swieto-spiewajacych

Transkrypt

swieto-spiewajacych
Dawno, dawno temu, w erze wolno płynącego czasu, kiedy jeszcze ludzkie tętno biło
równo ze spokojnym rytmem naturalnych przemian, w głębi zaczarowanego lasu stała sobie
niewielka wioska. Nikt tutaj się nie spieszył, nie gonił za niczym. Ludzie brali życie takim,
jakim było, poddając się pogodnie temu, co przynosił im los.
Tego dnia jednak przedstawiciel najmłodszego pokolenia najwyraźniej postanowił
złamać te wszystkie zasady. Siedmioletni Staś biegł zaaferowany przez sam środek wioski,
wydzierając się na całe gardło:
- Panno Kasiu…! Panno Kasiu! Panno Kaaaasiu!!!
W chwilę później wpadł z hukiem zziajany do drzwi niewielkiej chatki. Oczy miał
rozszerzone z przejęcia, z małego czółka kapał pot.
−
Co się stało? – Kasia na jego widok wstała gwałtownie zza wielkiego stołu i
pochyliła się ku niemu. Zostawiła na stole rozrzucone kawałki kolorowej włóczki, które
powlokły się za nią, tworząc jej wielobarwny, powiewający na wietrze ogon. Staś stał chwilę
jak skamieniały, wpatrując się w nią bez słowa, wreszcie wziął głęboki oddech i wydusił:
−
Pan Jonasz… Pan Jonasz miał wypadek! Przy pracy zwaliło się na niego drzewo!
Leży w chacie i nie chce otworzyć oczu!
−
O nie! – krzyknęła rozpaczliwie Kasia i już biegła przez łąkę w stronę chaty
drwala, ciągnąc za sobą swoje splątane włóczki, a w jej głowie przelatywały
dziesiątki równie poplątanych myśli. „Przecież to już, właśnie dzisiaj, zaczyna się
miesiąc strojenia drzew! Jak to…! Teraz? Dlaczego akurat on? O nie..!!!”
Wkrótce dobiegła na skraj wioski. Chatka drwala Jonasza stała pod wysoką ścianą
dorodnych, ściśle zwartych drzew. Wpadła jak burza do jego pokoju, stanęła obok kilku
zebranych już tam sąsiadów i dostrzegła wśród nich wioskową znachorkę. Kasia spojrzała na
nią pytająco, ale ta tylko wzruszyła ramionami i pokiwała bezradnie głową. Dziewczyna
wpatrywała przerażona prosto w zamknięte oczy Jonasza który, gdyby nie wszechobecne
drzazgi na jego ubraniu, wyglądał jakby sobie smacznie spał. Kasia nie potrafiła wydusić z
siebie słowa… Spojrzała na kolorowe nitki, które, wbiegając tu, rozrzuciła po całej podłodze.
To był zaczątek jej sukienki, którą właśnie zaczynała szyć. Specjalnie na święto śpiewających
drzew..
Ten dzień w istocie miał różnić się od innych, ale nikt nie przypuszczał, że będzie się
różnił akurat w tak dramatyczny sposób. Był 1 sierpnia, rozpoczynał się miesiąc strojenia
drzew. Zgodnie z tradycją od dziś przez równe 31 dni wszystkie niezamężne pełnoletnie
dziewczęta zbierały kwiaty, wiły wianki, papierowe girlandy, żeby ustroić najpiękniej jedno
ze stojących w magicznym kręgu, śpiewających drzew. W nocy z ostatniego dnia sierpnia na
pierwszy dzień września najpiękniej przystrojone drzewo śpiewało zwyciężczyni cudowną
pieśń, przepowiadającą, za kogo wyjdzie ona wkrótce za mąż. Dla mieszkańców wioski był to
najważniejszy i najbardziej emocjonujący czas w ciągu całego roku. Tylko wówczas panował
tutaj pewien pośpiech, w powietrzu odczuwalna była atmosfera wyczekiwania, a im bliżej
było do ostatniego dnia sierpnia, tym większe panowało poruszenie.
W tym roku miesiąc ten najwyraźniej miał różnić się od innych. Cała wioska
przypuszczała, że tym razem to 24-letnia panna Kasia będzie tą, która najpiękniej ustroi
drzewo, a ono wywróży jej wybranka serca.
Kasia była najładniejszą dziewczyną ze wszystkich – zadbaną, potrafiącą się świetnie
ubrać, czym jeszcze bardziej podkreślała swoje wdzięki. Była sympatyczną gadułą, której
wszędzie było pełno. Wielu chłopców z wioski marzyło, żeby drzewo zaśpiewało jej pieśń
właśnie o nich. Wszystkie wioskowe plotkary dawno już wybrały najpewniejszego kandydata
- stawiały na drwala Jonasza, spokojnego i najzamożniejszego kawalera. Zgodnie uważały, że
byłaby z nich urocza para. Wkrótce cała wioska przekonała się co do tej wersji - młodzi
spotykali się dość często, lubili się i dobrze się rozumieli. Lecz oto Jonasz leżał bezwładnie w
śpiączce i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie miał się obudzić…