Dybuk ze starej synagogi w Somnikach

Transkrypt

Dybuk ze starej synagogi w Somnikach
Dybuk
Urodziwa była Chaja nad podziw. I kiedy jej ojciec, skromny krawiec Szmul ze Słomnik,
patrzył na nią, to z dumy wprost pękał. Smukła kibić, biała mleczna cera, włosy gęste
i czarne, i te oczy przepastne, niby dwa jeziora.
Ale też dorastająca córka była powodem do poważnego zmartwienia, któremu sam był
winien. Pluł sobie z tego powodu w brodę i szarpał się za kręcone pejsy. Patrzył na siebie
w lustrze – w tym samym, w którym piękne słomniczanki mierzyły szyte przez niego palta
i salopki – i mówił sam do siebie: Co też mnie podkusiło, że ja rozum tak całkiem stracił?
Żeby ja, porządny krawiec, bogobojny żyd córce taki los zgotował? I nie mógł wyjść ze
zdziwienia nad swoją lekkomyślnością. A wszystko przez to, że kiedy Chaja miała przyjść na
świat, Szmul obiecał swemu przyjacielowi, szewcowi Wassermannowi, którego syn na tym
świecie właśnie się pojawił, że kiedyś ich dzieci się pobiorą. Tylko że teraz interes
Wassermanna bardzo podupadł, a Szmulowi wiedzie się nadspodziewanie dobrze. Nie ma w
Słomnikach elegantki, która nie miałaby w szafie co najmniej jednego płaszcza czy sukienki
spod igły Szmula. Chaja mogłaby wyjść za bogatego kupca. A tu taki kłopot! I to nie tylko
dlatego, że dał kiedyś słowo, ale dlatego, że Chaja ma się ku młodemu Berkowi
Wassermannowi, a i Berek kocha Chaję.
Oj, ma o czym myśleć biedna głowa krawca Szmula! Ale trudno; przyjaźń przyjaźnią,
miłość miłością, ale przyszłość jedynej córki najważniejsza. I tak oto krawiec zamknął serce
przed szewcem i drzwi swego domu przed jego synem.
Tymczasem w całym domostwie Szmula gwar i ruch, bo wesele Chai ma być takie, żeby
całe Słomniki długie lata pamiętały! Oj, i pamiętały! Kiedy Chaję kobiety stroiły dla bogatego
kupca, ta mdlała co chwila w przeczuciu, że coś złego dzieje się z jej ukochanym. A młody
Berek umierał z żalu i miłości. Umierał naprawdę i tylko prosił w myślach, aby po śmierci
jego dusza jako dybuk wstąpiła w ciało ukochanej. Bo tylko tak, a nie inaczej, mógł biedak
połączyć się ze swoją Chają na zawsze. I wysłuchane zostały jego westchnienia. Bo oto kiedy
para młodych stanęła do wspólnego tańca i oboje chwycili za rogi chusteczki, aby ich dłonie
w tańcu się nie stykały, Chaję przeniknął jakiś dziwny dreszcz, który raz po raz wstrząsał
całym jej ciałem. Potem upadla na ziemię i zesztywniała. Kiedy ją ocucono
z omdlenia, czuła na przemian zimno i gorąco. Odprowadzono ją więc do jej pokoju,
w przekonaniu, że wesele nadwyrężyło jej siły i że nazajutrz wszystko to minie. Tylko stary
rabin od razu rozpoznał, co tak naprawdę zaszło w czasie uroczystości. I tylko Szmul starał
się nie dopuszczać najgorszej myśli do siebie. Wiedział wprawdzie o śmierci Berka i jego
ostatniej prośbie, ale ukrył to skrzętnie przed córką, a i sam od siebie odsuwał myśl o dybuku.
Pocieszał się, że jutro będzie wszystko dobrze.
Ale było gorzej. Chaja mówiła sama do siebie i Szmul dobrze wiedział, że rozmawia
z Berkiem. Chodziła po rynku, śmiała się i płakała, a dzieciaki biegały za nią i wołały:
Szalona Chaja, szalona Chaja!
Bogaty kupiec unieważnił małżeńską umowę, a Szmul stał się z szanowanego krawca
pośmiewiskiem całych Słomnik. Nie pomagały egzorcyzmy rabina: dybuk nie chciał opuścić
ciała ukochanej. Obojgu było razem dobrze. I tak dożyła Chaja swoich dni. A kiedy i jej czas
nadszedł, dybuk – umęczona dusza Berka, nie chciał znaleźć sobie innego ciała, aby w nim
zamieszkać. Za swoją siedzibę wybrał starą synagogę. Została właśnie doszczętnie
zdewastowana przez hitlerowców i całkiem opustoszała. Mieszkał tam i wtedy, gdy po wojnie
urządzono w niej kino, a potem magazyny.
I mieszka tam nadal. Rozpamiętuje swój los i nie może zaznać ukojenia. Nie jest groźny i
nie robi nikomu krzywdy. Ot, po prostu: biedna, skołatana dusza, która tak mocno ukochała,
że przestać nie może.