tutaj

Transkrypt

tutaj
Dominika Margielewska, Uniwersytet Medyczny w Łodzi
„Lupa stomatologiczna - niepotrzebny gadżet czy niezbędne
narzędzie pracy?
Możliwości wykorzystania lup w pracy zawodowej.”
„Żadna wielka filozofia z tej stomatologii” Myśli sobie pilny student na początku drogi.
„Widać zęby jak na dłoni – wszystkie lśnią w atlasie,
A teorię przekuć w życie już z łatwością da się.
W podręcznikach piszą wprawdzie o mikroprzeciekach,
Jakie znajdziesz mikrostruktury w zębie człowieka,
Jakie znamy kompozyty mikrocząsteczkowe,
(Jakże zmieścić to w jedną studencką mikrogłowę?)
Wszystko to wymagać ma precyzji niebywałej.
Ale moment, przecież zęby nie są aż tak małe.”
Wykład. Zdjęcia i ryciny – wszystko widać. Stamtąd
Pędzi student, bo już czeka pacjent – to pan Fantom,
Już od dawna znany, ulubiony, choć jedyny;
Wśród powodów tej sympatii: wcale się nie ślini,
Nie ma warg, języka, a policzki – to się zdejmie,
Ani drgnie, otwiera usta szeroko, uprzejmie.
Do leczenia każdy ząb podany jest na tacy Aż się chce już skończyć studia i ruszać do pracy.
Lecz okrutne życie wnet studencki zapał studzi
I zamiast fantoma nagle każe leczyć... ludzi.
Nie ma co się oszukiwać, to wygląda kiepsko,
Pacjent ślini się i wierci jak trzyletnie dziecko...
(Student jeszcze nie wie, że go czeka dużo więcej
Wrażeń, gdy spróbuje stomatologii dziecięcej).
Jak tu spojrzeć, by coś widzieć, jak widzieć, by leczyć,
Gdy teoria i praktyka, jedna drugiej przeczy?
„Zachowawcza” - wszystko rozpoczyna się diagramem,
Nie powinno być problemów ani niespodzianek,
Bo, umówmy się, zapisać, gdzie są wypełnienia,
Nie wymaga przecież specjalnego doświadczenia.
Schody jednak zaczynają się prędzej niż później,
Bo czy to już próchnica, czy przebarwienie w bruździe?
Przytrzaśnięte kształtką dziąsło, albo ząb – pytanie,
Rozważając barwę, trudno odpowiedzieć na nie.
Cień na szkliwie, zasinienie, płytkie czy głębokie?
I jak wszystko to rozróżni student gołym okiem?
Chyba że decyzję podjąć ślepy los pomoże Przebarwienie – to jest reszka, a próchnica – orzeł.
Pedodoncja to wyzwanie - trudność wciąż się piętrzy
Małe ząbki, mnóstwo śliny, język jakby większy
Plus energia dziecka (nie przestanie nas zadziwiać!).
Jak wychwycić gołym okiem odłuszczenie szkliwa?
Jak dokonać po tym odbudowy estetycznej,
Dobrać kolor i przejrzystość, żeby było ślicznie?
Na zajęcia z endodoncji dzielny, pilny student
Przygotował się i z podręcznika rozdział (z trudem)
Wprzód i wspak przeczytał, wszystkie fotografie zbadał,
A ujść kanałowych, jak nie było, nie ma nadal.
Nim je opracuje, musi znaleźć je narzędziem,
Które bez problemu w taki mały otwór wejdzie.
Trudno dostrzec gołym okiem ten świat w skali mikro,
Choć się chce, bo fascynuje. Aż się robi przykro.
Jednak przy następnym kroku wyda się to banał,
Bo opracowany trzeba wszak wypełnić kanał.
Na wykładach, w podręcznikach mówili: „Należy
Wkładać ćwieki dodatkowe tak, by powstał jeżyk.”
Najpierw – łatwo, z czasem – trudniej, ale jak ten jeden,
Ten ostatni ulokować w miejscu, gdzie był spreader?
To jak nawlekanie igły, ale, Matko Święta,
Czemu niby trzeba robić to w ustach pacjenta,
W górnej szóstce, słabo widząc – może więc przymrużyć
Oczy? (przymrużenie oka zdrowiu ponoć służy.)
Zamknąć jedno? Eureka! Drugie widzi ostrzej,
Teraz już to wypełnianie nie może być prostsze.
Lecz entuzjazm to przedwczesny i przedwcześnie spłonął,
Bo zamiast w stereo, student widzi tylko w mono.
Na jedno wychodzi, widać mało albo... mało,
Wzrok stereo dodać ostrość – to by tu się zdało...
Przyszedł czas na protetykę – wcale nie jest prościej,
Bowiem znowu trzeba wyjątkowej dokładności,
Gdy szlifuje się ząb pod uzupełnienia stałe,
A w grę wchodzą części milimetra – niebywałe.
I najgorsze – podcienie, jak niby je zobaczyć?
Chyba mając ząb w ręku pod lampą, nie inaczej.
Im mniej widać, tym się bardziej dentysta pochyla
Nad pacjentem – widzi lepiej – lecz przychodzi chwila,
Że przyjazna atmosfera w gabinecie pryska,
Bo relacja lekarz-pacjent staje się zbyt bliska.
Niby sama chęć pomocy, lecz w ten właśnie sposób
Rodzi się niezręczność. I odzywa się kręgosłup.
To nie kwestia moralności ani konwenansu Ta znajomość najzwyczajniej wymaga dystansu.
Tyle kłód pod nogi rzuca świat stomatologom.
Gdyby tylko mogli widzieć lepiej, niż już mogą,
Wtedy wszystkie te sytuacje z udziałem studenta,
Które opisałam (ech, tak dobrze je pamiętam...),
Przestałyby być problemem. Tu nam spada z nieba
Wynalazek. Jego matką – jak zawsze – potrzeba,
A jego przydatność przechodzi ludzkie pojęcie:
Lupa – fantastyczna pomoc przy każdym pacjencie,
Niezwykle potężny oręż w rękach specjalistów.
Jakiś sceptyk zaraz powie, że tylu dentystów
Leczy bez użycia lupy, a więc jakąś mocą
Da się robić to bez lupy. Da się. Tylko po co?
Po co pacjent na fotelu ma się dłużej męczyć,
Po co myśli „czy dokładnie?” mają mnie wciąż dręczyć?
Dzisiaj na szczęście wszystkie zamknięte drzwi otwiera
Lupa – czyli superwzrok dla superbohatera.