górnoślązak - Związek Górnośląski

Transkrypt

górnoślązak - Związek Górnośląski
GÓRNOŚLĄZAK
Gazeta Związku Górnośląskiego
MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY
SIERPIEŃ – WRZESIEŃ
NR 8-9 (9) /2015
ISSN 2391‒5331
Pielgrzymka kobiet do Matki Sprawiedliwości
i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich
W
tym roku obchodzony jest Jubileusz 90-lecia koronacji obrazu Matki Bożej Piekarskiej. Wystrojone w nasze piękne stroje regionalne wzięłyśmy
udział nie tylko w niedzielnej uroczystości na piekarskim
wzgórzu, ale także w czasie obchodów jubileuszowych.
Ponieważ w polskiej tradycji ludowej uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nazywano świętem Matki
Bożej Zielnej, dlatego członkinie piekarskiego Koła Związku
Fot. Magda Lubecka
Górnośląskiego Helena Leśniowska i Anna Skrzypiec przygotowały, jako dar ołtarza na niedzielną pielgrzymkę, świecę
udekorowaną plonami ziemi – barwionymi ziarnami roślin
i kłosami zbóż. Świecę delegacja kobiet Związku Górnośląskiego wręczyła Arcybiskupowi. Natomiast Gerard Skrzypiec upiekł bochen chleba, który przekazany został w czasie
pielgrzymki przez Zespół Szkół Katolickich.
GÓRNOŚLĄZAK 3
www.zg.org.pl
Nowe władze Związku Górnośląskiego
11 lipca br. w gmachu Siemianowickiego Centrum Kultury – Park Tradycji w Siemianowicach Śląskich obradował Kongres Nadzwyczajny Związku Górnośląskiego. Delegaci wybrali nowego Prezesa Związku Górnośląskiego.
Został nim Grzegorz Franki, dotychczasowy Wiceprezes
Zarządu Głównego, a jednocześnie rzecznik prasowy i redaktor naczelny „Górnoślązaka”.
Grzegorz Franki ma 45 lat. Mieszka w Michałkowicach
i z nich pochodzi. Należy do Koła Katowice-Śródmieście.
Podczas Kongresu uzupełniono także skład Zarządu
Głównego. Nowymi Członkami tego gremium zostali:
Halina Wróbel – skarbnik w Kole Katowice-Kostuchna,
Jan Szulik – wiceprezes Koła Zabrze, Jakub Wyciślik – wiceprezes Koła Ruda Śląska-Kochłowice oraz Tomasz Kowalski – członek Koła Mysłowice-Brzezinka, który będzie
najmłodszym (ma 19 lat) członkiem Zarządu.
To jeszcze nie koniec zmian, jakich dokonano w lipcu
tego roku.
Na posiedzeniu Zarządu Głównego w dn. 21 lipca wybrany został nowy Wiceprezes Związku Górnośląskiego.
Został nim Jan Szulik. Wiceprezes Szulik zastąpił na tym
stanowisku wybranego Prezesem Związku Grzegorza
Franki. Członkowie Zarządu zdecydowali także o powierzeniu funkcji skarbnika Halinie Wróbel z Koła Katowice-Kostuchna.
Nowe władze Związku
na zdjęciu od dołu od lewej:
Tomasz Kowalski – Członek
Zarządu Głównego ds. informacji i komunikacji oraz kontaktów z młodzieżą, odpowiedzialny
za sprzęt elektroniczny;
Grzegorz Franki – Prezes Związku Górnośląskiego,
odpowiedzialny m.in. za kontakt z mediami, kontrolę nad
finansami stowarzyszenia;
dr Waldemar Szendera – Członek Zarządu Głównego
ds. współpracy z Radą Górnośląską i Radą Związku;
dr Łucja Staniczkowa – Wiceprezes Zarządu Głównego, odpowiedzialna m.in. za edukację regionalną, „Górnoślązaka”, Dom Śląski;
Jakub Wyciślik – Członek Zarządu Głównego ds. ekonomicznych;
Jan Szulik – Wiceprezes Zarządu Głównego, odpowiedzialny m.in. za sprawy ekonomiczne Związku i współpracę z samorządami;
Halina Wróbel – Skarbnik Zarządu Głównego, odpowiedzialna za sprawy finansowe;
Irena Krząkała – Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej
Związku Górnośląskiego;
Bernard Uszok – Sekretarz Zarządu Głównego, odpowiedzialny m.in. za pracę biura Związku Górnośląskiego;
Krzysztof Kowalski – Członek Zarządu ds. pocztów
sztandarowych i ceremoniału, odpowiedzialny za dystrybucję „Górnoślązaka” i sprawy gospodarcze;
Andrzej Malisz – Członek Zarządu Głównego ds. techniczno-gospodarczych i zarządzania budynkiem siedziby
Związku;
Jerzy Szafranowicz – Członek Zarządu Głównego
ds. współpracy z samorządami, odpowiedzialny także
za sprawy ekonomiczne;
Andrzej Stania – Członek Zarządu Głównego, odpowiedzialny za kontakt z Kołami i reprezentowanie
Związku.
Nowym władzom naszego stowarzyszenia życzymy powodzenia w pełnieniu ich służby na rzecz Związku i całej
górnośląskiej społeczności. Szczęść Boże!
■
Szanownemu Koledze Grzegorzowi Franki
– Redaktorowi Naczelnemu „Górnoślązaka” –
w związku z wyborem na Prezesa Związku Górnośląskiego
składamy serdeczne gratulacje i życzymy wszelkiej pomyślności,
spełnienia i radości z czekających Go obowiązków.
Szczęść Boże!
Redakcja
Związek Górnośląski wynajmie
reprezentacyjne pomieszczenia
idealne na kancelarie prawnicze,
działalność kulturalną i biurową
wraz z zapleczem magazynowym
i administracyjnym w stylowej willi
przy ul. Stalmacha 17.
Gwarantowane miejsca parkingowe.
Ceny korzystne, do negocjacji.
[email protected]
4 GÓRNOŚLĄZAK
Związek Górnośląski
otwiera się na każdego
i będzie łączyć
W
imieniu redakcji witam serdecznie na łamach pierwszego powakacyjnego numeru
„Górnoślązaka”. Tym wydaniem inaugurujemy drugi rok istnienia naszego czasopisma. Cieszymy się, że nasz miesięcznik zdobył już spore grono
stałych Czytelników, które – mamy nadzieję – jeszcze
się powiększy. Zapraszamy do lektury zarówno stałych
rubryk, jak i pozostałych artykułów.
„Górnoślązak” to nie tylko kronika Związku Górnośląskiego. W naszej gazecie staramy się pisać o tym,
czym żyje Górny Śląsk. Ten numer poświęcony jest przedsiębiorczości rodzinnej, która w naszym regionie ma długą historię. Mam nadzieję, że w ten sposób
przyczynimy się do promocji tej ważnej gałęzi gospodarki, która zapewnia byt
setek tysięcy śląskich rodzin.
Szczególnej uwadze polecam stanowisko Związku Górnośląskiego w sprawie tegorocznych wyborów do Sejmu i Senatu. Tłumaczymy w nim między innymi, dlaczego nie możemy poprzeć inicjatywy wspólnego startu w tych wyborach Ślązaków i mniejszości niemieckiej.
11 lipca br. w Michałkowicach obradował Kongres Nadzwyczajny naszej organizacji. Zdecydowana większość delegatów wybrała mnie prezesem Związku
Górnośląskiego. To dla mnie ogromny zaszczyt i równie wielkie wyzwanie.
Przyrzekam, że będę godnie reprezentował nasze stowarzyszenie oraz zarządzał nim w sposób rzetelny, praworządny i w zgodzie z naszym statutem i deklaracją programową. Obiecuję, że Związek Górnośląski będzie silny, a także
jeszcze bardziej widoczny i znaczący w przestrzeni publicznej Śląska.
Dziś znowu otwieramy się na każdego, kto czuje się uczuciowo związany
z Górnym Śląskiem i traktuje ten region jako miejsce życia dla siebie, swoich dzieci i przyszłych pokoleń – każdego, kto może powiedzieć i potwierdzić
swoją postawą społeczną: „To jest moja ziemia”. Zapraszamy w szeregi Związku
Górnośląskiego wszystkich, którzy wraz z nami chcą pielęgnować śląskie tradycje i wartości oraz wpływać na dalsze losy naszej małej ojczyzny.
Dobrą okazją do rozpoczęcia szerokiej dyskusji o przyszłości Związku Górnośląskiego i naszych działań na rzecz regionu będzie spotkanie Rodziny
Górnośląskiej, które odbędzie się 19 września br. na Górze Świętej Anny.
Na tę imprezę zapraszam założycieli Związku Górnośląskiego, moich poprzedników na stanowisku prezesa, członków honorowych oraz laureatów Nagrody im. Wojciecha Korfantego. Zapraszam wszystkich Czytelników!
Także łamy „Górnoślązaka” będą miejscem rozmów o problemach Śląska
i pomysłach na ich rozwiązywanie. Będziemy się tu łączyć wokół tego, co jest
dla nas wspólne i najważniejsze.
■
Szczęść Boże!
Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego
Na okładce: Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach. Położone w Strefie Kultury, otwarte w 2015 r. Od 12 do 14 października br. odbędzie się w nim V Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw, o którym piszemy w tym numerze.
Fot. Dawid Fik.
www.zg.org.pl
W numerze:
V Europejski Kongres Małych i Średnich
Przedsiębiorstw
Zaproszenie na Kongres | s. 5‒6
Rozmowa z prof. Janem Klimkiem
| s. 7‒12
Kalejdoskop firm rodzinnych
| s. 8‒11, 16‒17
Rozmowa z Prezesem RIG Tadeuszem
Donocikiem, organizatorem Kongresu
| s. 13‒16
Ponadto…
Nowe władze Związku Górnośląskiego
| s. 3
Recenzja: Prōmytojs przibity Z. Kadłubka
| s. 27
Dyskusja o Śląsku: Grzegorz Franki
| s. 28‒29
Magia Nikiszowca | s. 31‒32
oraz rubryki stałe…
Fotoreportaż: Pielgrzymka do Piekar
| s. 2
Po słowie, po dwa: Kołodziej, Ziętek
| s. 18
Z życia Związku | s. 19‒24
Śląskie portrety historyczne: Fitznerów
dwóch | s. 24‒25
Komentarz „Górnoślązaka”: Podwójna
tożsamość Opola? | s. 26
Emma | s. 27
Chadecki głos Górnoślązaka | s. 33
Śląskie larmo | s. 34
Wydawca: Związek Górnośląski
www.zg.org.pl
Redaguje zespół: Grzegorz Franki
(redaktor naczelny), Krzysztof E. Kraus
(sekretarz redakcji), Łucja Staniczkowa.
Stali współpracownicy: Sławomir Jarzyna,
Bogdan Kasprowicz, Rafał Kula,
Kamil Nowak, Przemysław Stanios,
Andrzej Stefański, Anita Witek.
Zdjęcia: Dawid Fik, Ilona RaczyńskaCiszak, Sebastian Świerczyński.
Korekta: Dominika Kraus.
Adres redakcji: 40‒058 Katowice,
ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25
• [email protected]
Dział reklamy: [email protected]
DTP: Kazimierz Leja • [email protected]
Druk: Drukarnia im. Karola Miarki
43‒190 Mikołów, ul. Żwirki i Wigury 1
tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.pl
ISSN 2391‒5331
www.zg.org.pl
GÓRNOŚLĄZAK 5
Ciekawe panele dyskusyjne, wybitni eksperci,
bezpłatny udział – przed nami V Europejski
Kongres MŚP w Katowicach!
P
iąta edycja kongresu zostanie zorganizowana w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach w dniach 12-14 października. Organizatorzy
przygotowali ponad 50 paneli dyskusyjnych realizowanych
w ramach 6 ścieżek tematycznych. Będą się one wyróżniały
interdyscyplinarnością oraz problemowym podejściem do
sytuacji przedsiębiorców z sektora MŚP. Udzielone porady
będą miały wymiar nie tylko teoretyczny, ale także praktyczny. Do udziału zaproszono wielu wybitnych ekspertów,
m.in. w zakresie gospodarki, edukacji, medycyny, marketingu, rachunkowości i finansów.
Prowadzenie działalności gospodarczej wiąże się z wieloma ryzykownymi sytuacjami i stresem. Eksperci doradzą
między innymi, jak zaradzić niewypłacalności kontrahenta;
opowiedzą także o arbitrażu jako efektywnym i nowoczesnym sposobie rozwiązania sporów. Utrata informacji biznesowych i danych osobowych? To problem, który może narazić firmę na straty.
Na sesji pojawią się m.in. liderzy biznesu, którzy zdradzą
uczestnikom, jak osiągnąć sukces oraz jak doskonalić swoje
przywództwo. Natomiast na ścieżce tematycznej „Innowacyjny Region, Inteligentne Miasto, Konkurencyjny Region”
pojawi się mnóstwo paneli dotyczących innowacyjnych rozwiązań dla firm. Eksperci pomogą przedsiębiorcom zapoznać się m.in. z modnymi dziś nanotechnologiami, z tworzeniem i rozwojem klastrów czy współczesnymi wyzwaniami
telemedycyny. Z kolei zapoznanie się z ekoinnowacyjnym tematem o odnawialnych źródłach energii pomoże zaoszczędzić oraz poprawić wizerunek firmy.
Celem Kongresu jest także zachęcenie przedsiębiorców
do podejmowania szeroko rozumianego współdziałania. Jest
ono warunkiem rozwoju firmy i wzrostu jej konkurencyjności. W tym celu zostały zorganizowane panele dyskusyjne
o przełamywaniu barier i otwarciu się na współpracę z samorządami, urzędami pracy, dużymi firmami, światem nauki,
kultury i edukacji.
Na szereg wskazówek mogą liczyć firmy rodzinne, przedsiębiorcy z terenów wiejskich czy osoby niepełnosprawne.
Również na zainteresowanych współpracą międzynarodową
czekać będą zagadnienia dotyczące m.in. rynku amerykańskiego, miejskich technologii i inteligentnych domów w Austrii, czołowych partnerów biznesowych Polski, Czech i Słowacji czy prowadzenia interesów z Rosją, a także wieloma
innymi krajami.
Tegoroczny Kongres otwarty będzie również dla studentów. Specjalnie dla osób młodych zorganizowano spotkania z liderami świata polityki i gospodarki, które odbędą
się 2. i 3. dnia Kongresu. Każde spotkanie realizowane jest
w formule 25/25 (25 min. prelekcji i 25 min. na dyskusję),
co umożliwi wymianę poglądów między zaproszonymi
gość­mi a uczestnikami.
Serdecznie zachęcamy do udziału wszystkich przedsiębiorców, a także osoby planujące założyć firmę i studentów.
Wydarzenie odbędzie się pod hasłem „Nauka – Biznes –
Samorząd. RAZEM DLA GOSPODARKI” i jak co roku towarzyszyć mu będą Targi Usług i Produktów dla MŚP BIZNES EXPO oraz Program „Samorząd, który wspiera MŚP”.
Targi BIZNES EXPO to jedyne tego typu wydarzenie dla
małych i średnich przedsiębiorstw, podczas którego uczestnicy otrzymają ogromną dawkę inspirujących debat, prezentacji, praktycznej wiedzy, zabawy i konkretnych korzyści biznesowych. W ramach projektu „Targowa Wyspa Wiedzy”
przedsiębiorcy będą mieli okazję uzyskać bezpłatne porady
od specjalistów różnych dziedzin. Z kolei z myślą o wchodzących na rynek zorganizowano „Wyspę dla Studenta”, która
jest szansą określenia własnego potencjału pod okiem trenera, przekonania do siebie innych poprzez Speed Interview
czy zapytania o oferty pracy, stażu, praktyk i certyfikowanych
szkoleń. Nie zabraknie również atrakcji dla lubiących ryzyko
i dobrą zabawę – zachęcamy do udziału w turnieju Mana
Game, czyli strategicznej gry biznesowej!
Honorowy Patronat nad wydarzeniem objęła Komisja Europejska, a Wysoki Patronat – Parlament Europejski. Wydarzenie jest współfinansowane z budżetu samorządu Województwa Śląskiego. Darmowa rejestracja uczestników oraz
ramowy program dostępne są na stronie www.ekmsp.eu.
6 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
SESJA INAUGURACYJNA
SESJA SEJMIKU WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO
INNOWACYJNA FIRMA, INTELIGENTNE MIASTO, KONKURENCYJNY REGION
Energetyka prosumencka czy obywatelska? | Do innowacji jeden krok…, czyli jak poprawić zdolność konkurencyjną firmy sektora MŚP |
Inwestycje w unikalne rozwiązania. Środki publiczne na innowacje 2014-2020 | Dialog i partnerska współpraca między samorządami a MŚP |
Jak uzdrowić system ochrony zdrowia? | Medycyna przyszłości | Rozwój klastrów - TAK! Tylko jak? | Zawodowe znaczy lepsze – formalna
i pozaformalna edukacja zawodowa warunkiem rozwoju MŚP | Urzędy pracy partnerem MŚP | Możliwości rozwoju MŚP w obszarze
innowacyjnych technologii na przykładzie branży lotniczej | Regiony europejskie – konkurencja czy współpraca? | Bezpieczna infrastruktura
transportowa dla gospodarki. Rozwój czy hamulec dla przedsiębiorczości? | Przyszłość transportu wodnego w Polsce i w UE | Jak zarobić na
wolnym czasie – MŚP w branży turystycznej | Przedsiębiorczość na obszarach wiejskich – aktualne wyzwania i kierunki rozwoju | Współczesne
wyzwania telemedycyny – prawo, ekonomia, zdrowie | Nanotechnologie i nanomateriały narzędziem rozwoju MŚP | Gry komputerowe
i multimedia | Zagospodarowanie nieruchomości w formule PPP w dobie stagnacji na rynku | Energia dla polskiej gospodarki – teraźniejszość
i przyszłość – nowe technologie i rozwiązania
OPTYMALIZACJA W BIZNESIE
Zarządzanie Małymi i Średnimi Przedsiębiorstwami | Efektywność energetyczna i odnawialne źródła energii dla nowoczesnego przedsiębiorcy |
Lepiej zapobiegać niż leczyć, czyli jak zabezpieczyć firmę przed niewypłacalnością kontrahenta? | Pieniądze idą za pomysłami – mit czy
rzeczywistość? MŚP kontra rynek kapitałowy | Dlaczego leasing, a nie kredyt? Jak zadbać o bezpieczeństwo klienta w czasach niepewności
gospodarczej | Ewolucja czy rewolucja – nowe technologie w służbie marketingu | Rozwiąż spór z kontrahentem w efektywny i nowoczesny
sposób | Zmiany przepisów Ordynacji Podatkowej | Spory gospodarcze – sposób na sukces | Co dalej z moją dojrzałą firmą – sprzedaż, giełda,
sukcesja a może inna droga? Praktyczny poradnik dla udziałowców i akcjonariuszy | Innowacyjność w ochronie informacji biznesowych
i danych osobowych szansą na rozwój sektora MŚP | Pasja + biznes = sukces! | Wysokie standardy rachunkowości siłą wspomagającą
innowacyjność w sektorze MŚP | Jak pozyskać dofinansowanie na działania służące poprawie bezpieczeństwa pracy w MŚP? Warsztaty
prowadzone przez Ekspertów ZUS | Rating w MŚP
PRZYWÓDZTWO – STRATEGIA – DIALOG
Kryzys przywództwa? Jakich liderów potrzebuje Polska i Europa? | Dialog jako metoda rozwiązywania konfliktów pracowniczych
PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ NIEJEDNO MA IMIĘ
Małe firmy driverem gospodarki kreatywnej – Warsztat Górnośląskiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości w Chorzowie | Firmy Rodzinne |
Biznes i Rodzina. Pułapki na drodze długowieczności | Osoby niepełnosprawne na rynku pracy
KIERUNEK – ŚWIAT! (MIĘDZYNARODOWA WSPÓŁPRACA GOSPODARCZA PRZEDSIĘBIORSTW)
USA – nowy kierunek dla MŚP – stan negocjacji TTIP | „Sukces biznesowy w Austrii – Szanse dla Polskich inwestorów” | Miejskie technologie
i inteligentne miasta – Prognozy dla wdrożenia projektu w Polsce przy pomocy funduszy unijnych | Czechy-Polska-Słowacja – rozwój
infrastruktury transportowej – nowa perspektywa dla MŚP | Chorwacja-Polska – przykład budowania relacji bilateralnych w Europie |
Euroazjatycka Unia Gospodarcza – alternatywa dla Unii Europejskiej? | Gdzie polski przedsiębiorca znajdzie pieniądze na wsparcie działań
zagranicą? | Współpraca gospodarcza Europa – Wschód | Spotkania B2B | Spotkania F2F | Dyplomacja w służbie MŚP | „Turcja – gospodarcze
wrota na Bliski Wschód i Zakaukazie”
EU-US YOUNG ENTREPRENEURS SUMMIT KATOWICE 2015
Zjazd delegatów organizacji członkowskich Europejskiej Konfederacji Młodych Przedsiębiorców w Brukseli | Okrągły stół dot. wpływu
porozumienia o strefie wolnego handlu (TTIP) pomiędzy UE i USA na młodych przedsiębiorców | Szkolnictwo a przedsiębiorczość | Gdzie
jesteśmy? Ekosystem startupowy w Polsce na tle Europy i Stanów Zjednoczonych | Młody Przedsiębiorca w Polsce i Europie | Akademia
Marketingu i Sprzedaży cz. I „Twój klient – online, czyli social media w służbie sprzedaży” | Akademia Marketingu i Sprzedaży cz. II
„Monitorowanie sieci – kształtowanie wizerunku firmy w internecie” | Akademia Marketingu i Sprzedaży cz. III „Twój własny sklep online –
sprzedażowa moc internetu” | Finał Ogólnopolskiego Konkursu Młody Przedsiębiorca 2015
FUTURE ENTREPRENEURS 2015
WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE
VII Śląskie Forum Inwestycji, Budownictwa I Nieruchomości | Koncert „Business on the Rocks” – Organizator i Mecenas koncertu: TÜV Nord
Polska Sp. z o.o. | Koncert z okazji 25-lecia RIG w Katowicach – Organizator: RIG w Katowicach | VIVA LATINO – wieczór z muzyką na
żywo oraz pokazem tańców latynoskich – Organizator: Agencja Artystyczna Go4Party Grzegorz Jaworski | Zwiedzanie Kopalni Soli
„Wieliczka” – Organizator: Kopalnia Soli „Wieliczka” | Spotkanie w Zabytkowej Kopalni GUIDO w Zabrzu – Organizator: RIG w Katowicach |
Zwiedzanie dzielnicy Katowic Giszowiec i Nikiszowiec – Organizator: RIG w Katowicach | Poznaj 3S Data Center – Organizator: Grupa 3S
GÓRNOŚLĄZAK 7
www.zg.org.pl
Europejski Kongres MŚP
Z czasów dla nas ważnych
najistotniejszy jest teraźniejszy
O sztuce wyboru, firmach rodzinnych i najlepszym miejscu do życia z Profesorem Janem Klimkiem, Prezesem Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach w ekskluzywnym wywiadzie
rozmawia Ilona Urbańczyk
Ilona Urbańczyk: Katowicka Izba Rzemieślnicza jest najstarszą i największą organizacją samorządu
gospodarczego w regionie. Znajduje się
w czołówce polskich organizacji realizujących projekty finansowane ze środków Unii
Europejskiej. Organizuje zarówno doroczne
Wielkie Gale, jak i pokazy mody. Wielokrotnie gościła zespół „Śląsk”. Jest Pan Prezesem
Izby już 21 lat. Jak wyglądała droga, którą
wspólnie przeszliście?
Prof. Jan Klimek: Mam to szczęście,
że przychodziłem do Izby w okresie transformacji. Skończył się rok 1989. Zaczął się
bardzo ciężki okres dla wszystkich. Prowadziłem już wówczas własną firmę. Myślę,
że nie byłoby dzisiaj tylu firm, tych niemal
8 milionów ludzi zatrudnionych w małych i średnich przedsiębiorstwach, gdyby nie rzemiosło. W 1989 roku na 800 tys.
firm w Polsce, 600 tys. to były zakłady rzemieślnicze. Można
rzec, że polska gospodarka wyrosła na małym biznesie,
na rzemieślnikach, którzy zapłacili za to wielką cenę.
Któż jej wówczas nie zapłacił…
Istotnie, nikt nie był przygotowany. Nikt nigdy nie przechodził czegoś takiego jak my. Po latach gospodarki centralnie zarządzanej przechodziliśmy na gospodarkę rynkową.
Pamiętam, jak tłumaczyłem żonie, że nagle znikną nawet
wielopokoleniowe firmy z tradycjami. Nikomu się to w głowie nie mieściło. Nasza Izba miała wówczas 26 tys. zakładów
zrzeszonych obligatoryjnie, dzisiaj jest nas 8 tysięcy. Szkoliliśmy blisko 20 tys. uczniów, dzisiaj szkolimy 4-5 tysięcy.
To był duży kryzys. Wszyscy doznaliśmy szoku.
A pracownicy Izby?
Pracownicy Izby przeżyli jeszcze chyba większy szok niż
rzemieślnicy. Na początku pracowało nas tu prawie siedemdziesięciu. Powoli wykruszał się Zarząd, ubywało pracowników.
Zatem Izba również przeszła swoistą transformację?
Tak, kryzys dosięgnął też samą Izbę. Nowy model zakładał
konkurencję. Ponieważ nie było już obowiązku zrzeszenia
się, kto chciał, mógł odejść. Zaczęła się walka o klienta. Musieliśmy pokazać się z innej strony, postawić na młode kadry.
Trudno było nam to zrobić, bo wcale nie mieliśmy powodów
do radości z powodu kilku ustaw. Zaczęto odciągać od nas
młodzież. Wpajano młodym ludziom, że najlepiej zrobić maturę i iść na studia. Rzemiosło stało się passé. Wprowadzono
licea profilowane, którym byliśmy przeciwni. Okazały się
nieszczęściem.
Likwidacja szkół zawodowych niosła ze sobą też inne konsekwencje?
Chciano ze wszystkich zrobić naukowców, nie patrząc na to, że nie wszyscy się
do tego nadają. Potem się z tego wycofano.
Za późno. Zamiast wyłuskiwać talenty,
stworzyliśmy pokolenie sfrustrowanych,
młodych ludzi, których rodzice byli przekonani, że jak zapłacili za szkołę, to pracę muszą znaleźć. Potem się okazało, że ich umiejętności na rynku pracy niczego nie dają
i zaczęli czuć się niepotrzebni. Zaczęły się
wyjazdy. Tak pozbyliśmy się tych, którzy
dziś na rynku rzeczywiście byliby niczym
perły.
Perły, talenty… Co to jest w ogóle talent?
Talent to około 10-12 tysięcy godzin nauki. To około 10 lat
pracy. Sam talent nie wystarcza. Trzeba się rozwijać i ciężko
pracować. Europa właśnie powraca do poszukiwania talentów. Dzisiaj w Polsce 37 proc., a w Europie 23 proc. firm poszukuje talentów. Wiele talentów nam uciekło. I wciąż ucieka.
Trzeba umieć je znaleźć i zatrzymać u nas.
Jak to zrobić? Powiedzmy, że uda się je dostrzec na olimpiadach zawodowych, różnych konkursach. Widzimy, że jest
ta grajfka do czegoś, ale co dalej?
Jeśli chodzi o szkoły zawodowe, to te talenty, które myśmy
wyłowili, najczęściej zakładały swoje firmy. Obserwowaliśmy
ich. Przytrzymywaliśmy u Mistrza. W sumie ja sam byłem takim uczniem. Terminowałem w „Kryształowej” [modna katowicka restauracja – przyp. red.]. Zacząłem w wieku 14 lat
i pracowałem tam dziewięć lat. W wieku 19 lat zostałem Mistrzem Polski i Drugim Wicemistrzem Europy. Byłem jakimś
talentem, gdzieś mnie tam dostrzeżono. Mając 22 lata, otworzyłem firmę. Wziąłem kredyt w wysokości dwóch fiatów,
a jak ktoś wówczas miał fiata, to już było coś. To było duże ryzyko, ale generalnie biznes to zawsze jakieś ryzyko.
Młodzi ludzie chcą dziś zakładać własne firmy, czy może
okoliczności nie sprzyjają takim decyzjom?
10 lat temu 75 proc. młodych ludzi studiujących w SGH
chciało otworzyć swoje firmy. Teraz 20 proc. chce, a 80 proc.
chce iść do korporacji. Zmienił się punkt widzenia. Ten świat
– korporacji, biznesu – wydaje się im dziś bezpieczniejszy, łatwiejszy. Owszem, są tacy, co już na studiach zakładają firmy,
jednak badania pokazują, że korporacje bardziej przyciągają.
Z socjologicznego punktu widzenia to tam jest środowisko
młodego człowieka. Tam się dobrze czuje, bo tam są inni
młodzi ludzie.
➧
8 GÓRNOŚLĄZAK
➧
Nie jest sam?
Tak. Tam są koleżanki, koledzy. To jest takie „Pokolenie X”, a nawet „Y”. Z nimi się ciężko pracuje. Dzisiaj wyłonienie takiego talentu to jest sprawa o tyle trudniejsza,
że ten talent to ktoś niepokorny, ktoś, kto myśli absolutnie inaczej niż my. Nie jest gotowy do przychodzenia do pracy o 7.30 i wychodzenia z niej o 15.30. Jak go
ubezwłasnowolnimy swoimi nakazami, to on się już nie
nada. Ten człowiek jest absolutnie z innego świata. I czasami ciężko znaleźć z nim wspólny język. Z drugiej strony
są to często ludzie dla firmy nieodzowni. Trzeba im dać
wolną rękę, niech sobie czasami zrobią home office. Kiedyś ktoś, kto przepracował na kopalni 25 lat i dostał zegarek, to był dumny, że przepracował tam całe swoje życie. A dzisiaj? Młody człowiek wiele razy zmienia miejsce
pracy. I dobrze, bo co firma, to inna kultura, inne środowisko, a to umożliwia rozwój.
Czy wobec tego zmienia się model pracy?
Zmienia się w ogóle rynek pracy i zmieni się jeszcze
bardziej. Dzisiaj wszyscy walczymy o pracę, wielu polityków zabiega o tworzenie miejsc pracy. Według mnie
to jest fałszywe pojęcie. W moim przekonaniu za 15-20 lat
praca będzie przywilejem. I to dużym.
Skoro praca będzie przywilejem, to dla kogo ona będzie?
Właśnie dla osób nieprzeciętnych. Talentów, których
myślenie charakteryzuje innowacyjność i predykcja, czyli
przewidywanie przyszłości. W moim przekonaniu praca
będzie bardzo wysublimowana. Już widzimy, że tej pracy
jest coraz mniej. Wprowadza się sto tysięcy robotów,
prawda?
To co z nami będzie?
Będziemy musieli sobie inaczej życie ułożyć. Część
z nas niekoniecznie będzie pracować tak, jak dzisiaj.
Na przykład w Szwajcarii już niedługo poczta będzie dostarczana dronem. To jest kwestia czasu. Już dziś działają
hotele bez obsługi. Nie ma z kim się przywitać. To pewien
proces, który czy tego chcemy, czy też nie, nabiera tempa.
Szacuje się, że w najbliższym czasie, za jakieś 5-8 lat, około
50 milionów ludzi zmieni miejsce zamieszkania z powodu
zagrożeń w miejscu, w którym mieszkają. Według obecnych badań około miliona młodych ludzi z „krajów trzecich” chce uciekać i Polska jest też w ich zasięgu.
Wróćmy do teraźniejszości. Co odegrało rolę koła napędowego dla sukcesów Izby?
Mieliśmy szczęście, bo właśnie w latach 90., kiedy byłem tu wiceprezesem, weszliśmy w projekt polsko-szwajcarski, jako jedna z trzech organizacji w Polsce. Pamiętam,
jak niektórzy moi koledzy, starsi już, nie umieli uwierzyć,
że ktoś nam chce pomóc. Nie chodziło o pieniądze. One
same nie wystarczą. Trzeba było wiedzieć, jak działać. Dostaliśmy po prostu know-how. Zaczęliśmy się uczyć nowego podejścia do rynku. Najpierw samych siebie, a potem innych.
Po 10 latach projekt się zakończył. Wiedza została?
Zdecydowanie. W naszej Izbie, jako pierwsi w Polsce,
na wzór Szwajcarów nagradzaliśmy firmy z jakością. Moim
pomysłem było stworzenie nagród: RZEMIEŚLNIKA
www.zg.org.pl
Jakość i niezależność
Z Krzysztofem Poloczkiem, właścicielem firmy Piekarstwo-Ciastkarstwo Handel Krzysztof Poloczek,
oraz jego żoną Barbarą Poloczek rozmawia Łucja
Staniczkowa
Łucja Staniczkowa: Jak to się zaczęło?
Pani Barbara: Firma została przez nas założona w 1988 roku.
Wspólnie z mężem budowaliśmy przez lata naszą markę. Od kilku
lat w firmie obecne są nasze dzieci: córka Katarzyna, która z wykształcenia jest prawnikiem i wspiera firmę merytorycznie w tym
zakresie, córka Małgorzata, która jest absolwentką Uniwersytetu
Medycznego i pomaga w doborze odpowiednich surowców do naszych wyrobów oraz zięć Łukasz, absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, który zgodnie ze swoim kierunkiem studiów zarządza siecią sprzedaży w naszej firmie.
Jesteście więc prawdziwie rodzinną firmą.
Pani Barbara: Początkowo to był mały zakład produkcyjny,
mieszczący się w budynku przedwojennej piekarni z jednym piecem piekarskim i jednym punktem sprzedaży. Ze względu na ciągły rozwój firmy kilka lat temu powstał nowoczesny zakład produkcyjny, wyposażony w ceramiczne piece, dzięki którym nasze
wyroby zachowały smak i zapach pieczywa znany od pokoleń.
Obecnie nasze produkty sprzedawane są w punktach firmowych
oraz w innych sklepach, które najczęściej prowadzone są również
przez firmy rodzinne. Pieczywo sprzedajemy w Rudzie Śląskiej oraz
w miastach ościennych.
Pan Krzysztof: Firma kultywuje tradycyjne receptury i metody
wypieku. W swojej ofercie posiadamy bogaty asortyment wyrobów piekarskich i ciastkarskich. Chleby od początku istnienia
firmy wypiekane są na zakwasie wytworzonym w naszej piekarni.
Ze względu na zmieniające się potrzeby rynku i wysokie wymagania naszych klientów ciągle wprowadzamy nowe rodzaje pieczywa.
Czy udaje się Wam rozdzielić sprawy rodzinne od zawodowych?
Pan Krzysztof: Rozdzielenie spraw rodzinnych od zawodowych
uważamy za bardzo ważne. Udało nam się to wypracować, ale i tak
stale nad tym pracujemy.
Co to znaczy „firma rodzinna”?
Pan Krzysztof: Firma rodzinna opiera się w stu procentach
na wzajemnym zaufaniu. To także atmosfera w pracy. Ważna jest
praca, ważne są procedury, ale ważniejszy jest człowiek. W myśl zasady: Najpierw jestem człowiekiem, a potem dopiero szefem.
Barbara i Krzysztof Poloczkowie
➧
GÓRNOŚLĄZAK 9
www.zg.org.pl
➧
Nasza Firma funkcjonuje jak wielka, 60-osobowa rodzina. Pracują u nas ludzie, którzy rozpoczynali pracę 27 lat temu. Firma jest
rodzinna także dlatego, że pracują u nas kolejne pokolenia naszych
pracowników: matki, ojcowie wprowadzają do firmy swoje dzieci.
Nie wahają się polecić pracy u nas, bo wiedzą, że praca w naszej firmie to nie tylko źródło utrzymania, to także rodzinna atmosfera,
na którą składa się zatroskanie o pracownika.
Pani Barbara: Mąż zawsze znajduje czas na rozmowę z pracownikami. Rozmowy dotyczą nie tylko tematów związanych z pracą,
ale również pracownicy opowiadają o sukcesach swoich dzieci, planach na przyszłość, planach urlopowych i swoim hobby.
Pan Krzysztof: Rodzinna atmosfera obejmuje także uczniów.
Przyjmujemy ich corocznie niewielu, ponieważ chcemy jak najlepiej przygotować ich do wykonywania zawodu. Dotychczas wszyscy uczniowie zostali naszymi pracownikami.
Czy Wasi pracownicy utożsamiają się z firmą, czy rozumieją,
że „interes firmy jest moim interesem”?
Pani Barbara: Pracownicy utożsamiają się z firmą. Nie pamiętamy sytuacji, kiedy musieliśmy zwolnić kogoś z pracy. Na pracowników w firmie zawsze możemy liczyć. Dbają o odpowiednią
jakość wyrobów. Przy wnioskach urlopowych sami uzgadniają, kto
kogo będzie zastępował, aby nie zaburzyć produkcji. Pracownicy
zgłaszają różne pomysły, które często są wdrażane. To właśnie odpowiedzialność i podejście do pracy pracowników świadczy o rozwoju i pozycji firmy na rynku, co ma oczywiście bezpośrednie
przełożenie na pracownika. Utożsamianie się z firmą to nie tylko
praca – przykładem są chociażby eventy branżowe, na które pracownicy przybywają licznie całymi rodzinami i aktywnie w nich
uczestniczą.
Jesteście Państwo jednymi z najmłodszych wśród właścicieli
firm rodzinnych. Więc może jeszcze nie obawiacie się problemów zawsze towarzyszących momentowi przekazania firmy
sukcesorom?
Pan Krzysztof: Nie, nie obawiamy się! Nasze dzieci już dzisiaj
świetnie poruszają się w otoczeniu firmy i angażują we wszystkie
sprawy z nią związane. Są sytuacje, kiedy są wręcz niezastąpione!
Wprowadzają bowiem do firmy nowe pomysły, nowoczesne oraz
innowacyjne rozwiązania.
Pani Barbara: My sami byliśmy bardzo młodzi, kiedy zakładaliśmy firmę – ja miałam 23, Krzysztof 24 lata. I poradziliśmy sobie.
Dlatego nie boimy się młodym zaufać.
Społeczna odpowiedzialność biznesu to dziś modne określenie. Czy w waszej firmie jest miejsce na działalność społeczną?
Pani Barbara: Wspieramy inicjatywy społeczne poprzez przekazywanie naszych wyrobów. Działamy również charytatywnie. Ponadto od kilku lat odwiedzają nas dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły
podstawowej oraz przedszkola. Mają możliwość obejrzenia naszej
piekarni od środka i zobaczenia, jak powstaje chleb, a także mogą
samodzielnie wykonać drobne ciasteczka, co sprawia im radość.
Czy Firma Poloczek jest firmą śląską?
Pan Krzysztof: Zdecydowanie tak, ponieważ wywodzę się z tradycyjnej śląskiej rodziny. Nie wyobrażam sobie, abym firmę mógł
prowadzić gdzie indziej niż na Śląsku. Firma Poloczek jest śląska także ze względu na to, że przywiązujemy wielką wagę do jakości pracy. Ja miałem to szczęście, że uczyli mnie starzy mistrzowie, niektórzy jeszcze przedwojenni. Stara, dobra, śląska szkoła.
A poza rzemiosłem nauczyli mnie dużego szacunku do pracy. Nie
liczyła się ilość, pośpiech; liczyła się dobrze wykonana praca i jakość. To właśnie im zawdzięczam, ze chleb od Poloczka ma swoją
ustaloną markę, znaną daleko poza Rudą Śląską. Niektórzy z mistrzów pracowali potem w naszej firmie i kształcili innych. Zależy
nam na podkreśleniu śląskości, dlatego wypiekamy również certyfikowany „kołocz śląski” zgodnie z tradycyjną recepturą.
Gratuluję! I dziękuję za pouczającą rozmowę.
■
ROKU, FIRMY Z JAKOŚCIĄ i FIRMY Z PRZYSZŁOŚCIĄ, które mamy do dziś. Wyznaczyłem też elementy, żeby
rzemieślnik czuł się u nas dobrze: Duma, Przyjemność,
Zysk i Spokój. Wszyscy jesteśmy dumni z tego, kim jesteśmy, jakie mamy rodziny, skąd pochodzimy.
Pozytywna samoocena jest istotna, prawda?
Ależ oczywiście! Jednak oprócz tego człowiek oczekuje
jeszcze przyjemności. Wiemy, jak to jest, gdy wykonuje
się pracę, którą się lubi. Ja cenię sobie to, że mnie się podoba to, co robię. Jeśli zaś chodzi o zysk, to nie tylko o zysk
w sensie finansowym nam chodzi, ale też o to, by brać
od życia to, co przychodzi. I też nic się nam nie uda w życiu, jeśli brakuje spokoju. Ktoś, kto w życiu doznał niepokoju, wie, co znaczy spokój, by realizować swoje założone
cele. Sam przeżyłem coś takiego, kiedy przeinwestowałem.
Wiem, co to jest. Także w Izbie trawił nas ten niepokój.
Życie uciekało. Świat zaczął być inny.
Czy mama mówiła: Ucz się dziecko, ucz, bo nauka
to potęgi klucz?
Pochodzę z rodziny wielopokoleniowej, rzemieślniczej.
Dziadek miał firmę, tata miał, ja też się uczyłem na rzemieślnika, a wylądowałem na uczelni, bo lubiłem się uczyć.
Do tego mama zawsze mówiła, żebym się uczył – żebym
nie musiał tak ciężko pracować jak ojciec. No i mamy posłuchałem.
Faktyczny śląski matriarchat?
Tak, i u mojej żony, i mojej teściowej też. I wiecie co?
Nam to wcale nie przeszkadzało. Gdy się ożeniłem, mieszkałem z teściami przez 20 lat. Do dzisiaj to wspominam.
To był najlepszy okres mojego życia!
Czy zgodzi się Pan z tezą, że w naszych śląskich rodzinach podział ról był bardziej zrównoważony, inaczej
niż w modelu patriarchalnym? Pan szybko stał się samodzielny?
Śląska rodzina rzeczywiście była wyjątkowa pod tym
względem. Jako młody chłopak byłem taki układny
w domu, że w wieku 14 lat, gdy już zarabiałem, pieniądze
oddawałem rodzicom. Do tego stopnia byłem podporządkowany mojej mamie czy rodzinie, że chociaż moim marzeniem było iść do „Śląska” i nawet zdałem do niego egzamin, to gdy mama powiedziała, że mam wrócić do domu,
to wróciłem.
Z korzyścią dla Izby – rzecz jasna. Ciekawi mnie, jakie rzemiosła kiedyś i obecnie skupia katowicka Izba Rzemieślnicza?
Katowicka Izba ma teraz 93 lata. Jesteśmy jedną ze starszych izb rzemieślniczych. Oczywiście, rzemiosło wcześniej
trwało. Niektóre nasze cechy liczą po 100, 200 czy 300 lat.
W Katowicach mamy szczęście pochwalić się rzemiosłem,
które w innej części kraju nie występuje tak szeroko. Mamy
bardzo dobre środowisko fryzjerów, które zdobywa laury
na arenie międzynarodowej. Mamy niezłych cukierników
i piekarzy. Mamy świetnych wędliniarzy – nasze wędliny robią zawrotną karierę. Mamy dobrych dekarzy, którzy robią
furorę zagranicą. Coraz więcej mamy dobrych złotników,
jubilerów i grawerów, ale generalnie najliczniejszą branżą
jest branża fryzjerska. Drugą co do wielkości, w której uczniów mamy najwięcej, jest branża mechaników samocho- ➧
10 GÓRNOŚLĄZAK
➧
dowych, potem budowlana, a dalej spożywcza. Inne branże
są coraz mniejsze. Do tego stopnia, że uczniów w zawodzie
zegarmistrza w całej Polsce mamy sześciu. A obuwników
ortopedycznych mamy dwóch. A pamiętacie jeszcze coś
takiego, jak repasacja pończoch? Parasolnictwo? Obciąganie guzików? Oczywiście jest wiele takich przykładów.
Czasy się zmieniły. Z kowala normalnego został kowal artystyczny. No i skoro mówiłem, że jesteśmy tak na topie,
to muszę wspomnieć, że my tutaj, jako katowicka Izba, wymyśliliśmy nowy zawód, który uzyskał już akceptację – nie
tylko ministerstwa, ale i Unii Europejskiej. Przeegzaminowaliśmy już kilkaset osób.
W jakim zawodzie?
Juhasa i bacy.
Juhas i baca jako profesjonaliści? I to ze Śląska?
Tak. Nie Kraków, nie Zakopane, ale myśmy to wymyślili. Oscypki, które wytwarzają, mają certyfikaty.
Wygląda na to, że właśnie dekonstruujemy mit Śląska kojarzonego głównie z przemysłem ciężkim. Jaki jest
udział rzemieślnictwa i związanych z nim firm rodzinnych
na Górnym Śląsku w porównaniu z resztą kraju?
Rzemiosło na Śląsku zawsze funkcjonowało w otoczeniu przemysłu ciężkiego. Gdy przemysł ciężki zaczął się
zwijać, rzemiosło musiało się jakoś przestawić. Szacuje się,
że w Europie 70 proc. wszystkich firm to firmy rodzinne.
Są ich 23 miliony. Pracuje w nich około 107 milionów ludzi. Natomiast w Polsce szacujemy, że firm rodzinnych
jest około 45-60 proc. Śląsk jest drugim regionem w Polsce, po mazowieckim, pod względem ilości firm. Mamy
ponad 500 tys. przedsiębiorstw.
Co jest charakterystyczne dla firm rodzinnych?
Firmy rodzinne generalnie trudno jednoznacznie opisać. Samych definicji jest co najmniej siedemdziesiąt.
Na Europejskim Kongresie MŚP będę miał panel dyskusyjny na temat firm rodzinnych. To najczęściej małe,
jedno- lub kilkuosobowe mini i mikro przedsiębiorstwa.
Nie zdajemy sobie sprawy, że największa firma na świecie,
jaką jest Walmart, jest firmą rodziną. Tak jak Ikea. W Polsce mamy dla przykładu Facro Florek, drugą największą
firmę na świecie produkującą okna dachowe, z Nowego
Sącza. Zbyszek Komorowski – jogurty Bakoma, firma rodzinna, 1,8 tys. ludzi, 4 osoby zarządzające: on, żona, syn
i córka. 40 lat na rynku. Ceramika Paradyż – blisko 2 tys.
zatrudnionych, firma rodzinna. Solaris, Irena Eris i jeszcze wiele innych. Obok największych są oczywiście i te
malutkie. Zegarmistrz, złotnik, fryzjer, krawiec – to też
firmy rodzinne. W Izbie Rzemieślniczej w Katowicach
99,7 proc. zarejestrowanych firm zatrudnia do 6 osób.
Czy firma rodzinna jest czy też nie takim samym przedsiębiorstwem, jak inne zakłady pracy?
Firmy rodzinne są dosyć specyficzne. Najtrudniejszym
momentem w życiu firmy rodzinnej jest sukcesja, czyli
przekazanie firmy kolejnym pokoleniom. Dopóki człowiek dobrze funkcjonuje, to o tym nie myśli, bo jest właścicielem, szefem itd. Po tych 25-30 latach przychodzi okres
sukcesji. Szacuje się, że w Europie rocznie robi to 450 tys.
firm, z tego 150 tys. nieumiejętnie, przez co tracimy około
600 tys. miejsc pracy w skali kontynentu.
www.zg.org.pl
Przeciw stereotypom
Właściciel firmy stolarskiej, ale nie stolarz z wykształcenia. Radny w Rudzie Śląskiej, ale bez określonej
opcji politycznej. Członek kilku gremiów decyzyjnych, ale bez funkcji kierowniczej. Przed Państwem
– Jakub Wyciślik
Właściciel firmy stolarskiej,
ale nie stolarz z wykształcenia
Jakub Wyciślik wymyka się wszelkim utartym standardom. Kiedy ukończył szkołę podstawową z bardzo dobrymi
ocenami, zdecydował się na… szkołę zawodową. Ale, żeby
nie było stereotypowo, z górniczej Rudy Śląskiej dojeżdżał
do Szopienic, bo tam mógł się uczyć w zawodzie mechanika
automatyki przemysłowej. Tak, to brzmiało ciekawie. Ponieważ wszystkie klasówki kończył po 10 minutach, a odpowiedzi znał, zanim nauczyciel kończył pytanie, nudził się.
A uczeń, kiedy się nudzi, ma nieciekawe pomysły. Po pół
roku nauki dyrektor zaproponował mu przejście do technikum. I znów dylemat: albo Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, albo Technikum Mechaniczne na miejscu, w Rudzie
Śląskiej.
Wybrał hutnictwo w ŚlTZN, bo urzekły go ogromne, wielkie piece. Ukończyć szkołę o takim prestiżu z wyróżnieniem
niewielu potrafi. Zaproponowano mu wybór uczelni. Postanowił studiować na Politechnice Śląskiej. I znów ciekawość
czegoś nowego przeważyła nad tradycyjnym, praktycznym
podejściem do życia. Na Politechnice uruchomiono zupełnie nowy kierunek: organizacja produkcji. Czy to możliwe,
żeby Kuba Wyciślik ominął okazję uczenia się czegoś, czego
jeszcze nikt przed nim nie studiował? Ukończył więc studia
na tym kierunku, a już na piątym roku powierzono mu funkcję asystenta stażysty.
Droga do kariery naukowej wydawała się oczywista, ale…
Pensja asystencka była głodowa. Przyszłość świata naukowego rysowała się mgliście. A w Kochłowicach Joachim Wyciślik, ojciec Kuby, miał niewielki, ale stabilnie prosperujący
zakład stolarski. Tradycja tego warsztatu sięgała lat dwudziestych XX wieku, o czym zaświadczają ogłoszenia w ówczesnej lokalnej prasie i inne dokumenty.
Czy Jakub Wyciślik chciał być stolarzem? Nie. Objął zakład ojca bardziej w charakterze źródła utrzymania niż sposobu na życie.
Tak się jednak stało, że dał początek firmie KEJA, znanej
daleko poza Rudą Śląską. Uzyskanie dyplomu Mistrza Stolarskiego nie było trudne, wszak, jak twierdzi Pan Jakub,
„urodził się w trocinach i wiórach” i fachu stolarskiego nauczył się, pomagając ojcu. I bycie studentem nie miało tu nic
do rzeczy. Takie to już jest
śląskie wychowanie.
Firma KEJA specjalizuje
się w niebanalnych aranżacjach, wyzwaniach zawodowych, które muszą
łączyć wymagania, jakie
stawia klient, z warunkami
technicznymi. Ale, jak już
wiemy, produkcja standar- ➧
GÓRNOŚLĄZAK 11
www.zg.org.pl
➧
dowa to poniżej ambicji
Pana Jakuba.
Czy żałuje, że nie wykorzystał swoich zdolności intelektualnych
i wiedzy nabytej w zakresie organizacji i zarządzania? Czy powiedział w tym temacie
ostatnie słowo…?
Radny w Rudzie
Śląskiej, bez
określonej
opcji politycznej
Jest radnym w Rudzie Śląskiej od 21 lat.
Taki staż to wyraz zaufania wyborców. Zaufanie to zostało potwierdzone wyborem
na „najskuteczniejszego
radnego w Rudzie Śląskiej”.
Co to znaczy „skuteczny radny”? To taki,
który zna problemy
mieszkańców, chce i potrafi im zaradzić. Rada
Miasta to zbiór osób
różnych opcji politycznych i światopoglądowych, a także
prywatnych interesów. Ruda Śląska nie jest wyjątkiem. Zmieniają się prezydenci miasta i inni decydenci. A Jakub Wyciślik ciągle zasiada w ławie radnego. Nie angażuje się w gierki
personalne, intrygi. Nie do takiego celu został przecież wybrany. Jest czas wyborów, może nawet walki przedwyborczej,
a potem jest czas pracy dla miasta. Jeżeli ktoś tak rozumie
swoją funkcję radnego, to będzie pomagał każdemu prezydentowi. To Ruda Śląska jest celem, a nie osoba prezydenta.
Członek kilku gremiów decyzyjnych,
ale bez funkcji kierowniczej
Jakub Wyciślik jest podstarszym rudzkiego Cechu Rzemiosł i Przedsiębiorczości, Członkiem Zarządu Izby Rzemieślniczej w Katowicach, Członkiem Zarządu Głównego
Związku Górnośląskiego, wiceprezesem Koła Kochłowice
ZG. Jest także laureatem platynowego medalu im. Jana Kilińskiego. Jego postawa społecznikowska może być wzorem
dla innych.
Dlaczego jednak zawsze stoi w drugim szeregu? Pan Jakub twierdzi, ze nie ma czasu na kierowanie. Pomaga hojnie,
ale dyskretnie. Nie tylko organizacjom, do których należy.
Pomaga każdemu, kto potrzebuje i poprosi. Walczy o drogi,
chodniki i skwery. Inicjuje akcje społeczne, m.in. „Wejdźmy
do Europy w czystych butach” czy „Posprzątaj po swoim pupilku”. Pomaga w sprawach pojedynczych mieszkańców.
Ma otwarte oczy na kulturę, swoją dzielnicę, parafię.
Tak rozumie i realizuje swoją odpowiedzialność człowieka
biznesu. Oby więcej takich ludzi!
■
Łucja Staniczkowa
Dlaczego tak się dzieje?
Jest kilka powodów. Po pierwsze, uznajemy, że nikt
inny nie poprowadzi firmy lepiej. Po drugie, boimy się,
że jeśli przekażemy firmę córce, to syn się obrazi i skłócimy rodzinę. Po trzecie, boimy się emerytalnej nudy.
I po czwarte, to jest ciekawe, boimy się, że ktoś inny poprowadzi firmę lepiej niż my. Sukcesja to jest bardzo trudny
moment. Do tego trzeba się przygotować. Mówię swoim
kolegom: nie bójcie się, w końcu trzeba się podzielić, tak?
W końcu i tak to musisz kiedyś zostawić. Ja też mam dziś
ten problem. Jedna moja córka jest aktorką, druga dyplomatą. A ja firmę prowadzę już 40 lat. Zastanawiamy się,
co zrobić. Nas ta firma wychowała. Ja mam do niej sentyment, bo tam zaczynałem. Tam pracował mój ojciec, moja
matka, teść, teściowa, moja żona, dzieci. Wszyscy tam pracowali. Gdy idę do domu czasami, to właśnie tam jest moje
życie. Jak już nikogo tam nie ma, idę do mojego gabinetu.
Tam byłem radnym, wiceszefem, szefem rady, posłem.
Tam jest moja historia i oderwać się od tego nie sposób.
Starych drzew się nie przesadza?
Mogłem zamieszkać w Szwajcarii, Ameryce. Ale
po co mi to? Zawsze wracam do domu. Tam są moi rodzice. Ich grób. Ta tradycja, z której ja wyrosłem, ona
we mnie została. To jest więcej warte aniżeli wszystko.
Ja nie wiem, co może być lepszego od tego, że człowiek się
dobrze czuje i ma wewnętrzny spokój.
Konkretnie zatem w Chełmie Śląskim jest Pana miejsce
na ziemi?
No tak. Nawet moja córka, która ma teraz 35 lat, gdy
przyjeżdża, to mówi: Tato, świat jest fajny, ale chyba
tu wrócę, tu zamieszkam. Mieliśmy taki fajny dom: dziadek, babcia, matka, ojciec. Dom rodzinny. Dzieci uwielbiały mojego teścia. Myśmy razem mieszkali. To jest ewenement, że ja mieszkałem z teściową, którą uwielbiałem.
Ja uwielbiałem moją teściową – takie to niecodzienne,
prawda?
To jest też chyba specyfika firm rodzinnych…
Tak. Firma rodzinna to życie rodzinne. Za to płaci
się wysoką cenę. Na dole była firma, na górze mieszkaliśmy. Nie ma życia rodzinnego bez firmy, nie ma odrębności. Nawet przy Wigilii mówiło się o biznesie. Żyjesz
pracą. Niestety czasami psuje się w rodzinie i firma pada.
Do trzeciego pokolenia przeżywa najmniej firm. Najstarszą firmą rodzinną w Polsce – rzecz jasna udokumentowaną – jest firma Felczyński. Tworzą dzwony. A najstarszą na świecie jest firma japońska. Generalnie natomiast
najstarsze firmy rodzinne to firmy włoskie, hiszpańskie
i francuskie. Winiarnie i hotele. Tam też najłatwiej było
utrzymać sukcesję.
Małe, rodzinne firmy europejskie uczestniczą w życiu
społeczno-kulturalnym regionów i kultywują dziedzictwo
swoich „małych ojczyzn”. Czy widzi Pan dla Śląska możliwość budowy takich partnerstw branżowych czy międzysektorowych i wykraczania poza działalność wyznaczoną
granicami samej przedsiębiorczości?
Już nie. Śląsk to jest taki duży aglomerat różnych kultur. To nie jest Bawaria czy Lotaryngia, to nie Włochy
czy Francja. Tak jak kultura śląska jest rozmyta, niejed-
➧
12 GÓRNOŚLĄZAK
dokończenie ze str. 9
nolita, podobnie jest w biznesie. Nad czym bardzo ubolewamy, bo co niektórzy całkiem inaczej nas postrzegają.
Kiedyś miałem wykład w Białej Podlaskiej, podczas którego ktoś wstał i mówi: Wam na Śląsku zawsze było dobrze, przed Gierkiem, za Gierka, po wojnie, przed wojną,
zawsze. Można by polemizować, prawda? Natomiast powszechny jest w dalszym ciągu pozytywny wizerunek – mit
faceta ze Śląska, bardzo pracowitego. Pieronym robotny,
chałpa buduje, działka mo, coś tam jeszcze robi. Nie śpi ino
robi. No bo tak było u nas, nie? Mój teść, jak przychodził
z roboty, to dom budował. Człowiek nie był nauczony inaczej. Myśmy zawsze mieli dom. I koło tej chałpy była zawsze robota. Jak nie dach, to płot.
A nie jest dziś tak, że brak śląskiej hegemonii nie pozwala
na to, by na wzór np. rodzin włoskich produkujących wina
podtrzymywać tożsamość naszej „małej ojczyzny”? Dlaczego
tak to wygląda? Przecież Pan jest Ślązakiem. Pan się z tą ziemią utożsamia i takich ludzi jest pełno.
Tak, ale tacy, jak ja, mają dzieci. Te dzieci się pożeniły.
Do tych firm weszły już inne rodziny. Moja jedna córka
ma męża, który jest z Lublina. Druga – ze Stargardu Szczecińskiego. Dobrzy chłopcy. Natomiast niech Pani zobaczy, co się stało. Moja rodzina śląska? Każdy ma inną kulturę teraz. Śląsk czuje ten, kto się tu urodził. Pani to czuje,
ja to czuję, nasi rodzice, nasi dziadkowie. Myśmy sobie rozmawiali po śląsku. Moje dziecko, Sabinka, kiedyś przychodzi do mnie i ja ją pytam: Sabinko, gdzie to położyłaś? A ona
mi mówi: Hań tam. Pytam: Skąd ty to wiesz? A ona na to:
Babcia zawsze mówiła: Sabinko, dej mi to, co hań tam leży.
Niezadowolonych jest u nas dostatek, a partnerstw – jak
na lekarstwo. Jaki w praktyce jest sposób na przełamanie tych
barier?
Dzisiaj nie będzie rozwoju żadnej gminy, powiatu, miasta czy nawet rozwoju państwa bez współpracy dwóch samorządów: gospodarczego i terytorialnego. Żeby to pojąć,
najpierw trzeba zrozumieć, co to jest w ogóle współpraca.
To funkcja trzech czynników: zaufania, wspólnoty interesów i komunikacji. A funkcja ma to do siebie, że jak jeden
z czynników równa się zero, to funkcja też równa się zero.
Dziś zapytajmy się: jakie jest zaufanie biznesu, rzemieślnika,
pracodawcy do urzędnika? Jaka jest wspólnota interesów
i komunikacja? Jeśli nie ma tej współpracy, potrzebna jest
zmiana.
Tego typu zmiany zachodzą bardzo opornie, natomiast
tempo naszego życia nabiera zawrotnych obrotów.
Co trzeci Polak w ciągu 5 lat nie znalazł wystarczającej
ilości czasu wolnego. 13 proc. w ogóle nie dysponuje czasem wolnym. Tak mówią. 25 proc. w dni powszednie nie
ma czasu dla siebie. Co to oznacza? Dla ekonomisty to oznacza jedno, że biznes musi się zmienić, ponieważ klient dzisiaj
nie ma czasu. Pijamy kawę w „Caffe w biegu”.
A fast food to już wiekowe pojęcie?
Tak. Jeśli mamy takiego klienta, to znaczy, że musimy biznes do niego dostosować. On będzie z nami załatwiał biznesy w pośpiechu. Ma coraz mniej czasu, żeby iść na pogawędki. Gdy pracowałem w „Kryształowej”, to zawsze koło
10.00 przychodziły te same panie, które miały czas, opowia-
www.zg.org.pl
dały sobie. A także panowie, którzy byli na emeryturach.
Gdzie Pani dzisiaj ich znajdzie?
To może warto pójść w slow life ? Trend, który mówi: wyhamuj?
Tak jest. I dzisiaj biznes do tego się dostosowuje. Zaczynamy żyć innym tempem. Naszym celem jest nie dać się
w to wkręcić, nie dać się zniewolić. Trzeba znaleźć własne
miejsce. Pamiętać, że jednak świat się zmienia, ale nie zatracać tego, czego człowiek najbardziej potrzebuje. A człowiek jest naprawdę istotą prostą. Potrzebuje wyspać się, jeść.
Ma marzenia, wizje. Potrzebuje czuć się szczęśliwy. Duma,
przyjemność, zysk i spokój. To są cztery najważniejsze elementy i one muszą zostać zachowane. Wielu bogactwo zrujnowało. Jak nie mieli nic, byli szczęśliwsi. Jeśli człowiek nie
wie, gdzie chce iść, to najczęściej dochodzi donikąd. Jeśli
chcesz wiedzieć, kim byłeś, popatrz, kim jesteś, a jeśli chcesz
wiedzieć, kim będziesz, popatrz, co robisz. Jeśli wiem, którędy idę, to powinienem się tam znaleźć. Z czasów dla nas
ważnych najistotniejszy jest dla nas czas teraźniejszy. Sama
przyszłość jest oczywiście też ważna, ale czas teraźniejszy,
podejmowane dziś decyzje są ważniejsze.
Wciąż wiele spraw ma Pan na głowie. Ciężka praca popłaca?
Tak. Dla mnie żadna praca nie była trudna. Wyszedłem
z tego założenia, że jeśli sam sobie nie narzucę dyscypliny,
to ktoś inny mi ją narzuci i mnie zdyscyplinuje. Mnie nikt
nigdy nic nie dał. Nie miałem rodziców na jakiś stanowiskach – byli rzemieślnikami. Musiałem wszystko zdobywać
sam i nikt mnie nigdzie nie posadził. Jako chyba jedyny Ślązak mam katedrę na SGH w Warszawie. Nawet koledzy się
mnie pytają, czy ja jestem Ślązakiem, bo to jeszcze się nikomu nie udało. Ale mnie się udało! Ja nigdy się nie bałem;
jak można było, to próbowałem. Pracowałem od młodych
lat. Najpierw mi się wydawało, że mi się krzywda dzieje.
Moi koledzy mieli 2 miesiące wakacji, a ja 2 tygodnie urlopu. Trudno było się z tym pogodzić, ale potem okazało
się, że jak ja miałem pierwsze auto, to oni nie mieli jeszcze prawa jazdy. Gdy miałem 30 lat, już byłem w miarę bogaty. Byłem na tyle samodzielny, że żona przy mnie czuła się
bezpieczna. Tak samo dzieci. To dawało mi poczucie komfortu. Mogłem już sobie pozwolić, by zatrudnić jednego pracownika, potem drugiego, trzeciego, następnie przyjąć uczniów. I zostałem szefem. Miałem 26-27 lat i byłem szefem
w swoim życiu. Usamodzielniłem się, ale odpowiedzialność
szła ze mną przez całe życie. Zawsze wiedziałem, że żeby być
odpowiedzialnym za moje dzieci, żonę, rodziców, muszę być
sam za siebie odpowiedzialny.
Czego Pan by życzył, jako Prezes Izby, Śląskowi?
Wytrwałości. Wydaje mi się, że wszystko to, co do tej pory
się na Śląsku zrobiło, to wielka wartość. Jesteśmy zdeterminowani. I pomimo tego, że przez wiele lat byliśmy zniechęceni tym, że być może inne województwa, inne regiony
pójdą do przodu bardziej niż my, to jednak wysforujemy się
w kraju jako region liczący się, tak samo jak liczymy się w ilości firm. I myślę, że jesteśmy w stanie być w tej czołówce.
Inni od nas mają się uczyć. A ja po prostu jestem zadowolony, że tu mieszkam.
Dziękuję za rozmowę.
■
GÓRNOŚLĄZAK 13
www.zg.org.pl
Europejski Kongres MŚP
Musimy myśleć i mówić o przyszłości
oraz działać dla przyszłości
Z Tadeuszem Donocikiem, Prezesem Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach, a także organizatorem
V Europejskiego Kongresu MŚP, rozmawia Anita Witek
Od wielu lat sprawuje Pan funkcję Prezesa
Regionalnej Izby Gospodarczej, a jednocześnie jest członkiem Związku Górnośląskiego,
współzałożycielem koła w Ochojcu i fundatorem sztandaru swojego koła. Jak widzi Pan
możliwość współpracy tych dwóch zasłużonych dla rozwoju Górnego Śląska instytucji?
Powiedzieć, że Związek i Izba to tylko
zasłużone instytucje, to zbyt mało. Trzeba
wspomnieć, że to też równolatkowie – powstawały przecież w tym samym czasie! Jestem czynnym członkiem Związku; może
nie aktywnym, ale na każdą sugestię spotkania i współpracy odpowiadam pozytywnie.
Tym bardziej, że od dwóch lat mam dodatkowe zobowiązania wobec członków Związku, gdyż otrzymałem od Władz
Związku Nagrodę Korfantego, co jest dla mnie czymś bardzo ważnym.
Nie ma wątpliwości, że nasza nagroda trafiła wtedy w odpowiednie ręce. Jakie zobowiązania ma Pan na myśli?
Sam Wojciech Korfanty interesował się gospodarką i spółdzielczością. Również Karol Godula i wielu innych. Idąc tym
tropem, wielokrotnie próbowałem wprowadzić wątek gospodarczy do treści programowych Związku. Podobnie zresztą
robił profesor Andrzej Klasik, jeden ze współzałożycieli
Związku Górnośląskiego, który zajmował się polityką regionalną, a w ramach niej również małą i średnią przedsiębiorczością. Zresztą, robi to z ogromnym powodzeniem również dzisiaj. Także kolejni prezesi – pan Joachim Otte i pan
Andrzej Stania – to postaci, którym sprawy gospodarcze
nie były obce. Jednak w pracach programowych dominował
punkt widzenia, który stawiał na historię, tradycję, kulturę
i ewentualnie sprawy społeczne. Są one oczywiście niezwykle
cenne, ale korzenie, które są istotą funkcjonowania Związku
Górnośląskiego, dotyczą – albo inaczej, powinny dotyczyć
– również gospodarki. Jeżeli po 25 latach istnienia musimy
myśleć o odmłodzeniu szeregów członkowskich, to należy
pamiętać, że młodzież jest bardziej nastawiona na myślenie o przyszłości, w tym o lepszej przyszłości uzależnionej
od możliwości zarobkowych.
Co więc powinniśmy zrobić?
Musimy więc tak kreować program Związku, aby bazując na tradycji i kulturze – bo to są wartości nieprzemijające,
fundamentalne – jednocześnie mówić i myśleć o przyszłości młodych ludzi, która przede wszystkim będzie się kojarzyła z przyszłością ekonomiczną. Każdy chce żyć w godziwych warunkach, mieć zabezpieczenie socjalne dla rodziny
i dzięki temu lepszemu poziomowi życia korzystać z dóbr
kultury. Wraz z moimi współpracownikami w Izbie praktykuję to na co dzień.
Od ponad 10 lat funkcjonuje przy Izbie Forum Młodych oraz Forum Młodych Przedsiębiorców. Dzięki temu będzie mi też łatwiej przekazać „pałeczkę”
w prowadzeniu Izby. Musimy w Związku
myśleć podobnie.
A jak to się przekłada na konkrety?
Trzeba utworzyć w szeregach Związku
pion zajmujący się kształtowaniem szeroko rozumianej przyszłości Śląska.
Przyszłości gospodarczej?
Mam na myśli raczej działania
wszechstronne, całościowe. Związek w momencie swego
powstania wykreował pierwsze programy przemian w województwie katowickim i pierwszego wojewodę katowickiego – Wojciecha Czecha, który miał ten program realizować. Jako Izba byliśmy już wówczas partnerami Związku
Górnośląskiego. W następnych latach Związek nie kontynuował tego realnego myślenia o przyszłości Śląska i zaczęły się
tym zajmować partie polityczne. Tylko że partie nie są ruchem społecznym, a Związek jest ruchem nie tylko społecznym, ale wówczas był również ruchem masowym. Był ruchem budującym zręby społeczeństwa obywatelskiego. Jego
usytuowanie, w dużej części przy parafiach, ułatwiało i ułatwiać by mogło, również dzisiaj, tworzenie lokalnych wspólnot, wzmacniając przy tym potencjał historyczno-kulturowy,
a nadto potencjał intelektualny dotyczący spraw bytowych,
gospodarczych, procesów zmian myślenia w kategoriach dobra wspólnego i odpowiedzialności za drugiego człowieka.
W październiku tego roku odbędzie się w Katowicach
V Europejski Kongres Małej i Średniej Przedsiębiorczości. Wykreowała go Regionalna Izba Gospodarcza, na której
czele stoi członek naszego Związku – czyli Pan.
Kongres to wspólne dobro dla naszego regionu. Na Śląsku dokonały się zmiany widoczne gołym okiem – wielowiekowe tradycje przemysłowe przeszły proces ewolucji od tradycyjnego przemysłu ciężkiego do innowacyjnej gospodarki
(nanotechnologii, inżynierii medycznej, biotechnologii etc.).
Proces ten trwa i nigdy nie będzie zakończony. To przechodzenie do innego typu gospodarki powoduje, że Śląsk próbuje z jednej strony utrzymać pozycję lidera przemysłowego
centrum Polski, ale z drugiej wskazuje również na myślenie
o przyszłych, koniecznych, innowacyjnych rozwiązaniach
gospodarczych, które już dziś charakteryzują tzw. Starą Europę i Stany Zjednoczone. Pomimo licznych dokonań nie
wszystko, co zmieniło się na Śląsku, jest dobre. Powstało duże ➧
14 GÓRNOŚLĄZAK
➧ zróżnicowanie socjalne społeczeństwa. Poszerzył się obszar
biedy. A zagrożenie utratą pracy np. w górnictwie staje się
„zmorą” wielu rodzin i licznych grup społecznych.
Małe i średnie przedsiębiorstwa są ważne?
Świadczą o tym liczby. Mikro, małe i średnie firmy dają
w Europie 75 proc. miejsc pracy, tworzą ponad 60 proc. naszego PKB. Są ich ponad 22 miliony. W Polsce jest ponad
1,8 mln takich firm. Mówimy zatem o tym, co jest istotą gospodarki. W tej liczbie 60 proc. to firmy rodzinne, a to już jest
zjawisko gospodarcze i kulturowe.
Także Związek Górnośląski zawsze miał na względzie dobro rodziny…
Zatem widać jasno, że wspólną troską, zarówno Związku,
jak i Izby, jest rodzina. Należy połączyć wielowymiarowość
tego spojrzenia – ekonomicznego ze strony Izby i kulturowego ze strony Związku. To wartości dodane, a nie likwidujące się! Tak zwany efekt skali. Tak więc obie strony mogłyby
odnieść niewątpliwe korzyści z tego typu współpracy. Nie
wiem, czy w tym roku jeszcze jest to możliwe, żeby publicznie ogłosić partnerstwo w organizacji Kongresu.
Jednak już dzisiaj serdecznie zapraszam wszystkich
członków Związku do udziału w ceremonii otwarcia – 12 października o godzinie 11:00 w niedawno
otwartym Międzynarodowym Centrum Kongresowym
w Katowicach koło „Spodka”.
Swój udział w ceremonii otwarcia potwierdził już Ksiądz
Arcybiskup Wiktor Skworc, który jest Członkiem Komitetu
Honorowego Kongresu.
Rejestracja na stronie Kongresu: www.ekmsp.eu
Oczywiście udział w Kongresie jest bezpłatny. Program
Kongresu jest na stronie, na której możemy dokonać rejestracji.
Widać, że współpraca z Kościołem to kolejny punkt
styczny Izby i Związku.
Tak. Poszukujemy tych wartości, które wynikają z nauki
społecznej Kościoła w relacjach pracodawca – pracownik.
Na sztandarze Izby widnieje napis: „Górnemu Śląskowi i ludziom tej ziemi nasza praca i umiłowanie tradycji”. To określa tożsamość Izby w działaniach na rzecz Śląska i drugiego
człowieka, na rzecz tradycji i z myślą o przyszłości ekonomicznej – nie da się pielęgnować tradycji bez ekonomii.
Widzi Pan więc wiele punktów stycznych w działalności
i historii Związku i Izby?
Mało tego! Kiedy 5 października 1995 roku podpisywano
z ówczesnym rządem pierwszy w Polsce kontrakt regionalny
dla województwa katowickiego, my byliśmy tam wtedy razem: Związek Górnośląski, związki zawodowe – Solidarność
i OPZZ – oraz organizacje rodzącego się społeczeństwa obywatelskiego, w tym nasz Izba.
Tam sformułowano perspektywy rozwoju Śląska?
Tak. Wtedy powstała między innymi koncepcja budowy
DTŚ, powołania Agencji Rozwoju Regionalnego, Funduszu
Górnośląskiego, strefy ekonomicznej itd. Było to pierwsze
www.zg.org.pl
i jedyne tego typu porozumienie z administracją rządową
w Polsce.
Czyli w latach 1990-1995 Związek był jeszcze bardzo aktywny w sferze społeczno-gospodarczej?
Oczywiście, że tak. Potem jednak poszedł w kierunku pielęgnowania tradycji kulturowych, co jest oczywiście bardzo
szlachetne, ale przy okazji spowodowało, że Związek, moim
zdaniem, sam się trochę zmarginalizował. Mówię o tym
z przykrością, bo życie nie znosi pustki.
Członkowie Związku, którzy go tworzyli i przystąpili do niego w latach 90., zrobili to w poszukiwaniu
lepszego jutra dla Śląska. Tamten czas był momentem
zwrotnym dla losów państwa i naszego województwa.
Oczekiwali, że będą mieć wpływ na to, co się będzie działo?
Tak. Niestety, dzisiaj Związek sytuuje się na dalszym miejscu wśród organizacji, które mają realny wpływ na to, co się
dzieje w województwie śląskim, a nawet w jego górnośląskiej
części, określonej granicami Diecezji Katowickiej i Gliwickiej, czy po prostu Archidiecezji – Metropolii Górnośląskiej.
Jestem przekonany, że aspiracją założycieli i ówczesnych
członków Związku było wypracowanie sobie takiej pozycji
w regionie, aby wypowiedzi jego przedstawicieli o przyszłości Górnego Śląska musiały być przez polityków i administrację publiczną brane pod uwagę. Taka jest przecież rola
organizacji pozarządowych, żeby ich wypowiedzi były traktowane wiążąco przez administrację. Jako Izba też o to walczymy, czasem stawiając różne instytucje w kłopotliwej sytuacji. Możemy to robić wspólnie ze Związkiem Górnośląskim,
jeśli oczywiście powróci on do pierwotnych założeń.
Czyli?
Od początku swojego istnienia Związek chciał być liderem pozytywnych zmian na Śląsku. A pozytywne zmiany
nie mogą nie dotyczyć spraw gospodarczych. Oczywiście
mogą i powinny się koncentrować na wszystkich wymiarach zmian, w tym również kulturowych, ale musimy myśleć
w kategoriach przyszłości. Myślenie o przyszłości to magnes,
który może przyciągnąć w szeregi Związku młodzież.
Zatem uważa Pan, że rolą Związku jest większy udział
w życiu politycznym i gospodarczym regionu?
Tak, z podkreśleniem: w życiu publicznym, społecznym
i gospodarczym, z uwzględnieniem ważności znaczenia organizacji pozarządowych, obywatelskich w życiu państwa.
Z tego wniosek, że Związek mógłby uczestniczyć bardzo
mocno w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego?
Dokładnie tak! I myślę, że teraz też to robi, ale w sposób
ułomny – bo niepełny.
To znaczy, że jedynie w niektórych dziedzinach, a nie
we wszystkich?
Zdecydowanie. Ten fakt niepełnego funkcjonowania
Związku doprowadził do powstania Ruchu Autonomii Śląska, nad czym bardzo ubolewam, bo ruch ten niestety nie
umiał jasno określić, o co chodzi w tej autonomii: że potrzeba po prostu decentralizacji państwa, większych uprawnień i środków finansowych dla samorządów lokalnych.
Gdyby to było tak powiedziane, to wszystkie regiony by nas
poparły. Ruch nie umiał też powiedzieć, że tak rozumiana ➧
www.zg.org.pl
➧ autonomia przydałaby się w całej Polsce – w efekcie przestra-
szył wszystkie województwa i pozbawił nas ich wsparcia. Jeśli jesteśmy postrzegani jako ci, którzy walczą o coś wyjątkowego dla Śląska, to w sposób naturalny budzi to sprzeciw
u innych. I to jest powodem, dla którego nie rozumiem motywów istnienia i funkcjonowania Ruchu Autonomii Śląska.
Związek Górnośląski powstał wcześniej i zawsze miał aspiracje, żeby myśleć o dobrym, pozytywnym przykładzie Śląska jako regionu rozwijającego się i przechodzącego trudną
transformację ekonomiczną. Na przykładzie Kontraktu Regionalnego z 1995 roku mogliśmy tworzyć modele dobrych
rozwiązań dla innych regionów w Polsce.
A wracając do współpracy Izby i Związku Górnośląskiego…
Izba Gospodarcza z natury rzeczy zajmuje się sprawami
gospodarczymi, a kulturą bardziej poprzez mecenat podczas
różnych uroczystości, udzielając wsparcia i pokazując efekty
pracy twórczej. Brakuje nam tego „oddechu”, który posiada
Związek.
To znaczy?
Codziennej dbałości o korzenie, kulturę itd. Połączenie
tych dwóch rodzajów aktywności stanowiących o pełnym
kształcie funkcjonowania organizacji obywatelskich poprzez
wzajemne uzupełnianie się stanowi dużą wartość – poszukiwaną od 25 lat i oby w końcu odnalezioną… Może obecne
władze Związku zadecydują o wspólnych przedsięwzięciach?
Bo to aż się prosi!
Zatem uważa Pan, że Związek Górnośląski część swoich
prerogatyw oddał politykom czy też innym organizacjom
i tym sposobem zubożał, a więc powinien wrócić do tego,
co było wcześniej…?
Tak, Związek powinien po 25 latach wrócić do swoich korzeni, a nie tylko korzeni historii Śląska!
I z tego wynika też fakt potencjalnej potrzeby współpracy
z Regionalną Izbą Gospodarczą?
Dokładnie tak.
W Pana wypowiedziach widać ogromną troskę o przyszłość Związku. Jednocześnie patrzy Pan z nieco innej perspektywy niż jego szeregowi członkowie. Jak widzi Pan
przyszłość Związku? W którą stronę powinien iść w swoich
działaniach?
Jeżeli w organizacji są luki pokoleniowe, to nic dobrego
nie wróży. Widzę to na przykładzie mojego koła w Ochojcu.
I to jest wyzwanie dla nas na dzisiaj! Nie chcę nikogo urazić,
ale myślę, że brak młodych ludzi wynika stąd, że nie umieliśmy stworzyć tak atrakcyjnego programu Związku, by zainteresować nim ludzi młodych. Podstawowym wyzwaniem
Związku – jako ruchu społecznego, obywatelskiego – musi
być myślenie o przyszłości Śląska na poziomie każdej parafii,
gminy, powiatu, województwa.
To są bardzo cenne uwagi – szczególnie dla władz Związku.
Na koniec proszę o kilka słów dotyczących V Europejskiego
Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który organizuje Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach w dniach
12-14 października 2015 roku. Gdyby Pan w pięciu, sześciu aspektach miał opowiedzieć o kongresie osobie, która
w ogóle o nim nie słyszała, jak mogłoby to brzmieć?
GÓRNOŚLĄZAK 15
To już jest piąty europejski kongres, a przedtem było ponad 20 forów gospodarczych – regionalnych i ogólnopolskich. Każdorazowo na Kongresie staramy się robić fotografię stanu małej i średniej przedsiębiorczości w Polsce na tle
Europy. Świat się zmienia i co roku ta fotografia jest inna.
Widzimy, że w niektórych aspektach państwo zmieniło swoją
politykę na korzyść, a w innych na niekorzyść małej i średniej przedsiębiorczości. Sporządzamy więc raporty dotyczące
tej zmieniającej się rzeczywistości i przedstawiamy na Kongresie. Dotyczą one nie tylko kwestii prawa, ale też klimatu
wokół małej i średniej przedsiębiorczości.
Zatem Kongres pokazuje sytuację dzisiaj w odniesieniu
do tego, co było rok temu?
Rok temu, dwa lata temu, trzy… A także pokazuje, co dzieje
się w innych państwach, w których nie ma jeszcze takich problemów, jak u nas. Dlatego jest on europejskim kongresem. Ale
są też państwa, które mają gorzej niż my – raporty na ten temat przekazujemy poszczególnym Komisarzom Komisji Europejskiej, Parlamentowi Europejskiemu, obu izbom naszego
Parlamentu, członkom naszego Rządu, Prezydentowi, Marszałkowi, samorządom terytorialnym wszystkich szczebli,
przedstawicielom świata nauki i nam, przedsiębiorcom.
To pierwsza z pięciu ważnych informacji – co jeszcze
chciałby Pan przekazać na temat Kongresu?
Drugim ważnym aspektem jest to, że Kongres odbywa się
w Katowicach, na Śląsku. Miałem wiele propozycji, żeby go
przenieść do Warszawy – łącznie z pełnym finansowaniem
– podczas gdy tu musimy prosić się o każdą złotówkę. Musiałem się mocno zapierać, bo uważam, że to tu bije gospodarcze serce Polski. Musimy tego pilnować i to pielęgnować!
Na to uczulam moich następców, żeby tego nie wyprowadzić
ze Śląska.
Kolejne powody?
Trzecim powodem chwalenia się tym Kongresem jest to,
że w ubiegłym roku uczestniczyli w nim przedstawiciele
35 państw, a w tym roku spodziewamy się ponad 40 delegacji. Ci ludzie przyjeżdżają do Polski – ale i na Śląsk! Widzą, że można tu prowadzić interesy. Gdy już się ludzie poznają, to zaczynają ze sobą współpracować – to promocja dla
Śląska. Przyjeżdżają do nas goście od Stanów Zjednoczonych
po Chiny. Tym razem będzie więcej osób z USA, bo w przyszłym roku ma być podpisane porozumienie o wolnym handlu pomiędzy Unią a Stanami Zjednoczonymi. Przygotowujemy się do tego od poprzedniego roku, a negocjatorzy
przyjadą do nas – zarówno ze strony USA, jak i UE. Podczas
Kongresu odbędzie się Forum Młodych Przedsiębiorców Europejskich, a nasz młody przedsiębiorca, przedstawiciel Izby,
Przemysław Grzywa, jest wiceprzewodniczącym tej organizacji w Brukseli. Kongres pokazuje, że można i trzeba się rozwijać w kierunku współpracy międzynarodowej. To jest ten
nowy wymiar, którego brakowało w poprzednich forach regionalnych czy ogólnopolskich.
Na tym mógłby chyba skorzystać także Związek Górnośląski?
Ależ oczywiście. Ci członkowie, którzy wezmą udział
w Kongresie, zobaczą, że każde koło może podjąć współpracę z organizacjami obywatelskimi w Europie. Tego wymiaru międzynarodowego też brakuje Związkowi Górno- ➧
16 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
Miło jest być częścią zespołu,
który realizuje marzenia ludzi
Z Patrycją Geppert-Sechman rozmawia Łucja Staniczkowa
„Górnoślązak”: Jest Pani córką założycielki firmy. Jak
z perspektywy młodego pokolenia, pokolenia następców,
patrzy Pani na założoną przez mamę firmę?
Patrycja Geppert-Sechman: Moja mama założyła działalność prawie 10 lat temu. Od tego momentu z sukcesem budujemy i sprzedajemy nasze kolejne inwestycje. W dzisiejszych
czasach to solidny fundament pod dalszy rozwój działalności. Każdego roku stawiamy sobie nowe cele
i dążymy do ich realizacji. Miło jest być częścią
zespołu, który realizuje
marzenia ludzi o własnym domu. Stąd też nasz
slogan: „Budujemy z myślą o Tobie”. Podążamy za trendami
i skutecznie odpowiadamy na potrzeby naszych klientów.
Czy w nawale pracy w firmie ma Pani jeszcze czas, żeby
pomarzyć o jej przyszłości? Jakie to są marzenia?
Bardziej niż żyć marzeniami, wolę wyznaczać realne cele.
Niezależnie od realizacji obecnych projektów nieustannie
poszukujemy nowych, ciekawych miejsc pod kolejne inwestycje. Jest to jednak proces długotrwały, zwłaszcza dlatego,
że zawsze staramy się, aby lokalizacja naszych realizacji wyróżniała się na tle konkurencji. Podoba mi się obecny system
działania firmy. Przede wszystkim stawiamy na bezpośredni
dokończenie ze str. 15
śląskiemu. Często ograniczamy się do swojej parafii czy
regionu, a to nas zbyt mało wzbogaca. A mogłoby o wiele
bardziej. Nasza współpraca przy Kongresie może zacząć otwierać nowe perspektywy przed Związkiem. Przy okazji muszę podjąć inny wątek.
Proszę bardzo.
Obszar działania Związku Górnośląskiego nie obejmuje
całego województwa śląskiego. Poza etnicznymi granicami
Górnego Śląska są m.in. tereny Śląska Cieszyńskiego, Podbeskidzia, Żywiecczyzny, Jury Krakowsko-Częstochowskiej,
Zagłębia Dąbrowskiego, Ziemi Raciborskiej, Lublinieckiej –
czyli obszary Diecezji Częstochowskiej, Sosnowieckiej i Bielsko-Żywieckiej. Na tych wszystkich terenach działają organizacje obywatelskie reprezentujące aspiracje lokalnych
społeczności. Związek Górnośląski powinien, w imię troski
o lepszą przyszłość dla obywateli województwa śląskiego, zabiegać o dobrą współpracę z tymi wszystkimi organizacjami.
Myślę jednocześnie, że wiele dobrego dałoby pogłębienie
współpracy między organizacjami subregionalnymi w całym
kraju. Wyobraźmy sobie przez moment, jakie to bogactwo
doświadczeń, tradycji i dążeń.
Pozostał nam jeszcze piąty powód, dla którego warto pojawić się na Kongresie…
Na Kongresie mówimy o realnych problemach, z jakimi
spotykają się firmy i o tym, jak te problemy są rozwiązywane
w Niemczech, Austrii, Czechach czy Stanach Zjednoczo-
kontakt z klientem. Oczywiście
myślimy nad dalszym rozwojem
firmy, jednak chciałabym, aby nie
traciła ona obecnego, rodzinnego
charakteru.
Jakie wartości, zwyczaje obecne w życiu rodziny przeniesione zostały do firmy?
Rodzice zawsze uczyli mnie, że najważniejszymi elementami każdej relacji są szacunek oraz rozmowa. Codziennie
spotykamy się i omawiamy bieżące sprawy firmy. Z kolei szacunkiem obdarzamy nie tylko naszych klientów, ale i wszystkich pracowników oraz podwykonawców, z którymi współpracujemy. Wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka
nauczyłam się od mamy, która od najmłodszych lat angażowała mnie w przeróżne akcje charytatywne. Jednak dla mnie
największą wartością jest ogromne wsparcie, które otrzymuję ze strony rodziców – zarówno w życiu zawodowym,
jak i prywatnym. Wiele młodych osób obawia się pracy w rodzinnej firmie, jednak moim zdaniem zupełnie bez powodu.
W końcu kto inny, jak nie rodzice, poświęci nam cały swój
czas, aby skrupulatnie przekazać nam swoją wiedzę i doświadczenie?
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w spełnianiu
marzeń – swoich i klientów.
Dziękuję.
■
nych. To tzw. benchmarking, czyli porównywanie się do innych. W każdym panelu uczestniczą eksperci z zagranicy,
a my dzięki temu wiemy, co mamy do zrobienia. Stąd Kongres zawsze opracowuje rekomendacje, które opisują zagadnienie, problem, diagnozują go, proponują, co należy zrobić,
by zmienić stan rzeczy oraz opisują adresata rekomendacji.
Mówiąc inaczej: podpowiadają, co należy zrobić, żeby poprawić funkcjonowanie firm i gospodarki w Polsce i całej Europie. Przez cały rok pilotujemy, co się dzieje z tymi rekomendacjami i na następnym Kongresie informujemy, czy
ktoś skorzystał z tych materiałów i informacji, czy trzeba powrócić do tematu itd. Jeśli podobnej metody nauczymy się
w Związku – czyli zaczniemy analizować, czy jest odzew
na nasze postulaty np. w samorządach lokalnych, wśród posłów czy w administracji publicznej – to zaczniemy też oceniać, na ile nasze inicjatywy są brane pod uwagę i czy naprawdę są one komukolwiek przydatne.
Jest wiele obszarów współpracy i przedsięwzięć,
które możemy robić razem.
Bardzo dziękuję w imieniu czytelników „Górnoślązaka”
i własnym za tę rozmowę. Przeprowadzenie tego wywiadu
było dla mnie zaszczytem i przyjemnością.
Dziękuję za serdeczne słowa. Życzę wszystkiego dobrego
Czytelnikom i Członkom naszego Związku Górnośląskiego! ■
www.zg.org.pl
GÓRNOŚLĄZAK 17
Marzenia się spełniają!
Rozmowa z Panem Jerzym Weindichem, właścicielem firmy Centrum Przemysłu
Mięsnego i Gastronomii w Chorzowie
„Górnoślązak”: Firma Weindich jest firmą rodzinną. cja zawodowa jest podstawą zawiąCo to znaczy w Waszym przypadku?
zywania się firm rodzinnych. Uważam, ze na sukcesję składają
W biznesie rodzina daje silną podstawę do budowania firmy się w równym stopniu przekazywane wartości, jak i materialna
i ją wzmacnia. Firma rodzinna opiera się na zaufaniu. Jeżeli część firmy.
w rodzinie ktoś popełni błąd, to łatwiej go przebaczyć. Poczucie
Fundacja Weindich jest odpowiedzią na pytanie o spoodpowiedzialności w firmie rodzinnej jest większe. To nie zna- łeczną odpowiedzialność biznesu?
czy, że ja oczekuję, żeby młodzi robili wszystko tak, jak ja sobie
Zakres działań Fundacji Weindich obejmuje działalność
życzę. Nie tylko doświadczenie się liczy! Młodzi mają własną na rzecz osób niepełnosprawnych, pomoc chorym w leczeniu
wizję, jak firma powinna wyglądać w przyszłości. Tematy strate- czy pokrycie kosztów zabiegów itp. Na początku lipca zorganigiczne dla firmy omawiamy wspólnie. Można by rzec, że w fir- zowana została przez fundację aukcja charytatywna, a zebrane
mach rodzinnych jest głowa rodziny, a w pozostałych jest tylko pieniądze zostały przeznaczone na konkretne cele fundacji.
szef. Oczywiście, w firmach rodzinnych też obowiązują przepisy Wspieramy stowarzyszenia pomagające chorym, ale także fei procedury. Ale nie są one odarte z czynnika ludzkiego. Rzutują styny, imprezy kulturalne i inne.
na nie standardy wyniesione z domu, rodzinny kodeks etyczny,
Czy na Śląsku jest już klimat dla mariażu kultury i bisystem wartości czy choćby upodobania.
znesu?
Bardzo tu u Państwa ładnie. Zwraca uwagę estetyka wyJako pracodawca i właściciel firmy podchodzę do zagadniestroju siedziby.
nia racjonalnie. Powiem wprost: uważam, że pracownik powiW naszej rodzinie przywiązuje się wielką wagę do piękna nien być godziwie wynagradzany na tyle, żeby mógł swobodnie
otoczenia, w którym się przebywa. Jest tak także w domach mo- korzystać z dóbr kultury według własnych potrzeb i upodobań.
ich dzieci. Można powiedzieć, że to taka cecha rodzinna, która Jak się kiedyś mówiło: jak człowiek będzie miał chleb, to drogę
przedostała się do firmy.
do kultury sam sobie znajdzie. Dlatego ja kładę nacisk na godne
Czy pracownicy postrzegają interes firmy jako swój?
uposażenie pracowników. Oczywiście, zakupujemy od czasu
Nie zawsze tak było. Po okresie gospodarki socjalistycznej, do czasu zbiorowe bilety do teatru czy na imprezy. Wspierając
kiedy nikt nie wiedział, komu jego praca służy, trzeba było od- lokalne imprezy kulturalne, zwracamy uwagę na to, żeby to były
budować mentalność pracownika, jego poczucie wartości. Dzi- przede wszystkim wydarzenia integrujące społeczność dzielsiaj śmiało mogę powiedzieć, że sukces jest własnością pracow- nicy, kilku dzielnic, miasta. Ważne jest, aby środki były wykonika, a właściciel łączy to w całość.
rzystane w najlepszy sposób dla lokalnej społeczności oraz aby
Mówi się, że dużym problemem w firmach rodzinnych jest dysponował nimi zespół osób odpowiedzialnych i mających
moment sukcesji. Zarówno dla sukcesorów, jak i dla odcho- na uwadze jej potrzeby. Moim marzeniem, a może zamiarem,
dzącego szefa firmy. Jakie jest Pana zdanie?
jest mecenat kultury.
W naszej firmie, można powiedzieć, sukcesja przebiega
Czy firma Weindich jest firmą śląską?
w sposób całkiem naturalny. Ciągle jestem szefem, ale moi naMoja rodzina od pięciu pokoleń jest śląską rodziną. Czustępcy od kilku lat już tworzą obecny kształt firmy. Nie chcę, jemy się Ślązakami w pełnym tego słowa znaczeniu. I nie pożeby młodzi robili wszystko tak, jak ja sobie życzę. Oni już zostaje to w sprzeczności z tym, że rodzina była wielonarorozwijają firmę. Nie dostaną jej przecież w formie daru, cze- dowościowa i wielojęzyczna. Nie jestem śląskim nacjonalistą.
goś gotowego, skończonego. Świadomość, że są spadkobier- Moim zdaniem swoje miejsce należy czcić, ale nie ponad inne
cami, a równocześnie twórcami firmy, daje nadzieję, że kon- wartości. Nie tylko cenię sobie to, że jestem z Górnego Śląska,
dycja firmy nie ucierpi w chwili przekazywania. Zresztą mam ale chcę dla niego coś zrobić. Miałem kilka propozycji, bardzo
to szczęście, że nie przekazuję firmy w obce ręce. Mam komu interesujących, z innych części Polski, ale więź z Górnym Śląją przekazać i to jest naszym wspólnym sukcesem. Chcę przy skiem przeważyła i dlatego, między innymi, moja firma znajtym zaznaczyć, że sukcesja to nie tylko przekazanie części mate- duje się w Chorzowie. Tak właśnie rozumiem moją śląskość: nie
rialnych, technologicznych czy marketingowych. W firmach ro- jako wielkie słowa, ale konkretne działanie na rzecz Śląska i jego
dzinnych przekazuje się także tradycję rodzinną. Znamy wiele mieszkańców.
przykładów rodzin prawniczych, lekarskich, w których tradyNa zakończenie pozwolę sobie przytoczyć Pańską wypowiedź zamieszoną w katalogu wydanym z okazji 25-lecia firmy Weindich. Na pytanie o to, jakich rad udzieliłby
Pan każdemu, komu zależy na sukcesie, odpowiedział Pan:
Przede wszystkim trzeba być otwartym na świat. Należy wykazywać się pracowitością…
…i rozsądkiem. Trzeba też pamiętać o inwestowaniu dochodów. Nie można nigdy zapomnieć o marzeniach, ale marzyć należy tylko w chwilach odpoczynku, nigdy pracując. Marzenia się
spełniają!
Dokładnie! Dziękuję za interesującą rozmowę i poświęcony mi czas.
■
Rozmawiała: Ilona Urbańczyk
18 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
Po słowie, po dwa
Świadczenie
rodzicielskie
Nam wolno więcej
Od nowego roku rodzice będący
studentami, osoby bezrobotne, osoby
niepełnosprawne, a także zatrudnieni
na podstawie umów cywilnoprawnych
czy rolnicy będą otrzymywać comiesięczne wsparcie finansowe w postaci
świadczenia rodzicielskiego. Pomoc
nie będzie uwarunkowana wysokością uzyskiwanego dochodu i, co ważne, każdego miesiąca będzie wynosiła 1000
złotych na dziecko przez jeden rok.
Powyższe rozwiązanie stanowi realną pomoc dla tych
rodziców, którzy nie są uprawnieni do otrzymywania zasiłku macierzyńskiego. Nowe świadczenie, pomimo że zacznie funkcjonować od 1 stycznia 2016 r., obejmie także
tych rodziców, których dzieci przyszły na świat wcześniej,
jednakże tylko w przypadku, gdy nie minął jeszcze okres
52 tygodni od urodzenia dziecka, natomiast w przypadku
ciąży mnogiej – maksymalnie 72 tygodni.
Jestem przekonana, że powyższe rozwiązania pozytywnie wpłyną na rozwój rodzicielstwa w Polsce oraz mam
nadzieję, że dalsze prace nad nowelizacją ustawy przyczynią się do wprowadzenia rozwiązań oczekiwanych przez
wszystkie grupy społeczne.
■
Ewa Kołodziej
Posłanka na Sejm RP
Minął już rok, od kiedy stałem się posłem niezrzeszonym. Mój rozbrat z Platformą Obywatelską, który nastąpił na skutek braku mojej akceptacji dla działań
partii w moim rodzinnym mieście, Katowicach, nie był decyzją ani łatwą, ani przyjemną. Z perspektywy czasu nie żałuję,
choć być może cenę przyjdzie mi jeszcze za to zapłacić.
Nie żałuję jednak tego roku. Zmiana perspektywy, z której
patrzy się na sejmową mównicę, z wygodnego miejsca w klubie z całym zapleczem, jakie się z nim wiąże (wsparcie techniczne, polityczne, merytoryczne, a nawet… towarzyskie),
o którym posłowie niezrzeszeni mogą tylko pomarzyć (lub
powspominać), na miejsce w gronie posłów niezależnych
ma jednak swoje plusy. To świeżość patrzenia, gdy można
myśleć już tylko o interesie wyborców i obywateli Rzeczpospolitej, nie będąc przedmiotem ani podmiotem partyjnych
rozgrywek, przesunięć, transferów. Krótko: posłom niezależnym wolno więcej, choć ponoć ich los nie jest do pozazdroszczenia.
Ruszyła wyborcza karuzela. Wszyscy stają w szranki
do wyborczej przepychanki – chciałoby się zaśpiewać.
Kto ma mocniejsze łokcie w regionie, ten jest wyżej na liście. No chyba, że partyjne góry dokonają nagle spektakularnej wymiany. Jedni awansują, drudzy pospadają. Momentami to nawet ciekawsze od polskich rozgrywek piłkarskich.
Nas, niezrzeszonych, to nie dotyczy. Nam wolno więcej.
Nam wolno spać spokojniej.
■
Jerzy Ziętek, Poseł na Sejm RP
Zapraszamy do współpracy
Reklamodawców i Partnerów!
Reklama na łamach „Górnoślązaka”
Reklama na stronie www.zg.org.pl
Reklama podczas wydarzeń
organizowanych przez Związek Górnośląski
Partnerstwo i patronaty na imprezach
[email protected]
GÓRNOŚLĄZAK 19
www.zg.org.pl
Z życia Związku
W sierpniu br. region zelektryzowała wiadomość o mariażu Ślązaków, a właściwie Ruchu Autonomii Śląska,
i Mniejszości Niemieckiej w kontekście udziału w zarządzonych na 25 października wyborach do Sejmu i Senatu, tj. wspólnego startu z list Mniejszości Niemieckiej.
Start w wyborach z list mniejszości wiąże się ze zwolnieniem z wymaganego progiem wyborczym minimum
5 proc. głosów w skali kraju.
Swoje stanowisko w tej sprawie, opublikowane w dniu 24 sierpnia, wydał także Związek Górnośląski.
Stanowisko Związku Górnośląskiego
w sprawie udziału w wyborach do Sejmu i Senatu
w roku 2015
Związek Górnośląski nie weźmie udziału w wyborach
do Sejmu i Senatu w roku 2015 ani jako podmiot samodzielny,
ani jako koalicjant na wspólnej liście wyborczej. Członkowie
Związku Górnośląskiego są zaangażowani w życie społeczne
i polityczne, działają w różnych organizacjach lokalnych i partiach politycznych. Związek Górnośląski zachęca swoich
członków do wzmożonej aktywności w zbliżających się wyborach, a przede wszystkim do oddawania swoich głosów.
Deklaracja programowa jasno określa program i charakter Związku Górnośląskiego jako stowarzyszenia, które będąc „rzecznikiem wartości, aspiracji, dążeń oraz interesu
Górnego Śląska w skali ogólnonarodowej”, jest stowarzyszeniem niezależnym od władzy politycznej. Kolejne dokumenty
programowe, precyzując stanowisko Związku, stwierdzają,
że „Związek będzie czynnie uczestniczył w życiu publicznym
i politycznym poprzez indywidualne zaangażowanie swoich
członków, unikając koniunkturalizmu politycznego i zachowując swoją tożsamość jako stowarzyszenia obywatelskiego”.
Niniejsze stanowisko jest osadzone w kontekście, na który
składają się następujące fakty:
1. Państwo polskie stworzyło przywilej dla mniejszości narodowych
w postaci ominięcia 5 proc. progu
wyborczego do Sejmu, aby obywatele
tych mniejszości mogli mieć swych reprezentantów w parlamencie. Ten przywilej dotyczy m.in. śląskich Niemców, żyjących tu od wieków i innych mniejszości narodowych, nie dotyczy jednak innych grup społecznych.
2. Ślązacy, tak jak wszyscy obywatele RP, mają możliwość
aktywności politycznej w działających partiach, mogą także
tworzyć własną partię i to jest płaszczyzna do realizacji ambicji politycznych.
3. Komitet „Zjednoczeni dla Śląska”, który zaproponował Związkowi Górnośląskiemu wspólny start w wyborach,
oprócz hasła wyborczego, że chce dobra Śląska, nie przedstawił żadnej propozycji konkretnego programu.
4. Związek Górnośląski jest zwolennikiem polityki osiągania realnych celów. Komitet „Zjednoczeni dla Śląska” nie gwarantuje nawet inicjatywy ustawodawczej potencjalnych posłów.
Zarząd Główny Związku Górnośląskiego
Z pielgrzymką po Jurze
Bractwo Pielgrzymkowe nie próżnuje. Nie dalej jak miesiąc temu pielgrzymowali do powszechnie znanych
sanktuariów położonych na terenach należących do Jury Krakowsko-Częstochowskiej (Leśniów, Święta
Anna i Gidle). W sobotę 22 sierpnia „zadebiutowali” w trzech nowych miejscach.
– Zaczęło się kilka lat temu od informacji naszego ówczesnego opiekuna duchownego, ks. Andrzeja Szklarskiego,
że w Ogrodzieńcu istnieje sanktuarium Matki Bożej zwanej „Skałkową” – mówi Jacek Pytel, Prezes Bractwa. – Przez
kilka lat temat był w zawieszeniu, aż wreszcie „Słowo stało
się Ciałem”.
Pielgrzymka rozpoczęła się od mszy u ojców franciszkanów w Dąbrowie Górniczej. Okazało się, że przypadkowo
pielgrzymi odwiedzili czwarte tego dnia sanktuarium; w dąbrowskiej świątyni bowiem czczony jest św. Antoni Padewski.
Potem wyjazd. Pół godziny drogi i pątnicy są już w Ogrodzieńcu. Na wzgórzu malownicze ruiny zamku. Sanktuarium Matki Bożej Skałkowej nieco dalej; kaplica wtulona jest
w wapienną skałę. Nabożeństwo, potem godzina przerwy na
kawę i spacer do malowniczych ruin i w drogę.
Skarżyce, kolejna stacja na pielgrzymim szlaku. To już
dzielnica Zawiercia, ale położona z dala od miasta, wśród jurajskich wzgórz. Mały kościółek, lada moment ślub. Dlatego
czasu wystarcza tylko na jedną dziesiątkę Różańca i rzut oka
na świątynię i otoczenie. – Za rok będziemy tu w bardziej dogodnych okolicznościach – deklaruje prezes.
Ostatnia stacja to Blanowice, sanktuarium Miłosierdzia
Bożego i Świętego Krzyża. Tam koronka i nabożeństwo drogi
krzyżowej. Chwila na modlitwę w bocznej kaplicy, gdzie
umieszczone są relikwie Krzyża Świętego.
W pielgrzymce udział wzięły 54 osoby. Po wszystkim pozostaje pewien niedosyt. – Wrócimy w te strony za rok –
mówi prezes Pytel. –Sanktuaria jurajskie i okolice są zbyt
piękne, by skończyć na jednorazowym epizodzie.
■
RED
20 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
25 lat Koła Brzezinka
Koło Brzezinka Związku Górnośląskiego 21 czerwca świętowało 25-lecie istnienia. Z tej okazji
w brzezińskim kościele ks. Paweł
Bubalik, współpracujący z Kołem
od początków jego istnienia, odprawił mszę świętą w intencji i z udziałem członków, ich rodzin i sympatyków Koła oraz zaproszonych
gości. Podczas mszy panie w strojach śląskich i dzieci z Przedszkola
nr 1 włączyły się w liturgię słowa,
a w kazaniu przypomniane zostały
początki działalności Koła Brzezinka.
Goście i członkowie Koła spotkali się w „Lari” na uroczystym
obiedzie. Wśród zaproszonych
na uroczystość były władze miasta – prezydent Edward Lasok,
który był jednym ze współzałożycieli koła ZG w Brzezince
i od początku wspiera jego działania, zastępca prezydenta
Bernard Pastuszka, przewodniczący Rady Miasta Grzegorz
Łukaszek, wiceprezes Związku Górnośląskiego Grzegorz
Franki (obecny Prezes Związku), przedstawiciele Miejskiego
Ośrodka Kultury, Rady Osiedla oraz zaprzyjaźnionych Kół
Związku ze sztandarami – z Janowa i Murcek – oraz Bractwa
Pielgrzymkowego.
Wiceprezes Związku wręczył ośmiu członkom odznaczenie „Zasłużony dla Związku Górnośląskiego”, przyznane
przez Zarząd Główny oraz dyplomy i książki. Ponadto były
podziękowania dla poszczególnych członków Koła, którzy
wnieśli wielki wkład w jego rozwój i działalność. Podziękowania skierowano również w stronę obecnego prezydenta
Edwarda Lasoka, który od 25 lat zawsze wspomaga Związek
w jego działaniach. Na jego ręce obecna prezes Koła przekazała upominek adekwatny do uroczystości – lalkę w pięknym stroju śląskim. Podziękowano byłym prezesom Koła.
Także obecna prezes Teresa Bialucha otrzymała wyrazy
wdzięczności. Joachimowi Kinasowi z Australii Koło Brzezinka przyznało znaczek ZG za okazywane przez lata wsparcie, za uczestnictwo podczas pobytu w Polsce w spotkaniach
i imprezach Koła oraz za pamięć o członkach ZG za oceanem.
Dzieci z Przedszkola nr 1 w Brzezince przygotowały program artystyczny w gwarze śląskiej. Wydany został również
folder okolicznościowy, w którym przypomniane zostały początki Koła Brzezinka.
Koło powstało 5 czerwca 1990 roku, a pierwsze spotkania
odbywały się w salce przy probostwie. Obecnie Koło zrzesza prawie sto osób – starszych
i młodszych. Uczestniczą w miejskich imprezach świeckich i kościelnych, zapraszani są do szkół
i przedszkoli, gdzie prezentują nie
tylko „ślonsko godka”, ale i przepiękne galowe stroje, z których
Koło Brzezinka słynie. A zawdzięcza je nieżyjącej już pani Monice
Derze, która przez kilkadziesiąt
lat szyła stroje, malowała wstążki,
fartuchy i uczyła młode pokolenie
tej trudnej sztuki krawieckiej.
Pierwszym prezesem kola został Jerzy Mosler, po nim rządy
w kole sprawował Janusz Klimczok, następnie Jan Patałąg,
Krzysztof Cieślik. Od 2007 roku
prezeską jest Teresa Bialucha.
Szczęść Wam Boże, na następne
■
25 lat!
GÓRNOŚLĄZAK 21
www.zg.org.pl
Jubileuszowe XXV Dni Bogucic
Piękna letnia pogoda sprzyjała obchodom jubileuszowych XXV Dni Bogucic, zorganizowanych w Parku Boguckim w Katowicach, gdzie można było bawić się przy kubańskich rytmach w wykonaniu Jose Torresa, włoskiej muzyce
rozrywkowej czy raperskich głosach młodego pokolenia. Dla
bardziej wymagających melomanów zarezerwowano operetkowy zawrót głowy w formie fabularyzowanego koncertu
arii operetkowych nieśmiertelnego Johanna Straussa pt. Wiedeńska krew w wykonaniu artystów Śląskiej Operetki Kameralnej i Zespołu Maes Trio.
Oprócz strawy duchowej było także coś dla ciała. Związek Górnośląski Koło Katowice Bogucice przygotował dla
wszystkich chętnych oprócz „chleba z tustym” także tradycyjny śląski żurek.
Górnośląskiego, która przypomniała, ze to właśnie koła
Związku Górnośląskiego dwadzieścia pięć lat temu wskrzesiły tradycję śląskich festynów z udziałem całych rodzin.
Zwycięzcy zostali nagrodzeni gromkimi brawami przez licz-
W ramach Jubileuszowych XXV Dni Bogucic został zorganizowany w Miejskim Domu Kultury Bogucice-Zawodzie
tradycyjny Turniej Skata, Remika i Piotrusia. Zainteresowanie turniejem, jak co roku, było bardzo duże, zarówno wśród
osób dorosłych, jak i dzieci. Dzięki współpracy Koła Bogucice z Radą Jednostki Pomocniczej nr 13 w Bogucicach zwycięzcy otrzymali piękne puchary i nagrody rzeczowe, a dzieci
dodatkowo kilkanaście złotych medali. Nie było dziecka,
które po turnieju nie miałoby uśmiechniętej buzi.
Na scenie w Parku Boguckim puchary i nagrody główne
wręczyła pani dr Łucja Staniczkowa, wiceprezes Związku
nie zebraną na widowni publiczność.
Jubileuszowe XXV Dni Bogucic zaszczycił swoją obecnością także pan Marcin Krupa, Prezydent Miasta Katowice.
■
Zapraszamy znowu za rok!
Marek Mryc
Wiceprezes Koła Katowice-Bogucice
Referendum 6 września
Związek Górnośląski, działając od lat na rzecz zwiększenia udziału obywateli w życiu społecznym i politycznym
RP, czynnie zaangażował swoje siły w terenie w działania
wokół referendum ogólnokrajowego, zarządzonego przez
Prezydenta RP na dzień 6 września br.
W większości śląskich miast i powiatów zgłosiliśmy
swoich kandydatów na członków Obwodowych Komisji
ds. Referendum. To także jeden z przejawów naszej, związkowej troski o rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Jak
się okazało, w niektórych miastach przy okazji ustalania
składów komisji tym razem nie było potrzebne losowanie
– ze względu na brak chętnych do pracy.
Trudno roztrząsać teraz, czy niskie diety, czy jeszcze
niemal urlopowy czas (6 września to pierwsza niedziela
po wakacjach) wpłynęły na małe zainteresowanie zwykle
obleganymi komisjami. Natomiast liczne zaangażowanie
członków Związku, którzy zachęcili do pracy przy referendum także swoich bliskich i znajomych, cieszy. Bardzo.
■
Krzysztof E. Kraus
22 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
POD HONOROWYM PATRONATEM
PREZYDENTA PIEKAR ŚLĄSKICH
SŁAWY UMIŃSKIEJ-DURAJ
Zarząd Koła Związku Górnośląskiego i Dyrekcja Miejskiego Ośrodka Sportu
i Rekreacji w Piekarach Śląskich zapraszają do udziału w IX Turnieju
Sportowym.
Zaproszenie kierujemy do członków kół Związku Górnośląskiego i piekarskich
stowarzyszeń.
Turniej odbędzie się w sobotę 5 września na obiektach MOSiR-u w Piekarach
Śląskich przy ul. Olimpijskiej 3.
W ramach zawodów rozegrane zostaną następujące konkurencje:
1) strzelanie z karabinu sportowego w pozycji leżącej (konkurs drużynowy –
drużyny trzyosobowe),
2) turniej petanque (konkurs drużynowy – drużyny dwu lub trzyosobowe),
3) dart – rzutki (konkurs indywidualny),
4) disc golf (konkurs indywidualny),
5) marsz z kijkami do nordic walkingu (konkurs indywidualny).
Marsz z kijkami zostanie rozegrany oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Uczestnicy
marszu przychodzą z własnymi kijkami. Zaplanowany jest także pokaz rozgrzewki
przed wyruszeniem na trasę.
NAGRODY
1) Puchary dla drużyn, które w strzelaniu lub petaque zajmą pierwsze trzy
miejsca.
2) Medale indywidualne dla pierwszych trzech zawodników w strzelaniu, darcie,
disc golfie i marszu z kijkami.
3) Dyplomy dla drużyn i zwycięzców indywidualnych za pierwsze trzy miejsca.
SĘDZIOWANIE
Funkcję sędziów pełnić będą instruktorzy MOSiR-u w Piekarach Śląskich.
ZGŁOSZENIA UCZESTNIKÓW
Zgłoszenia poszczególnych stowarzyszeń i organizacji przyjmuje Prezes Koła
Związku
Górnośląskiego
w
Piekarach
Śląskich
Helena
Leśniowska:
tel. 660 635 911 lub mail: [email protected] do 31 sierpnia 2015 r.
Zapisy osób do poszczególnych konkurencji w dniu zawodów. Biuro zawodów
czynne 5 września od godz. 9.30. Rozpoczęcie zawodów o godz. 10.00.
GÓRNOŚLĄZAK 23
www.zg.org.pl
Co słychać w Domu Śląskim?
W
Domu Śląskim znalazło swoją siedzibę Stowarzyszenie Polsko-Chińskie. Kilka innych organizacji
przygotowuje się do podpisania umowy na bardzo korzystnych warunkach.
W nowym sezonie Dom Śląski planuje działalność kulturalną, edukacyjną i integracyjną, między innymi w ramach
Salonu Literackiego na Stalmacha.
Podczas niezwykle udanego spotkania z prof. Zbigniewem
Kadłubkiem, autorem Fado. Piosenki o duszy i jego wybitnymi Gośćmi, zorganizowanego we współpracy z Księgarnią
Św. Jacka, siedziba Związku Górnośląskiego nie pomieściła wszystkich chętnych. Dlatego Autor zgodził się spotkać
z czytelnikami po raz kolejny, w listopadzie. Już dziś zapraszamy nauczycieli, studentów, uczniów i wszystkich miłośników prozy Zbigniewa Kadłubka.
W październiku Salon Literacki na Stalmacha zaprasza
na kolejną imprezę. Tym razem bohaterem wieczoru będzie
znany i ceniony znawca Śląska i jego duszy zamkniętej w krajobrazie i ludziach, Henryk Waniek. Na spotkanie zaprasza
Wydawnictwo Silesia Progress.
Salon na Stalmacha nie musi ograniczać się do literatury:
Salon Malarski, Salon Muzyczny, Salon Biznesowy, Salon Polityczny – to nasze propozycje.
W ramach działalności edukacyjnej w Domu Śląskim
przeprowadzone zostaną szkolenia dla członków Związku
Górnośląskiego i innych stowarzyszeń na temat aplikowania
o dotacje do różnych podmiotów – samorządowych i innych,
wspierających aktywność społeczną.
Pan Grzegorz Żymła z biura Europosła Marka Plury przeprowadzi cykl szkoleń dla asystentów osób niepełnosprawnych, a Klub Nauczyciela Regionalisty zorganizuje warsztaty
z zakresu edukacji regionalnej.
Działalność integracyjna Domu Śląskiego to inicjatywa
Kół i Bractw Związku Górnośląskiego oraz wszystkich innych, których urzekły stylowe wnętrza i ogród willi na Stalmacha. Gościliśmy znakomity, a równocześnie przesympa-
tyczny, chór Uni­wer­sy­tetu Ekonomicznego w Katowicach,
który spotkanie integracyjne przy grillu zorganizował sobie
właśnie w naszym ogrodzie. Zapraszamy inne grupy!
W Domu Śląskim cały czas czynna jest stała wystawa Izba
Henryka Sławika i Józsefa Antalla oraz wystawa czasowa
pt. I Pow­stanie Śląskie, przygotowana przez Koło Tychy przy
współpracy Muzeum w Tychach, a także wystawa opracowana przez Bronisława Wątrobę, pod tytułem I wojna świa■
towa.
Łucja Staniczkowa
19 września zapraszamy na Górę Świętej Anny
W tym roku już po raz czternasty spotkamy się w ramach Rodziny Górnośląskiej na Górze Św. Anny.
W ubiegłym roku było nas prawie 1000 osób. Pokazaliśmy,
że Związek Górnośląski żyje, ma się coraz lepiej i zaczyna odzyskiwać pozycję, do której jest predysponowany. Nie można było
wymarzyć sobie lepszego miejsca dla świętowania srebrnych godów naszej organizacji – to przecież na Górze Świętej Anny odbył się I Kongres Związku Górnośląskiego.
A jak będzie w tym roku? (zob. ramka na str. 24).
Zapraszamy!
■
➧
24 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
➧
Program XIV edycji Rodziny Górnośląskiej
10.00
11.00
12.00
12.30
13.30
15.00
Spotkanie przy pomniku Powstańców Śląskich
Msza św. w bazylice
Wspólne zdjęcie na schodach prowadzących do bazyliki
Czas na obiad
Dyskusja nt. przyszłości Związku Górnośląskiego – aula
Wizyta w Sanktuarium św. Jacka Odrowąża w Kamieniu Śląskim
Śląskie portrety historyczne
Fitznerów dwóch, czyli biznes rodzinny
na światową skalę
B
yć może pamiętacie, drodzy Czytelnicy, reklamę pewnego czekoladowego batonika,
w której występują dwaj bracia. Obaj robią niby coś innego, a wychodzi to samo; ich drogi
niby się rozchodzą, ale dalej są wspólne… Nie jestem fanką tych batoników ani nie podejmuję
próby lokowania produktu – po prostu, kiedy
zbierałam materiały do tego artykułu, wciąż przypominała mi się fabuła filmiku reklamowego. Kto
będzie dziś czytał uważnie, ten sam znajdzie analogię. Ale przejdźmy do rzeczy!
Dzisiaj odstąpię od reguły indywidualnego traktowania
postaci i przedstawię Wam całą rodzinę przedsiębiorców,
a w każdym razie kilku jej przedstawicieli, którzy wykazali
się determinacją, odwagą i pracowitością, dzięki czemu dorobili się majątku i pozycji społecznej.
Historia rozpoczyna się w latach 30. XIX wieku, kiedy
to z Brunszwiku przybywa do Gliwic grupa niemieckich
osadników. Jeden z nich – Johann Wilhelm Fitzner – z częścią z nich wędruje dalej, do obecnych Siemianowic Śląskich,
gdzie zostaje osadzony w kolonii Huta Laura przez hrabiego
Hugona Henckel von Donnersmarck. Hrabia nie jest altruistą – po prostu posiada dobrze prosperującą hutę i nosa
do interesów. A Wilhelm Fitzner jest świetnym mistrzem kowalskim. Wkrótce okazuje się, że sprowadzenie Fitznera było
strzałem w dziesiątkę! Już w 1836 roku zakłada on pierwszą
kuźnię, a w 1855 roku kotlarnię. Na tym jednak nie koniec.
Przedsiębiorczy, pracowity i zapobiegliwy Wilhelm, widząc powodzenie swoich działań, postanawia uruchomić kolejne przedsiębiorstwa. I tak
w 1868 roku na terenie sąsiedniej Kolonii Hugo
(dzisiejsze ulice: Matejki i Fabryczna) powstaje
Fabryka Nitów (Nieten Fabrik), a w rok później,
tj. w 1869 roku, na terenie Kolonii Wanda (obecny
rejon ulicy Powstańców) zaczyna produkcję Fabryka Kotłów (Kessel Fabrik). Co ciekawe, te zakłady przetrwały dwie wojny, komunę, zmiany
po roku 1989 i… istnieją do dziś! Wprawdzie pod nieco inną
nazwą i w zmienionej strukturze organizacyjnej, ale proszę mi pokazać przedsiębiorstwa prosperujące niezmiennie
przez trzy wieki. A podwaliny pod nie położył Wilhelm Fitzner – odważny ewangelik z Brunszwiku.
Gdyby poziom sukcesu mierzyć zasobnością portfela,
to nasz bohater osiągnął go na pewno, zważywszy na drogę,
którą pokonał. Nie wywodził się przecież z arystokracji
a wszystko, co posiadał, zawdzięczał swojej mądrości i pracy.
Jest jednakże jeszcze jeden wyróżnik sukcesu – to szczęście
rodzinne. I wydaje się, że tu także Wilhelm osiągnął spełnienie. Wychował dwóch synów, których przysposobił do kierowania swoim imperium i z całym zaufaniem przekazał je w ich ręce. Pamiętacie reklamę? Odbyło się to jednak
nieco inaczej niż w telewizji. Fitzner na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku obie fabryki darował pierworodnemu,
Wilhelmowi juniorowi. Ten zaś w 1874 roku podzielił się ➧
www.zg.org.pl
➧ z młodszym bratem Richardem i przekazał mu Fabrykę Ni-
tów. Od tego momentu bracia posiadali po równo, a zakłady
ze sobą współpracowały. Pod rządami Richarda rozszerzono
produkcję o śruby i nakrętki, przyjmując nową nazwę: Fabryka Śrub i Nitów (R. Fitzner Schrauben und Nieten Fabrik),
pod którą znana była do końca XX wieku.
Zanim przedstawię dalsze koleje losów rodziny Fitznerów, czas na kilka faktów dotyczących fabryk, które powołali
do życia. Fabryka Wilhelma juniora zajmowała się produkcją
kotłów parowych, innych obiektów z blachy i konstrukcji żelaznych (m.in. mostów). Od roku 1875, jako jedna z pierwszych w Europie, zaczęła spawanie blach, co spowodowało,
że kotły stały się odporne na wysokie ciśnienie. Na cztery lata
przed śmiercią Wilhelma seniora, tj. w roku 1874, uroczyście
świętowano oddanie tysięcznego kotła, a liczba pracowników w ciągu trzydziestu trzech lat zwiększyła się kilkukrotnie
– od 70 osób w roku 1869 do 500 w roku 1902. Asortyment
rozszerzał się wraz z wyzwaniami epoki: maszty okrętowe,
rury do odwadniania kopalń, cylindry, retorty… Produkcja szła do Europy (Francja, Austro-Węgry, Holandia, Szwecja, Rosja), a także w bardziej egzotyczne rejony świata: spawane boje do oświetlenia morskiego na Kanał Sueski, a kotły
do transportu gazów aż do Australii. Wyroby Fitznerów podbiły świat i zdobywały medale na prestiżowych wystawach
od Chicago do Melbourne. Wilhelm Fitzner uruchomił też
fabryki w Sielcach koło Sosnowca i Strzybnicy koło Tarnowskich Gór, a następnie wszedł w fuzję z krakowskim koncernem Polskie Fabryki Maszyn i Wagonów L. Zieleniewskiego.
Tradycję fabryki, po różnych dziejowych zawirowaniach,
kontynuują Wojskowe Zakłady Mechaniczne, znane w Polsce i na świecie m.in. z produkcji Rosomaka. Z kolei Fabryka Śrub i Nitów, kierowana przez Richarda, a od końca
lat 90. XIX wieku przez jego bratanka Maxa, również dynamicznie się rozwijała. Produkowano wszystko, co wiązało
się z budową taboru kolejowego czy stoczniowego, a nawet
na potrzeby przemysłu telefonicznego, telegraficznego i kablowego. Teren zakładu powiększał się sukcesywnie, a park
maszynowy wzbogacano o nowoczesne urządzenia. Przez
długi czas fabryka znajdowała się w rękach rodziny, ale historyczne zawirowania sprawiły, że do końca XX wieku pozo-
Willa Fitznera – stan dzisiejszy. Fot. Wikipedia.
GÓRNOŚLĄZAK 25
stała tylko nazwa, zmieniona zresztą w 1998 roku na Fabrykę
Elementów Złącznych. Jednak zakład produkuje do dnia dzisiejszego.
Sukces rodziny Fitznerów opierał się zarówno na odwadze i przedsiębiorczości Wilhelma seniora, jak i na pracowitości i mądrości juniora. Pierwszy podjął ryzyko wyprawy
w nieznane i położył podwaliny pod przyszłe fabryki, drugi
natomiast nie tylko kontynuował dzieło ojca, ale też nadał
mu rozmachu i równie odważnie wprowadzał na nowe rynki.
Wilhelm junior w młodości praktykował w fabryce Ruffera, aby potem wykorzystać zdobytą wiedzę i doświadczenie na własny użytek. W fabryce ojca, jak podają źródła, pracował „fizycznie i umysłowo – za dnia w warsztacie, w nocy
nad książką” (Z. Janeczek, Od Sancovic do Siemianowic, Katowice 1993, s. 72). W późniejszym okresie, kiedy już zarządzał firmą, nie ograniczał się do pomnażania majątku, ale
wiele uwagi poświęcał sprawom społecznym i to w sposób
bardzo konkretny – poprzez dbałość o pracowników fabryki.
I tu drobna uwaga: w domach robotniczych budowanych przez fabrykę powierzchnia mieszkalna wraz z częścią
ogrodu wynosiła 200 m2 na rodzinę! Pierwszy taki dom powstał już w 1890 roku. Później wybudowano czteropiętrową
kamienicę z pralnią i kotłownią, która stoi do dziś przy ulicy
Komuny Paryskiej 17 (dawnej Wilhelm Fitznerstrasse). Pracownicy fabryki posiadali ubezpieczenie na życie wypłacane
rodzinie w razie ich śmierci lub pracownikowi po ukończeniu 60. roku życia (kapitał wynosił 500 marek na osobę),
a wdowom i inwalidom wypłacano zasiłki. Po 25 latach pracy
każdemu przysługiwała nagroda jubileuszowa, a każdy rok
kończył się premią. Działała też kasa oszczędności, biblioteka
i łaźnia, a nawet prowadzono kursy rysunku dla uczniów.
Dzisiaj, pisząc te słowa, mam wrażenie, że to, co nazywamy postępem, jest często formą zacofania – niejeden bowiem współczesny pracownik jakiejkolwiek firmy z chęcią
przystałby na warunki socjalne oferowane przez fitznerowską fabrykę.
Umierając w 1905 roku, Wilhelm Fitzner junior był kawalerem licznych orderów, z tytułem Królewskiego Radcy Handlowego oraz posiadaczem uznanej na świecie marki. Jako
filantrop otrzymał nawet ulicę swojego imienia. Może władze Siemianowic pokusiłyby się ponownie o taki gest? Jedynym wyraźnym śladem tej zasłużonej rodziny jest w Siemianowicach tzw. Willa Fitznera – dawna siedziba rodu, dziś
obiekt pięknie odrestaurowany i użytkowany przez Centrum Kultury.
Niestety niewielu mieszkańców miasta wie, kim byli
Fitznerowie, a przecież to dzięki nim przez trzy wieki nieprzerwanie działają dwa siemianowickie zakłady przemysłowe, zatrudniając coraz to nowych pracowników. Upadły
huta i kopalnia – rówieśniczki fitznerowskich fabryk. Czy
nie przyszedł czas, aby w szkołach zacząć mówić o tych,
którzy budowali to miasto i stali niegdyś u podstaw jego
prosperity ?
To bohaterowie czasów pokoju. Na kim mają się wzorować młode pokolenia, nie znając ich życiorysów? Panie Pre■
zydencie, szanowni Radni – do dzieła!
Anita Witek
26 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
Komentarz „Górnoślązaka”
Podwójna tożsamość Opola?
T
ak – przybrana polska i wieloletnia niemiecka. Splatają
się ze sobą nierozerwalnie, uwydatniając okrucieństwa
ostatniej wojny. Osoba z zewnątrz dostrzega to lepiej
niż tutejsi. Tubylcy przyzwyczaili się do specyficznych realiów
regionu, a w praktyce przestali zauważać jego odmienność.
Ja mam jednak ten przywilej, że mogę ich obserwować trochę
przez szkło, czyli przypatrywać się dwóm „plemionom”, zamieszkującym obce mi, choć coraz bardziej moje miasto.
Tomasz Różycki w swoich Dwunastu stacjach i Notatkach
z miejsca postoju odwołuje się do etnografii regionu i przez nią
patrzy na panujące tu relacje. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że trzy grupy o kompletnie różnych korzeniach, zwyczajach, dialektach tego samego języka – Ślązacy, repatrianci
ze Wschodu oraz ludność z Polski centralnej – przez pierwsze
lata swojej koegzystencji musiały jednocześnie zachować swoją
odrębność i nie dokonać ewentualnego pogromu, pomimo
trudnych kontaktów i wzajemnej nieufności. Minęło już wiele
lat, ale kultura śląska i ortodoksyjne domy potomków przesiedleńców nadal stanowią swego rodzaju skanseny sytuacji z 1945
roku. Są jeszcze rodziny, w których nie dopuszcza się do małżeństw mieszanych! Tej metody na przetrwanie nie można potępiać z góry, ponieważ tradycje niezmienione od ponad siedemdziesięciu lat, jak blizny, są pamiątką po nostalgii za utraconym
dziedzictwem.
Na mocy postanowień konferencji jałtańskiej kilka milionów
osób zostało objętych koniecznością zmiany miejsca zamieszkania. I to nie byle jakiej zmiany. Na gruzy niemieckiego miasta,
które przed wojną stanowiło okno na Górny Śląsk, sprowadzono
ludność z Kresów Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Kiedy
do Opola w marcu 1945 przyjechali „pionierzy”, czyli pierwsi
osadnicy, na niektórych ulicach stały jeszcze barykady, postawione tu w czasie krótkiego, groteskowego epizodu istnienia Festung Oppeln – twierdzy, która miała bronić się rok, a śródmieście straciła w pierwszą noc walk.
Czasem, wracając do domu autobusem linii numer dwadzieścia jeden, zdarza mi się stać obok kobiety, o której ktoś mi kiedyś szepnął, że jest pionierką. Nie wiem, czy mogę w to wierzyć,
ale „spółgłoska półotwarta boczna zębowa welaryzowana” (czyli
kresowe ‘ł’), płynność dźwięków i tak zwany zaśpiew przekonują
mnie do teorii o jej przeszłości. Wiem, że tych ludzi i ich potomków „czystej, wschodniej krwi” jest więcej. Pielęgnują swój wymierający język, a mówiąc „u nas” mają na myśli „na Wschodzie”. Bestialstwo, jakim było doprowadzenie do nieodwracalnej
zagłady polskiej kultury kresowej, nie może zostać zapomniane.
Stanisław Lem swego czasu powiedział, że ludzie i narody to nie
szafa, którą można przesuwać z kąta w kąt1.
Kresy Wschodnie Rzeszy. W literaturze i polityce niemieckiej
temat ten powraca niczym bumerang nawet teraz, siedemdziesiąt lat po wojnie. Wysiedlenie ze Śląska objęło nie tylko Niemców, ale także Ślązaków i niektórych Polaków, którzy nie byli
w stanie udowodnić swojej narodowości. Gliwicki poeta Horst
Bienek w poemacie Barak Niemcy pisał o tym: „Ale potem przyszli inni wypędzający, którzy sami byli wypędzeni ze Lwowa”2.
To on też wypowiedział słowa: „Granica to jest to, co w człowieku wyciska piętno. Bardzo głęboko, aż do nieświadomości”3.
Wypędzenie w Niemczech jest otoczone martyrologią, której
nie można im odebrać ani zabronić – to oni stworzyli ten region
i to do nich on należał. Kara, jaka spotkała ten naród za wywołanie II wojny światowej, była jedynie cząstkową rekompensatą
za oderwanie od pewnego środkowoeuropejskiego państwa połowy przedwojennego terytorium. Dług graniczny nigdy się nie
zwróci. Rzeczpospolita straciła jednak zdecydowanie więcej niż
państwo niemieckie. Rzeczpospolita straciła serce kultury galicyjskiej.
Okrucieństwo losu, jakim było zmuszenie dwóch milionów
Polaków do dożywotniego opuszczenia swoich domów i zamieszkania w miastach na wskroś niemieckich, między innymi
właśnie w tym mieście, wśród tych niemieckich kamienic, pod
tymi niemieckimi drzewami – całkowicie zmieniło charakter
Ziem Odzyskanych. Cały Wrocław „bałakał” jeszcze wiele lat
po wojnie. Właściwie stolica Dolnego Śląska okazała się świetnym przeszczepem przedwojennego Lwowa, o czym świadczyć
może Ossolineum czy odbudowywanie kamienic tak, by choć
trochę przypominały lwowskie. Czy to dzieło przetrwało? Cóż,
kto teraz jest w stanie zrozumieć bałak oprócz jego przedwojennych użytkowników?
W socjologii i psychologii społecznej uznaje się, że emigracja
jest udana, jeśli skutkuje tak zwanym odtworzeniem tożsamości. Oznacza to, że trzecie pokolenie na Ziemiach Odzyskanych
miałoby je uznać za swoją ojczyznę. Mówimy jednak dopiero
o osobach urodzonych po latach sześćdziesiątych. Metafora jest
przejrzysta, dorasta tutaj sporo osób z rocznika 1945 i ściśle powojennych, gdy obecny był jeszcze silny antagonizm śląsko-wschodni, przez co ci ludzie nie traktują tego miejsca jak swoje.
Zbigniew Herbert w jednym ze swoich wierszy spytał, czy
wskutek przeżyć historycznych staliśmy się psychicznie skrzywieni4. Od półtorej roku mieszkam na Ziemiach Odzyskanych.
Wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie mistrza dwudziestowiecznej polskiej poezji jest tylko jedna. Tę odpowiedź podsuwają mi też niesmaczne żarty o Zabużanach, złośliwości pod
adresem Ślązaków oraz wycieczki niemieckich emerytów, które
mijam za każdym razem, kiedy spaceruję ulicą Krakowską.
Wszyscy przejęliśmy życie właśnie po nich – przedwojennych
mieszkańcach tego regionu.
Gdy idę przez miasto, zawsze patrzę pod nogi. Nie chodzi
już o zwykłą ostrożność. Na niektórych prostokątnych płytach
chodnikowych nadal są nazwy nieistniejących od niemal stulecia firm brukarskich. Ciekawość czasem dyktuje mi niebezpieczne pytanie – kto mieszkał w tym domu przed wypędzeniem? Myślę, że właśnie takie elementy budują gigantyczny mur
wokół Ziem Odzyskanych. Ci, którzy poznają ich ponurą legendę, nigdy nie uznają ich za swoje.
Nawet w szóstym pokoleniu.
■
1 T. Fiałkowski, Świat na krawędzi, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000, s. 108.
2 H. Bienek, Barak Niemcy, Kultura, Paryż 1994 nr 1/2 s. 55-59.
3Tenże, Opis pewnej prowincji, Gdańsk 1994, s. 39.
4 Z. Herbert, Rozważania o problemie narodu, z tomu Studium
przedmiotu, 1961.
Michał Rybczyński
Autor jest uczniem Zespołu Szkół Ekonomicznych w Opolu.
GÓRNOŚLĄZAK 27
www.zg.org.pl
Recenzje
Zaklinanie Śląska
P
róba napisania recenzji lub czegoś, co powinno być recenzją, książki Zbigniewa Kadłubka Prōmytojs przibity okazała się zadaniem prawie niewykonalnym.
Już na poziomie interpretacji pojawia się problem. Bowiem
książki Zbigniewa Kadłubka trzeba czytać równolegle/równocześnie. Także wtedy, gdy są to tłumaczenia. Autor mówi:
„Ślonsk je mojom religjom, mojom krwiom, kronży we mie”
(Listy z Rzymu, Księgarnia św. Jacka, Katowice). Mówi też:
„Śląsk, moja wielka miłość!” (Od Homera do Horsta Bienka
[w:] 99 książek czyli Mały kanon górnośląski, Księgarnia św. Jacka, Katowice). I dlatego niezależnie od tego, czy
książka powstaje w Lizbonie, w Rzymie, w Ancjum, w Rybniku czy w Katowicach, niezależnie od tego, czy bohaterem
jest turysta, stypendysta czy Prometeusz, książka Zbigniewa
Kadłubka będzie zawsze traktować o fenomenie Śląska.
Cóż takiego mówi o Śląsku? Niewątpliwie jedną z cech
śląskiego fenomenu jest jego schyłkowość. „Ślonsk się traci,
a jo niy umja się z tym pogodzić [...]. Slonsku mój, nie troć
się, bo kaj póda? Byda bezdomny”. Ale też, w nawiązaniu
do przykładu Hioba: „Tymu Ślonskowi ujmowanie dobrze
robi, stowo się bardzij slonski” (Listy z Rzymu). Tę tezę potwierdza w tekście Od tłumacza, który kończy przekład Pro-
meteusza skowanego: „Ludzkość nie osiągała nigdy wielkich
rzeczy, stawiając sobie za cel wygodę. Mądrość z cierpienia,
z trudnego doświadczania świata i bliźnich, z doznawania
życia, zawiera się w formule; [...] pathei mantos – nauczony
cierpieniem”.
Prometeusz Ajschylosowy nie czuje się męczennikiem,
który cierpi za swój akt miłosierdzia, jakim było podarowanie ludziom ognia wykradzionego z Olimpu. Nie czuje się
też bohaterem ludzkości. Nie jest też skazany na śmierć – zna
przepowiednię, która mówi o jego uwolnieniu. Cierpi straszliwie, ale nie słyszymy słowa skargi. Za to wyraźnie artykułuje swoją niezależność od tyrana:
„Błagoł jo niy byda, zaklinoł Zyusa
Coby mie wybawił łod tyj mynki szpetnyj.
Niy je żech żebrokiym.
[…] Blank mie przeca niy zabije”.
Historia Prometeusza nie ma happy endu. Pozostaje nam
nadzieja, że Prometeusz niy bydzie blank zatracony. Imponuje nam jego poczucie godności, może nawet graniczące
■
z hardością. Tylko tak wchodzi się do historii.
Łucja Staniczkowa
Emma
Wciąż o Ikarach głoszą, choć doleciał Dedal…
…pisze Stanisław Grochowiak w swoim wierszu.
Z
namy mit o Dedalu i jego synu Ikarze. Świetny
konstruktor, wynalazca mechanicznych ruchomych zabawek, budowniczy Labiryntu,
który przyniósł mu rozgłos ale i niewolę – to tylko
niektóre fakty z życia Dedala. Nieśmiertelną sławę
przyniosła mu przygoda ze skrzydłami. Chcąc wyrwać się z niewoli króla Minosa, skonstruował dla
siebie i Ikara skrzydła z ptasich piór zlepionych
woskiem. I uprzedzał syna: nie lataj zbyt wysoko,
bo słońce stopi wosk i skrzydła się rozpadną; nie lataj zbyt nisko, bo fale morskie namoczą pióra i staną
się zbyt ciężkie. Tak to rozsądny, przewidujący, rozważny Dedal pouczał syna – marzyciela. Upojony
lotem i wolnością Ikar rwał się do słońca, szybował
wyżej i wyżej… Jak to marzyciel…
Rzeczywistość był okrutna: Ikar spadł do morza.
No cóż, jednego fantasty mniej, nad czym tu rozpaczać…? A jednak to o Ikarze poeci piszą wiersze,
malarze malują jego upadek, jego sława stała się tak
wielka, że jedno z mórz nazwano Morzem Ikaryjskim.
Czy to sprawiedliwe, żeby pamięć o Dedalu, mądrym ojcu, genialnym konstruktorze i wynalazcy
znalazła się w powszechnej świadomości tylko dzięki
niepotrzebnej nikomu śmierci Ikara?
Powinniśmy teraz pobiec, żeby głosić sławę Dedala, sławę umysłu, pracowitości i rozwagi, rozgłaszać wyższość rozumu i pracy rąk nad fantazją, marzeniem, pędem ku wolności.
Ale wtedy poeta podsuwa nam refleksję: czy Dedal, żeby ratować Ikara, powrócił? Dedal nie powrócił. Byłoby to sprzeczne z logiką i zdrowym rozsądkiem. Wszak mogliby zginąć obaj!
To prawda… Wciąż „o Ikarach głoszą”.
Dedalowi pozostało budować kolejne skomplikowane konstrukcje, wynajdywać nowe mechanizmy,
realistycznie patrzeć na świat.
Emma
28 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
Dyskusja o Śląsku
W czerwcu rozpoczęliśmy na łamach „Górnoślązaka” dyskusję ważną, bo dotyczącą spraw bliskich sercu, a przy tym dla naszego regionu i śląskiej tożsamości fundamentalnych – o śląskiej mowie i aspiracjach
do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną.
Nie chcemy z dyskusji nikogo wykluczać. Wszystkich do dyskusji zapraszamy. Łamy „Górnoślązaka” przyjmą
każdego, kto w tej dyskusji zechce wyrazić swój osąd.
Po tekście prof. Zbigniewa Kadłubka dzisiaj głos zabiera Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego.
Na druk czekają już kolejne wypowiedzi dyskutantów. Czekamy też na głosy naszych Czytelników.
Śląska mowa będzie językiem regionalnym?
Od kilku lat toczą się starania o uznanie mowy śląskiej za język regionalny. Oto krótka historia działań Ślązaków na rzecz swojego języka.
Język śląski po raz pierwszy w Sejmie
września 2007 roku media regionalne na Śląsku podały informację, że grupa 23 posłów podpisała i złożyła
do laski marszałkowskiej projekt ustawy w sprawie nadania językowi śląskiemu statusu języka regionalnego. Tego
samego dnia Sejm podjął decyzję o skróceniu swojej kadencji, a w archiwum druków sejmowych trudno znaleźć projekt tej ustawy.
Gazety, pisząc o tym wydarzeniu, powoływały się
na wypowiedź asystenta ówczesnego posła Krzysztofa Szygi (byłego już wtedy prezesa Związku Górnośląskiego), który miał reprezentować wnioskodawców. Parlamentarzyści mieli uzasadniać
swój wniosek tym, że dzięki dopisaniu śląskiego
do ustawy „będzie on wspierany przez państwo
polskie” i „nie zmieni to stanu faktycznego istnienia języka śląskiego, który funkcjonuje na terytorium Górnego Śląska jako język używany nie tylko
w domu, ale też w kontaktach międzyludzkich, mediach,
książkach”.
Posłowie powoływali się też na fakt, że według wyników
przeprowadzonego w roku 2001 spisu powszechnego ponad
56 tys. osób używa w Polsce języka śląskiego, a on sam został wpisany do rejestru języków świata Biblioteki Kongresu
Stanów Zjednoczonych oraz uzyskał międzynarodowy kod
ISO 639.
Stowarzyszenia na rzecz języka śląskiego
W roku 2007 na Górnym Śląsku zawiązały się dwie organizacje społeczne, które za swój główny cel postawiły sobie
działalność na rzecz mowy śląskiej, w szczególnie jej ochronę
i rozwój. Od początku też zaangażowały się w doprowadzenie do kodyfikacji i uznania śląskiego za język regionalny.
W Chorzowie powstało Towarzystwo Kultywowania
i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana, na czele
którego stanął Rafał Adamus, a w Cisku k. Kędzierzyna-Koźla Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga. Liderem Dangi został dr Józef Kulisz. Oba stowarzyszenia formalnie zarejestrowano w roku 2008.
Zarówno Pro Loquela Silesiana, jak i Danga uzyskały faktyczne poparcie dla swojej działalności ze strony innych regionalnych organizacji: Związku Górnośląskiego, Ruchu
Autonomii Śląska, Przymierza Śląskiego oraz niezarejestrowanego Związku Ludności Narodowości Śląskiej.
7
Konferencja w Sejmie Śląskim
30 czerwca 2008 roku w sali dawnego Sejmu Śląskiego
w Katowicach (obecnie siedziba urzędu wojewódzkiego
i marszałkowskiego) odbyła się konferencja pod tytułem:
„Śląsko godka – jeszcze gwara czy jednak już język?”. Wraz
z Instytutem Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego zorganizowało ją Przymierze Śląskie – stowarzyszenie skupiające
śląskie organizacje regionalne.
Konferencja w Katowicach była pierwszym o tak
wysokiej randze wydarzeniem związanym z dyskusją o śląskiej mowie. Spotkaniu patronowała Rada
Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk oraz wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk i wicemarszałek
Senatu Krystyna Bochenek, która prowadziła konferencję.
Wśród uczestników było wielu naukowców, polityków oraz liderów i działaczy lokalnych organizacji. Przedstawiciele Towarzystwa Kultywowania
i Promowania Śląskiej Mowy złożyli na ręce Krystyny Bochenek rezolucję, w której Pro Loquela Silesiana zaapelowała
do polskich władz o uznanie języka śląskiego za język regionalny.
Ważnym momentem konferencji było wystąpienie
prof. Jolanty Tambor – językoznawcy z Uniwersytetu Śląskiego. W referacie pt. Czuć pismo nosem. O potrzebie kodyfikacji grafii śląskiej prof. Tambor przedstawiła próby kodyfikacji oraz propozycje leksykologii języka śląskiego. Prelegentka
podkreślała trudność zadania ze względu na różnorodność
terytorialną mowy śląskiej. Przekonywała jednak, że jest
to możliwe i śląski może stać się odrębnym językiem.
Konferencja wzbudziła duże zainteresowanie lokalnych
dziennikarzy. Od tego czasu w śląskich mediach, zwłaszcza
w prasie, a także na portalach społecznościowych, toczy się
dość burzliwa debata o języku śląskim.
Działacze, politycy, naukowcy i język
Środowiska zabiegające o uznanie mowy śląskiej za język
regionalny znalazły sojuszników wśród polityków. Wyraźne
poparcie dla tej idei prezentowali posłowie wybrani z list
Prawa i Sprawiedliwości: Maria Nowak z Chorzowa i Lucjan
Karasiewicz z Lublińca. Jednak najbardziej zaangażowali się
ówcześni posłowie Platformy Obywatelskiej: senator i reżyser Kazimierz Kutz oraz obecny eurodeputowany Marek
➧
www.zg.org.pl
Plura – wówczas parlamentarzysta z Katowic, który na swo-
➧ jej ulotce wyborczej w roku 2007 napisał między innymi: „Je-
stem Ślązakiem”.
Kutz i Plura, jako członkowie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, doprowadzili w Sejmie do debaty
na temat aspiracji językowych Ślązaków. 3 grudnia 2008 roku
na posiedzeniu komisji parlamentarzyści dyskutowali z licznie przybyłymi przedstawicielami górnośląskich środowisk
walczących o język śląski. Prawie wszyscy uczestnicy dyskusji opowiadali się za dopisaniem mowy śląskiej do ustawy
o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz stworzeniem z niej drugiego – obok kaszubskiego – języka regionalnego. Niezwykłą życzliwość wobec oczekiwań Ślązaków
okazywał prowadzący obrady przewodniczący komisji, poseł Marek Ast (PiS).
Jedynie Piotr Spyra reprezentował zdanie przeciwne.
Spyra wystąpił w Warszawie jako założyciel i prezes Ruchu
Obywatelskiego Polski Śląsk, który za swój cel stawia promowanie polskiego charakteru Śląska. ROPŚ jest przeciwny
działaniom zmierzającym do uznania odrębności językowej
i narodowej Ślązaków oraz dążeniom do przywrócenia autonomii Górnego Śląska.
Przeciwnikiem uznania języka śląskiego jest też senator
Maria Pańczyk-Pozdziej (PO). Ta znana
na Śląsku dziennikarka jest inicjatorką popularnego konkursu promującego gwary
śląskie pt. „Po naszymu, czyli po Śląsku”.
Pani senator uważa, że mowa śląska jest
bardzo bogata i różnorodna, a kodyfikacja i ustawowe regulacje mogą jej jedynie
zaszkodzić. Jej zdanie podzielają niektórzy
językoznawcy, zwłaszcza prof. Jan Miodek
i prof. Helena Synowiec, a także znawczyni
śląskiego folkloru, prof. Dorota Simonides. Naukowcy ci twierdzą, że śląska godka
to zespół gwar języka polskiego, a nie odrębny język. Zwolennicy języka śląskiego odpowiadają, że język to pojęcie
prawne i polityczne, a nie naukowe. O tym, co jest językiem,
a co nim nie jest, powinni więc według nich decydować politycy, którzy reprezentują wyborców będących użytkownikami mowy, a nie naukowcy, których rola powinna polegać
na badaniu i opisywaniu zjawisk językowych.
Kodyfikacja i alfabet
Próby kodyfikacji języka śląskiego były podejmowane już
w dość odległej przeszłości. Jednak do czasów współczesnych nikomu się to kompleksowo nie udało.
W drugiej połowie XIX wieku nad skodyfikowaniem
mowy śląskiej pracował polski poeta i duchowny, Antoni Stabik. Dzieła jednak nie dokończył prawdopodobnie z powodu
utraty wzroku.
W okresie międzywojennym alfabet języka śląskiego
opracował dr Feliks Steuer. Steuer badał śląskie gwary i próbował je skodyfikować. Niestety, większość jego prac zaginęła. Znany jest jednak jego alfabet, ale ten nigdy nie znalazł szerszego zastosowania. Obecnie, korzystając z alfabetu
Steuera, zapisuje swoją twórczość młody poeta ze Śląska, Karol Gwóźdź.
GÓRNOŚLĄZAK 29
Śląski pisarz, Óndra Łysohorsky (Erwin Goj) usystematyzował i skodyfikował w latach 30. XX wieku jedną z odmian
śląskiej mowy – laską gwarę górnoostrawską. W ten sposób
stworzył laski język literacki (lašský), w którym pisał prozę
i poezję.
W latach 2009-2010 zespół pod kierunkiem prof. Jolanty
Tambor opracował współczesny system zapisu mowy śląskiej. Ten alfabet różni się od polskiego kilkoma literami.
W śląskim nie występują samogłoski „ą” i „ę”, ale pojawiają
się inne, których nie ma w języku polskim. Śląskie litery to:
„ã”, „ō”, „ô”, „ŏ” i „õ”. Efektem prac zespołu było również wydanie przez stowarzyszenie Pro Loquela Silesiana pierwszego śląskiego elementarza, który ukazał się w roku 2010
pt. Gōrnoślōnski ślabikŏrz. Wydawnictwo to trafiło do wielu
szkół podstawowych.
Autorem większości tekstów Gōrnoślōnskiego ślabikŏrza
był Mirosław Syniawa, który napisał też Ślabikórz niy ino dló
bajtli – książkę dla dorosłych, którzy chcą nauczyć się śląskiej pisowni.
Projekty ustaw
W tym samym czasie poseł Marek Plura napisał projekt
ustawy o zmianie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, który zakładał ustanowienie śląskiego języka regionalnego. Po podpisaniu go
przez 51 posłów ze wszystkich ugrupowań
reprezentowanych w parlamencie został on
przedłożony Marszałkowi Sejmu w dniu
29 października 2010 roku.
Projekt Marka Plury był procedowany
w parlamencie, ale działania te przerwane
zostały w związku z upływem VI kadencji Sejmu. 30 marca 2012 roku poseł Plura
ponownie złożył do laski marszałkowskiej
projekt ustawy o języku śląskim. Tym razem podpisało się pod nim 64 posłów.
Pierwsze czytanie projektu ustawy odbyło się 30 sierpnia
2012 roku na posiedzeniu Komisji Mniejszości Narodowych
i Etnicznych. Padł wówczas wniosek o powołanie podkomisji nadzwyczajnej, która miałaby dalej zajmować się sprawą
języka śląskiego. Pomysł ten jednak zablokowali posłowie
Prawa i Sprawiedliwości, którzy zawnioskowali o niepowoływanie podkomisji do czasu wydania opinii przez rząd.
W roku 2014 z inicjatywy organizacji skupionych w Radzie Górnośląskiej powstał obywatelski projekt zmiany
ustawy o mniejszościach i języku regionalnym. Podpisało
się pod nim 140 tys. obywateli i projekt doczekał się pierwszego czytania w Sejmie. Wnioskodawców reprezentował
prof. Zbigniew Kadłubek. Aktualnie parlament po skierowaniu projektu do dalszych prac, zajmuje się wspomnianym
projektem ustawy.
Uznanie mowy śląskiej za język regionalny ma na celu jego
ochronę prawną i rozwój. Cele te mają być realizowane m.in.
przez możliwość nauczania śląskiego w szkołach, używanie
go w przestrzeni publicznej (w urzędach, mediach, na tablicach informacyjnych), finansowanie badań naukowych
■
i publikacji popularnonaukowych.
Grzegorz Franki
30 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
GÓRNOŚLĄZAK 31
www.zg.org.pl
Polecamy
Dawka Kultury. Magia Nikiszowca
M
niej więcej o tej porze roku, dziewięć lat temu, wyjeżdżałam z kraju. Przez lata „tułaczki”, pytana
o pochodzenie, bez głębszych przemyśleń, odpowiadałam: „I am from Silesia. Upper Silesian girl”.
Po powrocie, w rodzimym mieście, w odniesieniu do szeroko rozumianej kultury niewiele się zmieniło. Wybudowano
ważne obiekty sportowe, jednak deficyt edukacji regionalnej
goni, jak gonił, deficyt kontaktu społeczeństwa ze sztuką oraz
wzorcami aktywności obywatelskiej. Obecnie zamalowany
już napis na hasioku, na jednym z osiedli w centrum miasta:
„Hanysy won ze Śląska”, przywodził na myśl wstydliwe przykłady postaw rodaków za granicą. Z reguły postaw benefitobiorców wobec benefitodawcy.
Któregoś dnia wybrałam się na Nikiszowiec. Przeciwległy biegun, oddalony o całe 18 kilometrów. „Odrodzony”.
Tkwiące w mojej pamięci zdjęcia Nikiszowca, autorstwa mikołowianina Adama Sikory, jakby poddano korekcie, retuszowi. Pojawiło się kilka wyjątkowo zacnych miejsc.
Na koniec, na Wilsonie „wpadłam” na Indianina (Irokez
w todze, Andrzeja Sieka). Sprawa była już jasna. Jego postać
przywołała słowa mojego dziadka Edwarda: „Bydymy, jak te
Indianery…”, których do tego momentu do końca nie rozumiałam.
Tak oto pojawiła
się wizja „pożenienia” tych dwóch
światów. Nie sprzyjał jej ani mój status osoby bezrobotnej, ani brak podmiotowości prawnej.
Znalazł się jednak sojusznik idei. Śląski Fundusz Inicjatyw
Obywatelskich, którego celem jest zwiększenie zaangażowania zwykłych obywateli w życie publiczne – wsparcie inicjatyw obywatelskich służących rozwojowi społeczności lokalnych na obszarze województwa śląskiego.
No i jeździmy. Na wycieczki. Według założeń: w kameralnych grupach, w różnym wieku. Scenariusze dostosowuję
do uczestników. Dbam o nieprzeciętną, ciekawą formułę wyjazdów, w tym korzystając z osiągnięć wcześniejszych projektów o charakterze prośląskim.
Powstało partnerstwo międzysektorowe. Z zaproszenia
do udziału skorzystało mikołowskie Stowarzyszenie „Siloe” (które jako partner aktywny również prowadzi zapisy
uczestników), Stowarzyszenie Pomocna Dłoń – Krystyn
i Sympatyków i ZHP Hufiec Ziemi Mikołowskiej im. Bohaterów Powstań Śląskich. Pomógł Dyrektor MHK Jacek Siebel z „załogą”, Centrum Zimbardo, Cafe Byfyj i Szyb Wilson.
➧
32 GÓRNOŚLĄZAK
➧
Ankiety nie pozostawiają jednak złudzeń. Mimo istniejących korzeni, kontakt z dziedzictwem kulturalnym regionu
ogranicza się do zera lub wydarzeń sporadycznych.
Dla wszystkich powiatów silnie zdezintegrowanych kulturowo to absolutnie ostatni moment na edukację regionalną.
25 lat zaniedbań i wykorzystywania wrogiego nastawienia
wykreowanego przez wcześniejszy system wobec śląskości zbiera swój plon. Zapomina się również o tym, że uczenie postaw szacunku do miejsca, w którym żyjemy, ma charakter obywatelski, gańby nikomu, nigdzie nie przyniesie.
Tymczasem w „indianerskich” powiatach starzyki odchodzą,
a z nimi odchodzi z nich Śląsk. Niczym ostatni oddech.
Przypominam, że w szokujących badaniach z 2008 roku
młodzież za osobę najlepiej reprezentującą mieszkańców
www.zg.org.pl
Śląska uznała Adama Małysza. W dwa lata później zaś Zarząd Województwa Śląskiego przyjął Program Aktywizacji
Gospodarczej oraz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego
Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej – Owca Plus.
Dzięki niemu wzrasta zaangażowanie społeczności lokalnych w podtrzymywanie lokalnych tradycji i zwyczajów…
Beskidu i Jury.
Cieszy mnie, że u nas, na ratuszu w końcu wywieszono
śląsko fana. Pojawiła się obok polskiej w dziele Martyny,
z którą malowałam nasz ratusz kredą na bruku mikołowskiego rynku. Tyle, że Martyna, lat 11, nie miała pojęcia,
co to za flaga.
Może nauczą ją Górale, hej.
■
Ilona Urbańczyk
Na zdjęciach dzieci z pólkolonii zorganizowanych przez Stowarzyszenie
„Siloe”. Fot. Justyna Rogalska
GÓRNOŚLĄZAK 33
www.zg.org.pl
Chadecki głos Górnoślązaka
Niepełnosprawni?
– Dzięki pracy w pełni sprawni!
O
soby niepełnosprawne każdego dnia, w wielu firmach i instytucjach, dowodzą swojej zawodowej wartości. Są motorem rozwoju i sukcesu wielu
przedsięwzięć, w których postawiono na ich pracę i talent.
To, co je wyróżnia, to możliwość pracy na stanowiskach,
które nie ograniczają ich aktywności, dają szansę na realizowanie własnych kompetencji, umiejętności, doświadczeń,
a przede wszystkim dają możliwość samodzielnego i swobodnego działania. Przez pryzmat pracy i współpracy widać
także samych niepełnosprawnych – aktywnych ludzi z pasją,
realizujących swoje marzenia nie tylko w miejscu zatrudnienia, ale we wszystkich obszarach życia społecznego.
Dziś niepełnosprawność nie jest już przeszkodą w zdobywaniu najlepiej płatnych zawodów. Wciąż jednak, aby z nich
skorzystać, trzeba łamać schemat myślenia o samym sobie,
trzeba uwierzyć we własne możliwości i we własną szansę.
To kłopot każdego z nas, niezależnie od niepełnosprawności.
Ja na przykład, jeszcze niedawno, gdy słyszałem „spawacz”,
widziałem w wyobraźni silnego faceta podwieszonego gdzieś
wysoko u kadłuba statku w portowej stoczni. Dopiero niedawno poznałem chłopaka na wózku, który świetnie spawa
w swoim warsztacie, bardzo precyzyjnie wykonując „kosmetyczne”, ale bardzo trudne spawania. Nie dał się uwięzić
schematom własnego myślenia i dzięki temu wykonuje bardzo ciekawą i bardzo dobrze płatną pracę. Nie każdy będzie
spawaczem, ale każdy może dać sobie szansę na pozytywną
zmianę tak w życiu, jak i w firmie.
Często przed korzystną zmianą, przed poprawą losu powstrzymują nas schematy myślenia, które tkwią w naszych
głowach. Kiedy skończyłem liceum pod koniec lat 80., doradca zawodowy powiedział mi: „Lubisz książki, więc może
poślemy cię… na kurs introligatora”. Dziś to może śmieszyć,
ale wtedy taka była oferta dla osób niepełnosprawnych. Albo
raczej taki był schemat myślenia o naszych możliwościach.
W życiu osoby niepełnosprawnej widać jeszcze wyraźniej,
że praca służy nie tylko jako źródło utrzymania, ale jest także
źródłem prawdziwej satysfakcji, pozytywnej samooceny, dobrych relacji społecznych; jest paszportem do normalnego
życia. Dzięki temu pracownik niepełnosprawny to osoba
wnosząca w działalność swego pracodawcy nie tylko wszystkie swoje talenty, ale także niezwykłe przywiązanie do firmy
i lojalność, co w dobie kryzysu ma niebagatelne znaczenie
dla przedsiębiorstw walczących o miejsce na rynku. Naturalnie największe szanse na zatrudnienie i najlepsze warunki
pracy mają ci, którzy dopasują swoje kwalifikacje do potrzeb
pracodawców, a te zmieniają się tak, jak zmienia się rzeczywistość wokół nas.
Państwo to nasz zbiorowy obowiązek. Dla pracodawcy
to między innymi obowiązek zatrudniania co najmniej
6 proc. osób z niepełnosprawnością w przypadku, gdy za-
łoga jego firmy liczy ponad 25 osób.
Niestety, powszechne wyobrażenie
na temat ich zatrudniania, wymogów
tworzenia miejsca pracy, a przede
wszystkim formalności z tym związanych skutecznie zniechęcają wielu
pracodawców. Tak jednak jest tylko
wtedy, gdy pracodawca zostaje sam z tym problemem. Jednakże wiele konkretnych przykładów dowodzi, że stworzenie stanowiska pracy dla osoby niepełnosprawnej często nie
wymaga nadzwyczajnych zabiegów.
Warto zatem udać się do oddziału Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, gdzie nie tylko
zorientujemy się, jak spełnić swój obowiązek, ale dowiemy
się także, iż każdy pracodawca, nawet najmniejsze jednoosobowe przedsiębiorstwo, może otrzymywać co miesiąc
sporą kwotę jako dotację do zatrudnienia niepełnosprawnego pracownika – jest to najwyższe dofinansowanie w Europie! Warto też poprosić o pomoc w Powiatowym Urzędzie
Pracy. Tu uzyskamy nie tylko oferty zatrudnienia wykwalifikowanych osób z niepełnosprawnością, ale przekonamy się,
że każdy przedsiębiorca może otrzymać nawet kilkadziesiąt
tysięcy złotych na stworzenie dowolnego miejsca pracy dla
takiej osoby.
Gorąco polecam też kontakt z doświadczonymi przedsiębiorcami, np. poprzez Polską Organizację Pracodawców Osób Niepełnosprawnych. Na ich przykładzie można
nie tylko zobaczyć, jak skutecznie zatrudniać osoby niepełnosprawne, ale przede wszystkim można przekonać się,
że naprawdę warto to zrobić. Osoby z niepełnosprawnością,
szczególnie z dysfunkcjami zmysłów, np. wzroku, słuchu lub
ruchu (utrata kończyn górnych etc.), mogą korzystać z tak
zwanego mechanizmu kompensacji. Dzięki niemu pracownik może mieć bardziej czuły dotyk, węch lub wzrok, albo
bardziej sprawną którąś z kończyn. Może też wykonywać
z większą cierpliwością prace bardzo rutynowe.
Zawodowy sukces takiego pracownika to zarazem sukces
■
jego pracodawcy!
Marek Plura
Marek Plura od urodzenia choruje na postępujący zanik mięśni
i porusza się wyłącznie na wózku elektrycznym. Jest szczęśliwym mężem oraz tatą. Ukończył studia pedagogiczne w jezuickiej Wyższej
Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie, a także
studia podyplomowe z zakresu psychoterapii na Uniwersytecie Śląskim
w Katowicach. Z zawodu jest pedagogiem i pracownikiem socjalnym.
Z tą pracą łączył profesjonalne zaangażowanie do czasu wyboru na Posła na Sejm RP w 2007 r. W roku 2014 wybrany został posłem do Parlamentu Europejskiego, gdzie pracuje m.in. w Komisji Zatrudnienia
i Spraw Socjalnych oraz Komisji Transportu i Turystyki. Jest też Wiceszefem Intergrupy ds. Niepełnosprawności. W roku 2015 współrealizuje Europejski Kongres MŚP. Marek Plura jest członkiem Związku
Górnośląskiego.
34 GÓRNOŚLĄZAK
www.zg.org.pl
Śląskie larmo
Nad urną
W
trzecim trymestrze tego roku przynajmniej
dwa razy staniemy nad urną. Wyborczą.
Chciałoby się rzec: ciszej nad nią (jak to nad
urną). Ciszej, aby w przebłysku świadomości
głos można było oddać rozumnie. Po dokładnej
naradzie i wszechstronnej debacie. Po zważeniu,
co za, a co przeciw przemawia. Wrześniowe referendum jest dobrym powodem dla krótkiej refleksji o elekcji w ogóle.
Z psychologicznego punktu widzenia zawsze
lepiej głosować na tych, którzy przegrają. Nie
trzeba wtedy czerwienić się i spuszczać uszu
po sobie, gdy oto w towarzystwie ktoś z palcem wyciągniętym wskaże: „To on! To przez niego rządzą ci, co dnia każdego łapy na naszym budżecie kładą”, lecz taka postawa
nie jest zbyt bohaterska. Pozwala jednak uniknąć jednego
– rozczarowania. A o komfort psychiczny dbać warto.
Niektórzy jednak, nie chcąc czuć zawodu (a więc, tym
samym, chcąc po wyborach mieć komfort psychiczny)
lub zawód już zbyt wielki czując (a więc, tym samym, nie
chcąc stanu swojego pogarszać), nie głosują w ogóle. Rzeczą, że oto z prawa swego do wybierania rezygnują, tym
samym manifestując rozczarowanie lub skrajny tumiwisizm. Niewielu jednak pamięta, że z głosowania rezygnując, głos oddają. Przekazują ów głos tym, którzy jednak zagłosują. Oddają też w zastaw na cztery lata (lub pięć, przy
eurowyborach i elekcji głowy państwa) moralne prawo
do narzekania.
Swego rodzaju wycofanie w sferze polityki u nas daje się
zaobserwować po wielokroć. Jak to możliwe, że w kraju,
który bez większej krwi i popiołów wywalczył wolność,
połowa społeczeństwa na wybory nie chadza? Ale narzekać wszyscy potrafią. Bo narzekać łatwo. Bo hejtować przyjemnie. Bo Internet taki anonimowy. Bo można
nawrzucać komuś, kogo się nie zna, skracając dystans –
jeszcze wczoraj, ba, jeszcze przed sekundą się nie znaliśmy, na „ty” nie byliśmy, ale w tej chwili zwracasz się
do mnie, że „przez takich jak ty, kraj w ruinę popadnie”).
Bo w końcu ileż to dać można za chwilę bycia po lepszej
stronie…? Po lepszej, czyli tej, po której stoją ci uciskani,
którzy rządu tego czy tamtego do władzy nie wysforowali.
Parafrazując Ferdynanda Kiepskiego, w którego oczach –
jak w krzywym zwierciadle – odbija się obraz naszych lęków i marzeń, rzec można by tak: Narzekać każdy potrafi,
ale robić nie ma komu.
Gdzie byłoś, społeczeństwo, gdy wybrali złodziei? Gdzie
poszłoś, społeczeństwo, gdy do steru władzy dorwali
się awanturnicy, co to szabelką powojują, lecz od atomu
nie zginą, bo w przeciwieństwie do ciebie do Szwajcarii
uciekną? W który piasek schowałoś głowę, społeczeństwo,
gdy przewagę zdobyli jedni lub drudzy, dla których strategią przetrwania jest dzielenie ciebie na dwoje, na czworo;
na swoich i na obcych; na dobrych i na złych; na wiernych
patriotów i na zaprzedanych wasali?
Antagonizowanie społeczeństwa, skłócanie ze sobą rodzin – jego podstawowych komórek – to zbrodnia wymierzona w tkankę
ludzką. Jak potem spotykać się, jak potem rozmawiać (a przecież wszyscy, wszem i wobec wiedzą, że rozmawiać warto)? Jak bratu podać kubek wody i jak nie podać mu skorpiona, kiedy
prosi o jajko? To przemyślana strategia, w której
władzę zdobywa się tym, że zamiast skupić się na prawdziwych problemach, masę ludzką podnieca się telewizyjnymi igrami, igraszkami, igrzyskami. Świat wokół spłonie,
a nas i tak bardziej cieszyć będzie medialna feeria.
Nie oszukujmy się. Wyborczych obietnic nie da się
spełnić. Jest tysiąc powodów, w tym kilka nawet rozumnych. Nie chodzi więc o pokrycie obietnic, ale o marketing. Kto umiejętniej sprzeda nam produkt. Po kim mniej
wstydzić się będziemy. Wybory od dawna to jarmark historii, na którym jedna narracja goni drugą – wygrywa ta,
która bardziej przystoi do teraźniejszości.
Czy zatem warto stanąć przy urnie? Czy może lepiej
głos oddać swym bliźnim, których głos, przez brak naszego, wzmocni się? Bo, paradoksalnie, im mniej osób
głosuje, tym więcej waży głos jednostki.
Ów gest, w którym opieczętowaną wyborczą kartę
wrzucamy do urny, to gest proroczy. Że oto ściągamy
na siebie konieczność spełnienia się wyborczych mamideł – na naszych oczach. I na nasz koszt. Że oto bierzemy na swoje barki mikronową cząstkę odpowiedzialności za losy świata i naszą historię. Że nic o nas bez nas.
Że wolna elekcja. Że oto w rękach dzierżymy fragmencik
steru na statku zwanym Ojczyzną. Że oto nasz głos znaczy
tyle, co głos króla i księcia. Że oto dokładamy kamyczek.
Że oto głos wolny wolność zabezpieczający. Że oto wobec
wyborów jesteśmy jak wobec śmierci – wszyscy równi.
Zapachniało patosem? A to po prostu przyszło nam żyć
w ciekawych czasach, gdzie – choć wolność jest darem
pięknym, lecz niełatwym – wybierać możemy.
Nad urną staję zawsze. Dla dwóch okoliczności.
Po pierwsze? Dobre śląskie wychowanie słowami starszych pokoleń wpoiło mi sumienność w spełnianiu obowiązków wobec każdej wspólnoty, w której się znajduję.
Z tych samych względów płacę podatki i szczepię swe
dziatki.
Po drugie zaś, choć wstyd się przyznać… Aby mieć prawo.
Do narzekania.
■
Krzysztof E. Kraus

Podobne dokumenty