Ryzyko to nasza specjalność

Transkrypt

Ryzyko to nasza specjalność
Środa – czwartek 29 – 30 maja 2013
Dodatek specjalny
Ryzyko
to nasza specjalność
Premiery
sezonu 2013-2014
2 października 2013
Krzysztof Penderecki
„Diabły z Loudun”
Reżyseria KEITH WARNER
Scenografia BORIS KUDLIČKA
Dyrygent LIONEL FRIEND
3 października 2013
„Hamlet”
Choreografia JACEK TYSKI
Muzyka LUDWIG VAN BEETHOVEN
(nagranie)
Scenografia ROBERT MAJKUT
Scena Kameralna
Dyrektor naczelny WALDEMAR DĄBROWSKI
wyjaśnia, dlaczego najbliższy sezon
w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej
będzie czasem wyjątkowych wyzwań
Był pan na premierze nowych „Diabłów
z Loudun” w Operze w Kopenhadze?
Oczywiście i po raz pierwszy po
przedstawieniu XX-wiecznej opery
widziałem taką „standing ovation”
autentycznie wzruszonej
publiczności. „Diabły z Loudun”
uznano tam za arcydzieło. Wiążę
z tym spektaklem duże nadzieje,
przygotowała go świetna ekipa
realizatorów z reżyserem Keithem
Warnerem, dyrygentem Lionelem
Friendem i scenografem Borisem
Kudličką.
Kiedy w latach 70. w Teatrze Wielkim
w Warszawie nad „Diabłami z Loudun”
pracował Kazimierz Dejmek, ówczesne
władze obawiały się tego przedstawienia.
Dyrekcja zaprosiła więc kościelnych
hierarchów, a gdy ci wyrazili aprobatę,
wydano zgodę na premierę.
Krzysztof Penderecki opowiadał
mi zaś, że wstawiał się za nim
u władz prymas Stefan Wyszyński.
Ta opera nadal budzi emocje,
co tylko potwierdza jej wyjątkową
wartość. Entuzjastyczne przyjęcie
w Kopenhadze bardzo mnie
podbudowało, mam nadzieję,
że podobnie będzie u nas,
zwłaszcza że tą premierą
otworzymy obchody 80. urodzin
Krzysztofa Pendereckiego.
Ale pan jako dyrektor ryzykuje podwójnie,
kilka miesięcy później na głównej scenie
pojawi się „Moby Dick”, prapremiera
innej polskiej opery współczesnej
– Eugeniusza Knapika.
Jak zauważył jeden z zachodnich
recenzentów, pisząc o planach
Opery Narodowej, wykazujemy się
wyjątkową odwagą. Z tym
zestawieniem premier wiąże się
pewne ryzyko, ale tak należy
postępować, skoro we współczesnej
muzyce polskiej Eugeniusz Knapik
zajmuje miejsce zaraz po
Lutosławskim, Góreckim czy
Pendereckim jako przedstawiciel
kolejnego pokolenia twórców. Być
może wypróbujemy cierpliwość
wiernej publiczności, ale damy też
satysfakcję tym, którzy nieustannie
szukają czegoś nowego. Powiem
więcej, misją Opery Narodowej jest
również otwarcie się na artystów
eksperymentujących. Powinniśmy
przyglądać się grupie młodych
utalentowanych twórców, których
utwory wypełniają obecnie
programy festiwali muzyki
współczesnej. Stąd zrodził się
„Projekt 'P'”, który będziemy
kontynuować. Nie bójmy się
inwestować w artystyczne
zdarzenia, które często pozostają
tajemnicą, dopóki się nie
urzeczywistnią na scenie. Może tak
narodzi się nowa wartość.
Współczesność uzupełnią kolejne
spektakle „Qudsji Zaher” Pawła
Szymańskiego.
Chciałbym utrzymać tę operę
w repertuarze, dlatego sprawdzimy,
jak będzie żyła, gdy opadły już
emocje towarzyszące prapremierze.
„Qudsja Zaher” spotkała się
z bardzo życzliwym na ogół
przyjęciem, zobaczymy, jak obroni
się w codziennym życiu teatralnym.
Inne premiery też można uznać za
wyjątkowe. „Zamek Sinobrodego” Béli
Bartóka, a zwłaszcza „Jolanta” Piotra
Czajkowskiego to tytuły rzadko
pojawiające na polskich scenach.
A ja myślę, że warto szykować się
na ten wieczór w reżyserii Mariusza
Trelińskiego, uświetniony
dodatkowo znakomitą obsadą i pod
kierownictwem Walerego Gergiewa.
Jest to koprodukcja z Metropolitan
Opera w Nowym Jorku. Obie opery
nie schlebiają masowym gustom,
ale za to poszerzają repertuar,
z jakim może obcować publiczność
Opery Narodowej.
Można to też powiedzieć o „Lohengrinie”
Richarda Wagnera.
To także koprodukcja, tym razem
z Walijską Operą Narodową
i kolejne dzieło Wagnera na naszej
scenie po baletowym „Tristanie”
oraz „Latającym Holendrze”.
Konsekwentnie niwelujemy
dotkliwą lukę, jako że twórczość
tego kompozytora była u nas
nieobecna z wyjątkiem
13 grudnia 2013
Piotr Czajkowski
„Jolanta”
Béla Bartók
„Zamek Sinobrodego”
Reżyseria MARIUSZ TRELIŃSKI
Scenografia BORIS KUDLIČKA
Dyrygent WALERY GERGIEW
7 marca 2014
„Romeo i Julia”
Choreografia KRZYSZTOF PASTOR
Muzyka SERGIUSZ PROKOFIEW
Dyrygent ŁUKASZ BOROWICZ
Scenografia TATYANA VAN WALSUM
KRZYSZTOF BIELIŃSKI/TW-ON
Czy po latach spędzonych
w gabinecie dyrektora Opery Narodowej
kolejny sezon jest dla pana
wyzwaniem, czy normalnym terminem
w kalendarzu?
Waldemar Dąbrowski:
Odrzućmy słowo: normalność
w działalności instytucji
kulturalnej, a zwłaszcza w teatrze
operowym, tu splot działań wielu
różnych zespołów ciągle zaskakuje.
A mówiąc poważnie: każdy sezon
jest wyzwaniem, zwłaszcza gdy
w Operze Narodowej wiemy,
w jakim punkcie się znajdujemy
i dokąd mamy ambicje zmierzać.
Ten nadchodzący niesie szczególne
wyzwania z dwóch przynajmniej
powodów. Pierwszy to 250-lecie
teatru narodowego w Polsce,
którego historia zaczęła się od
dramatu, ale król Stanisław August
Poniatowski repertuar operowy
uczynił integralną częścią
działalności narodowej sceny.
A w wieku XIX opera odegrała
szczególną rolę w umacnianiu
tożsamości Polaków. Przywiązuję
dużą wagę do tej rocznicy
i z pewnością porozumiem się
z dyrektorem Teatru Narodowego,
Janem Englertem, by obie nasze
instytucje wspólnie ją świętowały.
Sezon 2013-2014 jest jednak
również trudny z powodu
wyjątkowo ambitnego zestawu
premier operowych.
Rozpoczynamy od „Diabłów
z Loudun” Krzysztofa
Pendereckiego. Kompozytor
napisał 147 stron nowej muzyki, nie
wydłużając dzieła.
okazjonalnie pokazywanej
„Walkirii”.
Z propozycjami operowymi kontrastują
propozycje Polskiego Baletu
Narodowego, który na nowy sezon wybrał
utwory bardzo znane.
Tak, ale o ile „Don Kichot” będzie
klasyczną propozycją, to „Romeo
i Julia” w autorskim ujęciu Krzysztofa
Pastora połączy klasykę
z nowoczesnością. Zapewne obie
premiery się spodobają, bo
warszawska publiczność lubi
fabularne przedstawienia baletowe.
A atmosfera towarzysząca
dokonaniom Polskiego Baletu
Narodowego jest życzliwa. Całkiem
zasłużenie zresztą, niedawno ukazała
się bardzo pozytywna recenzja
w „New York Timesie”, odkrywająca
przy okazji tradycje polskiego baletu.
Świetnie też zostały przyjęte występy
zespołu na festiwalu w Houston, ale
to owocują rezultaty pracy u nas
Krzysztofa Pastora, choć on również
nie unika wyzwań. Przyznam się,
że z obawami przystałem na
prezentację trzech wersji „Święta
wiosny” w jednym wieczorze. Bałem
się, że widz tego
nie wytrzyma, a spektakl jest
znakomicie przyjmowany. Przy okazji
potwierdziło się, jak warstwa
wizualna determinuje odbiór
muzyczny. Wydawało się, że przy
każdej choreografii słuchamy innego
opracowania, tymczasem dyrygent
Łukasz Borowicz nie zmienił
u Strawińskiego ani jednej nuty, ani
jednego tempa.
Naprawdę po tylu spędzonych tu
sezonach nie ma pan poczucia pewnej
stabilizacji?
Mam. Nawet jeśli są kłopoty, jeśli
chciałoby się mieć większy budżet,
aby można było zapraszać do
udziału w spektaklach gwiazdy,
to z drugiej strony warto pamiętać,
że nasza dotacja jest wyższa niż
kiedykolwiek. Pracujemy nad
kolejnymi sezonami, mając za
partnerów Covent Garden, Teatr
Maryjski czy festiwal w Bregencji,
wiele z tych projektów sami
inicjujemy, a nie tylko dołączamy
do innych. Bardzo ważna jest
kontynuacja pracy z młodymi
talentami wokalnymi w Akademii
Operowej w europejskiej sieci
ENOA, po ostatnim Konkursie
Moniuszkowskim chcemy ją nieco
modyfikować. Za nasz program
edukacyjny dostaliśmy nagrodę od
władz Warszawy. Mam nadzieję, że
będzie rozwijać się Galeria Opera
poświęcona tym twórcom, którzy
położyli fundament pod
nowoczesność w polskiej sztuce po
1956 roku. Ich obrazy czy rzeźby
trudno spotkać dziś w naszych
muzeach i galeriach. Ten sezon
kończymy wspaniałą wystawą
obrazów Tadeusza Dominika, na
grudzień szykujemy ekspozycję
prac Stanisława Fijałkowskiego,
potem wiosną będą wystawy
Jerzego Mierzejewskiego i Jerzego
Tchórzewskiego. Premierze
„Diabłów z Loudun” towarzyszyć
ma prezentacja partytur
kompozytora oraz ekspozycja
zapowiadająca się nader
atrakcyjnie: „Salvador Dali
u Pendereckiego”, których
szczegółów na razie nie zdradzę
—rozmawiał
Jacek Marczyński
29 marca 2014
„Obsesje” (wieczór baletowy)
„Powracające fale”
(wznowienie)
Choreografia EMIL WESOŁOWSKI
Muzyka MIECZYSŁAW KARŁOWICZ
Scenografia BORIS KUDLIČKA
„Nowy balet” (prapremiera)
Choreografia KRZYSZTOF PASTOR
Muzyka FRANZ SCHUBERT
Scenografia
MAŁGORZATA SZABŁOWSKA
„Moving Rooms” (wznowienie)
Choreografia KRZYSZTOF PASTOR
Muzyka
ALFRED SCHNITTKE
HENRYK MIKOŁAJ GÓRECKI
(nagrania)
Sala Kameralna
11 kwietnia 2014
Richard Wagner
„Lohengrin”
Reżyseria i scenografia
ANTONY MCDONALD
Dyrygent STEFAN SOLTESZ
26 kwietnia 2014
„Projekt 'P'”
Sławomir Wojciechowski
„Zwycięstwo nad słońcem”
Marcin Stańczyk
„Solarize”
Reżyseria
KRZYSZTOF GARBACZEWSKI
Scenografia
ALEKSANDRA WASILKOWSKA
29 maja 2014
Ludwig Minkus
„Don Kichot”
Choreografia
ALEKSIEJ FADIEJECZEW
wg Mariusa Petipy
i Aleksandra Gorskiego
Muzyka LUDWIG MINKUS
Dyrygent ALEKSIEJ BAKLAN
Scenografia THOMAS MIKA
25 czerwca 2014
Eugeniusz Knapik
„Moby Dick”
Reżyseria BARBARA WYSOCKA
Scenografia BARBARA HANICKA
Dyrygent GABRIEL CHMURA
2
Środa – czwartek
rp.pl ◊
29 – 30 maja 2013
teatrwielki.pl
Zagadki dzisiejszego świata
Dyrektor artystyczny MARIUSZ TRELIŃSKI wtajemnicza w szczegóły operowych premier przyszłego sezonu
A co z formą spektaklu?
„Zamek Sinobrodego”
będzie hiperrealistyczny.
Myślę o opowieści quasi-filmowej, nawiązującej do
poetyki horroru, opartej na
montażu planu żywego
i wideo, również dlatego, że
Béla Balázs, autor libretta, był
głośnym teoretykiem kina, i
za jego pracą stoi poetyka
dużego ekranu
– dzieł ekspresjonistycznych.
„Jolanta” będzie wyciszona.
Intrygujące jest to, że obie
historie rozgrywają się
w lesie. W „Jolancie” chcę
pokazać las wyrwanych
korzeni, sytuację
archetypiczną, gąszcz. Ważne
jest dla mnie to, że
w pierwszych redakcjach
libretta „Sinobrodego” zamek
był opisywany jako miejsce
dramatu, ale i żywa postać:
symbol męskości,
umiejscowiony w kolebce
kobiecości. Mamy do
czynienia z próbą
zbudowania męskiej twierdzy,
lecz na bardzo śliskim
gruncie. Tę opozycję będę
chciał eksponować. Zamek
jest też trzecią siłą dramatu.
Może rodzajem Dionizosa?
Mrocznego, pogańskiego.
Przybyszewski określiłby tę
aurę prasłowiańskim słowem
„chuć”.
Premiera polska odbędzie się
13 grudnia tego roku,
w Metropolitan Opera
zaś – 26 stycznia 2015.
Cieszę się, że Metropolitan
Opera, z którą
koprodukujemy spektakl,
zgodziła się na modyfikację
projektu, realizowanego już
przeze mnie w Teatrze
Maryjskim w Petersburgu z
Walerym Gergiewem.
Pokazaliśmy wtedy „Jolantę”
i „Aleko” Rachmaninowa. Od
początku było wiadomo, że
„Aleko”, którego wskazał
Gergiew, jest słabszy od
„Jolanty”. „Zamek
Sinobrodego” to mój autorski
wybór, jedna z pierwszych
fascynacji operowych. Ten
tytuł zaproponowałem
dyrektorowi Waldemarowi
Dąbrowskiemu tuż po
przyjściu do Teatru
Wielkiego, jeszcze przed
„Madame Butterfly”.
„Projekt 'P'” to też rodzaj
przekroczenia, młodzi twórcy
szukają nowej formy poza
granicami opery. .
Kiedy poza krajem
próbowałem realizować
polskie dzieła, w grę
wchodził właściwie tylko
Szymanowski. Próbowałem
proponować młodszych
kompozytorów, bo wszyscy
mówią o europejskiej
wymianie talentów.
Rozbrajające było to, co
usłyszałem w Madrycie: – My
mamy promować polskich
artystów? Okazało się, że
sami musimy pracować
u podstaw, więc to robimy.
W ciągu kilku lat mojej
kadencji odbyło się 11
polskich prapremier, rzecz
bez precedensu na tle
minionych dekad.
Oczywiście, nie mamy
żadnych gwarancji, że co
drugi młody artysta będzie
Mykietynem, ale próbujemy
wyszukać najlepszych.
W „Projekcie 'P'” kojarzymy
młodych kompozytorów,
reżyserów, scenografów,
kreując, mam nadzieję,
odmienny typ spojrzenia na
operę. Wychodzimy ze sceny,
odchodzimy od klasycznych
sposobów opowiadania,
młodzi twórcy proponują
zupełnie nowe podejście nie
tylko do samej koncepcji
muzyki, ale sposobu jej
wykonywania, relacji muzyka
z instrumentem.
Wojtek Blecharz,
nominowany do Paszportu
„Polityki”, napisał
i wyreżyserował
„Transcryptum”. Jagoda
Szmytka w duecie
z Michałem Zadarą
przygotowała „Dla głosów
i rąk”. W nowym sezonie
zapraszam do współpracy
Krzysztofa Garbaczewskiego,
który zrealizuje
prawykonania dwóch oper
kameralnych
Sławomira Wojciechowskiego
i Marcina Stańczyka.
Konsultantem programowym
cyklu jest Jan Topolski.
Po sukcesie w Kopenhadze
dojdzie do premiery „Diabłów
z Loudun” Krzysztofa
Pendereckiego.
W Kopenhadze mieliśmy
stojącą owację w obecności
królowej. Był to wielki sukces
Krzysztofa Pendereckiego,
który napisał nową wersję
tego utworu. W zmienionej
orkiestracji utwór brzmi
niezwykle nowocześnie,
niespotykaną selektywność
uzyskały partie wokalne i
orkiestrowe. Myślę, że
współautorem sukcesu wraz
z kompozytorem stał się
charyzmatyczny dyrygent
Lionel Friend, który
poprowadzi orkiestrę
również w Warszawie. Temat
został emocjonalnie przyjęty
przez duńską widownię.
Mam wrażenie, że będzie
równie gorący dla polskiej.
Będziemy mieli też, po pana
„Latającym Holendrze”, kolejną
Wagnerowską pozycję
– „Lohengrin”.
Cieszę się, że tę graną
nieustannie na świecie
operę Wagnera
przywracamy polskiej
scenie, bo nie była obecna
bodaj ponad 40 lat. To nasza
kolejna koprodukcja, tym
razem zrealizowana
z teatrem w Cardiff. Reżyser
Antony McDonald
współpracuje
z najciekawszymi
inscenizatorami, między
innymi ze znanym polskiej
widowni z „Pasażerki”
i „Króla Rogera” Davidem
Pountneyem. McDonald
zaczynał jako scenograf,
teraz wkracza do grona
najważniejszych
inscenizatorów
europejskich.
Dojdzie też do
prawykonania opery polskiego
kompozytora.
Eugeniusz Knapik, na
świecie znany m.in. ze
współpracy z Janem
Fabre’em, zaprezentuje
„Moby Dicka”, którego, po
kilku bardzo udanych
kameralnych projektach,
zrealizuje na dużej scenie
Barbara Wysocka. To
najciekawsza reżyserka
młodego pokolenia mająca
za sobą dwa wielkie sukcesy
ARCHIWUM TEATRU WIELKIEGO – OPERY NARODOWEJ
Czego możemy się spodziewać
po pana nowej premierze,
gdy w jednym wieczorze połączy
pan utrzymane w baśniowym
klimacie jednoaktówki Piotra
Czajkowskiego i Béli Bartóka:
„Jolantę” i „Zamek
Sinobrodego”? Obie można
interpretować jako rzecz o jasnych
i mrocznych stronach erotycznego
przekroczenia.
Mariusz Treliński: Baśń
pozostawia przestrzeń dla
tajemnicy, nieokreśloności.
Przeglądają się w niej
kolejne epoki. W moich
poszukiwaniach inspiruję się
książką „Cudowne
i pożyteczne. O znaczeniach
i wartościach baśni” Bruno
Bettelheima. O „Jolancie”
niesłusznie się mówi, że to
beztroska bajka. Czajkowski
pisał utwór w bardzo
trudnym momencie swojego
życia. Został oskarżony
publicznie
o homoseksualizm, odbywał
się nad nim sąd. To nie jest
aura, w której komponuje się
idylliczne historie. Dla mnie
głównym tematem jest
odszczepienie, alienacja,
tęsknota. Ale jest tam też
inicjacja seksualna. Tak jak
w wielu baśniach, które
traktuję bardzo serio,
rodzic – najczęściej
zazdrosny ojciec – separuje
dziecko od złego świata,
chcąc je zachować tylko dla
siebie. Często tym miejscem
odseparowania jest falliczna
wieża. Jednak natura
upomina się o młodego
człowieka. W „Jolancie”
młoda dziewczyna żyje
w więzieniu stworzonym
przez ojca. W „Zamku
Sinobrodego” w mojej
interpretacji główna
bohaterka, dążąca do
związku z dominującym
starszym mężczyzną,
de facto powraca po latach
do typu relacji, jaką miała
z ojcem.
w Operze Narodowej
– „Medeamaterial” i „Zagładę
domu Usherów”. Na wskroś
współczesna muzyka
Knapika sięga korzeniami do
XIX wieku. Ujawnia dalekie
fascynacje Straussem,
Debussym, Wagnerem, przy
tym forma opowieści jest
afabularna, wręcz
oratoryjna. Następuje tu
pewnego rodzaju
dekonstrukcja legendarnej
powieści Melville’a, co
współgra
z postdramatycznym
profilem reżyserskim
Barbary Wysockiej.
Czy gusty publiczności
Opery Narodowej ewoluują
wraz z nowoczesnymi formami
teatralnymi i muzycznymi, jakie
może oglądać?
To jeden z największych
powodów naszej satysfakcji.
Proponując Warszawie
całkowicie nowy repertuar,
wychodzący daleko poza
schematy granych tu dawniej
szlagierów operowych, mamy
95-procentową frekwencję.
Widownia naszego teatru
poszerzyła się o nowe
pokolenie ludzi otwartych na
eksperyment, wierzących, że
sztuka operowa nie jest
anachronicznym
wynalazkiem, tylko żywym,
fascynującym gatunkiem,
który potrafi stawić czoła
zagadkom dzisiejszego
świata.
—rozmawiał
Jacek Cieślak
Subiektywny
RANKING I Wybierając się
na przedstawienie lub koncert,
warto o nim wiedzieć więcej
niż to, co przeczytamy na afiszu
Niniejszy ranking ma zatem
ułatwić decyzję tym, którzy postanowili zasiąść w przyszłym
sezonie na widowni Opery Narodowej, ale mają kłopot z wyborem najciekawszego dla nich
spektaklu.
1.
≥„Diabły z Loudun” w reżyserii Keitha Warnera, zdjęcie ze spektaklu Opery w Kopenhadze
„Dia
„Diabły
bły z Lo
z udun”
Loudun”.
To
jedyna
opera
Krzysztofa Pendereckiego, która stale pojawia się
na scenach świata. Co więcej,
dziś, po ponad 40 latach, jakie
minęły od hamburskiej prapremiery, jest coraz bardziej atrakcyjna, także dlatego że stanowi
interesujące tworzywo dla nowoczesnego teatru. A temat,
oparty na historycznych wydarzeniach, wciąż budzi emocje.
Niektórych może zniechęcać
nazwisko reżysera, Keitha Warnera, bo pamiętają jego nieudane „Wesele Figara” w Operze
Narodowej z 2010 r., ale tamtą
premierę należy traktować jako
potknięcie naprawdę wybitnego twórcy teatralnego.
2.
„Jolanta” i „Za
i „Za
mek
mek
Si
S no
i nbro
o bde
r ogo”
dego”.
Fanów Mariusza Trelińskiego nurtuje pytanie: w jakiej jest kondycji po „Manon Le-
◊ rp.pl
Środa – czwartek
29 – 30 maja 2013
3
Porównania
bez kompleksów
Nie boli pana głowa
od nadmiaru pochwał, jakimi
obdzielano pana
i zespół przez cały sezon?
Krzysztof Pastor: Mam
dystans do siebie. Cieszę się,
że chwalą mnie, a zwłaszcza
zespół, bo niewątpliwie
zrobił duży postęp.
Obowiązuje inna technika
pracy, podejmujemy coraz
trudniejsze wyzwania
i potrafimy sobie z nimi
poradzić, ale jest jeszcze
dużo do zrobienia.
Mogłoby być lepiej?
W sztuce nigdy nie jest tak,
że osiąga się najwyższy
poziom i ma się spokój,
zawsze trzeba iść w górę.
Chciałbym też, aby Polski
Balet Narodowy dawał więcej
premier i spektakli, ale to
bardzo trudne do
zrealizowania z wielu
względów, przede wszystkim
finansowych.
W przyszłym sezonie choreograf
Krzysztof Pastor po raz pierwszy
zmierzy się w Warszawie
z klasycznym repertuarem,
przygotowując premierę „Romea
i Julii”.
Muszę przyznać się, że
„Romeo i Julia” należy do
tych moich przedstawień,
które sprawiły mi największą
satysfakcję, zarówno podczas
pracy w 2008 roku w Scottish
Ballet, jak i dzięki
osiągniętemu efektowi.
„Romea i Julii” nie
potraktowałem jako baletu
romantycznego, ten temat ma
dla mnie silny aspekt
polityczny, podobnie jak
u Szekspira. Postanowiłem
rozpocząć akcję w latach 30.
XX wieku we Włoszech,
potem przenieść ją w czas
optymizmu po II wojnie
światowej aż do naszej
trudnej współczesności.
Praca w Edynburgu była
niesłychanie inspirująca,
panowała twórcza atmosfera,
miałem wspaniałą Julię,
a przedstawienia
przyjmowano w Anglii i
Szkocji bardzo dobrze.
Postanowiłem wrócić do
„Romea i Julii”, a spektakl
powstanie w koprodukcji
amerykańskim Joffrey Ballet,
gdzie premiera odbędzie się
półtora miesiąca po naszej.
Czy o wyborze takiego baletu
jak „Romeo i Julia” decyduje
fakt, że dostrzega pan
w zespole wykonawców
tytułowych ról?
Po części tak, ale
generalnie jestem
w szczęśliwej sytuacji, gdyż
mam tancerzy, mogących
podjąć się rozmaitych zadań,
którzy dysponują i techniką,
i odpowiednią wrażliwością.
Natomiast przy wyborze
tego konkretnego tytułu
kierowałem się chęcią
pokazania mojego sposobu
podejścia do
Szekspirowskiego tematu.
Polski Balet Narodowy może w tej
chwili podjąć każde wyzwanie?
Na pewno jest w stanie
zrealizować bardzo dobrze
każdy balet współczesny
oparty na technice
klasycznej, a także
choreografie nowoczesne,
takie jak na przykład „Święto
wiosny” w wersji Emanuela
Gata, które z każdym
kolejnym przedstawieniem
coraz bardziej zdobywa
publiczność. Gdyby przyszło
jednak zmierzyć się
z absolutnie wielką klasyką,
tak, by publiczność się nią
zachłysnęła, to miałbym
jeszcze pewne wątpliwości.
Mam na myśli choćby
choreografie George'a
Balanchine’a, które są
piekielnie trudne, a mogą być
porywające.
Z klasycznego kanonu
w przyszłym sezonie wybór padł
na „Don Kichota”.
Taką klasykę nasz zespół
może pokazać świetnie. Co
więcej, poszczególni
tancerze mają dużą siłę
interpretacyjną, udowodnił
to choćby „Sen nocy letniej”,
w którym stworzyli
różnorodne charaktery i
typy. Podobne możliwości
daje „Don Kichot”. A poza
tym jest to widowisko dla
różnych widzów i to w
każdym wieku, a my wciąż
znajdujemy się na etapie
pozyskiwania szerokiej
publiczności.
Co zadecydowało o wyborze
„Don Kichota” w wersji
Aleksieja Fadiejeczewa?
Widziałem ją w Moskwie,
Fadiejeczew był przez pewien
czas dyrektorem baletu
Teatru Bolszoj. Kiedyś bardzo
podobała mi się, zresztą jak
wszystkim, choreografia
Michaiła Barysznikowa.
Podjęliśmy z nim nawet
pewne negocjacje, ale on w
tej chwili nie zajmuje się
takimi baletami. Myślę
jednak, że przedstawienie
Aleksieja Fadiejeczewa
spodoba się tancerzom i
widzom. „Don Kichot”
powstaje z kolei w
koprodukcji z Hong Kong
Ballet, zgłosił się też kolejny
partner – Królewski Balet
Flandryjski
i prawdopodobnie dojdziemy
do porozumienia. Wspólne
działania obniżają koszty, a
oszczędności na dużych
premierach pozwalają
wygospodarować pieniądze
na inne przedsięwzięcia.
Takie jak „Hamlet” Jacka
Tyskiego?
Ta premiera nie powstaje
dzięki oszczędnościom, od
niej powinniśmy zacząć
rozmowę, to przecież
prapremiera baletu polskiego
choreografa.
Jaki będzie ten „Hamlet”?
Sam jestem ciekaw.
Musimy poczekać do
października.
ARCHIWUM TEATRU WIELKIEGO – OPERY NARODOWEJ
Dyrektor KRZYSZTOF PASTOR opowiada o kondycji
i zamierzeniach Polskiego Baletu Narodowego
Czy w takich przypadkach
dyrektor zespołu
musi zawierzyć choreografowi?
Nie ma możliwości
ingerencji?
Rozmawiam oczywiście
z Jackiem Tyskim, czasami
poradzę w rozwiązaniu
jakiegoś praktycznego
problemu. W zasadzie jednak
dyrektor musi zawierzyć,
podjąć ryzyko i nie
interweniować. Tak
postępuję i w przypadku
„Kreacji”, czyli corocznych
warsztatów młodych
choreografów. Daję im szansę
zrealizowania autorskiego
przedstawienia, mnie
końcowy efekt może się nie
podobać, ale nie znaczy to,
że spektakl jest zły. Lubię
obserwować, jak dziś radzą
sobie uczestnicy pierwszych
„Kreacji”, na przykład Robert
Bondara. Nie będzie miał
u nas, co prawda, premiery
w przyszłym sezonie, ale
w Narodowym Teatrze Opery
i Baletu w Wilnie przygotował
niedawno duży spektakl
„Čiurlionis”, który przyjedzie
w listopadzie do Warszawy
na Dni Sztuki Tańca. Bardzo
wierzę w efektowną
przyszłość Roberta.
Pan sam zapowiada jeszcze
autorski, nowy balet kameralny.
Premierę zaplanowaliśmy
dopiero pod koniec marca,
więc nie będę zdradzał już
teraz szczegółów. Pomysł
polega na tym, by w jednym
wieczorze połączyć na scenie
kameralnej „Powracające
fale” Emila Wesołowskiego,
moją choreografię „Moving
Rooms” i nowy tytuł, do
którego wybrałem muzykę
Schuberta. Potrzebujemy
skromniejszej oferty, nie
angażującej wszystkich
tancerzy, gdyż takie
zapotrzebowanie
otrzymujemy często z kraju
i zagranicy. Niedawno
byliśmy na przykład
na Dance Salad Festival
w Houston. To była pierwsza
wizyta zespołu w USA od
ponad 20 lat, pokazaliśmy
fragmenty z „Kurta Weilla”,
„I przejdą deszcze... ”,
„Moving Rooms”, a także
z „Persony” Roberta Bondary.
Zależy panu, by mieć
ustabilizowany zespół?
Na pewno powinien mieć
on silne serce i w zespole jest
taka grupa tancerzy, którzy
mocno ciągną resztę w górę.
Zmiany personalne będą
jednak następowały, a rotacja
jest potrzebna, choćby
dlatego, że sprzyja
konkurencji.
Co przyciąga do Warszawy
takich tancerzy jak
Australijczyk Lachlan Philips,
który pokazał choreograficzny
talent podczas ostatnich
„Kreacji”?
Przybył z Magdeburga,
więc uznał, że w jego życiu
nastąpił postęp. Oczywiście
można powiedzieć,
że pracował
w prowincjonalnym zespole
niemieckim,
w poważnych teatrach
zachodnioeuropejskich nie
dostałby tak szybko szansy
zrealizowania własnego
baletu. Był zachwycony tą
możliwością, podobnie jak
inny nasz tancerz, Węgier
Viktor Banka. A generalnie
rzecz ujmując, Polski Balet
Narodowy proponuje
europejskie standardy pracy.
Choć nadal brakuje nam ze
dwóch sal do ćwiczeń, to
repertuar mamy naprawdę
dobry i zróżnicowany.
Szkoda tylko, że nie gramy
jeszcze częściej. Jednak jeśli
chodzi o poziom zespołu czy
skalę wynagradzania, to bez
kompleksów możemy
porównywać się z innymi.
Jestem więc większym
optymistą niż rok temu.
—rozmawiał
Jacek Marczyński
przewodnik dla niezdecydowanych
scaut”? Należy wierzyć, że odzyskał artystyczne siły, a ta premiera będzie wydarzeniem
choćby ze względu na to, że grudniowymi spektaklami ma dyrygować Walery Gergiew, który
do „Jolanty” Czajkowskiego
przywozi swoje gwiazdy z Teatru Maryjskiego. Na dodatek
partię Judyty w „Zamku Sinobrodego” Bartóka zaśpiewa
charyzmatyczna Nadja Michael, ozdoba zagranicznych
przedstawień Krzysztofa Warlikowskiego (wstrząsająca Medea w Brukseli i przejmująca
Poppea w Madrycie).
3.
„„Lo
Lo
hen
h grin”
engrin”.
Trudno zrozumieć,
dlaczego polskie teatry nie lubią tej opery Richarda Wagnera, choć jest bardziej
przystępna dla publiczności
od częściej u nas wystawianego
„Parsifala”. Romantyczny „Lo-
hengrin” ma klarowną akcję, jeśli takowa w ogóle zdarza się
w dziełach Wagnera. Nie wiadomo, co zaprezentuje reżyser
Antony McDonald, w świecie
bardziej znany jako scenograf.
W razie czego zawsze można liczyć na chór Opery Narodowej,
który w „Lohengrinie” będzie
miał pole do popisu.
4.
„Elek
„ E ltra”
e k t r a ” .
Tym razem nie premiera, ale wznowienie (maj 2014 roku) dramatu
Richarda Straussa, którego
rozhisteryzowana muzyka niemal rozsadza teatralne mury.
Intrygująca inscenizacja znakomitego Willy’ego Deckera
i przede wszystkim wielka kreacja Ewy Podleś jako Klitemnestry – na przemian wyniosłej
władczyni, matki próbującej
odzyskać córkę i morderczyni
targanej wyrzutami sumienia.
5.
„Don
„DonCarlo” Carlo”.
Willy Decker raz jeszcze, tym razem dla
tych, którzy wolą operę w tradycyjnych dekoracjach i strojach. A takich widzów jest niemało, sądząc po tłumach chętnych pragnących zdobyć bilet
na spektakle po styczniowej
premierze „Don Carlosa”.
Decker lubi ascetyzm, oszczędnie operuje kolorem (tu mamy
tylko szarość, czerń i czerwień),
każdemu przypisując określone znaczenie. Szanuje historyczny kostium, ale robi teatr
współczesny – operujący plastycznym skrótem, symbolem,
odwołując się do wyobraźni widza.
6.
„Sen no
no
cycy
letniej”.
letniej”.
Jeszcze jedna klasyka, tym razem baletowa, jeśli za klasykę można już
uznać choreografię powstałą 35
lat temu. John Neumeier ma
jednak zapewnione miejsce
w historii sztuki baletowej,
dzięki m.in. takim spektaklom,
łączącym różne style tańca i klimaty, od romantycznej nostalgii
po rubaszny humor. Wykonanie Polskiego Baletu Narodowego dodaje wartości temu
„Snu nocy letniej”.
7.
„Romeo i Ju
i lia”.
Julia”.
Krzysztof Pastor wraca do choreografii
zrealizowanej z brytyjskim
Scottish Balet. I po raz pierwszy w Warszawie przedstawi
swoją wersję tytułu należącego
do kanonu baletowego. Zadanie ma tym trudniejsze, że
do niedawna na scenie Opery
Narodowej można było oglądać „Romea i Julię” w choreografii Emila Wesołowskiego.
Po 18 latach od tamtej
premiery zobaczymy całkiem
inną wersję. Porównania będą
nieuniknione.
8.
„At
„ A
tila”
t t i l a ” .
Kilkanaście lat temu
była szansa na koprodukcję Opery Narodowej
i Opernhausu w Zurychu, której
efektem miała być inscenizacja
tej wczesnej opery Verdiego ze
słynnym Ruggiero Raimondim
w roli tytułowej. Zmieniła się
jednak dyrekcja i jak to u nas
bywa, projektu nie podjęli następcy. W ten sposób polska publiczność nie poznała operowej
opowieści o wodzu Hunów. Lukę postara się przynajmniej
częściowo zniwelować dyrygent Carlo Montanaro w koncertowym wykonaniu „Attili”.
9.
„Qudsja Zaher”
Zaher”.
Wbrew obawom malkontentów
opera
Pawła Szymańskiego nie znika
po prapremierze jak większość
utworów
współczesnych.
Oszczędna, przejmująco sugestywna muzyka wręcz hipnotyzuje. Kto nie jest zbyt czuły
na takie dźwięki, może podziwiać inscenizację Eimuntasa
Nekrošiusa.
10.
„Ham
„ H alet”
mlet”.
Choreograf Jacek Tyski konsekwentnie próbuje zaistnieć
na polskiej scenie baletowej.
Po kilku drobniejszych pracach
w Warszawie niedawno zrealizował premierę z zespołem
Opery na Zamku w Szczecinie.
Teraz staje przed trudniejszym
sprawdzianem, ma być autorem pełnospektaklowego baletu, na dodatek opartego
na wielkiej tragedii Szekspira.
—Jacek Marczyński
4
Środa – czwartek
rp.pl ◊
29 – 30 maja 2013
teatrwielki.pl
Dla dorosłych i dla dzieci
T
eatr Wielki - Opera Narodowa przygotował na
nadchodzący sezon dziesięć różnych pakietów abonamentowych.
Premiery
W specjalnej ofercie można
zdobyć bilety na osiem najważniejszych premier sezonu, zarówno operowych, jak i baletowych. To jest więc propozycja
dla najwierniejszych widzów
Opery Narodowej, którzy nie
zrezygnują ani z „Lohengrina”,
„Jolanty” połączonej z „Zamkiem Sinobrodego”, ani z „Diabłów z Loudun” oraz z „Moby
Dicka”, a nawet z eksperymentalnego „Projektu 'P'”. I oczywiście wybiorą się też na tańczonego „Hamleta”, „Romea i Julię”
oraz „Don Kichota”.
Terytoria
W abonamencie proponującym spotkanie z operą współczesną w tym sezonie są trzy
wieczory z polskim kompozytorami: Krzysztofem Pendereckim („Diabły z Loudun”),
Eugeniuszem
Knapikiem
(„Moby Dick”) oraz połączonym w „Projekcie 'P'” – Sławomirem
Wojciechowskim
(„Zwycięstwo nad słońcem”)
i Marcinem Stańczykiem („Solarize”).
Opera 1: Opera Europa
To sześć przedstawień z wielkiego repertuaru: od „Orfeusza
i Eurydyki” Glucka, poprzez
„Lohengrina” Wagnera, „Elektrę” Straussa, „Jolantę” Czajkowskiego i „Zamek Sinbrodego” Bartóka, aż do „Diabłów
z Loudun” Pendereckiego
i „Moby Dicka” Knapika.
Opera 2: Viva Verdi,
Wagner, Penderecki!
Tym razem cztery tytuły, ale
za to jakie. Dwie niezwykle popularne opery Verdiego („Nabucco” i „Don Carlo”) połączono w tym abonamencie z „Lohengrinem” Wagnera i „Diabłami z Loudun” Pendereckiego.
Balet 1:
Wielka klasyka
Tytuł tego abonamentu mówi sam za siebie. Obejmuje najpopularniejsze spektakle Polskiego Baletu Narodowego
– „Echa czasu”, „Dziadek
do orzechów i król myszy”, „Sen
nocy letniej” – połączone z pre-
mierami sezonu: „Hamletem”,
„Romeem i Julią” oraz „Don Kichotem”. W sumie sześć przedstawień.
Balet 2: Tylko u nas
Trzy przedstawienia z dawniejszego repertuaru: rewelacyjne „Święto wiosny” w trzech
różnych wersjach, „Echa czasu”
i „Tańczmy Bacha” plus dwie
premiery („Hamlet” i „Romeo
i Julia”) oraz „Obsesje” łączące
dwie starsze choreografie
– „Powracające fale” i „Moving
Rooms” z nowym baletem
Krzysztofa Pastora.
V Dni Sztuki Tańca
Abonament na pięć przedstawień listopadowego, atrakcyjnie zapowiadającego się fe-
stiwalu. Będzie można zobaczyć występ słynnego szwedzkiego Cullberg Ballet, dwa intrygujące spektakle Litewskiego Baletu Narodowego: „Barbarę Radziwiłłównę” oraz
Čiurlionisa” (ten balet stworzył
Robert Bondara). Ponadto
wieczór z dwoma choreografiami Izadory Weiss („Święto
wiosny” oraz „Sen nocy letniej”
do muzyki Bregovicia) oraz
warszawski „Sen nocy letniej”
w
choreografii
Johna
Neumeiera.
Wielki dla małych
Trzy przedstawienia dla dzieci na dużej scenie Opery Narodowej - „Dziadek do orzechów
i król myszy”, „Słowik” Strawińskiego oraz „Don Kichot” - plus
projekt edukacyjny „Teatr bez
kurtyny”.
Wielki dla małych
– poranki muzyczne
Sześć niekonwencjonalnych
poranków, których bohaterami
są przede wszystkim rozmaite
instrumenty: „Puzony na wiele
głosów”, „Marsz złotej blachy”,
„Rodzina w komplecie”, „Tajemniczy duet”, „Magiczny
świat instrumentów perkusyjnych”, a także „Od arii do piosenki”.
Mój abonament:
Mój Teatr Wielki
- Opera Narodowa
Abonament, dzięki któremu
można programowo zaszaleć
i samemu wybrać siedem dowolnych spektakli operowych
i baletowych, jakie chciałoby się
zobaczyć.
—jm

Podobne dokumenty