24 Czerwca 2012

Transkrypt

24 Czerwca 2012
Czerwiec 2012
Drodzy Przyjaciele Misji Franciszkanskich!
Niech Pan obdarzy Was pokojem!
Witam Was wszystkich bardzo serdecznie z zachmurzonej i zimnej stolicy Kenii –
Nairobi. Tak teraz będzie przynajmniej do końca lipca, ponieważ rozpoczęła się zima.
Oczywiście, nie jest to taka zima, jak w Polsce, bo nie oczekujemy ani mrozów, ani śniegu,
ale przy obecnych zmianach klimatycznych, wszystko jest możliwe. W lutym pisałem, że
czekaliśmy na deszcz, bo było bardzo sucho. Potem jednak, jak zaczął padać, było go nagle za
dużo, przynajmniej w niektórych rejonach Kenii. Spowodował wielkie szkody, także tutaj w
Nairobi, zwłaszcza w dzielnicach nędzy, i śmierć wielu ludzi. Inne rejony Kenii nadal cierpią
suszę.
W ostatnich dniach wielkie poruszenie wywołała tutaj, w Kenii katastrofa śmigłowca,
w której zginęło 6 osób: minister spraw wewnętrznych, wiceminister spraw wewnętrznych,
dwóch pilotów i dwóch agentów ochrony. Katastrofa miała miejsce w niedzielę 10. czerwca.
Minister George Saitoti był jednym z kandydatów na prezydenta w zbliżających się wyborach
powszechnych. Nie wiadomo jeszcze, jakie były przyczyny tej katastrofy. Śmigłowiec,
należący do Policji, był w powietrzu tylko przez 10 minut. Niewiele z niego zostało, a
identyfikacja ciał nie była łatwa. Minister Saitoti był Katolikiem, dlatego też Msza św.
pogrzebowa została odprawiona w katedrze w Nairobi. Były na niej obecne wszystkie
najważniejsze osobistości, a przewodniczył jej Arcybiskup Nairobi, Kardynał John Njue.
Podczas pogrzebu, który odbył się w rodzinnej miejscowości ministra Saitoti (pochodził on z
plemienia Masajów), wypowiedziało się wielu polityków i członków parlamentu. Wszyscy
podkreślali jego zalety i dobre uczynki, zwłaszcza to, że był skromnym, pracowitym i
uczciwym człowiekiem. Był też głosicielem jedności i pokoju. Politycy nawoływali, aby iść
jego śladami i głosić te same wartości. Wszyscy byli jednomyślni, chociaż należą do różnych
partii i na codzień są wrogami, i wyglądało to wszystko bardzo ładnie i szczerze. Szkoda
tylko, że już następnego dnia wszystko wróciło do normalności, czyli do stanu jaki jest tutaj
powszechnie uznany: ja jestem z tego plemienia, ty z tamtego, nic nas nie łączy, chyba tylko
wspólne interesy, ale nie dobro Narodu. Były to zatem tylko puste deklaracje. Czy tak jest
tylko w Kenii? Wczoraj mogliśmy przeczytać w gazetach, że w rękach Kenijczyków jest 680
tysięcy sztuk nielegalnej broni. Nie napawa to optymizmem, zwłaszcza przed wyborami, o
których już wspomniałem. Musimy się modlić o pokój, a także o rozsądek dla polityków,
żeby nie powtórzyła się sytuacja sprzed pięciu lat.
Były jednak i momenty radosne, a do nich na pewno należały rekolekcje, które
wygłosiłem dla Sióstr Klarysek w Ugandzie. Nie jestem ani trochę specjalistą w tej dziedzinie
i bardzo się zdziwiłem, gdy na początku lutego tego roku otrzymałem zaproszenie od Sióstr z
klasztoru w mieście Mbarara, aby wygłosić dla nich rekolekcje. Myślałem, że po wygłoszeniu
u nich kazania podczas uroczystości św. Klary w ubiegłym roku, nie będą już więcej chciały
skorzystać z moich usług, a tu taka niespodzianka. Rekolekcje odbyły się w dniach od 3. do
11. czerwca. Byłem pełen obaw, gdy jechałem do Ugandy, a potem jeszcze przed
wygłoszeniem pierwszej nauki. Po tej pierwszej nauce było już dobrze i nie żałuję, że
przyjąłem to zaproszenie. Było to dla mnie nowe, bardzo ubogacające doświadczenie. Będąc
tam czułem, że jestem w innym świecie, w którym czas jest mierzony jakoś inaczej. Jest tam
przede wszystkim dużo czasu na modlitwę, ale praca też jest bardzo ważna. Cały dzień jest
wypełniony różnymi zajęciami, a wszystko, że tak powiem, „kręci” się wokół modlitwy i
kontemplacji. Miałem okazję modlić się razem z siostrami, odprawiać dla nich Msze św.,
rozmawiać z nimi i zrozumieć lepiej ich powołanie. Zakon Św. Klary jest zakonem
kontemplacyjnym. Siostry, po rozpoczęciu formacji w postulacie spędzają całe życie w
jednym klasztorze, w jednej wspólnocie, ciągle w tym samym towarzystwie. Jest to specjalne
powołanie. Problemy też są, a jakże, ale nie one są najważniejsze. Ważniejsze są radość,
miłość, życzliwość, troska o współsiostrę, zapomnienie o sobie i ogromna wdzięczność za dar
takiego, a nie innego, powołania. W klasztorze w Nyamitanga (dzielnica miasta Mbarara) jest
29 sióstr razem z dwoma nowicjuszkami.
Po tych rekolekcjach spędziłem dwa dni w naszym nowicjacie, który też znajduje się
w mieście Mbarara. Dla naszych dwóch nowicjuszy są to już ostatnie tygodnie pobytu w
nowicjacie. Jeżeli zostaną dopuszczeni do pierwszych ślubów, to złożą je 2. sierpnia.
Obydwaj są z Ugandy. W ostatnich trzech latach mamy najwięcej powołań właśnie z tego
państwa, a to dzięki dobrej pracy na rzecz powołań naszych współbraci tam pracujących. Po
tej krótkiej wizycie u współbraci w nowicjacie, rozpocząłem moją podróż powrotną do
Nairobi. Autobus firmy „Kampala Coach” miał odjechać z Mbarara o 12. w południe w
czwartek 14. czerwca. Przyjechał z Kigali, stolicy Rwandy, gdzie rozpoczął podróż o 7. rano,
prawie punktualnie o 12. Nie mogliśmy jednak ruszyć od razu, bo trzeba było najpierw
naprawić przebitą oponę, a nie było koła zapasowego. Naprawa trwała do 14. Dopiero potem
ruszyliśmy do Kampali, stolicy Ugandy. 100 kilometrów przed Kampalą trzeba było jeszcze
raz naprawić tę samą oponę. Potem było już dobrze aż do końca podróży. Przed godz. 20.
byliśmy w Kampali. Tam był godzinny postój, podczas którego dostaliśmy coś do zjedzenia
(to jest w cenie biletu), a potem ruszyliśmy dalej. Byliśmy na granicy z Kenią o 1.30 nad
ranem. Formalności paszportowe trwały trochę długo, bo wszyscy byli dokładnie sprawdzani,
z odciskami palców włącznie. Po stronie kenijskiej kontrola nie była taka dokładna. Być może
dlatego od czasu do czasu wybuchnie gdzieś w Nairobi jakaś bomba albo eksploduje granat.
Po przekroczeniu granicy jechaliśmy już spokojnie aż do Nairobi. Oczywiście, po drodze było
jeszcze kilka dłuższych albo krótszych postojów. Przyjechaliśmy do Nairobi cali i zdrowi o
12. w południe w piątek 15. czerwca. Była to dla mnie jedna z dłuższych podróży. Nie
zabawiłem długo w domu. O 14. pojechałem do naszego domu w dzielnicy Langata. Tam
trwały przygotowania do sobotniej uroczystości ślubów wieczystych naszych dwóch
współbraci, do których też się dołączyłem w sprawach dotyczących mojego udziału.
W sobotę 16. czerwca, podczas uroczystej Mszy św. odprawionej w kościele
parafialnym pod wezwaniem św. Jana Apostoła, który znajduje się w pobliżu naszego domu
w dzielnicy Langata, przyjąłem śluby wieczyste moich dwóch współbraci kleryków: Francisa
z Kenii i Innocenta z Rwandy. Msza św. trwała od 10-tej do 13-tej. W kościele byli obecni
przede wszystkim rodzice, rodzeństwo, krewni i przyjaciele naszych dwóch kleryków. Nie
brakowało też sióstr zakonnych, a przy ołtarzu było 15-stu kapłanów. Po Mszy św.
przeszliśmy do naszego domu, gdzie oczekiwał nas dobry obiad. O to zadbał O. Gwardian, z
pomocą kleryków i kucharzy „pożyczonych” na tę okazję od Kapucynów. Wszystko
odbywało się w radosnej, franciszkańskiej atmosferze. Wszyscy, którzy przyszli, zostali
nakarmieni i napojeni. Tego dnia sprzyjała nam też pogoda, bo było słonecznie i w miarę
ciepło. Nasz dom byłby za mały, gdyby wszyscy chcieli się w nim zmieścić, dlatego też
pogoda odegrała ważną rolę – można było usiąść na zewnątrz bez obawy nabawienia się
przeziębienia.
W tym tygodniu trwają ostatnie przygotowania przed kapitułą prowincjalną. Powoli
zaczynają przyjeżdżać nasi współbracia z różnych państw naszej prowincji. Kapituła
rozpocznie się w poniedziałek, 25 czerwca i będzie trwała do 2 lipca. Zobaczymy, co Pan Bóg
dla nas, i dla mnie osobiście, przygotował. Po kapitule będzie wiadomo, czy następny list do
Was będę pisał z Nairobi, czy też z innego miejsca. Cokolwiek się stanie, na pewno znowu
coś napiszę. Jak zwykle, dziękuję Wam bardzo za wszystkie dowody życzliwości i pamięci,
za Wasze modlitwy i ofiary na rzecz misji i nas, misjonarzy, za wszelkie dobro. Niech Was
Pan Bóg błogosławi, strzeże i darzy zawsze swoim pokojem! Serdecznie pozdrawiam.
Szczęść Boże.
O. Sebastian Unsner, OFM
Klerycy Innocent i Francis
Uroczystosc slubow wieczystych
Siostry Klaryski w Nyamitanga, Uganda