Nieśmiertelni

Transkrypt

Nieśmiertelni
Ten stary drakkar przeżył wiele ciężkich bitew, by stać się chlubą Plemienia
Nieśmiertelnych…
Okręt zbudowano w małej stoczni na dalekiej północy nad wiecznie mglistą zatoką.
Do budowy wykorzystano najlepsze materiały dostępne w zasobach Nieśmiertelnych. Prace
nad wielkim dziełem rozpoczęły się jesienią tak, aby na wiosnę bractwo wojowników mogło
wyruszyć na podbój świata. Okręt nazwano ZOJKA dla upamiętnienia wielkiej wojowniczki
bractwa.
Pierwszym celem podróży były ziemie Asgardu, starego klanu, który swojego czasu
pełnił funkcje handlową, a po przewrocie zbieraninę najemników. Ich ziemie obfitowały w
żywność, a kopalnie w złoto. Wojna, a raczej podbój i grabież rozpoczęła się już w zatoce
Asgirida, gdzie ZOJKA napotkała statek wiozący złoto, do dalekiego ludu Gumisi. Była to
zapłata za cudowną miksturkę Gemie, która dawała niespotykaną siłę.
Już na morzu zostali unicestwieni wojownicy Asgardu. Grabienie reszty dóbr na lądzie
dla załogi ZOJKI to była tylko przyjemność. W rzeczy samej załoga drakkaru to była blisko
dwudziestka najlepszych wojów wyselekcjonowanych z bodajże dziesięciu tuzinów
szaleńców niewiedzących, co to strach. Pierwsi na wyspę wbiegli Wava, Jarbig, Pogo oraz
Wally, a zza ich pleców dobiegł okrzyk Mariana – Zostawcie coś dla mnie. Po załadowaniu
żywności i mianowaniu Pyka naczelnikiem zdobytych ziemi, Nieśmiertelnych, ruszyli w
dalszą podróż…
Ich rejs trwał zaledwie chwile, gdy zza klifu wyłonił się okręt z Osady Mar. Incydentu
nie można nazwać walką, a raczej poddaniem się wygłodzonej i schorowanej załogi. Przy
wieczornej dyskusji można było w głosie dzielnego Sotera, walecznego Torfivalda oraz
bohaterskiego Ironnora, wyczuć rozczarowanie, lecz dyskusje przerwał najbardziej
doświadczony z wikingów Ratownik, machając ręką i z uśmiechem oznajmiając – Jeszcze nie
jedna bitwa przed Nami. Pustynnylis kiwną głową potwierdzając i udając się na obchód po
okręcie. W między czasie Koala, Lamode i Arwenaa wrócili z łajby żeglarzy ze wsi Mar z
wiadomością, że płynąc w stronę zachodzącego słońca mogą dotrzeć do krainy
zamieszkującej przez lud Legionistów. Płynąc przez 20 dni, drakkar dotarł do małej wysepki
zamieszkującej przez agresywnych Biało-Czerwonych. Na małej wyspie znajdował się pałac,
niegdyś piękny i pokazujący potęgę dzikiego ludu i ich władcy Zeda. Dziś już podniszczony,
lecz kto wie czy nie będzie kiedyś znów błyszczał.
Przeciwko ZOJCE wyruszyło dziesięć okrętów, każdy uzbrojony w pięć dział. ZOJKA miała
jednak przewagę dużej zwrotności, jak i prędkości, dzięki wielkim żółtym żaglom. Już one
mówiły nie boimy się chodźcie po Nas. Bitwa trwała zaledwie kilka godzin a Nieśmiertelni
wpłynęli do portu zwycięscy.
Podczas wieczornej biesiady, która tym razem była obfita w zwierzynę przygotowaną
przez Gindala i Eistle. Stary mędrzec opowiedział Nieśmiertelnym, jak to za krainą
Legionistów istnieje królestwo Zakonników. Bogata kraina płynąca złotem, gdzie mężczyźni
żyją w kopalniach kryształów a kobiety w pałacach. Słuchając opowieści starego mędrca,
Nieśmiertelni podjęli decyzje, że to będzie ich nowy dom...
Siedząc w bocianim gnieździe Arthur zauważył zwinięty pergamin, na którym była
narysowana mapa, jak dotrzeć z przystankami do krainy Zakonników. Na odwrocie było
napisane: z pozdrowieniami Bazylek. Siedząc tak i oglądając toń morza zastanawiał się, kim
jest tajemnicza postać, nie przypominał sobie, żeby z nim rozmawiał podczas wczorajszej
biesiady. Może to kapłan albo kolejny wiking opętany przez mrocznego demona. Jego
rozmyślanie zakłócił okrzyk Marasa – Miodu braknie! Każdy wiedział, że bez miodu bywa
nieznośny. Na szczęście za jeden dzień powinna ukazać się kraina Feniks, gdzie rządy
sprawowała Vahen i jej przyjaciel Turturek. Nazajutrz dotarli do ziem Feniksa, wpłynęli do
portu bez żadnych przeszkód, kiedy zaczęli schodzić ze statku, zostali poinformowani, że
żywność musimy sobie sami wywalczyć. W wyniku losowania biedni Mikado, Gitu i Dirmir
mieli pilnować okrętu. Po krótkiej kłótni uznano, że JEDEN ZA WSZYSTKICH
WSZYSTCY ZA JEDNEGO, więc będą zmienieni przez rannych. Bitwa rozpoczęła się w
samo południe, przebiegała w angielski sposób, co urzekło Nieśmiertelnych. Po wygranej
bitwie, decyzją większości Feniks zachowało swoje prawa do ziemi i bogactwa. Biesiada
trwała do samego rana, tak, ze nawet Maras zaspokoił swoje pragnienie na Miód.
Wypływając z portu Vahenka Arthur okrzykiem kazał skierować ZOJKE ku ziemią
Walhalli, ludu wojowniczego i potężnego. Ich wódz Gacek słynął z wielkich ambicji jak i
waleczności. Nieśmiertelni wiedzieli, że nie dostaną tego kawałka świata za darmo. Okręt
został wypatrzony już sto mil od ziem Walhalli, pomimo zwiniętych żółtych żagli.
Podpływając coraz bliżej zaczęły rysować się na brzegu tysiące wściekłych twarzy
wojowników. Wśród nich był człowiek ubrany na złoto. Zakotwiczenie łodzi było
niemożliwe, więc wojownicy Nieśmiertelnych zeskoczyli do wody, aby walczyć. Jednak po
tym ruchu wojowie Walhalli uciekli do lasu. Wikingowie z Osady Nieśmiertelni byli w
szoku! Dopiero podczas załadunku dowiedzieliśmy się, że to potężni wojownicy, ale
tchórzliwi.
ZOJKA skierowała się ku ziemi Legionistów, płynąc tak żeglarze podjęli decyzję, po
co walczyć z następnymi skoro można ruszyć od razu do raju. Podczas długiej podróży
zaczęło brakować zapasów żywności i wody a morale wyraźnie upadały. Według mapy, już
powinniśmy docierać do ziem Zakonników...
Pewniej nocy, zastanawiając się co Nas czeka, usłyszeliśmy dziwne dzwonienie,
każdy skoczył do burty, aby zobaczyć co to jest.. Nagle ujrzeliśmy ląd. Dzwonieniem okazała
się przerwa na kolacje grupy zakonników siedzących w kopalni. Pewnie gdyby nie ich
kolacja, okręt rozbiłby się o skały. Podpłynęliśmy cicho na polanę i poczekaliśmy na wschód
słońca. Ruszyliśmy na spotkanie z mistrzem zakonników Gordonem. Każdy był gotów na
bitwę życia i o życie. Jednak dla Wielki Mistrz Zakonników najcenniejsze były zyski z
kopalni oraz Jego chwała i legenda wielkości. Oddał nam swój Raj i piękne kobiety. Wolał się
zająć liczeniem kryształków ze swoimi ludźmi, by czasem na legendę o bogactwie Zakonu
nie padł cień…
ZOJKA nasz wysłużony drakkar stanął w porcie, a wojownicy Nieśmiertelnych
znaleźli spokój. Jak w każdej opowieści i tu jest morał:
Nie zawsze trzeba walczyć mieczem, bo głowa to najpotężniejsza broń…
NIEŚMIERTELNI