Weekendowy rejs w okolicach Ostródy,Rejs: Pojezierze
Transkrypt
Weekendowy rejs w okolicach Ostródy,Rejs: Pojezierze
Weekendowy rejs w okolicach Ostródy W pewien sierpniowy wtorek wykonałem telefon do kolegi: „jedziemy w weekend gdzieś popływać?”. „Oczywiście że jedziemy, tylko gdzie?” – odpowiedział on. „Wielkie jeziora – bez sensu, suwalskie za daleko, na Jezioraku byłem w czerwcu, a coś byś powiedział na okolice Ostródy?”. „Pasuje. Ręka”. „Ręka”. Spotkaliśmy się w piątek około 14.00 w Warszawie i wyruszyliśmy. Droga nr 7 była akurat remontowana, więc podróż nie była wcale krótka. Do portu w Klubie Żeglarskim Ostróda przybyliśmy około 18.00. Obsługę stanowiło 3 panów w średnim wieku. Ponieważ to piątek po południu, to byli nieźle „zrobieni”. O tej porze nie mieli już klientów (poza nami) więc uznali że mogą „odpalić rakietę”, aby utopić stresy nagromadzone w ciągu całego tygodnia (jak bowiem powszechnie wiadomo praca bosmana portu śródlądowego to nie przelewki). Z powodu wypitych „oranżadek” jeden z nich był wylewnoprzyjacielski, dwaj pozostali natomiast czujno-konfrontacyjno-poważni. Postanowiliśmy formalności dopełnić z tym pierwszym. Nie było to niestety łatwe, gdyż robota biurowa z powodu wypitej „oranżadki” wybitnie panu nie szła. No ale w końcu udało się. Wzięliśmy klucz i załadowaliśmy manele na łódkę. Już po wszystkim zasiedliśmy w kokpicie, aby w spokoju „odpalić” nasze „rakiety”. „Robota” szła składnie, a nawet zbyt składnie. W okolicach późnowieczornych zrobiliśmy się głodni. Zamknęliśmy więc łódkę i wyruszyliśmy do centrum miasta. Sprawa restauracyjna okazała się nie taka prosta jak by się wydawało. W pierwszym z lokali kuchnia była już zamknięta (to zrozumiałe, w końcu to środek sezonu wakacyjnego). W drugim menu było takie jakieś nijakie. Zasiedliśmy więc w restauracji a’la czeskiej. W zasadzie trudno się zorientować czym ta „czeskość” miała się przejawiać, fakt że Becherovkę posiadali. Po wszystkim wykonaliśmy jeszcze POM (powolny obchód miasta), ale ponieważ spotkaliśmy po drodze zbyt wielu panów wyglądających i zachowujących się jak czujno-konfrontacyjno-poważni bosmani z naszego portu, więc postanowiliśmy wrócić do łodzi. Niestety nogi mieliśmy już spracowane zbyt odległymi spacerami , tak więc wróciliśmy taxą. Kolejny dzień zaczął się od przepysznej jajecznicy. Potem trochę pokręciliśmy się po porcie i około 11.00 odpłynęliśmy. Niestety tego dnia nie wiało. Zupełne zero. Położyliśmy maszt i na motorze popłynęliśmy w kierunku kanału prowadzącego do jeziora Szeląg. Po kilkuset metrach dotarliśmy do pierwszej śluzy. Byliśmy tu kilka lat temu, ale od tamtego czasu sporo się zmieniło. Śluza została pięknie odnowiona, a pan operator miał w rękach tajemnicze urządzenie, które okazało się pilotem do obsługi śluzy. Europa! Dalsza droga wiodła przez jezioro Pauzeńskie. Nie jest ono przesadnie urocze, więc nie zatrzymywaliśmy się. Po około godzinie dopłynęliśmy do drugiej śluzy (Mała Ruś). Przed nami stała motorówka. Okazało się, że śluza się zepsuła i musimy poczekać. Wyszliśmy z łódki i poszliśmy sprawdzić co się stało. Ta śluza również została cudnie odnowiona. W budce operatora (wypełnionej po sufit elektroniką) spotkaliśmy mocno zestresowaną panią, która starała się ustalić przyczyny awarii. Poinformowała nas, że już jedzie pan który wszystko naprawi. Tym panem okazał się operator pierwszej śluzy. Postanowiliśmy pomóc w naprawie. Coś blokowało jedno z wrót śluzy i nie mogło się ono domknąć. A ponieważ się nie domknęło, to komputer blokował mechanizm i nie można było wrót otworzyć. Taka kwadratura koła. Zaczęliśmy się zastanawiać po co tak komplikować elektronicznie to w sumie proste urządzenie? Działało wszystko normalnie kilkadziesiąt lat i działało by pewnie jeszcze kilkaset, ale postanowiono dodać komputery, czujniczki, programiki. No cóż, takie czasy… A jak udało się usunąć awarię? Klasycznie! Pan przyniósł ogromny łom i młot, którym na siłę musieliśmy zrzucić zębatkę z prowadnicy, aby wrota można było swobodnie zamknąć, lub otworzyć. Potem pan usunął korzeń, który gdzieś pod wodą utkwił we wrotach. Operator powiedział nam przy „robocie” że to już któraś awaria śluzy po remoncie i że z reguły trzeba wzywać serwis i że to bardzo upierdliwe… Nowe przyszło… Po dotarciu na jez. Szeląg okazało się że wiatru nadal nie ma. Postanowiliśmy się więc wykąpać. Urządziliśmy przy tej okazji przejażdżki w kole ratunkowym uczepionym do łódki pędzącej na motorze. Te wszystkie zabawy oraz naprawa śluzy zajęły nam sporo czasu i zrobiło się w sumie dosyć późno. Popłynęliśmy więc na północ jeziora, aby znaleźć jakieś fajne miejsce na postój, planowaliśmy bowiem wędkowanie. Po dopłynięciu na sam koniec zawróciliśmy nieco na z góry upatrzony biwak. Wieczór był cudny, choć komary trochę rypały. Ponieważ się zagadaliśmy, to jakoś zapomnieliśmy o łapaniu ryb. Szkoda. Przywieźliśmy z domu mnóstwo sprzętu. Ryby nie miałyby żadnych szans. No i najważniejsze: tego wieczora kolega zaserwował na kolację NAJLEPSZE na świecie spaghetti aglio a olio. Re-we-la-cja! Niedzielny ranek okazał się również bezwietrzny. Po śniadaniu zapaliliśmy motor i popłynęliśmy na południe. Około 10.00 leciutko zaczęło się rozwiewać. Południowy kraniec jeziora Szeląg Wielki przegradza linia energetyczna. Żeby wpłynąć na Szeląg Mały należałoby położyć maszt i pokonać niewielki kanał. Niestety nie mieliśmy już czasu i postanawialiśmy wracać, tym bardziej że zapowiadało się na deszczyk. Postawiliśmy żagle i rozpoczęliśmy powrót. Po dotarciu w okolice Ostródy chcieliśmy jeszcze trochę pożeglować po jez. Drwęckim. Wykonaliśmy parę zwrotów, ale ponieważ deszczyk faktycznie okazał się realny, to wróciliśmy do portu i oddaliśmy łódkę. Lunęło gdy wsiadaliśmy do samochodu. Na zakończenie kilka słów na temat połączeń z innymi jeziorami w okolicach Ostródy. Wbrew pozorom jest ich tu sporo. Po pierwsze można zorganizować miły 2-4 dniowy rejs w okolicach Ostródy (jez. Drwęckie przed i za mostem kolejowym, jez. Pauzeńskie, jez. Szeląg Wielki i Mały). Po drugie można zorganizować około tygodniowy rejs łącząc jeziora Ostródzkie z trasą do Jezioraka aż do Iławy i z powrotem. Po trzecie to również tygodniowy rejs z początkiem w Ostródzie, ale płyniemy na Zalew Wiślany mijając Elbląg i wiele uroczych jezior i kanałów po drodze. Po czwarte można połączyć wszystkie opisane w tym akapicie miejsca, tylko że to zajęłoby nam około 2-3 tygodnie minimum. Zwłaszcza gdybyśmy zamierzali gruntownie zwiedzić Zalew Wiślany. To nie była nasza pierwsza przygoda w tych okolicach. Artykuł o wcześniejszym rejsie można znaleźć tu: http://www.mariway.pl/opis-szlakow-pojezierze-ostrodzkie/ Foto galeria uwzględniająca piekielnie trudną operację naprawy śluzy: Rejs: Pojezierze Ostródzkie + trasa do Jezioraka To urokliwe i kameralne miejsce polecałbym tym, którzy planują pływanie weekendowe, ewentualnie przedłużone o 1, lub 2 dni. Pomimo tego, że jeziora nie należą do największych to ich malowniczość oraz duża różnorodność sprawi, że nie ma mowy o nudzie. Warto dodać, że połączenie z kompleksem Jezioraka (przez kanał Iławski) oraz z Zalewem Wiślanym (przez kanał Ostródzko-Elbląski) umożliwia organizację rejsu nawet 3-4 tygodniowego! Opis ogólny. Tutaj raczej tłoku nie będzie. Pojezierze może nie jest ogromne – w sumie to tylko kilka jezior – ale za to bardzo urozmaicone. Aby przepłynąć je całe trzeba pokonać kilka śluz, trochę poorać wodę motórem po kanałach, kilka razy położyć maszt. Na szlaku jest jedno duże miasto – Ostróda. Myślę, że będzie to miejsce idealne dla pragnących zorganizować wyjście do miasta czy relaks wśród sklepów. Znajdzie się oczywiście kilka lokali gastronomicznorozrywkowych różnej maści. Jest, w czym wybierać. Generalnie na szlaku nie ma zbyt wiele marin i należy o tym pamiętać. Są one w zasadzie tylko w Ostródzie i Starych Jabłonkach. Nie jest to jednak „ścisła światowa czołówka” dominuje, prosta acz wystarczająca infrastruktura. Miejmy nadzieję, że coś się zmieni w najbliższej przyszłości na lepsze. Niedobór marin może być zastąpiony infrastrukturą ośrodków wczasowych. Jest ich sporo na szlaku. Jaki jest ich standard – nie wiem, ale jeśli są przychylnie nastawieni żeglarzom to można liczyć na dobre traktowanie i udostepnienie pełnej infrastruktury ośrodka. Ci zaś, którzy lubią noclegi „na dziko” powinni być wyjątkowo zadowoleni. Jest tu sporo miejsc, w których można rozbić się z obozem i zapalić ognisko. Oczywiście, jeżeli pan Leśniczy nie będzie miał nic przeciw i nie ma stosownych oznaczeń zakazujących takiej praktyki. Tak, więc Pojezierze Ostródzkie bardzo polecam tym, którzy szukają odmiany, chcieliby poznać jakieś nowe ciekawe szlaki i myślą o pływaniu 3-4 dniowym. No chyba, że…No chyba, że chcieliby potraktować to miejsce, jako start dla dłuższej żeglarskiej wyprawy. Otóż Pojezierze Ostródzkie jest połączenie z kompleksem Jezioraka oraz Zalewem Wiślanym. Aby tam dopłynąć trzeba uprawiać żagle motorowe – jest to naprawdę przyjemne samo w sobie. Kanały, którymi płyniemy przypominają rzeki. Można więc pokonywanie ich potraktować jak spływ. Poza tym w kierunku Elbląga czeka nas pokonanie sławnych pochylni kanału Ostródzko – Elbląskiego, co jest wyjątkowym przeżyciem. Na szlaku jest też kilka bardzo ładnych jezior np. Ruda Woda, Ilińsk, Bartężek, na których również można sobie pożeglować, żeby nie znudzić się długim pływaniem na silniku. W kierunku Jezioraka, za Miłomłynem nie ma żadnych śluz i pochylni. Płynie się bardzo miło. Opis szlaku, czyli gdzie można dopłynąć. Załóżmy, że startujemy z Ostródy. Mamy kilka wariantów szlaków do wyboru: 1. Płynięcie na północną odnogę jeziora Drwęckiego (w kierunku drogi krajowej nr 7). Tutaj jest najszerszy akwen na całym pojezierzu, tak więc można poćwiczyć przechyły, zwroty czy manewr człowieka za burtą. W tym miejscu jest także kilka ośrodków wczasowych. 2. Płynięcie na zachodnią odnogę jeziora Drwęckiego. W tym celu należy na chwilę położyć maszt pod mostem kolejowym, a potem cała naprzód ku nowej przygodzie. Po kilku kilometrach na północnym brzegu będzie widać początek kanału Elbląskiego, którym po pokonaniu kilku śluz można dopłynąć do Miłomłyna, a stamtąd w kierunku Jezioraka, lub Elbląga i dalej do Zalewu Wiślanego. Płynąc po tej części jeziora Drwęckiego należy pamiętać, że jezioro po kilku kilometrach za kanałem zamienia się w rzekę (Drwęcę), więc zbyt daleko bym się nie zapuszczał. Robi się wąsko i pojawia się zielsko. Trzeba wracać w kierunku Ostródy 3. Można położyć maszt i popłynąć w stronę jeziora Pauzeńskiego (po drodze jest śluza). To jezioro „przepływowe”. Można, więc postawić masz i porobić parę zwrotów, a potem znów położyć maszt i popłynąć w stronę jeziora Szeląg. Ponieważ pewnie wszyscy będą mieli dużo wolnego czasu, to spokojnie można tak zrobić, tym bardziej, że jezioro jest bardzo ładne. Jest nad nim zlokalizowanych kilka ośrodków wczasowych – może udostępnią swoje toalety i prysznice – pamiętajmy, aby zawsze zapytać się gospodarza czy można się niego zatrzymać. Jeżeli będziemy chcieli płynąć dalej, to tak jak wspomniałem, należy położyć maszt. Po pokonaniu kanału i śluzy dopływamy do jeziora Szeląg Wielki. 4. Jezioro Szeląg Wielki (i Szeląg Mały). To wyjątkowo ładne miejsce, zwłaszcza w północnej części. Sporo miejsc na biwaki, a także kilka ośrodków wczasowych. W południowej części jeziora jest kanał łączący Szeląg Wielki z Szelągiem Małym. Trzeba kłaść maszt. Uwaga: wyjątkowo ogromne łódki mogą się nie zmieścić pod mostem kolejowym – warto zapytać właściciela, czy da się tam wpłynąć i czy ktoś już to praktykował. Szeląg Mały posiada kilka ośrodków wczasowych usytuowanych wzdłuż brzegu. Porty/bazy żeglarskie. Ostróda – jest tu największa baza żeglarska (3 przystanie). Głównie jest ona wykorzystywana przez rezydentów. W przystaniach pod kątem infrastruktury jest poprawnie. Działa tam jednak klub żeglarski, więc na pewno coś się zmieni (tego sobie życzmy). Ostróda to duże miasto ze wszystkimi tego określenia plusami i minusami. I to w zasadzie wszystko. Jednak jest tutaj sporo ośrodków wczasowych, więc „żagle łazienkowe” spokojnie można uprawiać (to wiadomość dla pań). Stan bazy sanitarnej może być jednak różny, jak zresztą w całym naszym żeglarskim kraju. Podsumowanie, czyli „samo gęste” 1. Długość rejsu (podane ilości dni zakładają, że nie będzie flauty oraz że będzie się pływało codziennie około 4 – 6 godzin): 1. Pojezierze Ostródzkie (3-4 dni) Dla tych, co planują dłuższe rejsy 1. Pojezierze Ostródzkie + Kompleks Jezioraka + (10-14 dni). Czas dopłynięcia z Ostródy na Jeziorak (Kraga): 1 dzień. Należy sprawdzić godziny otwarcia śluz. 2. Pojezierze Ostródzkie + Zalew Wiślany (9 – 12 dni). Czas dopłynięcia z Ostródy do Elbląga: 1,5 – 2 dni. Należy sprawdzić godziny otwarcia pochylni i śluz. 3. Pojezierze Ostródzkie + kompleks Jezioraka + Zalew Wiślany (15 – 21 dni). 2. Dostępność żaglówek – raczej mała. Głównie w Ostródzie w klubie żeglarskim. Tam też można zapytać o prywatnych właścicieli nieobecnych w internecie. Ewentualnie można wyczarterować jacht na Jezioraku (tam wybór jest bardzo duży) i tu dopłynąć. 3. Przeszkody/utrudnienia: 1. Most kolejowy na jeziorze Drwęckim – trzeba kłaść maszt 2. Drwęckie (zachodnia odnoga) za kanałem Elbląskim zmienia się w rzekę. Trzeba zawracać. 3. Kanał między jez. Drwęckim a Pauzeńskim – trzeba kłaść masz i pokonać śluzę. 4. Kanał między jez. Pauzeńskim a Szelągiem Wielkim – trzeba kłaść masz i pokonać śluzę oraz płynąc na motorze około 30 minut. 5. Kanał między jez. Szeląg Wielki i Szeląg Mały – trzeba kłaść maszt. Uwaga ogromne jednostki mogą się nie zmieścić pod mostem kolejowym. 4. „Plusy dodatnie”: 1. Wyjątkowy kameralny klimat. Bardzo ładne i różnorodne pojezierze 2. 3. 4. 5. 5. Masę miejsc do postoju „na dziko” Nie ma tłoku, jest bardzo spokojnie Ostróda – największe miasto na szlaku. Połączenie z kompleksem Jezioraka oraz Zalewem Wiślanym sprawia, że można planować rejsy 3-4 tygodniowe „Plusy ujemne”: Stosunkowo mało marin z prawdziwego zdarzenia (z pełną bazą w dobrym standardzie). 6. Uwagi: Ilość paliwa, jaka będzie potrzebna należy zabrać czarterując jacht, raczej nie polecam tankowania w trakcie rejsu. Na szlaku nie ma dogodnie zlokalizowanych stacji benzynowych. Warto, więc uzgodnić te kwestie z właścicielem łódki. Zwłaszcza, jeżeli planujemy wycieczkę na Zalew Wiślany, lub na kompleks Jezioraka.