więcej... - Prezes Marek Goliszewski
Transkrypt
więcej... - Prezes Marek Goliszewski
Gazeta Wyborcza, ( 20 lipca 2003 roku ) W podatkach trzeba więcej odwagi rozmowa z Markiem Goliszewskim, prezesem BCC. Nasza gospodarka jest jak rower, w którego tryby dostał się piasek. My radzimy zatrzymać rower, oczyścić tryby i ruszyć do przodu. Rząd woli polać tryby oliwą. W ten sposób da się przejechać jeszcze kilka kilometrów, potem jednak tryby się zatrą. Piotr Skwirowski: Czy jest jeszcze szansa, żeby w przyszłym roku obowiązywał podatek liniowy, podatek z jedną stawką, jednakową dla wszystkich osób fizycznych? Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club: Na czysty podatek liniowy nigdy nie było w moim przekonaniu większej szansy. Była natomiast na to, by wprowadzić tzw. podatek powszechny. Rada Przedsiębiorczości, w tym BCC, proponowała podatek 18 proc. od firm-spółek prawa handlowego, od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą i od obywateli. Zdając sobie sprawę z tego, jak trudna jest sytuacja materialna wielu osób, postulowaliśmy, aby kwota wolna od opodatkowania wynosiła 4 tys. zł. Dopuszczaliśmy też możliwość, żeby ta kwota dotyczyła tylko najbiedniejszych. Mamy świadomość, że 80 proc. gospodarstw domowych nie ma żadnych oszczędności. Proponowaliśmy obniżkę podatków nie po to, by mieć lepsze zegarki i lepsze samochody - kto ma je mieć, już ma - lecz po to, żeby pobudzić przedsiębiorczość, by było więcej pracy i lepsze pensje. Do ostatniego wtorku mieliśmy taką nadzieję. We wtorek w czasie posiedzenia komisji trójstronnej rząd przedstawił bardzo jasną, klarowną propozycję "nie do odrzucenia" - w 2004 r. nie będzie podatku powszechnego. PS: Rząd ma inne własne propozycje. Nie chce się spieszyć z radykalnymi zmianami w podatkach. MG: Rząd proponuje CIT [podatek dochodowy od osób prawnych - red.] 19 proc., prace nad stawką podatku powszechnego i systemem podatkowym na 2005 r. i lata następne. Czyli chce rozłożyć reformy na lata. PS: Źle robi? MG: Dziś jest, jeżeli w ogóle, najlepszy moment na radykalne, rewolucyjne zmiany. Nie tylko w systemie podatkowym, ale i w sposobie funkcjonowania gospodarki i państwa. Dzisiaj nie płacimy jeszcze składki europejskiej i nie musimy wygospodarowywać pieniędzy na wykorzystanie unijnych funduszy. W przyszłym roku - już tak. Obniżenie podatków wraz z likwidacją ulg będzie kosztowało budżet państwa - jak zresztą rzetelnie wyliczyło Ministerstwo Finansów - około 11-14 mld zł, zależnie od wariantu. Chcemy więc skłonić rząd do szukania tych pieniędzy drogą równoczesnego racjonalizowania rozdmuchanych wydatków budżetowych. Mnóstwo jest takich, z których poprzez właściwe adresowanie i właściwą kontrolę można wygospodarować pieniądze na to, by podatki dla wszystkich były niższe. To dotyczy różnych agencji i funduszy rządowych, weryfikacji fałszywych rent, które dzisiaj bardzo często są po prostu wyłudzane, subwencji drogowych, mechanizmów indeksacyjnych, KRUS, zamrożenia waloryzacji np. najwyższych emerytur na chociażby dwa lata, podniesienia wieku emerytalnego, ale też wprowadzenia podatku od nieruchomości, np. domów, które nie są przeznaczone na działalność gospodarczą. PS: To się często wiąże z bardzo trudnymi decyzjami, także politycznymi. MG: Problem tego rządu polega też na tym, że jest to rząd socjaldemokratyczny. Poczynił pewne obietnice socjalne przed wyborami i musi się z nich wywiązać. Tyle że z drugiej strony, jeżeli wchodzimy do Unii, gdzie naprzeciw polskich firm stają bogate, zasiedziałe na rynku firmy światowe dysponujące lepszą technologią, lepszymi systemami zarządzania, większymi pieniędzmi, tańszymi kredytami, to my przy takiej jak dziś dystrybucji różnego rodzaju wydatków budżetowych nie mamy wielkich szans. Bo te wydatki blokują obniżenie kosztów wytworzenia towaru, na które składają się podatki i narzuty na płace. Kiedy zracjonalizujemy wydatki państwa, polski towar stanie się tańszy, można go będzie łatwiej sprzedać w kraju, gdzie ludzie nie mają przecież za dużo pieniędzy. I za granicą. Nastąpi dopływ pieniędzy do firm, które będą mogły przeznaczyć je na rozwój, na tworzenie dodatkowych miejsc pracy i podwyższenie płac pracowników. Upraszczam, ale tak zacznie się nakręcać koniunktura. PS: Pewności nie ma. Rząd i Ministerstwo Finansów boją się, że tak się nie stanie. MG: Oczywiście, jest ryzyko. Wszyscy jednak zaryzykowaliśmy, wchodząc do Unii. Bez przeprowadzenia reform ryzykujemy pozostawanie podwykonawcą. Partnerem drugiej kategorii. Zbyt duża "ostrożność" rządu nie pozwoli nam konkurować naszymi towarami i naszą atrakcyjnością inwestycyjną z firmami z UE i ze świata. PS: Jakie są inne argumenty za wprowadzeniem podatku powszechnego? Spróbujmy przekonać rząd. MG: My to robimy od dawna. Szacujemy, że wprowadzenie 18-proc. podatku dla wszystkich zmniejszy np. szarą strefę przynajmniej o jakieś 5 pkt. proc. Oznacza to, że w naszym legalnym obrocie finansowym pojawi się dodatkowo 30 mld zł, część tych pieniędzy wpłynie do budżetu. Przy niskim podatku ludzie będą bardziej skłonni płacić fiskusowi, niż ryzykować, kombinując i kradnąc. Taki podatek nakręci też mechanizmy popytowe. W systemie podatku powszechnego, który proponujemy, nie traci nikt! Niezależnie od tego, czy prowadzi firmę, jest pracownikiem czy emerytem. Ludzie co miesiąc zyskają dodatkowe pieniądze. I nawet jeśli będzie to tylko 300 zł rocznie, jakoś będą musieli te kwoty zagospodarować. Co zrobią? Raczej nie zaniosą tych pieniędzy do banku. Pójdą i kupią skarpetki, filiżankę, lampę. Sklepy będą zamawiały większą ilość towaru. Producent będzie to musiał wyprodukować. Koniunktura zacznie się poprawiać. Nasza gospodarka jest jak rower, w którego tryby dostał się piasek. My radzimy zatrzymać rower, oczyścić tryby i ruszyć do przodu. Rząd woli polać tryby oliwą. W ten sposób da się przejechać jeszcze kilka kilometrów, potem jednak tryby się zatrą. PS: Ministerstwo Finansów bierze to pod uwagę? MG: W zbyt małym stopniu. Liczy tylko straty i koszty, które musi ponieść budżet przy obniżce podatków. A za podstawę wyliczeń bierze parametry gospodarki z 2001 r., i to w sposób statyczny. Socjaldemokracja patrzy na gospodarkę poprzez pryzmat budżetu i obietnic wyborczych - żeby maksymalnie zrównoważyć budżet, wygospodarować pieniądze na składkę unijną i dołożenie do funduszy strukturalnych, a także na wojnę w Iraku. Liczy na to, że jeśli wpłyną pieniądze europejskie, to jakoś nakręcą koniunkturę. To jest myślenie teoretycznie poprawne. Tyle że do tego czasu można zarżnąć tysiące, dziesiątki tysięcy polskich firm, bo one dziś nie mają pieniędzy na rozwój, nie ma wystarczającego popytu i zamówień. Powszechna obniżka podatków poprawi nastroje społeczne, podniesie zdolności kredytowania przedsiębiorstw, zwiększy poziom oszczędności i inwestycji, co w perspektywie co najmniej roku wyrówna uszczerbek w dochodach budżetowych spowodowany obniżką podatków. Polska rzeczywiście wkroczy na tory przyspieszonego rozwoju i zyska opinię kraju, w którym warto inwestować. Zacznie spadać bezrobocie. PS: Jednak gospodarka już wykazuje ożywienie. Może więc radykalne, szybkie ruchy nie są potrzebne? Może wystarczy poczekać, a lepsza koniunktura sama przyjdzie? MG: Rząd twierdzi, że zaczyna się ożywienie w gospodarce. To sprawa dyskusyjna. Owszem, są pewne oznaki poprawy, ale... W dalszym ciągu dominuje stagnacja. W zeszłym roku zbankrutowało ponad 100 tys. firm. Bezrobocie jest w nadal olbrzymie. I nawet jeśli niektóre wskaźniki się poprawiły, to trzeba spojrzeć na źródło tej poprawy. Rosną wpływy z eksportu? Dobrze. A dlaczego rosną? Może dlatego, że z punktu widzenia eksporterów poprawiła się relacja złotego do euro? Wzrosła sprzedaż samochodów? Też dobrze. Tyle że za tym w dużym stopniu stoją kredyty konsumpcyjne i szara strefa, a nie większa ilość własnych i legalnych pieniędzy w kieszeniach obywateli. Prawda jest taka, że dzisiaj nie jesteśmy konkurencyjni wobec firm zagranicznych. Nasze wydatki socjalne w przeliczeniu na obywatela są największe na świecie. Są dwa razy wyższe niż w krajach OECD. Pochłaniają 21 proc. PKB. Żeby jeszcze rzeczywiście przyczyniały się do zmniejszania ubóstwa. Ale nie. Więc może zamiast tak jak dziś pomagać dziesięciu osobom, dając im po 10 zł, powinniśmy pomóc dwóm, ale odczuwalnie, dając im po 50 zł. Wtedy to będzie realne wsparcie. Nasza gospodarka jest jak rower, w którego tryby dostał się piasek. My radzimy zatrzymać rower, oczyścić tryby i ruszyć do przodu. Wydaje się, że rząd woli polać tryby oliwą - byle jechać. W ten sposób da się przejechać jeszcze kilka kilometrów, potem jednak tryby się zatrą. Chcemy o tym w najbliższym czasie porozmawiać z premierem. Ciągle liczę na otwartość ministrów Hausnera i Raczki oraz związkowców. PS: Podatek z jedną stawką mają już Łotwa, Litwa, Estonia i Rosja, niebawem będą go mieć Ukraina i Słowacja. Może po prostu chcą Państwo iść za modą? MG: To nie jest moda. BCC mówi o takim podatku od pięciu lat. Uważamy, że wchodząc do UE jako słabszy partner, musimy się przebić atrakcyjnością inwestowania w naszym kraju, a także atrakcyjnością, jakością i ceną naszych towarów. Cena w prostej linii zależy przecież od podatków i od kosztów pracy. Te są dzisiaj po prostu za wysokie. Węgrzy na przykład od dawna mają 18-proc. podatek dla firm. Także w innych krajach, nawet w USA i Niemczech, podatki są radykalnie obniżane. Musimy na to stanowczo odpowiedzieć. PS: Czyli znów wracamy do tego, co może zrobić rząd. MG: Gdybym był na miejscu wicepremiera Hausnera lub premiera Leszka Millera, zaryzykowałbym wprowadzenie tych rozwiązań. Istnieje oczywiście polityczna obawa o reakcję parlamentu. Ale Polacy sprawdzają się w trudnych sytuacjach. W pierwszej połowie lat 90. Polska była tygrysem nie tylko Europy, ale i świata. Pokazaliśmy, że jesteśmy solidni, zaradni, pracowici, że dajemy sobie radę. Kto się tego po nas spodziewał? Jacek Kuroń mówił kiedyś, że solidarność bała się brać władzę, bo nie wiedziała, co z nią robić, co robić z gospodarką. Gdyby wówczas zabrakło odwagi, to nie byłoby nowego ustroju w Polsce. Dzisiaj ta odwaga, choć racjonalna - bo rację ma minister Hausner, gdy mówi, że "trzeba patrzeć na liczby" - jest po prostu niezbędna. Rozmawiał Piotr Skwirowski 20-07-2003