Immunitet nie do zniesienia
Transkrypt
Immunitet nie do zniesienia
Na stronę Immunitet nie do zniesienia Sprawa posłanki Ostrowskiej wzbudziła na nowo dyskusję na temat immunitetu parlamentarnego. Dyskusja ta pełna jest nieporozumień, a także zwyczajnej obłudy. Najbardziej trzeba martwić się tym, że odmowa uchylenia immunitetu wobec posłanki Ostrowskiej posłużyć może jako wygodny pretekst do całkowitego zniesienia immunitetu parlamentarnego. Byłoby to zwycięstwo demagogii nad demokracją. Hipokryzja Platformy Na pierwszy plan wybija się w tej sprawie hipokryzja Platformy Obywatelskiej, która przez lata całe wymachiwała transparentami z hasłami zniesienia immunitetu, a jak przyszło uchylić immunitet posłance SLD, to wniosku nie poparła, podobnie zresztą jak kilka miesięcy wcześniej nie poparła wniosku o uchylenie immunitetu swojego posła Waldy Dzikowskiego. Moralność Kalego - immunitet jest wtedy zły, gdy chroni obcych podejrzanych, ale dobry, gdy chroni naszych. Co gorsza postawie Platformy towarzyszyły pokrętne tłumaczenia, że u podstaw odmowy poparcia wniosku prokuratury legł brak zaufania do politycznych działań ministra Ziobro. A przecież żaden prokurator, także i Ziobro, nie może nikogo aresztować ani tym bardziej skazać. Może to zrobić tylko niezawisły sąd. Uchylenie immunitetu nie oznaczało aresztowania Ostrowskiej, oznaczało jedynie możliwość złożenia odpowiedniego wniosku w sądzie. Platforma ma prawo nie ufać ministrowi z przeciwnej opcji politycznej, ale brak zgody na uchylenie immunitetu oznaczał w praktyce nie brak zaufania do ministra, tylko do niezawisłego sądu. Platforma powinna publicznie wytłumaczyć brak zaufania do sądu, bo jeśli tego nie uczyni, to pozostanie tylko jedno wytłumaczenie całej sytuacji - jako cynicznej obrony skorumpowanego polityka. Nieodpowiedzialny zamach na immunitet Platforma moralizowała przez lata o potrzebie zniesienia immunitetu, aż się zapędziła w kozi róg. W głosowaniu zaprzeczyła własnym nieodpowiedzialnym hasłom, w których populistycznie podważała fundamenty demokracji. Immunitet parlamentarny jest bowiem jednym z fundamentów konstytucyjnego ładu w państwie. Nie dla osobistej wygody posłów go wymyślono przed setkami laty w Anglii, ale dla zachowania wolności politycznej, żeby rządzący nie ulegali pokusie używania aparatu represji karnej do prześladowania opozycji. Żeby nie można było jakiegoś posła zamknąć pod byle pretekstem w areszcie na dzień przed ważnym głosowaniem i na przykład zablokować w ten sposób wotum nieufności dla rządu. Taką obawę należy zawsze brać pod uwagę, nawet, jeśli jest ona tylko hipotetyczna. Skądinąd politycy sami głoszą, że zagrożenie jest rzeczywiste. Jedni boją się politycznych szarży ministra Ziobro, a drudzy pamiętają narady u premiera Millera z udziałem ministra sprawiedliwości Barbary Piwnik, których plonem było bezpodstawne zatrzymanie prezesa PKN Orlen. Żaden odpowiedzialny polityk nie powinien dążyć do zniesienia immunitetu parlamentarnego. Także politykom Prawa i Sprawiedliwości to doradzam, żeby sami potem nie żałowali, chyba, że zamierzają sprawować swoją władzę wiecznie. Nie do przyjęcia jest też pomysł, żeby zachować immunitet ograniczony tylko do działalności parlamentarnej posła czy senatora. To rozróżnienie przecież już jest w konstytucji, mamy immunitet materialny, dotyczący spraw związanych z wykonywaniem mandatu, które są bezwzględnie wyłączone z jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Poseł nie może nigdy odpowiadać na przykład za sposób swojego głosowania. Rzecz idzie o immunitet formalny, który dotyczy wszelkich innych przestępstw i który może być zawsze uchylony Immunitet to nie parawan Przez możliwość uchylenia immunitet w rzeczywistości nie jest żadnym parawanem chroniącym przed odpowiedzialnością karną. Przekonało się o tym już kilku posłów i senatorów, którym te immunitety uchylono, ze słynnym posłem Pęczakiem na czele. To powinna być niepisana zasada – zawsze, ilekroć chodzi o sprawę kryminalną, immunitet powinien być uchylony, chyba że w grę wchodzi obawa szykany politycznej. W przypadku posłanki Ostrowskiej nie ma podstaw do takiej obawy i dlatego immunitet powinien być uchylony, i to jednogłośnie. Nie powinna pozostać za parawanem nieodpowiedzialności i bezkarności. Być może sama zechce zza tego parawanu wyjść, dobrowolnie zrzekając się immunitetu. W obecnych realiach politycznych coraz trudniej jest jednak liczyć, że zdoła się utrwalić zasada automatycznego uchylania immunitetu w sprawach kryminalnych, nie mających cech represji politycznej. Bardziej prawdopodobna jest inna zasada – atakujemy przeciwników, a bronimy swoich. Uchylamy immunitety obcym, nie uchylamy naszym. Obawiam się, że to już wchodzi wszystkim w polityczną krew. A może Trybunał Konstytucyjny W takim razie może to nie Sejm powinien decydować o immunitecie zasiadających w nim posłów? W Sejmie o wszystkim rozstrzyga wszechobecna polityka, więc może trzeba szukać takiego sposobu rozstrzygania, który będzie wolny od politycznych rozgrywek. Może przekazać to Trybunałowi Konstytucyjnemu, który by decydował, czy w konkretnej sprawie uchylenie immunitetu powinno mieć miejsce. Trybunał mógłby obiektywnie oceniać, czy zarzuty wobec posła nie są elementem politycznej szykany. Wtedy nikt nie miałby podstaw do zarzutu, że oto posłowie bronią swojego kolegę przed sprawiedliwością. Oczywiście do tego niezbędna byłaby zmiana konstytucji. Proponuję zacząć myślenie w kierunku takiej właśnie zmiany – kto ma rozstrzygać o uchyleniu immunitetu, w taki sposób, żeby to była rzeczywista gwarancja demokracji, a nie przywilej bezkarności dla parlamentarzystów. Gorąco natomiast namawiam do porzucenia niebezpiecznych pomysłów całkowitego zniesienia immunitetu, bo wszyscy wpadniemy we własne sidła, tak jak wpadła Platforma Obywatelska. W demokratycznym państwie immunitet jest nie do zniesienia. Nawet, jeśli czasem wydaje się nieznośny.