Access Virus TI Snow

Transkrypt

Access Virus TI Snow
TEST
Access Virus TI Snow
CD (6)
DVD\Artykuły
cyfrowy syntezator
4.150 zł
PRODUCENT
Access Music GmbH
www.access-music.de
DOSTARCZYŁ
Audiostacja
Warszawa
tel. 022-616-13-86
www.audiostacja.pl
Oscylatory: 3 główne (przebiegi podstawowe, 62 spektralne, wavetable) i jeden
suboscylator na głos.
Filtry: 2 całkowicie niezależne (lowpass, highpass, bandpass, bandstop) z saturacją
i rezonansem własnym.
Modulacja: matryca 1×3,
3 LFO, 2 obwiednie ADSTR.
Efekty: niezależny delay i reverb na jeden patch (­także
w trybie Multi), distortion/
lo-fi, phaser, chorus/flanger,
analog boost, ring modulator,
3-drożna korekcja, wokoder.
Arpeggiator: 32 kroki (programowanie czasu ­trwania
i velocity każdego kroku), regulacja parametrów swing/
shuffle. 64 presety fabryczne.
Wejścia/wyjścia: 2 wyjścia
+4dB, konwersja 192 kHz/24
bity z funkcją soft-limiting.
2 wejścia z 24-bitową konwersją A/C. Wejście i wyjście MIDI. Port USB do transmisji audio i MIDI (3 dodatkowe wyjścia stereo), pracujący
z szybkością 12 Mb/s.
Kontrolery sprzętowe: 6 ga­
łek, 21 przycisków.
Polifonia: od 10 do 50 głosów.
Pamięć: 512 programów
RAM i 512 programów ROM.
Inne: Total Integration, czyli
możliwość pracy jako wtyczka w ramach cyfrowych stacji roboczych audio (DAW).
40
Dariusz Mazurowski
W pierwszej chwili można odnieść
wrażenie, że oto pojawił się bezpośredni konkurent niedawno
testowanego syntezatora Waldorf
Blofeld. Ma podobne wymiary,
solidną obudowę i niezbyt bogaty
(jak na obecnie obowiązujące
standardy) interfejs użytkownika.
W dodatku też jest biały. I ma być,
przynajmniej w ocenie producenta,
pełnowartościowym ekwiwalentem
droższych modeli, ustępując im
jedynie uboższym wyposażeniem,
a dorównując walorami brzmieniowymi.
J
uż na wstępie trzeba zaznaczyć,
że stawianie obok siebie Virusa
TI Snow i Blofelda właściwie
mija się z celem, co sugerują choćby
ceny obu modeli. Najnowsze dziecko
firmy Access jest bowiem niemal
trzykrotnie droższe i siłą rzeczy na­
leży do innej klasy urządzeń. Mimo
to wielu Czytelników zapewne będzie
rozważać zakup jednego z tych in­
strumentów, traktując je jako alterna­
tywę. Mam nadzieję, że niniejszy ar­
tykuł choć trochę ułatwi im wybór.
Wyjmujemy z pudełka
Po wypakowaniu urządzenia od
razu rzucają się w oczy dwie cechy
– niewielkie wymiary i wysoka ja­
kość wykonania (Made in Germany).
Solidna, metalowa obudowa, wy­
świetlacz, a także przełączniki i po­
tencjometry wywołują jednoznaczne
skojarzenia z większymi modelami.
By pogłębić to wrażenie, producent
wyposażył model Snow w drewnianą
wstawkę (w przedniej części obu­
dowy), miły dla oka, ale raczej niepo­
trzebny detal.
Z tyłu obudowy znajdziemy uprosz­
czony interfejs MIDI (IN i OUT), stereo­
foniczne wyjście audio (dodatko­wo
prawe gniazdo służy jako mono,
a lewe jako ew. wyjście słuchawkowe),
takie samo wejście oraz gniazdo USB
(stosowny kabel jest w zestawie).
Urządzenie ma dość osobliwy wy­
łącznik sieciowy (w istocie naciska­
­my dwa przyciski równocześnie).
Oczywiście wyposażono je w ze­
wnętrzny zasilacz, ale to już cecha
wszystkich Virusów.
Na panelu, pod wyświetlaczem,
ulokowano trzy potencjometry,
czy raczej pokrętła do wprowadza­
nia danych. Dwa kolejne przypisano
częstotliwości odcięcia i rezonansowi
(to ich podstawowa funkcja, bo mają
jeszcze inną). Umieszczony skraj­
nie z lewej strony potencjometr re­
guluje poziom wyjściowy. Na panelu
czołowym znajdziemy też 21 przycis­
ków, które aktywują różne funkcje,
otwierają określone strony menu itp.
Komfort obsługi jest znacznie niższy
niż w przypadku „dorosłego” TI, ale
pamiętajmy o dostępnym oprogramo­
waniu edycyjnym, które bardzo uła­
twi nam pracę. Nabywca nie otrzyma
jednak płytki instalacyjnej, a jedy­
nie pocztówkę z dość lakoniczną in­
formacją, skąd powinien ściągnąć po­
trzebne mu narzędzia. Wraz z urzą­
dzeniem nie otrzymamy nawet pełnej
instrukcji, a dołączona książka za­
wiera jedynie jej skróconą wersję, opi­
sującą uproszczoną edycję. Strach po­
myśleć, co ma zrobić p
­ oczątkujący
muzyk, dla którego Snow jest w ogóle
pierwszym syntezatorem... By zdobyć
pełną instrukcję w postaci pliku PDF,
trzeba się zalogować na ­stronie pro­
ducenta (wypełniając ankietę, w tym
rozbrajające pytanie o płeć – z trze­
cią opcją „nie jestem pewien”...) i ścią­
gnąć oprogramowanie edycyjne.
W pakiecie znajduje się komplet
Estrada i Studio • lipiec 2008
instrukcji, w tym także ­testowanego
modelu. Niestety mam wrażenie, że
jest to jakaś wersja beta, ­pomijająca
pewne kwestie, inne traktująca po
macoszemu. W dostępnych materia­
łach nie ma nawet podstawowych
danych technicznych. Skądinąd do­
kładni i sumienni Niemcy tym ra­
zem się nie popisali. Moja rada? Wraz
z oprogramowaniem edycyjnym
otrzy­mujemy obszerną instrukcji „do­
rosłych” modeli TI. Radzę ją przestu­
diować, bo większość uwag dotyczy
także Snow, a całość jest o niebo le­
piej opracowana.
Wracając natomiast do części
„sprzę­towej”, nadmienić wypada, że
nabywca otrzymuje elegancką i funk­
cjonalną torbę, do której zmieści się
nie tylko sam instrument, ale także
niezbędne akcesoria – kable, zasilacz,
kanapki na drogę i termos. Nie będę
krytykował hojności producenta,
choć mógłbym też zapytać, jaki pro­
cent ceny stanowi owa torba. Powiem
jedno – gdyby jej nie było, syntezator
nie straciłby żadnego ze swoich walo­
rów. I wolałbym, aby zamiast niej do­
łączono parę innych rzeczy. W tym
porządną instrukcję.
Syntezator
Producent reklamuje model Snow
jako budżetowy, z
­ miniaturyzowany
wariant TI, znany już jako desk­
top i model z dwoma różnymi kla­
wiaturami. Czy w istocie jest jego
pełnowartościowym ekwiwalen­
tem? Otóż nie. Wyższe modele po­
siadają dwa bardzo szybkie proce­
sory DSP, ten tylko jeden. Różnica
ma w zasadzie charakter wyłącznie
Estrada i Studio • lipiec 2008
Snow oczywiście korzysta ze wszystkich dobrodziejstw Totalnej
Integracji (bo takie jest znaczenie skrótu TI). Łącząc go przez USB
z komputerem, wkomponujemy instrument w wirtualne środowisko aplikacji muzycznych.
ilościowy, bowiem mniejsza jest po­
lifonia, a w trybie Multi można grać
tylko czterema barwami. Tor syntezy,
zatem i pojedynczy program jest taki
sam. Co więcej – identyczne są para­
metry wewnętrznego próbkowania,
konwerterów A/D i D/A oraz wyjść au­
dio (24 bity, 192 kHz). Wynika z tego
jedno – brzmienie jest po prostu takie
samo. Czyli rewelacyjne.
A skoro padło już magiczne słowo
„polifonia” – ile głosów oferuje nam
opisywane urządzenie? Najkrócej mó­
wiąc, połowę tego co „duży” Virus.
W istocie wszystko zależy od wy­
korzystania mocy procesora, a za­
tem złożoności samej barwy. Im wię­
cej oscylatorów, efektów, powiązań
modulacyjnych – tym mniej głosów.
Maksymalnie może ich być około
pół setki, pod warunkiem zastoso­
wania bardzo prostych barw i mi­
nimum efektów. Stosowanie umiar­
kowanej ilości składowych ozna­
cza mniej więcej 30–32 głosy. Trzy
oscylatory, rozbudowana modula­
cja i większa liczba efektów ogra­
nicza polifonię do kilkunastu, góra
dwudziestu głosów. Granularne, czy
formantowe oscylatory (o nich za
chwilę), „analogowe” filtry, dużo po­
głosu – to już tylko kilka, kilkanaście
głosów. Ktoś mógłby w tym momen­
cie uznać, że to niewiele, ale zwracam
uwagę na bezkompromisowe brzmie­
nie, które bez wątpienia było prio­
rytetem. A jego uzyskanie wymaga
odpowiedniej częstotliwości prób­
kowania, cyfrowej precyzji i jeszcze
paru innych rzeczy – słowem mocy.
Nawiasem mówiąc, mamy teraz do
dyspozycji wskaźnik złożoności pro­
gramu, który przypomina ikonę bate­
rii i znajduje się w górnym, prawym
rogu wyświetlacza.
Snow oczywiście korzysta ze
wszystkich dobrodziejstw Totalnej
Integracji (bo takie jest znacze­
nie skrótu TI). Łącząc go przez USB
z komputerem, wkomponujemy in­
strument w wirtualne środowisko
aplikacji muzycznych. Virus może
funkcjonować jako wtyczka VST
(stąd konieczne jest posiadanie se­
kwencera obsługującego ten stan­
dard), a jego edycję da się w cało­
ści realizować za pomocą programo­
wego edytora. Powiem więcej – o ile
w przypadku wyższych modeli, wy­
posażonych w znakomity interfejs
(mnóstwo przełączników i potencjo­
metrów), nie bardzo miało to sens,
tym razem jest zupełnie inaczej. Dość
ubogie wyposażenie omawianego
instrumentu niejako wymusza za­
stosowanie zewnętrznego edytora.
Dzięki niemu uzyskamy łatwy dostęp
do wszystkich parametrów, a także
Panel przyłączeń Virusa
Snow. Wyjście LEFT może
służyć także jako wyjście
słuchawkowe. Włączanie
i wyłączanie napięcia zasilania odbywa się za pośrednictwem dwóch przycis­
ków umieszczonych na płycie czołowej (EDIT/SHIFT
i PART).
41
TEST
Wykonana z ­lakierowanego
drewna ścianka czołowa
nadaje instrumentowi ekskluzywnego wyglądu.
Access Virus TI Snow
lepszy pogląd na strukturę toru syn­
tezy i aktualne ustawienia. Kwestii
obsługi i programowania poświęcę
zresztą osobny punkt.
Jakie jeszcze korzyści płyną z in­
tegracji urządzenia z oprogramowa­
niem? Choćby taka, że tworząc okre­
ślony utwór, można zapisać barwę
wraz z całą aranżacją i przywołać
w odpowiednim momencie. Edytor
znacznie ułatwi zarządzanie pamię­
cią syntezatora i pozwoli na lepszą
prezentację graficzną wielu kwestii
– na przykład krzywych przebiegu
oscylatorów, konfiguracji filtrów itp.
Opisując model desktop, skrytyko­
wałem co prawda nieco samą gra­
fikę – niezbyt „analogową” i nawią­
zującą do oprogramowania audio, ale
to raczej rzecz gustu. Najważniejsza
jest funkcjonalność, a tej trudno coś
zarzucić. Dodam jeszcze, że Virus TI
Snow sprawdzi się także jako wyższej
klasy konwerter, a sam proces insta­
lacji jest stosunkowo prosty.
Wymagania sprzętowe nie są
zbyt wygórowane i można przyjąć,
że dziś spełnia je praktycznie każdy
Atomizer
Przyjrzyjmy się zupełnie nowej
funkcji testowanego instrumentu
(a także innych modeli serii TI),
dostępnej w aktualnej wersji systemu operacyjnego. Czy jest ów
tajemniczy Atomizer? Gdy go aktywujemy, wówczas dowolny sygnał
audio dostarczony na wejście
pojawi się na wyjściu w niezmienionej postaci. Dzieje się tak do czasu, gdy
naciśniemy określony klawisz, bo wówczas usłyszymy zapętlony fragment
próbkowanego materiału, który trwać będzie tak długo, jak długo przytrzymamy klawisz. Jaka będzie długość pętli? Zależy od naciśniętego klawisza
– w zasadzie mamy osiem możliwości w zakresie (klawiatury) od E1 do B1.
Do tego pokładowe efekty, odwracanie kierunku odtwarzania i parę innych
sztuczek. Atomizer zamienia syntezator w szczególny procesor efektów, który
docenią wszyscy poszukiwacze nowych i niebanalnych brzmień. Rzecz niby
prosta, ale jakże użyteczna. Ja w każdym razie miałem niezłą zabawę, czego
i Wam, drodzy Czytelnicy, życzę.
42
komputer wykorzystywany w stu­
diu i obsługujący standardowe apli­
kacje muzyczne. Producent wska­
zuje jednak pewne programy referen­
cyjne, które testowano pod kątem
pełnej zgodności z firmowym edyto­
rem i sterownikami samego urządze­
nia. W przypadku platformy Mac OS X
są to Logic 7.2, Cubase SL/SX 3.1
oraz Ableton Live 5.2 (i oczywiście
ich wyższe wersje), zaś dla Windows,
obok wymienionych Live i Cubase,
także Fruity Loops Studio 5 (i wyż­
sze). Warto też wspomnieć, że obecnie
możliwa jest obsługa kilku Virusów
podłączonych do jednego komputera.
Testowany model oferuje trzy pod­
stawowe tryby pracy – Single, Multi
i Sequencer. Dwa pierwsze nie wy­
magają chyba komentarza, trzeci
jest uproszczonym wariantem Multi,
w którym każda z czterech barw ma
własny kanał MIDI, a dostępne funk­
cje ograniczono do minimum, zakła­
dając, że wszystko i tak zrobimy z po­
ziomu programowego sekwencera.
Obsługa
Jeśli mówimy o tym, co różni mo­
del TI Snow od jego starszych i więk­
szych braci, należy przede wszyst­
kim wskazać na sposób obsługi.
Oczywiście mam na myśli programo­
wanie z poziomu samego urządzenia,
bowiem w przypadku edytora pro­
gramowego wszystko przebiega tak
samo. Wystarczy jednak porównać
interfejsy wspomnianych instrumen­
tów, by zrozumieć z czego wynikają
różnice. W omawianym wypadku in­
terfejs jest dość ubogi, więc będziemy
skazani na przerzucanie kolejnych
stron menu i żmudne wprowadzanie
wartości poszczególnych parametrów.
Ale zacznijmy od początku.
Na panelu syntezatora najbar­
dziej rzuca się w oczy 16 przyci­
sków ulokowanych w dwóch rzędach.
Spełniają one kilka funkcji, a jedną
z nich jest wybór odpowiedniej
barwy. Najpierw musimy aktywować
określony bank – nacisnąć przycisk
ulokowany u dołu (obok potencjo­
metru częstotliwości odcięcia filtru),
a następnie wybrać numer (ROM lub
RAM). Potem wybieramy konkretną
barwę, przy czym ponumerowano je
od 1–1 do 8–8, jak w niektórych star­
szych urządzeniach (na myśl przy­
chodzi mi Roland Alpha Juno 1 i 2).
Do wskazania pierwszej cyfry służy
górny rząd przycisków, dolny zaś
określa drugą cyfrę.
W trybach Multi i Sequencer do
wyboru programu wykorzystamy
także pokrętła ulokowane pod ekra­
nem lub przyciski + i –. Zwracam jed­
nocześnie uwagę na fakt, że niektóre
funkcje wymagają zastosowania do­
datkowego przycisku SHIFT, z kolei
powrót do punktu wyjścia zagwaran­
tuje nam EXIT. Ale prawdziwe schody
zaczną się, gdy będziemy chcieli przy­
stąpić do edycji barwy.
Na ekranie zawsze pojawią się
maksymalnie trzy parametry, przy
czym ich wartości będziemy usta­
wiali za pomocą ulokowanych pod
spodem potencjometrów. Kolejne
strony menu przerzucamy przycis­
kami kursora. By ułatwić pracę, pro­
ducent podzielił tor syntezy na kon­
kretne sekcje – odpowiada im górna
ósemka przycisków. W dużym skró­
cie ustawianie barwy wygląda nastę­
pująco: najpierw naciskamy EDIT, po­
tem wybieramy sekcję i przerzucając
kolejne strony, wprowadzamy war­
tości parametrów. Jeśli opanujemy
te podstawy, w zasadzie obsługa
Estrada i Studio • lipiec 2008
nie powinna sprawić większych problemów.
Jednak powiedzmy sobie szczerze – Virus TI
Desktop, czy Keyboard, a Snow to niebo i zie­
mia. Dopiero zastosowanie programowego
edytora pozwoli na radykalną poprawę kom­
fortu obsługi.
Powinienem wspomnieć o jeszcze jednej
kwestii. W przypadku testowanego modelu
mamy do czynienia z dwoma sposobami edy­
cji barwy. Uproszczony udostępnia jedynie
wybrane parametry (uznane przez producenta
za kluczowe) i tylko one zostały omówione
w załączonej instrukcji. Zaawansowany (który
zresztą można ustawić jako podstawowy) to
już wyższa szkoła jazdy, ale otwiera przed
użytkownikiem wszystkie drzwi i pozwala
cieszyć się całym potencjałem syntezatora.
Virus Snow charakteryzuje się tymi sa­
mymi zaletami co inni przedstawiciele rodziny
TI, zatem także funkcją wygładzającą skoki
wartości parametrów. W ten sposób możemy
bez efektu schodkowego modulować szereg
parametrów w czasie rzeczywistym. Jeśli jed­
nak z jakichś powodów zależy nam na kwan­
tyzacji wartości, funkcję wygładzania mo­
żemy wyłączyć.
Pojedyncza barwa
Struktura barwy testowanego instru­
mentu jest taka sama jak w przypadku wyż­
szego modelu i powyższa uwaga nie dotyczy
tylko ilości składników, ale także ich jakości.
Ponieważ wcześniej opisywaliśmy na łamach
EiS wersję TI Desktop (w numerze 6/2006), nie
chciałbym ponownie omawiać wszystkich ele­
mentów. Bardziej dociekliwi Czytelnicy mogą
sięgnąć do archiwum, a w tym miejscu posta­
ram się w skrócie opowiedzieć o strukturze
pojedynczej barwy.
Virus TI Snow w zasadzie oferuje klasyczną
syntezę subtraktywną, zatem powiela dosko­
nale znany (i sprawdzony) schemat: oscyla­
tory, filtry i wzmacniacz (plus zestaw modula­
torów). Jeśli zagłębimy się w szczegóły, okaże
się, że mamy do czynienia z wyjątkowo prze­
myślanym i zaawansowanym rozwiązaniem.
Widać to szczególnie na przykładzie oscyla­
torów i filtrów. W pierwszym wypadku użyt­
kownik ma do wyboru szereg przebiegów – od
klasycznych, „analogowych” (piły z możli­
wością płynnego tłumienia składowych, aż
do uzyskania sinusoidy), impulsu (z modula­
cją szerokości, czyli PWM) – do spektralnych
i tzw. wavetables (w najnowszych wersjach
systemu operacyjnego zostały one udoskona­
lone). Warto także wspomnieć o specjalnym
typie oscylatora – HyperSaw – w istocie zmik­
sowanych piłach (maksymalnie dziewięciu),
które dowolnie odstrajamy w celu uzyskania
masywnego brzmienia.
Bardzo ciekawym elementem jest niedawno
wprowadzona swoista synteza granularna,
której punktem wyjścia są zapisane w ROM
Estrada i Studio • lipiec 2008
przebiegi wavetable. Należy jednak pokreślić,
że zastosowany w omawianym modelu wa­
riant w wielu szczegółach różni się od szeroko
znanej postaci syntezy granularnej i należy
go raczej traktować jako pewien bonus, posze­
rzający możliwości brzmieniowe instrumentu.
Bardzo ciekawy zresztą – zwłaszcza gdy bę­
dziemy dynamicznie modulować parametry
(a jest ich sporo) za pomocą LFO, obwiedni
itp. Uzyskamy w ten sposób gęste struktury,
charakteryzujące się często dość zaskakują­
cymi zmianami. Jak widać, najnowsze Virusy
to coś więcej niż tylko wirtualne analogi, a to
powinno ucieszyć muzyków o bardziej ekspe­
rymentalnym nastawieniu.
Obok syntezy granularnej znajdziemy także
tzw. oscylator formantowy, w dużej mierze
podobny do opisanego przed chwilą – z jed­
nym wszak wyjątkiem. Niezależnie od wyso­
kości zagranego dźwięku formanty nie ule­
gną zmianie. Ten typ nadaje się szczegól­
nie do wszelkich barw quasi-wokalnych, choć
faktyczny potencjał jest oczywiście znacznie
większy.
W obu wypadkach (oscylator granularny
i formantowy) mamy do dyspozycji dwa
TEST
Z poziomu panelu sterującego w danym momencie mamy dostęp tylko do
trzech parametrów jednocześnie. Możemy je zmieniać gałkami znajdującymi się pod wyświetlaczem LCD.
Snow zachował styl, elegancję i wysoką jakość wykonania typową dla wszystkich instrumentów spod
znaku Virus.
44
Access Virus TI Snow
warianty: uproszczony i złożony.
Różnią się przede wszystkim ilo­
ścią parametrów, a więc i paletą do­
stępnych ­efektów. Powodem zastoso­
wania takiego rozwiązania jest chęć
optymalizacji wykorzystania mocy
procesora. W wariancie złożonym ob­
ciążenie jest znacznie większe, zatem
wynikowa polifonia ulega istotnemu
ograniczeniu.
Virus TI Snow oferuje w sumie
trzy oscylatory (a także suboscyla­
tor i generator szumu), przy czym ten
ostatni jest nieco uproszczony w po­
równaniu z poprzednimi. Może po­
wtarzać ustawienia drugiego lub
oferować najbardziej podstawowe
przebiegi – spektralne, piłę, trójkąt,
sinusoidę i puls o stałej szerokości.
Jest to zatem rozwiązanie kompro­
misowe, ale wierzę, że zastosowane
w celu oszczędzenia mocy procesora
na inne, ważniejsze cele. Jeżeli barwa
w ogóle nie wymaga użycia trzecie­
­go oscylatora, najlepiej go po ­prostu
wyłączyć, co zwiększy faktyczną
polifonię.
Warto jeszcze wspomnieć, że do­
stępna jest synchronizacja drugiego
oscylatora z pierwszym, a także pro­
dukt ich modulacji kołowej. Kluczowe
parametry omawianej sekcji można
oczywiście modulować, a uzyskany
rezultat jest zawsze interesujący.
Testowany instrument dysponuje
dwoma filtrami (a dokładniej dwoma
na każdy głos), które można konfigu­
rować jako równoległe lub szeregowe.
Trzeci wariant to tzw. Split, w którym
sygnał pierwszego oscylatora i sub­
oscylatora trafi do pierwszego filtru,
a reszta do drugiego. W zależności od
wybranej konfiguracji do dyspozy­
cji mamy różne warianty tłumienia.
W opcji równoległej (i Split) zawsze
12 dB/oktawę, w szeregowej pierw­
szy filtr oferuje 12 lub 24 dB/oktawę,
drugi zawsze tylko 12.
Nie mniej interesująco prezen­
tuje się wybór dostępnych charakte­
rystyk. W zasadzie jest to przegląd
klasycznych rozwiązań. Mamy zatem
filtr dolnoprzepustowy, górnoprzepu­
stowy, środkowoprzepustowy i środ­
kowozaporowy. Jeden wariant (kto
wie, czy nie najciekawszy) celowo po­
mijam, by zająć się nim za chwilę.
Przedtem bowiem chciałbym wspo­
mnieć o innej funkcji.
Sekcję filtrów musi poprzedzać
mikser, który pozwoli na indywidu­
alne określenie poziomów wszystkich
źródeł – w omawianym przypadku
są to oscylatory, suboscylator, szum
i modulator kołowy. W przypadku
analogowego syntezatora możliwe
jest celowe przesterowanie wejścia fil­
tru, które nie powoduje żadnych ne­
gatywnych konsekwencji (na przy­
kład uszkodzenia układu elektronicz­
nego), a jedynie wpływa na barwę
wynikowego dźwięku. Innymi słowy
dochodzi do jego saturacji. Producent
zadbał o to, by jego cyfrowy instru­
ment wiernie odtwarzał tę właści­
wość, ale przy okazji zaoferował inne
funkcje. Użytkownik sam decyduje,
czy wzrost poziomu sygnału wejścio­
wego ma powodować przesterowa­
nie, czy też owocować innym efek­
tem. Dostępnych jest szereg różnych
wariantów, w tym redukcja długości
słowa lub częstotliwości próbkowania,
dodatkowe kształtowanie przebiegu
(za pomocą fali sinusoidalnej) itp.
W tym miejscu powróćmy do kwe­
stii charakterystyk filtrów. Otóż
pierwszy z nich oferuje jeszcze dodat­
kową, dolnoprzepustową (o dowol­
nie ustawianym tłumieniu, od 6 do
24 dB/oktawę), o wybitnie „analogo­
wym” brzmieniu. Nie da się ukryć, że
konstruktorzy sięgnęli po dość popu­
larny wzorzec, przynajmniej gdy cho­
dzi o wariant z tłumie­
niem 24 dB/oktawę.
Oczywiście mowa
tu o VCF Mooga,
znanym między
innymi z mo­
delu Mini. I je­
śli właśnie ten
typ zastosu­
jemy, wówczas
także blok saturacji
będzie wiernie emulo­
wał zachowanie klasycznej
konstrukcji.
Jak można podsumować opi­
saną przed chwilą sekcję? Jest na­
prawdę znakomita. Zapewne bę­
dziemy w stanie wskazać urządzenia
dysponujące większą liczbą charak­
terystyk czy wariantów konfiguracji,
Estrada i Studio • lipiec 2008
ale najistotniejszą kwestią zawsze
będzie brzmienie. A pod tym wzglę­
dem najnowsza generacja Virusów
jest trudna do pobicia. Niewątpliwie
ma na to wpływ także płynna regula­
cja (efekt schodkowy jest szczególnie
irytujący w przypadku częstotliwości
odcięcia) czy też wzorcowe rozwią­
zanie rezonansu. A jeśli jakieś urzą­
dzenie pretenduje do rangi czołowego
wirtualnego analogu, użytkownicy
mają prawo oczekiwać wyjątkowego
brzmienia. I tu powraca pytanie – jak
dalece instrument cyfrowy potrafi
zbliżyć się do analogowego wzorca?
Przyznam szczerze, że zawsze świa­
domie unikałem rozważań na ten te­
mat. Bo też jeśli ktoś chce uzyskać
naprawdę analogowe brzmienie, wła­
ściwie ma tylko jedno wyjście – użyć
instrumentu analogowego. Z synte­
zatorów cyfrowych (sprzętowych),
które było mi dane testować, najbar­
dziej analogowo brzmią emulatory
klasyków spod znaku Creamware
(obecnie produkowane przez Sonic
Core) oraz właśnie Virus TI. Należy
jednak pamiętać, że ostatni z wymie­
nionych nie jest reprodukcją wcze­
śniej istniejących urządzeń i oferuje
Estrada i Studio • lipiec 2008
Testowany instrument dysponuje dwoma filtrami (a dokładniej
dwoma na każdy głos), które można konfigurować jako równoległe lub szeregowe. Trzeci wariant to tzw. Split, w którym
sygnał pierwszego oscylatora i suboscylatora trafi do pierwszego filtru, a reszta do drugiego.
znacznie szerszy wachlarz możliwo­
ści, daleko wykraczających poza poję­
cie „wirtualny analog”.
Sekcja filtrów ma tylko jedną ob­
wiednię, co jest pewnym ogra­ni­cze­
niem, choć znanym już od pierwszej
generacji i chyba zaakceptowanym
przez użytkowników. Generalnie bo­
wiem możliwości modulacji parame­
trów barwy są bardzo duże. Widać
to choćby po trzech LFO, oferują­
cych mnóstwo przebiegów – nie tylko
powszechnie znanych (jak sinuso­
ida czy piła), ale także innych, czę­
sto dość „egzotycznych” kształtów
fali. Powiązania modulatorów z pa­
rametrami są w większości wypad­
ków stałe, na przykład filtry i wzmac­
niacz mają własne obwiednie (ADSR
z dodatkowym parametrem ew. opa­
dania w fazie sustain). Także każdy
z LFO ma swoją listę parametrów
i użytkow­nik określa jedynie in­
dywidualne intensywności działa­
nia. Wyjątkiem jest ostatnia, dowol­
nie określana pozycja (inaczej mó­
wiąc, sami decydujemy, jaki parametr
podstawić).
Nieco inaczej rzecz wygląda w przy­
padku sekcji Mod Matrix, która w ta­
kiej postaci pojawiła się dopiero
w modelu TI. Do dyspozycji mamy
sześć dowolnie wybranych modulato­
rów, a każdemu przypisujemy po trzy
parametry. Korzystając z tej funk­
cji, można zbudować naprawdę zło­
żone kombinacje, ongiś dostępne je­
dynie w analogowych systemach
modularnych.
Testowany syntezator wyposażono
również w zaawansowany arpeggia­
tor, niemal obowiązkowy dodatek
+ rewelacyjne brzmienie
+w
ysoka jakość wykonania
+ taka sama struktura barwy jak w przypadku wyższych modeli
+ totalna integracja
+ s tale rozwijany system
operacyjny i oprogramowanie edycyjne
+ Atomizer
– nieco skomplikowana
i niezbyt wygodna obsługa z poziomu samego
urządzenia
– zbyt wysoka cena
– brak pełnej instrukcji obsługi
45
Access Virus TI Snow
Nie ulega wątpliwości, że Virus TI Snow to wspaniały
instrument – podobnie jak jego więksi i starsi bracia.
Walory brzmieniowe nie podlegają dyskusji, docenić
należy wysoką jakość wykonania i widoczną na każdym
kroku dbałość o szczegóły.
w tej klasie urządzeń. Niewiele osób chyba pa­
mięta, że pojawił się on przed laty jako tania
alternatywa dla sekwencerów napięciowych
(a były to zawsze dość kosztowne urządze­
nia). Popularność pewnych gatunków muzyki
zapewniła mu drugą – dodajmy wyjątkowo
długą – młodość.
Jedną z licznych zalet najnowszej genera­
cji Virusów jest rozwiązanie procesora efek­
tów. Najlepiej widać to na przykładzie trybu
Multi – nie ma mowy o kompromisach, bo
każda z czterech barw (w przypadku „dużego”
TI jest ich oczywiście 16) ma własne, nieza­
leżne ustawienia efektów. W dodatku do dys­
pozycji mamy szereg bloków – opóźnienie, po­
głos, trzypasmowy korektor, przesterowanie,
„analogowy” booster (znakomity!), chorus
i phaser. Nie zagłębiając się zbytnio w szcze­
góły, powiem, że wszystkie dorównują jako­
ścią innym elementom syntezatora. W zasa­
dzie jedynym ograniczeniem jest stosunkowo
krótki czas opóźnienia, maksymalnie około
700 milisekund. Poza tym efekt brzmi jednak
naprawdę znakomicie. Nie inaczej jest z po­
głosem, choć w jego wypadku trzeba się bę­
dzie liczyć z pewnym zmniejszeniem dostęp­
nej polifonii. Tym niemniej – poza naprawdę
szczególnymi przypadkami – w zasadzie nie
ma potrzeby stosowania zewnętrznego pro­
cesora, bo pokładowy w pełni zaspokoi nasze
oczekiwania.
Organizacyjnie jednym z elementów tej sek­
cji jest także wokoder, choć w istocie zastępuje
on filtry. Oferuje aż 32 pasma (wokoder to po­
łączenie banku filtrów syntezy i analizy) i sze­
reg ważnych parametrów. Poza tym jest bez
wątpienia jednym z najlepiej brzmiących wo­
koderów cyfrowych, jakie dziś znajdziemy
na rynku. I już choćby z tego względu warto
zwrócić uwagę na testowany model.
Nie wspomniałem dotąd o wielu – w moim
odczuciu oczywistych – sprawach. Barwy
mogą być zatem monofoniczne albo polifo­
niczne, dostępne jest też portamento, tryb
Unison oraz szereg ustawień o charakterze
globalnym. Ciekawostką jest generator losowy,
który przypisuje wszystkim parametrom pro­
gramu wartości przypadkowe – w ten spo­
sób uzyskujemy często niesamowite dźwięki,
na które być może sami byśmy nie wpadli...
Oczywiście także ten Virus pozwala na ob­
róbkę zewnętrznego materiału audio, który
dzięki detektorowi obwiedni może też być źró­
dłem sygnałów kontrolnych.
Podsumowanie
Szczerze mówiąc, mam pewien problem
z wydaniem ostatecznego werdyktu. Nie ulega
wątpliwości, że Virus TI Snow to wspaniały
instrument – podobnie jak jego więksi i starsi
bracia. Walory brzmieniowe nie podlegają
dyskusji, docenić należy wysoką jakość wy­
konania i widoczną na każdym kroku dba­
łość o szczegóły. Pomysł wypuszczenia na ry­
nek budżetowej wersji topowego modelu wy­
daje się znakomity, ale... Cena urządzenia już
taka budżetowa nie jest. Oczywiste jest, że za
tę samą kwotę nie kupimy innego syntezatora
o choćby porównywalnych możliwościach, ale
parę modeli, które mogą być interesującą alter­
natywą i owszem. Nawet jeśli nie będą to wir­
tualne analogi z najwyższej półki.
Spójrzmy na testowany instrument z nieco
innej strony. „Dorosły” Virus TI Desktop jest
o nieco ponad dwa i pół tysiąca złotych droż­
szy. Sporo, ale czy różnica między nimi nie jest
aby więcej warta? Znakomity interfejs użyt­
kownika, liczne przełączniki i potencjometry,
dwukrotnie większa polifonia, aż 16 jed­no­
cześ­nie brzmiących barw (zatem cztery razy
więcej niż Snow), więcej wyjść – to tylko nie­
które cechy charakteryzujące flagowy model
marki Access. Czy w tej sytuacji nie lepiej wy­
dać te dwa i pół tysiąca więcej, by wejść w po­
siadanie znacznie ciekawszego instrumentu?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć so­
bie sam. Moim zdaniem gdyby Snow kosz­
tował około trzech tysięcy (złotych), miałby
ogromne szanse stać się przebojem rynku.
Producent mógłby nawet zrezygnować z torby,
bo nie ona decyduje o wartości urządzenia.
Czy przy tej cenie Snow osiągnie sukces? Nie
wiem, choć nie ukrywam, że chciałbym, aby
tak się stało. Bo zachęci to innych do podję­
cia rękawicy i zaoferowania takich „odchudzo­
nych” modeli. Ku uciesze potencjalnych na­
bywców. Mimo wszystko Access powinien po­
ważnie zastanowić się nad swoją polityką
cenową. W porównaniu do modelu Desktop te­
stowane urządzenie jest po prostu zbyt dro­
gie. Nabywców nie braknie, bo wartości synte­
zatora nikt przecież nie kwestionuje. W końcu
może być dodatkiem do wyższego modelu, ku­
pionym z myślą o koncertach, zwiększeniu po­
lifonii czy też ilości barw.
Podsumowując, polecam opisany instrument
naszym Czytelnikom, tylko niepokoi mnie ta
cena... Nie mogę pozbyć się wrażenia, że produ­
cent tym razem trochę przekombinował. EiS
Estrada i Studio • lipiec 2008

Podobne dokumenty