Za każdym Meksykiem otwiera się nowy Meksyk
Transkrypt
Za każdym Meksykiem otwiera się nowy Meksyk
Leszek Bugajski Za każdym Meksykiem otwiera się nowy Meksyk Niezwykła powieść - debiut Anatola Ulmana - tylko pozornie odnosi się do konkretnych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Faktycznie jest Cigi de Montbazon wyrafinowanym zapisem doświadczeń czytelniczych i wszystkich konsekwencji, jakie mogą te doświadczenie spowodować w świadomości młodego człowieka, nieprzygotowanego do ich przyjęcia. Naturalne przeświadczenie o jednoznaczności świata i jego nazw zostało nagle wystawione na próbę wieloznaczności, poddane nawałowi słów, które znaczą to samo albo nic, niosą ze sobą inne sensy, opisują nowe światy, odsłaniają nowe myśli. Wszystko znane i zwyczajne nabrało niezwyczajnej głębi, wyjaśnione uległo zaciemnieniu, proste - splątaniu. Wszystko posiada różne znaczenia, niekiedy nawet wykluczające się, wszystko uzależnia się od punktu widzenia i od kontekstu. Nie wiem, czy ktoś u nas opisał podobne doświadczenie. Adam Zagajewski w swojej powieści uczynił z niego tylko epizod, kiedy kazał bohaterowi odkryć istnienie w nim samym słów, którymi można nazwać wszystko, niezależnie od etycznego wartościowania. Ulman napisał o tym całą powieść i każe jej bohaterowi wyjawić, co następuje: „... i wymyśliłem wówczas milionową hipotezę o tym, że świat składa się ze słów i na oznaczenie każdego zjawiska są przynajmniej dwa wyrazy o odrębnej zawartości moralnej czy uczuciowej. Wobec tego bogactwo życia kryło się w prostym zabiegu użycia konkretnego słowa, wyrazu w odpowiedniej chwili, tak zabijanie, któremu miano nas poddać, było samoobroną tych żołnierzy przed nami, gdyż istniała możliwość samoobrony z naszej strony, oznaczająca zabijanie, doprawdy dyskusja jest niemożliwa, gdy są różne punkty widzenia“. To jest wiedza, którą bohater powieści dysponuje na krótko przed jej zakończeniem. Owo poczucie względności wszystkiego i uzależnienia od słów użytych dla nazwania powoduje charakterystyczną niedookreślność realiów, objawiającą się w tym, że właściwie narrator nie jest pewny niczego, o czym opowiada. Widoczne jest to zwłaszcza wtedy, gdy stara się określić czas relacjonowanego wydarzenia lub też nazwisko uczestniczącego w nim „żołnierza kanclerza“, ale też niemal cały drugi rozdział powieści poświęcony jest pełnemu unaocznieniu tej względności, gdy bohater przymierza sytuację jedzenia kromki chleba do różnych realiów i różne konsekwencje z tego wyciąga, by w końcu nie być pewnym, czy to zdarzenie nastąpiło w rzeczywistości, czy tylko w jego imaginacji. Podobnie jak do końca nie wiadomo, czy istniały dzieci sąsiada Belta, czy też zostały stworzone przez wyobraźnię bohatera powieści. Co więcej, czytelnikowi w pewnym momencie podsuwa narrator sugestię, że bohater powieści ginie, że nie istnieje, mimo że książkę rozpoczyna wstęp opisujący spotkanie (w 1975 roku) z dorosłym jej bohaterem prowadzącym zakład szewski. Ale równie dobrze mógł on zostać rozstrzelany przez żołnierzy - Cigi, która przecież nie istniała, mogła mu nie pomóc i jego los dopełnił się zupełnie inaczej. Jest to hipoteza tak samo uprawniona jak każda inna i jej wpisanie w powieść nierozdzielnie związane jest z parodystycznym ukierunkowaniem pisarstwa Ulmana. Bo zauważmy: jeśli bohater powieści żyje w naszym czasie, to Cigi musi być postacią realną, jeśli zaś Cigi została stworzona w imaginacji bohatera, to bohater zginął (por. str. 227-8) i nie mógł narratorowi zrelacjonować opisanych wydarzeń. Czym w takim razie jest ta powieść? Jaką siłą miała wyobraźnia jej bohatera? Bohater powieści dysponuje niezwykłą wyobraźnią, która ma moc stwarzającą i moc wzbogacającą. Na jej niezwyczajne ożywienie wpłynął kontakt bohatera powieści z masą na wpół zniszczonych książek, które gniły w pobliżu domu i ogrodu. Czytał je w ten sposób, w jaki mógł je czytać: od środka, do połowy, tylko środek, co mu tam wpadło w ręce. Ale też „książki w tym stanie wymagały większej aktywności przy czytaniu, zaprzęgnięciu jednocześnie wyobraźni oraz rozumu, by dopowiedzieć myśli i obrazy. Przy historiach fabularnych zostawało nam naturalne prawo dobudowania epilogów i genezy wypadków [...]. W momentach lenistwa składaliśmy razem dwie lub trzy zbutwiałe lektury, traktując jako jedną, skończoną całość, co wyprzedzało epokę w sposobie tworzenia literatury niejasnej, pełnej zaskakujących znaczeń i nieprawdopodobnych losów. Być może, wszystko to miało wpływ, na co miło wpływ“. Jakich lektur doświadczył bohater Cigi de Montbazon, nie wiemy, możemy się tylko domyślać. Ale nieważna jest pewność co do ich rodzaju. Ważny jest sam fakt zderzenia świadomości syna podmiejskiego szewca, o którym sam syn mówi, że „tata nie zetknął się z kulturą“, zderzenia z literaturą jako całością, w której wcale nie jest istotna identyfikacja dzieł i autorów. Literatura jest tu zbiorem fabuł opisujących świat rzeczywisty i wymyślony, jest lasem wątków, pomysłów, ogrodem, w którym można błądzić bez końca, bezwolnie poddając się wszystkim jego urokom. A dopiero gdzieś na dalszym planie istnieje szara, mimo ukrytego w niej dramatyzmu, rzeczywistość, w której musi się tkwić. Ale którą możemy ubarwić, wzbogacić wszystkim tym, co się już zna z lektury. Nic też dziwnego, że przedstawiwszy kilka fantastycznych wersji życiorysu tytułowe postaci, wersji posiadających niczym nie maskowane odniesienia lekturowe, bohater powieści otwarcie wyznaje: „Można uznać za szczególne, że w sprawach rodowodu Cigi nie żywię żadnych wątpliwości, chociaż wszystko inne jest takie niepewne. Wierzyłem jej, a nie światu, który nas ruchliwie otaczał, więc zapadła w pamięć zupełnie oraz wyraziście“. Zresztą ju ż na pierwszej stronie powieści bohater deklaruje: „W ludziach winien się liczyć wyłącznie ich czas wewnętrzny“. A więc deklaracja niemożności uczestnictwa w świecie na takich prawach, na jakich uczestniczą w nim inni ludzie, bo nie pozwala na to ponad miarę rozbudzona wyobraźnia. To ona nie pozwala zobaczyć świata w jego naturalnym kształcie - dodaje mu znaczeń, barw, sensów, zamazuje jego rzeczywisty kształt. W efekcie tego bohater deklaruje swoje wieczne chłopięctwo, wieczną niedojrzałość, jako że z dojrzałością musi być złączony rzetelny ogląd świata, wpisana jest w nią konieczność zakazująca jakichkolwiek ucieczek. To jest postawa niemożliwa dla bohatera Cigi de Montbazon, ale też wcale nie jest mu jej osiągnięcie potrzebne. On ma swój własny, wspaniały świat, wystarczający mu pod każdym wyobrażalnym względem. Dla czytelnika powieści Ulmana staje się jednak jasne, że ów wewnętrzny świat jej bohatera jest jednocześnie światem parodiującym świat literatury. Że jego zanurzenie się w niej i późniejsza relacja z tego sporządzona przez narratora wydobywa na pierwszy plan parodystyczność całego zamiaru pisarskiego Ulmana, który podjął tu próbę uderzenia we wszystkie konwencje i mity literatury, od „suchego oceanu“ przez „familijne sagi“, „zimowe opowieści“, melodramat („pastuch i prawie księżniczka“) aż po opowieści z Dzikiego Zachodu. Wszystko to można odnaleźć przywołane w aurze pozornej powagi, ale w ostateczności wystawione na próby, którym nie może podołać. Cały ogród, stanowiący miejsce akcji, przypomina ogród opisany przez Schulza, pozornie te same funkcje spełnia. Pozornie temu samemu co tam markownik, tu służy dół kompostowy z niszczejącą biblioteką. Ale rychło okazuje się, że sielanka ogrodu i spokojnej pracy ojca jest jedynie powierzchnią, pod którą rozgrywają się dramatyczne wydarzenia i prowadzona jest cicha, ale skuteczna prywatna wojna z „żołnierzami kanclerza“. Wszystkie wątki, wszystkie sytuacje opisane w powieści posiadają mniej lub bardziej jawne odwołania do literackich pierwowzorów, do powieści wojennych, sag rodzinnych, antycznych eposów, krótko mówiąc, co literatura mogła stworzyć w trakcie swojego rozwoju. Ogród jest rajem i tak też jest opisany, „wyjście“ z niego jet prostym odwołaniem do biblijnego mitu, ale jednocześnie rajem być nie może. Sąsiad Mikołaj uchodzi za bojownika podziemnego frontu i może nim faktycznie jest, ale też w oczach swojej żony jest zwyczajnym dziwkarzem. Jego żona może i jest damą - kultywuje wszystkie konwenanse towarzyskie - ale też jest alkoholiczką i przynosi swoje wykwintne maniery do zabrudzonego szewskiego warsztatu, gdzie po ugryzieniu wosku do zelówek stwierdza: „W zasadzie nie lubię czekolady“. Podobnie ma się rzecz z dzieciństwem bohatera - pozornie jest takie, jak wszystkich, ale niekiedy musi wybierać między zabawą z rówieśnikami a współudziałem w zabijaniu i grzebaniu kolejnego „żołnierza kanclerza“. W powieści nic nie jest pewne, wszystko uzależnione jest od narratora, który posiada pełną świadomość kontroli nad tym, co opisuje, co stwarza. Może zatrzymać bieg wydarzeń, może cofnąć czas - po swoich lekturach doszedł do zrozumienia względności wszystkiego, co zostaje utrwalone przy pomocy słów. Nawet zawarta jest w tym możliwość odmienienia rzeczywistości - piszący jest demiurgiem, jest bogiem w tym świecie, który stwarza, posiada całkowitą władzę nad tym, o czym pisze, nawet jeśli nie jest pewien, jak to było naprawdę i czy było. Dlatego narrator „przymierza“ sytuacje do różnych dni i pór roku. Wszystko jest możliwe. Wszystko zależy od niego. Wszystko można poddać interpretacji w nadziei, że będzie to interpretacja właściwa, „to znaczy żadna“ - dodaje, bo nie wierzy, nie może wierzyć w szanse zyskania pewności odnośnie do czegokolwiek w świecie literatury. Na rozumieniu tego oparta jest cała powieść, wszystko, co w niej znajdujemy. Bo gdy bohater napotyka wśród swoich lektur księgi kosmogoniczne, nie jest dla niego problemem prawda o początku naszego świata: „problem polegał na tym, w czyj autorytet uwierzyć, prawda była zagadnieniem drugorzędnym, posiadając odpowiednie narzędzie, najlepiej żołnierzy, mogłem dowieść, że wszystko ma swój początek w ogrodzie“. Otóż to, dla bohatera prawda nie istnieje, uważa, że prawda jest chwilowa, jej uznanie można zapewnić narzędziami różnego rodzaju. Prawda jest prawdą sytuacyjną, uzależnioną od manipulacji. I o tym właśnie jest ta powieść. O tym, że prawda nie istnieje, że jest tylko mitem, który można rozmaicie wykorzystywać i różnie nim manipulować. Służą temu słowa, czyli cała literatura, która w tym znaczeniu jest zabawą, ale też narzędziem manipulacji świadomością czytających. Nie ma tego znaczenia, które się jej tradycyjnie przypisuje. Jest pozorem, parodią świata, tak jak parodią literatury jest Cigi de Montbazon, powieść Anatola Ulmana, jeden z najwybitniejszych debiutów prozatorskich ostatnich lat. Twórczość, nr 5/1980