MAGAZYN MUZYCZNY BRZMIENIA, nr 61, str 15

Transkrypt

MAGAZYN MUZYCZNY BRZMIENIA, nr 61, str 15
Wystąpili
także Ewelina Rajchel
i Piotr Kałużny
nr 61, wiosna 2012
ISSN 1505-5001
TITAN
CLUB ROMA
IN COLLABORAZIONE DELL` ASSOCIAZIONE NIEMEN
E ASSOCIAZIONE MUSICALE BRZMIENIA
INVITA PER LA SERATA DEDICATA ALLA MEMORIA
DELL`ARTISTA, CHE TEMPO FA CANTAVA QUI
– CZESLAW JULIUSZ NIEMEN WYDRZYCKI
CANTANO E SUONANO:
NATALIA JANOWSKA, JAROSŁAW KRÓLIKOWSKI,
GRZEGORZ KUPCZYK, JÓZEF SKRZEK
E RACCONTANO DELL`ARTISTA DECEDUTO:
EUGENIUSZ SZPAKOWSKI, TADEUSZ SKLINSKI,
KRZYSZTOF WODNICZAK,
ROMUALD JULIUSZ WYDRZYCKI
CONDUCE IL CONCERTO BOGUMILA KISZKIS
IL 1 APRILE 2012, ORE 18 CLUB TITAN
VENDITA DEI BIGLIETTI PRIMA DEL CONCERTO
– ORGANIZZATORI
VIA DELLA MELORIA 46 TEL.353.990 362.797
Ż
Słowa wstępnie pisane
yję pod ciągłym napięciem i pod presją sprawy sądowej i wszystkich jej emanacji.
Czuję się znieważony, poszkodowany, szkalowany – a nawet osaczony. Wśród „niegodziwców” pojawia się tylko moje nazwisko .Moje dobre imię próbuje szargać
się tylko dlatego ,że twórczość Przyjaciela staram się ocalić od zapomnienia. Pani
Małgorzata Wydrzycka nie życzy sobie
bowiem, aby rozpowszechniać utwory
skomponowane przez jej męża. Nie wyraziła ona również zgody na nazwanie studium aktorskiego imieniem Niemena.
Pamięć tego Artysty ,Jego utworów, Jego
osiągnięć, Jego twórczości powoli odchodzi w zapomnienie.
I stosownie do swoich wyobrażeń oskarżyła mnie, a ja jestem bezbronny wobec uzbrojonych przez paragrafy prawników.
Czuję się pogrążon y wobec tych działań.
Działania Pani Małgorzaty Wydrzyckiej wobec mojej osoby
to NAGRODA za to, że przekazując m.in kontakt firmie Solar
chciałem pomóc jej zarobić. I zarobiła wtedy.
Bezklasowość niektórych emocjonalnych wybuchów i wypowiadanych w sali sądowej najlepiej oddają przemyślaną tezę tego procesu, którego nikt z rozsądnie myślących nie jest w stanie pojąć.
Wypowiedzi córki Eleonory były także dziwne: Ojciec nie pisał fortepianówek (a w ZAIKSie jest zgłoszonych 97 Jego utworów -). I że jako 12-latka pamięta jak powstawała” Musica magica”, a przecież w wywiadach twierdziła, że twórczość ojca wcale
jej nie interesowała. Córka Artysty myliła tytuły np .”Sen o Warszawie” wymieniała jako „Warszawski dzień” etc.
Z kolei świadek p. Kinga Kosińska powiedziała niezgodnie
z prawdą ,że Farida nie jest znana we Włoszech. Co Pani Gangi
mogłaby uznać za pewną obrazę dot. swej osoby.Nie wiedziała też
p. Kosińska, że sprawa w której zeznaje nie toczy się o sławę Fa-
ridy .Wstydziła się też wspomnieć o ojcu Jerzym Kosińskim,
który znany był w środowisku z niecnych dokonań. To
on podkupił zespół „ Rhythm and Blues” z gdańskiego Żaka obiecując muzykom załatwienie matur i odroczenie ze służby wojskowej. Także dzięki Niemu
jeden z dyrektorów Pagartu przekazując Mu znaczną zaliczkę(w dolarach) na sprowadzenie na koncerty do Polski zespół Marino Martiniego został zwolniony i musiał te pieniądze zwrócić. W okresie mojego studiowania mówiono, że” niedaleko pada jabol od jabłoni”.
Nie będę mówił tu o wszelkich zakazach i działaniach p. Małgorzaty zmierzających do unicestwienia
pamięci Czesława, które wydała nie tylko w Polsce, ale
i zagranicą. Rok ubiegły był obchodzony jako 30 lecie tragicznej śmierci kolegi Niemena z zespołu Niebiesko Czarni- Krzysztofa Klenczona. Obserwując to wszystko mam pytanie, na które nikt nie zna jeszcze odpowiedzi. Co będzie za 22
lat kiedy nastąpi 30 rocznica śmierci Niemena-Wydrzyckiego?
Czy Niemen wtenczas będzie kojarzony tylko z nazwą rzeki lub
bądź też z pociągiem ekspresowym na trasie Warszawa - Białystok? Czy nic istotnie się do tego czasu nie zmieni? Czy będziemy tonąć, samodegenerować się w konflikcie nienawiści i beznadziejności, a jej udawanie skrzywdzonej, że jest ofiarą odepchnięcia są li tylko wymyślonym wybiegiem? Bo jak wytłumaczyć fakt, że wdowa po Artyście jest również uprawniona do
praw ochronnych do słownego znaku towarowego „Niemen”
oraz słownego znaku towarowego „Czesław Niemen”. To dwie
wykluczające się sytuacje na propagowanie twórczości Czesława Juliusza Niemena Wydrzyckiego (będę wszędzie używał takiego sformułowania, gdyż taka zbitka dwóch imion, pseudonimu i nazwiska nie jest pod ochroną - jeszcze!)
Może nie tworzę jeszcze żadnej wartości danej, raczej - zdaniem
wdowy - rozbijam, atomizuję już i tak rozbite środowisko.
Krzysztof Wodniczak
W numerze:
Musica magica
tak słyszałem Płytoteka Patlewicza
Niemen nad modrym Dunajem
Al Di Meola
RAWA BLUES FESTIVAL
Uchem Adama
Kraftwerk fetowany w Nowym
Jorku
4
8
10
14
16
21
20
23
KARMAKANIC
22
Krzysztof Komeda 24
VITAS W WARSZAWIE 27
Małgorzata Niemen-Wydrzycka
kontra „Brzmienia”
28
koncert Leszka Cichońskiego w
Blue Note
30
Pepe Deluxé: Królowie fal
32
ROBERT GLASPER EXPERIMENT
„BLACK RADIO”
Piąty element
Norah Jones
„little broken hearts” Avant - groove Ery Jazzu
Dwanaście godzin
czystej gry
Irena Jarocka
Powrót Cole’a Portera
Magazyn Muzyczny brzmienia
Założony w 1990 roku przez Czesława Niemena Wydrzyckiego i Krzysztofa Wodniczaka
Wydawca: VODNIX, Adres redakcji: ul. Turkusowa 3/130, 60-658 Poznań, tel. 61 823 09 22.
Redaguje zespół: Krzysztof Wodniczak (redaktor naczelny) [email protected],
Dominik Górny, Andrzej Patlewicz, Krzysztof Styszyński, Leszek Szambelan, Andrzej Wilowski, Andrzej Wilak.
34
37
38
41
43
44
48
FARIDA
Z NIEMENOWYM AKCENTEM
W
zimowy,niedzielny wieczór obfitujący w ostry mróz wybrałam się na koncert do zupełnie mi nieznanego dotąd
miejsca.Była nim nowa sala w niedawno wybudowanym budynku:Centrum Kongresowo-Dydaktycznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.Znam chyba wszystkie sale koncertowe, sceniczne ,teatralne, etc. w Poznaniu.Z tą się spotkałam jednak po
raz pierwszy z racji niedawnego jej wybudowania.
Koncert miał się składać z 2 zasadniczych części: występu Piotr
Kałużny i Ewelina Rejchel będącej jakby wstępem do obszerniejszej i właściwie najbardziej oczekiwanej przez widownię części.
W tej drugiej - dłuższej części uczestniczył główny gość programu,który przybył z Włoch.Była nim Farida ,a właściwie Concetta Gangi-niegdysiejsza bliska Niemenowi osoba. Pierwszą znacznie krótszą część zawartą w 3 piosenkach wykonywał duet :śpiew
wraz z akompaniamentem instrumentu klawiszowego.
Farida miała podobno możliwość wyboru zespołu poprzedzającego jej występ i niejako wprowadzającego w atmosferę jej prezentacji .Z kilku zaproponowanych wybrała duet- Piotr Kałużny i Ewelina Rajchel.Powodem takowego jej wyboru mogło być
to ,iż zaprezentowali oni 3 piosenki,z czego dwie zaśpiewane były
przez Rajchel po włosku. Najpierw usłyszeliśmy”Mai si zipetera...” napisana razem przez Ewelinę i Piotra (muz. Piotra Kałużnego z tekstem Eweliny Rajchel).I potem dwa następne utwory
autorstwa Niemena czyli
„Oggi forse o,me Domani „kompozycji w całości Niemena i
„Italiam,Italiam”z muzyką Niemena z tekstem Cypriana Kamila Norwida.
Wszystkie zagrane przez ten duet utwory były przedstawione
w stonowanych, spokojnych raczej rytmach i dość statycznie wykonane .Ewelinę Rajchel przyznam się szczerze słyszałam po raz
pierwszy śpiewającą swoje teksty.Natomiast Piotr Kałużny jest
2
mi dobrze znany.Nasze dróżki czasami się w Poznaniu przecinały ,więc już nieraz poznałam go jako zarówno świetnego przede
wszystkim pianistę, jak również i muzyka w całościowym ogólnym tego słowa znaczeniu.
Pierwsze dwie piosenki były wykonane po włosku,z racji tego ,że
p. Ewelina świetnie zna ten język i pisze w nim nawet wiersze .Na
końcu tego wystąpienia zaśpiewana została „Italiam,Italiam” ,tym
razem w języku polskim z pięknym tekstem Norwida.W tej ostatniej towarzyszyły linii śpiewu Eweliny podobnie jak i w innych piosenkach rozłożone akordy głównie w lewej ręce gry Piotra Kałużnego z czasem akordowym podkreśleniem szczególnie ważnych części
tekstu.Ostatni utwór wykonany już tylko w naszym rodzimym języku o budowie zwrotkowej posiadał zastanawiający tekst o aniołach i nawiązywał do słów tak znanego pozdrowienia :”Szczęść
Boże”. Tym razem raczej następowała jego trawestacja:”Szczęść
CI Boże”. Jakbyśmy i my mieli życzyć również szczęścia samemu
Bogu, aby się w jakiś sposób poczuł zadowolony...??? Motyw pływających po powierzchni wody żagli zawartych podkreślanych kilka
razy w tekście jeszcze bardziej wprowadza w nastrój wyciszenia.
Mało znany tekst Norwida nadał już samą swoją akcentacją utworowi wrażenie płynięcia i przemijania.Wspomaga to odczucie zastosowana tu wersyfikacja trocheiczna.Spokojna, nastrojowa i chwilami pełna zadumy piosenka, w przerwach między zwrotkami jazzowo trochę potraktowana w przez Piotra Kałużnego z elementami
improwizacji i z celowym chwilowym odejściem w inną tonację.Które zresztą bardzo wtedy mi się spodobało.Jednakże całość tej piosenki pod względem wykonawczym odebrałam porównując z oryginalnym jako bardzo ugrzecznione przekazanie pierwowzoru.
Jakże inne było to wykonanie, niż znane mi „Italiam” z charakterystycznym,ochrypłym głosem, pełnym ozdobników w linii melodycznej śpiewane przez Niemena! Tamto było znacznie
bardziej emocjonalne i naładowane ekspresją. Zawierało końcowe niesamowite, wirtuozerskie solo na klawiszach i powtarzane
kilkanaście razy w codzie :”Płyń wspomnieniem,płyń wspomnieniem, płyń wspomnieniem...”
Wykonanie tego małego dziełka należącego autorsko zarówno
do Norwida, jak i przecież Wydrzyckiego było jakiś czas w PRL
-u zabronione.Może dlatego jest ono tak mało znane?
Całość pierwszej części wykonanej w tym duecie później odebrałam, jako specjalnie stonowaną,przyciszoną, spokojną i wyważoną
prezentację przeciwstawiającą się całkowicie w swym charakterze żywiołowej, wulkanicznej i rozsadzanej energią osobie Faridy.
W krótkiej przerwie między obydwiema częściami zgasło oświetlenie sali.Sądziłam,że to jest chwilowa przerwa w dostawie prądu,ponieważ były w ten dzień siarczyste mrozy.Tymczasem wtedy na scenę niewidoczna dla publiczności weszła Farida .Ukryta
pod płaszczem ciemności stała na scenie i zaskoczyła nas swoją
obecnością ,gdy zaświeciło światło.Wykonała na początek piosenkę swojego autorstwa poświęconą Niemenowi.Darzy go bowiem
ta diwa szczególnym sentymentem,ponieważ jak wiemy kiedyś
łączyła ich nie tylko muzyka...
Concetta wykonała ten utwór z towarzyszeniem półplaybecku
,chcąc wykorzystać brzmienie orkiestry znakomicie nagranej
we Włoszech , a prowadzonej przez jej męża Amerigo Colaptrisco wraz z synem.Farida szokowała już przy wykonaniu pierwszej piosenki swoją ruchliwością i to nie tylko głosu, lecz i całego
ciała.Pełna południowej energii unikała statycznego śpiewania.
Ruchem aktorskim podkreślała niuanse zawarte w tekście.Głos
jej o dość ciemnym zabarwieniu o rozległej skali mezzosopranu
miał zdolność przechodzenia,w różne sposoby ekspresji jak szept,
prawie płacz,ostre zabarwienie, staccato,glissando przechodzące
w krzyk .W jakimś stopniu była to prezentacja możliwości głosowych artystki.Z Faridą miałam okazję spotkać się po raz pierwszy
na żywo i jej wysłuchać.Więc zaskoczyła mnie pod wieloma względami wtedy już w tym pierwszym utworze.Zaintrygował mnie jej
głos,z którym potrafiła robić to, co chciała.Zastanowił mnie też
ekspresyjny sposób wykonania na scenie,pełny żywiołowości i aktorskiego ruchu.Gość z Italii bowiem nie jest taki młody, a wygląd
i sposób wykonania zupełnie nie pasował do metrykalnego wieku,
,jakim podobno legitymuje się Farida. Lecz kobiety o wiek się nie
pyta i tu to przysłowie ma w jak najbardziej szerokim zakresie
zastosowanie.Całość utworu poświęconego Czesławowi (Intro”
Le Mie Radici”co można przetłumaczyć:wstęp-”Moje korzenie”
-ewentualnie pochodzenie ) została w sposób delikatny i subtelny zgrana z widowiskową zmianą oświetlenia.Chylę tu więc czoła
przed wiedzą i wyczuciem operatora oświetlenia i dźwięku.
Potem nastąpiło wykonanie przez śpiewaczkę drugiej pozycji,
czyli hitu nad hitami! Znany wszystkim choćby z Sopot 70 :”Vedrai, Vedrai”.
A od tego momentu do prawie samego końca koncertu Faridzie
w większości piosenkach towarzyszył w akompaniamencie duet:
Piotr Kałużny (klawisze)i młoda wiolonczelistka Magdalena Pernal.
Partia wiolonczeli w subtelny sposób podkreślała linię melodyczną
śpiewaną przez Gangi.Na szczególną uwagę zasługiwał akompaniament Piotra Kałużnego,odchodzący czasami od pierwowzoru utworów i w subtelny sposób traktujący improwizacyjnie niektóre fragmagazyn muzyczny
menty piosenek.Nie traciły one przy tym wcale na wartości i urodzie,lecz uzyskiwały wymiar w pewnym sensie osobisty wprowadzając pewny element niepowtarzalności i oryginalności.
„Vedrai,Vedrai” to „hicior” znany zwłaszcza doskonale mojemu pokoleniu.Pamiętam lata mojego dzieciństwa,gdy nawet nastolatki chodziły po ulicach nucąc refren:”Vedrai, Vedrai”... Pozornie prosta melodyjka zyskała status przeboju na kilka sezonów.A zaczęło się wszystko od wykonania piosenki przez Faridę podczas festiwalu w Sopocie w 1970 r.i wtenczas to otrzymała ona Nagrodę Dziennikarzy.Jakże inaczej był wtedy przez nią
zaśpiewany ten znany hit! Tam gwiazda operuje znacznie spokojniejszym i o mniejszej ekspresji głosem.W Poznaniu nie uchyla się Farida od bardzo emocjonalnego i ukazującego jej wielkie
możliwości artykulacyjne głosu wykonania.Dotyczy to zarówno
linii melodycznej,którą moduluje ona i zmienia w zależności od
dramatyzmu i emocji zawartych w tekście, jak i gry aktorsko -ruchowej,podkreślającej przekaz słowny.Concetta rusza palcami,
rusza rękami,zmienia odpowiednio mimikę twarzy,wykonuje obroty wokół siebie, czasami wręcz biega po scenie.klaszcze,klęka,
siada, a nawet się kładzie na deskach estrady.W zmianach artykulacyjnych głosu można się dopatrzyć i domyśleć wpływu Niemena,który podobnie jak Farida wyrażał w śpiewie złość, gniew,
nadzieję,krzyk etc.
Po ukończonej piosence diwa mówi do zgromadzonej na widowni
publiczności-”Kocham cię”po polsku. To też wpływ Czesława !!!
Przed wykonaniem następnej pozycji wyszła tłumaczka i powiedziała, iż ten wkrótce wykonany utwór został poświęcony przez
Faridę Niemenowi i posiada tekst niedawno napisany przez nią
.Ponieważ za bardzo ona nie zdążyła się go nauczyć na pamięć,będzie go śpiewać z kartki.Po raz pierwszy zresztą Concetta ustawiła sobie stojak i korzystała z niego.Było to w rzeczywistości muzycznie nieco przerobione” Adagio na smyczki i organy” Tomaso Albinioniego( tak naprawdę autorem tegoż jest Remo Giazotto w 1949r.)dostosowane w linii melodycznej do potrzeb tekstu
i możliwości głosowych.Towarzyszył śpiewaczce sam Piotr Kałużny na klawiszach i wyjątkowo podczas grania tego utworu
wiolonczela milczy.Na początku we wstępie Farida zaczęła cicho
śpiewać,później w miarę trwania utworu,coraz głośniej.Niektóre
wersy podkreślała ona naśladowaniem łkania i następowało powoli narastające crescendo, wkrótce po zmianie tonacji przechodzące w dramatyczny krzyk.Akompaniujący na klawiszach Kałużny bardzo delikatnie i odpowiednio dostroił się do narastającego natężenia dźwięku.Utwór ten jest mi doskonale znany,wielokrotnie wykonywałam go na pogrzebach (organy).Również właściwie większość ze względu na smutnawy charakter linii melodycznej kojarzy go się z uroczystościami pogrzebowymi i ostatecznymi w naszym życiu, podczas których rzeczywiście jest często i chętnie grany.Odczułam to wykonanie, mimo towarzyszącej
mu bariery językowej jako śpiew wykonawczyni smutnej po stracie i śmierci bliskiej jej osoby.
Do tego momentu koncertu Farida wykonała 9 piosenek, z których opisałam te moim zdaniem najbardziej znane i lubiane przez
polskich słuchaczy.
Lecz zaśpiewała ona też podczas poznańskiego koncertu i inne
znane w Polsce hity, ,jak: „Io per Lui”,” L’istrione”,”Io donna”
,”Mister Uomo”.Zwłaszcza „Io per Lui”zrobiło na mnie wrażenie
swym dramatyzmem wykonania i siłą wyrażanych emocji.Artystka wyrażała mimiką swój smutek, ból i rozpacz,a także podkreślała te uczucia swoim głębokim głosem, wykorzystując jego możliwości artykulacyjne.
brzmienia
3
FARIDA
I na koniec z półplaybecku, bez towarzyszenia Piotra i wiolonczeli
wykonane zostało:” Io Senza Lei” („Ja bez Niego”)niejako zamykające jak klamra koncert wykonany przez Faridę. Dzięki temu
czuło się w całym wystąpieniu artystki ducha twórcy i nasze myśli
krążące wokół osoby Niemena.W sali koncertowej była wręcz odczuwana Niewidzialna Jego Obecność, jak się dalej dziwi:”Dziwny
jest ten świat”. Wprawdzie zamiast słynnego wstępu organów, jak
jest to w oryginalnym autorskim nagraniu , zaczął się utwór innym wstępem. Jest nim poszum wiatru,a potem wokaliza zakończona westchnieniami.I nagle usłyszeliśmy :”Io Senza Lei”(!!!),co
jak możemy się domyśleć oznacza :”Ja bez Ciebie” wykrzyczany
po włosku! Concetta ruchowo podkreślała w sposób aktorski znaczenie słów.Które i tak większość z nas zna po polsku, co tym bardziej ułatwiało zrozumienie tego,co chce nam przekazać gwiazda.A ona chciała wręcz wyrzucić z siebie, wykrzyczeć na całą salę,
a może i dalej..: „Jak naprawdę trudna jest nasza miłość.”?! Właściwie było to najlepsze wykonanie tego utworu, jakie słyszałam
przez te wszystkie lata oprócz tego,wykonanego naturalnie w oryginale przez samego autora, czyli Czesława Niemena.Zaśpiewany
przez Faridę wykazał znakomitą znajomość intencji ,ale i też osobowości twórcy.Obserwując nawet ekspresję i żarliwość samego
wykonania tego małego dziełka (bo tak myślę można tę pieśń nazwać) przez gościa wieczoru mogliśmy się domyśleć,że kiedyś znakomicie w czasie swojej znajomości się rozumieli,a muzyka była
dla nich ważnym aspektem życia.Rzeczywiście wtenczas dla nich
dziwnie i niespodziewanie to wszystko się ułożyło...
A zaprawdę dla Concetty jest dziwny nawet i teraz ten świat!
Kiedy to zabroniono jej wykonywać utwór napisany specjalnie
dla niej i podarowany jej przez kochającego Czesława jako prezent od serca.Autorką tekstu zawartego w „Musica Magica” jest
też sama Farida.Była więc tak naprawdę to ich wspólna piosenka! Lecz prawo o decydowaniu jego rozpowszechniania posiadają
obecnie decyzją sądu spadkobierczynie..
Mniszka Brudnica
Dziwny jest ten świat.
ie było wyroku w procesie o naruszenie praw autorskich,
który Małgorzata Wydrzycka-Niemen wytoczyła Stowarzyszeniu Muzycznemu Brzmienia, i jego prezesowi Krzysztofowi
Wodniczakowi. Sąd postanowił powołać biegłego, który sporządzi opinię na temat praw majątkowych stron do spornego utworu. Wdowa domaga się 50 tys. złotych zadośćuczynienia i odszkodowania.
Poza pieniędzmi żąda wydania zakazu wykorzystywania jednej z kompozycji Czesława Niemena . Proces w tej sprawie ruszył w marcu ubiegłego roku. Wdowa twierdzi,że w lutym 2009
roku, podczas koncertu poświęconemu pamięci Czesława Niemena w Poznaniu, zorganizowanego przez Stowarzyszenie Muzyczne Brzmienia, włoska piosenkarka Farida wykonała utwór „Musica magica”, do którego muzykę skomponował Niemen. - Ten
utwór był darem Niemena dla Faridy i dlatego mogła ona tym nagraniem dysponować, a mam od niej pismo, że ja mogę ten utwór
wykorzystać i multiplikować w ograniczonym zakresie - mówił w
sądzie Krzysztof Wodniczak. Zresztą Farida utwór zarejestrowała we włoskim odpowiedniku naszego ZAiKS.
Podczas rozprawy sąd ponownie przesłuchał raz jeszcze Krzysztofa Wodniczaka i Małgorzatę Wydrzycką-Niemen nie przychylił się jednak do wniosku, aby swoje zeznania uzupełniła Farida.
Zamiast tego zdecydowała o powołaniu biegłego, który przygotuje opinię na temat praw autorskich do utworu Niemena. Dopiero po jej sporządzeniu sąd wyznaczy termin kolejnej rozprawy.
fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn
Kazimierz Brzezicki
4
magazyn muzyczny
w sądzie
nie zaśpiewała
N
brzmienia
M
usica
agica
F
ascynująca » Musica Magica « jest jednym z najbardziej tajemniczych i najmniej znanych szerszej publiczności utworów muzycznych Czesława Niemena. Autorką tekstu jest Concitta Gangi ~ ‚Farida’. Tak kompletny utwór o niebywałej sile artystycznego wyrazu musiał być świadectwem uczuć jego autorów.
Istotnie, „» Musica Magica « należy do NIEMENA i do MNIE, do
nas dwojga” ~ mówi współautorka w kontekście sporu sądowego z Małgorzatą Niemen o spadek autorskich praw majątkowych
do spuścizny artystycznej Czesława. Farida i Czesław podarowali sobie nawzajem składniki tego dzieła. Taka to magia słów, muzyki i uczuć.
A słowami Faridy jest „to dar serca”, i.e. ‚darowizna spełniona’,
która wedle prawa autorskiego włoskiego i polskiego jest ważna nawet wówczas, gdy nie ma zapisu notarialnego. „Tylko tyle
i aż tyle’ ~ pisze Romuald Juliusz Wydrzycki, najbliższy krewny Czesława. Trzeba to wiedzieć, gdy po latach Farida przyjeżdża
na koncerty do Polski ~ ojczyzny tego, ‚który był i zawsze będzie
dla mnie jedną z osób najbliższych sercu’ ~ jak sama mówi w wywiadach. I dodaje „gdybym mogła cofnąć czas, nie pozwoliłabym
Niemenowi odejść, krzyczałabym za nim z całych sił, że nie potrafię bez niego żyć!” I chyba dlatego » Musica Magica « działa
również na słuchacza z niebywałą siłą. Sam jej doświadczyłem,
gdy w lutym roku 2009, na 70-lecie urodzin Czesława usłyszałem
po raz pierwszy ten utwór w Poznaniu ze sceny w wyjątkowym
duecie ~ Faridy na żywo i Czesława z playbacku, bo nie było go
już wśród żywych. Ilustracyjny obraz włoskiego koncertu sprzed
lat, odtwarzany na scenie z zapisu archiwalnego, dawał ułudę
współobecności obojga. Vitrual i real w jednym ~ coś niesamowitego. Na tym tle faktograficznym pretensje pani Małgorzaty
są małostkowością lub interesownością, bądź swoistym miksem
tych dwóch ludzkich skądinąd emocji i postaw. Zaś o sile prawdy i pozytywnych ludzkich cech świadczy aktywność Krzysztofa Wodniczaka, zasłużonego dla kultury prezesa Stowarzyszenia Muzycznego ‚Brzmienia’, a zarazem ostatniego menedżera
Niemena. Krzysztof jest ‚spiritus movens’ koncertów upamiętniających twórcę, które organizuje wbrew stawianym przeszkodom, za to również dla ‚świadka pamięci o Czesławie’ ~ Concitty
Gangi o pseudonimie artystycznym ‚Farida’. Pamięć o wspólnych
losach i życiowym dramacie obojga skłania tę Sycylijkę do wizyt w chłodnym klimatycznie kraju pólnocy ~ ojczyźnie Czesława. Na melodię „Dziwny jest ten świat” zaśpiewała „Jesteś tylko
mój” pomimo 39-stopniowej gorączki podczas swego jesiennego
koncertu. Słowa prowadzących koncert Eweliny Rajchel i Piotra
Kałużnego były ciepłym, kameralnym do niego wprowadzeniem
w języku słonecznej zazwyczaj Italii. Zrządzeniem losu i/lub Dobrego Boga (jak kto woli) jest to również język Amora.
Ewelina Rajchel jest italianistką, piosenkarką, autorką tekstów
i muzyki, absolwentką Studium Wokalnego imienia Czesława
Niemena w Poznaniu. Piotr Kałużny jest wykładowcą Akademii
muzycznych w Poznaniu i Wrocławiu, jazzmenem i twórcą muzyki teatralnej, filmowej, kameralnej i symfonicznej.
Warszawa, którą Czesław słowami piosenki nazwał ‚tak samo jak
Ty ~ miasto moje’ (a dodam, że również tak samo jak ja) pamiętała o tym, w zwycięskim plebiscycie uczniów uznając go za patrona Gimnazjum przy ulicy Zwycięzców na Saskiej Kępie. Istotnie, „Historia żyje” ~ to słowa Cypriana Kamila Norwida, którego Czesław rozumiał i przybliżał współczesnym, tworząc wyjątkowe nagranie między innymi „Bema pamięci rapsodu żałobnego”
Jerzy Ryll
w swym nowatorskim i prekursorskim wykonaniu.
fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn
magazyn muzyczny
brzmienia
5
Niezwykły
koncert
J
edni wyczekiwali w napięciu wietrząc sensację, drudzy
czekali na ulubione przeboje, ale byli i tacy,
którzy liczyli na wpadkę Artystki-skandalistki,
o której ostatnio głośniej bywało w prasie niż na
scenie. Jednak pierwsze akordy w wypełnionej Auli
Uniwersytetu Medycznego rozwiały wątpliwości. Zagrało muzycznie, lirycznie, po prostu, z klasą! Piotr
Kałużny - fortepian i Magda Plorer - wiolonczela tworząc akompaniament partii instrumentalnych (podporządkowane intonacyjnie i rytmicznie) partii głosowej
Faridy, polegającej na ozdabianiu melodii wokalnej za
pomocą duetu instrumentalistów.
Wszyscy oczekiwaliśmy na akcent niemenowski.
Oczywiście, na zakończenie koncertu. Była kompozycja Niemena. „Dziwny jest ten świat” Farida zaśpiewała po swojemu i po włosku, jako: ”Ja bez Niego”.W interpretacji Faridy ten utwór dłuższej wartości
rytmicznej, metrycznego ugrupowania dźwięków,
nieznacznego wydłużenia dźwięku.W zależności od położenia w obrębie taktu wyróżnia się
nadto akcent muzyczny regularnie przypadający zawsze na określone części taktu (pierwszą i trzecią ćwierćnutę w metrum).Często stosowanym sposobem uzyskiwania efektu głębszego wyrażania emocji jest dodanie do dźwięku
akcentowanego figury ozdobnikowej. Dla uzyskania odpowiedniego artystycznego wyrazu artystka stosuje akcydencje, czyli znaki chromatyczne
powodujące w obrębie jednego głosu i jednego taktu zmianę chromatyczną notowanego dźwięku. Farida brawurowo w tym utworze zastosowała pionową linię lub klamrę łączącą
wszystkie położone nad sobą pięciolinie. Po tak znakomitym, acz
wyczerpującym wykonaniu „Dziwnego świata” po włosku i wzruszeniu Faridy nie sposób było, nie wypadało wręcz prosić Faridę do wykonania bisu. Czuło się, że musiało tak zostać i koniec.
Zaśpiewany przez Faridę utwór „Adagio” Tommasa Albinioniego (a właściwie Remo Giazotto)charakteryzuje się wolniejszym
6
magazyn muzyczny
tempem niż np. andante. Concetta śpiewa go traktując
swobodnie jego linię melodyczną, wprowadzając dowolne tempo w zaimprowizowanej kadencji solowej w formie
określonej (cadenza ad libitum).(kadencja wirtuozowska
potraktowana w sposób dowolny.Przejmująca interpretacja Faridy odzwierciedla konkretne jednostkowe afekty(emocje) przez odpowiedni dobór elementów muzycznych (rytmu, tempa, harmonii).Cała ta jej muzyczna
estetyka to typowe affetti w celu podkreślenia emocjonalnego wyrazu kompozycji.
W części utworów wykonywanych przez artystkę niekiedy bywa zastosowana też forma ABA - trzyczęściowa,
dość luźno potraktowana budowa ABA.ew.ABA1,formy
zwrotkowe I to dość ścisłe z refrenem.Swoboda do taktu
oznaczającego powrót do tempa pierwotnego, które uległo chwilowej zmianie, ale zawsze zastosowuje accentato
(akcentu z naciskiem). Muzyka jaką preferuje Farida to
wykorzystane kompozycyjne skale pentatoniczne i wykorzystywanie tonów harmonicznych pentatonizmów.
Farida śpiewa zupełnie w systemie dur- moll tylko czasami od tego odchodzi. Pentatoniki tam raczej nie było, tylko
pewnego rodzaju improwizacja, traktowanie w sposób dość luźny linii melodycznej.Pewną monotonię melodyki rekompensuje
zróżnicowana rytmika oraz ogromne poczucie harmonii.Melodyka jest wyraźnie podporządkowana zasadom współbrzmień
i rytmice.Artystka wykonuje wielorakie kombinacje podziału i zestawień wartości rytmicznych. Raz śpiewa z łatwością,
biegle, przyjemnie i miło, innym razem burzliwie i z niepokojem, ale zawsze jako element pierwszoplanowy wykazuje przewagę wartości interpretacyjnych nad melodycznymi i rytmicznymi. Do tego Jej taniec z niewidocznym partnerem – wiadomo z Którym . Ukazany w powolnym tempie i polegający na harmonicznym
szeregowaniu póz. Płynność i maestria wykonania jego przez Faridę to nic innego, jak monodram muzyczny z jakim się po raz pierwszy zetknąłem. W czasie koncertu i potem długo wszystko grało
i gra? Do zobaczenia więc znowu, za niedługo!
brzmienia
Krzysztof Wodniczak, fot. Andrzej Wilak, Wiktor Franczyszyn
O TYM JAK KOBIETA
ODGADUJE DUSZĘ
NIEMENA
Pierwszą motywacją spotkania powinno być umiłowanie sztuki – ta zaś spełnia się w najbardziej wiarygodny
sposób w imieniu muzyki i słowa poetyckiego – dowodem tego są kompozycje wykonywane niegdyś przez
Czesława Wydrzyckiego Niemena. Echo tej właśnie myśli stało się pierwszą nutą spotkania Concetti Gangi – Faridy i Grażyny Łobaszewskiej, która włoską piosenkarkę określiła „największą inspiracją Niemena”. Ze względów
artystycznych Farida przybyła do Polski na koncert, który odbył się w Sali Centrum Kongresowo-Dydaktycznego w Poznaniu – 28 stycznia br. Dzień później Grażyna Łobaszewska wyśpiewała duszę Niemena, w recitalu
jemu w dużej mierze poświęconym. Piosenkarki, w rozmowach zakulisowych, a przecież rozśpiewanych na scenie przeżyć godnych odgadnięcia duszy Rzeki Niemen, podzieliły się wzruszeniami myśli i serca, jakie stały się
udziałem ich samych, a także „ich”, choć przecież tak bardzo Niemenowej publiczności. I choć „czas jak rzeka, jak
rzeka płynie” – przyjaciele Niemena pozostają wraz z nim i z jego sztuką, aż do dziś, jak można było wywnioskować z tonu zamyślenia m.in. Krzysztofa Wodniczaka, ostatniego menedżera Niemena. W muzyce ważne jest to,
by taka „muzyka” pozostała właśnie, niezależnie od nut, które podpowiada realny nurt życia. Dominik Górny
UMOWA SPISANA RYTMEM SERCA
Concettcie Gangi – Faridzie dedykuję
autor wiersza: Dominik Górny
Nie potrzeba innego świtu
niż słowo przyrzeczone
miłości
co nie jest wichrem
pewności takiej nadziei
co nie zapytuje
czy mnie jeszcze pamiętasz –
Pieśń którą w sobie nosisz
posłyszysz jak dedykację
jedyną i pierwszą –
słowiańskość
dziwna jak ten świat
i południk tego co włoskie
wzajemności wyznaniem
Odgadujesz krajobraz
który jest spotkaniem –
zmierzasz w stronę
którą wierność
podpowiada
Dojdziesz
nim przyjdzie wiosna
zanim Sen o Warszawie
zbudzi to co większe
od świata
jaki w serca
obecności skryłaś
Otwierasz dłonie
linie papilarne –
ciepłe nurty rzeki
w której ufność
nie swoją zanurzasz
szczęście też nie Twoje –
echo głosu Niemena
co uśmiechał
muzykę pełni
A jednak trwasz
Wystarczy jeden oddech
i ujawnisz że modlitwa
ma duszę kobiety –
ustami prawdy
ją wymawiasz
tak słyszałem
– andrzej chylewski
Chaplin znów wygrał
F
ilharmonia Poznańska kontynuuje wyborny cykl wykonywanej na żywo muzyki do słynnych filmów Charliego Chaplina. Wyborny, bo wyborne są filmy geniusza rodem
z Londynu, który nie tylko pisał do nich scenariusze , reżyserował i sam w nich grał, ale jeszcze do tego komponował muzykę i śpiewał. Wyborny jednak w naszych poznańskich realiach przede wszystkim dlatego, że przy jego - cyklu - realizacji spotkały się dwa przekonane o sensie przedsięwzięcia
swoiście rozumiane temperamenty. Pierwszy to niemiecki
pasjonat filmowy i dyrygent Frank Strobel, doskonale znany już i lubiany w Poznaniu. Także przez drugi „temperament”, jaki prezentuje w wykonaniach Orkiestra Filharmonii Poznańskiej.
Wszelcy instrumentatorzy melodycznych i rytmicznych pomysłów wstępnych Chaplina musieli mieć dużo przyjemności tworząc pełne partytury ścieżek dźwiękowych jego filmów, bo muzyka ta jest wspaniałym dopełnieniem obrazów na filmowej taśmie. Pełna ekspresji, pełna wpadających
w ucho motywów i doskonale spleciona z dynamiką akcji.
Doskonale oddają to dwa pokazane w piątek w Auli UAM filmy: krótkometrażowy „Jak robi się filmy?” i pełnometrażowy, prześmieszny „Cyrk”.
I jeżeli w trakcie oglądania po raz nie wiadomo już który
tych starych filmów widz „zapomina o muzyce”, to może to
świadczyć jedynie o tym, że wykonywana na żywo przez muzyków i dyrygenta doskonale zastąpiła tę znaną z kinowych
oryginałów. Prawdziwy, najwyższy komplement!
Niebanalnie o banale
G
dyby w naszym kraju zapytać kogokolwiek mającego
minimalny lub nawet żaden związek z muzyką operową o najsłynniejszą polską operę i najsłynniejszego kompozytora polskiego piszącego opery to odpowiedź byłaby banalna, choć dla niektórych z pewnością wcale nie banalnie
łatwa. Takich banałów w polskiej kulturze muzycznej jest
i było sporo. Wystarczy wspomnieć choćby dzieło Józefa Władysława Reissa o tytule „Najpiękniejsza ze wszystkich jest
muzyka polska”. Na szczęście jest też w Polsce człowiek, który potrafi owe krążące w świecie muzyki klasycznej banały
przekuwać w fascynujące opowieści pełne wiedzy - wcale nie
za trudnej jak się okazuje, pełne humoru i wartkiego tempa,
a także - co ważne dla efektu końcowego - co najmniej bardzo
dobrze wykonane w aspekcie partyturowym.Już sam plakat
zapowiadający koncert zatytułowany „Oj, Halino” skrzy się
dowcipem - korpus (kobiety?) w halce z głową Moniuszki.
Równie wiele dowcipu było w tekstach Marcina Sompoliń-
8
magazyn muzyczny
skiego, mówiącego o Moniuszce, o „Halce” i... dwutakcie.
I wcale nie chodziło tutaj o kontakty Moniuszki z NRD i jej
samochodem „Trabantem”...
W przeważającej mierze młodzieżowa publiczność spotkania
w Auli UAM mogła nie tylko chłonąć wiedzę, ale i oklaskiwać najwyższej miary wykonania muzyki Moniuszki prowadzone przez dyrygenta Sompolińskiego i jego studenta Jakuba Rompczyka (orkiestra Collegium F). Wspaniałymi głosami i jakże trudnymi bez sztafażu scenicznego interpretacjami popisywali się Katarzyna Hołysz - sopran i Paweł Skałuba - tenor z Gdańska. Nie mogło też zabraknąć wybornego
Chóru Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Już wkrótce kolejny speaking concert poświęcony „Czarodziejskiemu fletowi „ Mozarta.
Strawiński według
Tero Saarinena
W
Poznaniu zakończył się VII Festiwal Wiosny. Od sześciu lat poświęcony jest w zasadzie jednemu genialnemu dziełu, jakim niewątpliwie jest od stu lat „Swięto wiosny” Igora Strawińskiego. Okazuje się jednak, że nie wyłącznie, czego dowodem był finałowy wieczór festiwalu,
w którym miłośnicy tańca mogli także usłyszeć i obejrzeć
inny przebój rosyjskiego kompozytora, czyli „Pietruszkę”.
A wszystko za sprawą światowej sławy fińskiego tancerza
i choreografa Tero Saarinena i jego Tero Saarinen Company,
założonej w 1996 roku.
Balet „Pietruszka” w rozumieniu Saarinena jest bardzo kameralny, głównie obsadowo, choć ekspresją i kolorami aż
kipi. Fabuła ograniczona jest wyłącznie do postaci Pietruszki, Baleriny i Maura. Mocno barwnych, choć już po kilkunastu taktach jednostajnych i jawnych w relacjach istniejących pomiędzy nimi. Niesamowita sprawność tancerzy imponuje, ale nie wciąga tak jak rewelacyjna w swej „inności” muzyka, z fortepianowej przełożona na dwa akordeony
i takoż wspaniale zinterpretowana muzycznie i aktorsko
przez Jamesa Crabba i Geira Draugsvolla. „Święto wiosny”,
w spektaklu zatytułowanym „HUNT”, łączy z „Pietruszką” problem ofiary i związanych z tym pojęciem aspektów.
Tero Saarinen tańczy solo całą ogromną muzykę, wspomagany przez oświetlenie Mikkiego Kunttu, a zwłaszcza multimedialne czary Marity Liulli. Otrzymujemy w ten sposób
niesłychanie fascynujący wizualnie, ale i merytorycznie obraz ukazujący składanie ofiary z siebie, tancerza, ale i człowieka. Istoty chętnej do ofiary w imię sztuki, ale i niechętnie poddającej się (lub nie!) agresji cywilizacji. Jakżeż pojemna jest zatem - nie tylko wszak brzmieniowo - muzyka
Igora Strawińskiego!
brzmienia
uniwersytet
i Cyganie
K
oncerty noworoczne przygotowywane w początkowych
dniach stycznia przez zespoły artystyczne uczelni dla
jej społeczności to już wieloletnia tradycja. Od szeregu lat
koncerty te opierają się na dorobku Chóru Akademickiego
UAM (wkroczył w 46. rok działalności), Chóru Kameralnego UAM (właśnie zainaugurował dwudziestolecie działalności) i Orkiestry Kameralnej UAM (za kilka lat dotrą - mam
nadzieję - do dziesięciolecia pracy artystycznej). Dwa pierwsze zespoły od wielu już lat sławią polską kulturę, a UAM
w szczególności, na kilku kontynentach. I co roku w koncertach noworocznych prezentują nowe zaskakujące pomysły.
Absolutnie sfeminizowana - 16 urodziwych dziewczyn! - orkiestra Aleksandra Grefa krok po kroku przekonuje, że można. Ot, wykonać choćby pięć kompozycji spod znaku Astora Piazzolli („Violentango”). Może za parę lat będą mogły
(a może mogli?) wykonać którąś z serenad lub divertiment
na przykład Mozarta? Przyznam, że nie tylko mnie zawiódł
nieco występ Chóru Akademickiego, od ubiegłego roku prowadzonego przez Beatę Bielską. Z jednej strony bardzo staranne przygotowanie repertuaru, ładne brzmienie, zwłaszcza
głosów męskich, sporo zabawy, ale... Może pewna przypadkowość doboru repertuaru, a może brak pomysłu na dalszy,
nowy krok w rozwoju zespołu po odejściu Jacka Sykulskiego?
Kolejny pomysł Krzysztofa Szydzisza, szefa „kameralistów”,
zaowocował chyba dość zaskakująco nawet dla autora pomysłu. Po szantach, Starszych Panach i Piazzolli przyszła kolej na muzykę cygańską. Zespołu chóralnego, jak się okazało, było w tym wszystkim raczej mało, choć udanie. Za to
w głównej roli wystąpił Zespół Tatra Roma. Były więc i czardasze i słynny - dzięki Mary Hopkin z pomocą Paula McCartneya, a w Polsce dzięki Halinie Kunickiej - przebój „To były
piękne dni” Borisa Fomina. Były też tańce cygańskie, lecz
przede wszystkim instrumentalne popisy rewelacyjnego,
„namaszczonego” przez Yehudiego Menuhina i Stephane’a Grapellego, skrzypka Miklosza Dekiego Czurei (na przykład w słynnej melodii „Ciukorlija”, czyli „Słowik”) oraz jego
córki Sary (rocznik 1991), fenomenalnie grającej na profesjonalnych cymbałach i tańczącej.
Koniec i początek
M
iniony piątek upłynął w Poznaniu pod znakiem skrajnych nastrojów. W ten bardzo słoneczny piątek tłumy
żegnały na Cmentarzu Junikowskim profesor Jadwigę Kaliszewską. W Auli Nova jej studenci oraz inni pedagodzy akuratną muzyką skrzypcową spontanicznie uczcili to, co najbardziej kochała. Jakże symbolicznie a rewelacyjnie w warstwie wykonawczej zabrzmiał Kwartet nr 14 d-moll „Śmierć
i dziewczyna” Franza Schuberta zagrany przez Meccorre
magazyn muzyczny
String Quartet (Wojciech Koprowski, Aleksandra Bryła, Michał Bryła, Karol Marianowski) w finale koncertu. Zgoła inny
nastrój towarzyszył inauguracyjnemu koncertowi 41. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Poznańska
Wiosna Muzyczna”, który odbył się w pobliskiej Auli UAM.
Rozpoczął go premierowy, napisany na zamówienie Filharmonii Poznańskiej, niebanalny utwór Artura Cieślaka, zatytułowany „Ekspresje” na orkiestrę symfoniczną. Ale bardzo
szybko okazało się, że kluczowym dziełem wieczoru zostało
„Aile du songe” (Skrzydło snu) znakomitej fińskiej kompozytorki Kaiji Saariaho na flet i orkiestrę. Czarodziejskie piękno kompozycji uwypukliła wspaniała interpretacja czołowego polskiego flecisty Łukasza Długosza oraz dobra dyspozycja poznańskich filharmoników, w tej części wieczoru prowadzonych przez młodego dyrygenta Jakuba Chrenowicza.
Drugą część wieczoru wypełniły kompozycje uznanych, już
nieżyjących polskich twórców Jana Astriaba i Kazimierza
Serockiego. „Metamorfozy” poznańskiego twórcy wciąż zachowują świeżość języka muzycznego, co podkreśliła interpretacja utworu prowadzona przez Jerzego Salwarowskiego,
skądinąd wychowawcy utalentowanego Chrenowicza. „Dramatic story” Serockiego, po ponad czterdziestu latach od powstania, już nie wydaje się tak nowoczesna, ale wciąż pozostaje w kręgu zainteresowań muzyków i melomanów.
Wieczór jednak
z gwiazdą
N
iejeden bywalec Auli UAM przed minionym piątkiem był
zapewne rozczarowany zawartością przedkoncertowego
plakatu. Zaledwie dwie kompozycje, żadnego solisty i nieznany dyrygent. Liczni poznańscy miłośnicy muzyki dawnej wiedzieli jednak, że ów „nieznany” Francuz Jérémie Rhorer, wespół ze skrzypkiem Julienem Chauvinem, założył w 2005 roku
orkiestrę Le Cercle de l’Harmonie, grającą na instrumentach
z epoki i specjalizującą się w interpretacjach dzieł XVIII wieku. Tenże Rhorer ze swą orkiestrą rok później dał się poznać
muzycznemu światu wykonaniem opery „Idomeneo” Mozarta
na Festival International d’Opéra Baroque w Beaune. Po piątkowym koncercie z „zaledwie” dwiema kompozycjami - sądząc po reakcji publiczności - jej grono dyrygenckich ulubieńców zapewne powiększy się o 39-letniego paryżanina.
Jérémie Rhorer jest niewątpliwie bardzo muzykalnym
i wrażliwym artystą batuty. Pomaga mu w tym wykształcenie klawesynisty i kompozytora oraz wiedza teoretyczna
(Konserwatorium Paryskie). Prezentuje też iście francuską
elegancję gestu. II Symfonia D-dur op. 73 Johannesa Brahmsa pod jego batutą okazała się muzykalną analizą struktury i taneczności dzieła. Ale kulminacją wieczoru okazały się
1. i 2. Suita „Dafnis i Chloé” Maurice’a Ravela. Kalejdoskopowa zmienność barw, pulsów i ekspresji oraz imponująca
sprawność poznańskich filharmoników z rewelacyjnym flecistą Romanem Szczepaniakiem na czele. Brawo!
brzmienia
Andrzej Chylewski
9
PłytotekaPatlewicza
KsiązKi
KEITH RICHARDS
– „Autobiografia – Życie”
J
ego życiowa pasja do poznawania coraz to nowych uroczych
panienek, miłość i pociąg do używania narkotyków stawiały go przez wiele lat na czele listy tych, którzy mieli przenieść
się na tamten świat. Na szczęście Keith Richards żyje i ma się
dobrze. Przez lata nie stronił od
trunków najbardziej lubi pić kukurydzianą whisky – pijąc prosto
z butelki i od chuligańskich wybryków. Wielokrotnie oskarżany za posiadanie i sprzedaż narkotyków o mały włos skazano by
go na karę wieloletniego więzienia. Jest milionerem, który wynosi przez roztargnienie z hotelowych pokoi popielniczki. Wypalił więcej jointów i wciągnął więcej koki, niż ktokolwiek inny na
świecie. Zawsze z papierosem w ustach także na scenie niczym
Serge Gainsbourg wypalał 4 – 5 paczek dziennie.
To zaledwie część obfitującej biografii charyzmatycznego gitarzysty The Rolling Stones, który po latach zdecydował się przedstawić na 568 stronach historię swojego życia. Zrobił to bardzo
profesjonalnie, szczerze i z dużym poczuciem humoru. Keith Richards bez którego nie wyobrażamy sobie Stonesów opowiada
o drodze, jaką przeszedł z ubogiego podlondyńskiego Dartford
na szczyt światowego showbiznesu. Opisuje jak obsesyjnie słuchał płyt Chucka Berry’ego i Muddy’ego Watersa, gdy dorastał
w hrabstwie Kent i kiedy sięgał po raz pierwszy za gitarę i kiedy wraz z Mickiem Jaggerem i Brianem Jonesem zakładał kapelę „niegrzecznych chłopców”, którą nazwali The Rolling Stones.
Wspólnie z pozostałymi członkami zespołu, Richards stworzył
niepowtarzalne riffy, teksty i muzykę do fantastycznych piosenek, które podbiły świat m.in. „Jumpin’ Jack Flash”, „Street Fighting Man” czy „Honky Tonk Woman”. Zapytany przez dziennikarza tygodnika „Record Mirror” – co by robił, gdyby Stonsi
nigdy nie zaistnieli – powiedział: „Umiem trochę rysować i gdyby wszystko potoczyłoby się zwyczajnie zapewne wylądowałbym
w jakieś agencji reklamowej”. Odkrywa swoje burzliwe życie prywatne, przyznaje się z usług prostytutek oraz z innymi kobietami opisuje śmierć Briana Jonesa. Uciekł z Anglii przed podatkami do Francji. Opisuje szalone trasy koncertowe po Stanach Zjednoczonych, rosnącą sławę, alienację i uzależnienie od narkotyków. Przez 10 lat był na czele listy gwiazd rocka, których śmierć
była najbardziej prawdopodobna. Odnajdziemy w tej przepastnej książce pojednanie z Mickiem Jaggerem , małżeństwo z Patti Hansen oraz solowe dokonania z zespołem X-Pensive Winos
i niekończące się pasmo sukcesów. Zza maski „łobuza” uważanego za gbura wyłania się wrażliwy człowiek, który lubi szokować
10
magazyn muzyczny
otoczenie, mimo wszystko jest czułym ojcem i ceni jego wartość.
Podziwem dla niego jest Douglas Bader ( ur. 21.02.1910 – zm.
5.09.1982)– angielski as myśliwski, który stracił dwie nogi i nie
poddał się kalectwu biorąc udział jako pilot w bitwie o Anglię.
Urozmaiceniem burzliwego życia Keitha Richardsa w tej Autobiografii są dodatkowo wypowiedzi członków rodziny, przyjaciół
i muzyków, z którymi pracował przez długie lata. Ta „Autobiografia” wydana przez wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, pokazuje obraz genialnego gitarzysty i miłośnika muzyki bluesowej
od której zaczynał swoją przygodę z rockiem.
URBANIAK – „Ja, Urbanator - Awantury
Muzyka Jazzowego”
wydawnictwo: Agora
Michał Urbaniak co, by nie powiedzieć wielkim artystą jest i jed
i jednym z najwybitniejszych skrzypków jazzowych. Przez wiele lat
otwarty na nowości i nowe możliwości nagraniowe oswajając no
nowatorskie technologie wprowadził go w wiek XXI. Dzięki swoje
swojemu talentowi stał się prominentnym stylistą, klasykiem fusion
jazzu, kompozytorem o własnym
stylu i oryginalnym skrzypkiem
o rozpoznawalnym brzmieniu.
Stał się rozpoznawalnym również muzykiem dzięki swojej ekstrawaganckiej scenicznej garderobie. Urbaniak dał się poznać
również przez lata jako muzyk
wielu zespołów, lider własnych
formacji i szef klanu groźnych
muzykantów z których rekrutował obsady swoich kolejnych produkcji. Jako pierwszy biały muzyk w Nowym Jorku sięgnął po
czarny rap grając go na jazzowo.
Wyłowił z Nowojorskiej ulicy tak
fantastycznych muzyków jak : Kenny Kirkland, Marcus Miller
czy Tom Brown. Przez maga trąbki Milesa Davisa zaproszony
został kilka lat później na sesję nagraniową płyty „Tutu” a po
wielu latach oddał hołd Davisowi na swoim podwójnym albumie
„Miles of Blue”. Na 376 stronach znajdziemy przebieg całej kariery Urbaniaka, kiedy to jeszcze jako 19 latek wyjechał z zespołem Andrzeja Trzaskowskiego do Stanów a po wielu latach powrócił tam ponownie z Urszulą Dudziak z bagażem doświadczeń
i kilkoma już zrealizowanymi pod własnym nazwiskiem albumami. Prawdziwy obraz Michała Urbaniaka jako sześciolatka rozpieszczanego przez swoją matkę szwaczkę z zawodu i ojca tkacza
z miasta Łodzi przybliża jego przyjaciel – autor książki Andrzej
Makowiecki. Cały ten jazz nie byłby cały, gdyby nie właśnie Michał Urbaniak. Bo jazz to nie tylko muzyka. To również wszystko „pomiędzy”. I o tym właśnie jest ta książka. Dzięki niej czytelnicy mogą się przekonać jak przebiegała jego kariera pełna wzlotów i upadków, wyjazdów, koncertów, sesji nagraniowych i nor-
brzmienia
malnych spotkań kończących się na rauszu. Mimo tych czasami skandalicznych scen i opowieści Michał Urbaniak nadal niezmiennie dostarcza najwyższej satysfakcji swoim fanom.
JAGGER – Buntownik, Rockman,
Włóczęga, Drań
wydawnictwo: Pascal
Znany dziennikarz muzyczny Marc Spitz zajął się ikoną kultury,
jedną z najbardziej znanych i niezrozumianych postaci w historii rock and rolla. Udało mu się połączyć biografię muzyka z kronikarskim opisem wydarzeń kulturalnych sprawiając, że czyta
się tę pasjonującą książkę liczą
licząprzyjemcą 310 stron z ogromną przyjem
nością. Obfituje ona w szczegóły,
zebraoparta jest na starannie zebra
nym materiale źródłowym. Spitz
liczsięga do relacji imponującej licz
filmowby sławnych rockanów, filmow
współców, pisarzy, radykałów i współ
przyczesnych artystów, którzy przy
dokonaniaznają się do inspiracji dokonania
mi Micka Jaggera i The Rolling
fascynująStones. Autor opisuje fascynują
miłocą i skomplikowaną relację miło
ści i nienawiści między Jaggerem
a Keithem Richardsem. Spitz
analizuje rozmaite odgrywane przez Micka Jaggera role: autentycznego bluesmana, wpływowego komentatora wydarzeń społecznych, rewolucjonisty obyczajowego, gwiazdy kina niezależnego aż po zręcznego biznesmena. Jako obraz szaleństwa, upadku,
zdrady i żądzy jaką w „Performance” pokazał Jagger nie ma sobie równych. Mick pokazał tam samego siebie ze swymi mięsistymi wargami, bladą skórą i ciemnymi włosami. Choć jego kariera aktorska miała już nigdy nie rozbłysnąć takim blaskiem, ten
pierwszy raz naprawdę mu się udał. Książkę wzbogacają archiwalne zdjęcia, również z pamiętnego pierwszego koncertu Rolling Stonesów w Polsce z 13 kwietnia 1967 roku. To niesamowite za rok Mick będzie świętował ze Stonesami 50 –lecie istnienia
zespołu. Początki powstania tego legendarnego zespołu znaleźć
można także w tej książce.
Płyty
LESZEK CICHOŃSKI – “ Sobą gram”
wydawnictwo: Luna Music
T
ak aktywnych i twórczych muzyków na polskiej scenie bluesowej już dawno nie było. Swoją niebywałą aktywnością
mógłby obdarować dziesiątki innych artystów. Bo to nie tylko granie na gitarze, komponowanie, śpiewanie, ale też udział w licznych warsztatach a od wielu lat także pomysłodawca Gitarowego Rekordu Guinnessa. Ta pracowitość Leszka procentuje i daje
niezłe wyniki a najlepszym przykładem jest jego najnowsza płyta,
którą przekornie zatytułował „Sobą gram”. Album otrzymał nominację do Nagrody Fryderyka w kategorii „blues”, choć tak naprawdę krążek przesiąknięty jest amerykańskim stylem grania
w którym odnajdujemy i funk , rock oraz elementy muzyki soulowej. Melodyjne kompozycje trochę nawiązujące do stylu Derecka
magazyn muzyczny
Trucksa ze świetnymi solówkami gitarowymi Leszka Cichońskiego przykuwają uwagę
od pierwszego utworu „Co masz w głowie”.
To jeden z 11 świetnych kawałów napisanych
przez gitarzystę, który potrafi pisać nie tylko świetne kawałki, ale też udaje mu się zadbać o aranżacyjne
smaczki. Wystarczy wsłuchać się w „Twój czas”, „Mam już dość”,
„Właśnie teraz”, „Kot i pies”, „Sobą gram”, „Kim jestem”, „Znajdziemy siebie”, „Słońca wschód”, „Wracam do domu”. Nie tylko
pokazuje się w tych utworach jako wytrawny śpiewający gitarzysta, ale także jako autor udanych refleksyjnych momentami tekstów. W swoim muzycznym życiu grał z największymi amerykańskim bluesmanami, ale też zapraszał do współpracy naszych czołowych instrumentalistów m.in. Wojciecha Karolaka, który uwajedża Leszka Cichońskiego za jed
nego z najlepszych jazzmanów
wśród polskich bluesmanów. To
orgarozpoznawalne brzmienie orga
Kanów Hammonda Wojciecha Ka
instrumentalrolaka słychać w instrumental
Brothernej kompozycji „ Allman Brother
hood”. Utwór ten zamyka album
będący zarazem nawiązaniem do
słynnej amerykańskiej formacji
The Allman Brothers Band pod wrażeniem której są obaj muzycy
od lat. Nie byłoby tej płyty gdyby nie udział licznych muzyków (
Tomasza Grabowego, Roberta Jarmużka, Łukasza Sobolaka oraz
licznej rzeszy wokalistów: Łukasza Łyczakowskiego, Alicji Janosz, Jorgosa Skoliasa, Mateusza Krautwursta, Kasi Mirowskiej,
Asi Kwaśnik. A na dodatek znakomita produkcja.
RORY BLOCK – „Shake’m On Down –
a Tribute to Mississippi Fred Mc Dowell”
wydawnictwo: Stony Plain Records
U
ważana jest za jedną z ciekawszych postaci współczesnego
bluesa. Jeszcze 30 lat temu rozkochała się w muzyce soulowej, kiedy nagrywała dla anglo-amerykańskiej firmy Chrysalis płytę „Intoxication”(Oszołomienie). Z muzyką jest związana od dzieciństwa. Ojciec prowadził w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village otwarty sklep muzyczny, gdzie odbywały się liczne „jam sessions” z udziałem Boba Dylana, Johna Sebastiana i Marii Muldaur.
To pozwoliło, iż zetknęła się bliżej z wykonawcami śpiewającymi w stylu blues i soul. Zafascynował ją zwłaszcza soul w jego najciekawszej „czarnej” odmianie. Dziś
sama stara się śpiewać w podobnym naturalnym stylu w którym
coraz więcej jest elementów bluesa. Tak przynajmniej dzieje się na
najnowszej płycie „Shake’Em On
Down” na której znalazło się 12 kompozycji osadzonych w nurcie
country i bluesa nawiązujących do tradycji spod znaku Son House’a, Mississippi John’a Hurt’a, Skip’a James’a czy Bukka White’a.
Całość otwiera „Steady Freddy” za którym podążają kolejne bluesowe kawałki „Mississippi Man”, „Kokoma Blues”, „What’s The
Matter Now?”, „Shake’Em On Down”, „Worried Mind”, „The Man
That I’m Lovin’”, „The Breadline”, „Wake Up This Morning”.Ten
stary blues czuje się, kiedy śpiewa i jak śpiewa. Dedykując ten al-
brzmienia
11
bum legendarnemu Fred’owi McDowell’owi nie zapomniała o jego największych wartościach. W przepiękny sposób zamyka płytę utworem „Write Me A Few of Your Lines”
w którym śpiewa o przemijających rzeczach.
Rory Block nie tylko ciekawie śpiewa, ale sama sobie akompaniuje
na wielu instrumentach. Zauroczyła swoją urodą, ale również nieprawdopodobnym darem pisania przepięknych piosenek, które wywołały przed laty duży rezonans w kręgach muzycznych USA.
TORD GUSTAVSEN QUARTET – „The Well”
wydawnictwo:
ECM/ Universal Music Polska
P
o fantastycznym przyjęciu płyty “Restored, Returned” i wyczerpującej trasie koncertowej norweski pianista Tord Gustavsen i jego kwartet po dwóch latach znów raczą nas wyśmienitym
krążkiem na którym znalazło się 11 znakomitych autorskich kompozycji Gustavsena zarejestrowanych w słynnym Rainbow Studio w Oslo. Na krążek złożyły się zarówno pojedyncze kompozycje lidera napisane specjalnie na ten album, jak również kompozycje specjalnie napisane na dwa europejskie festiwale jazzowe. Dzięki otwartości umysłu i wrażliwości lidera początek albumu otwiera „Prelude” za którym podążapodąża
ją „Playing” , „Suite”, „Commu
„Communion”, „Circling”, „Glasgow In
Intro”, „On Every Corner”, „The
Well”, „Communion,var”, „Intu„Intu
ition”. Dźwięk fortepianu Gusta
Gustavsena przywołuje znane i charaki charak
terystyczne dla siebie ciepło i de
delikatną barwę. Już po tych dźwię
dźwiękowych smaczkach dostrzec moż
można wyśmienitą grę tenorzysty,To
tenorzysty,Tore Brunborga. Melodyjność jego gry łączy się z głębokim brzmieniem w którym odnaleźć można również bluesowe korzenie. Fenomenalnie wspierają go dwaj inni zdyscyplinowani muzycy: perkusista Jarle Vespestad i kontrabasista Mats Eilertsen. Oni też na sam
koniec serwują fanom jazzu „Inside” w którym napotykamy na niezwykle, świeże odczucie przebywania w nordyckiej, pełnej i nieskazitelnej przestrzeni. Ta płyta po raz kolejny pokazuje, iż Artysta
rozwinął swoje umiejętności i skrystalizował swój muzyczny styl,
styl rozpoznawalny od pierwszego dźwięku. Tak zdarza się tylko
nielicznym.
THE PUPPINI SISTERS – „Hollywood”
wydawnictwo:
Verte/ Universal Music Polska
M
oda na odkurzanie stareńkich przebojów z lat 30. i 40. nie
maleje. Amerykańskie gwiazdy muzyki popularnej, co rusz
wplatają do swojego repertuaru utwory z dawnych lat, kiedy dominował swing. Wielobarwna muzyka retro przewija się w wielu produkcjach filmowych, które powstały w studiach Hollywood. Fascynacja wielkimi gwiazdami Hollywood spowodowała, iż trójka urokliwych dziewcząt ( Stephanie O’Brien, Marcela Puppini i Kate
Mullins) wniosła do muzyki rozrywkowej zupełnie coś nowego.
Już sam utwór tytułowy „Hollywood” otwierający ich najnowszy album mówi za siebie. Nieśmiertelny przebój Marilyn Monroe „Diamonds Are A Girl’s Best Friend” dzięki The Puppini Si-
12
magazyn muzyczny
sters zyskał nowego wyrazu. Gershwinowski „I Got Rhythm”, który grany był w niezliczonych wersjach odświeżony został z niebywałą kreatywnością podobnie jak „Moi Je Joue”. Wokalistki zmierzyły się z nieśmiertelnymi przebojami jak: „Moon River” Henry’ego Manciniego czy „September Song” spopularyzowanego
przez Franka Sinatrę. Ich wersje
sławnych standardów przykuwają uwagę od pierwszej chwili. Kiedy chwytają się za „I Feel Pretty”
zdradzają swoje fascynacje burleską i zachłystywaniem się obrazem „Trio z Belleville”. Umiejętność łączenia trójgłosu to wielka
sztuka wokalna, która udała się The Manhattan Transfer i New
York Voices. Teraz prym wiodą Angielki z The Puppini Sisters ,
które choć nie są siostrami jak amerykańskie The Andrews Sisters, to znakomicie się dogadują wokalnie. Muzyka daje im radość podobnie jak słuchaczom. Kiedy płyta się kończy utworem
„Parle Plus Bas” powracamy znów do „Hollywood” i tych niezapomnianych filmowych przebojów wylansowanych niegdyś przez
braci Dorsey i inne wielkie orkiestry nagrywające w filmowych
studiach Los Angeles.
LORA SZAFRAN – „Sekrety Życia według
Leonarda Cohena”
wydawnictwo: Sony Music Poland
Należy do najciekawszych wokalistek jazzowych na polskiej scenie jazzowej. Poza stricte jazzem coraz częściej jej głos można usłyszeć w popowym repertuarze. Podobnie dzieje się na jej najnowszej
płycie wypełnionej utworami kanadyjskiego poety i pieśniarza Leonarda Cohena. Utwory tego znakomitego artysty rozkochanego
przez polską publiczność mają uniwersalny wymiar. Duża w tym
zasługa popularyzatora jego twórczości nieodżałowanego Macieja Zembatego. Lora Szafran sięgnęła do nieco starszego repertuaru Cohena wybierając utwory pod kątem nieco innych tłumaczeń
m.in. Daniela Wyszogrodzkiego czy Pawła Orkisza. Do tego drugiego autora należy tłumaczenie utworu „Gdzieś na sercu dnie”, który przepięknie wyśpiewuje Lora
Szafran. Płytę na której znalazło
się 12 utworów otwiera „Goście”
a zaraz po nim pojawia się słynna
„Zuzanna”. Wokalistka podchodzi
do każdego z utworów: ( „Zamglone życie”, „Tańcz mnie po miłości kres:, „Kto w płomieniach”,
„Jeśli wola twa”, „Oto jest”, :Odchodzi Aleksandra”)z wielkim dystansem wywołując niebywałe
emocje. Lora Szafran śpiewa a właściwie melorecytuje utwory Leonarda Cohena, które mimo iż brzmią nowocześnie to nie zmieniły swej harmonii. Wzbogacone zostały o aranżację i instrumentarium ( puzon, trąbkę, saksofon sopranowy, klarnet, klarnet basowy a nawet harfę). Promujący teledysk do utworu „Na tysiąc pieszczot w głąb” to zupełne inne podejście estetyczne Lory Szafran.
Wokalistka przygotowując materiał na ten album nie zapomniała
o dwóch największych przebojach Leonarda Cohena („Słynny niebieski prochowiec” oraz „Alleluja” zmniejszając formę tych piose-
brzmienia
nek zachowując przy tym pełny tekst jakże ważny w warstwie muzycznej. Mimo iż znamy setki wersji piosenki „Alleluja” to ta jest
zupełnie inna.Utwory Leonarda Cohena pisane z męskiej perspektywy wokalistka śpiewa tak jak czuje i to chyba jest najważniejsze.
JOANNA KONDRAT – „Samosie”
wydawnictwo: Moderna
Już dawno nie pojawiła się na polskiej scenie muzycznej taka wokalistka, która spełnia oczekiwania miłośników niebanalnych tekstów, ciepłego głosu oraz dobrej aranżacji i wykonawstwa. O kim
mowa o Joannie Konrad wokalistce, która w ten sposób traktuje
swoją sztukę wokalną. Nie jest to jednak debiutantka. Już swego
czasu doceniona została głównymi nagrodami na największych festiwalach piosenki autorskiej. Teraz, kiedy muzyka otwiera się na
inne dziedziny sztuki artystka odważyła się połączyć te klimatyczne fascynacje z pulsującym jazzem. Jak wyszło?. Znakomicie !!!
To połączenie różnych temperamentów i oczekiwań muzycznych
twórców albumu m.in.( Marcina Kiełbasy czy Krzysztofa Napiórkowskiego). Tego drugiego muzyka nic a nic nie łączy z gitarzystą
Markiem Napiórkowskim ( mimo
iż swego czasu obaj panowie popo
dali sobie rękę). Zestaw muzyków
przebogaty a wśród nich Trio piapia
nisty Macieja Tubisa. WokalistWokalist
ka świadomie i odważnie czerpie
z doświadczenia wybitnych i rozi roz
poznawalnych stylistycznie mumu
zyków, jak Paweł Bzim Zarecki,
Robert Szydło czy Przemek PaPa
can. Każdy z 11 utworów na płypły
cie („Kawa”, „Będę obok”, „Sny”, „Twierdza”, „Jezioro”, Samosia”, „Jeszcze nie teraz”, „Jasny”, „Gruba skóra”, „Może lepiej”,
„ Ptaki” ) to osobiste i dojrzałe wyznania Joanny Konrad a zarazem trudne do sklasyfikowania poprzez jej wyjątkową otwartość.
Album znakomicie łączy różne gatunki muzyczne, czego wyrazem
jest świetne brzmienie. Otwarte aranżacje wokalne i instrumentalne zadowolą miłośników jazzu, a osobiste teksty Joanny Konrad z pewnością dotrą do wymagających miłośników piosenki autorskiej. Cudowna płyta, od której trudno będzie się uwolnić.
CZESŁAW MOZIL
– „Czesław Śpiewa Miłosza”
wydawnictwo: Mystic Production
Imiennik Miłosza po licznych reinterpretacjach wierszy przez innych polskich artystów ( Stanisława Sojki, Agi Zaryan) nie chcąc
być gorszy od nich nagrał płytę, gdzie interpretuje po swojemu lirykę wielkiego polskiego wieszcza. Wykorzystuje swój wokal i instrumentarium, które na poprzednich albumach doskonale charakteryzowały jego talent. Akustyczne dźwięki kontrabasu, pianina
i trąbki mieszają się tu z nietuzinkową muzyką Mozila. Słychać
wyraźne delikatne akcenty barokowych skrzypiec i harfy, które
przeplatają się z fragmentami jazzu, walca i teatralnego popu. Unikalna oprawa albumu to cykl obrazów indywidualnie namalowamagazyn muzyczny
nych do każdego z 10 utworów, który otwiera
„Słońce”. Tęsknota łączy się z namiętnością,
co wyraźnie słychać w kilku innych utworach
(„Poeta”, „Droga”, „Walc”). Odnajdujemy ciekawe interpretacje muzyczno- wokalne, jak
choćby „Do Laury” oraz zabawny, pomysłowy utwór „Do polityka”. Album wieńczy znakomity finał a to za sprawą dwóch utworów: „One” i „Postój zimowy”, które są nieprzeciętnej urody. Poprzez nowe wersje wierszy Miłosza w wykonaniu Czesława Mozila młodzi słuchacze odkrywają kolejne oblicza poety, interpretują
fragmenty wierszy i wczuwają się w poetycki nastrój, który stworzył Mozil na potrzeby tego albumu. Mimo iż w pewnym stopniu
stracił przy tym pewien polot, świeżość, co dobitnie charakteryzowały jego poprzednie albumy („Debiut” i „Pop”) to na tym krążku pokazał się z nieco innej strony odsłaniając swoją liryczną naturę. Ideą albumu jest pokazanie wierszy Miłosza w nieco inny sposób przez pryzmat normalnego człowieka, którego słowa są bliskie
i dostępne dla wszystkich. Mozil szukał w tej poezji czegoś bliskiego także dla siebie znajdując jak słyszymy własny rys.
FOREIGNER – „Acoustique”
wydawnictwo: Edel/ Mysic Production
W latach 80. zespół wylansował świetny przebój “Urgent”, który
uplasował się na amerykańskiej liście tygodnika Billboard. W tamtych też okresie świetnie sprzedawały się ich albumy a sam zespół zdobywał ogromną popularność na całym świecie. Po wielu
latach z oryginalnego dawnego zespołu pozostał jedynie gitarzysta Mick Jones. Pozostali muzycy
tworzący grupę to: Kelly Hansen (
śpiew , instr. perkusyjne),Jeff Pilon (gitara akustyczna),Tom Gimbel (gitara akustyczna, saksofon,
flet) , Michael Bluestein (fortepian), Mark Schulman (instr. perkusyjne) i Gilmar Gomes ( instr.
perkusyjne). W tym składzie muzycy weszli do studia Sear Sound
w Nowym Jorku aby dokonać nagrań w wersji unppluged. Tym samym zainicjowali pierwszy w historii zespołu album w wersji akustycznej zawierający wszystkie
klasyczne kompozycje znane z repertuaru Foreigner. Nowy wokalista Kelly Hansen świetnie operuje głosem począwszy od otwierającego krążek utworu „Long, Long Way From Home” poprzez
„Cold As Ice”, „The Flame Still Burns”, „Double Vision”, „Fool
For You Anyway”, „Say You Will”, „Starrider”, „Waiting For A Girl
Like You”, „Feels Like the First Time” aż po zamykający „That’s
All Right” znany z interpretacji Elvisa Presleya. Tymi piosenkami sprzed lat Kelly Hansen potrafił zbliżyć się do dawnych utworów wyśpiewanych przez pierwszego wokalistę Lou Gramma. Dodatkowo producent Jeff Pilon i Mick Jones raczą fanów grupy Fo
Foreigner bonusowymi kawałkami z którym trzy znalazły się na tym
krążku m.in. „Save Me (New Song – 2011), „I Want To Know What
Love Is (2011 Version) i „When It Comes To Love”. Utwory wyraź
wyraźnie trzymają się pierwowzorów i tylko nieliczne smaczki aranżacyj
aranżacyjne naprowadzają słuchacza na nowe ich opracowania. Najnowsze
wydawnictwo Foreigner (Cudzoziemców) pokazuje w jakiej znako
znakomitej jest formie zespół i jak wiele im zawdzięczamy. Kto jeszcze do
tej pory nie zetknął się z muzyką tej grupy powinien sięgnąć po ten
Andrzej Patlewicz
album pełen akustycznych przebojów.
brzmienia
13
Ostatni akcent muzyczny w Klubie utopia
NiemennadmodrymDunajem
W
niedzielny wieczór 4 marca w wiedeńskim klubie Utopia rozbrzmiały zgoła inne dźwięki niż kojarzące się z tym
miastem walce Straussa. Za sprawą Krzysztofa Wodniczaka
i Ewy Paprotnej Wiedeńczycy usłyszeli największe przeboje Czesława Niemena.
Pracownicy wiedeńskiego kluba Utopia byli mocno zaskoczeni,
gdy klub wypełnił się ponad dwustoma widzami. Zazwyczaj w niedzielne wieczory mało kto tu zagląda. Tą niespodziankę sprawiła
wiedeńska Polonia wraz z konsulem RP w Austrii Tadeuszem Olewińskim. Ale okazja była niezwykła – 73. rocznica urodzin Czesława Niemena. Koncert przypominający różnorodną twórczość
artysty prowadzili Romuald Juliusz Wydrzyki i Krzysztof Wodniczak. Dzięki nim widzowie poznali wiele nowych faktów z życia
Natalia janowska – wokal, jarosław Królikowski – wokal ,
Romuald Andrzejewski – keaybord i Krzysztof Wodniczak – gitara
14
magazyn muzyczny
Czesława Niemena. Ale oczywiście najważniejsza była jego muzyka. Ogromne wrażenia na widzach zrobił Romuald Andrzejewski, który na instrumentach klawiszowych wykonał utwory inspirowane kompozycjami Niemena z okresu el muzyki. Podwójne
instrumenty klawiszowe wybrzmiały w pełni, a instrumentalista
zadbał o wyrazistość wypowiedzi i należycie zrozumiał wypełnienie przestrzeni, podobnie jak to robił Czesław. Natomiast Grzegorz Kupczyk wraz z muzykami z zespołu CETI w hołdzie Niemenowi zaśpiewał piosenki Pamiętam ten dzień, Ptaszek i Com
uczynił. Nie zabrakło także innych piosenek z wczesnego okresu piosenkarza. Natalia Janowska przypomniała zgromadzonej
publiczności Domek bez adresu, Płonącą stodołę, Obok nas i Zabawę w Ciuciubabkę. Największe wrażenie na widzach zrobił tenor Opery Wrocławskiej Jarosław Królikowski, który przy akompaniamencie Romualda Andrzejewskiego dał niezwykły recital. Polacy mieszkający w Wiedniu zupełnie nie słyszeli wcześniej tego wokalisty - a trzeba dodać, że jeszcze za życia Niemen „namaścił go”
jako autoryzowanego wykonawcę swoich piosenek. Jego głos chwilami do złudzenia przypominał głos Czesława. Na początek zaśpiewał piosenkę z filmu „Czarny Orfeusz”, czyli utwór który Niemen
zaprezentował podczas Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie.
Następnie Królikowski zaprezentował wiedeńskiej Polonii Wspomnienie, Sukces i Włóczęgę. A już w towarzystwie muzyków z zespołu CETI Fantasmagorię, Pod Papugami, Dziwny jest ten świat
oraz Sen o Warszawie. W finale koncertu wszyscy wykonawcy zaśpiewali po jednej zwrotce piosenki Jednego serca. W licznych rozmowach kuluarowych, jakie odbyły się koncercie nasi rodacy wyrażali zdumienie istnieniem w Polsce tak wspaniałych wykonawców,
gdyż na co dzień karmieni są jedynie komercyjną papką jaką pokaJerzy Jernas
zują polskie telewizje z TVP na czele.
brzmienia
Fot.Mariusz Michalski i Michał Wloch
Znowu zdobyty!
N
owa Polonijna Agencja Artystyczna VIP i jej szefowa Ewa
Paprotna postanowiła zainaugurować działalność koncertem dedykowanym Czesławowi Niemenowi Wydrzyckiemu.
Dzięki Romanowi Szmeterlingowi ,bratu Anny Jantar, mieszkającemu od ponad 30. lat w Wiedniu, postanowili odnaleźć Krzysztofa Wodniczaka, ostatniego menedżera Zmarłego Artysty, prosząc o zaproponowanie odpowiednich wykonawców. To Wodniczak wybrał takich, a nie innych sprawdzonych muzyków na wielu koncertach i tematycznych imprezach i... udało się!
Klub Utopia w Wiedniu
Koncert dla około 200 osób, z udziałem konsula Tadeusza Oliwińskiego, bardzo serdecznie powitanego przez Ewę Paprotną szefową Agencji VIP. Okazało się także wokalistkę śpiewającą ciepło
" To ty mój anioł" (kompozycja Jarosława Kukulskiego). Zaprosiła ona na estradę Romualda Juliusza Wydrzyckiego i Krzysztofa , którzy od tego momentu stali się gospodarzami. Ten duet
wniósł wiele ożywienia przedstawiając mniej znane fakty biografii Niemena-Wydrzyckiego. Potem na scenie pojawił się Romuald Andrzejewski, znany multiinstrumentalista, grający muzykę
improwizowaną inspirowaną kompozycjami z okresu el muzyki.
Podwójne instrumenty klawiszowe wybrzmiały w pełni, a muzyk
zadbał o wyrazistość i wypełnienie przestrzeni ,podobnie jak robił to dawniej Czesław.
Kolejnym wykonawcą był Jarosław Królikowski na przyciemnionym wejściu zaśpiewał a capella wokalizę dedykowaną Czesławowi Niemenowi Wydrzyckiemu. Następnie zaśpiewał utwór
wykonywany w Szczecinie na Festiwalu Młodych Talentów z filmu "Czarny Orfeusz". Śpiewał także „Wspomnienie”, „Sukces”
i „Włóczęgę”.
Rodzynkiem
W polskim ansamblu była wokalistka Natalia Janowska. Wykonała dwa utwory: „Obok nas” i „Zabawę w Ciuciubabkę”. Wodniczak i Wydrzycki zapowiadając Grzegorza Kupczyka i muzyków z GRUPY CETI. wspomnieli o nagraniu płyty Czarna Róża
i udziału w nim Czesława Niemena Wydrzyckiego. Kupczyk śpiewał „Pamiętam ten dzień”, „Ptaszek”,”Com uczynił” oraz swoją
standarową kompozycję „Dorosłe Dzieci” Po przerwie zaproszono
Natalię Janowską, która wykonała „Domek bez adresu” i „Płonącą stodołę”. Po czym zagrał instrumentalny mix w wykonaniu
R. Andrzejewskiego, gitarzysty Janusza Musielaka i J. Królikowskiego. Zespół przedstawił kilka utworów: „Fantasmagorię”, „Pod
Papugami”,” Dziwny jest ten świat”, „Sen o Warszawie”.
Kibice Legii
Obecni w klubie śpiewali najgłośniej dając wyraz, że to ich hymn
i nikt im tego nie odbierze! Na finał. weszli na estradę wokaliści
i muzycy i po jednej zwrotce zaśpiewali symbolicznie „Jednego
serca”. To utwór kończący koncert.
Były bisy
I chóralne śpiewy. Po koncercie spotkanie z organizatorami,
przedstawicielami mediów polonijnych, sympatykami .Rozmowy i wspomnienia potwierdziły, że czas upłynął, ale nie przemija. Jest zawsze wiele wspólnych wrażeń, niezapomnianych koncertów, płyt i imprez, które łączą pokolenia. Można nieskromnie
podsumować - Wiedeń znowu zdobyty!
Andrzej Sikorka
Starci Panowie Dwaj Romuald juliusz Wydrzycki i Krzysztof Wodniczak
magazyn muzyczny
brzmienia
15
Al Di Meola
O
bowiązkiem recenzenta jest pozbawione emocji, obiektywne i odpowiedzialne zaprezentowanie swojej opinii. W przypadku tego muzycznego giganta, który grał z największymi i za
największego jest uznawany, bardzo trudno jest emocje opanować.
Dla mnie jest to zadanie tym trudniejsze, że jego twórczość wywarła bez wątpienia swój wpływ na moją wrażliwość muzyczną, a Elegant Gypsy czy Splendido Hotel słuchałem z wypiekami na twarzy z czarnych krążków „jeszcze ciepłych” (jak to się teraz mówi,
„z pierwszego tłoczenia”), przywiezionych przez mojego przyjaciela Bogdana P. zza oceanu (Bogdan, pozdrawiam i dziękuję).
Al Di Meola jest instrumentalistą błyskotliwie sprawnym,
wszechstronnym i jednocześnie kompozytorem i producentem
muzycznym gruntownie wykształconym. Rozpoczynając swoją
karierę muzyczną współpracą z „największymi tego świata” jazzu (pierwsza płyta z legendarną grupą Return to forever w 1974,
a następne w kolejnych latach) i ambitnej muzyki popularnej
(współpraca ze Stevie Winwoodem, Lenny Whitem, Paulem Simonem, czy Carlosem Santaną) i utrzymując się przez ostatnie
czterdzieści lat na absolutnym top’ie, osiągnął w świecie muzycznym pozycję, która pozwala mu grać, co chce i z kim chce.
Artysta swobodnie i bez ograniczeń poddaje się klimatom muzyki
śródziemnomorskiej, tak bardzo z nim kojarzonej przez pamięć
dla Śródziemnomorskiego tańca słońca, jak i utworów wcześniejszych z płyty Elegant Gipsy, harmoniom i rytmikom flamenco,
jak i jazzowym eksperymentom jazz fussion. Świeże i pasjonujące przygody z gitarą akustyczną przeplata porywającymi brzmieniami elektrycznymi.
Al. Di Meola jest Obywatelem Świata w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest niezwykle aktywny muzycznie, przemieszcza się
z kontynentu na kontynent i tworzy muzykę w której, jak w tyglu łącza się brzmienia różnych kontynentów (doskonałe przykłady takiej wszechstronności znajdują się na początku i na końcu płyty Orange and Blue z 1994 r.).
Jego oficjalna strona internetowa informuje, że 1. 07. zagra
w Wiedniu, 2. 07. w Mediolanie, 4. 07. w Lublanie, 5. 07. w Hamburgu, 8.07. w Gandawie, 9. 07 w Reims itd.
16
Komponowanie muzyki będącej odbiciem jego wrażliwości muzycznej i prezentowanie jej w ramach programów World Sinfonia
jest chyba największa i nieprzemijającą jego pasją, a dla słuchaczy – muzyczną ucztą powracająca co dekadę (premiera pierwszej
World Sinfonia to 1991 r., kolejnej rok 2000 i wreszcie ta, której byliśmy świadkami, zapoczątkowaną koncertami New World
Sinfonia w 2008 r. i realizowana w aktualnym składzie od połowy 2011 r. ). Płyta Pursuit of Radical Rhapsody (2011) powstała
z udziałem muzyków towarzyszących artyście w trasie koncertowej. Na warszawskim koncercie zaprezentowano przede wszystkim niektóre utwory zamieszczone na płycie, uzupełniając repertuar utworami starszymi. Koncert miał charakter w pełni akustyczny (Mistrz oczywiście korzystał z elektroniki modulującej
brzmienie gitary, jednak czynił to z właściwym sobie umiarem).
Program koncertu był w pełni spójny, a miłość artysty do rytmicznych brzmień perkusji i instrumentów perkusyjnych, której tak wielokrotnie dawał znać np. na płycie Orange and Blue
(1994), gdzie gra na perkusji i instrumentach perkusyjnych obok
Steve Gadda, Manu Katche i Petera Erskine, tu także dała o sobie znać, gdy wszyscy muzycy grali na swoich instrumentach,
jak na instrumentach perkusyjnych. Tu także, znalazły się partie wokalne wykonane przez Fausto Bacalossiego, , w których
głos akordeonisty traktowany jest jak instrument równorzędny
innym instrumentom (podobnie jak na płycie Orange and blue).
Towarzyszący artyście muzycy dłużej współpracujący z nim, perkusista Peter Kaszas oraz akordeonista Fausto Baccalossi z oczywistych względów mieli więcej okazji do zademonstrowania swojego wirtuozowskiego mistrzostwa, niż drugi gitarzysta Kevin
Seddiki. Częstym gościem towarzyszącym koncertom World Sinfonii (niestety, nieobecnym na polskich koncertach) jest pianista
Gonzalo Rubalcaba, który uczestniczył w nagraniu płyty Pursuit
of Radical Rhapsody. Al. Di Meola ma wśród instrumentalistów
i wokalistów muzyków, do współpracy z którymi lubi powracać.
Należą do nich np. Steve Gadd, który gra na płytach: Tour de
Force – Live (1982) i Orange and Blue (1994), czy George Dalaras: Latin (1987), Orange and Blue (1994), The Running Roads
(2001) itd. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić inne zakończenie
koncertu, niż wykonanie utworu Mediterranean Sundance z płyty Friday Night in San Francisco(1980) będącej ogromnym suk-
cesem artystycznym i bodajże największym sukcesem komercyjnym. Trudno sobie również wyobrazić inne przyjęcie tego zakończenia koncertu niż standing ovation.
A
Artysta z bliżej nieznanych powodów wydaje się darzyć nasz kraj
szczególnymi względami, ku ogromnej radości jego fanów odwiedzając go dosyć często. Nie odważyłem się zapytać Go o te powody,
by pozostawać w błogim przeświadczeniu, że są nimi sprawny management i odwzajemnianie sympatii, której uczestnicy koncertów nie kryją. Al. Di Meola to wielki artysta i spełniony człowiek
(co widać po sposobie bycia na scenie i po koncercie). Jest luźny
i uśmiechnięty. Mimo tego, że zapewne był zmęczony po koncercie
i wcześniejszej dalekiej podróży, wyszedł do hallu, by podpisać płyty i zamienić kilka zdań z uczestnikami koncertu oraz zrobić pamiątkowe zdjęcia. Nigdzie się nie spieszył i było widać, że dobrze
się tu czuje ... Pokazał klasę i napewno zdobył serca nowych fanów!
tekst i zdjęcia Janusz Stankiewicz
ERA TANGA
ulę Uniwersytetu Medycznego wypełniła publiczność. Panie w kreacjach, panowie wygarniturowani, wszak szyld „The World Sinfonia” zobowiązuje.Tymczasem na estradę wkroczyło czterech dżentelmenów w dżinsach i tiszertach. W ciągu dwudziestu lat Al Di Meola odwiedza polskie sceny po raz czwarty i zawsze zaskakuje.
Al Di Meola debiutował w zespole Chica Corei „Return to forever”
w 1974 roku, by po dwu latach się usamodzielnić. Albumy „Elegant
gypsy”, „Cassino”, „Splendido hotel”, “Land of the midnight Sun”,
„Electric rendezvous”, sprawiły, że stał się najpopularniejszym gitarzystą jazzrockowym, przedstawicielem latin jazzu, dorównującym sławą
Carlosowi Santanie.
Niezwykła melodyjność i inwencja, ale też rozpoznawalne po kilku taktach brzmienie gitary, mimo stosowania rozmaitych efektów, były źródłem sukcesu. Kiedy artysta coraz bardziej zbliżał się do popu, zwłaszcza na płycie „Vocal Rendezvous” (nawiązanie do wcześniejszej płyty nie
przypadkowe) zaczął tracić fanów. W latach dziewięćdziesiątych nastąpił zwrot w twórczości Al Di Meoli. Rezygnuje z elektrycznego efekciarstwa i świadomie zwraca się w stronę jazzu, muzyki bardziej kameralnej
i akustycznej. Zwrotem było nagranie dwu albumów z orkiestrą symfoniczną. Nie mały wpływ na to miało 12 lat temu spotkanie z orkiestrą
kameralną Agnieszki Duczmal Artysta w dorobku ma ponad 30 płyt.
Al Di Meola dla miłośników jazzu był zbyt elektryczny i przearanżowany, dla wyznawców innych gatunków muzycznych zbyt eklektyczny, ani jednoznacznie rockowy, bluesowy, czy tangowy. Od pierwszych
albumów wszystko mieszał i łączył, co wprowadzało jego płyty na listy bestsellerów. Dziś pasma radiowe są sformatowane przez producentów i prezenterów, muzycy mieszają i szukają, a przemysł muzyczny na
wszystko nakleja etykietki, choć już nikt nie wie, co się pod nimi kryje.
Dawniej te podziały były mało ważne i trudno sobie wyobrazić, że Weather Report, Chick Corea, i nasz bohater trafiali na listy przebojów.
Al Di Meola grał rockowo i funkowo, akustycznie i symfonicznie, aż dojrzał do „The World Sinfonia”. Pod tym szyldem kryje się międzynarodowy kwartet; włoski akordeonista Fausto Beccalossi, francuski gitarzysta Kevin Seddiki, węgierski perkusista Peter Kaszás, (nieobecny był
basista Victor Miranda). Więc co tu symfonicznie? Jego mistrz Astor
Piazzolla tango z tawern wprowadził do filharmonii, światowe jest to,
że każdy muzyk ma korzenie w innej kulturze. Niczym żeglarze, przybyli do kolejnego portu z różnych stron świata i spotkać się mogą przy
tangu, uniwersalnej formie muzycznej. Jeszcze nie tak dawno, uniwer-
magazyn muzyczny
salną formą muzyczną w jazzie był blues, dziś w epoce poszukiwań rozmaitych inspiracji etnicznych w jazzie taką formą staje się tango.
Tango w swej formie, określonej przez Astora jako tango nuevo jest formą niezwykłą, dającą muzykowi wiele możliwości. Schemat rytmiczny
związany z tańcem, powtarzanie frazy niczym kolejne zwrotki piosenki, ale z przekształceniami. W jednym utworze można łączyć różne klimaty i nastroje. Ta forma często posługuje się cytatem, albo łączy dwa,
lub więcej tematów muzycznych, podobnie jak w romantycznym rondzie, przenikają się, transformują i powracają odmienione. Od nostalgii
do euforii, od tanecznej zmysłowości, do balladowej liryczności i nigdy
nie wiadomo, jak się utwór rozwinie. Al Di Meola zaczął od suity złożonej z kilku tematów niemal klasycznych Astora Piazzolli. Po raz pierwszy nagrał je na albumie poświęconym klasykowi gatunku w 1990 roku.
Dalej przypomniał pozostałe tematy mistrza ze swej najnowszej płyty
„Pursuit of Radical Rhapsody”.
W drugiej odsłonie rzecz się trochę skomplikowała, bo obok własnych
kompozycji inspirowanych Piazzollą, przypomniał standardy, w tym
kompozycje „Somewhere Over The Rainbow” oraz „Strawberry Fields”
The Beatles. W trzeciej części bisowej, nie mogło zabraknąć „Mediterraneanean sundanse”, po raz pierwszy zarejestrowany w albumie „Elegant gypsy”. Ten sam temat otwierał słynne spotkanie trzech wirtuozów gitary w San Francisco; Paco de Lucia, Johna McLaughlina, i Al
Di Meoli w roku 1978. Komplikacja polega też i na tym, że Al Di Meola
sięga po rozmaite konwencje, od flamenco, po tango, od funky, po kubańską rumbę, od bossanovy, po cygańskie tańce, choć tango dominuje.
Jeśli Dionizy Piątkowski dalej będzie poszukiwał takich niezwykłych fuzji, być może będzie musiał zmienić szyld, z „Ery jazzu”, na „Era tanga”.
Muzyczna podróż od Argentyny, poprzez Kubę, do Hiszpanii i Włoch dostarczyła wielu emocji. Nie zawsze towarzyszący muzycy nadążali za gitarą Meoli, jedynie czasem akordeonista nawiązywał z nią dialog.
Jednak nie można mieć pretensji, skoro ma się do czynienia z takim
wirtuozem. Mimo wszystko mam pretensje do maestro, że nadużywa
procesora efektów do akustycznej gitary dodaje pogłos z fortepianową barwą. Wolałbym, gdyby „The World Sinfonia” była konsekwentnie
akustyczna, tak jak jest etniczna. Dobrze, że na koncercie nie było ministra Rostowskiego, bo zauważyłby, że grali ponad dwie godziny, a maestro nawet się nie spocił, gra z pasją i radością prawie czterdzieści lat
i na emeryturę wcale się nie wybiera.
brzmienia
Andrzej Wilowski
17
Z archiwum
sopockiego pasjonata
17
stycznia minęła 8. już rocznica śmierci Czesława Niemena. Ten nietuzinkowy artysta pozostawił po sobie również liczne sopockie ślady i tropy, po których chciałbym dziś poprowadzić czytelników „Riwiery”.
Na początku lat 60-tych Czesław Juliusz Wydrzycki (bo artystyczny pseudonim „Niemen”, pochodzący od nazwy rzeki jego
dzieciństwa i dzieciństwa spędzonego na ówczesnych polskich
Kresach, przyjął znacznie później) zarabiał na swoje utrzymanie,
śpiewając w „Żaku”, w studenckim kabarecie „To tu”. W roku
1962 wystąpił – jako solista – w finale I Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie i wtedy zaczęła się jego przygoda z zespołem „Niebiesko-Czarni”, z którym występował później w sopockim „Non-Stopie”.
Żak i Błękitne Pończochy
Pomieszkuje wtedy w… kotłowni klubu „Żak”, później Tadeusz
Chyła przygarnia go do swojej sopockiej pracowni przy ul. Obrońców Westerplatte. Na początku stycznia 1963 roku przenosi się
do swojego przyjaciela, jazzowego - muzyka, Helmuta Nadolskiego, z którym dzieli wynajmowany pokój w mieszkaniu przy małej, cichej sopockiej uliczce Chodowieckiego 3. Kwaterę te podnajmował im świeżo upieczony student wyższej Szkoły Muzycznej w Sopocie Zdzisław Miodoński, który grał później w kilku zespołach jazzowych, a w roku 1976 został kierownikiem Wydziału Kultury Urzędu Miasta w Sopocie. Był też jednym z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Sopotu i inicjatorem odbywających się
od 30 lat (!) koncertów czwartkowych w Dworku Sierakowskich.
W tym sopockim lokum Niemen mieszkał ponad dwa lat, odbywały się też tam liczne muzyczne próby (m.in. z chórkiem „Błękitne Pończochy”, w którym śpiewała Ada Rusowicz, z którą Niemen przez jakiś czas tworzył parę). Tam właśnie zabrzmiała też
po raz pierwszy piosenka „Zabawa w ciuciubabkę”, która szybko
stała się przebojem i tam powstała pierwsza samodzielna kompozycja artysty – piosenka „Wiem, że nie wrócisz”, do której słowa napisał „ojciec chrzestny” polskiego big-beatu i pierwszy menedżer Niemena, Franciszek Walicki, kilka lat temu uhonorowany nagrodą Sopockiej Muzy z okazji 50-lecia polskiego rock’n’rolla. To Walicki był też pomysłodawcą i organizatorem legendarnej
sopockiej sceny muzycznej – „Non-Stopu”, gdzie – w roku 1963
usłyszał jego piosenkę reżyser Andrzej Kondratiuk, kręcący akurat w Sopocie swój film „Kobiela na plaży”, zrealizowany techniką ukrytej kamery. W ten sposób „Wiem, że nie wrócisz” trafiło
do tego filmu, jako końcowa ilustracja muzyczna i stało się kolejnym przebojem Niemena.
18
magazyn muzyczny
I stał się Niemen
W roku 1965 występuje po raz pierwszy jako Niemen (pseudonim
wymyśliła mu żona Franciszka Walickiego) wraz „NiebieskoCzarnymi” na V Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Operze Leśnej w Sopocie. Rok później opuszcza na stałe Trójmiasto,
zakładając w Warszawie własną grupę „Akwarele”.
W roku 1970, kiedy ukazuje się album „Niemen Enigmatic”,
uznany wiele lat później polską płytą rockową wszechczasów,
jedną z nagród na sopockim festiwalu przyznano zachwycającą nie tylko oryginalnym głosem, ale urodą (pochodziła z Algierii), młodej piosenkarce, reprezentującej Włochy, Faradzie. Głośno było wtedy o burzliwym romansie Niemena, który podczas
pobytu w Sopocie nie odstępował Faridy o krok. Helmut Nadolski wspominał, jak ukrywali się oni wtedy przed wścibskimi dziennikarzami i fanami, zamknięci godzinami w jego sopockim mieszkaniu.
Jerzy Gruza, długoletni reżyser sopockich festiwali, wspomina
też nieco ekstrawaganckie, zarówno prywatne, jak i estradowe,
stroje Niemena: „Zawsze był inny, kolorowy, niecodzienny. Do
tego trzeba było niezmiernej odwagi. Kiedy przyszedł do Opery Leśnej z zakochaną w nim do nieprzytomności Faridą, miał
na głowie sombrero, którym współtworzył jakiś pozaustrojowy
świat. Przy nim nie czuło się PRL-u”. Po sopockim festiwalu ta
oryginalna para rusza w trasę koncertową po Polsce pod hasłem
„Niemen przedstawia Faridę”. Po burzliwym, krótkotrwałym
związku artysta pozostawił piosenkarce kilka utworów, które
później wykonywała podczas solowej kariery.
Sopockie gwiazdowanie
Niemen zaś powraca do Opery Leśnej w roku 1974 już jako
wielka festiwalowa gwiazda (z własnym nowym zespołem „Aerolit”), występując poza konkursem na sopockiej scenie m.in.
obok popularnej wtedy grupy „Middle of the Road”. Kilka dni
po zakończeniu festiwalu, 27 sierpnia 1974 roku w sopockim
kościele św. Jerzego, ma miejsce niecodzienny koncert. Niemen
występuje w nim, jako instrumentalista podczas utrwalania na
płytę niecodziennego wydarzenia koncertowego, którego motorem był kontrabasista i długoletni przyjaciel, Helmut Nadolski.
Wypełniony po brzegi kościół był świadkiem koncertu muzyki
niełatwej, wymagającej skupienia, ale wyjątkowo pięknej, która została utrwalona na czarnej płycie długogrającej „Medytacje”. Jej bohaterem był Nadolski (teksty, muzyka, kontrabas),
a towarzyszyli mu właśnie Niemen, grający na morgu, Andrzej
brzmienia
Nowak na organach oraz znany aktor Olgierd Łukaszewicz. Na
okładce tej płyty znaleźć też można poetycką refleksję samego
Niemena, chyba dość dobrze oddającą charakter jego „muzycznej filozofii”:
„Uczmy się – odczuwać głębiej niż rozum praktycznie nakazuje
Kochać piękno i odnajdywać je w sobie samych
Słuchać muzyki angażując jedynie serca sumienia…”
W roku 1976 znów występuje na festiwalu jako gwiazda z pozakonkursowym recitalem, ale jego nagrane występy telewizja
wstrzymuje. Kiedy w roku 1979 po raz kolejny otrzymuje taką
propozycję, ku zaskoczeniu wszystkich, odmawia.
„Jerzy Gruza zaproponował mi występ w Sopocie. Odparłem: Co, znowu będę gwiazdować? Ponieważ tyle razy mnie zdejmowano z anteny, zgodzę się na występ, jeśli umieścicie mnie w konkursie. Zażartowałem. Minęły dwa tygodnie, zadzwonił Gruza
i zaproponował występ w konkursie. Złapałem się za głowę. Miałem jednak kilka piosenek, fajny motyw z telewizyjnego serialu
„Rodzina Leśniewskich”, do którego pisałem muzykę. Pasował
do wiersza Jarosława Iwaszkiewicza „Nim przyjdzie wiosna”.
Wygrałem…”
Niemen zdobył wtedy Grand Prix – główną nagrodę sopockiego festiwalu, do której dodatkiem był piękny jacht pełnomorski,
zajmujący podczas koncertów honorowe miejsce na scenie Opery
Leśnej. Nagroda ta nigdy do artysty jednak nie trafiła i ciekawe
skądinąd, co się z nią później stało.
Fruwające
marynary dinozaurów
Rok później, kiedy w gdańskiej stoczni trwały sierpniowe strajki i rodziła się właśnie „Solidarność”, Niemen występował na sopockim festiwalu – obok takich
gwiazd jak Gloria Gaynor i Petula Clark. Z telewizją
poróżnił się jednak na dobre, kiedy dopuściła się haniebnej manipulacji na jego osobie na początku stanu
wojennego, emitując odpowiednio zmontowany, archiwalny wywiad z artystą. Ale po reaktywacji sopockiego festiwalu w roku 1984, piosenki Niemena były wciąż
obecne na scenie Opery Leśnej, bowiem najczęściej wybierali je zagraniczni uczestnicy konkursu o nagrodę
„Bursztynowego Słowika”. Nagrody te zdobywały ich
interpretacje m.in. piosenek „Dziwny jest ten świat”
czy „Jednego serca”.
Sam Niemen triumfalnie powrócił na deski sopockiego amfiteatru podczas dwóch pamiętnych koncertów „Old Rock Meeting
– Czy nas jeszcze pamiętasz?” z 11 i 12 lipca 1986 roku, które zorganizowano z inicjatywy niestrudzonego Franciszka Walickiego,
jako hołd dla polskich muzyków, którzy rozpoczęli swoje kariery
w latach 60-tych. To było autentyczne „Srebrne wesele” polskiego rocka, z nadkompletem na widowni Opery Leśnej, z chóralnym wykonaniem „Sto lat!”, z fruwającymi marynarkami, z łzami wzruszenia w oczach i ponadpokoleniową integracją. Finałem
tych koncertów był samodzielny recital Niemena i wspólne wykonanie z nim przez wszystkich wykonawców jego piosenki „Czy
mnie jeszcze pamiętasz” ze zmienionym nieco na te okazję tekstem Walickiego.
Wówczas było to na pewno pytanie wyłącznie retoryczne.”
Wojciech Fułek
magazyn muzyczny
Wyjątkowykoncert
AntoninyKrzysztoń
N
a koncertach 10 lutego br. w Warszawiebył rejestrowany materiał
do nowej płyty „LIVE”.
Antonina Krzysztoń wraz z Andrzejem Wyrzykowskim w 1980 r. na Festiwalu Piosenki Zakazanej w Hali Oliwii w Gdańsku. Ten debiut zaowocował współpracą z kabaretem „Pod Egidą”. Po ogłoszeniu stanu
wojennego zaczęła występować nieoficjalnie w mieszkaniach prywatnych, kościołach i wybranych klubach studenckich. W drugim obiegu
ukazały się jej trzy pierwsze wydawnictwa (na kasetach magnetofonowych). W 1983 r. otrzymała nagrodę główną na Studenckim Festiwalu
Piosenki w Krakowie oraz główną nagrodę FAMA. W latach 1984 – 92
współpracowała z gitarzystą Markiem Wallawenderem, będącym także
aranżerem jej utworów.
Antonina występowała i występuje na wszystkich najważniejszych imprezach związanych z poezją śpiewaną (min. FAMA, Zamkowe Spotkania „Śpiewajmy Poezję”).
Wydawcą pierwszej oficjalnej kasety artystki, już w okresie demokratyzacji życia w Polsce, był Pomaton.
W listopadzie 1993 roku piosenka Perłowa Łódź zajęła pierwsze miejsce
w plebiscycie Muzycznej Jedynki. To spowodowało, że Antonina stała
się wykonawcą znanym szerszej publiczności.
Wiele osób kojarzy ją z czeskim bardem
Praskiej Wiosny ‘68r. – Karelem Krylem.
Jej interpretacje utworów czeskiego popo
ety znalazły się na pierwszej kasecie, jeszjesz
cze z lat osiemdziesiątych, zatytułowanej
„Ballady Karela Kryla”, wydanej w „podw „pod
ziemnym” wydawnictwie „Nowa”. SpoSpo
tkały się one z uznaniem słuchaczy, jak
również samego autora ballad. W roczniW roczni
cę śmierci Karela Kryla ukazała się płyta
Antoniny Krzysztoń zatytułowana „Czas
bez skarg”, której była muzycznym propro
ducentem. Teksty większości piosenek
przetłumaczyła Maryna Miklaszewska,
współautorka libretta do musicalu „Me„Me
tro”. Przez długie lata współpracowała
z dwoma muzykami – Słomą (instrumen(instrumen
ty perkusyjne) i Kubą (bas), co zaowocozaowoco
wało płytami „Kiedy przyjdzie dzień”, „Pieśni Wielkopostne”, Wołanie”.
Antonina ostatnimi czasy gra wiele koncertów w kościołach, choć jej
piosenki, mimo iż dokładnie określone światopoglądowo trafiały i trafiają do ludzi o różnych przekonaniach. Raczej stara się szukać tego co
nas łączy i nie oceniać, raczej rozważać, zapraszać do zadumy i dialogu. Korzysta z folku, który kocha, co wyraźnie słychać w jej balladach.
Piosenki i muzyka są różnorodne, więc właściwie każdy może coś znaleźć w tym dla siebie.
Współpracowała też przy projektach innych artystów, m.in. wielokrotnie z Michałem Lorencem, Grzegorzem Królikiewiczem przy spektaklu
teatralnym. Współtworzyła muzykę do filmu dokumentalnego T. Wilde
„Czas Słowian”. Była pomysłodawcą i kierownikiem muzycznym płyty
„Każda chwila”, przy której współpracowała z Leszkiem Możdżerem,
Adamem Pierończykiem, Kubą, Marcinem Pospieszalskim, Joszko Brodą, Mieczysławem Litwińskim. Za ten projekt w 1999 r. otrzymała naDorota Kukieła
grodę Radia Niepokalanów.
brzmienia
19
U
C
H
E
M
A
D
A
M
A
PRODUKTY SPECJALNE
KTO I CO GRAŁ
Niezależnie od wymienionych Monster wydaje serie limitowanych
produktów dla snobów, zgodnie z zasadą, iż niektórzy lubią mieć coś
ekstra – niezależnie od ceny. Są to płyty w niewielkiej ilości tytułów
(i w „normalnej” cenie) jak, np.: Super Audio CD – Ray Charles, Anjulie, George Benson; Video Super DVD – 3 Doors Live, Peter Cincotti Live in NY. Lub płyty będące ozdobą serii produktów – oczywiście
w limitowanej ilości. Takim przykładem produktów specjalnych są
dwa zestawy słuchawek demonstrowanych na IFA, ale w dystrybucji
od stycznie br. Przy czym w nazwie firma rzadko posługuje się terminem <headphones – słuchawki> a częściej <In-Ear Speakers – głośniki do uszu>. Zestaw <Miles Davis Tribute> w cenie ok. 500 dolarów składa się z: zestawu izolujących od otoczenia nakładek, specjalnej płyty testowej, trzech luksusowo wykonanych etui-pokrowców
w kolorze ciemny błękit, kabla - specjalnego uchwytu powodującego „lekkość” słuchawek. O parametrach technicznych i dwu płytach „Kind of Blue” ze Złotej serii na 50-lecie, płycie DVD i 24 str.
książeczce wręcz się nie wspomina. Tańszy jest zestaw <Miles Davis Trumpet> za ok. 350 dolarów, posiadający wszystko, co droższy,
lecz wyposażony w płyty „Sketches of Spain”, także w wersji Monster High Defination Stereo (HDS) i High Definition Surround Sound (na zdjęciu). Dodatkowo zestaw słuchawkowy dostosowany jest
do pracy z iPhonem i iPodem. Skoro już z grubsza wiemy, o co, chodzi, to przejdźmy do meritum – nagrań Lee Ritenoura i jego kolegów.
Międzynarodowy projekt ”6 String Theory Guitar Competition”
miał charakter konkursu i polegał na wyłonieniu muzycznych talentów. Pracowało przy nim kilkadziesiąt osób z Yamahy, Monster
Music oraz Berklee College of Music. Wyłoniono 6 laureatów: Shon
Boublil (Kanada) – klasyka; Brooks Robertson (USA) – country; Johan Jorgensen (Dania) - jazz/fusion; Jason Thomason (USA) – blues; Manuel Bastian (Niemcy) – rock i David Brown-Murray (Irlandia) – kat. akustyczna. Oto niektóre (powtarzające się na płytach)
nagrania: LAY IT DOWN – Lee Ritenour (lewy kanał), John Scofield
(prawy), Larry Goldings – organy; AM I WRONG – Keb ‘Mo’ – 1,2,3
chorus + śpiew, Taj Mahal – gitara, harmonijka i śpiew (prawy), Larry Goldings – Rhodes i klawinet; L.P. (FOR LES PAUL) – Lee Ritenour 1-sze solo (lewy), Pat Martino 2-gie solo (prawy); GIVE ME ONE
REASON – Joe Bonamassa – 1-szej części + śpiew, Robert Cray 2-ga
część + śpiew oraz m.in. Larry Goldings na Wurlitzerze i Vinnie Colaiuta na bębnach; „68” – Neal Schon – 1-sze solo (lewy), Steve Lukather – 2-gie solo (prawy) i Slash – w centrum, zanikający; MOON
RIVER – George Benson & Joey DeFrancesco (organy); WHY I
SING THE BLUES – wejście B.B. Kinga, 1-szy wokal+solo Keb, 2-gi
wokal+solo B.B. 3-ci wokal+solo Vince Gill, 4-ty wokal+solo Jonny Lang oraz Lee Ritenour w całości; FREEWAY JAM – Lee (lewy),
Tomoyasu Hotei (centrum), Mike Stern – 1-sze solo (prawy), na basie – Melvin Davis; obie płyty kończy trzy i pół minutowe CAPRICES, OP. 20, NO. 2 AND 7 Luigi Legnani, gdzie słyszymy nagrodzonego Kanadyjczyka Shona Boublila.
WAŻNE - KTO I NA CZYM GRAŁ?
Zapyta ktoś, czy to istotne, którego muzyka słyszymy w lewym czy
prawym kanale, z przodu czy z tyłu? Czy to ważne, kto z kim, grał,
w jakim studio, na jakich gitarach, jakich używał wzmacniaczy i
strun oraz kto nagrywał, a kto miksował, itd.? Odpowiem – ważne,
tak samo jak muzyka, jaką muzycy zagrali. W książeczce całą stronę drobnym druczkiem zajmuje tabela: muzyk – model gitary – używany wzmacniacz. Ot, dla przykładu: Benson – Gibson L5 – Bugera
333XL, Bugera 4x12 Cabinet; Bonamassa – Bonamassa Gibson Les
Paul #279 in Candy Apple Blue – 1974 Mesa Boogie Mark 1; Boublil – Martin Blackwell Concert Guitar; Robert Cray - Fender Stratocaster – Divided by Thirteen JRT 9/15; B.B. King – Gibson Lucille (która to już?) – Fender Twin; Lukather Music Man “Luke” guitar w. EMG SL pickups – Marshall JCM2000 w.4x12 Cabinet; Taj
Mahal – DMT Custom Guitar z robionym także na zamówienie gryfem; Ritenour – różne odmiany Gibsona, Fendera i Yamahy, w tym
odmiana Roger Sadovsky Classical/Electric – wzmacniacze Fendera,
Bugera i Mesa Boogie; Scofield – Ibanez AS200 – Vox AC30 i Slash
– model na zmówienie Gibson 2010 Slash model Les Paul – wzmacniacz taki sam jak Lukathera. Nagrań dokonano głównie w 2010
r. studiach amerykańskich – Zachodniego Wybrzeża, japoński gitarzysta Hotei dograł swoje partie w studio DADA w Tokio. Muzyka, dobór utworów a przede wszystkim wykonania są poza wszelką
dyskusja – wszak to klasa mistrzowska! Wydawcą albumu jest Concord Records 2010 <www.concordmusicgroup.com> przy współpracy MonsterMusic <wwwMonsterCable.com> .
CO ZAWIERA ALBUM?
Dwie płyty: jedna w formacie DVD (audio+video), druga „normalna” CD, dwie książeczki – po jednej do płyt; kupon na 50 dolarów do
zakupu produktów Monster oraz sam album ze szczegółami. Zawartość muzyczna obu krążków różni się nieznacznie: I-szy DVD ma 15
utworów, II-gi CD – 17, przy czym inna jest kolejność. Lecz nagrania
powstały podczas tych samych sesji. Nazwa DVD nie sugeruje zapisu równoległego video, nic bardziej błędnego. Jakkolwiek w jednym
z punktów menu znajdujemy ok. 30 min. zapis „Behind the Scenes
Video on the Making of 6 String Theory”. Po prostu muzycy w studio dyskutują o owym projekcie „6 String”, ewolucji technik muzycznych, sprzęcie i nawet o sposobach nagrywania (pracy w studio). Mentorem jest Lee Ritenour, dzielnie wspomagany przez Steve’a Lukathera – pamiętajmy, iż jest to faktycznie spotkanie na szczycie. Generalnie mamy folder <Digital Music Files> z rozbiciem na:
A/Windows – dwa subfoldery WMA (192 kbps) i Dolby Digital na
słuchawki (Surrround) B/na MAC-a - AAC (320 kbps), co umożliwia
błyskawiczne załadownie, np. iPodu. Najważniejszy jest plik „In the
Studio” High Definition Surround Experience zakodowany w dts o
rezolucji 96/24 (1,5 Mbps bit-streaming). Aby ułatwić korzystanie
z tych wielokanałowych nagrań potrzebny jest dekoder dts w naszym odtwarzaczu kina domowego. O kompletnym zestawie kolumn
głośnikowych i odpowiednim pokoju odsłuchowym – nie wspomnę.
To oczywistość. Słuchanie całości na zestawie małych głośniczków
w tekturkowych obudowach rodem z <Marketów dla Idiotów> mija
się z celem. Tak jak słuchanie II-go krążka CD, specjalnie zmiksowanego (HDS) na potrzeby audio-fiłów, na byle czym nie ma sensu.
U
20
C
H
E
M
Adam St. Trąbiński
A
magazyn muzyczny
brzmienia
D
A
M
A
Relacja z konferencji prasowej z okazji przyznania KBA2012 dla
RAWA BLUES FESTIVAL
C
harakterystyczna melodia harmonijki i śpiewu, rozpoczynająca Rawę Blues Festival rozbrzmiała ostatnio 4 lutego w
dalekim Memphis. Natomiast w piątek, 17 lutego można było ją
usłyszeć w katowicikim Novotelu podczas konferencji prasowej
zorganizowanej z okazji zdobycia nagrody Keeping The Blues Alive 2012 przez RBF.
Statuetka trzymana w rękach Ireneusza Dudka wzbudzała największe zainteresowanie. Jest potwierdzeniem wysokiego poziomu festiwalu i klasy prezentowanej przez niego. Ciężką pracą i
wytrwałością Irek Dudek wraz z oddaną grupą ludzi współtworzących festiwal podnosi poziom bluesa.
„Chciałbym, aby blues szanował się tak bardzo jak jazz. Nie powinien być kojarzonym z graniem do piwa i kiełbaski” – zaznaczał w swoim przemówieniu Dudek. Przy każdej edycji Rawy potwierdzana jest zasada tworzenia festiwalu wynikającego z pasji
do muzyki, a nie do pieniędzy. „Bluesman to taki człowiek, który cały czas walczy o siebie. Tylko pracą i konsekwencją można
osiągnąć sukces.”
Ważnym gościem konferencji był prezydent miasta Katowice,
Piotr Uszok. „Cenię sobie współpracę z panem Dudkiem. Jego
wyrozumiałość wobec naszych różnych ograniczeń i zaangażowanie dobrze rokują na przyszłe lata.” Naturalnie Uszok obiecał
ciąg dalszy zrównoważonej, pogłębiającej się kooperacji między
Festiwalem a miastem. Podkreślił jego istotną rolę w kształtowaniu kulturalnego wizerunku Katowic. W podobnym tonie wypowiadał się marszałek Jerzy Gorzelik, który zapewnił swoją życzli-
wość i wsparcie finansowe dla RBF. Również został poruszony temat muralu prezentującego katowicki festiwal.
Jednak najważniejszymi osobami podczas konferencji byli ci, bez
których festiwal nie działałby tak dobrze, pod względem organizacyjnym i muzycznym. Niezastąpionymi partnerami w budowaniu festiwalu marki są Jan Chojnacki (Polskie Radio 3), Łukasz
Kobiela, Marek Jakubowski, Henryk Brumer i Marcin Babko. To
im Dudek złożył wielkie podziękowania. Wchodzenie w nowe rejony Internetu i nowatorskie pomysły zawdzięczamy Remigiuszowi Orłowskiemu. Jednak osobami, które dają najwięcej motywacji i wsparcia jest żona Iwona i córka Agata. Przy podziękowaniach dla nich Dudek wrócił do ciężkich początków festiwalu, organizowanego w czasie, kiedy Polska była pogrążona w
ciemnościach i ograniczeniach komunizmu. RBF i jej teraźniejszy kształt są potwierdzeniem wielkiej miłości do bluesa. „Sukces
przychodzi po latach”- tak zakończył konferencję Ireneusz Dudek, twarz RBF.
Jacek Mól
magazyn muzyczny
brzmienia
21
KARMAKANIC
N
ie będzie w tym stwierdzeniu żadnej przesady, kiedy powiemy, że Karmakanic to jeden z najbardziej charyzmatycznych
i niebanalnych zespołów grających progresywnego rocka w Europie. Formacja istniejąca zaledwie dekadę ma na koncie cztery płyty, którymi zaczarowuje pięknymi melodiami, wirtuozerskimi popisami instrumentalnymi i nietuzinkowymi tekstami. To wszystko osadzone jest w podniosłej, symfonicznej stylistyce. Muzyczni
recenzenci stawiają tą niesamowitą grupę na jednej półce z takimi gwiazdami jak światowej sławy Yes, Genesis i Emerson. Lake
& Palmer oraz Ayron, Dream Theater, Symphony X czy The Flower Kings. Początki zespołu sięgają roku 1990 kiedy to Jonas Reingold - basista, znany z wymienionego już wcześniej The Flower
Kings oraz grupy The Tangent – napisał kilka utworów, które
szybko obiegły wirtualny świat, ciesząc uszy milionów słuchaczy.
Widząc jakim powodzeniem cieszy się jego twórczość, zaproponował on utalentowanemu wokaliście - Göranowi Edmanowi - stałą
współpracę. Tak powstał Karmakanic.
Niedługo po zjednoczeniu sił i pomysłów udało im się nagrać
debiutancką płytę „Entering the Spectra”. Krążek spotkał się
z niezwykłą przychylnością krytyków i ogromnym uznaniem
publiczności, dzięki czemu Karmakanic bardzo szybko stał się
najbardziej popularnym zespołem w kręgu fanów progresywnego
rocka, czego dowodem jest otrzymanie przez artystów nagrody
dla Najlepszego Debiutu roku 2002. To właśnie dzięki niesamowitym harmoniom wokalnym i nietuzinkowości instrumentalnej
plasował się przez bardzo długi czas na czołowych miejscach jako
najlepszy debiut na scenie muzycznej.
Tak naprawdę pierwsza płyta była tylko zapowiedzią tego co
Karmakanic potrafi. Jak grom z jasnego nieba uderzyła w fanów
zespołu druga płyta – Wheel of Life. Po wielkim sukcesie debiu-
22
magazyn muzyczny
tanckiego krążka okazało się, że Karmakanic dopiero się rozkręca, bowiem ”Wheel of Life” został okrzyknięty majstersztykiem.
Część krytyków uważa, że płyta brzmi jak muzyka zespołu Yes,
inni porównują ją do King Crimson lub Franka Zappy, jednak,
proszę Państwa, to jest po prostu Karmakanic!
Po wydaniu drugiej płyty zespół wyruszył w swoją pierwszą trasę
koncertową po Europie. Ich oszałamiające występy pokazały wysoki poziom artystyczny zespołu. Do pracy nad następną płytą,
rozchwytywany Karmakanic, zabrał się w roku 2007. Rok później ukazał się krążek Who’s the Boss in theFactory, w którym
doświadczamy mrocznego, na wpół przejmującego, a na wpół sarkastycznego klimatu. Przyzwyczajeni do rewelacyjnych krążków
Karmakanic i tym razem uświadamiamy sobie, że trzecia płyta jest
najlepszą z dotychczasowej twórczości. Jak zwykle zespół uraczył
nas ostrymi kontrastami muzycznymi, nagłymi zatrzymaniami,
abstrakcyjnymi tekstami i długimi wstawkami instrumentalnymi.
Do grupy wkrótce dołącza Nils Erikson – klawiszowiec i wokalista, dzięki czemu na następną płytę nie trzeba było czekać długo.
In a Perfect World pokazało się na rynku w roku 2011. Dowodzony
przez Jonasa Reingolda - asa szwedzkiego rocka progresywnego –
sekstet, zaprezentował nam, rozciągnięty na niemal godzinę, czwarty album. Ostatni krążek to muzyka utrzymana w bardzo różnorodnej, napełnionej barwnymi dźwiękami i optymistycznym klimatem
konwencji. To co najbardziej wciągające w tej płycie, to nieusystematyzowany nastrój z progresywną głębią. W skład zespołu obecnie
wchodzą : Jonas Reingold na elektrycznej i bezprogowej gitarze basowej oraz klawiszach, Göran Edman jako wokalista, na zestawie
perkusyjnym – Morgan Ågren, klawiszowiec oraz wokalista - Nils
Erikson, Krister Jonsson na gitarze elektrycznej i akustycznej oraz
Aleksandra Mały
Lalle Larsson na klawiszach.
brzmienia
Kraftwerk
fetowany w Nowym Jorku
D
wóch studentów szkoły im. Roberta Schumana w Dusseldorfie, wybijało się z reszty grupy. I to raczej w negatywny
sposób. Wtedy, w połowie lat 60., niemiecka muzyka współczesna
pozostawała pod wyraźnym wpływem Karlheinza Stockhausena.
Tymczasem Florian Schneider i Ralf Hutter, prócz elektroakustycznych eksperymentów, równie wysoko cenili sobie anglosaskiego rocka. Kariery na polu muzyki poważnej więc nie zrobili. Dokonali za to prawdziwej globalnej rewolucji. Ponad cztery dekady
od studenckiego spotkania, ich wkład w kulturę współczesną chce
honorować szacowne nowojorskie Muzeum Sztuki Współczesnej.
Dzieło życia Schneidera i Huttera - Kraftwerk, początkowo nie
rokowało dobrze na przyszłość. Pierwsze albumy projektu wydane na początku lat 70. były wtórne wobec ówczesnych dokonań tzw. krautrocka; grup Can, Amon Duul czy Faust. Zmiana przyszła, gdy Schneider i Hutter „wyleczyli się” z psychodelicznych fascynacji, porzucili akustyczne brzmienia i poszerzyli
skład. Kraftwerk uczynił z elektronicznej muzyki wyraz iście artystowskiego zamysłu. Ich wkład we współczesną kulturę trudno
przecenić: trawestujące konstruktywizm okładki, futurystyczna
magazyn muzyczny
koncepcja muzyków- robotów, wreszcie generowane sekwencyjnie mechaniczne dźwięki. Disco, hip-hop, techno - każdy z tych
gatunków czerpał pełnymi garściami z „wynalazczości” niemieckich wizjonerów.
Kraftwerk gościł w Polsce kilka razy, ale nie doczekał się takiej
fety, jaką szykują mu teraz w Nowym Jorku. Kierwnictwo MoMA
przygotowało na kwiecień retrospektywę, która pokazuje dorobek zespołu pod kątem i muzycznym i wizualnym. Prawdziwą
sensacją ma być seria występów zespołu, jaka odbędzie się między 10 a 17 kwietnia. Przez kolejne siedem wieczorów, muzycy
zaprezentują po kolei materiał z ich wszystkich kluczowych albumów. Zaczną od przełomowego „Autobahn” z 1974 roku, a skończą na „Tour De France. Soundtracks” z roku 2003. Koncertom
mają towarzyszyć przygotowane przez muzyków projekcje, m.in.
zrealizowane w technice 3D.
Organizatorzy przeczuwając olbrzymie zainteresowanie imprezą, chcą wprowadzić limit w sprzedaży biletów - do dwóch na jedną osobę. Cena jak na rangę wydarzenia niewygórowana - 25 doKOL
larów. Sama wystawa potrwa do 14 maja.
brzmienia
23
„Istnieją dziesiątki studiów i artykułów o Krzysztofie Komedzie.
Wszystkie one wspólnie orzekają: Komeda był człowiekiem pełnym
miłości.
Pełnym ciepła i ludzkich uczuć. Pełnym cierpliwości i tolerancji.
Był Polakiem, który stał się obywatelem świata.
W jego muzyce wszystko kołysze się i swinguje”.
Joachim Ernst Berendt
Krzysztof Komeda-Trzciński – człowiek legenda, muzyk światowego formatu, o którym prawie wszystko wie tzw. środowisko. Zarówno
te jazzowe jak i filmowe. Powszechna znajomość jego biografii i dokonań artystycznych, biorąc pod uwagę ich ogrom jest jednak – niestety - wciąż zbyt mała Z uwagi na skalę talentu, dokonań oraz wartość
pozostawionego Dzieła wymaga więc ( czterech „p”) permanentnego
przypominania, propagowania i promowania.
Gdzie tylko można, gdzie znajdą się ludzie, którzy są tym zainteresowani i gotowi ponieść trud pracy w imię prezentacji wartości istotnych. Kultury przez duże K. Powie ktoś – przecież muzyka Komedy
broni się sama. Oczywiście to prawda, ale druga prawda brzmi następująco: broni się, jednak jedynie wówczas, gdy ma możliwość zaistnienia w świadomości słuchacza-jazzfana, widza-kinomana… A to wymaga
jednak popularyzacji i konkretnych działań, pozwalających na prezentację tej spuścizny. W jak najszerszym kontekście: aktywności kompozytora muzyki jazzowej, filmowej, teatralnej, baletowej… I to właśnie
stało u podstaw mojej kolejnej inicjatywy i rzucenia pomysłu zorganizowania w moim mieście imprezy (przypominam, że w roku ubiegłym podobna, honorowała i upamiętniała naszego genialnego skrzypka jazzowego – Zbyszka Seiferta – o czym MM Brzmienia szeroko informował)
– „DNI KRZYSZTOFA KOMEDY W TRZCIANCE”.
24
magazyn muzyczny
Hasło zostało rzucone, miejsko-gminne instytucje podjęły rękawice,
Radni Miejscy Trzcianki wyasygnowali sporą kwotę z budżetu Gminy,
apel i rozmowy z przyjaciółmi, znajomymi i przedsiębiorstwami, widzącymi potrzebę kontynuacji tego typu wydarzeń artystycznych, także nie pozostał bez echa – choć czasy, dla kultury zwłaszcza, wcale nie
lekkie. Efekt: Trzcianka z pewnością w kwietniu 2012 r. będzie mogła nosić dumne miano „STOLICY KULTYWUJĄCEJ TWÓRCZOŚĆ
KRZYSZTOFA KOMEDY”. Czy samozwańczo i niesłusznie? Proszę zapoznać się z propozycją i samemu obiektywnie osądzić. Trzcianecki impreza - jak określił ją jeden z Patronów medialnych – Radiowa Dwójka - to Wydarzenie!
I to w wielu jej aspektach. Bo to nie tylko sama muzyka w znakomitym
wykonaniu. Intrygująco zapowiadający się muzyczny finał festiwalu
(21.04.) „Komeda In Memoriam” w trzcianeckiej Hali Sportowo-Widowiskowej z udziałem takich znakomitości jak postać najbardziej adekwatna [i to ze wszech miar] dla tego projektu - Leszek Kułakowski
Trio, rewelacja ostatnich lat w polskim jazzie [dwukrotnie nr 1 w ankiecie pisma „Jazz Forum” w kategorii „Nadzieja Roku”] - Maciej Fortuna Trio i pianistka Lena Ledoff z recitalem promującym jej ostatnią
płytę „Komeda – Chopin - Komeda” .
Nie chciałbym pominąć udziału debiutującego w tym wyborowym towarzystwie młodego skrzypka z Krzyża – Tomka Dolskiego, który zaprezentuje program „Komeda & Violin”, dla którego będzie to ogromne wyzwanie i…debiut stricte jazzowy – „Kattorna”, „Rosemery’s
Baby”....
Miała być jeszcze niespodzianka ze Stanów w postaci zespołu Komeda
Project (rewelacyjne dwie płyty „Crazy Girl” z 2007 r. oraz „Requiem”
z 2009 r. – ta ostatnia to # 107 w rankingu Jazz Critics Cast Their Votes for the Village Voice Jazz Critics Poll na najlepszą płytę jazzową
brzmienia
2009 roku ). Tym razem się nie udało, ale… jest duża szansa, że będzie
można ich posłuchać już w sierpniu [rozmowy trwają]. Co się odwlecze…wierzę, że w końcu ta od dawna zapowiadana wizyta dojdzie do
skutku. A zapewniam, że warto poczekać, bo muzyka to dużej urody!
To także cały wachlarz imprez towarzyszących, ukazujących pełne
spektrum zainteresowań Komedy i szeroką płaszczyznę jego działań
i zainteresowań. Będą więc tak różnorodne propozycje jak program poetycko-muzyczny „Jazz i poezja” – stworzony przez Teatr LOTKA przy
MDK w Trzciance (prowadzony przez dyr. W. Ignasińskiego) na bazie
LP „Moja słodka europejska ojczyzna – jazz i poezja z Polski” jaką Komeda zrealizował w Niemczech w 1967 roku. Kolejny ważny, choć mało
znany obszar „ubocznej” działalności kompozytorskiej Komedy, zaprezentują Studia Piosenki przy TDK i MDK podczas wieczoru p/n: „Piosenka przypomni ci…Komedę” – przygotowanego przez agencję artystyczną Legato oraz instruktorów obu instytucji, a poprzedzonej projekcją filmu „Czas Komedy” (27.04. - organizator – Sp-nia ML-W).
Frapująco zapowiada się multimedialna prelekcja (16.04.) w Bibliotece Publicznej im. K. Iłłakowiczówny prof. Marka Hendrykowskiego
z UAM w Poznaniu pt. „Komeda – życie i twórczość”. TDK zorganizuje wystawę fotografii Marka Karewicza (5.04) - z jego udziałem) – „ Komeda w obiektywie Karewicza”.
Ze swej strony zapraszam na wernisaż wystawy tematycznej „Komeda
– świat jazzu i filmu”, która przygotowuję ze zbiorów własnych i przyjaciół „Komedystów” z całej Polski, którym niniejszym serdecznie dziękuję za wszelką okazaną mi pomoc. Wernisaż – okraszony recitalem
skrzypka Tomasza Dolskiego w Komedowskim repertuarze (!) odbędzie się w 20.04. o godz. 17. w MDK.
13 kwietnia o godz. 17. w ramach TAF działającej przy TDK w Kinie Serenada będzie można oglądnąć dwa filmy z muzyką Komedy.
I tu aż prosi się o kilka zdań o tym, jakże istotnym, aspekcie twórczości Artysty.
Krzysztof Komeda: „Stopień przystosowania warsztatu kompozytorskiego do wymagań filmu zależy przede wszystkim
od charakteru filmu i od reżysera. Rodzaj współpracy może
być bowiem bardzo różny. Polański dla którego opracowałem
dźwięk do trzech filmów, (…) dawał pewne sugestie, stawiał jakieś problemy, mówił jak sobie wyobraża muzykę i po dyskusji
dochodziliśmy na ogół do porozumienia Natomiast jeżeli chodzi o Wajdę, pozostawił mi w „Niewinnych czarodziejach” prawie zupełnie wolną rękę. O koncepcji muzycznej mogłem decydować sam”.*
Kwiecień w polskiej tradycji jazzowej jest miesiącem bezsprzecznie zarezerwowanym dla Krzysztofa Komedy. Niezależnie od tego czy - jak
to było w roku ubiegłym, gdy cała jazzowa Polska hucznie obchodziła 80. rocznicę Jego urodzin, czy - jak ma to miejsce w roku bieżącym,
gdy obchodzimy kolejne, zupełnie „zwykłe” rocznice: 81. - urodzin i 43.
- śmierci.
Na szczęście nikt z dwojga Spadkobierców (co w kraju nad Wisłą czasami jednak ma miejsce - niestety), Pani Ireny Orłowskiej oraz Pana Tomasza Lacha nie robi przeszkód, a wręcz przeciwnie, wspiera wszelkie
działania, mogące przypomnieć sylwetkę i spuściznę muzyczna naszego genialnego wizjonera i modernisty jazzowego z jednej strony i niebanalnego twórcy muzyki ilustracyjnej – głównie filmowej, choć przecież
nie tylko - patrząc z drugiej i znając przy tym działania Komedy w sferze tworzenia muzyki teatralnej. A przecież były także działania z okolic Trzeciego Nurtu – vide „Etiudy baletowe” z JJ 1962 roku. W przypadku Komedy mamy do czynienia z twórcą o nowatorskim myśleniu przy doskonałym wykorzystaniu brzmień i dźwięków (także szmerów, muzyki konkretnej i… ciszy) nie przystającym do zastałej tradycji. Kompozytorem ze wszech miar nowatorskim, z każdym filmem rozmagazyn muzyczny
wijającym i poszerzającym swoje środki wyrazu, krytycznie analizującym dotychczasowe dokonania, śledzącym wprawdzie nowe trendy,
choć konsekwentnie idącym w pełni autonomiczną drogą, którą rozpoczął w 1958 roku, ilustrując debiutancką etiudę Romana Polańskiego
„Dwaj ludzie z szafą”.
K.K.: „…Niekiedy efekty dźwiękowe włączam w przebieg muzyczny. Np. w „Szklanej górze” zmieszaliśmy muzykę z efektami jazdy samochodem. Ale jeśli chodzi o przeciwstawienie
muzyki szmerom, czy też mieszanie tych elementów, trudno
tu mówić o jakichś zasadach czy receptach. Zresztą w ogóle
pisząc muzykę filmową staram się nie trzymać zamierzonych
z góry wzorów. Inspirują mnie przede wszystkim materiały danego filmu; wydaje mi się, że do każdego powinien być dobrany inny klucz”.*
Mamy więc do czynienia z twórcą niespokojnym, permanentnie szukającym nowych środków artystycznej wypowiedzi, która ( wystarczy
obejrzeć – co za przyjemna retrospekcja! - klasyki: „Nóż w wodzie”,
„Barierę” czy „Matnię”) robi wrażenie do dziś, a to już powód, aby
uznać tę muzykę, te Komedowe dokonania za wartość trwałą, wpisującą się w niekwestionowany dorobek i szczytny wkład polskiej koncepcji
rozwoju myśli muzycznej do światowej kinematografii.
Przytoczone wyżej wypowiedzi Komedy-ilustratora obrazów filmowych
mówią o jego stosunku do tej materii i rozumienia roli jakiej się podejmuje, przystępując do pracy nad „oprawą” muzyczną konkretnego filmu. Ale przecież był w tym okresie (mimo wielu już lat pracy w filmie) głównie człowiekiem świata jazzu. Musiał (powinien?) się samookreślić jako twórca, za czymś opowiedzieć, wyznaczyć preferencje – to
mógł być trudny dylemat i dramatyczne zmaganie samego z sobą. Wymagało to podjęcia ważkiej decyzję czy kontynuować wspaniale rozwijającą się karierę jazzową, czy postawić mocniejszy akcent na pracę na
rzecz X Muzy, coraz mocniej upominającej się o swoje prawa. Wybrał
kompromis i chyba było to optymalne wyjcie, albowiem z perspektywy
czasu widzimy, że najwspanialsze dzieła w obu kategoriach działalności tak wykonawczej jak i kompozytorskiej były jeszcze przed nim. Złotym środkiem okazała się asymilacja jazzu z obrazem, swoista symbioza, dająca najciekawsze efekty i pozwalająca zapewne czerpać Komedzie pełną satysfakcję z uprawiania zawodu muzyka.
K.K.: „Ze stylów jazzowych za najbardziej nadający się do filmu uważam jazz nowoczesny, jako muzykę najbardziej współczesną (mówię oczywiście wyłącznie o jazzie) i bardzo dynamiczną. Duża wbrew pozorom różnorodność kierunków w jazzie nowoczesnym, takich jak West Coast, muzyka Modern Jazz
Quartetu, idee Miles Davisa, Ellingtona, Charcie Minusa, zespół Chco Hamiltona, czy wreszcie najbardziej chyba aktualny hard bop – stwarza szerokie możliwości zastosowania tej
muzyki w filmie”.*
Zakończę znamiennym i wiele mówiącym cytatem Komedy, który jako
swoiste motto zamieściłem na zaprojektowanej przez siebie okolicznościowej kartce pocztowej, która wyda Poczta Polska oddział w Poznaniu:
K.K.: „W każdym filmie znajduję coś nowego dla siebie, czego nie stosowałem dotąd. Film jest dla kompozytora przygodą, dzięki której można odkryć szereg rzeczy nowych, zwłaszcza jeżeli chodzi o muzykę jazzową. W filmie wychodzę jednak
Bogdan Ratajczak
poza jazz”.*
PS. Wielkie podziękowanie dla Spadkobierców – Pani Ireny Orłowskiej
i Pana Tomasza Lacha za wsparcie i objęcie Trzcianeckiego festiwalu
Patronatem Honorowym. To dla nas prawdziwy honor. * „Współpraca
kompozytora jazzowego z filmem” - „Kwartalnik Filmowy” nr 2/1961
brzmienia
25
IKONA
FRANCUSKIEGO
ROCKA
J
ohnny Hallyday (właściwie:Jean-Phillipe Smet) ma dzisiaj
68 lat, a pojawił się 48 lat temu jako odpowiednik Elvisa Presleya, co doskonale ujawnia francuski kompleks USA. Można by
rzec,że to ujawnia syndrom amerkański i syndrom Francuzów
en masse.Bo było tak:francuscy muzycy ośmieleni i dowartościowani obecnością artystów zza Oceanu z ogromną determinacją
próbowali ich naśladować.Z wielkim trudem,bo jednak francuska
mentalność muzyczna zakorzeniona jest w walczykach i piosenenkach kabaretowych. Jednakwoż uparty i zafascynowany rock’n’rollem Johnny wydaje w 1960 roku album « Hello Johnny
»,który wiernie odtwarza klasyczny schemat r’n’r ,a rok pozniej
występuje już w w amerykanskim Ed Sullivan Show.
Hallyday jako jedyny francuski wokalista « wgryzł się » w rock
and rolla i po dziś dzień pozostaje gwiazdą tego stylu we Francji.(18 platynowych ze 184. nagranych,100 milionow sprzedanych płyt,występy na wypełnionych po brzegi stadionach)...
Można nie lubić jego szorstkiego wokalu ,można się zżymać
że podążał za popularnymi trendami rocka,bo w zależności od
mody był i « beatlesowski »,i psychodeliczny i progresywny,ale chapeu bas za stanowcze zgłębianie sensu rock ‚n’ rolla,z pokorą dla jego bluesowych korzeni (płyta « le Coer d’un Homme » Serce pewnego faceta »).Hallyday nigdy nie zboczył z wyznaczonej sobie drogi chociaż chwilami tracił popularność na
rzecz Joe Dassina czy Salvatore Adamo...Cóż,publiczność francuska trzyma się kurczowo tradycji i przyzwyczajona jest klaskać na raz/trzy no i nie za bardzo czuje bluesa..Tak czy inaczej
w 2000 roku Johnny Hallyday dał swój najlepszy chyba koncert- »100% Johnny;live à la tour Eiffel ».Publika była w sile
500 tysięcy osób,a transmisje tv ogladalo ok 9 i pół milona.Waż-
26
magazyn muzyczny
na uwaga: Hallyday jako jedyny Francuz odważył się śpiewać
rocka po francusku i właśnie wspomniana szorstkość wokalu
działa na jego korzyść,bo teoretycznie nierockowy,miekki jezyk francuski u Johnnego nabiera agresywności i siły wyrazu..
Wszystko to razem wziąwszy podobało się nie tylko we Francji
ale takze w Belgii,Szwajcarii,Anglii,Rosji,Izraelu i -last but not
least- Stanach Zjednoczonych.
No tak...Cokolwiek by mówić o Hallydayu to podziw i szacunek
budzi we mnie jego pracowitość.Jest nie tylko wokalistą rockowym ale i calkiem niezłym aktorem i mało kto wie,że na duzym
ekranie wystąpił u boku Simone Signoret,Catherine Deneuve,Orsona Wellesa,Jeana Paula Belmondo i Gerarda Depardieu.W sumie zagrał w kilkunastu filmach i zebrał przyzwoite recenzje.
Ostatni jego film,thriller « Vengeance »(Zemsta)to mroczna historia poszukiwania zabójcy w Hong Kongu.Szuka go francuski rewolwerowiec (Johnny),który jest tytulowym mścicielem własnie...
No cóż...widzialem,ale z trudem wysiedziałem do końca.Powiem
tak:nawet najlepszym zdarzają się « pawie ». »Nasz » Pawel Kukiz też próbował sił w filmie i rezultaty były nie najlepsze.
Teraz Johnny gra w teatrze,w dramacie Tennesee Wiliamsa «
Raj na ziemi »,ale jakoś nie lubię Williamsa więc sobie odpuszczę....Ale wróćmy do muzyki.W grudniu 2005. Hallyday wszedł
na 1.miejsce francuskiej listy przebojow nagraniem « Mon plus
beau Noel »(Moje wspaniale Boże Narodzenie »).Na marginesie:
utwor ten dedykowany jest córce Johnnego-Jade,Wietnamce adoptowanej przez małożeńską parę:Laetitie i Johnnego.Dodam,że
Jade ma « przyszywanego »,wietnamskiego brata-Joya.
W tej chwili Johnny na scenie rockowej ma się dobrze pomimo
faktu,że dwa lata temu francuski konował o mało nie zafundował mu paraliżu majstrując przy wypadnietym dysku artysty.Ratunkiem był wyjazd do kalifornijskiej kliniki i tam naprawiono
wszystko co spaprał medyk znad Sekwany.Wniosek:nie leczymy
wypadnietych dyskow we Francji!
Dzisiaj Johnny zapowiada swoje koncerty na 15.,16. i 17. czerwca 2012 roku.Miejsce akcji:Stade de France w podparyskim Saint
Denis (dojazd z centrum metrem i kolejka podmiejska).Stadion
mieści ok.100 tysiecy widzow,a bilety można nabyć już teraz (rezerwacje na www.fnac.fr).Ceny? Od 35 do 140 euro, a po wyczereJacek Banach
paniu limitu będzie drożej.
brzmienia
VITAS
W WARSZAWIE
21 kwietnia 2012 r. o godz. 20.00 odbędzie długo wyczekiwany
koncert - w warszawskiej Sali Kongresowej ze swoim programem
„The Sleepless Night” wystąpi VITAS -piosenkarz, kompozytor,
autor tekstów, aktor, projektant mody.
Artysta ten stał się na świecie prawdziwą sensacją dzięki imponującej ilości sprzedanych płyt (ponad 100 milionów) oraz ogromnemu sukcesowi trasy „Return to Home” („Powrót do domu”),
która na koncertach zgromadziła blisko 500-tysięczną publiczność, a transmisję telewizyjną oglądało 70 milionów widzów (!!!).
VITAS posiada charakterystyczną, niezwykle rzadko spotykaną
5-oktawową skalę głosu. „Mężczyzna o głosie anioła”, „diamentowy głos” czy „chłopiec o syrenim głosie” – to tylko próby określenia formatu tego wokalisty, który już od przeszło dekady zaskakuje wirtuozerią stylu, różnorodnością interpretacji oraz zachwyca unikalną paletą barw.
VITAS urzeka bogactwem repertuaru, w którym każdy może odnaleźć coś, co trafia do jego wrażliwości.
Artysta niechętnie opowiada o sobie publicznie twierdząc, iż realizując siebie poprzez muzykę nie musi się koncentrować na
promocji medialnej. Jest jednak znany nie tylko tej publiczności
i mass-mediom, które zetknęły się z jego talentem podczas koncertów, ale także milionom fanów zauroczonych magią jego charyzmy i głosu.
Przedsmak emocji, którymi VITAS podzieli się z polską publicznością podczas swojego pierwszego koncertu w Polsce dostarcza
nam nagrany Duet z Marylą Rodowicz - piosenka pt. „Crane’s
Crying”. Autorami utworu są: S. Karabanova i Vitas. Słowa polskie do piosenki dopisał Grzegorz Tomczak.
To absolutna rewelacja – muzyczne zestawienie tych dwóch osobowości !!!
Połączenie charyzmy jednego z najbardziej niezwykłych głosów
naszych czasów z doskonałością legendy polskiej muzyki rozrywkowej stanowi najwyższą gwarancję smaku i jakości !!!, do degustowania której gorąco Państwa namawiam.
Jan Babczyszyn
magazyn muzyczny
brzmienia
27
Małgorzata Niemen-Wydrzycka
kontra
Stowarzyszenie
„Brzmienia”
C
o postanowi biegły i sąd w procesie Małgorzata Niemen-Wydrzycka kontra Stowarzyszenie „Brzmienia”?
Concetta Gangi-Farida o prawie do utworu „La musica magica”,
którego jest autorką słów, a autorem muzyki - Czesław Niemen:
„To była umowa serca” (10 listopada 2011).
Małgorzata Niemen – Wydrzycka: „Nie wyraziłam zgody na wykorzystanie »La musica magica« podczas koncertu w Auli Uniwersyteckiej w lutym 2009, przekazałam to telefonicznie panu
Krzysztofowi Wodniczakowi, a on przerwał rozmowę” (26 stycznia 2012).
Krzysztof Wodniczak: „Czy miałem wskoczyć na scenę, wyrwać
mikrofon i zabronić Faridzie, aby nie wykonywała tego utworu?„
(26 stycznia 2012).
Prawo cywilne w Polsce i we Włoszech nie zna „umowy serca”.
Sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu Iwona Godlewska 26 stycznia 2012 zdecydowała, że powoła biegłego do wyceny i oceny,
w jaki sposób, jakie dobra osób i jakie ich prawa zostały naruszone, stwierdzając wcześniej podczas tej wokandy, że prawo cywilne
ani w Polsce, ani we Włoszech nie zna kategorii „umowy serca” ,
na którą powołała się Concetta Gangi – Farida jako świadek podczas poprzedniej rozprawy, w listopadzie. Włoska piosenkarka
wówczas „umową serca” nazwała i argumentowała swoje prawa
do utworu „La musica magica”. Piosenkę tę stworzyli wspólnie
- Niemen skomponował muzykę do tekstu Faridy, a później podarował jej nagranie.
„La musica magica” na krużgankach sądowych. Utwór ten Farida zaprezentowała na koncercie w Poznaniu w lutym 2009 roku,
zorganizowanym w Auli Uniwersyteckiej przez Stowarzyszenie
Muzyczne „Brzmienia” na 70. urodziny Czesława Niemena. Po
tym koncercie Małgorzata Niemen-Wydrzycka, wdowa po zmarłym w 2004 r. Czesławie Niemenie, wystąpiła z pozwem o odszkodowanie 50 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za naruszenie
praw autorskich swego męża i o ochronę tych praw - przeciwko
prezesowi Stowarzyszenia Muzycznego „Brzmienia” Krzysztofowi Wodniczakowi. Twierdzi, że nie wyraziła zgody na wykorzystanie i wykonanie tej piosenki podczas tego koncertu, o co
prosiła Krzysztofa Wodniczaka w rozmowie telefonicznej, którą
on przerwał...
To już piąta wokanda procesu. Sąd w miniony czwartek 26 stycznia br. zapowiedział, że nie będzie przesłuchiwał Luciany Farese,
uznając dowód z tego przesłuchania za zbędny. Obie zaś strony
procesu, toczącego się już od 24 marca 2011 r., podtrzymały swoje
stanowiska. Tym razem zeznawała Małgorzata Niemen-Wydrzycka i Krzysztof Wodniczak. Obecna zaś na sali Concetta Gangi
– Farida przysłuchiwała się ich zeznaniom (tłumaczonym z polskiego na włoski przez jej osobistą tłumaczkę), zajmując miejsce
28
magazyn muzyczny
w ławie dla publiczności. Rozemocjonowana którąś z wypowiedzi
Małgorzaty Niemen-Wydrzyckiej – zareagowała głośno i gestykulując, lecz sędzia Godlewska upomniała ją i zapowiedziała, że
może zostać wyproszona z sali za zakłócanie porządku. Włoska
piosenkarka przeprosiła sąd i pozostała w sali.
Dociekania w sądzie o wiedzy Małgorzaty Niemen-Wydrzyckiej dotyczącej „La musica magica” i upubliczniania tego
utworu. Sędzia Iwona Godlewska oraz adwokaci obu stron
procesu zadali powódce w tym procesie wiele pytań zmierzających do poznania jej wiedzy o faktach upubliczniania „La
musica magica”, m.in. dociekali, czy Małgorzata Niemen-Wydrzycka wie, od kiedy piosenka ta pojawiła się na You Tube,
czy za jej zgodą tam się ona pojawiła, jaka była zawartość tego
nagrania, kiedy telefonowała do Krzysztofa Wodniczaka, czy
wie, że ten utwór był wykonywany w Szczecinie, czy wie, na
ilu koncertach w ogóle był wykonywany, czy była na koncercie
w Auli UAM, na którym piosenkę tę śpiewała Farida, czy wiadomo jej o udostępnieniu tego utworu przez jej męża Czesława Niemena - Polskiemu Radiu, czy Czesław miał zwyczaj publicznego udostępniania utworów nieskończonych, kiedy dowiedziała się o tym utworze, jakie były okoliczności kontaktu Faridy z Niemenem w sprawie wspólnego tworzenia tej piosenki, gdzie ten utwór był nagrany i czy była świadkiem jego
nagrywania przez Czesława Niemena i Faridę oraz ich konsultacji.
Małgorzata Niemen-Wydrzycka generalnie podtrzymała swoje wszystkie dotychczasowe zeznania złożone przez nią podczas
przesłuchań w sądzie. A odpowiadając na kolejne pytania sądu,
stwierdziła, że ma wiedzę, iż na You Tube ta piosenka jest od 2
lat, że widziała jakąś składankę, dodała: nieudolną („to był nieudolny fotomontaż wizualny”), wie o jednym tylko koncercie w Poznaniu, na którym ten utwór wykonała Farida, „Czesław
Niemen udostępniał utwór Polskiemu Radiu, gdy go tam zapraszano”, „nie miał on zwyczaju udostępniać utworu nieskończonego”, o „La musica magica” dowiedziała się w latach 89., 90.,
na jej męża wywierano presję, aby skomponował ten utwór, w tej
sprawie jednak nigdy się z nim nie kontaktowała Farida, lecz jej
menedżerka, a nie chciał być nękany telefonicznie, bo miał swoje twórcze plany, „Czesław nie przywiązywał wagi do tego utworu”, „utwór był nagrany u nas w domu”. Stwierdziła też, iż nigdy nie była świadkiem nagrania, gdyż odbywało się ono w innym pomieszczeniu.
Krzysztof Wodniczak: „Działałem w imieniu Stowarzyszenia
Muzycznego »Brzmienia«”. Od Krzysztofa Wodniczaka, który
również podtrzymał swoje dotychczasowe zeznania, sąd i adwokaci pragnęli uzyskać rozeznanie w kwestiach ściślej zwią-
brzmienia
zanych z branżą muzyczną i popularyzacją muzyki, a szczególnie - z utworem „La musica magica”. Pytania te dotyczyły m.in.: jego roli w koncercie zorganizowanym w Auli Uniwersyteckiej w lutym 2009, podczas którego zaprezentowana
została „La musica magica”, oraz w innych organizowanych
koncertach (czy je organizował osobiście). Także zmierzały
do uzyskania odpowiedzi o miejscach, gdzie był udostępniony film o tym koncercie, ile razy była odtworzona „La musica
magica” i gdzie, w tym ile razy na żywo, ile razy wykorzystał
ten utwór bez zgody Faridy, jak go otrzymał, czy Czesław Niemen wykonywał ten utwór za życia, jakie stanowisko w sprawie wykonania tego utworu w Auli UAM zajęła Małgorzata
Niemen-Wydrzycka... A nawet - dlaczego się zajmuje Czesławem Niemenem.
Krzysztof Wodniczak stwierdził m.in.: „od kiedy otrzymałem ten fonogram od Faridy, wiedziałem, że mogę go wykorzystać tylko raz,”La musica magica” z fonogramu, który
otrzymał od Faridy (ona przesłała go na adres Stowarzyszenia Muzycznego „Brzmienia”) był przeznaczony tylko do promocji, to była zapowiedź koncertu i zawierał osobistą adnotację Concetty Gangi - Faridy, że nie można go upowszechniać, był pokazany w w swarzędzkiej telewizji internetowej,
nie miał zgody powódki na prezentację tego promocyjnego
fonogramu. Powiedział, że nie organizował koncertu w Auli
UAM w swoim imieniu, lecz jako prezes Stowarzyszenia Muzycznego „Brzmienia” i tak też kontaktowała się z nim Farida (nie jako menedżerem Niemena), film z tego koncertu był
odtworzony raz - w rocznicę tego koncertu, w spisie utworów
do ZAIKS-u zamieścił utwór Niemena i Faridy, „La musica
magica” pojawiła się na You Tube ok. 2005 r., w sumie ma
wiedzę o 8 odtworzeniach tego utworu, po raz pierwszy był
prezentowany na koncercie w kwietniu 1990 roku w Cieszynie, na żywo był wykonany 1 września 1990 roku i w sierpniu 1991 roku, w audycji „Lato z radiem”, chociaż na to nie
ma bezpośredniego dowodu (lustrator muzyczny Michał Rybczyński zmarł 1,5 roku temu, a on mógłby to potwierdzić).
Zaakcentował: Ja nie wykorzystałem tego utworu. Ona, Farida, przywiozła ten utwór w przywiezionym przez nią programie. „Czy miałem wskoczyć na scenę, wyrwać mikrofon i zakazać Faridzie, aby nie wykonywała tego utworu?”. Na pytanie: Dlaczego zajmuje się pan Czesławem Niemenem? - odpowiedział m.in.: „Byłaby oracja na całą rodzinę, ale wolałbym uniknąć takich wypowiedzi. To artysta wielki, on wybrał
Wodniczaka na menedżera. Byliśmy przyjaciółmi”. „Farida
swoje honorarium z koncertu w Auli Uniwersyteckiej w lutym 2009 przeznaczyła na Izbę Pamięci w Starych Wasiliszkach, zresztą cały ten koncert miał taki cel. Powstała grupa
inicjatywna, która ten dom (dom rodzinny Czesława Niemena) ma zagospodarować na muzeum poświęcone pamięci Artysty”. „A ten koncert to trzy bisy, owacja na stojąco, kilkanaście recenzji. Jeśli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego obejmowało patronatem ten koncert, czy mógłby
on mieć niski poziom?!” - mówił z patosem, świadomy wielkiego i entuzjastycznego przyjęcia i tego koncertu, i samej
Concetty Gangi - Faridy w Poznaniu.
Ciąg dalszy... Sąd zmierza do ustalenia, w jaki sposób i jakie dobra osób i prawa majątkowe zostały naruszone. Powołuje biegłego z zakresu wyceny praw. Postanowienie odnośnie tezy dowodowej zostanie podjęte na posiedzeniu niejawnym. O ciągu dalszym
Stefania Pruszyńska
powiadomi strony...
magazyn muzyczny
10
marca odbył się koncert „NIEMEN WSPOMNIENIE”
w Hali Widowiskowej OSRiR przy ulicy Łódzkiej 29 w Kaliszu. Czesława Niemena wspominał w roli głównej wybitny polski
wokalista jazzowy Marek Bałata ze swoim zespołem oraz z towarzyszeniem Filharmonii Kaliskiej pod dyrekcją Adama Klocka a także
Chóru Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Uniwersytetu Adama
Mickiewicza w Kaliszu pod dyrekcją dr Beaty Szymańskiej.
Koncert poprowadził były basista zespołu Akwarele Paweł Brodowski, który oprócz pięknych zapowiedzi utworów opowiadał różne ciekawe anegdoty z życia wielkiego mistrza.
Oprócz znanych utworów takich jak: „Dziwny jest ten świat”,
„Wspomnienie”, „Pod papugami”, „Obok nas”, znalazły się mniej
znane kompozycje: „Z listu do M”, „Com uczynił”, „Elegia śnieżna”,
„Epitafium”. Ogromna wrażliwość, wirtuozeria i świetne, własne interpretacje Bałaty sprawiły, że wszystkie dzieła Niemena odżyły na
nowo i uświadomiły nam ponadczasowość i kunszt ich kompozycji.
Gościem specjalnym była Natalia Niemen – córka Czesława Niemena.
Zaśpiewała kompozycję swojego ojca „Począwszy od Kaina”, pochodzącą z przedostatniej płyty artysty z 1989 r.. Ze wzruszeniem wyznała, że wykonuje w całości utwór swojego taty po raz pierwszy. Brawurowo wykonała utwór i słychać było duże podobieństwo w głosie. Drugi utwór, jaki wykonała Natalia był jej własnej kompozycji pt: „Ja jednak”. Niemen przyznała, że piosenka kojarzy jej się smutno, bo napisała ją w czasie, kiedy jej ojciec odchodził. Zadedykowała ją wszystkim, którzy stracili kogoś bliskiego. Zapewne wzruszyła tym wykonaniem niejedną osobę, bo słychać w niej było wielki ból ale i nadzieję.
Na zakończenie koncertu zaśpiewali w duecie Marek z Natalią „Nim
przyjdzie wiosna”. Publiczność oklaskiwała bardzo długo artystów.
Na bis zaśpiewali powtórnie finałowy duet. Osobiście zaliczam koncert do bardzo udanych. Pogratulować należy organizatorom i pomysłodawcy całego przedsięwzięcia.
brzmienia
Natalia Janowska
29
koncert
LeszkaCichońskiego
wBlueNote
FOTOGRAFOWAŁ ANDRZEJ DURA
30
magazyn muzyczny
brzmienia
Ian Anderson z Jethro Tull:
„Thick As A Brick 2”
W
40 rocznicę wydania przełomowego albumu z 1972 r. Ian Anderson
zapowiada ukazanie się sequela płyty. Niedawno zapowiedziane, obejmujące 19 koncertów tournee uświetniające 40 rocznicę ukazania się na rynku płyty „Thick As
A Brick” okazało się nie być jedyną niespodzianką dla fanów Jethro Tull planowaną na 2012 r. Ian Anderson ogłosił właśnie plany wydawnicze dla sequela, czyli
płyty stanowiącej kontynuację oryginalnego albumu.
W roku 1972 Ian Anderson skomponował i nagrał kultowy album progresywnej
grupy rockowej Jethro Tull, zatytułowany „Thick As A Brick”. W momencie ukazania się płyty autorstwo tekstów przypisywano Geraldowi Bostockowi, chłopcu,
którego rodzice rzekomo okłamali wytwórnię w kwestii jego wieku. Wkrótce okazało się, że Bostock jest postacią fikcyjną wymyśloną przez samego Andersona. Album zaś
dotarł do pierwszego miejsca na liście Billboard Chart, odnosząc
znaczący sukces w wielu krajach na całym świecie.
Cóż zatem dzisiaj, czterdzieści lat później, porabia Gerald Bostock –
który w 2012 skończyłby pięćdziesiąt lat? Co mogło się z nim dziać
przez cały ten czas? Wydana w rocznicę ukazania się oryginału
„część druga” albumu stanowić będzie próbę analizy różnych ścieżek, jakimi w życiu mógł podążyć ten nad wiek dojrzały uczeń szkoły podstawowej. Poszczególne piosenki odzwierciedlają potencjalne osobowości Geralda, przedstawiając słuchaczom przeróżne alter ego mężczyzny oraz ilustrując możliwe – niezwykle zróżnicowane – wydarzenia, w jakich przypadło mu wziąć udział. Historia Geralda odzwierciedla sposób, w jaki rozwija się życie każdego z nas:
wielokrotnie zmieniając kierunek i ostatecznie stanowiąc wypadkową przypadkowych spotkań i zdarzeń, które na pierwszy rzut
oka mogą zdawać się trywialne i pozbawione głębszego znaczenia.
Tak o albumie mówi sam Ian Anderson: „Kiedy my, ludzie z pokolenia baby-boom, patrzymy wstecz na swoje życie, zawsze przechodzi nam przez myśl pytanie ‘A co by było, gdyby...?’. Czy moglibyśmy, tak jak Gerald, zostać pastorem, żołnierzem, włóczęgą,
właścicielem sklepiku lub rekinem finansjery zamiast tym, kim
rzeczywiście się staliśmy? Z kolei młodsi słuchacze – pokolenie
Internetu i mediów społecznościowych – mogą zechcieć zastanowić się nad całą gamą życiowych możliwości, które pozornie przypadkowo czekają na nich za każdym zakrętem...”
Ukazanie się na rynku tego niecodziennego albumu zbiegnie się
w czasie z zaplanowaną trasą koncertową, podczas której – po raz
pierwszy od 1972 roku – wspólnie zagrają Anderson, John O’Hara (klawisze), David Goodier (gitara basowa), Florian Opahle (gitara) oraz Scott Hammond (perkusja). Podczas koncertów planowane są również gościnne występy innych artystów. Każdy z konmagazyn muzyczny
certów obejmował będzie nie tylko wykonanie na żywo oryginalnego albumu w całości, lecz również – co możemy ujawnić dopiero
teraz – drugą część występu, podczas której Anderson wraz z zespołem zagra utwory zawarte na sequelu płyty.
Album „Thick As A Brick 2” dostępny będzie w trzech formatach:
jako standardowa płyta CD, w wersji cyfrowej do pobrania online oraz w Edycji Specjalnej, zawierającej oprócz CD również płytę DVD, na której znalazły się wersje utworów w jakości 5.1 stereo
i 24-bit stereo, nagranie ilustrujące proces powstawania albumu,
wywiady z muzykami oraz film, na którym Ian Anderson odczytuje zawarte na płycie teksty piosenek w przeróżnych lokalizacjach
Dorota Kiukieła
Lista utworów zawartych na albumie „TAAB2”:
1 From A Pebble Thrown
2 Pebbles Instrumental
3 Might-have-beens
4 Upper Sixth Loan Shark
5 Banker Bets, Banker Wins
6 Swing It Far
7 Adrift And Dumfounded
8 Old School Song
9 Wootton Bassett Town
10 Power And Spirit
11 Give Till It Hurts
12 Cosy Corner
13 Shunt And Shuffle
14 A Change Of Horses
15 Confessional
16 Kismet In Suburbia
17 What-ifs, Maybes And Might-have-beens
brzmienia
31
PepeDeluxé:Królowiefal
T
a książka odmieniła życie niejednej osoby, choć do końca nie
wiadomo, kto jest jej autorem. Oficjalnie, dzieło „A Dweller on Two Planets” (Mieszkaniec dwóch planet) napisał Frederick S. Olivier. Oficjalnie, gdyż sam Olivier we wstępie utworu zaznacza, iż był tylko posłannikiem dobrej nowiny. Księgę na przestrzeni trzech lat, miał podyktować mu duch tytułujący się Filosem Tybetańczykiem. Czy Olivier był autentycznym medium
czy tylko twórcą fikcji, nikt nie zdążył sprawdzić. Książka została bowiem opublikowana sześć lat po jego śmierci, w 1905 roku.
Pół wieku później czytano ją już jako kanon literatury new age.
Wśród oddanych wyznawców księgi jest m.in. aktorka Shirley
MacLaine. Teraz do objawień Oliviera sięga skandynawski duet
Pepe Deluxé. Na płycie, która pod względem muzycznym sama
wydaje się iluminacją.
Książka Oliviera, po części odpowiada za żywotność mitu Atlantydy we współczesnej popkulturze. Autor konfrontuje ze sobą
Amerykę ery industrialnej z krainą o nazwie Poseid. Jej mieszkańcy mieli dysponować zaawansowanymi technologiami, które
dzisiaj kojarzą się z telewizją, telefonią komórkową, teleskopami
czy siecią szybkich pociągów. Olivier opisując astralne wędrówki
reinkarnowanej duszy, przestrzega przed katastrofą. Tak jak kataklizm pochłonął Poseidę, królową fal, tak grozi on każdej zachłyśniętej postępem wspólnocie.
„Dweller on Two Planets”, wzorem innych mistycznych tekstów, pozostawia spore pole dla wyobraźni. Pepe Deluxé wyłuskali z utworu przede wszystkim natchnioną narrację, pełną alegorycznych wątków i baśniowych postaci. Płyta „Queen
of the Wave” to w ich zamyśle, ezoteryczna pop- opera w trzech
aktach.
Dla wielu słuchaczy nazwa Pepe Deluxé jest tylko wspomnieniem przeszłości. Fiński zespół miał swoje 15 minut w 2001
roku, kiedy firma Levis wykorzystała ich nagranie w reklamie
dżinsów. Wtedy Pepe Deluxé było triem, czarującym ze samplerów taneczne przeboje spod znaku big beat czy easy listening.
Obecna inkarnacja grupy mało ma wspólnego z tamtą estetyką.
Komputery poszły w kąt, a pozostały ze składu James Spektrum
zacieśnił współpracę z Paulem Malmströmem. Szwedzki multiinstrumentalista okazał się godnym kompanem w nowym projekcie, który przeniósł Pepe Deluxé w dość zaskakujące rejony.
W 2007 roku duet wydał płytę „Spare Time Machine”, będącą
pierwszą poważną woltą stylistyczną. Spektrum i Malmström
porzucili trip- hopowe bity na rzecz akustycznej psychodelii końca lat 60. Kunsztowna retro- rekonstrukcja okazała się przemyślanym zabiegiem. Na „Queen of the Wave” duet jest znowu zapatrzony w odległą przeszłość.
Spektrum i Malmström w epoce Dzieci Kwiatów czuliby się zapewne jak ryby w wodzie. Skandynawski duet nie liczy się bowiem z realiami współczesnego show-biznesu. Nagrywanie „Qu-
32
magazyn muzyczny
een of the Wave” zabrało, bagatela, 6 lat. A mogło trwać i dłużej, gdyby muzycy nie zdążyli skompletować wymarzonego instrumentarium.
Harfa, trąbka, rożek, tuba, akordeon, klawesyn, melotron, harmonijka i kilka rodzajów organów - to jedynie wierzchołek aranżacyjnej góry lodowej. Na potrzeby „Queen of the Wave” duet sięgnął po mnóstwo unikatowych źródeł i przetworników dźwięku.
Użyto np. syntetyzera z Transformatorem Tesli, elektromagnetycznych mikrofonów, używanych przez kosmonautów czy też historycznego wzmacniacza od... sterowania rakiet V2. Dość powiedzieć, że duet czekał dwa lata na możliwość wykorzystania litofonu z Jaskiń w Luray; największego tego typu instrumentu
na świecie, który robi użytek z aż 37 stalaktydów i zajmuje powierzchnię ponad 3 akrów.
brzmienia
teksty na stronach 32-36 pochodzą z portalu Kulturaonline.pl
Duet z równym pietyzmem podszedł do edytorskiego aspektu
płyty. Wydawnictwu towarzyszy pięć (!) związanych z tematem
i realizacją krążka, wyczerpujących opracowań pod postacią plików pdf. Przygotowano także darmową aplikację na iPad’a.
Gdzie w tym wszystkim muzyka? „Queen of the Wave” słucha
się niczym doskonale zakonserwowanej płyty z hippisowskiej
ery. Okresu, gdy drogowskazem był Beatlesowski koncept album
„Sgt. Pepper’s Lonley Heart’s Club Band”. Własne płyty, eksplorujące psychodeliczną mistykę nagrywali wówczas m.in. The
Small Faces, The Rolling Stones, The Pretty Things, a nawet Bee
Gees („1st”). Zabrzmi to jak herezja, ale Pepe Deluxé nie są od
nich wcale gorsi.
„Queen of the Wave” posiada wszelkie smaczki materiału z tamtych lat: barokowy przepych nakładanych gęsto na siebie partii instrumentów, wędrujące z kanału lewego do prawego stereofoniczne pogłosy oraz pompatyczne, stuprocentowo analogowe brzmienie. Pepe Deluxé są momentami niczym supergrupa
z przełomu lat 60. i 70. Z organową wirtuozerią Keitha Emersona, gitarowymi „zawijasami” Syd Baretta, solówkami na flet
Iana Andersona czy potężnym będbnieniem Carla Palmera. Jednocześnie „Queen of the Wave” wychodzi poza stricte anglosaskie inspiracje. Słychać tu echa progresywnych zespołów i z innych części Europy; francuskiej Magmy, greckiego Aphrodite’s Child, holenderskiego Focusa czy niemieckich zespołów spod
znaku kraut rocka.
Pozwólcie, że zaśpiewam Wam piosenkę - intonuje hipnotycznym głosem Chris Cotts w otwierającym całość utworze „Queenswave”. Rozpisana na trzy części zawartość albumu, istotnie ma
w sobie coś z pieśni średniowiecznego minstrela. Celtyckie „Contain Myself” czy zamykający płytę epos „Riders on the First Arc”
są niczym odpryski jakiś pra-starych mitologii. Ale Pepe Deluxé
to również mniej folkowe dźwięki. „Go Supersonic” jest napędzaną motorycznym refrenem perełką „dziewczęcego” popu sprzed
czterech dekad. Uroczy „Temple of Unfed Fire” odsyła do relaksującej, filmowej muzyki a’la Henri Mancini. A przygniatający
break beatowym rytmem „Grave Prophecy”? Przecież to wypisz
maluj Massive Attack. W celującej kondycji!
Pepe Deluxé nie dokonują „Queen of the Wave” kopernikańskiego przewrotu. Renesans psychodelicznego rocka trwa od
kilku ładnych lat, by wspomnieć Ozric Tentacles czy Amorphous Androgynous. Tym, co przemawia na korzyść Skandynawów, jest pełna koherencja zamysłu z wykonaniem. „Queen
of the Wave” stanowi szkatułkową robotę, której stopniowe odkrywanie przynosi olbrzymią satysfakcję. Nie tylko natury porównawczej. Płyta Pepe Deluxé doskonale funkcjonuje i w oderwaniu od psychodelicznego kanonu. Wielowątkowe kompozycje, nagrane z udziałem kilku wokalistów, sesyjnych muzyków,
a także chóru i (czeskiej) orkiestry, mają siłę integralnego słuchowiska. Ilekroć się w nie zagłębić, ujawniają nowe pokłady
dźwięków.
Skandynawski duet może nie przywiązywać wagi do reguł showbiznesu, ale zna swoją wartość. Ponoć Spektrum założył się
z pracownikami wytwórni płytowej, że postawi im dwie puszki gazowego napoju, jeśli wskażą album lepszy niż „Queen of
the Wave”. Przejaw pychy? Jeśli tak, jak najbardziej usprawiedliwiony. Zwłaszcza, że Pepe Deluxé nie zarobią na swoim arcydziele ani jednego euro. Całkowity dochód ze sprzedaży płyty,
ma zostać przekazany na rzecz fundacji Juhy Nurminena, która walczy o czystość Morza Bałtyckiego. Prawdziwi królowie fal
z Atlantydy.
magazyn muzyczny
Bruce Springsteen
nagrał płytę
na miarę epoki?
U
rodzony w USA - brzmiało dumnie, ale gdyby się wsłuchać
w tekst, była mowa m.in. o zabijaniu żółtków i braku życiowych perspektyw. Tytułowy utwór jak i reszta materiału z płyty
"Born in the USA", stanowił gorzkie rozliczenie z amerykańskim
snem. Gorzkie, co nie znaczy, że pozbawione przebojów. Bruce
Springsteen właśnie tym albumem umocnił swą pozycję w showbiznesie. Krytycy mogą chwalić wyprodukowane przez Spectora
"Born to run", ale to właśnie płyta z 1985 roku odpowiada za fenomen Bossa. Po latach, Springsteen powraca z nagraniami, mającymi szansę powtórzyć tamten sukces.
Pierwsze wieści o "Wrecking Ball" były zaskakujące. Płyta miała prezentować szeroki przekrój inspiracji; od irlandzkiego folku do hip- hopu, aranże uwzględniać - samplery i elektronikę.
Do studia Springsteen zaprosił m.in. Toma Morello, gitarzystę
Rage Against The Machine oraz Matta Chamberlaina, perkusistę
współpracującego z Tori Amos czy Pearl Jam. Jeśli chodzi o teksty, Boss zapowiadał, że całość dotknie tematyki ekonomicznego kryzysu. Nie krył, że na celowniku znajdzie się m.in. trawione
przez chciwość i korupcję Wall Street.
Wygląda na to, że obietnica przełomowego albumu została spełniona. Pierwsi recenzenci podkreślają, iż tak "wieloetnicznie" na
płytach Bossa dawno nie było. Płyta pulsuje nawiązaniami nie
tylko do rapu, ale i gospel, indiańskich śpiewów czy meksykańskich el mariachi. Teksty są natomiast pełne są wściekłych tyrad skierowanych pod adresem bankierów i biblijnych motywów.
Fani 62-letniego wokalisty, nie powinni być zdziwieni. Podobnym
"szokiem" było przecież wspomniane "Born in the USA". Wtedy
Boss, świeżo po akustycznym epizodzie, atakował uszy mechaniczną łupaniną i syntezatorami ("Dancing in the Dark" robiło furorę na dyskotekach). Teraz pod okiem producenta Rona Aniello
próbuje dostosować się do epoki "ruchu oburzonych". Czy zjedna
sobie alterglobalistycznych słuchaczy, to już inna sprawa...
Płyta "Wrecking Ball" wychodzi nakładem Columbii dzisiaj,
6 marca. Poniżej player z zawartością albumu, do przesłuchania
za darmo dzięki serwisowi Soundcloud.
brzmienia
33
ROBERT GLASPER
EXPERIMENT „BLACK RADIO”
Z
ałożyciel projektu Robert Glasper Experiment ogłosił właśnie daty swojej trasy koncertowej po Ameryce Północnej.
Jeden z planowanych występów odbył się 28 lutego w klubie Highline Ballroom w Nowym Jorku; tego samego dnia, nakładem
wytwórni Blue Note Records, ukaże się również od dawna wyczekiwany album artysty zatytułowany Black Radio. W koncer-
cie w Highline Ballroom udział wzieli również specjalnie zaproszeni goście, w tym yasiin bey (Mos Def), Chrisette Michele, Lalah Hathaway i inni. Trasa koncertowa obejmować będzie również Filadelfię, Chicago, San Francisco, San Diego, Los Angeles,
Seattle oraz Waszyngton.
Robert Glasper nawiązał również współpracę ze stroną internetową Indaba Music, stanowiącą pionierską platformę dla tworzenia muzyki online. Na stronie ogłoszono konkurs na najlepszy
remix pochodzącego z płyty Black Radio utworu „Move Love”,
w którym w charakterze wokalistów gościnnie wystąpili członko-
34
magazyn muzyczny
wie wschodzącego zespołu KING. Strona Indaba zrzesza międzynarodową społeczność obecnie obejmującą ponad 600 000 muzyków, z których każdy będzie mógł wykorzystać poszczególne elementy utworu – wokale, instrumenty perkusyjne, klawisze oraz
pozostałe ścieżki – w celu opracowania własnego remixu piosenki. Wszystkie zgłoszenia zostaną ocenione przez samego Glaspera, który następnie wyłoni zwycięzcę konkursu. Nagroda główna obejmować będzie 500$ w gotówce,
wolne od tantiem sample pianina stworzone przez
Glaspera, które zwycięzca będzie mógł wykorzystać
we własnej kompozycji, a także egzemplarz płyty
Black Radio z autografem artysty. Dalsze informacje
na temat konkursu dostępne są pod adresem www.
indabamusic.com/opportunities/robert-glasper-move-love-remix-contest.
Niedawno ukazał się również teledysk do utworu „Ah Yeah” / http://www.youtube.com/watch?v=oN0tFgLcp4g/, pierwszego oficjalnego singla
z albumu Black Radio, w którym udział wzięli Musiq
Soulchild oraz Chrisette Michele. W ubiegłym tygodniu piosenka zajęła 3 miejsce na liście Most Added
(najczęściej dodawanych przez użytkowników utworów) radia Urban AC (oraz 1 miejsce na liście Most
Added dla nowych utworów w danym formacie), co
dla pianisty jazzowego jest niemałym sukcesem komercyjnym. Singiel dostępny jest w wersji cyfrowej
we wszystkich większych muzycznych sklepach internetowych. Serwisy Amazon oraz iTunes uruchomiły również przedsprzedaż całego albumu, zaś nagrania ujawniające kulisy powstawania płyty Black
Radio można obejrzeć na prowadzonym przez Roberta Glaspera kanale YouTube.
Album Black Radio to śmiała wyprawa w nowe muzyczne terytoria, przekraczająca ograniczenia poszczególnych gatunków muzycznych. Na płycie pojawiają się elementy jazzu, hip-hopu, R&B, soulu i rocka, sprawiając, że twórczość Glaspera wymyka się
jakiemukolwiek zaszufladkowaniu. Album ilustruje
również mnogość talentów muzycznych artysty: Glasper występuje na nim w charakterze producenta, kompozytora, klawiszowca oraz frontmana zespołu, w którego składzie gościnnie występuje wielu słynnych przyjaciół pianisty reprezentujących najróżniejsze nurty tzw. muzyki miejskiej (urban). Grono znanych artystów, których usłyszymy na płycie, obejmuje m.in. wykonawców takich, jak Erykah Badu, Bilal, Lupe Fiasco, Lalah Hathaway, Shafiq Husayn (Sa-Ra), KING, Ledisi, Meshell Ndegeocello,
Chrisette Michele, Musiq Soulchild, Stokley Williams (Mint Condition) oraz yasiin bey.
brzmienia
Wrocław
zainfekowany
nowymi brzmieniami
S
ubtelnie intonowane przez Louise Rhodes wersy „Gabriela”
czy zmysłowy śpiew Jamie’go Woona w „Night Air”? Czyli
trip- hopowa legenda vs sensacja „błękitnookiego soulu”. Co było
większym wydarzeniem ubiegłorocznej edycji festiwalu Tauron
Nowa Muzyka? A gdyby tak zamiast oceniać, przeżyć to jeszcze
raz? Nic prostszego. Dzięki cyklowi City Sounds oba muzyczne
zjawiska znowu objawią się polskim fanom na żywo. Nie tylko
zresztą one. Nowa na polskim rynku marka koncertowa firmuje bowiem jeszcze inne godne uwagi występy. Wszystkie je łączy
wspólna lokacja wrocławskiej metropolii.
Duetu Lamb nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Pani
Rhodes razem z asystującym jej Andrew Barlowem są twórcami nowej jakości na scenie eterycznych bitów. Pod koniec
lat 90. nazwę Lamb wymieniano jednym tchem z tuzami Bristol Sound - Massive Attack i Portishead. Mimo iż duet zawiesił później działalność, jego utwory nigdy nie wypadły z obiegu, obecne choćby w niezliczonej ilości reklam. Dwa lata temu
Rhodes i Barlow reaktywowali swój projekt. Obecnie Lamb
promuje swój piąty w karierze krążek zatytułowany po prostu „5”. Z tej okazji 9 lutego wystąpi w klubie Eter. To zresztą część mini- trasy koncertowej duetu po Polsce. Duetu, który, warto przypomnieć, nagrał piosenkę o wymownym tytule
„Górecki”, cytującą fragment jednej z symfonii polskiego kompozytora.
Lamb otwierają stawkę City Sounds, Woon natomiast ją zamyka.
28-letni wokalista spod Londynu to objawienie brytyjskiej muzyki klubowej ubiegłego roku. Drugi po Jamesie Blake’u jest rewelatorem soulowych wokaliz, przystosowanych do wrażliwości ery syntetycznych brzmień. Dysponując mocnym (murzyńskim chciałoby się powiedzieć) głosem, nasącza swoje nagrania
elementami modnych trendów „połamanej” elektroniki a’la dubstep. Jego debiutancki album „Mirrorwriting” przyjęto na Wyspach wręcz entuzjastycznie. Ale piosenki Woona chyba najlepiej
wypadają na żywo. Mogli się o tym przekonać świadkowie i kameralnego występu podczas festiwalu Tauron i listopadowego
koncertu w poznańskim klubie SQ. Komu mało, niech już rezerwuje sobie czas na 25 marca. Woon właśnie wtedy wystąpi w klubie Eter.
Pomiędzy Lamb a Woonem wrocławian czekają nie mniejsze
emocje. W Dzień Kobiet, do Eteru zawita młoda dama Selah Sue,
której soulowy wokal porównuje się do Erykah Badu i Lauryn
Hill. 11 marca w tym samym klubie pojawi się szwedzka formacja
Little Dragon, mająca za sobą współpracę m.in. z Gorillaz i TV
On the Radio. Wreszcie, 21 marca gratka dla miłośników poetyckich uniesień z kraju gejzerów - Olafur Arnalds we własnej osobie. Islandczyk koncertujący m.in. z krajanami Sigur Ros, wystąpi w Centrum Sztuki Impart.
hIDDeN
ORCheSTRA
N
w Szczecinie
azywa się i brzmi jak orkiestra, ale jest to kwartet. Hidden
Orchestra to autorzy jednej z największych płytowych
niespodzianek ostatniego roku. Opublikowany przez renomowaną wytwórnię Tru Thoughts debiutancki album "Night
Walks" to zestaw nagrań momentalnie przywołujących skojarzenia z pierwszymi płytami największych gwiazd nu-jazzu
lat 90-tych – The Cinematic Orchestra. Czwórka szkockich muzyków pod przywództwem Joe Achesona, autora muzyki do
wielu słuchowisk radiowych i dokumentalnych, zdołała w unikalny sposób połączyć akustyczny jazz z hip-hopową rytmiką i wpływami klasyki, zapraszając odbiorców w hipnotyczną podróż przez wyimaginowane krainy, pełne zaskakujących
miejsc i zakamarków.
Hidden Orchestra została zaproszona do stworzenia nowej
ścieżki dźwiękowej do kultowego filmu w reżyserii Godfrey’a Reggio – Powaqqatsi, mierząc się tym samym z legendarnym soundtrackiem skomponowanym przez Philipa Glassa.
Dzielili scenę z tak uznanymi gwiazdami jak Bonobo, Jaga Jazzist, Red Snapper, byli również gośćmi programu Gilesa Petersona.Zalicza się ich do najciekawszych zespołów wyspiarskiej
sceny jazzowej. Twórczość Hidden Orchestra powinna trafić do
każdego odbiorcy,któremu nieobce są brzmienia spod znaku
The Cinematic Orchestra,Portico Quartet czy Aphex Twin.
35
Nie samą Björk
żyje Open’er
J
W
ielka gala transmitowana na żywo w najlepszym czasie
antenowym. To se ne vrati? Niekoniecznie, bo po latach
posuchy, Fryderyki nabrały drugiego oddechu. I to pomimo, iż sytuacja w rodzimym przemyśle rozrywkowym nie sprzyja wystawnym fetom. W każdym razie, 26 kwietnia widzowie TVP obejrzą transmisję rozdania Fryderyków. Tymczasem Akademia Fonograficzna ogłosiła swoje nominacje.
Zarówno pretendentów do nagrody, jak i jej laureatów, wybiera
branżowe gremium. Wśród ponad 120- osobowej grupy są m.in.
artyści, kompozytorzy i dziennikarze muzyczni. Wyboru nominacji dokonują spośród wydawnictw nadesłanych Akademii.
W tym roku była to rekordowa liczba 918 zgłoszeń. O 200 więcej
niż w poprzedniej edycji Fryderyków.
Stałą faworytką nagród Akademii Fonograficznej jest Kasia Nosowska. Wokalistka znowu ma szanse na co najmniej kilka statuetek. Została nominowana łącznie w 6 kategoriach. Utwór „Nomada” powalczy o tytuł piosenki roku, płyta „8” - albumu roku
muzyki alternatywnej. Artystka jest również nominowana m.in.
jako wokalistka i autor roku.
Nosowska nie jest aczkolwiek największą triumfatorką nominacji. Tego roku, rząd nad gustami Akademii podzieliły między sobą po równo Julia Marcell i Ania Rusowicz. Obie artystki otrzymały aż po 7 nominacji. Powalczą o statuetki w kategoriach: wokalistka, autor, piosenka, wideoklip i produkcja muzyczna roku. Ponadto Marcell nominowano jako kompozytorkę i za
alternatywny album roku, a Rusowicz - za fonograficzny debiut
i album muzyki pop.
Bój o piosenkę roku może być dla Marcell i Rusowicz trudny. I nie
tylko ze względu na „Nomadę” Nosowskiej. W tej kategorii Akademia wyróżniła bowiem jeszcze dwóch silnych faworytów. „Boso”
Zakopowera śpiewała śpiewała niedawno cała Polska. „Solą
w oku” Illusion to zaś jedna z bardziej motorycznych rockowych
kompozycji ubiegłego roku. Co do kobiecej wokalistyki, trzem wymienionym paniom mogą zagrozić Monika Brodka i... Ewa Farna.
Analogiczny rozrzut talentów jest zresztą i na męskim poletku.
Wokalistą roku może więc zostać Piasek, Kuba Badach, Tomasz
Lipnicki, Sebastian Karpiel- Bułecka albo Piotr Rogucki.
Kategoriami budzącymi tradycyjne spory są gatunkowe selekcje.
Jeśli chodzi o działkę rockową i alternatywną, w tym roku obyło się bez niespodzianek. O statuetkę w kategorii album rockowy
walczą m.in. płyty Myslovitz, Kazika Na Żywo i Comy. Co do alternatywy, Akademia doceniła m.in krążki Cool Kids of Death i projektu Baaba Kulka. Po globalnych sukcesach Adele, raczej trudno
wyobrazić sobie innego zwycięzcę w kategorii: album zagraniczny.
Akademia obok bestsellerowego „21” Brytyjki nominowała m.in.
„Let England Shake” PJ Harvey i „Mylo Xyloto” Coldplay.
Pełną listę nominowanych, dotyczącą również muzyki poważnej
i jazzu znajdziecie na witrynie Fryderyków tutaj.
36
magazyn muzyczny
edenasta edycja największego festiwalu muzycznego w Polsce, czyli Heineken Open’er Festival nabiera coraz większych rumieńców. Do zapowiedzianych gwiazd festiwalu, takich
jak Björk, Justice czy Public Enemy dołączają Orbital, Mumford
& Sons, The Maccabees i największe objawienie roku 2010 - Toro
y Moi. Tegoroczny HOF odbędzie się w dniach od 4 do 7 lipca na
terenie lotniska Babie Doły w Gdyni.
Jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek w rozpisce imprezy
jest bez wątpienia koncert brytyjskiej, folk rockowej grupy Mumford & Sons, która w ciągu zaledwie trzech lat dorobiła się setek
tysięcy fanów, a żeby było jeszcze ciekawiej, za sprawą debiutanckiej płyty, która jak znaki na niebie wskazują, nie zdążyła oddać
wszystkich umiejętności zespołu. Nie dziwi więc, narastające z
miesiąc na miesiąc oczekiwanie zapowiadanej już od ubiegłego
roku drugiej płyty chłopaków.
Wychowali się w Londynie, gdzie u boku Laury Marling i Noah
& The Whale budowali lokalną scenę folk rocka. Nagle okazało się, że kapele z najbardziej kosmopolitycznego miasta świata,
gdzie nowe brzmienia rodzą się co kilka dni, chcą czerpać z tradycji pełnymi garściami, laptopy i syntezatory zamieniając na banjo i mandolinę.
Na festiwalowej scenie pojawią się również bracia Phil i Paul
Hartnoll, czyli Orbital - jedna z najważniejszych formacji nowej
fali brytyjskiej muzyki tanecznej lat dziewięćdziesiątych. Nazwę
dla swojego projektu zaczerpnęli z nazwy londyńskiej ulicy, gdzie
odbywały się największe, nielegalne imprezy z muzyką acid house, zwane rave. Historia Orbital rozpoczyna się w latach osiemdziesiątych , kiedy Hartnoll’owie nagrali swój pierwszy utwór „Chime”, który z miejsca stał się hymnem sceny rave, w wersji
koncertowej trafiając na debiutancki, długogrający krążek tandemu wydany w 1991 roku.
Dwa lata później światło dzienne ujrzał „Orbital 2”, którego singlowy „Halcyon” okazał się kolejnym wielkim sukcesem Brytyjczyków. Jednak wraz z nadejściem nowych wydawnictw dobra
passa zespołu została przerwana - zainteresowanie nimi leciało na szyję, a sami bracia zdawali pogubić się, znikając ze sceny na ładnych parę lat. W roku 2009 wznowili działalność, po
raz pierwszy występując w Polsce w ramach festiwalu Selector.
Reaktywacja nie okazała się wyłącznie urodzinowym prezentem
dla fanów, ale początkiem całkiem nowego etapu w karierze zespołu. Muzycy zaczęli regularnie koncertować i weszli do studia, czego owocem jest „Wonky” - zapowiadana na 2 kwietnia
nowa płyta.
W Babich Dołach usłyszymy również The Maccabees - młodą indie rockową formację z Brighton, która za sprawą dwóch pierwszych albumów często określana jest, nieco na wyrost, jako jedna z oryginalniejszych brytyjskich zespołów sceny alternatywnej.
Okazało się bowiem, że wydany w tym roku album „Given To
The Wild” nie przeskoczył wcale nie za wysoko ustawionej poprzeczki, jaką postawili sobie muzycy, przesadnie upodabniając
się do The Smiths, The Clash czy Joy Division.
Ale kto wie, może koncert na Open’erze na nowo rozbudzi nadzieje związane z The Maccabees?
brzmienia
Piątyelement
Z
dość sporym prawdopodobieństwem, znakomita większość
Szanownych Czytelników pamięta doskonale bardzo charakterystyczny w sposobie rozbawiania publiczności film pt.
„Akademia Policyjna”. Oczywistym jest, że każdy kto kiedykolwiek zapoznał się z tą produkcją, spotkał się z wybitnym talentem sierżanta Larvella Jones’a, poza uniwersum filmu znanego,
jako Michael Winslow.
Winslow zwrócił uwagę na postać odgrywaną przez siebie w filmie, dzięki niesamowitym umiejętnościom naśladowania wszelkiej maści dźwięków; od instrumentów muzycznych, takich jak
perkusja, czy gitara elektryczna, poprzez odgłosy towarzyszące
np. osobie spacerującej zatłoczoną ulicą, kończąc na głosowych
imitacjach najróżniejszego rodzaju maszyn i urządzeń zrobotyzowanych. Swój dar, Michael Winslow rozwinął do niebywałych
wprost rozmiarów, stając się niejako pionierem tzw. piątego elementu kultury hip-hopowej – beatboxu.
Sztuka beatboxowania polega niemal dokładnie na tym, co zaprezentował czarnoskóry bohater „Akademii Policyjnej”; jest to
umiejętność rytmicznego naśladowania dźwięków za pomocą ust,
języka, gardła i przepony. Mimo, że w beatboxie nie są narzucane
żadne sztywne ramy działania, spopularyzowane zostały głównie elementy muzyczne, mogące np. towarzyszyć podczas tańca
break dance, czy też w momencie słownej bitwy lub indywidualnego lirycznego freestyle’u. Twórczość Winslowa zatem, nie wpisuje się do końca w kanon sztuki uprawianej przez przedstawicieli kultury hip-hopowej. Nieczęsto spotyka się beatboxera wykorzystującego swój talent podczas komediowego występu stand
up’owego, gdzie w zabawny, uporządkowany sposób naśladowałby on odgłosy znane większości z życia codziennego. Na tym zaś
właśnie, w dużej mierze, opierała się kariera filmowego Larvella Jones’a.
Jak większość podkategorii kultury hip-hopowej, beatbox – taki,
jakim znany jest dzisiaj – przez pierwsze lata swojego istnienia był uprawiany wyłącznie w swojej ścisłej ojczyźnie, na bardzo wąskiej scenie podziemia Nowego Jorku. Krótko po wydaniu
pierwszego oficjalnego rapowego albumu – Rapper’s Delight autorstwa The Sugar Hill Gang – zaczął stawać się coraz bardziej
popularną i coraz częściej wykorzystywaną alternatywą dla żywych instrumentów, gramofonów i samplerów. Jednak to dopiero
w 1985 r., światową sławę sztuce naśladowania dźwięków, przyniósł singiel The Show/La Di Da Di, nagrany przez Doug E Fresh’a i MC Ricky’ego D, wespół z duetem DJ’skim - Get Fresh
Crew. Te dwa – dziś legendarne – utwory, stanowiły swojego rodzaju przedstawienie umiejętności lidera tej nieformalnej grupy,
czyli wspomnianego Doug E Fresh’a - rapera, producenta i beatboxera w jednej osobie. O ile piosenka pt. The Show zawiera elektroniczne sample, nadające jej bardziej tradycyjny w kwestii instrumentalnej charakter, o tyle La Di Da Di jest nagraniem zawierającym tylko i wyłącznie wyczyny wokalne. Mimo że jest to
dość prosta – być może nawet prymitywna – piosenka, w naturalny sposób stała się hip-hopowym klasykiem i sprawiła, że sztuka
beatboxu zyskała w ogromnej mierze na popularności, skłaniając
innych artystów zajmujących się tą dziedziną muzyki, by ze swoimi umiejętnościami wypłynęli na szersze wody. I tak, na fali drumagazyn muzyczny
giego etapu mody na beatbox, światu pokazali się kolejni zawodnicy, spośród których na szczególną uwagę zasługuje chociażby
Ojciec Chrzestny Dźwięku, czyli Rahzel.
Rzeczy, które ten pan potrafi wyczyniać ze swoim gardłem, są po
prostu niesamowite. Myślę, że z powodzeniem można by stwierdzić, iż to właśnie on wyniósł sztukę prostego naśladowania kilku dźwięków perkusyjnych, poza jakiekolwiek granice, pozwalając na zakwalifikowanie beatboxu, jako oddzielnego, piątego elementu hip-hopu. W jego akompaniamencie znajduje się niezwykle szeroka gama odgłosów wykorzystywanych podczas scenicznych wojaży, zarówno solowych, jak i przeprowadzanych w grupie wokalistów. Sieć jest pełna amatorskich i profesjonalnych nagrań zawierających próbki jego umiejętności, pokazywanych na
przełomie lat ‚80 i ‚90, jednak to dopiero w roku 1999 zdecydował się na nagranie swojego pierwszego albumu (wcześniej nagrywał z grupą The Roots), pt. Make The Music 2000. Krążek został przyjęty bardzo ciepło przez słuchaczy, w dużej mierze dzięki umieszczeniu na nim utworu pt. „If Your Mother Only Knew”,
będącego zapisem koncertowego występu Rahzela, na którym po
raz pierwszy zaprezentował on umiejętność jednoczesnego śpiewania i beatboxowania. Piosenka ta daje kilka minut niesamowitych wrażeń, a każdemu, kto słyszy ją po raz pierwszy, bardzo
trudno uwierzyć, że nagranie nie zostało zmanipulowane.
Dziś beatbox stoi na rozdrożu, po pięciu minutach swojej największej popularności, którą przeżył mniej więcej 4 lata temu.
Jak w przypadku każdego elementu kultury hip-hopowej, krystalizuje się kolejne pokolenie artystów, którzy pociągną tę formę alternatywnej muzyki w nieznane dotąd rejony. Należy przyznać, że beatbox z powodzeniem mógłby zostać uznanym kwintesencją tego charakterystycznego ruchu, powstałego w Bronxie,
w połowie lat ‚70. To dzięki niemu bowiem, stworzyć można niesamowite rzeczy, będąc wyposażonym jedynie w podstawowe narzędzia. Potwierdzeniem tych słów niech będzie ostatni występ
Michaela Winslowa, w którym prezentuje on swoją wersję „Whole lotta love” autorstwa Led Zeppelin. Wyraz twarzy prowadzącego program, w którym Winslow wziął przy tej okazji udział, jest
Jerzy Lisiecki
najlepszym komentarzem.
brzmienia
37
Norah Jones
„little broken hearts”
Artystka zaprezentuje nowe piosenki na festiwalu sxsw
P
remiera nowego albumu Norah Jones, zatytułowanego Little Broken Hearts (wytwórnia Blue Note/EMI), odbędzie
się 1 maja br. Płyta jest owocem współpracy wokalistki z producentem Brianem Burtonem, bardziej znanym pod pseudonimem
Danger Mouse. Znana jest już również okładka płyty oraz lista
12 utworów, które się na niej znajdą. Wszystkie piosenki zostały
napisane wspólnie przez Jones i Burtona.
Inspiracją dla projektu okładki nowego albumu Jones były plakaty filmów z połowy ubiegłego wieku, które zdobiły ściany usytuowanego w Los Angeles studia nagraniowego Burtona. „Brian
ma w swoim studiu ogromną kolekcję plakatów do filmów Russa Meyera”, wyjaśnia Jones. „Jeden z nich, do filmu pod tytułem
Mudhoney, wisiał nad kanapą, na której codziennie przesiadywałam. Zawsze, gdy na niego patrzyłam, myślałam, że chciałabym
wyglądać tak fajnie, jak ta dziewczyna z plakatu. Podczas tworzenia płyty nieustannie się na niego gapiłam; to naprawdę świetna
grafika!”, dodaje artystka.
Little Broken Hearts stanowi fascynujący nowy etap artystycznej ewolucji jednej z najbardziej intrygujących wokalistek i autorek piosenek ostatniej dekady. Jones po raz pierwszy pojawiła się
na światowym rynku muzycznym 10 lat temu: w lutym 2002 roku
ukazała się jej debiutancka płyta Come Away With Me, którą sama
artystka określa mianem „małej, nastrojowej płytki”. Płyta stała
się międzynarodowym hitem, czyniąc z Jones gwiazdę i zwyciężczynię kilku nagród Grammy w roku 2003. Album stanowił również
zapowiedź nadchodzących zmian na rynku muzycznym, którym coraz bardziej odchodził od uprzednio dominującej syntetycznej muzyki pop. Płyta Come Away With Me, która sprzedała się w 25 milionach egzemplarzy na całym świecie, zajęła 10 miejsce na liście
najlepiej sprzedających się albumów według systemu Soundscan.
Od czasu swojego debiutu Jones wydała trzy ciepło przyjęte
przez krytyków i świetnie sprzedające się albumy solowe – Feels Like Home (2004), Not Too Late (2007) i The Fall (2009)—
oraz dwie płyty nagrane we współpracy z grającą muzykę country grupą The Little Willies. Wydana w roku 2010 kompilacja
…Featuring Norah Jones udowodniła niezwykłą wszechstronność głosu artystki, którą na płycie usłyszeć można w duetach
z tak przeróżnymi muzykami, jak Willie Nelson, Outkast, Herbie Hancock czy Foo Fighters. Jones współpracowała również
z Danger Mousem w roku 2011, kiedy to artyści wspólnie z Jackiem Whitem nagrali oddającą hołd klasycznej włoskiej muzyce
filmowej płytę ROME.
Na rok 2012 zaplanowana jest rozległa trasa koncertowa Norah Jones. Artystka występować będzie na festiwalach, w amfiteatrach oraz klubach zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za
granicą. Wybrane daty europejskich koncertów – w tym dwóch
wyprzedanych występów w londyńskiej Royal Festival Hall –
38
magazyn muzyczny
można znaleźć już teraz na stronie internetowej www.norahjones.
com; kolejne daty ogłoszone zostaną w ciągu najbliższych tygodni. Szczegóły trasy koncertowej artystki po Stanach Zjednoczonych poznamy wkrótce. Na razie wiadomo, że w najbliższej przyszłości Jones wystąpi w ramach organizowanego w Austin w Teksasie festiwalu SXSW. Podczas koncertu, który odbędzie się w La
Zona Rosa 17 marca o godz. 19:45, artystka wraz ze swoim nowym zespołem zaprezentuje utwory z płyty Little Broken Hearts.
Dorota Kukieła
Na płycie Little Broken Hearts znajdą się
następujące utwory:
1. Good Morning
2. Say Goodbye
3. Little Broken Hearts
4. She’s 22
5. Take It Back
6. After The Fall
7. 4 Broken Hearts
8. Travelin’ On
9. Out On The Road
10. Happy Pills
11. Miriam
12. All A Dream
brzmienia
B
BLUESBEZBARIER
lues Bez Barier, to coroczny festiwal odbywający się w perle polskich uzdrowisk - Ciechocinku, w pierwszą sobotę września.
W 2011 roku była to już jego siódma edycja, nie uwzględniając jego poprzednika znanego od 2000 roku jako Blues na Kujawach w Brześciu
Kujawskim.
Zamysłem festiwalu jest, by występowały zespoły o zróżnicowanym dorobku artystycznym, a teksty piosenek były rodzime, śpiewane głównie po polsku.
Festiwal rozpoczęli debiutanci, miejscowy zespół bluesowy The Cool
Cat Bones
i rockowo-bluesowy zespół z Włocławka, Tool Box. Obydwa zespoły zaprezentowały się ciekawie muzycznie co tym bardziej uzasadnia przybliżenie ich składów osobowych. Zespół The Cool Cat Bones, to duet
składający się z bardzo młodych muzyków, Macieja Draheima (śpiew,
harmonijka) i Patryka Mitziga (śpiew, gitara). Młodą wiekiem i stażem jest też grupa Tool Box: Sylwia Dębska (śpiew), Krzysztof Dębski
(śpiew, gitara), Wojciech Piątek (gitara), Mateusz Łucyk (bas) i Mateusz Kacprzyk (perkusja). Debiuty wypadły udanie, teraz sukcesy zespołów zależą od rozwoju własnych talentów i wytężonej pracy.
Kolejnymi wykonawcami byli artyści znani, duet Romek Puchowski
(śpiew, gitara)
w konfiguracji z Michałem Kielakiem (harmonijka) oraz zespóły Yellow Cab i Kodex Blues, uczestnik również ubiegłorocznego festiwalu.
Yelow Cab tworzą znani muzycy od lat występujący na scenie bluesowej: Wojtek Hamkało (śpiew, gitara), Jacek Piotrowski (gitara) Jarek
Szajerski (bas) i Tomek Karkoszka (perkusja). Kodex Blues to zespół,
który powstał
w Słupcy jesienią 2008r., jego skład siedmioosobowy to: Robert Herian
(saksofon), Sławek Wojciechowski (gitara), Andrzej Rubajczyk (gitara), Jakub Łechtański (bas), Damian Piasecki (piano), Krzysztof Herian (perkusja) i Łukasz Gątarczyk (śpiew).
Bluesowy maraton kończyły uznane zespoły Zdrowa Woda i Śląska
Grupa Bluesowa.
Gospodarzem festiwalu jest wywodzący się z Ciechocinka zespół Zdrowa Woda, koncertujący na krajowych scenach od 1988 roku. Muzyka
zespołu łączy w sobie elementy bluesa z ostrymi rockowymi riffami,
porywająco płynącymi z gitar Sławka Małeckiego
i Partyzanta, który do 1997 roku był gitarzystą Dżemu. Gitarzystów
uzupełniają pozostali wspaniali muzycy, na gitarze basowej Sławek
Jagas, a na perkusji Dawid Leszczyk. Połączenie granego tak bluesa
z własnymi niebanalnymi tekstami sprawia, że zespół cieszy się wielkim powodzeniem fanów w różnym wieku. Zespół wykonał utwory
z najnowszej płyty Policz czas oraz wcześniejsze przeboje, włącznie ze
sztandarową piosenką Piwo, którą wraz z solistą Markiem Modrzejewskim zwyczajowo śpiewała festiwalowa widownia. Utwór Piwo w tym
roku zabrzmiał szczególnie imponująco, bo aranżacja wzbogacona została
o harmonijkę, na której gościnnie zagrał Michał Kielak (również
w utworze Nie opuszczaj mego miasta i Wino) i rewelacyjną grę na gitarze, ucznia miejscowego gimnazjum, Michała Modrzejewskiego, kuzyna wokalisty Zdrowej Wody.
Festiwal zakończyła znakomitym występem Śląska Grupa Bluesowa, czyli Agnieszka Łapka (śpiew), Leszek Winder (gitara), Mirosław
Rzepa (bas), Michał „Gier” Giercuszkiewicz (perkusja) i jej lider Jan
„Kyks” Skrzek (śpiew, piano, harmonijka). „Kyks”, to król śląskiego bluesa, opiewający w swoich utworach śląską ziemię ciężkiej pra-
magazyn muzyczny
śląska grupa Bluesowa
Zdrowa Woda
cy i ginący jej krajobraz. Od czterech lat na koncertach Jego fascynujący chropowaty głos ubogaca śpiewem Agnieszka Łapka. Ta młoda, tyszanka czuje bluesa i śpiewa jak „Kyks” gwarą śląską. Jest uzdolniona,
o dużym potencjale wokalnym. Na scenie porusza się nie tyle oszczędnie co urokliwie. Słuchanie bluesa w wykonaniu Śląskiej Grupy Bluesowej to zawsze muzyczna osłoda. Mimo bardzo późnej nocnej pory
nie obyło się bez bisu.
Miejscem festiwalu jest Teatr Letni w Ciechocinku, zabytkowy secesyjny z 1891 roku gmach, jeden z trzech tego typu drewnianych obiektów
w Europie. Teatr Letni posiada salę
o wspaniałej akustyce, gdzie od zawsze wystawiane są opery, operetki i sztuki teatralne. Blues Bez Barier ubiegłoroczny to kolejna udana
edycja i tym większa pochwała dla jego organizatorów - Urzędu Miasta
oraz Stowarzyszenia Centrum Niezależnego Życia, bowiem
w 2011 roku przypadało 175-lecie lecznictwa uzdrowiskowego w Ciechocinku.
Impreza ma dobry poziom muzyczny, a to zasługa dyrektora artystycznego festiwalu Sławka Małeckiego, gitarzysty Zdrowej Wody. Sławomir Małecki w rodzinnym mieście ma też wpływ na muzyczną edukację młodzieży oraz możliwość wyłaniania młodych, zdolnych muzyków
i prezentowania ich na scenie, jak na tegorocznym festiwalu Macieja Draheima i Michała Modrzejewskiego. Festiwal trwał, podobnie jak
w latach ubiegłych, od popołudnia do północy i cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem, zarówno młodych fanów jak i dojrzałych wiekiem koneserów muzyki bluesowej, reagujących niezwykle spontanicztekst i zdjęcia Krzysztof Kąkol
nie i entuzjastycznie.
brzmienia
39
Majowy koncert Ery Jazzu to polska premiera formacji z udziałem
wadzenie jazzowych barw saksofonów oraz trąbki ( wraz z ich elekm.in. muzyków trip -hopowych zespołów Portishead oraz Goldtronicznymi modulacjami) stworzyło bardzo ciekawą, kreatywną
frapp. Get The Blessing to warsztatowa formacja w skład, której
relację. Powstał album, który nominowano do prestiżowej nagrowchodzą: Daisy Palmer - perkusistka grupy Goldfrapp, Jim Barr dy BBC Jazz Award a zespół Get The Blessing dołączył błyskawiczbasista Portishead, trębacz Pete Judge oraz - grający także w Pornie do elity brytyjskiego jazzu „.
tishead - saksofonista Jake McMurchie.
Opiniotwórcze media prześcigają się w komplementowaniu muzyPortishead to, obok Massive Attack , jeden z przedstawicieli tak
ki i zespołu: „doskonały, stylowy i zniewalający”( The Telegraph),
zwanego trip - hopu. Mieszając hip-hopowe brzmienie z jazzem,
„..ich podejście do muzyki zmieni wkrótce świat jazzu” ( BBC Muelektroniką, acid housem i elementami muzyki klasycznej wyprasic ), „..są dzisiaj najoryginalniejszym i najlepszym zespołem brycowali swój niepowtarzalny styl. Ich pierwszy koncert w Polsce ( fetyjskiego jazzu „ (Wise Magazine), a magazyn Time Out wyrokuje,
stiwal Malta 2011) zgromadził kilkadziesiąt tysięcy zachwyconych
że „ Get The Blessing doskonale i bezkompromisowo wykorzystusłuchaczy. Perkusistka Daisy Palmer związana jest zespołem Goldją i rock i jazz „.
frapp, jednym z najciekawszych przedstawicieli elektronicznego
Najnowszy album zespołu OC DC zrealizowano już w nowym mutrip-hopu.
zykiem: ponieważ Cleave Deamer przyjął obowiązki bębniarza
„Tak sensacyjnie zapowiadającego się projektu Ery Jazzu jeszcze
w grupie Radiohead do Get The Blessing zarekomendował zdolną
nie było - rekomenduje koncert Dionizy Piątkowski - Połączenie
perkusistkę Daisy Palmer ( z zespołu Goldfrapp) . W nagraniu albufascynacji trip-hopem, elektroniką i jazzowej improwizacji stało
mu wziął także udział Robert Wyatt - legendarny pionier progresię kwintesencją sukcesu formacji Get The Blessing. Projekt „ Porsywnego rocka i jazzu ( m.in. z formacją Soft Machine). Brzmienie
tishead Jazz „ stał się sporym wydarzeniem na europejskim rynalbumu zapętliło się wokół skojarzeń free-jazzu Ornette Colemaku muzycznym. Teraz zespół pojawia się na wielu znaczących festina ( z interpretacją jego sztandarowego Something Else ! ) z ballawalach świata i prestiżowych, jazzowych scenach. Uwagę słuchadą Lou Reeda , trip-hopowego pulsu Jima Barra i Daisy Palmer oraz
czy i krytyków wzbudził debiutancki album „ All Is Yes „ zrealizowajazzowego feelingu trębacza Pete Judge’a i elokwentnego saksony 40
przez trzech muzyków trip-hopowego Portishead: basistę
Jima
magazyn muzyczny fonisty Jake McMurchie’go. Premiera albumu zbiega się z wiosenbrzmie
i a zespołu i jest entuzjastycznie przyjmowana na całym konBarra, perkusistę Clive’a Deamera oraz gitarzystę Adriana Utley’a.
nan
trasą
Wzbogacenie elektroniczno - rockowego brzmienia poprzez wprotynencie.
K.W.
Avant-grooveEryJazzu
P
opularność i zachwyt u publiczności budowali licznymi koncertami klubowymi oraz wielomiesięcznymi trasami koncertowymi obejmującymi zarówno małe amerykańskie kluby, jak i prestiżowe (europejskie i japońskie) sale koncertowe. Od wielu sezonów trio MMW uznawane jest (np. w ankiecie czytelników i krytyków magazynu Down Beat) za jeden z najważniejszych zespołów
nowego jazzu. Zdobywając ogromną popularność stali się faworytami jazzowego „young power” oraz zapowiedzią zmian stylistycznych i brzmieniowych, jakie niosą ze sobą lata przełomu wieków.
„Amerykańskie media określiły trio Medeski Martin & Wood najważniejszych zespołem nowoczesnego jazzu ostatnich dekad -rekomenduje koncert Dionizy Piątkowski, szef Ery Jazzu. Nie bez powodu najczęstszym odniesieniem było porównywanie do legendarnej formacji fusion-jazzu, grupy Weather Report. Niemniej dzisiaj
MMW to najwspanialsza kwintesencja szeroko pojmowanego acidjazzu ,fusion i jazzowej awangardy złączonych impulsywnym funky
oraz energetycznym hip-hopem.
W muzyce MMW każdy odnajdzie coś dla siebie. Niezależnie od
tego czy jest fanem hip-hopu, funku, soulu, bluesa, progresywnego
rocka, tradycyjnego jazzu, muzyki
nowej czy wielbi twórczość Johna
Scofielda czy John Zorna”.
Grupa powstała wiosną 1991 roku w nowojorskim Brooklynie. Klawiszowiec John Medeski perkusista Billy Martin oraz basista Chris
Wood zaproponowali brzmienie sformatowane tradycją rock- jazzu i fusion dodając impulsywny nerw modnego hip-hopu.To dla takiej właśnie muzyki stworzono określenie „ avant-groove „, niekonwencjonalnego stylu opartego o najnowocześniejsze brzmienia
i rytmiczne skojarzenia. Gdy latem w1991 roku pojawili się w prestiżowym nowojorskim klubie Village Gate wzbudzili sensację i zachwyt , który natychmiast przełożyli na realizację debiutanckiego albumu Notes From Underground. W sesji gościnnie uczestniczyli także uznani amerykańscy awangardziści: saksofonista Thomas Chapin oraz puzonista Bill Lowe. Zgodnie z oczekiwaniami album zebrał doskonałe recenzje i stał się zaczątkiem kariery MMW.
Chris Wood zarzucił swoje pomyły realizowane z warsztatową formacja Dumbo.John Medeski przerwał studia w bostońskim New
England Conservatory of Music, by stać się bywalcem i ulubieńcem kultowego nowojorskiego klubu Knitting Factory. Początkowo
trio zachwycało się akustycznymi możliwościami budowania nowego brzmienia; z czasem Medeski rozbudował swoje instrumentarium, by wnet panować z estrady także brzmieniem organów Hammonda oraz najnowocześniejszych elektronicznych klawiatur. Akustycznemu brzmieniu kontrabasu oraz rytmicznej perkusji nadano
nową, charakterystyczną dla MMW barwę.
Liczne koncerty w USA budują doskonała reputację zespołowi,
który swoja innowatorską muzyką burzy obowiązujące dotąd kanony elektrycznego jazzu. Muzyka jest bliższa bezpretensjonalnemu groove oraz mocno rozbudowana ekwilibrystyką elektroniczno
-komputerową, wzmacniana licznymi samples -smaczkami. Albumy realizowane dla niezależnej Gramavision Disc ( It’s A Jungle In
Here , Friday Afternoon in the Universe,Snack-Man) stają się for-
magazyn muzyczny
pocztą nowej, jazzowej dekady. Trio Medeski - Martin - Wood w połowie lat dziewięćdziesiątych jest już modnym zespołem i atrakcją
najważniejszych amerykańskich festiwali. Ukoronowaniem tego
okresu jest 8-tygodniowy kontrakt zespołu w bazie nowojorskiego,
nowego jazzu - klubie Knitting Factory.
Nieoczekiwana zmiana dokonuje się w 1998 roku, gdy muzycy podejmują współpracę z legendarną wytwórnią Blue Note Records.
Powstają niezwykle ciekawe albumy akustyczne, prezentujące
nowe oblicze awangardowego trio. Współpraca z Blue Note Records trwała kilka lat. W 2005 roku muzycy zdecydowali nie kontynuować tego (podobno artystycznie krępującego ich) kontraktu.
Wytwórnia, zobligowana swoją polityką wydawniczą, nie chciała
wydawać wszystkich pomysłów, jakie chcieli realizować muzycy .
Konsekwencja tej decyzji było zawiązanie własnej oficyny Indirecto
Records. To dla Indirecto natychmiast zrealizowali serię albumów
Radiolarians (realizacje w studio poprzedzały trasy koncertowe,
gdzie ogrywano nowy materiał
).W 2008 roku ukazał się Radiolarians I, kolejne dwa albumy pojawiły się rok później. Wyczekujących na nowe wydawnictwa fanów ucieszył także zestaw Radiolarians: The Evolutionary Set, zawierający trzy płyty studyjne, album koncertowy, z remisami (które stworzyli m.in. DJ Spooky i DJ
Logic), podwójny LP z trzech sesji oraz DVD. Publiczność i krytycy
byli ukontentowani : najciekawszy zespół dekady wykonał brawurowo swoje artystyczne credo !
Muzycy trio nawiązali także doskonałą współpracę z gitarzystą
Johnem Scofieldem. Współpraca ta zaowocowała nie tylko koncertami, ale przede wszystkim wspaniałymi albumami nagranymi
wraz z genialnym gitarzystą. Raz liderem nagrań był John Scofield
(album A Go Go ), innym razem kwartet lansowany jako MSMW (
albumy Out Louder:, In Case the World Changes Its Mind ). Jako
kwartet Medeski- Scofield- Martin & Wood stali się także atrakcja
licznych festiwali europejskich, choć najpełniej funkcjonują jako
trio MMW.
„Mnogość cytatów z historii muzyki - analizuje fenomen zespołu
Dionizy Piątkowski - przekładana jest na fortecę instrumentów
klawiszowych, bass i perkusję, eklektyzm w podejściu do materii dźwiękowej, paletę barw i brzmień godną najbardziej nowatorskich twórców electro i nu-jazzu. Wszystko to powoduje, że trzech
zaprzyjaźnionych ze sobą instrumentalistów doskonale rezonuje i
współpracuje z publicznością pojawiając się ze swoją muzyką na
estradach wykraczających daleko poza pojęcie ortodoksyjnego jazzu. Medeski Martin & Wood doskonale połączyli bowiem to, co w
muzyce improwizowanej najważniejsze: niebanalną i nowocześnie
brzmiącą rytmikę oraz groove, owe charakterystyczne i rozpoznawalne brzmienie trio, oryginalne kompozycje, chwytliwe tematy
oraz energetyczne improwizacje. W ich muzyce słychać największych: Jamesa Browna, Duke’a Ellingtona, Sun Ra, Johna Coltrane’a, Sly and Familly Stone, Herbie’go Hancocka, Weather Report,
EL & P, Hendrixa i oczywiście legendę jazzowych organów Jimmy(dip)
’ego Smitha.
brzmienia
41
MORNING
PARADe
„MORNING PARADe”
Z
espół Morning Parade zapowiedział premierę gorąco wyczekiwanej debiutanckiej płyty zatytułowanej po prostu “Morning Parade” – album w wersji cyfrowej i na CD ukaże się 5 marca nakładem Parlophone Records.
Mimo rozgłosu, jakim formacja cieszyła się na początku 2011
roku, Morning Parade (znani z hitu „Under The Stars”
) nie wpadli w pułapkę pierwszej sławy i nie pospieszyli się z wydaniem debiutanckiego albumu, jak wiele młodych zespołów. Zamiast tego spokojnie tworzyli album na miarę swoich ambicji
oraz zdobywali uznanie fanów w całej Europie.
W rezultacie powstało zapierające dech w piersiach, dopracowane dzieło, na którym znajdziemy głębokie teksty i świetnie napisane piosenki, o jakie coraz trudniej we współczesnej muzyce popularnej. Oto kolekcja utworów z charakterem – szczerych i budzących prawdziwe emocje.
Od energetycznych, porywających rytmów, nieudawanej euforii
i melodyjnego wdzięku ‘Us and Ourselves’ po odurzające, ekstatyczne i przebojowe ‘Under the Stars’, płyta Morning Parade to
emocjonalny rollercoaster mistrzowsko operujący szerokim wachlarzem środków wyrazu i zróżnicowaną dynamiką.
Bezkompromisowe, buzujące od emocji rockandrollowe ‘Blue
Winter’ oraz ‘Headlights’ z wykopem otwierają płytę, by potem
ustąpić miejsca delikatnej odzie do nieodwzajemnionej miłości
‘Monday Morning’, pięknie kontrastującej z olśniewającą afirmacją życia w ‘Born Alone’ – utworze, który z epickim rozmachem
zamyka to doskonałe wydawnictwo.
Natomiast urzekający, migotliwy pejzaż dźwiękowy ‘Running
Down the Aisle’ stanowi doskonałe dopełnienie odurzająco nostalgicznego ‘Close to Your Heart’ oraz genialnej dawki surowego electro-rocka, jaką jest numer ‘Carousel’.
Oszczędnie zaaranżowana piosenka ‘Half Litre Bottle’ to niezwykle przejmujący apel do borykającego się z alkoholizmem
członka rodziny jednego z muzyków; za to w ‘Speechless’ przybierająca na sile ściana dźwięku sprawia, że masz ochotę unieść
ręce do góry i pobiec na parkiet.
Od euforycznej radości przez przeszywający smutek, od porywających, przebojowych songów po przepiękne, subtelne opowieści
– oto płyta, która od razu budzi zachwyt, a jednocześnie trwale
zapisuje się w pamięci.
Ten debiutancki krążek nagrany przy udziale słynnego producenta Davida Kostena (Bats For Lashes, Everything Everything)
ukaże się w wersji cyfrowej oraz na płytach CD w Wielkiej Brytanii i Europie.
W 2011 zespół zagrał szereg wyprzedanych do ostatniego biletu koncertów w Wielkiej Brytanii i Europie m.in. na V Festival,
odbył trasy koncertowe u boku takich gwiazd, jak 30 Seconds to
Mars, The Wombats czy The Kooks, zagrał przed Biffy Clyro na
festiwalu Ibiza Rocks i dzielił scenę z Coldplay na Rock am Ring.
Pierwszy album grupy to zapowiedź wspaniałej muzycznej podróży jednego z najciekawszych objawień brytyjskiej sceny muzycznej.
D.K.
Wkrótce wszyscy dołączymy do tej niezwykłej parady.
42
magazyn muzyczny
eMeLI SANDe
„Our Version Of events”
Debiutancki album konkurentki Adele!
E
meli nagrała album, który zasługuje na wielki rozgłos – pełen pasji, przejmujący i emanujący prawdziwie gwiazdorskim blaskiem’
2012 zapowiada się na fantastyczny i pełen sukcesów rok dla
Emeli Sandé. Nagrodzona przez krytyków prestiżową nagrodą
Brit wokalistka i autorka piosenek z Aberdeen 12 marca 2012
roku wyda swój debiutancki album „Our Version of Events”.
Krążek promuje olśniewający singiel ‘Next To Me’ - doskonała
kompozycja, hipnotyzujący przebój pop pełen wielkich emocji,
opatrzony szczerym do bólu tekstem. Na pierwszy rzut oka zdaje
się opowiadać o mężczyźnie, a może nawet sprawach duchowych.
Jednak Emeli wyjaśnia, że piosenka opowiada o jej największej
miłość: muzyce. ‘You won’t find him drinking under tables/ Rolling dice and staying out till 3/ You won’t ever find him being
unfaithful/ You will find him next to me.’ (Nie pije na umór/ Nie
gra w kości do trzeciej nad ranem/ Nigdy mnie nie zdradza/ Lecz
zawsze jest przy mnie.)
Oprócz nagrody krytyków, którą wygrała, Emeli została również
nominowana do Brit w kategorii Najlepszy Debiut – to pierwszy
taki przypadek w historii tych nagród.
„Our Version Of Events” to ciepła, mądra, szczera, zabawna i inteligentna płyta, a przy tym równie oryginalna co szalona blond
fryzura Emeli i tatuaż z obrazem Fridy Kahlo pokrywający większą część jej prawego ramienia. Album oddaje lęki, myśli, emocje i nadzieje młodej kobiety, lecz trafia w serce każdego, kto ceni
wyobraźnię, ciekawą metaforykę i wreszcie - cholernie dobre piosenki. Wszystkie utwory napisała Emeli, a produkcją zajął się jej
stały współpracownik Shahid ‘Naughty Boy’ Khan.
Podobnie jak wiele dziś legendarnych debiutów, płyta Sandé trafia w swój idealny czas. Jest wiarygodna, nie siląc się na pozy, złamane serce leczy szaloną miłością, jest przemyślana, ale nie przekombinowana. Oto do cna brytyjska produkcja o niezaprzeczalnym potencjale światowym, stworzona przez jedną z najciekawszych młodych artystek ostatnich lat.
Emeli występowała ostatnio przed Coldplay podczas ich trasy po
Kol
Europie.
brzmienia
Dwanaściegodzin
czystejgry
T
en muzyczny projekt skierowany był do wszystkich od najmłodszych do najstarszych, bo nie wszyscy,
a raczej zdecydowana mniejszość ludzi, zdają sobie sprawę z faktu, że istnieją własności intelektualne, które
są uregulowane prawnie. To też przyczynek do dyskusji, czy formy ochrony są właściwe, czy instytucje zajmujące się ochroną praw autorskich należycie wykonują powierzone im obowiązki, czy edukacja w tym
zakresie jest na właściwym poziomie. Poszanowanie czyjejś własności można rozciągnąć na
wszystkie dziedziny życia
i edukacja w tym zakresie
jest niezbędna. Muzycy
widzą to na co dzień wykonując z pasją swoją muzyczną pracę i dlatego poprzez
taki projekt dwunastu godzin grania są przekonani, że to przesłanie
dotrze do wielu ludzi, którzy nawet
zatrzymają się na chwilę i zastanowią nad
tym problemem.
Spotkanie
miało
miejsce się 4 lutego 2012 roku w samo
południe w jednym
z najatrakcyjniejszych
miejsc Poznania Starym Browarze, gdzie
zagrał własne utwory
- dwanaście godzin nonstop - poznański zespół
Margines
występujący
w składzie: Darek Rogers
wokal, gitara akustyczna, Grzegorz Sykała - harmonijka ustna, Łukasz Koper
-gitara elektryczna,
Bartek Jankowski gitara elektryczna,
Karol Wiśniewskilagitara basowa, Ma-
ciej Sroczyński -perkusja oraz zaproszeni przyjaciele zespołu m.in.:
Bartek Cholewiński (Whisky River
Rock’n’Roll Band) - instrumenty
klawiszowe, Leszek Paech ( Boogie
Chilli) - harmonijka ustna, Robert
Kordylewski - wirtuoz gitary akustycznej,oraz kilku znakomitych
polskich muzyków. Zagrali, a Darek Rogers zaśpiewał własne utwory do własnych tekstów. Był ich około stu sześćdziesięciu. Utwory Marginesu to poezja okraszona muzyką.
Utrzymane są w wielu klimatach od korzeni muzyki
bluesa po hard rocka. Nad aranżacją i przygotowaniem utworów pracowali od lutego 2011 roku wszyscy członkowie zespól Margines.
Chcą w ten sposób zamanifestować poszanowanie dla własności intelektualnych jakimi niewątpliwie są teksty i muzyka. Był to także swoisty” rekord świata” w ilości i długości grania własnych utworów, ale jest to
cel drugorzędny. Podstawą
jest obrona własności intelektualnych, które tak często są, pomimo doskonałych
przepisów prawa, marginalizowane. Całość przedsięwzięcia była rejestrowana w formie audio i video, by w niedalekiej przyszłości powstał
film dokumentalny z koncertu przeplatany wypowiedziami ekspertów oraz
zwykłych ludzi na temat
problemu ochrony wartości intelektualnych. Cały
dwunastogodzinny
koncert odbywał się w oparciu o bardzo przejrzystą formułę: Nad całością koncertu czuwali niezależni obserwatorzy, do których należało odmierzanie czasu grania,
przerw oraz sprawdzanie niepowtarzalności utworów.
tekst i zdjęcia Emilia Staszków
magazyn muzyczny
brzmienia
43
IRENA JAROCKA
1946-2012
Kochały ją miliony…
S
obotę, 21 stycznia 2012 roku będę pamiętał do końca życia. W samo południe telefon z Polskiego Radia w Gdańsku
z informacją o śmierci Ireny Jarockiej i zaproszenie do studia
na wspomnienia o tej wielkiejdamie polskiej piosenki. Miałem
ten zaszczyt być jej impresariem i współpracownikiem w drugiej
połowie lat siedemdziesiątych w okresie kiedy powstała BART Bałtycka Agencja Artystyczna/1974/ pod wodzą św. Pamięci Dyrektora i animatora kultury Andrzeja Cybulskiego.
Byłem wtedy Szefem reklamy BART-u , a Irena właśnie rozstała się ze swoim mężem i impresariem Marianem Zacharewiczem.
Stając się impresariem takiej gwiazdy, uświadomiłem sobie, że
otworzyły się przede mną drzwido wszystkich decydentów kultury , mediów, wytwórni płytowych . Zawdzięczam Irenie wszystko toco później osiągnąłem pracując wiele lat w krajowym przemyśle rozrywkowym. Praca z nią to była przyjemność i zdobycie
zawodu, który oficjalnie nie funkcjonował, Irena te moje prywatne” studia” opłacała z własnej kieszeni. Doświadczenia zdobyte
u boku Ireny zaowocowały szybką karierą zespołu KOMBI i powołania ruchu muzycznego pn. „Muzyka Młodej Generacji”, który przyczynił się do wypromowania największych gwiazd polskiego rocka w latach osiemdziesiątych.
Irena Jarocka była osobą niezwykłą pod każdym względem. Miała miliony wielbicieli, była ikoną polskiej piosenki. Powszechnie
zachwycano się jej urodą, ciepłym głosem i optymistycznym podejściemdo życia. Ciężko pracowała na swój sukces. Była chyba
wyjątkiem w tej branży, nie miała wrogów, wszyscy zawsze wyrażali się o niejpozytywnie, a ona nawet rozdając autografy załączała do nich charakterystyczne narysowane swoje uśmiechnięte„bużki”.Kochała publiczność i swoich fanów, a oni powszechnie
się jej odwzajemniali.
Wystepowała i nagrywała na całym swiecie obok takich gwiazd
jak Suzi Quatro, MirreilleMathieu, Enrico Macias, Abba, Charles Aznavour, Michel Sardou. Nagrywała płyty dla takich wytwórni jak: Philips/Fontana/, Warner Brothers, Crystal/Emi/, Supraphon, Pronit, Muza, Tonpress, Polskie Nagrania, Media Way.
Pamietać będziemy na zawsze takie jej przeboje jak „Gondolierzy z nad Wisły”, „Odpływają Kawiarenki”, „Kocha się raz”, Wymyśłiłam Cię” czy„Motylem jestem”. O jej karierze , sukcesach
i zdobywanych nagrodach można by napisać książkę.
Ja będę pamiętał Irenę Jarocką, piekną długowłosą dziewczynę,
taką jaką poznałem przed laty w Sopocie. Mało kto kojarzy np.
wydarzeniez kultowego Non Stopu , 2 lipca 1966 roku, gdzie wystąpiła Irena Jarocka/19 lat/ jako gość Czerwonych Gitar.Akompaniowało jej legendarne trio: Seweryn Krajewski, Jerzy Skrzypczyk i Krzysztof Klenczon. Doskonale to pamięta pisarz i animator rocka- Roman Stinzing, który opowiedział mi ze szczegółami o tym recitalu i spotkaniu w domu u państwa Krajewskich na
ul. Ksiażąt Pomorskich 15. Był nią zauroczony, zresztą jak wielu.
To właśnie pod tym adresem powstał jej pierwszy przebój „Gon-
44
magazyn muzyczny
dolierzy z nad Wisły”do słów K. Dzikowskiego i muzyki Seweryna. Była jedną z wychowanek ssłynnej profesor Jadwigi Mickiewiczówny/WSM Gdańsk/ oraz Renaty Gleinert /Gdańskie Studio
Piosenki/.
W Sopocie wystepowaław Operze leśnej, Teatrze Letnim, Teatrze
kameralnym, Molo. Tutaj też Podczas Miedzynarodowych Festiwali Piosenki zdobywała nagrody publiczności i, „Głosu Wybrzeża” , „Miss obiektywu” i występowała w roli gwiazdy. W całej Polsce miała wielu serdecznych przyjaciół o których nigdy nie zapominała nawet mieszkając wiele lat w USA.Do dzisiaj funkcjonują jejfunkluby. Piosenki pisali dla niej wybitni autorzy tekstów
i kompozytorzy tacy jak Wojciech Młynarski, Janusz Kondratowicz, Krzysztof Dzikowski, Andrzej Tylczyński, Marek Dutkiewicz, Wojciech Trzciński, Marian Zacharewicz, Andrzej Korzyński, Leszek Bogdanowicz, Adam Skorupka, Andrzej Januszko.
Podczas pobytu w USA promowała nasz kraj przy każdej okazji,
założyła własna fundację i organizowała wiele koncertów charytatywnych m. innymi na rzecz Domów Dziecka w Polsce.
Niezwykle aktywna zawodowo była do końca walcząc z nieuleczalna chorobą. Po raz ostatni spotkałem się z Ireną Jarocką
w czerwcu 2009 roku z okazji jej recitalu i promocji książki pt.
„Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej” w Gdańsku. Jak
zwykle otaczał ja tłum wielbicieli.
Odeszła otoczona miłością rodziny, przyjaciół i fanów.
Na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
brzmienia
Wojciech Korzeniewski
VILLAS:
HITLER ZABIŁ MAO-TSE-TUNGA
T
rzeba było odwagi by napisać książkę o Violettcie Villas
I jeszcze większej by ją autoryzować. Para doświadczonych
dziennikarzy – IZA MICHALEWICZ i JERZY DANILEWICZ dokonała tego i przez kilka tygodni usiłowała się spotkać z artystką. Książka „VILLAS: NIC PRZECIEŻ NIE MAM DO UKRYCIA …” ukazała się w momencie niespodziewanej śmierci artystki, mój egzemplarz ma już stosowny dopisek. Odwaga autorów
polegała na niemal panoramicznej konfrontacji życia piosenkarki z tzw. prawdą obiegową, niemal 60 laty bzdur i plotek, – jakie
m.in. ona sama rozsiewała dookoła swej postaci. Sądzę, że to się
udało, stąd uznanie dla autorów za ich pracę. Więcej, to jedna
z najlepszych książek z dziedziny show biznesu, jakie się u nas
ostatnio ukazały.
Nic dziwnego, że pozycja ta była bestsellerem w okresie świąteczno-noworocznym, sięgały po nią głównie kobiety. Interesowało
je dosłownie wszystko, od szczegółowej biografii i życia osobistego po dziwadła starszej pani. Zdajemy sobie sprawę z faktu, co
pracowicie mimo woli udowodniają autorzy publikacji, że artystka w wielu wywiadach najzwyklej bajdurzyła. Nie zawsze można
było takie „fakty” sprawdzić. Robiła to z wielkim wdziękiem i zastępowała w tym różne agencje PR czy też promocji. Zrozumiałe
– niektóre fakty z życiorysu uwypuklała (jak ten wspólnej pracy
jej ojca z Gierkiem, co towarzyszy doprowadzało do złości) inne
skrzętnie ukrywała (np. datę urodzin, gdy Witold Filler podał ją
w swej książce <Tygrysica z Magdalenki> obraziła się śmiertelnie). Jej rodzice – Janina (zm. 1985) i Bolesław (zm. 1960) pochodzili z Dąbrowy Górniczej i w latach 30. wyjechali za górniczym
chlebem do Belgii. Wzięli z sobą dzieci: Wandę (1931-2006), Jurka (1933-1987), na obczyźnie urodzili się: Czesia (10.VI.1938-5.
XII.2011) oraz Ryszard (1940-2010). Bodaj w 1945 r. rodzina Ceślaków powróciła do kraju i osiadła w Lewinie Kłodzkim.
Muzyczny talent. Mała Czesia posiadała go niewątpliwie. Rozpoznany, jak to zwykle bywa – nieco później. Ojciec Violetty, bardzo sprawny muzyk samouk (skrzypce) grywał po pracy na wpół
zawodowo, chciał by, dzieci towarzyszyły mu w tej pasji. Ale był
despotą. – Uczył dzieci gry na pianinie, skrzypcach, butelkach,
wiolonczeli, na piłach, itp. – wspomina Maria Skrzypczyk, szkolna koleżanka Czesi. Już, jako młoda zamężna dziewczyna (mąż
Piotr Gospodarek) wylądowała w Szczecinie, zdała tam do średniej szkoły muzycznej, uzyskała stypendium i … wkrótce widzimy ją w Warszawie na ul. Profesorskiej w słynnej willi prof. Witolda Matuszewskiego. Nie tylko willa była słynna, ale zestaw nauczycieli tej szkoły. Tu okazało się, że nasza bohaterka dysponuje fenomenalnym głosem – lirycznym sopranem koloraturowym
o skali 4 oktaw. Nosząca się już wtedy ekstrawagancko Czesia
trafiła do kostycznej, klasycznie wykształconej nauczycielki Eugenii Klopek-Falkowskiej. Zaczęła nagrywać (nieco przez przypadek) i te nagrania – głównie z Orkiestrą Radiową Edwarda Czermagazyn muzyczny
nego zaprowadziły Violettę Villas na sceny festiwali sopockich
i opolskich. Mimo uznania widowni nic nie wygrała (nie tylko
ona!), zaczęła dużo występować i naukę diabli wzięli. Ruchu scenicznego, doboru repertuaru i pracy z akompaniatorem i aranżerem nauczył ją dopiero pierwszy pobyt w Las Vegas (początek
1967). Potem nigdy nie pracowała nad swoim głosem, a przyswojenie większych partii oper było ponad jej siły. Z biegiem czasu
nieszkolony głos zmieniał barwę a skala się zmniejszała (uwaga
Poznakowskiego po jej recitalach w Syrenie).
Maniery gwiazdy. Nabrała ich na zagranicznych wojażach, głównie w czasach parokrotnego kontraktu w Las Vegas. Szokowało to spauperyzowaną i zaściankową publiczność w PRL, z tego
to też powodu branża rozrywkowa i jej instytucje nie przepadały za artystką. Do tego nakładał się jej swobodny styl bycia („jak
mnie kochają to poczekają” – mawiała), wieczne spóźnianie – czy
to na plan filmowy czy na estradę. Stroje i fryzura były raczej tutaj wtórne. Szalone trudności we współpracy z akompaniatorem
(zespołem) – zmiany tonacji; dialogi z publicznością. Odbiło się to
na nagraniach i pracy z mediami, z estradami – słowem gwiazda
zaczęła głodować (późne lata 70. do połowy 80.).
TW Gabriella. Współpracę z wywiadem PRL podpisze podczas
kilkutygodniowego pobytu w kraju w grudniu 1968. Wcześniej,
jesienią tamtego roku, spotka się z vice konsulem w Chicago
Henrykiem Szefsem (agent Radek), i niemal powierzy mu swe
sprawy. Tu trzeba wyjaśnić, iż artystka czuła się ogromnie samotnie na wielomiesięcznych kontraktach, brakowało jej – patrząc z dzisiejszego punktu widzenia – managera i prawnika „kutego” w amerykańskich przepisach i na wylot znającego branżę rozrywkową. Cóż, „biedny” PAGART pobierał tylko 20% prowizję… Z tej współpracy niewiele wyszło, artystka „zakapowała” tylko swego agenta giełdowego, który „upuścił” jej trochę fortuny. Nie była to jednak zemsta, TW Gabriella nie miała raczej
głowy do pisania raportów. Więcej, stała się uciążliwa dla służb
– zaczęła natarczywie domagać się wsparcia w sprawach zawodowych – „cóż, ci panowie mogą wszystko, to, dlaczego nie pomagają?”. Nie dziwota, że jej teczka wylądowała na śmietniku, czyli w archiwum.
Małżeństwa i uzależnienia. Były dwa: pierwsze z Piotrem Gospodarkiem zawarła jako nastoletnia dziewczyna, z tego związku
(nie przetrwał nawet roku) jest syn Krzysztof; drugie z restauratorem Tedem Kowalczykiem (zm. 10. V.2006 w domu socjalnym)
trwało nie dłużej. O tym związku było bardzo głośno po obu stronach Atlantyku. Ślub kościelny zaplanowano na czerwiec 1988,
ponad 400 dzieci miało podtrzymywać welon na Starym Mieście
w Warszawie. Ale miłość, szalona – była jedna (jak słusznie zauważa Filler) – ukochanym był krytyk muzyczny Janusz Ekiert.
On to autorom w słuszny chyba sposób tłumaczył fakt popadnięcia artystki w lekomanię i narkotyki. Powodem był słynny wyścig
brzmienia
45
szczurów – wtedy rzecz nieznana w Polsce. Tam w USA i gdzie
indziej, posiadanie talentu i wściekła praca, to jeszcze nie wszystko. Trzeba było dodatkowych środków. Wydaje się, że Villas wyszła po latach z tego uzależnienia zamieniając je na inne.
Miała wilczy apetyt. Hm – Violetta mogła zjeść i wypić u męża
Teda w Chicago w Orbicie – na śniadanie jajecznicę z 12 jaj i butelkę koniaku lub nawet dwie. Wielki półmisek różnych pierogów
i butelkę koniaku. Na przyjęciu powitalnym w Lewinie – dosłownie cały stół wędlin i parę butelek koniaku. Zresztą, całe kartony koniaku przemycano dla niej z pobliskich Czech. Spała nago,
ubierała się na scenę bez majtek, itp., – co zresztą jest zwyczajem
wielu artystów. Proces ubierania się w garderobie trwał godzinami, artystka po prostu „nie wchodziła” w wiele sukien, nie mówiąc o upinaniu licznych tresek z włosów. Ponoć włosy jeździły
za nią osobnym samochodem, wypełniały cały bagażnik. Treski
to znakomite dzieło mistrza z Radomia. Praca garderobianej była
chyba rodzajem poświęcenia – wszak z czasem wszystkie rzeczy
wydzielały specyficzną woń, były brudne od makijażu.
Wiara. Violetta od dzieciństwa była wierzącą katoliczką, lecz
z czasem wiarę coraz bardziej uzewnętrzniała, wiara stała się jej
sztandarem – i trudno było odróżnić sacrum od profanum. Niektórzy momenty ewangelizacyjne brali za trick promocyjny. Lecz
wiara zawiodła arystkę na Jasną Górę, gdzie dała 2 godzinny recital dla 270 tys. wiernych (cytat z I-szej strony Gazety Wyborczej). Lecz tego faktu nie znajdziemy w książce. Mimo spostrzegawczości autorów – Dariusz Michalski w 5-cio księgu historii
rozrywki poświecił Villas … jedno zdanie, wybijają fakt braku jej
nagrań na krajowych listach przebojów, ale branżowy Billboard
zamieszcza takie zestawienie. Proste - polskim korespondentem
tygodnika był Roman Waschko i listę podał wg wybierania nagrań przez słuchaczy Polskiego Radia.
Zwierzęta. To był problem Villas przez całe życie – i ta miłość do
zwierząt była utrapieniem, z jakiego ludzie nie zdawali sobie sprawy. Od dziecka kochała zwierzęta. W Magdalence-Sękocinie, gdzie
miała posiadłość było stado, które doprowadziło niemal do eksmisji właścicielki. Najbliższy sąsiad – mąż Jolanty Brzozowskiej był
u piosenkarki tylko raz jedyny - bez maski gazowej nie dało się tam
przebywać. Sąsiedzi niemal siłą doprowadzili do wykupu posiadłości, gdy VV udawała się do Lewina. Dziennikarka Polityki w momencie wyjazdu pełnej ciężarówki obliczyła stado na: 60 psów, ponad 140 kotów i 10 kóz. Wkrótce w Lewinie na dzierżawionych
paru ha od miasta liczba zwierząt doszła do 2,5 tys. – w momencie, gdy artystka wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Mimo,
ze zwierzęta miały kilka osób etatowej opieki, po prostu wredni ludzie podrzucali wciąż nowe. W programie TVP Wojtek Jagielski na
pytanie o marny wygląd artystki, ta odparowała: - żeby pan miał
takie Kilimandżaro, to też by pan tak wyglądał. Kilimandżaro – 3
ha wzgórze z setkami zwierzaków. Na zakończenie, dlaczego taki
tytuł? Po rozstaniu się z Kowalczykiem na pytanie na Okęciu o powód tak nagłego powrotu – stwierdziła bez ogródek: - dostałam
wiadomość, iż Hitler zabił Mao -Tse –Tunga (imiona psów). Dodając – poza tym ten drań (Kowalczyk) strzelał do szopów!
Pośmiertelne story VV wydaje się niezakończone, mimo urzędowego stwierdzenia przyczyn zgonu artystki. Podobno jej 20 letnia opiekunka, menadżerka (mocna głowa jak u VV) Elżbieta Budzyńska jest w posiadaniu testamentu.
Iza Michalewicz-Jerzy Danilewicz „VILLAS: NIC PRZECIEŻ
NIE MAM DO UKRYCIA…” wyd. Świat Książki/Weltbild; Warszawa 2011; str. 288; cena 34,90 zł (wydanie pierwsze z CD z koAdam St. Trąbiński
lędami)
46
magazyn muzyczny
LuCIO DALLA
NIe żyje. WłOChy W żAłOBIe
B
ył w spsób bewstydny samym sobą, na dobre i na złe w czasach, gdy ludziom zależy ma pkoazaniu się i niczym więcej”
- tak Osservatore Romano wsponina zmarłego 1 marca 2012 r.
w Szwajcarii znanego włoskiego piosenkarza i kompozytora Lucio Dalla.Najbardziej znana była Jego piosenka caruso, spiewana
przez najwybitniejszych śpiewaków takich jak Luciano Pavarotti czy Andrea Bocceli.
Syn znanej nam doskonale Faridy, Giuliaano Amestelato grał
w Jego zespole przez 14 lat.Mając takie referencje nosiłem się
z zamiarem zaproszenia L.Dalla na tournee do Polski jesienią
br.Śmierć pokrzyżowała plany.
„Jego śmierć zaskoczyła wszystkich. Przed dwoma tygodniami wystąpił na festiwalu w Sanremo w duecie z Pierdavidem Carone i był
w świetnej formie. Podobnie wczoraj wieczorem” - poinformował
jego agent. Lucio Dalla urodził się w Bolonii, 4 marca 1943 roku.
Od młodzieńczych lat był miłośnikiem jazzu, sam nauczył się grać na
harmonijce ustnej, klarnecie i saksofonie. Jako klarnecista był członkiem zespołu jazzowego Rheno Diexieland Band. W 1960 roku właśnie z tym zespołem wziął udział w pierwszym europejskim festiwalu jazzowym w Antibes (Francja), zajmując pierwsze miejsce. Dzięki
temu zainteresowała się nim profesjonalna grupa jazzowa z Rzymu
Second Roman New Orleans Jazz Band, złożona z takich muzyków
jak Maurizio Majorana, Mario Cantini, Peppino De Luca, Roberto
Podio i Piero Saraceni, z którymi nagrał swą pierwszą płytę.
Występował również, często pod pseudonimem Domenico Sputo,
z wieloma innymi zespołami muzycznymi (m.in. Stadio, Ron, Luca
Carboni). Lucio Dalla to legenda włoskiej sceny muzycznej. Kochany przez publiczność, ale też doceniany przez środowisko
akademickie, o czym świadczy doktorat honoris causa przyznany
mu przez Uniwersytet w Bolonii, jego rodzinnego miasta.
Trudno wybrać najpopularniejszą z jego piosenek. Efekty 50 lat
jego twórczości były balsamem dla dusz aż trzech generacji Włochów. Możemy być niemal pewni, że takie kawałki jak: „L’anno che
verrà” („Rok, który nadejdzie”), „Ciao”, „A modo mio” („Po mojemu”), „Com’è profondo il mare” („Jak głębokie jest morze”), „Futura” („Przyszła”) na długo pozostaną inspiracją dla przyszłych
Krystian Wagay
pokoleń artystów.
brzmienia
Odsłuchane
w zaciszu domowym
P
rzede mną kilka płyt CD z zapisem muzycznym wykonawców nie z pierwszych stron gazet . Moim zadaniem jest recenzowanie tych różnorodnych muzycznie zespołów i wykonawców. Przyznaję, że odsłuch i napisanie kilku zdań o każdej płycie
to zderzenie z potężną dawką różnorodnej w stylach muzyce rozrywkowej. Spróbuję sprostać temu zadaniu.
Ostatnia Wieczerza w Karczmie
przeznaczonej do rozbiórki „Powroty” Płyta wydana poprawnie edytorsko ze spisami
wszystkich autorów ,wykonawców, producentów, prawnie chroniona przez ZAIKS. Zespół Ostatnia Wieczerza w Karczmie przeznaczonej do rozbiórki, istnieje od 1978 roku i jak sami piszą
o sobie - najlepiej sprawdza się
w repertuarze poetyckim, choć
nie stroni od kabaretu i piosenki turystycznej. Płyta „Powroty” jest czwartą w bogatej i licznie nagradzanej karierze zespołu. Teksty i muzyka w pełni profesjonalne. Specyficzny „kabaretowy” tembr głosów wokalistów , bardzo oszczędne w ilości instrumentów aranżacje, nadają kameralny wydźwięk całemu materiałowi płytki. Poetyckie teksty opisują życie, przyrodę i krajobrazy Ziem Nowego Sącza a konkretnie terenów Ziemi
Bieckiej. Już z pięknie podanych słów piosenek można sobie wyobrazić te przecudne krajobrazy górskie od wiosny do zimy. Materiał audio w całości nadaje się do stworzenia programu „Muzyka w plenerze” ze zdjęciami krajobrazowymi tego opiewanego regionu. Czy ktoś z decydentów TV Kraków podzieli moje zdanie
i niedużym kosztem zrealizuje to przedsięwzięcie, utrwalając tradycję i walory turystyczne regionu.
Buczkowski/Kałużny KOMEDA inspiracje
Płyta wydana poprawnie edytorsko ze spisami wszystkich autorów, wykonawców i producentów, prawnie chroniona przez ZAIKS. Materiał muzyczny to 11 kompozycji Andrzeja Trzcińskiego
Komedy, oraz 2 kompozycje Artie Show. Nowe opracowanie muzyczne wszystkich utworów Piotr Kałużny. Charakter wykonywanej muzyki to typowa muzyka ilustracyjna, a dzięki nowemu
opracowaniu i subtelnemu aranżowi nie daje się zauważyć różnicy czasu od jej powstania do dnia dzisiejszego. Na to stwierdzenie zapracował pomysł współpracy dwóch muzyków Jarosława Buczkowskiego i Piotra Kałużnego. Skromny zestaw instrumentalny akordeon, fortepian akustyczny i piano elektryczne
są dowodem na to, że przy mistrzowskim wykonaniu, wzajemnym przenikaniu się poszczególnych fraz muzycznych ,można
wypełnić całkowicie przestrzeń muzyczną, nie pozostawiając inmagazyn muzyczny
strumentu solowego w samotności, lecz go podprowadzać,
uzupełniać i akcentować harmonicznie. Duża to rola autora opracowania muzycznego - aranżera Piotra Kałużnego. Każdy z prezentowanych
utworów z uwagi na liczbę instrumentów i ich charakterystykę brzmieniową musiał być
wykonywany z dużą precyzją
i wyczuciem – tak charakterystyczną dla obu muzyków Buczkowskiego i Kałużnego. Przesłuchując kilka razy cały zarejestrowany materiał muzyczny, mogę zauważyć , że rola reżysera dźwięku
ograniczała się do rejestracji z użyciem ew. efektów pogłosowych
Pre- to efekt współpracy i poziomu przygotowania muzyków. Pre
wieczozentowana płyta stanowić może muzyczne wypełnienie wieczo
rów domowych, ma również w niektórych fragmentach charakter
materelaksacyjny. Nie pomylę się jeżeli zarekomenduję ją jako mate
riał szkoleniowy dla ilustratorów muzycznych. Wiele z zawartych
na płycie fraz muzycznych nadawało by się do wykorzystania w e
współczesnych serialach filmowych. Jedyną zauważalną wadą i to
nie muzyczną tej płyty to „niehandlowy” kolor okładki.
Wolna Sobota „ Dworzec Kolejowy”
Płyta wydana starannie edytorsko, ze spisami wszystkich autorów, wykonawców i producentów. Prezentacja 5 osobowego zespołu wokalno – instrumentalnego reprezentującego style: rock,
blues, rock-ballad. Brzmienie zespołu zgodne z deklarowanymi stylami, materiał instru
instrumentalny stylowo i poprawnie
emitowany, szczególnie har
harmonijka, gitara i Hammond.
Partie wokalne wykonane po
poprawnie, brakuje mi trochę „
ostrej chrypki” w bluesie. Na
utwo
płytce znajdują się trzy utwocało
ry – jest to za mało, by całoze
ściowo scharakteryzować zewysłu
spół. Nie dane mi było wysłuchać utworów bardziej skomplikowanych harmonicznie. Trafnym posunięciem było zaangażowanie przez zespół muzyka grającego na organach Hammonda. Brzmieniowo zespół zyskał bardzo wiele plusów. Do reżysera dźwięku mam uwagę, przy nagrywaniu barw Hammonda trzeba bardzo umiejętnie korzystać
z equalizatora lub tzw. środka parametrycznego , dając więcej
wolnego pasma dla gitary basowej. Tak czy inaczej, jeżeli zespół
Wolna Sobota posiada w swoim repertuarze utwory na tym poziomie , należy go polecić słuchaczom dobrej muzyki rockowej
a zespołowi życzyć wydania udanej nowej pełnej płyty CD.
brzmienia
Wojciech Dąbrowski
47
Powrót Cole’a Portera
FELIETON-
T
Ryszarda
Glogera
J
uż dawno przestałem wierzyć w szlachetne intencje i metody
promowania młodych wykonawców w świecie muzyki. Mamy
ogromną nadprodukcję muzyki, wydaje sie wręcz, że więcej ludzi
tworzy muzykę niż jest jej odbiorców. Stąd te wszystkie zwariowane pomysły na przebicie się za wszelką cenę. A ponieważ w naszym szoł byznesie grasuje mnóstwo amatorów i ignorantów, to
doświadczamy takich form promocji, że włosy stają dęba. Dwa
stulata temu robiono wśród stu
Szkodentów Dolnośląskiej Szko
ły Wyższej ankietę, w której
naankietowani mieli wybrać na
zwę zespołu, jego image i...
rodzaj muzyki jaki powinien
grać. Cierpliwie poczekałem
rynkona efekt tych „badań rynko
muwych”. Nazwa banalna, mu
wysiłzyka mdła i z dużym wysił
przesłuchakiem jeden raz przesłucha
zrołem całą płytę. Zespół nie zro
bił kariery, więc cała otoczka naukowa i wydane pieniądze bez
sensu. Jakiś czas temu dostawałem w poczcie mailowej roznegliżowane zdjęcia jakiejś wokalistki. Sama muzyka dotarła na koniec
i dopiero wtedy królewna była naga.Artystycznie. To co można
przeczytać w tekstach promocyjnych wielu wykonawców, jak różni szefowie wytwórni płytowych zachwalają swój „towar” to bzdety, nonszalancja albo kiepska literatura science fiction. U czujnych dziennikarzy i krytyków zawsze jest pewien dystans, zwłaszcza gdy konfrontacja z muzyką okazuje się, niepotrzebnie nadmuchanym balonem. Robienie skandalu, żeby zaistnieć, jest już obecnie tanim chwytem. Muzykom powinna wystarczyć wiara w to co
robią i w muzykę którą tworzą. Tym którzy chcą pomóc takiej kapeli warto doradzić, żeby dotarli do właściwych ludzi i instytucji,
które pomogą wypromować dobrą, ambitną kapelę. Sama okładka
SHAMELESS w moim przekonaniu nie jest skandaliczna, zwłaszcza, że to artystyczne ujęcie znanego faktu ze świata zwierząt.
Istotnie taki widok w realu sprawia, że zdecydowana większość
z nas czuje się w takim momencie zażenowana. Trudno jednak
wymagać od zwierząt intymności. Pewnie oburzyłbym się, gdyby
promocja i wizerunek zespołu poszły dalej. Mam na mysli rozwijanie tej kontrowersyjnej koncepcji marketingowej. Zareagowałbym
ostrzej gdyby w akcji promocyjnej pojawiła sie dosłowność i może
klip z pieskiego świata w naturze. Z doświadczenia wiem, że głupie, niesmaczne pomysły lubią się nawzajem. A wtedy mały krok
do eskalacji skandalu i trudno sie potem zatrzymać. A łatka zespołu z kretyńskimi zagrywkami medialnymi zostaje.
Zespołowi doradzałbym raczej współpracę z kimś, kto będzie miał
ciekawsze pomysły na to jak pomóc wybić się dobrej kapeli. Prócz
tego dużej cierpliwości i wiary, że jeśli grają coś wyjątkowego to odbiorcy to docenią. Ryszard Gloger, redaktor muzyczny – Radio Merkury
48
magazyn muzyczny
eatr Muzyczny w Poznaniu ponownie - po trzydziestu siedmiu latach - wystawił musical „Kiss me, Kate” Cole’a Portera, który swą prapremierę miał w Nowym Jorku w 1948 roku.
Już te dwie liczby mówią wyraźnie jak wielki dystans dzieli to
dzieło od dnia dzisiejszego. Nawet jeśli za ponadczasową uznajemy twórczość Williama Shakespeare’a, na której to w dużej mierze oparty jest omawiany przebój wspaniałego kompozytora.
Rozwój, czy raczej zmiany w sztuce następują tak szybko i tak intensywnie, że trudno nie zauważyć owych minionych lat w musicalu „Kiss me, Kate”. Ale czy oznacza to, że nie należy go przypominać, wystawiać, szukać w nim elementów ponadczasowych,
aktualnych? Sądzę, że jest kilka „za” decyzją dyrektora Daniela Kustosika o wystawieniu tego musicalu. Kto wie, czy nie decydującym „za” jest wciąż znakomita, żywa, wspaniale zaaranżowana muzyka i piosenki Cole’a Portera. We współczesnym jazgocie
i bełkocie wszelakiej maści hitów i megahitów lansowanych forsownie i wyłącznie komercyjnie przesympatyczne motywy i rytmy Portera jawią się niczym lekarstwa nowoorleanskiego jazzu,
przypominające że ład i przejrzystość przekazu są tym, co pieści
uszy i koi oraz bawi zestresowane dusze. A jeśli do tego jakże kameralny band orkiestry Teatru Muzycznego pod kierownictwem
Jacka Bonieckiego wyraźnie „czuje bluesa” i zgrabne teksty polskie Andrzeja Ozgi nie zgrzytają to satysfakcja jest absolutnie wystarczająca.
Reżyseria wielce doświadczonego w materii muzycznej na scenie
Andrzeja Marii Marczewskiego czyni wiele, by wspomniane lata
musicalu „Kiss me, Kate” były jak najmniej widoczne, zwłaszcza
w legendarnej już klitce Teatru Muzycznego. Najlepiej udaje się
to w sferze szekspirowskiego „Poskromienia złośnicy”. Podobnie
jak wysiłki choreografa AleAle
xandra Azarkevitcha, który
słusznie i skutecznie tu i ówi ów
dzie mruży oko, zastępując
powagę żartem, a nawet grogro
teską.
Ów brak miejsca niestety
rzutuje na pewne elemen
elementy scenograficzne (Ewa Stre
Strebejko-Hryniewicz), ale i ja
jakość chóru, czy obszerność
tudzież wygodę układów
choreograficznych. Tak to
jest, gdy decyzje wykonawwykonaw
cze dotyczące przeprowadzki
wciąż są... nie wykonywane.
Poznański spektakl - moja
ocena dotyczy przedpremierowego piątku - ma swoje „za” w sferze wykonawczej. Kolejny plus w swym dorobku po ostatnim
„Człowieku z La Manchy” zapisuje Joanna Horodko , intrygująca tak postaciowo (Kate), jak i wokalnie. Gościnnie wzbogaca
musical rzymski aktor (absolwent rzymskiego Musical Theatre
Academy de Marco D. Bellucci), syn Polki, Nicola Palladini. Dynamiczny (Petrucchio), pełen rozmachu, muzykalny, szkoda, że
z wyraźnie nie lub mało szkolonym wokalem. Z ról drugoplanowych na plan pierwszy wybija się śmieszny gangsterski duet Macieja Ogórkiewicza i Jarosława Patyckiego.
brzmienia
Andrzej Chylewski
czytelnicy piszą
Dużo w życiu muszę się jeszcze
nauczyć! Za nic w świecie nie mogę
zrozumieć logiki jeśli chodzi o prawo.
J
eśli kolega da mi wełnę i poprosi,żebym zrobiła mu sweter i ja go zrobię ,oczywiście nic nie biorąc za tę robótkę
bo to przecież dla bliskiego kolegi więc po prostu mu go podaruję a potem, któregoś dnia odejdę z tego świata to czy mój
mąż ma prawo do tego swetra i ma prawo domagać się jego
zwrotu?
Albo inny przykład, bardziej artystyczny bo jak twierdzi pewna pani łopatą machać każdy potrafi....
Przypuśćmy,że jestem artystką-malarką, przyjaciel poprosi o
obraz,da nawet blejtram i farby,ja obraz namaluję i PODARUJĘ no bo jak brać kasę od przyjaciela?! Oczywiście żadnego pokwitowania nie wezmę, nawet przez myśl by mi to nie przeszło,żeby od przyjaciela wołać o pokwitowanie albo spisywać
jakąś umowę o darowiźnie!!! Po mojej śmierci ,mąż zacznie nękać mojego przyjaciela bo nie życzy sobie,żeby ten obraz wisiał w jego domu i inni go oglądali,podziwiali i żąda zdjęcia go
ze ściany(powiedzmy,że to był autoportret),natomiast przyjaciel twierdzi ,że to jego dom,jego obraz i jeśli zechce to nawet
na wystawie go powiesi i nic mojemu mężowi do niego....więc
mój mąż z uporem maniaka,którym ego rządzi na potęgę już
nie żąda zdjęcia obrazu ze ściany ale jego ZWROTU BO TO
SPUŚCIZNA PO ZMARŁEJ ŻONIE!!!Mało tego,mąż od mojego przyjaciela żąda jeszcze odszkodowania!W związku z tym
składa pozew do sądu i sąd mężowi...przyznaje rację!
DLACZEGO???! Niestety nijak pojąć nie mogę!Głąb ze mnie?
Intelektu brak? Wygląda na to,że tylko do łopaty się nadaję... Myślałam nawet,żeby do Janusza Weissa w tej sprawie
zadzwonić...
I jak ten świat ma nie być dziwny??
Pozdrawiam i głowa do góry bo...ludzi dobrej woli jest więKrystyna Jurek
cej....!:)
My Music for Peace
Chętnie przyjedzie do Polski po raz drugi, naszym zadaniem
jest stworzyć sprzyjające okoliczności i sprawić przyjęcie godne wielkiego mistrza. Zresztą, z przyszłym przyjazdem Steva
wiąże się nasz projekt festiwalu My Music for Peace i udział
innych wielkich muzyków. Nie będę natomiast ukrywać, że
owszem, bardzo chciałabym, aby informacja zarówno o tym
wydarzeniu, jaki i naszych bardzo realnych planach dotarła
do jak największej liczby osób. Serdecznie pozdrawiam,
Mira Boryna
Witam wszystkich!
D
zisiaj oficjalna odsłona jedynego w Polsce portalu poświęconego wyłącznie gitarzystkom – Gitarzystki.pl.
Znajdziecie tutaj aktualne informacje o dokonaniach rodzimych instrumentalistek, o projektach muzycznych, które
tworzą lub w których biorą udział. Poza tym na stronie: biografie, muzyka, płyty, materiały video, recenzje sprzętu oraz
forum.
Pomysł na stworzenie tego portalu był dość prosty – chciałam
przekonać się, co robią inne gitarzystki, jaką muzykę tworzą, w jakich projektach uczestniczą, co skłoniło je do sięgnięcia po instrument i… dlaczego jest ich tak mało. Moim
celem nie jest podkreślanie podziału na muzyków płci męskiej i żeńskiej, ani kolekcjonowanie nazwisk ładnie wyglądających dziewcząt grających na gitarach, lecz pokazywanie instrumentalistek mających coś ciekawego do powiedzenia muzycznie oraz takich, które wyrażają się głównie poprzez gitarę, traktując ją jako jeden z podstawowych środków swojej
artystycznej ekspresji.
Mam nadzieję, że strona będzie się sukcesywnie rozwijać
oraz, że stanie się bazą informacji na temat ciekawych gitarzystek oraz ich działań, a także inspiracją dla innych muzyków.
Szczególnie zachęcam do współtworzenia Forum, które bez
Waszego udziału nie może istnieć :)
Pozdrawiam, Ola Siemieniuk
Chętnie podzielę się z Czytelnikami swoimi refleksjami i odczuciami. Powiem natomiast, że są one mieszane, szczególnie w zakresie współpracy z władzami - jeszcze mi nie przeszło... Dość stwierdzić, że wydział promocji województwa, na
moją propozycję udziału władz w wydarzeniu stwierdził, że
dla urzędu nie jest to wydarzenie atrakcyjne. Nadmieniam,
że dostali wszelkie informacje- no i w końcu mają internet.
Cieszę się jednak, że doszło do tego koncertu, że Steve Kindler przyjechał i zagrał, zagrał dla programu My Music for
Peace. Zagrał z Józefem Skrzekiem, który jest w naszym programie od 2008 r. Steve przygotowywał się do tego spotkania muzycznego, otrzymawszy od nas płyty Jółzefa Skrzeka.
Jest nadzwyczajnym człowiekiem i rewelacyjnym muzykiem.
magazyn muzyczny
brzmienia
49
W dniuW2012-03-20
23:06:24
użytkownik
Krzysztof
Wodniczak
dniu
23:06:24
użytkownik
Krzysztof
Wodniczak
W dniu
W2012-03-20
dniu
2012-03-20
2012-03-20
23:06:24
23:06:24
użytkownik
użytkownik
Krzysztof
Krzysztof
Wodniczak
Wodniczak
<[email protected]>
napisał:
<[email protected]>
napisał:
<[email protected]>
<[email protected]>
napisał:
napisał:
W dniuW2012-03-20
23:06:24
użytkownik
dniu 2012-03-20
23:06:24
użyt
<[email protected]>
napisał:
<[email protected]>
nap
Poznań,16
lutego
2012
r.2012
Poznań,16
lutego
Poznań,16
Poznań,16
lutego
lutegor.
2012 r.2012
r. 2012
2012
r. r.
WielceWielce
Szanowny
Szanowny
Wielce
Wielce
Szanowny
Szanowny
Bronisław
Komorowski
Bronisław
Bronisław
Bronisław
Komorowski
Komorowski
Komorowski
Komorowski
Komorowski
Prezydent
RPPrezydent
Prezydent
RP RP RP
Prezydent
Dziś mamy
dzień szczególny,
73
Dziś mamy
dzień szczegó
Dziś mamy
dzień
szczególny,
73
lat 73
temu
się
Czesław
Wydrzycki
znany
od 1964
DziśDziś
mamy
dzień
szczególny,
lat urodził
temu
się się
Czesław
Wydrzycki
Dziś
mamy
mamy
dzień
dzień
szczególny,
szczególny,
73
73
lat temu
laturodził
temu
urodził
urodził
się
Czesław
Czesław
Wydrzycki
Wydrzycki
znany
od roku
1964 pod
rokupseudonim
pod pseu
znany znany
od znany
1964
roku
pod
pseudonimem
Niemen.
ONiemen.
jego
artyzmie
nie trzeba
nikogo nikogo
przekonywać
od od
1964
roku
pod
pseudonimem
Niemen.
Oniekwestionowanym
jego
znany
od
1964
1964
roku
roku
pod
pod
pseudonimem
pseudonimem
Niemen.
O jego
Oniekwestionowanym
jego
niekwestionowanym
niekwestionowanym
artyzmie
nie trzeba
przek
artyzmie
nie
trzeba
nikogo
przekonywać.
Był Kimś
- iważnym
takim
w pamięci
i sercach
Polaków
na długo.
artyzmie
nie nie
trzeba
nikogo
przekonywać.
Byłważnym
Kimś
ważnym
- ipozostanie
takim
w pamięci
artyzmie
artyzmie
nie
trzeba
trzeba
nikogo
nikogo
przekonywać.
przekonywać.
Był
Był
Kimś
Kimś
ważnym
- i takim
- ipozostanie
takim
pozostanie
pozostanie
w
w i sercach
Polaków
na dług
pamięcipamięci
i sercach
Polaków
naPolaków
długo.
i sercach
Polaków
na długo.
pamięci
pamięci
i sercach
i sercach
Polaków
na długo.
na długo.
PragnęPragnę
Pana poinformować,
że z
Pana poinformowa
PragnęPragnę
Pana
poinformować,
że zamierzamy
zbieranie
podpisów
pod
petycją,
aby w aby
dziesiątą
rocznicę
Pana
poinformować,
że zamierzamy
rozpocząć
zbieranie
podpisów
Pragnę
Pragnę
Pana
Pana
poinformować,
poinformować,
że zamierzamy
żerozpocząć
zamierzamy
rozpocząć
rozpocząć
zbieranie
zbieranie
podpisów
podpisów
pod petycją,
w dziesiątą
rocś
pod petycją,
aby
wpetycją,
dziesiątą
śmierci
Artysty,
która
przypada
za
dwa
lata,
rok
Czesława
N
podpod
petycją,
aby
w aby
dziesiątą
rocznicę
śmierci
Artysty,
która
przypada
za
dwa
lata,
pod
petycją,
aby
w rocznicę
dziesiątą
w dziesiątą
rocznicę
rocznicę
śmierci
śmierci
Artysty,
Artysty,
która
która
przypada
przypada
zauczynić
dwa
za
dwa
lata,
lata,2014
uczynić
rok Rokiem
2014 Rokiem
Czesł
uczynićuczynić
rok
2014
Rokiem
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego.
Mamy Mamy
na Mamy
to mało
ale
że ...ludzi
dob
rok rok
2014
Rokiem
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego.
na na
toczasu,
mało
uczynić
uczynić
rok
2014
2014
Rokiem
Rokiem
Czesława
Czesława
Niemena
Niemena
Wydrzyckiego.
Wydrzyckiego.
Mamy
na
to mało
toczasu,
małowierzymy,
ale wierzymy,
że ...lud
czasu, czasu,
aleczasu,
wierzymy,
żewierzymy,
...ludzi
dobrej
woli
jest
wystarczająco
wielu, wielu,
abywielu,
podchwycić
temu w
ale ale
wierzymy,
że że
...ludzi
dobrej
woliwoli
jest
wystarczająco
abyaby
czasu,
ale
wierzymy,
że
...ludzi
...ludzi
dobrej
dobrej
woli
jest
jest
wystarczająco
wystarczająco
wielu,
abynasz apel
podchwycić
nasznadania
apel nadania
podchwycić
nasz
apel
nadania
temu
wydarzeniu
właściwy
wymiar
i dotrzeć
do
świadomości
Nie zapomnim
podchwycić
nasz
apel
nadania
temu
wydarzeniu
właściwy
wymiar
i dotrzeć
do świadomości
podchwycić
podchwycić
nasz
nasz
apel
apel
nadania
nadania
temu
temu
wydarzeniu
wydarzeniu
właściwy
właściwy
wymiar
wymiar
i dotrzeć
i dotrzeć
do do Polaków.
Polaków.
Nie za
świadomości
Polaków.
NiePolaków.
zapomnimy
ozapomnimy
swoim
Artyście
iArtyście
jego
muzycznych.
W
świadomości
Polaków.
Nie Nie
zapomnimy
o swoim
wielkim
Artyście
idokonaniach,
jego
świadomości
świadomości
Polaków.
Nie
zapomnimy
o wielkim
swoim
o swoim
wielkim
wielkim
Artyście
i jego
idokonaniach,
jego główniegłównie
muzyczny
dokonaniach,
główniegłównie
muzycznych.
Wybierał
niełatwe,
twardo,
z twardo,
niezachwianą
wiarą, trzymał
się swojej
drogi twórczej
dokonaniach,
muzycznych.
Wybierał
niełatwe,
twardo,
z niezachwianą
dokonaniach,
dokonaniach,
głównie
głównie
muzycznych.
muzycznych.
Wybierał
Wybierał
niełatwe,
niełatwe,
twardo,
z niezachwianą
z niezachwianą
wiarą, trzymał
się swojej
drogi tw
wiarą, wiarą,
trzymał
siętrzymał
swojej
drogi
twórczej,
wyznaczając
zupełnie
nowe
przestrzenie
wrażliwości.
Dla mego
a i n
trzymał
się się
swojej
drogi
twórczej,
wyznaczając
zupełnie
nowe
przestrzenie
wiarą,
wiarą,
trzymał
się
swojej
swojej
drogi
drogi
twórczej,
twórczej,
wyznaczając
wyznaczając
zupełnie
zupełnie
nowe
nowe
przestrzenie
przestrzenie
wrażliwości.
Dla pokolenia,
mego pokolenia
wrażliwości.
Dla
mego
pokolenia,
a ipokolenia,
następnych
o czym
poznańskie
koncerty
przygotowywane
po odejś
wrażliwości.
Dla Dla
mego
pokolenia,
a i anastępnych
- o świadczą
poznańskie
wrażliwości.
wrażliwości.
Dla
mego
mego
pokolenia,
i anastępnych
i- następnych
-czym
o -czym
oświadczą
czym
świadczą
świadczą
poznańskie
poznańskie
koncerty
przygotowywane
po
koncerty
przygotowywane
po odejściu
Niemena
– Niemena
pozostaje
symbolem
pracowitości,
skromności
i niezależności.
koncerty
przygotowywane
po poodejściu
Niemena
– –pozostaje
symbolem
koncerty
koncerty
przygotowywane
przygotowywane
poodejściu
odejściu
Niemena
–pozostaje
pozostaje
symbolem
symbolem
pracowitości,
skromności
i niezale
pracowitości,
skromności
i niezależności.
pracowitości,
skromności
i niezależności.
pracowitości,
pracowitości,
skromności
skromności
i niezależności.
i niezależności.
Od ośmiu
lat Stowarzyszenie
Od ośmiu
lat Stowarzys
Od ośmiu
latOd
Stowarzyszenie
Muzyczne
BRZMIENIA
-BRZMIENIA
założone
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego
i Krzy
Od Od
ośmiu
lat lat
Stowarzyszenie
Muzyczne
BRZMIENIA
- założone
przez
ośmiu
ośmiu
lat
Stowarzyszenie
Stowarzyszenie
Muzyczne
Muzyczne
BRZMIENIA
- przez
założone
- założone
przez
przez
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego
i
Krzysztofa
Wodniczaka
pamięta
o
Urodzinach
naszego
prezesa
honorowego
i
każde
Czesława
Niemena
Wydrzyckiego
i
Krzysztofa
Wodniczaka
pamięta
o
Urodzinach
Czesława
Czesława
Niemena
Niemena
Wydrzyckiego
Wydrzyckiego
i Krzysztofa
i Krzysztofa
Wodniczaka
Wodniczaka
pamięta
pamięta
o Urodzinach
o Urodzinach
naszego prezesa honorowego i
naszego
prezesa
honorowego
ihonorowego
każdego
organizuje
okolicznościowe
koncerty.
Odbywają
się onesię
bądź
poz
naszego
prezesa
honorowego
i każdego
16 16
lutego
organizuje
okolicznościowe
naszego
naszego
prezesa
prezesa
honorowego
i 16
każdego
i lutego
każdego
16
lutego
lutego
organizuje
organizuje
okolicznościowe
okolicznościowe
koncerty.
Odbywają
onewbądź
koncerty.
Odbywają
się Odbywają
onesię
bądź
wbądź
poznańskiej
UAM,
w
poznańskiej
salkach
parafialnych
czy klubach
osiedlo
koncerty.
Odbywają
onesię
wbądź
poznańskiej
AuliAuli
UAM,
wUAM,
poznańskiej
Farze,
koncerty.
koncerty.
Odbywają
się
one
one
bądź
w poznańskiej
wAuli
poznańskiej
Auli
UAM,
w poznańskiej
wFarze,
poznańskiej
Farze,
Farze,
salkach
parafialnych
czy klubach
salkachsalkach
parafialnych
czy
klubach
osiedlowych.
Ale
nie Ale
tylko.
pamiętają
Niemena.
Należy Należy
dodać, dodać,
że podobne
kon
parafialnych
czy czy
klubach
osiedlowych.
niePoznaniacy
tylko.
Poznaniacy
pamiętają
salkach
salkach
parafialnych
parafialnych
czy
klubach
klubach
osiedlowych.
osiedlowych.
Ale
Ale
nie
nie
tylko.
tylko.
Poznaniacy
Poznaniacy
pamiętają
pamiętają
Niemena.
że podo
Niemena.
Należy
dodać,
że podobne
urodzinowe
odbywają
się
w
Australii,
Niemena.
Należy
dodać,
że podobne
koncerty
urodzinowe
odbywają
się się
w Australii,
Niemena.
Niemena.
Należy
Należy
dodać,
dodać,
żekoncerty
podobne
że podobne
koncerty
koncerty
urodzinowe
urodzinowe
odbywają
odbywają
się
w Australii,
w Australii,
Austrii, Kanadzie, w Niemczech i Stanach Zjednoczonych.
Zwracamy się więc do Pana Prezydenta, aby protegował nasz pomysł i – o
ile to możliwe – poparł nasze działania na rzecz nadania Patrona 2014 r. Czesława Niemena Wydrzyckiego.
Z poważaniem
Krzysztof Wodniczak
prezes S.M. Brzmienia,
ostatni menedżer Artysty
50
magazyn muzyczny
brzmienia
magazyn muzyczny
brzmienia
51
Kontrowersyjna
okładk a
D
ebiutujący zespół Shameless (Bezwstydni) został omamiony przez samozwańczego menedżera, którego żądza pieniądza jest nieokiełzana. Wmówił młodym muzykom, że trzeba zacząć
skandalicznie. Wymyślił projekt plakatu i okładki na płytę –delikatnie rzecz ujmując – Niesmaczną. Nie pokazuję jej, bo bezwstyd byłby
u niektórych Czytelników całkowicie zrozumiały. Natomiast posłużę
KW
się opiniami innych tzw. autorytetów w swych dziedzinach.
Powtarzam, w historii również popu próbowano rozmaitych szokujących efektów. Na przykład Madonna , tu przypomina mi się
historia Nieznalskiej. Jednak patentu na sukces nie ma. Swego
czasu szokujące były okładki Rolling Stonsów, ale miały swoją
rangę artystyczną. W dodatku sam pomysł na okładkę, aby zainteresować muzyką, to za mało, obawiam się, że nie wyjdzie. To
moja subiektywna opinia.
Andrzej Wilowski – publicysta
***
– Projekt ordynarny i słabo wykonany. Nie realizowałabym.
– Coś takie widziałem w październiku 1972 r. we Wrocławiu
w czasie V Festiwalu Kultury Studentów PRL. Sawka z Getasem
Stankiewiczem mieli piękną wystawę w MPiK-u na Kościuszki
(?). W oknach wisiały plakat, jak dwa „piżmowoły” z twarzami
Sawki i Getasa kopulują. To był skandal. Jednak on przerodził
się w dyskusję o ich wielkiej sztuce! Jeżeli ma to być skandal, Ale
niech szybko ucieka do tematu właściwego – DO SZTUKI!
Jurek Łojko – historyk
Tamara Sorbian – artysta
– Pomysł raczej „cienki” na prowokację, bo motyw to ograny. A co
ma wspólnego z muzyką – nie wiem? Fatalne wykonanie. Jak grafik zawodowy i także znający się jako tako na muzyce meloman
(od 50 lat!) odradzam. Należy przedstawić inny projekt. Nie chodzi tu absolutnie o mój wiek, bo najbardziej prowokujące okładki
były w latach 60/70 i w erze punk. Potem jeszcze był grunge i początek ery rapu i hip-hopu. Tak, że dałbym sobie spokój.
– Ja jestem człowiekiem starej daty. Ta okładka mnie nie oburza,
ale i się nie podoba.
Jacek Kasprzycki artysta plastyk
Jerzy Marcin Majewski – adwokat
– Ostra, ale jednak „róbcie miłość, nie wojnę” było wcześniej
.A potem był Mleczko z rysunkiem nosorożec „posuwający” żyrafę i tekstem „Obywatelu nie pieprz bez sensu”. Tandeta, rekwizytornia, menażeria zasłania tu sprawę zasadniczą – MUZYKĘ.
Czy muzyka ma sprostać tej wizytówce?
– Wydaje się być fajne na pierwszy rzut oka – kolor i kompozycja
ale banalne w sumie. A co chłopaki grają ? Bo obrazek ma mówić
o muzyce – a nie szokować czy bulwersować. Ma mnie potencjalną
nabywczynię bez słów poinformować i o muzyce i słowach. Wydaje
mi się, że ta ilustracja ma takie przesłanie – szybki numerek, landrynkowe kolory, no chyba że chodzi o jakieś głębsze przesłanie –
ale nie umiem tego połączyć z tekstem z drugiej strony. Okładka
ma uwodzić a nie odwalić szybki numerek czy szokować. Zresztą
mnie nie szokuje – może tylko babcie moherowe się zaczerwienią,
ale to chyba nie jest grupa docelowa zespołu? Chyba że muzyka
i okładka do siebie pasują w jakiś sposób. No i nie mam nic przeciw pieskom i pozycji „na pieska „ i kolorom. Niech artyści przetestują na znajomych i nieznajomych. Tak się robi z reklamami.
Macierj Parowski – pisarz sf ,krytyk literacki i filmowy,
redaktor naczelny Czasu Fantastyki
– Czy zespół jest tak zły, że musi prowokować. Żeby zwrócić na
siebie uwagę idąc w złym stylu. Jakiś zakompleksiony i bezwstydny wymyślił plakat i teraz chce spieniężyć. Czy muzycy
też zechcą kopulować na scenie pokazując swój bezwstyd. Nawet
zwierzęta nie afiszują się swoimi sprawami intymnymi. Nie chcą
być oklaskiwane z tego powodu.
dr Danuta Rogalska – lekarz weterynarii
dr Małgorzata Maćkowiak – artystka, wykładowca ASP we Wrocławiu
– Rozumiem, że mają rozpocząć od skandalu? Dla mnie to żaden
skandal taka okładka, widziałam gorsze – Hi!Hi! To jest tylko
zwykłe spółkowanie zwierząt.
- Okładka nie ma nic wspólnego z piękną muzyką. Jest żenująca
i brzydka od strony graficznej. Niestety tak się dzieje dziś w sztuce, że młodzi artyści stawiają na skandal.
Roman Kosmala -artysta rzeźbiarz
Grażyna Lisieniecka – absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu
– He he! Okładka chłopaków bardzo prawdziwa. Samo życie!!
Krzysiek Skiba – muzyk, showman
– Sądzę że pomysł jest wulgarny i prostacki .Nie jestem zwolennikiem epatowania wulgarnością dla samego efektu szoku. Tak
na prawdę, nigdy to nie działa i nie ma nic wspólnego ze skandalem. Nawet skandal musi mieć swoją klasę i w kwestii prowokacji artystycznej, jestem za, pod warunkiem, ze będzie to prowokacja, czyli skłaniała do zastanowienia, miała jakiś kontekst.
52
magazyn muzyczny
Moja opinia jest zdecydowanie negatywna . Sympatycznym psiakom nie należy włazić do loża. Zamiast sympatyków płyty może
przynieść wrogów zwłaszcza miłośników zwierzaków. Jeśli tak
autorzy kochają psy /?/ to mam dwie propozycje
1. Psy stojące na tylnich łapach i dające sobie buzi
2. Psy odwrócone tyłem , stykające się plecami i stojące na tylnich łapach .
Całość w formie jak dwugłowy orzeł herb nie tylko Rosji ale też
np Wiednia .
brzmienia
Romuald Juliusz Wydrzycki – brat stryjeczny Czesława Niemena
KWAS CHLEBOWY
- NAPOJEM MUZYKÓW

Podobne dokumenty