Homilia na Jasnej Górze

Transkrypt

Homilia na Jasnej Górze
Czuwanie Archidiecezji Wrocławskiej na Jasnej Górze.
19 września 2014 r.
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Umiłowani w Panu Archidiecezjanie!
Można powiedzieć, że w Ewangelii św. Jana niewiele jest opisów poświęconych
samej Maryi. Właściwie nie pada nawet jej imię. Autor mówi tylko o Matce Jezusa i to
dokładnie dwa razy – na początku i na końcu ziemskiej działalności Zbawiciela. Jednak to
właśnie ten fragment Ewangelii, którą dziś usłyszeliśmy, jest najczęściej odczytywany na
Jasnej Górze. Kiedy przybywamy tutaj, niemal za każdym razem słyszymy o weselu w
Kanie Galilejskiej. Możemy jednak doświadczyć tego, że rację mieli Ojcowie Kościoła,
którzy mówili, że nie da się tego samego fragmentu Biblii czytać dwa razy w ten sam
sposób. Zawsze brzmi on w naszych sercach inaczej. Przyjeżdżamy tutaj z różnymi
intencjami, nosimy swoje historie, sprawy naszych rodzin, parafii, diecezji. Przybywamy
przed tron Czarnej Madonny w różnych momentach naszego życia. Wiemy, czego nam
brakuje, i wierzymy, że Maryja nie pozostawi nas samych.
Przenieśmy się w duchu do tej sali, gdzie jak słyszeliśmy odbywało sie wesele. Już
pierwszy wers daje nam niezwykle dużo do myślenia. Autor zauważa, iż to przyjęcie miało
miejsce trzeciego dnia. Ktoś może powiedzieć, że to szczegół, ale dla uważnie
czytających Pismo Święte to wspaniały znak. Trzeci dzień to symbol tego dnia, w którym
Bóg interweniuje, w którym Najwyższy okazuje swoją moc. Nie mógłby jednak tego
uczynić, gdyby nie został na wesele zaproszony. Ważną rzeczą jest zaprosić Jezusa na
nasze czuwanie, dlatego rozpoczynamy je Eucharystią.
Na początku tej pielgrzymki mamy usłyszeć, że wszystko, co tutaj będzie się działo,
to dzieło Pana Boga. Nie chodzi o nas, tylko o Jezusa Chrystusa. To On będzie w nas
działał, On będzie nas leczył i przemieniał. To Jemu razem z Maryją będziemy powierzać
nas samych, naszych bliskich i tych, których tutaj dziś nie ma. Bo Jezus ma moc
przemieniać także tych, którzy z różnych powodów zostali w domach.
Najczęściej interpretując ten fragment Pisma Świętego, zatrzymujemy się na
problemie młodej pary. Podkreślamy zawsze ten brak wina. On wysuwa się na pierwszy
plan i gdyby dziś taka scena miała miejsce, na pewno media przekazałyby jedynie
informację o sensacyjnym cudzie w Kanie Galilejskiej. Tymczasem umykają nam słowa,
które są kluczem do zrozumienia tej historii. A są nimi słowa komentarza św. Jana
kończące opis tego, co się wydarzyło: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie
Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w niego Jego uczniowie”.
Tradycja wschodnia nazywa Jana teologiem i jest on jedynym z Dwunastu, który
zasłużył na ten tytuł. Mówi się, że św. Jan wyjaśnia to, co pozostali tylko opisują, że on
najdoskonalej zrozumiał przesłanie Jezusa. I ten Jan nie używa słowa: „cud”, tym bardziej
nie mówi o „magii” czy „czarach” Jezusa. Mówi: Ta przemiana wody w wino to ZNAK. Znak
ma nas odsyłać do rzeczywistości, którą trudno opisać słowami, do czegoś, czego nie
dostrzegamy naszymi oczami.
Pan Jezus zawsze czyniąc znaki, posługiwał się tym, co było mało znaczące: za
materiał do znaku w Kanie Galilejskiej posłużyła zwyczajna woda. Bóg działa przez to, co
jest małe: pięć chlebów, dwie ryby, czasem słowo, dotkniecie człowieka. I jakby chciał przy
tym powiedzieć: Przejdźcie od tego znaku, którym jest przemiana wody w wino, do tego,
co ja chcę wam dać, to znaczy samego siebie. Nic innego i nikt inny nie rozwiąże waszych
problemów, tylko ja sam, nikt nie nada sensu waszemu życiu, tylko ja sam.
Pod tym względem nic się nie zmieniło. Jezus nadal działa w świecie przez znaki,
których człowiek może nie dostrzegać. Dziś także posługuje się tym, co małe: wodą,
olejem, czasem słowem lub gestem. Ten chleb, który będzie leżał na tym ołtarzu, wydaje
się tak niewielki, a ma w sobie moc zmieniać świat. Ma siłę, by rozwiązywać wszystkie
nasze problemy. W konfesjonale kilka wypowiedzianych słów formuły rozgrzeszenia i znak
krzyża uczyniony ręką kapłana uwalnia od największych grzechów. Dlatego dziś, jeśli
chcemy być świadkami znaków, musimy stać się małymi. To, co tutaj otrzymujemy, to nie
zapłata za nasze zasługi. Dostajemy od Boga wszystko za darmo, wtedy gdy pozwalamy
Mu działać tak, jak On chce.
Biblia podaje wiele przykładów, że Pan Bóg zaczyna działać wtedy, kiedy ludzie
przyznają, że są bezradni, że nie mają żadnych pomysłów. Do momentu, kiedy my
próbujemy Boga pouczać, On może milczeć. Stańmy w czasie tego czuwania przed
Jezusem otwarci na Jego plan wobec nas. Maryja pokazuje, jak to zrobić, kiedy mówi:
„Zróbcie WSZYSTKO, cokolwiek wam powie”. Ważne jest to słowo „wszystko”, bo w
człowieku zawsze jest pokusa oceny Bożego działania. Ile razy wydawało nam się, że
Jezus oczekiwał rzeczy nielogicznych? Trzeba mieć przecież niezwykłą wiarę, gdy
potrzebuje się wina, a Jezus każe przynieść kilkaset litrów wody. Maryja jest tą, która
wierzy, że Jej Syn wie, co robi. Dobrze, gdy już w pierwszych chwilach naszego trwania
przed cudowną ikoną jasnogórską usłyszmy to wezwanie: „Zróbcie WSZYSTKO”. To
może pomóc nam zapomnieć o naszych planach i naszych sposobach rozwiązywania
sytuacji, które na Jasnej Górze chcemy Bogu powierzyć.
Znak, który uczynił Jezus, miał pewne konsekwencje w życiu uczniów. Święty Jan
opisał je słowami: „Uwierzyli w Niego". Można powiedzieć, że w tej jednej chwili stali się
wspólnotą, którą połączyła wiara w Jezusa. Na salę weselną wchodzili osobno. Wychodzili
już jako jedna rodzina. Można powiedzieć, że uczniowie do tej pory szli za Jezusem, ale
nie dla Niego. Szli za Nim, ale bardziej myśleli o sobie.
Ta pierwsza wspólnota wierzących narodziła się poniekąd z inspiracji Maryi. Papież
Franciszek powie, że podobnie jak w przypadku ludzkiej rodziny, Kościół – rodzina
powstaje wokół Matki i dodaje, że nie można być uczniem Jezusa, nie będąc we
wspólnocie. Zdaniem Ojca świętego ten problem jest dziś bardzo ważny, szczególnie
wobec współczesnych tendencji indywidualistycznych poszukiwań duchowych. Wiara w
Jezusa Chrystusa dotarła do nas przez wspólnotę, jaką jest Kościół, i ta wiara daje nam
nową rodzinę, powszechną rodzinę Bożą. Nie jesteśmy sami w tym świecie. Chciałbym,
byśmy wszyscy tego tutaj doświadczyli. Wszyscy stanowimy rodzinę diecezjalną, która
dziś zbiera się przy Matce. Przyjechaliśmy tutaj osobno, do tej bazyliki wchodziliśmy o
różnej porze. Będziemy wychodzić stąd wspólnie jako RODZINA, która tworzy Kościół
wrocławski. Tę moc i wiarę, i tę przynależność otrzymujemy nie jako zapłatę za to, że tutaj
przyjechaliśmy. Bo uczniowie, którzy byli na weselu, dostali to wszystko za darmo. Bóg,
prowadząc historię zbawienia, zawsze tworzył wspólnotę ludzi.
Ważne dla budowania tej wspólnoty są pielgrzymki, podczas których można
rozpoznać Lud Boży w drodze. Tutaj chrześcijanin przeżywa radość z bycia wtopionym w
grono swoich braci i sióstr. Już Wasza decyzja wyruszenia w drogę do tego sanktuarium
stanowi wyznanie wiary, że Ten, na którego wskazuje Maryja, może uczynić znak, który
przemieni wasze życie. Niech ta noc czuwania będzie nocą nie cudów, ale znaków, w
których rozpoznamy działanie Jezusa.
Kończąc nasze rozważanie, chciałbym przywołać słowa modlitwy, które klęcząc
przed wizerunkiem Maryi wypowiedział św. Jan Paweł II: „Matko Najświętsza, wypraszaj
każdemu z nas siły ciała i ducha, abyśmy wypełnili do końca misję, którą nam zleca
Zmartwychwstały Jezus. Tobie oddajemy wszystkie owoce naszego życia, Tobie
zawierzamy losy Kościoła, Tobie polecamy cały naród Polski, Tobie ufamy i Tobie raz
jeszcze wyznajemy: jesteśmy Twoi Maryjo. Cali Twoi. Amen".

Podobne dokumenty