Z mgły pod dach

Transkrypt

Z mgły pod dach
Wiktoria Andruszkiewicz
Z mgły pod dach
Fox był zmęczony ratowaniem świata.
Gdy powiedział o tym swoim znajomym „po fachu”, ci wyśmiali go. Jak w wieku dwudziestu
siedmiu lat można już być zmęczonym? Odpowiedzieli mu: „Liszka 1, daj spokój, niedługo
ci przejdzie. To tylko chwilowy kryzys, wszyscy przez to przechodziliśmy”.
Należałoby jednak zaznaczyć, że to właśnie Fox miał najwięcej do roboty. Nie mógł
pozwalać sobie na nerwy ani brak koncentracji przed każdym wykonanym ruchem musiał się
zastanowić (dziesięć razy!), zaś wszelkich zabezpieczeń wokół baz złoczyńców unikać jak
ognia. Jak sprytny, zwinny lisek…
Fox był mutantem, a jego prawdziwe imię brzmiało Carol Kowalski. Jego ojciec miał polską
narodowość, zaś matka pochodziła z Kalifornii. Tak się złożyło. Rodzice początkowo bali się go,
szczególnie jego złotych oczu przeciętych pionową źrenicą oraz tego, jak doskonale słyszy
choćby szepty z odległości kilkuset metrów. Na podwórku. Gdy rozmowa prowadzona była
wewnątrz.
Odesłali go do doktora Christiana Frewera, który szkolił dziwaków takich jak on do walki
ze złem, no i… stało się. Fox zyskał pseudonim taki, a nie inny ze względu na słuch, węch, oczy
oraz niezwykłą elastyczność ciała. Przypominał srebrnego lisa nawet z charakteru. Był jednym
z najbardziej urzekających i obiecujących agentów. Ale znudziła mu się taka praca.
Postanowił opuścić agencję i zaszyć się w miejscu, w którym nikt go nie znajdzie. Spakował
się, po raz ostatni włożył monochromatyczny kostium w odcieniach szarości i srebrną maskę,
po czym powoli opuścił siedzibę szefa. Jego kariera musiała dobiec końca.
Jako cel obrał sobie starą posiadłość opuszczoną kilka lat wcześniej przez pewne
bezdzietne małżeństwo. Oczywiście, by legalnie tam zamieszkać, musiał ją najpierw zakupić,
a to nie był dobry pomysł. Agencja szybko namierzyłaby go. Włamał się więc do piwnicy domu,
co nie stanowiło dla niego większego problemu, i tam się ukrył.
Po zmianie trybu życia dni mijały mu dość nieciekawie. W dzień przesiadywał w zamknięciu,
czytając książki, rozwiązując łamigłówki lub grając z samym sobą w szachy. W nocy,
korzystając z nabytych wcześniej umiejętności, okradał sklepy oraz biblioteki. Dużo spał i mało
jadł. Dosłownie nie miał życia. Prawie wegetował.
Właśnie wtedy pojawiła się Traccia – mała dziewczynka mająca wspaniały dar
przywoływania najpiękniejszych wspomnień z życia danego człowieka. Przysłana przez
1
Fox – (ang. lis)
Wąchacza, najwybitniejszego tropiciela wśród mutantów (a także ludzi), odnalazła Foxa
i bezszelestnie wkradła się do jego kryjówki, gdy on spał. Nie budziła go, dotknąwszy jedynie
czoła mężczyzny palcami, ożywiła wir pamięci w jego umyśle. Wymknęła się z powrotem
do swego towarzysza, pozostawiając liska niczego nieświadomego.
Carol obudził się następnego poranka z silnym bólem głowy, mdłościami i ogromnymi
wyrzutami sumienia. Gdy wstał z łóżka, zajrzał do swojej małej, turystycznej lodówki. Zauważył
na jej drzwiach liścik napisany bardzo nierównym pismem. Wzbudził on jego zainteresowanie,
lecz zanim zabrał się za odczytanie jego treści, wyjął półlitrową butelkę zimnej wody
i zaczerpnął z niej kilka łyków. Zimno przeszyło go od stóp do głów. Wreszcie usiadł do stołu,
by przeczytać skierowaną doń wiadomość, choć wiedział już, że Frewer tudzież jego podwładni
go namierzyli.
Takich jednak słów, jakie wiadomość zawierała, Fox się nie spodziewał. Nie było w niej
wezwania do powrotu, nagany czy skazania na jakąkolwiek karę. Treść była wręcz dziecinnie
prosta, lecz skutecznie poruszyła jego sercem. Zostawiwszy w piwnicy wszystkie swoje rzeczy,
a nawet majątek, Fox wsiadł na rower i ruszył w kierunku siedziby głównej doktora Christiana
Frewera.