Wywiad - ZSO Hel
Transkrypt
Wywiad - ZSO Hel
NASZE WYWIADY ,, Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie”. ( Paulo Coelho) - Wiarę w takie słowa wygłaszać może jedynie człowiek szczęśliwy i spełniony. Co zatem może zagwarantować nam takie poczucie? Niechaj za przykład posłuży nam postać Artura Labuddy z Helu. - Czym się zajmujesz? - Od 9 lat nurkuję, a moja przygoda z tym zaczęła się od artykułu Pawła Golika, który ukazał się kiedyś w ,,Helskiej Blizie”. Opowiadał on w piękny sposób o podwodnym świecie przyrody, a konkluzją tego artykułu było stwierdzenie: ,,Nurkować każdy może”.- Skoro tak- pomyślałem- to ja też posiądę tę umiejętność. Udałem się do Pawła Golika, do jego bazy nurkowej w Helu ( z jego artykułem pod pachą) i powiedziałem do niego mniej więcej tak: ,,Napisał pan, że każdy może nauczyć się nurkowania, proszę więc mnie tego nauczyć”. Paweł, patrząc na mnie siedzącego na wózku, odpowiedział mi: ,, Nie mam pojęcia, jak akurat ciebie tego nauczyć, ale w Krakowie działa Stowarzyszenie ,,Nautika”, które współpracuje z federacją na rzecz osób niepełnosprawnych. Dał mi numer telefonu. Skontaktowałem się z nimi i usłysza- łem, że jeśli się chcę nauczyć nurkowania, muszę przyjechać do nich. Pomyślałem wtedy, że to nielogiczne, abym ja znad morza musiał jechać w głąb lądu, aby posiąść umiejętność, o której wówczas marzyłem. Nie pojechałem! - Co było później? - Po roku ponownie spotkałem Pawła Golika w Helu. Podszedł do mnie i powiedział, że zdecyduje się na mnie poeksperymentować- śmieje się.Dzięki tej współpracy miałem okazję przekonać się o tym na przykład, że przy dnie zatoki jest muł (gdy zablokował mi się inflator). - Gdzie dokładnie nurkujesz? Czy są jakieś preferowane przez nurków miejsca w naszych okolicach? - Zazwyczaj w okolicach Helu, często również przy wraku ORP ,,Delfin”, który znajduje się na wysokości Jastarni. Służył on Marynarce Wojennej, a w latach 50 został zdemobilizowany. - Jakie są warunki konieczne do tego, aby zostać nurkiem? - Skończyłem trzy kursy podstawowe, a następnie kurs sternika. Oczywiście należy zrobić badania lekarskie. - Co to za kursy, o których wspominałeś? - Kurs podstawowy OWD, czyli do 18 metrów. Następny do 30 metrów, kolejny do 40. - Czy uważasz nurkowanie za niebezpieczne? - Może tylko trochę bardziej niż udział w spływach kajakowych czy podróżowanie qadem. Chciałbym dodać, że rok później z tym samym Robertem Paseckim wziąłem udział w wyprawie na Syberię. Było to w 2003 roku. - Jak do tego doszło? Czy tym razem również ty byłeś inicjatorem tego przedsięwzięcia? - Wtedy jeszcze studiowałem w Gdańsku i w ręce wpadła mi książka, którą przeczytałem jednym tchem. Był to ,,Pojedynek z Syberią” Romualda Koperskiego. Poleciłem ją Pawłowi. Dałem mu dwa dni na przeczytanie jej. I rzeczywiście, po jednym dniu, przyszedł do mnie i powiedział: ,,Dobra, jedziemy”. Szykowaliśmy się do tej wyprawy cały rok i w końcu wyremontowanym łazem 452 wyruszyliśmy w podróż do Irkucka. Była to niesamowita podróż… - Czy o niej traktować będzie twoja kolejna opowieść? - Może być o czymś jeszcze innymśmieje się. - Widziałam zdjęcia, na których widać, że brałeś udział w jakimś pięknym p r z e d s t a w i e n i u . - Fotografie te pochodzą z gali, która miała miejsce w Teatrze Muzycznym w 2013 roku. Jest to cykliczna impreza promująca ludzi, mających na celu aktywizację ludzi niepełnosprawnych zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nosił nazwę ,,Gdynia bez barier”, a patronuje jej prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek. Zostałem zaproszony do udziału w nim przez teatr o nazwie ,,MiraArt”. Mimo iż d razu podjąłem decyzję o udziale w ,,Teatrze tańca akrobatycznego”, czułem ogromny stres. Miałem wystąpić w siedmiominutowej etiudzie, która ostatecznie wydłużyła się do dziewiętnastu minut. - Jak to wspominasz? - Cały czas entuzjastycznie! Brałem udział w intensywnych treningach, na które dojeżdżałem z Helu do Gdyni, aż nadszedł moment, w którym miałem wystąpić przed publicznością zgromadzoną w Teatrze Muzycznym. Nigdy się tak nie bałem. Chociaż mógłbym porównać to wydarzenie do chwili, gdy odbierałem wyróżnienie podczas Gdyńskich Kolosów. Pamiętam, że wyczytano wtedy moje nazwisko. Nie byłe pewien, czy jury chodzi na pewno o mnie. Upewnił mnie w tym mój kolega. Dotarłem pod podjazd. Korpusem oparłem o scenę i wspiąłem się na górę. Wtedy pojawiły się tysiące fleszy, a z twarzy konferansjera zniknęła konsternacja z powodu mojej niepełnosprawności. Spoglądała na mnie cztero- i półtysięczna publiczność. - Za co otrzymałeś wyróżnienie podczas przeglądu ,,Kolosy”? - Trwał on cały weekend. Trzeba było wcześniej wysłać zgłoszenie udziale. W piątek wygłosiłem prelekcję na temat mojej wyprawy wokół Polski , a w niedzielę odbyło się wręczenie nagród i wyróżnień. Widocznie mój występ spodobał się jury- uśmiecha się. - Kiedy to było? - Dwa lata temu, w 2011 roku. - Dużo czasu zajmuje ci praca w Muzeum Obrony Wybrzeża. - Był okres, kiedy spędzałem w nim po 12 godzin dziennie. Gdy budowaliśmy kolej wąskotorową przez jego teren, nie wychodziłem z lasu przez sześć miesięcy. - Jak przedstawia się historia kolei helskiej? - Istniały trzy linie kolejowe. Pierwsza z nich to tak zwana kolej leśna z przełomu XIX i XX wieku. Zamknięto ją w 1920 roku. Służyła nie do wywozu drewna, jak to jest na przykład w Bieszczadach, ale wręcz przeciwniewykorzystywano ją do zalesiania półwyspu. Druga powstała w 1921 roku, gdy usunięto wąską. Przebiegała w tych samych miejscach. Trzecia kolej powstała w 1934 roku dla potrzeb mieszkańców. Jej długość wynosiła 37 kilometrów, czyli tyle co obecna. - Przez teren muzeum również przebiega odcinek kolei wąskotorowej. - Tak, wynosi on ponad 2 kilometry. Byłem tak zmęczony nadzorowaniem jego budowy, że postanowiłem gdzieś wyjechać. Pomyślałem, że znam już wszystkie ościenne kraje, więc powinienem wybrać się w Polskę. Quadem! - Jak długo trwał twój objazd? - 52 dni, al. Mógłby być krótszy. Ponieważ jednak zachwyciłem się na dobre Bieszczadami, pobyt w nich przedłużyłem sobie. - Jak się podróżuje quadem? - Bardzo fajnie! Mój był bardzo obładowany. Kiedyś postanowiłem zatrzymać się na herbatę w pewnym pałacyku w okolicach Cieszyna. Siedzę, piję herbatę, jem lody, a tu przysiada się do nie pewien człowiek. Rozmawialiśmy przez dwie godziny. Spogląda na mój quad i mówi: ,, A na … ci ten wózek?!” A ja na to:,, Wiesz, bo ja nie mam nóg”. Wysunąłem się zza stolika i pokazałem, że nie kłamię. Mój rozmówca na to: ,,To ja dwie godziny z tobą rozmawiałem i nie wiedziałem, że nie masz nóg! No to teraz przenocujesz u mnie, napijemy się piwa i pogadamy”. - Masz wielu znajomych? Może nie wielu, ale za to oddanych. Czasami podróżuję sam , a innym razem z nimi. - Podczas spływu kajakowego warto mieć towarzystwo. - Zdecydowanie! Wraz z moim kolegą przepłynęliśmy ponad 1300 kilometrów. Zaczęliśmy nasz spływ Sanem, a skończyliśmy na Zalewie Szczecińskim. - Nie lubisz siedzieć na miejscu. Uwielbiam podróże, dlatego wraz z czterema przyjaciółmi założyłem Fundację ,,Podróże bez granic”, której celem jest aktywne spędzanie czasu przez ludzi niepełnosprawnych. - Co udało wam się zwiedzić? - Byliśmy w Rzymie, w Kopenhadze , po- dróżowaliśmy land rowerami. Kiedyś na forum tematycznym w Internecie ujawniłem naszą wolę podróżowania tymi właśnie samochodami. Napisałem, że nie mamy pieniędzy nawet na benzynę, ale nasze serca i umysły pragną przygody. Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu piętnastu minut aż siedem załóg wykazało nam chęć pomocy. Odbyliśmy wycieczkę po Borach Tucholskich. -Jaka myśl przyświeca wam, jako członkom fundacji? - Staramy się jak najmniej angażować wolontariuszy. Musimy starać się robić wszystko sami, bo gdyby ktoś nas wyręczał, stalibyśmy się wygodni. -Jesteś osobą aktywną. A co robisz, gdy wokół brakuje atrakcji, dni stają się coraz bardziej szare i pochmurne?... - Wtedy planuję i myślę o tym, że jutro tez jest dzień. Czasami warto coś przespać, aby obudzić się z lepszym nastawieniem do życia i z nowymi pomysłami. Rozmawiała: Wiesława Buniowska