azeta ekarzy
Transkrypt
azeta ekarzy
G L dl@ miesięcznik • Nowości • Dylematy 1_2014_Styczeń azeta ekarzy • Na dyżurze, po dyżurze • Podróże ISSN 2300-2170 • Kongresy medyczne • Historia ubezpieczeń społecznych • Koty malowane Bazy danych Koleżanki i Koledzy, W AM OK spółczesny świat pasjonuje się zbieraniem informacji na każdy temat. Wielka moc przerobowa komputerów sprawia, że powstają duże bazy danych. Ludzi ciekawią się nie tylko tym, kto do kogo dzwoni, jakie produkty codziennego użytku kupuje czy jakim samochodem jeździ. Ciekawe okazuje się też, jakie strony w internecie każdy z nas ogląda. Na tej podstawie wszechobecny wujek Google (przybierający czasem postać doktora, o czym wiemy aż nazbyt dobrze!) podsuwa reklamy produktów i usług. Czasem wnioski wyciągnięte przez wujka Google są nad wyraz śmieszne, bierze on nas bowiem za kogoś zupełnie innego, ale to najmniejszy kłopot. D uże bazy danych i próby wyciągania wniosków na ich podstawie obejmują także medycynę. Amerykańscy onkolodzy usiłują pozyskać dodatkowe informacje z licznych historii chorób zgromadzonych w placówkach medycznych, ale mimo dobrych chęci dotychczasowe wnioski są raczej skromne. I nformatyzacja i komputeryzacja naszej ochrony zdrowia postępuje – u nas także zapanowała moda na gromadzenie baz danych. Wprawdzie ciągle nie możemy doczekać się takich zbiorów danych, dzięki którym dowiemy się, jakie zlecenie otrzymał pacjent na poprzedniej wizycie w gabinecie innego lekarza, ale wartko przebiegają prace nad tworzeniem baz danych na nasz temat. Wizja zgromadzenia rejestrów „specjalistów medycznych” bardzo podnieca wyobraźnię wielu decydentów. Nie dość, że będzie można wszystkich nazwać demokratycznie „specjalistą medycznym”, bez staromodnego wyróżniania, kto jest lekarzem, a kto pielęgniarką czy ratownikiem, to jeszcze da się każdego nadzorować! Rozpoczęcie dnia pracy, a także jego zakończenie dokumentowane kartą specjalisty medycznego wetkniętą w elektroniczną bramkę jawi się zwolennikom teorii AMOK jako największe osiągnięcie. N ie wiecie, co to jest AMOK? Alternatywna Medycyna Oparta na Kontroli ;) – w skrócie AMOK. Wszystko kontrolujesz, wszystko wiesz, nawet to, czego Orwell nie wymyślił! ISSN 2300-2170 Nr 1(23)_2014 Wydawca Krystyna Knypl Warszawa Redakcja Krystyna Knypl, redaktor naczelna [email protected] Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji [email protected] Katarzyna Kowalska, z-ca sekretarza redakcji Maciej Kowalski, redaktor działu zagranicznego Współpraca przy bieżącym numerze Alicja Barwicka, @Curcuma_Zedoaria, Jagoda Czurak, Ewa Dereszak-Kozanecka, Rafał Stadryniak, Marzena Więckowska. Rysunki Zen. Okładka fot. Mimax2 Projekt graficzny i opracowanie komputerowe Mieczysław Knypl „Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym dla osób uprawnionych do wystawiania recept. Opinie wyrażone w artykułach publikowanych w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami ich autorów. Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i śródtytułów. Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do druku nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.gazeta-dla-lekarzy.com Krystyna Knypl W numerze Nowości ....................................................... 4, 11, 27, 29 Dylematy Nie dajmy sobie wydziobać sumienia Marzena Więckowska = @Famedyk ......................................... 8 5 8 Kongresy medyczne Tajemny postęp nauki 12 Krystyna Knypl ......................................................................... 12 Biznes edukacyjno-konferencyjny Krystyna Knypl ......................................................................... 15 Na dyżurze Życie jest podróżą, czyli dyżurowy jet-lag Rafał Stadryniak = @Grypa ................................................... 17 17 15 23 Po dyżurze Jak redaktor Rogaś sierotkę prze...kabacił @Curcuma_Zedoaria ............................................................... 21 21 Gdzieś w odległej galaktyce Rafał Stadryniak = @Grypa .................................................... 23 Sen Jagoda Czurak .......................................................................... 28 Gdzie są buty? 28 30 Jagoda Czurak........................................................................... 48 Podróże Izrael – kraj przeciwieństw, kontrastów i niespodzianek Alicja Barwicka ......................................................................... 30 Chaczkary, morele, hasz i… Jagoda Czurak .......................................................................... 39 Kolczyk z turkusem 39 46 48 Jagoda Czurak........................................................................... 46 Historia ubezpieczeń społecznych Początki przedwojennej Kasy Chorych w Bydgoszczy Krystyna Knypl ......................................................................... 50 Nowości z przeszłości........................................... 53 Koty malowane Styczeń Ewa Dereszak-Kozanecka ........................................................ 54 3 50 54 1_2014 styczeń Nowości Sporty zimowe a przebyty zawał serca Choć wiemy, że sport to zdrowie, to okazuje się, że reguła ta nie ma zastosowania do wszystkich. Doniesienie dr. M. Burtschnera i wsp. Prior myocardial infarction is the major risk factor associated with sudden cardiac death during downhill skiing, opublikowane na łamach „International Journal of Sports Medicine”, nakazuje z najwyższą ostrożnością podchodzić do udzielania porad zawałowcom w sprawie wyjazdu na narty. Autorzy z uniwersytetu w Innsbrucku (wydział medycyny sportowej) przeanalizowali 68 przypadków nagłego zgonu sercowego, który nastąpił u mężczyzn podczas zjazdu na nartach. Grupę kontrolną stanowiło 204 zdrowych mężczyzn. Wszyscy mężczyźni, u których nastąpił nagły zgon sercowy, byli w wieku powyżej 34 lat, w 41% przypadków mieli wcześniej przebyty zawał serca, podczas gdy w grupie kontrolnej zawał serca w wywiadzie był w 1,5% przypadków (p<0,001). Ponadto częściej mieli rozpoznawaną wcześniej chorobę wieńcową (9%) niż w grupie kontrolnej (3%) (p<0,05). Rzadziej też uprawiali intensywne ćwiczenia fizyczne (4% v. 15%, p<0,05). Autorzy stwierdzają, że przebycie zawału serca jest poważnych czynnikiem ryzyka nagłego zgonu sercowego u osób uprawiających zjazdy na nartach. Analizę tego zagadnienia na większej grupie chorych przedstawił dr M. Burtschner na łamach „Advances in Experimental Medicine and Biology” 4 2007;618:1-11 w doniesieniu Risk of cardiovascular events during mountain activities. Porównano 247 mężczyzn, u których wystąpił nagły zgon sercowy z 741 zdrowymi. Okazało się, że zagrożenie nagłym zgonem sercowym jest największe w pierwszym dniu po przyjeździe w wysokie góry. Czas trwania wysiłku nie wpływa istotnie na ryzyko, natomiast ma znaczenie czas od spożycia posiłku i przyjmowania płynów – wraz z jego upływem ryzyko nagłe- W uznaniu zasług go zgonu sercowego wzrasta. Podczas XXXIII zjazdu U osób, które zmarły na- sprawozdawczo-wyborczego gle na stoku, przebyty zawał Okręgowa Rada Lekarska serca był stwierdzany w 17% w Warszawie uhonorowała przypadków, a 0,9% pacjen- ośmioro członków naszej tów nie chorowało wcześniej. społeczności lekarskiej najCukrzyca była rozpoznawana wyższym odznaczeniem izby u 6% pacjentów z przebytym LAUDABILIS , ustanowionym zawałem serca i u 1% osób bez w 2004 r. i przyznawanym za zawału serca, hipercholeste- wybitne osiągnięcia w pracy rolemię stwierdzano w 54% zawodowej, naukowej lub spoprzypadków w grupie zawa- łecznej. Wśród odznaczonych łowców i w 20% w grupie kon- znalazła się między innymi trolnej, nadciśnienie tętnicze dr Monika Madalińska. Na miało 50% zawałowców i 17% jej ciekawą drogę zawodową z grupy kontrolnej. Zawałow- składa się kariera kliniczna, cy rzadziej uprawiali sporty menedżerska, a także charytagórskie (31%) w porównaniu tywna. Dr Monika Madalińska z osobami z grupy kontrolnej pracuje między innymi jako (58%). Dr M. Burtschner stwierdza, że przedstawione dane pozwalają na wcześniejsze zidentyfikowanie osób uprawiających zjazdy narciarskie, zagrożonych wystąpieniem nagłego zgonu sercowego. Podkreśla też potrzebę szkolenia wszystkich narciarzy w zakresie udzielania pierwszej pomocy. wolontariuszka w Poradni Zdrowia dla Bezdomnych i Ubogich w Warszawie przy ul. Wolskiej 172, jest także członkiem zarządu Stowarzyszenia Lekarze Nadziei. Przyjmij, Moniko, serdecznie gratulacje od redakcji „Gazety dla Lekarzy”! Źródła: Int J Sports Med. 2000 Nov;21(8):613-5, Adv Exp Med Biol. 2007;618:1-11 1_2014 styczeń Nowości Za sprawą autobiograficznej książki Umysł w ogniu Susannah Cahalan, reporterki ,,New York Post” (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/181770/ umysl-w-ogniu), mało znane i rzadkie schorzenie, jakim jest autoimmunologiczne zapalenie mózgu z przeciwciałami przeciwko receptorowi NMDA, stało się najczęściej komentowanym problemem neurologicznym na forach czytelniczych. Przypadki autoimmunologicznego zapalenia mózgu z przeciwciałami przeciwko receptorowi NMDA są często opisywane jako zespoły paranowotworowe, towarzyszące niekiedy guzom jajnika u młodych kobiet. Mogą być też odrębnymi schorzeniami autoimmunologicznymi, bez towarzyszących schorzeń onkologicznych. Czytelnicy zainteresowani mniej literacką formą mogą zapoznać się z opisami dwóch przypadków autoimmunologicznego zapalenia mózgu z przeciwciałami przeciwko receptorowi NMDA dostępnymi w polskiej literaturze fachowej (http://www.termedia.pl/Opis-przypadku-Zapalenie-mozgu-z-przeciwcialamiprzeciwko-receptorowi-NMDAopis-przypadku,15,18754,1,0. html oraz http://www.ptnd.pl/ nd/nd00.php?id=281). Receptory NMDA, choć odkryte już w 1950 roku, kryją w sobie wiele tajemnic. Ich funkcja wiązana jest z procesami uczenia się oraz z pa- mięcią, a także z funkcjami adaptacyjnymi. Blokada receptorów NMDA powoduje pogorszenie się pamięci i procesu uczenia się. R e ceptor NMDA jest rodzajem receptora dla glutaminianu, który jest selektywnie aktywowany przez kwas N-metylo-D-asparaginowy (NMDA). Jest to receptor jonotropowy, który przewodzi jony sodu, wapnia i potasu. Warunkiem aktywacji receptora NMDA jest depolaryzacja komórki, przy potencjale spo- http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:NMDA receptor.jpg Słynny receptor NMDA i jego tajemnice czynkowym jest on blokowany przez jony magnezu. Receptor NMDA kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic, a o próbach ich rozwikłania nieraz usłyszymy. Źródło: http://www.pum. edu.pl/__data/assets/ file/0007/55618/57-03_005-011. pdf Psy chronią przed rozwojem alergii? http://www.pnas.org/content/101/8/2512.figures-only Na łamach „Proceedings of the National Academy of Science of the United States of America” w grudniu 2013 ukazało się interesujące doniesienie zatytułowane House dust exposure mediates gut microbiome Lactobacillus enrichment and airway immune defense against allergens and virus infection. Kei E. Fujimuraa i wsp. za podstawę do badań eksperymentalnych przyjęli obserwację, że wczesny kontakt z psem zmniejsza ryzyko rozwoju schorzeń alergicznych u dzieci. Okazuje się, że obecność psa w środowisku powoduje takie zmiany w składzie kurzu domowego, że staje się on mniej alergizujący! Na 5 razie autorzy doniesienia badali myszy, które były karmione kurzem domowym pobranym z przestrzeni, w której prze- bywał pies v. dieta z kurzem pobranym z przestrzeni bez psa. Okazało się, że kondycja mechanizmów ochronnych przed alergią u myszy karmionych kurzem pochodzący z psiego środowiska była lepsza! Ma się to podobno wiązać ze stwierdzoną większą ilością bakterii Lactobacillus johnsonii w przewodzie pokarmowym. Ortodoksyjnym zwolennikom kotów pozostaje w tej sytuacji dodanie do swej diety jogurtów zawierających Lactobacillus johnsoni, jednak decydując się na konsumpcję takiego jogurtu, trzeba mieć świadomość, że będzie to żywność z dodatkiem modyfikowanym genetycznie. Źródło: http://www. pnas.org/content/ early/2013/12/13/1310750111. full.pdf+html?sid=97f44f8a1e18-4adc-8af3-ddce881f2e45 1_2014 styczeń Nowości Spożywanie alkoholu w życiu i literaturze Dziś, gdy lekarzowi z każdej strony wiatr wieje w oczy, liczba domniemanych sponsorów jego studiów przeczy wszelkim zasadom arytmetyki, a na medycynie najlepiej znają się ci, którzy się na studia lekarskie nie dostali, najlepiej poświęcić się studiowaniu medycyny niesłużebnej. Zgłębianie czystej wiedzy medycznej przynosi lekarzowi zawsze wiele satysfakcji. Publikowaliśmy już omówienie znakomitego eseju prof. Franza H. Messerliego Chocolate consumption, cognitive function and Nobel laureates (http://www. nejm.org/doi/full/10.1056/ NEJMon1211064), pora na naukowe omówienie wpływu na organizm człowieka innych przyjemnych używek oraz pogłębienie naszej wiedzy o tym, jak owe używki spożywali słynni konsumenci. Wkraczając na salony w eleganckim świecie, dostajemy drinka powitalnego. Jest on sporządzony według receptury, na którą nie mamy wpływu, ale już następnego drinka możemy zamówić, udzielając barmanowi wskazówek. Wzorem Jamesa Bonda możemy powiedzieć „shaken, not stirred”. Na pytanie, czy ma znaczenie, jak ów drink będzie sporządzony, znajdziemy od- powiedź w artykule Shaken, i dwa drinki dla mężczyzn), not stirred: bioanalytical study połączone jest z obniżeniem of the antioxidant activities of ryzyka schorzeń sercowo-namartinis, który ukazał się swe- czyniowych, udarów, a także go czasu na łamach „British zaćmy. Te prozdrowotne efekty Medical Journal” i został na- związane są z antyoksydacyjpisany przez C.C. Trevithicka nymi właściwościami alkoholi i wsp. dzięki znajdującym się w nich Wstrząsane martini ma flawonoidom i polifenolom. lepsze parametry do dezakChoć upłynęło już trochę tywacji nadtlenku wodoru, czasu od publikacji artykułu a dzięki temu działa mocniej C.C. Trevithicka i wsp., tezy antyoksydacyjnie! Autorzy w nim zawarte pozostają nadal przypuszczają, że energicznie bardzo aktualne i nowsze puwstrząsanie drinkiem powo- blikacje do tematu nawiązują. duje większe pobieranie tlenu Na przykład 12 grudnia 2013 r. z powietrza niż podczas do- ukazał się artykuł Were James stojnego mieszania składników Bond’s drinks shaken because of Może jednak James Bond alcohol induced tremor? autornie wiedział wszystkiego o tym, stwa dr. Grahama Jamesa i wsp. co należy pić, wermut bowiem Już na początku lektury dowiama jeszcze lepsze parametry dujemy się zatrważających rzeantyoksydacyjne, a dżin wręcz czy – 2,5 mln zgonów rocznie rewelacyjne i to bez mieszania na świecie jest przyczynowo czy wstrząsania. powiązanych z konsumpcją Autorzy doniesienia stwier- alkoholu, a tymczasem nawyk dzają we wnioskach, ze znako- ten jest przedstawiany jako mite zdrowie, a takie musiał eleganckie zajęcie silnych mężmieć z pewnością agent do czyzn, odnoszących sukcesy zadań specjalnych, zawdzię- – piszą autorzy. Postanowili czał James Bond przynajmniej dokonać swoistej inwentaryzaczęściowo barmanom. Kon- cji drinków wypijanych przez sumenci niewiedzący, jakie Jamesa Bonda i skrupulatnie instrukcje wydać barmanowi policzyli, co agent specjalny lub kiedy przestać pić, mogą wpijał na kartach książek, któmieć gorsze zdrowie. Tymcza- rych jest bohaterem. W ciąsem umiarkowane spożycie gu 123,5 dni opisanych w 14 alkoholu, przez co rozumie- książkach o Jamesie Bondzie my jeden drink dla kobiet nie mógł on pić alkoholu przez 36 dni z powodu specyficznych okoliczności, takich jak pobyt w szpitalu czy w areszcie. W pozostałym czasie spożywał tygodniowo średnio 92 drinki, choć bywały okresy większego drinkowania. Rekord to 49,8 drinków w ciągu jednego dnia! Jedynie przez 12,5 dni James Bond nie pił alkoholu w ogóle. Z powodu takich przyzwyczajeń prognozowana długość życia Jamesa Bonda musi być krótka. Jego kreator, Ian Fleming, zmarł w wieku 56 lat z powodu choroby serca, nie stroniąc w ciągu swego życia od alkoholu i papierosów. Autorzy artykułu sądzą, że prognozowana długość życia Jamesa Bonda mogłaby być podobna. We wnioskach piszą, że średnia konsumpcja alkoholu przez Jamesa Bonda kilkakrotnie przekracza ilości rekomendowane dla mężczyzn. Zrozumiałe jest, że walka z międzynarodowym terroryzmem jest stresująca, ale tak wysoka konsumpcja alkoholu grozi problemami zdrowotnymi i gdy najlepsi agenci pójdą na L4, kto nas, szaraków, obroni przed wszelkim złem tego świata? Źródło: http://www.bmj.com/ content/319/7225/1600, http:// www.bmj.com/content/347/bmj. f7255 Nitroprusydek sodu będzie przydatny w leczeniu schizofrenii? Na łamach „JAMA Psychia- led Trial. Dr Jaime E.C. Hallak niczyło 20 pacjentów w wieku try” opublikowano w 2013 roku i wsp. z Uniwersytetu Medycz- od 19 do 40 lat z rozpoznaną doniesienie Rapid Improvement nego w São Paulo zastosowali schizofrenią. Samopoczucie of Acute Schizophrenia Symp- u osób z rozpoznaną schizofre- pacjentów przed wlewem i po toms After Intravenous Sodium nią wlew nitroprusydku sodu nim oceniano przy użyciu Nitroprusside. A Randomized, w dawce 0,5 μg/kg/min przez The 18-item Brief Psychiatric Double-blind, Placebo-Control- 4 godziny. W badaniu uczest- Rating Scale oraz The Posi- 6 tive and Negative Syndrome Scale. Stwierdzono poprawę wskaźników utrzymującą się do 4 tygodni po wlewie. Źródło: http://archpsyc. jamanetwork.com/article. aspx?articleID=1686035 1_2014 styczeń Nowości Statyny nie są dla wszystkich! http://www.intechopen.com/source/html/21460/media/image2.jpg „Cardiovacular Diabetology” opublikowało w grudniu 2013 r. doniesienie zatytułowane Serum lipocalin-2 levels positively correlate with coronary artery disease and metabolic syndrome. Dr Jie Ni i wsp. zbadali stężenie lipokali- w procesach apoptozy. Jest ny-2 (LCN2) u 261 pacjentów wydzielana już w 2 godziny z zespołem metabolicznym, po wystąpieniu niedokrwienia u których wykonywano koro- nerek i niektórzy uważają ją za narografię. W badanej grupie „troponinę nerkową”. O ile krebyło 169 mężczyzn i 92 kobie- atynina jest wskaźnikiem czynty. Stwierdzono, że stężenie ności nerek, o tyle lipokalinę LCN2 było znamiennie wyż- można uważać za wskaźnik sze u mężczyzn niż u kobiet pomocny w określaniu ewen(37,5 v. 28,2 ng/ml, p <0,001). tualnego uszkodzenia cewek U mężczyzn z chorobą wień- nerkowych. Może być przydatcową stężenie LCN2 było na w diagnostyce wczesnego wyższe niż u mężczyzn bez ostrego uszkodzenia nerek. Na choroby wieńcowej (39,2 v. podstawie analizy 19 badań 32,7 ng/ml, p <0,05). Rów- obejmujących 2500 pacjennież u mężczyzn z zespołem tów ustalono, że wartości 100metabolicznym stwierdzano -270 ng/ml mogą wskazywać wyższe stężenie LCN2 niż na ostre uszkodzenie nerek u mężczyzn bez tego zespołu (zwykle wartość powyżej (40,2 v. 32,0 ng/ml, p<0,001). 150 ng/ml wskazuje z dużym Co ciekawe, nie obserwowa- prawdopodobieństwem na no takich różnic i zależności ostre uszkodzenie nerek). u kobiet. Oznaczanie lipokaliny Lipokaliny należą do białek może być także przydatne we zewnątrzkomórkowych i są wczesnej diagnostyce nefropabardzo zróżnicowane pod tii cukrzycowej. Trwają badawzględem budowy i funkcji. nia nad określeniem roli tego Biorą one udział w regulacji białka w onkologii. Stwierdzowzrostu i metabolizmie ko- no w różnych badaniach jego mórek, regulacji odpowiedzi zwiększone stężenie w takich układu immunologicznego, schorzeniach jak rak piersi, syntezie prostaglandyn, trans- przewlekła białaczka szpikoporcie żelaza. Jednym słowem wa oraz rak trzustki. Lipokasą to bardzo „zapracowane” lina może też być pomocnym białka. Do tej grupy należą markerem w monitorowaniu między innymi: lipokalina przebiegu zapalnych schorzeń neutrofilowa, białko wiążące przewodu pokarmowego. retinol, syntaza prostaglan- Źródło: http://www.cardiab.com/ dyny, alfa-1-mikroglobulina. content/12/1/176/abstract, http:// Lipokalina jest białkiem annales.sum.edu.pl/archiwum_ ostrej fazy oraz bierze udział publikacje/2013_67_1_10.pdf 7 Na łamach „British Medical Journal” 22 listopada 2013 r. ukazała się interesująca publikacja zatytułowana Should people at low risk of cardiovascular disease take a statin? Profesor John D. Abramson i wsp. dokonali przeglądu literatury fachowej na temat ordynowania statyn u osób, u których 10-letnie ryzyko wystąpienia incydentu sercowo-naczyniowego szacowane jest na mniej niż 10%. Autorzy doniesienia piszą, że statyny w tej grupie pacjentów nie wywierają korzystnego efektu zdrowotnego i nie powinny być przedmiotem rutynowych zaleceń we wszelkiego rodzaju wytycznych. Szczególnie rozważnie należy postępować w wypadku prewencji pierwotnej u osób z niskim ryzykiem wystąpienia powikłań sercowo-naczyniowych. Przeglądy literatury są zgodne, że dopiero ryzyko 10-letnie przekraczające 20% jest uzasadnieniem do podawania statyn. Stanowisko takie znalazło się między innymi w zaleceniach National Institute for Health and Care Exellence (NICE) oraz w zaktualizowanych wytycznych American Heart Association na temat zapobiegania schorzeń sercowo naczyniowych u kobiet z 2011 roku. Źródło: http://www.bmj.com/ content/347/bmj.f6123 Lecznicze dwa tysiące kroków każdego dnia Osoby z obniżoną tolerancją glukozy mogą poprawić swoją kondycję zdrowotną i zmniejszyć ryzyko schorzeń sercowo-naczyniowych o 8%, robiąc ponad zalecone 150 minut aktywności fizycznej tygodniowo, dodatkowo 2 tysiące kroków każdego dnia. Wykazały to opublikowane niedawno na łamach „The Lancet” wyniki międzynarodowego, wieloośrodkowego badania NAVIGATOR. W badaniu uczestniczyło 9306 osób, które miały upośledzoną tole- rancję glukozy i przynajmniej jeden czynnik ryzyka schorzeń sercowo-naczyniowych. Dr Thomas Yates komentując wyniki badania dla portalu Medical News Today (http://www. medicalnewstoday.com/articles/270470.php), powiedział, że spacer jest preferowaną formą aktywności dla osób chcących zmniejszyć swoje ryzyko schorzeń sercowo-naczyniowych. Źródło: http://www.thelancet. com/journals/lancet/article/ PIIS0140-6736%2813%29620619/fulltext 1_2014 styczeń Fot. Mieczysław Knypl Lipokalina – nowy marker miażdżycy i stanu zapalnego? Dylematy http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Wyspianski_001.jpg Nie dajmy sobie wydziobać sumienia Marzena Więckowska = @Famedyk Wolność sumienia jest podstawowym prawem człowieka, usankcjonowanym takimi aktami prawa międzynarodowego jak: ■ Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, ■ Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, ■ Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, ■ Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej ■ Konwencja Praw Dziecka. 8 ▶ 1_2014 styczeń Dylematy Prawo do wolności sumienia Wszystkie te dokumenty określają zgodnie, że każdy człowiek ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania. Również Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 53 gwarantuje każdemu wolność sumienia. Zgodnie ze stanowiskiem Trybunału Konstytucyjnego prawo do wolności sumienia obejmuje nie tylko możliwość reprezentowania swobodnie wybranego światopoglądu, lecz także prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem, w tym także wolność od przymusu postępowania wbrew własnemu sumieniu oraz możliwość odmowy takiego postępowania (orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 15.01.1991 r. U8/90, OTK 1991, nr 1, poz. 8). Prawo do sprzeciwu sumienia pracowników ochrony zdrowia jest jednym z podstawowych w systemie ochrony praw człowieka Rady Europy. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy 7 października 2010 roku przyjęło uchwałę 1763 zatytułowaną „Prawo do sprzeciwu sumienia w ramach legalnej opieki medycznej”. W punkcie pierwszym tej uchwały Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy rekomenduje państwom członkowskim przyjęcie zasady, w myśl której żadna osoba, szpital ani instytucja nie może być pociągnięta do odpowiedzialności lub dyskryminowana w jakikolwiek sposób z powodu odmowy wykonania lub udzielenia pomocy przy zabiegu przerwania ciąży, wywołaniu poronienia, eutanazji lub jakiegokolwiek działania, które mogłoby spowodować śmierć ludzkiego zarodka lub płodu, ani nie może być do takich działań zmuszona. Należy więc uznać, że każdy przedstawiciel personelu medycznego, a także instytucje zatrudniające, zachowują autonomię w zakresie podejmowania interwencji medycznych, które dotyczą kontrowersyjnych kwestii związanych z początkiem i końcem ludzkiego życia, lub odstępowania od nich. Obowiązek państwa Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy podkreśla, że prawo do sprzeciwu sumienia powinno funkcjonować równolegle z przysługującym pacjentowi 9 prawem do opieki medycznej świadczonej w odpowiednim czasie, natomiast obowiązkiem państw członkowskich jest zapewnienie przestrzegania zarówno tego fundamentalnego prawa pacjenta, jak również prawa do wolności myśli, sumienia i wyznania przysługującego pracownikom ochrony zdrowia. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zwróciło się do wszystkich państw członkowskich Rady Europy z apelem o opracowanie jasnych przepisów regulujących problematykę wolności i sprzeciwu sumienia pracowników ochrony zdrowia, które gwarantowałyby im prawo do sprzeciwu sumienia gdy chodzi o udział w kwestionowanych przez nich procedurach medycznych, a jednocześnie zapewniałoby pacjentowi w odpowiednim czasie uzyskanie świadczenia medycznego w innej placówce. Regulacje prawne W prawodawstwie polskim prawo do sprzeciwu sumienia (tzw. klauzula sumienia) zostało zdefiniowane w art. 39 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty: „Lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, z tym że ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego”. Do kwestii klauzuli sumienia odwołuje się także Kodeks Etyki Lekarskiej: Art. 1.1. Zasady etyki lekarskiej wynikają z ogólnych norm etycznych. Art. 2.2. Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego – salus aegroti suprema lex esto. Art. 4. Dla wypełnienia swoich zadań lekarz powinien zachować swobodę działań zawodowych, zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą medyczną. Art. 7. W szczególnie uzasadnionych wypadkach lekarz może nie podjąć się lub odstąpić od leczenia 1_2014 styczeń Dylematy chorego, z wyjątkiem przypadków nie cierpiących zwłoki. Nie podejmując albo odstępując od leczenia lekarz winien wskazać choremu inną możliwość uzyskania pomocy lekarskiej. Prawo do wolności sumienia należy zatem do podstawowych praw człowieka, ma charakter fundamentalny, natomiast prawo do określonych świadczeń należy do praw społecznych i obywatelskich, których zakres obowiązywania określany jest przez państwo. Z istoty obu tych praw wynika, że wolność sumienia powinna być respektowana w pierwszym rzędzie, rzecz jasna w takim zakresie, w jakim nie narusza to zdrowia i życia ludzkiego lub nie zagraża bezpieczeństwu publicznemu. Dziś, kiedy coraz większe znaczenie ma autonomia pacjenta i jej poszanowanie, kwestia autonomii sumienia lekarza jest szczególnie ważna. Nie powinno bowiem dochodzić do sytuacji, w których autonomia i rozbudowane prawa pacjenta miałyby większe gwarancje prawne niż autonomia i prawo do odmowy wykonania przez lekarza procedury medycznej niezgodnej z jego sumieniem. Siła rażenia mediów W mediach publikowano opinie i stanowiska różnych osób i instytucji w sprawie korzystania z klauzuli sumienia w praktyce lekarskiej. Pojawiało się w nich stwierdzenie, że klauzula sumienia jest przez lekarzy nadużywana, w szczególności gdy chodzi o korzystanie z prawa do antykoncepcji i do zgodnej z prawem aborcji. Zdaniem tych osób lekarz może odmówić jedynie czynności godzącej bezpośrednio w dobro, które w swoim sumieniu chce chronić. Może więc odmówić wykonania aborcji czy asystowania przy niej, ale nie skierowania ciężarnej na badania, które mogą ustalić wskazania do aborcji, czy udzielenia informacji niezbędnych do podjęcia decyzji dotyczących leczenia, ani uchylić się od zdiagnozowania zagrożenia dla życia czy zdrowia kobiety w razie kontynuowania ciąży, czy też od stwierdzenia uszkodzenia płodu, a także od przepisania środka antykoncepcyjnego czy pigułki wczesnoporonnej – bo decyzja o skorzystaniu z nich należy do pacjentki. Opinie i stanowiska przeróżnych osób i instytucji są oczywiście zupełnie niezobowiązujące, jednakże 10 niepokojące są próby narzucania ich środowisku lekarskiemu przez formułowanie sugerujące, że opierają się na bliżej nieokreślonych przepisach prawa. To zdumiewające, jak zuchwale próbuje się manipulować świadomością lekarzy, wmawiając nam, że nie możemy odmówić przepisania środka antykoncepcyjnego czy pigułki wczesnoporonnej, bo decyzja o skorzystaniu z nich zależy od pacjentki. Abstrahując od kwestii klauzuli sumienia – może zatem należałoby rozważyć, czy te leki nie powinny być dostępne w aptece bez recepty, skoro decyzja o skorzystaniu z nich należy do pacjentki? Stanowiska przeróżnych osób i samozwańczych komitetów odnoszą się również do innej kwestii, bezpośrednio związanej z klauzulą sumienia, mianowicie do kontrowersyjnego przepisu w art. 39 ustawy o zawodzie lekarza, który na lekarza odmawiającego wykonania nieakceptowanej procedury nakłada obowiązek wskazania realnych możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym. Przepis ten poniekąd narusza prawo lekarza do wolności sumienia, ponieważ zmusza go do pośredniego udziału w kwestionowanej procedurze. Przecież to państwo zalegalizowało określone procedury, więc powinno zadbać o ich realizację, a nie przerzucać ten obowiązek na lekarzy, naruszając ich prawo do wolności sumienia. Takie stanowisko lekarzy wobec przepisów ustawy o zawodzie lekarza budzi oburzenie autorytetów bioetycznych, co przejawia się rzuconym w mediach retorycznym, pełnym buty i nienawiści do lekarzy pytaniem jednego z bioetyków: „Czy i w jakiej mierze środowisko lekarskie czuje się moralnie odpowiedzialne za organizację ochrony zdrowia w Polsce?” Tak sformułowane pytanie budzi w głowie zwykłego polskiego lekarza zdumienie połączone z przerażeniem. Jak to bowiem możliwe, że osoby, które zamierzają prowadzić prace nad zmianą Kodeksu Etyki Lekarskiej, nie mają pojęcia o fundamentalnych zasadach funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce? Jak to możliwe, że te osoby nie zdają sobie sprawy z tego, że to nie środowisko lekarskie, lecz Ministerstwo Zdrowia jest odpowiedzialne za organizację ochrony zdrowia? 1_2014 styczeń Dylematy Odpowiedzialne merytorycznie, rzecz jasna, gdyż o jakiejkolwiek odpowiedzialności moralnej urzędników nikt nawet nie śmie wspominać. Żyjemy w ciekawych czasach Minione lata zapiszą się na trwałe w historii zawodu lekarza w Polsce jako systematyczne podważanie fundamentów naszej profesji przez ciągłe niszczenie zasady wolności naszego zawodu, deprecjonowanie lekarza i sprowadzanie go do roli świadczeniodawcy, skryby, urzędnika wertującego chpl-e i JGP, bezdusznego dysponenta i stróża środków publicznych, pracującego pod presją konieczności ciągłego oszczędzania, z wiszącym nad głową mieczem pod postacią kar NFZ, a jednocześnie symbolicznego chłopca do bicia jako jedynej przyczyny powstawania kolejek do siebie i wszelkiego innego zła w dogorywającym polskim systemie ochrony zdrowia. Jedyne, czego nam jeszcze nie odebrano, to nasze sumienie. Nie pozwólmy go sobie wydziobać. Rys. Zen Marzena Więckowska = @Famedyk internistka, lekarka rodzinna Nowości Niepokój zwiększa ryzyko udaru mózgu Związek czynników psychologicznych (stres, niepokój) z występowaniem zawału serca jest po-wszechnie znany. Mniej jest danych na temat zależności między tymi czynnikami a zagrożeniem udarem mózgu. Na łamach pisma „Stroke” ukazało się w grudniu 2013 doniesienie zatytułowane Prospective Study of Anxiety and Incident Stroke. Dr Maya J. Lambiase i wsp. z Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu w Pittsburgu badali, czy zachodzi zależność pomiędzy poziomem niepokoju a ryzykiem udaru mózgu. Uczestniczące w The First National Health and Nutrition Examination Survey 6019 osób było obserwowanych przez 16,29 ± 4,75 lat. W grupie tej zdarzyło się 419 udarów mózgu. Autorzy obliczyli, że występowanie objawów niepokoju oraz depresji zwiększało o 14% ryzyko wystąpienia udaru mózgu. Podkreślają oni, że jest to czynnik, który może być modyfikowany. Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/2013/12/19/STROKEAHA.113.003741.abstract 11 1_2014 styczeń Kongresy medyczne Kongres American Society of Hematology Tajemny postęp nauki Krystyna Knypl Kongres medyczny w Nowym Orleanie to niezapomniane przeżycie. Uczestnicy z całego świata, wysoki poziom naukowy obrad, niezwykły klimat tego pięknego miasta – wszystko pozostaje na trwałe w pamięci. Jeżeli dodamy do tego spacer uliczkami French Quarter, niczego więcej nie trzeba do szczęścia. Jak zawsze największym powodzeniem cieszą się sesje typu Late Breaking Clinical Trial. Na ostatnim kongresie American Society of Hematology przedstawiono na tych sesjach sześć doniesień. Jakie zagadnienia uznano za najbardziej godne uwagi? N owoczesna hematologia to ekstremalnie trudna i hermetyczna dyscyplina. Spójrzmy na zaprezentowane badania okiem obserwatora, który chce wiedzieć, w jaką stronę postęp zmierza. Niewątpliwie kierunek wytyczają badania genetyczne, a w szczególności poszukiwanie mutacji genetycznych, zwłaszcza takich, których stwierdzenie umożliwia wysnucie wniosków diagnostycznych lub terapeutycznych. Określenie konkretnej mutacji może mieć bardzo praktyczny wymiar. 1. Frequent Mutations in the Calreticulin Gene CALR in Myeloproliferative Neoplasms Dr Klampfl Thorsten i wsp. Do dość już długiej listy mutacji występujących w nowotworach mieloproliferacyjnych autorzy dodali jeszcze 32 nowe mutacje w kodowaniu kalretikuliny, która jest białkiem wiążącym jony Ca2+ w siateczce śródplazmatycznej komórek eukariotycznych. Zdaniem autorów odkrycie pozwoli na opracowanie testów diagnostycznych, a w dalszym etapie na lepszy dobór skutecznej terapii. 12 2. The Genomic Landscape of Myeloproliferative Neoplasms: Somatic CALR Mutations in the Majority of JAK2-Wildtype Patients Dr Jyoti Nangalia i wsp. Drugie doniesienie poświęcone poszukiwaniom nowych mutacji u chorych z nowotworami mieloproliferacyjnymi BCR-ABL negatywnymi. Autorzy badali 151 chorych, również stwierdzili mutacje w kodowaniu kalretikuliny. 3. A Dominant-Negative GFI1B Mutation in Gray Platelet Syndrome Dr Bert A. Van der Reijden i wsp. Zespół szarych płytek (ang. gray platelet syndrome GPS) jest rzadką anomalią polegającą na zmniejszeniu liczby lub całkowitym braku ziarnistości alfa płytek krwi. Ziarnistości alfa zawierają fibrynogen, czynnik von Willebranda, czynnik płytkowy 4 (PF-4), beta-tromboglobulinę, trombospondynę, czynniki krzepnięcia V, XI i XIII, białko S, czynniki wzrostu (TGF-beta, PDGF), selektynę P. Autorzy opisali rodzinnie występujący zespół 1_2014 styczeń Kongresy medyczne szarych płytek o dość ciężkim przebiegu. Zidentyfikowano mutację genetyczną odpowiedzialną za to schorzenie. 4. Age-Adjusted D-Dimer Cut-off Levels to Rule out Pulmonary Embolism: A Prospective Outcome Study Dr Marc Righini i wsp. Przedstawiono wyniki badania klinicznego, w którym uczestniczyło 3377 pacjentów z 22 ośrodków z 4 krajów. Oznaczanie D-dimerów po uwzględnieniu skorygowania na wiek może być przydatnym testem w diagnostyce zatorowości płucnej. 5. Lenalidomide Promotes CRBN-Mediated Ubiquitination and Degradation of IKZF1 and IKZF3 Dr Jan Krönke i wsp. Przedstawiono nowe dane na temat szczegółowych mechanizmów na poziomie komórkowym działania lenaloidomidu w leczeniu szpiczaka. 6. A Phase 3, Randomized, Double-Blind, Place- bo-Controlled Study Evaluating the Efficacy and Safety of Idelalisib and Rituximab for Previously Treated Patients with Chronic Lymphocytic Leukemia (CLL) Dr Richard R. Furman i wsp. Omówiono trzecią fazę badania nad skutecznością idealisibu w leczeniu przewlekłej białaczki limfatycznej, 13 wykazując jego wysoką skuteczność. Jest to lek z grupy inhibitorów PI3K delta. Poza białaczką stosowany także w leczeniu chłoniaków nieziarniczych. Webinarium na temat zastosowania ruksolitynibu Poza obcowaniem z kongresami na żywo coraz częściej można w nich uczestniczyć w czasie rzeczywistym zdalnie, przez internet. Dzieje się to dzięki webinariom. Jako dziennikarz medyczny otrzymałam zaproszenie do udziału w takim webinarium poświęconym wynikom badań COMFORT I oraz COMFORT II, w których stosowano ruksolitynib (Jakavi). COMFORT-I było randomizowanym, podwójnie ślepym badaniem kontrolowanym placebo z udziałem 309 pacjentów. Pierwszorzędowym punktem końcowym w odniesieniu do skuteczności był odsetek pacjentów, u których uzyskano co najmniej 35% zmniejszenie objętości śledziony w 24. tygodniu względem stanu wyjściowego, stwierdzone w badaniu za pomocą rezonansu magnetycznego (MRI) lub tomografii komputerowej (CT). COMFORT-II było otwartym, randomi- zowanym badaniem z udziałem 219 pacjentów. W badaniu COMFORT I zmniejszenie śledziony ≥35% uzyskano u 65% pacjentów w grupie leczonej aktywnie ruksolitynibem, podczas gdy w grupie otrzymującej placebo takie zmniejszenie śledziony uzyskano u 1% pacjentów. W badaniu COMFORT II zmniejszenie 1_2014 styczeń Kongresy medyczne śledziony w grupie aktywnie leczonej ruksolitynibem stwierdzono w 40% przypadków, a w grupie otrzymującej placebo w 0% przypadków. Wskazanie do stosowania ruksolitynibu (Jakavi) wg charakterystyki produktu leczniczego brzmi: Produkt leczniczy Jakavi jest wskazany w leczeniu powiększenia śledziony związanego z chorobą lub objawów występujących u dorosłych pacjentów z pierwotnym włóknieniem szpiku (znanym także jako przewlekłe idiopatyczne włóknienie szpiku), włóknieniem szpiku poprzedzonym nadkrwistością prawdziwą lub włóknieniem szpiku poprzedzonym nadpłytkowością samoistną. Ruksolitynib jest selektywnym inhibitorem kinaz janusowych (JAK), JAK1 i JAK2 (dla enzymów JAK1 i JAK2 wartość IC50 wynosi odpowiednio 3,3 nM oraz 2,8 nM). Kinazy te są mediatorami przesyłania sygnału dla cytokin i czynników wzrostu odgrywających ważną rolę w procesie hemopoezy i funkcjonowaniu układu immunologicznego. Ruksolitynib hamuje ścieżkę sygnałową JAK-STAT oraz proliferację komórek w komórkowych modelach złośliwych nowotworów krwi zależnych od cytokin, a także komórek Ba/F3 niezależnych od cytokin dzięki ekspresji zmutowanego białka JAK2V61. “This is where to come for the latest research in blood diseases, especially cancer. I always go to the ASH conference.” Pełna charakterystyka produkty leczniczego Jakavi jest dostępna pod adresem http://ec.europa.eu/health/ documents/community-register/2012/20120823123254/ anx_123254_pl.pdf Podsumowanie Krzepiący stały rozwój nauk medycznych, jednak nie sposób nie zauważyć, iż stają sie one coraz bardziej hermetyczne. Bo czyż można zrozumieć bez ukończenia specjalnego kursu dla szyfrantów pracujących przy największych tajemnicach następujący tekst? (cytat z abstraktu nr 6): Adverse events (AEs) occurring in ≥20% of pts (any Gr/Gr ≥3) by arm were: pyrexia (IDELA + R 29%/3%; placebo + R 16%/1%), fatigue (IDELA + R 24%/3%; placebo + R 27%/2%), nausea (IDELA + R 24%/0%; placebo + R 22%/0%), chills (IDELA + R 22%/2%; placebo + R 16%/0%), infusion-related reactions (IDELA + R 16%/0%; placebo + R 28%/4%), and cough (IDELA + R 15%/0%; placebo + R 25%/2%). Other selected AEs (any Gr/Gr ≥3) included diarrhea (IDELA + R 19%/4%; placebo + R 14%/0%) and rash (IDELA + R 10%/2%; placebo + R 6%/0%). Select lab abnormalities (any Gr/ Gr ≥3) included ALT elevation (IDELA + R 31%/6%; placebo + R 9%/1%), anemia (IDELA + R 26%/6%; placebo + R 30%/14%), AMERICAN SOCIETY of HEMATOLOGY neutropenia (IDELA + R 55%/34%; placebo + R 49%/22%), and thrombo® cytopenia (IDELA + R 17%/10%; pla55th ASH Annual cebo + R 26%/16%). The most common Meeting and Exposition SAEs were pneumonia (6.4%), pyrexia Meeting: December 7-10, 2013 | Exhibits: December 7-9, 2013 (6.4%), and febrile neutropenia (4.5%) Ernest N. Morial Convention Center | New Orleans, LA in IDELA + R, and pneumonia (8.4%), febrile neutropenia (5.6%), and dyspnea Interact Face-to-Face with (3.7%) in placebo + R. AEs led to study Hematology Professionals at the drug discontinuation in 9 pts (8.2%) Premier Event in the Hematology in IDELA + R and 11 pts (10.3%) in Industry. placebo + R. — ASH annual meeting attendee Postęp nauki ma w sobie coś tajemnego! Reserve Your Exhibit Space Today! 800-564-4220 / [email protected] 14 Krystyna Knypl internista 1_2014 styczeń Kongresy medyczne Biznes edukacyjno-konferencyjny Krystyna Knypl T w istocie nam nie grozi. Przekonania takiego nabrałam po odwiedzeniu niezwykle interesującej strony internetowej MD Conference Finder http://www.mdconferencefinder.com założonej przez lekarza, którego jednak szczegółowych danych osobowych próżno szukać na tej stronie. Zakładka „contact us”, gdzie zwykle takie dane identyfikacyjne się znajdują, niczego nie mówi o założycielu. Jedno jest pewne – zna on branżę bardzo dobrze i dostarcza ciekawych danych. Najważniejsze jest dobre planowanie! Zapracowany kongresowy bywalec musi planować, gdzie się pokazać, a z czego zrezygnować. Racjonalnemu planowaniu aktywności naukowych, pozbywaniu się sił i środków budżetowych służy zakładka „abstract calendar”, dzięki której wiemy, kiedy jest ostatni dzień przesyłania streszczeń naszych prac na kongresy. Mamy Fot. Krystyna Knypl roska o lekarską wiedzę i jej aktualizację jest biznesem nie tylko bardzo opłacalnym, ale także budzącym silne emocje w szerokich rzeszach społeczeństwa. Za czyje pieniądze oni wyjeżdżają na Seszele? – wołają pryncypialni komentatorzy polskiego internetu. Tak skonstruowane pytanie dowodzi nieznajomości branży, na Seszelach bowiem nie ma odpowiednio dużych centrów konferencyjnych, a mały kongres to żaden biznes dla rekinów tej branży! Kongres poniżej tysiąca uczestników nie zachęca wystawców ani sponsorów do inwestowania, a trudno sobie wyobrazić pojawienie się 5 tysięcy nowych gości na tych niewielkich 115 wysepkach, z których tylko 33 są zamieszkałe. Co więcej, ostatnio media codzienne doniosły, że niektórzy cnotliwi przedstawiciele Big Pharmy wycofują się ze sponsorowania lekarskiej edukacji. Można by więc sądzić, że biznes totalnie podupadnie, a doktorzy pogrążą się w niewiedzy! Chyba jednak nic takiego 15 1_2014 styczeń Kongresy medyczne do wyboru aplikowanie o przyjęcie naszych doniesień aż na 49 znaczących konferencji medycznych, z tego dla 7 konferencji termin upływa 20 stycznia! Jedna ciekawsza od drugiej, wymieńmy chociaż ich tytuły: International Academy on Nutrition and Aging 2014, 6th Ocular Diseases Drug Discovery, 4th Ubiquitin Research and Drug Discovery Conference, 2nd Orphan Drugs Research & Commercialization Conference, Cell & Gene Therapy Conference, Future Biotech Summit oraz American Society of Gene & Cell Therapy (ASGCT) 17th Annual Meeting. Tematyka konferencji wskazuje na rosnącą rolę poszukiwań naukowych na poziomie pojedynczej komórki. Przegląd zaś kalendarza kongresowego – że każdego dnia ambitny naukowiec z dowolnej dziedziny ma gdzie przesyłać wyniki swoich badań, ale chyba najbardziej rozsądnie jest skupić się na poszukiwaniu nowych leków. Terminów w pozostałych miesiącach jest tyle, że jeżeli człowiek już coś odkryje, to okazji do zaprezentowania wynalazku nie zabraknie! Konieczne punkty edukacyjne Większość konferencji oferuje punkty edukacyjne. Bez nich ani rusz – nie zdobędzie się szerokich rzesz słuchaczy. Organizatorzy nie mogą liczyć na powiększenie tych rzesz przez uczestników z Polski, bo ciągle obowiązujące u nas rozporządzenie MZ nakazuje nam szkolić się według swoistych kontyngentów wiedzy. Podobno najbardziej mają nam służyć aktywności mające w nazwie słowo „kurs” i na takie aktywności powinniśmy się zgłaszać, a już słowo „kongres” i w dodatku pisane w języku angielskim, może nam posłużyć jedynie sporadycznie. Klimat owego rozporządzenia nasuwa mi na myśl określenie „science fiction” – przez co należy rozumieć, że więcej w nim „fiction” niż prawdziwej „science”. No ale powróćmy do amerykańskich instytucji akredytujących, czyli potwierdzających, że wiedza na kongresie jest odpowiedniej jakości. Listę otwiera Accreditation Council for Continuing Medical Education, sprawnie zarządzana firma istniejąca od 1981 roku, operująca budżetem ponad 4,5 mln dol. rocznie! Aż strach pomyśleć, jakie emocje wywołałaby w naszym kraju organizacja zajmująca się edukacją lekarzy z proporcjonalnie 16 podobnym budżetem. Instytucji udzielających akredytacji jest wiele, jeżeli komuś nie odpowiada firma amerykańska, może skorzystać z firmy kanadyjskiej lub brytyjskiej. Zbyt drogo? Wybierz webinarium! Koszt pobytu na konferencji jest wysoki dla każdego, także praktykującego w kraju bogatym. Dlatego warto się zainteresować uczestnictwem zdalnym, przez internet. Najwięcej webinariów znajdziemy dla alergologów, lekarzy rodzinnych oraz reumatologów. Koszt uczestnictwa w takim szkoleniu wynosi 20 dol. Nic tylko się edukować. Osobiście lubię tę formę zdobywania wiedzy i kilka razy uczestniczyłam w webinariach dla dziennikarzy medycznych. Trzeba tylko uwzględnić różnicę czasu i dostosować do niej. Niekiedy przekaz do Europy nie jest doskonały, o czym przekonałam się podczas jednej z transmisji z Waszyngtonu, bo to stosunkowo nowa technika. Twarde dane o tematyce i lokalizacji Dementując podniecającą wyobraźnię dziennikarzy i pacjentów plotkę o organizowanych co i rusz konferencjach na Seszelach, pragnę poinformować, że wg MD Conference Finder najwięcej konferencji medycznych zorganizowano w 2012 roku w Kalifornii (20,9%), potem na Florydzie (18,4%) i w Illinois (10,6%). Adresatami tych spotkań byli przede wszystkim interniści (20,9%), lekarze rodzinni (17,1%) oraz specjaliści medycyny ratunkowej (11,1%). W porównaniu do tych specjalności dość blado wypadają kardiolodzy (9,6% konferencji) oraz onkolodzy (7,2%), których zawsze miałam za potentatów rynku konferencyjnego. I jest to kolejny dowód na stwierdzenie, że człowiek się uczy przez całe życie! Krystyna Knypl internista 1_2014 styczeń Na dyżurze Źle żyją, którzy ustawicznie żyć zaczynają. (Epikur) Życie jest podróżą, czyli dyżurowy jet-lag Rafał Stadryniak = @Grypa Właściwie jet-lag powinien być podyżurowy, jeżeli w ogóle, lecz skacząc z kwiatka na kwiatek, tj. z jednego dyżuru na następny i następny, dzielny doktor-dyżurowiec ląduje w matrixie, w którym zmęczenie podróżą jest częścią zakrzywionej rzeczywistości. Ale po kolei. N asz Doktor Rodzinny w pogoni za sensem, a może i pieniędzmi, zainteresował się pracą na dyżurach. Odświeżył swoje znajomości w Pogotowiu, zajrzał na dyżury do Szpitala i wreszcie powróciło znane z początków pracy uczucie kompletnego zmęczenia. Przez analogię do wysiłku fizycznego można by się było delektować pieczeniem mięśni skatowanych na siłowni… Można by, tyle że w tym konkretnym wypadku skatowaniu uległ cały człowiek, do tego z premedytacją. Doktor pocieszał się myślą, że przecież nie robi nic złego dyżurując, że pacjenci, że NFZ, że powołanie na zawołanie itp. Jak zwykle w takiej sytuacji znalazł się zaraz kolega, który w przelocie rzucił Doktorowi zastanawiającą frazę: „Nie ma ludzi niezastąpionych, rzekł cudzy mąż do cudzej żony”. O co mu mogło chodzić? Zagłębiał się w rozważania Doktor, ale czasu za bardzo nie było. Trzeba się zbierać na kolejny dyżur, a po dyżurze, wiadomo, praca na etacie, a potem… No, tak daleko Doktor nie sięgał. Nie zaśmiecał sobie głowy planowaniem, co będzie za dwa dni, jakby nasze plany miały jakiś wpływ na przyszłość... Po prostu nosił przy sobie notes, w którym było wszystko spisane. Gdyby tak kiedyś zabrakło notesu, pomyślał Doktor niegramatycznie, to po chłopie. Nie wiadomo, w które miejsce pracy się udać. zabierał. Na razie. W trakcie pakowania sprzętów jakby z oddali doszedł go znajomy tekst żony, która witała i żegnała naszego dyżuranta w ten sam sposób: „Ty sobie chodzisz na dyżury, a tu cały dom na mojej głowie”. Po chwili tło się wyciszyło i na Naszego Doktora spłynęło przeddyżurowe skupienie. „Tak, życie jest snem”, zgodził się sam ze sobą Pan Doktor, tylko dla lekarza „snem ciężkim, nieprzespanym, już letniczek pisany i uploteczki w niwecz…” zagalopował się Doktor, któremu nie wiadomo dlaczego zaczęły ciążyć powieki. A może tak uskutecznić drzemkę przeddyżurową, żeby potem w pracy dać z siebie wszystko? Nic trudnego. Na ramieniu błyskawicznie przysiadł niejaki Morfeusz, brat Tanatosa i Doktor odleciał onirycznie, zapadając się w sen. Nieprzespany sen 17 Rys. Zen Przez chwilkę Doktor zbierał do kupy zabawki dyżurowe. A to wysłużone słuchawki, a to łyżka i widelec na jednym trzonku, a to… nie, pampersów nie będzie 1_2014 styczeń Na dyżurze Przeskakując z pracy do pracy, Doktor czuł się jak we własnym prywatnym odrzutowcu. A nie każdy może się tym pochwalić. Po każdym lądowaniu miał oczywiście chorobę samolotową, wypijał kubłami kawę, mylił daty, a nawet, o zgrozo, imiona pielęgniarek, a wiadomo że kobiety, nawet obce, są zazdrosne o inne… Umęczone ciało poruszało się zgodnie z trajektoriami wpisanymi w święty notes dyżurowy, natomiast ciało astralne było ciągle młode i ochocze, tak jakby to właśnie ono dostawało za darmo zastrzyki adrenaliny i wypłatę. „Jakaś anomalia...” Zamruczał przez sen i zapadł się jeszcze głębiej, w krainę rozluźnionych mięśni i śmiałych fantazji. Teraz nawet on nie mógł zrozumieć, dlaczego lekarzom płacą za spanie, albo za obecność, a nie za wykonane procedury. Żeby to rozgryźć, trzeba chyba zapaść w jeszcze głębszy sen, sen ciężki, nieprzespany… Spał zupełnie jak niemowlę, no może z pominięciem wzgardzonego pampersa. Po latach dyżurowania rzadko który lekarz zachowuje się jak księżniczka na ziarnku grochu. Wystarczy niebacznie przyłożyć głowę do powierzchni płaskiej i sen gotowy. „Aha, to dlatego w kierownicy samochodowej jest dziura. Wszystko robi się „pod lekarzy”, pieszczochów systemu. Taki ukłon w stronę inteligencji jednak pracującej czy coś…” Na czym polega jet-lag Tu mała dygresja, korzystając z co prawda czujnej, ale jednak drzemki Naszego Doktora. Jet-lag w wersji lekarskiej polega na subiektywnym, bo nikt tego nie mierzy, uczuciu zmęczenia podyżurowego zmieszanego z zagubieniem. Lekarz nie jest w stanie znaleźć drogi do domu i kieruje się tam, gdzie otoczenie wydaje mu się znajome, czyli na kolejny dyżur. Występuje zmęczenie czterokończynowe i wyraz twarzy zarezerwowany przez autora obrazu „Krzyk”. Możliwe jest uczucie oślepiania przez światło słoneczne i ślinienie się na widok atrakcyjnych kobiet, a czasem i bez powodu. Leczenie jest trudne, bo niestety mamy do czynienia z regularnym uzależnieniem lekarzy od dyżurów. Środowisko, w którym żyją, nie pomaga im w zerwaniu z nałogiem, w pracy szef już czeka z grafikiem na kolejne święta, a w domu żona też chyba czeka… 18 „Lekarska choroba samolotowa, czyli przekraczanie granic przyzwoitości”… zachrapał Nasz Doktor w temacie dyżurów. Sen zdawał się głębszy, niż pierwotnie zakładał. W tym kontekście raport w dyrekcji po dyżurze może być pretekstem do oceny, czy cały personel, który kładł się z wieczora, obudził się rano… Do pracy! Chyba ze strachu, targany jakimś przeczuciem, Doktor skoczył od razu do pionu i w tej chwili zadzwonił budzik. „Ha, jak zwykle go wyczułem”, pogratulował sobie Pan Doktor, ale nie było czasu na dalsze pieszczoty, bo trzeba się było szybko ewakuować. „Jajka na twardo, serek homo, fuj, wezmę szybko dojrzewający na kaloryferze brie i śledzika do pary”, Doktor szybko stworzył zestaw obiadowy, który miał mu dać siłę i pamięć słonia oraz małpią zręczność dyżuranta. Z żalem zauważył, że znowu niestety nie będzie czerwonego wina. Cóż, to nie lot samolotem rejsowym z pełnym barkiem i prężącymi się stewardesami. „Może w przyszłym roku, jak wejdą nowe warunki dyżurów kontraktowych”, pomarzył Nasz Doktor. Wszak dyrekcja mówiła, że konieczne są głębokie zmiany, pewnie takie do dna. Czyli nie trzeba będzie głęboko grzebać.J Żeby tylko nie zapomnieli o winie. Wszak jedna lampka na dyżurce na pewno by nie zaszkodziła, a może nawet spowodowałaby nadawanie na tych samych falach. Albo taki koniaczek na konsylium u trudnego pacjenta. Ale, ale, doktorowi zapaliła się pod kopułką czerwona lampka, przypominająca wredny Ewuś: trudnych pacjentów jest multum. Nie mam takiej mocnej głowy, żeby to wszystko obrobić. Może niech już zostanie, jak było. Tak sobie imaginując, doktor ocknął się w trakcie przebierania się w dyżurowy mundurek. Nawet nie zauważył, jak jakaś tajemnicza siła przeniosła go do miejsca pracy. Pokrzepienie płynie z reklam Złożył ubranie w kosteczkę i położył na łóżku dyżurowym. Przez moment poczuł się jak król objeżdżający swoje włości i nocujący co rusz to w innej 1_2014 styczeń Na dyżurze rezydencji. „Ja to mam lepiej, mnie przynajmniej płacą za spanie” pocieszał się. „A właściwie co jest takiego fajnego w byciu królem? Pewnie się już nie dowiem” uciął kolejny splątany kłębek myśli. Wszystko przez te sny. Co prawda śniło mu się tylko, gdy spał we własnym łóżku, więc w sumie raczej rzadko, ale za to pamiętał ostatni sen z detalami. Wrócił po dyżurze zmęczony. Chciał się wślizgnąć do łóżka, odkrył kołderkę, a tam… się zalęgły szkodniki. „Żeby tylko nie proroctwo jakieś, tfu!” Przechodząc koło dyżurki pielęgniarek, nadział się na głośną reklamę z telewizora: „Karinka jakiej nie znasz, załatwiła ci wyjazd na narty”. Wchodząc na R-kę, przywitany został kolejną reklamą: „Przecież skleroza to moja siostra rodzona. Na szczęście od czego jest brat refleks”. „Też mam siostrę i brata”, przeleciało Doktorowi przez głowę. Ale, ale, przecież to tylko reklama. Jednym haustem wypił czyjąś kawę i całe napięcie przeddyżurowe wreszcie opadło. Był na dyżurze, pełnił obowiązki lekarza dyżurnego, reprezentował szpital i samego ministra zdrowia i opieki społecznej. Trochę bolało, że nie jest do tego urzędnikiem państwowym na służbie, bo zasadniczo był propaństwowy, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Na Izbie Przyję� Gnany przeczuciem zaleciał na Izbę Przyjęć, a tam czarno. To znaczy tzw. biali ludzie po kilku na metr kwadratowy. Na szczęście wielu z nich pod tlenem. „Zawsze trochę skorzystają na tym rodziny”, pomyślał. „A tak trzeba bulić za jakieś ekskluzywne namioty tlenowe w ramach kuracji odmładzającej”. Pierwszy pacjent na każde pytanie odpowiadał jednakowo „Słaby żem” i nic nie mogło wytrącić go z równowagi. Ten zasłużony pacjent wielokrotnie bywał we wszystkich przybytkach medycyny w mieście i niejedną butelkę kroplówki obalił tu i tam. Po kroplówce słabość cudownie mijała i nawet nikomu nie chciało się tłumaczyć, że to tylko lekko osolona woda. Skoro pomaga… Woda z cudownych źródełek poddana starannym badaniom też – okazuje się – nie zawiera niczego szczególnego, a jednak działa, czego dowodem są tłumy spragnionych. Kolejny pacjent, który czekał od rana, został już załatwiony przez kolegę. Dostał solidny opieprz, 19 że zgłasza się codziennie bez skierowania z objawami nerwicowego kłucia serca. „Za którymś razem to może być zawał”, bronił się napadnięty. Dobrze, ale za którym… Na zgodę dostał receptę na relanium i pouczenie, żeby choć raz zgłosił się do lekarza rejonowego. „Ale tam jest kolejka”… A dalej już poleciało. Skargi na serce, teściową, podatki, pogodę i kursy walut. Była też jedna skarga na lekarza, że się nie uśmiecha do pacjentów. Pewnie pan doktor pracuje w tzw. ruchu ciągłym, a to nie poprawia samopoczucia ani samooceny. Ale z drugiej strony, gdyby mu tak nagle to zabrać... Pewnie też byłoby nie do śmiechu. Wszystkim rządzą prawa fizyki Nasz Doktor przypomniał sobie wykłady z fizyki, na których został uświadomiony, że maszyna zużywa się najbardziej w momencie rozruchu i hamowania, a żarówka przepala się przy włączaniu. Lepiej już zaprogramować się na całodobowy wolnobieg, bez przestanków i szarpania, żeby właściwie wykorzystać organizm lekarza. Takie podejście można wzmacniać, przywołując idee powołania lub przysięgę niejakiego Hipokratesa. Pętla dyżurowa Lekarz zagubiony w pętli dyżurowej doświadcza typowej choroby samolotowej, odchorowując kolejne zmiany. Nagłe odstawienie od dyżurów stawia go w sytuacji Japończyka, który po przepracowanym życiu dla korporacji w końcu wraca na emeryturę do domu. I tutaj mamy do wyboru, które z japońskich małżonków popełnia samobójstwo… W polskiej wersji mamy lekarza, który w końcu pokonuje dyżurowy jet-lag i czuje się na dyżurze równie swobodnie jak w domu, a w domu jak na dyżurze... Żona dyżurującego musi bardzo ściśle współpracować, informując męża-doktora, w jaki tryb pracy ma się akurat przełączyć. Emerytura nie stanowi dla polskiego lekarza problemu. Jako emeryt wymykający się chciwemu fiskusowi, może wreszcie rozwinąć skrzydła wolego zawodnika i dyżurować do woli. 1_2014 styczeń Na dyżurze Kiedy odsypia� Sposoby walki z jet-lagiem dyżurowym są przeróżne. Niektórzy koledzy po „zjeździe do bazy” zachowują się jak turbodoładowani, rzucając się na żonę, jedzenie... No może nie w tej kolejności. Niektórzy rzucają się na cudze żony nawet na czczo... Nie potępiajmy ich, mimo że trwonią energię, którą przecież pracowicie kontraktuje niejaki NFZ dla swoich świadczeniobiorców (trudne słowo, lepiej wymawiać „pacjentów”). Obiegowa opinia mówi, że po dyżurze należy się wyspać. Otóż niekoniecznie. Tak jak w chorobie samolotowej nie należy kłaść się nerwowo do spania, tylko zjeść lekki posiłek i wziąć zimny prysznic. Potem należy iść spać zgodnie z czasem lokalnym. A co, jeśli przeleci godzina spania? Cóż, tak jak pominiętej tabletki tyroksyny czy warfinu nie należy nadrabiać, tak i tutaj zachowujemy spokój: jutro też będzie dzień, a być może i noc. Jeżeli godziny snu zaległego się skumulowały po paru dniach dyżurowych i wypadają właśnie na kolejnym dyżurze, to, sorry, nie należy odsypiać dyżuru na dyżurze. Chciałeś być lekarzem, to jesteś. J Życie rodzinne i wizja emerytury Nieco brakuje opinii żon lekarzy dyżurujących na temat jakości życia rodzinnego. Indagowane niewiasty zbywały pytających słowami, że „nie ma o czym mówić”… W każdym razie pożycie obficie dyżurujących czeka na swojego odkrywcę, który opisze je w stylu 20 „Życia seksualnego dzikich”. Niestety. Niektórzy koledzy świadomi już, że mogą być pod tym kątem obserwowani, zmieniają swoje zwyczaje. I tak to kolejny raz nieostrożny obserwator wpływa na obserwowany obiekt nie tylko w świecie cząstek elementarnych, ale też w środowisku tzw. psów na dyżury (pod tym pojęciem rozumiemy osoby regularnie dyżurujące po 7 i więcej razy w miesiącu oprócz regularnej pracy etatowej). Myśli Doktora zaczęły krążyć wokół cielesnych przyjemności, aż poczuł nagły atak głodu. Nasz Doktor miał z biegiem lat coraz większą świadomość prawdziwości pewnych prostych i oczywistych wydawałoby się twierdzeń. „Nigdy nie pracuj, gdy jesteś głodny”. Kto to mógł powiedzieć? zastanawiał się głośno. „Ja nie”, odpowiedział akurat badany pacjent. Już wiem, to nasz praszczur, protoplasta i ojciec medycyny, Hipokrates. Ale, ale, czy chodziło mu o to, żeby dosłownie nie harować o pustym żołądku, czy żeby w sensie metaforycznym nie pracować tylko dla chleba, lecz za lepsze pieniądze? „Teraz tego nie rozsądzę” pomyślał doktor, „nawet z pomocą pacjenta”. „To proszę zażywać apap 3x dziennie, przepłukać gardło, umyć zęby od czasu do czasu i zgłosić się do kontroli.” „Na Izbę Przyjęć”, stwierdził pacjent. „Do lekarza rodzinnego”, stwierdził Doktor. Doktor tymczasem dodał sobie wszystkie dyżury z minionych lat i wyszło mu, że powinien być już na emeryturze. I tak się poczuł przez chwilę, bo zaraz dopadło go wierne powołanie. Chwilową apatię zastąpiło życzliwe ożywienie. Sam się zdziwił, że zamiast opryskliwego i niecenzuralnego zwrotu okolicznościowego wyrwało mu się z ust „następny, proszę”. A na obliczu wykwitł uśmiech. Rafał Stadryniak internista Rys. Zen Taka postawa jest w naszej społeczności powszechnie akceptowana. Stała gotowość do dyżuru i brak kaca oraz higiena osobista powinny wyróżniać lekarza naszego rodzimego chowu. Pacjenci są zresztą wyczuleni i błyskawicznie wyłapują braki starannego ogolenia, niedoprasowaną koszulę, pytanie w kółko „od jak dawna jest kaszel i jakie leki pani bierze” i inne niechybne syndromy przebycia dyżuru. „Ja nie chcę, żeby moje zdrowie było w rękach zmęczonego lekarza” słusznie zauważają pacjenci, żądając najwyższej jakości za rozsądna cenę, czyli w tym wypadku tzw. półdarmo. PS Osoby, które z jakichś powodów nie dyżurują, a nawet nigdy nie dyżurowały, proszone są o wyrozumiałość. Jeśli ktoś zna materię dyżurową, a się nie zgadza z Naszym Doktorem, to trudno, czyli jak mawia Kłapouchy: „Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to”. Tym zaś, którzy się zgadzają: „Ha-ha powiedział Kłapouchy gorzko. Dobry kawał...” R.S. 1_2014 styczeń Po dyżurze @Curcuma_Zedoaria S ierotka Marysia zatopiona w lekturze książki kucharskiej podświadomie zaczęła słuchać informacji płynących z rozżarzonego do białości telewizora. Jej ucho z bezbłędną wprawą wyławiało słodkie bajeczne frazy: lepsza przyszłość, lepsze jutro, dostatek, powszechny dostęp, równe prawa, najwyższa troska – tak, to jej klimaty, chociaż nie jej bajka, ale bajka. I to jaka! Powszechna. Sierotka dobrze wiedziała, ilu bajkopisarzy marzy o Bajce Powszechnej, takiej, która trafiłaby pod każdy dach, pod każdą polską strzechę. Poczuła się podekscytowana. Nie miała z kim podzielić się swoim odkryciem, bo krasnoludki jak zwykle nie wróciły jeszcze z roboty. Banda gamoni, nigdy się nie wyrobią na czas, tylko zawsze te niepłatne nadgodziny... Podkręciła głośność i słuchała dalej. Mocny męski głos zapewniał: zadbamy, rozliczymy, ukarzemy, pomożemy, ocalimy... Och, ale on przystojny – pomyślała. – Wysoki, postawny, nieco niezgrabny w ruchach i z lekka zagubiony... Natchnione niewinne oczy, szerokie czoło, mocny męski podbródek, o nieco już zmiękczonym przez czas i piwo obrysie. Mężczyzna po przejściach – taki to potrafi zrozumieć i przytulić kobietę, nie to, co jej krasnoludki... Grała co prawda z krasnoludkami w różne gry zespołowe, ale dziecinni byli, szarpali się, obrażali, co chwilę któryś brał zabawki i wyruszał szukać nowej sierotki. Dość już miała tego tłumaczenia, gotowania, wycierania nosów, parowania skarpet... Zachciało jej się prawdziwego mężczyzny. Ech, pomyślała, nie czas marudzić. Przygotuję dzisiaj grzybową z muchomorkiem. A wieczorem, kiedy gamonie krasnoludki pójdą spać, ona odda się marzeniom o księciu z bajki. Obmyśli, 21 jak wedrzeć się na karty jego opowieści. Gdzieś musiała istnieć papierowa wersja jego złotych myśli i wzruszających bujd. Od dawna grasowała po cudzych bajkach, przecież jej krasnale już przejadły ostatnią gąskę, a jeść musiały... Ech, życie, życie. Noc minęła jak zwykle, tyle że Marysia tym razem nie śniła o krasnoludkach... ad ranem, kiedy wyprawiła drużynę do pracy, pobiegła do Biblioteki Głównej. – Szybko, szybko, poproszę pisma zebrane tego pana z telewizji, co takie cuda obiecuje. Bibliotekarka uśmiechnęła się i po chwili przyniosła Marysi stos gazet z programem wyborczym i obietnicami wszystkich opcji politycznych. Marysia nawet tego nie czytała, zbyt dobrze znała bajki, szukała tylko natchnionej, zapamiętanej twarzy. Jest. Artykuł był bardzo ciekawy. Opisywał tezy wystąpień, dodatkowo okraszonych „Odezwą do Potomności”. Piękny tekst. Zerknęła na autora. Redaktor Rogaś. Musi zapamiętać to nazwisko. Z pewnością ten Rogaś jeszcze nieraz zabłyśnie. Uprzejma bibliotekarka pozwoliła Marysi skopiować artykuł. – Pani ze służby zdrowia? – zainteresowała się nieoczekiwanie. – Nie, nie, ja z lasu – ucięła Marysia. Szybko pobiegła do domu. Po drodze minęła warkliwą sąsiadkę. Sąsiedzi ogólnie gniewali się na Marysię. Zarówno za jej folkowe stroje z tym wiecznym fartuszkiem, jak i za mieszkanie z gromadą męskich krasnoludków. – A fe! – syknęła warkliwa paniusia i znikła w czeluściach windy. Zamyśliła się. A są w ogóle żeńskie krasnoludki? Chyba nie... Nic o tym nie słyszała. Była co prawda w jednej z bajek niejaka Calineczka, ale na pewno nie była krasnoludkiem. Marysia zamknęła za sobą drzwi. Otworzyła szafę i przyszpiliła kopię artykułu ze zdjęciem do drzwi. Nie, lepiej powieszę na makatce nad łóżkiem... Rys. Zen Jak redaktor Rogaś sierotkę prze ...kabacił N 1_2014 styczeń Po dyżurze Ze śpiewem na ustach i radością w sercu przerzucała gary na kuchni. Wymyśliła sobie, że gotuje dla niego... Ukochanego, wyśnionego, ślicznego pana z telewizji. Nawet nie zauważyła, jak przeleciał dzień. ieczorem krasnoludki umęczone jak zwykle wtoczyły się do pokoju. – Patrzcie, zawołał Koszałek! – Co też Marysia tutaj przyszpiliła... pożycz okulary! Krasnoludki przepychając się, kłócąc, po kolei czytały frapującą opowieść... czuły jak uchodzi z nich energia... Mąż opatrznościowy – chlipały krasnale... Już nam teraz nawet Błystek nie pomoże... – Ach, wy niezguły jedne! – ryknął Koszałek. – Było wam Marysieńki pilnować. A wam się zachciało po robocie nadgodziny robić. Baby trajlować! I co? – Marysia się nam zakochała... – usiadły krasnoludki smuteńkie na podłodze i zafrasowały się. – Poczytajcie jeszcze, bracia krasnale. Ten gość taką bajkę wstawia, że lepszej nie wymyślimy... Przy kolacji tylko Marysia była w świetnym humorze. Wiedziała, co zrobi dalej. Postanowiła odnaleźć autora tej bajki, redaktora Rogasia. Tak, odnajdzie go, omota, będzie słuchać jego opowieści i poprosi, żeby ją do niej, tej bajki, zaprowadził. ak postanowiła, tak i uczyniła. Zdobywszy adres redaktora, wybrała się z wizytą. Ukręciła świeżą witkę z wikliny, otrzepała fartuszek, założyła spódniczkę w gąski haftowaną i poszła... Redaktor od razu wpuścił ją na pokoje. Przyglądał się jej z zainteresowaniem. – A panna także do Mam Talent? – zapytał. – Wie panna, dużo tu takich przychodzi, ale każda musi mieć coś specjalnego do zaoferowania. Co panna potrafi? – Umiem ugotować zupę z muchomora i bajki opowiadać. – To tak jak ja! – ucieszył się redaktor. – No to skoro już ustaliliśmy, co nas łączy, niechże panna ściągnie ten fartuszek... Nie, witkę proszę zostawić. Do rana zdążyli dokładniej ustalić, co ich dzieli, a co łączy... Rogaś, choć kobieciarz, był nieco zaskoczony. Im bardziej przyglądał się partnerce, tym wydawała W J 22 mu się młodsza. Do rana wyglądała na 10 lat... Rogaś się przeraził. Musiała go uspokajać. – Ja tylko tak wyglądam. Naprawdę mam ponad setkę. – No co ty gadasz? – Rogaś był wyraźnie poirytowany. – Ano tak… dawno, dawno temu na złą drogę zeszłam – zaczęła Marysia swoją opowieść. – Zbłądziłam i już do domu nie wróciłam. Gąski zgubiłam, sukienkę podarłam. W biedzie pomógł mi król podziemia, niejaki Błystek. Przygarnął, przyodział, z kompanami zapoznał, gąski obiecał odnaleźć. I tak zostało. Czas płynął, a on tę samą bajkę co dzień opowiadał. Ja dorosłam, wiesz? Nie chcę już gąsek, krasnoludki mnie nie bawią. Chcę prawdziwego mężczyzny, chcę władzy, ferrari i ciuchów od Prady. Już mnie byle co nie cieszy... Zabierz mnie, Rogaś, do twojej bajki. Proszę – w jej oczach zabłysły łzy. Zadumał się Rogaś. A miało być bez zobowiązań. Z drugiej strony Marysia, królowa podziemia, to było coś... i miała znajomości. abrał ją na miasto, obkupił, zaprowadził do fryzjera, gdzie obcięli warkocze. Zaprowadził do redakcji. Przedstawił naczelnemu. Ry s. – Gdzie chciałaby pani praZe n cować, pani Mario? – Chcę pisać sprawozdania z Wiejskiej. Chcę spisywać bajki złote, powszechne, każdemu według potrzeb. Naczelny uśmiechnął się z akceptacją. – Proszę siadać i zaczynamy! Rogaś podsunął jej klawiaturę. Otwarła dokument. Zaczęła pisać. „Praca w ministerstwie to nie jest łatwa robota, jest mozolna, ale ja nie należę do ludzi, którzy lubią się mazać. To trudny system, zawsze można zrobić coś lepiej, ale przeprowadzamy codziennie, po kolei ustawy, które chociaż trochę poprawiają ludziom życie ...” ie musiał się więcej o nią martwić. Rogaś już wiedział, że sobie poradzi. Z N @Curcuma_Zedoaria psychiatra 1_2014 styczeń Rys. Zen Po dyżurze Lepiej w życiu być Bomisiem Co lekarzom co noc śni się Niźli zjawą vel Jatylkiem Tak w przelocie, tak na chwilkę (Przyśpiewka ocalona przez znanego zbieracza folkloru przychodnianego, Fabulego Lekopasa) Gdzieś w odległej galaktyce Rafał Stadryniak = @Grypa D rzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem i z ubikacji powoli wysunął się starszy, przygarbiony człowiek. Zapinał jeszcze spodnie i poprawiał pasek, a już zniecierpliwiony malec, zapewne wnuczek, na oko 6 lat, poganiał dziadka: Dziadzia, zbieraj się, obiecałeś lody. Dobrze, dobrze, tylko muszę trochę odsapnąć. Starszy pan rzeczywiście nie był u szczytu formy. Wizyta u lekarza zaowocowała kolejną receptą, a rzeczywistą przyczyną dolegliwości, peselem, nie miał się kto zająć. Do tego ta prostata. Gdybym chciał się nad wszystkim zastanawiać, zanim przystąpię do akcji, jak ten mój pęcherz i stercz, starszy pan przyswoił przydatną terminologię urologiczną, to do niczego bym z życiu nie doszedł. 23 Wnuczek przestępował z nogi na nogę, dotykał wszystkich przedmiotów dokoła i nie zamierzał zwalniać. Nawet dystrybutor z wodą, urządzenie które cudownie uspokaja dzieci na poczekalni, dzisiaj jakby miało zły dzień. Malec nalewał już trzeci kubek, wylewał wodę do odpływu, zgniatał kubek i usiłował wcisnąć go do przepełnionego kosza. Moja krew, pomyślał dziadek, a duma wypełniła mu pierś. Ma porządek we krwi i taki zachłanny świata. Niestety następna myśl dotyczyła krótkości życia, a właściwie okresu między młodzieńczym sikaniem w pieluchy a starczym nietrzymaniem moczu. Młody brykał bez szansy na zmęczenie. Być może aktywność podtrzymywała woda z dystrybutora? Chodź, 1_2014 styczeń Po dyżurze opowiem ci bajeczkę, wabił dziadek, a potem pójdziemy do domu. Na lody, poprawił wnuczek, do McDonaldsa. iech będzie. Posłuchaj bajki. W odległej galaktyce, gdzieś na skraju Drogi Mlecznej, w Gwiazdozbiorze Byka, wokół czerwonej gwiazdy Aldebarana krążą dziwne trzy planety: Bominia, Jatylia i ta trzecia, której nazwy ciągle zapominam, choć powinienem ją znać najlepiej. Mieszkańcy owych gwiezdnych rubieży, Bomisie i Jatylki, są istotami wysoce religijnym, wierzącymi niezachwianie, że w każdej chwili czuwa nad nimi bóstwo, którego imię wymawiają z najwyższą czcią. W ich języku brzmi to jak „nfz” (trudno o wierny zapis, bo mieszkańcy tych planet nie znają kompromisów i samogłosek). Nikt bóstwa jeszcze nie widział, ale wiadomo, że gniew jego jest straszny i dosięga zwłaszcza niewierzących. Chodzą słuchy, że wyznawcy i niewierzący solidarnie składają przymusowe comiesięczne ofiary ze swojej krwawicy. Przychylność bóstwa jest pewna, gdy podczas rytualnej weryfikacji w kartotece zamruga do czekającego w pokorze przychylnym zielonym okiem. Czasem oko rozjarza się czerwienią, a wtedy, strach pomyśleć, nawet Furagin na 100%. Mieszkańcy Jatylii znani są ze swojej niecierpliwości i wybuchowości. Generalnie nie lubią się leczyć i wszystkie sprawy załatwialiby najchętniej w kartotece lub na korytarzu. Niestety na ziemi, po której nauczyli się twardo stąpać, panują inne zwyczaje. Zasiedlający drugą planetę Bomisie stanowią ciekawy przypadek istot nieuleczalnie chorych w zetknięciu z ziemską atmosferą. Mianowicie zapadają one na ciężką postać focha. Fochanie jest bardziej niż wyczerpujące, jednak jako przystosowanie do życia na Ziemi, nie poddaje się wyleczeniu. Każda próba wyleczenia powoduje nawet podrażnienie focha, czyli jak mówią miejscowi „sprzeciwienie się”. Najczęściej jednak fochający osobnik obchodzi nieparzystą liczbę lekarzy (dla łatwiejszego podjęcia decyzji), a potem wahadełkiem wybiera sobie leki, które mu pasują. Pozostaje jeszcze wizyta kontrolna u osłupiałego lekarza i można cały cykl powtarzać w nieskończoność, tj. do śmierci. Sekcje gości z odległego układu planetarnego nie wniosły nic istotnego do ziemskiej medycyny. Obecnie jest grupa lekarzy, która stara się o pozwolenie na wiwisekcję. Na razie trwają rozmowy z sanepidem i modły do nfz. N 24 Tu dziadek zaczerpnął powietrza, zainhalował dwie dawki z dysku dla astmatyków (wkład obcych do medycyny) i zagryzł miętusem (to akurat miejscowy specjał przedrandkowy). tym momencie radio hałasujące w tle przerwało nadawanie muzyki i rozległ się sygnał „szczególnie ważnych wiadomości z ostatniej chwili”. „W gminnym ośrodku zdrowia w Mózgotrzebach Kurnych doszło do niebezpiecznej kolizji w drzwiach gabinetu lekarskiego. Zderzył się wychodzący Bomiś z dwoma rozpędzonymi Jatylkami. Straty materialne szacowane są w złotych. Moralne obrażenia są trudniejsze do oceny, dlatego zajmie się tym zagadnieniem specjalna komisja. Zachodzi przypuszczenie domniemania popełnienia rzekomego przestępstwa. Władze deklarują, że winni zostaną surowo osądzeni i odpowiednio ukarani. Na razie trudno cokolwiek powiedzieć oprócz tego, że poszkodowani podają, że zachowywali się jak zwykle. Podejrzenie pada na lekarza, który podobno z zimną krwią obserwował całe zdarzenie zza biurka, uzupełniając dokumentację. Na razie wiadomo, że nie ma społecznego przyzwolenia na takie zachowanie. Lekarz został na wszelki wypadek wysłany na zwolnienie lekarskie. Dziwić może zachowanie doktora, który wylewnie dziękował swym oskarżycielom, a już w chwilę potem buszował po internecie w poszukiwaniu najtańszych wycieczek w góry lub nad morze. Na miejscu wypadku sanepid już bada, czy zachowano odpowiednią szerokość drzwi w ciągu komunikacyjnym. Normy mówią jasno, że drzwi, o jakie nam wszystkim chodzi, powinny pomieścić jednocześnie jednego Bomisia i dwa Jatylki. Firmy ubezpieczeniowe przygotowują się do grupowego pozwu wobec przychodni. Ambasadorzy Jatyli i Bominii wystosowali noty protestacyjne. Mniemamy…” Ktoś ściszył radio, zresztą starszy człowiek i tak bardziej słyszał siebie, tzn. swoje szumy uszne niż cokolwiek innego, a w dodatku w słuchaniu radia przeszkadzała mu niemożliwość czytania z warg. ięc, wnusiu, ci Bominianie i Jatylianie żyją sobie w wielu światach, stąd mają porównanie, jak powinno to wszystko wyglądać. Wnuczek o dziwo przysiadł na przykręconej do podłogi ławeczce i zapadł w rodzaj transu, kiwając się na boki. W W 1_2014 styczeń Po dyżurze Jatylia jest piękną planetą, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie dłoni. Jedzenie, picie, także seks (to akurat może ciebie nie dotyczy, mnie zresztą też już nie), pojawiają się na żądanie przy najmniejszym wyrażeniu takiej potrzeby. Jatylianie całe życie szkolą się w wyrażaniu takich potrzeb, które natychmiast się spełniają. Wierz mi, wnusiu, nie jest to proste. Jatylia jest generalnie planetą szczęśliwych istot. Wszystko pojawia się ot tak, na pstryknięcie palcami. Ma oczywiście ta kraina swoje problemy. Na przykład ze względu na nachalną dostępność wszystkiego nic nie smakuje tak jak w reklamach . Innym problemem jest zbyt duża ilość wolnego czasu, który Jatylki zużywają na planowanie kolejnych zdobyczy. Muszą jednak robić to tak subtelnie, żeby plany nie ziściły się od razu... Czasem, niezwykle rzadko, wybuchają konflikty między mieszkańcami Jatylii, gdy jednocześnie wypowiedzą to samo życzenie z wolą spełnienia. Wtedy o zwycięstwie decydują tradycyjnie zęby i pazury. Jatylek, który dostaje to, co zaplanował, nie natychmiast lub co gorsza ktoś wcześniej wymyśli podobne życzenie, zapada na dziwną melancholię, staje się apatyczny i traci poczucie własnej wartości. tarszy pan zrobił dramatyczna pauzę na zaczerpnięcie kolejnego haustu powietrza i ze zdziwieniem stwierdził, że otacza go wianuszek słuchaczy, zwłaszcza zaś otacza starsza, korpulentna pani, która wsparła głowę na ramieniu opowiadającego. Zupełnie jak w czasach, gdy wędrowni humaniści nieśli w lud przypowieści moralne i nowinki polityczne. A otaczał ich szacunek i aura wiedzy połączonej ze zdolnością wieszczenia. Na razie starszy człowiek postanowił zostawić zahipnotyzowana słuchaczkę tak, jak jest. W końcu jej włosy nie były takie znowu gęste, żeby mu przeszkadzać. Snuł dalej swą niespieszną opowieść. Wnuk trochę kręcił się, czując, że inni słuchacze skradli mu uwagę dziadka. ziadek odchrząknął i opowieść popłynęła. Trzeba wam wiedzieć, że narody owych odległych planet stanowią dumną rasę. Płacą podatki, przymusowe zresztą i nie wstydzą się o tym mówić, przy każdej okazji, zresztą. Jak ich rozpoznać? Cóż. Najlepiej wprawieni w rozpoznawaniu są ziemscy lekarze, którzy istoty pozasolarne rozpoznają przez skórę, jakby mieli jakiś trzecie oko. S D 25 Niebędący specjalistami też mogą podejrzewać obce pochodzenie, zwłaszcza gdy osobnik zaczyna każe zdanie od „ja”. Prawdopodobnie jest to zachowanie wyuczone, przy czym nie bez winy jest pierwszy kosmonauta ziemski, który odwiedził Jatylię, niejaki Herman, Germanin z pochodzenia. Pewne zamieszanie na Ziemi wprowadzają osoby jąkające się na „ja”, skutkiem czego dochodziło w przeszłości do wielu brzemiennych w skutkach pomyłek, między innymi do usynowienia jąkających się przez Jatylian. Wracając do odkrycia planety przez Hermana, można tylko się cieszyć, że nie byli to Rosjanie ze swoim „da” i „dawaj”... Powstała w ten sposób cywilizacja byłaby zapewne bardziej brutalna i roszczeniowa. Rodowity Bominianin natomiast każdą orację zaczyna od „bo”. Tutaj niestety wstydliwą sprawą jest fakt, że planetę Bominię odkrył kosmonauta na gapę, rodowity Polak z wykształceniem podstawowym. Po latach w swoim pamiętniku przyznał się, że gdyby dziś odkrywał planetę, na pewno nie zaczynałby przemowy od „bo”, lecz np. od „absolutnie”, które jest słowem zdecydowanie internacjonalistycznym. Marna pociecha. Mleko się wylało i to na całą Drogę Mleczną, jako że rasy z owych trzech planet są bardzo ekspansywne i rozmnażają się zarówno płciowo, jak i wegetatywnie, a nawet przez słuchanie i nie jest to wcale tzw. gwałt przez uszy. Życie wewnętrzne przybyszów z Potrójnego Układu Planet, zwanego Trójcą jest skomplikowane. Wytwarzają oni wyobrażenie własnego osobistego lekarza i niemożliwa jest tak zmiana, jak i wyleczenie owego przekonania. Ziemscy lekarze, którzy podejmują się leczenia tej anomalii, sami stają się częścią urojenia. tarszy pan zamilkł na chwilę i powiódł wzrokiem dokoła. Na poczekalni wszyscy z fascynacją wpatrywali się w niego. Zwłaszcza palące było spojrzenie natarczywej niewiasty, która w międzyczasie zmieniła pozycję i przysiadła przy jego stopach, spoglądając w skupieniu do góry. „Ma baba zdrowe kręgi szyjne” pomyślał staruszek i jeszcze raz omiótł wzrokiem poczekalnię. Nawet żwawy wnuczek wydawał się uspokojony i zasłuchany. Obok niego leżały wszystkie plastikowe kubki z dystrybutora na wodę, oprócz tych dwóch, które wnuczek nałożył sobie na uszy. „Będzie z niego kiedyś tęgi majster” rozczulił S 1_2014 styczeń Po dyżurze się staruszek. Tylko personel przychodni nie poddał się tężejącej i niemal namacalnej aurze tajemniczego objawienia. Pielęgniarki plotkowały w rejestracji w najlepsze, malując sobie przy tym paznokcie i przerzucając strony darmowego pisemka emancypantek: „Gazety Poronnej”. Stary rzucił im miażdżące spojrzenie, które spłynęło jak po kaczkach i kontynuował narrację. adania nad owymi rasami pochodzącymi z Trójcy odbywa się oczywiście dyskretnie, pod patronatem Amerykanów w ściśle utajonych laboratoriach w Polsce. Najciekawsze badania dotyczą tej części mózgu, która odpowiedzialna jest za fiksacje na „bo” i „ja”. Zauważono, że regularne rażenie prądem tuż po wypowiedzeniu owych słów oraz audiobook z „Zamkiem” Franza Kafki czytany na okrągło stanowią przełom w leczeniu. Przekorni naukowcy francuscy ogłaszają, że w ich mniemaniu lektura „Małego Księcia” w oryginale może mieć paradoksalnie lepszy efekt leczniczy. Jednocześnie mimo intensywnych badań sami Ziemianie żyją już jakby w cieniu owych pozaziemskich cywilizacji. Nastała moda na obcych. Jedynie POZ-y jeszcze starają się walczyć o zachowanie rdzennie ziemskiej kultury. Skuteczne przeciwdziałanie trwającej inwazji obcych jest prawie niemożliwe. Okazuje się bowiem, że z pacjenta traktowanego jak Bomiś wyłazi nagle Jatylek i odwrotnie. Narastająca lawinowo infekcja staje się normą. Ponadto mieszkańcy planet Trójcy nawiązali ze sobą współpracę w ramach programu „Weź i lecz się”, tylko jak dotąd nie wiadomo, dlaczego owo leczenie musi się odbywać na Ziemi. Hasłami kampanii są: „Żądaj badań z kosmosu”, „Twoja kawitacja należy do ciebie” etc. Mimo że teoretycznie Jatylki i Bomisie są w mniejszości, to jednak posiadają pełne prawa wyborcze, a już zwłaszcza świadomość swych praw. Ostatnio zaś dużo mówi się o zmianie programu studiów medycznych, aby sprostać wymaganiom obcych. Doniesienia z POZ mówią też o buncie lekarzy przeciwko J. i B. którzy kolonizują kolejki za cichym przyzwoleniem władz. Jatylki i Bomisie również wykorzystują brutalnie znany slogan, a właściwie jego drugą część: „Jeśli jesteś zadowolony z usług medycznych, powiedz o tym wszystkim, jeśli nie, powiedz to nam”. B 26 Rezultatem są niekończące się awantury, w których J. i B. ze szczegółami opowiadają w przychodniach, co im się nie podoba, skutecznie nie dopuszczając do normalnego przyjmowania chorych. tym momencie reklamy puszczone w radiu przebiły się przez narkotyczny głos starszego pana i słuchacze zostali chwilowo wybudzeni. Po reklamach nadano wiadomości lokalne, a w nich ciąg dalszy tzw. kolizji w drzwiach. Winni zostali ukarani, ale mimo wszystko sprawy nie udało się zamieść pod dywan. Jatylki i Bomisie demonstracyjnie wyprowadziły się do sąsiedniego ośrodka zdrowia, być może po części i dlatego, że nazywa się „Kosmiczne Centrum Medyczne POZ”. Nasłana z góry kontrola jakości medycyny rodzinnej w „opuszczonej” gminie ujawniła, że dziwnym trafem jakość usług poprawiła się, a kolejki zniknęły. Wywiad z uśmiechniętym lekarzem ukazał obraz sielskiego poz. Dociekliwy reporter chciał uzyskać od lekarza potwierdzenie, że zmiany dokonały się dzięki owemu niefortunnemu zderzeniu w drzwiach i jego skutkom. Lekarz, nie przestając się uśmiechać, zasłonił się wstydliwie tajemnicą zawodową. Osoby spod budki z piwem indagowane w tej samej sprawie zachowywały zdumiewającą trzeźwość umysłu i spójne (spojne?) stanowisko w sprawie: „Ale, aaale, o ssso chooodzi...” Reporter zauważył też mimochodem, że wszystkie drzwi w ośrodku zostały wymienione na ciasne okrągłe włazy. Ciekawe co na to Kosmiczny Sanepid i Gwiezdna Inspekcja Pracy. Wiadomości zakończyły się gorącym apelem, aby osoby z planet Trójcy, które świeżo spadły z kosmosu na Ziemię, zgłaszały się bezpośrednio do ministra zdrowia, który ma odpowiednie kompetencje i możliwości, aby zaspokoić ich potrzeby, a ponadto niezły bajer. Starszy człowiek zamyślił się. Chyba żartują, a może nie… Wyciągnął dysk i automatycznie zainhalował dziesięć razy, następnie metodycznie wytarł resztki leku z twarzy i okularów. Zauważył, że w tylnych rzędach ma naśladowców z dyskami, którzy jednakowoż nie mieli takiej mocnej głowy do inhalacji. „Słaba ta dzisiejsza młodzież, tylko do nosa by wciągali...”. Osoby nieposiadające dysków dmuchały i zaciągały W 1_2014 styczeń Po dyżurze wyrzucone nad głowę wystrzeliły, wygrażając zaciśniętymi pięściami. Z płuc, zapewne nie bez znaczenia były owe dyski, wydobył się skandująco lekko świszczący krzyk „Złodzieje, złodzieje”. Wnuczek z wdziękiem robił za plecami dziadka pajacyki. T o już koniec opowieści. Zostałem zobowiązany do nierozpowszechniania treści, które mogą godzić w ustrój. Nie sprecyzowano jaki. Ze swej strony połączone Ministerstwo Zdrowia i Religii w ogóle nie widzi żadnego problemu i nigdy nie słyszało o Trójcy. Według niezależnego eksperta zbieżność nazwy NFZ z obiektem kultu na domniemanej Trójcy jest przypadkowa i śmieszna, a porozrzucane i pogniecione plastikowe kubki nie stanowią ostatecznego dowodu. Tracę nadzieję, że ktoś mnie jeszcze zrozumie, ale nie poddam się zmowie milczenia, zwłaszcza że wszędzie dokoła słychać znajome „ja” i „bo”… Żeby nie używać „ja”, kończę bezpiecznym angielskim cytatem: „I am free of all prejudices. I heal everyone equally.” Rafał Stadryniak internista Rys. Zen się z tradycyjnych papierowych torebek z resztkami cukru na dnie. Korzystając z chwilowego otępienia słuchaczy i jasności własnych myśli po inhalacji, starszy człowiek wrócił na moment do zderzenia w drzwiach. „A wystarczyłoby przestrzegać ruchu lewostronnego i nie pchać się na trzeciego… A tak straty dla naszych cywilizacji niepowetowane”. Nie wiadomo, czy to przez chwilową ciszę w eterze, czy przez charakterystyczny zapach zmywacza do paznokci atakujący płaty czołowe wprost z rejestracji, zebrani dokoła zaczęli powoli przytomnieć, mrugać oczami, rozprostowywać kończyny. Starszy pan zauważył, że „jego” fanka tuli się teraz do barczystego i wąsatego emeryta rozpartego na dwóch fotelikach. „To jest właśnie Ziemia, witamy na Ziemi, żadnych zasad” przebiegł w myślach formułkę, którą wbijała mu do głowy jego babcia. Tłumek otaczający bajarza lekko zafalował i ktoś zadał nieuchronne pytanie: „A ta trzecia planeta z Trójcy? Co tam jest? Kim są jej mieszkańcy?” Stary człowiek poprawił się na krześle. To bardzo szlachetna i starożytna rasa spokrewniona z Bomisiami i Jatylkami, czyli Zadymianie. Tu przerwał, wyprężył się jakby połknął kij, w mechaniczny sposób wyprostował tułów. Twarz niby pod przymusem zamieniła się w maskę nienawiści, a dłonie PS W oryginale W.C. Fieldsa, amerykańskiego aktora, zamiast „heal” występuje „hate”. R.S. Nowości Odległe korzyści odchudzania W „Journal of American wynikających z odchudzania. Heart Association” (http:// Wiadomo, że ubytek wagi jaha.ahajournals.org/con- powoduje poprawę metabotent/1/1/1.full) ukazało się licznych wskaźników, takich doniesienie dr Caitlin A. jak poziom glukozy, insuliny, Dow i wsp. zatytułowane CRP oraz lipidogram. W baPredictors of Improvement in daniu uczestniczyło 417 koCardiometabolic Risk Factors biet z otyłością lub nadwagą, With Weight Loss in Women, biorących udział w badaniu podsumowujące ocenę odle- klinicznym mającym na celu głych korzyści metabolicznych odchudzanie. Średni wiek pa- 27 cjentek wynosił 44 lata. W 12 a także stwierdzano znamieni 24 miesiące po zakończeniu nie niższe wskaźniki biocheprogramu odchudzania oce- miczne. U osób, które obniniono następujące wskaźniki: żyły wyjściową masę ciała co cholesterol całkowity, HDL, najmniej o 10% i utrzymywały LDL, trójglicerydy, insulinę, tę redukcję, po 24 miesiącach glukozę, CRP. stwierdzano obniżenie CRP, W 24 miesiące po zakoń- TG, HDL-cholesterolu i LDLczeniu próby utrzymywała -cholesterolu. się znamienna redukcja wagi, Źródło: materiały prasowe American Heart Association zmniejszenie obwodu w pasie, 1_2014 styczeń Po dyżurze Sen N ie mógł zasnąć, przewracał się z boku na bok. Gdy już, już zdawało się, że sen nadchodzi, szczekanie psa sąsiadów lub ryk silnika samochodu wybudzały go. Jutro ważny dzień. Myślał tylko o tym, co będzie jutro. Wreszcie usnął. Słyszał skrzyp-skrzyp, miarowo, jak odgłos zegara: raz-dwa, tik-tak, skrzyp-skrzyp. Snop światła wędrował z prawa na lewo i wracał, w takt skrzypienia. Przyglądał się pomieszczeniu. Kąt z prawej strony stawał się jasny, to znów ciemniał. Zdał sobie sprawę, że unosi się nad podłogą, twarzą w dół i tkwi tak zawieszony. Chciał poruszyć rękami, ale wyciągnięte ramiona coś trzymało. Poruszył palcami nóg, ale nie mógł zgiąć kolan. Pokręcił głową, gdy poczuł poduszkę na twarzy. W rytm skrętów szyi twarz zapadała się coraz głębiej w poduszkę. Brakowało powietrza. Jeszcze jeden skręt szyi i złapał oddech. Ujrzał postać w białym zakrwawionym fartuchu. W prawej ręce trzymała nóż, z którego spadały czerwone krople. Przerażające ostrze przybliżało się i stawało coraz większe. słońce, bo widzi jasną plamę. Idzie tą ścieżką, potyka się o korzenie starych drzew, które wiją się pod nogami. Przeskakuje rów, jeden, drugi, zahacza o kamień, upada i gdy podnosi głowę, widzi światło. Kolejna przeszkoda, znów upada, rozgląda się, ale matka znikła. – Mamo! Mamo! Usłyszał go głos ojca: – Synku, już nie płacz. Idź do swojego łóżka. Wiem, że tęsknisz za mamą. Wszyscy tęsknimy. Opowiedz, co ci się śniło. Ogień, mama... rzeczywiście… chyba mama daje ci jakiś znak. Porozmawiamy jutro. A teraz spróbuj zasnąć. K O uba obudził się z krzykiem. Nie może usnąć, nie chce, by śniły mu się takie koszmary. Wstał z łóżka, przeszedł do dużego pokoju i usiadł w ulubionym fotelu mamy. Będzie czuwał, postanowił. Jednak usnął. Znajdował się w kuchni, którą znał z wakacji u babci. Przy rozżarzonej do czerwoności węglowej płycie stała kobieta z pogrzebaczem i hałaśliwie przekładała fajerki. Gdy ułożyła ostatnią, przesunęła wielki gar i wtedy ogień oświetlił jej twarz – to była mama. Podszedł bliżej, a ona odsunęła się w stronę ściany i wtedy chłopiec dostrzegł drzwi, których w tym miejscu wcześniej nie było. Otworzył je i znalazł się na leśnej polanie. Słońce prześwituje przez liście dębu, w głąb lasu prowadzi ścieżka. Idzie nią w kierunku postaci widniejącej w oddali – to znowu mama. Biegnie, ale dystans nie maleje. Przyspiesza i gdy już jest blisko matki, widzi, że ta na coś wskazuje. Zauważa wąską ścieżynkę prowadzącą w gąszcz krzaków, paproci i jakichś roślin, w oddali chyba świeci 28 jciec przygotował śniadanie i pomógł Marysi podejść do stołu. Córka poza domem poruszała się na wózku. Od tragicznego wypadku minął ponad rok. Rehabilitacja dziewczynki postępowała wolno. Trzeba czasu i wiary w to, że będzie lepiej, powtarzali lekarze. Ojciec zrezygnował z chodzenia do biura, wszak wolny zawód można wykonywać w domu. Robił zakupy, gotował obiad, no i kreślił swoje projekty. Przed wypadkiem po partnersku pomagał żonie w pracach domowych. Gdy zginęła potrącona przez motocykl, jakoś sobie radził. Kuba też pomagał. Ojciec odwiózł dzieci do szkoły. Widział, jak syn prowadzi wózek Marysi do podjazdu, jak koledzy pomagają wnieść go do budynku. Już miał odjechać, ale jeszcze chwilę trwał w zamyśleniu. I dlatego zobaczył, że Kuba wybiegł ze szkoły, mimo że było po dzwonku. Dziwne, przecież pilnie się uczy, nie ma uwag w dzienniczku, a tu nagle wagary? Ruszył za synem. Za rogiem 1_2014 styczeń Rys. Zen Jagoda Czurak Po dyżurze czekały jakieś dwie kobiety, więc ojciec cofnął się, nie chcąc być zauważonym. Dotarły do niego słowa: – Jeśli okaże się, że jesteś zdrowy, to sprawę sfinalizujemy. Pamiętaj, jutro musisz być na czczo. Spotkamy się tutaj o ósmej. Co to może znaczyć? Gdy Kuba wychynął zza rogu, niczego nie podejrzewając, ojciec przystąpił do rzeczy. Chłopiec po wstępnych wykrętach przyznał, że musi zrobić badania, by sprawdzić, czy ma zdrowe nerki. – Co? Przecież ty nie chorujesz, a gdybyś nawet miał jakiekolwiek problemy zdrowotne, to oczekiwałbym, że zwrócisz się z tym do mnie. Co to za kobiety? Co ty kombinujesz? O co chodzi z twoimi nerkami? – ojciec podniósł głos. – Bo ja… Bo one… Bo ja chcę sprzedać nerkę. Te panie potrzebują dawcy. A ja muszę mieć pieniądze na operację Marysi. Ona musi chodzić. Bo to moja wina, to przeze mnie… – Kuba zaczął płakać. – To ja wtedy chciałem iść z nią i mamą do ZOO. I to ja chciałem przejść przez jezdnię w tym miejscu. I wtedy ten wariat wyskoczył na motorze. To przeze mnie mama nie żyje! – Ależ, synku, to nie twoja wina, rozmawialiśmy już o tym. Chciałeś sprzedać nerkę? Przecież to nielegalne! Na dodatek jesteś niepełnoletni! A co by się stało, gdybyś nie przeżył operacji? Zawsze mogą być komplikacje. Saleta też miał problemy po operacji. Czy pomyślałeś o tym? I skąd wytrzasnąłeś te kobiety? – Ale przecież Marysia nigdy nie będzie normalnie chodzić! Ja sprawdziłem w Internecie ile kosztuje operacja kręgosłupa w Niemczech. My nie mamy tyle pieniędzy – Kuba wycierał łzy. O jciec musiał w duchu przyznać, że jego syn ma poczucie odpowiedzialności. Tylko ten pomysł z handlem. Trzeba to zgłosić na policję. – Teraz nie mamy pieniędzy, ale to nie znaczy, że w ogóle nie będziemy ich mieli. Rozmawiałem ze znajomymi, założyłem fundację, zbieramy pieniądze. Koledzy artyści niedługo zorganizują aukcję swoich prac. Może nie od razu uzbieramy potrzebną sumę, ale damy radę – ojciec położył rękę na ramieniu syna. – Następnym razem jak nie będziesz mógł poradzić sobie z problemem, przyjdź do mnie. We dwójkę będziemy szukać rozwiązania. Gdy pomyślę, że mógłbyś zrobić coś takiego... ani ja, ani Marysia nie wybaczylibyśmy sobie, że nie zauważyliśmy, że nie widzieliśmy, że coś się dzieje. Synu – ojciec zatrzymał się o spojrzał Kubie w oczy – umawiamy się, że nie wracamy do tej sprawy. I ani słowa Marysi. Leć do szkoły. Przyjadę po was jak zwykle. I głowa do góry. Na spotkanie z tymi babami pójdę ja. Swoją drogą, Kuba to już prawie dorosły facet, pomyślał, wsiadając do samochodu. A ma dopiero szesnaście lat. Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Listopad 2013 r. Nowości Flawanole w centrum uwagi badaczy „Journal of Hypertension” w grudniu 2013 r. opublikowało interesujące doniesienie „Chocolate – Guilty Pleasure or Healthy Supplement?”. Dr Laura S. Latham i wsp. omawiają w nim znaczenie flawanoli dla prawidłowego funkcjonowania układu sercowo-naczyniowego. 29 Do grupy flawanoli zalicza się różne związki chemiczne, między innymi epikatechiny wykazujące wyraźnie korzystny wpływ na śródbłonek naczyń oraz procyjanidyny, których efekt na naczynia jest mniejszy. Autorzy dokonali przeglądu 16 doniesień naukowych opublikowanych w latach 2003-2013 na temat działania flawanoli zawartych w produktach spożywczych. W większości badań stwierdzono takie efekty spożywania produktów spożywczych bogatych w flawanole jak poprawa funkcji śródbłonka naczyń, obniżenie ciśnienia krwi, zmniejszenie insulinooporności, poprawa funkcji płytek krwi. Najpopularniejsze źródła flawanoli to czekolada, herbata, czerwone wino. Źródło: http://onlinelibrary.wiley.com/ doi/10.1111/jch.12223/full 1_2014 styczeń Symbolika kraju jest znana na całym świecie Kraj niby malutki, długi i wąski, ale za to jakże zróżnicowany Podróże Izrael – kraj przeciwieństw, kontrastów i niespodzianek Alicja Barwicka Część 1 Każdy kraj, który odwiedzamy, zostaje potem zapamiętany przez pryzmat konkretnych cech, wyróżniających go spośród wielu innych. I tak w mojej głowie Bali to kawałek Indii w Indonezji, Włochy to toskańska zieleń przesycona zapachami, Austria to perfekcyjna obsługa w nawet najmniejszym Gasthousie w połączeniu z czystym niebem i bielą lodowców, Kazachstan to jedno niekończące się zdziwienie, że można tak dużo w tak krótkim czasie, a z kolei Singapur to przepiękne lotnisko Changi i ideał miejskiego ładu… Można by tak długo wyliczać. Jeden wielki kontrast Izrael zapamiętam jako kraj kontrastów. Roi się od nich i to w naprawdę każdej dziedzinie, jaką by się nie zająć. Weźmy pod lupę zwykłą geografię. Kraj jest malutki, a przecież to tutaj spotykają się trzy kontynenty: Europa, Azja i Afryka. Mimo dość małych rozmiarów ma dostęp do czterech mórz, bo poza Śródziemnym, Martwym i Czerwonym przez Zatokę Akaba trzeba doliczyć Morze Śródziemne w okolicach Cezarei Morskiej... ... i w Hajfie 30 1_2014 styczeń Podróże Morze Martwe przyciąga, zwłaszcza amatorów czytania na leżąco Jezioro Galilejskie, zwane Morzem Tyberiadzkim. Leży na wąskim pasku wybrzeża, a przecież znajdziemy tu całkiem wysokie góry i to zarówno w pasmach, jak długie na 27 km pasmo Karmelu, jak i pojedyncze (np. góra Tabor). A jeśli już mowa o górach, to trzeba też przypomnieć o najgłębszej na kuli ziemskiej depresji morza Martwego. Chociaż Izrael leży w konkretnej strefie klimatycznej i wydawać by się mogło, że nic nas przynajmniej w klimacie nie zaskoczy, to znajdziemy tu z jednej strony łagodny ciepły klimat nadmorski i jeden wielki zielony gaj jakim jest Galilea, a z drugiej suchą pustynię Negew czy parną gorącą Jerozolimę. Morze Czerwone (tu Zatoka Akaba) to z kolei raj dla miłośników nurkowania Płynąc po morzu Tyberiadzkim (jezioro Galilejskie), dzisiejszymi jednostkami, można na drugim brzegu dostrzec sporne Wzgórza Golan Ziemia obiecana, ale nie bezludna Jak wiadomo w każdym kraju najważniejsi są jego mieszkańcy. A w Izraelu mamy ich tak zróżnicowanych etnicznie, kulturowo i religijnie jak chyba nigdzie więcej. Początek tego problemu liczy sobie dobre kilka tysięcy lat, bo ziemia, która została obiecana izraelskiemu ludowi, nie była przecież ziemią bezludną! Trzeba było 31 od początku mierzyć się z lokalnymi mieszkańcami, plemionami żyjącymi tu od pokoleń. Wiele się działo przez wieki na terenach dzisiejszego Izraela. Kolejne imperia dokonywały podbojów, a następnie rozbudowy, licząc, że tym razem zostaną tu na zawsze. Narody samych najeźdźców z upływem kolejnych wieków znikały lub istotnie traciły na znaczeniu i liczebności. Tymczasem 1_2014 styczeń Podróże Oprócz mórz znajdziemy też całkiem wysokie góry... ... jak np. Góra Tabor, ... ale też imponujące obszary depresji (tu w Tyberiadzie nad jeziorem Galilejskim) naród żydowski pozbawiony własnej ziemi żył rozproszony po całym świecie. Narodzony we Francji pod koniec XIX wieku polityczny ruch syjonistyczny, propagujący masowy powrót (alija) Żydów na ziemię przodków, także odwoływał się do tej idei, twierdząc przekornie w swoich hasłach, że „na lud bez ziemi czeka ziemia bez ludu”. Dziś mieszkają tu potomkowie rozmaitych kultur, tworzących skomplikowaną historię tej części świata. Jednak najliczniej są reprezentowane dwie zwaśnione grupy: Izraelczycy i Palestyńczycy. Żyją w przedziwnej relacji, bo mimo iż obok siebie, to ciągle skłóceni, oskarżający się wzajemnie o nieprzejednane stanowisko w sprawie możliwości osiągnięcia trwałego pokoju. Izraelczycy uważają się za Europejczyków, chociaż ich kraj przez półwysep Synaj łączy bezpośrednio Azję z Afryką. Palestyńczycy też podkreślają swoją odrębność, zaznaczając, że są Arabami europejskimi. Jeśli jednak popatrzymy na kraj z perspektywy krajobrazowo-kulturowej, dostrzegając wąziutkie uliczki jerozolimskiej starówki, ale i pustynne krajobrazy w okolicach Morza Martwego – nie znajdziemy tu raczej Europy. Dla każdego coś ważnego Jedno jest pewne. Izrael to wręcz sztandarowe turystyczne miejsce na ziemi, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Spragnieni słońca mogą wygrzewać się na niezliczonych plażach, uprawiać wszelkiego rodzaju sporty wodne, smarować się odmładzającym i regenerującym Soczysta jest zieleń Galilei ze srebrzącymi się gajami oliwnymi... 32 1_2014 styczeń Podróże ... za to na pustyni Negew jest sucho, piaszczyście, monotonnie... ... ale nie nudno dla skóry błotem z morza Martwego, bawić w klubach i dyskotekach. Zapaleni miłośnicy historii mogą szukać (i na pewno znajdą) pozostałości z czasów biblijnych, rzymskich, wypraw krzyżowych, nie mówiąc już o szperaniu w bogactwach oddalonych od cywilizacji klasztornych bibliotek. Wielbiciele pustynnych krajobrazów mają do dyspozycji wyprawy na wielbłądach, a dla ciekawych cudów podwodnego świata ośrodki nurkowania w Ejlacie przygotowały niezliczone atrakcje, w tym zwiedzanie podwodnego obserwatorium koralowców i rezerwatu rafy koralowej. Dla ciągnących tu nieprzebranych rzesz pielgrzymów odwiedzanie miejsc świętych to przede wszystkim ogromne przeżycia duchowe, a już w szczególności dotyczy to Jerozolimy jako świętego miasta dla trzech wielkich religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Powroty do ziemi przodków trwają 33 1_2014 styczeń Podróże Dwie stolice, ale jeden parlament (Knesset) Jak to jest z tą stolicą? Jak to w Izraelu, nawet pojęcie stolicy nie jest pojmowane jednoznacznie i jego dwa różne wydania funkcjonują sobie w pełnej symbiozie. Izraelczycy za swoją stolicę uznają Jerozolimę i to nie tylko w aspekcie historycznym. Są tam zlokalizowane siedziby obiektów rządowych na czele z monumentalnym gmachem parlamentu (Knessetu). Jednak ONZ nie uznaje tego faktu i dlatego większość ambasad mieści się w położonym nad morzem Śródziemnym Tel Awiwie, największym mieście kraju. Obie metropolie położone w niewielkiej od siebie odległości (około 50 minut jazdy samochodem) różnią się zasadniczo już na pierwszy rzut oka. O ile Jerozolima kojarzy się głównie z przeszłością, to nowoczesny architektonicznie, kosmopolityczny Tel Awiw żyje teraźniejszością i jej przyjemnościami. To miasto pięknych plaż, centrów handlowych, biurowców, eleganckich, wytwornych restauracji, klubów nocnych i przede wszystkim niespożytej energii mieszkańców. Miasto jest wielkie, pełne zieleni i bardzo jasne. Może się poszczycić ponad 1500 wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO budynkami w stylu szkoły Bauhaus, których proste, funkcjonalne i jasne (stąd ich nazwa Białe Miasto) bryły bardzo odpowiadały pierwszym osadnikom utworzonego w 1948 roku nowego państwa. Tel Awiw czy Jaffa? Nieco wcześniej, bo około 100 lat temu kilka rodzin opuściło dość już zatłoczoną Jaffę, zamierzając osiedlić się na pobliskim wzgórzu, zwanym wzgórzem wiosny (Tel – wzgórze, Awiw – wiosna). I tak z pomysłu kilku osób zrodziła się dzisiejsza największa (szacuje się, że z przedmieściami może liczyć do 2,5 mln mieszkańców) aglomeracja kraju. Najstarsza część Jaffy niewiele się od czasów biblijnych zmieniła, tyle że dziś z każdego jej miejsca widać stojące nad brzegiem morskim wieżowce Tel Awiwu. Myślę, że gdyby powrócił ze swojej dość nieudanej wyprawy morskiej pewien mieszkaniec Jaffy o imieniu Jonasz, bez trudu poznałby zaułki starego portu. Dzisiejsza Jaffa przechodzi w nowoczesny Tel Awiw dość płynnie i trudno się nawet zorientować, w którym administracyjnie fragmencie aglomeracji jesteśmy. Zachowała jednak swój orientalny koloryt i jest obecnie ulubionym miejscem pracy artystów, siedzibą wielu galerii sztuki oraz restauracji słynących z doskonałych owoców morza. W Tel Awiwie jest też zlokalizowany największy (kilka mniejszych portów obsługuje głównie linie krajowe i regionalne) międzynarodowy port lotniczy Ben Guriona, którego lekka, nowoczesna architektura robi bardzo pozytywne wrażenie. Wygląda z zewnątrz jak Z każdego miejsca w Jaffie widać wieżowce Tel Awiwu Co by na taką dzisiejszą Jaffę powiedział biblijny Jonasz? 34 1_2014 styczeń Podróże Cezarea. Potężne mury miasta musiały chronić.... ... wielkie osobistości i ich majątek... wielki kremowy talerz, na którego obwodzie promieniście parkują samoloty. Oczywiście we wnętrzu tego talerza mieści się ogromna hala z całą niezbędną infrastrukturą, bo lotnisko jest faktycznie ogromne. Zajrzyjmy do Cezarei Korzystając z łagodnego, ciepłego klimatu, który na wybrzeżu morza Śródziemnego panuje przez cały rok, dobrze jest wybrać się do przynajmniej kilku ciekawych miejsc w tej części kraju. I tak jadąc wzdłuż wybrzeża na północ w kierunku Hajfy, nie wolno pominąć Cezarei Morskiej (Caesarea Maritima). To miejsce zupełnie szczególne, gdzie bez większego wysiłku można się przenieść do czasów Heroda Wielkiego. Na samym początku wycieczki warto skorzystać z multimedialnego przekazu w tzw. wieży czasu, gdzie w ciągu kilkunastu minut zostaną zaprezentowane najważniejsze wydarzenia, jakie miały tu miejsce w ciągu ostatnich 2 tys. lat. Zobaczymy więc, jak Cezarea powstawała i jakie ambitne plany architektoniczne w hołdzie dla cesarza Augusta realizował tu Herod Wielki. Miasto miało tak ... port wychodzący daleko w morze (nawet dziś imponuje wielkością)... 35 wysoką rangę, że przez 500 lat było głównym ośrodkiem rzymskiej władzy na terenie ówczesnej Palestyny i to tutaj swoją główną rezydencję miał Poncjusz Piłat. Ogromny port na 100 wielkich jednostek musiał na przybyszach robić wielkie wrażenie, skoro nawet dziś ocalałe resztki dają wyobrażenie imponujących budowli. W czasach świetności Cezarea była rozległym miastem z wielkim owalnym hipodromem przepięknie położonym nad ... przechodniów spieszących gdzieś wąskimi uliczkami... 1_2014 styczeń Podróże ... nadal wykorzystywany amfiteatr... brzegiem morza, z imponującym rozmiarami i akustyką amfiteatrem na 3 tys. miejsc, gdzie niestety odbywały się również masowe egzekucje. Przy głównej ulicy rozlokowały się bogate wille patrycjuszy i dowódców wojskowych, w ruinach których można dziś podziwiać nie tylko pozostałości mozaiki czy resztki kolumnad, ale i odtworzyć przekrój społeczny mieszkańców. I tak, opierając się na obecności w domu łaźni, można szacować liczbę zamieszkujących tu Rzymian. Wspaniały architektonicznie akwedukt dostarczał miastu wodę źródlaną ze zbocza góry Karmel. Miasto od strony lądu chroniły nie tylko potężne mury obronne, ale i głęboka fosa. Wydawało się więc, że jest nie do zdobycia. Było inaczej. Dzieło niszczenia zapoczątkowali Persowie, potem Cezareę odbili krzyżowcy, w XIII wieku próby odbudowy fortecy podjął się Ludwik IX, ale niewiele zdążył zdziałać, gdyż swoje najazdy rozpoczęli muzułmanie. Obrazu dopełniały kilkakrotne trzęsienia ziemi. Ostateczną klęskę, z której Cezarea Morska nigdy już się nie podniosła, poniosło miasto w 1290 roku. Dzisiejsi turyści podziwiają nie tylko wspaniale zachowane dowody świetności miasta i kunszt budowniczych, ale 36 ... wille zamożnych mieszkańców... 1_2014 styczeń Podróże ... ogromny, wspaniały hipodrom wraz z trybunami dla widzów i ogrom pracy współczesnych archeologów, którzy centymetr po centymetrze odkrywają dla nas te wspaniałości. Miasto, które weszło na górę Posuwając się wybrzeżem dalej na północ, dotrzemy do Hajfy, prężnego ośrodka przemysłowego i jednocześnie trzeciego pod względem wielkości miasta kraju. Jest tu i ogromny port, jest rafineria, wiele placówek naukowo-przemysłowych zajmujących się w szczególności rozwojem najnowszych technologii i postępem technicznym. Jest to również ważny ośrodek kulturalny z muzeami, teatrami oraz dwoma ważnymi ośrodkami akademickimi. Pierwotnie miasto zajmowało jedynie wąski pas wybrzeża, dochodząc do naturalnej granicy masywu góry Karmel. Jednak silna ekspansja przemysłowa, zwłaszcza w XX wieku, spowodowała „wejście” miasta na zbocze i dzisiaj Hajfa jest już piętrowa, a z najwyższych kondygnacji (gdzie między innymi Nowoczesna architektura centrum może się podobać Ci, co na górze, mają fajne widoki 37 1_2014 styczeń Podróże Pamiątki mogą też być smutne usytuowano najdroższe hotele) rozciąga się piękna panorama miasta, morza i gór. Mimo iż to przede wszystkim ośrodek przemysłowy, jest w Hajfie sporo rzeczy do zobaczenia. Jak w każdej metropolii, w centrum znajdziemy drogie, eleganckie sklepy i ciekawe architektonicznie biurowce. Niewątpliwą atrakcją może być najkrótsze metro na świecie (Carmelit). To podziemna trasa biegnąca pod zboczem masywu Karmelu, wykuta w litej skale i nachylona pod kątem 45º, dlatego wymagająca zastosowania specjalnego napędu wagoników. Z pewnością należy zwrócić uwagę na dość smutną pamiątkę w postaci opuszczonych domostw Palestyńczyków, którzy opuścili swoje siedziby (na jak sądzili krótki czas), uciekając przed działaniami wojennymi. Niestety do własnych domów nigdy już nie wrócili i stali się mieszkańcami obozów dla uchodźców. Szczególną sympatią mieszkańców i turystów cieszy się kompleks świątynny Bahaitów (odłam muzułmańskiego ruchu mistycznego) z najdłuższymi na świecie ogrodami na stoku góry. Ozdobione złotą kopułą sanktuarium Baha Allaha wznosi się pośrodku ogrodów na 10. tarasie (jest ich w sumie 19). Architektura zieleni poszczególnych tarasów nawiązuje do europejskiej sztuki tworzenia ogrodów z wykorzystaniem kamiennych balustrad, fontann czy ozdobnych klombów Ogrody Bahaitów są trochę kiczowate, ale i tak cieszą się wielkim powodzeniem i starannie przystrzyżonych trawników. Z góry rozciąga się przepiękny widok na Hajfę i morze Śródziemne. Jednak Izrael, chociaż tak mały, nie składa się przecież tylko z wybrzeża morza Śródziemnego. Czas więc skierować się w głąb lądu. A o tym, co tam na nas czeka – w następnym numerze GdL. Tekst i zdjęcia Alicja Barwicka odmłodzona w morzu Martwym okulistka 38 1_2014 styczeń Podróże Na styku Europy i Azji – Armenia Chaczkary, morele, hasz i… Jagoda Czurak Do Armenii wjechałam od strony Gruzji. Byłam ciekawa, czy te dawne zakaukaskie republiki są do siebie podobne. A rmenia to niewielkie górzyste państwo (ponad 50% powierzchni stanowią tereny położone powyżej 2000 m n.p.m.), z bardzo burzliwą historią. Najnowsze badania archeologiczne doprowadziły do odkrycia tutaj najstarszego zachowanego skórzanego obuwia, części ubrań i wytwórni wina pochodzących sprzed 6 tysięcy lat. Królestwo Armenii istniało od VI w p.n.e., osiągając w I wieku p.n.e. olbrzymie terytorium pomiędzy Morzem Śródziemnym a Morzem Kaspijskim, obejmujące obszar dzisiejszej Syrii, części Turcji, Iranu i Gruzji. Ukształtowanie terenu nie powstrzymało niestety Greków, Rzymian, Bizancjum, Mongołów, Persów, Turków i Rosjan przed podbojami tej części Zakaukazia. (przybliżona odległość to 20 km). Nazwa Ararat jest nierozerwalnie związana z Armenią. Tak nazywa się nie tylko najpopularniejszy koniak, piwo czy woda mineralna. Nawet producent herbaty i artykułów spożywczych używa nazwy tego przez lata należącego do Armenii szczytu. Jezioro Sewan, czyli Morze Armeńskie Ararat Legenda mówi, że arka Noego zatrzymała się u szczytu Araratu Wielkiego (5165 m n.p.m.). Sami Ormianie uważają się za potomków Hajka, wnuka Noego, a nazwa kraju po ormiańsku brzmi Hajastan – Հայաստան. Góra Ararat razem ze sporo niższym Araratem Mniejszym od dawna leży na terytorium Turcji. Sfotografowałam ją z okna hotelu w Erewanie Armenia to chyba jedyny kraj na świecie, którego 5% powierzchni zajmuje jedno jezioro o powierzchni ok. 1300 km2. Sewan leży na wysokości prawie 2 tys. metrów, a temperatura wody latem osiąga nawet 20oC. Kto kiedykolwiek umoczył rękę w położonym o kilkaset metrów niżej Morskim Oku czy Czarnym Stawie Gąsienicowym, wie, że jak na górskie jezioro jest to wysoka 39 1_2014 styczeń Podróże temperatura. Nic dziwnego, że jezioro Sewan, mające piaszczystokamienne plaże, jest bardzo popularnym miejscem spędzania wypoczynku, na dodatek leży niecałe 70 km od Erewanu. Na cyplu półwyspu Sewańskiego znajduje się klasztor Sewanawank (Czarny Klasztor) z 874 roku, zbudowany z nieobrabianego bazaltu. Nad budowlach sakralnych powstawały świeckie domy, tworząc właściwie coś w rodzaju miasteczka. Co charakterystyczne, najwcześniejszym kościołom towarzyszyły dobudówki. Niektóre są samodzielnymi budynkami, w których wierni mogli uczestniczyć w nabożeństwie, gdy zabrakło miejsca w kościele. Inne tworzą obszerne przedsionki świątyń. Dobudówki były również miejscem spotkań i narad notabli, także świeckich, tutaj chowano najważniejsze osoby społeczności, przykrywając groby kamiennymi płytami, po których dziś się stąpa. Płyty niedopasowane, niczym niespojone, chybotliwe. Nasza grupa usiłuje do części z ołtarzem przemknąć pod ścianą, ale przewodniczka uspokaja, że po tych nagrobkach się chodzi. W ten sposób podkreślono marność naszego żywota. Dawniej wnętrza kościołów były przynajmniej częściowo pokryte freskami, z których już prawie nic nie zostało. Wnętrza są ciemne, rozświetlone otworem w sklepieniu (jak w ormiańskiej chacie) lub wąskimi brzegiem jeziora ma swoją rezydencję prezydent Armenii. W wodach Sewanu żyją endemiczne pstrągi, które podano nam na kolację. Każda ryba była innego kształtu, z bardziej lub mniej wygiętym grzbietem. Smakowała jak… no cóż, jak pstrąg. Kościoły i klasztory Armenia jest pierwszym krajem, który przyjął chrześcijaństwo jako religię narodową (w 301 r.). Krzewicielem nowej wiary był przyszły święty Grzegorz Oświeciciel. Apostolski Kościół Ormiański utrzymuje patriarchat w Jerozolimie i Stambule. Najwyższym zwierzchnikiem ormiańskich chrześcijan jest katolikos Karekin II. Przetłumaczenie biblii na język Ormian (alfabet stworzył na początku V wieku mnich Mesrop Masztorc) zapoczątkowało w tym czasie rozwój literatury w nowym narodowym języku (wcześniej używano greki). Klasztory stawały się miejscem nie tylko kultu religijnego, ale również centrami nauki, ponieważ przy 40 oknami umieszczonymi blisko stropu. W takim ascetycznym miejscu łatwo się skupić podczas modlitwy. W kompleksie Hagpat (X i XII w.) zachowały się pomieszczenia biblioteki, w innym budynku w kamiennej podłodze są otwory, przez które następowała wymiana powietrza ze znajdującą się niżej spiżarnią. Po lewej stronie wejścia do świątyni wykuto wprost w murze nazwiska darczyńców. Monaster Ajriwank (Jaskiniowy) nie przetrwał do naszych czasów, splądrowany przez Arabów. W jego miejscu w XII w. wykuto w skale kościół, później drugi, grobowiec, salę zgromadzeń oraz nauki, a także nowe 1_2014 styczeń Podróże komórki, w których żyli mnisi. Do części pomieszczeń wchodzi się po oryginalnym nierównym skalnym podłożu, które łukowato przechodzi w pionowe ściany. W XIII wieku dobudowano kaplice oraz katedrę z płaskorzeź- bami zwierząt, z roślinnymi i geometrycznymi wzorami. Obecnie kompleks ten nosi nazwę Gegard – Monaster Włóczni (rzekomo przechowywano tu Świętą Włócznię, czyli gegard, którą był ugodzony Chrystus na krzyżu). Mnisi dalej żyją w tym trudno dostępnym miejscu, mają pasiekę, uprawiają pomidory i inne warzywa. W skałach, na ścianach budowli wykuto chaczkary. Początkowo obok centralnego motywu krzyża umieszczano na płytach symbole słońca i księżyca, później zaczęły się pojawiać wzory roślinne (liście winorośli, kwiaty) lub geometryczne, postaci lub ludzkie głowy. Chaczkary miały przypominać zmarłych, ale też zaświadczały o ważnych wydarzeniach miejscowej społeczności: budowie mostu, gospody. Szacuje się, że mogło ich powstać nawet 100 tysięcy. Chaczkary z kompleksów klasztornych Sanahin i Hagpat są na bardzo wysokim artystycznym poziomie. Ten z fotografii znajduje się w Eczmiadzynie. Fortece Obronne budowle i towarzyszące im świątynie czy budynki o przeznaczeniu sakralnym bądź świeckim wznoszono w miejscach staranne wybranych, tak by w razie ataku wroga mogły być trudno dostępne lub łatwe do obrony. W I w p.n.e. w miejscowości Garni ponad wąwozem rzeki wzniesiono kompleks pałacowy i świątynię pogańską, której architektura jest połączeniem hellenistycznych wpływów i ormiańskich zdobień. Trzęsienie ziemi w XVII wieku zniszczyło te budowle, ale Chaczkary „Krzyże z kamienia” – chaczkary to płaskorzeźby na płyt ach kamiennych, które powstawały w miejscu świątyń pogańskich, zanim zaczęto budować kościoły. 41 1_2014 styczeń Podróże niedawno odbudowano poświęconą prawdopodobnie bóstwu słońca świątynię, zostawiając ruiny części mieszkalnej pałacu z łaźniami i resztkami muru osłaniającego dojazd od strony pobliskiej wsi. Erewan Miasto zostało założone w miejscu twierdzy Erebuni, którą datuje się na 782 r. p.n.e. Do połowy XIX wieku było to właściwie miasteczko, które dzięki śmiałej wizji gubernatora tego regionu Rosjanina i ciekawym projektom dwóch ormiańskich architektów zmieniło się w końcu tego wieku w miasto z szerokimi ulicami i pałacami, zyskując jeszcze większy rozmach w latach 20. ubiegłego stulecia. Tego miasta nie sposób pomylić z żadnym innym. Ściany domów mieszkalnych wyglądają jak mozaiki. Kwadraty wulkanicznego kamienia tej części miasta wydobywa oświetlenie. Drogi wylotowe ze stolicy Armenii są obsadzone budynkami ze szkła – to kasyna, nocne kluby. Takich przybytków nie ma w centrum miasta – czyżby w ten sposób udawano, że problem hazardu nie istnieje? Eczmiadzyn Duchową stolicą Armenii i siedzibą katolikosa jest Eczmiadzyn z wielokrotnie rozbudowywaną katedrą, w której w prawie niezmienionej formie pozostała jedynie kamienna VII-wieczna kopuła. To, co widzimy dzisiaj, to dobudowane w XVIII wieku dzwonnice, apsydy w części głównej świątyni oraz barwne freski. Na terenie kompleksu jest seminarium duchowne oraz muzeum z bardzo cennymi manuskryptami, a także ozdobnymi – tufu, w kolorach od szarego przez popielaty, róż do brązowego, stanowią ściany. Władze miasta uznały, że ten styl powinien być kontynuowany, stąd współczesne bloki wznoszone są również z tufu, łączonego z betonem. Dalsze przemiany miasta stały się możliwe po uzyskaniu niepodległości w 1991 roku. Pomniki Lenina usunięto, plac Lenina przemianowano na plac Republiki, przy którym co wieczór gromadzą się mieszkańcy i turyści, by obejrzeć spektakl śpiewających fontann. Plac ten znajduje się w środku dzielnicy rządowej, a ciekawą architekturę 42 1_2014 styczeń Podróże krzesłami katolikosa. Na dziedzińcu wystawiono część kolekcji chaczkarów z przedstawieniami Chrystusa, świętych i ludzi. Jak wyjaśniała nasza przewodniczka, jeśli chaczkar przedstawia ukrzyżowanego Jezusa, zawsze pod krzyżem jest wyrzeźbiona głowa Adama (którego grzech zmazała krew Ukrzyżowanego). Na jednym z chaczkarów przedstawiono scenę polowania – został on zapewne ufundowany przez możnowładcę. Katedra w Eczmiadzynie ma bogato zdobioną kurtynę, stanowiąca zasłonę ołtarza. W czasie naszej wizyty była ona zsunięta na bok, więc nie mogliśmy jej podziwiać. Obrzędom w kościołach ormiańskich towarzyszyła muzyka chóralna a capella – jedyny wyjątek to umieszczony w bocznej części tej katedry instrument klawiszowy, który pełni funkcję organów. Morele i morwy Kojarzyły mi się z Turcją, skąd importujemy te suszone owoce. Jednak morele pochodzą z terenów Armenii, co potwierdza ich łacińska nazwa Armeniaca vulgaris. Zostały sprowadzone do Europy przez wojska Aleksandra Macedońskiego. Na bazarze w centrum Erewanu owocowe szaleństwo. Oko przyciągają wielobarwne kompozycje z moreli, śliwek, wiśni i fig fantazyjnie ozdobione orzechami laskowymi i włoskimi, umieszczone na przezroczystych tacach. Całość w rozmiarach od S do XXXXL. Z drewna moreli wykonuje się duduk – rodzaj fletu, którego dźwięk przypomina wiolonczelę i saksofon (nie, nie pomyliłam się). Ormianie mówią, że duduk śpiewa. Główny motyw muzyczny filmu „Titanic” jest wykonywany właśnie na tym instrumencie. Oczywiście kupiłam płytę z nagraniem tego filmowego tematu, jak 43 też z ludowymi ormiańskimi melodiami. Innym użytkowym drzewem w Armenii jest morwa. Na liściach morwy już w średniowieczu hodowano na terenie Armenii jedwabniki. Tkano wówczas ciężkie jedwabie w kwiatowe wzory, używano naturalnych barwników (robaczek czerwiec dawał czerwony kolor, a kwiaty winorośli – błękitny). Z owoców morwy wytwarzana jest, podobnie jak w Gruzji, słodka wódka. Hasz Nie, nie jest to żadne „zioło”, chociaż ma trochę wspólnego z odurzaniem się. Hasz jest narodową zupą ormiańską, której przygotowanie zajmuje sporo czasu, tak jak naszego bigosu. Najpierw gotuje się gicz zwierzęcą, pozbawioną mięsa (jest to więc potrawa ubogich). Rytuał wymaga, by nastawić gar wieczorem i czuwać przy nim całą noc, popijając w trakcie doglądania potrawy wódkę. Gdy już wygotują się wszystkie okrawki i ścięgna, nad ranem kruszy się do wywaru wyschnięty chleb (lawasz) i następnie gęstą zawartość kociołka zawija się w cienkie placki świeżego lawaszu. Najlepiej smakuje zimą. Inną potrawą kuchni ormiańskiej, której kosztowałam, jest kjufta, czyli kotlet z mielonej cielęciny przyprawiony bardzo aromatycznymi ziołami, podawany z gorącą pastą pomidorową. Bardzo popularnym daniem są faszerowane mięsem i ryżem papryki, pomidory lub bakłażany oraz zupy na bazie jogurtu. Chleb lawasz jest pieczony w glinianym piecach o kształcie beczki, na którego dnie umieszcza się żar. Placki wykonane z dowolnej mąki i wody „przykleja się” do wewnętrznych ścian pieca i pilnuje, by nie spadły na dno, gdy się podpieką. Popularnym deserem jest pachlawa, przypominająca znaną skądinąd baklawę. 1_2014 styczeń Podróże a sześciokondygnacyjne schody (z windami w środku), wkomponowane w naturalną skałę, okalają porośnięte kwiatami i ozdobione współczesnymi rzeźbami klomby i fontanny. Cafesjian ufundował wiele stypendiów dla uzdolnionej artystycznie młodzieży. Pamięć Zagłada Ormian, podczas której w 1915 roku Turcy zamordowali lub doprowadzili do śmierci blisko 1,5 miliona ludzi, jest w Armenii ciągle żywa. Przy Pomniku Ludobójstwa w stolicy oficjalne delegacje rządowe składają wieńce, głowy państw sadzą w pobliskim parku świerki. Mieszkańcy Armenii pamiętają o swojej historii i chętnie opowiadają o niej turystom. Są dumni z Ormian, potomków emigrantów, którzy nie zapominają o kraju przodków, a w razie potrzeby chętnie mu służą pomocą. Charles Aznavour (właściwie Aznawurian) za bezprzykładną pomoc w zbieraniu funduszy na odbudowę zniszczonych przez trzęsienie ziemi z 1988 roku miejscowości został wyróżniony placem swojego imienia w Erewanie i pomnikiem w Giumri (i to za życia!). Nagrana przez niego kompozycja „Pour toi Arménie” z udziałem kilkudziesięciu światowej sławy artystów odniosła wielki sukces (ponad milion sprzedanych płyt). Aznavourowi przyznano tytuł Bohatera Narodowego i ormiańskie obywatelstwo. Został Ambasadorem i Przedstawicielem Armenii przy UNESCO, a także ambasadorem Armenii w Szwajcarii, gdzie mieszka. Inny potomek emigrantów, Gerad L. Cafesjian, zrewitalizował kompleks kulturalny zwany Kaskadą, przenosząc tutaj swoją kolekcję dzieł współczesnego malarstwa, rysunków i rzeźby z bogatymi zbiorami szkła artystycznego (zwłaszcza czeskich autorów). W Centrum Kaskada są sale wystaw czasowych, odbywają się koncerty i spotkania, 44 Ormianie Ludzie w Armenii są bardzo gościnni. Biuro turystyczne, które zorganizowało nasz krótki objazd po tym kraju, potraktowało nas jak swoich najważniejszych gości. Naszą przewodniczką była historyczka sztuki, archeolożka z doktoratem, która uczestniczy w badaniach naukowych i wykłada na uniwersytecie. Na kolację dla naszej grupy wybrano np. lokal „Ararat” (a jakże), restaurację-galerię prowadzoną przez kucharza – prezesa organizacji propagującej narodową kuchnię Armenii i mającego swój kulinarny program w telewizji. Rozmawiał z nami, upewniał się, czy smakują zaproponowane przez niego potrawy. W przerwach między posiłkami mieliśmy minikoncert kobiecego duetu (fortepian i instrumenty dęte). Szefowa ormiańskiego biura podróży również pojawiła się na tej kolacji. Do Armenii przyjeżdża niewielu turystów, chociaż górzyste krajobrazy, zalesione doliny i możliwość odpoczynku nad jeziorem Sewan staną się w przyszłości dla wielu atrakcyjną alternatywą dla zatłoczonych krajów basenu Morza Śródziemnego. Miejscowym żyje się ciężko, ale przedsiębiorczość Ormian jest przysłowiowa. Na przykład obok stacji z paliwem mężczyźni sprzedają benzynę wprost z kanistrów i plastikowych butelek. I to im się chyba opłaca – ale gdzie się w nią zaopatrują? Marco Polo 1_2014 styczeń Podróże wspominał o źródle oleju, który na granicy Wielkiej Armenii i Żorżanii (Gruzji) „płynie w tak wielkiej obfitości, że napełnić nim by można sto okrętów; nie nadaje się do jedzenia, lecz dobry jest do palenia i do smarowania ludzi i zwierząt chorych na świerzb oraz wielbłądów chorych na parchy i krosty” (w czasach Marco Polo teren dzisiejszego Azerbejdżanu należał do Armenii). Bogactwem współczesnej Armenii są metale nieżelazne i minerały. Przykład przedsiębiorczości z innej beczki: podczas zwiedzania ruin VII-wiecznej świątyni w Zwartnoc wysłuchaliśmy krótkiego koncertu dwóch śpiewaków z Erewańskiej Opery, którzy w ten sposób promowali swoją profesjonalnie wyprodukowaną płytę CD o Armenii z nagraniami muzyki sakralnej, ludowej i świeckiej. Ormiańska muzyka jest smutna, nostalgiczna jak śpiew duduka. Jeśli ktoś pamięta dynamiczny fragment baletu „Gajane” A. Chaczaturiana, zwany „tańcem z szablami”, może odnieść mylne wrażenie, że taka żywa i rytmiczna jest muzyka ormiańska. Ormiańskie biesiady wyglądają podobnie jak gruzińskie, tamada wygłasza może krótsze toasty, kobiety znoszą co chwila ma stół nowe potrawy. odkurzanie dawno nieużywanego języka to godny polecenia neurobik. I to wszystko Armenia jest małym krajem, ale z uwagi na dość kiepskie drogi i ukształtowanie terenu pokonywanie niedużych odległości zajmuje trochę czasu. Nie sposób objechać jej w trzy dni. Żałuję, że nie dotarliśmy do ciepłych źródeł w miejscowości Dżermuk na południu czy do miejsca postoju karawan z XIV wieku. Na pamiątkę, poza płytą z nagraniem duduka, kupiłam kalendarz z ludowymi strojami ormiańskimi z XIX wieku (i z mapką Armenii z tamtych lat). Armenia leży na trasie migracji ptaków. Czy dlatego widzieliśmy tu gniazda bocianów i same boćki też, choć tereny tu suche, a wody mało? Czy też były to ormiańskie ptaki, które z uwagi na dość jeszcze ciepłą aurę nie wyruszyły do Afryki? To bardzo miłe uczucie z dala od kraju znaleźć łącznik między Polską a Armenią. Tekst i zdjęcia Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Październik 2013 r. Neurobik Ormianie mają swój narodowy sport – szachy. Sukcesy Kasparowa, Aronjana czy Sarksjana spowodowały, że dzieci już w szkole podstawowej uczą się reguł tej gry w ramach obowiązkowych lekcji. To znakomite ćwiczenie umysłu. Dla cudzoziemca wizyta w byłej republice radzieckiej to też doskonałe ćwiczenie mózgu. W języku rosyjskim można porozumieć się tu wszędzie. Rosja dziś jest sojusznikiem Armenii – w tym kraju bariera językowa nie istnieje. Sami przekonaliśmy się, jak wiele słów w trakcie opowieści naszej przewodniczki czy podczas robienia zakupów „wyskakuje z szufladek”, jak nawet całe zdania udaje się wypowiedzieć. Takie 45 1_2014 styczeń Podróże Kolczyk z turkusem Jagoda Czurak N ajpierw lot do Pokhary, potem przejazd do Base Camp, skąd Szerpowie pomagali wnosić sprzęt i ekwipunek niezbędny do założenia kolejnych obozów. Kilka dni wcześniej wyruszyli z obozu IV od południowej strony góry, tej najważniejszej w masywie Annapurna Himal. 91 metrów ponad osiem tysięcy. We wspinaczce trzeba być dokładnym, nie tylko wtedy gdy wbijasz czekan czy asekurujesz partnera. Ta góra ma 8091 metrów, chociaż widziana znad jeziora Phewa Tal nie wyróżnia się, tworząc łańcuch z pozostałymi Annapurnami i stanowiąc tło dla świętego szczytu Machhapuchhre. Po przejściu pola lodowego i bardzo trudnej przewieszki skalnej, na wysokości 7900 Rysiek zauważył nadciągające chmury. Oby tylko nie padał śnieg. Wykuli w bardzo twardym lodzie półkę, jednak wystarczyło miejsca tylko na rozbicie 46 jednego namiociku. Igor znalazł nieopodal drugie miejsce na biwak, ale po dwóch godzinach zmagań z lodowatym wiatrem nie zdołał postawić nawet masztu. Przykrył się plandeką. W nocy obydwaj kilkakrotnie otrząsali świeżo spadły śnieg, licząc na poprawę pogody. Niestety, mgła utrzymywała się przez cały dzień. Obydwaj byli skrajnie wyczerpani wspinaczką, więc właściwie z ulgą podjęli decyzję o przeczekaniu tutaj jeszcze jednej nocy. Lodowate zimno wciskało się wszystkimi szczelinami, gorąca herbata tylko przez chwilę ogrzewała ich ciała. Bliskość szczytu, raptem dwa żleby, niecałe dwieście metrów, napełniała optymizmem. Jutro szczyt od strony południowej powinien być zdobyty. Ranek był słoneczny. W Himalajach w porze zimowej tak bywa. Po mgle lub zawiei nagle przychodzi 1_2014 styczeń Podróże słoneczna pogoda. Uporali się ze szczytem dość sprawnie i bez komplikacji. Teraz schodzić, byle szybko, zarządził Ryszard. Wiało potwornie, igiełki lodu siekały ich twarze, bezlitośnie smagając każdy nieosłonięty centymetr. Obejrzeli się. Annapurna I była ubrana w biały pióropusz wirującego pyłu śnieżnego. Niebo było prawie granatowe. Gdy minęli lodowiec, siła wiatru osłabła, mogli więc spokojnie oddychać. Szli obok siebie, wspominając wszystkie szczyty, które zdobyli razem, tu w Himalajach i w Karakorum. Mieli w pamięci również nieudane wyprawy, gdy musieli wycofać się, mając górę w zasięgu ręki. Opowiadali sobie historie o tych, których niestety musieli zostawić wśród skał. Czas mijał szybko, więc właściwie niepostrzeżenie dotarli do pokrytej śniegiem łąki, przy której stały turystyczne hoteliki, puste o tej porze roku. Nie czuli zmęczenia, tylko wielką radość, że mimo trudności pod szczytem mogą już Annapurnę odfajkować. Dotarli do świątyni 108 źródeł w Muktinath, z wiecznym płomieniem, minęli lepianki z płaskimi dachami i skupisko stup. Modlitewne flagi w pięciu kolorach powiewały, odsłaniając skały z wyrytymi słowami modlitwy. Szli nie czując upływu czasu, by wreszcie dotrzeć do herbaciarni, w której postanowili zatrzymać się na nocleg. Przy drodze kwitły ponaddwumetrowe poinsecje. Właścicielka lokalu podała im dal bhat, bardzo pożywną potrawę na bazie ryżu, soczewicy i miejscowego zioła jimbu, którego smak rozwinął się dzięki rozpuszczeniu w klarowanym maśle. Zgodnie przyznali, że opowieści o jej smaku wcale nie były przesadzone. Usnęli na przygotowanych posłaniach. T rzy dni później włosko-austriacka grupa himalaistów przy zejściu z Annapurny na stronę południową, prawie 200 metrów poniżej szczytu, natknęła się na dwie brezentowe płachty przysypane śniegiem. Obie były bardzo blisko siebie. Odsypali śnieg. W środku znaleźli ciała dwóch zaginionych wspinaczy. Jeden z nich w sczerniałej zaciśniętej dłoni trzymał kawałek materiału, z jakiego tybetańskie kobiety szyją fartuchy. Drugi z nich miał w uchu kolczyk z turkusem, przypominający te, które noszą mężczyźni z plemienia Lopa, zamieszkujący rejon Muktinath, znajdujący się na północ od Annapurny. Ani Ryszard, ani Igor nigdy wcześniej nie byli w Muktinath, co potwierdzili ich towarzysze wyprawy, czekający w obozie IV. W plecaku zamarzniętych himalaistów znaleziono proporczyki i flagę biało-czerwoną, którą zdobywcy mieli zwyczajowo zostawić na szczycie. Ciała obu zniesiono niżej i pochowano w szczelinie lodowca. Tekst i zdjęcia Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Grudzień 2013 r. Inspirowane wspomnieniami polskich himalaistów 47 1_2014 styczeń Po dyżurze Gdzie są buty? Jagoda Czurak Podejdź tutaj, szybko. Tu coś jest – dziewczyna zawołała do swojego przyjaciela. Wybrali się na wydmy, by spędzić miłe tête-à-tête z dala od wścibskich oczu. N a co dzień nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. To miała być dawno oczekiwana, zwłaszcza przez dziewczynę, romantyczna schadzka. Przygotowała koszyk z prowiantem, on miał przynieść butelkę wina. Dziewczyna zapakowała szklane kieliszki. Picie z plastikowych kubków kojarzy się z pośpiechem i tandetą, nie z prawdziwym uczuciem, jakie do siebie żywili. Ostrożnie zaczęli oboje obchodzić kupkę jakichś ubrań leżących na piasku. Dżinsy, nawet niezbyt zniszczone, pasek z metalową klamrą. Coś jeszcze było pod spodem, ale gdy dziewczyna wyciągnęła rękę, on ją powstrzymał. – Może będzie lepiej, jeśli zadzwonimy na policję. Nie ruszajmy tych ubrań, zresztą nie wiemy, co tam jest. Po co mają znaleźć nasze odciski? 48 – Co to za pomysł z odciskami? Na miękkim materiale? Ty od razu wietrzysz tajemniczą zbrodnię czy co? Czekali na przyjazd policjantów. Z randki nici. A miało być tak pięknie – piasek, szum fal rozbijających się o nieodległy klif, zachód słońca. Przyglądali się rutynowym czynnościom funkcjonariuszy, wyjaśniwszy w jakim celu i kiedy przyszli w to miejsce. Czy nie widzieli nikogo w pobliżu? Nie widzieli. Czy niczego nie wzięli? Skądże. Dwójka policjantów stwierdziła, że w promieniu kilkunastu metrów od porzuconych ubrań są niedopałki papierosów. Zebrano je do specjalnych woreczków. Po jakimś czasie przyjechał przewodnik z psem, który podjął trop i klucząc, dotarł do wody. 1_2014 styczeń Po dyżurze – To znaczy, że gość rozebrał się i poszedł pływać, tak? No cóż, zostawimy tutaj kogoś z naszych. Facet przed zapadnięciem nocy powinien wrócić po ciuchy. A te niedopałki to tak na wszelki wypadek – powiedział aspirant, pocierając czoło. Niedoszli randkowicze musieli podać swoje personalia, też na wszelki wypadek. Przy odnalezionych ubraniach dyżurował policjant, potem zastąpił go kolega. Do świtu nie działo się nic. Następnego dnia trzeba było podjąć rutynowe czynności. Ubranie przewieziono do depozytu policyjnego. Przeszukanie kieszeni nie przyniosło żadnych informacji. Żadnego rachunku, żadnej kartki z numerem telefonu. Przez następny dzień policjanci patrolowali plażę, wypytując nielicznych o tej porze roku turystów o to, czy poprzedniego dnia ktoś nie widział przypadkiem mężczyzny ubranego w pozostawione ciuchy. Ta część morskiego brzegu nie jest objęta zasięgiem monitoringu, można było polegać tylko na pamięci ludzi. Sprawdzono hotele i pensjonaty, z których część jeszcze nie przyjmowała gości, był dopiero koniec maja. Nikt ubrany w jasne dżinsy i flanelową koszulę w niebiesko-zieloną kratkę nie zatrzymał się na nocleg w żadnym z nich. Nie wpłynęło też żadne zawiadomienie o odnalezieniu ciała. – A jeśli wypłynął daleko i nie miał siły wrócić? Może stracił przytomność? Gdzieś wypłynie, żywy lub martwy – pocieszał się aspirant Skalski. Policja ponownie przeszukała teren na wydmie w miejscu dziwnego znaleziska. Sierżant wpadł na pomysł, by przekopać piasek. I to była brzemienna w skutki decyzja. Na głębokości jakichś 30...40 centymetrów natrafiono na zawiniątko. W kilka warstw zwykłej folii, w jaką pakuje się kanapki, owinięta była puszka, a w niej – spory bursztyn z inkluzją-owadem. Bursztyn tej wielkości, o dość regularnym kształcie, bez widocznych zmętnień może być sporo wart. Skąd się tutaj wziął? Rutynowo przesłuchano jubilerów, może któryś zgłaszał ostatnio kradzież lub nie zdążył zgłosić. Nic, żadnego śladu. Badania DNA naskórka zabezpieczonego na ubraniu potwierdziły, że właściciel był mężczyzną, miał szare oczy i był szatynem. W bazie osób zaginionych nie natrafiono na nikogo odpowiadającego temu profilowi. Nie było też nowych zgłoszeń 49 zaginięcia mężczyzn o takich cechach w tym rejonie wybrzeża. Po kilkunastu tygodniach sprawa została zamknięta. Ale aspirantowi Skalskiemu jeden szczegół nie dawał spokoju. Buty zaginionego, a właściwie ich brak. Samobójca zostawiłby je obok ubrania. To samo zrobiłby amator pływania. Jeśli wszedł do wody, to co zrobił z butami? I co wspólnego z tą sprawą może mieć piękny okaz bursztynu? Nie ma ciała – nie ma zbrodni. Protokoły sprawy trafiły do archiwum. Bursztyn – do depozytu policyjnego. K ilkanaście miesięcy później aspirant Skalski zobaczył w telewizji migawkę z otwarcia dość kontrowersyjnej wystawy zatytułowanej „Buty”. I wtedy przypomniał sobie o nierozwiązanej zagadce. Z pewną niechęcią obejrzał kilkadziesiąt zdjęć pokazywanych w galerii. Trudno to było nazwać sztuką – fotografie butów ludzi z różnych krajów, zniszczone sandały mnicha obok wyszukanych szpilek ze skóry egzotycznego zwierzęcia, minibuciki chińskich kobiet i wielkie buciory Eskimosów. No i co to za eureka, jakieś buty trzeba nosić, to konieczność, nie artyzm, pomyślał. Przeszedł do kolejnej sali, gdzie właśnie trwała projekcja filmu. Na piasku leży ubranie, kamera pokazuje zbliżającą się parę młodych ludzi, policjantów, węszącego psa. Co to ma być? Gdy film się skończył, reflektor oświetlił pozostającą dotąd w ciemności gablotę, a w niej… parę skórzanych mokasynów. Jak najbardziej realnych. Policjant zajrzał przed wyjściem do katalogu wystawy. Autor filmu jest szatynem i ma szare oczy. A to ze mnie zakpił – Skalski z trudem krył oburzenie. No a bursztyn? Na to pytanie artysta nie dał odpowiedzi w swojej instalacji. Gdyby należycie spenetrował teren swojej akcji, to nie musiałby kręcić takich głupot – pomyślał Skalski. I miałby piękny prezent dla żony. A tak znalezisko spoczywa w bezpiecznym miejscu zamiast na przykład cieszyć oko jakiejś elegantki. Tekst i zdjęcie Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Lipiec-grudzień 2013 1_2014 styczeń Historia ubezpieczeń społecznych Początki przedwojennej Kasy Chorych w Bydgoszczy Krystyna Knypl W zasobach Cyfrowej Biblioteki Kujawsko-Pomorskiej napotykam dwa urocze sprawozdania Kasy Chorych za lata od 1920 do 1927 roku. Już na samym początku tych dokumentów czytamy, że zdrowie jednostki to zdrowie narodu, rozwój Kasy Chorych jest z roku na rok coraz większy, a „przed czynnikami rządzącymi kasą powstają coraz to nowe zadania i zagadnienia, wymagające wiele zachodów i pracy, by rozwinąć je ku dobru ubezpieczonych i instytucji”. Uroczy jest ten PR z myszką, aż oczy rwą się do dalszego czytania! Dowiadujemy się z dalszej lektury, że „Kasy Chorych w wielkich środowiskach, zwłaszcza o charakterze przemysłowym, są niezmiernie skomplikowanymi instytucjami” – no tak, i to się utrwaliło! N astępnie przedstawiona jest Rada Kasy, która składała się z przedstawicieli grupy ubezpieczonych w liczbie 20 oraz grupy pracodawców w liczbie 10. Wszyscy przedstawiciele tworzyli struktury takie jak zarząd kasy, komisja rozjemcza i komisja rewizyjna. Rada Kasy odbyła w 1927 roku 3 posiedzenia, zarząd 52 posiedzenia, komisja rewizyjna 14, komisja rozjemcza 3 posiedzenia. Podopieczni i składki Pod opieką kasy w latach 1920-1927 roku znajdowało się 53 268 osób uprawnionych do świadczeń. Prowadzono ścisłą kontrolę pracodawców, którzy byli zobowiązani do zgłaszania do ubezpieczenia pracowników i oczywiście płacenia składek za nich. Wykryto 59 przypadków niezgłoszenia pracowników, 145 przypadków opóźnionego zgłoszenia i 243 przypadki zgłoszenia z podaniem fałszywej daty przystąpienia do 50 pracy. Chyba można się uczyć na przykładach z przeszłości! Na mocy art. 16 „Ustawy o obowiązkowem ubezpieczeniu na wypadek choroby” z 19.5.1920 r. nałożono kary na pracodawców: 1-krotność zaległych składek w 111 przypadkach, 2-krotność w 86 przypadkach, 3-krotność w 189 przypadkach i 4-krotność w 4 przypadkach. Udzielono też 57 napomnień. Wniosek z tego prosty – karać Kasy Chorych potrafiły zdrowo! Gdy władza kasowa była w dobrym humorze, potrafiła okazać swe dobre serce i w 1927 roku w 32 wypadkach zredukowano kary, a w 60 wypadkach umorzono je. Kto był ubezpieczony? Kasy Chorych powstały w związku z szybko rozwijającym się w XIX wieku przemysłem i wielkoprzemysłowa klasa robotnicza była główną klientelą tych instytucji nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech – ojczyźnie ubezpieczeń społecznych. 1_2014 styczeń Historia ubezpieczeń społecznych Organizacja opieki Pomoc lekarską otrzymywali członkowie kasy i ich rodziny na podstawie tzw. przekazów. Czytamy w sprawozdaniu, że „przekazy te wydaje kasa w osobnym Personel kasy chorych W kasie pracowało 32 urzędników administracyjnych, 8 lekarzy dentystów, 1 lekarz naczelny, 1 lekarz asystent, 22 innych osób. Koszty administrowania wynosiły 6,88% budżetu kasy, przy czym personalne koszty stanowiły 5,36%, rzeczowe 0,79%. Pobory urzędników kasy oddziale w godzinach 8-13, w nagłych przypadkach 13-20, a niedziele i święta 9-11. Większe przedsiębiorstwa otrzymują przekazy zbiorowo i wydawają (sic!) je (z wyjątkiem członków rodziny) swym pracownikom bezpośrednio”. Jak wynika z przedstawionego cytatu – ruchem chorych zarządzała Kasa Chorych wraz z pracodawcą. Pomarzyć… 51 były zgodne z zasadami wynagradzania urzędników państwowych. Źródło ilustracji: http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=12136&from=&dirids=1&ver_id=&lp=7&QI= Grupy ubezpieczonych w bydgoskiej Kasie Chorych w 1927 roku przedstawiały się następująco: dobrowolnie ubezpieczeni 202, zatrudnieni w przemyśle 21 742, zatrudnieni w rolnictwie i leśnictwie 287, służba domowa 883, niestale zatrudnieni 68, chałupnicy 102, terminatorzy i praktykanci 262. 1_2014 styczeń Historia ubezpieczeń społecznych W 1927 roku wydano 120 638 przekazów do lekarzy na 53 268 osoby uprawnione do świadczeń, czyli statystyczny podopieczny był 2,26 razy w roku u swojego lekarza kasowego. Do innych kas wystawiono 596 przekazów i przyjęto z innych kas 567 osób. 52 Lekarzy kasowych było 45, a opłacani byli oni wg taryfy opłat lekarskich. Łącznie na honoraria lekarskie wypłacono 459 194,11 złotych. Najniższe honorarium wynosiło 250 złotych. Najwyższe 1500 złotych miesięcznie. Sprawozdanie zawiera wykaz schorzeń, na które byli leczeni podopieczni, wykonanych badań i wypłaconych zasiłków chorobowych. Ubezpieczeni w kasie mogli także korzystać z pomocy dentystycznej, a najczęstszą przyczyną wizyty było zapalenie miazgi. Na ponad 20 stronach obu dokumentów zawarto sprawozdanie, które może się podobać – rzeczowe, sensowne, zarówno od strony medycznej, jaki i finansowej. No, ale to już było i nie wróci więcej, jak mówią słowa znanej piosenki. Krystyna Knypl internista 1_2014 styczeń Nowości z przeszłości Czy się zajmuje historia medycyny? Bardzo ładne wyłożenie tej przypuszczenie, że jest to jedna materii znajdujemy w „Archi- nauka. Nazwa rzeczona utarła wum Historii i Filozofii Medy- się jednak w potocznym użycyny”, którego pierwszy nu- waniu, ponieważ brzmi ładniej mer ukazał się w 1924 roku. aniżeli nazwa »historja meW zeszycie 1. tomu 1. profesor dycyny i filozofja medycyny«, Adam Wrzosek, będący redak- w której ten sam wyraz powtatorem naczelnym, tak pisał: rza się dwa razy. „Historja medycyny i fiZadania historii medycyny lozofja medycyny, choć są i jej łączność z filozofją medyprzedmiotami różnemi, mają cyny trafnie i węzłowato okrejednak dość wiele wspólnego. ślił prof. Władysław SzumowDlatego jest rzeczą słuszną, aby ski. Zadania historii medycyny tworzyć dla tych przedmiotów – pisze Szumowski – jak w ogówspólne katedry uniwersytec- le historii każdej nauki, dadzą kie i wspólne czasopisma. Atoli się mniej więcej sformułować wspólna nazwa, używana dla w sposób następujący: Pierwwymienionych przedmiotów: szym zadaniem jest zbieranie »historja i filozofja medycyny«, faktów historycznych i ukłanie jest całkiem ścisłą, albo- danie ich w porządku chrowiem może nasuwać błędne nologicznym, bibliograficz- Collegium Medicum Varsoviense Potrzeba istnienia instytu- skich, czuwała nad dobrocią cji czuwających nad jakością leków sprzedawanych w aptepracy lekarskiej istniała w śro- kach, i rozciągała nadzór nad dowisku od dawna. Profesor partactwem lekarskim (sic!), Władysław Szumowski tak dawała się odczuć jeszcze za pisał na łamach „Archiwum czasów Augusta III. Pierwszy Historii i Filozofii Medycyny” Mitzler de Koloff, konsyliarz w 1924 roku, w zeszycie 1. dworu, wyjednał u Augusta tomu 1.: III w r.1752 przywilej na za„Potrzeba utworzenia łożenie instytucji pod nazwą w Warszawie instytucji, któ- „Collegium Medicum Varsoraby łączyła lekarzy warszaw- viense”. Według brzmienia Struktura i praca Collegium Medicum Studiując ten sam zeszyt „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”, znajdujemy ciekawe informacje na temat funkcjonowania ówczesnego samorządu lekarskiego w dokumencie zatytułowanym „Zasady do uformowania Collegium Medicum w Warszawie 53 oraz wybrania z pośród tego Komisarzów do Komisyi Lekarskiey”. Dowiadujemy się, że „Collegium Medicum składadź się będzie ze wszystkich Medicinae Doktorów, teraz w Warszawie mieszkających i za takowych uznanych. Dla porządku i usprawiedliwienia nym i biograficznym. Drugim zadaniem jest analiza faktów, nie każdy bowiem fakt ma znaczenie historyczne. Trzecim wreszcie zadaniem jest synteza, t.j. powiązanie faktów w łańcuch genetyczny, przedstawienie obrazu na tle dziejów my- śli ludzkiej i na tle dziejów kultury oraz nawiązanie wkładu historycznego do nauki współczesnej. Z wymienionych trzech zadań historii medycyny dwa ostatnie nie mogą się obejść bez filozofji.” Nic dodać, nic ująć – to najkrótszy komentarz do tego wywodu. • nazwy Kolegjum to miało być czemś pośredniem między towarzystwem lekarskim, komisją egzaminacyjną a urzędem lekarskim. Ale sejm przywileju nie potwierdził, gdyż sejmy w tym czasie, zrywane, rozchodziły się bez uchwał”. Można powiedzieć, że tradycja mieszania przez Sejm w kwestiach lekarskich jest historycznie ugruntowana. Było, jest i będzie? • się nawzajem, wszyscy JPP. będzie miało Prezesa swego, Doktorzy zgromadzeni patenta co dwa roki per vota sekreta swoie ukazać in Collegio Me- obieranym będzie”. Pierwdico będą obowiązani, które szym prezesem został doktor w osobnym Protokole zapisane Jan Boekier. Ze względu na bydź powinny, oraz powinna „przymioty osobiste i na dowód bydź zapisana Data zamiesz- powszechnego od wszystkich kania ich w Warszawie, imię, szacunku” otrzymał dr Boekier przezwisko, wiek, kray, w któ- urząd prezesa dożywotniego. rym się rodzili. Collegium to To były czasy! • 1_2014 styczeń Ewa Dereszak-Kozanecka Szanowna Redakcja stanowczo stwierdziła, że Koty nadal są potrzebne... temat się nie wyczerpał, nie przebrzmiał – koty nadal rządzą kalendarzem. Z pokorą opinii Redakcji wysłuchałam i z radością się do niej przychylam, ale... Ale stopień trudności rośnie! P rzede mną kolejny styczeń. Kolejny radosny początek kolejnego Nowego Roku! Nie liczę już sobie tych kolejnych Nowych Lat. Tyle się zmieniło... Sowietskoje Igristoje pijemy teraz po kryjomu w zaciszu domowego ogniska, bo podobno wstyd się przyznać do tej marki. Tak więc Nowy Rok zbliża się nieuchronnie, grożąc erupcją nowych genialnych pomysłów, zarówno moich, jak i Szanownej 54 Redakcji. Dlatego niech się chroni, kto może, a kto nie może, to trudno, zapraszam... hoinka powoli usycha w kącie pokoju, zakurzone bańki tracą blask, a na wyłożone na stół słodycze nikt już nawet patrzeć nie chce... Koty ściągają ostatnie ocalałe ozdóbki z dolnych gałązek. Kolorowe łańcuchy dawno już pokonane walają się po dywanie. A przed nami karnawał!!! C 1_2014 styczeń http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/ADAMJULIUS-1852-Munich-1913-Two-cats-playing.-Oil-on-panel.Signed-upper-right-Jul.-Adam.-15-x-20-cm-private-collection.jpg Styczeń http://commons.wikimedia.org/wiki/ File:Juliua_II_Adam_Katzenmutter_mit_zwei_K%C3%A4tzchen.jpg?uselang=pl Koty malowane 55 http://p2.la-img.com/1100/40356/17333276_1_l.jpg J uliusz Adam II, trzeci z trójki sławnych malarzy kotów, urodził się w 1852 roku w Monachium, w rodzinie artystów. Swoje pierwsze doświadczenia zdobył pod okiem ojca, który pracował jako fotograf w Rio de Janeiro, a pierwszą pracą syna w rodzinnym biznesie było retuszowanie. Młody Juliusz Adam II po powrocie do kraju zapisał się na studia u profesorów Echtera i W. Dietza – perfekcyjnego malarza wyidealizowanych mieszczańskich portretów. Juliusz Adam II był najmłodszym z rodziny malarzy specjalizujących się w malowaniu zwierząt. Starszy krewny, Albrech Adam, był wziętym malarzem koni. Jednak czasy się zmieniały i sielskie scenki wiejskie ustępowały popularnością sielskim scenkom mieszczańskim – znakiem czasu jest, że Juliusz Adam II mógł godnie zarabiać na życie, malując koty. Koty stały się nowym symbolem mieszczaństwa i tematem malarstwa (tuż po nagich nimfach w wodnej toni). Wypieszczone koty na salonach – to jest to!!! Juliusz Adam II miał wyczucie tematu i szybko został doceniony na równi z Henriette Ronner-Knip czy Eugene Lambertem. We własnych autoportretach często uwieczniał koty wspinające się po nim samym w trakcie pracy nad obrazem. Ach, te niesforne kocięta... http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/ julius-adam-entre-nous-self-portrait-with-cats-1911.jpg http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/Julius-Adam-II-Sitzendes-K%C3%A4tzchen-mit-blauer-Schleife-um-denHals-private-collection.jpg Wielkie balowanie, wizyty i rewizyty – prowadzimy prawdziwy Dom Otwarty. Czas więc wyciągnąć z szafy zeszłoroczne koty. Przetrzepać im skórki, odświeżyć, przewietrzyć. Wystawione na mrozik futerko pięknie się wzmacnia i lepiej trzyma włos. Zimne powietrze poprawi barwę i odświeży zapach. Odrobina lawendowego talku doda pikanterii. Następnie nakręcamy ogony na lokówki. Odmiany bezogonowe popadają w rozpacz. Jeszcze tapirujemy pędzelki na uszach i układamy kryzy wokół szyi. Świeży tapir utrwalamy żelem. Teraz jeszcze pigmentujemy i woskujemy noski, pociągamy tuszem rzęsy, koloryzujemy i woskujemy wibrysy... ostrzymy pazurki... Ostatnie spojrzenie w lustro... Tak jest, doskonale... Teraz tylko dobrać wstążkę lub krawat, zawiązać z fantazją i wdziękiem, i już można wybrać się na bal... Do najbliższego spichrza, gdzie czekają pod ścianą pełne obaw, skromne szare myszki. Taki jest porządek rzeczy – czas więc porzucić strachy i ruszyć w tan! Świat przyspiesza, pączki zakwitają na ceresie, a alkohol leje się strumieniem. Salonowe koty przejmują władzę nad nocą i dniem... to świat obiegła wiadomość, że znany krakowski kolekcjoner kocich futer nabył na aukcji świątecznej wspaniały koci obraz pędzla Juliusza Adama II za niebywale niską cenę – jak na krakowskiego centusia przystało. Szczęśliwy nabywca pragnie pozostać anonimowy. Pragnie wygodnie rozparty w fotelu sycić wzrok widokiem kocich figli... A nam na pocieszenie śpieszę przedstawić inne piękne obrazy znanego mistrza kociego. O http://www.thegreatcat.org/wp-content/uploads/2013/07/Two-young-Cats-playing-with-a-Basket-of-Crawfish-Julius-Adam-II-privatecollection.jpg http://image.invaluable.com/housePhotos/Koller/46/274646/H0649-L11195697.jpg Koty malowane Ewa Dereszak-Kozanecka psychiatra 28 grudnia 2013 r. 1_2014 styczeń Energia potencjalna Fot. Mieczysław Knypl