Ryzyko to nasza specjalność
Transkrypt
Ryzyko to nasza specjalność
Środa – czwartek 29 – 30 maja 2013 Dodatek specjalny Ryzyko to nasza specjalność Premiery sezonu 2013-2014 2 października 2013 Krzysztof Penderecki „Diabły z Loudun” Reżyseria KEITH WARNER Scenografia BORIS KUDLIČKA Dyrygent LIONEL FRIEND 3 października 2013 „Hamlet” Choreografia JACEK TYSKI Muzyka LUDWIG VAN BEETHOVEN (nagranie) Scenografia ROBERT MAJKUT Scena Kameralna Dyrektor naczelny WALDEMAR DĄBROWSKI wyjaśnia, dlaczego najbliższy sezon w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej będzie czasem wyjątkowych wyzwań Był pan na premierze nowych „Diabłów z Loudun” w Operze w Kopenhadze? Oczywiście i po raz pierwszy po przedstawieniu XX-wiecznej opery widziałem taką „standing ovation” autentycznie wzruszonej publiczności. „Diabły z Loudun” uznano tam za arcydzieło. Wiążę z tym spektaklem duże nadzieje, przygotowała go świetna ekipa realizatorów z reżyserem Keithem Warnerem, dyrygentem Lionelem Friendem i scenografem Borisem Kudličką. Kiedy w latach 70. w Teatrze Wielkim w Warszawie nad „Diabłami z Loudun” pracował Kazimierz Dejmek, ówczesne władze obawiały się tego przedstawienia. Dyrekcja zaprosiła więc kościelnych hierarchów, a gdy ci wyrazili aprobatę, wydano zgodę na premierę. Krzysztof Penderecki opowiadał mi zaś, że wstawiał się za nim u władz prymas Stefan Wyszyński. Ta opera nadal budzi emocje, co tylko potwierdza jej wyjątkową wartość. Entuzjastyczne przyjęcie w Kopenhadze bardzo mnie podbudowało, mam nadzieję, że podobnie będzie u nas, zwłaszcza że tą premierą otworzymy obchody 80. urodzin Krzysztofa Pendereckiego. Ale pan jako dyrektor ryzykuje podwójnie, kilka miesięcy później na głównej scenie pojawi się „Moby Dick”, prapremiera innej polskiej opery współczesnej – Eugeniusza Knapika. Jak zauważył jeden z zachodnich recenzentów, pisząc o planach Opery Narodowej, wykazujemy się wyjątkową odwagą. Z tym zestawieniem premier wiąże się pewne ryzyko, ale tak należy postępować, skoro we współczesnej muzyce polskiej Eugeniusz Knapik zajmuje miejsce zaraz po Lutosławskim, Góreckim czy Pendereckim jako przedstawiciel kolejnego pokolenia twórców. Być może wypróbujemy cierpliwość wiernej publiczności, ale damy też satysfakcję tym, którzy nieustannie szukają czegoś nowego. Powiem więcej, misją Opery Narodowej jest również otwarcie się na artystów eksperymentujących. Powinniśmy przyglądać się grupie młodych utalentowanych twórców, których utwory wypełniają obecnie programy festiwali muzyki współczesnej. Stąd zrodził się „Projekt 'P'”, który będziemy kontynuować. Nie bójmy się inwestować w artystyczne zdarzenia, które często pozostają tajemnicą, dopóki się nie urzeczywistnią na scenie. Może tak narodzi się nowa wartość. Współczesność uzupełnią kolejne spektakle „Qudsji Zaher” Pawła Szymańskiego. Chciałbym utrzymać tę operę w repertuarze, dlatego sprawdzimy, jak będzie żyła, gdy opadły już emocje towarzyszące prapremierze. „Qudsja Zaher” spotkała się z bardzo życzliwym na ogół przyjęciem, zobaczymy, jak obroni się w codziennym życiu teatralnym. Inne premiery też można uznać za wyjątkowe. „Zamek Sinobrodego” Béli Bartóka, a zwłaszcza „Jolanta” Piotra Czajkowskiego to tytuły rzadko pojawiające na polskich scenach. A ja myślę, że warto szykować się na ten wieczór w reżyserii Mariusza Trelińskiego, uświetniony dodatkowo znakomitą obsadą i pod kierownictwem Walerego Gergiewa. Jest to koprodukcja z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Obie opery nie schlebiają masowym gustom, ale za to poszerzają repertuar, z jakim może obcować publiczność Opery Narodowej. Można to też powiedzieć o „Lohengrinie” Richarda Wagnera. To także koprodukcja, tym razem z Walijską Operą Narodową i kolejne dzieło Wagnera na naszej scenie po baletowym „Tristanie” oraz „Latającym Holendrze”. Konsekwentnie niwelujemy dotkliwą lukę, jako że twórczość tego kompozytora była u nas nieobecna z wyjątkiem 13 grudnia 2013 Piotr Czajkowski „Jolanta” Béla Bartók „Zamek Sinobrodego” Reżyseria MARIUSZ TRELIŃSKI Scenografia BORIS KUDLIČKA Dyrygent WALERY GERGIEW 7 marca 2014 „Romeo i Julia” Choreografia KRZYSZTOF PASTOR Muzyka SERGIUSZ PROKOFIEW Dyrygent ŁUKASZ BOROWICZ Scenografia TATYANA VAN WALSUM KRZYSZTOF BIELIŃSKI/TW-ON Czy po latach spędzonych w gabinecie dyrektora Opery Narodowej kolejny sezon jest dla pana wyzwaniem, czy normalnym terminem w kalendarzu? Waldemar Dąbrowski: Odrzućmy słowo: normalność w działalności instytucji kulturalnej, a zwłaszcza w teatrze operowym, tu splot działań wielu różnych zespołów ciągle zaskakuje. A mówiąc poważnie: każdy sezon jest wyzwaniem, zwłaszcza gdy w Operze Narodowej wiemy, w jakim punkcie się znajdujemy i dokąd mamy ambicje zmierzać. Ten nadchodzący niesie szczególne wyzwania z dwóch przynajmniej powodów. Pierwszy to 250-lecie teatru narodowego w Polsce, którego historia zaczęła się od dramatu, ale król Stanisław August Poniatowski repertuar operowy uczynił integralną częścią działalności narodowej sceny. A w wieku XIX opera odegrała szczególną rolę w umacnianiu tożsamości Polaków. Przywiązuję dużą wagę do tej rocznicy i z pewnością porozumiem się z dyrektorem Teatru Narodowego, Janem Englertem, by obie nasze instytucje wspólnie ją świętowały. Sezon 2013-2014 jest jednak również trudny z powodu wyjątkowo ambitnego zestawu premier operowych. Rozpoczynamy od „Diabłów z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego. Kompozytor napisał 147 stron nowej muzyki, nie wydłużając dzieła. okazjonalnie pokazywanej „Walkirii”. Z propozycjami operowymi kontrastują propozycje Polskiego Baletu Narodowego, który na nowy sezon wybrał utwory bardzo znane. Tak, ale o ile „Don Kichot” będzie klasyczną propozycją, to „Romeo i Julia” w autorskim ujęciu Krzysztofa Pastora połączy klasykę z nowoczesnością. Zapewne obie premiery się spodobają, bo warszawska publiczność lubi fabularne przedstawienia baletowe. A atmosfera towarzysząca dokonaniom Polskiego Baletu Narodowego jest życzliwa. Całkiem zasłużenie zresztą, niedawno ukazała się bardzo pozytywna recenzja w „New York Timesie”, odkrywająca przy okazji tradycje polskiego baletu. Świetnie też zostały przyjęte występy zespołu na festiwalu w Houston, ale to owocują rezultaty pracy u nas Krzysztofa Pastora, choć on również nie unika wyzwań. Przyznam się, że z obawami przystałem na prezentację trzech wersji „Święta wiosny” w jednym wieczorze. Bałem się, że widz tego nie wytrzyma, a spektakl jest znakomicie przyjmowany. Przy okazji potwierdziło się, jak warstwa wizualna determinuje odbiór muzyczny. Wydawało się, że przy każdej choreografii słuchamy innego opracowania, tymczasem dyrygent Łukasz Borowicz nie zmienił u Strawińskiego ani jednej nuty, ani jednego tempa. Naprawdę po tylu spędzonych tu sezonach nie ma pan poczucia pewnej stabilizacji? Mam. Nawet jeśli są kłopoty, jeśli chciałoby się mieć większy budżet, aby można było zapraszać do udziału w spektaklach gwiazdy, to z drugiej strony warto pamiętać, że nasza dotacja jest wyższa niż kiedykolwiek. Pracujemy nad kolejnymi sezonami, mając za partnerów Covent Garden, Teatr Maryjski czy festiwal w Bregencji, wiele z tych projektów sami inicjujemy, a nie tylko dołączamy do innych. Bardzo ważna jest kontynuacja pracy z młodymi talentami wokalnymi w Akademii Operowej w europejskiej sieci ENOA, po ostatnim Konkursie Moniuszkowskim chcemy ją nieco modyfikować. Za nasz program edukacyjny dostaliśmy nagrodę od władz Warszawy. Mam nadzieję, że będzie rozwijać się Galeria Opera poświęcona tym twórcom, którzy położyli fundament pod nowoczesność w polskiej sztuce po 1956 roku. Ich obrazy czy rzeźby trudno spotkać dziś w naszych muzeach i galeriach. Ten sezon kończymy wspaniałą wystawą obrazów Tadeusza Dominika, na grudzień szykujemy ekspozycję prac Stanisława Fijałkowskiego, potem wiosną będą wystawy Jerzego Mierzejewskiego i Jerzego Tchórzewskiego. Premierze „Diabłów z Loudun” towarzyszyć ma prezentacja partytur kompozytora oraz ekspozycja zapowiadająca się nader atrakcyjnie: „Salvador Dali u Pendereckiego”, których szczegółów na razie nie zdradzę —rozmawiał Jacek Marczyński 29 marca 2014 „Obsesje” (wieczór baletowy) „Powracające fale” (wznowienie) Choreografia EMIL WESOŁOWSKI Muzyka MIECZYSŁAW KARŁOWICZ Scenografia BORIS KUDLIČKA „Nowy balet” (prapremiera) Choreografia KRZYSZTOF PASTOR Muzyka FRANZ SCHUBERT Scenografia MAŁGORZATA SZABŁOWSKA „Moving Rooms” (wznowienie) Choreografia KRZYSZTOF PASTOR Muzyka ALFRED SCHNITTKE HENRYK MIKOŁAJ GÓRECKI (nagrania) Sala Kameralna 11 kwietnia 2014 Richard Wagner „Lohengrin” Reżyseria i scenografia ANTONY MCDONALD Dyrygent STEFAN SOLTESZ 26 kwietnia 2014 „Projekt 'P'” Sławomir Wojciechowski „Zwycięstwo nad słońcem” Marcin Stańczyk „Solarize” Reżyseria KRZYSZTOF GARBACZEWSKI Scenografia ALEKSANDRA WASILKOWSKA 29 maja 2014 Ludwig Minkus „Don Kichot” Choreografia ALEKSIEJ FADIEJECZEW wg Mariusa Petipy i Aleksandra Gorskiego Muzyka LUDWIG MINKUS Dyrygent ALEKSIEJ BAKLAN Scenografia THOMAS MIKA 25 czerwca 2014 Eugeniusz Knapik „Moby Dick” Reżyseria BARBARA WYSOCKA Scenografia BARBARA HANICKA Dyrygent GABRIEL CHMURA 2 Środa – czwartek rp.pl ◊ 29 – 30 maja 2013 teatrwielki.pl Zagadki dzisiejszego świata Dyrektor artystyczny MARIUSZ TRELIŃSKI wtajemnicza w szczegóły operowych premier przyszłego sezonu A co z formą spektaklu? „Zamek Sinobrodego” będzie hiperrealistyczny. Myślę o opowieści quasi-filmowej, nawiązującej do poetyki horroru, opartej na montażu planu żywego i wideo, również dlatego, że Béla Balázs, autor libretta, był głośnym teoretykiem kina, i za jego pracą stoi poetyka dużego ekranu – dzieł ekspresjonistycznych. „Jolanta” będzie wyciszona. Intrygujące jest to, że obie historie rozgrywają się w lesie. W „Jolancie” chcę pokazać las wyrwanych korzeni, sytuację archetypiczną, gąszcz. Ważne jest dla mnie to, że w pierwszych redakcjach libretta „Sinobrodego” zamek był opisywany jako miejsce dramatu, ale i żywa postać: symbol męskości, umiejscowiony w kolebce kobiecości. Mamy do czynienia z próbą zbudowania męskiej twierdzy, lecz na bardzo śliskim gruncie. Tę opozycję będę chciał eksponować. Zamek jest też trzecią siłą dramatu. Może rodzajem Dionizosa? Mrocznego, pogańskiego. Przybyszewski określiłby tę aurę prasłowiańskim słowem „chuć”. Premiera polska odbędzie się 13 grudnia tego roku, w Metropolitan Opera zaś – 26 stycznia 2015. Cieszę się, że Metropolitan Opera, z którą koprodukujemy spektakl, zgodziła się na modyfikację projektu, realizowanego już przeze mnie w Teatrze Maryjskim w Petersburgu z Walerym Gergiewem. Pokazaliśmy wtedy „Jolantę” i „Aleko” Rachmaninowa. Od początku było wiadomo, że „Aleko”, którego wskazał Gergiew, jest słabszy od „Jolanty”. „Zamek Sinobrodego” to mój autorski wybór, jedna z pierwszych fascynacji operowych. Ten tytuł zaproponowałem dyrektorowi Waldemarowi Dąbrowskiemu tuż po przyjściu do Teatru Wielkiego, jeszcze przed „Madame Butterfly”. „Projekt 'P'” to też rodzaj przekroczenia, młodzi twórcy szukają nowej formy poza granicami opery. . Kiedy poza krajem próbowałem realizować polskie dzieła, w grę wchodził właściwie tylko Szymanowski. Próbowałem proponować młodszych kompozytorów, bo wszyscy mówią o europejskiej wymianie talentów. Rozbrajające było to, co usłyszałem w Madrycie: – My mamy promować polskich artystów? Okazało się, że sami musimy pracować u podstaw, więc to robimy. W ciągu kilku lat mojej kadencji odbyło się 11 polskich prapremier, rzecz bez precedensu na tle minionych dekad. Oczywiście, nie mamy żadnych gwarancji, że co drugi młody artysta będzie Mykietynem, ale próbujemy wyszukać najlepszych. W „Projekcie 'P'” kojarzymy młodych kompozytorów, reżyserów, scenografów, kreując, mam nadzieję, odmienny typ spojrzenia na operę. Wychodzimy ze sceny, odchodzimy od klasycznych sposobów opowiadania, młodzi twórcy proponują zupełnie nowe podejście nie tylko do samej koncepcji muzyki, ale sposobu jej wykonywania, relacji muzyka z instrumentem. Wojtek Blecharz, nominowany do Paszportu „Polityki”, napisał i wyreżyserował „Transcryptum”. Jagoda Szmytka w duecie z Michałem Zadarą przygotowała „Dla głosów i rąk”. W nowym sezonie zapraszam do współpracy Krzysztofa Garbaczewskiego, który zrealizuje prawykonania dwóch oper kameralnych Sławomira Wojciechowskiego i Marcina Stańczyka. Konsultantem programowym cyklu jest Jan Topolski. Po sukcesie w Kopenhadze dojdzie do premiery „Diabłów z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego. W Kopenhadze mieliśmy stojącą owację w obecności królowej. Był to wielki sukces Krzysztofa Pendereckiego, który napisał nową wersję tego utworu. W zmienionej orkiestracji utwór brzmi niezwykle nowocześnie, niespotykaną selektywność uzyskały partie wokalne i orkiestrowe. Myślę, że współautorem sukcesu wraz z kompozytorem stał się charyzmatyczny dyrygent Lionel Friend, który poprowadzi orkiestrę również w Warszawie. Temat został emocjonalnie przyjęty przez duńską widownię. Mam wrażenie, że będzie równie gorący dla polskiej. Będziemy mieli też, po pana „Latającym Holendrze”, kolejną Wagnerowską pozycję – „Lohengrin”. Cieszę się, że tę graną nieustannie na świecie operę Wagnera przywracamy polskiej scenie, bo nie była obecna bodaj ponad 40 lat. To nasza kolejna koprodukcja, tym razem zrealizowana z teatrem w Cardiff. Reżyser Antony McDonald współpracuje z najciekawszymi inscenizatorami, między innymi ze znanym polskiej widowni z „Pasażerki” i „Króla Rogera” Davidem Pountneyem. McDonald zaczynał jako scenograf, teraz wkracza do grona najważniejszych inscenizatorów europejskich. Dojdzie też do prawykonania opery polskiego kompozytora. Eugeniusz Knapik, na świecie znany m.in. ze współpracy z Janem Fabre’em, zaprezentuje „Moby Dicka”, którego, po kilku bardzo udanych kameralnych projektach, zrealizuje na dużej scenie Barbara Wysocka. To najciekawsza reżyserka młodego pokolenia mająca za sobą dwa wielkie sukcesy ARCHIWUM TEATRU WIELKIEGO – OPERY NARODOWEJ Czego możemy się spodziewać po pana nowej premierze, gdy w jednym wieczorze połączy pan utrzymane w baśniowym klimacie jednoaktówki Piotra Czajkowskiego i Béli Bartóka: „Jolantę” i „Zamek Sinobrodego”? Obie można interpretować jako rzecz o jasnych i mrocznych stronach erotycznego przekroczenia. Mariusz Treliński: Baśń pozostawia przestrzeń dla tajemnicy, nieokreśloności. Przeglądają się w niej kolejne epoki. W moich poszukiwaniach inspiruję się książką „Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni” Bruno Bettelheima. O „Jolancie” niesłusznie się mówi, że to beztroska bajka. Czajkowski pisał utwór w bardzo trudnym momencie swojego życia. Został oskarżony publicznie o homoseksualizm, odbywał się nad nim sąd. To nie jest aura, w której komponuje się idylliczne historie. Dla mnie głównym tematem jest odszczepienie, alienacja, tęsknota. Ale jest tam też inicjacja seksualna. Tak jak w wielu baśniach, które traktuję bardzo serio, rodzic – najczęściej zazdrosny ojciec – separuje dziecko od złego świata, chcąc je zachować tylko dla siebie. Często tym miejscem odseparowania jest falliczna wieża. Jednak natura upomina się o młodego człowieka. W „Jolancie” młoda dziewczyna żyje w więzieniu stworzonym przez ojca. W „Zamku Sinobrodego” w mojej interpretacji główna bohaterka, dążąca do związku z dominującym starszym mężczyzną, de facto powraca po latach do typu relacji, jaką miała z ojcem. w Operze Narodowej – „Medeamaterial” i „Zagładę domu Usherów”. Na wskroś współczesna muzyka Knapika sięga korzeniami do XIX wieku. Ujawnia dalekie fascynacje Straussem, Debussym, Wagnerem, przy tym forma opowieści jest afabularna, wręcz oratoryjna. Następuje tu pewnego rodzaju dekonstrukcja legendarnej powieści Melville’a, co współgra z postdramatycznym profilem reżyserskim Barbary Wysockiej. Czy gusty publiczności Opery Narodowej ewoluują wraz z nowoczesnymi formami teatralnymi i muzycznymi, jakie może oglądać? To jeden z największych powodów naszej satysfakcji. Proponując Warszawie całkowicie nowy repertuar, wychodzący daleko poza schematy granych tu dawniej szlagierów operowych, mamy 95-procentową frekwencję. Widownia naszego teatru poszerzyła się o nowe pokolenie ludzi otwartych na eksperyment, wierzących, że sztuka operowa nie jest anachronicznym wynalazkiem, tylko żywym, fascynującym gatunkiem, który potrafi stawić czoła zagadkom dzisiejszego świata. —rozmawiał Jacek Cieślak Subiektywny RANKING I Wybierając się na przedstawienie lub koncert, warto o nim wiedzieć więcej niż to, co przeczytamy na afiszu Niniejszy ranking ma zatem ułatwić decyzję tym, którzy postanowili zasiąść w przyszłym sezonie na widowni Opery Narodowej, ale mają kłopot z wyborem najciekawszego dla nich spektaklu. 1. ≥„Diabły z Loudun” w reżyserii Keitha Warnera, zdjęcie ze spektaklu Opery w Kopenhadze „Dia „Diabły bły z Lo z udun” Loudun”. To jedyna opera Krzysztofa Pendereckiego, która stale pojawia się na scenach świata. Co więcej, dziś, po ponad 40 latach, jakie minęły od hamburskiej prapremiery, jest coraz bardziej atrakcyjna, także dlatego że stanowi interesujące tworzywo dla nowoczesnego teatru. A temat, oparty na historycznych wydarzeniach, wciąż budzi emocje. Niektórych może zniechęcać nazwisko reżysera, Keitha Warnera, bo pamiętają jego nieudane „Wesele Figara” w Operze Narodowej z 2010 r., ale tamtą premierę należy traktować jako potknięcie naprawdę wybitnego twórcy teatralnego. 2. „Jolanta” i „Za i „Za mek mek Si S no i nbro o bde r ogo” dego”. Fanów Mariusza Trelińskiego nurtuje pytanie: w jakiej jest kondycji po „Manon Le- ◊ rp.pl Środa – czwartek 29 – 30 maja 2013 3 Porównania bez kompleksów Nie boli pana głowa od nadmiaru pochwał, jakimi obdzielano pana i zespół przez cały sezon? Krzysztof Pastor: Mam dystans do siebie. Cieszę się, że chwalą mnie, a zwłaszcza zespół, bo niewątpliwie zrobił duży postęp. Obowiązuje inna technika pracy, podejmujemy coraz trudniejsze wyzwania i potrafimy sobie z nimi poradzić, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. Mogłoby być lepiej? W sztuce nigdy nie jest tak, że osiąga się najwyższy poziom i ma się spokój, zawsze trzeba iść w górę. Chciałbym też, aby Polski Balet Narodowy dawał więcej premier i spektakli, ale to bardzo trudne do zrealizowania z wielu względów, przede wszystkim finansowych. W przyszłym sezonie choreograf Krzysztof Pastor po raz pierwszy zmierzy się w Warszawie z klasycznym repertuarem, przygotowując premierę „Romea i Julii”. Muszę przyznać się, że „Romeo i Julia” należy do tych moich przedstawień, które sprawiły mi największą satysfakcję, zarówno podczas pracy w 2008 roku w Scottish Ballet, jak i dzięki osiągniętemu efektowi. „Romea i Julii” nie potraktowałem jako baletu romantycznego, ten temat ma dla mnie silny aspekt polityczny, podobnie jak u Szekspira. Postanowiłem rozpocząć akcję w latach 30. XX wieku we Włoszech, potem przenieść ją w czas optymizmu po II wojnie światowej aż do naszej trudnej współczesności. Praca w Edynburgu była niesłychanie inspirująca, panowała twórcza atmosfera, miałem wspaniałą Julię, a przedstawienia przyjmowano w Anglii i Szkocji bardzo dobrze. Postanowiłem wrócić do „Romea i Julii”, a spektakl powstanie w koprodukcji amerykańskim Joffrey Ballet, gdzie premiera odbędzie się półtora miesiąca po naszej. Czy o wyborze takiego baletu jak „Romeo i Julia” decyduje fakt, że dostrzega pan w zespole wykonawców tytułowych ról? Po części tak, ale generalnie jestem w szczęśliwej sytuacji, gdyż mam tancerzy, mogących podjąć się rozmaitych zadań, którzy dysponują i techniką, i odpowiednią wrażliwością. Natomiast przy wyborze tego konkretnego tytułu kierowałem się chęcią pokazania mojego sposobu podejścia do Szekspirowskiego tematu. Polski Balet Narodowy może w tej chwili podjąć każde wyzwanie? Na pewno jest w stanie zrealizować bardzo dobrze każdy balet współczesny oparty na technice klasycznej, a także choreografie nowoczesne, takie jak na przykład „Święto wiosny” w wersji Emanuela Gata, które z każdym kolejnym przedstawieniem coraz bardziej zdobywa publiczność. Gdyby przyszło jednak zmierzyć się z absolutnie wielką klasyką, tak, by publiczność się nią zachłysnęła, to miałbym jeszcze pewne wątpliwości. Mam na myśli choćby choreografie George'a Balanchine’a, które są piekielnie trudne, a mogą być porywające. Z klasycznego kanonu w przyszłym sezonie wybór padł na „Don Kichota”. Taką klasykę nasz zespół może pokazać świetnie. Co więcej, poszczególni tancerze mają dużą siłę interpretacyjną, udowodnił to choćby „Sen nocy letniej”, w którym stworzyli różnorodne charaktery i typy. Podobne możliwości daje „Don Kichot”. A poza tym jest to widowisko dla różnych widzów i to w każdym wieku, a my wciąż znajdujemy się na etapie pozyskiwania szerokiej publiczności. Co zadecydowało o wyborze „Don Kichota” w wersji Aleksieja Fadiejeczewa? Widziałem ją w Moskwie, Fadiejeczew był przez pewien czas dyrektorem baletu Teatru Bolszoj. Kiedyś bardzo podobała mi się, zresztą jak wszystkim, choreografia Michaiła Barysznikowa. Podjęliśmy z nim nawet pewne negocjacje, ale on w tej chwili nie zajmuje się takimi baletami. Myślę jednak, że przedstawienie Aleksieja Fadiejeczewa spodoba się tancerzom i widzom. „Don Kichot” powstaje z kolei w koprodukcji z Hong Kong Ballet, zgłosił się też kolejny partner – Królewski Balet Flandryjski i prawdopodobnie dojdziemy do porozumienia. Wspólne działania obniżają koszty, a oszczędności na dużych premierach pozwalają wygospodarować pieniądze na inne przedsięwzięcia. Takie jak „Hamlet” Jacka Tyskiego? Ta premiera nie powstaje dzięki oszczędnościom, od niej powinniśmy zacząć rozmowę, to przecież prapremiera baletu polskiego choreografa. Jaki będzie ten „Hamlet”? Sam jestem ciekaw. Musimy poczekać do października. ARCHIWUM TEATRU WIELKIEGO – OPERY NARODOWEJ Dyrektor KRZYSZTOF PASTOR opowiada o kondycji i zamierzeniach Polskiego Baletu Narodowego Czy w takich przypadkach dyrektor zespołu musi zawierzyć choreografowi? Nie ma możliwości ingerencji? Rozmawiam oczywiście z Jackiem Tyskim, czasami poradzę w rozwiązaniu jakiegoś praktycznego problemu. W zasadzie jednak dyrektor musi zawierzyć, podjąć ryzyko i nie interweniować. Tak postępuję i w przypadku „Kreacji”, czyli corocznych warsztatów młodych choreografów. Daję im szansę zrealizowania autorskiego przedstawienia, mnie końcowy efekt może się nie podobać, ale nie znaczy to, że spektakl jest zły. Lubię obserwować, jak dziś radzą sobie uczestnicy pierwszych „Kreacji”, na przykład Robert Bondara. Nie będzie miał u nas, co prawda, premiery w przyszłym sezonie, ale w Narodowym Teatrze Opery i Baletu w Wilnie przygotował niedawno duży spektakl „Čiurlionis”, który przyjedzie w listopadzie do Warszawy na Dni Sztuki Tańca. Bardzo wierzę w efektowną przyszłość Roberta. Pan sam zapowiada jeszcze autorski, nowy balet kameralny. Premierę zaplanowaliśmy dopiero pod koniec marca, więc nie będę zdradzał już teraz szczegółów. Pomysł polega na tym, by w jednym wieczorze połączyć na scenie kameralnej „Powracające fale” Emila Wesołowskiego, moją choreografię „Moving Rooms” i nowy tytuł, do którego wybrałem muzykę Schuberta. Potrzebujemy skromniejszej oferty, nie angażującej wszystkich tancerzy, gdyż takie zapotrzebowanie otrzymujemy często z kraju i zagranicy. Niedawno byliśmy na przykład na Dance Salad Festival w Houston. To była pierwsza wizyta zespołu w USA od ponad 20 lat, pokazaliśmy fragmenty z „Kurta Weilla”, „I przejdą deszcze... ”, „Moving Rooms”, a także z „Persony” Roberta Bondary. Zależy panu, by mieć ustabilizowany zespół? Na pewno powinien mieć on silne serce i w zespole jest taka grupa tancerzy, którzy mocno ciągną resztę w górę. Zmiany personalne będą jednak następowały, a rotacja jest potrzebna, choćby dlatego, że sprzyja konkurencji. Co przyciąga do Warszawy takich tancerzy jak Australijczyk Lachlan Philips, który pokazał choreograficzny talent podczas ostatnich „Kreacji”? Przybył z Magdeburga, więc uznał, że w jego życiu nastąpił postęp. Oczywiście można powiedzieć, że pracował w prowincjonalnym zespole niemieckim, w poważnych teatrach zachodnioeuropejskich nie dostałby tak szybko szansy zrealizowania własnego baletu. Był zachwycony tą możliwością, podobnie jak inny nasz tancerz, Węgier Viktor Banka. A generalnie rzecz ujmując, Polski Balet Narodowy proponuje europejskie standardy pracy. Choć nadal brakuje nam ze dwóch sal do ćwiczeń, to repertuar mamy naprawdę dobry i zróżnicowany. Szkoda tylko, że nie gramy jeszcze częściej. Jednak jeśli chodzi o poziom zespołu czy skalę wynagradzania, to bez kompleksów możemy porównywać się z innymi. Jestem więc większym optymistą niż rok temu. —rozmawiał Jacek Marczyński przewodnik dla niezdecydowanych scaut”? Należy wierzyć, że odzyskał artystyczne siły, a ta premiera będzie wydarzeniem choćby ze względu na to, że grudniowymi spektaklami ma dyrygować Walery Gergiew, który do „Jolanty” Czajkowskiego przywozi swoje gwiazdy z Teatru Maryjskiego. Na dodatek partię Judyty w „Zamku Sinobrodego” Bartóka zaśpiewa charyzmatyczna Nadja Michael, ozdoba zagranicznych przedstawień Krzysztofa Warlikowskiego (wstrząsająca Medea w Brukseli i przejmująca Poppea w Madrycie). 3. „„Lo Lo hen h grin” engrin”. Trudno zrozumieć, dlaczego polskie teatry nie lubią tej opery Richarda Wagnera, choć jest bardziej przystępna dla publiczności od częściej u nas wystawianego „Parsifala”. Romantyczny „Lo- hengrin” ma klarowną akcję, jeśli takowa w ogóle zdarza się w dziełach Wagnera. Nie wiadomo, co zaprezentuje reżyser Antony McDonald, w świecie bardziej znany jako scenograf. W razie czego zawsze można liczyć na chór Opery Narodowej, który w „Lohengrinie” będzie miał pole do popisu. 4. „Elek „ E ltra” e k t r a ” . Tym razem nie premiera, ale wznowienie (maj 2014 roku) dramatu Richarda Straussa, którego rozhisteryzowana muzyka niemal rozsadza teatralne mury. Intrygująca inscenizacja znakomitego Willy’ego Deckera i przede wszystkim wielka kreacja Ewy Podleś jako Klitemnestry – na przemian wyniosłej władczyni, matki próbującej odzyskać córkę i morderczyni targanej wyrzutami sumienia. 5. „Don „DonCarlo” Carlo”. Willy Decker raz jeszcze, tym razem dla tych, którzy wolą operę w tradycyjnych dekoracjach i strojach. A takich widzów jest niemało, sądząc po tłumach chętnych pragnących zdobyć bilet na spektakle po styczniowej premierze „Don Carlosa”. Decker lubi ascetyzm, oszczędnie operuje kolorem (tu mamy tylko szarość, czerń i czerwień), każdemu przypisując określone znaczenie. Szanuje historyczny kostium, ale robi teatr współczesny – operujący plastycznym skrótem, symbolem, odwołując się do wyobraźni widza. 6. „Sen no no cycy letniej”. letniej”. Jeszcze jedna klasyka, tym razem baletowa, jeśli za klasykę można już uznać choreografię powstałą 35 lat temu. John Neumeier ma jednak zapewnione miejsce w historii sztuki baletowej, dzięki m.in. takim spektaklom, łączącym różne style tańca i klimaty, od romantycznej nostalgii po rubaszny humor. Wykonanie Polskiego Baletu Narodowego dodaje wartości temu „Snu nocy letniej”. 7. „Romeo i Ju i lia”. Julia”. Krzysztof Pastor wraca do choreografii zrealizowanej z brytyjskim Scottish Balet. I po raz pierwszy w Warszawie przedstawi swoją wersję tytułu należącego do kanonu baletowego. Zadanie ma tym trudniejsze, że do niedawna na scenie Opery Narodowej można było oglądać „Romea i Julię” w choreografii Emila Wesołowskiego. Po 18 latach od tamtej premiery zobaczymy całkiem inną wersję. Porównania będą nieuniknione. 8. „At „ A tila” t t i l a ” . Kilkanaście lat temu była szansa na koprodukcję Opery Narodowej i Opernhausu w Zurychu, której efektem miała być inscenizacja tej wczesnej opery Verdiego ze słynnym Ruggiero Raimondim w roli tytułowej. Zmieniła się jednak dyrekcja i jak to u nas bywa, projektu nie podjęli następcy. W ten sposób polska publiczność nie poznała operowej opowieści o wodzu Hunów. Lukę postara się przynajmniej częściowo zniwelować dyrygent Carlo Montanaro w koncertowym wykonaniu „Attili”. 9. „Qudsja Zaher” Zaher”. Wbrew obawom malkontentów opera Pawła Szymańskiego nie znika po prapremierze jak większość utworów współczesnych. Oszczędna, przejmująco sugestywna muzyka wręcz hipnotyzuje. Kto nie jest zbyt czuły na takie dźwięki, może podziwiać inscenizację Eimuntasa Nekrošiusa. 10. „Ham „ H alet” mlet”. Choreograf Jacek Tyski konsekwentnie próbuje zaistnieć na polskiej scenie baletowej. Po kilku drobniejszych pracach w Warszawie niedawno zrealizował premierę z zespołem Opery na Zamku w Szczecinie. Teraz staje przed trudniejszym sprawdzianem, ma być autorem pełnospektaklowego baletu, na dodatek opartego na wielkiej tragedii Szekspira. —Jacek Marczyński 4 Środa – czwartek rp.pl ◊ 29 – 30 maja 2013 teatrwielki.pl Dla dorosłych i dla dzieci T eatr Wielki - Opera Narodowa przygotował na nadchodzący sezon dziesięć różnych pakietów abonamentowych. Premiery W specjalnej ofercie można zdobyć bilety na osiem najważniejszych premier sezonu, zarówno operowych, jak i baletowych. To jest więc propozycja dla najwierniejszych widzów Opery Narodowej, którzy nie zrezygnują ani z „Lohengrina”, „Jolanty” połączonej z „Zamkiem Sinobrodego”, ani z „Diabłów z Loudun” oraz z „Moby Dicka”, a nawet z eksperymentalnego „Projektu 'P'”. I oczywiście wybiorą się też na tańczonego „Hamleta”, „Romea i Julię” oraz „Don Kichota”. Terytoria W abonamencie proponującym spotkanie z operą współczesną w tym sezonie są trzy wieczory z polskim kompozytorami: Krzysztofem Pendereckim („Diabły z Loudun”), Eugeniuszem Knapikiem („Moby Dick”) oraz połączonym w „Projekcie 'P'” – Sławomirem Wojciechowskim („Zwycięstwo nad słońcem”) i Marcinem Stańczykiem („Solarize”). Opera 1: Opera Europa To sześć przedstawień z wielkiego repertuaru: od „Orfeusza i Eurydyki” Glucka, poprzez „Lohengrina” Wagnera, „Elektrę” Straussa, „Jolantę” Czajkowskiego i „Zamek Sinbrodego” Bartóka, aż do „Diabłów z Loudun” Pendereckiego i „Moby Dicka” Knapika. Opera 2: Viva Verdi, Wagner, Penderecki! Tym razem cztery tytuły, ale za to jakie. Dwie niezwykle popularne opery Verdiego („Nabucco” i „Don Carlo”) połączono w tym abonamencie z „Lohengrinem” Wagnera i „Diabłami z Loudun” Pendereckiego. Balet 1: Wielka klasyka Tytuł tego abonamentu mówi sam za siebie. Obejmuje najpopularniejsze spektakle Polskiego Baletu Narodowego – „Echa czasu”, „Dziadek do orzechów i król myszy”, „Sen nocy letniej” – połączone z pre- mierami sezonu: „Hamletem”, „Romeem i Julią” oraz „Don Kichotem”. W sumie sześć przedstawień. Balet 2: Tylko u nas Trzy przedstawienia z dawniejszego repertuaru: rewelacyjne „Święto wiosny” w trzech różnych wersjach, „Echa czasu” i „Tańczmy Bacha” plus dwie premiery („Hamlet” i „Romeo i Julia”) oraz „Obsesje” łączące dwie starsze choreografie – „Powracające fale” i „Moving Rooms” z nowym baletem Krzysztofa Pastora. V Dni Sztuki Tańca Abonament na pięć przedstawień listopadowego, atrakcyjnie zapowiadającego się fe- stiwalu. Będzie można zobaczyć występ słynnego szwedzkiego Cullberg Ballet, dwa intrygujące spektakle Litewskiego Baletu Narodowego: „Barbarę Radziwiłłównę” oraz Čiurlionisa” (ten balet stworzył Robert Bondara). Ponadto wieczór z dwoma choreografiami Izadory Weiss („Święto wiosny” oraz „Sen nocy letniej” do muzyki Bregovicia) oraz warszawski „Sen nocy letniej” w choreografii Johna Neumeiera. Wielki dla małych Trzy przedstawienia dla dzieci na dużej scenie Opery Narodowej - „Dziadek do orzechów i król myszy”, „Słowik” Strawińskiego oraz „Don Kichot” - plus projekt edukacyjny „Teatr bez kurtyny”. Wielki dla małych – poranki muzyczne Sześć niekonwencjonalnych poranków, których bohaterami są przede wszystkim rozmaite instrumenty: „Puzony na wiele głosów”, „Marsz złotej blachy”, „Rodzina w komplecie”, „Tajemniczy duet”, „Magiczny świat instrumentów perkusyjnych”, a także „Od arii do piosenki”. Mój abonament: Mój Teatr Wielki - Opera Narodowa Abonament, dzięki któremu można programowo zaszaleć i samemu wybrać siedem dowolnych spektakli operowych i baletowych, jakie chciałoby się zobaczyć. —jm