszała się do polityki” i mogła sobie żyć spokojnie. Dość liczni wykazywali się lekkim oportunizmem, chodząc na jakieś pochody i, dajmy na to, grabiąc listki w „czynie społecznym”. Potem szli „szeregowi partyjni”, którzy należąc do PZPR, starali się żyć przyzwoicie i nikomu krzywdy nie robić. Byli wśród nich i tacy, którzy wykorzystywali swoją pozycję, aby o coś ważnego powalczyć, a nawet kogoś tam niegrzecznego od represji wyreklamować. Niestety, niemało też było partyjnego betonu, czyli twardych „czerwonych”, którzy pilnowali porządku na uczelni, zwalczając wszelkie odstępstwa od linii partii i tępiąc wszelką opozycję. Większość tych reżimowych docentów i profesorów była pod względem naukowym co najwyżej mierna, lecz – niestety – zdarzali się też naukowcy porządni, a jednak czerwoni jak pomidory. Gdy komuna się skończyła, zwykle przybrali szybko barwę czarną, a pozostali partyjni okazali się, jak te rzodkiewki – czerwoni po wierzchu, a biali (czyli nijacy) w środku. Teraz są cali biali, to znaczy nie wychylają się. Jak wisienka na torcie siedzieli sobie na uniwersytetach również nieliczni ideowi ludzie lewicy, spośród których część należała do partii, a inni wręcz przeciwnie – działali w opozycji. Większość tej ostatniej (w każdym zaś razie środowiska Komitetu Obrony Robotników) miała zresztą nachylenie lewicowe, jakkolwiek zdarzali się również wykładowcy zaangażowani w opozycję, a mający poglądy prawicowe. Nie było ich wielu, ale byli. Tych akademików opozycjonistów różnej maści było w skali kraju ze dwie, może trzy setki. Ich rola w obalaniu komuny okazała się bezcenna. A jak to jest dzisiaj z tą polityką na wyższych uczelniach? Cóż, formalnie żadne partie na uczelniach nie działają. Nie znaczy to jednak, że środowisko naukowe nie znajduje się pod ideologiczną presją. Wyjąwszy kilka ekskluzywnych instytutów, zwykle związanych w naukami społecznymi i literaturoznawstwem, środowiska naukowe są dość silnie sklerykalizowane i lekko „podstraszone”. Niemal wszędzie hołubi się lokalnych biskupów i mało kto ma odwagę się wychylić z jakimiś nieprawomyślnymi treściami. Coś takiego, jak krytyka dogmatów katolickich, Jana Pawła II albo oficjalnej wersji historii Polski jest w większości uczelni nie do pomyślenia. Mimo to aż do zeszłego roku obnoszenie się z popieraniem PiS było traktowane w środowisku naukowym jako coś żenującego i zdarzało się sporadycznie. Jednak im bliżej było do sukcesu wyborczego PiS, tym bardziej widoczni stawali się zwolennicy tej partii. Ku naszemu, czyli akademików, zdumieniu „pisolubna” kadra naukowa jest wcale liczna – zaryzykowałbym twierdzenie, że może to być nawet jedna piąta akademickiej populacji. Jeśli doliczyć do tego notorycznych oportunistów, w tym usłużnych wobec władzy rektorów i dziekanów, to wyjdzie na to, że tzw. prawica, Głos oburzonych P Ostatnia deska rzez naszą Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej przewijają się dziesiątki spraw dotyczących pomocy najbiedniejszym. Więc coraz gorzej sypiamy, bo czujemy się odpowiedzialni za los ludzi, którym zgodziliśmy się udzielić pomocy. Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej jest bardzo skuteczna. Bo nam zależy i mamy doświadczenie, kontakty i szacunek nawet u tych, którzy stoją po przeciwnej stronie. A im jesteśmy skuteczniejsi, im więcej ludzi dowiaduje się, że „ostatnia deska ratunku” działa, tym więcej osób zgłasza się po pomoc. Wczoraj byłem w banku z klientem, choć lepiej byłoby go nazwać podopiecznym Kancelarii, bo my za nasze działania nie bierzemy nigdy pieniędzy. Młody, bardzo wątły psychicznie człowiek wynajmował mieszkanie. Kiedy właściciel poinformował go, że zamierza sprzedać mieszkanie, postanowił je nabyć. Wziął w banku 240 tys. zł kredytu. Ponieważ zarobki, jakie zechciał oficjalnie wykazywać jego pracodawca, były za niskie (pracował jako kucharz w restauracji), to poprosił brata o podżyrowanie pożyczki. Kiedy stracił pracę w wyniku mobbingu, musiał poddać się terapii. Czas płynął, a wraz z nim rosły karne odsetki. Wreszcie bank zabrał się do licytowanie mieszkania. Jednak rzutem na taśmę udało mu się mieszkanie sprzedać. Oddał bankowi 200 tys. zł, co wraz ze spłaconymi dotychczas ratami dawało prawie kwotę kredytu. Okazało się, że pozostało mu jeszcze do spłacenia... 130 tys. zł. Teraz zarabia o wiele mniej niż kiedyś i 800 zł raty, której zażądał bank jako warunek podjęcia dalszych rozmów, to była połowa jego zarobków. A musiał przecież gdzieś mieszkać, więc wynajął kolejne mieszkanie. Kwota kapitału wynosi 48 tys. zł, ale za to odsetki to aż 80 tys. zł. Poprosiłem panią z banku, żeby rozważyła celowość dalszej egzekucji. W końcu ustawa nakazuje pozostawienie dłużnikowi płacy minimalnej, zastawu już nie ma, więc egzekucja może być z dochodu, a to będzie najwyżej 200–300 zł miesięcznie. Nie wystarczy nawet na odsetki. Zapytałem o możliwość umorzenia odsetek (80 tys. zł). Nie było jednak o tym mowy. Więc zapowiedziałem upadłość konsumencką obu braci. Trzy lata się pomęczą i będą czyści. W przeciwnym razie byliby skazani pracować na korzyść banku do końca swoich dni i to za nic, bo mieszkania już nie ma. Zgłaszamy do Ministerstwa Sprawiedliwości wiele nadużyć, sprawy związane z oszustwami, lichwą, i prokuratura podejmuje śledztwa, które jeszcze niedawno masowo umarzała „z braku znamion przestępstwa”. Każde wyjście z domu wiąże się z możliwością spotkania kogoś, kto poprosi o pomoc. Na poczcie, w banku, w sklepie wciąż nagabują nas ludzie, których nie stać na adwokata, a którzy popadli w wielkie tarapaty. Zgłaszają się też ludzie, którzy wcześniej złożyli swój los w ręce przyszłego prezydenta, Andrzeja Dudy i poszli do tzw. Dudapomocy. Zawiedli się i teraz powiększają kolejkę przed Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej. czyli połączone siły klerykalne i partyjne, w zasadzie trzymają stery polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Zbuntowane wydziały nauk prawnych wzywające Dudę do powrotu na drogę prawa są chwalebnym rzecz jasna, acz jednak wyjątkiem od reguły. Atmosfera na uczelniach zaczęła przypominać tę z lat 80. Szeptanki na korytarzach, milknące rozmowy, gdy zbliża się osobnik niepewny, drobne aluzje w wypowiedziach na radach wydziału. Na ogół ostrożni i bojaźliwi nauczyciele akademiccy patrzą po sobie i zbierają się na odwagę. Testem tej rodzącej się odwagi są marsze KOD. Idą na nie czasem z duszą na ramieniu, ale na miejscu widzą, że koledzy też odważyli się przyjść. Od razu robi się weselej i raźniej. Tak to wygląda w moim światku. Ale czy w innych środowiskach nie jest podobnie? Czy tej samej odwagi nie szukają dziś w sobie urzędnicy, nauczyciele, lekarze? Coś takiego miało miejsce w roku 1988. Wszyscy przygotowywali się do „dobrej zmiany”. Nadeszła już w roku następnym. Może tak będzie i tym razem? JAN HARTMAN [email protected] Ja nie narzekam, my lubimy pomagać. Ale możliwości nasze są już na wyczerpaniu. Wynajmujemy od miasta suterenę o powierzchni 26 mkw. Utrzymanie lokalu kosztuje, kosztują materiały biurowe, paliwo, żeby wszędzie dojechać na czas, nawet opłaty za listy polecone, które często wysyłamy tuż przed północą na dyżurnej poczcie, bywają problemem. Owszem, pisaliśmy wielokrotnie wnioski o dofinansowanie naszej działalności z funduszy publicznych. I zawsze nam odmawiano. Z przyczyn, jak sądzę, politycznych. Dla rozpatrujących nasze wnioski urzędników byliśmy zbyt czerwoni. W rezultacie nasze stowarzyszenie działa dzięki dobrowolnym wpłatom obywateli. I to już od 13 lat. Wiele osób trzyma za nas kciuki, ludzie cenią to, co robimy. Jesteśmy społecznikami i nigdy nie oczekiwaliśmy za to, co robimy, jakiejkolwiek zapłaty, ale zupełnie bez środków skutecznie działać się nie da. Często klient nie ma na opłatę sądową, więc wnosimy ją za niego, zrzucając się w nadziei, że jak się odkuje, to odda. Nie każdy ma czas i predyspozycje, żeby robić to, co my. Ale żebyśmy my mogli to dalej robić, potrzebna nam jest Wasza pomoc. Nawet najskromniejsze wpłaty na konto Kancelarii często ratują sytuację, chroniąc nas przed wyłączeniem Internetu czy energii elektrycznej. Bywało, że jednak nie udawało się tego uniknąć, i wtedy pisaliśmy pisma procesowe ręcznie. Bo Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej, ostatnia deska ratunku, nie może przestać działać. PIOTR IKONOWICZ [email protected] Wszystkich, którym nieobcy jest los najbardziej potrzebujących i popierają naszą działalność, podajemy numer konta, z prośbą o pomoc finansową: Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej 14 1020 1156 0000 7202 0083 2899 strona 20 GRUNT TO ZDROWIE nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Miniaturowi krwiopijcy Ze względu na łagodną zimę tegoroczne lato „obrodzi”, niestety, plagą insektów z komarami na czele. Taką mało optymistyczną przepowiednię głoszą biolodzy. Już teraz można zaobserwować wyjątkową aktywność miniaturowych krwiopijców, a do lata jeszcze trochę pozostało. Warto zatem przygotować się na ich inwazję i uzbroić w skuteczny oręż. Na rynku jest sporo chemicznych preparatów odstraszających komary. Nie są one jednak tak skuteczne, jak zapewniają ich producenci. Ponadto w większości z nich znajduje się N-dietylo-m-toulamid (DEET) – substancja oddziałująca w toksyczny sposób na nasz układ nerwowy. Według naukowców z Duke University doprowadza ona do obumierania komórek mózgu, działa drażniąco na oczy i skórę. Jest również toksyczna dla organizmów wodnych i ptaków. W związku z jej niewłaściwym stosowaniem za oceanem odnotowano już kilka zgonów. Nasuwa się zatem pytanie – czy warto odstraszać komary trucizną mogącą nam przysporzyć o wiele poważniejszych problemów niż uciążliwe i bolesne ale jednak nie śmiertelne kąsanie? Zdecydowanie NIE! Tym bardziej że natura posiada w swoich zasobach środki skutecznie odstraszające owe insekty, będące całkowicie bezpieczne dla ludzi i otaczającego nas środowiska. Komary przyciąga do nas zapach potu i zawartego w nim kwasu mlekowego oraz amoniaku, podwyższona temperatura ciała, a także podwyższona zawartość dwutlenku węgla w wydychanym przez nas powietrzu. Trzeba przyznać, że te bestie mają naprawdę czułą aparaturę naprowadzającą! Można ją jednak oszukać lub zniechęcić owady do żerowania na naszym ciele. Jak to zrobić? Planując wycieczkę w teren, należy założyć na siebie jasne ubranie. Komary, podobnie jak większość insektów lgną do ciemnych strojów, na tle których są prawie niewidoczne. Jasny podkład to duże ryzyko zauważenia krwiopijcy i rozgniecenia go. Warto też bezpośrednio przed wyjściem wziąć prysznic z użyciem szarego mydła, które jest tanie, hypoalergiczne i bezzapachowe. Dla komarów staniemy się w rezultacie mało atrakcyjni. Jednak ten środek nie działa zbyt długo, dlatego konieczne będzie zaopatrzenie się w preparaty, które będziemy mogli zabrać ze sobą, aby korzystać z nich w miarę potrzeby. Sprawdzonym i równie tanim rozwiązaniem jest olejek do ciast o zapachu wanilii. Nawet jego niewielka ilość sprawi, że komary nie będą nami zainteresowane. Uważać tylko trzeba z jego aplikacją, by nie poplamić ubrań. Brzydkie plamy zejdą dopiero w solidnym praniu. Odstraszająco działa również olejek cynamonowy, eukaliptusowy oraz sosnowy. Te dwa ostatnie dostaniemy jako olejki pielęgnacyjne, nie zaś jako aromaty do ciast. Odstraszająco działa również kamfora oraz waleriana, aczkolwiek ich drażniący zapach równie silnie jak komary odstraszać może osobniki rodzaju ludzkiego. Podobnie zadziała zjedzenie sporej porcji czosnku i cebuli. Sprawią one, że nasz pot będzie, mówiąc wprost, śmierdział. Dlatego ten rodzaj walki z komarami odradzamy. Skutecznym środkiem antykomarowym jest ocet. Zwłaszcza, kiedy użyjemy go z liśćmi orzecha włoskiego. Kilka poszatkowanych liści wystarczy gotować parę minut w szklance octu, aby otrzymać skuteczny eliksir. Jeśli zaopatrzymy się w buteleczkę z atomizerem to wlany do niej przecedzony i ostudzony ocet orzechowy będzie naszym niezastąpionym obrońcą w czasie spacerów po łonie przyrody. Wystarczy skrapiać nim od czasu do czasu ciało narażone na kontakt z insektami. Kolejny sposób spodoba się panom. Jest nim bowiem piwo, a konkretnie zawarta w nim witamina B6. Oczywiście przyjmowane wewnętrznie, a nie użyte do nacierania ciała. Zmienia ona zapach potu, zniechęcając insekty do żerowania na piwoszu. Osoby posiadające własny zielnik mogą skorzystać ze świeżych liści bazylii. Roztarte na miazgę i wsmarowane w skórę skutecznie usuną nas z „radarów” latających krwiopijców. Powyższe sposoby są zazwyczaj wykorzystywane podczas przebywania na wolnym powietrzu. W domu też warto przedsięwziąć środki zaradcze, które zapobiegną wizycie nieproszonych latających gości. I nie chodzi o tak banalny sposób jak siatki czy moskitiery na oknach i drzwiach. Gość won... z domu! Oto remedium: Turówka wonna to trawa, której źdźbła zna smakosz żubrówki. Jest skutecznym środkiem odstraszającym komary, bo zawiera substancje, których syntetycznym odpowiednikiem jest wspomniany na wstępie toksyczny DEET, obecny w większości preparatów chemicznych. Turówka nie tylko nie jest toksyczna, ale jeszcze odstrasza krwiopijców skuteczniej niż jej syntetyczne podróby. Ustawiona na parapetach będzie stanowiła zaporę nie do przejścia nawet przy szeroko otwartych oknach. Gwoli ścisłości należy dodać, że barierę podobną do tej z turówki możemy również zrobić z pokrojonego czosnku i cebuli oraz gąbki nasączonej octem z wywarem liści orzecha włoskiego. Mają one intensywny zapach, który szybko wypełni całe mieszkanie, skutecznie wypraszając z niego komary. Niestety, także naszych wrażliwszych ludzkich gości. Jeśli zaspaliśmy z ochroną naszego mieszkania i wypełniło się ono brzęczącymi natrętami, możemy użyć terpentyny. Zamiast ścigać komary ze ścierką lub gazetą i upstrzyć ściany mało estetycznymi plamami, wystarczy zamknąć wszystkie okna i drzwi, nalać na spodek nieco terpentyny i odczekać około 30 minut (oczywiście nie w tym pomieszczeniu). Opary terpentyny skutecznie uśpią nieproszonych gości i łatwo ich będzie definitywnie zneutralizować. Po wywietrzeniu stawiamy turówkę lub cebulę na parapecie i kłopot z głowy. Post factum Pozostał nam ostatni, najmniej przyjemny aspekt kontaktu z komarami: co zrobić po ugryzieniu? Przede wszystkim nie drapać. Drapanie nic nie pomoże, tylko zwiększy stan zapalny, doprowadzi do rany oraz wydłuży czas gojenia. I tutaj znów sprawdzi się cebula. W okresie letnim powinniśmy mieć jej zapas bezustannie przy sobie. Ukrojoną cząstkę adekwatną wielkością do rozmiaru bąbla, kładziemy na nim i zaklejamy plastrem. Działanie kojące wykazuje również surowy ziemniak, który stosuje sie podobnie jak cebulę. Skutecznym środkiem zarówno przeciwko opuchliźnie, swędzeniu, jak i zaczerwienieniu jest amoniak rozcieńczony wodą. Kompres z niego szybko pomoże zapomnieć o dolegliwościach. Jeśli jednak nie mamy pod ręką kojącego amoniaku, możemy wykorzystać w tym celu spirytus salicylowy lub ocet. Ostatecznie mogą to być perfumy. Każda z tych substancji złagodzi dokuczliwe objawy pokąsania. Olejek eukaliptusowy sprawdzi się w przypadku bąbli nieznośnie swędzących. Wystarczy nim posmarować obficie rankę i powstrzymać się przez kilka minut od drapania. Gwarantuję, że się opłaci, ponieważ po tym czasie obezwładniająca potrzeba drapania bąbla zniknie bez śladu. Ostatni sposób to prawdziwy hit – goździki. Zawierają one eugenol – substancję odkażającą i znieczulającą o tak silnym działaniu, że przynosi ulgę w przypadku bolącego i mocno popsutego zęba. Eugenol jest wykorzystywany w stomatologii do odkażania kanałów zębowych oraz jako składnik cementu dentystycznego. Olejek goździkowy stosuje część dentystów jako środek wstępnie znieczulający przed zrobieniem zastrzyku w dziąsło. 2–3 zmiażdżone goździki przyłożone na zwilżony wodą bąbel przyniosą błyskawiczną i całkowitą ulgę. ZENON ABRACHAMOWICZ [email protected] Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. PRZEMILCZANA HISTORIA Z historii aborcji (3) N aziści okazali się gorliwymi „obrońcami życia nienarodzonego”. Oczywiście życia niemieckiego, „pełnej krwi aryjskiej”. Po rzezi pierwszej wojny światowej co czwarta niemiecka dziewczyna nie miała kandydata na męża. Zwolennicy zakazu aborcji powoływali się przede wszystkim na argumenty demograficzne. Jeżeli jeszcze w 1900 roku na kobietę przypadało w Niemczech czworo dzieci, to w 1923 – już tylko 2,3, a w 1932 – 1,6. Spadek liczby urodzeń wynikał niewątpliwie z katastrofy ekonomicznej, która była rezultatem pierwszej wojny światowej i kolejnych wielkich kryzysów, ale też z reparacji wojennych. Zrób to sama Kiedy naziści ze względów demograficznych zaostrzyli zakaz aborcji, zwolennicy liberalizacji prawa wskazywali, że powszechna podziemna i amatorska aborcja prowadzi niejednokrotnie do infekcji i gorączki połogowej. Obok aborcji ciągle powszechne były szkodliwe dla zdrowia sztuczne poronienia – wywołane na przykład przez zażywanie chininy czy picie gorącego wermutu z goździkami. Po wypiciu całej jego butelki miało następować poronienie. Popularny podręcznik medycyny praktycznej „Bilz”, który oferował liczne sposoby sztucznych poronień, sprzedany został do 1902 r. w ponad milionie egzemplarzy, a do lat 20. sprzedano go ponad trzy miliony egz. Dopiero w hitlerowskim wydaniu z 1934 r. wszelkie aborcyjne ślady instruktaży „zrób to sama” zostały wyeliminowane. Tymczasem co roku umierało z powodu powikłań proaborcyjnych 5–50 tys. kobiet. Tylko zamożnych stać było na zbieg wykonany nie przez „wytwórczynię aniołków”, a przez kilkakrotnie droższego lekarza. Za wyższe honorarium w gazetach ogłaszali się ginekolodzy, którzy pod pozorem leczenia kobiecych chorób, a przede wszystkim zaburzeń w menstruacji („miesiączkę wywołuję”), reklamowali prywatne gabinety aborcyjne. Termin „ciąża niechciana” (ungewollte Schwangerschaft) pojawił się w Niemczech już przed stuleciem i oznaczał z reguły względy socjalne skłaniające kobiety do przeprowadzenia aborcji. Lekarze przeprowadzali je często bez narkozy, ze względów odstraszających, z drugiej jednak strony – mimo nielegalności – były one powszech- ne. Nie było to niebezpieczne. Denuncjowanie zdarzało się rzadko i kobiety z reguły były w tej sprawie solidarne. Całkiem niewykrywalna pozostawała aborcja przeprowadzana przez lekarzy domowych u zamożniejszych mieszczan. Pewien lekarz z małego miasteczka pozostawił po swojej śmierci kartotekę swemu następcy, który znalazł w niej tylko w jednym roku 426 zabiegów aborcyjnych. Śmierć za skrobankę Jeżeli w czasach Republiki Weimarskiej za nielegalnie przeprowadzoną skrobankę groził berlińskiemu lekarzowi mandat w wysokości 40 marek, to po roku 1933 za takie samo przestępstwo szło się do więzienia na 6–15 lat. Zakazano też reklamy i wystawiania w witrynach środków antykoncepcyjnych. Zresztą prezerwatywy i środki chemiczne były drogie, niewygodne, niepewne i niepraktyczne, a w 1930 r. 60 proc. Niemców jako jedyną metodę antykoncepcji wciąż stosowało stosunek przerywany. Ustawodawstwo antyaborcyjne obowiązywało jedynie osoby posiadające obywatelstwo niemieckie i – jednocześnie – zalecało aborcję ze względów eugenicznych w wypadku obciążeń dziedzicznych: chorób umysłowych, alkoholizmu etc. W rezultacie regulacje aborcyjne zawarte były w ustawie eugenicznej z 1933 r. i w uzupełnieniach do niej z 1935 r. Dopiero „Ustawa o ochronie małżeństwa, rodziny i macierzyństwa” z 1943 r. orzekała jasno, że aborcja jest zabójstwem i sprawca ponosi za nią karę więzienia albo więzienia zaostrzonego, a w wypadku ustalenia, że „uszczuplił siły życiowe narodu niemieckiego”, sąd mógł orzec nawet karę śmierci. To właśnie dlatego, że nazistów interesował jedynie demograficzny charakter prawa antyaborcyjnego, nie objęło ono krajów podbitych, w tym i Polski. Podmiotem prawa był tu nie płód jako człowiek, a ochrona rasy, i to była zasadnicza różnica między polityką antyaborcyjną Rzeszy a współczesnym stanowiskiem Kościoła. Kiedy naziści rozpoczęli „batalię o rozrodczość”, jej efekty stały się szybko widoczne, bo poprawiała się sytuacja gospodarcza, spadało bezrobocie, rosły zarobki i pomoc państwa dla rodziny. W latach 1933–1939 śmiertelność niemowląt spadła w Rzeszy z 7,7 proc. na 6 proc. urodzonych. Stopa urodzeń wzrosła w latach 1933–1939 prawie dwukrotnie. Liczba małżeństw bezdzietnych spadła z 33 proc. (1932 r.) do 20 proc. (1939 r.). Urlopy macierzyńskie wprowadzono już w 1927 r. – 6 tygodni przed i po rozwiązaniu, jednak oznaczały one płacę zredukowaną o 1/4, więc kobiety zwykle z nich rezygnowały. Maszyna do rodzenia Wzrost dzietności i przyrostu naturalnego nie nastąpił jednak, co oczywiste, z powodu zakazu aborcji. Jeżeli w Polsce roku 2015 oddano do użytku 120 tys. mieszkań, to III Rzesza Niemiecka 80 lat temu przy ówczesnych prymitywnych technologiach i wysokich kosztach budowała ich rocznie 300 tys. Na dokładkę preferowano drogie domki jednorodzinne, a bloki masowo powstawały dopiero po drugiej wojnie światowej. Młode małżeństwa nagminnie korzystały z wprowadzonych przez Hitlera tzw. pożyczek małżeńskich, zasiłków na dzieci i dodatków rodzinnych. Zasiłek przysługiwał dopiero na czwarte z kolei dziecko, dodatki rodzinne – od dziecka trzeciego. Z kolei dla otrzymania pożyczki dla młodych małżeństw kobieta musiała się zrzec prawa do pracy, o ile jej mąż przekraczał wyznaczony próg dochodów. Natomiast za każde urodzone przez nią dziecko umarzano 25 proc. pożyczki. Najbardziej płodnym kobietom wręczano honorowe ordery matki: brązowy – za urodzenie pięciorga, srebrny – za siedmioro, złoty – za dziewięcioro dzieci. Nie przypadkiem więc Niemcy tego czasu żartowali, że kobieta jest traktowana przez władze jak „maszyna do rodzenia”. Wszystkie te posunięcia służyły wsparciu „tradycyjnej” rodziny wielodzietnej. Kult licznej rodziny doprowadzony został właściwie do absurdu. Śledzono i piętnowano rodziny bezdzietne. Dresdner Bank w rocznym bilansie zamieszczał szczegółowe informacje o liczbie dzieci swoich pracowników, a organ SS „Das Schwarze Korps” komentował: „Te liczby są alarmujące! Aż połowa żonatych pracowników banku nie ma dzieci!”. W 1938 r. zreformowano prawo rozwodowe, ustalając, że odmowa prokreacji jest wystarczającym powodem do wniesienia o rozwód. Kiedy pomoc socjalna państwa nie była w stanie rozwiązać materialnych problemów najuboższych, władze złościły się, że są „lekkomyślnie biedni”, przez co nie mogą spełnić patriotycznego obowiązku rozmnażania. Odwilż aborcyjna W Rosji Radzieckiej liberalizacja prawa aborcyjnego wprowadzona została w 1920 r. Przy ówczesnej wschodnioeuropejskiej biedzie aborcji było bardzo dużo. W 1928 r. na jedno urodzone dziecko w ZSRR przypadało aż 1,4 aborcji. W Moskwie w 1934 r. na 100 porodów przypadało 271 zarejestrowanych aborcji! W 1936 r. na skutek kryzysu demograficznego, wynikającego również z ogromnej śmiertelności, zakazano aborcji poza względami medycznymi. W 1937 r. stopa urodzeń w Moskwie wzrosła z 19,9 na tysiąc mieszkańców na 35,4. Tylko do tego czasu propagowano i popierano antykoncepcję i regulację urodzeń. Równocześnie poprzez wpro- strona 21 wadzenie wysokich opłat zakończyła się dawna swoboda w przeprowadzaniu rozwodów. Spadek urodzeń widoczny był jednak przede wszystkim w dużych miastach rdzennej Rosji, gdzie zaznaczał się ostro kryzys mieszkaniowy. W 1926 r. na tysiąc mieszkańców w miastach przypadało 5 rozwodów, podczas gdy na wsi – 1,4. Dzisiaj 50 proc. małżeństw kończy się rozpadem i na te cyfry patrzy się z uśmiechem. Ponowna legalizacja aborcji w ZSRR nastąpiła dopiero w 1955 r. za Chruszczowa (wraz z odwilżą po śmierci Stalina), a w Polsce pozwolono na nią w 1956 r. W Niemczech natychmiast po wojnie władze okupacyjne zniosły wszystkie zaostrzenia prawa wprowadzone przez nazistów w 1933 r., a dla prawników nie było jasne, czy paragraf 218 k.k. dotyczący aborcji ma jeszcze w ogóle obowiązywać. Przywrócono rozwiązania z 1927 r., z wprowadzonymi wówczas wyjątkami od zakazu aborcji, jednak nastąpiło też duże zróżnicowanie między poszczególnymi landami. Na przykład w Saksonii, Turyngii i Meklemburgii przy ocenie aborcji oprócz względów kryminalnych brano pod uwagę względy społeczne, a w Meklemburgii – uszkodzenie płodu. Nastroje społeczne nawet na lewicy nie były zbyt sprzyjające rozluźnieniu prawa aborcyjnego, bo obawiano się utraty głosów na rzecz CDU, także SPD powstrzymało się przed kampanią w tym zakresie i aż do początku lat 70. żadnych zmian w Niemczech nie było. Tak więc teoretycznie dosyć restrykcyjna ustawa antyaborcyjna bardzo rozciągnięta przez poprawki z lat 20., obecnie również dopuszczała aborcję ze względów medycznych, w tym faktycznie społecznych. Poglądy lekarzy niejednokrotnie były jednak konserwatywne jak z roku 1900. W kolejnych dziesięcioleciach zazwyczaj uznawano, że przesłanką do aborcji jest tylko zagrożenie życia i zdrowia matki, ale to ostatnie rozumiane było tak szeroko, że właściwie uwzględniało również względy socjalne. Dominowało podejście pragmatyczne, przy którym możliwe było stosowanie środków antykoncepcyjnych o charakterze poronnym, jak spirala, czy tabletka „dzień po”. W latach 1968–1975 liczba zezwoleń na aborcję wzrosła w Niemczech z 2826 do 17 814 przypadków, w dużym stopniu ze wskazań psychiatrycznych, a więc po części socjalnych. W latach 70. oceniano jednak w mediach liczbę nielegalnych aborcji na 1–3 mln, ale dane te uważa się często za zbyt wysokie. Specjaliści mówią o 100–250 tys. przypadków. Profesor DARIUSZ ŁUKASIEWICZ [email protected] strona 22 ZE ŚWIATA Gołąbek niepokoju miejscowości. W cichej na pewno, bo od dawna mało kto tam mieszka. Opuszczone domy to w większości zabytki i tu jest haczyk. Co prawda można je kupić za wspomniane euro, ale obowiązkowy remont takiej budowli to wydatek, lekko licząc, 25 tysięcy. Parlament miodem płynący Uchodzące za symbol pokoju gołębie wcale takie pokojowe nie są. Przynajmniej te na granicy Jordanii i Syrii. Tamtejsi pogranicznicy zatrzymali ptasiego posłańca… terrorystów z Państwa Islamskiego. Skąd ta pewność, że gołąb nie miał pokojowych zamiarów? Ptak miał przywiązany do nóżki komunikat dla jordańskiej komórki dżihadystów. Niebezpieczna znajda świadczy o tym, jakimi hipokrytami są islamscy fanatycy. Wszak niespełna rok temu na terenach przejętych przez ISIS zakazano hodowli gołębi, twierdząc, że jak te latają, widać im… genitalia. A to już ogromna zniewaga dla islamu. Posiadaczy skrzydlatych pupili zaczęto karać karą śmierci… Bez satysfakcji Sławni Rolling Stonesi wytaczają wojnę Donaldowi Trumpowi – kontrowersyjnemu kandydatowi na prezydenta! Chodzi o kultowy już utwór grupy, „Start Me Up”, który republikanin bez wiedzy muzyków wykorzystał w swojej kampanii reklamowej. Jagger i spółka wystosowali do Trumpa pismo z żądaniem, żeby przestał rozgrzewać publikę ich muzyką. Wcześniej podobne wnioski złożyli Adele i zespół Aerosmith. To nie żart. Niemiecki Bundestag zakłada własną pasiekę! Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest partia Zielonych i to z jej inicjatywy na terenie parlamentu postawiono już jeden ul dla dla 50 tysięcy tych owadów. Niemieccy politycy chcą w ten sposób zwrócić uwagę na spadek w ich kraju liczby pożytecznych pszczółek, co jest spowodowane m.in. coraz większą zawartością pestycydów w różnych substancjach. Te, co skaczą i fruwają Dyrekcja zoo w San Francisco wpadła na oryginalny pomysł, jak zebrać pieniądze na udoskonalenie swojej placówki. W tym celu wykorzystała własnych podopiecznych. A dokładniej mówiąc – ich talent malarski. Wśród artystów były lwy, tygrysy, nosorożce, żółwie, lemury, a nawet… karaluchy z Madagaskaru. Każdy malował tym, czym umiał – łapami, pyskiem lub całym ciałem. Efekt? 50 prawdziwych dzieł sztuki… Mumia w adidasach to produkowane przez markę Adidas. Zdjęcie z odkrycia natychmiast obiegło Internet, a użytkownicy zaczęli podejrzewać, że wykopana kobieta jest podróżniczką w czasie. Archeolodzy szybko ustalili, że celem charakterystycznych białych pasków było scalenie elementów obuwia. „Sportowe” buty można teraz oglądać w muzeum w Kobdo. Spróbuj wysuszyć Wenezuela walczy z coraz częstszymi przerwami w dostawie prądu. Oszczędzać mają głównie panie… Prezydent kraju Nicolás Maduro uważa, że Wenezuelki nadużywają… suszarek do włosów i wzywa je do ograniczeń. – Kobieta, która się czesze palcami, jest znacznie ładniejsza, przekonuje prezydent. To odkrycie może służyć za darmową reklamę pewnej niemieckiej firmy sportowej, która produkuje odzież i buty z charakterystycznymi trzema paskami. W Mongolii wykopano właśnie 1500-letnią mumię, która na nogach miała obuwie przypominające Pierś i mundur Karmiące matki w pracy to temat prac przygotowanych przez cenioną fotograf Tarę Ruby. Nietypowa sesja ma dodać kobietom otuchy i przekonać je, że bycie matką i pracownikiem można pogodzić. Na apel artystki początkowo odpowiedziało 10 kobiet. Były to m.in. przedstawicielki służby zdrowia, strażaczki czy żołnierki, odziane w pracownicze uniformy i karmiące swoje pociechy piersią. Z czasem do projektu dołączyły przedstawicielki innych profesji. Wścieklizna ukryta w kolcach Uczą i jedzą Nauczyciele z Uzbekistanu dostają wypłaty w… kurczakach! Była republika radziecka ma w ostatnich latach kłopoty z wypłatami dla pracowników sektora publicznego. Mimo stałego wzrostu gospodarczego! – W ubiegłym roku płacili nam w ziemniakach, marchewkach i dyniach. W tym roku musimy przyjmować kurczaki zamiast pensji – nie kryje irytacji jeden z nauczycieli w mieście Nukus. Mniej wkurzeni są „niepubliczni” mieszkańcy Uzbekistanu. Chociaż za zaistniałą sytuację oskarżają „skorumpowane i bezwstydne” władze, nie opuszcza ich poczucie humoru. – Co w tym złego? Rosół na śniadanie, smażony kurczak na lunch i kura na obiad. To jest przecież odżywcze – mówi BBC jeden z rozmówców, po czym zaznacza, że władze ściśle kontrolują media w tym kraju. Zrób to z głową Szklane domy Zaledwie jedno euro wystarczy, by stać się właścicielem nieruchomości we Włoszech! Co prawda jedynie w trzech miasteczkach, ale dobre i to. Walcząc z wyludnieniem, burmistrzowie trzech miast – Gangi na Sycylii, Carrega Ligure w regionie Piemont oraz Lecce nei Marsi w Abruzji – postanowili drastycznie obniżyć ceny samorządowych domów. Władze wspomnianych miejscowości przekonują, że to doskonały interes, bo nie ma nic przyjemniejszego niż życie w cichej i malowniczej nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Głupich nie sieją, sami się rodzą! Po wyzwaniach na oblewanie się wiadrem wody i obrzucaniem lodem przyszedł czas na corn challenge, czyli wyzwanie kukurydziane. „Zabawa” polega na tym, że kolbę kukurydzy nadziewa się na wirującą wiertarkę i tak ją spożywa. Oczywiście filmik z całego zdarzenia wrzuca się do Internatu. Tak też zrobiła pewna Azjatka, która nie przewidziała skutków wyzwania. Wirująca wiertarka po prostu wciągnęła długie włosy dziewczyny i wyrwała je z czubka głowy. Tylko tyle i aż tyle… i jak bardzo jest ważna. Najmłodszym ma to uzmysłowić powstająca właśnie klinika przeszczepów dla pluszaków. I tak dzieci, które nie bawią się już swoimi maskotkami, mogą je oddać na rzecz fundacji. Ma im to uświadomić, że zabawki mogą być jeszcze potrzebne i uratować „życie” innym pluszakom. Pod nogi patrz W Moskwie miał miejsce niespotykany atak. Wściekłych jeży… Według tamtejszego inspektoratu weterynarii wścieklizna u tych sympatycznych ssaków jest tak silna, że śmiertelne może okazać się ukłucie się chociażby jednym maleńkim kolcem. Czyżby jeże szykowały się do zdobycia Kremla? Ciastko z (jeż)ynami I znów o jeżach, tym razem nie tylko pozytywnie, ale wręcz słodko… W Tokio otwarto właśnie pierwszą na świecie kawiarnię pełną jeży. Skąd ten pomysł? Ano stąd, że Japończycy kochają kolczaste ssaki i uwielbiają spędzać z nimi czas. Teraz mają ku temu okazję, bo otwarty w rozrywkowej dzielnicy miasta lokal zapewnia mnóstwo słodkości, którymi można delektować się właśnie z jeżami. Godzina w oryginalnym towarzystwie to w przeliczeniu koszt 9 dolarów. A jak ktoś nie będzie mógł się z jeżem rozstać, zawsze może go kupić i zabrać do domu. Miś dawca Pluszowa maskotka jako dawca narządów? Brzmi kontrowersyjnie, ale cel akcji – szczytny. Second Life Toy to japońska inicjatywa, która ma wyjaśnić dzieciom, czym jest transplantologia Ludzie przechodzący przez jezdnię i piszący SMS-y stają się już prawdziwą plagą. Zamiast z procederem walczyć, władze niemieckiego Augsburga chcą ulicznym esemowiczom pomóc. W tym celu w chodnikach zostanie zamontowana sygnalizacja świetlna. Zielone lub czerwone światła będą widoczne nawet dla tych, którzy tkwią z nosem w smartfonie. – Zrozumieliśmy, że w naszych czasach tradycyjna sygnalizacja świetlna jest już poza polem widzenia wielu pieszych – tłumaczy jeden z urzędników ratusza. Przychyli sobie nieba? Jak się dostać do nieba? Być ojcem setki dzieci! Taką teorię wyznaje 43-letni pakistański lekarz Jan Mohammad. Na razie facet jest ojcem „jedynie” 35 pociech, więc jeszcze trochę roboty przed nim. Dlatego szuka właśnie czwartej żony, by szybciej swój zamysł zrealizować. Tata, trzy żony i ich dzieci mieszkają razem na 4 tys. metrów kwadratowych. Pan Mohammad prowadzi niewielki gabinet lekarski, z czego wyciąga miesięcznie równowartość 955 dolarów. Twierdzi, że ta suma pozwala na zaspokojenie wszystkich potrzeb latorośli, po czym rozbrajająco dodaje, że wszystkich imion własnych dzieci nie jest w stanie spamiętać… Opracowała PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK [email protected] KOŚCIÓŁ POWSZEDNI Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Tajemnice zamachu (2) na papieża S łużbom specjalnym Zachodu niespecjalnie zależało na tym, żeby rozwiązać zagadkę zamachu na Jana Pawła II. Miały ku temu liczne powody... We Włoszech toczyły się dwa procesy karne dotyczące zamachu na papieża Polaka, do którego doszło 13 maja 1981 roku. W pierwszym postępowaniu osądzono wykonawcę – obywatela tureckiego Mehmeta Alego Agcę. 22 lipca 1981 roku otrzymał karę łączną dożywotniego pozbawienia wolności. Drugi proces rozpoczął się w maju 1985 roku. Tym razem chodziło przede wszystkim o domniemanych wspólników zamachowca. Idąc za wskazówkami „skruszonego” Agcy, śledczy uznali, że pomagało mu czterech Turków (Musa Çelebi, Bekir Çelenk, Oral Çelik, Ömer Bagci) i trzech Bułgarów (Siergiej Antonow, Jelio Wasiliew, Todor Ajwazow). Oprócz głównego sprawcy na ławie oskarżonych zasiedli Bagci, Antonow i Çelebi. Pozostałych sądzono zaocznie. W okresie poprzedzającym zamach Çelebi (rocznik 1952) przewodniczył nacjonalistycznej Federacji Towarzystw Tureckich Idealistów z siedzibą we Frankfurcie nad Menem (Republika Federalna Niemiec). Podobno pośredniczył w kontaktach ze „zleceniodawcami” zbrodni. Bagci (1946 r.) był członkiem stowarzyszenia „Ognisko Kultury Tureckiej” w Olten (Szwajcaria). Na prośbę Agcy przechowywał mu przez kilka miesięcy „zawiniątko”. Cztery dni przed zamachem przewiózł je do Włoch i oddał „właścicielowi” w Mediolanie. Bagci miał świadomość, że w środku może znajdować się pistolet. I faktycznie była tam broń, z której Agca strzelał do JPII. Nieobecny na ławie oskarżonych Çelenk (1934 r.) był armatorem, przedstawiał się też jako eksporter bułgarskiej wody mineralnej. Urzędował zasadniczo w Londynie, ale jedno z jego biur mieściło się w Sofii. Nieoficjalnie zajmował się nielegalnym handlem bronią i przemytem narkotyków. Jego absencja na procesie była „usprawiedliwiona”. 8 lipca 1985 r. został poddany ekstradycji z Bułgarii do Turcji. Zmarł 14 października 1985 r. w ojczystym więzieniu wojskowym. Z kolei Çelik (rocznik 1959) pozostawał nieuchwytny dla służb specjalnych. Według wyjaśnień Agcy to właśnie on bezpośrednio współuczestniczył w zamachu. Podobno przyszli razem na plac Świętego Piotra. Çelik miał strzelać do JPII, gdyby Agcy coś pokrzyżowało plany, lub zdetonować bombę hukową, żeby spowodować panikę umożliwiającą koledze ucieczkę. Wyrokiem z 29 marca 1986 r. skazani zostali tylko: Bagci (3 lata i 2 miesiące pozbawienia wolności za wwiezienie na terytorium Włoch pistoletu) oraz – symbolicznie – Agca (rok pozbawienia wolności za nielegalne posiadanie broni). Postępowanie wobec Çelenka oczywiście umorzono. Pozostałych oskarżonych uniewinniono „z powodu niewystarczających dowodów ich winy” („Tajemnice zamachu na papieża” – „FiM” 19/2016). Innymi słowy: teoria o spisku „komunistycznych służb specjalnych” mającym na celu zgładzenie papieża Polaka okazała się fantazją. Albo rzeczone służby były tak potężne, że mogły skutecznie zatuszować najbardziej spektakularną zbrodnię, której mocodawców usilnie tropiły wywiady i kontrwywiady Zachodu. Albo „myśliwym” niespecjalnie zależało, żeby rozwiązać zagadkę zamachu na JPII... Przypomnijmy, że Agca zaczął sypać pierwszymi szczegółami o „tropie bułgarskim” dopiero po 29 grudnia 1981 r., kiedy to odwiedzili go w więzieniu Luigi Bonagura z włoskiego wywiadu woj- skowego (SISMI) i Alessandro Petrucceli ze służb cywilnych (SISDE). A tymczasem: 16 maja 1981 r. oficer „Kostrzewa” (Henryk B.), rezydent polskiego wywiadu cywilnego pracujący pod przykryciem dyplomaty w Belgradzie, nadał do centrali pilną informację zdobytą od źródła „Finn” w wydziale konsularnym ambasady Włoch. Z szyfrogramu dowiadujemy się, że na długo przed zamachem Włosi wiedzieli o powiązaniach Agcy ze słynną z terrorystycznych dokonań (zwłaszcza ataków na samoloty pasażerskie) organizacją palestyńską Georga Habasza. W Rzymie obawiano się, że Agca – nie mając o niczym pojęcia – mógł być „manewrowany” przez... wywiad izraelski. 27 czerwca 1981 r. źródło w Rzymie (określone numerem 4072) raportowało Warszawie, że koła powiązane z zachodnioniemiecką CDU/CSU, a także z agencją wywiadowczą BND, zaczęły rozpowszechniać na terenie RFN wersję, że Agcę inspirowała radziecka KGB. 23 grudnia 1982 r. pracujący w Watykanie agent „Potenza” przekazał oficerowi „Pietro” (Edward K.) z rezydentury rzymskiej informację pochodzącą od papieskiego sekretarza – ks. Stanisława Dziwisza. Dziwisz twierdził, że JPII osobiście nie wierzy w „wersję bułgarską” i jest coraz bardziej zaniepokojony jej nadużywaniem do rozgrywek politycznych, a także gier wewnątrz Kościoła. 19 listopada 1984 r. (pół roku przed rozpoczęciem procesu „wspólników” Agcy!) rezydent „Dis” (Maciej D.) powiadomił centralę o informacjach źródła „Bren” wydobytych z ambasady USA w Rzymie. Amerykanie zauważali, że zebrane dowody nie pozwolą na skazanie Bułgarów, a gdy Antonow zostanie uniewinniony, włoski wy- strona 23 Kuziczkin (ur. w 1947 r.) był... podwójnym agentem przewerbowanym przez Anglików. W czerwcu 1982 roku zdezerterował z placówki w Teheranie i schronił się w Londynie. Jego informacje mogły mieć istotne znaczenie dla śledztwa. Gdyby Agca upierał się przy tej znajomości, sytuacja byłaby dla Brytyjczyków bardzo kłopotliwa. 27 grudnia 1983 r. Jan Paweł II złożył wizytę w rzymskim więzieniu Rebbibia. Najpierw spotkał się z więźniami, później przez 20 minut rozmawiał w cztery oczy z Agcą (na zdjęciu). Po wyjściu z zakładu karnego papież oznajmił: „To, co powiedzieliśmy sobie nawzajem, miar sprawiedliwości znajdzie się w pułapce. Dlatego że wyrok może sprowokować poszukiwanie inspiratorów mistyfikacji, których – logicznie rzecz biorąc – należało szukać we włoskich służbach specjalnych. Szyfrogramem o nieustalonej dacie (nadanym podczas procesu Antonowa) oficer „Tibor” (Janusz Cz.) z rezydentury rzymskiej powiadomił centralę, że według pracującego w Watykanie źródła „Vecchio” śladów zamachu trzeba szukać w... angielskich i amerykańskich służbach specjalnych. Ksiądz Józef Kowalczyk – kierownik sekcji polskiej Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej (późniejszy arcybiskup metropolita gnieźnieński i Prymas Polski) – zapewniał, że Watykan posiada dowody na to, iż w sprawę zamachu na JPII byli zamieszani również Włosi. Taką informację Kowalczyk przekazał 14 sierpnia 1986 r. rezydentowi wywiadu w Rzymie. W trakcie przesłuchań prowadzonych przez włoskiego sędziego śledczego Ilaria Martellę 15 września 1983 r. Agca ujawnił, że będąc w Iranie, nawiązał kontakt z majorem Władimirem Kuziczkinem, attaché wojskowym ambasady ZSRR w Teheranie. Agca twierdził, że spotkali się pięcio- albo sześciokrotnie w hotelu „Kristal”. A ostatnią rozmowę przeprowadzili w ambasadzie radzieckiej między 12 a 15 lutego 1980 r. Oficer załatwił mu podobno paszport irański i umożliwił wyjazd do Bułgarii. Tę wersję Agca kategorycznie podtrzymał w dniach 6–9 grudnia 1983 r. podczas serii przesłuchań z udziałem bułgarskich prokuratorów. I jeszcze dodał, że z polecenia Kuziczkina odnalazł go w Sofii niejaki „Malenkow”, który zdobył dlań zezwolenie na pobyt i dał mu 3 tys. dolarów kieszonkowego. pozostanie tajemnicą między mną a nim. Rozmawiałem z nim tak, jak się rozmawia z bratem, któremu przebaczyłem i do którego mam zaufanie”. Miesiąc później Agca oświadczył sędziemu Martelli, że... nigdy w życiu nie spotkał i nie utrzymywał kontaktów z żadnym radzieckim attaché wojskowym. O tym zaś, że istnieje jakiś szpieg Kuziczkin, dowiedział się z gazet przy okazji wzmianki o jego dezercji i staraniach o azyl polityczny. Zaś nazwisko Malenkow dorzucił, żeby zwiększyć wiarygodność relacji o „kontaktach” z Kuziczkinem. Kiedy sędzia próbował wyjednać zgodę Brytyjczyków na przesłuchanie byłego radzieckiego attaché, spotkał się z kategoryczną odmową. W tej sytuacji nie wiadomo, czy JPII przekonał Agcę do szczerości, czy może nakłonił świadka do złożenia fałszywych zeznań... 14 maja 1985 roku w Venlo (Holandia) na granicy z RFN zatrzymano Turka, u którego znaleziono pistolet Browning z tej samej partii broni, z której pochodził pistolet wykorzystany przez Agcę podczas zamachu. Włosi wszczęli w tej sprawie śledztwo, które doprowadziło ich m.in. do mężczyzny legitymującego się paszportem tureckim wystawionym na nazwisko Kurda Atesa Bedriego. Okazało się, że w 1986 roku został on we Francji aresztowany, a następnie skazany za handel narkotykami. Pod nazwiskiem Bedri ukrywał się faktycznie wspomniany Oral Çelik. Francuzi długo nie przyjmowali tego do wiadomości. Wydali go Włochom dopiero po upływie dwóch lat od wysłania wniosku o ekstradycję oraz ponad trzech latach i siedmiu miesiącach od pierwszej oficjalnej prośby o udzielenie pomocy prawnej. Çelik doznał w międzyczasie całkowitej amnezji w kwestii swoich kontaktów z Agcą. O tych faktach podręczniki jedynie słusznej historii Polski milczą... ANNA TARCZYŃSKA [email protected] strona 24 OKIEM SCEPTYKA nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Niewierzący w Polsce (62) Lewicowa nauczycielka Maria Koszutska była nauczycielką, wychowawczynią dzieci ze środowisk niezamożnych, działaczką i ideolożką socjalistyczną, publicystką. Walczyła o wyzwolenie człowieka również spod wpływów religii. Maria (właściwie Marianna) Koszutska urodziła się w Główczynie k. Kalisza 2 lutego 1876 r. Pochodziła z niezbyt zamożnej wielkopolskiej rodziny szlacheckiej. W rodzinie Marii kwitł kult wiedzy, panowały przekonania demokratyczne i silne tradycje narodowowyzwoleńcze. Była uczennicą wybitnie inteligentną, a przy tym niezwykle pracowitą, uczynną, solidarną i życzliwą. Po ukończeniu z wyróżnieniem sześcioklasowej pensji w Warszawie, prowadziła działalność oświatową i filantropijną w Kadzidłowej, a w 1898 r. wyjechała na Litwę jako prywatna nauczycielka. W 1901 r. uzyskała tytuł „nauczycielki domowej”, uprawniający do nauczania w szkołach prywatnych. Dla uzupełnienia wiedzy nauczycielskiej wyjechała do Paryża, żeby studiować na Sorbonie, po czym podjęła pracę w szkole średniej w Łodzi. W 1902 r. przyłączyła się do Polskiej Partii Socjalistycznej. Zgodnie z wymogami konspiracji przyjęła pseudonim Anna i jako doświadczony pedagog postawiła przed sobą zadanie kształtowania światopoglądu robotników Łodzi i biedoty chłopskiej z okolic oraz nauczenia ich metod konspiracji. Propagowała poglądy racjonalistyczne i antyklerykalne. Uważała, iż religia usiłuje odwrócić myśli proletariatu od spraw ziemskich ku fikcyjnym zaświatom, czyli dąży do odciągnięcia go od walki o swoje ziemskie, ludzkie prawa. Tym samym broni interesów posiadaczy. Carska żandarmeria uznała ją za zuchwałą i groźną konspiratorkę i już 14 marca 1903 r. Koszutska została aresztowana. Za niesubordynację wobec straży więziennej i wznoszenie rewolucyjnych okrzyków zamknięto ją w izolatce. Potem przewieziono ją do Warszawy i osadzono w X Pawilonie Cytadeli, a następnie zesłano na trzy lata do miejscowości Chołmogory w guberni archangielskiej. Po uzyskaniu zezwolenia na czasowy powrót do kraju ze względu na chorobę matki natychmiast wróciła do nielegalnej działalności. Do jej obowiązków należało współdziałanie z zespołem drukującym central- M imo pewnych sukcesów różnej maści fanatyków i konserwatystów religia na świecie jest w kryzysie. Nawet wśród ludzi najpobożniejszych, czyli w Afryce. Wieści z Polski w ostatnich miesiącach, to na ogół złe wieści. Dla pociechy rozejrzyjmy się trochę po świecie, gdzie zachodzi wiele pozytywnych zjawisk. Także w kwestiach światopoglądowych. Na popularnej stronie informacyjnej www.huffingtonpost.com można znaleźć interesujący tekst słynnego amerykańskiego socjologa Phila Zuckermana pt. „Religion declining, secularism surging” o zaniku przynależności religijnej na świecie. Sprawa jest niezwykle ciekawa, bo zwykle mówiono, że zanik religijności i wzrost postaw ateistycznych i agnostycznych jest zjawiskiem lokalnym – europejskim. I powtarzano, że wszędzie poza Europą religia ma się znakomicie. Tyle że to nieprawda. Faktem jest, że Europa w kwestii odwrotu od religijności przoduje. Oto kilka mężem Józefem Ciszewskim, dziany organ partii – pismo socjalistyczłaczem PPS i PPS-Lewicy, poprzene „Robotnik” – oraz organizowanie stawała na niezbędnym minimum nielegalnego kolportażu. Ponownie materialnym. Była kobietą o niezwyaresztowano ją 22 grudnia 1905 r. Po kłej prawości charakteru i odwadze czterech miesiącach przewieziono ją cywilnej. do szpitala, skąd zbiegła dzięki pomocy socjalistów. Po rozłamie w PPS znalazła się w ścisłym kierownictwie PPS-Lewicy. Ugrupowanie to zmierzało do zasadniczego celu – rewolucji socjalistycznej i zdobycia władzy przez pracowników. Przyjętym przez partię programem był humanistyczny i scjentystyczny marksizm. Koszutską wybrano do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS-Lewicy i funkcję tę piastowała aż do 1918 r. Odegrała znaczącą rolę w ewolucji tej partii w kierunku radykalnym, ale wskutek represji w połowie 1908 r. przeniosła się do zaboru austriackiego i działała główMaria Koszutska nie w Krakowie. Od 1908 r. była współredaktorką „Robotnika”, W 1918 r. była współzałożya od 1916 r. – „Głosu Robotniczecielką Komunistycznej Partii Rogo”; była też publicystką wielu inbotniczej Polski (od 1925 r. była nych pism społeczno-politycznych. to już Komunistyczna Partia PolNa początku I wojny światowej ski), powstałej w wyniku połączeprzeniosła działalność do Zagłęnia SDKPiL i PPS-Lewicy. Partia ta bia Dąbrowskiego, potem do Łozostała uznana przez władze za niedzi, a następnie do Warszawy. Poza legalną. Koszutska była członkiem głównym nurtem polityczno-ideowej władz naczelnych tej partii – patrodziałalności wiele uwagi poświęcała nowała m.in. utworzeniu w Warszadziałalności oświatowej – m.in. zawie świetnie zamaskowanej drukarni łożyła w 1915 r. w Łodzi organizację partyjnej, w której ściśle przestrzeoświatową „Światło”. Wraz ze swoim przykładów, które dodatkowo ilustrują to, o czym piszemy niemal co tydzień. I tak w Holandii już 70 proc. ludności nie przynależy do żadnej religii. W najbliższych latach przewiduje się zamknięcie 700 kościołów Życie po religii 20 proc. Ponad pół wieku temu 75 proc. mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni miało w domu tradycyjny ołtarzyk narodowej religii szinto. Teraz już tylko 44 proc., a w dużych miastach ledwie 26 proc. W Południowej Korei, gdzie religia zawsze miała spore znaczenie, odsetek ludzi niereligij- Wyzwolenie postępuje protestanckich i 1000 katolickich. 40 proc. Francuzów nie wierzy w bogów ani w inne duchy, podobnie – ponad 1/3 Szwedów. W dwóch gospodarczo kluczowych krajach Azji tendencje są zbliżone. W Chinach połowa ludności jest niereligijna. W Japonii, która od dawna jest dosyć świecka, laicyzacja nie przestaje postępować. Jeszcze 60 lat temu 70 proc. Japończyków deklarowało jakieś prywatne religijne poglądy, a teraz ten odsetek stopniał do ledwie nych wzrósł o 40 proc. zaledwie w 10 lat (do 15 proc. ogółu ludności). To spory sukces, zważywszy na to, że społeczeństwo jest poddawane silnej indoktrynacji ze strony różnych sekt i ruchów religijnych. Do najbardziej zlaicyzowanych regionów świata należą także Australia i Nowa Zelandia. W tej ostatniej odsetek osób bez religii sięga nawet 40 proc. Muszę jednak przyznać, że najbardziej ucieszyły mnie wieści z Afryki. O Afrykanach często mówi się gano wymogów konspiracji (mąż Koszutskiej np. przebierał się za księdza). Nie zapobiegło to dwukrotnemu jej aresztowaniu. W 1921 r. opuściła kraj, lecz przyjeżdżała do Polski kilka razy nielegalnie. W Rosji Radzieckiej prowadziła studia nad nową polityką ekonomiczną, która miała znieść przeżytki feudalizmu Koszutska religię interpretowała jako formę indywidualnej i społecznej alienacji człowieka. W miejsce chrześcijańskiej idei miłości bliźniego postulowała idee sprawiedliwości i równości. Wskazywała na niebezpieczeństwo przewrotu faszystowskiego w Polsce. W swoim dokumencie „Tezy o sytuacji w Polsce”, który przedstawiła na zjeździe partii, oceniła zamach majowy Piłsudskiego jako przewrót o elementach faszystowskich. W 1929 r. usunięto ją z władz KPP, ale dla wielu działaczy wciąż stanowiła autorytet moralny. Przebywała stale w Moskwie i choć pozostawała poza głównym nurtem życia partii, NKWD – w ramach stalinowskich czystek – aresztowało ją latem 1937 r. Została skazana na 10 lat więzienia na podstawie fałszywych oskarżeń. Zmarła w więzieniu w 1939 r. Rehabilitowano ją pośmiertnie w 1956 r. Jej imieniem nazwano m.in. jedną z ulic w Kaliszu. ARTUR CECUŁA [email protected] w Europie, że są „naturalnie religijni” i że ateizm jest dla nich podobno zupełnie obcy i niezrozumiały. Tymczasem na tzw. Czarnym Lądzie można spotkać kraje, które mają nawet około 10 proc. osób niereligijnych z rekordową Botswaną, która ma ich aż 20 proc. Przypomnijmy, że w Polsce agnostyków i ateistów jest zaledwie kilka procent, więc mniej niż w tej rzekomo „naturalnie religijnej’ Afryce. Jakie wnioski płyną z tych wszystkich danych? Takie mianowicie, że laicyzacja i odwrót od religii to zjawiska globalne, epokowe i cywilizacyjne. Nie jest to jakieś tylko lokalne zawirowanie kulturowe. Powiększanie się odsetka osób bez religii nawet w krajach bardzo skądinąd pobożnych (np. Afryka) to świadectwo tego, że laicyzacja jest możliwa i prawdopodobna wszędzie. Także w PiS-owskiej Polsce, która próbuje ludzi ewangelizować na siłę. A może nawet bardziej jest teraz możliwa niż kiedykolwiek wcześniej. MAREK KRAK [email protected] OKIEM BIBLISTY Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. PYTANIA CZYTELNIKÓW U źródeł chrystianizmu W pierwszych gminach chrześcijańskich nie było dominacji, hierarchii, manipulacji ani niezdrowej konkurencji i rywalizacji. Pamiętano bowiem słowa Jezusa, który powiedział: „Ktokolwiek by chciał być między wami wielki, niech będzie sługą waszym” (Mk 10. 43). Warto przypomnieć, że słowa te Jezus wypowiedział po tym, jak Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, poprosili go, aby mogli zasiąść jeden po prawicy jego, a drugi po lewicy (Mk 10. 35–40; Mt 20. 20–23). Czytamy, że „gdy to usłyszało dziesięciu, poczęli się oburzać na Jakuba i Jana” (Mk 10. 41). I wtedy Jezus dodał: „Ktokolwiek by chciał być między wami pierwszy, niech będzie sługą wszystkich” (Mk 10. 44). O zdarzeniu tym wspomina zarówno Ewangelia Marka, jak i Ewangelia Mateusza. Co ciekawe, oba teksty podają, że całe to zajście miało miejsce po rzekomym ustanowieniu Piotra zwierzchnikiem apostołów oraz głową całej wspólnoty (por. Mt 16. 18). Warto jednak zauważyć, że gdyby coś podobnego rzeczywiście T (20) Niestety, chociaż zakaz ten był miało miejsce, to apostołorespektowany przez wyznawców wie musieliby o tym wiedzieć Jezusa niemalże do końca II wiei nie zastanawialiby się późku, z chwilą kiedy nastąpił podział niej, „kto z nich jest najwiękna kler i świeckich, a więc kiedy szy” (Mk 9. 34, por. Mt 18. duchownych nazwano kapłanami, 1). Również Jakub i Jan nie wówczas nazwali się oni również prosiliby Jezusa o pierwsze „panami”, a biskupi – „świętymi miejsca przy jego boku. Nikt ojcami”. Co ciekawe, wcześniej bowiem nie miałby wątpliwochrześcijańscy przywódcy z pości, że to miejsce zostało już gardą odnosili się do tych, któwcześniej przyznane Piotrowi. rzy wywyższali siebie i tytułowali Innymi słowy, wbrew temu, się „Rabbi” lub „Ojcze”. Uważali co o rzekomej pozycji Piotra bowiem, że nikt z ludzi nie może oraz biskupów głosi Kościół wymagać większej czci niż ta, którzymskokatolicki, pisma nora należy się rodzicom, a przede wotestamentowe jednowszystkim Bogu. Jednak już pod znacznie stwierdzają, że to nie koniec II wieku duchowni porzujemu, lecz Chrystusowi podcają wszelkie skrupuły, a w wieku dane zostało wszystko (Ef 1. IV, gdy stają się urzędnikami i do22–23), a oni zaś (starszyzna) stojnikami państwowymi, tytułują mają „paść trzodę Bożą (…) Ojcowie Kościoła podczas soboru w Nicei już siebie bez ograniczeń, uzasadnie jako panujący (…), lecz niając to słowami Ignacego Antiomodlą; tych spotka szczególnie surojako wzór dla trzody” (1 P 5. 1–3). cheńskiego, „że biskupa trzeba czcić wy wyrok” (Mk 12. 38–40). Zakazał Warto także przypomnieć, że Jetak, jak samego Pana”. też swoim uczniom nazywać się Rabzus ganił ówczesnych przywódców A oto jak zinterpretowano tekst bi: „(...) jeden tylko jest – Nauczyciel duchowych Izraela za to, że „chętMateusza (23. 1, 8–10): „W nastęwasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście nie chodzą w długich szatach i lubią pującej karcącej przemowie piętnuje braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazypozdrowienia na rynkach i pierwZbawiciel całego tego ducha faryzejwajcie ojcem swoim; albowiem jeden sze krzesła w synagogach, i pierwsze skiego, który był jego głównym przejest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt miejsca na ucztach; którzy pożerają ciwnikiem (…). «Rabbi» dosłownie: 23. 8–9). domy wdów i dla pozoru długo się o, co było, to będzie, a co się stało, to się stanie; zatem nie ma nic nowego pod słońcem – rzecze Kohelet. Nic zatem dziwnego, że to, co robi dziś PiS, wcześniej zaprogramowały media Tadeusza Rydzyka. Redakcja zwróciła mi uwagę na książkę Izabeli Tomali-Kaźmierczak „Radiomaryjny wzorzec demokracji. Analiza treści »Rozmów niedokończonych«”. Analizy Autorki wpisują się w nurt socjologicznych badań jakościowych. Ich „wadą” jest to, że nie poddają się łatwym generalizacjom. Zaletą z kolei jest to, że pozwalają na pogłębioną analizę konkretnego problemu. Tomala-Kaźmierczak analizowała 14 audycji Radia Maryja. Próbę tę wybrała spośród 102 odcinków „Rozmów niedokończonych”, które stanowiły materiał badawczy. Wśród gości audycji znaleźli się między innymi Antoni Macierewicz, ks. Tadeusz Guz, ks. Paweł Bortkiewicz, Andrzej Zybertowicz i Romulad Szeremietiew – osoby zaangażowane w tworzenie „nowej rzeczywistości”, wolnej od homoseksualistów, in vitro, gender, a zabezpieczanej przez oddziały Obrony Terytorialnej z chłopcami z ONR. Tomala-Kaźmierczak widzi w mediach siłę, która kształtuje osobowość odbiorców i wpływa na ich zachowania oraz postawy. Wiąże się to z zaskakującą dla czytelnika wizją mediów jako „środków niekomunikacji społecznej”, czyli „wytwórców pseudowydarzeń, wszechobecnej interpretacji, faktów medialnych subiektywnie kreujących postrzeganie nieobiektywnej rzeczywistości, dystrybuujących określone znaczenia i konteksty”. Widziane z tej perspektywy media wydają mi się zasadniczo narzędziem programującym grupy społeczne, którymi manipuluje się, wykorzystując między innymi określoną wizję ładu moralnego i po- rządku społeczno-kulturowego. Jeśli dziś jesteśmy świadkami deklaracji Andrzeja Dudy, że demokracja nie jest w Polsce zagrożona, a znaczny odsetek społeczeństwa popiera działania PiS, to dlatego że na przestrzeni wielu lat pozwoliliśmy mediom takim jak Radio Maryja odpowiednio zaprogramować część społeczeństwa. W zasadzie nie mogło być inaczej – zasady demokracji liberalnej, wśród których znajduje się wolność słowa i związana z nią wolność mediów, gwarantują prawo działania mediom takim jak te o. Tadeusza Rydzyka. Mimo że media te negują porządek, który pozwala na ich działanie. Szczególnie frapujący jest dla mnie fragment książki analizujący wypowiedzi dotyczące PO. Rydzyk puścił w medialny obieg sugestię, że PO chce przekształcić się „w partię wzoro- strona 25 mój panie, był to tytuł dawany nauczycielom prawa (…). Był to przedmiot ambicji faryzejskiej. I w tych tytułach «ojca» i «nauczyciela» szukała zadowolenia duma doktorów zakonnych. Wyprowadzać stąd wnioski przeciw hierarchii kościelnej, wyraźnie ustanowionej przez P. Jezusa, jest niedorzecznością” (Pismo Święte Nowego Testamentu w przekładzie ks. Jakuba Wujka, Kraków 1989). Jakże dziwnie brzmi ta argumentacja porównująca „złych” pasterzy żydowskich z „dobrymi” pasterzami katolickimi i jakże okazuje się ona pokrętna w konfrontacji ze słowami Jezusa, który przecież nie tylko nie ustanowił żadnej hierarchii, ale wręcz zakazał wynoszenia się jednych nad drugich, mówiąc: „Kto się będzie wywyższał, będzie poniżony” (Mt 23. 12). Jakże dziwnie obco i bluźnierczo brzmią także wszelkie tytuły hierarchów kościelnych, które pojawiły się już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Czyż nie świadczy to przeciwko hierarchom, że „umiłowali bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą” (J 12. 43, por. J 5. 44)? Czy ci, którzy powołują się na Chrystusa nie powinni respektować jego słów? Czyż on sam nie powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Mt 24. 35), a więc że jego słowa obowiązują po wszystkie czasy? BOLESŁAW PARMA [email protected] waniem” znacznej części obywateli okazała się jednak skuteczna. Poza tym, o czym już pisałem, sączono w umysły odbiorców przekonanie, że we wszystkich sytuacjach, w których prawo nie spełnia postulatów światopoglądowych rodem z Radia Maryja, można je przekraczać. Według RM prawo do zgromadzeń nie powinno na równi przysługiwać wszystkim obywatelom (należy go odmówić choćby homoseksualistom), a w plan przejęcia władzy nad Polakami wpisały się jakoby uniwersytety, „które opanowane są przez ducha lewicy, pozbywając się naszego «dziedzictwa judeochrześcijańskiego» – co jest wielkim dramatem, z którego «ludzie sobie jeszcze (…) nie zdają sprawy« – a w swojej ofercie mają kursy «socjo-psycho-techniki», czyli inaczej manipulacji (…). Posyłając dziecko do takiego znanego uniwersytetu, rodzice narażają je na wzięcie udziału w takim kursie, a więc na uczenie go manipulacji, czyli »uczenie kłamstwa«” (ss. 371–372). Odbiorców mediów Rydzyka przyuczono także uważać, że akceptowalne są tylko takie rządy, których członkowie wywodzą się ze środowiska radiomaryjnego. PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego od samego początku swoich rządów oddaje hołd lenny Rydzykowi i stworzonym przez niego instytucjom – utrata poparcia z tej strony oznaczałaby bowiem początek końca partii. Skrzętnie wykorzystuje też zaprogramowane w odbiorcach poglądy na Polskę i świat – od walki z obcym spiskiem i zepsuciem prawa przez PO, po próbę odmawiania przeciwnikom PiS prawa do publicznych demonstracji. Walka toczy się także o naukę – pamiętajmy, że choćby Andrzej Duda dostrzegł wierność etosowi naukowemu w gronie osób angażujących się w konferencje smoleńskie. TOMASZ KOZŁOWSKI Inne chrześcijaństwo(79) waną na meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej”, która przez ok. 70 lat kontrolowała życie polityczne w Meksyku. Ten polityczny plan miał powstać już u zarania III RP, a patronują mu Geremek, Kuroń i Michnik. Strategia przejęcia władzy realizowana jest między innymi poprzez polityczne zawłaszczenie instytucji prawa, które służą interesom PO, a nie Polaków, do których przynależą osoby o poglądach kreowanych przez Radio Maryja. Szansą na wyjście z impasu są zmiany podobne do tych, które zaszły na Węgrzech. I nie chodzi tu tylko o powstanie rządów Fideszu i Chrześcijańskiej Demokracji, ale także o to, że nowe władze uzyskały szansę na zmianę konstytucji. W 2010 r., z którego pochodzą analizowane przez Autorkę audycje, PiS daleki był od władzy w Polsce i można było co najwyżej tęsknić do „orbanizacji” RP. Intensywna praca medialna nad odpowiednim „zaprogramo- [email protected] strona 26 CZYTELNICY DO PIÓR nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Kobiety na przemiał P rojekt nowej ustawy antyaborcyjnej jest tak skonstruowany, aby na pierwszy rzut oka nie budził zastrzeżeń natury medycznej. Teoretycznie ustawodawca nie ingeruje w przebieg leczenia ciężarnej pacjentki. Lekarz może się go podjąć w sytuacji, kiedy leczenie wiąże się z ryzykiem utraty ciąży, ale (i tutaj mamy kluczowe słowo) tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia matki. To znaczy, że jeżeli życie matki nie wisi na włosku, lekarz nie może ryzykować ewentualnej utraty ciąży. W przeciwnym razie, jeżeli następstwem leczenia będzie strata ciąży, lekarz zostanie oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci płodu i grożą mu trzy lata więzienia. Dokładna lektura projektu przyprawia czytającego o zdziwienie – w tekście ani razu nie zostało użyte słowo „aborcja”. Tylko w jednym miejscu pomysłodawca projektu wspomina o „powodowaniu śmierci dziecka poczętego”, a w kilku paragrafach mówi o karach za pomoc i zmuszanie do przerwania ciąży. Przypominam, że aborcja jest działaniem celowym. Autorzy koncentrują się na „nieumyślnym spowodowaniu śmierci dziecka poczętego”, co nie ma nic wspólnego z aborcją. Ujęcie w projekcie sytuacji o charakterze leczniczym, które mogą spowodować utratę ciąży, tj.wprowadzenie pojęcia nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka poczętego, jest W sprzeczne z główną ideą projektu i nie dotyczy tematu ustawy. Poronienie, obumarcie płodu to nie są działania celowe, więc nie mogą podchodzić pod aborcję. Projekt nie spełnia kryterium ustawy antyaborcyjnej, ponieważ autorzy mieszają dwa porządki: aborcję jako działanie celowe i ciążę patologiczną (zagrożoną). Jaki jest zatem cel projektu? Chyba tylko kryminalizacja poronienia, utrudnianie prowadzenia ciąży przez lekarzy, zastopowanie rozwoju medycyny prenatalnej i in vitro, które według obrońców życia są wyrokiem śmierci dla „dziecka poczętego” i są równoznaczne z aborcją. Fundacja Pro Prawo do Życia od 2011 roku usiłuje przeprowadzić zakaz badań prenatalnych, gdyż zdaniem jej działaczy badania są przyczyną zabijania płodów z zespołem Downa. Oczywiście żadnych akcji edukacyjnych na temat zespołu Downa Fundacja nie prowadzi. Próżno szukać na ich stronach informacji o stowarzyszeniach skupiających rodziców dzieci z zespołem Downa. Akcja medialna zachęcająca do zbierania podpisów opiera się na kłamliwych hasłach o ratowaniu życia dzieci. W ustawie nie chodzi o walkę z aborcją. Gdyby ustawa faktycznie miała na celu ochronę płodu iększość Polek i Polaków jest tak otępiała pod wpływem religii, że nawet nie zdaje sobie sprawy z faktu, że polska ziemia, dobra i narodowy majątek nigdy nie były i nie są prawowitą własnością watykańskiego Kościoła i kleru. Od 966 roku wpuszczony do Polski kler morduje, panoszy się, grabi, wyłudza, wymusza, zagarnia polski majątek narodowy i polskie ziemie. Nawet te darowizny, które od wieków kościelni otrzymywali i nadal otrzymują, są bezprawnym wymuszeniem korzyści w zamian za obłudne obietnice „wiecznego życia po śmierci”. To proceder bezlitosnego wykorzystywania ciemnoty prymitywnych ludzi i tępego zaślepienia religijnymi bajkami, co z prawnego punktu widzenia – jako typowe oszustwo – powinno być uznane za proceder zabroniony i karany. Te wszystkie formy wchodzenia kleru w posiadanie wszelkich polskich dóbr i majątków są nielegalne i bezprawne, a więc logiczne i w pełni uzasadnione było, że władze przed aborcją, to niepotrzebny byłby paragraf o nieumyślnym spowodowaniu śmierci dziecka poczętego. Aborcja jest zawsze działaniem celowym. Ordo Iuris manipuluje ustawą, celowo wprowadza w błąd i oskarża środowiska lewicowe o szerzenie nieprawdziwych informacji. Ustawa przewiduje odpowiedzialność karną za nieumyślne spowodowanie śmierci płodu. Oznacza to, że poronienie, wewnątrzmaciczne obumarcie płodu albo śmierć dziecka podczas przedwczesnego porodu sprowokowanego w celu ratowania dziecka lub matki oznacza ciąganie załamanej, zrozpaczonej kobiety (i/ lub lekarza) do prokuratury. Kobieta po poronieniu potrzebuje wsparcia, a nie tłumaczenia się w prokuraturze. Jej los tymczasem będzie zależał od stopnia uległości prokuratora wobec Kościoła i władzy. A jeśli znajdzie się nadgorliwiec, który w po- ronieniu do 12 tygodnia ciąży będzie dopatrywał się celowego działania? Ustawa przewiduje odpowiedzialność karną kobiety za nieumyślne spowodowanie śmierci płodu, jeżeli poronieniu towarzyszą dodatkowe okoliczności. Jeżeli badanie szczątków po poronieniu wykaże, że płód miał uszkodzenie genetyczne, to kobieta jest bezpieczna – nie zawiniła. Jeżeli przyczyną poronienia będzie stres, choroba, wypadek, czy leki na różne schorzenia, to kobieta musi się liczyć z tym, że będzie wzywana do prokuratury, a o jej losie będzie decydował humor prokuratora i sędziego, bo teoretycznie można odstąpić od wymierzenia kary. Widać wyraźnie, że czym innym jest odstąpienie od wymierzenia kary, a czym innym niepopełnienie przestępstwa. Każda dodatkowa okoliczność towarzysząca poronieniu może być podstawą do zawiadomienia prokuratury. Nie jest to histeria zwolenników obecnej ustawy i straszenie, ale realna groźba. Przepisy są niejasne i dają olbrzymie pole do nadinterpretacji, co zagraża życiu i wolności kobiet, bo będą się bały zgłaszać dolegliwości ciążowych, aby nie narazić się na oskarżenie o próbę zabójstwa prenatalnego. Jest to sytuacja niebezpieczna zarówno dla kobiety, jak i płodu. Wczesna pomoc medyczna może czasami wstrzymać rozpoczy- PRL dla dobra narodu polskiego usiłowały w latach swoich rządów odzyskać nieuczciwie zdobyte dobra, czyli odebrać klerowi jego rzekomą własność. Niestety, tak zwani komuniści – w rzeczywistości kryptokatolicy – chcąc się przypodobać klerowi, utworzyli Fundusz Kościelny, Komisję Majątkową ska i Kopacz, – a na Jarosławie Smoleńskim, Dudzie i Szydło skończywszy. Dziś Kościół katolicki w Polsce jest największym obszarnikiem ziemskim i najbogatszą instytucją. Rządzący nadal uszczęśliwiają kler, spełniając jego żądania i dopuszczając do niezgodnej z zasadami suwerenności i demokracji obec- i Komisję Wspólną Rządu i Episkopatu. Od roku 1989 proces dalszego grabienia polskiego mienia przez watykański kler nasilił się i wzrósł do nieprawdopodobnych rozmiarów, co w dodatku rządzący usankcjonowali prawnie i poparli stosownymi działaniami (m.in. konkordat). Dzieje się to za wiedzą i przyzwoleniem władz – od Wałęsy począwszy, poprzez Kwaśniewskiego, Oleksego, Suchocką, Millera, L. Kaczyńskiego, Komorowskiego, Tu- ności Kościoła we wszystkich dziedzinach życia kraju i społeczeństwa, a poutykani wśród nich członkowie Opus Dei dbają o kleszy dobrobyt, pilnując tego bezprawnego działania i kleszej bezkarności. Oni stawiają prawo kanoniczne ponad stanowione, łamiąc konstytucyjne zapisy i usiłując zastąpić je religijnymi dogmatami. Karygodna jest działalność Schetyny, lobbysty Kościoła, który jako minister współprzewodniczył Komisji Rządu i Episkopatu, Kleszy kraj nające się poronienie. Jak na dłoni widać, że autorom wcale nie chodzi o ratowanie życia płodu. Aby zrozumieć prawniczy bełkot pomysłodawców projektu, trzeba wiedzieć, jaka jest różnica między terminami: „nie podlega karze” a „nie popełnia przestępstwa”. Odnośnie lekarzy – przestępstwa nie popełnia lekarz, który działa w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia kobiety, np. przy krwotoku w ciąży pozamacicznej. Ale jeżeli pacjentka nie jest w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, to lekarz musi czekać z ratowaniem ciężarnej do chwili, aż jej życie rzeczywiście zawiśnie na włosku. Jeżeli operacja prenatalna na płodzie nie powiedzie się, lekarz będzie się tłumaczył przed prokuratorem. Ta ustawa to wyrok śmierci dla kobiet i płodów oraz zemsta na ginekologach. Wykreślenie badań prenatalnych, wprowadzenie kar dla lekarzy, którzy diagnozują i próbują leczyć prenatalnie, jeżeli leczenie nie powiedzie się, oznacza wyrok śmierci na płody, które można dzisiaj leczyć. Podchodzi to pod nieumyślne spowodowanie śmierci. Wspomniany zapis jest zagrożeniem dla kobiet chorujących na cukrzycę, schorzenia kardiologiczne i nowotwory. Leki mogą działać niekorzystnie na płód. Lekarz nie będzie mógł ich podać, ponieważ mogą być zagrożeniem dla płodu. Obecnie lekarz ocenia ryzyko. Po wejściu w życie ustawy może siedzieć za stworzenie niebezpieczeństwa dla płodu, a to oznacza, że ciężarne z nowotworami będą umierały masowo. Ich płody – czyli „dzieci poczęte”, o które tak walczą autorzy ustawy – będą niejednokrotnie umierały wraz z matkami. IZABELA KRZYCZKOWSKA izakrzyczkowska.blogspot.com czyli gremium faktycznie sprawującemu władzę w Polsce, bo to on wraz z Tuskiem zdecydował o likwidacji Komisji Majątkowej bez uprzedniego zawieszenia jej działalności, bez ujawnienia jej bezprawnych decyzji, anulowania ich oraz osądzenia kleru i prawników winnych gigantycznych przekrętów. Obecnie na stołku Schetyny siedzi Błaszczak, a sekta religijna PiS kontynuuje „dzieło” wszystkich sekt religijnych rządzących Polską od 1989 r. Wszystkie obiekty sakralne, kardynalskie pałace, biskupie rezydencje i klesze plebanie w Polsce zostały wybudowane z pieniędzy społeczeństwa polskiego, a więc są jego własnością. Należy zatem odebrać je pasożytom i pedofilom w sutannach i habitach, przekształcić w obiekty użyteczności publicznej, takie jak mieszkania, przedszkola, żłobki, sale koncertowe i sportowe, teatry, biblioteki, restauracje itp. Już dawno miarka się przebrała. Dosyć złego zrobili Polsce i Polakom, niszcząc mentalnie wiele pokoleń, grabiąc i okradając je z narodowego majątku. KRZYSIA I WOJTEK Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. PRZEMILCZANA HISTORIA strona 27 Chrzest, a co potem... (2) Święci lepszego i gorszego sortu C hrystianizacja Polski za pomocą miecza i zastraszenia mimo odruchów buntu przeciwko narzucanej religii nie dostarczała bohaterskich męczenników za nową wiarę. Bez własnych świętych nie można było nawet marzyć o królewskiej koronie. Wiedział o tym Bolesław Chrobry i intensywnie poszukiwał osób mogących mu tej świętości dostarczyć. Skorzystał z kłopotów swojego najbliższego kuzyna (ze strony matki) i dzięki Wstrząsem, który diametralnie zmienił życie Wojciecha-Adalberta była śmierć Dytmara, który umierał w strasznych męczarniach, przerażony i krzyczący. Jako najbliższy współpracownik biskup Wojciech asystował przy tej śmierci. Następnego dnia, jeszcze przed pogrzebem, obwołano go nowym biskupem praskim, realizując testament zmarłego. Młody biskup z gorliwością neofity energicznie zabrał się do tępienia resztek pogaństwa, oraz chrześ- Kraj, który nie miał własnych świętych, nie liczył się w Europie. Zdawali sobie z tego sprawę zarówno Mieszko, jak i Bolesław Chrobry. temu państwo Bolesława otrzymało dwóch świętych. Obaj byli cudzoziemcami. Obaj ponieśli podobną męczeńską śmierć z rąk pogan. Ciała obydwu zostały wykupione przez Chrobrego i obaj zostali szybko kanonizowani. Na tym kończą się podobieństwa ich losów. Jednego z nich bowiem umieszczono w gronie patronów Polski. Ten drugi po wypełnieniu owego koronacyjnego wymogu w 999 roku pozostał świętym gorszego sortu. Rozkoszne książątko Wojciech Sławnikowic był synem Strzeżysławy, rodzonej siostry Dobrawy. Urodził się w książęcej rodzinie i od dziecka przeznaczono go do stanu duchownego. Kształcił się w seminarium w Moguncji i tam przyjął drugie imię – Adalbert – na cześć ówczesnego biskupa Moguncji. Biografowie wspominają, ze młody seminarzysta prowadził wtedy bardzo swobodne życie – ze szczególnym upodobaniem do jedzenia i wina. Po ukończeniu seminarium powrócił do Pragi. Styl życia, jaki w tym czasie prowadził, podobno nie odbiegał wiele od czasów mogunckich. Nie przypadkiem cieszył się w Pradze przydomkiem „rozkoszne książątko”. Ówczesny biskup Dytmar też zresztą nie był ascetą i nie wymagał surowego życia od swoich podwładnych. cijaństwa słowiańskiego, ale przede wszystkim dążył do likwidacji powszechnie panujących rozwiązłych obyczajów. Zarzucano mu jednak, iż nie tylko walczył z grzechami, ale przy okazji zbyt jawnie występował w obronie świeckich interesów członków swojego rodu. Po pięciu latach zarządzania praskim biskupstwem, nie mając żadnych sukcesów w umacnianiu Kościoła czeskiego, skonfliktowany z otoczeniem, opuścił dość niespodziewanie Czechy i wyjechał do Rzymu. Stamtąd wkrótce rozpoczął nieudaną pielgrzymkę do Jerozolimy. Wszystkie pieniądze ofiarowane mu na ten cel przez cesarzową Teofano, matkę cesarza Ottona III, podobno rozdał ubogim i po kilku dniach pieszej wędrówki zrezygnował i zawrócił do Rzymu, gdzie wstąpił do klasztoru benedyktynów. Tymczasem nowym arcybiskupem Moguncji został Wiligis, który szybko zorientował się, że biskupstwo praskie jest bez pasterza. Zażądał powrotu Wojciecha, ale nie był to powrót udany. Po spowodowaniu ostrego konfliktu między rodami Sławnikowiców i Werszowiców, zakończonego rzezią tych pierwszych, znowu wyjechał do Rzymu i zaczął robić karierę na papieskim dworze. Wróżono mu nawet tiarę. Ale wtedy raz jeszcze do akcji wkroczył moguncki arcybiskup Wiligis. Uczynił to w sposób przekreślający raz na zawsze marzenia o papieskiej godności Wojciecha, To nie koniec cudownych zdaprzedstawił mu bowiem alternatywę: albo powróci do Pragi, albo rzeń związanych ze św. Wojciezostanie obłożony klątwą i wyklu- chem. W 1038 roku podczas najazczony z Kościoła katolickiego. Po- du na Polskę Brzetysława I trumna nieważ prażanie nie chcieli Woj- z relikwiami została wywieziona do ciecha na swojego biskupa, karę Pragi. Sąd papieski oddalił w tej wykluczenia zamieniono mu na sprawie protest polskich biskupów, ewangelizację pogan. Można przyjąć, że w poczuciu życiowej klęski z pełnym rozmysłem poszedł do Prus na pewną śmierć. Raz wydalony z pruskiego terytorium postanowił powrócić, aby w świętym gaju, w szatach liturgicznych, prowokacyjnie odprawić mszę. Został schwytany, rytualnie zabity siedmioma włóczniami, głowę mu odcięto i wbito na pal, a poćwiartowane ciało rozrzucono na cztery strony świata. Od tego momentu można mówić o cudach. Cudownym przypadkiem było pojawienie się kupca, który rozpoznał głowę Wojciecha i przekonał władców plemienia, iż można na nim jeszcze Bolesław Chrobry zarobić, bo Chrobry według Jana Bogumiła Jacobiego zechce wykupić ciało, płacąc złotem za jego wagę. Cudem lecz kilkanaście lat po tym wyromożna nazwać decyzję jednego ku ciało świętego cudem odnalaz Prusaków, który pozbierał rozrzu- zło się w podziemiach gnieźnieńcone szczątki i schował w komorze. skiej katedry. W Pradze natomiast, Kolejnym cudem okazało się ich… w katedrze św. Wita, gdzie złożono święte szczątki, wybuchł pożar. Kazrośnięcie. Kupiec nie pojechał wprost do tedra spłonęła, ale zdaniem prapolskiego władcy, lecz kilka dni skich biskupów relikwie świętych zabawił w domowych pieleszach. Wita, Wacława i Wojciecha ocaI wtedy głowa przemówiła do niego, lały. Kolejnym cudem okazała się nakazując mu natychmiastową wy- zawartość polskiej trumienki z reprawę do Gniezna. Tam Bolesław likwiami. Przy każdej inwentaryzazorganizował ekspedycję ze zło- cji znajdowano w niej inne kości. tem. Po przybyciu na miejsce oka- Wreszcie prymas Wyszyński zakazało się, że po kilku tygodniach od zał wszelkich takich prac. Ostatnim śmierci bezgłowy tułów ważył wię- cudownym zdarzeniem było ocalecej niż doskonale znany Chrobre- nie zawartości srebrnej trumienki mu kuzyn Wojciech. Doszło nawet podczas jej kradzieży w katedrze do pozbywania się na rzecz wyku- gnieźnieńskiej i przetopienia na pu osobistych kosztowności przez złom w 1986 roku. Święty Wojciech został jednym eskortę wozu ze złotem. Wreszcie przeważył słynny wdowi grosz ko- z patronów Polski. Tego zaszczybiety, która cudownym przypad- tu nie doczekał drugi polski świękiem pojawiła się w miejscu targu. ty z czasów Bolesława Chrobrego, Chrobry zyskał swojego pierwszego mimo że również poniósł męczeńską śmierć podczas ewangelizacji kandydata na świętego. pruskich plemion i jego ciało także wykupił polski książę. Święty gorszy, bo niemiecki? Bruno Bonifacy z Kwerfurtu był Niemcem, synem grafa kwerfurckiego, przyjacielem cesarzy i polskiego księcia. Bezskutecznie próbował zapobiec konfliktom zbrojnym pomiędzy oboma krajami. Do Polski przybył na zaproszenie księcia Bolesława, który powierzył mu biskupstwo przemyskie. Początkowo udał się z misją ewangelizacyjną do Pieczyngów, ale nie odniósł tam sukcesu. Następnym jego celem, w 1009 roku, stały się plemiona pruskie (poszedł w ślady św. Wojciecha). W rejonie dzisiejszego Giżycka lub Rajgrodu ochrzcił nawet lokalnego władcę Niedamira. Podobno zwycięsko przeszedł wtedy próbę ognia, ustawiając wśród płomieni swój… tron biskupi, na którym siedział przez czas potrzebny na odśpiewanie siedmiu psalmów. W następnym plemieniu do chrztu już nie doszło. Biskup Bruno został zabity, odcięto mu głowę i wrzucono do rzeki, a towarzyszących mu kapłanów powieszono z wyjątkiem jednego. Wiberta – po uprzednim oślepieniu – wysłano do Chrobrego z propozycją wykupienia ciała. Nie jest znana data kanonizacji biskupa. Prawdopodobnie odbyła się ona przed 1025 rokiem, czyli przed koronowaniem Chrobrego. Nie zachowały się żadne relikwie ani informacje, gdzie został pochowany. W Polsce po wykonaniu „misji koronacyjnej” święty ten na wiele wieków został zupełnie zapomniany. Pierwsze kaplice i kościoły pod jego wezwaniem pochodzą z XIX wieku. To taki święty gorszego sortu. ANDRZEJ ZIELIŃSKI [email protected] strona 28 SZKIEŁKO I OKO LISTY OD CZYTELNIKÓW nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Jedynym wyjściem jest nie dopuścić w przyszłości PiS do władzy, wybrać odpowiednich polityków i lewicową partię , która będzie miała odwagę, aby przeciwstawić się Kościołowi. Najpierw należy jednak zmarginalizować PiS – żywiciela kleru. Józef Frąszczak Barbara Nowacka to już chyba nie wie, co to znaczy lewicowość. Po prostu lewica – jeśli takie coś w Polsce istnieje – nie ma pomysłu w zasadzie na nic i szuka rozpaczliwie okazji, by się pod coś i pod kogoś podczepić. Ale czy jest to dobra i na pewno jedyna droga? Brzydkie słowa cisną mi się na usta. Paweł Krysiński „Dobra zmiana” Episkopat konstytucyjny Prawica, która wygrała wybory, wierzy, że „Pan Bóg” stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Jednak jako człowiek lewicy myślę, że rację ma Darwin i jego teoria. Przecież „Bóg” nie stworzyłby siepaczy inkwizycyjnych, dyktatorów jak Franco, Hitler, Mussolini, Stalin. Ten ostatni odkupił część win, rozprawiając się z faszyzmem, który zniewolił i wymordował miliony ludzi. Teraz w Polsce do głosu doszli ludzie, którzy poddali się podobnemu dyktatowi jednego człowieka. Ten animator schowany za kurtyną sceny politycznej porusza za sznurki swoje kukiełki i nie jest za nic odpowiedzialny. Dla przykładu – w zadłużonych do absurdu Siedlcach też rządzą do spółki z Siedleckim Towarzystwem Samorządowym ludzie wywodzący się spod sztandaru przywódczej PiS. Aby spłacić parabank Magellan, szefowie miasta wymyślili obligacje na 106 milionów zł. Natomiast o spłatę nie będą się martwić. Obligacje te spłacą dzieci lub wnuki mieszkańców miasta. Wszystkie stanowiska pracy obsadzono na wzór reżysera teatrzyku lalek. Przypomina to słynne powiedzenie, kiedy rządził p. Wałęsa ze swym przybocznym Mieciem („kto nie z Mieciem, tego zmieciem”). Jednak ludzie spod tego znaku nie dadzą zginąć kolesiom. W siedleckim Urzędzie Miasta sekretarz Sławomir M. zarabia bagatela 11 837 zł. Aby nie umarł z tej głodowej pensji, pozwolono mu dorobić na etacie przewodniczącego rady nadzorczej w zadłużonym na kilkanaście milinów PEC-u. To kolejne 13 080 zł, które znalazło się w kieszeni głodującego sekretarza. Dodatkowo, aby rodzina nie cierpiała biedy, funkcję dyr. Powiatowego Urzędu Pracy powierzono jego żonie, Ewie M. Pan ten chciał mnie zwolnić z mojego stanowiska agenta ochrony, pisząc oczerniający mnie list. Tak mało zarabiający z podatków mieszkańców towarzysz pisowskiej organizacji chciał też zawłaszczyć stanowisko agenta ochrony – przecież wszystkie stanowiska należą się jednej niepodzielnej rządzącej partii. Marian Kozak, Siedlce Znalazłem genialne rozwiązanie na rozstrzygnięcie sporu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Należy rozwiązać Trybunał, a wszelkie uprawnienia Trybunału powinny się znaleźć w gestii Episkopatu Polski. Panowie biskupi będą sprawdzać wszelkie ustawy dotyczące ich zgodności z konstytucją. I zgodnie z konstytucją orzeczenia nowego Trybunału Konstytucyjnego będą nieodwołalne i ostateczne. I niech ktoś spróbuje mieć inne zdanie! Znalazłem też wyjaśnienie, dlaczego ojciec Rydzyk otrzymał 27 milionów złotych. Niewątpliwie jest to uzasadnione programem 500+. Jako samotny ojciec otrzymał 500 zł na każde ochrzczone w Polsce dziecko do 18 roku życia. Mam nadzieję, że powyższą kwotę zgodnie z ustawą 500+ będzie otrzymywał co miesiąc. Kazimierz Ormański z Dąbrowy Górniczej PiS – żywiciel kleru Po zmianie ustroju państwo – zamiast dać kobietom prawo wyboru, o co podobno walczono, obalając poprzedni system – na żądanie Kościoła wprowadziło ostre kryteria odnoszące się do aborcji. Politycy sprawujący wówczas władzę, kupcząc autonomią i ciałem kobiet, spłacali Kościołowi haracz za długi, których tak naprawdę państwo nie zaciągnęło. Do przełomu roku 1989 r. doprowadził wysiłek obywateli, w tym ok. 10 mln zwykłych ludzi, którzy byli w „Solidarności”. Wydawało się, że Kościół wspiera ich, realizując idee, które głosi: kochaj bliźniego swego jak siebie samego i nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.Taki przekaz był z gruntu fałszywy, tymczasem taka właśnie narracja obowiązywała po 1989 r. Wmówiono społeczeństwu, że to dzięki Kościołowi został obalony poprzedni system i duża część społeczeństwa w to uwierzyła, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że sam Kościół w to uwierzył. To dlatego teraz uzurpuje sobie prawo do profitów i dyktowania warunków naszym władzom. Także minione rządy lewicy nie były wolne od tego fałszywego przekazu, bo choć może nie sprzyjały tak bardzo Kościołowi, ale nie robiły nic, żeby się temu przeciwstawić. Teraz mamy tego efekt – lewicy brak w parlamencie, a Kościół poprzez PiS rządzi krajem, dyktując swoje warunki. PiS to najbardziej klerykalną partia, która jest żywicielem kleru, i tak długo, jak PiS będzie przychylny dla kleru, kler będzie przychylny dla PiS-u. I odwrotnie, bo oni żyją w symbiozie. To nie mój cyrk! Dlaczego mam płacić?! Nie mam już złudzeń, choć miałem do ostatniego marszu pewne wątpliwości: KOD to nie mój cyrk, to nie jest moja droga, to nie jest moje środowisko. Tak samo jak nigdy nie było nim, nie jest i nie będzie środowisko radiomaryjnego PiS-u. Barbara Nowacka stojąca u boku Ryszarda Petru, a za nimi – aż okulary przetarłem, czy aby na pewno dobrze widzę – Adam Struzik! A na to wszystko życzliwie spogląda Adam Michnik machający do nich... Przepraszam, ale to jest jakieś nieporozumienie! Liczyłem, że Mateusz Kijowski ma przed sobą wytyczone cele i jednym z nich jest trzymanie na dystans pewnych polityków i partii, a tymczasem jest dokładnie na odwrót. Każdy ma prawo pikietować i protestować, ale obecność takich ludzi jak Struzik na wiecach KOD mnie zniesmacza – tak szybko zapomniano o jego hojnej ręce dotującej budowę Świątyni Opatrzności na Wilanowie? Jak to wygląda: działania Kaczyńskiego powodują, że ludzie bronią Trybunału Konstytucyjnego i jego prezesa, choć jeszcze za panowania PO- PSL wieszali na nim psy za niekorzystne dla państwa orzeczenia dotyczące relacji z Kościołem katolickim. Przykład Dody jest znany. Telewizja Polska. Dno i sklerykalizowane wodorosty, a Kaczyński twierdzi, że serwowano w niej Urbanowski „pańświnizm”. No i co się dzieje? Tej religijnej telewizyjki, dziennikarzy zwolnionych tak jak i tych, którzy sami odeszli, bronią jej krytycy sprzed paru miesięcy. Trzej królowie – Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski – podpisali się pod listem, wyrażając swoje zaniepokojenie sytuacją w Polsce. Pamiętacie czy już zapomnieliście, jak pisano o Wałęsie podczas jego prezydentury, za czasów, kiedy otaczał się jegomościami pokroju ks. Cebuli, jakie popełniał gafy w kraju i na świecie? Kwaśniewski podpisał konkordat, Komorowski kontynuował dzieło swoich poprzedników, nie raz i nie dwa łamiąc konstytucję. I co się dzieje? Publika pieje z zachwytu! Mam coraz większe poczucie, że wszystko jest picem, kabaretem, teatrzykiem odgrywanym na potrzeby klerykalnej prawicy, Kościoła katolickiego, finansjery, wyborców otumanionych kadzidłem i PiS-em i cholera wie, kogo jeszcze. Wszystko to pod patronatem Terlikowskich, Ziemkiewiczów, Wolskich, Karnowskich, Małkowskich, Międlarów i innych. A lewica? Joanna Senyszyn dyskutuje z byłą prezenterką programu „Ziarno” o aborcji, a Anna Dryjańska rozprawia z Terlikowską o tym, czy kobieta powinna stać przy garach, czy też robić karierę w korporacji lub biznesie. Kolejna „dobra zmiana” w wydaniu PiS-u to abonament płatny wraz z rachunkiem za energię. Jak zwykle po kieszeni dostaną najubożsi. Dla samotnego emeryta taka kwota to kosmos! Najmniej odczują to 500+. Osobiście nie oglądam publicznej telewizji i nie słucham ICH radia, więc dlaczego mam płacić? Płacę bez żalu za cyfrowy Polsat z podstawowy pakietem, który zupełnie mi wystarcza. Cyfrowy Polsat jak dla mnie może zablokować publiczną TV, a publiczna niech tak jak Polsat stworzy swoją telewizję cyfrową. Niech jej wielbiciele wykupują dekoder plus późniejsze opłaty i „odwalą się” od większości normalnych ludzi, którzy nie oglądają tandetnej TVP. Ale jak ma być inaczej, skoro naobiecywało się gruszek na wierzbie, a kasy na wszystko brakuje. Teraz trzeba doić biedny naród. Wkurzona Musicie!!! Bez względu na wszystko, ten tygodnik musi się ukazywać, bo jest jedyny i niepowtarzalny. Piszecie o rzeczach, o których inni się boją. Piszecie prawdę, o której chcemy wiedzieć i którą znamy dzięki Wam. Ten tygodnik jest potrzebny, Wasza praca jest nieoceniona, a my, czytelnicy, Was potrzebujemy. MUSICIE!!! Pozdrowienia dla Jonasza. Tomasz List Koalicji Ateistycznej Podobnie jak w ubiegłych latach zapraszamy na III Ogólnopolski Zlot Ateistów do Sulejowa. Zapraszamy, aby w lesie, nad rzeką, przy ognisku lub na dyskusjach spędzić przyjemnie czas. Zapraszamy wszystkich – bez podziałów na lewicę, prawicę, socjałów lub liberałów – na rozmowy poważne lub na niepoważną integrację. Jak co roku będziemy gościć przedstawicieli większości polskich organizacji ateistycznych z całej Polski – jest to możliwość, aby spotkać się z osobami, które myślą podobnie jak my wszyscy. Pełny program imprezy: www.koalicjaateistyczna.org Termin: 13–15.08.2016 r. Koszt uczestnictwa: 135 zł Dane do wpłat: KOALICJA ATEISTYCZNA, konto 36 1750 0012 0000 0000 2932 1973 Informacje i zapisy: [email protected] Dariusz Kędziora, Koalicja Ateistyczna BEZ DOGMATÓW Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. strona 29 Joanna w krainie kaczystów N Szarża narodowych kaczystów arodowi kaczyści atakują. Cel i pal. Jeńców nie biorą, bo tylko ostateczna eliminacja konkurencji daje gwarancję utrzymania władzy. Dlatego nie będzie żadnych ustępstw. Albo dorżną watahę przed wyborami 2019, albo przegrają. Polska ma być kaczystowska, czyli prezesowa. Nieważne, czy będzie biedna, czy bogata, ludna czy wyludniona. Także katolicka i wykształcona ma być po pisowskiemu. Kościół popiera nowe porządki bardziej ze strachu niż z głupoty, choć tej ostatniej w sutannowych szeregach nie brakuje. Biskupi świetnie pamiętają lekcję, jaką dostali od braci Kaczyńskich za pierwszego kaczyzmu (2005–2007). Abp Wielgus, choć namaszczony przez Watykan, ostatecznie nie został metropolitą warszawskim z powodu oskarżenia o współpracę ze służbami PRL. Zadenuncjowała go publicznie „Gazeta Polska”, będąca prasowym organem PiS, a podległy mu IPN zarzuty potwierdził, co zakończyło karierę purpurata. Oczywiście był on jedynie kozłem ofiarnym. Tajnych współpracowników w kościelnej hierarchii nie brakuje i nie przeszkadzają... Pod warunkiem że dalej dają się grzecznie prowadzić. Wielgus miał pecha, bo akurat na jego przykładzie PiS postanowił pokazać Episkopatowi Polski, że będzie wpływać na obsadę stanowisk w Kościele jak zechce i zdecydowanie skuteczniej niż PZPR w czasach PRL. Biskupi zrozumieli nauczkę i kiedy nieuchronnie nadciągał drugi kaczyzm, użyczali prezesowi i jego ludziom kościołów i ambon, służyli szeptaną propagandą. Księża są dla PiS odmianą pożytecznych idiotów. Tym większych, im bardziej wielgusopodobnych. Pożytecznych acz interesownych idiotów nie brakuje też w opozycji. Na pierwsze miejsce wysunął się w tej kategorii poseł Kornel Morawiecki. Okrzyknięty moralnym autorytetem, sięgnął bruku, kiedy za busolę przyjął polityczną karierę swojego syna. Ojcowskie marzenie, by Mateusz Morawiecki został premierem i następcą prezesa, realizuje poprzez wazeliniarstwo przedstawiane jako szlachetne intencje. Twierdzi, że popiera rząd, bo kieruje się sumieniem, a PiS jest „prawdziwie antysystemowe”, „idzie na odważne starcia z wieloma potężnymi siłami” i rozbija chory układ. Kukizowi, dzięki któremu wszedł do Sejmu, zarzuca „jawny układ ze Schetyną i Petru” i radzi: „Ochłoń, opamiętaj się, zmądrzej”. Sam mądrzeć nie zamierza, bo to nie jest w interesie syna. Jest za to kadzenie prezesowi i legitymizowanie chorych pomysłów rządu. Po odejściu od Kukiza zdecydowanie mniej efektywne. Obecnie właśnie Kukiz najtrafniej ocenia działania PiS: „O ile Platforma ten poziom buty, przez który przerżnęła wybory, osiągała latami, o tyle oni doszli do niego w ciągu kilku miesięcy, w pół roku (...) kiedy zorientowaliśmy się, że dobra zmiana polega na tym, że teraz szpak dziobie bociana (...), to będzie wojna”. Na razie totalną wojnę prowadzi partia prezesa. „Sędziowie Sądu Najwyższego to zespół kolesi” – powiedziała Beata Mazurek, rzeczniczka prasowa PiS. To pochodna wypowiedzi premier Szydło, która posiedzenia Trybunału Konstytucyjnego określa mianem towarzyskich spotkań przy kawie i ciastkach. Klika, do której należą obie panie, uznaje tylko urzędy i instytucje obsadzone przez swoich. Pierwszą, skutecznie opanowaną, jest Telewizja Polska. Pod wodzą Jacka Kurskiego ma zmienić nazwę na Telewizja Narodowa. Na początek zmieniła dziennikarzy i traci widzów. W dniach 18–24 kwietnia TVP1 odnotowała najsłabszy tygodniowy udział oglądalności w historii badań telemetrycznych w Polsce – 9,6 proc. Polsat uzyskał poziom 11,7 proc., a TVN – 11,5 proc. Wciąż mocno trzymają się notowania PiS. To rozbestwia i daje poczucie bezkarności. Można się spodziewać, że szarża narodowych kaczystów nie ominie żadnych ważnych instytucji ani urzędów. W celu ułatwienia rozpoznania jednostki opanowane przez PiS powinny być oznaczane terminem „narodowy” lub „poczęty”. Po TVP kolej na Wojsko Narodowe (d. Polskie), Trybunał Narodowy (d. Konstytucyjny), Trybunał Narodu (d. Stanu), Sąd Narodowy (d. Najwyższy), Narodową Izbę Kontroli (d. Najwyższa), Rzecznika Praw Narodowych (d. Obywatelskich), Rzecznika Praw Poczętych (d. Dziecka), Cent rum Zdrowia Poczęt y ch (d. Dziecka). Teatr Narodowy, Narodowy Bank Polski, Zgromadzenie Narodowe, Narodowe Centrum Kultury zachowają nazwy po weryfikacji obsady. Ciekawe, czy zweryfikowani i nowi pracownicy unarodowionych instytucji będą specjalnie oznakowani, np. będą nosić na rękawach ubrań opaski z literą N? Wydawało się, że to już było i nie wróci więcej. Jednak wraca. Na razie jako farsa. Prof. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl; senyszyn.eu Jest alternatywa O Skąd wziął się PiS? dpowiedź na tytułowe pytanie, gdyby tylko była dostatecznie trafna i dokładna, powinna nam dać receptę na to, jak się PiS-u pozbyć. To z pozoru szalone pytanie i jeszcze bardziej szalona odpowiedź przyszły mi do głowy podczas mojej wizyty na Kongresie Kobiet, na który zostałam zaproszona jako uczestniczka panelu dyskusyjnego. Moje genialne pytanie i jeszcze bardziej olśniewająca odpowiedź nie dotyczyły PiS-u, ale właśnie Kongresu Kobiet. A przecież mogły dotyczyć także każdego innego zjawiska socjologicznego. Dlaczego nie Komitetu Obrony Demokracji albo Platformy Obywatelskiej, Partii Razem albo po prostu systemu prawa, konstytucji, wszystkich zawodów czy dyscyplin naukowych, a także egzorcyzmów, zabobonów czy wiary w boga lub w komunizm? Jednak pozbycie się PiS-u to dla wielu osób znacznie bardziej istotny problem. Więc stawiam pytanie – „skąd wziął się PiS”? No bo, proszę Państwa (oto mój geniusz!): PiS, tak jak wszystko inne, wziął się z ludzkiej potrzeby! I w konsekwencji: gdyby takiej potrzeby nie było, nie byłoby PiS-u. I nieważne, czy te potrzeby były obiektywne, bo w wielu wypadkach były. Nieistotne jest, czy były one całkiem nierzeczywiste i wymyślone przez PR-owców (a też w wielu wypadkach były). To właśnie potrzeby tkwiące w świadomości i podświadomości milionów ludzi, zbudowały sukces wyborczy PiS. Zaspokojenie tych potrzeb całkowicie by PiS anihilowało! Oczywiście także z potrzeb powstał Kongres Kobiet, którego byłam gościem i któremu zawdzięczam tę odkrywczą refleksję. Jak zwykle była wspaniała atmosfera, poczucie kobiecej solidarności, dobra energia i szczytne cele. Było super! Przecież Kongres wziął się także z naszej potrzeby. Wszystkie chciałybyśmy, aby wreszcie wyeliminować faktyczną dyskryminację kobiet w życiu społecznym. Sądzę, że większości uczestniczek KK zależałoby także na ustanowieniu równych praw dla mniejszości LGBT. Ale przeglądając dostarczony mi przy wejściu plan sesji i paneli, a także listę zaproszonych oficjalnych gości, poczułam gorzki niedosyt. Dlaczego tak mało tu buntu przeciwko wykluczeniu ekonomicznemu znacznych warstw społeczeństwa? Przecież wśród biednych żyją także kobiety. To głównie one ponoszą ciężar biedy tam, gdzie ona jest. Dlaczego brakuje krytyki polityki poprzednich rządów i całego politycznego systemu, który nie tylko tak niewiele zrobił dla równości kobiet i nie zrobił nic dla osób LGBT, ale doprowadził do zwycięstwa wyborczego PiS? Tak jest! To tamta władza i tamten system doprowadziły do takich napięć społecznych, które umożliwiły PiS-owi podwójne zwycięstwo wyborcze, a w efekcie także ich obecne działania zmierzające do dyktatury. Czy tak trudno zrozumieć, jakiej polityce zawdzięczamy nierówności regionalne, klasowe i środowiskowe, z którymi mamy w Polsce do czynienia? Od lat brakuje w naszym państwie troski o osoby z niepełnosprawnością. Brakuje także troski o ludzi, którzy nie mogą znaleźć pracy, za którą można na godnym poziomie utrzymać rodzinę. Od lat wyrzuca się ludzi na bruk. Od lat nie istnieje inna droga do własnego mieszkania niż kredyt na całe życie. Od lat ludzie tracą szansę na godną emeryturę. Przecież takie sytuacje to dowód na to, że nie istnieje u nas równość i sprawiedliwość! A gdy nie istnieje sprawiedliwość, to rodzi się złość, opór i bunt przeciw systemowi, przeciw polityce działającej nie fair. To ten bunt zmienił władzę. Ale, niestety, zmienił władzę ze złej na gorszą. Gorszą także dla kobiet, wszelkich mniejszości i dla idei równości kobiet i mężczyzn. W sporej części ten bunt miewa barwę czarną i brunatną. Nie twierdzę oczywiście, że Kongres Kobiet mógł temu zapobiec. On powstał z naszych potrzeb i żyje naszymi siłami. To dobrze, że jest. Ale wraz z nieobecnością problematyki ubóstwa i wyzysku licznych warstw społeczeństwa, w tym przede wszystkim kobiet, Kongres staje obok albo wręcz po niewłaściwej stronie sporu. PiS i jego autorytarna, antyrównościowa polityka nie powstał z niczego. Powstał i karmi się niezaspokojonymi potrzebami ekonomicznymi, kulturalnymi i edukacyjnymi, jakie funduje naszemu społeczeństwu od wielu lat neoliberalna, konserwatywna, prawicowa polityka gospodarcza i społeczna. Nie możemy tego nie zauważyć. Bo nie będzie nigdy równości kobiet i mężczyzn, ani równości dla mniejszości bez sprawiedliwości w polityce społecznej – bez Polski fair. ANNA GRODZKA [email protected] strona 30 JAJA Z MIASTA, JAJA ZE WSI Plotki Z i rekiny M agda Gessler (63 l.) przeprowadziła „Kuchenne rewolucje” w kieleckiej „Jadłodajni Bartosz”. Program skończył się interwencją Inspekcji Pracy i posłanki PiS-u... Lokal wypadł w programie bardzo źle. Restauratorka odkryła szereg nieprawidłowości: kotlety zawierały zaledwie 30 proc. mięsa, a zatrudnione na umowę o pracę kucharki zarabiały... 700–800 zł miesięcznie. Albo jeszcze mniej, jeśli przepracowały mniej godzin lub coś przypaliły w kuchni! Właścicielka lokalu pożaliła się, że Gessler urządziła jej „publiczny lincz”, i zapowiedziała pozew przeciwko restauratorce. Tymczasem zarobkami w „Bartoszu” zainteresowała się Okręgowa Inspekcja Pracy. Zapadła decyzja o kontroli. „Kuchenne rewolucje” obejrzała też posłanka PiS-u Anna Krupka (35 l.), która także obiecała zająć się sprawą. P rawie 9 lat temu Przemysław Saleta (48 l.) oddał nerkę swojej chorej córce. Dziś 22-letnia Nicole potrzebuje kolejnego przeszczepu. Dziewczyna wciąż ma problemy ze zdrowiem. Sytuacja jest na tyle groźna, że czeka ją kolejna operacja. Nerka, którą Nicole dostała od ojca, zostanie zastąpiona nową, którą odda jej matka, Ewa Pacuła (45 l.). Eksmodelka, a obecnie prezenterka telewizyjna, podjęła tę decyzję po konsultacji z drugim mężem, z którym ma dwie córki – 2- i 6-letnią. Pacuła zdaje sobie sprawę, że taka operacja to spore ryzyko. Obecnie przechodzi badania, które mają potwierdzić zgodność immunologiczną z córką oraz upewnić się, czy jej stan zdrowia pozwala na to, żeby była dawcą. Wyniki mają być znane w lipcu. wyczajowa stawka Beaty Kozidrak (56 l.) wynosi około 50 tys. złotych za koncert. Według wyliczeń plotkarskich portali gwiazda ma szansę zamknąć bieżący rok zyskiem wysokości około 5 milionów złotych. Piosenkarka znana jest z tego, że twardo negocjuje swoje stawki i nie odpuszcza. Kozidrak i jej zespół Bajm mieli być gwiazdami koncertu „Złote Opole”, którego uczestników wybrali internauci. Tego samego dnia muzycy mieli co prawda zaplanowany występ w Olkuszu, ale byli skłonni zmienić plany. „Stwierdzili, że mogliby go przełożyć lub odwołać, ale tylko mając zabezpieczenie finansowe w postaci wynagrodzenia za występ w Opolu” – tłumaczy w rozmowie z „Faktem” osoba pracująca przy festiwalu. Inni artyści zagrają tylko za zwrot kosztów, a Beata zażyczyła sobie 50 tys. zł, co było kwotą nie do przejścia. Kozidrak wybrała więc zarobek w Olkuszu. W ubiegłym roku Face book wydał 4,26 mln dolarów na ochronę Marka Zuckerberga (32 l.), swojego założyciela i dyrektora generalnego. Najpopularniejszy portal społecznościowy po raz pierwszy ujawnił tego typu dane. W latach 2013–2015 całkowite koszty ochrony Zuckerberga sięgnęły 12,5 mln dolarów. Spółka podała, że koszty te były „reakcją na obawy dotyczące jego bezpieczeństwa, ze względu na konkretne zagrożenie wynikające z pełnienia funkcji założyciela, dyrektora i prezesa”. Zuckerberg jest w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi na świecie. Założyciel Facebooka ma w domu z am o n t o w an y s ko m pl i ko wany i drogi system bezpieczeństwa. Nad jego spokojem czuwają także strażnicy. Szefem zespołu ochroniarzy jest były agent Secret Service, który dbał o bezpieczeństwo prezydenta Baracka O bamy. Nie są to tanie usługi. Całą dobę Z ucke r b e r ga p i l nu j e cz te r e ch strażników, a każdy z nich zarabia 80 tys. dolarów rocznie. Szef zespołu to wydatek kolejnych 200 tys. dolarów rocznie. K im Basinger (63 l.) i Alec Baldwin (58 l.) – hollywoodzcy gwiazdorzy, a niegdyś małżonkowie – od lat toczą wojnę. Teraz pogodzili się dla dobra córki. nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity PROWINCJAŁKI Praca domowa M ieszkanka Bydgoszczy w plecaku swojej 16-letniej córki znalazła martwego noworodka. Podobno nie zauważyła, że dziewczyna jest w ciąży i urodziła w swoim pokoju. Sekcja zwłok wykaże, czy dziecko urodziło się żywe. Mama śpi! 58 -latek z Łodzi mieszkał z rozkładającymi się zwłokami matki. Nie zgłosił śmierci kobiety, żeby brać za nią emeryturę. Kiedy policjanci dostali zgłoszenie, że sąsiedzi nie widzieli 72-latki od przeszło pół roku, pojechali pod wskazany adres. „Mama tylko śpi” – oznajmił 58-latek na przywitanie. Zapewniał, że „opiekuje się mamą i przyrządza jej posiłki”. Za przywłaszczane emerytury kupował euro. Sjesta 52 Aktorzy rozwiedli się w 2001 roku. Od tamtej pory publicznie się upokarzali i kłócili o względy ich jedynego dziecka – 20-letniej dziś córki Ireland. Baldwin twierdził, że Basinger jest chora psychicznie i nie nadaje się do opieki nad dzieckiem. Z kolei aktorka upubliczniła prywatną korespondencję, w której Ireland wyzywana była przez ojca od „brudnych dziwek”. 20-latka nie może już znieść zamieszania wokół swojej osoby. Niedawno wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Okazało się, że jest uzależniona od narkotyków i miewa myśli samobójcze. Dopiero to otrzeźwiło jej znanych rodziców. „Nasz rozwód był wyjątkowo paskudny, ale teraz między mną i Alekiem zapanował pokój. Najważniejsze jest dobro naszej córki” – wyznała ostatnio Basinger. W iadomość, że Janet Jackson, siostra nieżyjącego króla pop, w wieku 50 lat spodziewa się pierwszego dziecka, wywołała sensację. Piosenkarka zapowiedziała, że odwołuje koncerty, aby wraz z mężem – arabskim miliarderem Wissamem Al Maną (41 l.) – zająć się przygotowaniami do porodu. Tymczasem pierwszy mąż artystki, James DeBarge (52 l.), wyznał mediom, że to wcale nie będzie jej pierwsze dziecko! Jackson – przekonuje DeBarge – w wieku 16 lat urodziła córkę, którą oddała do adopcji, bo nie była gotowa na macierzyństwo. -latka z Ksawerowa (woj. łódzkie) była tak pijana, że zasnęła za kierownicą. Jej samochód stanął na środku jezdni. Kobieta ocknęła się na chwilę, bo inni kierowcy na nią trąbili – zjechała na pobocze, przesiadła się na tylne siedzenie i poszła spać. Wezwani policjanci nie mogli jej dobudzić. Przez uchylone okno, za pomocą gałęzi, wyciągnęli leżące na siedzeniu kluczyki. Wybudzona dama nie była w stanie dmuchnąć w alkomat. Znaleziono przy niej puszkę po piwie i napoczętą butelkę wódki. Samosąd na kacu Po pijaku prowadził też mieszkaniec Będzina (woj. śląskie). Miał przeszło 1,5 promila i spowodował wypadek, w którym ranny został inny kierowca. Kiedy targany wyrzutami sumienia 44-latek wrócił z komisariatu do domu, połknął wszystkie leki, jakie znalazł, poinformował o tym rodzinę i uciekł. Policjanci zatrzymali go ponownie, ale tym razem trafił do szpitala. Zboczona postawa obywatelska P oznaniaków spędzających popołudnie nad Wartą „zabawiał” 35-latek onanizujący się w krzakach. Zboczeńca ganiały dwie strażniczki miejskie. Utrudniali im to… rozbawieni plażowicze, którzy śmiali się i bronili onanisty. Jeden z mężczyzn podszedł nawet do strażniczki, chwycił ją za rękę i agresywnie zapytał: „Co wy mu, k..., robicie?!”. Funkcjonariuszki w końcu złapały 35-latka. W plecaku miał kilkadziesiąt pism pornograficznych, marihuanę i dziecięce majtki. Papież za loda 23 -letni Maciej L. z Włocławka wszedł na dach 11-piętrowego wieżowca i groził, że skoczy. Policyjnym negocjatorom obiecał, że zejdzie, jeśli „zrobią mu loda”. W końcu zadowolił się zdjęciem papieża (niestety, nie wiadomo, czy tego obecnego, czy „naszego”) – w zamian za obrazek ze „świętym” wizerunkiem desperat pozwolił sprowadzić się na dół. Wystrzałowe bezrobocie 39 -latek z Rudy Śląskiej zatrudnił się przy remoncie drogi, przy której zresztą mieszkał. Już drugiego dnia przyszedł do pracy pijany i dostał wypowiedzenie. Wkurzony wrócił do domu, wypił jeszcze więcej, wziął wiatrówkę i ostrzelał kolegów z byłej pracy. Policjantów wezwał mężczyzna zraniony śrutem w brzuch. Trzy pierwsze lata bezrobocia 39-latek może spędzić w więzieniu. Kolumnę redaguje JUSTYNA CIEŚLAK [email protected] ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Fakty i Mity nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. 1 2 3 3 11 15 4 23 35 27 2 15 7 25 20 49 5 59 23 63 67 21 29 78 82 68 74 60 65 66 76 77 9 81 84 87 26 70 80 4 22 61 75 16 83 86 56 69 73 79 55 1 64 12 72 8 54 58 62 47 50 53 57 28 43 46 11 38 42 48 52 30 33 45 71 24 37 41 Humor 20 29 32 40 44 51 10 36 39 10 14 28 6 9 19 18 27 31 8 18 22 26 7 13 17 21 34 6 12 16 25 5 14 85 19 24 88 89 strona 31 17 13 Poziomo: 1) kwatera suflera, 8) pierwsza w nagłej sprawie, 11) dyletanccy katolicy?, 13) święta w Indiach, 15) z tysiącem gramów na przodku, 17) Porozumienie z Kaczyńskim, 19) wrak Tu ciągle tam, 21) rajski uwodziciel, - jak wsiąść do pociągu byle jakiego, to z niego, 24) z Baku do baku, 25) istotna cecha z butem związana, 28) jaki 23) 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 jest, każdy widzi, 29) idzie do sądu z wódką, 31) każdy z nas ma to we krwi, 33) ślepy nie zabija, 34) wyrwany nie boli, 36) obszar z rzeźbą, 37) maluch z Korei, 38) dawniej myto, ale nie z brudu, 39) głos pod koniec szabasu, 41) facet z lalką Barbie, 42) siódma woda po kisielu, 43) czerwony go podnieca, 44) toczą rywalki, 46) ... potrafi, 47) Grecy wierzyli, że2 się nie myli, 48) czas relaksu, 49) taki6 wyskok 7nie jest głupi, 50) w portfelu10 neurotyka, 51) pieśń 1 3 4 5 8 9 w Testamencie, 53) nie tam niedopałek znaczy zuchwałość, 55) bohater kreskówki z teczką w IPN-ie, 57) dziewczy3 14 11 12 13 14 na u sąsiada, 58) na co frajera się nabiera?, 59) oprych z księżulka, 61) latający spodek w Polsce, 62) radosny hymn Unii, 63) robi zadymę, 64) pierwszy stawia się na budowie, 66) co do dziedziczenia ma agent z Genui?, 67) mała 15 16 17 18 19 20 i smaczna polewka, 69) wysłannik papieża w delegacji,1071) cztery kółka pełne nagan, 73) „wiśniowy” na deskach, 18 21 22 23 24 75) sędziowie najwyżsi dla rzeczniczki PiS, 78) prom na złom, 79) kogo trafia, jest wkurzony, 81) zdrowe napoje 25 26 27 masz babo 28 29 owocowe, 82) ziarno na burzę, 83) placek!, 85) za skórę zalewane, 86) bogini30 na polowaniu, 87) niejedna 15 padła w Janowie po6 dobrej zmianie, 32 88) to miano nadano, 89) kamienna, brązowa, lodowa ... 31 33 Stanął facet przy ulicy, podniósł rękę, żeby zawołać taksówkę, i w tym momencie zatrzymała się taryfa. – Perfekcyjnie trafiony moment! Identycznie jak Mirek – mówi taksówkarz. – Kto? – pyta pasażer. – Mirosław Woźniak... Jest to facet, który wszystko robił w samą porę. Podobnie jak nadjechałem w chwili, kiedy pan podniósł rękę. Dokładnie tak wszystko wychodziło w życiu Mirkowi – jednym słowem: idealnie. – Nikt nie jest idealny. – Ale w przypadku Mirka właśnie tak było. Był wspaniałej atletycznej budowy. Śpiewał jak słowik, tańczył jak gwiazda z Broadwayu. A jak grał na fortepianie! Był niesamowitym facetem. – No to rzeczywiście był wspa! 27 28 29 niałym człowiekiem… – Ale to jeszcze nic! Miał pamięć jak komputer. Pamiętał urodziny wszystkich, których znał. Znał się na winach, do którego dania ma które zamówić oraz jakim widelcem jeść poszczególną potrawę. Umiał naprawić wszystko. Nie jak ja. Kiedy wymieniam bezpiecznik, pół ulicy zostaje bez prądu... Ale Mirosław Woźniak robił wszystko idealnie. – No niesamowity facet! – Zawsze wybierał najszybszą drogę przez miasto. Nie jak ja. Ja zawsze utknę w korkach... Ale Mirek nigdy się nie pomylił. Zawsze był idealnie ubrany, a buty miał zawsze idealnie wyglancowane. Był doskonałym człowiekiem! – Wyjątkowo ciekawa osoba. Jak go pan poznał? – Nigdy go nie poznałem. Ale ciągle o nim słyszę. To były facet mojej żony. – Co jest najgorszego w byciu zwolnionym z urzędu pracy? – Następnego dnia trzeba tam znowu iść. – Gdzie w tym roku idziesz na urlop? – Sprawdziłem swój budżet i stwierdziłem, że nie jestem zmęczony. 7 Pionowo: 1) nie może36żyć bez łez, 2) w kasie w Teksasie, 3) co trzeba znać od a do zet?, 4) coś, czego nie ma, 5) czar34 35 37 38 ny –27nielegalny, 6) może i latem lokomotywa, 9) wywiad 2 być oszroniona, 7) Biały w Waszyngtonie, 8) stoi na stacji, 28 41 w płynie naczynie, 42 12) głupek do młócenia, 14)43 z Ziemi39Świętej, 40 10) z goryczą gorączka zakupów, 16) taki, co szukał Itaki, 18) na co pies wpada, idąc po śladach?, 20) nie myśli25w barze o20umiarze, 22) ściana w połowie zbudowana, 44 45 46 47 24) Hood z Sherwood, 26) ... powietrzna – niszczy jak bomba, 27) kto po swojemu siada na podłodze?, 29) jest na nim 8 49 50 lód nie tylko48zimą, 30) ciosa się, 32) resortowy dopływ Renu, 33) wstecz, 35) muzycznie opowiada, 37) ani biały, ani 5 11 czarny, 38) komórkowiec w kitlu,5340) ułamek na mapie, 42) włoski lord, 45) pecet z klasą, 51 52 54 w ogrodzie, 55 43) romantyczny 56 22 52) jaki wędrowiec ma 46) tej krosty gaduła nie powinien mieć, 47) z pianą klub, 49) znana kopalnia pośród krewnych, 57 58 59 60 61 w planie umartwianie?, 53) zmieszany pirat zmieni się w zwierzę, 54) chwieje się na kościele, 56) jej „miłość jak wino”, 23 1 62 63 64 65 pośród zieleni, 58) na niego – bez butów, 59) po stracie odczuwacie, 60) największe66w Nigerii, 63) motyl na końskim 26 ogonie, 65) w nich i w pluchę nogi suche, 67)12mundurowy przydział, 68) to na nich owce pasą górale, 70) na nią kan67 68 69 70 dydat na ministra czeka, 71) kawałek 21 wody, 72) ma kilka dziurek i cerę, 73) przetarty przez narty, 74) rower na planszy, 71 72 74 75 76 77 76) nasz oszczepnik na medal, 77) futrzany73szal na bal, 79) dzieciak w kasynie, 80) metal w galarecie, 83) prezent do 16 9 29 składania, 84) w co się puszcza na parkiecie? 78 79 80 81 Litery z pól ponumerowanych83w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. 82 84 85 19 24 Ojciec rozmawia z dorosłym synem: 4 86 87 – Nie myśl, że nie szanuję twoich upodobań, ale zastanawia mnie, dlaczego17przy twoim wzroście za każdym razem 88 89 przyprowadzasz do domu same niskie dziewczyny? 13 – Oj tata! Staram się mieć na uwadze to, co mi wpajałeś od dziecka. – Cieszę się, ale o czym teraz myślisz? –- 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ! Rozwiązanie krzyżówki z numeru 18/2016: „Książek nie czytasz, to i słownictwo ubogie”. Nagrody otrzymują: Ewelina Jachimowska z Radymna, Przemysław Jędrzejewski z Gryfic, Sławomir Kilman z Wałbrzycha. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] albo pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (Indeks 356441, ISSN 1509-460X); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 95-100 Zgierz, ul. Łąkowa 2d; e-mail: [email protected], tel. (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Centrum Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 693 70 00 – czynne w dni robocze w godzinach 7.00–17.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl – zakładka PRENUMERATA. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl c) www.nexto.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. strona 32 JAJA JAK BIRETY nr 20 (846) 20–26.05.2016 r. Fakty i Mity Cuda-wianki Kino moralnego niepokoju F ilmy XXX – prawie wszyscy je oglądają, ale prawie nikt się nie przyznaje… Rys. Tomasz Kapuściński q W 1897 r. w filmie „Po balu” pierwszy raz pokazano rozebraną panią, co uznano za ostrą pornografię! W XX wieku filmowcy już wiedzieli, że nic tak nie przyciąga widza jak golizna. Pierwszy „konkretny” pornograficzny film nakręcono w roku 1908. q Według analiz Williama Roslera, autora książki „Współczesne kino erotyczne”, filmy porno w latach 1920–1950 opierały się na kilku sprawdzonych scenariuszach: opowiastka o włamywaczu, który znajduje śpiącą i samotną panią domu; lekarz zbyt skrupulatnie badający swoją pacjentkę; dziewczyna na farmie, którą inspirują kopulujące wokół zwierzęta; naga pani dopieszcza samą siebie podczas kąpieli w pianie. q Jeszcze kilka lat temu filmy pornograficzne mogły poszczycić się namiastką scenariusza. Porno przyszłości – jak twierdzą eksperci – będzie pozbawione dialogów i fabuły. Ma być krótko i treściwie – same epizody, które będzie można zamieścić w Internecie. Wszystko dlatego, że współczesny człowiek jest coraz bardziej zapracowany. q Dostępność pornografii wcale nie przyczynia się do zwiększenia liczby przestępstw seksualnych. Przeciwnie! Już badania przeprowadzone w latach 70. w Danii, gdzie zniesiono wszelkie ograniczenia związane z pornografią, wykazały znaczący spadek tego typu przestępczości. Pewnie dlatego, że różowe filmy pomagają rozładować napięcie seksualnie nadpobudliwym. q Profesor Simon Lajeunesse z Uniwersytetu w Montrealu zaplanował gruntowne przebadanie psychiki 20-letnich mężczyzn, którzy nigdy nie oglądali pornosów. Musiał zmienić temat badawczy, bowiem… żadnego takowego nie znalazł. Większość współczesnych 20-latków pierwszy kontakt z pornografią miało w wieku około 10 lat. Lajeunesse stwierdził, że mimo wszystko „żaden z badanych mężczyzn nie miał zaburzeń seksualnych. Wszyscy wyrazili pragnienie pozostawania w harmonijnej relacji z kobietą”. q To, co uznaj e m y za tzw. twardą pornografię, uzależnione jest od obszaru kulturowego. W Japonii do niedawna nie pozwalano rozpowszechniać wizerunków, na których widać było włosy łonowe. Obrazki z wydepilowanymi genitaliami uznawano za przyzwoitsze. q „Oglądanie pornograficznych magazynów przez pilotów w czasie lotów to plaga w liniach lotniczych. Ostatni przypadek znalezienia porno w kabinie maszyny Air Canada to nie jest odosobniony przypadek” – stwierdziła w rozmowie z CBC News anonimowa rozmówczyni, która też jest pilotem. Kobieta opowiedziała, że kiedy przejmuje maszynę po kolegach, często znajduje TE pisma. To stąd turbulencje?! JC ŚWIĘTUSZENIE Pizza miłosierna Rozmawia dwóch kolegów: – Ja z Patrycją przed ślubem zawarłem układ: co zbierzemy na weselu, przeznaczamy pół na pół na ulubione zajęcia. Patka wczoraj poleciała na Kanary, a ja zachodzę w głowę... – ...co ona tam sama robi? – Nie. Gdzie ustawić w kuchni 180 butelek wódki. Letnik pyta gospodarza: – Czy macie tu jakiś pokój z bieżącą wodą? – Był w tamtym roku, ale już naprawiliśmy dach.