Jedziemy do Mursich – plemienia bodaj
Transkrypt
Jedziemy do Mursich – plemienia bodaj
Jedziemy do Mursich – plemienia bodaj najbardziej tajemniczego i dziwnego ze wszystkich w południowej części kraju. Właściwie wszystko, co wiemy o Mursich (a wiemy – mimo kilku filmów na ich temat – wciąż niewiele), jest niekompletne, nie do końca potwierdzone, w sferze domysłów i teorii. […]. Cóż zatem wiemy o Mursich? Wiemy, że zamieszkują kilka wiosek położonych w dolinie rzeki Omo, w granicach parków narodowych Omo oraz Mago. Wiemy, że są narodem zasadniczo pasterskim, który przemieszcza się w ciągu roku wzdłuż doliny. Lecz najbardziej znanym elementem, tworzącym nasze wyobrażenie tego ludu, jest zwyczaj wkładania w dolne wargi kobiet glinianych krążków – zwyczaj dla nas niezrozumiały i barbarzyński, lecz czy twierdząc w ten sposób, znowu nie oceniamy wszystkiego przez pryzmat naszej, podobno wyrafinowanej i cywilizowanej kultury, która jednak dopuszcza kolczykowanie ciała i tatuaże? Naturalnie nie sposób nie zadać pytania o przyczyny takiego „naznaczania” kobiet. I znów nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Istnieją co najmniej cztery teorie wyjaśniające ten obyczaj, lecz żadna z nich nie jest stuprocentowo pewna i wiążąca, bo też – mimo dziesiątek i setek turystów dziennie, które odwiedzają ich osady (szczególnie w parku Mago) – wciąż jeszcze jest to mało znane i poznane plemię. Teoria pierwsza mówi, że owe gliniane płytki w ustach to po prostu sposób na upiększenie (jeśli ktoś w tej chwili wyraża jakieś wątpliwości i robi zdziwioną minę, to proszę sobie przypomnieć niektóre plemiona indiańskie w Ameryce Południowej, które podbródek przebijają drewnianym kołkiem, albo też Papuasów z Nowej Gwinei, którzy kawał zakrzywionej kości czy rogu wkładają sobie w otwór w nosie). Wedle drugiej teorii jest wręcz przeciwnie: zakładanie krążków ma służyć oszpeceniu. A to z kolei ma odstraszyć handlarzy niewolnikami. W takim wypadku zwyczaj ten datować by się musiał od XVI, XVII czy XVIII wieku – czasów powstania i rozkwitu niewolnictwa. Ale nawet i teraz niebezpieczeństwo porwania nie minęło całkowicie: wszak te rejony Etiopii nie leżą daleko od południowego Sudanu, w którym do tej pory porywa się kobiety i dzieci, aby uczynić z nich niewolników […]. Trzecia teoria głosi, że wielkość użytej płytki zależy od ilości bydła, jaką dysponuje rodzina kobiety. Wreszcie ostatnia każe postrzegać kobiety Mursich jako wyjątkowo podatne na działanie sił nieczystych. Według niej bowiem płytka w ustach ma służyć ich zamknięciu i zapobiec wniknięciu przez nie złych duchów. Mężczyźni takich płytek nie potrzebują… Bez względu na to, jaki jest prawdziwy cel i powód noszenia tych glinianych „ozdób”, faktem jest, że ich założenie wymaga od kobiet bólu, oszpecenia i poświęcenia. Zaczyna się w bardzo młodym wieku, mniej więcej 13, 14 lat. Wówczas – używając żyletek, ostrego szkła, nożyczek czy noży, a czasem po prostu spłaszczonego gwoździa – rozcina się wzdłuż dolną wargę. Gdy tak powstały otwór się zabliźni, umieszcza się w nim mały, dwu-, trzycentymetrowy krążek. Średnicę krążka stopniowo się powiększa, aż osiąga on wręcz monstrualne rozmiary – największy, jaki widzieliśmy, musiał mieć chyba ze 20 centymetrów! Gdy płytka jest już na tyle duża, że przestaje się mieścić – wybija się kobiecie przednie dolne zęby. Pozostaje pytanie bez odpowiedzi, czy znosi ból i cierpienie w imię urody, czy też dla celów pragmatycznych, albo wręcz wbrew sobie… Całe nieszczęście polega na tym, że owe płytki zakładane są tylko wtedy, gdy do wioski przyjeżdżają turyści lub podczas ważnych uroczystości plemiennych czy wiejskich. Przez pozostały czas dolna warga zwisa swobodnie, przez szczelinę w dolnych zębach wycieka zaś ślina… Ból, oszpecenie, upośledzona mowa i mało apetyczny wygląd – tyle poświęceń dla jednego krążka!