Śpiewnik
Transkrypt
Śpiewnik
Śpiewnik Pixelowy 1. Dzień dobry :) 2. Spis treści 3. Spis treści cd. 4. Turystyczne i podobne 5. Ballada o Świętym Mikołaju 6. Bar w Beskidzie 7. Bardzo prosta piosenka o kobietach 8. Bartne 9. Bez Jacka – Biedny ktoś, smutny nikt 10. Bez Jacka – Polanka 11. Bez Jacka – Wiewiórka 12. Bez Jacka – Zwiewność 13. BZ - Szałasolot 14. Bieszczady 15. Bieszczadzki trakt 16. Bociany (Lecące boćki) 17. Chory na wyobraźnię 18. CJT – Nasze zielone światy 19. CJT – Pożegnalny wieczór 20. CJT – Szemkel, Siódmy Anioł 21. CJT – W naszym niebie 22. Czom Ty Ne Pryjszoł 23. DoZP – Gór mi mało 24. DoZP – Jam 25. DoZP – Łemata 26. DoZP – Pieśń XXIX 27. DoZP – Zostanie tyle gór 28. Jesienna droga do Leluchowa 29. Piosenka dla przyjaciela 30. Pechowy dzień 31. Góry i ludzie 32. Góralska opowieść 33. Hawiarska Koliba 34. Hej przyjaciele 35. Hej Leonardo 36. Jaka jesteś (bitwa) 37. Jak okiem sięgnąć 38. Pod słońce 39. Jeszcze nie czas 40. Jesienne wino 41. Jesienna zaduma 42. Kołysanka dla nieznajowej 43. Krajka 44. Preludium dla Leonarda 45. Scarlet 46. Lipka 47. Przemijanie 48. Piosenka dla Dośki 49. Piosenka z szabli 50. NB – Nie jestem święty 51. NB - Poezja 52. NB – Sponad kufla piwa 53. Nie zabieraj dziewczyny na szlak 54. Nie umieraj nam inteligencjo 55. Gintrowski - Dorastanie 56. Zapiszę śniegiem w kominie 57. Tak mnie ciągnie do gór 58. Takiego Janicka 59. ScoB – Blues rybaka 60. ScoB – Lato 61. ScoB – Nasza miłość 62. ScoB – Turystyczna 1 63. ScoB – U Maleho Glena 64. ScoB – Własnymi wierszami 65. SDM – Bieszczadzkie anioły 66. SDM – Blues dla małej 67. SDM – Czwarta nad ranem 68. SDM – Leluchów 69. SDM – Nie rozdziobią nas kruki 70. SDM – Opadły mgły 71. SDM – Piosenka dla Wojtka Bellona 72. SDM – Pod kątem ostrym 73. SDM – Pożegnanie 74. SDM – Sanctus 75. SDM – U studni 76. SDM – WB ostatnia ziemska podróż do.. 77. Śniegowice 78. Wędrowiec 79. WGB – Ballada o Cześku Piekarzu 80. WGB – Bar na Stawach 81. WGB – Bez słów 82. WGB – Bukowina I 83. WGB – Bukowina II 84. WGB – Kołysanka dla Joanny 85. WGB – Majster Bieda 86. WGB – Nocna piosenka o mieście 87. WGB – Ocean 88. WGB – Pejzaże Harasymowiczowskie 89. WGB – Piosenka o zajączku 90. WGB – Piosenka wiosenna 91. WGB – Sielanka o domu 92. Wspomnienie bumerangu 93. Wołosatki – Pocztówka z Beskidu 94. Wołosatki – We wtorek w schronisku 95. Szanty 96. Bitwa 97. Chłopcy z Botany Bay 98. Dziki włóczęga 99. Gdzie ta keja 100. Jasnowłosa 101. Małe piwo 102. Morze, moje morze 103. Pogodne popołudnie kapitana BF 104. Powroty 105. Pożegnanie Liverpoolu 106. Przechyły 107. Rybaczka 108. Szanta dziewicy 109. Wielorybnicy 110. Jacek Kaczmarski 111. JK - 1788 112. JK – A my nie chcemy 113. JK – Arka Noego 114. JK – Autoportret Witkacego 115. JK – Ballada Wrześniowa 116. JK – Bieszczady 117. JK – Dobre rady pana ojca 118. JK – Drzewo genealogiczne 119. JK – Hymn wieczoru kawalerskiego 120. JK – Kazimierz Wierzyński 121. JK – Konfesjonał 122. JK – Mimochodem 123. JK – Młodych niemców sen 124. JK – Nocny kamboj 125. JK – Opowieść pewnego emigranta 126. JK – Pan Podbięta 127. JK – Pan Wołodyjowski 128. JK – Pierestrojka w KGB 129. JK – Pijany Poeta 130. JK – Sen Katarzyny II 131. JK – Z XVI wiecznym portretem trum.. 132. JK – Walka Jakuba z Aniołem 133. JK – Według Gombrowicza narodu obr.. 134. JK – Zwątpienie 135. Inne 136. Ballada o krzyżowcu 137. O Ela 138. Czerwony kapturek 139. Bursztynek 140. Mydło lubi zabawę 141. Niewidzialna plastelina 142. Kołysanka dla chłopaków 143. Gdybyś kochał, hej! 144. DM - Grażka 145. DM - Zbyszek 146. Chodź pomaluj mój świat 147. Winda do nieba 148. Człowiek z liściem na głowie 149. Grzmiąca Półlitrówa – Studia 150. Grzmiąca Półlitrówa – 33 Zawody 151. Grupa Furmana - ETZ 152. Happysad – Jeszcze, jeszcze 153. Happysad - Kostuchna 154. Happysad – Taką wodą być 155. Happysad – W piwnicy u dziadka 156. Hey – Mimo wszystko 157. Czy to miłość czy pył zawieszony? 158.Jajko 159. Hera, Koka, Hasz, LSD 160. Kobiety jak te kwiaty 161. Kolorowy wiatr 162. Kult – Gdy nie ma dzieci 163. Kult - Wódka 164. Proszę księdza bernardyna 165. Maryla Rodowicz – Ale to już było 166. G. Turnau – Naprawdę nie dzieje się nic 167. Zabili mi żółwia – Wiosna 168. Wypić - wypijemy 169. Ściąga kończąca Turystyczne i podobne A. Wierzbicki – Ballada o Świętym Mikołaju W rozstrzelanej chacie Rozpaliłem ogień, Z rozwalonych pieców pieśni wyniosłem węgle. Naciągnąłem na drzazgi gontów błękitną płachtę nieba. Będę malować od nowa wioskę w dolinie. Święty Mikołaju Opowiedz jak to było Jakie pieśni śpiewano Gdzie się pasły konie. A on nie chce gadać ze mną po polsku Z wypalonych źrenic tylko deszcze płyną. Hej ślepcze nauczę swoje dziecko po łemkowsku będziecie razem żebrać W malowanych wioskach. Święty Mikołaju.... 5 a a a G a G E E7 a G a G E E7 d E C E d a E a d E a C C a d G E d a E a E a a a a a G G C d E E G a E7 a G a E7 d E E E a d E a EKT Gdynia – Bar w Beskidzie La, la, la, la… G D C G D , G D C D G Jeśli chcesz z gardła kurz wypłukać Tu każdy wskaże ci drogę W bok od przystanku PeKaeSu W prawo od szosy asfaltowej. Kuszą napisy ołówkiem kopiowym Na drzwiach "Od dziesiątej otwarte" "Dziś polecamy kotlet mielony" i "Lokal kategorii czwartej" G C G C D D D D G G C e C D G h D Lej, lej, lej, lej się chmielu Nieś muzyko po bukowym lesie Panna Zosia ma w oczach dwa nieba Trochę lata z nowej beczki przyniesie La, la, la, la... W środku chłopaki rzucają łacina O sufit i cztery ściany Dym z Extra Mocnych strzela jak szampan Bledną obrusy lniane. Za to wieczorem gdy lipiec duszny Okna otworzy na oścież Gwiazdy wpadają do pełnych kufli Poobgryzanych jak paznokcie. Kiedy chłopaki na nogach z waty Wracają po mokrej kolacji Świat się jak okręt morski kołysze Gościniec dziwnie ślimaczy. A czasem któryś ze strachem na wróble Pogada o polityce Jedynie cerkiew marszczy zgorszona Szorstkie od gontów lica. 6 Bardzo prosta piosenka o kobietach Jedni wolą brunetki drudzy wolą blond loki D G a mi się marzy dziewczę co stawia duże kroki. A D Jedni lubią z uśmiechem inni celują w ponure a mi się marzy dziewczę co lubi iść pod gore. Nie musi mieć kusych dekoltów tym bardziej chodzić w mini byle lubiła podróż szlakami wysokogórskimi. Nie będzie na szlaku stękać gdy podkład się rozmaże, na nogach jej będą treki a chodzić będzie w polarze. Ref. Lalalalaj, lala lalalalaj, lalalalaj laj laj Nie wiem czy taka wizja jest dziś prawdziwie możliwa, lecz zawsze mieć będzie w plecaku miejsce na dwa piwa. Nieważne jej pochodzenie nie ważne ile ma wzrostu nie mogą jej nigdy przeszkadzać kędziory górskiego zarostu Nie będzie jej nigdy przeszkadzać mimo dziewczęcej urody ze musi spać na podłodze i znowu zabrakło wody. Gdy rano na kacu myślę kurcze zaraz zginę ona wyciąga pół litra schowane na czarna godzinę. Ref. Lalalalaj lala lalalalaj lalalalaj laj laj A w kwestii charakteru To żeby nie narzekała. Chyba że na pogodę albo że góra za mała I żeby lubiła Stachurę czasem czytała Leśmiana Znała A dur na gitarze i piła ze mną do rana Do kuchni nie mam wymagań Podobnie jest u mnie z wiarą Mogła by wierzyć we mnie i umieć gotować makaron Ref. Lalalalaj lala lalalalaj lalalalaj laj laj Dziewczę wejdzie do schroniska i zobaczy nas we dwóch W rękach naszych dwie gitary ponad stół opasły brzuch Smutny koniec tej ballady niewesoły i normalny Na realia nie da rady to ucieczka każdej panny Pozostanie nam schronisko dwie gitary góry my Nasze bębny kastaniety plecak pieśń a w myślach Ty! 7 Bartne Na zachodzie słońce jeszcze się toczy I butelka nad ławą rzuca cień Wojtek Bellon zagląda mi w oczy W Bartnem pod bacówką gaśnie dzień Mówią mi, że gdy gram jego song Głos mi drży i do oczu płyną łzy Wojtek przez głośniki wypiek Cześka sławi Jego pieśń ponad góry niosą mgły (C (d (C (d (C (d (C (d Utonęły w zieleni gór i puchu nieba W morzu liści i w wełnianym swetrze z traw Moja pamięć moje myśli niezbadane Zaklęte w melodii ruskich chat Gdzieś na krańcu świata gdzie nie widać piekieł Tylko niebo na ikonach srebrem lśni Święty spokój ofiaruje nam Mikołaj Święty spokój w jego skośnych oczach tkwi C F d F C F d F a) G) a) G) a) G) a) G) D E G d D E G d C F d F C F d F Dobry Pan mnie wiedzie wyboistą drogą Dobry Pan życzenia moje zna W górach myśli poszybują ku pradawnym bogom A w kopułach cerkwi wieczność trwa Na tej drodze różne słowa już padały Słowa złe i dobre, miłość szła i śmierć Tylko buki w górach niewzruszone stoją Jakby chciały się do nieba wznieść Nikt nie spieszy się, nie zżyma, nie złorzeczy Życie musi mieć swój smak i stały takt Wprawdzie życia tutaj nie da się zaprzeczyć Każde słowo znaczy to, co znaczyć ma Nie ma miejsca na spojrzenia ukradkowe Tutaj ludziom musisz patrzeć prosto w twarz Tutaj serce na wszystko masz gotowe Tu na szczytach blisko nieba wiecznie trwasz Dobry Pan mnie wiedzie... 8 G a (G F) C G G a (G F) C G C F d F C F d F D E G d D E G d a E G d a E G G a (G F) C G a (G F) C C G a (G F) C G G a (G F) C G Bez Jacka – Biedny ktoś, smutny nikt Ktoś ma dziś serce chore W tę zimna, mroczną porę Dyga spłoszona świeca Wicher dmucha do pieca Dmucha do pieca C a C a F Jęczy, płacze w kominie Ten, co ma Nikt na imię Ktoś jest zły, gdy Ktoś ma dosyć A Nikt płacze po nocy Płacze po nocy Źle komuś, źle nikomu W przestrzeni i w domu Nikt gra na smętnym flecie I myśli o zaświecie O zaświecie Ten, co chce zostać nikim Słucha jego muzyki Słucha, potrząsa głową Odkłada broń gotową Broń gotową 9 G F G G F G G Bez Jacka – Polanka Liści zielenią zagra nam wiatr A śpiewność ptaków tylko prawdę powie Choć niepojęty ten cały czas Choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie To zatańcz ze mną na polanie ot tak po prostu To zatańcz ze mną na polanie Choć raz prawdziwie zatańcz ze mną sobie Spójrz drzewa takie są uśmiechnięte A trawa oświadcza się kwiatom Choć nienazwane to piękne przepięknie Oddają się wszystkim nie biorąc nic za to Drzewa coś szepcą coś ciągle śpiewają I pełno w ich szumie jest twojej piękności Choć troszeczkę o jesieni bają To i tak las pełen jest naszej miłości 10 a F a F d a E d a E a d6 a G F E a d6 a G F E a Bez Jacka – Wiewiórka Śmiech ze łzami pomieszany, ileż w tobie niepokoju. Znowu dziś na śnieg wybiegłaś weź przynajmniej palto swoje. Pyłem śnieżnym przyprószona natychmiast mi się wydałaś, taka cicha i bezbronna w wielkim świecie taka mała. Zobacz kończy się przedmieście, las wyrasta bezszelestnie w pstrych wiewiórek krzątaninie. Palto, palto załóż wreszcie. Kto to widział tak po śniegu w przedwieczornym mrozie biegać, w samym tylko cienkim swetrze, w samych lekkich pantofelkach, a już nogi ci się plączą, | (Aaaaa...) włosy okrywają szronem. Pewnie jutro będziesz znowu przeziębiona Zobacz kończy się .... Staniesz oprzesz się o drzewo, sen nadejdzie nieproszony, a las woła: palto! Zobacz kończy się .... 11 d C d d F F F G a C F F F G G G G a a G a G a G a F a a a a a Bez Jacka – Zwiewność Brzęk muchy w pustym dzbanie, co stoi na półce Smuga w oczach po znikłej za oknem jaskółce Cień ręki na murawie, a wszystko niczyje Ledwo się zazieleni, już ufa że żyje A jak dumnie się modrzy u ciszy podnóża Jak buńczucznie do boju z mgłą się napurpurza A jest go tak niewiele, że mniej niż niebiesko Nic prócz tła, biały obłok z liliową przekreską Dal świata w ślepiach wróbla spotkanie traw z ciałem Szmery w studni, ja w lesie, byłeś mgłą - bywałem Usta twoje w alei, świt pod groblą, w młynie Słońce w bramie na oścież, zgon pszczół w koniczynie A jak dumnie się modrzy... Chód po ziemi człowieka, co na widnokresie Malejąc mało zwiewną gęstwę ciała niesie I w tej gęstwie się modli i gmatwa co chwila I wyziera z gęstwy w świat i na motyla A jak dumnie się modrzy... 12 a G F E E7 Bez Zobowiązań - Szałasolot Przed zaklęsłą stromizną urwiska Szałasolot ulatuje w nieznane Skrzydłem dachu zagarnia krajobraz Płyną przezeń śródleśne przestrzenie G e G e Leśna mądrość obdarzyła go ciszą Chore drzewo w daremnej podróży Brakło ognia, aby spełnił się żywot Pustych piersi, pełnych wciąż Wietrznych marzeń a7 h7 C G e D C D a7 h7 C G e D C2 D Przed zaklęsłą stromizną urwiska Szałasolot wystrzępione lotki gontów Rozpościera szykując się w ciszy Do niemożliwej podniebnej żeglugi 13 D D D D C2 C2 C2 C2 G D G D Bieszczady Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień Szczyty ogniem płoną stoki kryje cień Mokre rosą trawy wypatrują dnia Ciepła które pierwszy słońca promień da Cicho potok gada gwarzy pośród skał O tym deszczu co z chmury trochę wody dał Świerki zapatrzone w horyzontu kres Głowy pragną wysoko jak najwyżej wznieść Tęczą kwiatów barwny połoniny łan Słońcem wypełniony jagodowy dzban Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw Owiec dzwoneczkami cisza niebu gra Cicho potok... Serenadą świerszczy kaskadami gwiazd Noc w zadumie kroczy mroku ścieląc płaszcz Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak Pozłocistym sierpem gasi lampy dnia Cicho potok... 14 e a7 D7 G H7 e a7 D7 G H7 G G G G C C C C D G D7 G D G D7 G Bieszczadzki trakt Kiedy nadejdzie czas, wabi nas ognia blask, Na polanie gdzie króluje zły. Gwiezdny pył w ogniu tym, łzy wyciśnie nam dym, Tańczą iskry z gwiazdami, a my: G D G D D C D C C G G C G G Śpiewajmy wszyscy w ten radosny czas, Śpiewajmy razem ilu jest tu nas. Choć lata młode szybko płyną, wiemy że Nie starzejemy się :) C C C C D D D D G e G e G W lesie gdzie echo śpi, ma przygoda swe drzwi. Chodźmy tam, gdzie na ścianie lasu lśnią, Oczy sów, wilcze kły, sykiem powietrze drży Tylko gwiazdy przyjazne dziś są. Śpiewajmy wszyscy... Dorzuć do ognia drew, w górę niech płynie śpiew, Wiatr poniesie go w wilgotny świat. Każdy z nas o tym wie, znowu spotkamy się,. A połączy nas bieszczadzki trakt Śpiewajmy wszyscy... 15 Bociany (Lecące boćki) Obudzić się rosie rozkażę Nawet gdy dzień zaśpi, A kiedy już wstaną pejzaże I zakwitnie jaśmin: G D G G D e C h7 a7 D Wtedy ręce rozłożę jak bociek I jak Chrystus Zastygnę w locie, Spojrzę na góry Jak na piersi dziewczęce I znów jak bociek rozłożę ręce. Słońce przywitam jak gospodarz domu, W którym garnki nie płaczą. Zasieję pieśni i nie zdradzę nikomu Ile dla mnie znaczą. Wtedy ręce rozłożę jak bociek... A kiedy noc uroczyście oblecze Swój czarny garnitur, Rozpalę ogień i zaproszę wędrowców Pośpiewamy do świtu. Wtedy ręce rozłożę jak bociek... 16 C C G C G C D e G D D e D D e D D Chory na wyobraźnię Dawno już w mieście drwił z niego każdy Pośmiewiskiem był ludziom na co dzień Ot wariat - chory na wyobraźnię Wiecznie w drodze spóźniony przechodzeń Dokąd idziesz pytali go bliscy z tego bracie to trzeba się leczyć A on brał tekturową walizkę I wychodził obrazom naprzeciw mówiąc a a F d a a F d d d C F C E d d C F C E | | | | | | | | fis h fis h D A D A h Cis7 fis h fis h D A D A h Cis7 Idę tam gdzie bezmiar błękitu Światłocienie cyprysów przy drodze Feerią barw każdy ranek rozkwita Chociaż wiem, że do celu nie dojdę C C F d G d a G d a C F C E | | | | A A D h Gdy malował świat milkł jak zaklęty Kurczył się w skrawek płótna na ramach A on pieścił je jak pierś kobiety W siedmiobarwnych tęcz kreskach i plamach Kiedy skończył wpatrywał się w ciszy By natchnieniem nasycić znów duszę A gdy już dał się marszandom wykpić Pił noc całą by z brzaskiem wyruszyć mówiąc Idę tam gdzie.. 17 E h fis E h fis A D A Cis7 Cisza Jak Ta – Nasze zielone światy G D e D C D e D Z taką wiarą umiesz patrzeć na zielone liście drzew Choć za oknem biała zima i świat cały pokrył śnieg Nie chcesz słuchać że do wiosny jeszcze tyle trzeba przeżyć Wierzysz w miłość... najpiękniej wierzysz G e C e D D D D W Twoich światach nie ma miejsca na zwyczajne proste życie A w źrenicach sny zostają kiedy budzisz się o świcie I w zieleni Twoich marzeń można cały świat zanurzyć Wierzysz w miłość... tak jak trzeba wierzyć nią. G e C e D D D D A ja zamknę mocno oczy, one mają siłę krat Wierzę w zieleń Twoich myśli Wierzę... nasz jest cały świat... e D e D Wielki wóz nam będzie Arka z cumą gdzieś nad połoniną Na pokładzie jest nadzieja, wiara, miłość - z nami płyną Odbijemy od przystani omijając światła miast Popłyniemy gdzieś daleko szlakiem... ułożonym z gwiazd G e C e D D D D Otworzymy jasno oczy w gwiazdach nikt nie liczy lat W górze mapa gwiezdnych szlaków w dole nasz zielony świat... Całujemy swe powieki delikatne niczym kwiaty Odpływamy w stronę nieba - gdzie nieznane nowe światy Nasze światy... Nasze światy... Nasze światy... G e C e G C D D D D D e D e* a7 D 18 Cisza Jak Ta - Pożegnalny wieczór Dziękuję ci za wszystko to Tragiczne i zabawne e Co nam kazało Ściszać głos I mówić sobie prawdę e Albo nie mówić sobie nic W południa najleniwsze C Dziękuję ci za wszystkie dni Od innych dni szczęśliwsze e Dziękuję ci za wszystkie dni Od innych... dni szczęśliwsze :) e Tak trudno nam powiedzieć - dość I inną miłość przeczuć Jest cisza jako trzeci gość W nasz pożegnalny wieczór Tak trudno nam powiedzieć - dość I inną miłość przeczuć Jest cisza jako trzeci gość W nasz pożegnalny wieczór Dziękuję ci, napijmy się Za wszystko, co cię spotka Aby zły los ominął cię, i melancholii odchłań Już nie zazdroszczę wcale tej Która na ciebie czeka Napijmy się, będzie nam lżej, spójrz - wino się uśmiecha Napijmy się, będzie nam lżej, spójrz - wino się uśmiecha Tak trudno nam powiedzieć... Rozumiem Ja nie jestem tą Potrzebną nade wszystko Wiem Ona czeka - Niech poczeka Koniec wieczoru blisko Rozumiem Zdajesz się na wiatr Do nowych portów płyniesz Napijmy się do dna Do dna Niczemu nikt nie winien Napijmy się do dna Do dna Niczemu nikt nie winien Tak trudno nam powiedzieć... 19 a a G a a e D e D C h e D h e h e G e a e e e C e e a a G a a D D h D D e G e e e D D h D D e G e e e Cisza Jak Ta – Szemkel, Siódmy Anioł G A h cis D A G Na dachu kamienicy Prostując zmęczone kości Przykucnął w słońcu Szemkel Archanioł grzesznych miłości D e h G A h cis Zmęczone skrzydła zwinął Płacząc na dachu skraju Tak trudno przemycać grzeszników Przez bramy Boskiego raju.... D e h G fis G fis e/D I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła...? G G G G A h /A fis(A) e/D A h/AA fis e/D Śmiały się inne anioły Że szary, zmęczony nieładny Że skrzydła ma zmierzwione Że kolor piór tak szkaradny Że wielokrotnie karany Za przemyt ludzkich słabości Że dla takiego nie warto Marnować Boskiej miłości I westchnął Szemkel smutno... Puszyste, białe dostojne i z rozwianymi lokami, fruwały nad nim wyniośle zajęte ważnymi sprawami Fis h Fis h Fis G D G fis e/G A D I westchnął Szemkel smutno... G A h cis D A G 20 Cisza Jak Ta - W naszym niebie Jeszcze śpisz Za rzęsami schowana Błękit nieba Uwięziony w Twoich oczach Ciepły głos Jeszcze w ustach uśpiony W Twoich włosach Jeszcze śpi wiosenny wiatr h D G e Jeśli chcesz Wypuść spod powiek wiosnę Wypuść błękit radosny Moje niebo... Jeśli chcesz Niech motyle Twych słów Z ciepłych wyfruną ust W moje niebo… G D h A Jeszcze śpię W Twoje myśli wsłuchana W ciepły oddech I tak znaną melodię Moje serce bije przecież tak samo Jest tak Twoje Że go sama nie poznaję h D G e Ref. G D h A Jeśli chcesz Żeby snu nadszedł kres Jeśli dzień zbudzić chcesz W naszym niebie Przytul mnie Za oknami znów deszcz Lecz wiosennie nam jest W naszym niebie... Chcę przytulać Ciebie już od rana Tulić Twoje włosy jedwabne, kochane Patrzeć w piersi Twojej lekkie falowanie Zwabić promień słońca w twych oczach nad ranem Będę tulić Ciebie, skarb najcenniejszy W deszczu kroplach za oknem wypatrywać tęczy Wszystkie wiosny kwiaty zakwitną dla Ciebie W naszym niebie… 21 Czom ty ne pryjszoł Czom ty ne pryjszoł Jak misjac zijszoł Ja tebe czekała Czy konia ne mał Czy steżky ne znał Maty ne puskała Czy konia ne mał Czy steżky ne znał Maty ne puskała a a C d C C d C C G C A7 e a E E7 a A7 e a E E7 a I konia ja mał I steżky ja znał I maty puskała Najmensza sestra Bodaj ne zrosła Sidelce schowała A starsza sestra Sidelce znajszła Konia osidłała Pojid brateńku Do diłczynońky Szczo by ne czekała Tecze riczeńka Newełyczeńka Schoczu, pereskoczu Widdajte mene Moja matinko Za koho ja choczu Dum, dum, dum, dum, dum Dum, dum, dum, dum, dum Dum, dum, dum, dum, dum, dum, dum Widdajte mene Moja matinko Za koho ja choczu 22 Dom o Zielonych Progach – Gór mi mało Drogi Mistrzu, Mistrzu mojej drogi Mistrzu Jerzy i Mistrzu Wojciechu Przez was w górach schodziłem nogi Nie mogąc złapać oddechu C d C d G G G G C a F d G e C G Gór, co stoją nigdy nie dogonię Znikających punktów na mapie Jakie miejsce nazwę swym domem Jakim dotrę do niego szlakiem Gór mi mało i trzeba mi więcej Żeby przetrwać od zimy do zimy Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę Po śladach, które sam zostawiłem Góry, góry i ciągle mi nie dość Skazanemu na gór dożywocie Świat na dobre mi zbieszczadział Szczyty wolnym mijają mnie krokiem C d G G* G / x2 Pańscy święci, święci bezpańscy Święty Jerzy, Mikołaju, Michale Starodawni gór świętych mieszkańcy Imię wasze pieśniami wychwalam Gór, co stoją nigdy nie dogonię Znikających punktów na mapie I chaty, by nazwać ją swym domem Do której żaden szlak by nie trafił Gór mi mało i trzeba mi więcej... 23 Dom o Zielonych Progach - Jam Jam Jam Jam Jam jest jest jest jest ziemia, co podpiera stopy wiatr, co rozwiewa włosy deszcz, co obmywa twarz słońce, co wysusza skórę C G a F G Jam jest nic i wiele Jam jest ten, co płacze i ten co się śmieje On On On On jest jest jest jest ciepłem, co rozgrzewa ciało chmurą, co osłania mnie mgłą, co łagodzi ranek ciepłem, które mieszka we mnie On jest nic i wiele On jest ten, co płacze i ten co się śmieje | 24 Dom o Zielonych Progach - Łemata Pamiętam tylko tabun chmur się rozwinął I cichy wiatr wiejący Bukowiną I twardy jak kamień plecak pod moją głową I czyjaś postać co okazała się tobą Idę dołem a ty Jestem słońcem Ogniem ja wodą Śmiechem ja ty górą ty wichurą ty ronisz łzy C G a e F C G G7 | | D G h fis G D A4 A C a F G | | | | D G h fis G D A4 A Byłaś jak wielkie światło w tę smutną noc Jak wielkie szczęście co zesłał mi los Lecz nie na długo było cieszyć się nam Te kłótnie bez sensu skąd ja to znam Idę dołem a ty górą... I tłumaczyłem jej jak naprawdę to jest Że mam swój świat w nim setki tych swoich spraw A moje gwiazdy to z daleka do mnie lśnią I śmiechem i łzami witają mój bukowy dom Idę dołem a ty górą... 25 G e C G7 Dom o Zielonych Progach – Pieśń XXIX Całe życie w niebo idzie Mój połoniński pochód I buki - srebrni jeźdźcy Nad nimi wiosny sokół I nadał tamtej połoniny wiatr I chmur wiosennych grzywy I na chorągwi wspomnień twarz Z włosami wiejącymi wstęp: D C G D |x2 D2 C7+ G6 D2 Jak ciała nasze w mrocznym rytmie Wznosiły się góry opadały Tak dzieje się gdy wiosna przyjdzie Wypala miłość stare trawy Całe życie w niebo idzie Mój połoniński pochód I buki - srebrni jeźdźcy Nad nimi wiosny sokół Jak popiół rozwiały się grzechy W ciszy ktoś zawilce zasiał I tylko grzmią włosy przestrzeni W wielkich oknach mego świata D e G D D C G D |x2 Jak ciała nasze w mrocznym rytmie... 26 Dom o Zielonych Progach – Zostanie tyle gór Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach Zostanie tyle drzew ile narysowało pióro e C G D (A) Tak gotowym trzeba być do każdej ludzkiej podróży Tak zdecydują w niebie lub serce nie zechce już służyć Ja tylko zniknę wtedy w starym lesie bukowym To jakbym wrócił do siebie po prostu wrócę do domu Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach... I wszystko tam będzie jak w życiu i stół i krzesła i buty Te same nieporuszone na niebie zostaną góry Tylko ludzi nie będzie tych co najbardziej kocham Czasem we śnie ukradkiem zamienią ze mną dwa słowa Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach... Będą leciały stadem liście duszyczki i szepty ich w lesie Będzie tak wielki i świsty rok cały będzie tam jesień Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach... 27 Enigma – Jesienna droga do Leluchowa Droga przez sam środek jesieni Pod liści złotym tunelem Dopala się wzgórze nad Popradem Pachnie polskim zasuszonym zielem d g B C d Snuje się na drodze do Leluchowa Poezji Lelum-Polelum Słonecznik zza chmur się wychyla Dzień dobry Ci mój przyjacielu B g B g F A7 F a B C d D h D D A G A h G A B C d Snuje się tu moja duszyczka sowia Zbiera przyprawy do swojej baśni Czerwony dereń października Piołuny goryczki i dziurawca Snuje się na drodze do Leluchowa.. Droga przez sam środek jesieni Syczą w Popradzie liście jak iskry Rzucam i rzucam czarne kiście guseł Na wiatrów wir płomienisty Snuje się na drodze do Leluchowa.. 28 Enigma – Piosenka dla przyjaciela Przeczekamy jeszcze jedną zimę Żeby znów móc się spotkać (mój przyjacielu) Opowiedzieć co dobrego I zapomnieć o złych chwilach (mój przyjacielu) A gdy wiosną wyschną drogi Dogonimy bardzo szybko tych co przeszli obok. Przeczekamy cisze między nami Płoche słowa i rozmowy nieskończone Chleba nigdy nam nie zbrakło Popatrz znowu kwitnie jabłoń Przyjacielu gwiazda spadła Przeczekamy jeszcze jedno lato Wciąż nie wierząc że na karku mamy jesień, (mój przyjacielu) A dziewczynom co odeszły Odeślemy listy z deszczu (mój przyjacielu) Żeby życia zbyt nie trudzić To epilog dopiszemy garścią złudzeń 29 D G D F7 a7 D G A D G F7 a7 D h fis G e A D C D C C G G G G G e A D A e A D D Pechowy dzień Wiatr przystojny w garniturze Chce podobać się złej chmurze Chmura w złości deszczem go przepędza Wiatr się schował w jakimś oknie Jest szczęśliwy, że nie moknie A miał wkrótce chmurze być za męża Lecz nie jest źle, Mogło być gorzej, Czasem w życiu zdarza się Pechowy dzień Wiatr szczęśliwy w wolnym stanie Zawsze stać go na zawianie Zawsze stać go na samony spacer A niejedna chmura teraz Kocha, cierpi i umiera Mówiąc: "Wietrze mogło być inaczej..." Lecz nie jest źle... 30 A e D A | D | a | G D C G E7 a C G A | | | | F C A7 d F C D Góry i ludzie E fis A E Góry i ludzie z nieba schodzą, Trochanowscy prowadzą basy. Przez wieś wiodą jak niedźwiedzia, Jak jastrząb skrzypeczki płaczą. To Sławko gra skrzypce trzyma, Smykiem zahacza o szczyty dalsze. A bas Piotra jak wicher wydyma Banie na cerkwi na cerkwi w Bielance. Góry i ludzie z nieba schodzą, Na drodze życzliwa życzliwa ciemność. Wreszcie po latach tych przy stole Zsiadło się ze mną morze Łemków. Jedna nad nami Łemkowyna I jeden Święty Jerzy czuwa. Jezus na tronie wypoczywa, Czesany w koki jak Samuraj. 31 Góralska Opowieść Kiedy góral umiera Pochywalją nad nim Las w oddali szumi A on długo sposobi to góry z żalu sine głowy, jak nad swoim synem mu odwieczną pieśń bukową się, przed najdalszą drogą E E7 A E fis A E fis A E | | | | D G e e D7 D G D G D E fis A E E fis A E fis A E fis A E | | | | | | | | | | | | D e G D D e G D e G D e G D Kiedy góral umiera to nikt nad nim nie płacze Siedzi czeka aż kostucha w okno zakołacze Oczy jeszcze raz uniesie do góry do nieba By pożegnać góry swoje by im coś zaśpiewać Góry moje wierchy moje Otwórzcie swe ramiona Niech na miekkim z mchu posłaniu Cichuteńko skonam Ojcze mój halny wietrze Powiej ku północy Ciepłą drżącą swoją ręką Zamknij zgasłe oczy Bym mógł w ziemię wrosnąć Strzelić potem ku słońcu smreczyną I na zawsze szumieć już Nad swoją dziedziną Kiedy Cicho Tylko Tylko góral umiera to dzwony mu nie grają wspina się pod bramy góralskiego raju strumień na kamieniach żałobną nutę składa nocka chmurnooka górom opowiada Góry moje wierchy moje... A gdy góral już umrze nikt nie układa baśni Tylko w niebie roziskrzonym mała gwiazdka gaśnie Ziemia twardą szorstką ręką tuli go do siebie By na zawsze już mógł zostać pod góralskim niebem Góry moje wierchy moje... 32 Hawiarska Koliba Gdy księżyc na niebo wychodzi Zapłoną dokoła ogniska I wkrótce popłynie z Hawiarskiej Koliby Melodia nam wszystkim tak bliska Usiadła już brać rozśpiewana Dokoła złotego ogniska. Wiatr niesie melodię z Hawiarskiej Koliby Nad pola, nad lasy, urwiska. Zaniesie wiatr naszą melodię, Do domu Wołochów i Łemków. Piosenkę rajdową Hawiarskiej Koliby Piosenkę krakowskich studentów. Już księżyc blednie na niebie, A promyk słońca już błyska, Pogasły ogniska Hawiarskiej Koliby Do snu kładzie się cała izba. 33 D G G A A A A D D D7 D D h D7 | | | | C F F d G G G G C C C C C7 C7 a C7 Hej przyjaciele Tam dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg. Już wędrówki naszej wspólnej, nadchodzi kres. Wy pójdziecie inną drogą, zostawicie mnie. Odejdziecie, sam zostanę, na rozstaju dróg. Hej, przyjaciele! Zostańcie ze mną, Przecież wszystko to co miałem oddałem wam. Hej przyjaciele! Choć chwilę jedną, Znowu w życiu mi nie wyszło, znowu jestem sam. Znów spóźniłem się na pociąg i odjechał już. Tylko jego mglisty koniec zamajaczył mi. Stoję smutny na peronie z tą walizką jedną. Tak jak człowiek, który zgubił od domu swego klucz. Hej, przyjaciele... Tam, dokąd chciałem, już nie dojdę, szkoda zdzierać nóg. Już wędrówki naszej wspólnej nadchodzi kres. Wy pójdziecie inną drogą, zostawicie mnie. Zamazanych drogowskazów nie odczytam już. Hej, przyjaciele... 34 C G F C Hej Leonardo Ja nie wesoła, ale z kokardą lecę do słońca, HEJ LEONARDO! A ja się kręcę, bo stać nie warto naprzód planeto HEJ LEONARDO! C G a F G Dość jest wszystkiego dojść można wszędzie / 4x Diabeł mnie szarpie, trzyma za uszy dokąd wariatko, chcesz z nim wyruszyć? A ja gotowa, ja z halabardą hej! droga wolna HEJ LEONARDO! Panie w koronie, panie z liczydłem nie chcę być mrówką, ja chcę być skrzydłem A moja głowa, droga i muzyka do brązowego życia umyka Wyszła z bylekąd, ale co z tego zamieszkam daleko, hej! hej kolego! Odłóżmy sprawy, kochany synku na jakieś dziewięć miejsc po przecinku 35 T. Lewandowski – Jaka jesteś (Bitwa) Jesteś bitwą moją nie skończoną W której ciągle o przyczółek walczę Jesteś drzwiami które otworzyłem A potem przycięły mi palce G a C D G (a C D) Jesteś kartką z kalendarza Zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami I ulicą na której co dzień Uciekałem między latarniami Jesteś mgłą ogromną nie zmierzoną ciszą W huku i łoskotem w ciszy Jesteś piórem i wyblakłą kartką Którymi na której dzisiaj piszę Że jesteś kartką z kalendarza Zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami I ulicą na której co dzień Uciekałem między latarniami Przyszłaś do mnie a ja nie spostrzegłem Dzisiaj tylko mogę mówić byłaś Nie wiem czy na jawie wzięłaś mnie za rękę Czy jak wszystko ty się tylko śniłaś 36 Zgórmysyny – Jak okiem sięgnąć Los łaskawie zwykł mnie wieść Drogą małych miejskich szczęść Lecz zostawiam czasem milion ważnych spraw Teraz ścieżka pośród traw Wiedzie mnie w cudowny świat Do przyjaciół, których z mapy dobrze znam G h C a G D G h C D G Zabieram marzeń garść na drogę Myśl o wolności i pogodę Ducha, co wzrasta z każdym dniem D a D e D C G Bo tutaj w górach jest mój dom Śpią marzenia, gwiazdy lśnią Tu przestrzenią karmię serce Żyć, co krok pragnę więcej! G h C a C D (G) C G a D G Za mną już niejeden szczyt Choć wysoki, prostszy niż Czasem, z czasem stanąć twarzą w twarz W codzienności znaleźć sens I móc wrócić wiedząc, że Życiu trzeba gór nadawać kształt Zabieram marzeń garść na drogę Myśl o wolności i pogodę Ducha, co wzrasta z każdym dniem Bo tutaj w górach jest mój dom Śpią marzenia, gwiazdy lśnią Tu przestrzenią karmię serce Żyć, co krok pragnę więcej! Bo tutaj w górach jest mój dom C G a D G Wysoko w górach jest mój dom C G a D G Jak okiem sięgnąć - dom C G a D G 37 Zgórmysyny – Pod słońce Z różowym świtem pierwszy w światło stawiam krok Zórz horyzontem napełniam duszę mą Senne marzenia zostawiam za siną siatką mgieł Witam świat. Wiem, czego chcę! Biec pod słońce, kochać mocniej, chłonąć każdy dzień Przed horyzontem znaleźć spokój pod koronami drzew Spocząć na chwilę i znów szczęście nieść Wiedzieć, że żyję - cieszyć się G G G E C D C D A D h A4 A D D D E D/Fis G A D/Fis G A h A (D) Radości beztroskiej zdroje wyplotę z promieni przędz Duszy żagiel wypełnię wśród ciepłych wiatru tchnień Nadziei korzenie wsadzę w wiary żyzny grunt By jutro znów, by jutro znów Biec pod słońce.. Aż zmrok zmęczenia kołdrą otuli mnie Z kalejdoskopu przeszłych dni na nowo życia czytam treść Z lekkością ptaka frunę pod snów tęczy szczyt By jutro na jawie spełnić największy z nich Biec pod słońce.. 38 fis h A D G Fis h G E A Andrzej Koczewski, Zbigniew Bogdański – Jeszcze nie czas Wieczór w granatowym swym płaszczu Gwiazdy już pozapalał Z kątów wyłażą zrudziałe smutki A my gramy na swych gitarach D D h G G D G G D G G D A I ciche nutki zbieramy By grały nam razem do taktu Niebieskie myśli odganiamy Bo przecież jeszcze nie czas D D h G G D G G D G D A G D G D G D G A h A D7 A h A D G Jeszcze nie czas swe marzenia Do walizek kłaść Jeszcze nie czas by piosenki Nasze śpiewał tylko wiatr Jeszcze nie czas by gitary Spały na dnie szaf Póki tyle jest muzyki jeszcze w nas Gdy piasek nie chce się wsypać Pod oczy i do snu zaprosić To trzeba gdzieś odejść by dłużej nie płakać I smutku w swym sercu nie nosić A kiedy zabraknie przyjaciół By wieczór przegadać do rana To przecież masz jeszcze swoja gitarę Strun kilka, melodii parę Jeszcze nie czas... Gdy włożą cię w dębowa skrzynkę Niech włożą razem z gitarą Niech w niebie ci grają struny srebrzyste Melodie twą ukochaną Jeszcze nie czas... 39 Andrzej Koczewski, Zbigniew Bogdański – Jesienne wino Z brzękiem ostróg wjechałem do miasta Pod jesień było, czas złotych liści nastał. W kieszeni worek srebra, czas do domu. Wtem za plecami woła głos: Usiądź razem ze mną Spróbuj mego wina Z czereśni, wiśni - resztek lata Choć jesień się zaczyna. Tyle tej jesieni Jeszcze jest przed nami Zdążysz wrócić do domu Nim noc zapadnie nad drogami - hej. Słońce stało w zenicie, bił południowy żar A w gardle kurz przebytych dróg Co tam - spocznę chwilę przecież nie zaszkodzi Do przejścia niedaleką drogę jeszcze mam Usiądź razem ze mną ... Zbudziłem się w czerwieniach zachodu Pod starą karczmą co rynek zamyka Zabrała moje srebro, duszę i ostrogi Zostało pragnienie i tępy ból głowy - i pamięć jej słów: Usiądź razem ze mną ... 40 a a d G G G C F a G C G a a a G d G a G d G C a C F C a C F a Jesienna zaduma Nic nie mam Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem Nawet nie wiem Jak tam sprawy za lasem Rano wstaję, poemat chwalę Biorę się za słowo jak za chleb. e F e F G a Rzeczywiście tak jak księżyc Ludzie znają mnie tylko z jednej Jesiennej strony. Nic nie mam Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet Nie zważam Na mody byle jakie Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie Uczuć starym drapakiem. Rzeczywiście tak jak księżyc Ludzie znają mnie tylko z jednej Jesiennej strony. 41 G e G e Fis h e H7 e e D G a e D a e Apolinary Polek – Kołysanka dla Nieznajowej Zima powoli sunie w ciszy przez dolinę Kopczyki śniegu zamiast ptaków na gałęziach Uciekłem tam gdzie można uciec najskuteczniej Do tych kapliczek połemkowskich czas nie sięga Śpij śpij nadszedł czas W śniegu strumień w słońcu las G G G e e D e D C D C C D C e D C G Ktoś tu zbudował kiedyś piec z nierównych cegieł Gliniane serce żar rozpala, że aż huczy Zostało jeszcze kilka półek i obrazek I coś co każe "Encore jeszcze raz" zanucić Śpij śpij nadszedł czas W śniegu strumień w słońcu las Beskid nakryje tutaj mnie pokorną ciszą Zima zasypie cicho ślady zetnie chłodem I to nie ja powrócę jutro przez Rozstajne Siebie zostawię w białej pustce w Nieznajowej Śpij śpij nadszedł czas W śniegu strumień w słońcu las 42 Krajka Chorałem dzwonków dzień rozkwita, Jeszcze od rosy rzęsy mokre We mgle turkocze pierwsza bryka, Słońce wyrusza na włóczęgę a a C a E F d E E7 | | | | a a a E Drogą pylista drogą polną, Jak kolorowa panny krajka, Lato się toczy ku stodołom Będzie tańczyć walca... a a C a E F d E E7 | | | | a d a F G7 C d E7 A ja mam swoją gitarę, Spodnie wytarte i buty stare Wiatry niosą mnie F G C a d E a ( A7 ) Schrypnięte skrzypce stroją świerszcze, Żuraw się wsparł o cembrowinę Wiele nanosi wody jeszcze, wielu się ludzi z niej napije Drogą pylistą drogą polną, jak kolorowa panny krajka, lato się toczy ku stodołom, Będzie tańczyć walca... A ja mam swoją gitarę... 43 d F G d E7 L. Luther – Preludium dla Leonarda Na parterze w mojej chacie Mieszkał kiedyś taki facet, Który dnia pewnego cicho do mnie rzekł: Gdy zachwycisz się dziewczyną, Nie podrywaj jej na kino, Ale patrząc prosto w oczy, szepnij słowa te: Jestem taki samotny Jak palec albo pies. Kocham wiersze Stachury I stary dobry jazz. Szczęścia w życiu nie miałem, Rzucały mnie dziewczyny. Szukam cichego portu, Gdzie okręt mój zawinie. h D C D h D C G G A G A D G A D Po tych słowach z miłosierdzia Padła już nie jedna twierdza I nie jedna cnota chyżo poszła w las. Ryba bierze na robaki A panienka na tekst taki, Który zawsze mówię, patrząc prosto w twarz Kiedy szał pierwszych zrywów minął Zakochałem się w dziewczynie Z Którą się na całe życie zostać chce Chciałem rzec: będziemy razem Zrozumiała mnie od razu I jak echo wyszeptała słowa te Jestem taka samotna Jak igła albo miotła Kocham wiersze Leśmana I bawić się do rana Szczęścia w życiu nie miałam Rzucały mnie chłopaki Szukam cichego portu Do uprawiania sportu 44 D G C C D C D G D G A G D L. Luther – Scarlet 1861 W Atlancie szał tysiąca młodych nóg. Generał Lee podnosi w górę rękę Jankesom śmierć tak nam dopomóż Bóg. G e G G D C D C G D G C D Na dworcu tłok, sztandary i kobiety, Pociągi pełne chłopców Ŝądnych krwi. W kwietniowym słońcu błyszczą epolety. Wiwat Południe! Wiwat stary Lee! G e G G D C D C G D D G C D Scarlet, czemu słowa takie zimne Jakby w gardle okruch lodu stał. Scarlet, wojna nie jest dla dziewczynek, Które nie potrafią grać va banque. 1862 Jesienne słońce w epoletach lśni. Generał Lee dochodzi do Missouri, Do Pensylwanii wkracza stary Lee. Artyleryjski ogień wkrótce zdławi Jankeskie szczury w górach Tennesee. Zwycięstwa Bóg Atlantę błogosławi. Wiwat Południe! Wiwat stary Lee! Scarlet, czemu słowa... 1864 W krwi południowej tonie miasta próg. Jankeskie psy nie wejdą do Atlanty Jankesom śmierć tak nam dopomóż Bóg. Płonie Atlanta w ogniu oszalałym, Sztandar obłażą wygłodzone wszy. Gwardia opuszcza miasto osłupiałe Znak krzyża szablą kreśli stary Lee. Scarlet, czemu słowa... Scarlet, on powtarza twoje imię Czując w ustach prochu smak. Scarlet, miłość nie jest dla dziewczynek, Które nie potrafią grać va banque. 45 G a G a D C D D C D Lipka Z tamtej strony jeziora Stoi lipka zielona A na tej lipce, na tej zieloniutkiej Trzej ptaszkowie śpiewają Nie byli to ptaszkowie Jeno trzej braciszkowie Co się spierali o jedną dziewczynę Który ci ją dostanie Jeden mówi tyś moja Drugi mówi jak Bóg da A trzeci mówi - moja najmilejsza Czemuś mi tak smutna Jakże nie mam smutną być Za starego każą iść Czasu tak niewiele jeszcze dwie niedziele Mogę z tobą miły być Z tamtej strony jeziora Stoi lipka zielona A na tej lipce, na tej zieloniutkiej Trzej ptaszkowie śpiewają. 46 e G e C D e D C H7 D e D H7 e | | | | a a a F G G E G a G E a Przemijanie Dzień kolejny minął Dzień, co nic nie przyniósł Jeszcze się nie skończył A nowy już wyrósł Tyle Tylu Tyle Tyle dni minęło, tyle marzeń ludzi przeszło, tyle zdarzeń marzeń sennych się nie spełniło dobrych gwiazd ubyło Tyle słów powiedział Słów, co nic nie znaczą Może kogoś uraził Czyjeś oczy płaczą Tyle Tylu Tyle Tyle dni minęło, tyle marzeń ludzi przeszło, tyle zdarzeń marzeń sennych się nie spełniło dobrych gwiazd ubyło Znowu czasu mijanie Znowu minął dzień Komu przyniósł radość Komu smutek zeń 47 Piosenka dla Dośki Jeszcze noc, jeszcze cienie się chwieją Cichym snem oddycha cały dom Moje myśli błądzą między złudą i nadzieją A czasami do snów Twoich zajrzeć chcą G G G G C C C C To będzie dobry dzień Jeśli rano mnie przywitasz Ciepłych rąk dotknięciem Bez niepotrzebnych słów To będzie dobry dzień Z Twojej twarzy to wyczytam Dzień się budzi, Ty się budzisz Witaj dniu C G e A C G G D D C Jakie imię chcesz darować mu na drogę Jakim słowem przywita go nasz dom Czy gdy jesień przyjdzie będzie jej za osłodę Wszak we dwoje jesień nie jest porą złą To będzie dobry dzień... 48 D D C C G G C e D G C D/G7 Piosenka z szabli Niech w księgach wiedzy szpera rabin Nauka to jest wymysł diabli Mądrością moją jest karabin karabin I klinga ukochanej szabli Nie dbam o szarżę ni o gwiazdkę Co kiedyś mi przystroją kołnierz Wy piszcie klechdy i powiastki powiastki Ja biję się jak musi żołnierz Nie tęsknię do kawiarni gwarnej Gdzie mieszka banda dziwolągów Gardzę zapachem buduarów buduarów Gdzie Ania psoci wśród szezlongów Nie nęcą mnie zalety babin Kobieta zdradną bierz ją diabli Kochanką moją jest karabin karabin I klinga ukochanej szabli Niejeden wróg miał na mnie chrapkę A teraz jęczy w piekle na dnie Ze śmiercią igram w ciuciubabkę ciuciubabkę Więc może wkrótce mnie dopadnie Ksiądz niech mnie grzebie albo rabin Żołnierza się nie czepią diabli Lecz w grób połóżcie mi karabin karabin I klingę ukochanej szabli 49 e e G H D e D D H D a H7 e Na Bani – Nie jestem święty Lepiej diabłu wlecieć w ramiona Zwłaszcza gdy diabeł jest piękną dziewczyną Niż tylko po to pokusę pokonać Żeby bez lęku iść ciemną doliną a d C G Chociaż dałem się wieść mocom ciemnym Zbiesiłem się, czarcim uległem czarom I choć kochałem też beznadziejnie To przecież miłość znam nie do wiary A miłość daleko jest od grzechu Miłości mi trzeba jak oddechu Miłość daleko jest od grzechu Miłości mi trzeba jak oddechu a d C a d C Nie biesów to czekają w niebiesiech Nie pieją ku ich wątpliwej czci hymnów Ja święty nie jestem, mój aniele Ale ty zawsze stój przy mnie d d d B B B B d C G g a C G C Nie biesów w niebie czekają z nadzieją Nie na ich cześć tam hymny pieją Choć wiary nie budzę, aniele mój To ty jednak przy mnie stój d d d B B B B d C g C C g a x2 Być może garnków nie lepią święci Ale kto z innej ulepiony gliny W górę nie gapię się wniebowzięcie Gdy grzeszy myślą, słowem lub czynem Nie poznałem języka aniołów A i z człowiekiem dogadać się trudno Niczego na wiarę ot tak nie przyjąłem Po co nadzieją karmić się złudną? A miłość daleko jest od grzechu... 50 G a G a Na Bani – Poezja Ty przychodzisz jak noc majowa, Biała noc, uśpiona w jaśminie, I jaśminem pachną twoje słowa, I księżycem sen srebrny płynie, cis gis A H Płyniesz cicha przez noce bezsenne Cichą nocą tak liście szeleszczą Szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne, W słowach cichych skąpana jak w deszczu... To za mało! Za mało! Za mało! Twoje słowa tumanią i kłamią! Piersiom żywych daj oddech zapału, wiew szeroki i skrzydła do ramion! Nam te słowa ciche nie starczą. Marne słowa. I błahe. I zimne. Ty masz werbel nam zagrać do marszu! Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem! Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna, Jest gdzieś jasne i piękne życie. Powszedniego chleba słów daj nam I stań przy nas, i rozkaż - bić się! Niepotrzebne nam białe westalki, Noc nie zdławi świętego ognia Bądź jak sztandar rozwiany wśród walki, Bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnia! Odmień, odmień nam słowa na wargach, Naucz śpiewać płomienniej i prościej, Niech nas miłość ogromna potarga. Więcej bólu i więcej radości! Jeśli w pięści potrzebna ci harfa, Jeśli harfa ma zakląć pioruny, Rozkaż żyły na struny wyszarpać I naciągać, i trącać jak struny. Trzeba pieśnią bić aż do śmierci, Trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży. Jest gdzieś życie piękniejsze od nędzy. I jest miłość. I ona zwycięży. Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze Ze słów prostych i z cichych - najcichsze, A umarłych w wieczności rozpostrzyj Jak chorągwie podarte na wichrze. 51 | | a e F G Na Bani – Sponad kufla piwa Jak szczyty do wzięcia, kufle kudłate Wynurzają się po sobie i piętrzą w oddali Wspinają się słowa starym znanym szlakiem Szlakiem dawno zdobytych już szklanic E E E E H H H H fis fis fis fis A A H A A H A A A A H H H H cis gis E cis D E I wzrasta słono - słono potem okupiona Wiatrem odarta z drzew Jaworzyna Spojrzenie błądzi po szczytach zielonych Gubi się w mgłą zasnutych dolinach Wieczór gdzieś tam z wiatrem ku nocy odpływa Po kamieniach pną się myśli w nieskończoność Ku lotom bez granic - sponad kufla piwa Do bożych schronisk niepamięci drogą Przewala się po kątach mej pijanej duszy Odchodzi i wraca, potyka i wstaje Grzmot dawno przebrzmiałej, radocyńskiej burzy I śmiech bez pamięci, i echa wołanie Z każdym łykiem lżejszy wzbijam się nad domy Ponad sady dolin i cerkiewne głowy W rozespanych wspomnieniach nieprzytomnie tonę Między drogą z Komańczy a bramą Lackowej Wieczór gdzieś tam z wiatrem ku nocy odpływa Po kamieniach pną się myśli w nieskończoność Ku lotom bez granic - sponad kufla piwa Do bożych schronisk niepamięci drogą 52 C D e (E) Nie zabieraj dziewczyny na szlak Zabrałem dziewczę w góry by miło spędzić czas słońce nam świeciło, wesoło szumiał las i szliśmy tak we dwoje, za nami drogi szmat aż nagle przystanęła i powiedziała tak: Bolą mnie już nogi, ramiona i kark chodzić już nie mogę i sił zupełnie brak już ręce opadają i czuje się jak wrak i dosyć mam tych gór i niech je trafi szlag Doszliśmy do schroniska, została tam na noc za twardy był materac zbyt postrzępiony koc za zimna była woda by można umyć się a ona wciąż z uporem powtarza słowa te: Bolą mnie już nogi... Wróciliśmy do domu po dwóch szalonych dniach ja byłem zawiedziony, a jej się chciało spać ja pragnę ją przytulić by nie gniewała się lecz ona wciąż z uporem powtarza słowa te Bolą mnie już nogi... 53 D fis h fis G D e A Trzeci Oddech Kaczuchy – Nie umieraj nam inteligencjo Nie umieraj nam inteligencjo Ty przedwojenna i z awansu społecznego Ty podzielona Mazowieckim i Wałęsą Miotana burzą braków do pierwszego c G c f G f c As(Gis) G Ty wtłoczona i wgnieciona między klasy Tę robotniczą tę rolniczą ciągle zbędna Pomijana przez kolejnych ekip asy Żeby przeżyć ty bądż inteligentna. c G c f G f c As(Gis) G Weź z Wyspiańskiego wstręt do Chochołów A od Rejmonta przaśny spryt chłopski Od Żeromskiego blask szklanych domów A od Tuwima bukiet kwiatów polskich c g c g c g c g As(Gis) B Es c As(Gis) G Od Gałczyńskiego naucz się pozbyć Dwóch lewych rąk do bożka mamony Od Żeleńskiego naucz się robić Wszelkich oszustów w zielony balonik c g c g c g c g As(Gis) B Es c As(Gis) G A gdy jeszcze weźmiesz coś dla siebie Z Baczyńskiego Stachury i Hłaski Dotaniesz od Miłosza i Lema I od nas stojące oklaski c G c f G f c As(Gis) G A gdy ci przyjdzie upaść na kolana I ręke po prośbie wyciągniesz niechętnie Uczyń to z godnością tytana I nie umieraj, lecz proś o wsparcie - inteligentnie c G c f G f c As(Gis) G . . . c? Nie umieraj nam inteligencjo (zwolnienie) c G c 54 Przemysław Gintrowski - Dorastanie Jaki będzie po nas ślad, Co zostanie, a co zginie? Tysiąc zalet, milion wad, Biały ekran w pustym kinie. Beczką śmiechu jest ten świat, Szczypta życia pod chmurami. Bilans zysków, bilans strat, A my ciągle dorastamy... Trzeci dzwonek i kurtyna. Trzeba żyć, musisz żyć! Przedstawienie się zaczyna. Jesteś aktor, jesteś widz. Ty i teatr, brawa, finał, Końca brak, musisz żyć! Znów komedia się zaczyna. Jesteś aktor, jesteś widz. G D e h C D e D G C D G D G D C D e D C D G Spektakl trwa i trwa, i trwa, W dusznych salach i ogrodzie. Znów i znów kolejny akt. Drą się dzieci, wyje młodzież. To na linie taniec jest I na twarz same bramy. Co rok prorok więdnie bez, A my ciągle dorastamy… Trzeci dzwonek... 55 Robert Kasprzycki – Zapiszę śniegiem w kominie A jeśli zabraknie na koncie pieniędzy I w kącie zagnieździ się bieda. Po rozum do głowy pobiegnę niech powie, Co sprzedać by siebie - nie sprzedać. Zapiszę śniegiem w kominie, Zaplotę z dymu warkoczyk, I zanim zima z gór spłynie wrócę. Zapiszę śniegiem w kominie, Warkoczyk z dymu zaplotę, I zanim zima z gór spłynie wrócę, I będę z powrotem. A jeśli nie znajdę w swej głowie rozumu To paszport odnajdę w szufladzie. Zapytam go może, on pewnie pomoże, Poradzi jak sobie poradzić. Zapiszę śniegiem w kominie ... A jeśli zabraknie ci w sercu nadziei, Bo powrót jest zawsze daleko. Przypomnij te słowa, zaśpiewaj od nowa, Bym wiedział, że ktoś na mnie czeka ...i zawsze już będę z powrotem. 56 C C C C G G G G F C F F C F C a F C C F F G e C G G a C G C | | | | D D D D A A A A G D G G D G | | | | | | | D h G D h G G A fis D A A fis D A A D Tak mnie ciągnie do gór Tak mnie ciągnie do gór, Jak anioły do chmur (x4 lub x50) Żyją ludzie w wielkich miastach Żyją w małych wsiach Ja nie mogę znaleźć miejsca Ciągle mnie gdzieś gna Wciąż niepokój w sercu drzemie Myśli plączą się W głowie jedno mam marzenie Znów coś woła mnie A D E AE A E DE AE A D AE AE A E DE AE A D AE ADE Tak mnie ciągnie do gór... Góry wznoszą się do nieba Bliżej z nich do chmur W niebie każda dusza śpiewa Gra anielski chór Mnie do szczęścia gór potrzeba W góry ciągnie mnie We mnie tylko dusza śpiewa Los mnie w góry gna 57 Siklawa – Takiego Janicka Jesce jo se nie wiem Kaj moje kochanie Kiedy sie mi jaki Chłopocek dostanie Takiego Janicka Serdusko by chciało Coby se zatońcył Zaśpiywoł wesoło x2 G h C G D G e G C D C D G Moze jest tu blisko A moze daleko Kiedy sie to moje Serdusko doceko Takiego Janicka... Zawseś mi matusiu Jedno powtorzała Zebyk sie w bogactwie Nigdy nie kłochała Takiego Janicka Coby mnie milowoł Coby mnie pokochoł Coby mnie sanowoł 58 SCoB – Blues rybaka Chciałbym być rybakiem, zgubiony pośród mórz Gdzie od lądu daleko i od gorzkich wspomnień stu Rozstań i miłości, odrzucić słodką sieć Bez ścian dławiących w okół, w sufit gwiazd zapatrzeć się Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach... Chciałbym rozpalonym, parowozem pędzić w dal Sunąć poprzez kraj deszczowy, jak armatni pomknąć strzał W słupie ognia w palenisku, parę czuć w maszynie moc Licząć znikające miasta w tę niesamowitą noc Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach... Wiem, że wrótce się uwolnię z więzów co krępują mnie I okowy wreszcie spadną, przyjdzie ten wspaniały dzień I w tej wyczekanej chwili, za rękę wezmę cię I pojadę tym pociągiem i rybakiem stanę się Ze światłem w mej duszy, z tobą w ramionach... 59 G F a C G F a C SCoB – Lato Gdy cię pierwszy raz ujrzałem Jasno zrozumiałem, że Muszę bronić się przed tobą, Na najmniejszy zważać gest. Wypalony letnim słońcem Zniknął wątpliwości ślad: Zamieniłem „czy" i „kiedy", Na pytanie „gdzie" i „jak"? C G4 a7 a7 F F C Lato nam umyka po strumykach, Po zielonych stokach wzgórz, O wczoraj się nie pytaNie pamięta już... Lato ciemną, pełną szeptów nocą Kusi, jak Na twoich opalonych plecach Jasny po ramiączku ślad. C G4 a7 a7 C C G4 a7 e C G4 a7 a7 F F C Zapukałem w twoje okno, Powiedziałaś „wejdź"Z gęstej poziomkowej nocy Jasny świt wynurzył się. Zapukałem do twojego serca, Powiedziałaś „idź"Na rozgrzaną ścieżkę sierpnia Upadł pierwszy żółty liść. Lato nam umyka... Ciepłe noce pod gwiazdami, Duszne pod namiotem sny, Jesień stuka sztalugami, Świat gruntuje bielą mgły. Pierwszy świt w koronkach szronu, Pełna słodkich jagód garść... Jeśli tylko się przyśniłaś, Czemu teraz tak mi żal? Lato nam umyka... 60 SCoB – Nasza miłość W niedomkniętym oknie noc Podpatruje twoje sny, W niedomkniętym oknie noc, Siedzę, patrzę jak ty śpisz... Nie wiem, skąd ta ironia, Która nie pozwala mi Nazywać rzeczy wprost, lecz… G e G e G h C C a7 C a7 a7 a7 Nasza miłość, nasza miłość, nasza miłość Ma to do siebie, że Znika, unosi ją wiatr, znika, unosi ją wiatr, Może kiedyś, kto to wie, Przyjdzie znów taka noc. Znów zapalasz papierosa I próbujesz ukryć łzy, A ja nie wiem, nie pamiętam tego, Co powiedzieć chciałem ci... Są takie słowa, wierzę, Co sprawiłyby, że Byłoby łatwiej, lecz… G C G a7 G C h7 a7 G C e a7 G C h7 a7 a9 C G D G/C Nasza miłość... Wspomnienia moje płyną do ciebie w letnią noc, A listy moje cicho na wiatru skrzydłach mkną, I mleczarz, tramwaj, znów ranek taki sam, Jak każdy dzień, każda noc, każda noc w tym mieście Więc powiedz, Czy odważysz się, Czy odnajdziesz w kalendarzu Niewykorzystany dzień, Widać tak nam pisane, że musimy być Zawsze w pół drogi, lecz... Nasza miłość... 61 e e e e C G C G C G C SCoB – Turystyczna 1 Szliśmy tak już chyba szósty dzień, Przed nami stoi szczyt - cel naszej drogi. Szliśmy tak już chyba szósty dzień, po bokach wysychały siana stogi... Ani świeci słońce, ani pada deszcz W tym roku góry jakieś takie... D G D G e G G D G D G D A D Szliśmy tak już chyba szósty dzień, Aż Kapeć powiedział: Czas w doliny nam wyruszyć! Może napotkamy jakiś sklep I parę flaszek piwa uda się osuszyć... A tam było jak w raju: O której byś nie przyszedł zawsze piwo dają. Szliśmy tak już chyba szósty dzień, A w każdej knajpie tak co najmniej cztery piwa. Za oknami ciągle sterczy szczyt, A drogi jakoś wcale nie ubywa. Piwo albo góry - powiedziałem, Odpowiedział: Oczywiście, góry, Kelner! Jeszcze cztery piwa! e G D G D G A D A tam było... 62 SCoB – U Maleho Glena Zakochałem się w barmance „U Maleho Glena" Byłem pewien, że piękniejszej w całym świecie nie ma Już nad ranem się kochałem w całej Malej Stranie Pierwszy tramwaj cud ogłosił: Nowe z-baru-wstanie C C a C g g F g A z dachów Pragi wiatr zdmuchiwał pianę obłoków I strącał letni deszcz na wspomnienia i wstążki mostów Kiedy już sierpniowa noc zasypiała w strachowskich ogrodach Powiedz, że ci nie było żal powiedz, że ci nie szkoda F F F e G C a G C a G C F d7 G C Zakochałem się w muzyce od pierwszego słyszenia Byłem pewien, że wdzięczniejszej pani w całym świecie nie ma Prowadzałem po piwnicach najpiękniejsze pieśni Ciemnej nocy powierzyłem smutne opowieści A z dachów Pragi wiatr... Moja głowa pełna wiatru, buty zakurzone Z Gdańska- Wrocław, Nahod, Praha - i w odwrotną stronę Albo: Piwna bladym świtem, my i nasze pieśni... Komisariat nas wysłucha, komisariat nie śpi. A z dachów Pragi wiatr... 63 C C C C SCoB – Własnymi wierszami Chętnie zjadam ptaki i zwierzęta Za to bardzo rzadko kwiaty I o bliskich staram się pamiętać Ale ciągle mylę daty D C h G Pomyśl tylko jak mogło być z nami Ale wiesz, poeci zawsze chodzą Własnymi wierszami Już myślałaś, że tak zawsze będzie, Że się nic nie może zmienić A tu pozamieniał liście w złoto Jesiennego dnia alchemik Pomyśl tylko... Z tamtą rzeką nic mnie nie łączyło Może drobne dreszczu fale Z tobą wszystko byłoby inaczej Gdybym cię nie spotkał wcale Pomyśl tylko... 64 h e h e D G h G SDM – Bieszczadzkie anioły Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach Gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadasz Najwyżej na ucho ci powie gdy będzie w dobrym humorze Że skrzydła nosi w plecaku nawet przy dobrej pogodzie Anioły są całe zielone zwłaszcza te w Bieszczadach Łatwo w trawie się kryją i w opuszczonych sadach W zielone grają ukradkiem nawet karty mają zielone Zielone mają pojęcie a nawet zielony kielonek Anioły bieszczadzkie Bieszczadzkie anioły Dużo w was radości I dobrej pogody C G a C G a Bieszczadzkie anioły Anioły bieszczadzkie Gdy skrzydłem cię dotkną Już jesteś ich bratem Anioły są całkiem samotne zwłaszcza te w Bieszczadach W kapliczkach zimą drzemią choć może im nie wypada Czasem taki anioł samotny zapomni dokąd ma lecieć I wtedy całe Bieszczady mają szaloną uciechę Anioły bieszczadzkie.. Anioły są wiecznie ulotne zwłaszcza te w Bieszczadach Nas też czasami nosi po ich anielskich śladach One nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogę I wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień Anioły bieszczadzkie Anioły bieszczadzkie.. 65 (kap. V) a G a e C G C F C G a e a SDM – Blues dla małej Wystukaj po torach do mnie list Wtedy na pewno nie wyjedziesz cała. Niech będzie w nim lokomotywy gwizd Tylko to zrób jeszcze dla mnie Mała. Wystukaj po torach Choćby w alfabecie Moja ulica jeszcze Jeśli tak chcesz w C G a G F C h7/5- E7 a do mnie list Morse'a twardo śpi liście zostaw A mogliśmy Mała razem łąką iść Świt witać po kolana w rosie A mogliśmy Mała razem piwo pić Dom nasz zamienić na sto pociech A mogliśmy Mała konie kraść Z niebieskiego boskiego pastwiska A mogliśmy Mała w środku lata Zbudować słoneczną przystań Napisz od serca do mnie list I zamieszkaj w tym liście cała Niech śmiechu dużo będzie w nim Obiecaj mi to dzisiaj Mała Napisz od serca do mnie list Lecz proszę nie wysyłaj go nigdy W szufladzie zamknij go na klucz Niech czeka wciąż lepszych dni 66 h7/5a G E F C h7/5E a SDM – Czwarta nad ranem Czwarta nad ranem Może sen przyjdzie Może mnie odwiedzisz Czwarta nad ranem Może sen przyjdzie Może mnie odwiedzisz A cis D A E fis D E A Czemu cię nie ma na odległość ręki Czemu mówimy do siebie listami Gdy ci to śpiewam u mnie pełnia lata Gdy to usłyszysz będzie środek zimy A E fis cis D A D E Czemu się budzę o czwartej nad ranem I włosy twe próbuje ugłaskać Lecz nigdzie nie ma twoich włosów Jest tylko mała nocna lampka łysa śpiewaczka A E fis cis D A D E f# Śpiewamy bluesa bo czwarta nad ranem Tak cicho by nie zbudzić sąsiadów Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie Myślał by kto że rodem z Manhattanu A E fis cis D A D E Czwarta nad ranem... Herbata czarna myśli rozjaśnia A list twój sam się czyta Ze można go śpiewać Za oknem mruczą bluesa Topole z Krupniczej A E fis cis D A D E I jeszcze strażak wyszedł na solo Ten z Mariackiej Wieży Jego trąbka jak księżyc Biegnie nad topolą Nigdzie się jej nie spieszy A E fis cis D A D E Już piąta... 67 SDM – Leluchów Wyjedź ze mną dziś jeszcze Przecież blisko jest dworzec Wyjedź ze mną natychmiast Tylko to nam pomoże a a a a C C C C G G G D D7 W Leluchowie miła Czereśnie dziko krwawią Tam granicy pilnuje Całkiem wesoły anioł G C G C G a D7 W Leluchowie miła Zaczyna się koniec świata Tam anioł traci głowę Z brzozami się brata G C G C G a C G Wyjedź ze mną do lata Przecież jeszcze nie koniec Schowaj trochę uśmiechu Na naszą wspólną drogę Kiedy będziesz już ze mną To nikomu nie powiem Że szczęśliwi byliśmy Kiedyś w Leluchowie 68 SDM – Nie rozdziobią nas kruki Nie rozdziobią nas kruki Ni wrony, ani nic! Nie rozszarpią na sztuki Poezji wściekłe kły! D G0 h G fis e A7 D G0 h G D A G Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo Niechybnie brakuje tam nas! Od stania w miejscu nie jeden już zginął, Niejeden zginął już kwiat! Nie omami nas forsa Ni sławy pusty dźwięk! Inną ścigamy postać: Realnej zjawy tren! Ruszaj się Bruno... Nie zdechniemy tak szybko, Jak sobie roi śmierć! Ziemia dla nas za płytka, Fruniemy w góry gdzieś! Ruszaj się Bruno... 69 Fis G D Fis G D h A h A D SDM – Opadły mgły Opadły mgły i miasto ze snu się budzi Górą czmycha już noc Ktoś tam cicho czeka by ktoś powrócił Do gwiazd jest bliżej niż krok Pies się włóczy popod murami bezdomny Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony A ziemia toczy toczy swój garb uroczy Toczy toczy się los Ty co płaczesz ażeby śmiać mógł się ktoś Już dość już dość już dość Odpędź czarne myśli dość już twoich łez Niech to wszystko przepadnie we mgle Bo nowy dzień wstaje bo nowy dzień wstaje Nowy dzień Z czarnego snu już miasto się wynurza Słońce wschodzi gdzieś tam Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża Uchodzą cienie do bram Ciągną swoje wózki dwukółki mleczarze Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń A ziemia toczy toczy swój garb uroczy Toczy toczy się los Ty co płaczesz ażeby śmiać mógł się ktoś Już dość już dość już dość Odpędź czarne myśli porzuć błędny wzrok Niech to wszystko zabierze już noc Bo nowy dzień wstaje bo nowy dzień wstaje nowy dzień 70 G G G G G G C D C D C D SDM – Piosenka dla Wojtka Bellona Powiedz, dokąd znów wędrujesz Czy daleko jest twój sad Ten w krainy buczynowe Ze mną tam układa pieśni wiatr Ten w krainy buczynowe Za mną nikogo, tylko wiatr D D C C e e G G G G G G Zmierzchy grają, a przestrzenie Własny mi podają dźwięk Takie śpiewy z nimi lub milczenie W którym znika każdy dawny lęk W takich śpiewach i milczeniu W szumie świętych buków zginął lęk Zaszumiały się powietrza I ruszyłeś sam na szlak Ten ostatni, ten najlepszy Przyszedł czas, Pan dał znak Ten ostatni, ten najlepszy Przyszedł czas, Pan dał Ci znak. 71 D D D D D D SDM – Pod kątem ostrym Dom mój ostatnio Ledwo stał na nogach Stół nawet przechylał się Kiedy jadłem obiad G D F G C e C D4 D Podłoga grzbiet prężyła Klepki aż trzeszczały Jakoś tak nie mogłem Złapać równowagi Przechylił się mrocznie Mój dom na chwilę I mieszkałem kątem Na równi pochyłej Dobrze że wróciłaś Kwiaty w wazonie Znów oswojone Cicho piją wodę 72 SDM – Pożegnanie la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la la G D G D G D Fis Fis h G D Fis la la la la la la la la la la la la Może się spotkamy znów po kilku latach Może właśnie tutaj lub na końcu świata Będziesz wtedy inna - ja wciąż taki sam Może nam się uda zacząć jeszcze raz h G G G Fis Fis h D Fis D Fis h D Fis Dzisiaj muszę odejść - już mnie nie zatrzymuj Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło Rozstawiłaś straże wokół moich snów Daj mi wreszcie spokój - dosyć mam już słów la la la... Wrócę tu na pewno, gdy nadejdzie pora Zapamiętaj tylko, co mówiłem wczoraj Zapamiętaj tylko, że się nie zmieniłem Myślę, co myślałem, wierzę w co wierzyłem Wrócę, gdy zrozumiesz - już po kilku latach Może właśnie tutaj będzie koniec świata Będziesz wtedy inne - ja wciąż taki sam Może nam się uda zacząć jeszcze raz ... la la la... 73 SDM – Sanctus Święty święty święty – blask kłujący oczy Święta święta święta – ziemia co nas nosi Święty kurz na drodze Święty kij przy nodze Święte krople potu Święty kamień w polu Przysiądź na nim, panie Święty promyk rosy Święte wędrowanie e e e C D e C D e Święty chleb – chleba łamanie C Święta sól – solą witanie C Święta cisza, święty śpiew C Znojny łomot prawych serc C Słupy oczu zapatrzonych Bicie powiek zadziwionych Święty ruch i drobne stopy Święta święta święta – ziemia co nas nosi Słońce i ludny niebieski zwierzyniec Baran, Lew, Skorpion i Ryby sferyczne Droga Mleczna, Obłok Magellana Meteory, Gwiazda Przedporanna Saturn i Saturna dziwów wieniec Trzy pierścienie i księżyców dziewięć Neptun, Pluton, Uran, Mars, Merkury, Jowisz Święty chleb... 74 e D e C e D e C C D D D e D D D C G G e D D C e h D C e h C C D D SDM – U studni Spotkamy się kiedyś u studni Wkoło będzie zielono Nasze żony będą odświętne Nawet wódkę wypić pozwolą E A E E A H Spotkamy się kiedyś u studni Takiej zwykłej - z kołowrotem Woda w niej będzie chłodna W świat uwierzymy z powrotem E A E E A H Spotkamy się u studni Być może że na drugim świecie Bóg przecież jest łaskawy I pewnie da nam tę pociechę A H E A H E Spotkamy się kiedyś u studni Z wiecznie żywą wodą Bellona też zaprosimy On przecież będzie polewał E A E E A H Spotkamy się u studni I będziemy znów tacy młodzi Nasze żony będą piękne Nam wódka nie będzie szkodzić A H E A H E 75 SDM – Wojtka Bellona ostatnia ziemska podróż do Włodawy Z gitarą i piórem kwietniowym wieczorem Jedziemy Wojtku razem do Włodawy Stary bieszczadnik Majster Bieda Wciąż wierny górom jak zwykle jest z nami I mówisz - wszystko się uda O to nie ma żadnej obawy Przecież jedziemy dziś Na dwa dni do Włodawy W przedziale po oczach mdli mleczna żarówka Mała gwiazda betlejemska I pociąg lubelski noc długą przecina Buntując się na ostrych zakrętach I mówisz - wszystko będzie dobrze Opowiemy im nasze sprawy Przecież po to jedziemy Na dwa dni do Włodawy Z plecaka chleb wyjęty garść soli Kawałek sprytem zdobytej kiełbasy Chcemy noc przeskoczyć ciemną i niepewną Z biletem kupionym w nieznane Lecz mówisz - znów musi się udać Choć tyle podróży za nami Przecież jedziemy dziś Na dwa dni do Włodawy Dzisiaj się buntuje Czesiek król nad króle Piekarz rodem z Buska wchodzi w układ Stawia pasjans z bułek i gorzej się czuje A w drewnie cierpliwym został ślad A ty na przekór wszystkim mówisz Że się uda - nie ma obawy Przecież jedziemy dziś Na dwa dni do Włodawy I są pytania i są wciąż rozmowy Ważne choć tylko przedziałowe I jak z każdej wspólnej nam posiady Wygląda w przyszłość zatroskany człowiek Wyciągasz wiersz ciepły jeszcze Wczoraj bodajże napisany I czytasz głośno go w przedziale W naszej podróży do Włodawy 76 d G F A d C B d C G A7 F A C A d T. Wachnowski - Śniegowice Do Śniegowic wpadłem tylko na godzinę Na godzinę tylko bo to zagranicą I zostałem w Śniegowicach całą zimę Całą zimę przyszło tkwić mi w Śniegowicach E H E H cis A D cis A D Byłem głupi bo tak dałem się zaskoczyć Że przy sobie miałem tylko na napiwek A gdy bieda mi zajrzała prosto w oczy Uśmiechnąłem się zapytałem zimy Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma Tylko zima i święta tak odrzekła mi zima Źle nie było ale rzadko tak do śmiechu Czasem śniegu było więcej niż herbaty Za pieniądze pożyczone od kolegów Kupowałem mały dom na duże raty Gdy mi mówisz że przeciąga się ta zima Gdy mnie pytasz kiedy znowu cię odwiedzę Ty chcesz wiedzieć co mnie jeszcze tutaj trzyma Ty chcesz wiedzieć a ja wiem co odpowiedzieć Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma Tylko zima i święta tylko święta i zima Dziś gdy patrzę na te moje Śniegowice Zamrożone tak a już nie koniec świata Zapominam widzę tylko co chcę widzieć I pamiętam koniec zimy w środku lata Co mnie tu trzyma co mnie tu trzyma Tylko zima i święta tylko święta i zima 77 E cis E cis A H E Wędrowiec Nie oglądaj się za siebie, kiedy wstaje brzask Ruszaj dalej w świat, nie zatrzymuj się Sam wybierasz swoją drogę z wiatrem czy pod wiatr Znasz tu każdy szlak, przestrzeń woła cię. Przecież Przecież Przecież Przecież wiesz, wiesz, wiesz, wiesz, że dla ciebie każdy nowy dzień że dla ciebie lasu chłodny cień jak upalna bywa letnia noc że wędrowca los to jest twój los Lśni w oddali toń jeziora, słyszysz ptaków krzyk Tu odpoczniesz dziś i nabierzesz sił Ale jutro znów wyruszysz na swój stary szlak Będziesz dalej szedł, tam gdzie pędzi wiatr Przecież Przecież Przecież Przecież wiesz, wiesz, wiesz, wiesz, że dla ciebie każdy nowy dzień że dla ciebie lasu chłodny cień jak upalna bywa letnia noc że wędrowca los to jest twój los 78 d F C g d F C g d WGB – Ballada o Cześku Piekarzu Chleba takiego jak ten od Cześka Nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie Bo Czesiek Piekarz nie piekł lecz tworzył Bochny jak z mąki słoneczne kołacze G D e G D D A G D A G Fis h A A Kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał Przez okno w kitlu łyknąć powietrza A kromkę masłem smarując każdy mówił Nad chleby ten chleb od Cześka D e G D A G Fis h A A D C C C C D G G e a h e G e a Chleb się chlebie chleb się chlebie Bo nad chleb być może co Chleb się chlebie chleb się chlebie Niech ci nigdy nie zabraknie Drożdży wody, rąk i ziarna Mruczał Czesiek tak noc w noc A o porankach chlebem pachnących Gdy pora idzie spać na piekarzy Zaczerwienione przymykał oczy Czesiek i siadał z dłutem przy stole Ciągle te same włosy i trochę Za duży nos w drewnie cierpliwym Pieściły ręce dziesiątki razy W poranki świeżym chlebem pachnące Nikt takich słów jak miasto miastem Nie znał i źle się dzieje mówili Na obraz czerniał Czesiek razowca Kruszał podobnie bułce zleżałej Gdy go znaleźli na pasku z wojska Dłuto jak wbite w bochen miał w garści I nie wie nikt co Cześka wzięło Lecz śpiewa każdy jak miasto miastem 79 A e h D A G D WGB – Bar na Stawach Jeszcze się z nocy kołysze miasto Ósma piętnaście na Stawach bar Bramę otwiera, wchodzimy tedy Ja i Hnatowicz Jan F9/6 C9/5 G Co tu zostało z wierszy Mistrza? Klasa robotnicza fasolka z bufetu A smak poranny piwa łapczywie Poznają poematy w beretach Wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa Tępo spod dacha popatrzył Nie mieści mu się w głowie służbowej Że można wypić na czczo Co tu zostało z wierszy Mistrza? Kiedy wyjść trzeba na papierosa A bufetowa grozi gliną Gdy ktoś coś powie głośniej Pod ścianą zaraz przy wejściu Paląc sporty z rękawa Siedli goście wprost z wierszy Mistrza Bubu Makino wypisz wymaluj Słuchaliśmy ich z Hnatowiczem Jak żywy poemat Stawów Poezją był brzęk ich kufli Kosmiczny wymiar miały słowa Lecz chłopakom od sąsiedniego stolika Chyba z zawodówki pobliskiej Nagle się dziwnie zachciało Żeby te zgredy wyszli Co tu zostało z wierszy Mistrza? Chłodem powiało od drzwi nie domkniętych I wyszliśmy z Hnatowiczem, gdzie indziej szukać poezji... 80 WGB – Bez słów Chodzą ulicami ludzie Maj przechodzą, lipiec, grudzień Zagubieni wśród ulic bram Przemarznięte grzeją dłonie Dokądś pędzą, za czymś gonią I budują wciąż domki z kart A E fis cis D A E A tam w mech odziany kamień D A Tam zaduma w wiatru grani Tam powietrze ma inny smak D A E Porzuć kroków rytm na bruku Spróbuj - znajdziesz, jeśli szuka Zechcesz nowy świat, własny świat Płyną ludzie miastem szarzy Pozbawieni złudzeń, marzeń Omijają wciąż główny nurt Kryją się w swych norach krecich I śnić nawet o karecie Co lśni złotem nie potrafią już A tam w mech odziany... Żyją ludzie, asfalt depczą Nikt nie krzyknie - każdy szepce Drzwi zamknięte, zaklepany krąg Tylko czasem kropla z oczu Po policzku w dół się stoczy I to dziwne drżenie rąk A tam w mech odziany... 81 | G D | e h | C G D | C G | a e | F C G | C G | F C | C G D | F C G WGB – Bukowina I W Bukowinie góry w niebie postrzępionym W Bukowinie rosną skrzydła świętym bukom Minął dzień wiatrem z hal rozdzwoniony I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć Chociaż gwiazdy mnie prowadzą ciągle szukam W Bukowinie zarośnięte echem lasy W Bukowinie liść zieleni się i złoci Śpiewa czasem banior ciemnym basem I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć Choć już szukam godzin krocie i dni krocie W Bukowinie deszczem z chmur opada Okrzyk ptasi zawieszony w niebie Nocka gwiezdną gadkę górom gada I nie mogę znaleźć Bukowiny i nie mogę znaleźć Choć mnie woła Bukowina wciąż do siebie 82 (kap. V) a d7 e7 a7 a d7 e7 a7 C7+ G C7+ a7 d7 e7 a7 d7 e7 a7 d7 a7 e7 a7 WGB – Bukowina II Dość wytoczyli bań próżnych przed domy kalecy Żyją, jak żyli - bezwolni, głusi i ślepi Nie współczuj - szkoda łez i żalu Bezbarwni są, bo chcą być szarzy Ty wyżej, wyżej bądź i dalej Niż ci, co się wyzbyli marzeń Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin Niechaj zabrzmi Bukowina w wiatru szumie Dzień minął, dzień minął - nadszedł wieczór Świece gwiazd zapalił Siadł przy ogniu, pieśń posłyszał i umilkł C C d d e d d d G G F G F F e C G C C C C F C F F d G d G G C Po dniach zgiełkliwych, po nocach wyłożonych brukiem W zastygłym szkliwie gwiazd neonowych próżno szukać Tego, co tylko zielonością Na palcach zaplecionych drzemie Rozewrzyj dłonie mocniej, mocniej Za kark chwyć słońce, sięgnij w niebo Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin... Odnaleźć musisz - gdzie góry chmurom dłoń podają Gdzie deszcz i susze, gdzie lipce, październiki, maje Stają się rokiem, węzłem życia Twój dom bukowy zawieszony U nieba pnia, kroplą żywicy Błękitny, złoty i zielony Niechaj zalśni Bukowina w barwie malin... 83 C C e a C F C WGB – Kołysanka dla Joanny Zanim mi sen na oczy spłynie Moje myśli szybują przez lufcik Żeby cię ujrzeć w ową chwilę Gdy włosy czeszesz przed lustrem C d C a e C G e C G C d C C C C C e e C G G G G G F G a A kiedy zaśniesz w ciepłej pościeli Znużone długim przelotem Jak ptaki głowy w skrzydła wtulają Patrząc na sen twój spokojny G C C7+ C6 C Niech ci się przyśnią pory roku Niech grają we śnie twoim i tańczą Jesień prężąca liście do lotu Lato w upale słonecznym A jeśli zima to w śniegu cała Wiosna w miłków słonecznych łąkach Śpij moje myśli nad tobą czuwają Na parapecie za oknem 84 WGB – Majster Bieda Skąd przychodził, kto go znal Kto mu rękę podał kiedy. Nad rowem siadał, wyjmował chleb Serem przekładał i dzielił się z psem Tyle wszystkiego co z sobą miał Majster Bieda D G D G D A fis A G A D A h - fis e - G fis e A D Czapkę z głowy ściągał gdy wiatr gałęzie chylił drzewom. Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd. Drogę bez końca co przed nim szła Znal jak piec palców, jak szeląg zły. Majster Bieda Nikt nie pytał skąd się wziął Gdy do ognia się przysiadał Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch Znużony droga wędrowiec boży. Zasypiał długo gapiąc się w noc Majster Bieda Aż nastąpił taki rok Smutny rok tak widać trzeba Nie przyszedł Bieda zielona wiosna Miejsce gdzie siadał zielskiem zarosło I choć niejeden wytężał wzrok Choć lato pustym gościńcem przeszło Z rudymi liśćmi, jesieni scheda Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość Majster Bieda 85 D G D D7 G A D A fis h A G A G A G A G A G A G A D - G fis e A D WGB – Nocna piosenka o mieście W mieście jak ryby tramwaje A miasto jak studnia bez dna A niego jak żuraw A niebo jak żuraw Schyla się nocą i świtem powstaje Nad rybną studnią bez dna C G F a G C G G7 a C d E e a Zaułków lipcem sparzonych Wyciszyć nie może zmrok Zasiedli na ławkach Zasiedli na ławkach Ludzie co twarze dniem umęczone Pod lipiec kładą i zmrok A7 F G F C E7 a F C G C (a) Nie śpię bo spotkać chcę w mieście Tę ciszę co gęsta jak noc Rozmawiać z krokami Swoimi krokami I oto idę nocy naprzeciw Bo wokół cisza i noc Czekam aż neon przytłumi Rozmyta latarnia dnia Odnajdą się cienie Odnajdą się cienie I ludźmi ulice zatłumią Czekam na przyjście dnia W mieście jak ryby tramwaje A miasto jak studnia bez dna A niebo jak żuraw a niebo jak żuraw Schyla się nocą i świtem powstaje Nad rybną studnią bez dna C C C C C 86 G G G G G WGB – Ocean Oceanie sinowłosy Białe statki ku mnie wyślij Dwa kamyki, moje myśli Na otwartych dłoniach niosę Daj mi miejsce w głębi morza Szczyptę lądu, szczyptę skały Tu zbuduję zamek biały Tutaj gniazdo swe założę A D A D A G A D G A G A E D G9/6 A Gdzieś daleko w stu stolicach Żyją ludzie, biją dzwony Niezliczone bataliony Przyczajone na granicach Marszałkowie szklanoocy Palą owce i dziewczęta Kto o kwiatach dziś pamięta? Szumią giełdy w głębi nocy W głębi morza zabłąkany Nie chcę nic o ludziach słyszeć Biały kolor, kolor ciszy W moim zamku białe ściany W moim zamku gdzieś w ogrodzie Będę czytać wschodnie baśnie Zanim słońce w morzu zgaśnie Żeby z morza powstać co dzień A gdy ludzie wypełnieni Nienawiścią w jednej chwili Zniszczą wszystko, co stworzyli Wielkim ogniem z wnętrza ziemi Znikną lądy, zniknie morze Nie wie nikt, co będzie potem W białych światach ja z powrotem W łonie matki się ułożę 87 WGB – Pejzaże Harasymowiczowskie Kiedy wstałem w przedświcie a Synaj Prawdę głosił przez trąby wiatru Zasmreczyły się chmury igliwiem Bure świerki o góry wsparte. I na niebie byłem ja jeden Plotąc pieśni w warkocze bukowe I schodziłem na ziemię za kwestą Przez skrzydlącą się bramę Lackowej G C G e G C G e I był Beskid i były słowa Zanurzone po pępki w cerkwi baniach Rozłożyście złotych Smagających się wiatrem do krwi Moje myśli biegały końmi Po niebieskich, mokrych połoninach I modliłem się złożywszy dłonie Do gór, do Madonny brunatnolicej. A gdy serce kroplami tęsknoty Jęło spadać na góry sine Czarodziejskim kwiatem paproci Rozgwieździła się Bukowina I był Beskid i były słowa... Tak umykałem pod żaglem Słońca, W uśpionych dolin puste ogrody. Pomiędzy chyże w podniebnych trawach Aż po komina szczyt zatopione. Wreszcie pożegnać przyszło piosenką Zadumane przy drodze kapliczki Mgłę-tułaczkę ująć pod rękę Po raz ostatni Górom się przyśnić... I był Beskid i były słowa... 88 D e (G) D C D D e D C D G C G G C D D C D G WGB – Piosenka o zajączku (G F C G) G F C G D A G G F C G D A G Mam mało czasu tak mało jak piachu W dziecięcej garści nad rzeką Zwieram powieki zatrzymać obraz Co z moich wspomnień ucieka Bledną kolory i płynie, płynie Rzeka po szarej łące I płynie płynie nie realniejąc Rzeką zielony zajączek D C D C Biegnę wciąż biegnę przed siebie w siebie Tęczę rozgarniam rękami Letnim upałem wytrzeć do sucha Spotniałą wilgotną pamięć Rzeki jaszczurka w trawie się wije Słońce się chyli zrudziałe Wieczną zieloność zachować w oczach Tak wiele pragnę tak mało Bledną wspomnienia i płynie rzeka Bez końca i bez początku Nasyć me oczy kolorem rosy I drzwi mi otwórz zajączku 89 F G F e WGB – Piosenka wiosenna G D C G G D C G h Zagram dla ciebie na każdej gitarze świata Na ulic fletach, na nitkach babiego lata Wyśpiewam jak potrafię, księżyce na rozstajach I wrześnie, i stycznie, i maje, I zagubione dźwięki, i barwy na płótnach Flaminca I słońce wędrujące promienia ścieżyną Graj nam, graj pieśni skrzydlata Wiosna taniec nas niesie po łąkach Zatańczmy się w sobie do lata Zatańczy się w siebie bez końca A blask, co oświetla nam ręce, gdy piszę Nabrzmiał potrzebą rozerwania ciszy Przez okno wyciekł, pełno go teraz, chmara wronie Dziobi się w dziobów końcach a w ogonach ogoni. A pieśń moja to niknie, to wraca, I nie wiem, co bym zrobił, gdybym ją utracił Graj nam, graj pieśni skrzydlata... 90 e e G h h h h h D C a C C C G a D a D D C D G h G G D C D D C a G C G D D C D G e e G h h h h h D C a C C C G a D a D D C D D D WGB – Sielanka o domu A jeśli dom będę miał To będzie bukowy koniecznie Pachnący i słoneczny Wieczorem usiądę wiatr gra A zegar na ścianie gwarzy Dobrze się idzie panie zegarze Tik tak tik tak tik tak Świeca skwierczy i mruga przewrotnie Więc puszczam oko do niej Dobry humor dziś pani ma Dobry humor dziś pani ma Szukam szukania mi trzeba Domu gitarą i piórem A góry nade mną jak niebo A niebo nade mną jak góry A h7 cis7 A7 D E9 A A7+ h7 E9 cis7 A7/4 D E4 E A A7 D E A h7 cis7 a0 h7 E7 cis7 A7/4 D E7/4 E7 A h7 cis7 a0 h7 E7 cis7 a0 h7 E7 A A4 A | | | | | | | | | | | G a7 h7 G C D G a7 D h7 G7 C D D7 G G7 C D G a7 h7 G a7 D7 h7 H C D7 D G a7 h7 G a7 D7 h7 G a7 D7 G A G A G | | | | G F G G Gdy głosy usłyszę u drzwi Czyjekolwiek wejdźcie poproszę Jestem zbieraczem głosów A dom mój bardzo lubi gdy Śmiech ściany mu rozjaśnia I gędźby lubi i pieśni Wpadnijcie na parę chwil Kiedy los was zawiedzie w te strony Bo dom mój otworem stoi Dla takich jak wy Dla takich jak wy Zaproszę dzień i noc Zaproszę cztery wiatry Dla wszystkich drzwi otwarte Ktoś poda pierwszy ton Zagramy na góry koncert Buków porą pachnącą Nasiąkną ściany grą A zmęczonym wędrownikom Odpocząć pozwolą muzyką Bo taki będzie mój dom Bo taki będzie mój dom Bo taki będzie mój dom 91 E D A E D d A A4 A D C G D C c G Wspomnienie bumerangu ( Przyjdzie rozstań czas ) Przyjdzie rozstań czas I nie będzie nas Na polanie tylko pozostanie Po ognisku ślad. C C C C Ref. Daba / Łaba / Nana - daj ;) Zdartych głosów chór Źle złapany dur Warty w nocy, jej niebieskie oczy Nie powrócą już. Zarośnięty szlak Zapomniany rajd Schronisk pustych i harcerskiej chusty Kiedyś będzie brak. Staniesz z nami w krąg Dotkniesz silnych rąk Będziesz śpiewał, marzył i rozlewał Cały serca żar. Chciałbyś cofnać czas Stanać twarza w twarz W cieniu drzew przyjaźń ci wyśpiewam Az po wieczny czas. Czyjś zbłąkany głos Do strumienia wpadł Nad górami białymi chmurami Cicho śpiewa wiatr. Gdzieś za rok, za dwa Przyjdzie rozstań czas Złotych włosów, orzechowych oczu Już nie będzie brak. Gdzie ogniska blask Stanie obóz nasz Na polanie bratni krąg powstanie Jak za dawnych lat. 92 D D D D e e G e e | D E Fis Wołosatki – Pocztówka z Beskidu Po Beskidzie błądzi jesień Wypłakuje deszczu łzy. na zgarbionych plecach niesie Worek siwej mgły. Pastelowe cienie kładzie Zdobiac rozczochrany las. Nocą rwie w brzemiennym sadzie Grona słodkich gwiazd, złotych gwiazd. Jesienią góry są najszczersze, Żurawim kluczem otwierają drzwi. Jesienią smutne piszę wiersze, Smutne piosenki śpiewam Ci. Po Beskidzie błądzą ludzie, Kare konie w chmurach rżą. Święci pańscy zamiast w niebie Po kapliczkach śpią. Kowal w kuźni klepie biedę, Czarci wydeptują trakt. W pustej cerkwi co niedzielę Rzewnie śpiewa wiatr. Jesienią góry... 93 G D e h C G a7 D G D e h C G a7 D G (G7) C G C G D D D D G C G G7 G C G Wołosatki – We wtorek w schronisku Złotym kobiercem wymoszczone góry Jesień w doliny przyszła dziś nad ranem Buki czerwienią zabarwiły chmury Z latem się złotym właśnie pożegnałem We wtorek w schronisku po sezonie W doliny wczoraj zszedł ostatni gość Za oknem plucha, kubek parzy w dłonie I tej herbaty, i tych gór mam dość C e C F F F F G C C G E7 a C | | | | G h G C C C C D G D H e G C a C F F D F G G C G E7 a C | | | | G e G C C C C D D G D H e G Szaruga niebo powoli zasnuwa Wiatr już gałęzie pootrząsał z liści Pod wiatr, pod górę znowu sam zasuwam Może w schronisku spotkam kogoś z bliskich We wtorek w schronisku... Ludzie tak wiele spraw muszą załatwić A czas sobie płynie wolno panta rei Do ciebie tylko już nie umiem trafić Kochać to więcej siebie dać, niż mniej We wtorek w schronisku po sezonie... ...i tej herbaty, i tych gór NIGDY dość ;) 94 Szanty Bitwa Okręt nasz wpłynął w mgłę i fregaty dwie Popłynęły naszym kursem by nie zgubić się Potem szkwał wypchnął nas poza mleczny pas I nikt wtedy nie przypuszczał że fregaty śmierć nam niosą Ciepła krew poleje się strugami Wygra ten kto utrzyma ship W huku dział ktoś przykryje się falami Jak da Bóg ocalimy bryg Nagły huk w uszach grał i już atak trwał To fregaty uzbrojone rzędem w setkę dział Czarny dym spowił nas przyszedł śmierci czas Krzyk i lament mych kamratów przerywany ogniem katów Pocisk nasz trafił w maszt usłyszałem trzask To sterburtę rozwaliła jedna z naszych salw Żagiel staw krzyknął ktoś znów piratów złość Bo od rufy nam powiało a fregatom w mordę wiało Z fregat dwóch tylko ta pierwsza w pogoń szła Wnet abordaż rozpoczęli gdy dopadli nas Szyper ich dziury dwie zrobił w swoim dnie Nie pomogło to psubratom reszta z rei zwisa za to Po dziś dzień tamtą mgłę i fregaty dwie Kiedy noc zamyka oczy widzę w moim śnie Tamci co śpią na dnie uśmiechają się Że ich straszną śmierć pomścili bracia którzy zwyciężyli 96 e h C a e D G H G D e h C D e Chłopcy z Botany Bay Już nad Hornem zapada noc Wiatr na żaglach położył się A tam jeszcze korsarze na Botany Bay Upychają zdobycze swe d F B B C C C C Jolly Roger na maszcie już śpi Jutro przyjdzie z Hiszpanem się bić A korsarze znudzeni na Botany Bay Za zwycięstwo dziś będą swe pić Śniady Clark puchar wznosi do ust Bracia niech toast idzie na dno Tylko Johnny nie pije bo kilka mil stąd Otuliło złe morze go Nie podnosi kielicha do ust Zawsze on tu najgłośniej się śmiał Mistrz fechtunku z Florencji ugodził go Już nie będzie za szoty się brał W starym porcie zapłacze Margot Jej kochanek nie wróci już Za dezercję do panny na kei w Brisbane Oddać musiał swą głowę pod nóż Tak niewielu zostało dziś ich Resztę zabrał Neptun pod dach Choć na ustach wciąż uśmiech to w sercach lód W kuflu miesza się rum i strach To ostatni chyba już rejs Cios sztyletem lub kula w pierś Bóg na szkuner w niebiosach zabierze ich Wszystkich chłopców z Botany Bay 97 d F d B d Dziki włóczęga Byłem dzikim włóczęgą przez tak wiele dni Przepuściłem pieniądze na dziwki i gin Teraz wracam do domu pełny złota mam trzos I zapomnieć chcę wreszcie jak podły był los Już nie wrócę na morze Nigdy więcej o nie Wreszcie koniec włóczęgi Na pewno to wiem D D D D G A D G A D A D G D G A D I poszedłem do baru gdzie bywałem nie raz Powiedziałem barmance że forsy mi brak Poprosiłem o kredyt powiedziała idź precz Mogę mieć tu stu takich na skinienie co dzień Już nie wrócę na morze... Gdy błysnąłem dziesiątką to skoczyła jak kot I butelkę najlepszą przysunęła pod nos Powiedziała zalotnie co chcesz mogę ci dać Ja jej na to ty flądro spadaj znam inny bar Już nie wrócę na morze... Gdy stanąłem przed domem przez otwarte drzwi Zobaczyłem rodziców czy przebaczą mi Matka pierwsza spostrzegła jak w sieni wciąż tkwię Zobaczyłem ich radość i przyrzekłem że Już nie wrócę na morze... 98 Gdzie ta keja Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział: Stary, czy masz czas? Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz, Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy, Rejs na całość, rok, dwa lata, to powiedziałbym: Gdzie Gdzie Gdzie Gdzie ta ta te ta keja, a przy niej ten jacht, koja wymarzona w snach, wszystkie sznurki od tych szmat, brama na szeroki świat. Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht, Gdzie ta koja wymarzona w snach. W każdej chwili płynę w taki rejs, Tylko gdzie to jest, no gdzie to jest? Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż, Stare dżinsy wystrzępione impregnuje kurz, W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam, Biorę wór na plecy i przed siebie gnam. Gdzie ta keja ... Przeszły lata zapyziałe, rzęsą zarósł staw, A na przystani czółno stało - kolorowy paw. Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step, Lecz dalej marzy o załodze ten samotny łeb. 99 a G C C a a G7 C C7 F d E7 a a C g a G a G C A7 d G a Jasnowłosa Na tańcach ją poznałem długowłosą blond Dziewczynę moich marzeń, nie wiadomo, skąd Ona się tam wzięła piękna niczym kwiat Czy jak syrena wyszła z morza czy ją przygnał wiatr Żegnaj Irlandio, czas w drogę mi już W porcie gotowa stoi moja łódź Na wielki ocean przyjdzie mi zaraz wyjść I pożegnać się z dziewczyną na Lough Sholin Ująłem ją za rękę delikatną jak Latem mały motyl albo róży kwiat Poszedłem z nią na plażę wsłuchać się w szum fal Pokazałem jasnowłosej wielki morza czar Żegnaj Irlandio… Za moment wypływam w długi, trudy rejs I z piękną dziewczyną przyjdzie rozstać się Żagle pójdą w górę, wiatr mnie pogna w przód I przez morza mnie powiedzie, ty zostaniesz tu. Żegnaj Irlandio… 100 G G G G C e e C G C D7 C F D7 D7 G Małe piwo Ukrop z nieba leje się Chyba ze 40 C W gardle sucho Niech to trafi szlag Słoneczny skwarny dzień Gdzieś zgubiłem własny cień W gardle sucho Niech to trafi szlag a G C G E E a Żeby chociaż jakieś małe piwo Albo wody z sokiem choćby jeden łyk Na ulicach jakby wymiótł ktoś Wszędzie pusto i upalnie W gardle sucho Niech to trafi szlag Słoneczny dzień Upalny dzień Piekielny skwar Głowa mi już pęka w szwach Wszędzie upał sił już brak W gardle sucho niech to trafi szlag Słoneczny skwarny dzień Gdzieś zgubiłem własny cień W gardle sucho niech to trafi szlag 101 a G a a C E a a a D C E D G a G G G F E E E E Morze, moje morze Hej, me Bałtyckie Morze, Wdzięczny Ci jestem bardzo, Toś Ty mnie wychowało, Toś Ty mnie wychowało, Szkołeś mi dało twardą. a C d d a Szkołeś mi dało twardą, Uczyłeś łodzią pływać, Żagle pięknie cerować, Żagle pięknie cerować, Codziennie pokład zmywać. Codziennie pokład zmywać Od soli i od kurzy, Mosiądze wyglansować, Mosiądze wyglansować, W ciszy, czy w czasie burzy. W ciszy, czy w czasie burzy, Trzeba przy pracy śpiewać, Bo kiedy śpiewu nie ma, Bo kiedy śpiewu nie ma, Neptun się będzie gniewać. Neptun się będzie gniewać I klątwę brzydką rzuci, Wpakuje na mieliznę, Wpakuje na mieliznę, Albo nam łódź wywróci. Albo nam łódź wywróci I krzyknie - "Hej partacze! Nakarmię wami rybki, Nakarmię wami rybki, Nikt po was nie zapłacze!" Nikt po nas nie zapłacze, Nikt nam nie dopomoże, Za wszystkie miłe rady, Za wszystkie miłe rady, Dziękuję Tobie Morze. Hej, Morze, moje Morze, Wdzięczny Ci jestem bardzo, Toś Ty mnie wychowało, Toś Ty mnie wychowało, Szkołeś mi dało twardą. 102 E G G G E a C C d C d a (a7) Pogodne popołudnie kapitana Białej Floty Transatlantyki na oceanach A krążowniki w rejsach ćwiczebnych Każdy z nich musi mieć kapitana Nasz kapitan też jest potrzebny A E fis cis D A D E W Gdańsku mewy, wiatr i gotyk Słońce świeci złotą smugą Pan kapitan białej floty Idzie przez ulicę Długą A E fis cis D A D E Idzie z marynarską fają W oczach ma szelmowskie błyski Przekupki się w nim kochają Podziwiają go turystki A E fis cis D A D E A Transatlantyki na oceanach.. Odskoczyły drzwi tawerny Szmer uznania przebiegł salon Wdzięk niezmierny, szyk cholerny Na rękawie złoty galon Duże piwko panno Helu Jutro w rejs wyjdziemy może To przywiozę Heli z Helu I bursztyny i węgorze Transatlantyki na oceanach.. Piwo w pianie, Bałtyk w pianie Gdańsk za oknem kolorowym Pańskie zdrowie kapitanie Stary wilku zatokowy W Gdańsku mewy, wiatr i gotyk Neptun siusia w swoją studnię Pan kapitan białej floty Ma dziś wolne popołudnie Transatlantyki na oceanach.. 103 Powroty Boję się nieba w twoich oczach. Jeszcze drżysz ze zmęczenia i potu. Świat chcesz dzielić na białe i czarne. Miły boję się twoich powrotów. D G A G A D Boję się chmur nad twoim czołem. Kiedy ręce do krwi otarte. Dumnie kładziesz przede mną na stole. Miły boję się twoich powrotów. Drżysz jeszcze oczy zamglone. Zrobisz wszystko o co poproszę. Muszę wierzyć, przecież mnie kochasz. Krótka chwila i wracasz, Krótka chwila i wracasz, Krótka chwila i wracasz na morze. G A h G A G A D Boję się morza w twoich myślach. Kiedy jesteś do drogi już gotów. Leżysz przy mnie, oczy otwarte. Miły boję się twoich powrotów. Drżysz jeszcze oczy zamglone. Zrobisz wszystko o co poproszę. Muszę wierzyć, przecież mnie kochasz. Krótka chwila i wracasz, krótka chwila i wracasz, Krótka chwila i wracasz na morze. 104 Pożegnanie Liverpoolu Żegnaj nam dostojny stary porcie Rzeko Mercey, żegnaj nam Zaciągnąłem się na rejs do Kalifornii Byłem tam już nie jeden raz A więc żegnaj mi, kochana ma Za chwilę wypłyniemy w długi rejs Ile miesięcy cię nie będę widział? - Nie wiem sam Lecz pamiętać zawsze będę cię Zaciągnąłem się na herbaciany kliper Dobry statek, choć sławę ma złą A że kapitanem jest stary Burgess Pływającym piekłem wszyscy go zwą A więc żegnaj mi... Z kapitanem tym płynę już Znamy się od wielu, wielu Jeśliś dobrym żeglarzem Jeśli nie - toś cholernie nie pierwszy raz lat radę sobie dasz wpadł A więc żegnaj mi... Żegnaj nam dostojny stary porcie Rzeko Mercey, żegnaj nam Wypływamy już na rejs do Kalifornii Gdy wrócimy, opowiemy wam 105 C C C C C7 F C G C7 F C G C G C C F C F C G C7 C G C Przechyły Pierwszy raz przy pełnym takielunku Biorę ster i trzymam kurs na wiatr I jest, jak przy pierwszym pocałunku W ustach sól, gorącej wody smak O ho ho, przechyły i przechyły O ho ho, za falą fala mknie O ho ho, trzymajcie się dziewczyny Ale wiatr! ósemka chyba dmie!! Zwrot przez sztag! Okej, zaraz to zrobię Słyszę, jak kapitan cicho klnie. Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem, To on mnie od tyłu - kumple w śmiech Hej, ty tam, za burtą wychylony! Tu naprawdę się nie ma z czego śmiać Cicho siedź i lepiej proś Neptuna, Żeby coś nie spadło ci na kark. Krople mgły, w tęczowych kropel pyle Tańczy jacht, po deskach spływa dzień. Jutro znów wypłynę, bo odkryłem Morze, noc, żeglarską starą pieśń. 106 e e a a D e D e H7 e H7 e a a a a H7 H7 H7 H7 e e e e Rybaczka Z rodzinnych przekazów historię tę znam: O moim pradziadku, kupcu ze sfer, Co w Gdańsku wypatrzył wśród gotyckich bram Kaszubską rybaczkę z miasta Hel. Pradziadek czterdziestu dobiegał już lat (srebro mu z wolna się kładło na skroń), Rybaczka zaś- młoda i piękna jak kwiat Miała oczy zielone jak morska toń. Takich oczu bez dna szukał mój dziad Ze świecą po świecie od zawsze Wypatrywał dniem nocą i czekał, że dla Niego Amor też będzie łaskawszy. Pozdrowił rybaczkę, gdy zrównał z nią krok, Przedstawił się jako człowiek ze sfer Lecz panna nieśmiało spuściła swój wzrok I umknęła na łodzi ku miastu Hel. Dzień później do Helu przepyszny wszedł jacht (złocony ornament na burtach mu lśnił): Pradziadek przypłynął odszukać ją… Ach! By żyć w blasku jej oczu, o których śnił. Takich oczu bez dna.. Zapędy pradziadka trafiły na głaz, Gdy ojciec rybaczki o córce rzekł: W salonach jej oczy straciłyby blask I dlatego zostanie w mieście Hel. Pradziadek do Gdańska powrócił i tam Na Lastadii żaglowca upiększyć dał kadłub: Na dziobie rybaczkę wyrzeźbił sam, Kładąc oczy z prawdziwych szmaragdów. Takich oczu bez dna.. 107 G G G e G G G G D C G C a7 D D C G C D G D G C e a7 D D G C a7 D G C G C a7 h7 G D C e C D G C D G G Szanta dziewicy Mam Ci pe... łną marzeń główkę, Morze myśli me rozmarza Mam prześliczną małą łódkę Tylko brak mi... marynarza C C C C G G G G W łódce małej i ciaśniutkiej By poszerzyć krąg podróży Niech marynarz wetknie w łódkę Jakiś maszt... możliwie duży Jestem bardzo młoda jeszcze Obca morska mi robota Och, cudowne czuję dreszcze Gdy mnie uczy... trzymać szota I nie było wcale smutno Gdy dokoła wody tafla, A marynarz podniósł płótno Żagla wzwyż... stawiając gafla Aż się rozszalało morze W górę, w dół, ja ptakiem, rybką! Sztorm, och, błagam dobry Boże, Niech się skończy... nie za szybko! Gdy ucichły w końcu fale Drżąc zmęczona się rozmarzam Nie jest takie smutne wcale Ciężkie życie marynarza... 108 a a a a F G F F C G Wielorybnicy Nasz diament prawie gotów już W cieśninach nie ma kry Na kei piękne panny stoją A w oczach błyszczą łzy Kapitan w niebo wlepia wzrok Ruszamy lada dzień Płyniemy tam gdzie słońca blask Nie mąci nocy dzień A więc krzycz O-ho! Odwagę w sercu miej Wielorybów cielska groźne są Lecz dostaniemy je a a a d a a a d e e e e a e e e e a a a a d e e C e Hej panno po co łzy Nic nie zatrzyma mnie Bo prędzej w lodach kwiat zakwitnie Niż wycofam się No nie płacz wrócę tu Nasz los nie taki zły Bo da dukatów wór za tran I wielorybie kły A więc krzycz... Na deku stary wąchał wiatr Lunetę w ręku miał Na łodziach co zwisały już Z harpunem każdy stał I dmucha tu i dmucha tam Ogromne stado w krąg Harpuny liny wiosła brać I ciągaj brachu ciąg A więc krzycz... I dla wieloryba już Ostatni to dzień Bo śmiały harpunnik Uderza weń A więc krzycz... 109 a a G a Jacek Kaczmarski Jacek Kaczmarski - 1788 Ta pierwsza morska podróż do Australii! Łotry przy burtach, prostytutki w kojach Wszyscy się bali, łkali i rzygali W drodze do raju. Przewrotności Twoja Panie, coś w jeszcze nam nieznanych planach Miał czarne diabły strzegące wybrzeży Edenu, który przeznaczyłeś dla nas, A w który nikt, prawdę mówiąc, nie wierzył! D D D D h h G G G A G A e fis A D A h (G D A) Czym żeśmy, marni, zasłużyli na to? Ten, co zawisnąć miał za kradzież płaszcza Płakał nad swoją niechybną zatratą; Nie widział Ciebie w robaczywych masztach Statku, co tylko był więzieniem nowym; Tej co kupczyła ciałami swych dziatek Ani przez mgnienie nie przyszło do głowy, Że to nadziei - nie rozpaczy statek. Niejeden żołnierz z ponurej eskorty (Bo czym się ich los od naszego różnił?) Wiedział, że nigdy już nie ujrzy portu, Gdzie go podejmą karczmarze usłużni I płatne dziewki; że zabraknie rumu Zanim do celu przygnasz okręt szparki. Z marynarzami pili więc na umór I - wbrew zakazom - grali o więźniarki. Prawda, nie wszyscy próby Twe przetrwali, Ale też ciężkoś nas doświadczał, Panie: Nie oszczędzałeś nam wysokiej fali, Za którą mnogim przyszło w oceanie Zakończyć żywot; innym dziąsła zgniły, Wypadły zęby, rozgorzały wrzody... Więc znaczą nasz zielony szlak mogiły Szkorbutu, szału, francuskiej choroby. Nikt nie odnajdzie w ruchomych otchłaniach Ciał nieszczęśników - oprócz Ciebie, Boże. Ich żywot grzeszny epitafiów wzbrania, Lecz - ukarani. Więc wystarczy może, Żeś się posłużył straszliwym przykładem: Oni naprawdę dotarli do piekieł, A umierając nie wierzył z nich żaden, Że w swym cierpieniu umiera – człowiekiem. Ląd nam się wydał niegościnny, dziki Łotr bez honoru, kobieta sprzedajna Z dnia na dzień jak się ma stać osadnikiem Nieznanych światów? Bo rozpoznać Raj nam Nie było łatwo znaleźć w sobie siłę, Wbrew przeciwnościom, bez słowa zachęty By mimo wszystko żyć - nim nam odkryłeś Kraj szczodry w zboże, złoto i diamenty. Łajdacki pomiot, Łotrowskie nasienie Czerpiąc ze spichrza Twoich dóbr wszelakich Choć tyle wiemy Własnym doświadczeniem W nas jest Raj, Piekło I do obu - szlaki. 111 h e h fis G A D h G D A Jacek Kaczmarski – A my nie chcemy Stanął w ogniu nasz wielki dom Dym w korytarzach kręci sznury Jest głęboka, naprawdę czarna noc Z piwnic płonące uciekają szczury d d d d Krzyczę przez okno czoło w szybę wgniatam Haustem powietrza robię w żarze wyłom Ten co mnie słyszy ma mnie za wariata Woła - co jeszcze świrze ci się śniło A C A C B d B d Więc chwytam kraty rozgrzane do białości Twarz swoją widzę, twarz w przekleństwach A obok sąsiad patrzy z ciekawością Jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa A C A C B d B d Dym w dziurce od klucza a drzwi bez klamek Pękają tynki wzdłuż spoconej ściany Wsuwam swój język w rozpalony zamek Śmieje się za mną ktoś jak obłąkany A C A C B d B d Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha A kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie Krzyk w wytłumionych salach nie zna echa Na rusztach łóżek milczy przerażenie d d d d a B a B d a d d a d Ci przywiązani dymem materaców Przepowiadają życia swego słowa Nam pod nogami żarzą się posadzki Deszcz iskier czerwonych osiada na głowach d d d d a B a B C a C a d d d d Dym coraz gęstszy, obcy ktoś się wdziera A My wciśnięci w najdalszy sali kąt "Tędy!" - wrzeszczy - "Niech was jasna cholera!" A my nie chcemy uciekać stąd. d d d d a B a B C a C a d d d d A my nie chcemy uciekać stąd! Krzyczymy w szale wściekłości i pokory Stanął w ogniu nasz wielki dom! Dom dla psychicznie i nerwowo chorych! d d d d a B a B C a C a d d d d 112 Jacek Kaczmarski – Arka Noego W pełnym słońcu w środku lata, wśród łagodnych fal zieleni Wre zapamiętała praca, stawiam łódź na suchej ziemi Owad w pąku drży kwitnącym, chłop po barki brodzi w życie Ja pracując w dzień i w nocy, mam już burty i poszycie Budujcie Arkę przed potopem Dobądźcie na to swych wszystkich sił! Budujcie Arkę przed potopem Choćby tłum z waszej pracy kpił! Ocalić trzeba co najdroższe A przecież tyle już tego jest! Budujcie Arkę przed potopem Odrzućcie dziś każdy zbędny gest e e e e D D D D e e e e D D h a e D D h a e e a e D a h e a Muszę taką łódź zbudować, by w niej całe życie zmieścić Nikt nie wierzy w moje słowa, wszyscy mają ważne wieści Ktoś się o majątek kłóci, albo łatwy węszy żer Zanim się ze snu obudzi, będę miał już maszt i ster! Budujcie Arkę przed potopem Niech was nie mami głupców chór! Budujcie Arkę przed potopem Słychać już grzmot burzowych chmur! Zostawcie kłótnie swe na potem Wiarę przeczuciom dajcie raz! Budujcie Arkę przed potopem Zanim w końcu pochłonie was! Każdy z was jest łodzią w której, może się z potopem mierzyć Cało wyjść z burzowej chmury, musi tylko w to uwierzyć! Lecz w ulewie grzmot za grzmotem, i za późno krzyk na trwogę I za późno usta z błotem wypluwają mą przestrogę! Budujcie Arkę przed potopem Słyszę sterując w serce fal! Budujcie Arkę przed potopem Krzyczy ten co się przedtem śmiał! Budujcie Arkę przed potopem Naszych nad własnym losem łez! Budujcie Arkę przed potopem Na pierwszy i na ostatni chrzest! 113 fis h fis E h cis fis h Jacek Kaczmarski – Autoportret Witkacego Patrzę na świat z nawyku Więc to nie od narkotyków Mam czerwone oczy doświadczalnych królików Wstałem właśnie od stołu Więc to nie z mozołu Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów G D G D a e G D Słucham nie słów lecz dźwięków Więc nie z myśli fermentu Mam odstające uszy naiwnych konfidentów Wszędzie węszę bandytów Więc nie dla kolorytu Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu d d e e a a a H7 H7 d d e e a a G F e G F e Dosyć sztywną mam szyję I dlatego wciąż żyję Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje Umysł mam twardy jak łokcie Więc mnie za to nie kopcie Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie Wrażliwym jest jak membrana Zatem w wieczór i z rana Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana Zagłady świata się boję Więc dla poprawy nastroju Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego 114 Jacek Kaczmarski – Ballada Wrześniowa Długośmy na ten dzień czekali Z nadzieją niecierpliwą w duszy Kiedy bez słów Towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszy. e a Fis H7 Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zmilkł zagrzmiały działa To w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszała. e a Fis H7 e G a e H7 e E7 A cóż to za historia nowa? Zdumiona spyta Europa Jak to? To chłopcy Mołotowa I sojusznicy Ribentroppa. Zwycięstw się szlak ich serią znaczy Sztandar wolności okrył chwałą Głowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całą. Pada Podole, w hołdach Wołyń Lud pieśnią wita ustrój nowy, Płoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowy. Nad polem bitwy dłonie wzniosą We wspólną pięść co dech zapiera Nieprzeliczone dzieci Soso, Niezwyciężony miot Hitlera. Już Już Już Ich starty z map wersalski bękart, wolny Żyd i Białorusin nigdy więcej polska ręka do niczego nie przymusi. Nową im wolność głosi "Prawda" Świat cały wieść obiega w lot, Że jeden odtąd łączy sztandar Gwiazdę, sierp, hakenkreuz i młot. Tych dni historia nie zapomni Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł I święcić będą nam potomni Po pierwszym września - siedemnasty. I święcić będą nam potomni Po pierwszym - siedemnasty. 115 Jacek Kaczmarski – Bieszczady Co ty tam robisz jeszcze na Zachodzie Czy cię tam forsa trzyma, czy układy Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie: Ja - zawsze, gdy jest jakiś ruch w narodzie Wyjeżdżam w Bieszczady Mówią, że Polska o głodzie i chłodzie No cóż, na głód i chłód nie znajdziesz rady Lecz po co tłuszcz ma spływać nam po brodzie Gdy można żyć o owocach i wodzie Jadąc w Bieszczady Tam niespodzianki cię czekają co dzień Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady A potem patrzysz o słońca zachodzie Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie Jak żyją Bieszczady Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie Rzuć politykę, panny i ballady Tutaj jesienią - jak w rajskim ogrodzie Oprócz istnienia - nic cię nie obchodzi Przyjeżdżaj w Bieszczady 116 C d G7 a a G G a E7 a Jacek Kaczmarski – Dobre rady pana ojca Słuchaj młody ojca grzecznie, A żyć będziesz pożytecznie. Stamtąd czekaj szczęśliwości, Gdzie twych przodków leżą kości. e e e C Nie wyjeżdżaj w obce kraje, Bo tam szpetne obyczaje, Bo tam szpetne obyczaje. G D G D C h7 e (D) Nalej ojcu, gardło spłucz! Ucz się na Polaka, ucz! Bo tam szpetne obyczaje. A D e A D e (D) G D G D C h7 e One Niemce i Francuzy Mają pludry i rajtuzy. Niechrześcijańską miłość głoszą I na wierzchu jajca noszą. Pyski w pudrach i w pomadkach, Wszy w perukach, franca w zadkach, Wszy w perukach, franca w zadkach. Nalej ojcu... Cudzoziemskich ksiąg nie czytaj, Czego nie wiesz księdza pytaj. Ucz się siodła, szabli, dzbana, A poznają w tobie pana. Z targowiska nie bierz złota, To żydowska jest robota, To żydowska jest robota. Nalej ojcu... Twoja sprawa strzec ojczyzny, Czyli własnej ojcowizny. Nie wiesz, gdzie się czai zdrada Uczyń zajazd na sąsiada. Jak już musisz być w stolicy, Patrz, co robią politycy, Na elekcjach dawaj kreskę Nie za słowa, a za kieskę, Nie za słowa, a za kieskę. Bierz od wszystkich z animuszem Dawaj na mszę za swą duszę, Bóg cnotliwe czyta chęci I zachowa je w pamięci, Żeń się młodo, dzieci rób, By miał kto o twój dbać grób e e f f fis fis H Tu przez wieki twoje dziady Dały nauk tych przykłady. Tu przez wieki twoje wnuki Nie przepomną tej nauki. e e e C A D e A D e D Nalej ojcu... Taką stoi Polska racją Na pohybel innym nacjom. Nalej ojcu... 117 fis H D E fis Jacek Kaczmarski – Drzewo genealogiczne Rodowód mój nie sięga bursztynowych szlaków Mój praszczur się nie najadł na ciele Popiela I kiedy nie od razu budowano Kraków Zabrakło także mojej krwi przedstawiciela D D h A A A e D Czy byli pod Grunwaldem - milczą kronikarze Jeżeli wzięli Moskwę - to ich tam zjedzono Brakuje mi pradziadów w głównym nurcie zdarzeń Bym mógł ich dać za przykład pro publico bono d d B C a a F d Za to jacyś przodkowie (widzę po swych ustach Których krój Epikura psuje wstyd nieszczery) Musieli czuć się dobrze przy Saskich Augustach I z Ciołkiem zwiedzać chętnie ogrody Wenery F F F F C C C C B F d B F d A ponoć moim krewnym był żołnierz-poeta Co za Kościuszki szyj chciał biskupów, magnatów Ach czyżbym po nim przejął jakobiński nietakt I czci brak dla błękitnej krwi i purpuratów? Nie słychać o mym rodzie w Noc Listopadową I nie zasilał chyba styczniowych patroli Z Syberii żaden z moich z posiwiałą głową Nie wracał, by napisać księgę swych niedoli Za to jakiś zmarznięty francuski gwardzista Miło ogrzał się w jednym z litewskich powiatów A znów Tatar Potockich czarnym okiem błyskał Do stołecznej działaczki "Proletaryatu" Najświeższe drzewa rodu mojego gałązki Spłonęły za murami w getcie i w Powstaniu Lub w powojennym gruncie przyjęły się grząskim I wypuściły pączek - o nim w jednym zdaniu: Chodziłem do kościoła W komunistycznej szkole Od dziecka byłem głodny Nieświadom, że to złego oglądać witraże miałem same piątki podróży i wrażeń miłe są początki Nie mam blizn po kajdankach, napletek posiadam Na świat przyszedłem w czepku, nie pod ułańskim czakiem Po dekadzie wygnania- polskim jeszcze władam Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem 118 Jacek Kaczmarski – Hymn wieczoru kawalerskiego Bierzesz przyjacielu żonę Twoja sprawa i twój los Nie weźmiemy cię w obronę Ale rzuć przez ramię grosz By się zeszły nasze drogi Jak się zeszły raz Chociaż inne wielbiąc bogi Będziesz dawał w gaz A my damy banię A my damy w szyję Człowiek z pawiem na kolanie Dowie się że żyje D D e D D D e D G A D H7 e Fis h G A D A G A D H7 e Fis h G G A D D D e G A G D D D H7 e G D A D A Baw się teraz ile wlezie Pij i rzygaj póki sił Żebyś potem mógł powiedzieć Ale sobie człowiek żył Co mi tam czerwone wino I w bażancie śrut Byli kumple i dziewczyna Było wódy w bród A my damy banie . . . Czasem wymkniesz się z pieleszy By Smirnoffa wypić litr Puścić pawia i się cieszyć Że tak lśni skoro świt Tak tam oni teraz żyją Westchniesz patrząc w słońca wschód Politurę pewnie piją Nie zaginie polski ród A my damy banie . . . Wreszcie się przestaniesz smucić I nie patrząc więcej w tył Z końca świata do nas wrócisz Bo człek wraca tam gdzie pił Będzie wora co niemiara Ozdobnego ptactwa moc I popije stara wiara Drugą trzecią czwartą noc A my damy banie A my damy w szyję Człowiek z ptakiem na kolanie Zdziwi się że żyje! 119 Jacek Kaczmarski – Kazimierz Wierzyński Kielich pór roku zgłębiając wielekroć Można dotrzeć do Stanów Zjednoczonych Duszy Kiedy sprzeczności się ze sobą zetkną Jedno jeszcze pragnienie nieodmiennie suszy: Zgubić za sobą ból gorycz i żal W ostatnim skoku w nieskończoną dal Zgubić za sobą ból gorycz i żal W ostatnim skoku w nieskończoną dal e C e C a e a e h h h h H h H h Unieść się ponad spiekotę epoki Śmignąć przez ściany dymów z jednego odbicia Przeskoczyć wieczność w jednym mgnieniu oka I pobić rekord świata w długości przeżycia Opaść w zaświecie jak świetlisty szal W ostatnim skoku w nieskończoną dal Opaść w zaświecie jak świetlisty szal W ostatnim skoku w nieskończoną dal Zaświat wygląda jak przedświat dziecięcy: Jeśli wojna to tylko - z błękitem - zieleni Popłoch - jedynie słonecznych zajęcy Jeśli stronnictw rozgrywki - to stronnictw strumieni Jeśli ofiara - to z wiatru i fal W ostatnim skoku w nieskończoną dal Jeśli ofiara - to z wiatru i fal W ostatnim skoku w nieskończoną dal A w samym środku jest muzeum grozy Czarnych polonezów strojów i ustrojów Poustawianych w nierozumne pozy Jak płomieni języki zastygłe w podboju I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal W ostatnim skoku w nieskończoną dal I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal W ostatnim skoku w nieskończoną dal Zaświat to przecież kresy naszych marzeń Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze Miło znów Pana ujrzeć Panie Kazimierzu! Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal W ostatnim skoku w nieskończoną dal... Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal W ostatnim skoku w nieskończoną dal... 120 e e C e C e (E7) (a) (E7) (a) Jacek Kaczmarski – Konfesjonał Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Formuły tej nauczył mnie przyjaciel Myślałem o spowiedzi w formie listu Lecz słowa napisane - brzmią inaczej Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni Nie wierząc w Boga - obraziłem Boga Grzechami następującymi: A fis Cis D A E7 A A fis Cis D A E7 A Za prawo me uznałem to, że żyję Za własną potem wziąłem to zasługę I - co nie moje - miałem za niczyje Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi Dlatego tylko, że mam tę możliwość Poznawszy sposób - jak sumienia budzić Zbierałem obudzonych sumień żniwo A D A D fis A E A D A D fis A E A E Cis D A A (E) A E Cis D A A (E) Bogactwo zła, którego byłem świadom Było mi w życiu - tylko za ostrogę Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą Gdy cierpieć, ani ginąć sam - nie mogłem Stworzyłem świat - na podobieństwo Świata Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata I nie uniknął swojej męki - Człowiek fis Cis D E fis fis Cis D E fis E D A E E D A E A D A D fis A E A E Cis D A A E fis E A (E) fis E A (E) Wierzyłem szczerze w wieczne prawo baśni Co każe sobie istnieć - dla morału Że życie ludzkie samo się wyjaśni I wola ma jedynie służyć ciału Więc nazywałem szczęściem nieodmiennie To, co zadowoleniem było - z siebie I nawet teraz bardzo mi przyjemnie Że tak we własnych wątpliwościach grzebię Bo widzę, że ta spowiedź - to piosenka Dla siebie ją samego wykonuję To też grzech - więcej grzechów nie pamiętam Ale tego jednego - nie żałuję 121 Jacek Kaczmarski – Mimochodem Słońce błyśnie między wschodem a zachodem Mimochodem obrysuje miasto chmur Jednych dziegciem dzień nakarmi, innych miodem Temu głowę wzniesie, temu napnie sznur Trochę starsze znów się stanie to, co młode Jakby strzepnął ptak kolejną kroplę z piór Mimochodem, mimochodem Jakby strzepnął kroplę z piór a a a a C C a a d a (d) e7 a d a (d) e7 a F C (d) d e d a d e/G a Tym pod nogi róż kobierzec, tamtym - kłodę Pozostałym, mimochodem - byle co Frustrat skargę śle, laureat pisze odę Raz się dobro jawi złem, raz - dobrem zło Słowo wpada w morze słów, jak kamień w wodę Krążek myśli pozostawi, brnąc na dno Mimochodem, mimochodem Krążek myśli, brnąc na dno a a a a C C a a d a e/G d a e/G F C d e d a e/G (d) a (d) a (d) Cierpi syty, niepojętym zdjęty głodem Zgłodniałego - mimochodem syci złość Temu - mostu przęsło, temu - dom z ogrodem Komuś o coś chodzi, za kimś - chodzi coś Na stracenie, na pożytek i na szkodę Jak złośliwie między psy rzucona kość Mimochodem, mimochodem Między psy rzucona kość d d d d F F d d g d a/C g d a/C B F g a g d a/C (g) d (g) d (g) Tańczą, walczą, zieją żarem, zioną chłodem Mimochodem spalą w pył, zetną w lód Swego Boga za słomianą szarpią brodę By im dał nadziei źdźbło, ładu łut Sen - za jawę biorą, karę - za nagrodę Odtwarzając krótkie scherzo swe - bez nut Mimochodem, mimochodem Krótkie scherzo - bez nut Mimochodem, mimochodem Krótkie scherzo - bez nut d d d d F F d d a a g d a/C g d a/C B F g a g d a/C d a e/G (g) d (g) d (g) Nic już więcej z tego rymu nie wywiodę Mimochodem układając cierpką pieśń Pocieszenie tylko dodam na osłodę Że w niej drzemie mimochodem ważka treść Chwila światła między wschodem a zachodem Wobec której trudno tak po prostu przejść Mimochodem, mimochodem Trudno tak po prostu przejść a a a a C C a a d a (d) e7 a d a (d) e7 a F C (d) d e d a d e/G a (d a d) Miasto chmur, chwile szczęść a C G e a 122 d a g d g d d a Jacek Kaczmarski – Młodych niemców sen Patrzę na młodych Niemców sen Mocny, spokojny i bez winy Pociąg przejeżdża wieczny Ren W falach kołyszą się kominy D D D D A7 D G D G D A7 D Mundur, przepustka, piwo, sznaps I każdy w porę się obudzi Żeby w jednostce być na czas Tam uczą ich zabijać ludzi D D D D A7 D G D G D A7 D Ale tymczasem ufnie śpi Głowa na zgiętym łokciu leży I nie o krwi zapewne śni I w śmierć prawdziwą też nie wierzy A G A G Fis7 h A7 D Fis7 h A7 D A pięćset kilometrów stąd Gdzie jeszcze czuć swąd ludzkich pieców Ich rówieśników nocny ront Do robotniczych strzela pleców d d d d A7 d g d g d A7 d I myśli się natrętne tlą Gdy patrzę na uśpione głowy To hitlerowców dzieci są A tam, to wojsko jest ludowe A G D D Fis7 h A D A7 D A7 D 123 Jacek Kaczmarski – Nocny kamboj Kiedy kamboj nie ma konia, Kiedy kamboj nie ma konia, Nie wie po co żyje, po co jest. C C7 F G C Jedź do miasta wielkiego, Do wielkiego miasta jedź, Tam kambojom bez konia łatwiej żyć, Zapytają cię ludzie Gdzie jest twój koń? Powiedz by się nie przypierdalali doń. F C F F C F G e G G e G a C a C O, łen de kamboj hez noł horsez, Łen de kamboj hez noł horsez, Hi daznt noł tu bi or not tu bi. Lets goł tu big siti, Tu big siti lets goł Zer łiwałt horses izjer tu liw. End wej łil ask ju Wer iz jor hors? End ju anser "Kis maj as" Niet łoszadi u kamboja, Niet łoszadi u kamboja, On nie znajet kak jemu żyt' Ujezżaj w balszoj gorad, W balszoj gorad ujezżaj, Tam kambojom bez łoszadi liegczie żyt' Budu sprasziwat' ludi Gdzie łoszad' twaja? Niet łoszadi, nit szczastia ni chuja. Kiedy aktor nie ma roli, Kiedy aktor nie ma roli, (Lub gdy rolę swą spierdoli) Nie wie, po co żyje, po co jest. Jedź do miasta małego, Do małego miasta Łódź Tam aktorom bez roli łatwiej żyć. Zapytają koledzy - gdzie sukces twój? "Sukces mój, biznes mój i taki..." 124 Jacek Kaczmarski – Opowieść pewnego emigranta Nie bój się, nie zabraknie. To krajowa czysta Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt Może stąd dla świata tyle z nas pożytku Że bankierom i skrzypkom nie mówią - ty żydku! d C A7 g d d C A7 d C A7 g d Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem I na własnych nogach przekroczyłem Bug Razem z Armią Czerwoną, jako politruk Ja byłem jak Mojżesz, niosłem prawa nowe Na których się miało oprzeć Odbudowę A potem mnie - lojalnego komunistę Przekwalifikowali na manikiurzystę Ja kocham Mozarta, Bóg to dla mnie Bach A tam, gdzie pracowałem - tylko krew i strach Spałem dobrze - przez ścianę słysząc ludzkie krzyki A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki W następstwie Października tak zwanych "wydarzeń" Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak Wtedy myśl się zrodziła - niechcący być może Żem się z krajem tym związał - jak mogłem najgorzej Za tę hańbę zasługi - Warszawa czy Kraków Gomułka nam powiedział - Polska dla Polaków Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz I szli profesorowie, uczeni, pisarze Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz Z tego, że się z bankruta robi bohatera Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów Mówią - czym jest komunizm - ucz Amerykanów Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa Jak wygląda to, com - niszcząc - budował 125 I tak sam sobie zgotowałem Zgubę: Meloman, nie skrzypek Nie bankier, a ubek Oficer polityczny, Nie russkij gieroj Ani Syjonista, ani też i goj Jak ja powiem Jehowie Za mną, Jahwe stań Z tą Polską związanym Pępowiną hańb Jacek Kaczmarski – Pan Podbięta - Krwi, krwi, krwi ! - krzyczał pan Zagłoba Na widok trupa pana Podbipięty. - Krwi! - zawrzasnęła zbaraska załoga A Litwin chwiał się, do belek przybity Święty Sebastian strzałami przeszyty Słodki, niewinny, cichy, obojętny. a G a G d F G a a G a E G a G a C a E a G a C C a E a F G G7 C C C a F d F G G G E E e a Rycerz bez skazy, co jak smok gruchotał Czerń (co jest czerń? dzisiaj nie ma czerni) Na jasnej twarzy ślad grotu i cnota, Której się Longin radośnie wyzbyłby Po tym jak jednym ciosem zerwał trzy łby Ludzi, o których wierzył - że niewierni… Lecz przecież krew ta jest tak miła Bogu, Że zaraz kreskę w niebieskim rejestrze Zarabiał szlachcic siekąc tępych wrogów Co tylko po to wchodzili w granice Słabej, lecz wiecznej Rzeczypospolitej Aby się mogła na ich trupach wesprzeć. E a G a Kiedy Zagłoba pił miód (nie dla chamów) Picie to było inne, niż Bohuna: Horyłka, beczka dziegciu, wymiar stanu Nieszczęśliwego, dzielnego Kozaka, Co śmiał kniaziównę kochać - zawadiaka Cham, co boskiego się nie zląkł pioruna. I na paliki zaostrzone świeżo Gładko nizali się stron cierpiętnicy. Król płakał, modlił się, głęboko wierząc Że hekatomba historię oczyści Jak wiatr las czyści ze szczerniałych liści By pole bitwy gniło dla winnicy. - Krwi, krwi, krwi! - krzyczał pan Zagłoba I krew się lała sprawiedliwie, szczodrze Lecz pan Longinus, rycerstwa ozdoba Nie mógł pozornych tryumfów być już świadkiem Grymasem śmierci dając znać ukradkiem, Że wie zbyt wiele, by było mu dobrze. 126 Jacek Kaczmarski – Pan Wołodyjowski Do nieba leci Mały Rycerz Wybuchem rozerwany w strzępy, W Rzeczypospolitej granice Tureckie kładą się zastępy. Pęka imperium pełne swobód, Rozerwą je sąsiedzi rychło Jak Basi rzekł, tak powie Bogu Pan Michał swoje credo: Nic to! a a d E a C F d E G a a E G C E a C a G C d a a Trzęsie się z płaczu pan Zagłoba Nad symboliczną Polski trumną I krwi nie woła - sam nad grobem, Bo umrzeć łatwo; żyć jest trudno. Więc szloch rycerskie ciśnie piersi Kaja bohater się i nicpoń Wobec tak niepojętej śmierci, O której Michał rzekł, że - Nic to! Lecz nic to - śmierć, czy nic to – życie? Potyczki, zwady i miłostki? Do nieba leci Mały Rycerz, Do nieba jest najbliżej - z Polski. Swoje odsłuchał i odsłużył Wiatraczkiem, sztychem, fintą płytką I oto dzieło jego - w gruzy... Więc rację chyba miał, że - Nic to! Nie znał mądrości swej żołnierzyk Zajęty Baśką i szabelką: Nie wątpić, w sens ofiary wierzyć Jest rzeczą łatwą - bywa wielką. Lecz potem, wbrew serc pokrzepieniu Łzę cenić tylko na policzku I na niebieskim, na sklepieniu Wypisać krwią dewizę - Nic to! F G C D a E a 127 Jacek Kaczmarski – Pierestrojka w KGB W bezokiennych korytarzach Śniedź na nieruchomych klamkach W ciszy, co jak krzyk przeraża Śpi Matka-Łubianka. D D h G A D Utraciła wszystkie dzieci Więźniów, katów, dygnitarzy, Tylko gdzieś w kotłowni świeci Ogień w prostej twarzy. Pochylony nad płomieniem, Kaszląc, bo się komin zatkał, Lejtnant Wania ze skupieniem Pali tajne akta. G G G h D D D A D Z dymem idą protokoły, Win dowody i wyroki, Nazwy Magadanów, Kołym Cały kraj szeroki. W niebyt nieba przesłuchania Ulatują w jasnym żarze I uważać musi Wania Żeby się nie sparzyć. Jak kazali, to kazali, Ogień w oczach Wani błyska Kiedy się historię spali Karta będzie czysta. Iskier beztroska feeria Dziarsko losy ludzkie pali Ach, gdybyż to widział Beria! Gdybyż widział Stalin! Czy to żal za gardło chwyta Oddanego swemu dziełu? Czy z Urzędu zrobią szpital, Czy może muzeum? Tyle pracy w dym i popiół, Tyle krwi i atramentu! Dobrze, Wania, żeś se popił Żeby nie czuć wstrętu. Będą tu przyjmować gości, Lub pacjentów w czystych łóżkach I zapomni o przeszłości Łubianka-Matuszka. Dłonie w sadzy drą z mozołem Skoroszyty i bruliony. Dobrze, Wania, że łyknąłeś, Bobyś był wzruszony. W ciemnym niebie gwiazdy świecą, Mrok Matuszki duszę wymiótł. Wani łzy po twarzy lecą Ale to - od dymu. 128 Jacek Kaczmarski – Pijany Poeta Pijany poeta ma za złe że klaszczą Że patrzą na niego ciekawie Że każdy mu nietakt łaskawie wybaczą Poeta wszak wariat jest prawie D G D A A D D A D D Nie chodzi po ziemi współżyje z duchami Ich mowę na wylot zna przecież I cóż że ogląda się wciąż za trunkami Alkohol nie szkodzi poecie Kochają go bardzo drwiąc z rąk jego drżenia Ta drwina współczucia ma nazwę Ugoszczą przytulą ukoją cierpienia A on im to wszystko a za złe Do łez się zamartwią że znowu nic nie jadł Że pali za dużo i nie śpi Że w oczach mu tańczy szaleńcza zawieja A oni pragnęliby pieśni Zakocha się szczerze trzy razy na tydzień I wstyd mu że tak zakłamany Czasami w połowie wieczoru gdzieś wyjdzie Lecz raczej się zdrzemnie pijany A oni się wtedy po cichu rozzłoszczą Że nie dba gdy w krąg niego siedzą Lecz czegoś mu jednak naprawdę zazdroszczą Lecz czego zazdroszczą nie wiedzą 129 G A G A D D D D Jacek Kaczmarski – Sen Katarzyny II Na smyczy trzymam filozofów Europy Podparłam armią marmurowe Piotra stropy Mam psy, sokoły, konie - kocham łów szalenie A wokół same zające i jelenie Pałace stawiam, głowy ścinam Kiedy mi przyjdzie na to chęć Mam biografów, portrecistów I jeszcze jedno pragnę mieć Stój Katarzyno! Koronę Carów Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć! G D G D C D C D Fis Fis C D C D G e e G h G D e G e a e a e a C D G Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów Nie bawią mnie umizgi bladych lowelasów Ich miękkich palców dotyk budzi obrzydzenie Już wolę łowić zające i jelenie Ze wstydu potem ten i ów Rzekł o mnie - Niewyżyta Niemra! I pod batogiem nago biegł Po śniegu dookoła Kremla! Stój Katarzyno! Koronę Carów Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć! Kochanka trzeba mi takiego jak imperium Co by mnie brał tak jak ja daję - całą pełnią Co by i władcy i poddańca był wcieleniem I mi zastąpił zające i jelenie Co by rozumiał tak jak ja Ten głupi dwór rozdanych ról I pośród pochylonych głów Dawał mi rozkosz albo ból! Stój Katarzyno! Koronę Carów Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć! Gdyby się taki kochanek kiedyś znalazł... - Wiem! Sama wiem! Kazałabym go ściąć! 130 e e e e a a a a e C e C a D e a D G Jacek Kaczmarski – Z XVI wiecznym portretem trumiennym rozmowa Nie patrz na nas z wyrzutem pyszny szaławiło Bądźże z sercem otwartym dla dzieci swych dzieci Od twoich czasów sławnych tyle się zmieniło Że aż szkoda zawracać tym głowę Waszeci Mało wiemy o tobie, coś na Turka chadzał Węgra królem obierał i tratował Szweda Ale patrzył i tego, by obrana władza Nie zabrała ci czasem, czegoś sam jej nie dał A nie dałeś jej prawa by ci grozić drewnem Bo przed Bogiem za posła nie chcesz Jezuity By na takie cię pola mogła słać bitewne Gdzie krew i rany - twoje, a cudze profity A my, co rusz to przed kimś Kolejnym na kolanach Dalekośmy odeszli Od siły Waszmość Pana Po wciąż to nowych dworach Pętamy się nie w porę Kochamy się w honorach Nie znamy się z honorem Łypnij na nas łagodniej okiem wyrazistym Co widziało królestwa twojego Wiek Złoty Zamiast łajać nas z trumny za sprawą artysty Że są czasy kolosów i czasy miernoty Rzymskim prawem się szczycisz opartym na sile Dłoń złocisty pas maca, kręci wąs sumiasty Ale wyrozumiałość - to siły przywilej Urodzony z rozumu na twój wiek szesnasty Czemuś synów nie uczył, z czegoś sam korzystał Że czapka rozum grzeje, by nie skapiał chyłkiem? Rychło jeden za drugim - poseł czy statysta Czapkowali rozumem, a myśleli tyłkiem I my - na byle słowo Na tylne stajem łapki W zawiei z gołą głową Szukamy własnej czapki W tym, co zostało z włości W dziedzictwie po waszmościach Brakuje nam mądrości Kochamy się w mądrościach a a C a C C C C e e G h G D e D G D G a d d G a d d G F F F G G F C F G F C F C C C F a G d d a G d d G g d d a a C a C C C C e e G h G D e D G D G a d d G a d d G F F F G G F C F G F C F C C C F a G d d a G d d G g d d G g a F G g a F a A a F a A G g a F G g a F a A a F a A (kap. III) G a a A G a G a G a a A G a G a A my, nie z własnej winy Aż się przyznawać hadko Nie znamy już łaciny I z polskim nam niełatwo Lecz ujrzy przodek w grobie Na co nas jeszcze stać Bo się kochamy - w sobie! Nie pragnąc - siebie – znać Patrz na nas jak uważasz, pyszny szaławiło Jest czego ci zazdrościć, jest i za co karcić Choć dawno już cię nie ma - cennie ci się żyło A ci, co się cenili - byli tego warci Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa Kończyła się na gardle - które ma się jedno Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera A spadłszy, szepnąć jeszcze - eques polonus sum! 131 a d d G a d d G F F F G G F C F G F C F C C C F a G d d a G d d G g d d G g a F G g a F a A a F a A G a a A G a G a h h D h D D D D fis fis A cis A E fis E A (fis) E A Jacek Kaczmarski – Walka Jakuba z Aniołem A kiedy walczył Jakub z aniołem I kiedy pojął że walczy z Bogiem Skrzydło świetliste bódł spoconym czołem Ciało nieziemskie kalał pyłem z drogi I wołał Daj mi Panie bo nie puszczę Błogosławieństwo na teraz i na potem A E fis cis D E h E A kaftan jego cuchnął kozim tłuszczem A szaty Pana mieniły się złotem h E On sam zaś Pasterz lecz o rękach gładkich W zapasach wołał: Łamiesz moje prawa I żądasz jeszcze abym sam z nich zakpił Ciebie, co bluźnisz, grozisz - błogosławił! A szaty Pana mieniły się złotem Kaftan Jakuba cuchnął kozim tłuszczem W niewoli praw twych i w ludzkiej niewoli Żyłem wśród zwierząt obce karmiąc plemię Jeśli na drodze do wolności stoisz Prawa odrzucę precz, a Boga zmienię! I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze Bóg uległ i Jakuba błogosławił Wprzód mu odjąwszy władzę w jednej nodze By wolnych poznać po tym że kulawi 132 D E A h E A Jacek Kaczmarski – Według Gombrowicza narodu obrażanie Polak, to embrion narodziarski Z lepianek począł się, z zaścianków Z najazdów ruskich i tatarskich Z niemieckich katedr, włoskich zamków W genealogii tej określił Oryginalny naród się by Gdyby się uczył własnej treści Zamiast przymierzać cudze gęby E A E A cis A H E A E A cis A H E H E H fis cis gis A H E H E H fis A H Chrystusem był i Rzymianinem I w tej sprzeczności żył - i wyżył To dźwigał Krzyż i czyjąś winę, To znów na szyi - tylko krzyżyk U Żyda pił, batożył Żyda A przed Żydowską Matką klękał I czekał łaski malowidła Najświętsza ratuj go panienka! cis E fis cis C E H E A E Gis7 cis E fis cis C E H cis H Nie lubi stwarzać się - być chciałby. Wszak Bóg rzekł: "Niech się stanie Polak" A szatan w płacz - Das ist unglaubich! Nieszczęsna w Polsce moja dola! Słusznie się lęka Pan Ciemności Że ciężko będzie miał z Lachami W szczegółach przecież diabeł gości A Polak gardzi szczegółami! Nie lubi tworzyć, lecz zdobywać Gdy niedostatek mu doskwiera Uchodzi więc za bohatera Ale nim nie jest, chociaż bywa Gdy świat przeszyje myśli błyskiem I wielką prawdę w lot uchwyci To straci na niej zamiast zyskać I jeszcze tym się będzie szczycił W niewoli - za wolnością płacze Nie wierząc, by ją kiedyś zyskał Toteż gdy wolność swą zobaczy Święconą wodą na nią pryska Bezpiecznie tylko chciał gardłować I romantycznie o niej marzyć A tu się ciałem stały słowa I Bóg wie co się może zdarzyć! Jak dziecko lubi się przebierać Powtarzać słowa, miny, gesty W dziadkowych nosić się orderach I nigdy mu niczego nie wstyd Okrutny bywa, lub przylepny W swoim pojęciu niekaralny Bo uczuciowo nie okrzepły Dojrzewający, embrionalny Oto wzór dla świata: Pan się z chamem zbratał Nie ma pana, nie ma chama Jest bańka mydlana Aż się słyszeć grom dał Z bańki będzie bomba! Z bomby błysk, czyli blitz Znowu nie ma nic. 133 Jacek Kaczmarski – Zwątpienie Co nas obchodzić mogłoby w tym kraju Gdzie przyjaciele z dala się obchodzą Czy się wrogowie starzy dogadają Kogo pogodzą a komu dogodzą A d A d A h fis E7 Na co się jeszcze obrażać w ojczyźnie Przeobrażonych i poobrażanych Gdzie, jeśli ktoś cię przez przypadek liźnie To, by otworzyć - nie zaleczyć - rany Czego na Boga pragnąć móc nad Wisłą Co nie jest jeszcze marzeniem spragnionych? Fatamorgana - nazywa się "przyszłość" Źródła w oazach - strute, lub strzeżone A A C F d d G E7 A Kogo wśród swoich bliźnich nienawidzić Uszlachetniając podłość przez nienawiść Gdy się nienawiść brzydzi tym, co widzi I w bezsilności - nudzi, a nie dławi Na co się skarżyć wśród prawnuków Skargi Dla których słowa, nie myśl - to rozmowa? O chórze marzą roztrzepane wargi Internowane w gadających głowach Kogo potępiać i czym, jeśli stempel Zastąpił tępe ostrze potępienia I - bezszelestnie, żeby iść z postępem Trzeba udzielać hurtem rozgrzeszenia? Komu dać miłość w cieniu Jasnej Góry Gdzie wszyscy tak ukochani boleśnie Że blizny wiary są bliznami skóry Próbując żywym przyswoić nieszczęście Co zdradzić jeszcze w państwie Targowicy Gdy komuniści też krzyczą o zdradzie I próżne plany państwowej mennicy Żeby srebrniki były wciąż na składzie Jak wierzyć szczerze w narodu świątyni Gdy na sztandarach - aksjomaty wiary Jak żyć w tylekroć zdobytym Muzeum Powyszywane są nićmi złotymi Gdzie nieżyjący życia się trzymają A dusza warczy, gdy widzi sztandary Wbrew rozsądkowi śpiewając "Te Deum" By nas coś wreszcie obeszło w tym kraju Kogo wynosić pod niebo Lechitów Gdzie tylu było dziwnie wyniesionych I braknie brązu dla nowych pomników Wśród tylu starych jeszcze nie strąconych 134 Inne Ballada o krzyżowcu e A C D Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Dokąd pędzisz w stal odziany Pewnie tam, gdzie błyszczą w dali Jeruzalem białe ściany Pewnie myślisz, że w świątyni Zniewolony pan twój czeka Żebyś przyszedł go ocalić Żebyś przybył doń z daleka Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Byłem dzisiaj w Jeruzalem Przemierzałem puste sale Pana twego nie widziałem Pan opuścił Święte Miasto Przed minutą, przed godziną W chłodnym gaju na pustyni Z Mahometem pije wino Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Chcesz oblegać Jeruzalem Strzegą go wysokie wieże Strzegą go Mahometanie Pan opuścił Święte Miasto Na nic poświęcenie twoje Po cóż niszczyć białe wieże Po cóż ludzi niepokoić Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia Porzuć walkę niepotrzebną Porzuć miecz i włócznię swoją I jedź ze mną, i jedź ze mną Bo gdy szlakiem ku północy Podążają hufce ludne Ja podnoszę dumnie głowę I odjeżdżam na południe 136 Chłopcy z Placu Broni - O Ela Byłaś naprawdę fajną dziewczyną I było nam razem naprawdę miło Lecz tamten to chłopak był bombowy Bo trafiał w dziesiatkę w strzelnicy sportowej C e C7 a d F d F G Gdy rekę trzymałem na twoim kolanie To miałem o tobie wysokie mniemanie Lecz kiedy z nim w bramie piłaś wino Coś we mnie drgnęło coś się zmieniło. Och, Ela straciłas przyjaciela Może się wreszcie nauczysz Że miłosci nie wolno odrzucić Że miłosci nie wolno odrzucić F F C F Pytałem, błagałem, ty nic nie mówiłaś Nie byłaś już dla mnie taka miła Patrzyłaś tylko z niewinną miną I zrozumiałem, że coś się skończyło Aż wreszcie poszedłem po rozum do głowy Kupiłem na targu nóż sprężynowy Po tamtym zostało tylko wspomnienie Czarne lakierki, co jeszcze nie wiem 137 G C a G a G C Czerwony kaputrek Szła dziewczynka bardzo mała przez ciemny las Czerwony kapturek miała, czerwony pas A za pasem kolta, w małej rączce "sporta" Do babuni szła uderzyć sobie w gaz Ptaszki w górze przelatują i szumi bór A motylki podśpiewują i nie ma chmur Słonko raźno świeci, w górze bocian leci I żubrówką się upija stary żubr Wtem zza krzaka wilk wyskoczył i krzyczy stój Lecz za chwilę krwią się broczy kudłaty zbój A dziewczynka mała broń repetowała Poprawiła zakurzony ludowy strój Z tej piosenki morał taki wynika nam Nie zaczepiaj nigdy w lesie samotnych dam Bo dziewczynki małe są tak bardzo śmiałe Że niekiedy krzywdę zrobić mogą wam 138 C G C C G C7 F C A7 D7 G Bursztynek Kiedy już Kiedy już Co Ci dać Żeby czas trzeba będzie powiedzieć cześć, lato pęknie i spadnie deszcz, przyjacielu mych słonecznych dni, nie zamazał tych wspólnych chwil. Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży, Słoneczna kropelka, kropelka złotych marzeń, Bursztynek, bursztynek położę Ci na dłoni, Gdy spojrzysz przez niego mój uśmiech Cię dogoni... Kiedy znów się spotkamy za wieków sześć, Kiedy znów powiesz do mnie po prostu cześć. Może nawet nie poznam przez chwilę Cię, Ale ty wtedy prędko pokażesz ten. Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży, Słoneczna kropelka, kropelka złotych marzeń, Bursztynek, bursztynek położę go na dłoni, Gdy spojrzysz przez niego mój uśmiech Cię dogoni... 139 C C a F F G F G e d G C C C C G G E G a a a F F F F C Mydło lubi zabawę Mydło lubi zabawę W chowanego pod wodą Każda taka zabawa Jest wspaniałą przygodą Kiedy dobry ma humor To zamienia się w pianę A jak znajdzie gdzieś słomkę Puszcza bańki mydlane. Mydło wszystko umyje Nawet uszy i szyję Mydło, mydło pachnące Jak kwiatki na łące C F C G7 F C C F C G7 C C F C G7 F C C F C D7 G G7 F C d F G7 F e G7 C Mydło lubi kąpiele Kiedy woda gorąca Skacząc z ręki do ręki Złapie czasem zająca Lubi bawić się w berka Z gąbką chętnie gra w klasy I do wspólnej zabawy Wciąga wszystkie brudasy. Mydło wszystko umyje.. 140 Niewidzialna plastelina Ulepiłam sobie domek Z niewidzialnej plasteliny Dwa okienka, dwa kominy Z niewidzialnej plasteliny A Z A Z C G a F G w okienkach kwiatki, bratki niewidzialnej plasteliny dla taty krawat w kratki niewidzialnej plasteliny La la la... Ulepiłam sobie pieska Mięciutkiego z czarnym pyszczkiem Lalki Kasię i Tereskę I pistolet i siostrzyczkę Namęczyłam się okropnie Stłukłam łokieć, zbiłam szklankę Mamo, tato - chodźcie do mnie ! Mam tu dla was niespodziankę La la la... Czemu na mnie tak patrzycie I zdziwione macie miny ? Czyście nigdy nie widzieli Niewidzialnej plasteliny ? La la la... 141 Kołysanka dla chłopaków Chłopaki muszą przepraszać dziewczyny C G d F Za czyny w których nie ma grama ich winy Za to że są z nimi w biedzie w dostatku Dostaną po ryju bukietem kwiatków I na nic laurki i restauracje bilety do kina i inne atrakcje Te litry benzyny gówno obchodzą dziewczyny Ty chamie i egoisto do dupy jest wszystko A ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić Myślisz tylko o sobie ja tu płaczę a tobie Nawet nic się nie chce dla mnie zrobić Chłopaki dziewczyny chcę kochać wiecznie Bo czują że tak będzie w życiu bezpiecznie I jak by nie było dziewczynom będzie miło Chłopaki muszą leczyć dziewczyny z problemów Bez sensu i bez przyczyny a na końcu Na końcu są sami winni Ty chamie... Oż ty chamie i egoisto... (mocniej ;)) Bo dobry chłopak ma być jak papier Przyjmować wszystko na klate jak klakier A słowa dziewczyny zamieć czyny i milczeć Powiedział ktoś kiedyś mądre zdanie Że każdy dobry uczynek zostanie dwa razy ukarany Ty chamie... 142 d F C G Breakout – Gdybyś kochał, hej! Gdybyś lubił mnie choć trochę, hej Gdybyś kochał jak nie kochasz mnie Gdybyś nie był jaki jesteś Zechciał tak jak nie chcesz mnie Byłbyś Byłbyś Byłbyś Gdybyś E E E D wiatrem, a ja polem, hej niebem, ja topolą, hej słońcem, a ja cieniem tylko zmienił się Gdybyś nie śnił mi się w nocy, hej Gdybyś dał mi wreszcie spokój, hej Może bym ci darowała Może zapomniałabym Gdybyś lubił mnie... 143 D D D A A E A E A E Domowe melodie – Grażka Grażyna zrobiła dziecko, A teraz chce je wywalić Ze swojego ciała Oddać komuś za nic. C e F F G Grażyna pochodzi z domu Gdzie młode się topiło. Jej ojciec też utonął, Jak z matką w tango płynął. C e F F G Grażka, Grażka Weź przestań, bo do nieba nie pójdziesz. Grażka, Grażka Korzystaj, daj siebie unieść. 2x C (e) F G C (e) F G Grażyna podjęła kroki Do czynu nieprawego. Znalazła z ogłoszenia Doktora wybitnego. C e F F G Lecz wcześniej u spowiedzi Się księdzu wypaplała, A on do niej zza kratki Wychylił się i gada: C e F F G Grażka, Grażka Weź przestań, bo do nieba nie pójdziesz. Grażka, Grażka Korzystaj, daj siebie unieść. 2x 144 C (e) F G C (e) F G Domowe melodie – Zbyszek Zbyszek nie był faworytem Na długim dystansie Szukał zwady i podkradał rentę matce Jak jadł chleb z pasztetem ukruszył się cały jego wieś milczała a on kotki w rzece topił A h (A) cis h D cis A E A A ja lubiłam Zbyszka takim jak był Granatowe oczy kiedy był zły Oranżowe stopy w nich płynie czas Który poszedł ze Zbyszkiem w las E A E A E A Tu nie było takiej co nie znała Zbyszka Ciągnął w krzaki i całował je z opryszczką Pod paznokciem trzymał serce i swój świat Które zjadał jak mu wódki było brak A h (A) cis h D cis A E A A ja lubiłam... Zbyszek miał trzydzieści osiem lat I przepadł Zmyła woda kroki jego co wydeptał Ludzie mówią, że go diabli może wzięli Że takiego tylko diabły mogą brać A ja lubiłam... 145 A h (A) cis h D cis A E A Dwa plus jeden – Chodź pomaluj mój świat Piszesz mi w liście, że kiedy pada, Kiedy nasturcje na deszczu mokną, Siadasz przy stole, wyjmujesz farby I kolorowe otwierasz okno. a G C d d a G E a C F C F d C d G Trawy i drzewa są takie szare, Barwę popiołu przybrały nieba. W ciszy tak smutno, szepce zegarek O czasie, co mi go nie potrzeba. Więc chodź, pomaluj mój świat Na żółto i na niebiesko, Niech na niebie stanie tęcza Malowana twoją kredką. Więc chodź, pomaluj mi życie, Niech świat mój się zarumieni, Niech mi zalśni w pełnym słońcu, Kolorami całej ziemi. Za siódmą górą, za siódmą rzeką, Twoje sny zamieniasz na pejzaże. Niebem się wlecze wyblakłe słońce, Oświetla ludzkie wyblakłe twarze. Więc chodź, pomaluj mój świat.. 146 Dwa plus jeden - Winda do nieba Mój piękny panie raz zobaczony w technikolorze Piszę do pana ostatni list Już mi lusterko z tym pana zdjęciem też nie pomoże Pora mi dzisiaj do ślubu iść C F G C a G a G G C F C F F F F G G G G C C C C Mój piękny panie ja go nie kocham taka jest prawda Pan główną rolę gra w każdym śnie Ale dziewczyna przez życie nie może iść całkiem sama Zycie jest życiem pan przecież wie Już mi niosą suknię z welonem Już Cyganie czekają z muzyką Koń do taktu zamiata ogonem Mendelsonem stukają kopyta Jeszcze ryżem sypną na szczęście Gości tłum coś fałszywie odśpiewa Złoty krążek mi wcisnął na rękę I powiozą mnie windą do nieba Mój piękny panie z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć Więc nie mógł mi się pan przyśnić dziś I tak odchodzę bez pożegnania jakby znienacka Ktoś między nami zatrzasnął drzwi Już mi niosą ... 147 a a a G Elektryczne Gitary - Człowiek z liściem na głowie Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic a e G D F G C F C E Siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie O liściu w swych rzadkich włosach nieprędko sie dowie Tylko się w okno gapi, tylko się w okno gapi i nic F G C F C Uważaj to nie chmury, to Pałac Kultury Liście lecą z drzew, liście lecą z drzew d G C F C G F C F C E I tak siedzi w autobusie człowiek z liściem na głowie Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic Wsiadł drugi podobny, nad człowiekiem się zlitował Tamten sie pogłaskał w główkę liścia sobie schował Bo ja mówi, jestem z lasu, bo ja mówi, jestem z lasu i ch... Uważaj... 148 Grzmiąca Półlitrówa - Studia Czterech było nas w pokoju Czterech wielkich piwopojów Kazek, Stachu, Zdzich i ja Co dzień czyjeś urodziny Tańce, śpiewy i dziewczyny Pierwszy odpadł Stach Studia, to były złudzenia Nikt Cię, bracie, nie docenia I nie będzie inżyniera Studia, a niech to cholera A D A E A D A E A D D D h | | | | | | A | A | A F# | E A | Zdzich, jak mógł, unikał szkoły Jednak podpadł docentowi Taki głupi traf Asystenci się zawzięli Nie zdał nic oprócz pościeli Poszedł w Stacha ślad Studia, to były złudzenia... Kazek się najdłużej trzymał Lecz nadeszła sroga zima Sesja, w niej komisy dwa Zmógł chłopaka mroźny luty Teraz ma wojskowe buty Czapkę i zielony płaszcz Studia, to były złudzenia... Biegną lata krok za krokiem Ja wciąż walczę z pierwszym rokiem Bo to ważna gra Każdy wydział już poznałem Trzech rektorów przetrzymałem Każdy mnie tu zna Studia, to były złudzenia… Odnowiłem kontakt z domem Piszą - synu, co z dyplomem To już tyle trwa Pewnie już niedługo skończysz Jak pozdajesz wszystko, odpisz Mama, tata, brat Studia, to były złudzenia... 149 G C G D G C G D G C C C a G G G E D G Grzmiąca Półlitrówa – 33 Zawody Spójrz na dom ten za zielonym wzgórzem Tam do niedawna był ten pusty plac Przy budowie jego stary majster Uczył mnie, jak cegły kłaść Nie zapomnę nigdy tamtych dni Gdy na głowę z nieba lał się wielki żar Do dziś jeszcze od roboty tej Zza paznokci wydłubuję piach Trzydzieści trzy zawody dwadzieścia parę lat I ciągle czegoś szukam i ciągle czegoś mi brak C F C C C F C G C G C G7 C C F C F C G C Znowu pytasz, chociaż dobrze wiesz Że ja wszystkich na południu dobrze znam Na tym zdjęciu ciężarówka stara Obok brudas ten to właśnie ja Pomagałem ludziom ile sił Przewoziłem swą staruszką co się da Do dziś jeszcze od roboty tej Zza paznokci wydłubuję smar Facet ten, co przed chwilą właśnie Kłaniał nam się tak z szacunkiem w pas Zwiedził ze mną kiedyś dawno temu Świata tego całkiem niezły szmat Pieściliśmy swoją ciuchcię Byle tylko gnała dalej, byle w przód Do dziś jeszcze od roboty tej Gra mi w głowie stukot kół Śmiejesz się, ale znam te góry Tam przyjaciół niezłych jeszcze kilku mam Nie uwierzysz, kiedy powiem tobie Że był kiedyś ze mnie niezły drwal Harowałem ciężko cały dzień By wieczorem przy ognisku wódę chlać Do dziś jeszcze od roboty tej Ręce po kolana mam A pamiętasz, kiedy ja stukałem Do drzwi Twych przez miesiące chyba trzy I codziennie dziwnie uśmiechnięta Odbierałaś z dłoni mojej list Sam już nie wiem, jak to było Kiedy zamiast listu miałem w dłoni kwiat Do dziś jeszcze od roboty tej To klnę jak szewc na cały świat 150 Grupa Furmana - ETZ Ja miałem wtedy kaski, z "ogórka" Przy swojej budzie trzymałem burka A Zenek, ten to miał wdzięk Był właścicielem sztucznych szczęk G G G G Lecz czymże były te atrybuty Kiedy musiałem co dzień do huty Pędzić "Komarem" w kolorach świtu Ależ się wtedy nażarłem wstydu Bo jazda na ETZ-cie Jest najlepszą jazdą na Świecie A jazda na "Komarze" Powoduje inflację marzeń Ja ciebie wiozłem wtedy na baku Gdyśmy wjechali w pole z buraków A, że to były buraki pastewne To jak nie wjadę, i jak nie "glebnę" A moi kumple jedzą kotlety A ja pieniądze wciskam, w skarpety Na ETZ-tę jestem zacięty A mama jeszcze dokłada, z renty Bo jazda... Taki na przykład Easy Rider Jeździł motorem, i miał z tego frajdę Ja też Rider-em będę "niewąskim" Choć u mnie, na wsi jest grunt dość grząski Ja, w mojej głowie mam sytuację Otwarta przestrzeń, wiatr, i wibracje Kupiłem sobie nawet perfumy Z zapachem "Świeżo palonej gumy" Bo jazda... Dla jednych piękna jest Costarica Inni to wolą schlać się, i rzygać A ja co wolę, już chyba wiecie Ja wolę jazdę na ETZ-cie! 151 C D C D G Happysad – Jeszcze, Jeszcze Dzień, który zaczął się marnie I marnie skończy się Może strułem się jabłkiem, Nie wyspałem Może siedzi we mnie wczorajsze A jeśli nie Może ktoś zapewni Jest dobrze, jest dobrze, jest D fis h e A D fis h e A D fis h e A D fis h e A D I może sama powiesz mi jak mam powiedzieć to Tobie Że już nie kocham Cię, nie chcę Że kiedy patrzę na to jak jest Już nie przechodzą mnie dreszcze Już nie brakuje mi powietrza Już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszcze Reszta Chyba jest w porządku Jak kiedyś Kiedy pisaliśmy krwią Że od końców naszych stóp Po końce naszych dłoni Do końca świata, aż po grób Że jakby coś, jakby coś to nic, to nic 152 D A D A D A D A fis h fis h G h e A Happysad – Kostuchna I już do Ciebie biegnę, ile w płucach mam sił Chociaż patrzę przed siebie i nie widzę nic Chociaż nade mną tłusta, parna noc Mocniej wytężam oczy i wydłużam krok I już się modlę do spadających gwiazd Bo mi brakuje ciepła Twych rozchylonych warg I tylko nie wiem czy mi starczy sił Bo serce mam ze szkła i jak nic w każdej z chwil Może zmienić się w pył F a F a C C F F C e e e e G a a F e (C) F e C G F F C F e F e (C) e F e G C G e I jeszcze tylko skrótem przez spalony las Przez rozczochrane łąki i zatruty staw Ręką rozganiam ciemność, oczami pruję mrok Ledwo dotykam ziemi, ledwo co czuję ją I już się modlę... I tylko nie wiem czy mi starczy sił Bo serce mam ze szkła A kostucha czarnucha zagradza drogę mi Kostucha czarnucha... zagradza drogę mi 153 Happysad – Taką wodą być Taką wodą być, Co otuli ciebie całą, ogrzeje ciało, Zmyje resztki parszywego dnia. C a F G C I uspokoi każdy nerw, Zabawnie pomarszczy dłonie, A kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać. C a F G C I taką wodą być, A nie tą, co żałośnie całą noc tłucze się po oknie. Wczoraj... wczoraj... d G I taką wodą być, Co nawilży twoje wargi, Uwolni kąciki ust, gdy przyłożysz je do szklanki. I czarną kawę zmieni w płyn, Kiedy dni skute lodem. A kiedy z nieba poleje się żar, poczęstuje chłodem. I taką wodą być, a nie tą, co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem. Wczoraj... wczoraj nie liczy się, bo wczoraj, bo wczoraj... 154 d e a d Happysad – W piwnicy u dziadka Pamiętasz to miejsce w piwnicy u dziadka Kiedy przychodziła jesień zrzucali tam węgiel i jabłka I tam całowaliśmy się pierwszy raz C a C a d G Brałem wtedy Twoje ręce I kładłem je sobie na twarz A skronie pulsowały gęściej Gdy dłonie masowały lędźwia No a na górze szalała burza I wiatr z miejsca na miejsce przeganiał piach Kałuże wypiły podwórze do cna A buda ganiała psa No bo gdzie było nam tak... A kiedy przychodziła zima I w mig czarno-biały robił się świat Lizaliśmy paprocie na szybach A mróz trzaskał jak bat No a jeśli wychylaliśmy nosa To tylko na moment na staw Coby rybom podać tlen Ale póki jeszcze był dzień wracaliśmy pod dach No bo gdzie było nam tak... A na wiosnę i letnie dni radosne Pędziliśmy co świt na sad I zwykle chichraliśmy się w głos strach Kiedy rosa łaskotała nas po stopach Podsadzałem Cię wtedy na wiśnie I stamtąd strzelaliśmy do wron Tak, pestki to była nasza broń Pestki to była nasza broń Pestki to była nasza broń A teraz, teraz to jest wojna A dom to schron był nasz I dzień za dniem coraz bardziej kończy się świat No bo gdzie było nam tak… Kolejna armia bogobojna nie wiedzieć czemu upatrzyła sobie nas Strzelają do nas jak do wron Tyle, że z ostrej broni ze wszystkich stron. Kwiaty we włosach potargał wiatr, Jak smród po gaciach lata za nami strach. Ale któregoś pięknego dnia Zaraz przed tym jak wszystko trafi szlag Ja sięgnę do pamięci dna I stamtąd wyciągnę ten ślad. Bo gdzie było nam tak bezpiecznie jak tam? No bo gdzie było nam tak bezpiecznie jak tam? 155 Hey – Mimo wszystko A h A h fis G D Do niedzieli jakoś szło Lukier, miód, liryczne cudo. (Kochaj mnie mimo wszystko) Nagle coś, drobiażdżek wręcz Na manowce złości wywiódł mnie (Kochaj mnie mimo wszystko) Jeśli zwątpisz choć jeden raz To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę Powrotów nie będzie. Czasem coś, tyci czort W zdaniach szyk przestawi mi (Kochaj mnie mimo wszystko) Lub slalomem, gubiąc krok Wracam po dwóch głębszych - późno w noc (Kochaj mnie mimo wszystko) Jeśli zwątpisz choć jeden raz To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę Powrotów nie będzie... 156 h h G D D e h G D Inżynieria Środowiska – Czy to miłość czy pył zawieszony? O dziewiętnastej mamy spotkać się pod Adasiem Za oknem gęsta mgła, wkładam buty i światło gaszę Wychodzę przed kamienicę – serce zaczyna bić szybciej Powodem jest Twój wzrok albo nadciśnienie tętniczne Miłość lub nikiel, hormony lub kadm Do kogo ma być ma pretensja? Czy zakochałem się, czy to hipertensja? C d F G F G F G Gdim a F G C Gdy mówisz czule „cześć” momentalnie zapiera mi dech Nie mogę spać i jeść, jakby kara za jakiś grzech Tak ciężko się oddycha wśród Twych spojrzeń i barwnych swetrów Chyba, że problem ma mniej niż 10 mikrometrów Coś wisi w powietrzu, lecz nie wiem co Motylki pomiędzy żelastwem Bo zakochałem się, albo mam astmę Z tego wszystkiego zacząłem tracić wzrok Przez pocałunek Twój albo słynny krakowski smog Uczucia Buzują w nas, może całkiem fotochemiczne Nawet wawelski smok widzi to przez stragany uliczne Kiedyś się dowiem, odpowiedź tą Z okolic huty wiatr niesie Czy winić miłość mą, czy pm10 157 Jajko Noc zapadła już głucha, C a F G Ciemno było w kurniku. "Słuchaj" - szepnęła kura, Budząc koguta po cichu. Ko ko ko, ko ko, budząc koguta po cichu Głos zamierał jej w grdyce, Wszystko stało się bajką: "Ja słodką mam tajemnicę. Słuchaj, będziemy mieć jajko". Ko ko... słuchaj, będziemy mieć jajko. Gdy kura to powiedziała, Kogut z radości aż zapiał. Przytulił ją do siebie: "Miła, nie będę już chrapał". Ko ko... miła, nie będę już chrapał. Poślemy jajko na UJot, A potem na wyższe studia. Będzie stroić gitary I wygrywać preludia. Ko ko... i wygrywać preludia. A potem się jajko ożeni I będziemy mieć wnuki. ładne, okrągłe jajeczka, A nie kanciaste kałmuki. Ko ko... a nie kanciaste kałmuki. A kiedy zetną nam głowę I przyjdzie śmierci godzina, Jajko to wszystko przeżyje, Jajko to wszystko przetrzyma. Ko ko... jajko to wszystko przetrzyma. I tak spędzili tę nockę, Sami na jednym patyku. "Jak dobrze mieszkać mój miły W takim przytulnym kurniku". Ko ko... w takim przytulnym kurniku. A potem, po pewnym czasie Coś się z jajka wykluło I chodząc za rodzicami, Dobrą opinię im psuło. Kwa kwa kwa, kwa kwa, dobrą... 158 Karolina Czarnecka – Hera, Koka, Hasz, LSD Jimmy Który Diler Jedną bardzo nieśmiałym chłopaczkiem był grzecznie do szkoły iść chciał sprzedał za rogiem mu działki trzy gratis uczciwie mu dał Hera, koka, hasz, LSD Ta zabawa po nocach się śni LSD, hera, koka i hasz Podziel się z kolegami czym masz W szkole mądry dyrektor wpadł w słuszny gniew Czemu chcesz samolubnie sam ćpać?! Cały towar niesprawiedliwości wbrew Wszystkim uczniom po równo masz dać! Hera, koka, hasz, LSD... To wspaniały był i orginalny gest Opór złu szkoła powinna dać Jimmy wraz z kolegami już w raaaaaju! JEEEEEST !!! Wszyscy święci... zaczęli z nim ćpaaaaać Hera, koka, hasz, LSD... Też bym chciał złoty strzał! Ałł 159 D A D A G D G D Piotr Bukartyk – Kobiety jak te kwiaty Sobota rano spać nie możesz Wstaniesz, kapcie włożysz Potem się golisz tylko dla niej I do łóżka śniadanie C G a F Przynosisz jej z porannym słonkiem Po to by małżonkę Namówić na co nieco małe "No chyba zwariowałeś!" C G a F Kobiety jak te kwiaty, kto żonaty ten wie Powąchać tak, dotykać nie Minęła pora godowa Teraz tylko boli głowa F a G a Kobiety jak te kwiaty, nie podniecaj się Powąchać tak - dotykać nie Gdy przyjdzie wiosna Przyjmij ten cios na klatę (Jeszcze gorzej będzie latem) F a G a Ona ogląda się za tymi No wiesz, lepiej ubranymi Bo to prawdopodobnie geje Tak, taką masz nadzieję Wydasz ostatnie zaskórniaki Bo chcesz nadrobić braki A ona wzrusza ramionami Więc przykro ci czasami. Kobiety jak te kwiaty.. Syn przed maturą, kawał chłopa Znów zabrał ci laptopa Że niby chodzi tu o szkołę A nie o baby gołe Raz go nakryłeś z taką małą Dżizus, co za ciało.. Mówi "I tak się z nią ożenię" Znów skacze ci ciśnienie. Kobiety jak te kwiaty.. 160 Kolorowy wiatr Na lądzie, gdy rozglądasz się lądując, Chcesz wszystko mieć na własność, nawet głaz. A ja wiem, że ten głaz ma także duszę, Imię ma i zaklęty w sobie czas. C C a d a e F G a Ty myślisz, że są ludźmi tylko ludzie, Których ludźmi nazywać chce twój świat. Lecz jeśli pójdziesz tropem moich braci, Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd. C C a d a e F G C Czy wiesz czemu wilk tak wyje W księżycową noc, I czemu ryś tak zęby szczerzy rad? Czy powtórzysz tę melodię co z gór płynie, Barwy, które kolorowy niesie wiatr, Barwy, które kolorowy niesie wiatr? a a F F F e F e G a G C Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem, Spróbujmy jagód w pełne słońca dni. Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych I choć raz o ich cenach nie mów nic. Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem, A każde z żywych stworzeń to mój druh. Jesteśmy połączonym z sobą światem, A natura ten krąg życia wprawia w ruch. Do chmur każde drzewo się pnie - Skąd to wiedzieć masz, skoro ścinasz je? To nie tobie ptak się zwierza W księżycową noc, Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar. Więc zanućmy tę melodię, co z gór płynie Barwy, które kolorowy niesie wiatr. Możesz zdobyć świat, Lecz to będzie tylko świat, Tylko świat - nie barwy, które niesie wiatr 161 C F e a d G Kult – Gdy nie ma dzieci Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem Po schodach na piechotę raczej rady nie damy Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni Trasa bardzo dobrze znana od jednego baru do baru Poznaje się tych albo owych i mamy troszeczkę kataru Jeśli wiesz o czym ja mówię, natomiast zupełnym rankiem Wychylam patrząc tępo ostatnią bez gazu szklankę Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni Jeszcze kilka dni i nocy, i wszystko wróci do normy Będziemy zorganizowani i poważni, uczesani i przykładni Jednak jeszcze dzisiaj i jutro, pojutrze i popojutrze Pozwól nocy kochana, życiu nosa utrzeć Wyjechali na Gdy nie ma w Wyjechali na Gdy nie ma w wakacje wszyscy domu dzieci, to wakacje wszyscy domu dzieci, to nasi podopieczni jesteśmy niegrzeczni nasi podopieczni jesteśmy niegrzeczni 162 a E Kult – Wódka Zbudowali fabryki Opracowali maszyny Produkują wódkę Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki a G Bo im tylko o to chodzi Abyś sam sobie szkodził Abyś sam nie mógł myśleć Abyś sam nie mógł chodzić Ustawili kominy Zbudowali drabiny To już wszystko pracuje Pracuje i truje Jeszcze dymią kominy Produkują spaliny Produkują wódkę Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki 163 Proszę księdza bernardyna Pod parafię bernardyna zajechała limuzyna Z limuzyny gość wysiada i tak ks. się spowiada: Proszę ks. bernardyna Całowałem się z dziewczyną Ależ chłopczę to wesoło! Całowałeś dziewczę w czoło! Trochę niżej, trochę niżej Proszę ks. bernardyna Ależ chłopczę to rospusta ! Całowałeś dziewczę w usta! Trochę niżej, trochę niżej Proszę ks. bernardyna Ach mój chłopcze ja nie żyję! Całowałeś dziewczę w szyję! Trochę niżej, trochę niżej Proszę ks. bernardyna Ach mój chłopczę ty masz gust! Całowałeś dziewczę w biust! Troche niżej, trochę niżej Proszę ks. bernardyna Ach mój chłopczę to występek! Całowałeś dziewczę w pępek! Troche niżej, trochę niżej Proszę ks. bernardyna Ależ chłopcze to obłuda! Całowałeś dziewczę w uda! Trochę wyżej,wyżęj Proszę ks Bernardyna Ale chłopcze ty masz tupet! Całowałeś dziewczę w dupę! Nie z tej strony, nie z tej strony Proszę ks. bernardyna Ach grzeszniku niech Cię gwizdnę! Całowałeś dziewczę w... Proszę ks. bernardyna. Niech ks.skróci moją mękę Proszę ks. bernardyna. Całowałem dziewczę w rękę 164 d a E a Maryla Rodowicz – Ale to już było Z wielu pieców się jadło chleb Bo od lat przyglądam się światu Nieraz rano zabolał łeb I mówili zmiana klimatu C G C F G Czasem trafił się wielki raut Albo feta proletariatu Czasem podróż w najlepszym z aut Częściej szare drogi powiatu e F d G Ale to już było i nie wróci więcej I choć tyle się zdarzyło to do przodu Wciąż wyrywa głupie serce Ale to już było, znikło gdzieś za nami Choć w papierach lat przybyło to naprawdę Wciąż jesteśmy tacy sami Na regale kolekcja płyt I wywiadów pełne gazety A oknami kolejny świt I w sypialni dzieci oddechy One lecą drogą do gwiazd Przez niebieski ocean nieba Ale przecież za jakiś czas Będą mogły same zaśpiewać 165 F G C e F F C Grzegorz Turnau – Naprawdę nie dzieje się nic a g d a g d Czy zdanie okrągłe wypowiesz, Czy księgę mądrą napiszesz, Będziesz zawsze mieć w głowie Tę samą pustkę i ciszę. Słowo to zimny powiew Nagłego wiatru w przestworze; Może orzeźwi cię, ale Donikąd dojść nie pomoże. Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum, Wódka w parku wypita albo zachód słońca, Lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic I nie stanie się nic - aż do końca. Czy zdanie okrągłe wypowiesz, Czy księgę mądrą napiszesz, Będziesz zawsze mieć w głowie Tę samą pustkę i ciszę. Zaufaj tylko warg splotom, Bełkotom niezrozumiałym, Gestom w próżni zawisłym, Niedoskonałym. Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum, Wódka w parku wypita albo zachód słońca, Lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic I nie stanie się nic - aż do końca. 166 a a d d G G a E C G C (F C F) C G E E7 G a Zabili mi żółwia - Wiosna Tak bardzo x5 chciałbym zostać z Nią No ale on mi na to nie pozwoli Codziennie chciałbym trzymać Ją za dłoń No ale on ... i to mnie boli d g d g C B A C B A Okrutny los znów śmieje się Jest mi niedobrze, jest bardzo źle I tylko jedną myśl w głowie mam Znów się nie uda, znów będę sam Bo wszystko to iluzją jest i magią I zdarza się raz na milion | x4 Może ja sam, wciąż wmawiam sobie Może go nie ma któż mi to powie Może już czas zapytać ją Czy mnie lubi czy chce być tylko moją Bo wszystko.. 167 d C d F A Wypić wypijemy Spójrz, jak życie przed tobą ucieka Jak godziny cichaczem ci kradnie Jak szachruje pustymi losami Dobrze wie, na kogo wypadnie e D D7 H7 A tyle jeszcze chciałbyś zobaczyć Tyle nocy mogłoby wzruszyć Tyle dziewczyn by można rozkochać Tyle dzbanów pękatych osuszyć Wypić – wypijemy, jeszcze pożyjemy e D e G D G Za zdrowie w połowie, śmierci na śmierć wypij G D G D e Jeszcze nam kapela zagra e D e Jeszcze się przydadzą gardła G D G Zapadniemy w roztańczone sny G D G D e Spójrz, jak życie przed tobą ucieka Jak godziny cichaczem ci kradnie Jak szachruje pustymi losami Dobrze wie, na kogo wypadnie A tyle jeszcze chciałbyś zapomnieć Tyle listów do kosza wyrzucić Tyle razy - z krzywym uśmiechem Do faceta w lustrze zanucić! Wypić – wypijemy.. 168 Ściąga kończąca Piwo song (Bard Tale): Ogórek (Kwarcu Music): Majka napisana wczoraj: Zegarmistrz światła: Chryzantemy złociste: Czarny chleb i cośtam: Super Uber Time Machine: Gwiezdne Opowieści: Zsyłka kobiet na ziemię: Arahja murem podzielona: Wysłannik miasta Św. Wieży: Ona tańczy dla mnie: Małgorzata Brąz: Modlitwa o wschodzie: Hiszpańskie (znaj tekst): Nie brookliński most: DDGD DDGA GCDG GeCD aG Da CG Da aGda CGda (tylko proszę nie przeklinać) aCGa AEfisD, AEDA, ref. EfisDA aGaCGa aada FEFEa daEaA7 eGeG, aeae-aeH7 DhGA eDGC CFCF, CGCG eCh eCh CDGh eCH7e dC dCd, CdC dCd Cd _________ __________________________________________________(ver 2.2.0)___ | ) | Śpiewnik żyje, zmienia się - najczęściej rozrasta, / | prawdopodobnie kiedyś ten rozwój zostanie zatrzymany, / | ale zawsze aktualną wersję znajdziesz.. / | o tutaj ----> http://podolak.org/inne/spiewnik.pdf / | / | Pozdrawiam, .--------------------’ | Łukasz ’Pixel’ Podolak / | / | http://lukasz.podolak.org/ / | [email protected] / | / ‘-------------------------------’ 169