listopad - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu

Transkrypt

listopad - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Nr 56 (102)
Tyniec-Olsztyn
listopad 2015
Jak chleb jest pokarmem dla ciała a cnota dla duszy, tak i duchowa modlitwa
jest pokarmem umysłu.
W świętym miejscu modlitwy módl się nie jak faryzeusz, ale jak celnik, abyś
był usprawiedliwiony przez Pana (Por. Łk 18,10–14).
W swej modlitwie staraj się nikogo nie oskarżać, abyś nie niszczył tego, co
budujesz i nie uczynił swej modlitwy odrażającą.
Weź za przykład tego, kto był winien dziesięć tysięcy talentów: jeśli nie darujesz swemu winowajcy, ty także nie otrzymasz odpuszczenia. Powiedziano
przecież: Wydał go katom (Mt 18,34).
Podczas modlitwy miej wzrok nierozbiegany, zaprzyj się swego ciała oraz
duszy i żyj zgodnie z umysłem.
Przez modlitwę mnich staje się równy aniołom, pragnąc zobaczyć oblicze
Ojca, który jest w niebie (por. Mt 18,10).
Podczas modlitwy w ogóle nie staraj się dostrzegać jakiegoś kształtu czy postaci.
Błogosławiony umysł, który, modląc się bez rozproszenia, doznaje coraz
głębszego pragnienia Boga.
(Filokalia, Ewagriusz z Pontu)
PROŚBA DO DUCHA ŚWIĘTEGO O WIERNOŚĆ
Duchu Święty, Ty zawsze jesteś wierny
i nie porzucasz tych, co Tobie zaufali.
Wierny Ojcu i Synowi, wierny Kościołowi świętemu,
wierny każdej duszy, która się Tobie powierzyła
od dnia chrztu świętego.
Wierny w doli i niedoli, w radości i smutku,
w życiu i śmierci.
Duchu wiernej miłości, obdarzaj nas wiernością,
która nigdy nie zawodzi.
Nie zawsze jest łatwo być wiernym.
Czasem strach, czasem chciwość,
czasem lekkomyślność
skłaniają nas do niewierności.
Umacniaj w nas wierność,
wyzwalając nas od naporu
samolubnych przywiązań lub lęków.
Spraw, by nic nie hamowało i nie krępowało
naszej wolności,
która chce być wierna dobru, prawdzie,
sprawiedliwości,
miłosierdziu i obowiązkom,
w których zawarta jest wola Boża.
Usłysz nas i wysłuchaj, Duchu Święty.
–2–
Duchowość monastyczna
CHRZEŚCIJANINIE, POZNAJ SWOJĄ GODNOŚĆ!
Godność a moralna postawa człowieka
Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? Kto z nas jest
takim człowiekiem? To pytanie może budzić zdziwienie. Przecież każdy
człowiek pragnie żyć i być szczęśliwy! To, wydawałoby się, oczywiste stwierdzenie nie jest takie oczywiste. Co bowiem znaczy życie i szczęście? Kto wie,
na czym one polegają?
Zadane na wstępie pytanie nie jest przeze mnie wymyślone. Stawia je psalmista w Ps 34[33],13, a św. Benedykt powtarza w Prologu do Reguły (RegBen
Prol 15). Dopiero pozytywna odpowiedź na nie staje się podstawą do wejścia
na drogę życia. Wcześniej życie człowieka płynie pomiędzy tym, co bardziej
lub mniej przyjemne. Tak czy inaczej, zarówno przyjemność, jak i jej brak,
przeżywa się na poziomie doznań, które przemijają. Czym jest prawdziwe
życie człowieka, czym jest nasze prawdziwe życie, pozostaje pytaniem, na
które musimy sami znaleźć odpowiedź.
Aby na nie odpowiedzieć, musimy wpierw zdać sobie sprawę, kim jesteśmy.
Kim jesteśmy jako ludzie? Kim ja jestem? Nie są to pytania li tylko filozoficzne. Każdy z nas odpowiada na nie w swoim życiu, czy sobie z tego zdaje
sprawę, czy nie. Zawsze bowiem, gdy dokonujemy wyboru, robimy to według określonej hierarchii wartości. A ta hierarchia wartości wynika z właściwego rozumienia siebie i sensu własnego życia.
Jeżeli dla przykładu weźmiemy rozpowszechnione dzisiaj hasło życiowe:
„W życiu liczą się tylko pieniądze”, to chociaż brzmi ono bardzo prymitywnie i nie wszyscy by się chcieli oficjalnie do niego przyznać, to w praktyce
jednak wielu je przyjmuje za swoje przez konkretne wybory. Żyją tak, jak
gdyby nic innego się nie liczyło. A właśnie to, co jest naszą prawdziwą filozofią życia, ukazuje się w konkretnych wyborach na co dzień. W naszych
rozważaniach interesuje nas tylko ta autentyczna filozofia życia. Jeżeli praktycznie liczy się dla nas jedynie pieniądz, to jednocześnie odpowiadamy sobie
na pytanie, kim jesteśmy. Przez swoje wybory mówimy: „jesteśmy konsumentami dóbr, które można nabyć za pieniądze”. Sensem naszego życia jest
przyjemność konsumpcji. Z tego podstawowego rozumienia siebie i sensu
–3–
własnego życia wynika nasza zasadnicza postawa życiowa i sposób podejmowania decyzji.
Inną filozofię życiową można wyrazić hasłem: „Liczy się tylko to, czego
w życiu doświadczę, co przeżyję”. Wówczas jestem podmiotem doznań,
przeżyć. Ich głębia, wielkość, oryginalność są dla mnie najważniejsze. Żyć to
tyle, co doświadczać ciągle czegoś nowego, wspaniałego.
Jeszcze inną filozofię można by wyrazić zdaniem: „Liczy się tylko to, co po
sobie zostawię”. Wówczas jestem twórcą, którego życie polega na tworzeniu
czegoś wspaniałego dla potomnych. Sensem mojego życia będzie pozostawienie po sobie jakichś szlachetnych dokonań.
Jakkolwiek szlachetne byłyby te rozmaite filozofie, których można by tutaj
przytoczyć wiele, to jednak stają przed nami nieuniknione pytania: czy „ja”
ogranicza się do: konsumenta, podmiotu doznań, twórcy…? Czy to wszystko? Co naprawdę wiemy o sobie? Co będzie z nami w chwili śmierci? Czy
jest ona ostatecznym końcem, zapadnięciem się w nicość? Jeżeli nie, to co
nas po niej czeka i jaki sens ma nasze życie w kontekście tej przyszłości po
śmierci? Zarówno konsumpcja, jak i doznania w tym kontekście przestają
mieć jakikolwiek sens. Także nasza twórczość pozostająca na tym świecie w
chwili śmierci przestaje mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie. Miałaby sens,
gdyby życie doczesne było ważniejsze od przyszłego. Ale jeżeli się ono kończy, a tamto ma trwać wiecznie, to chyba jest odwrotnie. Co zatem zostaje?
Jaka jest nasza zasadnicza perspektywa? Kim jesteśmy?
O naszym życiu na co dzień ostatecznie rozstrzyga nasze rozumienie siebie.
Jeżeli będziemy dla siebie konsumentami, to będziemy żyli jak konsumenci.
Jeżeli łowcami przygód, to będziemy za przygodami tęsknili i ich szukali.
Poczucie sensu własnego życia rzutuje na jego jakość. Jeżeli nie mamy do
siebie szacunku i nie widzimy sensu naszego życia, to będziemy żyli bez wyraźnych zasad i wszystko będzie nam w gruncie rzeczy obojętne. Jeżeli czujemy się kochani i zaproszeni do miłości, to życie nabiera sensu i pojawia się
w nas troska o kochaną osobę. Przestajemy się koncentrować na sobie,
a zaczynamy żyć dla drugiego. Nie jesteśmy już byle kim, ale kimś ważnym
dla kogoś bliskiego.
Poczucie własnej godności zobowiązuje nas wewnętrznie do szacunku dla
drugiego człowieka i odpowiedniej relacji do niego. Jednocześnie przez szacunek do drugiego człowieka, uczymy się właściwej relacji do siebie samych.
–4–
Istnieje niewątpliwie wzajemna zależność pomiędzy poczuciem własnej
godności i właściwym postępowaniem, czyli etyką. Nie można jednak zbudować autentycznej etyki na samych zobowiązaniach nieopartych na poczuciu godności. Dlatego zanim będzie można postawić komuś wymagania
moralne, odnosi się to także do nas samych, trzeba wzbudzić w nim poczucie własnej godności. Stąd temat naszej refleksji: „Chrześcijaninie, poznaj swoją godność!”. Było to kiedyś zawołanie św. Leona Wielkiego Papieża z V wieku.
Dla jasności musimy jednak odróżnić poczucie własnej godności od wyniosłości, noszenia w sobie wielkich ambicji i wielkiego mniemania o sobie.
Są one w istocie całkowitym przeciwieństwem poczucia własnej wartości.
Wypływają bowiem z kompleksów i poczucia niedowartościowania. Chcąc
je zaspokoić, staramy się wmówić sobie i innym, że jesteśmy wspaniali,
wielcy, mądrzy itd. Są to jednak tylko nieudolne próby dowartościowania
siebie. Prawdziwemu poczuciu własnej wartości zawsze towarzyszy pokora. Ona jest najlepszym dowodem poczucia własnej godności.
Przykładem takiej postaci był śp. ksiądz kardynał Adam Sapieha. Miał autentyczne poczucie własnej godności i był jednocześnie człowiekiem bardzo pokornym. Mówiono o nim, że nikt nie był w stanie go obrazić. Posiadał tytuł książęcy z dwóch powodów: był księciem rodowym (książę siewierski), a ponadto otrzymał tytuł księcia jako biskup krakowski. Lubił on
przy wizytacji parafii zatrzymać się na skraju wioski, wysiąść i przejść się po
jej terenie, rozmawiając z ludźmi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że
zawsze chodził on w sutannie, zresztą jak wszyscy księża w tym czasie (!).
Pewnego razu idąc powoli po drodze do wizytowanej plebanii, spotkał
chłopca. Przywitał się z nim, zapytał o jego imię a następnie spytał o przykazania Boże. Chłopiec milczał. Zapytał zatem o błogosławieństwa. Chłopiec także nic nie odpowiedział. Kiedy przyszedł na plebanię, wyrzucał
proboszczowi, że nie uczy dzieci katechizmu. Ksiądz proboszcz spytał,
z kim ks. kardynał rozmawiał. Zawołał zaraz chłopca i zadał mu te same
pytania. Chłopiec odpowiedział śpiewająco. Zdumiony kardynał zapytał
chłopca: „Dlaczego zatem nie odpowiedziałeś mi na moje pytania?” Chłopiec odpowiedział rezolutnie: „Bo ja z byle kim nie rozmawiam na temat
wiary”. Ksiądz kardynał był niezmiernie zbudowany postawą tego malca.
–5–
Pytanie o naszą godność w Biblii
W Księdze Rodzaju po grzechu pierworodnym w raju Bóg szukał człowieka,
który się ukrył przed Nim, i wołał: „Adamie, gdzie jesteś?” To pytanie nieustannie odnosi się do każdego z nas. Gdzie jesteś? Kim jesteś? Przytoczone
wcześniej odpowiedzi nie są w istocie próbą uproszczonego załatwienia problemu i zagłuszenia tego pytania. Sprowadzenie siebie do jakiegoś jednego
wymiaru życia może chwilowo dać nam poczucie sensu, jasności i nawet
wyzwolić energię do działania. „Wiem kim jestem i wiem, o co mi w życiu
chodzi, zatem mogę się temu całkowicie oddać”. Tak jest w przypadku typów
psychopatycznych, które posiadają ogromną energię i siłę do sterowania innymi. Ale wcześniej czy później ten częściowy sens rozbije się o prawdziwe
problemy, jakie w życiu spotkamy.
W istocie jednak nikt z nas nie wie, kim jest. Kiedyś Sokrates mówił: „Wiem,
że nic nie wiem”. Ta refleksja stała się inspiracją do powstającej filozofii, czyli
miłości mądrości. Kim jestem i co jest ważne w moim życiu, pozostaje dla
mnie pytaniem, na które stale szukam odpowiedzi. Oznacza to, że jestem dla
siebie misterium, które przerasta moje pojmowanie. Mówiąc nieco inaczej:
jestem kimś większym, niż sobie z tego zdaję sprawę. To stwierdzenie jednocześnie wskazuje na misterium jeszcze większe, z którego wyrastam i wobec
którego nieustannie stoję. Odkrycie tej prawdy jest w naszym życiu czymś
fundamentalnym. Nie sprowadza się to do przyjęcia jakiejś filozofii przez
kogoś głoszonej, czy przyjęcia jakiejś religii, wyznawania wiary w Boga niejako dziedziczonej po przodkach. Odkrycie, o jakim mówimy, staje się prawdą
jedynie wówczas, gdy dokona się w sercu i stanie się zasadniczym motywem
życia. Czy tak się stało, można zobaczyć w życiu po sposobie podejmowania
decyzji, autentycz­nych motywach działania i kryteriach wyboru. Póki pozostajemy na poziomie deklaracji ideowej czy tradycyjnej wiary, istnieje w nas
rozdwojenie: idee sobie, życie sobie. Życiem bardzo często będziemy zaprzeczać naszym ideowym deklaracjom.
To, co dotychczas powiedzieliśmy, odnosi się do każdego człowieka niezależnie od jego wiary lub jej braku. Chrystus przez swoje przyjście, nauczanie
i dzieło, jakiego dokonał, odsłonił rąbek tego misterium: Bóg tak nas umiłował, że Syna swojego Jednorodzonego dał, abyśmy otrzymali w Nim życie
wieczne (zob. J 3,16). Wpierw i przede wszystkim stoimy wobec Kogoś, a nie
czegoś. Wobec Boga, który nas kocha i to miłością bezwarunkową i nieodwołalną! Nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić wielkości tej miłości.
–6–
Jest ona wręcz porażająca. Boimy się jej, bo można ją przyjąć jedynie oddając
się jej całkowicie i bezwzględnie, a to w naszym pojęciu jest równoważne ze
śmiercią, bo rzeczywiście musi umrzeć zasklepione w sobie nasze fałszywe
„ja”.
Jezus wprowadza nas stopniowo w tajemnicę dziecięctwa Bożego. Nie tyle
głosi je jako doktrynę, ale praktycznie uczy nas postawy dziecka Bożego.
Podczas modlitwy poleca nam zwracać się do Boga słowem: „Ojcze”. Nieustannie poucza nas o potrzebie zawierzenia, dając nam za wzór dziecko:
Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie
wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3).
Musimy dać się kształtować. W rozmowie z Nikodemem Pan Jezus idzie
jeszcze dalej, mówiąc wprost o konieczności „ponownego narodzenia” (J
3,3). Jest to bardzo głęboka prawda odnosząca się do życia duchowego.
Wzrost duchowy nie dokonuje się przez zdobywanie nowych zdolności,
umiejętności, sprawności…, nie przez zmianę czy polepszanie swoich zachowań, ćwiczenie się w cnotach według określonego ideału, doskonalenie się
w cierpliwości, wyrozumiałości, posłuszeństwie. Prawdziwy wzrost następuje przez rodzenie się do nowego życia, przez zmianę siebie samych. Dopiero
zmiana w sercu daje prawdziwy postęp duchowy. Najlepiej doświadczają tego
ludzie, którzy mają problemy z jakimś nałogiem. Na początku starają się go
zwalczyć, robią sobie postanowienia, narzucają ograniczenia, ale w końcu
i tak wracają do swojego nałogu. Prawdziwe uwolnienie następuje dopiero
przy głębokim nawróceniu wewnętrznym, jakimś zdeterminowaniu, które
prowadzi do całkowitej przemiany osobowości. Jeżeli ktoś się nie zdecyduje
na zmianę siebie, niczego istotnego nie osiągnie w swoim życiu wewnętrznym.
W tym miejscu dotykamy bardzo trudnego doświadczenia utraty własnej
godności. Zgoda na przemianę siebie domaga się uznania zła, jakie w nas
istnieje. Często oznacza to przyznanie się do kompromitującego upadku. Tak
np. w przypadku alkoholika wiąże się z uznaniem, że jest alkoholikiem. Wydaje się, że jest to zgoda na całkowitą klęskę, odarcie z godności. Wcześniej
stale starał się on udowodnić sobie i innym, że nie jest alkoholikiem, że jest
człowiekiem wolnym, odpowiedzialnym, a pije jedynie z określonych powodów. Jednak im bardziej stara się usprawiedliwić, tym bardziej pogrąża się w
alkoholizm. W tym przypadku sprawdza się najlepiej powiedzenie Pana Jezu–7–
sa: kto chce zachować swoje życie – w tym przypadku poczucie własnej godności
według wyobrażeń, jakie posiada, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu –
czyli powierzy się prawdzie, wierząc w jej miłosierdzie, znajdzie je (Mt 16,25).
Prawdziwa nasza godność ma swoje źródło zupełnie gdzie indziej. Wpierw
i przede wszystkim jest ona darem całkowicie niezasłużonym. Wynika z powołania do bycia dzieckiem, a nawet przyjacielem i partnerem Boga. Nie jest
czymś, co sami możemy osiągnąć, zdobyć, jak np. tytuł mistrza świata w sporcie albo uznanie za dokonania artystyczne lub naukowe. Wielkość tej godności jest tak ogromna, że nawet nie jesteśmy sobie w stanie jej uświadomić,
mimo umiejętności jej nazwania. Tę godność możemy jedynie przyjąć w pokorze, czyli przez otwarcie się na pełną prawdę. Zasadniczy nasz wysiłek duchowy powinien koncentrować się wokół rozpoznania godności, którą nam
nadał Bóg, na dbałości o jej autentyczne przyjęcie. Jako czysty dar nie jest
ona powodem do wynoszenia się nad kogokolwiek. Raczej wzbudza w nas
głęboką wdzięczność, a jednocześnie pragnienie, aby inni także sobie zdali
sprawę z godności, jaką posiadają. Godność uczestnika Bożego życia zobowiązuje do właściwej postawy moralnej w życiu, a w szczególności do głębokiego szacunku do innych, którzy także posiadają taką samą godność.
Nasz dramat polega na tym, że nie jesteśmy w pełni świadomi posiadania tej
ogromnej godności. Niektórzy wcale sobie z niej nie zdają sprawy, a inni wiedząc o niej, załamują się, widząc własną słabość. Uważają, że popadając nieustannie w grzechy, nie są godni posiadać takiej godności. I trzeba powiedzieć,
że nikt z nas, nawet najbardziej doskonali, nie są godni posiadać takiej godności. Ona jest prawdziwie absolutnym darem i może zostać przyjęta tylko jako
dar. Zostaliśmy nią obdarowani przy naszym urodzeniu, a potem przez
chrzest wprowadzeni w jej misterium w Chrystusie. Święty Jan w swoim
pierwszym liście pisze:
Obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy.
Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim,
jakim jest (1 J 3,2).
Nasze chrześcijańskie życie charakteryzuje się owym „już jesteśmy, ale jeszcze nie”. Nasza godność dzieci Bożych już jest w nas faktem, ale „jeszcze
nie” stała się pełnią. Już ją w jakiś sposób rozpoznajemy, ale widzimy, że
jeszcze nie potrafimy nią w pełni żyć. Już będąc dziećmi Bożymi, musimy
nieustannie starać się nimi być. Nasze życie jest walką, która w istocie jest
–8–
walką o godność. Wydaje się, że Szatanowi chodzi o pozbawienie nas godności dziecka Bożego. Największa pokusa, jaka nas spotyka, polega na zwątpieniu w tę godność. Szatan, podsuwając nam rozmaite namiętności, stara się
doprowadzić nas do całkowitego załamania. Człowiek pozbawiony godności
staje się bezwolnym narzędziem w jego rękach. Dlatego nigdy nie możemy
dać odebrać sobie godności dzieci Bożych, którymi jesteśmy nie przez osobiste zasługi, ale przez Boże upodobanie. To On przez swoją ogromną miłość
do nas dał nam przystęp do siebie i uczynił swoimi dziećmi. Wiara w tę godność jest wiarą nie w siebie i swoją siłę, ale w Jego miłość. Choćby załamało
się w nas wszystko, załamała się wiara w siebie samego, to jednak nigdy nie
możemy sobie pozwolić odebrać wiary w Jego miłość i wybór nas na Jego
dzieci. Rozpoznanie tej godności i jej niepodważalności jest naszą ostoją.
Br. Włodzimierz
OPOZYCJA MIĘDZY KRÓLESTWEM BOŻYM A ŚWIATEM
Rodzimy się nieukształtowani, wyłaniamy się z niewiedzy, ale zostaliśmy wyposażeni w zdolności komunikowania się, w wolność – mamy rozeznawać
i wybierać. To jest proces – zostaliśmy zaproszeni do procesu stwarzania
samego siebie. Ale to stwarzanie nie jest tak oczywiste. Przychodzą na nas
–9–
różne myśli i inspirują do działania zarówno dobrego jak i złego. Myśl staje
się nasza wtedy, kiedy za nią idziemy i przyjmujemy ją za swoją. Zależnie od
tego, jakie myśli podejmujemy, tym się stajemy. Jeżeli kłamiemy, to stajemy
się kłamcą, a jeśli nie kłamiemy, to stajemy się człowiekiem prawdy. Możemy
stawać się złośliwcem czy oszczercą innych lub człowiekiem pokoju i rzetelności, itd. Każdy wybór nas stwarza. Musimy uczyć się rozeznawać myśli i iść
za nimi lub je odrzucać. Myśli namiętne są zwykle głośne, rozbudzające złe
emocje człowieka. Myśli od Boga są zwykle delikatne, ciche, trzeba zamilknąć, aby je usłyszeć. Wybór, za którym idziemy, jest wyborem naszej tożsamości. Rodzimy się z tego co pojawia się w nas. I tu daje o sobie znać opozycja świata i ducha. To co my naprawdę wybieramy, widać po konkretnych
wyborach, a nie po deklaracjach słownych. Listy do Galatów, do Efezjan i do
Kolosan mówią nam jasno, co się rodzi z ciała, a co z ducha (zob. Ga 5;
Ef. 4–5; Kol 3).
Królestwo Boże jest królestwem miłości. Jest miejscem, do którego się dochodzi poprzez swoje wybory i czyny, a nie tylko poprzez wypełnianie praktyk. Świat i Królestwo Boże są przeciwstawne, sprzeczne ze sobą. Nie możecie
służyć Bogu i Mamonie! – mówił Pan Jezus (Mt 6,24). Oczywiste jest, że my
przecież żyjemy w świecie, w jego sprawach, ale wszystko, czym żyjemy powinno być ukierunkowane na Królestwo Boże. My rodzimy się ze Słowa. Ale
oddziałują na nas także wydarzenia czy emocje. To samo Słowo może rodzić
różne odpowiedzi. I zależnie z czego się rodzą – czy z zatroskania o byt,
z naszego ego czy z sumienia – z tego właśnie rodzi się i nasza osobowość.
Albo rodzimy się z sumienia do pełni życia, albo rodzimy się ze świata do
śmierci. Naszym zadaniem jest rozeznawać to w sobie. Mamy ku temu nie
tylko możliwości, ale jest to także nasz obowiązek.
Z czego czerpiemy? To jest zasadnicze pytanie w naszym życiu. Podstawowym błędem jest egocentryzm – skupianie się na sobie i swoich potrzebach.
Trzeba nam żyć, patrząc na wszystko co się wydarza i co mamy do zrobienia
z perspektywy finału, końca życia i robić to, co przyniesie nam korzyść
z punktu widzenia życia wiecznego. To jest spojrzenie eschatologiczne.
W Kazaniu na Górze Jezus mówi o tym, kto jest błogosławiony czyli szczęśliwy. Błogosławieni to nie są ci, którzy coś osiągnęli, ale ci którzy doświadczają bliskości i zażyłości z Bogiem. To oni doświadczają udziału w Królestwie Bożym i to do nich należy Królestwo. Ale Królestwo ma swoją cenę.
Wybiera się je w opcji albo-albo. Albo ulegamy w życiu presji, fascynacji lub
– 10 –
lękom świata albo wybieramy ducha. Jezus o tych wyborach mówił: Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją (Mt 13,46),
albo Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37)
itp. W tych słowach chodzi o miłość, która jest wyborem Chrystusa. Żyjemy
w świecie wraz z jego sprawami i nikt z nas nie jest od tego wolny, ale chodzi
o priorytety i determinację naszego ducha. Musimy się zdystansować do
świata i tego, co na nim jest, bo bez tego nie jesteśmy w stanie dojść do Królestwa Bożego. To nasza determinacja pójścia za duchem decyduje o naszym
wejściu do Królestwa. Nie wystarczą deklaracje i chęci.
W drodze do Królestwa konfrontujemy się ze złem. Zło nie istnieje, ono
tylko żeruje na dobru, jest przewrotnym zrozumieniem dobra. Podobnie jak
choroba jest brakiem zdrowia, zimno brakiem ciepła, a ciemność brakiem
światła. Tak jak coś i nic – coś jest określone, nic nie istnieje. Nie należy walczyć ze złem. Jezus mówi: „Pozwólcie, aby chwast i pszenica rosły aż do żniwa” dlatego, aby tego, co dobre nie uszkodzić, nie zniszczyć. One zostaną
rozdzielone w czasie żniw (por. Mt 13, 24–30).
Logika niszczenia zła tu na ziemi prowadzi do piekła. W historii nie brakuje
takich pomysłów. Jedną z takich nieudanych prób była Inkwizycja, ale też
komunizm. W imię niszczenia zła faryzeusze zabili Syna Bożego, a św. Paweł
w przekonaniu, że niszczy zło, zabijał chrześcijan. Dziś takim przykładem są
islamiści.
Tu na ziemi nie da się rozstrzygnąć problemu zła. Rozstrzygającym punktem
jest śmierć i spotkanie z Bogiem.
Bóg działa delikatnie i pokłada niezwykłą ufność w człowieku. Bóg wierzy
bardziej w człowieka niż człowiek w Boga, bo On nie wierzy w zło. Bóg wie,
że dobro jest faktem, a zło jest tylko jakąś aberracją. Bóg szanuje wolność
człowieka, ma w niego wiarę. Ale zło ma w sobie siłę, agresję. Ciemność ma
charakter zaborczy, chce zagarnąć Światło. Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego
mówi Pismo Święte (Mdr 2, 12). Zło jest agresywne.
Wewnętrznym dramatem człowieka jest zmaganie się, walka dobra ze złem
w nas samych. Wybór Królestwa Bożego wymaga z naszej strony wysiłku.
Królestwo Boże jest za darmo, ale aby je otrzymać, trzeba włożyć wysiłek.
Ludzie oczekują, że wiara to coś, co się zrobi samo, ale tak nie jest. Człowiek
musi włożyć wysiłek poznawczy: szukać, pytać, pragnąć poznać i przyjąć.
Sama tradycja to za mało. Potrzeba ją skonfrontować ze swoim sercem. Tylko kiedy człowiek podejmuje trud, wiara zaczyna w nim być żywa.
– 11 –
Królestwo Boże ma swoją własną dynamikę i moc. Jest jak zakwas, albo maleńkie ziarno gorczycy. Ziarnko jako coś bardzo małego rozrasta się w wielkie drzewo, a zakwas obejmuje sobą i przemienia resztę ciasta. Małe, niepozorne, słabe staje się wielkie – to jest obraz Królestwa Bożego i jego tajemnicy w świecie. Dokładnie tak jest, kiedy patrzymy na „nielogiczność” Bożego
działania. Syn Boga rodzi się w jakiejś wsi na prowincji. Kiedy dorasta, głosi
Ewangelię ludziom ubogim, nic nie znaczącym, chodzi po wioskach, nie głosi królowi czy elicie społecznej, mającej wpływ na decyzje polityczne ówczesnego świata. W końcu Go zabijają. I koniec. Jest to rzecz paradoksalna
w zamyśle tak wielkim jak zbawienie świata. Po wiekach jednak chrześcijaństwo się rozrosło tak jak ziarno gorczycy i opanowało Rzym. Coś tak małego, bez znaczenia w oczach świata, bez siły i zewnętrznej mocy zdobyło
świat.
Królestwa nie buduje się poprzez reklamy czy różne inne zabiegi, ale w cichości serca. Jezus miał moc, pokazywał ją, ale nie wykorzystywał jej do opanowania świata. Działał, pociągając serca. Królestwo ma swoją siłę i dynamikę, poprzez którą wzrasta. Jest nią Duch Święty. Istnieje w Nim siła życia,
która jest od Boga. Tak jest i w naszym życiu. Jeśli coś ma się dokonać, to się
dokonuje mocą łaski Bożej i zdumiewa. Tą wewnętrzną dynamiką Królestwa
jest miłość.
Żeby odkryć Boga, trzeba stać się bliźnim dla innego człowieka. Wtedy człowiek się staje tym, kim powinien się stać w zamyśle Bożym. Osiągamy wtedy
właściwy poziom istnienia. Na to, kto jest moim bliźnim, wskazuje przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Dynamizm prawdziwego życia jest
w miłości. Świat przemija, każda potęga przemija. To co zostaje, to miłość,
która jest fundamentem prawdziwego życia.
Królestwo Boże jest Królestwem osobowych więzi. Nie da się go zaprowadzić siłą militarną. Komunizm czy państwo islamskie w imię finalnego porządku usiłują wprowadzić porządek. Ale to jest pułapka człowieka. Bóg
wprowadza Królestwo niezmiernie subtelnie. To co trzeba, to pozwolić Mu
działać, być Mu posłusznym. Reguła św. Benedykta mówi, że Bóg szuka
współpracownika i trzeba Mu odpowiedzieć osobiście: „Oto jestem”. Ale nie
nasze deklaracje i słowa są ważne, tylko posłuszeństwo w słuchaniu swojego
sumienia i otwarciu się na Słowo Boga. Wymaga to jednak pokory.
Działanie Boga jest powolne, jakby niezauważalne, często inne niż chcielibyśmy to widzieć, ale się dzieje, aż któregoś dnia jest. Misterium działającego
– 12 –
w naszym życiu Boga jest Eucharystia. Miłość Jezusa do końca powala na
kolana istoty niebieskie, ziemskie i podziemne (zob. Flp 2,10). W krzyżu jest
dynamika miłości Boga. Spożywając Ciało Chrystusa podejmujemy tę samą
dynamikę miłości i tym samym wchodzimy w komunię z Nim. Krzyż dla
żydów i mahometan jest bluźnierstwem, ale to on stał się fundamentem
chrześcijaństwa. Jest świadectwem miłości do końca i zaczynem pełni Życia
w Królestwie Bożym.
Maria Rochowicz
Notatki z wrześniowych rekolekcji o. Włodzimierza w Olsztynie. Temat:
„Królestwo Boże pośród nas jest”.
Fotografowała Ania Cieślak
– 13 –
Lectio divina
WIELKOŚĆ STWÓRCY I GODNOŚĆ CZŁOWIEKA
PSALM 8
2O
Panie, nasz Panie,
jak przedziwne jest Twoje imię na całej ziemi!
Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa.
3 Sprawiłeś, że na przekór Twoim przeciwnikom
usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę,
aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.
4 Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło palców Twoich,
na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
5 Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?
6 Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów,
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.
7 Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich,
wszystko złożyłeś pod jego stopy:
8 Owce i bydło wszelakie,
i dzikie zwierzęta,
– 14 –
9 Ptaki
niebieskie i ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza.
10 O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne jest Twoje imię na całej ziemi!
„Podstawowa wiedza bierze początek z zadziwienia” – pisze św. Jan Paweł II
(Fides et Ratio 4). W psalmie zachwyt jest początkiem myślenia, które odkrywa zdumiewającą prawdę. Od niego zaczyna się inne patrzenie na świat
i ludzi. W zachwycie dochodzi do uświadomienia sobie wielkości, która
przerasta to wszystko, co jesteśmy w stanie ogarnąć. Dopóki wszystko jest
„normalne”, „oczywiste” i wbudowane funkcjonalnie w nasze otoczenie,
dopóty postrzegamy ogólną szarość istnienia. Dopiero promyk światła spoza
naszego zamkniętego świata, odblask wiecznej chwały coś otwiera, ożywia,
rozświetla ową szarość. Majestat wyniesiony nad niebiosami jest poetyckim wyrazem tego, co filozofia określa mianem transcendencji. Biblia wypowiada to
inaczej. W pierwszym zdaniu Księgi Rodzaju czytamy: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię (Rdz 1,1), czyli wszystko co zostało stworzone, sam pozostając ponad. W Nim wszystko ma istnienie (por. Kol 1,17), On sam natomiast jest Inny, jest Święty. Ale oto Ten Inny, Święty jest znany i obecny na
całej ziemi, chociaż jest ponad nią. Nie jest On bogiem deistów ani bezdusznym absolutem, ale jest żywą Osobą, do której psalmista zwraca się, jak do
kogoś bliskiego.
Ps 19A wychwala Boga, którego głosi nieożywiona przyroda. Tutaj natomiast usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę – usta tych, którzy nie potrafią
jeszcze mówić i niczego jeszcze nie rozumieją. To ich życie, rozwijająca się
tajemnica nowego człowieka mówi sama z siebie o Bogu, który jest Ojcem
żyjących. Przeciwnik – szatan zasiał w sercu człowieka zwątpienie w Bożą
bezinteresowność i dobroć. Samo to zwątpienie nastawiło człowieka do Boga jak do konkurenta, sprowadzając Go do poziomu jednej z istot, choćby
najwyższej, choćby jedynego ogromnego demiurga, ale ostatecznie jakiejś
istoty. Konkurentem dla człowieka może być jedynie ktoś, z kim może się
on porównać, nawet gdyby był nieproporcjonalnie większy. Bóg Transcendentny, nie jest konkurentem i nie może nim być. Bóg JEST, a człowiek jeśli
jest, to jest z Niego, dzięki Niemu i w Nim, jak mówi św. Paweł: w Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28). Samo życie człowieka głosi
chwałę Tego, który jest Istnieniem i Życiem. Życie dziecka, nieskazitelne
– 15 –
i czyste, tym bardziej głosi chwałę Dawcy tego życia, tym bardziej świadczy
o wspaniałości Boga wbrew szatanowi – przeciwnikowi czystości życia.
Ogrom świata i jego precyzja zdumiewa. Wobec niego człowiek jest pyłem,
prochem ziemi. Ale właśnie ten proch ziemi jest w centrum zainteresowania Boga.
Nie wynika ono z wielkości lub wspaniałości człowieka, z czegoś, czym mógłby zaimponować Bogu. Jest to tym bardziej zdumiewające i świadczy
o wielkiej łaskawości Boga w stosunku do człowieka. Nie jest On bowiem,
jak mówili deiści, obojętnym na świat stwórcą mechanizmu, który później
sam działa siłą napędu. Bóg „zajmuje się” człowiekiem, „pamięta” o nim.
Przyroda dla Żydów, w przeciwieństwie do dominującego dzisiaj wyobrażenia, nie była martwym mechanizmem, ale wszystkie stworzenia, nawet słońce,
księżyc i gwiazdy, były istotami żywymi. Relacja Boga do świata w ogóle, a do
człowieka w szczególności, była także żywa, osobista.
Wiersze 5–7 autor Listu do Hebrajczyków (2,6n) odnosi do Chrystusa.
W psalmie, jak się wydaje, chodzi jednak po prostu o człowieka i o dar, jakim
go Bóg obdarzył przy stworzeniu (zob. Rdz 1,26–29). Stwarzając każdego
człowieka Bóg sam udziela mu „tchnienia życia”, stwarza go na swój obraz.
Psalmista staje w zachwyceniu wobec tego Bożego obdarowania. Na sposób
mądrościowego pouczenia mówi o tym Syracydes:
Pan stworzył człowieka z ziemi
i znów go jej zwróci.
Odliczył ludziom dni i wyznaczył czas odpowiedni,
oraz dał im władzę nad tym wszystkim, co jest na niej.
Przyodział ich w moc podobną do swojej
i uczynił ich na swój obraz.
Uczynił ich groźnymi dla wszystkiego stworzenia,
aby panowali nad zwierzętami i ptactwem (Syr 17,1–4).
Tymczasem punktem ciężkości wersetu 6 jest to, co psalmista określi mianem
„chwały”: czcią i chwałą go uwieńczyłeś. Chwała (hebr. kabôd) zawiera w sobie
wagę i godność istnienia. Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz – wyraża zdumienie nad godnością, powagą istnienia człowieka, wbrew jego fizycznej kruchości. To Bóg sam „uwieńczył” człowieka – proch ziemi – chwałą, czyli odpowiednią godnością, ciężarem gatunkowym w porządku istnienia, wartością,
której nie można łatwo podważyć. Tutaj ma swoje źródło szczególne prawo
moralne odnoszące się do więzi człowieka z drugim człowiekiem, o którym
– 16 –
wspomina dalej Syracydes: i dał każdemu przykazanie co do bliźniego (17,14b).
Ponieważ człowiek jest kimś, jest obdarowany przez Boga chwałą, jest dla
Niego kimś ważnym, nie można go traktować „byle jak”, nie można z nim
robić „cokolwiek”, ani nie można go używać jak przedmiotu, bo to uwłacza
jego godności, a przez to samemu Bogu – Dawcy tej godności.
Niemniej, podobnie jak w innych psalmach, zdumienie nad czcią i chwałą,
jaką Bóg uwieńczył człowieka, osiąga swą pełnię w Chrystusie. W Nim człowieczeństwo zostało wprowadzone w samą tajemnicę Bóstwa. W teologii
mówi się o „przebóstwieniu człowieka”, czyli o włączeniu go w życie Trójcy Świętej. Owa chwała człowieka z pewnością przerosła najśmielsze wyobrażenia psalmisty. Jednak wspaniałe jest to, że w zachwyceniu pozostaje on
otwarty na ogrom tajemnicy Boga-Dawcy:
O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne jest Twoje imię na całej ziemi!
Właśnie to otwarcie wprowadza nas w rzeczywiste przeżywanie tajemnicy
Bożego działania w nas. Ono powoduje, że prawdy wyrażone zarówno
w Rdz , jak w Syr 17,1–14 są w nas żywe i dające życie:
Postawił przed nimi wiedzę
i prawo życia dał im w dziedzictwo.
Przymierze wieczne zawarł z nimi
i objawił im swoje prawa.
Wielkość majestatu widziały ich oczy
i uszy ich słyszały okazałość Jego głosu (Syr 17,11–13).
Br. Włodzimierz
Fragment książki „Psalmy – szkoła mądrości”, Kraków 2014
– 17 –
Droga do oblatury
MOJA DROGA DO OBLATURY
W latach osiemdziesiątych wiele czasu spędzałem w akademickim dominikańskim duszpasterstwie „Beczka”, a konkretnie we Wspólnocie Odnowy
w Duchu Świętym „Nowe Życie”. Był rok '86 albo '87; rekolekcje wielkopostne głosił pewien benedyktyn, miał na imię Leon. W owym czasie wydawał się interesujący i przekonywujący mówiąc o benedyktynach i Regule. Latem ciekawy życia mniszego pojechałem do tynieckiego monasteru. Zamieszkałem w domu gości; opiekun gości – o. Wawrzyniec był niezwykle sympatyczny i wesoły. Z jakiegoś powodu potraktowano mnie jak kandydata na
mnicha (stażystę); nie było lekko: prace w ogrodzie z bratem Gabrielem,
w kuchni na zmywaku i mycie podłóg w Opatówce. Zawiązały się pierwsze
przyjaźnie: brat Gabriel i jego koty, Ojciec Jan Paweł, Zygmunt, Włodzimierz. Tak zaczęła się moja .... miłość do Tych ludzi i tego miejsca.
Nie zostałem benedyktynem. Poznałem wspaniałą kobietę – Małgosię, która
zgodziła się zostać moją żoną. Od początku naszego narzeczeństwa, później
małżeństwa byliśmy często gośćmi opactwa. Zawsze jesteśmy tu serdecznie
witani; nasze dzieci wesoło baraszkowały na dziedzińcu i klasztornych krużgankach, także w refektarzu podczas niedzielnych obiadów, na które często
zapraszali mnisi swoich przyjaciół.
Przez cały ten czas interesowałem się historią Ojców Pustyni. Zainteresowania Pustynią doprowadziły w 2005 roku do utworzenia fraterni świeckich
w duchowości kartuskiej pod imieniem św. Brunona. Umiłowanie tej szczególnej duchowości zaprowadziło nas do oo. Kamedułów na Srebrnej Górze.
Przez kilka lat byliśmy gośćmi kamedulskiego eremu, spotykając się tam cyklicznie na modlitwie i kontemplacji Wielkiej Ciszy, zawierzając nasz los Maryi Matce Kościoła, co zapisał na naszej fraternianej ikonie artysta Robert
Rumin. Modlimy się brewiarzem monastycznym posiłkując się tekstami kartuskimi. Prowadzimy korespondencję z przeorem Grande Chartreuse;
www.pustynnicy.pl. Naszym problemem był i jest brak duchowego opiekuna,
przewodnika. Od wielu lat nie ma w Polsce Kartuzów i nie ma perspektyw
na powstanie nowej fundacji.
Studiując Regułę św Benedykta zauważyliśmy, że Święty często oddalał się od
wspólnoty, by w samotności kontemplować Wielką Ciszę. Tak więc postano– 18 –
wiliśmy skorzystać z gościnności tynieckiego
klasztoru, tym bardziej,
że kamedulscy bracia
alergicznie reagowali na
nadmierny ruch w ich
samotni i prawdopodobnie zakłócaliśmy ich silentium sacrum. W 2012 roku
promotorem naszej fraterni zgodził się być ojciec Włodzimierz Zatorski. I tak oto trafiliśmy
w środowisko świeckich
benedyktynów przy tynieckim monasterze. Ojciec Włodzimierz zauważył, że statuty benedyktyńskie mogą stanowić przestrzeń dla tych,
których pasjonuje eremicki motyw życia św.
Benedykta, jakże zbieżny
z żywotem św. Brunona.
Środowisko Oblatów
przyjęło mnie niezwykle
serdecznie. Tak oto zapragnąłem, po prawie trzydziestu latach przyjaźni z domownikami klasztoru
złożyć przyrzeczenia oblackie. W marcu 2013 roku wraz z Markiem Ż.
z Warszawy złożyliśmy przyrzeczenia nowicjatu. W radosny sobotni dzień
św. Benedykta 11 lipca 2015 r. złożyliśmy wspólnie przyrzeczenia oblackie.
Brat Krzysztof złoży je w adwencie tegoż roku.
Jak dobrze być z Wami Siostry i Bracia.
Keep calm et ora et labora.
br. Jacek
– 19 –
W STARYM DOBRYM TYŃCU
Do Tyńca pierwszy raz przyjechaliśmy w 2008 roku, a dokładnie 8 marca,
raczej z ciekawości, turystycznie, bez większych oczekiwań. Jednak miejsce
ujęło nas klimatem, więc zainteresowaliśmy się warsztatami, ponieważ od
śmierci Jana Pawła II odczuwaliśmy potrzebę zgłębiania wiary i zbliżenia się
do Boga, którego wcześniej skrzętnie, choć bez manifestacji unikaliśmy.
Śmierć Jana .Pawła II uświadomiła nam wagę zmarnowanego czasu i bezpowrotnie utraconych szans. Papież wielokrotnie przyjeżdżał „do
nas” (mieszkamy w Częstochowie), a my nie korzystaliśmy ...
Na pierwszy ogień rekolekcje z Ojcem Włodzimierzem „Duchowość benedyktyńska w życiu świeckich”, potem drugie „Pokora” trzecie …, a po każdych więcej pytań, wątpliwości i nieodparta potrzeba poszukiwania.
Zaczęliśmy więc poszukiwać: rekolekcje w innych klasztorach, spotkania
i dyskusje z różnymi grupami i wspólnotami, po kolejnych rekolekcjach
(charyzmatycznych) uświadomiliśmy sobie, że najlepiej czujemy się w starym
dobrym Tyńcu, a w kontemplacji i ciszy najłatwiej, najgłębiej doświadczamy
Boga.
Wróciliśmy Tutaj z bagażem doświadczeń oraz jeszcze większym bagażem
wątpliwości i lęku. Ojciec Włodzimierz (w swoim stylu) rozjaśnił nam wiele
dylematów i zaprosił do Staniątek na wyjazdowy dzień skupienia ... od tego
czasu staramy się przyjeżdżać na każde spotkania i rekolekcje, zgłębiamy Biblię i Regułę, według której staramy się ułożyć nasze życie, odnajdujemy
w niej receptę na nasze słabości, a będąc Tutaj doświadczyliśmy niejednokrotnie, że problemy poruszane na konferencjach i podczas spotkań z siostrami i braćmi oblatami, są dla nas bardziej niż aktualne, a wnioski często
kluczowe w prostowaniu naszej drogi i czujemy, że jesteśmy wśród ludzi
prawdziwie szukających Boga.
Przyrzeczenia oblackie złożyliśmy 11 lipca 2015.
Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony.
Anna i Mirosław Dobrzańscy
– 20 –
Wydarzenia
18 października Ola Safianowska zgromadziła w Laskach warszawiaków,
lecz nie tylko, na trzecim już spotkaniu z o. Włodzimierzem. Jak sama
stwierdziła, grupa konsoliduje się. Oprócz „warszawskich” oblatów tynieckich wspartych przez Krystynę Fuerst z Łodzi i Teresę Lubowiecką z Krakowa, niestety nie dotarł Piotr Szudy z Torunia, było liczne grono osób zainteresowanych duchowością benedyktyńską przybliżaną przez mnicha tynieckiego. Była wspólna modlitwa liturgiczna, Eucharystia, Adoracja Najświętszego Sakramentu, lectio divina i dwie Konferencje na temat „Filarów duchowości”, o których będzie można poczytać w następnych numerach
„Benedictusa”.
Piotr Boruch, który ostatnio przeprowadził się z Warszawy do Skawiny, stał
się faktycznym domownikiem Opactwa Tynieckiego. W związku z tym wystąpił z bardzo cenną inicjatywą, że będzie nas informował o tym, co dzieje
się w Tyńcu. A oto jego wiadomości:
4 listopada imieniny obchodzi br. Karol Cetwiński, który prowadził ostatnio
próbę chóru na naszym spotkaniu i będzie to robił na prośbę Wojtka Stępnia. Przekazanie pałeczki odbyło się w sobotę 10 października.
6 listopada przypada 10-ta rocznica śmierci o. Augustyna, która zostanie
uświetniona sympozjum poświęconym Biblii Tysiąclecia. Są też w tym dniu
imieniny br. Leopolda Rudzińskiego.
10 listopada będą imieniny o. Leona Knabita.
Kto może niech jedzie do Tyńca, kto nie może niech pamięta o naszych Braciach w modlitwie.
Bądźmy razem! Napisał Piotr, a ja podpisuję się pod tym obydwoma rękami.
28 października miał imieniny Ojciec Opat Szymon Hiżycki. Udało mi się
spotkać z o. Szymonem i wręczyć Mu bukiet róż oraz złożyć życzenia
w imieniu oblatów, a miało to miejsce w nowouruchomionym warsztacie
garncarskim, gdzie o. Opat wizytował lepiącego garnki br. Borysa.
Piotr będzie trzymał rękę na pulsie, a ja będę przekazywać wiadomości drogą
e-mailową i w Benedictusie. tl
– 21 –
W dniach 13, 14, 15 listopada 2015 Wspólnota „Benedictus – Bądź szczęśliwy!” będzie gościła w Olsztynie Opata Tynieckiego, Ojca Szymona Hiżyckiego.
Podczas bogatego programu pobytu Ojciec Opat m.in. wygłosi trzy konferencje o NIEUSTANNEJ MODLITWIE SERCA.
Pierwsza konferencja będzie miała charakter wstępny i zapraszamy na nią
zainteresowanych mieszkańców Olsztyna.
A oto treść plakatu zapraszającego mieszkańców Olsztyna
Poszukałem w Biblii i tam zobaczyłem na własne oczy to,
co słyszałem, a mianowicie:
że należy modlić się nieustannie (1Tes 5,17),
modlić się zawsze w duchu (Ef 6,18)
…
Gdzie szukać kogoś, kto by mi to wyjaśnił?...
„Opowieści Pielgrzyma”
Spotkanie
z mnichem benedyktyńskim
o. Szymonem Hiżyckim, Opatem Tynieckim
o nieustannej
modlitwie serca
13 listopada 2015/piątek
godz.18:30
Centrum św. Jakuba ul. Pieniężnego
(u podnóża Olsztyńskiej Katedry)
– 22 –
DZIEŃ SKUPIENIA OBLATÓW W TYŃCU
SOBOTA 7. XI. 2015
9.45
10.30
11.00
12.00
12.50
13.00
13.45
15.00
Spotkanie z o. Włodzimierzem w Sali Zielonej na Opatówce, konferencja – komentarz do Dekretu o Apostolstwie
Świeckich
Próba śpiewu dla wszystkich
Msza Święta w kościele
Adoracja Najświętszego Sakramentu, okazja do spowiedzi
Modlitwa w ciągu dnia z mnichami w kościele
Obiad
Sprawy organizacyjne, Lectio divina,
Dla chętnych rozmowa na temat zaproponowany przez
uczestników i nawiedzenie Cmentarza Tynieckiego, zapa
lenie zniczy na grobach oblatów i naszych Ojców
PROGRAM SPOTKANIA W OLSZTYNIE
W CENTRUM ŚW. JAKUBA
PONIEDZIAŁEK 9. XI. 2015
16:00 – Chorał Gregoriański pod kierunkiem Wolfa Niklausa (nauka śpiewu
Nieszporów)
17:00 – ROZPOCZĘCIE COMIESIĘCZNEGO SPOTKANIA
WSPÓLNOTY „BENEDICTUS” – Bądź szczęśliwy!
– uroczyste zapalenia świecy – symbolu obecności wśród nas Chrystusa
– wezwanie do Ducha Świętego
– 10 min. indywidualnej medytacji w sercu
– Nieszpory
– Lectio Divina Ps 8
– Dzielenie się i umacnianie Słowem Bożym
– Sprawy bieżące Wspólnoty
– Eucharystia w Bazylice Katedralnej pod wezwaniem Św. Jakuba
– 23 –
WARSZAWSKIE SPOTKANIA BENEDYKTYŃSKIE
Temat:
Modlić się psalmami (1) (o. Włodzimierz Zatorski OSB)
28. listopada w piątek Ursynów
Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego:
20.00
20.45
21.10
Msza św. z homilią
Agapa
Konferencja tematyczna i spotkanie zakończone Kompletą
29. listopada w sobotę kościół ss. sakramentek
na Rynku Nowego Miasta:
9.00
Ok. 9.45
10.00
10.45
Msza św. z homilią
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Konferencja tematyczna
Spotkanie w salce zakończone Modlitwą w ciągu dnia
z Liturgii Godzin
KALENDARIUM
1.XI
Wszystkich Świętych
7.XI
Dzień skupienia oblatów tynieckich
9.XI
Spotkanie grupy BENEDICTUS w Olsztynie
13.XI
22.XI
Wszystkich Świętych mnichów Reguły św. Benedykta
Chrystusa Króla Wszechświata
27-28.XI Benedyktyńskie Spotkania w Warszawie – o. Włodzimierz Zatorski
OSB, Modlić się psalmami (1)
– 24 –
– 25 –

Podobne dokumenty

Nr 39 (85) Tyniec-Olsztyn luty 2014 Chrystus umarł za nasze

Nr 39 (85) Tyniec-Olsztyn luty 2014 Chrystus umarł za nasze Nasze chrześcijańskie życie charakteryzuje się owym „już jesteśmy, ale jeszcze nie”. Nasza godność dzieci Bożych już jest w nas faktem, ale „jeszcze nie” stała się pełnią. Już ją w jakiś sposób roz...

Bardziej szczegółowo

Tyniec-Olsztyn luty 2015 WZNIESIENIE UMYSŁU DO BOGA

Tyniec-Olsztyn luty 2015 WZNIESIENIE UMYSŁU DO BOGA coś zagłuszyć, chcemy narzucić sobie i innym widzenie i odczuwanie siebie i świata zgodne z naszymi wyobrażeniami, które wyrastają z naszych pragnień, namiętności, pożądań i lęków. Nasze chęci zag...

Bardziej szczegółowo