rok iv dwudziestopięciolecie "wesela".
Transkrypt
rok iv dwudziestopięciolecie "wesela".
Opłatę pocztową UISZczono ryczałtem ROK IV WARSŻAWA, 21 MARCA 1926 R. ------c-~ ·-- ~~-- · - - - uggodniś ~ poJ/Jięcong - Nr 12 pofJAiej BalluTz e feaFraln ej. DWUDZIESTOPIĘCIOLECIE "WESELA". 16 marća upłynęło dwadzieścia pięć lat od w Warszawie, dziennikarz - Sosnowski reży premiuy krakowskiej "\Vesela". Jedna to serem i artystą teatru miejskiego we Lwowie, z najważniejszych dat w historii teatru polskie- Czepiec - ówczesny zasłużony dyrektor teatru go. Teatr im. Słowackiego uczcił ją uroczys tą Kotarbiński - artysta Teatru Narodowego,R acheakademią i wznowieniem dzieła la - Sulima artystką TeatruPolWyspiańskiego: z premjeroskiego w Warszawie, Haneczwej obsady pozostało w Kraka - Czechowska artystką T ekowie tylko trzech artystów: atru Nowego w Poznaniu, StaSenowski (Hetman), J ednows zek-Micińska art.Teatru im. ski (Rycerz Czarny, obecnie Bogusławskiego, WernyhoraWernyhora) i siedemdziesię Knake Zawadzki reżyserem ciodwuletni staruszek Fuchalteatru w Sosnowcu, Widmo ·ski (Upiór). Sarnowski artystą B a g at e l i Teatry warszawskie milczew Krakowie, Morska (Maryniem pominęły ten wielki juna), Jutkiewiczówn a (Zosia), bileusz. Wszak · Teatr NaroSokolicz (Kasia), Gawlikowska dowy do tej pory niema (Kuba) opuściły scenę. Janiw swym repertuarze ani jedkawska (lsia) fest suflerem nego utworu Wyspiańskiego. teatru w Krakowie. Aktorzy premjerowi? RozZmienił się dzisiaj więc zuprószyli się po Polsce- inni pełnie afisz teatralny "Wesenieżyją: nieżyje już odtwórla" w teatrze krakowskim, któczyni roli gospodyni - ś. p. ry jednak stara się zachować Senowska, nieżyje pierwszy tradycję pierwszego, niezapopan młody - Zawierski, Mamnianego p r z e d s t a w i e n i a, rysia - Walewska, ojciec z którego "próby odbywały Wójcicki, Jasiek - Mielewski, się pod kierunkiem WalewFot . .f. Malarski. Klimina- Wojnowska, Żyd Adwentowicz jako Czarowic w "Róży" Zeromskiego skiegO przy pomocy samego Przybyłowicz, Dziad Stę autora", jak głosiły ówczesne powski, Chohoł- Popławski, Nos -Walewski, komunikaty. Teatr Polski, wystawiając "Wesele" Czepcowa - Wójcicka, Ksiądz - Strycharski. przed kilku laty, wprowadził już szereg zmian reDwunastu aktorów z premjerowej obsady nie żyje! żyserskich, inaczej prżedewszystkiem potraktował Pierwszy "gospodarz" i pierwsza ,.radczyni" scenę Isi z Chochołem (lsię grała świetnie Umiń pp. Sobiesław i Wolska żyją na emeryturze ska), dając jej formę snu. Dalej poszła jeszcze w Krakowie, panna młoda - Sicmaszkowa wy- Reduta w Wilnie, dając zupełnie nowe ujęcie stępuje w Ameryce, Stańczyk ·- Kamiński jest mscenizacyjne i reżyserskie. dyrektorem Teatru Narodowego, Kasper (póź Te zmiany są zupełnie zrozumiałe. Niemniej niejszy niezrównany Czepiec) - Zelwerowicz, jfdnak z uznaniem podnieść należy troBkę teatru dyrektorem teatru im. Bogusławskiego, poeta krakowskiego, by na tej scenie przed:;tawieni a Pawłowski reżyserem i artystą Teatru Lelnie~p "Wesela" nie różniły się od swego pierw0wzoru. Nr 12 94 TECHNIKA SZOPKOW A I JEJ ZASTOSOWANIE W DRAMA TURGJI WYSPIAŃSKIEGO W ostatnich . n-rach "Życia Teatru" pojawiło figur, zmieniające{' się nieraz w karykaturalną prac o jasełkach i szopce, m. in. dys- groteskę. Niepomierny wzrost tego 'Vłaśnie świeckiego kusyjny artykuł p. T. Peipera (nr. 1), podkreinterludjum, opartego na materjale realistycznoślający konieczność ręformy teatru szopkowego oraz jego podatność dla wszelkiego rodzaju rodzajowym z zabarwieniem humorystycz.loeksperymentowania. W żadnym jednak z tych satyrycznem, powoduje w XVII w. wydanie oficjalnego zakazu urządzania przedstawień szopartykułów nie znajdujemy przedstawienia wła kowych w obrębie kościoła. · ściwej techniki szopkowej, ni rozpafrzenia prób Przechodzi więc szopka zupełnie w ręce świec zastosowania jej w dramacie literackim. Uwakie, w te sfery, których umysłowemu poziomowi żam, że trafne podkreślenie wartości "szopki", jako teatrzyku eksperymentalnego, nie wyczer- najbardziej odpowiadała, a więc w sfery ludopuje jednak całości zagadnienia. Że, podobnie we. Mając wszelkie dane, aby ze scen intermediojak teatr może wejść do szopki, tak i szopka wych, rodzajowych, rozwinąć się w dramat popularny czy w komedję obyczajową, wobec nismoże wej-ść do teatru. Przy dzisiejszym zaś kryzysie teatralnym, renowacja powinna pójść nie kiego poziomu kulturalnego naszego ludu, utrzyw kierunku daremnej rywalizacji z kinematogra- mała się po dziś dzień w swej pierwotnej pofem, lecz właśnie wręcz przeciwnie, w kierunku staci, przechowując jednak w tej formie swą arcyciekawą konstrukcję prymitywnej techniki prymitywizmu, na której to drodze wcześniej czy później zetknąć się musimy m. in. ze wzo- teatru misterjawego i szereg charah.terysty-::znych rysów dramatyki ludowej . rami szopki i wogóle dll"amatyki ludowej. · Szczególnym zbiegiem okoliczności polska Nie będziemy tutaj wspominać o rozmaitych z pogańskich jeszcze czasów się wywodzących , twórczość dramatyczna rozwijała się dotychczas obrzędach religijno-zwyczajowych ("uczta ko- · zapatrzona przeważnie we wzory obce, kopju. d y " , " t uron. " 1. t . p: ) , z kt oryc . h , po- jąc mechanicznie rozmaite klasyczne, naturaliszł a " , " d zta dobnie jak u Greków, mógł się rozwinąc polski tyczne, czy wreszcie symboliczne szablony. dramat narodowy. Wprowadzenie nowej wiary Próżno Mickiewicz w swych prelekcjach parysi tępienie z tradycją pogańskiego kultu związa kich wołał o s t w o r z e n i e d r a m a t u n anych zwyczajów, ig:r, pląsów itp., wyłączyło ten r o d o w e g o, s ł o w i a ń s ki e g o przez naniezmiernie cenny zaczyn z procesu kształtowa wrót do pierwotnej dramatyki ludowej Daremnie nia się w Polsce narodowego teatru i dramatu. w II i IV części "Dziadów" podawał wzór udpowiedniej techniki teatralnej, wprost dopraRównocześnie jednak, kościół, zdawszy sobie szającej się o właściwą inscenizacj~ wedlag sprawę z olbrzymiego znaczenia teatru, jako zasad trójkondygnacyjnej (świat ludzi; ziemia, środka wychowawczego i propagandowego, nie świat duchów dobrych : niebo, złych: piekło), omieszkał posłużyć się formą widowiska scen!~ cznego do propagandy wiary chrześcijańskiej . prymitywistycznej sceny średniowiecznego miW ten sposób powstają średniowieczne misterja, strjum. djalogi, moralitety, officja itp. Specjalne miejPomijając, mniej lub więcej samodzielne, sce zajmują tu jasełka (historia ich znana z ar- literackie przeróbki szopki, z najdoskonalszem w tym względzie "Betlejem Polskiem'· L Rytykułu p. Starzyńskiego w n-rze 8), mające pierwotnie charakter pantomimy z ilustra:::ją kantycz- dla, natrafimy wresżcic na dwóch najwybitniejszych, nowoczesnych dramaturgów polskich, kową, z których z czasem rozwija · się szopka, jako misterjuro łątkowe (lalkowe), prototyp którzy pokusili się · o odrodzenie dramatu polteatru marionetek. Taką samą ewolucję prze- skiego przez nawrót do najwłaściwszych, rodzichodzą jasełka w Polsce, znane tu już w XIV, mych form konstrukcji sceniczneJ, t. j. do traa napewno z początkiem XV w. Mianowicie, dycji średniowiecznego misterjuro i prymitywu niektóre z zakonów dla celów atrakcyjnych szopkowego. Renowatorami tymi są: St. Wys(patrz "Pamiętniki" Kitowicza), ożywiają pan- piański, w niektórych scenach 11 Nocy Listopadotomimowe jasełka, wprowadzając figury rucho- wej", "Wyzwolenia", "AchUleis", a przedeme (łątki) i tworząc szopkę właściwą, jako wi- wszystkiem w ściśle na technice szopkowej opardowisko liturgiczno-obyczajowe. W szopce tej tern "Weselu", - oraz K. H. Rostworowski, pierwiastkowe misterjuro o Bożem Narodzeniu któremu w tym względzie specjalny poświęci schodzi coraz bardziej na plan drugi, stając się liśmy artykuł (nr. 9 "Życia Teatru"). tłem, ramami dla intermediowych scen rodzajoSt. .Wyspiański, _ przejąwszy się mickiewiczowwych, o żywej, realistycznej charakterystyce ską teorją' dramatu słowiańskiego, zapatrzony się parę Nr 12 .. żYCI E T E A T R U" 95 praktyczną realizację w "Dziadach" (wła wnątrzną charakterystykę Chochoła, odpowiaprzez siebie w teatrze krakowskim insce- dającą grotesce figur szopkowych. Szopkowy nizowanych) improwizuje swoje "Wesele" deus ex machina, jakiś Djabeł czy śmierć, koń świadomie jako "s z o p kę n ar o d ową". Pracząca swym tradycyjnym rękoczynem dramat ktyka '"Dziadów" z zaklinaniem duchów przez Heroda, tu urasta do godności symbolu Współ guślarza (zastosowana w obrzędowym II-im akczesności, Dnia dzisiejszego. cie "Wesela") łączy się z prymitywną techniką Nieodzowną częścią widowiska szopkowego szopkową w nową, oryginalną konstrukcję drajest muzyka lub przynajmniej śpiew. Wyspiań matyczną. · Widzimy tu, właściwe widowisku ski, który z dawien dawna nosił się z myślą szopkowemu połączenie żywiołu realistycznego stworzenia dramatu muzycznego, a nawet opery z fantastycznym (ludowym). świat styka się ze polskiej, po "Legendzie" w "Weselu" zbliżył światem, ludzie z duchami, które w "Weselu" się najbardziej do tego swego ideału. Tylko, że odgrywają specjalną rolę jako "dramatis perwyraźny w "Legendzie" wpływ Wagnera tutaj sonae". odpada, ustępując głębokiemu odczuciu muzyki T echnice szopkowej odpowiada przedewszyst- ludowej i oryginalnemu zinstrumentowaniu w jej kiem rozbicie zrębu dramatycznego na szereg, duchu całości. Pomijając kantyczkową, prostą pozornie luźnych, samoistnych momentów sce- melodykę wiersza oraz dźwięczność krótko wią nicznych. Sceny o warzanego rytmu, pierwiatości raczej statyczstek muzyczny ., Wesenej, ograniczenie ruchu la" opiera się na wyi gestykulacji ad minidatnie zaznaczanem tle mum n a d aj e figurom muzycznem (m u z y k a charakter marjonelkoweselna -jako wyraz wy. Każdy akt zamyka ogólnego nastroju), oraz pod koniec efektowny, na motywach (leitmopantornimowy obraz tivach) muzycznych (np. (1 - zaprosiny Chochom o t y w złotego rogu, ła, II zjawienie się motyw muzyki ChochoWernyhory, III - tała). "Wesele" jest jedniec Chochoła). Jak winym z niedogranych dowiska szopkowe, tak dramatów muzycznych, i .. Wesele" nie posiada o jakich stworze n i u konkretnej fabuły, ani Wyspiański m ar z y ł. intrygi, a n i t e ż tych Poczęte z ducha muwszystkich konfliktów, zyki, czeka na genjalskładających się mi. szenego kompozytor a. mat dramatu realistyczScenicznie bowiem pronego. Niema również blem "Wesela" jedynie Fot. ]. Malarski. Bialkowski (Benedykt) , Solska (Krystyna), Adwentowicz (Czarowic) wyraźnie zaznaczonego w związku z pełną mu· w "Róiy" Żeromsk1ego. bohatera jednostkowezyczną ilustracją da się go, bohaterem, jak w szopce, jest tu cały właściwie rozwiązać. Dziwna rzecz- "Wesele", tłum przedwojenne społeczeństwo polskie. ten najbardziej rewolucyjny twór w dziejach no- . Uderza mnogość występujących osób, wśród woczesnego dramatu polskiego, w koncepcji swej których odnajdujemy charakterystyczne posta- ,formalnej przynosi równocześnie nieświadome, cie szopki, nP.. figury realistyczno - rodzajowe: a wię~ najlepsze dzięki naturalności i prostocie, Krakowiacy, Zyd, Ksiądz i t . p.; charaktel'y- zrealizowanie zasad dramaturgji starożytnej, a to styczno-historyczne: Stańczyk, Hetman, Wer- zarówno w zachowaniu arystotelesowskich nyhora, Rycerz, Upiór; groteskowe: Chochoł. trzech jedności, jak i w plastycznem, w miarę Przyczem znów ściśle jak w szopce, figury te rosnącem przedstawieniu katastrofy, wreszcie łączą się w pary po dwie (najwyżej 3 ) występu w spełnieniu fundamentalnego dogmatu, "bu~ jąc na scenę, parami też mocują się, każda ~::e dząc litość i grozę" . swoją zmorą. Odnośnie do przynależności tych Z tem. wszystkiem, niezależnie od swych zafigur, scenę rozłamać możemy na trzy kondygałożeń ideowych, w samem zewnętrznem, techcje: środek, wprzód wysunięte proscenium, zaj- nicznem ujęciu, jest "Wesele" nietylko jednym muje świat ludzi; z dołu: z "piekła" wloką się z najbardziej oryginalnych, lecz także najbarwidma złe : Upiór, Hetman, Chochół; z góry, jak dziej narodowym w treści i formie dramatem z "nieba" zjawia się Rycerz, Wernyhora. Z tech- polskim. niki szopkowej możemy również wyprowadzić zeRajmund Bergel. w jej śnie "ŻYCIE TEATRU" 96 Nr 12 O POJMOW ANIE "WESELA" 16 marca tego roku "Wesele" święciło urc srebrnych godów ·ze sceną polską . -Przez 25 lat, które minęły od chwili pamiętnej ~rakowskiej premjery, a więc w dość krótkim przeciągu czasu, pojawiło się mnóstwo prac o tern najgenjalniejszem dziele . Wyspiańskiego . Zainteresowanie to da się porównać tylko z ową masą publikacyj, jakie wywołała III część .,Dziadów". W jednym i drugim wypadku centralne postacie i momenty nie zostały przez autorów definitywnie wyjaśnione ani w samym tekście, arii poza tekstem. Nic więc dziwnego, że . zawacte w . tych dziełach "mity literackie" i ich symboliczne znaczenie, stały się przedmiotem wielu dociekań.. T e m nowem "44" jest Chochoł w "Weselu". Różnica leży w tern, że od interpretacji Chochoła zależy pojmowanie całego utworu, w którym ów impresario jest równocześnie głównym ·kierownikiem akcji. Postać tę komentowano najrozmaiciej · ale wszyscy zgadzali się na . jedno, na to mianowicie, że Chochoł jest . czemś zdecydowanie ujemnem. Przed paru jednak laty powstała koncepcja wręcz przeciwna. Starał się ją po raz pierwszy, zdaje czystość się, umotywować Stanisław Pigoń *), a podziela ją również jak mi wiadomo, Mieczysław E. Drabik6wna (Nastka) Limanowski. Nie wiem, czy zaważyła na inscenizacji "Wesela" w Reducie, ale bez względu na to, ~zasługuje na przypomnienie. Chochoł, zdaniem Pigonia, jest symbolem .,właśnie życia, samej jego istoty: pierwiastkowej, niezniszczalnej ... , głuchej siły trwania bytu narodowego. To żywe życie, ten krzew róży ... owinięto w chochoł, .,pałubę słomianą" na czas mrozów... Zgubiony przez parobka na rozstajnych drogach Złoty Róg - Chochoł, to właśnie odnalazł i nie wyda go na zmamowanie... Zły czas przejdzie, chochoł mrvzy przetrwa, a na wiosnę uwolniony rozwinie się i zakwitnie ') Z epoki Mickiewicza, Lwów, Zakład im. Ossolin . 1922 . .,0 Weselu St. Wyspiańskiego". Przemówienie wygł. w Teatrze Polskim w Poznaniu dn. 28 listop. 1919 r . w dwunastą rocznicę śmierci poety str. 491-503. Zdaje mi się, że jeszcze ktoś inny ujął podobnie ,.Wesele'', ni e pamiętam w tej chwili kiedy ,i g~zie. przepychem kwiecia. Wtedy i Złoty Róg się od .. najdzie" . W scenie zaś kmkuwej Chochoł szydzi z tego pokolenia dekad•.:ntów, wobec których .,wieczysta i niezłomna żywotność narodu zdobędzie się zawsze tylko n~ ostry, bolesny sarkazm". Zaznaczmy szczegół charakterystyczny: hypoteza puwyższa zjawiła się bardzo niedługo pa odzyskaniu mepuciległGści. Z naszego, dzisiejszego punk1u widzenia, jest faktem niewątpliwie zbaw;ennym to, że w listopadzie r. 1900, nie wy. buchło powstanie. Ale czy tak samo myślał Wyspiański? Chyba nie. Starajmy się to udowqdnić. Jak wiele motywów innych, tak i Chochoł ukazał się naprzód w twórczości malarskiej Wyspiańskiego, w pastelowym obrazku "Na plantach" i w jednej akwareli kolorowej*). Nie da się zaprzeczyć, że wygląd Chochoła z natury jest straszny i tragiczny. Takie samo wrażenie musi robić i na scenie. Bo też mimo pewnych łudzących pozorów, Chochoł-Martwica i zi.ma-martwota, to jedno i to lamo zarówno w rozumieniu sudu, jak · i Wyspiańskiego. W "Weselu" Chochoł z'wodzi isię, mówiąc, że okrywa i chroni różę, czyli odgrywa Fo.f . J. Malar.kl. w "Róży" Zeromskiego. ro lę d O brego d UC h a; ta k samo Martwica w drugiej redakcji "Legendy" (1904) udaje, że ma ziarna, które się powinno siać, ziarna, które idą na zatracenie. Ale tutaj lud nie daje się otumanić i tópi Martwicę, która się mści na Wandzie. Wtenczas dopiero oczywistem się staje, że "Zle ją (królowę) niosło i strzaskało". W .,Weselu" zaś JUZ ekspozycja dram"atu w końcu I aktu wiele nam wyjaśnia . Przecież to Rachel , łaknąca najfałszyws:zej poetyczności, jest .,za pan brat z różami w ogrodzie", jak ironicznie p ochlebia jej Poeta. Nie róże jednak, lecz pałubę słomianą chce wezwać i poskarzyć się jej Żydówka, urażona zachowaniem się wobec niej uczestników; w dobrze hamowanej zło ści z g·roźbą niemal wykrzykuje: .,Zmówię chochoł, każę przyjść". *) J. Kotarbińsk i, Pogrobowiec romantyzmu, Warszawa 1909, sti-.111; Wy s piański , Dzi e ł a, Warszawa 1925, l. Jl , str. 311. "ż Y C I E T E A T R U" Nr 12 Kiedy Poeta prosi Pannę Młodą, by zaprosiła istoty z za ziemi, zdrowym instynktem wiedziona chłopka pyta się .,a pocóż te z Piekła duchy", ale potem ulega Panu Młodemu, miastowemu inteligentowi. A gdy o północy zjawia się Chochoł, wygania go*) znowu trzeźwe, duchem silne clziecko. Ale czar "nadprzyrodzonej Mocy" już działa. Ludzie z "Wesela" postępowaniem swojem idą jej na rękę. Wywołanie wewnętrznych widzeń, cudownych, tajonych snów i nieziszczalnych marzeń przed oczy weselników, wystąpienie wszystkich bez wyjątku "dramatis personarum", ich działanie na zebranych od początku do końca jes l czarem, wodą na młyn tej siły. którą reprezentuje Chochoł to nie ulega wątpliwości. Siła to zła. Ale przecież .te duchy mówi ą tyle słusznych rzeczy, udzielają tylu cennych rad. Wernyhora daje nawet Złoty Róg wyzwolenia! Bo też szatany nowoczesne są przewrotne, perfidne: .,Ich bronie jasne i tarcze słoneczne". Sło wa Szekspira w .,Makbecie" dadzą się doskonale zastosować do .,osób dramatu" Wyspiańskiego: Narzędzia pi e kła prawdę nam podają. Aby nas w zgubne potem sieci wpląta ć; Łudzą nam duszę uczciwym pozorem, Aby nas znęcić w przepaść następstw. Ta przepaść otwiera się w scenie 37 aktu III. Chochoł, ukradł s z"y Złoty Róg (.,Pod figurą ktosik stał"), rozbraja zgromadzonych nietylko z broni, ale i z Ducha. A czyni to głównie dzięki swej Jusljan (Anzelm) w ") Może mała chłopka wie, że duchy boją się_ miotły, por. W. Klinger, Obrz~dowość ludowa Boż e go Naradzer ia Pozn a ń 1926 . slr. 7 i. Ta ciekawa ro7prawn . przyn os'ząca przyczynki do ,,Dziadc,w" , nie wspomm,l o Wyspi a ńskim , ale zbadanie jego stosunku do folkloru jest pal ąc ą p o trzebą na szej nauki . BIBLJOGRAF JA. S z koła śpiewu Stefanji i Ludo.mira Różyckich. Nakładem Geberthnera i Wolfa ukazała się szkoła Śp•iewu Stefanji i Ludomira l{óżyckich, oparta na zas:ldach starowłoskich Mistrzów Porpori, Guarci, Lampertiego i innych, oraz problemat postawienia głosu według za sady Erica Caruso. Powa ż na i ni e słychanie potrzebn a ta s zkoła - pierwsza w tym rodzaju w polskieJ literaturze śpiewaczej obejmuje ws zystkie najistotniejsze zaga dnienia śpiewu . Dłu go letnie doświadczenie Stelanji i Ludomira Różyc kiego p rzyczynia się do rozś w ietlenia wielu problem a tów dotyczących sztuki postawi enia głosu w sferze pra w liz j ologic znych oraz teoretyczno-muzycznych. 97 muzyce . Idzie ona .,jakby z atmosfery błę kitnej " , a w rzeczy samej idzie z piekła, jeśli sądzić po jej skutkach. Zahypnotyzowani weselnicy tańczą bezustanku, sztywni, jak manekinywolno, poważnie i spokojnie. Bardzo podobny obraz znajduje się w romantycznym "Fauście" M. Lenaua (1836). Scena "Der Tanz" odbywa się również na weselisku. Mefisto kaze sobie podać skrzypki i wtedy BaJd wogen und schwinden die scherzenden Tone, wie selig hinsterbendes Lustgestiihne. l Mefisto osiąga tą drogą swój cel: wszystkich ogarnia lubieżny szał: a lle verschlingt ein baccbanti sch.s Krc isen . Wie narrisch die G e iger des Dorfes sich geberden! Sie werfenja samtlich die Fiedel zu Erden; Der zaubergriffende Wirbel bewegt, W as irgend die S che nk' Lebendiges hegt. Z piekła rodem nież Chochoł. Nie jest rówon składa naród w mogile, by wyrósł nieskrzywiony na ciele, gotowy do czynu, a bezmyślny taniec, kończący .,Wesele". To nie Śmierć, która rodzi Życie, ani Sen, który daje siłę. Ludzie ci są pogrążeni, jak mówi sam twórca .,w pół sme, pół-zachwycie". Chochoł nie zabija ich, ale tylko grzebie. Podobnie jak Sło wacki, uważa i Wyspiański połowiczność i to, że weselnicy z r. 1900 nie z g i n ę l i w walce, za coś złego. Wiei. Fot . ]. Ma /a,.ki. k' . ·d ł • zawsze "Róży" Zeromskiego. l ptsarz OS OWnle brał swe hasło, że "umierać musi co ma żyć" i wyraził je w .,Weselu", które jest policzkiem wymierzonym współ czesności, suppozycją zarazem i przestrogą dla niej. Eugeniusz Land. W przedmowie działu teóretyczne go p. R óż ycka . której praca w dziedzinie śpiewu zaznaczyła s ię wydanien· broszurki p. t. ,.Znaczenie oddechu w śpiewie" , utrzymuje, iż brak śpiewaków w wielkim stylu bynajmniej nie wypływa z braku głosów. Natura wyd a jno ~ ci w tym kierunku jest jednakowo bogatą, tylko że sztuka śpie wacza doprow adzona niegdyś do szczytu z powodu róż nych okoliczności zanikła. Żyjemy w epoce nerwow~go pośpiechu. Według mistrzów s zkoły s t a r o wło s kiej czas studj ów trwał od 8 do 10 lat. D z iś chcemy w ciągu trzech lat o siągnąć szczyt doskonał o ści . Nieporozumi~ nie w dziedzinie śpiewu polega na tern, że wyma gamy od niegotowego instrumentu tego, czegoby wymaga ć należał o od gotowego. . Szk o ła ·obejmuje · następujące dzi a ły : l) tajemnica oddechu w śpiewie; 2) o czynn oś ci krtani w chwili kształ- 98 - -- - - - - - - - - -- -- - ., ŻYCI E T E A T R U" towania tonów; 3) o położeniu języka na podstawie obserwacji Guarci i słynnego profe,s ora z Padwy Crescentiniego; 4) o wokaJizacji; 5) o wadliwej wibracji głosu; 6) o timbrze głosu; 7) o mutacji głosu; S) o przyczynach choroby głosu; 9) o rejestrach i umiejętności połączenia takowych; 10) o muzycz.nem wykształceniu głosu. Dział praktyczny zaopatrzony jest w serję ćwiczeń zastoso.,..anych do stopniowego rozwijania oddechu, ćwi cz_ń koloratury, lry!u oraz wokalistów bardzo melodyjnych -- odpowiadających dla wyrobienia pięknego bel-canta. Pożyteczną tę szkołę dopełniają pieśni Baćha. Szuberta, Mozarta, Moniuszki, Różyckiego jako podstawa do ćwiczeń głosowych, oraz rysunki z dziedziny fizjologicznej . WIADOMOŚCI BIEŻĄCE. Z końcem bieżącego miesiąca odbędzie się drugi zjazd pedagogów teatralnych, który zajmie się ujednostajnieniem programu szkolnego _ tudzież unormowaniem wymowy scenicznej. W związku z tern Z. A. S. P. rozesłał ankietę do całego szeregu os,obistości ze świata teatru , krytyki, mówców, księży i t. d. * Teatr Polski w Warszawie miał już przystąpić do prób z ,.Kredowego Kolu" Klabunda, gdy dyr. Szyfman otrzymał książkę tego autora p. t. "Geschichte der W dtliteratnr in einer Stunde''. W książce tej , wydanej w 1922 roku Kłabund rozmysłnie i cynicznie fałszuje fakty z hi,storji literatury polskiej. Z tego powodu dyr. Szyfman postanowił nie wystawiac sztuki Klabunda. TEATRY WARSZAWSKIE. Teatr Letni: ,,Dar poranku", komedia w 3 aktach G. Forzano. Ile razy w teatrze widzimy jakąś naiwną a sentymentalną historję, tyle razy łączy się z nią okrzyki: ,,Ile w tern poezj~". A przecież utwory sentymentalne tylko mogą być poetyczne, jak poetycznemi mogą być nawet utwory brutalne. Ale nie muszą być. ,,Dar poranka" nazwano utworem poetycznym. Porównywano go z "świtem, dniem i nocą". Dlaczego? Bo obie komedje są sentymentalne, bo w obu mamy do czynienia z budzącą się miłością. Ąle djalog Niceoderniego jest nie tylko świietnie zbudowany, ale ma urok świeżości. Dialog Forzana jest od początku do końca banalny. Technicznie opanował Forzano materjał, ale nie wiele ma do powiedzenia. Akt trzeci jest już tylko przybudówką . To też trudne mieli zadanie p. p. Brydzińska i Różycki. Wybrnęli dość zwycięsko. Ale to oni. Zwłaszcza Brydzińska. Nie postaci przez rtich odtwarzane. Teatr Odrodzony: ,,Chłopi'' , dramat w 4 aldach według Reymonta przerobiony na scenę przez Zawieyskiego. Dobra prze·róbka sceniczna. Oczywiście nie oddaje całego piękna powieści Reymonta. ale zręcznie wydobywa elementy dramatyczne i widowiskowe. Wystawiono ,,Chłopów" w bardzo starannej reżyserj- i Turowiczównej. powieści Z LWOWSKICH TEATRÓW MIEJSKICH. Każdy teatr "niestołeczny" ma, niby kalendarz ściea ny, swoje dni ,,czarne", powszednie, i ,,czerwone", świą teczne. Tych ostatnich 'Z natury rzeczy tylko niewiele. Które z nich wziąć za podstawę oceny? To zale-ży od jej kierunku: ,,czerwone" bowiem pozwalają osądzić Nr 12 --------------~------------------- potencjał artystyczny teatru, ,,czarne" zaś, jak teatr poj" muje i spełnia swoją codzienną niejako służbę kulturalną Trzeba przyznać, że pod tym względem teatry mielskie we Lwowie starają się utrzymać pewną ekonomiczną równowagę: co parę tygodni nie zbraknie święta, .,stan dard" zaś dnia powszedniego zbliża się coraz bardzBj do poziomu wcale przyzwoitego. Niewątpliwem ,,świętem" w ostatnim okresie było wystawienie ,,Kredowego Kola" Klabunda (w przekładzie M. Szwarzównej i J. Jedlicza). Sam utwór prawdziwie wysokiej miary. Nie rewelacyjny może, Jako idea, nie dość jasny może w swym naczelnym symbolu ("Kredowe koło"). lecz niezwykle czysty i szczery, jako wizja poetycka. legendę chińską tchnął autor duszę nowoczesną; z bajką o losach biednej i nieskończenie dobrej Raitang splótł nader misternie najgłębsze zagadnienia moralne i społeczne; w triumfie miłości, dobroci i sprawiedliwości, reprezentowanych przez grupę postaci ,,jasnych" (Raitang i cesarz Pao) nad złością i przewrotnością postaci "czarnych", reprezentowanych przez przekupnego sędzię Czu-Czu, żonę mandaryna I-pei i zakochanego w niej urzędnika sądowego Tongo, tudzież w nawróceniu się okrutnego mandaryna Ma pod wpłyc wem Raitang i zbolszewizowanego jej brata Czaug-Hng pod wpływem cesarza - w tym iście bajkowym schemacie wyraził autor serdeczną i głęboko wzruszającą swą wiarę w wszechpotęgę i zwycięstwo dobra na ziemi. Nad całą tą napozór egzotyczną a w istocie tak bliską nam opowieścią unosi się Chrystus. Jak każde p~sarskie dzieło natchnienia, nie da się ono zresztą wyczerpać do dna zapomocą żadnych formuł. Zwrócić chcę tylko uwagę na iście szekspirowską w niem wielopłaszczy znowość i różnorodność elementów: bajka, religijna legenda, realistyczne obrazy, satyra, groteska, proza, wiersz i muzyka, zlewają się w jedną organiczną całość i tworzą niesłychanie bujne widziadło życia; szekspirowską też z ducha (acz bezpośrednio wziętą z teatru chińskiego) jest :;;odna uwagi struktura dramatu, daleka od wszelkie-go naturalizmu, a jednak mimo całej nieomal prymitywnej swobody (monologi, be7.pośrednie alokucje do publiczności, stylirowane skróty) niezwykle prosta i zwarta. Dodajmy wreszcie kryształowej czystości dźwięku język (w partjach poetyckich pięknie odtworzony przez J edlicza) .Sceniczna realizacja tego utworu przedstawiała niepospolite wprost trudności i ze względu na szatę zewnętrzną i konieczność sharmonizowania owych różno rodnych elementów. Teatr nasz pokonał je zwycięsko. Zasługa to w głównej mierze reżyserji p. żyteckiego. Młody ten reżyser (a zarazem bardzo ciekawy aktor) złożył dowód, że ma nietylko wysoko sięgającą ambicję, ale i odpowiednią miarę zdolności. Dzieło, które wystudiował u Reinhardta i omówił z samym autorem, udało mu się wcielić nieomal kongenialnie w ramy ·sceniczne. Do spotęgowania wrażenia przyczyniła się w wysokim stopniu oryginalna muzyka Schefflera oraz niezwykle piękne i pomysłowe dekoracje p. Balk<. Na uznanie z- sługuje również gra aktorów, aczkolwiek roli swej nie ,,wypełnili" całkowicie ani p. Żytecki, jako mandaryn Ma (poza kapitalną sceną śmierci), ani p. Hańska, jako Haitang, staranna, ale beż naturalnej poezji w postawie i o zbyt monotonnym glosie, ani pozbawicni nieodzownej melodyki i akcentó"' szczerości, ani nie dość charakterystyczni p. Peliński, jako Czaug-ling, i p. Rasińska , jako I-pei; zupełnie dobrymi byli natomiast p; Fertner, jako sędzia, i p. Stępowski , jako cesarz: poprawni wszyscy inni w pomniejszych rolach (Ką.linowski, Szos land, Bielecki). Jeżeli po wielkiej poezji .,Kredowego Kola" przejdę bezpośrednio do "Zaklętych trzewiczków", bajki udramatyzowanej przez B. Hertza ·i Tatarkiewiczównę, to oczywiście nie dla jakiejkolwiek oceny porównawczej, lecz' jedynie ze względu na sam typ bajki. Wszelka bajka już dzięki swej wiotkości jest niezwykle frudna do wcielenia w substancję sceniczną; materjalność sceny bowiem zabija nierealną, błękitną aurę bajki. A cóż dopiero, jeśli w Nr 12 "ZYCIE TEATR U n się zważy swoistą psychikę dzieci, jako widzów! Otóż tej bajkowej atmosfery w inscenizacji ,,Zaklętych trzewiczków" nie zdołano ocalić . Może sam utwór, nader miły zresztą i zgrabny i posiadający wiele ciekawych pomysłów scenicznych, był dramatycznie nazbyt nikły i dlatego starano się urozmaicić go i - wydąć nadmiernemi wkładkami muzycznemi (pióra p T. Millera) a zwłaszcz a zgoła nicszczę ś liwemi wkładkami baletowemi; w len sposób zaś nadwątlono i tak już wątłą akcyjkę. osłabiając zainteresowanie "malusińskich", żą dających przedewszystkiem akcji! Dodajmy, że i strona zewnętrzna pozostawiała inejedno do życzenia. Jeżeli wystawienie ,, Zaklętych trzewiczków" uważamy za chwalebny początek "teatru dziecinnego", to zgoła nie umiemy wytłomaczyć sobie powodów, dla których wznowiono ,.Uriela Akostę" Gutzkowa. Utwór, który dzięki swej liberalnej tendencji i szlachetnemu patosowi porywał wido·wnię, dziś spełzł niemiłosiernie i przez działanie czasu i wskutek fatalnego przekładu M. Boloz-Antoniewicza. Wznowi enie go rr.og 1aby usprawiedliwić jedynie jakaś niezwykła inscenizacja lub potężna kreacja aktorska. Tymczasem rzecz ,zmontowano" u nas zbyt pośpiesznie , wybrano nieszczęśliwie ,,Teatr Nowości" z jego płyciuchną sceną, uniemożliwiającą rozwinięcie scen o charakterze widowiskowym. Uriela grał p. Barwiński z podziwu godnym zapałem; p. Skrzydławska była wdzięczna, lecz nazbyt sztywna; ledwie poprawnymi lub zgoła niemożliwymi byli inni oprócz dwu prawdziwie żywych kreacyj pp. Sosnowskiego i Czakiego. Przechodząc do lżejszego l"epertuaru (który wciąż jeszcze niestety przeważa) zanotujmy ., tółtq rękawiczkę" Bakonyi'ego; "Jego" grał p. Sosnowski, a "ją" p . Barwińska. Doskonała para tych a'rtystów znalazła się tym razem w rolach zupełnie nie odpowiadjących naturze ich ta:lentów, zwłaszcza p. Barwińska, której posągowa Regina Żółkiewska utrwaliła w nas przekonanie, że właś ciwą jej domeną są wielkie postacie tragiczne, lecz przenigdy - damy salonowe. Wca!.e miłą natomiast jest s'ztuka Geraldy'ego "Gdybym chciała ... " , zagrana dobrze przez pp. Kwiatkowskiego, St~powskiego, Czajkowską ·i p. Kopczewską . Ta ostatnia nie ze wszystkiem wprawdzie nadaje się do roli ,,bohaterki" tego utworu, ale tern więcej uznania godne są jej przeważnie udałe wysiłki celem zrekompensowania pewnych braków. Szko<ia że wskutek niewłaściwej obsady ról ·epizodycznych całość mocno ucie'rpiała. Nakoniec premjera swojska: Debiut autorski lwowianina p. Stanisława Warskiego p. t. ,,Medalion prababki". Pod sympatycznym tym i nastr.o jowym tytułem kryje się bynajmniej nie nastrojowa, lecz owszem wesoła a nawet swywolna komedja o lżejszym ciężarze gatunkowym. W ubogiej naszej literaturze scenicznej tego typu nabytek to nie do pogardzenia. Posiada gładką fakturę, wcale żywe figury (malarz, jego żonka, literatpopijała , jego przyjaciółka , szlagon, stara ciotka, ekonom, i t. d.), pewien zapaszek swojski, niezgorszą akcyjkę i komizm sytuacyjny, dobry język i - kiepskie dowcipy . Utwór, wyreżyserowany przez p. Dobrzańskiego, zagrano naogół w dobrem tempie. Obsada tym razem trafna: na czoło wysunął się pp. Dobrzański i Kwiatkiewiczowa , bardzo miłą była p. Dębicka i p. Skrzydłowska , szarżo wał, ale zdrowo, p. Rasiński, na miejscu był p. Brzeski (aktor zdolny, lecz niefortunnie wciąż obsadzany), a wprost kapitalny p. Fertner (ekonom) . Tyle o dramacie. Opera ożywiła się znacznie. Obok oper ogranych (Żydówka, Carmen, Trubadur) wystawinnych ex re znakomitego ~ościa p. Gruszczyńskiego. wznowiono •.Zamarłe oczy' d'Alberta, a przedewszystkiem Wagnerowskiego "Zygfryda". Jestto znowu czyn, który zapisać należy na dobro obecnego kierownictwa. Takiego .,wieczoru" 'Wagnerowskiego dawnośmy nie mieli. Nie znaczy to, by wszystko było tak jak być powinno. Zwłaszcza pod względem plastyki i gry, które w operze (nie tylko naszej!) zmartwiały w jakiś straszliwy szablon. Na Boga! Trzeba z tern raz już skończyć! Opera 99 fest dramatem! Toteż bezwzględnie wymagać musimy w operze· takiej samej charakterystyczne.j plastyki scenicznej jak w dramacie mówionym, a od śpiewaka żądać musimy, by był i aktorem , by grał i mówił przynajmniej poprawnie. Nie sposób ścierpieć tych horendalnych · szablonowych gestów rąk (to jednej, to drugiej, to obu na odmtanę, to od siebie, to ku sobie i t. d.). mających zastąpić wszystkie inne środki ekspresji. Wiem, że aktor śpiewający nie może tak grać (np. mimicznie), jak aktor mówiący; nie znaczy to jednak, by nie grał wcale, lub w sposób budzący śmiech i przykro·ść. Cała sprawa typu gry operowej wyrnaga stanowczej reformy. Do gry należy przedewszystkiem słowo . Nie wolno poświęcać go całko wicie dla śpiewu. Słowo mu.s i być mimo śpiewu, a raczej przez śpiew i w samym śpiewie wypowiadane i to dramatycznie wypowiadane! Inaczej opera stanie się wkrótce wprost nieznośną - na scenie! Zwłaszcza , jeśli się zważy i tak już naogół głupawe a wskutek nieudolnych przekładów jeszcze straszniejsze libretta, pełne nonsensów i błędów językowych. Wracając do "Zygfryda", reżyserja na tę dramatyczno-sceniczną stronę tak ważną szczególniej u W agnera nie zw'róciła dostatecznej uwagi. Jeżeli mimo to reprezentację ,,Zyfryda" nazwaliśmy czynem artystycznym - to głównie dzięki śpiewowi i orkiestrze. Orkiestra (zredukowana!) . brzmiała doskonale; zasługa to kapelmitrza p .. Zuny: z solistów najbliższy stylu W agnerowskiego był p. Sowiiski (Zygfryd). dobry w grz.e i znakomity w śpiewie a po nim p . Cyganik (Wotan), jeden z nielicznych u nas śpiewaków-aktorów, oraz p. Łow czyński (Mime). Kończąc, wspomnieć chcemy · o prawdziwych godach, jakie zgotował nam Mistrz Solski kilku swemi występami. Wielkie te kreacje (Łatka , Pierczychin, Pan Jowialski) Lwów zna dobrze, niemniej jednak były one odnowieniem wspomnie!l, dla młodszych zaś rewelacją . Nie mie jsce tu na określania i analizę wielkiej sztuki Solskego; wielu już zresztą starało się to uczynić; podnieść jednak należy, że Solski w przeciwieństwie do innych, s kądinąd również genjalnych aktorów nietylko olśniewa, lecz wzrusza głęboko. I to jest jego triumf niezrównany. To też entuzjazm, z jakim Solskiego przyjmowano, był wyrazem nie tylko czci dla jego niespożytych zasług, podziwu dla jego wielkiej sztuki, lecz ży wych i serdecznych uczuć wdzi~czności za tyle niezapomnianych i głębokich przeżyć. Entuzjazm ten osiągnął szczyt na przedstawieniu jubileuszowem ("Pan Jowialski" w Teatrze Wielkim}, na którem miasto oddało hołd jednemu z największych artystów sceny - nie tylko polskiej. Józef Mirski . TEATRY CZESKIE. (Korespondencja własna .,Życia Teatru"). Teatr miejski w Vinohradach. - ,,Wyspa wietkiej miłości" F. Sramek. Rzadko zdarza się spotkać poetę , kojarzącego w tym stopniu pierwiastki twó rcze trzech obecnie żyjącyci1 pokoleń, jak to widzimy u F. Sramka, który wszakże jeszcże nie przekroczył pięćdziesiątki. Można o nim bowiem powiedzieć to samo, co niegdyś powiedziano o Ver .. lainie, w którym pierwiastek uczuciowy owiewa zawsze liryzm wielkiej miary, zarówno, w mowie wiązanej , jak w prozie, w każdem z dzieł jego, czy niem będzie romans, czy utwór sceniczny. · Do najprzedniejszych utwo rów Sramka należą bezwątpieni·a te, w któ'rych dał się nam poznać, jako dramaturg. "Czerwiec" (1905). ,,Lato" (1905) , "Księżyc nad rzeką" (1922) cechuj e umiar i szczerość, dające autnrowi pole do ujawnienia wszystkich swych zaiet, podczas gdy powieści , jak np. "Hagenbeck (1920) ; ,,Dzwony" (1921) grzeszą jaskrawością typów i nienaturalnością sytuacji. .. ZYClE 1EATRU 11 100 Premjera w teatrze miejskim w Vinohradach dowodzi, Sramek poszedł właściwą drogą, szukając wyrazu swych zamierze1'1 twórczych w sztuce dramatycznej . ,,Wyspa wielkiej miłości" treścią przypomina nieco film egzotyczny. Trupa, złożona z dwóch aktorek i' sześciu aktorów, udaje się na ok'ręcie Atl antyk, aby ,,filmować" jakiś sensacyjny scenarjusz. Los nie szczędzi podr óżn ikom wrażeń i nagle, zbłąkany w morsk•i em przestworzu okręt , zmuszony jest, chroniąc się przed burzą , zarzu cić kotwicę u brzegu ,,Wyspy wielkiej miłości" . Objektyw aparatu kinematograficznego zastępuje życie pełne niebezp,ieczeństw, w obliczu którego aktorzy i ak torki zmuszeni ~ą odegn.ć szel'eg silnycl1 emOCJ!'lnUjących scen z całą szczerością ludzi, stykających się z twardą rzeczywistością. Dziwna sytuacja, stawiająca ludzi, których wrodzone instynkty · trierwotne trzymała na wodzy cywilizacja w obliczu zupełnie nowych, nieprzewidzianych warunków życia, omal nie staje się groźną dla piękniejszej połowy aktorskiego grona. Ogłada towarzyska i wrodzony takt ludzi cywilizowanych bio'rą jednak górę nad budzącerui się instynktami i dopiero z jawienlie się trzech zdziczałych mieszkańców wyspy, oddawna wyzwolonycn z pod wpływów cywilizacji, ktbra niegdyś normowała ;:;h oby..:zaje, stwarza groźny konflikt życiowy. Trzej bc:zwzględnie przez los na bez·~en ność skazani mieszkańcy wyspy, proponują zgłodniałym aktorom odstąpienie żywnośoi•, lecz za cenę . .. wdzięków ich nadobnych koleż:ln e k Widz z satysfakcją słyszy · kat e!!oryc zną odmowę szl ~. chetnych "kiniarzy", lecz j ednocześ nie z ni ema!em zdziwieniem patrzy, jak z nastaniem zmroku, dwie p.iękne gwiazdy ekranu udają się w sekrecie pr'z ed kolegami i towarzyszami niedoli na szczyty skalne, do kryjówki żą dnych (o jakże żądnych!) miłości dzikusów. Ciszą grobową, ciszą ciężką, jak ołów, pełną wzgardy i cichej z awiśd przyjmuje grono aktorów wczesnym rankiem pow r a cające do nich dziewice, któ're o- dziwo - oświad • czają zdziwionym i wątpiącym kolegom , że wracają czyste i białe , jak w rosie porannej skąpane białe lilje ... Co robić? Uwierzyć? Chyba nie ... A jednak wyjątkowo w tym wypadku podejrzliwoś ć męska pr z eszła rzeczy wisty stan rzeczy. A teraz - niespodzianka. Trzej dzicy, miotani ża rem niezaspokojon ych chuci sprośnych władcy wyspy, zjawiają się i zapewniają w akcie trzecim obecnych na scenie i widowni wątpiących spektatorów i widzów, że chcieli jedynie spłatać figla dziewicom , wy~ stawić na próbę ich towarzyszów. Wzruszeni ofiarnością dziewic, które, aby ratowa ć swych holegów od głodowO?. j ś mierci, poświęcić już chciały niemal cnotę, zdziczali piraci odnaleźli w sobie gentlemenów, nienadużywając sytuacji (która bądź co bądź miała pewien urok). a wódz ich w dodatku tak - się bardw zakochał w jednej z niedoszłych ofiar, że go pod koniec sztuki widzimy wsiadającego na ok'ręt i udającego się ze swym Ideałem d o Europy. Być mo że, że w tej sztuce jest wiele ckliwego nieco ~ entymentu i iście ekranOW'!!:o, nadmiernego napięc '« ~ ytuacji , jakiegoś egzotyzmu z dobrych. amerykań s kich . _Ullmów w 24 częściach (z prologiem). A jedna '< "szystko to podane jest w formi~ pięknej i bardzo scenicznej prze ;: poetę lirycznego, który , 111<l)ąc w pełn: świadomości tego, co dać może ekran, w tym wypadk u, Jo sy;t!fiCYJ iście kinematograficznych dodał w st.ylu dobrym . godnym rasowego u ramaturga tu , na co d:~ic~ . 01ta Muza nigdy się nie zdobędzie. S. R. iż HENRYK BERNSTEIN W OBRONIE SCENY Wiemy JUZ , że jako bezpośredni rezultat znanego listu otwartego Henryka Bernsteina w sprawie krytyczn ę j sytuacji teatrów francuski.:h, skierowanego do b. prezesa ministrów Arysty<:iesa Brianda , powstało poroCENY OGŁOSZEŃ: 1 str. 150 złotych, '12 str. 90 złotych, Cena zumienie zai nteresowanyc h k ó ł, k lórego wyrazem było utworzenie podczas posiedzenia w Związku auto'rów dram a tycznych t. zw. ;,jednolitego frontu", wobec projektu nowych ciężarów podatkowych, wchodzących na porządek dzienny obrad parlamentu francuskiego. W jednym z ostatnich numerów ,.Journalu" Henryk Bernstein poświęca tej sprawie szereg ciekawych ze wszech miar uwag, które bezwątpi en i a w pewnym stopniu d ałoby się zastosować do syluacji , j a ką przyżywają nasze teatry. Słu sz nie dowodzi znany dra !Jla tur g, ż e jednostronność i bez sensowność rozporz ą d ze ń władz rządowych i komunalnych, nakładaj ą cych zbyt wie lkie ciężary poC:atkowe na teatry i tak z wielkim trudem już wegetujące, dotyka w pierwszym rzędzie tych. dla których dobra władze te zostały stworzone, a więc obywateli. "Jeżeli giosy nasze pozo sta ną bez echa", pisze Bernstein, ,,znajdziemy inną broń niż dyskusja na łamach prasy i nie zapominając o lojalności wobec czynników decydujących, potrafimy dochodzić swych praw". "Zagadnienie całe sprowadza się do bardzo prostych wniosków. Bezwzględność władz ustawodawczych i komunalnych ni,e jest przejawem zwykłego okrucień stwa, lecz pożałowania godnej ignorancji i braku zasta nowienia. Łatwo jest oczywiście skontrolowawszy co wieczór dochód kasy teatralnej , przywłaszczyć sobie bezwzględnie od 15 do 25"/o! Nie wymaga to ani inteligencji, ani odwagi. W ten sposób jednak poczynając sobie nadal pobierający podatki za bijają wreszcie ową przysłoWiiJową , , kurę, znoszącą złote , czy djamentowe jajka" ... Cóż to szkodzi? . Otóż to, że szkodzi , moi panowie posłowie i radni i szkodzi o tyl•e, że czynicie sobie wrogów z waszych wyborców, każąc im coraz d'rożej płacić za godziwą rozrywkę i jednocześnie podrywając byt teatrów, wywołujecie coraz wi ększe zbaczanie ich z drogi szczytnych ideowych i kultura lnych zamierzeń . . ,Druzgocząc teatr, wstępujecie panowie posłowie i radni , w ślady k'r ajów dotknię tych klęską powojennego rozkładu społeczno-kulturalnego . Teatry Wiednia dziesiąt kuj-e niedostatek i nadmierne ci ęża ry podatkowe. W Berlinie dzieje się nie lepiej. " A przecież są kraje szczęśliwsze! Zarówno faszystowskie Włochy, jak komunistyczna Rosja, państwa kierowa ne przez silne rządy, mające stałe wytyczne w każ dym zakresie, otaczają teatr troskliwą opieką, dając mu rozwijać się · i godnie wywiązywać , ze swych szczytnych kulturalnych zadań. Nawet teatry wędrowne są subwencjonowane. Senat Stanów Zjednoczonych Ameryki Pólnocnej zniósł wszelkJi,e podatki od widowisk teatralnych, nakładając na przedsiębiorców jedynie obowią zek posiadania patentu, jaki obowiązuje każdego przeciętnego kupca". , , Czegóż to domagają się nasze teatry od rządu i samorządów, chcąc się utrzymąć przy życiu? Czy zdradzają choćby w naj}żejszym stopniu dążność do wyzwolenia się od ogólnie obowiązujących ciężarów podatko wych? Skłądże znowu! Przeciwnie, pragną w jdwa·w iększym stopniu podlegać ogólnie obowiązującym przepisom. Z ochotą przyjmą na siebie te same obowi. ązki , jakie ciążą na handlu artykułami zbytku, który przecież niezawsze przyczynia się do podniesienia wartości moralnej narodu". · "Czyż wobec tego można s•ię wstrzymać od słów obt1r zenia na widok ściągania tych iście okupacyjnych kontrybucyj z Bogu ducha winnych teatrów? Tim stan rzeczy, stawiając sztukę dramatyczną w prawach poniżej conajmniej dwudziestu znacznie mniej szczytnych procederów, niegodnym jest ojczyzny Raci:ne'a, Moliera , Beaumarchaise'a i Musset'a"l Jakże niewiele należałoby zmienić w artykule Bernsleina, aby przystosować go do na.'s zych stosunków! ... 1/ 1 str. 60 zlot\ ch 1/ 8 str. 40 złotych, 1 / 16 str. 25 złotych ALEJĘ, JEROZOLIMSKIE 39 m. l (Z.A.S.P.). TELEFON 112-11. Konto C<eko-we P. K. O. w Warszawie: 7.799. zeszytu 50 gr., pren. kwart. 5 zł., roczna 18 zł. Redaktor: ALEKSANDER STURGOLEWSKI Adres redakcji i administracji: WARSZAWA, Wyda wnictwo: .żYCIA TEATRU". Nr i2 Drukarnia Ministerstwa Spraw Wojskowych. Warszawa, ul. Przejazd 10.