POLECAMY - e

Transkrypt

POLECAMY - e
4
20–26 MAJA 2013
FOT. ANDRZEJ WIKTOTR
FOT. SE-MA -FOR
POLECAMY
26
ROZMOWA Z CZESŁAWEM BIELECKIM
Ž[
NA POCZĄTEK
6
9
KULTURA
PRZEGLĄD TYGODNIA
10
12
MISZMASZ
14
WYCINKI WARZECHY
49 PIOTR ZAREMBA
DOROTA ŁOSIEWICZ
ŁUKASZ WARZECHA
TRENDY I OWĘDY
Ž[
19
NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ
AGNIESZKA ŻUREK
Ž[
(NIE)SCENICZNY
53 TEST
KAMILA ŁAPICKA
BOOM
83 MOTOCYKLOWY
KRZYSZTOF MICH
GRUDZIŃSKI O KULCIE
54 ROBERT
MAZUREK
MŁODZI PRZEDSIĘBIORCY
84 EWA
WESOŁOWSKA
NIEMORALNA PROPOZYCJA
POLECA KRYSTYNA CZUBÓWNA
Ž[
88 JOLANTA GAJDA-ZADWORNA
OPINIE
W ETERZE
66 NALOT
KRZYSZTOF CZABAŃSKI
Z WATYKANU
38 KUZYN
MILENA KINDZIUK
PILECKI NA CELOWNIKU
39
dziennikarka,
publicystka
KUZYN
Czaniec oddalony jest od Krakowa o 70 km.
Liczy niecałe 6 tys. mieszkańców, z czego
180 osób nosi nazwisko Wojtyła. To typowa
polska wieś: pośrodku szosa, po obu stronach
domy. Zwykłe, pospolite, ale zadbane. W jednym z nich mieszka Jan Wojtyła, rocznik 1951,
emerytowany dyrektor miejscowego gimnazjum. Wysoki, szczupły, na pierwszy rzut oka
mało podobny do Jana Pawła II. Ale po chwili
rysy Wojtyłów widać na jego twarzy bardzo wyraźnie. Do tego uśmiech „Wojtyłowy” i pogoda
ducha. – Po raz pierwszy zetknąłem się z naszym kuzynem, przyszłym papieżem, w roku
1960, kiedy miałem dziewięć lat – opowiada. –
Ks. Karol Wojtyła był już wtedy biskupem, przyjechał do nas na ślub Wandy Wojtyły i Józefa
Kojdera. Spóźnił się ponad godzinę, a młodzi
czekali na niego cierpliwie, klęcząc na ślubnych klęcznikach przed ołtarzem – wspomina
ze śmiechem pan Jan. Zapamiętał, że ksiądz biskup został wtedy na weselu. Siedział z gośćmi
w ogrodzie wuja Albina i swobodnie gawędził
z kuzynami, ciekaw ich losów.
Jan Wojtyła chce się dzielić wspomnieniami.
Uważa to za rodzinną powinność. Dlatego
prowadzi mnie do domu swej matki, Ludwiki
Wojtyły (rocznik 1926) i brata Michała (rocznik 1956). Tam, w pokoju gościnnym, rzuca
się w oczy wizerunek papieża w złotej ramce.
I relikwia błogosławionego Jana Pawła II: kawałeczek pasa od sutanny. – Otrzymaliśmy go po
śmierci papieża od kard. Stanisława Dziwisza
– mówią z dumą bracia Wojtyłowie.
Na owalnym stole, przy którym siedzimy,
pijąc herbatę z cytryną, błyskawicznie lądują
pokaźne segregatory ze zdjęciami i listami. To
Z WATYKANU
To w Czańcu na Podbeskidziu, a nie w Wadowicach,
„wszystko się zaczęło”. Bo stąd wywodzą się przodkowie
Jana Pawła II. Tu znajdują się jego korzenie. I z tutejszymi
Wojtyłami Ojciec Święty zawsze utrzymywał bliski kontakt
one, pieczołowicie strzeżone, są wyrazem więzi
papieża z jego rodziną po mieczu. Najcenniejszą pamiątką. Gdy Wojtyłowie pokazują fotografie z audiencji u Ojca Świętego w Watykanie,
wyraźnie się ożywiają. – Przez cały pontyfikat
papież się nami interesował, pisał listy, zadawał
w nich konkretne pytania, co świadczyło o tym,
że chce być na bieżąco ze prawami rodzinnymi
– zaznacza Jan Wojtyła. – Do dziś pamiętam, jak
mieliśmy widzenie w Watykanie i nagle papież
zaczął iść ku mnie. Miał rozeznanie co do losów
każdego, wymieniał nas z imienia, wszystko
kojarzył. Na koniec zaś zapytał: „Jeździcie do
PAPIEŻ ODPOWIADAŁ
NA KAŻDY LIST,
NA KAŻDĄ KARTKĘ.
KORESPONDENCJĘ
Z RODZINĄ
UTRZYMYWAŁ
DO WIELKANOCY
2005 R.
Kalwarii?” – pani Ludwika odtwarza w pamięci
ciąg zdarzeń. Energicznie wstaje i wychodzi
z pokoju. Po sekundzie widzę, jak ta drobna,
chudziutka kobieta z uśmiechem na twarzy
ugina się pod ciężarem książek, które wnosi do
pokoju. – To wszystko dostaliśmy w prezencie
od Ojca Świętego – pokazuje.
Bracia Wojtyłowie zapamiętali zaś, że w czasie jednej z audiencji papież usilnie dopytywał,
ilu członków rodziny Wojtyłów żyje jeszcze
w Czańcu. – Pamiętacie o moich pradziadach?
A może byście napisali rodowód? – rzucił kiedyś niespodziewanie. Interesował się gene-
96 POPKULTURA
MARTA LEWANDOWSKA
PIERWSZE
98 PRZYBLIŻENIE
ANDRZEJ ZYBERTOWICZ
KAROLINA WICHOWSKA
KULTURA
46
20–26 MAJA 2013
KULTURA
Panoczek z miasta
Kiedy Karol Wojtyła zjawił się w Czańcu po raz
pierwszy – tego nikt w rodzinie nie jest w stanie
sobie przypomnieć. Nie ma jednak wątpliwości
co do jednego: że nastąpiło to w dzieciństwie
Lolusia (bo tak nazywano małego Karolka),
czyli w latach 20. XX w. – Przyjeżdżał tu
z Wadowic, z ojcem, mówili na niego „panoczek z miasta” – opowiada 87-letnia Ludwika
Wojtyła. – Szli zwykle drogą pod oknem naszego domu, od razu do wuja Franciszka.
Znali go chyba najlepiej, bo Franciszek co
tydzień jeździł też do Wadowic na targ i odwiedzał rodzinę Wojtyłów. Karol lubił z nim
rozmawiać, nieraz całymi godzinami. Także
w dorosłym życiu, gdy odwiedzał nas jako młodzieniec, po śmierci ojca, w latach 40.
Kiedyś przyszły papież, już jako ksiądz, przyszedł do Czańca z mocno pościeranymi nogami,
gdyż znaczną część drogi przemierzał pieszo,
idąc przez góry. – Usiadł na progu i ciotka opatrywała mu rany na nogach – wspomina pani
Ludwika. – A potem z apetytem pił zsiadłe
mleko, które bardzo lubił. Gdy zatrzymywał
się w Czańcu na dłużej, najchętniej nocował
na sianie w stodole – dodaje. Mimo usilnych
próśb rodziny, by zajął łóżko w pokoju, wolał
zapach świeżo skoszonej trawy. Pachniała mu
łąką. – Dla niego, mieszczucha, to była atrakcja!
– śmieje się Jan Wojtyła.
W dzień ks. Karol lubił wychodzić stąd na
górskie szczyty. Dopiero o zmierzchu wracał
na kolację. I wtedy całymi wieczorami gawędził
z wujem Franciszkiem. Mieli wiele wspólnych
tematów, wśród nich sporo miejsca zajmowały opowieści rodzinne, ale także problemy
religijne. Franciszek Wojtyła był bowiem znanym i cenionym w Czańcu przewodnikiem
ŚWIAT
74
47
alogią swego rodu. Inicjatywę podjęła Halina
Pędziwiatr z rodu Wojtyłów, która narysowała
drzewo genealogiczne. Gdy w 2003 r. wręczała
je papieżowi, był wyraźnie wzruszony.
TEFLONOWA
MERKELOWA
CYWIŃSKI
Ž[
SUPERBOHATER NA PROZACU
Iron Man jest chronicznie zakochanym w sobie playboyem. Batman niedawno miał depresję, nowy Superman będzie szukał własnej
tożsamości, zaś Hancock upajał się alkoholem z powodu przezna czenia herosa. Tak będą teraz wyglądać nasi idole wyobraźni?
ŁUKASZ
FOT. ARCHIWUM RODZINNE WOJTYŁÓW
walczyłby z homofobią społeczeństwa, to doczekaliśmy się herosów niemogących sobie
poradzić z własnym jestestwem.
dziennikarz
Panikujący Iron Man
FOT. M KINDZIUK
Rok temu argentyński fotograf Nicolas Silberfaden, zainspirowany kryzysem ekonomicznym,
zorganizował wystawę „Impersonators”, która
przedstawiała zrezygnowanych ludzi w strojach
superbohaterów. Wystawa miała uświadomić,
że kryzys może dotknąć nawet największych
twardzieli. Silberfaden zapomniał jednak, że
jego przenośnia niespecjalnie szokuje w XXI w.
Dzisiejszy superheros nie tylko częściej dostaje
w kość od wrogów, ale również doświadcza
przypadłości zwykłych śmiertelników: jest alkoholikiem, ma depresję i cierpi na ataki paniki.
I choć nie dostaliśmy do tej pory superbohatera
geja, który między dokopywaniem nicponiom
Na jednym ze zjazdów Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego dr Sharon Lamb
powiedziała, że chłopcy źle rozwijają się przez
wizerunek macho współczesnych superbohaterów. Lamb podała przykład Iron Mana, który
w filmie, zrzucając kostium superbohatera,
wykorzystuje kobiety, obnosi się z gadżetami
i manifestuje swoją męskość, cokolwiek to
ma znaczyć, „przez broń dużego kalibru”. Nie
wiadomo, czy opinia pani doktor wpłynęła na
twórców filmu, który, zanim wszedł do amerykańskich kin, zarobił na świecie 800 mln dol.
„Iron Man 3” z jednej strony pozostał opowieścią
o tym samym multimilionerze, którego poznaliśmy w poprzednich dwóch filmach o Tonym
Starku oraz „Avengersach”, gdzie wraz z resztą
superbohaterów ratował świat, z drugiej strony
pierwszy raz mogliśmy wejść w psychikę śmiercionośnej broni współpracującej z rządem Stanów Zjednoczonych. „Iron Man” od pierwszej
produkcji stanowił przełom w sposobie pokazywania herosów w filmie. Wychowany na niezależnym kinie Jon Favreau wraz z Robertem
Downeyem Juniorem stworzyli kilka lat temu
najciekawszy obraz superbohatera ze stajni Marvela. Po przeciętnym „Hulku”, kulejącym „Thorze” i nudnie poprawnym „Kapitanie Ameryce”,
twórcy „Iron Mana” przebudowali sposób opowiadania o superbohaterach. Odchodząc znacznie od komiksowego pierwowzoru, stworzyli
pełnokrwistą postać nieprzyzwoicie bogatego
playboya geniusza, który pracuje jako konstruktor broni dla rządu Stanów Zjednoczonych. Cyniczny, narcystyczny i zadufany niczym minister
spraw zagranicznych polskiego rządu miliarder
jest zmuszony stanąć do walki z ciemnymi siłami, które chcą zniszczyć świat oraz jego własny
dobrobyt. Ratując świat, przy okazji podbudo-
wuje swoje ego i upaja się własną wielkością. Do
tej pory osobowość Tony’ego Starka ograniczała
się raczej do chłopięcej zadziorności jednego
z avengersów. W trzeciej, najbardziej zdystansowanej do klimatu filmów o herosach i zabawnej
odsłonie serii, twórcy dali nam coś więcej. Tony
nie może się otrząsnąć po wydarzeniach w Nowym Jorku (końcówka obrazu „Avengers), gdy
ratował planetę, wchodząc do portalu otwartego
przez przybyszów z innego świata. Superbohater zamiast nadal służyć rządowi USA, zaszył
się w swojej rezydencji w Malibu z ukochaną
kobietą i gadżetami. Na domiar złego Iron Man
cierpi na poważne stany lękowe, które nie za
bardzo predestynują go do ratowania globu.
Oczywiście stan psychiki Starka jest jedynie
smaczkiem wybuchowej opowieści dla dużych
dzieciaków, jednak na tle innych marvelowskich
ekranizacji wyróżnia się on w znaczący sposób.
Ani w opowiadającym o wygnanym z boskiego
Asgardu Thorze, ani w historii rozmrożonego
po 70 latach superżołnierza, zwanego Kapita-
nem Ameryką, twórcy nie pokusili się o wejście
w psychikę swojego bohatera. A była ku temu
znakomita sposobność. Czy „Iron Man” otwiera
więc nowe drzwi w produkcjach o herosach?
Człowiek nietoperz wątpiący
Te drzwi w znaczący sposób uchylono już wcześniej – po raz pierwszy psychiczne problemy
herosa zostały obnażone w najmroczniejszym
z kultowych komiksów. Zanim Batman został
wzięty w obroty przez poprawnych politycznie
rysowników, którzy za wszelką cenę chcieli
z niego zrobić to, co pewne autorytety zrobiły
z herosami z Armii Krajowej, historię człowieka nietoperza na nowo wyłożył Christopher Nolan. Jeden z najciekawszych reżyserów
filmowych ostatniej dekady podjął się bardzo
ryzykownego zadania. Po dwóch znakomitych
częściach „Batmana” Tima Burtona, serię przejął Joel Schumacher i zrobił z ponurej historii
fircykowate i kiczowate bajeczki dla dzieci.
Nolan, reaktywując serię z Christianem Balem
w głównej roli, już od pierwszego filmu postawił
na uprawdopodobnienie postaci Bruce’a Wayne’a. Od razu widzieliśmy więc Batmana wątpiącego, rozdartego i realnie ludzkiego. Nie jest on
człowiekiem o nadnaturalnych zdolnościach, jak
Hulk czy Spider-Man (choć i ten w odnowionej
serii cierpi na zachwianie tożsamości z powodu
braku ojca). Przed śmiercią chroni go nie supermoc, ale wykonany w fabryce broni pancerz
i umiejętności zdobyte w szkole zabójców na
Dalekim Wschodzie. Apogeum kryzysu osobowościowego Bruce’a Wayne’a Nolan pokazał
w obrazie „Mroczny rycerz powstaje”. W bez
wątpienia jednym z najlepszych filmów komiksowych w historii X muzy widzieliśmy więc
złamanego, odrzuconego przez społeczeństwo,
popadającego w depresję faceta, który odrzucił
swoje przeznaczenie. O ile Iron Mana z letargu
wyciągnął mroczny Mandaryn z resztą antyamerykańskiego, terrorystycznego towarzystwa,
o tyle Wayne musiał doświadczyć upadku
20–26 MAJA 2013
Ž[
NIEMCY
PIOTR
KINO
ADAMSKI
Bronisław Wojtyła (na zdj. obok papieża)
podczas kolacji z Ojcem Świętym w kurii
krakowskiej podczas pielgrzymki w 2002 r.
94 PAWEŁ GADACZEK
publicysta,
korespondent zagraniczny
Mogłoby się wydawać, iż Niemcy wiedzą o swojej kanclerz wszystko: że dorastała na prowincji
w byłej NRD, że jest córką pastora, że zdała maturę i skończyła studia z fizyki na piątkach, że
zna rosyjski, a pracę doktorską pisała po angielsku, że jej pierwsze małżeństwo rozpadło się
po trzech latach, kto jest jej obecnym mężem,
że strzeże dostępu do swego życia prywatnego
jak źrenicy oka, że do mieszkania w Berlinie nie
zaprasza nawet najbliższych przyjaciół, co gotuje rodzinie podczas wypadów do swej daczy
w Uckermark, że lubi operę itd.
Znany był też jej polityczny życiorys, od
przynależności do socjalistycznej młodzieżówki FDJ (odpowiednik polskiego ZMS) i kto
wepchnął ją na scenę polityczną. To jednak nie
wszystko, uznali Ralf Georg Reuth i Günther
Lachmann. I postanowili napisać suplement do
jej CV, odświeżyć pamięć samej Merkel, a czytelnikom ukazać to, o czym mówi mgliście lub
mówić nie chce, tak w sprawach osobistych,
jak i zawodowych.
Spółka autorska dziennikarzy z bulwarowego „Bilda” i z weekendowego wydania
dziennika „Welt am Sonntag” nie należy do
nowicjuszy na wydawniczym rynku: Reuth
zajmował się już biografią czołowych postaci
III Rzeszy, a Lachmann wyznawcami islamu.
Można więc było oczekiwać, że ich najnowsze,
wspólne dzieło pt. „Pierwsze życie Angeli M.”
będzie ciekawą lekturą. Jedno, co na wstępie
udało im się osiągnąć, to przyciągnięcie powszechnej uwagi, zanim publikacja znalazła się
na półkach księgarskich. I – jak mawiał twórca
„mniemanologii stosowanej” Jan Tadeusz
Stanisławski – „to by było na tyle”.
Pralka Angeli
Nie mam zamiaru umniejszać pracy Reutha
i Lachmanna. Istotnie, zadali sobie sporo trudu,
aby co nieco dorzucić do wiedzy o szefowej ich
rządu. Zwłaszcza z lat młodości. Jak np. to, że
wyprowadzając się od byłego męża Ulricha
Merkela, zabrała tylko pralkę. Albo kto dał
jej pierwsze schronienie – kolega z Akademii
Nauk, Hans Jörg Osten (co ważne – członek komunistycznej partii SED). Czy, że nieco później,
wraz – co równie istotne – z kolegami z FDJ rozwiercili zamek w drzwiach do pustego mieszkania w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg,
gdzie przyszła pani kanclerz mogła wnieść
swoją pralkę. Co więcej, towarzysze wymalowali jej pokój, z czego wynika pierwsza teza
Reutha i Lachmanna: że Merkel była dobrze
zadomowiona w starym systemie, nie wierzyła
w zjednoczenie Niemiec i, gdyby to tylko od
niej zależało, NRD istniałaby do dziś.
Już samo czynienie Merkel zarzutu z tego,
że w czasach przełomu w Polsce nie wierzyła
w niemiecko-niemiecki Anschluss i określała
dywagacje na ten temat jako „bzdurne”, jest
wręcz komiczne. W zjednoczenie nie wierzyli
wszyscy Niemcy po obu stronach granicy
w Helmstedt/Marienborn i to bez względu na
przynależność partyjną oraz podziały polityczne. Dla przypomnienia, w Niemczech Zachodnich socjaldemokraci z SPD opowiedzieli
się za uznaniem NRD i istniejącego podziału
w Europie już na początku tzw. bońskiej republiki, odrzucali też utworzenie Bundeswehry
i członkostwo RFN w NATO. W latach 80. SPD
uważała „Solidarność” za zagrożenie dla stabilizacji w Europie, a wywodzący się z tej partii
Książka Reutha
i Lachmanna
pt. „Pierwsze
życie Angeli M.”
miała być
przedwyborczym
strzałem
z armaty. Wyszło
bzyczenie dwóch
komarów
ŚWIAT
75
FOT. IMAGO SPORTFOTODIENST/FORUM
KINDZIUK
TECHNOLOGIE
FOT. MATERIAŁY PRASOWE/DISNEY
MILENA
Ž[
NA KONIEC
DZIEŃ MATKI Z ISAURĄ
71
KRAJ
20–26 MAJA 2013
90 ANNA SARZYŃSKA
TRIUMF BOKSERÓW
68 1953.
JANUSZ PINDERA
JAN ŻARYN
Ž[
CZAS NA PIKNIK
HISTORIA
GRZEGORZ GÓRNY
Ž[
NATURA DLA LUDZI
Ž[
ŻYDZI, POLSKA, MUZEUM
WSPOMNIENIA RODZINNE
MAZURKA
89 WINNICA
ROBERT MAZUREK
W KRAINIE IDIOTÓW
MARSZAŁKA
30 UPADEK
JAROMIR KWIATKOWSKI
Rodzina papieża z Czańca chętnie
dzieli się wspomnieniami.
Na zdj. Ludwika Wojtyła wraz z synami:
Michałem i Janem oraz autorką tekstu
Ž[
KUCHNIA
MOJE SMAKI: BOGDAN KALUS
64 BRONISŁAW WILDSTEIN
38
86 CEZARY KOWALSKI
JOLANTA GAJDA-ZADWORNA
29 PIOTR ZAREMBA
42
NIEMIECKI FINAŁ
63 FELIETONY
JACHOWICZ, SKWIECIŃSKI
STANISŁAW JANECKI
PODTRZYMUJĘ
33
Ž[
SPORT
WOLNYCH POLAKACH
60 OBARBARA
FEDYSZAK-RADZIEJOWSKA
KRAJ
22
80 KRYSTYNA SZUROWSKA
ZDARZYŁO SIĘ NA POŁUDNIU
59 KATARZYNA
KAZIMIEROWSKA
TĘCZOWY DRAMAT ZAMIAST IDYLLI
PIOTR SKWIECIŃSKI
53 WOJCIECH LADA
57
PAWEŁ BURDZY
PIOTR CYWIŃSKI
URSUS – REAKTYWACJA
Z EDUARDO MENDOZĄ
56 ROZMOWA
PAWEŁ GADACZEK
RYSZARD MAKOWSKI
77
ROSJA, CZYLI KOT
GOSPODARKA
LITERATURA SPOD LADY
WIKTOR ŚWIETLIK
74
TEFLONOWA MERKELOWA
Ž[
ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM
KRZYSZTOF FEUSETTE
Ž[
ŚWIAT
49 ADAM CIESIELSKI
TEMAT TYGODNIA
16
Ž[
ZE SCENY I ZZA KULIS
MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN
ŚWIETLIK W SIECI
MARZENA NYKIEL
46 ŁUKASZ ADAMSKI
KORSUN CHILI KORSUN
10
ŚWIATOWY ZAJĄC
SUPERBOHATER NA PROZACU
ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI
TYSIĄCE ZNAKÓW
15
50
JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY
kanclerz Helmut Schmidt wręcz cieszył się
z wprowadzenia stanu wojennego w naszym
kraju. Jeszcze w 1989 r., na zjeździe w Berlinie
„socis” uważali dyskusje o ewentualnym zjednoczeniu z NRD za „irracjonalne”. Co więcej,
starali się je wyhamować. Gdy w lipcu 1990 r.
debatowano w Bundesracie (izbie wyższej parlamentu) o unii niemiecko-niemieckiej, dwóch
premierów landów powiedziało „nie”: były szef
SPD Oskar Lafontaine z Saary i późniejszy
kanclerz Gerhard Schröder z Dolnej Saksonii. Przewodniczący socjaldemokratów w latach 1991–1993 i kandydat na kanclerza Björn
Engholm przyznał w jednej z naszych rozmów: – W ocenie sytuacji w Polsce, ruchu „Solidarności” i jego następstw politycznych w Europie
myliliśmy się na całej linii.
Dwie flagi, dwa hymny
Podobny strach przejawiali chadecy z CDU,
dziś partii Angeli Merkel. W 1989 r. na niemiecko-niemieckiej granicy między Wschodem
i Zachodem stacjonowało z jednej strony
220 tys. alianckich żołnierzy, a z drugiej liczniejszy o kilkadziesiąt tysięcy kontynent sowieckiej Armii Czerwonej i Narodowa Armia
Obrony NRD. Jak dalece Niemcy stracili wiarę
w zjednoczenie i jak błędnie oceniali siłę przemian zapoczątkowanych przez „Solidarność”,
świadczy zaproszenie przez Helmuta Kohla
w 1987 r. szefa SED i Rady Państwa byłej NRD
Ericha Honeckera do złożenia oficjalnej wizyty… międzypaństwowej w RFN. Na masztach
przed Urzędem Kanclerskim w Bonn łopotały
dwie flagi. Gdyby Kohl miał choć szczyptę nadziei na zjednoczenie, nigdy nie zaprosiłby
Honeckera i nie stał na baczność podczas
odgrywania enerdowskiego hymnu przez orkiestrę Bundeswehry. Dwa lata później kanclerz zaskoczony rozwojem sytuacji przerwał
wizytę w Warszawie i dotarł przez Szwecję do
Hamburga, a stamtąd do Berlina. Ossis (Niemcy
Wschodnie) wiwatujący przed ratuszem obalenie muru powitali go gwizdem, który jeszcze
bardziej przybrał na sile, gdy bezradny Kohl
zaintonował wówczas zachodnioniemiecki
hymn. Tak, jakby tłum chciał dać mu do zrozumienia: to nie ty, to my tego dokonaliśmy!
Gdy w rozmowie z listopada 1989 r. Lech
Wałęsa radził Kohlowi przygotować się do
rozbiórki muru w Berlinie, kanclerz patrzył
na niego z politowaniem. Jak przypomniał
w jednej z publikacji politolog prof. Werner
Weidenfeld, były szef Centrum Badań Polityki
Stosowanej na Uniwersytecie w Monachium:
„Strona niemiecka nie traktowała Wałęsy poważnie i uznała jego przewidywania za banialuki. Rząd federalny nie był przygotowany na
obalenie muru i nie miał precyzyjnej strategii
ukierunkowanej na zjednoczenie”. Kohl w nie
nie wierzył tak dalece, że nawet w chwili przełomu stawiał na konfederację. Merkel – jak ma
wynikać z podtekstu książki „Pierwsze życie
Angeli M.” – wierzyć powinna. No, bo cóż to