OBSZERNE INFO "dla prasy" do poczytania

Transkrypt

OBSZERNE INFO "dla prasy" do poczytania
28 listopada biblioteka Gimnazjum w Lesznie na kilka godzin przeistoczyła się w
teatr: uczniowie klas trzecich Gimnazjum, pod kierunkiem nauczyciela bibliotekarza,
Ewy Skórskiej-Filip wystawili sztukę „Złoty Smok” na motywach opowiadania
Andrzeja Sapkowskiego Granica możliwości z tomu Miecz przeznaczenia (saga o
Wiedźminie).
I byłaby to może sprawa niewarta wzmianki – mało to szkolnych przedstawień, żeby o
każdym pisać… - gdyby nie fakt, że nie był to dwudziestominutowy happening czy pokaz
multimedialny, ale prawdziwy TEATR, Sztuka przez wielkie „Sz”. Z kurtyną, oprawą
dźwiękową i muzyczną, podziałem na akty, kilkukrotną zmianą scenografii, charakteryzacją,
rekwizytami, a nawet sponsorem z prawdziwego zdarzenia (wyrazy atencji dla
cukierni/kawiarni „Dwie babeczki”!). Przez półtorej godziny zaintrygowani widzowie śledzili
losy wiedźmina Geralta, jego przypadkowego znajomego Borcha herbu Trzy Kawki, poety
Jaskra, czarodziejki Yennefer i wielu innych osób.
Zaangażowanie całego zespołu było naprawdę godne Teatru Wielkiego, cała ekipa
odniosła ogromny sukces, wszyscy (w tym widownia) zachowali się absolutnie
profesjonalnie. Wszyscy czuli, że biorą udział w czymś naprawdę ważnym.
A wszystko zaczęło się od…
Pomysłu. Co zrobić, żeby gimnazjaliści więcej czytali? Jak zainteresować ich
lekturami? A może wybrać jakąś interesującą powieść i zrobić galerię postaci? Z
przebraniami, rekwizytami, makijażem? Ci, którzy przeczytali będą się dobrze bawić, a ci,
którzy nie zajrzeli, będą sobie pluć w brodę i żałować, że sami wykluczyli się z zabawy. A
może wystawić krótkie scenki? A może… A może wybrać opowiadanie Sapkowskiego,
figurujące w kanonie lektur szkolnych, przerobić je na scenariusz, zaangażować tych uczniów
klas trzecich, którzy znają i lubią Wiedźmina nie tylko z gier?…
Propozycja padła na tak podatny grunt, że w ciągu kilku dni mieliśmy nie tylko
ustalone, które konkretnie opowiadanie bierzemy na warsztat, ale i obsadzone główne role.
Pozostało już tylko napisać scenariusz :)
Na początku był Chaos…
Skoro opowiadanie ma 78 stron, to sztuka trwałaby kilka godzin. Odpada, musimy
zmieścić się w dwóch lekcyjnych. Czyli trzeba doprowadzić akcję do pewnego momentu, a
potem urwać – ale w którym miejscu?… Moment wybrany, opowiadanie pocięte, niektóre
sceny wyrzucone. Nadal za długie. „Sztuka pisania to sztuka skracania”, jak mawiał
Czechow. Musieliśmy poskracać kwestie poszczególnych postaci, wyrzucić przydługie
wstawki, powtórzenia, rzeczy nie rozwijające akcji. Uff, zrobione. Scenariusz wydrukowany,
podpisany, rozdany. Od następnego tygodnia próby czytane.
Wiedzminie, to ławina! Rycerzyk z Ejc i kolebka czyli pierwsze próby z tekstem.
Siedzimy przy stolikach, każdy z kartkami w garści i czytamy sztukę z podziałem na
role. Niby nic trudnego, ale… Po pierwsze, opowiadanie stylizowane jest na
staropolszczyznę, czyli trafiają się wyrazy typu kulbaka, tedy, nynie, baczenie dawać. Po
drugie, w scenopisie nie ma polskich znaków, czyli trzeba „dawać baczenie”. Nieszczęsny
1
rycerz Eyck przeistacza się w rycerzyka z Ejc; rycerza Borcha wszyscy przerabiają na Borsza,
Borcza albo w ogóle Borszcza. Niektórzy czytali „za wawozem” zamiast „wąwozem”, inni
szli jeszcze dalej i przerabiali „lawinę” na „ławinę”. Nie było osoby, która by się nie
pomyliła, kulbaka nieodmiennie stawała się kolebką, nynie w końcu zamieniliśmy na teraz,
wyjaśniliśmy sobie, co znaczy baczenie. Nauczyliśmy się czytać. Ze zrozumieniem 
Level up czyli próby na scenie.
Z braku sceny, próby odbywały się na kawałku podłogi przed stanowiskami
komputerowymi. Od razu było wiadomo, że przedstawienie organizowane przez bibliotekarza
z okazji roku czytelnictwa, mające na celu zainteresowanie książkami po prostu musi odbyć
się w bibliotece. Do tego dochodziły względy czysto techniczne: tu mamy zaplecze czyli
kulisy, tu mamy wszystkie rekwizyty, tu mamy scenę, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Tutaj będziemy grać.
Każdy, kto kiedykolwiek brał udział w przedstawieniu wie, że nie wystarczy wyjść na
scenę i odbębnić swój tekst. Trzeba zagrać. Wczuć się w charakter odgrywanej postaci.
Trzeba faktycznie znaleźć się w tej oberży czy usiąść przy ognisku. I zapamiętać kilka
drobiazgów: co mówię, po kim, kiedy wchodzę, co robię. Czy w ogóle gram w tej scenie? 
Jeśli komuś przerywam, to faktycznie muszę wejść mu w słowo. Jeśli mam przekupić
strażnika, muszę mieć przy sobie sakiewkę. W trakcie prób wypłynęło mnóstwo rzeczy.
Komu pierwszemu rycerz Borch nalewa piwa w oberży, wiedźminowi, sobie czy
wojowniczkom? Jeśli w scenie przy zaporze wojowniczki przynoszą piwo i nalewają je do
kubków, to jak, komu, w jakiej kolejności? Jak podać czarodziejce kulbakę? Jak usiąść na tej
kulbace, żeby wyglądać elegancko? Karczmarz nie da rady wnieść wszystkiego sam, musi
mieć pomocnika. Dziesiętnik nudzi się przy zaporze, niech struga kij. Halabardnicy, również
z nudów, zaczęli grać w szachy (na próbach siedzieli przy półce z grami planszowymi). I tak
dalej, i tak dalej…
Chwilami było ciężko – i aktorom, i reżyserowi. Aktorzy zapominali, że powinni się
odezwać. Nie wiedzieli, kto po kim i co mówi. Jeśli gość przede mną nie powie swojej
kwestii, ja nie wiem, kiedy mam zacząć. Powiedział coś innego, niż zwykle i to mnie wybija z
rytmu. Czarodziejka i Zerrikanki zapominały, że właśnie mają wejść. Gospodarza w karczmie
nie można się było dowołać. Czarnoksiężnik nie mógł się wyszykować. Wiedźmin już to nie
był w stanie rozpiąć kurtki, już to zapiąć pasa z mieczem. Chcemy zrobić próbę, ale w szkole
nie ma jednej trzeciej składu aktorskiego – bo jedni chorują, inni mają rehabilitację, pogrzeb,
cuda-wianki. Jak odegrać scenę, w której na sześć postaci jest trzech zastępców? Święty
patronie wszystkich ludzi sztuki, miej nas w opiece!…
To naprawdę ławina
Im dłużej trwały próby, im więcej wysiłku i zaangażowania wkładaliśmy w
przedstawienie, tym bardziej rozumieliśmy, że pierwotny zamysł przeradzał się w coś
wielkiego. To już nie scenki z quizem, to już nie konkurs wyłącznie dla klas trzecich, ale
prawdziwy Spektakl.
Tomek Radziejewski zaproponował, żeby w trakcie scen puścić w tle muzykę z gry,
Wiedźmin 1, przyniósł płytę. Znakomity pomysł przerodził się w coś więcej – w efekcie
muzyka rozpoczynała i kończyła każdą scenę, a w trakcie scen wmontowaliśmy dźwięki
ściągnięte z darmowej strony. Gdy przeszukiwaliśmy zaplecze biblioteki w poszukiwaniu
rekwizytów, ksiądz Krzysztof zaoferował się z pomocą i przyniósł miecz, płaszcz, kolczugę,
2
kubki i wiele innych rzeczy. To był pierwszy kamień, po którym ruszyła lawina. Znajomi
Natalki Małkińskiej wypożyczyli nam miecze, tarczę, kaptury, koszule, spodnie, wszystko z
rekonstrukcji historycznych, w których biorą udział. Tata Janka Brajczewskiego zrobił
halabardy i miecze, Kuba Toporek – zerrikańskie szable, Jacek Szmit przyniósł futra, lisa,
koszule, skórę; Ola Makowska „mazidła i pachnidła” do charakteryzacji oraz, uwaga!, kurtkę
dla Wiedźmina (ukłony w stronę brata Oli, Piotrka). Nawiązaliśmy kontakt z rycerskim
hufcem mazowieckim, który użyczył nam kolejnych „artefaktów”: sukni, nakryć głowy,
kapturów, płaszczy, niemal kompletnego „stroju dla rycerza”, wiedźmińskiego miecza, tarczy
itd., itp. Akcja zataczała coraz szersze kręgi, jednocząc coraz więcej ludzi, rodziców,
uczniów, nauczycieli. Niemal każdy w jakimś stopniu przyczynił się do tego, że już wkrótce
na zapleczu biblioteki powstała garderoba i rekwizytornia z prawdziwego zdarzenia.
Skończyły się żarty, zaczęły się schody.
W pewnym momencie padło hasło: koniec czytania z kartek, wszyscy umieją tekst na
pamięć. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. „Ja wcale nie czytam, ja się tylko upewniam”.
„Niech ten scenariusz tu leży, będę się lepiej czuł”. „Ja sobie tylko przypominam”. „Ja
jedynie powtarzam”. „No wiem, wiem, sam jestem na siebie zły, słowo daję, teraz się już
nauczę…” I tak w kółko. Jedni (jak Wiedźmin), nauczyli się tekstu bardzo szybko. Inni (jak
nie wyjawię, kto) – na tydzień przed premierą. Jeśli skupiam się na tym, że nie umiem tekstu
to nie mogę grać. Jedni (jak Wiedźmin, Dorregaray czy Boholt) od początku wczuli się w
postać, innym zajęło to dłuższą chwilę. W końcu ustaliliśmy: radzimy sobie. Próbujemy
wybrnąć z sytuacji. Jeśli ktoś miał coś powiedzieć, a nie pamiętał, a ja pamiętam, to mówię za
niego. Jeśli ktoś miał wejść, a nie wszedł, to improwizuję, ratując sytuację. Tworzymy zespół,
a więc pomagamy sobie nawzajem.
„No przecież wiem!” czyli o dźwiękowcach i suflerze słów kilka
Nie trzeba chyba mówić, że próby odbywające się w czasie lekcji i na przerwach
wzbudzały jeśli nie sensację, to przynajmniej zainteresowanie. Co to będzie? Co odgrywamy?
Co to za sztuka? Na wieść, że opowiadanie o wiedźminie chłopcy z IC zapragnęli wziąć
udział – w dowolnym charakterze. Czemu nie? Potrzebowaliśmy przecież ludzi do kurtyny
(sama się nie rozsunie) oraz dźwiękowców (specjaliści od technicznej obsługi imprez
szkolnych czyli Kamil Strawiński i Patryk Mostek byli zaangażowani jako aktorzy). I w ten
sposób Krzysiek Zbińkowski i Maksym Sujkowski zaistnieli jako obsługa sprzętu, a Wojtek
Śmiałek, Krystian Balcerzak i Stasiek Sender jako obsługa kurtyny oraz suflerzy. I tutaj duże
brawa dla jednych i drugich. Krzysiek i Maksym świetnie sobie poradzili – a nie jest łatwo
dopasować dźwięk cięcia szablą z samym cięciem, czy machnięcie różdżki z dźwiękiem
wybuchu, nie jest prosto „odpalić” złotego smoka w odpowiednim czasie, czy wypracować, w
której sekundzie odtwarzanej muzyki „kurtyniarze” mają odsłonić czy zasłonić kurtynę.
Podobnie Krystian i Stasiek: spróbujcie nie tylko odsunąć i zasunąć zwoje białego materiału
we właściwym momencie, ale jeszcze zrobić to tak, żeby się sznurek nie zerwał!
A macie pojęcie, jak ciężki jest los suflera? Włączony do prób dość późno musiał
wypracować kompromis pomiędzy swoją gorliwością i „ego” poszczególnych aktorów.
„Wiem, co mam mówić, tylko czekam, aż usiądą!”, „Po co jej podpowiadasz, przecież ma
scenariusz!”, „Ja pamiętam!”, „Wiem!”. A jednak w czasie premiery usługi suflera okazały
się nieocenione…
3
„A gdyby nie było kurtyny?” czyli siła scenografi.
Od początku wiedzieliśmy, że sześć różnych scen oznacza pięć zmian dekoracji. A
przecież nie będziemy tego robić na oczach widzów, bo utracimy element zaskoczenia.
Dlatego na sugestie: a gdyby nie było kurtyny? Odpowiadałam niezmiennie: nie ma takiej
opcji. Kurtyna musi być, po prostu musi. Na szczęście zaplecze biblioteki kryje w sobie całe
pokłady najróżniejszych rzeczy, w tym kilometry białego materiału, z którego zrobiliśmy
kurtynę. Wiola Kucharska, Laura Kowalska i Natalka Cholewa mierzyły, przycinały,
składały, mama Kuby Toporka przeszyła poszczególne kawałki, tak że potem wystarczyło je
już tylko nanizać na linkę i zawiesić.
Osobną kwestią była sama scenografia: dekoracje do poszczególnych scen (oraz
plakaty) robiły dwuosobowe zespoły: Zosia Śmiałek i Agnieszka Brysiak, Patrycja Piechota i
Wiktoria Rybka, Wiola Kucharska i Laura Kowalska, Julka Racinowska i Julka Pilichowska.
Niekończące się ustalenia, podział materiałów, dokupowanie materiałów, ponowne
dokupowanie materiałów – i wreszcie gromadzenie wielkich płacht papieru z pieczołowicie
namalowaną/narysowaną/naklejoną scenografią. Poważna sprawa!
Sesja zdjęciowa czyli fotosy
W jakimś momencie prób, ustaleń i przygotowań, w trakcie luźnej rozmowy,
nauczyciel plastyki, etyki i historii, Robert Kubik rzucił od niechcenia: a może by tak zrobić
aktorom prawdziwą sesję zdjęciową? W pełnej charakteryzacji, przebraniu, z rekwizytami?
Pomysł uznaliśmy za doskonały i ustaliliśmy termin „sesji” na piątek. Robert przywiózł
profesjonalny sprzęt, aktorzy i charakteryzatorka zostali zwolnieni z lekcji wf, i zaczęło się!
Najpierw przebrać się w strój swojej postaci, potem oddać w ręce charakteryzatorki, następnie
przejść do sali plastycznej. A tam już fotograf „czynił swoją powinność”, usiłując wydobyć z
aktorów odgrywaną przez nich postać. Potem jeszcze wizjonerski szlif w photoshopie oraz
wywołanie i wystawienie fotosów na standzie przed biblioteką. Efekt przeszedł najśmielsze
wyobrażenie! Tablicę z artystycznymi pracami pana Roberta można było podziwiać jeszcze
przez dwa tygodnie na szkolnym korytarzu.
Na tydzień przed…
ustaloną datą premiery próby wypadały już rewelacyjnie – wszyscy aktorzy dawali się
z siebie wszystko, rekwizyty skompletowane, szafa gra. Ale: nadal nie ma kompletnej
scenografii i wszystkich plakatów (w tym plakatu promującego sponsora). Do ogarnięcia
pozostawało jeszcze tyle rzeczy, że wydawało się nierealne, żeby to wszystko zgrać i to
jeszcze w wyznaczonym terminie.
Wtorek czyli pierwszy zgrzyt
Instalujemy kurtynę i wystawiamy stelaż scenografii i wtedy „okazują się” różne
rzeczy. Że jak postawimy stelaż, to jest za mało miejsca na scenie. Że nawleczenie kurtyny na
linkę to istna gehenna. Że taka kurtyna strasznie ciężko chodzi. Że się linka zerwała. Że
4
obsługa kurtyny musi się zdrowo namęczyć, żeby odsłonić ją w wymaganym czasie. Trzeba
załatwić projektor, światła, kamerę. Kabel do projektora. Ratunku…
Środa czyli początek demolki
Siódma i ósma godziny lekcyjne: ostatnie próby oraz wstępna „deinstalacja”
biblioteki. Ławki, krzesła komputery do sali religijnej, stanowisko bibliotekarza pod ścianę i
na korytarz. Robi się pusto.
Czwartek czyli pandemonium.
Znów się coś „okazało”: kurtynę, stworzoną z kawałków, trzeba pozszywać „w
pionie”. Wiedźmin, Czarodziejka, Król uczą się nawlekać igłę i szyć. Oberżysta i Rycerz,
mimo różnic klasowych, zgodnie zaciemniają okna kawałkami czarnego materiału. Borch
Trzy Kawki, Halabardnik i Rycerz noszą materace, na których ma zasiąść widownia.
Dołączeni pomocnicy spoza ekipy teatralnej zasłaniają ściany kolejnymi metrami białego
materiału. Czarnoksiężnik przybywa goniącemu w piętkę reżyserowi z odsieczą i zajmuje się
ogólnym „ogarnięciem” scenografii, kurtyny i dźwiękowców. Scenografki Wiola i Laura
dosłownie wychodzą z siebie, żeby ustalić, która płachta papieru ma być do czego
przyczepiona. Brakuje materiałów. Brakuje czasu. Nie brak tylko inwencji. HalabardnikRzeźnik pomaga ogromnie. Czarnoksiężnik kieruje nadzorczo. Reżyser z Dziesiętnikiem
robią porządek za kulisami, dzieląc zaplecze na poszczególne sceny (stroje, rekwizyty) i
tworząc stanowisko dla charakteryzatorki. Dzwonią pani Beatka z cukierni i pani Bożenka z
biblioteki gminnej; ostateczne ustalenia odnośnie słodkich nagród oraz przybycia
zaproszonych gości. Ostateczne porządki w bibliotece. Reżyser nie odpowiada już na żadne
pytania, odsyłając wszystkich do scenografek i Czarnoksiężnika. Dźwiękowcy zgrywają się z
kurtyniarzami i na odwrót. Ostatnie przygotowania widowni (krzesła dla nauczycieli i
zaproszonych gości). Wieszamy plakaty. Plakaty nie chcą się trzymać. Robimy próbę zmiany
scenografii. Brakuje wkładów do takera. Organizujemy. Ustawiamy stanowisko
dźwiękowców za kurtyną. Ustawiamy projektor. Kable od dźwiękowców nie sięgają do
projektora. Rany boskie…
Na dźwięk słowa „jutro”, dostajemy dreszczy. Jutro będzie kabel. Jutro będą fotosy.
Jutro będzie futro.
O 13.40 zaczynamy charakteryzację, aktorzy przebierają się, przygotowują. Robimy
zaplanowaną już dawno próbę generalną: wszystko tak, jak na przedstawieniu, pełna zamiana
dekoracji, odegranie wszystkich scen po kolei, od początku do końca, bez żadnej ingerencji
reżysera, który z pozycji widza uwiecznia spektakl kamerą. Nikt się nie wygłupia, nikt nie
żartuje, każdy GRA. Sprawdzamy, ile czasu trwają sceny, a ile przerwy ze zmianą dekoracji.
Wszystko ma być tak, jak na premierze.
I było. Niesamowity klimat listopadowego popołudnia, mrok w bibliotece, scena
oświetlona jednym reflektorem. Cisza i w tej ciszy wspaniała muzyka, wprowadzająca w
nastrój. Świetna gra aktorska. Perfekcyjna zmiana dekoracji, profesjonalne udźwiękowienie.
Kurtyna działa bez zarzutu.
Co prawda, Trzy Kawki zapomniał sakiewki właściwiej, ale zdjął z pasa tę zapasową.
Rębacze przy ognisku nie zabrali antałka, ale Trzy Kawki im przyniósł. Dziesiętnik pominął
jedną kwestię, ale nawet reżyser się nie zorientował. Halabardnik oparł halabardę o
scenografię (czyli góry za rzeką), ale lepiej teraz niż na premierze. Jest dobrze!
5
Trzeba jeszcze kupić jedzenie i napoje do poszczególnych scen, zwłaszcza do oberży.
Przynieść kabel. Odebrać słodkie nagrody z cukierni. Dokupić krepiny, żeby owinąć zaporę.
Pociąć materiał i przykryć krzesła, będą udawać krzaki. Naładować baterię do kamery, jeśli
chcemy nagrywać przedstawienie również jutro. Przynieść osełkę, żeby druga wojowniczka
miała czym ostrzyć szablę. Przynieść drugi taker i jeszcze jeden reflektor.
Pamiętać o tym wszystkim.
„Kuba, co z tą zamówioną farbą do włosów, dla wiedźmina?” - „No przyjdzie
dzisiaj… Musi…”
Nie do wiary, ale naprawdę przyszła.
Piątek czyli show time.
Wszyscy byli w szkole przed 8 (bibliotekarz przed 7). Pełna gotowość bojowa. Ola
charakteryzuje aktorów ze sceny pierwszej, wszyscy się przebierają, szykują, denerwują.
Reżyser też ma nielekko – musi wszystkich zostawić i wierzyć, że dadzą radę. Będzie siedział
przed kurtyną, śledził przedstawienie, a w przerwach między scenami prowadził quiz z
wiedzy o Wiedźminie.
Wszystko przygotowane, zapięte na ostatni guzik. Nikt niczego nie zapomniał, nikt nie
zachorował. Widownia zaczyna się zapełniać, ostatnie słowa wsparcia i reżyser opuszcza
kulisy. Ekipa teatralna jest zdana na własne siły…
…i daje z siebie wszystko, i robi przedstawienie, jakiego Gimnazjum jeszcze nie
widziało.
Udało się!…
*
A potem przerwa, wdech-wydech i dajemy z siebie wszystko po raz drugi, na drugiej
tego dnia edycji przedstawienia.
I to też się udało! 
A potem już odpoczynek, regeneracja i odprężenie. Gremialne pożeranie szarlotki i
pizzy.
Sprzątanie pobojowiska i odtwarzanie biblioteki w bibliotece dopiero w poniedziałek.
Dziękujemy!
Dziękujemy wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do sukcesu
przedstawienia. Nauczycielom, którzy zwalniali z lekcji i zajęć dodatkowych. Dobroczyńcom,
którzy udostępnili nam rekwizyty. Cukierni „Dwie babeczki” za słodkie nagrody i
poczęstunek dla ekipy teatralnej. Pani Bożence Sulik z biblioteki gminnej za przybycie i
upominki dla aktorów. I pani Dyrektor, Alinie Stryczewskiej, za umożliwienie pracy nad
przedstawieniem 
PS. Będzie się działo!…
6
Wszystkich, którzy nie mogli obejrzeć przedstawienia, a bardzo by chcieli,
zapraszamy serdecznie 11 stycznia 2015 roku, w niedzielne popołudnie, do GOPiK-u w
Lesznie – zagramy z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy!
PS2. To działa!
Okazuje się, że udało nam się zrealizować pierwotny cel: zachęceni „Złotym
smokiem” kilkoro gimnazjalistów i dwie osoby dorosłe wypożyczyły Miecz przeznaczenia.
Sukces wielopłaszczyznowy!
OBSADA:
Wiedźmin – Jasiek Brajczewski
Czarodziejka Yennefer – Natalka Cholewa
Rycerz Borch Trzy Kawki – Kuba Misztal
Czarnoksiężnik Dorregarray – Kuba Toporek
Poeta Jaskier – Tomek Radziejewski
Zerrikanka Vea – Natalka Małkińska
Zerrikanka Tea – Emilka Florczak
Rębacz Boholt – Wiktor Bargieł
Krasnolud Yarpen Zigrin – Filip Dzięcioł
Rycerz Eyck z Denesle – Kuba Cieślak
Król Niedamir z Caingorn – Jacek Szmit
Wójt – Gabrysia Bany
Kanclerz Gyllenstiern – Gabrysia Bany
Oberżysta – Adrian Fabich
Dziesiętnik – Patryk Mostek
Pryszczaty – Jacek Szmit
Pomocnik Oberżysty – Jacek Szmit
Rzeźnik – Kamil Strawiński
Halabardnik I – Kamil Strawiński
Halabardnik II – Filip Dzięcioł
7