Różnica zdań

Transkrypt

Różnica zdań
Różnica zdań
Autorstwa ©Vaalandila Númena
- Nie mogłeś wybrać lepszego miejsca na spotkanie, co? W mieście naprawdę jest kilka o
wiele lepszych lokali…
Rzucając niezbyt zachwyconym spojrzeniem na siedzącego przy stoliku popielatego
wilczura, beżowy tygrys odsunął krzesło i zawieszając na jego oparciu płaszcz, usiadł powoli.
Czując jak jego plecy przebiegają ciarki, zerknął kątem oka za siebie – wyglądało na to, że od
wejścia do lokalu był obserwowany przez co najmniej kilku Anthrenów o niezbyt przyjaznych
wyrazach pysków. Jeden z nich uśmiechnął się do niego nieprzyjemnie, ukazując pokaźne braki
w swoim pożółkłym uzębieniu.
- Chyba nie powiesz mi, że liczyłeś na spotkanie w ekskluzywnej restauracji, otoczony
panienkami w kieckach. – Warknął Vaalandil, strząsając popiół z papierosa na pusty talerz i
patrząc na kota z lekką pogardą. – Trochę dziwnie by to wyglądało, gdyby ktoś mojego pokroju
pojawił się w takim miejscu.
- Dla chcącego nic trudnego. – Odparł Reeden, starając się rozsiąść wygodnie na mocno
sfatygowanym krześle. – Gdybyś tylko choć trochę zmienił swoje podejście do innych…
- Nie zaczynaj. – Unosząc wargi, wilk ukazał zęby w gniewnym grymasie. – Wiesz doskonale
co myślę o tych wszystkich… Idiotach wokół. Bezrozumne kukiełki, biorące wszystko co im
wpadnie w łapy i wiecznie dążące do „szczęścia”.
Słysząc jego słowa, tygrys odchrząknął głośno. Przekonanie Vala dość mocno uderzyło w
jego pogląd – od zawsze uważał, że każdy jest na swój sposób niezwykły i może zdziałać
wszystko, jeśli tylko naprawdę tego pragnie.
- Przejdźmy do rzeczy. – Mruknąwszy, Reeden pochylił się w przód i spojrzał w jedyne,
pomarańczowe ślepie Vaalandila. – Po co mnie tu ściągnąłeś? Chyba nie zamierzasz po raz
kolejny pomagać mi w życiu towarzyskim i umawiać mnie na wieczorne spotkania z samicami
wybranymi według twojego gustu? – Zapytał, unosząc lekko brew.
Wilczur w odpowiedzi zaśmiał się głośno.
- Nie moja wina, że wierzysz wciąż w te swoje romantyczne dyrdymały o prawdziwej
miłości i „tej jedynej”. – Uśmiechając się ironicznie, wilk zaciągnął się papierosem z lubością,
a następnie wypuścił z pyska kłąb tytoniowego dymu prosto na łeb Reedena. – Samice są po
to, by rozkoszować się ich rozpalonymi ciałami, zapachem perfum i jędrnymi piersiami… No i
po to, by zaspokoić w razie potrzeby swoje żądze.
- Najpierw trzeba chcieć kogoś pokochać. – Syknął po chwili tygrys, odganiając od swojego
pyska dym łapą z niesmakiem. – Próbowałeś kiedykolwiek? Bo jeśli tylko się chce, można
pokonać wszystkie przeszkody i być razem.
- Słowo „kochać” to dla mnie abstrakcja, wybacz przyjacielu. – Śmiejąc się cicho, Val
chwycił stojącą obok szklankę z whisky i zamieszał ją z głośnym dźwięczeniem kostek lodu. –
Dziwi mnie natomiast, że wciąż wyznajesz te chore zasady niemalże rok po tym, jak rozszedłeś
się ze swoją paniusią. Idę o zakład, że wciąż przyłapujesz się na myśleniu o tym, jak niegdyś
było wam dobrze i jak wspólnie zabawialiście się w sypialni… - Kręcąc łbem, popielaty samiec
pociągnął zdrowy łyk trunku ze szklanki. – „Prawdziwa miłość”… Ona już nawet o tobie nie
pamięta! Pogódź się wreszcie z tym, że była to kompletna porażka i jedynie wmawiałeś sobie,
1
że to szczere i wielkie uczucie. Już zapomniałeś, gdzie cię to wszystko zaprowadziło i w jakie
skrajności popadłeś, mając w głowie najczarniejsze myśli?
Przez pysk kota przebiegł cień gniewu, ale po chwili wyprostował się i skinąwszy na
przechodzącego barmana, zamówił wódkę z sokiem i lodem.
- Co ty możesz wiedzieć o prawdziwym życiu i uczuciach. – Mruknął cicho, znów zwracając
spojrzenie na wilczura. – Wiecznie rozpieszczany przez rodziców, mający dostęp do
wszystkiego, czego tylko zapragnie… A teraz kim jesteś? Mordercą, który podrzyna gardła za
woreczek monet.
Słysząc słowa Reedena, kilka pysków odwróciło się w stronę ich stolika z
zainteresowaniem, jednakże na Valu nie zrobiło to żadnego wrażenia. Jego mroczna sława
najwyraźniej nie stanowiła większego problemu w miejscu takim, jak to.
- Przygadał kocioł garnkowi. – Odchylając się lekko na krześle w tył, wilk położył nogi na
stoliku i powoli kontynuował sączenie whisky. – Tobie raczej też nic nigdy nie brakowało do
szczęścia. Śmiem twierdzić nawet, że wiele rzeczy przyszło ci w życiu zbyt łatwo, przez co
rozleniwiłeś się i zacząłeś myśleć, że tak będzie wiecznie, co tylko jeszcze bardziej upodabnia
mnie do ciebie. Ale całe szczęście, że w końcu nam obydwu się to wszystko dość gwałtownie
ukróciło.
Pysk kota wykrzywił grymas wściekłości.
- Nie porównuj mnie do siebie. – Sycząc przez zaciśnięte zęby, Reeden mimowolnie wbił
lekko pazury w blat stołu. – Ja nie czerpię przyjemności z mordowania innych.
- Ja czerpię przyjemność z brzdęku zarobionych monet, nie z przelanej krwi. – Szczerząc
się nieprzyjemnie, Val nachylił się z powrotem w stronę stolika, by sięgnąć po świeżego
papierosa i zapalniczkę. – Choć przyznaję, nic tak nie cieszy jak dobrze wykonana praca. Poza
tym… Myślisz, że zabijam bez zastanowienia kogo tylko popadnie? Bo najczęściej biorę
zlecenia dotyczące typów spod ciemnej gwiazdy i zatraconych zbirów. Można by powiedzieć,
że za drobną opłatą oczyszczam otaczający nas świat ze śmieci, jakie się po nim przewalają.
Uśmiechy dotąd słuchających rozmowy Anthrenów spełzły powoli z ich pysków,
zastąpione chłodem i niechęcią.
- Uważasz się za Boga? Bo tylko on ma prawo decydować o życiu i śmierci, niezależnie czy
ktoś jest świętym, czy też skrajnie okrutną bestią. – Rzucił ze złością tygrys, nawet nie
zauważając jak kelner stawia obok niego szklankę z drinkiem. – To co teraz mówisz nie jest
niczym więcej jak herezją!
- Litości! – Wykrzyknąwszy, Val zaśmiał się głośno. – Bóg? Herezja?! Czy ty naprawdę
sądzisz, że kiedykolwiek kierowałem się w życiu czymś tak bezsensownym? Skoro tak gorliwie
wierzysz w tego swojego Boga, to odpowiedz mi – gdzie jest? Gdzie jest Wszechmocny, żeby
ukarać winnych? Gdzie jest Wszechwładny, gdy kataklizmy, głód i wojny wyniszczają świat?
Gdzie jest Wszechwiedzący za każdym razem, kiedy modlą się do niego i wołają o pomoc?
Zasypany gradem pytań, Reeden umilkł na moment, starając się ułożyć słowa w jakąś
sensowną odpowiedź.
- On jest wszędzie i zawsze. – Odezwał się po chwili cicho, głosem drżącym od gniewu. –
Po prostu nigdy nie ukazuje się w swojej prawdziwej postaci i nie czyni cudów na pokaz. Ale
jeśli coś robi, to ma to swój cel.
- Naprawdę? – Nachylając się ponad stolikiem, Vaalandil spojrzał prosto w oczy kota. – W
takim razie kierując się tym tokiem myślenia, nagła śmierć twojej matki też zapewne miała
jakiś wyższy cel.
Tego było już dla Reedena za dużo. Podrywając się gwałtownie z krzesła, przewrócił je na
podłogę z hukiem.
2
- NIGDY… NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ O MOJEJ MATCE… W TAKI SPOSÓB! – Wyrzucił z siebie
pełnym wściekłości rykiem, zaciskając łapy w pięści. Jego oczy płonęły od gniewu,
wypełniającego teraz całe serce i wypychającego powoli z umysłu zdrowy rozsądek. – Nie
pozwolę, żeby jakiś podrzędny morderca obrażał jej pamięć!
Val tymczasem nadal siedział przy stoliku, uśmiechając się jedynie pod nosem i zupełnie
ignorując wybuch kota.
- Jestem wolnym Anthrenem i mogę mówić wprost, co tylko mi się żywnie podoba. –
Powiedział cicho, po czym wypił ostatni łyk whisky i odstawił spokojnie szklankę na stół. – A
może zamierzasz zawołać tu swoich „wielkich” przyjaciół, żeby ci ze mną pomogli? Ach, no tak,
zapomniałem… Ich „przyjaźń” skończyła się w dość dynamiczny sposób jakiś rok temu.
Ciekawy zbieg okoliczności….
- Zamilcz. – Wycedził przez zaciśnięte zęby Reeden, sięgając za plecy i wyciągając z kieszeni
krótki nóż do obrony. – Zamknij ten swój niewyparzony pysk albo postaram się, żeby przybyło
ci kilka dodatkowych blizn.
Uśmiech powoli zniknął z pyska Vaalandila, zastąpiony chłodną obojętnością. Powoli
odsuwając krzesło, wilczur wstał i położył obydwie łapy na rękojeściach sztyletów
umocowanych przy jego pasku.
- Prawda zawsze boli, ale nikt nie jest w stanie jej uniknąć. – Mruknąwszy cicho, wilk
spojrzał prosto w oczy tygrysa swoim ślepiem. – Uważasz, że kłamię? To chodź tutaj i
udowodnij mi, że się mylę.
Przez chwilę dysząc ciężko i zaciskając palce na rękojeści noża, Reeden wpatrywał się w
popielatego samca z nienawiścią. Pragnął zobaczyć na jego pysku wyraz cierpienia i bólu, chciał
zniszczyć ten jego nienaturalny spokój, z jakim wyciągał sprawy o których kot wolał zapomnieć
i zostawić je w tyle, by żyć spokojnie i móc ruszyć naprzód bez jakiegokolwiek żalu.
Jednakże furia dość szybko ustąpiła w umyśle miejsca rozsądkowi. Opuszczając powoli
ramię i łapę, w której trzymał ostrze odetchnął cicho.
- Nie. – Powiedział cicho, wytrzymując wyzywający wzrok Vala. – Nie będę z tobą walczył
tylko po to, żeby udowodnić ci swoje racje – wystarczy mi, że ja sam w nie wierzę. Walka
niczego nie rozwiąże, a ty właśnie tego pragniesz – bezsensownego sparingu i przelewu cudzej
krwi.
Chowając ostrze z powrotem do kieszonki, beżowy samiec chwycił stojącą na stole
szklankę i opróżniając ją jednym haustem, odstawił z hukiem na blat stolika, rzucając nań
banknot, a następnie odwracając się i robiąc krok z zamiarem wyjścia z lokalu.
- Jesteś parszywym tchórzem, Reeden. – Odezwał się za jego plecami pogardliwy głos
Vaalandila. – Jak zawsze uciekasz od rzeczywistości i prawdy, chowając się za tymi swoimi
idiotycznymi romantycznymi ideami i otaczając się realistyką tych śmiesznych opowiadań.
Naprawdę myślisz, że kierowanie się sercem i bycie prawym w życiu gdzieś cię zaprowadzi?
Wykorzystają cię po raz kolejny, tak jak robili to niegdyś tylko dlatego, że starasz się pomóc
każdemu, kto się do ciebie zwróci.
Zatrzymując się na chwilę, tygrys nie odwrócił się w stronę wilka, narzucając na ramiona
wcześniej zdjęty płaszcz.
- Na pewno zaprowadzi mnie to dalej niż ciebie twoje pieniądze i seks. – Odpowiedziawszy
cicho, Reeden poprawił kołnierz i rękawy. – Mam tylko nadzieję, że nie zobaczymy się już
więcej, żeby przekonać się jak daleko obaj zaszliśmy.
Wilczur zaśmiał się krótko.
- Uciekaj Reedenku, uciekaj do domu i rodziców, żyć swoim grzeczniutkim życiem razem z
całą tą zgrają mówiącą wiecznie, że cię kochają i zrobią dla ciebie wszystko. – Rzucił zjadliwie
3
w stronę kota. – Z dziką chęcią zobaczę, jak kiedyś po tych wszystkich deklaracjach skończysz
na bruku sam, bo dodatkowo kolejna panienka zostawi cię w najmniej odpowiednim
momencie…
Nagle rozległ się cichy świst, a Vaalandil warknąwszy głośno z bólu chwycił się łapą za
policzek. Odwracając się błyskawicznie, Reeden wyciągnął z kieszeni nóż i zamachując się,
cisnął nim tuż obok głowy wilczura tak, że ostrze drasnęło dość głęboko skórę samca i wbiło
się w tarczę do rzutek znajdującą się na przeciwległej ścianie karczmy.
Nim wilk zdążył sięgnąć do swoich sztyletów i zareagować, beżowy samiec błyskawicznie
znalazł się przy nim i zaciskając łapę na jego szyi niczym kleszcze, zaczął wbijać boleśnie pazury
w kark Vala.
- Nie zabiję cię, bo nie jestem tobą i nigdy się kimś takim nie stanę. – Syknąwszy cicho,
Reeden spojrzał w jedyne oko wilka płonącym od gniewu wzrokiem. – Ale pamiętaj o jednym
– to wcale nie oznacza, że nie potrafię zabić.
Gwałtownie zwalniając ucisk, samiec cofnął się od krztuszącego się i łapiącego kurczowo
powietrze wilczura, po czym ponownie odwrócił się i szybkim krokiem opuścił karczmę. Nigdy
nie dowiedział się, jaką propozycję zamierzał mu tamtego wieczora złożyć Vaalandil, ale w
głębi duszy cieszył się z tego powodu – być może uniknął wdepnięcia w jakieś głębsze bagno.
Jednakże nie było to ani pierwsze, ani ostatnie spotkanie tak dwóch różnych Anthrenów.
4

Podobne dokumenty