rok iv dwudziestopięciolecie "wesela".

Transkrypt

rok iv dwudziestopięciolecie "wesela".
Opłatę pocztową UISZczono ryczałtem
ROK IV
WARSŻAWA, 21 MARCA 1926 R.
------c-~
·-- ~~-- · - - -
uggodniś ~ poJ/Jięcong
-
Nr 12
pofJAiej BalluTz e feaFraln ej.
DWUDZIESTOPIĘCIOLECIE
"WESELA".
16 marća upłynęło dwadzieścia pięć lat od w Warszawie, dziennikarz - Sosnowski reży­
premiuy krakowskiej "\Vesela". Jedna to serem i artystą teatru miejskiego we Lwowie,
z najważniejszych dat w historii teatru polskie- Czepiec - ówczesny zasłużony dyrektor teatru
go. Teatr im. Słowackiego uczcił ją uroczys tą Kotarbiński - artysta Teatru Narodowego,R acheakademią i wznowieniem dzieła
la - Sulima artystką TeatruPolWyspiańskiego: z premjeroskiego w Warszawie, Haneczwej obsady pozostało w Kraka - Czechowska artystką T ekowie tylko trzech artystów:
atru Nowego w Poznaniu, StaSenowski (Hetman), J ednows zek-Micińska art.Teatru im.
ski (Rycerz Czarny, obecnie
Bogusławskiego, WernyhoraWernyhora) i siedemdziesię­
Knake Zawadzki reżyserem
ciodwuletni staruszek Fuchalteatru w Sosnowcu, Widmo ·ski (Upiór).
Sarnowski artystą B a g at e l i
Teatry warszawskie milczew Krakowie, Morska (Maryniem pominęły ten wielki juna), Jutkiewiczówn a (Zosia),
bileusz. Wszak · Teatr NaroSokolicz (Kasia), Gawlikowska
dowy do tej pory niema
(Kuba) opuściły scenę. Janiw swym repertuarze ani jedkawska (lsia) fest suflerem
nego utworu Wyspiańskiego.
teatru w Krakowie.
Aktorzy premjerowi? RozZmienił się dzisiaj więc zuprószyli się po Polsce- inni
pełnie afisz teatralny "Wesenieżyją: nieżyje już odtwórla" w teatrze krakowskim, któczyni roli gospodyni - ś. p.
ry jednak stara się zachować
Senowska, nieżyje pierwszy
tradycję pierwszego, niezapopan młody - Zawierski, Mamnianego p r z e d s t a w i e n i a,
rysia - Walewska, ojciec z którego "próby odbywały
Wójcicki, Jasiek - Mielewski,
się pod kierunkiem WalewFot . .f. Malarski.
Klimina- Wojnowska, Żyd ­ Adwentowicz jako Czarowic w "Róży"
Zeromskiego
skiegO przy pomocy samego
Przybyłowicz, Dziad Stę­
autora", jak głosiły ówczesne
powski, Chohoł- Popławski, Nos -Walewski, komunikaty. Teatr Polski, wystawiając "Wesele"
Czepcowa - Wójcicka, Ksiądz - Strycharski. przed kilku laty, wprowadził już szereg zmian reDwunastu aktorów z premjerowej obsady nie żyje! żyserskich, inaczej prżedewszystkiem potraktował
Pierwszy "gospodarz" i pierwsza ,.radczyni"
scenę Isi z Chochołem (lsię grała świetnie Umiń­
pp. Sobiesław i Wolska żyją na emeryturze ska), dając jej formę snu. Dalej poszła jeszcze
w Krakowie, panna młoda - Sicmaszkowa wy- Reduta w Wilnie, dając zupełnie nowe ujęcie
stępuje w Ameryce, Stańczyk ·- Kamiński jest
mscenizacyjne i reżyserskie.
dyrektorem Teatru Narodowego, Kasper (póź­
Te zmiany są zupełnie zrozumiałe. Niemniej
niejszy niezrównany Czepiec) - Zelwerowicz,
jfdnak z uznaniem podnieść należy troBkę teatru
dyrektorem teatru im. Bogusławskiego, poeta krakowskiego, by na tej scenie przed:;tawieni a
Pawłowski reżyserem i artystą Teatru Lelnie~p
"Wesela" nie różniły się od swego pierw0wzoru.
Nr 12
94
TECHNIKA SZOPKOW A I JEJ ZASTOSOWANIE
W DRAMA TURGJI WYSPIAŃSKIEGO
W ostatnich . n-rach "Życia Teatru" pojawiło figur, zmieniające{' się nieraz w karykaturalną
prac o jasełkach i szopce, m. in. dys- groteskę.
Niepomierny wzrost tego 'Vłaśnie świeckiego
kusyjny artykuł p. T. Peipera (nr. 1), podkreinterludjum, opartego na materjale realistycznoślający konieczność ręformy teatru szopkowego
oraz jego podatność dla wszelkiego rodzaju rodzajowym z zabarwieniem humorystycz.loeksperymentowania. W żadnym jednak z tych satyrycznem, powoduje w XVII w. wydanie oficjalnego zakazu urządzania przedstawień szopartykułów nie znajdujemy przedstawienia wła­
kowych w obrębie kościoła.
·
ściwej techniki szopkowej, ni rozpafrzenia prób
Przechodzi więc szopka zupełnie w ręce świec­
zastosowania jej w dramacie literackim. Uwakie, w te sfery, których umysłowemu poziomowi
żam, że trafne podkreślenie wartości "szopki",
jako teatrzyku eksperymentalnego, nie wyczer- najbardziej odpowiadała, a więc w sfery ludopuje jednak całości zagadnienia. Że, podobnie we. Mając wszelkie dane, aby ze scen intermediojak teatr może wejść do szopki, tak i szopka wych, rodzajowych, rozwinąć się w dramat popularny czy w komedję obyczajową, wobec nismoże wej-ść do teatru. Przy dzisiejszym zaś kryzysie teatralnym, renowacja powinna pójść nie kiego poziomu kulturalnego naszego ludu, utrzyw kierunku daremnej rywalizacji z kinematogra- mała się po dziś dzień w swej pierwotnej pofem, lecz właśnie wręcz przeciwnie, w kierunku staci, przechowując jednak w tej formie swą
arcyciekawą konstrukcję prymitywnej techniki
prymitywizmu, na której to drodze wcześniej
czy później zetknąć się musimy m. in. ze wzo- teatru misterjawego i szereg charah.terysty-::znych rysów dramatyki ludowej .
rami szopki i wogóle dll"amatyki ludowej.
· Szczególnym zbiegiem okoliczności polska
Nie będziemy tutaj wspominać o rozmaitych
z pogańskich jeszcze czasów się wywodzących , twórczość dramatyczna rozwijała się dotychczas
obrzędach religijno-zwyczajowych
("uczta ko- · zapatrzona przeważnie we wzory obce, kopju. d y " , " t uron. " 1. t . p: ) , z kt oryc
.
h , po- jąc mechanicznie rozmaite klasyczne, naturaliszł a " , " d zta
dobnie jak u Greków, mógł się rozwinąc polski tyczne, czy wreszcie symboliczne szablony.
dramat narodowy. Wprowadzenie nowej wiary Próżno Mickiewicz w swych prelekcjach parysi tępienie z tradycją pogańskiego kultu związa­ kich wołał o s t w o r z e n i e d r a m a t u n anych zwyczajów, ig:r, pląsów itp., wyłączyło ten r o d o w e g o, s ł o w i a ń s ki e g o przez naniezmiernie cenny zaczyn z procesu kształtowa­ wrót do pierwotnej dramatyki ludowej Daremnie
nia się w Polsce narodowego teatru i dramatu. w II i IV części "Dziadów" podawał wzór udpowiedniej techniki teatralnej, wprost dopraRównocześnie jednak,
kościół, zdawszy sobie
szającej się o właściwą inscenizacj~ wedlag
sprawę z olbrzymiego znaczenia teatru, jako
zasad trójkondygnacyjnej (świat ludzi; ziemia,
środka wychowawczego i propagandowego, nie
świat duchów dobrych : niebo,
złych: piekło),
omieszkał posłużyć się formą widowiska scen!~
cznego do propagandy wiary chrześcijańskiej . prymitywistycznej sceny średniowiecznego miW ten sposób powstają średniowieczne misterja, strjum.
djalogi, moralitety, officja itp. Specjalne miejPomijając, mniej lub więcej samodzielne,
sce zajmują tu jasełka (historia ich znana z ar- literackie przeróbki szopki, z najdoskonalszem
w tym względzie "Betlejem Polskiem'· L Rytykułu p. Starzyńskiego w n-rze 8), mające pierwotnie charakter pantomimy z ilustra:::ją kantycz- dla, natrafimy wresżcic na dwóch najwybitniejszych, nowoczesnych dramaturgów polskich,
kową, z których z czasem rozwija · się szopka,
jako misterjuro łątkowe (lalkowe), prototyp
którzy pokusili się · o odrodzenie dramatu polteatru marionetek. Taką samą ewolucję prze- skiego przez nawrót do najwłaściwszych, rodzichodzą jasełka w Polsce, znane tu już w XIV,
mych form konstrukcji sceniczneJ, t. j. do traa napewno z początkiem XV w. Mianowicie, dycji średniowiecznego misterjuro i prymitywu
niektóre z zakonów dla celów atrakcyjnych szopkowego. Renowatorami tymi są: St. Wys(patrz "Pamiętniki" Kitowicza), ożywiają pan- piański, w niektórych scenach 11 Nocy Listopadotomimowe jasełka, wprowadzając figury rucho- wej", "Wyzwolenia", "AchUleis", a przedeme (łątki) i tworząc szopkę właściwą, jako wi- wszystkiem w ściśle na technice szopkowej opardowisko liturgiczno-obyczajowe. W szopce tej
tern "Weselu", - oraz K. H. Rostworowski,
pierwiastkowe misterjuro o Bożem Narodzeniu któremu w tym względzie specjalny poświęci­
schodzi coraz bardziej na plan drugi, stając się liśmy artykuł (nr. 9 "Życia Teatru").
tłem, ramami dla intermediowych scen rodzajoSt. .Wyspiański, _ przejąwszy się mickiewiczowwych, o żywej, realistycznej charakterystyce ską teorją' dramatu słowiańskiego, zapatrzony
się parę
Nr 12
.. żYCI E T E A T R U"
95
praktyczną realizację w "Dziadach" (wła­
wnątrzną charakterystykę Chochoła, odpowiaprzez siebie w teatrze krakowskim insce- dającą grotesce figur szopkowych. Szopkowy
nizowanych)
improwizuje swoje "Wesele" deus ex machina, jakiś Djabeł czy śmierć, koń­
świadomie jako "s z o p kę n ar o d ową". Pracząca swym tradycyjnym rękoczynem dramat
ktyka '"Dziadów" z zaklinaniem duchów przez Heroda, tu urasta do godności symbolu Współ­
guślarza (zastosowana w obrzędowym II-im akczesności, Dnia dzisiejszego.
cie "Wesela") łączy się z prymitywną techniką
Nieodzowną częścią widowiska szopkowego
szopkową w nową, oryginalną konstrukcję drajest muzyka lub przynajmniej śpiew. Wyspiań­
matyczną. · Widzimy tu, właściwe widowisku
ski, który z dawien dawna nosił się z myślą
szopkowemu połączenie żywiołu realistycznego stworzenia dramatu muzycznego, a nawet opery
z fantastycznym (ludowym). świat styka się ze polskiej, po "Legendzie" w "Weselu" zbliżył
światem, ludzie z duchami, które w "Weselu"
się najbardziej do tego swego ideału. Tylko, że
odgrywają specjalną rolę jako "dramatis perwyraźny w "Legendzie" wpływ Wagnera tutaj
sonae".
odpada, ustępując głębokiemu odczuciu muzyki
T echnice szopkowej odpowiada przedewszyst- ludowej i oryginalnemu zinstrumentowaniu w jej
kiem rozbicie zrębu dramatycznego na szereg, duchu całości. Pomijając kantyczkową, prostą
pozornie luźnych, samoistnych momentów sce- melodykę wiersza oraz dźwięczność krótko wią­
nicznych. Sceny o warzanego rytmu, pierwiatości
raczej statyczstek muzyczny ., Wesenej, ograniczenie ruchu
la" opiera się na wyi gestykulacji ad minidatnie zaznaczanem tle
mum n a d aj e figurom
muzycznem (m u z y k a
charakter marjonelkoweselna -jako wyraz
wy. Każdy akt zamyka
ogólnego nastroju), oraz
pod koniec efektowny,
na motywach (leitmopantornimowy obraz
tivach) muzycznych (np.
(1 - zaprosiny Chochom o t y w złotego rogu,
ła, II zjawienie się
motyw muzyki ChochoWernyhory, III - tała). "Wesele" jest jedniec Chochoła). Jak winym z niedogranych
dowiska szopkowe, tak
dramatów muzycznych,
i .. Wesele" nie posiada
o jakich stworze n i u
konkretnej fabuły, ani
Wyspiański m ar z y ł.
intrygi, a n i t e ż tych
Poczęte z ducha muwszystkich konfliktów,
zyki, czeka na genjalskładających się mi. szenego kompozytor a.
mat dramatu realistyczScenicznie bowiem pronego. Niema również
blem "Wesela" jedynie
Fot. ]. Malarski.
Bialkowski (Benedykt) , Solska (Krystyna), Adwentowicz (Czarowic)
wyraźnie zaznaczonego
w związku z pełną mu·
w "Róiy" Żeromsk1ego.
bohatera jednostkowezyczną ilustracją da się
go, bohaterem, jak w szopce, jest tu cały właściwie rozwiązać. Dziwna rzecz- "Wesele",
tłum przedwojenne społeczeństwo polskie. ten najbardziej rewolucyjny twór w dziejach no- .
Uderza mnogość występujących osób, wśród woczesnego dramatu polskiego, w koncepcji swej
których odnajdujemy charakterystyczne posta- ,formalnej przynosi równocześnie nieświadome,
cie szopki, nP.. figury realistyczno - rodzajowe: a wię~ najlepsze dzięki naturalności i prostocie,
Krakowiacy, Zyd, Ksiądz i t . p.; charaktel'y- zrealizowanie zasad dramaturgji starożytnej, a to
styczno-historyczne: Stańczyk, Hetman, Wer- zarówno w zachowaniu arystotelesowskich
nyhora, Rycerz, Upiór; groteskowe: Chochoł. trzech jedności, jak i w plastycznem, w miarę
Przyczem znów ściśle jak w szopce, figury te rosnącem przedstawieniu katastrofy, wreszcie
łączą się w pary po dwie (najwyżej 3 ) występu­
w spełnieniu fundamentalnego dogmatu, "bu~
jąc na scenę, parami też mocują się, każda ~::e
dząc litość i grozę" .
swoją zmorą. Odnośnie do przynależności tych
Z tem. wszystkiem, niezależnie od swych zafigur, scenę rozłamać możemy na trzy kondygałożeń ideowych, w samem zewnętrznem, techcje: środek, wprzód wysunięte proscenium, zaj- nicznem ujęciu, jest "Wesele" nietylko jednym
muje świat ludzi; z dołu: z "piekła" wloką się z najbardziej oryginalnych, lecz także najbarwidma złe : Upiór, Hetman, Chochół; z góry, jak dziej narodowym w treści i formie dramatem
z "nieba" zjawia się Rycerz, Wernyhora. Z tech- polskim.
niki szopkowej możemy również wyprowadzić zeRajmund Bergel.
w jej
śnie
"ŻYCIE TEATRU"
96
Nr 12
O POJMOW ANIE "WESELA"
16 marca tego roku "Wesele" święciło urc srebrnych godów ·ze sceną polską . -Przez 25 lat, które minęły od chwili pamiętnej
~rakowskiej premjery, a więc w dość krótkim
przeciągu czasu,
pojawiło się mnóstwo prac
o tern najgenjalniejszem dziele . Wyspiańskiego .
Zainteresowanie to da się porównać tylko z ową
masą publikacyj,
jakie wywołała III część
.,Dziadów". W jednym i drugim wypadku centralne postacie i momenty nie zostały przez
autorów definitywnie wyjaśnione ani w samym
tekście, arii poza tekstem. Nic
więc dziwnego, że . zawacte
w . tych dziełach "mity literackie" i ich symboliczne znaczenie, stały się przedmiotem
wielu dociekań.. T e m nowem
"44" jest Chochoł w "Weselu". Różnica leży w tern, że
od interpretacji Chochoła zależy pojmowanie całego utworu, w którym ów impresario
jest równocześnie głównym
·kierownikiem akcji. Postać tę
komentowano najrozmaiciej
· ale wszyscy zgadzali się na
. jedno, na to mianowicie, że
Chochoł jest . czemś zdecydowanie ujemnem. Przed paru
jednak laty powstała koncepcja wręcz przeciwna. Starał
się ją po raz pierwszy, zdaje
czystość
się, umotywować Stanisław
Pigoń *), a podziela ją również
jak mi wiadomo, Mieczysław
E. Drabik6wna (Nastka)
Limanowski. Nie wiem, czy
zaważyła na inscenizacji "Wesela" w Reducie,
ale bez względu na to, ~zasługuje na przypomnienie.
Chochoł, zdaniem Pigonia, jest symbolem
.,właśnie życia, samej jego istoty: pierwiastkowej, niezniszczalnej ... , głuchej siły trwania bytu
narodowego. To żywe życie, ten krzew róży ...
owinięto w chochoł, .,pałubę słomianą" na czas
mrozów... Zgubiony przez parobka na rozstajnych drogach Złoty Róg - Chochoł, to właśnie
odnalazł i nie wyda go na zmamowanie... Zły
czas przejdzie, chochoł mrvzy przetrwa, a na
wiosnę uwolniony rozwinie się i zakwitnie
') Z epoki Mickiewicza, Lwów, Zakład im. Ossolin .
1922 . .,0 Weselu St. Wyspiańskiego". Przemówienie
wygł. w Teatrze Polskim w Poznaniu dn. 28 listop. 1919 r .
w dwunastą rocznicę śmierci poety str. 491-503. Zdaje
mi się, że jeszcze ktoś inny ujął podobnie ,.Wesele'', ni e
pamiętam w tej chwili kiedy ,i g~zie.
przepychem kwiecia. Wtedy i Złoty Róg się od ..
najdzie" . W scenie zaś kmkuwej Chochoł szydzi z tego pokolenia dekad•.:ntów, wobec których
.,wieczysta i niezłomna żywotność narodu zdobędzie się zawsze tylko n~ ostry, bolesny sarkazm".
Zaznaczmy szczegół charakterystyczny: hypoteza puwyższa zjawiła się bardzo niedługo pa
odzyskaniu mepuciległGści. Z naszego, dzisiejszego punk1u widzenia, jest faktem niewątpliwie
zbaw;ennym to, że w listopadzie r. 1900, nie wy.
buchło powstanie. Ale czy
tak samo myślał Wyspiański?
Chyba nie. Starajmy się to
udowqdnić.
Jak wiele motywów innych,
tak i Chochoł ukazał się naprzód w twórczości malarskiej Wyspiańskiego, w pastelowym obrazku "Na plantach"
i w jednej akwareli kolorowej*). Nie da się zaprzeczyć,
że wygląd Chochoła z natury jest straszny i tragiczny.
Takie samo wrażenie musi
robić i na scenie. Bo też mimo pewnych łudzących pozorów, Chochoł-Martwica i zi.ma-martwota, to jedno i to
lamo zarówno w rozumieniu
sudu, jak · i Wyspiańskiego.
W "Weselu" Chochoł z'wodzi
isię, mówiąc, że okrywa
i chroni różę, czyli odgrywa
Fo.f . J. Malar.kl.
w "Róży" Zeromskiego.
ro lę d O brego d UC h a; ta k samo
Martwica w drugiej redakcji
"Legendy" (1904) udaje, że ma ziarna, które się
powinno siać, ziarna, które idą na zatracenie.
Ale tutaj lud nie daje się otumanić i tópi Martwicę, która się mści na Wandzie. Wtenczas dopiero oczywistem się staje, że "Zle ją (królowę)
niosło i strzaskało".
W .,Weselu" zaś JUZ ekspozycja dram"atu
w końcu I aktu wiele nam wyjaśnia . Przecież to
Rachel , łaknąca najfałszyws:zej poetyczności,
jest .,za pan brat z różami w ogrodzie", jak ironicznie p ochlebia jej Poeta. Nie róże jednak,
lecz pałubę słomianą chce wezwać i poskarzyć
się jej Żydówka, urażona zachowaniem się wobec niej uczestników; w dobrze hamowanej zło­
ści z g·roźbą niemal wykrzykuje: .,Zmówię chochoł, każę przyjść".
*) J. Kotarbińsk i, Pogrobowiec romantyzmu, Warszawa
1909, sti-.111; Wy s piański , Dzi e ł a, Warszawa 1925, l. Jl ,
str. 311.
"ż Y C I E T E A T R U"
Nr 12
Kiedy Poeta prosi Pannę Młodą, by zaprosiła
istoty z za ziemi, zdrowym instynktem wiedziona
chłopka pyta się .,a pocóż te z Piekła duchy",
ale potem ulega Panu Młodemu, miastowemu
inteligentowi. A gdy o północy zjawia się Chochoł, wygania go*) znowu trzeźwe, duchem silne
clziecko.
Ale czar "nadprzyrodzonej Mocy" już działa.
Ludzie z "Wesela" postępowaniem swojem idą
jej na rękę. Wywołanie wewnętrznych widzeń,
cudownych, tajonych snów i nieziszczalnych
marzeń przed oczy weselników, wystąpienie
wszystkich bez wyjątku "dramatis personarum", ich działanie na zebranych od początku
do końca jes l czarem, wodą na młyn tej siły.
którą reprezentuje Chochoł­
to nie ulega wątpliwości. Siła
to zła. Ale przecież .te duchy
mówi ą tyle słusznych rzeczy,
udzielają tylu cennych rad.
Wernyhora daje nawet Złoty
Róg wyzwolenia! Bo też szatany nowoczesne są przewrotne, perfidne: .,Ich bronie
jasne i tarcze słoneczne". Sło­
wa Szekspira w .,Makbecie"
dadzą się doskonale zastosować do .,osób dramatu" Wyspiańskiego:
Narzędzia pi e kła prawdę
nam podają.
Aby nas w zgubne potem sieci wpląta ć;
Łudzą nam duszę uczciwym pozorem,
Aby nas znęcić w przepaść następstw.
Ta przepaść otwiera się
w scenie 37 aktu III. Chochoł, ukradł s z"y Złoty Róg
(.,Pod figurą ktosik stał"), rozbraja zgromadzonych nietylko
z broni, ale i z Ducha. A czyni to głównie dzięki swej
Jusljan (Anzelm) w
") Może mała chłopka wie, że duchy boją się_ miotły,
por. W. Klinger, Obrz~dowość ludowa Boż e go Naradzer ia Pozn a ń 1926 . slr. 7 i. Ta ciekawa ro7prawn . przyn os'ząca przyczynki do ,,Dziadc,w" , nie wspomm,l o Wyspi a ńskim ,
ale zbadanie jego stosunku do folkloru jest
pal ąc ą p o trzebą na szej nauki .
BIBLJOGRAF JA.
S z koła śpiewu Stefanji i Ludo.mira Różyckich.
Nakładem Geberthnera i Wolfa ukazała się szkoła
Śp•iewu Stefanji i Ludomira l{óżyckich, oparta na zas:ldach starowłoskich Mistrzów Porpori, Guarci, Lampertiego i innych, oraz problemat postawienia głosu według za sady Erica Caruso. Powa ż na i ni e słychanie potrzebn a ta s zkoła - pierwsza w tym rodzaju w polskieJ
literaturze śpiewaczej obejmuje ws zystkie najistotniejsze zaga dnienia śpiewu .
Dłu go letnie doświadczenie Stelanji i Ludomira Różyc­
kiego p rzyczynia się do rozś w ietlenia wielu problem a tów dotyczących sztuki postawi enia głosu w sferze pra w
liz j ologic znych oraz teoretyczno-muzycznych.
97
muzyce . Idzie ona .,jakby z atmosfery błę­
kitnej " , a w rzeczy samej idzie z piekła, jeśli
sądzić po jej skutkach. Zahypnotyzowani weselnicy tańczą bezustanku, sztywni, jak manekinywolno, poważnie i spokojnie. Bardzo podobny
obraz znajduje się w romantycznym "Fauście"
M. Lenaua (1836). Scena "Der Tanz" odbywa
się również na weselisku.
Mefisto kaze sobie
podać skrzypki i wtedy
BaJd wogen und schwinden die scherzenden Tone,
wie selig hinsterbendes Lustgestiihne.
l Mefisto osiąga tą drogą swój cel: wszystkich
ogarnia lubieżny szał:
a lle verschlingt ein baccbanti sch.s Krc isen .
Wie narrisch die G e iger des Dorfes
sich geberden!
Sie werfenja samtlich die Fiedel zu
Erden;
Der zaubergriffende Wirbel bewegt,
W as irgend die S che nk' Lebendiges
hegt.
Z piekła rodem
nież Chochoł. Nie
jest rówon składa
naród w mogile, by wyrósł
nieskrzywiony na ciele, gotowy do czynu, a bezmyślny
taniec, kończący .,Wesele".
To nie Śmierć, która rodzi
Życie, ani Sen, który daje
siłę. Ludzie ci są pogrążeni,
jak mówi sam twórca .,w pół­
sme, pół-zachwycie". Chochoł nie zabija ich, ale tylko
grzebie. Podobnie jak Sło­
wacki, uważa i Wyspiański
połowiczność i to, że weselnicy z r. 1900 nie z g i n ę l i
w walce, za coś złego. Wiei. Fot . ]. Ma /a,.ki.
k' .
·d ł
• zawsze
"Róży" Zeromskiego.
l ptsarz
OS OWnle
brał swe hasło, że "umierać musi co ma żyć" i wyraził je w .,Weselu", które jest policzkiem wymierzonym współ­
czesności, suppozycją zarazem i przestrogą dla
niej.
Eugeniusz Land.
W przedmowie działu teóretyczne go p. R óż ycka . której praca w dziedzinie śpiewu zaznaczyła s ię wydanien·
broszurki p. t. ,.Znaczenie oddechu w śpiewie" , utrzymuje, iż brak śpiewaków w wielkim stylu bynajmniej
nie wypływa z braku głosów. Natura wyd a jno ~ ci w tym
kierunku jest jednakowo bogatą, tylko że sztuka śpie­
wacza doprow adzona niegdyś do szczytu z powodu róż­
nych okoliczności zanikła. Żyjemy w epoce nerwow~go
pośpiechu. Według mistrzów s zkoły s t a r o wło s kiej czas
studj ów trwał od 8 do 10 lat. D z iś chcemy w ciągu
trzech lat o siągnąć szczyt doskonał o ści . Nieporozumi~­
nie w dziedzinie śpiewu polega na tern, że wyma gamy
od niegotowego instrumentu tego, czegoby wymaga ć należał o od gotowego.
.
Szk o ła ·obejmuje · następujące dzi a ły :
l) tajemnica
oddechu w śpiewie; 2) o czynn oś ci krtani w chwili kształ-
98
- -- - - - - - - - - --
-- -
., ŻYCI E T E A T R U"
towania tonów; 3) o położeniu języka na podstawie
obserwacji Guarci i słynnego profe,s ora z Padwy Crescentiniego; 4) o wokaJizacji; 5) o wadliwej wibracji
głosu; 6) o timbrze głosu; 7) o mutacji głosu; S) o przyczynach choroby głosu; 9) o rejestrach i umiejętności
połączenia takowych; 10) o muzycz.nem wykształceniu
głosu.
Dział
praktyczny zaopatrzony jest w serję ćwiczeń
zastoso.,..anych do stopniowego rozwijania oddechu, ćwi­
cz_ń koloratury, lry!u oraz wokalistów bardzo melodyjnych -- odpowiadających dla wyrobienia pięknego
bel-canta.
Pożyteczną tę szkołę dopełniają pieśni Baćha. Szuberta, Mozarta, Moniuszki, Różyckiego jako podstawa do
ćwiczeń głosowych, oraz rysunki z dziedziny fizjologicznej .
WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.
Z końcem bieżącego miesiąca odbędzie się drugi zjazd
pedagogów teatralnych, który zajmie się ujednostajnieniem programu szkolnego _ tudzież unormowaniem wymowy scenicznej. W związku z tern Z. A. S. P. rozesłał
ankietę do całego szeregu os,obistości ze świata teatru ,
krytyki, mówców, księży i t. d.
*
Teatr Polski w Warszawie miał już przystąpić do
prób z ,.Kredowego Kolu" Klabunda, gdy dyr. Szyfman
otrzymał książkę tego autora p. t. "Geschichte der W dtliteratnr in einer Stunde''. W książce tej , wydanej w 1922
roku Kłabund rozmysłnie i cynicznie fałszuje fakty
z hi,storji literatury polskiej. Z tego powodu dyr. Szyfman
postanowił nie wystawiac sztuki Klabunda.
TEATRY WARSZAWSKIE.
Teatr Letni: ,,Dar poranku", komedia w 3 aktach
G. Forzano.
Ile razy w teatrze widzimy jakąś naiwną a sentymentalną historję, tyle razy łączy się z nią okrzyki:
,,Ile w tern poezj~". A przecież utwory sentymentalne
tylko mogą być poetyczne, jak poetycznemi mogą być
nawet utwory brutalne. Ale nie muszą być. ,,Dar poranka" nazwano utworem poetycznym. Porównywano go
z "świtem, dniem i nocą". Dlaczego? Bo obie komedje
są sentymentalne, bo w obu mamy do czynienia z budzącą się miłością. Ąle djalog Niceoderniego jest nie
tylko świietnie zbudowany, ale ma urok świeżości. Dialog Forzana jest od początku do końca banalny. Technicznie opanował Forzano materjał, ale nie wiele ma
do powiedzenia. Akt trzeci jest już tylko przybudówką .
To też trudne mieli zadanie p. p. Brydzińska i Różycki.
Wybrnęli dość zwycięsko. Ale to oni. Zwłaszcza Brydzińska. Nie postaci przez rtich odtwarzane.
Teatr Odrodzony: ,,Chłopi'' , dramat w 4 aldach według
Reymonta przerobiony na scenę przez Zawieyskiego.
Dobra prze·róbka sceniczna. Oczywiście nie oddaje
całego piękna powieści Reymonta. ale zręcznie wydobywa elementy dramatyczne i widowiskowe. Wystawiono
,,Chłopów" w bardzo starannej reżyserj- i Turowiczównej.
powieści
Z LWOWSKICH TEATRÓW MIEJSKICH.
Każdy teatr "niestołeczny" ma, niby kalendarz ściea­
ny, swoje dni ,,czarne", powszednie, i ,,czerwone", świą­
teczne. Tych ostatnich 'Z natury rzeczy tylko niewiele.
Które z nich wziąć za podstawę oceny? To zale-ży od
jej kierunku: ,,czerwone" bowiem pozwalają osądzić
Nr 12
--------------~-------------------
potencjał artystyczny teatru, ,,czarne" zaś, jak teatr poj"
muje i spełnia swoją codzienną niejako służbę kulturalną
Trzeba przyznać, że pod tym względem teatry mielskie
we Lwowie starają się utrzymać pewną ekonomiczną
równowagę: co parę tygodni nie zbraknie święta, .,stan dard" zaś dnia powszedniego zbliża się coraz bardzBj
do poziomu wcale przyzwoitego.
Niewątpliwem ,,świętem" w ostatnim okresie było wystawienie ,,Kredowego Kola" Klabunda (w przekładzie
M. Szwarzównej i J. Jedlicza). Sam utwór prawdziwie
wysokiej miary. Nie rewelacyjny może, Jako idea, nie
dość jasny może w swym naczelnym symbolu ("Kredowe
koło"). lecz niezwykle czysty i szczery, jako wizja poetycka.
legendę chińską tchnął autor duszę nowoczesną; z bajką o losach biednej i nieskończenie dobrej
Raitang splótł nader misternie najgłębsze zagadnienia
moralne i społeczne; w triumfie miłości, dobroci i sprawiedliwości, reprezentowanych przez grupę postaci ,,jasnych" (Raitang i cesarz Pao) nad złością i przewrotnością postaci "czarnych", reprezentowanych przez przekupnego sędzię Czu-Czu, żonę mandaryna I-pei i zakochanego w niej urzędnika sądowego Tongo, tudzież
w nawróceniu się okrutnego mandaryna Ma pod wpłyc
wem Raitang i zbolszewizowanego jej brata Czaug-Hng
pod wpływem cesarza - w tym iście bajkowym schemacie wyraził autor serdeczną i głęboko wzruszającą
swą wiarę w wszechpotęgę i zwycięstwo dobra na ziemi.
Nad całą tą napozór egzotyczną a w istocie tak bliską
nam opowieścią unosi się Chrystus. Jak każde p~sarskie
dzieło natchnienia, nie da się ono zresztą wyczerpać do
dna zapomocą żadnych formuł. Zwrócić chcę tylko
uwagę na iście szekspirowską
w niem wielopłaszczy­
znowość i różnorodność elementów: bajka, religijna legenda, realistyczne obrazy, satyra, groteska, proza,
wiersz i muzyka, zlewają się w jedną organiczną całość i tworzą niesłychanie bujne widziadło życia; szekspirowską też z ducha (acz bezpośrednio wziętą z teatru
chińskiego) jest :;;odna uwagi struktura dramatu, daleka
od wszelkie-go naturalizmu, a jednak mimo całej nieomal prymitywnej swobody (monologi, be7.pośrednie alokucje do publiczności, stylirowane skróty) niezwykle
prosta i zwarta. Dodajmy wreszcie kryształowej czystości
dźwięku język (w partjach poetyckich pięknie odtworzony przez J edlicza) .Sceniczna realizacja tego utworu przedstawiała niepospolite wprost trudności i ze względu na szatę zewnętrzną i konieczność sharmonizowania owych różno­
rodnych elementów. Teatr nasz pokonał je zwycięsko.
Zasługa to w głównej mierze reżyserji p. żyteckiego.
Młody ten reżyser (a zarazem bardzo ciekawy aktor)
złożył dowód, że ma nietylko wysoko sięgającą ambicję,
ale i odpowiednią miarę zdolności. Dzieło, które wystudiował u Reinhardta i omówił z samym autorem, udało
mu się wcielić nieomal kongenialnie w ramy ·sceniczne.
Do spotęgowania wrażenia przyczyniła się w wysokim
stopniu oryginalna muzyka Schefflera oraz niezwykle
piękne i pomysłowe dekoracje p. Balk<. Na uznanie z- sługuje również gra aktorów, aczkolwiek roli swej nie
,,wypełnili" całkowicie ani p. Żytecki, jako mandaryn
Ma (poza kapitalną sceną śmierci), ani p. Hańska, jako
Haitang, staranna, ale beż naturalnej poezji w postawie
i o zbyt monotonnym glosie, ani pozbawicni nieodzownej
melodyki i akcentó"' szczerości, ani nie dość charakterystyczni p. Peliński, jako Czaug-ling, i p. Rasińska ,
jako I-pei; zupełnie dobrymi byli natomiast p; Fertner,
jako sędzia, i p. Stępowski , jako cesarz: poprawni
wszyscy inni w pomniejszych rolach (Ką.linowski,
Szos land, Bielecki).
Jeżeli po wielkiej poezji .,Kredowego Kola" przejdę
bezpośrednio do "Zaklętych trzewiczków", bajki udramatyzowanej przez B. Hertza ·i Tatarkiewiczównę, to oczywiście nie dla jakiejkolwiek oceny porównawczej, lecz'
jedynie ze względu na sam typ bajki. Wszelka bajka już
dzięki swej wiotkości jest niezwykle frudna do wcielenia
w substancję sceniczną; materjalność sceny bowiem zabija nierealną, błękitną aurę bajki. A cóż dopiero, jeśli
w
Nr 12
"ZYCIE TEATR U n
się zważy swoistą psychikę dzieci, jako widzów! Otóż
tej bajkowej atmosfery w inscenizacji ,,Zaklętych trzewiczków" nie zdołano ocalić . Może sam utwór, nader
miły zresztą i zgrabny i posiadający wiele ciekawych
pomysłów scenicznych, był dramatycznie nazbyt nikły
i dlatego starano się urozmaicić go i - wydąć nadmiernemi wkładkami muzycznemi (pióra p T. Millera)
a zwłaszcz a zgoła nicszczę ś liwemi wkładkami baletowemi; w len sposób zaś nadwątlono i tak już wątłą
akcyjkę. osłabiając zainteresowanie "malusińskich", żą­
dających
przedewszystkiem
akcji! Dodajmy, że
i strona zewnętrzna pozostawiała inejedno do życzenia.
Jeżeli wystawienie ,, Zaklętych trzewiczków" uważamy
za chwalebny początek "teatru dziecinnego", to zgoła
nie umiemy wytłomaczyć sobie powodów, dla których
wznowiono ,.Uriela Akostę" Gutzkowa. Utwór, który
dzięki swej liberalnej tendencji i szlachetnemu patosowi porywał wido·wnię, dziś spełzł niemiłosiernie i przez
działanie
czasu i wskutek
fatalnego
przekładu
M. Boloz-Antoniewicza. Wznowi enie go rr.og 1aby usprawiedliwić jedynie jakaś niezwykła inscenizacja lub potężna kreacja aktorska. Tymczasem rzecz ,zmontowano"
u nas zbyt pośpiesznie , wybrano nieszczęśliwie ,,Teatr
Nowości"
z jego płyciuchną sceną, uniemożliwiającą
rozwinięcie scen o charakterze widowiskowym.
Uriela
grał p. Barwiński z podziwu godnym zapałem; p. Skrzydławska była wdzięczna, lecz nazbyt sztywna; ledwie
poprawnymi lub zgoła niemożliwymi byli inni oprócz
dwu prawdziwie żywych kreacyj pp. Sosnowskiego
i Czakiego.
Przechodząc do lżejszego l"epertuaru (który wciąż
jeszcze niestety przeważa) zanotujmy ., tółtq rękawiczkę"
Bakonyi'ego; "Jego" grał p. Sosnowski, a "ją" p . Barwińska. Doskonała para tych a'rtystów znalazła się tym
razem w rolach zupełnie nie odpowiadjących naturze ich
ta:lentów, zwłaszcza p. Barwińska, której posągowa Regina Żółkiewska utrwaliła w nas przekonanie, że właś­
ciwą jej domeną są wielkie postacie tragiczne, lecz przenigdy - damy salonowe.
Wca!.e miłą natomiast jest s'ztuka Geraldy'ego "Gdybym chciała ... " , zagrana dobrze przez pp. Kwiatkowskiego, St~powskiego, Czajkowską ·i p. Kopczewską . Ta
ostatnia nie ze wszystkiem wprawdzie nadaje się do roli
,,bohaterki" tego utworu, ale tern więcej uznania godne
są jej przeważnie udałe wysiłki celem zrekompensowania
pewnych braków. Szko<ia że wskutek niewłaściwej obsady
ról ·epizodycznych całość mocno ucie'rpiała.
Nakoniec premjera swojska: Debiut autorski lwowianina p. Stanisława Warskiego p. t. ,,Medalion prababki". Pod sympatycznym tym i nastr.o jowym tytułem
kryje się bynajmniej nie nastrojowa, lecz owszem wesoła a nawet swywolna komedja o lżejszym ciężarze
gatunkowym. W ubogiej naszej literaturze scenicznej
tego typu nabytek to nie do pogardzenia. Posiada gładką
fakturę, wcale żywe figury (malarz, jego żonka, literatpopijała , jego przyjaciółka , szlagon, stara ciotka, ekonom, i t. d.), pewien zapaszek swojski, niezgorszą akcyjkę
i komizm sytuacyjny, dobry język i - kiepskie dowcipy .
Utwór, wyreżyserowany przez p. Dobrzańskiego, zagrano
naogół w dobrem tempie. Obsada tym razem trafna: na
czoło wysunął
się pp.
Dobrzański i Kwiatkiewiczowa ,
bardzo miłą była p. Dębicka i p. Skrzydłowska , szarżo­
wał, ale zdrowo, p. Rasiński, na miejscu był p. Brzeski
(aktor zdolny, lecz niefortunnie wciąż obsadzany),
a wprost kapitalny p. Fertner (ekonom) .
Tyle o dramacie. Opera ożywiła się znacznie. Obok
oper ogranych (Żydówka, Carmen, Trubadur) wystawinnych ex re znakomitego ~ościa p. Gruszczyńskiego.
wznowiono •.Zamarłe oczy' d'Alberta, a przedewszystkiem Wagnerowskiego "Zygfryda". Jestto znowu czyn,
który zapisać należy na dobro obecnego kierownictwa.
Takiego .,wieczoru" 'Wagnerowskiego dawnośmy nie
mieli. Nie znaczy to, by wszystko było tak jak być powinno. Zwłaszcza pod względem plastyki i gry, które
w operze (nie tylko naszej!) zmartwiały w jakiś straszliwy
szablon. Na Boga! Trzeba z tern raz już skończyć! Opera
99
fest dramatem! Toteż bezwzględnie wymagać musimy
w operze· takiej samej charakterystyczne.j plastyki scenicznej jak w dramacie mówionym, a od śpiewaka żądać
musimy, by był i aktorem , by grał i mówił przynajmniej
poprawnie. Nie sposób ścierpieć tych horendalnych · szablonowych gestów rąk (to jednej, to drugiej, to obu na
odmtanę, to od siebie, to ku sobie i t. d.). mających zastąpić wszystkie inne środki ekspresji. Wiem, że aktor
śpiewający nie może tak grać (np. mimicznie), jak aktor
mówiący; nie znaczy to jednak, by nie grał wcale, lub
w sposób budzący śmiech i przykro·ść. Cała sprawa typu
gry operowej wyrnaga stanowczej reformy. Do gry należy
przedewszystkiem słowo . Nie wolno poświęcać go całko­
wicie dla śpiewu. Słowo mu.s i być mimo śpiewu, a raczej
przez śpiew i w samym śpiewie wypowiadane i to dramatycznie wypowiadane! Inaczej opera stanie się
wkrótce wprost nieznośną - na scenie! Zwłaszcza , jeśli
się zważy i tak już naogół głupawe a wskutek nieudolnych przekładów jeszcze straszniejsze libretta, pełne
nonsensów i błędów językowych.
Wracając do "Zygfryda",
reżyserja na tę dramatyczno-sceniczną stronę tak ważną szczególniej u W agnera nie zw'róciła dostatecznej uwagi. Jeżeli mimo to
reprezentację ,,Zyfryda" nazwaliśmy czynem artystycznym - to głównie dzięki śpiewowi i orkiestrze. Orkiestra
(zredukowana!) . brzmiała doskonale; zasługa to kapelmitrza p .. Zuny: z solistów najbliższy stylu W agnerowskiego był p. Sowiiski (Zygfryd). dobry w grz.e i znakomity w śpiewie a po nim p . Cyganik (Wotan), jeden
z nielicznych u nas śpiewaków-aktorów, oraz p. Łow­
czyński (Mime).
Kończąc, wspomnieć chcemy · o prawdziwych godach,
jakie zgotował nam Mistrz Solski kilku swemi występami.
Wielkie te kreacje (Łatka , Pierczychin, Pan Jowialski)
Lwów zna dobrze, niemniej jednak były one odnowieniem wspomnie!l, dla młodszych zaś rewelacją . Nie
mie jsce tu na określania i analizę wielkiej sztuki Solskego; wielu już zresztą starało się to uczynić; podnieść
jednak należy, że Solski w przeciwieństwie do innych,
s kądinąd
również
genjalnych aktorów
nietylko
olśniewa, lecz wzrusza głęboko. I to jest jego triumf
niezrównany. To też entuzjazm, z jakim Solskiego przyjmowano, był wyrazem nie tylko czci dla jego niespożytych zasług, podziwu dla jego wielkiej sztuki, lecz ży­
wych i serdecznych uczuć wdzi~czności za tyle niezapomnianych i głębokich przeżyć. Entuzjazm ten osiągnął
szczyt na przedstawieniu jubileuszowem ("Pan Jowialski" w Teatrze Wielkim}, na którem miasto oddało hołd
jednemu z największych artystów sceny - nie tylko
polskiej.
Józef Mirski .
TEATRY CZESKIE.
(Korespondencja własna .,Życia Teatru").
Teatr miejski w Vinohradach. - ,,Wyspa wietkiej miłości" F. Sramek.
Rzadko zdarza się spotkać poetę , kojarzącego w tym
stopniu pierwiastki twó rcze trzech obecnie żyjącyci1 pokoleń, jak to widzimy u F. Sramka, który wszakże
jeszcże nie przekroczył pięćdziesiątki. Można o nim bowiem powiedzieć to samo, co niegdyś powiedziano o Ver ..
lainie, w którym pierwiastek uczuciowy owiewa zawsze
liryzm wielkiej miary, zarówno, w mowie wiązanej , jak
w prozie, w każdem z dzieł jego, czy niem będzie romans,
czy utwór sceniczny.
·
Do najprzedniejszych utwo rów Sramka należą bezwątpieni·a te, w któ'rych dał się nam poznać, jako dramaturg. "Czerwiec" (1905). ,,Lato" (1905) , "Księżyc nad
rzeką" (1922) cechuj e umiar i szczerość, dające autnrowi pole do ujawnienia wszystkich swych zaiet, podczas
gdy powieści , jak np. "Hagenbeck (1920) ; ,,Dzwony"
(1921)
grzeszą jaskrawością typów i nienaturalnością
sytuacji.
.. ZYClE 1EATRU 11
100
Premjera w teatrze miejskim w Vinohradach dowodzi,
Sramek poszedł właściwą drogą, szukając wyrazu
swych zamierze1'1 twórczych w sztuce dramatycznej .
,,Wyspa wielkiej miłości" treścią przypomina nieco film
egzotyczny. Trupa, złożona z dwóch aktorek i' sześciu
aktorów, udaje się na ok'ręcie Atl antyk, aby ,,filmować" jakiś sensacyjny scenarjusz. Los nie szczędzi podr óżn ikom wrażeń i nagle, zbłąkany w morsk•i em przestworzu okręt , zmuszony jest, chroniąc się przed burzą ,
zarzu cić
kotwicę u brzegu ,,Wyspy wielkiej miłości" .
Objektyw aparatu kinematograficznego zastępuje życie
pełne
niebezp,ieczeństw, w obliczu
którego aktorzy
i ak torki zmuszeni ~ą odegn.ć szel'eg silnycl1 emOCJ!'lnUjących scen z całą szczerością ludzi,
stykających się
z twardą rzeczywistością. Dziwna sytuacja, stawiająca
ludzi, których wrodzone instynkty · trierwotne trzymała
na wodzy cywilizacja w obliczu zupełnie nowych, nieprzewidzianych warunków życia, omal nie staje się groźną dla piękniejszej połowy aktorskiego grona. Ogłada
towarzyska i wrodzony takt ludzi cywilizowanych bio'rą
jednak górę nad budzącerui się instynktami i dopiero
z jawienlie się trzech zdziczałych mieszkańców wyspy,
oddawna wyzwolonycn z pod wpływów cywilizacji, ktbra
niegdyś normowała ;:;h oby..:zaje, stwarza groźny konflikt życiowy. Trzej bc:zwzględnie przez los na bez·~en­
ność skazani mieszkańcy wyspy, proponują zgłodniałym
aktorom odstąpienie żywnośoi•, lecz za cenę . .. wdzięków
ich nadobnych koleż:ln e k
Widz z satysfakcją słyszy · kat e!!oryc zną odmowę szl ~. ­
chetnych "kiniarzy", lecz j ednocześ nie z ni ema!em zdziwieniem patrzy, jak z nastaniem zmroku, dwie p.iękne
gwiazdy ekranu udają się w sekrecie pr'z ed kolegami
i towarzyszami niedoli na szczyty skalne, do kryjówki
żą dnych (o jakże żądnych!) miłości dzikusów.
Ciszą
grobową, ciszą ciężką, jak ołów, pełną wzgardy i cichej
z awiśd przyjmuje grono aktorów wczesnym rankiem pow r a cające do nich dziewice, któ're o- dziwo - oświad •
czają zdziwionym i wątpiącym kolegom , że wracają czyste i białe , jak w rosie porannej skąpane białe lilje ...
Co robić? Uwierzyć? Chyba nie ... A jednak wyjątkowo
w tym wypadku podejrzliwoś ć męska pr z eszła rzeczy wisty stan rzeczy. A teraz - niespodzianka. Trzej dzicy,
miotani ża rem niezaspokojon ych chuci sprośnych władcy
wyspy, zjawiają się i zapewniają w akcie trzecim obecnych na scenie i widowni wątpiących spektatorów i widzów, że chcieli jedynie spłatać figla dziewicom , wy~
stawić na próbę ich towarzyszów. Wzruszeni ofiarnością
dziewic, które, aby ratowa ć swych holegów od głodowO?. j
ś mierci, poświęcić już chciały niemal cnotę, zdziczali
piraci odnaleźli w sobie gentlemenów, nienadużywając
sytuacji (która bądź co bądź miała pewien urok). a wódz
ich w dodatku tak - się bardw zakochał w jednej z niedoszłych ofiar, że go pod koniec sztuki widzimy wsiadającego na ok'ręt i udającego się ze swym Ideałem d o
Europy.
Być mo że, że w tej sztuce jest wiele ckliwego nieco
~ entymentu i iście ekranOW'!!:o,
nadmiernego napięc '«
~ ytuacji , jakiegoś egzotyzmu z dobrych. amerykań s kich
. _Ullmów w 24 częściach (z prologiem). A jedna '< "szystko
to podane jest w formi~ pięknej i bardzo scenicznej prze ;:
poetę lirycznego, który , 111<l)ąc w pełn: świadomości tego,
co dać może ekran, w tym wypadk u, Jo sy;t!fiCYJ iście
kinematograficznych dodał w st.ylu dobrym . godnym rasowego u ramaturga tu , na co d:~ic~ . 01ta Muza nigdy się
nie zdobędzie.
S. R.
iż
HENRYK BERNSTEIN W OBRONIE SCENY
Wiemy JUZ , że jako bezpośredni rezultat znanego
listu otwartego Henryka Bernsteina w sprawie krytyczn ę j sytuacji teatrów francuski.:h, skierowanego do b.
prezesa ministrów Arysty<:iesa Brianda , powstało poroCENY OGŁOSZEŃ:
1 str. 150
złotych, '12 str. 90 złotych,
Cena
zumienie zai nteresowanyc h k ó ł, k lórego wyrazem było
utworzenie podczas posiedzenia w Związku auto'rów
dram a tycznych t. zw. ;,jednolitego frontu", wobec projektu nowych ciężarów podatkowych, wchodzących na
porządek dzienny obrad parlamentu francuskiego.
W jednym z ostatnich numerów ,.Journalu" Henryk
Bernstein poświęca tej sprawie szereg ciekawych ze
wszech miar uwag, które bezwątpi en i a w pewnym stopniu d ałoby się zastosować do syluacji , j a ką przyżywają
nasze teatry.
Słu sz nie dowodzi znany dra !Jla tur g, ż e jednostronność i bez sensowność rozporz ą d ze ń władz rządowych
i komunalnych, nakładaj ą cych zbyt wie lkie ciężary poC:atkowe na teatry i tak z wielkim trudem już wegetujące, dotyka w pierwszym rzędzie tych. dla których
dobra władze te zostały stworzone, a więc obywateli.
"Jeżeli giosy nasze pozo sta ną bez echa", pisze Bernstein, ,,znajdziemy inną broń niż dyskusja na łamach
prasy i nie zapominając o lojalności wobec czynników
decydujących, potrafimy dochodzić swych praw".
"Zagadnienie całe sprowadza się do bardzo prostych wniosków. Bezwzględność władz ustawodawczych
i komunalnych ni,e jest przejawem zwykłego okrucień­
stwa, lecz pożałowania godnej ignorancji i braku zasta
nowienia. Łatwo jest oczywiście skontrolowawszy co
wieczór dochód kasy teatralnej , przywłaszczyć sobie
bezwzględnie od 15 do 25"/o! Nie wymaga to ani inteligencji, ani odwagi. W ten sposób jednak poczynając
sobie nadal pobierający podatki za bijają wreszcie ową
przysłoWiiJową , , kurę, znoszącą złote , czy djamentowe
jajka" ... Cóż to szkodzi? . Otóż to, że szkodzi , moi panowie posłowie i radni i szkodzi o tyl•e, że czynicie sobie
wrogów z waszych wyborców, każąc im coraz d'rożej
płacić za godziwą rozrywkę i jednocześnie podrywając
byt teatrów, wywołujecie coraz wi ększe zbaczanie ich
z drogi szczytnych ideowych i kultura lnych zamierzeń .
. ,Druzgocząc teatr, wstępujecie panowie posłowie i radni ,
w ślady k'r ajów dotknię tych klęską powojennego rozkładu społeczno-kulturalnego . Teatry Wiednia dziesiąt­
kuj-e niedostatek i nadmierne ci ęża ry podatkowe. W Berlinie dzieje się nie lepiej.
" A przecież są kraje szczęśliwsze! Zarówno faszystowskie Włochy, jak komunistyczna Rosja, państwa kierowa ne przez silne rządy, mające stałe wytyczne w każ­
dym zakresie, otaczają teatr troskliwą opieką, dając mu
rozwijać się · i godnie wywiązywać , ze swych szczytnych
kulturalnych zadań. Nawet teatry wędrowne są subwencjonowane. Senat Stanów Zjednoczonych Ameryki Pólnocnej zniósł wszelkJi,e podatki od widowisk teatralnych, nakładając na przedsiębiorców jedynie obowią­
zek posiadania patentu, jaki obowiązuje każdego przeciętnego kupca".
, , Czegóż to domagają się nasze teatry od rządu i samorządów, chcąc się utrzymąć przy życiu? Czy zdradzają choćby w naj}żejszym stopniu dążność do wyzwolenia się od ogólnie obowiązujących ciężarów podatko wych? Skłądże znowu! Przeciwnie, pragną w jdwa·w iększym stopniu podlegać ogólnie obowiązującym przepisom. Z ochotą przyjmą na siebie te same obowi. ązki ,
jakie ciążą na handlu artykułami zbytku, który przecież niezawsze przyczynia się do podniesienia wartości
moralnej narodu".
·
"Czyż wobec tego można s•ię wstrzymać od słów obt1r zenia na widok ściągania tych iście okupacyjnych kontrybucyj z Bogu ducha winnych teatrów? Tim stan rzeczy, stawiając sztukę dramatyczną w prawach poniżej
conajmniej dwudziestu znacznie mniej szczytnych procederów, niegodnym jest ojczyzny Raci:ne'a, Moliera ,
Beaumarchaise'a i Musset'a"l
Jakże niewiele należałoby zmienić w artykule Bernsleina, aby przystosować go do na.'s zych stosunków! ...
1/
1
str. 60 zlot\ ch
1/
8
str. 40 złotych,
1
/ 16
str. 25 złotych
ALEJĘ, JEROZOLIMSKIE 39 m. l (Z.A.S.P.). TELEFON 112-11.
Konto C<eko-we P. K. O. w Warszawie: 7.799.
zeszytu 50 gr., pren. kwart. 5 zł., roczna 18 zł. Redaktor: ALEKSANDER STURGOLEWSKI
Adres redakcji i administracji: WARSZAWA,
Wyda wnictwo: .żYCIA TEATRU".
Nr i2
Drukarnia Ministerstwa Spraw Wojskowych.
Warszawa, ul. Przejazd 10.