salonik literacki na głównym

Transkrypt

salonik literacki na głównym
SALONIK LITERACKI
NA GŁÓWNYM
Zeszyt nr 3
11 grudnia 2009 r.
Z końcem listopada na ulicach miast pojawiły się ekipy montujące świetlne dekoracje w kształcie gwiazd,
choinek i najróżniejszych girland. Choć do dnia kiedy zasiądziemy do wigilijnego stołu jest jeszcze miesiąc,
to już czuje się przedświąteczną gorączkę zakupów, porządków i szukania prezentów, a witryny sklepów
pełne są krzykliwych dekoracji. W moich wspomnieniach z dzieciństwa widzę dom rodzinny, w którym
choinkę ubierało się w samą wigilię.
Mimo wcześnie zapadającego zmroku, ulice, a szczególnie galerie handlowe tętnią życiem. Każdy się
śpieszy, a ogólny brak czasu wynika z nadmiaru obowiązków. Jednym słowem przedświąteczna gonitwa,
żeby zdążyć z Mikołajem, Gwiazdorem i choinką. Większość z nas stara się dochować tradycji i nasze
przekonania religijne nie zawsze mają tu znaczenie. Jest więc biały obrus, wigilijne potrawy, śpiewanie
kolęd i pasterka. Odtwarzamy zapamiętany rytuał. To tradycja, której kultywowanie zapewnia ciągłość
pokoleniom. Niezauważalnie dodajemy do niej nowe elementy. Powszechnie dzisiaj obecna choinka została
przez nas przejęta od Niemców. Wyparła zawieszane u powały pająki ze słomy. Podobnie jak dzisiejsze
świąteczne wyjazdy młodych rodzin na wczasy, głównie po to, żeby pozjeżdżać na nartach, to też jakby
nowy element wpisywany do zwyczaju. Samodzielne bowiem przygotowanie świąt to wysiłek niemały, a
czasu i umiejętności coraz mniej.
Byli jednak tacy, którzy znaleźli czas, by przyjść na spotkanie w Saloniku i pomówić o świętach. Pomówić
wierszami, w których ukryte są smaki i zapachy świątecznych wypieków, i łagodny uśmiech matki, i
pierwsza gwiazdka, i połamanie opłatkiem, i życzenia, co z serca płyną.
W Saloniku gościli:
Grażyna Adamczyk-Lidtke
Marianna Jasińska
Barbara Pawlak
Aleksandra Pijanowska-Adamczyk
Teresa Stefańska
Romana Więczaszek
Anna Zadorecka
Aleksandra Zamorska
Mikołaj Bialik
Jędrzej Sadłoń
Alf Soczyński
Martyna Idzikowska - Wrębniak, Mirosława Michalska, Wiesław Libner i Marek Płóciennik przysłali
na spotkanie swoje wiersze. Gospodynią wieczoru była Barbara Pawlak.
GRAŻYNA ADAMCZYK - LIDTKE
Historia
Żyję długo
i szybko.
W pociągu życia
wagoniki dat
umykają:
siedemdziesiąte
osiemdziesiąte
dziewięćdziesiąte …
Wyrosłam na zgrzebnym
zagonie socjalizmu
potykałam się
o marzec
Pragę
i sierpień Solidarności.
Nie otarłam sobie nawet łokci
- nie moja wina.
Niektóre burze
przechodzą bokiem
i nie każdego trafia
swąd pioruna ...
bo wokół mnie
normalnie
choć zakazane radio
co dzień wprawia
o palpitację sumień.
Choć przaśnie
i niewygodnie
ale żyć się da
- nawet kochać
- nawet śpiewać
ciut smutniej
bo jedni
- opłakują
utratę Raju
a inni budują
Nowy
(czy aby na pewno)
Raj?
Ikar
Ikar spada i skrzypi
Spada i pada
Trrrach !
I rozpada się Ikar
na składowe
na części
co ważą
i wtapia
się w grunt
I gaśnie iskra życia
jak sama idea lotu
2007
Ofiara świąt
Stroję świąteczną choinkę
Małe żywe drzewko
w bombkach, słomkach, aniołkach
pręży zielone igły
rozpiera je radość koloru.
Stroję świąteczną choinkę
Tydzień lub dwa
tak popachnie
pychą rozdęta na stole
uczestnicząca w biesiadzie
w oprawie blasków i hymnów.
Stroję świąteczną choinkę
Za miesiąc się domyśli
swojego dyskomfortu
i potajemnie wypuści
suche pazurki szpilek
w obronie przed porzuceniem
i dopełnieniem losu
smutnej ofiary świąt
Stroję świąteczną choinkę
Czeka ją moc cierpienia
śmierć z pragnienia
eksmisja na bruk
i rytualny stos
więc po co
stroję świąteczną choinkę?
2007
Tropy
jeden trop
to rzeczywisty ślad
mojego istnienia
i rzeczy, które się posiadło
odbity w materii podłogi
w kresce rysunku na papierze
w wydruku komputera
drugi trop
odbity w pamięci bliźnich
ludzi których poznałam
ślad dokonanych zdarzeń
załatwionych spraw
wspólnych wyborów
nagłych wybuchów sympatii
naiwnie zaznanych miłości
trzeciego tropu nie ma
…………….
w przestrzeni imaginacji
myśl jak natrętna mucha
o nieudanym celu
nietrafnej idei
niedościgłym marzeniu
o szczęściu
mogę ją tylko zapisać
by stała się kolejnym tropem
i świadkiem mej obecności
w gęstwinie lasu życia
MARTYNA IDZIKOWSKA - WRĘBNIAK
Niegodziwcy przy wigilijnym stole
Dostatnio ludzką krzywdą
napełnione michy chciwości
złotymi mamony łyżkami
upust sytości dają
przy wigilijnym stole brak miejsca
dla ubogiego wędrowca
wszak to jego krzywdą
swe michy napełniają
Wigilijny wieczór
Nim pierwsza gwiazda
zamruga na niebie
poranek w szyby zastuka
zadnieje
w aureolę uczuć otulę zmarznięte
płomieniami serca ogrzeję
nie będzie z zimna konał w stajence
Stwórca wszechrzeczy
Zbawca tego świata
dam za mieszkanie serce Mu swoje
na wieczność z Nim się zbratam
MIROSŁAWA MICHALSKA
Myśli przed Świętami
Bo czyż można odrzucić przeszłość,
potem przyszłość budować na gruzach...
więc ja w święta każdego roku
także myślę o takich ludziach.
Też o małym chłopczyku z bloku,
gdy stawiają dodatkowe nakrycie,
a on myśli,gdyby ten pan z parku
przyszedł sobie,gdyby wstał z tej ławki
taki brudny,może chce się bawić
i popsuje mi moje zabawki...
O tych dzieciach,co nie mają mamy
zawsze jeszcze myślę przed świętami.
Te do szyby przyklejone noski
i pytanie...
mamusiu,pamiętasz?
Pamiętajcie miłości i troski
nie nastarczysz,
nie tylko na święta...
O aniołkach
Patrycja idąc ze szkoły
kupiła mi dwa malutkie
gipsowe anioły
jest w domu trzeci,
taki drewniany
w niebieskiej sukience
żółty fartuszek,
zmarszczone czoło,
bo ludzie swoje problemy
wciąż powierzają aniołom.
Długie sukienki aniołom
zakryły bose nóżki.
Przyjemnie popatrzeć
na takie serca okruszki.
Słonika z trąbą do góry
- okruszek serca
zachować...
Aniołki szepcą
cichutko
nie czas,
by czegoś
żałować.
Zanim zaświeci
Dziś przyjmujemy małą dziecinę,
siano pod obrus,serce na stół.
Dziś zatęsknimy za pierwszą gwiazdką,
żeby zrobiło się znowu jasno,
żeby nie zgubić następnych dróg.
Trzeba przebaczyć winy bliźniemu
to tylko człowiek,mylić się może
przebaczyć sobie czasami trudniej
znowu się czepiasz tego, mój Boże...żż
Może nie mogłem wtedy inaczej,
lecz czekam znaku...
Nim w ruch widelce pójdą i noże,
nim karpia znowu poczuję smak.
Znowu zatęsknię do tej dzieciny
do tej choinki i znów się chwycę,
na tamtej myśli,mogło być gorzej...
i znów wspominam,kiedy rodzice...
Zapach choinki,książki pod drzewem,
rodzeństwa miny,wtedy mi było
o wiele bliżej do tej maleńkiej
słodkiej dzieciny.
ALEKSANDRA PIJANOWSKA - ADAMCZYK
Nie mogę wciąż...
Nie mogę wciąż dogonić czasu
Przepływa przeze mnie chyłkiem
Nade mną dzieckiem - przefrunął
Skowronkiem
W młodości - chyżą jaskółką
Później ze mną - rozklekotanym
Tramwajem
Teraz obok - mknie sunie
Niby zdyszane radio - taxi lub
Idąc chytrze przede mną
Maskuje czasem pośpiech
Podpierając się laską I znów
- a kuku - nade mną
Mój czas
Kpiący prestidigitator
Żongluje dniami godzinami
Tygodniami
Podrzuca je razem lub po kilka
Chowa lub gubi bez śladu
I końca zabawy nie widać
Bo o to przecież chodzi
Wrocław, grudzień, 2008
xxx
to było tak dawno
że prawie nigdy
groźny o świcie las
pęk wędrownych róż
w bukiecie położonym
twoją dłonią
obok mojej głowy
a jednak prawda
ominęła twoje usta
a jednak twoje oczy
ominęły prawdę i
nie udźwignąłeś
kruchego kwiatu
wiodącego przez pożogę
godzin
do zatoki cichych snów
błąd to był twojej wagi
gdyś ważył mnie na szali
swojego życia
nie powiedziałeś nigdy
błądzić rzecz ludzka
to nic
te głoski już ostygły i
nie parzą nas
teraz za późno
zardzewiały wagi
skrzypią zmęczone zegary
burza ognia splątała naszą
prawdę i błąd
w gordyjski węzeł
ROMANA WIĘCZASZEK
Grudzień
Przychodzi
z wesołym Mikołajem
i kilka dni na myślenie:
jak przybliżyć
niebo
z jedną gwiazdką
dla Ciebie
Choinka
zdrowo pachnie grzybami
jak w lesie
W dniu
w którym śnieg
wydaje się ciepły
Prawdziwie
Przyjaciołom
Są życzenia imieninowe
albo takie
co przytulą gdy płaczesz
Są życzenia
które wiedzą
kiedy usiąść blisko ciebie
Na dobre i na złe
Są życzenia
co czekają rok cały
by przebaczyć
białym opłatkiem
Niczym kania dżdżu
pragniemy prawdziwie
Zaproszenie na wigilię
Nie znam numeru telefonu
więc piszę list do nieba
że pod choinką są prezenty
biały obrus jest piękny
że dzisiaj nikt nie krzyczał
a karp nie jest śnięty
Zapraszam Cię
czeka białe nakrycie
Jesteś na pewno
bo skąd w mym śnie
te szepty
Życzenia do…
Gwiazdko,
co rok jesteś pierwsza
dla małego Jasia
z nosem na szybie.
Daj światło święte,
pachnące kutią
i opłatek,
aby starczył na rok cały.
Połącz ludzi
sercem nie z kamienia
i łzą wcale nie gorzką.
Gwiazdko,
co rok jesteś pierwsza
dla Jana,
co ma nos w okularach
i już wie,
dlaczego nie umiał.
ALEKSANDRA ZAMORSKA
Choinka z dzieciństwa
Jeszcze żywa
delikatna wiotka i pachnąca - jodełka
strojna jak panna młoda a już po wyroku
A my wieszamy cukierki w bibułkach
złociste orzechy pokryte cynfolią
zabawki z papieru misternie plecione
a dookoła łańcuchy skuwające drzewko
by nie wróciło na śnieżną polanę
na szczycie anioła schwytanego w locie
co wszystkim głosi radosną nowinę
Na koniec przypinamy łatwopalne świeczki
lukrowane pierniki jabłuszka czerwone
zimne ognie sypiące gorącymi skrami
Któregoś dnia spłonęła jak Joanna d'Arc
Zostały tylko okopcone bombki
i garść popiołu z nitkami lamety
Może w ten sposób uniknęła hańby
po śmierci
Zimowy wieczór
Nasz park oszroniony
już majaczy w dali
A ja ze słów ciepłych
uplotłam ci szalik
Zimne ręce grzeję
pod twoją koszulą
A twarz jak flanelą
oddechem otulam
Na zeszklonym śniegu
pośliznął się zając
Księżyc chmury goni
jak srebrzysty pająk
Na skostniałych dłoniach
zasnęły gawrony
A ty mnie całujesz
z miłości szalony
MIKOŁAJ BIALIK
Noc - jedna w roku
Przychodzi do nas tajemna, święta
noc - przypomnienie Wielkiego Cudu.
W tę noc po ludzku mówią zwierzęta
i... choć raz w roku niektórzy z ludu.
Gwiazdka nadzieję przynosi światu.
Ma nas prowadzić w czasy szczęśliwe,
kiedy brat serce otworzy bratu
i z ust popłyną słowa życzliwe.
Staje dokoła stołu rodzina.
Sianko, opłatek, multum dobrego
i pusty talerz, co przypomina
że kiedyś brakło miejsca... dla Niego.
Choinka..., lampki... i każdy słowa
życzeń najmilsze dla siebie słyszy.
Płynie kolęda. Dawna - a nowa.
Bóg się narodził... wśród nocnej ciszy...
Tłum na Pasterce Dzieciątko prosi,
żeby byt dobry dało krajowi.
Gdy błogosławiąc rączkę podnosi,
sąsiad podaje dłoń sąsiadowi,
bo dzisiaj gniewać się nie wypada.
W szopce jest żłóbek, a w nim dziecina.
Jest wół, co sobie z oślęciem gada,
kilku pastuszków karki swe zgina.
Przyszli królowie. I mają dary
dla Tego, który na sianku leży.
Panuje zgoda. Ucichły swary.
Taka tradycja. I tak należy!
Na Ziemi Pokój. W Niebiosach Chwała.
Lecz łza maleńka szkli się w mym oku.
O Nocy Święta! Nocy Wspaniała!
Czemuś Ty jedna taka jest w roku?
22.12.2006
Polskie szopki
Mizerna szopa. Chata pasterzy,
jakich jest wiele w świecie.
Maryja, Józef, a w żłobie leży
maleńkie Boże Dziecię.
Chóry anielskie zdobią powałę;
Gloria, Gloria - śpiewają.
Wół wraz z osiołkiem, oddając chwałę
Dziecinę rozgrzewają.
Zlęknionych kilku klęczy pasterzy,
wspierając się nawzajem.
Każdy z podarkiem - bo tak należy
prastarym obyczajem.
Za pastuszkami trzej monarchowie
czoła swe pochylają.
Płaszcz purpurowy, diadem na głowie;
dary bogate dają.
Cisną się wokół ludzie, zwierzęta;
Majestat każdy sławi.
Rączkę podnosi Dziecina Święta
i wszystkim błogosławi.
Nad szopką gwiazda niezwykła wschodzi;
ciemność się przed nią chowa.
Wśród nocnej ciszy Bóg się nam rodzi płyną kolędy słowa.
Betlejem obcym miastem jest przecież,
a pejzaż taki swojski.
To w polskiej szopce czci Boże Dziecię
polską pieśnią - lud polski!
20.12.2005
Spotkanie
Zły dzień. I Ty je czasem masz.
Ja bardzo byłem spięty,
gdy podszedł gość - w uśmiechu twarz.
Mikołaj jestem. Święty.
Wątpliwe! - krzyczał umysł mój.
- Kit wciska! Gdzie dowody?
Biskupi go nie zdobi strój
i nawet nie ma brody!
Gdzie laska! Wór, co plecy gnie!
Godność zdobiąca lica!
Gdzie anioł, który przed nim mknie,
lub choć zgrabna diablica?
Rzekł, odgadując moją myśl:
Dręczą Cię niepokoje?
Aktówka praktyczniejsza dziś.
Zresztą..., czy ważne stroje?
Uciekasz wciąż w dzieciństwa dni.
Kierujesz swe zachwyty
nie na to, co przynoszę Ci,
tylko na rekwizyty.
Raźniej zabiło serce me,
bo dar ujrzałem mgliście.
Taka fatyga. Święty... mnie
odwiedza... osobiście!
Już dziękowałem, kiedy rzekł
głęboko zamyślony:
... a ludzie już kolejny wiek
plotą o mnie androny...
... że w renifery zaprzęg mój
w grudniowe mknie zamiecie
i że w kominie brudzę strój,
by złożyć dar w skarpecie...
... że ze mną anioł..., diabeł..., że
nagrody, albo kary...
... że kiedy ludzie tkwią we śnie,
ja robię czary - mary.
A proza życia taka jest:
Ciągle magia świat mami,
choć szczery śmiech, przyjazny gest
hojnymi są darami.
Bywa, gdy ludziom czasu brak,
tonie w rozpaczy bliźni,
a przecież mały serca znak
ranę często zabliźni.
Ja Tobie uśmiech daję dziś;
niechaj on gniew ostudzi.
Kiedy spokojna wróci myśl,
nieś go dalej - do ludzi.
I życiem nową nadaj treść
pewnym magicznym słowom.
Pamiętaj też, by radość nieść
nie tylko w noc grudniową.
Spotkanie - niczym ucznia test,
zakończyła nauką:
brać prezent zawsze miło jest;
dawać siebie - to sztuka.
18.08.2006
WIESŁAW LIBNER
Boże Narodzenie
Kristnasko
W Tą Cudowną Noc
Rodzą się marzenia,
Radości jest moc
No i szczęścia pełnia.
Dum Mirakla Nokto
la revoj naskiĝas.
Ĝojo estas forta
kaj feliĉ’ pleniĝas !
Nowonarodzony Pan,
Tak oczekiwany,
Przyniesie Pokoju plan
I uleczy rany
Novnaskita Sinjoro,
Longe atendita,
Venos en pac - gloro
Kuraci vunditojn.
Zdrowia Szczęścia życzę,
Oby się spełniło,
I w Rodzinnych Świąt Czas
Z Nieba poprószyło
Feliĉon kaj sanon
Por Vi mi deziras
Festu familiano
Tero ekneĝiĝas
Wnet wkręci karnawał
W wir tysiące par.
Do białego rana
Niech króluje bal.
Mil parojn turnigos
Gaja Karnavalo
Ĝis frua tagiĝo
Ekregu la balo
Niechaj w Nowym Roku
Trwa Miłości stan
I na każdym kroku
Obfitości kram.
Tutan Novan Jaron
Ĉie venku Amo
Abundan prosperon
Sentu Civitano
Nowy Rok
Nova Jaro
Szybko przemija życie
Rok za rokiem rok
Nowego Roku otwarcie
Przesilenia szok
Rapide pasas vivo
Jaro post jaro jar’
Novjara malfermo
La ekstrema Fort’
Sylwester zabawą
Głośny daje znak
Roku pożegnania
Czas odmierzać czas
La Silvestra balo
Lautege signalas,
Ke adiaŭi la jaron
La tempo jam iras
Zegar o północy
Bije, bije bum
Poleje się szampan
I oszaleje tłum
Horloĝo noktomeze
Batas, batas bum
Pluvas la ĉampano
Popola ebrium’
Komu mocno zabije
Ten radości dzwon
W Nowy Roku zdobędzie
Wielkiej fortuny tron
Al kiu fortege batos
La Sonoril’ de ĝojo
Novjare tuj atingos
Grandan fortunan gloron
Łez szczęścia i miłości
Też nie zabraknie nam
I cały rok nas cieszy
Dobry zdrowia stan
Larmoj de feliĉ’ kaj amo
Estos ĉe ni sen mank’
La tutan jaron regos
Bona stat’ de l’ san’
I Ciesz się z nami Siostro,
Ruszaj Bracie na bal
To życie nas porywa
W radości karnawał
Ĝoju kun ni Gefratoj
Iru kune al bal’
Jen la vivo nin tiras
Al ĝoja karnaval’
Epifania
La Epifanio
W duszy Bal jeszcze gra,
Choć euforii opadł kurz.
Nie zapomnimy tego dnia
Do domów wracamy już.
Ludas la Bal’ enanime
Jam falis polvo de la eufori’
Ni ne forgesos ĝin kune.
Jam temp’ hejmen reveni.
Karuzela wrażeń stanęła już
W Pamięci portret Twój
Nowy bal niebawem tuż,
Karnawał jest Twój i Mój !
Karuzelo de impresjo ekhaltis,
En memoro portret’ de Vi.
Nova Balo Nin jam atendas.
Karnavalo estas por Ni !
Dzieciom Królów Trójka
Niesie prezentów trzos.
A my wierzymy w Bajkę,
Czekamy na Złoty Los.
Reĝa Triopo al infanoj
Sakvon de donacoj portas.
Kaj ni kredas la fabelojn,
Ke atenedas Nin Ora Sort’.
Nie wierzmy Władcom zbytnio!
Nic darmo nie da Wam los
Kampanię zaczęli właśnie
I liczą na Wasz głos
Ni tro al Regantoj ne kredu !
Senpage nenion kaptos Vi .
La kampanion ili startas,
Por Voćon de Vi ricevi.
Królewskie życie dla Króli
Mizerna ludu dola
Bawmy się jak monarchowie
Szczęśliwi na ziemi padole !
Reĝa vivo por la Reĝoj.
Mizera sort’ de popoloj.
Amuzu ni same monarkoj
En la Tera val’ felićuloj!
MAREK PŁÓCIENNIK
Choinkowy Ekspres
Wyjechał spod choinki,
mini pociąg - prezent Mikołaja.
Na oczach kolejarskiej rodzinki,
optymizmem życzeń nastraja.
Lokomotywa ciągnie po torze brzemię:
w pierwszym wagonie pomyślności życzenia,
w drugim podwyżki i premie,
w trzecim szczęśliwa kolejarska rodzina.
Dalej jeszcze wagonów podczepili,
z prywatyzacją, modernizacją,
zatrudnieniem i awansami.
Pociąg ledwie mieści się między stacjami.
Wagonów w pociągu wiele,
a każdy ciężki, ładowny jest,
bo w nim kolejarskie marzenie.
Szkoda, że to zabawka ten ekspres.
12.12.2007
Cisza nocnych pozorów
Cicha noc.
Pozornie nic się nie dzieje.
Tylko poddani św. Katarzyny, jak zwykle ktoś...
Służy, czuwa, chodzi, jedzie.
W międzytorzy ślad jelonka na śniegu,
rozjazdu światełko niestrudzone.
Św. Andrzej strzeże przejazdu stojących i w biegu,
a po szynach w śniegu, cicho pociąg sunie.
I patrz mechaniku w dal,
ty dróżniku wyczekujesz światełka blask.
Podacie sobie ręce, salut w dach,
i pomyślicie: to służba, poświęcenie, czy szczęście?
Pozornie nic się nie dzieje,
tylko jelonka ślad wśród torów.
Pozorna cisza, a może pozorny świat?
Nie wie, bo nie chce wiedzieć, więc pozornie nie wie.
Myśli wigilijne
Nie myśl o bombce na choince kolejarzu.
Ona zwisa, jej nie zależy!
W twoim domu żona wspaniała karpia smaży
i drzewko zielone jaskrawo świeci.
Wigilijna atmosfera.
Świętej nocy cud.
Z prezentów cieszą się dzieci
i to jest szczęście za twój kolejarski trud.
Ciepło rodziny łamany opłatek poszerzy.
A bombka zwisa z choinki...
Bo jej nie zależy!
20.12.2006
Wigilia
W światłach lokomotywy odbicie szyn,
biel śniegu, nocy czerń.
W światłach lokomotywy światła gwiazd,
senne stacyjki, świetliste aureole miast.
Zielone światło semafora, pusty tor,
w oknach domów choinki w kolorach.
Wigilijna noc Stopięćdziesiąty raz
Tędy jechał syn, ojciec i dziad.
Gdzieś daleko żona i mały Grześ
czekają przy wigilijnym stole.
Jedno jest miejsce nakryte, puste
to dla taty jak skończy służbę.
Nieliczni wigilijni podróżni,
zdążą na wieczerzę dzięki mojej służbie.
Jestem kolejarzem i chwała Ci za to Boże,
choć gdy wrócę, Grześ zaśnie już może.
Wspaniale dla innych żyć,
poświęcać się, potrzebnym być.
W światłach lokomotywy odbicie szyn,
tędy jechał dziad, ojciec i syn.
ALF SOCZYŃSKI
Wyspy Bożego Narodzenia
Na naszej ukochanej ziemi, jakby jako jeszcze jedno potwierdzenie sprzeczności i dualistycznej natury tak
zwanej realnej rzeczywistości, istnieją dwie wyspy noszące aktualnie nazwę „Christmas Island” - Wyspy
Bożego Narodzenia. Wcześniej odkryta dla świata białego człowieka, leży na Oceanie Indyjskim u wejścia
do Cieśniny Sundajskiej i stanowi aktualnie terytorium zamorskie Australii. Liczy sobie sto trzydzieści pięć
kilometrów kwadratowych i mieszka na niej ponad dwa tysiące ludzi, w większości Chińczyków. Biały
człowiek wyłuskał ją dla siebie spośród innych oceanicznych pereł, żyjących dla nas egzotycznym i
nieznanym życiem, w roku 1615, a w roku 1643 biały człowiek ją nazwał. Jaką posiadała wcześniejszą
nazwę, nie udało mi się na razie ustalić. Mam nadzieję, że jest to tylko kwestia czasu i znalezienia
odpowiednich, prawdopodobnie chińskich lub malajskich, źródeł. Jak inne z wysp tamtego rejonu, jest
prawdopodobnie częścią większego kontynentu, który uległ zagładzie w jednej z globalnych ziemskich
katastrof, może mitycznej Lemurii. W roku 1888 zaanektowali ją Brytyjczycy, gdy odkryto tam złoża
fosforytów, które wydobywano do roku 1987. Podczas drugiej wojny światowej okupowana była przez
Japończyków.
Druga „Christmas Island” odkryta została przez Europejczyków w roku 1777 i leży na Oceanie Spokojnym.
Możliwe, że jak większość rozproszonych tam wysp, stanowi część zaginionego bardzo dawno temu
wielkiego kontynentu o nazwie Mu. Jest największą wyspą koralową. Nosi miejscową nazwę „Kiritimati” i
wchodzi w skład państwa Kiribati. Ma powierzchnię 388 kilometrów kwadratowych i mieszka na niej
ponad dwa i pół tysiąca mieszkańców. Jest na niej duża plantacja palmy kokosowej. Przez wyspę, w
pewnym okresie swego rozwoju, wędrują wielomilionowe stada czerwonych krabów, stanowiące wielką
przyrodniczą i turystyczną atrakcję oraz przedmiot wielu interesujących badań dla naukowców.
W dzieciństwie nic nie wiedziałem o tamtych wyspach. Dla mnie Wyspą Bożego Narodzenia stawał się
wtedy każdego roku rodzinny dom. W dniu Wigilii na wiele dni przenosiliśmy się wszyscy na tę pełną
cudów wyspę. Wcześniej, na kilka dni przed tym niezwykłym dniem, a zwłaszcza przed jego wieczorną
kulminacją, czuliśmy już jej obecność w pobliżu, podobnie jak żeglarze pośród pustki i grozy oceanu,
wyczuwają w pewnej chwili obecność pobliskiego lądu.
Nasz dom i podwórze oraz budynki gospodarcze i przeznaczone dla zwierząt, na naszych oczach od drugiej
połowy grudnia powoli zamieniały się w Wyspę Bożego Narodzenia i w pewnej chwili przestawały być
tym, czym były na co dzień – miejscem trudu i trosk, bezsilnych czasem starań, wśród obaw i cierpień.
Wszystko wokół nas przechodziło jakby cudowną metamorfozę i nawet na jakiś czas jakby znikały z
naszego domu zmartwienia i choroby. Dom, podwórze, ogród, łączka łagodnie opadająca od strony stajni i
stodoły w kierunku stawu, a nawet obora, świniarnia i stajnia, stawały się zakątkami wyspy radości i święta,
z powodu tak upragnionego Bożego Narodzenia. Po okresie panowania coraz krótszych i w końcu
najkrótszych dni czasu Adwentu, zdominowanych przez ciemne moce, gdy ludzie zdawali się być
umęczeni i zrezygnowani do ostatecznych granic, chwilami jakby już na zawsze przegrani, wreszcie pośród
nocy, cierpień i niemocy, rodził się dobry Bóg i to w jakiej postaci! On, najpotężniejszy mocarz i włodarz
całego świata, rodził się jako bezbronne ludzkie niemowlę. On, który mógłby mieć skarby całego świata,
rodził się w żłobie biednej stajenki, nie pośród hałaśliwego, pysznego dworu pełnego sług, lecz pośród
milczących zwierzątek. Nasza stajnia stawała się miejscem Jego narodzin, nasz dom miejscem oddanym dla
Jego czci i chwały. Pośród naszej zgrzebnej codzienności pełnej szarości, wśród naszego trudu i trosk,
stawał się jeden z największych cudów.
Cudowność triumfalnie wkraczała między nas, prostych ludzi. Niebo dawało nam, w sposób oczywisty i
wzruszający, znać o sobie na ziemi. Dzień przestawał wreszcie ustępować nocy, zaczynał odrabiać
poniesione dotąd straty, stając się każdej doby coraz dłuższym, a świat coraz jaśniejszym.
Bajka stawała się prawdą, sprawdzała się odwieczna przepowiednia, marzenia o szczęściu się spełniały.
Nasza codzienność zdawała się niemal namacalnie być na zawsze zanurzona w wieczności, nasze życie
zdawało się być od chwili, gdy to zrozumieliśmy, jej skrawkiem , okruchem, ale jakie to wzniosłe uczucie,
być choćby najmniejszą cząstką Tajemnicy Wieczności. Nad światem zdawała się rozbrzmiewać upajająca
wszystko wokół jakimś czarem niezwykłym, uroczystą zadumą, kolęda Cicha noc, święta noc – pokój
ludziom i światu. Zazwyczaj w przeddzień wigilii mój nos czuł, przeniknięty mrozem i tajemnicą lasu,
zapach świeżych igieł choinki, ale myślałem, że mi się tylko tak wydaje, iż cudowne drzewko jest już tak
blisko. Myślałem, że to z odległego lasu, aż pod dom dociera ten zapach, gdyż sprawia to siła mojego
pragnienia. Nie wiedziałem, ze choinka była już ścięta przez ojca i dobrze schowana gdzieś w którymś z
licznych zakamarków wielkiego domu - w chłodnej piwnicy, do której zejście prowadziło z kuchni, na
pełnym starych tajemnic strychu albo w uroczo zagraconej, przestronnej sieni. W mojej wyobraźni, zapach
choinki wybranej specjalnie dla mnie pośród głębokich ciemności wielkiego lasu Dalekiej Północy,
przybliżał się w miarę tego, jak na dzwoniących saniach zmierzał ku nam wędrujący w stronę Wieldządza,
Święty Mikołaj. Gdy pierwsza gwiazda na niebie oznajmiała spełnienie się cudu, zamieniałem się cały w
pełne napięcia oczekiwanie, aby stać się jego świadkiem. Nagle słychać było rozlegający się głos dzwonka
już całkiem blisko, najpierw w korytarzu, potem w kuchni i po chwili Święty Mikołaj, hojny obieżyświat z
dalekiej i pełnej tajemnic, mroźnej krainy Wikingów, z choinką w ręku pojawiał się w ciepłym pokoju,
gdzie czekałem przy stole nakrytym białym obrusem, pod którym była odrobina siana, wnosząc z sobą
zapach śniegu, wiatru i sosnowych igieł. Gdzieś niedaleko od domu zatrzymywały się jego sanie
wyładowane prezentami dla dzieci z całej okolicy, znacznie większe od fury, latem utkanej snopkami zboża.
Wielkie sanie zaprzężone były w wytrwałe i szybkie renifery, podobne do naszych jeleni. Widziałem je
poprzez szyby pokryte mroźnymi malowidłami pełnymi fantazyjnych liści i kwiatów. Dostrzegałem, jak w
powietrzu unoszą się niczym mgiełka kłębki pary z nozdrzy ciągnących sanie zwierząt, których zazwyczaj
było przynajmniej sześć, a może było ich więcej, tylko ja do tylu umiałem wtedy zliczyć. Czerwony
barszcz, fasola, grzyby, ryba, chleb, mak, cebula, kapusta, groch, olej, miód, sól i pieprz nigdy nie
smakowały tak prawdziwie i nie objawiały całej pełni swojej służącej życiu natury, jak podczas wigilijnej
kolacji. Kiedyś zapytałem Mikołaja, czy nie mógłby zabrać mnie z sobą, gdy po rozwiezieniu prezentów,
będzie wracał pustymi saniami. Bardzo chciałem zobaczyć kraje pływających wysp lodowych, unoszących
białe niedźwiedzie, Skandynawię, której kształt na mapie przypominał łagodnego niedźwiadka, a stamtąd
chciałbym popłynąć na Islandię i Grenlandię, krainy, o których opowiadał mi na krótko przed swoją
śmiercią dziadek Ado, który był przez jakiś czas żołnierzem i marynarzem cara Rosji. – Zobaczyłbym tamte
światy i za rok, na następne Boże Narodzenie bym do was, razem ze Świętym Mikołajem, wrócił –
mówiłem do rodziców z rozpaloną twarzą i nadzieją w głosie. – A kto pomoże ojcu w polu? A przecież
niedługo musisz pójść do szkoły! – Ale dziadek Ado był tam, więc dlaczego ja nie mogę? Dziadek mi
obiecał, że kiedyś mnie tam zabierze! - Musisz poczekać do czasu, gdy będziesz dorosły. Może kiedyś
zobaczysz te wszystkie kraje, ale jeszcze nie teraz, jesteś na to za mały, masz na to przed sobą jeszcze całe
życie.
Teraz zaś, po wielu latach od tamtych dziecinnych wypraw, mam wrażenie, że czeka mnie za jakiś, bliżej
nieokreślony czas, podróż na Księżyc, chociaż nie do końca jest jasne, że będzie to Księżyc, może chodzi o
jakąś planetę, na przykład Marsa albo Saturna. Jednak nie można też wykluczyć, że będzie to podróż w inny
układ gwiezdny, lub nawet czeka mnie kiedyś wiele międzyplanetarnych podróży. Nie do końca
uświadamiam sobie, czy jest to wyprawa z mojej strony dobrowolna, czy też może wymuszona jakimiś, nie
do końca może jasnymi okolicznościami mojego obecnego i przeszłego życia. Przygotowuję się do niej od
dłuższego czasu, w zasadzie tylko psychicznie, czy raczej duchowo. Nie przypominam sobie, abym jak inni
kosmonauci, ćwiczył na jakiejś aparaturze w warunkach symulujących czekające mnie okoliczności i
naturalne uwarunkowania tej wyprawy, chociaż niejeden z moich snów zdaje się przypominać szybowanie
poprzez wieczne przestworza kosmosu. Od dobrych paru lat jestem prawie gotowy do startu, chociaż z
drugiej strony uświadamiam sobie, że nigdy nie powinienem być spokojny o stan swojej gotowości. Może
nawet przyjdzie chwila, że w najbardziej nieodpowiednim momencie poczuję nieodpartą ochotę, aby
wycofać się z wędrówki w nieznane. Mam jednak nadzieję, że przeważy wtedy moja ciekawość i z odwagą
rzucę się w nową przygodę. To będzie przecież jedyna szansa przeżycia czegoś, czego dotąd nie
doświadczyłem, a może jednak doświadczyłem, na przykład w snach, albo w innych swoich licznych
wcieleniach? Na razie nie czuję lęku ani jakiegoś przymusu. Ta nowa podróż, to niemal mój własny wybór.
Jestem spokojny i na zimno analizuje sytuację. Czekam na moment wezwania na pokład i ostatecznego
odliczania przed startem w nieznane.
Przed Bożym Narodzeniem 2007 roku
Zeszyt ten można też przeczytać
na stronie Forum Stowarzyszenia Krzewienia Sportu, Turystyki i Kultury "KOLEJARZ”
adres: www.forum.kolejarz.org w części INNE w dziale SALONIK LITERACKI

Podobne dokumenty