Bałtyckie impresje Wincentego Pola
Transkrypt
Bałtyckie impresje Wincentego Pola
a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 129 ACTA UNIVERSITATIS WRATISLAVIENSIS No 2998 Prace Literackie XLVII Wrocław 2007 MAŁGORZATA ŁOBOZ Uniwersytet Wrocławski Bałtyckie impresje Wincentego Pola Poetyckie zapisy wrażeń romantycznych podróżników i krajoznawców, umiejętnie łączących wiedzę o tradycji kulturowej z obserwacją krajobrazu oj− czystego, wyrastały z głębokiego przekonania, że [...] Nasza ziemia nie w Litwie się kończy, Nasza rodzina przy Dniestrze, przy Wiśle, Gdzie płynie Warta, gdzie Karpaty dymią [...]. Słów tych – wbrew pozorom – nie napisał Wincenty Pol, autor Pieśni o zie− mi naszej (wzorcowego poematu określanego mianem „geografii serdecznej”), lecz Władysław Syrokomla w Podróży swojaka po swojszczyźnie (1858) – kro− nikarskiej relacji wyznaczającej niebanalną kategorię swojskości, identyfikowa− nej nie tylko z polskością, ale z tradycją kultury szlacheckiej. Prawdziwą eksplo− zję nowo powstałych utworów z zakresu polskiego podróżopisarstwa można za− obserwować po zakończeniu powstania listopadowego. Wiązało się to nie tylko z dramatycznymi losami polistopadowych zesłańców i emigrantów, lecz także z rozwojem żywego ruchu turystycznego w kraju i Europie. Model podróży wo− kół ziemi ojczystej, ukształtowany przez literaturę romantyzmu krajowego, był analogiczny, ale zarazem polemiczny wobec tradycji europejskiej grand tour Sterne’a, Goethego, Chateaubrianda, Byrona. We współczesnych badaniach literaturoznawczych upowszechniło się stwier− dzenie, że podróżopisarstwo jako specyficzny gatunek literatury, wymagający odrębnych reguł poetyki, stanowi odmianę „literatury faktu”, jakkolwiek niekie− dy (zwłaszcza pisarzom XIX−wiecznym) zdarzało się swobodnie przekraczać tę granicę, by utwory podróżopisarskie – przez łączenie faktów z fikcją i odmien− nymi formami wypowiedzi – nabrały cech nowych, zajmując ważne miejsce w obrębie literatury pięknej1. Według Stanisława Burkota, utwory te charaktery− zują zdarzeniowość i relacja, które wyznaczają krąg zbliżony do formy reporta− 1 Zob. S. Burkot, Polskie podróżopisarstwo romantyczne, Warszawa 1988, s. 6–7. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 130 130 MAŁGORZATA ŁOBOZ żu, natomiast wyeksponowanie czynnika autobiograficznego stanowi o ich po− krewieństwie z formami literatury wspomnieniowej i pamiętnikarskiej2. Podróżo− wanie urastało do rangi szczególnej „instytucji” kulturalnej, podtrzymującej świa− domość narodową3. Świadczy o tym dobitnie wyznanie Aleksandra Przezdziec− kiego: W naszych obyczajach nie jest odbywać podróże dla zwiedzenia osobliwości własnego kra− ju […] Niedawno pan Kraszewski, którego pracowitość zasila wielki zapas wiadomości i nadzwy− czajną łatwość stylu, wydał Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, których obiecuje nam jeszcze ciąg dalszy. Moje obrazy Podola, Wołynia i Ukrainy może kto chęci ślepego naśladownictwa przy− pisze. Gdyby i tak było, naśladowanie sam cel usprawiedliwia. Naśladujmy, co jest dobre, co mo− że korzyść dla ogółu przynieść. W naszym przedmiocie nie trzeba się naśladownictwa lękać: każ− demu jest zostawiony piękny udział, jeden wszystkiego nie obejmie. Sama odległość miejsc zosta− wia każdemu obręb oddzielny4. Józef Ignacy Kraszewski, wskazany przez Przezdzieckiego jako inicjator ro− mantycznych podróży po kraju, był przede wszystkim admiratorem podróży ma− lowniczych. Ich realizatorem w twórczości literackiej był między innymi Win− centy Pol, według którego „Wrażenia natury, czy one są miłe, czy niemiłe, czy obojętne – w końcu trzeba przyjmować cierpliwie”5. To znamienne credo poszu− kiwacza wiedzy o opisywanym świecie, zdumionego pięknem krajobrazu poety i rzetelnego badacza wnikliwie obserwowanej natury, pochodzi z 1869 r. i sta− nowi fragment jednego z trzech szkiców znad Bałtyku. Zanim jednak autor Pieś− ni o ziemi naszej zaczął doświadczać widoków natury „w całym jej żywym od− dechu”6, odebrał staranną edukację w Mostkach, gdzie jako dziecko swoje przy− rodoznawcze zainteresowania rozwijał pod kierunkiem przyjaciela, 70−letniego Zachara Rusinko, stróża dworskiej pasieki, który przekazywał mu podstawowe wiadomości z zakresu botaniki7. Również ojciec Wincentego przekazał synowi zamiłowanie do literatury, był erudytą, znał języki: polski, niemiecki, francuski i włoski; stale prenumerował kilka czasopism, nie tylko niemieckich, lecz także francuskich i włoskich, należał do działającej we Lwowie loży wolnomularskiej (pozostałe po nim pamiątki wolnomularskie przechowywała później rodzina Zięt− kiewiczów8). Matka recytowała z pamięci wiele utworów F. Karpińskiego oraz I. Krasickiego, a ponieważ kilkuletni słuchacz miał niepospolitą pamięć, to wiersz usłyszany parokrotnie niemalże natychmiast umiał powtórzyć. Ta wczesna zna− jomość poezji miała ogromny wpływ na wypracowanie warsztatu wersyfikacyj− nego i rytmiczności wiersza. Krasicki i Karpiński przez długi czas pozostali ulu− 2 3 4 5 6 7 8 Por. ibidem, s. 11. Por. ibidem, s. 23. A. Przezdziecki, Wstęp do: Podole, Wołyń, Ukraina, Wilno 1841, s. II–IV. W. Pol, Na lodach, [w:] Obrazy z życia i natury. Dzieła Wincentego Pola, t. 2, Lwów 1876, s. 9. W. Pol, Wstęp do: Obrazy z życia i natury..., s. 6. Zob. M. Mann, Wincenty Pol. Studium biograficzno−krytyczne, t. 1, Kraków 1904, s. 29. Ibidem, s. 16. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 131 Bałtyckie impresje Wincentego Pola 131 bionymi poetami Pola9. Charakter wrażliwości młodego adepta literatury na piękno natury i sztuki, Maurycy Mann podsumował znamiennym stwierdze− niem: Wyobraźmy sobie tego chłopca o ciemnych i bujnych włosach i dużych myślących oczach, wrażliwego na piękno i harmonię, zasłuchanego w poważne dźwięki kwartetu, wykonywanego przez artystów i amatorów niepośledniej miary. Wewnętrzna strona klasycznych arcydzieł Haydna, Mo− zarta, Beethovena wybija na jego duszy cechę jakiejś dziwnej harmonii i równowagi umysłu, spo− koju i poważnej refleksji, którą się zawsze odznaczać będzie; strona zewnętrzna wyrabia w nim po− czucie rytmu, które tak znakomicie ułatwiło mu sztukę wierszowania. Ta nieskazitelna rytmiczność i gładkość wiersza, który nigdy nie kulał, nigdy nie był chropowatym, ta zdolność mówienia rytmem, zdolność improwizowania dłuższych nawet utworów – mają swą przyczynę przede wszystkim w tym muzykalnym otoczeniu, wśród którego wzrastał przyszły śpiewak Pieśni o ziemi naszej10. Bezpośrednią konsekwencją takiej edukacji, w przypadku utworów podróżo− pisarskich Pola, stała się realizacja romantycznej tendencji do indywidualizacji pejzażu, którego istotnym elementem była malowniczość – kompozycja o rów− nomiernie rozłożonych formach, kolorach i świetle, swobodna gra elementów malarskich11. Ów malowniczy krajobraz romantyczny, wabiący oko obserwato− ra różnorodnością kształtów, w opozycji do estetyki klasycystycznej miał za za− danie idealizować naturę i to poczucie więzi z naturą miało wpływać na emocje odbiorcy (tzw. pejzaż emocjonalny). Romantyczna konwencja natury o samoist− nym bycie, kolorystyka pejzażu o nacechowaniu emocjonalnym nadawać miały krajobrazowi nadrealnych znaczeń. Estetyczna rozprawa F.W. Schellinga O sto− sunku sztuk plastycznych do natury (1807), akcentująca prawdę sztuki polegają− cą na wiernym odtworzeniu nie kształtów zewnętrznych, lecz zawartej w nich istoty świata, a więc zmierzającą do ukazywania w dziele sztuki nie formy, lecz tego, co „ponad formą”, dowiodła konieczności odkrywania i wydobywania mi− stycznej jedności świata oraz przedstawienia jej w pejzażu rzeczywistym12. Wskazując na rozmaitość stylu pejzaży morskich od Mickiewiczowskich So− netów krymskich poprzez Lambra Słowackiego po Wspomnienie Bałtyku Roma− na Zmorskiego, w których został podkreślony przede wszystkim motyw zmagań człowieka wobec żywiołu natury, lecz także jej przestrzenna rozległość, Alina Kowalczykowa zauważa, że polska literatura romantyczna nie obfituje nadmier− nie w opisy krajobrazów morskich13. Warto więc zwrócić uwagę na fakt, że obra− zek Pola Na groblach to jeden z najpiękniejszych w literaturze polskiej opis Żu− ław Wiślanych14. Wprawdzie w stopniu najbardziej intensywnym pochłaniały 9 Ibidem, s. 18. Ibidem, s. 21. 11 Por. A. Kowalczykowa, Pejzaż romantyczny, Kraków 1982, s. 22. 12 Por. ibidem, s. 43. 13 Ibidem, s. 87. 14 Por. Cz. Skonka, Rola izby pamięci W. Pola w Gdańsku−Sobieszewie, [w:] Wincenty Pol – prekursor krajoznawstwa i turystyki, Kraków 1997, s. 92. 10 Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 132 132 MAŁGORZATA ŁOBOZ ciekawość poznawczą Pola krajobrazy górskie, gdy jednak po powstaniu listo− padowym przebywał jakiś czas w Królewcu, zwiedził brzegi Bałtyku i Rugię. Poświęcił temu regionowi trzy relacje: Na lodach. Na wyspie. Na groblach, opu− blikowane w cyklu Obrazów z życia i natury (Kraków 1869–1870; Lwów 1876). Tak zatem poeta geograf po raz pierwszy przyjechał nad Bałtyk w latach 1831– 1832, a następnie w 1842 r. (wtedy to właśnie napisał obrazek Na groblach). War− to jednocześnie zaznaczyć, że podczas tej drugiej podróży Pol, obserwując kon− sekwencje powodzi, która doprowadziła do ukształtowania nowego koryta Wi− sły, nadał mu nazwę Śmiałej Wisły, obecną później w atlasach geograficznych. Wybrzeże Bałtyku Pol określił jako płytkie, piaszczyste, pokryte zaspami rucho− mych piasków, z występującymi pomiędzy nimi przymorskimi jeziorami i bag− nami. Żuławy Wiślane charakteryzował jako obszar „zapadły”, położony poni− żej poziomu morza („odchodzisko morskie”), zbudowany z „namułu” (mułu przenoszonego przez Wisłę). Mierzeja Wiślana („odpłuczysko morskie”) miała – według Pola – ukształtować się w 1200 r. w wyniku długotrwałych sztormów morskich15. Autor Obrazów postrzegał Bałtyk jako romantyczne polsko−litewskie morze północy, do którego wpływają największe rzeki16. W obrazie Na lodach ostrze− gał przed szkodliwym działaniem żywiołu morskiego i przed wpatrywaniem się zbyt długo w monotonię fal, ponieważ sądził, że można od takiego doświadcza− nia widoków natury nabawić się apatii i otępienia. Przyznawał jednak, że morze przyciąga swym dostojeństwem i podobieństwem do północnego nieba, z którego emanuje obraz chłodu. Nie dopatrzył się tu żadnych uroków śródziemnomorskich lazurów, morze jest „północne”, czyli poważne, ponure i tajemniczo piękne: Osobliwym był widok morza, gdyśmy je po tej burzy ujrzeli: w powietrzu zupełna cisza, a krótkie i wysokie fale szalały, jak gdyby je orkan poruszał do gruntu. Zdało się, że do głębi wzru− szony żywioł ukołysać się nie może, i cała powierzchnia morza przedstawiała jedną wielką kipiel, w której się fale ścierały z sobą, pozornie nie ruszając z miejsca. Przepyszny był to widok, a szczególniej uderzał ów kontrast ciszy powietrznej do gwałtow− nie wzburzonego żywiołu, który samodzielnie szalał, jak gdyby dno morskie wrzało17. Wyobraźnię romantyczną pociągał ambiwalentny charakter żywiołu. Groza, osamotnienie, nieskończone bezmiary przestrzeni, metafory otchłani i nieprzeni− kliwej głębi – to wyznaczniki sugerowane przez romantyczne obrazy morza (A. Mickiewicza, J. Słowackiego, R. Zmorskiego). W technice tej literackiej de− skrypcji pejzażu wyraźnie widać opozycję do obecnej w malarstwie sentymenta− 15 Por. B. Izmaiłow, K. Krzemień, Poznawanie rzeźby Karpat i innych regionów ziem pol− skich w pracach Wincentego Pola, [w:] Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, pod red. A. Jac− kowskiego, I. Sołjan, Kraków 2006, s. 100. 16 Zob. J. Bachórz, Nadbałtycka geografia Wincentego Pola, [w:] W. Pol, Na lodach. Na wy− spie. Na groblach. Trzy obrazki znad Bałtyku, Gdańsk 1989, s. 22. 17 W. Pol, Na lodach. Na wyspie. Na groblach..., s. 34. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 133 Bałtyckie impresje Wincentego Pola 133 lizmu zasady takiego odwzorowywania elementów natury, które wpisują się w ści− słe rygory kompozycyjne i w których inwencja artysty ma mniejsze pole do po− pisu, a jego ogólna erudycja nie ma większego znaczenia. Zakwestionowanie tej koncepcji stało się istotnym etapem ewolucji tematu w malarstwie pejzażowym18. Typowo romantyczne nadbałtyckie widoki natury Pola kreują na zmianę obraz pustki i ponurości, ale też zdumiewającego odkrywania tajemnic zwiedza− nego regionu: Skrzeku żab nie słychać, i na całym piaszczystym paśmie wyżyn nie ma już żab; tak daleko osiadają wyżynę rybacy morscy oddzielnego rodu i pochodzenia, skandynawskiego obyczaju, jak daleko żaby nie słychać. Chaty ich, budowane z kamienia i potrzaskanych statków morskich, wra− stają w zaspy piaszczyste, a kilka łodzi rybackich przypiętych u brzegu, kilka sieci rozpiętych przed chatą, kilka tyk wielkich i wioseł w piasek wbitych, to cały statek nadmorskiego rybaka i jego ro− dziny [statek tu: dobytek]19. Niejednokrotnie te obrazkowe landszafty stanowią rodzaj małego studium etnograficznego, efektownego szkicu do Pieśni o ziemi naszej: Okazałym jest ten widok statków ładownych, które bogactwo ziem odległych na brzegu mo− rza składają! Ale zupełnie odmiennym jest widok tych flisaków i oryli – kiedy bandami, pieszo, lądem wracają do domów – i odebrawszy zapłatę na flisie zarobioną, nakupiwszy gościńców dla krewnych i swojaków – wracają z pieśnią do domu!20. Warto podkreślić, że Pol przebywał nad Bałtykiem późną jesienią (1831 r.) i niewiele mu się tam podobało. Ani płytkie i piaszczyste wybrzeża, ani rucho− me wydmy, narzekał bardzo na brak roślinności, skromną liczbę ryb i żab. Mi− mo to, wnikliwie studiując krajobraz, starał się wyłonić z niego odpowiedni kli− mat emocjonalny: Ponure są widoki wybrzeży Bałtyckiego Morza, a przynajmniej takie wrażenie robiły na mnie, zanim oswoiłem się z nimi, zanim odrębność ich pojąłem i dopatrzyć zdołałem tych wdzięków, z których natura nigdzie nie jest obraną21. Widok „ponury”, a zarazem „przepyszny” prowokował wyobraźnię arty− styczną Pola krajoznawcy rejestrującego także oświetlenie przestrzeni, co wywo− ływać miało charakterystyczną dla malarstwa romantycznego sugestię nastrojo− wej melancholii: Gdy wiatr wiał od lądu, morze miało niemiły, żółtawy pozór, gdy wiatr wiał z północy, ro− sły fale z każdą chwilą wyżej i były szare, a pod wieczór straszno czarne, łamiąc się z gwałtow− nym hukiem na bryłach granitu. Wrzask mewy przerywał tylko czasem ten jednostajny łoskot, który z nocą wzrastać się zdawał, w miarę jak się wrzawa uciszała do koła na lądzie, przy chatach ry− backich i nadbrzeżnym zamku. 18 Por. H. Morawska, Francuscy pisarze i krytycy o malarstwie 1820–1876, t. 1, Warszawa 1977, s. 83–84. 19 Ibidem, s. 30. 20 Ibidem, s. 149. 21 W. Pol, Na lodach... Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 134 134 MAŁGORZATA ŁOBOZ Morzu Bałtyckiemu brak oświetlenia i koloryt jego jest odbiciem północnego nieba, które już od początku października opuszcza się na nie mgłą skandynawską i uderza burzami północnego bieguna. W Morzu Bałtyckim, dlatego że ku północy na nie patrzymy, nie odbija się ani słońce, ani księżyc i dopiero z łodzi je widzieć trzeba, albo z rybackiego przylądka, który daleko w morze wy− biega, aby się ożywiła jego powierzchnia i zagrała w świetle; chociaż już tu powiedzieć muszę, iż oświetlenie nocne harmonizuje więcej z chłodnymi widokami mglistej północy niż oświetlenie sło− neczne, przy którym nagość jałowych wybrzeży zawsze uderza niemiło22. Opisując miejsca, w których zatrzymywał się na nocleg, zwracał uwagę na architekturę, stylistykę wnętrza, ale także na dekoracje roślinne, wzbogacające estetycznie charakter przestrzeni: Wielki taras ciosowy, w wazony kamienne i w posągi ubrany, wznosił się imponująco od stro− ny ogrodu. Z niego spuszczały się schody ku północy, na wschód i na zachód do ogrodu, który w kilku tarasach opadał ku północy i kończył się widokiem wielkiej sadzawki, a właściwie natu− ralnego jeziora. Rabaty i arabeski poniżej tarasu były obsadzone szpalerkami z karłowatego i z wiel− kiego bukszpanu, a po obu szpalerach ogrodu ciągnęły się strzyżone szpalery cisowe, bardzo sta− rannie utrzymane, prowadzące do małych labiryntów i cienistych zacisznych altanek, do grot sztucznych i lóż, otwierających widok rozległy na okolicę, lub na wiecznie szumiące morze23. Pol dostrzegał więc perspektywę pejzażu, zupełnie jakby „malując z natu− ry” opisywał „żywe obrazy”, wywołane przez zdumienie tym, co obserwator mo− że oglądać. Jak twierdzi Józef Bachórz, kariera literackich gatunków „obrazko− wych” wiązała się z tendencją wzajemnego zbliżenia literatury pięknej i nauk em− pirycznych, wszak literacki obrazek miał literatów „ubezpieczać od romansowej fikcji, koturnowego patosu i łzawego liryzmu, uczonych – chronić od przemą− drzałej nudy, koturnowego patosu i scjentystycznej oschłości”24, a więc zobowią− zywał jednocześnie do „malowania słowami”. Dziewiętnastowieczne „obrazy z podróży”, by wymienić chociażby tylko Podróż bez celu Fryderyka Skarbka (1824–1825), Obrazy z życia i podróży Józe− fa Ignacego Kraszewskiego (1842), Podróże po Beskidach Ludwika Zejsznera (1848), Wspomnienia z podróży Teodora Tripplina (1853) czy Obrazy z życia i podróży Józefa Dzierzkowskiego (1864) stały się szczególnie popularne po 1840 r., nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, że ta ewolucja literatury ku reali− zmowi prowadziła do ukształtowania schematów antyromantycznych. Przeciw− nie, refleksja romantyczna nieustannie towarzyszyła melancholijnym morskim nastrojom, które młody wówczas debiutant w dziedzinie literatury kojarzył z an− gielskim romantyzmem, o czym świadczą odwołania do lektury Byrona (które− go czytał w przekładzie niemieckim): Po wielkiej trzydniowej burzy, która już pod koniec listopada przypadła, przesunąwszy się od Alp skandynawskich ku Pomorzu żmudzkiemu, zatęskniliśmy za przejażdżką. Burza była tak 22 23 24 Ibidem, s. 11. Ibidem. J. Bachórz, op. cit., s. 16. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 135 Bałtyckie impresje Wincentego Pola 135 wielka, że okna zamkowe całą noc dzwoniły i żeśmy większą część każdej nocy przechodzili lub przesiedzieli przy kominku, czytając Larę Byrona, który także błądził po pustym zamku i po ciem− nych drogach życia25. O ważnych funkcjach poznawczych tych tekstów świadczą elementy repor− terskiej relacji. Podczas wycieczki do Królewca uwagę Pola skupiały zimowe pej− zaże morskie, na których: Przy samym brzegu spały już okręty snem zimowym zamrożone, bez flag i żagli, a smutno spoglądali majtkowie z pokładów, skazani przebyć zimę na okręcie bez ruchu26. Kiedy autora fascynowała możliwość przebycia saniami morza skutego lo− dem, odwoływał się do rzetelnie przestudiowanej historii takich wypraw: W kronikach nadbałtyckich krain zanotowane są wszystkie zimy, w których się Bałtyk cały okrywa lodem; w każdym wszakże roku obmarzają brzegi jego na znacznej przestrzeni, a Botnic− ka i Fińska zatoka pokrywa się corocznie jednostajnie lodem, tak iż na saniach można z Kłajpedy jechać do Szwecyi, do Finlandyi i Rygi27. Ogromnym dla niego przeżyciem było zaproszenie (przez współtowarzysza podróży, ekscentrycznego właściciela zamku w pobliżu Kłajpedy, zaopatrzone− go w teleskop i barometr) na polowanie „na lodzie”, w którym nie bez obaw, ale jednak zdecydował się uczestniczyć: Grzmot niesłychany ozwał się nagle na lodach, i wszystko zerwało się na nogi. Ja nie poj− mowałem zrazu, co by ten grzmot znaczył, bo już ciż nie grzmi na lodach. Było to pękanie lodów, które się na większym mrozie ścinają, niepodobne ani do grzmotu burz letnich, ani do huku dział, jakieś podziemne, ale straszliwsze od jednych i drugich, bo sły− chać było jak na milionowych przestrzeniach lód w różnych kierunkach pękał i jak się z tych szcze− lin jakieś podlodne dobywały gromy... Przez godzinę może strzelał w ten sposób lód, tak iż w końcu ucho nasze przywykło do te− go huku28. Kiedy podróżników zawodziły przyrządy barometryczne, kierowali się „sprawdzalnym” w rzeczywistości punktem stałego lądu: Słońce zaszło krwawo jak ognista kula, bez promieni... Mróz zdawał się powiększać z każ− dą chwilą; zaprzężono więc konie do sanek, i dziś już, bo mgły nie było, kierowaliśmy naszą dro− gę nie za busolą, lecz za sinym rąbkiem lądu, nie tracąc go z oka. Mgła, która nocą opadła, oprószyła lekkim szronem lody i gdyśmy na tropy zabitych wilków trafili, ruszyli obaj Żmudzini pod trop ku zachodowi i znikli nam po chwili z oczu29. W tym nadbałtyckim „gabinecie natury” obaj przyjaciele oswajali nie tylko krajobraz, lecz także charakterystyczną dla regionu florę i faunę. 25 26 27 28 29 Ibidem, Ibidem, Ibidem, Ibidem. Ibidem, s. 13. s. 14. s. 17. s. 27. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:54 PM Page 136 136 MAŁGORZATA ŁOBOZ Tu pośród tych lodów zrobiliśmy z Doną jeszcze z wieczora wycieczkę na lodowate ska− ły. Jeden z myśliwych świecił przed nami pochodnią. Przepyszny był widok tych kryształowych skał, zbrylantowanych od szronu i tych dziwacznych cieni, które raz na równe padały lody, to znowu łamały się fantastycznie po wiszarach, urwistych przepaściach i pionowych ścianach. Do− na był w swoim żywiole, unosił się nad dziką pięknością widoku i odkrywał coraz nowe strony jego. – Co za szkoda, zawołał w uniesieniu, że Bajron nie znał tych dzikich piękności natury! Był− by on niezawodnie ujął ten obraz w całej potędze i grozie całą potęgą geniuszu swego, i byłby w tę pustynię rzucił takich dwóch błędnych rycerzy... [...] Około północy ozwał się ze szczytu skał lodowych głos sowy. – Ha, ha, witam panią! Zawołał do niej i zapytał mnie: czy wiesz wpan co to znaczy? Bie− gun północny przesunął się ku nam: jest to polarna sowa, która tylko w najtęższe zimy w połud− niowej Szwecyi i Finalndyi bywa30. Ideę romantycznej podróży po ziemi ojczystej, obejmującej nie tylko topo− grafię realnej przestrzeni, ale również obszary nowo interpretowanych dziejów historycznych oraz symboliki kulturowej Pol przejął z filozofii zaprzyjaźnione− go Józefa Kremera, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, filozofa heglisty o zainteresowaniach przyrodniczych, propagującego metody badań geograficz− nych Karla Rittera – jednego z twórców nowożytnej geografii. W pismach geo− graficznych Pola pojawiają się między innymi quasi−naukowe definicje o cha− rakterze filozoficznych maksym, na przykład w opisie Rugii: Wyspa – to całość. I umysł usposobiony do podjęcia widoków natury i wrażeń tęskni wiecz− nie za tak określoną całością, która sama w sobie zamknięta, wystarcza sobie i czysto ludzkim sto− sunkom człowieka31. To właśnie Kremer, łączący w swoich badaniach poszukiwania filozoficzne i przyrodoznawcze, zachęcał nie tylko przyrodoznawców, ale też artystów do po− głębiania wiedzy geograficznej. Jednocześnie, wykorzystując romantyczne in− spiracje przez folklor, Pol wyznawał zasadę, że lud rozwijający się w otoczeniu natury bliższy jest jego tajemnic. Pogląd ów doskonale harmonizował z Herderow− ską metafizyczną koncepcją życia ukrytego w naturze (między innymi S. Gosz− czyński uważał, że językiem folkloru można w pełni wyrazić zmienność natury, charakter mieszkańców, ich historię, a także wzniosłość krajobrazu). Tak więc Pol jako badacz „starożytności słowiańskich” płynął parowym statkiem z lektu− rą Jana Długosza, badając dociekliwie historię regionu, jego dawne nazwy i pier− wotnych mieszkańców: Na ujściu Odry pokazują na dnie zatok starożytną świątynię Retry i ludną a bogatą niegdyś Wenedę Słowian na pokładzie statku „Podbórz”. Brzegi, na których stała Retra i Weneda, obsunę− ły się w morze i ledwo nadbrzeżne rumowisko wskazuje miejscowa tradycja; a cała Rugia jest jed− nym wielkim gabinetem starożytności słowiańskich i jedną wielką galerią najokazalszych pomni− ków przeszłości. 30 31 Ibidem, s. 28. Ibidem, s. 86. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:55 PM Page 137 Bałtyckie impresje Wincentego Pola 137 To, na co badacz starożytności słowiańskich natrafia na całej przestrzeni, od ujścia Odry i Wi− sły, aż do ujścia Dniestru i Dniepru, to leży tutaj zgromadzone na przestrzeni kilkunastu mil kwa− dratowych, w poetycznym obrzeżeniu raka morskiego, którym malowniczo jest wydziergany ten ostrów wielkiej pamięci32. Między wyspą Wolin a Uznam turyści znaleźli się na zalewie rujańskim i wówczas gdy piękna zielona wyspa leżała przed nimi w szumie fal bijących z otwartego morza, poczuli się urzeczeni nowym dla nich widokiem. Towarzysz podróży (notabene uczeń Wojciecha Cybulskiego), z którym Pol odbył również wyprawę do Berlina (jej celem było muzeum nazwane przez Niemców Ojczystym Muzeum Starożytności, Vaterländisches Museum der deut− schen Alterthümer), pomagał mu „rozpoznawać” ślady dawnej Słowiańszczyzny. Przestudiowali runiczne inskrypcje Jana Potockiego i alfabet Lelewela, dzieła do− tyczące Obodrytów i Połabian, Wilków i Lutyków. Pol był również zaopatrzony w list polecający od J. Purkyniego, z którym udał się do miejscowego pastora – znawcy „starożytności”. Podczas tej wyprawy zauważył rozmaite osobliwości re− gionu. Między innymi zainteresowały go pomniki nagrobne na Rugii (podzielił je na cztery rodzaje), a także osiemnaście mogił w kształcie dzwonów, znajdu− jące się we wsi Worki, Góry Umarłych oraz ołtarze ofiarne, bardzo szczegółowo scharakteryzowane w obszernym fragmencie. Wykorzystując naukowo podstawy „mitologii słowiańskiej”, Słowiańszczyznę postrzega Pol jako arkadię zamieszkaną przez ludzi o łagodnym usposobieniu, mi− łujących pokój i pracę na roli, łatwo też poddających się moralizatorskim radom. Bezpośredni kontakt Słowian z nadprzyrodzoną sferą natury upatrywał w natural− nej formie ekspresji, na którą składały się dźwięk i słowo pieśni gminnej. Podob− ne opinie głosił Mickiewicz, za którym powtarzał je Michał Grabowski33. Takie właśnie koncepcje wpisane były w Myśli o filozofii dziejów Herdera, dla którego wizja misji dziejowej Słowian połączyła się z niechęcią do cywilizacji zachodniej, a romantyczna metafizyka zaczęła ustępować miejsca pracy u podstaw. W omawianych obrazkach Pola wyróżnić wypada ciekawą scenę odwiedzin w latarni morskiej u komendanta placówki oraz intrygującą rozmowę z jego cór− ką („jaskółką strażnicy”), wskazującą turystom „sznur kosztownych pereł”, który− mi nazwała lampy latarni morskiej. Jak sugerował autor: Nie ma pędzla, coby oddał ten osobliwy widok morskiej nocy i tych ruchomych świateł, które się dopiero teraz perlić prawdziwie zaczęły, bo z białości perłowej przepływały w jasny seledyn lub bladoróżowe oczka, tak jak perły zwykły grać w świetle... Nie pojmowaliśmy, skądby to pochodziło. Była to optyczna gra lekkich, kitajkowych, przezro− czystych zasłon, białych, seledynowych i bladoróżowych, które w sposobie przeźrocza na przemian przemykały dokoła lamp na wieży. Widać, że Nauka o kolorach Goethego przydała się na coś – i ta− kiego sznuru pereł skąpanych w morzu pozazdrościćby mogły rusałkom nawet boginie ziemskie [...]34. 32 Ibidem. Por. W. Okoń, Sztuki siostrzane. Malarstwo a literatura w Polsce w II poł. XIX wieku, Wrocław 1992, s. 275. 34 W. Pol, op. cit., s. 117. 33 Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:55 PM Page 138 138 MAŁGORZATA ŁOBOZ Znamienne, że Pol powołał się na koncepcję barw Goethego, który rozwo− dząc się nad alegorycznymi i metafizycznymi znaczeniami barw (każda barwa była rezultatem zmieszania w odpowiedniej proporcji światła i ciemności), su− gerował, że najważniejszy w romantycznej teorii poznania jest zmysł wzroku, a nie wyobraźnia35. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Pol świadomie odwzo− rowywał techniki malarskie, niemniej podczas pierwszego pobytu nad Bałtykiem spotykał się z malarzem, Alfredem Konorrem, z którym zwiedzał Galerię Drez− deńską. Nie można wykluczyć, że miał wówczas okazję zetknąć się z wczesnym malarstwem Caspara Davida Friedricha, który na początku XIX w., oczarowany krajobrazem Rugii, malował pejzaże morskie – medytacyjne, emanujące chłod− nym nastrojem zadumy, kontrastujące ostrymi, zimnymi barwami, wiernie odwzorowujące klimat żywiołu natury. Obrazy Friedricha korespondują z empi− rycznym spojrzeniem Pola. Każdy element opisu w Obrazach z natury został „wzięty z natury” widzialnej i słyszalnej i nadaje się pod pędzel malarza. Opisy biedermeierowskiego wnętrza latarni świadczą o specyficznym dla twór− czości Pola poczuciu estetyki. W opisach postaci zachował powściągliwe, oschłe for− my ujęcia portretowego. Z ciemnego tła nocnego pejzażu wyłania się charakterysty− ka bohaterki skłonnej do mistycyzmu i religijnych uniesień na tle impresyjnej prze− strzeni morskiej. Teoretyczne podstawy takiego malarstwa wyłożył Kazimierz Brodziński, przeciwstawiający się koncepcjom patetyzacji krajobrazu oraz wyróżnia− jący w dziele sztuki domenę literatury, której głównym środkiem ma być ewokowa− nie przeżyć, oraz malarstwa, do którego powinno należeć przedstawienie pejzażu36. Praktyka Pola jednak przeciwstawiała się teorii Brodzińskiego. Mimo że takich przy− kładów biedermeierowskich opisów wnętrz i portretów można znaleźć w twórczości Pola więcej, to jednak przeważają pejzaże dynamizujące krajobraz. Kreślony przez Pola bałtycki pejzaż wschodu słońca świadczy nie tylko o zamiłowaniu do uprawia− nia turystyki (a zarazem gotowości do podjęcia związanych z podróżą trudów), lecz także o skłonnościach romantycznego poety do kontemplacji i poszukiwania warto− ści metafizycznych. Kiedy „rybacy zasnęli po łodziach... Jutrzenka podbiegła na wschodzie, a po chwili pobladło i niebo – i brzask świtu przesunął się po półsennych skałach...”, Pol „modlił się do wschodzącego słońca słowami ekstatycznego zachwy− tu: »Gwiazdo morza, raz tylko w życiu widziałem cię wychodzącą z kąpieli mor− skich!«”37. Sygnalizował tym samym przekonanie, że celem „malowania z natury” – oprócz zaakcentowania walorów estetycznych – jest poetycka nastrojowość. Niewąt− pliwie ów mistyczny kult przyrody był zainspirowany przez religijne interpretacje na− tury, obecne w malarstwie niemieckiego romantyzmu, zwłaszcza Schellinga, wskazu− jącego, że „pięknem jest nieskończoność przedstawiona w formie skończonej”38. Owa 35 Por. M. Cieśla−Korytowska, O romantycznym poznaniu, Kraków 1997, s. 23. Por. K. Brodziński, Kurs estetyki, [w:] idem, Pisma, t. VI, Poznań 1873, s. 238–239. 37 Ibidem, s. 124. 38 Cyt. za: J. Malinowski, Imitacje świata. O polskim malarstwie i krytyce artystycznej dru− giej połowy XIX w., Kraków 1987, s. 163. 36 Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS a07.qxd 3/6/08 1:55 PM Page 139 Bałtyckie impresje Wincentego Pola 139 szczególna forma pleneryzmu w obrazkach geograficznych Pola sprowadza się do emocjonalnego i pietystycznego ujęcia krajobrazu, afirmacji bogactwa przyrody ożywionej. Pol – jak każdy romantyk – był przekonany, że zmienność krajobrazu należy natychmiast utrwalić w obrazie i że należy przy tym zachować „czucie i wia− rę”39. Notabene pierwodruki tych obrazków zostały zilustrowane przez Juliusza Kossaka na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” (1866–1868). Obaj zatem hołdo− wali głównej kategorii estetycznej polskich realistów lat siedemdziesiątych XIX w. – czyli „wrażeniu” jako konsekwencji indywidualizmu. Na ostateczny wyraz artys− tyczny krajobrazu wpływały więc nie tylko wartości estetyczne, lecz przede wszy− stkim „landszaft” miał dzięki barwie i dynamice ujęcia – oddziaływać na wyobraź− nię, ewokować nastrój. Skądinąd duchowe oraz artystyczne korepondencje Pola i Kossaka – znakomitego ilustratora między innymi Mohorta i Roku myśliwca – stało się tematem refleksji wielu krytyków. Józef Ignacy Kraszewski pisał o nich jak o dwóch doskonale wzajemnie się uzupełniających pokrewnych duchach: Gdyby Kossak śpiewał, to pewnie ów świat, który opiewa Pol, gdyby pan Wincenty malo− wał, to nie co innego, tylko to co Kossak odtwarza. Ani też kto inny mógłby się porwać na Mo− horta stado, aby go ołówkiem powtórzyć40. W opinii Jerzego Mycielskiego twórczość Kossaka w pełni odpowiadała wszelkim, założonym przez Pola aspiracjom narodowej sztuki41, gdyż „rymowa− na gawęda Pola, dostępna, zrozumiała, najprościej wykształconemu zagrodowe− mu szlachcicowi, znalazła swój malarski ekwiwalent”42. O wzajemnej korespon− dencji obu artystów świadczy jednak przede wszystkim predylekcja do rejestra− cji szczegółu i kolorytu lokalnego. Warto przywołać w tym miejscu opinię Józefa Bachórza, sugerującego, że „świat Obrazów z życia i natury to uniwersum zja− wisk ze sobą powiązanych, uniwersum przebogate rozmaitością i dynamiczną zmiennością, które właśnie przez swoją dynamikę – a nie przez zmartwiałą bier− ność i przez rozmaitość stanowi niewyczerpalne wyzwanie dla poznawczej ak− tywności człowieka”43. Powyższa dyrektywa świadczy niewątpliwie o tym, że Pol, kierując się przekonaniem, iż „odrębność typów natury występuje najdobit− niej w porównawczych obrazkach obok siebie stawianych”44 i trzymając się wier− nie tej metody, nawet w swoich poszukiwaniach geograficznych był „człowie− kiem romantyzmu” i żarliwym wielbicielem Byrona. 39 40 41 42 43 44 Por. J. Bachórz, op. cit., s. 116. Cyt. za: W. Okoń, op. cit., s. 244. Por. ibidem. Ibidem. Por. J. Bachórz, op. cit., s. 115. W. Pol, op. cit., s. 7. Prace Literackie 47, 2007 © for this edition by CNS