POLECAMY - e
Transkrypt
POLECAMY - e
4 20–26 MAJA 2013 FOT. ANDRZEJ WIKTOTR FOT. SE-MA -FOR POLECAMY 26 ROZMOWA Z CZESŁAWEM BIELECKIM [ NA POCZĄTEK 6 9 KULTURA PRZEGLĄD TYGODNIA 10 12 MISZMASZ 14 WYCINKI WARZECHY 49 PIOTR ZAREMBA DOROTA ŁOSIEWICZ ŁUKASZ WARZECHA TRENDY I OWĘDY [ 19 NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ AGNIESZKA ŻUREK [ (NIE)SCENICZNY 53 TEST KAMILA ŁAPICKA BOOM 83 MOTOCYKLOWY KRZYSZTOF MICH GRUDZIŃSKI O KULCIE 54 ROBERT MAZUREK MŁODZI PRZEDSIĘBIORCY 84 EWA WESOŁOWSKA NIEMORALNA PROPOZYCJA POLECA KRYSTYNA CZUBÓWNA [ 88 JOLANTA GAJDA-ZADWORNA OPINIE W ETERZE 66 NALOT KRZYSZTOF CZABAŃSKI Z WATYKANU 38 KUZYN MILENA KINDZIUK PILECKI NA CELOWNIKU 39 dziennikarka, publicystka KUZYN Czaniec oddalony jest od Krakowa o 70 km. Liczy niecałe 6 tys. mieszkańców, z czego 180 osób nosi nazwisko Wojtyła. To typowa polska wieś: pośrodku szosa, po obu stronach domy. Zwykłe, pospolite, ale zadbane. W jednym z nich mieszka Jan Wojtyła, rocznik 1951, emerytowany dyrektor miejscowego gimnazjum. Wysoki, szczupły, na pierwszy rzut oka mało podobny do Jana Pawła II. Ale po chwili rysy Wojtyłów widać na jego twarzy bardzo wyraźnie. Do tego uśmiech „Wojtyłowy” i pogoda ducha. – Po raz pierwszy zetknąłem się z naszym kuzynem, przyszłym papieżem, w roku 1960, kiedy miałem dziewięć lat – opowiada. – Ks. Karol Wojtyła był już wtedy biskupem, przyjechał do nas na ślub Wandy Wojtyły i Józefa Kojdera. Spóźnił się ponad godzinę, a młodzi czekali na niego cierpliwie, klęcząc na ślubnych klęcznikach przed ołtarzem – wspomina ze śmiechem pan Jan. Zapamiętał, że ksiądz biskup został wtedy na weselu. Siedział z gośćmi w ogrodzie wuja Albina i swobodnie gawędził z kuzynami, ciekaw ich losów. Jan Wojtyła chce się dzielić wspomnieniami. Uważa to za rodzinną powinność. Dlatego prowadzi mnie do domu swej matki, Ludwiki Wojtyły (rocznik 1926) i brata Michała (rocznik 1956). Tam, w pokoju gościnnym, rzuca się w oczy wizerunek papieża w złotej ramce. I relikwia błogosławionego Jana Pawła II: kawałeczek pasa od sutanny. – Otrzymaliśmy go po śmierci papieża od kard. Stanisława Dziwisza – mówią z dumą bracia Wojtyłowie. Na owalnym stole, przy którym siedzimy, pijąc herbatę z cytryną, błyskawicznie lądują pokaźne segregatory ze zdjęciami i listami. To Z WATYKANU To w Czańcu na Podbeskidziu, a nie w Wadowicach, „wszystko się zaczęło”. Bo stąd wywodzą się przodkowie Jana Pawła II. Tu znajdują się jego korzenie. I z tutejszymi Wojtyłami Ojciec Święty zawsze utrzymywał bliski kontakt one, pieczołowicie strzeżone, są wyrazem więzi papieża z jego rodziną po mieczu. Najcenniejszą pamiątką. Gdy Wojtyłowie pokazują fotografie z audiencji u Ojca Świętego w Watykanie, wyraźnie się ożywiają. – Przez cały pontyfikat papież się nami interesował, pisał listy, zadawał w nich konkretne pytania, co świadczyło o tym, że chce być na bieżąco ze prawami rodzinnymi – zaznacza Jan Wojtyła. – Do dziś pamiętam, jak mieliśmy widzenie w Watykanie i nagle papież zaczął iść ku mnie. Miał rozeznanie co do losów każdego, wymieniał nas z imienia, wszystko kojarzył. Na koniec zaś zapytał: „Jeździcie do PAPIEŻ ODPOWIADAŁ NA KAŻDY LIST, NA KAŻDĄ KARTKĘ. KORESPONDENCJĘ Z RODZINĄ UTRZYMYWAŁ DO WIELKANOCY 2005 R. Kalwarii?” – pani Ludwika odtwarza w pamięci ciąg zdarzeń. Energicznie wstaje i wychodzi z pokoju. Po sekundzie widzę, jak ta drobna, chudziutka kobieta z uśmiechem na twarzy ugina się pod ciężarem książek, które wnosi do pokoju. – To wszystko dostaliśmy w prezencie od Ojca Świętego – pokazuje. Bracia Wojtyłowie zapamiętali zaś, że w czasie jednej z audiencji papież usilnie dopytywał, ilu członków rodziny Wojtyłów żyje jeszcze w Czańcu. – Pamiętacie o moich pradziadach? A może byście napisali rodowód? – rzucił kiedyś niespodziewanie. Interesował się gene- 96 POPKULTURA MARTA LEWANDOWSKA PIERWSZE 98 PRZYBLIŻENIE ANDRZEJ ZYBERTOWICZ KAROLINA WICHOWSKA KULTURA 46 20–26 MAJA 2013 KULTURA Panoczek z miasta Kiedy Karol Wojtyła zjawił się w Czańcu po raz pierwszy – tego nikt w rodzinie nie jest w stanie sobie przypomnieć. Nie ma jednak wątpliwości co do jednego: że nastąpiło to w dzieciństwie Lolusia (bo tak nazywano małego Karolka), czyli w latach 20. XX w. – Przyjeżdżał tu z Wadowic, z ojcem, mówili na niego „panoczek z miasta” – opowiada 87-letnia Ludwika Wojtyła. – Szli zwykle drogą pod oknem naszego domu, od razu do wuja Franciszka. Znali go chyba najlepiej, bo Franciszek co tydzień jeździł też do Wadowic na targ i odwiedzał rodzinę Wojtyłów. Karol lubił z nim rozmawiać, nieraz całymi godzinami. Także w dorosłym życiu, gdy odwiedzał nas jako młodzieniec, po śmierci ojca, w latach 40. Kiedyś przyszły papież, już jako ksiądz, przyszedł do Czańca z mocno pościeranymi nogami, gdyż znaczną część drogi przemierzał pieszo, idąc przez góry. – Usiadł na progu i ciotka opatrywała mu rany na nogach – wspomina pani Ludwika. – A potem z apetytem pił zsiadłe mleko, które bardzo lubił. Gdy zatrzymywał się w Czańcu na dłużej, najchętniej nocował na sianie w stodole – dodaje. Mimo usilnych próśb rodziny, by zajął łóżko w pokoju, wolał zapach świeżo skoszonej trawy. Pachniała mu łąką. – Dla niego, mieszczucha, to była atrakcja! – śmieje się Jan Wojtyła. W dzień ks. Karol lubił wychodzić stąd na górskie szczyty. Dopiero o zmierzchu wracał na kolację. I wtedy całymi wieczorami gawędził z wujem Franciszkiem. Mieli wiele wspólnych tematów, wśród nich sporo miejsca zajmowały opowieści rodzinne, ale także problemy religijne. Franciszek Wojtyła był bowiem znanym i cenionym w Czańcu przewodnikiem ŚWIAT 74 47 alogią swego rodu. Inicjatywę podjęła Halina Pędziwiatr z rodu Wojtyłów, która narysowała drzewo genealogiczne. Gdy w 2003 r. wręczała je papieżowi, był wyraźnie wzruszony. TEFLONOWA MERKELOWA CYWIŃSKI [ SUPERBOHATER NA PROZACU Iron Man jest chronicznie zakochanym w sobie playboyem. Batman niedawno miał depresję, nowy Superman będzie szukał własnej tożsamości, zaś Hancock upajał się alkoholem z powodu przezna czenia herosa. Tak będą teraz wyglądać nasi idole wyobraźni? ŁUKASZ FOT. ARCHIWUM RODZINNE WOJTYŁÓW walczyłby z homofobią społeczeństwa, to doczekaliśmy się herosów niemogących sobie poradzić z własnym jestestwem. dziennikarz Panikujący Iron Man FOT. M KINDZIUK Rok temu argentyński fotograf Nicolas Silberfaden, zainspirowany kryzysem ekonomicznym, zorganizował wystawę „Impersonators”, która przedstawiała zrezygnowanych ludzi w strojach superbohaterów. Wystawa miała uświadomić, że kryzys może dotknąć nawet największych twardzieli. Silberfaden zapomniał jednak, że jego przenośnia niespecjalnie szokuje w XXI w. Dzisiejszy superheros nie tylko częściej dostaje w kość od wrogów, ale również doświadcza przypadłości zwykłych śmiertelników: jest alkoholikiem, ma depresję i cierpi na ataki paniki. I choć nie dostaliśmy do tej pory superbohatera geja, który między dokopywaniem nicponiom Na jednym ze zjazdów Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego dr Sharon Lamb powiedziała, że chłopcy źle rozwijają się przez wizerunek macho współczesnych superbohaterów. Lamb podała przykład Iron Mana, który w filmie, zrzucając kostium superbohatera, wykorzystuje kobiety, obnosi się z gadżetami i manifestuje swoją męskość, cokolwiek to ma znaczyć, „przez broń dużego kalibru”. Nie wiadomo, czy opinia pani doktor wpłynęła na twórców filmu, który, zanim wszedł do amerykańskich kin, zarobił na świecie 800 mln dol. „Iron Man 3” z jednej strony pozostał opowieścią o tym samym multimilionerze, którego poznaliśmy w poprzednich dwóch filmach o Tonym Starku oraz „Avengersach”, gdzie wraz z resztą superbohaterów ratował świat, z drugiej strony pierwszy raz mogliśmy wejść w psychikę śmiercionośnej broni współpracującej z rządem Stanów Zjednoczonych. „Iron Man” od pierwszej produkcji stanowił przełom w sposobie pokazywania herosów w filmie. Wychowany na niezależnym kinie Jon Favreau wraz z Robertem Downeyem Juniorem stworzyli kilka lat temu najciekawszy obraz superbohatera ze stajni Marvela. Po przeciętnym „Hulku”, kulejącym „Thorze” i nudnie poprawnym „Kapitanie Ameryce”, twórcy „Iron Mana” przebudowali sposób opowiadania o superbohaterach. Odchodząc znacznie od komiksowego pierwowzoru, stworzyli pełnokrwistą postać nieprzyzwoicie bogatego playboya geniusza, który pracuje jako konstruktor broni dla rządu Stanów Zjednoczonych. Cyniczny, narcystyczny i zadufany niczym minister spraw zagranicznych polskiego rządu miliarder jest zmuszony stanąć do walki z ciemnymi siłami, które chcą zniszczyć świat oraz jego własny dobrobyt. Ratując świat, przy okazji podbudo- wuje swoje ego i upaja się własną wielkością. Do tej pory osobowość Tony’ego Starka ograniczała się raczej do chłopięcej zadziorności jednego z avengersów. W trzeciej, najbardziej zdystansowanej do klimatu filmów o herosach i zabawnej odsłonie serii, twórcy dali nam coś więcej. Tony nie może się otrząsnąć po wydarzeniach w Nowym Jorku (końcówka obrazu „Avengers), gdy ratował planetę, wchodząc do portalu otwartego przez przybyszów z innego świata. Superbohater zamiast nadal służyć rządowi USA, zaszył się w swojej rezydencji w Malibu z ukochaną kobietą i gadżetami. Na domiar złego Iron Man cierpi na poważne stany lękowe, które nie za bardzo predestynują go do ratowania globu. Oczywiście stan psychiki Starka jest jedynie smaczkiem wybuchowej opowieści dla dużych dzieciaków, jednak na tle innych marvelowskich ekranizacji wyróżnia się on w znaczący sposób. Ani w opowiadającym o wygnanym z boskiego Asgardu Thorze, ani w historii rozmrożonego po 70 latach superżołnierza, zwanego Kapita- nem Ameryką, twórcy nie pokusili się o wejście w psychikę swojego bohatera. A była ku temu znakomita sposobność. Czy „Iron Man” otwiera więc nowe drzwi w produkcjach o herosach? Człowiek nietoperz wątpiący Te drzwi w znaczący sposób uchylono już wcześniej – po raz pierwszy psychiczne problemy herosa zostały obnażone w najmroczniejszym z kultowych komiksów. Zanim Batman został wzięty w obroty przez poprawnych politycznie rysowników, którzy za wszelką cenę chcieli z niego zrobić to, co pewne autorytety zrobiły z herosami z Armii Krajowej, historię człowieka nietoperza na nowo wyłożył Christopher Nolan. Jeden z najciekawszych reżyserów filmowych ostatniej dekady podjął się bardzo ryzykownego zadania. Po dwóch znakomitych częściach „Batmana” Tima Burtona, serię przejął Joel Schumacher i zrobił z ponurej historii fircykowate i kiczowate bajeczki dla dzieci. Nolan, reaktywując serię z Christianem Balem w głównej roli, już od pierwszego filmu postawił na uprawdopodobnienie postaci Bruce’a Wayne’a. Od razu widzieliśmy więc Batmana wątpiącego, rozdartego i realnie ludzkiego. Nie jest on człowiekiem o nadnaturalnych zdolnościach, jak Hulk czy Spider-Man (choć i ten w odnowionej serii cierpi na zachwianie tożsamości z powodu braku ojca). Przed śmiercią chroni go nie supermoc, ale wykonany w fabryce broni pancerz i umiejętności zdobyte w szkole zabójców na Dalekim Wschodzie. Apogeum kryzysu osobowościowego Bruce’a Wayne’a Nolan pokazał w obrazie „Mroczny rycerz powstaje”. W bez wątpienia jednym z najlepszych filmów komiksowych w historii X muzy widzieliśmy więc złamanego, odrzuconego przez społeczeństwo, popadającego w depresję faceta, który odrzucił swoje przeznaczenie. O ile Iron Mana z letargu wyciągnął mroczny Mandaryn z resztą antyamerykańskiego, terrorystycznego towarzystwa, o tyle Wayne musiał doświadczyć upadku 20–26 MAJA 2013 [ NIEMCY PIOTR KINO ADAMSKI Bronisław Wojtyła (na zdj. obok papieża) podczas kolacji z Ojcem Świętym w kurii krakowskiej podczas pielgrzymki w 2002 r. 94 PAWEŁ GADACZEK publicysta, korespondent zagraniczny Mogłoby się wydawać, iż Niemcy wiedzą o swojej kanclerz wszystko: że dorastała na prowincji w byłej NRD, że jest córką pastora, że zdała maturę i skończyła studia z fizyki na piątkach, że zna rosyjski, a pracę doktorską pisała po angielsku, że jej pierwsze małżeństwo rozpadło się po trzech latach, kto jest jej obecnym mężem, że strzeże dostępu do swego życia prywatnego jak źrenicy oka, że do mieszkania w Berlinie nie zaprasza nawet najbliższych przyjaciół, co gotuje rodzinie podczas wypadów do swej daczy w Uckermark, że lubi operę itd. Znany był też jej polityczny życiorys, od przynależności do socjalistycznej młodzieżówki FDJ (odpowiednik polskiego ZMS) i kto wepchnął ją na scenę polityczną. To jednak nie wszystko, uznali Ralf Georg Reuth i Günther Lachmann. I postanowili napisać suplement do jej CV, odświeżyć pamięć samej Merkel, a czytelnikom ukazać to, o czym mówi mgliście lub mówić nie chce, tak w sprawach osobistych, jak i zawodowych. Spółka autorska dziennikarzy z bulwarowego „Bilda” i z weekendowego wydania dziennika „Welt am Sonntag” nie należy do nowicjuszy na wydawniczym rynku: Reuth zajmował się już biografią czołowych postaci III Rzeszy, a Lachmann wyznawcami islamu. Można więc było oczekiwać, że ich najnowsze, wspólne dzieło pt. „Pierwsze życie Angeli M.” będzie ciekawą lekturą. Jedno, co na wstępie udało im się osiągnąć, to przyciągnięcie powszechnej uwagi, zanim publikacja znalazła się na półkach księgarskich. I – jak mawiał twórca „mniemanologii stosowanej” Jan Tadeusz Stanisławski – „to by było na tyle”. Pralka Angeli Nie mam zamiaru umniejszać pracy Reutha i Lachmanna. Istotnie, zadali sobie sporo trudu, aby co nieco dorzucić do wiedzy o szefowej ich rządu. Zwłaszcza z lat młodości. Jak np. to, że wyprowadzając się od byłego męża Ulricha Merkela, zabrała tylko pralkę. Albo kto dał jej pierwsze schronienie – kolega z Akademii Nauk, Hans Jörg Osten (co ważne – członek komunistycznej partii SED). Czy, że nieco później, wraz – co równie istotne – z kolegami z FDJ rozwiercili zamek w drzwiach do pustego mieszkania w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg, gdzie przyszła pani kanclerz mogła wnieść swoją pralkę. Co więcej, towarzysze wymalowali jej pokój, z czego wynika pierwsza teza Reutha i Lachmanna: że Merkel była dobrze zadomowiona w starym systemie, nie wierzyła w zjednoczenie Niemiec i, gdyby to tylko od niej zależało, NRD istniałaby do dziś. Już samo czynienie Merkel zarzutu z tego, że w czasach przełomu w Polsce nie wierzyła w niemiecko-niemiecki Anschluss i określała dywagacje na ten temat jako „bzdurne”, jest wręcz komiczne. W zjednoczenie nie wierzyli wszyscy Niemcy po obu stronach granicy w Helmstedt/Marienborn i to bez względu na przynależność partyjną oraz podziały polityczne. Dla przypomnienia, w Niemczech Zachodnich socjaldemokraci z SPD opowiedzieli się za uznaniem NRD i istniejącego podziału w Europie już na początku tzw. bońskiej republiki, odrzucali też utworzenie Bundeswehry i członkostwo RFN w NATO. W latach 80. SPD uważała „Solidarność” za zagrożenie dla stabilizacji w Europie, a wywodzący się z tej partii Książka Reutha i Lachmanna pt. „Pierwsze życie Angeli M.” miała być przedwyborczym strzałem z armaty. Wyszło bzyczenie dwóch komarów ŚWIAT 75 FOT. IMAGO SPORTFOTODIENST/FORUM KINDZIUK TECHNOLOGIE FOT. MATERIAŁY PRASOWE/DISNEY MILENA [ NA KONIEC DZIEŃ MATKI Z ISAURĄ 71 KRAJ 20–26 MAJA 2013 90 ANNA SARZYŃSKA TRIUMF BOKSERÓW 68 1953. JANUSZ PINDERA JAN ŻARYN [ CZAS NA PIKNIK HISTORIA GRZEGORZ GÓRNY [ NATURA DLA LUDZI [ ŻYDZI, POLSKA, MUZEUM WSPOMNIENIA RODZINNE MAZURKA 89 WINNICA ROBERT MAZUREK W KRAINIE IDIOTÓW MARSZAŁKA 30 UPADEK JAROMIR KWIATKOWSKI Rodzina papieża z Czańca chętnie dzieli się wspomnieniami. Na zdj. Ludwika Wojtyła wraz z synami: Michałem i Janem oraz autorką tekstu [ KUCHNIA MOJE SMAKI: BOGDAN KALUS 64 BRONISŁAW WILDSTEIN 38 86 CEZARY KOWALSKI JOLANTA GAJDA-ZADWORNA 29 PIOTR ZAREMBA 42 NIEMIECKI FINAŁ 63 FELIETONY JACHOWICZ, SKWIECIŃSKI STANISŁAW JANECKI PODTRZYMUJĘ 33 [ SPORT WOLNYCH POLAKACH 60 OBARBARA FEDYSZAK-RADZIEJOWSKA KRAJ 22 80 KRYSTYNA SZUROWSKA ZDARZYŁO SIĘ NA POŁUDNIU 59 KATARZYNA KAZIMIEROWSKA TĘCZOWY DRAMAT ZAMIAST IDYLLI PIOTR SKWIECIŃSKI 53 WOJCIECH LADA 57 PAWEŁ BURDZY PIOTR CYWIŃSKI URSUS – REAKTYWACJA Z EDUARDO MENDOZĄ 56 ROZMOWA PAWEŁ GADACZEK RYSZARD MAKOWSKI 77 ROSJA, CZYLI KOT GOSPODARKA LITERATURA SPOD LADY WIKTOR ŚWIETLIK 74 TEFLONOWA MERKELOWA [ ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM KRZYSZTOF FEUSETTE [ ŚWIAT 49 ADAM CIESIELSKI TEMAT TYGODNIA 16 [ ZE SCENY I ZZA KULIS MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN ŚWIETLIK W SIECI MARZENA NYKIEL 46 ŁUKASZ ADAMSKI KORSUN CHILI KORSUN 10 ŚWIATOWY ZAJĄC SUPERBOHATER NA PROZACU ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI TYSIĄCE ZNAKÓW 15 50 JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY kanclerz Helmut Schmidt wręcz cieszył się z wprowadzenia stanu wojennego w naszym kraju. Jeszcze w 1989 r., na zjeździe w Berlinie „socis” uważali dyskusje o ewentualnym zjednoczeniu z NRD za „irracjonalne”. Co więcej, starali się je wyhamować. Gdy w lipcu 1990 r. debatowano w Bundesracie (izbie wyższej parlamentu) o unii niemiecko-niemieckiej, dwóch premierów landów powiedziało „nie”: były szef SPD Oskar Lafontaine z Saary i późniejszy kanclerz Gerhard Schröder z Dolnej Saksonii. Przewodniczący socjaldemokratów w latach 1991–1993 i kandydat na kanclerza Björn Engholm przyznał w jednej z naszych rozmów: – W ocenie sytuacji w Polsce, ruchu „Solidarności” i jego następstw politycznych w Europie myliliśmy się na całej linii. Dwie flagi, dwa hymny Podobny strach przejawiali chadecy z CDU, dziś partii Angeli Merkel. W 1989 r. na niemiecko-niemieckiej granicy między Wschodem i Zachodem stacjonowało z jednej strony 220 tys. alianckich żołnierzy, a z drugiej liczniejszy o kilkadziesiąt tysięcy kontynent sowieckiej Armii Czerwonej i Narodowa Armia Obrony NRD. Jak dalece Niemcy stracili wiarę w zjednoczenie i jak błędnie oceniali siłę przemian zapoczątkowanych przez „Solidarność”, świadczy zaproszenie przez Helmuta Kohla w 1987 r. szefa SED i Rady Państwa byłej NRD Ericha Honeckera do złożenia oficjalnej wizyty… międzypaństwowej w RFN. Na masztach przed Urzędem Kanclerskim w Bonn łopotały dwie flagi. Gdyby Kohl miał choć szczyptę nadziei na zjednoczenie, nigdy nie zaprosiłby Honeckera i nie stał na baczność podczas odgrywania enerdowskiego hymnu przez orkiestrę Bundeswehry. Dwa lata później kanclerz zaskoczony rozwojem sytuacji przerwał wizytę w Warszawie i dotarł przez Szwecję do Hamburga, a stamtąd do Berlina. Ossis (Niemcy Wschodnie) wiwatujący przed ratuszem obalenie muru powitali go gwizdem, który jeszcze bardziej przybrał na sile, gdy bezradny Kohl zaintonował wówczas zachodnioniemiecki hymn. Tak, jakby tłum chciał dać mu do zrozumienia: to nie ty, to my tego dokonaliśmy! Gdy w rozmowie z listopada 1989 r. Lech Wałęsa radził Kohlowi przygotować się do rozbiórki muru w Berlinie, kanclerz patrzył na niego z politowaniem. Jak przypomniał w jednej z publikacji politolog prof. Werner Weidenfeld, były szef Centrum Badań Polityki Stosowanej na Uniwersytecie w Monachium: „Strona niemiecka nie traktowała Wałęsy poważnie i uznała jego przewidywania za banialuki. Rząd federalny nie był przygotowany na obalenie muru i nie miał precyzyjnej strategii ukierunkowanej na zjednoczenie”. Kohl w nie nie wierzył tak dalece, że nawet w chwili przełomu stawiał na konfederację. Merkel – jak ma wynikać z podtekstu książki „Pierwsze życie Angeli M.” – wierzyć powinna. No, bo cóż to