darmowa publikacja

Transkrypt

darmowa publikacja
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Trylogia„Pięćdziesiątodcieni”:
PięćdziesiąttwarzyGreya
CiemniejszastronaGreya
NoweobliczeGreya
Tytułoryginału:
Fiftyshadesdarker
Copyright©FiftyShadesLtd2011
PierwszawersjaniniejszejpowieścizatytułowanaMasterofUniverseukazałasięwcześniejwInternecie.
Autorkawydałająwformieodcinków,zinnymibohaterami,podpseudonimemSnowqueen’sIcedragon.
Copyright©2012forthePolisheditionbyWydawnictwoSoniaDraga
Copyright©2012forthePolishtranslationbyWydawnictwoSoniaDraga
Projektgraficznyokładki:JenniferMcGuire
Ilustracjanaokładce:E.Spek/Dreamstime.com
Zdjęcieautorki:©MichaelLionstar
Redakcja:EwaPenksyk-Kluczkowska
Korekta:MagdalenaBargłowska,AnetaIwan
ISBN978-83-7508-639-3
Sprzedażwysyłkowa:
www.merlin.com.pl
www.empik.com
www.soniadraga.pl
WYDAWNICTWOSONIADRAGASp.zo.o.
Pl.Grunwaldzki8-10,40-127Katowice
tel.327826477,fax322537728
e-mail:[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga
www.facebook.com/50TwarzyGreya
www.piecdziesiattwarzygreya.pl
Składiłamanie:
WydawnictwoSoniaDraga
Katowice2012.WydanieI
Konwersjapublikacjidowersjielektronicznej
Spistreści
Dedykacja
PODZIĘKOWANIA
PROLOG
ROZDZIAŁPIERWSZY
ROZDZIAŁDRUGI
ROZDZIAŁTRZECI
ROZDZIAŁCZWARTY
ROZDZIAŁPIĄTY
ROZDZIAŁSZÓSTY
ROZDZIAŁSIÓDMY
ROZDZIAŁÓSMY
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
ROZDZIAŁJEDENASTY
ROZDZIAŁDWUNASTY
ROZDZIAŁTRZYNASTY
ROZDZIAŁCZTERNASTY
ROZDZIAŁPIĘTNASTY
ROZDZIAŁSZESNASTY
ROZDZIAŁSIEDEMNASTY
ROZDZIAŁOSIEMNASTY
ROZDZIAŁDZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁDWUDZIESTY
ROZDZIAŁDWUDZIESTYPIERWSZY
ROZDZIAŁDWUDZIESTYDRUGI
DlaZiJ
Maciemojąmiłośćbezwarunkową,nazawsze
PODZIĘKOWANIA
MamogromnydługwdzięcznościwobecSarah,KayiJady.DziękujęWam
zawszystko,codlamniezrobiłyście.
PozatymBARDZOdziękujęKathleeniKristi,któreprzejęłypałeczkęiwszystko
pozałatwiały.
DziękujętakżeNiallowi,mojemumężowi,kochankowiinajlepszemu
przyjacielowi(naogół).
Serdeczniepozdrawiamwszystkiecudowne,cudownekobietyzcałegoświata,
któremiałamprzyjemnośćpoznać,odkądsiętowszystkozaczęło,iktóreteraz
uważamzaprzyjaciółki,asątomiędzyinnymi:Ale,Alex,Amy,Andrea,Angela,
Azucena,Babs,Bee,Belinda,Betsy,Brandy,Britt,Caroline,Catherine,Dawn,
Gwen,Hannah,Janet,Jen,Jenn,Jill,Kathy,Katie,Kellie,Kelly,Liz,Mandy,
Margaret,Natalia,Nicole,Nora,Olga,Pam,Pauline,Raina,Raizie,Rajka,Rhian,
Ruth,Steph,Susi,Tasha,TayloriUna.Pozdrawiamtakżewieleutalentowanych,
zabawnych,ciepłychkobiet(imężczyzn),którepoznałamon-line.Wiecie,żeto
oWasmichodzi.
DziękujęMorganiJennzawszystko,cosięwiążezHeathmanem.
InakoniecdziękujęJanine,mojemuwydawcy.Jesteświelka.Ityle.
PROLOG
Ontuwrócił.Mamusiaśpialbojestznowuchora.
Chowamsiępodstołemwkuchniizakrywamtwarz.Przezpalcewidzę
mamusię.Śpinakanapie.Jejdłońleżynalepkimzielonymdywaniku,aonma
nanogachteswojewielkiebucioryzbłyszczącąsprzączką.Stoinadmamusią
ikrzyczy.
Uderzamamusiępasem.„Wstawaj!Wstawaj!Typopierdolonadziwko.Ty
popierdolonadziwko.Typopierdolonadziwko.Typopierdolonadziwko.Ty
popierdolonadziwko.Typopierdolonadziwko”.
Mamusiachybapłacze.„Przestań.Proszę,przestań”.Mamusianiekrzyczy.
Mamusiazwijasięwkłębek.
Zasłaniamuszyizaciskampowieki.Jużnicniesłyszę.Onsięodwracaiwidzę
jegobuty,gdywchodzidokuchni.Wręcetrzymapasek.Szukamnie.
Przykucaiuśmiechasięszeroko.Paskudnieśmierdzi.Papierosamiiwódką.„Tu
jesteś,gówniarzu”.
Budzigomrożącekrewwżyłachzawodzenie.Chryste!Jestcałyspoconyiserce
walimujakmłotem.„Cosię,kurwa,dzieje?”Siadawyprostowanyichowatwarz
wdłoniach.„Kurwa.Wróciły.Tojawydawałemtendźwięk”.Bierzegłęboki,
uspokajającyoddech,próbującwyrzucićzpamięcismródtaniegobourbona
icameli.
ROZDZIAŁPIERWSZY
PrzeżyłamDzieńTrzecipoChristianieipierwszydzieńwpracy.Przynajmniej
miałamsięczymzająć.Nowetwarze,noweobowiązkiipanJackHyde.PanJack
Hyde...opierasięwłaśnieomojebiurko.Uśmiechasię,awniebieskichoczach
pojawiasiębłysk.
–Doskonałarobota,Ano.Cośmisięzdaje,żeświetnyznasbędzieteam.
Jakimścudemudajemisięwygiąćustawcośnakształtuśmiechu.
–Będęsięzbierać,jeśliniemasznicprzeciwko–bąkam.
–Jasne,jestpiątatrzydzieści.Dozobaczeniajutro.
–Dozobaczenia.
Zakładamżakiet,biorętorebkęiopuszczamredakcję.Gdyjużotulamnie
wieczornepowietrzeSeattle,bioręgłębokioddech.Niestety,niewypełniamwten
sposóbpróżniwklatcepiersiowej,próżni,którąnoszęwsobieodsobotniego
ranka,boleśnieprzypominającejotym,coutraciłam.Zopuszczonągłowąidę
wstronęprzystankuautobusowego,patrzącpodnogiidumającnadżyciembez
ukochanejWandy,mojegostaregogarbusa...czyaudi.
Tęmyślnatychmiastodsiebieodsuwam.Nie.Niemyślonim.Oczywiście,
żestaćmnienasamochód–fajnyinowy.Podejrzewam,żepodczaswypisywania
czekuChristianwykazałsięprzesadnąhojnością.Myśltapozostawiawmych
ustachgorzkismak,alejątakżeodsuwamizcałychsiłpróbujęsięcofnąć
dostanuotępienia.Niemogęonimmyśleć.Niechcęznowusięrozpłakać,
zwłaszczanaulicy.
Mieszkaniejestpuste.TęsknięzaKate.Oczamiwyobraźniwidzę,jakwyleguje
sięnaplażynaBarbados,sączączimnykoktajl.Włączamtelewizor,żebyjakieś
dźwiękiwypełniłypróżnięizapewniłymicośnakształttowarzystwa,alenie
słuchamaninieoglądam.Siedzęiniewidzącymwzrokiemwpatrujęsięwścianę.
Jestemodrętwiała.Nieczujęnicpróczbólu.Jakdługobędęmusiałaprzezto
przechodzić?
Ztychpełnychudrękimyśliwyrywamniedzwonekdomofonu.Sercenachwilę
mizamiera.Ktotomożebyć?Wciskamguzik.
–PrzesyłkadlapannySteele–rozbrzmiewaznudzonygłos,amniezalewafala
rozczarowania.Apatycznieschodzęnadół.Odrzwiwejścioweopierasięmłody
chłopakgłośnożującygumę.Wobjęciachpiastujedużykarton.Kwitujęodbiór
przesyłkiizabieramjąnagórę.Kartonjestsporyizaskakującolekki.Wśrodku
znajdujędwatuzinydługichbiałychróżikartkę.
Gratulacjezokazjipierwszegodniawpracy.
Mamnadzieję,żesięudał.
IdziękujęCizaszybowiec.
Zająłhonorowemiejscenamoimbiurku.
Christian
Wpatrujęsięwtychkilkawydrukowanychlinijek,aotchłańwmojejpiersistaje
sięjeszczewiększa.Jaknicwysłałatojegoasystentka.Christiannajpewniejmało
miałztymwspólnego.Tozbytbolesne,żebyotymmyśleć.Przyglądamsię
uważnieróżom–sąpiękneijakośniemogęsięprzemóc,abywyrzucićje
dokosza.Kierowanapoczuciemobowiązkuudajęsiędokuchni,abyposzukać
jakiegośwazonu.
Wypracowujępewienrytm:pobudka,praca,płacz,sen.Aprzynajmniejpróby
zaśnięcia.Nawetwsnachniejestemwstanieprzednimuciec.Szarepłonące
oczy,widocznewnichzagubienie,lśniącegęstewłosy–wszystkotobezkońca
mnieprześladuje.Noimuzyka...tylemuzyki–niemogęjejznieść.Zawszelką
cenęstaramsięjejunikać.Nawetdżinglereklamowesprawiają,żeprzechodzi
mniedreszcz.
Znikimnierozmawiałam,nawetzmamączyRayem.Czczagadaninamnie
terazprzerasta.Nie,niemamnatoochoty.Stałamsięsamotnąwyspą.
Spustoszonąwojnąziemią,naktórejnicnierośnieigdziehoryzontjestnagi.
Tak,toja.Wpracyjakośdajęsobieradę,alenicpozatym.Jeśliporozmawiam
zmamą,wiem,żespadnęjeszczeniżej–aprzecieżznajdujęsięjużnasamym
dnie.
Mamproblemzjedzeniem.Wśrodęwporzelunchucudemwmuszamwsiebie
jogurt.Tomojapierwszastrawaodpiątku.Jakośfunkcjonujędziękinowoodkrytej
tolerancjiwobeckawylatteidietetycznejcoli.Kofeinadodajemisił,aleteżczyni
niespokojną.
Jacknabrałzwyczajupochylaćsięnademną,irytującmnietym,zadającpytania
naturyosobistej.Czegoonchce?Zachowujęsięgrzecznie,alemuszętrzymaćgo
nadystans.
Siadamizabieramsięzastoszaadresowanejdoniegokorespondencji.Cieszę
sięztejniewdzięcznejpracy,gdyżdziękiniejmamzajętemyśli.Słyszęsygnał
nadejściamejlaiszybkozerkamnanadawcę.
Aniechmnie.MejlodChristiana.Onie,nietutaj...niewpracy.
Nadawca:ChristianGrey
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:05
Adresat:AnastasiaSteele
DrogaAnastasio,
Wybacztonagabywaniewpracy.Mamnadzieję,żedobrzeCiidzie.DotarłydoCiebiekwiaty?
Pamiętam,żejutromamiejsceotwarciewystawyTwojegoprzyjaciela.Jestempewny,żeniemiałaśczasukupićsamochodu,ato
dalekadroga.ZnajwiększąchęciąCiętamzawiozę–jeślitylkobędzieszchciała.
Czekamnawiadomość.
ChristianGrey
Prezes,GreyEnterprisesHoldings,Inc.
Wmoichoczachwzbierająłzy.Zrywamsięzkrzesłaipędzędotoalety,abyukryć
sięwjednejzkabin.WystawaJosé.Zupełnieoniejzapomniałam,aprzecieżmu
obiecałam,żeprzyjadę.Cholera,Christianmarację:jakjatamdotrę?
CzemuJoséniezadzwonił?Askorojużotymmowa,toczemuniktniedzwoni?
Byłamtakrozkojarzona,żenawetniezwróciłamuwaginafakt,żemójtelefon
milczy.
Jasnygwint!Ależzemnieidiotka!Niezmieniłamprzekierowaniaiwszystkie
połączeniadocierajądoBlackBerry.Cholera.ToChristianodbieramojetelefony–
chybażewyrzuciłBlackBerrydokosza.Askądmamójadresmejlowy?
Znamójnumerbuta.Poznanieadresumejlowegoraczejnienastręczamuwielu
problemów.
Czymogęsięznowuznimspotkać?Zniosłabymto?Chcęgozobaczyć?
Zamykamoczyiodchylamgłowę,amojeciałoprzeszywapożądanie.Oczywiście,
żechcę.
Byćmoże...byćmożejestemgotowamupowiedzieć,żezmieniłamzdanie...Nie,
nieijeszczeraznie.Niemogębyćzkimś,ktoczerpieprzyjemnośćzzadawania
mibólu,zkimś,ktoniepotrafimniekochać.
Przezmojągłowęprzemykajądręczącewspomnienia:lotszybowcem,trzymanie
sięzaręce,pocałunki,wanna,jegodelikatność,poczuciehumoruimroczne,
seksownespojrzenie.Tęsknięzanim.Minęłopięćdni,pięćdnimęczarni,które
wydająsięcałąwiecznością.Nocązasypiamzpłaczem,żałując,żeodeszłam,
żałując,żeonniemożebyćinny,żałując,żeniejesteśmyrazem.Jakdługobędzie
trwaćtaudręka?Jestemwpiekle.
Oplatamsięciasnoramionami,abynierozpaśćsięnakawałki.Tęsknięzanim.
Naprawdętęsknię...Kochamgo.Toproste.
AnastasioSteele,jesteśwpracy!Muszębyćsilna,alechcęjechaćnawystawę
José.Kryjącasięgłębokowemniemasochistkapragniezobaczyćsię
zChristianem.Bioręgłębokioddechiwracamdobiurka.
Nadawca:AnastasiaSteele
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:25
Adresat:ChristianGrey
Cześć,Christianie,
Dziękujęzakwiaty,sąśliczne.
Tak,byłabymwdzięcznazapodwiezienie.
Dziękuję.
AnastasiaSteele
AsystentkaJackaHyde’a,redaktoranaczelnegoSIP
Sprawdziwszytelefon,stwierdzam,żepołączeniarzeczywiścienadalsą
przekazywanedoBlackBerry.Jackjestnaspotkaniu,więcszybkowystukuję
numerJosé.
–Cześć,José.ZtejstronyAna.
–Witaj,nieznajoma.–Głosmatakiciepłyiżyczliwy,żesamotoniemal
wystarcza,bympodpowiekamiznowupoczułałzy.
–Niemogędługorozmawiać.Októrejmamjutrobyć?
–Jednakprzyjedziesz?–Słychać,żejestpodekscytowany.
–Naturalnie.–Uśmiechamsięszczerzeporazpierwszyodpięciudni.
–Owpółdoósmej.
–Notodojutra.Pa,José.
–Pa,Ano.
Nadawca:ChristianGrey
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:27
Adresat:AnastasiaSteele
DrogaAnastasio,
OktórejmampoCiebieprzyjechać?
ChristianGrey
Prezes,GreyEnterprisesHoldings,Inc.
Nadawca:AnastasiaSteele
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:32
Adresat:ChristianGrey
WernisażJosézaczynasięo19:30.Którągodzinęproponujesz?
AnastasiaSteele
AsystentkaJackaHyde’a,redaktoranaczelnegoSIP
Nadawca:ChristianGrey
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:34
Adresat:AnastasiaSteele
DrogaAnastasio,
DoPortlandjestkawałekdrogi.BędępoCiebieo17:45.
Czekamzniecierpliwościąnanaszespotkanie.
ChristianGrey
Prezes,GreyEnterprisesHoldings,Inc.
Nadawca:AnastasiaSteele
Temat:Jutro
Data:8czerwca2011,14:38
Adresat:ChristianGrey
Wtakimraziedozobaczenia.
AnastasiaSteele
AsystentkaJackaHyde’a,redaktoranaczelnegoSIP
Orety.SpotkamsięzChristianem.Porazpierwszyodpięciudninotuję
minimalnąpoprawęnastroju.Izastanawiamsię,couniego.
Tęsknizamną?Prawdopodobnienietak,jakjazanim.Znalazłsobienową
uległą?Tamyśljesttakbolesna,żenatychmiastjąodsiebieodsuwam.
SpoglądamnastoskorespondencjiJackaibioręsięzajejsortowanie,próbując
jednocześnieporazkolejnywyrzucićChristianazmyśli.
Tegowieczoruprzedzaśnięciemprzekręcamsiębezkońcazbokunabok,ale
porazpierwszyodkilkudniniepłaczędopoduszki.
OczamiwyobraźniwidzętwarzChristianawchwilimojegoodejścia.
Prześladujemniewidocznananiejudręka.Pamiętam,żeniechciał,abymodeszła,
cobyłodziwne.Czemumiałabymzostać,skoronastąpiłimpas?Obojemieliśmy
problemy:jazestrachemprzedkarą,onzestrachemprzed...przedczym?Przed
miłością?
Porazkolejnyprzekręcamsięnadrugibokipełnabezbrzeżnegosmutkutulę
twarzdopoduszki.Onuważa,żeniezasługujenabyciekochanym.Dlaczegotak
myśli?Czytomazwiązekzjegodzieciństwem?Biologicznąmatką,narkomanką
idziwką?Takiemyślidręcząmnieniemaldoświtu,kiedywkońcuzapadam
wpłytki,niedającyukojeniasen.
Dzieńciągniesiębezkońca,aJackpoświęcamiwyjątkowodużouwagi.
Podejrzewam,żematozwiązekześliwkowąsukienkąKateiczarnymikozaczkami
nawysokimobcasie,którezwędziłamzjejszafy,aleniezastanawiamsięnadtym
zbytintensywnie.Postanawiam,żepopierwszejwypłacieudamsięnazakupy.
Sukienkajestluźniejszaniżostatnio,aleudaję,żetegoniedostrzegam.
Wkońcuwybijapiątatrzydzieści.Caławnerwachchwytamżakietitorebkę.
Zarazsięznimspotkam!
–Maszdzisiajrandkę?–pytaJack,mijającmojebiurkowdrodzedowyjścia.
–Tak.Nie.Niezupełnie.
Unosibrew,wyraźniezainteresowany.
–Chłopak?
Rumienięsię.
–Nie,przyjaciel.Byłychłopak.
–Możejutrochciałabyśwyskoczyćpopracynadrinka?Rewelacyjnypierwszy
tydzieńwpracy,Ana.Powinniśmytouczcić.–Uśmiechasię,awjegospojrzeniu
pojawiasięlekkoniepokojącybłysk.
Zrękamiwkieszeniachwychodziprzezdwuskrzydłowedrzwi.Marszczębrwi.
Drinkzszefem–czytodobrypomysł?
Potrząsamgłową.NajpierwczekamniewieczórzChristianemGreyem.Jakja
sobieztymporadzę?Pospiesznieudajęsiędotoaletynaostatniepoprawki.
Stajęprzeddużymlustremiprzyglądamsięuważnieswojejtwarzy.Bladajak
zawsze,ajeszczemamciemnesińcepodzbytdużymioczami.Wyglądam
mizernie.Żałuję,żeniejestemdobrawrobieniumakijażu.Tuszujęrzęsy,maluję
eyelineremcienkąkreskęnagórnejpowieceiszczypiępoliczkiwnadziei
nauzyskanieodrobinykoloru.Układamwłosytak,żeopadająminaplecyibiorę
głębokioddech.Tomusiwystarczyć.
Nerwowoprzechodzęprzezholimachamnapożegnaniesiedzącejwrecepcji
Claire.Chybamogłabymsięzniązaprzyjaźnić.Gdyidęwstronędrzwi,Jack
akuratrozmawiazElizabeth.Uśmiechającsięszeroko,podbiega,abyotworzyćmi
drzwi.
–Paniprzodem–mruczy.
–Dziękuję–uśmiechamsięzzakłopotaniem.
PrzedbudynkiemczekaTaylor.Otwieratylnedrzwisamochodu.Oglądamsię
niepewnienaJacka,którywyszedłzamną.Zkonsternacjąpatrzynaaudi.
Odwracamsięiwsiadamdoauta,iotoon,ChristianGrey,wszarymgarniturze,
bezkrawatu,zodpiętymkołnierzykiembiałejkoszuli.Jegoszareoczylśnią.
Zasychamiwustach.Wyglądafantastycznie,alepatrzynamnie,marszcząc
brwi.Dlaczego?
–Kiedyostatnirazcośjadłaś?–pytaostro,gdyTaylorzamykazamnądrzwi.
Cholera.
–Witaj,Christianie.Tak,jarównieżsięcieszę,żecięwidzę.
–Darujsobieterazswójciętyjęzyk.Odpowiedzminapytanie.–Oczymupłoną.
Okurde.
–Eee...nalunchzjadłamdziśjogurt.A,ibanana.
Taylorsiadazakierownicą,uruchamiasilnikiwłączasiędoruchu.
Jackmimacha,choćniemampojęcia,jakimcudemmniewidziprzez
przyciemnianąszybę.Odmachujęmu.
–Ktoto?–warczyChristian.
–Mójszef.–Podnoszęwzroknapięknegomężczyznęsiedzącegoobok.Ustama
zaciśniętewcienkąlinię.
–Nowięc?Ostatniposiłek?
–Christian,tonaprawdęniepowinnocięinteresować–rzucam,czującsię
wyjątkowoodważna.
–Interesujemniewszystko,codotyczyciebie.Odpowiedz.
Wydajępełenfrustracjijękiwznoszęoczykugórze,onzaśmrużyoczy.Iporaz
pierwszyoddawnachcemisięśmiać.Mocnosięstaramzdusićchichot,grożący
wydostaniemsięnapowierzchnię.TwarzChristianałagodnieje,gdytakwalczę
ozachowaniepowagi,apoprzepiękniewyrzeźbionychustachprzemykacień
uśmiechu.
–Nowięc?–pyta,tymrazemłagodniej.
–Makaronallavongole,zeszłypiątek–odpowiadamszeptem.
Zamykaoczy,ajegotwarzprzecinawściekłośćichybażal.
–Rozumiem–mówigłosempozbawionymwyrazu.–Wyglądasz,jakbyśschudła
conajmniejtrzykilo,amożeiwięcej.Maszjeść,Anastasio.
Wbijamwzrokwleżącenakolanachsplecionedłonie.Dlaczegoprzynim
zawszesięczujęjakniesfornedziecko?
Poprawiasięnakanapieiodwracawmojąstronę.
–Jaksięczujesz?–pyta.Głosnadalmałagodny.
Cóż,taknaprawdęfatalnie...Przełykamślinę.
–Skłamałabym,gdybymcipowiedziała,żedobrze.
Wciągagłośnopowietrze.
–Jateż–mówicichoikładziemirękęnadłoni.–Brakujemiciebie–dodaje.
Onie.Jegodotyk.
–Christianie...
–Ana,proszę.Musimyporozmawiać.
Zarazsięrozpłaczę.Nie.
–Christianie...proszę...tylesięjużnapłakałam–szepczę,próbujączachować
kontrolęnademocjami.
–Och,skarbie,nie.–Pociągamniezadłońichwilępóźniejsiedzęnajego
kolanach.Obejmujemniemocno,chowającnoswmoichwłosach.–Takbardzo
zatobątęskniłem,Ano–mówibeztchu.
Chcęsięwyplątaćzjegoobjęć,zachowaćpewiendystans,aleonniedaje
zawygraną.Przyciskamniemocnodopiersi.Mięknę.Och,towłaśnietutaj
pragnęsięznajdować.
Opieramoniegogłowę,aonobsypujepocałunkamimojewłosy.Towłaśniejest
dom.Pachnieświeżympraniem,płynemzmiękczającym,żelempodprysznic
itym,colubięnajbardziej–Christianem.Przezchwilępozwalamsobienaułudę,
żewszystkobędziedobrze.Koitomojązbolałąduszę.
KilkaminutpóźniejTaylorzatrzymujeauto,chociażniezdążyliśmynawet
wyjechaćzmiasta.
–Chodź.–Christianzsuwamniezkolan.–Jesteśmynamiejscu.
Cotakiego?
–Lądowisko,nadachu.–Tytułemwyjaśnieniapokazujewzrokiemwysoki
budynek.
Notak.CharlieTango.Taylorotwieradrzwiiwysiadamzauta.Obdarzamnie
ciepłym,ojcowskimuśmiechem,dziękiktóremuczujęsiębezpiecznie.Takżesię
uśmiecham.
–Powinnamcioddaćchusteczkę.
–Proszęjązatrzymać,pannoSteele,znajlepszymiżyczeniami.
Rumienięsię,gdyChristianobchodzisamochódibierzemniezarękę.Patrzy
pytająconaTaylora,któryodpowiadaspokojnymspojrzeniem,niczegonie
wyjaśniając.
–Dziewiąta?–pytagoChristian.
–Tak,proszępana.
Christiankiwagłową,odwracasięiprzezpodwójnedrzwiwprowadzamnie
doimponującegofoyer.Upajamsiędotykiemjegodłoniidługichpalców
splecionychzmoimi.Iczujęznajomeprzyciąganie,jakwzywanyprzezsłońce
Ikar.Zdążyłamsięjużsparzyć,ajednakznowufrunę.
Gdydocieramydowind,wciskaguzikprzywołujący.Podnoszęnaniegowzrok.
Najegotwarzywidniejetencharakterystycznyzagadkowypółuśmiech.Drzwisię
rozsuwają,onpuszczamojądłońiwchodzimydośrodka.
Drzwizamykająsięijeszczerazośmielamsięnaniegozerknąć.Onteżpatrzy
namnieiotoznowuprzeskakujemiędzynamitaelektryczność.Jestwręcz
namacalna.Niemaljączuję,jakpulsujemiędzynami,przyciągającnasdosiebie.
–Orety–mówiębeztchu,przezchwilęrozkoszującsięintensywnościątego
pierwotnegoprzyciągania.
–Teżtoczuję.–Jegowzrokpłonie.
Wmoichlędźwiachgromadzisięcorazwięcejmrocznegopożądania.Christian
bierzemniezarękęiprzesuwakciukiempoknykciach,awszystkiemojemięśnie
zaciskająsięmocno,rozkosznie,głęboko.
Jaktomożliwe,żeonnadaltaknamniedziała?
–Proszę,nieprzygryzajwargi,Anastasio–szepcze.
Podnoszęwzrokipuszczamwargę.Pragnęgo.Tutaj,teraz,wwindzie.Jak
mogłobybyćinaczej?
–Wiesz,jaktonamniedziała–mruczy.
Och,awięconteżtoczuje.Mojawewnętrznaboginizastanawiasięnad
porzuceniempięciodniowychdąsów.
Drzwinaglesięrozsuwają,czarpryska,amywychodzimynadach.Wiejesilny
wiatrichoćmamżakiet,jestmizimno.Christianobejmujemnieramieniem,
przyciągadosiebieiszybkoidziemywstronęCharliegoTango,stojącego
pośrodkulądowiska.Śmigłaobracająsiępowoli.
Zkabinywychodziwysokiblondynokwadratowejszczęceipochylającsię,
biegniekunam.WymieniauściskdłonizChristianemiwoła,przekrzykującłoskot
śmigła:
–Gotowydolotu,proszępana.Jestdopańskiejdyspozycji!
–Wszystkosprawdzone?
–Takjest.
–Odbierzeszgookołoósmejtrzydzieści?
–Takjest.
–Taylorczekanaciebienadole.
–Dziękuję,panieGrey.BezpiecznegolotudoPortland.Dowidzeniapani.–
Żegnasięzemnąruchemgłowy.
Christian,niepuszczającmojejdłoni,pochylasięiprowadzimniedomaszyny.
Gdyjesteśmyjużwkabinie,zapinamipasy,mocnojezaciskając.Posyłami
znaczącespojrzenieitenswójtajemniczyuśmiech.
–Dziękitemubędzieszunieruchomiona–mruczy.–Muszęprzyznać,
żepodobająmisiętepasy.Niczegoniedotykaj.
Oblewamsięszkarłatnymrumieńcem,aonprzesuwapalcemwskazującym
pomoimpoliczku,poczymwręczamisłuchawki.„Jateżchciałabymciędotknąć,
aleminiepozwolisz”.Robięnachmurzonąminę.Pozatymtakciasnomniezapiął,
żeledwiemogęsięruszyć.
Zajmujeswojemiejsceitakżezapinapasy,poczymrozpoczynakontrolę
przedstartową.Jesttakikompetentny.Zakładasłuchawki,pstrykajakiśguzik
iśmigłaprzyspieszają,ogłuszającmnie.
Christianodwracasiędomnie.
–Jesteśgotowa,mała?–Jegogłosodbijasięechemwsłuchawkach.
–Tak.
Obdarzamniechłopięcymuśmiechem.Wow,takdawnogoniewidziałam.
–WieżaSea-Tac,tuCharlieTangoGolf–GolfEchoHotel,gotowydolotu
doPortlandprzezPDX.Proszęopotwierdzenie,odbiór.
Odzywasięgłoskontroleraruchu,wydającyinstrukcje:
–Roger,wieża,CharlieTangomożestartować,bezodbioru.
Christianwciskadwaprzyciski,chwytazadrążeksterowniczyiśmigłowiec
powolisięwznosikuwieczornemuniebu.
Seattleimójżołądekpozostająwdole.Tylejestdozobaczenia.
–Goniliśmyjużzaświtem,Anastasio,terazporanazmierzch–słyszę
wsłuchawkachjegogłos.
Odwracamsięipatrzęnaniegozaskoczona.
Cotomaznaczyć?Jaktojest,żeChristianpotrafimówićtakromantycznie?
Uśmiechasię,nacoodpowiadamnieśmiałymuśmiechem.
–Tymrazemopróczzachodzącegosłońcajestznaczniewięcejdozobaczenia–
mówi.
PodczasnaszegoostatniegolotudoSeattlepanowałyciemności,ale
dzisiejszegowieczoruwidokjestspektakularny,dosłownienieziemski.
Prześlizgujemysięmiędzynajwyższymibudynkami,ciąglesięwznosząc.
–TamjestEscala–pokazujemi.–TamBoeing,noiwidaćSpaceNeedle.
Wyciągamszyję.
–Nigdytamniebyłam.
–Zabioręcię,możemytamcośzjeść.
–Christian,myśmysięrozstali.
–Wiem.Aleprzecieżwolnomiciętamzabraćinakarmić.–Piorunujemnie
wzrokiem.
Kręcęgłowąipostanawiamnieprotestować.
–Bardzotupięknie,dziękujęci.
–Robiwrażenie,co?
–Robiwrażeniefakt,żeumieszrobićcośtakiego.
–Pochlebstwozpaniust,pannoSteele?Ależjajestemczłowiekiemowielu
talentach.
–Mamtegopełnąświadomość,panieGrey.Odwracasię,uśmiechaznacząco
iporazpierwszyodpięciudniudajemisięchoćtrochęzrelaksować.Możenie
będzieażtakźle.
–Jaknowapraca?
–Dobrze,dziękuję.Interesująca.
–Jakijesttwójprzełożony?
–Och,wporządku.–JakmogępowiedziećChristianowi,żeJackmnie
deprymuje?
–Cocisięwnimniepodoba?–pyta,zerkającnamnie.
–Nielicząctego,cooczywiste,tonic.
–Tego,cooczywiste?
–Och,Christianie,czasemstrasznyzciebietępak.
–Tępak?Ja?Niejestempewny,czypodobamisiępaniton,pannoSteele.
–Notoniechcisięniepodoba.Jegoustawyginająsięwuśmiechu.
–Brakowałomitwegociętegojęzyka,Anastasio.Wciągamgłośnopowietrze
imamochotęzawołać:
„Amniebrakowałocałegociebie,nietylkojęzyka!”Trzymamjednakbuzię
nakłódkęiwyglądamprzezszybęCharliegoTango,któramakształtkulistego
akwarium.Lecimynapołudnie.Poprawejstroniesłońcewisiniskonad
horyzontem–wielkie,płomienniepomarańczowe–ajaznowujestemIkarem,
podfruwającymstanowczozbytblisko.
ZmierzchpodążazanamizSeattle,naniebieprzeplatająsiękrem,róż
iakwamaryna,takperfekcyjnie,jaktylkoMatkaNaturapotrafi.Niebojest
bezchmurne,aświatłaPortlandmigocząwesoło,witającnas,gdyChristiansadza
śmigłowiecnalądowisku.Znajdujemysięnadachutegodziwnegobudynku
zbrązowejcegły,zktóregoodlecieliśmyniecałetrzytygodnietemu.
Totakniedawno,amamwrażenie,jakbymznałaChristianaodzawsze.On
właśniepstrykaróżnymiguzikami,takżeśmigłaprzestająsięobracaćiwkońcu
słyszęwsłuchawkachtylkowłasnyoddech.Hmm.Przypominamisięmuzyka
ThomasaTallisa.Wzdrygamsię.Niechcęsięterazzapuszczaćwterejony.
Christianodpinaswojepasyinachylasię,bytosamozrobićzmoimi.
–Przyjemnylot,pannoSteele?–pytagrzecznie.Oczymubłyszczą.
–Tak,dziękuję,panieGrey–odpowiadamrówniegrzecznie.
–Wtakimraziechodźmypooglądaćzdjęciategochłopca.
Wyciągarękęipomagamiwysiąść.
Naspotkaniewychodzinamsiwowłosy,brodatymężczyzna.Uśmiechasię
szeroko.Totensamczłowiek,któregopoznałamostatnimrazem.
–Joe.–Christianuśmiechasięipuszczamojąrękę,abywymienićznimuścisk
dłoni.–Zajmijsięnim.Stephanzjawisiękołoósmejczydziewiątej.
–Zrobisię,panieGrey.Witampanią–kiwamigłową.–Pańskisamochódczeka
nadole.Och,windasięzepsuła,musząpaństwozejśćschodami.
–Dziękuję,Joe.
Christianbierzemniezarękęiruszamywstronęschodów.
–Ztymiobcasamimaszszczęście,żetotylkotrzypiętra–burczy
zdezaprobatą.
Nocośtakiego.
–Niepodobającisiętekozaczki?
–Bardzomisiępodobają,Anastasio.–Jegospojrzenieciemniejeiwydajemisię,
żechcepowiedziećcośjeszcze,alesiępowstrzymuje.–Chodź.Zejdziemypowoli.
Niechcę,żebyśspadłaztychschodówiskręciłakark.
Siedzimywmilczeniu,gdykierowcawiezienasdogalerii.Niepokójwrócił,
przybierającjeszczenasile.Christianmilczyzadumany,wręczniespokojny.
Porozluźnionejatmosferzeniezostałnawetślad.Tylepragnępowiedzieć,aleta
podróżjestzbytkrótka.Christianwzamyśleniuwyglądaprzezszybę.
–Josétotylkoprzyjaciel–bąkam.
Odwracasięimierzymniewzrokiem.Oczymapociemniałeinieufne,nie
zdradzająniczego.Jegousta–och,jegoustamocnomnierozpraszają.Pamiętam
jenaswoimciele–wszędzie.Palimnieskóra.Christianpoprawiasięnakanapie
imarszczybrwi.
–Teśliczneoczywydająsięzbytdużewstosunkudotwarzy,Anastasio.Proszę,
powiedzmi,żebędzieszjeść.
–Tak,Christianie,będęjeść–odpowiadamautomatycznie.
–Nieżartuję.
–Doprawdy?–Wmoimgłosiepobrzmiewapogarda.Ależtenczłowiekmatupet;
człowiek,przezktóregopięćostatnichdnibyłodlamniepiekłem.Nie,tonietak.
Tojazgotowałamsobiepiekło.Nie.On.Potrząsamzkonsternacjągłową.
–Niechcęsięztobąkłócić,Anastasio.Chcę,abyśdomniewróciłaiżebyśbyła
zdrowa–mówi.
–Alenicsięniezmieniło.–Nadalmaszpięćdziesiąttwarzy.
–Porozmawiamywdrodzepowrotnej,dobrze?Jesteśmyjużnamiejscu.
SamochódzatrzymujesięprzedwejściemdogaleriiiChristianwysiada.Ajanie
jestemwstaniewydobyćzsiebiegłosu.Otwieradlamniedrzwiijatakże
wysiadam.
–Dlaczegotorobisz?–pytamgłośniej,niżzamierzałam.
–Aleco?–Christianjestwyraźniezaskoczony.
–Mówiszcośtakiego,apotempoprostumilkniesz.
–Anastasio,przyjechaliśmynamiejsce.Tu,gdziechciałaś.Załatwmyto,
apotemporozmawiamy.Nieszczególniemamochotęnascenęnaulicy.
Rozglądamsię.Marację.Tomiejscepubliczne.Zaciskamusta,aonpiorunuje
mniewzrokiem.
–Okej–burczę.
Bierzemniezarękęiprowadziwstronęwejścia.
Znajdujemysięwzaadaptowanymmagazynie–cegły,podłogizciemnego
drewna,białesufityibiałysystemruriprzewodów.Przestronnieinowocześnie.
Wgaleriizdążyłosięzebraćsporoosóbsączącychwinoipodziwiającychprace
José.Nachwilęzapominamoswoichkłopotach,zachwyconatym,żemojemu
przyjacielowiudałosięzrealizowaćmarzenie.Świetnarobota,José!
–Dobrywieczór,witamypaństwanawernisażuJoséRodrigueza.–Witanas
młoda,krótkowłosaszatynkawczerni,zdużymikolczykamiwkształciekół
ipomalowanyminaczerwonoustami.Prześlizgujesiępomniewzrokiem,
następniezdecydowaniezbytdługopatrzynaChristiana,następnieznowu
namnie,mrugającirumieniącsię.
Marszczęczoło.Onjestmój.Aprzynajmniejbył.Pochwilikobietamruga
ponownie.
–Och,toty,Ano.Zapraszamynapoczęstunek.–Uśmiechającsięszeroko,
wręczamibroszuręiwskazujestółznapojamiiprzekąskami.
–Znaszją?–pytaChristian,marszczącbrwi.
Kręcęgłową,równieskonsternowana.
Wzruszaramionami.
–Czegosięnapijesz?
–Białegowina.
Brwischodząmusięwjednąlinię,alenicniemówi,tylkoodchodzi,aby
zrealizowaćmojezamówienie.
–Ana!
PrzeztłumprzeciskasięJosé.
Aniechmnie!Manasobiegarnitur.Świetniewygląda.Uśmiechasię
promiennie,achwilępóźniejbierzemniewramionaimocnoprzytula.Inaprawdę
mocnosięmuszęstarać,abyniewybuchnąćpłaczem.Mójprzyjaciel,mójjedyny
przyjacielnaczasnieobecnościKate.Woczachwzbierająmiłzy.
–Ana,taksięcieszę,żedałaśradęprzyjść–szepczemidoucha.Nagleodsuwa
mnienaodległośćramieniaimierzybacznymspojrzeniem.
–Noco?
–Hej,wszystkowporządku?Wyglądasz,nocóż,dziwnie.Diosmío,schudłaś?
Mrugampowiekami,blokującłzy.
–José,nicminiejest.Takbardzosięcieszęwtwoimimieniu.Gratuluję
wystawy.–Głosmidrży,gdynatejtakbardzoznajomejtwarzywidzętroskę,ale
muszępanowaćnadsobą.
–Jaksiętudostałaś?–pyta.
–DziękiChristianowi.–Nagleogarniamnieniepokój.
–Och.–Josérzedniemina.Puszczamnie.–Gdzieonjest?
–Tam,poszedłpocośdopicia.
KiwamgłowąwkierunkuChristianaidostrzegam,żewłaśniewymienia
uprzejmościzkimśstojącymwkolejce.Christianpodnosiwzrokinasze
spojrzeniasiękrzyżują.Przezkrótkąchwilęjestemjaksparaliżowana,gdytak
patrzęnategoniezwykleprzystojnegomężczyznę,zktóregotwarzynicsięnie
dawyczytać.Przewiercamniegorącymspojrzeniem.
Orany...Tenpięknymężczyznachce,żebymdoniegowróciła.Gdzieśwgłębi
megojestestwarodzisiępowolisłodkaradość.
–Ana!–Josésprawia,żewracamdorzeczywistości.–Taksięcieszę,
żeprzyjechałaś.Słuchaj,powinienemcięostrzec...
NaglewsłowowchodzimuPannaKrótkowłosaiCzerwonousta:
–José,chcesięztobąwidziećdziennikarkaz„PortlandPrintz”.Chodź.–
Obdarzamnieuprzejmymuśmiechem.
–Super,nonie?Sława.–Uśmiechasięszeroko,ajacieszęsięrazemznim.–
Późniejcięznajdę,Ano.–Całujemniewpoliczekipatrzę,jakpodchodzi
domłodejkobietystojącejoboktyczkowategofotografa.
WszędziewiszązdjęciaJosé;niektórewydrukowanonawetnaolbrzymich
płótnach.Częśćjestczarno-biała,częśćkolorowa.Wielepejzażycechuje
eterycznepiękno.Najednejzprac,zrobionejnadjezioremwVancouver,jest
wczesnywieczóriróżowechmuryodbijająsięwnieruchomejwodzie.Porywa
mnieniezmąconyspokójtegomiejsca.Toniesamowitezdjęcie.
PodchodziChristianiwręczamikieliszekbiałegowina.
–Odpowiednipoziom?–Mójgłosbrzmiwzględnienormalnie.
Patrzynamniepytająco.
–Wino–wyjaśniam.
–Nie.Alenategorodzajuimprezachrzadkozdarzasiędobre.Chłopakma
talent,nie?–mówiChristian,podziwiajączdjęciezjeziorem.
–Amyślisz,żeczemutojegopoprosiłam,abyzrobiłcizdjęcia?–Dumawmoim
głosiejestoczywista.
–ChristianGrey?–Podchodzidonasfotografz„PortlandPrintz”.–Mogęzrobić
panuzdjęcie?
–Jasne.
Cofamsięokrok,aleChristianchwytamniezarękęiprzyciągadosiebie.
Fotografpatrzytonamnie,tonaniegoiniepotrafiukryćzdziwienia.
–Dziękuję,panieGrey.–Pstrykakilkafotek.–Pani...?–pyta.
–AnaSteele–odpowiadam.
–Dziękuję,paniSteele.–Potychsłowachodchodzi.
–SzukałamwInterneciezdjęć,naktórychmiałbyśdamskietowarzystwo.Inic
nieznalazłam.DlategowłaśnieKatemyślała,żejesteśgejem.
UstaChristianawyginająsięwuśmiech.
–Totłumaczytwojenagannepytanie.Nie,niespotykamsięznikim,Anastasio,
tylkoztobą.Aletoakuratwiesz.–Głosmacichyinabrzmiałyszczerością.
–Więcnigdzieniezabierałeśswoich...–rozglądamsię,czyniktnieusłyszy–
uległych?
–Czasami.Alenienaoficjalnespotkania.Nazakupy,nowiesz.–Wzrusza
ramionami,nieodrywającwzrokuodmojejtwarzy.
Och,awięctylkopokójzabaw–CzerwonyPokójBólu–iapartament.Samanie
wiem,cootymmyśleć.
–Tylkoztobą,Anastasio–szepcze.
Oblewamsięrumieńcemiwbijamwzrokwdłonie.Naswójsposóbjemu
rzeczywiścienamniezależy.
–Twójprzyjacielwyglądamibardziejnamiłośnikakrajobrazówniż
naportrecistę.Rozejrzyjmysię.–Ujmujęjegowyciągniętądłoń.
Mijamykilkakolejnychzdjęćidostrzegamparę,któranamójwidokuśmiecha
sięszeroko,jakbymnieznała.Pewniedlatego,żejestemzChristianem.Alejeden
młodymężczyznaotwarciesięnamniegapi.Dziwnasprawa.
Skręcamyzarógijużrozumiem,skądtedziwnespojrzenia.Naprzeciwległej
ścianiewisisiedemolbrzymichportretów–przedstawiającychmnie.
Patrzęnaniebezsłowa,aztwarzyodpływamikrew.Ja:nadąsana,roześmiana,
zezmarszczonymibrwiami,poważna,rozbawiona.Sameczarno-białezbliżenia.
Aniechmnie!Pamiętam,jakJosébawiłsięparęrazyaparatem,kiedynas
odwiedzałikiedyjamusłużyłamzakierowcęiasystenta.Sądziłam,żetaksobie
pstryka.Anieżerobitakieniepozowanezbliżenia.
Christianjakzahipnotyzowanyprzyglądasiękażdemuzdjęciupokolei.
–Wyglądanato,żeniejestemjedyny–mruczyzagadkowopodnosem,austa
zaciskawcienkąlinię.
Chybajestzły.
–Przepraszam–rzuca,przeszywającmnieostrymspojrzeniem.Apotemudaje
sięwstronęrecepcji.
Atymrazemocomuchodzi?Patrzę,jakrozmawiazożywieniemzPanną
KrótkowłosąiCzerwonoustą.Wyjmujeportfelipodajejejkartękredytową.
Cholera.Napewnokupiłktórąśzprac.
–Hej.Totyjesteśmuzą.Tezdjęciasąfantastyczne–odzywasięmłody
mężczyznazszopąjasnychwłosów,ajaażpodskakuję.
Czujęnałokciudłoń.WróciłChristian.
–Szczęściarzzpana–mówiBlondSzopadoChristiana,którywodpowiedzi
mrozigospojrzeniem.
–Aowszem–rzucazwięźleiodciągamnienabok.
–Kupiłeśktóreś?
–Któreś?–prycha,nieodrywającoczuodzdjęć.
–Kupiłeświęcejniżjedno?
Przewracaoczami.
–Kupiłemwszystkie,Anastasio.Niechcę,abyjakiśnieznajomypożerałcię
wzrokiemwswoimdomu.
Mojąpierwsząreakcjąjestśmiech.
–Samwolisztorobić?–pytamdrwiąco.
Gromimniewzrokiem,zbityztropumojązuchwałością.Takmisięprzynajmniej
wydaje.Ipróbujeukryćrozbawienie.
–Szczerzemówiąc,tak.
–Zboczeniec–mówiębezgłośnieiprzygryzamdolnąwargę,abypowstrzymać
uśmiech.
Terazjegorozbawieniejestoczywiste.Gładzisięznamysłempobrodzie.
–Niesposóbzaprzeczyć,Anastasio.–Kręcigłową,ajegospojrzeniełagodnieje.
–Pociągnęłabymtentemat,alepodpisałamNDA.
Wzdycha,patrzącnamnie,ioczymuciemnieją.
–Ależbymmiałochotęrozprawićsięztymtwoimciętymjęzyczkiem–mruczy
podnosem.
Doskonalewiem,comanamyśli.
–Jesteśbardzoniegrzeczny–rugamgo.Czyonnieznażadnychgranic?
Uśmiechasię,bypochwilizmarszczyćbrwi.
–Natychzdjęciachwyglądasznabardzorozluźnioną,Anastasio.Nieczęstocię
takąwiduję.
Słucham?Ha!Zmianatematu,odżartówdotematówpoważnych.
Rumienięsięiopuszczamwzrok.Christianpodnosimigłowę,ajarobię
gwałtownywdech,czującnabrodziejegopalce.
–Chcę,żebyśprzymniebyłatakarozluźniona–szepcze.Wjegospojrzeniunie
maanicieniauśmiechu.
Wemnieponowniewzbieraradość.Noalejakmiałobydotegodojść?Mamy
tyleproblemów.
–Wtakimraziemusiszmnieprzestaćonieśmielać–warczę.
–Atymusiszsięnauczyćkomunikacjiimówićmi,coczujesz–ripostuje.
Bioręgłębokioddech.
–Christian,chciałeś,abymbyłatwojąuległą.Wtymwłaśnietkwiproblem.
Wdefinicjisłowa„uległy”,którąminawetwysłałeśmejlem.–Próbujęsobie
przypomniećdokładnesłowa.–Synonimamibyły,cytuję:„posłuszny,poddany”.
Miałamnaciebieniepatrzeć.Nieodzywaćsiędociebie,chybażemipozwolisz.
Czegosięspodziewasz?–syczę.
Marszczybrwi,ajakontynuuję:
–Bycieztobąjestmocnodezorientujące.Niechcesz,abymcisięsprzeciwiała,
alezdrugiejstronypodobacisięmój„ciętyjęzyczek”.Chceszposłuszeństwa,tyle
żeniezawsze,abymócmniewtedyukarać.Kiedyjestemztobą,nigdyniewiem,
coakuratobowiązuje.
Mrużyoczy.
–Celnauwaga,jakzawsze,pannoSteele.–Głosmalodowaty.–Chodźmycoś
zjeść.
–Jesteśmytutajdopieropółgodziny.
–Zobaczyłaśzdjęcia,porozmawiałaśzchłopakiem.
–ManaimięJosé.
–PorozmawiałaśzJosé,chłopakiem,któregoostatniowidziałem,gdypróbował
wepchnąćcijęzykdoust.Atybyłaśpijana–warczy.
–Onnigdymnienieuderzył–wyrzucamzsiebie.
Widać,żejestwściekły.
–Tociosponiżejpasa,Anastasio–syczygroźnie.
Blednę,aChristianprzeczesujedłoniąwłosy,ledwietłumiącgniew.
–Zabieramcięnakolację,żebyśwkońcucośzjadła.Gaśniesznamoichoczach.
Poszukajchłopakaisiępożegnaj.
–Niemożemyzostaćdłużej?Proszę?
–Nie.Idź.Teraz.Pożegnajsię.
Ażsięwemniegotuje.PanPrzeklętyKontroler.Dobrzeczućgniew.Lepiejniż
byćnaskrajułez.
Przeczesujępomieszczeniewzrokiem,szukającJosé.Rozmawiawłaśnie
zkilkomamłodymikobietami.Ruszamwjegostronę,oddalającsiętymsamym
odChristiana.Przywiózłmnietutaj,więcmuszęrobićto,comikaże?Zakogoon
się,docholery,uważa?
Dziewczętaspijająkażdesłowo,którewypływazustJosé.Gdypodchodzę,
jednaznichgłośnowciągapowietrze,niewątpliwierozpoznającmniezezdjęć.
–José.
–Ana.Przepraszamwas,dziewczęta.–Joséobdarzajeszerokimuśmiechem
iotaczamnieramieniem.Wsumienawetmnietobawi:mójprzyjacielrobiący
takiewrażenienadamach.
–Wyglądasznawściekłą–mówi.
–Muszęjużiść.
–Aleprzecieżdopierocoprzyjechałaś.
–Wiem,aleChristianmusiwracać.Zdjęciasąfantastyczne,José,maszwielki
talent.
Promienieje.
–Super,żesięzjawiłaś.
Chowamniewniedźwiedzimuściskuiobracamną,takżewidzęwoddali
Christiana.Marszczygniewniebrwi.Napewnodlatego,żejestemwobjęciach
José.Takwięczpełnąpremedytacjąoplatamramionamiszyjęprzyjaciela.
Christianchybazarazeksploduje.Spojrzeniematakmroczne,żeniemalczarne.
Ruszapowoliwnasząstronę.
–Dzięki,żemnieostrzegłeścodotychportretów–mamroczę.
–Cholera.Sorki,Ana.Powinienembyłcipowiedzieć.Podobającisię?
–Eee...niewiem–odpowiadamszczerze,zbitaztroputympytaniem.
–Cóż,wszystkiesięsprzedały,więckomuśsięspodobały.Super,nonie?Jesteś
dziewczynązplakatów.–Przytulamniejeszczemocniejiwtejwłaśniechwili
podchodzidonasChristian.Piorunujemniewzrokiem,aleJosénaszczęścietego
niewidzi.Puszczamnie.–Niebądźtakasztywna,Ano.Och,panGrey,dobry
wieczór.
–PanieRodriguez,imponującawystawa.–Christianjestlodowatouprzejmy.–
Przykromi,żeniezostaniemydłużej,aleczasnasnagli,musimywracać
doSeattle.Anastasio?–Subtelniepodkreśla„nas”ibierzemniezarękę.
–Pa,José.Jeszczerazmojegratulacje.–Cmokamgoszybkowpoliczek,
achwilępóźniejChristianciągniemniewstronęwyjścia.Wiem,żeażkipi
zgniewu.Jateż.
Naulicyrozglądasięszybko,poczymnagleskręcawlewowbocznąuliczkę
ipopychamnienaścianęjakiegośbudynku.Chwytaobiemadłońmimojątwarz,
takbymmusiałaspojrzećwtepłomienne,pełnedeterminacjioczy.
Robięgwałtownywdechijegoustaspadająnamoje.Całujemnieżarliwie.
Naszezębysięzderzają,apochwilijegojęzykwdzierasiędomychust.
PożądanieeksplodujewemnieniczymfajerwerkizokazjiDniaNiepodległości,
iteżgocałuję,zrównymzapałem,wplatampalcewjegowłosyimocno
przyciągamgodosiebie.ZgardłaChristianawydobywasięjęk,niskidźwięk
odbijającysięechemwmoimciele,ajegodłońprzesuwasięwdółażdomego
uda.Natarczywepalceprzezmateriałsukienkiwbijająsięwskórę.
Wtenpocałunekwlewamcałecierpienieibólzostatnichkilkudni,wiążąc
Christianazesobą,aon,kumemuoszołomieniu–wtejchwiliszaleńczej
namiętności–robitosamo,czujetosamo.
Przerywapocałunek,ciężkodysząc.Oczymupłonąpożądaniem,jeszcze
bardziejrozpalająckrążącąwmychżyłachkrew.Próbujęwciągnąćdopłuc
odrobinęcennegopowietrza.
–Jesteś.Moja–warczy,podkreślająckażdesłowo.Odsuwasięipochyla,
opierającdłonienakolanach,jakbywłaśnieprzebiegłmaraton.–Namiłość
boską,Ana.
Opieramsięościanę,oddychającgłośno,próbujączachowaćkontrolęnad
rozpustnąreakcjąmegociała,próbującodzyskaćrównowagę.
–Przepraszam–szepczę,gdywracamioddech.
–Noisłusznie.Wiem,corobisz.Pragnieszfotografa,Anastasio?Onzcałą
pewnościączujemiętędociebie.
Kręcęzawstydzonagłową.
–Nie.Totylkoprzyjaciel.
–Całedorosłeżyciepróbowałemunikaćwszelkichekstremalnychuczuć.
Ajednakty...tywywołujeszwemnieuczucia,któresąmizupełnieobce.To
bardzo...–Marszczybrwi,szukającodpowiedniegosłowa.–Destabilizujące.
Lubiękontrolę,Ana,aprzytobieto–prostujesięiwbijawemnie
rozgorączkowanespojrzenie–znika.–Macharęką,poczymprzeczesujepalcami
włosyibierzegłębokioddech.Chwytamojądłoń.–Chodź,musimyporozmawiać,
atycośzjesz.
Niedostępnewwersjidemonstracyjnej.
Zapraszamydozakupupełnejwersjiksiążki
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.

Podobne dokumenty