o czym śpiewa młoda polska?

Transkrypt

o czym śpiewa młoda polska?
O CZYM ŚPIEWA
MŁODA POLSKA?
K r z y s z t o f Wo ł o d ź k o
D
192
o słuchania polskiej muzyki wróciłem stosunkowo niedawno, bodaj
za sprawą Lao Che. Lecz tak na dobre dopiero za sprawą trzech płyt, trzech
tradycji słowa, trzech historii, które przecież
dopełniają się w znacznej mierze. Wszystkie
albumy pochodzą z 2009 roku, a dwa z nich
ukazały się pod auspicjami Muzeum Powstania Warszawskiego.
Herbert daje radę
Najdelikatniejsza, najbardziej wysublimowana muzycznie z tych płyt to Herbert, nagrana przez Karimski Club, z gościnnym udziałem
takich tuzów, jak Jan Nowicki, Maciej Stuhr,
Adam Nowak, Muniek Staszczyk czy Gaba Kulka. Z samplami – deklamacjami poety. To płyta
bardzo melodyjna i podająca inne niż znane
z twórczości Przemysława Gintrowskiego interpretacje wierszy poety. Może dlatego jest
tak wciągająca, frapująca, w swej łagodności
niezwykła, poruszająca myśli i uczucia. Oczywiście, pisanie o muzyce nigdy nie zastąpi jej
słuchania, gdy chłoniemy tembr głosu, wyrazistość dźwięku. A pisanie o poezji? Cóż, to
równie trudna i niewdzięczna sztuka.
Herbert − czczony, już niemal pomnikowy, przywoływany w chwilach patriotycz-
nych uniesień, z patosem, wzniośle, aż nadto
na baczność. Nie taki jaki był, trudny, gorzki,
często bez złudzeń, niejednokrotnie zmysłowy. Mieści się w jego poezji i płatek ucha
kochanki, kamyk, który jest „stworzeniem
doskonałym”, i głos wewnętrzny, który „niczego nie doradza, niczego nie odradza”...
Gdybym miał polecić jakiś utwór z tej płyty,
niemal doskonałej, to byłby to Testament,
śpiewany do muzyki Karima Martusewicza
przez Adama Nowaka i Gabę Kulkę. Muzyka
oplata się wokół słów poety-filozofa:
Zapisuję czterem żywiołom
to co miałem na niedługie władanie
ogniowi – myśl
niech kwitnie ogień
ziemi którą kochałem za bardzo
ciało moje jałowe ziarno
a powietrzu słowa i ręce
i tęsknoty
to jest rzeczy zbędne
to co zostanie
kropla wody
niech krąży między
ziemią niebem.
Prosta, przejrzysta refleksja o naszej nietrwałości. O nietrwałości czasu i samej muzyki, która milknie z ostatnim taktem, a choć
brzmi kojąco, to w tym uspokojeniu jest nuta
śmiertelnej kołysanki.
Ale są na tej płycie są jeszcze dwa wiersze, w tym ten jeden z nielicznych, jakie znam
na pamięć: Do Marka Aurelego, śpiewany
przez Wojciecha Waglewskiego. Cóż, tu jednak trudno bronić się przed porównaniem
z niepowtarzalnym wykonaniem Gintrowskiego. I Karimski z Waglewskim bledną i nikną w cieniu barda. A Przesłanie? Z rapowymi
wstawkami i melodeklamacjami po angielsku, rosyjsku, francusku, hiszpańsku? Z deklamacją Herberta? Radośnie, niebombastycznie zaaranżowane? Jak to się dziś powiada:
tak, Przesłanie w tej wersji „daje radę”.
De Pressje: Myśmy Rebelyanci
Drugi z albumów to mocne, rockowe granie i twarde, żołnierskie opowieści. Myśmy Rebelianci De Press to album wydany przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Tu właściwie
przydałby się historyczny wykład o bohaterach
tego albumu, żołnierzach niepodległościowej
partyzantki, walczących na polskich ziemiach
z Sowietami już po faktycznym przypieczętowaniu porządku jałtańskiego. Wykład o Mieczysławie „Roju” Dziemaszkiewiczu, Czesławie „Regnerze” Zajączkowskim, Hieronimie
„Zaporze” Dekutowskim, Józefie „Lalku”
Franczaku, Józefie „Ogniu” Kurasiu, Anatolu
„Olechu” Radziwniku, Zdzisławie „Uskoku”
Brońskim, Leonie „Żelaznym” Taraszkiewiczu,
Józefie „Samotnym” Stasiewiczu… Opowieść
o partyzantach Białostocczyzny i Podlasia,
Podhala, Mazowsza, lubelskiego, kieleckiego,
rzeszowskiego, Trzeciej, Piątej, Szóstej Brygady Wileńskiej, Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. Dlaczego wymieniam te nazwiska i nazwy, w większości zupełnie nieznane? Właśnie
dlatego, że przez dziesięciolecia nie wolno ich
było wymawiać, pisać o nich, a jeśli nawet, to
tylko potępiając i wykoślawiając ich historię ze
względu na PRL-owską propagandę.
Wielu, bardzo wielu z tych ludzi, którzy
śpiewali po lasach partyzanckie piosenki, zamieszczone na płycie Myśmy rebelianci, zginęło z bronią w ręku, w imię sprawy, którą
uznawali za wartą poświęcenia, w imię wolnej
Polski, której doczekać nie mogli. „Regner”
poległ pod Niecieczą 3 grudnia 1944 roku,
NKWD zabrała jego ciało, grób nie jest znany.
„Lalek” został zabity przez grupę operacyjną
SB-ZOMO 21 października 1963 roku, „Uskok”
Radośnie, niebombastycznie zaaranżowane?
popełnił samobójstwo w bunkrze, „detonując
podłożony pod głowę granat”, by nie poddać się oblegającym. „Żelazny” zginął w boju
6 października 1951 roku. Żołnierze Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej zostali okrążeni
4 maja 1948 roku na otwartym, bezleśnym
terenie przez Wojska Wewnętrzne NKWD
w chutorach wioski Kopiejki koło Kulbak pod
Grodnem. „Pomimo znaczącej przewagi Sowietów, partyzanci Niemna i Fali stawiali zaciekły opór i w większości – wraz z dowódcami − polegli. Było ich szesnastu...”. Żołnierze
„Olecha” wychodzili z łagrów sowieckich jeszcze w latach siedemdziesiątych.
Płytę otwiera dobrze znana Czerwona
zaraza, utwór przypomniany przez Lao Cze
na płycie Powstanie Warszawskie. Autorem
wiersza jest Józef „Ziutek” Szczepański. To
był jego ostatni wiersz, „Ziutek” zmarł od
poniesionych w Powstaniu ran na początku
września 1944 roku. Jednak największe wrażenie robią na mnie dwie inne pieśni. Pierwsza to majestatyczna, pełna dumy ballada
w rockandrollowym aranżu: Wiernie iść,
hymn Piątej Brygady Wileńskiej:
Gdy ziemia ojczysta skąpana we łzach,
o pomstę krew woła męczeńska.
Kto walczy o wolność i mści się za krew?
To Piąta Brygada Wileńska.
Ekspressje
193
Autorem tekstu był prawdopodobnie
podoficer o pseudonimie „Fryc”. Ujęty
8 sierpnia 1945 roku przepadł bez wieści, jak
wielu innych. Album wieńczy aranżacja wiersza Herbarta Wilki, nie mniej przejmująca
Autorem tekstu był prawdopodobnie podoficer o pseudonimie
„Fryc”.
i bolesna niż wersja Przemysława Gintrowskiego. Sam wiersz jest pełen bólu i poczucia
tragicznej klęski:
Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy [...]
nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać
194
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować – gryzipiórkom –
i gładzić ich zmierzwioną sierść.
Przegryźcie Chrystusem Narodów!
Trzecia płyta, muzycznie zdecydowanie
najbardziej różnorodna, z tej prozaicznej przyczyny, że powstała przy udziale bardzo różnych
artystów i zespołów, to Gajcy, także sygnowana przez Muzeum Powstania Warszawskiego.
Płyta pełna istnych perełek. Nie tylko pod
względem muzycznej formy, ale też poetyckiej
treści. Bo Tadeusz Gajcy, „syn ślusarza i położnej”, poeta zapoznany (ktoś dziś zresztą pamięta o poetach?) tworzył rzeczy wspaniałe.
A w przekazie niejednokrotnie bezlitośnie
gorzkie, godzące w najszczerzej, najgoręcej
pielęgnowane polskie mity.
Sam Gajcy, urodzony 1922 roku, 1 września
1939 roku zgłosił się na ochotnika do wojska,
nie został jednak przyjęty „z powodu braku
broni”. W czasie okupacji uczęszczał na tajne
komplety, w 1941 roku zdał maturę i zapisał
się na studia na tajnym Wydziale Polonistyki
Uniwersytetu Warszawskiego. Zaangażował się w konspirację. Debiutował wierszem
Wczorajszemu na łamach „Sztuki i Narodu”:
Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz
dłoń,
muzykę poddasz ustom, utoczysz dotknięciem,
łukiem wiersza wysokie księżycowe tło
wprowadzisz w bezmiar dolin −
Modlitwę nocnych cieni rozwiesisz jak więcierz
na słodkich oczach dziewann i szumach topolich,
Myślałeś: będzie prościej
A tu słowa, śpiewne słowa trzeba zamieniać,
by godziły jak oszczep.
Na płycie wiersz ten wykonuje Armia.
W 1943 roku przez kilka miesięcy pracował
w Szwalni Konfekcji Damskiej „Baśka”, w maju
tego roku ukazał się jego pierwszy tomik poetycki Widma, od listopada był naczelnym „Sztuki
i Narodu”. W maju następnego roku wydał kolejny zbiór poezji. 1 sierpnia poszedł do Powstania. Zginął 16 lub 22 sierpnia; może w gruzach
domu, wysadzonego przez Niemców, przy ulicy
Przejazd 1/3, a może podczas walk o Arsenał.
Gajcy to dla mnie przede wszystkim pięć
utworów. Po pierwsze pięćdziesięciosekundowa miniaturka autorstwa Lecha Janerki:
Święty kucharz od Hipciego,
Wszyscy święci, hej, do stołu
W niebie uczta: polskie flaczki
wprost z rynsztoków
Kilińskiego!
Salcesonów misa pełna
Świeże, chrupkie,
Pachną trupkiem
Świeże, chrupkie,
Pachną trupkiem:
To z Przedmurza!
Do godów, święci, do godów,
przegryźcie Chrystusem
Narodów!
Ponadto zacna, ciężka i elektroniczna
Agressiva 69 w utworze Schodząc:
Powiedzą: smutny kraj
i trumna głowie twarda,
bo jakaż miłość jest,
co ziarno daje puste –
Lecz grom powszedni gra
jak fletnia mi przy wargach
i ognia czarny cierń
jest jak bolesny uśmiech.
Pięknie zaśpiewana przez Basię Wrońską
z Pustek, kołysząca, momentami zadziorna
piosenka Wiersz o szukaniu:
Ile rąk, ile spojrzeń
i melodii trzeba we śnie
aby znaleźć aby dotrzeć
i powieki oprzeć prościej
nie wiem ja
i ty nie wiesz
– więc śpij.
I jeszcze krótka Miłość bez jutra Karoliny
Cichej, zagrana ostro, choć z folkową nutą:
Bo tyle tylko wiary w pieśni,
ile obrazu pod powieką
ziemi odbitej ostatecznie.
Do tego stary, dobry, punkowy Dezerter:
Śpiew murów, czyli niesentymentalny love
song o stolicy:
Jak nie kochać strzaskanych tych murów,
tego miasta, co nocą odpływa, kiedy obie
z greckiego marmuru –
i umarła Warszawa, i żywa.
Trzy albumy, trzy tradycje, trzy wspomnienia o Polsce. A przecież dopełniające się, budzące we krwi, uczuciach i w myśli to samo
wrzenie, podobną zadumę, zachwyt i smutek.
Płyty, które można by nazwać patriotycznymi,
gdyby nie obawa, że słowo to wciąż kojarzy
się z jakimś nieznośnym zadęciem, akademią
ku czci i bogoojczyźnianym kiczem. Zresztą,
na co ta obawa? Muzyka, pieśń i pamięć bronią się same.
Co dalej?
Posłuchaj płyt omawianych przez Krzysztofa Wołodźkę: Herbert (Agora, 2009), Gajcy
(Muzeum Powstania Warszawskiego, 2009)
i De Press, Myśmy rebelianci. Piosenki żołnierzy wyklętych (Agencja Artystyczna MTJ,
Muzeum Powstania Warszawskiego, 2009).
Ekspressje
195

Podobne dokumenty