Pfont - Puls Poznania

Transkrypt

Pfont - Puls Poznania
Fot. archiwum Iwony Pfont
Artystka, bizneswoman, kobieta
rodzinna. Iwona Pfont to
poznańska projektantka mody
oferująca stroje klasyczne
z nutką szaleństwa. Od czterech
lat prowadzi butik autorski na
ul. Piekary. W rozmowie
okraszonej dygresjami
opowiada nam o swojej pasji
i sposobie na szczęśliwe życie.
Kolekcja jesień/zima
2015/2016
przypadła na koniec lat 90. ubiegłego wieku i początek XXI w. Wielu wyjechało wtedy do Warszawy, a ja miałam na tyle ułożone życie w Poznania,
że nie chciałam robić rewolucji, jako matce i żonie zależało mi, żeby
mieszkać tutaj, robić to, co lubię, ale nie kosztem rodziny. Poza tym nigdy
nie chciałam projektować na wielką skalę, nie chciałam rozszerzać firmy
do takich gabarytów, nad którymi nie będę w stanie zapanować.
Początki nie były łatwe. W tamtych latach nie było mody na polskich
projektantów. Wszyscy kojarzyli Jerzego Antkowiaka czy Grażynę Hase,
ale nikt nie znał nowych twórców. Były to czasy, kiedy obco brzmiące
nazwy robiły na ludziach wrażenie, więc moje nazwisko było mi bardzo
pomocne. U mnie moda wyniknęła z pasji i potrzeby sytuacji, chciałam
połączyć pracę w domu, pozwalającą na opiekę nad dzieckiem, z realizacją siebie. Zawsze byłam utalentowana artystycznie, np. mojego męża
poznałam dzięki malowaniu obrazów. Bardzo lubię też projektować
wnętrza, pomagam znajomym i zawsze chętnie doradzam, bo staram się
znać wszystkie nowości w tej branży. Takie zainteresowania miały duży
wpływ na moją córkę: wychowała się w domu, w którym wciąż coś się
działo, tworzyło, gdzie była wrażliwość na przedmiot, design, kolory.
Czy projektowanie to łatwy biznes?
Moda to żonglerka, z jednej strony ważne jest nawiązywanie do obowiązujących trendów, a z drugiej trzeba się pilnować, żeby się im do końca
nie poddać. Świat mody jest kapryśny, trendy zmieniają się w każdym
sezonie, co powoduje, że taka praca jest bardzo kreatywna. Jednocześnie jest to trudność, ponieważ ja chcę robić rzeczy ponadczasowe, dać
klientkom możliwość łączenia strojów z poprzednimi kolekcjami, dlatego
wszystkie są osadzone w tym samym stylu. Miarą sukcesu jest dla mnie
obecność na rynku przez te wszystkie lata i grono wiernych klientek.
Założyła pani swoją firmę w Poznaniu i tu pozostała. Nie marzyła pani
o podboju Warszawy?
Zawsze mówię, że albo urodziłam się 10 lat za wcześnie lub za późno.
Wolałabym się urodzić 10 lat później, bo moda na polskich projektantów
42
6/2015
nie jest biznesowe podejście. Jest prestiżowe, klient ma się u mnie czuć wyjątkowo, a nie wchodzić
po drodze z delikatesów z siatką pełną bułek. Do mnie przychodzi świadoma klientka, która wie,
że znajdzie to, czego szuka i nie musi chodzić od sklepu do sklepu i przeglądać wieszaki. Marzą
mi się butiki przy ruchliwych ulicach, kawiarenki, gwar, mam nadzieję, że Poznań do tego wróci.
Jest pani sama sobie szefem. Jak wygląda pani system pracy?
Są dwie drogi do kariery w modzie: albo można robić coś na wielką
skalę, albo na małą, ale wtedy trzeba zaoferować coś innego, odrębnego,
niepowtarzalnego. Moja mała działalność jest trochę jak rzemiosło. Moją
zaletą jest elastyczność: reaguję szybko na pragnienia klientek, na ich
oczekiwania. Można do mnie przyjść ze swoim pomysłem, ale nigdy nie
podpiszę czegoś, co nie będzie leżało w moim guście lub zamyśle. Zaproponuję wtedy coś inspirowanego takim pomysłem, ale musi być w tym
mój pierwiastek, a nie odwzorowanie, czegoś co istnieje. Filarem mojej
działalności są ubiory gotowe.
Jestem dziwną pracownią, ale to wynika z tego, że potrafię wiele rzeczy zrobić sama. Jestem
w stanie z dnia na dzień zrobić konstrukcję czegoś dopiero wymyślonego. Oczywiście niektóre
projekty wymagają więcej czasu i dopracowania. Tak pracuję: muszę szybko zobaczyć gotowy
projekt, nie wchodzi w grę przespanie się z nim, muszę od razu widzieć efekt końcowy, który
mogę ocenić. Wciąż powstają nowe wzory, bo co chwila mam coś nowego do powiedzenia. Jak coś
w sklepie długo wisi, to już nie lubię tego projektu. Jest we mnie pierwiastek artysty, który namaluje obraz, widzi efekt końcowy i już nie chce mieć z tym dziełem więcej do czynienia, już chce
tworzyć następne. Wspaniałe są panie, które ze mną pracują – bardzo wyrozumiałe. Pracujemy
razem długo i wiedzą jakie wykończenie mi się podoba. To ciężka praca, wymagająca precyzji
i zaangażowania. Dwie są ze mną od początku, a trzecia prawie od 10 lat. Taki system jednocześnie
powoduje, że co tydzień w butiku jest coś nowego.
Jak określić można pani styl? Kto znajdzie u pani coś dla siebie?
Czy robienie biznesu w Poznaniu jest łatwe?
Mój styl na pewno nie jest popularny, to wąska oferta dla klientek, które
zaufają moim propozycjom. Moje projekty to nie jest do końca klasyka, ale
też nie awangarda. To klasyka z elementem artystycznym, designerskim,
czymś, co wyróżnia – z poznańskim biglem. Mój klient jest więc świadomy, dojrzały, wie, co mu się podoba, czego szuka. Moją grupą docelową
są intelektualistki: pracownice uczelni, banków, architektki, lekarki. To
klient o konkretnej wrażliwości, hermetyczny, wysublimowany, wyrafinowany. Gdybym robiła rzeczy zupełnie osadzone w trendach mój biznes
byłby na pewno większy. Ale ja się nie poddam, jestem uparta, wolę iść
pod prąd i mieć satysfakcję. Wolę być charakterystyczna niż kojarzona
z rzeczami, które są wszędzie.
Bardzo pomogły mi poznańskie cechy: perfekcjonizm, uporządkowanie, uczciwość biznesowa,
dobre gospodarowanie, ocenianie prawidłowo swoich możliwości. Poznaniacy są porządni,
porządniccy wręcz, mają do zaproponowania bardzo dużo. Dla nich liczy się edukacja, rozwój,
dobry wizerunek firmy. Nie tylko zdobywają pieniądze, potrafią też z nich korzystać, ale rozsądnie.
Jest w nas osadzona solidność, a to bardziej pomaga niż przeszkadza.
Czy robienie mody na małą skalę to wada czy zaleta?
W tym roku obchodzi pani 25. rocznicę obecności na rynku.
Jak wyglądały początki pani marki?
Fot. 4 x Tomek Cholewa
S ztuka i biznes
Zawsze idę
pod prąd
Również nietypowa jest lokalizacja pani butiku. Dlaczego nie zdecydowała się pani na lokal w jednym z centrów handlowych?
Zawsze chciałam prowadzić butik przy ulicy. Marzyłam o takim w starej
kamienicy, ale nowocześnie urządzonym. Chciałam być niezależna
i stworzyć miejsce, które przyciągnie ludzi, do którego trzeba będzie
specjalnie dojść, które nie będzie anonimowe, w szeregu innych. To znów
Jakie są pani dalsze plany? Czego możemy spodziewać się po marce Iwona Pfont?
Teraz staram się przedstawić ofertę dla klienta 35+. Powoli, ale skutecznie docierają do nas młode
klientki, które szukają czegoś ciekawego, szlachetniejszego, z dobrej jakości tkanin, o niepowtarzalnym wzornictwie, świadome swojego stylu i oczekiwań. Projektuję od zawsze rzeczy osadzone
we współczesności, ale po 25 latach klient się zmienia. Panie, które ze mną dojrzewały, mają już
inne oczekiwania i staram się, żeby zawsze mogły znaleźć coś dla siebie, aby odświeżyć garderobę. Powrót do korzeni ma na celu zachęcić i pozyskać nowego klienta. Myślę, że jeszcze dużo
przede mną. Będę starała się nadal pokazywać to, co lubię, poszukiwać nowych pomysłów i przede
wszystkim słuchać klienta. Po prostu lubię i to bardzo to, co robię.
rozmawiała Marta Sankiewicz
www.pfont.pl, facebook.com/iwona.pfont
6/2015
43