Lipiec - Ziarno Prawdy

Transkrypt

Lipiec - Ziarno Prawdy
„Najmilsi, od dawna już pragnąłem bardzo
napisać do was coś o naszym wspólnym
zbawieniu, teraz zaś odczuwam potrzebę
zwrócenia się do was, aby was zachęcić do
walki o wiarę przekazaną raz na zawsze
świętym.” List Judy 1,3
Artykuł
WSTĘPNY
Powody mojej
WIARY
—Alvin Mast
Pewien mężczyzna zadzwonił na linię
specjalną służby ewangelicznej. Był bardzo
nieuprzejmy. Zapytał mnie, w co wierzę,
a gdy próbowałem mu odpowiedzieć, bezceremonialnie mi przerwał, mówiąc, iż jestem chyba głupcem, że wierzę w przestarzałą książkę – Biblię, w której nie ma nic
poza kilkoma baśniami. Pod koniec tej 30–
minutowej rozmowy, powiedział, że nie
zgadza się ze mną, ale życzy mi wszystkiego
najlepszego. Pożegnaliśmy się uprzejmie.
Coraz więcej ludzi deklaruje się jako
niewierzący. Ludzie z różnych środowisk.
Począwszy od Unii Europejskiej poprzez
Organizację Narodów Zjednoczonych, aż
do deklaracji Prezydenta Obamy, że Stany Zjednoczone nie są już dłużej narodem
chrześcijańskim. Wygląda na to, że wiara
chrześcijańska naprawdę zanika.
Czy mamy powód, aby wierzyć? Przecież wielu ludzi, którzy odrzucają istnienie
Boga, albo wierzą, że Bóg jest, ale nie chcą
być chrześcijanami są szczęśliwi i spełnie-
ni w życiu. A może jesteśmy głupcami, jak
twierdził mój rozmówca?
Asaf w Psalmie 73 mówi „… Zazdrościłem bowiem niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Bo dla nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało jest zdrowe, tłuste.
Nie doznają ludzkich utrapień ani z innymi ludźmi nie cierpią”.
Zarówno wierzący, jak i niewierzący
budują domy, pracują, śmieją się, cierpią,
tracą ukochanych, mają raka, są uleczani
z raka. Jaka jest korzyść z wiary w Boga? Po
co Mu służyć?
Ateizm jest radykalny, jest o nim głośno
i rozprzestrzenia się. „Nie wierzę w Boga
– tak zaczyna swoją książkę pt. Nie ma
się czego bać Julian Barnes – ale tęsknię za
Nim.” Barnes, który mówi o sobie, że jest
agnostykiem, jest przerażony stopniowym
osłabieniem chrześcijaństwa. Tęskni za wizją, jaką posiadali chrześcijańscy pisarze,
za cudami i wierzeniami przedstawionymi
w architekturze i sztuce artystów chrześci-
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 3
jańskich.
„Tęsknię za Bogiem, który jest natchnieniem dla włoskich malarzy i francuskich
twórców witraży, niemieckich muzyków
i angielskich kapitularzy. Są to refleksje, którymi podzielił się Barnes w swojej biografii.
Podjął on tam próbę konfrontacji ze swoim
strachem przed śmiercią. Jest przekonany, że
chrześcijaństwo to absurdalne kłamstwo, ale
jak twierdzi, ‘to byłoby piękne kłamstwo’”.
(Zaczerpnięto z Historie Absurdalne; Copyright © 2009 Ravi Zacharias International Ministries).
Czy chrześcijaństwo to kłamstwo? O nie,
po tysiąckroć – nie! Czy jest jakikolwiek powód, aby wierzyć? Po tysiąckroć – tak! Zastanawiając się nad stworzeniem świata, widzę
Boga. Kiedy widzę skamieniałości utrwalone
w węglu drzewnym – wówczas wiem, że potop miał miejsce. Kiedy zastanawiam się nad
upadkiem Adama i Ewy w ogrodzie Eden –
wówczas cierpienie ludzkie ma sens. A także
śmierć.
Asaf kłopotał się, ponieważ „…moje stopy nieomal się nie potknęły, omal się nie zachwiały moje kroki. Zazdrościłem bowiem
niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Rozmyślałem zatem, aby to zrozumieć, lecz to wydało mi się uciążliwe, póki
nie wniknąłem w święte sprawy Boże, nie
przyjrzałem się końcowi tamtych.” (Psalm
73,2–3.16–17).
Podążając za Asafem, dochodzimy do
wniosków, iż pozorny pokój i powodzenie
niewierzących, jest jedynie tymczasową fasadą. Tak naprawdę, świat niewierzących
jest pełen desperacji, rozwodów, uzależnień,
okrucieństwa i przemocy.
Odpowiedzi na pytanie, jakie są powody
dla naszej wiary, należy szukać nie w tym,
co mówią czy robią ludzie, ale w tym, co
mówi Słowo Boże. Kiedy rozglądamy się wokół nas, zaczynamy wątpić we wszystko. Ale
kiedy patrzymy na Boga, wszystko zaczyna
układać się na swoim miejscu.
Wierzę, ponieważ Bóg dał mi ziarenko wiary. Wiara w Boga ma większy sens niż ateizm.
4 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
Wszystkie odpowiedzi na temat stworzenia
świata, cierpienia człowieka, śmierci i wieczności można znaleźć w Biblii. „Przez wiarę
poznajemy, że słowem Boga światy zostały
tak stworzone, iż to, co widzimy, powstało
nie z rzeczy widzialnych. . . .” (Hbr. 11,3).
Bóg się nie zmienił. Duch Święty wciąż
kieruje ludzkie serca ku Chrystusowi, ale niestety, wielu ludzi odrzuca Go, wierząc bardziej kłamstwu.
Nie musimy odpowiadać na każde pytanie,
którymi zasypują nas ateiści. Nie musimy naukowo udowadniać, dlaczego gwiazdy są oddalone o miliony lat świetlnych, skoro ziemia
liczy dopiero 6 tysięcy lat, czy też skąd się
wzięła woda na Marsie. Jednakże wiemy, że
Bóg zna odpowiedź na każde pytanie. Mamy
wiarę, która nada sens każdej naszej odpowiedzi.
Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Boga.
Narodził się z dziewicy, został ochrzczony
przez Jana Chrzciciela. Został zabity, zmartwychwstał i wstąpił do nieba. I powróci
znów. „Oto nadchodzi z obłokami, i ujrzy
Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili. I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia
ziemi. Tak: Amen.” (Obj 1,7).
Kiedy widzę alkoholika pokutującego
przed Bogiem na kolanach, który przestaje
pić, okrutnego męża, który zaczyna kochać
swoją żonę, zbuntowane dzieci, które zaczynają szanować swoich rodziców, ludzi przebaczających sobie nawzajem, którzy stają się
mili i łagodni, chorych, którzy są uzdrawiani,
cierpiących i starców żyjących w pokoju, to
wówczas mam coraz więcej powodów, aby
wierzyć. Najważniejszym jednak powodem,
jest fakt, że Biblia, którą miłuję jest prawdziwa, a pokój, który mnie wypełnia jest realny. Alleluja, Jezus jest prawdziwym Bogiem!
Amen.
Przekład na język polski: Dorota Zima
„Przeto, bracia, nie dajcie się zachwiać,
trzymajcie się mocno pouczeń,
które przekazaliśmy wam bądź ustnie,
bądź za pośrednictwem naszego listu.”
2 Tesaloniczan 2,15
N auczanie
„Nie
macie,
bo nie prosicie”
—Harold M. Weaver
Nauczyciele byli bliscy rozpaczy. Próbowali już wszelkich możliwych sposobów
w sprawie tego chłopca, lecz bez rezultatu.
Nie przyniosły skutku rozmowy z rodzicami dziecka. Ojciec chłopca również szukał
odpowiedzi, która była poza jego zasięgiem.
Kiedy jeden problem został załatwiony, to
wyrastał kolejny, dużo gorszy od poprzedniego. Specjaliści udzielali fachowych porad,
nauczyciele wygłaszali opinie, ale sytuacja
stawała się coraz bardziej rozpaczliwa.
W ten pozornie beznadziejny scenariusz
wkroczył Mistrz Nauczyciel. Parę prostych
pytań, zachęta, która zainspirowała ojca
chłopca, napomnienie, które dotknęło duszy
chłopca, sprowadziły spokój w miejsce chaosu. Młodsi nauczyciele byli zdezorientowani. Dlaczego ich wysiłki spełzły na niczym?
Dlaczego brakowało im mocy do naprawienia sytuacji?
Mistrz odpowiedział po prostu: „Ten rodzaj w żaden inny sposób wyjść nie może,
jak tylko przez modlitwę i post” (Marka
9,29, za Biblią Króla Jakuba).
„Nie macie, bo nie prosicie” (Jakuba
4,2). Co za dramatyczna sytuacja, a prosta
odpowiedź! Czy zdarza nam się zaniedbać
komunikację z Mistrzem Nauczycielem?
Próbowaliśmy naszych własnych pomysłów,
radziliśmy się bardziej doświadczonych nauczycieli, omawialiśmy to z naszym dyrektorem, poruszyliśmy sprawę na spotkaniu rady
pedagogicznej – a wszystko to, zanim spędziliśmy czas na kolanach, prosząc naszego
wszechwiedzącego Ojca o mądrość, potrzebną do zorientowania się w sytuacji.
Skracanie naszego czasu modlitewnego,
mówi o postawie samowystarczalności. Boże
zasoby nigdy się nie wyczerpują. Bóg dokładnie wie, czego każde dziecko potrzebuje, zanim problem wypłynie na wierzch. Ale
On wymaga, abyśmy ukorzyli się i poprosili
Go, zanim da nam odpowiedź. „Wszystko,
o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam”
(Marka 11,24). Spokojnie przebiegający rok
szkolny, jest jedną z Bożych nagród za trudy
modlitwy, podjęte przez rodziców i nauczycieli.
Skąd myślenie, że możemy zwyciężyć
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 5
wroga bez wcześniejszego zginania kolan?
Największa bitwa w historii stoczona przez
naszego Mistrza, została wygrana na kolanach w ogrodzie Getsemane. Właśnie będąc
na kolanach znalazł siłę, aby zrezygnować
z Siebie na rzecz Ojca. Tam też spotkali Go
i służyli Mu aniołowie. Dlaczego myślimy,
że możemy znaleźć odpowiedzi na życiowe
problemy i mieć siłę samemu stawić czoła
nadchodzącemu dniowi, jeśli nawet Chrystus tak nie myślał? „Ten kroczy najpewniej,
kto najwięcej klęczy”.
Warto spędzać czas na modlitwach, nie tylko dlatego, że Bóg obiecał na nie odpowiadać, ale również ze względu na ich znaczenie
dla duszy. Bliski kontakt z Bogiem sprawi, że
będziemy odzwierciedlać Jego chwałę. Modlitwa pomaga usunąć grzech, zdetronizować swój egoizm i przeciwdziałać upadkowi,
stawiając nas w centrum doskonałej woli Bożej. Diabłu ciężko będzie czynić zło w szkole, w której nauczyciel codziennie walczy
w modlitwie.
Bóg nie chce być ostatnią deską ratunku.
Właściwie, dopóki nie przyjdziemy do Niego, jako jedynego źródła, nie powinniśmy
oczekiwać, że będzie dla nas działał. Sam fakt,
że nie potrafimy sami znaleźć odpowiedzi,
jest dowodem na nasze ludzkie ograniczenia.
Kiedy legislatorzy Amerykańskiej Konstytucji spierali się nad słowami, których należy
użyć, przez miesiąc nie posunęli się prawie
wcale do przodu. Wtedy Beniamin Franklin
zaproponował, aby każdą sesję rozpoczynać
modlitwą. Powiedział: „Mały postęp, który
poczyniliśmy i nasze odmienne opinie na
prawie każdą sprawę, są przygnębiającym
dowodem na niedoskonałość ludzkiego rozumowania. Jak to się stało, że do tej pory
nawet raz nie pomyśleliśmy, aby pokornie
prosić Ojca Światłości o oświecenie naszych
umysłów? Jeśli wróbel nie może upaść na ziemię bez Jego wiedzy, to czy imperium może
powstać bez Jego pomocy?”.
Dlaczego jesteśmy tak opieszali, aby prosić
naszego Ojca, który „potrafi daleko więcej
6 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
uczynić ponad to wszystko, o co prosimy
albo o czym myślimy” (Efezjan 3,20)? Może
nasze myśli są tak czymś zaprzątnięte, że zapominamy prosić? Prawdopodobnie naszą
największą słabością jest zbytnia pewność
siebie. Skoro udawało nam się w przeszłości,
to i teraz znajdzie się rozwiązanie, a kiedy
skończą nam się pomysły, wystarczy się kogoś poradzić. Może życie szkolne zmęczyło
nas tak bardzo, że trudno nam skutecznie
komunikować się z naszym Ojcem Niebiańskim. Bądźmy pewni, że nosząc ciężar
przeznaczony dla Bożych ramion, będziemy
wyczerpani!
Zamiana naszych problemów w modlitwę, jest pouczającym doświadczeniem. Pewien pieśniarz napisał: „Bóg specjalizuje się
w sprawach uważanych za niemożliwe”. Ale
On czeka, abyś Go o to niemożliwe poprosił. Jezus był oddany solidnemu życiu modlitewnemu, poświęcając na nie późne noce
i wczesne poranki. Bez podobnego oddania
nie możemy oczekiwać, że nasza kariera nauczycielska będzie udana.
Bądź wytrwały w prośbach. Prorok Eliasz
musiał prosić siedem razy, zanim pojawiła się
malutka chmurka deszczowa. Apostoł Paweł
prosił trzy razy o ulgę od „ciernia” w swoim ciele, zanim Bóg dał mu odpowiedź. Bóg
chce wiedzieć, na ile zależy nam na otrzymaniu odpowiedzi na nasze prośby. A kiedy już
modlisz się z wiarą, oczekuj odpowiedzi na
swoją modlitwę. Obserwuj, jak Bóg wypełnia Swój plan i dziękuj Mu za Jego wierność.
Opowiadaj przyjaciołom i rodzinie, jak wielkie rzeczy uczynił ci Pan.
Bóg czeka, aby móc odpowiedzieć! Dlaczego czekasz, żeby Go poprosić?
Zaczerpnięto z The Christian School Builder
październik 2008
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
—Michael S. Martin
Jednym ze znaczeń słowa równowaga może być „harmonijne
ułożenie” lub „proporcja elementów”. Dążenie do harmonijnego duchowego życia ma
podstawy biblijne, a jest to
życie, w którym elementy
świętości i prawdy są dobrze i ponadnaturalnie
zaprojektowane. Jednakże, niewłaściwe skupienie
się na równowadze kryje
w sobie niebezpieczeństwo.
Jednym z nich jest:
Wywyższanie ludzkiego
rozumowania
Na przykład, ludzie zrównoważyli nauczanie biblijne na temat
nakrywania głowy przez chrześcijanki
religijną tradycją, studiami nad Słowem
i współczesnymi trendami, modą. A jednak jeśli
generalizują swoje własne poglądy z tego punktu
widzenia przeciwko Pismu, unieważniają biblijny
pogląd.
Nietrudno jest uznać jedne doktryny biblijne
za ważniejsze od drugich na podstawie swoich
własnych poglądów lub doświadczeń. Mocny
nacisk na niektóre doktryny a mniejszy na inne
doprowadza do porażki, ponieważ przypisuje
człowiekowi ludzką skalę wartości i ważności
doktryn biblijnych.
Biblia mówi: „każde słowo Boga jest prawdziwe” (Prz 30,5; Biblia Gdańska: „Wszelka mowa Boża jest czysta”) oraz „Całe Pismo
jest natchnione przez Boga” (2 Tm 3,16). Tak,
więc co jest bardziej ważne – komunia (wieczerza) czy dyscyplina kościelna? Chrzest czy
niesienie krzyża? Niebo czy niestawianie oporu? Obojętność czy ewangelizacja? To wszystko są integralne zarysy prawdy. Bóg wplótł je
w całość i zbudował kościół tak dobrze, że każdy
brakujący element bardzo szybko
skutkuje tym, że całość konstrukcji się chwieje lub nawet rozpada. Gdy brakuje
jakiegoś elementu prawdy, żadna inna część nie
może prawidłowo funkcjonować.
Dlatego właśnie każdy pastor i brat nauczający w kościele musi
modlić się do Ducha
Świętego o wprowadzenie we „wszelką prawdę”
(J 16:13). Gdy jesteśmy
prowadzeni ludzkim rozumowaniem zamiast Duchem, inni często rozpoznają
w naszym nauczaniu osobiste idee
i powtarzające się upodobania. Wówczas tak naprawdę inspirować nas będzie zaledwie kilka tematów i zagadnień. Kazania będą
miały sens ograniczający się tylko do tych tematów. Nie będziemy mieć pełnej zachęty ani troski
o kościół.
Nie możemy podtrzymywać prawdy koncentrując się na własnym postrzeganiu równowagi.
W okresie szczególnych potrzeb w kościele powinniśmy strzec się przed skupieniem każdego
nauczania na swoistym balansowaniu. Powinniśmy nauczać „wszystkiego” z zapałem w taki sposób i o takim czasie, jak poprowadzi nas Duch
Święty. Pan buduje i naprawia swój kościół według własnego wzorca.
Niezbędne jest też wychodzenie naprzeciw
wyzwaniom i pytaniom przy użyciu Pisma Świętego. Nauczaj prawdy i recytuj ją zamiast próbować osiągnąć równowagę poprzez przeciwstawianie się opozycji za pomocą spornych, ludzkich
argumentów. Nierzadko ludzkie rozumowanie jest ojcem Sporu, a dzieci Sporu to Gorycz
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 7
i Zatwardziałość. Wielu grzesznikom wydawało
się, że odnieśli zwycięstwo w sporze z religijnym
przeciwnikiem, co sprawiło im zadowolenie.
Wielu religijnych ludzi angażuje się w spory, zaniedbując braci, i planuje następny atak, zamiast
pokornie modlić się i otwierać na Słowo Boże
i Ducha Bożego.
Używaj Słowa Bożego, jak sznura pionującego harmonijną, zwykłą prawdę. Kiedy ktoś
usprawiedliwia grzech mówiąc, że najważniejsza
jest postawa serca, zacytuj mu Mateusza 12,35.
Niektórzy obawiają się publicznego świadectwa,
ewangelizacji i skromnego ubioru, ponieważ myślą, że te rzeczy mogą kryć obłudne serce. Podaj
mu wersety takie jak Ew. Mateusza 28,19–20;
Ew. Łukasza 12,8 oraz Filipian 1,27.
Kolejnym niebezpieczeństwem jest:
Usprawiedliwianie Samego Siebie
Potrafimy z zapałem zwozić siano lub budować domy i to przez cały tydzień, przykrywając
tym wyrzuty sumienia, którenam wyrzucają, że
zaniechaliśmy rozdawania traktatów lub odwiedzenia chorych. Usprawiedliwiamy się przysłowiem Salomona: „Wszystko ma swój czas i każda
sprawa pod niebem ma swoją porę”( Kaznodziei
Salomona 3:1). Mówimy sobie, że gdy później
w pracy będzie nieco luźniej, wówczas nadrobimy ten czas z Bogiem.
Próbujemy też znaleźć równowagę pomiędzy
dobrami ziemskimi a duchowym życiem. Pragniemy komfortu życia fizycznego, jak też dobrego zdrowia duchowego. Więc postanawiamy tak
wydawać pieniądze i spędzać czas, aby zrównoważyć te dwa cele, próbując zachować oba lepsze
światy. Patrzymy na naszych zborowych przyjaciół i innych religijnych ludzi i uspokajamy swoje
sumienie, że o wiele lepiej niż oni równoważymy
sprawy w naszym życiu, zadowalając tym Boga.
Być może próbujemy znaleźć jakąś pośrednią
drogę pomiędzy nauczaniem prawdy, a zachowaniem naszej wysokiej pozycji osoby publicznej.
Do składania świadectwa wobec świata lub do
pełnienia naszych obowiązków kościelnych podchodzimy rutynowo, unikając cierpienia i ryzyka
osobistego odrzucenia.
8 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
Lecz Paweł nigdy nie powiedział Tymoteuszowi: „Znajdź równowagę pomiędzy publicznym
stanowiskiem a głoszeniem Ewangelii”. Jan nie
powiedział nam, żebyśmy szukali równowagi
pomiędzy miłowaniem Boga a miłowaniem tego
świata. Jezus nigdy nie powiedział, abyśmy utrzymywali równowagę pomiędzy szukaniem Boga
a dążeniem do pieniędzy. Paweł powiedział: „Głoś
Słowo”, Jan powiedział: „Nie miłujcie świata ani
żadnej z tych rzeczy, które są w świecie”. A Jezus
powiedział: „Nie możesz służyć Bogu i mamonie”.
Nie możemy punktować ani prowadzić rejestru duchowych spraw, ponieważ nie ma żadnej
takiej punktacji ani rejestru. Bóg nie kupczy
swoim Słowem, mówiąc na przykład, że dawanie
pewnej ilości pieniędzy może zastępować poświęcenie komuś czasu; że troskliwie dbając o dzieci,
będziemy usprawiedliwieni, jeśli nie nauczymy
ich kulturalnego zachowania.
Żaden nakład naszych wysiłków w jakiejkolwiek dziedzinie życia nie usprawiedliwia nieposłuszeństwa. Ewangelizacja nie umorzy liberalizmu. Umiłowania naszej farmy lub biznesu nie
możemy zrównoważyć słabnącym konserwatyzmem.
Składanie dodatkowej ofiary na tacę jest bez
znaczenia, jeśli jesteśmy chciwi. Rozdawaniem
traktatów nie odpokutujemy wrodzonej dumy
naszego dziedzictwa. Uczestnictwo w kościelnych zwyczajach nie ma wartości, jeśli z rezerwą
odnosimy się do tego, co jest prawdziwym sednem działalności Kościoła Jezusa Chrystusa.
Jesteśmy jednym duchowym oddziałem przed
Bogiem. Wszystko jest złe w naszym życiu dopóty, dopóki nie uporządkujemy wszystkiego. Egoizmu nie można przykryć i zastąpić altruizmem.
Zawsze jest czymś uciążliwym i spaczonym. Pozwólmy Bogu to wyprostować, zamiast samemu
równoważyć egoizm gorliwością w innych dziedzinach.
Ważnym kluczem do duchowej równowagi jest:
Korzystanie z pełnej Ewangelii i słuchanie jej
Czy możemy jednocześnie głosić Pawła i Jaku-
ba? Czy możliwe jest głoszenie Ewangelii i zapominanie o Listach Apostolskich lub odwrotnie?
Czy możemy tak bardzo skoncentrować się na
zbawieniu, że zapomnimy o uczniostwie? Czy możemy tak się skoncentrować na potrzebach naszej
rodziny, że zapominamy o ewangelizacji świata?
Takie zdania jak: „Musimy zrównoważyć zaspokajanie potrzeb naszej rodziny naszą odpowiedzialnością za ewangelizację świata” oraz „Głoś
Pana Jezusa, albo wyrównaj to Listami” sugerują,
że Biblijne nauczanie ciągnie nas w dwie, przeciwne strony. Lecz Biblia jest jednolita. Każdy, kto zaprzecza nauczaniu Jakuba, wypiera się dużej części
nauczania Pawła, i odwrotnie. Nauczanie prawdziwego zbawienia wymaga głoszenia uczniostwa,
a uczenie prawdziwego uczniostwa wymaga głoszenia zbawienia. Chcąc uczciwie zaspokoić potrzeby rodziny, trzeba ewangelizować otaczających
nas ludzi, podobnie prawdziwa ewangelizacja wymaga zaspokajania duchowych potrzeb rodziny.
Odstąpienie kościoła od wiary w XX wieku
można podsumować na dwa sposoby. Większość członków kościoła kładło nacisk na służbę
i ewangelizację, zaniedbując uświęcenie. Mniejszość odrzuciła służbę i misję, kładąc nacisk na
uświęcenie. Dzisiaj obie strony odznaczają się
dużą słabością. Zależy nam na tym, by reszta
wiernych unikała obu skrajności. Biblia zajmuje wyraźne stanowisko, że uświęcenie zawiera
w sobie służbę i misję. Natomiast ewangelizacja
i służba w oderwaniu od świętości są jak wyschłe
skorupy. Sprawy te nie wykluczają się wzajemnie.
W zasadzie jedno gwarantuje istnienie drugiego,
jeśli występują razem. Ewangelizując musimy
być święci, a chcąc być świętymi, musimy ewangelizować. Odsuwanie przez usługujących uświęcenia na drugi plan jest błędem, i podobnym
błędem jest uświęcenie połączone z lekceważeniem służby. Porównaj wersety z Pisma Świętego
1 Tesaloniczan 4,7 i Hebrajczyków 12,14 z Rzymian 10,14–17, Kolosan 1,27 i Marka 16,15.
W prawdziwym duchowym życiu, każda część
Słowa Bożego jest ważna. Gdy naśladujemy Chrystusa wraz ze swoimi braćmi, jesteśmy zanurzeni
w Słowie i jesteśmy wrażliwi na Ducha Świętego,
a wtedy nie czujemy takiej potrzeby, aby świado-
mie doszukiwać się równowagi.
Natomiast, jeśli szeregujemy doktryny pod
względem wartości według takiego systemu jak
protestanci i katolicy, jeśli staramy się wywyższać
nasze umiejętności, aby przekonywać ludzi, jeśli
nasze umysły są zajęte własnymi tradycjami i myślami, wówczas będziemy potrzebować ludzkiej
równowagi.
Harmonijne duchowe życie jest:
Wąską drogą, nie liną akrobatyczną
Niektóre stwierdzenia na temat równowagi
wskazują, że my chrześcijanie chodzimy jakby po
linie i zawsze obawiamy się, aby nie zejść w prawo
ani w lewo i aby nie spaść z tej subtelnej linii równowagi. Jeśli to jest nasze doświadczenie, to chodzimy po ludzkiej linie. Droga do nieba jest wąska
ale nie jest to lina akrobatyczna. Nie stąpamy po
niej pełni lęku, chwiejąc się i sapiąc aż osiągniemy
niebiańską przystań. Jest na tyle wąska, że egoista
uzna ją za niemożliwie surową, natomiast jest na
tyle szeroka, że duchowy i święty może iść nią
ostrożnie i ufnie. Jest tam tyle miejsca, że chrześcijanie z różnych środowisk mogą się zjednoczyć
i wzrastać, jeśli tylko ich celem jest służenie Bogu.
Możemy troszczyć się o nasze osobiste zwycięstwo
i duchowe dobro dla innych, możemy być zajęci
dzieleniem się błogosławieństwem i bogactwem
z innymi, bez martwienia się, że przez naszą gorliwość ześlizgniemy się w jakąś przepaść.
Liny są zawsze utkane przez człowieka. Próby,
aby wyglądać na pokornych, podczas gdy jesteśmy
dumni, lub udawanie posłuszeństwa, podczas gdy
jesteśmy zbuntowani, czy próba życia dla Chrystusa bez Chrystusa – skutkują jedynie próbami
złapania równowagi!
Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, na drugim
nasi bliźni, a my sami na końcu, staniemy się tacy,
jakimi mamy być według woli Boga – duchowymi, biblijnymi osobami. Wtedy to, co jest dobre
w równowadze – będzie naszym udziałem.
Zaczerpnięto z The Christian Contender, maj 2006
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 9
Przypowieść o ścianie więziennej
—John Zimmerman
Obraz widniejący na szarej ścianie więzienia był imponujący – spokojne jezioro, bogate w kolory drzewa, pasma gór oraz czyste
niebieskie niebo. Trzej więźniowie spędzili
długie godziny na malowaniu tej scenerii.
Następnie dodali jeszcze jeden szczególny
akcent. Z wprawą namalowali poszarpane
krawędzie wokół obrazu, przypominające
dziurę w ścianie. Teraz wygląda to tak, jakby ktoś patrzył przez ziejącą dziurę w ścianie
na piękny krajobraz znajdujący się poza nią.
Najwidoczniej przypominali sobie, że prawdziwa rzeczywistość może być poznana tylko
poza ścianami więzienia – a oni są pozbawieni przyjemności oglądania tego piękna.
Co za lekcja dla nas! Bez Chrystusa jesteśmy w więzieniu grzechu i zła. W więzieniu staramy się znaleźć przyjemność
i satysfakcję. Stwarzamy iluzje i wyobrażamy sobie różnego rodzaje rzeczy, które mogą
przynieść nam spełnienie. Jesteśmy w pogoni za sportem i rozrywką. Szukamy zdrowia
i próbujemy kupić szczęście za pieniądze.
Ciągle jednak z powrotem wracamy do zimnej rzeczywistości naszej celi więziennej.
Więźniowie–artyści zrozumieli ważny
aspekt swej sytuacji. Mogą odczuwać chwilową satysfakcję patrząc na obraz na ścianie,
lecz piękno jest poza nią. Nie mogą czuć ani
ciszy spokojnej wody, ani statecznego majestatu drzew, ani spokoju przetaczających się
wzgórz. Mogą je tylko sobie wyobrazić i tęsknić za nimi.
Podobnie i my nie możemy znaleźć prawdziwego pokoju i szczęścia wewnątrz naszego
więzienia grzechu. Tylko przez Jezusa możemy z niego wyjść i być przeniesieni w piękno, które się znajduje na zewnątrz – piękno
życia w Chrystusie i piękno radosnej służby
w Jego Królestwie. On przyszedł, aby „ogło-
10 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
sił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie” (Izajasza 61,1). „Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie”
(Jana 8,36). Chwała Bogu! Możemy być wybawieni z niewoli grzechu przez dzieło Jego
Syna Jezusa!
Wymień swój przygniatający ciężar grzechu
na lekkie jarzmo chrześcijańskiego uczniostwa. Przez Chrystusa możesz doświadczyć
wolności od swojej obecnej niewoli i mieć
nadzieję na wieczność w niebie.
Zaczerpnito z Star of Hope, sierpień 2009
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
„Ale uważaj na siebie i strzeż się, żebyś nie
zapomniał o tym, na co patrzyły twoje
oczy, żeby za dni twojego życia nic z tego
nie umknęło z twojego serca; lecz staraj się
wszystko to przekazywać twoim synom
i wnukom.” Ks. Powtórzonego Prawa 4,9
D la
rodziców
Zgorzkniałość
—Walter F. White
Mężowie, miłujcie żony swoje i nie
bądźcie dla nich przykrymi. (Kolosan
3,19)
– w ang. wersji: i nie bądźcie wobec nich
zgorzkniali – przyp. tłum.
W naszych sercach jest wiele złych,
twardych korzeni, które musimy wykopać
i wyrzucić ze swojego życia, aby chodzić
w wolności. Jeden z nich, który wydaje się
być głęboko zakorzeniony w nas, to zgorzkniałość. Jest ona jak rak. Hamuje naszą relację z Bogiem. Niszczy naszą męskość i nasze
małżeństwa.
„Zgorzkniały” oznacza: „ostry, okrutny,
surowy, sarkastyczny, bolący, bolesny dla
myśli” (słownik Webster’a z 1828 r.).
Biblia mówi, że kluczem do dobrego małżeństwa jest taka miłość do naszych żon,
jaką Jezus miał w stosunku do Kościoła.
Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak
Panu, Bo mąż jest głową żony, jak Chrystus
Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim.
Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus
umiłował Kościół i wydał zań samego siebie,
Aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, Aby sam sobie przysposobić
Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy
lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty
i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem
nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści,
ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół,
Gdyż członkami ciała jego jesteśmy (Efezjan
5,22–30).
W taki sposób mężowie powinni traktować swoje żony, kochając je jak część siebie
samych. Skoro mężczyzna i jego żona tworzą teraz jedno, mężczyzna, kochając swoją żonę, tak naprawdę czyni sobie samemu
przysługę i okazuje miłość samemu sobie.
Nikt nie gardzi swoim własnym ciałem, ale
troszczy się o nie, tak jak Chrystus troszczy
się o Swoje Ciało – Kościół, którego jesteśmy częścią.
Mamy kochać swoje żony, jak Jezus kocha Swój Kościół. Kiedy Jezus przyszedł na
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 11
ziemię, był pokornym, uniżonym sługą.
Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł,
aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie
swoje na okup za wielu (Mateusza 20,28).
Jezus nie był skupiony na sobie. Nie martwił się o swoje ego czy swoją dumę.
Domownicy, bądźcie poddani z wszelką
bojaźnią panom, nie tylko dobrym i łagodnym, ale i przykrym. Albowiem to jest łaska,
jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem
znosi utrapienie i cierpi niewinnie. Bo jakaż
to chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za grzechy? Ale, jeżeli okazujecie
cierpliwość, gdy za dobre uczynki cierpicie,
to jest łaska u Boga. Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za was,
zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady; On grzechu nie popełnił
ani nie znaleziono zdrady w ustach jego; On,
gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi;
(1 Piotra 2,18–23).
Patrząc na powyższe wiersze widzimy, że
Piotr mówi o ukrzyżowaniu Jezusa. Mówi
o czynieniu dobra i o cierpieniu, w zamian
za to: jeśli znosimy je cierpliwie, taka postawa podoba się Bogu. Mówi, że zostaliśmy do tego powołani, ponieważ Chrystus
cierpiał za nas, zostawiając nam przykład,
który mamy naśladować. Dalej mówi, że
On nie popełnił żadnego grzechu, nie było
w Jego ustach żadnej winy, a kiedy Mu złorzeczono, nie odpłacał tym samym. Następnie
w rozdziale 3 wierszu 1 mówi: „Podobnie,
wy żony”, i znowu w wierszu 7: „podobnie
wy, mężowie”. Mowa o tym, że aby żona
mogła poddać się kierownictwu męża, może
to wymagać jakiegoś cierpienia z jej strony.
I tak samo, po stronie mężczyzny – aby był
wyrozumiałym, oddającym jej należny szacunek, gotowym trochę pocierpieć.
Nie jest to fizyczne cierpienie. Jest to ból
naszej dumy i naszego ego. Jest to śmierć
12 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
dla siebie i uśmiercanie naszego ciała. A to
boli.
Słownik Webster’a z 1828 r. mówi: „Egoizm to praktyka zbyt częstego używania
słowa ‘ja’, mówienie lub pisanie w dużej
mierze o sobie, wychwalanie siebie, polecanie siebie, akt wywyższania siebie samego
i nadawanie samemu sobie większej wartości”.
Ziarna zgorzknienia bardzo często posiewane są w sferze naszego ego. Mogą wypuścić korzenie, a nawet nie zauważymy ich
obecności. Staną się twardymi korzeniami
w naszych sercach i trzeba będzie ich się pozbyć.
W jaki sposób?
1. Poproś, aby Bóg pokazał ci sfery, w których jesteś zgorzkniały.
2. Przyznaj się do swoich problemów w tym
zakresie.
3. Pomów o tym ze swoją żoną.
4. Módlcie się wspólnie w tej sprawie.
5. Poproś o przebaczenie za to, że pozwoliłeś, aby zgorzknienie zamieszkało w twoim sercu.
6. Oddaj to Bogu.
7. Dziękuj Mu za wybawienie i przebaczenie.
Ziarna zgorzknienia mogą zostać zasadzone
w nas bardzo łatwo, poprzez coś, co zostało
powiedziane lub zrobione. Na przykład, mężczyźni mogą mieć pewne ukryte myśli, które
mogą zamienić się w zarażone korzenie zgorzknienia:
Zmusiła mnie do małżeństwa.
Obciążyła mnie finansowo.
Wydała pieniądze, które chciałem zaoszczędzić, zainwestować lub wykorzystać na wakacje.
Powstrzymała mnie od przyjęcia pracy,
o której myślałem, że będzie dobra.
Przez nią nie ukończyłem szkoły.
Wyśmiewała się ze mnie w sprawach seksu.
Stawiała opór w sprawach seksu.
Nie była mi wierna.
Próbowała mi matkować.
Zrzędzi i zawstydza mnie przed innymi.
Nie chce mi towarzyszyć na spotkaniach czy
imprezach towarzyskich.
Nie lubi mojej matki, którą kocham.
Dzieliła się moimi osobistymi problemami
ze swoją matką i przyjaciółkami, co sprawia, że
czuję się głupio.
Spotyka się z ludźmi, których nie lubię.
Ciągle przypomina mi o moich błędach
i upadkach.
Powstrzymała mnie przed kupnem nieruchomości.
Wpłynęła na mnie, byśmy przeprowadzili
się tam, gdzie nie chciałem mieszkać.
Zgodziła się na przeprowadzkę, ale nigdy nie
przystosowała się do nowego miejsca i miała
złe nastawienie.
Naciskała, by pozwolić naszym dzieciom na
coś, czemu byłem przeciwny.
Naciskała, by wprowadzić dla naszych dzieci
więcej zakazów niż w moim odczuciu powinny
mieć.
Nie chciała mieć dzieci.
Dokonała aborcji, wbrew moim pragnie-
niom.
Namówiła mnie do członkostwa w kościele,
którego nie lubię.
Ma nastawienie wyższości wobec mnie
w sprawach duchowych.
Nie chce ze mną jeździć na wakacje czy
weekend, bo mówi, że będzie nudno.
Cały czas mówi mi, co mam robić, i bez
względu na to, co zrobię, i tak nie jest zadowolona.
Jakakolwiek z tych myśli, i wiele innych,
mogą zasiać ziarna zgorzknienia w naszym
sercu, które zamienią się w twarde korzenie, powodujące wielką przeszkodę, nie tylko
w naszym małżeństwie, ale także w naszej relacji
z Bogiem. Zgorzkniałość skupia naszą uwagę
na błędach innej osoby, dlatego nasze myśli nie
są skupione na naszym Panu i Zbawicielu, Jezusie Chrystusie.
Musimy być szczerzy wobec samych siebie
i wobec Boga. Może przyzwyczailiśmy się do
niektórych z tych bolączek, ale zgorzkniałość
cały czas jest obecna, tylko że pod przykryciem,
lub jest uśpiona. To, co boli, zostało przykryte
i żyje w ukryciu, w ciemności. Szatan króluje
w ciemności. Wynieś to, co boli, i zgorzkniałość, na światło. W świetle rządzi Jezus.
Zaczerpnięto z Sons of Abraham
©1998 Brentwood Christian Press
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
Radosny dom
—James M. Sensenig
Dom powinien być przyjemnym, radosnym miejscem. Biblia mówi: „raduj się
z żony twojej młodości” (Przypowieści Sa-
lomona 5,18). Matka powinna być spełnioną „matką cieszącą się dziećmi” (Psalm
113,9). Pismo mówi dalej: „radujcie się
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 13
w Panu zawsze” (Filipian 4,4).
Atmosfera domu zostawia ślad na tych,
którzy w nim mieszkają. Ma ona wpływ
na ich perspektywę życiową. Może być zachęcająca lub zniechęcająca, spokojna lub
nerwowa, ufna lub niepewna. Radosny
dom przynosi odwagę i bezpieczeństwo
rozwijającym się dzieciom. Dom staje się
miejscem, które przyciąga, a nie takim,
które odpycha.
Dom będzie radosny, jeśli codziennie szukamy Pana.
Kiedy pasterzom przekazano radosne
wieści, poszli zobaczyć nowonarodzonego
Zbawiciela. Wynikiem tego była chwała i uwielbienie płynące z ich serc. Kiedy
Chrystus jest Panem w naszych sercach
i domach, w domu będzie panowała radosna atmosfera.
Radosny dom jest możliwy, kiedy patrzymy z wiarą na życiowe
sprawdziany. Nasze reakcje powinny być kontrolowane przez wiarę. Wiara
rozwiewa chmury trosk i nie pozwala, by
gorzkie próby życia miały nad nami kontrolę. Wiara znajduje odpoczynek w Bożej
opatrzności.
Radosny dom jest możliwy, kiedy uczymy się zadowolenia. Paweł
wykazywał pozytywne nastawienie nawet
w więzieniu. Napisał: „bo nauczyłem się
przestawać na tym, co mam”. Dlatego
mógł powiedzieć: „uradowałem się wielce
w Panu” (Flp 4,10). Zadowolenie z tego,
co mamy w życiu sprawia, że możliwa jest
radosna atmosfera w domu. Kluczem do
radosnego domu są zadowoleni rodzice.
Radosny dom wynika z radosnych
rodziców. Śpiew matki wnosi radość do
domu. Przynosi pociechę zmartwionemu
dziecku. Przyjazne pozdrawianie siebie nawzajem dodaje domowi blasku. Troskliwy,
uważny ojciec ma wpływ na radosną atmosferę w domu. Rodzice, którzy mają pokój
14 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
w sobie i między sobą, będą mieli zazwyczaj radosną rodzinę.
Radosne rozmowy przy jedzeniu
mają wpływ na atmosferę w domu.
Posiłek powinien być radosnym czasem
dzielenia się. Powinniśmy dzielić się ciekawymi wydarzeniami dnia. Dyskusja na tematy szkolne może wnieść wiele dobrego.
Wzajemna wymiana doświadczeń powinna być przyjemnym przeżyciem.
Radosne domy to domy dające.
Kiedy zrozumiemy, że spełnienie przychodzi z udzielania pomocy potrzebującym,
i kiedy będziemy to praktykować, wówczas
posiądziemy radość. Może to być telefon
do kogoś z zapytaniem o samopoczucie,
lub zaniesienie jedzenia potrzebującym.
Odwiedziny w innych domach, zwłaszcza
tam, gdzie są szczególne potrzeby – wiele
dają takiej rodzinie. Kiedy wychodzimy ze
swojego kręgu w świat innych, sami otrzymujemy w zamian błogosławieństwo i radość.
Radosny dom ma właściwy pogląd na pracę. Radosna, pracowita mat-
ka wnosi światło i radość do domowych
obowiązków. Ojciec, który nie narzeka,
postrzega pracę jako coś dobrego, a nie
jak zwykłą harówkę. Radosna rodzina
uczy się cieszyć z rutynowych obowiązków
w życiu.
Radosny dom napotyka kłopoty,
ale mimo to jest w nim obecna radość Pana. Radosny dom dostarcza do-
godnego środowiska dla rozwoju dzieci, aby
mogły osiągnąć potencjał, jaki Bóg dla nich
zaplanował.
Przedruk z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
„To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane
zostało i dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki
cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma,
podtrzymywali nadzieję.” Rzymian 15,4
Część
H istoryczna
Po c z ą t e k r e f o r m y
Kościoła w Szwajcarii
Część pierwsza
Zurych był najważniejszym miastem
w kantonie zuryskim, w Szwajcarii. Kanton
był podzielony na parafie, z których każda miała kościół, miejscowego proboszcza
i sędziego. Rada Miejska Zurychu rządziła
całym kantonem i wyznaczała sędziów oraz
proboszczów. Chłopi nie mieli żadnego
udziału w sprawowaniu władzy. Podobnie,
jak to na ogół było w średniowiecznej Europie, Kościół Katolicki i władcy świeccy
wyzyskiwali prosty lud.
Ulrich Zwingli, ojciec szwajcarskiej Reformacji
Ulrich Zwingli (1484–1531) służył jako
ksiądz i kaznodzieja w kilku szwajcarskich
miasteczkach. Rada Miejska Zurychu zaproponowała mu stanowisko proboszcza
w jej głównym kościele. Przyjął tę propozycję i w 1519 roku, w wieku trzydziestu
pięciu lat, przeprowadził się do Zurychu.
Kilka lat wcześniej, Zwingli zainteresował się pismami Erazma z Rotterdamu
—Michael S. Martin
(ok. 1466–1536). Erazm był północnoeuropejskim uczonym, który w swych
pismach występował przeciwko zepsuciu
społeczeństwa renesansowego i Kościoła
Katolickiego. Chociaż nauki Erazma nie
były pozbawione wad, to podkreślał on
potrzebę studiowania Biblii i powrotu do
prostych wzorców wielbienia Boga, zawartych w Nowym Testamencie. Pod wpływem Erazma, Zwingli czytał Pismo Święte
z otwartym sercem i rozwinął u siebie silne
zainteresowanie sprawami duchowymi.
Podczas tradycyjnych katolickich mszy,
księża pomijali pewne fragmenty Pisma
Świętego i przekręcali wiele innych wersetów, na poparcie zepsutego Kościoła. Począwszy od 1516 roku, Zwingli zaniechał
tej metody i głosił kazania w większym
stopniu oparte na Biblii. Kiedy przybył
do Zurychu, zaczął od głoszenia kazań na
podstawie Ewangelii Mateusza, a potem
omówił w kazaniach wiele ksiąg Nowego
Testamentu.
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 15
W tym czasie, Zwingli dowiedział się
o wystąpieniu Marcina Lutra przeciwko katolickim błędom. Początkowo Erazm, Luter i Zwingli spodziewali się, że zreformują
Kościół Katolicki przez nauczanie Biblii.
Lecz kiedy w 1521 roku Kościół Katolicki
ekskomunikował Lutra, ludzie ci zrozumieli, że Kościół nie był zainteresowany ich reformatorskimi wysiłkami1. Erazm pozostał
w Kościele Katolickim2, lecz Luter i Zwingli byli zdeterminowani, by utworzyć kościół biblijny.
Chociaż pod wpływem Erazma i Lutra,
Zwingli zaczął studiować Biblię i zastanawiać się nad reformą Kościoła, to jednak
głównym źródłem gorliwości Zwingliego, w sferze reformy Kościoła, było osobiste studium Biblii. Cóż takiego odkrył on
w Biblii? Odkrył zbawienie z łaski przez
wiarę, a nie za sprawą wykonywania niekończących się rytuałów. Odkrył także, że
Duch Boży rządzi w sercu wierzącego człowieka, nie w wyniku dostosowania się do
przyziemnych, skażonych tradycji. To właśnie głosił, a proste przesłanie ewangelii trafiało do przekonania jego słuchaczom.
Zwingli zaczął gorliwie atakować zepsute
autorytety religijne. Nie widział powodu,
dla którego ubodzy chłopi musieliby płacić wysokie podatki, w celu wspierania le-
niwych mnichów i zakonnic. Stwierdził, że
przywódcy katoliccy, którzy posługiwali się
mieczem, by wymusić posłuszeństwo względem swego systemu, nie są pasterzami, lecz
wilkami. Przez z górą trzy lata przemawiał
do dużych zgromadzeń, a jego publiczność
hałaśliwie domagała się reformy.
Starsi księża i niektórzy członkowie Rady
Miejskiej Zurychu ostro sprzeciwiali się niekonwencjonalnemu przesłaniu Zwingliego.
Podobnie zareagowali mnisi, uznając je za
potencjalne zagrożenie dla ich pozycji. Jednakże większość radnych miejskich stała po
stronie Zwingliego.
Skoro Kościół i państwo ściśle ze sobą
współpracowały, przywódcy religijni mieli wielką władzę a Kościół z reguły miał
ostatnie słowo. Czołowi zakonnicy oraz
rajcy miejscy zawsze rywalizowali ze sobą
o najwyższą władzę. Jest bardzo prawdopodobne, że większość członków Rady Miejskiej Zurychu sprzyjała Zwingliemu nie
z powodów biblijnych, lecz politycznych.
Na przykład, Zwingli nauczał, że w biblijnym chrześcijaństwie mnisi nie odgrywali
żadnej potrzebnej funkcji, dlatego ludzie
pogardzali mnichami. Rada Miejska wykorzystała tę sytuację, jako sposób zdobycia
dla siebie większej władzy i większych pieniędzy.
1
Z początku przywódcy Kościoła Katolickiego
okazywali niewielkie zainteresowanie reformą. Lecz Kościół Katolicki, z powodu Reformacji, szybko zaczynał
tracić grunt pod nogami. Reformacja zagrażała również
politycznej stabilności w Europie, a ponadto nawet katolickie rządy zaczęły wywierać presję na Kościół Katolicki,
by wyeliminował niektóre przejawy zepsucia w Kościele.
W rezultacie katolicy rozpoczęli tak zwaną Kontrreformację, ruch popierający naprawę Kościoła Katolickiego, m.in.
poprawę poziomu moralnego przywódców Kościoła.
2
Podobnie jak większość humanistów, Erazm
wierzył w reformę przez edukację, i ostro sprzeciwiał się
takim reformatorom jak Luter, Zwingli, i anabaptyści,
którzy dzielili Kościół. Chociaż Erazm pozostał w Kościele Katolickim, to krytykował nadużywanie przez Kościół Pisma Świętego dla własnych celów. Z tej przyczyny,
wielu gorliwych katolików gardziło nim i oskarżyło go
o „złożenie jaja, które wysiedział Luter”. Jednakże Erazm
był tolerowany, ponieważ kierował swe apele do środowiska uczonych, nie usiłując nakłonić do refom zwykłych
ludzi.
Początek szwajcarskiej Reformacji
Przesłania Zwingliego zaczęły wywierać
praktyczny wpływ na życie w Zurychu.
Szacunek Rady dla Zwingliego stał się jawny, gdy wygłosił kazania przeciwko najemnym walkom, czyli praktyce polegającej
na wysyłaniu szwajcarskich żołnierzy na
zagraniczne wojny w zamian za pieniądze3.
16 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
3
Nauczanie Zwingliego przeciwko najemnym
walkom nie wynikało stąd, że wierzył on w zasadę niestawiania oporu, lecz było spowodowane tym, iż jako patriotyczny obywatel Szwajcarii sprzeciwiał się idei, że papież
mógł powoływać szwajcarskich żołnierzy do walki na katolickich wojnach. Niektórzy Szwajcarzy kwestionowali
tę ideę już od dłuższego czasu. Tak długo, jak katolicyzm
trzymał ten kraj w żelaznym uścisku, papież miał większą
władzę niż szwajcarskie władze. Lecz gdy tylko wielu przywódców przekonało się, że katolicyzm traci grunt pod no-
Rada Zurychu szybko ustanowiła prawo
wymierzone w tę dawną praktykę. Był to
znak, że Rada słuchała bardziej Zwingliego, niż Kościoła Katolickiego.
Ważniejsze wydarzenie miało miejsce 5 marca 1522 roku, kiedy niektórzy
mieszkańcy Zurychu złamali bardzo ściśle
przestrzeganą katolicką regułę. W okresie
Wielkiego Postu, katolikom nie wolno
było jeść żadnego mięsa, z wyjątkiem ryb.
Okołu dziesięciu mężczyzn, a wśród nich
Zwingli, było razem w warsztacie drukarskim. Żona właściciela warsztatu przygotowała dwie smażone kiełbasy. Wszyscy
z wyjątkiem Zwingliego zjedli po kawałku.
Wieści rozeszły się szybko, i Rada uznała,
że sprawy zaszły za daleko. Kilku z tamtych
mężczyzn zostało z rozkazu Rady aresztowanych. Kilka sąsiednich szwajcarskich
kantonów było fortecami katolicyzmu,
które gotowe były ogłosić wojnę przeciwko Zurychowi, gdyby zbyt daleko odsunął
się od katolicyzmu. Dlatego, ze względów
bezpieczeństwa, Rada podtrzymała katolicyzm, karząc tych, którzy świadomie
okazali nieposłuszeństwo katolickiej regule. Wkrótce Rada wypuściła z więzienia
owych konsumentów kiełbasy, lecz domagała się od nich, by poszli do spowiedzi
i zaprzestali swych radykalnych działań.
Zwingli nie popadł w tarapaty, ponieważ nie zjadł kiełbasy, jednak otwarcie
poparł winowajców. Mniej niż trzy tygodnie później wygłosił kazanie „O doborze
pokarmów i wolności”, w którym wyraźnie stanął po stronie tych, którzy naruszyli
post. Zwingli głosił, że musimy zrozumieć,
iż Królestwo Boże to nie sprawa jedzenia
i picia. Jednakże powinniśmy być ostrożni,
by nie gorszyć innych, jeśli nie rozumieją
oni chrześcijańskiej wolności. Powiedział,
że chrześcijanie nie powinni być zmuszani do praktykowania reguł niezgodnych
z zasadami Biblii, ale nikt nie powinien też
łamać starych reguł kościelnych, kierując
gami, postanowili oni pozostawać głusi na żądania papieża,
i obstawać przy swojej władzy.
się własnym kaprysem.
Kiedy wieść o tym dotarła do katolickiego biskupa, odpowiedzialnego za Zurych,
wysłał on trzech delegatów, by przekonać
Zwingliego i Radę Zurychu do bardziej
pieczołowitego trzymania się katolickiej wiary. Delegaci planowali prywatnie
ostrzec Radę i przekonać ją do stłumienia
„herezji”, lecz Zwingli zażądał dla siebie
wstępu na przesłuchanie, które też uzyskał.
Wysunął przekonywające argumenty przeciwko delegatom, tak że Rada postanowiła
pozwolić Zwingliemu nadal głosić kazania,
tak jak tego pragnął. Zwycięstwo ucieszyło
Zwingliego i jego zwolenników4.
Sprzeciw mnichów wobec Ewangelii
Zwingli nadal głosił mocne kazania i pisał twarde słowa. Dlatego lokalni zakonnicy wystąpili z przykrym kontratakiem.
Były tam trzy różne miejscowe zakony,
i w każdym klasztorze występowano z ambon
z krytyką idei Reformacji. Jednakże, było
to pogwałceniem wcześniejszego zarządzenia Rady, że kaznodzieje mogą wygłaszać
przesłania oparte tylko na Biblii. Gdy zakonnicy zrozumieli, że coraz bardziej tracą
poparcie miejscowych władz cywilnych,
stali się coraz bardziej nieprzychylni i szukali dodatkowego poparcia u papieskich
władz poza kantonem.
Kilku młodych zwolenników Zwingliego, m.in. Konrad Grebel, przerywali kazania mnichów, gdy ci nauczali niebiblijnych
doktryn. Zwingli poszedł za ich przykładem. Co najmniej w jednym przypadku
rezultatem było to, że zakonnik opuścił
klasztor i poparł nauki Reformacji. Zwróćmy uwagę na następujące doniesienie:
„W sobotę 12 lipca, wysoki Bosy Brat […]
nazwiskiem Franz Lambert, […] przybył
z Avignonu […]. Dano mu pozwolenie, by
4
To nie znaczy, że Rada popierała radykalne reformy religijne, lecz w tej konkretnej kwestii postanowiła
stanąć po stronie Zwingliego, a nie po stronie tradycyjnego
autorytetu kościelnego. Był to pierwszy krok, który w końcu skłonił Radę do silnego popierania celów reformatorskich Zwingliego.
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 17
wygłosił cztery kazania […]. A w czwartym
kazaniu odniósł się także do wstawiennictwa Marii i świętych; […] poprosił o debatę z Mistrzem Ulrichem Zwingli, ponieważ
przed jego ostatnim kazaniem i w jego trakcie, [Zwingli] przerywał mu publicznie, mówiąc: ‘Bracie, tutaj jesteś w błędzie’.
Tak więc w środę 17 lipca, około godziny
dziesiątej, w bufecie kanoników rozpoczęli
debatę, która skończyła się dopiero po obiedzie, około drugiej godziny. Mistrz Ulrich
przyniósł Stary i Nowy Testament po grecku i po łacinie, i doprowadził mnicha do
tego, że podniósł on obie ręce, podziękował
Bogu, i powiedział, iż we wszystkich swych
potrzebach będzie wzywał jedynie Boga, i że
porzuci wszelkie koronki i różańce i pójdzie
za Bogiem. Następnego poranka pojechał
do Bazylei, by spotkać się także z Erazmem
z Rotterdamu, a z Bazylei udał się do Wittenbergi, do doktora Marcina Lutra, który
był augustiańskim mnichem. Tam wyrzucił
swe szaty [zakonnika – przyp. tłum.] i ożenił
się5”
Rada otrzymywała skargi na tych, którzy przerywali kazania, i wezwała ich, by
wytłumaczyli się ze swego postępowania.
Wśród wezwanych byli Konrad Grebel
i Ulrich Zwingli. Po ostrej wymianie argumentów między zakonnikami a reformatorami, burmistrz napomniał wszystkich, by
wspólnie pracowali w bardziej pokojowy
sposób.
Zwingli nie znosił takiego ugodowego
nastawienia wobec mnichów. Wybuchnął
gniewem: „Jestem biskupem i księdzem
w mieście Zurych, i to mnie powierzono
troskę o dusze. To ja złożyłem przysięgę,
a nie mnisi. To oni powinni się ze mną liczyć, a nie ja z nimi; i choćby zuchwale głosili nieprawdę, będę się temu sprzeciwiał,
nawet gdybym musiał wejść na ich ambonę i im zaprzeczyć. Gdyż nie potrzebujemy
5
Georg Finsler, red., Die Chronik des Bernhard
Wyss 1519–1530 (Bazylea, 1901 r.). Fragment cytowany
w książce pod red. Lelanda Hardera, The Sources of Swiss
Anabaptism (Źródła szwajcarskiego Anabaptyzmu), s. 175.
18 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
waszych żebrzących zakonników, ani nie
jesteście w takim poważaniu u Boga, żebyśmy my potrzebowali was6” . Rada zrozumiała, iż jej wysiłki mediacyjne zawiodły,
i uznała, że Zwingli ma rację. Wówczas
burmistrz utrzymał w mocy poprzednią
decyzję, że wszystkie kazania muszą zgadzać się z Pismem Świętym i napomniał
mnichów, by zastosowali się do tego zarządzenia.
Pogłoski o odstępstwie niepokoją katolickiego biskupa Zurychu
Kiedy pogłoski o odstępstwie zuryskich
kościołów nadal docierały do ich katolickiego biskupa, wysłał on list do kościołów
i Rady Miejskiej, nakazując im powstrzymanie herezji oraz przestrzeganie nauk
i obrzędów Kościoła Katolickiego. W odpowiedzi Zwingli wraz z dziesięcioma
innymi, reformatorsko usposobionymi
kaznodziejami, wysłali petycję do biskupa. Prosili go w niej, by nie przeszkadzał
w postępie ewangelii. Między innymi prosili także o to, by przywódcom kościelnym
i księżom zezwolono na zawieranie małżeństw. Wygląda na to, że Zwingli i jego
przyjaciele usiłowali zreformować swe lokalne kościoły za pozwoleniem katolickich
władz kościelnych.
Niebawem Zwingli napisał książkę dla
biskupa, w której bronił swych nauk. Dzieło to opatrzył tytułem Archeteles (łacińskie
słowo oznaczające „początek i koniec”),
ponieważ miał nadzieję, że w ten sposób
umocni swój autorytet, by posunąć się naprzód z reformacją, i zakończy swoje zmagania z biskupem. W tej książce Zwingli
bez ogródek opisał biskupowi stan rzeczy:
„Często mówiłem, że wielu biskupów naszych czasów nie jest prawdziwymi, lecz fałszywymi biskupami, i nie sądzę, że powinno
się mnie za to winić, skoro Izajasz nazywa
ich niemymi psami7, a Chrystus nazywa
6
7
Dz. cyt., 176.
Izajasza 56,10.
ich złodziejami i zbójcami8. Mówię o tych,
którzy nie weszli do owczarni przez drzwi.
Gdyż można znaleźć jedynie nielicznych,
którzy pełnią urząd biskupa najlepiej, jak
potrafią, i nie prowadzą się jak władcy, satrapowie i królowie […].
Kiedy porównuje się ich luksusy z prostotą
ewangeliczną, bronią ich […] i uznają za
słuszne, by według swojej własnej woli regulować sprawę czysto Bożych obrządków […].
Zatem tak daleki jestem od tego, by podporządkować się Tobie, że jeśli nie pozostawisz
mnie i moich – to jest owiec Chrystusa –
w spokoju, to zacznę postępować z Tobą
w sposób bardziej szorstki, nie lękając się
Twych słów, ani Twoich zmarszczonych
brwi. Musisz ustosunkować się do mnie przy
pomocy Pisma Świętego, danego nam przez
Boga (i o tym nie zapominaj), i nie wolno go
przekręcać”9.
Zwingli pisał także przeciwko katolickim
błędom, takim jak niebiblijne ceremonie,
sprzedaż odpustów, zakazywanie klerowi
zawierania małżeństw oraz zabranianie laikom czytania Biblii. Oświadczył: „Powinniśmy być posłuszni Bogu, a nie ludziom.
Im mniej jest człowiek wyszkolony w ludzkich wymysłach […] tym wyraźniej Duch
[Boży] go poucza, jak widać to na przykładzie apostołów i głupich ludzi w tym świecie, których wybrał Bóg10”.
Rada Miejska czy Ewangelia?
W 1523 roku reformatorskie idee Zwingliego były bliskie impasu. Był on gotów
radykalnie zreformować kościoły Zurychu,
zgodnie ze swym zrozumieniem ewangelii.
Jednakże Rada Miejska wciąż powoli skłaniała się do reformy, a Zwingli wiedział, że
gdyby parł silnie do przodu, mogłoby to
8
Ewangelia Jana 10,1.
9
Ulrich Zwingli, Apologeticus Archeteles, dzieło
wydane w dn. 22–23 sierpnia 1522 r. Tłumaczenie: Jackson, 1912 r. Cytowane w dziele pod red. Lelanda Hardera, The Sources of Swiss Anabaptism (Źródła szwajcarskiego
anabaptyzmu), ss. 182–185.
10
Dz. cyt., 185.
zagrozić całemu programowi reformacyjnemu. Z drugiej strony, gdyby szybko nie
wprowadzał w czyn nauk biblijnych, których nauczał, jego zwolennicy mogliby go
oskarżyć o to, że boi się bardziej ludzi niż
Boga.
Po przemyśleniu sprawy Zwingli postanowił przekonać Radę, by pozwoliła mu
posunąć się z reformą naprzód. Pierwszym
jego krokiem miało być zorganizowanie
publicznej debaty doktrynalnej. Zwrócił się do burmistrza i do Rady Miejskiej
o pozwolenie na swoją debatę ze zwolennikami katolicyzmu. Członkowie Rady mieli
zasiadać jako sędziowie i przyznać zwycięstwo stronie przedstawiającej najlepsze argumenty.
Członkowie Rady ochoczo na to przystali, gdyż być może schlebiała im rola, w jakiej mieli wystąpić w tej debacie. Zaprosili
wszystkich z kantonu zuryskiego, a także
swego katolickiego biskupa oraz przywódców kościelnych z okolicznych kantonów.
Zwingli wypisał do przedyskutowania
podczas debaty sześćdziesiąt siedem artykułów, które uznawał za biblijne prawdy,
a które były sprzeczne z rzymskokatolicką
doktryną i praktyką.
W dniu 29 stycznia 1523 roku, sześciuset widzów spotkało się w ratuszu, by
przyglądać się debacie. Biskup nie przybył, lecz posłał jako swego przedstawiciela
zdolnego dyskutanta. Debata zakończyła
się zdecydowanym zwycięstwem Zwingliego. Rada orzekła, że katolicy nie przedstawili niezbitych argumentów przeciwko
naukom Zwingliego. Ponownie Rada nakazała wszystkim księżom i kaznodziejom
w kantonie, głosić w kazaniach jedynie to,
co można udowodnić na podstawie Biblii.
Postanowiła ukarać każdego, kto postępowałby wbrew temu zarządzeniu.
To działanie było dla Zwingliego zadowalające. Rada potwierdziła swoją wcześniejszą decyzję, że obowiązkowe jest
głoszenie kazań opartych na Biblii, i nie
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 19
wolno dopuszczać do głosu kaznodziejów
nieposłusznych temu nakazowi11. Był to
pierwszy krok Rady w kierunku oficjalnego uznania religijnej reformy.
Zwingli sądził teraz, że Rada pójdzie za
jego przewodnictwem, więc przestał przejmować się władzami Kościoła Katolickiego
i zakwestionował inne tradycje katolickie.
Głosił jeszcze dobitniejsze kazania przeciwko wysokim podatkom, które biedni,
zwykli ludzie płacili jako wsparcie dla Kościoła Katolickiego. Takie nauczanie padło
na podatny grunt, bowiem duża część Europy cierpiała z powodu ogromnego ciężaru podatków, narzuconych przez Kościół.
Domowe studia biblijne
Małe grupy zaczęły spotykać się po domach, by studiować Biblię i omawiać praktyczne zmiany, do których wzywa Biblia.
Sporo dyskusji skupiało się na wymuszonym na społeczeństwie wsparciu materialnym dla księży i zakonników. Wielu
laików uczestniczyło w tych spotkaniach
i wypowiadało się przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Na te spotkania chodzili także Konrad Grebel i Feliks Mantz.
W czerwcu 1523 roku, w rezultacie spotkań domowych i kazań Zwingliego, kilka
wsi poprosiło Radę o zwolnienie od ciężkiego jarzma podatków. Rada odmówiła.
Ta decyzja bardzo rozczarowała Zwingliego. Jak dotąd Rada dotrzymywała mu
kroku. Teraz jednak nie zgodziła się zrobić
dalszego kroku. Albo Zwingli będzie musiał stracić zaufanie do Rady, jako organu
mającego popierać jego reformację, albo
będzie musiał spowolnić reformację tak,
by Rada mogła ją wdrożyć. Obrał drugą
11
Proszę zauważyć, że Zwingli nigdy nie odrzucił
idei państwowego kościoła, choć niektóre z jego stwierdzeń
brzmiały tak, jakby był gotów zreformować Kościół niezależnie od Rady. Nadal wierzył, że ludzi można i powinno
się zmuszać do posłuszeństwa względem Biblii.
20 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
opcję.
Kilka tygodni po budzącej rozczarowanie decyzji Rady, Zwingli wygłosił kazanie
„O Boskiej i ludzkiej sprawiedliwości”,
w którym nauczał, że chociaż władze
świeckie nie zatwierdzają prawnie prawdziwej wiary, to jednak są odpowiedzialne
za wdrażanie praktycznych zmian w sferze
religii. W ten sposób, Zwingli pozostawił
sprawę wdrażania subtelnych zmian praktycznych w rękach władz świeckich, a siebie uznał za odpowiedzialnego jedynie za
głoszenie duchowych kazań 12.
To odmienne położenie akcentów pozwoliło Zwingliemu zdobyć stałą przychylność Rady, lecz także umocniło Radę jako
najwyższy autorytet w Kościele. Zwingli
tego nie pragnął, lecz nie chciał brać na
siebie konsekwencji okazywania nieposłuszeństwa Radzie. Wcześniej nauczał, że ludzie powinni podążać za prawdą, nie licząc
się z kimkolwiek. Lecz teraz zaczął głosić
kazania coraz bardziej przychylne idei kościoła państwowego. W tym momencie,
najbardziej oddani zwolennicy reformacji,
znani później jako anabaptyści, rozczarowali się swym przywódcą.
Ciąg dalszy nastąpi
Zaczerpnięto z Cup & Cross
Rod and Staff Publishers, Inc.
Box 3, Crockett, Kentucky 41413
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Szymon Matusiak
12
Sprawy cywilne, takie jak podatki, podlegały jurysdykcji państwa, dlatego Zwingli miał rację, wyciszając
sprawę podatku. Jednakże pobłądził w tym, że pozostawił
w rękach państwa także żywotne sprawy Kościoła.
„Rano siej swoje ziarno i do wieczora nie
pozwól spocząć swej ręce, bo nie wiesz, czy
wzejdzie jedno czy drugie, czy też są
jednakowo dobre.” Koheleta 11,6
Część
Praktyczna
Radzenie sobie
z domowymi szkodnikami
—Sandi Weber
„Pająk rękoma robi, a bywa w pałacach królewskich” (Przypowieści Salomona 30,28 BG).
Chociaż insekty mogą być interesującym obiektem do obserwacji i studium natury, to kiedy
znajdą się w naszym domu, stają się szkodnikami. Aby kontrolować większość insektów
wystarczy pozbyć się z domu rzeczy, które je
przyciągają lub stanowią dla nich środowisko
do rozwoju. Ponieważ wolimy mieć domy bez
szkodników, a spraye przeciwko insektom są zazwyczaj niezbyt bezpieczne, by używać je blisko
żywności, przedstawimy parę innych sposobów
pozbycia się nieproszonych gości.
Mrówki zazwyczaj przychodzą tam, gdzie
leżą słodycze lub tłuszcze. Utrzymywanie blatów kuchennych i podłogi w czystości pomaga w pozbyciu się tych malutkich stworzeń.
Do wody dodaj dwie łyżeczki Boraksu i takim
roztworem przetrzyj blaty, kuchenkę oraz wnętrza szuflad i szafek. Jest to sposób bezpieczny
dla ludzi i powinien pomóc odstraszyć mrówki. Innym rozwiązaniem jest wyłożenie mąki
kukurydzianej w małych płaskich naczyniach
w miejscach, gdzie często widujesz mrówki.
Mąka kukurydziana jest zabierana do kolonii
mrówek, by karmić młode. Nie służy ona najlepiej młodym mrówkom i wkrótce przestaną się
pojawiać. Preparaty na mrówki działają według
tej samej zasady, tylko szybciej. Oba powyższe
rozwiązania działać będą przez pewien czas, lecz
prawdopodobnie mrówki znowu się pojawią,
bo można je tylko kontrolować, nie da się wyeliminować ich całkowicie.
Termity można pomylić z mrówkami, ale
różnią się od nich kilkoma cechami. Termit
ma grube ciało, nie zwężone w środku tak jak
u mrówki, a jego nóżki nie są zgięte tak jak
u mrówek.
Termity żywią się drewnem i mogą spowodować zniszczenia w domowej stolarce. Węzły linii kolejowej, w pobliżu kwiecistych łąk,
mogą być miejscem gnieżdżenia się termitów
oraz korników. Przy kształtowaniu terenu wokół domu najlepiej byłoby użyć kamieni, w celu
zniechęcenia inwazji termitów czy korników na
stolarkę w twoim domu. Większość termitów
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 21
nie może żyć bez wilgoci. Odcięcie im źródła
wilgoci zazwyczaj je zabija. Może zajść potrzeba skorzystania z usług profesjonalnej pomocy,
która wytępi szkodniki, takie jak termity i korniki.
Rodzina pszczół odznacza się dużą różnorodnością: pszczoły miodne, trzmiele, osy, szerszenie i inne. Jeśli znajdziesz pszczoły w swoim
domu sprawdź, czy nie ma ich gniazda gdzieś
w pobliżu okien, pod rynnami lub sidingiem
czy w pobliskich krzakach. Zlikwiduj gniazdo
za pomocą sprayu na szerszenie i prawdopodobnie nie zobaczysz ich więcej w swoim domu.
W domu najczęściej jednak można spotkać samotne pszczoły, które nie zbierają się w kolonie, ale żyją razem na małej przestrzeni, mając
swoje własne gniazda. Pszczoły stolarskie, które
wyglądają jak trzmiele, wygryzają w drewnie
tunele w celu zrobienia sobie gniazda. Dziury
przez nie wydrążone można zalepić jakimś materiałem uszczelniającym.
Muszki owocówki są przyciągane przez dojrzewające owoce, zostawione na wierzchu,
zwłaszcza w okresie letnim i na jesieni. Mały
słoik napełnij w jednej czwartej wodą i dodaj
jedną łyżeczkę octu oraz trzy do czterech kropli
mydła w płynie lub innego delikatnego detergentu. To przyciągnie owocówki i utopią się
w cieczy. W celu wyeliminowania owocówek
z domu przechowuj dojrzałe owoce w lodówce i na bieżąco wynoś obierki z owoców na zewnątrz.
Małe latające mole mogą oznaczać obecność
zarobaczonej suchej żywności. Mogą to być
płatki zbożowe, krakersy, mąka, różne suche
mieszanki, lub nawet jedzenie dla psa czy kota.
Za pomocą odkurzacza oczyść kurz i okruchy
z półek, gdzie przechowujesz te rzeczy. Często
przecieraj także te półki ściereczką i zostaw na
nich liść laurowy (bobkowy) pomiędzy żywnością, by odpędzić te szkodniki. Co jakiś czas
wymieniaj listki laurowe na świeże (można je
znaleźć w każdym sklepie spożywczym w dziale z przyprawami). Przechowuj suchą żywność
w szczelnych pojemnikach. W zależności od
klimatu, może trzeba będzie przechowywać ta-
22 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
kie rzeczy w lodówce lub zamrażalniku.
Jesień wydaje się być porą roku, która przynosi inwazję owada wyglądającego jak biedronka,
który jest w rzeczywistości podobnym do niej
robakiem (boisea trivittata). Mogą tu pomóc
dobrze uszczelnione okna, chociaż owady i tak
mogą w jakiś inny sposób dostać się do domu,
np. z praniem. Dobrze strzep każdą sztukę prania, które zdejmujesz ze sznura na bieliznę. Robaki te są bezsilne w ciepłej wodzie z dodatkiem
mydła. Postaw naczynie pod lampą, by wytępić
z danego miejsca te szkodniki. Bardzo trudno
jest je kontrolować, ponieważ mogą wchodzić
pod siding i dostać się do domu przez izolację.
Karaluchy mogą sprawić dużo kłopotu i są
trudne do opanowania. Żywią się jedzeniem,
śmieciami, kartonem, okładkami z książek
a także innymi owadami, łącznie z pluskwami. Zazwyczaj można się ich pozbyć, dbając,
by w naszych pomieszczeniach było czysto
i sucho. Robaki te rozwijają się tam, gdzie jest
brud, tłuszcz i wilgoć. Można je zabić używając proszku na karaluchy, który zawiera fluorek
sodu, boraks oraz rotenon [biały krystaliczny
środek owadobójczy mało szkodliwy dla ssaków – przyp. tłum.]. Proszek można rozsypać
w szczelinach i zakrytych miejscach wokół zlewów i rur wodnych. Karaluchy mogą być złapane w szeroki słoik, z drobinkami jedzenia na
dnie, przykryty papierowym lejkiem.
W celu wytępienia owadów roślin domowych, zwłaszcza w zimie, należy wsypać pół
łyżeczki pieprzu cayenne do jednej szklanki
bardzo gorącej wody i pozostawić na pół godziny. Przelać przez sitko i wlać do butelki ze spryskiwaczem. Dodać parę kropli mydła w płynie
i uzupełnić do pełna butelkę wodą. Dobrze
wstrząsnąć. Spryskać zainfekowaną roślinę, także pod liśćmi. Taki środek jest skuteczny również na mszyce, roztocza i inne drobne owady
żerujące na roślinach zewnętrznych.
W celu pozbycia się zwykłych much domowych, można zasadzić zioło wrotyczu pospolitego przy wejściu do domu. Jeśli nie chcesz
używać sprayu na owady, dobrze działa staromodna packa, a także lep na muchy. Chociaż
nie są one estetyczne, jednak przyciągają muchy, które w przeciwnym wypadku będą ci dokuczać! Załóż siatki na oknach zewnętrznych
i drzwiach. Zaklej wszystkie dziury, jakie w nich
znajdziesz. Trzymaj w domu kosz na śmieci ze
szczelną przykrywką, pozbądź się bałaganu
i stojącej wody, i natychmiast usuń okruchy jedzenia.
W wielu przypadkach kluczem do sukcesu
w radzeniu sobie z domowymi szkodnikami,
jest utrzymywanie naszych domów czystymi
i suchymi. Nagrodą będzie szczęśliwa i zdrowa
rodzina, a także mniej szkodników. „W czynieniu dobrze nie ustawajmy”.
[email protected]
Countryside congregation
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
Hodowanie i przechowywanie
kapusty pekińskiej
—Sterling Carpenter
Sadzimy rozmaite rzeczy w naszych ogrodach, ale
Pan jest tym, który daje im wzrost. Jednym z warzyw,
które chętnie hodujemy jest kapusta pekińska. Tak jak
inne odmiany kapusty, kapusta pekińska najlepiej rośnie
w chłodniejszych strefach klimatycznych. Zarówno
nasiona, jak i przesadzone rośliny muszą być chronione przed słonecznym upałem, dopóki się dobrze nie
przyjmą. Roślinę można również rozpocząć hodować
w domu a następnie przesadzić do ogródka w odstępach trzydziestu pięciu do pięćdziesięciu centymetrów.
Zarówno nasiona jak i przesadzone rośliny muszą być
chronione przed słonecznym upałem dopóki się dobrze
nie przyjmą. Potrzebują również znacznych ilości wody,
by dalej dobrze rosły.
Wiele rodzajów warzyw można zakonserwować bądź
zamrozić w celu późniejszego spożycia, dzięki czemu
unikamy sytuacji, w której mamy obfitość plonów
w sezonie, po czym musimy się obyć bez nich – lub
zakupić je w sklepie – do następnego sezonu. Kapusta
pekińska jest jednym z tych warzyw, które jest bardzo
ciężko przechować na zimę. Może to być jednym z powodów, dlaczego wiele osób nie hoduje tego przepysznego warzywa. Jeśli konserwowanie lub zamrażanie nie
daje się zastosować w przypadku tego warzywa to, co
można w tej sytuacji zrobić?
Używamy metody zadołowania, podobnej do tej,
jaką wykorzystuje się w przypadku selera. Kiedy główki kapusty pekińskiej są już dojrzałe i zaraz mają nastać
mrozy, należy je wykorzenić poprzez wyciągnięcie lub
wykopanie je łopatą, dbając o to, by na korzeniach
pozostało nieco ziemi. Wykopcie w ziemi rów trochę
głębszy niż wysokość kapust i wystarczająco szeroki, by
pomieścić parę rzędów główek kapusty pekińskiej. My
używamy małej szklarni zamiast rowu w ziemi. Rów
musi powstać w miejscu o dobrym odpływie wody tak,
by nie stała ona w rowie.
Umieśćcie kapusty w trzech lub czterech rzędach
w rowie, korzeniami do dołu, dosypując dodatkową
ziemię pomiędzy rośliny tak, by pozostały przy życiu.
Zminimalizuje to psucie się kapust po tym, jak zostaną
zadołowane, szczególnie w czasie cieplejszych okresów.
Po „posadzeniu” główek kapusty w rowie, przykryjcie całość grubym papierem lub kartonem, posypując
brzegi ziemią tak, by trzymała przykrycie na miejscu.
Następnie umieśćcie stare siano bądź liście na wierzchu
papieru tak, by powstała warstwa izolacyjna, po czym
połóżcie drugą warstwę grubego papieru tak, by izolacja
nie przemakała. Jeśli zostanie to wykonane poprawnie,
wasze zadołowane kapusty pekińskie mają szanse przetrwać przez wiele miesięcy w czasie sezonu zimowego.
Ta metoda powoduje, że „żyłki” na liściach kapusty stają
się bielsze i bardziej delikatne, dzięki czemu można je
łatwiej zjeść. Kiedy najdzie was ochota na kapustę pekińską, ostrożnie odsłońcie część rowu i wyciągnijcie
kolejną główkę tego smakowitego warzywa.
Zaczerpnięto z Home Horizons, wrzesień 2008
Wykorzystano za pozwoleniem
przekład na język polski: Piotr Nowak
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 23
„Młodzi niech będą również poddani
starszym. Wszyscy zaś we wzajemnych
stosunkach niech się przyodzieją w szatę
pokory, gdyż Bóg sprzeciwia się wyniosłym,
a pokornych obdarza swoją łaską.”
1 List Piotra 5,5
Dla
MŁODZIEŻY
—Sharlou Martin
„Nigdy więcej nie będę zbierała malin!” – wybuchłam do Kary.
„Czemu nie, Megan?” – spytała na swój spokojny sposób dziesięciolatki.
„Cóż, widziałaś jak wyglądamy? Pokaleczone ręce, poplamione ubrania, spalone na słońcu nosy…”.
Kara przerwała mi wymienianie
mojej listy żalów.„Tak, ale dobrze
nam zapłacili”. Nawet mówiąc to pogładziła ostrożnie swój czerwony nos i spojrzała
smutno na długą krwawiącą ranę na jej ręce.
„Nie specjalnie – polemizowałam – Potrzeba więcej malin by zapełnić pół litrowy koszyczek, i musimy się z nimi ostrożniej obchodzić.
Kiedy zbierałyśmy truskawki, to były one duże,
i zbierałyśmy je do litrowych skrzynek”.
„Ale musiałyśmy się schylać, przez co spaliłyśmy sobie karki”.
Widziałam, że kręcimy się w tej dyskusji
w kółko, i że donikąd w niej nie zmierzamy, więc
odpowiedziałam, „Tak czy siak, ja już więcej nie
pójdę zbierać malin”.
Wujek Tim i ciocia Jean mieli gospodarstwo
rolne. Uprawiali na nim wszystko, poczynając od
szparagów, aż po cukinie. Wszystkie ich dzieci
24 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
były po ślubie, więc polegali na pomocy siostrzenic
i siostrzeńców, młodzieży kościelnej
i dzieciach sąsiadów. To lato było
pierwszym, w którym Kara i ja pomagałyśmy. Nadal starałam się rozstrzygnąć, czy cała ta ciężka praca, była
warta tych paru monet brzęczących
w mojej portmonetce. Skończyłyśmy
już zbierać truskawki, a teraz te maliny
były wykańczające. Ciocia Jean powiedziała, że nie potrzebowaliby, nas gdyby nie
to, że otrzymali duże zamówienie. Odniosłam
wrażenie, że uważa, iż jesteśmy trochę za młode
i zbyt mało doświadczone, by zbierać maliny.
Przy stole obiadowym, tata spytał: „Więc, jak
poszło dzisiejsze zbieranie malin?”.
Zanim jeszcze zdążyłam spojrzeć Karze w oczy,
powiedziała: „Ja uważałam, że było fajnie, ale
Megan mówi, że już więcej tam nie wróci”.
„O? – Tata spojrzał na mnie – Możesz mi powiedzieć, czemu nie chcesz już tam więcej wrócić, Megan?”.
„Krzaki są strasznie kłujące i spełnienie tego zamówienia zabrało strasznie dużo czasu. Praca na
roli to nic innego jak ciężka praca”. Nawet, kiedy
to mówiłam, zdawałam sobie sprawę z tego, jak
słabo brzmiały moje argumenty.
„Hmmm. Dziś było naprawdę gorąco a ja pokrywałem dach płytkami. Strasznie mnie to zmęczyło. Jutro po prostu nie pójdę do pracy”. Tata
nie mówił poważnie, ale z pewnością odegrał dobre przedstawienie.
Kara chichotała, ale ja wpatrywałam się
w moje puree ziemniaczane i miałam ochotę zapaść się pod stół.
„Megan, myślę, że ciepły prysznic i zdrowo
przespana noc sprawią, że poczujesz się lepiej –
oświadczyła Mama – Wiecie dziewczynki, czemu
chcieliśmy byście pracowały u Wujka Tima tego
lata; wystarczająco często już o tym rozmawialiśmy. Jeśli Ciocia Jean jutro zadzwoni, to pójdziecie”. Powiedziała to łagodnie aczkolwiek stanowczo.
Sprawa dotyczyła „odpowiedzialności i poświęcenia”, których miałyśmy się nauczyć. Przyznam,
że nagrodą samą w sobie było patrzenie, jak
wszystkie te skrzynki z malinami i truskawkami
wyjeżdżały, by pojechać na targ. Fajnie było zawiązywać nowe znajomości, kiedy pracowałyśmy
z innymi dziewczynami na polu. Potem pomyślałam o tym, jak bardzo mój portfel urósł w objętość.
Następnego poranka, zostałam w domu, czekając, by zobaczyć, czy zadzwoni Ciocia Jean. Szósta trzydzieści stała się 7:00 a potem 7:30. Ciocia
Jean nie dzwoniła i zaczęłam się zastanawiać, czy
w ogóle to zrobi. Może przyłapała mnie wczoraj
na mojej niechętnej postawie do pracy? Może nie
prosi o naszą pomoc, ponieważ wie, że ja nawet
nie chcę pomóc? Może podjęła decyzję, że nie
chce pracować ze zrzędą? Zaczęłam się wstydzić
i czuć się winna. Mama szybko znalazła, dla mnie
i dla Kary, wiele rzeczy do zrobienia w domu.
Reszta tygodnia przeminęła, a Ciocia Jean nie
zadzwoniła po pomoc. „Cóż, Megan dostałaś to
czego sobie życzyłaś – powiedziała Kara w trakcie wycierania naczyń w niedzielny wieczór – Nie
musiałaś znów zbierać malin. Nie cieszysz się?”.
„Nie wiem – powiedziałam szczerze. Powoli
przesunęłam ścierkę do naczyń pomiędzy mydlinami – Mam tylko nadzieję, że to nie dlatego, iż
nie pracowałyśmy wystarczająco dobrze. Pamiętasz, jak łatwo było zgnieść te maliny? Boję się, że
Ciocia Jean nie była zadowolona z naszej pracy”.
Duże brązowe oczy Kary stały się naprawdę
poważne. „Ale starałyśmy się najbardziej jak mogłyśmy”.
W następnym tygodniu Ciocia zadzwoniła:
„Potrzebuję pomocy przy zbieraniu kabaczka
i zielonego groszku. Czy Kara i Megan mogłoby
przyjść?”.
Oczywiście odpowiedź Mamy brzmiała: „tak”.
Mama zrobiła mi wykład na temat ochoczej postawy wobec pracy. Zacytowała mi ten werset,
w którym jest mowa o tym, by robiąc coś, robić
to ochoczo, tak jak dla Pana. Podjęłam silne postanowienie, że będę lepszym pracownikiem, jeśli
tylko dostanę jeszcze kiedyś kolejną szansę.
Moje postanowienie zostało jednak wypróbowane, kiedy zobaczyłam rzędy groszku. Były takie długie. Byłam przekonana, że jestem wstanie
dostrzec krzywiznę ziemi!
„Megan, możesz zacząć od tego rzędu groszku.
Spodziewam się, że Joyce i Julie niedługo przyjdą. Pomyślałam, że młodsze dziewczęta mogłyby
zająć się kabaczkiem, a ty i Joyce mogłybyście
zbierać groszek”.
„Brzmi świetnie”. Rozradowałam się wewnętrznie na myśl o perspektywie, że dołączy do
nas więcej kuzynek.
Niewiele czasu minęło, aż wszystkie zaczęłyśmy zginać nasze plecy. Przez pierwszą godzinę,
lub coś koło tego, dowiadywałyśmy się co nowego u nas słychać. Wraz z tym, jak słońce zaczynało mocniej przygrzewać, nasze ręce zdawały się
wolniej poruszać. Moje wiadro znów było pełne,
a kiedy prostowałam plecy, głośno zajęknęłam.
Kiedy wróciłam z pustym wiadrem, Joyce powiedziała: „Zaśpiewajmy coś”.
Na początku nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym coś zaśpiewać, kiedy było mi tak gorąco.
Ale obie zaczęłyśmy i byłam mile zaskoczona.
Śpiewanie sprawiło, że czas zaczął szybko upływać. Zanim się spostrzegłyśmy, byłyśmy już przy
końcu naszych rzędów i już czekała na nas Ciocia
Jean, by obwieścić nam przerwę obiadową.
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 25
Obiad jadłyśmy pod wierzbą, maczając nasze
stopy w strumieniu. „Podobał mi się wasz śpiew”
– pochwaliła nas Ciocia Jean.
„Słyszałyście nas aż przy kabaczkach?” – Joyce
wyglądała na trochę zawstydzoną.
„O, tak. Głosy dobrze się niosą, gdy powietrze jest takie spokojne jak dzisiaj”. Ciocia Jean
uśmiechnęła się, kiedy podawała chrupki ziemniaczane. „Odczuwałam spore zmęczenie, kiedy
usłyszałam jak zaczynacie śpiewać”.
„To był pomysł Joyce – pospieszyłam z wyjaśnieniem – Ja miałam zamiar zacząć narzekać.
Ona zmieniła moje nastawienie”. Szturchnęłam
Joyce po przyjacielsku.
„Nauczyłam się, że kiedy śpiewając naprawdę
koncentruję się na słowach pieśni, to mam wtedy lepsze nastawienie do tego, co robię”. Joyce
lekko się zarumieniła, dzieląc się tym, co miała
w swoim sercu.
„Nuciłyśmy piosenkę razem z wami, jeśli akurat ją znałyśmy” – dodała Julie.
Szybko nadszedł czas, by wytrzeć stopy, złapać
za wiadra i wrócić na pola uprawne.
Kiedy nadszedł czas, by wrócić do domu, Ciocia Jean gorąco nam podziękowała za naszą ochoczą pomoc.
W tym momencie dostrzegłam okazję, by przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. „Ech,
Ciociu Jean, przepraszam, że byłam marudna,
kiedy zbierałam maliny”.
„Oh, Megan, nie wydaje mi się, że byłaś chociaż trochę bardziej marudna, niż ktokolwiek
z nas w dniu, w którym zbieraliśmy maliny”.
Ciocia Jean zaśmiała się i dodała, „Dostaliśmy
tego dnia spore zamówienie i było gorąco. Nawet
starsi pomocnicy wyrobili swoją normę marudzenia, aż sezon na maliny nie minął”.
Kara i ja byłyśmy zajęte zielonym groszkiem
i kabaczkami. Sezon na słodką kukurydzę już
się rozpoczął, ale Wujek Tim miał do pomocy
chłopców, którzy mu przy niej pomagali. Czasami dni zdawały się dłuższe i gorętsze niż mogłyśmy to znieść. Ale Joyce miała rację – śpiewanie
zabierało nasze myśli ponad pola uprawne. Tak
więc, jak czułyśmy, że nachodzi nas marudny nastrój, to odganiałyśmy go piosenką.
Jednak wyszło na to, że to lato należało do całkiem udanych. Wujek Tim zorganizował piknik
dla wszystkich pomocników podczas jednego
z ostatnich dni wakacji. Po kolacji Wujek Tim
zaproponował: „Zaśpiewajmy jakąś piosenkę.
Wy, dziewczęta byłyście najbardziej rozśpiewaną
paczką pracowników, jaką dotąd mieliśmy”.
„Tak, często doznawałam pokrzepienia mojego
ducha, kiedy szłam przez pola i słyszałam wasze
piosenki” – wychwalała Ciocia Jean.
„Czy możemy wrócić tu następnego lata?” –
Zapytała ochoczo Kara.
„Oczywiście. I weźcie ze sobą wasze piosenki”
– otrzymałyśmy odpowiedź.
To dziwne; nie mogę już doczekać się kolejnego lata!
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Dorota Zima
Pierwszy klient
—Nazwisko autorki zastrzeżone
Podczas tego spotkania, Melinda została poproszona o kilka odpowiedzi, niektóre z nich
były bardzo osobiste. Jak zamierzała na nie odpowiedzieć?
Zręcznymi palcami Melinda ułożyła trzy
26 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
gałązki delikatnych kwiatów gladiolii w wazonie, a potem sięgnęła po miniaturowe słoneczniki. Kilka małych, ciemnoniebieskich
kwiatków uwieńczyło jej kompozycję. Cofnęła się, aby zobaczyć efekt swojej pracy
i z satysfakcją pokiwała głową.
– To chyba jest najbardziej atrakcyjny bukiet dnia – powiedziała do siebie. – Z pewnością jakiś klient będzie zadowolony.
Melinda nuciła melodię, układając kolorowe dodatki na stoliku, stojącym pod klonowym drzewkiem obok drogi.
– Wszystko jest takie zielone, i kwitnie
tak obficie w tym roku – mówiła w podziwie. – Wszystkie uprawy wyglądają obiecująco, pole kukurydzy jest wyższe ode mnie,
a dopiero jest środek lipca.
Tak jakby zobaczyła je po raz pierwszy, Melinda z zadumą patrzyła na stodołę
i kamienny dom farmerski, który budowali jej dziadkowie i przekazali następnemu
pokoleniu. Piękne pąki kwiatów jej matki,
i świeżo skoszona trawa, dodawały uroku tej
zachwycającej scenerii.
– Nawet nie pamiętam moich dziadków –
zadumała się Melinda – ale jestem wdzięczna za możliwość, że mogę mieszkać na tej
farmie, którą tak pracowicie budowali. Co
więcej, dziękuję Bogu, który dał mi przywilej, że urodziłam się w rodzinie, która żyje
według Biblii. Jestem naprawdę szczęśliwa,
że mogę być częścią tak wspaniałej rodziny
jak nasza!
Melinda radośnie myślała o swoim małym
ogródku, w którym zasadziła dużo kwiatów. Od szesnastego roku życia sprzedawała
kwiaty. To, co z początku było jej hobby,
zmieniło się w kwiaciarnię. Poza tym zarabiała jeszcze pomagając na farmie, dzięki
czemu mogła sama się utrzymywać, nie jeżdżąc do pracy gdzieś daleko od domu, tak
jak wiele jej koleżanek. Zawsze jej było żal
Kasi i Susany, które dzień po dniu pracowały w gorącej fabryce, gdzie nie dochodziło
żadne światło ani świeże powietrze.
„Dobrze, że obie planują wyjść za mąż tej
jesieni” – pomyślała ze smutkiem Melinda.
„Bez wątpienia już liczą dni, kiedy będą
mogły zrezygnować z pracy”.
Myśl o zbliżających się ślubach jej przy-
jaciółek sprawiła, że zaczęła się nieco użalać nad sobą, przypominając sobie własne
zrujnowane marzenia. Ale nie, przecież już
to wszystko pozostawiła za sobą. Burzliwa
przyjaźń z Samuelem to już przeszłość. Pomimo bolesnego rozstania i tych ponurych
dni, jakie potem przeżyła, Melinda mogła, dzięki Bogu, dojść do siebie i patrzeć
w przyszłość z wiarą i zaufaniem do Boga.
Właściwie, tego pięknego, chłodnego poranku po ostatniej burzy, Melinda czuła się
bardzo szczęśliwa, że żyje. Bez wytłumaczalnej przyczyny, była szczególnie wdzięczna
za wszystkie błogosławieństwa, które Ojciec
Niebiański dla niej przygotował. „Nie zasługuję na nie” – pomyślała Melinda. „Nic,
do czego doszłam, nie zostało zarobione bez
udziału życzliwego otoczenia i moich więzi
z ludźmi pełnymi bojaźni Bożej. Załóżmy,
że urodziłabym się w rodzinie świeckiej,
a rodzice by się rozwiedli. Może nigdy bym
się nie nauczyła porządnego postępowania,
i musiałabym żyć z konsekwencjami, które
łamią serca za złe wybory. Na czym bym się
oparła po zerwaniu z Samuelem, gdybym
nie miała wiary w Boga? Wówczas, o wiele bardziej uświadomiłam sobie, jak bardzo
potrzebuję codziennego karmienia się Słowem Bożym i modlitwą”.
Melinda była zatopiona w swoich rozmyślaniach, podczas gdy srebrny minibusik
wjechał na parking. Szybko ustawiła ostatnie wazony na stole i zabrała napis „Samoobsługa”. Zazwyczaj przed ósmą nie przyjeżdżali żadni klienci, a sądząc po słońcu,
nie mogło być aż tak późno.
– Dzień dobry! – powiedziała tęga, siwa
kobieta, podchodząc do stolika. – Czyż ten
powiew wiatru nie jest cudowny?
– O tak, to jest piękny poranek – zgodziła
się Melinda.
– A twoje kwiaty też są piękne! Znajoma
wytłumaczyła mi, jak tutaj dojechać. Podziwia twoje bukiety i teraz wiem dlaczego.
– Czy łatwo pani do nas trafiła? – spytała
Melinda.
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 27
– Bez problemu – odpowiedziała kobieta.
Wybrała kilka bukietów i wręczyła Melindzie banknot dwudziestodolarowy.
– Przy okazji zapytam, czy jest pani chrześcijanką?
– Tak – Melinda uśmiechnęła się wydając
resztę.
– Czy wy dziewczęta zakładacie kiedykolwiek kostiumy kąpielowe? – Patrzyła na
długą, prostą sukienkę Melindy.
Melinda tłumiła śmiech.
– Nie, nie zakładałam – odpowiedziała.
Kobieta popatrzyła badawczo.
– Co za strata, jesteś piękną dziewczyną.
Melinda zaczerwieniła się zakłopotana.
Kim była ta kobieta? Czy była tylko zaciekawiona konserwatywnym chrześcijaństwem,
czy szczerze szukała odpowiedzi na swoje
pytania?
– Czy macie telewizor?
Gdy Melinda zaprzeczyła, spytała:
– Co robicie w wolnym czasie? Czy tylko
pracujecie, i pracujecie? Cały dzień?
– Och nie – zaprotestowała Melinda. –
Mamy swoje różne hobby, na przykład pisanie pamiętników, czytanie, obserwacja
ptaków, szycie, śpiewanie starszym ludziom.
Nasi rodzice zachęcają nas do tego, aby nie
robić rzeczy, których się potem żałuje – mówiła dalej Melinda. – Ostrzegają nas przed
niebezpieczeństwem życia w grzechu.
Wewnątrz Melinda aż się trzęsła mówiąc
te słowa. Jak żyła ta kobieta? Załóżmy, że się
obrazi i zdenerwuje?
– Ale chyba są też młodzi ludzie, którym
nie odpowiada taki styl życia? – naciskała
kobieta. – Czy oni kiedykolwiek powracają
do takiego życia?
– Niektórzy tak, dzięki Bogu – Melinda
mówiła z wdzięcznością w głosie.
Czyż nie byli szczęśliwi, gdy kuzyn John
powrócił? To był czas wielkiej radości, gdy
powiedział, że to ich modlitwy przyprowadziły go z powrotem.
28 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
– Jak się czujecie, gdy ktoś powraca?
To pytanie zdumiało Melindę.
– Ach, wszyscy są szczęśliwi! – wykrzyknęła. – My naprawdę jesteśmy szczęśliwi
witając kogoś, kto powraca.
Kobieta zniżyła głos.
– A czy twoi rodzice i liderzy w kościele
nie są zbyt surowi? Czy nie cierpisz jakiegoś
niedostatku, braku, że nie wolno ci żyć tak
jak większość ludzi?
Melinda potrząsnęła głową zdecydowanie.
– Ja nie czuję się gorsza. Czuję się bezpiecznie, jestem chroniona i kochana.
Jak może przekazać słowami to głębokie
poczucie wdzięczności, jakie w niej wzrasta,
gdy okazyjnie czyta gazetę lub książkę, która bardzo dobitnie przedstawia to „normalne” życie? Jak bardzo jest błogosławiona!
Melinda analizowała twarz kobiety. Jaką
emocję pokaże – złość, frustrację, czy współczucie? Melinda nie mogła z jej twarzy nic
wyczytać. Cokolwiek by to nie było, kobieta zbierała się do wyjścia.
– Trwaj przy tym, co masz – powiedziała
otwierając drzwi samochodu.
Zapaliła silnik, a gdy cofała samochód
i wyjeżdżała z podjazdu, uniosła drżącą rękę
i wytarła oczy.
Melinda patrzyła na srebrny pojazd, aż
znikł z oczu. To był poranek, w którym
doznała od Boga wiele błogosławieństw,
a pierwsza klientka, to jedno z nich. Melinda wzniosła krótką modlitwę w swoim sercu
za tę obcą osobę, nie rozumiała jej, ale zastanawiała się nad jej łzami.
Zaczerpnięto z Young Companion,
wrzesień–październik 2008, Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
„Niech miłość i wierność zawsze
będą z tobą; przywiąż je sobie na
szyi, wypisz na serca tablicach!”
Księga Przysłów 3,3
Kącik dla
D zieci
Inni, lecz wyjątkowi
—Charlotte
– Katelyn – zawołała matka, wracając od telefonu. – Zaprosiłam wujka Jasona z Lavernem
na jutrzejszy obiad.
– Ale mamo, chciałam lepiej poznać się
z Sheilą. To będzie jej pierwsza wizyta u nas,
a Lila będzie chodzić za nami krok w krok –
Katelyn zaprotestowała, obawiając się kłopotów
z jej upośledzoną kuzynką.
– Katelyn – mama powiedziała ze stanowczością. – Lila będzie się cieszyć, przebywając
razem z wami. Zapewnij jej dobrą zabawę.
– Dzień dobry – Katelyn przywitała Sheilę
następnego ranka w kościele. – Nie mogłam się
doczekać naszego spotkania!
– Ja też – powiedziała Sheila. – Ten tydzień
tak się ciągnął.
– Możemy tu usiąść? – zapytała Katelyn.
– Jasne – odpowiedziała Sheila. – Później porozmawiamy.
Po zakończeniu nabożeństwa, Katelyn
i Sheila spotkały się z innymi dziewczętami.
W końcu nadszedł czas na rozstanie i dziewczęta pożegnały się z przyjaciółkami.
W domu, Katelyn i Sheila pomogły nakryć
do stołu i po chwili gotowe były do posiłku.
– Lila, chciałabyś usiąść przy mnie? – serdecznie zapytała Sheila.
„O nie” – Katelyn westchnęła do siebie. „Teraz to już na pewno Sheila przekona się, jak nieokrzesana jest Lila”. Próbowała uśmiechnąć się
pogodnie, stawiając krzesło obok Sheili.
Po modlitwie Sheila zwróciła się ponownie
do Lili:
– Czy masz jakieś zwierzątka w domu?
– Tak, psa chow–chow – Lila odpowiedziała
z pełnym uśmiechem.
Obiad trwał nadal. Katelyn wydawało się, że
trwa wieczność, a to z powodu Lili wpychającej
jedzenie do buzi. „Mogłaby przynajmniej ładniej jeść” – pomyślała Katelyn. W końcu obiad
się skończył.
– Mamo, pozmywamy naczynia – zaoferowała Katelyn.
– A ja? – zapytała Lila.
– Ty też możesz pomóc – odpowiedziała Sheila, wlewając wodę do zlewu. Katelyn
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 29
zacisnęła usta i nic nie powiedziała. „Czyżby moja upośledzona kuzynka nie męczyła
Sheili?”. Wycierała mechanicznie naczynia,
a myśli kotłowały jej się w głowie.
– No i koniec – powiedziała Sheila, ścierając
blat.
Katelyn nagle ocknęła się z zamyślenia.
– O, już skończyłyśmy! Może pójdziemy na
spacer? – zapytała.
– To brzmi interesująco – z entuzjazmem odparła Shelila. – Czy chciałabyś pójść
z nami, Lila?
– Ona lubi bawić się z młodszymi dziećmi –
przerwała Katelyn.
Na twarzy Lili pojawiło się rozczarowanie.
– Jak chce, to niech idzie – powiedziała szybko Sheila.
Lila rozpromieniała się i chwyciła Sheilę za
rękę.
Katelyn spokojnie przysłuchiwała się, jak Lila
i Sheila gawędziły o kwiatach i ptakach, które
mijały. Zastanawiała się, dlaczego Sheila tak interesuje się Lilą. „Skoro Sheila jest zadowolona
ze spaceru, nie powinnam go psuć”. Odrzucając
wszystkie złe myśli, zaczęła śmiać się z dziewczętami z wiewiórki, uciekającej na drzewo.
– Możemy wracać? – Katelyn zapytała Sheilę
po po godzinie świetnej zabawy.
– Tak, lepiej wracajmy – odpowiedziała Sheila. – Lila robi się coraz bardziej zmęczona. –
Kiedy dziewczęta wróciły i zaprowadziły Lilę do
domu, Katelyn zapytała:
– Może usiądziemy na huśtawce na werandzie?
– Jak chcesz – odpowiedziała Sheila. – Tak
bardzo cieszę się ze spotkania z Lilą. – Sheila
usadowiła się na huśtawce. – Tak niewiele potrzeba, by ją uszczęśliwić. Myślę, że opiekowanie się upośledzonymi dziećmi mogłoby być
interesujące.
Katelyn zerknęła na swoją przyjaciółkę. She-
30 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
ila kontynuowała:
– Przebywanie z osobą z zespołem Downa
przypomniało mi moją siostrę. – Łzy zakręciły
się w oczach Sheili.
– Twoją siostrę? – wykrzyknęła Katelyn. –
Nie wiedziałam, że miałaś siostrę.
– To było zanim się poznałyśmy – odpowiedziała Sheila.
– Czy mogłabyś mi o niej opowiedzieć? – delikatnie zapytała Katelyn.
– Cóż, przez wiele lat pragnęliśmy mieć siostrę i kiedy Sandra urodziła się pięć lat temu,
byliśmy przeszczęśliwi. Ale wkrótce nadszedł
cios. Miała zespół Downa. My jednak pokonaliśmy rozczarowanie i zaczęliśmy czerpać radość
z przebywania z małą uroczą Sandrą. Była tak
słodka, że chciało się do niej przytulać. Rok
temu, kiedy Sandra miała cztery lata, bardzo
poważnie zachorowała na grypę. – Głos Sheili
załamał się. Kiedy doszła do siebie, zaczęła mówić dalej. – Lekarz powiedział, że ma zapalenie
płuc i dlatego, że nie jest dzieckiem normalnym, nie przeżyje, zwłaszcza, że zapalenie jest
bardzo poważne.
Katelyn poczuła, jak łzy napływają jej do
oczu.
– To okropne – wyszeptała.
– Ale – Sheila kontynuowała mocnym głosem – nigdy jej nie zapomnimy. Wierzę, że to
było dobre dla nas, mieć jedno ze specjalnych
dzieci Boga. Teraz możemy oczekiwać na spotkanie z Sandrą w niebie.
– Myślę, że już pora iść. – Sheila podniosła się z huśtawki. – Do widzenia, to były miłe
chwile.
– Do widzenia – odpowiedziała Katelyn. –
Dałaś mi wiele do myślenia.
Katelyn patrzyła, jak Sheila ciepło żegna się
z Lilą i zaraz potem wsiada z rodziną do samochodu. Pogrążona w myślach, obserwowała znikający w dole drogi samochód.
„Będę starała się być lepszą i milszą” – postanowiła. Odnosiło się to tak do Lili jak i do
każdej innej osoby. Wyglądała jakby czekała, by
ktoś ją pohuśtał na huśtawce. Wreszcie wstała
zdecydowanie i minęła huśtawkę.
Zaczerpnieto z The Christian Pathway, styczeń 6, 2008
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Agnieszka Sawczuk–Wojtyńska
Przyjaciółka dla Roberta
—Lois Marie
– Zanosi się na to, że dzisiejszy mecz będzie udany! – powiedziała Wendy do swojej przyjaciółki Susanny, gdy przebierały się
w dresy. – Mamy świetną drużynę.
Właśnie wtedy weszła siostra Amanda.
– Kto pierwszy tym razem gra z Robertem?
– zapytała. Twarz Wendy spochmurniała. –
Wy... wydaje mi się, że ja.
– W porządku – powiedziała siostra Amanda i skierowała się do wyjścia.
– Właściwie, to dlaczego musimy grać
z Robertem? – zapytała Wendy. – Mógłby
przecież sam poodbijać sobie piłkę.
Robert był w czwartej klasie. Był niepełnosprawny, z tak zwanym zespołem Asberga. Ciężko mu było grać z innymi. Czuł
się zdezorientowany, nie wiedząc, co zrobić z piłką lub w którą biec stronę. Otaczający go tłum wrzeszczących dzieci wywoływał u niego dezorientację. W końcu
siostra Amanda pomogła mu w integracji
z innymi. Dzieci kolejno odbijały z nim piłkę lub się z nim ganiały.
– Siostra Amanda mówi, że to dobre dla
Roberta, że pomaga mu nauczyć się grać
z innymi – powiedziała Susanna. – Nie umie
się skupić, gdy gra jednocześnie z kilkoma
dziećmi na raz. Dlatego ona chce, byśmy
grały z nim kolejno. Jeśli pójdziesz zaraz
z nim pograć, to jeszcze zdążysz do nas dołączyć.
Wendy powoli wyszła na zewnątrz. Robert
stał obok szkoły, trzymając piłkę.
– Zagrajmy – powiedziała Wendy.
Robert podszedł i odbił piłkę do Wendy.
Wendy niechętnie odbiła ją z powrotem.
Odbijali, odbijali i odbijali. Piłka latała
tam i z powrotem. Wendy słyszała z dala radosne okrzyki dzieci. Jej niechęć stawała się
coraz większa, aż w końcu pojawiła się na jej
twarzy.
– Coś nie tak? Nie lubisz grać ze mną? –
zapytał Robert.
– W porządku – powiedziała Wendy, starając się pozbyć z twarzy wyrazu niezadowolenia.
– Biegnij Natan, biegnij! – usłyszała kolegów, wołających w innej grze. Westchnęła. Kiedy wreszcie skończy się jej kolej gry
z Robertem?
Wkrótce przyszła Susanna.
– Moja kolej – powiedziała biorąc piłkę
z rąk Wendy.
Wendy pobiegła do swojej drużyny, ale
gra już się skończyła. Usiadła więc na trawie
z innymi koleżankami, oczekując na kolejną
rundę.
Czekając przyglądała się Susannie i Robertowi.
– Robert, łap! – zawołała Susanna. Z wielkim uśmiechem na twarzy, Robert wysunął
ręce w stronę odbitej piłki. Złapał ją i przy-
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 31
tulił. Po chwili odbił ją do Susanny. Ale ta jej
nie złapała i piłka potoczyła się po wzgórzu.
Wendy patrzyła na Susannę, która z uśmiechem biegła za piłką. Robert klaskał w dłonie.
„Robert się cieszy dużo bardziej, niż podczas gry ze mną” – pomyślała Wendy. „Jak
Susanna grając z nim, może się tak świetnie
bawić? Przecież on prawie nie mówi. Przeważnie śmieje się i klaszcze w dłonie”.
– Wendy, twoja kolej kopania – powiedziała Sara, trącając ją łokciem.
Wendy wstała i pobiegła na miejsce. Kopnęła piłkę i pobiegła do pierwszej bazy.
W chwili, gdy Wendy dobiegła do mety,
Susanna zakończyła grę z Robertem. Usiadły
obok siebie.
– Jak możesz cieszyć się zabawą z Robertem, kiedy my tu gramy? – zapytała Wendy.
– Ja nie mogłam się doczekać, kiedy skończy
się moja kolej.
– No cóż – powiedziała Sutanna. – Wiesz,
że mój mały brat David ma zespół Downa.
Nie jest w stanie uczyć się tak szybko jak inne
dzieci. Mama mówi, że kiedy pójdzie do
szkoły, będzie mógł nauczyć się tylko niektórych, łatwych rzeczy. Będzie w stanie przyswoić sobie tylko to, co jest w pierwszych
latach nauki i nigdy nie nauczy się więcej.
Chcę, by jego koledzy dobrze go traktowali.
Tak więc ja chcę być miła również dla Roberta. Mama mówi, że takie dzieci jak Robert
i David mają te same uczucia jak my. Chcą
być kochani i dobrze traktowani. Robert naprawdę bardzo się cieszy, kiedy próbuję dobrze się z nim bawić.
Siostra Amanda zadzwoniła na lekcje
i wszystkie dzieci skierowały się w stronę
szkoły. Wendy zamyśliła się. „Robert wyczuwał, że nie chciałam z nim grać” – pomyślała. „A z Susanną bawił się świetnie. Następnym razem ja też będę z nim grała z ochotą
i serdecznością”.
Przechodziła obok Roberta, siadającego
do swojej ławki. Właśnie wtedy jego ołówek
spadł, tocząc się po podłodze. Wendy podniosła go i położyła na jego ławce.
– Dziękuję – powiedział.
– Nie ma za co – odpowiedziała Wendy,
uśmiechając się.
Robert odwzajemnił uśmiech. Wendy poczuła ciepło w sercu. Od tej chwili Robert
miał nową przyjaciółkę.
Zaczerpnięto z Wee Lambs, wrzesień 2008
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Agnieszka Sawczuk–Wojtyńska
Czy Bóg powinien
pozmywać naczynia?
—Carol Teichroeb
– Tyle naczyń! I muszę je wszystkie pozmywać – westchnęła Sue Ellen, stawiając swój
mały stołeczek przed zlewem. Spojrzała na
32 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
górę naczyń, leżącą na blacie kuchennym:
kubki i talerze, łyżki i widelce, miseczki po
płatkach i patelnia. Zejdzie mi dłuuugo, żeby
pozmywać to wszystko – pomyślała.
Sue Ellen odkręciła ciepłą wodę. Wycisnęła odrobinę płynu do zlewu. Następnie
włożyła parę brudnych filiżanek do wody.
Mieszała zmywakiem w pianie, patrząc przez
okno. Chciałabym być na dworze – pomyślała. Chciałabym, żeby ktoś za mnie pozmywał
te naczynia.
Ale kto inny mógłby to zrobić? Mama często pomagała Sue Ellen, ale teraz usypiała
małego Tymka. Irena była w szkole. Allen
był za mały. Została Sue Ellen. Powoli umyła
jedną filiżankę.
Aha! – Sue Ellen przestała myć. Co mówił
tata na wspólnej modlitwie? – Jeśli modlimy
się i prosimy Boga, żeby nam pomógł, to On
to zrobi. To jest myśl! Może Bóg mógłby pozmywać za nią te naczynia! Wówczas mogłaby
wyjść, pobawić się na dworze.
W kuchni panowała cisza. Sue Ellen złożyła ręce. Pochyliła głowę i mocno zacisnęła
powieki.
– Drogi Boże, proszę pozmywaj za mnie
te naczynia – wyszeptała. Miała cały czas zamknięte oczy i czekała.
Nie słyszała żadnego szmeru. Coś cicho
Bóg myje te naczynia – pomyślała. Będę
miała zamknięte oczy, aż skończy, a kiedy je
otworzę, zobaczę wszystkie naczynia pozmywane!
Poczekała jeszcze chwilę. Myślę, że Bóg
umie szybko zmywać – zawyrokowała. – Na
pewno nie zajmie Mu to tyle czasu, co mnie.
Myślę, że już skończył. Powoli otworzyła oczy.
Ale, co to? Co ujrzała? Tylko jedna czysta
filiżanka stała w ociekaczu – ta, którą sama
umyła. Wszystkie inne naczynia cały czas
leżały po drugiej stronie zlewu. Talerze były
wciąż brudne, łyżki oblepione jedzeniem,
w filiżankach były resztki soku pomarańczowego, a w miseczce Tymka zostało parę płatków. Bóg wcale nie pozmywał naczyń! Co się
stało?
– Sue Ellen! – Obok stanęła mama. – Pozmywałaś dopiero jedną filiżankę?
Dziewczynka ledwo mogła powstrzymać
się od płaczu.
– Modliłam się, żeby Bóg pozmywał naczynia, a On tego nie zrobił!
Mama podeszła do zlewu.
– O co się modliłaś?
– Żeby Bóg pozmywał – szlochała Sue Ellen. – Bo tata powiedział, że jeśli się modlimy, Bóg nam pomoże.
– Ooo! – Mama przez chwilę milczała. –
Czy wiesz, że Bóg pomaga ci myć naczynia,
Sue Ellen?
Sue Ellen przestała płakać i spojrzała szybko na stertę brudnych naczyń. Cały czas tam
były. Przeniosła wzrok na mamę.
– W jaki sposób? – zapytała zdziwiona.
– Bóg daje ci siły i zdrowie – uśmiechnęła
się mama. Czy myślisz, że mogłabyś zmywać
naczynia, gdybyś była chora?
Sue Ellen schyliła głowę.
– Nno, nie… ale nie to miałam na myśli.
– Wiem, córeczko. – Mama odgarnęła kosmyk włosów z twarzy Sue Ellen. – Chciałaś,
żeby Bóg pozmywał wszystkie naczynia za
ciebie. Ale to nie byłoby dobre, gdyby Bóg
wziął od nas całą pracę. Bóg pomaga nam,
ale robi tylko te rzeczy, które wie, że są dla
nas najlepsze.
– Aha – Sue Ellen spojrzała znowu na stertę naczyń. Mama też na nie patrzyła.
– Posłuchaj – powiedziała mama – pomogę ci pozmywać teraz te naczynia, a potem możesz wyjść na dwór i pomóc mi przy
kwiatach w ogródku.
– Świetnie! – zawołała Sue Ellen. Przesunęła swój stołeczek, żeby zrobić przy zlewie
miejsce dla mamy.
– Wiesz co, mamo? – powiedziała nagle. –
Jesteś taka jak Bóg! Bo też mi pomagasz!
Przedruk z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Anna Filipek
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 33
„I rzekł mi: Stało się. Jam Alfa i Omega,
Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam
darmo pić ze źródła wody życia.”
Obj 21,6
Fragment
K SIĄŻKI
CierpienieMiłości
—Edith Witmer
Część czwarta
W domu Mabel siedziała na kanapie przeglądając albumy fotograficzne. Były w nich
zdjęcia Helen, Stephena, Lamara i Ellen. Lamar na większości z nich wyglądał młodziej.
Twarz Ellen miała taki sam piękny wyraz jak
teraz Helen, uwieńczona uroczym uśmiechem. Helen była tak bardzo podobna do
swojej mamy!
Były też zdjęcia z zabaw rodzinnych – Lamar rzucający się z dziećmi śnieżkami i Radosna Ellen ze Stephenem na sankach.
Zamykając album, Mabel powróciła myślami do Helen siedzącej nieopodal z Kaye.
Jak mogłaby sprawić, aby ta mała dziewczynka czuła się przy niej swobodnie. Z uśmiechem zapytała uprzejmie po chwili.
– Ilu uczniów jest w twojej klasie, Helen?
– Czworo – Odpowiedziała Helen – Nasza szkoła jest mała.
– To brzmi interesująco – kontynuowała Mabel. Wiele lat temu uczyłam w małej
34 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
szkole, która miała tylko ośmioro uczniów.
Byliśmy jak rodzina – Wspominała z uśmiechem Mama.
Iskierka zainteresowania zabłysła w oczach
Helen. – Lubisz uczyć? – zapytała.
– Tak – odpowiedziała Mama – Lubię.
– Mama była nauczycielką jeszcze zanim
poślubiła tatę. Pewnego dnia też chcę zostać
nauczycielką. Nagle Helen się zachmurzyła
i nie chciała już brać udziału w dalszej dyskusji. Po kwadransie, Helen wstała i poszła
do kuchni. Zaczęła nakrywać do stołu.
– Możemy ci pomóc? – zapytała grzecznie
Maybel, gdy obie z Kay weszły do kuchni.
– Jeśli chcecie – odpowiedziała Helen
nagle – Trzeba pokroić chleb (była to dobra
wymówka, bo nigdy nie potrafiła pokroić
dobrze chleba).
Czas ciągnął się w nieskończoność. Mama
i Kaye starały się podtrzymywać rozmowę,
ale Helen jedynie od czasu do czasu wtrą-
cała kilka słów. Mabel poczuła rozczarowanie. Miała nadzieję, że Helen Poczuła ulgę,
gdy otworzyły się drzwi i głos Brata Lamara
przerwał ciszę. Dwayne podążał za nim pełen wrażeń. Twarz Stephena płonęła z zimna
i szczęścia jednocześnie. Michael zdjął natomiast rękawiczki i zaczął ogrzewać dłonie
nad piecykiem.
– Twoja kolacja pachnie smakowicie, Helen – powiedział Lamar. Widzę, że miałaś
dzisiaj pomoc – dodał posyłając uśmiech
w stronę Mabel i Kaye.
– Pomagałyśmy z przyjemnością – odpowiedziała ciepło Mabel.
– Mabel – powiedział Lamar po skończeniu kolacji – Jesteście pewnie bardzo zmęczeni po porannej podróży. Czy chcesz, żebym
zawiózł was wkrótce do domu mamy?
– Byłoby miło – Zgodziła się Mabel. Wydawało się, że od trzeciej po południu upłynęły całe wieki.
Brat Yutzy załadował walizki do samochodu i zawiózł wszystkich do małego, ceglanego domku matki, położonego kilka kilometrów dalej, pośród drzew.
– Mamo – powiedział, gdy walizki były
wniesione a dzieci poszły już do swoich pokoi – Miałabyś coś przeciwko, gdybyśmy
posiedzieli przez chwilę z Mabel w twoim
salonie?
– Oczywiście, że nie – odpowiedziała Lydia.
Po kilku minutach pogawędki Mabel wyczuła, że Lamarowi coś ciąży. W końcu zaczął
– Mabel, jest mi szalenie przykro z powodu
nastawienia Helen do naszej znajomości.
Domyślam się, że nie czujesz się z tym dobrze, a ja nie wiem, jak mam teraz postąpić.
– Rozumiem – odpowiedziała Mabel
przyjaźnie. Ja też jestem rozczarowana, że nie
potrawię do niej dotrzeć. Lecz przede wszystkim na niej skupiam moją uwagę. Wierzę, że
jest uroczą dziewczynką.
– Potrafi taką być – zgodził się Lamar.
Modlę się, by znów ją wkrótce taką zobaczyć.
Wierzę, że zmaga się też ze swymi wątpliwościami. Ona nigdy nie przyjęła Chrystusa.
Będziemy się za nią modlić, prawda?
– Będę na pewno – zgodziła się Mabel. Po
kilku minutach ciszy, Mabel zapytała. – Czy
Michaelowi podobało się dojenie krów?
– Wyglądał na zadowolonego – odpowiedział Lamar. Michael jest fajnym chłopcem.
Uwielbiam spędzać z nim czas.
– Michael też toczył wewnętrzną walkę –
powiedziała cicho Mabel. Gdy dowiedział się,
że ze sobą piszemy stał się trochę zgorzkniały.
Potem mu przeszło, ale jeszcze przez długi
czas nie był całkiem sobą. Dopiero ostatnio
powrociła mu jego pogoda ducha. Michael
jest bardzo łagodny z natury tak jak jego ojciec
i jest bardzo czuły na jego punkcie. Myślę, że
pomógł mi zrozumieć Helen.
Lamar był pod wrażeniem wyrozumiałości
Mabel. – Dziękuję ci, że nie jesteś samolubna. Mam nadzieję, że wkrótce przebywanie
z Helen będzie przyjemnością.
Tymczasem na farmie, Helen leżała na
łóżku, szlochając. Ona nie chce macochy.
Ona chce tylko mamę! Najgorsze było to, że
nie miała o co obwinić Mabel. Oczywiście
oprócz tego, że zabierała tatusia. Mama odeszła a teraz straci ona jeszcze tatusia! Nikt się
już nią nie przejmował! Łzy bólu splywały jej
po policzkach. Skryła twarz w poduszce i zasnęła ukołysana szlochem.
Śnieg zaczynał już topnieć, a na drzewach
za domem zaczynały pojawiać się liście. Michael pomyślał o drzewach na farmie Lamara. Tam też musi być uroczo o tej porze. Zastanawiał się: – Co przyniesie następny rok?
Ostatni rok szkolny Michela mijał szybko.
– Wiesz, Ernest – powiedział Michael pewnego dnia – niedługo skończy się szkoła.
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 35
– Tak – odpowiedział Ernest. Będę zajęty
na farmie. Zastanawiam się, gdzie będziesz,
gdy szkoła się skończy.
Kiedyś myślałem, że podejmę pracę,
aby odciążyć trochę mamę, by mogła być
w domu – powiedział Michael. Nadal chciałbym tak zrobić, ale czuję, że niedługo będę
pracował na farmie. Brat Lamar znów przyjeżdża na weekend.
– Och, ale ja będę za tobą tęsknił! – żalił
się Ernest.
– Wiem. Ja też będę tęsknił, jeśli się przeprowadzę. Cieszę się jednak, że od kiedy
przychodzisz regularnie do kościoła, poznajesz też innych kolegów.
– Ja też się z tego cieszę – zgodził się Ernest. Ale oni to nie ty. Będziemy musieli
utrzymywać kontakt listowny.
Gdy Lamar Yutzy przybył, wniósł ze sobą
powiew radości – pomyślał Michael. Wyjawił
powód wyśmienitego nastroju przy kolacji. –
Nasze modlitwy zostały wysłuchane – oznajmił. Helen wygląda na znacznie szczęśliwszą
dziewczynkę. Poprosiła mnie nawet, abym
przeprosił was za to, że była taka niemiła. Ma
lepsze i gorsze dni, ale wydaje się zmierzać
we właściwym kierunku.
– Jestem taka szczęśliwa – powiedziała łagodnie mama.
W ostatnim dniu pobytu Brata Lamara
wszyscy zasiedli przy kuchennym stole, jedząc wspólnie wieczorną przekąskę. Michael
sięgnął po następną garść popcornu. Mama
i Brat Lamar spojrzeli na siebie i Brat Lamar
kiwnął ku niej głową.
– Dzieci – zaczęła mama. Wiecie, że odkąd poznaliśmy się z Bratem Lamarem prosiliśmy Boga, aby nas prowadził. Brat Lamar
modlił się o to samo. Teraz czujemy, że Pan
prowadzi nas ku sobie i dlatego planujemy
się pobrać pod koniec lata.
36 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
– Gratulacje! – powiedział Michael podając dłoń Bratu Lamarowi.
– Och, mamo! – krzyknęła Kaye, przytulając ją. Tak się cieszę!
– Dwayne – powiedziała mama. Modliłeś
się o tatę. Teraz Lamar będzie twoim tatą.
Dwayne szeroko otworzył oczy. Zerkał
to na mamę, to na Brata Lamara. Wnet ze
łzami szczęścia w oczach podbiegł do Brata
Lamara i objął go za szyję. Brat Lamar posadził go delikatnie na kolanach, jego oczy też
zaszły łzami.
Przed zakończeniem wizyty Brat Lamar
wręczył jeszcze z pewnym zakłopotaniem
paczuszczkę Michaelowi. – Co prawda twoje
urodziny są dopiero w następnym tygodniu,
ale już teraz życzę ci szczęśliwego następnego
roku.
Michael otworzył paczuszkę i ujrzał dużą
czerwoną skrzynkę ze sprzętem wędkarskim.
– Mamy zatokę za naszą farmą z mnóstwem dobrych ryb – powiedział Brat Lamar. Jestem pewien, że chłopcy będą chcieli,
abyś zabrał ich ze sobą. Lubisz łowić ryby?
Oczy Michaela rozbłysły. Tak, Bracie Lamar. Uwielbiam łowić ryby, gdy tylko mam
okazję. Jestem pewien, że będę używał tej
skrzynki i polubię ją!
– Nie mogę się doczekać, kiedy będę cię
miał za syna, Michaelu.– dodał łagodnie
Brat Yutzy.
Michael spojrzał mu w oczy i dostrzegł
w nich głęboką miłość. Niespodziewane łzy
napłynęły mu do oczu.– Dziękuję, Bracie
Lamar, ja… ja też cię kocham.
Cudownie było czuć miłość Lamara. Być
jednak jego synem? W jakiś sposób ta myśl
zszokowała Michaela. Tak, odpowiedział sobie, właśnie tak będzie dobrze.
Później Michael oglądał przez okno gwiazdy. Pomyślał: „Ojcze, nadal cię kochamy,
ale… życie toczy się dalej”.
Lamar Yutzy odłożył książkę, którą czytał. Poszedł do salonu i usiadł między Helen
i Stephenem. Dzieci są zbyt długo same –
skarcił się w myślach. Co mógł zrobić, skoro
kościół wysłał go na misję? Jakże był zadowolony, że jego matka była tak blisko. Dom
bez mamy wydaje się taki samotny!
Otworzył album ze zdjęciami i przeglądał
go bezmyślnie.
– Pamiętam to – zaśmiała się Helen, wskazując na zdjęcie z pikniku nad strumykiem.
To były moje urodziny i mama zrobiła dla
mnie nową lalkę.
– Też to pamiętam – odpowiedział jej ojciec uśmiechając się. Powiedziałaś nam, że
jesteś najszczęśliwszą dziewczynką na świecie!
– Tam jest mój pierwszy cielak – powiedział Stephen zerkając na inne zdjęcie. Teraz
jest jest już jałówką.
Czas mijał tak miło. Czy to na pewno odpowiedni moment, aby im teraz powiedzieć?
– Dzieci – Brat Lamar rozpoczął, kładąc
dłoń na każdym z nich. – Kocham was oboje
tak bardzo! Pragnę tego, co dla was najlepsze.
– Też cię kocham Tatusiu! – powiedział
Stephen i pocałował go.
Helen ścisnęła mu dłoń, a jej spojrzenie
wyrażało miłość. To był jej tata!
– Dzieci – kontynuował Lamar drżącym
głosem. Od śmierci mamy starałem się dobrze wami opiekować, ale bardzo ciężko jest
mi samemu zaspokoić wszystkie wasze potrzeby. Nasz dom wydaje się zbyt pusty, a ja
zbyt często muszę was zostawiać samych.
Stephen skierował swe brązowe oczy na
ojca, oczekując odpowiedzi. Helen patrzyła
na ojca ze zdziwieniem.
– Wiecie, że ja i Siostra Mabel od prawie roku się kontaktujemy – powiedział
delikatnie Brat Lamar – Czujemy, że Bóg
prowadzi nas do małżeństwa. Mielibyście
wtedy mamę, która obdarzyłaby was miłością i opiekowałaby się wami. Siostra Mabel
kocha was oboje. Powiedziała mi to. Pragnie
was uszczęśliwić. Potrzebuję Mabel. Wierzę,
że ona uszczęśliwi nas wszystkich. Planujemy
się pobrać pod koniec lata.
Stephen spojrzał na ojca, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.– Lubię Siostrę Mabel – powiedział łagodnie.
Helen siedziała nadal przez chwilę. Następnie ukryła twarz przed ojcem w jego ramieniu i zaczęła szlochać: – Och, tatusiu, ja
właśnie chcę mamę!
Jej ojciec dotknął jej dłoni. – Helen, tak
mi przykro, że jest to dla ciebie takie trudne.
Wiem, jak bardzo tęsknisz za mamą.
Wszyscy za nią tęsknimy. Ale teraz mama
jest z Panem w niebie. Choć byśmy bardzo
pragnęli jej powrotu, nic się nie zmieni. Bóg
zabrał ją, aby z Nim była. Mama jest tam
bardzo szczęśliwa. Pamiętasz, jak mama była
chora, Helen? Było jej przykro, że musi nas
opuścić, ale była zadowolona, że skończy się
ból i będzie z Bogiem. Brat Lamar otarł łzę
z policzka. – Teraz jest szczęśliwa! Jest szczęśliwsza, gdy jesteśmy ze wszystkim pogodzeni. Helen, czy gdybyś mogła to sprawić, to
chciałabyś, by mama wróciła?
– Myślę, że nie – odrzekła niepewnie.
– Widzisz, Helen – kontynuował ojciec.
Mama odeszła, ale my musimy żyć dalej…
Nic dobrego nie przyniesie dumanie o przeszłości i marzenie, aby nadal tak było. Musimy z radością pozwolić, by Bóg dopomógł
ułożyć nam sobie życie.
Brat Lamar przerwał na chwilę.
– Czy rozumiesz, co staram ci się powiedzieć, kochanie? – zapytał delikatnie.
Jedyną odpowiedzią był stłumiony szloch
Helen.
– Tak się cieszę, że starasz się spojrzeć na
wszystko inaczej niż wcześniej – kontynuował Brat Lamar. Wszystkich nas to uszczę-
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 37
śliwiło. Mabel i ja zamierzamy się pobrać,
ponieważ obydwoje wierzymy, że będzie to
najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich.
Chcemy dać wam szczęście. Czy możesz
sprobować spojrzeć na to z tej strony?
– Postaram się, tatusiu – odpowiedziała
Helen łamiącym się głosem, po czym wstała
z miejsca.
– Moja dziewczynka – – powiedział
z uśmiechem tata. Przychodź do mnie, gdy
będziesz miała jakieś zmartwienie. Chcę ci
pomóc.
– Dziękuję tato – wymamrotała Helen,
cmokając go w szyję. Tak bardzo się staram
spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, ale
nie potrafię. Spróbuję jednak jeszcze raz.
– Helen, niech Bóg ci pomoże. Czy prosiłaś Go o pomoc?
– Zrobię to dzisiaj – obiecała, wchodząc
na schody – Dobranoc, tato i Stephenie.
Lamar usiadł cicho obok Stephena. Co ty
o tym myślisz, synku?
– Myślałem o Dwayne. Lubię się z nim
bawić.
– Chciałbyś mieć go za brata?
– Tak – odpowiedział z usmiechem.
– I będziesz miał nową mamę, Stephenie.
Zaopiekuje się tobą i pokocha cię. To dobrze, prawda?
– Tak! – wykrzyknął – Bardzo lubię mamę
Dwayna!
Zanim Brat Yutzy położył się do łóżka,
otworzył Biblię na Psalmie 107. Przeczytał:
Wtedy radowali się, że się uspokoiły, i zawiódł
ich do upragnionej przystani.
Rozchmurzył się. Powierzył Helen Bogu.
Bóg pomoże Helen odnaleźć spokój!
Kolejne lato! I jakże pracowite ono będzie.
Michael jechał na rowerze, a łagodny wiatr
rozwiewał jego włosy. Postawił rower obok
domu.
38 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
– Cześć! – zawołała mama z ogrodu. Powinieneś zobaczyć wszystkie małe fasolki wiszące na krzaczkach, Michaelu. Powinniśmy
mieć tyle, ile potrzebujemy.
– Wystarczy dla wykarmienia siedmiu
osób?
– Tak myślę – zaśmiała się mama.
Michael pochylił się i wyrwał kilka chwastów rosnących wzdłuż grządek.
– Wejdźmy do środka na kolację – Zdecydowała mama prostując plecy. – Kaye, po
kolacji możemy skończyć twoją sukienkę.
– Będę mogła ją włożyć w niedzielę?
Tak – odpowiedziała mama – Mam nadzieję, że uda nam się też skończyć w tym
tygodniu twoją sukienkę na okazję ślubu.
– Sześć tygodni to długi czas oczekiwania
na włożenie sukienki – odrzekła
– Wiem – zgodziła się mama – ale mamy
teraz czas na to, aby ją skończyć. Będziemy
tak zajęci tego lata, że czas upłynie nam bardzo szybko!
Przed końcem tygodnia sukienki Kaye
były już gotowe. Mama ostrożnie wyprasowała nową niebieską sukienkę, którą włoży
na ślub i powiesiła ją w swojej garderobie.
– Och, jest śliczna, mamo! – wykrzyknęła
pełna podziwu Kaye. Zamierzasz pokazać ją
Lamarowi, gdy przyjedzie?
– Prawdopodobnie – powiedziała mama
głaskając miękką tkaninę. Myślę, że jemu też
się spodoba. Lubi niebieski.
– To miło – wtrącił Michael, wchodząc
do pokoju. Zerknął na mamę i dostrzegł
nieśmiały uśmiech na jej twarzy. W oczach
matki delikatnie zabłysła radość.
Lamar Ytuzy lekkim krokiem podążał
w stronę stodoły. Swym czystym gwizdem
przerwał ciszę wczesnego poranka. Nad jego
głową nadal świeciły gwiazdy. Jego myśli
skierowane były na Mabel. Wkrótce będzie
tutaj by dzielić z nim życie. Jak bardzo potrzebował jej obecności! Pomodlił się: –
Dziękuję Ci, Panie, że doprowadziłeś mnie
do Mabel!
Pomyślał o Stephenie. Mały chłopiec był
zachwycony, że wkrótce będzie miał mamę
i małego braciszka. Gdy myślał o nich, jego
oczy wyrażały miłość.
Ale Helen… Lamar zatrzymał się i zapatrzył w niebo. Jak można by pomóc zrozumieć Helen, że jej życie nie straci sensu,
a raczej zyska dla siebie błogosławieństwo?
Jak bardzo utrudnia sobie wszystko! Tęsknota za przeszłością w niczym jej nie pomoże.
W ostatnich latach była samotna, i ciężko
jej było zrozumieć samą siebie. Być może towarzystwo Mabel jako matki pomoże jej się
otworzyć. Wygląda na to, że Helen próbuje
to uczynić, ale z marnym skutkiem! Na pewno broni się przed tym, by Chrystus wpłynął
na jej życie.
– Helen – zagadnął ją zeszłego wieczoru
– Czy Pan odezwał się do ciebie, byś powierzyła Mu swoje życie? Nastąpiła potem długa
rozmowa. Po swej matce Helen odziedziczyła wiele wspaniałych umiejętności. Gdyby
tylko pozwoliła im się ujawnić.
Gdy pomyślał o Mabel, poczuł ulgę, a jego
twarz zajaśniała radością. Jakieś rozwiązanie
na pewno istnieje i oni je znajdą!
– Policz słoiki, Michaelu! – głos matki był
uprzejmy, choć słychać w nim było zmęczenie.
– Trzydzieści dziewięć – odpowiedział Michael. Daje to łączną sumę około stu kwart
zielonej fasolki, prawda?
– Tak, Michaelu. A Lamar powiedział,
że jego kukurydza też wygląda nieźle. Mam
nadzieję, że zbiory będą mogły poczekać aż
będzie po ślubie. Helen będzie miała wiele
pracy.
– Jej babcia prawdopodobnie jej pomoże
– zasugerowała Kaye.
– Tylko pomyśl! – oznajmił Michael. –
Tylko miesiąc pozostał do ślubu!
– I jak mama i Brat Lamar wrócą z ich
podróży, to wszyscy przeprowadzimy się na
farmę! – wykrzyknął Dwayne.
Michael spojrzał na zegarek. Ósma godzina, a ślub odbędzie się o dziesiątej. Zwrócił
uwagę na poruszenie wokół niego. Dwayne
zmywał naczynia a Kaye zmywała podłogę.
Jak pusto wyglądał wyglądał dom, gdy tak
wiele rzeczy było już zapakowanych w pudła!
– Podejdź, Dwayne – zawołała mama gdy
ucichł brzdęk naczyń. Chcę cię już przebrać.
Postaraj się tylko nie pobrudzić. Pamiętaj, że
nie wolno ci się już bawić na podłodze.
Mama uczesała go. Następnie sama się
przygotowała.
Michael skończył pracę w salonie i też
szybko się ubrał.
O ósmej czterdzieści pięć wszyscy byli już
w salonie gotowi do wyjazdu do kościoła.
– Dzieci – powiedziała mama cichym,
lekko drżącym głosem – dzisiaj jest początek nowego etapu w naszym życiu. Chcemy
zacząć go wspólnie z Bogiem. Pomódlmy się
więc!
Drogi Panie – pomodlił się Dwayne –
dziękuję ci za obdarzenie mnie ojcem!
Każdy po kolei – Michael, Kaye i mama –
oddali w ręce Boga swoją przyszłość i poprosili Go o błogosławieństwo dla nich.
Dzidek będzie tu wkrótce żeby was podwieźć – poinstruowała ich mama po modliwie. Myślę że nie powinniście czekać zbyt
długo. Podeszła do okna. – Oh – krzyknęła
– Lamar już tu jest!
Michael przyjrzał się Lamarowi, gdy ten
stanął w drzwiach.
Jak ładnie wyglądał w swoim nowym, gra-
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 39
natowym garniturze! Nigdy wcześniej Michael nie widział go tak bardzo szczęśliwego.
Wymienili spojrzenia. Michaela ogarnęło
dziwne uczucie, tak że zaschło mu w gardle.
Jak bardzo kochał tego człowieka! Dzisiaj
jako rodzina wyruszą w nieznaną przyszłość.
Co ona przyniesie?
– Dzień dobry, Mabel. Gdy Lamar spojrzał na Mamę, jego oczy rozbłysły. Gotowa
do wyjścia?
– Tak – odpowiedziała uśmiechnięta
mama, podążając w jego kierunku.
Gdy samochód odjechał, Michael chodził
po salonie tam i z powrotem. Kaye opadła na
poduszkę, podczas gdy Dwayne stał w oknie,
wyglądając dziadka.
– Jak się czujesz, Kaye? – zapytał Michael,
przystając przy niej.
Kaye odrzuciła poduszkę i spojrzała na
niego. – Och, jestem podekscytowana i zdenerwowana – odpowiedziała – i z jakiegoś
powodu trochę się boję. Wszystko będzie
teraz inne, rozumiesz.
– Wiem – przytaknął Michael. To będzie
coś nowego. Co myślisz o tym, jak czuje się
Helen?
– Mam nadzieję, że jest szczęśliwa – odrzekła Kaye – ale nie jestem pewna.
Michael po cichu pomodlił się za Helen.
Michael ujął dłoń Dwayna i razem z Kaye
poszli na przód kościoła. Rozejrzał się wokoło siebie. Niektórzy z jego krewnych już
przybyli. Spojrzał na drugą stronę, na Helen
i Stephena. Gdy Stephen ujrzał Michaela,
jego oczy zabłysły.
Odgłos wielu kroków sygnalizował, że pozostali goście wypełniają kościół.
Na koniec weszli Lamar z mamą.
Na początku ceremonii, śpiew zebranych
dziwnie rozgrzał serce Michaela. Słuchał
uważnie Brata Geralda, który przewodził
40 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
nabożeństwu. Następnie Brat John Hearst,
pastor współpracujący z Bratem Lamarem,
wygłosił ślubne przemówienie. – Tego ranka – rozpoczął – przyjrzymy się, jak trwałe
cechy posiada miłość. Przeczytamy o tym
w 13 rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian.
Jedna uwaga, którą poczynił Brat Hearst
utkwiła w umyśle Michaela ze szczególną
siłą. – Dzieci, na które bezpośrednio wpłynie to małżeństwo: mam dla was specjalne
przesłanie. Będziecie musieli wdrożyć w życie wartości, o których tu dziś usłyszycie.
Będziecie musieli być silni i cierpliwi, dawać
i dostosowywać się. Wtedy osiągniecie prawdziwe szczęście.
– Dawać i … – Ta myśl utkwiła w pamięci
Michaela.
Kazanie dobiegło końca. Brat Lamar
i mama podeszli do biskupa, by wypowiedzieć słowa przysięgi małżeńskiej.
…
Głos mamy był łagodny i wyraźny.
– Ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił
biskup. Michael obserwował twarz mamy.
Bił z niej taki blask! Wszyscy uklęknęli by
się pomodlić… Przewodniczący chóru zaczął
następną pieśń, a Brat Lamar i mama poszli
wzdłuż naw do wyjścia.
Gdy Michael uścisnął dłoń mamy, jej oczy
zaszły łzami. Michael zamrugał, bo jego oczy
też były pełne łez. Uśmiechnął się, gdy ściskał dłoń Lamara. Jakiego dobrego męża ma
moja mama!
Odwrócił się, by dołączyć do Helen, Kaye
i młodszych chłopców. Jakie to dziwne! Helen i Stephen, których dotąd widział tylko
kilka razy, byli teraz jego siostrą i bratem.
Przyjęcie weselne dobiegło końca. Młoda
Para wsiadła wraz z pięciorgiem dzieci do
samochodu, który Brat Lamar pożyczył, by
zabrać wszystkich ze sobą.
– Gdzie jedziemy? – zapytał Dwayne, siadając na brzegu siedzenia.
– Jedziemy do domu – powiedział Brat
Lamar.
– Do twojego domu? – zapytał Dwayne.
– Nie, do twojego domu. Ale to będzie
nasz rodzinny dom.
Dwayne roześmiał się.
– Teraz – powiedział Brat Lamar, gdy rodzina zebrała się w salonie – oto jesteśmy razem – jak jedna rodzina. Bóg wysłuchał naszych modlitw. Przerwał i zerknął na mamę.
Odpowiedziała mu uśmiechem.
– Mama i ja postanowiliśmy, że możecie
mówić do nas „mamo” i „tatusiu”. W ten
sposób nie będziemy czuli się zagubieni. Jeżeli Helen i Stephen powiedzą „Mamusia”,
to będziemy wiedzieli, że mają na myśli Ellen. Jeżeli Michael, Kaye albo Dwayne powiedzą „ojciec”, to będziemy wiedzieli, że
mają na myśli Luisa.
Stephen podszedł i usiadł obok Mabel.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
– Teraz ja też mam tatusia, Stephen! – zawołał Dwayne uśmiechając się do niego radośnie.
Michael poczuł ulgę. Chociaż kochał Brata Lamara, to łatwiej będzie mu mówić do
niego tatusiu niż zwracać się tak, jak robił to
do ojca.
Helen czuła się zakłopotana. Będzie
grzeczna dla Mabel. Tata powiedział, że mają
ze Stephenem być jej posłuszni. Nazywać ją
jednak Mamą? W każdym razie tata nie powiedział, że musimy się tak do niej zwracać.
Może przecież nie używać wobec Mabel żadnego zwrotu. Jeżeli będzie musiała się zwracać do niej, może mówić „ona” albo „jej”.
– Mamo – zapytała Kaye siadając do stołu
– Gdzie ty i tata usiądziecie? – Kaye roześmiała się i spojrzała na Lamara.– Och, to
takie zabawne nazywać cię tatą – powiedziała. Przywykłam, że nazywam cię Brat Lamar.
– Przyzwyczaisz się niedługo, Kaye.
Wkrótce wcale nie będzie to brzmiało dla
ciebie dziwnie – odpowiedział grzecznie Lamar.
– Naprawdę, dzieci – kontynuował – będzie wiele nowych rzeczy, do których będziemy musieli przywyknąć. Pamiętajcie jednak,
że opiekując i dzieląc się, dając i dostosowując się do siebie nawzajem możemy dać sobie
szczęście.
Helen zmarszczyła brwi. Czy jest w stanie
przywyknąć do nazywania Mabel mamą?
Nigdy – tak długo jak kocha mamę. A kochać ją będzie zawsze.
Kolacja upłynęła bardzo przyjemnie.
Chłopcy rozmawiali ze sobą. Mama i tata
rozmawiali o przeprowadzce, a starsze dzieci
od czasu do czasu coś wtrącały. Wszyscy byli
w radosnym nastroju – tylko Helen jakoś
tego nie czuła.
Szczęśliwy, ale zmęczony Michael szykował się do spędzenia tej nocy u wujka Marka. Myślał o Kaye i Dwaynie nocujących
dzisiaj u Cindy i Leona. Tata i mama byli
teraz prawdopodobnie w domku. Jutro, Helen i Stephen wyjadą ze swoimi dziadkami.
W następnym tygodniu, wszyscy planują być
znowu razem.
Dzisiejszy dzień był przełomowy i Michael
miał tak wiele wrażeń. Dobrze by było, gdyby przed przeprowadzką mógł spędzić parę
dni u wujka Marka. On zawsze rozumiał go
i jego uczucia.
– Dziękuję Ci, Boże – wymamrotał Michael. Zamknął oczy i wkrótce zasnął.
– Przyjemnie było w domku? – Zapytała
Kaye mamę i tatę wypakowujących w domu
swój bagaż z samochodu.
– Było tak pięknie! – odpowiedziała
mama. Liście wyglądały uroczo! Niedaleko
„Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 41
domku była niewielka zatoczka.
– Widzieliśmy też jelenie w lesie – dodał
tata. Raz nawet samiec z dwoma innymi podeszły około piętnaście metrów od nas.
– Tak, robiliśmy sobie często spacery – powiedziała mama.
Któregoś dnia musimy pojechać w góry
całą rodziną na wycieczkę – powiedział tata.
Nie sądzisz, Matko?
– Tak – odpowiedziała mama z uśmiechem.
Następnego dnia każdy zajęty był pakowaniem domowych przedmiotów i załadowywaniem wielkiej ciężarówki Lawrensa
Swopa. Wczesnego ranka kolejnego dnia dołożono do mebli i pudeł również łóżka.
Ernest przyszedł z pomocą. – Michael –
powiedział, gdy zostali sami – Mam ci coś
wspaniałego do powiedzenia! Ojciec oświadczył, że chce iść przez życie z Jezusem. Teraz
planujemy wstąpić do twojego kościoła.
– Jestem taki szczęśliwy! Krzyknął Michael
– Bóg wysłuchał naszych modlitw, prawda?
– Nie zapomnę tego, Michael – kontynuował Ernest. Chciałbym czasami cię odwiedzić. A kiedy przyjedziesz, to bądź pewny, że
spędzisz noc u mnie.
– Chłopcy – tata zbliżał się do nich – Powiedziałem Lawrensowi, że potrzebujemy
jeszcze jednej pary rąk do pracy, gdy ciężarówka dojedzie do Wisconsin .Pomyślał
o tobie, Erneście. Może chciałbyś pojechać?
Michael posłał ojcu wzrok pełen wdzięczności.
– Pewnie, że bym chciał! – krzyknął Ernest – Czy tata powiedział, że mogę?
– Dosłownie tego nie powiedział – zaśmiał
się tata – Idź i porozmawiaj z nim.
W końcu byli prawie gotowi do drogi.
Brat Gerald zbliżył się do Michaela. – Michael – powiedział – Będę się za ciebie modlił. Niech Bóg będzie przy tobie w nadcho-
42 Ziarno Prawdy • lipiec 2011
dzących dniach.
– Dziękuję, Bracie Geraldzie – odpowiedział Michael – Będę na Nim polegał!
Michael poczuł się zdezorientowany. Co
Brat Gerald miał na myśli? Zabrzmiało to
tak, jakby chciał mu wyrazić swoje współczucie.
– Do widzenia Michael.– Wujek Mark
i ciocia Betty podeszli uścisnąć mu dłoń –
Będziemy się za ciebie modlić. Będziemy tęsknić, ale cieszę się, że jedziesz do swojego
nowego domu i nowej rodziny. Wierzę, że
i jedno, i drugie sprawi ci radość. Wujek
Mark wypowiedział te słowa z przekonaniem.
– Ja też będę tęsknił za wami wszystkimi
– powiedział Michael, podając dłoń wujkowi Markowi. Dziękuję wam za okazaną mi
dobroć! – – Wujek Nathan odpalił silnik ciężarówki.
– Wystarczy paliwa? – zawołał Lawrence.
– Tak – Ernest przekrzyknął ryk silnika.
– Zatankowałem rano.
Michael wyjrzał z kabiny i pomachał
wszystkim ręką.
Wujek Nathan skierował się na autostradę.
Michael odwrócił się i ujrzał mamę i tatę
jadących autem kombi. Poczuł, że targają
nim silne emocje. Nowe życie już się zaczęło.
—ciąg dalszy nastąpi
Fragment The Anguish of Love
Rod and Staff Publishers, Inc.
Box 3, Crockett, Kentucky 41413
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Magdalena Sokołowska