Zygmunt Mateusiak (ur. 1925 r.) o rodzinnej kapeli
Transkrypt
Zygmunt Mateusiak (ur. 1925 r.) o rodzinnej kapeli
Zygmunt Mateusiak (ur. 1925 r.) o rodzinnej kapeli Zygmunt Mateusiak (ur. 1925 r.) Od małego dziecka wraz z dwoma braćmi przysłuchiwałem się muzyce i podpatrywałem, jak mój tatuś robił instrumenty. Pamiętam, że grali w trzech: tatuś - Jan Mateusiak - na harmonii, jego brat Aleksander Mateusiak — na skrzypcach i Bolesław Krawczyk na bębnie.Jak już nie chodziliśmy do szkoły, to pojechaliśmy do Ulana, bo ktoś nam powiedział, że tam jest harmonia. Pokazali nam taki półakordeon. Dogadaliśmy się i kupiliśmy. Jeden drugiemu ściągał z ramienia, ale nie mieliśmy na granie dużo czasu, bo wszystkich trzech tatuś zapędził do warsztatu (był szewcem). Jednak trochę nas uczył i grania. Najlepiej na harmonii grał Geniek, Maniek na skrzypcach, a mnie tatuś najpierw zrobił bęben, ale nie bardzo chciałem grać na tym instrumencie, potem i ja wybrałem harmonię. Nasz tatuś robił skrzypki, mandoliny, gitary. W Woli był cały zespół, grali na tych mandolinach. Tatuś zrobił też 4 harmonie. Jak kupił gdzieś starą, to zrobił nam dwie nowe. Brat ze Szczecina przysyłał masę, a drewniane elementy tatuś zrobił sam. Pamiętam, że jeździliśmy na różne występy. W Łukowie na eliminacjach zdobyliśmy perkusję (taką ogromną). Na początku lat 50-tych byliśmy w Lublinie. Graliśmy w składzie: Jan Mateusiak - harmonia, Eugeniusz Mateusiak harmonia, Marian Mateusiak -skrzypce, Zdzisław Karpiński - skrzypce i ja - Zygmunt Mateusiak - perkusja. Każdy zespół miał 15 minut. Nasza kapela zagrała 3 kawałki: polkę, oberka i fokstrota. Występowaliśmy jako „samouki". Musieliśmy się odpowiednio ubrać - w spodnie do pantofli, a nie w bryczesy. Dali nam kartki na obiad do restauracji „Europa". Dużo graliśmy w Woli. Pan Tuwalski bardzo często tatusia zapraszał do szkoły, np. na zakończenie roku. Kiedyś przedstawił nas panom z Lublina i powiedział, że Jan Mateusiak te instrumenty zrobił sam. Oni pytają: „Jak?", a tatuś mówi: „Nożykiem". Potem tato zagrał. Bardzo go podziwiali. Tatuś zmarł w 1961 r., a myśmy jeszcze prawie 30 lat grali, najkrócej Marian — na skrzypcach, ja i Geniek na harmonii, Stolarczyk Stanisław z Białej k. Radzynia na saksofonie, Edward Król z Wrzosowa na klarnecie, Tadeusz Kucio ze Starej Wsi na perkusji. Potem Króla zastąpił Kazimierz Jaroń z Bork. Nasz zespół jeździł na okolicę, wszędzie. Graliśmy nawet za Sobieszynem blisko Dęblina. Dwa razy jeździliśmy do znajomych w Olsztyńskie. Tam ludzie nie chcieli ustąpić, musieliśmy grać i grać. Zarobione pieniądze dzieliliśmy po równo. Nowe kawałki łapaliśmy z płyt, Stolarczyk trochę z nut. Jak grał z innym składem i się czegoś nauczył, to nam potem przekazał. Graliśmy nie tylko na zabawach i na weselach, ale też na różnych uroczystościach, jak l Maja, dożynki, i w widowiskach obrzędowych. Jak teraz patrzę na tę harmonię, wszystko mi się przypomina. Mój ojciec był bardzo zdolny, co zobaczył, to zrobił. Nawet dziedzicom robił obuwie. Założył też w naszym domu światło z wiatraka umocowanego na dachu http://gok.superhost.pl Powered by Joomla Open Source Utworzony: 04. 03. 2017, 08:54