Gotowi na innowacje - it

Transkrypt

Gotowi na innowacje - it
Gotowi na
innowacje
Partner
Partner strategiczny
1
Spis treści
Czy jesteśmy gotowi na innowacje?
Robert Jesionek
...................................................................................................................................................
3
W tyglu polskiej innowacyjności
Marzena Żurawicka-Koczan, Krzysztof Polak
...................................................................................................................................................
4
Innowacyjność ciągle przed nami
Barbara Mejssner
................................................................................................................................................... 10
Jak pobudzić innowacyjność MSP?
Bożena Skibicka
................................................................................................................................................... 16
Telekomunikacyjne motory zmian
Robert Sababady
................................................................................................................................................... 22
Top Model biznesu
Katarzyna Królak-Wyszyńska
................................................................................................................................................... 24
Gra o klienta czy gra z klientem?
Małgorzata Rycharska, Rafał Kuczwalski, Borys Stokalski, Wojciech Ozimek
................................................................................................................................................... 32
„Odważ się” - praktyczna psychologia innowacji
Dariusz Duma
................................................................................................................................................... 44
Mobilizacja dla zdrowej konkurencji
Mieczysław Bąk
................................................................................................................................................... 50
Jak wygrać na rynkach globalnych?
prof. Krzysztof Rybiński i zespół ekspertów Uczelni Vistula
................................................................................................................................................... 54
Innowacyjny znaczy odważny
Robert Jesionek
................................................................................................................................................... 60
Klient wybiera kompleksowość
Maciej Sokołowski, Adam Sanocki
................................................................................................................................................... 62
Droga wiedzie przez chmurę
Tomasz Jaworski
................................................................................................................................................... 66
Cloud - nadzieja dla setek tysięcy
Tomasz Kozłowski
................................................................................................................................................... 68
Jak konsumować innowacje?
Artur Kurasiński
................................................................................................................................................... 72
Biznes Internet UPC z usługą Microsoft® Office 365
................................................................................................................................................... 76
Redaktor: Robert Jesionek
Projekt i skład: Monika Lichota
2
Czy jesteśmy
gotowi na innowacje?
Innowacyjność w Polsce wciąż nie może się wykluć ze skorupy strachu. Za mało w nas
odwagi, by przełamać stare nawyki i na rzecz nowych, czasem ryzykownych rozwiązań,
porzucić stare, sprawdzone, choć mało wydajne. Zbyt często za innowacyjne uważamy to,
co zakupione zagranicą i wdrożone u nas, albo to, co stare, ale nieco ulepszone. Potrafimy
za to bez większych kłopotów przekonać urzędników, że pomalowanie biura na czarno,
to wystarczający argument na to, iż należą nam się unijne dotacje na innowacyjność.
Czy są jakieś kryteria, wg których formalnie można ocenić poziom innowacyjności organizacji? A może
w naszej codzienności biznesowej nie chodzi o to, czy się spełnia jakieś kryteria, ale czy po prostu daje się
poznać, jako ktoś, kto w obszarze wdrażania nowoczesnych technologii czy innowacyjnych idei zarządzania
przełamuje biznesowe stereotypy i potrafi z rozsądkiem zaproponować coś, co jeszcze wczoraj wydawało się
być pieśnią dalekiej przyszłości?
Innowacyjność, to przede wszystkim odwaga w implementowaniu zmiany, która przynosi wartość. Czy jest
ktoś, komu na tym nie zależy? Odpowiedź wydaje się być oczywista, może więc zapytać - czy stać mnie
na innowacje? Przekorni dyskutanci nie bez racji odpowiadają pytaniem na pytanie: A czy stać mnie na
zaniechanie innowacji? Nie wiem, czy będziecie Państwo zaskoczeni, ale badania pokazują, że Polskę stać!
Otóż, nasz kraj charakteryzuje się niższym niż przeciętna dla wszystkich państw Unii Europejskiej
Sumarycznym Wskaźnikiem Innowacyjności (Raport Innovation Union Scoreboard). Znajdujemy się
na jednym z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej pod względem ilości przedsiębiorstw prowadzących
działalność innowacyjną. Wskaźnik ten, odnoszący się do przedsiębiorstw przemysłowych, zatrudniających
powyżej 9 osób daje nam trzecie miejsce od końca przed Rumunią i Węgrami. Najgorzej wyglądamy
w sektorze MSP.
Na pytanie - gdzie szukać pieniędzy na finansowanie innowacji? – odpowiada dziś ogromna liczba
organizacji i firm: od banków, poprzez fundusze inwestycyjne aż po Unię Europejską, która wydaje się
w obecnej polskiej rzeczywistości opcją tyle oczywistą, co rozsądną. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że
w naszym kraju aż się prosi, by schylić się po „innowacyjne” pieniądze, które niemal dosłownie leżą na ulicy!
Nie bez racji mówi się, że wdrażanie innowacji wymaga dużej odwagi. Kto wie, może brak odwagi jest
jednym z głównych hamulcowych tego procesu? To prawda, innowacje rodzą pewne ryzyko. Dlatego
trzeba nimi zarządzać, jak każdą inną zmianą. Trzeba je definiować i przeliczać. Trzeba zadbać o to, by były
należycie komunikowane i zaakceptowane przez pracowników firmy. Nade wszystko zaś, do innowacyjności
trzeba motywować.
W genialny, choć jakże prosty sposób (może właśnie dlatego genialny?) realizuje to prezes firmy Małkowski
– Martech, pan Zenon Małkowski. Firma produkuje bramy przeciwpożarowe, a więc zajmuje się biznesem
dość tradycyjnym. Aby zachęcać swoich pracowników do pomysłowości, prezes (utytułowany w skali kraju
innowator) realizuje stałą akcję pod nazwą „dam stówę”. Każdy pracownik, który uzna, że jego pomysł
usprawnia pracę na jego stanowisku, zgłasza go i natychmiast otrzymuje „stówę” netto. Jeśli innowacja jest
znacząca, wtedy kwota może być negocjowana i wynieść nawet kilkanaście tysięcy złotych.
Raportem „Gotowi na innowacje” chcemy Państwa przekonać do próby wyklucia się ze skorupy strachu.
Niech ta lektura okaże się inspiracją dla Waszych odważnych decyzji.
3
W tyglu polskiej innowacyjności
Marzena Żurawicka-Koczan, Krzysztof Polak
„5 października 2011 r. Międzynarodowa Federacja Organizacji Wynalazczych nagrodziła Lucjana
Łągiewkę i technologię EPAR tytułem Najlepszy Wynalazek I Dekady XXI wieku”. Tak oto po
kilkunastu latach wytrwałego zmagania się z przeciwnościami losu, bohaterowi tego komunikatu
udało się zainteresować swoim wynalazkiem świat oraz pozyskać inwestora. To niezwykłe
zdarzenie dla innowatorów w Polsce, ale także światełko w tunelu dla polskiej innowacyjności,
która wyjątkowo słabo wypada na tle krajów europejskich.
Warunki dla rozwoju innowacyjności, także w Polsce,
nie są obecnie najgorsze. Dodatkowo, nigdy dotąd
innowacyjność nie była zjawiskiem tak pożądanym
w kulturze popularnej, jak dzisiaj. Dowodem na to
jest powszechność występowania samego pojęcia
i wielość możliwych jego znaczeń. Innowacyjność
w kulturze popularnej oznacza niestandardowość,
rozwój, przyszłość, kreatywność, racjonalizację, nowe
technologie, prestiż, pieniądze...itd. Innowacyjność
to znak rozwiniętej gospodarki, parametr
nowoczesnej firmy, produktu, czy kreatywności
człowieka. Innowacyjność, to gigantyczne fortuny.
Bez innowacyjności trudno sobie dzisiaj wyobrazić
przyszłość narodów i ich gospodarek.
A jednak w powszechnym dyskursie o gospodarce,
innowacyjność w Polsce to temat drażliwy i trochę
wstydliwy. Wielu autorów podkreśla polską niemoc
i odstawanie od reszty świata, mówią oni i piszą,
że „polskie firmy są na szarym końcu w Europie,
jeżeli chodzi o wdrażanie innowacji”, że mamy
„za mało innowacji w gospodarce”. Niektórzy
wysuwają tezę, że „Polacy nie są innowacyjni”.
W rankingach na innowacyjność narodowych
gospodarek Polska rzeczywiście wypada blado.
W przykładowym zestawieniu przygotowanym przez
Polskę Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości na temat
innowacyjności Polski i polskich firm 2010 r. Polska
zajęła 23 miejsce na 25 przebadanych krajów.
Co ciekawe, mimo powszechnego przekonania
o wyjątkowej przedsiębiorczości Polaków, polskie
firmy także nie wypadają najlepiej w relacji do firm
europejskich. W efekcie, w powyższym badaniu
niski poziom innowacyjności zanotowano zarówno
4
w małych, jaki i średnich firmach. Trochę lepiej
oceniono duże polskie przedsiębiorstwa.
Dlaczego tak się dzieje? Jakie są przyczyny niskiej
innowacyjności Polaków? Czy mają one podłoże
historyczne, kulturowe, czy może rzeczywiście,
innowacyjność nie jest naszą mocną stroną?
Odpowiedzi należy szukać w przeszłości, w polskiej
kulturze oraz w współczesnej kulturze popularnej.
Polska prowizorka
W pierwszym dziesięcioleciu lat 2000. polska
kultura zderzyła się z ideą innowacyjności, która
w sposób niespotykany rozprzestrzeniła się
i zdominowała świat zachodu. Nasza chłonność
i proweniencja w kierunku europejskości
i światowości otworzyła nas na przyjęcie idei
innowacyjności, jako oczywistej konieczności
warunkującej naszą kulturową przynależność
do Europy i świata. Jednak podkreślić tu należy,
że absorbcja ta nie była zwykłym przyjęciem
wypracowanych na zachodnim gruncie idei
innowacyjności, ale raczej fuzją tego, co zastane
i polskie, z tym, co przybyłe i obce. W tym
kulturowo-gospodarczym tyglu znalazły się
elementy uwarunkowane naszą historią
i doświadczeniami ostatnich kilkudziesięciu lat.
To one w znaczący sposób wpłynęły na dzisiejsze
polskie myślenie o innowacyjności, które nie
do końca przystaje do propagowanych zachodnich
ideologii innowacyjności.
Na pierwszy plan wysuwa się tu cecha uznawana
często za naszą narodową specyfikę, określana jako
„polska prowizorka”. Nadal silnie obecna w polskiej
kulturze ma swoje podłoże historyczne.
To czasy PRL-u stworzyły kulturę prowizorki
i doraźności - wytwarzania przedmiotów
i konstrukcji o wątpliwej trwałości, które jednak na
krótki czas wystarczały. Były to działania „na oko”,
bez uwzględniania jakichkolwiek zasad czy reguł,
ważne żeby było zrobione, a trwałość rozwiązania
nie miała większego znaczenia.
Idea prowizorki dobrze ujęta jest w popularnych
komediach z lat 70. i 80. ukazujących absurdalność
rzeczywistości PRL-u, w której przyszło nam żyć.
Obraz polskiego fachowca w takich filmach jak
„Nie lubię poniedziałku”, „Alternatywy”, czy „Miś”
ukazuje niezwykłą zdolność do „robienia inaczej”,
„po swojemu” tak, aby „być do przodu”. Słynny
duet radiowy Friedmanna i Kofty pod tytułem
„Fachowcy” rozpoczynał się piosenką:
„Czy to sens ma
kląć, że ten świat
z kiepskiego zrobiony surowca?
Bo dobry Bóg
już zrobił, co mógł,
teraz trzeba zawołać fachowca”.
Samo pojęcie „polska prowizorka” jest często
przytaczane we współczesnych dyskursach
dotyczących afer budowlanych, niskich standardów
produkcji, nietrwałych rozwiązań. Dyskurs medialny
mówi o prowizoryczności, bylejakości, doraźności
jako o narodowej cesze, która nie pozwala Polakom
myśleć długofalowo i perspektywicznie. Większość
naszych działań rysuje się jako dostosowawcze,
to jest takie, które umożliwią przetrwanie bieżących
problemów. Polak to urodzony konstruktor, złota
rączka, majster klepka, który wszystko potrafi zrobić
sam, ale tak naprawdę nic dobrze.
Polak potrafi
Kolejną cechą, która znalazła się w tyglu tworzącym
polską innowacyjność, to spryt i cwaność - także
uznawane za naszą narodową specjalność. Wyraża
się ona w popularnym stwierdzeniu „Polak potrafi”,
które niesie w sobie podtekst, że niemożliwe
w rękach Polaka staje się możliwe. Wizja ta
przedstawia Polaka jako bardziej sprytnego, bardziej
zaradnego i bardziej pomysłowego od innych
nacji. Nasze dobre samopoczucie w tym względzie
kapitalnie obrazuje film „Jak rozpętałem II Wojnę
Światową”. Franek Dolas - główny bohater tej
opowieści - na wszystko znajdzie pomysł, w każdej
sytuacji sobie poradzi właśnie dzięki niezwykłemu
zmysłowi innowacyjnego sprytu i wyłamywania się
z przyjętych schamatów działania. Ta innowacyjność
a vista wiąże się również z ideą polskiej prowizorki,
ale tu nabiera charakteru pozytywnej aktywności
w rozwiązywaniu problemów. Doraźność tego typu
działania nie pozwala jednak planować długofalowo
i pracować zespołowo.
Następnym składnikiem tygla, w którym
kształtowało się dzisiejsze rozumienie polskiej
innowacyjności jest kolektywizm i awersja
do wychylania się. W czasach PRL-u socjalistyczny
duch równości był swego rodzaju imperatywem
niepozwalającym na odstawanie od normy –
równi obywatele powinni być tacy sami zarówno
w zakresie posiadania dóbr, jak i swoich dążeń
i aspiracji. Dobro ogółu stało się istotniejsze
niż interes jednostki, przez co indywidualizm
przestał być cenioną przez władzę cnotą. Działanie
kolektywne, zrzeszonych grup obywateli, czy
pracowników w zakładach pracy, dla dobra
wspólnoty było postawą świadczącą o patriotyzmie
i wierności socjalistycznym ideom. Indywidualizm
był przez władzę ludową tępiony, a z kolei
przodownicy pracy, realizujący kolejne setki
procent ponad normę, nie zyskiwali szacunku
współtowarzyszy ze względu na śrubowanie
standardów pracy (co widoczne było choćby
w filmie „Człowiek z marmuru”).
Bagaż PRL-u
Z bagażem takim kultura polska wkroczyła
w lata 90. i potem w XXI wiek. Choć indywidualna
inicjatywa jest obecnie powszechnie ceniona,
to jednak nie może ona odstawać od ogólnie
przyjętych ram, bo wówczas budzi niesmak, strach,
niepewność. Przejęcie inicjatywy, które wiąże się ze
5
zmianą sposobu działania, myślenia, konstruowania,
jest postrzegana jako szaleństwo, zagrożenie
istniejącego porządku, targanie się na tradycję,
przyjęte zwyczaje itp. Osoby krytykujące, niepokorne
o szczególnych zdolnościach, są traktowane jako
odszczepieńcy i nie zyskują wsparcia koniecznego
do rozwoju ich umiejętności czy geniuszu.
Odnosząc się do metafory tygla warto zwrócić
uwagę na pierwowzory innowacyjności, które
funkcjonowały w okresie PRL-u. Komunistyczna
koncepcja uspołecznienia własności działała również
w tej sferze, toteż indywidualna kreatywność
została sprowadzona do działania kolektywnego.
Najważniejszym źródłem nowych rozwiązań stała
się tzw. inteligencja techniczna – inżynierowie
skupiający się w największych ośrodkach
produkcji przemysłowej w kraju. Zdolność
technicznego rozwiązywania problemów produkcji
dóbr lub też usprawnianie funkcjonujących
systemów produkcji, były wysoko cenione przez
władze. Innowacja wówczas sprowadzała się
do działań racjonalizatorskich w sferze produkcji
oraz tzw. postępu technicznego. Działania
racjonalizatorskie polegały w gruncie rzeczy
na dokonywaniu drobnych zmian, poprawek
usprawniających produkcję, dlatego ówczesnych
innowatorów trudno było nazwać wynalazcami
czy twórcami, gdyż sprawny proces, jako całość,
był w istocie efektem pracy całego zakładu,
lub też bezosobowej grupy inteligencji technicznej.
Symbolem innowacyjności w tych czasach stała się
nie myśl, a masywna dłoń, jako źródło postępu,
pozwalająca na praktyczne usprawnienie działań
zakładu produkcyjnego poprzez pracę.
Również programy telewizyjne tego czasu
promowały posiadanie umiejętności technicznych
wśród obywateli. Filmy dla dzieci jak np.
„Pomysłowy Dobromir”, czy młodzieżowy program
„Zrób to sam” Adama Słodowego, starały się
rozpowszechniać indywidualne poszukiwania
w sferze rozwiązywania problemów m.in. produkcji.
Tego typu kolektywna innowacyjność nie
była jednak jedynym sposobem mówienia
o pomysłowości w komunistycznej rzeczywistości.
Sowieckie władze promowały indywidualny
6
geniusz radzieckich naukowców, którzy swoją
naukową brawurą i pomysłowością mieli świadczyć
o potędze i przewadze Związku Radzieckiego
nad kapitalistycznym Zachodem. Ich prace były
jednak ograniczone do instytutów naukowych
działających pod nadzorem Partii. Inwencja owych
naukowców była niczym nieograniczona i często
sprowadzała się do pomysłów czysto ideologicznych
i utopijnych, niemożliwych do zrealizowania, jak
np. przyspieszenie ewolucji roślin, aby uodpornić je
na mróz i pasożyty, czy tworzenie sztucznych prądów
morskich, ogrzewających wybrzeże Syberii w wyniku
przepompowywania wody z Pacyfiku do Oceanu
Lodowatego. Niektóre pomysły zostały jednak
zrealizowane, przynosząc ich twórcom wielką sławę
w całym Związku Radzieckim i w Polsce.
Pojęcia charakterystyczne dla tego okresu będące
pierwowzorem innowacyjności, to racjonalizatorstwo
i wynalazczość. W czasach PRL-u racjonalizacja
było określeniem, które oznaczało ówczesną
innowacyjność. Racjonalizacja wiązała się
z proponowaniem i wdrażaniem modernizacji
- było to powinnością każdego pracownika –
fizycznego czy umysłowego – patriotycznym
obowiązkiem obywatela. Działania usprawniające
i wynalazcze obejmowały w tym czasie przede
wszystkim obszar procesu produkcji – jego
automatyzację i mechanizację - a ich celem było
zmniejszenie nakładów pracy, pieniędzy, czasu, przy
czym innowatorem tego rodzaju mógł być każdy zarówno szeregowy robotnik, jak i inżynier wyższego
szczebla.
Obecnie, racjonalizacja straciła konotacje
związane z unowocześnianiem, przełomowymi,
błyskotliwymi pomysłami, czy wynalazkami. Dziś
każde przedsiębiorstwo, aby mogło funkcjonować
sprawnie musi racjonalizować zatrudnienie, zużycie
energii, wydatki itp., gdyż jest to związane po prostu
z racjonalnym, a więc wynikającym z logiki
prowadzenia biznesu, działaniem rozsądnego
przedsiębiorcy. Gospodarność tego rodzaju to już
nie imperatyw nakazujący dążenie do zmiany
i ulepszania, ale immanentna cecha myślenia
każdego dyrektora czy menadżera, bo obecnie
to do wyższego kierownictwa należy szukanie
rozwiązań racjonalizatorskich. Racjonalizacja stała
się tym samym znaczeniowo bliska optymalizacji,
a nie innowacyjności.
Podobnie, jako racjonalizacja w czasach
PRL-u funkcjonował inny synonim dzisiejszej
innowacyjności – wynalazczość. Tak naprawdę
wynalazczość często występowała równolegle
z racjonalizacją, różniąc się jedynie stopniem
złożoności usprawniającego novum.
Dziś wynalazczość zyskała kilka odmiennych
znaczeń, z których żadne nie jest już związane
z pracą, czy produkcją. Wynalazca, wynalazek,
wynalazczość są pojęciami odnoszącymi się
najczęściej do jednostek, konkretnych osób,
obdarzonych specjalistycznymi zdolnościami
i wiedzą. Wynalazca to osoba silnie zaangażowana
w tworzenie nowych rozwiązań, urządzeń, maszyn,
którym poświęca się w pełni. Owe technologiczne
nowinki powstają najczęściej w oderwaniu
od zakładu produkcyjnego, w laboratorium,
instytutach badawczych czy szkołach wyższych.
Wynalazek jest obiektem, który nie musi być
natychmiast włączony do jakiegoś procesu
związanego z jego komercyjnym wykorzystaniem,
ponieważ przedstawia on wartość sam w sobie, jako
nowe osiągnięcie, świadectwo postępu.
Opisane wyżej czynniki kulturowe silnie wpływały
na recepcję zachodniej innowacyjności, która
w polskim wydaniu wykazuje wiele historycznych
obciążeń. Widać tu wyraźną tendencję
do rozumienia innowacyjności jako unowocześniania
poprzez poprawianie działania, usprawniania linii
produkcyjnych, dopasowania elementów w celu
poprawienia wydajności, równania do zachodnich
standardów.
Innowacyjność zwizualizowana
W obrazach symbolizujących innowacyjność
widać związane z produktywnością odniesienia
do: inżynieryjności, techniczności, dopasowania
i sprawności wyrażanej przez puzzle i tryby.
Nowoczesność i nowoczesne technologie, to głównie
obrazy zaczerpnięte z lat 90., przedstawiające
cyfrowy świat, obwody scalone. Widoczne są
także symbole wzrostu - słupki, wykresy, strzałki.
Często wykorzystywanym sposobem obrazowania
innowacyjności są także odniesienia do wielkich
geniuszy, wynalazców oraz do świata świetlanej
przyszłości, reprezentowanej przez futurystyczne
wizje miasta przyszłości.
Poprawianie, usprawnianie i dopasowanie, tak
mocno obecne w polskiej innowacyjności, bliższe są
znaczeniom racjonalizacji i automatyzacji procesów
produkcji oraz idei wynalazczości z lat PRL-u.
Natomiast innowacyjność w znaczeniu zachodnim
obecna jest silnie w polskiej kulturze popularnej.
Tutaj innowacyjność znaczy przede wszystkim
inność, zmianę dotychczasowego myślenia
i działania, odwrócenie porządku, odróżnienie,
zaskakujące połączenia w celu wyróżnienia się.
W ujęciu tym dominuje idea kreatywności wyrażana
przez uwalnianie myśli, uwalnianie się od starego,
wychodzenie poza dotachczasowe ramy i stereotypy,
lotność umysłu. Idee te wyrażane są poprzez
odniesienia do przełomowych odkryć naukowych,
związanych najczęściej z obrazami molekuł,
łańcuchów DNA, atomowych lub subatomowych
struktur. Technologia jest tu uczłowieczona przyjazna dla ludzi, a nawet sympatyczna i zabawna.
Kreatywność przedstawiana jest przez odniesienia
do lotności, wznoszenia się, szerokich horyzontów,
ale także dziecięcej, pomysłowej świeżości. Często
wykorzystywane są obrazy przedstawiające
promieniującą energię wydostającą się z głów,
rąk, czy też przedmiotów. Inność podkreślana jest
poprzez przedstawianie nietypowych, zaskakujących
połączeń i zestawień - kontrastowana ze standardem
i masowością.
Innowacyjność Stara i Nowa
W polskiej kulturze obecne są dwie innowacyjności:
Stara i Nowa. Stara innowacyjność mocno
osadzona w polskich cechach i przywarach
oznacza usprawnianie, poprawianie i ulepszanie.
Jest powiązana z gospodarczą kulturą niedoboru,
szybkością i bylejakością, historycznym kontekstem.
Nowa innowacyjność oznacza permanentną zmianę,
wychodzenie z pudełka, łamanie stereotypów,
przekraczanie granic czy też ich zacieranie. Te dwie
7
idee nadal mocno ścierają się na polskim podwórku.
Utrwalanie w praktyce idei Starej innowacyjności
nie gwarantuje zwycięstwa w międzynarodowych
rankingach, nie pozwala polskim firmom
konkurować z zachodnimi koncernami, a polskiej
gospodarce współzawodniczyć z gospodarkami
światowymi. Dopiero zaimplementowanie
w codzienności idei Nowej Innowacyjności stanie
się gwarantem zmiany w postrzeganiu polskiej
innowacyjności przez świat, a wynalazek Lucjana
Łagiewki, który jest najlepszym przykładem polskiej
mocy, możliwości przekraczania granic umysłu,
wychodzenia poza idee ulepszania czy poprawiania,
nie będzie jednorazowym wydarzeniem.
Artykuł powstał w oparciu o badanie przeprowadzone w lipcu 2011 roku przez Semiotic Solutions dla Polskiej
Agencji Rozwoju Regionalnego. Celem badania było poznanie kontekstu kulturowego innowacyjności.
O Autorach:
Marzena Żurawicka-Koczan, Krzysztof Polak.
Założyciele firmy Semiotic Solutions PL prowadzącej
semiotyczne badania kulturowe na potrzeby marketingu
wg licencji brytyjskiej firmy Semiotic Solutions.
Z wykształcenia kulturoznawcy o specjalności teoria kultury.
Oboje związani przez ostatnie kilkanaście lat z obszarem
reklamy i marketingu. Od kilku lat przygotowują badania
i analizy eksperckie łącząc swoje doświadczenie z zakresu
komunikacji marketingowej z takimi dziedzinami jak semiotyka i antropologia kulturowa. Publikują
w prasie branżowej (m.in.: Marketing w Praktyce, Brief, Biuletyn Pro Marka) oraz serwisach internetowych
- Marketing przy Kawie).
Zrealizowali ponad 60 semiotycznych projektów badawczych dla takich marek jak Netia, Łomża,
T-Mobile, Winiary, Heyah, Tyskie, Aviva. Wśród zleceniodawców znajdują się także instytucje państwowe
jak Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości czy Ministerstwo Rozwoju Regionalnego.
8
Najlepszą metodą
przewidywania przyszłości
jest jej tworzenie
Peter Drucker
9
Innowacyjność ciągle
przed nami
Barbara Mejssner
Firm innowacyjnych stale przybywa w każdej branży i w każdym sektorze, coraz większa jest też
świadomość, że na współczesnym rynku innowacyjność i jakość liczy się bardziej niż cena.
Większość polskich firm nie należy do organizacji
innowacyjnych, jednak są wśród nich - zarówno
tych małych jak i dużych - przedsiębiorstwa bardzo
nowoczesne. Jak podaje Polska Agencja Rozwoju
Przedsiębiorczości i Eurostat, innowacyjne polskie
przedsiębiorstwa osiągają lepsze wyniki ekonomiczne
niż pozostałe organizacje, zwiększając obroty
przeciętnie o 1,11 mln zł. Jak widać, o innowacyjność
walczyć warto. Potencjalne możliwości istnieją.
Środki na innowacje są dostępne, choć firmy skarżą
się na trudności w ich pozyskiwaniu. Z pewnością
zmian wymagają podatki, bo przedsiębiorstwa
byłyby znacznie bardziej zainteresowane
tworzeniem nowatorskich rozwiązań, gdyby polityka
podatkowa była dla nich bardziej korzystna niż
obecnie. Wiele jest też do zrobienia w dziedzinie
współpracy biznesu i nauki, która kuleje nawet
w parkach technologicznych. Jednak już dziś widać
obszary, gdzie moglibyśmy być europejskimi
liderami. Jednym z nich jest tworzenie i produkcja
zaawansowanych technologicznie materiałów.
Są i inne.
Jeszcze kilka kroków w tyle
Czym jest innowacyjność? Pojęcie innowacyjności
wprowadził do nauk ekonomicznych austriacki
ekonomista Joseph Schumpeter. Już w latach
30-tych XX w. twierdził, że na rozwój gospodarczy
znacznie większy wpływ niż kapitał ma
innowacyjność. Na pewno jedną z najczęściej
stosowanych obecnie definicji jest ta zawarta
w przewodniku Oslo Manuale przygotowanym
w latach 90. przez OECD. Według niej innowacja
to wprowadzenie do praktyki nowego lub znacząco
ulepszonego rozwiązania w odniesieniu do procesu,
produktu (towaru lub usługi), marketingu oraz
organizacji. Innowacyjne jest więc przedsiębiorstwo,
które wprowadza do praktyki rozwiązania
w odniesieniu do procesu, produktu, marketingu
10
i organizacji – nowe na skalę światową, stosowane
już przez konkurentów na świecie, ale nie stosowane
jeszcze w kraju, stosowane już przez konkurentów
na rynku krajowym, lecz niestosowane do tej pory
przez to przedsiębiorstwo.
Przy próbie oceny innowacyjności polskich firm
według powyższej definicji należałoby postawiać
im kiepską notę, gdyż znacząco odbiegają one
w dziedzinie stosowania innowacyjnych rozwiązań
od firm w innych państwach UE. Według Eurostat
Polska znajduje się na jednym z ostatnich miejsc
w rankingu krajów Unii pod względem udziału
przedsiębiorstw prowadzących działalność
innowacyjną w ogólnej liczbie firm (Polska 22 proc.,
Niemcy 72 proc.). Jak wynika z raportu PARP
Innowacyjność 2011 polskie firmy wdrażają
częściej innowacje procesowe, czyli usprawnienia
sposobu wytwarzania wyrobów, niż nowe produkty.
Na 6,9 tys. firm innowacyjnych o liczbie pracujących
powyżej 9 osób, 80 proc. wprowadziło nowe
lub istotnie ulepszone procesy, a 73 proc. z nich
nowe lub istotnie ulepszone produkty. Innowacje
organizacyjne lub marketingowe wdrożyło w Polsce
20 proc. firm przemysłowych, z tego 15 proc.
małych firm, 27 proc. średnich i 52 proc. dużych.
Innowacyjność wymaga prac badawczych, a poziom
wydatków na badania i rozwój jest w naszym kraju
bardzo niski, zwłaszcza w sektorze prywatnym
– 0,19 proc. PKB w stosunku do 1,25 proc.
PKB w Unii Europejskiej, co skutkuje słabymi
wynikami w liczbie oraz jakości podejmowanych
działań badawczych i wdrożeniach innowacji
technologicznych. Polskie firmy na działalność
badawczo-rozwojową wydają jedynie 8 proc.
nakładów na innowacje i korzystają raczej
z zewnętrznego wsparcia. Tylko 33 proc. firm
innowacyjnych zdecydowało się na wewnętrzną
działalność B+R, co dało Polsce 22 miejsce
wśród krajów europejskich. Są oczywiście wyjątki,
innowacyjni giganci tacy jak m. in.: Comarch,
Mokate, Fakro, czy Kopex na opracowanie
nowych produktów, technologii i nowoczesnych
urządzeń wydają co roku po 20 – 50 mln. Wśród
ogólnej liczby firm 7 proc. prowadzi własne
prace B+R, ale jedynie 3 proc. podmiotów robi
to w sposób ciągły. Nic więc dziwnego, że zakup
technologii od podmiotów zewnętrznych staje
się alternatywną dla działalności B+R. Nawet
przedsiębiorstwa działające na terenie parków
naukowo-technologicznych w ograniczonym
zakresie współpracują z jednostkami B+R.
W badaniu przeprowadzonym przez Instytut Badań
nad Gospodarką Rynkową jedynie 25 proc. firm
wskazało na taką współpracę.
Jakość zatriumfuje nad ceną
Symptomy poprawy są jednak widoczne, to dobry
znak na przyszłość, choć wiadomo, że szybkiej
rewolucji nie będzie, to polska gospodarka
przesuwa się powoli w stronę gospodarki
zaawansowanej technologicznie i procesowo.
W rankingu Global Competitiveness Index
2010/2011 publikowanym corocznie przez
Światowe Forum Ekonomiczne, polska gospodarka
zanotowała duży awans. W ogólnym zestawieniu
innowacyjności Polska w ciągu roku przesunęła
się z 46 na 39 miejsce. W perspektywie ostatnich
3 lat awans ten jest jeszcze większy – z pozycji
53 wskazanej w raporcie za lata 2008/2009
na 39 w raporcie 2010/2011. Nieco optymizmu
wnoszą także badanie przeprowadzone przez
PKPP Lewiatan i firmę Deloitte, które wykazało,
że nieznaczna poprawa koniunktury gospodarczej,
która nastąpiła w pierwszej połowie 2010 roku,
spowodowała zmianę w podejściu do innowacji.
Chociaż większość przedsiębiorstw działających
w Polsce buduje swą pozycję konkurencyjną
w oparciu o cenę, a tylko 0,2 proc. oferując
innowacyjne produkty i usługi, widać, że przewaga
konkurencyjna, oparta na niskich kosztach pracy
coraz wyraźniej traci na znaczeniu. Firmy zaczynają
to dostrzegać, gdyż deklarowały, że zamierzają
postawić na jakość, a ta wymaga zmian,
czyli innowacji. O ponad 50 proc. wzrosło znaczenie
jakości oraz innowacyjnego charakteru dóbr
Charakter najistotniejszych wdrożonych innowacji w polskich
firmach w proc.
- Produkt innowacyjny, usprawnienie produktu – 56,5
- Procesowa, związana z zarządzaniem – 29
- Innowacyjna usługa, obsługa klienta – 14,5
- Inny charakter – 5,8
- Innowacyjna metoda marketingu, komunikacja z rynkiem. – 2,9
Podmioty, z którymi współpracowały firmy przy wdrożeniu
innowacji w proc.
- Partner biznesowy – 60
- Instytucja naukowo-badawcza, uczelnia itp. – 31,4
- Sieć partnerów biznesowych – 11,4
- Przy istotnym zaangażowaniu klienta – 2,9
- Z innym podmiotem – 14,3
(źródło: Go Global Raport o Innowacyjności Polskiej Gospodarki 2011)
i usług. Przedsiębiorstwa coraz częściej też oceniają
inwestycje w innowacje jako strategiczne (47 proc.
dużych firm) nowe rozwiązania wymagają wiedzy,
stąd ogromnego znaczenia zaczyna nabierać alians
nauki i biznesu. Sporo dzieje się i może się dziać
wokół parków przemysłowych i technologicznych.
Stworzenie takich parków pozwoliło na zacieśnienie
współpracy pomiędzy przedsiębiorstwami
a instytucjami naukowymi, wpływając na sukcesy
obu stron. Współpraca z firmami przebiega
tu na etapie prowadzenia badań i komercjalizacji
ich wyników. Rezultatem jest powstanie firm
typu spin-off, będących wydzieloną częścią
lokalnych uczelni, współpracujących z parkami.
W Polsce funkcjonują 33 parki technologiczne.
W sumie ulokowanych jest tam 523 instytucji
oraz 18 jednostek naukowo-badawczych
11
Czynniki, które zwiększyłyby innowacyjność przedsiębiorstw
w proc.
- ulgi w podatkach związane z wdrażaniem innowacji – 46,1
- uproszczenie dostępu do funduszy strukturalnych w Polsce – 33,9
- uproszczenie dostępu do funduszy unijnych pozyskiwanych
bezpośrednio z UE – 33,1
- dostęp do kredytów na preferencyjnych warunkach na wprowadzenie
działań innowacyjnych – 32,2
- zniesienie barier w dostępie do poza kredytowych źródeł finansowania
innowacyjnych projektów – 13,1
- łatwość pozyskania dofinansowania na projekty realizowane wspólnie
z ośrodkami badawczo-rozwojowymi – 10,6
- ulgi w podatkach związane z rozpoczęcie własnych badań – 8,6
(Źródło: Ranking Najbardziej Innowacyjnych Firm w Polsce
„Kamerton Innowacyjności”)
Grafen, zaawansowane materiały
i produkcja niszowa
Innowacyjność przedsiębiorstw w Polsce cechuje
się dużym zróżnicowaniem, m. in. wzrasta ona
wraz z wielkością przedsiębiorstwa, zależy
od branży, w jakiej działa dane przedsiębiorstwo
i struktury własności. Duże firmy będące własnością
zagraniczną mają stosunkowo wysoki poziom
innowacyjności, natomiast małe krajowe są
niedoinwestowanie. Mimo iż wskaźniki bezlitośnie
pokazują, że jesteśmy w innowacyjnym ogonie
Europy i jeszcze wiele przed polskimi firmami
do zrobienia, to jest już u nas sporo nowoczesnych
przedsiębiorstw, zarówno większych, jak i całkiem
małych. Innowacyjne są z zasady branże,
które nie mogą się rozwijać bez współczesnej
technologii: informatyczna, telekomunikacyjna,
biotechnologiczna, farmaceutyczna. Wpływ
branży farmaceutycznej na polską gospodarkę
systematycznie rósł w ciągu ostatnich pięciu lat.
12
W 2010 roku sektor ten w sposób bezpośredni
i pośredni odpowiadał za prawie 1 procent PKB,
czyli 11,1 mld złotych. Na nowe technologie
i produkty decydują się także spółki z bardziej
tradycyjnych branż (według ich procentowego
udziału w wartości PKB) takich, jak: przetwórstwo
przemysłowe, budownictwo, transport,
czy gospodarka magazynowa.
Na liście 500 najbardziej innowacyjnych firm
w Polsce przygotowanej przez Instytut Nauk
Ekonomicznych PAN i Sieć Naukową MSN pierwsze
miejsce w 2010 roku zajęły Zakłady Farmaceutyczne
Polpharma S.A. Drugie i trzecie miejsce należały
do przedsiębiorstwa inżynierii środowiska Ekowodrol
Sp. z o.o. i SITECH Sp. z o.o. (spółka powstała
na terenie Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej,
specjalizująca się w produkcji metalowych stelaży
siedzisk samochodowych w koncernie Volkswagena).
Wśród małych i średnich firm zwyciężył Ekowodrol
Sp z o.o., a wśród mikroprzedsiębiorstw - producent
syntezatora mowy IVONA IVO Software Sp. z o.o.
wyróżniono liderów innowacyjności sektora
transportowego (spółki Sitech, Lumag oraz Avio
Polska), medycznego (Polpharma S.A., Wojewódzki
Szpital Specjalistyczny we Wrocławiu, Euroimplant
S.A.) i teleinformatycznego (Comarch S.A., IVO
Software Sp. z o.o., Transition Technologies S.A.).
Na liście znalazły się też takie innowacyjne produkty
jak proteza kości czaszki Codubix stworzona
przez łódzką firmę Tricomed S.A.
Ostatnio do grona innowatorów dołączyła także
duża grupa małych i średnich firm, które aby
zwiększyć swoją konkurencyjność, decydują się
wyłożyć pieniądze na nowoczesne rozwiązania.
Wiele z nich korzysta z dotacji unijnych, które można
otrzymać np. w ramach Programu Operacyjnego
Innowacyjna Gospodarka. Jedną z takich spółek
jest Euroinplant, która opracowała unikalną metodę
hodowli sztucznej skóry. W kryzysie zaryzykowała
dodatkowe inwestycje i podjęła współpracę
z amerykańskim koncernem biotechnologicznym
International Stem Cell Corporation. Razem
wprowadzają produkt na rynki Europy. Z kolei
firma Dynaxo z Wronek opracowała unikalną
na skalę światową technologię gazu pod szkłem,
dzięki której może produkować ekologiczne
i energooszczędne kuchnie. Koszty ich eksploatacji
są o 20 – 30 proc. niższe od tradycyjnych kuchni
indukcyjnych czy elektrycznych. Firma Ammono
z Warszawy jest światowym liderem w produkcji
kryształów azotku galu – materiału o ogromnym
potencjale zastosowań w źródłach światła
i półprzewodnikowych urządzeniach mocy.
Innowacyjne firmy wyławia też co roku Ranking
Najbardziej Innowacyjnych Firm w Polsce „Kamerton
Innowacyjności”. Są wśród nich nie tylko duże
firmy, ale także małe oraz mikroprzedsiębiorstwa.
Wśród małych warto wymienić choćby takie firmy
jak: TELESTO ze Specjalnej Stresy Ekonomicznej
Starachowice, produkująca dysze i urządzenia
generujące mgły i aerozole; SYNERWAY,
oferujący systemy rezerwacyjne i usługi
e-Marketingu; eLEADER - dostawca aplikacji
mobilnych dla smartfonów w rozwiązaniach B2B
i B2C; MAŁKOWSKI-MARTECH, oferujący bramy
przeciwpożarowe, oparte o własny europejski
patent (bramy dzięki temu rozwiązaniu są lżejsze
do 40 proc. niż tradycyjne).
Jak podaje Raport o Innowacyjności Polskiej
Gospodarki Go Global 2011 możemy się pochwalić
dużymi sukcesami we współpracy biznesu
z nauką w branży ochrony zdrowia. Polskie
firmy wygrywają tu z zachodnimi koncernami,
tworząc rozwiązania na rynkach niszowych.
Można tu wymienić Dermokosmetyki (Nepentes,
Pharmena), produkty stosowane w okulistyce
(Corneal, Optopol), czy chirurgii plastycznej
(Corneal), żele do ultrasonografii (Emo-Farm)
oraz drobny sprzęt szpitalny (HTL-Strefa).
Polacy mogą się również wkrótce stać liderami
w produkcji grafemu - niezwykłego materiału
składającego się z pojedynczej warstwy atomów
węgla, kilkaset razy bardziej wytrzymałego niż stal
i jednocześnie giętkiego. W tym roku Instytut
Technologii Materiałów Elektronicznych z Warszawy
oraz Wydział Fizyki UW dokonały zasadniczego
kroku nad badaniami nad grafemem. Polskim
naukowcom udało się opracować sposób
przeniesienia produkcji grafenu z laboratorium
(za to odkrycie otrzymali Nobla w roku 2010
dwaj uczeni pracujący w Wielkiej Brytanii)
do fabryki – wykorzystali do tego dostępne dziś
na rynku urządzenia do wytwarzania struktur
półprzewodnikowych. Odkrywanie i tworzenie
technologii nowych materiałów może się stać
naszą specjalnością w Unii Europejskiej. Do takich
wniosków doszli uczestnicy konferencji FUMAT
2011, która odbyła się w Warszawie we wrześniu
2011 roku. Wśród naszych osiągnięć w naukach
materiałowych wymienić można m.in. metodę
tworzenia kryształów azotku galu, czy osiągnięcia
w zakresie materiałów do przemysłu lotniczego,
realizowane np. w Dolinie Lotniczej. W tej dziedzinie
Unia będzie oferowała dużą pomoc. Zaawansowane
materiały i technologie będą bowiem jednym
z głównych filarów nowego programu ramowego
UE. Będzie to najprawdopodobniej strategia
Horizon 2020 już obecnie nazywana 8. Programem
Ramowym. Przewidywany budżet Horison 2020
w latach 2014-2020 wyniesie 80 mld euro.
Programy unijne i zachęty podatkowe
Z całą pewnością łatwiejszy dostęp do finansowego
wsparcia innowacyjności miałby wpływ na rozwój
przedsiębiorstw. Obecnie firmy przemysłowe
finansują przedsięwzięcia innowacyjne
w przeważającej części ze środków własnych.
Stanowią one 75 proc. wartości wszystkich
wykorzystanych źródeł, kredyty bankowe to tylko
22 proc. Im większa firma, tym zewnętrzne
źródła finansowania stanowią mniejszy udział
w finansowaniu jego innowacji. Przedsiębiorstwa
publiczne finansują działalność innowacyjną
w 47 proc. środkami własnymi, a firmy prywatne
aż w 83 proc. Największy udział we wsparciu
publicznym dla firm miały środki pochodzące
od instytucji Unii Europejskiej.
Popularyzacja działalności innowacyjnej wśród
polskich przedsiębiorców nastąpiła w głównej
mierze dzięki dostępności środków unijnych.
W ramach unijnego budżetu na lata 2007-2013
mają oni możliwość skorzystania z rozmaitych
form wspierania działalności innowacyjnej.
W perspektywie 2007-2013 pozostało niewiele
funduszy unijnych, warto jednak pamiętać,
że do dyspozycji jest wiele źródeł alternatywnych.
Należą do nich zachęty inwestycyjne oraz programy
13
rządowe wspierające B+R, jak choćby program
INNOTECH . Przedsiębiorstwa wykorzystujące
innowacyjne technologie mogą otrzymać
dodatkowe wsparcie w ramach tego programu
uruchomionego przez Narodowe Centrum
Badań i Rozwoju. Budżet tegorocznego konkursu
w programie INNOTECH wynosi 130 mln zł.
Natomiast całkowita kwota przeznaczona na dotacje
do 2013 r. to ok. 650 mln zł. Maksymalna wysokość
wsparcia to 10 mln zł. Ścieżka Hi-Tech przewidziana
jest na projekty z określonych obszarów, dostępna
jest wyłącznie dla małych i średnich przedsiębiorstw
i pozwala na otrzymanie grantu do 5 mln zł.
Poprawę w dążeniu do innowacyjności może też
przynieść znowelizowana ustawa dotycząca sposobu
rozliczania kredytu technologicznego. Jest to jeden
z rodzajów unijnych dotacji dla firm w ramach
programu „Innowacyjna Gospodarka” Działanie 4.3.
Pieniądze rozdzielał BGK za pośrednictwem banków
komercyjnych. Zwrotowi podlegał tylko uzyskany
przez przedsiębiorców kredyt, a on niekoniecznie
pokrywał się ze wszystkimi poniesionymi na badania
i rozwój kosztami. Dzięki noweli firmy będą mogły
odzyskać 70 proc. wszystkich poniesionych kosztów.
Do 2013 roku BGK będzie dysponował kwotą
410 mln euro, co w przeliczeniu po obecnym kursie
daje równowartość ok. 1,7 mld zł.
Ciągle jeszcze brak jest atrakcyjnych instrumentów
zachęcających przedsiębiorców do prowadzenia
działalności B+R i wdrażania innowacji. W ostatnich
latach wiele państw w Europie Centralnej podjęło
skuteczne inicjatywy w obszarze regulacji fiskalnych
faktycznie stymulujących przedsiębiorców
do prowadzenia prac B+R oraz wdrażania
innowacyjnych rozwiązań do praktyki biznesowej.
W Polsce jest możliwość odliczenia od podstawy
opodatkowania CIT do 50 proc. wydatków
związanych z nabyciem nowej technologii w postaci
wartości niematerialnych i prawnych. W przypadku
straty, firma może skorzystać z ulgi przez trzy kolejne
lata podatkowe. Natomiast podmioty, które mają
status Centrów Badawczo-Rozwojowych (CBR),
mogą co miesiąc odpisywać 20 proc. przychodów
na fundusz innowacyjności – obniża to podstawę
opodatkowania. Zachęty te oferują mało atrakcyjne
korzyści przy dość sformalizowanej procedurze ich
uzyskania. Jednak coraz więcej firm korzysta z takiej
możliwości.
Barbara Mejssner
Dziennikarz, analityk rynku ITC. Stały współpracownik agencji badania
rynku teleinformatycznego DiS. Pracowała dla takich tytułów prasowych
jak: Miesięcznik Manager, Gazeta Prawna, Teleinfo, Computer Reseller
News, Prawo i Gospodarka, Rzeczpospolita, CIO Magazyn Dyrektorów
IT, Menedżer Motoryzacji. Obecnie pisuje dla Cyfrowej Polski i IT
Resellera. Od 2004 roku do dziś współautor dodatku Rzeczpospolitej
Teleinformatyka w Polsce. Specjalizuje się w informatyce dla biznesu
(software oraz rozwiązania sprzętowe, szeroko pojęte problemy
bezpieczeństwa informatycznego, informatyka śledcza). Najbliższy jej
zainteresowań jest rynek systemów ERP, Business Intelligence, CRM
oraz oprogramowanie branżowe dla sektora MSP oraz korporacji.
14
Komputery
są bezużyteczne,
gdyż mogą dać
tylko odpowiedzi.
Pablo Picasso
15
Jak pobudzić innowacyjność
firm sektora MSP?
Bożena Skibicka
Pozycja Polski w europejskich rankingach innowacyjności dowodzi, że nie wykorzystujemy szans
rozwojowych tkwiących w polskiej gospodarce. Przepaść dzieląca Polskę od czołówki krajów
Europy stawiających na innowacje jest ogromna. Najgorzej przedstawia się sytuacja w sektorze
małych i średnich przedsiębiorstw. Jak to zmienić? Jak pobudzić innowacyjność całej polskiej
gospodarki, a przede wszystkim firm małych i średnich?
Jeszcze trzydzieści lat temu małe i średnie
przedsiębiorstwa traktowane były w Polsce
po macoszemu. Liczyły się wyłącznie wielkie fabryki
i zakłady produkcyjne przynoszące olbrzymie zyski.
Przedsiębiorca, który w tamtych czasach podjął
się prowadzenia własnej działalności musiał
wykazać się nie lada umiejętnościami. Obecnie,
firmy sektora MSP mają kluczowe znaczenie
dla rozwoju gospodarczego Polski. Są niezbędne
dla zrównoważonego funkcjonowania gospodarki
i przyczyniają się do przyspieszenia wzrostu
gospodarczego. Ich rola cały czas rośnie i bez cienia
przesady można stwierdzić, że obecny oraz przyszły
sukces polskiej gospodarki zależy od kondycji tego
właśnie sektora. Jednym słowem, małe i średnie
przedsiębiorstwa zasługują na miano siły napędowej
gospodarki. O ważności i rozwoju tego sektora
świadczy fakt, że ponad 90% wszystkich firm
w Europie to mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa,
a w samej Polsce ponad 60% zatrudnionych pracuje
właśnie w tym segmencie I choć przedsiębiorstwa
te w Polsce rozwijają się coraz prężniej, to wcale
nie znaczy, że działają efektywnie i innowacyjnie
i że nie czyhają na nie zagrożenia.
Jednym z bardzo istotnych zagrożeń, a właściwie
czynnikiem zmniejszającym możliwość znacznie
większego rozwoju firm sektora MSP, jest biznesowe
wykluczenie cyfrowe. Dlaczego? Otóż według
światowych autorytetów kolejna rewolucja
w zwiększeniu wydajności pracy leży w masowym
wykorzystaniu przez przedsiębiorstwa małe
i średnie profesjonalnych narzędzi informatycznych
w zarządzaniu. Natomiast przedsiębiorstwa te
wykorzystują wspomniane narzędzia w bardzo
ograniczonym zakresie, przez co grozi im właśnie
biznesowe wykluczenie cyfrowe.
16
Wykluczenie Cyfrowe jest najczęściej rozpatrywane
w kategoriach społeczno-ekonomicznych
i na poziomie jednostki, rzadko natomiast
w kategoriach biznesowych. Okazuje się,
że drastyczne zróżnicowanie w wykorzystaniu
narzędzi informatycznych pomiędzy wielkimi
korporacjami a małym biznesem może stać
się wąskim gardłem rozwoju gospodarczego.
I to zjawisko nosi w literaturze nazwę biznesowego
wykluczenia cyfrowego.
Podkreślić należy bardzo mocno, że na zjawisko
biznesowego wykluczenia cyfrowego należy patrzeć
od strony firmy, a nie jednostki. Przedsiębiorcy
sektora MSP muszą zrozumieć, że informatyzacja
polega na wyborze właściwych, dostosowanych
do biznesu aplikacji oraz ich wdrożeniu, a następnie
wykorzystywaniu w zarządzaniu. Aby ten cel został
zrealizowany nie wystarczy zakup komputerów
oraz podłączenie ich do Internetu. Zrozumienie
tej różnicy jest niezwykle ważne, bo, jak już
wspomniałam, szansa szybszego rozwoju
gospodarczego leży właśnie w wykorzystaniu
informatyki do zarządzania przedsiębiorstwami
sektora MSP. W wykorzystaniu informatyki
do zarządzania przedsiębiorstwami MSP leży też
szansa na zwiększenie innowacyjności tego sektora.
Efektywniejsze zarządzanie spowoduje wyzwolenie
ukrytych rezerw, które przynajmniej w części
będą mogły być przeznaczone na poszukiwanie
i wdrażanie innowacyjnych rozwiązań.
Jak możemy do tego doprowadzić? Popatrzmy
gdzie leżą przyczyny takiego stanu.
Na świecie, ale również w Polsce, zarządzanie
w dużych korporacjach wspierane jest bardzo
zaawansowanymi systemami informatycznymi,
menadżerowie tych korporacji rozumieją potrzebę
ich wykorzystywania, a zatrudnieni w dużych
korporacjach pracownicy wiedzą jak z tych
systemów korzystać, jak je obsługiwać, na co dzień
z nimi pracować. Duże korporacje uczyły się
zarządzania procesowego wdrażając zaawansowane
systemy ERP. Szkoleni byli menadżerowie
i pracownicy. Dzisiaj w większości dużych polskich
przedsiębiorstw narzędzia informatyczne wspierają
większość procesów biznesowych. Natomiast
badania przeprowadzone wśród małych i średnich
przedsiębiorstw w Polsce i na świecie pokazują,
że przedsiębiorcy z tego sektora w niewielkim
stopniu wspierają zarządzanie narzędziami
informatycznymi.
Z badań przeprowadzonych i udostępnionych
przez Krajową Izbę Gospodarczą Elektroniki
i Telekomunikacji wynika, że małe i średnie
przedsiębiorstwa nie korzystają z nowoczesnych
narzędzi teleinformatycznych, podnoszących jakość
i efektywność zarządzania. Nie oznacza to, że firmy
te nie mają komputerów lub dostępu do Internetu.
Wręcz przeciwnie – 93% przedsiębiorstw
sektora MSP posiada komputery, a 90% dostęp
do Internetu. Większość korzysta z poczty
elektronicznej w celach biznesowych, niemal połowa
ma swoje strony internetowe, a ponad 50% firm ma
dostęp do łączy szerokopasmowych. Małe i średnie
przedsiębiorstwa są więc wyposażone w komputery
i mają dostęp do Internetu, ale komputery
wykorzystywane są głównie jako „zaawansowane”
maszyny do pisania, a Internet służy do komunikacji
lub jako wyszukiwarka. Posiadanie komputerów
i dostęp do Internetu nie oznacza korzystania
z zaawansowanych narzędzi informatycznych
do zarządzania firmą.
Mogłoby się wydawać, że polskie przedsiębiorstwa
sektora MSP są zacofane w stosunku
do przedsiębiorstw tego sektora w krajach
zachodnich. Okazuje się jednak, że wykorzystanie
zaawansowanych narzędzi informatycznych w takich
krajach, jak Hiszpania, Portugalia, czy nawet USA
jest na podobnym poziomie, a tym co nas różni
jest świadomość.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez
zespół pod kierownictwem profesora Tomasza
Wielickiego z California State University na próbie
około 1100 przedsiębiorstw z sektora MSP z Polski,
Portugalii i Hiszpanii oraz około 700 z Kalifornii,
świadomość polskich przedsiębiorców na temat
korzyści wynikających z wykorzystania narzędzi
informatycznych jest drastycznie niższa niż w dużych
korporacjach, ale też jest znacznie niższa niż wśród
zachodnich i amerykańskich przedsiębiorców.
Bardzo różni nas postrzeganie barier
wykorzystywania profesjonalnych aplikacji w małych
i średnich przedsiębiorstwach w poszczególnych
badanych krajach.
Liczba komputerów i dostęp do Internetu
w badanych krajach jest na podobnym poziomie.
Obsługa klienta i procesy sprzedażowe w Polsce
są zautomatyzowane na podobnym poziomie
jak w pozostałych krajach, jeśli zaś chodzi o procesy
kontrolowane przez różnego rodzaju urzędy (finanse,
księgowość, kadry, naliczanie płac) - nawet w nieco
większym stopniu. Automatyzacja pozostałych
procesów biznesowych, związanych z procesem
produkcyjnym, logistyką, szkoleniami, zarządzaniem
zasobami ludzkimi w porównaniu z innymi krajami
wygląda gorzej.
Przeprowadzając badania T. Wielicki zapytał
przedsiębiorców, jakie bariery widzą
we wprowadzaniu narzędzi informatycznych
w swoich firmach i dlaczego ich nie wdrażają?
Przedsiębiorcy z Portugalii i Hiszpanii, a już
szczególnie przedsiębiorcy z Kalifornii, są znacznie
bardziej świadomi tych barier. Wskazują na brak
funduszy, brak odpowiedniego oprogramowania,
ale w znacznie większym stopniu wymieniają
brak planowania strategicznego dotyczącego
wykorzystania narzędzi informatycznych,
brak wiedzy, jakich narzędzi potrzebują
do zautomatyzowania procesów biznesowych
w swoich firmach.
I właśnie poziom świadomości przedsiębiorców
sektora MSP, zrozumienia korzyści wynikających
z zastosowania nowoczesnych, profesjonalnych
narzędzi informatycznych w zarządzaniu jest jedną
17
z głównych przyczyn niskiej innowacyjności tego
sektora, a w konsekwencji całej polskiej gospodarki.
Badania Sedlak&Sedlak pokazują, że przeciętny
pracownik niemiecki pracuje nawet czterokrotnie
wydajniej od polskiego. Z czego bierze się ta
różnica? Odpowiedź nie jest jednoznaczna,
ale na pewno w ogromnym stopniu wpływ na to ma
organizacja pracy, w tym automatyzacja procesów
biznesowych.
Z badania Observatory of European SME wynika,
że unijni mikroprzedsiębiorcy poświęcają w ciągu
roku 9% czasu pracy na wypełnianie obowiązków
administracyjnych, podczas gdy w firmach małych
wskaźnik ten wynosi 2%, średnich – 1%, a dla
dużych jest nieistotny. Nie znam analogicznych
polskich badań, na pewno procent ten jest dla
polskich firm wyższy, stąd mamy większe możliwości
usprawnienia pracy poprzez automatyzację
procesów z zastosowaniem ICT. Oczywiście kluczem
do innowacji technologicznych są innowacje
procesowe i organizacyjne, bez świadomego
wykorzystania których wdrożenie tych pierwszych
nie jest możliwe.
Przed powszechnym wykorzystaniem informatyki
w zarządzaniu nie uciekniemy i jeżeli chcemy sprostać
globalnej konkurencji, musimy wziąć to pod uwagę.
Już w 1999 roku zauważył to wielki autorytet
przedsiębiorców, Peter Drucker i sformułował nowe
paradygmaty zarządzania, na których powstanie
zasadniczy wpływ miały rozwój i skala praktycznych
zastosowań technologii teleinformatycznych.
Pod koniec swojego życia Drucker przyznał,
że większość z paradygmatów zarządzania, których
uczył i stosował, straciła swoje znaczenie w nowej
rzeczywistości właśnie w związku z rewolucją
informacyjną oraz ogromnym wpływem technologii
informatycznych na zasady zarządzania firmą.
W przeciwieństwie do tradycyjnego pojmowania
zarządzania, uwaga współczesnego menadżera
powinna być znacznie bardziej skupiona
na otoczeniu przedsiębiorstwa, niż na samym
przedsiębiorstwie, bo otoczenie to się zmienia,
18
a ze zmian w otoczeniu należy wyciągać wnioski.
Współczesny menadżer musi na bieżąco analizować
pojawiające się i znikające trendy, by móc zmieniać
swój biznes i dostosowywać go do zmieniającego się
otoczenia. Jest to dzisiaj możliwe tylko i wyłącznie
wtedy, gdy wewnętrzne procesy biznesowe zostaną
zestandaryzowane i wspomagane narzędziami
informatycznymi.
Zarządzanie ludźmi przestaje się opierać
na założeniu, że menadżer powinien posiadać
większą wiedzę niż podwładny. Dzisiaj obowiązkiem
podwładnego w ramach powierzonego mu
zakresu obowiązków jest wiedzieć dużo więcej
od menedżera. Czyli nowoczesna mała firma,
jeśli chce się , nie może już tylko opierać się
na pomyśle właściciela. Przedsiębiorca musi szukać
pracowników, którzy wiedzą od niego więcej,
którzy potrafią korzystać ze współczesnych narzędzi
informatycznych i rozumieją potrzebę korzystania
z nich w codziennej pracy.
Rozwój przedsiębiorstwa jest dzisiaj wspomagany
nie tyle przez dokładne poznanie specyficznej
technologii lub rynku, na którym działa
przedsiębiorstwo, co poprzez poszukiwanie różnych
możliwości na styku różnych technologii i różnych
rynków. Takie podejście wymaga wielu narzędzi
do zbierania i analizowania danych i nie jest
możliwe bez zastosowania IT.
Takie nowoczesne zarządzanie wymaga
od przedsiębiorców, by stali się innej klasy
menedżerami niż dotychczas i szukali innej klasy
pracowników. Peter Drucker napisał: „W XXI wieku
najcenniejszym wyposażeniem przedsiębiorstwa
będą pracownicy wiedzy i ich produktywność”.
Przedsiębiorcy sami muszą stać się pracownikami
wiedzy i takich pracowników szukać do swoich firm.
Polska potrzebuje absolwentów o cechach
i kompetencjach pracowników wiedzy. Wymaga
to nie tylko zmiany systemu kształcenia, ale zmiany
świadomości nauczycieli akademickich, którzy
muszą podjąć ryzyko zmian w formach nauczania
i odpowiedzieć na nowe potrzeby uczących się.
Uczelnie wyższe kształcące absolwentów większości
kierunków muszą brać pod uwagę dramatyczną
potrzebę niwelowania biznesowego wykluczenia
cyfrowego. I trzeba mieć świadomość, że nie chodzi
tu o odpowiednie kształcenie studentów kierunków
informatycznych, ale właściwe kształcenie studentów
większości kierunków – wszystkich tych, którzy po
skończeniu wyższych uczelni staną się pracownikami
wiedzy. Stwierdzenie to dotyczy nie tylko sektora
edukacji formalnej, bo dzisiaj wiele kompetencji
pracownicy nabywają wykorzystując formy edukacji
nieformalnej (kursy, szkolenia, doświadczenie
poprzez pracę). Potrzebne są działania, inicjatywy,
projekty, których celem będzie zwiększenie poziomu
zarządzania, a poprzez to również innowacyjności
polskich przedsiębiorstw sektora MSP.
Czego nie musiał robić?
•samodzielnie przygotowywać ogłoszeń
o poszukiwaniu kandydatów
•wybierać gazety lub portalu internetowego,
na których umieszczane były ogłoszenia
o poszukiwanych kandydatach
•szczegółowo opisywać wymagań
•przeglądać wszystkich zgłoszeń
•przesłuchiwać wszystkich kandydatów
•przygotowywać umów oraz innych potrzebnych
dokumentów, ba nie musiał nawet wiedzieć,
jakie dokumenty musi wypełnić nowo
przyjmowany pracownik, a jakie podpisać
•wiedzieć, gdzie należy zgłosić nowo
SZOK!
Jednym z takich projektów jest SZOK - projekt
zrealizowany przez Krajową Izbę Elektroniki i
Telekomunikacji w ramach „Programu Operacyjnego
Innowacyjna Gospodarka POIG 2007 - 2013,
działanie 5.2 Wspieranie instytucji otoczenia
biznesu świadczących usługi proinnowacyjne
oraz ich sieci o znaczeniu ponadregionalnym”.
Celem tego projektu było zwiększenie efektywności
zarządzania przedsiębiorstw małych i średnich
poprzez stworzenie dostępnej kosztowo platformy,
dostarczającej standardowe opisy procesów
w różnych typach firm MSP oraz możliwość ich
automatyzacji za pomocą profesjonalnego narzędzia
informatycznego.
Twórcy projektu wyszli z założenia, że procesy
występujące w małej firmie są analogiczne do
tych, jakie występują w dużej firmie, z tą różnicą,
że w małej firmie jedna osoba musi często obsłużyć
więcej procesów. Jakie są doświadczenia jednego
ze współtwórców SZOK-u, który po kilkunastu latach
pracy na stanowisku menedżerskim założył własną
firmę i zatrudnił pierwszego pracownika? Gdy był
w korporacji, jego rola w procesie zatrudnienia
ograniczała się do dość ogólnego określenia
wymagań dla nowego pracownika, odbycia
rozmów z kilkoma wybranymi przez dział kadr (HR)
kandydatami i podjęciu decyzji, którego z nich
zatrudnia.
zatrudnionego pracownika (ZUS, US, inne
instytucje)
•wiedzieć, że pracownika trzeba skierować
na badania lekarskie
•wiedzieć, że powinien pobrać i przekazać
do księgowości dane pracownika,
np. numer konta
•itd., itp.
Gdyby właściciel, prezes, dyrektor małej firmy mógł
pracować w oparciu o system, który podpowiadałby
mu krok po kroku, co musi zrobić, żeby zatrudnić,
czy zwolnić pracownika, który podpowiadałby mu
wzory odpowiednich dokumentów do wypełnienia,
miał bibliotekę standardowych zakresów
obowiązków na poszczególnych stanowiskach,
bibliotekę wzorów umów o pracę, umów zleceń,
umów o dzieło, wtedy firma zarządzana przez
tego właściciela, prezesa, dyrektora pracowałaby
na pewno bardziej efektywnie, a on sam miałby
znacznie więcej czasu na poszukiwanie nowych
pomysłów na biznes, tworzenie innowacji.
Oczywiście proces zatrudniania pracownika jest tylko
jednym z procesów, których automatyzacja mogłaby
przynieść ogromne korzyści dla przedsiębiorstw
MSP. SZOK dostarcza standardowe opisy procesów
oraz możliwość ich automatyzacji w aplikacji
informatycznej dla 4 typów przedsiębiorstw MSP:
handlowych, usługowych, produkcyjnych oraz
mieszanych.
19
Do niedawna przyjmowało się, że barierą
ograniczającą wdrażanie informatyki do zarządzania
przedsiębiorstwami sektora MSP były koszty –
rzeczywiście profesjonalne rozwiązania (sprzęt,
licencje, wdrożenie, utrzymanie) były drogie,
zbyt drogie w stosunku do budżetów firm tego
sektora. Dzisiaj, w związku z tym, że pojawiła
się technologia umożliwiająca dostarczanie
funkcjonalności profesjonalnego oprogramowania
przez Internet, w formie usługi, którą opłaca się
w abonamencie, wyeliminowana została bariera
kosztowa (przedsiębiorca ponosi miesięczne,
stosunkowo niskie opłaty bez inwestycji). Na świecie
taka usługa nazywa się SaaS (Software as a Service;
oprogramowanie jako usługa), u nas coraz częściej
używamy nazwy e-usługi.
Zniknęły więc bariery kosztowe utrudniające dotąd
przedsiębiorstwom MSP dostęp do nowoczesnych
technologii wspierających biznes. Dzisiaj tych
rozwiązań dostępnych „w chmurze” (SaaS) jest coraz
więcej, również takich, które oprócz samych narzędzi
dostarczają wiedzę, jak ich używać (np. SZOK).
To czego potrzebujemy, to - powszechnej wśród
przedsiębiorstw sektora MSP - świadomości
korzyści, wynikających z zastosowania
profesjonalnych rozwiązań teleinformatycznych
w zarządzaniu oraz możliwości znacznego
zwiększenia produktywności i innowacyjności
tych przedsiębiorstw.
Jestem przekonana, że dzisiaj jest to klucz
do wyzwolenia ogromnych pokładów
produktywności i innowacyjności tkwiących
w polskich przedsiębiorstwach MSP.
Bożena Skibicka
Założycielka, a w latach 1992-2006, Prezes zarządu MIS S.A., doktor
nauk ekonomicznych - w latach 1982 - 1990 wykładowca Politechniki
Wrocławskiej i Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, członek Polskiej
Izby Informatyki i telekomunikacji oraz Business Center Club, a także
Międzynarodowego Stowarzyszenia Usługodawców (AFSMI). Obecnie
pełni funkcję Prezesa Stwarzyszenia Praktyków Zarządzania Wiedzą
(www.km.org.pl).
20
Wszystko jest niemożliwe
do czasu, aż ktoś to zrobi.
Bruce Wayne, CEO Wayne Enterpries
21
Telekomunikacyjne motory
zmian
O możliwościach, jakie w budowaniu innowacyjności firmy daje telekomunikacja, mówi Robert
Sababady, Dyrektor UPC Biznes.
Innowacyjność to...?
Robert Sababady: Jest mierzalnym i bezpośrednim
efektem podjętych działań oraz zmian za nimi
idących - zarówno na poziomie udostępniania
nowych rozwiązań technologicznych, jak
i odpowiednim modelowaniu i usprawnianiu
procesów obsługi klientów. Najważniejszym
jednak kryterium innowacyjności staje się finalnie
osiągnięty efekt podjętych działań na poziomie
organizacji.
Czy Polska jest krajem innowacyjnym?
RS: Obecnie pojęcie innowacyjności w Polsce
jest postrzegane dwojako. Pierwsza płaszczyzna
dotyczy procesu dostosowania polskiej gospodarki,
funkcjonowania przedsiębiorstw do standardów
i poziomu od kilka lat funkcjonujących w krajach
Europy Zachodniej. W tym zakresie nasza
innowacyjność ogranicza się do implementacji
i doskonalenia procesów już istniejących.
Drugi obszar innowacyjności dotyczy zjawisk,
z którymi firmy do tej pory nie miały do czynienia
i wynikają z potrzeby stałego dostosowywania się
do zmian zachodzących w otoczeniu biznesowym.
Zachodzą one nie tylko w naszym kraju, ale również
na Zachodzie. Odpowiadając bezpośrednio
na to pytanie należy powiedzieć, że Polska tak
jak i Europa Zachodnia, w dalszym ciągu jest
postrzegana jako innowacyjna. Wydaje się jednak,
że mamy do czynienia ze spadkiem udziału firm
w tworzeniu spektakularnych innowacji.
22
biznesowych, czy też pracowników podnosi rangę
wizerunku danego przedsiębiorstwa. Z drugiej
strony należy podkreślić, że obecnie dostępne
celowe fundusze europejskie wspierające tego typu
procesy tylko pomagają w kreowaniu swego rodzaju
mody.
Niemniej jednak koniecznie trzeba wspomnieć
o innych bodźcach sprzyjających byciu
innowacyjnym, dla przykładu w branży
telekomunikacyjnej. Jednym z czynników
determinujących ten proces są sami klienci,
którzy w coraz większym stopniu oczekują od nas
możliwie jak najprostszych w bieżącej obsłudze
usług, przy jednoczesnym zachowaniu optymalnego
poziomu zaawansowania technologicznego.
W ten sposób, jako operatorzy, jesteśmy zmuszeni
do inwestowania w rozwiązania kompleksowe,
ale również optymalne cenowo. Potwierdzeniem
tej tezy są wyniki badań, jakie zrealizowaliśmy
w tym roku. Wynika z nich, że cena (25%),
serwis (20%) i kompleksowość oferty (16%)
są najważniejszymi kryteriami wyboru i oceny
jakości świadczonych usług.
Istotnym pytaniem dzisiaj staje się, czy bycie
innowacyjnym to ciągłe kreowanie nowych
pomysłów, rozwiązań przy jednoczesnej
zapewnianiu w tym celu stałych środków
finansowych? Czy też równie istotne
jest umiejętne zarządzanie zespołami
odpowiedzialnymi za rozwój przedsiębiorstw?
Od kilku lat cały świat posługuje się pojęciem
innowacyjności. Czy zatem dzisiaj bycie
innowacyjnym jest tylko w modzie, czy też
faktycznie pomaga w podnoszeniu wizerunku?
RS: Z pewnością innowacje technologiczne, nowe
usługi i produkty wymagają najważniejszego
czynnika i jest nim ciągłe inwestowanie w pomysły,
a tym samym dysponowanie w tym celu
odpowiednimi środkami finansowymi.
RS: Niewątpliwie aktywne wspieranie innowacji
sprawia, że w oczach klientów, partnerów
Pozostałe elementy, zaliczane do tzw. procesów
wewnątrz firmy, służą usprawnianiu komunikacji
z klientami, jakości obsługi i pozostają w gestii ludzi
i managerów, którzy nimi zarządzają.
Niemniej jednak uwzględniając powyższe dwa
czynniki należy zawsze słuchać, dać się wypowiadać
ludziom pracującym na różnych poziomach
struktury firmy i efektywnie zarządzać przekazywaną
przez nich wiedzą. Odpowiednie zarządzanie
nie powinno jednak ograniczać się tylko
do nagradzania świetnych pomysłów, ale przede
wszystkim doceniania projektów, które w 100%
udało się wdrożyć.
Nasza rozmowa w głównej mierze koncentruje
się na potrzebach klientów, modelu zarządzania
przedsiębiorstwami w obecnej sytuacji. Jednak
od jakiegoś czasu, szczególnie w ostatnich
miesiącach w branży telekomunikacyjnej odbywa
się proces konsolidacji rynku. Czy w związku z tym
w ostatnim kwartale tego roku oraz w 2012
r. operatorzy telekomunikacyjni będą mogli
wykazać się innowacyjnością świadczonych
usług?
RS: Nasza branża nie widzi w tym przypadku
żadnego zagrożenia związanego z tym.
Można powiedzieć, że proces konsolidacji
telekomów w znacznym stopniu przyczyni się
do rozpowszechnienia usług w zakresie skali
dostępności do świadczonych przez nas rozwiązań
w miastach, w których nie byliśmy do tej pory
obecni. To są największe wyzwania, przed którymi
stoimy w momencie połączenia spółek.
Warto jednak podkreślić pewien trend, który
obecnie obserwujemy - wcześniej jako ASTER
i obecnie jako UPC. To proces konwergencji
usług świadczonych przez firmy IT i operatorów
telekomunikacyjnych. Dobrym przykładem
połączenia się tych dwóch światów jest wdrożenie
i uruchomienie na początku listopada sprzedaży
bardzo innowacyjnej usługi Biznes Internet UPC
z rozwiązaniem on-line Microsoft Office 365.
Jest to kompleksowy zestaw narzędzi i aplikacji,
dzięki którym możliwa staje się praca z firmową
pocztą e-mail, dokumentami, kontaktami
i kalendarzami z dowolnej lokalizacji, zarówno
przy użyciu komputerów stacjonarnych
i przenośnych jak również urządzeń mobilnych.
Ta oferta UPC Biznes skierowana jest
do specjalistów i przedstawicieli małych firm.
Warto podkreślić, że nasza obecna strategia
produktowa koncentruje się na dostarczaniu
klientom produktów maksymalnie wspierających
ich działalność biznesową, przy jednoczesnym
systematycznym rozwijaniu oferty o dodatkowe
usługi. Tym samym nasi klienci z segmentu SOHO,
mimo ograniczonych środków finansowych,
będą mogli swobodnie wykorzystywać narzędzia,
które spełniają oczekiwania w zakresie usług IT
dedykowane dużym firmom.
Robert Sababady
Dyrektor UPC Biznes. Od 15 lat związany z branżą
telekomunikacyjną. Specjalizuje się w zagadnieniach związanych
ze strategią biznesową, rozwojem nowych przedsięwzięć,
sprzedażą, zarządzaniem projektami i zmianą organizacyjną.
Doświadczenie zawodowe zdobywał m.in. w takich spółkach,
jak Grupa Elektrim, Vectra, UPS czy Aster, piastując stanowiska
kierownicze oraz pełniąc funkcje w zarządzie.
23
TOP MODEL biznesu,
czyli jak wygrywać
Katarzyna Królak-Wyszyńska
Nagość jest wpisana w pracę TOP MODEL i wielu przynosi sukcesy. Spróbujmy wcielić się teraz
w rolę jurorów TOP MODEL i przyjrzeć się kilku obnażonym biznesom i przedsięwzięciom, czyli
ich modelom biznesowym. Szukamy dobrych praktyk i inspiracji, aby podnosić przychody i zyski.
Zacznijmy od celu
Jeszcze do niedawna, wielu prezesów miało
realizować cel – maksymalizacja EBITDA. Dwie
główne kategorie, które mają wpływ na ten
wskaźnik, to przychody i koszty. Praktyka pokazuje,
że kosztami łatwiej manipulować – dotyczą wnętrza
organizacji, a nie rynku, wystarczą odważne decyzje,
a nie długotrwałe badania i działania. Wiele firm
zmniejszało więc koszty i efekt był świetny. Do czasu.
Czyli do momentu, gdy okazało się, że redukcja
kosztów zmniejszyła w wielu przypadkach potencjał
organizacji do rozwoju i spowodowała ich „zatkanie
się”. W konsekwencji zaczęły spadać przychody.
Polityka EBITDA, w połączeniu z ogólnie trudną
sytuacją gospodarczą, spowodowała obniżenie
przychodów wielu organizacji.
Model biznesowy, czyli …?
Dwie kategorie, które dziś wychodzą
na prowadzenie w ocenianiu biznesu i prezesów,
to: zyski i przychody. Oznacza to, że uwaga
skupiana jest nie tylko na tym jak działamy, ale
na pełniejszym obrazie – komu i co dostarczamy
oraz jak to robimy. W efekcie, przychody mają
istotnie przewyższać koszty. Podobnie, a jednak
inaczej. Doskonałość operacyjna nadal jest
kluczowa, jednak warto mieć na radarze pełen
model biznesowy.
Konkurowanie samym produktem, czy jego ceną
jest dziś wręcz niemożliwe. Nawet jeśli robimy
coś tanio, to możemy być pewni, że są inni, którzy
potrafią to samo zrobić taniej. Ograniczanie marży
nie gwarantuje wzrostu wolumenu sprzedaży,
a zmniejsza poziom zysków i oddala nas od celu.
Źródeł przewagi należy szukać więc gdzie indziej.
To, czym firmy dziś się wyróżniają i czym przyciągają
klientów, to cały zbiór elementów, które nazywamy
modelem biznesowym.
Dobrze znane
O znaczeniu modelu biznesowego niech świadczy
fakt, że jest on jednym z kryteriów oceny startupów.
Trudno dziś wyobrazić sobie, że sam produkt
„załatwi sprawę”, trzeba myśleć o całej układance:
grupach klientów, sposobach dotarcia, marketingu,
polityce cenowej itd.
Zarządzanie modelem biznesowym jest znane
i stosowane od lat. Już Gutenberg w XV wieku
wiedział, że musi stworzyć model biznesowy
dla ruchomej czcionki, bo sam produkt, czy
technologia, choć przełomowe – nie odniosą
sukcesu. Wszyscy znamy produkty i rozwiązania,
które wydawały się świetne, ale nie radziły sobie
24
na rynku bez dobrego modelu biznesowego –
dla przykładu: bankomat, opatentowany pod
koniec lat 30tych, ale praktycznie bezużyteczny
dla klientów aż do lat 70tych, gdy upowszechniła
się karta kredytowa; Segway, dwukołowiec, który
nie uwiódł masowego odbiorcy i nie sprzedawał się,
dopóki nie zdefiniowano precyzyjnie głównej grupy
docelowej – służby patrolowe (podobno jednym
z pierwszych, którzy to sugerowali był Steve Jobs,
oczywiście kwestionował też design pierwszych
urządzeń); czy niebieski laser, którego wynalazcy
nie potrafili znaleźć praktycznego codziennego
zastosowania dla tej wyjątkowej technologii.
Dopiero stworzenie pełnego modelu biznesowego
pozwoliło tym produktom odnieść sukces.
Innowacje modelu biznesowego pozwalają
zmienić zasady obowiązujące w branży, przełamać
stereotypy i zwrócić na siebie uwagę. Zrobił tak
na przykład Inglot – firma wycofała swoje produkty
z drogerii, a w zamian buduje własne „wysepki”
w centrach handlowych. Ten niestandardowy kanał
sprzedaży, który jest istotnym elementem modelu
biznesowego, zapewnił bardzo dobrą prezentację
własnej oferty oraz przyniósł firmie międzynarodowy
sukces. Więcej na ten temat w inspiracji „Tęczowe
wyspy Inglot” na stronie www.ideabistro.pl.
Inny przykład odejścia od standardowych działań
zastosowała firma HILTI – producent i sprzedawca
lekkich narzędzi mechanicznych dla budowlańców.
Analizując potrzeby klientów, firma odkryła,
że najważniejsze dla klientów wcale nie jest
kupowanie narzędzi. Kupowanie dużego zestawu
narzędzi, w którym znajduje się wiele opcji jest
z kilku powodów mało atrakcyjne – po pierwsze
zestawy takie są drogie, po drugie – są duże
i ciężkie, po trzecie – po podzieleniu na mniejsze
trudno je bezpiecznie transportować. Z badań
wynika, że najistotniejszą potrzebą klientów jest
zarządzanie, czyli zapewnienie odpowiedniego
narzędzia na odpowiednim placu budowy
oraz utrzymanie i wymiana narzędzi. Potrzeby
klientów, a w praktyce – zadania, które pomagamy
im zrealizować – również są elementem modelu
biznesowego. Zmiana tego elementu – z zakupienia
sprzętu na efektywne zarządzanie sprzętem doprowadziła do stworzenia zupełnie nowego
elementu oferty, polityki cenowej oraz źródła
przychodów. Firma zaczęła wynajmować sprzęt.
Z kolei Amazon, umożliwiający dokonywanie
zakupów przez Internet klientom indywidualnym,
wprowadził innowacje w jeszcze inny sposób.
Przyglądając się swojemu modelowi biznesowemu,
menedżerowie doszli do wniosku, że jednym z ich
kluczowych zasobów jest przestrzeń magazynowa,
a jednym z kluczowych procesów jest logistyka.
Wychodząc od tych silnych elementów modelu
biznesowego, zaczęli zastanawiać się, jakie nowe
segmenty klientów mogą być zainteresowane
korzystaniem z tych silnych stron. Prace
doprowadziły do wprowadzenia przez Amazon
nowej oferty dla nowej grupy klientów - firma
zaczęła oferować przestrzeń magazynową i hosting
na serwerach dla klientów biznesowych.
Pora uporządkować, co kryje się pod hasłem
model biznesowy. W skrócie – jest to sposób
działania, który opisuje co firma robi, czyli jaką
wartość tworzy dla klientów, dla kogo ta oferta
jest tworzona i kto jest nią zainteresowany, oraz
jak firma organizuje swoją pracę, by wspomnianą
wartość klientom dostarczyć. Wszystko to ważne
jest po to, by pokazać jak firma zarabia i o ile
przychody przewyższają koszty.
Naga prawda
Jest sporo metod pozwalających opisać model
biznesowy firmy, a największą popularność ostatnio
zyskała metoda autorstwa Alexandra Osterwalder,
opisana w książce „Tworzenie Modeli Biznesowych”.
Na początku 2012 roku, we współpracy z firmą
INNOVATIKA, książka pojawi się na polskim
rynku. Sam sposób powstawania tej książki jest
spektakularnym przykładem innowacji modelu
biznesowego. Na przykładzie tworzenia tego
bestsellera biznesowego, przedstawione są poniżej
podstawowe informacje o dziewięciu elementach
składowych modelu biznesowego.
Segmenty klientów, dla których w 2009 r.
powstawała książka, to menedżerowie i konsultanci
na całym świecie. Od pewnego czasu niektórzy
z nich korzystali już z koncepcji uporządkowanego
modelu biznesowego, opisanej przez Alexa w jego
pracy doktorskiej, opublikowanej w sieci. Grupa,
która włączyła się w projekt pisania książki liczyła
470 osób. Tworząc książkę – przewodnik, Alex
zaoferował tej grupie coś więcej, niż tylko dostęp
do wiedzy.
Wartość dla klienta, jaką zaoferował Alex
polegała na zaproszeniu wszystkich chętnych
do współtworzenia książki i bycia współautorami.
Wartością stało się więc bycie członkiem tej
wyjątkowej grupy, czyli element czysto emocjonalny,
związany ze statusem.
Kanały marketingu i dystrybucji były bardzo
proste – Alex prowadził swojego bloga,
na którym informował o swoich zamiarach
i kolejnych zdarzeniach, zaś na platformie Ning.
com stworzył przestrzeń do pracy dla osób, które
25
chciały dołączyć do tego projektu. Zrobił to sam,
bo żadne wydawnictwo nie posiadało wówczas
takich rozwiązań.
poziomym. Wszystko wbrew logice branżowej.
Dwaj szaleńcy, trochę naiwni – nie wzbudzili
zaufania żadnego wydawnictwa.
Relacje z klientem były w tym projekcie szczególnie
istotne i bliskie. Osoby, które dołączyły do grupy
współautorów, dzieliły się swoimi doświadczeniami,
przysyłały propozycje przykładów do wykorzystania,
komentowały i udoskonalały fragmenty książki
publikowane przez Alexa. Prawie każdy wpis
dostawał osobistą odpowiedź Alexa lub jego
promotora. Dla osób współtworzących, projekt był
zachwycającą przygodą i pozwolił na zbudowanie
bliskich więzi i przyjaźni z innymi członkami tej
wyjątkowej grupy.
Strumienie przychodów są dla mnie najbardziej
fascynującym komponentem tego projektu.
Każdy, kto chciał dołączyć do grupy współautorów
musiał zapłacić „za wejście”. Opłata ta zmieniała
się w czasie – na początku projektu wynosiła
24 dolary, ale z każdą kolejną osobą dołączającą
– opłata stopniowo rosła. Ostatnia osoba zapłaciła
już 243 dolary! Uzbierane w ten sposób środki
pomogły w finansowaniu kosztownego dizajnu
i produkcji książki.
Kluczowe zasoby wykorzystane w projekcie,
to przede wszystkim wiedza płynąca z 10 lat badań
i obserwacji różnych modeli biznesowych, która
została wstępnie opisana w pracy doktorskiej
Alexa. Zasoby materialne były bardzo skromne,
bo cała praca toczyła się w Internecie. Można
nawet zaryzykować stwierdzenie, że zasobem stała
się również wiedza i doświadczenie współautorów,
którzy dołączyli do projektu.
26
Koszty tego projektu związane były głównie
z obsługą portalu i zarządzaniem bardzo
dużą ilością informacji od współautorów
oraz z zaprojektowaniem i produkcją książki.
Kluczowe działania, które Alex i jego promotor
musieli podejmować, by oferowaną wartość
dostarczyć klientom, było przede wszystkim
uważne słuchanie wszystkich opinii i sugestii.
Zależało im, by jak najlepiej wyczuć i zrozumieć,
czego ludzie chcą i potrzebują się nauczyć,
i aby jak najlepiej przekazać myśli i koncepcje
osobom, które w przyszłości mają wykorzystywać
książkę do pracy, do tworzenia skutecznych strategii
i biznesów. Tak więc w tym przypadku, kluczowymi
działaniami było utrzymanie dobrej komunikacji,
zarządzanie grupą 470 osób i zarządzanie projektem
w przestrzeni internetowej.
Alex Osterwalder i jego promotor Yves Pigneur
sprzedali prawa do książki wydawnictwu Wiley
dopiero po tym, jak książka Business Model
Generation okazała się już rynkowym sukcesem.
W tej chwili, jest to najlepiej sprzedająca się
międzynarodowa książka tego wydawnictwa.
Co ciekawe, książka, która pogwałciła większość
zasad obowiązujących w branży zaczyna stawać
się początkiem nowego standardu. Spójrzmy
jeszcze raz: książka biznesowa z rysunkami,
bardzo wizualna, jedno słowo zajmuje czasem
dwie strony, jest dizajnerska od samej okładki,
nie ma grzbietu i ma układ poziomy, stworzona
przez ponad 400 osób w Internecie, które stały się
potem istotnym kanałem marketingu i sprzedaży.
W tej chwili wiele wydawnictw interesuje się
projektem i zastanawia się jak uruchomić platformę
do współtworzenia książek przez wielu autorów.
Partnerstwa w tym projekcie były jednym
z najtrudniejszych tematów. Nikt nie chciał wierzyć,
że dwie osoby bez żadnych spektakularnych
wcześniejszych dokonań mogą stworzyć biznesowy
bestseller i wszystko chcą robić w tak dziwaczny
sposób, niestandardowy – chcą współtworzyć
książkę z setkami osób, chcą ją wydać w pełnych
czterech kolorach, i na dodatek w układzie
Jak mówią sami autorzy, część ich sukcesu
bierze się z faktu, że traktowali efekt swojego
projektu jako produkt, a nie tylko jako książkę.
Zainspirowała ich do tego firma Apple, a celem
ich projektu było stworzenie analogicznego zbioru
uczuć i pozytywnych doświadczeń związanych
z „rozpakowywaniem” i używaniem, jak przy
produktach Apple’a.
Jak widać na powyższym schemacie, elementy
modelu biznesowego są ze sobą ściśle powiązane
i łączą trzy podstawowe obszary – co robimy,
komu to oferujemy i jak jesteśmy zorganizowani,
by skutecznie dostarczyć wartość klientowi. Czwarty
istotny obszar dotyczy kwestii finansowych,
czyli na czym zarabiamy. Na jednej stronie A4
zmieści się wszystko – cała filozofia biznesu.
Model biznesowy nie powinien być nigdy dziełem
skończonym, jest raczej procesem – tak jak
ze strategią. Warto się mu przyglądać regularnie
i szukać odpowiedzi na pytania związane
z rozwojem biznesu, takie jak np.
•jaką jeszcze wartość możemy oferować klientom?
•jakie zadania możemy pomagać im realizować?
•jakim innym grupom klientów możemy oferować
swoje produkty lub usługi?
•jak w nowy sposób możemy wykorzystać swoje
kluczowe zasoby?
•z jakimi parterami możemy działać bardziej
efektywnie lub na szerszym rynku?
•jaka polityka cenowa może zwiększyć
atrakcyjność naszej oferty?
•gdybyśmy mieli wyeliminować istotną kategorię
kosztów, to jak musielibyśmy zorganizować naszą
pracę?
•gdybyśmy chcieli mieć przychody 10 razy większe,
to jak musiałby wyglądać nasz biznes?
Praca z modelem biznesowym pozwala oderwać
się od bieżących działań operacyjnych i spojrzeć
bardziej strategicznie na biznes i kierunki, w których
może się rozwijać. Jest równie skuteczny w skali
całej firmy, jednego działu, czy nawet małego
zespołu projektowego.
Jak można to wykorzystać?
Model biznesowy może być podstawą procesu
strategicznego. Warto wówczas zacząć
od narysowania obecnego modelu biznesowego,
jeśli jeszcze go nie opisaliśmy na jednej kartce,
a następnie przeprowadzić analizę SWOT. Nazwać
nasze silne strony, co można lepiej wykorzystać
lub w nowy sposób; jakie są nasze słabości i gdzie
powinniśmy szukać wsparcia zewnętrznego –
może nie warto być najlepszym we wszystkim;
jakie szanse i zagrożenia widzimy w otoczeniu.
Na otoczeniu firmy zatrzymujemy się trochę
dłużej – przeglądamy trendy, które mogą mieć
27
wpływ na nasz biznes w najbliższych kilku
latach. Są to trendy związane z zachowaniami
konsumentów, z działaniami konkurencji, z nowymi
technologiami, z formami komunikacji etc.
Już niedługo kilka zestawów trendów, którym
warto się przyglądać w podziale na różne branże,
będzie można znaleźć na stronie www.innovatika.pl.
Na podstawie zidentyfikowanych trendów, powstają
bardzo interesujące pomysły na rozwój obecnych
produktów, kanałów sprzedaży, czy działań
marketingowych, ale również mogą powstać
przełomowe koncepcje, które mogą przełamać
standardy branży.
Jeden z silnie obecnych ostatnio trendów
w relacjach firm z klientami, to trend który
nazywamy „Klient współtwórcą”. Klient zaczyna
odgrywać coraz ważniejszą rolę na etapie
tworzenia produktów, czy usług. Przestaje być tylko
konsumentem, zaczyna być współtwórcą. Trend ten
został wykorzystany w opisanym wyżej projekcie
tworzenia książki „Business Model Generation”.
Ostatnio ciekawą formę interakcji z użytkownikami
zaproponowała Björk – jej nowa płyta „Biophilia”,
inspirowana neurologią, jest otwartym projektem.
Artystka daje np. możliwość swoim fanom
samodzielnie dokończyć jej utwory. Dzięki temu
odbiorcy mogą zrealizować zupełnie nowe zadanie,
oprócz słuchania muzyki – współpraca z artystką.
Jedna z firm meblarskich, podczas projektu
z INNOVATIKĄ, wykorzystała zupełnie inny trend,
pod nazwą: „Nie oszczędzamy na dzieciach”.
Obserwacje dowodzą, że klientom miękną serca
zawsze wtedy, gdy w grę wchodzi robienie zakupów
dla dzieci. Wrażliwość na wzrost ceny jest w tym
przypadku stosunkowo niewielka – jesteśmy gotowi
zapłacić dużo i trochę więcej za coś, co ma dobrze
służyć dziecku. Na podstawie analizy tego trendu,
powstała koncepcja uzupełnienia mebli stołowych
krzesełkiem dla dzieci, które jest eleganckim
wyposażeniem salonu, a nie plastikowym
wstydliwym przedmiotem. Pomysł w ciągu kilku
miesięcy zamienił się w produkt.
Praca z modelem biznesowym może więc być
pomocna nie tylko w działaniach strategicznych,
ale również przy tworzeniu nowych produktów
28
czy usług, oraz przy szukaniu prostych usprawnień
lub lepszym wykorzystaniu posiadanych zasobów,
które mają na celu – wzrost przychodów i zysków.
Jakub Formela, Managing Director z firmy Jamel
Interactive stwierdził, że projekt pozwolił jego
firmie uporządkować wszystkie procesy związane
z wdrożeniem usługi. „Dzięki wspólnej pracy,
pod nadzorem Innovatiki, mogliśmy w znacznie
szerszym spektrum przyjrzeć się naszemu produktowi,
wyłapać jego słabe cechy, uwypuklić jego silne strony,
oraz znaleźć nowe funkcjonalności, których potrzeby
wcześniej nie byliśmy świadomi. Jestem przekonany,
że teraz jesteśmy znacznie lepiej przygotowani
do czekających nas działań.”
Innowacje modelu biznesowego stają się,
jak widać, praktyką również dla polskich firm.
Partner zarządzający jednej z firm z branży
doradczo-szkoleniowej, po zakończeniu projektu
opartego na pracy z modelem biznesowym docenił
dyscyplinę procesu, usystematyzowane podejście
do myślenia o rozwoju i wartościowe innowacyjne
rozwiązania, które były efektem projektu.
Każdy może wygrać
Dobre efekty projektu opartego na przeglądzie
i innowacjach modelu biznesowego są praktycznie
gwarantowane. Trudno jednak powiedzieć,
że istnieje jedna najlepsza recepta na sukces.
Tak jak jurorzy programu i konkursu TOP MODEL
doceniają różne cechy w różnych dziewczynach,
tak i w biznesie – każda firma lub przedsięwzięcie
wymaga znalezienia własnego zestawu cech,
które pozwolą się wyróżnić i zapewnią nowe
przychody. Urokiem tej metody jest fakt, że nowe
rozwiązania, które mogą przynieść firmie sukces,
mogą bazować praktycznie na dowolnym elemencie
modelu biznesowego. Przy szukaniu ostatecznych
rozwiązań warto pamiętać o słowach Steve’a
Jobsa, od którego wszyscy możemy się uczyć.
W czasie spotkania ze studentami na Uniwersytecie
Stanford, Jobs przekonywał, że życie jest zbyt
krótkie, by próbować żyć cudzym życiem i zgodnie
z cudzymi paradygmatami. Trzeba znaleźć swój
własny sposób na życie i realizować własne pasje.
W odniesieniu do biznesu – trzeba znaleźć swój
własny przepis na sukces, własny unikalny zestaw
rozwiązań tworzących wyjątkowy model biznesowy.
Oczywiście warto inspirować się tym co robią inni,
warto brać od innych to, co w nich doceniamy
i doskonalić to według własnego wzoru – tak jak
Steve Jobs i większość produktów Apple’a. Dzięki
temu, konkurs TOP MODEL biznesu, jeśli kiedyś
powstanie, będzie najbardziej fascynującym show.
Katarzyna Królak-Wyszyńska,
Partner w firmie doradczej INNOVATIKA.
Innovatika wspiera firmy w podnoszeniu przychodów. Pomaga tworzyć
innowacyjne strategie, produkty i organizacje. Firma prowadzi bloga
www.ideabistro.pl, na którym codziennie pojawiają się inspiracje
na podnoszenie przychodów.
29
KLUCZOWE
PROCESY
Wyzwanie:
KANAŁY SPRZEDAŻY
I OBSŁUGI
POLITYKA
CENOWA
ŹRÓDŁA PRZYCHODÓW
ZADANIA, KTÓRE
POMAGAMY
REALIZOWAĆ KLIENTOM
NASZE PRODUKTY
INNOWACJA MODELU BIZNESOWEGO
PARTNERZY
KLUCZOWE ZASOBY
STRUKTURA KOSZTÓW
2011 © Innovatika na podstawie A. Osterwalder, Business Model Generation
SEGMENTY
KLIENTÓW
30
Jeśli nie popełniasz
błędów co jakiś czas,
to znak, że nie robisz
nic innowacyjnego.
Woody Allen
31
Gra o klienta czy gra z klientem?
nowa generacja usług elektronicznych
Małgorzata Rycharska, Rafał Kuczwalski, Borys Stokalski, Wojciech Ozimek
„Well, you know, there are leaders and there are followers...” - inspektor Clouseau
Jeszcze niedawno walka o klienta sprowadzała się do wyboru jednej z dobrze znanych wszystkim
strategii: zbuduj przewagę, znajdź niszę, postaw na marżę, postaw na wolumen, itd. A co, jeśli
rynek się zmienił, co jeśli przewaga technologiczna, cena, produkt czy zasięg oferty nie są już
najważniejszymi czynnikami decydującymi o sukcesie? Dziś to pytanie nie brzmi już „czy” tylko
„kiedy” spotka to twoją branżę.
Najbardziej oczywisty przykład, to firma Apple
i telefon iPhone. Na ten temat napisano już wiele
artykułów, a nawet książek, ale najważniejszy
fakt jest taki: firma, która nigdy wcześniej nie
produkowała telefonów, osiągnęła nokautujący
rywali sukces na zupełnie nowym rynku, zajmując
pozycję lidera i zmuszając konkurencję do przyjęcia
roli naśladowców. Pierwszy telefon Apple spotkał się
z ogromną krytyką ekspertów branży komórkowej.
Martin Cooper, ojciec telefonów komórkowych, tak
wypowiedział się o produkcie Apple: „Telefon, który
ma dostęp do Internetu, odtwarza mp3, ma kamerę
oraz kilka innych dodatkowych bajerów nie ma
kompletnie sensu”.
Jednak ostatecznie to nie wyobrażenie
eksperta od telekomunikacji, ale odczucia
konsumentów zadecydowały o tym, co jest
ważne w telefonie. Firma Apple od początku
postawiła na konsumentów, na ich satysfakcję
z użytkownia produktu i to okazało się kluczem
do sukcesu. Telefon był gotowy do użycia minutę
po uruchomieniu, instalowanie aplikacji było
dziecinnie proste, a „klawiaturka” niepotrzebna,
bo telefon dawało się obsłużyć jednym palcem.
Na dużym dotykowym ekranie Apple wykreował
wirtualny świat przydatnych na co dzień funkcji,
genialnie przemyślany pod względem naturalności
i wygody obsługi. iPhone, nie tylko wyróżnił się
stylistyką nowoczesnego gadżetu – korzystanie
z niego było dla większości użytkowników po prostu
32
przyjemne. Koncentrując się na tym aspekcie
jakości, Apple mógł jednocześnie zastosować swoje
tradycyjne podejście do dywersyfikacji produktu,
czyli... brak dywersyfikacji. Tę arogancję Apple
potrafi obrócić w silny komunikat rynkowy – oferuje
klientom najlepszy produkt, a doskonałość nie
wymaga dywersyfikacji. Siła marki Apple sprawia,
że ten komunikat staje się wiarygodny.
Z drugiej strony ogromna podaż aplikacji
tworzonych przez ekosystem partnerów Apple
na platformę iPhone, oferuje pełną, a przy tym
niezwykle elastyczną personalizację funkcji
urządzenia. Dzięki aplikacjom iPhone oferuje każdą
funkcję, jaką może sobie wymyślić użytkownik
takiego gadżetu, oraz morze takich, na które nigdy
by nie wpadł. Apple zmienił znaczenie telefonu
przenośnego. Dzięki integracji z e-sklepami iTunes
i AppStore, iPhone jest narzędziem dostępu
do ogromnego ekosystemu treści i usług. Wraz
z pojawieniem się funkcji komunikacji głosowej (Siri)
w ostatniej odsłonie produktu, kolejną metaforą,
którą zrealizuje, będzie metafora wirtualnego
asystenta, dżinna wirtualnego świata, posłusznie
realizującego polecenia swojego Pana. No a przy
okazji – iPhone jest również telefonem.
Co ciekawe, firma Apple w zasadzie nadal nie
produkuje telefonów w tradycyjnym rozumieniu
tego procesu. Jej produkty powstają w tych samych
fabrykach, które wytwarzają produkty konkurentów.
Pierwszym pojęciem-kluczem w tej historii jest
słowo „doświadczenie”, jako synonim subiektywnie
postrzeganej jakości oferowanej przez produkt.
Dziś coraz więcej branż podejmuje wyzwanie walki
o klienta w obszarze budowania pozytywnych
doświadczeń (ang. customer experience), których
celem jest dotarcie do klienta poprzez emocje oraz
przyjemność korzystania z usługi czy produktu.
Ważnym zjawiskiem, które dynamizuje ten trend
i zmienia oblicze innowacji produktowej, jest
konwergencja usług, produktów i technologii.
Dlatego drugim pojęciem-kluczem jest właśnie
słowo „konwergentna usługa”.
Między infostrukturą a sprzedażą wrażeń
materialnych, usług i informacji w złożone modele
wartości dla klientów. Działanie to przypomina
tworzenie konstrukcji z klocków Lego. Staje się
ono relatywnie proste i tanie wszędzie tam, gdzie
sprzyja temu standaryzacja produktów, technologii,
mechanizmów wymiany informacji i oraz praktyk
i procesów biznesowych. Przytoczony wcześniej
iPhone jest takim właśnie konwergentnym
produktem. Innym przykładem jest choćby zestaw
sportowy Nike+, którego model wartości łączy
obuwie sportowe, krokomierz, odtwarzacz MP3,
oraz pakiet internetowych usług zapewniających
zarządzanie danymi zebranymi w trakcie treningu
oraz budujących społeczność miłośników
sportowego trybu życia.
We współczesnym biznesie mamy do czynienia
z coraz częstszym łączeniem produktów
Wyścig
wirtualny
Excersise
Tracking &
Mgmt
Instruktaż, muzyka
motywacyjna
(Power Songs)
Portal społecznościowy
Sklep iTunes
Usługi wizualizacji i analizy
danych treningowych
Standard przesyłania danych
But
Krokomierz
Odtwarzacz iPod
Rysunek: Architektura produktu Nike+ I powiązane z nią modele wartości.
33
Tabela: Poziomy usług dla modelu progresji wartości usług bazujących na technologii.
Poziom usługi
Infostruktura
Charakterystyka
Usługi oferowane przez powszechnie
dostępną infrastrukturę informacyjną.
Często niedostrzegane
i nierozróżnialne świadomie przez
odbiorców.
Usługi masowe
Relatywnie proste i słabo
spersonalizowane usługi, słabo
rozróżnialne na poziomie jakościowym.
Atrakcyjne usługi utility łączą szeroką
dostępność z niskim kosztem, i niskim
poziomem ryzyka dla użytkowników.
Proste relacje
Personalizowane usługi wspierające
utrzymywanie długofalowej (i na ogół
niesymetrycznej) relacji z odbiorcą.
Atrakcyjność tych usług związana
jest z wygodą użycia w kontekście
zadań użytkowników, na co składa się
ergonomia dostosowana do kanału
dostępu, oraz funkcjonalność, dzięki
której usługa staje się w danym
kontekście najbardziej efektywnym
sposobem wykonania zadania przez
użytkownika.
Wartość
dla odbiorcy
Na ogół postrzegana
przez dostępność usług
wyższych poziomów
Przykład
System rozliczeń
międzybankowych,
sieci bankomatów
Operatorzy telefonii
mobilnej
Dostępność
Usługi e płatności
Niskie koszty
Mobilna komunikacja
głosowa
Niezawodność
Bezpieczeństwo
Wygoda
Funkcjonalność
Bezpieczeństwo
Dostępność
Kontrola
Niski koszt
Bankowość
elektroniczna
Nike+ - zarządzanie
danymi treningowymi
Usługi e-Commerce
(iTunes, Amazon,
portale aukcyjne)
Ważnym atutem jest niski koszt
a także niski poziom ryzyka związany
z korzystaniem z usługi.
Wrażenia
Silnie spersonalizowane usługi
angażujące w relację z dostawcą,
lub innymi odbiorcami na bazie
potrzeb emocjonalnych, aspiracji itp.
Kanał elektroniczny często stanowi
tylko jeden z elementów value
proposition.
Integracja usług
realizujących złożoną
potrzebę.
Dostosowanie
obsługi do dobrze
uświadomionych
indywidualnych potrzeb.
Spełnianie potrzeb
emocjonalnych
i statusowych.
Uczestnictwo
w społeczności.
34
Gry
Kredyty
społecznościowe
(Zopa, Prosper)
Nike+ - społeczność
biegaczy
konwergentnych usług. W modelu wyodrębnia
się cztery kategorie usług, różniące się sposobem
konstruowania „modeli wartości” (value proposition)
dla odbiorcy. Odpowiednikiem surowców
(commodity) wśród produktów konwergentnych
są usługi, których istnienie jest z punktu widzenia
odbiorcy oczywistością, zaś oferty dostawców
są w powszechnym odczuciu nierozróżnialne.
Na drugim biegunie znajdują się usługi kreujące
silne emocjonalne zaangażowanie usługobiorcy
w relację z usługodawcą. Poszczególne poziomy
modelu określają źródła wartości dla odbiorcy
i (pośrednio) relatywną premię możliwą
do uzyskania od klienta.
Przykłady znajdziemy zarówno wśród produktów
konsumenckich jak i wśród usług i produktów dla
przedsiębiorstw – w istocie rzeczy konwergencja
produktów, usług i technologii jest z wielu
powodów jednym z najsilniejszych trendów
transformujących globalną gospodarkę. Z trendem
tym łączy się zjawisko opisywane jako powstawanie
„gospodarki wrażeń” (Experience Economy), w której
istnieje wyraźna asymetria zysków przesuwających
się generalnie od surowców (commodity),
poprzez produkty, usługi aż po dostarczanie
wrażeń (experience). Model gospodarki wrażeń
(opublikowany przez Josepha Pine’a i Jamesa H.
Gilmore’a w książce The Experience Economy)
można w prosty sposób odnieść również do świata
Duży
SPOŁECZNOŚĆ
POZIOM
DOSTOSOWANIA
DO POTRZEB
RELACJA
USŁUGA MASOWA
Mały
INFOSTRUKTURA
Rynek
(Oferta cenowa konkurentów)
MECHANIZM
USTALANIA
CENY
Premia za wartość
dodaną
Źródło: Opracowanie własne.
Świadczenie usług tworzących „infostrukturę” może
stanowić bardzo opłacalną działalność dla graczy
o największych udziałach w rynku, zwłaszcza jeżeli
są oni w stanie „zagospodarować” użytkowników
infostruktury. Przykładem może być firma Google
zarabiająca na sprzedaży reklam wykorzystujących
wiedzę o użytkownikach jej infostruktury. Dzięki
niezwykle efektywnemu zagospodarowaniu wiedzy
o użytkownikach korzystających z wyszukiwarki,
poczty i innych usług firmy Google, są one dla
użytkowników bezpłatne, mimo wysokiej jakości
użytkowej. Dla usług typu utility ważna jest
ekonomia skali zapewniająca, że ich świadczenie
jest efektywne kosztowo. Podstawową taktyką jest
poszerzanie kręgu użytkowników, w szczególności
przez umożliwienie wykorzystania usług partnerom
35
biznesowym, agregatorom usług. Agregacja usług
masowych z innymi usługami (również z usługami
będącymi poza podstawowym obszarem działania
organizacji) pozwala na tworzenie nowej wartości
oferowanej na nowych rynkach. Przykładem tego
typu działania jest funkcjonowanie wirtualnych
operatorów na rynkach mobilnych.
Usługi na poziomie „Proste relacje” i „Wrażenia”
są atrakcyjne biznesowo, o ile uda się zbudować
i utrzymać wyróżniający je poziom jakości.
Należy mieć świadomość, że indywidualni
odbiorcy usług w większości nie są entuzjastami
„posiadania relacji” z dostawcą usług, takim
jak firma telekomunikacyjna, bank czy dystrybutor
programów telewizji cyfrowej. Potrzeba posiadania
relacji związana jest na ogół z wysoką świadomością
indywidualnych potrzeb po stronie użytkownika
(relacja tego typu zapewnia personalizację), dużej
ich złożoności (relacja zapewnia integrację), bądź
aspiracyjnego charakteru tych potrzeb (relacja
włącza klienta w społeczność). Dlatego usługodawcy
na dojrzałych rynkach usług konwergentnych szybko
dochodzą do momentu, kiedy ich usługi bazujące
na relacjach powszednieją, stając się de facto
usługami masowymi. Przeciwdziałać temu mogą
jedynie innowacje skoncentrowane na zapewnieniu
wyróżniających się jakością wrażeń klienta
(customer experience).
Ale jak osiągnąć sukces na miarę firmy Apple?
Projektowanie wrażeń wydaje się być wiedzą nieco
„ezoteryczną” dziedziną, w której usługodawcy
skazani są na błądzenie po omacku w poszukiwaniu
formuły usługi, która zachwyci rynek. Nie jest
to na szczęście prawda. Istnieje segment usług,
w którym tego typu praktyki wypracowywane były
od lat, bo segment ten żyje właśnie ze „sprzedaży
wrażeń”, a jego produkt to niemal 100% czyste
customer experience. Tym źródłem najlepszych
praktyk w projektowaniu wrażeń jest branża gier
komputerowych.
Od gier do gamifikacji
Branża gier przeżywa obecnie zmianę, określaną
czasem jako „experience shift”. Zmieniają się
podstawowe założenia rynku. Do niedawna gry
36
były dostępne dla stosunkowo wąskiego grona
odbiorców. Do dzisiaj jeszcze większość ludzi pod
hasłem „gracz” rozumie młodzieńca spędzającego
noce przed monitorem komputera. Gry kojarzą się
z konsolami do gier, graficznymi efektami specjalnymi
i hektolitrami krwi. Ten wizerunek rynku jest obecnie
tak samo malowniczy jak i nieprawdziwy. Można
powiedzieć, że gry przechodzą obecnie ewolucję
podobną do tej, jaką przeszły telefony komórkowe
od pierwszych aparatów do odpowiednika iPhone.
W ciągu ostatniej dekady rozbudowane telefony
inteligentne (smartphones) przestały być narzędziem
adresowanym do wąskiej grupy wyedukowanych
technicznie użytkowników (reszta z nas używała
telefonów głównie do dzwonienia) do rynku
masowego. „Zaawansowanych” funkcji telefonów
zaczęli używać wszyscy. Również ludzie, którzy
do tej pory nie do końca chcieli, umieli lub wierzyli
w Internet w telefonie, instalowanie aplikacji,
dzwonków i cały ten techniczny żargon, nagle
po otrzymaniu do ręki iPhone zaczęli korzystać
z zupełnie innych niż dotąd usług.
To samo dzieje się w branży gier. Dzisiejszy
przeciętny gracz to kobieta w wieku 43 lat (źródło:
Casual Game Association) spędzająca z grami
po kilka minut kilka razy dziennie. Dynamika
zmian jest tak duża, że nie wiadomo, kim
będzie gracz przyszłości. Rynek gier online i gier
społecznościowych (social games) rośnie o ponad
40% rocznie (źródło: Inside Virtual Goods: The
Future of Social Gaming) i wzrost ten napędzany
jest głównie dołączaniem kolejnych grup odbiorców.
Faktycznie sprzedaż gier rozumiana „klasycznie”
(duże tytuły dostępne w pudełkach w księgarni)
rośnie bardzo nieznacznie, albo wręcz spada
(zależnie od badań i definicji rynku od CAGR waha
się od -5 do 9% w latach 2009-2013). Skąd taka
zmiana?
Podstawowym i głównym powodem jest obniżenie
bariery wejścia do gier „nowej generacji”:
1. Gry rozumiane „w nowy sposób” nie wymagają
już instalacji i wiedzy technicznej - można w nie
zagrać w Internecie czy na urządzeniu mobilnym,
wchodząc w interakcję „jednym klikiem”;
2. Gry są zintegrowane z portalami
społecznościowymi (takimi, jak na przykład
Facebook). Aby zostać wirtualnym farmerem,
wystarczy odebrać zaproszenie od znajomego.
Gra przestaje więc być „osobnym światem”.
Często jest po prostu naturalnym rozszerzeniem
interakcji społecznych (wirtualne kwiaty
zastępują prezent w świecie rzeczywistym);
3. Gry wykorzystują nowe formy interfejsu, nie
wymagające konfiguracji kontrolerów,
znajomości skrótów itp. Coraz częściej stawia
się nacisk na interfejs oparty o gesty, dotyk
czy zmiany pozycji ciała (Nintendo Wii, Microsoft
XBox Kinect, Sony Playstation Move, Apple
iPhone). Takie podejście obniża barierę
dla najmłodszych (nawet kilkuletnich dzieci)
i tych, którzy do tej pory na gry byli „za starzy”;
4. Gry online i social nie wymagają płacenia
„na start”. Można wejść, pograć i zdecydować
o zakupie później (tzw. model free-to-play).
Wszystkie te elementy tworzą środowisko, w którym
wejście w kontakt z produktem jest stosunkowo
proste. Ale jest coś więcej. Gry społecznościowe
i mobilne wracają do tego, czym gry były dziesięć
czy dwadzieścia lat temu. Coraz częściej oprócz
wspaniałej, filmowej grafiki i kwadrofonicznego
dźwięku zaczyna się liczyć „podstawowe
doświadczenie”. Tak zwany „core-gameplay”,
lub „core-experience” zadecydował o sukcesie
produktów takich jak Angry Birds czy Farmville.
Istotą „podstawowego doświadczenia” jest
powtarzalna pętla, w której gracz planuje działanie,
realizuje je i jest wynagradzany. Jest to kwintesencja
gry jako takiej, z której nie zdajemy sobie sprawy
i która bazuje na „czystej psychologii”. Bo jako istoty
„uczące się”, poszukujemy pozytywnych wzmocnień,
lubimy wygrywać i stawiać sobie wyzwania.
Powrót do „core-gameplay” jest mocno
dyskutowany w prasie dotyczącej rozrywki
elektronicznej. Przeciwnicy „prostych gier” z uporem
pokazują przykłady wyrafinowanych, filmowych
produkcji (opartych zazwyczaj na kilku podobnych
schematach). Gry, które stają się „interaktywnym
filmem”, oczywiście nie znikną. Wielomilionowe
budżety na produkcje tego typu zawsze będą
istnieć, ale wszystko wskazuje, że to nie one
zadecydują o przyszłości branży. Główny nurt
stanowić będą gry, które przede wszystkim są
grą. Wystarczy popatrzeć na wyniki sprzedaży
firm takich jak Zynga (Farmville), Angry Birds
(Rovio) czy na powszechny trend dużych studiów
do kupowania zespołów specjalizujących się w grach
przeglądarkowych, okolicznościowych I społecznych
(online, casual i social - statystyka przejęć 20092011).
„Core experience” stanowi dokładnie ten element,
który zadecydował o sukcesie Apple. iPhone
nie jest najlepszym telefonem pod względem
wykorzystywanych standardów, technologicznie
tez można wiele mu zarzucić. Ale pod względem
„doświadczenia z produktem”, użyteczności
interfejsu, efektywności wykonywania prostych
zadań (ściąganie muzyki, instalacja gier) znajduje
się na szczycie rynku. Telefony z większą ilością
nowych technologii, większą pamięcią, większą
liczbą megapikseli, większymi wyświetlaczami
przegrywają podobnie jak gry z coraz bardziej
wyrafinowaną grafiką i coraz bardziej filmową
opowieścią. Wracamy do podstaw - psychologicznej,
emocjonalnej więzi między człowiekiem
a produktem.
Dokąd nas zaprowadzą gry? Poszukiwanie istoty
„core gameplay” i „core experience” jest prostą
drogą od społecznych gier przeglądarkowych
do „gamifikacji”, czyli zastosowania gier w biznesie.
Skoro wiemy, jakie psychologiczne uwarunkowania
dają nam największe korzyści, czemu nie
wykorzystać ich w biznesie?
Żeby wyjaśnić fenomen gamifikacji, trzeba
zrozumieć, dlaczego ludzie grają w gry. Dziś, kiedy
gry „dotarły pod strzechę”, i wirtualną rzodkiewkę
sadzi co dzień 30 mln ludzi, trudno traktować
to zjawisko jako niszowe. Gra to sztuczny świat,
wirtualne przestrzenie, w których ludzie przeżywają
prawdziwe emocje. A emocje i mechanizmy, które
je uwalniają, są jednakowe niezależnie od kontekstu.
Gamifikacja bierze z gier to, co najbardziej
wciąga, angażuje, zachwyca i co dotyka głębokiej
emocjonalności - nie chodzi tu o punkty czy
37
rankingi, ale poczucie zaangażowania, przyjemność
z osiągania celu, radość z bycia w grupie. Celem
gamifikacji jest odkrycie i zastosowanie tych
mechanizmów w innych usługach, po to by
zbudować równie silne zaangażowanie z marką,
usługą czy produktem, jak to udaje się w grach.
Jednak, mówiąc wprost, nie chodzi o samo
zrozumienie motywacji i emocji użytkowników.
Milionowe zyski takich firm jak Zynga, Playfish
czy Playdom, są niezaprzeczalnym dowodem na
skuteczność biznesową gier. Gamifikacja staje się
dla innych branż narzędziem, którego cel jest prosty:
zwielokrotnić zyski.
Gamifikacja od kuchni
Zaangażowanie użytkowników jest podstawą
dzisiejszego trendu bycia w stałym kontakcie
(„always connected”) z siecią. Uczuciem, które
najsilniej wpływa na zaangażowanie, jest
przyjemność. Istotę tego doskonale ujął Gabe
Zichermann, autor książki Game Based Marketing:
“Spośród dwóch podobnych do siebie czynności,
klienci zawsze wybiorą tę, która będzie dla nich
bardziej przyjemna.”
Przyjemność jest pojęciem bardzo subiektywnym,
wywoływaną przez splot cech i okoliczności.
W gamifikacji najistotniejsze staje się zrozumienie,
jakie mechanizmy ze świata gier są kluczowe
do wywoływania przyjemności i budowania
zaangażowania. Z tego punktu widzenia
najważniejsze cechy to:
•Przyspieszony cykl zbierania opinii. W świecie
realnym, cykle agregowania opinii (feedback
loop) są powolne, z długimi przerwami między
akcją a reakcją (przykładem mogą być raporty
roczne). Gamifikacja zwiększa częstotliwość tych
cykli w celu utrzymania zaangażowania.
•Jasne cele i reguły gry. W świecie, w którym
cele są złożone, a reguły niejasne lub selektywne,
gamifikacja wprowadza jasne cele i dobrze
zdefiniowane zasady, by wspierać użytkowników
w osiąganiu wyników.
38
•Zajmująca narracja. Podczas gdy aktywności
w świecie rzeczywistym rzadko kiedy są
naprawdę wciągające, gamifikacja wykorzystuje
narrację, która włącza użytkowników w historię
i skłania do podejmowania wyzwań.
•Zadania są wymagające, ale osiągalne. W życiu
zadania zwykle są bardzo złożone i długotrwałe,
często trudno ocenić, jaki będzie ich skutek.
Gamifikacja oferuje użytkownikom wiele
krótkoterminowych, osiągalnych celów.
Techniki gamifikacyjne znajdują użytek w szeroko
rozumianym biznesie. To doskonałe narzędzie
dla marketingowców, projektantów usług,
finansistów, kadrowców i wszystkich innych,
których celem jest budowanie długotrwałych
relacji z klientami czy pracownikami.
Jako przykład skutecznego użycia gamifikacji
można przytoczyć wspomniany w rozdziale „Między
infostrukturą a sprzedażą wrażeń” serwis Nike+
– w którym użytkownicy mogą odbyć wirtualny
wyścig z wybranym (rzeczywistym) przeciwnikiem,
testując jednocześnie produkty firmy. Innym
przykładem jest serwis Amazon, który urozmaica
sprzedaż produktów oferując swoim klientom „Gold
Box” – wirtualne pudełko z niespodzianką, będące
kalką ofert spotykanych często w grach (tzw. magic
box). Kolejną popularną zgamifikowaną usługą jest
Forsquare – platforma lokalizacyjna wynagradzająca
aktywność swoich użytkowników rozmaitymi
wirtualnymi odznaczeniami.
Oprócz twórców usług rozrywkowych czy
e-commerce, które korzystają z mechanizmów
spotykanych w grach, sięgają po nie także poważne
instytucje i organizacje. Brytyjski urząd pracy
stworzył grę, która miała wesprzeć generowanie
nowych pomysłów wśród swoich pracowników.
Istotnym elementem platformy były mechanizmy
gamifikacyjne – takie jak odznaczenia poziomów
czy system punktacji. Podczas półtora roku działania
platformy powstało ponad 4500 pomysłów, z czego
63 zostały wybrane do realizacji. Innym znanym
przykładem jest sponsorowana przez Bank Światowy
gra Evoke, której zadaniem jest agregacja pomysłów
na rozwiązanie globalnych problemów społecznych.
Trudno tu także ominąć grę “America’s Army”,
która została stworzona jako narzędzie rekrutacyjne
i marketingowe dla Armii Amerykanskiej.
Również w naszym kraju wykorzystanie
mechanizmów wypracowanych w grach spotyka
się z rosnącym zainteresowaniem. Możemy wymień
choćby wykorzystanie gier do promocji produktów
finansowych przez Raiffeisen Bank Polska.
Przedsięwzięcie to miało charakter eksperymentalny,
szybko okazało się jednak, że zaprojektowanie na
platformę popularnego portalu społecznościowego
gry stały się niezwykle skutecznym mechanizmem
tworzącym kanał komunikacji z szybko rosnącym
gronem potencjalnych klientów banku.
Rysunek: Gra społecznościowa promująca serwis bankowości mobilnej
Raiffeisen Bank Polska.
Małgorzata Maj
Kierownik ds. Komunikacji Wewnętrznej, Zespół PublicRelations w Raiffeisen Bank Polska S.A.
Zdecydowaliśmy się na gry jako narzędzie promowania bankowości mobilnej, ponieważ
aplikacja Mobilny Bank wyjątkowo dobrze pasuje do nowych lajfstajlowym form
marketingowych. Uznaliśmy, że media społecznościowe, a w szczególności Facebook, są dla
Mobilnego Banku właściwym miejscem - łączy je nowoczesność i dostępność na urządzeniach
mobilnych. Profil Mobilnego Banku więc daje przestrzeń do dyskusji o technologii, gadżetach
i „bankowaniu” przez komórkę.
Nie chcieliśmy jednak ograniczać się do publikowania w postach jedynie informacji o nowinkach technicznych. Licząc na
efekt „wirusowości” postanowiliśmy zaangażować naszych fanów rzucając im intelektualne wyzwanie. Powstały trzy gry
matematyczne związane tematycznie z podstawowymi operacjami bankowymi: „Wyrównaj rachunki”, „Otwarte karty”
i „To nie przelewki”. Aplikacje zostały przygotowane przez warszawską firmę one2tribe, która przez całe 6 tygodni trwania
konkursu zapewniała nam wsparcie techniczne i analityczne. Zadaniem uczestników zabawy było rozwiązywanie w krótkim
czasie prostych zadań logicznych. Dodatkowe punkty można było zdobyć za „polubienie” fanpage Mobilnego Banku,
pobranie demo aplikacji, zaproszenie do gry znajomych i poprawną odpowiedź na pytanie dotyczące naszej bankowości
mobilnej.
Każda gra miała swój ranking. Koncepcja poszczególnych zadań i atrakcyjne nagrody (urządzenia mobilne Apple) sprawiły,
że rywalizacja o najwyższe miejsca w rankingu była bardzo zacięta. Niektórzy gracze nagrywali swoje rekordowe rozgrywki
i publikowali na You Tube.
Ściśle monitorowaliśmy logi rozgrywek i wykluczaliśmy pojedyncze przypadki nieuczciwych graczy. Był to żmudny
i czasochłonny proces, ale uczestnicy zabawy niejednokrotnie wyrażali swoje uznanie, że dostarczyliśmy im przedniej
rozrywki i jednocześnie postawiliśmy na fair play. Osiągnęliśmy postawione cele - utrwaliliśmy na Facebooku obecność
Mobilnego Banku, zadbaliśmy o jego pozytywny wizerunek i zwiększyliśmy liczbę naszych fanów w ciągu miesiąca kilkaset
razy. Dzisiaj mamy ich prawie 20 tysięcy, a nasz profil jest jednym z popularniejszych wśród instytucji finansowych.
39
Wreszcie, gamifikacja może tchnąć nowego ducha
w korporacyjne rytuały – Infovide-Matrix od 2 lat
wspiera doroczny rytuał wyróżniania najlepszych
pracowników uruchamiając na czas tego procesu
dedykowany serwis intranetowy, w którym
można rekomendować kandydatów do nagrody,
oraz śledzić losy tych rekomendacji w kolejnych
etapach procesu. W serwisie tym z powodzeniem
zastosowano różne elementy gamifikacji, pozytywnie
wpływające na zaangażowanie pracowników w ten
ważny dla społeczności firmy proces.
Konkurs „Rekiny Konsultingu” 2009 w Infovide
Konkurs „Rekiny Konsultingu” 2009 w Infovide Matrix:
Matrix:
Aplikacja do
nominacji,
głosowania
Aplikacja
dozgłaszania
zgłaszania
nominacji,
głosowania
i obserwowania przebiegu konkursu, wykorzystująca
i obserwowania przebiegu konkursu,
gamifikację. Była dostępna w intranecie i eksponowana
wykorzystująca gamifikację. Była dostępna
w kioskach informacyjnych ustawionych we wspólnych
w przestrzeniach
intranecie firmy
i eksponowana
w kioskach
(kafeterie, korytarze itp.)
informacyjnych ustawionych we wspólnych
przestrzeniach firmy (kafeterie, korytarze itp.)
Aplikacja, eksponowana w firmowym intranecie,
oraz w interaktywnych kioskach informacyjnych
ustawionych w miejscach nieformalnych spotkań
(kuchnie, kafeterie, miejsca odpoczynku)
stanowiła ważny element konkursu, na różne
40
sposoby integrowane ze światem rzeczywistym.
Kulminacyjnym momentem konkursu jest
doroczna gala połączona z imprezą integracyjną,
której scenariusz i oprawa wykorzystuje motywy
„zapowiedziane” w aplikacji.
Aplikacja konkursu Rekiny 2010zbudowana
Aplikacja konkursu Rekiny 2010
była w oparciu o metaforę podróży –
zbudowana
była w
oparciu o metaforę
poszukiwania
najlepszych
z najlepszych.
podróży – poszukiwania najlepszych z
Wnajlepszych.
aplikacji wykorzystano zdjęcia zgłoszone
przez pracowników firmy do drukowanego
co roku kalendarza firmowego.
W aplikacji wykorzystano zdjęcia
zgłoszone
przez pracowników
firmy do
Kulminacją,
przenoszącą
świat wirtualnej
drukowanego
coimpreza
roku kalendarza
wyprawy
„do realu” była
integracyjna
i firmowego.
gala Rekiny 2010 zrealizowane w konwencji
Indiana Jonesa.
Kulminacją, przenoszącą świat
wirtualnej wyprawy „do realu” była
impreza integracyjna i gala Rekiny 2010
zrealizowane w konwencji Indiana
Jonesa.
Praktyczne rady
Biorąc pod uwagę, na jakim etapie rozwoju jest
trend gamifikacji (wg Gartnera penetracja rynku
osiągnęła od 1 do 5 % docelowego rynku),
powoduje, że wykorzystanie teraz gamifikacji może
umożliwić wyprzedzenie konkurencji i zbudowanie
istotnej przewagi rynkowej.
Sięgając jednak po to narzędzie, należy pamiętać
o kilku ważnych rzeczach. Tak jak zostało już
wspomniane, istota gamifikacji opiera się
na budowaniu silnych emocji. „Doczepianie”
punktacji, rankingów, wyzwań i nagród, bez
zdefiniowania „core experience” i odniesienia się
do prawdziwych potrzeb i emocji użytkowników,
zamiast zwiększyć ich zaangażowanie, może
spowodować odwrotną reakcję.
Dlatego pierwszym krokiem powinno być poznanie
użytkowników. Tutaj znów można spojrzeć na
praktyki stosowane w produkcji gier. Już na bardzo
wczesnym etapie produkcji gry przeprowadza się
badania z udziałem potencjalnych graczy. Opinie
grupy docelowej wyrażone już we wstępnym
etapie pozwalają uniknąć błędów i dopasować
produkt do rzeczywistych oczekiwań. Praktyki te
dotyczą zresztą również produkcji oprogramowania
i urządzeń, w tym wspomnianego iPhone’a.
We wszystkich tych przypadkach sukces jest efektem
41
nie tylko rewolucyjnego pomysłu, ale też rzetelnej
pracy nad koncepcją i dopasowaniem jej do potrzeb
nabywców.
Drugim aspektem zaangażowania potencjalnych
użytkowników w opiniowanie lub wręcz
współtworzenie produktu, jest budowanie silnej
więzi o wyjątkowym charakterze. Użytkownicy,
którzy brali udział w beta testach gry, zwłaszcza
zamkniętych, zyskują ekskluzywny status
w społeczności. A ponieważ ich opinie są brane
pod uwagę przy opracowaniu ostatecznej wersji
produktu, bardzo często po starcie komercyjnym
stają się najaktywniejszymi graczami, a nawet
„ambasadorami marki” w społeczności.
Uwzględnianie opinii użytkowników istotnie
wpływa na przebieg procesu produkcyjnego –
badania muszą zostać tak zaplanowane, żeby
ich efekt można było uwzględnić w trakcie prac.
Branża rozrywki elektronicznej, w szczególności
branża gier, od lat stosuje metodę prowadzenia
projektów, która zakłada wyłączenie etapu
preprodukcji. Interaktywna natura gier uniemożliwia
zaplanowanie pelnej listy funkcjonalności
przed startem projektu. Jedynym sposobem na
sprawdzenie trafności koncepcji jest testowanie
jej poprzez prototypy. Dlatego podczas fazy
preprodukcji opracowywane są prototypy wszystkich
najistotniejszych elementów gry, które poddawane
są testom z końcowymi użytkownikami.
Wyżej wymienione metody bardzo rzadko stosowane
są w biznesie. Popularne metodyki prowadzenia
projektów (PRINCE, metodyki agile) skupiają się
na samym procesie produkcji, nie uwzględniając
zarządzania procesem kreatywnym. W efekcie
większość systemów informatycznych produkuje się
w oderwaniu lub z małym udziałem użytkowników
końcowych, co skutkuje niedopasowaniem produktu
do potrzeb i uniemożliwia budowę pozytywnego
customer experience.
Kreacja
Wizja
Zakres
Research
Weryfikacja
Problem
Weryfikacja
Development
Prototyp
inspiracja
preprodukcja
Rysunek: Przykład procesu produkcyjnego stosowanego w branży gier
42
produkcja
Przyszłość gamifikacji
Wydatki na Social Media Marketing i gamifikację
(biliony)
$10
Social Media Marketing
$9
Gamifikacja
$8
$7
$6
$5
$4
31%
$3
23%
$2
10%
$1
3%
5%
16%
6%
$0
2010
2011
2012
2013
2014
2015
2016
Źródło: www.m2research.com
Gamifikacja jest ważną innowacją w świecie
„poważnych” usług konwergentnych. Rosnące
zainteresowanie wpływa na coraz większą liczbę
zastosowań. Według Gartnera, do 2015 roku
ponad 50% organizacji zarządzających innowacją,
zgamifikuje ten proces. Przewiduje się też,
że do 2012 zgamifikowane usługi marketingowe
staną się równie popularne jak Facebook, eBay czy
Amazon, a ponad 70 procent z 2000 największych
światowych przedsiębiorstw posiadać będzie
przynajmniej jedną aplikację wykorzystującą
koncepcję gamifikacji.
O Autorach:
Małgorzata Rycharska, Customer Experience Architect w grupie Enterprise Platforms Unit
w Infovide-Matrix SA
Rafał Kuczwalski, dyrektor grupy Enterprise Platforms Unit w Infovide-Matrix SA
Borys Stokalski, wiceprezes Infovide-Matrix SA
Wojciech Ozimek, prezes one2tribe Sp. z o.o.
Doświadczenia autorów artykułu wynikają z realnych projektów, które Infovide-Matrix i one2tribe
przeprowadziły w ciągu ostatnich pięciu lat. Pomimo, iż obydwie firmy działają w pozornie różnych
obszarach (Infovide-Matrix - informatyka korporacyjna, one2tribe - gry i aplikacje rozrywkowe) podstawą
ich działalności są innowacyjne produkty. One2tribe powstało w 2003-cim roku jako spin-off z działu
rozwoju Infovide-Matrix i od tamtego czasu, do tej pory firmy współpracują w zakresie innowacji
na rynku IT.
43
„Odważ się”
czyli praktyczna psychologia innowacji
Dariusz Duma
Innowacyjność jako hasło jest atrakcyjna. Uwodzi. Chcemy się uważać za innowacyjnych.
Z podziwem i zazdrością patrzymy na „ikony innowacyjności” na świecie. Google, Apple, Facebook,
Krzemowa Dolina. Próbujemy być jak oni, tworzyć ich polskie odpowiedniki. A może trzeba raczej
powiedzieć -„namiastki”?
Niewielu znam ludzi, którzy by twierdzili, że nie
są innowacyjnymi. Niezależnie od tego, czym
się na co dzień zajmują i jakie mają efekty.
Deklarujemy, że innowacyjność jest wartością,
że do niej dążymy, że chcemy ją rozwijać, uczyć
dzieci, promować, tworzyć dla niej warunki,
inkubatory, think-tanki, programy wyłapywania
i promowania talentów.
A jednak z jakichś powodów, realnych efektów
innowacyjności widać wokół niewiele… Może więc
warto się przyjrzeć sprawie – co się dzieje pomiędzy
deklaracjami a praktyką, że niewątpliwy potencjał,
a często także obiecujący początek, nie zamieniają
się niestety na konkretne sukcesy w realnym świecie?
Owszem mamy wybitnych inżynierów, grafików,
informatyków, pisarzy… Czy jednak mamy
produkty zdolne do równorzędnego konkurowania
na światowych rynkach? Samochód? Rower?
Program komputerowy? Kosmetyk? Książka?
Potrawa? Pomysł na franszyzę? Jakoś tak się
składa, że jeśli już mówić o polskiej innowacyjności,
to chyba jednak naśladowczo-odtwórczej,
oczywiście oddając sprawiedliwość pojedynczym
perełkom, które tylko potwierdzają regułę. Mamy
chyba w narodowym charakterze poetykę Janka
Muzykanta, co to był genialny, tylko warunków
nie było, albo źli ludzie stanęli na drodze… Co więc
możemy zrobić, żeby naszą wiarę w innowacyjność
jako wartość oraz energię, którą ta wiara wyzwala,
przekuć w realne efekty?
Po nowemu
„Być innowacyjnym” znaczy „zrobić coś lepiej”.
A to od razu oznacza „przestać to robić
po staremu”. Okazuje się więc, że dla realnej
44
innowacyjności – oprócz zasobów intelektualnych,
kreatywności poszukiwania rozwiązań i twardej
fachowości – potrzeba kilku ważnych sprawności
psychologicznych i biznesowych. Potrzeba ich
innowatorom wewnętrznie, osobiście, ale także
w relacjach „innowator-reszta świata”. Co mam
na myśli?
Zaczyna się od prostej, a nieoczywistej prawdy,
że aby się przywitać z „nowym” trzeba się najpierw
pożegnać ze „starym”. To jest w praktyce bardzo
trudne. Lubimy stare nawyki, bronimy zaciekle
zwyczajów, wypracowanej pozycji, bo często niestety
innowacja oznacza, że się możemy okazać mniej
potrzebni. Stawiamy więc opór zmianom. To bywają
bardzo proste sprawy. W pewnym banku, w którym
próbowałem jako konsultant wprowadzać „nową
kulturę obsługi klienta”, okazało się, że dyrektor
oddziału niechętnie patrzy na młodego pracownika,
który przestawia paprotkę, żeby już nie przesłaniała
klienta, z którym rozmawia. Bo przecież tyle lat tam
stała i nikomu to nie przeszkadzało, a tu młody
przychodzi i chce „wszystko” przewracać do góry
nogami.
Bywa też poważniej – największymi przeciwnikami
„cloud computingu” są informatycy i działy IT.
Skoro coraz więcej można bardzo tanio uzyskać
„w chmurze” – to czy ja się przypadkiem nie okażę
zbędny? A tak wytrwale budowaliśmy pozycję
niezbędnych, innowacyjnych i drogich specjalistów…
Czy ma nas teraz zastąpić jakiś serwis internetowy
nie wiadomo skąd, łącze, login i hasło? Nigdy!
Pokażemy, jaka ta „chmura” jest pełna ryzyka
i niepewności. Na tym pokazywaniu i wykazywaniu
własnej niezbędności skoncentrujemy naszą
innowacyjność…
Nie słuchaj diabła
Innowacyjni lubią zmiany i dążą do nich, nawet
gdy wiele ryzykują. Rozumieją, że zmiana, nawet
najtrudniejsza, jest bardziej szansą niż problemem.
Widzą w praktyce, jak bardzo prawdziwe jest
darwinowskie „przetrwają ci, którzy się potrafią
najszybciej zmienić”.
Był taki czas, gdy programom szkoleniowym
i rozwojowym dla firm, które miały na celu uczyć
ludzi przechodzenia przez zmianę, nadawano
tytuł „Reagowanie na zmiany”. Po nich przyszedł
czas „zarządzania zmianą”. Dziś mówi się o byciu
„liderem zmian”, a nawet „liderem dobrych
zmian”. Jest w tej pojęciowej ewolucji ważna
lekcja. Nie ma realnej innowacyjności bez aspiracji
i postawy lidera. Ilu spośród aspirujących do miana
innowatorów myśli o sobie w kategoriach „lidera
dobrej zmiany”? To najczęściej jest dużo trudniejsze,
niż geniusz technologiczny czy wybitna kreatywność.
Rosnąć do roli lidera, który chce zmieniać świat,
no i umie tworzyć „dobre” zmiany… Bo przecież
nie każda zmiana z definicji jest dobra, a nawet
jeśli teoretycznie jest, to jeszcze musi trafić na swój
czas. Bywa przecież, że geniusz innowacji odkrywa
dopiero następne pokolenie, albo konkurencyjna
dla twórcy organizacja.
Przyjdą i takie zmiany, które po prostu przyjdą.
Nie mamy na nie wpływu. Najbliższym każdemu
przykładem jest czas. Rośniemy, rozwijamy
się, przemijamy. Na różne sposoby próbujemy
powstrzymać oznaki upływającego czasu, A jednak
„obyśmy się nie starzeli na próżno” - to chyba
najmądrzejsze urodzinowe życzenia. Czas nam
odbiera, ale może i dawać, jeśli umiemy z niego
mądrze korzystać.
Zmian, na które nie mamy wpływu, albo mamy
wpływ minimalny, jest więcej. Prawo, technologia,
demografia, zwyczaje i sposób myślenia społeczeństw.
Tutaj nie we wszystkim możesz, bądź chcesz
być „liderem dobrej zmiany”. A jednak pojawia
się bardzo podstawowy wybór. Wolisz być
biernym obserwatorem, „pasażerem na gapę”,
sfrustrowanym malkontentem, czy może chcesz
i umiesz „wygrać zmiany”? Postawa zwycięzcy
zmian zakłada optymizm i orientację na cel.
Jakiego optymizmu potrzeba, by uznać, że te dwie
cechy występują w Polsce w dostatecznym
natężeniu? Realnie patrząc, potrzebujemy w tym
zakresie zmiany radykalnej. Jeden z górników
uwięzionych w ubiegłym roku w chilijskiej kopalni
San Jose, kiedy się już wydostał na powierzchnię,
opowiedział o tym, jak w sytuacji totalnej niemal
beznadziei czuł wyraźnie, że podpowiadają
mu anioł i diabeł. To on wybiera, którego
z tych głosów posłucha. Myślę, że to jest trafna
metafora tego, co każdy z nas czuje – trudny
wybór pomiędzy nadzieją a rezygnacją, wysiłkiem
a komfortem średniości, walką o cel a poddaniem
się i szukaniem usprawiedliwień. Słuchanie
„anioła” w nas bywa trudne, ale bez niego nie ma
zmian na lepsze. „Diabeł” namawia, by po prostu
trwać, by zazdrościć, popadać w niemy podziw,
szukać usprawiedliwień, konserwować „status
quo”. Anioł podpowie, że warto marzyć, chcieć,
zmieniać, działać, podnosić się, gdy jest trudno.
Diabeł chce reaktywności, anioł pro-aktywności.
Kogo posłuchasz?
Rachunek z odwagi
Odwaga – kolejny zapomniany zasób, bez którego
nie ma mowy o innowacyjności. Odwaga wizji
i marzeń, odwaga kwestionowania tego, co zastane,
odwaga zmieniania, odwaga konfrontacji.
Odwaga, gdy trzeba zaryzykować - pieniądze,
czas, relacje, miejsce zamieszkania. Ciekawe,
jak bardzo zapomnieliśmy dziś o odwadze, jako
wartościowej jakości charakteru. Odważni to byli
bohaterowie przeszłości…. My dzisiaj mamy
być sprytni, pragmatyczni, profesjonalni. To się
niestety w praktyce często sprowadza do dobrze
uzasadnionego tchórzostwa i zachowawczości,
tylko nie mamy odwagi tak właśnie naszej postawy
nazwać.
Jeśli wizja – to ta otrzymana z góry, ta, którą
stworzyli dla nas „oni” – szef, wykładowca, klient,
teściowa. A gdzie wizja „tworzona” – twoja,
indywidualna, autonomiczna? Opinie, chęci,
pragnienia, marzenia? Głód lepszego, pasja? Jeśli
się zbytnio skoncentrujesz na wizji otrzymanej,
45
prędzej czy później znajdziesz się w pułapce „ofiary”
– to inni będą decydować o tobie. Jeśli przestaniesz
marzyć i mówić z pasją o swoich marzeniach
– najpewniej ich nie zrealizujesz. Wielkie dzieła
zaczynają się od wielkich marzeń. Wielkie marzenia
wyglądają na początku jak szaleństwo. Sukces jest
dla śmiałków. Uczymy się śmiałości?
Zaskakująco wielu ludzi w sytuacji prostej różnicy
zdań na biznesowym spotkaniu wybiera milczącą
zgodę i bierność w imię świętego spokoju, choć
już po chwili, w firmowej kuchni lub na papierosku
owszem, przedstawią swoje zdanie… drugiej ofierze.
Tchórzostwo – choć najpewniej bez świadomości.
Odwaga prezentowania własnego zdania
i umiejętność twórczego konfrontowania różnic
bardzo by się nam przydały.
Coraz częściej dziś się mówi o specyficznej
kompetencji określanej jako „perswazyjność”.
To jest wiara w to, że warto i trzeba przekonywać,
że w dzisiejszym świecie nie dostaniesz tego, na co
zasługujesz, a to, co wynegocjujesz. Sposobem
bycia realnego innowatora jest przekonywanie,
negocjowanie, pozyskiwanie sojuszników, zabieganie
o zasoby. To się dziś nazywa „networking”. Ilu jest
ludzi, którzy o tobie wiedzą i wiedzą, że jesteś
dobry? To jest odwaga pokazania prawdy o sobie
i walki o swoje racje. Za „Dezyderatą” mówiąc:
„nie mniej niż drzewa i gwiazdy masz prawo być
tutaj”. I jeszcze jeden ciekawy test. Jak reagujesz
na pierwszą odmowę? Realna innowacyjność,
napędzana entuzjazmem i wiarą, kiedy usłyszy „nie”
odpowiada wyzwoleniem energii przekonywania.
Tylko nieudacznik poddaje się, gdy słyszy
odmowę… Podobnie w drugą stronę – co się dzieje
po pierwszym spektakularnym sukcesie, który się
wydarzył? Spoczniesz na laurach czy poszukasz
drogi „wyżej”? Patrząc na losy bardzo wielu polskich
przedsiębiorców i innowatorów, chyba jesteśmy
mistrzami żywiołowej walki o pierwszy sukces,
a kiedy on przychodzi, to tak trochę nie wiadomo,
co dalej, tak z dziełem, jak i z autorem.
Perswazyjności można i trzeba się nauczyć.
Wypracować ją. Właściwie nie bywa „wrodzona”.
Wymaga treningu, wytrwałości i pracowitości,
nawet jeśli masz realny talent. Wymaga prób
46
i błędów, niezłomności. I jeszcze wartościowe
sprzężenie zwrotne: odwaga buduje perswazyjność,
perswazyjność buduje odwagę. To jest podstawa
skutecznej innowacyjności.
Ambitny typ
Kolejna cecha charakteru, o której chcę napisać,
to jest ambicja. Po polsku myśląc „ambitny”
- to troszkę „podejrzany”… Ambitnych nie lubimy.
Z drugiej strony – niemal w każdej dziedzinie
życia, w sporcie, polityce, nauce, w biznesie
- jeśli wystarcza ci średniość, to nie masz napędu
do szukania lepszego. Innowacyjnych interesuje
wygrana, a nie udział w zawodach. Zdrowa ambicja,
pragnienie osiągnięć, satysfakcja z nich, zdrowe
współzawodnictwo – w gruncie rzeczy wynikają
z poziomu naszych oczekiwań od samych siebie.
Takie postawienie sprawy każe natychmiast zadać
bardzo ważne pytanie – na ile umiemy sobą
zarządzać, na ile umiemy od siebie wymagać?
Większość ludzi ma bardzo wiele doświadczeń
związanych z tym, że jeśli coś robisz bez wiary
i bez mobilizacji – nie wychodzi. Jeśli mam miesiąc
na przygotowanie ważnej prezentacji, i jeśli nawet
zabiorę się za to odpowiednio wcześnie, nic z tego
nie wychodzi. Skutecznym staję się, gdy termin
jest na tyle bliski, że wywołuje mobilizację.
Na tej samej zasadzie – każde działanie, nawet jeśli
jestem do niego absolutnie przekonany, wymaga
mobilizacji. Ta mobilizacja może być zewnętrzna lub
wewnętrzna. Zewnętrzna, zwłaszcza w nadmiarze
– wypala, męczy, pozbawia energii. Wewnętrzna –
paradoksalnie energii przymnaża. Giganci osiągnięć
to mistrzowie mobilizacji i koncentracji. Jeśli stają
na skoczni, to po to, żeby wykonać najlepszy skok
na świecie. Właśnie teraz. Są ambitni. Umieją
od siebie wymagać. Właśnie dlatego okazują
się najlepsi. To jest motor ich osiągnięć i źródło
uskrzydlenia.
Wspólna pula zespołu
I wreszcie współpraca w zespołach, zwłaszcza
interdyscyplinarnych. Czasy samotnych geniuszy
dawno minęły. Innowacja, nawet na bardzo
wczesnym etapie, wymaga współpracy wybitnych
specjalistów z różnych dziedzin, łącznie z liczeniem
i testowaniem przydatności tworzonych rozwiązań.
Trzeba ich umieć zaangażować i zagospodarować
efekty ich pracy. Wymagać i uskrzydlać, żeby chcieli
dać z siebie najlepsze do wspólnej puli.
Każda współpraca zaczyna się od zaufania. Poziom
zaufania społecznego w Polsce jest alarmująco
niski. Ufamy tylko najbliższym, mamy skłonność
do dzielenia świata na „swoich” i „obcych”, lubimy
przypisywać innym złe motywy. „Co nam obca
przemoc wzięła, szablą odbierzemy”. Te obciążenia
charakteru narodowego trzeba cywilizować. Dialog,
zrozumienie inności, wymiana tego, co wartościowe,
realna otwartość. Bez zaufania nie mamy szans,
by się skutecznie komunikować, a bez komunikacji
nie ma co marzyć o innowacyjności.
Na koniec uczciwy feedback. Nie wiem, na czym
to polega, że w większości sytuacji, tak rodzinnych,
jak i biznesowych, nie umiemy sobie uczciwie
i wprost powiedzieć, że coś jest dobre, a coś
innego po prostu słabe, bez zbytniego owijania
w bawełnę. Nawet szkolenia o tzw. udzielaniu
feedbacku udziwniają całą sprawę, wikłając
prosty fakt przekazania oceny w powykręcane
zwroty i kurtuazję, która mąci przekaz. Tymczasem
w interesie wszystkich jest szybko znaleźć
i nazwać to, co po prostu nie spełnia najwyższych
standardów. Gdy się chwilę zastanowić, to nawet
jeśli ten proces nie będzie przyjemny, to przecież
jest w realnym interesie wszystkich zaangażowanych
stron. Zdarza mi się często słuchać emocjonalnych
relacji managerów o niezadowoleniu z kogoś
lub czegoś, ale na pytanie „czy powiedziałeś
o tym zainteresowanemu?” – odpowiedź niestety
brzmi: „no… nie…”. W tych sprawach często bywa
jak z dentystą – żeby było skutecznie, nie będzie
przyjemnie, a im bardziej zwlekasz, tym trudniej
będzie rzecz załatwić. „Terror satysfakcji”
tworzy ciepełko, nie tworzy klimatu innowacji
i skuteczności, także wtedy, gdy zarządzasz sobą.
To także oznacza, że warto być może – przez mądrą
refleksję – przestać oszukiwać samego siebie…
Inną sprawą jest reagowanie na błędy. Wszyscy
wiemy, jak ważne jest uczenie się metodą „prób
i błędów”. A jednak – jak reagujemy na „błąd”?
Nieodłączny, wartościowy element twórczego
poszukiwania czy może pretekst, by wyeliminować
– partnera, siebie, pomysł, projekt? No i uczenie
się na błędach – a żeby się na nich uczyć, to trzeba
je umieć popełniać i sensownie analizować.
Kultura wyciągania konstruktywnych wniosków?
Jeśli feedback ma być uczciwy, to wymaga także,
by widzieć i celebrować to, co dobre. W relacjach
to jest po prostu pochwała, a na poziomie
indywidualnym – umiejętność zobaczenia,
że w świetle wymagających kryteriów po prostu
dobrze coś robię. Satysfakcja z osiągnięć, jeśli
uzasadniona wynikiem i oparta o właściwie kryteria,
ma dużą moc uskrzydlania. Nie ma powodu,
żeby jej unikać, a wprost przeciwnie. Innowacyjni
lubią celebrować sukcesy. Przecież w oparciu
o nie – odważnie i ambitnie – ustalą nowe, wyższe
standardy…
Największymi przeciwnikami „cloud computingu”
są informatycy i działy IT., którzy myślą: Skoro coraz
więcej można bardzo tanio uzyskać „w chmurze”
to czy ja się przypadkiem nie okażę zbędny? A tak
wytrwale budowaliśmy pozycję niezbędnych,
innowacyjnych i drogich specjalistów… Czy ma nas
teraz zastąpić jakiś serwis internetowy nie wiadomo
skąd, łącze, login i hasło? Nigdy! Pokażemy, jaka ta
„chmura” jest pełna ryzyka i niepewności. Na tym
pokazywaniu i wykazywaniu własnej niezbędności
skoncentrujemy naszą innowacyjność…
Ta lista wszystkich potrzebnych zasobów nie
wyczerpuje, a jednak każe pomyśleć. Klasycy
rozwoju mówią, że nasze kompetencje składają się
z wiedzy, umiejętności i postaw. Obrazowo mówiąc,
potrzebujemy wybitnego umysłu, sprawnych
47
mięśni i wielkiego serca. Chyba jest tak, że nasz
system edukacyjny i doświadczenie społeczne
faworyzują intelekt. Niestety, nie wystarczy
poczytać o innowacyjności, żeby być innowacyjnym.
Potrzeba treningu i wytrwałości, potrzeba pasji
i zaangażowania. A jeśli coś jest tylko w twojej
głowie, to z punktu widzenia reszty świata tak jakby
nie istniało…
Na ile świadomie pracujemy nad rozwojem cech,
które – co chyba widać – dla innowacyjności
są niezbędne? Także innowatorzy winni sobie
z całą ostrością uświadomić wybór, jakiego muszą
dokonać – pomiędzy ambitną, odważną, angażującą
innych specjalistów postawą „lidera zmian”,
a nieszkodliwością zagubionego w rzeczywistości
„Dyzia Marzyciela”.
Dariusz Duma
Ur. 1968, filozof, konsultant, trener, coach, przedsiębiorca. Specjalista
w zakresie rozwoju sprzedaży i zarządzania. Swoją karierę rozpoczynał
jako przedstawiciel handlowy i manager sprzedaży na rynku sprzętu
medycznego i leków, a następnie sprzętu biurowego w Xerox Corporation
w Londynie i Warszawie. Stworzył od podstaw firmę doradczo-szkoleniową
Chiltern Consultancy International. Jako przedsiębiorca aktywnie kupuje,
rozwija i sprzedaje spółki. Popularyzuje wiedzę, kompetencje i wartości
związane z przedsiębiorczością, otwartością na zmiany, skutecznością
i najwyższymi standardami działania w biznesie.
48
Zmieniaj świat.
Buduj biznes.
Baw się
Evan Williams, Twórca Twittera
49
Mobilizacja dla zdrowej
konkurencji
Mieczysław Bąk
Każdy prezes firmy powinien móc uzyskać od szefa działu IT odpowiedź na pytanie, czy firmowy
sprzęt i oprogramowanie są legalne i czy potrafi tego przekonywująco dowieść. Sprawne
zarządzanie zasobami informatycznymi pomaga wyeliminować rosnące ryzyko prawne
i wykorzystać w pełni potencjał nowych technologii do rozwoju biznesu.
Na co naraża się firma posługująca się nielegalnie
oprogramowaniem? Dziś można otwarcie
powiedzieć, że przede wszystkim - stopuje własny
rozwój. W szczególności dotyczy to rozwoju
własnych zdolności do wykorzystania technologii
do tworzenia przewagi konkurencyjnej na zasadach
innowacji. W świetle nowych tendencji w rozwoju
regulacji dotyczących praw własności intelektualnej
producentów rozwiązań IT - naraża się jednak
także na pewne wykluczenie z grona podmiotów
uczestniczących w głównym nurcie obiegu
gospodarczego. Z tego nurtu są już bowiem
systematycznie wyłączane podmioty łamiące
prawa własności intelektualnej: dotyczy to nie
tylko bezpośredniego dostawcy, ale wszystkich
firm w jego łańcuchu dostaw. Należy oczekiwać,
że najwięksi globalni gracze będą sami z grona
swoich partnerów wykluczać takie firmy. Cień
podejrzenia o współpracę z łamiącymi prawa
własności intelektualnej naraża je bowiem na
utratę dostępu do rynków rozwiniętych. To bardzo
ważna przesłanka. Polska gospodarka jest bowiem
coraz silniej zglobalizowana, w tegorocznym
rankingu najbardziej zglobalizowanych gospodarek
na świecie, opracowanym przez Ernst & Young
i Economist Intelligence Unit, zajęliśmy 25. miejsce.
Co więcej, można szacować straty z tytułu
piractwa, jakie ponosi polska gospodarka. Dobrze
pozwala to obrazować skala utraconych korzyści.
W przypadku piractwa komputerowego, według
oceny organizacji Business Software Alliance
(BSA), ograniczenie w ciągu dwóch lat skali
zjawiska o 10% przyniosłoby wzrost PKB o ponad
4 miliardy zł, a wzrost wpływów z podatków
sięgnąłby 602 mln zł. Ograniczenie piractwa o 10%
w ciągu czterech lat przyniosłoby wzrost produktu
50
krajowego brutto o ponad 3 miliardy zł, wzrost
wpływów z podatków o 446 miliony zł; szacuje
się także, że zyskalibyśmy 1,8 tys. nowych miejsc
pracy w IT. Katalog proponowanych działań jest
w tym wypadku znany od lat. Zdaniem Krzysztofa
Janiszewskiego z polskiego odziału Microsoft „rolą
firm branży IT jest przede wszystkim edukacja
w zakresie ochrony własności intelektualnej oraz
współpraca z urzędami administracji publicznej
w celu skutecznego egzekwowania przepisów
prawa chroniących dostawców oprogramowania.
W ostatnim czasie działania w zakresie kontroli
legalności oprogramowania używanego w firmach
podjęły również organy kontroli skarbowej,
które otrzymały nowe uprawnienia oraz zostały
w tym celu przeszkolone przy współpracy
z firmami z branży IT. Przykład dla biznesu idzie
z góry – coraz więcej ministerstw i urzędów
administracji publicznej wdraża systemy zarządzania
oprogramowaniem, które pomagają w skutecznym
i odpowiedzialnym administrowaniu zasobami IT”.
Konkurencja musi być uczciwa
Zapewnienie uczciwej konkurencji od lat przyświeca
prawodawcom na dojrzałych rynkach. To sposób
na kształtowanie – lub niekiedy naprawianie
– relacji z rynkami krajów wschodzących,
rozwijających się. Przed 10 laty głośne były
sprawy, kiedy najwięksi światowi producenci,
właściciele globalnych marek zmuszeni byli
do rewizji i uporządkowania swoich łańcuchów
dostaw, aby z grona partnerów i podwykonawców
wyeliminować firmy łamiące prawa pracownicze,
prawa człowieka lub niszczące środowisko naturalne.
Przypomnijmy, jak duży rozgłos i zainteresowanie
światowej opinii publicznej towarzyszyło
ujawnionym przypadkom naruszenia tych praw
przez wielkie koncerny odzieżowe czy producentów
sprzętu elektronicznego. Wszystkie one opierając
część lub większość swojej produkcji na partnerach
w krajach słabo rozwiniętych nie zapewniły, aby
owe prawa były przez poddostawców i partnerów
biznesowych w tych krajach respektowane. Na fali
krytyki, szereg branż całkowicie przeorganizowało
organizację produkcji i dystrybucji, wprowadzając
monitorowanie i doskonalenie sytuacji w całych
łańcuchach dostaw. Znaczenia nabrała wówczas
koncepcja CSR – społecznej odpowiedzialności
biznesu. Dziś już okrzepła, weszła do głównego
nurtu zarządzania, posiada własne, wypracowane
metody pomiaru, porównań i standardy.
Pirat nie sprzeda w Stanach Zjednoczonych
Drugą falę podobnych regulacji ukierunkowanych
na walkę z nieuczciwą konkurencją zapowiada
tendencja do wzmocnienia pozycji właścicieli
praw intelektualnych. Czas po temu najwyższy.
Wzrost kradzieży własności intelektualnej w ciągu
dwóch dekad Baker & McKenzie szacuje na około
10 tys. procent. W 2011 r. Amerykańska Izba
Handlu ocenia, że tylko w przypadku rynku
oprogramowania wyniesie ona 45 mld dolarów.
Jeśli doliczyć związane z piractwem koszty,
które ponosi światowa gospodarka, można
mówić o ok. 750 mld dolarów. Ekonomiczny
i społeczny koszt podróbek i piractwa w skali
światowej osiągnąć może w 2015 r. 1,7 bln
dolarów i co roku będzie groził likwidacją 2,5 mln
miejsc pracy. Według KPMG, przeciętne polskie
przedsiębiorstwo średniej wielkości traci rocznie
z tytułu niezabezpieczenia lub utraty praw własności
intelektualnej ok. 4 mln zł. W przypadku dużych
firm straty sięgają 1% rocznych przychodów.
Pojawiły się pierwsze przykłady legislacji
zakazujących sprzedaży produktów powstałych
przy braku poszanowania własności intelektualnej
producentów sprzętu i oprogramowania.
W ostatnim czasie w Stanach Zjednoczonych
uchwalono w stanach Waszyngton i Luizjana prawa
wprowadzające zakaz sprzedaży produktów, które
powstały w firmach posługujących się nielegalnym
i niezalegalizowanym oprogramowaniem lub
sprzętem. Niewykluczone, że w ślad za nimi pójdą
kolejne stany albo też uchwalone zostanie prawo
federalne dotyczące tych zagadnień.
Firma posługująca się nielegalnym
oprogramowaniem przede wszystkim stopuje
własny rozwój. Dotyczy to rozwoju własnych
zdolności do wykorzystania technologii
do tworzenia przewagi konkurencyjnej na zasadach
innowacji. Naraża się także na wykluczenie
z grona podmiotów uczestniczących w głównym
nurcie obiegu gospodarczego. Z tego nurtu są
systematycznie wyłączane podmioty łamiące
prawa własności intelektualnej: dotyczy to nie
tylko bezpośredniego dostawcy, ale wszystkich
firm w jego łańcuchu dostaw.
Nowe regulacje stanów Waszyngton i Luizjana
umożliwiają wystąpienie na drogę prawną
przeciwko firmie wykorzystującej nielegalne
oprogramowanie lub sprzęt komputerowy
w produktach, które mają być sprzedawane na ich
terenie. Sankcja dotyczy także przypadków, kiedy
jakakolwiek część produktu, dostarczona na
przykład przez partnera biznesowego, powstała
przy użyciu pirackiego oprogramowania. Towary
takie są zagrożone konfiskatą i sądowym
zakazem sprzedaży. Ustawa przewiduje,
że po wezwaniu od producenta - właściciela praw
własności intelektualnej, przedsiębiorca będzie
miał 90 dni na zalegalizowanie posiadanych
rozwiązań informatycznych. Powstawanie takich
regulacji pokazuje że temat ochrony wlasnosci
intelektualnej i nowe formy tej ochrony jest istotny
zarówno dla ustawodawcy dbającego o zdrowe
podstawy konkurencyjnej gospodarki jak i dla
51
samej branży informatycznej. Takie przepisy
pokazują również, że korzystanie z nielegalnego
oprogramowaia nie jest zagrożone już tylko
i wyłącznie sankcjami karnymi, ale wprost może
doprowadzić do wymiernych strat biznesowych
oraz zamyka drogę ekspansji na zagraniczne rynki.
Potrzeba dojrzałego zarządzania
informatyką
Wspomniana legislacja, podobnie jak w zasadzie
większość tego typu aktów prawnych, jest
wymierzona w piractwo intelektualne firm z Chin.
Polska nie znajduje się na szczęście w gronie
krajów z największym odsetkiem nielegalnego
oprogramowania lub sprzętu. W zestawieniu
z krajami Unii Europejskiej zajmujemy niestety
miejsce tuż poza niechlubnym podium.Według
raportu organizacji BSA, na świecie aż 47%
użytkowników komputerów osobistych zawsze lub
przeważnie kupuje oprogramowanie z nielegalnych
źródeł. Wartość utraconych z tego tytułu dochodów
branży oprogramowania sięga 59 mld dolarów.
Według badań IPSOS w Polsce 15% respondentów
przyznaje, że zawsze kupuje oprogramowanie
nielegalnie, a 33% - przeważnie nielegalnie. Dla
porównania, w Chinach - aż 86% użytkowników
komputerów przyznaje się do nielegalnych
działań. Doroczne szacunki prowadzone przez BSA
dowodzą ponadto, że odsetek pirackich instalacji
systematycznie w naszym kraju spada. Dzięki
temu np. w ub. roku Stany Zjednoczone wykreśliły
nas z grupy krajów podlegających obserwacji
ze względu na skalę naruszania praw własności
intelektualnej. Straty branży oprogramowania
w Polsce z tytułu piractwa szacowane są na ok. 550
mln dolarów. I jest to jasna przesłanka do tego aby
spodziewać się, że jej przedstawiciele będą aktywni
na polu ochrony swoich, sięgając także po akty
prawne takiego typu, jak przytoczone powyżej.
Rysująca się tendencja do takiego sposobu regulacji
kwestii własności intelektualnej, oznacza jednak
innego jeszcze typu wyzwanie dla polskich firm.
Aby rozmawiać o swoim sprzęcie i oprogramowaniu
oraz dowodzić aktualności posiadanych licencji,
firma musi coraz lepiej zarządzać swoją informatyką.
52
W przypadku dużych firm skalę tego wyzwania
pogłębia z jednej strony liczba użytkowników,
z drugiej zaś różnorodność platform, technologii,
wersji itd. Nie jest tajemnicą, że brak zdolności
wielkich firm do jasnego wykazania z dokładnością
do jednej licencji legalności posiadanego
oprogramowania stanowi póki co punkt osłabiający
ich pozycję w negocjacjach z dostawcami IT.
Chlubne wyjątki potwierdzają regułę. Z kolei
w małych firmach, IT często nadal utrzymywane
jest na poziomie najprostszym, bez dbałości
o rozwój modelu zarządzania tą sferą, bez adaptacji
rozwiązań przyczyniających się do efektywnego
wykorzystania możliwości, jakie stwarzają
nowoczesne technologie informatyczne. Takie IT siłą
rzeczy nie jest w stanie sprostać zadaniu bieżącego
nadzoru nad sprzętowymi i aplikacyjnymi zasobami
firmy.
Egzekwowanie przejrzystości w zarządzaniu
zasobami IT i procesami biznesowymi, które
realizowane są przy wykorzystaniu nowych
technologii, może stanowić dodatkowy
czynnik sprzyjający rozwijaniu przez firmy
kompetencji w tym względzie. Przysporzy im
to także dodatkowych korzyści, wynikających
z efektywnego włączenia swojego IT w realizację
zadań strategii biznesowej. „Firmy wdrażające
systemy zarządzania oprogramowaniem notują
nawet kilkudziesięcioprocentowe oszczędności
w budżetach przeznaczonych na zakup licencji.
Właściwe podejście do tematu polegać powinno
na stałym monitorowaniu posiadanych zasobów
informatycznych, gdyż tylko wtedy firmy mogą mieć
pewność, że nie dojdzie do przykrych niespodzianek
np. w trakcie kontroli skarbowej lub też
w przypadku eksportu towarów do USA. Microsoft
wraz z innymi firmami skupionymi w organizacji
Business Software Alliance służy wsparciem
w zaresie dostarczania informacji na temat korzyści
płynących z wdrażania procesów Software Assets
Management (SAM) oraz podmiotów realizujących
audyty oprogramowania. BSA wraz z Krajową
Izbą Gospodarczą pod partonatem Ministerstwa
Gospodarki uruchomiło portal www.zrobtosamo.pl,
gdzie można znaleźć szczegółowe informacje
na temat SAM.” – dodaje Krzysztof Janiszewski.
Memento dla spóźnialskich
Przez wiele lat koncerny międzynarodowe opierały
się na usługach polskich podwykonawców bazując
na oferowanej przez nie niższej cenie. Oferowanie
usług po niższych cenach było możliwe częściowo
dzięki nielegalnemu korzystaniu z technologii IT.
W wielu przypadkach zleceniodawcy nie interesowali
się, czy poddostawcy dbają o poszanowanie praw
własności intelektualnej twórców oprogramowania.
Ta przewaga na naszych oczach stała się słabością.
Oznacza to koniec zasady działania w myśl sentencji
„będąc w Rzymie, czyń jak Rzymianie; jeżeli będziesz
gdzie indziej, żyj tak, jak tam”. Wspomniane
nowe przepisy, wyznaczające wyraźną tendencję
w ochronie praw twórców rozwiązań IT, nazywane
„ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji”,
dotyczą producentów na całym świecie.Tak więc
również polscy przedsiębiorcy powinni być świadomi
nowych amerykańskich uregulowań, które mogą
stanowić dla nich szansę na wejście w ten rynek
w miejsce firm nieuczciwie konkurujących.
Mieczysław Bąk
Prezes Instytutu Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym.
Zastępca Sekretarza Generalnego KIG. Zajmuje się badaniami
dotyczącymi zagadnień rozwoju przedsiębiorczości, takimi jak dostęp
do źródeł finansowania, kultura prawna, etyka biznesu, innowacyjność,
przeciwdziałanie korupcji; a także zagadnieniami związanymi z rozwojem
organizacji pozarządowych i stowarzyszeń przedsiębiorców, w tym
diagnozą organizacji w odniesieniu do standardów międzynarodowych,
szkoleniami w zakresie etyki biznesu, zarządzania organizacją i wpływania
na proces legislacyjny. Kieruje projektami badawczymi z w/w zakresu.
Realizuje projekty szkoleniowe w krajach transformujących gospodarki
(Rosja, Gruzja, Azerbejdżan, Armenia, Kazachstan, Ukraina, Białoruś,
Kosowo, Serbia, Bośnia).
53
Jak wygrać na rynkach
globalnych? Innowacyjność
okiem najlepszych
Zespół ekspertów Uczelni Vistula pod kierownictwem prof. Krzysztofa Rybińskiego
Na początek kilka obserwacji dotyczących
efektywności i metod działania funduszy
inwestycyjnych. Joerg Sievert: SAP Ventures spotyka
się z 900 pomysłodawcami rocznie. Inwestuje
w 10 pomysłów. Z tego średnio 30% upada,
40–50% przeżywa, 20–30% generuje duże zyski.
W przypadku bardziej ryzykownych funduszy Seed
Capital udaje się 1 pomysł na 50. Podobne statystyki
podaje Voytek Siewierski. Jego zdaniem fundusze
Venture Capital inwestują w ok. 1% pomysłów, z
czego i tak 30% traci pieniądze. Miarą efektywności
inwestycji jest wewnętrzna stopa zwrotu (IRR)
lub multiplikacja wyjścia z inwestycji. Wskaźniki
te zależą oczywiście od branży, niemniej generalnie
dla funduszy VC multiplikację na poziomie x 3
uznaje się za słabą. W przypadku funduszy Early
Stage 1/3 firm bankrutuje, 1/3 ma mnożnik x 3,
zaś 1/3 – więcej niż 3. Przykłady dużych sukcesów
to np. www.youtube.com z mnożnikiem x 1000 czy
BECEEM Communication z IRR na poziomie 400%
(inwestycja trwała półtora roku).
Na efektywność funduszy inwestycyjnych miał,
oczywiście, wpływ ostatni kryzys na rynkach
finansowych. Joerg Sievert mówi, że w ciągu
ostatnich kilku lat liczba funduszy spadła
o ok. 40% w Stanach Zjednoczonych, natomiast
w Unii Europejskiej aż o blisko 70%. Trend ten
jest szczególnie silny zwłaszcza wśród funduszy
Early Stage (finansujących pomysły na wczesnym
etapie rozwoju) – ten sektor praktycznie zamarł.
W konsekwencji finansowanie start-up’ów znacząco
się zmniejszyło, jest coraz trudniej o pieniądze
na rozwój.
Według Voytka Siewierskiego w Europie jest
łatwiej – ze względu na mniejszą niż w Stanach
Zjednoczonych liczbę nowych pomysłów – pozyskać
finansowanie na rozwój pomysłu. Rynek w USA
jest dużo trudniejszy, bardziej konkurencyjny.
54
Skoro łatwiej w Europie o pieniądze, to chyba
lepiej? Nic bardziej mylnego. Piotr Sienkiewicz
podaje przykłady Kanady i Niemiec, gdzie zbyt
łatwe finansowanie obniżyło konkurencyjność
nowopowstałych firm. Cytuje przy tym Klausa
Kinkela, który niedawno powiedział, że Niemcy
mają obecnie najbardziej nowoczesną gospodarkę
XIX-wieczną…
W Kanadzie łatwe finansowanie firm przez państwo
obniżyło wymogi finansowe i jakościowe dla
inwestycji. Efektem było wycofanie się z tego
kraju wielu funduszy VC. Warunkiem sukcesu
firmy jest twarde finansowanie od samego
początku Morał jest prosty: warunkiem sukcesu
dla firmy, mierzonego długoterminowym
wzrostem i odpornością na twarde reguły gry
rynkowej, jest twarde finansowanie od samego
początku. Wyciskający maksimum wartości
inwestor (w obszarach procesu czy wartości
oferowanej klientowi) wzmacnia firmę i podnosi
jej konkurencyjność.
Jakie firmy generują innowacje?
Zdaniem Voytka Siewierskiego w Japonii
najbardziej innowacyjne są duże firmy, co jest
wynikiem wysokich nakładów nie tylko na badania
i rozwój, ale też na marketing i kanały dystrybucji.
W Stanach Zjednoczonych wiele innowacji
jest generowanych przez małe i średnie firmy.
Silnym testem dla start-up’ów jest osiągnięcie
sukcesuw Dolinie Krzemowej. Jest tam ogromna
konkurencja, ale też wszystkie niezbędne
do rozwoju czynniki: dostęp do kapitału, dobrych
zespołów zarządzających, infrastruktury i usług
(księgowych, doradców podatkowych, firm
prawniczych etc). Europa, znów cytując Voytka
Siewierskiego, ma duże problemy z innowacyjnością
z powodu nieelastycznego rynku pracy, wysokiego
opodatkowania innowacyjności oraz słabych
związków uczelni z biznesem. Marcin Hejka
wskazuje też na chorą strategię lizbońską, bardzo
krytykując cel wydatków na BiR na poziomie 3%
PKB. Jego zdaniem Europa traci dystans do świata
dlatego, że produkcja wciąż ucieka do Chin, usługi
uciekają do Indii, innowacje zaś – do Stanów
Zjednoczonych. Niewiele pozostaje w Europie…
Anil Hansjee wskazuje na interesujące różnice
kulturowe Europy Środkowo-Wschodniej i Zachodu,
np.: rosyjscy inżynierowie preferują ścisłą hierarchię
– lubią, gdy ktoś im daje jasne polecenia, natomiast
Polacy i Czesi wolą mieć możliwość odkrywania
tego, co jest do zrobienia, preferują możliwość
samodzielnego zidentyfikowania problemu. Na
koniec ciekawa obserwacja Jacka Siwickiego:
świat traktuje innowacyjne firmy z Europy
Środkowo-Wschodniej jak bąki – fizycy twierdzą,
że nie powinny latać, a jednak latają…
Pieniądze to nie wszystko…
Motywacje do innowacji bywają bardzo różne.
Ludzie, którzy osiągnęli sukces, rozpoczynając
prace nad swoim pomysłem, często nie stawiali
sobie sukcesu komercyjnego jako podstawowego
celu. W działalności innowacyjnej motywacja
niefinansowa odgrywa bardzo ważną rolę. Jaki
może być cel zaangażowania tzw. solvera (osoby
rozwiązującej problem) na portalu typu www.
innocentive.com? Patrząc na nagrody można
spodziewać się motywacji finansowej. Okazuje
się jednak, że bardzo wielu młodych ludzi
podchodzi do zadań jako wyzwań sprawdzających
ich umiejętności. Wtedy motywacja finansowa
może nawet zepsuć zabawę. Dr Janusz Marszalec
zwraca uwagę na fakt, że wiele fińskich firm
innowacyjnych powstało z wczesnego włączania
studentów w realne problemy badawcze, które z
pasją, dla sprawdzenia samych siebie, rozwiązywali
ze skutkiem przekraczającym ich najśmielsze
oczekiwania.
Konstruując system motywujący pracowników
do innowacji, trzeba pamiętać, że pieniądze to nie
wszystko… Równie ważne, jeśli nie ważniejsze,
są możliwości sprawdzenia się wobec trudnego
wyzwania, konkurencji z równymi sobie lub
lepszymi oraz budowanie reputacji. Dlatego
początkujący przedsiębiorca, zachęcając kolegów
lub współpracowników do wspólnego rozwijania
pomysłu, powinien świadomie zbudować system
wynagradzania za sukces. Pamiętając, że nagroda
finansowa nie zawsze jest najlepsza.
Venture Capital w Niemczech
W Niemczech w latach 1996 – 2000 rząd postanowił wspierać finansowo
fundusze Venture Capital. Fundusz mógł otrzymać jednorazowe
dofinansowanie o wartości do 1,5 mln DM. Przykładowa inwestycja
wyglądała następująco: Fundusz inwestował 0,5 mln DM, otrzymywał
pozostałe 0,5 mln DM jako niskooprocentowaną pożyczkę. W sytuacji,
gdy inwestycja okazywała się rentowna, rząd zwracał dodatkowo 50%
inwestycji funduszu. W efekcie w 1 mln DM inwestycji kapitał zagrożony
ryzykiem wynosił jedynie 250 tys. DM – świetna sytuacja dla funduszu.
Schemat ten funkcjonował w latach 1996 – 2000. Skorzystało z niego 450
funduszy VC. W rezultacie powstała… bańka – wygenerowano mnóstwo
strat. I projekt zakończono.
Nie myśl za dużo, przede wszystkim słuchaj
Zdaniem Anila Hansjee, aby wpaść na genialny
pomysł, czasem wystarczy po prostu obserwować
zachowania klientów i zastanowić się, co można
zrobić inaczej, lepiej. W firmie ADAMED kierowanej
przez Macieja Adamkiewicza funkcję „sensorów”
pełnią sprzedawcy: identyfikują problemy na styku
pacjent – lekarz, przynoszą je do firmy, która potem
stara się je rozwiązać (np. poprawić smak leku,
który nie smakuje pacjentom). Wyczucie rynku przez
pomysłodawcę jest jednym z ważniejszych kryteriów
oceny lidera przez inwestorów. Człowiek, któremu
chętnie powierzą pieniądze:
1. Potrafi wykazać i wierzy w to, że popyt na dany
produkt/usługę wzrośnie 10 lub 20-krotnie
w ciągu dekady (Voytek Siewierski);
55
2. Posiada doświadczenie w branży, w której chce
rozwijać nowy pomysł (Marcin Hejka);
3. Wyczuwa potrzebę rynkową i wie,
jak ją zagospodarować (Marcin Hejka);
4. Ma pomysł nie tylko na nowy produkt,
ale też na nowy model biznesu (Marcin Hejka)
Jacek Siwicki wskazuje czasem zwykłą rynkową
presję jako motor innowacyjności. Innowacyjne
firmy po prostu nie mogą sobie pozwolić
na irracjonalne działania. Jako przykład z życia
podaje państwową firmę, w której trzeba było
zdobyć 13 podpisów, aby otrzymać rękawice
robocze. W firmie innowacyjnej rękawice takie leżą
sobie w magazynie – każdy, kto ich potrzebuje,
Sam produkt i model biznesu też jest istotny –
najlepszy:
1. Jest zorientowany na rynek masowego
konsumenta, a nie tylko biznesu (Marcin Hejka);
2. Jest unikalny (Voytek Siewierski);
3. Tworzy rynek o wysokich perspektywach rozwoju
(Tomasz Czechowicz);
4. Jeśli jest kopią czegoś, co działa - posiada dobre
modele referencyjne (Tomasz Czechowicz);
po prostu przychodzi i je bierze…
… i po prostu wystartuj
Inwestorzy często podkreślają, że problemem wielu
pomysłodawców jest brak umiejętności skutecznej
realizacji swoich pomysłów w praktyce. Pomysł
prosty, ale działający, jest lepszy od wspaniałej idei
w głowie twórcy. Dlatego inwestorzy rekomendują
praktykowanie metod typu Getting Things Done32,
doskonalenie osobistej produktywności jako
metodę na poprawę efektywności organizacji
5. Taki, którego powodzenie słabo zależy
od czynnika ludzkiego. Chodzi głównie o aspekty
relacyjne: ryzykowne jest przedsięwzięcie,
którego sukces zależy od pomysłu i relacji
jednego człowieka (Tomasz Czechowicz);
czy też planowanie koncentrujące się na najbliższej
6. Ma możliwie niskie nakłady na infrastrukturę
(CAPEX), z przeważającymi kosztami
operacyjnymi (OPEX) (Tomasz Czechowicz);
Innowacja, działający prototyp lub lokalny sukces
czynności/produkcie. Piotr Sienkiewicz wymienia
3 fazy rozwoju firm, które odniosły sukces
1. Na początku musi być produkt – prototyp,
który działa.
modelu biznesowego;
2. Później trzeba go skomercjalizować.
7. W akceptowalnie niskim czasie osiągnie próg
rentowności (BEP) (Tomasz Czechowicz).
Tu potrzebny już jest kapitał i dobry zarząd;
3. Ostatni etap to wyjście na rynki globalne lub
Warto też czasem zaskoczyć klientów
regionalne.
Anil Hansjee przedstawia trzy etapy życia innowacji
– od zaskoczenia do ciągłych usprawnień:
odpowiednie kompetencje globalizacyjne.
Faza 1: użytkownik jest zaskoczony (np. system
pomiaru aktywności na stronie Google Analytics
oferowany za darmo lub poczta gMail praktycznie
bez limitów objętości);
Faza 2: przez jakiś czas innowacja jest
udoskonalana;
Faza 3: Innowacja staje się powszechnym
produktem.
56
Tu już potrzebne są, oprócz dużych pieniędzy,
…a potem poszukaj wsparcia
... czyli inwestora. Czym się kieruje – już wiesz.
Musisz się jednak nauczyć z nim rozmawiać. Jacek
Siwicki wskazuje na czę- sto nierealne oczekiwania
obu stron dialogu. Pomysłodawcy oczekują
od inwestora wyłącznie pieniędzy i świętego spokoju
w zarządzaniu nim: Dajcie pieniądze i przyjdźcie
za kilka lat – policzymy, ile wam się należy. Z kolei
dawcy kapitału oczekują od pomysłodawcy
rzeczy niemożliwych, np. biznesplanów na 10 lat
do przodu, uwzględniających różne scenariusze.
Pomysłodawcy nie potrafią tego zrobić, rynki
zaś są tak zmienne, że w takim horyzoncie czasu
nie da się prognozować.
Pomysłodawca i inwestor powinni mieć świadomość
tego, co mogą sobie zaoferować. W szczególności,
Inwestor, oprócz pieniędzy, może dać swoje:
1. Znajomość branży;
Zdaniem Voytka Siewierskiego sukces firmy zależy
od jakości i doświadczenia zespołu zarządzającego.
Zespoły powinny być zgrane; ludzie powinni
wcześniej ze sobą pracować. Różni ludzie są też
często potrzebni na różnych etapach rozwoju
firmy. Na przykład przed wejściem na giełdę (IPO)
często zmienia się prezesa na kogoś znanego wśród
zarządów spółek z Fortune 500, posiadającego
świetne relacje biznesowe. Poprzedni prezes, często
twórca firmy, nadal pozostaje jednak w zarządzie.
2. Relacje osobiste;
3. Wsparcie w procesach globalizacji czy wejścia
na nowe rynki
4. Wiedzę, coaching;
5. Mentoring, wsparcie w podejmowaniu trudnych
decyzji.
To ogromna, niefinansowa wartość dodana,
często zupełnie zaniedbywana w negocjacjach.
Z perspektywy pomysłodawcy często atrakcyjne
może być oddanie nawet kilkudziesięciu procent
udziałów w zamian za otworzenie rynków czy relacji
z kluczowymi klientami…
Zatrudniaj ludzi lepszych od siebie, zaraź
ich swoją pasją
Inwestorzy, z którymi rozmawialiśmy, wielokrotnie
podkreślali, że w ich ocenie pomysłów najważniejsi
są ludzie. Jacy ludzie gwarantują sukces? Nasi
rozmówcy (Joerg Sievert, Voytek Siewierski, Tomasz
Czechowicz, Piotr Sienkiewicz, Maciej Adamkiewicz)
najczęściej szukają partnerów:
1. Wierzących w sukces;
2. Zorientowanych na rynek, rozumiejących klienta
i jego potrzeby;
3. Potrafiących nawiązywać owocne relacje
(networking, connectedness);
4. Pasjonatów, którzy zarazili swoją wiarą zgrany
zespół.
Maciej Adamkiewicz: Przede wszystkim potrzebna
jest pasja – jeden pasjonat zaraża innych swoją pasją.
Potem zespół ludzi, który buduje się wiele lat.
Unikalny produkt?
Przykład, to inwestycja Voytka Siewierskiego w firmę Ruckus Wirelles,
produkującą routery WiFi, których wyjątkowość polega na generowaniu
bardzo silnego, przenikającego przez kilka pięter i ścian, stabilnego sygnału
WiFi. Rozwiązanie to jest świetne dla hoteli, dużych domów i biznesu.
Dowodem zaawansowania technologicznego jest ok. 400 patentów
na oprogramowanie i hardware.
I przede wszystkim zrób coś,
by generowanie pomysłów w firmie
było czystą przyjemnością
Najlepsze innowacje powstają w miejscach
przypadkowych spotkań mądrych ludzi. Anil
Hansjee wskazuje na misję Google, która
jednoczy jej pracowników wokół wielkiej idei:
Thinkg Big – Organize The World of Information.
Dla innowacyjności Google bardzo ważna jest
kultura akceptacji ryzyka i innowacyjności.
Pracownicy są inspirowani do myślenia Think Big
oraz do brania odpowiedzialności za inicjowane
przez siebie projekty (tu przydaje się też płaska
struktura organizacyjna i elastyczny czas
pracy). Inżynierowie Google mogą poświęcić
na własne projekty 20% swojego czasu. Pozostali
pracownicy są zachęcani do wspierania rozwoju
oprogramowania w inny sposób. Bardzo ważne
jest też wypracowanie procesów wewnętrznych
eliminujących przeszkody dla procesów
innowacyjnych.
57
Właściciele Platige Image podkreślają, że prawdziwa
kreatywność budzi się w ludziach, gdy znajdą
odpowiednią atmosferę kreatywnej odwagi.
Chodzi o kulturę, w której pracownicy nie boją
się mówić o pomysłach, które wyśmiano by
gdzie indziej. W Platige Image nie ma przy
tym żadnych specjalnych procesów tworzenia
kultury kreatywności: to stało się samo.
Ludzie są najbardziej kreatywni poza pracą.
Lub w pracy, ale wtedy gdy nie czują się jakby
byli w pracy. Sukces można osiągnąć, pomimo
trudnych warunków na starcie, pod warunkiem
jednak przebywania w środowisku pasjonatów.
Paradoksalnie, kreatywności pomogła też nauka
przez odtwarzanie – w przypadku Platige Image
np. replika efektów specjalnych z filmu Matrix.
Joerg Sievert źródło innowacyjności widzi
w przyjaznych, zachęcających do nawiązywania
relacji, miejscach spotkań. Jacek Siwicki jeden
z czynników sukcesu firmy Zelmer (w którą
zainwestował fundusz Enterprise Investors) upatruje
w warunkach rozwoju, jakie stworzono 200
innowacyjnym z 2500 wszystkich pracowników.
To wystarczyło do podniesienia innowacyjności
dużej firmy.
O Autorach:
Powyższy artykuł jest częścią publikacji pt. Go Global! Raport o Innowacyjności Polskiej
Gospodarki 2011, która została opracowana przez ekspertów Uczelni Vistula w składzie:
Edwin Bendyk, pisarz, futurysta, publicysta zajmujący się tematyką innowacji;
Tomasz Czechowicz, Partner Zarządzający i główny udziałowiec MCI Management S.A.;
Jan Fazlagić, profesor Uczelni Vistula oraz Uniwersytetu Ekonomicznegow Poznaniu, dr hab. nauk
ekonomicznych;
Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki, profesor telekomunikacji na Akademii
Górniczo-Hutniczej w Krakowie;
Mariusz Jarzębowski, Microsoft;
Janusz Marszalec, dr inż., MBA, właściciel Innovatech Consulting i założyciel Centrum Edisona;
Mirosław Miller, Profesor Politechniki Wrocławskiej, prezes Wrocławskiego Centrum Badań EIT+;
Krzysztof Rybiński, kierownik zespołu, profesor i rektor Uczelni Vistula, dr. hab. nauk ekonomicznych;
Andrzej Wodecki, dr, MBA, Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie, specjalista w dziedzinie
e-learning, web 2.0 i kapitału intelektualnego.
Pełną treść publikacji pt. Go Global! Raport o Innowacyjności Polskiej Gospodarki 2011 można
pobrać ze strony Kongresu Innowacyjnej Gospodarki:
http://www.kongresig.pl/files/Raport_final.pdf
58
To nie praca konsumentów,
żeby wiedzieli czego chcą.
Steve Jobs
59
Innowacyjny znaczy odważny
Robert Jesionek
Innowacyjność, to przede wszystkim odwaga w implementowaniu zmiany, która przynosi
wartość. Czy jest ktoś, komu na tym nie zależy? Zapewne nie. Nie wszystkim jednak starcza
odwagi, by się odróżniać i robić coś w sposób zupełnie nowy. W czasie spotkań z cyklu LIDERZY
IT, organizowanych przez firmę HP, wielcy menedżerowie i innowatorzy opowiadają o tym,
w jaki sposób udało im się przełamać obawy i wnieść do polskiej gospodarki nową wartość.
Na zdjęciu od prawej: Sławomir Lachowski, Aleksander Lesz, Robert Jesionek (prowadzący rozmowę).
Aleksander Lesz: Gdy miałem jakąś ideę, zawsze
głęboko wierzyłem, że uda się ją zrealizować.
Jedynym moim ograniczeniem była i jest moja
wyobraźnia. W myśleniu nie można się ograniczać,
nie można stawiać granic, nie można się też bać.
Choć ten ostatni element nie jest w swym
ostatecznym rachunku taki oczywisty…
Sławomir Lachowski: Uczucie strachu nie jest mi
obce, poznałem je w różnych obszarach życia, także
w chwilach wspinaczki górskiej. Wiem, że strach
60
paraliżuje, przyczynia się do błędów, ale jego
brak bywa równie zabójczy. Widziałem w życiu
wielu ludzi, którzy niczego się nie boją, którzy
wręcz nie mają instynktu samozachowawczego,
co w rezultacie jest przecież groźne dla nich
samych. Przyznaję - kilka razy w życiu bałem się,
także w sytuacjach biznesowych. Gdy tworzyłem
mBank, przyniosłem Zarządowi biznesplan, a kiedy
został zaakceptowany, wtedy nagle pomyślałem
sobie: Boże drogi, papier wszystko przyjmie, każdą
dokumentację, ale jak to możliwe, żeby ten pomysł
przyniósł w trzy lata milion klientów?! Rzeczywistość
była dla mnie łaskawa – już po kilku miesiącach
moim głównym zmartwieniem okazało się to,
by na porządnym poziomie obsługi utrzymać
wszystkich nowych klientów, a było ich naprawdę
bardzo wielu.
Aleksander Lesz: Być innowacyjnym, to mieć
odwagę łamać stereotypy, to wierzyć w swoje
pomysły i potrafić je sprzedać zarządowi,
który w polskiej rzeczywistości często bywa
niestety przykładem zachowawczości,
czy wręcz konserwatyzmu. Umiejętnością,
która we wprowadzaniu w życie innowacji wydaje
się być kluczowa, jest właśnie umiejętność
sprzedaży. Niektórzy z nas aż nadto dobrze znają
to wyzwanie, związane z proponowaniem prezesowi
rozwiązania biznesowego lub technologicznego,
które nie funkcjonuje od co najmniej dwóch lat
w żadnej firmie konkurencyjnej (czyli tak, jak pan
prezes by oczekiwał). Oczywiście są narzędzia, które
pozwalają z dość dużą dokładnością (rzędu 80%)
wycenić, w co się faktycznie inwestuje – tu nie ma
żadnej magii. Pozostaje jednak 20% tego, czego
ocenić nie można, co jest wiarą lub brakiem wiary
w powodzenie.
Sławomir Lachowski: Ludzie są innowacyjni.
Wśród moich pracowników nie spotkałem żadnego,
który chciałby powiedzieć: „Jest dobrze, więc
po co cokolwiek zmieniać”. Problemem bywa
raczej atmosfera w firmie, w której mówi się tylko
o nowych kontraktach z klientami, a brakuje
szkoleń i wymiany myśli. Moim sukcesem jest to,
że przyczyniłem się do powstania organizacji, które
na pewno były i są innowacyjne. Ale największym
moim osiągnięciem – także tym wewnętrznym - jest
fakt, że osiągnęliśmy to dzięki koncepcji zarządzania
poprzez wartości, gdzie ludzie byli oceniali nie tylko
za to, ile przynieśli zysku, ale także za to, jak zrobili
określone rzeczy, jaką przeszli drogę.
Fragment rozmowy, która odbyła się w czasie spotkania z cyklu „LIDERZY IT”, zorganizowanego przez firmę HP.
Aleksander Lesz
założyciel Softbanku, obecnie inwestor w obszarze innowacyjnych spółek z branży ICT.
Sławomir Lachowski
twórca mBanku i Multibanku, były prezes BRE Banku. Autor książki Droga innowacji.
61
Klient wybiera kompleksowość
Maciej Sokołowski i Adam Sanocki (ComPress S.A.)
O poziomie innowacyjności firm z sektora MSP decyduje przede wszystkim szybkość, z jaką
te organizacje potrafią się zmieniać i reagować na oczekiwania rynku. By to realizować
nie wystarczy wiedzieć, co jest do zrobienia, potrzebne są jeszcze narzędzia – zwłaszcza
telekomunikacyjne - pozwalające na szybkie reagowanie.
Dowodzenie, że nieobecność firmy w internecie
jest skazaniem się na porażkę i niedostrzeżenie
przez innych, albo wskazywanie argumentów
na to, że wykorzystanie nowoczesnych możliwości
usług telekomunikacyjnych jest podstawą
rynkowej ekspansji – wszystko to byłoby
stratą czasu i przekonywaniem przekonanych
do wartości współcześnie oczywistych. A jednak,
przedstawiciele firm z sektora MSP złoszczą się
(i słusznie), gdy przypadkowy sprzedawca próbuje
im co kilka miesięcy, oferować kolejną, drobną
– choć potrzebną - usługę telekomunikacyjną.
Przedsiębiorcy nasi dojrzeli do tego, by oczekiwać,
że dostawcy takich usług potraktują ich
z szacunkiem należnym grupie, wypracowującej
największy procent PKB w naszej gospodarce.
Czego więc oczekują właściciele małych i średnich
firm w zakresie usług telekomunikacyjnych?
W maju tego roku, instytut badawczy PMR
Research, na zlecenie ASTER BIZNES (obecnie
UPC BIZNES) przeprowadził badanie, z którego
wynika, że z perspektywy kryteriów wyboru
dostawców usług dla sektora małych i średnich
firm w Polsce, najważniejsze są: kompleksowość
oferty telekomunikacyjnej, cena proporcjonalna
do poziomu jakości świadczonych usług oraz
dostępność serwisu. Warto „przejrzeć się” w tym
badaniu nie tylko w celu poznania rynkowych
trendów, ale przede wszystkim po to, by swoją
własną firmę w te trendy wpisać.
Czego pragną MSP?
Kluczowe kryteria, decydujące o wyborze dostawcy
usług telekomunikacyjnych, to przede wszystkim
kompleksowość oferty, cena proporcjonalna
do poziomu jakości świadczonych usług oraz
dostępność serwisu, wśród innych kryteriów
wskazanych w badaniu przez firmy, dominowały:
pewność działania, stabilność oraz bezpieczeństwo
usług.
Rys. Kryteria wyboru dostawcy usług telekomunikacyjnych
62
Z badania wynika, że przedstawiciele małych
i średnich przedsiębiorstw z perspektywy
inwestycji w telekomunikację działają w oparciu
o zaspokajanie bieżących potrzeb. Jednak,
im większa firma, tym lepsza i bardziej precyzyjna
strategia działania w kontekście definiowania
najbardziej potrzebnych usług.
i średnie firmy należą: dostęp do Internetu,
telefonia stacjonarna i telefonia komórkowa.
Poziom korzystania z tych trzech usług wynosi
praktycznie 100%. Wykorzystanie wszystkich usług
poza dostępem do Internetu, telefonią stacjonarną
i komórkową jest istotnie wyższe w firmach średnich
niż w małych.
Do grupy usług telekomunikacyjnych
najpowszechniej wykorzystywanych przez małe
Według wskazań firm, najważniejszym czynnikiem
wyboru dostawcy dostępu do Internetu, telefonii
stacjonarnej i komórkowej jest cena. Kolejnymi
wskazaniami okazały się: kompleksowość oferty
oraz wsparcie techniczne.
Rys. Ważność czynników - Dostęp do Internetu
63
Rys.: Ważność czynników - Telefonia stacjonarna
Rys.: Ważność czynników - Telefonia komórkowa
Jeśli chodzi o deklarację związaną ze zmianą
dotychczasowego dostawcy Internetu, 13%
firm wskazało, że ją rozważają, a jako główny
powód badani wskazują chęć uzyskania większej
przepustowości.
W przypadku telefonii stacjonarnej 8% badanych
z małych firm i 9% z średnich chciałoby zmienić
dostawcę. Powody przemawiające za zmianą
operatora to przede wszystkim różne lokalizacje,
które z czasem zostają objęte siecią operatorów
alternatywnych lub nowe lokalizacje oddziałów,
biur czy też punktów obsługi.
64
Ważne informacje kryją się także w danych
o niezadowoleniu z usług telekomunikacyjnych.
Okazuje się, że 1% wśród badanych z małych firm
i 5% z średnich wskazało, iż są niezadowoleni
z dostawcy Internetu. Najczęściej wymieniane
powody tego stanu rzeczy to: niezaspokajanie
wszystkich potrzeb (43%), zbyt wysoka cena (19%)
oraz brak stabilności w dostarczaniu usługi (16%),
Przy czym warto dodać, że problemy techniczne,
to kategoria szersza, niż brak stabilności
w dostarczaniu usługi. Badani określali tu różnego
rodzaju sytuacje, które wymagają sprawdzania
poprawności działania sieci wewnętrznej,
komunikowania się z dostawcą, etc. Istotne jest
podkreślenie, że w rzeczywistości problemy te
mogą być powodowane czynnikami niezależnymi
od dostawcy, a zależnymi od odbiorcy.
W artykule przedstawiono tylko wybrane elementy
badania. Całość wskazuje jednak, że omawiany
rynek wciąż dojrzewa i rośnie świadomość klientów,
co jest bardzo optymistyczną informacją. Nie można
niestety pominąć i tego faktu, że – jak mówi
Robert Sababady, Dyrektor UPC BIZNES – sektor
MSP funkcjonuje bez jasno sprecyzowanej strategii
inwestycji w usługi telekomunikacyjne. Tym samym
nie wykorzystuje w pełni możliwości związanych
z efektywną optymalizacją funkcjonowania
przedsiębiorstw. Badanie, którym dysponujemy,
z jednej strony pozwala nam lepiej realizować
oczekiwania MSP, z drugiej – samym przedsiębiorcom
zwrócić uwagę na obszary w ich organizacjach,
wymagające większej uwagi.
Informacje o badaniu
W ramach badania PMR Research na zlecenie ASTER BIZNES (obecnie UPC BIZNES) koordynowanego
przez agencje ComPress zrealizowano łącznie 600 efektywnych wywiadów w ramach badania
ilościowego, prowadzonego przy wykorzystaniu wywiadów telefonicznych ze wspomaganiem
komputerowym (CATI). Badaniem zostały objęte firmy małe, zatrudniające od 5 do 49 osób, których
wydatki na telekomunikację wynoszą min. 200 PLN miesięcznie oraz firmy średnie, zatrudniające
od 50 do 249 osób, których wydatki na telekomunikację wynoszą min. 200 PLN miesięcznie.
65
Droga wiedzie przez chmurę
Tomasz Jaworski
W jednej sekundzie przesyłamy dzisiaj pojedynczym łączem więcej danych niż w 1997 roku w całym
internecie przez miesiąc. Przyszłością gospodarki jest więc przetwarzanie danych na odległość.
Kiedy w latach 60. ubiegłego wieku w Japonii
prosty model rozwoju, polegający na kopiowaniu
amerykańskich wzorców i ekspansji przemysłowej
wyczerpywał się, intensywnie poszukiwano nowych
pomysłów na podtrzymanie wzrostu. Japończycy
postanowili o rozwoju gałęzi przemysłu o jak
największym wkładzie myśli, ale jak najmniej
uzależnionych od surowców. Szybki rozwój
mikroelektroniki będącej podstawą techniki cyfrowej
nie tylko zapewnił Japonii sukces gospodarczy, który
stał się symbolem dla całego świata. Przygotował
także rozwój społeczeństwa opartego na nowych
technologiach. Specyfikę procesów społecznych,
kulturowych i gospodarczych tak ewoluującego
państwa Tadao Umesao w 1963 roku określił
terminem Społeczeństwa Informacyjnego.
Sukcesy gospodarcze firm, które mają swój
początek w garażach lub akademikach: Apple’a,
HP, Microsfotu, Google’a, Facebooka i wielu innych
byłych start-up’ów dobrze opisuje rynkowa wartośc
ich akcji, która wynosi obecnie od 50 do 370 mld
dolarów. Mniejsze z tych firm mają taką wartość
jak połowa budżetu naszego Państwa za ubiegły
rok. Większe z nich są prawie czterokrotnie większe
niż roczny budżet Polski - europejskiego Państwa
średniej wielkości. Cała ta potęga powstała
„z niczego” czyli z wkładu myśli. Czegoś co łącząc
wysokie technologie z przedsiębiorczością pozwala
tworzyć nowe modele biznesowe.
Technika cyfrowa wciąż jeszcze się rozwija. Ciągle
jeszcze spektakularne innowacje są możliwe.
W 2007 roku, nawiązując do największych gwiazd
internetu: eBaya, Amazonu, Google oraz Yahoo
Mark Pincus (założyciel Zyngi, twórca FarmVille
przyp. aut. ) mowił: „Myślałem że niemożliwym jest,
66
aby aukcje, księgarnia, wyszukiwarka oraz portal
były już wszystkim, czym może być internet”. Rok
później twórca Facebooka, Mark Zuckerberg został
najmłodszym miliarderem świata (1,5 mld USD)
w rankingu Forbes’a.
Już dziisja wartość polskiej gospodarki internetowej
jest większa od wartości dodanej górnictwa.
Za kilka lat może ona stanowić 4,9% PKB, czyli
więcej niż obecny udział wartości sektora usług
finansowych. Obecnie polska e-gospodarka jest
warta 35,7 mld zł, czyli 2,7% PKB. W Wielkiej
Brytanii branża internetowa generuje 7,6% PKB,
w Szwecji 6,6% PKB. Wciąż jeszcze w Posce możliwy
jest rozwój i wzrost.
Rozwój informatyki i sieci, będących podstawą
Społeczeństwa Informacyjnego opisują trzy
prawa empiryczne: Moore’a, Metcalfe’a
i Gildera. Pierwsze z nich mówi, że liczba
tranzystorów w układzie scalonym podwaja
się co 18 miesięcy. Drugie, że użyteczność sieci
rośnie w postępie geometrycznym wraz z liczbą
podłączonych użytkowników. Prawo Gildera
mówi, że przepustowość łączy rośnie znacznie
szybciej niż moc obliczeniowa komputerów.
Konsekwencją zjawisk opisanych tymi trzema
prawami empirycznymi jest przeniesienie dużej
części naszej aktywności biznesowej, edukacyjnej,
rozrywki, komunikacji, tworzenia i podtrzymywania
więzi, itp. do środowisk komputerowych (prawo
Moore’a) i sieci (pozostałe dwa prawa). Dlatego
właśnie dwa główne składniki klasycznej ekonomii
– popyt i podaż – przeniosły się w znaczącej części
do internetu. I przenoszą się nadal...
W jednej sekundzie przesyłamy dzisiaj pojedynczym
łączem więcej danych niż w 1997 roku w całym
internecie przez miesiąc. Przyszłością gospodarki
jest więc przetwarzanie danych na odległość.
W nowy sposób powraca model znany z początków
informatyzacji w Polsce i na swiecie - korzystanie
z wyspecjalizowanych ośrodków obliczeniowych.
Model ten nazywany przetwarzaniem w chmurze
(ang. cloud computing) ma umożliwić skupienie
się przedsiębiorców na ich kluczowej działalności,
obniżenie kosztów informatyki i ułatwienie zmian
np. wprowadzania nowych produktów, innowacji,
zmian modelu biznesowego. Podstawowy
czynnik zmian stanowi dostępna już od wielu lat
wirtualizacja, umożliwiająca „odmiejscowienie”
informatyki. Przetwarzanie w chmurze można
postrzegać jako zmianę w otoczeniu przedsiębiorstw
lub niezgodność między rzeczywistością
i wyobrażeniem o niej (paradygmatem cloud
computingu). Zgodnie z poglądem Druckera w obu
przypadkach przedsiębiorcy będą przystosowywać
się by przetrwać. Oba przypadki prowadzić będą
do innowacji w modelu biznesowym. Innowacje
zachowawcze lub przełomowe (ang. disruptive)
niosą potencjał zmian w obrazie rynku.
Z innowacyjnoscią jest jak z poszukiwaniem złota
- wszyscy o niej mówią ale zanim się wydarzy nikt
nie wie gdzie ona jest. Hewlett-Packard dysponuje
najpełniejszą ofertą infrastruktury IT gotowej
na wprowadzanie innowacji (ang. Converged
Infrastructure). Umożliwia przygotowanie się
na zmiany. Firma jest także partnerem wielu
przedsiębiorców dzieląc się doświadczeniami
i doradzając jak przygotować się na nadchodzące
zmiany.
Tomasz Jaworski
Cloud Champion for Poland w HP / Datacenter Transformation Sales
Specialist w HP
Specjalizuje się w cloud computingu i wirtualizacji, ich aspektach
biznesowych i wpływie na reorganizację infrastruktury IT. Od 2007 roku
intensywnie uczestniczy w wielu dużych projektach modernizacji IT
z wykorzystaniem wirtualizacji serwerów (w oparciu o VMware, Microsoft
i Citrix) i infrastruktury konwergentnej HP. Jego głównym obszarem
zainteresowania jest podnoszenie sprawności, jakości i efektywności
procesów IT poprzez techniczne realizowanie branżowych dobrych
praktyk w szczególności ITIL. Certyfikowany specjalista VMware i architekt
IT. Aktywnie uczestniczy w wymianie wiedzy i doświadczeń z zakresu
wirtualizacji na wielu forach branżowych, pozytywnie motywując do
współpracy różnych uczestników rynku. Ma ponad 15 lat doświadczenia
w tworzeniu sprawnych rozwiązań wykorzystujących nowe technologie,
zarządzaniu projektami, konsultingu na styku biznesu i technologii
oraz popularyzowaniu IT. Największe osiągnięcia: żona i troje dzieci.
Pasje: biegi długodystansowe, ogrodnictwo, sztuki walki.
67
Cloud - nadzieja dla setek
tysięcy
Tomasz Kozłowski
Wg Gartnera cloud computing to model przetwarzania danych, w którym jego liczni odbiorcy mogą
korzystać z rozwiązań informatycznych o wysokiej skalowalności, na masową skalę, w formie
usługi i za pomocą „chmury” (ang. cloud), czyli po prostu poprzez Internet. Idea kryjąca się za tą
definicją stała się w ostatnim czasie nadzieją dla setek tysięcy przedsiębiorstw, dla których dostęp
do najnowocześniejszych technologii był dotąd tylko marzeniem.
Firmy, które oferują dziś na rynku tzw. „usługi
w chmurze” prześcigają się w obietnicach, które
na pierwszy rzut oka wydają się być co najmniej
przesadzone. Mówią oni: nie kupuj systemów IT
- i tak nie wykorzystasz ich pełnego potencjału;
nie inwestuj w infrastrukturę informatyczną - po
co masz na to brać ciężkie do spłacenia kredyty;
zapomnij o budowaniu serwerowni - przecież
swoje dane możesz przechowywać bez własnych
serwerów; z całego dobrodziejstwa systemów,
sprzętu oraz infrastruktury informatycznej możesz
z powodzeniem korzystać w pełni, bez konieczności
ich kupowania na własność, dzięki modelowi cloud
computing.
To rzeczywiście prawda. Dziś informatyka dojrzała
do tego, by być usługą, co bardzo często daje
szanse na pominięcie ogromnych inwestycji
w sprzęt i infrastrukturę IT, a zajęcie się wyłącznie
tym, co konkretnej firmie przynosi największy
zysk. Bardzo trafne jest popularne określenie,
tłumaczące usługowy model IT: Używasz tego,
czego potrzebujesz, płacisz za to, czego używasz.
Czyli na zasadzie podobnej do korzystania z wody
czy prądu. Nikt rozsądny, aby mieć bieżącą wodę nie
buduje przecież prywatnych wodociągów, a kto chce
mieć dostęp do energii elektrycznej, nie stawia sobie
elektrowni - płaci jedynie za to, co zużył.
Kluczowe korzyści
Cloud computing to przede wszystkim mniejsze
koszty IT. Nawet firmy z sektora MSP, dla których
wiele dobrodziejstw świata IT było dotąd
nieosiągalnych choćby z powodu ich wysokiej ceny,
dziś może sobie pozwolić na nie byle jakie systemy.
68
Dzieje się tak dlatego, że nie kupując i nie wdrażając
pełnych systemów informatycznych, korzystają one
i płacą dostawcy jedynie za te funkcjonalności, które
rzeczywiście wykorzystują. Można to zrealizować
np. w formie subskrypcji konkretnej usługi i na
określoną liczbę użytkowników. Co więcej, w sytuacji
tej nie trzeba zajmować się utrzymaniem systemów
– wystarczy z nich korzystać w potrzebnym, ściśle
określonym zakresie. Np. jeśli firma prowadzi
działalność sezonową, korzysta i płaci za usługę
IT wyłącznie w czasie, gdy jej biznes kwitnie, nie
musząc ponosić nakładów na utrzymanie systemu,
czy infrastruktury IT po sezonie.
Podobnie jest z serwerami. Można już zapomnieć
o konieczności ich kupowania i utrzymywania przez
okrągły rok. Wystarczy wykupić usługę wynajmu
miejsca na serwerach u dostawcy IT, korzystać
ze ściśle określonej pojemności, dokładnie według
rzeczywistych potrzeb. Nie trzeba też z dalsza
planować zasobów pamięci i czekać tygodniami
na dostarczenie serwera przez producenta.
Wystarczy zgłosić potrzebę usługi i od ręki
wynająć tyle pamięci, ile jest aktualnie potrzebne.
To doskonała możliwość, zwłaszcza wtedy, gdy
większe potrzeby pamięci pojawiają się raz na jakiś
czas, nawet w sposób wcześniej niezaplanowany.
Cloud computing sprzyja mobilności. Korzystając
z własnych zasobów ulokowanych w chmurze,
czyli w Internecie, nie jesteśmy już przywiązani
do żadnej lokalizacji. Dostęp do swoich danych
posiadamy wszędzie tam, gdzie jesteśmy i gdzie
tylko jest dostęp do Internetu. Ograniczeniem
nie jest nawet mała pamięć komputera, wszak
informacje są przechowywane na serwerach naszego
dostawcy i można się do nich dostać z pomocą prostej
przeglądarki internetowej.
kilku minut (czasem nawet sekund) od złożenia
zamówienia
Infrastruktura rozpisana na plusy
•rozliczenia najczęściej odbywają się w modelu
pay-as-you-go, co oznacza, że z usługi można
zrezygnować w dowolnym momencie
Przykładem korzyści z usługowego modelu zarządzania
informatyką jest także możliwość korzystania
z infratsruktury informatycznej oferowanej właśnie
w tym modelu. Warto się dokładniej przyjrzeć
poniższej analizie, która obrazuje, jak wiele utrudnień
i wydatków może nas ominąć w momencie skorzystania
z innowacyjnej oferty infrastrukturalnej.
W klasycznym modelu, jeśli klient potrzebuje
infrastruktury serwerowej, ma do dyspozycji kilka opcji.
Najczęściej wybierane są: zakup własnych serwerów
oraz wykupienie usługi kolokacji w serwerowni, które
jednak wiążą się z:
•bardzo wysokim kosztem początkowym i umową
na długi okres czasu
•dzierżawą serwerów umieszczonych w serwerowni
(niski koszt początkowy, opłata miesięczna
nieadekwatna do stopnia wykorzystania
infrastruktury, umowa na długi okres czasu)
Obydwa te warianty niosą też ze sobą pewne
niedogodności:
•czas oczekiwania na infrastrukturę jest bardzo
długi (z reguły kilka tygodni)
•klient jest wiązany umową na długi okres czasu
(z reguły 24, a czasem nawet 36 miesięcy)
•rozbudowa infrastruktury klienta jest
skomplikowana, zajmuje dużo czasu i wymaga
odłączenia serwera
•ponieważ ciężko jest oszacować dokładne
zapotrzebowanie na moc obliczeniową – klienci
bardzo często opłacają serwery o mocy
obliczeniowej kilkukrotnie przewyższającej
ich faktyczne zapotrzebowanie.
Tymczasem w modelu IaaS (Infrastrukture as a Service)
dostęp do infrastruktury serwerowej i zarządzanie nią
staje się znacznie łatwiejsze:
•klient otrzymuje dostęp do infrastruktury w ciągu
•rozbudowa infrastruktury odbywa się
automatycznie i trwa maksymalnie kilka minut
(istnieje możliwość powrotu do pierwotnej
konfiguracji jeśli zapotrzebowanie spadnie)
•wydajność serwera może być dopasowana
do potrzeby chwili
A co z wadami?
Przeciwnicy usługowego modelu zarządzania
informatyką są zdania, że jego słabością jest
bezpieczeństwo. Twierdzą oni, że np. współdzielenie
zasobów z innymi organizacjami w jednej serwerowni
u dostawcy jest narażaniem się na duże ryzyko
wycieku danych i ich dostanie się w niepowołane ręce.
Myślę jednak, że w istocie jest dokładnie odwrotnie.
Warto bowiem zaznaczyć, że niewiele jest małych
czy nawet średnich firm, które mogą sobie pozwolić
na tak zaawansowane sposoby zabezpieczania
danych, jak wiarygodni (!) dostawcy cloud computing,
którzy z jakości swych usług uczynili istotę swego
biznesu. Chyba żaden budżet firmy z obszaru MSP
nie jest w stanie zbliżyć się do poziomu nakładów
na bezpieczeństwo ponoszonego przez dostawców
usług cloud’owych. Dość klarownym przykładem dbania
o bezpieczeństwo przez firmy świadczące usługi IT jest
fakt, że posiadają one zabezpieczenia choćby w postaci
zastępczych serwerów, przygotowanych na wypadek
awarii. Z takich możliwości nie jest w stanie skorzystać
nawet mała liczba firm z sektora MSP.
Co mówią autorytety?
Wiesław Rozłucki, znany ekonomista i pierwszy prezes
Giełdy papierów Wartościowych, wypowiadając się
na temat korzyści z modelu cloud computing (w: HP
Business Journal), podkreśla, że w swej istocie jest
to także przeniesienie kosztów ze stałych na zmienne.
W rzeczywistości wygląda to rozsądnie i zachęcająco,
zwłaszcza w czasach, które dla przedsiębiorców są
wyjątkowo niepewne i trudno przewidzieć sytuację
69
ekonomiczną nie tylko własnej firmy, ale
i najbogatszych krajów świata. Załóżmy więc,
że firma ma zapotrzebowanie na większe zasoby
IT, ale odczuwa dużą niepewność, powodowaną
tym, że dzisiejsza inwestycja może się dla niej jutro
okazać trudna do udźwignięcia. Dlatego zamiast
ponosić duże koszty inwestycyjne, zamawia usługę
w modelu cloud, którą w razie potrzeby można
nie tylko dostosować do realnych potrzeb pod
względem funkcjonalności, ale która także może być
spłacana na bieżąco, w zależności od rzeczywistego
korzystania z niej. Ta elastyczność jest nie tylko
ogromną pokusą dla firm z sektora MSP, ale ich
rzeczywistą szansą na rozwój i utrzymanie się
na rynku.
Tomasz Kozłowski
Jest współwłaścicielem oraz członkiem Zarządu ServeCloud.pl
ServeCloud to pierwsza w Polsce Platforma Cloud. Serwery oparte
o tę platformę to doskonała alternatywa dla tradycyjnych serwerów
dedykowanych oraz VPS’ów. Charakteryzują się m.in.: Błyskawiczną
dostępnością - utworzenie nowego serwera, zmiana jego konfiguracji
czy dodanie przestrzeni dyskowej zajmuje maksymalnie kilka minut.
Natychmiastową skalowalnością - dzięki Platformie Cloud możesz
wybrać mały serwer na początek, a kiedy zajdzie potrzeba, za pomocą
kilku kliknięć zmienić jego konfigurację. Brakiem zobowiązań - klientów
przywiązujemy do siebie niepowtarzalnym na polskim rynku produktem
i przyjaznym wsparciem technicznym, a nie umowami długoterminowymi.
Pełną kontrolą nad serwerem - twój serwer posiada niezależny system
operacyjny, z którym możesz zrobić co tylko chcesz.
Więcej informacji na http://servecloud.pl
70
Zbudowałem system
wystarczająco prosty,
aby się z niego utrzymać.
Pierre Omidyar, Twórca Ebay
71
Jak konsumować innowacje?
Artur Kurasiński
Problem z innowacjami w Polsce nie polega na ich braku, ale tworzeniu odpowiedniego środowiska
i finałowo - odpowiednim planie na ich wykorzystanie.
Bardzo mnie bawią zakłady o to, kiedy w Polsce
powstanie Skype czy Facebook - to tak jakby liczyć,
że któryś z klubów naszej Ekstraklasy już jutro wygra
Ligę Mistrzów nie mając nawet odpowiedniej bazy
czy zawodników. Marzyć zawsze można - patrzmy
jednak na realia, jeśli chcemy odnosić sukcesy
w biznesie. Takie zakłady bawią mnie a jednocześnie
smucą, ponieważ osoby, które wyrażają opinię,
że w Polsce „nie ma innowacji” żyją (w mojej
skromnej opinii) w oderwaniu od polskiej
rzeczywistości.
Jesteśmy jednym z najbardziej innowacyjnych
narodów świata - dzięki naszej obrotności
biznesowej udawało nam się utrzymać system
komunistyczny przed ekonomiczną implozją
za pomocą dziesiątek tysięcy Polaków jeżdżących
za granicę w ramach wycieczek do krajów RWPG.
Dewizy, które przywozili pozwalały funkcjonować
w gospodarce planowanej. Nikt tego nam nie
pokazał. Sami na to wpadliśmy.
Idąc dalej - jednym z większych sukcesów
w historii polskiej gospodarki było podpisanie
umowy z Fiatem na produkcję modelu 126.
Można oczywiście wybrzydzać i kpić z „malucha”,
ale to dzięki niemu Polacy stali się narodem
zmotoryzowanym. I nie tylko. Dzięki podpisanej
umowie z włoska stroną, zachodnie (czyli lepsze,
sprawdzone i działające) technologie trafiały nie
tylko do przemysłu motoryzacyjnego, dzięki czemu
mogliśmy zdobyć wiedzę na temat sprawdzonych
technologii produkcji gumy, tworzyw sztucznych czy
hutnictwa. Dziś zakłady Fiat Auto Poland produkują
600 tysięcy samochodów rocznie, konkurują (mimo
kolejnej fali kryzysu!) z największymi producentami
na świecie, a fabryka w Tychach jest największą
fabryką koncernu Fiat na całym świecie.
72
Jakże inaczej wygląda historia innowacji na skalę
światową, która zmienia cały przemysł elektroniczny,
czyli polski „niebieski laser”. Zespół profesora
Sylwestra Porowskiego, który stworzył niebieski
laser został skarcony przez NIK za to, że spóźnia
się z realizacją celów. Patrząc na korzyści, jakie
polski rząd i społeczeństwo mogą wyciągnąć
ze skomercjalizowania tego wynalazku śmiało
można powiedzieć, że Polska ma szansę mieć
w końcu swoją Nokię.
Oba te przykłady pokazują, że technologie mogą
wpływać na pozornie odległe i nie związane ze
sobą sektory. Po drugie, potrzebne jest stworzenie
jednolitego systemu wspierania nauki oraz (co może
ważniejsze) umiejętne komercjalizowanie dokonań
polskich naukowców. Obie te rzeczy dzieją się
na naszych oczach. Dzięki środkom z programów
unijnych, zmianom w instytutach naukowych
i pojawieniu się pierwszych profesjonalnych firm
będących partnerami dla instytutów badawczych.
Wracając do kwestii powstania polskiego
Google’a, Facebooka czy Skype’a (czyli globalnie
rozpoznawalnych firm z zakresu nowych technologii)
zastanówmy się, jakie różnice można wskazać
w podejściu do biznesu między naszym podwórkiem
a Doliną Krzemową.
Silicon Valley jest miejscem magicznym. Określenia
„kolebka innowacji” czy „raj dla inżynierów”,
to jedne z niewielu. Rzeczywiście - ilość inżynierów
na metr kwadratowy jest w Krzemowej Dolinie
największa na świecie. Nie to jest jednak
najistotniejsze - inżynierów można przyciągnąć,
kapitał „zaprosić” odpowiednimi regulacjami.
Potęga Doliny Krzemowej tkwi w dopracowanym
do perfekcji ekosystemie - jeśli brałeś udział
w pracach nad innowacyjnym produktem bądź
usługą, jest raczej pewne, że gdy osiągniesz sukces
i otrzymasz pieniądze to zainwestujesz je w kolejną
firmę.
Innymi słowy, „know-how” i kapitał krążą bez
ustanku w procesie, który powtarza się w Dolinie
Krzemowej codziennie, każdej godziny. Jeśli
w Polsce, w skali miesiąca, fundusze inwestycyjne
(Venture Capitals) czy aniołowie (Business Angels)
inwestują w parę podmiotów, to w Dolinie
Krzemowej możemy mówić o kilkuset inwestycjach
na sumy wielokrotnie wyższe. Wiele z tych
podmiotów upada w czasie jednego roku. Wiele
przeżywa 2-3 lata i zostaje kupionych przez większe
firmy. A te, przez kolejne - trwa transfer wiedzy
i kapitału. Jeśli raz się weszło do tego kręgu, będzie
się w nim działało nie dla mnożenia kapitału, ale
dla tworzenia wartości - stworzenia lekarstwa na
raka, wynalezienia lepszego silnika elektrycznego
i tak dalej.
Oczywiście nie można idealizować - w bardzo dużej
części biznesów chodzi o szybki zwrot z inwestycji
i „pompowanie” wycen w celu lepszego zarobku.
„Bańka dotcomów” pokazała, że nawet tak
innowacyjne środowisko podlega zwykłym prawom
ekonomii i celowe sterowanie przez banki i fundusze
w celu zawyżania wycen firm spowodowało krach
w całej branży. Czy bańka wykazała, że sektor
internetowy jest zły? Wprost przeciwnie - firmy,
które zostały na rynku (Amazon, Google, Yahoo!)
szybko przystosowały się do nowych warunków
i udowodniły, że w ich modelu biznesowym jest sens
i pieniądze.
Jakie wnioski powinno się wyciągnąć patrząc na
rynek polski dziś? Przede wszystkim odpowiednia
edukacja - Dolina Krzemowa żyje z „importu”
mózgów specjalistów z całego świata. W Polsce
mamy świetne tradycje szkolenia i edukacji
inżynierów, informatyków czy matematyków
- musimy jedynie nie pozwolić na psucie rynku
uczelni wyższych w pogoni za zyskiem, brak
kontaktu z najnowszymi ideami oraz jasne
procedury kształcenia studentów.
Po drugie rząd polski powinien wypracować
podstawowy system przygotowujący uczelnie
wyższe, jak i jednostki naukowe, na powolne
przechodzenie w model komercyjny. Nie oznacza
to, że zysk ma być ich podstawową wartością,
ale nie możemy sobie (jako podatnicy) pozwolić,
żeby najlepsi doktoranci szkoleni w Polsce
wyjeżdżali za granicę z powodów finansowych.
Jesteśmy jednym z najbardziej innowacyjnych
narodów świata - dzięki naszej obrotności
biznesowej udawało nam się utrzymać system
komunistyczny przed ekonomiczną implozją za
pomocą dziesiątek tysięcy Polaków jeżdżących
za granicę w ramach wycieczek do krajów RWPG.
Dewizy, które przywozili pozwalały funkcjonować
w gospodarce planowanej. Nikt tego nam nie
pokazał. Sami na to wpadliśmy.
Po trzecie, media powinny nagłaśniać przykłady
„success stories” biznesów, które doprowadzono
do końca i które pozwoliły zarobić ich twórcom.
To jest opiniotwórcza rola mediów, której bardzo
ciężko jest wymagać, ponieważ o wiele fajniej
sprzedają się nagłówki z nazwą „facebook”,
niż te dotyczące polskich produktów.
Po czwarte - wszyscy powiniśmy wspierać polskich
przedsiębiorców. Lata komunizmu wypracowały
negatywne opinie o „badylarzach”, którzy podczas
gdy przeciętny obywatel żył od „pierwszego
do pierwszego”, oni zmieniali samochody jak
rękawiczki.
Nie ma nic złego w pracy, wypracowywaniu zysków,
jeśli dzięki temu tworzone są nowe miejsca pracy.
W Polsce 68% PKB wytwarzane jest przez „małe
i średnie firmy”, które stanowią 98% wszystkich
zarejestrowanych firm w Polsce. To przedsiębiorcy
73
utrzymują naszą gospodarkę - nie państwowe
molochy czy polskie filie zachodnie banków.
Polscy politycy (czy dziennikarze), jeśli chcą
chwalić się sukcesami na miarę Facebooka,
powinni dostrzec zależność między odpowiednimi
warunkami do rozwoju firm (mały fiskalizm
państwa, jasne prawo, niskie podatki), a walką
polskich przedsiębiorców nie tyle z konkurencją
czy pomysłami, co z urzędniczą machiną.
Zacznijmy od prostych rzeczy. Innowacje już są
- pozwólmy im przebijać się na powierzchnię.
Artur Kurasiński
Urodzony w 1974 r., założyciel agencji konsultingowo-kreatywnej
(Revolver.pl) nastawionej na działania w obszarze nowych mediów,
ze szczególnym naciskiem na Internet i usługi mobilne. Aktywnie inwestuje
(Metafund.pl) oraz jest współwłaścicielem sieci sklepów (Naturalniej.pl).
Współtwórca cyklu spotkań dla przedsiębiorców AulaPolska.pl. Prowadzi
bloga (AK74.pl) związanego z mediami i biznesem. Mentor na imprezach
z cyklu Seedcamp, Labstar, DemoCamp, Intel Challenge, i StartupFest.
Częsty gość i panelista branżowych spotkań.
Współpracował i tworzył rozwiązania między innymi dla: Agora, GG
Network, Commercial Union, Red Bull, Warta, Masterfoods, TP S.A.,
Western Union, Axel Springer, Expander, Avantis i Telecom Media,
Groupon Polska, Microsoft Polska.
Żona Magda, córka Róża.
74
Jedyną pewną metodą
unikania porażek jest
nie mieć żadnych
nowych pomysłów.
Albert Einstein
75
Biznes Internet UPC z usługą
Microsoft® Office 365
UPC Biznes świadczy usługi dostępu do Internetu poszerzone o kompleksowe rozwiązanie
Microsoft® Office 365. Jego licencje będą standardowo dostępne w ramach usługi internetowej
UPC o prędkościach 30 Mb/s, 60 Mb/s lub 150 Mb/s. UPC jest pierwszym partnerem Microsoft,
oferującym Office 365 na takich zasadach.
W ramach 3 promocyjnych pakietów operator
oferuje przedsiębiorcom także podwyższone
prędkości Internetu, taryfę telefoniczną Biznes
Multilinia z zestawem minut do wykorzystania
w ramach wszystkich linii telefonicznych w firmie
oraz Biznes Telewizję.
Małe i średnie przedsiębiorstwa, mimo
ograniczonych środków finansowych, mają podobne
potrzeby w zakresie usług IT, jak duże firmy.
Są to m. in. tworzenie nowych kont pocztowych,
zapewnienie licencji na oprogramowanie biurowe,
czy bezpiecznego dostępu do firmowych danych.
Szybki i niezawodny szerokopasmowy Internet,
będący wyróżnikiem oferty biznesowej UPC,
umożliwia zaproponowanie klientom właśnie
takich rozwiązań w chmurze. Office 365 w ofercie
UPC Biznes pozwoli firmom uprościć zarządzanie
procesami informatycznymi i przyniesie wymierne
oszczędności.
Strategia produktowa UPC Biznes koncentruje
się na dostarczaniu klientom produktów
maksymalnie wspierających ich działalność
biznesową, a rozwiązania telekomunikacyjne są
systematycznie rozwijane o dodatkowe usługi.
UPC Biznes proponuje kompleksowe rozwiązania
w 3 promocyjnych pakietach: „Twoje Domowe
Biuro”, „Twoja firma” i „Wszystko dla Firmy”.
Każdy pakiet zawiera usługi: Biznes Internet,
Biznes Telewizja oraz Biznes Multilinia, dzięki której
darmowe minuty mogą być wykorzystywane przez
wszystkie linie telefoniczne w firmie na połączenia
do sieci stacjonarnych, na komórki, a także
do ponad 40 krajów Europy i świata. Dodatkowo,
przy zakupie pakietu, w którego skład wchodzi
Biznes Internet 30 Mb/s klient otrzymuje jedną
licencję, a w przypadku usługi internetowej Biznes
76
Internet 60 Mb/s – dwie licencje na użytkowanie
najnowszego narzędzia komunikacyjnego
dostępnego online - Microsoft® Office 365.
Microsoft® Office 365 to kompleksowy zestaw
narzędzi i aplikacji, dzięki którym możliwa staje
się praca z firmową pocztą e-mail, dokumentami,
kontaktami i kalendarzami z dowolnej lokalizacji,
zarówno przy użyciu komputerów stacjonarnych
i przenośnych jak również urządzeń mobilnych
(tj. smartfony, iPhone, Blackberry, Windows Phone
7, czy telefony z systemem Android). Zaletą
tego rozwiązania jest brak potrzeby instalowania
oprogramowania na którejkolwiek z tych platform
- dostęp do wszystkich aplikacji uzyskujemy
poprzez dowolną przeglądarkę internetową.
Korzystanie z Microsoft® Office 365 nie wymaga
od pracowników firmy zmian ich przyzwyczajeń
– interfejs użytkownika jest podobny do tego,
który znają z rozwiązania stacjonarnego. Klient
może także stworzyć własną stronę internetową,
korzystając z łatwych i przystępnych gotowych
szablonów.
Microsoft® Office 365 to:
•profesjonalna skrzynka pocztowa
z zabezpieczeniem antyspamowym
i antywirusowym;
•bezpieczeństwo – nawet jeśli klient zgubi laptop,
ma dostęp do wszystkich swoich dokumentów
z każdego innego komputera lub smartfona;
•
współdzielenie dokumentów – klient UPC
Biznes może udostępniać swoje dokumenty
współpracownikom i kontrahentom;
możliwość łatwego tworzenia firmowej
strony WWW;
•automatyczne aktualizacje składników pakietu
Microsoft® Office 365.
W ramach pakietu Microsoft® Office 365 klient
UPC Biznes może korzystać z następujących
programów dostępnych online: Exchange Online
(o pojemności 25 GB), SharePoint Online, Lync
Online, Office Web Apps: Excel WebApp, Word
WebApp, PowerPoint WebApp, OneNote WebApp.
UPC zapewnia opiekę i pomoc konsultanta
w procesie rozpoczęcia pracy z usługą Microsoft®
Office 365. Klienci, którzy zdecydowali się
na skorzystanie z tej usługi, zyskają możliwość
wykupienia pełnego pakietu Office Professional
Plus, który w formie elastycznej usługi opłacanej
według wykorzystania będą mogli zainstalować
na pięciu komputerach stacjonarnych.
Nowe pakiety promocyjne UPC Biznes:
Szczegóły oferty dostępne są na stronie www.biznes.upc.pl
77

Podobne dokumenty