Mads Mikkelsen: czuły barbarzyńca / wrażliwy potwór

Transkrypt

Mads Mikkelsen: czuły barbarzyńca / wrażliwy potwór
Ewa Szponar
Mads Mikkelsen: czuły barbarzyńca / wrażliwy potwór
Gdyby sporządzić przepis na gwiazdę filmową, to oprócz aktorskiego talentu, urody i/lub
charyzmy należałoby wspomnieć o wyczuciu czasu. Mads Mikkelsen raczej nie przypadłby do
gustu widzom Domku na prerii lub Przyjaciół, bo to moda na postaci ambiwalentne, moralnie
złożone, stawiające znak zapytania przy dotychczasowych definicjach dobra i zła umożliwiła
„rzetelnemu aktorowi charakterystycznemu o intrygującej fizjonomii” – jak pisano o nim w
„New York Timesie” – zdobycie międzynarodowej sławy, tytułu „najseksowniejszego
mężczyzny” oraz opinii „gwaranta jakości i twarzy odrodzonego duńskiego kina”.
Nie ulega wątpliwości, że jest to oblicze janusowe. Dla osób, dla których odkrycie Mikkelsena
zbiegło się z fascynacją nowym Bondem (Casino Royale, 2006, M. Campbell), Duńczyk na zawsze
pozostanie sadystycznym Le Chiffre’em – bohaterem, który znalazł doskonałą kontynuację w
postaci najpopularniejszego kanibala popkultury (serial Hannibal, 2013, B. Fuller). Z kolei ci,
którzy kojarzą go przede wszystkim jako oskarżonego o pedofilię Lucasa z Polowania (2012, T.
Vinterberg) lub znają jego wcześniejsze rodzime dokonania, z trudem mogą sobie wyobrazić
mroczną stronę łagodnego Skandynawa. Chyba że eksplorację dorobku aktora rozpoczęli od jego
pierwszego ważnego filmu, czyli Dealera (1996, N.W. Refn).
Natura kontra kultura
Na demoniczny image Madsa Mikkelsena, oprócz pochodzenia z „dalekiej północy” i dziwacznego
akcentu (oczywiście z punktu widzenia anglojęzycznej publiczności), składają się jego
nietuzinkowe rysy: wyraźnie zarysowane kości policzkowe, głęboko osadzone piwne oczy, szerokie
usta ze skierowanymi w dół kącikami, które nadają mu wygląd zdecydowanie męski, ale dziki i
dość posępny. Budzącą rezerwę powierzchowność równoważy aura roztaczana przez gwiazdora:
inteligencja, pewność siebie, spokój, elegancja, nienaganne maniery i dystans podszyty
sentymentalizmem. Jak u czułego barbarzyńcy.
Promując krwawy dramat Valhalla: Mroczny wojownik (2009, N.W. Refn), Mikkelsen
mówił, że jest to próba uchwycenia tego momentu w historii ludzkości, gdy człowiek porzucił
zwierzęce instynkty i opowiedział się po stronie ludzkiej wolnej woli. Najsłynniejsze inkarnacje
aktora zdają się zawieszone pomiędzy tymi dwoma stanami. Postaci głęboko zakorzenione w
kulturze (wysokiej, mieszczańskiej, przestępczej) nie potrafią oprzeć się zewowi natury. Niczym
upokarzany przez ojca Tonny z sensacyjnego Pushera II – Krew na rękach (2004, N.W. Refn),
ulegający namiętności Niels w Otwartych sercach (2002, S. Bier), impulsywny artysta z Chanel i
Strawińskiego (2009, J. Kounen), zachłyśnięty władzą nadworny lekarz z Kochanka królowej
(2012, N. Arcel) bądź wspomniany już Hannibal Lecter, genialny psychiatra, dandys (lansujący
modę na brąz w wersji de luxe), wielbiciel sztuki i koneser haute cuisine dla ludożerców.
Ciało renesansu
Historia kariery gwiazdora Tuż po weselu (2006, S. Bier) przypomina losy Billy’ego Elliota,
bohatera dramatu Stephena Daldry’ego. Pochodzący z rodziny robotniczej Duńczyk wychowywał
się w Nørrebro, cieszącej się nie najlepszą sławą dzielnicy Kopenhagi. „Lubiłem włóczyć się po
mieście, spotykałem typów spod ciemnej gwiazdy. Bawiłem się w mojego idola Bruce’a Lee, kilka
razy moje wybryki skończyły się nawet w komisariacie” – wspominał w rozmowie z Krzysztofem
Kwiatkowskim. Kto wie, jaki finał miałyby te „szaleństwa młodości”, gdyby energia Madsa nie
znalazła ujścia w sporcie. Zamiast zdobywać lekkoatletyczne laury – co stało się jego celem, gdy
porzucił naśladowanie chińskiego mistrza sztuk walki – Mikkelsen trafił do obsady musicalu,
poczuł smykałkę do tańca, ukończył szkołę baletową w Göteborgu i przez dekadę był
profesjonalnym tancerzem. Poza licznymi kontuzjami z tego okresu wynieść miał świadomość
własnego ciała. Zapracował również na sprawność fizyczną, która procentuje do dziś. Dobiegając
pięćdziesiątki, aktor nie stroni od zadań zręcznościowych – chętnie jeździ konno, dobrze włada
mieczem. Czasem żartuje, że po role w kinie sensacyjnym sięga, by udowodnić sobie, iż wciąż stać
go na wiele. „Już osiem lat temu z tego powodu zdecydowałem się zagrać w Królu Arturze (2004,
A. Fuqua). Chciałem poznać ten gatunek jeszcze jako pretendent do roli rycerza, a nie mędrca z
siwą brodą”.
Ponieważ w tańcu najbardziej pociągał go aspekt dramatyzmu, doszedł do wniosku, że
jego prawdziwym powołaniem jest aktorstwo. Zdał do szkoły teatralnej i w wieku 30 lat rozpoczął
swoją kolejną, najważniejszą – jak miało się wkrótce okazać – zawodową przygodę. Jego debiut
przypadł na okres renesansu duńskiego kina, narodziny ruchu Dogma 95 i rozkwit filmu
gatunkowego. Mads Mikkelsen wystąpił w dwóch częściach trylogii Pusher poświęconej
kopenhaskim dealerom narkotyków. Niskobudżetowa seria gangsterska odniosła sukces
frekwencyjny i artystyczny – jako jedna z kilku ważnych produkcji lat 90. – zwracając uwagę
zagranicznej publiczności na marginalizowaną do tej pory kinematografię. Odtwórca roli
pomiatanego przez otoczenie dresiarza Tonny’ego stał się jednym z ulubionych aktorów Nicolasa
Windinga Refna, poprzednikiem Ryana Goslinga. Jeśli wierzyć obietnicom składanym przez obie
strony, prędzej czy później dojdzie do ponownego spotkania. Mikkelsen nie ma nic przeciwko
duetowi z gwiazdorem Drive, Refn zobowiązuje się zaś do uczynienia zeń sensacji na miarę
Amerykanina.
Mimo że w duńskim środowisku artystycznym panowała niepisana zasada przynależności
do „stajni” poszczególnych twórców – co sprawiło, że Mikkelsen nigdy nie współpracował z
Larsem von Trierem, a z Thomasem Vinterbergiem spotkał się dopiero w 2012 roku – gwiazdor
Bleedera (1999, N.W. Refn) podpisał „Deklarację czystości” za sprawą Susanne Bier i jej
opatrzonych certyfikatem Dogmy Otwartych serc. Podczas gdy międzynarodowi krytycy
formułowali nowe definicje kinowego realizmu, duńscy aktorzy szlifowali warsztat w skromnych
warunkach produkcyjnych. Wprawdzie Mads Mikkelsen nigdy nie deklarował się jako zagorzały
wyznawca nurtu, ale w jego metodzie znać echa tamtego okresu: swobody pracy z kamerą i zgody
na to, by z bliska rejestrowała najintymniejsze nawet emocje.
Pytany o to, czy gra, opierając się na instynkcie, czy też podchodzi do kolejnych ról jak do
intelektualnego wyzwania, stwierdza, że buduje swoje kreacje z obu tych elementów. Na
początkowym etapie czytania scenariusza, rozmów z reżyserem i kolegami z planu próbuje
dogłębnie zrozumieć motywy postaci, poznać jej biografię, zwłaszcza tę wewnętrzną. Potem
przychodzi czas na improwizację, osobisty moment spotkania z kamerą, swego rodzaju zatracenie
w bohaterze. Znika wówczas skłonność do analizy, a wraz z nią świadomość istnienia odbiorcy.
Przedstawienie nabiera prywatnego charakteru. Stąd szczególna waga, jaką gwiazdor Księgi Diny
(2002, O. Bornedal) przykłada do zaufania na planie. Niewykluczone, że jego artystyczna droga
nigdy nie przecięła się ze ścieżką twórcy Przełamując fale ze względu na autorytarny charakter von
Triera. Mikkelsen powtarza, że ma nadzieję zagrać u wzbudzającego kontrowersje rodaka pod
warunkiem zawarcia partnerskiej umowy. „Kwestia komunikacji z reżyserem jest dla mnie
najważniejsza” – miał powiedzieć przy jednej z okazji. „Wcale nie musi być to proces jasny i
bezbolesny. Może być dziwacznie i surrealistycznie, ważne by doszło do porozumienia”.
Do Hollywood i z powrotem
Mads Mikkelsen to kolejny, po Viggo Mortensenie i Alexandrze Skarsgårdzie – synu równie
sławnego Stellana (nie licząc dawnych gwiazd: Maksa von Sydowa, Ingrid Bergman i Grety
Garbo), skandynawski gość w fabryce snów. Oryginalna fizjonomia i z lekka szeleszczący akcent
predestynują go do ról egzotycznych – bohatera celtyckiej legendy, greckiego herosa,
czarnogórskiego hazardzisty, zdradzieckiego muszkietera bądź (w wydaniu bardziej niezależnym)
szefa budapeszteńskiej mafii. Obecność Duńczyka dodaje, jak trafnie ujął to jeden z dziennikarzy,
pieprzu popcornowi dołączanemu do biletów na blockbustery.
Masowa publiczność po raz pierwszy usłyszała obce, lecz stosunkowo łatwe do
wymówienia nazwisko przy okazji premiery Króla Artura. Film Antoine’a Fuquy, mimo
wyborowej obsady, rozminął się zarówno z oczekiwaniami krytyków, jak i gustami publiczności.
Słabe notowania superprodukcji nie wpłynęły jednak na pozycję odtwórcy roli Tristana. Gdy dwa
lata później aktor starał się o rolę cudzoziemskiego adwersarza Jamesa Bonda, producenci byli
jednomyślni. Mikkelsen wspomina ten casting z lekkim niedosytem. Przyszedł, dowiedział się, że
znają jego portfolio, i zwyciężył. W Casino Royale w rolę nieśmiertelnego agenta Jej Królewskiej
Mości po raz pierwszy wcielił się Daniel Craig, więc siłą rzeczy prawie cała uwaga odbiorców
skierowała się na jego osobę. Przyglądając się nowemu wcieleniu superszpiega, niektórzy
zauważyli jednak i jego nieprzeciętnego oponenta. Bond i Le Chiffre to rywale godni siebie także z
punktu widzenia historii ekranowej franczyzy. Wraz z pojawieniem się Craiga agent 007 nie tylko
odsłonił się emocjonalnie, ale i pokazał fizyczne słabości. Adekwatna do jego metamorfozy okazała
się przemiana czarnego charakteru: bankier mafii nie jest szaleńcem pragnącym przejąć kontrolę
nad światem. Nawet jeśli ma rys sadystyczny, nie wypada karykaturalnie, okazując się nie mniej
tajemniczym od samej Vesper Lynd. Kto wie, czy jego krwawe łzy nie niosą w sobie ładunku
emocji większego niż pozorowana czułość zjawiskowej Brytyjki.
Gwiazdor Trzech muszkieterów (2011, P.W.S. Anderson) mógłby przeprowadzić się do
Los Angeles i przez kilka najbliższych lat pełnić funkcję etatowego szwarccharakteru w
Hollywood. Zwłaszcza że wedle jego własnych słów kino przygodowe pozwala mu na zaspokojenie
chłopięcych marzeń. „Gdybym robił tylko ciężkie dramaty, szybko stałbym się zgorzkniałym
starym facetem. Nie zżymam się na kino gatunkowe. Wracam myślami do czasów, gdy miałem
osiem lat i śledziłem losy bohaterów w małym pudełku telewizora (...). Dostawałem wypieków na
twarzy, patrząc, jak dwóch kolesiów naparzało się mieczami” – tłumaczył na łamach „Wysokich
Obcasów”. „Nie pasjonowała mnie wówczas Nowa Fala z jej eksperymentami z narracją. Nie
pobudzały mojej wyobraźni portrety zwykłych ludzi z dzieł neorealistów włoskich”. Najwyraźniej
wkrótce rozszerzył swoje horyzonty. Gdyby tak się nie stało, być może zostałby drugim Udo
Kierem, dla wielu anonimowym mistrzem drugiego planu.
Mikkelsen woli zatem kursować między Stanami Zjednoczonymi a Europą, szukając
nowych, interesujących projektów. Gdy za wielką wodą bierze udział w niewymagającym
(intelektualnego zaangażowania) Starciu tytanów (2010, L. Leterrier), w Danii stawia na rozrywkę
znaczniej bardziej ambiwalentną, grając na przykład u mistrza czarnego – i dość hermetycznego –
humoru, Andersa Thomasa Jensena. Postać, jaką stworzył w Jabłkach Adama (2005), stanowi
zresztą interesujący kontrapunkt dla jego międzynarodowej działalności. Ivan, nieortodoksyjny
pastor, w którego parafii znajdują schronienie najgorsi przestępcy (między innymi były strażnik
obozu koncentracyjnego i współczesny neonazista), to rewers Hannibala Lectera. Ufny, nieco
naiwny, nieskończenie dobry, zawsze gotowy, by nadstawić drugi policzek. Bez szans, aby zyskać
status kultowego bohatera popkultury.
Najprzystojniejszy szatan wszech czasów
Chociaż wystąpił w nominowanym do Oscara Kochanku królowej, a za rolę w Polowaniu otrzymał
nagrodę aktorską w Cannes, największą dyskusję wzbudziła jego zgoda na udział w telewizyjnym
Hannibalu. Sprawa wydawała się prosta: producenci serialu poszli za ciosem, oferując publiczności
kolejnego – po Dexterze, Tonym Soprano i Walterze H. Whicie – (anty)bohatera, którego będzie
nienawidziła kochać. Porównując Lectera do wspomnianych „pozytywnych” przestępców, Duńczyk
w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zauważył, że „Hannibal pewnie uznałby ich za banalnych. On jest
piekielnie inteligentnym sztandarem zła. W śmierci odnajduje piękno. Delektuje się nią. To nie jest
psychopata, lecz szatan”.
Problem polegał na tym, że postać wyrafinowanego mordercy zrosła się w świadomości
widzów z osobą Anthony’ego Hopkinsa. Gwiazdor Milczenia owiec zaopatrzył kanibala
stworzonego przez Thomasa Harrisa w inteligencję, klasę i nieodparty urok osobisty. Mads
Mikkelsen, niepozbawiony obaw, podjął się próby wzbogacenia postaci o nową jakość, dodając
dwa ważne – z punktu widzenia wymogów współczesnej telewizji i przemysłu rozrywkowego w
ogóle – elementy: uczucia i seks. Oba aspekty są w większości zaledwie sugerowane. Na szczęście
skandynawski aktor należy do wirtuozów ekranowych niedomówień.

Podobne dokumenty