Podroz_do_leku_Bartosik_Iga

Transkrypt

Podroz_do_leku_Bartosik_Iga
„Podróż do lęku”- praca na powiatowy konkurs literacki
Po zakończeniu roku szkolnego zadzwoniłam do babci Heli z pytaniem,
czy mogłabym przyjechać do niej na wakacje.
Rodzice zgodzili się na mój wyjazd i pomogli mi w przygotowaniach.
Gdy nadszedł dzień odjazdu, zadzwoniłam ponownie do dziadków.
– Dzień dobry babuniu!
– Witaj wnuczko.
– Babciu, powiedz mi, jaka jest u was pogoda, bo nie wiem, czy spakowałam
odpowiednie ubrania.
– Kochana moja, u nas jest ciepło i słonecznie, jak zawsze o tej porze roku.
Zapowiada się, że tak cudownie będzie przez całe wakacje.
– No to uspokoiłaś mnie babuniu. Spotkamy się za osiem godzin. Do
zobaczenia!
– Do widzenia wnusiu! Już nie możemy się z dziadkiem doczekać twojego
przyjazdu.
Rodzice odwieźli mnie na stację. Tata wniósł moje bagaże, a mama
ucałowała mnie na pożegnanie. Wsiadłam do pociągu i pomachałam ręką przez
szybę do rodzicieli. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na odjazd. Nagle do
pociągu wbiegła jakaś dziewczyna. Była bardzo zmęczona i rozgniewana.
Wszystkie miejsca były zajęte, tylko obok mnie było wolne siedzenie.
Nieznajoma usiadła koło mnie. Miała ciemnobrązowe włosy w nieładzie. Spod
spuszczonej głowy dostrzegłam jej piękne szarozielone oczy, które czasem
spoglądały na mnie z lekkim uśmiechem. Miała mały, lecz zgrabny nosek oraz
mocno zaczerwienione policzki. Zadziwiła mnie jej uroda. Była szczupłą
i wysoką brunetką. Miała na sobie czarne spodnie z dziurami na kolanach i szary
rozciągnięty sweter.
1
W tej samej chwili pociąg ruszył z miejsca i odjechaliśmy ze stacji. Przez
dłuższą drogę dziewczyna nic nie mówiła, więc postanowiłam zacząć rozmowę.
– Hej, jak masz na imię? – spytałam nieśmiało.
– Cześć, jestem Ania - odpowiedziała. – A ty jak się nazywasz?
– Jestem Iga. Miło mi cię poznać.
– Mi również. Dokąd jedziesz?
– Wybieram się do Chochołowa, do mojej babci.
– Naprawdę? Ja również jadę do tej samej miejscowości – rzekła Ania.
– To świetnie, może się kiedyś spotkamy.
Poczułyśmy w sobie bratnie dusze. Po kilku godzinach jazdy Ania stała mi
się bliska jak siostra. Rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. Nawet nie
zauważyłyśmy, jak szybko minął nam czas. Zanim się obejrzałyśmy, już
byłyśmy niedaleko Chochołowa. Przyjechałyśmy na stację i wysiadłyśmy
z pociągu. Niestety, musiałyśmy się pożegnać. Uściskałyśmy się i poszłyśmy
w przeciwne strony. Z daleka jeszcze pomachałam do Ani.
Wędrowałam ulicą Kościuszki. Była to bardzo bogata dzielnica. Przy
drodze rosły bujne drzewa, które ze swoich rozłożystych gałęzi tworzyły
zamknięte sklepienie – jakby tunel. Szłam teraz pod tą kopułą gałęzi i liści, zza
której przebijały nieśmiało promienie zachodzącego słońca. Wokoło panował
różowawy półmrok, a na końcu dróżki lśniło zabarwione czerwienią wieczorne
niebo. Ten cudowny widok na dłuższą chwilę odjął mi mowę. Następnie
skręciłam w lewo i podążałam dalej czarującą aleją. Przy drodze rosły krzaki
czerwonej róży, która właśnie zakwitła.
Zapadł zmrok. Minęłam kilka domów i dotarłam na miejsce.
Była to mała, ale urocza chałupka błękitnego koloru. W oknach stały
najróżniejsze kolorowe kwiaty, a na ganku postawiona była mała paprotka.
Dalej można było zobaczyć zachwycający ogród, a za nim wielki sad, w którym
rosły sadzonki jabłoni.
2
Zapukałam do drzwi wejściowych. Na przywitanie wyszła babcia Hela,
która od razu mnie przytuliła.
– Witaj Iguniu.
– Cześć babciu. Dziadek jeszcze nie śpi? – zapytałam rozbawiona.
– Nie, jeszcze nie. Czekaliśmy, aż przyjedziesz do nas. Proszę, wejdź do środka.
Najpierw weszłyśmy do kuchni. Przy stole siedział dziadek Franek z gazetą
w ręku. Uściskałam go mocno i ucałowałam. Babcia zaprowadziła mnie do
małego pokoiku na poddaszu.
– Tutaj będziesz spała – powiedziała. – Zaraz przyniosę pościel.
Podeszłam do okna, z którego widziałam piękny ogród babci wypełniony
kwiatami. Obiecałam sobie, że jutro na pewno do niego pójdę i nazrywam dla
babuni tulipanów. I tak zamyślona patrzyłam w dal i myślałam, że gdzieś tam
daleko jest moja rodzina, za którą tak bardzo tęskniłam.
W tej samej chwili weszła babcia. Posłała mi łóżko i powiedziała, żebym
kładła się spać, bo już jest późno, więc zgasiłam światło.
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Próbowałam znów
zasnąć, ale bez skutku. Usłyszałam, jak babcia myje naczynia w kuchni.
Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół. Przygotowałam sobie śniadanie
i postanowiłam przespacerować się po okolicy.
Był to piękny czerwcowy poranek. Słońce lekko przygrzewało, a ptaszki
ćwierkały. Szłam właśnie ulicą, gdy nagle spotkałam Anię wychodzącą ze
sklepu z zakupami.
– Cześć Aniu.
– Witaj Igo – odpowiedziała. – Gdzie idziesz?
– Właśnie wybieram się na przechadzkę.
– Mogę się przyłączyć? – zapytała grzecznie Ania.
– Oczywiście – powiedziałam, uśmiechając się.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy o naszych wspólnych planach na te
wakacje. Obiecała mi, że będziemy się codziennie spotykać, raz u niej, a raz
3
u mnie. Mówiła, że będziemy pływać w jeziorze niedaleko Chochołowa i że
pokaże mi wiele wspaniałych miejsc w tym mieście, o których w ogóle nie
miałam pojęcia.
Bardzo
polubiłam
Anię.
Opowiadała
mi
dosłownie
o wszystkim. Zawsze śmiała się i nigdy nie traciła dobrego humoru.
Odprowadziłam koleżankę i wróciłam do domu. Było już południe. Babcia
pracowała w ogródku, a dziadek siedział w wielkim fotelu na tarasie, trzymając
w ręku gazetę. Wzięłam więc moją ulubioną książkę, wyszłam na ganek,
siadłam na hamaku i zaczęłam czytać. Zanim się obejrzałam, wybiła godzina
piąta. Przerwałam czytanie i poszłam do domu. Pomogłam babuni w porządkach
domowych, zjadłam kolację i położyłam się do łóżka.
Kolejny dzień zapowiadał się równie przepiękny jak poprzedni, lecz gdy
wybiła na zegarze godzina dwunasta, zaczęło padać. Pomarkotniałam trochę, bo
miałam cały dzień spędzić z Anią nad jeziorem. Postanowiłam, że spotkam się
z nią później, a teraz, póki pada deszcz, upieczemy z babcią ciasteczka.
Przygotowałyśmy odpowiednie składniki. Nagle zadzwonił telefon i babunia
musiała na chwileczkę wyjść. Powiedziała, abym nic nie robiła i na nią
poczekała. Niestety, jestem bardzo uparta. Połączyłam składniki na ciasto
i włożyłam do piekarnika. Chciałam, żeby babcia była ze mnie dumna. Nagle
ciasto zaczęło momentalnie rosnąć i wylewać się z foremki, Okazało się, że
dodałam za dużo drożdży. Nie wiedziałam, co robić. Wtedy wbiegła babcia
i wyłączyła piekarnik, a gdy go otworzyła, całe ciasto znajdowało się poza
formą. Byłam przerażona. Myślałam, że będzie na mnie zła, lecz ona złapała się
za głowę i zaczęła się śmiać. Po chwili powiedziała:
– Oj Iguniu, co ty narobiłaś? Teraz będziemy musiały to posprzątać – rzekła,
lecz zaraz dodała z uśmiechem – Pamiętam, jak chciałam ugotować zupę dla
mojej mamy, gdy byłam mała. Nie przypilnowałam dobrze garnka, po czym całe
danie się przypaliło i wylądowało w koszu.
4
Około godziny drugiej po południu przestało padać. Poszłam więc do Ani
opowiedzieć jej, co się dzisiaj stało. Ona oczywiście po dokładnym wysłuchaniu
przebiegu zdarzeń, od razu zaczęła się głośno śmiać razem ze mną.
Wybrałyśmy się nad jezioro. Poszłyśmy leśną ścieżką, którą pokazała mi
Ania. Podążałyśmy dość długo, gdyż bajoro było oddalone od miasta o dwie
mile. Po pewnym czasie, ujrzałam z daleko przecudne tafle wody, otoczone
ogromnymi topolami. Aby się tam dostać, musiałyśmy przebiec po urwisku.
Ania bez chwili namysłu szybki zbiegła po osuwisku. Krzyczałam za nią, żeby
uważała, ale ona nie słuchała. Ania potknęła się i stoczyła po stromej ścianie,
uderzając głową o kamień.
Z wielkim strachem zbiegłam na dół, żeby zobaczyć, co się stało, ale widok
był przerażający. Ania leżała nieprzytomna, a na głowie miała wielką ranę,
z której wylewała się krew. Przerażenie i strach były tak wielkie, że nie
wiedziałam, co mam robić. Próbowałam za wszelką cenę ratować moją
przyjaciółkę. Myślałam, że już umarła, ale zauważyłam, że wciąż oddycha. Bez
chwili namysłu zadzwoniłam po pogotowie. Okropnie się bałam. Po kilkunastu
minutach przyjechała karetka i zabrała Anię do szpitala.
Pobiegłam do domu cała roztrzęsiona. Babcia zapytała, co się stało, a ja
opowiedziałam jej całą tę straszną historię.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam do szpitala, żeby zobaczyć się
z Anią. Gdy byłam już na miejscu, dowiedziałam się, że Ania jest operowana.
Bardzo się martwiłam, żeby tylko zabieg się udał.
Następnego ranka znów pojechałam do szpitala. Ania leżała jeszcze
nieprzytomna po operacji. Lekarze mówili, że wszystko ma być w porządku.
Po kilku dniach moja koleżanka odzyskała przytomność, ale straciła
wzrok… Wspierałam ją, jak tylko mogłam. Starałam się ją pocieszyć, ponieważ
obwiniałam się za ten straszny wypadek. Gdybym jej nie wyprowadziła na tę
wycieczkę, nic by się nie stało. Ania jednak nie obwiniała nie za to. Mówiła, że
5
„po prostu tak musiało być”. Pytałam się jej ciągle, w jaki sposób mogłabym jej
pomóc, ale ona zachowała zimną krew. Starała się pogodzić z losem.
Codziennie odwiedzałam Anię w szpitalu, aby pomóc jej w tak trudnych
chwilach. Przynosiłam jej czekoladki, które tak uwielbiała, żeby chociaż trochę
umilić jej czas, opowiadałam jej zabawne historie. Wtedy ona śmiała się, jakby
nic jej nie dolegało. Wydawało mi się, że wyzdrowieje, ale…
Pewnego dnia wybrałam się na zakupy. Kupiłam potrzebne mi produkty,
aby zrobić obiad, ale zostało mi jeszcze trochę pieniędzy, więc pomyślałam
o mojej biednej przyjaciółce. Zauważyłam piękną szklaną pozytywkę.
Pomyślałam sobie, że Ania na pewno się ucieszy.
Tego dnia niebo wyjątkowo się zachmurzyło. Gdy weszłam na salę
szpitalną, w której leżała Ania, zobaczyłam puste zaścielone łóżko. Zapytałam
przechodzącą pielęgniarkę, gdzie jest Ania? Usłyszałam straszną odpowiedź…
Ania zmarła wczoraj w nocy…
Byłam załamana. Czułam, jakby pękło mi serce. Upuściłam szklaną
pozytywkę, którą trzymałam w rękach i wybiegłam ze szpitala.
Szłam teraz niczym nieobecna postać, niewidząca nikogo…
Ten dzień był dla mnie najstraszliwszym dniem w moim życiu, nie mogłam
zrozumieć, że można umrzeć w tak młodym wieku. Całe życie jeszcze było
przed Anią, lecz jeden nieszczęśliwy wypadek spowodował śmierć.
Nawet nie wiem, kiedy stanęłam przy drzwiach domu mojej babci. Smutek
rozdzierał mi serce i duszę. Weszłam do środka i położyłam się w swoim łóżku.
Tego dnia nie byłam w stanie nic jeść ani pić.
Przez resztę wakacji wszystko zdawało się być ciche i ponure. Nie mogłam
pogodzić się z tym, że Ania umarła. Nic już nie było tak jak dawniej. Nawet te
niegdyś cudne zachody słońca nie były już takie piękne. Kwiaty w ogrodzie
zdawały się stracić swój urok. Róże powiędły, a liście zaczęły opadać z drzew.
6
Nadszedł dzień powrotu do domu. Ze smutkiem spakowałam się,
wspominając wszystkie wspaniałe chwile, które spędziłam z Anią, i nie
wyobrażałam sobie, że już jej nie ma.
Zeszłam na dół do dziadków. Babcia wraz z dziadkiem przytulili mnie
mocno do siebie i podarowali trochę jedzenia na drogę powrotną. Z wielkim
żalem wyszłam z domu i poszłam na stację. Z daleka jeszcze raz spojrzałam na
mały błękitny domek babci, w którym spędziłam wiele wspaniałych, ale też
i smutnych chwil.
Przyszłam na stację. Siadłam na ławce obok starszego pana i czekałam na
pociąg. Zauważyłam z daleka dwie dziewczynki, które bawiły się razem
i rozmawiały ze sobą. Wtedy przypomniałam sobie o Ani. Zrobiło mi się bardzo
smutno, ale pokrzepiłam się myślą, że moja koleżanka jest już w niebie i na
pewno jest szczęśliwa.
Wtem przyjechał pociąg. Weszłam do środka i usiadłam na miejsce.
Wyruszyliśmy ze stacji. Wpatrzona w okno spoglądałam na oddalający się
Chochołów. Zawsze kochałam tę miejscowość, lecz na dzień dzisiejszy nie
wiem, czy będę chciała tam wrócić. Ta cała historia, która wydarzyła się na tych
wakacjach sprawiła, że zaczęłam spoglądać na świat nieco inaczej, bardziej
doroślej?... tego nie wiem, ale wiem, że inaczej…
Emily Edwards
7

Podobne dokumenty