1.45. Dwa sposoby myślenia o negacji, Kwartalnik Filozoficzny, T
Transkrypt
1.45. Dwa sposoby myślenia o negacji, Kwartalnik Filozoficzny, T
Adam Nowaczyk Dwa sposoby myślenia o negacji Kwartalnik Filozoficzny T. XXXIII, Z. 3, 2005, s. 79 – 88. Negacja pełni tu rolę konkretu ilustrującego pewne zagadnienie ogólne. Mam na myśli pytanie o możliwość porozumiewania się między przedstawicielami różnych szkół filozoficznych takich jak fenomenologia i filozofia analityczna. Jako przykładem fenomenologicznego ujęcia zagadnienia negacji posłużę się tekstem Władysława Stróżewskiego Z problematyki negacji1 ; sam natomiast będę starał się reprezentować analityczny styl myślenia. Obie wspomniane tu szkoły są zróżnicowane wewnętrznie, zatem należałoby dopowiedzieć, że Stróżewski powołuje się najczęściej na Ingardena2, zaś ja — będę starał się kontynuować linię wytyczoną przez Fregego i Russella. Celem moim będzie przedstawić — korzystając z konkretnego przykładu — na czym polegają trudności w porozumiewaniu się między fenomenologiem a — nazwijmy go tak — analitykiem i jakie jest ich źródło. Trudności te przedstawiam z punktu widzenia analityka. Rzecz można, oczywiście odwrócić, tzn. rozważyć, jakie trudności napotyka fenomenolog w porozumiewaniu z analitykiem. Stróżewski stwierdza na wstępie, że zagadnienie negacji jest ważne i interesujące, ponieważ od właściwego rozumienia i właściwej interpretacji negacji zależy rozwiązanie szeregu problemów filozoficznych. Jakie to zagadnienie? Autor formułuje je następująco: “...czym w istocie jest negacja i jaka jest najbardziej podstawowa i pierwotna jej funkcja”. Wyjaśnia przy tym, że funkcja pierwotna to taka, “która byłaby intuicyjnie najbardziej oczywista i nie wymagałaby żadnych (ewentualnie możliwie najmniej) założeń do jej wyjaśnienia”, Natomiast funkcja podstawowa to taka, która “w jakimś sensie warunkuje inne rozumienia negacji”. Już samo sformułowanie zagadnienia nastręcza analitykowi pragnącemu zrozumieć, o co tu chodzi, poważne trudności. Potraktowane dosłownie, pozwala ono dopatrywać się założeń następujących: Jest coś takiego jak negacja, czego istoty można i warto dociekać, co wszakże pełni różne funkcje, wśród których są bardziej lub mniej pierwotne i podstawowe. Negacja jest zatem traktowana jako pewien obiekt w najogólniejszym tego słowa znaczeniu. Ale prócz tego, że negacja pełni jakieś funkcje, może ona być — jak pisze autor— różnie interpretowana bądź rozumiana. To ostatnie stwierdzenie można by pojąć po prostu tak: poglądy na to, czym “w swej istocie” jest negacja są zróżnicowane. Lecz taka interpretacja kłóci się ze stwierdzeniem, że funkcja podstawowa negacji to ta, która warunkuje inne jej rozumienia. Wyartykułujmy nasz kłopot bardziej explicite: Załóżmy, że dociekając istoty negacji ustaliliśmy pełnione przez nią funkcje. (Może właśnie te funkcje składają się na jej istotę?) O jednej z tych funkcji stwierdzamy, że jest podstawowa. Co za tym przemawia? Właśnie to, że “warunkuje inne rozumienia negacji”. Kłopot polega na tym, jak owe “inne rozu1 mienia” pogodzić z odkrytą właśnie istotą: czy negacja “inaczej rozumiana” może mieć tę samą istotę, która została wcześniej odkryta? Kłopotliwe jest również to, iż status ontologiczny negacji (tego obiektu, którego istoty autor docieka) nie został wyraźnie określony. Czy jest to fenomen czystej świadomości, idea, której zawartość należy odkryć, czy coś innego? Domyślamy się, że nie jest to ani termin “negacja”, ani jego znaczenie (tych jest wszak wiele). Nie jest to również (co autor wyraźnie stwierdza) żaden z dwu funktorów (zdaniotwórczy bądź nazwotwórczy), o których rozprawiają logicy. Dalsze wywody autora sugerują, że jest to raczej coś związanego z podmiotowym aktem “negowania”, czego zewnętrznym wyrazem ma być użycie “nie” jako przedrostka (czyli w roli funktora nazwotwórczego) względnie jako samodzielnego słowa w kontekście “nie jest”. Czym jest negacja jako taka nie zostało powiedziane explicite, zapewne dlatego, że autor koncentruje uwagę na wyróżnionej funkcji negacji, która — jego zdaniem — może pretendować do miana podstawowej. Nazywa ją “funkcją przekreślającą negacji”. Co prawda niekiedy wyraża się tak, jakby właśnie owa funkcja była negacją, względnie jedną z form negacji, a może nawet “istotą” negacji. Wyjaśniając na czym polega “negacja jako przekreślenie” autor odwołuje się do konkretnej sytuacji, kiedy to stawiamy sobie pytanie “z czego jest ten stół?”, odrzucając kolejno materiały, z których stół mógłby być zrobiony. Dla filozofa analitycznego jest to po prostu proces odrzucania hipotez, co jest poznawczo równoważne uznawaniu zdań będących ich negacją. Stróżewski postrzega omawianą sytuację zgoła inaczej. Jego zdaniem istotna jest forma gramatyczna zdania będącego negatywną odpowiedzią na pytanie “z czego jest ten stół?”. Możemy bowiem odpowiedzieć “ten stół jest niemetalowy”, bądź “ten stół nie jest metalowy”. Analityk nie dostrzega tu istotnej różnicy (wszak oba zdania są ściśle równoważne), natomiast fenomenolog zauważa, powołując się na Ingardena , że zdanie pierwsze stwierdza “pozytywny stan rzeczy o negatywnym momencie własności” drugie zaś “negatywny stan rzeczy”. Wprawdzie z “przekreślającą funkcją negacji” mamy do czynienia w obu przypadkach, ale owe dwie formy odpowiedzi są przez autora rozważane oddzielnie. Mając na względzie odpowiedź w rodzaju “ten stół jest nie-metalowy” autor stawia pytanie: Co dzieje się z odrzuconym, spośród kilku możliwych, materiałem stołu? Analityk odpowie na nie: nic się nie dzieje, poza tym, że zasób przekonań pytającego “z czego jest ten stół?” wzbogacił się o przekonanie, że stół nie jest z metalu. Zasób możliwych, tzn. dopuszczonych przez istotę stołu, materiałów przecież nie uległ zmianie. Można, co najwyżej, powiedzieć metaforycznie że został przez kogoś “odrzucony” lub “skreślony” (domyślnie: z listy jego osobistych hipotez). 2 Odpowiedź autora jest dla analityka nadzwyczaj kłopotliwa. Czytamy bowiem, że materiał ten, jako “intencjonalnie odrzucony”, “przestał w jakimś stopniu istnieć — choć przestał istnieć tylko dla tego oto stołu, ze względu na stół”, czyli został przez negację “przekreślony”. W wizji świata bliskiej analitykowi coś albo istnieje, albo nie istnieje. Wyrażenie “istnieje dla” jest — jego zdaniem — dewiacyjne (reguły języka naturalnego nie przewidują dlań żadnej interpretacji literalnej). Owszem, istnieją konteksty, w których ma ono standardową interpretacja metaforyczną, na przykład: “dla niego Bóg nie istnieje” lub “od tej chwili dla mnie przestajesz istnieć”. Natomiast sens powiedzenia, iż coś istnieje (bądź nie istnieje) dla stołu (lub innego przedmiotu nieożywionego), a ponadto “w jakimś stopniu”, jest trudny do odgadnięcia. Czy mówiąc, że metal przestał istnieć dla stołu, autor chce powiedzieć, że stół przestał być metalowy? Z pewnością nie, bowiem z “tym oto” faktycznym stołem nic się przecież nie stało (jeśli był metalowy, to jest nim nadal, niezależnie od tego co o nim sądzimy). Lubując się metaforycznym sposobem mówienia, moglibyśmy co najwyżej powiedzieć, że metal jako materiał tego oto stołu “przestał istnieć” dla pytającego, ale w ten sposób nie powiedzielibyśmy nic nowego poza rym, że nie sądzi on już jakoby ów stół był metalowy. Może powinniśmy domyślać się, że skoro metal, jako materiał stołu został tylko “intencjonanie odrzucony”, zmiana zaszła nie w stole rzeczywistym, którego dotyczy pytanie, lecz w stole intencjonalnym “bytowo zależnym” od pytającego. Ale ów stół intencjonalny nigdy nie był ani metalowy, ani niemetalowy, ponieważ właśnie pod względem materiału pozostawał nieokreślony. Gdyby zatem negacja przekreślająca była operacją na przedmiocie intencjonalnym, prowadziłaby od przedmiotu mniej określonego do bardziej określonego. Jednakże według Stróżewskiego przekreślająca funkcja negacji nie jest operacją, której przedmiotem jest stół, ani ten rzeczywisty, ani intencjonalny. Autor wyraźnie sugeruje, że ma to być operacja na możliwym materiale tego oto realnego stołu. Cóż się zatem stało z metalem w wyniku uznania przez kogoś zdania “ten stół jest nie-metalowy”? Czy autor chce powiedzieć, że żaden spośród możliwych materiałów tego oto stołu nie jest odtąd metalem? Jak już zauważyliśmy, nic takiego się nie stało. To tylko zdaniem osoby, która możliwość taką “przekreśliła”, stół nie jest z metalu; w rzeczywistości stół może być właśnie metalowy, a tym samym nie tylko możliwy, lecz również faktyczny materiał owego stołu będzie metalem. Zakładając, że przedmiotem negacji przekreślającej jest pewien możliwy materiał danego stołu autor stawia z kolei pytanie: Co jest rezultatem tej operacji? Jego odpowiedź jest dla analityka jeszcze bardziej zaskakująca: rezultatem tym jest nic. Stróżewski dostrzega tu pewną trudność polegającą na tym, że słowo “nic” nie odnosi się do żadnego przedmiotu, a rezultat operacji przekreślania musi przecież czymś być. Niepokoi go też problem pierwotności “nie” względem “nic”, ale ostatecznie znajduje rozwiązanie następujące: nie chodzi tu o 3 zwykłe nic, lecz o nic podwójnie zrelatywizowane: do odrzuconej możliwości i do konkretnego przedmiotu. Mogłoby to, na przykład, być “nic ze względu na metal (jako możliwy materiał) i ów konkretny stół”. Filozof analityczny ponownie zmuszony jest potraktować sformułowanie jako dewiacyjne, a zatem nieinterpretowalne. Ponadto nie okaże on zrozumienia dla rozterki autora związanej a przekonaniem, że “nic” jest nazwą pustą, ponieważ, jego zdaniem, “nic” w ogóle nie jest nazwą, lecz zaimkiem pełniącym w języku naturalnym funkcję kwantyfikatora. Ponieważ na pytanie “z czego jest ten stół?” można odpowiedzieć również w formie “ten stół nie jest metalowy”, autor stawia pytanie, czy również tej odpowiedzi towarzyszy przekreślająca funkcja negacji. Słusznie zauważa, że słówko “jest” może pełnić dwie różne funkcje: atrybutywną bądź egzystencjalną. Stąd w pierwszej kolejności nasuwa mu się interpretacja następująca: słówko “nie” przekreśla związek między stołem a pewną cechą, która mogłaby mu przysługiwać. Dochodzi jednak do wniosku, że “zdanie negatywne ujawnia w wysokim stopniu egzystencjalny charakter łącznika zdaniowego «jest»” i poszukuje interpretacji alternatywnej. W myśl tej drugiej przekreślany jest nie związek przedmiotu z cechą, lecz sama cecha, chociaż nie wprost, lecz “poprzez jej istnienie, które utrzymuje ją w bycie”. Oczywiście nie chodzi tu o to, że cecha taka po prostu nie istnieje, lecz o to, że nie istnieje “dla stołu”, czyli “ze względu na stół nie jest”. Powracają tu sformułowania rozpoznane już wcześniej jako dewiacyjne i analitykowi trudno uwierzyć, że odkrywają one jakąś nową funkcję negacji wyrażanej słówkiem “nie”, poza tą dobrze znaną i oczywistą, polegającą na odmawianiu przedmiotowi pewnej cechy. Pominę tu dalsze rozważania Stróżewskiego dotyczące słów “nic”, “nicość”, “niebyt” i ich związków z “nie” jako wyrazem negacji przekreślającej, natomiast spróbuję pokrótce przedstawić, co o negacji mógłby powiedzieć filozof analityczny. Otóż analityk nie pytałby o istotę negacji, ponieważ termin “negacja” i cały szereg terminów z nim spokrewnionych mają wiele znaczeń. Niektóre z nich funkcjonują w mowie potocznej, inne są raczej ezoteryczne (na przykład heglowskie pojęcia negacji i negatywności). Wśród tej mnogości znaczeń analityk mógłby poszukiwać jakiegoś znaczenia podstawowego, które mogłoby być użyte do eksplikacji pozostałych. Sądzę, że w pierwszej kolejności zwróciłby uwagę na relatywne użycie terminu “negacja” w kontekście “negacja zdania”. Negacja zdania jest również zdaniem, a na pytanie, kiedy to zdanie A jest negacją zdania B, odpowiedziała już logika tradycyjna: Wtedy, gdy zdania te nie mogą być ani zarazem prawdziwe ani zarazem fałszywe. Wyjaśnienie to mógłby uznać za niezadowalające z uwagi na występującą tu modalność “nie mogą”, której sens jest niejasny. Odwołałby się wówczas do technicznych pojęć logiki takich jak klasa modeli danego języka lub formalna operacja konsekwencji, które pozwalają ową modalność wyeliminować.3 Ponieważ jest pożądane, aby dla 4 każdego zdania mieć zdanie będące jego negacją, w każdym bogatszym języku występuje funktor negacji przyzdaniowej, który zmienia wartość logiczną zdania na przeciwną. Języki naturalne dysponują również wieloma innymi sposobami konstruowania negacji danego zdania, ale nie są to sposoby uniwersalne. Pełnią one jedynie funkcję skracania i urozmaicania wypowiedzi i każdy z nich może być objaśniony i wyeliminowany za pomocą funktora negacji przyzdaniowej. Dotyczy to, między innymi, konstrukcji z użyciem słów takich jak “nic”, “nikt” “nigdzie”, “nigdy”, które w języku polskim muszą zawsze wystąpić w towarzystwie słówka “nie”, które tak zafascynowało Stróżewskiego. Okazuje się, że dla filozofa analitycznego pierwotne i podstawowe pojęcie negacji, to pojęcie negacji zdania, czyli właśnie to, które Stróżewski w swych rozważaniach świadomie pominął. Jeśli analityk przystanie na to, iż znaczeniem zdania jest wyrażany przez nie sąd, to może wprowadzić pojęcie negacji sądu; jeśli ponadto założy, że przedmiotowym korelatem zdania jest sytuacja (stan rzeczy) — otrzyma pojęcie negacji sytuacji (stanu rzeczy). Oba te pojęcia będą pochodne wobec pojęcia negacji zdania. Przedrostek “nie” jako funktor nazwotwórczy nie przedstawia dla analityka żadnej zagadki: z reguły oznacza on operację przekształcającą zakres nazwy w zbiór dopełniający go do ustalonego uniwersum. Ktoś mógłby tu zauważyć, że dociekania analityka i fenomenologa nad zagadnieniami negacji kompletnie się rozmijają: pierwsze należą do swoiście pojmowanej semantyki, drugie toczą się na płaszczyźnie ontologicznej, zatem porównywanie ich nie ma sensu. Z poglądem takim trudno się zgodzić, ponieważ semantyka zakłada pewną ontologię. Rzecz w tym, że jest to inna ontologia niż ta, którą konstruuje względnie odkrywa fenomenolog. Używając modnego słowa można by powiedzieć, że ontologie te są “niewspółmierne”, co implikuje nieprzekładalność i z natury rzeczy wyklucza porozumienie. Różnice w kwestiach ontologicznych niewątpliwie utrudniają porozumienie, chociaż nie zawsze. Różnica postrzegana jako różnica przekonań jakąś formę wzajemnego rozumienia zakłada. Jeśli rozumieniu wypowiedzi nie stawiamy jakichś nadzwyczajnych wymagań, to ontologia fenomenologów (na przykład ingardenowska) jest dla analityka w pewnym zakresie czytelna (chociaż próby jej przekładu na jego własny język są przez fenomenologów odrzucane jako nieadekwatne). Jednakże w pewnych przypadkach porozumienie napotyka na zasadnicze przeszkody. Dlaczego? Moim zdaniem sedno sprawy tkwi w tym, jak filozof postrzega język, jaką mu przypisuje rolę w dociekaniach filozoficznych i w jaki sposób z niego faktycznie korzysta. Mówiąc o języku, mam tu na myśli to uniwersalne narzędzie komunikacji, którym jest język naturalny, czyli język potoczny wraz z jego licznymi specjalistycznymi odgałęzieniami. Filozof analityczny jest przekonany, że pod jego warstwą powierzchniową, (dość nieudolnie opisywaną przez tradycyjną gramatykę), kryje się pewna struktura głęboka, którą stara się w coraz 5 szerszym zakresie wymodelować logika. Kiedy analityk wypowiada się o języku, postrzega go przez pryzmat modeli zbudowanych przez logikę. Postulowana przezeń ontologia, niezbędna dla semantyki, jako teorii odnoszenia się wyrażeń do rzeczywistości pozajęzykowej, dopasowana jest do wspomnianych modeli. Filozof — nie tylko analityczny — skłonny jest oczywiście wierzyć, że to język dopasowany jest do ontologii, i dzięki temu pozwala rzeczywistość wiernie przedstawiać. Ontologia adekwatna względem logicznych modeli języka ( języków sformalizowanych) jest ścisła, oszczędna i tym samym narażona na zarzut nadmiernych uproszczeń w obrazie świata. W przypływie radykalizmu analityk gotów jest na zarzut ten odpowiedzieć w duchu wczesnego Wittgensteina, że co się nie da powiedzieć ściśle, to się w ogóle nie da powiedzieć, a modele nadmiernie uproszczone należy po prostu doskonalić. Nie jest mi znana żadna praca mieszcząca się ściśle w nurcie fenomenologii, która byłaby próbą systematycznego ujęcia funkcji znaczeniowych wyrażeń. Jeśli praca taka rzeczywiście nie istnieje, nie powinno to dziwić. Fenomeny, czyste jakości, idee, które są przedmiotem badań fenomenologa, nie są — jego zdaniem — znaczeniami wyrażeń, a ich intuitywne poznanie nie ma nic wspólnego z intuicją językową, jeśli ta — jak sądzi analityk — opiera się na zinternalizowanych przez jednostkę, społecznie usankcjonowanych zasadach użycia wyrażeń. Rola języka w praktykowanym przez fenomenologów poznaniu ejdetycznym nie została przez nich wyraźnie sprecyzowana. Zdaniem Ingardena, uprzytamnianie sobie treści wyrażeń może inspirować do przemyśleń, ale nie powinno mieć wpływu na wyniki poznawcze czystego doświadczenia. Według analityka wpływu takiego wykluczyć się nie da. Pomińmy fakt oczywisty, że fenomenolog może przekazać innym wyniki swoich dociekań tylko za pomocą języka. Jeśli zatem nie same wyniki, to przynajmniej ich recepcja jest od języka zależna i jest ona tym bardziej adekwatna, im bardziej intersubiektywnym językiem się posłużył. Ale czy takim uwarunkowaniom nie podlega również sam proces uzyskiwania wyników poznawczych? Przypomnijmy, że według fenomenologa zdania “ten stół nie jest metalowy” i “ten stół jest niemetalowy” różnią się tym, że pierwsze stwierdza negatywny stan rzeczy, zaś drugie —pozytywny stan rzeczy o negatywnym momencie własności. Analityk w swych dociekaniach zawsze wychodzi od języka, ale nie przyszłoby mu do głowy rzutować tak powierzchniową strukturę wyrażeń na ontologię. Zdania można arbitralnie podzielić na twierdzące i przeczące, ale nie stany rzeczy. To samo dotyczy orzeczników i własności.4 Tymczasem fenomenolog różnicując stany rzeczy i momenty własności kształtuje swój obraz rzeczywistości pod wpływem powierzchniowych i przypadkowych struktur gramatycznych. Kiedy czytamy omawiany tu tekst Stróżewskiego, warto zwrócić uwagę na to, jak często autor mówi o wyrażeniach językowych i sposobie ich użycia. Nazwy wyrażeń zostały tu wyróżnione specjalnym cudzysłowem, więc łatwo je 6 policzyć. Ponadto autor wielokrotnie powołuje się na to, “jak mówimy”, “co powiedzielibyśmy w odpowiedzi na pytanie” itp. Nie jest to poszukiwanie środków wyrazu dla uzyskanych już wyników, lecz element argumentacji. Na przykład analizując funkcjonowanie słowa “nic” autor zauważa: “Gdy mówimy «tu nic nie ma» lub «tu się nic nie stało», odnosimy się przecież intencjonalnie do tego, co mogło tu być albo stać się.” Podobnie, analizując powiedzenie Pascala “człowiek jest niczym wobec nieskończoności” stwierdza: “ «nic» wskazuje tu na pewien określony desygnat, którego się domyślamy, bo nasuwa go nam kontekst.” Fakty językowe nie są wyłącznie źródłem inspiracji lecz również okolicznościami uzasadniającymi wnioski. Praktyka ta mogłaby przypominać dociekania oksfordzkich “filozofów języka naturalnego”, gdyby jej rezultaty nie były innej natury. Zwróćmy uwagę, że użycia wyrażeń które autora szczególnie interesują, to użycia metaforyczne. Metaforami są również liczne własne konstatacje autora. Sam autor sygnalizuje to biorąc liczne wyrażenia w cudzysłów. W cudzysłowie pojawiają się, oprócz kluczowego “przekreślania”, na przykład słowa: “dzieje się”, “wypada”, “zatrzymać”, “rezultat”, “dopełnienie”. Ujmując je w cudzysłów autor stara się zachować dystans wobec ich literalnego znaczenia i skłania czytelnika do poszukiwania jakiejś interpretacji metaforycznej. Nie mogąc abstrahować od faktów językowych, fenomenolog odwołuje się z reguły do potocznego sposobu mówienia. Jednocześnie, gdy zachodzi potrzeba prezentacji własnych odkryć, język potoczny uważa za twór wielce niedoskonały. Tymczasem odrzucając logiczne rekonstrukcje (z których korzysta analityk) jest nań skazany, ponieważ bogata terminologia specjalistyczna, którą dysponuje, okazuje się niewystarczająca, gdy przystępuje do przedstawienia konkretów. Ucieka się wówczas do własnych oryginalnych metafor, a kiedy i ten sposób ekspresji wyda mu się nieadekwatny, wprowadza frazy dewiacyjne. Gdy wyrażenia dewiacyjne stają się narzędziem prezentacji istotnych — z punktu widzenia autora — wyników poznawczych, nadzieja na porozumienie analityka z fenomenologiem upada. Wprawdzie frazom dewiacyjnym można niekiedy przypisać interpretację metaforyczną, ale co ma zrobić czytelnik, gdy wszystkie nasuwające się mu interpretacje są albo w oczywisty sposób fałszywe, albo trywialnie prawdziwe? A przecież nie taka miała być treść osiągniętych wyników poznawczych. 1 Z książki Istnienie i sens, Wydawnictwo :Znak”, Kraków 1994, s. 373 – 395. 2 Chociaż — moim zdaniem — widoczny jest tu również wpływ Heideggera. 3 Odpowiednie definicje negacji przedstawiają się następująco: 7 A jest negacją B wtedy i tylko wtedy, gdy w każdym modelu języka, w którym A jest prawdziwe, B jest fałszywe i odwrotnie. A jest negacją B wtedy i tylko wtedy, gdy dla dowolnego zbioru zdań X, A ∈ Cn(X) wtedy i tylko wtedy, gdy Cn(X ∪ {B}) jest pełnym zbiorem zdań. 4. O ile orzeczniki (czyli wyrażenia) można podzielić twierdzące i przeczące (np. “bezpieczny” i “niebezpieczny”) nie ma podstaw, aby analogicznie dzielić własności. (W języku rosyjskim mamy parę odwrotną: “opasnyj” i “biezopasnyj”, a w angielskim “safe” i “unsafe”, ale drugiemu odpowiada pozytywny synonim “dangerous”. Czyżby ontologia tak dalece była zależna od języka?) 8