granica 2 - Echo Pyzdr

Transkrypt

granica 2 - Echo Pyzdr
Granica prusko-rosyjska
w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd problematyki badawczej
Witold
Molik
B
ogata problematyka granic między mocarstwami zaborczymi, dzielącymi przez
123 lata niewoli ziemie polskie, nie przyciągała dotąd w większym zakresie zainteresowania historyków1. Granice te miały zaś nie
tylko duże znaczenie w dziejach Polski, ale
też w długim dziewiętnastym stuleciu szeroki
wymiar europejski.
12
Witold Molik
Wymienić należy tu zwłaszcza przedzielającą na jednym ze swoich odcinków
Wielkopolskę granicę prusko-rosyjską,
która była wówczas nie tylko granicą międzypaństwową, ale również granicą
cywilizacyjną. Dzieliła jedno z najnowocześniejszych państw europejskich, jakim
były Prusy/Niemcy od potężnej, ale w porównaniu z czołowymi państwami zachodnioeuropejskimi zacofanej i absolutystycznej monarchii Romanowów.
Podkreślić tutaj również należy, że granica między Prusami a Rosją była jedną
z najdłuższych w dziewiętnastowiecznej
Europie, biegła od Schmaleningken w północnym krańcu Prus Wschodnich do
Mysłowic na południowym krańcu Górnego Śląska i liczyła aż 1113 kilometrów.
W okolicach Mysłowic nad Przemszą stykały się granice trzech mocarstw zaborczych: rosyjska, pruska i austriacka, tworząc
ukazywany na ilustracjach i kartkach pocztowych w celach propagandowych tzw.
kąt trzech cesarzy. W Wielkopolsce orientacyjna długość wytyczonej w 1815 roku
granicy prusko-rosyjskiej wynosiła 185200 kilometrów. Od Grabowa po Pyzdry
przebiegała ona (za wyjątkiem okolic Kalisza) głównie na rzece Prośnie2. Od
Pyzdr biegła w kierunku północno-
-wschodnim i następnie północnym przez
Kujawy do styku granic Wielkiego Księstwa Poznańskiego i Prus Zachodnich.
Odcinek wielkopolski stanowił zatem
około 18% długości całej granicy. Dla
obu mocarstw zaborczych Prus i Rosji był
ważny pod względem strategicznym
w przypadku, gdyby doszło między nimi
do konfliktu wojennego. Obok odcinków
na Górnym Śląsku i w Prusach Wschodnich należy w zakresie problematyki kształtowania się stereotypów i procesów
akulturacyjnych na terenach pogranicznych
do najciekawszych obszarów badawczych3.
Granica prusko-rosyjska w Wielkopolsce powinna przeto stać się przedmiotem
szerokich interdyscyplinarnych badań.
Zadaniem niniejszego artykułu jest ukazanie związanych z nią zagadnień z zakresu
badań historycznych. Ma on charakter
przeglądowy i nie rości sobie pretensji do
wyczerpania omawianej problematyki.
Każde z poruszonych w dalszych rozważaniach zagadnień mogłoby i powinno
stać się – po przeprowadzeniu szczegółowych studiów – tematem osobnego artykułu lub monografii.
Pierwsza grupa pytań badawczych
składa się na problematykę przebiegu prusko-rosyjskiej granicy w zróżnicowanym
1
Ciekawy ogólny obraz tych granic i ich skutków daje A. Szwarc w rozdziale: Pod zaborami, zamieszczonym w: A. Mączak, H. Samsonowicz, A.
Szwarc, J. Tomaszewski, Od plemion do Rzeczypospolitej. Naród, państwo, terytorium w dziejach Polski, Warszawa 1996, s. 145-204.
2
J. Schmidt, Stereotyp i granica. Pogranicze zaborów w mentalności współczesnych Wielkopolan,
Międzychód 1997, s. 7; północny kraniec wielkopolskiego odcinka granicy znajduje się w okolicach Powidza, a południowy w okolicach Grabowa n. Prosną.
3
Atrakcyjności badawczej terenów wzdłuż tej
południowej części omawianej granicy w Prusach
Wschodnich dowodzi opublikowany w kilku wersjach artykuł Roberta Traby: Czynnik akulturacji –
przyczyna antagonizmu – sposób na życie.
Południowa granica Prus Wschodnich jako element
kształtowania się tożsamości Mazurów i ich polskich
sąsiadów w wieku XIX i XX, „Kultura i Społeczeństwo” 1998, nr 3, s. 69-84; zob. również tegoż:
Kraina tysiąca granic. Szkice o historii i pamięci,
Olsztyn 2003, s. 73-94, 300.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
pod względem topograficznym terenie, jej
wyglądu, liczby i określonych urzędowo
reguł funkcjonowania posterunków granicznych, ich przepustowości, liczebności,
struktury oraz efektywności wywiązywania się z powierzonych zadań pruskiej i rosyjskiej służby granicznej. Wszystkie te
kwestie nadal czekają na dokładne zbadanie,
głównie na podstawie źródeł archiwalnych.
Wzmianki i krótkie opisy w ówczesnych
czasopismach i pamiętnikach są barwne
i sugestywne. Przytaczając je należy atoli
pamiętać, że są przeważnie wycinkowe
i dotyczą tylko niektórych momentów
w długim, stuletnim okresie istnienia rosyjsko-pruskiej granicy. Dla przykładu
można przytoczyć tu relację opisującą jej
odcinek między Wilczynem a Wójcinem
na początku XX wieku. Granicę stanowił
tam „wąski pas ziemi, szerokości dróżki
polnej. Dawniej, prawdopodobnie zaraz
po kongresie wiedeńskim, stanowił granicę specjalnie wykopany rów, który z biegiem czasu został zasypany przez piasek.
Widocznie polska woda i polski wiatr ze
swej strony też nie mogły pogodzić się ze
sztucznym podziałem ziem polskich
i przyczyniły się do nadania krajobrazowi
granicznemu jego pierwotnego wyglądu”4. Przy drodze z Wilczyna do Wójcina na samej granicy stały wkopane w
ziemię dwa słupy. Na słupie po stronie rosyjskiej umieszczona była deska z
dwugłowym orłem, który wskazywał, „że
tą stroną rządzi knut carski”. Po drugiej
4
B. Molenda, Granica. Wspomnienie o przemycie
przez granicę rosyjsko-pruską w czasie zaborów, oprac.
R. Marciniak, „Kronika Wielkopolski” 1995, nr 4, s.
102 (opublikowany fragment pamiętnika przechowywanego w Bibliotece Kórnickiej PAN, sygn. 11 047).
13
stronie umieszczony na słupie wizerunek
czarnego, drapieżnego orła pruskiego uświadamiał wszystkim, że ziemie te należą
do monarchii Hohenzollernów. Oba orły
były niejednokrotnie przedmiotem drwin
polskiej ludności z okolicznych wsi i
miasteczek. Polscy chłopcy, przechodząc
po porcję mięsa na stronę rosyjską mieli
obrzucać nieczystościami te oba symbole
zniewolenia narodowego. Wzdłuż granicy, po obu jej stronach, biegły ścieżki.
Po stronie rosyjskiej ścieżka była bardziej
wydeptana, gdyż kilka razy na dobę przechodził nią trzyosobowy patrol. Strażnicy
pruscy patrolowali granicę rzadziej, pojedynczo w ciągu dnia i we dwóch w porze
nocnej. Granicę można było przechodzić
tylko wspomnianą wyżej drogą, przy której stały posterunki graniczne. Sąsiad aby
odwiedzić sąsiada mieszkającego bardzo
blisko po drugiej stronie granicy – stosując się do obowiązujących przepisów –
musiałby naddawać kilka kilometrów
drogi. Polscy chłopi nie bacząc na nie
przechodzili często na drugą stronę, oczywiście tylko wtedy, gdy nie szedł wzdłuż
granicy pruski lub rosyjski patrol. Czasem
miało dochodzić między nimi przy granicy do małego sporu („spierki”) o to,
„który z ich «miłościwie panujących» jest
większym wrogiem, ale w końcu godzili
się na to, że obaj są diabła warci”5.
Wzdłuż granicy, po obydwu jej stronach,
przy wyznaczonych przejściach znajdowały
się komory celne i stacjonowały straże graniczne. Ponadto w miastach i miasteczkach
na obu pasach pogranicznych rozlokowane
były garnizony wojskowe. Zarówno władze
5
Tamże, s. 102-103.
14
Witold Molik
Rosyjski
posterunek
graniczny
na reprodukcji
pocztówki
z końca XIX
wieku
(fot. archiwum)
pruskie, jak i rosyjskie, starały się bowiem rozbudowywać struktury wojskowe
celem możliwie jak najlepszego strzeżenia ważnego dla obu państw kordonu
granicznego. Kwestię pruskiej jak i rosyjskiej straży granicznej tutaj pomijam,
gdyż na obecnym etapie badań niewiele
da się o nich powiedzieć5. Podane informacje byłyby zbyt fragmentaryczne. Na
interesującym nas odcinku rosyjsko-pruskiej granicy, ze względu na jego specyfikę, wymagają one osobnego zbadania.
Ważnym zagadnieniem jest także pruskorosyjska współpraca graniczna, która odzwierciedlała w kolejnych okresach stan
stosunków politycznych między imperium Romanowych i monarchią Hohen6
Ogólne informacje na ten temat lub o straży rosyjskiej na innych odcinkach granicy w: H. Dominiczak, Granice państwa i ich ochrona na przestrzeni
dziejów 966-1996, Warszawa 1997; K. Latawiec,
W służbie imperium... Struktura społeczno-zawodowa ludności rosyjskiej na terenie guberni lubelskiej w latach 1864-1915, Lublin 2007, s. 192-202.
zollernów. Z relacji prasowych wynika, że
stopniowo utrwalił się zwyczaj wzajemnego odwiedzania się oficerów z pogranicznych rosyjskich i pruskich garnizonów.
Podczas tych spotkań mieli oni sobie
urządzać „bachusowe sielanki”. Polscy
mieszkańcy pasa pogranicznego nieraz
byli świadkami „jak kumało się kozactwo
z dragonami pruskimi, jak na pohybel Lachom i buntowszczykom serdecznie do
siebie przypijali”. Na początku lat osiemdziesiątych wskutek pogorszenia się stosunków prusko-rosyjskich wzajemne te
wizyty miały zostać zaniechane lub kończyć się zatargami7.
Dla przejrzystości dalszych rozważań
niezbędne wydaje się jednak wymienienie urzędów celnych, które na interesującym nas odcinku granicy utworzono
w: Czajce (obecnie nazwa nieznana), Wójcinie, Strzałkowie, Borzykowie, Pogorze7
Zajście w Kaliszu; Z Niemiec, d. 15 stycznia,
„Gazeta Narodowa” 1880, nr 12 i 14.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
15
Rosyjski
posterunek
graniczny
w Borzykowie
na reprodukcji
pocztówki
z końca XIX
wieku
(fot. archiwum)
licach, Bogusławiu, Skalmierzycach, Grabowie nad Prosną i Podzamczu. Wiodły
do nich następujące drogi celne: z Radziejowa przez Paproś do Czajki, z Wilczyna (obecnie Wilcza Góra) do Wójcina,
ze Słupcy do Strzałkowa, z Pyzdr na Borzykowo, z Pyzdr przez Spławie na Pogorzelicę, z Grodziska przez Prosnę na
Bogusław, z Kalisza na Skalmierzyce,
z Podgrabowa na Grabów i z Wieruszowa
od mostu granicznego na Podzamcze8.
Dla komunikacji międzyzaborowej,
ruchu pogranicznego i wymiany handlowej duże znacznie miała jednakże nie
tylko liczba przejść granicznych i urzędów
celnych, ale również sieć dobrej jakości
wiodących do nich dróg. Władze zaborcze
ze względów politycznych i militarnych
nie były zainteresowane ich rozbudowywaniem w kierunkach korzystnych dla
podróży międzydzielnicowych swych
polskich poddanych. Ale należy też zaznaczyć, że w Poznańskiem po jego ponownym zajęciu w 1815 roku przez Prusy
„nie istniał ani kilometr utwardzonej
drogi”9. Władze pruskie rozpoczęły tu
w latach dwudziestych budowę szos, ale
w pierwszej kolejności do Berlina
i Wrocławia, gdyż stawiały sobie za cel
możliwie szybkie zintegrowanie zajętych
ziem polskich z macierzystymi prowincjami monarchii Hohenzollernów. Dopiero później zbudowano utwardzoną
szosę z Poznania przez Kostrzyn, Wrześnię, Strzałkowo do granicy z Królestwem
Polskim (zbadania wymaga na ile pokrywała się ona ze starym traktem). W tym
ostatnim ważną szosę z Warszawy przez
Łowicz i Koło do Kalisza z odgałęzieniem
do nadgranicznej Słupcy przeprowadzono
w latach 1820-1829. Duże znaczenie dla
polepszenia połączeń drogowych z mias-
8
T. Dohnalowa, Rozwój transportu w Wielkopolsce
w latach 1815-1914, Warszawa-Poznań 1976, s. 57.
9
C. Łuczak, Dzieje gospodarcze Wielkopolski
w okresie zaborów (1815-1918), Poznań 2001, s. 265.
16
Witold Molik
tami w Królestwie Polskim miała szybko
zbudowana szosa z Ostrowa do Nowego
Miasta10. Oprócz głównej szosy tranzytowej przez Wrześnię i Strzałkowo łączyły
Poznańskie z Królestwem Polskim drogi
prowincjonalne i powiatowe, których stan
w latach czterdziestych XIX wieku pozostawiał jeszcze wiele do życzenia.
Monopol na przewożenie ludzi miała
wówczas poczta. Warto tu przypomnieć,
że w 1808 roku na trakcie Warszawa-Poznań uruchomiono pierwszą polską pocztę
wozową, posługującą się na wzór francuski dyliżansami11. Wkrótce po wkroczeniu
w 1815 roku Prusaków do Poznania zorganizowano połączenie pocztowe z Berlinem
i niektórymi dużymi miastami monarchii
Hohenzollernów. Ze względu na częste
wówczas kontakty kupców wielkopolskich z ośrodkami handlowymi w Królestwie Polskim dość szybko wznowiono też
połączenie z Warszawą. Po wybudowaniu
pierwszych szos uruchomiono ekstrapocztę, pokonującą trasy w krótszym czasie.
Ekstrapoczta z Królestwa Polskiego obsługiwała wówczas nie tylko główny trakt
z Warszawy do Poznania, ale również trasy:
Pogorzelica-Strzałkowo-Wilcza Góra-Wójcin-Radziejów, Grodzisk-Pyzdry-Spławie-Pogorzelica i Podgrabowo-Grabów-Kalisz-Sulmierzyce. Ze względu na wysokie
opłaty nawet zwykła poczta była dla niezamożnych warstw społecznych drogim
środkiem lokomocji (dla biedoty całkowicie niedostępna)12. Podróż z Poznania do
Warszawy nie należała do łatwych, trzeba
T. Dohnalowa, dz. cyt., s. 14.
11
400 lat poczty polskiej, Warszawa 1958, s. 63.
12
T. Dohnalowa, dz. cyt., s. 56 n; C. Łuczak, dz.
cyt., s. 268-269
10
było poświęcić na nią „sporo czasu, pieniędzy i trudu”. Jeszcze większego nakładu sił i środków wymagały podróże celem
odwiedzenia krewnych w Królestwie Polskim, mieszkających w oddalonych od
głównych szos pałacach i dworach. Wyprawy tam „bywały bardzo uciążliwe, po
złych drogach, z drobną dziatwą, trudnościami paszportu i granicy”13.
Niewiele poprawił warunki podróżowania do Królestwa Polskiego rozwój w drugiej połowie XIX wieku
w poznańskiem sieci kolejowej. Sieć tę
rozbudowywano od 1848 roku, ale w kierunkach do dużych miast w monarchii
Hohenzollernów: Szczecina, Berlina,
Wrocławia, Bydgoszczy, Królewca itd.
Spośród większych miast wzdłuż granicy
z Królestwem Polskim zostały do niej
włączone kolejno: Inowrocław i Kępno
w 1872, Ostrów w 1875, Września w 1887,
Strzelno w 1892 roku. Kolejno też zbudowano od niektórych z tych miast linie
boczne do miejscowości blisko granicy:
w 1872 z Kępna do Podzamcza, w 1888
z Wrześni do Strzałkowa i w 1895 z Ostrowa
do Skalmierzyc14. W Królestwie Polskim,
mimo iż słynną kolej warszawsko-wiedeńską oddano do użytku już w latach
1845-1848, rozwój sieci kolejowej następował znacznie wolniej. Ważne znaczenie
miało niewątpliwie uruchomienie w 1862
roku linii warszawsko-bydgoskiej, która
połączyła Warszawę przez Kutno, przygraniczny Aleksandrów Kujawski i Byd13
J. Żółtowski, Dwa pokolenia. Wspomnienia
wielkopolskiego ziemianina, Poznań 1990, s. 23;
K. Morawska, Życie Pauliny Morawskiej, t. I, Biblioteka Narodowa w Warszawie, rkps 6428, s. 156.
14
C. Łuczak, dz. cyt., s. 286-287.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
goszcz z Berlinem15. Większe miasta
w pasie pogranicznym lub jego pobliżu
nie uzyskały, jak po stronie pruskiej,
połączeń kolejowych. Jeszcze w końcu
XIX wieku długiej prusko-rosyjskiej granicy państwowej w Wielkopolsce nie
przecinała ani jedna linia kolejowa. Na
początku lat osiemdziesiątych jeden
z publicystów stwierdzał z ubolewaniem:
„łatwiej, bo nie wysiadając z wagonu, dostać się można z Warszawy do Wiednia,
Berlina lub Wrocławia niż do Lwowa,
Krakowa lub Poznania, dokąd jadąc
trzeba się kilka razy przesiadać, po kilka
godzin na różnych stacjach wyczekiwać,
noclegi w drodze odbywać, albo wreszcie
ogromne w podróży zakreślać koła”16.
Dopiero w kwietniu 1903 roku w zaborze rosyjskim uruchomiono kaliski odcinek kolei warszawsko-wiedeńskiej.
Trzy lata później oddano do eksploatacji
graniczne połączenie trasy Ostrów-Kalisz. Tak więc dopiero kilka lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej
Poznań uzyskał bezpośrednie połączenie
kolejowe z Królestwem Polskim17. Poznaniacy chcący dostać się do Warszawy musieli podróżować jednak nadal okrężną
trasą. Podróż przez Ostrów i Kalisz trwała
długo, a na najprostszej linii z Poznania
kolej kończyła się w Strzałkowie18. Podobnie jak w poprzednich dziesięcioleciach, udawali się najpierw do Torunia,
gdzie przesiadali się do lokalnego pociągu jadącego do Aleksandrowa Kujaw15
Zob. Encyklopedia historii gospodarczej Polski do roku 1945, Warszawa 1981, s. 313 n.
16
B. Mir., Sprawy bieżące, „Niwa” 1881, z. 167,
s. 852.
17
T. Dohnalowa, dz. cyt., s. 178.
17
skiego i tu ponownie przesiadali się do
pociągu jadącego do Warszawy. Opisane
wyżej połączenia komunikacyjne nie zachęcały do podróżowania, wydłużały jego
czas i podnosiły koszty, znacznie ograniczały kontakty mieszkańców Poznańskiego z rodakami w Królestwie Polskim.
Przekraczanie prusko-rosyjskiej granicy wiązało się nadto z uprzednim pokonywaniem
uciążliwych
przeszkód
administracyjnych. Należało najpierw
wystarać się o paszport, co nie było
sprawą łatwą, zwłaszcza w cesarstwie rosyjskim, w którym aż do końca panowania dynastii Romanowów istniały duże
ograniczenia swobody podróżowania. Za
panowania Mikołaja I (1825-1855)
władze carskie prowadziły świadomie
mocno restrykcyjną politykę paszportową, starając się ograniczyć kontakty z
Europą Zachodnią nie tylko swych polskich poddanych, ale wszystkich mieszkańców imperium. Niełatwo było więc
uzyskać wówczas zgodę na wyjazd.
Przykładowo Narcyza Żmichowska
otrzymała paszport (niezbędny do wyjazdu w Poznańskie) po długich staraniach, ciągnących się od listopada 1843
do kwietnia 1844 roku19. Wobec obywateli, którzy wyjechawszy legalnie przedłużyli sobie dobrowolnie pobyt za granicą
stosowano represje, w tym nawet konfiskatę
dóbr ziemskich. W czasie tzw. odwilży
18
Brakujący odcinek ze Strzałkowa do Kutna na
tej najkrótszej i najdogodniejszej linii kolejowej
z Poznania do Warszawy otwarto ostatecznie w 1921
roku, trzy lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
19
H. Pańczykówna, Ważne chwile Gabryelli, w:
Literackie przystanki nad Wartą, pod red. Z. Szweykowskiego, Poznań 1962, s. 214.
18
Witold Molik
posewastopolskiej wszystkie te praktyki
znacznie złagodzono. Jednakże aż „do
końca istnienia caratu kwestia paszportów
stanowiła dogodną okazję do kontroli prawomyślności poddanych [...]”20. Paszportów nie dawano osobom objętym
nadzorem policyjnym i wszystkim starającym się, którzy podpadli organom lokalnej administracji. Jeszcze w latach
przed wybuchem pierwszej wojny światowej: „Wyjazdy za granicę były połączone z małym zdenerwowaniem, bo trzeba
było starać się o paszport. Uważano to za
dowód ucisku i szykany, ale po depeszy
wysłanej do urzędu gubernatora (w Wilnie – dop. W. M.) dowód osobisty otrzymywano w ciągu paru dni”21. Wszystkie
formalne przeszkody można było pokonać przy pomocy łapówek wręczanych
carskim urzędnikom. Przykładowo w kancelarii gubernatorskiej w Kijowie formalności paszportowe załatwiano zwykle
długo. „Był jednak sposób, by wszystko
poszło jak z płatka. Wkładało się banknot
dwudziestopięciorublowy między niezbędne załączniki. Papiery szły do szuflady, nazajutrz odbierało się gotowe
paszporty”22. Otrzymanie paszportu wymagało zatem znacznych wydatków na
pokrycie wysokich opłat stemplowych
i koniecznych łapówek, które znacznie
ograniczały liczbę osób wyjeżdżających
za granicę ze sfer niezamożnych. Podróżni udający się z cesarstwa rosyjskiego do
Prus musieli nadto legitymować się wizą,
A. Szwarc, dz. cyt., s. 153.
J. z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni
ludzie, Londyn 1998, s. 102.
22
E. Ligocki, Dialog z przeszłością, Warszawa
1970, s. 52.
20
21
wystawioną przez konsula niemieckiego
w Warszawie. Musiała być ona za każdym razem odnawiana, co według relacji
w jednej z ówczesnych gazet wywoływało często utyskiwania na rosyjsko-pruskiej granicy23.
Wykorzystane źródła dostarczają mniej
informacji o problemach paszportowych
Polaków w zaborze pruskim. Można sądzić jednak, ze były one mniejsze. W końcu XIX stulecia w zachodniej Europie, w tym
także w Niemczech i Austro-Węgrzech,
w komunikacji międzypaństwowej paszporty zresztą zlikwidowano. Obywatele
tych państw musieli posiadać paszporty
i wizy tylko na wyjazd do Rosji, Turcji
i państw bałkańskich. Przed pierwszą
wojną światową chcąc z Wielkiego Księstwa Poznańskiego „dostać się do Warszawy” trzeba było odpowiednio
wcześniej postarać się o paszport niemiecki i wizę w konsulacie rosyjskim w
Gdańsku. „Formalności te trwały zwykle
kilka tygodni”, ale przynajmniej – jak
pisze Tadeusz Szulc – „paszportów i wiz
na ogół nie odmawiano”24. Stanisław
Dygat musiał wówczas przed wyjazdem
z Paryża do zaboru rosyjskiego uzyskać
paszport francuski i wizę rosyjską. Był to
jego pierwszy paszport w życiu i nie przypuszczał, że w następstwie pierwszej
wojny światowej „zaraza paszportowa
rozszerzy się na całą Europę”25.
23
Trudności paszportowe, „Dziennik Poznański”
1879, nr 157.
24
T. Szulc, W Poznaniu i wkoło niego, t. I, Biblioteka Główna Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, rkps 2803, s. 324.
25
S. Dygat, Wspomnienia wielkopolskie, Biblioteka Kórnicka PAN, rkps 11 098, s. 48.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
Osobne przepisy regulowały przekraczanie rosyjsko-pruskiej granicy i poruszanie
się przez pewien czas tylko w pasach
przygranicznych. Ludność zamieszkująca
te tereny przechodziła do Kongresówki
lub na pruską stronę legitymując się przepustkami, wydawanymi przez starostwa
w miastach powiatowych. Przepustki te
musiały być co pewien czas odnawiane26.
Omawianą granicę przekraczali atoli nie
tylko legitymujący się paszportami i wizami
obywatele obu państw, którzy podróżowali
w sprawach rodzinnych, handlowych, zawodowych czy turystycznych.. Niemało
osób przedostawało się przez nią również
nielegalnie, zwłaszcza w latach rozwoju ruchów konspiracyjnych i podczas powstań
narodowych. Mocarstwa zaborcze starały
się wówczas obsadzać wszystkie odcinki
granicy większymi siłami strażniczymi
i wojskowymi, ale często okazywało się, że
nawet przy zaangażowaniu znacznych
środków i oddziałów wojskowych niełatwo
ją upilnować.
Wkrótce po decyzjach kongresu wiedeńskiego rząd pruski zawarł 25 maja
1816 roku z rządem rosyjskim na 12 lat
konwencję zwaną kartelową, która zobowiązywała strony do wzajemnego wydawania sobie przestępców i dezerterów.
Została ona w 1828 milcząco, a w 1830
roku formalnie przedłużona na dalszych
12 lat (do 1842 roku)27. Realizując prze26
B. Molenda, dz. cyt., s. 106; T. Szulc, dz. cyt.,
s. 324.
27Zob. M. Laubert, Beiträge zur Erneuerung der
preussisch-russischen Kartellkonvention von 1840,
w tegoż: Studien zur Geschichte der Provinz Posen
in der ersten Hälfte des 19. Jahrhunderts, Bd. 3,
Posen 1943, s. 9-29.
19
pisy tej umowy władze pruskie w Wielkim Księstwie Poznańskim przekazały w
latach 1819-1828 do Królestwa Polskiego
67 zbiegów, głównie młodych mężczyzn
w wieku 20-22 lat, którzy chcieli uniknąć
służby w wojsku polskim. Do Poznańskiego przedostało się przez omawianą
granicę w tym czasie jednakże więcej
osób. Można tak sądzić, gdyż władze pruskie tolerowały obecność zbiegłych robotników i wyrobników, jeśli znaleźli
pracę w pogranicznych majątkach ziemskich. Należy przy tym wspomnieć, że
zdarzały się wówczas również przypadki
nielegalnego opuszczania W. Ks. Poznańskiego przez młodych mężczyzn,
chcących wstąpić do wojska w Królestwie Polskim28.
W pierwszych miesiącach powstania
listopadowego granica prusko-rosyjsko
nie była hermetycznie zamknięta29. Została oczyszczona ze straży kozackiej oraz
porzucona przez pruską straż graniczną
i służbę celną. Toteż powstańcy z Poznańskiego szybko docierali do Warszawy,
a tym bardziej do pogranicznych miast.
Wybitniejsi Wielkopolanie, z Dezyderym
Chłapowskim, Tytusem Działyńskim, Andrzejem Niegolewskim i Karolem Marcinkowskim na czele, wkrótce po
otrzymaniu wiadomości o wybuchu powstania podążyli do Królestwa Polskiego,
28
J. Kozłowski, Uciekinierzy z Królestwa Polskiego w Poznańskiem w latach czterdziestych XIX
wieku, w: Ideologie, poglądy, mity w dziejach Polski
i Europy XIX i XX wieku; pod red. J. Topolskiego,
W. Molika i K. Makowskiego, Poznań 1991, s. 92-93.
29
Z. Grot, Wojskowy wkład Wielkiego Księstwa
Poznańskiego w roku 1831, w: Powstanie listopadowe a problem świadomości historycznej; pod red.
L. Trzeciakowskiego, Poznań 1983, s. 21.
20
Witold Molik
omijając bez przeszkód posterunki graniczne. Szczególnie liczny był napływ
ochotników w pierwszych tygodniach insurekcji. Przeważnie zbierali się oni w
Kaliszu, Pyzdrach i Warszawie. Nie
zważając na wspomniany wyżej rosyjskopruski kartel w sprawie wydawania
zbiegłych żołnierzy Komisja Wojewódzka w Kaliszu na własną rękę zabroniła ich wydalania do Prus. Następnie
Rada Najwyższa Narodowa na wniosek
Komitetu Obywatelskiego tegoż województwa 9 stycznia 1831 roku postanowiła nie stosować zasad kartelu30.
Od wczesnej wiosny 1831 roku przekraczanie granicy stawało się jednak
coraz trudniejsze, gdyż władze pruskie
obstawiły ją dwoma korpusami obserwacyjnymi pod dowództwem feldmarszałka
Augusta Gnaisenaua w sile około 80 000
ludzi. Zwiększono też prusko-rosyjską
współpracę wojskową. Nad granicę przybywały często wysyłane przez władze rosyjskie fachowe inspekcje wojskowe,
mające na celu kontrolę sposobów
strzeżenia jej przez oddziały pruskie.
Przeważnie lustracje te wypadały pomyślnie. Rosyjscy wizytatorzy po powrocie
do Petersburga wyrażali się z dużym zadowoleniem o pracy nadgranicznych pruskich formacji wojskowych31. W
schyłkowym okresie powstania próby
nielegalnego przekraczania granicy coraz
30
W. Węgliński, Udział Wielkiego Księstwa Poznańskiego i Galicji w powstaniu listopadowym, w:
Powstanie listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne, militaria, Europa wobec powstania; pod
red. W. Zajewskiego, Warszawa 1980, s. 272, 275.
31
H. Kocój, Prusy wobec powstania listopadowego, Warszawa 1980, s. 36-37, 149.
częściej kończyły się niepowodzeniem.
Świadczy o tym choćby najbardziej znany
przypadek Adama Mickiewicza, który
przybył do W. Ks. Poznańskiego w sierpniu 1831 roku z zamiarem przedostania
się do powstańczej Warszawy. Nie udało
mu się jednak na przełomie sierpnia
i września w pobliżu dworu Gorzeńskich
w Śmiełowie przeprawić do Królestwa.
Armia polska została już rozbita przez
wojska rosyjskie, a w okolicach Pyzdr, po
drugiej stronie granicy, grasowały oddziały kozackie. Poeta musiał więc cofnąć
się do Księstwa, gdzie przebywał do początku marca 1832 roku32. W sumie
w całym okresie powstania przedostało
się z W. Ks. Poznańskiego do Królestwa
Polskiego około 3 tysięcy ochotników33.
W pierwszych latach po upadku powstania pruskie władze centralne, śledząc
z niepokojem dużą aktywność polskiej
emigracji, polecały naczelnemu prezesowi w W. Ks. Poznańskim Eduardowi
Flottwellowi wzmacnianie kontroli w pogranicznych powiatach celem wykrywania
emisariuszy zamierzających przedostać
się do Królestwa Polskiego i osób współdziałających w formowaniu grup partyzanckich. W połowie maja 1833 roku
Flottwell i generał Karl Grolman, dowodzący stacjonującym w Księstwie
V korpusem armii pruskiej, nawiązali
bliższe kontakty z władzami rosyjskimi
w Kaliszu. Ponadto E Flottwell odbył podróż inspekcyjną po powiatach nadgranicz32
Zob. J. Maciejewski, Mickiewicza wielkopolskie drogi, Poznań 1972.
33
Z. Grot, dz. cyt., s. 21; W. Węgliński, dz. cyt.,
s. 273.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
nych, nakazując obsadzenie Kępna i Pleszewa oddziałami wojskowymi oraz reorganizację urzędów celnych i zatrudnianie
w nich ludzi politycznie zaufanych.
Dzięki tym działaniom i współpracy ze
stroną rosyjską szybko zlikwidowano partyzantkę płk. Józefa Zaliwskiego. Przy
pomocy miejscowej szlachty niemało
emisariuszy przedostawało się jednakże
do Królestwa Polskiego. Do pomocy tej
włączali się też chłopi, którzy przeważnie
przewozili ich z dworu do dworu i przeprowadzali przez granicę, narażając się na
surowe represje ze strony władz34.
Bliska współpraca władz pruskich i rosyjskich, także w przestrzeganiu postanowień konwencji kartelowej, utrudniała
w latach trzydziestych zbiegostwo z Królestwa Polskiego do W. Ks. Poznańskiego. Było ono wówczas nieznaczne
„i ograniczało się do pasa pogranicza,
gdzie pruskie władze lokalne tolerowały
je o tyle, o ile było uzasadnione korzyściami ekonomicznymi i służyło nawet
przez niewielki napływ siły roboczej,
ożywieniu gospodarczemu”35. Z wygasaniem obowiązującej do 1842 roku konwencji nasilały się w Prusach naciski kół
liberalnych na jej nie odnowienie. Władze
centralne w Berlinie same zresztą uznały,
że przynosiła ona dotąd korzyści głównie
Rosji. Gdy więc rozmowy o jej przedłużenie nie przyniosły oczekiwanych przez
władze pruskie efektów, przestała na pewien czas obowiązywać. Została ponownie odnowiona po pewnych ustępstwach
34
F. Paprocki, Wielkie Księstwo Poznańskie
w okresie rządów Flottwella 1830-1841, Poznań
1994, s. 250 n.
35
J. Kozłowski, dz. cyt., s. 95.
21
strony rosyjskiej 20 maja 1844 roku36.
Podczas jej zawieszenia przedostało się
do końca września 1843 roku z Rosji do
W. Ks. Poznańskiego, głównie przez rosyjsko-pruską granice w tej prowincji,
3143 uciekinierów, przeważnie ludzi
młodych (w wieku 20 do 29 lat), którzy
jako powód przejścia do Prus podawali
strach przed poborem do wojska rosyjskiego. Zdecydowana ich większość zatrzymała się w pasie pogranicznym,
znajdując zatrudnienie w majątkach ziemskich lub u miejscowych rzemieślników.
Jak pisał Jan Nepomucen Gniewosz z leksowa, z możliwości ucieczki do zaboru
pruskiego korzystała wówczas głównie
„młodzież Kongresówki, Litwy i prowincji zabranych, aby uchronić się od katorgi
zwanej poborem wojskowym na czas 25letni”. Potwierdzają to ustalenia władz
pruskich. W końcu października 1844
roku spośród 1731 zbiegów przebywających w rejencji poznańskiej aż 1508
(87%) było rekrutami, unikającymi
służby w carskiej armii37. Wysokie liczby
zbiegów pozwalają sądzić, że prusko-rosyjska granica w Wielkopolsce nie była
wówczas dobrze pilnowana przez obie
służby graniczne.
W następnych latach liczebność uciekinierów z Królestwa Polskiego uległa
znacznej redukcji. Ci co przedostali się do
Księstwa przeważnie unikali wydalenia,
zwłaszcza jeżeli znaleźli zatrudnienie
w majątkach ziemskich, u chłopów gospodarzy lub w rzemiośle. Ponownie napływ uciekinierów z Królestwa Polskiego
36
37
M. Laubert, dz. cyt., s.17-28.
J. Kozłowski, dz. cyt., s. 96-99 (cytat ze s. 97).
22
Witold Molik
nastąpił po wybuchu w marcu 1848 roku
rewolucji w Berlinie, która obaliła omówioną wyżej konwencję kartelową, regulującą wydawanie zbiegów między
Prusami a Rosją. Uciekali zwłaszcza podnieceni propagandą rewolucyjną i pogłoskami o nowej brance ludzie młodzi
(uczniowie, rzemieślnicy, klerycy, oficjaliści wiejscy, ziemianie, znacznie rzadziej
chłopi), pewni, że szybko powrócą do
kraju „w awangardzie hufców narodowych”. Najczęściej przedostawali się
przez gorzej strzeżoną granicę do Prus
Wschodnich, gdzie zaraz byli internowani
przez Niemców. Z tych uciekinierów
tylko „jakaś garstka mogła się dostać w
Poznańskie”. Podczas powstania poznańskiego 1848 roku oddziały dowodzone
przez Ludwika Mierosławskiego, zasiliło
po przedostaniu się przez granicę tylko
200-300 ochotników z zachodnich powiatów Królestwa Polskiego (117 z Kaliskiego, 74 z Konińskiego i po kilkunastu
z paru innych powiatów)38.
Podczas powstania styczniowego
1863/1864 roku celem ograniczenia
napływu ochotników z Poznańskiego
władze pruskie znacznie wzmocniły stacjonujące przy granicy wojska i żandarmerię. Ku utrapieniu ludności zaraz po
wybuchu powstania w pogranicznych
wioskach i miasteczkach zaroiło się od
pruskich żołnierzy. Na 40-kilometrowym
odcinku od Powidza do Wrześni oprócz
brygady piechoty i pułku jazdy stały trzy
baterie artylerii, a w samej Wrześni kwaterowały dwie kompanie piechoty i jeden
38
S. Kieniewicz, Społeczeństwo polskie w powstaniu poznańskim 1848 roku, Warszawa 1960, s.
320-321.
szwadron jazdy. Na dalszym odcinku
między Pleszewem a Ostrowem strzegły
granicy trzy bataliony piechoty i cztery
szwadrony kawalerii39. Mimo takiego nasycenia terenów pogranicznych oddziałami
pruskiego
wojska
i
sumienniejszego strzeżenia przez nie granicy niż przez wojska austriackie, od początków lutego przedostawali się do
Królestwa coraz liczniej ochotnicy: pojedynczo, a niekiedy nawet w grupach i niewielkich oddziałach. W następnych
miesiącach przeszły granicę trzy uformowane i nieźle wyekwipowane w Księstwie
oddziały
Edmunda
Taczanowskiego, Leo Younga de Blankenheima i Emila Faucheax, wydatnie zasilając siły powstańcze w województwach
zachodnich Królestwa. Ochotnicy, także
z uformowanych wcześniej dużych oddziałów, przekraczali przeważnie kordon
małymi grupami i następnie schodzili się
w umówionych punktach już w Królestwie. Granica pruska „nie oznaczała dla
nich bezpiecznej przystani, nie była takim
magnesem, jak Galicja. Wyprawy poznańskie liczyły też mniej uciekinierów,
wyżej stała organizacja i znalazło się
kilku dobrych dowódców”40. Dla
przykładu w Śmiełowie ochotnicy ukryci
„w stogach z sianem nad samą Prosną”
czekali aż nocną porą przejdzie pruski
patrol, a gdy ucichły jego odgłosy, natychmiast wchodzili za swoimi przewodnikami do rzeki, w której „woda nie
39
Z. Grot, Rok 1863 w zaborze pruskim. Udział
społeczeństwa polskiego w powstaniu styczniowym,
Poznań 1963, s. 53-54.
40 S. Kieniewicz, Powstanie styczniowe, Warszawa 1983, s. 485.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
sięgała nawet do brzucha”. Następnie
schodzili się w pobliskim dworze w Pietrzykowie, „aby się osuszyć i spocząć nieco
po tych tarapatach nocnych”41. W miesiącach letnich 1863 roku nie przerzucano
już z W. Ks. Poznańskiego w Kaliskie gotowych dużych oddziałów, zasilano tylko
mniejszymi grupami ochotników oddziały dowodzone przez Edmunda Calliera i Edmunda Taczanowskiego. Jedyną
większą wyprawę liczącą około 400 ludzi
pod dowództwem Paula Ganiera zatrzymali i rozbili Prusacy przed przekroczeniem granicy koło Pyzdr42.
W okresie popowstaniowym przez
granicę z Królestwem Polskim nadal
przekradali się do Poznańskiego uciekinierzy, chcący uniknąć ciężkiej służby
w armii carskiej. Niewiele można o tym
zbiegostwie powiedzieć, gdyż nie zostało
ono dotąd zbadane. Od połowy lat siedemdziesiątych napływali też coraz liczniej robotnicy sezonowi, uciekając przed
panującą na wsi królewiackiej nędzą i występującym w niej nadmiarem rąk do
pracy. Część z nich pozostawała tutaj na
czas nieokreślony, zwiększając liczbę
osób przebywających w Prusach bez obywatelstwa tego kraju. Gdy w 1884 roku
zbliżała się ona do 40 tysięcy, władze pruskie i szowinistyczne organizacje niemieckie uznały, że wskutek tak dużego
napływu Polaków grozi monarchii Hohenzollernów „polonizacja i katolizacja”.
Zdecydowały się więc na jedną z najbardziej brutalnych akcji, która przeszła do
41
K. Sczaniecki, Pamiętnik. Wielkopolska i powstanie styczniowe we wspomnieniach galicyjskiego
ziemianina, oprac. W. Molik, Poznań 1999, s. 82.
42
S. Kieniewicz, Powstanie styczniowe, s. 620.
23
historii pod nazwą rugów pruskich. W latach 1885-1887 władze pruskie wysiedliły z czterech prowincji wschodnich 30
696 osób (w tym 5239 z Poznańskiego),
posiadających obywatelstwo innych państw, z których znaczną część stanowili
przybysze z Królestwa Polskiego43. Ze
względu na występujący w niektórych rejonach deficyt siły roboczej musiały jednak wkrótce odstąpić od tak szeroko
zakrojonego ilościowego planu wysiedleń. Ulegając naciskowi junkrów i części
niemieckich przemysłowców wydały
w latach 1890-1891 zarządzenia, zezwalające na imigrację polskich robotników
sezonowych z Królestwa Polskiego i Galicji. We wschodnich prowincjach monarchii Hohenzollernów mogli być oni
zatrudniani nie tylko w rolnictwie, ale
także w pozostałych gałęziach gospodarki. Otrzymywali każdego roku zezwolenie na pobyt od 16 kwietnia do 15
listopada. W następnych latach okres ten
wydłużono (od 1899 obejmował on daty
graniczne od 15 marca do 1 grudnia, a od
1907 roki – od 1 lutego do 20 grudnia).
Po upływie końcowej daty pobytu imigranci musieli opuścić terytorium Rzeszy
Niemieckiej i wrócić do swojego stałego
miejsca zamieszkania44.
W następstwie tych decyzji od ostatniego dziesięciolecia przez przejścia na
granicy prusko rosyjskiej w Wielkopolsce
wczesną wiosną i późną jesienią przechodziły z Królestwa Polskiego (lub do niego
wracały) rzesze robotników i robotnic.
Tylko kilka tysięcy z nich znajdowało
43
C. Łuczak, Od Bismarcka do Hitlera. Polsko-niemieckie stosunki gospodarcze, Poznań 1988, s. 28-34.
44
Tamże, s. 108-109.
24
Witold Molik
zatrudnienie w majątkach ziemskich lub
w dużych gospodarstwach chłopskich
w Poznańskiem45. Zdecydowana większość w grupach pod opieką włodarzy, nazywanych „sznytrami”, udawała się do
pracy sezonowej w innych prowincjach
na wschodzie lub w głębi Niemiec. Robotnicy ci, „zwani pogardliwie przez swoich «pochyniarzami», byli godni
politowania. Przeważnie analfabeci, byli
na każdym kroku przez wszystkich wykorzystywani. Nikt o nich nie dbał”46.
Ciekawym zagadnieniem, zasługującym na osobne szczegółowe badania, jest
również graniczny przemyt podczas spisków i powstań narodowych. Dotyczył on
zakazanej literatury, listów, odezw politycznych, broni, amunicji i środków opatrunkowych oraz płodów rolnych, zwierząt
hodowlanych, surowców i towarów przemysłowych. Z Poznańskiego zakazaną literaturę i pakiety prohibitów szmuglowano
przez omawianą granicę do Królestwa Polskiego zwłaszcza w końcu trzydziestych
i w latach czterdziestych XIX wieku, gdy
przodowało ono w życiu intelektualnym
kraju. Trudnili się tym zwłaszcza emisariusze obejmujących cały kraj związków
i organizacji konspiracyjnych. Niektórzy
z nich, jak pochodzący z zaboru rosyjskiego
Prokofiew Skórzewski, wykorzystywali
wielokrotnie „swój paszport zagraniczny”
na wyjazdy do W. Ks. Poznańskiego, skąd
przemycali do Królestwa Polskiego zabronioną literaturę47. Oprócz emisariuszy
w szmuglowaniu czasopism wielkopol45
Zob. J. Trzciński, Russisch-polnische und galizische Wanderarbeiter im Großherzogtum Posen,
Stuttgart und Berlin 1906.
46
B. Molenda, dz. cyt., s. 109.
skich i zakazanych książek na szlaku Poznań-Warszawa zasłużyły się bardzo
współdziałające z Bibianną Moraczewską
i Emilią Sczaniecką warszawskie entuzjastki, w tym zwłaszcza najbardziej
czynne z nich: Narcyza Żmichowska,
Tekla Dobrzyńska i Anna Skimborowiczowa48. W ukrywaniu pod ubraniem
szmuglowanych materiałów i literatury
chwytano się różnych, często bardzo wymyślnych sposobów. Wpadki na granicy
zdarzały się stosunkowo rzadko. Wszyscy
przemycający zakazaną literaturę musieli
jednak mieć się na baczności także na rogatkach miast, gdzie poddawani byli
często kolejnej drobiazgowej kontroli. Bibianna Moraczewska, która w 1856 roku
razem z Teklą Dobrzyńską przyjechała do
Warszawy, następującymi słowami opisała taką kontrolę: „za przybyciem zabierano się do rewizji naszych kufrów, ale
złotówka wciśnięta do ręki uchroniła nas
od kłopotu [...] Tekla wiozła kilkanaście
książek z sobą; urządziła dla nich worki,
które powiesiła na sobie, a na nich zarzuciła pelerynę sukienną, na tych workach
opuszczająca się, a że do tego miała
ogromny kapelusz na głowie, bardzo dziwacznie wyglądała i żandarm z jej całej
oka nie spuścił”49.
Przez granicę prusko-rosyjską w Wielkopolsce szmuglowano też do Królestwa
znaczne ilości broni, amunicji i środków
47
Z. Szeląg, Literatura zabroniona 1832-1862.
Zjawisko – rynek – rozpowszechnianie, Kielce 1989,
s. 109.
48
A. Mazanek, Literackie drogi Wielkiej Emigracji do kraju przez wielkopolska prasę, Wrocław
1983, s. 19-20.
49
B. Moraczewska, Dziennik..., Poznań 1911, s. 38.
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
opatrunkowych podczas powstań narodowych. Zakres pomocy finansowej i materialnej społeczeństwa polskiego dla
powstania listopadowego 1830/1831 roku
jest trudny do oszacowania i wymaga
szczegółowych badań50. Przewożono lub
przesyłano znaczne sumy pieniędzy,
uzyskane z kolekt, sprzedaży sreber rodzinnych itd. Zostały one zużyte na sformowanie jazdy poznańskiej i utrzymanie
szpitali. Przez granicę płynęły też liczne
paczki. Niektórzy ziemianie, nie mogący
z powodu choroby zaciągnąć się w szeregi powstańcze, wspomagali je wysyłkami nie tylko pieniędzy, ale także
wołów, zwierzyny, drobiu, szarpi [szarpie
to dawne opatrunki, które wyrabiano z nici
wyciąganych ze skrawków starego płótna
bawełnianego lub lnianego – przy. red.]
itd. Wydaje się, że władze pruskie, przynajmniej w pierwszych miesiącach powstania, tolerowały w pewnym zakresie
tę pomoc. Nawet naczelny prezes Eduard
Flottwell demonstracyjnie przychylił się
do prośby hrabiny Anny Mycielskiej, matki
pięciu uczestników powstania, o przesłanie
pocztą szarpi i bandaży51.
Nie zbadano też dokładnie zakresu pomocy udzielonej w środkach pieniężnych,
transportach broni i amunicji przez
50
Zachowały się do tego zagadnienia bogate materiały źródłowe. Tylko Archiwum Państwowe
w Poznaniu przechowuje łącznie ponad 350 poszytów akt dotyczących powstania listopadowego,
w niewielkim zakresie wykorzystywanych dotąd
przez historyków. Zob. I. Radke, Materiały archiwalne dotyczące powstania listopadowego w Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Poznaniu, w:
Powstanie listopadowe a problem świadomości historycznej, s. 121-133.
51
Tamże, s. 126; W. Węgliński, dz. cyt., s. 276.
25
społeczeństwo polskie zaboru pruskiego
powstaniu styczniowemu 1863/1864
roku. Zakupiony sprzęt wysyłano do Królestwa Polskiego różnymi drogami. Rozproszone w literaturze przedmiotu
i źródłach pamiętnikarskich informacje
skłaniają do wniosku, że w większym zakresie broń, amunicję i inne przybory wojenne transportowano nielegalnie przez
granicę prusko-rosyjską w Prusach
Wschodnich i na Górnym Śląsku (Katowice, Mysłowice) niż przez punkty przerzutowe na lepiej strzeżonym odcinku
tejże granicy w Wielkopolsce. Akcję dostaw sprzętu wojennego rożnymi drogami
przez ziemie zaboru pruskiego realizowano dużym nakładem pracy i środków
finansowych. Nie była przerywana nawet
w momentach aresztowania jednego czy
drugiego agenta52. Problemy transportowe
„niezmiernie utrudniały i przewlekały”
przesyłki. Paki z bronią transportowano w
Księstwie końmi do granicy, „głównie
bocznymi drogami, a po części nocą”53.
Szmuglowaniem sprzętu wojskowego
zajmowało się wiele osób, z rożnych jednak przyczyn, znaczna cześć niewątpliwie
z pobudek patriotycznych. Niemało konwojentów i dostawców łączyło jednakże
obowiązek patriotyczny z korzyściami
materialnymi. Najwięksi dostawcy mieli
dorobić się na powstaniu majątku i pozycji. Byli jednak na tyle ostrożni, że osobiście nie zajmowali się sprowadzaniem
i wysyłką sprzętu wojskowego. Wyręczali
się swymi pracownikami. Niektórzy organizatorzy dostaw, przez ręce których
52
53
Z. Grot, Rok 1863, s. 96.
K. Sczaniecki, dz. cyt., s. 74-75.
26
Witold Molik
szło dużo broni do Królestwa, na „przemycanie przez granicę wydawa[li] szalone
sumy” i tym samym szafowali lekkomyślnie „pieniędzmi narodowymi”54. Z przemytu sprzętu wojskowego pewne, choć
niewspółmiernie mniejsze korzyści czerpali również drobni „szwarcownicy”, którymi byli przeważnie chłopi, opłacani od
sztuki przemyconej broni. Trudniąc się
tym zajęciem podejmowali oni jednakże
duże ryzyko. Granicy strzegły bowiem
pruskie patrole wojskowe, a od strony
Królestwa Polskiego patrole rosyjskiej straży granicznej. „W warunkach nocnej przeprawy, a zazwyczaj tylko nocą to czyniono,
łatwo było wpaść w zasadzkę lub zginąć
od kuli tak pruskiej, jak i rosyjskiej”55.
Źródła archiwalne i ówczesne czasopisma zawierają sporo informacji o przechwytywaniu transportów broni przez
żandarmerię i pruskie patrole wojskowe.
Mimo odnotowywanych sukcesów na
tym polu naczelny prezes W. Ks. Poznańskiego Karl Horn w swym sprawozdaniu
przesłanym ministrowi spraw wewnętrznych pisał, co następuje: „Doświadczenie
minionego (1863 – dop. W. M.) roku uczy,
że przy transporcie i przechowywaniu
materiału wojennego postępowano [po
stronie polskiej] z zadziwiającą przebiegłością i dyskrecją, tak, że konfiskaty,
które miały miejsce, w większości przypadków zawdzięczać należało tylko przypadkowi, szczęśliwym okolicznościom,
54
J. Łukaszewski, Pamiętnik z lat 1862-1864.
Wstępem i komentarzem opatrzył S, Kieniewicz,
Warszawa 1973, s. 187.
55
S. Myśliborski-Wołowski, Udział Prus Zachodnich w powstaniu styczniowym, Warszawa
1968, s. 127-128.
rzadko poprzedniemu donosowi. Polacy
wielokrotnie stosowali tę metodę, że dostawcy, który dany sprzęt wojenny oddali
w oznaczonym miejscu, oprócz ceny
otrzymywali jeszcze pewne premie”56.
Przechodząc do omówienia przemytu
zwierząt hodowlanych, płodów rolnych
i towarów przemysłowych należy na
wstępie podkreślić, że na wielu terenach
pogranicznych miał on duże znaczenie
ekonomiczne. Niektóre z nich, jak wsie na
Kurpiach czy wokół Wielunia, stały się
swoistymi zagłębiami przemytniczymi57.
Wielu informacji o przemycie przez inte
dostarczają cytowane wyżej wspomnienia
nauczyciela Bolesława Molendy, który
lata swojej młodości, przypadające na
okres przed pierwszą wojną światową,
spędził w Wójcinie, wsi położonej około
12 km na południe od Strzelna. Przekazuje on historyjki z dziejów wielkiego
przemytu granicznego, opowiadane
chłopom raczącym się obficie wódką
w okolicznych w karczmach. Głównymi
ich bohaterami byli sławni szmuglerzy,
którzy wielokrotnie przerzucali przez granicę duże ilości towarów, wyprowadzając
w pole różnymi fortelami straże graniczne. Z opowieści tych wynika, że najlepiej było „przerzucać po północy, jak
miesiąc nie świecił, a jeszcze lepi[ej], jak
mżył deszcz”58. Rosyjscy pogranicznicy
mieli nie troszczyć się o to, co przewożono
Cyt. za: Z. Grot, Rok 1863, s. 94-95.
A. Szwarc, dz. cyt., s. 151. Warto tu dodać, że
dzięki przemytowi i legalnej wymianie towarów
przez południową granicę Prus Wschodnich wzrosła
pozycja „handlowa” kurpiowskiego miasteczka Myszyniec. Zob. W. Paprocka, Myszyniec. Studium
z dziejów miasta, Warszawa 1993.
58
B. Molenda, dz. cyt., s. 104.
56
57
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
lub przepędzano do Prus. Starali się natomiast przechwycić towary, w tym zwłaszcza
luksusowe, szmuglowane do Królestwa
Polskiego. Warto tu dodać, że sukcesami
przemytniczymi szczycili się również
Mazurzy na terenach przygranicznych
w Prusach Wschodnich. Wyruszały stamtąd
„na poszukiwanie przygód za polską granicę” całe gromady przemytników, dźwigających na plecach ogromne toboły z różnymi
towarami. „Ani ukazy wszechmogącego
cara – stwierdzano w połowie XIX wieku
w relacji z tych terenów – ani pikiety kozaków, szlabany czy liczne posterunki celne
z legionem urzędników nie były w stanie
stłumić rozprzestrzenionego wzdłuż polskiej granicy przemytu. Gdzie nie wystarczało przekupstwo – które u Rosjan jest
na porządku dziennym – i podstęp, uciekano się do otwartej przemocy. Mazur
z odległych zaścianków jest wielce dumny
z ran i blizn odniesionych w walkach. Im
więcej ma ich do pokazania, tym bardziej
sławi się jego imię, a w gospodzie w sobotę wieczorem nie brak wokół niego najśliczniejszych tancerek”59. Na terenach
pogranicznych przemyt dla wielu silnych,
odważnych i zarazem przebiegłych mężczyzn był zatem sposobem na życie, dawał
szansę dużego i szybkiego zarobku, zaspokajał żądzę przygód i przynosił sławę
w lokalnym środowisku. Ponieważ był
zakazany przez władze zaborcze, zyskiwał akceptację społeczną Oszukać carskich lub pruskich celników czy też
przechytrzyć straże graniczne znaczyło
59
Cyt. za: M. Toeppen, Historia Mazur. Przyczynek do dziejów krainy i kultury pruskiej. Przeł.
M. Szymańska-Jasińska, oprac. G. Jasiński, Olsztyn
1998, s. 368.-369.
27
czynić dobrze, a jednoczesne wyprowadzenie w pole na granicy obu wrogów
(Prusaków i Rosjan) uważano po stronie
polskiej za jeszcze lepszy uczynek60.
Do wejścia na przemytniczą drogę zachęcały różnice cen płodów rolnych oraz
towarów spożywczych i przemysłowych.
Wielkość przemytu regulowały stawki
celne i różnice cen towarów po obu stronach granicy. Najintensywniejszy rozwój
przemytu przez prusko-rosyjską granicę
w Wielkopolsce przypadł na lata 1815-1830, po wprowadzeniu ceł importowych bardzo skutecznie tamujących legalny wywóz do Królestwa Polskiego
sukna. Wielkopolscy sukiennicy zareagowali na to zorganizowaniem jego przemytu na wielką skalę. O rozmiarach tej
kontrabandy świadczy dobitnie już sama
wartość sukna skonfiskowanego przy nieudanych próbach przemytu, która w niektórych latach okresu 1818-1829 wyniosła
łącznie aż pół miliona rubli. Skala przemytu wielkopolskiego sukna zmniejszyła
się znacznie po roku 1830 wskutek lepszego strzeżenia granicy i coraz liczniejszych nieudanych prób przemytu. Ustał
on zupełnie w latach pięćdziesiątych, gdy
stał się nieopłacalny w wyniku wzrostu
produkcji i obniżenia ceny sukna w Królestwie Polskim61.
Do rozwoju kontrabandy przyczyniały
się również władze pruskie, podwyższając
cła na zwierzęta gospodarskie i płody
rolne. Przy dużej różnicy cen dość licznym
grupom przemytników w Królestwie Polskim opłacało się przepędzać nielegalnie
60
61
R. Traba, Kraina tysiąca granic, s. 88.
C. Łuczak, Dzieje gospodarcze, s. 403.
28
Witold Molik
przez granicę do W. Ks. Poznańskiego
i dalej na Śląsk duże stada świń i bydła.
Część tych zwierząt gospodarskich konfiskowała pruska straż graniczna, a mające
poczucie siły grupy przemytników podejmowały nieraz walkę o ich odzyskanie.
W końcu lat trzydziestych przemyt przez
rosyjsko-pruską granicę w Wielkopolsce
przybrał – jak pisał Stanisław Karwowski
– „zastraszające rozmiary i nieraz przychodziło do gwałtownych starć pomiędzy
przemytnikami i władzami pruskimi”62.
Głośnym echem odbiły się wydarzenia na
przejściu granicznym w Słupi 5 lipca 1829
roku. Pruscy celnicy skonfiskowali tam
około 350 świń pędzonych z Królestwa
Polskiego przez 150 przemytników, które
następnie przetransportowano do Kępna
na ubój i obdzielenie pozyskanym w ten
sposób mięsem ubogiej ludności. Jednakże mocno niezadowoleni z poniesionych
strat przemytnicy podburzyli okolicznych
chłopów i wraz z nimi w sile około 500
ludzi napadli następnego dnia z kijami
i metalowymi drągami na to miasto.
Szybko odzyskali skonfiskowane zwierzęta, które popędzili dalej na Śląsk.
Pragnąc zapobiec uwłaczającym powadze
państwa i zakłócającym spokój publiczny
podobnym zajściom władze pruskie przywróciły Kępnu charakter miasta garnizonowego. Stacjonujący w nim żołnierze
mieli wspierać celników i miejscowych
żandarmów „w przypadku zaistnienia zagrożenia dla ludności w prowadzonej
walce z przemytnikami”. Od lat trzydziestych ten hurtowy przemyt zwierząt gos62
S. Karwowski, Historya Wielkiego Księstwa
Poznańskiego, t. I, Poznań 1918, s. 113.
podarskich stopniowo się zmniejszał
i upadł w połowie XIX stulecia, głównie
wskutek dokładniejszego strzeżenia granicy prusko-rosyjskiej po obu jej stronach63.
Przemytnikom często udawało się uciec
lub uniknąć kary. Również na terenach pogranicznych w Wielkopolsce organizatorzy
kontrabandy wchodzili nierzadko w porozumienie z dającymi się łatwo korumpować rosyjskimi służbami granicznymi. Jak
pisze B. Molenda „przy większym szmuglu
można było strażnika przekupić”, a czasem wyrwać mu broń64.
W ostatnich dziesięcioleciach XIX
wieku wielki przemyt przez rosyjsko-pruską
granicę w Wielkopolsce należał już jednak
do przeszłości. Nadal kwitł natomiast aż
do jej zniesienia drobny przemyt i prowadzony legalnie handel. Ubożsi mieszkańcy
terenów przygranicznych przechodzili
często do Kongresówki po mięso. Na
pruską stronę wolno było przenieść jedną
porcję mięsiwa wagi dwóch kilogramów.
Już wówczas nie brakowało przysłowiowych „mrówek”, przekraczających granicę z dozwoloną ilością towaru po kilka
razy. Kobiety z Królestwa Polskiego przewoziły do Poznańskiego (bez przeszkód ze
strony urzędników granicznych) w pewnych określonych ilościach masło i jajka,
z powodzeniem handlowały też po pruskiej stronie warzywami i owocami. Tu
z kolei zakupywały i „przenosiły skrycie
za granicę” tańsze niż w Kongresówce
towary przemysłowe. Były w nie dobrze
Tamże, s. 114; C. Łuczak, Dzieje gospodarcze,
s. 403; M. Laubert, Eine Episode aus ded Schmuglerwesen in unserer Provinz, „Historische Monatsblätter für die Provinz Posen” 1906, Hf. 7, s. 33-37.
64
B. Molenda, dz. cyt., s. 105.
63
Granica prusko-rosyjska w okresie zaborów w Wielkopolsce. Przegląd...
zaopatrzone przygraniczne karczmy,
„które handlowały wszystkim, na czym
można było zarobić”65.
Szersze rozmiary miał handel hurtowy,
którym legalnie zajmowali się kupcy po
obu stronach granicy. Z Królestwa Polskiego przepędzano na pruską stronę dużo
koni, zwłaszcza gdy w miastach i miasteczkach przygranicznych odbywały się
jarmarki. Handlarze prowadzący konie na
sprzedaż musieli na każdego z nich otrzymać w rosyjskiej komorze celnej kwit
i opłacić cło, którego nie zwracano, gdy
koń nie został sprzedany. Opłata była uzależniona od wysokości konia (za niższe
płacono mniejsze cło). Toteż wielu koniom (w Kongresówce przeważnie nie
podkuwanym) przed przekroczeniem granicy obcinano kopyta. W ogóle podczas
jarmarków w miastach przygranicznych
legalny i nielegalny ruch przez granicę
znacznie się ożywiał66.
Z Kongresówki przewożono też przez
granicę w dużych ilościach ziemniaki,
głównie do gorzelni po stronie pruskiej,
które przypuszczalnie zawierały umowy
kontraktowe z właścicielami majątków
ziemskich w guberni kaliskiej. Na terenach przy niektórych odcinkach granicy
w Królestwie nie było lasów. Tamtejsza
ludność zmuszona była więc kupować
drewno u zawodowych handlarzy po stronie pruskiej. Z Poznańskiego dostarczano
z kolei do Kongresówki w sporych ilościach sól. Niektórzy chłopi z handlu
Tamże, s. 109.
Także mieszkańcy wschodnich powiatów W.
Ks. Poznańskiego licznie uczestniczyli w jarmarkach w miastach i miasteczkach po drugiej stronie
granicy.
65
66
29
końmi i drewnem czerpali niezłe zyski i z
czasem „stali się raczej handlarzami niż
gospodarzami, na czym cierpiały ich gospodarstwa”67.
Największego kolorytu pogranicznemu
handlowi nadawało jednakże przepędzanie liczących po kilkaset sztuk stad gęsi.
Handlem tym zajmowali się kupcy hurtowi
po obu stronach granicy. Wczesną jesienią
każdego roku w tym samym dniu pędzono
z Kongresówki do Strzelna, a nawet do
Inowrocławia (odległego od przejścia granicznego o przeszło 40 km) kilka stad,
jedno po drugim. „Na przedzie przed stadem szli dwaj silnie zbudowani mężczyźni
z dębowymi kijami w ręku, którzy torowali drogę gęsiom”. Należeli oni „do
typów, którym z daleka każdy schodził
z drogi i [...] specjalnie byli wyszukiwani
do tej funkcji przez handlarzy. [...] Po
boku stada szli chłopi z kijami, na czubku
których były pętle. Jeżeli jakaś gęś zaczęła
kuleć, zarzucano jej pętlę na głowę, wyciągano bez płoszenia stada i załadowywano na wóz, który jechał za każdym
stadem”. Po przepędzeniu stada na dworzec kolejowy w Strzelnie lub Inowrocławiu załadowywano gęsi na wagony
i wywożono do miast w głębi lub na zachodzie Niemiec. „Załadowawszy gęsi na
wagony konwojenci wracali wozem z powrotem, nie omijając zasadniczo karczmy,
w której pokrzepiali się po trudach pieszej
wędrówki i po kłopotach, jakie mieli ze
swymi upierzonymi pupilami”68.
Na koniec niniejszych rozważań wypada poświęcić parę ogólniejszych zdań
67
68
B. Molenda, dz. cyt., s. 108.
Tamże, s. 106-107.
30
Witold Molik
niejednokrotnie wskazywanym już w literaturze skutkom istnienia w Wielkopolsce
przez sto lat prusko-rosyjskiej granicy
państwowej. Była ona niewątpliwie czymś
więcej niż tylko obsadzoną wojskiem i służbami celnymi linią, dzielącą ludzi mówiących tym samym językiem69. Hamowała
rozwój handlu i gospodarki w obu częściach w Wielkopolski, bardzo utrudniała
i ograniczała międzyzaborowe kontakty
polityczne, kulturalne i rodzinne. W szerszym europejskim wymiarze była granicą
oddzielającą dwa kręgi cywilizacyjne. W ostatnich dziesięcioleciach XIX i na początku
XX wieku znacznie pogłębił się dystans
cywilizacyjny między Niemcami i carską
Rosją. Toteż Polacy urodzeni na emigracji
lub ukształtowani kulturowo i mentalnie
w zaborze pruskim po przejściu lub przejechaniu granicy z Królestwem Polskim mieli
wrażenie, że wkroczyli w „inny świat”,
w którym inne są budynki użyteczności
publicznej, domy i zagrody, drogi, poczucie
czasu i obyczaje mieszkańców. Już samo
przejście graniczne z łańcuchem, z rozstawionymi po polach strażnikami „z dzidami i bronią palną” oraz drobiazgową
kontrolą wyzwalało strach i emocje. „Parę
stacji za Wrześnią – pisał Stanisław Dygat –
linia kolejowa kończyła się w Strzałkowie.
Nie była to tylko ostatnia stacja pruska
lecz ostatnia stacja w ogóle. To potęgowało wrażenie, że znalazłeś się na krańcach Europy”70. Spoglądając z drugiej
A. Szwarc, dz. cyt., s. 156.
S. Dygat, dz. cyt., s. 51; zob. także: S. Bieńkowski, Obrazy mojego życia, Biblioteka Jagiellońska w Krakowie, rkps 9781, s. 62-63; I. Stablewska,
Pamiętnik z lat 1882-1927, t. I, Biblioteka Zakładu
im. Ossolińskich we Wrocławiu, rkps 13 813, s. 165.
69
70
strony należy jednocześnie podkreślić, że
granica z Prusami znacznie ograniczała
kontakty mieszkańców zaboru rosyjskiego z Europą Zachodnią. Toteż po
przybyciu do Wiednia, Paryża czy Genewy
również oni wkraczali w „inny świat”.
„Trudno wyrazić stan – pisze w pamiętniku
jedna z ziemianek o swoich wrażeniach
po przyjeździe do Berlina – w jakim się
znajdowałam. Zdawało mi się, że jestem
przeniesiona na inną planetę, tak pierwsze zagraniczne miasto ruchem ulicznym,
świetnością magazynów, okazałością
gmachów różniło się od bruków, kamienic
i żydowskich sklepów Wilna. [...] Tak jak
od górskiego powietrza na wyżynach dostaje się zawrotu głowy, podobnie w Berlinie byłam oszołomiona dobrobytem”71.
Nadmienić przy tym trzeba, że Polacy
z zaboru rosyjskiego przybywali do Berlina i innych niemieckich miast z reguły
ze skromną wiedzą o Niemczech i Niemcach. Nie doświadczali bezpośrednio
skutków polityki germanizacyjnej. Przyjeżdżając z zacofanej pod względem cywilizacyjnym carskiej Rosji zachwycali
się tym, co dla ich rodaków z zaboru pruskiego nie stanowiło nowości72. Częściej
i łatwiej formułowali więc pozytywne,
niekiedy entuzjastyczne opinie o niemieckiej stolicy.
J. z Puttkamerów Żółtowska, dz. cyt., s. 123.
Szerzej na ten temat: W. Molik, W mieście nad
Szprewą, Kształtowanie się obrazu Berlina w polskim społeczeństwie w l. 1871-1918, „Życie i Myśl”
1991, nr 3/4, s. 68-76; por. M. Andrzejewski, „Ta
Szwajcaria to raj ziemski”. Obraz Szwajcarii w polskiej publicystyce, wspomnieniach i beletrystyce
(1870-1918), Gdańsk 2007, s. 152-155.
71
72

Podobne dokumenty