Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet

Transkrypt

Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
Cywilizacja
11-02-16 12:14
Krzysztof Izdebski / 02.02.2011
Szeptem do mnie mów
Czy prezydent i premier mówią jak liderzy? Czy biskup złe wieści
podaje radośnie? Jak brzmią emocje w głosach polskich postaci
życia publicznego? Co zostaje z głosu, gdy odjąć mu treść? posłuchaj w serwisie "Tygodnika".
W nowym numerze "TP" rozmowa z dr. Krzysztofem Izdebskim,
specjalistą od psychologii głosu, o tym, po co nam głos, dlaczego
męczą nas trudne rozmowy i do którego ucha lepiej szeptać
wyznania miłosne...
Każdy głos można rozłożyć na pierwiastki i wyeliminować z niego składnik semantyczny. Bada się
dzięki temu, jak w głosie przejawiają się emocje. Specjalnie dla "Tygodnika Powszechnego"
eksperyment taki przeprowadzili na polskich postaciach życia publicznego dr Krzysztof Izdebski,
pochodzący z Polski specjalista od zaburzeń i psychologii głosu, profesor Uniwersytetu Stanforda,
oraz dr Branka Zei-Pollermann, kierownik Vox Institute w Genewie, zajmująca się badaniami w
zakresie psychologii społecznej i komunikacji werbalnej. Pozbawili oni wypowiedzi polityków i
hierarchów warstwy semantycznej, a następnie przeanalizowali otrzymane dźwięki.
Posłuchaj politycznych emocji w stanie czystym!
Co jeszcze można zrobić z głosem ludzkim? Tylko w serwisie "Tygodnika Powszechnego" prezes
PiS i premier w roli fortepianu, saksofonu i...
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 1 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
Michał Kuźmiński: Podsłuchuje Pan czasem z San Francisco polskich polityków?
Dr Krzysztof Izdebski: Czasem, gdy nie śpię. I gdy chcę, by coś złego mi się przyśniło.
Aż tak źle brzmią?
Jestem genetycznie źle nastawiony do polityków. Według mnie są to ludzie od reklamowania
ludzkich marzeń albo strachu. I nawet jeśli cenią naród, którym kierują, sprzedają mu lipę. Ale
dlatego właśnie słucham ich z zawodowego zainteresowania. Zajmuję się analizowaniem głosów
z punktu widzenia medycyny, psychologii i neurologii. Wraz z moją koleżanką
i współpracowniczką dr Branką Zei-Pollermann, która przez wiele lat pracowała w Genewie
w Instytucie Emocji Ludzkich, badaliśmy emocjonalny kontekst mów politycznych – głównie
u polityków amerykańskich, ale tę samą metodologię można zastosować do każdego.
Każdy głos można rozłożyć na pierwiastki i wyeliminować z niego kontekst semantyczny.
W efekcie otrzymamy to, co jest generowane tylko przez struny głosowe: sygnał prozodyczny,
czyli melodię wypowiedzi. Proszę zresztą posłuchać i powiedzieć, jakie wrażenie taka oczyszczona
z tekstu mowa na panu robi. Odtworzę panu wypowiedź Johna McCaina [kandydata Republikanów
w wyborach prezydenckich w USA, 2008 r. – red.] mówiącego o swoich planach obniżenia
podatków. To, co zostaje po komputerowej eliminacji składnika semantycznego, nazywamy hum.
Jak to nazwać po polsku?
Mruczenie?
Doskonale. Tak brzmi więc emocjonalne mruczenie w wypowiedzi McCaina...
Brzmi jak monotonne pobrzękiwanie robota z wczesnych filmów science-fiction.
W tym rzecz! Pełna monotonia. Odtwarzamy to respondentom i pytamy o wrażenie. Odpowiedź
brzmi: depresja. A to ciekawe, bo przecież McCain mówił o rzeczach pozytywnych, ale w taki
sposób, że odbierano jego wiadomość jako negatywną, odrzucającą. A teraz proszę posłuchać
oczyszczonego z kontekstu semantycznego głosu Baracka Obamy.
Tym razem brzmi to jak wesoły robocik, który próbuje śpiewać przy pomocy głosek „ee-e”.
To mruczenie jest totalnie inne: u słuchacza sprawia wrażenie pozytywne, budząc wewnętrzne
zadowolenie, a nawet entuzjazm. A prezydent mówił tu o kontynuacji wojny i związanych z tym
kosztach. Obama, nawet gdy dotyka tematów dla narodu kosztownych ekonomicznie
i psychicznie, potrafi tak to przekazać, że ludzie odbiorą go pozytywnie ze względu na melodię
wypowiedzi.
Dlatego, słuchając polskich polityków przez internet, szczególnie teraz, po ogłoszeniu raportu
MAK, odnoszę wrażenie, że wypowiadają się w sposób nieciekawy, są zdenerwowani, zagubieni
i zestresowani, zarówno liderzy jednej strony sceny politycznej, jak i drugiej (wypowiadam się o
stylu, nie o terści). U jednego panuje niezwykła monotonia, cmokanie, szum wciąganego
powietrza i brak entuzjazmu, choć mówi o zaufaniu, a drugi jest bardzo zdawkowy, szybki i nieco
może „agresywny”. Obydwaj, mówiąc na rozmaite tematy, brzmią jednakowo, a równość ta
według mnie, ma się nijak do tego, o czym mówią.
A prezydent Komorowski? Gdyby zestaw jego wypowiedzi zredukował Pan do owego
mruczenia, za każdym razem otrzymałby Pan pewnie identyczną melodię.
Tak jest, i bardzo chętnie taki eksperyment zrobię. To ten sam przypadek standaryzacji. Politycy
uczą się stabilności wypowiedzi i wszystko mówią w ten sam sposób – bo pokazywanie emocji
w tzw. środowiskach korporacyjnych nie jest pożądane. Taki jest trend. Spikerom telewizyjnym
czy radiowym nie wolno nasycać wiadomości własnymi emocjami. Gdy się to zdarzy, mogą stracić
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 2 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
pracę.
W Polsce ta reguła traktowana jest chyba luźniej. Było to słychać po 10 kwietnia, gdy
prezenterzy przejęli wręcz rolę wyrazicieli emocji narodu. Ale czy to źle?
Absolutnie nie. Podobnie było w USA po 11 września. Źle byłoby w tak tragicznych momentach
zatrzymać się na czystym komunikacie. W wyjątkowych chwilach reguły są przeciwskuteczne.
Jaki jest Pana ulubiony mówca?
Spośród politycznych mówców ideałem do tej pory pozostaje dla mnie Dr Martin Luther King.
Analizowałem jego wypowiedzi kilka razy – abstrahując od semantyki, w jego wypowiedziach
brzmiała czysta, erotyczna wręcz fascynacja wartością człowieka. Mówiąc, pokazywał własne
uczucia do siebie, do narodu i do równości, w jego głosie słychać było zaangażowanie
emocjonalne w sposób niezwykle przyjazny wobec słuchaczy.
Słuchacze odbierają przemowę z dwóch punktów widzenia: jej atrakcyjności i przyjemności, którą
sprawia. Splot atrakcyjności i przyjemności (bądź nieprzyjemności) jest bardzo często
wykorzystywany w reklamie radiowej, gdzie określonych typów głosów używa się do promowania
danych towarów. Mam pacjentów pracujących jako reklamowi lektorzy, którzy często cierpią na
pewne schorzenia aparatu głosowego, ale nie chcą, by je leczyć, bo daje im to duży dochód.
Nawet chory głos może brzmieć dobrze?
Oczywiście! Ale może być równocześnie przyczyną kłopotów, np. mężczyzn pociąga u kobiet głos
chropowaty, nieco szepcący – a taki głos może mieć negatywne społecznie skutki, gdyż mężczyźni
interpretują go jako seksualnie zaczepny. Jeśli atrakcyjna, młoda dziewczyna cierpi na schorzenie
strun głosowych powodujące, że brzmi jak Marilyn Monroe, mężczyźni lgną do niej jak muchy,
a to może też powodować konflikty.
Polscy księża mówią w bardzo charakterystyczny sposób, używają specyficznego tonu
i zaśpiewu. Skąd to się bierze?
Głos kaznodziei – a używa on głosu tak, jak używa się go w reklamie: propaguje pewne wartości
– związany jest zapewne z nurtem danej religii. W katolicyzmie dominuje strach przed karą
wieczną, piekłem czy czyśćcem, jest poczucie grzechu i ciągłej winy. Głos katolicki jest więc
często przepełniony smutkiem, brakuje w nim entuzjazmu. Nawet śpiew w kościołach jest zwykle
smutny. Amerykańscy „Born Again Christians” głoszą radość na ziemi, ale też radość wieczną,
zatem ich kaznodziejstwo jest angażujące, melodyczne, ekscytujące – taki religijny musical.
Mowy księży w Polsce są patetyczne i monotonne, w dodatku czasami dany kaznodzieja inaczej
brzmi w telewizyjnym wywiadzie, a inaczej z ambony. Intonacja i modulacja ich głosu nie porywa
słuchacza, przeciwnie, często może wprowadzać w stan depresyjny lub w nudę – tak to odbieram,
słuchając kazań w Polsce.
Czy to prawda, że homo sapiens ma najbardziej rozwinięty instrument głosu?
Tak, jako najwyżej rozwinięte zwierzę, dysponujemy najbardziej rozwiniętym systemem
głosowym. Jako jedyne ssaki mamy tak bardzo skomplikowaną technologię strun głosowych.
Skąd się nam wzięły? Straciliśmy sierść (do jeżenia) i ogon (do machania), więc musiał
nam wyewoluować inny instrument komunikacji?
Struny głosowe wykształciły się ze swoistego „szlabanu” blokującego dostęp do płuc wszystkiemu
innemu poza powietrzem. Potrafią się one bardzo szybko zamykać – według naszych badań
zamykają się szybciej niż oczy, to najszybszy odruch człowieka. Ich zamknięcie, jeśli wynika ze
stymulacji mózgowej, trwa 120 milisekund, jeśli z rdzenia – ok. 30 milisekund. Strun głosowych
właściwie nie można zmęczyć. Ale ich ewolucja pozostaje niezrozumiała. Niektórzy uważają, że
ich wykształcenie się wynikło z potrzeby rozdzielenia w mózgu motorycznych funkcji jedzenia
i oddychania, ale tak naprawdę można tu tylko spekulować.
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 3 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
Pewne jest tylko, że kiedyś homo sapiens wydał dźwięk, być może onomatopeję, i od tego
momentu zaczęła się rozwijać mowa.
Dlaczego właściwie strach wyrażamy krzycząc, intymność – szepcąc itd.?
To nie takie proste – krzyczeć możemy także ze szczęścia czy bólu. Czasem też ze strachu nie
możemy dobyć głosu i tak dalej. Emocja w izolacji od kontekstu jest nieważna, kontekst jest
wynikiem bodźców wewnętrznych, a w mózgu mamy zakodowany ich wielki inwentarz. Gdzieś
w trakcie ewolucji powstały ich uniwersalne wzorce, umożliwiające zrozumienie. Mamy je
zakodowane i odczytujemy jako sygnał danego stanu.
Jak w naszym głosie pojawiają się emocje?
Struny głosowe to bardzo skomplikowane mięśnie i do dziś właściwie słabo rozumiemy, jak one
działają. Pokryte są membraną, a między nią i samym mięśniem jest przestrzeń, która zezwala na
jej falowania, oscylacje, i po rezonansie w tubie, jaką jest krtań, określa brzmienie głosu. Taka
konstrukcja pozwala nam na wydawanie właściwie nieskończonej ilości dźwięków. Tylu, ile
człowiek, nie umie wydać żadne inne stworzenie. Głos człowieka rozciąga się od 30 do 2500-3000
Hz. To niesamowita rozpiętość, w dodatku nie zawsze linearna, niekiedy logarytmiczna.
Wydawanie dźwięków regulowane jest przez motoryczny system mózgu – w momencie, gdy
w głos wkładamy ładunek języka, część wiadomości przechodzi w mózgu przez ośrodek
odpowiadający za emocje, który, można powiedzieć, koloruje treść naszej wypowiedzi. Owa
koloryzacja, czy też nakładanie prozodii, jest wynikiem noszonych przez nas emocji. Sposobów
wypowiadania się jest więc tyle, ilu jest ludzi na świecie. Oczywiście, istnieją wspomniane
uniwersalia zrozumiałe dla wszystkich: szczęście, smutek, złość, obrzydzenie, zdziwienie itd.
Każdy człowiek, nawet dziecko, potrafi określić, jaką emocją będzie się kierowała rozmowa, już po
jej pierwszych 300 milisekundach. Mamy więc w mózgu detektor nastroju mowy, ale wciąż nie
potrafimy naukowo wyjaśnić, jak on działa.
Dodatkowa komplikacja polega na tym, że z emocjami łączy się też brzmienie poszczególnych
języków. Bywa to źródłem nieporozumień.
Jak w przypadku tzw. communication span, czyli przerw między turami dialogu?
Amerykanin w rozmowie ze Skandynawem czuje niepokój, gdyż u tego ostatniego owe
odstępy są dużo dłuższe, co ochładza konwersację.
Przerwa w strumieniu mowy jest bardzo ważna. Umiejętność jej kontrolowania jest ogromnie
istotnym instrumentem oratorskim. Równie ważne jest kontrolowanie wartości ostatniego dźwięku
tuż przed przerwą i pierwszego tuż po niej. Jakość dźwięku zaczynająca i kończąca przerwę jest
niezwykle istotna dla rozpoznania przez słuchacza ładunku emocjonalnego mowy. Nasze badania
wykazywały też, że ludzie wielojęzyczni, posługując się mową nawet bardzo odległą od języka
matczynego (jakoś nie lubię wyrażenia „język ojczysty”, uważam, że język jest matczyny), jeśli
znają go bardzo dobrze, włącznie z wszystkimi niuansami semantycznymi, to wówczas nie
pojawia się u nich różnica między podstawowym tonem głosu w języku pierwotnym i nabytym.
Im zaś człowiek mniej zdolny do wypowiadania się w danym języku, tym bardziej słychać to
w tonie podstawowym: zmienia się napięcie strun głosowych, co wyraża stres i nerwowość
mówiącego. Zaczyna on mówić szybciej, głośniej i wyżej. Słychać to w organizacjach
międzynarodowych, jak NATO czy Unia Europejska, które są istnymi wieżami Babel.
Przedstawiciele różnych narodów, chcąc być neutralnymi, starają się tam mówić w obcych
językach, co już z góry wnosi do komunikacji ową nerwowość.
Włada Pan 24 językami. W którym czuje się Pan emocjonalnie najlepiej?
Że władam – to przesada. Ale uczyłem się chyba nawet większej ich liczby. Wychowałem się
w Polsce, potem mieszkałem w Szwecji, następnie w wielu innych krajach, i to, w jakim języku
chcę się wyrazić, zależy od tego, o czym myślę i mówię. Czasami wydaje mi się, że nie ma
lepszej wypowiedzi niż „szczęśliwy Szczepan” – to polskie szeleszczenie jest dla mnie niezwykle
miłe i dotyka mojej kulturowej emocji.
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 4 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
Lingwistycznie jestem kosmopolitą, ale emocjonalnie – Polakiem. W przypadku wyrażeń, których
nie znałem ze swojego polskiego wychowania, łatwiej mi się wypowiedzieć w innych językach.
Wyrażeń uczuciowych nauczyłem się od mojej babci i mamy jako dziecko, ale były one zupełnie
bezużyteczne dla dorosłego człowieka – nigdy nie wyznawałem więc miłości w języku polskim.
Język angielski wydaje się bardzo konkretny, polskie wypowiedzi w porównaniu z nim
wymagają opisowości, rozwlekłości. Czy język, w którym się wychowujemy, wpływa na
nasz sposób myślenia?
Oczywiście, jest z nim ściśle związany. Trafiłem kiedyś na wywiad z Joanną Pacułą dla pisma
„Pani”, która opowiadała, że mimo wieloletniej pracy w języku angielskim, wciąż cieszy się i złości
po polsku. Wyuczone w matczynym języku określenia wrażeń i emocji zawsze pozostaną w nas
jako pierwotne. Wkodowane są w mózg i wyrażają prawdziwość naszych odczuć. Na Uniwersytecie
Stanforda pracuje psycholog Alfred Bandura, który specjalizuje się w rozwiązywaniu konfliktów
międzynarodowych. Otóż opowiada on zwaśnionym przywódcom... baśnie z ich dzieciństwa.
Chodzi o to, by sprowadzić ich do momentu szczęśliwości.
Dzięki tzw. funkcjonalnemu rezonansowi magnetycznemu można dziś niezwykle dokładnie badać
mózg – i zobaczyć, że zupełnie inaczej reaguje on w trakcie słuchania spółgłosek, a inaczej
samogłosek. Stąd może się brać przełożenie brzmienia języka na naszą emocjonalność i sposób
myślenia.
Wielkie ludzkie namiętności tkwią nie tylko w treści, ale i brzmieniu?
Naukowcy z uniwersytetu w Nowym Jorku dowiedli, że mężczyźni są nastawieni bardziej
wizualnie, kobiety zaś nastawiają się na głos, który niesie dla nich konotację wartości
reprodukcyjnej. Jest on współczynnikiem męskości. Być może wynika to z tego, że w nocy nie
widać, z kim się jest, ale można partnera usłyszeć?
Poza tym, to głosem, a nie wizualnością, nawołuje się do wojny i pokoju. Często się mówi, że
w sukcesie Hitlera miała udział popularyzacja nagrań dźwiękowych.
Da się po głosie poznać kłamstwo?
Od starożytności istnieje koncept idealnego kłamcy. Według fizjologii kłamstwa – bo coś takiego
istnieje – da się rozpoznać w zachowaniu ludzkim czynniki znamionujące kłamstwo. Zachodzą
zmiany w mimice, gestach, pozycji ciała, ale też w głosie: następuje albo przyspieszenie tempa,
albo podniesienie tonu lub głośności, wreszcie kombinacje wszystkich trzech. Pytanie brzmi, czy
wszyscy potrafimy te minimalne różnice wychwycić. Moim zdaniem można się tego nauczyć.
Natomiast nigdy nie zgodziłbym się analizować głosu pod kątem kłamstwa jako biegły sądowy
w oskarżeniu. Co innego w obronie. Zawsze istnieje bowiem 1-2 procent niepewności.
Rozmawiamy przez Skype, dzielą nas tysiące kilometrów, a słyszymy się doskonale.
Zastanawiam się nad losami ludzkiego głosu w czasach, gdy coraz więcej naszej
komunikacji odbywa się na piśmie. W dodatku na czacie bądź w mailu piszemy
niedbale, językiem prawie mówionym, czyli udajemy, że rozmawiamy. Jakie cała ta
rewolucja komunikacyjna ma dla nas konsekwencje?
Na czatach i w wiadomościach tekstowych, za sprawą rozmaitych skrótów, zyskuje się szybkość,
ale gubi się całą erotykę pisania. Ma to naprawdę zły wpływ na rozwój zrozumienia między ludźmi.
Zapośredniczenie naszej komunikacji przez niewizualne media, to jakby równoczesne izolowanie
i zbliżanie się. Czyli próba rozmowy przez ścianę. Taka komunikacja dla jej partnerów jest dużo
bardziej nerwowa – choćby dlatego że nie wiemy, co nasz rozmówca robi. Owszem, mając dobre
ucho czy „detektor” w mózgu, można to zgadnąć lub odczytać z dużą pewnością.
Co także ważne, nasz głos w połączeniach cyfrowych nie jest transmitowany w całości; jest
pokawałkowany i filtrowany. Telefony komórkowe bardzo zniekształcają głos. Przypomina to
oglądanie świata przez wizjer czołgu. Tak jak tam znaczna część obrazu jest niewidoczna, tak
telefon komórkowy wycina z naszego głosu część jego pasma. Brakującą część musimy sobie
dopełnić w mózgu – i tak się dzieje, nasz mózg potrafi dopowiedzieć sobie to z treści informacji.
Ale jeśli dodamy do tego przerywanie połączenia i rozmaite szumy, naprawdę trudno się
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 5 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
zrozumieć. To wprowadza napięcie, pojawia się stres, a gdy człowiek jest zestresowany, jego
percepcja się obniża.
Zajmuje się Pan leczeniem głosu. Na co cierpią najczęściej głosy ludzi XXI wieku? Na
przegadanie?
Zależy to od uprawianego zawodu. Nauczyciele czy ludzie muszący mówić osiem godzin dziennie
mają większe szanse na zmęczenie głosu prowadzące do zmian fizjologicznych, niż ludzie
mówiący mniej. Ale mam też pacjentów-trapistów, którzy składali śluby milczenia, a ich głosy
także chorują – cierpią oni na schorzenia wewnętrzne, czyli niebiorące się z czynników
środowiskowych. Nad tymi nie mamy kontroli, ale nad pierwszymi, zewnętrznymi – tak. Zależą
one bowiem od akustyki głosu i otoczenia, w którym się pracuje. Jeśli używa się głosu przez kilka
godzin w szkole, czyli w pomieszczeniu o tzw. żywej akustyce, gdzie są szyby, cement, twarde
powierzchnie – wówczas trzeba mówić głośniej, w miarę mówienia traci się nawilżenie strun
głosowych, powstaje tarcie, powoduje ono ciepło, a to z kolei – zmiany w membranach.
Najbardziej szkodliwe są zmiany wirusowe lub spowodowane uderzeniem: pasa bezpieczeństwa
w aucie, piłki, wskutek upadku itd. Te wirusowe bardzo trudno wyleczyć, a te od uderzenia są
właściwie nieuleczalne.
Czy możliwa jest operacja plastyczna głosu?
Naturalnie. Struny głosowe można skrócić lub przedłużyć, pogrubić lub uczynić cieńszymi. Można
coś z nich wyciąć, coś do nich wstrzyknąć itd. Da się zmienić głos nie do poznania. Czy są
natomiast ludzie, którzy nie lubią swojego głosu i za pomocą operacji plastycznej chcieliby go
zmienić? Owszem, powoli się już pojawiają. Ale głos jest przecież wizytówką człowieka. Co pan
czuje, stając rano przed lustrem i widząc siwy włos? Przerażenie. A co dopiero, gdyby nagle
zmienił się panu głos? Można doznać poważnego szoku. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, jak
brzmimy, to część nas samych.
Nikogo nie dziwią dziś przeszczepy serca. Natomiast przeszczep strun głosowych – a pracowałem
nad tym przez pewien czas – okazuje się właściwie niemożliwy i ze względu na potrzebę
aplikowania leków immunosupresyjnych do końca życia – niepraktyczny, mimo że w USA zrobiono
już dwie takie operacje, a w Europie jedną. Wielu ludzi traci struny głosowe z powodu raka.
Wycina się je i umieszcza w ich miejscu tzw. sztuczne struny: wykonuje się otwór między
tchawicą a przełykiem, w którym umieszcza się zawór z silikonu. Nie pozwala on, by cokolwiek
ciekło z przełyku do tchawicy, w przeciwnym kierunku zaś może przechodzić powietrze. Przełyk
może wtedy wibrować i wytwarzać głos. Bywa on niekiedy bardzo dobrej jakości, częściej jednak
brzmi mniej naturalnie, ale jest o wiele bardziej ludzki niż zastępczy głos elektroniczny. Ów głos
przełykowy nie zawsze musi być monotonny, do pewnego stopnia możliwa jest prozodia, ale po
takim wszczepie obniża się możliwość wypowiadania prozodii w językach, w których dla
zrozumienia danego wyrazu istotna jest tonacja semantyczna.
Natomiast technologia pozwala już dziś na niezwykłej jakości komputerową syntezę głosu.
Doskonale radzą sobie z tym Japończycy, którzy mają dziś automatycznych śpiewaków. Ale
istnieje też już polski sztuczny głos. Oto, jak brzmi: dobrze i nawet bardzo kobieco.
Brzmi rzeczywiście wiarygodnie, ale raczej jak wystudiowany głos lektora
telewizyjnego. Jest zbyt poprawny.
Niezłe, prawda? Ale gdy się kilka razy przysłuchać, można rozpoznać, że to głos sztuczny, a to
właśnie za sprawą emocji. Bo program generuje komponent emocjonalny na podstawie danych
dostarczanych przez aktorów.
Między śpiewaczką operową a piosenkarką pop różnice są ogromne, ale wśród jednych
i drugich umiemy wskazać głosy piękne. Kiedy uznajemy głos za piękny?
Odbieramy głos jako muzykę. A jeśli tak, to gdy sprawia nam on przyjemność, pojawia się
udokumentowane naukowo wrażenie „dreszczy w krzyżu”. To zaś, który głos uznamy za piękną
muzykę, a który nie, jest już czysto indywidualnym wrażeniem.
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 6 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
Głos operowy jest trenowany do śpiewu wyłącznie akustycznego, niewzmocnionego przez
mikrofon. Zadanie śpiewaka jest straszne: przed nim, w kanale dla orkiestry grają trąby i bębny,
a on musi się przebić i trafić do ostatniego słuchacza na górnej galerii. Dlatego śpiewak operowy
moduluje długość swojego instrumentu akustycznego poprzez podnoszenie i obniżanie poziomu
strun głosowych względem ust. Niektórzy potrafią obniżyć je aż o osiem centymetrów, prawie jak
w puzonie. Wokaliści korzystający z mikrofonów, śpiewają w zupełnie inny sposób. Ich głos nie
musi być tak wykształcony.
To, który głos uznajemy za piękny, zależy moim zdaniem od tego, jak dany człowiek odbierał głos
mamy, babci czy ojca, i który z nich był dla niego głosem miłym. To wzorzec głosu uznawanego
za piękny, przy czym wcale nie musi to być zarazem głos atrakcyjny: wokaliści heavy-metalowi
prawie nie używają strun głosowych, lecz fałd głosowych znajdujących się nad strunami, i to też
się niektórym podoba... i to nawet bardzo.
Jak dbać o głos, żeby był dla nas użyteczniejszy, a dla otoczenia przyjemniejszy?
Na trening głosu trzeba patrzeć jak na ćwiczenie fizyczne. Z emisją głosu wiąże się fizjologiczny
koszt. Mówiąc, można spalać kalorie. Jeśli ta fizyczna praca wykonywana jest w warunkach, które
nie odpowiadają fizycznej kondycji mówiącego, szybko się on zmęczy. Jeśli nie potrafi
kontrolować swoich emocji, głos będzie mniej swobodny, bardziej krzykliwy. Głos można
wytrenować, ale tak jak przy jeździe figurowej, nie da się tego osiągnąć w jeden dzień.
Trenując, trzeba pamiętać o rozkładaniu siły na wszystkie podsystemy, które tworzą głos, a nie
tylko koncentrować się na strunach głosowych. A zatem: oddech – nie za dużo ani nie za mało
powietrza w płucach; dalej optymalne zbalansowanie pozycji ciała – siedząc i mówiąc, szybko się
męczymy. Ludzie niscy, gdy mówią do wyższych, też się męczą, bo mówienie „w górę” jest
niekorzystne. Każde drobne odchylenie powierzchni ciała od pionu całkowicie zmienia całą
fizjologię oddechu i mowy. Do tego dochodzi odpowiednie ustawienie ust, języka, podniebienia,
przepony... Współpracować ze sobą musi ponad 300 mięśni!
Gdzieś na końcu jest jeszcze kwestia tego, co się mówi.
To kolejny koszt – temat trzeba ubrać w słowa, a jak dowodzą badania, zanim wypowiemy
jakiekolwiek zdanie, konstruujemy je w głowie. Zdanie takie ma określoną wartość nie tylko
komunikacyjną, ale też emocjonalną i semantyczną. Nie bez przyczyny niektóre tematy
nazywamy ciężkimi, a inne lekkimi. Różnią się one składem spółgłosek, samogłosek, prozodii.
Wszystko to pociąga za sobą fizyczny koszt. Dlatego trudne rozmowy bardziej nas męczą niż
pogawędka o pogodzie.
Co więc Pan zaleca jako terapeuta głosu?
Mówić starannie, w dobrej pozycji, i niekoniecznie zawsze o rzeczach trudnych i ważnych. Zmiana
tematu jest dla higieny naszej mowy bardzo korzystna. A słuchać warto zawsze do lewego ucha.
Znacznie lepiej niż prawe odbiera ono niuanse emocjonalne i kolorystyczne głosu. Rozmawiając
z partnerem, warto szeptać do lewego ucha – mniej będzie nieporozumień.
Dr KRZYSZTOF IZDEBSKI jest specjalistą od patofizjologii, zaburzeń i psychologii głosu. Zajmuje
się badaniami naukowymi głosu, leczeniem jego schorzeń oraz badaniami nad emocjami w głosie
ludzkim. Jest założycielem i przewodniczącym Pacific Voice and Speech Foundation, organizacji
pozarządowej zajmującej się schorzeniami głosu i mowy, profesorem na Wydziale Otolaryngologii
i Chirurgii Głowy i Szyi w Klinice Uniwersytetu Stanforda, skarbnikiem Światowego Konsorcjum
Głosu, członkiem naukowym Brain Plasticity Institute, doradcą naukowym na wydziale
Bioinżynierii Jezuickiego Katolickiego Uniwersytetu Santa Clara w Kalifornii. Prowadzi prywatną
praktykę w San Francisco. Regularnie wykłada w Europie, Azji i Ameryce Południowej i jest
autorem wielu publikacji naukowych. Hobby: studiuje języki, zbiera polonica i czasami pracuje
jako dyskdżokej w lokalnym radiu.
W najnowszym „Tygodniku Powszechnym”: Pożegnanie abp. Józefa Życińskiego: wspomnienie
ks. Adama Bonieckiego | esej o abp. Życińskim | zderzenia cywilizacji - rozmowa z Aminem Maaloufem |
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 7 z 8
Szeptem do mnie mów - Tygodnik Powszechny - Onet.pl - 02.02.2011
11-02-16 12:14
Jan Błoński - dom na przypadku | Kościół do przemyślenia | Czego boi się PO? | Docenci październikowi |
Polska hipokryzja wobec Egipcjan | Jak hartowało się chrześcijaństwo? | Nicowanie polskości w teatrze |
"Tygodnik Powszechny" wobec przeszłości | Zagłada Żydów na polskiej wsi | Michał Paweł Markowski: od
siódmej do siódmej
© ® Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze
rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione.
Tygodnik Powszechny
You like this. Unlike
9,339 people like Tygodnik Powszechny.
Zuzanna
Marta
Glapińska
Sonia
Magdalena Agnieszka
Darek
Małgorzata
Marcin
Konrad
Zbigniew
Anna Maria
Kalina
Mariusz
Jakub
Piotr
Karolina
Anna
Marek
Michał
Anna
Ewelina
Tygodnik Powszechny na Facebooku
Adres artykułu: http://tygodnik.onet.pl/36,0,58962,artykul.html
http://tygodnik.onet.pl/1,58962,druk.html
Strona 8 z 8