Maj 2014 - Pomerania
Transkrypt
Maj 2014 - Pomerania
Hókejowi mòst drëszbë s. 9 Akwarelczi ò Janie Zbrzëcë s. 5 w numerze płyta z filmem „Pro Memoria Brunon Synak” OKLADKA_KWIECIEN_2013.indd 3 2013-03-26 19:03:46 Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. W NUMERZE: 34 Na dawnym pastwisku Marta Szagżdowicz 3 Radzëzna ò welacjach Red. I–VIII NAJÔ ÙCZBA 5 Môłô galeriô akwarelków ò szczescym Bòżena Ùgòwskô 36 Dąb Wybickiego nagrodzony! Marek Adamkowicz 7 Akwarela z drëchã Jón Zbrzëca 37 Potrzeba skrzydeł Maria Pająkowska-Kensik 8 Jón Zbrzëca. Wiérztë 38 Z drugiej ręki 9 Hókejowi mòst drëszbë Jan Dosz 39 Żdającë na nowégò Cenôwã Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi 11 Wciąż jest szansa na OPAT Sławomir Lewandowski 41 Co z tôflą Sãdzëcczégò? Karolëna Serkòwskô 12 Budujemy terminal naftowy Sławomir Lewandowski 13 Dołożymy naszą cegiełkę Z Kazimierzem Wierzbickim rozmawia Dariusz Majkowski 42 Rewianka znad Zalewu Szczecińskiego Gertruda Kowalik 44 Balsam dla uszu Kazimierz Ostrowski 14 Zasłużony prof. Szultka Sławomir Lewandowski 44 Balzam dlô ùszów Tłóm. Dorota Wilczewskô 15 Ò drëdżi edicje „Zrzeszë Kaszëbsczi” Słôwk Fòrmella 46 Na spòdlim tradicji Alina Werochòwskô, tłóm. DM 17 Kaszubski kamień dla Maksymiliana (część 2) Halina Słojewska-Kołodziej 48 Pół roku z podręcznikiem Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece Wioletta Ratajczak-Toczek 20 O złotej jesieni polskiego średniowiecza Stanisław Salmonowicz 49 Listy 22 Kartki z życiorysu nauczyciela (część 1) Kazimierz Ostrowski 50 Wëstôwczi, promòcjô i recytacjô Red. 24 Kòmù spiéwómë kaszëbsczé himnë wszëtczé? Tómk Fópka 51 XXIX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa Edmund Szczesiak 27 O dawnych helskich rybakach trochę inaczej Bogusław Breza 52 Co sã dzeje na wiesołach? Matéùsz Bùllmann 29 W stulecie urodzin Józefa Milewskiego (część 1) Józef Borzyszkowski 54 Lektury 31 Zagrożenie dla bioróżnorodności Natalia Labudda 67 Gòdzynczi – gòdzënë – gòdzëniszcza Tómk Fópka 32 Ùczba 33. Zéńdzenié z szandarą Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 68 Na zajcowëch nogach Rómk Drzéżdżónk 61 Klëka POMERANIA MÔJ 2014 Od redaktora Sport ma to do siebie, że się wiąże z regionami, dlaczego więc Trefl nie ma się wiązać z Kaszubami? – stwierdził w wywiadzie dla naszego miesięcznika Kazimierz Wierzbicki, założyciel m.in. znanego w całej Polsce (i nie tylko) klubu Trefl Sopot, którego znakiem rozpoznawczym są czarno-żółte barwy. Cieszy, że coraz częściej działacze sportowi i sami sportowcy – jak bohaterka z okładki poprzedniej „Pomeranii” Angelika Cichocka – podkreślają swoje związki z Kaszubami, z Pomorzem. Kaszubi kanadyjscy nie mają z tym problemu już od lat. Hokeiści klubu Kashubian Griffins występują w czarno-żółtych strojach z gryfem na piersi i z dumą podkreślają swoje pochodzenie. W minionym miesiącu mogliśmy gościć ich w gdańskiej hali Olivia. Dwa mecze z trójmiejskimi drużynami przyciągnęły setki kibiców z całych Kaszub i stały się okazją do stworzenia – jak ujął to Eugeniusz Pryczkowski – hókejowégò mòstu drëszbë. Tak przyjaznej atmosfery nie można się za to spodziewać w polityce. Już 25 maja będziemy wybierać naszych przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Nie może nas zabraknąć przy urnach, bo to od nas zależy przyszłość naszego regionu. Jeśli zostaniemy tego dnia w domu, to potem nie narzekajmy, że dzieje się źle… Dariusz Majkowski PRENUMERATA Pomerania z dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2014 roku otrzymają jedną z atrakcyjnych książek. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/prenumerata Książki wyślemy we wrześniu 2014 roku. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Danuta Pioch (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Karolina Serkowska Tomasz Urbański Dorota Wilczewska FOT. NA OKŁADCE Arkadiusz Wegner WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK DRUKARNIA WL Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA MAJ 2014 Z ŻËCÔ ZRZESZENIÔ Radzëzna ò welacjach Nôleżnicë Przédny Radzëznë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô kôrbilë nad ùchwôlënkama w sprawie wëbòrów do Eùropejsczégò Parlamentu i do samòrządzënë. Nôwôżniészim pónktã zéńdzeniô, jaczé òdbëło sã 5 łżëkwiata w Lãbòrgù, bëłë welacje. Ùdało sã przërëchtowac pòspólny ùchwôlënk, chtëren zôchãcywô zrzeszeńców do ùdzélu w wëbòrach (téż jakno kandidatowie z rozmajitëch partijnëch i spòlëznowëch kòmitetów). Zrzeszenié nie mdze latos welacyjnym kòmitetã, ale Przédnô Radzëzna mô nôdzejã, że mëslącë òdpòwiedzalno ò przińdnoce najégò regionu i całi Eùropë, nôleżnicë KPZ pùdą do ùrnów tak w nôblëższich welacjach do Eùropejsczégò Parlamentu, jak i òb jeséń, czedë mdzemë wëbierac najich przedstôwców w pòmòrsczich samòrządzënach. Hewò ùchwôlënczi przëjimniãté przez Przédną Radzëznã (w òriginale): Uchwała Rady Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z dnia 5 kwietnia 2014 r. w sprawie wyborów do Parlamentu Europejskiego 2014 1. 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej przyspieszyło procesy modernizacyjne naszego regionu i kraju. Wyrażamy wdzięczność wszystkim członkom i sympatykom Zrzeszenia, którzy niezależnie od prezentowanych opcji politycznych, przyczynili się do pozytywnego wykorzystania europejskiej szansy w minionej dekadzie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza droga do Unii Europejskiej nie była usłana różami. Dzięki pracy, organizowaniu się i dużej aktywności na różnych forach możemy mieć satysfakcję, że nasze miejscowości i cały region w wielu obszarach zmieniły się na lepsze. Przyszłość niesie jednak nowe szanse, wyzwania i zagrożenia. Nie możemy być wobec nich obojętni. Doświadczenia zdobyte dzięki długiemu trwaniu ruchu kaszubsko-pomorskiego POMERANIA MÔJ 2014 Łukôsz Grzãdzëcczi ògłosył, że mdze kandidowôł do Eùropejsczégò Parlamentu. potwierdzają, że ugruntowany sukces osiąga taka społeczność, której członkowie są odpowiednio aktywni i motywowani do działania. 2. Już niedługo obywatele wszystkich krajów Unii Europejskiej będą wybierali 751 deputowanych do Parlamentu Europejskiego. To ważne wydarzenie w dziejach naszego kontynentu. Wzywamy wszystkich członków i sympatyków Zrzeszenia do udziału w tych wyborach, które w naszym kraju odbędą się w niedzielę 25 maja. Zależy nam, aby osoby związane z ruchem kaszubsko-pomorskim też mogły reprezentować naszą wspólnotę w Parlamencie Europejskim. Zwracając uwagę na to, że członkowie Zrzeszenia mają swobodę wyboru opcji politycznej, prosimy o głosowanie na kandydatów, którzy od lat swoją pracą i zaangażowaniem przyczyniają się do pomnażania dorobku środowiska kaszubsko-pomorskiego. Na nich spoczywa też zobowiązanie do prezentowania i realizacji programu naszej organizacji od lat odwołującego się do chrześcijańskich korzeni Europy. 3 Z ŻËCÔ ZRZESZENIÔ Michôł Kargùl przëpòmnął historiã ùdzélu przedstôwców KPZ w rozmajitëch welacjach. 3. Niebagatelne znaczenie dla ukształtowania reprezentacji Pomorza, w tym Kaszub, do Parlamentu Europejskiego ma frekwencja wyborcza. Prosimy wszystkie struktury i agendy Zrzeszenia o propagowanie udziału obywateli w wyborach 25 maja 2014 r. Stajemy do konkurencji z innymi regionami i dlatego musimy zdać sobie sprawę, że jeśli nie będziemy uczestniczyli w wyborach do Parlamentu Europejskiego, to sami pozbawimy się prawa do współdecydowania o ważnych sprawach dla Kaszub, Pomorza, Polski i całej Europy. Uchwała RN ZKP w sprawie zaangażowania członków ZKP w wyborach samorządowych w 2014 r. W kaszubsko-pomorskiej myśli politycznej i społecznej tradycyjnie nawiązujemy do koncepcji krajowości trafnie zdefiniowanej przez Lecha Bądkowskiego. Zrzeszenie od samego początku dążyło do odtworzenia oraz z czasem wzmocnienia samorządu lokalnego i regionalnego. Ten wysiłek należy kontynuować. Cieszymy się, że dzięki wprowadzeniu samorządu regionalnego Kaszubi po latach zjednoczyli się w jednym województwie. Z tego płynie nasza radość i moc do dalszego kreowania samorządności na Pomorzu. Ważne, aby ludzie Zrzeszenia i jego wszystkie struktury przejawiali aktywność w nadchodzących wyborach samorządowych. Mnogość zadań, jakie stoją przed naszymi społecznościami, w szczególności: edukacja, 4 Òbradë prowadzył nôleżnik Òglowégò Zarządu Michôł Szczupaczińsczi z Lãbòrga. Ò swòjich doswiôdczeniach robòtë w samòrządzënie gôdelë m.jin. Riszard Sylka, Riszard Wenta (na òdjimkù) i Ludwik Bach. w tym regionalna, ład przestrzenny, służba zdrowia, ochrona środowiska, Metropolia Gdańska, efektywne wykorzystanie środków z Unii Europejskiej, wymuszają na członkach ZKP szczególny obowiązek aktywnego zaangażowania. Ważne, aby w tych działaniach dominował duch partnerstwa i wsłuchiwania się w potrzeby społeczne. Zrzeszenie nie będzie pełnić funkcji komitetu wyborczego w wyborach samorządowych. Zachęcamy jednak członków Zrzeszenia do kandydowania z różnych komitetów partyjnych i społecznych na wszystkich szczeblach samorządu terytorialnego. Przypominamy, że na nas wszystkich, pełniących funkcje w samorządach, jak też się o nie ubiegających, spoczywa szczególny obowiązek profesjonalności, rzetelności i uczciwości w zakresie wykonywanych zadań oraz odpowiedzialności za podejmowane decyzje. RN ZKP wzywa wszystkich członków i sympatyków ZKP do aktywnego udziału w nadchodzących wyborach samorządowych oraz podejmowania działań na rzecz wysokiej frekwencji wyborczej. Wspólnie urządzajmy nasze małe ojczyzny: Kaszuby, Kociewie, Krajnę, całe Pomorze według naszych wyobrażeń. Pierszą leżnosc do zjisceniô słów tëch ùchwôlënków mómë ju w tim miesącu – 25 maja. Tegò dnia welacje do Eùropejsczégò Parlamentu. Jakno Redakcjô dołącziwómë sã do Przédny Radzëznë i téż zôchãcywómë, żebë kòl ùrnów nie zafelowało Kaszëbów. To òd naju zanôlégô, chto mdze rządzył na Pòmòrzim i chto bãdze najim przedstôwcą w Brukselë. Red., òdj. DM POMERANIA MAJ 2014 Z NÔLEPSZIMA ŻËCZBAMA Môłô galeriô akwarelków ò szczescym B Ò Ż E N A Ù G Ò W S KÔ Akwarela knôpiczich lat Chtëż na Kaszëbach nie znô jegò nô zwëska, a jesz lepi przezwëska Jan Zbrzyca/Jón Zbrzëca. Dlô młodszégò pòkòleniô Kaszëbów përznã jiwru mògło bë bëc leno przë kąsk strzédnowieczno brzëmiącym „Krëban z Milachòwa”, bò tegò pseùdonimù Stanisłôw Pestka òd dôwna nie ùżiwôł, a pòdpisywôł nim téż blós felietónë, jaczé nalézemë w „Pòmeranii” z zeszłégò stalata. A równak cekawô je jegò geneza. Mieszkańcë Krëbanów wiedzą, że je to geògraficznô pòzwa jezora niedalek Rólbika, bez jaczé przepłiwô rzéka Zbrzëca. Za knôpiczich lat to jezoro i ta rzéka bëłë pózniészémù dzejarzowi za całi swiat – tu przëchôdôł czëtac ksążczi w towarzëstwie do môcégò psa, tu ùcził sã òbserwòwaniô nôtërë, atrakcją bëła mòżlëwòta kąpaniô sã czë łowieniô rëbów. Nierôz nôdgrodã stanowiła „pësznô, jezórnô glada, a na ni niezrechòwóné karna dzëwëch kaczków i pòdwòdôrzów. Nie felało téż majestaticzno płiwającëch kôłpów. Wdzãcznô pamiãc ò Milachòwsczim Jezorze sprawiła, że do mòjégò drëdżégò krëjamnégò miona przedosta sã nazwa z drżéniã Milachòwò”. Akwarela Nômianë Chòc pò szkòłach długò szukôł swégò placu na zemi i jakno niespòkójny dëch z nakôzu abò przëdarziwający sã leżnoscë wiele wanożił, przecygôł z miasta do miasta, zmieniwôł robòtë, cządniczi, z chtërnyma wespółrobił, wcyg nosył w se teskniączkã za Kaszëbama. Wiele lëdzy pitónëch ò nôszcze stlëwszi dzéń żëcégò pòdałobë rozmajité POMERANIA MÔJ 2014 wëdarzenia òsobisté czë familijné. Mało chto równak òdpòwiedzôłbë taczima słowama: „Sztërk, w chtërnym stało sã òczëwistim, że Kaszëbizna mdze Nômianą mòjégò żëwòta”. A bëło to w pòłowie 1958 rokù w Słôwnie, czedë dostôł wiadło ze Gduńska, że dwiérczi do redakcji cządnika „Kaszëbë” są dlô niegò òtemkłé. I jesz niedôwno na wspòmink tegò wëdarzeniô wëznôł „òdtądka nëkôł jem żëwòt w jaczims błogòstónie i to pòczëcé szczescégò towarzëło mie téż jakno żurnalisce »Kaszëbów«”. To szczescé skùńczëło sã leno 3 lata pózni pò zamknienim redakcji przez „nieżëcznëch partijnëch kùńdów” (czë nie wëzérô z tëch bez mała dobrodësznëch słowów pòstawa łagódnégò i pòkórnégò człowieka, jaczim òstôł do dzysô?!). Nômiana równak wòła rozskôcónô przez rodôka 5 Z NÔLEPSZIMA ŻËCZBAMA z Lubni, mdącégò dlô przińdnégò pòétë „pòstacją na sztôłt staroprësczégò wieszczka Wajdelotë”. I stało sã. Długò nie czuł sã gódnym ani dozdrzeniałim, bë „erbòwac lëtniã pò Bekwarkù”, jaż jednégò dnia „apartné słowa jakbë same spłënãłë z pióra, czegò brzadã béł pierszi dokôz »Czasë Stolemów«”. Wnet Mùza czãscy zaczãła sã òdzewac. Nié równak dopiérkù co òdkrëti talent, ale mòżnota wëpòwiôdaniô mëslów mòwą starków òbjawiła sã „pòwielenim czëłotë do rodnégò słowa”. Ta „czëłota sparłãczonô ze swiądą, że prôca na rzecz kaszëbiznë, a téż pòmòrsczi tatczëznë stónie sã pò prôwdze mòją Nômianą. Dzãka ùswiądnieniémù ti prôwdë mòjim ùdzélã stało sã drëdżi rôz w żëcym pòczëcé szczescégò”. Akwarela czasu kòmùdë Niespòkójné czasë kùńczącégò sã w Pòlsce kòmùnisticznégò totalitarizmù nie òbszcządzałë nikògò, chto sã systemòwi nie pòddôł. Doswiôdczôł tegò téż Pestka, kò w tëch nieùbëtnëch latach dzejôł w Zarządze Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i redakcji „Pòmeranii”, w tim piastëjąc nôwëższé fùnkcje (nawetka dwa razë, leno ten drëdżi rôz przëpôdôł na czasë, czej nôlégało mądrze wëzwëskac dopiérkù co ùdostóną wòlnotã i przërëchtowac Pòmòrzôków do òdpòwiedzalnégò włącziwaniô sã w rządzenié swòją tatczëzną). Tim, co znëkiwało mù spik z òczów, nie béł strach ò se czë drëchów-wespółrobòtników, leno ò kaszëbiznã. Zdrzącë z perspektiwe minionëch dekadów, pòwié: „Jô zamikôł kaszëbiznã w szklany kùlë, na taczi ôrt jô jã barnił. Czerowało mną zajiscenié ò przedłużenié kaszëbsczégò żëwòta. Mòwa, jãzëk, to je drżéń kaszëbiznë. Zagróżbą je Niewôrto – że przestónie sã dmùchac na nen płomiszk, stąd tak wôżny je pòkòleniowi przekaz òd kòlibczi”. Akwarela przińdnotë Te słowa wërazno wskazëją téż na jesz jednã znankã: jegò daleksyżné zdrzenié, ùrëchliwanié swòjich czasów, przez co gwësno téż biwôł nierozmióny. A równak zdrzące dzysdniowim òkã na historiã ùszłëch lat, nie dô sã nie dostrzéc profetizmù jegò dzejaniô i słowa, tak pòéticczégò jak i pùblicysticznégò. 6 Òdjimczi DM Òczekiwôł òdmianë i dożdôł sã. Eùropejską Ùniã pòstrzégô jakno nôdzejã dlô Kaszëbów. Nôprzód temù, że w ji sztrategii „ùmôlnionô je dbałota ò môłé tatczëznë, nôrodné mniészoscë, rozchlastłé pò rozmajitëch krajach. Kaszëbskô mniészosc òsta ùznónô za mniészosc regionalną. W minionëch czasach wszelejaczé mniészoscë ni miałë szczescô cos znaczëc w Eùropie. Terôzkù pòd faną Ùnii nastôł czas wënadgrôdzający pòliticzi. Kùreszce mòże dlô kaszëbiznë i calëchnégò Pòmòrzô zrobic wicy dobrégò”. Taczé zadanié stôwiô tak przed Zrzeszenim i samòrządzënama, jak i kòżdim, chtërnémù kaszëbizna leżi na sercu. Wasto Staszkù! Nôprzód cësną sã na lëpë słowa wdzãcznégò pòdzãkòwaniô za brzôd wielelatny robòtë, chtërną cerplëwò przërëchtowiwôł Wasta młodszé pòkòlenia Zrzeszonëch do nëch lepszich czasów. Te słowa wiôldżégò ùznaniô niech mdą za krutã do serdecznëch i z głãbi wzrëszonëch serców płënącëch żëczbów z leżnotë miniony 85. roczëznë. Niech żëcé mijô w szczestlëwòce, znaczoné żëczlëwòtą nôblëższich, a chwile drãdżé pòmôgô przedërchac ùkòchónô kaszëbizna. Mùzë niech słowa pasowné nalézą... Wszëtczé cytatë pòchòdzą z kôrbiónków przeprowadzonych z Wastą Stanisławem Pestką w òstatnym czasu. POMERANIA MAJ 2014 LËTERATURA Akwarela z drëchã JÓN ZBRZËCA ( S TA N I S Ł Ô W P E S T K A ) Prawie pòd kùńc mòji gòscënë w Nowim Jorkù ùdało sã mie nalézc òkrëszk szczëscégò. Pòlonijné zéńdzenié na Manhattanie przëcygnãło dosc tëli Pòlonusów, midzë nima pòjawiła sã wastna z kraju góralsczich gazdów i baców, ju lata lateczné mieszkającô i prôcëjącô w Americe. Jak sã dowiedzała, że mòjim domôcym miastã je Gduńsk, a matecznikã mòji młodoscë i dozdrzeniałëch lat – całé Kaszëbë, ùwôżno wezdrzała na mie. Miono nordowégò lëdu wëwòłało żëwszi pòrëch we wastnie góralce: – Ach, wë jesce z kraju Smãtka, to sã bëlno skłôdô. Skòrno tak, to czemù ni miałobë duńc do spòtkaniô dwùch naszińców – tegò ze Gduńska i kaszëbsczégò emigranta òd dosc dôwna zachëczowónégò w Nowim Jorkù. Ùredóny pòspiôł jem z òdpòwiescą: – Naji kaszëbsczi pòéta Hieronim Derdowsczi, chtërnémù Amerika téż nie bëła cëzą zemią, wëpòwiedzôł pamiãtné słowa: „Nie nalézesz dzys na swiece kątka, dze bë pò Kaszëbach nie bëła pamiątka”. Ni mùszôł jem baro ùprôszac ò adres nieznónégò drëcha, żëczlëwô biał ka ùdostãpniła mie swòje môlowé „namiarë”. Czedë zabrzëmiało to nô zwëskò w òkamërgnienim copnãło mie prawie do pòłowë ùszłégò stalata. Jakbë chtos natëchstopach zerwôł zawiesënã szôrkù – przede mną w pôłnym widze redakcyjnô jizba cządnika „Kaszëbë” przë Drzewnym Tôrgù we Gduńskù. Widzałi môl tegò salonikù zajimô szeroczé, wëslizgóné biórkò Tadéùsza Bòl duana – gòrlëwégò redaktora „Kaszëb”. Prowôdny żurnalista sedzy na zydlu z pòrãczama z ùdôwóną pòwôgą, nibë rzimsczi wësoczi ùrzãdnik na krzesle kùrulnym. Kòl niegò rëszny, we wanogach pò Kòcewim i Kaszëbach, zbiérający do najégò cządnika miodzëk słowa, przëtrôfkòwi pisôrz, pùblikùjący ù nas pòd mionã Strumian. Lubòtnik lëteraturë i erotików ks. Léóna Heyczi. Znóny z tegò, POMERANIA MÔJ 2014 że próbòwôł sekùndowac narodzënóm talentów pisarsczich na Kaszëbach i Kòcewim, ùtwórcóm tegò ôrtu, co Jón Piepka, Alojzy Nôdżel, Róman Landowsczi, Bòlesłôw Fac. Parłãcził téż wiele nôdzeje ze starszima ùtwórcama, jakno Lech Bądkòwsczi, Jan Trepczik, Léón Roppel, Jón Rómpsczi, Aleksander Labùda. Dôwné czasë. Dokazë cządnika „Ka szëbë”, w czim Strumian téż miôł swòjisti parcëk – to ju legeńda. Wierã w pòłowie lat szescdzesątëch zdżinął z gduńsczégò widnika – przed tim rôz nadpòmknął, że sznëkrownik wrażeniów, chtëren tacy sã bënë Strumiana, nëkôł gò w daleczi swiat. Kù reszce przëżeglowôł do Nowégò Swiata. I wej, tegò rësznégò wanożnika, tak szczestlëwégò, jak Remùs, czedë z ksążką ùsnôżoną kwiôtkã niezabôczeniô, òtmikôł dwiérczi chëczów w naszich stronach, przëłaszczëwił dzywny, sztôłtny bazar rozpiarti na môłim òstrowie. Przënôlégało ùwierzëc, że na Manhattanie je wszëstkò mòżlëwé. Òd pòstanowieniô do na cësniãcô numrów telefónu je krótëchnô droga. Za drëdżim razã òdezwôł sã głos jakbë ze zaswiatów „yes halloo...” – w jinszim jãzëkù òdzéwk, le ta sama spiéwnô intonacjô, lata nie zgasëłë dzyrzczégò, bëlno mie znónégò timbre’u. – Wasta Strumian jesz pamiãtô Remù sa i kaszëbską królewiónkã, nasze gduńsczé dodóm? Na sztërk òniemiôł, czedë ùczuł mòwã nieznóną w tim tôrgòwiskù swiata. Pò tim wstãpie jô do niegò z krótczim zapitanim: czë pamiãtô jesz cządnik „Kaszëbë” i Jana Zbrzëcã? – Chtëż bë nie pamiãtôł, a skądka wasta zwòni? Zatacony w słëchùlce głos wërazno żdôł na òdpòwiésc. Skòrno jô òdrzekł, że zwòniã z Manhattanu, dze timczasã mieszkóm, drëch, chtëren rëgnął na eksodus jaż do Americzi, zagwësnił, że chãtno pòtkôłbë sã z gduńsczim wanożnikã. Stanãło na tim, że terôzka òn zazwòni do mie. Nie bawiło długò i jednégò, zymkòwégò pòpôłnia sedzymë w jaczis caffe (dze i hambùrgera, i pòkrzesné rizotto mòżesz dostac). Wkół nas wieżówce dólnégò Manhattanu, skąd bliskò do òsławiony Wall Street. Jakùż letkò przëszło nama skłónic sã nad dokazama cządnika „Kaszëbë” w czasach naji sztormisti młodoscë. Przédny redaktor, Tadéùsz Bòlduan téż béł tedë młodi. Strumian dzys mòże gò sobie wdarzëc jakno bëlnégò pùblicystã, chtëren gładkò dôwôł trómfa rozmajitim procëmnikóm. Nie béł jem czekawi, jak i czedë drëszk doturził do ùbrzegów Americzi. Hewò sã nie czëje przelatôwnym, niebiesczim ptôchã, w manhattańsczim domôcym môlu, razã ze swòją rodzëną, nëkô żëwòt pò mieszczańskù. Co jemù òstało z gduńsczich i kaszëbsczich pasjów; jak piérwi tak i terô zapùszcziwô sã z ksążką, z pòkrzesnym słowã w daleczné òkòlënë Pòlonusów, żebë leno nie òstelë slôdë jinszich nacjów. Ten wanożny trop pòdpòwiedzôł mie mòżlëwòtã pòcygnieniô, wgłãbieniô sã w przeszłi czas i dôwné dzeje òstrowù Manhattan. Z ti mëslë, ùdbë, zwierził jem sã drëchòwi Strumianowi, chtëren bëlno znôł charztë i strôszczi kaszëbsczich i kòcewsczich wsów – przecã rëbë wã dzył w wòdach Òcëpla, a grzëbë zbiérôł w chòjnach wielewsczich! Ùznóny za pòkrewną dëszã mòże bë dostôł òd jaczégòs indiańsczégò szamana stebłuszkò czarzbë, dôżny w sekùndze zdmùchnąc celska chmùrników, a kalécz ny òstrów òdzwëskôłbë ùtraconé, pier wòszné piãkno. Wëjimk z ksążczi W stolëcë chmùrników wëdóny przez Institut Kaszëbsczi we Gduńskù w 2011 r. (s. 31–34). 7 LËTERATURA Jón Zbrzëca. Wiérztë Pòłudnica Prost z chùru Wëżôglónô mòdrô szôdz Scynô wszëtek zemsczi chlëch Jidze pòłudnica W wietwiach wiszni stëdnie dech Zarô bãdze krãck Zaszemarzi wkòlãbrëje W zôtór szmërgnie czôrny wãps Ùkòceli nieba dzél… Jaż z grecczégò chùru Z pelazgijsczich zlôzów Zeszła na flizã naji paradnicë Ë zaklãła zemstnie cëchò Czej ùzdrzała spãpùżonëch płôszczowników Żebë waji trzãscelnicë Za te wszëtczé przeczébioné sztërczi W òkamërgnieniu łzã jeji òdjimnãło Na wdarzenié że midzë białkami Chtërne jedny nënczi czułota Wëmrużëła z chëczë Pãkła sostrzanô pãpina Ta zaskòcznô sostra swą pònãtą Rozkòmùdzô terô gzubnymi sztëlami Marmùrów szlachòtã Na môlu midzë sostrami Przepadniô sã rozszerzwiła Głãbszô òd mòdżiłë Pòlinejka (Południca 1976) Wizrë ë dëchë Z żôbióneczczi dzectwa Głãbòk w kùlë ùtopiony Skrëszałé wëjimôsz słowa Jeden z drëdżim sã dzëwùje Skądże tëlé w nich je farwë Ale më słowiôrze-łgôrze Sąsmë leno krôsniôkami Pôrã lëstków pôrã kwiôtków Żgómë w swiãtim gòrzu Tam gdze Jan z Czôrnowa Szwanił za wizrami ë dëchami Wiedno przëbôcziwôł Sédem dni ë sédem nocy Wanożił nôskwarny Wùlfstan Żebë nalezc Truso Ë je nalôzł Za czim tedë më szwanimë Òd żôbiónczi dzectwa Jaż pò òczadzałą starosc Pòd szligami jërzbin Na wszëtczich wierzëskach Kaszëb 8 (Wizrë ë duchë, 1986) Wiérztë prezentëjemë w pisënkù dopasowónym do dzysdniowëch reglów, na spòdlim ksążczi wëdôwiznë Region: Dzëczé gãsë. Antologiô kaszëbsczi pòezji, Gdiniô 2004 (Wizrë ë duchë, 1986) POMERANIA MAJ 2014 WËDARZENIA Hókejowi mòst drëszbë Tegò nicht bë so przódë nie ùmëkcył, żebë na Kaszëbë przëjacha kaszëbskô reprezentacjô w hókeja! Wiele jesz dërch nie wié ò tim, że w Kanadze mieszkô kòle 10 tësący Kaszëbów, a terô co gadac, że pòtrafią òni tak dobrze grac w hókeja, jak nôlepszé klubë w Pòlsce. Ta prôwda ùkôza sã w całoscë na Kaszëbsczim Wikeńdze Hókejowim, 5 i 6 łżëkwiata na halë Òlivia we Gduńskù. JAN DOSZ Wszëtkò sã zôs wzãło òd Dawida Szulësta (David Shulist) – òd lat przédnika Kaszëbów w Kanadze, czedës lidera stowôrë Wilno Heritage Society, dzys mera gminë Madawaska Valley, dze nôwicy Kaszëbów mieszkô. Drëgą kaszëbską gminą je Killaloe Hagarty. Tam rządzy Kaszëbka, co rodną mòwã dobrze znaje. Prawie to, że òni jesz tak piãkno rozmieją pòkôrbic pò kaszëbskù, stoji ù fùndameńtów mòstu drëszbë, jaczi bëlno sã rozwinął, pòcząwszë òd Żukòwa w 2008 rokù. Madawaska zdrëszëła sã z Lëpùszã Kanadijsczi Kaszëbi bëlë tu przez całi tidzéń. Jednym z wôżnëch pąktów jich bëcégò bëło pòdpisanié wstãpnégò pòrozmieniô ò drëszbie midzë gminama Madawaska a Lëpùsz, skąd nôwicy wëjachało jich w pòłowie XIX wiekù. Temù jich tak tam cygnie. Bëlë òni w lëpùsczi szkòle, dze rozegrelë krótczi mecz ùnihókeja ze szkòłowima dzôtkama, bëlë w ùrzãdze, dze pòdpiselë pierszé pismiono a zjedlë môltëch zrëchtowóny przez lëpùsczé gòspòdënie, bëlë na mszë w Lëpùszu, jaką òdprôwiôł ks. Władisłôw Szulëst, òd lat ùkôzywający prôwdã ò Kaszëbach w Kanadze, bëlë kùreszce na smãtôrzu, dze szukelë grobów ze swòjima nôzwëskama. A to bëło czësto letkò. Kò nie felëje tam Szulëstów, Kùlasów, Piekarsczich, Brzezyńsczich, Kaszubków, Skibów i jinszich. Taczé prawie nôzwëska mają hókejiscë, dlô chtërnëch kaszëbskô zemia sta sã terô w pełni tatczëzną. POMERANIA MÔJ 2014 Tu je mòje serce na Kaszëbach. Jô baro bë sã chcôł naùczëc kaszëbsczégò jãzëka – gôdôł Kirk Skibo, jeden z nôlepszich graczów hókejowégò karna Kashubian Griffins. Młodi ju tak nie rozmieją pò ka szëbskù jak jich starszi czë starkòwie, ale pòkòchelë òni tã zemiã jak swòjã. Wszëtcë bëlë tu pierszi rôz, òkróm przédnika Dawida i jego brata, trenera karna, Riszarda. Òn wierã nôlepi jesz rozmieje gadac w rodny mòwie. Jô jem tu baro rôd, że jô sã mògã rozmówic z lëdzama. Jô wszëtkò rozmiejã, a òni mie téż rozmieją. I to pò tëli latach. Më jesmë piątim pòkòlenim Kaszëbów w Kanadze. To je cos wspaniałégò – wzdichô trener, jaczi drëdżi rôz w żëcym béł na Kaszëbach. Swiãto kaszëbiznë na lodowiszczu Riszard Szulëst (Richard Shulist) pierszi rôz béł ù nas, jak w Centrum Edukacji i Promòcji Regionu w Szimbarchù bëła òdmikónô chëcz trapera. Tam prawie i tą razą bëłë jaż trzë nocniczi, a w jinszich dniach spelë òni dze jindze na Kaszëbach. Wszãdze bëlë bëlno achtniony i ùczestowóny. I chòc czasã redosné rozmòwë dérowałë do rena, skòrno òni leno wjachelë na tôflã lodowiszcza, stôwelë sã prima graczama, z chtërnyma letkò wëgrac nikòmù nie je. Przekònałë sã ò tim trójmiejsczé karna. Mad Dogs Sopòt stracył jaż 5 do 11, a Dragons Gduńsk nawiązôł sztótama równiészą biôtkã, ale òstateczno przegrôł 4 do 6. Ale kò nié wëniczi bëłë nôwôżniészé. Bëłë to doch mecze drëszbë. Wôżné bëłë wiôldżé zéńdzenia. Przez halã Olivia przewinãło sã kòl 4 tësący Kaszëbów z rozmajitëch strón, òd Brus i Chònic pò kùnôszk Nordë. Wszëtcë winkòwelë, machelë kaszëbsczima fanama, krzikelë „Wiedno Kaszëbë”. Bëło to nieznóné dotądka swiãto kaszëbiznë. Jô béł na wiele kònferencjach, przeczëtôł lop ksążków, ale taczi bùchë z bëcégò Kaszëbą jô nigdze sã nie naùcził, jak przez te dwa dni – ùznôł Adam Hébel z Lëzëna, jeden z przedstôwców òrganizacji Kaszëbskô Jednota. 9 WËDARZENIA Dlô chwałë kaszëbiznë! To bëło naprôwdã wôrt òbezdrzec, jak Kaszëbi mają swòjã drużinã i wëgriwają z pòlsczima karnama – dodôł Czech Bielëcczi z partu Zrzeszeniégò w Baninie, chtëren to béł jednym z nôpierszich òrganizatorów wikeńdu. Przede wszët czim nad całoscą dzejelë ju długò przed meczama Marión Górlëkòwsczi i Eùgeniusz Prëczkòwsczi, co ju òd lat dbadzą ò rozwij mòstu drëszbë. Òd stronë pòlsczich hókejistów wiôlgą robòtã wëkònôł Michôł Smigelsczi, przédnik Mad Dogs, chtëren òd niedôwna mieszkô w Chwaszczënie. To bëło miło gòscëc jich na Kaszëbach. Pò tim wikeńdze jô téż czëjã sã jak Kaszëba – stwierdzył Smigelsczi. Taczé zjawiszcza nôbarżi redëją Dawida Szulësta. Kò dejowi cél je w tim wszëtczim nôwôżniészi. Dawid dërch dążi do te, żebë wszëtcë Kaszëbi bëlë bùszny z tegò, że są Kaszëbama, tak jak òn sóm je bùszny. Czej jô czuł „Zemia Rodnô” spiéwóną na rozpòczãcé ceremónii przez Wérónikã Kòrthals, tej jô widzôł, jak to wszëtczim dało mòc i bùchã. Naszi zawòdnicë bëlë tak tim ùjãti, jak nigdë piérwi. I trzë tësące Kaszëbów na widowni mët. A czej drëdżégò dnia zaspiéwóny béł himn naszi drëszbë „Wiedno Kaszëbë” przez Wérónikã 10 Prëczkòwską i Martã Òkrój, tej łzë same cësnãłë sã do òczu. Tegò nigdë sã nie zabôczi – rzekł Dawid Szulist. I nie zabôczi pò prôwdze ti réze nicht z kanadijsczich kaszëbsczich hókejistów. Pòrobioné tësące òdjimków krążą pò fejsbókach, mejlach i dze le sã dô. Òne przebôcziwają te snôżé wëdarzenia, téż piãkną Kaszëbską Drogã Krziżewą ù Kaszëbsczi Królewi w Swiónowie, chtërnã òni tczą jakno swòjã Królewą, i téż wanożné stegnë w Kòscérznie, Kawlach Dólnëch, Baninie, Miszewie, Miszewkù, Tëchòmiu, Kartuzach, Gôrczu i Gduńskù. Wszãdze mają òni terô fùl drëchnów i drëchów. Wszëtczé te i jinszé môle, za sprawą lëdzy tam mieszkającëch, sztabil pòdtrzimiwają mòst drëszbë, chtëren bądze sã dërch wzmòcniwôł w pòsobnëch latach. Dlô chwałë kaszëbiznë i Kaszëbów! Òdj. A. Wegner POMERANIA MAJ 2014 GOSPODARKA Wciąż jest szansa na OPAT Nie pomogły starania pomorskich parlamentarzystów, którzy zabiegali w Warszawie o wpisanie Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej (OPAT) do Programu Budowy Dróg Krajowych na lata 2014–2020. W opinii Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju OPAT nie spełnia żadnego z wymogów drogi krajowej, określonych w ustawie o drogach publicznych. który połączy OPAT z Trasą Kwiatkowskiego. Szacuje się, że realizacja tej inwe14-kilometrowa Obwodnica Północna stycji pochłonie ok. 100 mln zł. Aglomeracji Trójmiejskiej ma być przeJednym z argumentów za budową dłużeniem kończącej się w Gdyni-Chy- OPAT, który przedstawiają samorządowloni trójmiejskiej obwodnicy, ominie cy oraz parlamentarzyści z Pomorza, od wschodu Rumię i Redę, stając się jest planowane wyprowadzenie ruchu tym samym odciążeniem dla zakorko- tranzytowego z aglomeracji trójmiejwanej, szczególnie w sezonie letnim, skiej. Tymczasem zdaniem Zbigniewa drogi krajowej nr 6 biegnącej przez Klepackiego, podsekretarza w Ministerwspomniane miasta. OPAT ma w zało- stwie Infrastruktury Rozwoju, ten cel ma żeniu służyć m.in. kierowcom jadącym urzeczywistnić planowana Trasa Kaszubw kierunku Mierzei Helskiej, w Re- ska, która została już ujęta w Programie dzie planowany jest bowiem wylot na Budowy Dróg Krajowych na lata 2011– drogę wojewódzką nr 216 Reda – Hel. –2015. Ministerstwo argumentuje również, że Obwodnica Północna Aglomeracji Koalicja na rzecz obwodnicy Budową OPAT najbardziej zainteresowane są samorządy Gdyni, Rumi i Redy, choć za studium ekonomiczno-środowiskowe, które kosztowało ponad 1 mln zł, zapłaciło aż 13 gmin – od Jastarni, przez Wejherowo, po wspomniane Rumię, Redę i Gdynię. Dołożył się również samorząd województwa, dla którego ta inwestycja jest jednym z priorytetów. I nie ma się czemu dziwić, gdyż budowa Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej przysłuży się wszystkim. Jedni będą się cieszyć z tego, że w końcu ich miasta przestaną kojarzyć się z korkami, innych uraduje potok turystów, którzy szybko i wygodnie dojadą do nadmorskich pensjonatów. Dodatkowo zyska także Gdynia, dla której OPAT ma się stać główną drogą dojazdową do portu i drogą z portu. Jednak w tym wypadku, aby obwodnica spełniała swoją funkcję, należy jeszcze wybudować mniej więcej 2-kilometrowy odcinek tzw. Drogi Czerwonej, SŁAWOMIR LEWANDOWSKI POMERANIA MÔJ 2014 Trójmiejskiej ma charakter lokalny. Jednak zdaniem samorządowców nie ma wątpliwości, że obwodnica byłaby drogą o znaczeniu krajowym. Inne rozwiązanie? Przeszkodę dla samorządów lokalnych w realizacji tej ważnej inwestycji stanowi przede wszystkim koszt budowy OPAT. Szacuje się, że obwodnica w jej pierwotnym kształcie, a więc po dwa pasy ruchu w każdą stronę, będzie kosztowała ok. 1 miliarda złotych. W tym wypadku nie pomoże nawet samorząd województwa pomorskiego, który nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru finansowego. Nawet gdyby inwestycję Opr. graficzne: Pomorskie Biuro Planowania Regionalnego 11 GOSPODARKA zrealizować z pomocą funduszy unijnych, przy założeniu, że Bruksela dołoży 75 proc., czyli ok. 750 mln zł, to będzie problem ze znalezieniem 250 mln zł. Dla porównania, mniej więcej tyle wydała w 2013 roku Gdynia na wszystkie miejskie inwestycje! Wspomniana kwota jest także poza zasięgiem samorządów Rumi i Redy. Nawet okrojenie inwestycji, poprzez budowę drogi o przekroju jedynie dwóch pasów (po jednym w każdym kierunku), daje tylko teoretyczne oszczędności, bo jak zauważają specjaliści z branży drogowej, nadal trzeba będzie wykupić grunty pod inwestycję i wybudować wszystkie obiekty inżynieryjne, np. wiadukty, o takim przekroju, aby w przyszłości można było dobudować brakującą nitkę drogi. Jest jednak i dobra wiadomość. Jak mówi Ryszard Świlski, wicemarszałek województwa pomorskiego, odpowiedzialny m.in. za sprawy transportowe, projekt budowy Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej znalazł się w wykazie dużych inwestycji, który jest załącznikiem do projektu Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014–2020. Inwestycja została przypisana do projektów dotyczących transportu morskiego i śródlądowego, jednak to, czy OPAT ostatecznie otrzyma dofinansowanie, będzie uzależnione od spełnienia kryteriów wyboru projektów oraz od dostępności alokacji unijnych środków – mówi wicemarszałek Świlski. Zapewniam, że samorząd województwa pomorskiego nie zaprzestanie zabiegania o to, aby OPAT został zrealizowany w pierwotnym kształcie z funduszy unijnych i z funduszy budżetu państwa. Kartą przetargową jest tu dostępność do portu w Gdyni – dodaje Świlski. W okresie wakacyjnym przez Rumię i Redę przejeżdża nawet 60 tys. pojazdów dziennie. Zatory, które powstają w tym czasie w obu tych miastach, psują skutecznie urlopowy nastrój turystów jadących nad morze. Psują się także humory mieszkańców i przewoźników, którzy solidarnie muszą znosić stanie w kilometrowych korkach. Dla kierowców nie ma znaczenia, czy Obwodnica Północna Aglomeracji Trójmiejskiej uzyska status drogi krajowej czy lokalnej. Dla nich ważne jest to, aby obwodnica omijająca Rumię i Redę powstała jak najszybciej. Budujemy terminal naftowy W Gdańsku powstaje inwestycja, która zwiększy nasze bezpieczeństwo energetyczne. Za niemal miliard złotych w sąsiedztwie Portu Północnego jest budowany terminal naftowy. 26 marca br. akt erekcyjny podpisał i wmurował premier Donald Tusk. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Jak przypomniał prezes rady ministrów, gdański terminal naftowy stanowi element szerszej strategii energetycznej Polski, w skład której wchodzi ponadto budowa gazoportu w Świnoujściu oraz elektrowni atomowej, która powstanie najprawdopodobniej w województwie pomorskim. Zdaniem premiera Tuska terminal jest także kolejnym etapem dywersyfikacji źródeł energii dla Polski. Budowa naftoportu, za którą odpowiada państwowe Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń”, składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap zakłada zbudowanie sześciu zbiorników na ropę oraz powstanie infrastruktury niezbędnej do ich obsługi. Pozwoli to magazynować dodatkowe 375 tys. metrów sześc. surowca. Termin zakończenia tego etapu inwestycji wyznaczono na koniec 2015 roku. 12 Donald Tusk podpisuje akt erekcyjny pod budowę terminalu naftowego. Fot. S. Lewandowski W drugim etapie powstaną zbiorniki o łącznej pojemności 325 tys. metrów sześc. służące do magazynowania produktów ropopochodnych, chemikaliów, paliwa lotniczego oraz biokomponentów dodawanych do paliw. W pobliżu terminalu inwestor zbuduje także m.in. drogi dojazdowe, oczyszczalnie ścieków, stację autocystern oraz bocznicę kolejową. Ta część inwestycji ma być gotowa do 2018 roku. Koszt budowy terminalu naftowego, obejmujący oba etapy, oszacowano na 820 mln zł. POMERANIA MAJ 2014 PAGINA PRAWA Dołożymy naszą cegiełkę Z Kazimierzem Wierzbickim, prezesem zarządu i właścicielem Grupy Trefl oraz założycielem sportowych klubów Trefl Sopot, Atom Trefl oraz Lotos Trefl Gdańsk, rozmawiamy o kaszubskich korzeniach, rodzinnym patriotyzmie i memos. Kilka miesięcy temu ukazała się gra Kaszëbsczé memos wydana przez pańską firmę. To jednorazowa akcja czy początek serii? Gra Kaszubskie Memos to zestaw edukacyjnych gier pamięciowych wspomagających naukę języka kaszubskiego. Kaszubskie memos to doskonała zabawa dla całej rodziny, jak i świetna pomoc dydaktyczna dla wszystkich miłośników Kaszub i kultury kaszubskiej. Podobnych produktów będzie więcej. Planujemy wydanie w najbliższym czasie kolejnej gry poświęconej Kaszubom. A skąd pomysł na Kaszëbsczé memos? To inicjatywa przede wszystkim Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Chciałbym podziękować pracownikom biura tego stowarzyszenia, bo współpraca z nimi układała się bardzo profesjonalnie. Mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie będziemy wspólnie działać. POMERANIA MÔJ 2014 Kaszubskie Memos wydaliśmy w liczbie 3 tys. egzemplarzy. Gra została w całości sfinansowana przez naszą firmę. W tym miejscu chciałbym podziękować za inicjatywę i inspirację do wydania gry Marszałkowi Województwa Pomorskiego, prezydentom Gdańska i Sopotu oraz wójtowi Kosakowa. Teraz grę rozdajemy w szkołach. Sam też próbowałem w nią grać i przypominałem sobie dzięki temu kaszubskie słówka. To znaczy, że pamięta pan język kaszubski z domu? Moja matka Anna Konkol pochodzi z Kaszub, a dokładnie ze Staniszewa. W tej miejscowości mój pradziadek ze strony mamy Stefan Bągorski, który sam urodził się pod Poznaniem, zakładał pierwszą polską szkołę na Kaszubach. To ciekawa postać. Miał zostać księdzem, studiował we Włoszech, m.in. z kardynałem Hlondem, ale ostatecznie trafił do Staniszewa. To materiał na ciekawą książkę… A może nawet na film. Kiedy oglądam dzieła Kutza o historii śląskich rodzin, to myślę, że nasze losy były nie mniej ciekawe. Mój dziadek ze strony matki Leon Konkol był kierownikiem szkoły w Grzybnie pod Kartuzami. Moi przodkowie po kądzieli uczestniczyli w wojnie bolszewickiej w latach 20., kilka osób zginęło w Stutthofie i Piaśnicy… Wszyscy byli bardzo związani z Kaszubami. Zresztą moja rodzina po mieczu też ma interesującą historię. Gniazdo Wierzbickich to Przasnysz koło Warszawy. Wielu z nich brało udział w powstaniach, wielu trafiło potem na Sybir, zginęło z rąk Rosjan. W czasie II wojny światowej moja rodzina ze strony ojca ukrywała partyzantów. A jak poznali się pańscy rodzice? Na Kaszubach? Ojciec mojego ojca przeniósł się do Kartuz, gdzie prowadził restaurację. 13 ZNANI POMORZANIE/WYDARZENIA I właśnie w Kartuzach poznali się moi rodzice. Razem chodzili tam do szkoły, która mieściła się na dzisiejszej ul. 3 Maja. zarządzającego spółkami sportowymi też jest gryf pomorski. To znak naszego powiązania z regionem i naszego pochodzenia. Czy pańska matka zna język kaszubski? Na pewno rozumie. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem, to również mówiła w tym języku, ale teraz to już raczej nie. Moja mama urodziła się w 1924 roku i jako piętnastolatka pojechała na czas wojny do Warszawy, więc dość szybko straciła kontakt z kaszubszczyzną. Natomiast wielu członków mojej rodziny do dzisiaj mówi po kaszubsku. Ja niestety nie potrafię, ale jestem dumny z kaszubskiego pochodzenia i czuję się związany z tym regionem. Moi rodzice oboje kontynuowali naukę w Gdyni i tu później zawarli małżeństwo. Tu też urodziłem się ja i moi bracia. Chciałby pan, żeby Trefl Sopot był odbierany jako klub kaszubski? Sport ma to do siebie, że się wiąże z regionami, dlaczego więc Trefl nie ma się wiązać z Kaszubami? Między innymi dlatego zakładamy tutaj szkolne kluby sportowe, pomagamy w organizacji wielu imprez na Kaszubach, np. Mistrzostw Polski w Baśkę, turniejów siatkówki, koszykówki. Przekazujemy bardzo wiele nagród na różne konkursy i festyny, wysyłamy naszych zawodników na takie imprezy, pomagamy domom dziecka, szpitalom. Prawie co tydzień, w tej czy innej formie, uczestniczymy w jednej, dwóch imprezach podobnego typu na Kaszubach. Owocem tej dumy są czarno-żółte barwy pańskiego klubu – Trefla Sopot – czy to przypadkowa zbieżność z kaszubskimi kolorami? To zdecydowanie świadome działanie. Zresztą w znaku Stowarzyszenia Trefl W czym pomaga zakorzenienie w regionie? W robieniu interesów? Eksportujemy nasze towary do 50 państw i raczej w biznesie to nie ma większego znaczenia. Czy możemy mówić o jakimś rynku związanym z kaszubszczyzną? Pana zdaniem warto byłoby tego typu grę, jak Kaszëbsczé memos wydać w celach komercyjnych? Nie patrzymy w ten sposób na tę sprawę. Z punktu widzenia strategicznego firmy osiąganie jakichkolwiek zysków z tego tytułu nie ma żadnego znaczenia. Natomiast ma to sens z racji powiązania z regionem, promocji języka kaszubskiego i to jest dla nas ważne. Chcemy być tu dobrze odbierani, jako firma związana z tym, co lokalne. Jak pan patrzy na dzisiejsze odradzanie się języka i kultury kaszubskiej? To chwilowa moda czy coś trwałego? Na pewno to nie jest coś chwilowego, przelotnego. To się będzie rozwijało – jestem co do tego przekonany. Ludzie lubią się utożsamiać ze swoim pochodzeniem, tradycjami. A jeśli nasza firma Trefl będzie mogła dodać do tego chociaż małą cegiełkę, to na pewno ją dołożymy. Rozmawiał Dariusz Majkowski Fot. ze zbiorów TREFL SA Zasłużony prof. Szultka Sejmik Województwa Pomorskiego przyznał honorowe wyróżnienia „Za Zasługi dla Województwa Pomorskiego”. Jednym z laureatów jest prof. Zygmunt Szultka. Z wnioskiem o jego nagrodzenie wystąpiło Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wybitny historyk dołączył do grona uznanych przez Sejmik za zasłużonych dla Pomorza działaczy i naukowców kaszubskich, w którym znaleźli się już m.in. prof. Gerard Labuda, prof. Brunon Synak i zeszłoroczny laureat wyróżnienia – prof. Józef Borzyszkowski. Zygmunt Szultka studiował na Uni wersytecie im. Mikołaja Kopernika. Dyplom magistra uzyskał w 1967 roku. Jego praca habilitacyjna, to „Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku” (1991 r.). Tytuł profesora zwyczajnego otrzymał w roku 2008. Zainteresowania naukowe prof. dr. hab. 14 Zygmunta Szultki koncentrują się na dziejach Pomorza Zachodniego, głównie jego brandenbursko-pruskiej części w drugiej połowie XVII i XVIII wieku, historii państwa brandenbursko-pruskiego w tym samym okresie, szeroko pojętej kaszubszczyźnie na Pomorzu Zachodnim od reformacji po 1945 rok oraz edycji źródeł historycznych. Prof. dr hab. Zygmunt Szultka był uczniem, a następnie współpracownikiem i kontynuatorem pracy profesora Gerarda Labudy. Zygmunt Szultka jest bardzo aktywny społecznie. Od bardzo wielu lat działa w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, był wieloletnim prezesem oddziału ZKP w Słupsku i członkiem władz Zarządu Głównego ZKP w Gdańsku. Jest bardzo aktywnym działaczem Polskiego Towarzystwa Historycznego. W 2004 roku wydał wcześniej nieznane rękopisy twórcy regionalizmu i kaszubskiego języka pisanego, publikacja została zatytułowana Florian Ceynowa. Teksty więzienne (2004). Dodajmy, że wraz z prof. Zygmuntem Szultką tegoroczne honorowe wyróżnienie „Za Zasługi dla Województwa Pomorskiego” odebrała Anna Bogucka-Skowrońska, znana słupska prawniczka związana z opozycją solidarnościową. Sławomir Lewandowski POMERANIA MAJ 2014 KASZËBI W „LËDOWIM” PAŃSTWIE Ò drëdżi edicje „Zrzeszë Kaszëbsczi” Archiwista z gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë czwiôrti rôz napisôł dlô nas articzel na spòdlim aktów zebrónëch w INP. Zdrzódłã, jaczé przezérôł tą razą, bëłë rapòrtë krëjamnëch wespółrobòtników ÙB. SŁÔWK FÒRMELLA Pò skùńczenim II swiatowi wòjnë kaszëbsczi dzejôrze ùdbelë so òdrodzëc regionalną rësznotã. Môlã, w jaczim wiele sã tedë dzejało na kaszëbsczim gónie, bëło Wejrowò. Prawie w tim gardze w drëdżi pòłowie 1945 rokù stwòrzonô òsta Wëdôwnô Rzesznica „Zrzesz Kaszëbskô”, chtërna mia pùblikòwac cządnik, co miôł sã tej stac przédnym òstrzódkã kaszëbsczim. Do karna lëdzy, co robiło prze ùsôdzanim ë wedôwanim gazétë, òkróm przedwòjnowëch zrzeszińców, jak Jón Rómpsczi, ksądz Francëszk Grëcza czë Ignac Szutenberg (Jón Trepczik ë Aleksander Labùda, czej z armie Andersa wrócëlë do Pòlsczi, téż włączëlë sã w to dzejanié), przënôlégelë téż lëdze ò jinszich pòzdrzatkach na kaszëbsczé sprawë, jak dôwny redaktór „Klëczi” Francëszk Szreder, pózniészi przédnik Kaszëbsczégò (Kaszëbskò-Pòmòrsczégò) Zrzeszeniô Bernat Szczãsny abò lëdowi dzejôrz Józef Gniech. Jaż do kùńca 1946 r. przédnym redaktorã cządnika béł Bruno Richert, chtëren miôł òb nen czas nôwiãkszi cësk na pismiono. Próbòwôł òn w swòjich tekstach pògòdzëc rewòlucjowi pòrządk pòwòjnowi „demòkraticzny” Pòlsczi z przëwiązanim Kaszëbów do katolëcczi wiarë. W aktach zebrónëch w archiwùm Institutu Nôrodny Pamiãcë we Gduńskù nalezc jidze papiorë, w jaczich są wiadła POMERANIA MÔJ 2014 ò „Zrzeszë”. Dokùmeńtów tëch ni ma prôwdac za wiele, ale wiedno mògą òne wzbògacëc nają wiédzã ò tim prawie dzélu najich dzejów. Są midzë nima rapòrtë krëjamnëch wespółrobòtników Ùrzãdu Bezpiekù i w tim prawie môlu wôrt pòdsztrichnąc to, co je baro wôżné i ò czim mùszi pamiãtac kòżdi historik. Chòdzy ò to, żebë baro òstróżno pòdchòdzëc do tegò, co zamkłé je w historicznëch zdrzódłach, a tikô sã to òsoblëwie òperacjowëch materiałów stwòrzonëch ë zebrónëch przez krëjamné służbë. Nié wszëtkò, co mòżemë tam przeczëtac, je „swiãtą prôwdą”. „Jastrząb” ò Richerce Z donieseniów krëjamnégò wespół robòtnika ò tacewnym mionie (pseù donimie) „Jastrząb” z zélnika 1946 r. mòżemë wëdowiedzec sã midzë jinszima, że wëdôwk „Zrzeszë Kaszëbsczi” wënoszôł tej 6500 sztëk i że nie bëła òna przez nikògò òsoblëwie ùdëtkòwiwónô. Ùtrzimiwa sã ze sprzedôwaniô ë zamieszcziwaniégò klëków. Co sã tikô przédnégò redaktora pismiona w tim czasu, to je Bruna Richerta, to jezdzył òn tej czãsto do Gdinie do bògatégò chłopa, chtërnégò nôzwëskò òstało w dokùmeńce przekrąconé (chòdzëc mòże tuwò wierã ò Wòjewsczégò), a jaczi béł drëchã „Zrzeszë”. Òkróm tegò ùtrzimiwôł òn téż łączbã z ksãdzã Francëszkã Grëczą, chtërnégò „Jastrząb” nazwôł przédnym hersztã kaszëbsczi rësznotë. Wedle òsobòwégò zdrzódła wiadłów ÙB Richert nie béł za baro ùwôżóny przez kaszëbską spòlëznã, a bëło tak temù, że nie pòmôgôł òn Kaszëbóm, jaczi przëchôdelë do niegò i prosëlë gò ò jakąs pòmòc abò doradã. Na samim kùńcu swòjégò donieseniô z 1 zélnika 1946 r. infòrmatora ùrzãdu bezpiekù dodôł jesz, że Richert (w dokùmeńce wëstãpiwô jakno „Rychert”) kùpił so w slédnym czasu czësto nowé zachë. W jinszim swòjim rapòrce z dnia 28 zélnika tegò rokù „Jastrząb” dôł wiédzã, że w Rzesznicë „Zrzesz Kaszëbskô” nie są rëchtowóné niżódné zéńdzenia i ni ma téż niżódny kòntrolë. Z tekstu wëchôdô, że chòdzëc tu mòże wierã ò kòntrolã jinszich nôleżników rzesznicë nad dzejanim przédnégò redaktora, bò w pòstãpnym zdanim mòwa je ò tim, że richtich panã je w „Zrzeszë” Richert i że to òn ò wszëtczim decydëje. Diktatorsczi spòsób, w jaczi przédny redaktór czerowôł pismionã, nie widzôł sã równak lëdzama. „Jastrząb” dowiedzôł sã òd jednégò z wespółrobòtników „Zrzeszë” Klémensa Derca, że zebrôł òn cziledzesąt pòdpisów Kaszëbów, chtërny chcelë, żebë zmienic nen diktatorsczi ôrt zarządzëwaniô ë ùsënąc Richerta ze stanowiszcza przédnégò redaktora. 15 KASZËBI W „LËDOWIM” PAŃSTWIE „Ùral” ò Szutenbergù i Dercu Wedle „Jastrzębia” Derc wespółdzejôł z Ignacã Szutenbergã, przedwòjnowim dzejôrzã Pòlsczi Socjalisticzny Partie, za chtërnym, czësto jinaczi jak w przëtrôfkù Richerta, stojôł wiôldżi dzél Kaszëbów. Wedle donieseniô personowégò zdrzódła wiadłów ò pseùdonimie „Ural”, jaczé przëjãté òstało w Miesczim Ùrzãdze Pùblicznégò Bezpiekù w Gdinie 10 łzëkwiata 1946 r. Szutenberg jakno przedwòjnowi redaktór „Zrzeszë Kaszëbsczi” nienawidzył dzysdniowëch òrganizatorów regionalny rësznotë. Wedle „Urala” przëczëna tegò bëła takô, że dzysô regionalną rësznotą czerëje młodé pòkòlenié kaszëbsczé, zrzeszoné z demòkracją. „Demòkracją” je tuwò pòzwóny nowi, twòrzony przede wszëtczim przez Pòlską Robòtniczą Partiã pòrządk w państwie, jaczi gwësno ni miôł nick pòspólnégò z prôwdzëwą demòkracją, jak jã dzysô rozmiejemë. Pòdług donieseniô „Urala” Szutenberg òstrzégôł spòlëznã przed wespółdzejanim z kòmùnysticznyma, czerwònyma wëszëznama. Nie widzało mù sã téż to, że przédnô redakcjô „Zrzeszë Kaszëbsczi”, a mëslôł tuwò wierã przede wszëtczim ò Richerce, sprzeda Kaszëbów czerwònyma. Infòrmatora ÙB nadczidł téż ò przedwòjnowim dzejanim Szutenberga jakno miesczégò radzëcela w Gdini ë ò tim, że wcyg miôł òn wiôldżi cësk na Kaszëbów, midzë chtërnyma rozkòscérzôł falszëwé ë procëmpaństwòwé wiadła, jaczé miôł ùczëté z zagrańcznégò radia. Gadac miôł òn téż midzë jinszima ò wòjnie, co mia za niedłudżi czas wëbùchnąc midzë Wschòdã a Zôpadã. „Walkowski” ò nowëch redaktorach pismiona Ze zdrzódłów wëchôdô, że westrzód dzejôrzów „Zrzeszë” mùsza bëc spiérka. Ignac Szutenberg béł procëmnikã Bruna Richerta a jegò wespółrobòtnik Klémens Derc zbiérôł pòdpisë, żebë òdsënąc negò slédnégò òd czerowaniégò redakcją. Kùreszce na przełómanim lat 1946 i 1947 sã to zjiscëło. Richert òprzestôł tej bëc przédnym redaktorã pismiona a jegò stanowiszcze òbjął prawie Szutenberg. W archiwùm INP we Gduńskù mómë agenturné doniesenié „Jastrzębia” z 8 strëmiannika 1947 r. Je òno napisóné z wielnyma felama i òsoblëwie 16 drãdżim do zrozmieniégò jãzëkã. Tak pò prôwdze je to feflot, na spòdlim jaczégò cãżkò je cos na gwës scwierdzëc. W kòżdim razu je tam napisóné, że do Ignaca Szutenberga przëszlë Jón Rómpsczi z Brunã Richertã. Òb czas negò zéńdzeniô gôdka bëła midzë jinszima ò rozbicym „Zrzeszë” ë ò paùze w wëdôwanim cządnika. Òkróm tegò z tekstu wëchôdô, że dzél dzejôrzów „Zrzeszë” nie chcôł, żebë zastãpcą przédnégò redaktora gazétë béł Aleksander Labùda, ale na ùsëniãcé „Gùczowégò Macka” nijak nie chcôł sã zgòdzëc przédny redaktór, to je Ignac Szutenberg. W séwnikù 1947 r. jinszi krëjamny wespółrobòtnik ÙB ò tacewnym mionie „Walkowski” złożił we Warszawie rapòrt ò tim, że òb czas wanożeniô z harcerzama w lëpińcu tegò rokù trafił do Wejrowa, gdze w redakcje „Zrzeszë Kaszëbsczi” pòznôł Aleksandra Labùdã ë Francëszka Elwarta (w teksce wëstãpiwô òn jakno „Elwast”). Dowiedzôł sã òd nich, że pò òdsëniãcym òd cëskù na dzejanié pismiona grëpë Richerta (w teksce je milno „Richota”), klerikałów i nôleżników a drëchów Pòlsczégò Lëdowégò Strónnictwa prawie òni są redaktorama „Zrzeszë”. Jiscëlë sã òni téż na to, że kaszëbsczi lud mô namkłé na swòje sprawë a jakno bëlnégò dzejôrza wëmienilë Ignaca Szutenberga. …i kùńcu pierszi pòwòjnowi „Zrzeszë” Z tegò samégò donieseniô mòżemë wëdowiedzec sã, że w séwnikù 1947 r. pòtkôł sã z „Walkowskim” we Warszawie kaszëbsczi dzejôrz prof. Abdón Strëszôk. Kôrbilë tej ò jiwrach, jaczé miało pismiono pòd kùńc swòjegò dzejaniô. Wielëna czëtińców mòckò spadła a òkróm tegò nie bëło mòżno spłacëc stolemnégò dłëgù za papiór. Czile miesãcy rëchli redakcjô cządnika dosta gò za darmôka jakno jednorazową dotacjã, pózni dejade dosta pòlét zapłaceniô za niegò wicy jak trzësta tësãcy złotëch. Strëszôk baro lëchò òbtaksowôł tej dzejanié Szutenberga, Labùdë ë Elwarta i nie chcôł jich rôczëc na zéńdzenié, jaczé ùdbôł so zrëchtowac w rujanie tegò rokù, żebë òbgadac przińdné dzejanié w sprawach „Zrzeszë”. Ò zetkanim tim, jaczé òdbëło sã 6 rujana 1947 r., mòżemë przeczëtac w pòstãpnym doniesenim „Walkowskiego”, chtëren zresztą béł jednym z jegò ùczãstników. Òkróm niegò mielë wząc w nim ùdzél: ks. Francëszk Grëcza, Jón ë Józef Skwierczowie, Abdón Strëszôk ë jegò białka, dr Kòtowsczi, Marta Kòtowskô i Jón Radtke. Zlëkwidowelë òni tej donëchczasną „Zrzesz Kaszëbską” a w ji môl ùdbelë so stwòrzëc wëdôwiznã, co bë mia tã samą abò téż jinszą pòzwã, a z chtërną mielëbë wespółdzejac nôbëlniészi kaszëbsczi inteligence, to je Trepczik, Strëszôk, Bieszk, Szczeblewsczi, Grëcza. Ta slédnô ùdba równak ju sã nie zjisca. Kòmùnysticzné wëszëznë òprzestałë pòzwòliwac na dzejanié kaszëbsczi gazétë. Pòwòjnowô „Zrzesz Kaszëbskô” sta sã historią a përzinkã pózni zaczãłë sã ju „damiącé” lata stalinowsczi ùcemiãdżi. POMERANIA MAJ 2014 SZTUKA Kaszubski kamień dla Maksymiliana (część 2) Dokończenie opowieści wielkiej gdańskiej aktorki (opublikowanej w kwietniowym numerze naszego pisma) o tym, jak rzeźba przedstawiająca św. Maksymiliana Kolbego, wykuta w granicie przez Piotra Tyborskiego na podstawie projektu jej męża Mariana Kołodzieja, trafiła do klasztoru franciszkanów w Harmężach. HALINA S Ł O J E W S K A - KO Ł O DZ I E J Pierwsze etapy pracy Teraz trzeba było przystąpić do nakreślenia harmonogramu pracy. Przede wszystkim głaz musi się znaleźć w pracowni Piotra w Skórczu. Trzeba od razu przygotować kamień zastępczy na posesję pana Warnkego. Ten znajduje Piotr u Marka Raduńskiego w Wybudowaniu Wielbrandowskich. Będzie trzeba wykonać na nim napis: Zamek Kiszewski 21c – nową wizytówkę gospodarstwa Jana Warnkego. Mijały dnie i tygodnie. Przez cały czas przygotowań do początków artystycznej pracy towarzyszył Piotrowi wielki rysunek – w formacie 1:1 – ksero projektu Kołodzieja. Piotr mówi, że obcuje z nim na co dzień, rozmawia i próbuje odgadnąć ideę autora. Czas płynie. Jak w chłodzie wykuć napis, jak ten zastępczy kamień przywieźć do pracowni? I tu znajdują się znowu chętni dobrzy ludzie, którzy pomagają przy transporcie. Kamień już jest w pracowni i Piotr zabiera się do kucia liter. Kuje całymi dniami. Przecież trzeba jak najszybciej przygotować głaz na wymianę z kamieniem Jana Warnkego. Czas ucieka, zima tuż tuż… Ile trzeba było zabiegów Piotra o życzliwość sąsiadów, aby zapewnić transport zastępczego kamienia do pana Warnkego, wydobyć z ziemi jego dar i przewieźć go do Skórcza – do pracowni. Ale pomału POMERANIA MÔJ 2014 Św. Maksymilian, H. Słojewska-Kołodziejowa i P. Tyborski w Harmężach. rozchodzi się wieść, że Piotr będzie rzeźbił ojca Maksymiliana i wśród Kociewiaków znajdują się chętni do pomocy. Tu trzeba zorganizować specjalny samochód, wyposażony w podnośnik – dźwig, który pomoże unieść kamień, załadować go na platformę, przełożyć kamień zastępczy na miejsce wyznaczone śladem dużego kamienia. Po wielu przygotowaniach, ustaleniach terminów, jak mówi Piotr, „z Bożą pomocą”, wszystkie te zabiegi się realizuje. Kamień dla Maksymiliana znajduje się na podwórku – pracowni Piotra w Skórczu, a Jan Warnke ma swoje gospodarstwo oznakowane napisem: Zamek Kiszewski 21 c. Pierwszy skomplikowany etap zakończył się szczęśliwie. Piotr zbiera siły i emocje artystyczne. W międzyczasie wykonał model figury świętego w glinie. Przygotowuje się do tego zadania wpatrzony w rysunek Kołodzieja. Szuka, oznacza proporcje postaci. Nadszedł czas, kiedy ojciec Piotr Cuber, gwardian klasztoru w Harmężach, głosi rekolekcje w pobliskim Pelplinie. To stosunkowo blisko Skórcza. Wspólnie składamy wizytę w pracowni Piotra, jedzie 17 SZTUKA z nami również przedstawiciel Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury. Z drżeniem serca spotykamy się z pierwszą artystyczną przymiarką do figury Maksymiliana. Długo dyskutujemy, dzielimy się spostrzeżeniami, wymieniamy opinie. Dla Piotra to również ważne spotkanie. Słucha uważnie, koryguje swoje i nasze spostrzeżenia. Teraz ten gliniany wzór trzeba dosłownie przekuć w granitowy kamień. Jest już prawie wiosna, artysta może pracować na powietrzu, na swoim podwórku. Zbudował sobie zadaszenie chroniące od wiatru i deszczu. W międzyczasie zgromadził odpowiednie narzędzia, piły i dłuta. Pracuje intensywnie i gorączkowo. Jego dwaj młodzi synowie są ogromnie zainteresowani powstawaniem dzieła. Towarzyszą ojcu i komentują po swojemu. Cała rodzina, nawet chora żona, kibicuje pracy Piotra. Nie sposób nie wspomnieć Mamy Piotra Tyborskiego. Serdeczna, życzliwa, towarzyszy synowi na każdym etapie pracy. Przejmuje się ogromnie i zawsze przyjmuje mnie w domu szeroko otwartymi drzwiami, z serdecznością. Jest jak anioł roztaczający nad Piotrem opiekuńcze skrzydła. Ona rozumie jego wątpliwości i wahania – jak może wspiera syna modlitwą i ufnością w dobry końcowy efekt. Przygotowania do transportu Zbliża się czas określenia terminu, w którym można by zacząć przygotowania do przewozu rzeźby ze Skórcza do Harmęż koło Oświęcimia, do ogrodu japońskiego zamykającego galerię Kołodzieja „Klisze pamięci”. W międzyczasie Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau zgłasza pomysł zorganizowania konferencji naukowej dotyczącej pracy artystycznej Kołodzieja – jako numeru 432 z pierwszego transportu do obozu w roku 1940. Konferencję taką pragniemy połączyć z którąś z dat związanych z życiem i śmiercią ojca Maksymiliana tak, aby szczególnie uwypuklić ideę ofiary Maksymiliana jako inspiratora twórczości Kołodzieja. Po wielu przymiarkach pada propozycja, by konferencja i uroczystość poświęcenia figury odbyły się w dniach 2 i 3 października 2013 roku. Jestem w stałym kontakcie z Piotrem Tyborskim. On poświęca cały swój 18 czas na rzeźbienie. Ale to już nie praca w glinie lub gipsie, tylko mozolne kucie w jednej z najtwardszych materii. Uroda kaszubskiego kamienia stopniowo objawia się oporem i kruchością – szczególnie trudne są partie twarzy, okularów i ramion okrytych śladem szaty. Równolegle z pracą artystyczną trzeba logistycznie przygotować całą wyprawę. Droga ze Skórcza do Harmęż wiedzie przez całą Polskę. Choć ładunek dla samochodu nietypowy i ciężki, jednak znowu jakaś dobra, „z góry” opieka pomaga Piotrowi „ugadać się” z firmą specjalistyczną, która trudni się transportem samochodów za granicę. Mają odpowiedni sprzęt, czyli samochód z platformą – i są gotowi podjąć się transportu rzeźby. Trzeba jednak przygotować – na odległość – miejsce ustawienia rzeźby w Harmężach. Trzeba je wyznaczyć, zaplanować usunięcie podłoża i sposób przemieszczenia rzeźby z platformy samochodu w pobliże tego miejsca przeznaczenia. No i ilu do tego będzie trzeba pomocników i specjalnego sprzętu? Znajduje się trzech młodych i chętnych panów związanych z firmą przewozową, którzy wraz z Piotrem omawiają całą procedurę przewozu i zgłaszają chęć współdziałania. To też kaszubscy ludzie. Przedstawiciel firmy przewozowej, Piotr Kunke, deleguje do przewozu syna Edwarda, kierowcą samochodu będzie Dawid Grabarski. W ostatnią niedzielę przed wyjazdem niepokój sprawia, że raz jeszcze jadę do Skórcza, do pracowni. Chcę zobaczyć, jak udało się Piotrowi dokonać ostatecznych poprawek w rzeźbie. Ciągle chodzi nam o brodę Kolbego i cień okularów. Jedzie ze mną Małgosia Abramowicz z gdańskiego Muzeum Narodowego. Samochód dostajemy od prezydenta Gdańska. I oto widzimy na podwórku pracowni Piotra – stoi nasz święty, cały zgodnie z projektem Kołodzieja, patrzy na nas, jakby oczekując słów uznania czy modlitwy. Kamień jeszcze trochę okryty pyłem, ślady ostatnich dotknięć rzeźbiarza. A nam spada kamień z serca. Ostatnie dni zabiera Piotrowi gromadzenie wszystkiego, co będzie potrzebne tak w podróży, jak i na miejscu w Harmężach. Buduje dwa wózki, które pomogą w przemieszczeniu kamienia z pochylni samochodu. Dalej przygotowuje podstawy betonowe do zamontowania w wykopanym dole, służące do zapewnienia rzeźbie (która nie ma cokołu) stabilności. Zabiera nawet żwir na tzw. podsypkę oraz przygotowuje wyciętą z dykty sylwetkę Maksymiliana, która ma posłużyć do przymiarki odpowiedniego miejsca w ogrodzie. Zabiera także szlag – ta tajemnicza nazwa oznacza metalowe rusztowanie, które ma pomóc w podniesieniu figury. Na wszelki wypadek przygotowuje także kilka worków cementu. Wszystko to trzeba załadować na platformę samochodu, zamocować pasami figurę w pozycji horyzontalnej, tak, aby uniemożliwić zsunięcie się w czasie jazdy. Mamy wyjechać w piątek raniutko. A więc ja muszę się znaleźć w Skórczu dzień wcześniej. Mama Piotra serdecznie proponuje, żeby Piotr przywiózł mnie w czwartek po południu i żebym zanocowała u nich w domu. Tak też robimy. Cały czwartek Piotr z pracownikami ładują rzeźbę i dodatkowe oprzyrządowanie na samochód. Kiedy wieczorem Piotr przywozi mnie do Skórcza, witam Maksymiliana już leżącego na platformie samochodu. Leży i patrzy w niebo. Dotykam go delikatnie, z nadzieją, że nasza wyprawa się uda. Wspólna miła kolacja z mamą Piotra, jeszcze ostatni rzut oka na komputer, żeby przypomnieć sobie na świeżo plan ogródka japońskiego. Idziemy spać, aby raniutko wyruszyć. Ale rano jeszcze ostatnie doładowanie samochodu, sprawdzenie pasów trzymających figurę i – w imię Boże – wyjeżdżamy. Mama Piotra znakiem krzyża błogosławi nas na drogę. O. Kolbe z pomorskiego kamienia Trasę pokonujemy w następującym szyku: prowadzi samochód z rzeźbą (doświadczony kierowca p. Dawid nie przekracza 90 km/godz., wie, że z takim ciężarem i wydłużonym kształtem nie można szybciej). Za nim, w odpowiedniej odległości, nie tracąc go z oczu, jedziemy Piotr i ja. Na szczęście pogoda piękna, szosa sucha, słońce wydaje się błogosławić naszemu przedsięwzięciu. Kaszuby i Kociewie żegnają nas całą gamą swojej urody. Podróż trwa cały dzień. W połowie trasy na dużym parkingu rzeźba ma pierwszych widzów. Jakaś duża grupa turystów, zaintrygowana naszym POMERANIA MAJ 2014 SZTUKA bagażem, oblega leżącego Maksymiliana i słucha naszych objaśnień. Dojeżdżamy do Harmęż wczesnym wieczorem. Jest już po osiemnastej. Panowie zabierają się natychmiast do zbadania terenu. Zapoznają się z topografią i po raz pierwszy przymierzamy sylwetę rzeźby, żeby wyznaczyć pole jutrzejszej pracy. Jesteśmy serdecznie przyjęci przez gospodarza klasztoru ojca Piotra Cubera i wszystkich ojców. Jeden z nich, ojciec Darek, zostaje oddelegowany do pomocy naszej ekipie. Czujemy się jak w domu. Odpoczywamy po długiej podróży. Następnego dnia, w sobotę, Piotr z pomocnikami od szóstej rano zabiera się do pracy. Zaplanował dokładnie punkt po punkcie. Okazało się, że wszystko, co przewidział i zabrał, wszelkie urządzenia i narzędzia okazały się niezbędne i pomagają w pracy. Krótkie przerwy na śniadanie i obiad. Do pomocy w zasadniczym momencie mają przyjechać strażacy z OSP z Harmęż – poproszeni przez księdza proboszcza. W oczekiwaniu na nich ojciec Cuber oprowadza rzeźbiarza i panów, którzy przywieźli rzeźbę, po Kołodziejowej galerii. Są bardzo poruszeni – teraz już dokładnie wiedzą, jakie to miejsce, w którym ma się znaleźć kaszubski kamień ojca Maksymiliana. Po przybyciu ośmiu strażaków następuje kulminacyjny moment podniesienia i posadowienia rzeźby na wyznaczonym miejscu. I oto stoi już nasz kaszubski kamień i zaczyna się rozglądać po otoczeniu zupełnie dla niego nowym. Wyrasta wprost z poziomu ziemi zasypanej białymi kamykami (tzw. grysem) – tak, jak to zobaczył w swojej wyobraźni Kołodziej. A więc zrealizowało się marzenie artysty pielęgnowane latami. Czuję wielkie wzruszenie. Ściskam gorąco Piotra, on też stoi wzruszony. Nie mówimy ani słowa poza moim „dziękuję Piotrze”. Radość udziela się także gwardianowi, ojcu Piotrowi Cuberowi – gasi wszystkie obawy i wątpliwości, jakie towarzyszyły nam przez ostatnie miesiące. Panowie Kunke i Grabarski szybko pakują na samochód swoje przybory, chcą jak najprędzej ruszyć w powrotną drogę, przez całą Polskę, na Kociewie. Jeszcze szybki obiad, pożegnanie serdeczne, bo przy tym przedsięwzięciu się POMERANIA MÔJ 2014 Przygotowanie do transportu rzeźby. zaprzyjaźniliśmy. I wyjeżdżają. My z Piotrem zostajemy, by uczestniczyć w poświęceniu rzeźby. Telefonicznie zawiadamiamy mamę Tyborską i pana Jana Warnkego, że ofiarowany przez niego kamień już znalazł swoje miejsce. Jeszcze następnego dnia jedziemy do Oświęcimia, by przygotować metrykę rzeźby. Musi być napisane, kto projektował, kto rzeźbił i kto wielkodusznie ofiarował kamień. Przywozimy z miasta gotową tabliczkę i umieszczamy ją u podstawy rzeźby – na wieczne czasy. Nadchodzi dzień poświęcenia. Przyjeżdża z Krakowa prowincjał franciszkanów ojciec Jarosław Zachariasz, sporo ważnych gości z Urzędu Miasta Gdańska, małopolskiego urzędu marszałkowskiego, Muzeum Narodowego w Gdańsku, rodzina Kołodzieja z Ostrowa Wielkopolskiego. Jest kilka osób bliskich, znajomi i przyjaciele z dawnych czasów rysowania „Klisz pamięci” czy wykonywania prac artystycznych w teatrach i operach w Polsce. Piękna, uroczysta msza święta za duszę Kołodzieja, celebrowana przez ojca prowincjała. W kościele sztandary, muzyka… jestem bardzo wzruszona. Po mszy idziemy do naszego kamiennego Maksymiliana. Pięknie oświetlony, zostaje obficie pokropiony wodą święconą i czujemy wszyscy ważność chwili. I znowu wzruszenie chwyta mnie za gardło: czemu Kołodzieja nie ma z nami? A może jest? Wszyscy przechodzimy do galerii „Klisz pamięci” – opowiadam historię niektórych rysunków… Jest późny wieczór. Ojcowie franciszkanie proszą na uroczystą kolację. Rzeźba podoba się wszystkim. Ten kaszubski kamień, opracowany artystycznie przez Kociewiaka, oddaje całe ciepło i urodę, jakby przekazywał piękną myśl pana Warnkego, że „Ojciec Kolbe był nie tylko współwięźniem obozów, ale i współbratem w cierpieniu”. Myślę o dziwnych losach kamieni – naszych kaszubskich. Ile trzeba było pomysłów, planów i nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, aby znaleziony gorącym sercem i uporem głaz mógł zaistnieć na drugim końcu Polski, na ziemi tragicznej – cmentarzu tysięcy więźniów – nasyconej krwią i prochami niewinnie zgładzonych istnień ludzkich. I myślę, że opieka ojca Kolbego pomogła nam urzeczywistnić przesłanie zawarte w wizji artysty. Tu, w japońskim ogrodzie, azylu piękna natury, ten kamień i wyłaniający się z niego więzień 16 670 godzi nas z myślą, że w wiernym trwaniu przy odwiecznych wartościach musi zabrzmieć echem wielkości czyn ojca Maksymiliana. Fot. ze zbiorów P. Tyborskiego 19 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH O złotej jesieni polskiego średniowiecza STANISŁAW SALMONOWICZ Dawno już temu historycy ustalili klasyczny podział dziejów Europy na epokę antyczną, średniowiecze i czasy nowożytne. Dla Europy zachodniej i środkowej czasy antyku zamykano umowną datą upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, opanowanego pod koniec V wieku n.e. przez barbarzyńskie, jak je Rzymianie nazywali, plemiona germańskie. Nowożytność dla wielu krajów Europy rozmaicie interpretowano, ale zazwyczaj kładziono nacisk na przełom XV/XVI wieku. W nauczaniu historii, co zapewne jest utrapieniem dla uczniów, szuka się dat symbolicznych – przełomowych, co bywa o tyle zawodne, że „historia” to proces ciągły. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż zazwyczaj przywołujemy jako daty znamienne, kończące epokę średniowiecza bądź rok odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (1492 r.), bądź rok 1517, wystąpienie niemieckiego zakonnika Marcina Lutra przeciw papieżowi, które zapoczątkowało narodziny protestantyzmu, więc koniec jedności religijnej zachodniego chrześcijaństwa. Między tymi datami można sytuować liczne wydarzenia schyłkowej epoki średniowiecza czy początki kultury nowożytnej Europy. W XVIII wieku myśliciele oświecenia, walcząc o reformy społeczne, polityczne, kulturalne, ostrze swej krytyki zwracali przeciw wszelkim zjawiskom, 20 które określali jako negatywne dziedzictwo średniowiecza, epoki feudalnego ucisku, „ciemnoty” i nietolerancji. W istocie średniowiecze, które obejmuje przecież wiele wieków – od V wieku n.e. po wiek XV/XVI – miało różne oblicza. Jak nas uczy doświadczenie, także dzieje największych rewolucji społecznych czy gospodarczych XX wieku, głębokie, radykalne zmiany rewolucyjne, które będą miały charakter trwały, rzadko się zdarzają, najczęściej właśnie ich radykalizm powoduje wkrótce przynajmniej częściowy odwrót od wprowadzanych szerokich zmian, z których tylko część pozostaje trwałym dorobkiem jakiejś burzliwej epoki. Procesy historyczne, te najważniejsze, głębokie przemiany społeczno-gospodarcze i ustrojowe, następują raczej metodą ewolucyjną, powolnymi przemianami, które trwają nieraz wieki, a które kiedyś w nauce określono jako „procesy długiego trwania”. Dziś, w epoce mediów uwielbiających sensację, krzykliwość, krańcowe barwy, średniowiecze najczęściej występuje w niezbyt jasnych obrazach prymitywnych wojen toczonych przez bliżej nieznanych barbarzyńców w niejasnych celach. Takie obrazy anarchii feudalnej, walki „wszystkich z wszystkimi” oczywiście były także elementem dziejów średniowiecza, acz głównie wieków VI–XI. Istniejące krótko różne państewka plemienne walczyły ze sobą, dorobek kultury antycznej marniał nieraz w tych bojach. Sytuacja jednak w Europie powoli będzie się stabilizować, powstawały wielkie, w miarę uporządkowane, monarchie stanowe, a rozkwit miast, zwłaszcza we Włoszech, Francji czy w Niemczech, będzie nowym elementem rozwoju kultury średniowiecznej: sukcesów szkolnictwa, nauki, uniwersytetów. Nie była przecież jałową i pozbawioną subtelności kultura epoki, która wydawała pierwszych wielkich poetów i pisarzy późnego średniowiecza, jak Dante Alighieri (1265– 1321) i François Villon (1431–1465?), czy największych malarzy gotyku, jak Cimabue (żył w drugiej połowie XIII w.) czy jego uczeń Giotto di Bondone (1267?––1337). Oczywiście, czas długi głównym nosicielem wartości kulturalnych będzie Kościół rzymsko-katolicki, jego filozofia, jego teologia będą określały panoramę kultury średniowiecza. Filozofia średniowieczna była ściśle podporządkowana teologii, jednakże myśl średniowieczna była nieraz oszałamiająca w subtelności rozważań filozoficznych szkół scholastycznych. Wiek XV stanie się epoką pełną sprzeczności, ale i ciekawych osiągnięć. Stąd narodziła się w nauce koncepcja, początkowo oparta na rozkwicie późnośredniowiecznej kultury miast Niderlandów (dzisiejszej Holandii), nazwania barwnego schyłku średniowiecza, ale i narastania zjawisk, które określą wkrótce epokę nowożytną, złotą jesienią średniowiecza, swego rodzaju „łabędzim śpiewem” odchodzącej epoki. Nie da się POMERANIA MAJ 2014 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH zaprzeczyć, że kryzys pewnej epoki, to niejednokrotnie zarazem i apogeum zjawisk, które ją określają. Profesor Henryk Samsonowicz ujął tę problematykę na przykładzie Polski, widzianej przez niego w szerokim kontekście przemian, jakie niosła epoka rządów Kazimierza Wielkiego (1333–1370), aż po przełom wieków XV/XVI. (Dla mnie datą w jakiejś mierze symboliczną będzie tu objęcie tronu przez Zygmunta Starego, w 1506 r., a już wcześniej rozpoczęta przebudowa zamku wawelskiego na pałac renesansowy). Niedawno opublikowana, niewielka rozmiarami (258 ss.) i dobrze ilustrowana, książka Henryka Samsonowicza, znanego także z prac z dziejów Pomorza Gdańskiego, a dziś czołowego znawcy polskiego średniowiecza, to już trzecie, rozszerzone wydanie próby rysu syntetycznego, napisanej w sposób przystępny dla każdego czytelnika. Polska zjednoczona i rozszerzana przez Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, zyskała sobie od 1. połowy XV wieku, także dzięki związkom z Litwą, pozycję mocarstwa środkowoeuropejskiego, co ustabilizował Kazimierz Jagiellończyk, który włączył także część państwa krzyżackiego, z Gdańskiem i Toruniem, do Korony Polskiej jako tak zwane odtąd Prusy Królewskie. Przywileje Kazimierza Jagiellończyka dla Gdańska z 1457 r. uczyniły to miasto w późniejszej Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej potęgą gospodarczą i polityczną. Na s. 41 Złotej jesieni polskiego średniowiecza, bo o tej książce tu mowa, czytamy: „Jeśli zygmuntowskie czasy uchodzą za złoty wiek kultury polskiej, to trzeba stwierdzić, że zostały one przygotowane poprzednim stuleciem, kiedy to rozwój myśli stwarzał podstawy racjonalnej, humanistycznej kultury Odrodzenia”. Rozwijająca się Polska w sojuszu z Litwą nie tylko umocniła swoją pozycję międzynarodową przez wiek XV, ale także na czas jakiś przejęła dynastia jagiellońska rządy nad Czechami i Węgrami. Nastąpił znaczny rozwój kultury polskiej, znaczony wybitnymi dziełami architektury i sztuk plastycznych, sukcesami oświaty i nauki. Tym kwestiom autor poświęcił wiele uwagi, ukazując zarówno rozwój ustrojowo-polityczny kraju, jak i przemiany w mentalności społecznej. Monarchia stanowa epoki Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły przekształcać się będzie etapami w kierunku państwa rządzonego przez szlachtę. Decydujące tu będą przywileje polityczne dla szlachty z epoki Kazimierza Jagiellończyka oraz narodziny w końcowych latach XV wieku, jako instytucji stałej, sejmu walnego, który w XVI wieku zapewni zwycięstwo idei demokracji szlacheckiej. Autor ukazuje nam także przemiany społeczno-gospodarcze oraz, w specjalnym rozdziale, interesujący obraz warunków bytu materialnego w ówczesnych miastach, na wsi czy wśród szlachty. Polska, odzyskawszy dostęp do morza, bogaciła się w XV wieku na handlu ze Wschodem i Zachodem. Warunki życia czy bycia ludności chłopskiej i biedoty miejskiej były niewątpliwie trudne, miasta przecież, średnie i wielkie, przeżywały rozkwit od epoki Kazimierza Wielkiego, a szlachta i magnaci bogacili się na handlu płodami rolnymi i leśnymi. Rządy Kazimierza Wielkiego, to pierwszy wielki okres budowli gotyckich, nie tylko kościelnych, ale i licznych zamków, ratuszy miejskich itp. Jeżeli na Pomorzu dziedziczono budowle z epoki Zakonu Krzyżackiego (Malbork, Gdańsk, Toruń, Chełmno), to w Krakowie, Lublinie czy Poznaniu powstawały teraz dzieła architektury i sztuki klasy europejskiej. Oświata tradycyjnie pozostawała głównie w rękach Kościoła. Ważnym faktem było powołanie przez króla w roku 1364 w Krakowie uniwersytetu, po czeskiej Pradze najstarszego w tej części Europy, starszego od uniwersytetów niemieckich. Złoty okres w dziejach szkoły, nazwanej po wiekach Uniwersytetem Jagiellońskim, rozpoczął się w 1. połowie XV wieku. W tej to uczelni studiował w latach 1491–1494 Mikołaj Kopernik. Średniowieczny uniwersytet krakowski był nade wszystko uczelnią teologii i filozofii w duchu scholastycznym, a także nauki prawa. Nie można jednak zapominać, iż właśnie w drugiej połowie XV wieku rozkwitła w Krakowie nauka astronomii i matematyki, co nie pozostało bez wpływu na studia Mikołaja Kopernika. Pierwsi przedstawiciele nowej kultury humanistycznej pojawiali się na dworze królewskim i dworach magnatów pod koniec XV w., przynosząc wieści o kulturze renesansu włoskiego. Słynny włoski humanista, pisarz Filippo Buonaccorsi, zwany Kallimachem (1437–1496), działał w Polsce już od 1470 r., między innymi na dworze królewskim jako wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka. Warto dodać i ten szczegół, że w latach 1495–1496 przebywał w Toruniu, w którym zakupił dwie kamienice. Jedna z nich została następnie zburzona i na jej miejscu, na Rynku Staromiejskim, stoi dziś jedna z najpiękniejszych barokowych kamieniczek toruńskich, bogato zdobiona, zwana „Domem pod Gwiazdą”. Dziś mieści się w niej dział Muzeum Okręgowego. Książka profesora Samsonowicza, którą polecam czytelnikom, ukazuje różnorodność wątków kultury, życia społecznego i gospodarki schyłku średniowiecza w Polsce, lat, które były przedsionkiem epoki rozkwitu i potęgi państwa Jagiellonów, państwa, które co dziś rzadko pamiętamy, było przecież w krótkim okresie od końca XV wieku po rok 1648 mocarstwem Europy środkowo-wschodniej. Henryk Samsonowicz, Złota jesień polskiego średniowiecza (wyd. III rozszerzone), Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2014. NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER POMERANIA MÔJ 2014 21 HISTORIA Kartki z życiorysu nauczyciela (część 1) 85 lat temu w Niemczech, na terenach zamieszkałych przez mniejszość polską – na Pograniczu krajeńskim, na Kaszubach bytowskich, na Powiślu i Warmii – zaczęły powstawać pierwsze polskie szkoły. Były to placówki niezwykle ważne dla Polaków otoczonych przez żywioł niemiecki i brutalnie germanizowanych, a walka o ich trwanie wymagała prawdziwego heroizmu. Niestety, często kończyła się przegraną. K A Z I M I E R Z O ST RO W S K I Jak trudne było wychowywanie w tych okolicznościach młodych Polaków pokazują losy także młodego wówczas nauczyciela Adama Kołodzieja. Sześcioletnie zmagania – najpierw na Krajnie, później na Warmii – stanowiły bodaj najważniejszy etap jego nauczycielskiej drogi. W 1969 r. opisał on swoje doświadczenia sprzed lat w opracowaniu pt. Wspomnienia walki o szkołę polską, które złożył w maszynopisie w Ośrodku Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie. Kopia tego materiału zachowała się w zbiorze pamiątek po ojcu u Jerzego Kołodzieja w Chojnicach, skąd pochodzą cytowane w artykule wypowiedzi. Z Polskiej Wiśniewki w świat Po zakończeniu I wojny światowej, gdy odradzała się niepodległa Polska, mieszkańcom Polskiej Wiśniewki (dziś Starej Wiśniewki) nawet nie przychodziło do głowy, że ziemia złotowska zostanie od Macierzy oddzielona. Panowało przekonanie, że linia kolejowa Chojnice – Piła, a wraz z nią cała Krajna, znajdzie się po polskiej stronie granicy. Traktat wersalski postanowił jednak inaczej, ponoć na skutek dyplomatycznych zabiegów Hohenzollernów – takie wieści rozeszły się po okolicy. Rozgoryczenie było wielkie, wszak Złotowszczyzna od wieków była na wskroś polska! 22 Adam Kołodziej, urodzony w Polskiej Wiśniewce w 1904 roku, w rodzinie Symplicjusza i Zofii, właścicieli dużego i dobrze prosperującego gospodarstwa rolnego, wspominał po wielu latach, że dorastał w środowisku prawie w stu procentach polskim; na obrzeżu wsi żyło zaledwie kilka rodzin niemieckich. W szkole podczas przerw rozbrzmiewała polska mowa, a nauczyciel tylko wobec spodziewanej wizytacji prosił: Kinder, spricht doch deutsch. Polacy nawet w mieście powiatowym swobodnie porozumiewali się w swoim języku. W domu ojciec i dziadek uczyli mnie historii, przed portretem Kościuszki ojciec opowiadał o czynach tego wodza. Miłość do ojczyzny zaszczepiały wieczorne pogadanki w domach ze starszymi. Korzystałem ja i moi rówieśnicy z polskiej biblioteki parafialnej, lecz po wojnie nasz proboszcz Pozorski został zmuszony do przyjęcia polskiej opcji, zatem do opuszczenia Pogranicza i Niemiec. Szesnastoletni chłopak postanowił wówczas zostać polskim nauczycielem. Z przepustką graniczną pojechał do Polski i podjął naukę w Seminarium Nauczycielskim w Tucholi. Spotkał tam grupkę młodzieży z rodzinnych stron. Każdorazowy wyjazd do domu na święta czy na wakacje napotykał na trudności, Niemcy odsyłali bowiem uczniów z powrotem do Polski. Wobec tego polskie władze nadały słuchaczom ze Złotowa i okolicy obywatelstwo polskie, odtąd mogli przekraczać granicę na podstawie paszportu. Ale i tak w ostatnim roku nauki Adamowi odmówiono zezwolenia na wjazd do Niemiec, w ramach retorsji, ponieważ polskie władze nie wpuściły do Polski niemieckiego nauczyciela z Wiśniewki. Dopiero po stanowczej interwencji ojca w urzędzie powiatowym w Złotowie świeżo dyplomowany nauczyciel mógł przyjechać do domu rodzinnego. Był rok 1926. Marzył o pracy z dziećmi w rodzinnej okolicy, lecz tam były wyłącznie szkoły niemieckie. Pozostał więc w Polsce. Pierwszą pracę otrzymał w wiejskiej szkółce w Drzewcach koło Międzychodu, w Wielkopolsce. Poświęcał szkole cały swój czas, wiedzę i umiejętności, nabywał doświadczenia. Nową perspektywę dla siebie dostrzegł niespełna trzy lata później. Po długotrwałych staraniach Związku Polskich Towarzystw Szkolnych w Niemczech 31 grudnia 1928 r. sejm Rzeszy uchwalił tzw. ordynację dotyczącą szkolnictwa dla mniejszości narodowych. Przyjęta została przede wszystkim w obawie o los mniejszości niemieckiej w Polsce, lecz stanowiła prawną podstawę do tworzenia polskich szkół w Niemczech. Adam Kołodziej niezwłocznie zgłosił gotowość do powrotu jako autochton na ziemię złotowską i podjęcia pracy pedagogicznej w wyznaczonej placówce. Skierowano go do Rudnej, w gminie Złotów, ale objęcie stanowiska kierownika szkoły opóźniał brak zezwolenia na przyjazd POMERANIA MAJ 2014 HISTORIA z Polski. Wreszcie zabiegi Związku Polaków w Niemczech przyniosły skutek i 5 czerwca 1929 r. mógł rozpocząć pracę z 17 uczniami z polskich rodzin. Ukochana Krajna Był szczęśliwy i pełen zapału, traktował tę pracę jako swoje patriotyczne zadanie. Szczególnie dbał o podniesienie poziomu znajomości ojczystego języka, starannie nauczał historii i geografii, różnymi sposobami rozbudzał miłość i przywiązanie do Polski. Dużą wagę przykładał do śpiewu. Starszych uczniów przygotowywał do korespondencji z młodzieżą w Polsce. Nie szczędził czasu na pracę poza szkołą. Z młodymi ludźmi zrzeszonymi w organizacjach znalazł wspólny język; dziewczęta i chłopcy chętnie i aktywnie uczestniczyli w zajęciach kulturalnych lub sportowych. Czuł, że jest wśród swoich, że jest lubiany i szanowany, a to było dlań największą satysfakcją. Od konsula RP w Pile, dr. Kazimierza Szwarcenberg-Czernego otrzymał polecenie skontaktowania się ze starostą w leżącym tuż przy granicy Wyrzysku, miał od niego uzyskać pomoc finansową, która by umożliwiła utrzymanie szkół polskich na Pograniczu. Ojciec jednego z uczniów, Franciszek Zych, bez wahania i zbędnych pytań użyczył mu w tym celu swego pojazdu, dzięki czemu mógł wypełnić powierzoną misję. Po roku został przeniesiony do nieodległej Starej Świętej, w tej samej gminie. Został przyjęty tak samo serdecznie, jak w poprzedniej miejscowości, zwłaszcza gdy zajął się pracą kulturalno-oświatową. Opiekował się liczącą ok. 30 osób organizacją młodzieży i dorosłych, prowadził czterogłosowy chór mieszany. Za podstawę pracy wychowawczej przyjął stały kontakt nauczyciela z domem uczniów. Tak w pierwszej, jak i w drugiej szkole kilkakrotnie wizytowali jego zajęcia m.in. polski wizytator M. Brasse z Berlina oraz schulrat (inspektor) Konrad ze Złotowa. Ten ostatni był życzliwie ustosunkowany do polskich szkół i nauczycieli, choć sam nie znał języka polskiego. Podczas Święta Pieśni w Zakrzewie, w którym brały udział wszystkie polskie chóry z powiatu złotowskiego, zakrzewski proboszcz ks. dr Bolesław Domański POMERANIA MÔJ 2014 Zdjęcia z archiwum rodzinnego Jerzego i Urszuli Kołodziejów Adam Kołodziej w latach 30. – przez Polonię nazywany Księdzem Patronem, oraz Jan Baczewski – wybitny działacz polonijny z Warmii i ówczesny prezes Związku Polskich Towarzystw Szkolnych, zaprosili Adama Kołodzieja na rozmowę. Zaproponowali mu, aby od nowego roku szkolnego 1931/32 podjął pracę w szkole w Drożyskach Wielkich, w gminie Zakrzewo. W wiosce tej mieszkała zamężna siostra Adama, która miała dzieci w wieku przedszkolnym, a wkrótce miały zostać uczniami polskiej szkoły. Drożyska Wielkie były w większym stopniu niż inne wioski zgermanizowane i trudniej było w tym środowisku pozyskać uczniów, a spadek ich liczby poniżej minimum groził likwidacją szkoły. Darzony wielkim autorytetem ks. Domański, który wkrótce został wybrany prezesem Związku Polaków w Niemczech, przychodził na zebrania rodzicielskie, stale dzielił się z młodym kierownikiem troską o utrzymanie tej ważnej polskiej placówki. Pewnego razu szkołę w Drożyskach Wielkich wizytował przedstawiciel wydziału oświaty rejencji w Pile dr Sowade. Nakazał dzieciom wyłożyć na ławki książki i przybory szkolne i dokładnie wszystko przeglądał. U ucznia Franciszka Lacha znalazł gramatykę polską, która była własnością nauczyciela Kołodzieja. Na zapytanie, skąd ma tę książkę, chłopak odpowiedział, że zabrał ją swemu ojcu. Uczeń mówił prawdę, gdyż jego ojciec wypożyczył ów podręcznik od nauczyciela. Tym razem więc niebezpieczeństwo minęło, wizytator nie mógł nauczycielowi odebrać prawa nauczania. Ale szkoła w Drożyskach była wciąż solą w oku powiatowych władz. Mieściła się w lokalu wynajmowanym od Alojzego Lacha, ten zaś pobierał rentę inwalidzką w wysokości ponad 300 marek. Właściciela domu ciągle więc szantażowano, że renta zostanie mu odebrana, jeśli nie zabierze czworo swoich dzieci z polskiej szkoły. Straszono go, że jego dom stanie się obiektem nocnych napadów, dlatego dla obrony trzymał stale w mieszkaniu widły i siekierę. Trudno było taką presję wytrzymać. Wreszcie pod koniec marca 1934 r. otrzymał zawiadomienie na piśmie o wstrzymaniu wypłaty renty, wówczas uległ i wypisał swoje dzieci z polskiej szkoły. Liczba uczniów spadła poniżej siedmiu i szkoła została zlikwidowana. Dla Adama Kołodzieja oznaczało to zakończenie pracy na rodzinnej Krajnie. 23 NÓTAMA PRZËKRËTÉ Kòmù spiéwómë kaszëbsczé himnë wszëtczé? Czej ju wszëtkò mają media òpòrajoné a tëma, co w kòmisjach a wësoczich radach sedzą, zaczinô bëc jimrotno, wrôcają dwa tematë: himnu a stolëcë. Że Gduńsk je stolëcznym naszim miastã – to je wiedzec. A himn? Hmm… TÓMK FÓPKA A je jich përznã. Są te òglowé: eùropejsczi, państwòwé a regionalné, nôrodné, samòrządzënowé, różnëch karnów spiéwë nôpierszé, kòscelné a kùreszce szkòłowé. Òkróm symbòlów, znanków: miona, patrona, herbù, fanë, czasã hejnału – to prawie himnë przez jich tresc wskôzywają, chto je spiéwie. I kòmù. A jaczé Kaszëbi spiéwią himnë? Òglowé Mómë tej himn Eùropë z mùzyką Ludwiga van Beethovena i słowama Friedricha Schillera, w jaczim: Alle Menschen werden Brüder, Wo dein sanfter Flügel weilt. Chcemë sã ju ùczëc òriginalny wersje, bò mòże sã przëdac w przińdnoscë. Je państwòwi, ùstawą wprowadzony Himn Pòlsczi, co jegò słowa napisôł Józef Wëbicczi z Bãdomina (Kaszëbë jo!). Aùtora mùzyczi nie znómë. Kaszëbów Jak pisze redaktorka ksążczi Muzyka Kaszub, Witosława Frankòwskô: „Za hymn regionalny, tj. pieśń reprezentacyjną o poważnym charakterze, z patriotycznym tekstem, wykonywaną podczas ważniejszych uroczystości przyjęto uważać marsz »Tam, gdze Wisła òd Krakòwa« z poematu H. Derdowskiego Ò Panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò sécë jachôł (1880). Marsz ten pierwotnie śpiewany był na melodię »Mazurka Dąbrowskiego«. Z chwilą skomponowania doń melodii w 1921 przez twórcę »Roty« F. Nowowiej24 skiego (z dedykacją »Dzielnym synom Polski, kochanym braciom Kaszubom – poświęca kompozytor«) marsz ten zwyczajowo stał się hymnem kasz., znanym też pod nazwą »Hymn Kaszubów«”. Ta piesniô (colemało pierszô sztrófka i refren), wëkònywónô je òbczas ùroczës tosców rëchtowónëch przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Òna téż je w ùczbòwnikù Danutë Pioch pòzwónô kaszëbsczim himnã. Mòżna jã ùczëc téż m.jin. gróną z wejrowsczégò rôtësza jakò miejsczi hejnał. Òpracowónô na chór przez Lubòmira Szopińsczégò a Adolfa Wiktorsczégò. Jakno òbrzészkòwô grónô mdze téż m.jin. òbczas latoségò Nadbôłtëcczégò Festiwalu Dãtëch Òrkes trów, w Zblewie, 1 czerwińca. Jiną piesnią ùznôwóną za kaszëbsczi himn je napisónô w 1954 rokù przez Jana Trepczika z Wejrowa „Zemia rodnô”. Jak pisze Mariola Pòbidińskô w dokôzkù Zemia Rodnô wëdónym przez gdińsczi Region: „Zemia Rodnô to utwór zawierający obraz ojczyzny rozumianej jako idea osadzona w przeszłości, mająca wpłynąć na odrodzenie duchowe narodu kaszubskiego. Podmiot liryczny utworu wyraża zachwyt pięknem ziemi kaszubskiej, deklaruje miłość do ojczyzny i zobowiązuje się jej strzec oraz pracować na rzecz jej dobra, po to, by »wydała owoc«”. „Zemia rodnô” je przédną spiéwą Karna Sztudérów Pòmòrania a Radë Kaszëbsczich Chórów. Mòże jã ùczëc m.jin. w Radio Kaszëbë w pôłnié jakno „nôrodny kaszëbsczi himn”. Òpracowónô na chór przez Zbigniewa Szablewsczégò, na symfòniczną òrkestrã przez Karola Nepelsczégò, a na dãtą przez Ireneùsza Stromsczégò. Méster Jan napisôł téż „Rodną zemiã”, òd jaczi pòzwã wzął kaszëbsczi program gduńsczi telewizje. Zdôrzô sã, że te dwie piesnie („Zemia rodnô” i „Rodnô zemia”) są miloné przez rozmajité karna. Tak bëło np. òbczas nadaniô miona ks. infùłata Antoniégò Lidczi rondowi w Chwaszczënie w 2004 rokù. Jiną piesnią Trepczika bédowóną na kaszëbsczi himn béł „Marsz Naszińców”. Witosława Frankòwskô w ksążce Muzyka Kaszub jakno piesniã zgrôwającą do miona kaszëbsczégò himnu wskôzywô téż „Hymn Kaszubski” T. Tilewsczégò (1925) do słów S. Czernicczégò (ps. ks. Léóna Heyczi), „Pòmòrsczi Grif rozwijô lotë”, znóny téż jakò „Hymn Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów”. Do kaszëbskòscë swòji zemi nawlékô „Hymn Łęczycki” napisóny przez Riszarda Szeligã. Je to òficjalny himn gminë Łãczëce. Nasze samòrządë mają herbë i fanë, a himnów sã bòją. Pòwiôt wejrowsczi mô òd 2010 rokù za to swój hejnał, z wplotłą melodią „Mòje stronë” J. Trepczika. Jegò aùtorã je Dawid Runtz. Religijné Chto z terôczasnëch ùtwórców pisze abò pisôł kaszëbsczé himnë? Chcemë nôprzódkã wząc te religijné. Zapitóny ò to Stanisłôw Janke òdpòwiôdô: Jô napisôł kaszëbsczi himn kòscelny „Zôrno Słowa” na pòwitanie Jana Pawła II na hipòdromie w 1999 rokù w Sopòce. Aùtorã mùzyczi béł Marian Wiszniewsczi z Bëdgòszczë, chtërny téż pòprowadzył sparłączoné kaszëbsczé karna spiéwné, chtërne tã piesniã spiéwałë na samim zôczątku pòwitaniô. Ta piesniô je wëkònywónô do dzys dnia przez niejedné karna mùzyczné. Nalazła sã òna na platce pòd tim samim titlã. POMERANIA MAJ 2014 NÓTAMA PRZËKRËTÉ Òsmë lat chiżni bëło „Të jes” z muzyką i słowama Jerzégò Stachùrsczégò. Dokôz ten kùńczi Przedkòwò – òpòwiésc na głosë i jinstrumeńtë (1991), tj. na chór i dãtą òrkestrã. Nagrôł gò na CD chór Cartusia, pòd Małgòrzatą Kùchtik. Dokôz chãtno wëkònywóny m.jin. przez spiéwôków Radë Kaszëbsczich Chórów òbczas wejrowsczich òdpùstów na Kalwarii. Ten sóm ùsôdca napisôł mùzykã do „Matkò Bòga” – finałowégò himnu „Òratorium Swiónowsczégò”, do tekstu Eùgeniusza Prëczkòwsczégò. Ten òstatny napisôł téż tekst (jesz cepłi) do himnu pòswiãconégò swiãtémù JPII: „Swiati Janie Pawle”. Szkòłowé Aùtorskô pôra Stachùrsczi – Prëcz kòwsczi stwòrza téż himn Spòdleczny Szkòłë miona JP II w Bòrkòwie – „Stegna”. Premiera himnu mia môl 18 maja 2006 òbczas nadaniô miona szkòle. Aranżacjã stwòrził Karól Nepelsczi. Jerzi Stachùrsczi mô òglowò stwò rzoné 11 himnów dlô szkòłów: we Wielu – 1982 (mùz. Antoni Sutowsczi), dwa we Wiôldżi Wsy (mùz. Wòjcech Czerwińsczi), w Chłapòwie (mùz. Wòjcech Czerwińsczi), we Gduńskù (miona Jerzego Pucka), w Kartuzach (mùz. Kaz miérz Kòszikòwsczi), w Bòrkòwie (sł. E. Prëczkòwsczi), w Przedkòwie – 2010, Dzerzążnie – 2010 (mùz. Jolanta Konkol), w Katowicach (pôłnié Pòlsczi) a w Niestãpòwie – 2012, z chtërnëch leno bòrkòwskô „Stegna” je pò kaszëbskù (w pòłowie). Stachùrsczi gôdô, że do kòżdégò himnu trzeba nalezc klucz. Mòże nim bëc mësla wërzekłô przez patrona, historiczné zdarzenié. Jeden z szkòłowëch himnów Stachùr sczégò baro cepło wspòminô internauta Erik Pòmòrsczi: Wojciech Czerwiński ze Swarzewa napisał słowa, a Jurek Stachurski muzykę do hymnu SP nr 2 im. kmdr. Włodzimierza Steyera we Władysławowie. „Zza klonowego liścia tarczy ty swego życia podniosłeś żagle. Na polskiej ziemi miejsca starczy, gdy ojczyzna wezwała nagle”. Chodzi o to, że Steyer urodził się w Kanadzie, ale kiedy w 1920 roku Polska (dzięki Kaszubom) dostała dostęp do morza, młody oficer marynarki wstąpił był w szeregi MW RP. Pamiętam ten utwór zbudzony nawet w środku nocy. Jakô je recepta S. Jankégò na himn? Przed wszëtczim mùszi òn nawiązëwac abò do patrona szkòłë czë jaczich institucji, POMERANIA MÔJ 2014 a jak nié – to do wsë czë miasta, do tegò, co je baro charakteristiczné dlô tegò czë jinégò môla. Żelë je to na Kaszëbach, to kómpòzycjô pòwinna sã parłączëc z kaszëbsczima mòtiwama mùzycznyma, w jaczims przënômni dzélu. Do òsobë patrona szkòłë na pewno nawlékô himn Spòdleczny Szkòłë miona Jana Trepczika w Miszewie. Szkólnô kaszëbsczégò w ny szkòle Elżbiéta Prëczkòwskô pisze tak: Pò tim, jak Jan Trepczik nalôzł ju swój nôleżny plac w naszi szkòle pò nadanim miona 18.06.2004 rokù (latos mómë roczëzna 10 lat), më ùdbelë so wëbrac himn i gòdło. Òd pòczątkù bëła mësla, żebë na piesnia (…) bëła napisónô bez naszégò patrona. Pò przezdrzenim i przesłëchanim wszëtczich piesniów, chtërne sparłãczoné bëłë z dzecama, nôbarżi ùwidza sã nama piesnia „Pòjmë dzecë”. Je to piesnia, chtërna parłãczi dzecë z wszëtczich strón swiata, pòdskôcywô do stôwaniô sã bëlniészim, mądrzészim i òtemkłim na drëdżich lëdzy. W całoscë piesnia je wskôzą, jak żëc, żebë na swiece bëło dobrze i żëczno. Piesnia òsta przëjãtô przez szkòłowé strzodowiszcze i do dzys je spiéwónô na wszëtczich wôżniészich szkòłowëch ùroczëstoscach. Staszk Janke wskôzywô na jiną „himnową” aùtorkã. Witosława Frankòwskô napisała himn dlô Samòrządowi Szkòłë Spòdleczny miona Alojzégò Nôgla w Nowim Dwòrze Wejrowskim, z wëkòrzëstanim jegò wiérzta „Malinczi plachc”, co wëwòłónô wspòminô tak: Latem 2002 r. odwiedził mnie dyrektor Samorządowej Szkoły Podstawowej w Nowym Dworze Wejherowskim p. Henryk Miotk i poprosił o napisanie hymnu, bo szkoła miała otrzymać 26 maja 2003 r. imię Alojzego Nagla. (…) Przejrzałam dokładnie poetycką schedę Wastë Alosza i wybrałam wiersz „Malinczi plachc”. Moim zdaniem miał najbardziej nośny tekst, jeśli idzie o tzw. „przesłanie” hymnu. Osadzony w teraźniejszości, nawiązywał do przeszłości i wykraczał w przyszłość. Po prostu dobry wiersz. Nowy hymn wykonał chór szkolny. Są tej szkòłowé himnë w kaszëbsczich szkòłach: pò pòlskù (np. snôżô Jestem Kaszubą Francëszka Sãdzëcczégò w ZS nr 5 w Kòscérznie), pò kaszëbskù (Nowi Dwór Wejrowsczi, Miszewò) i pò pòlskò-kaszëbskù. Do tëch òstatnëch zarechòwac mòże wspòmnióną ju „Stegnã” a téż himnë szkòłów, co mają za patrona Jana Drzéżdżona: w Redze-Rekòwie i w Lubòcënie. Mùzykã do òbëdwùch napisôł Tomôsz Fópka. Dlô redzczi szkòłë tekst stwòrził Kazmiérz Jastrzãbsczi (2009), a dlô Lu bòcëna – Róman Drzéżdżón. Premiera tegò òstatnégò himnu mdze 16 maja, òbczas nadaniô miona szkòle w Lubòcënie. Ùczniowie ju bëlno znają ji tekst, w ca łoscë marszowi refren: Më chcemë w sercach kaszëbską stegnã miec! Chcemë jak Drzéżdżón Ti zemi wiérny bëc! Chcemë bùdowac na cwiardi skale dóm, Bò naszą mòcą naj’ starków zwëczi są! 25 NÓTAMA PRZËKRËTÉ R. Drzéżdżón z ùsmiéwkã przëznôwô: Pisanié pò pòlskù szlo drãgò, pò kaszëbskù ruk-cuk. Czasã szkòła wstëdlëwie chòwie aùtorów swégò himnu. Na stronie internetowi wejrowsczi „dzewiątczi” nie nalézeta ani aùtora mùzyczi, ani aùtora tekstu: Zamieszkać w pieśni, żyć jak Wybicki – naszym marzeniem O wejherowskiej szkole najlepsze nosić wspomnienie Zostawić w życiu ślady najczystsze i budowanie Zobaczyć ziemię biało-czerwoną jak malowanie. Pòdobno je w spòdlëczny szkòle zez Brus: Brusy to moje miasto w kaszubskiej krainie A dookoła piękne jeziora W Brusach przyjaciół wielu i ziemia gościnna Tu wszędzie jest moja Ojczyzna. Czësto jinaczi je w przëtrôfkù kartësczi „dwójczi”. Mają aùtorsczi himn tak stôri, jak aùtór tegò artikla! Czëtómë w nece: 19 lutego 1973 r. po raz pierwszy odśpiewano hymn „Dwójki”. Słowa napisały panie: Renata Szalk (zastępca dyrektora) i Anna Kasprzak (nauczycielka j. polskiego), a muzykę skomponowała pani Elżbieta Ropella (nauczycielka muzyki). Od tego czasu rozbrzmiewa on w murach naszej szkoły podczas comiesięcznych apeli i z okazji różnych uroczystości. Tekst przëtoczã w całoscë, bò czëc w nim dëcha „tamtëch” czasów: Od morskich wydm hen do kaszubskich sosen od Odry wód po Gdynię i po Hel. Radosny ten marsz, dziś śpiewamy pełnym głosem niech niesie wieść o szkole, szkole mej. To marsz jest naszej szkoły, równajmy krok koledzy, niech każdy dzień przynosi chwałę jej. Hej, z nami za książkę chwytaj i szukaj skarbów wiedzy, swe rekordy bij, bo żąda Twych sił Ojczyzna, naród, kraj. 26 Na ziemiach tych szumiały kiedyś lasy, słowiański kmieć zaciekle rąbał bór, i nie zmógł go wróg już przeszły krzyżackie czasy, znów polską pieśń tym ziemiom śpiewa chór. To marsz jest… Niechaj ta pieśń dziś z Kartuz w świat poleci, niech każdy zna patrona szkoły tej Mikołaj Kopernik rozsławił Polskę w świecie, odkryciem swym, przynosząc chwałę jej. To marsz jest… Tedë w Kartuzach co miesąc spiéwią ò „kmieciu, co zaciekle rąbał bór”… Co na to nadlesyństwò…? Czasã himnë są szpòrtowné, jak ten ùczniów, ze słowoma Juliannë Bòjkò a mùzyką Mateùsza Żurawsczégò: To my Czterdziesta Siódma, ta szkoła nigdy nie jest nudna, to tu sięgamy po wiedzę, marząc, że kiedyś się powiedzie!!! To je dzélëk himnu gduńsczi spòd lëczny szkòłë nr 47, miona Kaszubskiej Brygady WOP. A dze je taczi szkòłowi himn? Szkoła nasza wśród pól stoi, na Kaszubskiej ziemi, Od Bałtyku wiatry wieją a my ich strzeżemy. Tu swoją wiedzę zdobywać musimy, każdy nam to przyzna BÓG, HONOR, OJCZYZNA. To je Żelëstrzewò. Norda. Gmina Pùck. Dze Kaszëbi nie chcą kaszëbsczich tôblëców z pòzwą jich wsë… A czedë np. patronã szkòłë je… kaszëbsczi król? Himn je pò kaszëbskù? Në, wele! Na Nordze nié. Słowa: Andrzej Wachowiak, mùz. Tadéùsz Kòrthals. Swiéżo ùpiekłi, z dostawą prosto z Pôlczëna a dëchã jesz spòmidzë wòjnów: Kiedy radzono po wojnie nad światem Kiedy nad Polską radzili w Wersalu Ktoś do podwoi zamczyska zapukał Stanął przed Radą Polak w każdym calu Zdumieni patrzą po sobie Francuzi Amerykanie, Anglicy, wodzowie I pytające wlepili weń oczy Co też ten Polak nam powie? A on skłoniwszy się Radzie powiedział: Przepraszam, że wejść się nie waham. Przychodzę tutaj od braci Kaszubów, A imię moje Antoni Abraham Idę od morza słynnego z bursztynów Kędy władali lechiccy królowie Kędy krew naszą toczyli Krzyżacy Kędy lud wierny gnębią Germanowie Idę by w polskiej mej rodzinnej mowie Światu powiedzieć o krzywdzie Kaszubów, Którzy z Polonią przysięgli żyć razem I którzy nigdy nie łamią swych ślubów Przy matce Polsce biją serca nasze! Z Macierzą naszą chcemy być złączeni, Bo być nie może Kaszubów bez Polski Ani bez Kaszub naszej polskiej ziemi Z Polską żyjemy bez Polski giniemy, Nie damy sobie wydrzeć naszej chluby! Bośmy Polacy bo tylko przy Polsce Nigdy do zguby nie przyjdą Kaszuby! Cześć Ci pośmiertna Wielki Abrahamie! Cześć Ci od Kaszub po srebrne Tatr szczyty Cześć Ci i sława za wolność Kaszubów Cześć Ci za Bałtyk Ojczyźnie zdobyty. Dlôcze wôrt je miec kaszëbsczé himnë (pò kaszëbskù) w kaszëbsczich szkòłach? Jem dbë, że tam, dze patronama szkòłów są bëlny Kaszëbi a uczniowie ùczą sã kaszëbsczégò jãzëka, to wôrt je stwòrzec himn pò kaszëbskù. Wëmôgô to përznã wicy robòtë naùczëc wszëtczich ùczniów, jednakò je to téż swiadectwò na to, że wëbróny patrón i jegò deje nie są blós na papiorze, ale są wôżné dlô młodégò pòkòleniô – bédëje Elżbiéta Prëczkòwskô. Czë dzysô, w zjednóny Europie, w demòkracji, czej w szkòłach ùczi sã naszégò jãzëka kòl 17 tës. dzecy, jesz wcyg szkòłowé himnë mùszą bëc ùtrzimóné w sanacyjno-PRL-owsczim państwòwim szturze, pòdług jaczégò më, Kaszëbi wcyg pilëjemë pòlskòscë zemi? Ti zemi? A co z kaszëbskòscą? Chto ji pilëje? POMERANIA MAJ 2014 KASZUBY W MIĘDZYWOJNIU O dawnych helskich rybakach trochę inaczej Znam wiele opisów radości, z jaką witano w 1920 r. na Kaszubach oddziały armii gen. J. Hallera, i często jednobrzmiące wyjaśnienia tej sytuacji, tj. podkreślanie krzywd doznanych przez kaszubską społeczność od niemieckiego państwa oraz jej długoletnie marzenia o Polsce jako synonimie szczęśliwości. B O G U S Ł AW B R E Z A Wyrachowanie czy uczucie? Być może dlatego szczególną uwagę zwróciłem na dokument Urzędu Rybackiego w Wejherowie z 1924 r., podpisany przez jego naczelnika Antoniego Hryniewieckiego. Według niego, a z racji wykonywanej pracy znał on dobrze kaszubskich rybaków, na zadawane im pytanie o narodowość odpowiadali oni, że nie są ani Niemcami, ani Polakami – tylko „katolikami”. W 1920 r. niejednokrotnie okazywali przychylność Polsce nie tyle „powodowani uczuciem”, ile „wyrachowaniem”. Mieli bowiem świadomość, że Niemcy przegrały wojnę, że zostały zrujnowane, „więc pozostawanie przy nich nie będzie bardzo korzystne. Polacy chociaż nieznani, to jednakże katolicy, z którymi współżycie będzie łatwiejsze i lepsze, niżeli z Niemcami”. Wypowiedź A. Hryniewieckiego zainteresowała mnie nie tylko dlatego, że znacznie odbiega od wielu ówczesnych polskich opisów postaw Kaszubów (nie tylko kaszubskich rybaków), nie wspominając o współcześnie wydawanych wspomnieniach czy opracowaniach. Mocno zwraca w niej uwagę podkreślenie chłodnej kaszubskiej, rybackiej kalkulacji, za kim opowiedzieć się po zakończeniu I wojny światowej, za Polską czy Niemcami. Materialne wyrachowanie Kaszubów jest ujmowane także, choć w inny sposób, w przeważającej części poufnych dokumentów tworzonych przez administrację państwową POMERANIA MÔJ 2014 na Kaszubach w międzywojniu i innych okresach historycznych. Można więc postawić tezę, że tak Kaszubi byli powszechnie odbierani przez przybyszów z zewnątrz. Z kolei postawienie przez kaszubskich rybaków tożsamości religijnej ponad świadomością narodową w pełni odpowiada także samookreślaniu się przez Kaszubów, co potwierdzają wszystkie badania socjologiczne: katolicyzm był i jest ważnym elementem kaszubskiej tożsamości etnicznej. Duchowny mógłby tutaj dodać, że podniesienie znaczenia świadomości religijnej i podporządkowanie jej tożsamości narodowej odpowiada również zasadom wiary. Warto jednak spojrzeć na tę kwestię inaczej. Uprawnione jest bowiem także – przynajmniej w mojej opinii – przypuszczenie, że północni Kaszubi, unikając jasnej odpowiedzi na pytania o swoją narodowość, być może zastosowali swoisty, prosty i skuteczny dyplomatyczny wybieg. W dobie polsko-niemieckiej rywalizacji woleli uniknąć jasnej deklaracji narodowościowej, by nie narazić się żadnej ze stron. Tym bardziej że nie do końca zapewne wiedzieli, kto ich o to pyta, i jeszcze bardziej, jak zostanie taka deklaracja wykorzystana w przyszłości. Polskie wsparcie kontra niemiecka agitacja Wydaje się również prawdziwa, chociaż pewnie jest nieco przesadzona, informacja podana przez A. Hryniewieckiego, że Polacy byli wśród kaszubskich rybaków nieznani. Rzeczywiście, szczególnie Mierzeja Helska była rzadko odwiedzana przez polskich letników, na jej terenie nie ma też dużych śladów aktywności polskiego ruchu narodowego z okresu zaboru. Nie znaczy to jednak, że A. Hryniewiecki miał rację w swojej ocenie postawy kaszubskich rybaków. Na pewno jego stwierdzenia w większym bądź mniejszym stopniu były zdeterminowane celami, jakim miały służyć. Stanowiły bowiem fragment szerszej odpowiedzi na zarzuty stawiane w warszawskiej prasie przez znanego wówczas publicystę i jednocześnie posła na Sejm, Władysława Rabskiego, że polskie instytucje państwowe, w tym Urząd Rybacki, za 27 KASZUBY W MIĘDZYWOJNIU mocno i bezkrytycznie wspierają ludność kaszubską, przeznaczają na jej rzecz znaczne środki finansowe, a mimo to Kaszubi utrzymują „podejrzane stosunki” z Niemcami i niemiecką Rzeszą oraz wrogo odnoszą się do polskiej ludności napływowej. Niewątpliwie A. Hryniewiecki wykazując, jak daleko kaszubscy rybacy byli od polskości u progu odzyskania przez Polskę niepodległości, chciał pokazać, że po kilku latach pod tym względem sytuacja wyglądała znacznie lepiej, a materialne wsparcie jego instytucji dla kaszubskich rybaków nie było nadmierne i przyniosło pozytywne efekty. Z innej perspektywy ocena postaw kaszubskich rybaków była odmienna. Można tutaj przywołać między innymi fragmenty interpelacji posła Franciszka Wójcika z października 1921 r., stanowiącej jedno z pierwszych poselskich wystąpień z czasu II Rzeczypospolitej, które w całości dotyczyło polskiego Wybrzeża i jego mieszkańców. Zabiegający o wsparcie kaszubskich rybaków poseł F. Wójcik stanowczo podkreślał narodową polską, niezłomną postawę kaszubskich rybaków, której nie zdołała złamać ostra, nieludzka polityka germanizacyjna i materialne kuszenie ich przez niemieckiego cesarza. Poseł podkreślał „ich szlachetną odporność i niezwykły hart”, który pozwolił im na jednoznaczne określenie się przy polskości. Oczywiście, że inaczej mówić nie mógł, żeby uzyskać poparcie kolegów z ław poselskich. Znamienne, że zaraz po wielu komplementach o rybakach kaszubskich z Helu za ich polską postawę narodową, F. Wójcik przeszedł do określenia ich trudnego położenia gospodarczego i uzasadnienia konieczności udzielenia im znacznego wsparcia materialnego. Zaznaczył jednocześnie, że jeżeli nie dojdzie do takiego wsparcia, to rybacy szybko odwrócą się od polskości i łatwo ulegną niemieckiej agitacji... Pokazuje to, jak trudno jednoznacznie i obiektywnie określić rzeczywistą postawę północnych Kaszubów, ich samoświadomość itp. Źródła dopuszczają tutaj różne interpretacje. Ujednolicenie interpretacji wymagałoby umożliwienia historykom badania nie tylko dokumentów, ale i myśli naszych przodków, konfrontowania ich z ludzkimi czynami. 28 Możemy więc zbliżać się jedynie coraz bardziej do prawdy, nie zaś poznać ją w pełni. Ma to też dobrą stronę – skłania do dalszych poszukiwań i większego umysłowego wysiłku. dla kaszubskich rybaków decyzji, której byli oni – używając słów tegoż W. Rabskiego – „marzeniem i pieśnią” (cyt. za J. Kuttą), od ustaleń zaborczego, niemieckiego państwa! Za Niemca lepiej? Jednocześnie w źródłach, na których oparty jest niniejszy artykuł, znajduje się wiele interesujących przekazów z życia codziennego helskich rybaków. Oto niektóre z nich. Na skutek utrudnienia zbytu złowionych przez nich śledzi i szprotek w nieodległym Gdańsku, który po 1919 r. stał się – oddzielonym od Mierzei Helskiej granicą państwową – Wolnym Miastem, rybacy do czasu powstania w Polsce odpowiednich magazynów i przetwórni zakopywali ryby w ziemi jako nawóz bądź karmili nimi żywy inwentarz, a przynajmniej tak to przedstawiali polskim urzędnikom. Jakkolwiek było naprawdę, to z uwagi na piaszczysty teren wąskiej mierzei znalezienie pożywienia dla trzody hodowanej w rybackich gospodarstwach było stałym problemem i przyczyną wielu sporów. Rybacy mocno zabiegali, by władze nie przeszkadzały im w realizacji uprawnienia do swobodnego wypasu na nielicznych helskich łąkach i w lasach. Te, nawet rozumiejąc tę potrzebę, nieraz chciały ograniczyć ten proceder, obawiając się, że intensywne wypasy ułatwią działanie wiatru i innych żywiołów, i przez to Hel stanie się jeszcze bardziej piaszczysty. Zastanawia, skąd zaczerpnięto informację, obecną w sporej liczbie pism z początku lat dwudziestych ubiegłego wieku sporządzanych przez polskich urzędników wszystkich szczebli, od gminy po warszawską centralę, jak to zaborczy rząd niemiecki dbał o kaszubskich rybaków, umożliwiając im bez ograniczeń wypas helskich łąk i lasów. Skądinąd bowiem wiadomo, iż to właśnie władze zaborcze przed 1920 r. mocno zwalczały takie wypasy (zob. M. Kuklik, Tryptyk helski, Gdańsk 2010, s. 93). Nie można wykluczyć przypuszczenia, że był to wynik skutecznego oddziaływania helskich rybaków na międzywojenne urzędy, rozmyślnie wykorzystujących polskie obawy, że Kaszubi ulegną „opcji niemieckiej”, dlatego mocno podnoszących, że „za Niemca było lepiej”. Przecież Rzeczypospolita nie mogła podejmować mniej korzystnych Nigdy nie widzieli konia… We wzajemnych kontaktach kaszubskich rybaków z polskimi urzędnikami było wiele niejednoznaczności, podejrzeń i zarzutów. Posłużę się tutaj tylko jednym przykładem, związanym ze służbą wojskową. Od 1920 r. kaszubscy rybacy podlegali obowiązkowemu poborowi do polskiej armii. Na ogół poborowi, ich rodziny, przyjaciele itp. zabiegali, żeby trafiali oni do marynarki wojennej, żeby nie byli kierowani do innych rodzajów wojsk, szczególnie do jednostek stacjonujących na kresach wschodnich ówczesnej Polski. W latach dwudziestych ubiegłego wieku władze wojskowe podchodziły do tych próśb niejednolicie. W odniesieniu do niektórych roczników i poszczególnych poborowych spełniały je, dodatkowo nawet na koszt wojska pozwalając poborowym na uczestniczenie w specjalnych kursach rybackich prowadzonych w Tczewie dla polskich rybaków, które kończyły się uzyskaniem tytułu kapitana żeglugi przybrzeżnej. Innym odmawiano, argumentując to potrzebami wojskowymi, na przykład „szczupłym stanem liczebnym szeregowców”. Czy była to celowa, ubrana w poprawną i logiczną formę, szykana wojska wobec Kaszubów, czy może wynik zniecierpliwienia wobec przesadnej, nieco oderwanej od rzeczywistości argumentacji kaszubskich żołnierzy? Za taką właśnie argumentację uznaję stwierdzenia pochodzących z Helu rybaków wcielonych do kawalerii, którzy utrzymywali, że mieszkając na mierzei, nigdy nawet nie widzieli konia. To prawda, koni było na Helu mało, ale trudno przyjąć, żeby tych, które były, ktoś nie zauważył. Powyższe uwagi stanowią jedynie znikomą część refleksji, jakie można snuć po analizie źródeł odnoszących się do kaszubskich rybaków w międzywojniu. Na pewno kolejne publikacje znacząco przyczynią się do pełnego przedstawienia i wyjaśnienia ciekawej historii kaszubskich mieszkańców Mierzei Helskiej i ich kontaktów z odmiennymi etnicznie przybyszami. POMERANIA MAJ 2014 ROCZNICE W stulecie urodzin Józefa Milewskiego (część 1) W starogardzkim II Liceum Ogólnokształcącym im. Ziemi Kociewskiej 15 marca odbyła się uroczystość przypominająca jednego z najwybitniejszych działaczy społecznych i badaczy przeszłości Kociewia w XX wieku – Józefa Milewskiego (1914–1998). Uroczystości patronował starosta starogardzki Leszek Burczyk, a jej gospodarzem był Stefan Milewski – syn Józefa. Wystąpienia wzbogaciły pięknym komentarzem Lubichowskie Kociewiaki – zespół folklorystyczny działający przy Gminnym Ośrodku Kultury w Lubichowie, gdzie tuż po wojnie bohater uroczystości pełnił funkcję wójta. Józef Milewski był także m.in. współzałożycielem Zrzeszenia Kociewskiego i działaczem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Współpracował z „Pomeranią” i do końca żywota pozostał jej czytelnikiem. J Ó Z E F B O R Z Y S Z KO W S K I Można by sądzić, że postać i dokonania Józefa Milewskiego, niejednokrotnie pionierskie, zaznaczane dobitnie m.in. na kartach dziejów królewskiego miasta Starogardu, są nie tylko na Kociewiu powszechnie znane. Nic bardziej złudnego. A zatem trzeba taką ważną postać, jaką był, przypomnieć i zaprezentować, zachować ją na zawsze w naszej i następców pamięci. Wśród wybitnych starogardzian Kim był Józef Milewski, czego dokonał, co znaczył i znaczy, zwłaszcza dla Kociewia i Kociewiaków – tej istotnej nadwiślańskiej części wspólnoty Pomorza i Polski? Napisano już o nim sporo. Uhonorowano go za życia, może nie mniej, a może i więcej niż po śmierci! Sądzę, że to on winien być dziś patronem szkoły, a nie Ziemia Kociewska czy jakaś organizacja, którą współtworzył. Znakiem pamięci o nim są jego życiorysy, opublikowane w najważniejszych, pomnikowych rzec można dziełach, zarówno w Słowniku biograficznym Kociewia, autorstwa Ryszarda Szwocha, jak i w Słowniku biograficznym Pomorza Nadwiślańskiego. W pierwszym czytamy m.in.: „Milewski Józef Konstanty POMERANIA MÔJ 2014 (1914–1998) dr, działacz społeczny, autor publikacji o regionie”. W drugim określono go podobnie: „działacz społeczny i badacz przeszłości regionu, kronikarz Kociewia”. Można by od razu pójść śladem tych sygnałów i przypomnieć jego najważniejsze historiograficzne dokonania. Wypada jednak wspomnieć, że najpełniejszy portret, a nawet autoportret 29 ROCZNICE Józefa Konstantego Milewskiego znalazł się w dwutomowej Księdze Jubileuszowej Królewskiego Miasta Starogardu (1198–1998), w tomie 1 (Starogard Gdański – Gdańsk 1998), w jego ostatniej części, zatytułowanej „Rodzina starogardzka i wybitni starogardzianie”. Dziś zastanawiam się, dlaczego nie ma go wśród wcześniej zaprezentowanych w tej księdze „Zasłużonych dla Starogardu 1975–1997”? Na pocieszenie znajduję Józefa Milewskiego wśród „Odznaczonych medalem Zasługi dla Starogardu Gdańskiego” już w roku 1976. Sądzę, że jego miejsce w „Rodzinie starogardzkiej i [wśród] wybitnych starogardzian” jest szczególnie prestiżowe, chodzi bowiem zarówno o rodzinę jako miejską wspólnotę, jak i o tę najmniejszą, podstawową komórkę społeczeństwa, ponieważ w dziejach obu tych rodzin – starogardzkiej i Milewskich – dr Józef Milewski stanowi moim zdaniem najwybitniejszą postać w XX wieku. Uzasadnienie mojego przekonania najłatwiej znaleźć w owej Księdze, a jeszcze pełniejsze w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Ks. Bernarda Sychty w Starogardzie, w której znajdują się wszystkie publikacje Józefa Milewskiego (około 100) oraz jego spuścizna książkowa. Szkoły życia: dom, wojsko, pomorski ruch oporu Warto zwrócić uwagę na drogę życiową, którą przeszedł Józef Milewski, jeden z siedmiorga dzieci rolnika – gbura kociewskiego w Zelgoszczy, zanim został doktorem historii i zajął pozycję autora najczęściej przywoływanego w najnowszej monografii naukowej stolicy Kociewia pt. Dzieje Starogardu. Tylko w tomie 2, zatytułowanym „Historia miasta do 1920 roku” (pod red. Mariana Kallasa, Starogard Gdański 2000), jest to co najmniej 60 razy! On sam we własnej osobie występuje tam jeszcze 7 razy! Dzieła innych autorów-rekordzistów przywołane są kilka razy rzadziej. Już tylko ten jeden fakt potwierdza jego wyjątkową rolę w dziejach Starogardu jako działacza i badacza przeszłości miasta, a także Kociewia. Zanim dobitniej sformułuję ocenę jego dorobku badawczego oraz jako dziejopisarza i popularyzatora historii i kultury całej wspólnoty Kociewia, warto wspomnieć o doświadczeniach Józefa Milewskiego jako pochodzącego ze wsi ucznia Gimnazjum Klasycznego w Starogardzie. Józef Milewski urodził się 18 lutego 1914 r. w Zelgoszczy jako najstarsze z dzieci Juliana i Walerii z d. Murawskiej. Ojciec był dobrym gospodarzem i patriotą, utalentowanym mówcą i śpiewakiem, a nawet rzeźbiarzem – twórcą ludowym. Niestety, zmarł w 1930 r., gdy Józef był jeszcze uczniem gimnazjum. Do tej szkoły, do której uczęszczał od 1925 r., Milewski przez pierwsze lata dojeżdżał pociągiem. Kiedy powstała bursa gimnazjalna, poświęcona w 1929 r. przez bpa S.W. Okoniewskiego w przytomności prezydenta Ignacego Mościckiego, przeniósł się do niej. A przez pierwsze półrocze roku 1933 mieszkał we dworze byłego ministra Kazimierza Hąci w Owidzu, będąc korepetytorem kolegi z klasy. Zdawszy maturę i nie mając środków na studia, a nie znajdując pracy biurowej, zgłosił się jako ochotnik do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie, po której ukończeniu odbył praktykę w Tczewie w 1934 r. Następnie został w wyniku egzaminu konkursowego elewem Szkoły Podchorążych Piechoty (zawodowej) w Ostrowi Mazowieckiej, odbywając praktykę w Równem na Wołyniu. W październiku 1936 r. jako podporucznik skierowany został do Brodnicy nad Drwęcą. Przeżył kampanię wrześniową na południu Polski. Dostawszy się do niewoli, tego samego dnia zbiegł i wrócił do rodzinnego domu, gdzie ukrywał się do końca wojny. Można powiedzieć, że obok wojskowej, to domowa szkoła pracy w gospodarstwie matki podczas wojny i szkoła współpracy – uczestnictwo w pomorskim ruchu oporu, połączone z dokumentowaniem własnych i innych ludzi wojennych przeżyć, zadecydowały o jego osobowości, o jego późniejszych najważniejszych studiach – pracowitego zawodowego i twórczego życia, wzbogacanego nieustannie drogą samokształcenia. Nie mniej ważna jest jego różnorodna działalność jako członka PPS i PZPR, a przede wszystkim jako powojennego wójta gminy Lubichowo, współpracującego tam, gdzie trzeba, także z plebanią. W Lubichowie dbał także o pamięć – hołd dla żywych i umarłych. Przez rok 1949/50 był burmistrzem Starogardu, a następnie dyrektorem Miejskiego Handlu Detalicznego i Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Hurtu Spożywczego. Pracował tam do wcześniejszej (tzw. zbowidowskiej) emerytury w 1976 r. Zdj. ze zbiorów rodziny Nowé pùcczé atrakcje Dzãka projektowi „Pùck – z ùszłotë w przińdnotã. Aktualizacjô systemù mies czi infòrmacji” w gardze stanãłë trzë nowé rzezbë: na Placu Wòlnoscë łôwka nawlékającô do legendarnëch pòstacjów z herbù Pùcka (lwa i lososa), w môlu midzë rëbacką hôwingą a farą – sztatura królewsczégò kapra, a kòl mòla szpacérëjącëch witô gen. Mariusz Zarusczi. Òdj. S. Lewandowsczi 30 POMERANIA MAJ 2014 OCHRONA ŚRODOWISKA Zagrożenie dla bioróżnorodności Zaczęła się wiosna. Przyroda budzi się do życia, rozwijają się pąki roślin, powracają ptaki zimujące w cieplejszych krajach. W rolnictwie rozpoczyna się okres intensywnych prac, m.in. związanych z wypalaniem traw. W Polsce, niestety, wciąż często traktuje się wypalanie traw jako zabieg rolniczy, czyli oczyszczanie pól i nieużytków rolnych z chwastów i ich nasion. N ATA L I A L A B U D DA Zubożenie gleby, zatruwanie powietrza i pożary Postępowano tak od początków istnienia rolnictwa, ten prymitywny zabieg agrotechniczny miał przygotować pola do uprawy. Niestety ludzie do dzisiaj nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo jest to niszczące dla środowiska. Zostało naukowo potwierdzone, że wypalanie traw nie przynosi żadnych korzyści. Powoduje same szkody w postaci zubożenia gleby, zabija bowiem nie tylko żyjące w niej mikroorganizmy, ale również ją wyjaławia. Prowadzi do niekorzystnych i nieodwracalnych zmian w środowisku roślin i zwierząt. Na skutek zniszczenia części materii organicznej zostaje spowolniony proces tworzenia próchnicy, która decyduje o żyzności gleby. Zahamowany zostaje naturalny rozkład resztek materii organicznej oraz asymilacja azotu z powietrza niezbędnego roślinom w procesie wzrostu. Wypalanie traw przyczynia się również w istotnym stopniu do zatruwania atmosfery szkodliwymi związkami chemicznymi, takimi jak dioksyny oraz wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. Poza tym wypalanie traw jest częstą przyczyną pożarów lasów i zabudowań gospodarczych. Trawa wysuszona po zimie pali się w bardzo szybkim tempie, w konsekwencji czego pożar może objąć swym zasięgiem ogromne tereny. Pożary często wymykają się spod kontroli, wystarczy lekki podmuch wiatru, żeby ogień przeniósł się na pobliskie zabudowania. Zrujnowanie równowagi ekosystemu Dla przyrody wypalanie traw jest niszczycielskie. W krótkim czasie równowaga POMERANIA MÔJ 2014 ekosystemu budowana przez naturę przez wiele lat zostaje doszczętnie zrujnowana. Na skutek ognia lub podwyższonej temperatury ginie wiele gatunków roślin i zwierząt. Łąki, krzewy i drzewa są miejscami życia wielu gatunków owadów oraz lęgu ptaków. Palą się również gniazda zasiedlone przez pisklęta. Ginie wiele pożytecznych zwierząt kręgowych: krety, jeże, zające, borsuki oraz wiele gatunków płazów: żaby, ropuchy i jaszczurki. Ogień uśmierca również pożyteczne zwierzęta bezkręgowe, na przykład dżdżownice, który są jednym z ważniejszych czynników wpływających na przewietrzenie i nawożenie gleby. W płomieniach ginie też wiele owadów, takich jak pszczoły i trzmiele, ważnych w procesie zapylania roślin, przez co zmniejsza się ilość plonów. Wypalanie zabija ważne dla środowiska mrówki, które zjadając resztki roślinne, zmieniają poziom i rozkład składników odżywczych w glebie, ułatwiają rozkład materii organicznej w glebie oraz wzbogacają warstwę próchnicy. Surowe sankcje dla „wypalaczy”… Wypalanie traw jest nie tylko bardzo szkodliwe dla środowiska, ale również surowo zabronione. Zgodnie z ustawą z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody (Dz.U. z 2009 r. Nr 151, poz. 1220 z późn. zm.): „Zabrania się wypalania łąk, pastwisk, nieużytków, rowów, pasów przydrożnych, szlaków kolejowych oraz trzcinowisk i szuwarów” (Art. 124), a kto „wypala łąki, pastwiska, nieużytki, rowy, pasy przydrożne, szlaki kolejowe, trzcinowiska lub szuwary (…) – podlega karze aresztu albo grzywny” (Art. 131, ustęp 12). Ponadto zgodnie z Art. 30 ust. 3 ustawy z dnia 28 września 1991 r. o lasach (Dz.U. z 2011 r. Nr 12, poz. 59 z późn. zm.): „W lasach oraz na terenach śródleśnych, jak również w odległości do 100 m od granicy lasu, zabrania się działań i czynności mogących wywołać niebezpieczeństwo, a w szczególności: 1. rozniecania ognia poza miejscami wyznaczonymi do tego celu przez właściciela lasu lub nadleśniczego; 2. korzystania z otwartego płomienia; 3. wypalania wierzchniej warstwy gleby i pozostałości roślinnych”. Za wykroczenia tego typu grożą surowe sankcje. W Art. 82 ustawy z dnia 20 maja 1971 r. Kodeks wykroczeń (Dz.U. z 2010 r. Nr 46, poz. 275 z późn. zm.) czytamy, że „Kto dokonuje czynności, które mogą spowodować pożar (…) podlega karze aresztu, nagany lub grzywny”, a jej wysokość w myśl Art. 24 § 1 może wynosić od 20 do 5000 zł. A Art. 163 § 1 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny (Dz.U. z 1997 r. Nr 88 poz. 553 z późn. zm.) stanowi, co następuje: ,,Kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać 1) pożaru (…) podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. …i pozbawienie dopłat rolniczych A przecież zamiast wypalania trawy można ją spożytkować na wiele sposobów, na przykład można ją kompostować i w postaci próchnicy wprowadzić z powrotem na pole. Dzięki temu użyźnimy glebę oraz osiągniemy bogatsze plony. Mimo wielu zakazów i związanych z tym konsekwencji prawnych wypalanie traw w Polsce jest nadal bardzo częste. Od 2004 roku weszły w życie przepisy dotyczące dopłat rolniczych, według których rolnicy dopuszczający się praktyk wypalania traw mogą zostać pozbawieni dopłat bezpośrednich bądź funduszy z Unii Europejskiej. 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 33 Zéńdzenié z szandarą RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Szandara to pò pòlskù policjant abò żandarm. Mańdat to mandat, sztrôfa to kara. Òficéra to pò pòlskù oficer. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. – Dobri dzéń, wasta szoféra. – Cos czëjã, że dlô mie òn dobri nie mdze. – Dôjce papiorë: prawò jazdë, rejestracyjny dowód. – Hewò są. – Dzeż wë tak flot nëkôce? – Ale, wasto òficérze, przecã jô tak chùtkò nie jachôł… – Kò tuwò je nót 50 jachac, a wë nëkelë 84 kilométrë na gòdzënã. – Mie sã wëdôwało, że jô mni cësnął. – Do te wë jesz widów ni mielë włączonëch, a bez móbilkã gôdelë. – Mie sã prawie birnë skażëłë, a jô zwònił do krómù je zamówic… – Hewòle, pò prôwdze? A gasznica je? – Gasznica… Jô zabéł jã w aùto wsadzëc. – Tej tak: za chùtką jazdã, felënk widów i gasznicë a gôdanié bez móbilkã òb czas jazdë, to mdze 1200 złotëch do płaceniô a 18 karnëch pùnktów. – Nie je to za wiôlgô sztrôfa? – Mòże bëc jesz wikszô. Proszã lëft halac a tuwò dmùsznąc. – Jô nick ni móm pité… – Mùszimë to sprawdzëc. Në, mòcni. Jo, tak je dobrze. – Dobrze? – Baro dobrze. Jesce trzézwi. – Jem gôdôł, że jô nick nie pił. – Hewò, tuwò je mańdat. Le nôprzód mùszice widë ùprawic, a tej mòżece dali jachac. – Do ùzdrzeniô. – Dlô waju mdze wierã lepi, czej më sã tak flot nie ùzdrzimë. Cwiczënk 2 Aùto je dzysdnia wôżnym strzodkã transpòrtu. Wiele lëdzy rézëje nim nié blós òd swiãta, bez niegò drãgò bë bëło wëkònac niejednã robòtã. Temù téż përznã cwiczënków leksykalnëch, żebë słowizna sparłãczonô z tim zôkrãżim nie bëła cëzô. 32 (Samochód jest współcześnie ważnym środkiem transportu. Sporo ludzi podróżuje nim nie tylko od święta, bez niego trudno by było wykonać niejedną pracę. Dlatego też proponujemy kilka ćwiczeń leksykalnych, żeby słownictwo związane z tą tematyką nie było obce). Zwëskùjącë ze słowarza, zapòznôj sã ze znaczeniama pòdónëch niżi słów. Jistniczi: aùto (sómòchód, sómchód [neòl.]) skłôdô sã ze sztërzech kòłów, karoserie, szpéglów, widów, mô òno téż rejestracyjné tôfle (tëli z bùtna); we westrzódkù są sedzenia, kerownica (czer), stacyjka, kluczik, pedał gazu, hamùlc, sprzãgło, biég, wajcha (cësnidło, dwigniô), zégrë, wizrë. Pòd maską sedzy mòtór i całô reszta mechaniczi, co dôwô aùtu nëk. Jesz je nót pamiãtac ò lanim paliwa do bakù i mòże rézowac. Czasniczi: òdsztëkac, òdemknąc, sadnąc, włożëc, przekrącëc, zapôlëc, przëcësnąc, przëdepnąc, włączëc, ùstawic, przëzdrzec, wrzucëc, copnąc, rëszëc, jachac, zmienic, czerowac, hamòwac, trąbic, przëspieszac, zwòlniwac, zdrzec, òbserwòwac. Zapiszë instrukcjã rëszaniô i jeżdżeniô aùtã. Przełożë na kaszëbsczi jãzëk (przë ùżëcym słowarza): Nie mogę otworzyć samochodu. Chyba zgubiliśmy kluczyk. Muszę pojechać do mechanika. Z silnikiem też nie jest dobrze. I jeszcze czeka nas wydatek, musimy kupić nowe opony. Cwiczënk 3 Aùtã sã jedze. Synonimë czasnikã jachac mògą bëc nôslédné: nëkac, pãdzëc, cësnąc, czadzëc, perowac, karowac, gnac [wikszosc słów òdnôszô sã do chùtczi jazdë]. POMERANIA MAJ 2014 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Ùłożë z pòdónyma synonimama zdania. Zwrotë i przësłowia z czasnikã jachac: jachac do zdaniô (jechać do ślubu); jachac jak kùr beze łba (jechać szybko, gnać); jachac jak diôbéł na kùlawi swini (jechać powoli); jedz do Bólszewa na reczi (odczep się); jachac stopkã w stopkã (jechać powoli); za psém jachac (niepotrzebnie jechać); jachac pò jedny skórze (przyjaźnić się); Jachac na jôrmark do Czelna, bò tam kòżdô krowa je celnô. Lepi dobrze jic jak lëchò jachac. Chto smarëje, ten jedze. Jachôł dalek, skąd sã nie wrôcô (umarł). Òni jachelë a dwa razë nie gôdelë (co lepi wëwidniwô jinszé przësłowié – ksądz dwa razë tegò samégò kôzaniô nie prawi). (Czasowniki mogą być dokonane albo niedokonane. Inną kategorię tworzą czasowniki przechodnie i nieprzechodnie. W języku polskim czasownik jechać należy do kategorii nieprzechodnich, tzn., że nie tworzy się od niego strony biernej. Ale w kaszubszczyźnie możliwe jest utworzenie strony biernej od tego czasownika [kasz. jachac], bo często od czasowników nieprzechodnich tworzona jest strona bierna, co widać w takich konstrukcjach: òn je wëjachóny…) Jak pò pòlskù bë brzmiałë zapisóné wëżi kònstrukcje? Cwiczënk 6 Z ùszłëch ùczbów znajemë ju trzë kòniugacje czasników: 1) -óm -ôsz; 2) -ã -esz; 3) -ém -ész. Òsta jesz jedna tipù -ã -isz (-ysz). Wedle ni òdmieniwają sã np. czasniczi: zwòniã, zwònisz; czadzã, czadzysz. Wëłożë, jak rozmiejesz znaczeniã pòdsztrëchniãtëch przë słowiów. – W kòniugacji -ã -isz (-ysz) mómë òbòczné kùnôszczi -isz (-ysz), co bierze sã stądka, że pò s, z, c, dz nie piszemë i, leno y (jak w słowie czadzysz). Cwiczënk 4 – Pòdôj przikładë jinszich słów òdmieniwającëch sã w ti kòniugacji – rôz z kùnôszkã -isz, drëdżi rôz z -ysz. Òd czasnika jachac mòże ùtwòrzëc wiele jegò pòchódnëch pòstaców: Zapiszë w zestôwkù ùżëté w gôdce czasniczi wedle przënôleżnotë do pòsobnëch kòniugacjów. dojachac (dojechać, dotrzeć, dopędzić); nadjachac (nadjechać); najachac (najechać); òbjachac (objechać, okrążyć); òdjachac (odjechać); pòdjachac (podjechać); pòjachac (òd pòjeżdżac – fórą na pòlu); przejachac (przejechać); przëjachac (przyjechać); rozjachac (rozjechać); ùjachac (ujechać, odjechać, ujeździć, zamęczyć); wëjachac (ruszyć, zacząć mówić); wjachac (wjechać); zajachac (zajechać, robić wymówki); zjachac (zjechać, schudnąć, zamęczyć, skrzyczeć). Cwiczënk 5 Czasniczi mògą bëc dokònóné (np. zajachac) abò nie dokònóné (jachac). Jinszą kategóriã twòrzą czasniczi przechódné i nieprzechódné. W pòlaszëznie czasnik jechać nôleżi do kategórii nieprzechódnëch, tzn., że òd niegò nie jidze ùtwòrzëc nasebnégò ùstôwù. Ale w kaszëbsczim jãzëkù je mòżebné ùtwòrzëc nasebny ùstôw òd tegò czasnika [kasz. jachac], bò colemało òd nieprzechódnëch czasników je twòrzony nasebny ùstôw, tej mómë taczé kònstrukcje: òn je wëjachóny, jô tam béł jidzony, òni są przëszłi, të tam môsz bëté, wa to môta czëté, më mómë ju halóné (zdrzë wiadła w ùczbach 11 i 25). POMERANIA MÔJ 2014 SŁOWÔRZK – Nôleżi baro ùważac przë òdmianie czasnika jachac, bò: nieòznacznik brzëmi jachac: w òdmianie mómë: (jô) jadã, ale (të) jedzesz, (òn) jedze, (më) jedzemë, (wa) jedzeta, a (Wë) jedzece i znôwù (òni) jadą. -óm -ôsz -ã -esz -ém -ész -ã -isz (-ysz) papiorë – tu: dokumenty; flot, chùtkò – szybko; cësnąc – tu: jechać; widë – światła; móbilka – telefon komórkowy; birna – żarówka; zabëc – zapomnieć; sztrôfa – kara, mandat; lëft halac – nabrać powietrza UCZ SIĘ ONLINE www.skarbnicakaszubska.pl 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Na dawnym pastwisku Ulica Łąkowa na gdańskim Dolnym Mieście, to tereny, gdzie kiedyś można było wypasać bydło. Mieszkańcy pojawili się tu dopiero w XVII wieku, a rozwój dzielnicy przypadł na wiek XIX. M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z Muzyczny zakątek Spacer zaczynamy przy Akademii Muzycznej, której początki sięgają 1947 roku. Wtedy to powołana została Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna w Gdańsku, choć z siedzibą w Sopocie. Przeniesiona została do grodu nad Motławą w 1966 roku, ale czekała ponad 30 lat na dzisiejszą siedzibę. Ostatecznie na ulicę Łąkową cała uczelnia przeniosła się w 2001 roku. Wchodząc na jej teren, po lewej stronie mijamy budynek z żółtej cegły. Zbudowany został w latach 1868–1873 i mieścił Reiter-Kaserne, czyli koszary jeźdźców. Stacjonowała tu jednak wyłącznie piechota, a nazwa nadana została od biegnącej tu kiedyś ulicy Reitergasse. Koszary przetrwały 1945 rok, a w ruinę zaczęły popadać w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy to obiekty przejęła Akademia Muzyczna. Idąc wzdłuż budynku, natkniemy się na najnowszy obiekt – salę koncertową, która została dobudowana w 2007 roku. Na terenie uczelni znajduje się także budynek z czerwonej cegły, to dawne Królewskie Gimnazjum Realne. Była to szkoła dla mężczyzn, która działała przy Łąkowej od 1881 roku. Udając się w stronę Podwala Przedmiejskiego, zwróćmy uwagę na tablicę, która wisi na żółtym budynku. Inskrypcja głosi: „W orkiestrach dętych jest jakaś siła”. Przypomina ona o jedynym w Polsce Wojskowym Liceum Muzycznym, które działało tutaj od 1977 do 2005 roku. Szkoła została zlikwidowana z powodu coraz mniejszej liczby chętnych. Od tego czasu muzycy w Wojsku Polskim mają szansę kształcić się jedynie na kursach. Niezwykłe wiaty Ulica Łąkowa niestety podzielona jest sztucznie przez Podwale Przedmiejskie. Chcąc przejść na drugą stronę, musimy 34 Dawne Królewskie Gimnazjum Realne. Fot. M.S. skorzystać z tunelu. W 2010 roku w ramach artystycznego projektu Galeria Zewnętrzna Miasta Gdańska wejście do podziemia otrzymało nowy wygląd. Wzory zdobiące wiaty to swoiste dzieło sztuki. Autorką instalacji zatytułowanej „Undercover” jest Esther Stocker, na co dzień działająca w Wiedniu. W swoich pracach opiera się na motywie siatki utrzymanej w kolorach bieli i czerni. Artystka chciała, by przechodzień spojrzał na konstrukcję świeżym okiem, aby pospolitość nabrała walorów artystycznych. Zostawiając za sobą sztukę współczesną, docieramy na… plac budowy. Dolne Miasto przechodzi właśnie proces rewitalizacji. Nowa nawierzchnia, chodniki, mała architektura – to wszystko ma sprawić, że od 2015 roku będziemy tu częściej zaglądać. Sacrum Dolnego Miasta Mijając stare kamienice, docieramy do niewielkiej świątyni. Historia kościoła wiąże się z działającym tu od XIX wieku szpitalem, które prowadziły siostry boromeuszki. Funkcjonował on także po II wojnie światowej. Znajdowała się tu m.in. III Klinika Chirurgii Ogólnej Akademii Lekarskiej (dzisiejszego Uniwersytetu Medycznego), którą kierował słynny profesor Zdzisław Kieturakis. Wszczepił on tutaj choremu jako pierwszy w Polsce rozrusznik serca. W 2004 roku szpital został zlikwidowany. Kościół Niepokalanego Poczęcia NMP służył jako kaplica dla chorych. Kamień węgielny z rzymskich katakumb wmurowany został w 1857 roku. Być może świątynia nie powstałaby, gdyby nie działalność Felicitas Tietz. Nawrócona z protestantyzmu na katolicyzm zasłużyła się dla tutejszej parafii. To ona zdobyła kamień węgielny i to u samego papieża Piusa IX. Świątynia zbudowana została w stylu neogotyckim. Wyróżnia się dzięki czworobocznej wieży. Warto wejść do środka, by zobaczyć dziewiętnastowieczny ołtarz główny z figurą Maryi Niepokalanie Poczętej. W ramach projektu Lokalni Przewodnicy gdańskiego Instytutu Kultury Miejskiej odbywają się wykłady otwarte dotyczące Dolnego Miasta i spacery po tej dzielnicy. Więcej na: www.ikm.gda.pl/LokalniPrzewodnicy POMERANIA MAJ 2014 widzałé radio na Kaszëbach 800 000 słëchińców na Pòmòrzim dzéń w dzéń wôżné wiadła twòja òblubionô mùzyka pòzdrówczi ë kònkùrsë WYDARZENIA Dąb Wybickiego nagrodzony! Gdzie jest najpiękniejsze drzewo w Polsce i jedno z najpiękniejszych w Europie? Na Kaszubach! To Dąb Wybickiego, rosnący opodal dworu w Będominie. Do niedawna znany był tylko tym, którzy odwiedzali rodową posiadłość twórcy hymnu narodowego, teraz jego sława rozeszła się po świecie. Duża w tym zasługa Julity Szczepankiewicz, nauczycielki i bibliotekarki z Krośniewic w Łódzkiem, która po wizycie w Muzeum Hymnu Narodowego postanowiła zgłosić dąb do zorganizowanego przez Klub Gaja ogólnopolskiego konkursu Drzewo Roku 2013. Jej zdaniem Dąb Wybickiego jest po części drzewem każdego z nas. Przywołuje cechy bliskie Polakowi, takie jak patriotyzm czy waleczność, świadczy o sile tradycji i potędze symbolu. M A R E K A D A M KO W I C Z Opowieści z lat przeszłych Wedle miejscowej tradycji Józef Wybicki słuchał w dzieciństwie pod dębem opowiadań ojca, który był stronnikiem króla Stanisława Leszczyńskiego i walczył po jego stronie w wojnie o sukcesję polską. Po I rozbiorze Józef sprzedał rodzinny majątek Karolowi Lewant-Jezierskiemu, później Będomin trafił w ręce niemieckie. Ostatnimi właścicielami posiadłości była rodzina Dahlweid, z której pochodziła Modesta, autorka wspomnień Podaruję wam Będomin. W1940 r. wzięła ona ślub pod dębem. Dahlweidowie opuścili te strony w marcu 1945 r. W obawie przed zbliżającym się frontem ewakuowali się drogą morską przez Gdańsk. Początkowo w ucieczce towarzyszył im pies, jednak nie wpuszczono go na pokład statku, i wrócił do Będomina, by tutaj dokonać żywota. Drzewo było świadkiem nie tylko śmierci, ale i narodzin. W 1978 r. otwarto w Będominie Muzeum Hymnu Narodowego. Zanim do tego doszło, w dworku była siedziba Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, potem Uniwersytet Ludowy im. Józefa Wybickiego, Szkoła Podstawowa i zlewnia mleka, a w jej miejsce w 1962 roku powstała Izba Pamięci Józefa Wybickiego. Wkoło zmieniało się wszystko i tylko jeden dąb trwał niewzruszenie… 36 Każdy głos na wagę złota Udział w plebiscycie Klubu Gaja był okazją do pokazania wyjątkowości Dębu Wybickiego. Co ważne, konkurs nie polegał na znalezieniu drzewa najstarszego, najwyższego, najgrubszego ani nawet najrzadszego, lecz takiego, które jest najbardziej kochane, które pobudza wyobraźnię i jednoczy ludzi. Kandydatura będomińskiego dębu była więc idealna, co też potwierdziła selekcja zgłoszeń. Spośród 191 okazów do finału jury wybrało zaledwie 11. O ostatecznych lokatach zadecydowało głosowanie w internecie, a tutaj chętnych do wsparcia reprezentanta Kaszub nie zabrakło. Aniela Wawrzyk, kustosz Muzeum Hymnu Narodowego, przyznaje, że zwycięstwo w konkursie było możliwe m.in. dzięki aktywności szkół noszących imię Józefa Wybickiego, których w kraju jest około 50. Szczególne zaangażowanie wykazali uczniowie Zespołu Szkół Rolniczych im. Józefa Wybickiego w Bolesławowie oraz Szkół „Lingwisty”, prowadzonych przez Nadbałtyckie Centrum Edukacji „Oświata – Lingwista” w Gdańsku. W sumie na Dąb Wybickiego oddano ponad 8 tys. głosów. Oznaczało to nie tylko zwycięstwo i tytuł Drzewa Roku 2013 w Polsce, ale też otwarcie drogi do rywalizacji na szczeblu europejskim, gdzie oczywiście o wygraną było zdecydowanie trudniej. Wprawdzie internauci mogli wybierać tylko spośród dziesięciu propozycji, za to walka o głosy była wyjątkowo zacięta. Szybko okazało się, że faworytami jest wiąz rosnący w Sliwen w Bułgarii oraz grusza pospolita z węgierskiego Gödöllő. Na drzewa te oddano odpowiednio: 77,5 tys. i prawie 37 tys. głosów. Dąb Wybickiego zebrał 16,8 tys. głosów, zajmując tym samym trzecie miejsce. Wprawdzie ubiegłoroczny polski kandydat, czyli platan z Kóz w Śląskiem, zajął w konkursie drugie miejsce, ale zdobył mniej głosów niż okaz z Będomina. Sława dłuższa niż pięć minut Gala wręczenia nagród w plebiscycie na Europejskie Drzewo Roku odbyła się w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Podczas uroczystości zaprezentowano poszczególne okazy, dzięki czemu w samym sercu Unii Europejskiej można było usłyszeć, czym jest „Oak Wybicki” (ang. Dąb Wybickiego) i dlaczego jest on tak ważny. Aniela Wawrzyk zdradza, że w ślad za rozgłosem, jaki przysporzył drzewu z Będomina udział w plebiscytach, zainteresowanie nim wyrazili specjaliści z Arboretum w Kórniku. Chcieliby oni pobrać próbki do badań. Kto wie, może doczekamy się w Polsce potomków dębu? Jeśli tak, będzie to jeszcze jeden powód do satysfakcji, jednak niezależnie od sukcesów i całej wrzawy wokół Dębu Wybickiego i tak warto odwiedzić Będomin, bo jest to po prostu miejsce magiczne. POMERANIA MAJ 2014 Z KOCIEWIA Potrzeba skrzydeł MARIA PA J Ą KO W S K A – K E N S I K W obszarze skojarzeń związanych z hasłem „wiosna” mieści się wyraz – zadanie: porządki. Minęła Wielkanoc, więc ogólnie mamy je za sobą. Teraz wystarczy porządek utrzymywać. Nie wolno zapomnieć o Dniu Ziemi, wielkiej akcji – sprzątanie świata, byle nie popaść w obsesję i całego życia nie zamienić na sprzątanie, co grozi bardziej kobietom. Jedną z form „czynienia sobie ziemi poddanej” jest według mnie czynienie ładu wokół swego podwórka i dalej. W czasach „cywilizacyjnego niedosytu” było to łatwiejsze. Teraz od przybytku (nadmiernego często) głowa jednak boli. I mamy dosyt, a nawet zbyt często przesyt. W głowie też. Jak tu uporządkować kręte myśli, splątane z nimi uparte marzenia, czyjeś mądre myśli zamienione w cytaty czekające na ujawnienie, kolorowe pomidorki, zielony wiatr, namolne chęci, same ważne polskie sprawy i ukraińskie coraz wyraźniejsze niepokoje… Coraz trudniej jest utrzymać się na swojej stecce, co to miała być życiową drogą w górę. Czy to rozrzutność Stwórcy, czy nasze zbyt wielkie nienasycenie spycha nas w labirynt wielowymiarowej rzeczywistości? I jak tu być szczęśliwym Syzyfem? Wiem, sztuka wyboru… Całe życie trzeba się jej uczyć, choć rokowania są marne. Powyższe myśli powstały po lekturze świetnego tekstu Tomasza Fopke w marcowej „Pomeranii” („Z braku… warków”). Kiedyś zatrzymały mnie jego erotyki, zmysłową a jednocześnie bardzo delikatną, finezyjną metafizyką. Teraz mistrzostwo słowa w kategorii tekst po kaszubsku. Studentów muszę kolejny raz zadziwić bogactwem kaszubszczyzny. Tekst T. Fopkego uskrzydla bogactwem słowa, a przecież szczególnie wiosną niewskazane jest prymitywne człapanie po ziemi. Właśnie poezja, choćby jej okruchy, dodają skrzydeł. Na świecie robi się jaśniej. Na Kociewiu poezją, która rozświetla mroki codzienności, są teksty śp. Zygmunta Bukowskiego. Mam w swoich zbiorach wiele poetyckich listów od niego i tu – muszę się pochwalić – rękopis jego wiersza napisanego po kociewsku. Dobra „kociewskość” uskrzydla mnie od lat. Przymiotnik „kociewski” od razu jest zachętą do działania. Występować może we wszystkich gramatycznych rodzajach. Nawet w męskoosobowym (np. kociewscy bohaterowie, choć w gwarze będą to nadal kociewskie bohatery). Swojskość, zwyczajny rytm życia na pomorskiej ziemi, wszystkie dole i niedole, wielkie świętowania (np. przyszłoroczny V Kongres) prozę rzeczywistości zamieniają często w poezję, tak bliską nam, regionalistom. Regionaliści (kiedyś często nauczy ciele czy księża, co kolejny raz potwier dza nowy tom Słownika biograficznego Kociewia, którego autorem jest zasługujący na słowo „wybitny”, Ryszard Szwoch) są tą grupą, która uniknęła życia w grupie „zwykłych zjadaczy chleba”, by pozwolić rosnąć skrzydłom. To Juliusz Słowacki pragnął zjadaczy chleba przemienić w anioły. Zadanie do dziś aktualne, dobrze, że poeta dawno i trafnie to określił. Skrzydła są darem, za który trzeba Bogu dziękować. Nie zostawiać ich w szatni, nie zamykać w szałerkach. Unosząc się ponad codzienność, trzeba czuwać, by nie odfrunąć od sensu. Pomocą są duchowe drogowskazy. W czasie dla Polaków niezwykłym, jakim jest wielkie wydarzenie – kanonizacja naszego Papieża, trzeba koniecznie wrócić do Jego myśli. Warto tu przypomnieć, co mówił o wierności korzeniom: „Wierność korzeniom nie oznacza mechanicznego kopiowania wzorów z przeszłości. Wierność korzeniom jest zawsze twórcza, gotowa do pójścia w głąb, otwarta na nowe wyzwania, wrażliwa na znaki czasu. Wyraża się ona także w trosce o rozwój rodzinnej kultury”. I jeszcze jedno cenne zdanie: „Wierność korzeniom oznacza nade wszystko umiejętność budowania organicznej więzi między odwiecznymi wartościami a wyzwaniami współczesnego świata (…)”. Zrozumieć Jego nauczanie, docenić i tak czynić. A to, że Jan Paweł II był też na Kociewiu (w Pelplinie) i żył w naszych czasach – jest wielkim darem, szczęściem wyższej kategorii. OFICJALNY PORTAL ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO AKTUALNOŚCI WYDARZENIA KOMUNIKATY MEDIA FOTORELACJE POMERANIA MÔJ 2014 37 Magistersczi dokôz ò kaszëbsczim w Lublanie Radio Gdańsk, Na bôtach i w bòrach, 9.03.2014 [RG, Alicjô Pioch] (…) Pia Slogar ze Słowenie, chtërna sztudérëje na ùniwersytece w Lublanie do nas, na Kaszëbë, przejacha pisac ò kaszëbsczim jãzëkù swòjã magisterską robòtã. Białka badérëje nasz jãzëk potoczny. Skądka takô ùdba? [Pia Slogar] W Słowenii to studiuję filologię polską i jeszcze drugi kierunek, to filologia czeska. A tutaj jestem tylko na filologii polskiej. Wybrałam sobie taki temat, kaszubski (…), co jest trochę takie dziwne dla cudzoziemca. Chciałam wybrać coś takiego, ponieważ w Słowenii raczej się nie mówi o tym na studiach. (…) to znaczy, że albo profesorowie są z południa Polski i nie wiedzą też dużo, albo nie chcą mówić na ten temat, co się dzieje z Kaszubami. Zaczęłam pisać pracę na temat języka kaszubskiego, ale ograniczyłam się do tematu potocyzmów w języku. I piszę tutaj pracę u doktor Małgorzaty Klinkosz. (…) dopiero zaczęłam się uczyć kaszubskiego, (…) zaczęłam chodzić na lektorat kaszubskiego, żeby w ogóle można było zacząć z pisaniem pracy, poszukiwaniem słownika, żebym nie miała z tym kłopotów. Tak że na razie jeszcze nie mówię, ale całkiem dobrze rozumiem, zwłaszcza jeżeli mam coś napisane, bo mam takie poczucie czasami, dziwne, ale że jest jakieś połączenie z gwarami słoweńskimi, także z tego regionu, co ja pochodzę. Widzę, że są bardzo podobne słowa, a zwłaszcza (…) etymologia. Na razie wygląda to tak, że przez pół roku, przyjechałam tutaj we wrześniu, szukałam materiału (…), to było tylko zbieranie materiału, teraz zaczęłam z analizą wszystkich tych słówek (…). Muszę podziękować pani Klinkosz, że mnie wprowadziła w to środowisko, zapoznała z różnymi 38 studentami (…), tak że od nich zaczęłam potem czerpać [potoczne słowa]. (…) Na razie zebrałam ponad 100 słówek (…), zdecydowałam, że to już dosyć [żeby to zanalizować, przepracować]. (…). Zrobię to 100 słówek i może będzie to podstawa dla kogoś innego, bo u mnie to jest tylko praca magisterska. (…) To są takie bardzo ogólne słówka, jak dzãks, trzim sã. (…) Nie sprawdziłam, czy istnieje jakaś szkoła letnia kaszubskiego, może jeszcze zostanę (…) i się nauczę [kaszubskiego]. Na razie to przez słowniki się teraz uczę i przez programy telewizyjne. Żeby się języka nauczyć, trzeba wyjeżdżać, nauczyłam się polskiego na szkołach letnich. (…) Czë jãzëk kaszëbsczi je sfeminizowóny? Radio Gdańsk, Klëka, 10.03.2014 [RG, Magdaléna òd Kropidłowsczich] W pòlaszëznie dérëje diskùsjô, czë mòżna gadac „profesorka”, „psycholożka” (…). Timczasã w kaszëbiznie te białogłowsczé fòrmë są òd wiedno. Ò (…) jãzëkòwé zawiłoscë mómë spitóné specjalistkã z Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka Danutã Pioch. [Danuta Pioch] Mòże to je përzinkã za wiele pòwiedzoné „sfeminizowóny”, ale cos w tim pewno je. Bò jak sã przezdrzimë na frekwencjã rozmajitëch zakùńczeniów w jistnikach chòcbë le, jak pòpatrzimë na zmianë w ôrtach, to mòżna sobie pewno taką tezã ùsadzëc, że w kaszëbiznie ten białgłowsczi ôrt mô dosc tëli do gôdaniô. (…) Pòwiedzenié, że fòrmë białgłowsczé są tu czãsté i bòkadné w wariantë, to nie je za wiele pòwiedzóné. (…) jak sã przezdrzimë na taką òdmianã jistnikòwą, gdze mómë zmianã ôrtu z chłopsczégò na białgłowsczi abò z dzecnégò na białgłowsczi (…), to je tegò dosc tëli. Tu mòżemë pòdac na przëmiar chòcbë: „ten cień” – ta céniô czë „ten dyszel” – ta diszla pò kaszëbskù (…) abò „to płuco” (…), a pò kaszëbskù – ta płëc. (…) Cekawą taką znanką téż je to, że (…) mómë taczé dosc produktiwné znankòwniczi białgłowsczégò ôr tu, chtërne pòwstôwają przë ùżëcym formantów -owa abò -ina, co w pòlaszëznie raczej sã nie zdôrzô. Më doch znajemë taczé kaszëbsczé pòwiedzenia, że to je bratowa córka czë (…) sąsadowô czôpka (…) szewcowô robòta (…), pò pòlskù (…) ùżiwómë jistników i gôdómë (…) „praca szewca” czë „czapka sąsiada”. (…) czë téż z formantoma -ina gôdómë, że to je mëmina tasza (…). Niejedne jistniczi białczégò ôrtu mają téż taczé òbòczné formantë: dłëgszé i krótszé, co téż w pòlaszëznie raczej sã nie zdôrzô. Më mómë ta szérzô, ale téż ta szérzawa, czëli twòrzimë cos z kùnôszkã -ô abò -awa, czë mómë dłużô i dłużawa (…), mòmë tëch formantów òbòcznëch w tim białgłowsczim ôrce wiãcy. Pòpùlarné téż są taczé dëbeltné formantë w słowach zakùńczonëch na „w” abò „wia”. W pòlaszëznie je w tim placu jeden formant blós, a më mómë (…) wietew abò wietwia. (…) kaszëbizna mô tëch formantów wiãcy i przez to je bògatszô. (…) Baro cekawô rzecz to je dërchem dosc wiôlgô produktiwnosc formantów -ica, -ëca (…) Ten formant -ica fónksnérëje na przëmiar do nazwaniô samiców zwierzãt, i mómë: ta pawica, ta wróblëca (…), w pòlaszëznie téż mómë ten formant, ale ju rzôdkò ùżiwóny, mówimë: „to jest samica wróbla”, mało móm czëté, żebë chtos dzysô gôdôł, że to je „wróblica”. (…) Te formantë téż fónksnérëją na nazwanié taczich rzeczi, jak: zëmnica, mòklëca (…) w pòlaszëznie mómë, „że jest zimno” abò „że ktoś się oblał potem”. Në i formant -ka, chtëren je baro produktiwny, mô ò wiele szerszé ùżëcé niżlë w pòlaszëznie, co bë mògło òznaczac, że te białgłowsczé fòrmë są dërch jesz w szerszim ùżëcym, na przëmiar gôdómë, że to je doktorka, pò pòlskù raczej pòwiémë: „pani doktor”, na Kaszëbach nicht nie jidze do „pani doktor”, leno do doktorczi (…). I jesz jedna takô dosc czekawô rzecz tikającô sã nôzwësków białków, tu z tim formantã -ka twòrzi sã baro wiele nôzwësków białgłowsczich, wiãcy niż w pòlaszëznie, bò osoblëwie te zakùńczoné spółzwãkã, na przëmiar Pioch, Grad, Nowak, to je wiedno Pioszka, Gradka, Nowaczka. I pamiãtóm taczé czekawé zdarzenié, jak jedna białka tu [na Kaszëbë] przëszła i bëła baro zdzëwionô, że gôdają na niã Gradka. To POMERANIA MAJ 2014 Z ŻYCIA PODCHORĄŻÓWKI ZRZESZENIA ji nie pasowało, bò òna bëła Pòlôszką i nie znała naszich tu kaszëbsczich zwëków. Baro sã dzëwòwała temù, że lëdze tu gôdają na niã Gradka, kò òna je Grad i pòwinna bëc: Gradowa. A jô gôdóm: Ale të jes na Kaszëbach i mùszisz wiedzec, że formant -owa ù nas ni mô nic do robòtë, a ten formant -ka je baro pòpùlarny, i temù të jes Gradka, jô jem Pioszka. A w tëch formantach zakùńczonëch na samòzwãk, në to sufiks -en tu ù nas mô wiele do robòtë. I tedë to je Brézenô, Trëbienô, chòc téż móm czëté, że zamiast Trëbienô gôdają Trëbinka, czëli formant -ka zaczinô sobie zwëskiwac baro szeroczé pòle ùżëcégò. (…) Sadzymë las Telewizja Wybrzeże (TW), Teletronikowa Klëka, 4.04.2014 [TW, Pioter Szëca] Las w Mirochòwie pòwiãksził sã ò 2 tësące nowëch drzewów. Wszëtkò to przez akcjã „Sadzymë las na nowé 90 lat”. (...) [Elżbieta Gostkowska, Nadleśniczy Nadleśnictwa Kartuzy] Zaprosiliśmy (…) społeczność kartuską do posadzenia z nami lasu z okazji 90-lecia powstania Lasów Państwowych. I pod takim hasłem „Sadzimy las na przyszłe 90 lat”. [TW] Spòtkac mòżna bëło całé rodzënë z dzecama, ale i lëdzy ze swiata pòliticzi. [Stanisław Lamczyk, poseł na Sejm RP] Akcja bardzo potrzebna, żeby (…) utrzymać świadomość, jakie duże znaczenie ma las dla Polski, bo jak wiemy, lasy w Polsce są wielkim kapitałem narodowym. [TW] Sadzenié drzewów to aktiwné spãdzenié wòlnégò czasu, ale i dobrô zabawa, i téż edukacjô. [ks. Grzegorz Kudelski, wicedyrektor Katolickiego Liceum i Gimnazjum w Kartuzach] Ja myślę, że to (…) edukacja. Dla młodzieży to jest bardzo ważne, tym bardziej, że można ich namówić na to, by potem odwiedzali ten las i swoje drzewa (…). Mam (…) takie wspomnienie, kiedy sadziłem jako dzieciak las i potem odwiedzaliśmy te drzewa, i patrzyliśmy, jak one pięknie rosną. Próbuję wszczepić młodzieży takie zainteresowanie przyrodą. (…) POMERANIA MÔJ 2014 Żdającë na nowégò Cenôwã Jô mëszlã, że te miónczi mògą ùsôdzac przindné kaszëbskò-pòmòrsczé elitë. Chto wié, czë w karnie bëtników ni ma czasã nowégò Cenôwë abò Majkòwsczégò – rzekł nama Janusz Prëczkòwsczi, dobiwca pierszégò môla w latosy edicje Miónków Wiédzë ò Pòmòrzim. Wząc w nich ùdzél mòże kòżdi, chto interesëje sã geògrafią, historią i lëteraturą najégò regionu. Kònkùrs òd lat je ùwôżóny przez szkólnëch a ùczniów. Dlô tëch òstatnëch nie je to leno leżnosc do dostaniô wôrtnëch nôdgrodów, ale téż do pòznaniô jinszich młodëch lëdzy, co interesëją sã swòjim òkòlim. A D R I A N WAT KO W S K I Nót je wiedzec, skądka sã pòchôdô Finał XXVII edicji Miónków Wiédzë ò Pòmòrzim béł 29 strëmiannika. Je gò przédnym òrganizatorã je Karno Sztudérów Pòmòraniô. Na pëtania z historie, geògrafie a lëteraturë òdpò wiôdało trzëdzescë dzewiãc ùczniôw z wëżigimnazjowëch szkòłów w pò mòrsczim wòjewództwie. Jednym z nich béł Wincent Klein z Lëzëna, ùczéń II klasë Elektricznégò Technikùm w Wejrowie. Na codzéń dzejô w szkòłowim kółkù téatralnym. Sztudérowac chce na Gduńsczi Pòlitechnice abò w Mòrsczi Akademie. Jegò òjc mô gbùrstwò, tej Wincent wié, jak wëzdrzi robòta na rolë. W miónkach bierze ùdzél „pierszi, le nié slédny rôz”. Żlë gò spëtac, dlôcze w nich wëstartowôł, scwierdzô, że wiôldżi cësk na jegò ùdbã mia sostra. Òna téż, dzesãc lat przódë, bëła na kònkùrsu. Òkróm te wedle niegò, jak chtos sã ùwôżô za Kaszëbã, to mùszi wiedzec, skąd pòchôdô. Żlë bë mie spëtelë ò Kaszëbë, to jô mùszã rozmiec òdpòwiedzec – pòdsztrichiwô. Anetã Kreftã, ùczennicã I Òglowò sztôłcącégò Liceùm (ÒL) miona Hieronima Derdowsczégò w Kartuzach, do miónków przënãcëlë sztudérzë, òb czas Remùsowi Karë. Jô mògã so wdarzëc òsoblëwi czas na warkòwniach i lëdzy, co to wszëtkò ùsôdzëlë. I dlôte jô chca wząc ùdzél w tëch miónkach. Aneta pòdsztrichiwô téż, jak wôżné są dlô ni kaszëbsczé sprawë: Jãzëk a kùltura kaszëbskô wiedno bãdą bliskò mòjégò serca, jô bë sã nigdë jich nie wërzekła. Wiédzã wôrt je sprôwdzac Ò dzewiąti reno zaczął sã drëdżi etap miónków. Dostelë sã do niegò ti, co nôlepi napiselë szkòłowé eliminacje. W wiôldżi aùlë Filologicznégò Wëdzélu Gduńsczégò Ùniwersytetu (GÙ) ùcz niowie òdpòwiôdelë na szescdzesąt pëtaniów. Na zalë bëło mést cëchò, a na kòżdi skarni widzec bëło skùpienié. Kòżdi chcôł dostac sã do finału. Òb czas przerwë midzë etapama bëtnicë zwiedzëlë kampùs GÙ. Jakno prowadnicë wëstąpilë pòmòrańcë. Ùczniowie mòglë òbôczëc Mùzeùm Kriminalisticzi na Wëdzélu Prawa a Administracje, nowòczasny Wëdzél Spòlëznowëch Nôùków, dowiedzec sã czegòs o ùniwersytecczi bibliotece. Béł téż czas na òdjimk całégò karna pòd sztaturą jednégò z patronów ùczebni – Krësztofa Celestina Mrongòwiusza, protestancczégò pastora, jednégò z pierszich, co zajãlë sã badérowanim kaszëbsczégò jãzëka a kùlturë, patrona 2014 rokù w Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim. Pòtemù, znôwù w aùlë, 39 Z ŻYCIA PODCHORĄŻÓWKI ZRZESZENIA zaprezentowało sã Karno Sztudérów Pòmòraniô i jesz òstôł przedstawiony nowi czerënk na GÙ – kaszëbskô etnofilologiô. Ò pierszi pò pôłnim zaczął sã trzecy, gãbny etap miónków. Sédmë nôlepszich losowało pò jednym pëtanim z kòżdi wietwie wiédzë. W karnie òbsądzëcelów bëlë: dr Michôł Kargùl (historiô), dr Éwa Grucza (lëteratura), dr hab. Joana Fac-Beneda (geògrafiô). Ni ma wiele kònkùrsów, chtërnëch bëtnicë mùszą wëkazac sã wiédzą z różnëch wietwiów nôùczi. Bëlno, że mómë Miónczi Wiédzë ò Pòmòrzim. Pòzwôlają młodim lëdzóm zdrëszëc sã z pòmòrsczima sprawama – pòdsztrichnął dr Michôł Kargùl. Stolemną rolã miónków w ùsô dzanim regionalny juwernotë doceniwają téż szkólny. Kazmiérz Ickiewicz, znóny kòcewsczi dzejôrz, szkólny òd historie 40 w Collegium Marianum, gôdô, że kònkùrs rozkòscérzô wëstrzód młodëch nôwôżniészé wôrtnotë, jaczé mô kòżdô môłô tatczëzna, òsoblëwie wëstrzód ùczniów na Kòcewiu. Tak samò mësli Wanda Lew-Czedrowskô, szkólnô òd kaszëbsczégò w I ÒL miona Józefa Wëbicczégò w Kòscérznie: miónczi przënãcywają mòjich ùczniów do pòznôwaniô kaszëbsczégò jãzëka, historie i kùlturë. Dzãka nim mògą ùwierzëc, że wôrt je bëc Kaszëbą. W finale pierszi môl zajął Janusz Prëczkòwsczi, drëgô bëła Gracjana Pòtrëkùs, a trzecy – Maksymilian Pluto-Prondzyńsczi. Dobiwcë, òkróm wôr tnëch nôdgrodów, dostalë téż indeksë na etnofilologiã kaszëbską. Latosy dobiwca miónków, Janusz Prëczkòwsczi je ùczniã drëdżi klasë w I ÒL w Kartuzach. Jô baro ùwôżóm Miónczi Wiédzë ò Pòmòrzim. Jô chcôł wząc w nich ùdzél, żebë dowiedzec sã wiãcy ò swòji historie i kùlturze. Téż chcôł jem òdegrac sã za drëdżi môl łoni – smieje sã. Kaszëbskô kùltura je dlô mie baro wôżnô. Doma më gôdómë le pò kaszëbskù i chcemë miec starã ò kaszëbsczé zwëczi a tradicje – dodôwô dobiwca. Z latosy edicji rôd są téż òrga nizatorzë, nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô. Dzél lëdzy, co bierze ùdzél w tëch miónkach, zarô bãdze sztudérowac. Me chcemë, żebë naje miónczi przëcygnãłë jich do dzejaniô w najim karnie – gôdô Magdaléna Bigùs, przédniczka KS Pòmòraniô. Òrganizowanié miónków nie bëłobë mòżlëwé bëz wspiarcô i pòmòcë spònsorów, chtërnëch latos bëło wiele. Dzakùjemë jima za wszëtkò – pòdsztrichiwô. Do ùzdrzeniô za rok! Tłómacził Môrcën Ùrbańsczi Òdj. Matéùsz Czaja POMERANIA MAJ 2014 BIÔTKA Ò PAMIÃC Co z tôflą Sãdzëcczégò? Wisała w kòritarzu biblioteczi. Pòtemù zdżinãła. Ti, chtërny bëlë przënãcony do ji òbzéraniô, zaczãlë sã jiscëc. Òkôzało sã, że dali je, le w jinszim placu… K A RO L Ë NA S E R KÒ W S KÔ Jidze ò drzewianą tôflã ze szlachòtą regionalëstë Francëszka Sãdzëcczégò, chtërna bëła w Gduńsczi Bibliotece Pòlsczi Akademii Nôùków. Je na ni nôdpis: „Pamięci Franciszka Sędzickiego (1882–1957), działacza i poety kaszubskiego, pracownika Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk, Gdańsk 1982”. Niżi cytat „…Ciedë më chcemë, tej më polsczi jesmë!!!” (1917). Na prosbã naszégò Czëtińca, zadzëwòwónégò znikniãcym tôf lë, jakô przez wiele lat bëła w widzałim môlu, jesmë sprôwdzelë, co sã z nią stało. Wëchôdô na to, że tôfla wcyg je przistãpnô dlô kòżdégò, chto zazérô do Biblioteczi, a leno zmieniła swój plac. Terô je w Warkòwni Graficzi BG PAN. Òbezdrzec jã mòżna pò rëchlészi zapòwiedzë swòjégò przińdzeniô i wëfùlowanim kôrtë czëtińca. Dlôcze równak nie wisy ju w môlu, gdze widzôł jã kòżdi, chto le wszedł do Biblioteczi? Ò to jesmë zapitelë czerowniczkã Dzélu Zbiorów Specjalnëch dr Anã Walczak, chtërny słëchô Warkòwnia Graficzi. Jak nama òdrzekła, przëczëną je remònt bùdinkù, jaczi zrobiony béł czile lat przódë. Czëde dérowa przebùdowa scanów, òsta przeniosłô do wspòmnióny warkòwni, żebë sã nie niszczëła. Pòtemù zarechòwónô òstała do mùzealnëch ekspònatów i wstãpno zakònserwòwónô, bò zaczinała pãcac. Terô je w bezpiecznym môlu. Tej dlôcze òd razu pò remònce tôfla nie òsta pòwieszonô nazôd na swòjim placu? Ana Walczak pòdczorchiwô, że to skùtk zmianë ùkładu scanów POMERANIA MÔJ 2014 w kòritarzu biblioteczi, a nié złi wòlë. Jedinô fela, jaką jesmë niespecjalno zrobilë, to ta, że jesmë ni mielë starë, żebë tôfla pò remònce trafiła nazôd na swój plac. I je nama baro przikro – zagwësniwô. Na dokôz tegò, że robòtnicë òstrzódka nie chcą zatacëc wëzdrzatkù ani téż dokònaniów Francëszka Sãdzëcczégò, przëbôcziwô ò lëteraturze i biografii kaszëbsczégò dzejarza, chtërne są w zbiérach biblioteczi. Òkróm tegò pò przebùdowie w przédnym kòritarzu môla pòwieszonô òsta tôfla z nôzwëskama pierszich pòwòjnowëch robòtników, w tim téż Sãdzëcczégò. Biblioteka je dlô wszëtczich lëdzy, dlôte nie planëjemë nick przed nima tacëc. Pamiãc ò tim regionalëscë nigdë nie bãdze przez nas niszczonô, bò jesmë fùl pòdzywù dlô jegò ùrobkù. Nie chcemë téż zacerac szlachów kaszëbiznë, wiedno mómë starã zaznaczac nasze pòlsczé i regionalné kòrzenie. Jesmë wdzãczny za przëbôczenié, że tôfla znôwù mùszi wisec na scanie w naszi bibliotece – przekònëje Ana Walczak. Pòług zagwësnieniów tôfla mô bëc nazôd na scanie biblioteczi, le nie je jesz wiedzec, gdze. PAN mô dwa bùdinczi – starszi, w chtërnym je lëteratura do 1945 rokù, i tam dôwni wisôł wizerënk Kaszëbë, a téż nowszi. W tim drëdżim trzimóné są ksążczi i dokùmentë, jaczé pòwstałë pò 1945 r. Mòżlëwé, że tôfla ze szlachòtą Sãdzëcczégò bãdze w nowszim bùdinkù. Jak dodôwô czerowniczka Dzélu Zbiorów Specjalnëch, wôżné bãdze zdanié plastika, chtëren rozsądzywô, jak mô wëzdrzec bëne biblioteczi. Terô, czej są dwa bùdinczi, ùstawienié wszëtczich ekspònatów je mùsz dobrze rozplanowac. 41 POMORSKIE HISTORIE Rewianka znad Zalewu Szczecińskiego Na przełomie 2012 i 2013 r. Muzeum Pomorza w Greifswaldzie (Pommersches Landesmuseum), wraz z Muzeum Narodowym w Szczecinie oraz Fundacją Ośrodka Karta z Warszawy, realizowało projekt nagrań relacji biograficznych najstarszych mieszkańców Pomorza Zachodniego. Rozmówcy opowiadali o swoim życiu, a nagrania prowadzono w miejscowościach rozsianych po całym Pomorzu. W Trzebieży, miejscowości położonej nad Zalewem Szczecińskim, 13 km na północ od Polic, o swoich doświadczeniach opowiadała pani Gertruda Kowalik, z domu Długa. Pani Gertruda urodziła się 17 marca 1927 roku w Rewie. Jej kaszubska opowieść wpisuje się w bogatą już pamięć zbiorową o mieszkańcach tej rybackiej wioski. Jednak perspektywa życia 350 km od rodzinnej miejscowości czyni z jej relacji wyjątkowe świadectwo o dawnych stronach i losach rewian, którzy po wojnie wyruszyli na „dziki zachód”. G E R T R U D A KO WA L I K Rodzina Dziadek Jan Długi pojechał do Ameryki, żeby więcej pieniędzy zarobić. I zarobił dużo pieniędzy. Pobudował dom dla córki i siebie, bo był żonaty już. Miał czworo dzieci: Jana, Pawła, Józefa i Walentynę. I tak razem mieszkali, a mój ojciec [Jan] się ożenił z Anną Paszke, sąsiadką. Ale mój dziadek nie chciał iść do Walentyny. On powiedział: Ja zostanę, Anno, u ciebie i u Jana. I my się razem z nim chowali. Przy tym dziadku. (…) Był to długi, dwurodzinny dom. Z każdej strony było wejście i wyjście. Jedno do ulicy, jedno do podwórka. Jak się wjeżdżało w Rewę, to prosto z daleka już się widziało nasz dom. (…) Mój ojciec zajmował się żeglarstwem. On dostał po dziadku jeden żaglowiec. I on tym żaglowcem tak samo pływał. Potem dziadek chodził zawsze nad wodę i patrzył na „Arvina”, kiedy ojciec wraca. Ojciec pływał do wojny na tym żaglowcu, aż zachorował, bo miał wypadek na tym statku. I wtedy, po jakich trzech miesiącach, zmarł. Bo coś z sercem miał i zmarł. (…) Mama zachorowała, bo tak mówili, 42 że jak tata przyjechał do domu tym żaglowcem, to był silny wiatr w nocy, a ona ubrała się tylko tak lekko i w letniej koszuli poleciała nad wodę. Nad morze patrzeć, czy ten Jan już wrócił. Bo to taki sztorm. I tam dostała zapalenie płuc. I zmarła na zapalenie płuc. Ryby Dużo ryb my jedli w Rewie. Bardzo dużo ryb. Jak nie było wiatru i na morze wyjechali, to trzy dni w tygodniu była ryba. Różna. Flądra, łosoś, śledź, szczupak, okoń, różna ryba. A ja miałam dziewięć lat, to ja już umiałam ryby czyścić. Oj, tak czyściłam ryby, jak nie wiem. A ja, tak twierdzę, w moim życiu, że ja już mam tonę ryb wyczyszczone. Od dziewięć lat do osiemdziesiąt lat. (…) I był mróz, zima silna, wiatr taki. I dużo śledzi było. Taka ławica śledzi (…). I lód te śledzie przegarnął do brzegu. A rewianie wtedy wzięli grabie, jakie kto miał, czy drewniane od siana, czy takie grabki z ogrodu. Brali sobie wannę w dwie osoby, wiadra, kosze i poszli łowić grabiami te śledzie. Bo woda wyrzucała, ten lód, te śledzie na brzeg. Ile tam ludzie mieli tych śledzi wyłowione. Wzięli sobie wannę, to trzy czwarte wanny przynieśli tych śledzi. To było takie wydarzenie w Rewie. To ja pamiętam dobrze. Wojna Dzień wybuchu wojny. Bardzo pamiętam. To było pierwszego września. (…) A następny dzień to my rano, o godzinie szóstej, wychodzimy na dwór, bo oni na wodę jechali. To oni mówią już: Wstawajcie, wstawajcie, bo już ta wojna jest. To jechały samoloty niemieckie, takie bombowce, to dawniej mówili. (…) Coś strasznego. A słońce tak świeciło, tak ładnie było. To pamiętam. To był wybuch wojny. Taka była wojna, co ja pamiętam Babcia zmarła w czasie ostrzału Rewy. (…) Ale ja jej nie widziałam, jak zmarła. Wtedy wujek, jej syn, zbił taką skrzynię z desek, ją włożyli w tą skrzynię i pochowali nad wodą. Bo nie można było jechać z nią na cmentarz do Kosakowa (…). I tam leżała przez ten front. Aż się skończyło i wtedy wujek wziął ją wykopał i zawiózł na cmentarz. Koniec wojny Kiedy była wojna, mój rodzinny dom został opuszczony. Tam nikt nie mieszkał. Był zamknięty. Ale z Hamburga zgłosili się trzy panie do Rewy, że oni by chcieli POMERANIA MAJ 2014 POMORSKIE HISTORIE z Hamburga po prostu wyjechać, uciec przed wojną. To wtedy oni nam zapłacili parę groszy. Marek to było, nie pamiętam ile. I my ich wzięli. Oni tam mieszkali. Bardzo fajne kobietki. I ta jedna miała złoty pierścionek i łańcuszek. W dawnych latach to było coś. Jak już się skończyła wojna, to ich wysiedlali z powrotem do Niemiec. Bo one były Niemki. I wtedy ona dawała złoto ciotce Kunatce, ale ona nie chciała tego. Ona mówi: To jest wasze. Ja tego nie chcę. Zatrzymajcie sobie. A one się bały, że im to Ruscy wezmą. Rosjanie. Ale tak pojechali z tym złotem. (…) Rosjanie tak weszli... Tak na dziko to było. Wszyscy ludzie się bali. Bardzo się ludzie bali. Kobiety młode chowali się za szafy. Przysuwali te szafy, bo oni... Jednym słowem napadali na kobiety. Szukali wódki, wódki. Nawet denaturatu chcieli. Tak było. (…) Rosjanie mojemu wujkowi zabrali jednego konia, czarnego. On miał dwa. Rosjanie pijani byli. Sobie gadają, gadają. Jadą wozem. A konia z tyłu uwiązali. A moja siostra była bardzo odważna. Ja to byłam taka lękliwa. (...) Ona nic więcej, tylko wzięła noża i za tymi żołnierzami leci, bo to było we wiosce. (…) ucięła sznurek, a oni pijani, gadają. Konia wzięła i przyprowadziła do domu. Oni jadą bez konia. Do dzisiaj dnia ona to opowiada. Że ona Rosjanom ukradła konia. Naszego konia ja ukradłam. Na „dziki zachód” Było to już po wojnie. Nasz sąsiad wybrał się do Trzebieży. Mówi: Jedziemy tam, na dziki zachód. Bo inaczej nie mówili, tylko „dziki zachód”. Będziemy tam łowić. Tam prawdopodobnież dużo ryb jest. Weźmiemy dwa kutry, weźmiemy pożyczki i pojedziemy tam ryby łowić. I tak się stało. W sumie w pięciu pojechali. Ryba bardzo dobrze szła. Jeden kuter się nazywał Nela, jeden się nazywał Marta. Po swoich panienkach oni dali imiona tym kutrom. Łowili. Ale jak? Mężczyźni, pięciu mężczyzn bez kobiety? Nie dadzą sobie rady, bo trzeba ugotować i sprzątnąć. Więc pojechała córka tego sąsiada na ten zachód, tu, dziki. I ona tu coś była trzy miesiące. Po trzech miesiącach pojechałam ja. Oni mnie tak po prostu wydelegowali. Jedź, jedź, ty gotować umiesz. (…) Ja tak dosyć umiałam. Dobrze mnie nauczyli, nic nie powiem. Wszystkiego POMERANIA MÔJ 2014 Gertruda Kowalik w swoim domu w Trzebieży. Autorem zdjęcia jest Dominik Czapigo, koordynator programu „Historia Mówiona” Ośrodka Karta, który w Trzebieży prowadził rozmowę z panią Gertrudą. mnie dobrze wyuczyli. I ja pojechałam. Byłam tu też do Gwiazdki. Na Gwiazdkę my jechali do domu. Potem była zima. To byłam w Rewie (…). Wszyscy byli. Jeden tylko tu był, kutrów pilnował. I obrębywał, żeby kutry nie zatonęły, bo był mróz i trzeba obrąbywać wtedy swoje kutry. I znowuż na wiosnę jechałam, i tak tu znowu byłam. I znaliśmy się tu wszyscy. Wesoło było, dobrze było. Ludzie byli bardzo mili, bardzo się szanowali. (…) I tam zapoznałam swojego męża. Mój mąż przyjechał z Chojnic. Aż dogadaliśmy się, że się pobierzem. I przyjechałam do Trzebieży. Tu mój mąż w tym domu mieszkał już. Jak on tu przyszedł, to była ta pani, ta [poprzednia] właścicielka [domu] z mężem. Ten mąż zmarł. Pochowali go tu na cmentarz, na niemiecki cmentarz (…), ale nie wiem, gdzie. I ona z nim była, ta Niemka. On umiał po niemiecku tak trochu i ona chciała, żeby on tu był. Bo ona się bała sama. On pojechał na wodę raz. To on idzie, a [Rosjanie] ją już na wóz pakują, że ją wywiozą. Ale on mówi: Nie. Ona jest jego gospodyni, ona tu będzie. I została. Ale po jakimś czasie znowu Rosjanie przyjechali i znowu ją na wóz wzięli, i wywieźli. Bo już jego nie było. I ja tu zamieszkałam. Na tej ulicy, co ja mieszkam od 1950 roku do dziś (…). To ludzi tu, jak przyjechałam, nikogo nie było. Ja jedna sama kołek tu byłam. I mój mąż. On jeździł na wodę, był rybakiem. Na łodzi jak był, to jeździł tu na wodę, a potem poszedł na kutry i z kutrami oni jechali do Kołobrzegu, Świnoujścia i nie było go w domu trzy tygodnie, miesiąc, dwa tygodnie. Różnie było. I ja tu sama była. Co ja strachu sama wyżyłam, to do dzisiaj tego nie zapomnę. Ja się strasznie tu bałam, bo nikogo na ulicy nie było. (…) I jeszcze mój mąż mówi: Jak ktoś przyjdzie, zapuka do okna, to nikogo nie puszczaj, bo to mogą być Rosjanie. Ale ja tych Rosjanów tu już nie widziałam. Tylko możesz puścić, jak przyjdzie Banach. To jest sołtys. Jego możesz wpuścić tedy z nimi, ale sama nikogo nie puszczaj. No nie. I całe szczęście nikt nie przyszedł. A co wyżyłam stracha, to wyżyłam. Męża miałam rybaka. Był magazynierem, a potem został wysłany do Gdyni na klasyfikatora. I miał do czynienia całe życie z rybą. Przez czterdzieści sześć lat. Z węgorzami. On był magazynier węgorzy, klasyfikator właściwie węgorzy. A mój syn jest teraz rybakiem. I on mi też rybkę przyniesie, a ja ino czyszczę te rybki i czyszczę. A jak wnuki przyjadą, a trzeba rybkę wyczyścić, a trzeba usmażyć, a trzeba tak... Przygotowanie tekstu Andrzej Hoja 43 Z POŁUDNIA Balsam dla uszu KAZIMIERZ OSTROWSKI Kampanie wyborcze w zasadzie niewiele różnią się od siebie, wirtualnych prezentów. Na pierwszy plan wysuwa się obietbez względu na to, czy wybierać mamy przedstawicieli do nica zapewnienia powszechnego dobrobytu, natychmiast po wygranych wyborach, jak własnej gminy, czy do Brukseli. Oprócz tego, że rywaliObiecywanie gruszek na za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale bardzo dobrze jest zujące partie mniej starają wierzbie nie jest właści- też obiecać niezwłoczne, oczysię o to, by jak najkorzystniej zaprezentować siebie i swój wością lewej bądź prawej wiście po zwycięstwie, rozwiązanie jakichś spraw lokalprogram, a więcej zależy im strony sceny politycznej, nych. Trzeba tylko wiedzieć, na przedstawieniu w złym wszystkie ugrupowania co wyborcy w danym mieście świetle przeciwników, zwłaszcza aktualnie rządzących, ulegają pokusie uwodzenia i okolicy pragnęliby usłyszeć, wówczas aplauz dla kandydaostatnie miesiące i tygodnie wyborców za pomocą ta murowany. przed każdymi wyborami, Znamy wszyscy anegdotkę to prawdziwy festiwal obietwirtualnych prezentów. o tym, jak zapędził się w obietnic. Obiecywanie gruszek na nicach pewien mówca wiecowy: wierzbie nie jest właściwością – Zbudujemy wam most! lewej bądź prawej strony sceny politycznej, wszystkie ugru– Ale przecież nie mamy rzeki. powania ulegają pokusie uwodzenia wyborców za pomocą Balzam dlô uszów Welowné kampanie tak pò prôwdze są do se mòcno pòdobné, bez znaczeniégò, czë wëbierac mómë przedstôwców do swòji gminë, czë do Brukselë. Òkróm tegò, że wespółzgrôwającé partie mało starają sã ò to, żebë nôlepi pòkazac sebie i swój program, wiãcy jima zanôlégô na tim, żebë jak nôgòrzi przedstawic procëmników, a nôbarżi tëch, chtërny terôczas rządzą, òstatné miesące i tidzénie przed kòżdima wëbòrama zamieniwają sã w prôwdzëwą rozegracjã przërzeczeniów. Òbiecywanié òmanów nie je znakòwizną lewi abò prawi starnë pòlitëczny scenë, wszësczé zgrupòwania pòddają sã pòkùse kùszeniégò welowników wirtualnyma darënkama. W przódk wëstãpùje òbiecënk zagwësnieniégò òglowi bòkadoscë, zarô pò tim, jak wëbòrë bãdą wëgróné, jakbë dotknął czarzną witką, baro dobrze je téż òbiecac nieòdsuwno, gwësno pò dobëcym, rozrzeszenié jaczi sprawë môlowi. Trzeba le wiedzec, co wëbiérający w swòjim miesce i òkòlim chcelëbë czëc, wtenczas aplaùz dlô kandidata je pewny. Wszëscë znómë przëpòwiôstkã ò tim, jak jeden wiecowi gôdôcz przegalopòwôł sã w òbiecënkach: – Pòstawimë wama mòst! – Më doch ni mómë rzéczi. – To nic nie szkòdzy, wëkòpiemë rzékã! 44 Tim razã nie jidze ò rzékã, ale ò przekòpanié jo, a pò prôwdze ò przepòłowienié Mierzeji òd Wisłë. Projekt przekòpù je znóny i zachwôliwóny (przez niechtërnëch) òd lat, le diskùsyjny, z jedny starnë bùdzy rozpôlënk, a z drëdżi – strach. Jesz nicht nie wëwôżôł z jedny starnë zwësków gòspòdarczich (i turistëcznëch), z drëdżi starnë wësoczich kòsztów pòdjimiznë i przede wszëtczim szkòdë ekòlogiczny nié do ùprawieniégò. Òbiecënk, że Elbląg dzãka przekòpanim mierzeji stanie sã trzecym pòrtã Rzeczëpòspòliti, to je czëstô ùtopiô. Ale rôd je czëc to wszëtkò, kò to balzam dlô ùszów. Jesz jeden òbiecënk wrôcô przed kòżdima wëbòrama czej bùmerang, a je to kùszący zwid wòjewództwa strzodkòwò-pòmòrsczégò. Nawetka czejbë to bëło mòżlëwé, cãżkò wëòbrazëc so sztôłt tegò wòjewództwa, przed refòrmą samòrządową przecã bëłë dwa; wej chtëren z gardów, co bëłë tedë miastama wòjewódzczima – Słëpsk czë Kòszalin – dôłbë sã zdominowac drëdżémù? Sóm nie wierzã w wëtrzëmałi zrzeszënk kòszalińskò-słëpsczi. Pòliticë zeswiôdczający drénëjącym głosã pòwòłanié trzecégò wòjewództwa pòmòrsczégò, pewno nie wiedzą, co gôdają, abò bezwstidno podskacywają niezjisconą bùsznotã môlowëch elit, a przë leżnoscë przestarzałą zëmną wòjnã. POMERANIA MAJ 2014 Z PÔŁNIA – Nie szkodzi, wykopiemy rzekę! Tym razem nie o rzekę chodzi, ale o przekopywanie jak najbardziej, mianowicie o przepołowienie Mierzei Wiślanej. Projekt przekopu jest znany i lansowany od lat, lecz kontrowersyjny, wzbudzający tyleż entuzjazmu, co obaw. Nikt jeszcze nie wyważył z jednej strony korzyści gospodarczych (i turystycznych), z drugiej zaś – wysokich kosztów przedsięwzięcia, a nade wszystko nieodwracalnych szkód ekologicznych. Obiecywanie, że Elbląg dzięki przekopaniu mierzei stanie się trzecim portem Rzeczypospolitej, to czysta utopia. Ale posłuchać miło, po prostu balsam dla uszu. Jeszcze jedna obietnica powraca przed każdymi wyborami jak bumerang, a jest to kuszący miraż województwa środkowo-pomorskiego. Nawet gdyby to było możliwe, trudno sobie wyobrazić kształt tego województwa, wszak przed reformą samorządową były dwa; które zatem byłe miasto wojewódzkie – Słupsk czy Koszalin – pozwoliłoby się zdominować drugiemu? Osobiście w trwały alians koszalińsko-słupski nie wierzę. Politycy deklarujący gromkim głosem powołanie trzeciego województwa pomorskiego chyba nie wiedzą, co mówią, albo cynicznie podsycają niespełnione ambicje lokalnych elit, a przy okazji zadawnioną zimną wojnę. Ale erygowanie nowego województwa możliwe nie jest. Przypominam sobie złożony do Sejmu dziesięć lat temu obywatelski projekt ustawy, według którego owo „trzecie Pomorze” liczyć miało 15 powiatów, 90 gmin, 18 tys. km kw., zamieszkałych przez ponad milion obywateli. Już na wstępie, zanim wniosek trafił do Sejmu, od koszalińskiej inicjatywy zdecydowanie odcięli się mieszkańcy Lęborka, Bytowa, Człuchowa i Szczecinka, a inni zapewne wcale nie przypuszczali, że znaleźli się w orbicie zainteresowania. Ponadto na listach poparcia dla wniosku zakwestionowano ważność ponad 40 tysięcy podpisów, co postawiło pod znakiem zapytania uczciwość działania wnioskodawców. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dziś, gdy nad Bałtykiem od 15 lat istnieją dwa dobrze ukształtowane, coraz bardziej zintegrowane i dobrze funkcjonujące regiony Pomorza, zwolenników nowego rozbicia dzielnicowego jest już znacznie mniej. No, ale w pewnych środowiskach frustracja wciąż się utrzymuje, a frazy o krzywdzie i marginalizacji padające z ust opozycyjnych liderów trafiają na podatny grunt. Przyjemnie słyszeć, bo to prawdziwy miód na zbolałe serca. – Podniesiemy prestiż waszego wojewódzkiego miasta! – Ale my nie mamy województwa. – Jak wygramy, to je utworzymy! Szczerze powiedziawszy, zdobycie jednego czy dwóch mandatów więcej w wyborach do europarlamentu nie będzie mieć najmniejszego wpływu na przekopywanie Mierzei Wiślanej, ani na kształtowanie podziału administracyjnego Pomorza. Po co więc rzucać obietnice na wiatr? Twòrzenié nowégò wòjewództwa nie je mòżlëwé. Przëbôcziwóm so złożony do Sejmù dzesãc lat temù òbëwatelsczi projekt ùstawë, wedle chtërnégò „trzecé Pòmòrze” miało miec 15 pòwiatów, 90 gmin, 18 tys. km kw., z wiãcy niżlë milión mieszkańcama. Ju na pòczątkù, nim pismò trafiło do Sejmù, òd kòszalińsczi ùdbë dërno òdcãlë sã mieszkańcë Lãbòrga, Bëtowa, Człuchòwa i Szczëcënka, a jinszi pewno nawetk sã nie domëszlają, że nalezlë sã w òrbice zaczekawieniégò. Òkróm tegò na lëstach pòdeprzeniégò dlô pisma je przékòwónô wôżnosc przeszło 40 tys. pòdpisënków, co pòstawiło pòd znakã zapëtaniégò ùtcëwòsc robòtë wnioskòdawców. Na gwës dzysô, czej nad Bôłtem òd 15 lat są dwa dobrze ùsztôłtowóné, corôz barżi ze sobą i dobrze dzejającé regionë Pòmòrzô, przestójników nowégò dzélowégò rozbicégò je ju dosc tëli mni. Në le w niechtërnëch òkòlach górz wcyg sã ùtrzimùje, a słowa ò krziwdze i marginalizacji, chtërne wëchôdają z gãbë procëmnëch prowadników, trôfiają na pòdajny gruńt. Lubno czëc, bò to prôwdzëwi miód na zbòlałé serca. – Pòdniesemë wôżnotã wajégò wòjewódzczégò miasta! – Më ni móme wòjewództwa. – Czej dobãdzemë, tej je założimë! Gôdając czej na spòwiedzë, dobëcé jednégò czë dwóch mandatów wiãcy w welacjach do eùroparlameńtu nie bãdze miec nômniészégò cëskù ani na przekòpanie Mierzeji òd Wisłë, ani na sztôłtowanié ùrzãdnégò pòdzału Pòmòrzô. Za czim tej cëskac òbiecënczi na wiater? Tłómaczëła Dorota Wilczewskô POMERANIA MÔJ 2014 Słëpskô radnica. Òdj. DM 45 MÙZYKA Na spòdlim tradicji W slédnëch miesącach ùkôzałë sã dwie platczi, dlô jaczich spòdlim je kaszëbskô tradicyjnô mùzyka. Parłãczi je m.jin. festiwal Cassubia Cantat i dokazë z „Cassubia Incognita”. A L I N A W E R O C H Ò W S KÔ Skład Kolonjalny Pierszé dokazë pòwstałë specjalno na kònkùrs, ale aranżowanié tradicyjny kaszëbsczi mùzyczi òkôzało sã baro czekawé. Tak baro, że ùrodzëło sã karno i platka, jaczi zamkłosc to pôrãnôsce spiéwów. Przigòda z kaszëbsczim fòlklorã za czãła sã dlô Drążkòwsczich pôra lat temù pò przëjachanim do Łączégò na Gôchach. Czedë robił jem w szkòle w Lëpińcach, jô ùsadzył z dzecama karno. To z nima pierszi rôz sygnął jem pò tradicyjné kaszëbsczé dokazë – pòwiôdô ò pòczątkach aranżowaniô tradicyjnëch melodiów Tomôsz Drążkòwsczi. Pò czile latach w 2010 r. òstała ògłoszonô w Bëtowie pierszô edicjô festiwalu Cassubia Cantat, chtëren je dzélã projektu sparłãczonégò z wëdanim nagraniów z pòłowë ùszłégò wiekù. Brzadã bëła platka „Cassubia Incognita”, na jaczi mómë przez 100 dokazów. Z tima nagraniama më sã zapòznelë, czedë jesmë rozsądzëlë ò spróbòwanim swòjich sëłów w festiwalu. Pò pierszim przesłëchanim jô równak scwierdzył, że z tim sã nick nie dô zrobic – wspòminô T. Drążkòwsczi. Za kòżdim razã, czej brôł sã za jich aranżacjã, wëchòdzëło mù wnetka to samò. To dlôte, że melodie są baro prosté, a òkróm te bëlné w wëkònanim, ôrce wëpòwiôdaniô słów. Trzeba tej bëło pòdéńc do tegò niekònwencjonalno. Przëznówóm, że długò jem sã z tim biôtkòwôł – dodôwô. Kùreszce ùdało sã dobëc nad tim krizysã i pòwstałë trzë ùsôdzczi brëkòwné do wëstąpieniô na I Festiwalu Cassubia Cantat. Zaprezentowelë je jakno Kapela Drążkòwsczich – tatk, mëmka i syn Cyril. Naje dobëcé to wiôldżé zadzëwòwanié, bò jesmë szlë na miónczi z warkòwima karnama, a më z białką jesmë akómpaniowelë 46 na skrzëpicach i klawiszowim instrumeńce spiéwającémù pôrãlatkòwi – kôrbi T. Drążkòwsczi. Mùzykùjącô familiô dosta stolëmny mòcë do robòtë, a co nôwôżniészé, doznelë sã, że kaszëbską mùzykã dô sã czekawò zagrac. W 2012 rokù zôs wëstapilë – tim razã w kąsk wiãkszim, ale dali familiowim karnie – i drëdżi rôz dobëlë Grand Prix Festiwalu. To ju dało nama mòcno do mësleniô. Òkôzało sã, że to, co robimë, je dobré. Wnenczas jesmë zaczãlë pòwôżno robic nad założenim karna ze stałim zestôwkã – gôdô Tomôsz. W swòjim dodomie w Łączim stwòrzëlë nagraniowé studio. To tam sã pòtikelë, żebë rëchtowac pòstãpné aranżacje. Zaczãła sã téż zmùdnô transkripcjô dokazów na jiné instrumeńtë. Do karna doszlë téż nowi mùzycë – z basową gitarą Macéj Kòwalsczi, z jesz jedną gitarą Môrcën Samòlewsczi i perkùsysta Michôł Domańsczi. Próbë zaczãlë w pòłowie 2013 r. Wnenczas zrodzëła sã téż ùdba na pòzwã. Pòmógł nalazłi w jich dodomie stôri szild pò dôwnym krómie. Lata temù béł to Skład Kolonjalny i tak téż òstało òchrzczoné całé karno. Chòc pòzwa pòchòdzy z dôwnëch lat, jich mùzyka mô tchnąc czims nowim. Nie dodôwómë barżi klasycznëch instrumeńtów, bò nie chcemë grac fòlkù. Na zôczątkù tak jesmë mëslelë, POMERANIA MAJ 2014 MÙZYKA ale wëszło nama cos jinégò. Tak pò prôwdze prawie taczé aranżacje wzałë sã z dokazów, jaczé są na platce – gôdô T. Drążkòwsczi. Òb zëmã robilë nad ùbëlnienim repertuaru. Zebrelë dokazë na pierszą platkã. Przë leżnoscë ùdało sã całosc „wërównac” sztilisticzno. Wszëtkò jesmë nagrelë w najim dodomòwim studio w stëcznikù i gromicznikù. Promòcyjnô platka sã ùkôza w pòłowie łżëkwiata – dodôwô Tomôsz. Mùzycë pòdzelëlë swój repertuar na dwa partë – kameralny i estradowi. To dlôte, że nié wszëtczé dokazë bãdą dobrze brzëmiałë na wiãkszi binie, kòl jaczi lëdze chcą sã bawic. Òkróm te niejedne są krótkò taczich mùzycznëch gatënków, jak jazz, a tegò lepi sã słëchô w mniészim karnie, w zalach. Czasã dobiérómë repertuar zarô pò rozstawienim sã na binie, zanôleżno òd warënków. W kùńcu takô je téż lëdowô mùzyka – apartni sã z pòzdrzatkù na rozmajité òrãdze – òd wieselégò, pò żużónczi czë żałobné spiéwë – tłomaczą Éwa i Tomôsz. Òbkłôdkã promòcyjny platczi za projektowelë sami. Ji aùtorã je bracyna perkùsystë – Dawid Domańsczi, chtëren wëzwëskôł m.jin. dôwną tôblëcã z nôdpisã Skład Kolonjalny, jakô dolmaczi dorazu òriginalny pisënk. Bënë nalézemë 11 sztëczków z tradicyjną mùzyką i słowama wzãtima z platczi „Cassubia Incognita”. Wëjątkã je trzecô spiéwa, jaczi aùtorã je Antoni Peplińsczi. Jich pòstãpné planë to promòwanié swòji mùzyczi. Plata pòwsta prawie dlôte. Jesmë jã wëdelë za gwôsné strzódczi i nié z chãcą zarobieniô. Wëslemë jã do òstrzódków kùlturë na Kaszëbach, bãdzemë rozdôwelë òb czas wëstãpów. Chcemë téż òb ten sezón dac jak nôwiãcy kòncertów. A òb jeséń, czedë zôs mdzemë mielë wiãcy czasu, mòże pòmëslimë ò wëdanim platczi, jaką dô kùpic – gôdô T. Drążkòwsczi. Niwa Modrego Lnu Czëstô jinszô je wëdónô pôrã miesąców temù plata karna Niwa Modrego Lnu. Ji titel to „Wiejska muzyka z północnych Kaszub”. Takô pòzwa òddôwô zamkłosc, bò to pò prôwdze wieskô mùzyka – gôdô Dawid Gonciarz. Ten mieszkający w òkòlim Ùstczi mùzyk założił grëpã ju w 2007 r. Czedë sã do tegò rëchtowôł, przezdrzôł archiwa Institutu Mùzycznégò Fòlkloru Pòlsczi Akademie Nôùk we Warszawie. Szukôł jem nagraniów z interesëjącégò mie terenu, to je pasa, jaczi cygnie sã przez Kluczi, Lëzëno pò Wejrowò, Pùck. Jô czëtôł téż POMERANIA MÔJ 2014 materiałë òpisëwającé dôwné instrumeńtë, ruchna kapelów. Baro mie żôl, że na Kaszëbach ju ni ma żëwi transmisji tëch tradicjów. Lëdze, co sã tim zajimelë, ju dôwno nie żëją, tej wszëtkò, z czegò mòżemë sã ùczëc, to archiwa – gôdô D. Gonciarz. Nimò procëmnotów ùdało mù sã kù reszce nalezc lëdzy, chtërnym w dëszë graje jistno jak jemù. Dzél 6-òsobòwégò karna na codzéń je dalek òd Ùstczi. Dwùch mieszkô na pôłnim Pòlsczi. To baro zawôdzô w pòspólnym granim, ale w kùńcu ùdało sã zebrac materiał brëkòwny do wëdaniô platczi. Jesmë chcelë na ni pòkazac zabôczoné melodie, jaczé zdżinãłë gdzes westrzód „welewetków” i „kaszëbsczich jezór”. A do te òne sã nama pò prostu widzą – dodôwô. Jich òbrôbianié zaczãło sã na przełómanim 2012/2013 r. Jesmë wzãlë tekstë i melodie nalazłé w archiwach i na place „Cassubia Incognita”, chtërna pòkôzała tradicyjną kaszëbską mùzykã swiatu – kôrbi D. Gonciarz. Karno Niwa Modrego Lnu w tim czasu dôwało kòncertë, m.jin. w Klukach, Swòłowie, Nadolim, Wdzydzach, Piasecznie, pòd Rzeszowã. Brało téż ùdzél w bëtowsczim festiwalu Cassubia Cantat. Nôlepi graje sã nama w bùtnowëch mùzeach, tpzw. skansenach. Òkróm te mómë starã to robic jak nôbarżi aùtenticzno, spòntaniczno, z rozmajitim dobierã instrumeńtów. Sygną wej 2–3, żebë zagrac wikszosc melodiów, ale mòże bëc jich wiãcy. Jistno je ze spiéwã. Móm nôdzejã, że czejbë nas czëlë lëdze żëjący w pòłowie ùszłégò wiekù, wzãlëbë naju za kapelã ze swòjich czasów. Do tegò zgrôwómë, żebë jak nômni przetwòrziwac, sztilizowac, aranżowac – gôdô mùzyk. Dlôte téż sygają pò prosté instrumeńtë, chłopi òblôkają sã w biôłé kòszle i cemné bùksë, a białczi w dłëdżé sëknie. Plata „Wiejska muzyka...” z 14 dokazama ùkôzała sã pòd kùńc 2013 r. Jesmë jã wëdelë dzãka dëtkóm òd marszôłka pòmòrsczégò wòjewództwa, jaczé dôł nama na realizacjã projektu „Niech ta muzyka zabrzmi na nowo”. 5 tës. zł dało nama mòżlëwòtã zòrganizowaniô nagraniô w studio w Pùszczikòwie i stodole w Swòłowie. To dzãka temù mdze przistãpnô m.jin. w mùzeach, pónktach turisticzny infòrmacji. Òkróm te chcã dac darmòwé lopczi do scygniãcô w internece, żebë kòżdi mógł pòsłëchac i òbtaksowac. Nadczidóm równak, że ta mùzyka mòckò apartni sã òd tegò, co bédëją jiné kaszëbsczé karna – dodôwô D. Gonciarz. Tłómacził DM 47 ZE SZKOLNEJ PÓŁKI/WAŻNE DATY Pół roku z podręcznikiem Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece Bardzo zdziwiły mnie opinie niektórych nauczycieli (często z dużym stażem zawodowym), że podręcznik Felicji Baski-Borzyszkowskiej i Wojciecha Myszka Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece jest zbyt trudny dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Muszę przyznać, że to podręcznik bardzo ambitny i rzetelnie opracowany, więc na pierwszy rzut oka może sprawiać takie wrażenie. Zacznijmy od tego, że jak na razie podręcznik mamy tylko jeden i nie można go porównać z żadnym innym dla IV etapu edukacyjnego. To właśnie jest pierwszy argument, który przemawia za tym, że trzeba się jeszcze z takimi opiniami powstrzymać. Poza tym, aby się wypowiedzieć na temat podręcznika, trzeba na nim jakiś czas popracować. Moim zdaniem przynajmniej jeden semestr. Do września 2013 roku języka kaszubskiego uczyłam tylko w szkole podstawowej i gimnazjum. Praca w szkole średniej, to dla mnie nowe doświadczenie, i nie ukrywam, miałam pewne obawy. Jednak wiedziałam, że jest podręcznik i program autorski, który pani Felicja bardzo chętnie mi udostępniła. Rozmawiałyśmy też na temat możliwości, jakie daje podręcznik, jak z niego korzystać w poszczególnych grupach uczniów (podstawowa i zaawansowana). Te porady dużo mi dały i przygotowały do pracy ze starszymi uczniami. Jednak wróćmy do podręcznika. W lutym bieżącego roku na jednej z lekcji zadałam uczniom kluczowe pytanie: Co myślicie o podręczniku, z którego korzystamy na lekcjach języka kaszubskiego? Wypowiedzi były różne, ale wszystkie pozytywne. Przytoczę najważniejsze z nich: Ciekawie napisany, Podobają mi się zagadki i wkładki, Podoba mi się to, że jest tak dużo różnych ciekawych tekstów, Nie ogranicza nas i daje możliwość wyboru treści do omawiania. Rzeczywiście jest w nim bardzo dużo tekstów. To ogromny plus podręcznika, ponieważ nauczyciel, omawiając wybrany temat, nie musi 48 DZIAŁO SIĘ w maju • 1 V 1944 – w Lizbonie zmarł ks. Stanisław Wojciech Okoniewski, biskup chełmiński, me cenas sztuki. Pochowany został na lizbońskim cmentarzu Prazeres, skąd jego prochy przewieziono do Pelplina i złożono w podziemiach katedry. Urodził się 21 kwietnia 1870 we wsi Popowo k. Kościana. • 1 V 1954 – zakończono elektryfikację odcinka kolejowego Gdańsk – Sopot – Gdynia. • 15 V 1994 – w setną rocznicę powstania w Luzinie chóru Lutnia, pod batutą organisty Teofila Reinholza, został on reaktywowany. Pierwszym dyrygentem XX-wiecznej Lutni został Jerzy Szostakowski. szukać odpowiednich pozycji książkowych i potrzebnych fragmentów. Ma już gotowe, różnorodne materiały: wiersze, prozę, treści naukowe, gotowe tłumaczenia na język kaszubski, fragmenty dramatów i mnóstwo innych tekstów. Daje to wiele różnych możliwości nauczycielowi i uczniowi. Poza tym lekcje stają się atrakcyjniejsze, bo uczeń może sam wybrać interesujący go tekst i na nim samodzielnie popracować lub porównać go z innymi. Warto zwrócić uwagę na ćwiczenia i zadania do tekstów. Jest ich bardzo dużo, a poziom trudności dostosowano do możliwości uczniów. W tym miejscu rzuca się w oczy profesjonalizm autorów oraz znajomość psychiki oraz indywidualnych potrzeb uczniów. Bardzo przydatne są wkładki Séwôrzów szlachã. Na wyróżnionych, niebieskich stronicach można znaleźć ciekawe informacje o twórcach literatury kaszubskiej. Nie są to tylko noty biograficzne, ale i wiersze – literackie pomniki wystawiane twórcom przez twórców. To tylko namiastka naszych spostrzeżeń o podręczniku, z którym można wędrować z uczniami po różnych • 26 V 1944 – w lasach pod Łubianą k. Kościerzyny miała miejsce jedna z największych bitew partyzanckich na Kaszubach. Okrążeni przez znaczne siły niemieckie partyzanci TOW Gryf Pomorski, oddziału AK oraz Kaszubi ukrywający się przed wcieleniem do Wehrmachtu wydostali się z kotła. Na polu bitwy zginęło 15 partyzantów, a straty niemieckie wyniosły 22 zabitych. Na pamiątkę tej bitwy, w jej 40. rocznicę, został uroczyście odsłonięty pomnik stojący na rozwidleniu dróg, które prowadzą do Kościerzyny, Bytowa i Chojnic. Zaprojektował go artysta malarz i rzeźbiarz Filip Trzebiatowski. • 31 V 1914 – w Czersku urodził się dr Jan Kazimierz Szalewski, nauczyciel, dowódca oddziału partyzanckiego w Borach Tucholskich. Był też komendantem TOW Gryf Pomorski na powiat kościerski, potem komendantem Obwodu Kościerskiego AK na ten powiat. Po wojnie aresztowany przez UB. Autor wspomnień z okresu walk partyzanckich. Zginął tragicznie 4 marca 1988 w Gdańsku i został pochowany na cmentarzu w Starogardzie. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie płaszczyznach literackich i kulturowych naszej małej ojczyzny. Zachãcywóm szkólnëch i przindnëch maturantów do wanodżi z ùczbòwnikã. Wioletta Katarzyna Ratajczak-Toczek, Zespół Szkół Ekonomiczno-Rolniczych w Bytowie POMERANIA MAJ 2014 Moje trzy grosze w sprawie języka kaszubskiego W ostatnich numerach „Pomeranii” ukazało się parę artykułów i listów na temat Wielkiego słownika polsko-kaszubskiego E. Gołąbka. Owe teksty zawierają niejako przy okazji przemyślenia autorów o kaszubskim języku w ogóle, np. zastanawianie się nad tym, czy dla przyszłości naszej rodnej mowy korzystne jest bazowanie na wzorcach języka polskiego. Zdaniem krytyków oznacza to odejście kaszubszczyzny od „korzeni”, co wręcz grozi jej całkowitym zanikiem. Wyjściem alternatywnym według nich jest trzymanie się owych „korzeni” i szukanie w zasobach dawnej mowy własnych źródeł modernizacji języka. Bo że język kaszubski modernizować trzeba, tego chyba nikt nie kwestionuje. Język, jeśli nie jest martwy, to cały czas znajduje się in statu nascendi (w trakcie stawania się). Warto mieć świadomość, że nawet łacina, w potocznym mniemaniu „martwa”, mocno się zmienia. Średniowieczna łacina bardzo się różniła od języka dawnych Rzymian, a dzisiejsi katoliccy hierarchowie, jeśli posługują się tą szlachetną mową, to muszą szukać nowych określeń dla opisu realiów dzisiejszego świata. W ubiegłych latach wypowiadałem się już na łamach „Pomeranii” w sprawach pożądanego kształtu języka kaszubskiego. Powtórzę, że opowiadam się za dążeniem do kaszubszczyzny „wysokiej”, czyli starannej. I dzięki temu ładniejszej! Na użytek szkół, mediów, urzędów, kościoła i oczywiście literatury. Czym innym jest mowa potoczna w domu, w rodzinach, między kolegami, a czym innym odmiana języka na użytek publiczny. Przytoczone we wspomnianych na początku tekstach wzięte z przeszłości przykłady starannego zapisywania autentycznej mowy prostych ludzi trzeba traktować jako świadectwa naukowej staranności badaczy kaszubszczyzny. Tamtej kaszubszczyzny i tamtych Kaszubów. To jest dokumentacja dawnego stanu rodnej mowy. Z czasów, gdy większość mieszkańców nie tylko Kaszub, ale i całej Polski, wiodła życie na wsi. Był to świat wiejski, często siermiężny, z typowymi dla tzw. prostych ludzi relacjami wzajemnymi. Jesteśmy naszym przodkom winni szacunek, ale to nie znaczy, że mamy myśleć i mówić jak oni. Wyobrażam sobie, jakie byłyby reakcje, gdyby ktoś dzisiejszym pokoleniom Polaków radził powrót do mowy bohaterów Chłopów noblisty Reymonta. Jako antidotum na zalew anglicyzmów. Kilka zdań jeszcze o kaszubskich „korzeniach” językowych. Osoby, które mają przygotowanie filologiczne, wiedzą, że to, co wydaje się unikalne w naszej mowie, nie zawsze jest takie. Przykładowo używane zwłaszcza na południowych Kaszubach złożone formy czasowników czasu przeszłego typu „gôdôł jem”, „robilë jesme” nazwałby prof. Miodek „skamieliną”. Podobnie mówili Polacy, tyle że kilkaset lat temu. A częstsze na Nordzie „jô gôdôł”, „më robilë” (sam tak mówię i piszę)? To wpływ fleksji germańskiej, podobnie jak germańskie – po prostu niemieckie – podłoże ma wiele „czysto kaszubskich” słów w rodzaju „bùten”, „bùksë” czy „gbùr”. Tu jednak też się powtórzę, że niemieckie podłoże mają również liczne słowa polskie z zakresu zabudowy miejskiej, rzemiosła czy wojskowości.Przyznaję, że drażni mnie m.in. podczas lektury „Pomeranii” stosowanie nawet przez dzisiejszą wykształconą elitę kaszubską form o charakterze gwarowym, niestarannym. Do tego rodzaju przypadków zaliczam używanie „bez” w znaczeniu „przez”, „bënômni” w znaczeniu „przynajmniej” (ośmiesza to ostatnio – po polsku! – Jolasia w „Kiepskich”) czy „dze” w miejsce „gdze”. Jeśli ewentualnie uczeń przeniesie je na lekcje języka polskiego, nauczycielka słusznie określi to jako „zepsutą polszczyznę”. Na koniec uwaga ogólna: historycznie Kaszubi byli i są pod presją kultur silniejszych. Były całe stulecia dominacji niemieckiej i całe stulecia – polskiej. Od świata nie da się uciec do skansenu czy rezerwatu. I podobnie jak z technicznych wynalazków, należy rozsądnie korzystać z tego, co w świecie dla nas przydatne i cenne. Z tym, że większe zaufanie budzi technika niemiecka, natomiast kultura polska. Na pewno także emocjonalnie bliższa większości nas. Jerzy Hoppe Członkowie i sympatycy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, zapewne dotarła do Państwa informacja, że nasz kolega Leszek Szmidtke (były członek Klubu Studenckiego Pomorania i od wielu lat autor kaszubskich audycji w Radio Gdańsk) ma od pewnego czasu poważne problemy ze zdrowiem, i nie może pracować. Operacja, którą przeszedł, zakończyła się komplikacjami. Jednak stan zdrowia Leszka poprawił się na tyle, że w minioną sobotę można go było przewieźć ze szpitala w Grudziądzu do dawnego szpitala studenckiego w Gdańsku, gdzie bliżej rodziny, będzie przechodził rehabilitację. Czeka Leszka długotrwała rehabilitacja. W tych wyjątkowych i trudnych dla Leszka i jego rodziny warunkach chcielibyśmy im pomóc. W związku z tym grupa przyjaciół i osób, z którymi Leszek współpracował, postanowiła zorganizować wsparcie na rzecz jego rehabilitacji. Na spotkaniu, w którym uczestniczyli przedstawiciele różnych środowisk współpracujących z Leszkiem, ustalono, że w celu niesienia stałej pomocy Leszkowi Lions Club Gdańsk (organizacja pożytku publicznego, mająca doświadczenie w niesieniu pomocy potrzebującym) wyznaczy konto, na które będziemy jako osoby prywatne wpłacali regularnie zadeklarowaną kwotę. Dla tych Państwa, którzy planują dokonywać wpłaty na konto, podaję numer rachunku bankowego Alior Bank: 162490 0005 0000 4530 1465 7949 LIONS CLUB GEDANIA GDAŃSK ul. Sieroca 3, 80-839 Gdańsk. Tytuł wpłaty: „dla Leszka Szmidtke”. Bardzo proszę Państwa o rozważenie udziału w pomocy dla Leszka. Każda złotówka w ten sposób zebrana pomoże w jego rehabilitacji i powrocie do pracy, tak abyśmy mogli się cieszyć wieloma kaszubskimi audycjami radiowymi, które dla nas wszystkich zrobi Leszek. Myślę, że może w tej trudnej chwili liczyć na solidarność społeczności zrzeszonej, dla której dobra działał. Polecam to Waszej uwadze! Łukasz Grzędzicki Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego POMERANIA MÔJ 2014 49 WËDARZENIA Wëstôwczi, promòcjô i recytacjô Pòd kùńc strëmiannika w bólszewsczi Pùbliczny Biblotece Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë òdbëłë sã dwie czekawé rozegracje. Nôprzódka (21.03) lubòtników lëteraturë i kùńsztu przëchłoscëłë Miónczi Jedny Wiérztë i wëstôwk „Zymkòwé nôstroje”, a piãc dni pózni promòcjô ksążczi Aleksandra Labùdë Gùczów Mack gôdô. Przédnym célã Miónków Jedny Wiérztë je òżëwienié lëteracczi rësznotë i promòwanié pòétów, chtërny piszą pò kaszëbskù abò pò pòlskù. Kònkùrs béł òtemkłi. Kòżdi z ùczãstników miôł wësłac jeden pòéticczi dokôz na równo jaką témã. Òb czas finału w Bólszewie nót bëło zaprezentowac swòjã wiérztã òbsądzëcelóm, chtërnyma latos bëlë: Artur Jabłońsczi, Macéj Tamkùn i Mariô Tréder. Do Miónków òstało zgłoszonëch 25 wiérztów, w tim piãc pò kaszëbskù (dokazë w naji rodny mòwie bëłë òceniwóné razã z pòlsczima w òbrëmienim pasownëch wiekòwëch kategóriów). Dobiwcama òstelë: Wérónika Jarzembińskô (I môl), Mikòłôj Garstka (II môl – kaszëbskòjãzëkòwô wiérzta) i Kòrneliô Rutkòwskô (III môl) westrzód ùczniów klasów IV–VI, a w kategórie dozdrzeniałëch: Elżbiéta Bieńkò-Kòrnackô (I môl), Daniela Pòlasik (II môl), Sławòmir Jankòwsczi (III môl – kaszëbskòjãzëkòwô wiérzta). Wëprzédnienia dostelë: Anna Witz ling i Antonina Szachòwskô (IV–VI), Katarzëna Lejkòwskô (gimnazja), Dorota Mëszk, Kristina Kòbùs, Féliks Sykòra (dozdrzeniałi). Kònkùrs béł sparłãczony z wëstôwkã „Zymkòwé nôstroje”, jaczi òstôł zes tôwiony z sédmënôsce dokazów Terézë Majkòwsczi, Aleksandrë Mazurkiewicz-Tiesler, Ludwiczi Szefke, Brigitë Sniatecczi, Tadéùsza Trocczégò, Kristinë Groth, Annë Sadowsczi, Terézë Marzec, Jerzégò Gùć, Celinë Tatarczuk, Elżbiétë Bieńkò-Kòrnacczi, Kristinë Dering, Editë Waskòwsczi, Kristinë Karczewsczi, Elżbiétë Firlej, Longinë Wësocczi, Bògùmiłë Piazza-Składanowsczi. Na zakùńczenié wieczoru gòsce zapòznelë sã z ùtwórstwã Jaromirë 50 Miónczi Jedny Wiérztë. Nôdgrodzony w kategórie dozdrzeniałëch wespół z òbsądzëcelama i direktórką bibloteczi. Labùddë – kaszëbskòjãzëkòwi pòétczi z Tłuczewa. Òrganizatorama rozegracji bëlë: wójt gminë Wejrowò Henrik Skwarło, direktór Samòrządzënowégò Gimnazjum w Bólszewie Zbigórz Lipka, Kaszëbskô Jednota i czerowónô przez Janinã Bòrchmann bólszewskô bibloteka. Ju piãc dni pózni – 26 strëmiannika – w tim samim môlu òdbëło sã pòstãpné wëdarzenié – promòcjô ksążczi Aleksandra Labùdë Gùczów Mack gôdô spar łãczonô z wëstôwkã dokazów artistów z Kòła Ùtwórczich Ùlubieniów [Koło Pasji Twórczych] „Malarsczé pòdskôcënczi felietonama Aleksandra Labùdë”. Ksążka je zbiérã przed- i pòwòj nowëch felietónów Gùczowégò Macka. Bëne pùblikacji nalézemë téż òbrazë sparłãczoné z tima dokazama. Òb czas promòcji ùczniowie bólsze wsczégò gimnazjum m. Jana Pawła II pòd czerënkã Henriczi Albecczi pòkôzelë na binie słowno-mùzyczny przedstôwk na spòdlim Labùdowëch felietónów „Gniota z Wãsór” i „Na rińce”. Jaromira Labùdda rzekła ò robòce nad dopasowanim ùsôdzków Gùczowégò Macka do dzysdniowégò pisënkù. Pózni Macéj Tamkùn wprowadzył gòscy w swiat pleneru: „Malarsczé pòdskô cënczi felietonama Aleksandra Labùdë”, a na zakùńczenié Teréza Szczodrowskô kôrbiła ò òbrazach, jaczé twòrzą wëstôwk ò taczi sami pòzwie. Òrganizacją promòcji i òtemkniãcô wëstôwkù zajimnãlë sã: direktórka bólszewsczi Pùbliczny Bibloteczi Gminë Wejrowò Janina Bòrchmann, wójt gminë Wejrowò Henrik Skwarło, wójt gminë Lëniô Łukôsz Jabłońsczi, gimnazjum w Bólszewie, Gminowi Dodóm Kùlturë w Lëni, Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i part KPZ w Gòscëcënie. Red. Òdj. ze zbiérów Pùbliczny Bibloteczi Gminë Wejrowò w Bólszewie POMERANIA MAJ 2014 XXIX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa Serdecznie zapraszamy do udziału w spływie, który rozpocznie się 5 lipca 2014 roku w Lipuszu (powiat kościerski) i będzie prowadzić rzeką Wdą, m.in. przez urokliwe Wdzydze Kiszewskie i Czarną Wodę. A zakończy się 13 lipca, po dopłynięciu do położonego na północnym skraju Borów Tucholskich Osowa Leśnego (powiat starogardzki). Na Kaszubach i na Kociewiu Spływ, podobnie jak w latach ubiegłych, będzie łączył przygodę wodniacką, poznawanie walorów krajobrazowych i przyrodniczych, z bogatym regionalnym programem kulturalnym. I tak w Lipuszu 6 lipca planujemy imprezę „Niedziela z Remusem”, na którą złożą się m.in.: • spotkanie z lipuskim oddziałem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego; • przeczytanie fragmentu arcydzieła Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa o Lipnie, którego pierwowzorem był Lipusz; • opowieści o prototypie bohatera powieści Jakubie Remusie, pochowanym na lipuskim cmentarzu; • występ Pawła Ruszkowskiego z Kościerzyny, zdobywcy I nagrody na ogólnopolskim festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej”, wokalisty, który do światowych przebojów dopisał teksty kaszubskie o Remusie. Z kolei we Wdzydzach Kiszews kich planujemy „Wieczór kościerski”, a w jego trakcie: • spotkanie z Oddziałem ZKP w Kościerzynie; POMERANIA MÔJ 2014 • projekcję filmu „Remus – człowiek stąd”, opowiadającego o związkach Aleksandra Majkowskiego i bohatera jego powieści z Kościerzyną (narratorką w filmie jest prezeska oddziału kościerskiego ZKP Beata Jankowska). We wtorek (dzień lądowy): • zwiedzimy Muzeum – Kaszubski Park Etnograficzny we Wdzydzach; • popłyniemy statkiem na Ostrów Wielki – „wyspę jak marzenie”, gdzie będziemy gośćmi obecnego właściciela Jana Navus-Wysockiego. Tegoroczny spływ powiedzie Remusowych kajakarzy nie tylko przez Kaszuby, ale również przez nie mniej piękne krajobrazowo i wierne tradycji Kociewie. Postaramy się przybliżyć i tę krainę pomorską, organizując w Czarnej Wodzie „Wieczór kociewski”. A w drodze do tej miejscowości zwiedzimy tajemnicze kręgi kamienne w Odrach. W Czarnej Wodzie, na biwaku „Pod świerkami”, odbędzie się także tradycyjne spotkanie z redakcją „Pomeranii” oraz prezentacja wydawnictw, dokonana przez Księgarnię Kaszubsko-Pomorską Czec. Biwaki i posiłki Aby uniknąć uciążliwego codziennego rozstawiania namiotów i ich zwijania, przewidujemy biwaki jedynie w trzech miejscach: Lipuszu, Wdzydzach Kiszewskich i Czarnej Wodzie – na urządzonych polach namiotowych. Na miejsca startów, jeśli nie wypadną one w miejscowościach, w których będziemy nocować, uczestników dowiezie autokar, a po zakończeniu etapu – odwiezie na biwak. Po konsultacjach z wieloletnimi uczestnikami „Remusa” rezygnujemy w tym roku z posiłków polowych, gdyż w miejscach biwakowania i w ich pobliżu będzie można bez trudu pożywić się we własnym zakresie, dostosowując menu do indywidualnych upodobań i możliwości. Oczywiście, w tej sytuacji wpisowe ulegnie zmniejszeniu o koszty posiłków polowych (ok. 50 zł). Organizator i patron prasowy Głównym organizatorem tegorocznego spływu Śladami Remusa, a zarazem realizatorem jest Klub Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik. 51 Patronat prasowy sprawuje redakcja „Pomeranii”. Komandorem spływu będzie Wojciech Kuc. Uczestnicy i sprzęt W spływie biorą udział osoby zakwalifikowane, po uprzednim zgłoszeniu się i spełnieniu wymagań zawartych w regulaminie, który zostanie opublikowany w internecie (adres strony poniżej). Organizator będzie dysponować dla uczestników spływu kajakami. Ich odbiór nastąpi w miejscu startu, a oddanie na mecie. Można, oczywiście, korzystać z własnego sprzętu, ale nie zapewniamy jego przewozu. Organizator gwarantuje fachowe prowadzenie spływu oraz opiekę ratowniczo-medyczną. Wiosłującym może towarzyszyć grupa rowerowa. Orientacyjne opłaty i terminy Przewidujemy, że wpisowe normalne od osoby wyniesie 250 zł, a zniżkowe – 200 zł. Sumy te (pomniejszone o VAT od opłat za usługi turystyczne) mają pokryć część kosztów, m.in. ubezpieczenie osób, przewozy uczestników i bagaży między biwakami, opłaty za biwaki, koszty imprez kulturalnych, pamiątki spływowej i informatora-regulaminu-przewodnika oraz koszty organizacyjne. Zniżka przysługuje członkom Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik, którzy będą mieli opłacone składki członkowskie do 2014 roku włącznie (co należy udokumentować podczas rejestracji), a także studentom i uczniom. Opłata za wypożyczenie i przewożenie kajaka wynosi 200 zł (100 zł od osoby). Kaucja za kajak w wysokości 50 zł (jako zabezpieczenie pokrycia ewentualnych kosztów jego drobnej naprawy) będzie pobierana na starcie. Pisemne zgłoszenia udziału przyjmowane będą do 4 czerwca br. Druk zgłoszenia zostanie wysłany do uczestników wcześniejszych spływów wraz z uaktualnioną informacją oraz zamieszczony na stronie internetowej www.kaszubi.pl, z której należy przejść na podstronę Klubu Turystycznego Wanożnik. Tam też będą ukazywały się najświeższe wiadomości na temat spływu (w tym o ostatecznych opłatach). Zgłoszenia można przysyłać pocztą na adres siedziby klubu: ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, e-mailem na adres: [email protected] lub złożyć bezpośrednio w siedzibie klubu Wanożnik. Opłaty należy uiścić do 24 czerwca na konto Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik: Bank Millennium nr konta: 39 1160 2202 0000 0002 0852 1487 z dopiskiem „Spływ Remusa” (podając nazwiska uczestników). Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Edmund Szczesiak tel. kom. 608466356, e-mail: [email protected] Co sã dzeje na wiesołach? Dżiną zwëczi na Kaszëbach. Tak mùsz je scwierdzëc, czej sã człowiek pòmësli ò tim, jak czedës, a jak terô wëzdrzą zdënczi a wiesoła w naszim regionie. Mómë to samò, co je dzys w módze w całim kraju ë gwës w pòłowie Eùropë. Në mòże kąsk tam òstało najégò… Chcemë sã przëzdrzec. M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N Tuńc dlô bùtnowëch Nôprzódka to, co dżinie na najich òczach. Na gwës niejedny ju ò tim nie pamiãtają, niechtërnym sã za tim ckni, a pôrã lëdzy jesz w slédnym czasu brało w tim ùdzél. Jidze mie ò zwëkù tpzw. bùtnowëch. „Ti z bùtna” – zeza òkna mòżna rzeknąc – to lëdze, chtërny przëchôdają pòd wieselną zalã, żebë sã pòbawic. Czasã nawetka nie znają młodëch. Òrkestra graje dlô nich pôrã mùzycznëch sztëczków, wëcygają gòscy do tuńca, piją kòrnuska. Pò czile spiéwach i sznapsach bùtnowi wrôcają dodóm, chòc są i taczi, co òstôwają jaż do rena. Nen zwëk jesz dzesãc lat temù béł baro rozkòscérzony, dzysô ju drãgò 52 Na òdjimkach przezeblokłi na wieselim w Lebczu. Òdj. MB POMERANIA MAJ 2014 ZWËCZI je ò nim ùczëc. Zdôwô sã, że za sztócëk zdżinie nama do czësta. Poltrowanié i apartnô delegacjô Zó to jesz baro żëwi je kòl nas – znóny w pôrã môlach w Pòlsce – tpzw. polter abend (z niemiecczégò „głosny wieczór”), zwóny téż prosto tłëczenim szkła. Wnetka wszëtcë na Kaszëbach to znają. Przëchòdzy sã do chëczë brutczi dzéń przed zdënkã i tłëcze ò próg bùdle, skła abò statczi. Mùsz je pamiãtac, żebë szkło bëło biôłé, a nié farwné. Mô to dac młodim szczescé na nowi stegnie żëcégò, a je téż leżnoscą do pòtkaniô sã z lëdzama, co nie są rôczony na wieselé. Chòc dzysô colemało tłëczemë szkło nié ò próg, a na przëmiôr ò przërëchtowóny do tegò kam, to mést ten zwëk nie je w zagróżbie. Mómë jesz jeden – tim razã szpòr towny – zwëk, co përzinkã jesz żëje. Jidze ò przezeblokłą delegacjã na wieselé. Na przëmiôr chłop w ruchnach białczi i białka w chłopsczim òbleczënkù. Przëchôdô taczich dwòje na wieselną zalã, skłôdô młodim żëczbë, za co dostôwô sznaps abò jiny darënk. Jich gôdka mùszi bëc rimòwónô i smiésznô, a młodi mają òbrzészk zatańcowac z taczima gòscama. Jak jem rzek, ta tradicjô je jesz żëwô w rozmajitëch môlach, òstatno móm tak cos widzóné chòcle w Lebczu kòl Pùcka. Tradicje zabëté Czësto ju ni ma taczich zwëków, jak na przëmiôr czëtanié kôrtków, lëstów abò telegramów z żëczbama òb czas wiesoła. Wëzdrzało to tak, że brifka zbiérôł taczé lëstë doma ë przëchôdôł z nima na rozegracjã przezeblokłi w swój ùnifòrm i z pòcztową taszą. Dôwôł ne żëczbë młodim i abò òni, abò òn sóm czëtelë je głosno. Na mòjim zdënkù brifka òstôł POMERANIA MÔJ 2014 ju do rena, a czej w niedzelã lëdze szlë do kòscoła, jesz wisôł spiący przełożony przez kòscelną brómã – rzekł mie jeden chłop ze Starzëna, co wieselé miôł ju wicy jak 20 lat temù. Na gwës tak sã trôfiało nié rôz. Dzysô ju tegò zwëkù ni ma, ale nie je to dzywné. Kò chto terô sélaje żëczbë pòcztą? Corôz mni ùzdrzimë na wiesołach tradicyjnëch òczepinów. Abò jich nijak ni ma, abò są w nowòczasny wersje. Òrkestra téż ju nie òbchòdzy w piątk sąsadów młodi pôrë, żebë rôczëc jich na zdënk. Zabëtëch je téż wiele jinëch tradicjów. Na przëmiôr ti, że w niedzelã pò wieselny zôbawie białka mùszi wstac pierszô z łóżka, żebë miec pózni doma pierszé słowò przed chłopã. Mało chto téż wié, że na Kaszëbach nie przenôszô sã młodi przez próg chëczë, ale chłop i niasta mają przeńc przez niegò razã, żebë żëlë tak samò długò. Béł téż czedës zwëk, że gòsce z kòscoła jachalë do karczmë, gdze kòżdi bawił sã za swòje pòdług słów: „wieselé je rôz, a biéda całé żëcé”. Chòc to bëło baro dôwno temù, a téż czãsto jachało sã pózni jesz do dodomù młodëch… Są jesz taczé sprawë, jak tłëczenié czeliszków pò pierszim toasce, witanié młodëch chlebã ë solą na wieselny zalë. Ale czë są to nasze, swójsczé zwëczi? Na stołach ni ma zó to czôrninë, bez chtërny przódë lat wieselé ni mògło sã òbéńc. I rodzącé sã nowé Widzec je téż cos kąsk nowégò. Czasã dô sã widzec młodëch w kaszëbsczich ruchnach. Mómë téż pierszé zdënczi, na jaczich młodi przësygają so w kaszëbsczim jãzëkù. Tegò przódë nie bëło! Są téż rëchtowóné nórcëczi ze swójsczim i baro regionalnym zjestkù. Corôz wicy òrkestrë grają terôczasnëch kaszëbsczich sztëczków do tuńca. Rodzy sã tej cos, co sã bierze z chãcë pòchwôleniô sã, bëcégò bùsznym z pòchòdzeniégò. To je dobré, ale jesz lepi bëłobë, żebë do nowëch ùdbów dodac chòc kąsk z nëch stôrëch snôżich zwëków. Mòżna je doch wrócëc do żëcégò abò ùretac przed zadżinienim. Sygnie blós përznã chãcë. 53 Niemcy i Wendowie W 2012 roku staraniem Andrzeja Chludzińskiego i Wydawnictwa Jasne wyszły drukiem wybrane utwory Johanna Ernsta Benna (właściwe nazwisko: Benike), niemieckiego pisarza, poety i historyka działającego w pierwszej połowie XIX wieku. Ten urodzony w Karlinie romantyk, pracujący jako koszaliński archiwista i mający za sobą karierę wojskową w Sławnie i Słupsku, od lat dwudziestych pisał utwory, które można określić mianem literatury domowej i patriotycznej. Domowość jego literatury wyraża się opisami nadmorskiego krajobrazu, które podawane są ze specyficznym namaszczeniem, przywodzącym na myśl wczesnoromantyczną koncepcję ubóstwionej natury. Sławiona jest tutaj pamięć o dawnych wydarzeniach i ludziach, których szlachetność należy według poety stale utrzymywać w świadomości. Trzeba jednak zauważyć, że Benno był obywatelem Prus, a zatem jego miłość do Pomorza zabarwiona była pruskimi racjami politycznymi, które rozgrywał w sposób, na który polski czy kaszubski czytelnik patrzy podejrzliwie. Niemniej Benno zmagał się intelektualnie i emocjonalnie z czymś, co możemy nazwać dziedzictwem kultury słowiańskiej i to właśnie zaowocowało literaturą, jaką tworzył. Dla poddanego-obywatela o silnej prusko-niemieckiej tożsamości czasy słowiańskie na Pomorzu były rzeczywistością specyficznie naznaczoną przez germańską historiografię. W największym skrócie można tę cechę sprowadzić do przejawów czarnej legendy, w której ujęciu Słowianie-Wendowie byli dzikimi plemionami zamieszkującymi południowy brzeg Bałtyku, dość opornie nabywającymi dopiero dóbr kultury zachodniej dzięki niemieckim 54 osadnikom. Słowiańska organizacja państwowa czy wierzenia Wendów (jak nazywali Niemcy Słowian) nie miały w myśl kulturowego stereotypu wytworzonego przez Prusaków-Niemców większej wartości, a ich obecność na ziemiach należących do Prus była rodzajem wstydliwego spadku. Spod takiego dyktatu postrzegania kultury słowiańskiej próbował się wyzwolić Johann Gottfried Herder, czym wzbudził w tradycji niemieckiej na dwadzieścia – trzydzieści lat rodzaj współczucia dla Wendów. Na tego typu fali „ocieplenia” w relacjach prusko-słowiańskich pojawiła się wśród niektórych artystów, historyków czy przedstawicieli rodów szlacheckich chęć poznania zamierzchłych dziejów ziem, na których mieszkali. I właśnie w tym momencie pojawia się Benno ze swoimi rozległymi (ponad 3 tys. stron druku) artystyczno-historycznymi dziełami o słowiańsko-germańskim Pomorzu. To, co możemy po polsku przeczytać z dorobku Benna, sprowadza się dzisiaj do dwóch pozycji: Ballad i pieśni oraz powieści historycznej Róg strażniczy z Koszalina. Zacznijmy od omówienia pierwszej pozycji, w której pojawiają się utwory: „Maska”, „Dawna pieśń o polskim księciu Bolesławie”, „Święty Otto, apostoł Wenedów”, „Książę Świętopełk”, „Krzyż Barnima”, „Góra Chełmska”, „Widok z góry koło Koszalina”, „Bukowo nad jeziorem”, „Poranek”, „Fanatykom” i „Suchodolski”. Niemal wszystkie utwory niemieckiego romantyka w przekładzie świetnego germanisty Andrzeja Lama dotyczą dawnego Pomorza. Jedynie „Fanatykom” czy „Suchodolski”, to liryki związane z bardziej aktualnymi Bennemu czasami. „Maska” jest wierszowaną opowiastką o mitycznym bohaterze słowiańskim sprzeciwiającym się najazdowi Danów na Pomorze, pełnym odwagi, szlachetności, ale i pewnej „chropowatości”. Pieśń liryczna o księciu Bolesławie, to w istocie poetyckie przedstawienie walk króla polskiego Bolesława Krzywoustego z Pomorzanami (oblężenie Białogardu). Pieśń o św. Ottonie ukazuje wyprawę misyjną bamberskiego biskupa, przy czym podkreśla się jej aspekt wychowawczo-osobowościowy wobec pomorskich książąt, natomiast bagatelizuje zło wyrządzone mieszkańcom niechętnie przyjmującym chrześcijaństwo. W balladzie o Świętopełku opisywany jest z kolei epizod, nieznany w zapiskach historycznych, w którym to książę droczy się ze swoim trefnisiem na temat wyższości odwagi nad mądrością, co zresztą przynosi rozwiązanie przyznające słuszność błaznowi, nie zaś księciu. W wersach liryku „Krzyż Barnima” przedstawione zostało niegodne zachowanie pomorskiego księcia wobec żony swego rycerza, co przynosi krwawą zemstę zdradzonego męża na władcy. Pozostałe trzy utwory stanowią przykłady romantycznej liryki nastroju, w której ożywiona i uczłowieczona przyroda wywołuje w świadomości podmiotu wspomnienia o dawnych czasach, które tyleż trwożą, co fascynują, zawierają takąż samą ilość wydarzeń negatywnych, pełnych przemocy i pierwotności, jak elementów pozytywnych, czynów wspaniałych bohaterów i godnych naśladownictwa postaw. Większość wierszowanych opowieści o historii, które stworzył Benno, ma swoje pierwowzory w Kronice Pomorza Thomasa Kantzowa. To z niej, a także z kroniki Widanta oraz własnej wyobraźni utworzył poeta obrazy sugestywne z portretami władców, rycerzy, duchownych i mieszkańców przedwiecznego Pomorza. Panuje wśród nich duch rycerskiego prawa, obowiązuje niezmienna obyczajowość i trwały model społeczny. Są one tak POMERANIA MAJ 2014 LEKTURY silnie eksponowane, gdyż jak wielu romantyków, także i Benno czuje, że owa rzeczywistość jest już utracona w dynamicznie się zmieniających czasach z takimi epokowymi wręcz wydarzeniami, jak rewolucja francuska i wojny napoleońskie. Pozostaje jedynie marzyć i zapisywać w literaturze nadzieję, że dawne porządki powrócą, ludzie ponownie będą szlachetni, pełni godności i pokory, a rodzime kraje nie będą wstrząsane dramatycznymi wydarzeniami. Podobny cel ideowy przyświecał zapewne Bennowi, gdy tworzył swoją powieść historyczną Róg strażniczy z Koszalina, choć opisywane w utworze czasy bynajmniej spokojne i pełne pokoju nie były. Akcja powieściowych wydarzeń rozgrywa się w XIII wieku, przed założeniem Koszalina czy Słupska na niemieckim prawie miejskim, gdy Góra Chełmska była punktem granicznym pomiędzy wpływami niemieckich osadników sprowadzanych przez książąt pomorskich a dziedzinami, w których wciąż panują Wenedowie – dawni władcy całego Pomorza. Uosobieniem przejściowych czasów jest w powieści Welmin i jego synowie Godek oraz Ciesław. Welmin to dawny słowiański woj, raz przyciągany, innym razem odpychany przez nowe porządki administracyjno-polityczne, raz sympatyzujący z chrześcijaństwem, innym razem się mu sprzeciwiający. Jego synowie przejmują owe rozdwojenie, jednakże swym życiem pokierują w taki sposób, iż jeden POMERANIA MÔJ 2014 z nich osobowościowo się rozwinie, drugi zaś samozatraci. Godek jest tym, który mimo rodowej niechęci do kultury niemieckiej zakochuje się w szlachciance Idzie, podziwia nauki kościoła Chrystusowego i akceptuje zmiany cywilizacyjne. Natomiast Ciesław to człowiek, który upewnia się w nienawiści do obcych, odrzuca chrześcijaństwo, pozostając żercą (kapłanem) religii pierwotnej Słowian, w końcu przechodzi na drogę niecnych czynów, które mają na celu niszczenie niemieckiej kultury. Oprócz opisu mężczyzn w powieści Benna zjawiają się kobiety, początkowo znacząco skontrastowane, by później stać się wspólnie wzorem do naśladowania. Myślę tutaj o Wilce oraz Idzie. Pierwsza to Wenedka, wyniosła, odważna, w zgodzie ze znaczeniem imienia dzika, a nawet mordercza, druga to Niemka, szlachetna, cicha, pobożna i pokorna. Pierwszą fascynuje się Ciesław, choć ona sama wolałaby oddać serce Godkowi. Drugą wielbi Godek, przedkładając dworność, delikatność i pobożność Idy nad żywiołowość i siłę Wilki. Róg strażniczy z Koszalina Johanna Benno pokazuje nieunikniony kres dawnej kultury słowiańskiej, która zaginęła z powodu nieumiejętności dostosowania się do nowego, nieplemiennego systemu organizacji państwa i z racji przeciwstawiania się kulturotwórczemu chrześcijaństwu. Tak sformułowane ideowe wyznaczniki powieści są rozpisane na wypowiedzi i czyny poszczególnych postaci, konsekwentnie przedstawiając krajobraz kulturowy Pomorza Środkowego, w którym krzyżowały się wpływy książąt zachodnioi wschodniopomorskich, gdzie swoje interesy próbowali realizować margrabiowie brandenburscy i Krzyżacy. Sympatia narratora powieści jest wyraźna. Opisuje z akceptacją wszystko to, co pozwala budować nowe miasta z niemieckim patrycjatem, zakładać klasztory chrześcijańskie, które przyjmują do siebie zabłąkane dusze wendyjskie, oraz przekształca dzikie zalesione tereny na ziemię uprawną. Jednocześnie narrator krytykuje słowiańską dzikość i okrucieństwo, nakazujące Słowianom mieszkać w ziemnych jamach i drewnianych chatach, albo duchową ubogość nieznającą rzekomo bardziej subtelnych przedstawień sił boskich poza kultem sił natury. Dzisiejsza lektura wydanych po niemal dwustu latach od czasu powstania utworów Benna przynosi pomorskiemu czytelnikowi ważne treści. Po pierwsze pozwala zrozumieć, w jakim sensie dla kultury niemieckiej Pomorze było przestrzenią, którą należało zdobyć. Po drugie wyjaśnia, dlaczego żywioł niemiecki z taką żarliwością i sentymentem powraca do minionych czasów, gdy ziemie te skolonizował. Po trzecie uzmysławia, że nad Bałtykiem niemal stale istniały obok siebie różne żywioły i racje etniczne. Po czwarte wreszcie, iż odpowiedzialne bycie współczesnym Pomorzaninem polega na ciągłym odkrywaniu samoświadomości. Daniel Kalinowski Johann Ernst Benno, Róg strażniczy z Koszalina, tłum. Barbara Sztark, [w:] Jan Ernest Benno – pomorski romantyk, Wydawnictwo Jasne 2012. Johann Ernst Benno, Ballady i pieśni, wybór, tłum. i wstęp Andrzej Lam, Wydawnictwo Jasne 2012. Rocznik kościerskiego muzeum Na półkach księgarskich w Kościerzynie pojawił się siódmy numer czasopisma, które powoli wrasta w pomorski pejzaż wydawniczy. Ambicją kolegium redakcyjnego jest publikowanie materiałów źródłowych, przyczynków biograficznych, artykułów problemowych czy też sprawozdań z najważniejszych wydarzeń kulturalnych i naukowych. Trzeba przyznać, że najnowsza edycja periodyku może zadowolić miłośników historii miasta i powiatu „w sercu Kaszub”. Imponuje objętość pisma: aż 312 stron. Trudno wskazać obszerniejszy rocznik naukowy bądź popularnonaukowy wydawany w ośrodkach województwa pomorskiego (dla porównania: „Zeszyty Chojnickie” mają ok. 200 stron). Omawiany tom został podzielony na cztery działy. W pierwszym z nich, „Rozprawy i artykuły”, pomieszczono dwa teksty, z których jeden tematycznie nie jest związany z ziemią kościerską. „Biblijne przesłanki kultu Maryi” 55 LEKTURY bardziej zainteresować mogą teologów niż badaczy przeszłości regionu. Natomiast drugi, i jednocześnie ostatni, artykuł w tym dziale traktuje o powojennych losach księży zmartwychwstańców w Kościerzynie (do 1992 r.). Znacznie obszerniejsze są „Materiały i przyczynki”. Ten obszar periodyku wypełniło pięć tekstów o różnorodnej problematyce. Do niektórych z nich miłośnicy regionu będą wracać wielokrotnie. Ciekawe są „Wstępne wyniki archeologicznych badań rozpoznawczych przeprowadzonych w ramach planowanej obwodnicy Kościerzyny”. Redaktor „Zeszytów”, Krzysztof Jażdżewski, podkreślił w „Słowie wstępnym”, że to pierwsze wystąpienie archeologów na łamach tego muzealnego pisma (s. 7). Swoich czytelników znajdzie również znakomicie opracowana przez Benedykta Karczewskiego „Kronika szkoły w Kolonii koło Kartuz” – to cenny przyczynek do badań dziejów oświaty na Kaszubach w okresie zaboru pruskiego. Przekładu kroniki z języka niemieckiego dokonał Jacek Kin, przyjmując w tekście „polskie nazewnictwo geograficzne” (s. 98). Warto dodać, że dr inż. B. Karczewski w latach 1933–1941 był uczniem tej szkoły. Walory źródłowe posiada także trzeci tekst w tym dziale – dotyczący absolwentów Królewskiego Progimnazjum w Kościerzynie z lat 1890–1915. Opublikowane przez Grzegorza Kloskowskiego zestawienie osobowe, poprzedzone krótkim wstępem jego pióra, nie zawiera danych o wszystkich wychowankach tego zakładu naukowego, wielu uczniów odchodziło bowiem do gimnazjów (np. w Chojnicach), gdzie zdawali maturę bądź kończyli edukację w niższych klasach. Zamieszczony w tekście odpis wykonano w języku niemieckim, używanym w oryginale. Można było się jednak pokusić o publikację polskiego tłumaczenia tego czternastostronicowego spisu absolwentów (s. 149–163; objaśniono jedynie niektóre użyte w nim terminy i skróty, m.in. dotyczące wyznania). Z towarzyszącego wykazowi opracowania Kloskowskiego dowiadujemy się m.in., że egzaminy końcowe przeprowadzano w Królewskim Progimnazjum dwa razy w roku: w okresie wielkanocnym (Ostern) i około 29 września, czyli dnia św. Michała 56 (Michaelis), oraz że Aleksander Majkowski (późniejszy przywódca ruchu młodokaszubskiego) zdał egzaminy w Kościerzynie w okresie Wielkanocy 1892 r. (s. 150). Czytelników zainteresowanych browarnictwem odsyłamy do artykułu red. Krzysztofa Jażdżewskiego „Z dziejów kościerskiego piwowarstwa do 1945 roku”. Autor przedstawił nie tylko początki i rozwój produkcji piwa w Kościerzynie oraz sylwetki ludzi zasłużonych dla lokalnego browarnictwa, ale również przytoczył legendę o patronie europejskich piwowarów – Gambrinusie. Na uwagę zasługuje też przywołana w tekście postać Jana Żyndy (1859–1927). Wyemigrował on w 1880 r. z Kościerzyny do Detroit. Wspólnie z bratem Teofilem otworzył tam browar White Eagle. Familia Żyndów zajmowała się produkcją piwa (np. zyndaspilsner) do 1948 r. Sława trunku wytwarzanego za oceanem była na Kaszubach tak wielka, iż Aleksander Majkowski wspomina o browarze Żyndów w powieści Żëcé i przigòdë Remùsa. Dział materiałów i przyczynków w siódmej edycji „Zeszytów” dopełnia bardzo obszerny i bogato ilustrowany (liczne zdjęcia) tekst Marii Jolanty Etmańskiej poświęcony osobom zasłużonym dla Kościerzyny i regionu. W opinii redaktora czasopisma (s. 7) „jest to artykuł cenny, gdyż powstał na bazie setek wywiadów przeprowadzonych przez autorkę (…)”. Możemy zatem zapoznać się z losami m.in. ks. Juliusza Prądzyńskiego – założyciela kościerskiego Zakładu NMP Anielskiej dla kształcenia panien (za cztery lata minie 200. rocznica jego urodzin), opiekunki społecznej Bronisławy Kralewskiej, generała Antoniego Zdrojewskiego, kompozytora Aleksandra Tomaczkowskiego czy lekarza Franciszka Borzyszkowskiego. Zbiór biogramów opracowanych przez M. J. Etmańską zajmuje ponad 1/3 objętości najnowszego numeru rocznika, ale może być przydatny również w pracy regionalistów. W dziale „Pro memoria” ukazano sylwetki dwóch Honorowych Obywateli Kościerzyny zmarłych w 2013 r.: ks. jezuity Stanisława Czapiewskiego (przeżył 101 lat) oraz ekonomisty i ratownika wodnego Romualda Wołodźki. Całość zawartości „Zeszytów” wieńczą pożyteczne informacje „Z kroniki życia naukowego i kulturalnego (1 września 2012 – 30 września 2013)”. Przeczytamy tam m.in. o X Dniu Jedności Kaszubów w Kościerzynie (s. 290). Czytelników „Pomeranii” zachęcamy do lektury także lokalnych i regionalnych periodyków popularnonaukowych. Niewątpliwie „Kościerskie Zeszyty Muzealne” wzbogacają zasób pomorskiego czasopiśmiennictwa i co roku są oczekiwane przez mieszkańców miasta i powiatu. Warto do nich zajrzeć! Kazimierz Jaruszewski „Kościerskie Zeszyty Muzealne” 2013, nr 7, wyd. Muzeum Ziemi Kościerskiej im. dra Jerzego Knyby w Kościerzynie. Oswajanie pamięci Po tę książkę sięgnąłem ze szczególną radością. Dotyczy ona bowiem bardzo ciekawego pod względem kulturowym obszaru, pełnego urokliwych krajobrazowo miejsc i licznych historycznych tajemnic, często pomijanych w turystycznych przewodnikach i historycznych opracowaniach. Myślę tutaj o szeroko pojętych zachodnich kresach dawnego księstwa gdańskiego (i I Rzeczpospolitej!), w tym o obecnym powiecie człuchowskim. POMERANIA MAJ 2014 LEKTURY Jeśli mi dobrze wiadomo, to jedna z gmin tego powiatu, Rzeczenica, nie miała do tej pory żadnej oddzielnej pozycji książkowej, która by w całości dotyczyła jej terenu. Obecnie tę lukę, przynajmniej w części, wypełnia wydany w ubiegłym roku album Rzeczenica w starej fotografii. Owa tytułowa starość jest pojęciem względnym, nie liczy się jej bowiem od jakiejś konkretnej daty, np. od 1945 r., lecz od jak można domniemywać, skali zmian, jakim podlegał dany fragment wsi w ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu lat, ewentualnie od tego, jakie najstarsze zdjęcie konkretnego budynku udało się odnaleźć autorom albumu. Tak więc w przypadku fotografii katolickiej plebanii starość jest określona rokiem 1961, fragment skrzyżowania ulic Białobórskiej i Człuchowskiej sfotografowano w roku 2006, a prezentowane zdjęcie dawnej oczyszczalni ścieków wykonano w 2010. Pozwala to między innymi na uwypuklenie pozytywnych zmian w infrastrukturze wsi, jakie zaszły w ostatnich latach. Rozpoczynające album zdjęcie miejscowości z lotu ptaka oraz jej plan pochodzą z okresu międzywojennego. Widać na nich, że układ przestrzenny wsi przez te ponad sto lat się nie zmienił, nie zmieniło się też przeznaczenie większości widocznych na nich budynków, w tym szczególnie szkoły i kościoła katolickiego. Następne części książki mają układ przedmiotowo-terytorialny: najstarsze rzeczenickie widokówki z przełomu XIX i XX w., zdjęcia ulic, kościoła katolickiego i ewangelickiego (rozebranego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku), szkoły i jej otoczenia, dawnego Deutsches Haus (byłej niemieckiej restauracji oraz hotelu, zabytkowego budynku bardzo charakterystycznego dla Rzeczenicy), fotografie innych obiektów (sklepów, restauracji, nieistniejącego już postumentu ku czci żołnierzy radzieckich itp.). Wiele ilustracji pochodzi sprzed 1945 r., czyli z okresu, w którym Rzeczenica wchodziła w skład państwa niemieckiego. Znajdziemy więc w albumie świadectwa aktywności, dbałości o tę miejscowość zarówno polskich, jak i niemieckich jej mieszkańców. Przez kilka dziesięcioleci niemiecka POMERANIA MÔJ 2014 część rzeczenickiego dziedzictwa kulturowego była odrzucana przez osoby, które przybyły do tej wsi w ramach zasiedlania Ziem Odzyskanych. Tym bardziej trzeba docenić fragment wstępu H. Zwolińskiej i D. Bytner, które album opracowały: „Mamy nadzieję, że oglądanie naszego albumu będzie frapującym przeżyciem: dla jednych sentymentalną podróżą w czasy młodości, innym stworzy możliwość zapoznania się z lokalną historią naszej małej ojczyzny” [wytł. – BB]. Niewątpliwie więc album jest świadectwem postępującego procesu „oswajania pamięci” przez dzisiejszych mieszkańców tej części Pomorza, która przed II wojną światową była objęta granicami Niemiec. Jednocześnie każdy uważny czytelnik, gdy dokładniej przyjrzy się zawartości omawianego albumu, dostrzeże świadectwa, że dziejów Rzeczenicy nie można prosto dzielić na okresy polskie i niemieckie. Fakt istnienia przez kilka dziesięcioleci obok siebie kościoła ewangelickiego i katolickiego oraz kilkuwiekowego współistnienia miejscowej społeczności protestanckiej i katolickiej sugeruje, z uwagi na spore analogie na Pomorzu podziałów wyznaniowych i narodowościowych, że również w czasach, kiedy Rzeczenica znajdowała się w granicach Niemiec, była w niej społeczność polska (słowiańska). W części byli to dawni kaszubscy Pomorzanie, powoli wtapiający się w społeczeństwo niemieckie, czego potwierdzenia znajdujemy też w źródłach pisanych. Na jednej z ilustracji widać tartak rodziny Austen (ich rodzinny grobowiec jest jedynym, jaki zachował się z okresu sprzed 1945 r. na rzeczenickim cmentarzu), której przedstawiciele mieli również tartaki w Brusach, Nowej Wsi oraz Szlachcie i w części ulegli polonizacji (zob. Dzieje Brus i okolicy, pod red. J. Borzyszkowskiego, Chojnice – Gdańsk 1984, s. 225 i inne). W tym kontekście szkoda, że w albumie nie znalazło się zdjęcie tablicy, zawieszonej w przedsionku kościoła kilkadziesiąt lat temu, ku czci miejscowego proboszcza ks. Maksymiliana Witta (urodzonego w Gniewie), który za swoje antynazistowskie kazania został osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie zmarł. Przeglądanie kolejnych albumowych ilustracji wywołuje też inne refleksje i skłania do rozważań nad przeszłością. Moją uwagę najbardziej przyciągnęła informacja, że w Rzeczenicy, przecież w sumie niewielkiej wsi, znajdował się sklep jubilerski. Był w stanie utrzymać się z miejscowej klienteli, czy docierały do niego osoby z dalszych okolic? Z kolei funkcjonowanie sklepu elektrycznego może potwierdzić znaczną elektryfikację najbliższej okolicy. To ostatnie nie dziwi, bo skądinąd wiadomo, że Niemcy przed wojną kładli specjalny nacisk na elektryfikację miejscowości położonych przy granicy z Polską, by wykazać swoją wyższość cywilizacyjną nad sąsiadem i zatrzymać „ucieczkę ze wschodu”. Jak dowiadujemy się ze wstępu, wszystkie widokówki i zdjęcia zamieszczone w albumie pochodzą z prywatnych zbiorów mieszkańców Rzeczenicy. Jest więc album też w znacznej części odbiciem samoświadomości, zainteresowań i wiedzy historycznej lokalnej społeczności. Każda z tych ilustracji ma niewątpliwie własną, ciekawą historię i żal, że z książki się nie dowiemy, jak – szczególnie te najstarsze – trafiły do Rzeczenicy, w czyich rękach były wcześniej itp. Tak więc gratulując pierwszej książki o Rzeczenicy, nie sposób nie powiedzieć, że każda jej strona prosi o więcej (także o miejscowościach rzeczenickiej gminy!). Bogusław Breza Rzeczenica w starej fotografii, Klub Seniora w Rzeczenicy, Rzeczenica 2013. 57 LEKTURY Monografie chojnickich parafii W minionym roku dwie chojnickie wspólnoty parafialne, powstałe w latach osiemdziesiątych XX wieku, świętowały swoje jubileusze. Parafia pw. Matki Boskiej Królowej Polski – trzydziestolecie istnienia, a Parafia pw. Chrystusa Króla i bł. o. Daniela Brottiera – ćwierćwiecze. Znaczącym elementem obchodów jubileuszowych było wydanie pamiątkowych monografii. Warto dodać, że spośród sześciu współcześnie funkcjonujących w Chojnicach parafii rzymskokatolickich jednej poświęcono w XXI w. już kilka opracowań – najstarszej z nich Parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela. Dzieje bazyliki mniejszej i kościoła pojezuickiego (gimnazjalnego), współtworzących obecnie tę parafię, doczekały się rzetelnych badań naukowych. Wpływ na zainteresowanie historią obu świątyń bezspornie miały prowadzone w ostatnich latach prace remontowo-konserwatorskie, współfinansowane ze środków unijnych. Kościół Królowej... to starannie wydana pod względem edytorskim (druk w pelplińskim „Bernardinum”) albumowa publikacja traktująca o dziejach świątyni i parafialnej wspólnoty. Starania o budowę nowego kościoła w Chojnicach (na rozrastającym się osiedlu bloków mieszkalnych) trwały aż 25 lat i zostały zwieńczone wydaniem zezwolenia w 1979 r. Uroczyste poświęcenie kościoła nazywanego tygodniowym nastąpiło w 1983 r. Parafię utworzono w tym samym roku. Kościół zwany niedzielnym bądź głównym został poświęcony przez biskupa ordynariusza diecezji chełmińskiej Mariana Przykuckiego w 1989 r. Dzięki wysiłkom duszpasterzy i wiernych, a szczególnie proboszcza seniora, ks. prałata Aleksandra Kłosa, kanonika kapituły katedralnej w Pelplinie, zarządzającego parafią przez 28 lat, powstała i wciąż prężnie się rozwija wspólnota parafialna. Rocznicowa publikacja zawiera Przedmowę księdza prałata, Wstęp (współautora K. Pondo) oraz 30 bogato ilustrowanych krótkich rozdziałów dotyczących m.in. wznoszenia kościołów i budynków towarzyszących, ludzi zasłużonych dla ich powstania, 58 dzwonów kościelnych, historycznych wizyt, otoczenia świątyni, działalności charytatywnej czy powołań kapłańskich i zakonnych. Na uznanie zasługują liczne fotogramy, m.in. witraży przedstawiających świętych w kościele niedzielnym. W pamięci czytelników może pozostać również zdjęcie świątyni i zespołu budynków parafii wykonane „z lotu ptaka”. Drugie wydawnictwo, Jedno serce, jedna dusza, zostało opracowane m.in. na podstawie kroniki Domu Misyjnego Ojców Misjonarzy Zgromadzenia Ducha Świętego w Chojnicach oraz wspomnień budowniczych kościoła pw. Chrystusa Króla. Tekst przygotowany został przez Jana Piesika przy współudziale proboszcza o. Mirosława Zabrockiego CSSp. Prawie połowa książki to materiał ilustracyjny „Historia parafii w obiektywie”. Powstanie parafii, którą objęli, w porozumieniu z ówczesnym biskupem chełmińskim, misjonarze ze Zgromadzenia Ducha Świętego (nazywani popularnie „duchaczami”), wiązać należy z rozpoczęciem budowy nowego osiedla domów jednorodzinnych. Osiedle, którego wznoszenie wspierało PKP, powiększało się w latach 70. XX w. w bardzo szybkim tempie. Mieszkańcy odczuwali jednak brak świątyni. W 1977 r. przybyli do Chojnic pierwsi „duchacze” i kupili zabudowania przy ulicy Marchlewskiego (obecnie ul. Ducha Św.). W miejscu tym powstał rychło dom zakonny, a następnie wzniesiono kaplicę. Założycielem i przełożonym ośrodka misyjnego w Chojnicach był o. Hieronim Lewandowski CSSp, zwany później „Ojcem duchownym dekanatu chojnickiego”. Zaczęła się tworzyć nowa wspólnota pod opieką zakonników. W 1988 r. biskup diecezjalny Marian Przykucki erygował parafię pw. Chrystusa Króla. Inicjatorem jej utworzenia był o. Władysław Budziak CSSp. Po sprowadzeniu relikwii bł. Daniela Brottiera w 1994 r. ustanowiono w Chojnicach sanktuarium pod jego wezwaniem. W monografii przedstawiono nie tylko dzieje zgromadzenia misyjnego (powstałego we Francji w 1703 r.) tudzież działalność „duchaczy” w Chojnicach, ale również sylwetki zakonników i losy parafialnych organizacji. Książka ukazała się w ramach serii wydawniczej „Biblioteka Filomaty” t. 27. Omawiane publikacje stanowić mogą nie tylko cenny przyczynek do badań nad historią życia religijnego w Chojnicach, ale również są świadectwem wdzięczności parafian dla wielu, niekiedy już bezimiennych, budowniczych kompleksów kościelnych czy też fundatorów ich wyposażenia. Kazimierz Jaruszewski Ks. Aleksander Kłos, Kazimierz Pondo, XXX lat. Kościół Królowej, Parafia Matki Boskiej Królowej Polski w Chojnicach, wyd. Bernardinum, Pelplin 2013. Jedno serce, jedna dusza. 25-lecie Parafii pw. Chrystusa Króla i bł. o. Daniela Brottier w Chojnicach, oprac. Jan Piesik, wyd. Parafia pw. Chrystusa Króla i bł. o. Daniela Brottier w Chojnicach, Chojnice 2013. POMERANIA MAJ 2014 KLËKA PRZEDKÒWÒ. JAN PIÉPKA NA GÒSCËNIE W BIBLOTECE II Pòwiatowi Deklamatorsczi Kònkùrs „Ùsôdzcë z naszich strón” òdbéł sã w sedzbie òrganizatora, to je Pùbliczny Bibloteczi Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta, w czwiôrtk 10 łżëkwiata. W latosëch miónkach 45 ùczniów 5. i 6. klasë spòdleczny szkòłë i 1. klasë gimnazjum z kartësczégò krézu (z czilenôsce szkòłów) rozsłôwiało „Nasze stronë w wiérztach Jana Piépczi”. Kònkùrsowô kòmisjô pierszô nôdgro dã, za deklamacjã dokazu „Mòje stronë”, przëznała Klaùdie Wnuk Lëpińsczi ze szkòłë w Dzerzążnie. Trzë drëdżé môle zajãłë: Gracja Elgert i Òliwiô Elgert (téż z Dzerzążna) i jesz Marta Stolc (z Kôłpina). A na trzecy plac wedle òbsądzëcelków miałë zasłużoné: Dorota Mateja (z Przedkòwa) i Juliô Eliza Fòrmela (ze Stajszewa). Wëprzédniony òstelë: Òliwiô Klebba (z Kòlonie, za dozdrzeniałosc interpretacje), Magdaléna Kalkòwskô (z Przedkòwa, za pasowną ekspresjã) i Adóm Dradrach (z Miechùcëna, za ambitny wëbiér wierztë). Nôdgrodë dlô dobiwców i darënczi dlô wszëtczich bëtników kònkùrsu, w tim dlô szkólnëch, mielë dóné: Bibloteka Pùblicznô Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta, Gmina Przedkòwò, Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Pòwiatowé Starostwò w Kartuzach. Red. GDUŃSK. W MESTWINIE Ò BĄDKÒWSCZIM I WILEŃSCZICH KASZËBACH Pòéta Zbigórz Szëmańsczi, chtëren ùrodzył sã w Wilnie, ale òd 1945 rokù mieszkô na Pòmòrzim, béł pòczestnym gòscã pòtkaniô na wdôr „Lecha Bądkowskiego i Jego przyjaciół – Kaszubów wileńskich” jakno ju òstatny z tegò karna. Wspòminkòwé zéńdzenié, chtërno prowadzył prof. Józef Bòrzëszkòwsczi, òdbëło sã w gduńsczim Kaszëbsczim Dodomie w czwiôrtk 10 łżëkwiata. Do zalë Tawernë Mestwin ò piąti wieczór bëlë przëszłi lëdze, chtërny abò znelë Bądkòwsczégò i jegò drëchów pòchòdzącëch z Kresów, abò chcelë jich achtnąc. Westrzód gòscy widza jem m.jin. Stanisława Pestkã, Tadéùsza Fiszbacha (chtëren w 1945 r. z familią przecygnął z òkòlégò Lwòwa do Kartuz), córkã Lecha Bądkòwsczégò Sławinã Kòsmùlską z chłopã, Éwã Górską, białkã Andrzeja Zbiersczégò, Barbarã Rezmer, Małgòrzatã Gładysz, Terézã Sierant, Aleksandrã Baliszewską-Walicką, Tadéùsza Jabłońsczégò, Annã Kòscielecką, Jerzégò Nacla, Mariã Mrozińską (ji familiô téż je z Kresów), Alinã Kietrys i Tadéùsza Gleinerta. Zéńdzony i wspòminelë bòhaterów wieczórka: Bądkòwsczégò, Różã Òstrowską (przë leżnoscë téż ji drëszkã Izabellã Trojanowską i Mariã Kòwalewską), Zbigórza Żakewicza, Wacława Òdińca, Òlgerda Sochacczégò, i wësłëchelë lëteracczich dokazów przedstawionëch przez méstrów żëwégò słowa. Riszard Ronczewsczi, aktór i reżiséra (ùrodzony w Pùszkarnie kòl Wilna), przeczëtôł czile swòjich wiérztów i wëjimk prozatorsczégò ùsôdzka. A pòtemù aktorka Halina SłojewskôKòłodzejowô wspòmina dzejanié Lecha Bądkòwsczégò z cządu, jaczi pòzwała „karnawał Solidarności”, dała swòjã interpretacjã czile wiérztów Zbigórza Szëmańsczégò i jednégò Grażinë Bral, òpòwiedza ò swòji ùdbie na film ò Różë Òstrowsczi i przeczëta ji òstatny, pisóny w bòlëcë, dokôz. Prof. Bòrzëszkòwsczi, przédnik Kaszëbsczégò Institutu, òrganizatora pòtkaniô, na kùńc przëbôcził, że mómë terô czas roczëznów, m.jin. latos minãło 30 lat òd òstatnégò pòżegnaniô z Lechã Bądkòwsczim, a w przińdnym rokù mdzemë òbchòdzëc 20. roczëznã smiercë Izabellë Trojanowsczi. Tã slédną datã Kaszëbsczi Institut chce ùtczëc wëdanim ksążczi ò Trojanowsczi z cyklu „Pro memoria”. Red. WWW.KASZUBI.PL POMERANIA MÔJ 2014 61 KLËKA DZEMIÓNË. KÒNKÙRS WIÉDZË Ò KASZËBACH Karno ùczniów z Gimnazjum m. kard. Stefana Wëszińsczégò w Dzemiónach, z kl. III b, zòrganizowało w szkòle Dzéń Jednotë Kaszëbów. Célã pòtkaniô bëło ùtczenié roczëznë pierszi wzmiónczi ò Kaszëbach, a téż pòszérzenié wiédzë ò naszi môłi Tatczëznie. Ùroczëstosc zaczãła sã mùltimedialną prezentacją ò historii Dnia Jednotë Kaszëbów. Przédnym pùnktã swiãta béł szkòłowi kònkùrs wiédzë ò Kaszëbach. Ùczãstnicë delë sã pòznac jakno znajôrze dzejów Kaszub i żëcô kaszëbsczich dzejôrzów. Na òbchòdach bëło téż spiéwanié kaszëbsczich piesniów. Gimnazjalistóm pòmôgałë w przë szëkòwanim ùroczëstoscë Felicjô Synak, Ana Żiwickô i Małgòrzata Turzińskô. Wespółòrganizatorama zéńdzeniô bëłë Òstrzódk Kùlturë w Dzemiónach i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Dzemiónach. Felicjô Synak, tłóm. KS Òdj. ze zbiérów Gimnazjum m. kard. Stefana Wëszińsczégò w Dzemiónach LËZËNO. NA WDÔR PATRONA SZKÒŁË W Dniu Jednotë Kaszëbów, to je 19 strëmiannika, w Spòdleczny Szkòle m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie wspòminóny béł patrón szkòłë Lech Bądkòwsczi. Bëła tedë akademiô, na chtërnã przëszlë rôczony gòsce, jaczich witôł direktór môla Dariusz Rompca. Przëjacha m.jin. córka Lecha Bądkòwsczégò Sławina Kòsmùlskô razã z chłopã. W ùroczëstoscë wzãlë ùdzél m.jin. wójt gminë Lëzëno Jarosłôw Wejer, przédnik Radzëznë Gminë Lëzëno Bartłomiéń Fòrmela, ksądz prałat Zygfrid Leżańsczi, direktorzë szkòłów i przedszkòla i téż radny Gminë Lëzëno. Tegò dnia kòżdi ùczéń miôł przëpiãti kòtilión w kaszëbsczich, czôrno-żôł tëch farwach. Pòkôzónô bëła insceni zacjô pòwiôstczi napisóny przez L. Bąd kòwsczégò dlô córczi Sławinë pt. „Zaklęta królewianka”. Przedstawienié przërëchtowôł szkólny kaszëbsczégò jãzëka Mieczisłôw Bistron. Młodi aktorzë wëpòwiôdający swòje tekstë piãkną kaszëbizną, to 26 ùczniów lëzyńsczi szkòłë z klas II–VI. Apartné esteticzné wrażenia dôwałë bògaté przëòbleczenia, cekawô scenografiô i mùzyka, chtërna pòdsztrichnãła dinamikã akcji. Téater baro widzôł sã òbzérnikóm, jaczi nadgrôdzalë wëstãpùjącëch gòrącyma brawama, i òb czas pòkôzkù, i pò nim. Pò inscenizacji głos zabrelë rôczony gòsce. Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie LËZËNO. SWIÃTO KASZËBSCZI SPIÉWË Spòdlecznô Szkòła m. Lecha Bądkò wsczég ò w Lëzënie, Ùrząd Gminë Lëzëno, Gminny Òstrzódk Kùlturë w Lëzënie i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié zòrganizowelë XII Pomorski 62 Festiwal Piosenki Kaszubskiej „Kaszëbsczé Spiéwë”, chtëren béł 21 strëmiannika w sedzbie szkòłë. Hònorowi patronat nad imprezą òbjãlë: Pòmòrsczi Kùrator Pòùczënë Elżbiéta Wasylenkò, Marszôłk Pòmòrsczégò Wòjewództwa Mieczësłôw Struk i senatór Kadzmiérz Kleina (z Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Karna). Żuri, w jaczim bëlë Jerzi Stachùrsczi – przédnik, Pioter Jãdrzejczak i Mieczësłôw Bistroń, wëbrało dobiwców. Òstelë nima: Kategóriô przedszkòla i klasa „0”, solëscë: Francëszk Szczipiorsczi i Antón Wittstock; spiéwno-instrumentalné karna: Spòdlecznô Szkòła Lëzëno. Kategóriô klas I–III, solësta: Wérónika Kòrczińskô; spiéwno-instrumentalné karno: ZKiW Górnô Brodnica. Kategóriô klas IV–VI, solësta: Ana Domskô; spiéwno-instrumentalné karno: Spòdlecznô Szkòła Sëlëczëno. Kategóriô gimnazjalné szkòłë, solësta: Béjata Bach i Agnészka Szur; spiéwno-instrumentalné karno: Gimnazjum Lëzëno. Kategóriô dozdrzeniałi, solësta i nôdgroda Grand Prix: Wérónika Prëczkòwskô. Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie POMERANIA MAJ 2014 KLËKA SUCHY DĄB. O KUCHNI, SZTUCE I UKRAINIE Sesja popularnonaukowa o tematyce żuławskiej już po raz czwarty została zorganizowana w Zespole Szkół w Suchym Dębie. Program konferencji, która odbyła się 22 marca, był bardzo zróżnicowany, mowa bowiem była o historii Pomorza i o kulinariach (o tym opowiadał senator Andrzej Grzyb), o nowym numerze „Tek Kociewskich” (przedstawił go Michał Kargul), o podróży na Ukrainę i Kresy (opowiedział o niej Leszek Muszczyński), o stroju żuławskim (wzorowany na ubiorze XVII-wiecznych Żuławianek zaprezentowała na sobie szefowa KGW Grabinianki w Grabinach-Zameczku) oraz o „Pracach konserwatorskich na przykładzie świątyni w Koźlinach” (swoimi doświadczeniami podzielił się z zebranymi ks. Krzysztof Zdrojewski). Całość prowadził Tomasz Jagielski, pomysłodawca sesji, historyk z miejscowej szkoły. Ponadto podczas spotkania uczennice III klasy suchodębskiego gimnazjum zrobiły naleśniki z owocami i bitą śmietaną, było to powtórzenie projektu, w którym brały udział w poprzednim roku, a Grabinianki piekły ciasteczka na podstawie przepisu swoich prababć; wszystkie te wytwory sztuki kulinarnej degustowali uczestnicy sesji. Zakończeniem żuławskiej konferencji była wycieczka do świątyni w Koźlinach. Red. Fot. z archiwum Zespołu Szkół w Suchym Dębie WEJROWÒ. PROMÒCJÔ ALBÙMÙ W sedzbie Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 22 strëmiannika bëła promòcjô albùmù pt. Wielcy Kaszubi Synowie Ziemi Puckiej wëdónégò pòd redakcją Jadwidżi Kirkòwsczi przez part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Wiérzchùcënie. Òb czas zéńdzeniô, òkróm prezentacji ksążczi i wëstąpieniów lëdzy, chtërny robilë przë ji wëdanim, mòżna bëło wësłëchac kòncertu Towarzëstwa Spiéwôków m. Jana Trepczika pòd direkcją Zofii Kamińsczi. Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm MPiMKP PELPLIN. POEZJA I PROZA PO KOCIEWSKU 11 kwietnia w Miejskim Ośrodku Kultury w Pelplinie odbył się Rejonowy Konkurs Gwary Kociewskiej. Uczestnicy recytowali wiersz lub utwór prozatorski, lub też prezentowali gadkę. Oficjalnego otwarcia konkursu dokonał wiceburmistrz Miasta i Gminy Pelplin Tadeusz Błędzki. Nad poprawnością interpretacji i gwary kociewskiej podczas występów czuwało jury w składzie: Jan Ejankowski, Emilia Rulińska, Mirosława Moller oraz Wiesław Świtała. Do rywalizacji stanęło 51 uczestników, w sześciu kategoriach wiekowych. Komisja konkursowa pierwsze miejsca przyznała Julii Bednarczyk, Natalii Hasa, Darii Gajos, Katarzynie Habas, Annie Dworakowskiej i Barbarze Thrun. Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali dyplomy oraz słodkie upominki. Część nagród rzeczowych dla laureatów ufundowało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wręczył je Michał Kargul – wiceprezes Zrzeszenia i prezes Oddziału Kociewskiego ZKP w Tczewie. Red. CZELNO. KÒNKÙRS NA KASZËBSCZÉ CHÙRALNÉ KÓMPÒZYCJE 5 łżëkwiata, òbczas VIII Pòmòrsczégò Fes tiwalu Wiôlgòpòstny Piesni w Czelnie bëło ùroczësté rozsądzenié I Òglowòpòlsczégò Kònkùrsu na Kaszëbską Chùralną Kómpòzycjã do tekstu ò pasyjny témie. Òrganizatorã Kònkùrsu bëło Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi POMERANIA MÔJ 2014 we Wejrowie, a téż Gminné Centrum Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Szëmôłdze. Do Mùzeùm wpłënãło dzesãc dokazów. A hewò dobiwcowie: I môl – Mark Raczińsczi z Pòznania, II môl – Szimón Gòdzemba-Tritek z Bëdgòszczë, III môl – Ana Rocławskô z Wejrowa. Red., tłóm. KS Òdj. Krësztof Drużbiak 63 KLËKA BÒRZESTOWÒ. Ò KASZËBACH W PARLAMENCE Łżëkwiatowé zéńdzenié Remùsowégò krãgù (3.04) zaczãło sã Krziżewą Drogą w kaszëbsczim jãzëkù w parafialnym kòscele we Wigòdze. Prowadzył jã ks. Mirosłôw Wãsersczi. Pózni nôleżnicë Krãgù i jiny ùczãstnicë nôbòżéństwa pòtkelë sã w bòrzestowsczi szkòle. Gòscã béł tim razã senatór Kazmiérz Kleina, chtëren przeczëtôł dzél ksążczi Aleksandra Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa, a pòtemù gôdôł ò dzejanim Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Karna, jaczé zajimô sã promòcją i rozwijã kaszëbsczi kùlturë. Na zakùńczenié z leżnoscë kanonizacji Jana Pawła II ùczãstnicë zéńdzeniô zaspiéwelë „Barkã”. Red. Òdj. ze zbiérów „Remùsowégò Krãgù” KÒSCÉRZNA. ROCZËZNA HILARÉGÒ JASTAKA 6 łżëkwiata setné ùrodzënë ks. prałata dr. Jastaka swiãtowało jegò rodné miasto. To prawie w Kòscérznie w bùdinkù kòl dzysdniowi szas. 8 Marca 13 ùro dzył sã nen bëlny Kaszëba, zwóny przez niejednëch kaszëbsczim królã. W ùroczëstoscë wzãlë ùdzél m.jin. abp Henrik Mùszińsczi, ks. prałat Marión Szczepińsczi, pòsélc Janusz Sniadek, direktór INP we Gduńskù Mirosłôw Gòlon, przédnik Zarządu Gduńsczégò Regionu „Solidarnoscë” Krësztof Dosla, przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi i familiô ks. Jastaka. Wëdarzenié zaczãło sã na parafialnym smãtôrzu w Kòscérznie, gdze òstałë złożoné kwiatë na grobach starszich prałata Jastaka. Pózni bëła òdkrëtô tôfla na wdôr negò wiôldżégò kòscérzôka. Je òna zawieszonô na bùdinkù, gdze sã ùrodzył. Pòtemù pòd przédnictwã abp. H. Mùszińsczégò òsta òdprôwionô mszô z lëturgią słowa w kaszëbsczim jãzëkù. Pò Eùcharistie bëtnicë ùroczëznë w Widzawiszczowi Zalë m. Lubòmira Szopińsczégò òbezdrzelë wëstôwk i film ò ks. Hilarim. Na zakùńczenié wëstąpiło karno Kaszubska Paka. Red. LËNIÔ. ÒSTRÔ BIÔTKA Òrganizatorama IX Wòjewódzczégò Kaszëbsczégò Przełajowégò Biegù Szlachama Kaszëbsczégò Krôjòbrazowégò Parkù w Lëni bëlë nôleżnicë Gminny Stowôrë LZS, Ùrząd Gminë Lëniô i Gminny Dodóm Kùlturë w Lëni. Imprezã pòmòglë przërëchtowac téż: Pòmòrsczé Zrzeszenié LZS we Gduńskù, Krézowé Starostwò w Wejrowie, jednostczi OSP z Lëni i Strzépcza, KPZ part w Lëni, a téż Stowôra „Bądźmy Razem”. Tak jak w ùszłëch latach bëłë biôtczi w pôrã wiekòwëch kategóriach. Ùroczësto òtemknął rozegracjã wójt Łukôsz Jabłońsczi. Przédnym sãdzą béł Krësztof Walczak z Gdini. Wëstąpiło rekòrdowò wiele ùczãstników – wiãcy jak 130 biegaczów z całégò Pòmòrzô i jesz czile bëtników z dalszich môlów kraju. Wiôldżé zaczekawienié przëniósł „Przédny Biég”, w chtërnym I môl zwëskôł Patrik Szulcek, II – Stanisłôw Czaja, III – Paweł Kòszałka. W karnie białków pierszi môl dosta Ana Bednarek, a drëdżi Tamara Jabłońskô. Wszëtcë ùczãstnicë młodzëznowëch biegów dostelë słodczé darënczi. Pierszich 20 miónkarzów w kòżdi kategórii dostało pamiątkòwé medale. W przédnym biegù kòżdi dostôł pamiątkòwi startowi paczét z medalã, kòszulką i miniprowadnikã. Dlô wszëtczich, chtërny zajãlë medalowé môle w swòjich kategóriach, przërëchtowóné bëłë téż pùcharë i rzeczowé nôdgrodë, to je spòrtowi i turisticzny sprzãt. Seniorzë i weterani òkróm pùcharów i diplomów dostelë dëtkòwé nôdgrodë. Kòżdi z biegaczów, jich òpiekùnowie i trenerzë mòglë zjesc cepłé jestkù przërëchtowóné przez òrganizatorów. Nad całą imprezą òpiekã miôł przédny òrganizatór biegù Jón Trofimòwicz – direktór Gminnégò Dodomù Kùlturë w Lëni. Medialny patronat nad wëdarzenim òbjãła „Pomerania”. Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm Gminnégò Dodomù Kùlturë w Lëni WWW.KASZUBI.PL 64 POMERANIA MAJ 2014 KLËKA GÓRA. TIDZÉŃ Z KASZËBSKĄ KÙLTURĄ W gminie Wejrowò miałë plac III Dnie Kaszëbsczi Kùlturë. Tim razã gòspòdarzã dérëjącëch tidzéń zéńdzeniów bëła Samòrządzënowô Spòdlecznô Szkòła m. Jakùba Wejhera [Samorządowa Szkoła Podstawowa], chtërny direktorką je Katarzëna Lessnaù. Z ùczniama pòtkelë sã m.jin. pisôrz Róman Drzéżdżón, gôdkôrz Józef Roszman i mùzykòlog Radosłôw Kamińsczi. W dzéń pòdsemòwaniô pòtkaniów bëłë tuńce, warkòwnie z wëcynaniô na lëdowi ôrt, twòrzeniô jastrowëch palmów i jesz kaszëbsczégò wësziwkù. Żuri òceniło dokazë przësłóné na dwa kònkùrsë, na plakat promùjący môle gminë i jich òkòlé, a téż na albùm, w jaczim òbôczëc mòże kaszëbsczé sanktuaria. Wëprzédnioné prôce bëłë nôdgrodzoné kaszëbsczimi ksążkama i òdjimkòwima albùmama, a kòżdi z ùczãstników òdebrôł pamiątkã z kaszëbsczima wzorama. W kònkùrsach nôdgrodzony bëlë ùczniowie ze szkòłów w Nowim Dwòrze, Bólszewie i Górze. Bëło téż kaszëbsczé jestkù – chléb ze szmôłtã i gùrkama, a téż młodzowi kùch. Latosé Dnie Kaszëbsczi Kùlturë bëłë dzélã òbchòdów 80-lecô pòwstaniô gminë Wejrowò. sj, tłóm. KS Òdj. Joana Kandzora WEJROWÒ, SWIÓNOWÒ, SËLËCZËNO. KRZIŻEWÉ DRODŻI PÒ KASZËBSKÙ Kalwariô, sanktuaria i kòldrożné kaplëczczi w kaszëbsczich wsach stałë sã na zôczątkù łżëkwiata môlama, w chtërnëch bëłë pò kaszëbskù òdprôwiané nôbòżéństwa Krziżewi Drodżi. 4 łżëkwiata do kaplëczków wejrowsczi kalwarii przëjachało z całëch Kaszub wiele wiérnëch. Nôbòżéństwò prowadzëlë ks. kanonik Marión Dett laff i ò. Daniél Szustak, a rozmëszlania i mòdlëtwë czëtelë: Henrik Kanczkòwsczi, Riszard Wenta, Riszard Zinka, Éwa Héwelt, Mirosłôw Lejk, Gabriela Jóskòwskô, Andrzéj Kass, Mariô Mach, Dariusz Majkòwsczi, Mariô Ritz, Zbigórz Bëczkòwsczi, Ana Cupa-Dzemińskô, Henrika Albeckô, Łukôsz Grzãdzëcczi, Adóm Hébel i Zbigórz Jankòwsczi. Tradicyjno, i téż 4 łżëkwiata, Kaszëbskô Krziżewô Droga bëła w Sanktuarium Matczi Bòżi Królewi Kaszub w Swiónowie. Westrzód wiele rozmòdlonëch lëdzy, i ze swiónowsczi parafii, i z wiele partów Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, szlachama mãczi Christusa szlë téż hókejiscë z karna Kashubian Griffins, chtërny przëjachelë z Kanadë. Nôbòżéństwò prowadzył ks. dr Lészk Jażdżewsczi, a ò mùzyczny ôprôwk miôł starã chùr Levino z Lãbòrga pòd czerënkã Francëszka Òkònia. Latos rozmëszlania przë swiónowsczich stacjach czëtelë: Wérónika Prëczkòwskô, Aleksandra Òkrój, Karolëna Serkòwskô, Bernat Hinz, Janusz Prëczkòwsczi, Danuta Kòbiela, Bòżena Labùda, Magdaléna Kropidłowskô, Kadzmiérz Fòrmela, Jadwiga Héwelt, Józef Belgraù, Zygmùnt Òrzeł, Mariusz Szmidka, Antón Czaja, Kadzmiérz Kleina. Sztrasama Sëlëczëna przeszlë ùczã stnicë ju IV Krziżewi Drodżi z mòdlë twama i adoracjama w dzélu pò kaszëbskù. Rozmëszlania czëtelë nôleżnicë sëlë czëńsczégò partu KPZ i reprezentancë szkòłów z gminë Sëlëczëno. Ùdbòdôwcą kaszëbsczi Krziżewi Drodżi w Sëlëczënie béł môlowi part KPZ i parafiô sw. Trójcë. Red., tłóm. KS Òdj. czëtający rozmëszlania òb czas XI Kaszëbsczi Krziżewi Drodżi w Swiónowie LËZËNO. JAK SWIÃTOWAC JASTRË W widzawiszczowò-spòrtowi halë m. marszôłka Maceja Płażińsczégò mòżna bëło 13 łżëkwiata òbezdrzec, jak bëlno przërëchtowac sã na Jastrë. Swiąteczné jestkù i „zajcowé” darënczi przëcygałë zdrok bëtników III Przezérkù POMERANIA MÔJ 2014 Kaszëbsczich Jastrowëch Wërobinów. Latos w miónczi na nôpiãkniészą palmã, pisónkã i swiąteczny stół szło jednôsce Kòłów Wiesczich Gòspòdëniów z wejrowsczégò krézu a téż jedno agroturisticzné gòspòdarstwò. Zgódnotë z tradicją pilowa Iwóna Swiãtosławskô, kùstoszka z Etnograficznégò Dzélu Nôrodnégò Mùzeùm we Gduńskù. Rozegracjã zòrganizowało Pòwiatowé Karno Rólnégò Doradzaniô w Wejrowie. Red. 65 WIEŚCI Z GDAŃSKIEGO ODDZIAŁU ZKP Działo się w Gdańsku 2 kwietnia – w Ośrodku Kultury Kaszubsko-Pomorskiej w Gdyni przedstawiciele Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku, zaproszeni przez gdyński oddział ZKP, w 100. rocznicę urodzin ks. prałata dr. Hilarego Jastaka wysłuchali wspomnień o nim Ewy Krym, Jerzego Miotke, prof. Aurelii Polańskiej, Elżbiety Pryczkowskiej i innych osób związanych z księdzem. Podczas tego spotkania odbyło się również otwarcie wystawy haftu kaszubskiego Danuty Niechwiadowicz oraz rzeźbiarstwa ludowego Edwarda Jastrzębskiego. 6 kwietnia – stanowiący część gdańskiego oddziału ZKP Klub Morena, którego przedstawiciel jest członkiem Rady Parafialnej przy kościele pw. Bożego Ciała w Gdańsku-Pieckach, podczas wizytacji parafii złożył abp. Sławojowi L. Głodziowi sprawozdanie z działalności Klubu w latach 1998–2014. 10 kwietnia – Instytut Kaszubski zaprosił do Domu Kaszubskiego na wieczór poezji i prozy ku pamięci Lecha Bądkowskiego i jego przyjaciół – wileńskich Kaszubów. Gościem honorowym był Zbigniew Szymański. Utwory poetyckie i prozatorskie zaprezentowali aktorzy: Halina Słojewska-Kołodziej i Ryszard Ronczewski. Spotkanie prowadził prof. Józef Borzyszkowski. Gośćmi 66 byli m.in. córka Bądkowskiego Sławina Kosmulska, Stanisław Pestka, prof. Cezary Obracht-Prondzyński i nasz Stolem – Jerzy Nacel. 11 kwietnia – na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego odbyła się konferencja „Kaszubski w wielkim mieście” poświęcona nauczaniu języka kaszubskiego na terenie aglomeracji trójmiejskiej. Jej inicjatorem i organizatorem były oddziały Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z Gdańska, Gdyni, Pruszcza Gdańskiego i Sopotu. Była to okazja, aby skorzystać z doświadczeń praktyków – nauczycieli kaszubskiego oraz dyrektorów szkół, w których realizuje się program nauczania kaszubszczyzny, podzielić się uwagami i rozwiać ewentualne wątpliwości. 12 kwietnia – w gdańskim grodzie, na Targu Węglowym, odbył się Pomorski Jarmark Wielkanocny. W ramach Jarmarku przeprowadzono warsztaty malowania pisanek, były także występy zespołów ludowych, pokaz wyplatania palm wielkanocnych i kiermasz ozdób świątecznych. Zjechały Koła Gospodyń Wiejskich z Kaszub i Kociewia, prezentując i sprzedając smakołyki świąteczne: wyroby mięsne, cukiernicze, nabiał, nalewki, konfitury. Można było się zaopatrzyć w wyroby artystyczne z wytapianego szkła, w haftowane ozdoby i wyroby stolarskie. Na zakończenie Jarmarku wszystkim wystawcom podziękowała wicemarszałek województwa pomorskiego Hanna Zych-Cisoń. 13 kwietnia – w wigilię rocznicy Chrztu Polski z bazyliki Mariackiej na Wzgórze Św. Wojciecha wyruszyła jubileuszowa, już XXV Piesza Pielgrzymka organizowana przez Kościelną Służbę Mężczyzn „Semper Fidelis” Archidiecezji Gdańskiej, w której wzięli udział gdańscy Kaszubi. Od wielu lat pielgrzymkę prowadzi ks. prałat Zbigniew Zieliński z katedry oliwskiej. Mszę świętą koncelebrowali trzej gdańscy biskupi, homilię wygłosił bp Wiesław Szlachetka, a uczestniczyli w niej m.in. wiceprezydent Miasta Gdańska Ewa Kamińska, wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdyni Jerzy Miotke, rajcowie miejscy, liczne poczty sztandarowe oraz pielgrzymi. 16 kwietnia – w kartuskiej kolegiacie odprawiono mszę świętą w 3. rocznicę śmierci Wojciecha Kiedrowskiego. Przybyła rodzina, przyjaciele i koledzy ze szkolnej ławy, przedstawiciele Zarządu Głównego ZKP z prezesem Łukaszem Grzędzickim, oddziałów gdańskiego i gdyńskiego oraz pomorańcy. Teresa Juńska-Subocz POMERANIA MAJ 2014 SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ Gòdzynczi – gòdzënë – gòdzëniszcza TÓMK FÓPKA Stoją. Grzeją zmiarzłé rãce. Depcą. Zëmno w nodżi. Na głowã Nie liczą czasu lëdze szczestlëwi i… zakòchóny. Ò tëch kapùce nacygają. Dopinają knąpë. Wiater. A aùtobùsa jak ni pierszich Andrzéj Rëbińsczi spiéwôł: Nie liczę godzin i lat! To ma, tak ni ma. Gòdzëna spóznieniô. Czej żdajesz, a je pò czasu, życie mija, nie ja… A ò miłoce… do strużczi pisôł Jan Trepczik kòżdô minuta staje sã gòdzëną, a sekùnda – minutą. A sama w „Zrzeszë Kaszëbsczi” z 1939 rokù: gòdzëna – wiecznym waranim. Gòdzëna mòże bëc krótkô abò długô. A czasu je równo 60 Kùli gòdzënów ë dniów sôdôł jem kòl cebie? Të jes cëchò szëmarza, pò kamiszkach drawòwa. minut. Chùtkò zlecy, czej sã òb ten czas dzeje co zajimnégò, Zdrzącë na ce a twój zberk, czëł jem sã jak w niebie cekawégò. Tej ùżiwómë zdrobnieniô. Białka pòwié, że jidze na Pëszno, bò jes ùzdrza mie. gòdzynkã do frizjérczi abò co sprawic do krómù i wejle, ji to sã pòprôwdze chùtkò zminie. Leno nen biédny chłop żdaje z dzecoma na niã i pòzééérô na zégar… Różny lëdze w ti sami gòdzënie prowadzą różné sprawë. Je Jeden z nôbarżi znónëch marijnëch spiéwów zwie sã… pół szósti pò pôłnim. Czerowca aùtobùsu òdpôlô mòtór i rëszô gòdzynczi. Bò są piãkné. Dlô ùcha miłé. A gòdzyneczka, na trasã, na drëgą szëchtã. Krómòwô w mònopòlowim spigòdzënka, to pò pòlskù biedronka. sywô, co je mùsz zamówic ze sznapsów a czipsów na witro. Skądka je słowò gòdzëna? Pewno òd gòdzeniô… Tegò, co Dzeckò zez szósti klasë prawie doszło dodóm bez lasë i plëtë, bëło, a tegò, co nadchôdô z czasã… Mô òna swòje nôrzãdzé miało dwie gòdzënë drodżi do chëczë. Brifka sprôwdzô, kùli – zégar. Gòdzynk. Tej-sej je mù lëstów òstało w taszë pò cato taczi, jak kòl ksãdza Jana łodniowim wanożenim. Dirigeńt Walkùsza, co wisy na scanie… Robòtã mómë òd jed- chóru w Lëzënie prawie zaczinô a czasã sobie stanie. Dzysdpróbã spiéwu. A pòéta? Pòéta sã ny gòdzënë do drëdżi. bùdzy, bò gò naszło natchnienié. nia colemało jegò òkrãgłą, gòdzënową tarczã zastãpiwają Mómë gòdzynczi i kòzlinczi. Czim mni tã robòtã cyfrowé, elektroniczné tôblëce. Jedne w kòscele, drëdżé – w kar lubimë, tim barżi czmie. Ti, co rozmieją robic Taczi zédżer nie stôwô. Òn sã prosto wëłącziwô, czej czikrëjemë na zégar. òbadwa, są achtniwóny (tzw. do zafelô sztrómù. Są zégrë tuńca i rożańca). w kòmórkòwim telefónie. Tej Jak chto gòdzënów pilëje, je wszëtkò w jednym a ni mùszi nosëc zégarka na rãce. Sa- nie spózniwô sã, tegò szónëjemë. Żlë nie je na czas, nie szónëje telita w kòmórce gòdzënã ùstôwiô. Le tã kòmórkã téż dzes nas, tej më téż gò ni mùszimë ùczestnic. Gôdô sã: chto pózno kùreszce trzeba wsadzëc… przëchòdzy, sóm sobie szkòdzy. Abò: lepi chùtczi jak za pózno. Ga je gwôsnô, równo gòdzëna (w całoscë pôłnié) – biją Mówią téż: lepi pózno jak wcale. I bądzë tu mądri… zwònë, grają himnë, hejnałë pùszczają, kùkówczi kùkają W naszi tradicje są dëchë, co przëchòdzą w nen sóm môl, a kùrónë pieją. A skądka taczi kùrk czë jiny kanark wié, że ò jistny gòdzënie. Ksądz Sëchta pòdôwô, że duch taczi, czej ju mòżna, że trzeba? Mòże nen kanark mô téż wbùdowóny nie pòtkô człowieka, cobë mù pòmógł skrócëc pòkùtã, gôdô: zégark… A czemù prawie ptôszczi są gòdzënoma namienioné, Czas, gòdzëna je ta, a człowieka ni ma. Tak téż jamrëją dëchë a nié… krowë. Krusza, biwô, że mô przijemniészi zwãk. Në jo, topiélców, co przechòdzącëch wcygają na mòkwë. ale jak taczé knadzëszcze do zégrã wtromòlëc? Są dobré a złé gòdzënë. W tą złą lepi nick nie gadac. Je czôrWłącziwómë radio, bò chcemë czëc, co to je za gòdzëna. nô gòdzëna, na jaką dobrze je miec co ùszpórowóné. To ò ni Chcemë czëc tej wiadła, bò są ò taczi gòdzënie. Wiémë, czë sã prawie je we fópkòwi „Czôrny baladze”: spieszëc, czë jachac pòmału. Czë jesz je czas. Robòtã mómë òd jedny gòdzënë do drëdżi. Czim mni tã W czôrnëch piéckach czôrny wãdżel W całach rządzy czôrnô chëra robòtã lubimë, tim barżi czikrëjemë na zégar. Szkòła – to samò. Czôrnô gòdzëna je wszãdze Tam jesz zwónk zwòni, cobë tëch biédnëch dzôtk za długò nie Bùten, bëne – w czôrnëch wërach… mãczëc. Ò szkólnëch nie wspòmnã… Nieletczé żëcé mają statczi do bùdzeniô. Niejeden bùdnik swòje zwònienié skùńcził na… scanie. To je jedna z niewiele Je w kùńcu gòdzëna òstatnô. Gòdzëna smiercë, czej lepi, jak rzeczi, za jaczima sygómë, nieòtmikającë òczów. chto przë nas je. Niekònieczno sostra w hòspicjum. POMERANIA MÔJ 2014 67 Z BÙTNA Na zajcowëch nogach RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Czej bùten je słunuszkò, tej jô so tak fëjn sadnã na łôwce przed – Nick cë nie rzekã, bò ni móm co – drëch skrzëwił mùniã. dodomã a sedzã. Czej padô deszcz, tedë sã legnã na zófie w pa- – Do rodzeniô sã a do ùmiéraniô to ju ti lëdze tak chùtczi nie radny jizbie a leżã. Spòkójno, pòmalë… Tak so sedzã, tak so są … Ale jô pò prôwdze mùszã ju nëkac. leżã a rozmiszlajã, czemùż nen swiat wkół mie tak nëkô. Jak – Dokądkaż? òbarchniałi nëkô. Jistno jak nen mój lubòtny drëch brifka, – Do miasta z białką na zakùpë. chtëren krótkò pò Jastrach do mie fërtã na kòle przëcësnął. – Krótkò pò Jastrach të zakùpë w miesce robisz? – spitôł – Widzôł të tak co? – swòjim zwëkã zaczął bez „pòch jem kąsk zadzëwòwóny. wôlony…”. – To je ju czas, kò wnetk – Cëż zôs? zôs wiôldżé swiãto mdze. – Żebë zajc tak flot nëkôł. – Cëż të pòwiôdôsz? Przecã (...) cëż to je dzewiãc niżódnégò – Prawie ó to to bë sã mù wiôldżégò swiãta miesący! Të sã nawetka nie terô w kalãdôrzu ni ma. szôł lesnégò spëtac, ale z tegò, òbezdrzisz, a Gwiôzdór co jô ò zajcach wiém, tej òne pò – A jaczé mómë dwa wiôlprôwdze dosc chùtczé są. dżé swiãta òb rok, në? mdze tu. To sã mùszi – Ale nié jaż tak chùtczé, – Jastra ë Gòdë. ju terô na niegò bë dzéń rëchli w gniôzdkach – Baro dobrze – brif ka przërëchtowac. wezdrzôł nó miã jak szkólny, darënczi składac – brifka ma chnął pają w lëfce, jakbë chcôł co je rôd ze swòjégò szkòlôka. negò zajca chwacëc za szpérë – Jastra ju bëłë, a jaczé drëdżé a przëtrzëmac. – Chtëż to widzôł, żebë jastrowi zajc w Jastro- wiôldżé swiãto mdze ju wnet? wą Niedzelã pò chëczach sajdôł. – Terôzka niżódné – chcôł jem rzec Swiãto Robòtë, ale miôł – Tak co sã nie słëchô – przëswiôdcził jem brifce. – Jastrowi strach, że brifka mie zarô jednégò wlëmi. zajc, stôrim zwëkã, w dëgùsë bë miôł chadac. – Jak niżódné! Tec Gòdë są ju krótkò! – Bë miôł, bë miôł, le slédnym czasã òn przék zwëkòwi ju – Gòdë, mackù, za dzewiãc miesący mdą. w niedzelã przëchôdô. Nie je to bùten szëkù? – Chłopie, a cëż to je dzewiãc miesący! Të sã nawetka nie – Je, je – cziwnął jem zamëslony banią. – Cëż zrobic, kò òbezdrzisz, a Gwiôzdór mdze tu. To sã mùszi ju terô na niegò dzysdnia lëdze cerplëwòscë ni mają. Òni mdą za nym zajkã przërëchtowac. Darënczi czas kùpiac! jaż do Pòniedzôłkù żdac? – Të czësto zgłëpiôł – zdrzôł jem na niegò zajiscony. – Jo, jo, òni bë chcelë miec wszëtkò f lot, zarô, – Nié, jô nié – cziwnął przék banią brifka. – To swiat natëchstopach. Wszëtkò mùszi bëc na zajcowëch nogach zro- zgłëpiôł… Tej z Bògã. Czas to dëtk. Nëkajã. bioné. Nikòmù nie dadzą òdpòczic, nawetka zajcowi. Ë pònëkôł brifka na zajcowëch nogach na Gwiôzdorã – Tak to ju na tim swiece je – zajiscył jem sã żëcym sã rëchtowac. A jô sedzôł so na łôwce pòd dodomã, kò prabiédnégò jastrowégò zajka. wie słunuszkò fëjn grzało, a rozmëslôł, czemùż nen swiat jak – Në jo, më tu so tak pòwiôdómë, a jô mùszã ju nëkac òbarchniałi nëkô. Kò wiéta, do czegò jem przëszedł? Jô doch – brifka wezdrzôł na zégark. doma ni móm niżódnégò zégra! Je to ale szczescé! – Jakùż to? Të dopiérze co przëjachôł. Wezkôj jesz co rzeczë… Cëż tã sã w Pëlckòwie dzeje? Je chto rodzony? Je chto ùmarłi? NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER 68 POMERANIA MAJ 2014 Lubòtny Czëtińcowie, wespół z majewim numrã cządnika bédëjemë wama film „Pro Memoria Brunon Synak”. Ten dokôz przëbôcziwô pòstacjã ùmarłégò łoni Profesora, chtërnémù pòmòrskô tatczëzna tak wiele zawdzãcziwô. Film pòkazywô nôwôżniészé chwile w Jegò żëcym, nôùkòwą i kaszëbską stegnã, Jegò familiã i ùlubioné przez Niegò môle. Nie felëje téż wspòminków drëchów i lëdzy, dlô jaczich Bruno Synak béł aùtoritetã. Rôczimë do òbzéraniô Film zrealizowała Lucyna Geniusz w wespółrobòce z Łukaszã Grzãdzëcczim. Produkcjô: Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. WYBORY DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO KASZUBY GŁOSUJĄ! C M Y CM MY CY CMY K kampania społeczna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
Podobne dokumenty
Najô Ùczba 37 - Skarbnica Kaszubska
Wezdrzôł na Jurka a wiesoło rzekł: – A të ju sã nie kłóniôj, bò tak krzëwi òstóniesz. – Panie królu, wëbaczë Jurkòwi – pòprosëło dzéwczã. – Ale jô ju wcale nie jem na niegò rozgòrzony. Jô le chcôł ...
Bardziej szczegółowo