zdrowym być - Magazyn 60+

Transkrypt

zdrowym być - Magazyn 60+
Zdrowie
na koncie
Pieniądze
z hipoteki?
kwartalnik nr 6 lato
(1.07-30.09.2013)
5 zł (w tym 8% VAT)
ISSN 2299-5080
d l a
m ł o d y c h
d u c h e m
9
7 7 2 299
Nasi chłopcy
nasza młodość
508000
No To Co i Trubadurzy:
bigbitowi jubilaci
Magazyn 60+ | Facebook
w numerze
nr 6 lato (1.07-30.09.2013)
kiedys
to byly
e
j
c
a
k
a
w
Wpis Magazyn
Edythe Kirchmaier, 105-latka z Kalifornii, po raz pierwszy
siadła za kierownicą w 1927 roku. Niedawno zdała
kolejny test drogowy, przedłużając swoje prawo jazdy.
A co najważniejsze – przez 86 lat nie spowodowała
żadnego wypadku i nie dostała mandatu!
Wielkie brawa dla tej pani – w seniorach siła!
Krzysztof fan
Ważne, żeby umieć cieszyć się dniem dzisiejszym.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich z „dalszego ciągu
młodości! Wesołe jest życie staruszka” – jak śpiewał
W. Michnikowski – co dedykuję nam Wszystkim!
Ewa fanka
Kto tu mówi o starości? Kochani: biegam, chodzę po
górach, jeżdżę na rowerze i kocham taniec – nie
mam czasu się starzeć!
Krystyna fanka
Myślę, że u młodych częściej słyszy się: nudzę się
albo mam doła! My nie umiemy się nudzić.
Nuda jest zaprzeczeniem szczęścia.
Zapraszamy na profil „Magazynu 60+” na Facebooku!
www.facebook.pl/magazyn60plus
Zdrowym być
3
Kiedy będziemy starzeć się
zdrowo?
5 Ruch odmładza kości
8 Nadciśnienie nie wygoni Cię
do lekarza
11 Magnetyczny superszpieg
14 Ból pod napięciem
16 Ciągle młody ostropest
Program 60+
18 Twoje zdrowie na koncie
23 Senior udziela pomocy
Piękne Życie
26 Nasi chłopcy,
nasza młodość
33 Polański. Dżentelmen
czy skandalista?
36 Wreszcie szczęśliwa,
wreszcie nigdy głodna
39 Poranna kawa u mamy
41 Spacer doliną Issy
44 Jak raz sławny się stałem…
Felieton Jana Turnaua
zdrowym być
Znasz Prawo, Masz Prawo
45 Pewne pieniądze
z hipoteki?
Szanowni Państwo!
PODPOWIEDZI
50 Nie takie konto bankowe
straszne
W wolnej chwili
52 Nie możemy „zardzewieć”!
55 Chcesz do setki
siedzieć w fotelu?
58 Senior. Felieton
Jerzego Bralczyka
59 „Sekcja seniora” w Cannes
61 Koszyk kulturalny
63 Namów wnuczka
na wycieczkę
66 Konkurs:
Kiedyś to były wakacje!
69 Krzyżówka
70 Sudoku
nasza okładka:
słowem
wstępu
Ależ wyczekiwaliśmy tego lata! Zima straszyła nas długo mrozem, wiosna zalewała deszczem. Miejmy nadzieję, że latem skąpiemy się
w słońcu. A „Magazyn 60+”– jestem tego pewny
– umili Państwu czas przy kawie na działce, po
wędrówce nadmorskim brzegiem czy po spacerze deptakiem w uzdrowisku. W tym wydaniu
razem z Wami wracamy do niezapomnianych
wakacji sprzed lat – publikujemy Państwa wakacyjne wspomnienia, w których zabierają
nas Państwo do świata swojej młodości, dzieciństwa. A jeśli o dawniejszych czasach mowa,
poszukaliśmy członków zespołów bigbitowych, bez których piosenek nie mogła się odbyć żadna prywatka. Koniecznie przeczytajcie
Państwo artykuł o Koncie Zdrowotnym 60+,
które utworzył dla Was Program 60+ – każdy
z uczestników programu może tu zobaczyć, jak
się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto
pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach
uniwersytetów trzeciego wieku. Namawiam
do zaplanowania sobie tego już teraz. Po
co? Dowiedzą się Państwo z materiału „Nie
możemy zardzewieć”.
trubadurzy. Od lewej: Marian Lichtman,
Sławomir Kowalewski, Krzysztof Krawczyk
FOT. ARCHIWUM ZESPOŁU
Ryszard Bonisławski
redaktor naczelny
Wydawca: ePRUF S.A.
ul. Zbąszyńska 3, 91-342 Łódź
tel. 42 200 75 68
fax 42 200 78 99
www.epruf.pl
Reklama: Content Media
[email protected]
tel.: 502 499 456
Anna Tomczak, tel. 785 864 607
[email protected]
Redaktor naczelny:
Ryszard Bonisławski
Projekt, skład: Beata Grabska
Sekretarz redakcji: Marek Wilczak
[email protected]
tel. 42 6811066
Druk magazynu:
Drukarnia Prasowa S.A.
al. J. Piłsudskiego 82, 92-202 Łódź
Nakład – 150 tys. egz.
Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów
i redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych
do druku. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść zamieszczanych ogłoszeń i reklam.
BĄDŹ EKOLOGICZNY.
Wyrzucając papier, wybierz
odpowiedni pojemnik.
Kiedy będziemy
starzeć się
zdrowo?
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Markiem M. Kowalskim,
dyrektorem Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem,
które powstało przy Uniwersytecie Medycznym w Łodzi
Czy można starzeć się zdrowo?
Prof. Marek M. Kowalski:
Tak. Zdrowe starzenie się jest
możliwe, jeżeli osobie starszej
udaje się utrzymać aktywność
i dobre samopoczucie, czyli
Prof. Marek
optymalny dobrostan fizyczM. Kowalski
ny, umysłowy i społeczny.
Jak to osiągnąć?
Najważniejsza jest dbałość o aktywność fizyczną, która powinna być dostosowana do indywidualnych możliwości oraz dbałość o zdrowe odżywianie się. Nieocenione znaczenie ma
też aktywność społeczna i umysłowa.
To wysoko podniesiona poprzeczka. Mało
kto tak żyje, a nawet wielu z tych, którzy
o siebie dbają, nie starzeje się zdrowo.
Zresztą gdyby starzenie się przebiegało
bezproblemowo, zapewne nie powstałoby
Centrum Zdrowego Starzenia…
Ma pan rację. Osoby starsze, a więc mające
ponad 65 lat, częściej chorują, jest dużo chorób charakterystycznych dla tego wieku, takich jak miażdżyca, nadciśnienie czy choroby
ośrodkowego układu nerwowego. Wiele osób
cierpi na kilka schorzeń jednocześnie; często
są to choroby przewlekłe. To oczywiście bardzo obniża samopoczucie seniorów, ale również rodzi poważne problemy medyczne. Na
przykład znacznie utrudnia leczenie, gdyż leki
skuteczne na jedną chorobę mogą potęgować
objawy innej. Jeżeli nie będziemy coraz więcej na ten temat wiedzieć, nie będzie postępu w hamowaniu rozwoju pewnych chorób.
Z tego względu konieczne są badania nauko-
MAGAZYN 60+
3
zdrowym być
zdrowym być
we i między innymi dlatego powstało Centrum
Badań nad Zdrowym Starzeniem.
Przecież uczeni już od dawna zajmują się
geriatrią i innymi dziedzinami mającymi na
celu prawidłowe diagnozowanie i leczenie
osób starszych. Czy Centrum, którym Pan
kieruje, nie „startuje” za późno, czy wniesie coś nowego?
I na naszej uczelni badania naukowe dotyczące osób starszych prowadzone są od lat, ale
teraz zostaną zintensyfikowane. Znaleźliśmy
grupę uczonych, którzy chcą skupić się na
problemach związanych z leczeniem seniorów,
utworzyliśmy dziewięć zespołów badawczych,
zgłosiliśmy projekt do Komisji Europejskiej.
Wygraliśmy ten konkurs mimo dużej konkurencji – na Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem dostaliśmy 4,5 mln euro. Cieszę się,
że doceniono wartość naszego projektu.
Na co wyda Pan unijne dotacje?
Będziemy mogli sfinansować szkolenia i wyjazdy młodych pracowników naukowych na
staże do najlepszych ośrodków w Europie. Będziemy też mogli zatrudnić najlepszych zagranicznych naukowców i lekarzy zajmujących się
problemami ochrony zdrowia osób starszych.
Znaczną część otrzymanej kwoty przeznaczymy na nowoczesną aparaturę badawczą. Stworzymy też biobank, czyli miejsce przechowywania w jak najlepszych warunkach próbek
biologicznych służących do badań dotyczących starzenia się. Chcemy, by Centrum stało
się w krótkim czasie znaczącym ośrodkiem takich badań w Polsce i Europie. Ale nie wszystkie pieniądze z Unii wydamy na tworzenie Centrum. Przez najbliższe trzy lata będziemy
z tych środków finansować działanie Wszechnicy Wieku Starszego. Ma ona propagować
wśród seniorów zdrowy styl życia, powiedzieć
im, co mają robić, jak żyć, by mogli starzeć się
zdrowo. Koordynacja badań naukowych i promocji zdrowego stylu życia wśród osób starszych to nie wszystko. Chcemy też rozwijać
4
MAGAZYN 60+
opiekę zdrowotną nad tymi osobami, aktywizować je, przygotować oraz zastosować
w praktyce programy kształcenia lekarzy,
a także pielęgniarek, farmaceutów, techników
i adeptów innych zawodów medycznych, ukierunkowane na potrzeby osób w podeszłym
wieku.
To tylko plany, czy są już jakieś konkrety?
Nawiązaliśmy współpracę z bardzo zaawansowanymi w opiece nad seniorami ośrodkami
w Danii, Szwecji i Anglii, a także z Uniwersytetem Łódzkim. Na początku ubiegłego roku
w Szpitalu Klinicznym im. WAM powstał pierwszy w Łodzi oddział geriatryczny, który ma dziś
już kilkanaście łóżek.
Kilkanaście łóżek w ponad 700-tysięcznym
mieście? To dramatycznie mało!
Tak, powinno ich być tutaj kilka tysięcy, ale
tyle dostaliśmy na to pieniędzy z NFZ.
To przygnębiające, że wobec już ogromnych
i wciąż rosnących potrzeb w zakresie opieki zdrowotnej nad osobami starszymi
polska służba zdrowia w zasadzie jest bezradna…
My nie zamierzamy przejść nad tym do porządku dziennego. Będziemy ponaglać osoby
odpowiedzialne za ten stan rzeczy do podejmowania decyzji służących rozwijaniu opieki
nad osobami w podeszłym wieku. Jeśli kogoś
nie przekonują względy społeczne czy moralne, niech to sobie policzy. Przepraszam seniorów za to, co powiem, ale dbanie o nich, dbanie o Was, seniorzy, po prostu się opłaca. Może
to kogoś wreszcie przekona! Ciągle narzekamy na brak pieniędzy na opiekę zdrowotną
i jednocześnie wydajemy je źle. Badania przeprowadzone kilka lat temu w Małopolsce i na
Śląsku pokazały, że leczenie osób w podeszłym wieku w obecnych warunkach, bez specjalistów geriatrów, jest czterokrotnie droższe, niż byłoby pod opieką geriatrów. Przecież
wnioski są oczywiste – trzeba tylko zacząć
działać.
Ruch odmładza
kości
Seniorzy dość często skarżą się na bóle stawów biodrowych,
kolanowych, łokciowych, barków, stóp, a także kręgosłupa.
Są one najczęściej związane ze zmianami zwyrodnieniowymi.
Trudno się ich ustrzec, bo układ kostny, jak cały nasz organizm,
podlega procesom starzenia się. Można jednak spowolnić ten
proces i dłużej być sprawnym. Jak to zrobić?
LUCYNA KRYSIAK
Nie daj się zginaczom,
pomóż prostownikom
Pan Jacek Wosiński przez 35 lat był listonoszem i zawsze cieszył się dobrą kondycją fizyczną. Jednak wraz z przejściem na emeryturę zaczęły się problemy. Dokuczają mu bóle
kolan, ma kłopoty z lewym barkiem, nawet
podniesienie ręki do góry przy sięganiu czegoś z półki lub wieszaniu kurtki sprawia mu
ból. Nie mówiąc o tym, że ruchomość ręki nie
jest taka jak dawniej.
– Co się ze mną dzieje? – pyta pan Jacek.
– Przecież tyle lat byłem sprawny, ciągle w ruchu. Czy te dolegliwości można leczyć?
Jedną z przyczyn bólów stawów jest pojawiająca się z wiekiem u wielu osób nierównowaga w pracy mięśni, odpowiedzialnych za funkcjonowanie narządu ruchu. Te mięśnie to przede wszystkim zginacze i prostowniki. Pierwsze służą do zginania kręgosłupa lub stawu
w kończynie, drugie – do ich prostowania.
– Kiedy stajemy się coraz starsi, zginacze za-
KINEZYTERAPIA
leczenie
ruchem,
gimnastyka
lecznicza
Ruch, gimnastyka
– to najskuteczniejsze
lekarstwo
na starzenie się
układu kostnego
MAGAZYN 60+
5
zdrowym być
ciążenia powstawaniem osteofitów, czyli
zmian zwyrodnieniowych – mówi Jerzy Kociuga. – Tak jest w kolanach, biodrach i innych
stawach, które są najbardziej obciążane.
Wszystko jest następstwem przewagi zginaczy nad prostownikami: nierównowaga w pracy tych mięśni skutkuje powstawaniem nieprawidłowych napięć, a w konsekwencji przeciążeń i zmian zwyrodnieniowych.
Senior musi się ruszać!
Bóle kolan, barków, łokci, nadgarstków, bioder są najczęściej związane
ze zmianami zwyrodnieniowymi.
Maści i żele zwalczają najczęściej
objawy, a nie przyczynę choroby.
Leki przeciwbólowe dla osób
w starszym wieku są obciążające,
uszkadzają śluzówkę, wątrobę. Efekt
jest podobny – po tabletkach ból na
chwilę ustępuje, ale problem zostaje.
czynają przeważać nad prostownikami i dlatego nasze kończyny są bardziej podatne na
zginanie, gorzej z ich wyprostowaniem. I stąd
się biorą zaburzenia biomechaniki ciała. Czasem tę nierównowagę w pracy mięśni odpowiedzialnych za zginanie i prostowanie narządów ruchu widzimy od razu, kiedy ktoś jest
zbyt mocno pochylony do przodu, przygarbiony – mówi dr n. med. Jerzy Kociuga, chirurg,
6
MAGAZYN 60+
ortopeda. Zaburzenia równowagi w zginaniu
i prostowaniu kończyn oraz kręgosłupa są,
między innymi, podłożem wielu zmian zwyrodnieniowo-przeciążeniowych, na które skarżą się starsze osoby. Zaczyna się od tkanek
miękkich: mięśni i więzadeł, które wraz z wiekiem tracą sprężystość i są podatne na przykurcze. To skutek przeciążeń powstałych podczas niewłaściwego trybu życia (siedząca lub
stojąca praca, dźwiganie ciężarów). Na początku nic nie wskazuje na to, że coś jest nie tak.
Ból jest przejściowy albo nie jest odczuwalny.
„Ot, pobolała mnie ręka, szyja, bark – widocznie źle spałem, siedziałem w przeciągu” – mówimy sobie. Tymczasem to może być sygnał,
że nie wszystkie mięśnie odpowiadające za
pracę stawów narządu ruchu działają jak należy. Zachodzą w nich zmiany, które mogą doprowadzić nawet do utraty ich sprawności.
– Jeśli te zmiany u osób starszych pozostają
nieleczone, miejsca, gdzie ścięgna tych mięśni przyczepione są do kości, reagują na prze-
Jak nie dać się zginaczom i pomóc prostownikom? Zdaniem ortopedów najważniejsza
jest profilaktyka, dzięki której będziemy zapobiegać powstawaniu osteofitów – różnego
rodzaju tzw. dziobów kostnych, które są bolesne i ograniczają naszą sprawność.
– Senior musi być poinstruowany, jak ma żyć,
aby nie dopuścić do ograniczenia ruchomości
stawów. Musi zrozumieć, że na starzenie się
układu kostnego nie ma – poza ruchem – żadnego cudownego leku! Aktywności fizycznej nic
nie jest w stanie zastąpić, nie ma nic skuteczniejszego – zaznacza doktor Jerzy Kociuga.
Nie chodzi jednak o żadne siłownie czy inne
formy usprawniania za pomocą wymyślnych
i kosztownych urządzeń, lecz o najzwyklejszą
gimnastykę. Rzecz w tym, aby była ona odpowiednio dawkowana i prowadzona systematycznie. Obciążenie ruchem nie może być duże,
zbyt intensywne, ponieważ w miejscach, które będziemy chcieli za wszelką cenę rozruszać,
będą się tworzyły stany zapalne. Najlepiej, jeśli na początku wykonamy ćwiczenia pod nadzorem rehabilitanta, który nas wszystkiego
nauczy. I rzecz równie ważna – postarajmy się,
by porcja codziennej gimnastyki weszła w nawyk, by wszystko nie skończyło się słomianym
zapałem albo odstawieniem ćwiczeń, gdy poczujemy się lepiej.
Do ćwiczeń namawia pani Jolanta, 60-latka
cierpiąca na bóle kostno-stawowe. Od kręgosłupa miała potworne bóle głowy. Stosowała
FIZYKOTERAPIA
Leczenie, rehabilitacja różnymi metodami, bodźcami fizycznymi, np. przy
zastosowaniu
wody (hydroterapia), prądów
(elektroterapia),
pola elektromagnetycznego,
ultradźwięków,
światła, lasera.
FOTO. MICHAŁ AWIN
Dobre efekty przy leczeniu dolegliwości stawowych daje
skojarzenie ćwiczeń z różnymi zabiegami, na przykład
z hydroterapią, laseroterapią lub elektroterapią
więc środki przeciwzapalne i przeciwbólowe,
używała coraz silniejszych leków, smarowała
chore miejsca żelami przeciwbólowymi, ale
efekt był krótkotrwały.
– Dopiero rehabilitacja, gimnastyka postawiły mnie na nogi – mówi pani Jolanta. – Odkąd
codziennie wykonuję zalecone przez lekarza
ćwiczenia, czuję się znacznie lepiej. Bóle, które kiedyś mi mocno dokuczały, teraz zdarzają się sporadycznie. Codziennie chodzę również
na wieczorne spacery, które także pomagają
utrzymać narząd ruchu w lepszej kondycji.
Nie bój się kinezyterapii
Kiedy skarżymy się lekarzowi na bóle stawów,
ten często mówi, że trzeba będzie nas wysłać
na kinezyterapię. Warto wiedzieć, że to nic innego jak… gimnastyka. Pamiętajmy, że wszystkie inne metody leczenia dolegliwości stawowych wspomagają kinezyterapię. A co w takim razie z tak szeroko reklamowanymi specyfikami, które w mgnieniu oka mają postawić pacjenta na nogi? – Są potrzebne, bo przynoszą ulgę w cierpieniu, kiedy ból staje się nie
do zniesienia, ale mają działanie doraźne – zapewnia doktor Jerzy Kociuga. Dodaje, że długotrwały efekt daje dopiero kinezyterapia
i fizykoterapia – skojarzenie ćwiczeń z różnymi zabiegami, na przykład z hydroterapią, laseroterapią lub elektroterapią.
MAGAZYN 60+
7
zdrowym być
Choroba – trudny „lokator”, z którym sobie radzę
Po 60. roku życia systematycznie
kontroluj (mierz) swoje ciśnienie
tętnicze
W „Magazynie 60+” piszemy o chorobach, które najczęściej dotykają
seniorów. Radzimy, na co zwrócić uwagę, o czym nie zapominać,
by z tym – niejednokrotnie trudnym i nieproszonym
– „lokatorem” sobie radzić.
Jeśli choroba jest już zdiagnozowana
i leczona, pomiar należy wykonywać
dwa razy dziennie przed zażyciem
leków
Nadciśnienie
nie wygoni Cię
do lekarza
Nadciśnienie rozwija się podstępnie
i po cichu. Jeśli masz bóle głowy,
nadmierną pobudliwość, kołatania
serca, to sygnał, że może rozwijać się
choroba nadciśnieniowa. Powiedz
o tych dolegliwościach lekarzowi
Niewykryte i nieleczone nadciśnienie
tętnicze może doprowadzić do uszkodzenia nerek, przerostu lewej
komory serca i w efekcie niewydolności serca, retinopatii, czyli choroby
siatkówki oka oraz powikłań
ze strony układu nerwowego,
w tym udaru mózgu
Nadciśnienie tętnicze to obecnie choroba cywilizacyjna,
a u seniorów występuje nagminnie. Problemy z podwyższonym
ciśnieniem krwi ma 60 procent osób powyżej 65. roku życia.
Dominującym typem nadciśnienia w starszym wieku
jest izolowane nadciśnienie skurczowe. Co to takiego?
LUCYNA KRYSIAK
P
ytanie to zadawał sobie pan Stefan
Gorlicki, który ma 76 lat, i taką właśnie diagnozę usłyszał od swojego
lekarza. Dotychczas nie miał większych problemów z ciśnieniem. Owszem, było
od pewnego czasu podwyższone, wynosiło
149/85 mm Hg (ciśnienie tętnicze mierzy się
na ogół w milimetrach słupa rtęci, stąd skrót:
mm Hg). Ale w jego wieku to podobno normalne i nie zawracał sobie tym głowy. Pewnego dnia stwierdził jednak, że jego ciśnienie
jest wyższe – 175/80 mm Hg.
– U tego pacjenta mamy do czynienia właśnie
8
MAGAZYN 60+
z izolowanym nadciśnieniem skurczowym. Tak
nazywamy nadciśnienie, gdy skurczowe ciśnienie krwi przekracza wartość 140 mm słupa rtęci, a ciśnienie rozkurczowe jest prawidłowe, czyli nie wyższe niż 90 mm słupa rtęci –
tłumaczy dr n. med. Waldemar Rogowski z Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego
w szpitalu im. W. Biegańskiego w Łodzi.
Mierz ciśnienie, nie daj się zaskoczyć
Pan Gorlicki miał szczęście, że jest pod stałą
opieką lekarza, jest także wyjątkowo zdyscyplinowanym pacjentem i codziennie mierzy
sobie ciśnienie, dzięki czemu nie przeoczono,
że coś jest nie tak. Wielu seniorów, u których
wartości skurczowego i rozkurczowego ciśnienia niezbyt drastycznie przekraczały dopuszczalne normy (według Światowej Organizacji
Zdrowia za prawidłowe skurczowe ciśnienie
tętnicze uznaje się 139 mm Hg, a rozkurczowe 89 mm Hg), nawet nie wiedziało, że choruje na nadciśnienie. Nie leczyli się więc, ryzykując zawał serca lub udar mózgu.
Izolowane nadciśnienie skurczowe nie pojawia się od razu. Przeważnie z wiekiem ciśnienie tętnicze, zarówno skurczowe, jak i rozkurczowe, staje się coraz wyższe. Kiedy starzeją
się nam naczynia krwionośne, ciśnienie rozkurczowe przestaje rosnąć, stabilizuje się, ale
zwiększa się wciąż ciśnienie skurczowe. Jeśli
Czynniki ryzyka sprzyjające
nadciśnieniu tętniczemu to: palenie
tytoniu, alkohol, otyłość, zła dieta
powodująca wysoki poziom tzw.
złego cholesterolu
Na wystąpienie podwyższonego
ciśnienia tętniczego najbardziej
narażeni są mężczyźni powyżej 60.
roku życia
przekroczy ono 140 mm Hg, a ciśnienie rozkurczowe jest niższe od 90 mm Hg, wtedy
mamy do czynienia z izolowanym nadciśnieniem skurczowym.
MAGAZYN 60+
9
zdrowym być
zdrowym być
FOTO. MICHAŁ AWIN
Na czym polega starzenie się naczyń krwio- zowania ciśnienia, by u pacjenta nie doszło do
nośnych, typowe dla starzejącego się organi- zapaści lub innych powikłań. Ta ostrożność jest
zmu, a które odpowiada między innymi za izo- uzasadniona – chodzi o to, by nie spowodolowane nadciśnienie skurczowe? Najczęściej wać zmniejszenia przepływu krwi przez ważto skutek miażdżycy naczyń, która powoduje ne dla życia narządy (zwłaszcza serce, mózg
zwężenie ich światła i zmniejsza elastyczność. i nerki). Dąży się też, aby leki były podawane
Z wiekiem pojawiają się też zaburzenia w wy- raz na dobę, gdyż seniorzy często zapominadzielaniu substancji odpowiadających za kur- ją je zażyć, a pod żadnym pozorem nie można
czenie i rozkurczanie się naczyń. Im jesteśmy przerywać leczenia, nawet jeśli w wyniku
prowadzonej terapii ciśstarsi, tym łatwiej nanienie wróciło do wartoczynia krwionośne się
Nadciśnienie tętnicze jest
ści prawidłowych.
kurczą, a trudniej rozchorobą przewlekłą, której
kurczają.
nie da się wyleczyć. Można
– Zdarza się, że u paSame leki
ją jedynie kontrolować,
cjenta w podeszłym
nie wystarczą
sprowadzając lekami
wieku leczenie nadciśNadciśnienie tętnicze
wartości ciśnienia do pranienia rozpoczyna się
sprzyja rozwojowi chorowidłowych norm. Aby było
dopiero wtedy, kiedy
by wieńcowej, podnoto możliwe, konieczna jest
pojawi się już izolowasi ryzyko zawału serca
obok farmakoterapii także
ne nadciśnienie skuri udaru mózgu. Badania
zmiana stylu życia.
wykazują, że systematyczne przyjmowanie leków obniżających ciśnienie pozwala zmniejszyć to zagrożenie o ponad 40 procent. Ale leki to nie wszystko.
Wpływ na ustabilizowanie ciśnienia ma prowadzenie właściwego trybu życia, polegającego na unikaniu używek: alkoholu, kawy,
Wynik pomiaru
a nawet mocnej herbaty, zrezygnowaniu z patętniczego krwi
to dwie liczby,
lenia papierosów i przebywania w pomiesznp. 135/85.
czeniach, gdzie się je pali. Trzeba także rygoPierwsza określa
rystycznie stosować dietę niskotłuszczową
ciśnienie skurczowe,
druga
czowe, a w tej sytuacji i niskosodową (ograniczyć zwłaszcza spożyrozkurczowe.
strategia działania jest nie- cie soli). Ważne jest dbanie o aktywność fico inna niż u osób w średnim zyczną. Dla serca i naczyń bardzo skutecznym
wieku – mówi doktor W. Rogowski.
lekarstwem jest jazda na rowerze, a jeśli kon– Dotyczy to doboru i dawkowania leków. Za- dycja fizyczna i wiek już na to nie pozwalają,
czyna się od diuretyków (leków odwadniają- zwykły spacer lub tak modne dzisiaj chodzecych) poprzez inhibitory konwertazy angio- nie z kijkami (nordic walking), które uruchatensyny, antagonistów receptora angiotensy- mia mięśnie klatki piersiowej, poprawia oddyny II, beta-adrenolityki.
chanie, krążenie i uelastycznia naczynia krwioTrzeba zaczynać leczenie od bardzo małych nośne. Walka z nadciśnieniem to także walka
dawek, powoli je zwiększając aż do ustabili- z otyłością.
10
MAGAZYN 60+
Maszyna prawdę Ci powie
Nie zawsze wiemy, na czym polega badanie, na które skierował
nas lekarz, jak się do niego przygotować, jak działa urządzenie, które
w nas „zagląda”. W cyklu „Maszyna prawdę Ci powie” omawiamy
nowoczesne, najczęściej stosowane w medycynie techniki i aparaturę
diagnostyczną. Pomagają nam w tym lekarze z Wojewódzkiego
Szpitala Specjalistycznego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi.
Magnetyczny
superszpieg
Badanie rezonansem magnetycznym (skrót: MR) to jedna
z najdokładniejszych metod obrazowania, czyli nieinwazyjnego
zaglądania do wnętrza narządów i tkanek naszego ciała oraz
tworzenia ich obrazów. Są one w tym przypadku tak precyzyjne,
jak rysunki w atlasie anatomicznym.
Adriana Sikora
W
yjątkowość rezonansu magnetycznego podkreśla dodatkowo to, że jest to jedno z najbardziej bezpiecznych badań
diagnostycznych. Nie stosuje się tu żadnego
promieniowania ani fal ultradźwiękowych, badanie nie wywołuje niepożądanych reakcji, nie
wpływa na działanie stosowanych leków. Dlatego może być wykonywane u osób w każdym
wieku. Ale ponieważ jest to jedna z najdroższych metod, lekarze stosują ją tylko wtedy,
gdy jest to konieczne. Rezonans magnetyczny, choć bardzo dokładny, z powodu długiego czasu trwania badania nie jest też wykorzystywany w diagnostyce w nagłych przypadkach, gdy o uratowaniu życia lub zdrowia decyduje każda minuta.
Wodór w roli głównej
Aparat do rezonansu magnetycznego wygląda podobnie jak tomograf komputerowy, ale
– zamiast promieni Roentgena – wytwarza
MAGAZYN 60+
11
zdrowym być
prawidłowo. Hałas jest męczący, dlatego pacjenci dostają zatyczki do uszu lub specjalne
słuchawki. Należy starać się leżeć bez ruchu,
ponieważ poruszenie się powoduje zniekształcenia obrazu. W trakcie badania może wystąpić miejscowe lub ogólne uczucie gorąca, co
jest naturalnym objawem. Należy zgłosić personelowi każde pogorszenie samopoczucia
(np. uczucie lęku przed zamkniętą przestrzenią, duszność, zawroty głowy). Niektóre badania rezonansem magnetycznym przeprowadza się z użyciem specjalnego środka kontrastującego podawanego dożylnie.
Jak przygotować się do badania?
1 Należy przyjść na czczo lub nie jeść
przynajmniej przez 6 godzin (diabetycy nie muszą tego przestrzegać)
2 Ubranie powinno być lekkie i prze-
wiewne, bez metalowych elementów
3 Dobrze jest przyjść na badanie co
najmniej 15 minut przed wyznaczoną
godziną
4 Nie trzeba zmieniać dotychczaso-
wego leczenia farmakologicznego
(należy przyjąć używane leki)
UWAGA!
Nie wszyscy mogą skorzystać
z badania rezonansem
magnetycznym!
5 Bezpośrednio przed badaniem
FOTO. MICHAŁ AWIN
należy opróżnić pęcherz moczowy
6 Na rezonans magnetyczny przycho-
dzimy bez makijażu. Makijaż, lakier
do włosów zawierają drobiny metali
kolorowych, które mogą obniżyć
jakość uzyskanych obrazów
7 Warto zabrać ze sobą własne
zatyczki do uszu lub stopery
stałe pole magnetyczne o wysokiej energii
oraz emituje fale radiowe. Oba te zjawiska fizyczne są nieszkodliwe dla ludzkiego organizmu. Pole magnetyczne „porządkuje” atomy
wodoru, które są w każdej naszej tkance. Kiedy aparat emituje fale radiowe, uporządkowane w polu magnetycznym atomy wodoru odpowiadają na ten sygnał (to jest właśnie rezonans magnetyczny). „Odpowiedź wodoru” jest
rejestrowana i przetwarzana na obraz tkanek
– każda z nich zawiera inną liczbę atomów wodoru i dlatego możliwe jest odwzorowanie
struktur anatomicznych badanego pacjenta.
Oczywiście uzyskanie obrazów odbywa się za
12
MAGAZYN 60+
Rezonans magnetyczny jest jednym
z najbardziej dokładnych i bezpiecznych
badań diagnostycznych.
pomocą komputera. Można je dowolnie obracać w różnych płaszczyznach i pod różnymi kątami, oglądać w wersji dwu- lub trójwymiarowej.
Rezonans magnetyczny stosuje się praktycznie w badaniach całego ciała, wszystkich tkanek miękkich i kości – głowy oraz kręgosłupa
– układu nerwowego, narządów jamy brzusznej i miednicy, kończyn i stawów. Badanie pozwala z bardzo dużą dokładnością wykryć nawet niewielkie zmiany – stany zapalne, urazy,
zmiany nowotworowe, zwyrodnieniowe. Wykorzystuje się je także do oceny naczyń krwionośnych i przepływu krwi w organizmie.
Nie bójmy się hałasu podczas
badania
Rezonans magnetyczny – poza hałasem, jaki
towarzyszy badaniu – nie powinien być dla nas
kłopotliwy. Zostaniemy poproszeni o położenie się na stole, który będzie wprowadzony
do wnętrza aparatu. Dla podniesienia komfortu wewnątrz urządzenia zainstalowano dodatkowe oświetlenie oraz wentylację. Cały
czas – poprzez mikrofon i kamerę – będziemy
mieć kontakt z personelem wykonującym badanie. Rezonans magnetyczny trwa od kilkunastu minut do godziny lub nawet kilku godzin, jeśli konieczne jest wykonanie skomplikowanej diagnostyki. W trakcie badania będzie słychać donośny stukot, ale nie należy się
tym martwić – to znak, że urządzenie pracuje
Bezwzględnym przeciwwskazaniem jest
posiadanie wszczepionych implantów,
metalowej protezy stawu, rozrusznika
serca, pompy insulinowej, stałego
aparatu słuchowego.
Do pokoju badań nie wolno wnosić
żadnych metalowych przedmiotów!
Klucze, okulary, zegarek, biżuterię,
monety, karty magnetyczne, agrafki,
paski, baterie, spinki do włosów, telefony komórkowe, protezy, laski czy
kule ortopedyczne trzeba przekazać
do przechowania. Pole magnetczne
jest tak silne, że potrafi na przykład
zerwać z głowy okulary bądź wyrwać
metalowy przedmiot z ręki i przyciągnąć
go do urządzenia. Informacje zapisane
na kartach bankomatowych mogą ulec
skasowaniu, a telefony komórkowe
trwałemu uszkodzeniu. Wszelkie metalowe przedmioty znajdujące się
w pobliżu badanej okolicy ciała zamazują obraz uzyskiwany w czasie badania.
MAGAZYN 60+
13
zdrowym być
Ból pod
napięciem
Zdarza się, że w przychodni rehabilitacyjnej słyszymy:
„Pan Kowalski! Proszę na prądy”. Często ci, którym lekarz
zaordynował elektroterapię, zastanawiają się pewnie, dlaczego sąsiad
za parawanem dostał „inne prądy”, dlaczego zabieg trwa dłużej i jest
inaczej odczuwany. Jeden pacjent opowiada, jak prąd „kurczył mu,
szarpał mięśnie”, inny mówi, że to było tylko mrowienie.
Jak to jest z rehabilitacją prądem?
SYLWESTER TOMASZEWSKI
specjalista rehabilitacji ruchowej
Galwanizacja (prądy galwaniczne)
z zapaleniem nerwów, pomaga przy zmianach
zwyrodnieniowych stawów kończyn i kręgosłupa. Galwanizację katodową stosuje się
w przypadku porażeń nerwów, przy utrudnio-
Tu wykorzystuje się tylko prąd stały. Elektroda czynna, czyli ta przyłożona w miejscu bólu,
może być połączona z dodatnim (anoda) lub
ujemnym (katoda) biegunem
prądu. Po włączeniu aparatu
Kiedy umawiamy się na zabiegi prądem, jesteśmy
powinniśmy odczuwać lekkie
zwykle proszeni o przyniesienie ze sobą dwóch
mrowienie, dlatego rehabiliopakowań gazy (zwykłej, niejałowej). To ona
tant – by ustawić odpowiedpośredniczy – po zwilżeniu – w przewodzeniu prądu
nie parametry prądu – zapyta
pomiędzy naszym ciałem a elektrodami. Rehabilinas o reakcję. Galwanizacja
tant kładzie gazę np. na chorym przedramieniu,
anodowa leczy ból związany
barku, na niej umieszcza elektrodę, wszystko
mocuje elastycznym bandażem i włącza prąd.
zmienny o małej częstotliwości. Najczęściej
stosowany jest zestaw trzech rodzajów prądów, następujących jeden po drugim, z których każdy jest odczuwany inaczej. Mają one
działanie przeciwbólowe, polepszają ukrwienie tkanek i ich odżywienie. Zwalczają nerwobóle, pomagają przy zmianach zwyrodnieniowych stawów i kręgosłupa, przeciążeniach
mięśni i ścięgien. Czas: 3 – 12 minut.
Prądy TENS – przezskórna
elektrostymulacja nerwów
Zabieg łagodzi nerwobóle (rwa kulszowa, barkowa), bóle stawów, kręgosłupa, przyspiesza
regenerację tkanek po urazach, np. po złamaniach. Powinniśmy czuć wyraźne impulsy:
szczypanie, mrowienie, wibracje, czasami drganie mięśni – o ich intensywność rehabilitant
też zapyta nas na początku zabiegu. Czas: 15
– 30 minut.
Prądy interferencyjne (prądy Nemeca)
Do naszych tkanek „wprowadza się” dwa prądy średniej, niewiele różniącej się częstotliwości, które nakładają się na siebie. Dlatego
rehabilitant „podłączy” nas do czterech elektrod, które ułoży tak, by skrzyżowanie prądów nastąpiło dokładnie w miejscu bólu. Natężenie prądu jest tak dobrane, byśmy odczuwali silne, ale przyjemne wibracje. Zabieg
zmniejsza napięcie układu nerwowego, intensywnie łagodzi ból (stawy, kręgosłup, nerwobóle, bóle mięśni), zmniejsza napięcie mięśni,
pomaga w ich regeneracji Czas: 15 – 20 minut.
FOTO. MICHAŁ AWIN
Jonoforeza
nym zroście kości po złamaniach, w zaburzeniach krążenia obwodowego w kończynach.
Czas: 15 – 20 minut.
Prądy diadynamiczne (prądy Bernarda)
W tym przypadku będziemy poddani działaniu prądu stałego, na który nakładany jest prąd
14
MAGAZYN 60+
Tutaj prąd stały pomaga we wprowadzeniu
przez skórę leku do naszego organizmu (cząstki leku zostają „obdarzone” ładunkiem elektrycznym i w postaci jonów przetransportowane do miejsca zmienionego chorobowo).
Ilość wprowadzonego leku jest proporcjonalna do natężenia prądu i czasu jego przepływu. Jonoforezę lekarz przepisze nam przy bó-
lach stawowych i mięśniowych, leczeniu blizn,
zaburzeniach krążenia obwodowego, stanach
zapalnych tkanek miękkich. Podczas zabiegu
powinniśmy odczuwać lekkie mrowienie. Czas:
15 – 20 minut.
Prądy Traberta (prądowe impulsy
prostokątne)
Działają przeciwbólowo, rozluźniająco, poprawiają ukrwienie tkanek. Jest to swego rodzaju masaż, a „masażystą” jest tu właśnie prąd.
Stosowany przy bólach mięśniowych, stawów,
przy chorobach zwyrodnieniowych stawów
i kręgosłupa, po urazach. Powinniśmy odczuwać drżenie mięśni. Czas: 10 – 15 minut.
ELEKTROTERAPIA
To zabiegi rehabilitacyjne
z wykorzystaniem prądów różnego
rodzaju. Pozwalają na zmniejszenie
dawek przeciwbólowych leków
farmakologicznych, pomagają
w usprawnianiu narządów ruchu,
pozwalają na efektywniejsze
wykonywanie ćwiczeń ruchowych,
co poprawia komfort życia ludzi
zmagających się z dolegliwościami
bólowymi narządów ruchu.
Wskazania: bóle mięśniowe i stawowe w przebiegu choroby zwyrodnieniowej stawów i kręgosłupa, bóle
przeciążeniowe mięśni, stany po
urazach, skręceniach, zwichnięciach,
złamaniach po zdjęciu opatrunku
unieruchamiającego, rwa kulszowa.
Przeciwwskazania: uszkodzenia
skóry, otwarte rany, choroby
nowotworowe, ciąża, rozrusznik
serca, automatyczna pompa insulinowa, ostre stany infekcyjne,
gorączka, obecność metalu w tkankach, wyniszczenie organizmu.
MAGAZYN 60+
15
zdrowym być
Pigułka czy ziółka?
Ciągle młody
ostropest
Kiedy przybywa lat, gdy przekroczymy sześćdziesiątkę, wielu
z nas nie folguje sobie przy stole – uważamy na to, co, jak i w jakich
ilościach jemy. Często mówimy, że nie chcemy się zbytnio objadać
albo jeść tej czy innej potrawy, bo potem te kulinarne przyjemności
nam po prostu dokuczają. Wszystko dlatego, że z wiekiem trawienie
nie jest już tak sprawne, mocno obciążona i nadwyrężona jest też
wątroba. Wielu seniorów cierpi na choroby przewlekłe
i muszą brać leki, które są dodatkowym balastem
dla tego narządu. Dlatego, by poczuć się lepiej, często sięgamy
po preparaty ziołowe zawierające ostropest plamisty.
LUCYNA KRYSIAK
„Przetestowany”
w starożytnej Grecji i Rzymie
Ostropest plamisty jest ziołem, które było znane i stosowane już w starożytnej Grecji i Rzymie. Dobroczynne działanie ostropestu potwierdziły setki badań – swą skuteczność
w chronieniu wątroby zawdzięcza sylimarynie, którą pozyskuje się z łupin nasiennych tej
rośliny. Sylimaryna wzmacnia i oczyszcza wątrobę, chroniąc nasz organizm przed nadmierną utratą glutationu. To związek podobny do
aminokwasu – odgrywa on ważną rolę w odtruwaniu organizmu. Leki uzyskane z ostropestu plamistego mogą zwiększać stężenie
glutationu nawet o 35 procent. Ostropest to
16
MAGAZYN 60+
również bardzo silny przeciwutleniacz, mocniejszy niż witamina C czy E, i dlatego przeciwdziała uszkodzeniom komórek przez wolne rodniki, chroniąc nas przed rakiem. Nasiona ostropestu plamistego mają działanie odtruwające i regenerujące miąższ wątroby oraz
częściowo miąższ nerek. Zwiększają wydzielanie soku żołądkowego i poprawiają apetyt.
– Moja wątroba była w fatalnym stanie, stłuszczona po zażywaniu leków na stwardnienie
rozsiane i w wyniku błędów dietetycznych
z czasów młodości, kiedy to jadło się nieregularnie, zbyt tłusto i zbyt często zakrapiając posiłki alkoholem – mówi Jacek Tamborowski
z Gdyni, który lada dzień skończy 65 lat i przej-
dzie na emeryturę. Dodaje, że już od dłuższego czasu wspomaga się preparatami na bazie
ostropestu plamistego. – Poleciła mi je farmaceutka w aptece i zażywam je regularnie, lepiej po nich trawię i śpię.
Jakie czasy, taka wątroba
Żyjemy w czasach przetworzonej żywności,
wiele osób kupuje półprodukty albo wyroby
garmażeryjne, by nie tracić czasu na przygotowywanie posiłków. Będąc na emeryturze,
można by zadbać o dietę łaskawą dla wątroby, ale u seniorów często przeważają jednak
stare nawyki żywieniowe. Do tego lubią ciasteczka, serniczki, desery z bitą śmietaną, naleweczki, jednym słowem łakocie, a nie lubi
tego wątroba. I kiedy nie nadąża z trawieniem,
bez litości nam o tym przypomina – rozpierającym bólem pod żebrami w prawym boku,
wzdęciami, zaparciami, nieprzyjemnym rozpieraniem w brzuchu. Jak unikać takich sytuacji?
– Przede wszystkim stosować lekkostrawną
dietę, w której przeważają gotowane warzywa i białe mięso lub ryby przygotowane na
parze – radzi farmaceutka Danuta Kowara.
– Można także wspomagać wątrobę ziołami.
Działają wolniej, ale za to są bardziej przyjazne, lepiej przyswajalne przez organizm i seniorzy chętnie je stosują czy to w postaci tabletek, czy w postaci naparu.
Ziółka jak herbatka
Wątroba odgrywa ważną rolę w przemianie
materii i pełni wiele funkcji, między innymi
tworzy zapasy glikogenu (cukru), zajmuje się
produkcją hormonów i detoksykacją. Osłabiona nie radzi sobie z tym dobrze, co nieprzyjemnie odczuwamy: pojawiają bóle brzucha,
kolki, a nawet krwawe wybroczyny i obrzęki
wokół kostek. Jest wiele preparatów poprawiających pracę wątroby, ale prym wiedzie
właśnie ostropest plamisty. Wyciąg z tej rośliny jest w wielu lekach dostępnych w aptekach
Pracę wątroby poprawia sylimaryna – wyciąg z ostropestu
plamistego – która:
Ma właściwości hepatoprotekcyjne,
czyli ochronne dla hepatocytów,
komórek wątroby
Ogranicza proces stłuszczenia
wątroby, którego konsekwencją
jest marskość tego narządu
Wspomaga wytwarzanie żółci,
dzięki temu usprawnia procesy
trawienne i nie dopuszcza do zastoju żółci w drogach żółciowych
Ma także zdolność obniżania frakcji LDL, czyli „złego cholesterolu”
Jest zalecana osłonowo po kuracjach silnymi lekami, np. antywirusowymi
(Legalon, Sylimarol, Sylimax, Sylicynar, Sylifex,
Sylimaryna, Sylivit). Są one produkowane
w różnych postaciach (tabletki, zawiesina)
i dawkach, ale seniorzy cenią sobie także zmielone nasiona ostropestu plamistego, które parzą jak herbatkę.
– Zawsze, jeśli mam do wyboru tabletkę i napar z ziół, wybieram to drugie, bo mam wtedy poczucie, że jestem bliżej natury, a także
spokojniejszą głowę, że nie obciążam wątroby dodatkowymi tabletkami, nawet jeśli to
tabletki ziołowe. Poza tym lubię zapach parzonych ziół, bo jest w nim jakaś magia – mówi
pani Janina Wojciechowska, mieszkanka Modlicy, która właśnie skończyła 70 lat.
MAGAZYN 60+
17
zdrowym być
Twoje zdrowie
na koncie
Nie męcz się, zliczając wydatki na leki. Nie wertuj gazet i ulotek
w poszukiwaniu tańszych lekarstw. Jeśli należysz
do Programu 60+, wejdź na swoje indywidualne, internetowe
Konto Zdrowotne 60+.
Robert Kozubal
Program 60+
To trzy tysiące tańszych leków dla seniorów.
Informacja o tanich zamiennikach lekarstw,
zachęcanie do dbania o zdrowie, do zdrowego stylu życia, do „śledzenia” swojej terapii lekowej. A teraz także Twoje osobiste, seniorskie Konto Zdrowotne 60+, na którym w każdej chwili możesz sprawdzić, jakie leki kupiłeś,
jak je dawkować, ile za nie zapłaciłeś, czy mogłeś zapłacić mniej.
Marzyliśmy o tym od początku, od chwili uruchomienia Programu 60+. Bo wiemy, że wielu
seniorów szuka informacji o stosowanych
przez siebie lekach, ich wzajemnym oddziaływaniu, interesuje się ich cenami, chce kontrolować wydatki na lekarstwa. Wiele osób zbiera też wyniki badań, historie leczenia w szpitalu, pobytu w sanatoriach.
Dlatego chcieliśmy, byś wszystkie informacje
o leczeniu miał zapisane w jednym miejscu,
byś mógł zajrzeć do apteki, nie wychodząc
z domu, spokojnie, bez stresu przestudiował
listę zamienników leków, które stosujesz.
I właśnie po to, by odjąć Ci pracy związanej ze
zbieraniem danych o Twoim zdrowiu i leczeniu oraz po to, by wiedza o tanich zamienni-
18
MAGAZYN 60+
kach lekarstw mogła zacząć działać, by się nie
„rozpraszała”, uruchomiliśmy dla każdego z
Was, uczestników Programu 60+, bezpłatne
Konto Zdrowotne 60+.
Apteka w domu?
Twoje Konto Zdrowotne 60+ to zupełna nowość – poza seniorami nikt w Polsce nie ma
jeszcze takiej zdrowotnej, indywidualnej, internetowej kartoteki. Konto pokaże Ci, ile wydajesz na leki, czy mógłbyś za nie płacić mniej,
jaka jest Twoja historia zdrowia. To jest rewolucja w myśleniu o terapii, zdrowiu, kontrolowaniu i obserwowaniu swojego leczenia. Bo
wszystkie informacje na ten temat są nie tylko w Twojej karcie w przychodni, ale także zawsze u Ciebie w domu. Więcej – one są na bieżąco aktualizowane, Konto Zdrowotne 60+
robi to za Ciebie.
Konto pozwala Ci także „zajrzeć” z domu do
apteki, możesz to zrobić w każdej chwili. Pozwala przyjrzeć się spokojnie wszystkim interesującym Cię lekom, sprawdzić ich ceny,
a konto cierpliwie „opowie” Ci nie o jednym
– jak jest to najczęściej w aptece – ale o kilkunastu tańszych zamiennikach. Zobaczysz tu
też zestawienie, jakie leki kupiłeś, ile za nie zapłaciłeś, jak je przyjmować.
Zaloguj się na koncie!
Żeby skorzystać z Konta Zdrowotnego 60+,
powinieneś:
• Być uczestnikiem Programu 60+. Konto
– niejako automatycznie – ma każda oso ba, która przystąpiła do Programu 60+.
• Mieć komputer z podłączeniem do Internetu.
Jak wejść na konto? Po pierwsze, w jakiejkolwiek przeglądarce internetowej (Internet Explorer, Chrome, Mozilla, Safari, Opera) wejdź
na stronę www.program60plus.pl. Następnie
kliknij ikonkę „Konto Zdrowotne 60+” z prawej strony. Zostaniesz przeniesiony bezpośrednio na stronę konta. Do jego aktywacji
będzie Ci potrzebny numer Twojej legitymacji 60+. Wpisz go w zaznaczone pole i postępuj dalej według wskazówek, które pojawią
się na ekranie komputera. Zostaniesz poproszony m.in. o wymyślenie swojego, indywidualnego hasła do konta. Dlaczego? Chodzi o to,
aby nikt poza Tobą nie mógł poznać Twoich
danych. Kiedy skończysz ten proces, będziesz
mógł zalogować się na swoje indywidualne
Konto Zdrowotne 60+.
Jak dostać się na swoje Konto Zdrowotne 60+?
1
Wybierz stronę: www.program60plus.pl, następnie kliknij ikonkę „Konto
Zdrowotne 60+” z prawej strony ekranu. Zobaczysz taki „obrazek”:
Jeśli chcesz
aktywować
Konto Zdrowotne 60+
tutaj wpisz numer
swojej legitymacji
Programu 60+.
Numer ten
zaczyna się od
cyfr: 000032.
Należy wpisać
pierwszych 16 cyfr.
Potem naciśnij ten przycisk.
MAGAZYN 60+
19
2
Program poprosi Cię o zaakceptowanie regulaminu korzystania z konta, a potem
o wypełnienie krótkiego formularza, w który wpiszesz wymyślone przez siebie
hasło dostępu do swojego konta.
4
Po aktywowaniu konta możesz na nie wejść. Naciśnij przycisk: „Przejdź do Konta
Zdrowotnego”. Korzystaj z funkcji Konta Zdrowotnego (np. Historia zdrowia,
Informacje o lekach). Zawsze, kiedy wejdziesz na konto, na początku zobaczysz
takie informacje:
5
Jeśli chcesz wyjść z konta, naciśnij przycisk: „Wyloguj się”. Gdy znów będziesz
chciał je przejrzeć, postępuj jak w punkcie pierwszym. Kiedy zobaczysz ekran
logowania się na konto, wpisz w pola w prawym górnym rogu ekranu numer
legitymacji Programu 60+ i swoje hasło. Następnie naciśnij przycisk: „Zaloguj się”.
Po wypełnieniu formularza naciśnij przycisk.
3
Teraz program zapisze na specjalnej karcie dane dostępu do Twojego konta
(nr legitymacji, hasło). Kartę możesz zapisać na komputerze, możesz też
ją wydrukować i schować.
Mogę to wydrukować i zabrać
do lekarza?
Numer Twojej
legitymacji 60+.
Utworzone
przez Ciebie hasło.
20
MAGAZYN 60+
Tak, informacje o przyjmowanych lekach, o ich
zamiennikach można wydrukować i mieć ze
sobą w przychodni, w aptece. To jeden z powodów, dla których powstało Konto Zdrowotne 60+. Dziś nie zawsze lekarz wie, ile leków
przyjmujesz, bo lecząc się u kilku specjalistów
rzadko zbierasz i zestawiasz te informacje.
Konto Zdrowotne to także pomoc dla Twojej
rodziny, towarzysząc Ci podczas wizyty u le-
karza, dzieci czy wnuki będą wiedzieć wszystko o Twoim zdrowiu i leczeniu.
Konto ostrzeże Cię ponadto przed niewłaściwymi interakcjami, do jakich może dojść pomiędzy stosowanymi przez Ciebie lekami. Każdy z użytkowników konta może też sam wpisywać informacje o odbytych czy planowanych wizytach lekarskich, notować wyniki
badań, zalecenia lekarskie. I – co równie
ważne dla seniora – konto Cię „podliczy”, a jeśli wydajesz za dużo na leki, będzie wciąż
MAGAZYN 60+
21
zdrowym być
Naprawdę nikt nie podejrzy
mojego konta?
Nikt, poza Tobą, nie ma do niego dostępu. Na
koncie gromadzone są przecież „delikatne”
dane dotyczące zdrowia konkretnego człowieka. Dlatego są one w pełni zabezpieczone. Korzystanie z nich jest możliwe wyłącznie
za pośrednictwem bezpiecznego kanału dostępu, stosowanego m.in. w bankowości elektronicznej.
– Jest to konto anonimowe. Nigdzie nie pojawia się informacja, kim jest jego właściciel. Dostęp możliwy jest wyłącznie po zalogowaniu,
czyli podaniu nazwy użytkownika oraz hasła,
a te dane użytkownik ustala samodzielnie
w trakcie zakładania konta i są one znane wyłącznie jemu. Informacje gromadzone na koncie są chronione poprzez zastosowanie nowoczesnych metod ochrony danych i sprawdzonych technologii informatycznych – mówi Paweł Błaszczyk, koordynator projektu Konto
Zdrowotne 60+.
Dodaje, że bardzo liczy na uwagi seniorów,
którzy zdecydują się na korzystanie z konta.
– Konto zostało uruchomione w tak zwanej
wersji beta, czyli wersji użytkowej, która może
być jeszcze modyfikowana. Będziemy je dostosowywać do oczekiwań seniorów – zapowiada Paweł Błaszczyk.
22
MAGAZYN 60+
Program 60+ i Falck Medycyna
Podstawowe informacje, jakie
każdy senior posiadający kartę
Programu 60+ znajdzie na swoim
Koncie Zdrowotnym 60+:
Jakie leki, kiedy i gdzie kupował
w ramach Programu 60+
Ile wydał na leki z podziałem
na miesiąc i rok
Ile zaoszczędził w wydatkach
na leki dzięki uczestnictwu
w Programie 60+
Ile kosztują tanie zamienniki
drogich lekarstw
Jak działa każdy z leków
(dokładny opis każdego z leków)
Jakich leków nie używać
jednocześnie, bo wchodzą
ze sobą w interakcję
Gdzie jest najbliższa apteka,
która działa w Programie 60+.
Większość z tych informacji
trafia na konto „automatycznie” – wystarczy przy każdym
zakupie pokazywać w aptece
legitymację Programu 60+.
Jesteśmy ciekawi Państwa opinii
na temat konta, jego przydatności,
przejrzystości i funkcjonalności.
Prosimy: przysyłajcie je drogą
elektroniczną na adres
[email protected].
Dzięki Waszym uwagom konto może
być jeszcze lepsze.
Senior udziela
pomocy
Cztery minuty. To czas, w którym trzeba udzielić pierwszej pomocy
osobie poszkodowanej. Czy jako przypadkowi świadkowie wypadku
mamy odwagę i potrafimy to zrobić? Czy jesteśmy raczej bezradni,
pozwalamy, aby nasza niewiedza, brak umiejętności i strach
decydowały o życiu lub zdrowiu innego człowieka?
Anna Krysicka
W
czwartkowe popołudnie w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi szukam zajęć
z udzielania pierwszej pomocy, które Program 60+ oraz spółka Falck Medycyna zaproponowały słuchaczom tutejszego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Z daleka
dobiegają mnie wesołe rozmowy. Kieruję się
w ich stronę. To bardzo roześmiana, kolorowa
grupa studentek 60+, którym energii mogliby
pozazdrościć niektórzy mijani przeze mnie
młodzi, nieco śnięci żacy. Pytam, czy trafiłam
na kurs pierwszej pomocy.
– Nie, szkolenie jest w pomieszczeniu obok
– mówią z uśmiechem panie, które – jak się
okazuje – mają dzisiaj równolegle zajęcia teatralne i ćwiczą właśnie swoje role.
Chwilę przed rozpoczęciem kursu w sali jest
kilkanaście osób. Na stołach notatniki, długoSeniorzy uczyli się reanimacji na specjalnym
fantomie do treningu resuscytacji
krążeniowo-oddechowej
pisy. Pierwsze ławki już zajęte. To natychmiast
widoczna różnica, jeśli porównalibyśmy zajęcia z wykładami dla „regularnych” studentów.
Przysiadam się do pani Heleny. – Nigdy nie
FOTO. MICHAŁ AWIN
przypominać, że możesz za nie płacić mniej.
– Konto Zdrowotne 60+ podlicza wydatki na
leki, pozwala śledzić leczenie nie tylko doraźnie, z perspektywy miesiąca, czy dwóch, ale
zestawia oszczędności lub „straty” na przykład w ciągu roku – mówi Karolina Bartoszek,
dyrektor Zespołu ds. Najniższych Cen Programu 60+. – Często uważamy, że jeśli raz w miesiącu przepłacimy za jakiś lek kilka czy kilkanaście złotych, to nic takiego. Tymczasem
w skali roku to kwota kilkunastokrotnie wyższa! Dziś mało komu chce się to wszystko systematycznie liczyć, a konto robi to za nas.
MAGAZYN 60+
23
FOTO. MICHAŁ AWIN
Zajęcia na UTW, działającym przy Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi prowadził
Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor BLS/AED
jest za późno, aby poszerzać wiedzę, umiejętności. Prowadzę samochód, a na drodze może
być przecież bardzo różnie – wyjaśnia, kiedy
pytam, dlaczego zdecydowała się na udział
w zajęciach.
Pani Renata, która pracowała wcześniej jako
nauczycielka, zwierza się, że na kurs pierwszej
pomocy przyszła z ciekawości.
– Brałam udział w podobnych szkoleniach jeszcze w pracy. Było to jednak dość dawno, a teraz chcę przypomnieć sobie tę wiedzę, zweryfikować ją – mówi.
Choć rozmawiamy szeptem, o nic więcej już
nie pytam, bo ze strony uczestników słyszymy „ciiii…” – sugestywny znak, że zajęcia już
trwają, a my przeszkadzamy.
Bezpłatne kursy pod hasłem: „Starszy ratownik” są organizowane od kilku miesięcy w całej Polsce. Uczestników szkoleń mogą zgłaszać organizacje i instytucje zrzeszające seniorów. Biorący w nich udział dowiadują się, jak
24
MAGAZYN 60+
ważne są takie zajęcia. Bo pomimo wielu akcji upowszechniających zasady udzielania
pierwszej pomocy, większość z nas nadal nie
umie lub boi się jej udzielić. W rezultacie, gdy
jesteśmy świadkami nieszczęśliwego zdarzenia, stoimy w tłumie gapiów, mając nadzieję,
że zareaguje ktoś inny, i tłumaczymy sobie, że
i tak przecież nic nie możemy zrobić. Tymczasem szkolenia pozwalają poznać podstawowe
zasady udzielania pierwszej pomocy, a także
oswajają ze stresującą sytuacją, z którą mamy
zawsze do czynienia, gdy ktoś obok nas zasłabnie, zakrztusi się lub ulegnie wypadkowi.
– Warto wszystkim przypominać, że trzeba
nieść pomoc i należy uczyć się jej udzielania.
Seniorzy nie mieli wcześniej zbyt wielu okazji
i możliwości, by się tego nauczyć – mówi
Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor
BLS/AED*, który prowadzi szkolenie.
Dodaje, że osoby starsze były dawniej raczej
ostrzegane, aby nie dotykać osób poszkodo-
wanych, bo „można im niechcący tylko zaszkodzić”. Jednak po takim kursie przekonują się,
że są w stanie udzielić pomocy, że potrafią
i mogą zareagować. Nie tracą głowy.
Pan Józef przyszedł nauczyć się udzielać
pierwszej pomocy właśnie z tego powodu. Nie
chce być w sytuacji, kiedy znajdzie się przy
osobie potrzebującej ratunku, a nie będzie
umiał pomóc.
– To nie jest tak, że tylko ja mogę potrzebować pomocy. Przecież może się zdarzyć, że
będę najbliżej poszkodowanego, a nie będzie
tam wykwalifikowanego sanitariusza czy lekarza, z ambulansem i niezbędnym wyposażeniem – tłumaczy. – I wtedy ode mnie będzie
zależeć, czy uda się uratować człowieka. Szkolenie daje mi obraz tego, co może zdarzyć się
w rzeczywistości i co mam wtedy robić – mówi
pan Józef.
Podczas zajęć seniorzy uczą się, jak rozpoznać
stan zagrożenia życia, jak powiadomić służby
medyczne, co robić, zanim przyjedzie karetka
pogotowia, jak korzystać z defibrylatora, jak
samemu podtrzymać podstawowe funkcje życiowe poszkodowanego i jak przy tym robić
to bezpiecznie zarówno dla siebie, jak i osób,
którym pomagamy. Wszyscy ćwiczyli na fantomach, symulowali wzywanie służb ratowniczych i koordynację akcji przed przyjazdem karetki pogotowia. Zajęcia pozwalają przełamać
opory przed podejściem do osoby, która potrzebuje pomocy i strach przed podjęciem
działań.
Pan Józef wyspecjalizował się w telefonicznym powiadamianiu pogotowia o zaistniałej sytuacji. Mistrzem grupy w resuscytacji krążeniowo-oddechowej okazał się pan Jan,
który już za pierwszym razem wykonał ją perfekcyjnie.
– Nie znalazłem się do tej pory w sytuacji, która wymagałaby ode mnie podjęcia czynności
ratowania życia innej osobie – mówi z uśmiechem, gdy pod wrażeniem profesjonalizmu,
z jakim przystąpił do działania na manekinie,
pytam, czy już kiedyś uczył się udzielania pomocy. – Praktyka nie jest aż tak straszna, jak
mi się wydawało. Wie pani, przekonuję się, że
warto poświęcić czas, aby dowiedzieć się, jak
się zachować, gdy życie postawi nas w takiej
sytuacji, zaskoczy – mówi pan Jan.
Szkolenie na Uniwersytecie Trzeciego Wieku
Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi było jednym z pierwszych, które odbywają się w ramach bezpłatnej akcji „Starszy ratownik”, zorganizowanej przez Program 60+
i Falck Medycyna. Na kursy zapisało się już kilkanaście uniwersytetów trzeciego wieku i domów pomocy społecznej, a także Polskie Stowarzyszenie Diabetyków. Zajęcia odbędą się
m.in. w Łodzi, Radomsku, Sopocie, Poznaniu,
Gdańsku, Łasku, Jarosławiu, Warszawie.
Organizacje, które chciałyby zapisać seniorów
na szkolenia z udzielania pierwszej pomocy,
mogą przesyłać zgłoszenia na adres e-mailowy: [email protected].
* BLS/AED – podstawowe zabiegi resuscytacyjne
i automatyczna defibrylacja zewnętrzna
Spółka Falck
Medycyna jest
od niedawna
partnerem Programu 60+. Firma współdziała
z zespołem koordynującym Program
60+, dzięki czemu lekarze zatrudniani przez Falck będą dysponować
poszerzoną wiedzą o zamiennikach
leków. Zostaną też uczuleni na to,
by zwracać uwagę na zasobność
portfela seniora, zainteresować
się możliwością wykupienia przepisanych leków, pytać o przebieg
terapii, o systematyczność leczenia.
MAGAZYN 60+
25
piękne życie
No To Co i Trubadurzy:
bigbitowi jubilaci
Debiutowali w latach
sześćdziesiątych XX wieku.
Zdobyli ogromną popularność
i wylansowali wiele przebojów.
Choć piosenek Trubadurów
i No To Co próżno dziś szukać
na falach eteru, to zespoły wciąż
występują, mają się dobrze
i właśnie obchodzą okrągłe
jubileusze.
Monika Pietras
Nasi chłopcy
nasza młodość
FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU
G
rupy łączy bardzo wiele. Obie powstały w Łodzi, w ich składach pojawiali się ci sami muzycy. Obie
zdobyły tysiące fanów w kraju
i miały szansę na kariery zagraniczne. Członkowie obu zespołów występowali w kostiumach i mieli w repertuarze piosenki m.in.
o wojsku i piłce nożnej. W latach sześćdziesiątych oba zespoły zdobyły nagrody na festiwalu w Opolu, a w 2013 roku wzięły udział w plebiscycie zorganizowanym z okazji 50-lecia Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki: No To Co
z „wojskowym” utworem „Po ten kwiat czerwony” (muzyka Jerzy Wasowski, słowa Bronisław Bork), a Trubadurzy z „żołnierskim” „Przyjedź, mamo, na przysięgę” (muzyka Henryk
Klejne, słowa Edward Fiszer).
No To Co z Piotrem Janczerskim.
Szczyt popularności zespołu
przypadł na koniec lat 60.
26
MAGAZYN 60+
MAGAZYN 60+
27
piękne życie
FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU
FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU
– Do tego szefowie Estrady wymyślili, że każda piosenka musi mieć układ choreograficzny. Ubrani w ciężkie peleryny, wysokie buty
i kapelusze z piórami musieliśmy przez półtorej godziny śpiewać, grać, tańczyć i ciągnąć za
sobą kable od nagłośnienia. Wymagało to nie
lada finezji – podkreśla artysta.
Dziś już mało kto pamięta, że z Trubadurami
występowały również kobiety. Pierwszą wokalistką była Sława Mikołajczyk, później pojawiła się Halina Żytkowiak, a w latach osiemdziesiątych w grupie śpiewała Elżbieta Jagiełło. W różnych okresach skład zespołu ulegał Obecnie w Trubadurach występują (od lewej):
zmianom. Krzysztof Krawczyk wybrał karierę Piotr Kuźniak, Sławomir Kowalewski, Jacek Malanowski
solową, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkow- i Marian Lichtman
ski przeszli do grupy No To Co, za to do Trubadurów na pewien czas dołączył Ryszard Po- nimi na ten sam pomysł wpadli Skaldowie oraz
znakowski. Zespół objechał cały świat i zagrał grupa No To Co. Zaczynali jako Grupa Skifflotysiące koncertów. Trubadurzy byli o krok od wa Piotra Janczerskiego (skiffle to połączezagranicznej kariery. Alan Freeman, znany nie folku, jazzu i rock and rolla), dopiero póździennikarz Radia Luxemburg, ocenił, że ze- niej w wyniku konkursu została wyłoniona
spół prezentuje światową klasę, tylko braku- nazwa No To Co. Zespół skończył właśnie
je mu zachodniego menedżera.
45 lat. Na początku artyści mieli w reper– W 1972 roku, po olimpiatuarze wiązankę piosedzie w Monachium, dostanek góralskich, ale wcale
Trubadurzy swój jubileusz
liśmy propozycję ucieczki
nie zamierzali iść w tym
zamierzają uczcić trasą
do Londynu, ale wszyscy
kierunku. Wszystko zmiekoncertową po Polsce
wrócili do kraju – przyznaniło się wraz z występem
oraz występami w Stanach
je Marian Lichtman.
Zjednoczonych. Szykują
w programie telewizyjnym
rocznicowe DVD uzupełnione
W dyskografii Trubadurów
Ewy Bonackiej pt. „Przyśo nowe nagrania.
znajduje się blisko 30 tytupiewki ludowe”, do któłów, z czego siedem krążrego mieli przygotować
ków zyskało status Złotej
przeróbki kilku utworów
Płyty. Ich największe przeboje to: „Przyjedź, regionalnych. I tak zostało – piosenki i stroje
mamo, na przysięgę”, „Znamy się tylko z wi- z folkowymi elementami. W latach sześćdziedzenia”, „Krajobrazy”, „Nie przynoś mi kwia- siątych taka była cena za możliwość grania
tów, dziewczyno”, „Będziesz ty” oraz tytuło- bigbitu.
wa piosenka z serialu „Wojna domowa”.
Zaczynali w składzie: Piotr Janczerski, Jerzy
Grunwald, Jerzy Krzemiński, Jan Stefanek,
Prekursorzy folku
Bogdan Borkowski, Jerzy Rybiński i AleksanPierwszymi polskimi zespołami, które czerpią der Kawecki. Apogeum popularności grupy
z muzyki ludowej, wcale nie są Golec uOrkie- przypadło na lata 1968-1970. Zostali okrzykstra, Brathanki ani Zakopower. Wiele lat przed nięci najbardziej znanym w świecie zespołem
Trubadurzy w najsłynniejszym składzie (od lewej): Krzysztof Krawczyk, Ryszard Poznakowski,
Sławomir Kowalewski i Marian Lichtman
Rockandrollowi muszkieterowie
Zespół Trubadurzy istnieje już 50 lat. Założyli go Sławomir Kowalewski i Krzysztof Krawczyk, którzy byli kolegami z podwórka i ze
szkoły oraz razem występowali w łódzkim Młodzieżowym Domu Kultury w „Spotkaniach
z piosenką”. Grupa miała być podobna do The
Beatles. Kowalewski komponował, Krawczyk
pisał teksty, ale pozostawała jeszcze kwestia
gry na instrumentach. W czasie wakacji nad
morzem Kowalewski tak długo ćwiczył z Krawczykiem grę na gitarze, aż ten opanował chwyty i został gitarzystą. Do składu doszedł także Marian Lichtman, kolega z MDK. Początkowo Lichtman, który był solowym wokalistą
i gitarzystą, nie chciał grać na perkusji i nawet
obraził się na kolegów za niestosowną propozycję. Ostatecznie jednak zasiadł do instru-
28
MAGAZYN 60+
mentu, który kupił mu ojciec i został polskim
Ringo Starrem. W pierwszym składzie znaleźli się jeszcze Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkowski. Chłopaków wzięła pod skrzydła Estrada Łódzka. Warunkiem podpisania kontraktu
było… zdanie matury.
W tamtych czasach w modzie były kolorowe
nazwy zespołów, których na rynku było już
dużo. Panowie pogrzebali więc w encyklopedii muzycznej i wybrali sobie dźwięczną nazwę Trubadurzy. Od średniowiecznych poetów do XVII-wiecznych muszkieterów był już
tylko krok. Szymon Kobyliński zaprojektował
efektowne kostiumy, które do dziś są znakiem
firmowym grupy.
– Byliśmy pierwszym zespołem na świecie,
który miał mikrofony przymocowane do gitar
– wspomina początki Sławomir Kowalewski.
MAGAZYN 60+
29
30
MAGAZYN 60+
grupy No To Co był utwór z 1974 roku „My, kibice”, znany lepiej jako „Po zielonej trawie piłka goni”. Znalazły się w nim barwne powiedzonka trenera Kazimierza Górskiego (ubrane w rymy przez Ludwika Jerzego Kerna) ze
słynnym „piłka jest okrągła, a bramki są dwie”.
Sławomir Kowalewski z Trubadurów napisał
piłkarskie piosenki przed Mundialem ’82 w Hiszpanii i Euro 2012. Dla Widzewa skomponował piosenkę „RTS dziś gra mecz” oraz na
100-lecie klubu „Uwerturę widzewską”. Wszyscy Trubadurzy nagrali natomiast hymn „ŁKS
to drużyna nasza jest”.
Razem i osobno
Trubadurzy kilkakrotnie zawieszali działalność,
rozjeżdżali się po świecie i ponownie reanimowali zespół w starym i nowszym składzie. Marian Lichtman w 1974 roku wyemigrował do
Danii. Występował m.in. z grupą Mosala Dosa
i koncertował z Milesem Davisem podczas jednej z jego tras po Skandynawii. Obecnie dzieli czas
między Kopenhagę, Waszawę i Łódź. Oprócz występów z Trubadurami, komponuje i aranżuje muzykę oraz
promuje młode talenty. Nagrał piosenki z Iwoną Węgrowską i grupą Chanel. Pisze dla zespołu Masters
i Kasi Świostek.
– To miłe, kiedy zgłaszają się
do mnie młodzi ludzie i proszą o skomponowanie piosenki, bo wierzą, że dzięki
mojemu doświadczeniu bę-
dzie im łatwiej się przebić – mówi Marian
Lichtman.
– Każde pokolenie ma swoje gusty. Wprawdzie hip-hop to nie moja bajka, ale bity robić
potrafię. Ortodoksyjne disco polo to też nie
mój klimat; najlepiej czuję się w kompozycjach pop-rockowych. Wiem, że jestem
kontrowersyjny w tym, co robię, ale chętnie
łączę siły z młodymi artystami i w stylu dance mam zamiar jeszcze pokazać swój pazur
– zapewnia.
Kapitanem, który przez lata pilnował, żeby
okręt nie zatonął, był Sławomir Kowalewski.
Zespół koncertował w kraju i za granicą, nagrywał w radiu i telewizji, a w 1975 roku zdobył Srebrny Pierścień na Festiwalu Piosenki
Żołnierskiej w Kołobrzegu za utwór „Żołnierz
lubi śpiewać”. Obecnie Trubadurzy występują
w składzie: Sławomir Kowalewski, Marian
Lichtman, Piotr Kuźniak i Jacek Malanowski.
Z dawnymi kolegami wciąż się lubią i spotykają
Fot. PAP/DPA
FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU
znad Wisły; w samym tylko Związku Radzieckim sprzedali dziewięć milionów płyt! Nagrywali dla CBS i jako jedyni polscy wykonawcy
trafili do encyklopedii „Billboardu” (amerykański magazyn muzyczny).
– To nie była normalna grupa, to było zjawisko. Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy, że oto rodzi się niesamowity zespół –
wspomina Jerzy Rybiński.
Po udziale w targach Midem w Cannes panowie otrzymali propozycję grania jako support
przed Johnnym Hallydayem, ale ich paszporty ważne były tylko pięć dni. Angielski meneNo To Co dzisiaj. Od lewej: Aleksander Kawecki,
dżer wpadł na pomysł, aby polska ambasada
Jerzy Rybiński, Jan Stefanek i Zbigniew Brzeziński
zatrudniła muzyków na etatach… sprzątaczy. (na zdjęciu brakuje Michała Makulskiego)
Niestety, nasze władze nie wykazały się poczuciem humoru ani dalekowzrocznością.
traktował o opolankach. Oryginalny utwór luNajwiększymi przebojami zespołu zostały pio- dowy pochodzi z Wielkopolski, a zespół piersenki „Po ten kwiat czerwony” i „Te opolskie wotnie nagrał go w wersji „zakopiańskiej”. Dodziouchy”. Pierwsza z nich
piero przed festiwalem
powstała w 1968 roku
tekst skomercjalizował się
No To Co w czerwcu ruszyli
(interwencja wojsk Ukłai pojawiły się „Te opolskie
w jubileuszową trasę.
du Warszawskiego w Czedziouchy”, które czasami
Na niektórych koncertach
chosłowacji). Ponieważ
na koncertach ulegają dalmuzykom będą towarzyszyć:
w tekście pojawiają się
szym terytorialnym modyHalina Kunicka, Andrzej
słowa: „Żołnierz dziewfikacjom.
Rybiński i Edward Hulewicz.
czynie nie skłamie, choTrubadurzy zostali odznaZespół przygotowuje płytę
ciaż nie wszystko jej popodsumowującą minione
czeni Złotymi Krzyżami
45 lat, na której znajdą się
wie”, zespołowi zarzucaZasługi oraz Medalami Zasztandarowe piosenki i nowe
no, że nagrał utwór… prosłużony Kulturze Gloria
utwory. W nagraniach weźmie
pagandowy. Tymczasem
Artis. Natomiast muzycy
udział Piotr Janczerski.
piosenka została nagrana
z No To Co mogą pochwaw maju, Grand Prix na feslić się Medalami za Zasługi
tiwalu w Opolu zdobyła
dla Pożarnictwa, które na
w czerwcu, a inwazja na
Zamku Królewskim w Warszawie wręczył im
Czechosłowację wydarzyła się w sierpniu.
Waldemar Pawlak, ówczesny premier i jedno– Aż takich układów w Układzie Warszawskim cześnie prezes Ochotniczych Straży Pożarnie mieliśmy, żeby trzy miesiące wcześniej do- nych. Wszystko za sprawą piosenki „Pożar
wiedzieć się o czymś, o czym wtedy nie wie- w Kwaśniewicach”.
dział nawet sam Breżniew – zapewnia Alek- – Dzięki temu mamy bezpłatny wstęp na każsander Kawecki.
dą zabawę w remizie, tylko musimy mieć ze
Drugi wielki przebój, którym No To Co podbi- sobą legitymacje – śmieje się Jerzy Rybiński.
ło opolską publiczność, na początku wcale nie Jednym z najbardziej popularnych przebojów
FOTO. MICHAŁ AWIN
piękne życie
Gdyby nie żelazna kurtyna,
grupa No To Co mogła
zrobić karierę na Zachodzie
MAGAZYN 60+
31
piękne życie
piękne życie
32
MAGAZYN 60+
Roman Polański
Dopóki Stonesi są na scenie…
Dżentelmen czy skandalista?
Choć w tym roku kończy 80 lat ani wyglądem, ani zwłaszcza
zachowaniem nie przypomina statecznego emeryta. Szczupły,
niewysoki, w sportowej marynarce wciąż tryska energią. Dużo
młodsza u jego boku żona, ciągle piękna i zmysłowa francuska
aktorka Emmanuelle Seigner, także odejmuje mu lat.
Mariola Wiktor
K
iedy przypadkiem zobaczyłam
Romana Polańskiego na bulwarze Croisette w Cannes, podczas
zakończonego w maju festiwalu
filmowego, do głowy mi nie przyszło, że ma
prawie 80 lat. Biegł za… taksówką, wymachu-
Fot. ARCHIWUM BERLINALE
„Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym” – śpiewa Grzegorz Markowski, nieco młodszy kolega z zespołu Perfect, ale ani
Perfect, ani No To Co, ani Trubadurzy na emeryturę się nie wybierają. Dopóki na ich koncerty przychodzi publiczność, nie myślą o zakończeniu działalności estradowej, bo bycie
muzykiem to powołanie, a nie zawód.
– Jesteśmy nałogowcami grania. Granie nas
nie męczy, to właśnie ono trzyma nas przy życiu – mówi Jerzy Rybiński z No To Co. – Dopóki Stonesi są na scenie, my też będziemy
grać – śmieje się Zbigniew Brzeziński i już poważnie dodaje: – Nie ma koncertu, żebyśmy
nie bisowali po trzy razy. Tu nie ma klakierów.
Reakcja publiczności potwierdza, że wciąż jesteśmy potrzebni.
– Jesteśmy młodymi ludźmi, tylko w starszym
wieku – żartuje Trubadur Sławomir Kowalewski. – Wciąż mamy dość siły, żeby zagrać pełny koncert na żywo, wciąż mamy nowe pomysły i będziemy grać, dopóki ludzie będą chcieli nas słuchać – dodaje z dumą. Choć tu i ówdzie strzyka, choć to i owo niedomaga, panowie z radością ruszają w trasy koncertowe
i wychodzą na scenę. Bo to właśnie dzięki muzyce, dzięki bliskiemu kontaktowi z publicznością zapominają o bagażu lat i dolegliwościach, a za sprawą miłości fanów regenerują
siły i ładują akumulatory. Na koncerty obu zespołów przychodzą całe rodziny. Starsi wielbiciele przyprowadzają swoje dzieci, a czasem
i wnuki, żeby pokazać, czego rodzice i dziadkowie kiedyś słuchali. Jak śmieje się Kowalewski, znajomość repertuaru przechodzi w genach z fana na fana, a wiek publiczności waha
się od 5 do 105 lat. Trubadurzy chętnie pozbyliby się ciężkich, nieco już dziś kiczowatych kostiumów, ale publiczność wciąż żąda, żeby na
scenie pojawiali się tak jak za dawnych lat
– w przebraniu.
FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES
towarzysko. Na swojej stronie internetowej
muzycy napisali: „Przeżyliśmy disco polo i pampersów. Kolejne żony i zakręconych krytyków,
bo rock and roll konserwuje. Dojrzeliśmy jak
wino”.
Również w No To Co zdarzały się zawirowania. Na początku lat siedemdziesiątych odeszli Piotr Janczerski i Jerzy Grunwald, ale zespół jeszcze grał do 1980 roku. Ponownie muzycy spotkali się w 1993 roku i zaczęli koncertować w pierwotnym składzie (ale bez Grunwalda). Obecnie No To Co tworzą: Zbigniew
Brzeziński, Aleksander Kawecki, Jerzy Rybiński, Jan Stefanek i Michał Makulski.
– Życie artysty jest jak sinusoida: raz jesteś na
górze, raz na dole. Wszystko zależy od szczęścia, managemantu, promocji – podsumowuje
Aleksander Kawecki. – W latach sześćdziesiątych na pewno było łatwiej zaistnieć. Teraz
naprawdę trzeba „być artystą”, żeby wyżyć
z grania – dodaje.
Po opuszczeniu No To Co Piotr Janczerski założył Bractwo Kurkowe, reżyserował widowiska plenerowe i współpracował z grupą Babsztyl. Pisał piosenki i scenariusze programów
dla dzieci. Na wydanej w 2011 roku płycie Jerzego Rybińskiego „Piąta strona świata” znalazły się trzy jego teksty. Obecnie Janczerski
bardzo rzadko pojawia się na scenie, choć czasami daje się namówić na wspólne nagrania
i występy z No To Co.
Panowie z No To Co jeszcze nie dorobili się
wnuków, ale Trubadurzy już są dziadkami. Zarówno Sławomir Kowalewski, jak i Marian
Lichtman mają po czworo wnucząt. Wnuki
Lichtmana zawsze przychodzą dopingować
dziadka, kiedy gra jam session w duńskich klubach. Kowalewski pisał kiedyś piosenki dla
swoich małych córek (m.in. uwielbianą przez
dzieci „Fantazję” i „Zielone ufoludki”), a teraz
pałeczkę przejmuje wnuczka Kaja, która wykonuje m.in. skomponowane przez dziadka
„Światełko odblaskowe”.
Roman Polański
jąc rękami i krzycząc: „Monsieur, monsieur!”.
Robił to tak szybko i energicznie, że kierowca
musiał się zatrzymać. Ale co tam zdumiony
taksówkarz! Witalność Polańskiego jeszcze
mocniej zaznacza się w jego sposobie bycia.
Nadal szokuje i wzbudza kontrowersje.
MAGAZYN 60+
33
FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES
piękne życie
– Sądzę, że dążenie do zrównania ze sobą mężczyzn i kobiet to czysty idiotyzm – tymi słowami reżyser wywołał burzę podczas konferencji prasowej w Cannes, poświęconej promocji jego najnowszego, pokazywanego
w konkursie filmu „Wenus w futrze”. – Uważam, że to rezultat postępu medycyny. Pigułka mocno zmieniła kobiety w naszych czasach,
maskulinizując je i odbierając im kobiecość.
Doszło do tego, że podarowanie dziś kobiecie
bukietu kwiatów może być uznane za nietakt.
Myślę, że to odbiera całą romantyczność naszemu życiu. To jest przykre – dodał Polański.
W obronie kobiet kobiecych
Dziennik „Le Figaro” zareagował natychmiast
na tę wypowiedź. Słowa Polańskiego negujące równość płci musiały zostać we Francji bardzo źle odebrane, bo zbiegły się z niespotykaną od dawna w tym kraju eskalacją żądań
francuskich feministek o równouprawnienie.
Jednak Polański nie zamierzał chyba wypowiadać im wojny i chodzi mu raczej o to, że we
współczesnym świecie kobiety coraz częściej
zachowują się jak mężczyźni: stają się agresywne, wulgarne, dominujące. To mu właśnie
„nie pasuje”.
34
MAGAZYN 60+
O swoim nowym filmie mówi oczywiście, że
to satyra na seksizm. Ale ja mu nie wierzę. Bo
Polański – jak zawsze – także i tu jest niejednoznaczny. „Wenus w futrze” to opowieść
o dojrzałej aktorce, która desperacko próbuje przekonać reżysera, by ją zaangażował do
sztuki erotycznej. I jest to z jednej strony wyraz lęku Polańskiego przed silnymi, dominującymi kobietami, z drugiej – przejaw autentycznego nimi zachwytu, ale przede wszystkim jadowita kpina, satyra na zmianę ról damsko-męskich. Tym również Polański wzburzył
dziennikarzy. „Wenus w futrze” to nie tylko
znakomity, świetnie wyreżyserowany i zagrany przez Emmanuelle Seigner i Mathieu Almarica kameralny film o relacji reżyser – aktorka. W czasie przesłuchań w teatrze widzimy,
jak reżyser mężczyzna zostaje całkowicie zdominowany przez kobietę aktorkę. Staje się jej
niewolnikiem. Co więcej, maluje sobie usta
i wkłada szpilki. Niewieścieje. Psychicznie i fizycznie.
– Nie jestem mizoginistą, lubię kobiety, ale
trzeba przyznać, że one też bywają strasznymi zdzirami – powiedział Polański przy innej
okazji i temu oświadczeniu bardziej wierzę.
Oczywiście w Cannes nie mogło się obejść bez
zarzucania reżyserowi, aspirującemu do bycia
dżentelmenem, hipokryzji i wypominania mu
jego niezbyt cnotliwej przeszłości.
Wieczny uciekinier
W 1977 roku Polański został zatrzymany
w Los Angeles pod zarzutem uprawiania seksu z 13-letnią wówczas Samanthą Geimer. Groził mu wyrok nawet do 50 lat więzienia. Reżyser nie stawił się w sądzie i zbiegł z Ameryki
do Paryża. Nigdy potem nie przekroczył granic USA. Nawet wtedy, gdy w 2003 roku otrzymał Oscara za „Pianistę”, statuetkę odebrał
za niego Harrison Ford. Polański zapewne nie
przypuszczał, że sprawa S. Geimer wróci do
niego szczególnie mocno jeszcze raz, po ponad 30 latach. Zwłaszcza że dziś ta 49-letnia
kobieta, matka trójki dzieci, przekonuje, że
dawno wybaczyła reżyserowi, a on wpłacił na
jej konto niemałe odszkodowanie. Jednak kiedy reżyser przyleciał do Zurychu na festiwal
filmowy, by odebrać nagrodę za całokształt
twórczości, aresztowano go na lotnisku
w Szwajcarii. Wprawdzie Polański nie został
deportowany do USA, ale przez 10 miesięcy
przebywał w areszcie domowym w swoim
domu w Gstaad. W tym czasie pisał między innymi scenariusze do kolejnych filmów
– „Rzezi” i „Wenus w futrze”.
Zamiast więzienia – wygnanie
z Hollywood
Choć według amerykańskiego prawa Polański nadal jest zbiegiem, a jego przestępstwo
nie uległo przedawnieniu, wiele osób uważa,
że zapłacił już za nie wysoką cenę. Banicja
z USA, raju światowej kinematografii, to wszak
najbardziej dotkliwa kara dla utalentowanego filmowca. Po oszałamiających sukcesach
„Dziecka Rosemary” i „Chinatown” Hollywood
stanęło przed Polańskim otworem. Tymczasem wszystkie swoje późniejsze filmy, takie
jak „Tess”, „Frantic”, „Gorzkie gody”, „Pianista”,
„Autor Widmo”, realizował już w Europie.
Łatwiej zrozumieć, dlaczego Polański ciągle
ucieka przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, kiedy prześledzi się jego „kontakty” z amerykańskim sądownictwem. Najpierw
była sprawa odrażającego morderstwa bandy Mansona w 1969 roku dokonanego na ciężarnej żonie Polańskiego Sharon Tate i jej przyjaciołach. Choć sprawcy stanęli przed sądem,
motywy działań bandy Mansona do dziś nie
są do końca znane, a wyrok oraz warunki,
w jakich żyje ten przestępca w więzieniu, wydając książki i nagrywając płyty, musi budzić
wiele kontrowersji. W sprawie Samanthy
Geimer sędzia miał iść na ugodę z Polańskim,
z której się jednak wycofał. Może dlatego Polański wciąż nie chce ryzykować i zamknąć
swojej sprawy przed sądem w USA, choć jego
prawnicy uważają, że dopuszczono się tu wielu uchybień.
Legenda biograficzna Polańskiego
Życie Polańskiego, włączając w nie traumatyczne przeżycia dziecka ukrywającego się ze
względu na żydowskie pochodzenie w czasie
drugiej wojny światowej, to materiał na co najmniej kilka scenariuszy filmowych. Wielu widzów doszukuje się nawet w jego twórczości
odniesień do osobistych przeżyć, ale on sam
chyba nie bardzo chciałby, by jego filmy były
traktowane jako autobiografie, by tak były odczytywane.
Długo nie chciał robić filmu o wojnie. Dopiero „Pianista” wzbudził jego zainteresowanie.
– Szukałem tematu, w którym mógłbym wykorzystać wspomnienia z dzieciństwa, ale który nie byłby opowiadaniem o moim życiu – zaznaczył w jednym z wywiadów. W „Tragedię
Makbeta” Polański wpisał historię morderstwa dokonanego przez bandę Mansona na
Sharon Tate. W „Lokatorze” pokazał wyobcowanie, którego doświadczył jako cudzoziemiec
w Paryżu. W „Tess” pojawił się wątek gwałtu
na nieletniej. „Gorzkie gody” z kolei są aluzją
do stosunków łączących Polańskiego z młodszą o 33 lata żoną, Emmanuelle. Natomiast
w ostatnim filmie „Wenus w futrze” (pojawi
się w polskich kinach jesienią) nosząca skórzaną obrożę aktorka to odniesienie do elektronicznego paska, który Polański musiał mieć
przez wiele miesięcy na nodze, by władze mogły go kontrolować, gdy przebywał w areszcie domowym w Gstaad.
– Granica między fantazją a rzeczywistością
była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana
– przyznaje po latach Roman Polański, współtwórca własnej legendy biograficznej.
MAGAZYN 60+
35
piękne życie
Wreszcie
szczęśliwa,
wreszcie nigdy
głodna
Kiedyś to były wakacje
Tak zatytułowaliśmy nasz konkurs. Prosiliśmy o opisanie
wakacji, które szczególnie utkwiły w Państwa pamięci. Spośród
nadesłanych listów wybraliśmy cztery wspomnienia niezwykłych,
niezapomnianych wakacji. Trzy z nich można przeczytać w rubryce
konkursowej (str. 66). Ale jedną z najbardziej wzruszających
i niesamowitych historii, jakie otrzymaliśmy, publikujemy obok
naszych redakcyjnych tekstów. To opowieść pani Ewy z Kielc,
która zaraz po wojnie pojechała na wakacje za granicę.
J
estem sierotą wojenną. Mamę zastrzelili okupanci, ojciec zginął w
obozie Gross-Rosen. Opiekowała
się mną babka: analfabetka, osoba
surowa, nieokazująca uczuć. Prawie
cała rodzina babci (pięć córek i pięciu synów)
zginęła w czasie wojny lub była rozproszona
po świecie.
W 1947 roku Królestwo Danii zaprosiło na czteromiesięczne wakacje około setki dzieci z Polski – sierot i półsierot wojennych. Władze
ZBoWiD wytypowały mnie do wyjazdu wraz
z dziesięcioosobową grupą dzieci z Kielc. Po
badaniach przeprowadzonych przez duńskich
lekarzy w Warszawie zakwalifikowano dwie
dziewczynki. Jedną z nich byłam ja.
36
MAGAZYN 60+
Batorym do Danii
Moją walizkę stanowiło drewniane pudło
z rączką, do którego babka zapakowała jedną
sukienkę, majtki i koszulkę; wszystko wielokrotnie cerowane. Podróż z Warszawy do Gdyni rozklekotanymi wagonami trwała ponad 12
godzin. W gdyńskim porcie czekał na nas statek – „Stefan Batory”. Wydawał się olbrzymi,
a wewnątrz szczyt luksusu – własna koja,
prysznic i dużo, dużo pysznego jedzenia. Po
raz pierwszy jadłam owoce południowe, piłam kakao i… prawdziwą herbatę!
W kopenhaskim porcie czekały na nas duńskie
rodziny, które chciały zapewnić nam szczęśliwe wakacje. Wprawdzie miło było odczuć, że
ktoś na nas czeka, lecz przykre było to, że ro-
dziny zaczęły wybierać sobie
dzieci. Te rosłe i ładne miały
większe szanse – ja wychudzona, z mysimi warkoczykami nikomu nie przypadłam
do gustu.
„Niewybrane” dzieci umieszczono na promie transportowym, który popłynął do
portu Odense. Tam miało nastąpić kolejne „wybieranie”.
Dzieci, po które nikt się nie
zgłosił, rozwożono do rodzin
w wiejskich farmach. Tu również mi się nie poszczęściło.
Dziewczynkę, z którą mnie
wieziono, wybrała rodzina
z pięknego, wiejskiego gospodarstwa. Ja dotarłam do
małego nadmorskiego miasteczka – Faaborga na wyspie Flania.
Rysunkowe rozmowy
Pod małym parterowym domkiem czekali moi
opiekunowie – Ellen i Gerhard Poulsenowie
z córką Kirsten. Przygotowano obiad z potrawami, których nie znałam. Słabo mi też szło
posługiwanie się nożem i widelcem. Córka gospodarzy przyglądała mi się z nieufnością. Bariera językowa nie ułatwiła zadania. Potem Poulsenowie oprowadzili mnie po wszystkich pomieszczeniach domu. Nie był okazały: salon,
kuchnia, łazienka i dwie sypialnie na poddaszu.
Dziecięca sypialnia mnie zachwyciła. Była wyklejona barwną tapetą, pośrodku stał duży
domek dla lalek – a lalki o złotych włosach,
w koronkowych sukienkach poruszały oczami
i wydawały dźwięki. Były też piłki, wózki i dwa
dziecięce rowerki. Zasypiałam szczęśliwa. Za
oknami szum morza, powietrze pachniało wodorostami, blisko spali ludzie, czułam się bezpiecznie.
Poznałam całą rodzinę Poulsenów. Ojciec Gerharda miał zakład kamieniarski, ale sam Gerhard był rzeźbiarzem, wykuwał ozdobne wzory, żłobił napisy. Postanowiłam rozmawiać
z nimi za pomocą rysunków. W ten sposób
opowiedziałam im swoją historię. Rysowałam
miasto, babkę, dom.
Po jakimś czasie zaczęłam rozumieć podstawowe słowa i Ellen w zaufaniu wysyłała mnie
do pobliskiego sklepu po zakupy, a tam sprzedawca zawsze miał dla mnie jakiś drobny prezencik. Jej córka Kirsten też mnie zaakceptowała i zabierała na wyprawy po mieście i zabawy z rówieśnikami. Czasem odczuwałam
potrzebę samotności. Szłam nad morze, kładłam się na ciepłych deskach pomostu i długo
wpatrywałam się w przezroczystą toń. Dno
było pełne muszelek, kolorowych kamyków
i śmigających szybko rybek. Głębia mnie przyciągała, nie chciałam wracać do domu, gdzie
nikt mnie nie kochał i nikomu nie byłam potrzebna. Myślałam: jak pięknie byłoby spocząć
na tym dnie, gdzie zamieniłabym się w syrenMAGAZYN 60+
37
piękne życie
piękne życie
Pierwszy, prawdziwy
kostium kąpielowy
Faaborg był portem rybackim. Poulsenowie
zorganizowali zatem wyprawę kutrem na połów ryb. Fale miotały łódką, a mną miotała
choroba morska. Jednak przez chwilę mogłam
stać przy sterze. Pamiętam też, jak wybraliśmy się na otoczoną piaszczystymi wydmami
plażę. Wszyscy się kąpali. Ja nie chciałam się
rozebrać. Wszystkie dziewczynki miały kostiumy, ja tylko majtki. Poulsenowie natychmiast
zorientowali się, w czym tkwi problem i w pobliskim sklepie kupili mi pierwszy prawdziwy
kostium w marynarskie pasy.
Mniej więcej w połowie mojego pobytu Poulsenowie zorganizowali wyjazd do rodziny
w Kopenhadze, gdzie również przyjęto mnie
serdecznie i obdarowano prezentami. Dostałam płaszczyk, pantofelki z błyszczącymi guzikami i stos bielizny. Opiekunowie pokazywali mi ciekawe zabytki. Zobaczyłam pałac królewski i przejazd władców Danii karetą przez
miasto. Królowa i król żegnali się w ten sposób z podwładnymi przed wyjazdem do letniej rezydencji. Byłam trochę rozczarowana,
bo na głowach nie mieli koron, nie byli ubrani
w królewskie szaty. Na szczęście kareta była
bajkowa. Cały dzień spędziliśmy również w
parku rozrywki Tivoli, a w drodze powrotnej
zatrzymaliśmy się w Odense, rodzinnym mie-
38
MAGAZYN 60+
Poranna kawa
u mamy
ście Andersena, gdzie zwiedziliśmy muzeum
z pamiątkami po pisarzu.
Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku! Gdzie jesteście?
Nadszedł dzień powrotu do Polski. Żegnaliśmy się ze łzami w oczach. Rodzina Poulsenów polubiła mnie, doznałam od nich tyle serdeczności, ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
Ściskałam w dłoni małą porcelanową laleczkę, którą Kirsten nigdy nie pozwoliła mi się bawić. Teraz oddała mi ją na pożegnanie. Wyrzucono moje drewniane pudło – walizkę. Wracałam z porządnym bagażem pełnym podarunków i słodyczy. Wracałam z kraju ludzi dobrych,
pogodnych do kraju szarych ulic i smutnych
ludzi walczących o przetrwanie. Były to moje
najpiękniejsze wakacje, czas, w którym choć
trochę odczułam beztroską radość dzieciństwa.
Po kilku dniach po powrocie przesłano mi mój
ukochany rower, który babka natychmiast
sprzedała.
Długo korespondowałam z rodziną Poulsenów, mimo wielokrotnych zaproszeń nie było
w tamtych czasach możliwości wyjazdu. Dowiedziałam się, że wiele duńskich rodzin chciało zaadoptować wojenne sieroty, niestety,
rząd polski odmówił, bo choć głodno i chłodno, to „nie honor” było oddać polskie dzieci
„przebrzydłym imperialistom”.
Studiując w Gdańsku w latach sześćdziesiątych, nawiązałam kontakt z Kirsten i jej bratem Erikiem. Zaproponowali mi pomoc w przedostaniu się do Danii. Nagle korespondencja
się skończyła i nigdy, nigdy więcej nie otrzymałam wiadomości od Poulsenów.
Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku – gdzie jesteście? Jak potoczyły się Wasze losy?
Pamiętająca o Was,
Ewa Romianiec-Zawadzka z Kielc
Czytaj też na str. 66
Punktualnie o godzinie 10. Świątek, piątek czy niedziela
spotykają się u mamy na kawce.
I obojętnie ile osób przyjdzie – wokół stołu jest zawsze tłok.
Krystyna Buda-Sowa
FOTO. ARCHIWUM RODZINNE
kę z bajki Andersena. Ale duńscy opiekunowie nie pozwolili mi się smucić, ani tym bardziej nudzić. Na przykład postanowili nauczyć
mnie jazdy na rowerze. Dzięki temu wyjeżdżaliśmy na rowerowe wycieczki do lasu, do znajomych gospodarzy. Poznawałam tutejszy styl
życia i zwyczaje. Nie tęskniłam za domem. Byłam szczęśliwa, wreszcie nigdy nie byłam głodna. Było mi tak dobrze, że nawet pozwalałam
się przytulać. Przed snem śpiewałam polskie
piosenki.
Jedyne zdjęcie „z dawnych” lat, na którym jest prawie cała rodzina pani Lucji Ogrodowczyk
L
ucja Ogrodowczyk (80 lat) ma aż
czternaścioro dzieci: siedmiu synów
i siedem córek. Wszystkie żyją
i mają się dobrze. A matkę kochają
nad życie. I spędzają z nią każdą
wolną chwilę.
– Cyganka wywróżyła mi trójkę dzieci, a tu proszę – aż czternaścioro – śmieje się pani Lucja
i bez zająknienia wymienia imiona. – Marek,
Grzesiek, Wojtek, Antoś, Tomek, Andrzej, Piotrek, Ania, Jola, Ela, Beata, Iwona, Marysia
i Urszula. Wszystkie to fajne dzieciaki – dodaje z dumą.
Pani Lucja na swoje 80 lat może i wygląda, ale
duchem nadal czuje się młoda. Życie w młodości jej nie rozpieszczało, za to teraz rozpieszMAGAZYN 60+
39
piękne życie
piękne życie
czają ją… dzieci. Najstarsze ma dziś 59 lat,
a najmłodsze 38. O matce nie zapominają, choć
trzynaścioro z nich już dawno wyszło z domu.
– Była naprawdę dzielna, że tyle dzieci wychowała – mówi z dumą najstarsza córka Anna
Chwałkowska. – Mieszkam tuż obok, więc
u mamy jestem codziennie. Jak komuś mówię,
ile mam braci i sióstr, to nikt nie chce wierzyć.
Pani Lucja ślub wzięła w 1956 roku. W wieku
21 lat urodziła pierwsze dziecko – syna. W wieku ponad 40 lat – ostatnie, również syna. Troje dzieci urodziła w domu, reszta przyszła na
świat w szpitalach. – W niedzielę w kościele
zajmowaliśmy dwie ławki – opowiada. – Jak
podawałam obiad, ledwie mieściliśmy się przy
stole. Nie powiem, ciężko było, ale na szczęście dzieciaki zajmowały się sobą nawzajem,
pomagały mi w domu i jakoś to szło. Nie mieliśmy łazienki, więc kąpaliśmy się w balii. Pranie robiłam ręcznie, bo nie miałam pralki. Mąż
zarabiał na życie, żeby było co do garnka włożyć, ale wszystko inne było na mojej głowie.
Gdyby nie 8-hektarowe gospodarstwo wielodzietna rodzina przymierałaby głodem. Pani
Lucja do dziś hoduje kaczki i perliczki i to właściwie jedyne wspomnienie po dawnym gospodarstwie. Podzielili ziemię z mężem między
dzieci, tak by każde mogło wybudować sobie
dom i żyć na swoim.
– Jak się żyło z tak licznym rodzeństwem?
Wspaniale – wzdycha pan Marek Ogrodowczyk, dziesiąte dziecko z kolei. – Jak byłem
młodszy, to czułem, że mam za sobą siłę, czyli swoje starsze rodzeństwo. Do tej pory świetnie się z braćmi dogadujemy. Wspólnie budowaliśmy sobie domy, wspólnie naprawiamy samochody, rozwiązujemy problemy. Jak mamie
coś trzeba wyremontować czy naprawić, natychmiast przyjeżdżamy. Ja to właściwie jestem u niej codziennie. Córki przejęły opiekę
nad ogrodem mamy. Pani Lucja sama wszystko sadzi, ale pieleniem i podlewaniem zajmują się one.
40
MAGAZYN 60+
– Niełatwo było być najstarszą siostrą – przyznaje pani Anna. – Mama pracowała zawodowo, ojciec po pracy zajmował się gospodarstwem, a na nas, najstarszych, spadała opieka nad rodzeństwem. Byliśmy jednak nierozłączni. I nadal tak zostało.
Największą traumę przeżyli, kiedy w 1969 roku
wybuchł pożar i rodzina straciła dach nad głową. Najstarsi zostali zabrani do domu dziecka,
a rodzice zajęli się odbudowywaniem domu,
żeby dzieci jak najszybciej wróciły.
– Ten dom, jaki był, taki był, ale był nasz – mówi
córka Anna. – Przyjeżdżaliśmy z domu dziecka na święta i wakacje i ciężko było znowu
odjeżdżać.
Aż w końcu przyszedł dzień, kiedy byli wszyscy razem, choć nie na długo. Dzieci powoli
dorastały i wychodziły z domu. Pani Lucja wesela wyprawiła wszystkim swoim pociechom.
Został jeszcze tylko najmłodszy syn, który
mieszka razem z matką.
– Mama o wszystkich nas pamięta, a ma jeszcze 15 wnuków i 9 prawnuków – mówi Anna.
– Pamięta o urodzinach, dopytuje, co słychać
u każdego z nas, chce żyć naszym życiem.
Dzieci, choć dorosłe, do dziś dzielą się z matką radościami. Smutki starają się zachować dla
siebie, ale mama zawsze wyczuje, że coś jest
nie tak.
– Mama, kiedy się niepokoi, nie śpi, skacze jej
ciśnienie i nie najlepiej się czuje – mówi Marek. – Nie chcemy jej martwić, dość już przeżyła i teraz niech cieszy się rodziną, a nie myśli o naszych kłopotach.
Ostatni raz całą czternastką spotkali się na 75.
urodzinach mamy. Razem z mężami, żonami
i dziećmi była ich w domu ponad czterdziestka. Teraz też chcą jej zrobić niespodziankę na
osiemdziesiątkę, która wypada w lipcu.
– Tak sobie myślę, że to mama trzyma nas
w kupie – mówi pani Anna. – I bardzo jestem
jej za to wdzięczna.
Spacer
doliną Issy
„Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka,
na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne
języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji.
I choć moja rodzina już od XVI wieku posługiwała się językiem
polskim, (…) wskutek czego jestem polskim, nie litewskim poetą,
krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły”.
Anna Fabjańczyk-Woźniak
T
ak Czesław Miłosz opisywał Litwę,
wygłaszając odczyt z okazji otrzymania Nagrody Nobla. Jedną
z pierwszych jego książek, które
mieliśmy okazję poznać, była „Dolina Issy”.
Często było to wydanie poza cenzurą, gdzieś
cudem zdobyte. Na Litwie Issa nazywa się
Niewiaża i płynie między innymi przez maleńką litewską wioskę Szetejnie.
Tu właśnie urodził się Czesław Miłosz. Poeta,
który litewskość traktował jako ubogacenie
swojej polskości. Uważał siebie za Litwina
w takim sensie, co Adam Mickiewicz. Pochodził ze szlachty litewskiej mówiącej po polsku.
Całe swe długie życie pisał po polsku. Język
polski pozostał jego „ojczyzną”, nigdy się go
nie wyrzekł.
Jak dziś wyglądają Szetejnie i rzeka Niewiaża
(Issa)? Czy tak jak w powieści: „Issa jest czarna, głęboka, o leniwym prądzie, szczelnie obrosła łoziną; jej powierzchnia miejscami jest
ledwie widoczna pod liśćmi lilii wodnych”?
Tu, gdzie Czesio łowił ryby
Szetejnie zwiedziłam wspólnie z profesorem
Algirdasem Avizienisem, przyjacielem Czesława Miłosza z czasów emigracji w Stanach Zjednoczonych. Prof. Avizienis opiekuje się centrum konferencyjnym, które utworzono
w dawnym majątku Miłoszów. Nie w dworku,
bo ten nie ocalał. Decyzją władz komunistycznych rozebrano go do ostatniej cegły. Ostał
się tylko zrujnowany świron (stodoła) i zapuszczony park. W 1997 roku władze Litwy przekazały majątek prawowitym właścicielom Szetejni – braciom Czesławowi i Andrzejowi Miłoszom. Poeta i jego brat dali z kolei Szetejnie
Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza.
Jednym z celów jej działalności jest rozwijanie współpracy między Polakami i Litwinami.
Centrum konferencyjne powstało w odrestaurowanej, małej, skromnej stodole.
Niewiaża, która oczywiście dalej płynie przez
Szetejnie, jest dzisiaj inna niż przed laty. Została spiętrzona pod Kiejdanami. Jest szersza
MAGAZYN 60+
41
FOTO. ANNA FABJAŃCZYK-WOŹNIAK
piękne życie
FOTO. ANNA FABJAŃCZYK-WOŹNIAK
Kościół Przemienienia Pańskiego w Świętobrości
to miejsce, w którym przyszły noblista został
ochrzczony w 1911 roku
Kiejdany. Małe, 30-tysięczne miasto nad Niewiażą. Są tu kościoły, cerkiew, synagogi, ale i unikatowy
minaret. Kiejdany są miastem, w którym swoją siedzibę miał książę Radziwiłł z „Potopu”.
Miasto wielokulturowe. Jak wspomina poeta, to tu przyjeżdżano po naftę, mydło i śledzie
i głębsza, choć równie tajemnicza. Dziewięćdziesiąt lat temu mały Czesio łowił w niej drapieżne okonki, dziś o poranku również widzi
się tu wędkarzy.
Kiedy poeta traci ojczyznę…
Profesor Avizienis oprowadza mnie po miejscu, gdzie Czesław Miłosz mieszkał bardzo
krótko. Z dworku dziadków, miejsca swoich
urodzin, wyjechał, kiedy miał dwa lata i na dwa
lata powrócił tu jako siedmiolatek. Schodzimy
42
MAGAZYN 60+
w dół rzeki. Po drodze depczę wszystkie znane mi z powieści „Dolina Issy” rośliny. Napawam się widokiem, zapachem, urodą tego
miejsca. Teraz już wiem, dlaczego poeta powraca tu tak często w swojej twórczości,
w zbiorach: „Kroniki”, „Na brzegu rzeki”, „Gdzie
wschodzi słońce i kędy zapada”. Wyobrażam
sobie małego Tomka z „Doliny Issy” biegnącego z dworu w dół rzeki (Tomek to nikt inny,
jak mały Czesio). „Dolina Issy” powstała w latach 1953-1954, w najgorszym okresie życia
Miłosza. Spełniła funkcję terapeutyczną. Pisarz przeżywał koszmar związany z pozostaniem na emigracji, cierpiał na niemoc twórczą
i miał myśli samobójcze. Bo tak właśnie „uderza” w poetę utrata ojczyzny.
O Szetejniach pisał, że „rodzą się tu ludzie
skłonni do zachowań ekscentrycznych i dalecy od spokoju”. Sam w rodzinnym dworku nauczył się wielu rzeczy, między innymi tolerancji: dziadkowie i rodzice mówili po polsku, wiejskie dzieci po litewsku. Różnice religijne również nie były niczym nadzwyczajnym dla młodego chłopca – w niedalekich Kiejdanach
mieszkali żydzi i chrześcijanie. Miłosz został
wychowany w rodzinie szanującej drugiego
człowieka i umiarkowanie religijnej.
Profesor Avizienis wiezie mnie do Świętobrości. W tutejszym kościele Miłosz został
ochrzczony, choć sam poeta pisał, że „wyrzekł
się diabła i przyjął chrzest święty” w świątyni
w Opitołokach. W Świętobrości spaceruję między starymi dębami i z uwagą czytam napisy
na nagrobkach przodków Czesława Miłosza.
Na cmentarzu spotykam miejscowych, słyszę
po polsku uprzejme: „Dobry wieczór”.
Noc w świronku
Wieczorem zjadam kolację złożoną z ciemnego litewskiego chleba z kindziukiem – twardą, dojrzewającą litewską wędliną. Pora iść do
łóżka, ale nie mogę spać. Niemal całą noc przesiedziałam w wykuszu na piętrze, patrząc na
to samo gwiaździste niebo, które podziwiał
młody poeta. Jestem w tym samym świronku – spichlerzu, z którego mały Czesio oglądał wieże kościoła w Opitołokach. Rano biegnę w dół rzeki, by przed odjazdem napawać
się zapachem i słodyczą tego miejsca. Siedząc
w ciszy i obserwując owady na liściach, słyszę
donośny plusk. Odwracam się, ale nikogo nie
widzę. Albo mi się wszystko przyśniło, albo to
duch Tomka z „Doliny Issy” zanurzył się w rzece, by popływać między wężami wodnymi…
Czytaj też str. 61
MAGAZYN 60+
43
znasz prawo
zdrowym
być
masz prawo
piękne życie
Jak raz sławny
się stałem
w Swarzewie
Jan Turnau
„Gazeta Wyborcza”
Przez długie lata spędzałem wakacje w górach, nie nad wodą. Główny powód był religijny: sekretarzowałem trzem biblistom trzech
wyznań tłumaczącym Nowy Testament: arcybiskupowi prawosławnemu Jeremiaszowi,
księdzu katolickiemu Michałowi Czajkowskiemu i pastorowi zielonoświątkowemu Mieczysławowi Kwietniowi. Pracowaliśmy w prawosławnym domu wypoczynkowym w Cieplicach
koło Jeleniej Góry, skądinąd miejscu mojej
młodości, więc wspomnień sprzed laty nie brakowało. Skończyliśmy jednak już naszą pracę,
Nowy Testament w naszym tłumaczeniu został wydany, więc może tym razem odwiedzę
rodzinę w pobliżu Bałtyku? Wspominał tam
będę pewien pobyt nadmorski…
Było to prawie pół wieku temu. Moje dzieci,
dziś pięćdziesięcioletnie, były jeszcze malutkie, trzeba było jeździć z nimi na wakacje. Pojechałem do Swarzewa w Zatoce Puckiej, bo
tam podobno klimat jest, szczególnie dla dzieci, „zdrowotwórczy”. Jeśli polega to na tym,
że powoduje senność, to faktycznie. Starannie omijając niezliczone gęsie odchody, poszliśmy oczywiście nad wodę. Były na niej nadymane materace, dzieci zaczęły bawić się w piasku, wynająłem sobie zatem jeden, położyłem
się nań – i zasnąłem...
44
MAGAZYN 60+
n
o
t
e
i
l
e
f
Obudziłem się jedyny raz w życiu w przeraźliwym strachu: zobaczyłem, że jestem kilkaset
metrów od brzegu, a pływać nie umiem, wody
boję się potwornie. Na brzegu stała córeczka
również przerażona, wołająca tatę... Zobaczyłem na łódce strażników tego terenu, rozdarłem się jak stare prześcieradło – i uratowali mi
życie! Nie pamiętam, czy wylegitymowali mnie
czy nie, w każdym razie na pewno nie aresztowali za podejrzane zachowanie. Nie jestem
pewien, czy głębokość wody była rzeczywiście niebezpieczna, ważny był mój piramidalny strach.
No i jeszcze ważniejsza sława... Jakiś czas potem pojechali w tamte strony znajomi, zapytano ich, czy znają w tej Warszawie takiego
faceta, który chciał na nadymanym materacu
uciec za granicę. To jeszcze nic, ale wiele lat
później trafił tam również Adam Michnik i też
usłyszał podobną opowieść, tyle że dorobił
sobie do niej przypuszczenie, iż na owym wodnym pojeździe zaczytałem się w jakimś średniowiecznym mistyku. Byłoby to o wiele wspanialsze...
Morał z tej opowieści jest oczywiście taki, że
zawsze i wszędzie, również nad spokojną
wodą, trzeba mieć się na baczności. Chyba że
chcemy być bardzo, bardzo sławni.
Pewne pieniądze
z hipoteki?
Emerytura marna, ledwo wystarcza na czynsz, opłaty, żywność i leki.
Mieszkanie własne, trzypokojowe. Za duże dla jednej osoby, za drogie
w utrzymaniu. Dzieci nie mogą pomóc, wnuki za granicą. Co robić?
Jak spokojnie żyć, jak pozwolić sobie na przyjemności, podróże,
o których marzyło się przez całe życie? Jak nie martwić się o jutro,
jak być seniorem bez kłopotów, chociażby tych finansowych?
Zofia Krupa
P
ewnie myśli tak wiele starszych
osób w Polsce. I coraz częściej, niejako w odpowiedzi na te pytania,
mogą dowiedzieć się z gazet czy reklam, że za własne mieszkanie mogą „kupić”
sobie dostatnią starość: dostać dodatkowo
dożywotnią comiesięczną rentę, dysponować
w razie potrzeby większymi pieniędzmi. Jak
to możliwe? W Polsce działają instytucje finansowe, które – w zamian za przekazanie przez
seniora prawa własności do mieszkania lub
domu – zobowiązują się do wypłacania mu
dodatkowej, dożywotniej renty. Oczywiście
gwarantują, że osoba, która się na to zdecyduje, będzie do końca życia korzystać ze swojego mieszkania. Potocznie taka transakcja –
prawo do nieruchomości w zamian za rentę
– nazywana jest odwróconą hipoteką, choć te
oferty, które obecnie otrzymują polscy seniorzy, klasyczną odwróconą hipoteką jeszcze nie
są. Proponują je na razie prywatne firmy, tzw.
fundusze hipoteczne na podstawie kodeksu
cywilnego, bo w Polsce wciąż nie ma ustawy
MAGAZYN 60+
45
TAK JEST TERAZ:
CO MIESIĄC DODATKOWE PIENIĄDZE
W ZAMIAN ZA MIESZKANIE
Po co mi mieszkanie, kiedy na nic
mnie nie stać?
Pani Maria ma 71 lat. Mieszka w Poznaniu. Trzy
lata temu zmarł jej mąż, dzieci nie mieli, więc
została sama w dwupokojowym mieszkaniu.
Nie ma wysokiej emerytury – pieniędzy z trudem wystarcza jej na życie. Zdrowie na szczęście dopisuje, więc na leki nie wydaje dużo.
Emerytka zastanawia się często, co jej po tym
mieszkaniu. Nie ma go komu zostawić. Jest
co prawda siostrzenica, która kiedyś wspominała, że gdyby pani Maria przepisała mieszkanie na jej syna, to oni płaciliby czynsz i zajęli
się nią na starość. Ale siostrzenicy ani jej syna
nie widziała już kilkanaście lat.
W telewizji zobaczyła reklamę funduszu hipotecznego. Obiecywali, że w zamian za mieszkanie senior dostanie dodatkowe pieniądze
i do końca życia będzie mógł mieszkać u siebie. Zainteresowało ją to. Poprosiła syna sąsiadki, żeby znalazł jej więcej informacji. Poszukał w Internecie – okazało się, że obiecują
jeszcze bezpłatne badania lekarskie i porady
prawne, darmowe potańcówki i projekcje
w klubie seniora.
Pani Maria długo czytała te informacje, długo
wszystko rozważała. W końcu pomyślała, że
nie musi być przecież właścicielką mieszkania,
najważniejsze, żeby mogła w nim do końca życia mieszkać. I żeby nie martwiła się każdego
miesiąca, że jak popsuje jej się lodówka czy
odkurzacz, to nie będzie za co kupić nowego
46
MAGAZYN 60+
sprzętu. Albo wykupić leków, jeśli pogorszyłoby się jej zdrowie. A tak, dzięki dodatkowym
pieniądzom, poczułaby się bezpiecznie, wreszcie nie musiałaby liczyć każdej złotówki. I stać
by ją było na drobne chociaż przyjemności.
Zdecydowała się i poszła do oddziału funduszu hipotecznego w Poznaniu.
Umowy jeszcze nie podpisała. Ale był już rzeczoznawca, który ma ocenić wartość mieszkania. Pani Maria weźmie jeszcze swojego eksperta. Tak poradził mąż sąsiadki, który jest
prawnikiem. Powiedział też, żeby się nie śpieszyła, wszystko jeszcze raz dobrze przemyślała i sprawdziła.
ZOFIA KRUPA: Historię pani Marii z Poznania pewnie powtórzyłoby wielu seniorów.
„Mam majątek, bo przecież mieszkanie to
jest jakiś majątek, mam emeryturę, ale na
nic mnie nie stać. Żyję z dnia na dzień, w ciągłej niepewności, obawiając się, że jutro
może być gorzej. Że przytrafi się choroba,
niespodziewany wydatek… Mam dość, chcę
wreszcie odpocząć, nie martwić się, pożyć
w dostatku”. Jednocześnie nierzadko mieszkanie czy dom są dla nich za duże, za kosztowne w utrzymaniu. Jakie jest dzisiaj wyjście z tej sytuacji?
TOMASZ BŁESZYŃSKI,
doradca rynku nieruchomości: Najprostsze
rozwiązanie to zamiana dużego, drogiego
w utrzymaniu lokum na
mniejsze i tańsze. Osoba, która ma rodzinę,
może spróbować się poTomasz Błeszyński
rozumieć z dziećmi czy
wnukami. Może zgodzą
się przejąć lokal, a dla dziadka czy babci poszukają wygodnego, ale mniejszego, bardziej
ekonomicznego mieszkania. Senior może też
przepisać lokal na wnuczka, zachowując praFOTO. ARCHIWUM
o odwróconej hipotece i rencie dożywotniej.
Z czym wiąże się skorzystanie z obecnych ofert
zamiany mieszkania na dodatkową rentę? Czy
warto to zrobić? Czy jest to bezpieczne? Czy
nic nie ryzykujemy?
wo do dożywocia, a wnuczek w zamian za darowiznę zobowiąże się płacić czynsz czy przeprowadzać remonty. Znam przypadki, że podobne umowy są zawierane między osobami
niespokrewnionymi.
A jeśli ktoś nie chce zamieniać mieszkania
na mniejsze? I nie ma rodziny, która mogłaby pomóc?
Może poszukać instytucji finansowej, która
daje dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie. Ale to rozwiązanie bardzo radykalne, gdyż
łączy się z utratą prawa do nieruchomości.
Fundusz kupuje od seniora dom czy mieszkanie. Podpisuje z nim umowę, w której zobowiązuje się do comiesięcznego wypłacania
określonej kwoty. Jej wysokość to kwestia
umowna, zależy od takich czynników, jak wartość nieruchomości, wiek seniora czy jego
płeć. Przy takim rozwiązaniu były właściciel
zachowuje prawo do korzystania z lokum, które dopiero po jego śmierci przechodzi we władanie funduszu. Staje się jednak już tylko lokatorem, a to oznacza, że traci kontrolę nad
lokalem, traci możliwość wpływania na swój
byt. Dzisiaj tylko w ten sposób można „zamienić” mieszkanie na wypłacaną dodatkowo dożywotnią rentę.
O czym trzeba pamiętać, zawierając taką
umowę?
Takiej decyzji nie można podejmować w sytuacji przymusowej, bo może się zdarzyć, że druga strona narzuci niekorzystne warunki, na
przykład zaniżając wycenę mieszkania. Pamiętajmy, że firmy, które proponują obecnie wypłacaną dodatkowo rentę za mieszkanie, to
instytucje parabankowe. To oznacza, że nie są
kontrolowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Obecnie przepisy nie zabezpieczają
odpowiednio praw emerytów: nie narzucają
funduszom sposobu ustalania wysokości
świadczeń; nie wiadomo też, czy w przypadku upadku takiego funduszu zachowamy prawo do dożywotniego korzystania z mieszka-
FOTO. MICHAŁ AWIN
znasz prawo, masz prawo
nia. Trzeba też pamiętać, że renta hipoteczna
to bardzo młody produkt, umowy zawierane
są od niedawna, dlatego nie wiadomo jeszcze,
jak się sprawdzi w naszych realiach. Na razie
mamy tylko informacje, że ktoś zawarł umowę z funduszem, ale jeszcze nie wiemy, jak to
działa w praktyce.
Czyli planując oddanie mieszkania za dożywotnią rentę, trzeba wszystko posprawdzać
i gruntownie przemyśleć?
Tak, bo mieszkanie to dla większości seniorów
jedyny majątek i dorobek całego życia. Często dostali je lata temu po wielkich staraniach,
a potem dzięki ciężkiej pracy wykupili na własność. Dlatego – w obecnych realiach prawnych, przy zasadach, na jakich działają oferty
renty za mieszkanie – pozbywając się prawa
własności, trzeba zachować ostrożność i rozsądek. Nie wolno takiej decyzji podejmować
w sytuacji przymusu ekonomicznego czy zdrowotnego. Nie można pozwolić się oczarować
marketingowi i reklamie, ale wszystko sprawdzać. Trzeba sobie dać czas do namysłu, do
ochłonięcia, przejrzeć dostępne na rynku oferty, sprawdzić firmę, skonsultować propozycję
ze specjalistami albo chociaż ze znajomymi.
Rozwaga jest niezbędna, bo gdyby ktoś trafił
na firmę nieuczciwą albo taką, której powinęMAGAZYN 60+
47
znasz prawo, masz prawo
łaby się noga, to w najczarniejszym scenariuszu mógłby – jak już mówiłem – nawet stracić
dach nad głową.
TAK MA DOPIERO BYĆ:
BĘDZIEMY WYPŁACAĆ CI CO MIESIĄC
PIENIĄDZE, ALE USTANOWIMY HIPOTEKĘ NA TWOIM MIESZKANIU LUB DOMU
DODATKOWE PIENIĄDZE W ZAMIAN
ZA MIESZKANIE (TAK JAK OBECNIE),
ALE WSZYSTKO BĘDZIE KONTROLOWAĆ
KOMISJA NADZORU FINANSOWEGO
Tato, poczekaj jeszcze z decyzją!
Pan Feliks mieszka samotnie w małym domku
w Trójmieście. Z żoną są od dawna po rozwodzie, nawet nie utrzymują kontaktu. Żonę spłacił, wiec dom należy tylko do niego. Jedyny
syn kilkanaście lat temu wyjechał do USA i tam
się urządził. Nie założył rodziny, ale mówi, że
do Polski już nie wróci.
Pan Feliks skończył już 68 lat. Coraz trudniej
mu zajmować się domem, musi mocno zaciskać pasa, żeby opłacić rachunki po każdej
ostrzejszej zimie. Chciałby żyć wygodnie, wyjechać od czasu do czasu za granicę, ale wciąż
staje przed wyborem: albo dom, albo wczasy.
Coraz częściej myśli o tym, że ta mała willa
jest dla niego tylko obciążeniem.
Czekając w przychodni na wizytę u lekarza,
usłyszał, że jeden z jego znajomych już rok
temu oddał mieszkanie za wypłacaną dodatkowo dożywotnią rentę. Pan Feliks zainteresował się taką możliwością. Kiedy dzwonił do
niego syn z Ameryki, powiedział mu, że myśli
o „zamianie” domu na dodatkową rentę.
Syn sprawdził, na jakich zasadach można to
zrobić teraz w Polsce, powiedział też, jak to
działa w USA i że podobnie ma być także
u nas. Że przygotowywana jest ustawa o odwróconym kredycie hipotecznym i rencie dożywotniej. I doradził panu Feliksowi, żeby – je-
48
MAGAZYN 60+
śli już koniecznie chce pod zastaw domu dostać dodatkowe pieniądze – wstrzymał się
z decyzją do momentu wejścia w życie ustawy.
Pan Feliks dowiedział się od syna, że jeśli po
uchwaleniu nowych przepisów zdecydowałby
się na odwrócony kredyt hipoteczny (to jest
właśnie odwrócona hipoteka), to udzieli mu
go bank. Na czym to polega? Bank będzie wypłacał co miesiąc (lub jednorazowo) pieniądze.
W zamian pan Feliks musiałby się zgodzić na
ustanowienie hipoteki na swoim domu. W ustawie może też być zapis, że spadkobiercy pana Feliksa będą mogli bankowi oddać
wypłacone mu pieniądze i zatrzymać dom. Dopiero wtedy, gdy tego nie zrobią, bank będzie
mógł sprzedać dom pana Feliksa, ale – jeśli
jego wartość będzie wyższa od wypłaconego
kredytu – nadwyżkę odda spadkobiercom.
Można też będzie – tak jak dotychczas – od
razu oddać mieszkanie za dożywotnią, wypłacaną dodatkowo rentę. Ale instytucje, firmy
(fundusze hipoteczne), które będą realizować
te usługi, obejmie kontrolą Komisja Nadzoru
Finansowego. Jeśli fundusz hipoteczny by
upadł, senior miałby gwarancję wypłaty renty oraz prawo do dożywotniego korzystania
z domu czy mieszkania.
ZOFIA KRUPA: Rząd nosi się z zamiarem
wprowadzenia przepisów, które sankcjonowałyby kredyt z odwróconą hipoteką. Co
to jest?
TOMASZ BŁESZYŃSKI: To znane i sprawdzone na całym świecie rozwiązanie. Różni się diametralnie od koncepcji, o której mówiliśmy
wcześniej. Zawieramy umowę z bankiem czy
instytucją finansową, która zobowiązuje się
wypłacać nam comiesięczną ratę, a jako zabezpieczenie przyjmuje nieruchomość. To bezpieczniejsze rozwiązanie, bo nie tracimy prawa do domu czy mieszkania. Bank przejmuje
go na własność dopiero po naszej śmierci. Przy
odwróconym kredycie hipotecznym możemy
przerwać umowę, spłacić do tej pory zaciąg-
nięte zobowiązanie, a wtedy nie stracimy własności. Co ważne, takie rozwiązanie pozwala
kontrolować system spłat i jeśli bank nie będzie się wywiązywał ze swojej części umowy,
to my możemy się z niej wycofać. Ale bank będzie też miał swoje wymagania, oczekując, że
będziemy regularnie płacili czynsz i nie dopuścimy do pogorszenia się stanu lokalu.
Projekty przewidują, że po śmierci osoby,
która zdecydowała się na odwróconą hipotekę, spadkobiercy będą mogli wykupić
mieszkanie, spłacając kredyt.
Tak, ale myślę, że to rozwiązanie nie będzie
działać. W Polsce wciąż obowiązuje tradycyjny model rodziny, w której prawa do takiego
majątku jak mieszkanie są przekazywane bliskim. Odwrócony kredyt hipoteczny to produkt przede wszystkim dla osób, które nie
mają rodziny, są w poważnym konflikcie z bliskimi albo wszyscy członkowie rodziny są
w równie kiepskiej sytuacji finansowej co senior. Gdyby więc w takiej sytuacji zdecydowali się na odwrócony kredyt hipoteczny, nie sposób sobie wyobrazić, aby nagle po jego śmierci byli w stanie spłacić kredyt.
Niełatwo radzić człowiekowi, który z trudem wiąże koniec z końcem, aby poczekał
z „zamianą” mieszkania czy domu na dodatkową rentę. Ale w tym wypadku może warto czekać?
Zdecydowanie radzę poczekać, aż w polskim
systemie prawnym będzie już kredyt z odwróconą hipoteką. Da on gwarancję zachowania
prawa do nieruchomości, a udzielające ich instytucje mają być kontrolowane przez państwo. Prace nad odpowiednią ustawą trwają
i wcześniej czy później zostanie ona wprowadzona. Politycy mówią, że może się to stać
jeszcze w tym roku.
Emerytury nie są wysokie, a koszty utrzymania rosną. Można więc przypuszczać, że
taki produkt jak odwrócony kredyt hipoteczny będzie miał popularność?
Jeśli zdecydujesz się na zawarcie
umowy z funduszem hipotecznym
i dożywotnią rentę w zamian
za mieszkanie lub dom, pamiętaj:
Nie podejmuj takiej decyzji
w pośpiechu i w przymusowej
sytuacji, daj sobie czas
do namysłu
Porównaj wszystkie oferty
na rynku, sprawdź firmy, które się tym zajmują
Zasięgnij rady fachowca, prawnika albo chociaż
skonsultuj się ze znajomymi
Zadbaj o to, aby w umowie
z funduszem znalazły się
zapisy zabezpieczające możliwość dożywotniego
korzystania z nieruchomości
i egzekucji, gdyby fundusz
przestał płacić rentę
Przy zawieraniu tego typu umów korzystaj z usług doświadczonego notariusza, który wyjaśni wszystkie wątpliwości
Odpowiem przewrotnie: chciałbym, aby tak
się nie stało, bo to oznaczałoby, że Polakom
dobrze się powodzi, a emerytury, jakie dostają, wystarczają na dobre życie. Taki produkt
doskonale się sprawdził w zamożnych społeczeństwach, na przykład w Skandynawii, ale
tam seniorzy są w zupełnie innej sytuacji. Decydują się na taki ruch nie dlatego, że trudno
im związać koniec z końcem, ale chcą zyskać
dodatkowe pieniądze i nie brać klasycznego
kredytu. Niejednokrotnie dysponują też kilkoma nieruchomościami. Nie chcą żyć z najmu,
ponosić ryzyka związanego z najemcami, wolą
przekazać mieszkanie funduszowi, który będzie im płacił raty.
MAGAZYN 60+
49
podpowiedzi
Poradnik „Magazynu 60+”
Nie takie konto
bankowe
straszne…
Długie kolejki w bankach i na poczcie, klienci z plikami rachunków
w dłoni, odliczanie konkretnej sumy w gotówce.
To już częściej obrazek z filmów Barei niż rzeczywistość.
Coraz więcej osób zakłada konta bankowe (także internetowe),
a rachunki płaci… w domu. Dlaczego?
P
onieważ tak taniej i wygodniej. w placówce, przez telefon – dzwoniąc na speWielu seniorów jednak przyzwy- cjalną infolinię banku – lub poprzez stronę inczaiło się do odbierania emerytu- ternetową banku. Przed podjęciem decyzji
warto sprawdzić oferty banków
ry wyłącznie z rąk listokierowane do seniorów. Dobrze
nosza, wielu nie ma własjest też porozmawiać z dziećmi czy
nego konta. Tymczasem jego załownukami, które zwykle mają konżenie nie jest trudne, a zdecydowata w banku, często obsługują je za
nie ułatwia życie i pozwala zapośrednictwem Internetu. Do zaoszczędzić sporo czasu. Na co zwrółożenia konta w większości banków
cić uwagę, gdy zastanawiamy się
wystarczy dowód osobisty lub lenad wyborem banku, z czym wiąże
gitymacja emeryta, rencisty.
się korzystanie z konta, czy jest się
Karolina
Stefanowicz
Czy trzeba zadeklarować, że naczego bać? O to zapytaliśmy Karolinę Stefanowicz, zastępcę dyrektora De- sze wszystkie pieniądze, które dostajemy
partamentu Sprzedaży Bankowości Pocz- każdego miesiąca, np. z tytułu emerytury,
będą obowiązkowo wpływać na nasze kontowej.
to bankowe?
Nie, wystarczy deklaracja, że na nasz rachuCzy trudno założyć konto w banku?
Karolina Stefanowicz: Założenie konta jest nek co miesiąc będzie wpływać przynajmniej
niezwykle proste. W większości banków moż- część emerytury lub renty.
na to zrobić, wybierając najwygodniejszy Jeśli mam konto w banku, to dostanę proz trzech sposobów: podczas osobistej wizyty pozycję przyjęcia karty płatniczej, którą
50
MAGAZYN 60+
można płacić w sklepie lub wypłacać pieniądze z bankomatu. Ta maszyna to wygoda czy stres?
Zdecydowanie wygoda. Gdy potrzebujemy
gotówki, nie musimy iść do banku. Wystarczy
pójść do najbliższego bankomatu, czyli urządzenia, które – dzięki karcie wydanej przez
bank – wypłaci potrzebną nam kwotę. Obsługa bankomatu jest prostsza niż nam się wydaje: wystarczy włożyć do niego kartę płatniczą, wpisać numer PIN (czyli hasło w postaci
kilku cyfr, które zna tylko właściciel karty,
a bez którego nie da się wypłacić pieniędzy)
i określić wysokość wypłaty. Pamiętajmy jednak, aby nie nosić numeru PIN w portfelu razem z kartą. To podstawowy błąd i duże ryzyko, ponieważ w przypadku utraty portfela
obca osoba zdobędzie dostęp do naszego konta. W bankomatach, oprócz wypłaty pieniędzy, możemy również sprawdzać stan konta.
Warto także zwrócić uwagę na sieć bezpłatnych bankomatów udostępnianych przez banki, ponieważ część z możliwych do wykonania
w nich transakcji może jednak wiązać się z naliczeniem prowizji.
A jak zgubię kartę? Co wtedy?
Trzeba jak najszybciej zablokować kartę – można to zrobić osobiście w najbliższym oddziale
banku lub zadzwonić pod specjalny numer
bankowej infolinii. Dlatego też warto mieć numer infolinii zawsze przy sobie. Bank zastrzeże wtedy kartę i zablokuje tym samym możliwość skorzystania z naszych pieniędzy.
Gotówkę łatwo było kontrolować. Widać,
ile jest pieniędzy, ile wydaliśmy, ile zostało. Ale kiedy mam je w banku, czy nie można się pogubić? Przecież to dodatkowa robota notować, ile miałam, ile wypłaciłam…
Te „trudności” z kontrolowaniem i zarządzaniem naszych finansowych oszczędności to jeden ze stereotypów dotyczących konta bankowego. Bo historię operacji na rachunku, aktualne saldo można sprawdzić w większości
bankomatów lub przez Internet, nie wychodząc z domu. Pomoże nam też w tym bankowy serwis internetowy, operatorzy infolinii.
Istnieje także możliwość przesłania nam takich informacji SMS-em.
Wspomniała Pani o sprawdzaniu konta
w Internecie. Ale do tego trzeba mieć nie
tylko konto w banku, musi ono być kontem
internetowym. Co to znaczy?
To znaczy, że wszystkie operacje, które wykonam na swoim koncie, mogę zobaczyć o dowolnej porze w swoim domu, na swoim komputerze. Więcej – mogę, korzystając z internetowego konta – robić przelewy, załatwiać
płatności i realizować zakupy w Internecie.
Wszystko jest w pełni bezpieczne – każdy ma
indywidualne, sobie tylko znane hasło, które
może sam generować. To może brzmi skomplikowanie, ale tak naprawdę to tylko kilka czynności, z którymi trzeba się oswoić. W tym wypadku też warto poprosić młodszych o pomoc.
Banki kuszą atrakcyjnymi ofertami, zachęcają w reklamach do lokowania oszczędności. Czy warto – mając trochę pieniędzy
– powierzyć je bankowi? Wciąż słyszymy,
że ktoś zainwestował oszczędności całego
życia, miał zarobić, a wszystko stracił.
Najczęściej te historie dotyczą instytucji parabankowych. Wszystkie banki w Polsce podlegają kontroli nadrzędnych instytucji państwowych, a środki w nich ulokowane mają
gwarancję Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. W przypadku ewentualnych kłopotów
jakiegoś banku, pieniądze zdeponowane przez
klientów wypłaca im właśnie ten fundusz. Co
ważne, gwarancją objęte są depozyty aż do
100 tysięcy euro, czyli ponad 400 tysięcy złotych (na jedną osobę będącą właścicielem lub
współwłaścicielem rachunku). Dlatego też zachęcamy do systematycznego i bezpiecznego oszczędzania z wykorzystaniem rozwiązań
przygotowanych przez banki.
Rozmawiała Anna Krysicka
MAGAZYN 60+
51
Nie możemy
„zardzewieć”!
Jedni chcą poszerzyć horyzonty, pomnożyć wiedzę, poznać nowych
ludzi. Inni po prostu wyjść z domu. Co roku we wrześniu z tych
powodów tysiące seniorów stoją w kolejkach, by zapisać się na
Uniwersytet Trzeciego Wieku czy Akademię Wieku Dojrzałego.
Agnieszka Bohdanowicz
52
MAGAZYN 60+
FOTO. AGNIESZKA BOHDANOWICZ
S
kąd ta chęć do nauki po sześćdziesiątce? Wielu z nas, wchodząc z życie, niejednokrotnie nie ma szans
na szeroką, gruntowną edukację,
wielu ją przerywa, bardzo wielu musi na całe
lata odłożyć realizowanie marzeń, zapomnieć
o swojej pasji. Przemiany ekonomiczne, gospodarcze, których doświadczyliśmy szczególnie w ostatnim dwudziestoleciu i postęp
techniczny sprawiły, że wśród seniorów jest
dzisiaj o wiele więcej niż kiedykolwiek osób,
które chcą nadrobić zaległości. Uzupełnić wiedzę, zacząć korzystać z nowych technologii,
zająć się swoim hobby. Zanim stali się seniorami, w nieustannym biegu do pracy i z pracy,
w radzeniu sobie z codziennymi życiowymi
problemami, nie mieli na to czasu. Kolejki do
uniwersytetów trzeciego wieku są coraz dłuższe także dlatego, że osób starszych jest coraz więcej – żyjemy coraz dłużej, już dziś co
piąty Polak ma ponad 60 lat!
– W Polsce powstają trzy typy uniwersytetów
trzeciego wieku: działające w strukturach bądź
pod patronatem wyższych uczelni, powołane
przez stowarzyszenia prowadzące działalność
popularnonaukową i działające przy domach
Seniorzy chętnie uczą się fotografowania
kultury, bibliotekach, domach dziennego pobytu – mówi Wiesława Borczyk z Sądeckiego
Uniwersytetu Trzeciego Wieku, prezes Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń UTW.
Kolejka do kolejki?
Na UTW przy Uniwersytecie Łódzkim bardzo
trudno się dostać. Uczy się tu około 800 seniorów, a ci, którzy chcieliby do nich dołączyć
i zapisują się na uczelnię, nie od razu mogą
przyjść na zajęcia.
FOTO. ARCHIUM STRAŻY MIEJSKIEJ W ŁODZI
w wolnej chwili
W kilku UTW seniorzy mogą zapisać się na kurs
samoobrony – proponują go między innymi uczelnie w Warszawie, Grodzisku Mazowieckim, Żorach
i Łodzi
– Nierzadko, by można było uczestniczyć
w wykładach, które sobie wybieramy, trzeba
czekać nawet kilka lat, aż zwolni się miejsce
lub ktoś zrezygnuje – mówi Wiesława Gliwna,
emerytowana studentka.
Pani Wiesława studiowała już na kilku UTW.
Wszędzie za prawo bycia studentem trzeba
zapłacić niewysokie z reguły czesne – od kilkudziesięciu do około 200 złotych za semestr.
Wykłady i część warsztatów są za darmo,
wchodzi się na nie jednak według dokładnie
sprawdzanej listy. Za niektóre zajęcia trzeba
zapłacić dodatkowo – np. za naukę języka obcego czy gimnastykę. Ale i tak kosztuje to
o wiele mniej niż podobne lekcje „na mieście”.
Przoduje angielski
Wszędzie największą popularnością cieszą się
lekcje języka angielskiego, modne są: informatyka i wycieczki po mieście. We wszystkich
z reguły uczelniach można zapisać się ponadto na: rękodzieło, muzykoterapię, nordic walking, gimnastykę, basen, do sekcji turystycznej, fotograficznej. Niektóre uniwersytety organizują także zajęcia na specjalne zamówienie seniorów. Do ciekawszych należą działają-
Pierwszy UTW utworzył w 1973 roku
Pierre Vellas, profesor uniwersytetu
w Tuluzie. Dwadzieścia lat później
istniało we Francji ponad 40 tego
typu placówek. Polska była trzecim
krajem na świecie (za Francją
i Belgią), w którym rozwinął się
ruch UTW. Nasz pierwszy UTW
zaczął funkcjonować równocześnie
z pierwszymi w Szwajcarii, we
Włoszech i Kanadzie już w roku
1975. W tym roku powstało też
Studium Trzeciego Wieku w Warszawie. Intensywny rozwój UTW
przypadł na lata 1975 – 1979
(powstały we Wrocławiu, Opolu,
Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku,
Łodzi). Obecnie w Polsce działa
blisko 110 uniwersytetów trzeciego
wieku, które łącznie zrzeszają 25
tysięcy słuchaczy. Najliczniejszą
grupą słuchaczy może się poszczycić
UTW w Krakowie,w którym liczba
studentów seniorów wynosi ponad
1800.
ce na Opolskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku sekcje: działkowa, brydżowa i sekcja wzajemnej pomocy. Ten uniwersytet organizuje
też dla swoich słuchaczy wyjazdy rehabilitacyjno-wypoczynkowe połączone z pobytem
przy gorących źródłach na Orawie. Gnieźnieński UTW przyciąga seniorów salonem politycznym i sekcją poetycko-literacką, a warszawski
sekcją pamiętnikarską.
Z UTW na studia dzienne
Pani Maria kilka lat temu nieśmiało spytała
o naukę języka francuskiego i zapisała się na
drugi semestr grupy dla początkujących, ale
okazało się, że zna język tak dobrze, że może
dołączyć do grupy… studentów z Centrum
Kształcenia Międzynarodowego Politech-
MAGAZYN 60+
53
w wolnej chwili
w wolnej chwili
Nie musisz być kulturystą, ale…
Chcesz do setki
siedzieć w fotelu?
Podczas jednego ze spotkań na Uniwersytecie Trzeciego Wieku
w Łodzi któryś z panów przyniósł wycięty z gazety artykuł
o niezwykłym 65-letnim kulturyście, aktualnym
mistrzu świata w tej dyscyplinie.
1
niki Łódzkiej, którzy uczą
się w języku francuskim.
I tam została. Kiedy nie
mogła dopasować się do
zajęć czasowo, młodzież
sama zaproponowała, że
będzie panią Marię na
uczelnię przywozić i odwozić. – Byle tylko była
z nami! Tak pięknie opowiada o doświadczeniach z licznych podróży,
ma dużo slajdów z orbi3
sowskich wyjazdów na
Wschód... – mówią studenci politechniki. A prowadząca zajęcia ze
studentami śmieje się, że ma w grupie native
speakera (nativ speaker: osoba, dla której dany
język jest językiem ojczystym).
Duch ochoczy i ciało niemdłe
Oprócz dokształcania, uczelnie dla seniorów
to także forma zapobiegania samotności. Słuchacze zawierają przyjaźnie, często spotykają się na kawie i to nie tylko po zajęciach, ale
także w czasie wolnym, w wakacje. Wielu
z nich mówi, że decyzja, by wyjść z domu i zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, to była
najlepsza inwestycja w ich życiu.
54
MAGAZYN 60+
Ryszard Bonisławski
2
Tak malują seniorzy: 1, 2 Bożenna
Niewinowska, 3 Barbara Zawadzka
Seniorzy studenci ochoczo od pięciu lat zjeżdżają do Łazów, by stanąć na starcie i zmierzyć się w kilkunastu konkurencjach – od brydża,
poprzez lekką atletykę do dyscyplin
siłowych. W V Ogólnopolskiej Olimpiadzie UTW uczestniczyło w maju
tego roku 400 seniorów z 36 ośrodków uniwersyteckich! Najstarszy uczestnik w kategorii strzelanie z karabinka sportowego urodził
się w 1931 roku. Również ponadosiemdziesięcioletni zawodnik ścigający się na rowerze
przełajowym wsiadł na własny bicykl z 1964
roku i – jak twierdzi Ewa Wiekiera, jedna z organizatorek olimpiady – przyjechał na metę
w całkiem dobrym czasie. Specjalnym gościem
zawodów olimpijskich była pani Janina, 91-letnia seniorka – góralka z Nowego Targu, która
wszystkich raczyła oscypkami i bundzem własnej produkcji (bundz: ser z mleka owczego, rodzaj twarogu).
A
rtykuł krążył wśród zebranych, bu- wersytetu Trzeciego Wieku mogli wtedy podził duże zainteresowanie i wywo- dziwiać Wieśka podczas kulturystycznego poływał różne komentarze. Niektó- kazu, który zaaranżował specjalnie dla nich.
rzy nie kryli ogromnego podziwu
dla sylwetki emerytowanego sportowca, inni Urodził się, żeby być kulturystą
dociekali sposobu na zachowanie takiego wy- Pod wpływem tych wspomnień obiecałem soglądu i energii.
bie, że odszukam dawnego kolegę i napiszę
W końcu artykuł dotarł także do mnie, czeka- o nim. Sięgnąłem do internetowej wyszukino na moją reakcję. Zerknąłem na zdjęcia warki i po chwili miałem adres oraz telefon do
i roześmiałem się głośosiedlowego klubu fitness
no. Spoglądał z nich mój
i siłowni, której współwłaśWiesław Czerski rozpoczął
treningi w wieku 15 lat
dawny kolega, towarzysz
cicielem jest Wiesiek. Szybi
podobnie
jak
wielu
jego
sportowych zmagań, Wieko umówiliśmy się na spotrówieśników
marzył
o
eusław Czerski. Nie widziekanie.
ropejskiej
karierze,
chciał
liśmy się od 20 lat, ale rozPrzywitał mnie uśmiechdołączyć do najlepszych kulpoznałem go bez trudu,
nięty starszy pan o nienaturystów świata.
bo mimo emeryckiego
gannej sylwetce, włosach
wieku wyglądał niemal
lekko przyprószonych siwitak, jak w okresie swoich największych sukce- zną; pod sportową koszulką rysowały się posów. Mój śmiech wywołał lekką konsternację, tężne muskuły, a energia biła z każdego geale szybko ją rozwiałem, opowiadając o Wieś- stu. Usiedliśmy w sąsiedztwie ćwiczących
ku i jego drodze do mistrzostwa. Przypomnia- osób; rozmowie towarzyszyły odgłosy sporłem także jeden z naszych seniorskich obo- towych przyrządów. Odniosłem wrażenie,
zów aktywnego wypoczynku w Spale – pro- że czas stanął w miejscu, bo w podobnych
wadziliśmy tam równolegle zajęcia dla instruk- okolicznościach widzieliśmy się przed laty.
torów i trenerów kulturystyki. Studenci Uni- Wiesław Czerski rozpoczął treningi w wieku
MAGAZYN 60+
55
w wolnej chwili
FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI
Wieśka nie dogonisz,
ale poćwiczyć warto
Wiesław Czerski (z lewej) i Ryszard Bonisławski wspólnie prowadzili zajęcia na obozach instruktorskich
i organizowali pierwsze w Łodzi otwarte zawody kulturystyczne
15 lat i podobnie jak wielu jego rówieśników
marzył o europejskiej karierze, chciał dołączyć
do najlepszych kulturystów świata. Ogromny
zapał do ćwiczeń, nieustępliwość w cyzelowaniu sylwetki, wiadra potu wylewane na treningach szybko dały efekty. Tytuły mistrza Polski w kategorii juniorów i seniorów, wyjazdy
na mistrzostwa Europy potwierdzały słuszność wybranej drogi sportowego rozwoju. Studia na AWF dostarczyły wiedzy teoretycznej
i upoważniły do prowadzenia zajęć, a tym samym do przekazywania doświadczeń młodszym zawodnikom. Nasze drogi spotkały się
w Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej
– ja organizowałem specjalistyczne zajęcia dla
seniorów, on dla najsilniejszych łodzian w sławnym, kulturystycznym ognisku „Raj”. Wspólnie prowadziliśmy zajęcia na obozach instruktorskich i organizowaliśmy pierwsze w Łodzi
otwarte zawody kulturystyczne. Wiesiek był
56
MAGAZYN 60+
niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie, jego wychowankowie sięgali po najwyższe laury, np. Paweł Brzóska i Ewa Kryńska, wielokrotni mistrzowie Europy i świata.
Dziś w środowisku kulturystycznym W. Czerski traktowany jest jak ikona, żywa legenda
tego sportu. Trenuje pięć dni w tygodniu, przerzuca wtedy nawet do 170 ton ciężarów, bez
wysiłku wyciska na ławeczce 150 kg, przysiada z 240 kg na barkach, podnosi do kolan
sztangę o wadze 250 kg. W wieku 62 lat osiągnął wymarzony życiowy rekord – wycisnął, leżąc na ławeczce, 200 kg!
Mając takie przygotowanie, postanowił wystąpić raz jeszcze przed publicznością. Okazja
była wyborna w 2009 roku, kiedy Polska organizowała Mistrzostwa Świata w Kulturystyce i Fitness – zgłosił swoje uczestnictwo w kategorii weteranów 60+, zachwycił idealnie „wyrzeźbioną” muskulaturą i wygrał.
z motyką na słońce. To może być niebezpieczne dla zdrowia. Jeśli długo się nie ruszaliśmy
z fotela, a chcemy zacząć ćwiczyć, obowiązkowa będzie wizyta u lekarza prowadzącego,
który powinien ocenić nasz organizm. Pamiętajmy, że konsultacja z lekarzem jest konieczna, jeśli chorujemy na cukrzycę, reumatyzm,
mamy wadę serca czy nadciśnienie.
Swoimi sukcesami i wigorem budzi ogromny
respekt, bywalcy jego siłowni kręcą z niedowierzaniem głowami i mozolnie nadrabiają dystans. Patrzę z zaciekawieniem na ćwiczących,
skupione twarze, wysiłek adekwatny do możliwości, większość to zwykli mieszkańcy osiedla pracujący nad kondycją, sporo osób z nadwagą, wielu szronkowatych panów. Wiesiek Spacer, gimnastyka, dobry humor
zna tu wszystkich, potrafi o każdym powiedzieć Najlepiej zaczynać od niedużego wysiłku, bo
coś miłego, wszyscy korzystają z jego wskazó- jeśli bez przygotowania wytyczymy sobie zbyt
wek i doświadczenia. Podkreśla, że każdy wiek ambitne cele, nasze nienawykłe do ćwiczeń
ciała, nieprzyzwyczajone do wysiłku organijest dobry, by zabrać się do ćwiczeń.
zmy zrobią nam taką
– Trzeba tylko chcieć i nie
awanturę, że znów trzeodkładać wciąż decyzji na
Jeśli długo się nie ruszaliśmy
ba będzie nas długo
jutro. To nic, że przez 30
z fotela, a chcemy zacząć
namawiać do opuszcze– 40 lat aktywności zawoćwiczyć, obowiązkowa
nia ulubionego fotela.
dowej wielu z nas nie miabędzie wizyta u lekarza
Na początek dobre bęło czasu ani sił na bieganie,
prowadzącego, który powinien
dą spokojne spacery,
basen, siłownię czy spaceocenić nasz organizm.
lekka gimnastyka w dory. To w większości przyPamiętajmy, że konsultacja
mu czy na świeżym popadków żadna przeszkoda,
z lekarzem jest konieczna,
wietrzu, można się taka tak zwany złoty czy – jak
jeśli chorujemy na cukrzycę,
że wybrać na basen. Nie
mówią niektórzy – srebrny
reumatyzm, mamy wadę
należy zbytnio forsowiek może być właśnie poserca czy nadciśnienie.
czątkiem wielu dobrych
wać organizmu, stosuzmian w życiu – przekonując zasadę: lepiej mniej,
je Wiesław Czerski.
a częściej. Trzeba pa– Teraz już nie można się tłumaczyć brakiem miętać o uspokojeniu tętna i wyrównaniu odczasu, a pamiętajmy, że ruch po sześćdziesiąt- dechu. Do tego Wiesław Czerski zaleca spotce jest nam potrzebny bardziej niż w jakimkol- kania towarzyskie z dużą dozą humoru, zbiwiek innym momencie życia. Trzeba wstać lansowanie diety.
z fotela, choćby nie wiem, jak się nie chciało, – Trzymajmy „reżim”: jedzmy pięć lekkich ponie czekać w nim do setki! Zapewniam: kiedy
siłków dziennie, pamiętając, że owoc to też
się decydujesz na aktywność, najgorszy jest
posiłek! Pijmy soki, wodę mineralną.
ten pierwszy raz – pierwszy spacer, pierwsze
Pierwsze dwa tygodnie należy poświęcić na
wyjście na basen, do siłowni – przekonuje Wieobserwowanie organizmu, dobrze jest robić
sław Czerski.
Uczula wszystkich w naszym wieku, którzy do sobie notatki. Można także wejść do poblistej pory przedkładali wygodny fotel nad ćwi- kiego klubu fitness i porozmawiać z instrukczenia i spacery, a teraz zechcą spróbować ak- torem, który zaleci proste ćwiczenia do wytywności fizycznej, by nie rzucać się od razu konania w domu – radzi Wiesław Czerski.
MAGAZYN 60+
57
w wolnej chwili
Jerzy Bralczyk
Senior to stopień wyższy od senex, czyli ‚stary’ po łacinie. Stopień wyższy nie oznacza
wbrew pozorom wysokiego natężenia cechy:
ten starszy może być przecież całkiem młody,
tyle że zestawiamy go z kimś jeszcze młodszym. Ale ten stopień wyższy i w łacinie,
i w polszczyźnie się usamodzielnił i nie zawsze
odnosi się do porównania. Ciekawe, że u nas
jest raczej uznawany za eufemistyczne, łagodniejsze określenie kogoś, kogo nie chcemy
wprost starym nazwać i na ogół starsi panowie powinni się czuć młodszymi od starych panów. Lepiej jakoby powiedzieć o kimś, że jest
w starszym wieku, niż że jest po prostu stary.
To dość logiczne, starość w końcu to rzecz
względna, „starszość” zaś jest do wykazania
– o starszej pani i o starszym panu mówią tak
na ogół ludzie od nich młodsi. Tak się jakoś
stało, że przypisywanie wprost cechy starości
wydaje się mało subtelne. Właściwie to dość
dziwne – przecież o starości powinno się mówić z podziwem i szacunkiem.
Jeżeli mówimy tak nie o kimś konkretnym, tylko o grupie wiekowej, eufemizacja wydaje się
jeszcze bardziej potrzebna. Wtedy wprowadza się niezbyt jasny trzeci wiek (dlaczego nie
drugi lub czwarty?) i zaczyna się mówić po łacinie. Łacińska forma senior (seniorka pojawia
się rzadziej) może być uznana za bardziej elegancką nie tylko dlatego, że łacińska, ale też ze
względu na liczne i na ogół pozytywne odniesienia, które łączą starość a to ze szczególnym
szacunkiem, a to z przywilejami, a to z władzą.
Bo, jak mówi łacińska sentencja, seniores priores – czyli ‚starsi mają pierwszeństwo’.
I tak senior to ktoś najstarszy wiekiem w grupie, czy to zawodowej, czy wyznaczonej rodem. Starsi w rodzinie są takimi seniorami,
58
MAGAZYN 60+
n
o
t
e
i
l
e
f
a jeśli imię łączy ojca i syna czy łączy braci, słowo senior (lub trochę mniej zręczny skrót sr)
jest przy nazwisku, żeby starszość zaznaczyć.
Młodszy to oczywiście junior, czyli jr (to rozróżnienie seniorów i juniorów istnieje też
w sporcie, przy czym częściej słyszy się o juniorach – seniorzy to po prostu zawodnicy i tyle).
Biskup senior cieszy się przywilejami, marszałek senior otwiera parlamentarne posiedzenia, konwent seniorów decyduje o ważnych
sprawach, a w końcu zasiadający w senacie senatorowie też językowo z łacińskiej starości
się wywodzą. W dawnej polszczyźnie seniorem nazywano jeszcze ludzi piastujących stanowiska bardzo odmienne, lecz ważne: urzędnika w salinach wielickich, dyrygenta, czyli dyrektora orkiestry, pomocnika sztygara, a dość
powszechne było nazywanie tak starszego
studenta lub kleryka, który miał pieczę nad
młodszymi kolegami. W dziewiętnastym wieku seniora pisano zresztą przez jotę: senjor.
Ale w średniowieczu senior miał się najlepiej:
to było określenie feudała, który miał wprawdzie też opiekę, ale przede wszystkim władzę
nad wasalem, a podlegał zazwyczaj bezpośrednio monarsze. A seniorat, czyli ‚prawo starszeństwa’, dawał prawa do dziedziczenia tronu lub dóbr.
I stąd ten łaciński stopień wyższy w wielu językach dał niezwykle godne słowa. Pełen szacunku ‚pan’ to po hiszpańsku senor, w różnych
językach używa się włoskiego signor i signore,
monsignore to tytuł kościelny, francuskie monsieur z seniora się wziął, jego skróceniem był
francuski tytuł monarszy Sire, a angielski sir
też historycznie jest seniorem.
Istotnie, seniores priores.
„Sekcja seniora”
w Cannes
Na plakacie tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego
w Cannes Jeanne Woodward całuje się z Paulem Newmanem.
Ich ciała tworzą liczbę 69. Dlaczego?
Mariola Wiktor
P
onieważ ten największy na świecie
festiwal filmowy odbył się po raz
69. Ale jest jeszcze jeden powód, kto
wie, czy nie ważniejszy. I nie chodzi
tu wcale o ten aktorski duet, który
pozostawił po sobie świetne kreacje zamiast
skandali. W ten sposób organizatorzy święta
kina w Cannes podkreślili nostalgię za filmową epoką lat 50., 60. i 70. Za dawnym, złotym
Hollywood, za arcydziełami, które powstawały wtedy w Ameryce i Europie. Za pięknym kinem, które nie myślało tylko o zyskach.
Elizabeth Taylor i Michael York
po cyfrowym liftingu
W tym roku 10-lecie świętowała jedna z najbardziej obleganych przez dojrzałych, ale także bardzo młodych widzów sekcja „Cannes
Classics”. Tu pokazywane są cyfrowo odrestaurowane arcydzieła kina. Starsi widzowie,
którzy oglądają je po latach, wracają do wspomnień z młodości. A młodzi poznają klasykę
kina i przy okazji dowiadują się, kim i czym zachwycali się ich rodzice i dziadkowie. I jedni,
i drudzy spotykają się z legendarnymi aktorami, którzy przyjeżdżają do Cannes na projekcje swoich odświeżonych filmów.
Na premierę scyfryzowanego „Zawrotu głowy” (reż. Alfred Hitchcock, 1958) zaprosiła wi-
FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES
Senior
w wolnej chwili
Plakat tegorocznego, zakończonego w maju 69.
MFF w Cannes. Scena pochodzi z filmu z 1963 roku
„Nowy rodzaj miłości” i równie dobrze mogłaby się
przytrafić J. Woodward i P. Newmanowi w ich życiu
prywatnym, bo przez 50 lat byli niestandardowym
jak na Hollywood małżeństwem
MAGAZYN 60+
59
w wolnej chwili
w wolnej chwili
dzów Kim Novak. Dla tej dziś 80-letniej eleganckiej damy, która zagrała platynową piękność, śledzoną i pożądaną przez filmowego
detektywa, była to rola i film życia. Nigdy potem nie udało jej się powtórzyć tego sukcesu
i poświęciła się malarstwu. W Cannes pokazano też odświeżoną „Fedorę” (grają: Marthe
Keller, Mario Adorf, Michael York, 1978). To
wciąż poruszająca i nadal uniwersalna opowieść o lęku hollywoodzkich gwiazd przed starzeniem się, o nieumiejętności pogodzenia się
z przemijaniem.
Prawdziwym wydarzeniem była jednak premiera cyfrowej „Kleopatry” Josepha Mankiewicza. Film sprzed 50 lat wielu z nas oglądało kilka razy. To na planie „Kleopatry” zaczął
się płomienny romans Elizabeth Tylor i Richarda Burtona. W Cannes pokazano między innymi klejnoty, które aktorka dostała od Burtona i które po jej śmierci – wraz z inną jej biżuterią – zostały sprzedane na aukcji (dochód
wsparł m.in. założoną przez Elizabeth Taylor
fundację do walki z AIDS).
Takiego Redforda jeszcze
nie widziałam!
Ale „stare” kino i sławni aktorzy seniorzy pokazali się w Cannes nie tylko na projekcjach
filmowej klasyki. Choć festiwal otworzyła
nowa wersja „Wielkiego Gatsby’ego” z Leonardo DiCaprio i Carrey Mulligan w rolach
głównych, wielu nadal – ja także – woli film
z 1974 roku z Robertem Redfordem.
Wspominam o Redfordzie nieprzypadkowo,
bo po latach ten „złoty chłopiec” Hollywood
znów zaskakuje. W pokazanym w Cannes filmie „All is Lost” gra starego człowieka, samotnego żeglarza, który za wszelką cenę próbuje przetrwać morską katastrofę. On po prostu jest przed kamerą, i choć nic nie mówi, film
ogląda się z niesamowitym napięciem. Stary,
brudny, potwornie zmęczony człowiek. Płacze, popada w depresję i odrętwienie, ciało
60
MAGAZYN 60+
odmawia mu posłuszeństwa. Nic z zabójczo
przystojnego amanta. Wspaniała, wielka kreacja, monodram bez jednego słowa i zasłużona owacja po projekcji.
Zapytany o nostalgię za latami siedemdziesiątymi, kiedy powstawały: „Wielki Gatsby” „Żądło”, „Tacy byliśmy”, powiedział, że wtedy kino
hollywoodzkie było bardziej różnorodne, że
tęskni za czasami, kiedy filmy miały swoją publiczność. Ubolewa, że dziś rozmowy o sztuce
w Hollywood zastąpiła walka o wpływy z kas.
Koszyk kulturalny
Senior uczy, także w kinie
Filmy mądre i głębokie z dojrzałymi bohaterami, poruszające problemy osób starszych
walczyły także z powodzeniem o festiwalowe
nagrody, potwierdzając, że na takie kino istnieje coraz większe zapotrzebowanie wśród
widzów. Ze statuetką Złotej Palmy za Najlepszą Rolę Męską wyjechał z Cannes Bruce
Dern, który w filmie „Nebraska” zagrał nieco
zniedołężniałego staruszka, wierzącego we
wszystko, co mówią ludzie. Kiedy wpada mu
w ręce ulotka informująca, że można odebrać
milion dolarów w jednym z miasteczek Nebraski, bez wahania udaje się w podróż. Po drodze spotyka dawno niewidzianych przyjaciół
z lat młodości, krewnych, znajomych – powracają wspomnienia.
Siłą tego prostego czarno-białego filmu jest
to, że reżyser (Alexander Payn) oczyma starszych ludzi z prowincjonalnej Ameryki przygląda się światu, który już odchodzi. Trudno
nie dostrzec nostalgii za wartościami, które
znikają: za uczciwością, prawdomównością,
bliskością, serdecznością, poczuciem honoru.
To także odczarowywanie tabu, jakim jest prawo osób starszych do tego, by marzyć, by nie
poprzestawać na tym, co „zaoferuje” im los,
by próbować w każdym wieku coś w swoim
życiu zmienić, choćby ta zmiana nie była wielka. „Nebraska” będzie miała polską premierę
prawdopodobnie już jesienią.
SERGIUSZ CZESŁAW JADWIGA
Maria Nurowska (Wydawnictwo WAB 2013)
„Niniejsza opowieść opiera się na faktach i relacjach świadków. Jednak tam, gdzie dokumenty i świadectwa przedstawiają różne wersje wydarzeń lub milczą, prawdę historyczną
uzupełnia pisarska wyobraźnia”.
Sergiusz to nieco zapomniany pisarz, żołnierz
AK – Sergiusz Piasecki, Czesław to nikt inny
jak Czesław Miłosz, a Jadwiga to wielka miłość ich obu. W przedwojennym Wilnie studiuje przyszły noblista, nie na wydziale polonistyki, którą nazywa nieco pogardliwie wydziałem matrymonialnym, lecz na wydziale prawa. Na tym samym wydziale studiuje młoda,
piękna i zakochana w Czesławie po uszy Jadwiga. Gdy przystojny młody poeta porzuca
Jadwigę, młodą kobietą zaopiekuje się przestępca i szpieg – Sergiusz Piasecki.
Jak potoczyły się ich losy? Czesław Miłosz dożywa 93 lat. Po latach niedostatków, cierpień,
dramatów osobistych (choroba młodszego
syna, śmierć pierwszej żony Janiny), ale i licz-
nych zdrad Czesław Miłosz powraca do kraju,
do Krakowa z drugą żoną, Amerykanką, którą pieszczotliwie nazywa Karoliną. Doczeka
się rozlicznych splendorów literackich, w tym
Nagrody Nobla, uznania w świecie i w kraju.
Sergiusz Piasecki umiera w nędzy i zapomnieniu na emigracji. Łączy ich jedno – znajomość
z tajemniczą Jadwigą. Po latach ich tajemnicę odkrywa młoda studentka, późniejsza badaczka literatury.
To druga książka Marii Nurowskiej, którą czytałam. Od lat śledzę twórczość i losy Czesława Miłosza i byłam bardzo ciekawa tej książki. Gorąco polecam. Doskonale napisana, równie dobra jak „Mój przyjaciel zdrajca” o Ryszardzie Kuklińskim.
OBECNOŚĆ. WSPOMNIENIA
O CZESŁAWIE MIŁOSZU
Wybór, redakcja i opracowanie
– Anna Romaniuk (PWN)
„Budził się o trzeciej nad ranem. Czytał do szóstej. Jadł śniadanie. Spacerował. Pisał do południa. To były święte godziny. Potem miał
czas na resztę życia”. Reszta życia to między
innymi uniwersytet (w okresie kalifornijskim),
wizyty w księgarni, bibliotece, drobne sprawunki i późnym popołudniem kieliszek zimnej wódeczki. Lecz wcześniej obowiązkowo
praca, w myśl zasady: „Codziennie napisać
choćby stronę, z czasem się nazbiera”.
Książka Anny Romaniuk to już druga książka
wspomnieniowa. Pierwsza wydana wkrótce
po śmierci poety w 2004 roku przez Wydawnictwo Znak nosi tytuł „In memoriam”.
W „Obecności…” Miłosza wspomina 70 osób,
MAGAZYN 60+
61
w wolnej chwili
w wolnej chwili
SZYMBORSKA, JAKIEJ NIE ZNACIE
Wisława Szymborska, „Błysk rewolwru”, Wydawca:
Agora SA , Fundacja Wisławy Szymborskiej
Gdybym miała wskazać jedną książkę spośród
tych niedawno wydanych, wybrałabym „Błysk
rewolwru” Wisławy Szymborskiej. Odnalezione w szufladzie zabawy literackie (i nie tylko)
to nie lada gratka dla miłośników twórczości
noblistki. Mamy wczesne rysunki, laurki dla
mamy, ale i młodzieńczy poemacik na temat
ciotek, napisany w obawie, czym byłoby dla
nich staropanieństwo. Tytułowy „Błysk rewolwru” (z tym uroczym błędem w tytule) to trójkąt miłosny z morderstwem w tle.
Zaskoczeniem mogą być przezabawne epitafia, często pisane dla osób żyjących. W książce znalazły się też rajzefiberki i dobrze znane
niektórym czytelnikom lepieje (krótkie wier-
62
MAGAZYN 60+
szyki, zaczynające się od słowa „lepiej”). Czytelnikom wybierającym się tego lata w okolice jeziora Smarkle (Pęcherzewo – Pisia Wólka) na Mazurach polecam mapkę autorstwa
czcigodnej poetki. Wszystkich, którym wydaje się, że znają twórczość Szymborskiej, namawiam do przeczytania tej książki.
HOTEL MARIGOLD. PODRÓŻ W GŁĄB SIEBIE
„Hotel Marigold”, reż. John Madden, produkcja: USA,
Wielka Brytania, Zjednoczone Emiraty Arabskie
W historii literatury nie brakuje pisarzy, którzy niewiele podróżowali lub wręcz wcale tego
nie robili. Wspomniana noblistka pani Wisława niechętnie ruszała się z miejsca. Wyjątek
zrobiła dla Czesława Miłosza i Güntera Grassa, z którymi wybrała się do Wilna. Kiedy już
opuszczała swoją samotnię, nakładała niepozorny kapelusik, w którym miała nadzieję zostać nierozpoznaną.
O podróżowaniu wspominam nie bez powodu, bo tym z Państwa, którzy nie planują tego
lata długich wyjazdów, chcę zaproponować
wędrówkę z filmem. „Hotel Marigold” w reżyserii Johna Maddena to opowieść o podróży
do Indii. W filmie występuje plejada najlepszych brytyjskich aktorów, między innymi znana młodszym pokoleniom z serii filmów o Harrym Potterze, Maggie Smith (profesor Minerva McGonagall). W filmie smutek miesza się
ze śmiechem. Z powodu różnych życiowych
zawirowań siedmioro emerytów wyrusza
w podróż do Indii. Choć podróż jest prawdziwa, hotel „nieco” odbiega od wizji przedstawionej w folderze reklamowym, najważniejsza okazuje się jednak podróż w głąb siebie.
Pytanie, czy jest to komedia romantyczna czy
dramat? Żadna z tych odpowiedzi nie jest właściwa. To film o postrzeganiu samego siebie
i świata, o tym, że nigdy nie jest za późno, by
wszystko zacząć od nowa.
Anna Fabjańczyk-Woźniak
Namów wnuczka na wycieczkę
Prymasowskie
skarby
Szukając najbardziej atrakcyjnych miejscowości w Polsce, nie
można pominąć Łowicza. Miasta zlokalizowanego w sercu kraju,
które obrosło legendą prymasowskiej przeszłości i zachowało
kilkanaście wartościowych zabytków. Łatwy dojazd koleją, bliskość
autostrady, czytelnie oznakowane szlaki rowerowe i piesze, dobrze
zorganizowany system informacji turystycznej sprawiają, że czujemy
się na ziemi łowickiej komfortowo.
Ryszard Bonisławski
Dwunastu prymasów w katedrze
Położony nad rzeką Bzurą Łowicz narodził się
w odległych wiekach. Rozbudowany przez prymasów Polski miał zamek, kilka kościołów
i klasztorów, a w jego miejskiej przestrzeni
ulokowano dwa rynki, z których jednemu nadano niezwykły dla rynku kształt trójkąta. Organizowane tu sławne jarmarki przyciągały
kupców z najodleglejszych zakątków kraju
i Europy. Łowicz był także niepisaną stolicą
Polski, bo w okresie bezkrólewia władzę sprawowali mieszkający w nim prymasi, a ważnym
walorem tego grodu była bliskość stolicy. Na
ulicach miasta można było usłyszeć różne języki, a wśród przechodniów dostrzec znanych
artystów, architektów i uczonych. Ich dzieła
pokazywane są tutaj dziś z nieukrywaną dumą.
FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI
między innymi Maria Iwaszkiewicz, Wisława
Szymborska, Anna Dymna. Ale też brat – Andrzej, starszy syn – Antoni i jedyna wnuczka –
Erin Gilbert. Składając książkę, kierowano się
chronologią relacji poszczególnych osób z autorem „Doliny Issy”. Przeważają przedruki
z gazet, czasopism i innych wcześniejszych
publikacji. Są też wspomnienia oparte na rozmowach autorki z różnymi osobami. Całość
układa się w barwny, ciekawy opis jednego
z najciekawszych autorów wszech czasów.
Bazylika katedralna p.w.
Wniebowzięcia NMP w Łowiczu
MAGAZYN 60+
63
W Arkadii można obejrzeć ogród romantyczny w stylu angielskim z parkowymi budowlami. Na zdjęciach:
akwedukt i świątynia Diany
Wystarczy spojrzeć na majestatyczną katedrę,
której dwie wieże dominują w panoramie Łowicza. Zbudowana przez włoskich mistrzów
zawsze zachwycała barokowymi kształtami,
a teraz pięknie odnowiona ma jeszcze więcej
uroku. Znajdujące się w niej ołtarze, obrazy,
epitafia, rzeźby, malowidła ścienne tworzą
jednolitą całość. W podziemiach świątyni spoczęło dwunastu prymasów. Poświadczają to
cenne, rzeźbione nagrobki i kaplice grobowe.
Jest wśród nich dzieło najznakomitszego polskiego rzeźbiarza epoki renesansu Jana Michałowicza z Urzędowa, który z wielkim mistrzostwem ukazał postać prymasa Jakuba
Uchańskiego.
Windą do nieba
O każdym znajdującym się w katedrze zabytku informuje bezpłatny multimedialny przewodnik. Więcej o tej świątyni można się dowiedzieć, zwiedzając katedralne muzeum.
Umieszczone w wyremontowanych wieżach
kościelnych (jest winda osobowa!) jest naj-
64
MAGAZYN 60+
większą dziś atrakcją Łowicza. Możemy tu zobaczyć niedostępne do niedawna cenne przedmioty z prymasowskiego skarbca. Dodatkową atrakcją jest możliwość „podniebnego”
przejścia między wieżami na wysokości sklepienia katedry, a także wyjście na taras widokowy na szczycie wieży, z którego rozpościera się rozległa panorama miasta i okolic.
Wokół rynku
Przy Starym Rynku warto zobaczyć jeszcze:
klasycystyczny ratusz, zabytkowe domy kanoników, dawne kolegium księży misjonarzy i zespół klasztorny pijarów. Gmach kolegium zbudowany przez holenderskiego architekta Tylmana z Gameren jest siedzibą Muzeum Łowickiego, a największą jego atrakcją jest doskonale zachowana kaplica św. Karola Boromeusza z unikatowymi freskami iluzjonistycznymi
wyczarowanymi przez Włocha Michała Anioła Palloniego. Na zapleczu gmachu umieszczono miniaturowy skansen budownictwa ludowego – rozleglejszy można znaleźć w niedale-
kich Maurzycach. Tam też jest pierwszy na
świecie spawany, stalowy most drogowy.
Kościół pijarów także zachwyca barokowymi
kształtami, ma oryginalną falistą fasadę,
a wnętrze pokryte barwnymi freskami. Tuż
obok otwarto niedawno Dom Turysty oferujący tanie noclegi z dostępem do kuchni, duży
wybór pamiątek regionalnych, mapy, foldery
i przewodniki. Punkt informacji turystycznej
pomoże w ułożeniu tras zwiedzania i udostępni za niewielką opłatę rowery (trasy nie wymagają wielkiej kondycji, są krótkie, płaskie
i bardzo atrakcyjne). Tylko tu zobaczycie największą wycinankę na świecie i największego
pająka (pająki to przestrzenne, barwne kompozycje zawieszane pod sufitem).
Tuż przy rzece Bzurze zachowały się ruiny
wspaniałego niegdyś zamku, ich obecny właściciel przygotował dla zwiedzających ciekawą
ofertę turystyczną. Rzeka jest także dostępna dla miłośników kajakarstwa; urokliwe spływy na płynącej leniwie Bzurze nie stawiają
przed turystą wielkich wyzwań technicznych,
a na pewno pozostaną na długo w pamięci.
W najbliższym sąsiedztwie Łowicza znajdują
się między innymi:
Nieborów – cenna rezydencja magnacka
z przepięknym parkiem
Arkadia – park romantyczno-sentymentalny
z parkowymi budowlami
Walewice – rezydencja magnacka, owiana legendą Marii Walewskiej, oferująca jazdę konną i przejażdżki bryczkami
Sobota – małe miasteczko z renesansowym
kościołem, w nim renesansowe nagrobki Sobockich dłuta Włocha Santiego Gucciego
Sromów – z prywatnym muzeum ludowym
rodziny Brzozowskich (ruchome rzeźby, wycinanki, sprzęty wiejskie)
Maurzyce – na rozległym terenie pokazano
wszystkie rodzaje budownictwa księżackiego
(tak nazywano ludność tej ziemi), a przy okazji można trafić na imprezy folklorystyczne.
FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI
FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI
FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI
w wolnej chwili
Pałac w Nieborowie
UWAGA! KONKURS!
Osoby, które odwiedzą Łowicz, mogą
wziąć udział w naszym konkursie.
Wystarczy potwierdzić obecność w tym
mieście, przysyłając swoją fotografię
z Łowicza i odpowiedzieć na trzy pytania:
1. Kto był uczniem łowickiej szkoły, a później
znakomitym malarzem?
2. Pod jakim wezwaniem jest najstarszaza
zachowana gotycka świątynia w Łowiczu?
3. Kto jest patronem trójkątnego łowickiego
rynku?
Na fotografie i prawidłowe odpowiedzi
czekamy do 15 listopada. Prosimy nadsyłać
je pocztą tradycyjną na adres redakcji
(ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3)
lub na adres poczty elektronicznej:
[email protected].
Wśród osób, które je nadeślą, rozlosujemy
trzy atrakcyjne nagrody.
MAGAZYN 60+
65
w wolnej chwili
Kiedyś to były
wakacje!
Z wielką przyjemnością czytaliśmy wakacyjne wspomnienia, które
nadesłali Państwo na konkurs „Magazynu 60+”. Otrzymaliśmy wiele
listów, a każdy z nich opisywał Wasze najlepsze wakacje tak, jak
byście wrócili z nich wczoraj. A przecież pisaliście o wydarzeniach
sprzed kilkudziesięciu lat! Serdecznie dziękujemy za nadesłane listy.
Publikujemy nagrodzone relacje (wspomnienia p. Ewy z Kielc drukujemy na str. 36) – ich autorzy otrzymają od nas upominki.
Mieliśmy dobrych aniołów stróżów…
Mam 72 lata. Od dwóch lat jestem wdową. Urodziłam się na wsi i mieszkałam tam do 26. roku
życia. Bardzo kochałam wieś. Do miasta, w którym żyję do dziś przyzwyczaiłam się, ale nigdy
go nie pokochałam. Moje wiejskie wakacje to
same piękne wspomnienia. Trzeba było pomagać i w domu, i w polu. Pasłam krówki, bardzo
to lubiłam. Lubiłam też śpiewać i śpiewałam razem ze skowronkami, a krówki tak pięknie się
pasły. Zboże było pełne kwiatów: maków, kąkoli i chabrów, z których wiłam piękne wianki
i zdobiłam nimi mój obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Oprócz tego trzeba było pracować przy pieleniu, przy żniwach. Jaką frajdą
było jeździć na furze pełnej snopów zboża! Był
też czas zabawy i dziś wiem, że każde z nas miało bardzo dobrego Anioła Stróża, bo nasze zabawy były wprost ekstremalne. Chłopcy robili
dla nas huśtawki, ale nie takie zwykłe – to były
prawdziwe giganty. Gdyby któreś z nas spadło,
to zabawa skończyłaby się tragicznie. Pływaliśmy na czym się dało po stawie – a przecież nikt
z nas nie potrafił pływać. Paliliśmy ogniska,
opiekaliśmy chleb i jabłka. Do dziś pamiętam,
jak smaczne były ziemniaki z ogniska! Wieczo-
66
MAGAZYN 60+
rami zaś graliśmy w różne gry, bawiliśmy się
w chowanego i ciuciubabkę, słowem, psociliśmy, niczego nie baliśmy się, ale nikt nikomu
krzywdy nie zrobił. To był naprawdę piękny czas.
Kiedy wyszłam za mąż, zamieszkaliśmy w mieście. Mąż zabrał mnie na wczasy do Władysławowa. To były moje najpiękniejsze wczasy. Dostaliśmy ładny pokoik. W rogu okna mieszkał
pajączek, chciałam go zaraz wyrzucić, ale mąż
powiedział: „Zostaw go, niech sobie mieszka
z nami” i odtąd każdego ranka obserwowaliśmy, co też nasz pajączek robi. Spotkanie z morzem to było coś cudownego. Kiedy usłyszałam
jego szum, a potem zobaczyłam ogrom wody,
rozpłakałam się z nadmiaru wrażeń. Pierwszego dnia rozłożyliśmy ręczniki, aby się opalać,
ale to nie było dla mnie. Wiedziałam, że tak urlopu nie spędzę. Chodziliśmy więc na długie spacery wzdłuż morza – oczywiście boso. Mąż odkrył dziką plażę (nie wiem, czy są jeszcze takie).
Ludzi tam było mało, piękne wydmy wokół. Zbieraliśmy muszelki, szukaliśmy bursztynów. Wieczorami chodziliśmy, trzymając się za ręce (to
było takie romantyczne – z mężem byliśmy wychowani tak, że uczuć nie pokazuje się przy ro-
dzinie czy znajomych), odwiedzaliśmy różne im- niestety szybko się kończy, ale wspomnienia są
prezy, na których śpiewano szanty, oglądaliśmy tylko moje i nikt mi ich nie odbierze. Często wspokutry i statki. Nocą patrzyliśmy na światła latar- minam ten czas i bardzo tęsknię za mężem.
Helena Siwiec, Zabrze
ni morskiej. Zwiedziliśmy Trójmiasto. Co piękne,
Wspaniały urlop w rodzinnej wsi
Przed kilku laty zaskoczyła mnie siedemdziesiątka. Od 1964 roku mieszkam w Suwałkach
i jestem mieszczuchem. Ale jakże mile wspominam rodzinną wieś Węgielnię, gdzie urodziłem
się, wychowałem i pracowałem od lat szkolnych. W 1960 roku podjąłem pracę w GRN „Żubryń”, toteż w roku następnym dostałem pierwszy „dorosły” urlop. Jestem jedynakiem, rodzice byli schorowani, dlatego moja pomoc w gospodarstwie rolnym była wręcz obowiązkiem.
Urlopowałem w sierpniu, kiedy na Suwalszczyźnie przypadały żniwa. W tym czasie ciężkiej pracy, ale i słońca, nigdy nie brakowało.
Pierwszą urlopową pracą było koszenie żyta.
Nie znano jeszcze kombajnów, więc ja kosiłem
kosą, a wytrwalszy na osty ojciec, podbierał
i wiązał snopki. Byłem silnym i wydajnym kosiarzem, toteż uczciwie pomagałem ojcu. Wieczorem zestawialiśmy snopy w „dziesiątki” po
20 snopów. Przez dzień potrafiliśmy zżąć 8 kop
żyta (60 x 8 = 480 snopów). To był ogromny wysiłek. Lubiłem tę pracę, bo mięśnie pęczniały,
a ciało brązowiało opalane żarem słońca. Żyto
schło, a ja z ojcem, wczesnym rankiem (jeszcze
z rosą) kosiliśmy w dwie kosy zboża jare (jęczmień, owies, mieszanki). Pracę polową trzeba
było pogodzić z obrządkiem zwierząt domowych – koni, krów, owiec, świń. Szczególnie rano
i wieczorem: pojenie, zadawanie paszy, dojenie.
Do dziś czuję smak domowego jedzenia. Śniadanie: chleb razowy na tataraku, jajecznica ze
skwarkami, placki, zabielana kawa. Obiad: kapusta kiszona z ozorkami lub kindziukiem, ziemniaki sypkie polane śmietaną ze szczypiorkiem,
a zamiast kompotu świeże, pełne mleko. Kolacja: chleb z masłem, swojska kiełbasa lub pasz-
tet, wątrobianka, ser podsuszany na słońcu
i parzone mleko. Smakowała nawet wędzona
słonina z cebulą. W ustach zbiera się ślinka, gdy
wspomnę przyrządzane przez mamę potrawy.
Zboża wyschły w słońcu i następowała zwózka
wozem „żeleźniakiem”. Ja podawałem snopy
na wóz, ojciec nakładał i… jazda do stodoły.
Następnie ja zrzucałem snopy widłami daleko
od zasieka lub na wyżki, a ojciec układał rzędami. Pracę tę wykonywaliśmy we dwóch, podczas gdy u sąsiadów przypadało pięcioro lub
więcej osób. Zwózka to był mój żywioł. Po przywiezieniu każdej fury zboża wypijałem pół litra
mleka zamiast wody, która mi szkodziła. Potrafiłem wypić przez dzień nawet 5 litrów mleka!
Ciężką pracę dało się pogodzić z wypoczynkiem.
Uwielbiałem pływanie i nurkowanie. W każdy
słoneczny dzień biegłem z kolegami do sąsiedniej wsi nad Jezioro Czarne. Po opalonym na
brąz ciele rozgrzana woda spływała jak po kaczce. Szampon do włosów nie był znany, krem
mało używany, ciało samowystarczalnie natłuszczone, a włosy nie znały łupieżu.
Rozrywką były spotkania towarzyskie, potańcówki, zabawy składkowe, nabożeństwa pod
krzyżem, odpusty w pobliskich parafiach. Robiłem zdjęcia aparatem „Druh” kupionym w czasie służby wojskowej w 1957. Jako drugi we wsi
kupiłem radio „Juhas”, które dobrze odbierało
Wolną Europę – korzystali z niego nawet sąsiedzi. Za środek lokomocji służył niemiecki rower
„Diament”, potem już motocykl „Junak”. Urlop
na wsi się dawno skończył. Pozostały piękne
wspomnienia tamtych dni.
Józef Wasilewski
MAGAZYN 60+
67
w wolnej chwili
KRZYŻÓWKA
Nędzny, ale magiczny
makaron
Jestem już w wieku, kiedy to przeważają wspomnienia nad marzeniami. Pamiętam swoje
pierwsze wakacje – kolonie letnie w Piaskach
koło Mrągowa. To był rok 1950, biednie, siermiężnie, ale całe życie było przede mną i moimi rówieśnikami, a cieszyło wszystko.
Mama spakowała do mojej tekturowej walizeczki wszystko, co potrzebne i, co dzisiaj wydawałoby się dziwne, sztućce: aluminiową łyżkę i widelec, bo w ośrodku kolonijnym takiego luksusu jeszcze nie było. Przed szkołę zajechał otwarty samochód ciężarowy wyposażony w deski na
tzw. pace, co stanowiło namiastkę ławek. Jakoś się tam wskrabaliśmy przy pomocy dorosłych i ciasno upchani na ławkach pojechaliśmy
w nieznane. Odległość nie była zbyt wielka, więc
po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Ośrodek kolonijny dla dzieci niemieckich przetrwał wojnę w dobrym stanie. Co pamiętam
z tamtego okresu? Fajne wieloosobowe sale, ci-
szę poobiednią, której nikt nie lubił, i jedzenie.
Do dzisiaj wspominam nasze obiady, z których
najbardziej smakowały mi rurki z sosem. Makaron był nędzny, pękał, ale nielicznym szczęśliwcom, do których i ja się zaliczałem, udawało się
znaleźć całą rurkę i wciągać z głośnym siorbaniem sos z talerza. Takie to są śmieszne wspomnienia! Jeszcze worek ulęgałek, już mocno
dojrzałych, przyniesiony przez wychowawcę
i to wspaniałe uczucie swobody: las, jezioro, kąpiele. Potem jeździłem wielokrotnie na kolonie
– nad morze, w góry, ale te pierwsze utkwiły mi
w pamięci najbardziej.
Dzisiaj zabieramy wnuki nad morze i dajemy im
to, czego sami zaznaliśmy przed laty – poczucie
swobody i szczęścia. Tak na marginesie – szkoda, że niektóre dzieci znają szum morza tylko
z telewizji, a kolonie już nie są „trendy”.
Andrzej Pescht, Piła
KONKURS „MAGAZYNU 60+”
Mój najlepszy nauczyciel
Jedni z nas bardziej lubili szkołę, inni mniej. Ale każdy miał na pewno nauczyciela,
którego podziwiał, szanował. Jacy byli Państwa ulubieni nauczyciele?
Za co ich podziwialiście? Może któryś z Waszych wychowawców, profesorów wpłynął na
wasze edukacyjne decyzje? Może dzięki nim zdecydowaliście się na studia?
A może pomagali Wam nie tylko w szkole?
Prosimy o napisanie na ten temat. Państwa wspomnienia opublikujemy w jesiennym
wydaniu „Magazynu 60+”. Na listy (do 1500 znaków) czekamy do 31 sierpnia 2013 roku.
Można je nadesłać pocztą tradycyjną na adres redakcji (ePRUF SA, 91-342 Łódź,
ul. Zbąszyńska 3) lub na adres poczty elektronicznej: [email protected].
Najciekawsze wspomnienia nagrodzimy.
68
MAGAZYN 60+
MAGAZYN 60+
69
w wolnej chwili
SUDOKU
Poziom: ŁATWY
?
?
?
Poziom: TRUDNY
Wśród osób, które prześlą poprawne rozwiązanie krzyżówki lub poprawne rozwiązanie obu sudoku rozlosujemy nagrody książkowe.
Termin nadsyłania rozwiązań: 15 września 2013 roku. Adres redakcji: ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3.
Zwycięzcy konkursu z poprzedniego numeru: Krzyżówka – AGNIESZKA ŁUKJANOW, Gdańsk; ELŻBIETA SERAFIN, Piotrków
Trybunalski; WANDA OGRODNIK, Białystok. Sudoku – EWA STANISŁAWSKA, Kętrzyn; ELŻBIETA TOMIAK, Przemyśl;
JADWIGA PAŁASIŃSKA, Ostrowy.
Zamów roczną prenumeratę „Magazynu 60+”
Aby zamówić roczną prenumeratę kwartalnika „Magazyn 60+”, wystarczy:
1. Wypełnić poniższe zamówienie i przesłać z potwierdzeniem wpłaty na adres wydawcy:
• faksem na nr 42 200 78 99
• pocztą na adres ePRUF S.A., 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3
• e-mailem na adres [email protected]
• lub zadzwonić pod numer Infolinii 60+: 800 301 601 albo 42 200 77 77.
2. Przelać/wpłacić 16 złotych (koszt czterech numerów) na konto o numerze:
89 1050 0086 1000 0090 3013 0570. W tytule wpłaty należy wpisać:
Roczna prenumerata „Magazynu 60+”.
FORMULARZ ZAMÓWIENIA
Zamawiam, począwszy od numeru 7 (jesień 2013), roczną prenumeratę
kwartalnika „Magazyn 60+” w cenie 16 zł.
Nr mojej karty Programu 60+
Adres do wysyłki:
Imię i nazwisko
Kod pocztowy
Miejscowość
Ulica
Nr domu
Nr lokalu
Nr telefonu
70
MAGAZYN 60+
Zaprenumeruj już dziś
szczegóły na str. 70

Podobne dokumenty