pobierz

Transkrypt

pobierz
Mój Kochany Tato od wielu lat jest chory.
Rozpoznanie – Alzheimer.
Wiem, że wiele osób starszych w naszym otoczeniu cierpi na różne choroby typu
otępiennego o objawach podobnych do choroby Alzheimera, jak ciągłe zapominanie
wszystkiego, powtarzanie się, zagubienie w otoczeniu, poszukiwanie zguby i chowanie
różnych przedmiotów w najdziwniejsze schowki. Takie zachowania budzą zdziwienie,
bywają śmieszne, ale powtarzając się wielokrotnie sprawiają wrażenie złośliwości i rodzą
zniechęcenie, zdenerwowanie. Nie rozumiemy, co się dzieje, jak sobie radzić? Najczęściej
dopada nas coś takiego w najmniej odpowiednim momencie – jesteśmy obarczeni tak wielu
obowiązkami, że raczej sami potrzebowalibyśmy wsparcia, a tu – masz! Wizyty u lekarzy,
badania, diagnoza i... co dalej???!
Otóż – choroba Alzheimera, to jeszcze nie koniec świata i jak z każdą inną, która nas kiedyś
spotka, trzeba nauczyć się żyć – radzić sobie na co dzień. Tyle tylko, że ta zasada tym razem
dotyczy otoczenia chorego, jego najbliższych – rodziny, sąsiadów i przyjaciół.
Przed laty obejrzałam piękny film o dziewięcioletnim chłopcu chorym na hemofilię,
któremu podczas kolejnej transfuzji krwi przetoczono nieświadomie zakażoną krew i
zarażono ... wirusem HIV!. Każde z rodziców inaczej – na swój sposób – przyjęło diagnozę,
która brzmiała jak wyrok: pozostał mu jeden rok życia!
Matka chłopca uświadomiła sobie w pewnym momencie, sadząc razem z synem kwiatki na
rabatce przed domem, że to ich ostatnia wiosna razem..., że zostały im jeszcze jedne urodziny,
jedno Boże Narodzenie... I postanowiła, że postara się, aby przeżyli ten czas jak najpiękniej,
najuroczyściej.
Film nosi tytuł: „Pozwólcie (lub pomóżcie – nie pamiętam już dokładnie) mi odejść”
Pomyślałam sobie, że to jednak wielka łaska wiedzieć, że zostało nam do przeżycia z kimś
bliskim, kochanym już tylko rok i że możemy ten rok – dzień po dniu – przeżyć pięknie,
pogodnie, szczęśliwie, choć z towarzyszeniem cierpienia. Jak wielu przeżywa tragedię nagłej
śmierci kogoś bliskiego – z chwili na chwilę już się nie zobaczą, nie uścisną, nie odpowiedzą
na pospiesznie rzucony żart, nie wybaczą porannej sprzeczki, nie zdążyli przeprosić, nie
powiedzą o swojej miłości, przywiązaniu... Bardzo współczuję bliskim, współpracownikom i
przyjaciołom ofiar tragedii pod Smoleńskiem, ofiar wypadków drogowych, katastrof i
wszystkim cierpiącym po nagłej utracie kochanych osób.
Z moją Babcią nie widziałam się na co dzień, ponieważ mieszkała niedaleko
Kościerzyny z Wujkiem. Babcia chorowała od lat, miała ponad 85 lat i kiedy dotarł do nas
żałobny telegram domyślaliśmy się, że to wiadomość o śmierci Babci. Tymczasem – w wieku
57 lat zmarł nagle Wuj Henryk! Pojechał, jak zwykle wcześnie rano z mlekiem do zlewni.
Tam dopadł Go rozległy zawał serca, nawet lekarz nie mógł pomóc... W południe
przywieziono Go do domu. „Nie znacie dnia, ani godziny”. Nie znamy, ale wiemy, że
możemy godnie żyć, godnie chorować i godnie umierać... Chcę wspomagać moich
najbliższych w ich trudnościach codziennych, ale trzeba wiedzieć jak pomagać, aby nie
krzywdzić – wszystkie czynności możemy wykonywać z miłością, albo jak automat:
fachowo, dokładnie, ale nie-miłosiernie, bez wyczucia. I warto wiedzieć, że lepiej nie
zmuszać chorego do zachowań i zabiegów, które go męczą, lecz zachęcać i przekonywać, aby
sam chciał i współpracował z nami. To jest wykonalne, tylko też – trzeba chcieć się
dowiedzieć jak do tego dojść, nauczyć się i z miłością praktykować. Bo przecież nie wiemy,
czy został nam jeszcze rok, czy dziesięć lat, czy 3 miesiące, czy dwa dni, czy pół godziny...
„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...”
Każdy, kto rozumie, o czym mówię i chciałby się podzielić swoim doświadczeniem,
albo więcej wiedzieć aby lepiej i skuteczniej praktykować opiekę nad swoim chorym, niech
czuje się zaproszony na nasze spotkanie – absolutnie anonimowe i bez zobowiązań.