Zdrę twia łe dusze

Transkrypt

Zdrę twia łe dusze
Zdrętwiałe dusze
Dwaj chłopcy, bez jakiegokolwiek motywu, brutalnie zamordowali spotkanego na swej drodze przypadkowego rówieśnika. Nauczyciel gnębiony
przez nastolatków. Koleżanki z zazdrości zamordowały młodą dziewczynę.
Dewastacja przystanków, parków, bijatyki na ulicach, meczach, dyskotekach. Co dzień zaskakują nas takie informacje o brutalnych zachowaniach
młodzieży...”
Dwaj chłopcy, bez ja kiegokolwiek moty wu, brutalnie za mordowali spotka nego na swej drodze przy pad kowego rówieśnika. Nauczyciel gnębiony przez na stolat ków. Kole żan ki
z za zdro ści za mordowały młodą dziewczy nę. De wa stacja
przystan ków, parków, bijatyki na u licach, meczach, dyskotekach.
Co dzień za skakują nas takie informacje o brutalnych zachowaniach młodzieży. Bulwersują, budzą przera żenie i cią głe
py ta nia: Dlaczego ? Co się stało ? Jaka nas czeka przyszłość
? Zaraz potem na rasta gniew: u ka rać, wyrzucić ze społeczeń stwa, za mknąć ! Kiedy opadają emocje py ta my się: jak
to się mogło wyda rzyć ? To niezrozu mia łe.
Rzeczy wi ście aby zrozu mieć psychologiczne pod łoże ta kich
zachowań musimy zrezygnować z wielu oczy wistych przekonań na temat zachowania się człowieka. To, co prawdziwe dla
wielu „normal nych” ludzi, może być błęd ne w stosun ku do
życia młodzieży z poważnie zabu rzonym zachowaniem.
Zaburzenia zachowania, o których tu mowa cha raktery zują
się ,uciecz ka mi z domu, od rzuceniem autory tetów, stosowaniem przemocy, bra kiem współczucia, zda rzają się oszustwa
i kradzieże, wy muszenia i pobicia.
W etiologii wielu zabu rzeń roz wojowych znaczną rolę odgry wa komponent biologiczny. W za chowaniach prezentowa nych przez tą młodzież ten czyn nik pełni mniejszą
rolę. Natomiast zdecydowa nie bardziej zna czące są tutaj
przyczyny natu ry społecznej i psychologicznej. I na nich
chciałbym się skupić.
Łatwo jest od izolować lub ignorować istnienie trud nej młodzieży. Tymcza sem historie ich życia są przera żają cym świadectwem wielu problemów społecznych i kry zysu dzisiejszej
rodziny. Idąc przez piekło ich życia spróbuję poka zać kim
są i jak dzia ła na nich codzien ne życie.
Źródłem wszel kiej wraż liwości, współczucia, mi łości, szacun ku do siebie – jest mi łość i ciepło oka zy wane przez innych. Dla ma łego dziecka, ono i rodzice, a szczególnie matka,
to jeden orga nizm. Dzieci, które nie otrzyma ły wystarczają co
dużo pozy tyw nych uczuć od rodziców i innych bliskich, nie
potra fią same zbudować wła snych za sobów. Mają ogromną trud ność w odczuwa niu pozy tyw nych uczuć do siebie
(sza cun ku dla wła snej osoby). Nie na ładowane „baterie”
utrud niają lub uniemoż liwiają później przetrwa nie w życiu,
które nie szczę dzi nam codzien nych dra matów, cięż kich
chwil, smut ku, osa motnienia, od rzucenia, poni żenia i nie-
powodzeń. A to tylko krót ka lista. Nawet najsil niejsi ludzie
popadają w za łamania i depresje, ocierają się o śmierć, dają
się pokonać brutal nej codzien ności. Jed nak je żeli na tym
„dnie” znajdą choć kilka dobrych do świadczeń – odbudowują się na nowo.
Co się jed nak dzieje, je żeli na dnie nie ma nic ? Ten niedostatek mi łości powoduje ogrom ny wstyd, który zabija całe
wyobra żenie o sobie i wszyst kie uczucia (także te pozytyw ne w stosun ku do in nych). Dusza staje się odrętwia ła,
spa rali żowana a je żeli negatywne doświadczenia powta rzają
się dalej – „u miera”. Z młodego człowieka wy ra sta zimny,
pozbawiony uczuć „kawałek skały”, który może zabić, bez
mrugnię cia powieki, nawet za to, że ktoś po prostu cieszy
się życiem (bo to bolesny widok dla „mar twej duszy”).
Psychi ka trud nej młodzieży nie została jeszcze zniszczona
do końca, jeszcze jest szansa na nawią zanie więzi z ja kim kolwiek dorosłym człowiekiem, który przeleje na nich odrobinę
mi łości, poka że, że coś potra fią i są dla kogoś ważni. Wiara
w ich siłę, akceptacja oraz posza nowanie dla ich trud nych
do świadczeń, uczciwość wobec nich i konsekwencja dają
nadzieję na zmia nę. Ale oni nie wierzą w słowa. Wszyst ko
to trzeba im poka zać.
W szkole wy zwi ska i upoka rzanie in nych, na podwórku
udowad nianie, kto jest sil niejszy i odważniejszy, bójki i kradzieże, a w domu...
Wchodzimy do szarej ka mienicy. Tynk sypie się po dotknięciu
palcami. Wokół aromat wilgoci, zgni lizny i oparów al koholu.
Przemierza my ciem ne kory ta rze py tając się w myśli : „Jak
tu można żyć?” Otwierają się drzwi na podda szu, a w nich
stoi ten, który przed chwi lą wy zywał rówie śników, udowadniał siłę – teraz nieco zmiesza ny. Wchodzi my. W środ ku
zatę chłe powietrze, które świadczy, że życie zatrzy mało się
tu dawno. W biedzie i codzien nej atmosferze kon fliktów
i awantur. Jest godzi na 14.00. Matka leży w pościeli z przetłusz czony mi włosa mi. Na twa rzy chłopa ka widać wstyd,
który karze mu znik nąć z powierzch ni ziemi. Opa nowuje
się jed nak. Ma w tym do świadczenie. Kiedy był mały ojciec przychodził pija ny. A on był wtedy bezbron ny – jeden
niewła ściwy ruch, niewła ściwe słowo, a zatę chłe powietrze
przetnie ręka nieprzewidy wal nego, roz wścieczonego rodziciela. Trzeba czuwać, nie poddać się ani na chwi lę słabości
– a chcia łoby się przy tu lić, rzucić na szyję, uca łować. Wie
jed nak, że musi to w sobie zabić. Jeden niewła ściwy ruch
i lą dujesz na ścia nie z rozbitą głową. Uczucia grożą śmiercią.
Matka cza sami była dobra, ale szybko się nudzi ła i wy rywa ła
z domu „odpocząć”. Zostawał sam, bez jedzenia, w zim nie,
płacząc i zabijając osta nie krople wraż liwości. Kiedy rodzice
wróci li pła kał został więc przy woła ny do porząd ku pa roma
klapsami i wy zwiskami. Rodzice „uspokoili” malca, przecież
grzeczne dzieci nie płaczą ?!
Młodzież z zaburzonym zachowaniem nie zawsze pochodzi
z rodzin ta kich jak ta opisa na powy żej. Najczę ściej rodziny
są rozbite. Czę sto brak jest ojca. Matki nie dają sobie rady
z rozbryka nymi malcami, którym nikt nie wy ja śnił co się
stało z tatą. Pojawiają się kon kubenci, którzy mają swoje
metody wychowawcze, cza sami próbują zignorować istnienie młodego człowieka, albo go zdeprecjonować. A ojcowie
cza sami wracają przy wołać synka do porząd ku.
Kry zysy, kon flikty, bieda – powsta ła w ten sposób –przez
lata – frustracja nie pozwa la zauważyć dziecka (od rzucenie,
brak uwagi i czasu) albo ogniskuje na nim (najsłabszym)
wy ła dowanie swojej wściekło ści i nieza dowolenia z życia
(od rzucenie i poni żenie).
Prze życie od rzucenia, cza sem nawet porzucenia, przemoc
fizyczna lub słow na, lekcewa żenie i upokorzenie, kpina, szyderstwo, pohańbienie, brak szacun ku, sprawiają, że młodzi
ludzie czują się nikim, zerem, odcinają się od uczuć. Powstaje
ogrom ny wstyd, żal i chęć odwetu. Być tym obarczonym
i przy tłoczonym, to rów noznaczne ze zniszczeniem poczucia wła snej war to ści i sza cun ku do siebie, które dopiero
się kształ tują i powin ny być wzmacniane. Młody człowiek
u świadamia sobie, że nikt go nie kocha.
Jak zatem wy ma gać od nich współczucia dla innych ? Skoro
nie ma szacun ku dla siebie i god ności wła snej – kradzież nic
nie znaczy, nawet jeśli zosta nie wykryta. Nic nie znaczą dla
nich war tości i za sady, bo sami dorośli ich nie przestrzegają- „wszyscy są kłamcami”.
Każda bli skość ozna cza niebezpieczeń stwo, współczucie
powoduje ból, który za mienia się w a gresję, dobre intencje
obcych budzą nieuf ność (tyle razy byli wykorzysta ni, oszukani). Nauka w szkole też traci zna czenie, „żeby prze żyć
trzeba mieć kasę – pracy i tak jest mało”.
Wie lokrot nie trud no ści szkol ne nie były do strze żone
wcze śnie, aby można było zapobiec zniechę ceniu. A brak
sukcesów szkol nych jest jed nym z czyn ników, które sil nie
deter mi nują powsta nie zabu rzeń za chowania a w konsekwencji nieprzystosowa nia do życia w społeczeń stwie. Nie
sty mu lowa ny roz wój intelektual ny, coraz bardziej utrud nia
porozu mienie i niweczy szansę na lepsze jutro.
Jedy ną ich szansą powrotu do społeczeń stwa jesteśmy MY
– dorośli.
Muszą spotkać na swojej drodze życia kogoś, komu zaufają,
kto nie potraktuje ich z obojętnością, kto nie oszu ka, kto
nie bę dzie mora li zował a za świadczy (za modeluje) swym
wła snym życiem, jaką drogę mają do pokona nia. Napeł ni
ich dusze ciepłem i szacun kiem do siebie, wiarą we wła sne
moż liwo ści. Tego nie da się zrobić bez rozmowy i uwagi
poświę conej młodzieży. Nie przekona my ich, jeśli sami nie
radzi my sobie z wła snym życiem.
My jako społeczeń stwo mamy w sobie coraz mniejsze poczucie dpowiedzial ności za młodzież. Wydaje nam się, że
odda my ich do szkół, gdzie ktoś za łatwi całą robotę. Ale
tak naprawdę kształ towanie młodzieży to poświę ca nie im
czasu i uwagi. Skoro nie potra fi my się z nimi dogadać, zrzuca my im wszyst ko na głowy (to oni są źli, my jesteśmy zaję ci
„ważny mi” sprawami).
Tak naprawdę nie ma innej drogi jak roz wija nie siebie. Nie
ma z nimi kontaktu, bo boimy się, że obna żą nasze kompleksy i niedoma gania. Dla nich najważniejsza jest konsekwencja
potwierdzona na szym wła snym zachowaniem. Są świetnymi
obser watorami. Próżne są nasze nauki jeśli mówi my o uczciwości, autentyczności i rodzinie, a tak naprawdę poka zujemy,
że w życiu najważniejsze to pienią dze i sukces, oszu kujemy,
pozujemy, rozbija my rodziny.
Za mało poka zujemy jak korzystać z codzien nych doświadczeń, wzajem nie sza nować swoje uczucia od na leźć kontakt
w społeczno ści. Za miast tego, zostawiamy ich na pa stwę
łatwym sposobom na uciecz kę (narkotyki, al kohol). Zaczynamy traktować się wzajem nie z obojętnością, za mrażając
ich młode deli katne dusze.
Marcin Ka niewski – psycholog
PPP NR 4 Łódź

Podobne dokumenty