Bitwa pod Żarnowem (16 września 1655 r.). Klęska wojsk koronnych

Transkrypt

Bitwa pod Żarnowem (16 września 1655 r.). Klęska wojsk koronnych
Bitwa pod Żarnowem (16 września 1655 r.). Klęska wojsk koronnych
króla Jana II Kazimierza w walnej bitwie ze Szwedami
Latem 1655 roku, na Rzeczpospolitą osłabioną wojnami w pierwszej połowie XVII wieku,
napadli Szwedzi. Niemal bez walki skapitulowała część pospolitego ruszenia, lecz opór podjęły
regularne wojska koronne. Szwedzi okazali się niesamowicie okrutni wobec żołnierzy polskich i
bezbronnej ludności cywilnej. Na trasie przemarszu wroga i w miejscach walk, nie było
niezniszczonego miasta i wsi. Morderstwa, gwałty, palenie domostw i rabunek wszelkich dóbr
stanowiły przerażającą rzeczywistość. W Opoczyńskiem odczuwano to bardzo dotkliwie,
zwłaszcza że region ten od XIII wieku, czyli od najazdów Tatarów, nigdy nie był areną tak
niebywałego barbarzyństwa. Szwedzi, czego
nie mogli zrabować - niszczyli. Dotyczy to w szczególności kościołów katolickich i ich wyposażenia.
Trudno to zrozumieć, wszak Szwedzi to też chrześcijanie, choć wyznania protestanckiego.
Wojska szwedzkie po opanowaniu Warszawy, szybko przesuwały się na południe. Kilka
bitew i potyczek stoczono w Opoczyńskiem. 9 września 1655 roku, zaskoczył ich pod Inowłodzem
późniejszy hetman koronny Stefan Czarniecki (1599-1665). Zaatakował tylną straż szwedzką,
złożoną z 500 rajtarów, pod dowództwem Jerzego Forgella. Szwedzi zostali rozbici i stracili około
200 żołnierzy. Miasto uległo jednak znacznemu zniszczeniu. Podobny los spotkał inne opoczyńskie
miasteczka – Drzewicę i Odrzywół, gdzie Szwedzi nie napotkali oporu. Zniszczenia okazały się tak
wielkie, że po wojnie w Drzewicy ocalały 21, a w Odrzywole - 22 domy. 12 września 1655 roku w
Opocznie, doszło do bitwy z broniącą miasta załogą. Pomoc ze strony armii królewskiej nie
nadeszła, toteż straty, jakie poniósł wróg, były niewielkie. Obrońców Opoczna, wojska szwedzkie
pod dowództwem słynnego z okrucieństwa Wittenberga wycięły w pień , jak później opisywano, a
miasto poważnie zniszczyły. Pozostało w nim zaledwie 20 domów. Kazimierzowski zamek został
poważnie uszkodzony, a kościół parafialny splądrowany.
Wieczorem 15 września 1655 roku, dotarł do Żarnowa ówcześnie panujący król Polski Jan II Kazimierz (1609-72), ostatni ze szwedzkiej dynastii Wazów, rządzący Rzeczpospolitą w
latach 1648-68. Wraz z nim do żarnowa przybyła polska armia, licząca 12000 żołnierzy. Wkrótce
otrzymano wiadomość, że król szwedzki Karol X Gustaw (1622-60) znajduje się w Opocznie.
Nazajutrz 16 września 1655 roku, doszło do walnej bitwy, w której zdecydowane zwycięstwo
odnieśli Szwedzi. Polska jazda zaciężna i pospolite ruszenie - zostały rozproszone. Wielu żołnierzy
polskich zginęło, a liczni dostali się do niewoli. Straty sięgały 1000 ludzi. Ulewne deszcze i
zapadająca noc, , uratowały wojska Jana Kazimierza od druzgocącej klęski. Po tej porażce część
szlachty opuściła króla, próbując toczyć jeszcze walki z najeźdźcą, jako pospolite ruszenie. Jedna
z potyczek, w okolicach wsi Ruszenice, zakończyła się ich doszczętnym rozbiciem. Jak widać, siła
regularnej armii szwedzkiej była ogromna. Król Jan Kazimierz wraz z hetmanem Czarnieckim i
resztkami armii, ruszył przez Włoszczowę i Żarnowiec do Krakowa, a stamtąd na Śląsk. Goryczy
porażki bitwy pod Żarnowem - jednej z największych w czasie szwedzkiego potopu, dopełnił
niechlubny fakt przejścia części pokonanych wojsk koronnych na stronę Szwedów.
Według przekazów historycznych, król Jan Kazimierz obserwował przebieg bitwy ze
szczytu grodziska, na którym zapewne wznosiły się jeszcze ruiny średniowiecznego,
kasztelańskiego zameczku. Owo wzniesienie, nazywane przez żarnowian Mierzińską Górą,
zaczęto odtąd także określać mianem Szwedzkiej Góry. Obecność Jana Kazimierza w Żarnowie
potwierdza sztych Samuela Pufendorfa (1632-94), niemieckiego prawnika i historyka, będącego
świadkiem bitwy żarnowskiej. Sztych wykonany z okazji bitwy Polaków ze Szwedami, prezentuje z
wysokiej perspektywy Żarnów i najbliższe okolice. Na grodzisku znajduje się grupa jeźdźców
polskich, wśród których znajduje się sam król.
Ludową opowieść, dotyczącą żarnowskiego kopca - Szwedzkiej Góry, Wojewódzkiemu autorowi wydanego w 1974 roku zbioru bajek, legend i podań opoczyńskich Strachy na smugu,
przekazał w 1935 roku etnograf Jan Piotr Dekowski. Jej tytuł I usypali później kopiec sugerować
może sztuczne powstanie nasypu. O tym, jak: było w rzeczywistości, musiałyby dowieść
szczegółowe badania archeologiczne. Oto treść legendy:
Kiedy rozeszła się radosna wieść po całej Polsce, że nawałnica szwedzka, podobna do
potopu, została pod murami jasnogórskiej twierdzy rozbita, mieszczaństwo żarnowskie zeszło się
na rynku, aby przy wspanialej pogodzie i biciu dzwonów, złożyć publiczne dzięki najwyższemu
Panu i Tej, co króluje na Jasnej Górze. A dla upamiętnienia, po wszystkie czasy, tego
niesłychanego zwycięstwa, zaczęto znosić garściami, polami sukien i zapaskami ziemię z miejsc,
gdzie legli pokotem Ci, co walczyli z najeźdźcą o swoją własną ojcowiznę i o własny dom. Kopiec
rósł, wznosił się na dawnym zamkowym dziedzińcu, jako dzieło zbiorowe, dzieło dziękczynne i
ofiarne. Wola ludu, mieszczan i szlachty, zestrzeliła się we wspólnym wysiłku, we wspólnej pracy.
Chłop obok mieszczucha, mieszczuch obok szlachcica z nabożeństwem nieśli drogocenny skarb ziemię z krwawych pobojowisk podmiejskich.
Pod wieczór, u stóp starożytnego kościoła na Mierzońskiej Górze, zaznaczył się żółty
nasyp z tryumfalnym krzyżem Chrystusa u szczytu.
Wyjątkowo realistyczny obraz przygotowań do bitwy pod Żarnowem i przebiegu samej
bitwy ze Szwedami, przedstawił Bohdan Królikowski w swej historyczno - przygodowej powieści
Błażeja Siennickiego diariusz wojny szwedzkiej. Beletrystyczna książka Bohdana Królikowskiego,
dotyczy zasadniczo lat 1655-56, jednak dzięki retrospekcjom, obejmuje znacznie rozleglejszy
obszar siedemnastowiecznych dziejów Polski. Autor z wielką swobodą, operując polszczyzną
odtwarzanej epoki, przy pomocy bogatego i soczystego języka, opisuje zmagania Polaków ze
szwedzkim najeźdźcą, najwięcej uwagi poświęcając obyczajowości szlacheckiej i wojskowej
tamtych lat. W wyjątkowy sposób, przedstawiany jest na łamach powieści (w bitwie żarnowskiej,
dowodzący częścią wojsk polskich) wybitny wódz - Stefan Czarniecki, wspominany w polskim
hymnie państwowym. Mimo, iż w owych czasach był "jedynie" kasztelanem kijowskim, swymi
nieprzeciętnymi talentami wojskowymi, podbił serca prostych żołnierzy i ...króla Jana Kazimierza,
który (w rok po bitwie żarnowskiej) powierzył mu prowadzenie kampanii przeciwko Szwedom. Do
historii przeszedł jako wzór niezłomnego i ofiarnego żołnierza.
Oto wybrane - charakteryzujące się oryginalnym, XVII - wiecznym słownictwem - fragmenty
powieści Bohdana Królikowskiego, zatytułowane: ,,Nieszczęsna pod Żarnowem potrzeba":
( ...) Pilicę w bródeśmy przeszli. Płytka była w tym miejscu, a że lato suche, tędyśmy ledwie
butów zamoczyli, hajdawerów nie nurzając. By w onej wedle Inowłodzia potrzebie taka płycizna
była, daliby nam Szwedzi pieprzu Z tabaką zażyć niemiecką modą, ale Bóg łaskaw trafiło się
inaczej. Pilicę tedy przeszedłszy, ruszyliśmy galopem i po paru godzinach, w stępa Z galopu, by
koni nadto nie zgonić, przechodząc, doszliśmy tylnych straży królewskich. Od nich wzięliśmy
wiadomość, że król jm. z wojskiem dwoma szlakami, po obu Pilicy brzegach, na południe ciągnie,
w Przedborzu nowe postoju miejsce naznaczywszy.
(...) Ruszyliśmy pro more [jak zwykle, według zwyczaju], koni nie żałując, by przecie w
onym Przedborzu być jeszcze za widna i na najgorsze nie trafić kwatery. Jakoż w półmilu od
Przedborza wypadła nam godna królewszczyzna, Z palety na przystawstwo wyznaczona dla
naszych chorągwi, gdzieśmy się w kilku wsiach, co blisko siebie leżały, rozłożyli. Przez cały
następny dzień ściągały w okolice Przedborza insze chorągwie, regimenty, kupy pospolitaków
[pospolite ruszenie]. Wszyscy, co wedle naszych jechali kwater, łakomym na nie poglądali okiem,
ale zasłyszawszy, że czamiecczykowie w nich leżą, pokój nam dawali.
Na drugi dopiero dzień, 13 Septembris, wedle południa ściągnął do Przedborza, gdzie mu
kwatery w co lepszych domach ostawiono, król jm. z panem hetmanem polnym a inszymi
pułkownikami, i pana Czarnieckiego zaraz do swojej wokował [wzywał] osoby. Co by na onej
mówiono naradzie, tegośmy wiedzieć nie mogli, aleśmy widzieli, że kasztelan, przed wieczorem do
swojej wracając stancji, brodę tarmosił i srogiego miał na gębie Marsa, że ani przystąp.
Nazajutrz do naszego rotmistrza, pana starosty chełmskiego, wcześnie rano przysłał
kasztelan ordynans, by się chorągiew w szyku jakoby do przeglądu zebrała, bo własną osobą za
godzinę tu będzie. Pocznie się tedy ruch, bieganina, po konie pachołków słanie, pakowanie łubów,
a wszytka wartko, bośmy wiedzieli, że pan kijowski terminu dotrzyma. Jakoż nie minęła godzina,
gdy chorągiew na polu pode wsią w gotowości stała, w pełnym szyku, Z rozwiniętym znakiem.
Nie była to już ta, com pod nią przed pół rokiem podjeżdżał. Zszarzała zda się, wytarła, ale
za to okrzepła, w sobie i choć po ostatnich podjazdach a potyczkach niewiele nad setkę koni
miała, przecie w boju zaprawiona, rotmistrzowi dufająca, że i w potrzebie, i na kwaterze jako trza o
wszystkich, od towarzysza Z prawego skrzydła do ostatniego pacholika zadba. W panuśmy się
Czarnieckim takoż nad miarę rozkochali, jako żołnierz w wodzu, który do zwycięstwa wieść umie,
a przed klęską strzeże. Myśl nam i nie powstała, byśmy spod jego regimentu odłączyć się mieli.
(...)Nie staliśmy nad kwadrans w szyku, gdy z dala ukazał się orszak pana Czarnieckiego,
nieliczny, bo nigdy o magnificencją [powagę, wystawność] nie dbał, a w owym czasie, de nomine
[nominalnie] pułkownikiem jeno będąc, a nie jako w roku następnym jakoby trzecim hetmanem,
regimentarzem [głównym dowódcą wojsk królewskich] abo, jako go czasem zwali, generałem
królewskim ( ...). Kiedy zatem pan Czarniecki ze dwoma rotmistrzami a z paroma towarzystwa
spod swoich chorągwi przed naszą konia zdarł, a że na zadzie przysiadł, poderwie się pan Uliński i
z powinnym reportem do niego podjeżdża. Rotmistrza wysłuchawszy,przejechał kasztelan przed
chorągwią, która wiwatować na jego cześć a czapki w górę rzucać poczęła. Wzdłuż szeregu
przejechawszy, na środek się szyku wrócił i buzdygan [oznakę godności oficerskiej] uniósł na
znak, że mówić będzie. Cisza się zaraz uczyniła, że usłyszałbyś trzmiela w locie, konie jeno
parskały, w miejscu drepcząc,pobrzęk cichy uprzężą czyniąc.
Ozwie się kasztelan w te słowa: " Mości panowie, nie długom was w swej miał komendzie,
aleć nadto długo, by virtutis [cnotę, wartość j zasługi] waszej próbę dowodnie poznać. Prostym ja
żołnierz, nie retor. Barziej szablą niż słowem czynić zwyczajnym. W długie się tedy nie wdając
pochwały, to wam rzekę: by wszystkie podobne waszej w Rzplitej były chorągwie, wszelki
nieprzyjaciel z konfuzją z naszych granic by uszedł". To usłyszawszy, znowu: " Vivat Czarniecki!
Vivat jegomość pan kasztelan! II - jednym wrzaśniemy głosem.
( ...) Ranek był chmurny i parny, bo się po długim pięknej pogody okresie na dżdżystą
zbierało porę. Ruszyliśmy, choć nie po sercu nam to było. Do Przedborza, jakom pisał, ledwie pół
mili było, w godzinę zatem jużeśmy w miasto wjeżdżali. Ten niezwyczajny w naszej chorągwi
wolny pochód, do szybkich pod Czarnieckim nawykłej, tego był skutkiem, że trakty do Przedborza
wojskiem a taborami zatłoczone były i nierzadko trza było przy trakcie czekać abo polnymi czy
leśnymi objeżdżać ścieżkami, co drogę we dwójnasób wydłużało.
Mijaliśmy chorągwie letkie i pancerne, kupy pospolitaków Z wozami, Z całymi watahami
czeladzi, co jako na sejmik ciągnęli, rozprawiając po drodze, szyku nie pilnując i tyle gwaru
czyniąc, że i w bitwie większego nieraz nie usłyszysz.
Chorągwie, cośmy je mijali, w dobrym po większej części szły porządku. Mało która z
tych,co (...) na większy szwank były wystawione, czyniła postać wojska, z przegranej ciągnącego
potrzeby. Ale widać było, że żołnierz i koń znędzniony, (...) a paszy w dostatku od dawna wojsko
nie miało , a na dodatek owe ciągłe marsze i odwroty barziej niźli bitwy męczyły i do wojaczki
zniechęcały .
W samym Przedborzu stało nieco piechot i dragonii, co porządniej wyglądała, nie tak
przecie jako pana kijowskiego regiment dragoński. Rynek zatłoczon był wozami królewskimi i
panów, co za królem ciągnęli, pełen barziej służby a pachołków niż wojska. Dział stało w
Przedborzu niewiele, a i te same letkie, bo co było cięższych, te król jm. (...) do Krakowa był
wyprawił.
Minąwszy Przedbórz, o parę stajań [staropolska miara długości, staje (stajanie) milowe
równe były ok. 893 m] za miasteczkiem, przez porucznika, pana Bohusza prowadzeni (...)
dotarliśmy do onego przystawstwa, co je nam ostawiono. Takieć to było i przystawstwo, żal się
Panie Boże . Wioszczyna licha, nie królewska, ale jakiegoś szlachetki, co do dworu przystępu
bronił, na prawa się kardynalne powołując, ale go pan Bohusz, królewskim nastraszywszy
gniewem i w szablę trzasnąwszy, uspokoił, że choć się zżymał i oczy w niebo wznosił za każdego
barana i wiązkę słomy, cośmy mu wzięli, przecie cicho już siedział i wstrętów nam wielkich nie
czynił.
Dwór był niewielki, że jeno oficyjerowie i paru starszych towarzystwa w nim się pomieściło,
stajnie a obory liche. Wioska mała. Kilkanaście, i to lichych chałup, bez stajen prawie a obór. Nie
zdało się nam owo przystawstwo, tym ci barziej. żeśmy dwa ostatnie we wszystko zasobne mieli.
Roztarasowawszy się jako tako, pachołkom a pocztowym o konie starunek ostawiwszy,
pomyśleliśmy o spoczynku, (...) bośmy myśleli, że jutro w pochód ruszyć przyjdzie. Aleśmy się na
swoich omylili rachubach, bo jeden i drugi dzień minął, nimeśmy pod Żarnów, Szwedowi
naprzeciw, ruszyli.
Przyszło nam tedy na owym lichym przystawstwie siedzieć, szałasy porobiwszy, bo chaty
małe były a tak brudne, że i pachołkowie woleli bodaj na łące przy koniach, ognie rozpaliwszy,
nocować, niż w owe klecie leźć, gdzie dzieci a kozy w jednej bywały izbie. Chlebów a legumin nam
po prawdzie nie zbywało, jeno piwa brakło a owsa dla koni było przy skąpo, ale że siano już w
kopicach stało, tym się kontentowaliśmy, jako że na poprzednich przystawsiwach owsówśmy nie
tylko koniom sypali, ale i do sakw, że jeszcze na parę dni starczyło.
Po pierwszej nocy przespanej przyszło się rozejrzeć w okolicy, wybrać się do inszych
naszego pułku chorągwi, znajomków, co do nas zjeżdżali, przyjmować (choć nie barw i czym było,
bo manierki pustawe jużeśmy mieli, a piwa ze dworu, i to lichego, skąpo nam udzielano). Poczną
się tedy de publicis [o sprawach publicznych (państwowych)] rozgowory, który cheśmy, w ciągłych
podjazdach a pochodach będąc, dawno nie zaznali i nie mieli aktualnych de statu Rei Publicae [o
położeniu Rzeczypospolitej] wieści, te jeno, cośmy w drodze zasłyszeli abo od Szwedów mieli, w
jeństwo wziętych.
Było tedy o czym - choć i przy cienkim piwie - z inszym ugwarzać towarzystwem, bo
nawała, co się na Rzplitą ze trzech zwaliła stron, zły obrót przybierała. (...) One rozgowory,
zwłaszcza gdy się panowie pospolitacy między nas wmięszali, przemieniały się w sejmiki, na
których gadał kto chciał i co chciał, kiedy królowi a senatorom kunktatorstwo zarzucano a bitwy
walnej unikanie. Prawił jaki taki, że król jm. (co się potem w prawdę obróciło), o obronie ojczyzny
zdesperowawszy, w cesarskie się kraje chronić chce.
Bywali i tacy - aleśmy ich bigosować chcieli i trafiało się, żeśmy na takich szabel dobywali i
siekać brali się - co Carolusa jako prawili, wojennego pana a Jana Kazimierza krewnego, za
protektora wzorem Wielkopolan a Sieradzan przybrać radzili. Tym barziej że o wziętej Warszawie,
o rozbitym przez Szwedów pospolitym ruszeniu mazowieckim tajno już nie było. Z Litwy a Z Rusi
takoż mało pomyślne dochodziły wieści (...) o Szwedów z Inflant na Litwę wkroczeniu, o Wilnie od
Moskwy spalonym, o książęcia wojewody wileńskiego Radziwiłł a zdradzie a o pana Potockiego na
Rusi ciężkich z Moskwą i Kozaki bojach.
Desperacja brała, kiedy się wszystko to na rozum wzięło. Aleć wiedzieliśmy, że nie koniec
to. Ze są całe prowincje od nieprzyjaciela wolne. Tuszyliśmy, że Wittenberga pod Opocznem z
Bożą pomocą rozbiwszy (bośmy jeszcze nie wiedzieli wówczas, że się Z nim Carolus złączył),
szwedzkiemu szczęściu położymy tamę. Ale taka tam żołnierska profecja [proroctwo]. Dziś widzę,
że statyści z nas byli, pożal się Boże, a że w onych czasach z opresji cało wyszła Rzplita, cud to
był prawdziwy.
Przez dwa dni jeździliśmy po okolicach Przedborza, po inszych naszego pułku chorągwi
kwaterach, znajomkóweśmy nawiedzali, co o naszych zasłyszawszy przewagach (sami chwalić się
czym nie mając), radzi słuchali. Niejedną się godzinę w zacnej przegadało kompanii - i o ostatnich
naszych przypadkach, i o dawnych wojnach, co je starsi z obecną komparowali [porównywali], i o
Rzplitej stanie nieszczęsnym.
Ale najwięcej było pospolitaków, którzy gęsto popijając (...), deliberowali głośno a
zadzierżyście. Różny był tenor tych dyskursów. Magna pars [znaczna część] bitwy jednak chciała,
bo od swoich stron coraz dalej odchodząc, wojnę kończyć pragnęli i do siewów jesiennych na
folwarki wracać. Aleć byli i tacy, co o pomyślnym wojny zdesperowawszy skutku, do dom rozejść
się radzili, a króla, hetmana i pułkowników złymi krzywdzili słowy.
(...) Kiedyśmy przez miasto jechali, mijając w rynku a na sąsiednich uliczkach wiechy, pod
którymi szlachta a wojskowi gęsto pili, uważaliśmy sceny na obraz sejmików. (...) Często gęsto
popiwszy, a w zacietrzewieniu racje pomieszawszy, brała się szlachta za łby. Szczękała i broń,
choć krwie mało co lano, miodu przedtem a piwa nadto wylawszy, że niektórzy i szabli w ręku
dobrze utrzymać nie mogli.
(...) In summa [całkowicie] nie zdało się nam to wojsko. Za dużo tam deliberowano, za
barzo się w hetmanów bawiono, o wojny procederze radząc, miast starszym troskę o dalszy
kampanii ostawić starunek. Pokazało się potem, żeśmy się na tej nie mylili opinii, bo gdy żołnierz
deliberuje, miast rozkazów słuchać, gdy się hetmanem czyni, rębajłą prostym jeno będąc, tedy
najczęściej w potrzebie nie stawa tak mocno, jako przed nią gardłował. Tak i pod Żarnowem było
(...)
15 Septembris rankiem (...) ruszyło wojsko w pochód, Szwedowi naprzeciw, na północ.
Radowaliśmy się, że król jegomość,odwrotu niechawszy, do bitwy nas wiedzie, a w znacznej
będąc sile, tuszyliśmy Wittenberga pod Opocznem rozbić, z nagła go zaskoczywszy. Szło Z
królem jegomością spod Przedborza do dwunastu tysięcy koni (piechoty mieliśmy barzo już
nieliczne i działek niewiele), w tym chorągwi komputowych koni do sześciu tysięcy, dragonów Z
tysiąc. Reszta panowie pospolitacy z województwa łęczyckiego, kujawskiego, trochę sieradzan bo magna ich pars protekcją szwedzką przyjęła - i Mazurów z rawskiego województwa.
Jako reportowaly podjazdy, Wittenbergowe pod Opocznem siły nie dochodziły dziewięciu
tysięcy żołnierza, w tym do czterech tysięcy piechoty, paruset ,dragonów i dział ze czterdzieści.
Zdało mi się wówczas (nie mnie jeno, ale i inszym, wojny mniej znajomym, a principaliter
[szczególnie] pospolitakom, co ją by szybko kończyć radzi), że z większą na Szweda idąc siłą,
snadnie mu radę damy.
Ale żołnierz żołnierzowi nierówny i pospolitemu nie mierzyć się ruszeniu ze szwedzkimi
rajtary, w wielu wprawionymi kampaniach. Doświadczyli tego panowie Wielkopolanie pod Ujściem,
mieliśmy i my pod Żarnowem zbytniego w szable panów braci zadufania się wyzbyć. Gdyby nas,
całe owo dwunasto tysięczne corpus [armię, zgrupowanie wojsk], miał król jm. z komputowych
chorągwi a dragonii, z piechot liczniejszych na niemiecką ćwiczonych modłę, (...) a by jeszcze
dział cięższych, kartonnych lebo chocia półkartonnych ze trzy mieć dziesiątki, insza by była ze
Szwedem sprawa. Próżna wszakże nad tym, czego nie było, płakać. Mądry, jako mówią, Polak po
szkodzie.
(...) Od Przedborza do Opoczna mil niecałe sześć [w dawnej Polsce mila geograficzna
wynosiła 7146 m]. Dzień dobrego marszu. Zamiarował tedy król jegomość, kilkoma traktami
wojsko puściwszy, by do bitwy łacniej je rozwijać przyszło, po dniu marszu zapaść w lasy pod
Opocznem, a rankiem z nagła na Szweda skoczyć. Jakoż cały dzień mało co popasając, szybkimi
ciągnąc pochodami, stanęliśmy przed wieczorem wokół miasteczka Żarnowa, od Opoczna mili
połwtórej. Rozłożyliśmy się na lesistych pagórkach, między którymi owa mieścina przysiadła .
(...) Te chorągwie, którym się trafiło w paru wioseczkach, co między onymi laskami
przycupły, na nocleg rozłożyć,w lepszych noc tę przybyły terminach. Naszej w szczerym polu, a
raczej na polanie stanąć wypadło, gdzie - że ognisk dla bliskości nieprzyjacielskiej palić nie
dozwolono zębamiśmy przez całą noc nie gorzej ostróg dzwonili, bo zimna i wilgotna wypadła.
Gorsza, że podjazdy, co przed nocą jeszcze spod Opoczna wróciły, de przyniosły wieści.
Carolus szwedzki dnia wczorajszego z dwoma tysiącami dobrej jazdy stanął niespodzianie pod
Opocznem, piechotę i działa w Warszawie ostawiwszy. Byli - prawdać - jego rajtarzy, a zwłaszcza
ich konie, parodniowym umęczeni marszem, ale że i myśmy z drogi, przeto owo sil szwedzkich
wzmocnienie - choć tylko jazdą, którejśmy lepiej niźli piechocie a działom radę dawali - nie po
sercu nam było.
Wieści w wojsku ptakiem się rozchodzą, choćby i strzeżone, tak i te od podjazdów reporta
rychło się między chorągwiami a pospolitym ruszeniem jawne stały i serca nam do jutrzejszej nie
dodały bitwy. Ale cofać się już nie godziło, bo byśmy więcej wojska w marszach niźli w bitwach
natracili, zwłaszcza pospolitaków, co i vale [pożegnania] nie oddając, spod chorągwi ujeżdżali.
(...) 16 Septembris ranek wstał chmurny i mglisty. Przed świtem jeszcze wyprawiono ku
Opocznu podjazdy, które wnet wróciły Z wieścią, że szwedzkich rajtarów awangardy napotkały.
Wzięły podjazdy języków, z których się zeznań pokazało, jako Carolus, nas pod Opocznem nie
czekając, o królewskiej armii od wczoraj mając wieści, przeciw nam z całą swą ruszył mocą.
Szwedzi szli ku nam doliną, król przeto jegomość - po naradzie z panem hetmanem polnym
a z panem kijowskim - na wzgórkach nieprzyjaciela czekać postanowił, suponując, że nagłym
stamtąd atakiem rozbije szwedzką jazdę a piechotę rozpędzi. Stanęło tandem wojsko na zboczach
w sprawie takowym porządkiem: we środku ustawił król piechoty, działkami zmocnione a dragoniją
po prawej i lewej od owego centrum pospolite ruszenie, a skrzydła zajęły komputowe chorągwie,
prawe dywizie pana Czarnieckiego (jeno bez dragonii, którą ku środkowi przesunięto), lewe - pana
Stanisława Lanckorońskiego [hetman polny koronny, kasztelan halicki i wojewoda ruski, jeden z
wodzów w wojnie przeciwko Szwedom, zmarł w 1657 r .j, gdzie i nasza z inszymi była.
Lewe skrzydło, na wyższych ustawione wzgórzach, miało oparcie o rzeczkę, czyli raczej
strumień, co pod wzgórzem płynal, wąski, ale o bagnistych brzegach, co Szwedowi obejścia
naszego szyku od tej strony possibilitatem [możliwości] nie dawało. Prawe, pana kijowskiego
skrzydło o las było oparte, cały zaś stok wzgórz z rzadka jeno drzewami a krzami był porośnięty,
które leda jako, ale zawszeć kryły nas przed szwedzkim okiem, a do ataku przeszkodą nie były, bo
rżyska a odłogi między tymi rozłożone zagajami plac na chorągwi do boju rozwinięcie czyniły.
Król jm. z panami, co u jego znajdowali się boku, przy naszym stanął był pułku, któren na
prawym dywizji hetmana polnego będąc krańcu. miał po prawej ręce mazowieckich pospolitaków,
za którymi widać było między krze piechotne a dragońskie regimenty, co centrum składały. Prawe
skrzydło widne od nas nie było, chyba że ze wzniesienia. na którym. nieco za linią naszego pułku,
stal król jegomość.
Choć ranek był mglisty, króla widziałem dobrze, któregom już i z daleka poznawał, pana
hetmana, pułkowników a senatorów, co radę wojenną składali. Pióra i aksamity królewskie a
inszych Z cudzoziemska odzianych panów, hetmańska delija i pancerz srebrzysty, burki a tygrysie
skóry na barkach rotmistrzów, buńczuki, kopije usarży z królewskiej osłony, wszystko to wyraźniem
widział. A był to obraz dziwnie piękny, barwny i połyskliwy, zdało się: nie do bitwy, a do parady
zgotowany (...).
Staliśmy, Szweda czekając. (...) Szwedośmy wypatrywali, nic zrazu na łąkach a polach, co
się od strony Opoczna rozciągały, nie widząc. Staliśmy już dobre dwie godziny, kiedyśmy dojrzeli
rajtarów przedniej straży. Tym naprzeciw pchnie król parę letkich znaków, które galopem Z góry
zjechawszy, ku lutrom, konie w cwał wyciągnąwszy, ochotnie ruszą.
Starli się ze Szwedami godnie i po staremu dobrą by im dali odprawę, ale się za onymi
kornetami dalsze, coraz liczniejsze, pokazywały, za nimi czworoboki piechoty, pikami najeżone, i
działa. Raz się tedy i drugi Z rajtary potkawszy, obróciły nasze chorągwie konie ku tyłowi, auxiliów
[pomocy, posiłków] nie widząc. Dziś po latach rzecz rozpatrując, tak dumam, że gdyby wonczas
pancerne a usarskie chorągwie, pospolitaków między nie wmieszawszy, do szarży puścił ze
wzgórza krói jm., inszy by był żanowskiej potrzeby koniec.
Tym ci czasem szwedzkie piechoty, rajtarią osłonione, coraz się bliżej posuwają,
czworoboki do boju szykując, a między nie armatę stawiając, której Szwedowi w onej nie brakło
bitwie, bo i liczniejsze, i cięższe daleko od naszych miał działa.
Ruszy tedy król jm. dragonów, pospolitaków i po parę z obu skrzydeł pancernych chorągwi,
usarskie do ostatecznego ostawując sztosu. Nasza nie była do tego puszczona ataku. Staliśmy
więc, pozierając z góry, jako też nasi Szwedom na karki wsiędą, Dobrej byliśmy myśli, na
przeczuwając, że zła będzie nasza. Kiedy się bowiem pancerni, pospolitacy i dragoni Z rajtary na
zboczu góry starli, nie z takowym, jako była trza, impetem na nich siedli. Principaliter [szczególnie]
pospolitacy miętko uderzyli, tak że pancerni, skrzydeł rajtarom nadszarpawszy, ujrzeli się od tych
zagrożeni kornetów, co z pospolitaki dobrze sobie poradziwszy, mogli się przeciw nim puscić i
szwedzką zmocnić liniją. Ale nie to najgorsze było.
Gdy się to dzieje, rajtary, jakoby do rejterady się bierąc, na boki i do tyłu uskoczą. Nasi za
nimi. Nawet i pospolitacy nawrócili, łatwo się ciesząc wiktorią. Aleć próżna była radość, bo w
miejsce uszłych rajtarów ujrzą się chorągwie in prospectu [na widok] szwedzkiej piechoty, co z
armatą za swoją postępując jazdą, stała naszykowana o pół ledwie muszkietowego strzału, działa
takoż mając narychtowane. Pocznie się tedy strzelba okrutna. Grzmot jakoby od burzy, bo dział
chyba ze dwadzieścia naraz bilo, a muszkietów z półwtora tysiąca abo i lepiej.
Zmięszali się nasi, a najbarziej pospolitacy, którzy koni natraciwszy, na poły konno, na poły
pieszo do odwrotu się bez rozkazania obrócą. Pancerni a dragoni, blisko niezbyt onej będąc
piechoty, nie mieli pola, by impetem na nią uderzyć, poczną się tedy i oni mieszać, jako że i im
szwedzkie działa krwawe bruzdy co rusz w szykach ryją, draganów w piechotę obracając,
pancernym koni takoż nie szczędząc.
Na to puszcza król jm. z góry, od naszego skrzydła, dwie usarskie rocie, ale i te - czy serca
nie mając do szarży, pod wrażą strzelbę prosto idąc, czy na końskich się trupach, co gęsto na
wzgórzu leżały potykając- cwałem, któren usarskim atakom mocy dodawa, nie ruszyły, a koni i
łudzi przed wpadnięciem na Szweda natraciwszy, nie dość ostro w piesze się wbiły czworoboki,
tak że wrychle, by strat za wielkich nie mieć, do tyłu się wzięły. Za nimi szwedzkie granaty na
valetę [pożegnanie] gęsto padały, co panom usarzom ochoty do galopu dodawało, szkoda tylko, że
nie na Szwedów, a od Szwedów.
Do owego koncertu nowe się w tymże momencie organy dołączą, bo lutry, dwunasto
funtówki na swoje lewe podciągnąwszy skrzydło, poczną ku naszemu prawemu, gdzie reszta
pospolitaków a czarniecczykowie stali, ognia gęsto dawać. Nasza piechota, dragoni, co ją w
pieszym wspomagali szyku, a one działka mizerne milczeć musiały, by nie razić pospolitaków, co –
jako zawżdy, tak i wtedy - w ucieczce pierwsi byli, a potem pancernych i usarskich znaków.
Szlachta z pospolitego ruszenia, co bliżej dywizyjki pana kijowskiego stali, na one armatnie
granie mieszać się i cofać poczną. Słyszym, aż tu cięższe działa szwedzkie milkną, zabawę z
nami muszkietom a letszym zostawując armatom. Nim się kto z naszej strony spodział, zza onych
dział wypadną rajtary i na pospolitaków, bez tego się mieszających, uderzą. Gdyby nie pan
Czarniecki, co z boku na Szwedów skoczywszy, dal pomoc pospolitym chorągwiom, na miazgę by
je rajtary rozgnietli w onych żarnowskich żarnach.
Było rajtarów parę tysięcy, nie mógł ich tandem kasztelan ni rozbić, ni nawet zatrzymać,
tym ci barziej. że i jego chorągwie od działowego szwankowały ognia. Tyle jedno zdziałał, że
panom pospolitakom głowy uratował, które oni w ucieczce chyżo unosić jęli. Na naszym skrzydle
takoż się rajtaria pokazała, ku której resztę, co miał jazdy, pospolitaków już niechając, śle pan
Lanckoroński, Szabel tedy dobywszy, suniem się rajtarską gęstwę. Nasza chorągiew przed insze
się wysforowała, bośmy, dobrze się Z rajtary znając, umieli w dialog z nimi wchodzić. Tak i tym
razem z wiktorii zaczynalim nadzieją.
Zewrzemy się tedy ostro. Działa szwedzkie nam niestraszne, bo swoim nie chcąc szkodzić,
i do nas palić nie mogą. Ano, trafiło się, że druga artyleria szwedzką w onej zastąpiła potrzebie i do
naszej dopomogła konfuzji. Jeszcze kiedyśmy na swoją uderzenia kolej czekali, zaczęło się w
chmurach łyskać i gromy bić poczęły, na cośmy zrazu nie baczyli, od szwedzkiej ich kanonady nie
rozróżniając. Ale gdyśmy się z rajtary zwarli, nagle takowy rzęsisty deszcz z chmur się puści, że
ciemno się uczyniło, a zbocze od razu niemal śliskie się a błotniste stało, konie nam grzęznąć
poczęły, że jaki taki, konia niechając, piechty musiał rejterować:
Prawda, że ulewa lonty szwedzkie zagasiła a prochy zamoczyła, coź jednak, kiedy
pospolitacy żadną się miarą do nowego nie dali pchnąć ataku, a usaria w blocie grzęzła i takoż
ruszyć z miejsca nie mogła. Nasze a pana Czarnieckiego chorągwie, w deszczu - jakiegom dawno
nie widział - barziej jeszcze szwankując,nie mogły na sobie szwedzkiego strzymać wojska.
Rotmistrze tedy do odwrotu znaki dają, co widząc król jm., resztę wojska chcąc na przyszłe
zachować koniunktury, wszystkich chorągwi a regimentów odwrót nakazuje. Jednąśmy mieli tylko
z dżdżu pociechę: że Szwedzi w pogoń za nami nie od razu skoczyć mogli.
Po onej nieszczęsnej potrzebie towarzysz jeden usarski złożył był na popasie epigram
dziwnie szydliwy na panów pospolitniaków, z którymi usaria, jako mogła i kiedy mogła, dworowała.
Zdał mi się on epigram wcale zgrabnym, bo zmyślnymi figury Z królewskiego herbu, w którym
snopek był, uformował snop zboża przez Szwedów w żarnach, czyli wedle żarnowa młócony. A
żem sobie w on czas kopią sporządził, tę tedy w mój skrypt wpisuję de tenore sequenti:
NA POSPOLITAKÓW W ŻARNACH MIELENIE
Przyszedł młynarz od Warszawy,
Ziaren ze Snopka ciekawy.
Radby w żarnach mąkę tłoczył.
W chleby Szwecyją bogacił.
Młynarskim żarnom w tłoczenie
Pospólne wpadło ruszenie.
Byłaćby mąka dla Szweda,
Jeno deszcz dokończyć nie dał.
Kiedyśmy w parę już niedziel po żarnowskiej całą pana Lanckorońskiego dywizją na
popasie leżeli, posłyszałem był jednego wieczora, do ogniska, przy którym pachołkowie siedzieli,
podszedłszy, pieśń, co ją sobie - tusząc, że z panów żaden nie słyszy - śpiewali. Z prosta była
ułożona, jako te, co je pastusi nucą. Byłać w niej jednak o ojczyznę miłą troska, była i żałość
serdeczna, z gniewem na panów, co bitwę przegrali. zmięszana. Bym wonczas zapisał, mógłbymją
tu całą zmieścić, ale żem tego nie uczynił, notuję jeno, com Z niej spamiętał,parę razy jeszcze
fragmenta trafunkiem zasłyszawszy. Zda mi się, że takie były, wśród inszych, w pieśni onej słowa:
Pod Żarnowem bitwa była:
Luteranów przyszło siła.
Szlachta leda jak się bila,
We błocie konie topiła.
Króla w żalu pogrążyła.
Sama do dom podążyła.
Placzże ty, ojczyzno mila,
Bo coś miała toś straciła
Wolność, króla i wojsk siła.
Twa szczęśliwość się skończyła.
Aby nowa zaś nastała,
Chwyć za oręż Polsko cała!
Bitwa pod Żarnowem zakończyła się nie tylko rozbiciem wojsk koronnych, lecz również
zagładą niewielkiego i rozwijającego się miasta. żeby zniechęcić pozostałych przy życiu
mieszkańców do odbudowy zniszczonych domów, Szwedzi przed odejściem kazali rozebrać
wszystkie murowane kominy i paleniska, słusznie przypuszczając,że bez pieców nie ma chleba, a
bez chleba życia. Mimo to życie powróciło na zgliszczach miasta, choć Żarnów nigdy w pełni nie
dźwignął się po szwedzkim pogromie. W 21 lat po bitwie, zarejestrowano tu zaledwie 120
mieszkańców, mimo iż przed najazdem szwedzkim żyło ich około tysiąca. Podobny los podzieliły
wszystkie miejscowości Opoczyńskiego. .Potop" zapoczątkował upadek gospodarczy regionu.
Częste pożary, epidemie i zarazy, nie pozwoliły na podźwignięcie się miast i miasteczek. Stan taki
trwał praktycznie do XX wieku. Stwierdzenie, iż kataklizm szwedzkiego "potopu" można porównać
z barbarzyństwem hitlerowców w okresie II wojny światowej, na pewno nie jest przesadzone i
brutalnie odzwierciedla ówczesną prawdę. Wymowną ilustracją powyższych faktów, może być
fragment anonimowego utworu literackiego, wydanego w n połowie XVII wieku:
...Ciała po polu leżą, a żadnego
Grabarza nie masz, co by psa głodnego
Odegnał od nich, albo schował w grobie
O nocnej dobie ...
opracowano za
Krzysztof Nawrocki
„Żarnów wczoraj i dziś...”