kwiecień 2014

Transkrypt

kwiecień 2014
4,5/14
Witamy w nowym numerze naszego czasopisma. Pojawiła się w nim
m. in. „nowa świecka tradycja” - polemika dwóch stron na wybrany temat, obecnie
na temat oglądania telewizji.
Z przykrością informujemy, że nasza koleżanka, Agnieszka Domalewska, nie jest
już
redaktorką
naczelną
„Bez
komentarza”.
Aga zdaje w tym roku maturę. Oprócz tego trochę czasu zajmuje jej osiąganie
wysokich
wyników
w
ważnych
konkursach.
Na
jej
stołek
z wdziękiem wskakuje nie mniej energiczna Agata Wasielewska.
Chcemy
również
przywitać
serdecznie
o charakterze popularno-naukowym „eLight”.
nowe
pismo
szkolne
Wasza redakcja
Aktualności
Długa droga wiodła z Trsova do Tczewa
13 lutego nasi najmłodsi koledzy z klas pierwszych
gimnazjum mieli okazję spotkać się z historią
naszego
pięknego
miasta.
W szkolnym konkursie wiedzy o Tczewie
zmierzyło się trzynastu zawodników.
Laureatami zostali: Mateusz Kowalski, kl. Ic
(I m.), Aleksander Ziółkowski, kl. Ia (II m.)
i Adam Leczkowski, kl. Ib (III m.). Wielkie brawa
dla nich! Życzymy dalszej chęci do zdobywania
wiedzy o naszym pełnym zagadek mieście.
Mamy być z kogo dumni! - Nasze siatkarki
mierzą jeszcze wyżej
Dziewięć dni po jakże wspaniałym wyniku
w Pelplinie, dziewczyny wystąpiły w hali
II LO w Tczewie. Walcząc z ośmioma innymi
zespołami z powiatu tczewskiego, nasz zespół
zagrał w sumie cztery mecze, dzięki którym
uzyskał tytuł MISTRZA POWIATU oraz prawo
uczestnictwa
w
półfinale
wojewódzkim
w kategorii dziewcząt z rocznika 1994
i młodszych.
W skład tej niesamowitej drużyny wchodzą:
Martyna Rompa, Dominika Barwikowska, Natalia
Duszyńska, Anna Laskowska, Marta Barczewska,
Anna Krzeszowiec, Anna Kasiarz, Anita Kamińska.
Warto również dodać, że drużyna ćwiczy pod
okiem pana Waldemara Wasielewskiego, który, jak
widać po wynikach, świetnie spisuje się
w roli trenera.
Podwójne brawa należą się dziewczynom dlatego,
że jest to pierwszy taki tytuł w piłce siatkowej w
historii naszej kochanej szkoły.
GRATULUJEMY!!!
Życzymy
powodzenia w dalszej pracy.
Wiktoria Kowalkowska
również
Przyczajony tygrys, ukryta prawda
„Witamy w »Faktach«,”, „najpierw kawka, potem żubr”, „Taniec z gwiazdami”, „nie rób sceny, liczą
się ceny”, „co z tą Polską?”, „prawie robi wielką różnicę.” – skąd to znamy? Oczywiście z telewizji.
Niemal każdy z nas co dzień spędza kilka chwil przed telewizorem. Chłoniemy informacje, reklamy,
wypełniamy w ten sposób wolny czas. Czy potrafimy z tego zrezygnować?
Chcę Was zachęcić – NIE OGLĄDAJCIE TELEWIZJI W OGÓLE. Dlaczego?
Oglądanie telewizji unieszczęśliwia. Czy potrzebny jest jeszcze jakiś powód? W Internecie możemy z
łatwością znaleźć wyniki badań, mówiące o zrachowaniach aspołecznych i agresywnych, podatności
na choroby (otyłość, Alzheimera, depresję), które mają głęboki związek z ilością czasu poświęconego
na oglądanie telewizji.
Będąc codziennie nastawionym na szum informacyjny i nieustanny hałas – radio w autobusie,
aplikacje w telefonie, no i głośny telewizor – nie dajemy sobie szansy, by „usłyszeć własne myśli”.
Telewizja zawsze ma do powiedzenia najwięcej.
Włączenie telewizora jest już dla nas odruchem.
Zastanów się, jak długo zazwyczaj myślisz o tym, czy
włączyć telewizor? – to trwa przeważnie kilka sekund.
Na nasze nieszczęście przyzwyczailiśmy się do
jedzenia, relaksu
i popołudnia z rodziną przy włączonym programie
telewizyjnym. Czasem włączamy telewizor jedynie po
to, by „coś nam grało w tle”!
Poza tym, nie ukrywajmy – poziom kultury
w mass mediach spada. Programy talk-show, realityshow, opery mydlane i coraz popularniejsze seriale
paradokumentalne oferują nam „rozrywkę” na prymitywnym poziomie. Oglądając je, nie zyskamy
żadnej wiedzy, stracimy jedynie czas.
Kiedy zrezygnujecie z tej formy rozrywki, nie będzie Wam się nudzić. Trzeba będzie chwilę
pogłówkować, jak zająć swój czas, ale znajdziecie w sobie pokłady kreatywności. Nagle znajdą się o
wiele ciekawsze, relaksujące albo pobudzające zajęcia (nie mam na myśli Internetu :).
Nie zaprzeczam, telewizja może być źródłem wartościowych programów. Jednak wraz z tym, co
przyjemne i wartościowe, automatycznie odbieramy także mnóstwo niepotrzebnych treści, bodźców
i zagłuszaczy. Dlatego zachęcam do tego, by spróbować nie oglądać telewizji choćby przez tydzień.
Może się spodoba?
Ela Głobińska
Telewizja zła, ale czy do końca?
W odpowiedzi na artykuł Eli, chciałabym
przedstawić swoje zdanie na ten temat. Moja
redakcyjna koleżanka nie do końca
skrytykowała telewizję, więc ja nie do końca ją
pochwalę. Spróbuję być jak hrabia Henryk z
„Nie-Boskiej Komedii” Krasińskiego i rozważyć
zarówno wady, jak i zalety tematu, o którym
będę mówić.
Telewizja, czyli równie seriale czy programy
naukowe, pobudzają naszą wyobraźnię.
W Internecie można znaleźć wiele opowiadań,
typu „fanfiction” (informacje znajdziecie
w artykule „Fanfiction, czyli opowiem wam
bajkę”), opartych na serialach. Nie mogę więc
zgodzić się ze stwierdzeniem, że tylko po
wyłączeniu telewizji znajdziemy w sobie
pokłady kreatywności. Programy naukowe są
coraz częściej wprowadzane na
rynek
telewizyjny,
aby
wzbogacić wiedzę oglądających,
co dzisiejszej młodzieży bardzo
się przyda.
Jeśli telewizja jest oglądana, tak
jak Ela pisze, do obiadu, czy do
spędzania wspólnie czasu z rodziną, nie widzę
przeszkód. Odnotowane przypadki agresji czy
Alzheimera zapewne pochodzą z nadmiernego
wpatrywania się w ekran. Dla niektórych
rodzin wspólne spędzenie czasu przed
telewizorem
jest
jedyną
możliwością
poświęcenia sobie uwagi. Zapracowany tata
siada w fotelu, włącza telewizję, by się
odprężyć, mama zostawia garnki i zmywanie,
by spędzić czas z mężem, a dzieci, widząc, że
rodzice siedzą razem, dołączają się i tworzy się
Patrycja Brzezińska
okazja do rozmowy, a na telewizję zwraca się
w takim przypadku mniejszą uwagę.
Wyrobienie sobie odruchu włączania telewizji
też zależy od rodziny. U moich dziadków
pierwsze, co robi się w salonie, to nakrycie
stołu i kawa. Telewizor włącza się jedynie w
porze Teleexpresu czy Wiadomości. Młodsze
pokolenia włączają sobie telewizor, by coś
grało w tle, z tym się zgodzę, ale nie każdy tak
robi. Choć przyznaję szczerze, że śmieszy mnie
czasem scena, gdy ktoś włącza telewizor, by
„robił tło” dla laptopa, który „robi tło” dla
smartfona.
Nie zgodzę się również z tym, że telewizja
zagłusza nasze wewnętrzne myśli. Czasem
oglądając coś tak banalnego, jak „Ukryta
Prawda” czy „Trudne Sprawy”, zaczynamy
zastanawiać się, czy nasze życie naprawdę jest
takie złe, jak nam się
wydaje. Przypatrujemy się
sytuacjom zapisanym przez
scenarzystów i próbujemy
odnaleźć źródła, na których
opierali się, tworząc takie
postacie i takie problemy.
Podsumowując, telewizja ma swoje wady i
zalety,
ale
omawiając
minusy,
nie
zapominajmy o plusach, bo popadniemy ze
skrajności w skrajność, co nie jest dobre.
Oglądajmy telewizję z głową, z umiarem i
odrobiną zdrowego rozsądku. Nie wszystko, co
ukazane jest na ekranie jest prawdą, ale nie
wszystko jest też kłamstwem.
Fanfiction, czyli opowiem wam bajkę…
Ostatnio pisanie jest w modzie. Może dlatego, że książkę jest w stanie wydać praktycznie każdy, oczywiście,
jeśli zgodzi się ponieść koszty tego przedsięwzięcia. Poza tym młodzież nie musi już pisać „do szuflady”, ma
dużo możliwości podzielenia się swoją twórczością z innymi za sprawą licznych konkursów literackich, stron
internetowych, czy też zyskujących coraz większą popularność blogów. Lubimy pisać o tym, co nas
interesuje i tak oto od jakiegoś czasu w internecie można znaleźć coraz więcej opowiadań typu fanfiction,
potocznie zwanych fanfikami.
Zapewne większość z Was wie, co to takiego.
Takim mianem określa się opowiadania
na podstawie książek, filmów, komiksów czy gier
oraz takie, w których głównymi bohaterami są
piosenkarze, aktorzy czy inne znane osoby. Ten
pierwszy rodzaj fanfiction to całkiem ciekawy
pomysł i wiele takich opowiadań jest naprawdę
dobrych. Autorzy opisują np.: dalsze losy swoich
ulubionych bohaterów albo skupiają się
na postaciach drugoplanowych czy nawet
epizodycznych. Pole do popisu jest dość duże.
Największym zainteresowaniem wśród autorów
tego typu opowiadań cieszy się chyba saga „Harry
Potter”. Być może to ze względu na sporą liczbę
postaci i wątków w tej serii, wiele fanfików
osadzonych jest w świecie stworzonym przez J.K.
Rowling. Jak już wspomnieliśmy, część z nich jest
naprawdę ciekawa. Niektóre zaś są zwyczajnie
bezsensowne. I nie mówimy tutaj już o zgodności
z kanonem (bo fanficion ma prawo od kanonu
odbiegać), ale o zupełnym ignorowaniu charakteru
konkretnych postaci, o braku logiki i spójnej
fabuły. Bywają też opowiadania, które mogłyby
równie dobrze służyć za streszczenie książek (tak
wygląda
sporo
opowiadań
na podstawie „Zmierzchu”, ale sam „Zmierzch”
jest przecież pisany na poziomie początkującej
nastolatki, tworzącej
bloga).
Jeśli macie zły
humor i chcecie się
pośmiać,
to
polecamy Wam ten
drugi typ fanfiction,
czyli opowieści o
celebrytach,
tak
nierealne
i absurdalne, że
niebawem zostaną
uznane za nowy rodzaj fantastyki.
A uwierzcie, że prędzej można uwierzyć, że
istnieją elfy niż że może się wydarzyć to, o czym
czytamy w takich fanfikach! Z reguły opierają się
one na schemacie: nastolatka wyjeżdża za granicę,
poznaje przypadkiem np. Justina Biebera
i zakochują się w sobie. Oczywiście to byłoby
zbyt proste i banalne, więc nagle pojawia się jakaś
mafia, wredna/wredny eks, nieplanowana ciąża
itp., a bohaterowie przeżywają wręcz mrożące
krew w żyłach historie. Taki przynajmniej mają
zamiar autorzy, bo zamiast thrillerów powstają
raczej komedie. Zastanawiające jest jednak to, po
co w ogóle pisać o życiu gwiazd, nie mając o nim
żadnego pojęcia. Jaki sens ma wymyślanie
niestworzonych
historii
o celebrytach? Serwisy plotkarskie to przy tym
nic. Może wynika to z jakichś marzeń o sławie?
Może z uwielbienia do swoich idoli i chęci bycia
blisko nich? Może nastolatki śnią w ten sposób na
jawie i wierzą, że kiedyś to się spełni? A może
zwyczajnie chcą w ten sposób sprawić, by
ktokolwiek opowiadanie przeczytał? Bo o ile jakiś
Jaś Kowalski i jakaś Ania nie wzbudzą
zainteresowania, o tyle owa Ania i, na przykład,
Harry Styles, od razu zostaną zauważeni przez
fanów (fanki) One
Direction.
Teraz
opowiemy
wam
o
kilku
absurdach
w fanfikach. Na
początek
bardzo
długie opowiadanie
o
aktualnej
tematyce,
zatytułowane „Stoch
i spółka”. Co tam
znajdziemy? W głównej bohaterce, Oli, zakochuje
się aż trzech skoczków, dziewczyna ma naprawdę
niesamowite powodzenie. Tymczasem Stoch
poznaje skoczkinię Ewę Bielę, którą dręczy
masażysta biathlonistek i obiecuje, że Kamil nie
będzie w stanie usiąść na belce startowej. Brzmi
groźnie, prawda? Zaś coś niepokojącego dzieje się
w życiu Macieja Kota, który zasypia w płaszczu, a
budzi się tylko w bokserkach… Oczywiście trwa
również rywalizacja sportowa i niektórzy
zawodnicy traktują ją jak walkę na śmierć i życie.
Gregor Schlierenzauer nie potrafi znieść porażki
i bije się z Krzysztofem Biegunem, Stoch próbuje
ich rozdzielić, ale i tak wszystkie gazety piszą
o tym strasznym skandalu. Jednak i tak nasze
serca podbiła scena, kiedy to skoczkowie
w środku nocy przynoszą Kruczkowi śniadanie
i śpiewają mu fragment znanej piosenki Piaska:
„Nowe życie na śniadanie, pozwól, że cię nim
nakarmię. Szczęściem nie bój się nakruszyć,
napełnimy nim poduszki”. Dla fanów autorki
dobra wiadomość - powstają kolejne opowiadania:
„Orły Kruczka”, „Koty chodzą własnymi
ścieżkami”.
Ostatnio jednak co niektórzy zdecydowanie
przesadzają. Pojawiają się nawet fanfiction na
podstawie „Kamieni na szaniec”. I o ile
opowiadania o celebrytach mogą wzbudzić
śmiech politowania, o tyle głupawe opowiadania
o bohaterach narodowych są co najmniej
niestosowne.
Od lat istnieje zresztą w internecie nurt
analizatorski. Analizatornie (najbardziej znane to
NAKWa i PLUS) to blogi, których autorzy
wyszukują głupie i źle napisane opowiadania (a
nawet książki!), komentując je bezlitośnie
fragment po fragmencie. Analizy są zabawne,
a przy okazji naprawdę uczą, wytykając błędy
początkujących internetowych literatów, zwanych
w analizach aŁtoreczkami bądź Pisakami.
Zaskakująca jest bowiem w blogowych
opowiadaniach liczba błędów ortograficznych,
interpunkcyjnych czy literówek. A gramatyka
zdechło. Często widać także kompletne
roztargnienie i niemyślenie o tym, co się pisze
(postać żeńska zaczyna nagle mówić o sobie
w rodzaju męskim). O błędach logicznych już nie
warto wspominać, bo zdarzają się nader często
i w prawdziwych książkach (na przykład
powieściach Katarzyny Michalak). Trzeba przy
tym wspomnieć, że analizatorzy (przynajmniej
większość z nich, bo i beznadziejne analizatornie
się trafiają) krytykują tekst, nie jego twórcę i sami
krytyki
wcale
się
nie
boją.
Przy okazji zapraszamy na analizatornię naszych
koleżanek – mistszowie-piura.blogspot.com
Jak widać, świat internetowej twórczości jest
przeogromny. Można w nim znaleźć zarówno
dowody na to, że głupota ludzka jest
nieskończona, jak i całkiem ciekawe teksty
młodych, zdolnych osób. Fanfiction często są
pierwszymi
próbkami
literackimi
(od
potterowskich fanfików zaczynała m.in. polska
pisarka fantastyki, Ewa Białołęcka), które
pozwalają szlifować pisarskie umiejętności. Są też
wielokrotnie pierwszą lekcją pokory i zetknięciem
się z krytyką, a to także ważne. Jeśli więc piszecie
– piszcie dalej, jeśli czytacie – miłej lektury! ;)
Agata Kowalewska, Agata Wasielewska
Dlaczego rower?
Jakiś czas temu usłyszałem pewną osobę, która w niepochlebny sposób wypowiedziała się na temat ludzi
przyjeżdżających do szkoły na rowerach. W odpowiedzi na tę sytuację pragnę w tym artykule odpowiedzieć
na pytanie: dlaczego rower?
Powodów jest wiele, ale wspomnę tylko
o niektórych. Oczywiście nie oznacza to,
że każdy powinien jeździć do szkoły rowerem.
Chcę Was tylko zachęcić do używania właśnie
tego
środka
lokomocji.
Wiadomo, że ludzie
np.:
ze Smętowa czy
Kopytkowa
nie
będą
dojeżdżać
rowerem. Nie będę
też twierdził, że
jazda w deszczu
jest
dobrym
pomysłem.
Ale
przyjmując, że na
zewnątrz jest co
najmniej 7-8˚C i słoneczna pogoda, szkoda
marnować czas rodziców lub chodzić na autobus.
Poza tym, dojazd do szkoły na dwukołowcu
poprawia, choć w minimalnym stopniu, kondycję.
Zresztą (sam mogę to potwierdzić) człowiek
zupełnie inaczej się funkcjonuje, gdy podczas
porannej przejażdżki poczuje tę prędkość i (co
niektórzy) wiatr we włosach. Człowiek jest
bardziej pobudzony, ma więcej energii
o życia i od razu działa „na większych obrotach.”
W niektórych wypadkach jazda na rowerze jest
też szybszym rozwiązaniem niż korzystanie
z
komunikacji
miejskiej, nie trzeba
się
też
dostosowywać do
rozkładu
jazdy.
Zresztą
nawet
niektórzy
nauczyciele
przyjeżdżają
na
rowerach,
np. pan Madeja
na
swoim
„Peugeocie”.
A jeżeli lekcje
kończy się o 15.00 lub 16.00 - w godzinach
szczytu - po mieście najszybciej jeździ się właśnie
jednośladem.
Podsumowując, myślę, że jazda na rowerze nie
jest czymś strasznym i każdy, kto mieszka w
Tczewie lub w pobliżu, mógłby do szkoły
dojeżdżać dwukołowcem.
Adrian Baza
W obiektywie aparatu:
Święta Jadwiga idzie do świętego Wojciecha
23 kwietnia nasi uczniowie z panem wicedyrektorem Krzysztofem Zielińskim na czele udali się na
pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium św. Wojciecha w Gorzędzieju. Zobaczcie, jak wyglądała owa
pielgrzymka:
Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej naszej
szkoły. Znajdziecie tam również więcej fotografii.