salonik literacki na głównym
Transkrypt
salonik literacki na głównym
SALONIK LITERACKI NA GŁÓWNYM Zeszyt nr 3 11 grudnia 2009 r. Z końcem listopada na ulicach miast pojawiły się ekipy montujące świetlne dekoracje w kształcie gwiazd, choinek i najróżniejszych girland. Choć do dnia kiedy zasiądziemy do wigilijnego stołu jest jeszcze miesiąc, to już czuje się przedświąteczną gorączkę zakupów, porządków i szukania prezentów, a witryny sklepów pełne są krzykliwych dekoracji. W moich wspomnieniach z dzieciństwa widzę dom rodzinny, w którym choinkę ubierało się w samą wigilię. Mimo wcześnie zapadającego zmroku, ulice, a szczególnie galerie handlowe tętnią życiem. Każdy się śpieszy, a ogólny brak czasu wynika z nadmiaru obowiązków. Jednym słowem przedświąteczna gonitwa, żeby zdążyć z Mikołajem, Gwiazdorem i choinką. Większość z nas stara się dochować tradycji i nasze przekonania religijne nie zawsze mają tu znaczenie. Jest więc biały obrus, wigilijne potrawy, śpiewanie kolęd i pasterka. Odtwarzamy zapamiętany rytuał. To tradycja, której kultywowanie zapewnia ciągłość pokoleniom. Niezauważalnie dodajemy do niej nowe elementy. Powszechnie dzisiaj obecna choinka została przez nas przejęta od Niemców. Wyparła zawieszane u powały pająki ze słomy. Podobnie jak dzisiejsze świąteczne wyjazdy młodych rodzin na wczasy, głównie po to, żeby pozjeżdżać na nartach, to też jakby nowy element wpisywany do zwyczaju. Samodzielne bowiem przygotowanie świąt to wysiłek niemały, a czasu i umiejętności coraz mniej. Byli jednak tacy, którzy znaleźli czas, by przyjść na spotkanie w Saloniku i pomówić o świętach. Pomówić wierszami, w których ukryte są smaki i zapachy świątecznych wypieków, i łagodny uśmiech matki, i pierwsza gwiazdka, i połamanie opłatkiem, i życzenia, co z serca płyną. W Saloniku gościli: Grażyna Adamczyk-Lidtke Marianna Jasińska Barbara Pawlak Aleksandra Pijanowska-Adamczyk Teresa Stefańska Romana Więczaszek Anna Zadorecka Aleksandra Zamorska Mikołaj Bialik Jędrzej Sadłoń Alf Soczyński Martyna Idzikowska - Wrębniak, Mirosława Michalska, Wiesław Libner i Marek Płóciennik przysłali na spotkanie swoje wiersze. Gospodynią wieczoru była Barbara Pawlak. GRAŻYNA ADAMCZYK - LIDTKE Historia Żyję długo i szybko. W pociągu życia wagoniki dat umykają: siedemdziesiąte osiemdziesiąte dziewięćdziesiąte … Wyrosłam na zgrzebnym zagonie socjalizmu potykałam się o marzec Pragę i sierpień Solidarności. Nie otarłam sobie nawet łokci - nie moja wina. Niektóre burze przechodzą bokiem i nie każdego trafia swąd pioruna ... bo wokół mnie normalnie choć zakazane radio co dzień wprawia o palpitację sumień. Choć przaśnie i niewygodnie ale żyć się da - nawet kochać - nawet śpiewać ciut smutniej bo jedni - opłakują utratę Raju a inni budują Nowy (czy aby na pewno) Raj? Ikar Ikar spada i skrzypi Spada i pada Trrrach ! I rozpada się Ikar na składowe na części co ważą i wtapia się w grunt I gaśnie iskra życia jak sama idea lotu 2007 Ofiara świąt Stroję świąteczną choinkę Małe żywe drzewko w bombkach, słomkach, aniołkach pręży zielone igły rozpiera je radość koloru. Stroję świąteczną choinkę Tydzień lub dwa tak popachnie pychą rozdęta na stole uczestnicząca w biesiadzie w oprawie blasków i hymnów. Stroję świąteczną choinkę Za miesiąc się domyśli swojego dyskomfortu i potajemnie wypuści suche pazurki szpilek w obronie przed porzuceniem i dopełnieniem losu smutnej ofiary świąt Stroję świąteczną choinkę Czeka ją moc cierpienia śmierć z pragnienia eksmisja na bruk i rytualny stos więc po co stroję świąteczną choinkę? 2007 Tropy jeden trop to rzeczywisty ślad mojego istnienia i rzeczy, które się posiadło odbity w materii podłogi w kresce rysunku na papierze w wydruku komputera drugi trop odbity w pamięci bliźnich ludzi których poznałam ślad dokonanych zdarzeń załatwionych spraw wspólnych wyborów nagłych wybuchów sympatii naiwnie zaznanych miłości trzeciego tropu nie ma ……………. w przestrzeni imaginacji myśl jak natrętna mucha o nieudanym celu nietrafnej idei niedościgłym marzeniu o szczęściu mogę ją tylko zapisać by stała się kolejnym tropem i świadkiem mej obecności w gęstwinie lasu życia MARTYNA IDZIKOWSKA - WRĘBNIAK Niegodziwcy przy wigilijnym stole Dostatnio ludzką krzywdą napełnione michy chciwości złotymi mamony łyżkami upust sytości dają przy wigilijnym stole brak miejsca dla ubogiego wędrowca wszak to jego krzywdą swe michy napełniają Wigilijny wieczór Nim pierwsza gwiazda zamruga na niebie poranek w szyby zastuka zadnieje w aureolę uczuć otulę zmarznięte płomieniami serca ogrzeję nie będzie z zimna konał w stajence Stwórca wszechrzeczy Zbawca tego świata dam za mieszkanie serce Mu swoje na wieczność z Nim się zbratam MIROSŁAWA MICHALSKA Myśli przed Świętami Bo czyż można odrzucić przeszłość, potem przyszłość budować na gruzach... więc ja w święta każdego roku także myślę o takich ludziach. Też o małym chłopczyku z bloku, gdy stawiają dodatkowe nakrycie, a on myśli,gdyby ten pan z parku przyszedł sobie,gdyby wstał z tej ławki taki brudny,może chce się bawić i popsuje mi moje zabawki... O tych dzieciach,co nie mają mamy zawsze jeszcze myślę przed świętami. Te do szyby przyklejone noski i pytanie... mamusiu,pamiętasz? Pamiętajcie miłości i troski nie nastarczysz, nie tylko na święta... O aniołkach Patrycja idąc ze szkoły kupiła mi dwa malutkie gipsowe anioły jest w domu trzeci, taki drewniany w niebieskiej sukience żółty fartuszek, zmarszczone czoło, bo ludzie swoje problemy wciąż powierzają aniołom. Długie sukienki aniołom zakryły bose nóżki. Przyjemnie popatrzeć na takie serca okruszki. Słonika z trąbą do góry - okruszek serca zachować... Aniołki szepcą cichutko nie czas, by czegoś żałować. Zanim zaświeci Dziś przyjmujemy małą dziecinę, siano pod obrus,serce na stół. Dziś zatęsknimy za pierwszą gwiazdką, żeby zrobiło się znowu jasno, żeby nie zgubić następnych dróg. Trzeba przebaczyć winy bliźniemu to tylko człowiek,mylić się może przebaczyć sobie czasami trudniej znowu się czepiasz tego, mój Boże...żż Może nie mogłem wtedy inaczej, lecz czekam znaku... Nim w ruch widelce pójdą i noże, nim karpia znowu poczuję smak. Znowu zatęsknię do tej dzieciny do tej choinki i znów się chwycę, na tamtej myśli,mogło być gorzej... i znów wspominam,kiedy rodzice... Zapach choinki,książki pod drzewem, rodzeństwa miny,wtedy mi było o wiele bliżej do tej maleńkiej słodkiej dzieciny. ALEKSANDRA PIJANOWSKA - ADAMCZYK Nie mogę wciąż... Nie mogę wciąż dogonić czasu Przepływa przeze mnie chyłkiem Nade mną dzieckiem - przefrunął Skowronkiem W młodości - chyżą jaskółką Później ze mną - rozklekotanym Tramwajem Teraz obok - mknie sunie Niby zdyszane radio - taxi lub Idąc chytrze przede mną Maskuje czasem pośpiech Podpierając się laską I znów - a kuku - nade mną Mój czas Kpiący prestidigitator Żongluje dniami godzinami Tygodniami Podrzuca je razem lub po kilka Chowa lub gubi bez śladu I końca zabawy nie widać Bo o to przecież chodzi Wrocław, grudzień, 2008 xxx to było tak dawno że prawie nigdy groźny o świcie las pęk wędrownych róż w bukiecie położonym twoją dłonią obok mojej głowy a jednak prawda ominęła twoje usta a jednak twoje oczy ominęły prawdę i nie udźwignąłeś kruchego kwiatu wiodącego przez pożogę godzin do zatoki cichych snów błąd to był twojej wagi gdyś ważył mnie na szali swojego życia nie powiedziałeś nigdy błądzić rzecz ludzka to nic te głoski już ostygły i nie parzą nas teraz za późno zardzewiały wagi skrzypią zmęczone zegary burza ognia splątała naszą prawdę i błąd w gordyjski węzeł ROMANA WIĘCZASZEK Grudzień Przychodzi z wesołym Mikołajem i kilka dni na myślenie: jak przybliżyć niebo z jedną gwiazdką dla Ciebie Choinka zdrowo pachnie grzybami jak w lesie W dniu w którym śnieg wydaje się ciepły Prawdziwie Przyjaciołom Są życzenia imieninowe albo takie co przytulą gdy płaczesz Są życzenia które wiedzą kiedy usiąść blisko ciebie Na dobre i na złe Są życzenia co czekają rok cały by przebaczyć białym opłatkiem Niczym kania dżdżu pragniemy prawdziwie Zaproszenie na wigilię Nie znam numeru telefonu więc piszę list do nieba że pod choinką są prezenty biały obrus jest piękny że dzisiaj nikt nie krzyczał a karp nie jest śnięty Zapraszam Cię czeka białe nakrycie Jesteś na pewno bo skąd w mym śnie te szepty Życzenia do… Gwiazdko, co rok jesteś pierwsza dla małego Jasia z nosem na szybie. Daj światło święte, pachnące kutią i opłatek, aby starczył na rok cały. Połącz ludzi sercem nie z kamienia i łzą wcale nie gorzką. Gwiazdko, co rok jesteś pierwsza dla Jana, co ma nos w okularach i już wie, dlaczego nie umiał. ALEKSANDRA ZAMORSKA Choinka z dzieciństwa Jeszcze żywa delikatna wiotka i pachnąca - jodełka strojna jak panna młoda a już po wyroku A my wieszamy cukierki w bibułkach złociste orzechy pokryte cynfolią zabawki z papieru misternie plecione a dookoła łańcuchy skuwające drzewko by nie wróciło na śnieżną polanę na szczycie anioła schwytanego w locie co wszystkim głosi radosną nowinę Na koniec przypinamy łatwopalne świeczki lukrowane pierniki jabłuszka czerwone zimne ognie sypiące gorącymi skrami Któregoś dnia spłonęła jak Joanna d'Arc Zostały tylko okopcone bombki i garść popiołu z nitkami lamety Może w ten sposób uniknęła hańby po śmierci Zimowy wieczór Nasz park oszroniony już majaczy w dali A ja ze słów ciepłych uplotłam ci szalik Zimne ręce grzeję pod twoją koszulą A twarz jak flanelą oddechem otulam Na zeszklonym śniegu pośliznął się zając Księżyc chmury goni jak srebrzysty pająk Na skostniałych dłoniach zasnęły gawrony A ty mnie całujesz z miłości szalony MIKOŁAJ BIALIK Noc - jedna w roku Przychodzi do nas tajemna, święta noc - przypomnienie Wielkiego Cudu. W tę noc po ludzku mówią zwierzęta i... choć raz w roku niektórzy z ludu. Gwiazdka nadzieję przynosi światu. Ma nas prowadzić w czasy szczęśliwe, kiedy brat serce otworzy bratu i z ust popłyną słowa życzliwe. Staje dokoła stołu rodzina. Sianko, opłatek, multum dobrego i pusty talerz, co przypomina że kiedyś brakło miejsca... dla Niego. Choinka..., lampki... i każdy słowa życzeń najmilsze dla siebie słyszy. Płynie kolęda. Dawna - a nowa. Bóg się narodził... wśród nocnej ciszy... Tłum na Pasterce Dzieciątko prosi, żeby byt dobry dało krajowi. Gdy błogosławiąc rączkę podnosi, sąsiad podaje dłoń sąsiadowi, bo dzisiaj gniewać się nie wypada. W szopce jest żłóbek, a w nim dziecina. Jest wół, co sobie z oślęciem gada, kilku pastuszków karki swe zgina. Przyszli królowie. I mają dary dla Tego, który na sianku leży. Panuje zgoda. Ucichły swary. Taka tradycja. I tak należy! Na Ziemi Pokój. W Niebiosach Chwała. Lecz łza maleńka szkli się w mym oku. O Nocy Święta! Nocy Wspaniała! Czemuś Ty jedna taka jest w roku? 22.12.2006 Polskie szopki Mizerna szopa. Chata pasterzy, jakich jest wiele w świecie. Maryja, Józef, a w żłobie leży maleńkie Boże Dziecię. Chóry anielskie zdobią powałę; Gloria, Gloria - śpiewają. Wół wraz z osiołkiem, oddając chwałę Dziecinę rozgrzewają. Zlęknionych kilku klęczy pasterzy, wspierając się nawzajem. Każdy z podarkiem - bo tak należy prastarym obyczajem. Za pastuszkami trzej monarchowie czoła swe pochylają. Płaszcz purpurowy, diadem na głowie; dary bogate dają. Cisną się wokół ludzie, zwierzęta; Majestat każdy sławi. Rączkę podnosi Dziecina Święta i wszystkim błogosławi. Nad szopką gwiazda niezwykła wschodzi; ciemność się przed nią chowa. Wśród nocnej ciszy Bóg się nam rodzi płyną kolędy słowa. Betlejem obcym miastem jest przecież, a pejzaż taki swojski. To w polskiej szopce czci Boże Dziecię polską pieśnią - lud polski! 20.12.2005 Spotkanie Zły dzień. I Ty je czasem masz. Ja bardzo byłem spięty, gdy podszedł gość - w uśmiechu twarz. Mikołaj jestem. Święty. Wątpliwe! - krzyczał umysł mój. - Kit wciska! Gdzie dowody? Biskupi go nie zdobi strój i nawet nie ma brody! Gdzie laska! Wór, co plecy gnie! Godność zdobiąca lica! Gdzie anioł, który przed nim mknie, lub choć zgrabna diablica? Rzekł, odgadując moją myśl: Dręczą Cię niepokoje? Aktówka praktyczniejsza dziś. Zresztą..., czy ważne stroje? Uciekasz wciąż w dzieciństwa dni. Kierujesz swe zachwyty nie na to, co przynoszę Ci, tylko na rekwizyty. Raźniej zabiło serce me, bo dar ujrzałem mgliście. Taka fatyga. Święty... mnie odwiedza... osobiście! Już dziękowałem, kiedy rzekł głęboko zamyślony: ... a ludzie już kolejny wiek plotą o mnie androny... ... że w renifery zaprzęg mój w grudniowe mknie zamiecie i że w kominie brudzę strój, by złożyć dar w skarpecie... ... że ze mną anioł..., diabeł..., że nagrody, albo kary... ... że kiedy ludzie tkwią we śnie, ja robię czary - mary. A proza życia taka jest: Ciągle magia świat mami, choć szczery śmiech, przyjazny gest hojnymi są darami. Bywa, gdy ludziom czasu brak, tonie w rozpaczy bliźni, a przecież mały serca znak ranę często zabliźni. Ja Tobie uśmiech daję dziś; niechaj on gniew ostudzi. Kiedy spokojna wróci myśl, nieś go dalej - do ludzi. I życiem nową nadaj treść pewnym magicznym słowom. Pamiętaj też, by radość nieść nie tylko w noc grudniową. Spotkanie - niczym ucznia test, zakończyła nauką: brać prezent zawsze miło jest; dawać siebie - to sztuka. 18.08.2006 WIESŁAW LIBNER Boże Narodzenie Kristnasko W Tą Cudowną Noc Rodzą się marzenia, Radości jest moc No i szczęścia pełnia. Dum Mirakla Nokto la revoj naskiĝas. Ĝojo estas forta kaj feliĉ’ pleniĝas ! Nowonarodzony Pan, Tak oczekiwany, Przyniesie Pokoju plan I uleczy rany Novnaskita Sinjoro, Longe atendita, Venos en pac - gloro Kuraci vunditojn. Zdrowia Szczęścia życzę, Oby się spełniło, I w Rodzinnych Świąt Czas Z Nieba poprószyło Feliĉon kaj sanon Por Vi mi deziras Festu familiano Tero ekneĝiĝas Wnet wkręci karnawał W wir tysiące par. Do białego rana Niech króluje bal. Mil parojn turnigos Gaja Karnavalo Ĝis frua tagiĝo Ekregu la balo Niechaj w Nowym Roku Trwa Miłości stan I na każdym kroku Obfitości kram. Tutan Novan Jaron Ĉie venku Amo Abundan prosperon Sentu Civitano Nowy Rok Nova Jaro Szybko przemija życie Rok za rokiem rok Nowego Roku otwarcie Przesilenia szok Rapide pasas vivo Jaro post jaro jar’ Novjara malfermo La ekstrema Fort’ Sylwester zabawą Głośny daje znak Roku pożegnania Czas odmierzać czas La Silvestra balo Lautege signalas, Ke adiaŭi la jaron La tempo jam iras Zegar o północy Bije, bije bum Poleje się szampan I oszaleje tłum Horloĝo noktomeze Batas, batas bum Pluvas la ĉampano Popola ebrium’ Komu mocno zabije Ten radości dzwon W Nowy Roku zdobędzie Wielkiej fortuny tron Al kiu fortege batos La Sonoril’ de ĝojo Novjare tuj atingos Grandan fortunan gloron Łez szczęścia i miłości Też nie zabraknie nam I cały rok nas cieszy Dobry zdrowia stan Larmoj de feliĉ’ kaj amo Estos ĉe ni sen mank’ La tutan jaron regos Bona stat’ de l’ san’ I Ciesz się z nami Siostro, Ruszaj Bracie na bal To życie nas porywa W radości karnawał Ĝoju kun ni Gefratoj Iru kune al bal’ Jen la vivo nin tiras Al ĝoja karnaval’ Epifania La Epifanio W duszy Bal jeszcze gra, Choć euforii opadł kurz. Nie zapomnimy tego dnia Do domów wracamy już. Ludas la Bal’ enanime Jam falis polvo de la eufori’ Ni ne forgesos ĝin kune. Jam temp’ hejmen reveni. Karuzela wrażeń stanęła już W Pamięci portret Twój Nowy bal niebawem tuż, Karnawał jest Twój i Mój ! Karuzelo de impresjo ekhaltis, En memoro portret’ de Vi. Nova Balo Nin jam atendas. Karnavalo estas por Ni ! Dzieciom Królów Trójka Niesie prezentów trzos. A my wierzymy w Bajkę, Czekamy na Złoty Los. Reĝa Triopo al infanoj Sakvon de donacoj portas. Kaj ni kredas la fabelojn, Ke atenedas Nin Ora Sort’. Nie wierzmy Władcom zbytnio! Nic darmo nie da Wam los Kampanię zaczęli właśnie I liczą na Wasz głos Ni tro al Regantoj ne kredu ! Senpage nenion kaptos Vi . La kampanion ili startas, Por Voćon de Vi ricevi. Królewskie życie dla Króli Mizerna ludu dola Bawmy się jak monarchowie Szczęśliwi na ziemi padole ! Reĝa vivo por la Reĝoj. Mizera sort’ de popoloj. Amuzu ni same monarkoj En la Tera val’ felićuloj! MAREK PŁÓCIENNIK Choinkowy Ekspres Wyjechał spod choinki, mini pociąg - prezent Mikołaja. Na oczach kolejarskiej rodzinki, optymizmem życzeń nastraja. Lokomotywa ciągnie po torze brzemię: w pierwszym wagonie pomyślności życzenia, w drugim podwyżki i premie, w trzecim szczęśliwa kolejarska rodzina. Dalej jeszcze wagonów podczepili, z prywatyzacją, modernizacją, zatrudnieniem i awansami. Pociąg ledwie mieści się między stacjami. Wagonów w pociągu wiele, a każdy ciężki, ładowny jest, bo w nim kolejarskie marzenie. Szkoda, że to zabawka ten ekspres. 12.12.2007 Cisza nocnych pozorów Cicha noc. Pozornie nic się nie dzieje. Tylko poddani św. Katarzyny, jak zwykle ktoś... Służy, czuwa, chodzi, jedzie. W międzytorzy ślad jelonka na śniegu, rozjazdu światełko niestrudzone. Św. Andrzej strzeże przejazdu stojących i w biegu, a po szynach w śniegu, cicho pociąg sunie. I patrz mechaniku w dal, ty dróżniku wyczekujesz światełka blask. Podacie sobie ręce, salut w dach, i pomyślicie: to służba, poświęcenie, czy szczęście? Pozornie nic się nie dzieje, tylko jelonka ślad wśród torów. Pozorna cisza, a może pozorny świat? Nie wie, bo nie chce wiedzieć, więc pozornie nie wie. Myśli wigilijne Nie myśl o bombce na choince kolejarzu. Ona zwisa, jej nie zależy! W twoim domu żona wspaniała karpia smaży i drzewko zielone jaskrawo świeci. Wigilijna atmosfera. Świętej nocy cud. Z prezentów cieszą się dzieci i to jest szczęście za twój kolejarski trud. Ciepło rodziny łamany opłatek poszerzy. A bombka zwisa z choinki... Bo jej nie zależy! 20.12.2006 Wigilia W światłach lokomotywy odbicie szyn, biel śniegu, nocy czerń. W światłach lokomotywy światła gwiazd, senne stacyjki, świetliste aureole miast. Zielone światło semafora, pusty tor, w oknach domów choinki w kolorach. Wigilijna noc Stopięćdziesiąty raz Tędy jechał syn, ojciec i dziad. Gdzieś daleko żona i mały Grześ czekają przy wigilijnym stole. Jedno jest miejsce nakryte, puste to dla taty jak skończy służbę. Nieliczni wigilijni podróżni, zdążą na wieczerzę dzięki mojej służbie. Jestem kolejarzem i chwała Ci za to Boże, choć gdy wrócę, Grześ zaśnie już może. Wspaniale dla innych żyć, poświęcać się, potrzebnym być. W światłach lokomotywy odbicie szyn, tędy jechał dziad, ojciec i syn. ALF SOCZYŃSKI Wyspy Bożego Narodzenia Na naszej ukochanej ziemi, jakby jako jeszcze jedno potwierdzenie sprzeczności i dualistycznej natury tak zwanej realnej rzeczywistości, istnieją dwie wyspy noszące aktualnie nazwę „Christmas Island” - Wyspy Bożego Narodzenia. Wcześniej odkryta dla świata białego człowieka, leży na Oceanie Indyjskim u wejścia do Cieśniny Sundajskiej i stanowi aktualnie terytorium zamorskie Australii. Liczy sobie sto trzydzieści pięć kilometrów kwadratowych i mieszka na niej ponad dwa tysiące ludzi, w większości Chińczyków. Biały człowiek wyłuskał ją dla siebie spośród innych oceanicznych pereł, żyjących dla nas egzotycznym i nieznanym życiem, w roku 1615, a w roku 1643 biały człowiek ją nazwał. Jaką posiadała wcześniejszą nazwę, nie udało mi się na razie ustalić. Mam nadzieję, że jest to tylko kwestia czasu i znalezienia odpowiednich, prawdopodobnie chińskich lub malajskich, źródeł. Jak inne z wysp tamtego rejonu, jest prawdopodobnie częścią większego kontynentu, który uległ zagładzie w jednej z globalnych ziemskich katastrof, może mitycznej Lemurii. W roku 1888 zaanektowali ją Brytyjczycy, gdy odkryto tam złoża fosforytów, które wydobywano do roku 1987. Podczas drugiej wojny światowej okupowana była przez Japończyków. Druga „Christmas Island” odkryta została przez Europejczyków w roku 1777 i leży na Oceanie Spokojnym. Możliwe, że jak większość rozproszonych tam wysp, stanowi część zaginionego bardzo dawno temu wielkiego kontynentu o nazwie Mu. Jest największą wyspą koralową. Nosi miejscową nazwę „Kiritimati” i wchodzi w skład państwa Kiribati. Ma powierzchnię 388 kilometrów kwadratowych i mieszka na niej ponad dwa i pół tysiąca mieszkańców. Jest na niej duża plantacja palmy kokosowej. Przez wyspę, w pewnym okresie swego rozwoju, wędrują wielomilionowe stada czerwonych krabów, stanowiące wielką przyrodniczą i turystyczną atrakcję oraz przedmiot wielu interesujących badań dla naukowców. W dzieciństwie nic nie wiedziałem o tamtych wyspach. Dla mnie Wyspą Bożego Narodzenia stawał się wtedy każdego roku rodzinny dom. W dniu Wigilii na wiele dni przenosiliśmy się wszyscy na tę pełną cudów wyspę. Wcześniej, na kilka dni przed tym niezwykłym dniem, a zwłaszcza przed jego wieczorną kulminacją, czuliśmy już jej obecność w pobliżu, podobnie jak żeglarze pośród pustki i grozy oceanu, wyczuwają w pewnej chwili obecność pobliskiego lądu. Nasz dom i podwórze oraz budynki gospodarcze i przeznaczone dla zwierząt, na naszych oczach od drugiej połowy grudnia powoli zamieniały się w Wyspę Bożego Narodzenia i w pewnej chwili przestawały być tym, czym były na co dzień – miejscem trudu i trosk, bezsilnych czasem starań, wśród obaw i cierpień. Wszystko wokół nas przechodziło jakby cudowną metamorfozę i nawet na jakiś czas jakby znikały z naszego domu zmartwienia i choroby. Dom, podwórze, ogród, łączka łagodnie opadająca od strony stajni i stodoły w kierunku stawu, a nawet obora, świniarnia i stajnia, stawały się zakątkami wyspy radości i święta, z powodu tak upragnionego Bożego Narodzenia. Po okresie panowania coraz krótszych i w końcu najkrótszych dni czasu Adwentu, zdominowanych przez ciemne moce, gdy ludzie zdawali się być umęczeni i zrezygnowani do ostatecznych granic, chwilami jakby już na zawsze przegrani, wreszcie pośród nocy, cierpień i niemocy, rodził się dobry Bóg i to w jakiej postaci! On, najpotężniejszy mocarz i włodarz całego świata, rodził się jako bezbronne ludzkie niemowlę. On, który mógłby mieć skarby całego świata, rodził się w żłobie biednej stajenki, nie pośród hałaśliwego, pysznego dworu pełnego sług, lecz pośród milczących zwierzątek. Nasza stajnia stawała się miejscem Jego narodzin, nasz dom miejscem oddanym dla Jego czci i chwały. Pośród naszej zgrzebnej codzienności pełnej szarości, wśród naszego trudu i trosk, stawał się jeden z największych cudów. Cudowność triumfalnie wkraczała między nas, prostych ludzi. Niebo dawało nam, w sposób oczywisty i wzruszający, znać o sobie na ziemi. Dzień przestawał wreszcie ustępować nocy, zaczynał odrabiać poniesione dotąd straty, stając się każdej doby coraz dłuższym, a świat coraz jaśniejszym. Bajka stawała się prawdą, sprawdzała się odwieczna przepowiednia, marzenia o szczęściu się spełniały. Nasza codzienność zdawała się niemal namacalnie być na zawsze zanurzona w wieczności, nasze życie zdawało się być od chwili, gdy to zrozumieliśmy, jej skrawkiem , okruchem, ale jakie to wzniosłe uczucie, być choćby najmniejszą cząstką Tajemnicy Wieczności. Nad światem zdawała się rozbrzmiewać upajająca wszystko wokół jakimś czarem niezwykłym, uroczystą zadumą, kolęda Cicha noc, święta noc – pokój ludziom i światu. Zazwyczaj w przeddzień wigilii mój nos czuł, przeniknięty mrozem i tajemnicą lasu, zapach świeżych igieł choinki, ale myślałem, że mi się tylko tak wydaje, iż cudowne drzewko jest już tak blisko. Myślałem, że to z odległego lasu, aż pod dom dociera ten zapach, gdyż sprawia to siła mojego pragnienia. Nie wiedziałem, ze choinka była już ścięta przez ojca i dobrze schowana gdzieś w którymś z licznych zakamarków wielkiego domu - w chłodnej piwnicy, do której zejście prowadziło z kuchni, na pełnym starych tajemnic strychu albo w uroczo zagraconej, przestronnej sieni. W mojej wyobraźni, zapach choinki wybranej specjalnie dla mnie pośród głębokich ciemności wielkiego lasu Dalekiej Północy, przybliżał się w miarę tego, jak na dzwoniących saniach zmierzał ku nam wędrujący w stronę Wieldządza, Święty Mikołaj. Gdy pierwsza gwiazda na niebie oznajmiała spełnienie się cudu, zamieniałem się cały w pełne napięcia oczekiwanie, aby stać się jego świadkiem. Nagle słychać było rozlegający się głos dzwonka już całkiem blisko, najpierw w korytarzu, potem w kuchni i po chwili Święty Mikołaj, hojny obieżyświat z dalekiej i pełnej tajemnic, mroźnej krainy Wikingów, z choinką w ręku pojawiał się w ciepłym pokoju, gdzie czekałem przy stole nakrytym białym obrusem, pod którym była odrobina siana, wnosząc z sobą zapach śniegu, wiatru i sosnowych igieł. Gdzieś niedaleko od domu zatrzymywały się jego sanie wyładowane prezentami dla dzieci z całej okolicy, znacznie większe od fury, latem utkanej snopkami zboża. Wielkie sanie zaprzężone były w wytrwałe i szybkie renifery, podobne do naszych jeleni. Widziałem je poprzez szyby pokryte mroźnymi malowidłami pełnymi fantazyjnych liści i kwiatów. Dostrzegałem, jak w powietrzu unoszą się niczym mgiełka kłębki pary z nozdrzy ciągnących sanie zwierząt, których zazwyczaj było przynajmniej sześć, a może było ich więcej, tylko ja do tylu umiałem wtedy zliczyć. Czerwony barszcz, fasola, grzyby, ryba, chleb, mak, cebula, kapusta, groch, olej, miód, sól i pieprz nigdy nie smakowały tak prawdziwie i nie objawiały całej pełni swojej służącej życiu natury, jak podczas wigilijnej kolacji. Kiedyś zapytałem Mikołaja, czy nie mógłby zabrać mnie z sobą, gdy po rozwiezieniu prezentów, będzie wracał pustymi saniami. Bardzo chciałem zobaczyć kraje pływających wysp lodowych, unoszących białe niedźwiedzie, Skandynawię, której kształt na mapie przypominał łagodnego niedźwiadka, a stamtąd chciałbym popłynąć na Islandię i Grenlandię, krainy, o których opowiadał mi na krótko przed swoją śmiercią dziadek Ado, który był przez jakiś czas żołnierzem i marynarzem cara Rosji. – Zobaczyłbym tamte światy i za rok, na następne Boże Narodzenie bym do was, razem ze Świętym Mikołajem, wrócił – mówiłem do rodziców z rozpaloną twarzą i nadzieją w głosie. – A kto pomoże ojcu w polu? A przecież niedługo musisz pójść do szkoły! – Ale dziadek Ado był tam, więc dlaczego ja nie mogę? Dziadek mi obiecał, że kiedyś mnie tam zabierze! - Musisz poczekać do czasu, gdy będziesz dorosły. Może kiedyś zobaczysz te wszystkie kraje, ale jeszcze nie teraz, jesteś na to za mały, masz na to przed sobą jeszcze całe życie. Teraz zaś, po wielu latach od tamtych dziecinnych wypraw, mam wrażenie, że czeka mnie za jakiś, bliżej nieokreślony czas, podróż na Księżyc, chociaż nie do końca jest jasne, że będzie to Księżyc, może chodzi o jakąś planetę, na przykład Marsa albo Saturna. Jednak nie można też wykluczyć, że będzie to podróż w inny układ gwiezdny, lub nawet czeka mnie kiedyś wiele międzyplanetarnych podróży. Nie do końca uświadamiam sobie, czy jest to wyprawa z mojej strony dobrowolna, czy też może wymuszona jakimiś, nie do końca może jasnymi okolicznościami mojego obecnego i przeszłego życia. Przygotowuję się do niej od dłuższego czasu, w zasadzie tylko psychicznie, czy raczej duchowo. Nie przypominam sobie, abym jak inni kosmonauci, ćwiczył na jakiejś aparaturze w warunkach symulujących czekające mnie okoliczności i naturalne uwarunkowania tej wyprawy, chociaż niejeden z moich snów zdaje się przypominać szybowanie poprzez wieczne przestworza kosmosu. Od dobrych paru lat jestem prawie gotowy do startu, chociaż z drugiej strony uświadamiam sobie, że nigdy nie powinienem być spokojny o stan swojej gotowości. Może nawet przyjdzie chwila, że w najbardziej nieodpowiednim momencie poczuję nieodpartą ochotę, aby wycofać się z wędrówki w nieznane. Mam jednak nadzieję, że przeważy wtedy moja ciekawość i z odwagą rzucę się w nową przygodę. To będzie przecież jedyna szansa przeżycia czegoś, czego dotąd nie doświadczyłem, a może jednak doświadczyłem, na przykład w snach, albo w innych swoich licznych wcieleniach? Na razie nie czuję lęku ani jakiegoś przymusu. Ta nowa podróż, to niemal mój własny wybór. Jestem spokojny i na zimno analizuje sytuację. Czekam na moment wezwania na pokład i ostatecznego odliczania przed startem w nieznane. Przed Bożym Narodzeniem 2007 roku Zeszyt ten można też przeczytać na stronie Forum Stowarzyszenia Krzewienia Sportu, Turystyki i Kultury "KOLEJARZ” adres: www.forum.kolejarz.org w części INNE w dziale SALONIK LITERACKI