zdrowym być - Magazyn 60+
Transkrypt
zdrowym być - Magazyn 60+
Zdrowie na koncie Pieniądze z hipoteki? kwartalnik nr 6 lato (1.07-30.09.2013) 5 zł (w tym 8% VAT) ISSN 2299-5080 d l a m ł o d y c h d u c h e m 9 7 7 2 299 Nasi chłopcy nasza młodość 508000 No To Co i Trubadurzy: bigbitowi jubilaci Magazyn 60+ | Facebook w numerze nr 6 lato (1.07-30.09.2013) kiedys to byly e j c a k a w Wpis Magazyn Edythe Kirchmaier, 105-latka z Kalifornii, po raz pierwszy siadła za kierownicą w 1927 roku. Niedawno zdała kolejny test drogowy, przedłużając swoje prawo jazdy. A co najważniejsze – przez 86 lat nie spowodowała żadnego wypadku i nie dostała mandatu! Wielkie brawa dla tej pani – w seniorach siła! Krzysztof fan Ważne, żeby umieć cieszyć się dniem dzisiejszym. Serdecznie pozdrawiam wszystkich z „dalszego ciągu młodości! Wesołe jest życie staruszka” – jak śpiewał W. Michnikowski – co dedykuję nam Wszystkim! Ewa fanka Kto tu mówi o starości? Kochani: biegam, chodzę po górach, jeżdżę na rowerze i kocham taniec – nie mam czasu się starzeć! Krystyna fanka Myślę, że u młodych częściej słyszy się: nudzę się albo mam doła! My nie umiemy się nudzić. Nuda jest zaprzeczeniem szczęścia. Zapraszamy na profil „Magazynu 60+” na Facebooku! www.facebook.pl/magazyn60plus Zdrowym być 3 Kiedy będziemy starzeć się zdrowo? 5 Ruch odmładza kości 8 Nadciśnienie nie wygoni Cię do lekarza 11 Magnetyczny superszpieg 14 Ból pod napięciem 16 Ciągle młody ostropest Program 60+ 18 Twoje zdrowie na koncie 23 Senior udziela pomocy Piękne Życie 26 Nasi chłopcy, nasza młodość 33 Polański. Dżentelmen czy skandalista? 36 Wreszcie szczęśliwa, wreszcie nigdy głodna 39 Poranna kawa u mamy 41 Spacer doliną Issy 44 Jak raz sławny się stałem… Felieton Jana Turnaua zdrowym być Znasz Prawo, Masz Prawo 45 Pewne pieniądze z hipoteki? Szanowni Państwo! PODPOWIEDZI 50 Nie takie konto bankowe straszne W wolnej chwili 52 Nie możemy „zardzewieć”! 55 Chcesz do setki siedzieć w fotelu? 58 Senior. Felieton Jerzego Bralczyka 59 „Sekcja seniora” w Cannes 61 Koszyk kulturalny 63 Namów wnuczka na wycieczkę 66 Konkurs: Kiedyś to były wakacje! 69 Krzyżówka 70 Sudoku nasza okładka: słowem wstępu Ależ wyczekiwaliśmy tego lata! Zima straszyła nas długo mrozem, wiosna zalewała deszczem. Miejmy nadzieję, że latem skąpiemy się w słońcu. A „Magazyn 60+”– jestem tego pewny – umili Państwu czas przy kawie na działce, po wędrówce nadmorskim brzegiem czy po spacerze deptakiem w uzdrowisku. W tym wydaniu razem z Wami wracamy do niezapomnianych wakacji sprzed lat – publikujemy Państwa wakacyjne wspomnienia, w których zabierają nas Państwo do świata swojej młodości, dzieciństwa. A jeśli o dawniejszych czasach mowa, poszukaliśmy członków zespołów bigbitowych, bez których piosenek nie mogła się odbyć żadna prywatka. Koniecznie przeczytajcie Państwo artykuł o Koncie Zdrowotnym 60+, które utworzył dla Was Program 60+ – każdy z uczestników programu może tu zobaczyć, jak się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku. Namawiam do zaplanowania sobie tego już teraz. Po co? Dowiedzą się Państwo z materiału „Nie możemy zardzewieć”. trubadurzy. Od lewej: Marian Lichtman, Sławomir Kowalewski, Krzysztof Krawczyk FOT. ARCHIWUM ZESPOŁU Ryszard Bonisławski redaktor naczelny Wydawca: ePRUF S.A. ul. Zbąszyńska 3, 91-342 Łódź tel. 42 200 75 68 fax 42 200 78 99 www.epruf.pl Reklama: Content Media [email protected] tel.: 502 499 456 Anna Tomczak, tel. 785 864 607 [email protected] Redaktor naczelny: Ryszard Bonisławski Projekt, skład: Beata Grabska Sekretarz redakcji: Marek Wilczak [email protected] tel. 42 6811066 Druk magazynu: Drukarnia Prasowa S.A. al. J. Piłsudskiego 82, 92-202 Łódź Nakład – 150 tys. egz. Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów i redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń i reklam. BĄDŹ EKOLOGICZNY. Wyrzucając papier, wybierz odpowiedni pojemnik. Kiedy będziemy starzeć się zdrowo? Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Markiem M. Kowalskim, dyrektorem Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem, które powstało przy Uniwersytecie Medycznym w Łodzi Czy można starzeć się zdrowo? Prof. Marek M. Kowalski: Tak. Zdrowe starzenie się jest możliwe, jeżeli osobie starszej udaje się utrzymać aktywność i dobre samopoczucie, czyli Prof. Marek optymalny dobrostan fizyczM. Kowalski ny, umysłowy i społeczny. Jak to osiągnąć? Najważniejsza jest dbałość o aktywność fizyczną, która powinna być dostosowana do indywidualnych możliwości oraz dbałość o zdrowe odżywianie się. Nieocenione znaczenie ma też aktywność społeczna i umysłowa. To wysoko podniesiona poprzeczka. Mało kto tak żyje, a nawet wielu z tych, którzy o siebie dbają, nie starzeje się zdrowo. Zresztą gdyby starzenie się przebiegało bezproblemowo, zapewne nie powstałoby Centrum Zdrowego Starzenia… Ma pan rację. Osoby starsze, a więc mające ponad 65 lat, częściej chorują, jest dużo chorób charakterystycznych dla tego wieku, takich jak miażdżyca, nadciśnienie czy choroby ośrodkowego układu nerwowego. Wiele osób cierpi na kilka schorzeń jednocześnie; często są to choroby przewlekłe. To oczywiście bardzo obniża samopoczucie seniorów, ale również rodzi poważne problemy medyczne. Na przykład znacznie utrudnia leczenie, gdyż leki skuteczne na jedną chorobę mogą potęgować objawy innej. Jeżeli nie będziemy coraz więcej na ten temat wiedzieć, nie będzie postępu w hamowaniu rozwoju pewnych chorób. Z tego względu konieczne są badania nauko- MAGAZYN 60+ 3 zdrowym być zdrowym być we i między innymi dlatego powstało Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem. Przecież uczeni już od dawna zajmują się geriatrią i innymi dziedzinami mającymi na celu prawidłowe diagnozowanie i leczenie osób starszych. Czy Centrum, którym Pan kieruje, nie „startuje” za późno, czy wniesie coś nowego? I na naszej uczelni badania naukowe dotyczące osób starszych prowadzone są od lat, ale teraz zostaną zintensyfikowane. Znaleźliśmy grupę uczonych, którzy chcą skupić się na problemach związanych z leczeniem seniorów, utworzyliśmy dziewięć zespołów badawczych, zgłosiliśmy projekt do Komisji Europejskiej. Wygraliśmy ten konkurs mimo dużej konkurencji – na Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem dostaliśmy 4,5 mln euro. Cieszę się, że doceniono wartość naszego projektu. Na co wyda Pan unijne dotacje? Będziemy mogli sfinansować szkolenia i wyjazdy młodych pracowników naukowych na staże do najlepszych ośrodków w Europie. Będziemy też mogli zatrudnić najlepszych zagranicznych naukowców i lekarzy zajmujących się problemami ochrony zdrowia osób starszych. Znaczną część otrzymanej kwoty przeznaczymy na nowoczesną aparaturę badawczą. Stworzymy też biobank, czyli miejsce przechowywania w jak najlepszych warunkach próbek biologicznych służących do badań dotyczących starzenia się. Chcemy, by Centrum stało się w krótkim czasie znaczącym ośrodkiem takich badań w Polsce i Europie. Ale nie wszystkie pieniądze z Unii wydamy na tworzenie Centrum. Przez najbliższe trzy lata będziemy z tych środków finansować działanie Wszechnicy Wieku Starszego. Ma ona propagować wśród seniorów zdrowy styl życia, powiedzieć im, co mają robić, jak żyć, by mogli starzeć się zdrowo. Koordynacja badań naukowych i promocji zdrowego stylu życia wśród osób starszych to nie wszystko. Chcemy też rozwijać 4 MAGAZYN 60+ opiekę zdrowotną nad tymi osobami, aktywizować je, przygotować oraz zastosować w praktyce programy kształcenia lekarzy, a także pielęgniarek, farmaceutów, techników i adeptów innych zawodów medycznych, ukierunkowane na potrzeby osób w podeszłym wieku. To tylko plany, czy są już jakieś konkrety? Nawiązaliśmy współpracę z bardzo zaawansowanymi w opiece nad seniorami ośrodkami w Danii, Szwecji i Anglii, a także z Uniwersytetem Łódzkim. Na początku ubiegłego roku w Szpitalu Klinicznym im. WAM powstał pierwszy w Łodzi oddział geriatryczny, który ma dziś już kilkanaście łóżek. Kilkanaście łóżek w ponad 700-tysięcznym mieście? To dramatycznie mało! Tak, powinno ich być tutaj kilka tysięcy, ale tyle dostaliśmy na to pieniędzy z NFZ. To przygnębiające, że wobec już ogromnych i wciąż rosnących potrzeb w zakresie opieki zdrowotnej nad osobami starszymi polska służba zdrowia w zasadzie jest bezradna… My nie zamierzamy przejść nad tym do porządku dziennego. Będziemy ponaglać osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy do podejmowania decyzji służących rozwijaniu opieki nad osobami w podeszłym wieku. Jeśli kogoś nie przekonują względy społeczne czy moralne, niech to sobie policzy. Przepraszam seniorów za to, co powiem, ale dbanie o nich, dbanie o Was, seniorzy, po prostu się opłaca. Może to kogoś wreszcie przekona! Ciągle narzekamy na brak pieniędzy na opiekę zdrowotną i jednocześnie wydajemy je źle. Badania przeprowadzone kilka lat temu w Małopolsce i na Śląsku pokazały, że leczenie osób w podeszłym wieku w obecnych warunkach, bez specjalistów geriatrów, jest czterokrotnie droższe, niż byłoby pod opieką geriatrów. Przecież wnioski są oczywiste – trzeba tylko zacząć działać. Ruch odmładza kości Seniorzy dość często skarżą się na bóle stawów biodrowych, kolanowych, łokciowych, barków, stóp, a także kręgosłupa. Są one najczęściej związane ze zmianami zwyrodnieniowymi. Trudno się ich ustrzec, bo układ kostny, jak cały nasz organizm, podlega procesom starzenia się. Można jednak spowolnić ten proces i dłużej być sprawnym. Jak to zrobić? LUCYNA KRYSIAK Nie daj się zginaczom, pomóż prostownikom Pan Jacek Wosiński przez 35 lat był listonoszem i zawsze cieszył się dobrą kondycją fizyczną. Jednak wraz z przejściem na emeryturę zaczęły się problemy. Dokuczają mu bóle kolan, ma kłopoty z lewym barkiem, nawet podniesienie ręki do góry przy sięganiu czegoś z półki lub wieszaniu kurtki sprawia mu ból. Nie mówiąc o tym, że ruchomość ręki nie jest taka jak dawniej. – Co się ze mną dzieje? – pyta pan Jacek. – Przecież tyle lat byłem sprawny, ciągle w ruchu. Czy te dolegliwości można leczyć? Jedną z przyczyn bólów stawów jest pojawiająca się z wiekiem u wielu osób nierównowaga w pracy mięśni, odpowiedzialnych za funkcjonowanie narządu ruchu. Te mięśnie to przede wszystkim zginacze i prostowniki. Pierwsze służą do zginania kręgosłupa lub stawu w kończynie, drugie – do ich prostowania. – Kiedy stajemy się coraz starsi, zginacze za- KINEZYTERAPIA leczenie ruchem, gimnastyka lecznicza Ruch, gimnastyka – to najskuteczniejsze lekarstwo na starzenie się układu kostnego MAGAZYN 60+ 5 zdrowym być ciążenia powstawaniem osteofitów, czyli zmian zwyrodnieniowych – mówi Jerzy Kociuga. – Tak jest w kolanach, biodrach i innych stawach, które są najbardziej obciążane. Wszystko jest następstwem przewagi zginaczy nad prostownikami: nierównowaga w pracy tych mięśni skutkuje powstawaniem nieprawidłowych napięć, a w konsekwencji przeciążeń i zmian zwyrodnieniowych. Senior musi się ruszać! Bóle kolan, barków, łokci, nadgarstków, bioder są najczęściej związane ze zmianami zwyrodnieniowymi. Maści i żele zwalczają najczęściej objawy, a nie przyczynę choroby. Leki przeciwbólowe dla osób w starszym wieku są obciążające, uszkadzają śluzówkę, wątrobę. Efekt jest podobny – po tabletkach ból na chwilę ustępuje, ale problem zostaje. czynają przeważać nad prostownikami i dlatego nasze kończyny są bardziej podatne na zginanie, gorzej z ich wyprostowaniem. I stąd się biorą zaburzenia biomechaniki ciała. Czasem tę nierównowagę w pracy mięśni odpowiedzialnych za zginanie i prostowanie narządów ruchu widzimy od razu, kiedy ktoś jest zbyt mocno pochylony do przodu, przygarbiony – mówi dr n. med. Jerzy Kociuga, chirurg, 6 MAGAZYN 60+ ortopeda. Zaburzenia równowagi w zginaniu i prostowaniu kończyn oraz kręgosłupa są, między innymi, podłożem wielu zmian zwyrodnieniowo-przeciążeniowych, na które skarżą się starsze osoby. Zaczyna się od tkanek miękkich: mięśni i więzadeł, które wraz z wiekiem tracą sprężystość i są podatne na przykurcze. To skutek przeciążeń powstałych podczas niewłaściwego trybu życia (siedząca lub stojąca praca, dźwiganie ciężarów). Na początku nic nie wskazuje na to, że coś jest nie tak. Ból jest przejściowy albo nie jest odczuwalny. „Ot, pobolała mnie ręka, szyja, bark – widocznie źle spałem, siedziałem w przeciągu” – mówimy sobie. Tymczasem to może być sygnał, że nie wszystkie mięśnie odpowiadające za pracę stawów narządu ruchu działają jak należy. Zachodzą w nich zmiany, które mogą doprowadzić nawet do utraty ich sprawności. – Jeśli te zmiany u osób starszych pozostają nieleczone, miejsca, gdzie ścięgna tych mięśni przyczepione są do kości, reagują na prze- Jak nie dać się zginaczom i pomóc prostownikom? Zdaniem ortopedów najważniejsza jest profilaktyka, dzięki której będziemy zapobiegać powstawaniu osteofitów – różnego rodzaju tzw. dziobów kostnych, które są bolesne i ograniczają naszą sprawność. – Senior musi być poinstruowany, jak ma żyć, aby nie dopuścić do ograniczenia ruchomości stawów. Musi zrozumieć, że na starzenie się układu kostnego nie ma – poza ruchem – żadnego cudownego leku! Aktywności fizycznej nic nie jest w stanie zastąpić, nie ma nic skuteczniejszego – zaznacza doktor Jerzy Kociuga. Nie chodzi jednak o żadne siłownie czy inne formy usprawniania za pomocą wymyślnych i kosztownych urządzeń, lecz o najzwyklejszą gimnastykę. Rzecz w tym, aby była ona odpowiednio dawkowana i prowadzona systematycznie. Obciążenie ruchem nie może być duże, zbyt intensywne, ponieważ w miejscach, które będziemy chcieli za wszelką cenę rozruszać, będą się tworzyły stany zapalne. Najlepiej, jeśli na początku wykonamy ćwiczenia pod nadzorem rehabilitanta, który nas wszystkiego nauczy. I rzecz równie ważna – postarajmy się, by porcja codziennej gimnastyki weszła w nawyk, by wszystko nie skończyło się słomianym zapałem albo odstawieniem ćwiczeń, gdy poczujemy się lepiej. Do ćwiczeń namawia pani Jolanta, 60-latka cierpiąca na bóle kostno-stawowe. Od kręgosłupa miała potworne bóle głowy. Stosowała FIZYKOTERAPIA Leczenie, rehabilitacja różnymi metodami, bodźcami fizycznymi, np. przy zastosowaniu wody (hydroterapia), prądów (elektroterapia), pola elektromagnetycznego, ultradźwięków, światła, lasera. FOTO. MICHAŁ AWIN Dobre efekty przy leczeniu dolegliwości stawowych daje skojarzenie ćwiczeń z różnymi zabiegami, na przykład z hydroterapią, laseroterapią lub elektroterapią więc środki przeciwzapalne i przeciwbólowe, używała coraz silniejszych leków, smarowała chore miejsca żelami przeciwbólowymi, ale efekt był krótkotrwały. – Dopiero rehabilitacja, gimnastyka postawiły mnie na nogi – mówi pani Jolanta. – Odkąd codziennie wykonuję zalecone przez lekarza ćwiczenia, czuję się znacznie lepiej. Bóle, które kiedyś mi mocno dokuczały, teraz zdarzają się sporadycznie. Codziennie chodzę również na wieczorne spacery, które także pomagają utrzymać narząd ruchu w lepszej kondycji. Nie bój się kinezyterapii Kiedy skarżymy się lekarzowi na bóle stawów, ten często mówi, że trzeba będzie nas wysłać na kinezyterapię. Warto wiedzieć, że to nic innego jak… gimnastyka. Pamiętajmy, że wszystkie inne metody leczenia dolegliwości stawowych wspomagają kinezyterapię. A co w takim razie z tak szeroko reklamowanymi specyfikami, które w mgnieniu oka mają postawić pacjenta na nogi? – Są potrzebne, bo przynoszą ulgę w cierpieniu, kiedy ból staje się nie do zniesienia, ale mają działanie doraźne – zapewnia doktor Jerzy Kociuga. Dodaje, że długotrwały efekt daje dopiero kinezyterapia i fizykoterapia – skojarzenie ćwiczeń z różnymi zabiegami, na przykład z hydroterapią, laseroterapią lub elektroterapią. MAGAZYN 60+ 7 zdrowym być Choroba – trudny „lokator”, z którym sobie radzę Po 60. roku życia systematycznie kontroluj (mierz) swoje ciśnienie tętnicze W „Magazynie 60+” piszemy o chorobach, które najczęściej dotykają seniorów. Radzimy, na co zwrócić uwagę, o czym nie zapominać, by z tym – niejednokrotnie trudnym i nieproszonym – „lokatorem” sobie radzić. Jeśli choroba jest już zdiagnozowana i leczona, pomiar należy wykonywać dwa razy dziennie przed zażyciem leków Nadciśnienie nie wygoni Cię do lekarza Nadciśnienie rozwija się podstępnie i po cichu. Jeśli masz bóle głowy, nadmierną pobudliwość, kołatania serca, to sygnał, że może rozwijać się choroba nadciśnieniowa. Powiedz o tych dolegliwościach lekarzowi Niewykryte i nieleczone nadciśnienie tętnicze może doprowadzić do uszkodzenia nerek, przerostu lewej komory serca i w efekcie niewydolności serca, retinopatii, czyli choroby siatkówki oka oraz powikłań ze strony układu nerwowego, w tym udaru mózgu Nadciśnienie tętnicze to obecnie choroba cywilizacyjna, a u seniorów występuje nagminnie. Problemy z podwyższonym ciśnieniem krwi ma 60 procent osób powyżej 65. roku życia. Dominującym typem nadciśnienia w starszym wieku jest izolowane nadciśnienie skurczowe. Co to takiego? LUCYNA KRYSIAK P ytanie to zadawał sobie pan Stefan Gorlicki, który ma 76 lat, i taką właśnie diagnozę usłyszał od swojego lekarza. Dotychczas nie miał większych problemów z ciśnieniem. Owszem, było od pewnego czasu podwyższone, wynosiło 149/85 mm Hg (ciśnienie tętnicze mierzy się na ogół w milimetrach słupa rtęci, stąd skrót: mm Hg). Ale w jego wieku to podobno normalne i nie zawracał sobie tym głowy. Pewnego dnia stwierdził jednak, że jego ciśnienie jest wyższe – 175/80 mm Hg. – U tego pacjenta mamy do czynienia właśnie 8 MAGAZYN 60+ z izolowanym nadciśnieniem skurczowym. Tak nazywamy nadciśnienie, gdy skurczowe ciśnienie krwi przekracza wartość 140 mm słupa rtęci, a ciśnienie rozkurczowe jest prawidłowe, czyli nie wyższe niż 90 mm słupa rtęci – tłumaczy dr n. med. Waldemar Rogowski z Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w szpitalu im. W. Biegańskiego w Łodzi. Mierz ciśnienie, nie daj się zaskoczyć Pan Gorlicki miał szczęście, że jest pod stałą opieką lekarza, jest także wyjątkowo zdyscyplinowanym pacjentem i codziennie mierzy sobie ciśnienie, dzięki czemu nie przeoczono, że coś jest nie tak. Wielu seniorów, u których wartości skurczowego i rozkurczowego ciśnienia niezbyt drastycznie przekraczały dopuszczalne normy (według Światowej Organizacji Zdrowia za prawidłowe skurczowe ciśnienie tętnicze uznaje się 139 mm Hg, a rozkurczowe 89 mm Hg), nawet nie wiedziało, że choruje na nadciśnienie. Nie leczyli się więc, ryzykując zawał serca lub udar mózgu. Izolowane nadciśnienie skurczowe nie pojawia się od razu. Przeważnie z wiekiem ciśnienie tętnicze, zarówno skurczowe, jak i rozkurczowe, staje się coraz wyższe. Kiedy starzeją się nam naczynia krwionośne, ciśnienie rozkurczowe przestaje rosnąć, stabilizuje się, ale zwiększa się wciąż ciśnienie skurczowe. Jeśli Czynniki ryzyka sprzyjające nadciśnieniu tętniczemu to: palenie tytoniu, alkohol, otyłość, zła dieta powodująca wysoki poziom tzw. złego cholesterolu Na wystąpienie podwyższonego ciśnienia tętniczego najbardziej narażeni są mężczyźni powyżej 60. roku życia przekroczy ono 140 mm Hg, a ciśnienie rozkurczowe jest niższe od 90 mm Hg, wtedy mamy do czynienia z izolowanym nadciśnieniem skurczowym. MAGAZYN 60+ 9 zdrowym być zdrowym być FOTO. MICHAŁ AWIN Na czym polega starzenie się naczyń krwio- zowania ciśnienia, by u pacjenta nie doszło do nośnych, typowe dla starzejącego się organi- zapaści lub innych powikłań. Ta ostrożność jest zmu, a które odpowiada między innymi za izo- uzasadniona – chodzi o to, by nie spowodolowane nadciśnienie skurczowe? Najczęściej wać zmniejszenia przepływu krwi przez ważto skutek miażdżycy naczyń, która powoduje ne dla życia narządy (zwłaszcza serce, mózg zwężenie ich światła i zmniejsza elastyczność. i nerki). Dąży się też, aby leki były podawane Z wiekiem pojawiają się też zaburzenia w wy- raz na dobę, gdyż seniorzy często zapominadzielaniu substancji odpowiadających za kur- ją je zażyć, a pod żadnym pozorem nie można czenie i rozkurczanie się naczyń. Im jesteśmy przerywać leczenia, nawet jeśli w wyniku prowadzonej terapii ciśstarsi, tym łatwiej nanienie wróciło do wartoczynia krwionośne się Nadciśnienie tętnicze jest ści prawidłowych. kurczą, a trudniej rozchorobą przewlekłą, której kurczają. nie da się wyleczyć. Można – Zdarza się, że u paSame leki ją jedynie kontrolować, cjenta w podeszłym nie wystarczą sprowadzając lekami wieku leczenie nadciśNadciśnienie tętnicze wartości ciśnienia do pranienia rozpoczyna się sprzyja rozwojowi chorowidłowych norm. Aby było dopiero wtedy, kiedy by wieńcowej, podnoto możliwe, konieczna jest pojawi się już izolowasi ryzyko zawału serca obok farmakoterapii także ne nadciśnienie skuri udaru mózgu. Badania zmiana stylu życia. wykazują, że systematyczne przyjmowanie leków obniżających ciśnienie pozwala zmniejszyć to zagrożenie o ponad 40 procent. Ale leki to nie wszystko. Wpływ na ustabilizowanie ciśnienia ma prowadzenie właściwego trybu życia, polegającego na unikaniu używek: alkoholu, kawy, Wynik pomiaru a nawet mocnej herbaty, zrezygnowaniu z patętniczego krwi to dwie liczby, lenia papierosów i przebywania w pomiesznp. 135/85. czeniach, gdzie się je pali. Trzeba także rygoPierwsza określa rystycznie stosować dietę niskotłuszczową ciśnienie skurczowe, druga czowe, a w tej sytuacji i niskosodową (ograniczyć zwłaszcza spożyrozkurczowe. strategia działania jest nie- cie soli). Ważne jest dbanie o aktywność fico inna niż u osób w średnim zyczną. Dla serca i naczyń bardzo skutecznym wieku – mówi doktor W. Rogowski. lekarstwem jest jazda na rowerze, a jeśli kon– Dotyczy to doboru i dawkowania leków. Za- dycja fizyczna i wiek już na to nie pozwalają, czyna się od diuretyków (leków odwadniają- zwykły spacer lub tak modne dzisiaj chodzecych) poprzez inhibitory konwertazy angio- nie z kijkami (nordic walking), które uruchatensyny, antagonistów receptora angiotensy- mia mięśnie klatki piersiowej, poprawia oddyny II, beta-adrenolityki. chanie, krążenie i uelastycznia naczynia krwioTrzeba zaczynać leczenie od bardzo małych nośne. Walka z nadciśnieniem to także walka dawek, powoli je zwiększając aż do ustabili- z otyłością. 10 MAGAZYN 60+ Maszyna prawdę Ci powie Nie zawsze wiemy, na czym polega badanie, na które skierował nas lekarz, jak się do niego przygotować, jak działa urządzenie, które w nas „zagląda”. W cyklu „Maszyna prawdę Ci powie” omawiamy nowoczesne, najczęściej stosowane w medycynie techniki i aparaturę diagnostyczną. Pomagają nam w tym lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi. Magnetyczny superszpieg Badanie rezonansem magnetycznym (skrót: MR) to jedna z najdokładniejszych metod obrazowania, czyli nieinwazyjnego zaglądania do wnętrza narządów i tkanek naszego ciała oraz tworzenia ich obrazów. Są one w tym przypadku tak precyzyjne, jak rysunki w atlasie anatomicznym. Adriana Sikora W yjątkowość rezonansu magnetycznego podkreśla dodatkowo to, że jest to jedno z najbardziej bezpiecznych badań diagnostycznych. Nie stosuje się tu żadnego promieniowania ani fal ultradźwiękowych, badanie nie wywołuje niepożądanych reakcji, nie wpływa na działanie stosowanych leków. Dlatego może być wykonywane u osób w każdym wieku. Ale ponieważ jest to jedna z najdroższych metod, lekarze stosują ją tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Rezonans magnetyczny, choć bardzo dokładny, z powodu długiego czasu trwania badania nie jest też wykorzystywany w diagnostyce w nagłych przypadkach, gdy o uratowaniu życia lub zdrowia decyduje każda minuta. Wodór w roli głównej Aparat do rezonansu magnetycznego wygląda podobnie jak tomograf komputerowy, ale – zamiast promieni Roentgena – wytwarza MAGAZYN 60+ 11 zdrowym być prawidłowo. Hałas jest męczący, dlatego pacjenci dostają zatyczki do uszu lub specjalne słuchawki. Należy starać się leżeć bez ruchu, ponieważ poruszenie się powoduje zniekształcenia obrazu. W trakcie badania może wystąpić miejscowe lub ogólne uczucie gorąca, co jest naturalnym objawem. Należy zgłosić personelowi każde pogorszenie samopoczucia (np. uczucie lęku przed zamkniętą przestrzenią, duszność, zawroty głowy). Niektóre badania rezonansem magnetycznym przeprowadza się z użyciem specjalnego środka kontrastującego podawanego dożylnie. Jak przygotować się do badania? 1 Należy przyjść na czczo lub nie jeść przynajmniej przez 6 godzin (diabetycy nie muszą tego przestrzegać) 2 Ubranie powinno być lekkie i prze- wiewne, bez metalowych elementów 3 Dobrze jest przyjść na badanie co najmniej 15 minut przed wyznaczoną godziną 4 Nie trzeba zmieniać dotychczaso- wego leczenia farmakologicznego (należy przyjąć używane leki) UWAGA! Nie wszyscy mogą skorzystać z badania rezonansem magnetycznym! 5 Bezpośrednio przed badaniem FOTO. MICHAŁ AWIN należy opróżnić pęcherz moczowy 6 Na rezonans magnetyczny przycho- dzimy bez makijażu. Makijaż, lakier do włosów zawierają drobiny metali kolorowych, które mogą obniżyć jakość uzyskanych obrazów 7 Warto zabrać ze sobą własne zatyczki do uszu lub stopery stałe pole magnetyczne o wysokiej energii oraz emituje fale radiowe. Oba te zjawiska fizyczne są nieszkodliwe dla ludzkiego organizmu. Pole magnetyczne „porządkuje” atomy wodoru, które są w każdej naszej tkance. Kiedy aparat emituje fale radiowe, uporządkowane w polu magnetycznym atomy wodoru odpowiadają na ten sygnał (to jest właśnie rezonans magnetyczny). „Odpowiedź wodoru” jest rejestrowana i przetwarzana na obraz tkanek – każda z nich zawiera inną liczbę atomów wodoru i dlatego możliwe jest odwzorowanie struktur anatomicznych badanego pacjenta. Oczywiście uzyskanie obrazów odbywa się za 12 MAGAZYN 60+ Rezonans magnetyczny jest jednym z najbardziej dokładnych i bezpiecznych badań diagnostycznych. pomocą komputera. Można je dowolnie obracać w różnych płaszczyznach i pod różnymi kątami, oglądać w wersji dwu- lub trójwymiarowej. Rezonans magnetyczny stosuje się praktycznie w badaniach całego ciała, wszystkich tkanek miękkich i kości – głowy oraz kręgosłupa – układu nerwowego, narządów jamy brzusznej i miednicy, kończyn i stawów. Badanie pozwala z bardzo dużą dokładnością wykryć nawet niewielkie zmiany – stany zapalne, urazy, zmiany nowotworowe, zwyrodnieniowe. Wykorzystuje się je także do oceny naczyń krwionośnych i przepływu krwi w organizmie. Nie bójmy się hałasu podczas badania Rezonans magnetyczny – poza hałasem, jaki towarzyszy badaniu – nie powinien być dla nas kłopotliwy. Zostaniemy poproszeni o położenie się na stole, który będzie wprowadzony do wnętrza aparatu. Dla podniesienia komfortu wewnątrz urządzenia zainstalowano dodatkowe oświetlenie oraz wentylację. Cały czas – poprzez mikrofon i kamerę – będziemy mieć kontakt z personelem wykonującym badanie. Rezonans magnetyczny trwa od kilkunastu minut do godziny lub nawet kilku godzin, jeśli konieczne jest wykonanie skomplikowanej diagnostyki. W trakcie badania będzie słychać donośny stukot, ale nie należy się tym martwić – to znak, że urządzenie pracuje Bezwzględnym przeciwwskazaniem jest posiadanie wszczepionych implantów, metalowej protezy stawu, rozrusznika serca, pompy insulinowej, stałego aparatu słuchowego. Do pokoju badań nie wolno wnosić żadnych metalowych przedmiotów! Klucze, okulary, zegarek, biżuterię, monety, karty magnetyczne, agrafki, paski, baterie, spinki do włosów, telefony komórkowe, protezy, laski czy kule ortopedyczne trzeba przekazać do przechowania. Pole magnetczne jest tak silne, że potrafi na przykład zerwać z głowy okulary bądź wyrwać metalowy przedmiot z ręki i przyciągnąć go do urządzenia. Informacje zapisane na kartach bankomatowych mogą ulec skasowaniu, a telefony komórkowe trwałemu uszkodzeniu. Wszelkie metalowe przedmioty znajdujące się w pobliżu badanej okolicy ciała zamazują obraz uzyskiwany w czasie badania. MAGAZYN 60+ 13 zdrowym być Ból pod napięciem Zdarza się, że w przychodni rehabilitacyjnej słyszymy: „Pan Kowalski! Proszę na prądy”. Często ci, którym lekarz zaordynował elektroterapię, zastanawiają się pewnie, dlaczego sąsiad za parawanem dostał „inne prądy”, dlaczego zabieg trwa dłużej i jest inaczej odczuwany. Jeden pacjent opowiada, jak prąd „kurczył mu, szarpał mięśnie”, inny mówi, że to było tylko mrowienie. Jak to jest z rehabilitacją prądem? SYLWESTER TOMASZEWSKI specjalista rehabilitacji ruchowej Galwanizacja (prądy galwaniczne) z zapaleniem nerwów, pomaga przy zmianach zwyrodnieniowych stawów kończyn i kręgosłupa. Galwanizację katodową stosuje się w przypadku porażeń nerwów, przy utrudnio- Tu wykorzystuje się tylko prąd stały. Elektroda czynna, czyli ta przyłożona w miejscu bólu, może być połączona z dodatnim (anoda) lub ujemnym (katoda) biegunem prądu. Po włączeniu aparatu Kiedy umawiamy się na zabiegi prądem, jesteśmy powinniśmy odczuwać lekkie zwykle proszeni o przyniesienie ze sobą dwóch mrowienie, dlatego rehabiliopakowań gazy (zwykłej, niejałowej). To ona tant – by ustawić odpowiedpośredniczy – po zwilżeniu – w przewodzeniu prądu nie parametry prądu – zapyta pomiędzy naszym ciałem a elektrodami. Rehabilinas o reakcję. Galwanizacja tant kładzie gazę np. na chorym przedramieniu, anodowa leczy ból związany barku, na niej umieszcza elektrodę, wszystko mocuje elastycznym bandażem i włącza prąd. zmienny o małej częstotliwości. Najczęściej stosowany jest zestaw trzech rodzajów prądów, następujących jeden po drugim, z których każdy jest odczuwany inaczej. Mają one działanie przeciwbólowe, polepszają ukrwienie tkanek i ich odżywienie. Zwalczają nerwobóle, pomagają przy zmianach zwyrodnieniowych stawów i kręgosłupa, przeciążeniach mięśni i ścięgien. Czas: 3 – 12 minut. Prądy TENS – przezskórna elektrostymulacja nerwów Zabieg łagodzi nerwobóle (rwa kulszowa, barkowa), bóle stawów, kręgosłupa, przyspiesza regenerację tkanek po urazach, np. po złamaniach. Powinniśmy czuć wyraźne impulsy: szczypanie, mrowienie, wibracje, czasami drganie mięśni – o ich intensywność rehabilitant też zapyta nas na początku zabiegu. Czas: 15 – 30 minut. Prądy interferencyjne (prądy Nemeca) Do naszych tkanek „wprowadza się” dwa prądy średniej, niewiele różniącej się częstotliwości, które nakładają się na siebie. Dlatego rehabilitant „podłączy” nas do czterech elektrod, które ułoży tak, by skrzyżowanie prądów nastąpiło dokładnie w miejscu bólu. Natężenie prądu jest tak dobrane, byśmy odczuwali silne, ale przyjemne wibracje. Zabieg zmniejsza napięcie układu nerwowego, intensywnie łagodzi ból (stawy, kręgosłup, nerwobóle, bóle mięśni), zmniejsza napięcie mięśni, pomaga w ich regeneracji Czas: 15 – 20 minut. FOTO. MICHAŁ AWIN Jonoforeza nym zroście kości po złamaniach, w zaburzeniach krążenia obwodowego w kończynach. Czas: 15 – 20 minut. Prądy diadynamiczne (prądy Bernarda) W tym przypadku będziemy poddani działaniu prądu stałego, na który nakładany jest prąd 14 MAGAZYN 60+ Tutaj prąd stały pomaga we wprowadzeniu przez skórę leku do naszego organizmu (cząstki leku zostają „obdarzone” ładunkiem elektrycznym i w postaci jonów przetransportowane do miejsca zmienionego chorobowo). Ilość wprowadzonego leku jest proporcjonalna do natężenia prądu i czasu jego przepływu. Jonoforezę lekarz przepisze nam przy bó- lach stawowych i mięśniowych, leczeniu blizn, zaburzeniach krążenia obwodowego, stanach zapalnych tkanek miękkich. Podczas zabiegu powinniśmy odczuwać lekkie mrowienie. Czas: 15 – 20 minut. Prądy Traberta (prądowe impulsy prostokątne) Działają przeciwbólowo, rozluźniająco, poprawiają ukrwienie tkanek. Jest to swego rodzaju masaż, a „masażystą” jest tu właśnie prąd. Stosowany przy bólach mięśniowych, stawów, przy chorobach zwyrodnieniowych stawów i kręgosłupa, po urazach. Powinniśmy odczuwać drżenie mięśni. Czas: 10 – 15 minut. ELEKTROTERAPIA To zabiegi rehabilitacyjne z wykorzystaniem prądów różnego rodzaju. Pozwalają na zmniejszenie dawek przeciwbólowych leków farmakologicznych, pomagają w usprawnianiu narządów ruchu, pozwalają na efektywniejsze wykonywanie ćwiczeń ruchowych, co poprawia komfort życia ludzi zmagających się z dolegliwościami bólowymi narządów ruchu. Wskazania: bóle mięśniowe i stawowe w przebiegu choroby zwyrodnieniowej stawów i kręgosłupa, bóle przeciążeniowe mięśni, stany po urazach, skręceniach, zwichnięciach, złamaniach po zdjęciu opatrunku unieruchamiającego, rwa kulszowa. Przeciwwskazania: uszkodzenia skóry, otwarte rany, choroby nowotworowe, ciąża, rozrusznik serca, automatyczna pompa insulinowa, ostre stany infekcyjne, gorączka, obecność metalu w tkankach, wyniszczenie organizmu. MAGAZYN 60+ 15 zdrowym być Pigułka czy ziółka? Ciągle młody ostropest Kiedy przybywa lat, gdy przekroczymy sześćdziesiątkę, wielu z nas nie folguje sobie przy stole – uważamy na to, co, jak i w jakich ilościach jemy. Często mówimy, że nie chcemy się zbytnio objadać albo jeść tej czy innej potrawy, bo potem te kulinarne przyjemności nam po prostu dokuczają. Wszystko dlatego, że z wiekiem trawienie nie jest już tak sprawne, mocno obciążona i nadwyrężona jest też wątroba. Wielu seniorów cierpi na choroby przewlekłe i muszą brać leki, które są dodatkowym balastem dla tego narządu. Dlatego, by poczuć się lepiej, często sięgamy po preparaty ziołowe zawierające ostropest plamisty. LUCYNA KRYSIAK „Przetestowany” w starożytnej Grecji i Rzymie Ostropest plamisty jest ziołem, które było znane i stosowane już w starożytnej Grecji i Rzymie. Dobroczynne działanie ostropestu potwierdziły setki badań – swą skuteczność w chronieniu wątroby zawdzięcza sylimarynie, którą pozyskuje się z łupin nasiennych tej rośliny. Sylimaryna wzmacnia i oczyszcza wątrobę, chroniąc nasz organizm przed nadmierną utratą glutationu. To związek podobny do aminokwasu – odgrywa on ważną rolę w odtruwaniu organizmu. Leki uzyskane z ostropestu plamistego mogą zwiększać stężenie glutationu nawet o 35 procent. Ostropest to 16 MAGAZYN 60+ również bardzo silny przeciwutleniacz, mocniejszy niż witamina C czy E, i dlatego przeciwdziała uszkodzeniom komórek przez wolne rodniki, chroniąc nas przed rakiem. Nasiona ostropestu plamistego mają działanie odtruwające i regenerujące miąższ wątroby oraz częściowo miąższ nerek. Zwiększają wydzielanie soku żołądkowego i poprawiają apetyt. – Moja wątroba była w fatalnym stanie, stłuszczona po zażywaniu leków na stwardnienie rozsiane i w wyniku błędów dietetycznych z czasów młodości, kiedy to jadło się nieregularnie, zbyt tłusto i zbyt często zakrapiając posiłki alkoholem – mówi Jacek Tamborowski z Gdyni, który lada dzień skończy 65 lat i przej- dzie na emeryturę. Dodaje, że już od dłuższego czasu wspomaga się preparatami na bazie ostropestu plamistego. – Poleciła mi je farmaceutka w aptece i zażywam je regularnie, lepiej po nich trawię i śpię. Jakie czasy, taka wątroba Żyjemy w czasach przetworzonej żywności, wiele osób kupuje półprodukty albo wyroby garmażeryjne, by nie tracić czasu na przygotowywanie posiłków. Będąc na emeryturze, można by zadbać o dietę łaskawą dla wątroby, ale u seniorów często przeważają jednak stare nawyki żywieniowe. Do tego lubią ciasteczka, serniczki, desery z bitą śmietaną, naleweczki, jednym słowem łakocie, a nie lubi tego wątroba. I kiedy nie nadąża z trawieniem, bez litości nam o tym przypomina – rozpierającym bólem pod żebrami w prawym boku, wzdęciami, zaparciami, nieprzyjemnym rozpieraniem w brzuchu. Jak unikać takich sytuacji? – Przede wszystkim stosować lekkostrawną dietę, w której przeważają gotowane warzywa i białe mięso lub ryby przygotowane na parze – radzi farmaceutka Danuta Kowara. – Można także wspomagać wątrobę ziołami. Działają wolniej, ale za to są bardziej przyjazne, lepiej przyswajalne przez organizm i seniorzy chętnie je stosują czy to w postaci tabletek, czy w postaci naparu. Ziółka jak herbatka Wątroba odgrywa ważną rolę w przemianie materii i pełni wiele funkcji, między innymi tworzy zapasy glikogenu (cukru), zajmuje się produkcją hormonów i detoksykacją. Osłabiona nie radzi sobie z tym dobrze, co nieprzyjemnie odczuwamy: pojawiają bóle brzucha, kolki, a nawet krwawe wybroczyny i obrzęki wokół kostek. Jest wiele preparatów poprawiających pracę wątroby, ale prym wiedzie właśnie ostropest plamisty. Wyciąg z tej rośliny jest w wielu lekach dostępnych w aptekach Pracę wątroby poprawia sylimaryna – wyciąg z ostropestu plamistego – która: Ma właściwości hepatoprotekcyjne, czyli ochronne dla hepatocytów, komórek wątroby Ogranicza proces stłuszczenia wątroby, którego konsekwencją jest marskość tego narządu Wspomaga wytwarzanie żółci, dzięki temu usprawnia procesy trawienne i nie dopuszcza do zastoju żółci w drogach żółciowych Ma także zdolność obniżania frakcji LDL, czyli „złego cholesterolu” Jest zalecana osłonowo po kuracjach silnymi lekami, np. antywirusowymi (Legalon, Sylimarol, Sylimax, Sylicynar, Sylifex, Sylimaryna, Sylivit). Są one produkowane w różnych postaciach (tabletki, zawiesina) i dawkach, ale seniorzy cenią sobie także zmielone nasiona ostropestu plamistego, które parzą jak herbatkę. – Zawsze, jeśli mam do wyboru tabletkę i napar z ziół, wybieram to drugie, bo mam wtedy poczucie, że jestem bliżej natury, a także spokojniejszą głowę, że nie obciążam wątroby dodatkowymi tabletkami, nawet jeśli to tabletki ziołowe. Poza tym lubię zapach parzonych ziół, bo jest w nim jakaś magia – mówi pani Janina Wojciechowska, mieszkanka Modlicy, która właśnie skończyła 70 lat. MAGAZYN 60+ 17 zdrowym być Twoje zdrowie na koncie Nie męcz się, zliczając wydatki na leki. Nie wertuj gazet i ulotek w poszukiwaniu tańszych lekarstw. Jeśli należysz do Programu 60+, wejdź na swoje indywidualne, internetowe Konto Zdrowotne 60+. Robert Kozubal Program 60+ To trzy tysiące tańszych leków dla seniorów. Informacja o tanich zamiennikach lekarstw, zachęcanie do dbania o zdrowie, do zdrowego stylu życia, do „śledzenia” swojej terapii lekowej. A teraz także Twoje osobiste, seniorskie Konto Zdrowotne 60+, na którym w każdej chwili możesz sprawdzić, jakie leki kupiłeś, jak je dawkować, ile za nie zapłaciłeś, czy mogłeś zapłacić mniej. Marzyliśmy o tym od początku, od chwili uruchomienia Programu 60+. Bo wiemy, że wielu seniorów szuka informacji o stosowanych przez siebie lekach, ich wzajemnym oddziaływaniu, interesuje się ich cenami, chce kontrolować wydatki na lekarstwa. Wiele osób zbiera też wyniki badań, historie leczenia w szpitalu, pobytu w sanatoriach. Dlatego chcieliśmy, byś wszystkie informacje o leczeniu miał zapisane w jednym miejscu, byś mógł zajrzeć do apteki, nie wychodząc z domu, spokojnie, bez stresu przestudiował listę zamienników leków, które stosujesz. I właśnie po to, by odjąć Ci pracy związanej ze zbieraniem danych o Twoim zdrowiu i leczeniu oraz po to, by wiedza o tanich zamienni- 18 MAGAZYN 60+ kach lekarstw mogła zacząć działać, by się nie „rozpraszała”, uruchomiliśmy dla każdego z Was, uczestników Programu 60+, bezpłatne Konto Zdrowotne 60+. Apteka w domu? Twoje Konto Zdrowotne 60+ to zupełna nowość – poza seniorami nikt w Polsce nie ma jeszcze takiej zdrowotnej, indywidualnej, internetowej kartoteki. Konto pokaże Ci, ile wydajesz na leki, czy mógłbyś za nie płacić mniej, jaka jest Twoja historia zdrowia. To jest rewolucja w myśleniu o terapii, zdrowiu, kontrolowaniu i obserwowaniu swojego leczenia. Bo wszystkie informacje na ten temat są nie tylko w Twojej karcie w przychodni, ale także zawsze u Ciebie w domu. Więcej – one są na bieżąco aktualizowane, Konto Zdrowotne 60+ robi to za Ciebie. Konto pozwala Ci także „zajrzeć” z domu do apteki, możesz to zrobić w każdej chwili. Pozwala przyjrzeć się spokojnie wszystkim interesującym Cię lekom, sprawdzić ich ceny, a konto cierpliwie „opowie” Ci nie o jednym – jak jest to najczęściej w aptece – ale o kilkunastu tańszych zamiennikach. Zobaczysz tu też zestawienie, jakie leki kupiłeś, ile za nie zapłaciłeś, jak je przyjmować. Zaloguj się na koncie! Żeby skorzystać z Konta Zdrowotnego 60+, powinieneś: • Być uczestnikiem Programu 60+. Konto – niejako automatycznie – ma każda oso ba, która przystąpiła do Programu 60+. • Mieć komputer z podłączeniem do Internetu. Jak wejść na konto? Po pierwsze, w jakiejkolwiek przeglądarce internetowej (Internet Explorer, Chrome, Mozilla, Safari, Opera) wejdź na stronę www.program60plus.pl. Następnie kliknij ikonkę „Konto Zdrowotne 60+” z prawej strony. Zostaniesz przeniesiony bezpośrednio na stronę konta. Do jego aktywacji będzie Ci potrzebny numer Twojej legitymacji 60+. Wpisz go w zaznaczone pole i postępuj dalej według wskazówek, które pojawią się na ekranie komputera. Zostaniesz poproszony m.in. o wymyślenie swojego, indywidualnego hasła do konta. Dlaczego? Chodzi o to, aby nikt poza Tobą nie mógł poznać Twoich danych. Kiedy skończysz ten proces, będziesz mógł zalogować się na swoje indywidualne Konto Zdrowotne 60+. Jak dostać się na swoje Konto Zdrowotne 60+? 1 Wybierz stronę: www.program60plus.pl, następnie kliknij ikonkę „Konto Zdrowotne 60+” z prawej strony ekranu. Zobaczysz taki „obrazek”: Jeśli chcesz aktywować Konto Zdrowotne 60+ tutaj wpisz numer swojej legitymacji Programu 60+. Numer ten zaczyna się od cyfr: 000032. Należy wpisać pierwszych 16 cyfr. Potem naciśnij ten przycisk. MAGAZYN 60+ 19 2 Program poprosi Cię o zaakceptowanie regulaminu korzystania z konta, a potem o wypełnienie krótkiego formularza, w który wpiszesz wymyślone przez siebie hasło dostępu do swojego konta. 4 Po aktywowaniu konta możesz na nie wejść. Naciśnij przycisk: „Przejdź do Konta Zdrowotnego”. Korzystaj z funkcji Konta Zdrowotnego (np. Historia zdrowia, Informacje o lekach). Zawsze, kiedy wejdziesz na konto, na początku zobaczysz takie informacje: 5 Jeśli chcesz wyjść z konta, naciśnij przycisk: „Wyloguj się”. Gdy znów będziesz chciał je przejrzeć, postępuj jak w punkcie pierwszym. Kiedy zobaczysz ekran logowania się na konto, wpisz w pola w prawym górnym rogu ekranu numer legitymacji Programu 60+ i swoje hasło. Następnie naciśnij przycisk: „Zaloguj się”. Po wypełnieniu formularza naciśnij przycisk. 3 Teraz program zapisze na specjalnej karcie dane dostępu do Twojego konta (nr legitymacji, hasło). Kartę możesz zapisać na komputerze, możesz też ją wydrukować i schować. Mogę to wydrukować i zabrać do lekarza? Numer Twojej legitymacji 60+. Utworzone przez Ciebie hasło. 20 MAGAZYN 60+ Tak, informacje o przyjmowanych lekach, o ich zamiennikach można wydrukować i mieć ze sobą w przychodni, w aptece. To jeden z powodów, dla których powstało Konto Zdrowotne 60+. Dziś nie zawsze lekarz wie, ile leków przyjmujesz, bo lecząc się u kilku specjalistów rzadko zbierasz i zestawiasz te informacje. Konto Zdrowotne to także pomoc dla Twojej rodziny, towarzysząc Ci podczas wizyty u le- karza, dzieci czy wnuki będą wiedzieć wszystko o Twoim zdrowiu i leczeniu. Konto ostrzeże Cię ponadto przed niewłaściwymi interakcjami, do jakich może dojść pomiędzy stosowanymi przez Ciebie lekami. Każdy z użytkowników konta może też sam wpisywać informacje o odbytych czy planowanych wizytach lekarskich, notować wyniki badań, zalecenia lekarskie. I – co równie ważne dla seniora – konto Cię „podliczy”, a jeśli wydajesz za dużo na leki, będzie wciąż MAGAZYN 60+ 21 zdrowym być Naprawdę nikt nie podejrzy mojego konta? Nikt, poza Tobą, nie ma do niego dostępu. Na koncie gromadzone są przecież „delikatne” dane dotyczące zdrowia konkretnego człowieka. Dlatego są one w pełni zabezpieczone. Korzystanie z nich jest możliwe wyłącznie za pośrednictwem bezpiecznego kanału dostępu, stosowanego m.in. w bankowości elektronicznej. – Jest to konto anonimowe. Nigdzie nie pojawia się informacja, kim jest jego właściciel. Dostęp możliwy jest wyłącznie po zalogowaniu, czyli podaniu nazwy użytkownika oraz hasła, a te dane użytkownik ustala samodzielnie w trakcie zakładania konta i są one znane wyłącznie jemu. Informacje gromadzone na koncie są chronione poprzez zastosowanie nowoczesnych metod ochrony danych i sprawdzonych technologii informatycznych – mówi Paweł Błaszczyk, koordynator projektu Konto Zdrowotne 60+. Dodaje, że bardzo liczy na uwagi seniorów, którzy zdecydują się na korzystanie z konta. – Konto zostało uruchomione w tak zwanej wersji beta, czyli wersji użytkowej, która może być jeszcze modyfikowana. Będziemy je dostosowywać do oczekiwań seniorów – zapowiada Paweł Błaszczyk. 22 MAGAZYN 60+ Program 60+ i Falck Medycyna Podstawowe informacje, jakie każdy senior posiadający kartę Programu 60+ znajdzie na swoim Koncie Zdrowotnym 60+: Jakie leki, kiedy i gdzie kupował w ramach Programu 60+ Ile wydał na leki z podziałem na miesiąc i rok Ile zaoszczędził w wydatkach na leki dzięki uczestnictwu w Programie 60+ Ile kosztują tanie zamienniki drogich lekarstw Jak działa każdy z leków (dokładny opis każdego z leków) Jakich leków nie używać jednocześnie, bo wchodzą ze sobą w interakcję Gdzie jest najbliższa apteka, która działa w Programie 60+. Większość z tych informacji trafia na konto „automatycznie” – wystarczy przy każdym zakupie pokazywać w aptece legitymację Programu 60+. Jesteśmy ciekawi Państwa opinii na temat konta, jego przydatności, przejrzystości i funkcjonalności. Prosimy: przysyłajcie je drogą elektroniczną na adres [email protected]. Dzięki Waszym uwagom konto może być jeszcze lepsze. Senior udziela pomocy Cztery minuty. To czas, w którym trzeba udzielić pierwszej pomocy osobie poszkodowanej. Czy jako przypadkowi świadkowie wypadku mamy odwagę i potrafimy to zrobić? Czy jesteśmy raczej bezradni, pozwalamy, aby nasza niewiedza, brak umiejętności i strach decydowały o życiu lub zdrowiu innego człowieka? Anna Krysicka W czwartkowe popołudnie w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi szukam zajęć z udzielania pierwszej pomocy, które Program 60+ oraz spółka Falck Medycyna zaproponowały słuchaczom tutejszego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Z daleka dobiegają mnie wesołe rozmowy. Kieruję się w ich stronę. To bardzo roześmiana, kolorowa grupa studentek 60+, którym energii mogliby pozazdrościć niektórzy mijani przeze mnie młodzi, nieco śnięci żacy. Pytam, czy trafiłam na kurs pierwszej pomocy. – Nie, szkolenie jest w pomieszczeniu obok – mówią z uśmiechem panie, które – jak się okazuje – mają dzisiaj równolegle zajęcia teatralne i ćwiczą właśnie swoje role. Chwilę przed rozpoczęciem kursu w sali jest kilkanaście osób. Na stołach notatniki, długoSeniorzy uczyli się reanimacji na specjalnym fantomie do treningu resuscytacji krążeniowo-oddechowej pisy. Pierwsze ławki już zajęte. To natychmiast widoczna różnica, jeśli porównalibyśmy zajęcia z wykładami dla „regularnych” studentów. Przysiadam się do pani Heleny. – Nigdy nie FOTO. MICHAŁ AWIN przypominać, że możesz za nie płacić mniej. – Konto Zdrowotne 60+ podlicza wydatki na leki, pozwala śledzić leczenie nie tylko doraźnie, z perspektywy miesiąca, czy dwóch, ale zestawia oszczędności lub „straty” na przykład w ciągu roku – mówi Karolina Bartoszek, dyrektor Zespołu ds. Najniższych Cen Programu 60+. – Często uważamy, że jeśli raz w miesiącu przepłacimy za jakiś lek kilka czy kilkanaście złotych, to nic takiego. Tymczasem w skali roku to kwota kilkunastokrotnie wyższa! Dziś mało komu chce się to wszystko systematycznie liczyć, a konto robi to za nas. MAGAZYN 60+ 23 FOTO. MICHAŁ AWIN Zajęcia na UTW, działającym przy Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi prowadził Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor BLS/AED jest za późno, aby poszerzać wiedzę, umiejętności. Prowadzę samochód, a na drodze może być przecież bardzo różnie – wyjaśnia, kiedy pytam, dlaczego zdecydowała się na udział w zajęciach. Pani Renata, która pracowała wcześniej jako nauczycielka, zwierza się, że na kurs pierwszej pomocy przyszła z ciekawości. – Brałam udział w podobnych szkoleniach jeszcze w pracy. Było to jednak dość dawno, a teraz chcę przypomnieć sobie tę wiedzę, zweryfikować ją – mówi. Choć rozmawiamy szeptem, o nic więcej już nie pytam, bo ze strony uczestników słyszymy „ciiii…” – sugestywny znak, że zajęcia już trwają, a my przeszkadzamy. Bezpłatne kursy pod hasłem: „Starszy ratownik” są organizowane od kilku miesięcy w całej Polsce. Uczestników szkoleń mogą zgłaszać organizacje i instytucje zrzeszające seniorów. Biorący w nich udział dowiadują się, jak 24 MAGAZYN 60+ ważne są takie zajęcia. Bo pomimo wielu akcji upowszechniających zasady udzielania pierwszej pomocy, większość z nas nadal nie umie lub boi się jej udzielić. W rezultacie, gdy jesteśmy świadkami nieszczęśliwego zdarzenia, stoimy w tłumie gapiów, mając nadzieję, że zareaguje ktoś inny, i tłumaczymy sobie, że i tak przecież nic nie możemy zrobić. Tymczasem szkolenia pozwalają poznać podstawowe zasady udzielania pierwszej pomocy, a także oswajają ze stresującą sytuacją, z którą mamy zawsze do czynienia, gdy ktoś obok nas zasłabnie, zakrztusi się lub ulegnie wypadkowi. – Warto wszystkim przypominać, że trzeba nieść pomoc i należy uczyć się jej udzielania. Seniorzy nie mieli wcześniej zbyt wielu okazji i możliwości, by się tego nauczyć – mówi Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor BLS/AED*, który prowadzi szkolenie. Dodaje, że osoby starsze były dawniej raczej ostrzegane, aby nie dotykać osób poszkodo- wanych, bo „można im niechcący tylko zaszkodzić”. Jednak po takim kursie przekonują się, że są w stanie udzielić pomocy, że potrafią i mogą zareagować. Nie tracą głowy. Pan Józef przyszedł nauczyć się udzielać pierwszej pomocy właśnie z tego powodu. Nie chce być w sytuacji, kiedy znajdzie się przy osobie potrzebującej ratunku, a nie będzie umiał pomóc. – To nie jest tak, że tylko ja mogę potrzebować pomocy. Przecież może się zdarzyć, że będę najbliżej poszkodowanego, a nie będzie tam wykwalifikowanego sanitariusza czy lekarza, z ambulansem i niezbędnym wyposażeniem – tłumaczy. – I wtedy ode mnie będzie zależeć, czy uda się uratować człowieka. Szkolenie daje mi obraz tego, co może zdarzyć się w rzeczywistości i co mam wtedy robić – mówi pan Józef. Podczas zajęć seniorzy uczą się, jak rozpoznać stan zagrożenia życia, jak powiadomić służby medyczne, co robić, zanim przyjedzie karetka pogotowia, jak korzystać z defibrylatora, jak samemu podtrzymać podstawowe funkcje życiowe poszkodowanego i jak przy tym robić to bezpiecznie zarówno dla siebie, jak i osób, którym pomagamy. Wszyscy ćwiczyli na fantomach, symulowali wzywanie służb ratowniczych i koordynację akcji przed przyjazdem karetki pogotowia. Zajęcia pozwalają przełamać opory przed podejściem do osoby, która potrzebuje pomocy i strach przed podjęciem działań. Pan Józef wyspecjalizował się w telefonicznym powiadamianiu pogotowia o zaistniałej sytuacji. Mistrzem grupy w resuscytacji krążeniowo-oddechowej okazał się pan Jan, który już za pierwszym razem wykonał ją perfekcyjnie. – Nie znalazłem się do tej pory w sytuacji, która wymagałaby ode mnie podjęcia czynności ratowania życia innej osobie – mówi z uśmiechem, gdy pod wrażeniem profesjonalizmu, z jakim przystąpił do działania na manekinie, pytam, czy już kiedyś uczył się udzielania pomocy. – Praktyka nie jest aż tak straszna, jak mi się wydawało. Wie pani, przekonuję się, że warto poświęcić czas, aby dowiedzieć się, jak się zachować, gdy życie postawi nas w takiej sytuacji, zaskoczy – mówi pan Jan. Szkolenie na Uniwersytecie Trzeciego Wieku Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi było jednym z pierwszych, które odbywają się w ramach bezpłatnej akcji „Starszy ratownik”, zorganizowanej przez Program 60+ i Falck Medycyna. Na kursy zapisało się już kilkanaście uniwersytetów trzeciego wieku i domów pomocy społecznej, a także Polskie Stowarzyszenie Diabetyków. Zajęcia odbędą się m.in. w Łodzi, Radomsku, Sopocie, Poznaniu, Gdańsku, Łasku, Jarosławiu, Warszawie. Organizacje, które chciałyby zapisać seniorów na szkolenia z udzielania pierwszej pomocy, mogą przesyłać zgłoszenia na adres e-mailowy: [email protected]. * BLS/AED – podstawowe zabiegi resuscytacyjne i automatyczna defibrylacja zewnętrzna Spółka Falck Medycyna jest od niedawna partnerem Programu 60+. Firma współdziała z zespołem koordynującym Program 60+, dzięki czemu lekarze zatrudniani przez Falck będą dysponować poszerzoną wiedzą o zamiennikach leków. Zostaną też uczuleni na to, by zwracać uwagę na zasobność portfela seniora, zainteresować się możliwością wykupienia przepisanych leków, pytać o przebieg terapii, o systematyczność leczenia. MAGAZYN 60+ 25 piękne życie No To Co i Trubadurzy: bigbitowi jubilaci Debiutowali w latach sześćdziesiątych XX wieku. Zdobyli ogromną popularność i wylansowali wiele przebojów. Choć piosenek Trubadurów i No To Co próżno dziś szukać na falach eteru, to zespoły wciąż występują, mają się dobrze i właśnie obchodzą okrągłe jubileusze. Monika Pietras Nasi chłopcy nasza młodość FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU G rupy łączy bardzo wiele. Obie powstały w Łodzi, w ich składach pojawiali się ci sami muzycy. Obie zdobyły tysiące fanów w kraju i miały szansę na kariery zagraniczne. Członkowie obu zespołów występowali w kostiumach i mieli w repertuarze piosenki m.in. o wojsku i piłce nożnej. W latach sześćdziesiątych oba zespoły zdobyły nagrody na festiwalu w Opolu, a w 2013 roku wzięły udział w plebiscycie zorganizowanym z okazji 50-lecia Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki: No To Co z „wojskowym” utworem „Po ten kwiat czerwony” (muzyka Jerzy Wasowski, słowa Bronisław Bork), a Trubadurzy z „żołnierskim” „Przyjedź, mamo, na przysięgę” (muzyka Henryk Klejne, słowa Edward Fiszer). No To Co z Piotrem Janczerskim. Szczyt popularności zespołu przypadł na koniec lat 60. 26 MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+ 27 piękne życie FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU – Do tego szefowie Estrady wymyślili, że każda piosenka musi mieć układ choreograficzny. Ubrani w ciężkie peleryny, wysokie buty i kapelusze z piórami musieliśmy przez półtorej godziny śpiewać, grać, tańczyć i ciągnąć za sobą kable od nagłośnienia. Wymagało to nie lada finezji – podkreśla artysta. Dziś już mało kto pamięta, że z Trubadurami występowały również kobiety. Pierwszą wokalistką była Sława Mikołajczyk, później pojawiła się Halina Żytkowiak, a w latach osiemdziesiątych w grupie śpiewała Elżbieta Jagiełło. W różnych okresach skład zespołu ulegał Obecnie w Trubadurach występują (od lewej): zmianom. Krzysztof Krawczyk wybrał karierę Piotr Kuźniak, Sławomir Kowalewski, Jacek Malanowski solową, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkow- i Marian Lichtman ski przeszli do grupy No To Co, za to do Trubadurów na pewien czas dołączył Ryszard Po- nimi na ten sam pomysł wpadli Skaldowie oraz znakowski. Zespół objechał cały świat i zagrał grupa No To Co. Zaczynali jako Grupa Skifflotysiące koncertów. Trubadurzy byli o krok od wa Piotra Janczerskiego (skiffle to połączezagranicznej kariery. Alan Freeman, znany nie folku, jazzu i rock and rolla), dopiero póździennikarz Radia Luxemburg, ocenił, że ze- niej w wyniku konkursu została wyłoniona spół prezentuje światową klasę, tylko braku- nazwa No To Co. Zespół skończył właśnie je mu zachodniego menedżera. 45 lat. Na początku artyści mieli w reper– W 1972 roku, po olimpiatuarze wiązankę piosedzie w Monachium, dostanek góralskich, ale wcale Trubadurzy swój jubileusz liśmy propozycję ucieczki nie zamierzali iść w tym zamierzają uczcić trasą do Londynu, ale wszyscy kierunku. Wszystko zmiekoncertową po Polsce wrócili do kraju – przyznaniło się wraz z występem oraz występami w Stanach je Marian Lichtman. Zjednoczonych. Szykują w programie telewizyjnym rocznicowe DVD uzupełnione W dyskografii Trubadurów Ewy Bonackiej pt. „Przyśo nowe nagrania. znajduje się blisko 30 tytupiewki ludowe”, do któłów, z czego siedem krążrego mieli przygotować ków zyskało status Złotej przeróbki kilku utworów Płyty. Ich największe przeboje to: „Przyjedź, regionalnych. I tak zostało – piosenki i stroje mamo, na przysięgę”, „Znamy się tylko z wi- z folkowymi elementami. W latach sześćdziedzenia”, „Krajobrazy”, „Nie przynoś mi kwia- siątych taka była cena za możliwość grania tów, dziewczyno”, „Będziesz ty” oraz tytuło- bigbitu. wa piosenka z serialu „Wojna domowa”. Zaczynali w składzie: Piotr Janczerski, Jerzy Grunwald, Jerzy Krzemiński, Jan Stefanek, Prekursorzy folku Bogdan Borkowski, Jerzy Rybiński i AleksanPierwszymi polskimi zespołami, które czerpią der Kawecki. Apogeum popularności grupy z muzyki ludowej, wcale nie są Golec uOrkie- przypadło na lata 1968-1970. Zostali okrzykstra, Brathanki ani Zakopower. Wiele lat przed nięci najbardziej znanym w świecie zespołem Trubadurzy w najsłynniejszym składzie (od lewej): Krzysztof Krawczyk, Ryszard Poznakowski, Sławomir Kowalewski i Marian Lichtman Rockandrollowi muszkieterowie Zespół Trubadurzy istnieje już 50 lat. Założyli go Sławomir Kowalewski i Krzysztof Krawczyk, którzy byli kolegami z podwórka i ze szkoły oraz razem występowali w łódzkim Młodzieżowym Domu Kultury w „Spotkaniach z piosenką”. Grupa miała być podobna do The Beatles. Kowalewski komponował, Krawczyk pisał teksty, ale pozostawała jeszcze kwestia gry na instrumentach. W czasie wakacji nad morzem Kowalewski tak długo ćwiczył z Krawczykiem grę na gitarze, aż ten opanował chwyty i został gitarzystą. Do składu doszedł także Marian Lichtman, kolega z MDK. Początkowo Lichtman, który był solowym wokalistą i gitarzystą, nie chciał grać na perkusji i nawet obraził się na kolegów za niestosowną propozycję. Ostatecznie jednak zasiadł do instru- 28 MAGAZYN 60+ mentu, który kupił mu ojciec i został polskim Ringo Starrem. W pierwszym składzie znaleźli się jeszcze Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkowski. Chłopaków wzięła pod skrzydła Estrada Łódzka. Warunkiem podpisania kontraktu było… zdanie matury. W tamtych czasach w modzie były kolorowe nazwy zespołów, których na rynku było już dużo. Panowie pogrzebali więc w encyklopedii muzycznej i wybrali sobie dźwięczną nazwę Trubadurzy. Od średniowiecznych poetów do XVII-wiecznych muszkieterów był już tylko krok. Szymon Kobyliński zaprojektował efektowne kostiumy, które do dziś są znakiem firmowym grupy. – Byliśmy pierwszym zespołem na świecie, który miał mikrofony przymocowane do gitar – wspomina początki Sławomir Kowalewski. MAGAZYN 60+ 29 30 MAGAZYN 60+ grupy No To Co był utwór z 1974 roku „My, kibice”, znany lepiej jako „Po zielonej trawie piłka goni”. Znalazły się w nim barwne powiedzonka trenera Kazimierza Górskiego (ubrane w rymy przez Ludwika Jerzego Kerna) ze słynnym „piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Sławomir Kowalewski z Trubadurów napisał piłkarskie piosenki przed Mundialem ’82 w Hiszpanii i Euro 2012. Dla Widzewa skomponował piosenkę „RTS dziś gra mecz” oraz na 100-lecie klubu „Uwerturę widzewską”. Wszyscy Trubadurzy nagrali natomiast hymn „ŁKS to drużyna nasza jest”. Razem i osobno Trubadurzy kilkakrotnie zawieszali działalność, rozjeżdżali się po świecie i ponownie reanimowali zespół w starym i nowszym składzie. Marian Lichtman w 1974 roku wyemigrował do Danii. Występował m.in. z grupą Mosala Dosa i koncertował z Milesem Davisem podczas jednej z jego tras po Skandynawii. Obecnie dzieli czas między Kopenhagę, Waszawę i Łódź. Oprócz występów z Trubadurami, komponuje i aranżuje muzykę oraz promuje młode talenty. Nagrał piosenki z Iwoną Węgrowską i grupą Chanel. Pisze dla zespołu Masters i Kasi Świostek. – To miłe, kiedy zgłaszają się do mnie młodzi ludzie i proszą o skomponowanie piosenki, bo wierzą, że dzięki mojemu doświadczeniu bę- dzie im łatwiej się przebić – mówi Marian Lichtman. – Każde pokolenie ma swoje gusty. Wprawdzie hip-hop to nie moja bajka, ale bity robić potrafię. Ortodoksyjne disco polo to też nie mój klimat; najlepiej czuję się w kompozycjach pop-rockowych. Wiem, że jestem kontrowersyjny w tym, co robię, ale chętnie łączę siły z młodymi artystami i w stylu dance mam zamiar jeszcze pokazać swój pazur – zapewnia. Kapitanem, który przez lata pilnował, żeby okręt nie zatonął, był Sławomir Kowalewski. Zespół koncertował w kraju i za granicą, nagrywał w radiu i telewizji, a w 1975 roku zdobył Srebrny Pierścień na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu za utwór „Żołnierz lubi śpiewać”. Obecnie Trubadurzy występują w składzie: Sławomir Kowalewski, Marian Lichtman, Piotr Kuźniak i Jacek Malanowski. Z dawnymi kolegami wciąż się lubią i spotykają Fot. PAP/DPA FOTO. ARCHIWA ZESPOŁU znad Wisły; w samym tylko Związku Radzieckim sprzedali dziewięć milionów płyt! Nagrywali dla CBS i jako jedyni polscy wykonawcy trafili do encyklopedii „Billboardu” (amerykański magazyn muzyczny). – To nie była normalna grupa, to było zjawisko. Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy, że oto rodzi się niesamowity zespół – wspomina Jerzy Rybiński. Po udziale w targach Midem w Cannes panowie otrzymali propozycję grania jako support przed Johnnym Hallydayem, ale ich paszporty ważne były tylko pięć dni. Angielski meneNo To Co dzisiaj. Od lewej: Aleksander Kawecki, dżer wpadł na pomysł, aby polska ambasada Jerzy Rybiński, Jan Stefanek i Zbigniew Brzeziński zatrudniła muzyków na etatach… sprzątaczy. (na zdjęciu brakuje Michała Makulskiego) Niestety, nasze władze nie wykazały się poczuciem humoru ani dalekowzrocznością. traktował o opolankach. Oryginalny utwór luNajwiększymi przebojami zespołu zostały pio- dowy pochodzi z Wielkopolski, a zespół piersenki „Po ten kwiat czerwony” i „Te opolskie wotnie nagrał go w wersji „zakopiańskiej”. Dodziouchy”. Pierwsza z nich piero przed festiwalem powstała w 1968 roku tekst skomercjalizował się No To Co w czerwcu ruszyli (interwencja wojsk Ukłai pojawiły się „Te opolskie w jubileuszową trasę. du Warszawskiego w Czedziouchy”, które czasami Na niektórych koncertach chosłowacji). Ponieważ na koncertach ulegają dalmuzykom będą towarzyszyć: w tekście pojawiają się szym terytorialnym modyHalina Kunicka, Andrzej słowa: „Żołnierz dziewfikacjom. Rybiński i Edward Hulewicz. czynie nie skłamie, choTrubadurzy zostali odznaZespół przygotowuje płytę ciaż nie wszystko jej popodsumowującą minione czeni Złotymi Krzyżami 45 lat, na której znajdą się wie”, zespołowi zarzucaZasługi oraz Medalami Zasztandarowe piosenki i nowe no, że nagrał utwór… prosłużony Kulturze Gloria utwory. W nagraniach weźmie pagandowy. Tymczasem Artis. Natomiast muzycy udział Piotr Janczerski. piosenka została nagrana z No To Co mogą pochwaw maju, Grand Prix na feslić się Medalami za Zasługi tiwalu w Opolu zdobyła dla Pożarnictwa, które na w czerwcu, a inwazja na Zamku Królewskim w Warszawie wręczył im Czechosłowację wydarzyła się w sierpniu. Waldemar Pawlak, ówczesny premier i jedno– Aż takich układów w Układzie Warszawskim cześnie prezes Ochotniczych Straży Pożarnie mieliśmy, żeby trzy miesiące wcześniej do- nych. Wszystko za sprawą piosenki „Pożar wiedzieć się o czymś, o czym wtedy nie wie- w Kwaśniewicach”. dział nawet sam Breżniew – zapewnia Alek- – Dzięki temu mamy bezpłatny wstęp na każsander Kawecki. dą zabawę w remizie, tylko musimy mieć ze Drugi wielki przebój, którym No To Co podbi- sobą legitymacje – śmieje się Jerzy Rybiński. ło opolską publiczność, na początku wcale nie Jednym z najbardziej popularnych przebojów FOTO. MICHAŁ AWIN piękne życie Gdyby nie żelazna kurtyna, grupa No To Co mogła zrobić karierę na Zachodzie MAGAZYN 60+ 31 piękne życie piękne życie 32 MAGAZYN 60+ Roman Polański Dopóki Stonesi są na scenie… Dżentelmen czy skandalista? Choć w tym roku kończy 80 lat ani wyglądem, ani zwłaszcza zachowaniem nie przypomina statecznego emeryta. Szczupły, niewysoki, w sportowej marynarce wciąż tryska energią. Dużo młodsza u jego boku żona, ciągle piękna i zmysłowa francuska aktorka Emmanuelle Seigner, także odejmuje mu lat. Mariola Wiktor K iedy przypadkiem zobaczyłam Romana Polańskiego na bulwarze Croisette w Cannes, podczas zakończonego w maju festiwalu filmowego, do głowy mi nie przyszło, że ma prawie 80 lat. Biegł za… taksówką, wymachu- Fot. ARCHIWUM BERLINALE „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym” – śpiewa Grzegorz Markowski, nieco młodszy kolega z zespołu Perfect, ale ani Perfect, ani No To Co, ani Trubadurzy na emeryturę się nie wybierają. Dopóki na ich koncerty przychodzi publiczność, nie myślą o zakończeniu działalności estradowej, bo bycie muzykiem to powołanie, a nie zawód. – Jesteśmy nałogowcami grania. Granie nas nie męczy, to właśnie ono trzyma nas przy życiu – mówi Jerzy Rybiński z No To Co. – Dopóki Stonesi są na scenie, my też będziemy grać – śmieje się Zbigniew Brzeziński i już poważnie dodaje: – Nie ma koncertu, żebyśmy nie bisowali po trzy razy. Tu nie ma klakierów. Reakcja publiczności potwierdza, że wciąż jesteśmy potrzebni. – Jesteśmy młodymi ludźmi, tylko w starszym wieku – żartuje Trubadur Sławomir Kowalewski. – Wciąż mamy dość siły, żeby zagrać pełny koncert na żywo, wciąż mamy nowe pomysły i będziemy grać, dopóki ludzie będą chcieli nas słuchać – dodaje z dumą. Choć tu i ówdzie strzyka, choć to i owo niedomaga, panowie z radością ruszają w trasy koncertowe i wychodzą na scenę. Bo to właśnie dzięki muzyce, dzięki bliskiemu kontaktowi z publicznością zapominają o bagażu lat i dolegliwościach, a za sprawą miłości fanów regenerują siły i ładują akumulatory. Na koncerty obu zespołów przychodzą całe rodziny. Starsi wielbiciele przyprowadzają swoje dzieci, a czasem i wnuki, żeby pokazać, czego rodzice i dziadkowie kiedyś słuchali. Jak śmieje się Kowalewski, znajomość repertuaru przechodzi w genach z fana na fana, a wiek publiczności waha się od 5 do 105 lat. Trubadurzy chętnie pozbyliby się ciężkich, nieco już dziś kiczowatych kostiumów, ale publiczność wciąż żąda, żeby na scenie pojawiali się tak jak za dawnych lat – w przebraniu. FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES towarzysko. Na swojej stronie internetowej muzycy napisali: „Przeżyliśmy disco polo i pampersów. Kolejne żony i zakręconych krytyków, bo rock and roll konserwuje. Dojrzeliśmy jak wino”. Również w No To Co zdarzały się zawirowania. Na początku lat siedemdziesiątych odeszli Piotr Janczerski i Jerzy Grunwald, ale zespół jeszcze grał do 1980 roku. Ponownie muzycy spotkali się w 1993 roku i zaczęli koncertować w pierwotnym składzie (ale bez Grunwalda). Obecnie No To Co tworzą: Zbigniew Brzeziński, Aleksander Kawecki, Jerzy Rybiński, Jan Stefanek i Michał Makulski. – Życie artysty jest jak sinusoida: raz jesteś na górze, raz na dole. Wszystko zależy od szczęścia, managemantu, promocji – podsumowuje Aleksander Kawecki. – W latach sześćdziesiątych na pewno było łatwiej zaistnieć. Teraz naprawdę trzeba „być artystą”, żeby wyżyć z grania – dodaje. Po opuszczeniu No To Co Piotr Janczerski założył Bractwo Kurkowe, reżyserował widowiska plenerowe i współpracował z grupą Babsztyl. Pisał piosenki i scenariusze programów dla dzieci. Na wydanej w 2011 roku płycie Jerzego Rybińskiego „Piąta strona świata” znalazły się trzy jego teksty. Obecnie Janczerski bardzo rzadko pojawia się na scenie, choć czasami daje się namówić na wspólne nagrania i występy z No To Co. Panowie z No To Co jeszcze nie dorobili się wnuków, ale Trubadurzy już są dziadkami. Zarówno Sławomir Kowalewski, jak i Marian Lichtman mają po czworo wnucząt. Wnuki Lichtmana zawsze przychodzą dopingować dziadka, kiedy gra jam session w duńskich klubach. Kowalewski pisał kiedyś piosenki dla swoich małych córek (m.in. uwielbianą przez dzieci „Fantazję” i „Zielone ufoludki”), a teraz pałeczkę przejmuje wnuczka Kaja, która wykonuje m.in. skomponowane przez dziadka „Światełko odblaskowe”. Roman Polański jąc rękami i krzycząc: „Monsieur, monsieur!”. Robił to tak szybko i energicznie, że kierowca musiał się zatrzymać. Ale co tam zdumiony taksówkarz! Witalność Polańskiego jeszcze mocniej zaznacza się w jego sposobie bycia. Nadal szokuje i wzbudza kontrowersje. MAGAZYN 60+ 33 FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES piękne życie – Sądzę, że dążenie do zrównania ze sobą mężczyzn i kobiet to czysty idiotyzm – tymi słowami reżyser wywołał burzę podczas konferencji prasowej w Cannes, poświęconej promocji jego najnowszego, pokazywanego w konkursie filmu „Wenus w futrze”. – Uważam, że to rezultat postępu medycyny. Pigułka mocno zmieniła kobiety w naszych czasach, maskulinizując je i odbierając im kobiecość. Doszło do tego, że podarowanie dziś kobiecie bukietu kwiatów może być uznane za nietakt. Myślę, że to odbiera całą romantyczność naszemu życiu. To jest przykre – dodał Polański. W obronie kobiet kobiecych Dziennik „Le Figaro” zareagował natychmiast na tę wypowiedź. Słowa Polańskiego negujące równość płci musiały zostać we Francji bardzo źle odebrane, bo zbiegły się z niespotykaną od dawna w tym kraju eskalacją żądań francuskich feministek o równouprawnienie. Jednak Polański nie zamierzał chyba wypowiadać im wojny i chodzi mu raczej o to, że we współczesnym świecie kobiety coraz częściej zachowują się jak mężczyźni: stają się agresywne, wulgarne, dominujące. To mu właśnie „nie pasuje”. 34 MAGAZYN 60+ O swoim nowym filmie mówi oczywiście, że to satyra na seksizm. Ale ja mu nie wierzę. Bo Polański – jak zawsze – także i tu jest niejednoznaczny. „Wenus w futrze” to opowieść o dojrzałej aktorce, która desperacko próbuje przekonać reżysera, by ją zaangażował do sztuki erotycznej. I jest to z jednej strony wyraz lęku Polańskiego przed silnymi, dominującymi kobietami, z drugiej – przejaw autentycznego nimi zachwytu, ale przede wszystkim jadowita kpina, satyra na zmianę ról damsko-męskich. Tym również Polański wzburzył dziennikarzy. „Wenus w futrze” to nie tylko znakomity, świetnie wyreżyserowany i zagrany przez Emmanuelle Seigner i Mathieu Almarica kameralny film o relacji reżyser – aktorka. W czasie przesłuchań w teatrze widzimy, jak reżyser mężczyzna zostaje całkowicie zdominowany przez kobietę aktorkę. Staje się jej niewolnikiem. Co więcej, maluje sobie usta i wkłada szpilki. Niewieścieje. Psychicznie i fizycznie. – Nie jestem mizoginistą, lubię kobiety, ale trzeba przyznać, że one też bywają strasznymi zdzirami – powiedział Polański przy innej okazji i temu oświadczeniu bardziej wierzę. Oczywiście w Cannes nie mogło się obejść bez zarzucania reżyserowi, aspirującemu do bycia dżentelmenem, hipokryzji i wypominania mu jego niezbyt cnotliwej przeszłości. Wieczny uciekinier W 1977 roku Polański został zatrzymany w Los Angeles pod zarzutem uprawiania seksu z 13-letnią wówczas Samanthą Geimer. Groził mu wyrok nawet do 50 lat więzienia. Reżyser nie stawił się w sądzie i zbiegł z Ameryki do Paryża. Nigdy potem nie przekroczył granic USA. Nawet wtedy, gdy w 2003 roku otrzymał Oscara za „Pianistę”, statuetkę odebrał za niego Harrison Ford. Polański zapewne nie przypuszczał, że sprawa S. Geimer wróci do niego szczególnie mocno jeszcze raz, po ponad 30 latach. Zwłaszcza że dziś ta 49-letnia kobieta, matka trójki dzieci, przekonuje, że dawno wybaczyła reżyserowi, a on wpłacił na jej konto niemałe odszkodowanie. Jednak kiedy reżyser przyleciał do Zurychu na festiwal filmowy, by odebrać nagrodę za całokształt twórczości, aresztowano go na lotnisku w Szwajcarii. Wprawdzie Polański nie został deportowany do USA, ale przez 10 miesięcy przebywał w areszcie domowym w swoim domu w Gstaad. W tym czasie pisał między innymi scenariusze do kolejnych filmów – „Rzezi” i „Wenus w futrze”. Zamiast więzienia – wygnanie z Hollywood Choć według amerykańskiego prawa Polański nadal jest zbiegiem, a jego przestępstwo nie uległo przedawnieniu, wiele osób uważa, że zapłacił już za nie wysoką cenę. Banicja z USA, raju światowej kinematografii, to wszak najbardziej dotkliwa kara dla utalentowanego filmowca. Po oszałamiających sukcesach „Dziecka Rosemary” i „Chinatown” Hollywood stanęło przed Polańskim otworem. Tymczasem wszystkie swoje późniejsze filmy, takie jak „Tess”, „Frantic”, „Gorzkie gody”, „Pianista”, „Autor Widmo”, realizował już w Europie. Łatwiej zrozumieć, dlaczego Polański ciągle ucieka przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, kiedy prześledzi się jego „kontakty” z amerykańskim sądownictwem. Najpierw była sprawa odrażającego morderstwa bandy Mansona w 1969 roku dokonanego na ciężarnej żonie Polańskiego Sharon Tate i jej przyjaciołach. Choć sprawcy stanęli przed sądem, motywy działań bandy Mansona do dziś nie są do końca znane, a wyrok oraz warunki, w jakich żyje ten przestępca w więzieniu, wydając książki i nagrywając płyty, musi budzić wiele kontrowersji. W sprawie Samanthy Geimer sędzia miał iść na ugodę z Polańskim, z której się jednak wycofał. Może dlatego Polański wciąż nie chce ryzykować i zamknąć swojej sprawy przed sądem w USA, choć jego prawnicy uważają, że dopuszczono się tu wielu uchybień. Legenda biograficzna Polańskiego Życie Polańskiego, włączając w nie traumatyczne przeżycia dziecka ukrywającego się ze względu na żydowskie pochodzenie w czasie drugiej wojny światowej, to materiał na co najmniej kilka scenariuszy filmowych. Wielu widzów doszukuje się nawet w jego twórczości odniesień do osobistych przeżyć, ale on sam chyba nie bardzo chciałby, by jego filmy były traktowane jako autobiografie, by tak były odczytywane. Długo nie chciał robić filmu o wojnie. Dopiero „Pianista” wzbudził jego zainteresowanie. – Szukałem tematu, w którym mógłbym wykorzystać wspomnienia z dzieciństwa, ale który nie byłby opowiadaniem o moim życiu – zaznaczył w jednym z wywiadów. W „Tragedię Makbeta” Polański wpisał historię morderstwa dokonanego przez bandę Mansona na Sharon Tate. W „Lokatorze” pokazał wyobcowanie, którego doświadczył jako cudzoziemiec w Paryżu. W „Tess” pojawił się wątek gwałtu na nieletniej. „Gorzkie gody” z kolei są aluzją do stosunków łączących Polańskiego z młodszą o 33 lata żoną, Emmanuelle. Natomiast w ostatnim filmie „Wenus w futrze” (pojawi się w polskich kinach jesienią) nosząca skórzaną obrożę aktorka to odniesienie do elektronicznego paska, który Polański musiał mieć przez wiele miesięcy na nodze, by władze mogły go kontrolować, gdy przebywał w areszcie domowym w Gstaad. – Granica między fantazją a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana – przyznaje po latach Roman Polański, współtwórca własnej legendy biograficznej. MAGAZYN 60+ 35 piękne życie Wreszcie szczęśliwa, wreszcie nigdy głodna Kiedyś to były wakacje Tak zatytułowaliśmy nasz konkurs. Prosiliśmy o opisanie wakacji, które szczególnie utkwiły w Państwa pamięci. Spośród nadesłanych listów wybraliśmy cztery wspomnienia niezwykłych, niezapomnianych wakacji. Trzy z nich można przeczytać w rubryce konkursowej (str. 66). Ale jedną z najbardziej wzruszających i niesamowitych historii, jakie otrzymaliśmy, publikujemy obok naszych redakcyjnych tekstów. To opowieść pani Ewy z Kielc, która zaraz po wojnie pojechała na wakacje za granicę. J estem sierotą wojenną. Mamę zastrzelili okupanci, ojciec zginął w obozie Gross-Rosen. Opiekowała się mną babka: analfabetka, osoba surowa, nieokazująca uczuć. Prawie cała rodzina babci (pięć córek i pięciu synów) zginęła w czasie wojny lub była rozproszona po świecie. W 1947 roku Królestwo Danii zaprosiło na czteromiesięczne wakacje około setki dzieci z Polski – sierot i półsierot wojennych. Władze ZBoWiD wytypowały mnie do wyjazdu wraz z dziesięcioosobową grupą dzieci z Kielc. Po badaniach przeprowadzonych przez duńskich lekarzy w Warszawie zakwalifikowano dwie dziewczynki. Jedną z nich byłam ja. 36 MAGAZYN 60+ Batorym do Danii Moją walizkę stanowiło drewniane pudło z rączką, do którego babka zapakowała jedną sukienkę, majtki i koszulkę; wszystko wielokrotnie cerowane. Podróż z Warszawy do Gdyni rozklekotanymi wagonami trwała ponad 12 godzin. W gdyńskim porcie czekał na nas statek – „Stefan Batory”. Wydawał się olbrzymi, a wewnątrz szczyt luksusu – własna koja, prysznic i dużo, dużo pysznego jedzenia. Po raz pierwszy jadłam owoce południowe, piłam kakao i… prawdziwą herbatę! W kopenhaskim porcie czekały na nas duńskie rodziny, które chciały zapewnić nam szczęśliwe wakacje. Wprawdzie miło było odczuć, że ktoś na nas czeka, lecz przykre było to, że ro- dziny zaczęły wybierać sobie dzieci. Te rosłe i ładne miały większe szanse – ja wychudzona, z mysimi warkoczykami nikomu nie przypadłam do gustu. „Niewybrane” dzieci umieszczono na promie transportowym, który popłynął do portu Odense. Tam miało nastąpić kolejne „wybieranie”. Dzieci, po które nikt się nie zgłosił, rozwożono do rodzin w wiejskich farmach. Tu również mi się nie poszczęściło. Dziewczynkę, z którą mnie wieziono, wybrała rodzina z pięknego, wiejskiego gospodarstwa. Ja dotarłam do małego nadmorskiego miasteczka – Faaborga na wyspie Flania. Rysunkowe rozmowy Pod małym parterowym domkiem czekali moi opiekunowie – Ellen i Gerhard Poulsenowie z córką Kirsten. Przygotowano obiad z potrawami, których nie znałam. Słabo mi też szło posługiwanie się nożem i widelcem. Córka gospodarzy przyglądała mi się z nieufnością. Bariera językowa nie ułatwiła zadania. Potem Poulsenowie oprowadzili mnie po wszystkich pomieszczeniach domu. Nie był okazały: salon, kuchnia, łazienka i dwie sypialnie na poddaszu. Dziecięca sypialnia mnie zachwyciła. Była wyklejona barwną tapetą, pośrodku stał duży domek dla lalek – a lalki o złotych włosach, w koronkowych sukienkach poruszały oczami i wydawały dźwięki. Były też piłki, wózki i dwa dziecięce rowerki. Zasypiałam szczęśliwa. Za oknami szum morza, powietrze pachniało wodorostami, blisko spali ludzie, czułam się bezpiecznie. Poznałam całą rodzinę Poulsenów. Ojciec Gerharda miał zakład kamieniarski, ale sam Gerhard był rzeźbiarzem, wykuwał ozdobne wzory, żłobił napisy. Postanowiłam rozmawiać z nimi za pomocą rysunków. W ten sposób opowiedziałam im swoją historię. Rysowałam miasto, babkę, dom. Po jakimś czasie zaczęłam rozumieć podstawowe słowa i Ellen w zaufaniu wysyłała mnie do pobliskiego sklepu po zakupy, a tam sprzedawca zawsze miał dla mnie jakiś drobny prezencik. Jej córka Kirsten też mnie zaakceptowała i zabierała na wyprawy po mieście i zabawy z rówieśnikami. Czasem odczuwałam potrzebę samotności. Szłam nad morze, kładłam się na ciepłych deskach pomostu i długo wpatrywałam się w przezroczystą toń. Dno było pełne muszelek, kolorowych kamyków i śmigających szybko rybek. Głębia mnie przyciągała, nie chciałam wracać do domu, gdzie nikt mnie nie kochał i nikomu nie byłam potrzebna. Myślałam: jak pięknie byłoby spocząć na tym dnie, gdzie zamieniłabym się w syrenMAGAZYN 60+ 37 piękne życie piękne życie Pierwszy, prawdziwy kostium kąpielowy Faaborg był portem rybackim. Poulsenowie zorganizowali zatem wyprawę kutrem na połów ryb. Fale miotały łódką, a mną miotała choroba morska. Jednak przez chwilę mogłam stać przy sterze. Pamiętam też, jak wybraliśmy się na otoczoną piaszczystymi wydmami plażę. Wszyscy się kąpali. Ja nie chciałam się rozebrać. Wszystkie dziewczynki miały kostiumy, ja tylko majtki. Poulsenowie natychmiast zorientowali się, w czym tkwi problem i w pobliskim sklepie kupili mi pierwszy prawdziwy kostium w marynarskie pasy. Mniej więcej w połowie mojego pobytu Poulsenowie zorganizowali wyjazd do rodziny w Kopenhadze, gdzie również przyjęto mnie serdecznie i obdarowano prezentami. Dostałam płaszczyk, pantofelki z błyszczącymi guzikami i stos bielizny. Opiekunowie pokazywali mi ciekawe zabytki. Zobaczyłam pałac królewski i przejazd władców Danii karetą przez miasto. Królowa i król żegnali się w ten sposób z podwładnymi przed wyjazdem do letniej rezydencji. Byłam trochę rozczarowana, bo na głowach nie mieli koron, nie byli ubrani w królewskie szaty. Na szczęście kareta była bajkowa. Cały dzień spędziliśmy również w parku rozrywki Tivoli, a w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Odense, rodzinnym mie- 38 MAGAZYN 60+ Poranna kawa u mamy ście Andersena, gdzie zwiedziliśmy muzeum z pamiątkami po pisarzu. Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku! Gdzie jesteście? Nadszedł dzień powrotu do Polski. Żegnaliśmy się ze łzami w oczach. Rodzina Poulsenów polubiła mnie, doznałam od nich tyle serdeczności, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Ściskałam w dłoni małą porcelanową laleczkę, którą Kirsten nigdy nie pozwoliła mi się bawić. Teraz oddała mi ją na pożegnanie. Wyrzucono moje drewniane pudło – walizkę. Wracałam z porządnym bagażem pełnym podarunków i słodyczy. Wracałam z kraju ludzi dobrych, pogodnych do kraju szarych ulic i smutnych ludzi walczących o przetrwanie. Były to moje najpiękniejsze wakacje, czas, w którym choć trochę odczułam beztroską radość dzieciństwa. Po kilku dniach po powrocie przesłano mi mój ukochany rower, który babka natychmiast sprzedała. Długo korespondowałam z rodziną Poulsenów, mimo wielokrotnych zaproszeń nie było w tamtych czasach możliwości wyjazdu. Dowiedziałam się, że wiele duńskich rodzin chciało zaadoptować wojenne sieroty, niestety, rząd polski odmówił, bo choć głodno i chłodno, to „nie honor” było oddać polskie dzieci „przebrzydłym imperialistom”. Studiując w Gdańsku w latach sześćdziesiątych, nawiązałam kontakt z Kirsten i jej bratem Erikiem. Zaproponowali mi pomoc w przedostaniu się do Danii. Nagle korespondencja się skończyła i nigdy, nigdy więcej nie otrzymałam wiadomości od Poulsenów. Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku – gdzie jesteście? Jak potoczyły się Wasze losy? Pamiętająca o Was, Ewa Romianiec-Zawadzka z Kielc Czytaj też na str. 66 Punktualnie o godzinie 10. Świątek, piątek czy niedziela spotykają się u mamy na kawce. I obojętnie ile osób przyjdzie – wokół stołu jest zawsze tłok. Krystyna Buda-Sowa FOTO. ARCHIWUM RODZINNE kę z bajki Andersena. Ale duńscy opiekunowie nie pozwolili mi się smucić, ani tym bardziej nudzić. Na przykład postanowili nauczyć mnie jazdy na rowerze. Dzięki temu wyjeżdżaliśmy na rowerowe wycieczki do lasu, do znajomych gospodarzy. Poznawałam tutejszy styl życia i zwyczaje. Nie tęskniłam za domem. Byłam szczęśliwa, wreszcie nigdy nie byłam głodna. Było mi tak dobrze, że nawet pozwalałam się przytulać. Przed snem śpiewałam polskie piosenki. Jedyne zdjęcie „z dawnych” lat, na którym jest prawie cała rodzina pani Lucji Ogrodowczyk L ucja Ogrodowczyk (80 lat) ma aż czternaścioro dzieci: siedmiu synów i siedem córek. Wszystkie żyją i mają się dobrze. A matkę kochają nad życie. I spędzają z nią każdą wolną chwilę. – Cyganka wywróżyła mi trójkę dzieci, a tu proszę – aż czternaścioro – śmieje się pani Lucja i bez zająknienia wymienia imiona. – Marek, Grzesiek, Wojtek, Antoś, Tomek, Andrzej, Piotrek, Ania, Jola, Ela, Beata, Iwona, Marysia i Urszula. Wszystkie to fajne dzieciaki – dodaje z dumą. Pani Lucja na swoje 80 lat może i wygląda, ale duchem nadal czuje się młoda. Życie w młodości jej nie rozpieszczało, za to teraz rozpieszMAGAZYN 60+ 39 piękne życie piękne życie czają ją… dzieci. Najstarsze ma dziś 59 lat, a najmłodsze 38. O matce nie zapominają, choć trzynaścioro z nich już dawno wyszło z domu. – Była naprawdę dzielna, że tyle dzieci wychowała – mówi z dumą najstarsza córka Anna Chwałkowska. – Mieszkam tuż obok, więc u mamy jestem codziennie. Jak komuś mówię, ile mam braci i sióstr, to nikt nie chce wierzyć. Pani Lucja ślub wzięła w 1956 roku. W wieku 21 lat urodziła pierwsze dziecko – syna. W wieku ponad 40 lat – ostatnie, również syna. Troje dzieci urodziła w domu, reszta przyszła na świat w szpitalach. – W niedzielę w kościele zajmowaliśmy dwie ławki – opowiada. – Jak podawałam obiad, ledwie mieściliśmy się przy stole. Nie powiem, ciężko było, ale na szczęście dzieciaki zajmowały się sobą nawzajem, pomagały mi w domu i jakoś to szło. Nie mieliśmy łazienki, więc kąpaliśmy się w balii. Pranie robiłam ręcznie, bo nie miałam pralki. Mąż zarabiał na życie, żeby było co do garnka włożyć, ale wszystko inne było na mojej głowie. Gdyby nie 8-hektarowe gospodarstwo wielodzietna rodzina przymierałaby głodem. Pani Lucja do dziś hoduje kaczki i perliczki i to właściwie jedyne wspomnienie po dawnym gospodarstwie. Podzielili ziemię z mężem między dzieci, tak by każde mogło wybudować sobie dom i żyć na swoim. – Jak się żyło z tak licznym rodzeństwem? Wspaniale – wzdycha pan Marek Ogrodowczyk, dziesiąte dziecko z kolei. – Jak byłem młodszy, to czułem, że mam za sobą siłę, czyli swoje starsze rodzeństwo. Do tej pory świetnie się z braćmi dogadujemy. Wspólnie budowaliśmy sobie domy, wspólnie naprawiamy samochody, rozwiązujemy problemy. Jak mamie coś trzeba wyremontować czy naprawić, natychmiast przyjeżdżamy. Ja to właściwie jestem u niej codziennie. Córki przejęły opiekę nad ogrodem mamy. Pani Lucja sama wszystko sadzi, ale pieleniem i podlewaniem zajmują się one. 40 MAGAZYN 60+ – Niełatwo było być najstarszą siostrą – przyznaje pani Anna. – Mama pracowała zawodowo, ojciec po pracy zajmował się gospodarstwem, a na nas, najstarszych, spadała opieka nad rodzeństwem. Byliśmy jednak nierozłączni. I nadal tak zostało. Największą traumę przeżyli, kiedy w 1969 roku wybuchł pożar i rodzina straciła dach nad głową. Najstarsi zostali zabrani do domu dziecka, a rodzice zajęli się odbudowywaniem domu, żeby dzieci jak najszybciej wróciły. – Ten dom, jaki był, taki był, ale był nasz – mówi córka Anna. – Przyjeżdżaliśmy z domu dziecka na święta i wakacje i ciężko było znowu odjeżdżać. Aż w końcu przyszedł dzień, kiedy byli wszyscy razem, choć nie na długo. Dzieci powoli dorastały i wychodziły z domu. Pani Lucja wesela wyprawiła wszystkim swoim pociechom. Został jeszcze tylko najmłodszy syn, który mieszka razem z matką. – Mama o wszystkich nas pamięta, a ma jeszcze 15 wnuków i 9 prawnuków – mówi Anna. – Pamięta o urodzinach, dopytuje, co słychać u każdego z nas, chce żyć naszym życiem. Dzieci, choć dorosłe, do dziś dzielą się z matką radościami. Smutki starają się zachować dla siebie, ale mama zawsze wyczuje, że coś jest nie tak. – Mama, kiedy się niepokoi, nie śpi, skacze jej ciśnienie i nie najlepiej się czuje – mówi Marek. – Nie chcemy jej martwić, dość już przeżyła i teraz niech cieszy się rodziną, a nie myśli o naszych kłopotach. Ostatni raz całą czternastką spotkali się na 75. urodzinach mamy. Razem z mężami, żonami i dziećmi była ich w domu ponad czterdziestka. Teraz też chcą jej zrobić niespodziankę na osiemdziesiątkę, która wypada w lipcu. – Tak sobie myślę, że to mama trzyma nas w kupie – mówi pani Anna. – I bardzo jestem jej za to wdzięczna. Spacer doliną Issy „Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji. I choć moja rodzina już od XVI wieku posługiwała się językiem polskim, (…) wskutek czego jestem polskim, nie litewskim poetą, krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły”. Anna Fabjańczyk-Woźniak T ak Czesław Miłosz opisywał Litwę, wygłaszając odczyt z okazji otrzymania Nagrody Nobla. Jedną z pierwszych jego książek, które mieliśmy okazję poznać, była „Dolina Issy”. Często było to wydanie poza cenzurą, gdzieś cudem zdobyte. Na Litwie Issa nazywa się Niewiaża i płynie między innymi przez maleńką litewską wioskę Szetejnie. Tu właśnie urodził się Czesław Miłosz. Poeta, który litewskość traktował jako ubogacenie swojej polskości. Uważał siebie za Litwina w takim sensie, co Adam Mickiewicz. Pochodził ze szlachty litewskiej mówiącej po polsku. Całe swe długie życie pisał po polsku. Język polski pozostał jego „ojczyzną”, nigdy się go nie wyrzekł. Jak dziś wyglądają Szetejnie i rzeka Niewiaża (Issa)? Czy tak jak w powieści: „Issa jest czarna, głęboka, o leniwym prądzie, szczelnie obrosła łoziną; jej powierzchnia miejscami jest ledwie widoczna pod liśćmi lilii wodnych”? Tu, gdzie Czesio łowił ryby Szetejnie zwiedziłam wspólnie z profesorem Algirdasem Avizienisem, przyjacielem Czesława Miłosza z czasów emigracji w Stanach Zjednoczonych. Prof. Avizienis opiekuje się centrum konferencyjnym, które utworzono w dawnym majątku Miłoszów. Nie w dworku, bo ten nie ocalał. Decyzją władz komunistycznych rozebrano go do ostatniej cegły. Ostał się tylko zrujnowany świron (stodoła) i zapuszczony park. W 1997 roku władze Litwy przekazały majątek prawowitym właścicielom Szetejni – braciom Czesławowi i Andrzejowi Miłoszom. Poeta i jego brat dali z kolei Szetejnie Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza. Jednym z celów jej działalności jest rozwijanie współpracy między Polakami i Litwinami. Centrum konferencyjne powstało w odrestaurowanej, małej, skromnej stodole. Niewiaża, która oczywiście dalej płynie przez Szetejnie, jest dzisiaj inna niż przed laty. Została spiętrzona pod Kiejdanami. Jest szersza MAGAZYN 60+ 41 FOTO. ANNA FABJAŃCZYK-WOŹNIAK piękne życie FOTO. ANNA FABJAŃCZYK-WOŹNIAK Kościół Przemienienia Pańskiego w Świętobrości to miejsce, w którym przyszły noblista został ochrzczony w 1911 roku Kiejdany. Małe, 30-tysięczne miasto nad Niewiażą. Są tu kościoły, cerkiew, synagogi, ale i unikatowy minaret. Kiejdany są miastem, w którym swoją siedzibę miał książę Radziwiłł z „Potopu”. Miasto wielokulturowe. Jak wspomina poeta, to tu przyjeżdżano po naftę, mydło i śledzie i głębsza, choć równie tajemnicza. Dziewięćdziesiąt lat temu mały Czesio łowił w niej drapieżne okonki, dziś o poranku również widzi się tu wędkarzy. Kiedy poeta traci ojczyznę… Profesor Avizienis oprowadza mnie po miejscu, gdzie Czesław Miłosz mieszkał bardzo krótko. Z dworku dziadków, miejsca swoich urodzin, wyjechał, kiedy miał dwa lata i na dwa lata powrócił tu jako siedmiolatek. Schodzimy 42 MAGAZYN 60+ w dół rzeki. Po drodze depczę wszystkie znane mi z powieści „Dolina Issy” rośliny. Napawam się widokiem, zapachem, urodą tego miejsca. Teraz już wiem, dlaczego poeta powraca tu tak często w swojej twórczości, w zbiorach: „Kroniki”, „Na brzegu rzeki”, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”. Wyobrażam sobie małego Tomka z „Doliny Issy” biegnącego z dworu w dół rzeki (Tomek to nikt inny, jak mały Czesio). „Dolina Issy” powstała w latach 1953-1954, w najgorszym okresie życia Miłosza. Spełniła funkcję terapeutyczną. Pisarz przeżywał koszmar związany z pozostaniem na emigracji, cierpiał na niemoc twórczą i miał myśli samobójcze. Bo tak właśnie „uderza” w poetę utrata ojczyzny. O Szetejniach pisał, że „rodzą się tu ludzie skłonni do zachowań ekscentrycznych i dalecy od spokoju”. Sam w rodzinnym dworku nauczył się wielu rzeczy, między innymi tolerancji: dziadkowie i rodzice mówili po polsku, wiejskie dzieci po litewsku. Różnice religijne również nie były niczym nadzwyczajnym dla młodego chłopca – w niedalekich Kiejdanach mieszkali żydzi i chrześcijanie. Miłosz został wychowany w rodzinie szanującej drugiego człowieka i umiarkowanie religijnej. Profesor Avizienis wiezie mnie do Świętobrości. W tutejszym kościele Miłosz został ochrzczony, choć sam poeta pisał, że „wyrzekł się diabła i przyjął chrzest święty” w świątyni w Opitołokach. W Świętobrości spaceruję między starymi dębami i z uwagą czytam napisy na nagrobkach przodków Czesława Miłosza. Na cmentarzu spotykam miejscowych, słyszę po polsku uprzejme: „Dobry wieczór”. Noc w świronku Wieczorem zjadam kolację złożoną z ciemnego litewskiego chleba z kindziukiem – twardą, dojrzewającą litewską wędliną. Pora iść do łóżka, ale nie mogę spać. Niemal całą noc przesiedziałam w wykuszu na piętrze, patrząc na to samo gwiaździste niebo, które podziwiał młody poeta. Jestem w tym samym świronku – spichlerzu, z którego mały Czesio oglądał wieże kościoła w Opitołokach. Rano biegnę w dół rzeki, by przed odjazdem napawać się zapachem i słodyczą tego miejsca. Siedząc w ciszy i obserwując owady na liściach, słyszę donośny plusk. Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Albo mi się wszystko przyśniło, albo to duch Tomka z „Doliny Issy” zanurzył się w rzece, by popływać między wężami wodnymi… Czytaj też str. 61 MAGAZYN 60+ 43 znasz prawo zdrowym być masz prawo piękne życie Jak raz sławny się stałem w Swarzewie Jan Turnau „Gazeta Wyborcza” Przez długie lata spędzałem wakacje w górach, nie nad wodą. Główny powód był religijny: sekretarzowałem trzem biblistom trzech wyznań tłumaczącym Nowy Testament: arcybiskupowi prawosławnemu Jeremiaszowi, księdzu katolickiemu Michałowi Czajkowskiemu i pastorowi zielonoświątkowemu Mieczysławowi Kwietniowi. Pracowaliśmy w prawosławnym domu wypoczynkowym w Cieplicach koło Jeleniej Góry, skądinąd miejscu mojej młodości, więc wspomnień sprzed laty nie brakowało. Skończyliśmy jednak już naszą pracę, Nowy Testament w naszym tłumaczeniu został wydany, więc może tym razem odwiedzę rodzinę w pobliżu Bałtyku? Wspominał tam będę pewien pobyt nadmorski… Było to prawie pół wieku temu. Moje dzieci, dziś pięćdziesięcioletnie, były jeszcze malutkie, trzeba było jeździć z nimi na wakacje. Pojechałem do Swarzewa w Zatoce Puckiej, bo tam podobno klimat jest, szczególnie dla dzieci, „zdrowotwórczy”. Jeśli polega to na tym, że powoduje senność, to faktycznie. Starannie omijając niezliczone gęsie odchody, poszliśmy oczywiście nad wodę. Były na niej nadymane materace, dzieci zaczęły bawić się w piasku, wynająłem sobie zatem jeden, położyłem się nań – i zasnąłem... 44 MAGAZYN 60+ n o t e i l e f Obudziłem się jedyny raz w życiu w przeraźliwym strachu: zobaczyłem, że jestem kilkaset metrów od brzegu, a pływać nie umiem, wody boję się potwornie. Na brzegu stała córeczka również przerażona, wołająca tatę... Zobaczyłem na łódce strażników tego terenu, rozdarłem się jak stare prześcieradło – i uratowali mi życie! Nie pamiętam, czy wylegitymowali mnie czy nie, w każdym razie na pewno nie aresztowali za podejrzane zachowanie. Nie jestem pewien, czy głębokość wody była rzeczywiście niebezpieczna, ważny był mój piramidalny strach. No i jeszcze ważniejsza sława... Jakiś czas potem pojechali w tamte strony znajomi, zapytano ich, czy znają w tej Warszawie takiego faceta, który chciał na nadymanym materacu uciec za granicę. To jeszcze nic, ale wiele lat później trafił tam również Adam Michnik i też usłyszał podobną opowieść, tyle że dorobił sobie do niej przypuszczenie, iż na owym wodnym pojeździe zaczytałem się w jakimś średniowiecznym mistyku. Byłoby to o wiele wspanialsze... Morał z tej opowieści jest oczywiście taki, że zawsze i wszędzie, również nad spokojną wodą, trzeba mieć się na baczności. Chyba że chcemy być bardzo, bardzo sławni. Pewne pieniądze z hipoteki? Emerytura marna, ledwo wystarcza na czynsz, opłaty, żywność i leki. Mieszkanie własne, trzypokojowe. Za duże dla jednej osoby, za drogie w utrzymaniu. Dzieci nie mogą pomóc, wnuki za granicą. Co robić? Jak spokojnie żyć, jak pozwolić sobie na przyjemności, podróże, o których marzyło się przez całe życie? Jak nie martwić się o jutro, jak być seniorem bez kłopotów, chociażby tych finansowych? Zofia Krupa P ewnie myśli tak wiele starszych osób w Polsce. I coraz częściej, niejako w odpowiedzi na te pytania, mogą dowiedzieć się z gazet czy reklam, że za własne mieszkanie mogą „kupić” sobie dostatnią starość: dostać dodatkowo dożywotnią comiesięczną rentę, dysponować w razie potrzeby większymi pieniędzmi. Jak to możliwe? W Polsce działają instytucje finansowe, które – w zamian za przekazanie przez seniora prawa własności do mieszkania lub domu – zobowiązują się do wypłacania mu dodatkowej, dożywotniej renty. Oczywiście gwarantują, że osoba, która się na to zdecyduje, będzie do końca życia korzystać ze swojego mieszkania. Potocznie taka transakcja – prawo do nieruchomości w zamian za rentę – nazywana jest odwróconą hipoteką, choć te oferty, które obecnie otrzymują polscy seniorzy, klasyczną odwróconą hipoteką jeszcze nie są. Proponują je na razie prywatne firmy, tzw. fundusze hipoteczne na podstawie kodeksu cywilnego, bo w Polsce wciąż nie ma ustawy MAGAZYN 60+ 45 TAK JEST TERAZ: CO MIESIĄC DODATKOWE PIENIĄDZE W ZAMIAN ZA MIESZKANIE Po co mi mieszkanie, kiedy na nic mnie nie stać? Pani Maria ma 71 lat. Mieszka w Poznaniu. Trzy lata temu zmarł jej mąż, dzieci nie mieli, więc została sama w dwupokojowym mieszkaniu. Nie ma wysokiej emerytury – pieniędzy z trudem wystarcza jej na życie. Zdrowie na szczęście dopisuje, więc na leki nie wydaje dużo. Emerytka zastanawia się często, co jej po tym mieszkaniu. Nie ma go komu zostawić. Jest co prawda siostrzenica, która kiedyś wspominała, że gdyby pani Maria przepisała mieszkanie na jej syna, to oni płaciliby czynsz i zajęli się nią na starość. Ale siostrzenicy ani jej syna nie widziała już kilkanaście lat. W telewizji zobaczyła reklamę funduszu hipotecznego. Obiecywali, że w zamian za mieszkanie senior dostanie dodatkowe pieniądze i do końca życia będzie mógł mieszkać u siebie. Zainteresowało ją to. Poprosiła syna sąsiadki, żeby znalazł jej więcej informacji. Poszukał w Internecie – okazało się, że obiecują jeszcze bezpłatne badania lekarskie i porady prawne, darmowe potańcówki i projekcje w klubie seniora. Pani Maria długo czytała te informacje, długo wszystko rozważała. W końcu pomyślała, że nie musi być przecież właścicielką mieszkania, najważniejsze, żeby mogła w nim do końca życia mieszkać. I żeby nie martwiła się każdego miesiąca, że jak popsuje jej się lodówka czy odkurzacz, to nie będzie za co kupić nowego 46 MAGAZYN 60+ sprzętu. Albo wykupić leków, jeśli pogorszyłoby się jej zdrowie. A tak, dzięki dodatkowym pieniądzom, poczułaby się bezpiecznie, wreszcie nie musiałaby liczyć każdej złotówki. I stać by ją było na drobne chociaż przyjemności. Zdecydowała się i poszła do oddziału funduszu hipotecznego w Poznaniu. Umowy jeszcze nie podpisała. Ale był już rzeczoznawca, który ma ocenić wartość mieszkania. Pani Maria weźmie jeszcze swojego eksperta. Tak poradził mąż sąsiadki, który jest prawnikiem. Powiedział też, żeby się nie śpieszyła, wszystko jeszcze raz dobrze przemyślała i sprawdziła. ZOFIA KRUPA: Historię pani Marii z Poznania pewnie powtórzyłoby wielu seniorów. „Mam majątek, bo przecież mieszkanie to jest jakiś majątek, mam emeryturę, ale na nic mnie nie stać. Żyję z dnia na dzień, w ciągłej niepewności, obawiając się, że jutro może być gorzej. Że przytrafi się choroba, niespodziewany wydatek… Mam dość, chcę wreszcie odpocząć, nie martwić się, pożyć w dostatku”. Jednocześnie nierzadko mieszkanie czy dom są dla nich za duże, za kosztowne w utrzymaniu. Jakie jest dzisiaj wyjście z tej sytuacji? TOMASZ BŁESZYŃSKI, doradca rynku nieruchomości: Najprostsze rozwiązanie to zamiana dużego, drogiego w utrzymaniu lokum na mniejsze i tańsze. Osoba, która ma rodzinę, może spróbować się poTomasz Błeszyński rozumieć z dziećmi czy wnukami. Może zgodzą się przejąć lokal, a dla dziadka czy babci poszukają wygodnego, ale mniejszego, bardziej ekonomicznego mieszkania. Senior może też przepisać lokal na wnuczka, zachowując praFOTO. ARCHIWUM o odwróconej hipotece i rencie dożywotniej. Z czym wiąże się skorzystanie z obecnych ofert zamiany mieszkania na dodatkową rentę? Czy warto to zrobić? Czy jest to bezpieczne? Czy nic nie ryzykujemy? wo do dożywocia, a wnuczek w zamian za darowiznę zobowiąże się płacić czynsz czy przeprowadzać remonty. Znam przypadki, że podobne umowy są zawierane między osobami niespokrewnionymi. A jeśli ktoś nie chce zamieniać mieszkania na mniejsze? I nie ma rodziny, która mogłaby pomóc? Może poszukać instytucji finansowej, która daje dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie. Ale to rozwiązanie bardzo radykalne, gdyż łączy się z utratą prawa do nieruchomości. Fundusz kupuje od seniora dom czy mieszkanie. Podpisuje z nim umowę, w której zobowiązuje się do comiesięcznego wypłacania określonej kwoty. Jej wysokość to kwestia umowna, zależy od takich czynników, jak wartość nieruchomości, wiek seniora czy jego płeć. Przy takim rozwiązaniu były właściciel zachowuje prawo do korzystania z lokum, które dopiero po jego śmierci przechodzi we władanie funduszu. Staje się jednak już tylko lokatorem, a to oznacza, że traci kontrolę nad lokalem, traci możliwość wpływania na swój byt. Dzisiaj tylko w ten sposób można „zamienić” mieszkanie na wypłacaną dodatkowo dożywotnią rentę. O czym trzeba pamiętać, zawierając taką umowę? Takiej decyzji nie można podejmować w sytuacji przymusowej, bo może się zdarzyć, że druga strona narzuci niekorzystne warunki, na przykład zaniżając wycenę mieszkania. Pamiętajmy, że firmy, które proponują obecnie wypłacaną dodatkowo rentę za mieszkanie, to instytucje parabankowe. To oznacza, że nie są kontrolowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Obecnie przepisy nie zabezpieczają odpowiednio praw emerytów: nie narzucają funduszom sposobu ustalania wysokości świadczeń; nie wiadomo też, czy w przypadku upadku takiego funduszu zachowamy prawo do dożywotniego korzystania z mieszka- FOTO. MICHAŁ AWIN znasz prawo, masz prawo nia. Trzeba też pamiętać, że renta hipoteczna to bardzo młody produkt, umowy zawierane są od niedawna, dlatego nie wiadomo jeszcze, jak się sprawdzi w naszych realiach. Na razie mamy tylko informacje, że ktoś zawarł umowę z funduszem, ale jeszcze nie wiemy, jak to działa w praktyce. Czyli planując oddanie mieszkania za dożywotnią rentę, trzeba wszystko posprawdzać i gruntownie przemyśleć? Tak, bo mieszkanie to dla większości seniorów jedyny majątek i dorobek całego życia. Często dostali je lata temu po wielkich staraniach, a potem dzięki ciężkiej pracy wykupili na własność. Dlatego – w obecnych realiach prawnych, przy zasadach, na jakich działają oferty renty za mieszkanie – pozbywając się prawa własności, trzeba zachować ostrożność i rozsądek. Nie wolno takiej decyzji podejmować w sytuacji przymusu ekonomicznego czy zdrowotnego. Nie można pozwolić się oczarować marketingowi i reklamie, ale wszystko sprawdzać. Trzeba sobie dać czas do namysłu, do ochłonięcia, przejrzeć dostępne na rynku oferty, sprawdzić firmę, skonsultować propozycję ze specjalistami albo chociaż ze znajomymi. Rozwaga jest niezbędna, bo gdyby ktoś trafił na firmę nieuczciwą albo taką, której powinęMAGAZYN 60+ 47 znasz prawo, masz prawo łaby się noga, to w najczarniejszym scenariuszu mógłby – jak już mówiłem – nawet stracić dach nad głową. TAK MA DOPIERO BYĆ: BĘDZIEMY WYPŁACAĆ CI CO MIESIĄC PIENIĄDZE, ALE USTANOWIMY HIPOTEKĘ NA TWOIM MIESZKANIU LUB DOMU DODATKOWE PIENIĄDZE W ZAMIAN ZA MIESZKANIE (TAK JAK OBECNIE), ALE WSZYSTKO BĘDZIE KONTROLOWAĆ KOMISJA NADZORU FINANSOWEGO Tato, poczekaj jeszcze z decyzją! Pan Feliks mieszka samotnie w małym domku w Trójmieście. Z żoną są od dawna po rozwodzie, nawet nie utrzymują kontaktu. Żonę spłacił, wiec dom należy tylko do niego. Jedyny syn kilkanaście lat temu wyjechał do USA i tam się urządził. Nie założył rodziny, ale mówi, że do Polski już nie wróci. Pan Feliks skończył już 68 lat. Coraz trudniej mu zajmować się domem, musi mocno zaciskać pasa, żeby opłacić rachunki po każdej ostrzejszej zimie. Chciałby żyć wygodnie, wyjechać od czasu do czasu za granicę, ale wciąż staje przed wyborem: albo dom, albo wczasy. Coraz częściej myśli o tym, że ta mała willa jest dla niego tylko obciążeniem. Czekając w przychodni na wizytę u lekarza, usłyszał, że jeden z jego znajomych już rok temu oddał mieszkanie za wypłacaną dodatkowo dożywotnią rentę. Pan Feliks zainteresował się taką możliwością. Kiedy dzwonił do niego syn z Ameryki, powiedział mu, że myśli o „zamianie” domu na dodatkową rentę. Syn sprawdził, na jakich zasadach można to zrobić teraz w Polsce, powiedział też, jak to działa w USA i że podobnie ma być także u nas. Że przygotowywana jest ustawa o odwróconym kredycie hipotecznym i rencie dożywotniej. I doradził panu Feliksowi, żeby – je- 48 MAGAZYN 60+ śli już koniecznie chce pod zastaw domu dostać dodatkowe pieniądze – wstrzymał się z decyzją do momentu wejścia w życie ustawy. Pan Feliks dowiedział się od syna, że jeśli po uchwaleniu nowych przepisów zdecydowałby się na odwrócony kredyt hipoteczny (to jest właśnie odwrócona hipoteka), to udzieli mu go bank. Na czym to polega? Bank będzie wypłacał co miesiąc (lub jednorazowo) pieniądze. W zamian pan Feliks musiałby się zgodzić na ustanowienie hipoteki na swoim domu. W ustawie może też być zapis, że spadkobiercy pana Feliksa będą mogli bankowi oddać wypłacone mu pieniądze i zatrzymać dom. Dopiero wtedy, gdy tego nie zrobią, bank będzie mógł sprzedać dom pana Feliksa, ale – jeśli jego wartość będzie wyższa od wypłaconego kredytu – nadwyżkę odda spadkobiercom. Można też będzie – tak jak dotychczas – od razu oddać mieszkanie za dożywotnią, wypłacaną dodatkowo rentę. Ale instytucje, firmy (fundusze hipoteczne), które będą realizować te usługi, obejmie kontrolą Komisja Nadzoru Finansowego. Jeśli fundusz hipoteczny by upadł, senior miałby gwarancję wypłaty renty oraz prawo do dożywotniego korzystania z domu czy mieszkania. ZOFIA KRUPA: Rząd nosi się z zamiarem wprowadzenia przepisów, które sankcjonowałyby kredyt z odwróconą hipoteką. Co to jest? TOMASZ BŁESZYŃSKI: To znane i sprawdzone na całym świecie rozwiązanie. Różni się diametralnie od koncepcji, o której mówiliśmy wcześniej. Zawieramy umowę z bankiem czy instytucją finansową, która zobowiązuje się wypłacać nam comiesięczną ratę, a jako zabezpieczenie przyjmuje nieruchomość. To bezpieczniejsze rozwiązanie, bo nie tracimy prawa do domu czy mieszkania. Bank przejmuje go na własność dopiero po naszej śmierci. Przy odwróconym kredycie hipotecznym możemy przerwać umowę, spłacić do tej pory zaciąg- nięte zobowiązanie, a wtedy nie stracimy własności. Co ważne, takie rozwiązanie pozwala kontrolować system spłat i jeśli bank nie będzie się wywiązywał ze swojej części umowy, to my możemy się z niej wycofać. Ale bank będzie też miał swoje wymagania, oczekując, że będziemy regularnie płacili czynsz i nie dopuścimy do pogorszenia się stanu lokalu. Projekty przewidują, że po śmierci osoby, która zdecydowała się na odwróconą hipotekę, spadkobiercy będą mogli wykupić mieszkanie, spłacając kredyt. Tak, ale myślę, że to rozwiązanie nie będzie działać. W Polsce wciąż obowiązuje tradycyjny model rodziny, w której prawa do takiego majątku jak mieszkanie są przekazywane bliskim. Odwrócony kredyt hipoteczny to produkt przede wszystkim dla osób, które nie mają rodziny, są w poważnym konflikcie z bliskimi albo wszyscy członkowie rodziny są w równie kiepskiej sytuacji finansowej co senior. Gdyby więc w takiej sytuacji zdecydowali się na odwrócony kredyt hipoteczny, nie sposób sobie wyobrazić, aby nagle po jego śmierci byli w stanie spłacić kredyt. Niełatwo radzić człowiekowi, który z trudem wiąże koniec z końcem, aby poczekał z „zamianą” mieszkania czy domu na dodatkową rentę. Ale w tym wypadku może warto czekać? Zdecydowanie radzę poczekać, aż w polskim systemie prawnym będzie już kredyt z odwróconą hipoteką. Da on gwarancję zachowania prawa do nieruchomości, a udzielające ich instytucje mają być kontrolowane przez państwo. Prace nad odpowiednią ustawą trwają i wcześniej czy później zostanie ona wprowadzona. Politycy mówią, że może się to stać jeszcze w tym roku. Emerytury nie są wysokie, a koszty utrzymania rosną. Można więc przypuszczać, że taki produkt jak odwrócony kredyt hipoteczny będzie miał popularność? Jeśli zdecydujesz się na zawarcie umowy z funduszem hipotecznym i dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie lub dom, pamiętaj: Nie podejmuj takiej decyzji w pośpiechu i w przymusowej sytuacji, daj sobie czas do namysłu Porównaj wszystkie oferty na rynku, sprawdź firmy, które się tym zajmują Zasięgnij rady fachowca, prawnika albo chociaż skonsultuj się ze znajomymi Zadbaj o to, aby w umowie z funduszem znalazły się zapisy zabezpieczające możliwość dożywotniego korzystania z nieruchomości i egzekucji, gdyby fundusz przestał płacić rentę Przy zawieraniu tego typu umów korzystaj z usług doświadczonego notariusza, który wyjaśni wszystkie wątpliwości Odpowiem przewrotnie: chciałbym, aby tak się nie stało, bo to oznaczałoby, że Polakom dobrze się powodzi, a emerytury, jakie dostają, wystarczają na dobre życie. Taki produkt doskonale się sprawdził w zamożnych społeczeństwach, na przykład w Skandynawii, ale tam seniorzy są w zupełnie innej sytuacji. Decydują się na taki ruch nie dlatego, że trudno im związać koniec z końcem, ale chcą zyskać dodatkowe pieniądze i nie brać klasycznego kredytu. Niejednokrotnie dysponują też kilkoma nieruchomościami. Nie chcą żyć z najmu, ponosić ryzyka związanego z najemcami, wolą przekazać mieszkanie funduszowi, który będzie im płacił raty. MAGAZYN 60+ 49 podpowiedzi Poradnik „Magazynu 60+” Nie takie konto bankowe straszne… Długie kolejki w bankach i na poczcie, klienci z plikami rachunków w dłoni, odliczanie konkretnej sumy w gotówce. To już częściej obrazek z filmów Barei niż rzeczywistość. Coraz więcej osób zakłada konta bankowe (także internetowe), a rachunki płaci… w domu. Dlaczego? P onieważ tak taniej i wygodniej. w placówce, przez telefon – dzwoniąc na speWielu seniorów jednak przyzwy- cjalną infolinię banku – lub poprzez stronę inczaiło się do odbierania emerytu- ternetową banku. Przed podjęciem decyzji warto sprawdzić oferty banków ry wyłącznie z rąk listokierowane do seniorów. Dobrze nosza, wielu nie ma własjest też porozmawiać z dziećmi czy nego konta. Tymczasem jego załownukami, które zwykle mają konżenie nie jest trudne, a zdecydowata w banku, często obsługują je za nie ułatwia życie i pozwala zapośrednictwem Internetu. Do zaoszczędzić sporo czasu. Na co zwrółożenia konta w większości banków cić uwagę, gdy zastanawiamy się wystarczy dowód osobisty lub lenad wyborem banku, z czym wiąże gitymacja emeryta, rencisty. się korzystanie z konta, czy jest się Karolina Stefanowicz Czy trzeba zadeklarować, że naczego bać? O to zapytaliśmy Karolinę Stefanowicz, zastępcę dyrektora De- sze wszystkie pieniądze, które dostajemy partamentu Sprzedaży Bankowości Pocz- każdego miesiąca, np. z tytułu emerytury, będą obowiązkowo wpływać na nasze kontowej. to bankowe? Nie, wystarczy deklaracja, że na nasz rachuCzy trudno założyć konto w banku? Karolina Stefanowicz: Założenie konta jest nek co miesiąc będzie wpływać przynajmniej niezwykle proste. W większości banków moż- część emerytury lub renty. na to zrobić, wybierając najwygodniejszy Jeśli mam konto w banku, to dostanę proz trzech sposobów: podczas osobistej wizyty pozycję przyjęcia karty płatniczej, którą 50 MAGAZYN 60+ można płacić w sklepie lub wypłacać pieniądze z bankomatu. Ta maszyna to wygoda czy stres? Zdecydowanie wygoda. Gdy potrzebujemy gotówki, nie musimy iść do banku. Wystarczy pójść do najbliższego bankomatu, czyli urządzenia, które – dzięki karcie wydanej przez bank – wypłaci potrzebną nam kwotę. Obsługa bankomatu jest prostsza niż nam się wydaje: wystarczy włożyć do niego kartę płatniczą, wpisać numer PIN (czyli hasło w postaci kilku cyfr, które zna tylko właściciel karty, a bez którego nie da się wypłacić pieniędzy) i określić wysokość wypłaty. Pamiętajmy jednak, aby nie nosić numeru PIN w portfelu razem z kartą. To podstawowy błąd i duże ryzyko, ponieważ w przypadku utraty portfela obca osoba zdobędzie dostęp do naszego konta. W bankomatach, oprócz wypłaty pieniędzy, możemy również sprawdzać stan konta. Warto także zwrócić uwagę na sieć bezpłatnych bankomatów udostępnianych przez banki, ponieważ część z możliwych do wykonania w nich transakcji może jednak wiązać się z naliczeniem prowizji. A jak zgubię kartę? Co wtedy? Trzeba jak najszybciej zablokować kartę – można to zrobić osobiście w najbliższym oddziale banku lub zadzwonić pod specjalny numer bankowej infolinii. Dlatego też warto mieć numer infolinii zawsze przy sobie. Bank zastrzeże wtedy kartę i zablokuje tym samym możliwość skorzystania z naszych pieniędzy. Gotówkę łatwo było kontrolować. Widać, ile jest pieniędzy, ile wydaliśmy, ile zostało. Ale kiedy mam je w banku, czy nie można się pogubić? Przecież to dodatkowa robota notować, ile miałam, ile wypłaciłam… Te „trudności” z kontrolowaniem i zarządzaniem naszych finansowych oszczędności to jeden ze stereotypów dotyczących konta bankowego. Bo historię operacji na rachunku, aktualne saldo można sprawdzić w większości bankomatów lub przez Internet, nie wychodząc z domu. Pomoże nam też w tym bankowy serwis internetowy, operatorzy infolinii. Istnieje także możliwość przesłania nam takich informacji SMS-em. Wspomniała Pani o sprawdzaniu konta w Internecie. Ale do tego trzeba mieć nie tylko konto w banku, musi ono być kontem internetowym. Co to znaczy? To znaczy, że wszystkie operacje, które wykonam na swoim koncie, mogę zobaczyć o dowolnej porze w swoim domu, na swoim komputerze. Więcej – mogę, korzystając z internetowego konta – robić przelewy, załatwiać płatności i realizować zakupy w Internecie. Wszystko jest w pełni bezpieczne – każdy ma indywidualne, sobie tylko znane hasło, które może sam generować. To może brzmi skomplikowanie, ale tak naprawdę to tylko kilka czynności, z którymi trzeba się oswoić. W tym wypadku też warto poprosić młodszych o pomoc. Banki kuszą atrakcyjnymi ofertami, zachęcają w reklamach do lokowania oszczędności. Czy warto – mając trochę pieniędzy – powierzyć je bankowi? Wciąż słyszymy, że ktoś zainwestował oszczędności całego życia, miał zarobić, a wszystko stracił. Najczęściej te historie dotyczą instytucji parabankowych. Wszystkie banki w Polsce podlegają kontroli nadrzędnych instytucji państwowych, a środki w nich ulokowane mają gwarancję Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. W przypadku ewentualnych kłopotów jakiegoś banku, pieniądze zdeponowane przez klientów wypłaca im właśnie ten fundusz. Co ważne, gwarancją objęte są depozyty aż do 100 tysięcy euro, czyli ponad 400 tysięcy złotych (na jedną osobę będącą właścicielem lub współwłaścicielem rachunku). Dlatego też zachęcamy do systematycznego i bezpiecznego oszczędzania z wykorzystaniem rozwiązań przygotowanych przez banki. Rozmawiała Anna Krysicka MAGAZYN 60+ 51 Nie możemy „zardzewieć”! Jedni chcą poszerzyć horyzonty, pomnożyć wiedzę, poznać nowych ludzi. Inni po prostu wyjść z domu. Co roku we wrześniu z tych powodów tysiące seniorów stoją w kolejkach, by zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku czy Akademię Wieku Dojrzałego. Agnieszka Bohdanowicz 52 MAGAZYN 60+ FOTO. AGNIESZKA BOHDANOWICZ S kąd ta chęć do nauki po sześćdziesiątce? Wielu z nas, wchodząc z życie, niejednokrotnie nie ma szans na szeroką, gruntowną edukację, wielu ją przerywa, bardzo wielu musi na całe lata odłożyć realizowanie marzeń, zapomnieć o swojej pasji. Przemiany ekonomiczne, gospodarcze, których doświadczyliśmy szczególnie w ostatnim dwudziestoleciu i postęp techniczny sprawiły, że wśród seniorów jest dzisiaj o wiele więcej niż kiedykolwiek osób, które chcą nadrobić zaległości. Uzupełnić wiedzę, zacząć korzystać z nowych technologii, zająć się swoim hobby. Zanim stali się seniorami, w nieustannym biegu do pracy i z pracy, w radzeniu sobie z codziennymi życiowymi problemami, nie mieli na to czasu. Kolejki do uniwersytetów trzeciego wieku są coraz dłuższe także dlatego, że osób starszych jest coraz więcej – żyjemy coraz dłużej, już dziś co piąty Polak ma ponad 60 lat! – W Polsce powstają trzy typy uniwersytetów trzeciego wieku: działające w strukturach bądź pod patronatem wyższych uczelni, powołane przez stowarzyszenia prowadzące działalność popularnonaukową i działające przy domach Seniorzy chętnie uczą się fotografowania kultury, bibliotekach, domach dziennego pobytu – mówi Wiesława Borczyk z Sądeckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, prezes Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń UTW. Kolejka do kolejki? Na UTW przy Uniwersytecie Łódzkim bardzo trudno się dostać. Uczy się tu około 800 seniorów, a ci, którzy chcieliby do nich dołączyć i zapisują się na uczelnię, nie od razu mogą przyjść na zajęcia. FOTO. ARCHIUM STRAŻY MIEJSKIEJ W ŁODZI w wolnej chwili W kilku UTW seniorzy mogą zapisać się na kurs samoobrony – proponują go między innymi uczelnie w Warszawie, Grodzisku Mazowieckim, Żorach i Łodzi – Nierzadko, by można było uczestniczyć w wykładach, które sobie wybieramy, trzeba czekać nawet kilka lat, aż zwolni się miejsce lub ktoś zrezygnuje – mówi Wiesława Gliwna, emerytowana studentka. Pani Wiesława studiowała już na kilku UTW. Wszędzie za prawo bycia studentem trzeba zapłacić niewysokie z reguły czesne – od kilkudziesięciu do około 200 złotych za semestr. Wykłady i część warsztatów są za darmo, wchodzi się na nie jednak według dokładnie sprawdzanej listy. Za niektóre zajęcia trzeba zapłacić dodatkowo – np. za naukę języka obcego czy gimnastykę. Ale i tak kosztuje to o wiele mniej niż podobne lekcje „na mieście”. Przoduje angielski Wszędzie największą popularnością cieszą się lekcje języka angielskiego, modne są: informatyka i wycieczki po mieście. We wszystkich z reguły uczelniach można zapisać się ponadto na: rękodzieło, muzykoterapię, nordic walking, gimnastykę, basen, do sekcji turystycznej, fotograficznej. Niektóre uniwersytety organizują także zajęcia na specjalne zamówienie seniorów. Do ciekawszych należą działają- Pierwszy UTW utworzył w 1973 roku Pierre Vellas, profesor uniwersytetu w Tuluzie. Dwadzieścia lat później istniało we Francji ponad 40 tego typu placówek. Polska była trzecim krajem na świecie (za Francją i Belgią), w którym rozwinął się ruch UTW. Nasz pierwszy UTW zaczął funkcjonować równocześnie z pierwszymi w Szwajcarii, we Włoszech i Kanadzie już w roku 1975. W tym roku powstało też Studium Trzeciego Wieku w Warszawie. Intensywny rozwój UTW przypadł na lata 1975 – 1979 (powstały we Wrocławiu, Opolu, Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku, Łodzi). Obecnie w Polsce działa blisko 110 uniwersytetów trzeciego wieku, które łącznie zrzeszają 25 tysięcy słuchaczy. Najliczniejszą grupą słuchaczy może się poszczycić UTW w Krakowie,w którym liczba studentów seniorów wynosi ponad 1800. ce na Opolskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku sekcje: działkowa, brydżowa i sekcja wzajemnej pomocy. Ten uniwersytet organizuje też dla swoich słuchaczy wyjazdy rehabilitacyjno-wypoczynkowe połączone z pobytem przy gorących źródłach na Orawie. Gnieźnieński UTW przyciąga seniorów salonem politycznym i sekcją poetycko-literacką, a warszawski sekcją pamiętnikarską. Z UTW na studia dzienne Pani Maria kilka lat temu nieśmiało spytała o naukę języka francuskiego i zapisała się na drugi semestr grupy dla początkujących, ale okazało się, że zna język tak dobrze, że może dołączyć do grupy… studentów z Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politech- MAGAZYN 60+ 53 w wolnej chwili w wolnej chwili Nie musisz być kulturystą, ale… Chcesz do setki siedzieć w fotelu? Podczas jednego ze spotkań na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Łodzi któryś z panów przyniósł wycięty z gazety artykuł o niezwykłym 65-letnim kulturyście, aktualnym mistrzu świata w tej dyscyplinie. 1 niki Łódzkiej, którzy uczą się w języku francuskim. I tam została. Kiedy nie mogła dopasować się do zajęć czasowo, młodzież sama zaproponowała, że będzie panią Marię na uczelnię przywozić i odwozić. – Byle tylko była z nami! Tak pięknie opowiada o doświadczeniach z licznych podróży, ma dużo slajdów z orbi3 sowskich wyjazdów na Wschód... – mówią studenci politechniki. A prowadząca zajęcia ze studentami śmieje się, że ma w grupie native speakera (nativ speaker: osoba, dla której dany język jest językiem ojczystym). Duch ochoczy i ciało niemdłe Oprócz dokształcania, uczelnie dla seniorów to także forma zapobiegania samotności. Słuchacze zawierają przyjaźnie, często spotykają się na kawie i to nie tylko po zajęciach, ale także w czasie wolnym, w wakacje. Wielu z nich mówi, że decyzja, by wyjść z domu i zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, to była najlepsza inwestycja w ich życiu. 54 MAGAZYN 60+ Ryszard Bonisławski 2 Tak malują seniorzy: 1, 2 Bożenna Niewinowska, 3 Barbara Zawadzka Seniorzy studenci ochoczo od pięciu lat zjeżdżają do Łazów, by stanąć na starcie i zmierzyć się w kilkunastu konkurencjach – od brydża, poprzez lekką atletykę do dyscyplin siłowych. W V Ogólnopolskiej Olimpiadzie UTW uczestniczyło w maju tego roku 400 seniorów z 36 ośrodków uniwersyteckich! Najstarszy uczestnik w kategorii strzelanie z karabinka sportowego urodził się w 1931 roku. Również ponadosiemdziesięcioletni zawodnik ścigający się na rowerze przełajowym wsiadł na własny bicykl z 1964 roku i – jak twierdzi Ewa Wiekiera, jedna z organizatorek olimpiady – przyjechał na metę w całkiem dobrym czasie. Specjalnym gościem zawodów olimpijskich była pani Janina, 91-letnia seniorka – góralka z Nowego Targu, która wszystkich raczyła oscypkami i bundzem własnej produkcji (bundz: ser z mleka owczego, rodzaj twarogu). A rtykuł krążył wśród zebranych, bu- wersytetu Trzeciego Wieku mogli wtedy podził duże zainteresowanie i wywo- dziwiać Wieśka podczas kulturystycznego poływał różne komentarze. Niektó- kazu, który zaaranżował specjalnie dla nich. rzy nie kryli ogromnego podziwu dla sylwetki emerytowanego sportowca, inni Urodził się, żeby być kulturystą dociekali sposobu na zachowanie takiego wy- Pod wpływem tych wspomnień obiecałem soglądu i energii. bie, że odszukam dawnego kolegę i napiszę W końcu artykuł dotarł także do mnie, czeka- o nim. Sięgnąłem do internetowej wyszukino na moją reakcję. Zerknąłem na zdjęcia warki i po chwili miałem adres oraz telefon do i roześmiałem się głośosiedlowego klubu fitness no. Spoglądał z nich mój i siłowni, której współwłaśWiesław Czerski rozpoczął treningi w wieku 15 lat dawny kolega, towarzysz cicielem jest Wiesiek. Szybi podobnie jak wielu jego sportowych zmagań, Wieko umówiliśmy się na spotrówieśników marzył o eusław Czerski. Nie widziekanie. ropejskiej karierze, chciał liśmy się od 20 lat, ale rozPrzywitał mnie uśmiechdołączyć do najlepszych kulpoznałem go bez trudu, nięty starszy pan o nienaturystów świata. bo mimo emeryckiego gannej sylwetce, włosach wieku wyglądał niemal lekko przyprószonych siwitak, jak w okresie swoich największych sukce- zną; pod sportową koszulką rysowały się posów. Mój śmiech wywołał lekką konsternację, tężne muskuły, a energia biła z każdego geale szybko ją rozwiałem, opowiadając o Wieś- stu. Usiedliśmy w sąsiedztwie ćwiczących ku i jego drodze do mistrzostwa. Przypomnia- osób; rozmowie towarzyszyły odgłosy sporłem także jeden z naszych seniorskich obo- towych przyrządów. Odniosłem wrażenie, zów aktywnego wypoczynku w Spale – pro- że czas stanął w miejscu, bo w podobnych wadziliśmy tam równolegle zajęcia dla instruk- okolicznościach widzieliśmy się przed laty. torów i trenerów kulturystyki. Studenci Uni- Wiesław Czerski rozpoczął treningi w wieku MAGAZYN 60+ 55 w wolnej chwili FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI Wieśka nie dogonisz, ale poćwiczyć warto Wiesław Czerski (z lewej) i Ryszard Bonisławski wspólnie prowadzili zajęcia na obozach instruktorskich i organizowali pierwsze w Łodzi otwarte zawody kulturystyczne 15 lat i podobnie jak wielu jego rówieśników marzył o europejskiej karierze, chciał dołączyć do najlepszych kulturystów świata. Ogromny zapał do ćwiczeń, nieustępliwość w cyzelowaniu sylwetki, wiadra potu wylewane na treningach szybko dały efekty. Tytuły mistrza Polski w kategorii juniorów i seniorów, wyjazdy na mistrzostwa Europy potwierdzały słuszność wybranej drogi sportowego rozwoju. Studia na AWF dostarczyły wiedzy teoretycznej i upoważniły do prowadzenia zajęć, a tym samym do przekazywania doświadczeń młodszym zawodnikom. Nasze drogi spotkały się w Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej – ja organizowałem specjalistyczne zajęcia dla seniorów, on dla najsilniejszych łodzian w sławnym, kulturystycznym ognisku „Raj”. Wspólnie prowadziliśmy zajęcia na obozach instruktorskich i organizowaliśmy pierwsze w Łodzi otwarte zawody kulturystyczne. Wiesiek był 56 MAGAZYN 60+ niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie, jego wychowankowie sięgali po najwyższe laury, np. Paweł Brzóska i Ewa Kryńska, wielokrotni mistrzowie Europy i świata. Dziś w środowisku kulturystycznym W. Czerski traktowany jest jak ikona, żywa legenda tego sportu. Trenuje pięć dni w tygodniu, przerzuca wtedy nawet do 170 ton ciężarów, bez wysiłku wyciska na ławeczce 150 kg, przysiada z 240 kg na barkach, podnosi do kolan sztangę o wadze 250 kg. W wieku 62 lat osiągnął wymarzony życiowy rekord – wycisnął, leżąc na ławeczce, 200 kg! Mając takie przygotowanie, postanowił wystąpić raz jeszcze przed publicznością. Okazja była wyborna w 2009 roku, kiedy Polska organizowała Mistrzostwa Świata w Kulturystyce i Fitness – zgłosił swoje uczestnictwo w kategorii weteranów 60+, zachwycił idealnie „wyrzeźbioną” muskulaturą i wygrał. z motyką na słońce. To może być niebezpieczne dla zdrowia. Jeśli długo się nie ruszaliśmy z fotela, a chcemy zacząć ćwiczyć, obowiązkowa będzie wizyta u lekarza prowadzącego, który powinien ocenić nasz organizm. Pamiętajmy, że konsultacja z lekarzem jest konieczna, jeśli chorujemy na cukrzycę, reumatyzm, mamy wadę serca czy nadciśnienie. Swoimi sukcesami i wigorem budzi ogromny respekt, bywalcy jego siłowni kręcą z niedowierzaniem głowami i mozolnie nadrabiają dystans. Patrzę z zaciekawieniem na ćwiczących, skupione twarze, wysiłek adekwatny do możliwości, większość to zwykli mieszkańcy osiedla pracujący nad kondycją, sporo osób z nadwagą, wielu szronkowatych panów. Wiesiek Spacer, gimnastyka, dobry humor zna tu wszystkich, potrafi o każdym powiedzieć Najlepiej zaczynać od niedużego wysiłku, bo coś miłego, wszyscy korzystają z jego wskazó- jeśli bez przygotowania wytyczymy sobie zbyt wek i doświadczenia. Podkreśla, że każdy wiek ambitne cele, nasze nienawykłe do ćwiczeń ciała, nieprzyzwyczajone do wysiłku organijest dobry, by zabrać się do ćwiczeń. zmy zrobią nam taką – Trzeba tylko chcieć i nie awanturę, że znów trzeodkładać wciąż decyzji na Jeśli długo się nie ruszaliśmy ba będzie nas długo jutro. To nic, że przez 30 z fotela, a chcemy zacząć namawiać do opuszcze– 40 lat aktywności zawoćwiczyć, obowiązkowa nia ulubionego fotela. dowej wielu z nas nie miabędzie wizyta u lekarza Na początek dobre bęło czasu ani sił na bieganie, prowadzącego, który powinien dą spokojne spacery, basen, siłownię czy spaceocenić nasz organizm. lekka gimnastyka w dory. To w większości przyPamiętajmy, że konsultacja mu czy na świeżym popadków żadna przeszkoda, z lekarzem jest konieczna, wietrzu, można się taka tak zwany złoty czy – jak jeśli chorujemy na cukrzycę, że wybrać na basen. Nie mówią niektórzy – srebrny reumatyzm, mamy wadę należy zbytnio forsowiek może być właśnie poserca czy nadciśnienie. czątkiem wielu dobrych wać organizmu, stosuzmian w życiu – przekonując zasadę: lepiej mniej, je Wiesław Czerski. a częściej. Trzeba pa– Teraz już nie można się tłumaczyć brakiem miętać o uspokojeniu tętna i wyrównaniu odczasu, a pamiętajmy, że ruch po sześćdziesiąt- dechu. Do tego Wiesław Czerski zaleca spotce jest nam potrzebny bardziej niż w jakimkol- kania towarzyskie z dużą dozą humoru, zbiwiek innym momencie życia. Trzeba wstać lansowanie diety. z fotela, choćby nie wiem, jak się nie chciało, – Trzymajmy „reżim”: jedzmy pięć lekkich ponie czekać w nim do setki! Zapewniam: kiedy siłków dziennie, pamiętając, że owoc to też się decydujesz na aktywność, najgorszy jest posiłek! Pijmy soki, wodę mineralną. ten pierwszy raz – pierwszy spacer, pierwsze Pierwsze dwa tygodnie należy poświęcić na wyjście na basen, do siłowni – przekonuje Wieobserwowanie organizmu, dobrze jest robić sław Czerski. Uczula wszystkich w naszym wieku, którzy do sobie notatki. Można także wejść do poblistej pory przedkładali wygodny fotel nad ćwi- kiego klubu fitness i porozmawiać z instrukczenia i spacery, a teraz zechcą spróbować ak- torem, który zaleci proste ćwiczenia do wytywności fizycznej, by nie rzucać się od razu konania w domu – radzi Wiesław Czerski. MAGAZYN 60+ 57 w wolnej chwili Jerzy Bralczyk Senior to stopień wyższy od senex, czyli ‚stary’ po łacinie. Stopień wyższy nie oznacza wbrew pozorom wysokiego natężenia cechy: ten starszy może być przecież całkiem młody, tyle że zestawiamy go z kimś jeszcze młodszym. Ale ten stopień wyższy i w łacinie, i w polszczyźnie się usamodzielnił i nie zawsze odnosi się do porównania. Ciekawe, że u nas jest raczej uznawany za eufemistyczne, łagodniejsze określenie kogoś, kogo nie chcemy wprost starym nazwać i na ogół starsi panowie powinni się czuć młodszymi od starych panów. Lepiej jakoby powiedzieć o kimś, że jest w starszym wieku, niż że jest po prostu stary. To dość logiczne, starość w końcu to rzecz względna, „starszość” zaś jest do wykazania – o starszej pani i o starszym panu mówią tak na ogół ludzie od nich młodsi. Tak się jakoś stało, że przypisywanie wprost cechy starości wydaje się mało subtelne. Właściwie to dość dziwne – przecież o starości powinno się mówić z podziwem i szacunkiem. Jeżeli mówimy tak nie o kimś konkretnym, tylko o grupie wiekowej, eufemizacja wydaje się jeszcze bardziej potrzebna. Wtedy wprowadza się niezbyt jasny trzeci wiek (dlaczego nie drugi lub czwarty?) i zaczyna się mówić po łacinie. Łacińska forma senior (seniorka pojawia się rzadziej) może być uznana za bardziej elegancką nie tylko dlatego, że łacińska, ale też ze względu na liczne i na ogół pozytywne odniesienia, które łączą starość a to ze szczególnym szacunkiem, a to z przywilejami, a to z władzą. Bo, jak mówi łacińska sentencja, seniores priores – czyli ‚starsi mają pierwszeństwo’. I tak senior to ktoś najstarszy wiekiem w grupie, czy to zawodowej, czy wyznaczonej rodem. Starsi w rodzinie są takimi seniorami, 58 MAGAZYN 60+ n o t e i l e f a jeśli imię łączy ojca i syna czy łączy braci, słowo senior (lub trochę mniej zręczny skrót sr) jest przy nazwisku, żeby starszość zaznaczyć. Młodszy to oczywiście junior, czyli jr (to rozróżnienie seniorów i juniorów istnieje też w sporcie, przy czym częściej słyszy się o juniorach – seniorzy to po prostu zawodnicy i tyle). Biskup senior cieszy się przywilejami, marszałek senior otwiera parlamentarne posiedzenia, konwent seniorów decyduje o ważnych sprawach, a w końcu zasiadający w senacie senatorowie też językowo z łacińskiej starości się wywodzą. W dawnej polszczyźnie seniorem nazywano jeszcze ludzi piastujących stanowiska bardzo odmienne, lecz ważne: urzędnika w salinach wielickich, dyrygenta, czyli dyrektora orkiestry, pomocnika sztygara, a dość powszechne było nazywanie tak starszego studenta lub kleryka, który miał pieczę nad młodszymi kolegami. W dziewiętnastym wieku seniora pisano zresztą przez jotę: senjor. Ale w średniowieczu senior miał się najlepiej: to było określenie feudała, który miał wprawdzie też opiekę, ale przede wszystkim władzę nad wasalem, a podlegał zazwyczaj bezpośrednio monarsze. A seniorat, czyli ‚prawo starszeństwa’, dawał prawa do dziedziczenia tronu lub dóbr. I stąd ten łaciński stopień wyższy w wielu językach dał niezwykle godne słowa. Pełen szacunku ‚pan’ to po hiszpańsku senor, w różnych językach używa się włoskiego signor i signore, monsignore to tytuł kościelny, francuskie monsieur z seniora się wziął, jego skróceniem był francuski tytuł monarszy Sire, a angielski sir też historycznie jest seniorem. Istotnie, seniores priores. „Sekcja seniora” w Cannes Na plakacie tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes Jeanne Woodward całuje się z Paulem Newmanem. Ich ciała tworzą liczbę 69. Dlaczego? Mariola Wiktor P onieważ ten największy na świecie festiwal filmowy odbył się po raz 69. Ale jest jeszcze jeden powód, kto wie, czy nie ważniejszy. I nie chodzi tu wcale o ten aktorski duet, który pozostawił po sobie świetne kreacje zamiast skandali. W ten sposób organizatorzy święta kina w Cannes podkreślili nostalgię za filmową epoką lat 50., 60. i 70. Za dawnym, złotym Hollywood, za arcydziełami, które powstawały wtedy w Ameryce i Europie. Za pięknym kinem, które nie myślało tylko o zyskach. Elizabeth Taylor i Michael York po cyfrowym liftingu W tym roku 10-lecie świętowała jedna z najbardziej obleganych przez dojrzałych, ale także bardzo młodych widzów sekcja „Cannes Classics”. Tu pokazywane są cyfrowo odrestaurowane arcydzieła kina. Starsi widzowie, którzy oglądają je po latach, wracają do wspomnień z młodości. A młodzi poznają klasykę kina i przy okazji dowiadują się, kim i czym zachwycali się ich rodzice i dziadkowie. I jedni, i drudzy spotykają się z legendarnymi aktorami, którzy przyjeżdżają do Cannes na projekcje swoich odświeżonych filmów. Na premierę scyfryzowanego „Zawrotu głowy” (reż. Alfred Hitchcock, 1958) zaprosiła wi- FOT. ARCHIWUM MFF W CANNES Senior w wolnej chwili Plakat tegorocznego, zakończonego w maju 69. MFF w Cannes. Scena pochodzi z filmu z 1963 roku „Nowy rodzaj miłości” i równie dobrze mogłaby się przytrafić J. Woodward i P. Newmanowi w ich życiu prywatnym, bo przez 50 lat byli niestandardowym jak na Hollywood małżeństwem MAGAZYN 60+ 59 w wolnej chwili w wolnej chwili dzów Kim Novak. Dla tej dziś 80-letniej eleganckiej damy, która zagrała platynową piękność, śledzoną i pożądaną przez filmowego detektywa, była to rola i film życia. Nigdy potem nie udało jej się powtórzyć tego sukcesu i poświęciła się malarstwu. W Cannes pokazano też odświeżoną „Fedorę” (grają: Marthe Keller, Mario Adorf, Michael York, 1978). To wciąż poruszająca i nadal uniwersalna opowieść o lęku hollywoodzkich gwiazd przed starzeniem się, o nieumiejętności pogodzenia się z przemijaniem. Prawdziwym wydarzeniem była jednak premiera cyfrowej „Kleopatry” Josepha Mankiewicza. Film sprzed 50 lat wielu z nas oglądało kilka razy. To na planie „Kleopatry” zaczął się płomienny romans Elizabeth Tylor i Richarda Burtona. W Cannes pokazano między innymi klejnoty, które aktorka dostała od Burtona i które po jej śmierci – wraz z inną jej biżuterią – zostały sprzedane na aukcji (dochód wsparł m.in. założoną przez Elizabeth Taylor fundację do walki z AIDS). Takiego Redforda jeszcze nie widziałam! Ale „stare” kino i sławni aktorzy seniorzy pokazali się w Cannes nie tylko na projekcjach filmowej klasyki. Choć festiwal otworzyła nowa wersja „Wielkiego Gatsby’ego” z Leonardo DiCaprio i Carrey Mulligan w rolach głównych, wielu nadal – ja także – woli film z 1974 roku z Robertem Redfordem. Wspominam o Redfordzie nieprzypadkowo, bo po latach ten „złoty chłopiec” Hollywood znów zaskakuje. W pokazanym w Cannes filmie „All is Lost” gra starego człowieka, samotnego żeglarza, który za wszelką cenę próbuje przetrwać morską katastrofę. On po prostu jest przed kamerą, i choć nic nie mówi, film ogląda się z niesamowitym napięciem. Stary, brudny, potwornie zmęczony człowiek. Płacze, popada w depresję i odrętwienie, ciało 60 MAGAZYN 60+ odmawia mu posłuszeństwa. Nic z zabójczo przystojnego amanta. Wspaniała, wielka kreacja, monodram bez jednego słowa i zasłużona owacja po projekcji. Zapytany o nostalgię za latami siedemdziesiątymi, kiedy powstawały: „Wielki Gatsby” „Żądło”, „Tacy byliśmy”, powiedział, że wtedy kino hollywoodzkie było bardziej różnorodne, że tęskni za czasami, kiedy filmy miały swoją publiczność. Ubolewa, że dziś rozmowy o sztuce w Hollywood zastąpiła walka o wpływy z kas. Koszyk kulturalny Senior uczy, także w kinie Filmy mądre i głębokie z dojrzałymi bohaterami, poruszające problemy osób starszych walczyły także z powodzeniem o festiwalowe nagrody, potwierdzając, że na takie kino istnieje coraz większe zapotrzebowanie wśród widzów. Ze statuetką Złotej Palmy za Najlepszą Rolę Męską wyjechał z Cannes Bruce Dern, który w filmie „Nebraska” zagrał nieco zniedołężniałego staruszka, wierzącego we wszystko, co mówią ludzie. Kiedy wpada mu w ręce ulotka informująca, że można odebrać milion dolarów w jednym z miasteczek Nebraski, bez wahania udaje się w podróż. Po drodze spotyka dawno niewidzianych przyjaciół z lat młodości, krewnych, znajomych – powracają wspomnienia. Siłą tego prostego czarno-białego filmu jest to, że reżyser (Alexander Payn) oczyma starszych ludzi z prowincjonalnej Ameryki przygląda się światu, który już odchodzi. Trudno nie dostrzec nostalgii za wartościami, które znikają: za uczciwością, prawdomównością, bliskością, serdecznością, poczuciem honoru. To także odczarowywanie tabu, jakim jest prawo osób starszych do tego, by marzyć, by nie poprzestawać na tym, co „zaoferuje” im los, by próbować w każdym wieku coś w swoim życiu zmienić, choćby ta zmiana nie była wielka. „Nebraska” będzie miała polską premierę prawdopodobnie już jesienią. SERGIUSZ CZESŁAW JADWIGA Maria Nurowska (Wydawnictwo WAB 2013) „Niniejsza opowieść opiera się na faktach i relacjach świadków. Jednak tam, gdzie dokumenty i świadectwa przedstawiają różne wersje wydarzeń lub milczą, prawdę historyczną uzupełnia pisarska wyobraźnia”. Sergiusz to nieco zapomniany pisarz, żołnierz AK – Sergiusz Piasecki, Czesław to nikt inny jak Czesław Miłosz, a Jadwiga to wielka miłość ich obu. W przedwojennym Wilnie studiuje przyszły noblista, nie na wydziale polonistyki, którą nazywa nieco pogardliwie wydziałem matrymonialnym, lecz na wydziale prawa. Na tym samym wydziale studiuje młoda, piękna i zakochana w Czesławie po uszy Jadwiga. Gdy przystojny młody poeta porzuca Jadwigę, młodą kobietą zaopiekuje się przestępca i szpieg – Sergiusz Piasecki. Jak potoczyły się ich losy? Czesław Miłosz dożywa 93 lat. Po latach niedostatków, cierpień, dramatów osobistych (choroba młodszego syna, śmierć pierwszej żony Janiny), ale i licz- nych zdrad Czesław Miłosz powraca do kraju, do Krakowa z drugą żoną, Amerykanką, którą pieszczotliwie nazywa Karoliną. Doczeka się rozlicznych splendorów literackich, w tym Nagrody Nobla, uznania w świecie i w kraju. Sergiusz Piasecki umiera w nędzy i zapomnieniu na emigracji. Łączy ich jedno – znajomość z tajemniczą Jadwigą. Po latach ich tajemnicę odkrywa młoda studentka, późniejsza badaczka literatury. To druga książka Marii Nurowskiej, którą czytałam. Od lat śledzę twórczość i losy Czesława Miłosza i byłam bardzo ciekawa tej książki. Gorąco polecam. Doskonale napisana, równie dobra jak „Mój przyjaciel zdrajca” o Ryszardzie Kuklińskim. OBECNOŚĆ. WSPOMNIENIA O CZESŁAWIE MIŁOSZU Wybór, redakcja i opracowanie – Anna Romaniuk (PWN) „Budził się o trzeciej nad ranem. Czytał do szóstej. Jadł śniadanie. Spacerował. Pisał do południa. To były święte godziny. Potem miał czas na resztę życia”. Reszta życia to między innymi uniwersytet (w okresie kalifornijskim), wizyty w księgarni, bibliotece, drobne sprawunki i późnym popołudniem kieliszek zimnej wódeczki. Lecz wcześniej obowiązkowo praca, w myśl zasady: „Codziennie napisać choćby stronę, z czasem się nazbiera”. Książka Anny Romaniuk to już druga książka wspomnieniowa. Pierwsza wydana wkrótce po śmierci poety w 2004 roku przez Wydawnictwo Znak nosi tytuł „In memoriam”. W „Obecności…” Miłosza wspomina 70 osób, MAGAZYN 60+ 61 w wolnej chwili w wolnej chwili SZYMBORSKA, JAKIEJ NIE ZNACIE Wisława Szymborska, „Błysk rewolwru”, Wydawca: Agora SA , Fundacja Wisławy Szymborskiej Gdybym miała wskazać jedną książkę spośród tych niedawno wydanych, wybrałabym „Błysk rewolwru” Wisławy Szymborskiej. Odnalezione w szufladzie zabawy literackie (i nie tylko) to nie lada gratka dla miłośników twórczości noblistki. Mamy wczesne rysunki, laurki dla mamy, ale i młodzieńczy poemacik na temat ciotek, napisany w obawie, czym byłoby dla nich staropanieństwo. Tytułowy „Błysk rewolwru” (z tym uroczym błędem w tytule) to trójkąt miłosny z morderstwem w tle. Zaskoczeniem mogą być przezabawne epitafia, często pisane dla osób żyjących. W książce znalazły się też rajzefiberki i dobrze znane niektórym czytelnikom lepieje (krótkie wier- 62 MAGAZYN 60+ szyki, zaczynające się od słowa „lepiej”). Czytelnikom wybierającym się tego lata w okolice jeziora Smarkle (Pęcherzewo – Pisia Wólka) na Mazurach polecam mapkę autorstwa czcigodnej poetki. Wszystkich, którym wydaje się, że znają twórczość Szymborskiej, namawiam do przeczytania tej książki. HOTEL MARIGOLD. PODRÓŻ W GŁĄB SIEBIE „Hotel Marigold”, reż. John Madden, produkcja: USA, Wielka Brytania, Zjednoczone Emiraty Arabskie W historii literatury nie brakuje pisarzy, którzy niewiele podróżowali lub wręcz wcale tego nie robili. Wspomniana noblistka pani Wisława niechętnie ruszała się z miejsca. Wyjątek zrobiła dla Czesława Miłosza i Güntera Grassa, z którymi wybrała się do Wilna. Kiedy już opuszczała swoją samotnię, nakładała niepozorny kapelusik, w którym miała nadzieję zostać nierozpoznaną. O podróżowaniu wspominam nie bez powodu, bo tym z Państwa, którzy nie planują tego lata długich wyjazdów, chcę zaproponować wędrówkę z filmem. „Hotel Marigold” w reżyserii Johna Maddena to opowieść o podróży do Indii. W filmie występuje plejada najlepszych brytyjskich aktorów, między innymi znana młodszym pokoleniom z serii filmów o Harrym Potterze, Maggie Smith (profesor Minerva McGonagall). W filmie smutek miesza się ze śmiechem. Z powodu różnych życiowych zawirowań siedmioro emerytów wyrusza w podróż do Indii. Choć podróż jest prawdziwa, hotel „nieco” odbiega od wizji przedstawionej w folderze reklamowym, najważniejsza okazuje się jednak podróż w głąb siebie. Pytanie, czy jest to komedia romantyczna czy dramat? Żadna z tych odpowiedzi nie jest właściwa. To film o postrzeganiu samego siebie i świata, o tym, że nigdy nie jest za późno, by wszystko zacząć od nowa. Anna Fabjańczyk-Woźniak Namów wnuczka na wycieczkę Prymasowskie skarby Szukając najbardziej atrakcyjnych miejscowości w Polsce, nie można pominąć Łowicza. Miasta zlokalizowanego w sercu kraju, które obrosło legendą prymasowskiej przeszłości i zachowało kilkanaście wartościowych zabytków. Łatwy dojazd koleją, bliskość autostrady, czytelnie oznakowane szlaki rowerowe i piesze, dobrze zorganizowany system informacji turystycznej sprawiają, że czujemy się na ziemi łowickiej komfortowo. Ryszard Bonisławski Dwunastu prymasów w katedrze Położony nad rzeką Bzurą Łowicz narodził się w odległych wiekach. Rozbudowany przez prymasów Polski miał zamek, kilka kościołów i klasztorów, a w jego miejskiej przestrzeni ulokowano dwa rynki, z których jednemu nadano niezwykły dla rynku kształt trójkąta. Organizowane tu sławne jarmarki przyciągały kupców z najodleglejszych zakątków kraju i Europy. Łowicz był także niepisaną stolicą Polski, bo w okresie bezkrólewia władzę sprawowali mieszkający w nim prymasi, a ważnym walorem tego grodu była bliskość stolicy. Na ulicach miasta można było usłyszeć różne języki, a wśród przechodniów dostrzec znanych artystów, architektów i uczonych. Ich dzieła pokazywane są tutaj dziś z nieukrywaną dumą. FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI między innymi Maria Iwaszkiewicz, Wisława Szymborska, Anna Dymna. Ale też brat – Andrzej, starszy syn – Antoni i jedyna wnuczka – Erin Gilbert. Składając książkę, kierowano się chronologią relacji poszczególnych osób z autorem „Doliny Issy”. Przeważają przedruki z gazet, czasopism i innych wcześniejszych publikacji. Są też wspomnienia oparte na rozmowach autorki z różnymi osobami. Całość układa się w barwny, ciekawy opis jednego z najciekawszych autorów wszech czasów. Bazylika katedralna p.w. Wniebowzięcia NMP w Łowiczu MAGAZYN 60+ 63 W Arkadii można obejrzeć ogród romantyczny w stylu angielskim z parkowymi budowlami. Na zdjęciach: akwedukt i świątynia Diany Wystarczy spojrzeć na majestatyczną katedrę, której dwie wieże dominują w panoramie Łowicza. Zbudowana przez włoskich mistrzów zawsze zachwycała barokowymi kształtami, a teraz pięknie odnowiona ma jeszcze więcej uroku. Znajdujące się w niej ołtarze, obrazy, epitafia, rzeźby, malowidła ścienne tworzą jednolitą całość. W podziemiach świątyni spoczęło dwunastu prymasów. Poświadczają to cenne, rzeźbione nagrobki i kaplice grobowe. Jest wśród nich dzieło najznakomitszego polskiego rzeźbiarza epoki renesansu Jana Michałowicza z Urzędowa, który z wielkim mistrzostwem ukazał postać prymasa Jakuba Uchańskiego. Windą do nieba O każdym znajdującym się w katedrze zabytku informuje bezpłatny multimedialny przewodnik. Więcej o tej świątyni można się dowiedzieć, zwiedzając katedralne muzeum. Umieszczone w wyremontowanych wieżach kościelnych (jest winda osobowa!) jest naj- 64 MAGAZYN 60+ większą dziś atrakcją Łowicza. Możemy tu zobaczyć niedostępne do niedawna cenne przedmioty z prymasowskiego skarbca. Dodatkową atrakcją jest możliwość „podniebnego” przejścia między wieżami na wysokości sklepienia katedry, a także wyjście na taras widokowy na szczycie wieży, z którego rozpościera się rozległa panorama miasta i okolic. Wokół rynku Przy Starym Rynku warto zobaczyć jeszcze: klasycystyczny ratusz, zabytkowe domy kanoników, dawne kolegium księży misjonarzy i zespół klasztorny pijarów. Gmach kolegium zbudowany przez holenderskiego architekta Tylmana z Gameren jest siedzibą Muzeum Łowickiego, a największą jego atrakcją jest doskonale zachowana kaplica św. Karola Boromeusza z unikatowymi freskami iluzjonistycznymi wyczarowanymi przez Włocha Michała Anioła Palloniego. Na zapleczu gmachu umieszczono miniaturowy skansen budownictwa ludowego – rozleglejszy można znaleźć w niedale- kich Maurzycach. Tam też jest pierwszy na świecie spawany, stalowy most drogowy. Kościół pijarów także zachwyca barokowymi kształtami, ma oryginalną falistą fasadę, a wnętrze pokryte barwnymi freskami. Tuż obok otwarto niedawno Dom Turysty oferujący tanie noclegi z dostępem do kuchni, duży wybór pamiątek regionalnych, mapy, foldery i przewodniki. Punkt informacji turystycznej pomoże w ułożeniu tras zwiedzania i udostępni za niewielką opłatę rowery (trasy nie wymagają wielkiej kondycji, są krótkie, płaskie i bardzo atrakcyjne). Tylko tu zobaczycie największą wycinankę na świecie i największego pająka (pająki to przestrzenne, barwne kompozycje zawieszane pod sufitem). Tuż przy rzece Bzurze zachowały się ruiny wspaniałego niegdyś zamku, ich obecny właściciel przygotował dla zwiedzających ciekawą ofertę turystyczną. Rzeka jest także dostępna dla miłośników kajakarstwa; urokliwe spływy na płynącej leniwie Bzurze nie stawiają przed turystą wielkich wyzwań technicznych, a na pewno pozostaną na długo w pamięci. W najbliższym sąsiedztwie Łowicza znajdują się między innymi: Nieborów – cenna rezydencja magnacka z przepięknym parkiem Arkadia – park romantyczno-sentymentalny z parkowymi budowlami Walewice – rezydencja magnacka, owiana legendą Marii Walewskiej, oferująca jazdę konną i przejażdżki bryczkami Sobota – małe miasteczko z renesansowym kościołem, w nim renesansowe nagrobki Sobockich dłuta Włocha Santiego Gucciego Sromów – z prywatnym muzeum ludowym rodziny Brzozowskich (ruchome rzeźby, wycinanki, sprzęty wiejskie) Maurzyce – na rozległym terenie pokazano wszystkie rodzaje budownictwa księżackiego (tak nazywano ludność tej ziemi), a przy okazji można trafić na imprezy folklorystyczne. FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI FOT. RYSZARD BONISŁAWSKI w wolnej chwili Pałac w Nieborowie UWAGA! KONKURS! Osoby, które odwiedzą Łowicz, mogą wziąć udział w naszym konkursie. Wystarczy potwierdzić obecność w tym mieście, przysyłając swoją fotografię z Łowicza i odpowiedzieć na trzy pytania: 1. Kto był uczniem łowickiej szkoły, a później znakomitym malarzem? 2. Pod jakim wezwaniem jest najstarszaza zachowana gotycka świątynia w Łowiczu? 3. Kto jest patronem trójkątnego łowickiego rynku? Na fotografie i prawidłowe odpowiedzi czekamy do 15 listopada. Prosimy nadsyłać je pocztą tradycyjną na adres redakcji (ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3) lub na adres poczty elektronicznej: [email protected]. Wśród osób, które je nadeślą, rozlosujemy trzy atrakcyjne nagrody. MAGAZYN 60+ 65 w wolnej chwili Kiedyś to były wakacje! Z wielką przyjemnością czytaliśmy wakacyjne wspomnienia, które nadesłali Państwo na konkurs „Magazynu 60+”. Otrzymaliśmy wiele listów, a każdy z nich opisywał Wasze najlepsze wakacje tak, jak byście wrócili z nich wczoraj. A przecież pisaliście o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat! Serdecznie dziękujemy za nadesłane listy. Publikujemy nagrodzone relacje (wspomnienia p. Ewy z Kielc drukujemy na str. 36) – ich autorzy otrzymają od nas upominki. Mieliśmy dobrych aniołów stróżów… Mam 72 lata. Od dwóch lat jestem wdową. Urodziłam się na wsi i mieszkałam tam do 26. roku życia. Bardzo kochałam wieś. Do miasta, w którym żyję do dziś przyzwyczaiłam się, ale nigdy go nie pokochałam. Moje wiejskie wakacje to same piękne wspomnienia. Trzeba było pomagać i w domu, i w polu. Pasłam krówki, bardzo to lubiłam. Lubiłam też śpiewać i śpiewałam razem ze skowronkami, a krówki tak pięknie się pasły. Zboże było pełne kwiatów: maków, kąkoli i chabrów, z których wiłam piękne wianki i zdobiłam nimi mój obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Oprócz tego trzeba było pracować przy pieleniu, przy żniwach. Jaką frajdą było jeździć na furze pełnej snopów zboża! Był też czas zabawy i dziś wiem, że każde z nas miało bardzo dobrego Anioła Stróża, bo nasze zabawy były wprost ekstremalne. Chłopcy robili dla nas huśtawki, ale nie takie zwykłe – to były prawdziwe giganty. Gdyby któreś z nas spadło, to zabawa skończyłaby się tragicznie. Pływaliśmy na czym się dało po stawie – a przecież nikt z nas nie potrafił pływać. Paliliśmy ogniska, opiekaliśmy chleb i jabłka. Do dziś pamiętam, jak smaczne były ziemniaki z ogniska! Wieczo- 66 MAGAZYN 60+ rami zaś graliśmy w różne gry, bawiliśmy się w chowanego i ciuciubabkę, słowem, psociliśmy, niczego nie baliśmy się, ale nikt nikomu krzywdy nie zrobił. To był naprawdę piękny czas. Kiedy wyszłam za mąż, zamieszkaliśmy w mieście. Mąż zabrał mnie na wczasy do Władysławowa. To były moje najpiękniejsze wczasy. Dostaliśmy ładny pokoik. W rogu okna mieszkał pajączek, chciałam go zaraz wyrzucić, ale mąż powiedział: „Zostaw go, niech sobie mieszka z nami” i odtąd każdego ranka obserwowaliśmy, co też nasz pajączek robi. Spotkanie z morzem to było coś cudownego. Kiedy usłyszałam jego szum, a potem zobaczyłam ogrom wody, rozpłakałam się z nadmiaru wrażeń. Pierwszego dnia rozłożyliśmy ręczniki, aby się opalać, ale to nie było dla mnie. Wiedziałam, że tak urlopu nie spędzę. Chodziliśmy więc na długie spacery wzdłuż morza – oczywiście boso. Mąż odkrył dziką plażę (nie wiem, czy są jeszcze takie). Ludzi tam było mało, piękne wydmy wokół. Zbieraliśmy muszelki, szukaliśmy bursztynów. Wieczorami chodziliśmy, trzymając się za ręce (to było takie romantyczne – z mężem byliśmy wychowani tak, że uczuć nie pokazuje się przy ro- dzinie czy znajomych), odwiedzaliśmy różne im- niestety szybko się kończy, ale wspomnienia są prezy, na których śpiewano szanty, oglądaliśmy tylko moje i nikt mi ich nie odbierze. Często wspokutry i statki. Nocą patrzyliśmy na światła latar- minam ten czas i bardzo tęsknię za mężem. Helena Siwiec, Zabrze ni morskiej. Zwiedziliśmy Trójmiasto. Co piękne, Wspaniały urlop w rodzinnej wsi Przed kilku laty zaskoczyła mnie siedemdziesiątka. Od 1964 roku mieszkam w Suwałkach i jestem mieszczuchem. Ale jakże mile wspominam rodzinną wieś Węgielnię, gdzie urodziłem się, wychowałem i pracowałem od lat szkolnych. W 1960 roku podjąłem pracę w GRN „Żubryń”, toteż w roku następnym dostałem pierwszy „dorosły” urlop. Jestem jedynakiem, rodzice byli schorowani, dlatego moja pomoc w gospodarstwie rolnym była wręcz obowiązkiem. Urlopowałem w sierpniu, kiedy na Suwalszczyźnie przypadały żniwa. W tym czasie ciężkiej pracy, ale i słońca, nigdy nie brakowało. Pierwszą urlopową pracą było koszenie żyta. Nie znano jeszcze kombajnów, więc ja kosiłem kosą, a wytrwalszy na osty ojciec, podbierał i wiązał snopki. Byłem silnym i wydajnym kosiarzem, toteż uczciwie pomagałem ojcu. Wieczorem zestawialiśmy snopy w „dziesiątki” po 20 snopów. Przez dzień potrafiliśmy zżąć 8 kop żyta (60 x 8 = 480 snopów). To był ogromny wysiłek. Lubiłem tę pracę, bo mięśnie pęczniały, a ciało brązowiało opalane żarem słońca. Żyto schło, a ja z ojcem, wczesnym rankiem (jeszcze z rosą) kosiliśmy w dwie kosy zboża jare (jęczmień, owies, mieszanki). Pracę polową trzeba było pogodzić z obrządkiem zwierząt domowych – koni, krów, owiec, świń. Szczególnie rano i wieczorem: pojenie, zadawanie paszy, dojenie. Do dziś czuję smak domowego jedzenia. Śniadanie: chleb razowy na tataraku, jajecznica ze skwarkami, placki, zabielana kawa. Obiad: kapusta kiszona z ozorkami lub kindziukiem, ziemniaki sypkie polane śmietaną ze szczypiorkiem, a zamiast kompotu świeże, pełne mleko. Kolacja: chleb z masłem, swojska kiełbasa lub pasz- tet, wątrobianka, ser podsuszany na słońcu i parzone mleko. Smakowała nawet wędzona słonina z cebulą. W ustach zbiera się ślinka, gdy wspomnę przyrządzane przez mamę potrawy. Zboża wyschły w słońcu i następowała zwózka wozem „żeleźniakiem”. Ja podawałem snopy na wóz, ojciec nakładał i… jazda do stodoły. Następnie ja zrzucałem snopy widłami daleko od zasieka lub na wyżki, a ojciec układał rzędami. Pracę tę wykonywaliśmy we dwóch, podczas gdy u sąsiadów przypadało pięcioro lub więcej osób. Zwózka to był mój żywioł. Po przywiezieniu każdej fury zboża wypijałem pół litra mleka zamiast wody, która mi szkodziła. Potrafiłem wypić przez dzień nawet 5 litrów mleka! Ciężką pracę dało się pogodzić z wypoczynkiem. Uwielbiałem pływanie i nurkowanie. W każdy słoneczny dzień biegłem z kolegami do sąsiedniej wsi nad Jezioro Czarne. Po opalonym na brąz ciele rozgrzana woda spływała jak po kaczce. Szampon do włosów nie był znany, krem mało używany, ciało samowystarczalnie natłuszczone, a włosy nie znały łupieżu. Rozrywką były spotkania towarzyskie, potańcówki, zabawy składkowe, nabożeństwa pod krzyżem, odpusty w pobliskich parafiach. Robiłem zdjęcia aparatem „Druh” kupionym w czasie służby wojskowej w 1957. Jako drugi we wsi kupiłem radio „Juhas”, które dobrze odbierało Wolną Europę – korzystali z niego nawet sąsiedzi. Za środek lokomocji służył niemiecki rower „Diament”, potem już motocykl „Junak”. Urlop na wsi się dawno skończył. Pozostały piękne wspomnienia tamtych dni. Józef Wasilewski MAGAZYN 60+ 67 w wolnej chwili KRZYŻÓWKA Nędzny, ale magiczny makaron Jestem już w wieku, kiedy to przeważają wspomnienia nad marzeniami. Pamiętam swoje pierwsze wakacje – kolonie letnie w Piaskach koło Mrągowa. To był rok 1950, biednie, siermiężnie, ale całe życie było przede mną i moimi rówieśnikami, a cieszyło wszystko. Mama spakowała do mojej tekturowej walizeczki wszystko, co potrzebne i, co dzisiaj wydawałoby się dziwne, sztućce: aluminiową łyżkę i widelec, bo w ośrodku kolonijnym takiego luksusu jeszcze nie było. Przed szkołę zajechał otwarty samochód ciężarowy wyposażony w deski na tzw. pace, co stanowiło namiastkę ławek. Jakoś się tam wskrabaliśmy przy pomocy dorosłych i ciasno upchani na ławkach pojechaliśmy w nieznane. Odległość nie była zbyt wielka, więc po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Ośrodek kolonijny dla dzieci niemieckich przetrwał wojnę w dobrym stanie. Co pamiętam z tamtego okresu? Fajne wieloosobowe sale, ci- szę poobiednią, której nikt nie lubił, i jedzenie. Do dzisiaj wspominam nasze obiady, z których najbardziej smakowały mi rurki z sosem. Makaron był nędzny, pękał, ale nielicznym szczęśliwcom, do których i ja się zaliczałem, udawało się znaleźć całą rurkę i wciągać z głośnym siorbaniem sos z talerza. Takie to są śmieszne wspomnienia! Jeszcze worek ulęgałek, już mocno dojrzałych, przyniesiony przez wychowawcę i to wspaniałe uczucie swobody: las, jezioro, kąpiele. Potem jeździłem wielokrotnie na kolonie – nad morze, w góry, ale te pierwsze utkwiły mi w pamięci najbardziej. Dzisiaj zabieramy wnuki nad morze i dajemy im to, czego sami zaznaliśmy przed laty – poczucie swobody i szczęścia. Tak na marginesie – szkoda, że niektóre dzieci znają szum morza tylko z telewizji, a kolonie już nie są „trendy”. Andrzej Pescht, Piła KONKURS „MAGAZYNU 60+” Mój najlepszy nauczyciel Jedni z nas bardziej lubili szkołę, inni mniej. Ale każdy miał na pewno nauczyciela, którego podziwiał, szanował. Jacy byli Państwa ulubieni nauczyciele? Za co ich podziwialiście? Może któryś z Waszych wychowawców, profesorów wpłynął na wasze edukacyjne decyzje? Może dzięki nim zdecydowaliście się na studia? A może pomagali Wam nie tylko w szkole? Prosimy o napisanie na ten temat. Państwa wspomnienia opublikujemy w jesiennym wydaniu „Magazynu 60+”. Na listy (do 1500 znaków) czekamy do 31 sierpnia 2013 roku. Można je nadesłać pocztą tradycyjną na adres redakcji (ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3) lub na adres poczty elektronicznej: [email protected]. Najciekawsze wspomnienia nagrodzimy. 68 MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+ 69 w wolnej chwili SUDOKU Poziom: ŁATWY ? ? ? Poziom: TRUDNY Wśród osób, które prześlą poprawne rozwiązanie krzyżówki lub poprawne rozwiązanie obu sudoku rozlosujemy nagrody książkowe. Termin nadsyłania rozwiązań: 15 września 2013 roku. Adres redakcji: ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3. Zwycięzcy konkursu z poprzedniego numeru: Krzyżówka – AGNIESZKA ŁUKJANOW, Gdańsk; ELŻBIETA SERAFIN, Piotrków Trybunalski; WANDA OGRODNIK, Białystok. Sudoku – EWA STANISŁAWSKA, Kętrzyn; ELŻBIETA TOMIAK, Przemyśl; JADWIGA PAŁASIŃSKA, Ostrowy. Zamów roczną prenumeratę „Magazynu 60+” Aby zamówić roczną prenumeratę kwartalnika „Magazyn 60+”, wystarczy: 1. Wypełnić poniższe zamówienie i przesłać z potwierdzeniem wpłaty na adres wydawcy: • faksem na nr 42 200 78 99 • pocztą na adres ePRUF S.A., 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3 • e-mailem na adres [email protected] • lub zadzwonić pod numer Infolinii 60+: 800 301 601 albo 42 200 77 77. 2. Przelać/wpłacić 16 złotych (koszt czterech numerów) na konto o numerze: 89 1050 0086 1000 0090 3013 0570. W tytule wpłaty należy wpisać: Roczna prenumerata „Magazynu 60+”. FORMULARZ ZAMÓWIENIA Zamawiam, począwszy od numeru 7 (jesień 2013), roczną prenumeratę kwartalnika „Magazyn 60+” w cenie 16 zł. Nr mojej karty Programu 60+ Adres do wysyłki: Imię i nazwisko Kod pocztowy Miejscowość Ulica Nr domu Nr lokalu Nr telefonu 70 MAGAZYN 60+ Zaprenumeruj już dziś szczegóły na str. 70