1 Konrad Knapek – „Ikonoklasta” Dogasiłem
Transkrypt
1 Konrad Knapek – „Ikonoklasta” Dogasiłem
1 Konrad Knapek – „Ikonoklasta” Dogasiłem papierosa w przepełnionej popielniczce niemal natychmiast instynktownie sięgając do paczki po następnego. Zostały tylko dwa. Zrezygnowałem i odłożyłem opakowanie do kieszeni. Dochodziła druga w nocy, siedzieliśmy z Andrzejem na tyłach domku jego rodziców w towarzystwie komarów i pustych butelek po wódce. Andrzej przyglądał się uważnie zachmurzonemu niebu jakby widział w nim coś wyjątkowo ciekawego. W końcu odwrócił się w moją stronę, gwałtownie, tak jak można tylko będąc naprawdę pijanym, i zapytał mnie: – Co planujesz? – Co masz na myśli? Poczułem, że rozmowa nabiera nieprzyjemnie filozoficznego tonu i przekląłem się, że nie poszedłem wcześniej, razem z innymi. Było nas ośmiu – starzy koledzy z liceum i nowi znajomi Andrzeja – jedynego z naszej klasy, który studiował na miejscu. – W przyszłości: co planujesz? Skończysz studia i co potem? – Pewnie pójdę do jakiejś pracy. Człowieku, co cię napadło? – Czasem mam wrażenie, że słyszę nad sobą tykanie cholernie wielkiego zegara. Chciałbym coś zbudować. Przełamałem się. Wyjąłem przedostatniego papierosa. Ostatniego zaproponowałem Andrzejowi, lecz całe szczęście się nie poczęstował. Zaciągnąłem się głęboko, rozkoszując przyjemnym ciepłem w zakamarkach płuc. – Coś takiego – zawahał się – jak Tomek i Magda. – Jak kto? – Pamiętasz Tomka Makowskiego? Skinąłem głową. Makowski był od nas kilka lat starszy, rzadko chodził do szkoły i miał zwyczaj nieustannie pakować się w kłopoty. – No to z tym właśnie Makowskim trochę się zadaję. Odkąd wynieśliście się z miasta znajomi trochę się przetasowali. W każdym bądź razie skończył germanistykę i teraz uczy w szkole językowej. Ożenił się z Magdą Olszewską, znasz ją? – Nie. – Taka ruda z hotelarza. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że oni coś razem zbudowali. Nie są już nawet parą, są pieprzonym symbolem. Modelem do naśladowania. Moja matka, jak jej się nie podoba moje zachowanie, to mówi: „Tomek to, Tomek tamto. Bądź jak Tomek”. A przecież jeszcze ze dwa lata temu nie podobałoby jej się nawet, że go znam. Rozumiesz? – Może. Ale co w nich takiego wyjątkowego? – Kochają się, są szczęśliwi. Dobrze im się żyje. Dbają o siebie i nie… nie zamykają się nawzajem w złotych klatkach. – Pieprzysz głupoty. Nikt nie jest święty. – Racja – odparł kiwając głową. – Ale jakbyś ich poznał to wiedziałbyś o co mi chodzi. Jesteśmy młodzi, ale przecież nie będziemy żyć wiecznie. Chciałbym coś zbudować. Ikonoklasta Konrad Knapek 2 Westchnąłem po raz kolejny. Zastanawiałem się jak zakończyć rozmowę, żeby wyglądało to naturalnie. Dlaczego nie poszedłem stamtąd wcześniej? – Czemu Tomek nie przyszedł dzisiaj? Mógłbym go poznać. – Jest opiekunem na obozie językowym. Wraca chyba za tydzień. – To może wtedy. – To może wtedy – powtórzył. Papieros się skończył i, nie wiedząc kiedy, przypaliłem ostatniego. Dym wyglądał jakby z nieba urwał się kawałek wiszącej nad nami sinej chmury. – A ty masz kogoś? – zapytałem. Podskoczył delikatnie na krześle zaskoczony pytaniem, może odrobinę speszony. – Miałem – odpowiedział po chwili. – Nic z tego nie wyszło. – Była córką kierowcy? – zaśmiałem się. – A żebyś wiedział. Chociaż nieźle się z tym kryła. – Kryła się? Dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie dziewczyny, z którymi Andrzej się umawiał w liceum były córkami kierowców – taksówkarzy, dostawców, jeden jeździł karetką, inny autobusem. Wszystkie te związki kończyły się nieszczęśliwie i w pewnym momencie zaczęliśmy żartować, że kierowcy przynoszą Andrzejowi pecha. – Mówiła, że jej ojciec jest technikiem, że rozstawia sprzęt na imprezach na świeżym powietrzu. Nie wspomniała, że on część tego sprzętu sam przywozi ciężarówką. Tydzień po tym jak się tego dowiedziałem posprzeczaliśmy się o jakąś głupotę i mnie zostawiła. – Przykro mi. – Nie ma sprawy. Było minęło. Ty jesteś sam? – Tak. Spojrzałem dyskretnie na zegarek, minęła pierwsza. Od strony centrum dobiegał odległy sygnał karetki. Wsłuchałem się w efekt Dopplera, było w nim coś muzycznego. Nocna symfonia. – A Magdy? – Co Magdy? – Co robi ojciec tej Magdy? Andrzej zdawał się powoli trzeźwieć. Zaśmiał się nerwowo. – Jest lekarzem, tak mi się wydaje. Czemu pytasz? – Tak sobie – odpowiedziałem. – Będę już szedł, fajki mi się skończyły – westchnąłem pokazując puste opakowanie. – Dzięki, że przyszedłeś. – Pomóc ci w sprzątaniu? – Nie, nie trzeba. Wstaliśmy od plastikowego stołu i odstawiliśmy ogrodowe krzesła, które zapadły się pod naszym ciężarem na kilka centymetrów w wilgotnej ziemi. Pożegnałem się z Andrzejem i wyszedłem na wąską uliczkę furtką za domem. Po kilku krokach obejrzałem się, żeby sprawdzić czy Andrzej faktycznie sprząta, lecz żywopłot był zbyt wysoki bym mógł cokolwiek zobaczyć. Poszedłem w stronę mieszkania rodziców, spojrzałem na okna – światła były zgaszone, wszyscy spali. Ikonoklasta Konrad Knapek 3 Nie zatrzymałem się przy klatce. Teraz, kiedy zostawiłem już Andrzeja za sobą, wydał mi się zabawny z tym wszystkowiedzącym tonem głosu, jak gdyby pozjadał wszystkie rozumy. Jakby wiedział coś o życiu. Nie będę już jednak musiał myśleć o nim tej nocy. Przejdę jeszcze dwie przecznice i zadzwonię do drzwi cudzego mieszkania. Kiedy wejdę do środka – tak jak robię od dwóch nocy obejmę Magdę Makowską. Pocałuję ją raz, drugi i trzeci. Rozbierzemy się wzajemnie w tańcu pożądania. Zatonę w niej do rana, oddychając burzą jej rudych włosów. Świnoujście, 7 sierpnia 2010