Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii
Transkrypt
Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii
Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii Justyna Figas C zy istnieje jakieś jedynie słuszne dla katolika podejście do kwestii relacji religii i nauki? Czy myśl Jana Pawła II może pomóc w ustosunkowaniu się do tej problematyki? Można odnieść wrażenie, że odkąd w Polsce zaczęło się więcej mówić o kreacjonizmie i Teorii Inteligentnego Projektu, wśród katolików panuje pewien chaos w sprawie stosunku religii i nauki. Wśród zainteresowanych tematyką science & religion powszechnie przyjęła się typologia zaproponowana przez Iana Barboura (2000) zawierająca cztery modele – konfliktu, niezależności, dialogu i integracji. Jeśli do przyjęcia miałby być model konfliktu, którego klasyczną XIX-wieczną postać zaprezentowali John W. Draper (1875) i Andrew D. White (1896), a który dziś kontynuuje z zapałem choćby ateistyczny celebryta Richard Dawkins, wierzącym nie pozostawałoby nic innego niż okopanie się na skrajnie irracjonalnych pozycjach, co w bardziej wykształconych kręgach Kościoła dawno już przestało być uważane za wystarczającą taktykę. Model integracji zazwyczaj rozpływa się w metafizyce i mistycyzmie, przynosząc hermetyczny idiolekt i nadmiar subiektywnych elementów. Pozostają dwa popularne modele: dialogu 138 Pressje Teka XXIV Klubu Jagiellońskiego i rozłączności. Biorąc pod uwagę przemówienia Jana Pawła II skierowane do ludzi nauki, stawiam tezę, że zarówno myśl papieska, jak i aktualna praktyka kościelna dają wskazówki przemawiające za obydwoma rozwiązaniami. Przed oboma tymi rozwiązaniami − jak spróbuję pokazać − stają jednak poważne trudności. Papieski dialog Gdy rozważa się stosunek Jana Pawła II do nauki, natychmiast przychodzi na myśl Fides et ratio. Śmiało proponuję, by wyjść nieco poza tę encyklikę i spróbować abstrahować od głęboko antropologicznej dychotomii wiary i rozumu jako pewnych umysłowych władz człowieka, a zamiast tego przyjrzeć się bardziej konkretnej dziedzinie szeroko pojętej akademickości oraz religii (nie tylko wiary) i nauce (nie tylko rozumowi) jako instytucjom społecznym. Temu właśnie służy nawiązanie do konkretnych przemówień zanurzonych w kontekście praxis. „U zarania trzeciego tysiąclecia bogata panorama współczesnej kultury otwiera nieznane dotąd i obiecujące perspektywy dialogu między nauką a wiarą oraz między filozofią a teologią. Angażujcie wszystkie swoje energie w kształtowanie kultury i wizji naukowej, które pozwalają zawsze dostrzec obecność i opatrznościowe działanie Boga” (Jan Paweł II 2000b). Od Fides et ratio nie da się jednak całkowicie uciec, ponieważ jest to ważne źródło odniesienia, często cytowane (a wcześniej niejako antycypowane) w papieskich przemówieniach. Między innymi to właśnie sprawia, że słowo „dialog” jest niemal wszechobecne. Należy jednak dobrze się przyjrzeć, jakie dokładnie postulaty Ojciec Święty miał na myśli, ponieważ opcja dialogu przybiera współcześnie rozmaite warianty i nietrudno o ekwiwokację. Równoprawny dialog między religią a nauką zakłada obustronny przepływ informacji. Zarówno odkrycia naukowe mogą wpływać na prawdy wiary, jak i treści religijne mogą modyfikować efekty dociekań naukowych. Od wielu lat dojrzałe i wysublimowane koncepcje utrzymane w tym duchu promują głównie myśliciele anglosascy. Nie waham się przed stwierdzeniem, że to ten właśnie krąg kulturowy kształtuje obecnie globalne wyobrażenie o dialogu między religią a nauką. Wejście w te rozważania nieuchronnie pociąga za sobą zanurzenie w świat myśli anglikańskiej i protestanckiej. Nie wydaje mi się to jednak nie na miejscu, ponieważ − abstrahując nawet od faktu, że nie istnieje bardziej opiniotwórczy materiał − Papież apelował o otwar- Papież apelował o otwartość świata nauki na wszystkie religie tość świata nauki na wszystkie religie (Jan Paweł II 2000a). Pośrednim wskaźnikiem tej otwartości jest praktyka niedyskryminowania kandydatów na członków Papieskiej Akademii Nauk pod względem wyznania. Najpierw weźmy pod uwagę kierunek oddziaływania bardziej oczywisty i zdecy- dowanie częściej chwalony w nowoczesnej scjentystycznej rzeczywistości, czyli wpływ nauki na religię. Można go dostrzec zarówno w sferze ontologii, jak i epistemologii. Częstym postulatem metafizycznym jest oczyszczanie obrazu Boga w świetle ugruntowanej wiedzy o świecie. Do celów teologicznych i apologetycznych wykorzystywano szczególnie teorię Wielkiego Wybuchu (w powiązaniu ze stworzeniem), fakt istnienia praw przyrody i stałych fizycznych (zasada antropiczna) czy oddziaływania nielokalne, z których wyciągano zabarwione holizmem wnioski na temat istnienia pod powierzchnią zjawisk Zasady lub Istoty porządkującej wszechświat. Dojrzałym przykładem idei łączącej wiedzę przyrodniczą, koncepcję ontologiczną i obraz Boga jest panenteistyczna teologia procesu sięgająca korzeniami filozofii Alfreda Northa Whiteheada. Jej zwolennicy rezygnują z metafizyki zorientowanej na substancję, podkreślając zmienność i proponując procesualną wizję rzeczywistości, gdzie żaden agent ani na chwilę nie opiera się wszechogarniającej zmianie. Wszystkie te byty-procesy, cały wszechświat, mieszczą się jakoś w Bogu, który również jest jednym spośród działających agentów i oddziałuje, jak to wyraził Alister McGrath, przez perswazję (2009: 144). Bóg jest pierwotny wobec stworzenia i przewyższa je dlatego, że ustanowił pewien pakiet warunków początkowych we wszechświecie. Wybrał jednak samoograniczenie, które oznacza właściwie rezygnację z wszechwiedzy i wszechmocy. Być może najdonioślejszą prawdą głoszoną przez panenteistów jest to, że świat wpływa na Boga, a nie tylko na odwrót. Oprócz oczywistych korzyści na polu teodycei (rozprawienie się z problemem zła moralnego i naturalnego za jednym zamachem), teologia procesu przynosi niejako „unaukowiony” obraz Boga: „Przez wieki religia cierpiała z powodu myśli, że Bóg działa, interweniując w prawa przyrody i sprawy Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii 139 świata. Nauka odskoczyła od religii częściowo dlatego, że klasyczne interwencjonistyczne spojrzenie na Boskie działanie po prostu nie jest kompatybilne z odkryciami nauki – tak samo, jak społeczeństwo, które generalnie zareagowało przeciw teizmowi, a w stronę agnostycyzmu i ateizmu […]. [Panenteizm] oferuje formę teizmu bez interwencjonizmu czy wpychania się. Panenteizm usuwa potrzebę dystansu, potrafi zatem zbliżać naukowców i teologów do siebie” (Brierley 2006: 643). Propagatorem dialogu religii i nauki na polu epistemologii i metodologii jest Alister McGrath, który ułożył podwaliny naukowej teologii (scientific theology) opartej na krytycznym realizmie Roya Bhaskara. McGrath postuluje wykorzystanie metody naukowej w teologii, aby zająć się jej właściwym przedmiotem, czyli Bogiem, objawieniem i prawdami wiary. Nie poleca przywiązania się do konkretnych odkryć naukowych i bezpośredniego wspierania nimi doktryny, jako że są one nieustannie aktualizowane, podkreśla za to, że zarówno nauki, jak i teologia badają inteligibilne realności zewnętrzne wobec umysłu człowieka. Pomostem między nimi jest doktryna stworzenia. Teologia nie jest więc nieskrępowanym ćwiczeniem wyobraźni, lecz odpowiedzią na rzeczywistość i ma charakter aposterioryczny. Co najważniejsze „ponieważ jej metoda jest aposterioryczna, teologia naukowa musi być również krytyczna; musi stale testować teologiczne teorie i hipotezy wobec opisywanych przez nie rzeczywistości” (Myers 2006: 13). Drugi kierunek oddziaływań, ustawicznie i ostro krytykowany, czyli wpływ religii na naukę, dobrze ilustruje przypadek Teorii Inteligentnego Projektu (TIP), wedle której nie wszystkie struktury obserwowane w organizmach żywych mogły powstać na drodze ewolucji przez dobór naturalny. Te wyjątkowe struktury, takie jak oko czy wić bakteryjna, zostały opisane przez Michaela 140 Justyna Figas Behe i nazwane przez niego „nieredukowalnymi złożonościami” (Behe 2008). Jego zdaniem musiały one − aby być funkcjonalnymi − zawsze istnieć w tej samej postaci, co obecnie. Przeciwnicy TIP starają się wykazać, że zwolennikami tej teorii kieruje czysto religijna motywacja. Niezależnie od tego, czy tak jest w istocie, nietrudno zauważyć, że skoro zwolennicy TIP przechodzą od istnienia nieredukowalnych złożoności do istnienia Inteligentnego Projektanta i nie dopuszczają możliwości innego niż Darwinowska ewolucja, lecz nadal naturalnego procesu kierującego przyrodą, który mógłby zostać w przyszłości odkryty, dokonują projekcji myślenia religijnego na naukowe. Na pierwszy rzut oka widać, że choć omówione wyżej prądy wydają się niezwykle obiecujące, to są metafizycznie kosztowne i stawiają katolików w obliczu heterodoksji. Problem stanowią − odpowiednio − daleko posunięta immanencja Boga, ewolucja dogmatu wynikająca z zaadaptowania kryterium testowalności hipotez do teologii oraz powrót „Boga luk”. Czy na takim dialogu zatem zależało Papieżowi? Wydaje się, że głównym celem zachęcania do przyjaznych interakcji między religią a nauką było dla Jana Pawła II stanowcze odparcie modelu konfliktu. Wobec tego możemy postawić znak równości między „dialogiem” a „nie-konfliktem” czy „niesprzecznością”. Zwracając się do Papieskiej Akademii Nauk, Ojciec Święty podkreślał: „Poznanie rozumowe nie wyklucza jednak innej formy poznania, jaką jest poznanie przez wiarę, oparte na prawdzie objawionej” (1998). Drugim istotnym celem było stawanie w obronie Biblii i Tradycji. Jan Paweł II nie mógł nie dowartościować teologii naturalnej, jeśli chciał ocalić św. Pawła i św. Tomasza. W czasie Jubileuszu Naukowców Papież powiedział: „Wiara […] zdolna jest połączyć w całość i przyswoić sobie owoce wszelkich poszukiwań, ponieważ wszelkie poszukiwania, prowadząc do głębszego zrozumienia rzeczywistości stworzonej w całej jej konkretności, dają człowiekowi możliwość odkrycia Stwórcy, źródła i celu wszystkich rzeczy: «Od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła» (Rz 1: 20). Pomnażając swoją wiedzę o wszechświecie, […] człowiek zyskuje możliwość jak gdyby pośredniego postrzegania obecności Bożej, którą potrafi odczytać w «milczącej księdze», wpisanej przez Boga w stworzenie” (2000b). Warto również zauważyć, że bliźniaczo podobny front apologetyczny, oparty na jedności wiedzy, kształtuje bardzo wpływowy brytyjski laureat nagrody Templetona, fizyk i duchowny anglikański John Polkinghorne (2008). A może separacja? Skoro tyle świadectw wskazuje na model dialogu, dlaczego uznawać, że istnieją w myśli papieskiej argumenty za rozdziałem religii i nauki? Znów trzeba najpierw przyjrzeć się najbardziej wpływowym koncepcjom separacji, aby udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi bez żonglowania wieloznacznościami. Postulat rozdziału ma przynajmniej dwa oblicza: NOMA (non-overlapping magisteria) i neoortodoksję. NOMA, czyli „nieobejmujące się magisteria”, to idea amerykańskiego paleontologa i biologa ewolucyjnego Stephena Jaya Goulda. Przez magisteria rozumie on domeny nauczania, w obrębie których funkcjonuje pewien znaczący dyskurs i w których rozwiązuje się problemy za pomocą właściwych dla danego magisterium metod. W swoim dziele Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia (2002) Gould głosi i uzasadnia pogląd, że nauka i religia są nieobejmującymi się magisteriami, które odpowiadają na zupełnie inne pytania i nie wchodzą sobie w kompetencje. Jego zdaniem wszystkie sytuacje w historii, w których bywało inaczej, nie były konieczne i przynosiły szkody. Nauka skupia się na empirycznej dziedzinie faktów i wyjaśnia, jak działa świat i dlaczego, zaś religia − na obszarze wartości moralnych i ostatecznego sensu. Neoortodoksja Karla Bartha stanowi z kolei próbę przeprowadzenia rozdziału nauki i religii z religijnego, a konkretnie − radykalnie protestanckiego punktu widzenia. Jego stanowcze zanegowanie teologii naturalnej w imię maksymalnego dowartościowania objawienia biblijnego, zawarte w Die Kirchliche Dogmatik (1932–1967), wyrastało z przekonania, że teologia „nie jest odpowiedzią na pytania czy sytuację człowieka; jest ona odpowiedzią na słowo Boże” (McGrath 2009: 59). Co więcej, zupełna transcendencja Boga powoduje niezgodność języka naukowego z religijnym, gdyż nauka może powiedzieć coś o stworzeniu, ale nigdy o Stwórcy, stąd nie potwierdza ani nie falsyfikuje żadnych twierdzeń o Bogu. Na podstawie powyższych rozważań, nawet bez znajomości trzynastu tomów Die Kirchliche Dogmatik, natychmiast nasuwa się wniosek, że zarówno propozycja Goulda, jak i stanowisko Bartha z konieczności prowadzą do fideizmu, który z pewnością nie zostałby uznany za zadowalający, czy nawet w ogóle dopuszczalny przez wielu katolików. Droga Jana Pawła II do rozdziału nauki i religii – łagodnego, zaznaczam od razu – przebiega zgoła inaczej. Po pierwsze, papież podkreślał, że wiedza religijna tworzy jakby wyższe piętro ponad wiedzą naukową i dlatego − co logiczne − nie wchodzi z nią w kolizję. Jedyna synteza, jaka może się między nimi dokonać, ma wymiar zdecydowanie egzystencjalny czy duchowy, który wymyka się poza naukowe pojmowanie świata w stronę „prawdy” i „mądrości”. Jan Paweł II podkreśla przy tym znacząco, że nauki Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii 141 i teologia posługują się odmiennymi metodami: „obecność nauk teologicznych pośród innych dziedzin zgłębianych na uniwersytecie stwarza możliwości cennej wymiany myśli. Fides et ratio spotykają się w poszukiwaniu mądrości. Posługują się innymi narzędziami i metodami, ale ubogacają się wzajemnie na drodze odkrywania wielorakich wymiarów prawdy” (Jan Paweł II 2005e). Zdaje się to wynikać wprost z transcendencji Boga: „niewyczerpana hojność natury, umożliwiająca wciąż nowe odkrycia, jest rzeczywistością wskazującą − ponad samą sobą − na Stwórcę” (Jan Paweł II 2005d; wyróżnienie moje – J.F.). Po drugie, ważny trop kryje się w fakcie, że Ojciec Święty promował naukę zaangażowaną. Interesowało go zastosowanie nowych technologii oraz problemy etyczne i społeczne na tym polu, a także postawa moralna uczonych. „Inna sprawa, o której Jan Paweł II wspominał wielokrotnie [w przemówieniach do Papieskiej Akademii Nauk – J.F.] to potrzeba, aby badania naukowe i ich aplikacje respektowały kwestie moralne. Oznacza to, że naukowcy powinni ćwiczyć się w mądrości, dokonując praktycznego zastosowania swoich naukowych odkryć. Globalna społeczność naukowa, reprezentowana przez rozmaite Akademie Nauk, mogłaby być narzędziem budowania pokoju i rozwoju” (Sánchez Sorondo 2003: 231). Papież żywił nadzieję, że naukowcy pomogą podnieść poziom edukacji, poprawić jakość opieki zdrowotnej, tworzyć społeczeństwo wiedzy, promować sprawiedliwość i sprzeciwiać się wojnom. Powinni również przyczyniać się do popularyzacji ekologii oraz inspirowanych chrześcijaństwem rozwiązań bioetycznych (Jan Paweł II 2002). Przemówienie do Papieskiej Akademii Nauk w 1999 roku było w całości poświęcone kwestiom praktycznym, takim jak eksploatacja zasobów naturalnych, rolnictwo, zanieczyszczenie środowiska, kształcenie kadr pracow- 142 Justyna Figas niczych, konsumpcjonizm i prawa człowieka (Jan Paweł II 1999b). Wydaje się więc, że katolicyzm nie rości sobie pretensji do tworzenia jakiejś konfesyjnej filozofii nauki. Chciałby być raczej sędzią moralnym. Uczeni najlepiej znają swój fach, zatem ingerencje na poziomie odkryć, teorii i metodologii są zbędne. Można na tym gruncie słusznie snuć rozważania, czy debata „wiara kontra rozum” nie powinna być uznana za abstrakcyjną i niekonkluzywną, skoro osiągnięcia nauki są dla Kościoła taken for granted. Naukowcy mieliby się w takim razie zająć obiektywnymi i nieideologicznymi badaniami, które nie mają nic wspólnego z prawdami wiary czy uzasadnianiem istnienia Boga. Sądzę, że stosunek Stolicy Apostolskiej do teorii ewolucji, której się ani nie odrzuca, ani nie czyni narzędziem teologicznym, legitymizuje podobne wnioski do pewnego stopnia, a stąd już blisko do konkluzji (wyrażonych poniekąd przez Sobór Watykański I), że niezależnie od tego, jakie prawidłowości przyrodnicze nauka odkryje, we wszystkich nich kryje się i działa Bóg, nie trzeba więc dla Niego szukać wyjątkowej „magicznej” przestrzeni. Spór między religią a nauką nabiera wówczas czysto politycznego charakteru – przenosi się na ustawy o ochronie embrionów, przyznawanie dotacji na takie, a nie inne badania, zakres opieki społecznej itd. Synteza: dialog ograniczony Mam nadzieję, że udało mi się wykazać, że Jan Paweł II rysował przed naukowcami dwie ścieżki współistnienia nauk z religią. Nie jest jednak moim celem krytyka niespójności czy wytykanie niekonsekwencji. Wolałabym raczej pokazać, że z tych pęknięć w argumentacji wyrasta trzeci wariant – prawdziwie oryginalny i prawdziwie katolicki (choć oczywiście nie jedyny możliwy dla katolika), mianowicie coś, co nazwałam roboczo dia- logiem ograniczonym. Aby go przedstawić, posłużę się niektórymi myślami ze słynnego listu Papieża do profesora George’a Coyne’a SJ, dyrektora Obserwatorium Watykańskiego. Wydaje mi się, że upływ czasu omija Z tych pęknięć w argumentacji wyrasta trzeci wariant – prawdziwie oryginalny i prawdziwie katolicki ów list, pozostaje on bowiem już od ponad dwudziestu lat dziełem wybitnym, racjonalnym, dojrzałym i aktualnym. Tłem rozważań pozostaje twierdzenie o różnorodności i warstwowości rzeczywistości i przekonanie, że każdym, nieredukowalnym do innych, piętrem zajmuje się odpowiednia dyscyplina umysłowa czy dziedzina nauki. Wynika z tego oczywiście nietożsamość nauk i teologii, z której Jan Paweł II wyciągnął nawet mocniejsze wnioski o ich suwerenności, czy też niemal samowystarczalności: „Religia nie opiera się na nauce, ani nauka nie jest rozwinięciem religii. Każda z nich powinna posiadać własne zasady, układ procedur, zróżnicowanie interpretacji i swoje własne wnioski. Chrześcijaństwo posiada źródło swojego usprawiedliwienia w sobie i nie oczekuje, by nauka tworzyła jego fundamentalną apologetykę. Nauka musi zaświadczyć o swej własnej wartości. Tak religia, jak i nauka mogą i powinny podtrzymywać się nawzajem, jak różne wymiary kultury ludzkiej, lecz żadna z nich nie może zakładać, że tworzy dla drugiej konieczną przesłankę” (Jan Paweł II 2000a: 244). Uznanie suwerenności nie wpływa na stanowisko mówiące, że to wierzący dysponują najpełniejszym wglądem w wiedzę i jej jedność, ponieważ obejmują oglądem wszystkie warstwy rzeczywistości, także tę nadnaturalną, duchową czy boską. Ważne jest jednak, aby rozumieć, że religia rozpościera się poza horyzontem nauki, ponieważ mówi o sensie (Jan Paweł II 2000a: 248). Obszarami granicznymi, które zarówno nauka, jak i religia uznają za właściwe sobie dziedziny zainteresowań (i wobec tego teologowie powinni korzystać z osiągnięć nauki, zajmując się tymi obszarami), to zdaniem Ojca Świętego szeroko pojęta wiedza o człowieku z elementami antropologii, psychologii religii, etyki, myśli politycznej i eklezjologii, ale też „zrozumiałość przyrody i historii” (Jan Paweł II 2000a: 245). Co nawet ważniejsze, nauka i religia, jako wytwory tego samego społeczeństwa, kultury i epoki, dzielą ze sobą język, pewien paradygmat czy kod kulturowy właściwy danym czasom. Prawdopodobnie jednak Papież uważał je za formy do pewnego stopnia niezależne od treści: „Teologia nie ma przyjmować bez żadnej różnicy każdej nowej teorii filozoficznej czy naukowej. Lecz o ile odkrycia te stają się częścią intelektualnej kultury danego czasu, teologowie muszą je rozumieć i potrafić ocenić ich wartość jako środków do wydobycia z wiary chrześcijańskiej ukrytych możliwości […]. I tak, na przykład, hilemorfizm arystotelesowskiej filozofii przyrody został zaadaptowany przez średniowiecznych teologów w celu lepszego zbadania natury sakramentów i unii hipostatycznej. Nie oznacza to, że Kościół orzekł prawdziwość lub fałszywość podejścia arystotelesowskiego; nie było to przedmiotem troski Kościoła” (Jan Paweł II 2000a: 246). W pierwszej części artykułu napisałam, że dialog między religią a nauką z definicji zakłada obustronne wpływy. Tak jest również w wypadku dialogu ograniczonego proponowanego przez Jana Pawła II, jednak elementem wyróżniającym myśl papieską zdaje się spostrzeżenie, że oddziaływania w jednym kierunku winny zachodzić na innym poziomie niż w drugim kierunku. Nauka wpływa na doktrynę religijną, choć nie automatycznie, Dialog czy separacja? Jan Paweł II o nauce i religii 143 nie rewolucyjnie i nie bezkrytycznie, choćby przez dostarczanie języka czy „oczyszczanie z przesądu”1 (Jan Paweł II 2000a: 248), ale religia nie wpływa na „doktrynę”, czyli teorie, modele czy odkrycia, lecz na praktykę na- Oddziaływania w jednym kierunku winny zachodzić na innym poziomie, niż w drugim kierunku ukową, a nade wszystko na jej etyczną stronę i aplikację technologii. Ciekawa jestem, jak blisko stąd do wniosku, że ze wszystkich wymienionych w tekście przedstawicieli nurtów w dziedzinie science & religion, najbliższy Papieżowi jest Stephen Jay Gould. Aby nie wywoływać wrażenia, że problemy zostały rozwiązane, zamiast podsumowania proponuję refleksję nad trzema wątpliwościami. Po pierwsze, jakie miejsce mają w Kościele ci, którzy wyraźnie nie podzielają mainstreamowego papieskiego stanowiska? Przypominam, że wspomniana przeze mnie gwiazda ruchu Intelligent Design, Michel Behe, jest rzymskim katolikiem. Po drugie, co począć z poważniejszą kwestią, to znaczy z dwiema komplementarnymi anatemami Soboru Watykańskiego I z konstytucji Dei Filius: „Gdyby ktoś mówił, że jednego i prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny z pomocą naturalnego światła rozumu ludzkiego – niech będzie wyklęty. Gdyby ktoś mówił, że jest niemożliwe albo niewskazane, aby człowiek był pouczany przez Objawienie Boże o Bogu i o czci, jaką winien Mu oddawać – niech będzie wyklęty” (DF: II, 1–2). Trzeci problem tkwi w koniecznej dla ortodoksji wierze w cuda. O ile nawet wierzący mogliby argumentować za poprawnym politycznie pojmowaniem cudu jako znaku od Boga, dopuszczając, że kiedyś znajdzie się naturalistyczne objaśnienie na przykład uzdrowień czy cudów eucharystycznych, o tyle „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor: 15, 14). Ponieważ trudno mi sobie wyobrazić zwrot demitologizacyjny w Kościele katolickim, żywię obawy, że najszczersze intencje irenistycznych specjalistów od rozdzielania religii i nauki trafiają w tym miejscu na nieusuwalną przeszkodę, chyba, że dopuści się fideizm. Przypisy: 1. Szkoda, że Papież nie rozwinął tego tematu, wskazując, co rozumiał przez przesąd. Pozwolę sobie wysunąć przypuszczenie, że mogło chodzić m.in. o spotykane w innych religiach wierzenia falsyfikowalne empirycznie, jak na przykład kreacjonizm młodej Ziemi albo wyznaczanie daty końca świata. W takim przypadku oczyszczeniem chrześcijaństwa z przesądu dzięki nauce byłoby na przykład zwalczanie literalizmu biblijnego przez rewolucję kopernikańską i teorię ewolucji. Co dalej? Tuż obok Jędrzej Grodniewicz próbuje pokazać, że według Papieża nauka jest pomocnicą, a według kreacjonistów − niewolnicą teologii. 144