Co daje tata - Janusz Radek

Transkrypt

Co daje tata - Janusz Radek
Co daje tata "Jasieńku, wiesz jak jest" O problemach wychowawczych z ojcami rozmawiamy z Januszem Radkiem *Co to za kobieta ta Zuzia? ‐ Na pewno nigdy wcześniej takiej nie znałem. Strach sie bać co będzie jak będzie miała 18, 25, czy 30 lat. Czasem sobie myślę, że ich są trzy : sprytny aniołek, inteligencja połączona z wyrafinowanym, jak na ośmiolatkę, zmysłem estetycznym i smakowym, oraz operatywna, dynamiczna, świadoma swojej wartości osoba. Zuzia z racji tego, że jest wychowywana tylko przeze mnie i moja żonę, chodzi i jeździ z nami wszędzie, próbuje wszystkiego, je to samo co my. Wydaje mi się, że przez to wychowywanie sie w sytuacjach codziennych będzie umiała radzić sobie w życiu lepiej niż jej ojciec i matka. Każde pokolenie jest bogatsze niż jego rodzice, ale czasami myślę sobie, że my, mając 18 lat, byliśmy dwa kroki za Zuzią. Pewnie tak sie okaże, kiedy dorośnie do tego wieku. *W kółko mówi się o instynkcie macierzyńskim, a przecież ojcowie "nie gęsi i swój instynkt mają". Kiedy poczuł Pan instynkt "tacierzyński"? ‐W moim przypadku wcześniej zaistniał instynkt macierzyński, bo przez pierwszy rok życia Zuzi bardzo pomagałem żonie i wychowywałem naszą córeczkę. Akurat tak ułożyła się nasza sytuacja zawodowa, że Beata musiała wrócić do pracy, a ja mogłem pracować w domu i zajmować się dzieckiem. Potem następne 6 lat nie mogłem już tak intensywnie pomagać w wychowaniu córki. Przez ten pierwszy rok byłem ojcem karmiącym, dosłownie! Moja żona przez wyjściem do pracy odciągała pokarm, a potem ja karmiłem Zuzię za pomocą strzykawki i małego palca. To jest metoda pozwalająca na podawanie dziecku pokarmu w taki sposób, aby nie traciło odruchu ssania piersi. Przygotowałem się do roli mamki bardzo solidnie, zaplanowaliśmy z żoną, że to będzie poród rodzinny, chodziłem do szkoły rodzenia, przeczytałem literaturę fachową. *Najważniejsza rzecz, którą dał Panu tato.. ‐Trudne pytanie. Mój ojciec dał mi bardzo wiele rzeczy, trudno wybrać najważniejszą, ale spróbujmy: na pewno dał mi głos, bo przecież odziedziczyłem go po nim. Starał się też dać mi choć trochę pewności siebie. Współczesne pokolenie tego nie rozumie, ale ja wychowywałem się w latach 70. 80. w trudnych czasach komunizmu, kiedy wszystko było nienormalne i generalnie nic nie było. Jedyna normalność, oparcie było w domu. To chyba chciał mi przekazać mój tato. *Najważniejsza rzecz, która chciałby Pan dać córce? ‐Wiara w siebie, świadomość własnej wartości, ale bez popadania w narcyzm. Chciałbym też nauczyć ją zachwycenia światem i jednocześnie rozsądku, żeby umiała wybierać spośród różnych odcieni życia rzeczy najbardziej trwałe, ważne. Chciałbym, żeby była szalona i jednocześnie pokazać, gdzie jest granica czerpania z różnych sytuacji życiowych doświadczeń i prawd. Często poddajemy się skrajnym namiętnościom, uważając, że jesteśmy bardzo postępowi, a potem okazuje się, że to tylko moda, która trwa przez chwilę i mija. Chciałbym nauczyć Zuzię wyciągania z rzeczy jej istoty. Czy uda mi się to zrobić korzystając z własnych błędów, nie wiem. *Jestem bezradnym ojcem, kiedy... ‐... Zuzia mówi do mnie "Jasieńku" i klepie mnie po ramieniu. Ja się mogę wzburzać, załamywać ręce, ale kiedy słyszę "Jasieńku, wiesz jak jest...", to nie mam siły sie denerwować. Żaden rodzic nie potrafi się denerwować, kiedy odnajduje w dziecku samego siebie. Zuzia tak samo jak ja nie może się nigdy wybrać z domu, więc notorycznie się spóźniamy, ciągle czegoś szuka i nie może znaleźć. Ona po prostu wie, że jestem taki sam. Chociaż nie świadczy to dobrze o 39‐letnim mężczyźnie, który dał się rozszyfrować ośmiolatce. *Ale ośmioletnie dziewczynki to bardzo wymagający przeciwnik, niech sie Pan nie poddaje. Poza tym tato‐artysta jest chyba trochę inny od statystycznego ojca. ‐Nie rozdzielałbym tego tak. Ludzie, którzy zajmują się sceną, często podświadomie lub z pełną świadomością roszczą sobie prawo do pozwalania sobie na więcej niż np. tokarz czy pracownik zakładu oczyszczania miasta, ale przecież to nieprawda. Czasem człowiek, który wydaje się bardzo artystyczny, jest tak naprawdę kanalią i nie spełnia podstawowych warunków bycia mężem i ojcem. Ja jestem głównie ojcem zaspanym. Teraz cały ciężar obowiązku wychowywania Zuzi spoczywa na mojej żonie. Kiedy wracam po koncertach do domu, pierwsze o czym marzę to położyć się spać, a obie moje kobiety chcą, żebym sie z nimi bawił i wchodzą mi na głowę. Ale jak sobie przypominam w moim rodzinnym domu było tak samo. Mój ojciec był kierowcą i kiedy wracał z trasy, spał a ja koniecznie chciałem go obudzić. *Kiedy jesteśmy dziećmi, obiecujemy sobie: mojemu własnemu dziecku nigdy nie zrobię czegoś takiego... ‐Na pewno nigdy nie włożę mojej córce ciasnego palta ani kożuszka. Mam takie traumatyczne przeżycia z dzieciństwa związane z kożuszkiem, który wówczas był symbolem upragnionego luksusu i nawet jak był za ciasny i tak wbijano w niego dzieci. *Był jeszcze drugi symbol, futerko z królików. ‐I z nutrii! To był niesamowity widok: człowiek w futrze ze szczurów. Na pewno nie zrobię mojej córce czegoś takiego: nie założę jej żadnego gorsetu, który by krępował jej rozwój, nie obarczę jej swoim systemem myślenia. Chociaż nie wiem, jak się zachowam kiedy za 10 lat przyprowadzi do domu jakiegoś pomalowanego na zielono osobnika... *... z kolczykiem w nosie... ‐... albo w ogóle bez nosa, bo może wtedy nosy nie będą modne, i powie : tato, to jest mój ukochany. To ja nie wiem, czy wtedy nie odbezpieczę laserowego pistoletu... *To może poruszmy mniej drastyczny temat. Ojcowie chcieliby być dumni ze swoich wykształconych dzieci. ‐Na pewno chciałbym, żeby Zuzia była osobą wykształconą, skończyła dobre studia, bo nie wyobrażam sobie, żeby w obecnych czasach nie mieć studiów. Jak juz zdobędzie intelektualny kręgosłup, niech robi coc chce. Być może będzie chciała zostać aktorką, bo ostatnio przejawia wyjątkowo intensywnie takie skłonności. *Ojcowie są po to, żeby uczyć dzieci wspinać się na drzewa, przełazić przez płot, jeździć na rowerze, strzelać z procy i wielu innych pożytecznych rzeczy. Czego nauczył Pan swoją córkę? ‐Od tygodnia uczę ja jeździć na rowerze. Klasycznie, bez żadnych półśrodków typu dodatkowe kółka albo patyk za siodełkiem. Zuzia od raz siadła na normalny rower, za którym biegam, trzymając go za siodełko. Za którymś razem odkryła, że jakimś dziwnym trafem jedzie sama i... wywaliła się. Ogólnie idzie jej świetnie, choć ma jeszcze trochę problemów ze skręcaniem. Ale oboje jesteśmy zdeterminowani, bo za tydzień wyjeżdża na obóz sportowy ze szkołą i jednym z warunków jest umiejętność jazdy na rowerze. *Dziękuje za rozmowę. Iza Bednarz Echo Dnia, Czwartek, 21 czerwca 2007 

Podobne dokumenty