wadzącym do sali od matmy nie ma prawie nikogo. Z
Transkrypt
wadzącym do sali od matmy nie ma prawie nikogo. Z
wadzącym do sali od matmy nie ma prawie nikogo. Z trudem stłumiłam histeryczny śmiech. Gdybym nie była totalnie zestresowana zapowiedzianym na jutro potwornym sprawdzianem z geometrii i nie poleciała z powrotem do szafki po podręcznik, żeby móc obsesyjnie (acz bezskutecznie) wkuwać wieczorem, łowca zastałby mnie przed budynkiem wraz z większością spośród tysiąca trzystu uczniów liceum Broken Arrow South, gdzie czekałabym na to, co moja durna, będąca klonem Barbie siostra uwielbiała z wyższością nazywać „wielkimi żółtymi limuzynami”. Mam samochód, ale czekanie na autobusy razem z tymi, którzy na swoje nieszczęście muszą z nich korzystać, jest starą tradycją, nie mówiąc już o tym, że stanowi doskonały sposób sprawdzenia, kto się na kogo napala. No ale wyszło tak, że byłyśmy koło sali od matmy, gdzie oprócz nas znajdowała się tylko jedna osoba — wysoki, chudy, kujonowaty koleś z brzydkimi zębami, które niestety widziałam aż za dobrze, bo gapił się na mnie z rozdziawioną paszczęką, jakbym właśnie wydała na świat miot latających prosiaków. Znów zakaszlałam. Tym razem był to obrzydliwy mokry kaszel. Gostek wydał krótki pisk i potruchtał w dal, przyciskając do chudej piersi kartonową planszę. Najwyraźniej pani Day przeniosła spotkania klubu szachowego na poniedziałkowe popołudnia. Czy wampiry grają w szachy? Czy są wśród nich kujony? Albo cheerleaderki w typie Barbie? Czy istnieją wampirskie kapele? Czy są wśród nich emo z damskimi spodniami na męskich tyłkach i ohydnymi grzywkami do połowy twarzy? A może wszyscy są popieprzonymi gotami i kąpią się raz do roku? I co, niby ja też mam się stać taką gotką albo co gorsza, emo? Nie przepadałam za czarnymi ciuchami, w każdym razie nie od stóp do głów, i nie zaczęłam nagle odczuwać wstrętu do wody i mydła 15