ISAAC B... (fragment książki)
Transkrypt
ISAAC B... (fragment książki)
ISAAC B. SINGER (fragment) Nobel i pokojówka 6 grudnia 1978 roku na lotnisku w Sztokholmie kłębił się tłum dziennikarzy, kamerzystów i fotografów. Ledwo Singer wysiadł z samolotu w towarzystwie swoich gości - Rogera i Dorothei Strausów, Rogera Giroux i Simona Webera - gdy zasypano go gradem pytań: „Panie Singer, dlaczego wciąż pisze pan w jidysz?", „Którzy pisarze wywarli na pana największy wpływ?", „Panie Singer, niedawno umarł Paweł VI. Czy jest pan szczęśliwy, że nowym papieżem został Polak?", „Czy jest pan wegetarianinem z powodów religijnych czy zdrowotnych?". Na to ostatnie pytanie Isaac zwykł odpowiadać najpoważniej w świecie, że ma na względzie przede wszystkim zdrowie kur, nie swoje własne. Otaczali go ludzie opatuleni jak na wyprawę polarną. Singer miał na sobie odwieczny płaszcz i pilśniowy kapelusz, co wraz z czarnym parasolem nadawało mu w oczach Amerykanów wygląd so European. Blada cera i drobna sylwetka mogłyby stwarzać wrażenie, że jest kruchym staruszkiem - miał siedemdziesiąt cztery lata. Przeczył temu błysk niebieskich oczu. Pozowanie do zdjęć najwyraźniej sprawiało mu przyjemność. Wspominał Joszuę, swego brata i mentora: „On zasługiwałby na tę nagrodę o wiele bardziej ode mnie". Droczył się z dziennikarzami: „Po co tyle pytań o moje prywatne życie? - udaje zdziwienie. - Tylko książki się liczą. Kiedy człowiek jest bardzo głodny, nie interesuje go życiorys piekarza". W sztokholmskim Grand Hotelu czekał na niego apartament rezerwowany zwykle dla znakomitych gości. Singer nieustannie zaskakiwał swoje otoczenie. Program pobytu w zasadzie nie pozostawiał mu czasu na improwizację, dni wypełniały śniadania, wykłady, konferencje prasowe, przyjęcia, próba generalna galowej uroczystości... A jednak, opowiadała jego szwedzka wydawczyni Dorotea Bromberg, Isaac zawsze potrafił znaleźć sposób na zaaranżowanie spotkania w swoim stylu. Dorotea miała dwadzieścia cztery lata. Jej rodzina polscy Żydzi, którzy wyemigrowali z Polski przed ośmiu laty bez żadnych środków do życia założyła niewielką oficynę wydawniczą Brombergs Förlag. W 1978 roku opublikowali po szwedzku dwie książki Singera: Sztukmistrza z Lublina i Gimpla Głupka. Teraz Dorotea była bardzo przejęta. Umówiła się z Singerem na kawę w Grand Hotelu i czuła się „strasznie zdenerwowana": „Wydawnictwo było bardzo młode, ja także. Poza tym otaczała go aura noblisty, przecież w Ameryce był już sławnym pisarzem. Mówiłam sobie: «Kiedy zobaczy, kto się zajmuje w Szwecji jego książkami - zmieni wydawcę». W hotelowym holu gromada dziennikarzy otaczała małego człowieczka, to był Isaac. Bardzo podekscytowani, zarzucali go pytaniami. On w ogóle nie odpowiadał. Był całkowicie zaabsorbowany osobą hotelowej pokojówki, która przez cały dzień nosiła z sobą egzemplarz Sztukmistrza z Lublina w nadziei zdobycia autografu. Isaac mówi do niej: «Oczywiście, że podpiszę pani tę książkę, ale najpierw proszę mi opowiedzieć o sobie». Tak się zaczęła trwająca dwadzieścia minut rozmowa o jej życiu prywatnym - była Finką, rozwiedzioną, i szykowała się do powrotu do kraju - a przez ten czas dziennikarze szarpali go za rękaw. To cały Singer. Zawsze chciał wszystko wiedzieć, nawet najbardziej intymne szczegóły. I dowiadywał się. Potrafił zadawać pytania nie wprawiając ludzi w zażenowanie. Umiał sięgać do takich tajemnych zakątków duszy, w których wstydliwość graniczy z bezwstydem. Może dlatego, że jego zainteresowanie było szczere. Był naprawdę ciekawy ludzkiej natury. Po dwudziestu minutach, które wydawały mi się wiecznością, poczułam, że muszę podejść i wyzwolić go od tej sfory. Wypiliśmy kawę i po pięciu minutach zostaliśmy przyjaciółmi na całe życie". Nobel inny niż wszystkie Kilka dni później wszystko było gotowe do ceremonii. W Grand Hotelu zatrzymał się też Israel Zamir, który obsługiwał uroczystość dla swojej gazety. Z Paryża przyjechali André i MariePierre Bay z małym Nicolasem. Alma, promieniejąca w kremowej sukni, sprawiała wrażenie osoby biorącej odwet za dotychczasowe życie. Singera zaś pławił się w szczęściu, tonąc w o wiele za dużym fraku, wypożyczonym na tę okazję w Nowym Jorku. Podczas ubierania ciągle coś gubił i pomrukiwał z miną postronnego widza: „Co za rejwach! Ale afera! Można pomyśleć, że nadszedł dzień sądu ostatecznego!". Ósmego grudnia tłumy gości i oficjeli ciągnęły do gmachu Akademii, żeby wysłuchać przemówienia laureata. Singer, zarumieniony i połyskujący łysą czaszką, przyglądał im się z niewzruszoną miną. Dorotea Straus powiedziała później, że miał w sobie spokój „człowieka, kto nigdy nie zapomina, kim jest i skąd się wziął". To prawda. Na domiar wszystkiego - rzecz niebywała w tym miejscu - Isaac rozpoczął przemówienie po żydowsku. Czcigodna aula Akademii, świątynia wiedzy i cywilizacji, rozbrzmiewała dziwnie echem milionów głosów, które zamilkły: „Wielki zaszczyt, jakim wyróżniła mnie Akademia Szwedzka, jest też uznaniem dla języka żydowskiego, języka diaspory i wygnania, języka bez kraju, bez granic, nie korzystającego z poparcia jakiegokolwiek państwa. Żydowski jest językiem, w którym nie ma słów określających broń, amunicję, ćwiczenia wojskowe i inne pojęcia wojenne. Jest to język, którym z głębi serca gardzili goje i żydowscy asymilatorzy". Sala słuchała w osłupieniu. Większość gości nie rozumiała ani słowa, poddała się jednak melodii języka. Singer wspominał spędzone w Polsce dzieciństwo i żydowskie getto jako miejsce „pokojowego współżycia, samodyscypliny i humanizmu. U nas odwieczne pytania były bardziej realne od najświeższych wieści z żydowskiej gazety - mówił. - Jestem wprawdzie sceptykiem, ale wierzę, że narody mogą się wiele nauczyć od tych Żydów, ich sposobu myślenia, sposobu wychowywania dzieci i znajdowania szczęścia tam, gdzie inni widzą tylko nędzę i upokorzenia [...] W języku tym tkwi ogromny zasób humoru oraz podziękowania za każdy dzień życia, dla każdej okruszyny szczęścia i powodzenia, dla każdego spotkania z miłością. Mentalność tego języka pozbawiona jest nawet źdźbła pychy, wiary z góry w zwycięstwo, pożądliwości czy agresywności. Jidysz toruje sobie swoje ścieżki uległością, przekrada się jakby chyłkiem między siłami destrukcji i zniszczenia w głębokiej wierze, że łaska Wiekuistego dla stworzonego przez Niego człowieka jest dopiero na samym swym początku. [...] Jidysz swoją obrazowością i kolorytem jest wyrazicielem nas wszystkich, całej przerażonej ludzkości oczekującej zbawienia". Przychodzi na myśl Kafka i jego Dyskurs o języku jidysz - w końcu „każdy zna jidysz lepiej, niż mu się wydaje...". Po wygłoszeniu tej pochwały ojczystego języka Isaac przeszedł na angielski, aby wyrazić swoją wiarę w Boga i w literaturę. Ale wieczorem dziesiątego grudnia, podczas bankietu z udziałem Ich Królewskich Wysokości, powrócił do kwestii języka, tym razem w bardziej humorystycznym tonie: „Często ludzie pytają mnie, dlaczego piszę w umierającym języku. Lubię pisać o zmorach i duchach i nie ma bardziej odpowiedniego języka do opisywania duchów jak właśnie język umierający [...] Ja wierzę głęboko w zmartwychwstanie i jestem pewny, że pewnego dnia miliony Żydów wstaną ze swych grobów i ich pierwszym pytaniem będzie, czy ukazała się jakaś nowa książka po żydowsku?". Krążą tysiące anegdot na temat Nobla dla Singera. Bywa opisywany jako ktoś w rodzaju Charliego Chaplina, trochę staroświecki i rozbrajający - wstający, gdy trzeba usiąść i na odwrót, albo rozbawiony i uwieszony u ramienia jakiejś księżny dwa razy wyższej od niego. Opowiadają nawet, że w końcu zapomniał odebrać czek i wracał po niego biegiem. Prawda to czy nie, noblowska uroczystość Singera nie była wydarzeniem tuzinkowym. „To historyczne wydarzenie - powiedział sekretarz Akademii Lars Gyllensten do Roberta Giroux. Ten odrzekł: - Istotnie, na pewno jeszcze żaden laureat nie wygłosił przemówienia po żydowsku. - Ależ nie - zaprotestował Gyllensten. -Nie to miałem na myśli. Od lat jestem sekretarzem tej Akademii, a pierwszy raz widzę, żeby jej członkowie się śmiali!". Nobel inny niż wszystkie - takie wrażenie odniósł również Knut Ahnlund, który mówił o „wyjątkowym znaczeniu tegorocznej nagrody". Dorotea Bromberg potwierdza: „Tylko w listopadzie i grudniu 1978 sprzedaliśmy sto pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy Sztukmistrza z Lublina. Do dziś nakłady jego książek przekroczyły trzy miliony. To ogromne osiągnięcie jak na tak mały kraj. Nie ma w Szwecji domu, w którym nie byłoby przynajmniej jednej książki Isaaca".